Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Junto a Ti (Eillen&Kenaya) - [26.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:05:30 17-11-16    Temat postu:

E tam, zawsze musicie ostudzić moje nadzieje...
A tak w ogóle Aguś, masz nieziemski, hm, avatar? Chyba tak się nazywa to coś pod nickiem, ewentualnie popraw mnie, bo jestem zielona w kwestiach tych forumowych cudów
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:52:11 17-11-16    Temat postu:

Monia, to taka taktyka chyba musisz przywyknąć
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:55:04 17-11-16    Temat postu:

My tylko dyskretnie dajemy znać, że jest kilka opcji wyboru i każda jest tak samo możliwa
Wiem, Moniś Jak znalazłam to w sieci to nie mogłam się powstrzymać i teraz jak na niego patrzę to mi się gęba sama cieszy i jakoś tak od razu mi lepiej i tak, to się zdaje się nazywa avatar


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 19:55:24 17-11-16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:37:26 17-11-16    Temat postu:

Czyli jak każda opcja jest możliwa, to i tak nic nie wiadomo i niewiadoma pozostaje niewiadomą
Niby taki niepozorny avatarek a jak cieszy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:53:31 17-11-16    Temat postu:

Dokładnie tak
No nie? Nie mogę wchodzić na forum, bo nie mogę się przestać na niego gapić
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:50:42 18-11-16    Temat postu:

Rozumiem Cię doskonale ale chyba musisz tu wejść od czasu do czasu żeby coś napisać lub przeczytać
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:16:50 18-11-16    Temat postu:

I żeby odpisać na Twoje posty
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:23:47 18-11-16    Temat postu:

O właśnie to powody masz jak najbardziej słuszne żeby tu zaglądać
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:35:30 18-11-16    Temat postu:

Toteż właśnie zaglądam a powinnam pisać
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:03:04 19-11-16    Temat postu:

A nie można tego połączyć? Ja bym wykorzystała to jako inspirację do dalszego tworzenia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:55:27 07-12-16    Temat postu:

Halo, halo, jest tu kto ? Albo lepiej, czy jest jakiś nowy odcinek w zanadrzu ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:50:10 08-12-16    Temat postu:

Ja jestem, Monia Ale na razie tylko ja, więc nie wiem, kiedy pojawi się cokolwiek nowego tutaj i w BS. Muszę poczekać na Agę, żeby cokolwiek ustalić w tym temacie. Mam nadzieję, że nam wybaczysz tę nieobecność i uzbroisz się w cierpliwość :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:40:58 30-12-16    Temat postu:




    Wsparła dłonie na biodrach i starając się zbytnio nie obciążać kontuzjowanego kolana, które wciąż odrobinę bolało po ostatnim upadku, oparła się plecami o ścianę pomiędzy wysokimi, sięgającymi sufitu, oknami brylującymi w jednej z sal baletowych. Zmrużyła oczy i bystrym spojrzeniem omiotła synchronicznie poruszających się członków grupy, którą skompletowała na tegoroczny festiwal taneczny organizowany przez szkołę ciotki Jackie. Selekcja nie była wcale taka trudna, bo Corrie miała już okazję pracować ze starszymi klasami i wiedziała na co tak naprawdę stać uczniów. Wystarczyło, więc zorganizować jedną próbę, by tylko potwierdzić swoje przypuszczenia i rozdzielić role tak, by każdy mógł się wykazać w tym, w czym czuje się najlepszy. Od kilku dni razem z ciocią Jackie tworzyły scenariusz według, którego ma zostać poprowadzone show, nanosiły niezbędne poprawki, ustalały szczegóły dotyczące garderoby, muzyki, oświetlenia i oprawy scenicznej. Od strony teoretycznej w zasadzie wszystko miały dopięte na ostatni guzik. Teraz pozostała już tylko kwestia dopracowania choreografii, za którą odpowiedzialność wzięła na siebie nie tylko Corrie, ale również Chachi i Adam, od dwóch tygodni zasilający grono pedagogiczne.
    Festiwal taneczny organizowany przez szkołę baletową to dla nich wszystkich było ogromne wyzwanie, ale przede wszystkim ważna lekcja na przyszłość dla uczniów, którzy poważnie myślą o związaniu swojego zawodowego życia z tańcem. Corrine tym bardziej, więc cieszyła się z tego, że może przekazać młodzieży wiedzę, jaką sama nabyła przez lata brania udziału w występach, zawodach, konkursach, czy podobnych tanecznych przedsięwzięciach. Co prawda dla niej plany i marzenia o zawodowstwie stały się tylko odległym snem, nie mającym szans na to, by się spełnić, ale w tej chwili czuła satysfakcję i radość z faktu, że mogła dać coś od siebie innym i w jakimś stopniu zapełnić pustkę w sercu, jaka powstała pół roku temu, gdy w przeciągu kilku sekund straciła cały sens życia.
    Uśmiechnęła się do siebie z rozrzewnieniem i starając się nie myśleć już o tym co było, tylko skupić się na teraźniejszości, ostatni raz przesunęła bystrym spojrzeniem po zgromadzonych w sali uczniach. Kiedy muzyka płynąca z odtwarzacza ucichła, zwiastując zakończenie utworu, wyłączyła sprzęt i odwróciła się przodem do podopiecznych.
    - Na dzisiaj koniec – rzuciła z uśmiechem i klasnęła w dłonie. - Dziękuję wam za te owocne dwie godziny. Było naprawdę świetnie. Odpocznijcie – poprosiła i wciąż uśmiechając się ciepło, puściła do uczniów oko. - Widzimy się jutro – dodała jeszcze, gdy wyczerpani, ale wyraźnie zadowoleni nastolatkowie zaczęli leniwie przedzierać się do drzwi.
    Corrie przysiadła na niskiej ławce ustawionej pod ścianą i odruchowo prostując przed sobą kontuzjowaną nogę, sięgnęła do swojej sportowej torby po butelkę wody. Odkręciła korek i odprowadzając śmiejących się uczniów błyszczącym spojrzeniem, upiła kilka sporych łyków, opróżniając zawartość niemal do połowy. Zerknęła przelotnie na wiszący nad wejściem ścienny zegar, a gdy doszła do wniosku, że ma spokojnie jeszcze kilka dobrych minut zanim wybije czas zajęć z Tomasem, który, ze względu na jej ostatni niefortunny upadek, skazany jest dzisiaj na samodzielną walkę z salsą, zaczęła powoli zbierać swoje rzeczy i wrzucać je kolejno do torby.
    Słysząc czyjeś kroki, a po chwili niepewne pukanie do przymkniętych drzwi sali, uniosła gwałtownie głowę i napotkała czujne spojrzenie młodego chuderlawego chłopaka, nieśmiało wsuwającego głowę przez szparę w drzwiach.
    - Przepraszam, szukam pani Corrine Alvarado – powiedział, wpatrując się w nią z nadzieją w błyszczących jasnych oczach. - Mam przesyłkę.
    - To ja – odparła Corrie, uśmiechając się przyjaźnie.
    Ostrożnie podniosła się z ławki i ruszyła do drzwi, z rozbawieniem przyglądając się jak stojący w nich chłopak odetchnął z wyraźną ulgą i mocno uradowany żwawo przekroczył próg sali.
    - Dzięki bogu – mruknął pod nosem, wręczając Corrie niewielką, ładnie zapakowaną w biały papier paczuszkę, a gdy przelotnie na nią spojrzał i uświadomił sobie, że musiała słyszeć te nieprzemyślane słowa, na jego policzkach wykwitły urocze płomienne rumieńce. - Straszny tutaj tłok – wytłumaczył zmieszany i zerkając na nią ukradkiem, podał jej potwierdzenie odbioru do podpisania.
    - Czasem sama nie umiem się odnaleźć – odparła Corrie i oddając mu długopis, puściła do niego oko. - Jeśli mogę coś zasugerować, szybciej się stąd wydostaniesz jak skręcisz teraz w lewo, miniesz gablotę z pucharami i skierujesz się schodami w dół. To nie jest co prawda główne wyjście, ale zdecydowanie szybsze, bo mniej tam uczniów – doradziła, za co zastała nagrodzona szerokim, stuwatowym, chłopięcym uśmiechem.
    - Dziękuję! - rzucił kurier, pospiesznie cofając się do wyjścia. - Miłego dnia! - dodał, ale nim Corrie zdążyła otworzyć usta, by przynajmniej odpowiedzieć mu tym samym, zniknął za drzwiami.
    Zaśmiała się do siebie i kręcąc głową z rozbawieniem, zaintrygowana przyjrzała się przesyłce, na której nie było nic prócz jej imienia, nazwiska i adresu szkoły. Zmarszczyła drzwi i siadając z powrotem na ławce, ułożyła paczkę na kolanach i ostrożnie odpakowała ją z papieru. Białe pudełko kryjące się pod nim również nie sugerowało zawartości, ale kiedy Corrie uchyliła wieko, jej serce zabiło mocniej z niepokoju. W środku na wyłożonej białym satynowym, lekko marszczonym materiale, leżała czerwona róża ze wyraźnie skróconym końcem oraz koperta z jej imieniem, wykaligrafowanym zdecydowanym męskim pismem.
    Przygryzła nerwowo dolną wargę, odłożyła wieczko na ławkę obok i wyjęła kopertę, drżącymi palcami wysuwając z niej zaproszenie na kolację w najdroższej restauracji w Meksyku, do której stoliki rezerwuje się na miesiąc przed planowanym spotkaniem oraz krótką notatkę zamieszczoną, jak się okazało na wizytówce prestiżowego hotelu, w której mieścił się lokal.

      Nie lubię jeść kolacji w samotności, zdecydowanie bardziej wolę, kiedy mam ładne towarzystwo.
      Miło spędzony wieczór owocuje jeszcze bardziej rozkoszną nocą, a ludzie mają w naturze zakodowane dążenie do przyjemności. Przemyśl to, skarbie.
      Liczę, że umilisz mi czas, zanim mój pobyt w Meksyku dobiegnie końca.
      Gwarantuję, że nie pożałujesz…

      PS. Pamiętaj, że nie lubię, gdy mi się odmawia. Z pewnością nie chciałabyś, żeby Twój kolega miał kłopoty.
      J.R.


    Przeczytała dwa razy i nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Po tym, jak posłała go w diabły podczas castingu i po jego późniejszej wizycie tutaj, z kolejnymi insynuacjami, on ma jeszcze czelność czegokolwiek od niej oczekiwać, grożąc, że jeśli odmówi Tomas, który tamtego feralnego dnia stanął w jej obronie, będzie miał kłopoty. Właśnie tego od samego początku usiłowała uniknąć i bała się tego, co może nastąpić, jeśli nie zjawi się w hotelu, bo innej opcji w ogóle nie brała pod uwagę. Nie mogła tylko pozwolić na to, by Tomas miał przez nią problemy i musiała szybko coś wymyślić, ale im dłużej nad tym myślała, tym mniejszą miała pewność, że z tej sytuacji jest jeszcze jakieś nieinwazyjne wyjście.
    - Niech cię szlag! - warknęła, tracąc resztki opanowania i w przypływie bezsilności, nerwowo zrzuciła z kolan pudełko, które prześlizgnęło się po parkiecie, ostatecznie zatrzymując się dopiero na środku sali. Przesunęła dłońmi po twarzy i zaplatając palce na karku, wbiła wzrok w wejściowe drzwi, niemal natychmiast pochwytując zatroskane spojrzenie błyszczących, ciemnych tęczówek Tomasa, stojącego w progu.
    - Wszystko w porządku? - spytał, przenosząc wzrok z Corrie na leżące na posadzce pudełko, z którego zdążyła wypaść czerwona róża i bordowe zaproszenie na kolacje.
    Corrine przesunęła przerażonym wzrokiem od Tomasa do paczki i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, gwałtownie podniosła się z ławki i ruszyła w kierunku pudełka, dokładnie w tym samym momencie, w którym zrobił to Lozano.
    Poparzył na nią podejrzliwie spod zmrużonych powiek, ale zanim zdążył choćby pomyśleć o tym, by zebrać porozrzucane przedmioty, Corrie dopadła do nich pierwsza i pospiesznie, zgarnęła wszystko do wnętrza kartonika. Wyprostowała się, niepewnie spoglądając mu w oczy, a potem bez słowa zawróciła, ruszając z powrotem do ławki i swojej sportowej torby, do której zamierzała wrzucić „prezent” od Johna Russella.
    - Corrie… - westchnął z rezygnacją Tomas i podszedł do niej powoli.
    Znał ją już trochę i w tej chwili był bardziej niż pewien, że Corrine o czymś nie chce mu powiedzieć. Możliwe, że pozwoliłby jej na to milczenie, wcale nie zamierzając na nią naciskać, bo to w końcu nie są jego sprawy, ale wyraz jej oczu sprzed kilku sekund nie dawał mu spokoju i podświadomie czuł, że powinien wymusić na niej, by powiedziała, co się dzieje.
    - Gotowy na lekcje tańca? - zagadnęła, siląc się na swobodny ton i nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem, zgarnęła z ławki wieczko, ale zanim zdołała przykryć kłopotliwą zawartość pudełka, Tomas delikatnie, acz stanowczo, chwycił ją za nadgarstek, natychmiast ściągając na siebie jej niespokojne spojrzenie.
    - Co się dzieje? - zapytał spokojnym, wyważonym tonem, świdrując ją uważnie tym swoim niewzruszonym ciemnym spojrzeniem.
    Corrie przełknęła nerwowo ślinę i przymknęła powieki, usiłując w jakikolwiek sposób prawidłowo wentylować płuca, które nagle zapomniały, jak powinny działać. Gdy poczuła, jak Lozano delikatnie wysuwa jej pudełko z rąk, spojrzała mu w oczy i ledwie zauważalnie pokręciła głową w jakimś niemym proteście, ale Tomas nawet nie zamierzał brać go pod uwagę.
    Nim się spostrzegła wyciągnął kartonik z jej dłoni i zerknął do wnętrza, chwytając między palce zaproszenie, na którego samą myśl Corrie dostawała mdłości. Oparła się plecami o ścianę i ukrywając twarz za kurtyną długich ciemnych włosów, nerwowo potarła czoło palcami, czekając, aż Tomas coś powie.
    - Kto to przyniósł? - spytał w końcu cicho, przerywając tę nieznośną i ciążącą ciszę między nimi, a gdy Corrie wciąż nie zaszczyciła go ani jednym spojrzeniem, postąpił krok w jej stronę i delikatnie ujął ją za podbródek, zmuszając by popatrzyła mu w oczy.
    - Kurier, jakieś dziesięć minut temu – wyrzuciła z siebie tonem wyprutym z jakichkolwiek uczuć i speszona znów uciekła wzrokiem. - Mógłby już dać spokój, to się zaczyna robić nudne – dodała rozdrażniona, wspierając drobne dłonie na biodrach.
    - Widocznie ostatnio dostał mało zrozumiały komunikat – rzucił Tomas głębokim, schrypniętym od emocji głosem, uporczywie wpatrując się w stojącą przed nim Corrie, która momentalnie podniosła na niego wzrok i gwałtownie pokręciła przecząco głową.
    - Zostawmy to, tak jak jest. W końcu odpuści, a ja nie chcę, żebyś przeze mnie wpakował się w jakieś tarapaty – zaoponowała gorliwie, a jej brązowe tęczówki o niespotykanej głębi, w które Lozano tak bardzo lubił patrzeć, błyszczały teraz czystą determinacją, gniewem, a jednocześnie ciepłem i troską, z którą trudno było walczyć. - Wystarczająco już zrobiłeś…
    - To świadczy o czymś wręcz przeciwnym – wszedł jej w zadanie Tomas i unosząc dłoń z trzymanym między placem wskazującym, a środkowym zaproszeniem, wymownie popatrzył jej w oczy. - Facet ewidentnie czegoś tutaj nie zrozumiał i jeśli sądzisz, że na to pozwolę, jesteś w grubym błędzie, Corrie. Poza tym uważam, że Raul teraz tym bardziej powinien się o wszystkim dowiedzieć.
    - Nie możesz…
    - O czym powinienem się dowiedzieć? - wtrącił nagle Rivera, który jak zwykle pojawił się nie wiadomo skąd i z dłońmi nonszalancko wsuniętymi w kieszenie ciemnych jeansów, zmierzał w ich kierunku, obserwując kuzynkę i kumpla spod czujnie zmrużonych powiek.
    Corrie zacisnęła usta w wąską kreskę i jak zaklęta, bez słowa wpatrywała się w Tomasa, jakby siłą samego spojrzenia próbowała na nim wymusić milczenie, choć wiedziała, że w tej chwili to już nie jest możliwe.
    - O tym – rzucił Tomas, podając zdezorientowanemu kumplowi pudełko.
    Raul zmarszczył brwi i spojrzał na kuzynkę, która nagle zaczęła unikać jego wzroku, wpatrując się drewniany parkiet, jakby wymalowane było na nim niezwykłe dzieło sztuki, a potem na Lozano, zachowującego się nie mniej dziwacznie, gdy przezornie cofnął się od niego o krok i założył przedramiona na piersi w obronnej pozie, wlepiając przy tym ślepia w stojącą przed nim brunetkę.
    Rivera poruszył się niespokojnie, jakby intuicyjnie wyczuwał już, że nie spodoba mu się to co zobaczy, a potem w końcu sięgnął do wnętrza pudełka po bordowy duży kartonik.
    Corrine boleśnie zagryzła dolną wargę, spod wachlarza gęstych rzęs czujnie przypatrując się kuzynowi, jakby chciała w ten sposób lepiej przygotować na jego reakcję, a dostrzegając wyraźnie jak z każdym kolejnym przeczytanym słowem, jego przystojny profil tężeje, a w policzku pojawia się rytmicznie pulsujący dołeczek, instynktownie zwilżyła spierzchnięte wargi językiem.
    Raul przymknął na moment powieki i odetchnął głęboko, a potem spojrzał kuzynce w oczy.
    - Możecie mi wyjaśnić, co to, do ciężkiej cholery, jest! - warknął, wodząc wściekłym wzrokiem od Tomasa do Corrie, która westchnęła tylko ciężko i całkowicie się poddając, potulnie opowiedziała kuzynowi wszystko od samego początku i w najdrobniejszych szczegółach. O tym, jaką propozycję złożył jej Russell w dniu castingu, o tym dlaczego tak naprawdę odrzucono kandydaturę jej zespołu, o jego późniejszej wizycie w szkole tańca, o interwencji Tomasa i w końcu o dzisiejszej wizycie kuriera.
    - Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś!?- zagrzmiał w końcu wytrącony z równowagi, sztyletując Tomasa morderczym spojrzeniem.
    - Przecież ci mówię!
    - Teraz… k***a, Tommy! - jęknął z frustracją i cisnął pudełkiem o ścianę. - A gdybym, to ja nie powiedział tobie, że ktoś nęka w taki sposób twoją siostrę? - warknął rozeźlony i wlepiając w kumpla pełne furii brązowe tęczówki, przez ciągnącą się w nieskończoność chwilę w milczeniu siłował się z Lozano na spojrzenia.
    - Pewnie przywaliłbym ci w pysk – odparł Tomas chłodnym tonem, nie spuszczając przyjaciela z oka. - Sądziłem, że ten palant zrozumiał po ostatnim…
    - Najwidoczniej twój przekaz nie był dość czytelny – wszedł mu w zdanie Rivera, cedząc słowa przez zęby.
    - Raul, to ja prosiłam Tomasa, by nic ci nie mówił, więc jeśli masz się na kimś wyładowywać, to może wyładuj się na mnie, a nie na nim, co? – odezwała się w końcu Corrie, która miała wyraźnie dość apodyktycznego zachowania kuzyna i niejasne przeczucie, że jeśli czegoś nie zrobi kuzyn wpakuje się w sam środek bagna, tym bardziej, że John Russell to nie byle kto i z pewnością człowiek, który znał kogo trzeba.
    - A on nie ma, do cholery, własnej mózgownicy?
    - Przestań na mnie warczeć! - fuknęła Corrie, robiąc odważny krok w jego stronę i nie spuszczając z Rivery bystrego spojrzenia. - Właśnie dlatego o niczym nie chciałam ci mówić. Zachowujesz się jak nadopiekuńczy wariat!
    - A nie mam powodu?- zagadnął, wpatrując się w nią z jawną urazą w oczach, na której widok Corrine postanowiła zmienić taktykę. Odetchnęła głęboko, by przynajmniej spróbować się uspokoić na tyle, by dotrzeć do kuzyna racjonalnymi argumentami, a nie słownymi potyczkami, które nie dawały żadnych rezultatów.
    - Wiem, że się o mnie martwisz, ale nic mi nie jest – zapewniła, uparcie wpatrując się w jego wściekłe, ale błyszczące ciepło brązowe tęczówki. - Ja martwię się o ciebie i dlatego nie chciałam o niczym ci mówić. Wiedziałam jak zareagujesz, a za pasem masz ślub. Lily by mi nie wybaczyła, gdybyś wpakował się w tarapaty przed samym weselem.
    - Jesteś moją siostrą i moim obowiązkiem jest się o ciebie troszczyć – odparł Raul spokojnym, wyważonym tonem, ujmując jej twarz w obie dłonie i z czułością gładząc kciukami kości policzkowe. - Mam w d***e kłopoty. Nie pozwolę, by ktokolwiek cię w taki sposób nękał, rozumiesz? - dodał, ściszając głos do szeptu i uporczywie wpatrując się w jej oczy, ale Corrie zdążyła jedynie otworzyć usta, by cokolwiek powiedzieć, bo zanim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, Raul kontynuował: - Nie mógłbym spojrzeć sobie w oczy w lustrze, a już tym bardziej nie mógłbym spojrzeć w oczy twojemu ojcu – powiedział i musnął jej czoło chłodnymi wargami, a potem nim się spostrzegła zebrał z podłogi wizytówkę oraz zaproszenie na kolację i wymownie spojrzał na Tomasa. - Idziesz?
    - Co ty chcesz zrobić? - wtrąciła się Corrine, wyławiając jego błyszczące niebezpiecznie spojrzenie.
    - Porozmawiam sobie z tym baranem. Może tym razem coś do niego dotrze – mruknął i nie czekając na odpowiedź Lozano, rzucił mu tylko ostatnie ostre spojrzenie i z determinacją wymalowaną na twarzy ruszył do wyjścia.
    Corrie przeniosła wzrok z kuzyna na Tomasa, bez słów błagając go, by coś zrobił i zapobiegł temu absurdowi, który nie mógł przynieść nic dobrego.
    - Pojadę z nim. Nic mu nie będzie – obiecał i po chwili już go nie było, a Corrine została sama w pustej sali baletowej i z nerwami napiętymi jak postronki.
    Miała najgorsze przeczucia, ale też głęboką nadzieję, że to spotkanie nie skończy się totalną katastrofą.



    Tomas bez słowa wsiadł do samochodu i zatrzasnął za sobą drzwi. Źle się czuł z tym, że Raul dowiedział się o tym wszystkim w ten sposób, ale naprawdę nie przypuszczał, że John Russell w tak bezczelny sposób przypomni o sobie, wciąż domagając się spełnienia jego chorych fantazji, a do tego uciekając się przy tym to swego rodzaju szantażu czy wręcz groźby. Na to wszystko były odpowiednie paragrafy, ale Russell miał pieniądze, którymi w Meksyku można było załatwić wszystko, również jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości. Tomas nie miał najmniejszych złudzeń co do tego, że zgłoszenie wszystkiego na policję na niewiele się zda. Z drugiej jednak strony, wiedział, że Raul, jeśli chodziło o bezpieczeństwo najbliższych mu osób, był zupełnie bezkompromisowy i gotów na absolutnie wszystko, niezależnie od tego jakie to konsekwencje niosło bezpośrednio dla niego. Rozumiał go doskonale, bo sam na jego miejscu zachowałby się pewnie dokładnie tak samo, ale mimo to miał nadzieję, że jakimś cudem uda im się nie wpakować w jakąś większą kabałę i to dosłownie na chwilę przed ślubem Rivery. Wiedział, że Corrie nie wybaczyłaby tego im i sobie, ale zdawał sobie również sprawę z tego, że Russell z całą pewnością nie był człowiekiem, który łatwo odpuszcza, a raczej mściwym gadem, który bez najmniejszych skrupułów dąży do wyznaczonego sobie celu po trupach.
    Westchnął cicho i wlepił czujne spojrzenie we wciąż kipiącego złością Raula. Jego szczęki były zaciśnięte tak mocno, że na policzku bez trudu dało się dostrzec drgający rytmicznie mięsień, od czasu do czasu nerwowo zgrzytał zębami i bębnił palcami w kierownicę, co nie mogło wróżyć nic dobrego.
    – Co chcesz zrobić? – spytał cicho.
    – Jakbyś nie wiedział! – fuknął rozeźlony Rivera, nie odrywając wzroku od drogi przed sobą. – Obiję palantowi gębę!
    – Myślisz, że to pomoże?
    – Nie wiem, do cholery, Tommy! Może gdybyś sprał go do nieprzytomności, nie odważyłby się składać kolejnych propozycji nie do odrzucenia! A teraz albo jedziesz ze mną i przestajesz truć dupę, albo w tej sekundzie wysiadasz.
    Tomas prychnął pod nosem na te słowa i pokręcił głową z dezaprobatą. Wsparł łokieć o drzwi i utkwił wzrok w jakimś punkcie przed sobą, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze jakby się nad czymś zastanawiał. Naprawdę miał ochotę sprać gościa do nieprzytomności, kiedy zobaczył, jak ten dobiera się do Corrie. Pierwszy raz w życiu poczuł coś takiego – dziwną mieszankę strachu z wściekłością i buzującą adrenalinę w żyłach, która napędzając jego mięśnie do określonego działania, zupełnie wyłączyła funkcję racjonalnego myślenia i możliwość chłodnej oceny sytuacji. Kiedy pomyślał o tym, do czego mogło dojść, gdyby zjawił się kilka chwil później, wszystko w nim gotowało się na nowo i znów gotów był okładać drania gołymi pięściami, aż ten zacznie żałośnie skamleć o litość albo padnie nieprzytomny u jego stóp. I nie miało dla niego w tym momencie żadnego znaczenia, że pewnie znów wylądowałby na kilka miesięcy w jakiejś śmierdzącej, obskurnej, zatęchłej celi. Najważniejsza była Corrie, którą – ku swojemu zdumieniu – gotów był chronić za wszelką cenę, dlatego zupełnie nie dziwił się Raulowi.
    – Nie wyładowuj się na mnie – mruknął w końcu. – Okay, nie powiedziałem ci, moja wina, ale, do kurwy nędzy, byłem między młotem, a kowadłem. Mogłem narazić się tobie albo Corrie.
    – I wybrałeś pierwszą opcję, bo…? – zagadnął Raul, zerkając na Tomasa z ukosa.
    – Bo naprawdę sądziłem, że gnojek odpuści, a poza tym prosiła mnie o to twoja kuzynka.
    Raul zatrzymał się na światłach, przymknął na moment powieki i zrobił głęboki wdech nieco się rozluźniając.
    – Corrie jest dla mnie jak siostra – zaczął cicho. – Gdyby spadł jej chociaż jeden włos z głowy… – urwał i pokręcił głową, starając się pozbyć natrętnych myśli i dziękując w duchu opatrzności, że jego kumpel zjawił się w porę, chroniąc jego ukochaną siostrzyczkę przed najgorszym. – Najchętniej zabiłbym gnoja gołymi rękami albo przynajmniej wykastrował – wycedził przez zaciśnięte zęby. – I przysięgam, że jeśli ten palant doprowadzi mnie do ostateczności, nie cofnę się przed niczym.
    – Ja też – przyznał Tomas, ściągając na siebie niebezpiecznie błyszczące spojrzenie kumpla. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, jakby chcieli sobie wyjaśnić coś bez pomocy słów. W końcu Raul ponownie włączył się do ruchu, a dalszą drogę do hotelu pokonali w milczeniu. Bez trudu trafili pod drzwi jednego z apartamentów na ostatnim piętrze, który zajmował John Russel. Raul zapukał energicznie. Z wnętrza pokoju dobiegło ich ciche, męskie „kto tam”, ale żaden z nich nie odezwał się ani słowem. Chwilę potem usłyszeli głuchy odgłos kroków i szczęk zamka.
    – Nie sądziłem, że przyjdziesz tak szybko – usłyszeli pełen satysfakcji, schrypnięty głos, a zaraz potem drzwi otworzyły się. Raul nie zastanawiając się ani chwili wymierzył cios. Trafiony w wątrobę mężczyzna zgiął się w pół i padł na kolana, trzymając się za brzuch i usiłując zaczerpnąć tchu. Po chwili osłupiały podniósł wzrok na górującego nad nim Riverę. – Co jest, do cholery? – warknął, posyłając mu zimne, wrogie spojrzenie.
    Raul chwycił go za koszulę, brutalnie postawił na nogi i z furią spojrzał mu w oczy.
    – Chyba nikt cię nie nauczył dobrych manier – powiedział, odpychając go i od siebie. Russell zachwiał się na nogach i wsparł dłonią o oparcie kanapy, kiedy Rivera ruszył w jego stronę powoli, niczym tygrys czający się do ostatecznego ataku na zranioną wcześniej łanię.
    – Chyba mnie pan z kimś pomylił – wycedził mężczyzna.
    – Nie wydaje mi się – odparł Raul tonem wyzutym z jakichkolwiek emocji.
    – Nie rozumiem o czym pan mówi.
    – O czym mówię? – zagadnął Raul, unosząc brwi niemal pod samą linię włosów. – O czym mówię? – powtórzył, akurat w momencie, gdy Tomas zatrzasnął drzwi pokoju, ściągając tym na siebie spojrzenie, wyraźnie zaskoczonego całą tą sytuacją, Russella. Rivera uśmiechnął się półgębkiem, z satysfakcją obserwując coraz większą konsternację malującą się na twarzy producenta i cień strachu, odbijający się w jego tęczówkach. Ponownie chwycił go za koszulę tuż pod szyją i gwałtownym ruchem przyparł do ściany, a potem bez ceregieli wcisnął mu w tors wizytówkę i zaproszenie tak, że mężczyźnie znów na kilka sekund zabrakło tchu. – A teraz słuchaj mnie uważnie, gnoju, bo nie będę powtarzał dwa razy. Trzymaj się od Corrine z daleka. Jeśli jeszcze raz choćby na nią spojrzysz, nie ręczę za siebie.
    – Grozisz mi, smarkaczu? – wycharczał odważnie, posyłając Raulowi wściekłe spojrzenie.
    – Tylko uczciwie ostrzegam – odparł Rivera.
    – Nie masz pojęcia z kim zadarłeś – fuknął odważnie Russell i szarpnął się, mając nadzieję jakimś cudem się uwolnić, ale to spowodowało jedynie, że Raul jeszcze mocniej przyparł go do zimnej ściany.
    – Z cholernym palantem, który nie rozumie, że nie wszystko może kupić za swój śmierdzący szmal; że jak kobieta mówi nie to, k***a,  znaczy nie.
    – Zniszczę was i ją! – zaczął się odgrażać. – Rozdepczę jak nędzne robaki!
    Raul zmrużył oczy, zazgrzytał nerwowo zębami i docisnął przedramię do tchawicy Russella, aż ten zrobił się cały czerwony na twarzy, z coraz większym trudem łapczywie łapiąc malutkie hausty powietrza. Rivera był gotowy wymierzyć kolejny cios w jego brzuch, ale nim zdążył to zrobić, Tomas chwycił go za ramię i ledwo zauważalnie pokręcił głową, dając znać by nieco odpuścił.
    – Chyba czegoś pan nie zrozumiał, gdy rozmawialiśmy się poprzednim razem. Wie pan co to jest? – zwrócił się do producenta, wyciągając z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki płytę CD w białej kopercie. – Gdy ostatnio odwiedził pan Corrine w szkole, była akurat po spotkaniu z potencjalnym pracodawcą, który zażyczył sobie obejrzeć na żywo jej zespół. Tak się składa, że oprócz występu zespołu nagrało się tutaj coś jeszcze. Poza tym mamy jeszcze nagrania z monitoringu szkoły. Domyślam się, że nie chciałby pan, żeby ujrzały światło dzienne, więc radzę zapomnieć o Corrine i zniknąć raz na zawsze.
    – Odpieprz się do Corrine i zniknij, jeśli nie chcesz apartamentu zamienić na śmierdzącą celę, a my zapomnimy o całej sprawie. I miej na uwadze, że następnym razem nie będzie już tak miło – uprzedził Raul, a Tomas sugestywnie zamachał trzymaną między dwoma palcami płytą przed twarzą Russella. – Mam nadzieję, że się rozumiemy? – zagadnął i jeszcze raz mocniej docisnął przedramię do tchawicy mężczyzny, nie odrywając przy tym wzroku od jego tęczówek. Gdy mężczyzna kiwnął głową zwolnił uścisk, a ten ostro zaczerpnął tchu. Rivera teatralnie wygładził mu koszulę i strącił z niej jakieś niewidzialne pyłki, nim Russell odtrącił ostro jego dłoń.
    – Spieprzajcie stąd! – wycharczał, łapiąc oddech…


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 21:41:57 30-12-16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:18:23 31-12-16    Temat postu:

Czułam, że ten gnojek nie da Corrie spokoju. Co za palant, no !
A duet Raula i Tomasa.- genialny
mam nadzieję, że Russel teraz dostał odpowiednią nauczkę i da już im wszystkim spokój...
A odcinek w ogóle cudny, trzymający w napięciu jak nie wiem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:27:11 31-12-16    Temat postu:

Monia, niezmiernie się cieszymy, że wciąż z nami jesteś mimo tych naszych okropnych przestojów :*
Zdziwiłabym się mocno, gdyby ktoś taki jak Russell tak po prostu odpuścił, a czy po tej wizycie Raula i Tomasa w końcu da spokój, to się jeszcze okaże
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19, 20  Następny
Strona 18 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin