Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Junto a Ti (Eillen&Kenaya) - [26.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:35:23 01-09-15    Temat postu:

Dobre sobie - ja miałabym zrezygnować z tego opowiadania. Nie ma opcji po prostu jak najzwyklejsza ofiara losu mam dwie poprawki, więc muszę ogarnąć do nich materiał i nie zawsze starcza czasu na mocny odpowiedni komentarz - jak widać zresztą powyżej
Fakt, że Raul i Liliana mieli być tylko tłem napawa mnie nadzieję, że żadnego szokującego wydarzenia, powodującego zakończenie ich cudownego związku nie przygotowaliście i w sumie nie musicie kroić dla nich 5 minut, bo oni nawet będąc takim słodkim tłem - jak w centrum handlowym - są po prostu cudni!
Tommy jak Tommy - zakładałam, że i tak sobie poradzi, w końcu był jednak w wojsku, a potem trafił do więzienia - cóż facet wie co to znaczy zmagać się z poważnymi problemami, a nie duperelami. Teraz to jestem ciekawa spotkania Tommiego i Corrie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:20:32 01-09-15    Temat postu:

No nie wiem, trzeba wszystkie opcje brać pod uwagę ;D Ale cieszę się, że to tylko brak czasu, a nie chęci do czytania tego naszego "tworka" i oczywiście trzymam kciuki za te poprawki, bo ja to już zdążyłam zapomnieć jak to jest
Zobaczymy jak to nam wyjdzie z Raulem i Lily - w sumie tu chyba wszystko może się zdarzyć A Tomas... cóż, pamiętaj, że to jest wciąż Tomas z NMD - pracował dla Ferdka i to przez jego syna wylądował w więzieniu, ale o tym później Co do spotkania jego i Corrie, to już bliżej jak dalej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:10:16 13-09-15    Temat postu:

Cześć dziewczyny!
Jestem największym leniem świata i nim zdobyłam się na komentarz do rozdziału, okazało się, że dodałyście już 4. Przeczytałam oczywiście wszystko, ale znowu ociągałam się z komentarzem. Zupełnie nie wiem dlaczego.
To fantastyczna czwórka. Oczywiście mam swojego ulubieńca (znowu się gapiłam na wasze podpisy zamiast komentować!), ale przyjemnie się czyta o nich wszystkich. Takich przyjaciół to ze świecą szukać! Nie ukrywam, że wprost nie mogę się doczekać tej kolacji. Po spotkaniu w windzie nie mogę przestać wyobrażać sobie tej dwójki razem Wiem, że jeszcze sporo się tu zadzieje i cały czas zaglądam (choć ostatnio gorzej z moim wolnym czasem).
Co też Tommy nabroił, że spędził pięć lat w pudle? Niegrzeczny z niego typ haha

Pisanie komentarzy idzie mi jak krew z nosa, więc dodam jedynie, że pięknie wychodzi Wam wspólne pisanie. Nie przesadzacie z opisami, a jednak wszystko bardzo dobrze można sobie wyobrazić. Na pewno nie ma tu nudnych fragmentów!
Czekam na więcej.
A teraz to co lubię najbardziej - idę się pogapić!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:48:49 20-09-15    Temat postu:

Madziu, kochana dziękujemy ślicznie za komentarz i niczym się nie przejmuj, jak widać u nas też chwilowy przestój nastąpił, więc nie jesteś odosobnionym przypadkiem



    "Kiedy dorośniesz, odkryjesz, że masz dwie ręce. Jedną, aby pomóc sobie, drugą, by pomagać innym." [Audrey Hepburn]


    - Pogadam z dziadkiem i dam ci znać, czy udało mi się cokolwiek załatwić – rzuciła Chachi, filigranowa, blondwłosa tancerka z zespołu tanecznego i uśmiechnęła się szeroko do Corrine, szybkim krokiem przechodząc przez salę prób.
    - Dzięki
    - Trzymaj się, mała! – powiedziała i uniosła drobną dłoń, przystawiając dwa palce do daszku czarnej bejsbolówki, niczym żołnierz salutujący swojemu dowódcy.
    Zanim zniknęła za drzwiami, Corrie kiwnęła jej głową na pożegnanie, a potem zarzuciła swoją sportową torbę na ramię i leniwym krokiem ruszyła przez pełne luster pomieszczenie w kierunku wyjścia, po drodze przechylając butelkę wody mineralnej i opróżniając ją niemal do połowy. Zakręciła korek i przesunęła dłonią po karku, przechylając głowę na boki, jakby chciała w ten sposób rozruszać spięte mięśnie. Choć ze względu na niedawną kontuzję kolana, starała się oszczędzać na tyle na ile było to możliwe, to jednak ostatnie treningi zespołu tanecznego, którego do niedawna była pełnoetatowym członkiem, a teraz już praktycznie jedynie choreografem, wypompowywały z niej resztki sił – w sensie zarówno fizycznym jak i psychicznym. Za kilka dni czekał ich kolejny etap castingu do reklamy, dzięki któremu mogli podpisać kontrakt na kilka spotów. To dawało niezły zastrzyk finansowy dla każdego członka zespołu, a co najważniejsze kolejną pozycję na liście doświadczenia, która w tej branży była cholernie istotna, bo nikt nie chciał współpracować z laikami. Dużo pracy, łez, poświęcenia i bólu wymagało kroczenie wybraną przez nich drogą, by w końcu znaleźć się w miejscu, w którym byli obecnie. Corrie teraz bardziej niż kiedykolwiek żałowała, że nie miała u boku Adama – drugiego założyciela zespołu i jedynej osoby, która pomogłaby jej ogarnąć cały ten rozgardiasz i która dla niej samej była najbliższym przyjacielem.
    Westchnęła ciężko i odruchowo przesunęła ręką po bawełnianej, żółtej opasce i włosach splecionych ciasno w wysoki kucyk. Zamknęła za sobą drzwi do sali i podwójnie przekręciła w zamku klucz, poprawiając torbę zawieszoną na ramieniu.
    - Wiedziałem, że jak zostawię zespół pod twoimi skrzydłami to wyciśniesz z niego wszystkie soki – usłyszała nagle za plecami, a gdy zaskoczona gwałtownie się odwróciła, zamarła w bezruchu niedowierzając własnym oczom. – Nie przywitasz się? – zapytał rozbawiony młody chłopak z burzą loków ukrytych pod wełnianą czapeczką. Opierał się swobodnie plecami o ścianę, z dłońmi wciśniętymi w za szerokie spodnie i stopą, zgiętej w kolanie nogi, wspartej o mur.
    Corrie zamrugała energicznie, gdy w oczach momentalnie stanęły jej łzy i pokręciła głową bez przekonania, jakby nie była do końca pewna, czy to aby zmęczony umysł nie postanowił spłatać jej figla. Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu i odepchnął się delikatnie od ściany, a Corrie uświadamiając sobie, że to jednak nie jest senna mara, uśmiechnęła się przez łzy i upuszczając na podłogę swoją torbę, w oka mgnieniu pokonała dzielący ich dystans. Od razu rzuciła mu się na szyję i mocno go objęła, zupełnie jakby bała się, że za moment jednak zniknie.
    - Udusisz mnie, wariatko – zaśmiał się, ale objął ją ramionami i ciasno przytulił do siebie.
    - [link widoczny dla zalogowanych] ... - wyszeptała i siąknęła cicho nosem, mocniej do niego przylegając. Uśmiechnęła się uświadamiając sobie, że wcale się nie zmienił i wciąż pachniał żelkami jak za czasów studenckich, kiedy jak na zawołanie wyciągał z plecaka paczkę kolorowych smakołyków. Był pierwszą osobą, z którą zakumplowała się, odkąd tylko przekroczyła próg The Juilliard School, a potem z roku na rok ich przyjaźń kwitła, aż w końcu stali się naprawdę nierozłącznym teamem. Adam był jej bratnią taneczną duszą, bo z nikim nie rozumiała się tak dobrze jak z nim, gdzie właściwie nie potrzebowali do tego słów. To on, jako jedyny, nie licząc rodziny i Lily, stał u jej boku, gdy po wypadku starała się wrócić do sprawności. Wtedy zrezygnował z kolejnej tanecznej propozycji tylko po to by z nią być. Wspierał ją, opieprzał, jeśli uznał, że powinien i motywował do działania, gdy miała chwile słabości. Była mu za to dozgonnie wdzięczna i naprawdę potwornie za nim tęskniła, kiedy ponad trzy miesiące temu zdecydował się pojechać do Nowego Jorku, by zadbać o własną karierę. Nie sądziła tylko, że ponownie spotkają się tak szybko.
    - A kto inny? Przecież nie Jezus Chrystus – odparł, a gdy Corrie parsknęła cichym śmiechem i odsunęła się od niego, by zajrzeć mu w oczy, mrugnął do niej przyjaźnie. – Nie płacz, głupia – dodał i instynktownie wyciągnął dłoń, by kciukiem zetrzeć słone ślady z jej policzków.
    - Po prostu nie wierzę, że tu jesteś – przyznała, kręcąc głową z niedowierzaniem i wpatrując się w niego błyszczącymi oczami.
    - Jestem i nigdzie się w najbliższym czasie nie wybieram – zapewnił, a z jego twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech, przez który wyglądał jak wieczny chłopiec, a nie dorosły mężczyzna z pokaźnym tanecznym doświadczeniem, przed którym świat stał otworem.
    - Co tu właściwie robisz? Miałeś być w Nowym Jorku przez pół roku – zagadnęła, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając mu się podejrzliwie spod zmrużonych powiek. Adam westchnął cicho i wzruszył beztrosko ramionami.
    - Wyszło inaczej – odparł beznamiętnie i obszedł Corrie, chwytając jej torbę. - Opowiem ci wszystko ze szczegółami, ale teraz skoro jesteś po treningu, to idziemy na porządną porcję lodów ze wszystkimi dodatkami jakie nam zaserwują, Chudzino - zaśmiał się, zarzucając sobie jej torbę na ramię, a gdy parsknęła wesołym śmiechem, objął ją ramieniem i poprowadził do wyjścia.
    Dziesięć minut później oboje siedzieli w pobliskiej kawiarni, w najodleglejszym krańcu sali, zaraz przy oknie i zgodnie z obietnicą pochłaniali chyba największą bombę kaloryczną, jaką dotąd konsumowała Corrie.
    - Dobrze wyglądasz – odezwał się Adam, grzebiąc łyżeczką w swojej porcji lodów i spojrzał na nią błyszczącymi ciepło oczami.
    - Brakowało mi ciebie i twoich komplementów – oparła Corrie ze śmiechem i nabrała na łyżeczkę odrobinę śmietankowej masy z czekoladową polewą, jakąś zagubioną w tym bałaganie maliną i mnóstwem bliżej nieokreślonej, kolorowej posypki. - Nie widzieliśmy się zaledwie trzy miesiące, a ja naprawdę się za tobą stęskniłam.
    - Ja za tobą też – przyznał szczerze Adam i uśmiechnął się szeroko, wsuwając do ust porcję lodów. - Jak kolano? – zapytał, kiwając głową na ukrytą pod stołem nogę. Corrie wzruszyła ramionami i zamieszała w swoim pucharku.
    - Dobrze – powiedziała, zakładając włosy za ucho i uśmiechając się blado, ale gdy spojrzała mu w oczy, w jej ciemnych tęczówkach zamigotał cień smutku i bólu, którego mimo wszystko nie potrafiła ukryć, a zwłaszcza przed Adamem. - Wróciłam do pracy i tańca, więc nawet, jeśli to już nie jest to samo, co kiedyś, to jednak cieszę się, że mam przynajmniej to – dodała, umykając wzrokiem i zawzięcie kreśląc jakieś wzory łyżeczką w lodowej masie.
    - Masz etat u Jackie? – zagadnął Adam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że temat tańca i tego czego Corrie już nigdy nie zrobi, jest dla niej bardziej bolesny niż ktokolwiek jest w stanie sobie wyobrazić. Sam nie wiedział, co by zrobił, gdyby znalazł się na miejscu swojej najlepszej przyjaciółki, bo i dla niego możliwość wyrażania siebie poprzez muzykę, była czymś, co nierozerwalnie wiązało się z jego życiem, pasją i osobowością; czymś, czego nie mógł stracić. Nie chciał nawet myśleć, co by się z nim stało, gdyby to on był wtedy w tym samochodzie i dlatego tak bardzo podziwiał Corrie, za to, że niezależnie od wszystkiego nie poddała się i nie pozwoliła losowi zagrać sobie na nosie.
    - Pewnie – odparła, w jednej chwili promieniejąc. - Uczę takie maleńkie, słodkie laleczki – powiedziała, unosząc dłoń ponad stół, dla lepszego zobrazowania swoich słów. - Wiesz, że jak ciocia się dowie, że jesteś w Meksyku to ci nie podaruje, że się do niej nie odezwałeś? Już nie mówię o tym, że będzie chciała cię zwerbować do swojego pedagogicznego grona – powiedziała ze śmiechem, wcelowując w niego łyżeczką. Adam roześmiał się głośno, ściągając na siebie uwagę kilkorga klientów kawiarni, którzy posłali mu upominające spojrzenie, co najmniej jakby byli w bibliotece, gdzie wszelkie hałasy są surowo zakazane.
    - Uwielbiam ją – powiedział, kręcąc głową z rozbawieniem. - Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że jak tylko uporam się ze starszymi to do was wpadnę – poprosił, zaglądając jej w oczy, błyszczącymi chłopięcą radością tęczówkami.
    - Obiad?
    - Jeśli gotuje Jackie to pewnie, że tak.
    - Będziesz na ślubie Raula? – zapytała Corrie, wsuwając wypełnioną po brzegi łyżeczkę do ust.
    - Czy ja bym mógł opuścić takie wydarzenie? Sama powiedz – odparł, zerkając na nią wzrokiem surowego rodzica, ale gdy Corrie się roześmiała, sam również się uśmiechnął. – Zresztą, Raul do mnie dzwonił nie dalej niż w zeszłym tygodniu i powiedział, że jak nie przyjadę to mnie znajdzie i oklepie, a jednak ręce i nogi w całości, a to tego względnie przyzwoicie wyglądająca twarz mi się przyda, więc nie zamierzam ryzykować – dodał, siląc się na poważny ton i z trudem tłumiąc śmiech, spojrzał na roześmianą przyjaciółkę.
    - Sam, czy z osobą towarzyszącą? – zapytała po chwili niby od niechcenia, ale zaraz zerknęła na niego niepewnie kątem oka, przygryzając policzek od środka.
    - Corrie…. – jęknął z rezygnacją, wspierając brodę na dłoni i uparcie unikając patrzenia na nią, wbił wzrok w swój pucharek z lodami, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz pod słońcem.
    - Jesteś uparty jak osioł, wiesz? – zagadnęła z dezaprobatą, a gdy posłał jej upominające spojrzenie, westchnęła tylko i uniosła ręce w geście poddania.
    - Max się odzywał? – zapytał, zgrabnie zmieniając temat, a Corrie pokręciła głową na dźwięk tych słów, bo znała Adama wystarczając długo, by wiedzieć, że za wszelką cenę chce w tej chwili odwrócić jej uwagę od siebie i niebezpiecznych, jego zdaniem, pytań jakimi go zasypywała.
    - Nie – odparła, tonem wyprutym z jakichkolwiek emocji. – Rozmawiałam z nim raz, kiedy byłam w szpitalu zaraz po wypadku i od tamtej pory cisza jak makiem zasiał. A z tobą rozmawiał? – zapytała, a gdy Adam pokręcił przecząco głową i spojrzał jej w oczy ze współczuciem, westchnęła i wzruszyła ramionami, jakby wcale nie obszedł jej fakt, że człowiek, któremu poświęciła najlepsze lata swojej kariery, nawet nie miał na tyle przyzwoitości i taktu by o nią zapytać. - Na jak długo przyjechałeś? – zapytała w końcu przerywając ciszę jaka na krótki moment zapadła między nimi i wsuwając łyżeczkę z lodami do ust, spojrzała z zaciekawieniem na przyjaciela. Adam uśmiechnął się tajemniczo, celowo odwlekając w czasie odpowiedź.
    - Na tyle ile będziesz mnie potrzebować – odparł w końcu zgodnie z prawdą i wyszczerzył się od ucha do ucha, gdy przyglądała mu się spod pytająco uniesionej brwi. – Chachi mówiła, że pracujecie ostatnio nad jakąś reklamą i że mnie potrzebujesz, więc jestem – dodał, demonstracyjnie rozkładając ramiona. Corrie roześmiała się wesoło i pokręciła głową z niedowierzaniem. Czuła się jakby to był jakiś cudowny sen, ale miała nadzieję, że będzie trwał tak długo jak to możliwe, bo jeśli miała być szczera sama ze sobą to rzeczywiście potrzebowała Adama i jego obiektywnego oka, zwłaszcza teraz, kiedy w życiorysie zespołu coś zaczynało się ruszać do przodu.
    - Zespół cię potrzebuje, bo to również twoje dzieło i nie możesz o tym zapomnieć, Adam – powiedziała całkowicie poważnie, wpatrując się w jego oczy tak zawzięcie jakby chciała się upewnić, że docierają do niego jej słowa. – Bez ciebie to nie jest ten sam team, więc cieszę się, że przyjechałeś – dodała, uśmiechając się do niego promiennie.
    - Ja też się cieszę, mała. Brakowało mi naszej wspólnej pracy – przyznał szczerze i mrugnął do niej przyjaźnie, zaczepnie trącając ją palcem wskazującym w czubek nosa. – To, co z tą reklamą? – zagadnął, wracając do pochłaniania swojej porcji lodów.
    - Dostaliśmy się do drugiego etapu i za kilka dni mamy wystąpić z własnym układem do przygotowanej przez nich piosenki. Nie jest to szczyt naszych możliwości, ale nie da się pokazać wszystkiego w trzy i pół minuty, a już z całą pewnością nie wpasujesz się w gusta wszystkich, a sam talent i pasja nie wystarczą – powiedziała i wywróciła teatralnie oczami, podpierając głowę na dłoni i mieszając w zawartości swojego pucharka.
    - A gdybym ci powiedział, że mam dla was zlecenie? – zapytał Adam, wbijając łyżeczkę w do połowy rozpuszczoną już masę lodową, po czym odsunął od siebie pucharek i splatając dłonie w koszyczek, oparł łokcie o blat i przyglądał jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
    - I dopiero teraz mi o tym mówisz? – zapytała Corrie, unosząc jedną brew, a gdy wzruszył beztrosko ramionami, rzuciła w niego zwiniętą serwetką, którą dzierżyła w dłoni.
    - Mam znajomą, która chce nakręcić teledysk do swojego singla – powiedział po chwili, jakby mówił o wczorajszym obiedzie. - Potrzebuje dobrego choreografa i porządnej ekipy, która ogarnie temat tak szybko jak się da. Powiedziałem, że znam cholernie zdolną choreograf i zgodziła się was zatrudnić. Chce się spotkać jak przyjedzie do Meksyku – wyjaśnił i uśmiechnął się szeroko, kiedy ciemne oczy Corrie, rozbłysły jak bożonarodzeniowa choinka. To była szansa dla całej ekipy by zaistnieć w świecie tanecznym i naprawdę pokazać na co ich stać, zwłaszcza, że świat muzyczny to zamknięty rynek, tylko dla wtajemniczonych, a przed nimi otwierały się kolejny drzwi i mnóstwo możliwości, jeśli uda im się przekonać do siebie tę artystkę.
    - Kiedy? – zapytała, zagryzając nerwowo dolną wargę.
    - Za kilka dni. Prosiła, żebyście przygotowali dla niej pokazowe półtorej minuty – odparł zadowolony z siebie i sięgnął po szklankę z sokiem, który zamówił razem z lodami i upił łyk, spoglądając na Corrie znad szkła.
    - Mówiłam ci już, że cię uwielbiam? – zapytała i nie czekając na jego odpowiedź, wskoczyła na kawiarnianą ławkę obok niego i mocno go przytuliła.
    - Coś wspominałaś – mruknął, a po chwili wyszczerzył się od ucha do ucha i zupełnie spontanicznie, objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy. – A czy to uwielbienie wiąże się z jakimiś specjalnymi przywilejami dla mojej skromnej osoby? – zapytał, przygryzając policzek od wewnątrz i spojrzał jej w oczy z łobuzerskim błyskiem w oku.
    - Rozumiem, że to pytanie ma na celu uzyskanie jednoznacznej deklaracji pod tytułem: Tak, idziemy dzisiaj na powitalne piwo? – zagadnęła wysilając się na poważny ton, ale nie mogła się nie uśmiechnąć widząc jego rozbawioną minę i błyszczące chłopięcą radością ciemne tęczówki.
    - No i widzisz jak my się doskonale rozumiemy? - odparł, zaczepnie trącając czubek jej nosa palcem wskazującym.

    ***

    Wychylił zawartość swojego kieliszka i z trzaskiem odstawił puste szkło na blat lady, wierzchem drugiej dłoni wycierając usta. Po rozmowie z Raulem przez chwilę naprawdę poczuł się lepiej, mając wrażenie, że ktoś wreszcie zdjął z jego barków przynajmniej połowę ciężaru, który do tej pory dźwigał sam. Teraz jednak wszystko to znów wróciło, przygniatając go całym ciężarem i grożąc, że za chwilę zginie jak dżdżownica, brutalnie rozdeptana na chodniku, która po ulewnym deszczu chciała jedynie zaczerpnąć odrobiny powietrza.
    Westchnął ciężko i przesunął dłońmi po zmęczonej twarzy. Nie miał pojęcia co robić i jak się zachować. Nie chciał oszukiwać rodziców Raula, którzy dali mu szansę, jakiej w ogóle się nie spodziewał, ale bał się, że gdy powie im prawdę, skończy się tak jak zwykle.
    – Hej – usłyszał ze swojej prawej strony melodyjny, kobiecy głos. Leniwie odwrócił głowę w stronę, z której dochodził i błyszczącym spojrzeniem omiótł zgrabną sylwetkę młodej dziewczyny, która właśnie zajęła miejsce obok niego na wysokim barowym stołku. – Jak masz na imię? – zaświergoliła.
    Tomas uśmiechnął się krzywo i na chwilę odwrócił wzrok, sprawiając wrażenie zakłopotanego bezpośredniością dziewczyny.
    – Niezainteresowany – odparł krótko, wlepiając wzrok w lustro nad barem i bawiąc się pustym kieliszkiem. Normalnie pewnie nie zastanawiałby się długo i nie odmówił sobie przyjemności obcowania z takim ciałem, ale tego wieczoru naprawdę wybitnie nie miał ochoty na towarzystwo.
    – Wyrywasz panny na niedostępnego – zaśmiała się i obróciła przodem do niego, wspierając się łokciem o barową ladą i podpierając głowę na dłoni. – Mnie to w ogóle nie przeszkadza – zapewniła, ściszając głos do uwodzicielskiego szeptu, a gdy Tomas ponownie zerknął na nią nad swoim ramieniem, powoli przesunęła wolną dłonią wzdłuż krawędzi swojej skąpej bluzeczki w stronę zagłębienia między piersiami. – Lubię takie wzywania – dodała, odważnie wytrzymując jego spojrzenie. – Może postawisz mi drinka?
    – A może poszukasz sobie innego obiektu, co? – spytał.
    – Czym się zajmujesz? – zagadnęła, zupełnie ignorując słowa Tomasa, jakby w ogóle nie dotyczyły jej osoby.
    Lozano zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
    – Nie chcesz wiedzieć – odparł. – A jeśli chcesz, to zapewniam, że nie spodoba ci się to, co usłyszysz.
    – Przekonajmy się – powiedziała, nawijając sobie na palec kosmyk ciemnych jak smoła, lśniących włosów.
    – Właśnie wyszedłem z pierdla – odparł Tomas, przybierając groźną minę i wwiercając się w jej błękitne tęczówki morderczym spojrzeniem. – Spędziłem tam ostatnich pięć lat.
    – Wkręcasz mnie – bardziej stwierdziła niż spytała, ale po jej minie widział wyraźnie, że jej pewność siebie gdzieś uleciała.
    – Chcesz się przekonać?
    Dziewczyna przygryzła nerwowo dolną wargę i przeczesała gęste, długie włosy palcami ani na moment nie odrywając spojrzenia od twarzy Tomasa, jakby chciała z niej wyczytać odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie w tej chwili przemknęły jej przez głowę.
    – Nie obchodzi mnie twoja przeszłość – powiedziała w końcu.
    – Nawet jeśli powiem, że ostatnie pięć lat spędziłem w pierdlu, bo niezbyt delikatnie obszedłem się z moją kobietą? – spytał. Dziewczyna zatrzymała powietrze w płucach, słowa uwięzły jej w gardle i najwyraźniej cała krew odpłynęła jej z twarzy, bo w jednej sekundzie zrobiła się blada jak kreda. W końcu sapnęła cicho zirytowana, chwyciła swoją małą torebkę i energicznym krokiem oddaliła się w głąb lokalu.
    – Widzę, że coś dzisiaj nie jesteś w formie – stwierdziła blondynka za barem, ściągając na siebie rozbawione spojrzenie Tomasa.
    – Nie mam ochoty na towarzystwo – odparł, przesuwając w jej stronę pusty kieliszek. – Na tego rodzaju towarzystwo – poprawił się szybko, spoglądając w zielone oczy kobiety za barem.
    – Tomas Lozano odprawia z kwitkiem napaloną seksbombę. Muszę to chyba zanotować w kalendarzu – zaśmiała się, napełniając jego kieliszek.
    – Nie bądź złośliwa, [link widoczny dla zalogowanych].
    – Stwierdzam fakty – odparła, wzruszając ramionami i przecierając blat lady lnianą ściereczką. – Chyba pierwszy raz odkąd się znamy widzę jak dajesz kobiecie kosza.
    Tomas przewrócił oczami i uśmiechnął się jednym kącikiem ust, jakby w ogóle nie rozumiał dlaczego tak bardzo dziwił ją ten fakt.
    – Co się zmieniło w twoim życiu? – spytała, opierając się przedramionami o blat i lekko pochylając w jego stronę.
    – Chyba w końcu los się do mnie uśmiechnął – stwierdził. – I za nic w świecie nie chcę tej szansy zmarnować.
    – A jaki to ma związek z szukaniem sobie towarzystwa na wieczór? – zagadnęła, odważnie spoglądając mu w oczy. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że z dnia na dzień zmieniłeś podejście do życia o sto osiemdziesiąt stopni.
    – Chcę się skupić na tym, by wreszcie zacząć jakoś normalnie funkcjonować w społeczeństwie i maksymalnie wykorzystać to, co niespodziewanie dostałem od losu. Na zabawę jeszcze będzie czas – odparł, chwytając kieliszek i jednym haustem pochłaniając jego zawartość. – Zaczynam nowe życie, Mecha i nie chcę tego zepsuć.
    Blondynka przez chwilę wpatrywała się czujnie w jego błyszczące tęczówki, a w końcu uśmiechnęła się lekko i odepchnęła od lady, wracając do pracy.
    – Wiesz, że był tu ostatnio ten łysy mięśniak? – spytała po chwili, polerując ściereczką wysoką szklankę. – Szukał cię. Chciał podziękować za uratowanie życia.
    – Nie zrobiłem nic takiego – mruknął Tomas, nonszalancko wzruszając ramionami i uśmiechając się półgębkiem.
    – Nic? – Mecha wsparła się dłońmi o blat lady i spojrzała Tomasowi prosto w oczy. – Wszyscy wpadli w panikę a ty po prostu zacząłeś go resuscytować jakbyś przez całe życie nie robił nic innego.
    – Moja matka jest pielęgniarką i od małego wpajała mi zasady udzielania pierwszej pomocy – powiedział Tomas, jakby to tłumaczyło wszystko. – Gdybyś mi nie pomogła…
    – Daj spokój – przerwała mu Mecha, uśmiechając się szeroko. – To ty zachowałeś zimną krew. Gdyby cię tu nie było nie wiem, czy sama byłabym w stanie udzielić mu pomocy, bo z nerwów zapomniałam jak się nazywam, nogi miałam jak z waty, a ręce w życiu nie trzęsły mi się tak jak wtedy. Jeszcze chwila a i mnie trzeba byłoby ratować.
    – Usta–usta masz u mnie jak w banku, kiedy tylko będziesz miała na to ochotę – zaśmiał się Tomas, mrugając do niej z rozbawieniem.
    – Lubię cię, ale jak słowo daję, kiedyś w końcu oberwiesz – ostrzegła, wcelowując w niego palcem, na co Tomas jedynie uniósł dłonie w geście poddania, uśmiechając się w taki sposób, że w jego policzku pojawił się dołeczek, który nie wiedzieć czemu, większość kobiet przyprawiał o palpitację serca. – Nie rób tak. Nic w ten sposób nie osiągniesz, bo wcale nie robi na mnie wrażenia ta twoja słodka minka, wiesz? – stwierdziła Mecha, nie mogąc przestać się uśmiechać.
    – Tak? – przekomarzał się Tomas. – To dlaczego w takim razie nie chcesz, żebym tak robił?
    – W końcu się doigrasz się, Lozano. Kiedyś znajdzie się panna, odporna na te twoje samcze sztuczki, która w końcu utrze ci nosa.
    Tomas wyszczerzył się jeszcze bardziej, a jego oczy błysnęły jak światełka na bożonarodzeniowej choince. Był dorosłym mężczyzną, a w tej chwili wyglądał jak mały urwis, który właśnie coś spsocił i niecierpliwie czekał, kiedy wszystko wyjdzie na jaw.
    – Do tej pory zdawało mi się, że ty jesteś odporna – zauważył, uśmiechając się łobuzersko.
    – Do tej pory? A coś się zmieniło?
    – Ty mi powiedz.
    Mecha przewróciła oczami i westchnęła z rezygnacją. Szybko obsłużyła klienta, który właśnie podszedł do baru, a potem sięgnęła pod roboczy blat, z którego wyciągnęła małą ulotkę.
    – Przestań rozpamiętywać przeszłość i zastanawiać się „co będzie jeśli”. Masz swój los w swoich rękach, Tomas – powiedziała poważnie, przesuwając małą kartkę po ladzie w jego stronę. – Przyjdź – dodała. Tomas chwycił ulotkę między palce i przebiegł wzrokiem po tekście, a potem spojrzał blondynce w oczy i pokręcił przecząco głową, uśmiechając się niewyraźnie. – Nie myśl o tym jak działać, nie zastanawiaj się czy to się uda, tylko po prostu uwierz w siebie i działaj – powiedziała, nim zdążył otworzyć usta, by zaprotestować. – Niczego przecież nie tracisz próbując, prawda?
    Tomas skinął głową twierdząco i schował ulotkę do wewnętrznej kieszeni kurtki.
    – Dzięki – powiedział, znów uśmiechając się w ten charakterystyczny sposób. Mecha pokręciła głową z niedowierzaniem i westchnęła cicho, wracając do pracy i klientów, którzy zebrali się przy barze.
    Tomas odwrócił się tyłem do baru i opierając się łokciami o ladę, przebiegł wzrokiem po zebranych w lokalu gościach. Jego wzrok zatrzymał się na filigranowej brunetce. Sprzeczała się właśnie z jakimś typkiem, który najwyraźniej nie chciał przyjąć do wiadomości, że nie ma ochoty na jego towarzystwo.
    Zapłacił za siebie, kładąc właściwy banknot na roboczym blacie i stawiając na nim swój pusty kieliszek, po czym zsunął się z barowego krzesła i szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od Corrie.
    – Jakiś problem, kochanie? – zapytał, nonszalancko obejmując ją ramieniem za szyję i wlepiając mordercze spojrzenie w nieźle podchmielonego typka, który nie chciał jej dać spokoju. – Szukasz guza? – zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny, zaciskając wolną dłoń w pięść, by w razie czego od razu mu przyłożyć, ale ten przeklął tylko pod nosem i z dłońmi uniesionymi w górę potulnie wycofał się w głąb lokalu. Tomas, zwinnie przesunął się tak, że znalazł się przed Corrine, zasłaniając ją swoim ciałem przed ciskającym gromami spojrzeniem faceta, którego właśnie odprawił. – W porządku? – spytał, wsuwając dłonie w kieszenie jeansów i omiatając gorącym spojrzeniem jej zgrabną sylwetkę. W obcisłych, poprzecieranych jeansach i jasnym topie z rozcięciami na plecach, wyglądała jeszcze bardziej apetycznie niż do tej pory.
    – Sama potrafię sobie radzić – odparła, odważnie spoglądając mu w oczy.
    – Ależ nie ma za co, cieszę się, że mogłem pomóc – zaśmiał się, wyciągając dłoń, by założyć jej pasmo włosów za ucho, po czym pochylił się i wsunął nos w jej włosy. – Nie rób scen, jeśli ten dureń ma uwierzyć, że nie jesteś tu sama – mruknął jej wprost do ucha, kładąc szeroką dłoń na wysokości jej lędźwi i delikatnie przesuwając opuszkami palców po gładkiej skórze tuż przy krawędzi spodni. Poczuł jak zadrżała pod jego dotykiem i uśmiechnął się z satysfakcją, upajając się zapachem jej owocowego szamponu.
    – Nie spoufalaj się i nie wykorzystuj okazji – powiedziała sięgając po jego dłoń i dyskretnie odrywając ją od swoich pleców. – Nie jestem tu sama – wycedziła przez zęby, kiedy odsunął się od niej na tyle, by spojrzeć jej w oczy. Tomas zmarszczył czoło i przez chwilę przyglądał się jej uważnie bez słowa. – Jestem tu z przyjacielem – powiedziała, odważnie patrząc mu w oczy, a gdy wymownie uniósł brew, przewróciła oczami i przeczesała długie włosy palcami. – Dlaczego w ogóle ja ci się tłumaczę? – prychnęła bardziej do siebie niż do niego, a Tomas wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzersko, wlepiając w nią błyszczące spojrzenie. Corrie nerwowo przygryzła policzek od wewnątrz i zerknęła za siebie.
    – Może zaczekam tu z tobą na, tego twojego… przyjaciela, co?
    – Nie ma potrzeby – odparła, głową wskazując w stronę wejścia do lokalu. – Nasz znajomy chyba właśnie został wyprowadzony przez ochronę.
    – W takim razie chyba nic tu po mnie – stwierdził, odsuwając się o krok. – Do zobaczenia jutro w szkole – pożegnał się. Corrie zupełnie bezwiednie przygryzła dolną wargę i objęła się ciasno ramionami, kiedy Tomas nie oglądając się w ogóle za siebie, opuścił lokal…

    ***

    Zatrzasnął za sobą drzwi i rzucił klucze na niską szafkę przy wejściu. Nie zapalając światła wszedł w głąb spowitego w mroku mieszkania i bezwładnie opadł na kanapę, odchylając głowę na oparcie i wpatrując się w sufit, jakby tam miał znaleźć rozwiązanie wszystkich problemów i odpowiedzi na pytania, które kłębiły się w jego głowie.
    Mecha miała rację. Musiał przestać analizować i zwalać wszystko na swoją przeszłość, a zacząć działać. Przeszłości nie mógł już zmienić, ale przyszłość wciąż miał przecież we własnych rękach.
    Sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjął z niej ulotkę, którą dostał od Mechy. Przez chwilę wpatrywał się w nią z powątpiewaniem. Nie był przekonany czy to właśnie była droga, którą powinien pójść, ale nie miał zamiaru do końca życia być chłopem na posyłki w szkole matki swojego kumpla. Poza tym nic nie tracił, próbując, a jeśli to właśnie miało być punktem zaczepiania, od którego zacznie nowe, normalne życie, to musiał podjąć to wyzwanie.
    Westchnął i otworzył wieko laptopa, który stał na szklanym stoliku przy kanapie. Chciał obejrzeć stronę internetową, której adres widniał na ulotce, ale coś tchnęło go, by najpierw sprawdzić swoją skrzynkę mailową. Zaczął przekopywać się przez sterty spamu, klnąc pod nosem, a gdy wśród reklam i ofert handlowych zobaczył znajomy adres, uśmiechnął się pod nosem. Otworzył wiadomość i szybko przebiegł wzrokiem po tekście. Od jakiegoś czasu nosił się z zamiarem skontaktowania się z matką, nieraz już chwytał nawet za telefon, ale zawsze go odkładał, bo co miał jej powiedzieć? Że nie radzi sobie? Że nie ma pracy? Że za chwilę znów straci dach nad głową? Nie chciał jej martwić, zresztą po tym, jak opuścił więzienie, ich relacje były dalekie od idealnych.


    Siedział przy kuchennym stole, obserwując krzątającą się po pomieszczeniu matkę. Nie zachowywała się swobodnie, ale tak, jakby krępowała ją jego obecność, choć za wszelką cenę starała się robić dobrą minę do złej gry. Nie spodziewał się, że gdy w końcu opuści mury więzienia, matka przyjmie go z otwartymi ramionami i przygarnie do siebie, jakby nic się nie stało; jakby nigdy nie było tych długich pięciu lat. Nigdy nie pochwalała tego czym się zajmował, nim trafił za kratki, ale nie sądził, że we własnym domu poczuje się jak niechciany gość.
    Odchrząknął lekko i wstał od stołu, podchodząc do niej.
    – Mamo – powiedział, chwytając ją za ramiona i odwracając przodem do siebie. Przez chwilę wpatrywał się jej w oczy bez słowa, a w końcu przetarł twarz dłońmi i odsunął się o krok, opierając się biodrami o kuchenne szafki. – Sądziłem, że bardziej ucieszy cię mój powrót, ale widzę, że chyba wolałabyś, żebym nie pokazywał ci się na oczy.
    – Nie mów tak – zaprotestowała Dolores.
    – Więc czemu zachowujesz się, jakby znoszenie mojej obecności było dla ciebie najgorszą torturą?
    Dolores przymknęła powieki, wsparła się dłońmi o blat szafki i zrobiła kilka głębokich wdechów.
    – Ty w czasie swojej pierwszej wizyty po wyjściu z więzienia też nie zachowałeś się jak kochający syn – odparła z goryczą.
    – A jak miałem się zachowywać? – zagrzmiał. – Od kilku miesięcy nie odwiedzałaś mnie, a gdy wyszedłem okazało się, że szlajasz się po mieście z tym czubkiem!
    – Mam prawo ułożyć sobie życie z kim chcę – wycedziła przez zaciśnięte zęby, nawet na niego nie patrząc. – Wystarczająco długo byłam sama.
    – Tak bardzo zawrócił ci w głowie, że zapomniałaś o bożym świecie? – zakpił Tomas. – O swoim jedynym dziecku?
    – Myślisz, że było mi łatwo? Odwiedzać cię tam, wiedząc, że bóg wie czemu, postanowiłeś odsiedzieć wyrok za kogoś innego? Oglądać własne dziecko w więziennym kitlu? Patrzeć jak niszczysz życie swoje i Iriny? – wyrzuciła mu ze łzami w oczach. – A potem dowiedzieć się, że postanowiłeś wrócić pod dach człowieka, przez którego stało się to wszystko?
    Tomas potarł czoło palcami i zacisnął szczęki tak mocno, że w jego policzkach pojawiły się pulsujące dołeczki. Pewnego wieczora, kiedy przyszedł do niej i zupełnie spontanicznie wyznał, że jej potrzebuje, a ona bez słowa przygarnęła go do piersi i przez chwilę tuliła do siebie, jak wtedy gdy był małym chłopcem i przebiegał do niej z obdartym kolanem, miał nadzieję, że wszystko zacznie się układać, ale najwyraźniej oboje chowali do siebie zbyt wiele urazy.
    – Nie chcę kolejny raz patrzeć jak niszczysz sobie życie – powiedziała cicho Dolores, spoglądając mu w oczy. – Dlaczego tak uparłeś się, żeby pracować dla tego człowieka?
    – Może dlatego, że przez całe życie brakowało mi męskiego wzorca, a on zawsze w pewien sposób mi imponował. Miał pieniądze, autorytet…
    – Autorytet? – zaśmiała się histerycznie Dolores, kręcąc głową z niedowierzaniem.
    – Ja nie miałem żadnego – odparował Tomas bez zastanowienia. – Nie przyszło ci do głowy, że to właśnie przez to, że nie znałem swojego ojca jestem jaki jestem?
    To krótkie stwierdzenie zwisło nad głową Dolores jak gilotyna nad szyją skazańca. Wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie zastąpić Tomasowi ojca, ale zawsze dbała o to, by niczego mu nie brakowało, by czuł się kochany i szczęśliwy. Wyglądało jednak na to, że jako rodzic, poniosła druzgocącą klęskę, skoro jej syn za autorytet stawiał sobie człowieka, który wszystko w życiu załatwiał swoimi brudnymi pieniędzmi.
    – Nie bój się – jego cichy, schrypnięty głos, przerwał ciszę, jaka między nimi zapanowała. – Przejrzałem na oczy i wiem, że stary Barosso to ostatnia osoba, którą powinienem stawiać sobie za wzór.
    – Więc dlaczego do niego wróciłeś?
    – Bo coś mi się od niego należy za pięć lat odsiadki – odparł krótko.
    – Tomas – jęknęła bezradnie Dolores. – To Barosso.
    – To człowiek taki sam jak my, nie bóg. I tak samo jak wszyscy popełnia błędy. Zaufaj mi i o nic się nie martw – poprosił, objął ją silnym ramieniem i pocałował w skroń, zatrzymując usta na jej skórze zdecydowanie dłużej niż to było konieczne. – Tylko nie mów nikomu, że wróciłem do niego – dodał, spoglądając matce w oczy, a gdy ta skinęła głową na zgodę, uśmiechnął się lekko i kciukiem delikatnie starł słoną kroplę z jej policzka. – Będzie dobrze – zapewnił. – Wpadnę za klika dni, do zobaczenia – pożegnał się z beztroskim uśmiechem na ustach, jakby nie było całej tej rozmowy.



    Otworzył drzwi wypasionej fury młodszego syna swojego szefa i wrzucił na tylne siedzenie sportową torbę. Poprawił skórzane rękawiczki na dłoniach i wsiadł za kierownicę, uśmiechając się do siebie. Nigdy nie przypuszczał nie tylko, że zemsta może smakować tak słodko, ale też, że pójdzie mu ona tak łatwo. Cały plan pojawił się w jego głowie zupełnie nagle, kiedy siedząc w więziennej celi kolejny raz czytał ostatni list jaki dostał od Iriny. Widział, że gdy w końcu wyjdzie na wolność, bez chwili wahania wprowadzi go w życie. Wiele oddałby za to, by móc zobaczyć minę Fernanda Barosso w momencie, gdy ten otworzy sejf, o którym przecież według jego przekonania, miał nikt nie wiedzieć i zamiast kosztowności, papierów wartościowych i gotówki pochodzącej z brudnych interesów zobaczy tam jedynie jedną kartę wyciągniętą z całej talii, a zawierającą wizerunek Jokera. Fernando wiele razy przecież powtarzał mu, że jest jego Jokerem, a nawet przedstawiał go swoim współpracownikom jako Jacka White’a*. W pewnym sensie był jego oczkiem w głowie, a przynajmniej dopóki nie znalazł sobie innego ulubieńca. Tomas jednak nie miał za złe chłopakowi, że zajął jego miejsce w sercu i życiu starego Barosso, a patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, nawet był mu za to wdzięczny. Nie mógł jednak tak po prostu odejść i puścić płazem swojemu byłemu szefowi wszystkiego, co musiał przez niego przejść, łącznie z odsiadką wyroku. Stary Barosso był jego dłużnikiem, a teraz przyszedł czas na to, by spłacił swój dług z nawiązką.
    Wsunął kluczyk do stacyjki i odjechał jak gdyby nigdy nic. Nikt nie próbował go zatrzymywać, bo wszyscy mieli go przecież za jednego z najbardziej zaufanych pracowników Fernanda. Uśmiechnął się pod nosem i opuścił teren posiadłości Barossów…


    Cieszył się, że udało mu się odegrać na człowieku, przez którego jego życie wyglądało teraz tak a nie inaczej; że jego brudne pieniądze zostały wykorzystane w sposób najlepszy z możliwych. Nie miał jednak zamiaru przysparzać matce więcej zmartwień. Chciał by była z niego dumna, a na razie nie miał się przecież czym pochwalić.
    Odpisał jej szybko, dość enigmatycznie, obiecując odezwać się wkrótce i wrócił do przeglądania poczty. Zamarł w bezruchu, zatrzymując powietrze w płucach, gdy w polu „od” zobaczył „Nicolas Barosso”. Przełknął głośno ślinę i otworzył wiadomość, a przez jego głowę przemknęło milion czarnych myśli.


        Pewnie jestem ostatnią osobą, od której spodziewałeś się przeczytać wiadomość, ale nie musisz się obawiać, bo o ile mój brat nie może przeżyć, że sprzedałeś za grosze jego ukochane cacko, o tyle ojciec jakoś przebolał fakt, że wyczyściłeś jego sejf, a pieniądze, które tam były przeznaczyłeś na pomoc najbardziej potrzebującym. Znamy się dość dobrze, więc wiesz, że nie z tego powodu piszę. Zastanawiam się czy nie masz kontaktu z Iriną.
        Daj znać. To ważne.
        Nick.



    Tomas zaklął szpetnie pod nosem i zatrzasnął wieko laptopa. Nie potrzebował komplikacji, a ten mail od jego byłego kumpla nie mógł zwiastować niczego dobrego.

______
*Jack White, Joker – fikcyjna postać z komiksów, seryjny morderca, znany także jako: The Clown Prince of Crime, Red Hood, Jack, Joseph "Joe" Kerr, Clem Rusty, Mr. Rekoj, Jack White lub Jack Napier


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 12:59:49 20-09-15, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:01:31 20-09-15    Temat postu:

Hej, dziewczyny! Wybaczcie, że tak późno komentuję - długo mnie nie było na forum, bo nie miałam weny i jakoś nie czułam się na siłach tutaj wchodzić, ale teraz już "się odblokowałam" i postanowiłam nadrobić wszystko

Zacznę od tego, że uwielbiam relację jaką mają Raul i Corrie. I właśnie przez to, że nie są rodzeństwem, a mimo wszystko zachowują się jak brat i siostra, są jeszcze bardziej wyjątkowi
Pomysł z wieczorem panieńskim i kawalerskim bardzo mi się podoba, a tekst Corrie mnie rozwalił - " – Będziemy szaleć do białego rana, pić szota za szotem i wciskać facetom banknoty za gumki od gaci, tylko po to, żeby trochę pomacać"
Fajnie, że Tomas zaczyna się trochę otwierać. Mam nadzieję, że Raul i Mecha przemówią mu trochę do rozsądku.
Nie mogę się doczekać tej kolacji. I coś czuję, że choć Raul na pewno nie miał tego na myśli, rzeczywiście może wpaść na pomysł wyswatania kuzynki z kumplem
Kiedy czytałam o chłopaku w kędzierzawych włosach i czapce od razu stanął mi przed oczami Adam Sevani - dosłownie! A po kilku linijkach widzę, że to właśnie on "wystąpił" w roli Adama. Polubiłam chłopaka i mam nadzieję, że zagości na dłużej. Fajnie, że Corrie będzie miała coś do roboty. Występ w teledysku to naprawdę coś!
I coś czuję, że ten Max jeszcze namiesza. Niby się nie odzywa, ale jak się pojawi to już nie będzie chciał odejść
Przepraszam, że tak krótko, ale jestem przeziębiona i właśnie w tej chwili jak piszę ten komentarz to łzy mi ciekną z oczu, że ledwo widzę, co piszę - taki mam katar
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:41:13 20-09-15    Temat postu:

Madziu, miło Cię widzieć w naszych skromnych progach I jak to było krótko, to ja jestem zakonnicą Zresztą nie długość się liczy, a jakość, a w ogóle to sam fakt, że wciąż tu z nami jesteś - dobrze wiem jak to jest mieć "płaczący" katar, więc nie przejmuj się niczym, kuruj się szybko i wstawiaj jakiś rozdzialik u siebie
A Twoje spostrzeżenia dla dobra sprawy oczywiście zostawiam bez komentarza
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:17:51 20-09-15    Temat postu:

Madziu kochana, dzięki śliczne, że mimo przeziębienie zajrzałaś i cieszę się, tak jak już Aga wspomniała, że mimo wszystko nadal z nami jesteś
Wiedziałam, że komu jak komu, ale Tobie Adam w roli Adama może się spodobać, a jeśli tak rzeczywiście, to znaczy, że to jest odpowiedni chłopak na odpowiednim miejscu. Kiedy szukałam "twarzy" dla tej postaci od razu mi się pojawił przed oczami Łosiu, więc nie było innej opcji i zostało jak zostało
Z Twojego komentarza wynika, że udaje nam się z Agą realizować cele i nie zbaczamy na razie z wyznaczonej ścieżki, więc oby tak dalej mam nadzieję, że się nie zawiedziesz No i reszt oczywiście nie skomentuję
Raz jeszcze dziękujemy i wracaj do zdrowia, Madziu :*


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 20:19:45 20-09-15, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:04:15 22-09-15    Temat postu:

Cześć dziewczyny!
Zawsze kiedy zastanawiam się co mogłabym Wam tu napisać, muszę zerkać na te Wasze podpisy, a to mnie bardzo rozprasza.
Podoba mi się Adam i jego relacje z Corrie. Jestem ciekawa, jaką rolę tu odegra, bo chyba nie pojawił się bez przyczyny, nie? Jeszcze bym o nim poczytała Poza tym fajnie, że ma dla Corrie nowe zlecenie. Dziewczyna, pomimo kontuzji, ma zajęcie, które pozwala jej normalnie funkcjonować.
Max to mały wieprzyk. Jak on może tak milczeć?
No, ale Tommy <3. Gdzie można znaleźć takiego faceta, hę?
Zwyczajnie mordka mi się śmiała, jak czytałam o tym jego spotkaniu z Corrie. Czyż oni razem nie są fantastyczni? Szkoda, że tak mało.
Troszkę więcej dowiadujemy się o Tomasie i jego przeszłości. Dalej intryguje mnie ta jego odsiadka. I co z Iriną?
Oj, dziewczęta!
Czekam na więcej.
Całuski i takie tam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:36:56 25-09-15    Temat postu:

Madziu w imieniu swoim i Agi ślicznie dziękuję za komentarz
Wiesz, Jay to Jat, drugiego takiego nie ma, więc ja się nie dziwię, że patrząc na niego się rozpraszasz
A odnosząc się do Twojego komentarza, to Adam z pewnością nie pojawił się na jednorazową scenę i będzie miał swoje pięć minut, tym bardziej, że przecież łączy go z Corrie taniec, więc będziesz miała jeszcze okazję o nim poczytać
Corrie i Tomas nie zawsze muszą dominować odcinek wspólnym wystąpieniem, bo co za dużo to niezdrowo Reszty Twoich spostrzeżeń dla dobra sprawy nie skomentuję
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:10:26 27-09-15    Temat postu:

dubel

Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:25:40 27-09-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:10:27 27-09-15    Temat postu:

dubel

Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:20:52 27-09-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:19:37 27-09-15    Temat postu:



    "Rodzina to nie tylko więzy krwi.
    To ludzie w twoim życiu, którzy chcą Twojej obecności w swoim; ludzie, którzy akceptują Cię takim, jakim jesteś.
    To ci, którzy zrobią wszystko, by widzieć Twój uśmiech i którzy kochają Cię niezależnie od wszystkiego. " [~nieznany]


    Z irytacją potarł palcami czoło i trzasnął drzwiami szafy, przeklinając pod nosem. Kumpel zaprosił go na obiad do swoich rodziców, miał poznać jego narzeczoną, a w szafie miał ledwie parę koszul i żadna nie wydawała mu się odpowiednia na taką okazję. Nie szedł wprawdzie do Dolby Theatre na galę rozdania Oscarów, ale nie mógł przecież założyć wytartych jeansów i bawełnianego podkoszulka, w których czuł się najlepiej. Westchnął cicho i ścisnął nasadę nosa palcami. Nie wiedział czy bardziej denerwuje go fakt, że w jego szafie dominowały raczej t–shirty i bluzy dresowe, niż wizytowe stroje, czy sam fakt tego, że miał iść na ten cholerny obiad, na który wcale nie miał ochoty.
    Przymknął na chwilę powieki, policzył w myślach do dziesięciu, zrobił głęboki wdech i jeszcze raz otworzył drzwi szafy. Po omacku sięgnął dłonią do wnętrza. Chwycił w palce materiał i otworzył oczy, a jego wzrok padł na czarną koszulę. Uśmiechnął się do siebie, bo metoda na chybił trafił sprawdziła się już nie pierwszy raz. Zdjął koszulę z wieszaka i od razu założył na siebie, zostawiając odpiętych kilka guzików pod szyją.
    – Nie kupię niczego, nie potrzebuję ubezpieczenia i nie chcę rozmawiać o kościele – krzyknął, gdy ktoś energicznie zapukał do drzwi jego mieszkania. Podwinął rękawy koszuli do łokci i wywrócił oczami, gdy pukanie nie ustało. – Nie rozumiesz, bałwanie… – urwał, kiedy otworzywszy drzwi, zobaczył w nich swojego kumpla, szczerzącego się od ucha do ucha.
    – Nie rozumiem dlaczego jeszcze jesteś tutaj, zamiast u moich starych – powiedział Raul, wchodząc do mieszkania Tomasa, gdy ten otworzył drzwi szerzej, samemu wracając do środka.– Czekasz aż rozwinę czerwony dywan?
    – Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł. Po co ja ci tam jestem potrzebny?
    – Bo mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – rzucił enigmatycznie Raul, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenie Tomasa.
    – I nie możesz złożyć mi jej tutaj? – Rivera pokręcił przecząco głową, a Tomas wywrócił oczami zirytowany, kiedy przypomniał sobie o tym, że na obiedzie bez pary miała być też kuzynka Raula. – Jeśli zamierzasz mnie swatać, to gorzko tego pożałujesz – uprzedził, wwiercając się w kumpla morderczym spojrzeniem, a ten uniósł tylko dłonie w geście poddania i uśmiechnął się tajemniczo.
    Tomas westchnął cicho, opierając się dłońmi o blat kuchennej wyspy. Czuł, że decyzje zapadły poza nim i jedynie jakieś trzęsienie ziemi, albo inny kataklizm mogły go wybawić od tej imprezy.
    – Tchórzysz, Tommy? – zapytał Raul po chwili, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
    – Po prostu nie rozumiem dlaczego tak się uparłeś. To, że wynajmuję mieszkanie od twojego ojca i to, że twoja matka zatrudniła mnie u siebie, to nie jest żaden powód do tego, by nagle zacieśniać więzi i spędzać razem czas.
    – Zrobiłeś się strasznie marudny, wiesz? – zagadnął Raul, a uśmiech nie schodził z jego ust. – Chyba naprawdę powinienem poważnie pomyśleć o tym, by cię z kimś wyswatać.
    – Ani mi się waż! – zabronił, spoglądając mu w oczy i wcelowując w niego palcem wskazującym. – W moim życiu zbyt wiele się wydarzyło i nic nie układa się tak jak powinno – dodał cicho, spoglądając gdzieś za okno i przez krótką chwile wyglądał, jakby duchem był zupełnie gdzie indziej. – Niepotrzebny mi kolejny kłopot na głowie – zakończył, wracając spojrzeniem do przyjaciela.
    – Kobieta to kłopot?
    Tomas uśmiechnął się pod nosem.
    – Żeby tylko jeden – mruknął. – Ty się dobrze zastanów, stary, nim wypowiesz sakramentalne „tak” – zażartował, wracając do swojego beztroskiego ja.
    – A ty przestań grać na zwłokę. Bierz dupę w troki i idziemy.
    – Nie mam nawet ani kwiatów dla twojej matki, ani żadnego alkoholu dla ojca – jęknął bezradnie Tomas, starając się na poczekaniu znaleźć jakikolwiek powód, który pozwoliłby mu uniknąć goszczenia na obiedzie w rodzinie Rivera.
    Raul zaśmiał się w głos i pokręcił głową z niedowierzaniem.
    – A ty, Tommy, przepraszam, ale zamierzasz prosić ich o moją rękę? – zagadnął rozbawiony. – Nie to, żeby czegoś ci brakowało – dodał, mierząc go sugestywnym spojrzeniem od stóp czubek głowy. – Ale jednak wolę moją Lily.
    Tomas uśmiechnął się krzywo, robiąc głupią minę i wywrócił oczami.
    – Chodź, nie wypada się spóźnić – powiedział Raul, nadstawiając ramię, jakby zamierzał prowadzić jakąś damę.
    – Wal się, Rivera – żachnął się Tomas, kierując się w stronę drzwi….

    Niecałe dwie minuty później obaj swobodnym krokiem weszli do połączonego z jadalnią salonu w eleganckim mieszkaniu rodziców Raula, które było dokładnie takie jak wyobrażał sobie Tomas. Urządzone z klasą, ale bez zbędnego przepychu i nie było w nim miejsca na przypadek – wszystko tu współgrało ze sobą i pasowało do siebie doskonale niczym kawałki puzzli, tworząc obrazek, na którym warto było zawiesić oko, a każdy, nawet najdrobniejszy przedmiot idealnie komponował się z przytulnym wnętrzem.
    – Jesteśmy! – zakomunikował Raul, akurat w momencie, kiedy z kuchni wyłoniła się brązowowłosa dziewczyna ze szklaną miską pełną sałatki w dłoniach. Uśmiechnęła się szeroko i postawiła naczynie na środku, zastawionego już porcelaną, stołu.
    – Nareszcie – odparła, podchodząc szybko do Raula. – Jackie się już niepokoi, bo wszystko stygnie – dodała, od razu przylegając ciasno do boku narzeczonego, który odruchowo objął ją ramieniem, mocniej do siebie przytulając.
    – Kochanie, to właśnie jest Tomas Lozano – powiedział Raul, zerkając na kumpla. – Tomas, to moja śliczna narzeczona Liliana, jeszcze Montenegro – dodał, szczerząc się od ucha do ucha i mrugając do niej, kiedy pokręciła głową z rozbawieniem.
    – Po prostu Lily – uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła drobną dłoń, którą Tomas od razu zamknął w delikatnym uścisku.
    – Miło mi cię poznać. Przepraszam, że tak z pustymi rękami, ale twój narzeczony nawet nie pozwolił mi…
    – Jasne, Tommy – przerwał mu Raul z rozbawieniem. – Zwal wszystko na mnie, ale może najpierw po prostu się przyznaj, że gdybym po ciebie nie poszedł, to…
    – Dobra, już nic nie mów – wszedł mu w zdanie Tomas, unosząc dłonie w geście poddania i spoglądając przepraszająco na Lily, uśmiechnął się łobuzersko.
    – Dajcie spokój, chłopaki – zaśmiała się, spoglądając to na jednego, to na drugiego i zastanawiając się co sprawia, że dorośli faceci w niektórych momentach zachowują się jak dzieci spuszczone z surowej smyczy rodziców.
    – Jesteście już – powiedział Hector, który właśnie wszedł do mieszkania z uśmiechem od ucha do ucha. – Witaj – zwrócił się do Tomasa, wyciągając dłoń w jego stronę.
    – Dzień dobry – przywitał się Tomas, ściskając dłoń gospodarza. – Chciałbym podziękować.
    – Daj spokój – Hector machnął ręką i mrugnął mu porozumiewawczo. – Po prostu wykorzystaj szansę, to będzie dla mnie najlepsze podziękowanie. – Tomas skinął głową i uśmiechnął się lekko na te słowa. Nie miał pojęcia czym sobie zasłużył na tę szansę, jaką niespodziewanie otrzymał, ale nie naprawdę nie zamierzał jej zmarnować. – Nie stójcie w przejściu, dzieciaki – upomniał. – Zapraszam do stołu – dodał, maszerując przodem w stronę jadalni.
    – Ciociu, naprawdę wystarczy. Jak zabraknie to się przecież dołoży – dobiegło ich z kuchni.
    – Motylku, doskonale wiesz, ile potrafi zjeść Raul, a teraz będzie dwóch do podziału – odparła rozbawiona Jackie, a wtedy pomieszczenie wypełnił radosny i absolutnie zaraźliwy dziewczęcy śmiech. Po chwili do jadalni z półmiskiem aromatycznej pieczeni weszła filigranowa brunetka, w kwiecistej sukience sięgającej jej do połowy uda i jeansowej kamizelce do kompletu. Wzrok Tomasa od razu zatrzymał się na jej ciemnych włosach z jasnymi końcówkami, które miał okazję już widzieć, a kiedy dziewczyna założyła kosmyk za ucho i powoli odwróciła się przodem do niego, jego oczy momentalnie rozbłysły.
    – A to jest właśnie moja urocza kuzynka… – zaczął konspiracyjnym szeptem Raul, trącając kumpla dyskretnie łokciem pod żebra.
    – Corrine – przerwał mu Tomas, uśmiechając się w ten swój charakterystyczny sposób, przez który jego prawy policzek znów przyozdobił ten uroczy dołeczek.
    – Tomas – odezwała się Corrie. Uśmiechnęła się promiennie i mierząc go powolnym spojrzeniem, zrobiła kilka kroków w stronę całej trójki, bo jej wuj właśnie rozmawiał o czymś w kuchni z Jackie.
    – To wy się już znacie? – zapytał Raul, marszcząc brwi i wodząc zdezorientowanym spojrzeniem od kuzynki do kumpla.
    – Można tak powiedzieć. Poznaliśmy się kilka dni temu w szkole twojej matki – odparł Tomas, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
    – A ściślej rzecz ujmując w windzie – dopowiedziała Corrie, nie odrywając spojrzenia od jego hipnotyzujących ciemnych oczu. – Tak się spieszył do cioci Jackie, że o mały włos nie rozgniótł mnie jak muchy na ścianie windy – dodała, uśmiechając się lekko i opamiętując na tyle, by przestać się na niego gapić. Odruchowo przygryzła policzek od wewnątrz, niemal natychmiast wyłapując pytające spojrzenie przyjaciółki, która przyglądała jej się bez słowa, spod uniesionej wymownie brwi.
    – Zaraz potem wysiadło zasilanie i utknęliśmy …– wyjaśnił Tomas, ściągając na siebie jej spojrzenie i przesuwając dłonią po włosach z tyłu głowy, kątem oka zerknął na stojącego u jej boku Raula.
    – Na szczęście nie na długo – wtrąciła Corrie, ponownie pochwytując na krótką chwilę błyszczące spojrzenie znajomego swojego kuzyna. – Wyszliśmy na dach, a Tomas otworzył kratę i byliśmy wolni – zakończyła, na co Tomas roześmiał się wesoło i skinął głową. Liliana spojrzała znacząco na Raula, który uśmiechnął się głupkowato i tylko wzruszył ramionami, po czym wrócił wzrokiem do kumpla.
    – Powiem ci, że to dość oryginalny sposób na zapoznawanie dziewczyn – zaśmiał się, klepiąc go w ramię, po czym zwrócił się do Corrie: – A ty, kuzynko nie wiedziałem, że jesteś taką ryzykantką, by pozwolić nieznajomemu, wyciągać się na dach windy.
    Corrine zgromiła kuzyna morderczym spojrzeniem i pacnęła go żartobliwie otwartą dłonią w ramię.
    – Dlaczego nie siedzicie jeszcze przy stole? – zagadnął Hector, który właśnie wszedł do jadalni w towarzystwie swojej żony. Tomas natychmiast pochwycił czujne spojrzenie Jackie i skinął jej uprzejmie głową na przywitanie. Gdy uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach dostrzegł jakieś ciepłe iskierki, których nie wiedzieć, czemu nie zauważył wcześniej, kamień spadł mu z serca. – Siadajmy – ponaglił Hector, podchodząc do swojego stałego miejsca przy stole, a cała czwórka ruszyła jego śladem.
    Zanim jednak Corrie zdążyła zająć miejsce przy stole, Liliana chwyciła ją za łokieć i odciągnęła na bok.
    – Poznałaś takiego faceta, a ja nic o tym nie wiem? – zapytała, krzyżując ramiona na piersi i wpatrując się w przyjaciółkę ganiącym wzrokiem.
    – Nie było okazji – stwierdziła Corrie, wzruszając nonszalancko ramionami i przygryzając odruchowo dolną wargę, ukradkiem zerknęła w stronę Tomasa.
    – Nie było okazji? – powtórzyła Liliana, mrużąc groźnie oczy, ale Corrie zamiast odpowiedzieć, przewróciła tylko oczami, co jeszcze bardziej zirytowało przyjaciółkę.– Ja cię, kiedyś ukatrupię, obiecuję – jęknęła z rezygnacją Lily, kierując się do stołu, a Corrine westchnęło tylko i zaraz poszła w jej ślady. Gdy zatrzymała się przy swoim krześle, Tomas, któremu przypadło miejsce obok niej, uśmiechnął się promiennie, chwycił za oparcie i ostrożnie dosunął jej krzesełko, po czym sam usiadł ani na moment nie odrywając wzroku od profilu jej twarzy.
    – Znowu się gapisz – wycedziła przez zęby cicho, rozkładając na kolanach serwetkę i chowając twarz za kurtyną gęstych włosów.
    Tomas uśmiechnął się jednym kącikiem ust i przysunął bliżej stołu.
    – Co to za propozycja? – zwrócił się do Raula, ale ten tylko uśmiechnął się tajemniczo i zerknął na Lily, szukając pod stołem jej dłoni.
    – Dowiesz się w swoim czasie – rzucił enigmatycznie…

    * * *

    Po dwóch godzinach swobodnych rozmów o życiu, kolejnych dowcipach i po pochłonięciu całego deseru, jaki przygotowała na tę okazję Jaqueline, cała szóstka, zgodnie z tradycją panującą w domu Riverów, siedziała przy stole i rozgrywała drugą rundę karcianej wojny w „oszusta”.
    – Znów oszukujesz, Raul – powiedział Tomas, siłując się z kumplem na spojrzenia, po czym z cwanym uśmiechem, pochylił się nad stołem i odsłonił kartę, którą przed momentem Raul dołożył do stosika na środku stołu. Tak jak się spodziewał zamiast karo leżała karta pik, więc wyszczerzył się od ucha do ucha i uniósł sugestywnie brew, odchylając się na oparcie swojego krzesła.
    – Nie dość, że nie rozróżniasz kolorów to jeszcze widzisz do góry nogami? – zagadnęła rozbawiona Corrie i parsknęła głośnym śmiechem, kiedy kuzyn posłał jej mordercze spojrzenie i zmrużył groźnie oczy.
    – Zdrajczyni – powiedział z udawaną urazą w głosie, ale zaraz potem mrugnął do niej i zgarniając te kilka kart ze stołu, uśmiechnął się cwano, jasno dając jej w ten sposób do zrozumienia, że zemsta na jej osobie będzie słodka.
    – Ciesz się, synu, że to nie była połowa talii – odezwał się Hector i położył na środku stołu kolejną kartę, tym razem trefl, do której reszta graczy miała dorzucać swoje, według obowiązujących zasad, dopasowane do niej kolorem.
    – Pilnuj się tato, żebyś za chwilę Ty nie zebrał całej talii – mruknął Raul pochwytując ganiące spojrzenie ojca, który kręcąc głową z dezaprobatą mimo wszystko uśmiechnął się lekko i poprawił okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa.
    – Ciekawe, po kim ty jesteś taki dowciapny – rzucił Hector, marszcząc brwi i uważnie obserwując swoją żonę, która kładła właśnie na środek stołu kartę ze swojego dyskretnie ukrytego wachlarza. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy chwyciła kieliszek z winem i upiła łyk.
    – Zapewne po matce chrzestnej – odparła z rozbawieniem i ponad ramieniem spojrzała na męża błyszczącym ciepło wzrokiem. Hector skinął powoli głową i uśmiechając się cwano, bez słowa pochylił się lekko do przodu i postukał palcem wskazującym w jej kartę, w tej chwili odwróconą jeszcze koszulką do góry.
    – Zapewne, to kochanie oszukujesz – powiedział głębokim głosem, a kiedy uniosła wymownie brew, odwrócił kartę i zdecydowanie nie był to trefl. – Nie potrafisz kłamać, Jackie – dodał, mrugając do niej, po czym podał jej karty i pocałował ją przelotnie w policzek, odchylając się z powrotem na oparcie swojego krzesła.
    Corrie uśmiechnęła się do siebie na widok tego cudownego obrazka, prawdziwej i szczerej miłości, która pomimo upływu lat wciąż płonęła w rodzicach Raula niezmiennym płomieniem, a którą wielu ludzi z całego serca pragnie przeżyć, choć czasem nie jest im to dane.
    Po raz kolejny dzisiejszego wieczora czując na sobie gorące spojrzenie siedzącego obok Tomasa, odruchowo założyła pasmo włosów za ucho, po czym odchrząknęła cicho i wyłożyła na stół jedną odkrytą kartę.
    – A Ty, Tommy? Oszukujesz? – zagadnął Raul, ponad kartami pochwytując spojrzenie kumpla. Tomas uśmiechnął się szeroko i wyrzucił na stół swoją kartę.
    – Przekonaj się – rzucił i rozsiadł się wygodnie na swoim krześle, siłując się z Riverą na spojrzenia. Raul zmrużył oczy i zerknął w swoje karty, nie decydując się jednak na sprawdzenie czy to blef, czy nie. – Co robisz dwudziestego piątego lipca? – zagadnął po chwili niby od niechcenia, nie odrywając wzroku od swojej talii.
    – Nie wiem, to przecież za dwa miesiące – odparł Tomas, wzruszając nonszalancko ramionami i przyglądając się Raulowi podejrzliwie, sięgnął po swój kieliszek z winem.
    – Świetnie, to w takim razie zostaniesz moim drużbą – stwierdził, jak gdyby nigdy nic rzucając na stosik swoją kartę. W jednej chwili w jadalni zapanowała cisza, a kiedy do Tomasa dotarł sens wypowiedzianych przez kumpla słów, omal nie zakrztusił się alkoholem.
    – Co? – wydusił z siebie, przełykając z trudem, a potem przesunął nieprzytomnym wzrokiem po zgromadzonych przy stole, ale o ile spodziewał się widzieć niesmak i zaskoczenie na ich twarzach, o tyle w tej chwili każde z nich za wszelką cenę starało się powstrzymać wybuch śmiechu. – Za dużo wypiłeś, Raul? – zapytał, ponownie spoglądając na kumpla, który westchnął ciężko i wywrócił oczami z irytacją.
    – No, co? – zapytał, rozkładając bezradnie ręce. – Sam przed chwilą powiedziałeś, że nie wiesz, co robisz za dwa miesiące, więc wnioskuję, że nie masz w planach niczego istotnego, a jeśli nie masz, to możesz zostać moim drużbą. Sprawa jest prosta – odparł i wyszczerzył się od ucha do ucha, sięgając po swój kieliszek z winem i upijając spory łyk.
    – Ale mogłeś załatwić to trochę inaczej kuzynie, bo Tomas wygląda jakby miał w tej chwili dostać palpitacji serca – odezwała się Corrie z rozbawieniem, spoglądając na otępiałego Lozano, który opadł bezwładnie na oparcie krzesła, w ciszy trawiąc propozycję jaka padła z ust Raula, o ile to co powiedział, można nazwać w ten sposób.
    – Synu, przede wszystkim nie wypada stawiać nikogo pod ścianą, zwłaszcza, w takiej kwestii– upomniała Jackie surowym tonem.
    – Mamo, nie wypada to tylko plomba z zęba jak jest dobrze założona – stwierdził ze śmiechem Raul, wracając spojrzeniem na Tomasa. – Nie wyobrażam sobie na tym miejscu nikogo innego, a to najważniejszy dzień w moim życiu. Kumpel z wojska może mi chyba zrobić prezent zawczasu i po prostu się zgodzić, prawda? – bardziej stwierdził niż zapytał, unosząc wymownie ciemną brew.
    – Nie bierz mnie pod włos – mruknął Tomas, wcelowując w Raula palec wskazujący i posyłając mu mordercze spojrzenie.
    – Tomas …– odezwała się w końcu Lily, przejmując inicjatywę i kompletnie zmieniając taktykę. Pochwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Nie tak to miało wyglądać, ale sam znasz Raula i wiesz, że jak sobie coś ubzdura, to musi być tak jak on chce …– powiedziała łagodnym tonem, wpatrując się uważnie w jego ciemne tęczówki.
    – Ej! – obruszył się Rivera, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, narzeczona przysłoniła mu usta dłonią.
    – Ja z pewnością go tak nie rozpieściłam – stwierdziła Jaqueline, kręcąc głową z rozbawieniem.
    – I ty mamo przeciwko jedynemu synowi? – zapytał Raul z nachmurzoną miną, na co Jackie mrugnęła do niego tylko znad kieliszka i uśmiechnęła się szeroko, wykładając swoją kartę. – A poza tym, znów oszukujesz! – roześmiał się, potwierdzając swoje słowa, odkryciem koloru, który po raz kolejny nie był właściwy.
    – Cicho, teraz ja mówię! – upomniała narzeczonego Liliana, a Raul uniósł brew i zmierzył ją gorącym spojrzeniem, uśmiechając się seksownie jednym kącikiem ust w taki sposób, który mówił w zasadzie sam za siebie.
    – I słusznie, moja droga, bo jak ty nie będziesz trzymać tego ancymona w ryzach, to nikt nie da rady. Nam się z żoną nie udało przez dwadzieścia osiem lat – westchnął Hector, odchylając się wygodnie na oparcie fotela, a Raul korzystając z okazji, pochylił się lekko i szepnął narzeczonej wprost do ucha coś, przez co na jej policzki wypłynęły urocze rumieńce.
    – Błagam, dajcie Lily dojść do głosu – wtrąciła z rezygnacją Corrie i zerknęła niepewnie na siedzącego obok niej Tomasa, który wyglądał tak jakby nie ogarniał całego zamieszania, jakie miało właśnie miejsce przy tym stole.
    – Tomas, chciałam powiedzieć…. – zaczęła Lily, ale urwała nagle, gdy dłoń Raula spoczęła na jej nagim udzie i bez skrępowania zaczęła wędrować w górę jej ciała, do rąbka sukienki.
    – Raul! – krzyknęli wszyscy zgodnym chórem, jakby doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co robił pod stołem młody Rivera i że w ten sposób próbował za wszelką cenę rozproszyć uwagę Liliany. Uniósł ręce w geście poddania i wyszczerzył się jak dziecko od ucha do ucha, wymieniając porozumiewawcze i typowo męskie spojrzenia z siedzącym po przeciwnej stronie stołu Tomasem, który na ten widok parsknął wesołym śmiechem i pokręcił tylko głową z niedowierzaniem, po chwili skupiając całą swoją uwagę na Lilianie.
    – Posłuchaj, naprawdę zależy nam obojgu na tym byś zgodził się zostać naszym drużbą. Wiem, że się dobrze nie znamy, ale to nie zmienia faktu, że jesteś jedynym człowiekiem, któremu Raul ufa na tyle by złożyć podobną propozycję – powiedziała spokojnym, wyważonym tonem, nerwowo przygryzając policzek od wewnątrz.
    Tomas wpatrywał się przez nieskończenie długą chwilę w jej pełne nadziei, zielone tęczówki, starając się przeanalizować w głowie jej słowa i wykluczyć wszystkie „za” oraz „przeciw”, by podjąć najlepszą decyzję. Jednak im dłużej na nią patrzył tym bardziej był pewien, że nie jest w stanie odmówić im czegoś, co jest dla nich tak ważne.
    – Zgoda, ale robię to tylko dla ciebie, bo twój przyszły mąż nawet nie potrafi ładnie poprosić – powiedział, kręcąc głową z dezaprobatą. Liliana uśmiechnęła się szeroko i wstała gwałtownie od stołu, zerkając na niego niepewnie.
    – Boże, mogę cię przytulić? – zapytała jak mała podekscytowana dziewczynka, a kiedy nieco zaskoczony Tomas, ledwie zauważalnie skinął głową i wstał, doskoczyła do niego i uściskała go po przyjacielsku. – Naprawdę ci dziękuję – dodała, a kiedy mrugnął do niej łobuzersko, spojrzała na Corrie i wymierzyła w nią palec wskazujący. – A Ty, moja droga, oszukujesz! – stwierdziła i nim ktokolwiek zdołał się połapać w wydarzeniach, odsłoniła kartę, którą przyjaciółka rzuciła chwilę wcześniej na stosik.
    Corrine jęknęła z rezygnacją i posyłając Lily mordercze spojrzenie, zgarnęła ze stołu karty.
    – A skoro już jesteśmy w temacie, to mam nadzieję, że twoi rodzice dojadą na ślub? – zapytał Raul, zwracając się bezpośrednio do kuzynki.
    – Przecież nie może zabraknąć twojej matki chrzestnej, prawda?
    – I największej wariatki w rodzinie – dodała Jaqueline, mrugając porozumiewawczo do siostrzenicy, której usta momentalnie rozciągnęły się w szeroki uśmiechu.
    – Chyba najbardziej roztrzepanej w rodzinie – poprawiła ze śmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem, przyglądając się Tomasowi, który właśnie rzucił na stół swoją ostatnią kartę. Zmrużyła podejrzliwie oczy, a kiedy udało jej się pochwycić jego błyszczące spojrzenie, przekrzywiła głowę jakby się nad czymś zastanawiała i odruchowo przygryzła dolną wargę. Ciemne tęczówki Tomasa w jednej chwili rozbłysły, a usta wygięły się w seksownym i prowokującym uśmiechu, przez który w jego policzku znów pojawiło się to urocze wgłębienie, od którego nie mogła oderwać oczu.
    – Chcesz sprawdzić? – mruknął, celowo zniżając głos i siłując się z nią przez chwilę na spojrzenia. Corrie uniosła do góry swoją talię i uśmiechnęła się promiennie.
    – I tak niewiele mam do stracenia – stwierdziła i odsłoniła kartę, tłumiąc jęk zawodu, kiedy okazało się, że jednak się myliła. Sapnęła z irytacją i spojrzała mu w oczy, a on tylko niewinnie wzruszył ramionami.
    – Wygrałem – powiedział, zadowolony z siebie i chwyciwszy swój kieliszek, uśmiechnął się szeroko, opadając na oparcie krzesła.
    – Kto nie ma szczęścia w kartach, ma w miłości – powiedziała Jaqueline, ujmując Corrie za głowę i delikatnie całując w skroń. – Wybaczcie dzieciaki, ale chyba pójdę już odpocząć – dodała, zmęczonym głosem i wstała od stołu, kładąc mężowi dłoń na ramieniu. – Idziesz, staruszku? – zapytała łagodnie i pocałowała go w łysinę, kiedy odruchowo przykrył jej dłoń własną.
    – Starość nie radość, dzieciaki – powiedział, leniwie podnosząc się ze swojego krzesła, po czym wsunął okulary na czubek głowy i czule objął żonę ramieniem. – Dobranoc. Nie siedźcie zbyt długo.
    – Nie martwcie się i odpoczywajcie, a my tu posprzątamy – zaoferowała Corrie, od razu podnosząc się z miejsca i zbierając ze stołu puste kieliszki.
    – Chciałbym podziękować za zaproszenie – powiedział Tomas również wstając z krzesła, a kiedy Jackie skinęła mu głową i uśmiechnęła się ciepło, sam również odpowiedział uśmiechem.
    – Nie ma, za co i zapraszamy częściej – odparła szczerze, po czym razem z mężem ruszyła korytarzem w głąb mieszkania.
    Corrie chwyciła między palce kieliszki i weszła do kuchni, niemal natychmiast odwracając się przez ramię i spoglądając wprost z ciemne oczy Tomasa, który bez słowa wszedł za nią do pomieszczenia z resztą szkła w dłoniach.
    – Proszę – odezwał się schrypniętym półgłosem, podając jej kieliszki i umyślnie opuszkami palców muskając przy tym gładką skórę na jej dłoniach. Corrie spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko, starając się za wszelką cenę ignorować reakcję własnego ciała na jego z pozoru niewinny dotyk i to przeszywające spojrzenie ciemnych oczu.
    – Dziękuję, zostało coś jeszcze? – zapytała, otwierając zmywarkę i zerkając na niego przelotnie, założyła pasmo włosów za ucho.
    Tomas pokręcił przecząco głową i wsunąwszy dłonie do kieszeni spodni, spojrzał w kierunku jadalni, gdzie Liliana siedziała już na kolanach Raula, który wyglądał tak jakby nie zamierzał oderwać się od jej ust przez całą noc.
    – Oni tak zawsze? – zapytał cicho Tomas, kiwając głową na zaabsorbowanych sobą narzeczonych, a kiedy Corrie podeszła do niego, wędrując wzrokiem w tamtym kierunku, przesunął po jej ciele gorącym spojrzeniem, zatrzymując się na profilu jej ślicznej twarzy, który rozjaśnił prawdziwie szczery uśmiech.
    – Musisz przywyknąć. Są ze sobą od ponad siedmiu lat i to ciągle wygląda tak samo – odparła, przenosząc na niego błyszczący wzrok.
    – Cieszysz się z ich szczęścia, prawda?
    – Kocham ich oboje i nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej kobiety dla mojego kuzyna i lepszego mężczyzny dla mojej najlepszej przyjaciółki. Niezależnie od tego jak słodko brzmią moje słowa – powiedziała, po czym uśmiechnęła się i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, wróciła do wkładania kieliszków do zmywarki.
    – Mieszkasz gdzieś niedaleko? – zapytał po chwili Tomas, przerywając ciszę, jaka zapadła między nimi i ściągając na siebie jej roześmiane spojrzenie.
    – A co, chcesz mnie odprowadzić? – odpowiedziała pytaniem, unosząc jedną brew.
    – Może – mruknął, robiąc leniwy krok w jej stronę i nie odrywając nawet na moment spojrzenia od jej błyszczących oczu.
    – Jesteś wytrawnym graczem i dżentelmenem w jednym? – spytała z rozbawieniem i przygryzając policzek od wewnątrz, starała się nie roześmiać, kiedy niewinnie wzruszył ramionami. – W porządku, możesz mnie odprowadzić, skoro tak bardzo chcesz – dodała swobodnym tonem, zakładając pasemko włosów za ucho i uśmiechając się tajemniczo, zamknęła obładowaną szkłem zmywarkę.
    – Idziemy? – zapytał, a Corrie skinęła mu głową na zgodę i ruszyła razem z nim do jadalni. Szybko pożegnali się z Raulem i Lilianą, którzy również stwierdzili, że wrócą już do siebie, kiedy tylko pogaszą światła.
    – To gdzie mieszkasz? – zagadnął Tomas, kiedy razem z Corrie znaleźli się na klatce schodowej. Dziewczyna uśmiechnęła się i oparła biodrami o metalową poręcz, a jej oczy błysnęły psotnie, gdy na niego spojrzała.
    – Szczerze mówiąc, to piętro wyżej.
    – Żartujesz? – zaśmiał się, unosząc ciemną brew i wpatrując się w jej brązowe oczy z niedowierzaniem wyraźnie wymalowanym na twarzy. Corrie pokręciła przecząco głową, a potem weszła na schody i pokonując powoli stopień po stopniu, zerknęła na niego przez ramię i prowokująco zagryzła dolną wargę.
    – Wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami, więc tym razem ominie cię dżentelmeńskie odprowadzanie damy do domu – zażartowała, a kiedy pokręcił głową z rezygnacją i ruszył za nią, przyspieszyła kroku i po chwili oboje stali już pod drzwiami swoich mieszkań.
    – Dziewczyna, której omal nie rozgniotłem na ścianie windy, okazała się być kuzynką mojego kumpla, siostrzenicą mojej szefowej i moją sąsiadką. Masz dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki? – spytał ze śmiechem, otwierając drzwi i wspierając się biodrami o framugę.
    – Może – odparła, wzruszając nonszalancko ramionami.
    – Może? – powtórzył, ale uśmiechnęła się tylko promiennie i mrugnęła do niego z rozbawieniem, po czym ukryła twarz za kurtyną ciemnych włosów jakby była zawstydzona tą rozmową, choć przecież wcale tak nie było. Igrała z ogniem, wiedziała o tym, ale pierwszy raz w życiu czuła się tak jak teraz; kiedy mężczyzna w tak łatwy sposób, potrafił wydobyć z niej pierwotną kobiecą naturę i pod którego rozpalonym spojrzeniem czuła się piękna i dowartościowana.
    – Dobranoc, Tomas – powiedziała cicho, natychmiast pochwytując jego gorące spojrzenie, którym z pełną premedytacją, po raz kolejny dzisiejszego dnia, zmierzył jej zgrabną sylwetkę, przyprawiając ją o szybsze bicie serca.
    – Dobranoc – szepnął, uśmiechając się w ten swój charakterystyczny sposób, a kiedy jego prawy policzek przyozdobił dołeczek, Corrie stłumiła westchnienie i zniknęła w swoim mieszkaniu. Oparła się plecami o drzwi i przymknęła powieki modląc się w duchu, by jutro łatwiej jej było panować nad swoim ciałem, gdy w pobliżu będzie Tomas Lozano…

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:22:17 28-09-15    Temat postu:

A jednak Raulowi udało się zmusić Tomasa do udziału w tej uroczej kolacji Wydaje się, że tylko kuzyn Corrine jest w stanie jakoś zapanować nad charakterkiem Tomasa i utrzymać go w ryzach - a może tak mi się tylko wydaje?
Kolacja przebiegła bez zarzutów i widać, że wszyscy się dobrze bawili, a do tego ta niespodziewana prośba Raula i Lily I niby Raul nie swata, ale jednak jest to przecież idealna okazja do połączenia Corrie i Tomasa! On - drużba, ona - główna druhna. Na pewno będzie ciekawie
W dodatku wyczuwam rychłe pojawienie się szalonej matki Corrie, co może zatrząsnąć nieco poukładanym światem Riverów, ale oni chyba się tym nie przejmują
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 4094
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:49:41 06-10-15    Temat postu:

Dziewczyny, melduję, że właśnie przeczytałam 5 rozdziałów, nie zdążyłam jeszcze szóstego, ale spokojnie, nadrobię.
Strasznie podoba mi się postać Corrie. Mimo tej tragedii, która ją spotkała nie poddała się i w pewnym sensie nadal może robić to co kocha, tylko już nie tak intensywnie jak dawniej. Podziwiam ją za wytrwałość, serio I na dodatek taka zwariowana jest.
Za to Tomas wiele w życiu przeszedł i szczerze mówiąc to zdziwiłam się trochę, że przeniosłyście jego postać z NMD. Ale oczywiście zaliczam to na plus Fajnie, że postanowiłyście rozwinąć jego wątek w osobnym opoku, bo historia naprawdę godna uwagi.
Akcja w windzie mnie zabiła. Nie spodziewałam się, że Tomas będzie wychodził dachem, haha No i domyślam się, że ten e-mail od Nicolasa nie zwiastuje nic dobrego i już wkrótce pojawi się w Was także Irina.
Podoba mi się też, że Tomas chce odbudować relacje z matką, bo ostatnio faktycznie nie były one zbyt dobre.
A tak w ogóle to Tomas pół roku wcześniej uratował Corrie z tego wypadku, prawda? I co, on jej nie poznał? Mogę zrozumieć, że ona go nie pamięta, bo była w szoku, ale on powinien przynajmniej pamiętać jej rysy twarzy czy coś. Przecież nie miała zmasakrowanej twarzy.

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:07:21 07-10-15    Temat postu:

W imieniu swoim i Madzi, dziękuję Wam dziewczynki za tych parę słów :*

Madziu nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli powiem, że mama Corrie niedługo faktycznie się pojawi A czy ktokolwiek jest w stanie zapanować nad Tomasem nie byłabym tego taka pewna

Ewuś, niezmiernie nam miło, że chciało Ci się nadrabiać rozdziały Tomas faktycznie jest Tomasem z NMD, ale uprzedzam, że to jest całkiem nowa historia w związku z czym pewne fakty z NMD mogą się tu nie pojawić w ogóle albo zostać mniej lub bardziej zmienione
A! Gdy przydarzył się Corrie ten wypadek było ciemno, padał deszcz, a ona miała zakrwawioną twarz, ale nigdzie przecież nie pisało, że Tomas jej nie poznał... ani że ją poznał więc sprawa jest otwarta


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 12:15:57 11-10-15, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 6 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin