Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Po przeciwnych stronach" Odc.20/08.07.2023
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:09:47 18-04-22    Temat postu: "Po przeciwnych stronach" Odc.20/08.07.2023

Zapraszam na nową, zupełnie inną historię od poprzednio przeze mnie pisanych

"Po przeciwnych stronach" opowiada historię z cyklu: zemsta po latach.
Główni bohaterowie to Sara i Fabio, a akcja całej historii odbywa się głównie we Włoszech.
Traumatyczne wydarzenia, które na zawsze zmieniły życie Sary, miały miejsce 20 lat wcześniej w Turcji. Przez te wszystkie lata Sara z pomocą wuja Leventa, przygotowywała się do pomszczenia krzywd swoich bliskich.
Wyrusza do Włoch, gdzie obecnie żyją szczęśliwie jej wrogowie i rozpoczyna niebezpieczną grę by im zaszkodzić. Jej celem jest m.in najmłodszy syn rodziny Bianchi, Fabio. Zemsta okaże się jednak trudniejsza niż Sara zakładała bo nieoczekiwanie dopadają ją wątpliwości, a Fabio nie będzie jej całkiem obojętny.
Z drugiej strony Sara nie ma pojęcia, że Fabio wcale taki naiwny nie jest i też potrafi doskonale manipulować ludźmi...

W tym wszystkim pojawi się też wątek nieślubnego syna Leventa, który będzie szukał odwetu na ojcu za porzucenie, a także najbliższych przyjaciół rodziny Bianchi, którzy wcale prawdziwymi przyjaciółmi nie są...

Piosenka przewodnia:
https://www.youtube.com/watch?v=VKkrPteQSF8&ab_channel=matteobocelliVEVO

Piosenka Sary i Fabio
https://www.youtube.com/watch?v=2CYIoPeNuIc&ab_channel=matteobocelliVEVO

Piosenka Alessii i Berka
https://www.youtube.com/watch?v=LROx5ZA531A&ab_channel=matteobocelliVEVO

OBSADA:


Sara Erçel (Rinaldi) (w tej roli Ezgi Şenler) - główna bohaterka. Ma 25 lat. Turczynka.


Fabio Bianchi Valentini (w tej roli Oguzhan Kayra Koç) - główny bohater. Najmłodszy syn Bianchich. Dyrektor Finansowy rodzinnego domu mody "Bianchi & Valentini".


Alessia Martinelli (w tej roli Benedetta Porcaroli) - córka Crystal i Giovanniego Martinellich. Ma 24 lata. Ostatnie lata spędziła w Londynie.


Berk Erçel (w tej roli Berk Atan) - nieślubny syn Leventa.


Levent Erçel (w tej roli Burak Tamdoğan) -wuj Sary. Brat jej ojca. Biologiczny ojciec Berka.


Ayliz Bianchi Valentini (w tej roli İdil Sivritepe) - siostra Fabio i Matteo. Zajmuje się PR domu mody.


Giovanni Martinelli (w tej roli Fikret Kuşkan) - bliski przyjaciel Bianchich od kiedy przybyli do Włoszech. Mąż Crystal. Ojciec Alessii. Prowadzi firmę konfekcyjną, która zajmuje się przeszyciami konfekcji damskiej, męskiej oraz przeszyciami dzianin. Turek pochodzenia włoskiego.


Edoardo Bianchi Martinelli (w tej roli Sinan Tuzcu) - Turecki imigrant. Mąż Selen. Właściciel domu mody i jego prezes od samego początku. Ojciec Matteo, Ayliz i Fabio.


Matteo Bianchi Valentini (w tej roli Tolgahan Sayışman) - najstarszy syn Bianchich. Członek zarządu. Ojciec dwójki dzieci. Trzecie w drodze. Mąż Stelli.


Selen Bianchi Valentini (w tej roli Gülçin Santırcıoğlu) - nacjonalizowana Włoszka pochodzenia tureckiego. Żona Edoarda. Siostra tragicznie zmarłego Çinara. Matka Matteo, Ayliz i Fabio.


Stella Bianchi Valentini (w tej roli Cemre Gümeli) – żona Matteo. Była modelka domu mody męża. Nacjonalizowana Włoszka. Jej rodzice są tureckimi imigrantami.


Crystal Martinelli (w tej roli Deniz Uğur) - mama Alessii. Żona Giovanniego.

...

Pozostałych bohaterów dodam w międzyczasie


Ostatnio zmieniony przez Marzenka20 dnia 22:58:22 08-07-23, w całości zmieniany 32 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:42:39 18-04-22    Temat postu:

Odcinek 1 /18.04.2022

Ankara, Turcja.
Zapadł już zmrok. GPS w jej telefonie stale zawodził.
- Niby najnowszej generacji- prychnęła pod nosem z niezadowolenia.
Sara już dłuższą chwilę próbuje się wydostać z tej ciemnej, wąskiej uliczki, ale nic z tego. Jakby wszystkie znaki na niebie i ziemi sprzymierzyły się przeciwko niej.
Jakby tego było mało, nie może się też nigdzie dodzwonić. Telefon zdaje się mieć awarię. Spogląda na niego z niepokojem coraz bardziej desperacko dzierżąc go w dłoni.
- Nie…nie…tylko nie to!
Ekranik telefonu bezpowrotnie gaśnie. Tym samym również latarka, która oświetlała jej drogę, przestaje działać!
- Co się dzieje?
Do tej pory spokojna, teraz zaczyna na poważnie panikować.
W tej ciemności Sara kompletnie nic nie widzi, co przeraża ją nawet bardziej od braku kontaktu z kimkolwiek z zewnątrz.
- Muszę jak najszybciej wyjść z tej ślepej uliczki!
Jej oddech gwałtownie przyspiesza tak jak i jej krok. Nic przed sobą nie widzi.
Ubrana na czarno, w bluzie z kapturem, pociesza się, że i jej nie widać w tych mrocznych czeluściach.
Ku swojej wielkiej radości, zauważa wreszcie jakieś światełko w oddali. Zaczyna biec w jego kierunku… Biegnie co sił w nogach. Zdyszana, spocona i nadal wystraszona, wreszcie znajduje wyjście!
Jest już w bezpiecznym miejscu, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Gdy znienacka podjechał czarny mercedes - nic nie mogła zrobić. 4 rosłych mężczyzn pochwyciło ją i na siłę wpakowało do środka. Tego, co się potem działo już nie pamięta. Jakby w tamtej chwili urwał jej się film.
Gdy budzi się 2 dni później - aż przeciera oczy ze zdziwienia. Nie od razu orientuje się gdzie jest.
Rozgląda się dookoła całe pomieszczenie penetrując wzrokiem. Gdy podnosi się do pozycji siedzącej, nagle odczuwa boleści na całym ciele. Zauważa, że jest też podłączona do kroplówki.
- Jestem w szpitalu? Czemu boli mnie całe ciało? - zastanawia się.
Po chwili drzwi do jej pokoju otwierają się, a zza nich wyłania się mężczyzna. Sara od razu go rozpoznaje. Bardzo dobrze go zna…

Mediolan, Włochy.
Właśnie trwa pokaz mody zorganizowany przez jeden z największych i najbardziej prestiżowych domów mody nie tylko we Włoszech, ale i w całej Europie. Rodzina Bianchi Valentini, która jeszcze 25 lat temu dopiero rozpoczynała swoją działalność, dziś może pochwalić się nie tylko milionami na koncie, ale przede wszystkim prestiżem i marką ubrań najwyższej klasy, znaną na całym świecie. Jej zatrważający sukces i to w tak rekordowo krótkim czasie, jest niewątpliwie porażający.
Na pokazie, który jest jednocześnie celebracją okrągłych 25 lat od założenia firmy, znajduje się dziś cała familia oraz bliscy przyjaciele Bianchich, a także niektóre ważne osoby w państwie.

Podczas przemówienia Selen i Edoardo, na sali co i rusz rozlegają się gromkie brawa. Również troje z ich dzieci z uznaniem klaszcze i to na stojąco. Najstarszemu synowi, Matteo, towarzyszy żona Stella. Oboje znajdują się w radzie nadzorczej firmy. Młodsza od Matteo, Ayliz, odpowiada za PR. Z kolei najmłodszy z całej trójki, Fabio, odpowiada za finanse.

Szampańska zabawa trwa aż do białego rana. Wówczas kamery przestają już filmować więc ten idealny obraz kochanej i podziwianej rodziny również się wyłącza.
Selen, która podczas przemówienia tak chętnie chwytała męża pod ramię, teraz bierze go na dystans i udaje się do oddzielnej sypialni.
- Po pokazie na koniec roku, tak jak zapowiedziałam, wniosę o rozwód.
Przypomina mężowi, który jeśli jeszcze się łudził, że Selen tylko się wygraża, to jest znów przez nią sprowadzany na ziemię.

Matteo wraz z żoną wraca do ich prywatnego domu. Oboje padnięci idą spać, znowu zrzucając całkowitą opiekę nad dziećmi na gosposię.

Ayliz zaś wraca do domu wraz z młodszym bratem, ale tylko ona w tym domu zostaje. Fabio jak to ma w zwyczaju, odstawia siostrę tylko pod drzwi, a sam znika gdzieś na cały dzień i jak zwykle nie ma z nim kontaktu.
Jest w tym tak dobrze wyszkolony, że jest nawet w stanie zmylić za sobą trop i zgubić ochronę. Tym razem też mu się udaje.
Zawsze jednak wraca następnego dnia.
Nastaje nowy dzień, a jego nadal nie ma. Nie ma z nim też żadnego kontaktu.
Selen zaczyna się martwić. Dzwoni z domu do Edoardo, który jest już w biurze i kończy właśnie wideokonferencję. Oddzwania do niej natychmiast po zakończeniu połączenia.
- Nadal go nie ma. Zaczynam się niepokoić. To do niego nie podobne - w głosie kobiety słychać przejęcie. Edoardo stara się ją uspokoić.
- Znasz go. Pewnie gdzieś zabalował i stracił poczucie czasu.
- Przestań mi gadać głupoty. Wie jak się o niego martwimy, zwłaszcza po tym jak go prawie porwali przed rokiem. A jeśli znowu spróbowali? A jeśli go mają?! Zrób coś do cholery!
Z każdym kolejnym słowem głos Selen coraz bardziej dygotał, drżał.
Edoardo wiedział do czego to może doprowadzić i od razu obiecał jej, że już wdraża poszukiwania.
- Weź coś na serce - poprosił pod koniec rozmowy, ale jego żona już się rozłączyła. Wyszła przed dom i krążąc przez ponad godzinę po dziedzińcu, wyglądała powrotu syna. Nadaremno. Pomimo usilnych starań ochrony i samych bliskich, Fabia nadal nie udało się zlokalizować.
Nastał wieczór. Dla rodziny rozpoczął się koszmar…

Ankara, Turcja.
Sara widziała niewyraźnie. Była pod silnym wpływem leków przeciwbólowych. Chciała wtulić się w bezpieczne ramiona wujka, jednak zrezygnowała gdy poczuła, że dotyk sprawia jej ból.
- Wyjdziesz z tego. To tylko siniaki. Za parę dni ci przejdzie. Zaufaj mi.
Levent ujął delikatnie dłoń bratanicy i spoglądając na nią z troską obiecał, że pomści jej krzywdę.
- Co się dokładnie stało wujku? Pamiętam, że szłam za tym typem. Nie widział mnie. Jestem tego pewna. A potem w tej uliczce nagle gdzieś zniknął. Wszystko pogasło i…
- Nie zamęczaj się tym dziecko
Levent widząc narastający niepokój u Sary, starał się odwieść ją od wspominania przykrych zdarzeń jednak na próżno.
Sara była zbyt tym wszystkim przejęta.
- Nie rozumiem co się stało z moim telefonem. Jakby go ktoś zhakował, wujku, jakby to było celowe.
- Spokojnie, zapomnij już o tym.
Levent pogłaskał bratanicę po czubku głowy nieustannie starając się zmienić narrację rozmowy.
- Wszystko Ci wyjaśnię, ale w swoim czasie. Teraz musisz odpocząć. Słyszysz mnie słońce? Nadeszła pora odwetu. Tak jak chciałaś. Ale najpierw musisz dojść do siebie, a wtedy ruszamy.
Sara kompletnie nie spodziewała się tego usłyszeć. Zatkało ją w pierwszej chwili, ale gdy dotarło do niej co się szykuje, twarz jej pojaśniała.
Usiłowała jeszcze dociekać co ostatnio się z nią działo, ale wejście lekarza zniweczyło jej zabiegi. Musiała przyjąć zastrzyk przeciwbólowy po którym z resztą szybko ponownie zasnęła.

Minął tydzień.
Samolot, z Sarą i Leventem na pokładzie, wylądował na lotnisku w Mediolanie dokładnie o 10 rano. W tym samym czasie media w mieście oraz generalnie w całym kraju, obiegły szokujące zdjęcia Fabia, syna Selen i Edoarda Bianchich, bardzo poważanych we Włoszech.
Można je było znaleźć wszędzie, i w Internecie i w prasie. O skandalu wspomniano nawet w telewizji!
Levent natychmiast pochwycił tę informację i z zaciekawieniem przeczytał artykuł z zakupionej na lotnisku gazety.
- Co tak czytasz wujku? Coś ciekawego? - zapytała niepewnie Sara.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
- Pokaż mi - Sara nie odpuszczała i wyrwała mu gazetę z rąk - Kto to jest ten Fabio Bianchi? - czuła się totalnie zbita z tropu. Spojrzała jeszcze raz na jego zdjęcia, ale ponieważ były niewyraźne i do tego ocenzurowane, niewiele zobaczyła.
- Naprawdę nic ci nie mówi to nazwisko? - zdziwił się Levent.
Oboje nagle spojrzeli na siebie wymownie.
- Tak - Levent skinął porozumiewawczo w stronę bratanicy, a potem dodał
- To nasz cel.
Sara zdębiała. Po chwili ze złością wyrwała stronę z artykułem o Fabio, a potem zgniotła ją i wyrzuciła do najbliższego śmietnika.
- Więcej dowiesz się wieczorem. Zdradzę Ci cały plan. Poznasz też naszych sojuszników.
Sara zatrzęsła się na samą myśl. Ten długo wyczekiwany moment właśnie nadchodzi. Przygotowywała się do niego odkąd tylko pamięta. Odkąd tylko stanęła na nogi po tym co spotkało jej rodziców i starszą siostrę. Jakieś 20 lat! Łza spływa po jej policzku.
Powinna się cieszyć. Niebawem dokona się zemsta. Niebawem pomści bliskich. Powinna, ale mimo wszystko nie potrafi.

Krzyki Edoarda dobiegające z jego gabinetu słychać aż na dziedzińcu. Fabio się odnalazł! Po tygodniu jego syn wrócił do domu. Wszyscy powinni się cieszyć, ale nie cieszyli się. Wręcz przeciwnie. Dostali białej gorączki na jego widok. Nawet Selen nie kryła rozczarowania postawą syna.
Za zamkniętymi drzwiami, w gabinecie, brunet właśnie wysłuchiwał ostrej reprymendy od ojca, który z wściekłości aż poczerwieniał.
- Ile razy mam Ci mówić? Ile mam powtarzać? Ta naiwność kiedyś naprawdę cię zgubi!
- To nie tak tato. Daj mi wytłumaczyć - Fabio próbował przedrzeć się przez nieustanne obelgi ojca, ale ten był zbyt wzburzony by prowadzić dialog.
- Wiesz jak matka się zamartwiała? Wylądowała w szpitalu. Myślała, my wszyscy myśleliśmy, że cię porwano! Jak mogłeś nam to zrobić?! - Teraz
Edoardo z kolei zbladł. Fabio nie miał nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że zbyt dużo wypił i uległ damskim wdziękom.
Ojciec przycisnął go do ściany i przypomniał ważną kwestię o której zdaje się, że jego syn zapomniał.
- Rok temu już cię prawie mieli. Gdyby nie mój przyjaciel ze służb, zrobiliby z tobą to samo co z twoim wujem! Twoja matka do dziś myśli, że zginął w wypadku samochodowym. A i tak mocno to przeżywa. Wiesz co by było gdyby poznała prawdę? Wiesz!?
Fabio spogląda na ojca ze wstydem.
- Obiecuję, że to się już nie powtórzy tato.
Jego zapewnienia są dla Edoarda niczym nic nie znaczące puste słowa.
- Wiele razy mnie zapewniałeś, a potem dalej swoje. Kiedyś naprawdę przez taką jedną zginiesz synu. Jeśli nadal będziesz tak ganiał za spódniczkami, to one w końcu cię zgubią.
W efekcie, Edoardo zakazał Fabiowi kolejnych mocno zakrapianych imprez i alkoholu w ogóle. Nakazał mu z kolei udział w kursie samoobrony oraz ćwiczenia na strzelnicy. Ma też wrócić na kurs walki wręcz.
Na tych rozkazach rozmowa się zakończyła.

Jeśli Fabio myślał że to już koniec reprymend to się bardzo mylił. W jego pokoju czekała już Ayliz i ona na wstępie oczywiście też posłała mu wiązankę obelg.
- Jesteś podły Fabio. Rodzice poruszyli niebo i ziemię żeby cię odnaleźć.
Fabio spojrzał na siostrę spod wilka i odrzekł:
- Święta się znalazła. Mam Ci przypomnieć co ty wyczyniałaś 3 miesiące temu? I kto cię wtedy krył?
- To nie to samo. To był rejs, z moim chłopakiem.
- Taaak chłopakiem, którego już nie ma. Za to jest nowy, a potem będzie nowy, następny nowy i tak w kółko.
- Dobra dobra. Już się mnie tak nie czepiaj. U mnie to był tylko weekend, a ciebie wywiało na cały tydzień idioto. Coś ty tam odwalił? Gadaj!

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:44:54 20-04-22    Temat postu:

Odcinek 2/20.04.2022

To nie był dla Fabia najlepszy moment na zwierzenia, jednak Ayliz tak uporczywie nalegała, że brunet, wspierając się przy tym szklaneczką brandy, wszystko jej opowiedział.
- Pamiętasz tę brunetką z wybiegu, nową modelkę? - zapytał siostrę, a ona w mig domyśliła się przyczyny jego nieobecności i tylko wzruszyła z niezadowoleniem ramionami.
- No nie Fabio! Ty naprawdę jesteś głupkiem. Znowu? Poważnie? - Ayliz wpatrywała się w brata jak w jakiś odosobniony przypadek.
- Poszliśmy do paru miejsc. Trochę popiłem no i jakoś tak spontanicznie znaleźliśmy się na jachcie. A potem w Korsyce. Jakoś tak wyszło.
Ayliz cała naburmuszona spogląda na brata wzrokiem, który mógłby zabić.
- Myślałam, że jesteś mądrzejszy, ale ty się nigdy nie zmienisz. Dałeś się oszukać jak małe dziecko. Teraz twoje zdjęcia z tej schadzki krążą po całym kraju. Całe Włochy widziały twoje hmm (prycha) walory braciszku.
Fabio całe to zamieszanie z nagimi zdjęciami jest jednak obojętne. Zdaje się w ogóle wyciekiem tych fotek nie przejmować, co znowu wywołuje złość na twarzy jego siostry.
- Nic cię nie obchodzi co? Tylko te twoje przygody.
Bianchi, który dość ma już pretensji siostry, delikatnie, ale zdecydowanie, chwyta ją za rękę i prowadzi do drzwi
- Skoro już wszystko wiesz siostrzyczko to może dasz mi teraz trochę spokoju?
- Jeszcze nie skończyłam - Ayliz stawia nogę w drzwiach by je zablokować, ale Fabio i tak wypycha ją na korytarz, a potem zamyka drzwi na klucz.
- Na razie kochana siostruniu - rzuca na odchodne, a potem by odreagować, rusza pod prysznic. Tam nagle nawiedzają go wspomnienia. Pojawiają się przebłyski z ostatnich dni. Nie wszystko było tak jak powiedział. Zataił istotne fakty, które teraz nie dają mu spokoju.
Wspomina jak to wszystko się zaczęło.
Zagadał do Antonelli, modelki która zwróciła jego uwagę gdy chodziła po wybiegu. Po pokazie poszli do pobliskiego baru i wypili kilka drinków. Kolejne wydarzenia już się zacierają. Fabio pamięta tylko moment gdy obudził się na jachcie, gdzie było mnóstwo ludzi. Antonella cały czas tam z nim była. To wtedy ktoś musiał zrobić mu te zdjęcia. Ale po co? Kto chciał go w ten sposób ośmieszyć? Dziwne jest też to, że po przypłynięciu na brzeg Antonelli nigdzie już nie było. Jakby rozpłynęła się w powietrzu.
- Była naprawdę piękna. Muszę ją odnaleźć - mężczyzna zaraz po
wyjściu z łazienki wykręca numer do znajomego detektywa.
- Francesco, mam do ciebie sprawę.
Potrzebuję kogoś znaleźć…

Tymczasem w hotelu Mandarin Oriental odbywa się tajne spotkanie Leventa i Sary z pozostałymi osobami, które mają pomóc w realizacji zemsty. Okazuje się, że są to także osoby z kręgu politycznego Włoch oraz fałszywi, jak się okazuje, przyjaciele Bianchich. Dopiero na tym spotkaniu Sara zdaje sobie sprawę jaką ogromną skalę ma ta zemsta i to jak wiele osób jest w nią zaangażowanych wprawia ją w osłupienie. Uruchamiają właśnie potężną machinę, której już nie da się zatrzymać.
- To jak organizacja - stwierdza w myślach - aż tylu osobom zaszkodzili? - brunetka nie może się nadziwić widząc te wszystkie osoby oraz ich pełne nienawiści spojrzenia.
Mimo iż stara się zachować powagę, jej wuj, który zna ją jak własną kieszeń, od razu rozpoznaje typowe dla niej analizowanie całej sytuacji i natychmiast zbliża się by dodać jej otuchy.
- Saro, już wystarczy. Poznałaś kluczowe etapy planu. Teraz idź i się z tym prześpij. Jutro zaczynamy.
- Jutro? - 25-latka nie kryje zdumienia.
- Tak, dlatego to tak bardzo ważne byś wypoczęła. - ręka Leventa nawet nie drgnie gdy chwyta nią bratanicę za ramię i dyskretnie wyprowadza na korytarz.
- Znasz drogę do pokoju - mężczyzna wskazuje ręką drogę wiodącą do wind. Jednocześnie zachowuje grymas niezadowolenia na twarzy. Nic nie mówi, ale Sara wie, że mu podpadła choć nie za bardzo rozumie czym.
Brunetka odpowiada mu nieśmiałym uśmiechem, po czym posłusznie udaje się do swojego pokoju. Głowa pełna wrażeń i domysłów nie pozwala jej jednak spać. Tak mija jej pierwsza noc we włoskim Mediolanie. Dość ciężka pierwsza noc.

Znajomy Fabio jak zwykle jest niezawodny. Już z samego rana informuje go o tożsamości kobiety z wybiegu.
Bianchi nie kryje zdumienia po zdanych mu rewelacjach.
- Że jak się nazywa? - zaintrygowany prosi o powtórzenie.
Francesco po drugiej stronie słuchawki odpowiada:
- Ebru Yilmaz. To dość powszechne nazwisko w Turcji - stwierdza detektyw.
- Jesteś pewien? Mi się inaczej przedstawiła. W dodatku twierdziła, że jest Greczynką.
- Kłamała, bracie - oznajmia z pełnym przekonaniem Francesco.
Fabio mimo wszystko jest zdezorientowany. Po co zupełnie przypadkowa dziewczyna kłamała mu o swoim pochodzeniu i podała zmyślone nazwisko? Dalszą rozmowę telefoniczną przerywają krzyki z salonu.
Fabio czym prędzej się rozłącza i pospiesznie zbiega po schodach do owego salonu.
- Co się stało? - pyta przejęty gdy zastaje matkę z siostrą płaczące na kanapie. Po chwili dołącza do nich także nestor rodziny, Edoardo.
- Skąd ten lament? - dopytuje.
Selen podchodzi do niego z telefonem w ręku i uwidacznia nagranie jakie chwilę wcześniej otrzymała. Ręka jednak zbyt bardzo jej się trzęsie więc Edoardo przejmuje telefon i zerka na przesłane wideo. Po chwili dołącza do niego i Fabio. Obaj doznają szoku gdy rozpoznają postać torturowaną na nagraniu! Mężczyźni spoglądają na siebie z zaniepokojeniem.
Selen, która jest już u kresu sił, nie wytrzymuje i traci przytomność wpadając w ramiona równie załamanej córki. Po 5 minutach pogotowie zabiera ją na sygnale do szpitala z podejrzeniem zawału.
Gdy jej bliscy podążając za karetką, podjeżdżają pod szpital, są wściekli.
- Kto do cholery zawiadomił media?! - wykrzykuje z irytacją w głosie Edoardo.
Cała trójka z trudem przedziera się przez tabuny reporterów oczywiście nie udzielając im jakichkolwiek odpowiedzi.
Po godzinie, z kolei, zmuszeni są wyłączyć swoje telefony gdy bliżsi i dalsi znajomi kontaktują się nagminnie by wypytać o zdrowie Selen.
Ten dzień jest dla nich wielce stresujący. Drżą o życie Selen, które jest aktualnie na krawędzi.

Pierwszy poranek we Włoszech należy do miłych dla Sary mimo iż po wieczornych krytycznych spojrzeniach wuja na taki się nie zapowiadał. Sam Levent zjawia się u bratanicy i zaprasza ją na typowe, włoskie, jak się przekonała, śniadanie.
Chrupkie rogaliki, dopiero co upieczone, do tego przecudownie pachnące herbatniki i rozchodzący się po całym pomieszczeniu pobudzający aromat espresso… to jest to o czym marzyła odkąd tylko przyjechała do Włoszech. Jej wuj był tu wielokrotnie. Ona o dziwo teraz po raz pierwszy.
- Postanowiłem dać Ci trochę więcej czasu dziecko - Levent rzuca
bratanicy troskliwe spojrzenie gdy wypowiada te słowa. Ona z kolei przyjmuje je z ulgą.
- Wiem ile cię to kosztuje. Wiem, że teraz bardziej niż kiedykolwiek odżyją wspomnienia twoich rodziców. Te straszne wspomnienia na nowo powrócą - mężczyzna gładzi bratanicę po policzku gdy ta roni łzę po jego słowach.
- To dopiero początek i już jest ciężko. Jednak to co robimy jest konieczne. Ci dranie pławią się w luksusach, żyją jak królowie i niczym się nie przejmują. Pewnie nawet nie pamiętają tej masakry jaką nam zrobili. Nie możemy im tego darować. Nigdy! Słyszysz? Nigdy!
Sara z dobrego nastroju w błyskawicznym tempie wpada w rozżalenie i rozdzierający smutek. Faktycznie, samo mówienie o tragedii jej rodziny w mig przywraca wszystkie obrazy, które trwale utkwiły jej w pamięci, a miała wtedy dopiero 5 lat.
- Obiecaj mi, że cokolwiek się stanie nigdy się nie zawahasz. Saro, słyszysz? Obiecaj mi to. - Levent z domieszką presji stara się wymusić to przyrzeczenie od brunetki.
- Wujku, przecież wiesz. Za tobą pójdę choćby w ogień - zapewnia Sara, a potem niknie w mocnym uścisku Leventa. Oboje zaczynają łkać trwając w tym uścisku dłuższą chwilę. Całe emocje i stres schodzą teraz z Sary, która kompletnie się rozkleja.
- Pamiętasz co się z tobą stało tydzień temu? - przypomina jej Levent - ich ludzie prawie pobili cię na śmierć i to tylko dlatego, że zorientowali się, że śledziłaś ich człowieka.
Sara pochyla głowę i przytakuje.
- Nie mieli litości. Nawet dla takiej młodej kobiety jak ty. Planowali cię torturować. Gdyby nie ja i moi ludzie, gdybyśmy nie zdążyli na czas -
Levent nie jest w stanie dokończyć zdania. Poci się na czole na samą myśl co mogło spotkać jego bratanicę.
Miłe z początku śniadanie z miejsca przeradza się w płaczliwą dyskusję odnośnie ostatnich niepokojących zdarzeń.
Rozmowa ta jednak podnosi też Sarę na duchu. Jeśli zeszłego wieczora miała jeszcze jakieś skrupuły odnośnie Bianchich to dziś już ich nie ma.
- Podczas wczorajszego spotkania powiedziałeś, że zniszczymy ich wszystkich. Ale ja nic o nich nie wiem. Jak mam się do nich zbliżyć? - pyta w tym momencie już gotowa na wszystko Sara.
- Spokojnie. Dziś wieczorem spotkamy się z ich bliskimi przyjaciółmi. Nikt nie zna ich lepiej od Martinellich. Opowiedzą nam o nich wszystko.
- Jesteś pewny tych Martinellich? A jeśli są podstawieni? - pyta poważnie
Sara.
- Dziecko drogie, nie ucz ojca jak dzieci robić dobrze?
- Przepraszam - Sara jest lekko speszona krytycznym spojrzeniem wuja po jej nieprzemyślanym zapytaniu. Dłuższą chwilę siedzi ze schyloną głową. On zaś natychmiast przechodzi do konkretów.
- Dziś ich poznamy. Co robią, co lubią, jacy są. Przedstawię Ci też ich fotografie. Musimy wiedzieć jak wyglądają. O najmłodszym synu trochę już wiemy za sprawą jego skandalu z roznegliżowanymi fotkami - mężczyzna po tych słowach buńczucznie się zaśmiewa, ale Sarze wcale nie jest do śmiechu.
- A teraz idź i trochę się rozerwij. Pospaceruj. Poznaj to miasto bo przez najbliższe kilka miesięcy właśnie to miasto odegra kluczową rolę. Tu zakończy się przeklęta dynastia Bianchich. Tu przyjdzie im odpokutować za winy sprzed 25 lat!

Sara poszła za radą wuja i ruszyła w miasto, ale nie tyle by poznać je od strony turystycznej co ochłonąć i odreagować. Tak wiele się dzieje w tak krótkim czasie, że aż ją to przerasta. Czasem pojawiają się w jej głowie wątpliwości, ale gdy tylko tak się dzieje, brunetka natychmiast beszta siebie za to w myślach i wraca do traumy sprzed lat by na nowo zasiać nienawiść jaką wyhodowała po śmierci rodziców i siostry!
Ubrana w luźną, czarną bluzę z kapturem oraz czarne dżinsy z licznymi dziurami przemierza Mediolan bez większego entuzjazmu. Cały czas w jej głowie kłębią się myśli o zemście i mimo iż próbuje się ich wyzbyć, nie jest w stanie.

Cała rodzina Bianchich w wielkim podenerwowaniu czeka na wieści od lekarza.
Nastał już wieczór, a oni dowiedzieli się tylko i to od pielęgniarki, że Selen przetrwała zawał, ale jej stan nadal jest niestabilny.
W międzyczasie Edoardo zlecił swojemu znajomemu by znalazł tego, który przesłał jego żonie wideo, ale Fabrizio nic nie znalazł. Zarówno telefon jak i karta zostały zarejestrowane pod fałszywym nazwiskiem, a następnie zniszczone na złomowisku.
- Tato, poproszę znajomego detektywa. Może on coś znajdzie.
- W porządku - Edoardo przystaje na propozycję Fabio. Nim ten jednak
zdąży zadzwonić, do poczekalni wchodzi lekarz z pielęgniarką z dobrymi wieściami.
Edoardo, Matteo, Fabio, Ayliz - wszyscy bez wyjątku ściskają rękę lekarza i dziękują za uratowanie życia Selen.
Napięcie, które towarzyszyło im przez cały dzień nareszcie spada. Wszyscy oddychają z ulgą.

Tymczasem tak samo wielki stres, a wręcz panika, zaczynają dopadać Sarę. Brunetka przez cały dzień była w takim amoku, że zapomniała zabrać ze sobą telefon i nie dość, że nie pamięta drogi to jeszcze z tych nerwów nie może sobie przypomnieć nazwy hotelu w którym się obecnie zatrzymali z wujem.
- Nie, tylko nie to! - zaczyna się dusić.
- Znowu ten atak, nie! Nie mogę! Nie teraz!
Sara wpada w atak paniki. Mijający ją przechodnie zamiast pomóc patrzą tylko jak się zatacza i dyszy jakby ktoś ją dusił. Inni omijają ją szerokim łukiem bo jej zachowanie wyzwala w nich strach. Nikt nie pomaga, a ona coraz bardziej się dusi przybliżając się do jezdni!

Jedynym któremu udało się zajrzeć do Selen był Edoardo. Był u niej jedynie kilka minut, ale to wystarczyło by ukoić nerwy.
Po powrocie uspokoił też dzieci i wspólnie postanowili pojechać wreszcie do swoich domów. Jedynie Fabio się wyłamał gdy niespodziewanie zadzwonił do niego Francesco.
Zatrzymał ojca na w pół drogi by w sekrecie przed Ayliz poinformować go o nagłym spotkaniu.
- Mój informator akurat jest w pobliżu. Podpytam go o naszą sprawę.
- W porządku synu, ale bądź ostrożny. Ktoś depcze nam po piętach. To nie jest przypadek, że twoja matka właśnie teraz dostała nagranie, kiedy torturowali jej brata - ostrzega Fabio, który tym razem przytakuje ojcu.
- To zaufany człowiek. Na pewno coś znajdzie. Mam mało czasu. Pogadamy po moim powrocie.
- W porządku, ale uważaj. To nie są przelewki - ostrzegł jeszcze ojciec Bianchiego.

Ayliz, która siedziała w samochodzie domyśliła się, że coś jest nie tak, ale nie chciała już dociekać. Miała wystarczająco dość wrażeń po ostatnich wydarzeniach.
Wszyscy rozjechali się w swoich kierunkach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Florencja
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 20 Kwi 2022
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 11:08:11 21-04-22    Temat postu:

To jest świetne, szkoda że nie można łapek w górę dawać Masz talent <3
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:55:17 21-04-22    Temat postu:

mammamija napisał:
To jest świetne, szkoda że nie można łapek w górę dawać Masz talent <3


Ojej! Bardzo dziękuję za przemiły komentarz 😍😍😍
Mam nadzieję, że to co pojawi się w kolejnych częściach też Ci się spodoba Pozdrawiam cieplutko!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:31:04 22-04-22    Temat postu:

Odcinek 3/ 22.04.2022
Sara powoli dochodziła do siebie. Z pomocą prawie 80-letniej babci przysiadła na przydrożnym murku i dzięki jej trosce poczuła, że znowu może oddychać. Starsza pani nie chciała jej jednak tak po prostu puścić.
- Tu zaraz, tuż za rogiem, podają jedzenie na wynos. Można też tam przysiąść, na świeżym powietrzu. Chodź ze mną dziecko. Coś zjesz.
Sara mimo iż nie jadła od kilku godzin, nie chciała nadużywać dobrotliwości kobiety. Ta jednak nie dała za wygraną.
- Bo się obrażę kochanie. No już, bez gadania. Chodź ze mną -powiedziała i pociągnęła delikatnie dziewczynę za sobą.
Usiadły przy ostatnim wolnym stoliku. Gdy starsza pani zamawiała jedzenie, Sara, która poczuła się już swobodniej i bezpiecznie, zsunęła kaptur z głowy i odsłoniła swoje piękne, bujne, kręcone kruczoczarne włosy. Rozejrzała się dookoła. Nie dostrzegła nikogo podejrzanego. Głównie przebywali tam sami starsi ludzie.
Po chwili do stolika wróciła starsza pani.
- Zamówiłam nam Arancini. Jak będzie gotowe to Pan nam przyniesie.
- Arancini? - Sara pierwszy raz usłyszała tę nazwę.
- Tak myślałam, że ty nie stąd. Niby dobrze mówisz po włosku, ale nie masz perfekcyjnego akcentu. Poza tym z wyglądu też nie wyglądasz na Włoszkę.
Sara uśmiechnęła się pod nosem nie wiedząc co odpowiedzieć. Była nieco zawstydzona bo poza tym, że sprawiła starszej pani fatygę, to ta jeszcze ufundowała jej jedzenie. Dopiero teraz brunetka zdała sobie sprawę, że w całym tym amoku gdzieś zgubiła portfel.
- To co? Powiesz mi skąd jesteś i co tu robisz? - starsza pani nie
odpuszczała tematu, a Sara tymczasem myślała jak uciąć temat.
- Tylko mi nie zmyślaj. Jak nie chcesz odpowiedzieć to po prostu mi to powiedz. Nie znoszę kłamstw - niespodziewanie kobieta zmieniła miły ton na chłodniejszy.
Sara spojrzała na nią z lekka zmieszana, ale odpowiedziała.
- Jestem z Turcji.
- I? Co tu robisz? - starsza pani dociekała dalej.
- Yyy - Sara zawahała się przed odpowiedzią. Na szczęście w porę zjawił się sprzedawca z gotowym posiłkiem i brunetka mogła zgrabnie przekierować temat na rozmowę o tym co będą jadły. Odetchnęła z ulgą.
- Przypomniałaś sobie gdzie się zatrzymałaś? - zapytała jeszcze
starsza pani gdy już kończyły posiłek.
Sara, już spokojna, zorientowała się, że gdy atak paniki ustąpił, jej koncentracja powróciła bo nagle ni stąd ni zowąd faktycznie przypomniała sobie nazwę hotelu.
- Bardzo pani dziękuję! Uratowała mi pani życie! - wstała pospiesznie by ucałować ręce kobiety, ale ta wymijająco wstała.
- Nie wygłupiaj się kochanie. Cieszę się, że mogłam pomóc - staruszka
uśmiechnęła się do Sary, a potem dodała:
- no kończ już bo zaraz ostatni autobus Ci odjedzie. Odprowadzę cię na przystanek.
- Dokończę po drodze - obwieściła uradowana brunetka i szybko wstała z miejsca. Obróciła się równie szybko co wstała i nie mając pojęcia, że ktoś już podchodził by przejąć miejsce, wpadła prosto na tę osobę!
Ostatni kęs arancini wylądował na ubraniu mężczyzny, którego potrąciła.
Bezmyślnie wykrzyknęła do niego:
- Do piekła ci tak spieszno?! Padłbyś gdybyś trochę poczekał zamiast włazić na ludzi?!
W przeciwieństwie do Sary, mężczyzna cierpliwie zrzucał resztki jej jedzenia ze swojej bluzy. Ubrany był, podobnie jak jego kompan, cały na czarno. Obaj byli zakapturzeni.
Sara dopiero po chwili zauważyła z kim ma do czynienia i trochę się zlękła, ale za nic w świecie nie chciała tego po sobie pokazać dlatego postanowiła narobić trochę rabanu.
- Proszę bardzo! Wydaje im się, że mogą się wszędzie rozkraczyć i robić co im się żywnie podoba!
Starsza Pani, która stała z boku nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Oburzenie Sary wydawało jej się nad wyraz przesadzone. Pomyślała, że to pewnie zdezorientowanie po niedawno przebytym ataku paniki.
Z kolei mężczyzna z którym zderzyła się Sara o dziwo milczał. Jego kolega też.
Dopiero gdy Sara się uciszyła odrzekł:
- Skończyła już pani? Jeśli tak to idźże już na cholerę histeryczko! - to
ostatnie zdanie powiedział celowo bardzo głośno by każdy je usłyszał, a potem przecisnął się na miejsce Sary odsuwając ją ręką.
- Ej! Gdzie z tymi łapami? A niech Ci uschną palancie jeden!
Sara wytarła ręce bardzo ostentacyjnie eksponując swoją niechęć do zakapturzonego mężczyzny, a potem żwawym krokiem ruszyła do wyjścia. Stała już tam starsza pani i posłała jej karcący wzrok. I wtedy Sara … zadławiła się! Resztki arancini odkleiły się od górnego podniebienia i tak niefortunnie wpadły Sarze do przełyku, że zatkało jej dopływ tlenu. Brunetka zaczęła przeraźliwie kaszleć.
- Pomocy! Pomocy! Zadławiła się! - wszyscy wstali ze swoich miejsc, ale sparaliżowani strachem nie wiedzieli co robić.
- Nie! Nie! Nie idź tam! - zawołał Francesco gdy zauważył jak po krótkim zastanowieniu Fabio pobiegł by pomóc Sarze.
- Cholera. Jesteśmy tu incognito - dodał pod nosem.
Fabio tymczasem chwycił Sarę od tyłu i zastosował manewr Heimlicha. Objął Sarę rękoma w okolicy nadbrzusza. Jedną dłoń zacisnął w pięść, a drugą położył na niej i docisnął do jej ciała w połowie odległości między mostkiem, a pępkiem. Następnie wykonał zdecydowany i energiczny ruch do wewnątrz, a potem ku górze. I… podziałało. Brunetka wypluła pozostałą część jedzenia, a potem bardzo szybko wyrwała się z uścisku Bianchiego.
- Dziecko! Dziecko! Nic ci nie jest?! - staruszka przyjrzała się Sarze, a potem upewniając się, że już po wszystkim uniosła ręce w górę w podzięce za uratowanie Sary przed uduszeniem.
Sara kilkakrotnie jeszcze odkasłała zanim odzyskała pełny oddech. Czuła się bardzo zażenowana widząc współczujące twarze obecnych tam i widzących całe zajście ludzi. Poczuła się jak zwierzątko w zoo.
- Lepiej ci? - nagle usłyszała głos zza pleców i rozpoznała go. Teraz poczuła jeszcze większe upokorzenie. Ten sam typ na którego dopiero co się wydarła, uratował jej właśnie życie!
- Głucha jesteś? - Fabio podszedł bliżej i znienacka oberwał z liścia tak, że aż kaptur osunął się mu z głowy - ujawniając jego twarz!
Francesco widząc to z oddali aż wstał z krzesła zszokowany.
A Fabio nim zdążył się odezwać i jakoś zareagować już usłyszał od Sary:
- Trzymaj te łapy z dala ode mnie! Nie dla psa kiełbasa!
- Już byś chciała żeby takie ręce jak moje cię dotykały. Możesz sobie pomarzyć! Nigdy w życiu nie tknąłbym takiej brzyduli! - Fabio tym razem
nie zamierzał być cicho i wdał się z Sarą w kłótnię. Po jego słowach zapadła głucha cisza, a on i Sara dopiero teraz mogli dokładnie przyjrzeć się sobie i skonfrontować spojrzenia. Pioruny, które jeszcze chwilę temu cisnęły z ich oczu, ustały.
- Nazwał mnie brzydulą! Adonis się znalazł - pomyślała Sara, a potem dodała - jaki przystojny ☺
- Wiedziałem. Brzydula działa na nie wszystkie - pomyślał Fabio z satysfakcją, a potem dodał - jaka śliczna 😍
Sara przy tak bliskim kontakcie wzrokowym z Fabiem bardzo się skrępowała i chciała jak najszybciej uciec od niego. Ale on nie zamierzał jej puścić. Ta zabawa tak bardzo mu się spodobała, że postanowił kontynuować. Przyciągnął ją do siebie gdy usiłowała się od niego oddalić i zaczął szeptać jej do ucha na nic nie zważając.
- No jakby się tak lepiej przyjrzeć to aż taka brzydka nie jesteś - stwierdził przygryzając delikatnie swoją dolną wargę, a Sara jeszcze bardziej zmiękła. Nie wiedziała jak się zachować. Była pod jego wpływem. Była pod wpływem jego namiętnego głosu i tego jak do niej szeptał.
Oboje ulegli wzajemnej fascynacji. Wystarczyło tylko, że ich spojrzenia się spotkały.
- Nic nie powiesz? Wcześniej byłaś bardzo głośna - zauważa z sarkazmem zauroczony brunet.
Sara czuje się zdominowana. Chciałaby żeby ktoś zareagował, pomógł jej jakoś wyjść z tego z twarzą, ale nawet starsza pani nie interweniuje.
Ręka powalająco przystojnego bruneta nadal nie wypuszcza jej z uścisku, przez co Sara zaczyna coraz bardziej się denerwować. Fabio nieprzerwanie patrzy jej w oczy sycąc się jej narastającą niepewnością. Działa na jej zmysły i wie o tym.
- Zostaw już ją - nagle słyszy od Francesco, który staje po jego lewej stronie. Sara spogląda na zakapturzonego mężczyznę z nadzieją, ale Fabio ani drgnie.
Francesco zatem ponawia swój apel i nagle, zaraz obok niego, pojawia się trzech starszych panów.
- Nie słyszałeś synu. Daj dziewczynie spokój - żąda jeden z nich.
Fabio spogląda na tych ludzi i zauważa, że rzeczywiście sytuacja może przybrać zupełnie inny obrót niż niewinny flirt jaki zaplanował względem nieznajomej złośnicy. Z powrotem więc kieruje wzrok na Sarę i powoli wypuszczając ją z uścisku odrzeka:
- Chętnie się jeszcze z tobą pokłócę. Gdzie cię znajdę histeryczko?
Zapytał tak prowokacyjnie, że nie dało się nie zauważyć podtekstu. Francesco postawił oczy ze zdziwienia. Fabio beż żadnych zbędnych ceregieli ostro zarywał do dopiero co poznanej dziewczyny, która dopiero co zdzieliła go porządnie w twarz.
A Sarę dosłownie zatkało.
- Już kolego, wystarczy - znowu zainterweniowali mężczyźni, którzy już bardziej gorliwie wskazywali mu drogę do stolika.
Fabio grzecznie usiadł, ale i tak wzrokiem długo jeszcze nie odstępował Sary.
Ona z kolei była na siebie wściekła po tym jak się przed nim zmieszała. Nie za bardzo rozumiała czemu nieznajomy tak ją wręcz sparaliżował. Czuła napływające gorąco od środka i rumieńce na polikach na samą myśl o nim. Chciała więc jak najszybciej zgubić jego wzrok. Całe szczęście, że już wieczór i aż tak dobrze nie widział jej twarzy jak za dnia - odetchnęła.

- Co z tobą? - Francesco dostrzegł, że Fabio w ogóle nie słucha tego co ma mu do przekazania. Wzrokiem wciąż wodził za brunetką, która co prawda już zniknęła mu z oczu, ale Bianchi sprawiał wrażenie jakby to wypatrywanie mogło ją z powrotem przywołać.
W końcu Bianchi kompletnie zignorował Francesco. Wstał od stolika. Rzucił tylko:
- takie zadziorne najbardziej lubię - i ruszył w kierunku w którym udała się Sara. Francesco rozłożył jedynie ręce z bezradności.

Fabio rozglądał się we wszystkie strony, ale Sara przepadła jak kamień w wodę. Nigdzie jej nie było.
- Jeśli mamy się jeszcze spotkać to się spotkamy. Nie uciekniesz od przeznaczenia histeryczko - pomyślał z lekka zawiedziony.

Tymczasem Sara była już w aucie. Gdy tylko podeszła do jezdni przy bocznym chodniku, dostrzegła czarnego Mercedesa wuja, a potem jego samego wysiadającego z niego.
- Szybko! - machnął tylko w jej kierunku, a ona zaraz wskoczyła do środka i odjechali.
- Czemu tak dyszysz? - zapytał Levent gdy tylko ruszyli.
Serce Sary rzeczywiście łomotało jak oszalałe. Jeszcze bardziej podniosło jej się ciśnienie gdy Levent powiedział:
- Już miałem sprzedać temu typowi kulkę.
Sara spojrzała na wuja z niedowierzaniem.
- To ty wszystko widziałeś? - zaraz zapytała zaskoczona.
- Nie od początku, ale nie podobało mi się jego zachowanie. Twoje zresztą też - warknął niezadowolony.
Sara znowu spojrzała zdumiona.
- Jeśli chodzi o telefon i portfel...
- Tym się nie przejmuj - wuj wszedł jej w pół słowa - portfel leży w schowku. Miał go jakiś bezdomny.
Nastała chwilowa cisza po której Levent kontynuował swoją reprymendę.
- Czemu go nie zaatakowałaś? Czemu się nie broniłaś? Przecież potrafisz walczyć. Szkoliłem cię przez te wszystkie lata! Co to miało być Saro?!
- Zatkało mnie - w pierwszej chwili to pomyślała sobie Sara, ale przecież nie powie tego wujowi.
- Nie słyszę cię Saro
- Nie uznałam tego za konieczne. Nie był groźny - wymyśliła prostą odpowiedź na poczekaniu - z resztą nie wiem od którego momentu to widziałeś, ale to było zwykłe nieporozumienie. Nic się nie stało.
- Aha i dlatego kilku dziadków poszło go od ciebie odciągnąć? - dopytywał wciąż.
- Wujku, nie mogę bić się z każdym kto się napatoczy. Wierz mi. To było bez znaczenia - zapewnia stanowczo brunetka.
- A kiedy przyjdzie ci się zmierzyć z naszym wrogiem też będą tak ci się trząść kolana?
- Słucham? - zapytała z wyraźną irytacją w głosie.
Levent nawet na nią nie spojrzał tylko chłodno rzucił:
- Ja po prostu widziałem ciepłe kluchy. Nie wojowniczkę, którą szkoliłem przez te wszystkie lata! Ja widziałem wyłącznie sierotę! Trzęsącą się osikę!
- aż wrzasnął ze złości.
Sara od razu posmutniała. Całą powrotną drogę oboje milczeli. On rzucał gromy spojrzeniem. Ona miała ochotę płakać. Gdy wysiedli przed hotelem, Levent od niechcenia przekazał jej telefon i portfel, a potem bez słowa udali się wspólnie do hotelu.

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:20:22 24-04-22    Temat postu:

Odcinek 4/24.04.2022

Mimo rozkojarzenia po wybuchowej konfrontacji z piękną złośnicą, Fabio nie zapomniał po co spotkał się z Francesco.
Nakreślił mu dokładnie sprawę porwania wuja sprzed 3 lat.
- Ktoś to wysłał mojej mamie. Możesz znaleźć tego drania?
Francesco zerknął na szybko na nagranie. A potem stwierdził:
- Może być ciężko bo tu na pewno mamy do czynienia z jakąś szychą, ale spróbuję. Co do drugiej sprawy…
- Ona nie jest aż tak ważna - przerwał mu Fabio - skup się na tej. Matka o mało po tym nie umarła. Muszę znaleźć tego kundla!
- Jak się czegoś dowiem to dam Ci znać. Teraz muszę już spadać. Jesteśmy tu za długo - Francesco rozgląda się dookoła sprawdzając czy nikt ich nie obserwuje. Potem obaj ściskają sobie ręce i rozchodzą się, każdy w swoją stronę.
Jednak byli obserwowani!
Mężczyzna w ciemnej zielonej kurtce i czapce z daszkiem, z ukrycia nagrywał ich gdy siedzieli przy stoliku. Teraz swój trop zawęża jedynie do śledzenia Fabio.
Robi mu mnóstwo zdjęć do czasu aż Bianchi nie wsiada do auta i odjeżdża.

Dochodziła już północ. Sara nie mogła zasnąć. Wciąż miała przed oczami obrażoną minę wuja. Zastanawiała się też jak minęło spotkanie z małżeństwem Martinelli na które nie dotarła.
- Wujek jeszcze nigdy nie patrzył tak na mnie, z taką złością. Podpadłam mu - jest o tym przekonana.
Mimo wszystko, te troski nieoczekiwanie ustępują miejsca innym myślom. Nagle przed oczyma Sary pojawia się postać bruneta z którym raptem 2 godziny wcześniej kłóciła się na ulicy.
Sara potrząsa gwałtownie głową, a potem rękoma przewraca swoimi krnąbrnymi lokami we wszystkie strony. Chce wyrzucić owe myśli z głowy. Im bardziej jednak się stara tym bardziej te myśli do niej napływają. Ten natłok wrażeń pozwala jej zasnąć dopiero tuż nad ranem.

Nastaje nowy dzień.
Edoardo oraz wszystkie jego dzieci już z samego rana stawiają się w szpitalu. Pielęgniarka nie chce wpuścić ich na odwiedziny, jednak urok osobisty którym czaruje ją nie kto inny jak Fabio, topi jej opór.

Selen już się obudziła. Na widok rodziny od razu promienieje.
- Moi kochani! - Cała trójka tuli się do matki. Edoardo spogląda na nich z niekrytym wzruszeniem. Chwilę potem sam podchodzi do żony i pyta o jej stan zdrowia.
- Jak się czujesz?
- Powiedz mi, że to nieprawda - kobieta od razu przechodzi do sedna. Matteo, Ayliz i Fabio w ciszy tylko spoglądają na siebie. Zastanawiają się co powie ojciec. Ten podchodzi do żony i usiłuje ująć jej dłoń w swoją, ale Selen natychmiast ją cofa.
- To nieprawda - przekonuje Edoardo - to mistyfikacja. Perfekcyjnie przygotowany montaż.
Bracia znowu porozumiewawczo spoglądają na siebie. Jedynie Ayliz zdaje się wierzyć słowom ojca.
- Nie kłamiesz prawda? - Selen wręcz błagalnym wzrokiem dopytuje.
- Przecież wiesz, że Çinar miał wypadek samochodowy. Zginął tam. To podłe oszustwo naszych wrogów i obiecuję Ci, że dowiem się kto stoi za tym bestialstwem.
Selen wzdycha ciężko. Widać po niej nie tylko fizyczne, ale i psychiczne zmęczenie.
- Jestem już tym wszystkim wykończona. Ciągle coś nas spotyka. Żyjemy w ciągłym strachu - nie zważając już nawet na obecność dzieci oznajmia:
- Chcę jak najszybciej pozbyć się tego koszmaru. Daj mi rozwód. Nawet jutro. Chcę w końcu normalnie żyć! - Selen komunikuje to mężowi mocno podniesionym głosem, głosem kobiety na skraju wyczerpania psychicznego, bez wątpienia.
Jej synowie zdają się rozumieć i akceptować tę decyzję. Co innego widać jednak po minie Ayliz. Mimo wszystko kobieta nie wtrącą się do rozmowy rodziców.
Cała trójka czeka na odpowiedź ojca.
Edoardo z widoczną niechęcią przystaje jednak na prośbę żony.
- Lada chwila uruchomię procedury. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Dbaj o siebie - odrzeka, po czym że zbolałą miną opuszcza salę.
W ślad za nim udaje się zaraz Ayliz, która wyraźnie nie rozumie powagi sytuacji.
- Tato, co ty robisz? Pozwolisz na to? Tak po prostu? - Ayliz liczy, że wpłynie jeszcze na decyzję ojca.
- Twoja matka tego chce. Nie mogę jej zatrzymywać na siłę - obwieszcza jej, ale ona wciąż nie odpuszcza.
- Ile lat razem jesteście? Ile lat po ślubie? 30! Tato, 30 lat. I co? Zamierzacie to tak po prostu zaprzepaścić?! - W kobiecie zaczyna narastać złość.
- Ayliz, nie wtrącaj się. Jesteś już dorosła i w żaden sposób nasz rozwód cię nie dotknie. Mówię poważnie. Przestań mnie dręczyć - córka swoim idealistycznym biadoleniem zaczyna i jemu działać na nerwy. W końcu mężczyzna gwałtownie odsuwa jej rękę, którą przytrzymywała go za ramię i opuszcza gmach szpitala pozostawiając ją samą na korytarzu. Ayliz potem z miną zbitego psa siada na krzesełku obok dystrybutora z wodą.

Wujek znowu miło zaskakuje Sarę. Najpierw obsługa hotelowa przywozi jej wykwintne śniadanie do pokoju, a potem sam Levent zjawia się u niej z kolejnym miłym gestem.
- Ubieraj się. Zjedziemy na parking.
Sara oczywiście domyśla się jaka niespodzianka tam na nią czeka. Posłusznie przebiera się, a potem dołącza do wuja, który czeka na nią przy windach.

Na widok wspaniałego, granatowego porsche prawie mdleje z wrażenia.
- Jest twój - oznajmia jej Levent, a ona zastanawia się zaciekle czym sobie na taki prezent zasłużyła. Levent zaraz wszystko wyjaśnia.
- Ostatnio byłem szorstki, bardzo dla ciebie niemiły dziecko. Wiesz, że traktuje cię jak własną córkę, dlatego tak się wkurzam. Po prostu denerwuję się o ciebie. A wczoraj naprawdę się bałem. Bałem się, że ten typ wyrządzi ci krzywdę dziecko. - Sara tuli mocno wuja by go uspokoić.
- Rozumiem wujku, naprawdę i przepraszam. To ja ostatnio ciągle zawodzę. Masz rację. Powinnam była być bardziej agresywna.
Levent spogląda na bratanicę i zakładając jej niesforny lok za ucho przejęty mówi:
- Myślałem, że ktoś nas zdradził, że może Martinelli ich ostrzegli i dlatego nasłali na ciebie swojego syna.
Sara słucha wuja uważnie, ale nie do końca rozumie o czym mówi.
- Oni wszyscy przeszli szkolenie. Potrafią zabijać. Ten najstarszy Matteo jest najgorszy. Mówią o nim: maszyna do zabijania. Ale ten młodszy wcale nie jest lepszy. Pod maską niegroźnego lowelasa ukrywa prawdziwe zło. Ostatnio wyrzucił za burtę jakąś kobietę podczas rejsu.
Sara nadal czuje się zagubiona. Słucha więc dalej.
- Na szczęście to był czysty przypadek. Fabio Bianchi nie ma pojęcia kim jesteś. Śledziliśmy go potem. Nie wykonał żadnego podejrzanego ruchu w naszą stronę.
Sara w końcu prosi wuja o wyjaśnienie o kim w ogóle mówią bo nadal jest zdezorientowana w temacie. Levent wyciąga więc z kieszeni swój telefon komórkowy i pokazuje bratanicy zdjęcie przedstawiające Fabio. Na jego widok Sara aż się wzdryga.
- Tak, wczoraj stałaś twarzą w twarz z naszym największym wrogiem -
Levent wbija wzrok w bratanicę mówiąc jej o tym - To młodszy syn Edoarda Bianchi, człowieka, który wymordował całą naszą rodzinę! A dziś cieszy się bogactwem i żyje jakby nic się nie stało! - oczy Leventa czerwienieją gdy tylko wypowiada imię ojca Fabia. Wygląda jakby miały zaraz wyjść mu na wierzch. Sara z kolei jest w szoku. Natychmiast mija jej radość z otrzymanego auta. Rzuca się w ramiona wuja by uspokoić jego, ale także i swoje oszalałe z emocji serce. Czuje się jakby ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody.
Gdy na parking wjeżdża jakieś auto oboje otrząsają się na tyle ile są w stanie i wracają do pokoju Sary.

Levent widząc stan totalnego rozbicia u Sary, stawia tuż przed nią na ławie kieliszek wódki.
- To pomoże ci to przetrawić.
- Co to? - dopytuje Sara.
- Wódka, od mojego bardzo dobrego znajomego z Polski. Pomoże ci dojść do siebie - odpowiada. Potem zabiera ją z kolei do własnego apartamentu i tam na stole rozpościera przed nią zdjęcia wszystkich wrogów. Jest też oczywiście Fabio.
- Dziś pojedziesz ze mną wybrać dom - Sara przytakuje, ale widać po niej zaskoczenie - kiedy już się tam urządzimy, zrobisz sobie kurs z zarządzania i public relations. Tak dla przypomnienia. A…zapomniałbym.
Mężczyzna podchodzi do jednej z szuflad i wyciąga z niej dokument, a potem przekazuje go bratanicy.
- To twój dowód osobisty. Potem dostaniesz resztę dokumentów jak będą już gotowe. CV też jest w przygotowaniu. - Sara przegląda dokument.
- Tak, dla nich nazywasz się Sara Rinaldi. Jesteś w połowie Turczynką i w połowie Włoszką. To ze względów bezpieczeństwa. Nie mogą cię w żaden sposób powiązać z twoimi rodzicami.
Sara słucha w skupieniu choć przez jej głowę przemyka teraz mnóstwo myśli.
- Wejdziesz do tej firmy i zdobędziesz cenne dla nas informacje - Levent
wysuwa na pierwszy plan zdjęcie Ayliz.
- to jedyna córka Bianchich. Odpowiada za PR. Będziesz z nią pracować. Musisz zdobyć jej zaufanie, a wtedy samą otworzy przed tobą wrota do informacji. Robiliśmy wywiad o niej. Jest bardzo naiwna. Na pewno ją podejdziesz.
Sara z przekonaniem przytakuje.
- Z pozostałymi musisz uważać. Matteo Bianchi może być teraz łatwiejszym celem bo jest rozkojarzony przez ciążę żony. Właśnie się dowiedzieli, ale jeszcze to ukrywają więc trzeba zachować dyskrecję. Co do niego... - Levent prycha ze wstrętem gdy wskazuje palcem na zdjęcie Fabia - Jest najgorszy.
Sara reaguje dość dobitnym rozczarowaniem.
- Wiesz czemu jest najgorszy? - wuj zadaje Sarze to pytanie, ale nie otrzymuje od niej odpowiedzi - jest najgorszy bo jest nieprzewidywalny.
- Jak to? - dopytuje Sara.
- Nigdy na niczym nie został przyłapany. Robi to tak zawodowo, że nie zostawia śladów. Musisz szczególnie na niego uważać. Jeśli zetkniesz się z nim w firmie, trzymaj się od niego z daleka.
- Czemu? Jest aż tak niebezpieczny? - Sara jest coraz bardziej zaintrygowana. Odpowiedź wuja niemal strąca ją z nóg.
- Słynie z zabijania kobiet.
Brunetka dębieje po tych słowach. Nie pamięta już niczego, co potem mówił jej wuj bo to ostatnie zdanie o Fabio wręcz poruszyło ją do żywego.

Cały dzień minął jej na oglądaniu domów do zakupu. Razem z wujem objeździli pół Mediolanu. Mimo wszystko cieszyła się bo mogła ten czas spędzić z ukochanym wujem, a także zapomnieć choć na chwilę o nadchodzącej zemście.

Wieczorem, gdy wreszcie położyła się do łóżka i mogła wyciszyć, mimowolnie wróciła myślami do spotkania z Fabiem.
- Jego oczy nie wydawały się szalone - stwierdziła - ale rzeczywiście miał tajemnicze spojrzenie. Nie mogłam rozgryźć, co się za nim kryje - dalej dumała i tak w kółko aż nie wiedzieć kiedy zasnęła.
Fabio też już zasypiał, ale nie we własnym łóżku. W motelu, z kobietą, o dziwo, łudząco podobną do … Sary.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:51:59 26-04-22    Temat postu:

Odcinek 5/26.04.2022

Następny tydzień, o dziwo, minął bardzo szybko. Fabio wrócił do typowego dla siebie stylu życia, natomiast Sara nadal nie mogła o nim zapomnieć i to nie tylko dlatego, że na każdym spotkaniu z wujem ten nakreślał działanie przeciwko niemu i jego rodzinie, ale też dlatego, że mimo iż sama przed sobą zaprzecza, podziałał na jej zmysły.
Gdy ćwiczyła na strzelnicy i wuj powiedział jej:
- Pomyśl, że to nasz wróg. Strzelaj! Strzelaj jakbyś miała tylko ten jeden nabój! - z miejsca wyobraziła sobie właśnie Fabio i… spudłowała.
Im więcej Sara popełniała błędów tym wuj bardziej ją cisnął i więcej wymagał.
Wydłużał jej treningi czy to na strzelnicy czy sprawnościowe. Torpedował wszystkimi nowo zdobywanymi informacjami o Bianchich i ich firmie i najważniejsze - nie przestawał przypominać jej o tym co im zrobili przed laty.
A Sara…a Sara coraz gorzej to znosiła i oczywiście musiała się z tym kryć.
W nocy zaczęły nawiedzać ją koszmary. W dodatku powróciły ataki paniki o których też milczała.
W końcu po przeprowadzce do nowego domu, Levent słysząc w nocy krzyki bratanicy, zorientował się w sytuacji.
Zaniepokojony wpadł do jej pokoju i od razu po zapaleniu światła mocno przytulił.
- Już dobrze dziecko. Weź się w garść. Sara, opanuj się słyszysz? - stale
gładził jej głowę nie puszczając z uścisku.

Rano, podczas śniadania, wspomniał jej nocny atak.
- Jak mogłaś to przede mną zataić? - zapytał z pretensją w głosie. Sara siedząc ze spuszczoną głową nie miała odwagi się odezwać. Levent wstał więc zbulwersowany, podszedł do niej i chwycił potrząsając nią gwałtownie.
- Opamiętaj się słyszysz!? Co się z tobą stało! W tym stanie chcesz stawić czoła mordercom twoich rodziców i siostry?! Skup się Saro! Skup na tym co ważne! - potrząsał tak nią beż końca jakby sam doznał jakiegoś amoku. Dopiero pojawienie się zaniepokojonej gosposi, która słyszała jego krzyki aż w kuchni, spowodowało, że się ocknął i puścił w końcu Sarę.
- Nic się nie dzieje. Wracaj do kuchni - burknął z niezadowoleniem i zaraz wrócił na swoje miejsce. Sara nic nie tknęła. Nie była w stanie. Po prostu w pewnym momencie wstała od stołu i odchodząc rzuciła tylko:
- Potrzebuję troszkę więcej czasu. Proszę tylko o jeszcze trochę czasu.
Zniknęła potem w swoim pokoju na cały dzień, a Levent zaczął się poważnie denerwować.

Podzielił się swoimi obawami z Giovannim Martinelli podczas ich tajnego spotkania w ukrytej części nowo nabytego domu.
- Sara wymięka. Nie wiem co jej się stało.
Giovanni z niewzruszoną miną sięgnął po zapalniczkę i zapalił papierosa.
- Mówiłeś, że jest gotowa - odrzekł w końcu rozsiadając się na jednej ze skórzanych kanap.
- Tak sądziłem, ale ona nie jest taka jak my. Mam wątpliwości czy da radę - stwierdza Levent nie siląc się na jakiekolwiek frazesy.
- Nie chce pomścić starych?
- Chce, ale nie wiem czy będzie zdolna do morderstwa. Chyba będziemy musieli z tym odpuścić.
- Nie ma mowy Levent! To ma być wisienka na torcie! To właśnie jej główne zadanie! - Giovanni pierwszy raz podnosi głos.
- Nikogo jeszcze nie zabiła - odpowiada mu lekko zmieszany Levent, ale Giovanniego Martinelli to nie interesuje.
- Wszyscy tu ryzykujemy. Nie zamierzam wpaść przez twoją nieudolną bratanicę więc albo ją porządnie podszlifujesz albo zmieniamy plan. Ale pamiętaj: zmiana planu oznacza jej wyeliminowanie. - Levent zastyga na samą myśl. Po chwili odpowiada:
- To plan doskonały i to Sara swoimi własnymi rękoma go dokona. Nic nie zmieniamy. Zaufaj mi - Levent wydaje się mówić z przekonaniem, ale to nie robi wrażenia na Giovannim, który dopalając papierosa tylko beznamiętnie odrzeka:
- Człowieku ja nawet sobie samemu nie ufam i wiesz, pewnie dlatego jeszcze żyję. Urabiaj tę swoją małą lepiej, a nie będzie problemu. Muszę już iść. Wieczorem mamy przyjęcie powitalne córki. Żona pewnie mnie wygląda.
Levent reaguje zaskoczeniem na tę nowinę.
- Alessia wróciła? - dopytuje zaciekawiony.
- Jeszcze nie, ale lada chwila przylatuje. Odbierzemy ją z lotniska, a potem jedziemy prosto na przyjęcie.
- Nie sądziłem, że tak szybko wróci - dziwi się Levent.
- My też, ale skoro chce to nic nie mogliśmy zrobić.
- Mam nadzieję, że jej przyjazd nie zaszkodzi naszym planom. Pobyt za granicą miał ją chronić w razie komplikacji.
Giovanni rzuca Leventowi nerwowe spojrzenie gdy ten dodaje:
- Alessia to nie Sara. Nie potrafi się bronić.
- Nie twój interes Levent. Po prostu przypilnuj bratanicy. Jak nie nawali to nic się nie stanie. Idę.
Martinelli uścisnął Leventowi rękę na pożegnanie, a potem obaj wyszli w ciszy tajnym przejściem.

Zaraz potem Levent udał się do Sary, która od rana tkwiła w pokoju nie wychylając głowy zza kołdry.
Levent podszedł do szafki nocnej i położył na niej wizytówkę.
- To specjalistka, która ci pomoże. Podobno jest świetna. Musisz się pozbyć tych napadów lęku dziecko.
Sara wysunęła twarz spod kołdry i gdy tylko wuj wyszedł, pochwyciła pozostawioną przez niego wizytówkę. Odetchnęła z ulgą.
- Jak to dobrze, że to kobieta - pomyślała ucieszona.

Lotnisko.
Alessia postanowiła zrobić rodzicom niespodziankę i przyleciała wcześniej niż im przekazała. Teraz błądząc po lotnisku że sporym bagażem i 2 paczkami z prezentami, w dodatku na 15-centymetrowych obcasach, zaczyna żałować.
- Gdzie to cholerne wyjście?! - wścieka się wciąż zagubiona - ale mnie nogi bolą - zali się.
W końcu nie przejmując się gapiami, dla komfortu, ściąga niewygodne szpilki i na boso kieruje się w przeciwną stronę z nadzieją, że tym razem obrała dobry kierunek. Owszem, ku swojej uciesze znajduje wyjście, ale jej radość szybko gaśnie. 24-latka nigdzie nie zauważa taksówki. Wszystkie odjechały.
- No nie! - znowu się złości - i co ja teraz zrobię? - zrezygnowana nie ma
innego wyjścia jak zadzwonić po ubera...

- Można? - Levent po tym jak wpierw zapukał, wychylając powoli głowę zza drzwi, zagląda do bratanicy posyłając jej lekki uśmiech.
- Tak, oczywiście wujku - Sara, która wciąż nie opuśćiła łóżka, migiem podniosła się do pozycji siedzącej.
- Spokojnie dziecko. Nie wstawaj - powiedział z troską Levent podchodząc do niej. Przysiadł się na skraju łóżka, a potem ujął zimną dłoń bratanicy i rzekł:
- Powiedz mi słońce jak ty się teraz czujesz?
Sara spojrzała na niego zasmucona i odrzekła bez entuzjazmu:
- Dobrze wujku. Nie martw się.
Levent przybliżył się do niej na tyle, że mógł dojrzeć jej opuchnięte od płaczu oczy. Przejął się.
- Mam dla ciebie propozycję. Jesteśmy tu już tydzień i nawet nie mieliśmy chwili oddechu od tego wszystkiego - Sara słuchała w skupieniu - Co powiesz na wspólny film? - zaproponował, a ona od razu się uśmiechnęła.
- Chcę spędzić z tobą trochę czasu. Z moją ukochaną bratanicą. Co ty na to? - zapytał jakby starając się aby się nieco rozchmurzyła. Odczuł ulgę widząc poprawę jej nastroju po tej propozycji.
- Ukochaną bo jedyną - zwróciła uwagę Sara, a potem spontanicznie przytuliła wuja.
- Rozumiem, że to oznacza zgodę? - dopytał drocząc się z nią, a potem podnosząc się już do wyjścia dodał:
- Ubierz się ładnie. To będzie nasz wieczór. Chcę żebyś dziś skupiła się tylko na sobie - uśmiechnął się do niej porozumiewawczo i już stając w drzwiach by wyjść rzucił jeszcze:
- Aaa i ty wybierasz film. Tylko jakiś ciekawy. Żadnych komedii romantycznych jasne? - Sara przytaknęła ledwo powstrzymując łzy, ale tym razem nie z powodu smutku, a szczęścia, bo znowu, jak dawniej, poczuła, że z wujkiem mają dobre relacje.
- Czekam na dole - oznajmił i wyszedł także z uśmiechem na ustach.

- Co tu robisz o tak późnej porze piękna kobieto? - Alessię
sparaliżowało gdy czekając na ubera, który jak na złość się spóźniał, usłyszała nagle zza pleców młody, męski głos.
- Błagam, niech sobie idzie, błagam - modliła się w myślach przeczuwając, że czekają ją kłopoty. I miała rację. Wysoki, szczupły mężczyzna w podobnym do niej wieku i z czapką na głowie, podchodzi do niej bezczelnie pozbawiając ją bezpiecznej odległości. Staje tuż za nią, ale Alessia nie reaguje bo jest aż tak przerażona. Gwałtownie od niego odskakuje dopiero w momencie gdy wyczuwa jego woń i rękę na swojej talii.
- Odejdź - prosi mocno wystraszona. Jeszcze większy strach dopada ją gdy nagle mężczyzna wyciąga z kieszeni spodni scyzoryk i zaczyna wymachiwać nim w jej stronę!
- Oddawaj wszystko s*ko! Albo tak cię urządzę, że nikt już nie rozpozna twojej ślicznej buźki.
Alessia nie zamierza dyskutować. Od razu podsuwa walizki oraz paczki w stronę bandyty trzęsąc się już ze strachu na całym ciele. 24-latka doznaje szoku, gdy mimo jej nadziei, bandyta nie zamierza puścić jej wolno i rzuca się na nią z rękoma!
- Chodź tu! - zaciskając obie ręce na jej szyi, przeciąga ją w ustronne miejsce i przyciskając do ściany, zaczyna zachłannie obłapiać!
Gdy po chwilowym amoku Alessia zaczyna się stawiać i wołać o pomoc, napastnik przystawia jej nóż do szyi i grozi:
- Zamknij się albo zostawię ci pamiątkę na całe życie!
Alessia znowu zamiera.

Fabio na prośbę ojca udaje się do szpitala do matki.
Kobieta niezmiernie cieszy się na widok syna.
- Nareszcie. Już myślałam, że zapomniałeś o matce - widać, że
kobieta tryska dobrym humorem. Ściska mocno syna gdy ten podchodzi do niej by się przywitać.
- Masz dla mnie dobre wieści synku?
Fabio lekko uśmiecha się do matki.
- Trochę dziwnie mówić mi o tym bo w końcu sprawa dotyczy waszego rozwodu, ale skoro ciebie to uszczęśliwi.
- Fabio do konkretów synu. Podjęłam już decyzję. Poprosiłam Edoardo żebyś ty się tym zajął bo nie chcę słuchać już narzekań od Ayliz czy Matteo. Chociaż ty odpuść dobrze? - kobieta brzmi stanowczo. Fabio zaś przytakuje wyrażając zgodę.
- Dokumenty są już gotowe. Jak tylko opuścisz szpital możecie przeprowadzić procedurę. Wszystkie twoje żądania są tam uwzględnione. Ojciec niczego ci nie odmówi - Selen reaguje zadowoleniem.
- Co do twojej przeprowadzki, umówiłem cię już z agentem nieruchomości.
- Wspaniale - Selen nie kryje radości. Jest też zachwycona postawą syna, który jak zawsze jest na jej skinienie, nawet jeśli nie zgadza się z matką.
- Dziękuję synu. Zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Przecież wiesz mamo - zapewnia Fabio - Chwileczkę! Zapomniałem o najważniejszym!
Fabio wychodzi w pośpiechu z sali pozostawiając matkę zdezorientowaną by po chwili wrócić z bukietem róż!
- Nie mów, że to od twojego ojca - Selen wcale się nie cieszy.
- Nie, ode mnie dla najważniejszej kobiety mojego życia!
Bianchi wręcza matce kwiaty, a potem ściska mocno i całuje w polik.
- Każdy powód jest dobry by wręczyć ukochanej kobiecie kwiaty - oznajmia z rozbrajającym uśmiechem sprawiając matce niesamowitą przyjemność.

- Zabawimy się trochę, co? -
Mężczyzna, który napadł Alessię, zaczyna rozrywać jej sukienkę. Kobieta wie co ją czeka. Nagle, będąc na skraju rozpaczy, nabiera odwagi by jednak się bronić i gdy napastnik zmylony jej uległością, traci koncentrację gdy rozpina swój rozporek, Alessia kopie go w czułe miejsce, odpycha powodując tym samym jego upadek, a potem desperacko rusza przed siebie. I wtedy wpada na innego mężczyznę! Ten jest jeszcze wyższy od tamtego i zakapturzony.
- Trzymaj tę s*kę! - nakazuje mu ten pierwszy.
Alessia już wie, że wpadła spod deszczu pod rynnę. Ten drugi trzyma ją tak, że nie może wykonać najmniejszego ruchu. Ma zablokowane ręce. Szatynka chce się rozpłakać, ale jest tak sterroryzowana, że nawet tego nie może zrobić…

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:29:52 28-04-22    Temat postu:

Odcinek 6/28.04.2022

- Berk! Trzymaj ją! Już ja jej pokażę!
Napastnik podbiega nie przestając jęczeć z bólu. Na nowo wyciąga scyzoryk i znów staje na przeciw Alessii, która w oczach ma niepohamowany lęk.
Drugi z mężczyzn, przytrzymuje ją nadal niewzruszony.
- Bierz jej rzeczy. Tam są! - pierwszy z napastników ręką wskazuje drugiemu rzeczy Martinelli pozostawione wolno na ulicy.
- Dobra - drugi z mężczyzn puszcza w tym momencie Alessię.
Gdy ten pierwszy znowu się do niej dobiera, ten drugi... nagle chwyta go za plecy od tyłu i z całą siłą posyła na ścianę tak, że ten odbija się od niej i mdleje.
Alessia staje jak wryta. Nic nie mówi, tylko posłusznie przytakuje gdy ten drugi obwieszcza:
- Rzeczy należą do mnie. Obyś miała tam coś wartościowego.
Po tych słowach mężczyzna udaje się po walizki. Ona jeszcze na chwilę zamiera gdy ten odchodząc dodaje:
- Następnym razem siedź w środku i nie szwendaj się. Może mnie nie być w pobliżu, a szkoda by cię było.

Alessia idzie za jego "radą" i gdy ten tylko znika, rozpaczliwie wbiega z powrotem na lotnisko. Będąc już bezpieczną wykonuje szybki telefon.
- Tato, przyjedź po mnie! Błagam!
Giovanni, który jest już w drodze, jest zaskoczony telefonem od córki. Zerka zdumiony na zegarek. To jeszcze za wcześnie. Samolot ląduje dopiero za pół godziny więc co jego córka robi tak wcześnie na lotnisku? - zastanawia się.
- Coś nie tak? Kto dzwonił? - pyta Crystal, jego żona.
- Alessia - odrzeka równie zdumionej żonie.
- Alessia? Z samolotu dzwoniła?
Giovanni odpowiada wyłącznie wzruszając ramionami.

Tymczasem Sara wchodzi z wujem na salę kinową. Wybrała film sensacyjny, który Levent zaakceptował bez żadnego sprzeciwu. Brunetka jest przeszczęśliwa. Czuje się jak normalna kobieta, która korzysta z życia i nie musi wreszcie myśleć o niczym innym jak tylko o zabawie. Levent z kolei jest zamyślony, skupiony, ale nie na filmie. Zerka lekko w stronę bratanicy, a potem dość intensywnie choć krótko jej się przygląda.
- Wszystko w porządku wujku? - Sara dostrzega jego roztargnienie - Chyba jesteś myślami gdzieś indziej - sugeruje. Levent odpowiada jej tylko lekko się uśmiechając. Potem całuje bratanicę w dłoń i oboje z powrotem przenoszą wzrok na ekran, gdzie wyświetlany jest film.

- Kto ci to zrobił? - Giovanni na widok córki dostaje białej gorączki.
- Ojej! Alessia! Jak ty wyglądasz? - matka kobiety z kolei zaczyna histeryzować. Podbiega do niej i zaczyna się jej przyglądać.
Spod płaszcza wyłania się rozdarta sukienka. Dziewczyna jest też na boso i ma mocno potargane włosy, nie wspominając o kompletnie rozmazanym przez łzy makijażu.
Nim Alessia zdoła cokolwiek z siebie wydusić, Giovanni rzuca tylko:
- Zabierz ją do domu i doprowadź do kultury. Tylko żeby nikt jej nie zauważył. Mogli już pojawić się pierwsi goście.
Crystal posłusznie przytakuje, w ogóle nie zwracając uwagi na oszołomioną Alessię i pociąga ją za rękę w kierunku wyjścia. Kobietom towarzyszy 2-óch ochroniarzy. Kolejni dwaj udają się z Giovannim do punktu informacyjnego.
- Gdzie znajduje się monitoring? Muszę obejrzeć nagrania z ostatniej godziny - obwieszcza Martinelli zaskoczonemu recepcjoniście. Ten odpowiada zapytaniem:
- Coś się stało?
- Chyba to oczywiste skoro o to pytam - mężczyzna zaczyna irytować się postawą pracownika lotniska i gdy ten każe mu się uspokoić, Giovanni nie wytrzymuje i wyciąga chłopaka zza lady z zamiarem uderzenia go. Wtedy w mig reaguje ochrona lotniska.
- Niech go Pan puści bo inaczej wezwiemy policję! Natychmiast!
Giovanni Martinelli zaśmiewa się tylko cynicznie, a potem z całym impetem posyła recepcjonistę na podłogę tak, że ten szoruje po niej twarzą.
Ochrona lotniska chce zainterweniować, ale osobiści ochroniarze Martinelliego bez zastanowienia wyciągają broń. Na lotnisku zaczyna się panika. Ludzie w przerażeniu zaczynają uciekać…

Fabio wraca do domu. W salonie zastaje swoją siostrę i zaczyna zaczepnie gwizdać na jej widok.
- O ho ho świat się zatrzymał. Ale żeś się odpicowała siostruniu -
komplementuje Aylin na koniec posyłając jej szeroki uśmieszek - Nowa randka? - podpytuje, a wtedy Ayliz z rozczarowaniem kładzie dłoń na swoim czole.
- Jak zwykle zapomniałeś. Tak myślałam - stwierdza z poirytowaną
miną. Fabio przygląda jej się licząc na szybką podpowiedź.
- Dziś wraca Alessia. Zaraz rozpocznie się przyjęcie. Pospiesz się. Kogo jak kogo, ale ciebie nie może tam zabraknąć.
Fabio spogląda na Ayliz zaskoczony, ale i rozbawiony.
- To już? Myślałem, że za miesiąc.
- Nie bądź infantylny Fabio. To będzie ujma jeśli ciebie tam zabraknie - Ayliz zna brata jak własną kieszeń i wie, że będzie kombinował by ominąć przyjęcie więc postanawia być stanowcza.
- Matteo i Stella już tam są i czekają na nas - oznajmia nie pozostawiając bratu alternatywy.
- No dobrze - Fabio odpuszcza - A ojciec?
- Już śpi. Był bardzo zmęczony. Wytłumaczył się już Martinellim. To nasi przyjaciele. Rozumieją, że jest przejęty stanem zdrowia mamy.
- Tacy przyjaciele, że nawet raz jej nie odwiedzili - zauważa przytomnie
Fabio na co Ayliz reaguje nerwowo.
- Nie chcą jej męczyć. To chyba właśnie dobrze o nich świadczy nie sądzisz?
- Nie wiem i teraz nie chce mi się nad tym dywagować. Zaraz będę. Daj mi kwadrans - brunet szybkim krokiem wbiega po schodach na górę. Od razu bierze prysznic, a potem otwiera swoją garderobę i wybiera pierwszy klasyczny garnitur. Tuż przed wyjściem, jak to ma w zwyczaju, staje przed lustrem i… podziwia swoje oblicze.
- No Fabio. Jak zawsze gotowy na łowy - zaśmiewa się na głos.

Na lotnisko Bergamo dociera już policja, która chce aresztować Martinelliego, jednak jego ochroniarze nadal stawiają opór. Nagle na miejsce dociera jeszcze jeden radiowóz z którego wysiada sam komendant.
Na widok Martinelliego przybiera początkowo zdumiony, a następnie naburmuszony wyraz twarzy i … odwołuje całą akcję!
- Idioci! Natychmiast wracać na posterunek! - rozkazuje nie bacząc na
zdezorientowane miny nie tylko samych policjantów, ale i pracowników lotniska, nie wspominając o rannym recepcjoniście.
Komendant Vitale podchodzi do Martinelliego i podaję mu rękę na powitanie.
- Wybacz Giovanni to całe zamieszanie. Nie wiedzieliśmy, że chodzi o ciebie.
Giovanni Martinelli reaguje ze zrozumieniem.
- W czym mogę Ci pomóc?
Gdy Martinelli informuje, że chce przejrzeć nagrania, Vitale natychmiast zwraca się do ochrony lotniska z żądaniem udostępnienia zapisu z kamer. Chwilę później są już na monitoringu. Giovanni w wielkim skupieniu obserwuje wydarzenia sprzed godziny.
- Zatłukę tego psa, który śmiał dotknąć moją córkę! - poprzysięga.
- A ja ci w tym pomogę - zapewnia Vitale.

Crystal denerwuje się przedłużającą się nieobecnością męża.
- Hostia! Są już prawie wszyscy goście, a jego jeszcze nie ma!
Alessia, która wciąż trzęsie się po napaści jakiej się na niej dopuszczono, jest zasmucona brakiem wsparcia matki. Od powrotu ani razu nie zapytała jej jak się czuje tylko krytykowała.
- To wszystko twoja wina. Kto ci kazał szwendać się po lotnisku? - kobieta znowu zaczyna wylewać swoje żale - Znowu wszystko skomplikowałaś. Oby tylko nikt się nie zorientował.
Crystal podchodzi do córki by ocenić jej makijaż.
- Świetna robota Nancy - chwali zaprzyjaźnioną makijażystkę, która przybyła specjalnie na jej prośbę - Tylko mina nie ta. Hostia! Rozchmurz się Alessia bo inaczej wystraszysz wszystkich gości! - kobieta oblewa córkę wzrokiem pełnym dezaprobaty.
Rozbrzmiewa dzwonek telefonu.
- O! To twój ojciec - Crystal odbiera w pośpiechu. Początkowy entuzjazm szybko ustępuje rozczarowaniu.
- Alessia! Schodzimy na dół. Twój ojciec dołączy później - oznajmia i nie bacząc na ciągle kiepski stan córki, ponownie zachłannie chwyta ją za łokieć i wyprowadza z pokoju.

W salonie, gdzie na gwiazdę wieczoru oczekują goście jest też już rodzeństwo Bianchi.
Na widok schodzącej w pięknej, pudrowej sukni Alessii, cała trójka uśmiecha się z zadowoleniem oprócz Stelli.
- Wow! Alessia nic się nie zmieniła - zachwyca się Ayliz.
- Jeszcze wypiękniała - odrzeka rozmarzony Matteo nie zważając na stojącą obok żonę, która od razu szturcha go w ramię w ramach reprymendy. Jedynie Fabio powstrzymuje się od komentarza i patrzy na nią nieprzerwanie.
- I pomyśleć, że nie chciałeś się z nią ożenić, Fabio - odrzeka złośliwie
Ayliz.

Po kinie Levent zaprosił jeszcze Sarę na kolację do eleganckiej restauracji Maio Restaurant, a potem udali się na spacer po placu. Mężczyzna nie mógł przepuścić takiej okazji gdy jego bratanica tak elegancko wyglądała. W czarnej dopasowanej sukience i szpilkach wyglądała jak nie ona. Wysoko zaczesany kok oraz mocniejszy makijaż też robiły różnicę. Zwykle Sara bardzo rzadko ubiera sukienki. W ogóle nie nosi się kobieco. Przeważnie zakłada za duże bluzy lub swetry i dżinsy.
- Dziecko dziś muszę cię pilnować bardziej niż kiedykolwiek - zaśmiał się
jej wuj, a ona naiwnie zapytała:
- Czemu?
- Nie widziałaś się w lustrze?
Oboje zaśmiewają się na głos.
- Ci Włosi w restauracji tak się na ciebie gapili. Już myślałem, że będę musiał się o ciebie bić. Pewnie myśleli co ty robisz z takim dziadkiem jak ja - mężczyzna zaśmiewa się jeszcze głośniej niż poprzednio.
- Jakim dziadkiem?! Wyglądasz lepiej niż niejeden z tych zapuszczonych makaroniarzy - zapewnia z rozbawieniem brunetka.
Półgodzinny spacer mija im bardzo szybko.
Powoli docierają do zaparkowanego porsche Sary i wtedy czeka ich niemiła niespodzianka.
Trzech młodych Włochów kręci się dookoła auta, a jeden z nich nawet bezczelnie rozsiadł się na masce.
W oczach Leventa zaczyna żarzyć. Sara z kolei czuje niepokój, ale nie strach.
Po chwili wszyscy trzej mężczyźni stają na przeciwko nich. Sara i Levent spoglądają na siebie wymownie, a potem na nich.
Nagle zza ich pleców wyłania się kolejnych dwóch mężczyzn…

Ayliz, w przeciwieństwie do braci, wita się z Alessią bardzo wylewnie i tuląc się do niej, od razu wyczuwa jak drży cała na ciele.
- Źle się czujesz? - pyta zmartwiona, ale nim dziewczyna zdąży się odezwać, wtrącą się już jej matka.
- Podczas lotu wystąpiły turbulencje. Trochę się tym przejęła.
- Nic dziwnego - Matteo również jest poruszony na samą myśl, że Alessia doświadczyła takiego stresu. Stella tylko się przygląda, ale ma niemrawą minę widząc jaką troską otacza Matteo znajomą.
Fabio podobnie jak Ayliz także tuli Alessię na powitanie. Wykorzystuje ten moment by w ukryciu wyszeptać jej:
- Kogo mam sprzątnąć?
Alessia otwiera szeroko oczy jakby te słowa przywróciły ją do życia. Powoli wydostaje się z uścisku Fabia i spoglądając mu głęboko w oczy, uśmiecha się lekko po czym całuje bruneta w policzek.
Matteo przygląda się obojgu z niezrozumiałą irytacją. Z kolei jego żona patrzy w ten sposób na niego i gdy tylko zauważa, że planuje stanąć pomiędzy nimi, nie zamierza stać biernie. Wtrąca się pomiędzy całą trójkę i zawieszając dłonie na szyi męża, oznajmia:
- Kochanie, pójdziesz ze mną do łazienki? Chyba znowu mam mdłości.
Stella obnosi się ze swoim stanem tak wyraźnie, że nie tylko stojący obok Alessia i Fabio domyślają się o co chodzi, ale także przebywająca w pobliżu Ayliz nie ma żadnych wątpliwości. Wszyscy są zdumieni, także Matteo, otwartością jego żony.
W łazience mężczyzna ma do niej pretensje.
- Ustaliliśmy, że potem im powiemy. Po co z tym wyskoczyłaś akurat tu i teraz?
Stella po tym pełnym pretensji zapytaniu przybiera kwaśną minę. Potem rękoma chwyta męża za kołnierz koszuli, po czym ostrym tonem też zadaje mu pytanie:
- Co cię z nią łączy?! Gadaj! Co masz wspólnego z tą cukierkową lalą?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Florencja
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 20 Kwi 2022
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:47:41 29-04-22    Temat postu:

Super Lubię Allesię i smutno się czyta, jacy ci rodzice nieczuli.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:13:20 30-04-22    Temat postu:

Florencja napisał:
Super Lubię Allesię i smutno się czyta, jacy ci rodzice nieczuli.


Dzięki za komentarz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:37:12 30-04-22    Temat postu:

Odcinek 7/30.04.2022

Dosłownie podparty do ściany, Matteo nie kryje zaskoczenia postawą żony. Zdąży tylko rzucić:
- Nie mam z nią nic wspólnego - gdy wnet do środka wchodzą kolejni goście Martinellich. Wówczas mężczyzna chwyta spłoszoną żonę za łokieć i wyciąga na zewnątrz. Tam zwraca jej uwagę.
- Wiesz jak nie lubię publicznych teatrzyków. Zachowuj się!
- Najpierw powiedz mi prawdę! - Stella jest nieprzejednana. Naciska jeszcze kilkakrotnie.
- To znajoma. Nic więcej - zapewnia Matteo, ale Stella nie jest przekonana.
- I dlatego prawie pożarłeś ją wzrokiem?! - Bianchi zaśmiewa się jakby kpiąc z jej słów.
- Widziałam jak się śliniłeś na jej widok. To ona jest tą twoją pierwszą, wielką miłością? Gadaj!
Mężczyzna znowu się zaśmiewa, ale zdając sobie sprawę, że to tylko jeszcze bardziej działa jego ciężarnej żonie na nerwy, postanawia zabrać ją z przyjęcia.
- Wytłumaczę Ci wszystko, ale w domu. To nie miejsce na takie rozmowy.
Starają się wyjść dyskretnie, ale Ayliz i tak ich dostrzega. Spogląda w ich kierunku z pewną podejrzliwością.

Pięciu mężczyzn otacza Sarę i Leventa! Brunetka zerka porozumiewawczo na wuja, po czym po cichu wychodzi z zapytaniem:
- Idziemy w to?
Levent przytakuje z niebywale niewzruszonym wyrazem twarzy. Dopiero gdy jeden z napastników wykrzykuje do niego:
- Spadaj dziadku! - reaguje i unosi w złości brwi.
Potem następnych dwóch zaczepia Sarę słowami:
- Fajna bryka, ale ty jesteś jeszcze fajniejsza.
- Chodź. Przejedziemy się - sugeruje drugi.
Cała piątka na raz przypuszcza atak na Sarę i Leventa. Okrążają ich, a następnie dwóch z nich rusza na Leventa, a trzech rzuca się na Sarę. Jakież jest ich zdziwienie gdy nie tylko napotykają z ich strony opór, ale i zaczynają mocno obrywać. Zwłaszcza od Leventa, który wręcz z dziecinną łatwością pokonuje dwóch Włochów, którzy przypuścili na niego atak.
Potem rusza z odsieczą Sarze, która walcząc niemal na przemian z trzema napastnikami, zaczyna tracić przewagę. Levent, teraz już trochę zmęczony, powala kolejnych dwóch nim dociera do Sary, która ostatecznie przegrywa pojedynek z ostatnim z nich. Ten jako jedyny z całej piątki jest dość rozbudowany i przewracając Sarę, dopada ją i przygniata całym swoim ciałem. Levent kopie go w tył głowy by jak najszybciej uwolnić Sarę spod jego ciężaru, a potem zaczyna z nim morderczą walkę.
Sara wskakuje na plecy bandyty i zakrywa mu oczy, ale on z miejsca zrzuca ją z siebie i odpycha. Brunetka upada raniąc się przy tym w prawe kolano, które z miejsca zaczyna krwawić.
Levent nie widzi co się z nią dzieje bo wciąż walczy ze swoim przeciwnikiem, którego teraz całą siłą próbuje przydusić. Tymczasem znienacka Sarę dopada dwóch kolejnych bandytów, którzy przybyli z posiłkami! Jeden z nich przytrzymuje Sarę zakładając jej ręce za plecy, a drugi biegnie by dopaść jej wuja.
- Berk! Bierz go! - krzyczy desperacko coraz mocniej przyduszany bandyta.
Gdy nawoływany przez niego Berk przybiega i próbuje odepchnąć Leventa, ten kopie go mocno w klatkę piersiową. Berk upada z impetem, jednak tak samo szybko jak upadł tak samo szybko powstaje chwilę trzymając jednak rękę pod żebrem. Jest rozzłoszczony.
W tym momencie Levent ostatnim ciosem powala największego z bandytów, a potem staje na przeciw Berka gotowy do ostatecznej rozprawy. Wtedy coś dziwnego ma miejsce. Berk jakby zamiera. A gdy Levent podchodzi bliżej by rozpocząć pojedynek, ten głośno wykrzykuje do kolesia, który wciąż przytrzymuje Sarę:
- Puść dziewczynę! Zmywamy się stąd!
Jego kompan jest zdezorientowany i nadal nie puszcza Sary z uścisku.
- Co?! - pyta tak ostrym tonem jakby był przygłuchy.
Berk podchodzi do niego, siłą odciąga go od Sary, a potem znowu na siłę popycha go w przeciwnym kierunku. Po chwili obaj nikną w ciemnościach.
Levent i Sara są zdumieni takim obrotem sytuacji, ale i oddychają z ulgą. Oboje wpadają sobie w ramiona.
- Nic ci nie jest wujku? - pyta zatroskana Sara.
- Nic, a Tobie? - Levent z rozżaleniem spogląda na podarty dół sukienki Sary oraz potłuczone kolano - Co za dranie! Nie wiedzą co ich czeka! -oznajmia przepełniony chęcią odwetu.
- To nic takiego. Ważne, że się ich pozbyliśmy. Jedźmy już stąd.

Sara pozwala wujowi prowadzić. Sama zaś, w czasie drogi, przemywa ranę wodą utlenioną, którą znajduje w schowku. A kiedy docierają już do domu, z pomocą wuja zakłada opatrunek. Levent nie może sobie wybaczyć tego, co ją spotkało. Nie przestaje jej za to przepraszać.
- Powinienem był to przewidzieć. Wybacz mi dziecko. Naraziłem cię na niebezpieczeństwo.
- Daj spokój wujku. Niby jak miałeś to przewidzieć? Poza tym to będzie dobry trening przed…no wiesz czym.
- Mimo wszystko, naraziłem cię. To nie miało prawa się stać - Levent nie
przestaje uparcie winić się za to, co się wydarzyło. Tej nocy nie odstępuje bratanicy ani na krok. Przejęty, zasypia na fotelu nieopodal jej łóżka mimo iż Sara zapewniła go, że prawie wcale nie ucierpiała.

Przyjęcie u Martinellich przeciągnęło się aż do 4 nad ranem mimo iż Alessia w ogóle nie była w nastroju do świętowania. Przez większość czasu obserwowała po prostu gości. Ayliz unikała gdyż ta o zbyt wiele wypytywała, a gdy wypiła to w ogóle nie panowała już nad sobą. Fabio przeczuwając co się szykuje natychmiast wyprowadził ją na nocny spacer z którego nie wracali przez prawie godzinę.

Tuż po północy Bianchi znowu pojawił się w willi, ale już sam.
- A gdzie zgubiłeś ukochaną siostrę? - zapytała zaczepnie Alessia gdy zauważyła zbliżającego się do niej Fabio.
- Biega po dziedzińcu. Zbyt kaloryczne było to prosecco - Fabio posyła
jej łobuzerski uśmiech.
- Domyślam się - Alessia odwzajemnia uśmiech.
- Jesteś gwiazdą wieczoru. Czemu stoisz tu sama? - zauważa Bianchi.
- Cóż, znasz mnie. Nie znoszę przyjęć. Poza tym wiesz, że nawet jeśli przyjęcie jest na moją cześć to tak naprawdę nie jest - Kątem oka
Alessia wskazuje na rodziców, którzy z zaproszonymi gośćmi grają przy stole w pokera.
- Co za nudy! - stwierdza Fabio z rozbrajającą szczerością - Może chcesz się przejść? - spontanicznie zapytuje. Nie musi powtarzać. 24-latka od razu się zgadza.
- Pójdę tylko po płaszcz - uprzedza.

5 minut później oboje są już na dziedzińcu przechadzając się obok fontanien.
Nieopodal znajduje się altanka w której na parę minut przysiadają.
Fabio otwiera butelkę szampana, którą zabrał z salonu gdy wychodzili, a potem unosząc ją ku górze wykrzykuje:
- No to za twój powrót moja droga Ale!
Fabio przekazuje butelkę bezpośrednio Alessii dodając:
- Na zdrowie!
Szatynka wybucha śmiechem. Z trudem upija łyk.
- Dalej, dalej! Jak za starych dobrych czasów! - nawołuje Fabio, a potem
przechyla butelkę by "pomóc" Alessii w jej szybszym opróżnieniu.
- Hej! A ty? Nie wypijesz za moje zdrowie? - zauważa Alessia.
- Racja. Daj mi to - Fabio przechwytuje butelkę, a potem zaczyna nią potrząsać. Alessia już wie co się święci. Natychmiast wybiega z altanki by nie zostać oblaną. Fabio rusza w pościg za nią i tak droczą się dłuższą chwilę, dopóki w butelce jest jeszcze szampan. Potem przysiadają na bujanej huśtawce znajdującej się po drugiej stronie willi i wspominają stare czasy właśnie.
- A pamiętasz jak mnie zabrałeś i Ayliz do tego twojego znajomego ze wsi? - dopytuje Alessia usiłując powstrzymać śmiech.
- Dziewczyno, ale to była siara. W życiu bym was ze sobą nie wziął jakbym wiedział co wy tam odwalicie - Fabio przewraca oczami na samo wspomnienie.
- Miałam 15 lat i na oczy nie widziałam nigdy krowy! - szatynka wybucha śmiechem.
- Myślałem wtedy, że wzięłaś ją za byka.
- Tak wierzgała, ale to Ayliz tak myślała. Ja nawet nie wiedziałam, że istnieje takie zwierzę. Rodzice nigdy mnie na wieś nie zabrali.
- Wiem, ale to i tak był szok. Dobrze, że chociaż konia rozpoznałaś.
- I koguta. Oj tak. Koguta nigdy nie zapomnę. Tak mnie urządził, że do dziś pamiętam.
- To po co go z Ayliz prowokowałyście? Zasłużyłyście sobie na to.
Mijają im dobre 2 godziny na wspominaniu licznych anegdot z życia. Potem nachodzi ich też na małe zwierzenia.
- Wiesz, nigdy w życiu nie bałam się tak jak dzisiaj - wyznaje Alessia.
- Ale, jedno twoje słowo i wiesz, że rzucę Ci tego kundla do stóp -oznajmia Fabio.
- Było ich dwóch - Fabio marszczy czoło, a Alessia widząc jego zaniepokojenie, szybko dodaje - Ten drugi mnie ocalił. To dziwne.
- Co takiego?
- Gdyby nie ten drugi to - jej głos zaczyna się łamać. Fabio natychmiast reaguje wiedząc, co się święci.
- Było minęło. Ważne, że nic ci się nie stało - mówi Bianchi wyraźnie odczuwając ulgę.

Dwóch kolesi z całą siłą popycha Berka na podłogę. Znajdują się w zaciemnionym pomieszczeniu z kratami w niewielkich oknach. Po starym, drewnianym stole biegają zaś mrówki i inne owady. Berk chce się podnieść, ale do środka wchodzi ktoś jeszcze.
- Siedź gdzie twoje miejsce psie!
Na te słowa w Berku aż się krew gotuje. Usiłuje wstać, ale dwaj mężczyźni którzy zaciągnęli go do środka, od razu z powrotem pchają go na podłogę. Trzeci z nich, najwyraźniej ich przywódca, stawia krzesło tuż przed Berkiem, a potem zasiada na nim i zaczyna swoją przemowę.
- A teraz Berk wyjaśnisz mi co do *uja stało się przy lotnisku, a co na placu - mężczyzna schyla się do Berka i nadstawia uszu.
- Nie słyszę cię Berk. Nie słyszę!
Berk tylko beznamiętnie odrzeka:
- Są pewne zasady Luigi. Ja się ich tylko trzymam.
- I dlatego Markus ma teraz zaburzenia widzenia, a ta zaje*ista bryka nie jest u nas?! Przez głupie zasady?! Doprawdy cymbale!?
- Od kiedy gwałcimy kobiety?! - wyrywa się poirytowany Berk.
- I co by się stało? Te dzi*ki same się proszą. Jak się taka szwenda i prowokuje to ma co chciała. One tylko udają, że tego nie chcą.
Berk ze wstrętem spluwa obok Luigiego, a potem znowu próbuje się podnieść i znowu zostaje zepchnięty na podłogę.
- Leżeć psie! - Luigi też zaczyna popadać w coraz większy gniew - Jak ci tak szkoda tych lafirynd to teraz zamiast sobie poużywać, będziesz pościł. Zero żarcia przez tydzień! - obwieszcza Luigi, a wychodząc nakazuje swoim ludziom:
- Przez tydzień nie je. Trzymajcie go tu!
Berk wiedząc co go czeka, ponownie się podnosi, ale obaj mężczyźni odpychają go z powrotem, a następnie zamykają drzwi pomieszczenia na kłódkę. Berk bezradnie opada na ziemię. Potem zaczyna naciskać na swoje czoło ręką. To jego sposób na rozładowanie negatywnych emocji.

Tymczasem Alessia i Fabio nadal miło gawędzą i nawet chłód nocy ich nie odstrasza.
- Zakochałeś się w kimś wreszcie? - Alessia pyta bez żadnych ogródek. Fabio odpowiada na to zapytanie szyderczym spojrzeniem.
- Poważnie? Idziesz w kawalera?
Szatynka udaje zdumioną puszczając oczko do Fabia. Ten wyraźnie nie chce ciągnąć tematu.
- Do zakochania to trzeba się narobić kroków, a ja jak wiesz, wolę krótkie dystanse.
- Wiem, ale myślałam, że może zdarzył się jakiś cud - zaśmiewa się Martinelli.
- Są tylko nieosiągnięte cele lub niezdobyte twierdze. Innych cudów u mnie nie ma i nie będzie - zapewnia Bianchi - A ty? Znalazłaś tę swoją drugą połówkę w Londynie?
- Chciałam, ale nie starczyło mi czasu. Zajęłam się wyłącznie studiami.
- Nie żartuj. Poważnie? Posucha? - docieka Fabio również udając zdziwionego - Dobra. Będę się zwijał bo zaraz świt mnie zastanie, a jak wiesz, ja jestem księciem nocy, a nie dnia.
Fabio na pożegnanie ściska mocno Alessię, a potem całuje w polik.
- Jak mówiłaś, że się nazywał jeden z nich?
- Tamten wołał na niego Berk, ale chwileczkę, na co ci to wiedzieć? - zauważa przytomnie Alessia - Już Ci mówiłam, że ojciec się tym zajmie - zapewnia.
- Nic się nie martw. Zrobię tylko rozeznanie.
Fabio w swoim stylu posyła Alessii jeszcze buziaka, a potem odjeżdża spod posesji Martinellich. Do domu dociera po około pół godziny. Zaczyna już wschodzić słońce gdy wreszcie pada na swoje łóżko i od razu odpływa w objęcia Morfeusza.

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:22:06 02-05-22    Temat postu:

Odc.8/02.05.2022

Gdy Sara budzi się w swoim łóżku zauważa, że Leventa już nie ma. Jest nieco speszona gdy zerka na godzinę w telefonie. Już 10, a ona dopiero się obudziła. Szybko wskakuje pod prysznic i dopiero wtedy zaczyna odczuwać ciosy, jakie wymierzyli jej zeszłego wieczoru bandyci.
Gdy po kąpieli schodzi do jadalni na śniadanie, zdziwiona dowiaduje się od gosposi, że jej wuj dawno wyszedł.
- Dostał wcześnie rano telefon i po nim wyleciał jak strzała.

Sara nie ma pojęcia, że tuż nad ranem Levent zgadał się wraz z Giovannim Martinelli i dopadli gang, który zaatakował ich w nocy.
- Wszyscy nie żyją? - pyta Levent Giovanniego.
- Tak, kazałem wszystkich wyrżnąć. Kul szkoda na taką swołocz -zapewnia Giovanni - Dobrze, że się odezwałeś. Dzięki tobie ich odnalazłem - dodaje wdzięczny.
- Mnie i Sarę też trochę poharatali. Tak sądziłem, że możesz ich kojarzyć.
- Dotarliśmy do nich po imieniu jednego z nich. Na szczęście Alessia je zapamiętała - doprecyzowuje Giovanni - Dałeś nam cynk gdzie są i woala! Teraz będą tylko wąchać kwiatki od spodu!
Po tym szybkim spotkaniu panowie ściskają sobie dłonie, a potem każdy udaje się w swoją stronę.

Matteo wpada w szał gdy odbiera matkę ze szpitala. Na wieść o rychłym rozwodzie rodziców nie przebiera w słowach.
- Myślałem, że po paru dniach ci przejdzie, że zmądrzejesz mamo.
Po słowach mężczyzny i w Selen się gotuje. Nie zamierza przyzwalać najstarszemu synowi na taki brak szacunku.
- Mierz słowa. Nie rozmawiasz ze Stellą - upomina syna.
- To niedorzeczne, że teraz, po tylu latach, chcesz się rozwodzić. Mamo, zrozum. To nam bardzo zaszkodzi.
- Jeśli masz na myśli siebie i Stellę to nie bardzo rozumiem w jaki sposób to może was dotknąć.
- Mam na myśli całą naszą rodzinę - doprecyzowuje Matteo - Ucierpi nasz wizerunek. Pod koniec roku wychodzi nowa kolekcja ubrań. Wybuchnie wielki skandal. Przemyśl to jeszcze mamo - prosi.
- Już podjęłam decyzję i jej nie zmienię. Znasz moją motywację i dlatego tym bardziej dziwię się, że mnie nie wspierasz - w tonie głosu
Selen czuć wyrzuty w stronę syna.
- Nie wspieram i nie wesprę bo to głupota. Nie chce mi się wierzyć, że nagle, po tylu latach zaczęło ci to przeszkadzać.
Ayliz, która do tej pory stała obok i tylko przysłuchiwała się rozmowie, postanawia interweniować spodziewając się zaostrzenia wymiany zdań. Nie chce by matka poczuła się źle.
- Matteo przestań już. Mama jest jeszcze słaba. Nie wolno jej się denerwować - przypomina starszemu bratu.
- Nie wtrącaj się! - Matteo posyła siostrze karcące spojrzenie rozkazując jej tym samym by się od niego odsunęła.
- Mamo, nawołuję cię do rozsądku. Skończ z tą błazenadą słyszysz!?
Selen ma ochotę w tym momencie złapać syna za uszy i wytargać.
- Nie patrz tak mamo tylko opamiętaj się dobrze? To co robisz nikomu się nie przysłuży.
- Nikomu? Jak to nikomu? Mi się przysłuży ty gl*cie - pomyślała rzucając gromy swoim spojrzeniem.
- Matteo nie obrażaj mamy - jeszcze raz wtrąciła się Ayliz, ale została kompletnie zlekceważona.
Selen narzuciła powoli sweter, a potem sięgnęła po walizkę. Matteo od razu rzucił się by ją zabrać, ale Selen burknęła na niego z dezaprobatą, a potem nakazała córce:
- Ayliz, dzwoń po Fabia.
Matteo wówczas stanął oburzony. Potem rzucił:
- Ja tu jestem mamo.
Selen z niechęcią odrzekła do niego tylko:
- I co z tego? Co mi po takim synu, który nie zna swojego miejsca? Idź już stąd. Przez ciebie źle się czuję.
- Bo mówię ci prawdę tak? - oznajmił z rozżaleniem najstarszy z dzieci Selen.
Kobieta znowu spojrzała na niego z poirytowaniem.
- Jak masz mi tu wyłącznie jęczeć to nie jesteś mi tu do niczego potrzebny. Wracaj skąd przyszedłeś - zażądała stanowczym tonem.
Matteo z obrażoną miną obrócił się zaraz na pięcie, a potem wyszedł z sali nawet nie spoglądając na siostrę. Ayliz zamurowało po jego wyjściu, ale matka szybko przywróciła ją do pionu zapytaniem:
- Fabio jest już w drodze?
- Już dzwonię mamo.
- To jeszcze tego nie zrobiłaś? - zdziwiła się z niezadowoleniem kobieta.

Matka do tego stopnia rozjuszyła Matteo, że opuszczając mury szpitala, mężczyzna kilkukrotnie kopnął o ścianę korytarza.
- Co Pan robi? Proszę się zachowywać! - upomniała go jedna z pielęgniarek zupełnie nie spodziewając się, że to jeszcze bardziej rozzłości Bianchiego. Matteo od razu złapał ją za szyję i przycisnął do ściany!
- Wiesz, kim jestem żebraczko?! Wiesz?! - krzyknął wzbudzając w
kobiecie przerażenie - Nie wiesz, bo niby skąd miałabyś wiedzieć. Jeszcze raz się do mnie odezwiesz, a wylecisz stąd na zbity pysk, zrozumiałaś?! - nie czekając na jej odpowiedź, popchnął ją na drugą ścianę korytarza tak, że z ledwością utrzymała się na nogach zatrzymując tuż przed nią. Bianchi ruszył przed siebie po drodze kopiąc jeszcze w drzwi. Jego furia nie ustawała. Z parkingu wyruszył z piskiem opon.

Tymczasem po telefonie siostry, Fabio z trudem wygrzebał się z łóżka. Mocno zaspany upił tylko łyk kawy. Nawet na prysznic nie starczyło mu czasu. Zarzucił pierwszy lepszy dres i czym prędzej wyruszył do szpitala. Kiedy gosposia wybiegła przed dom z bułką na drogę, jego już nie było.
- Wiecznie zabiegany ten nasz Fabio - stwierdziła z rozżaleniem Matilde.

Pod nieobecność wuja, Sara skontaktowała się z poleconą mu przez niego psycholog. Udało jej się umówić już następnego dnia. Ledwo zakończyła rozmowę, a rozległo się pukanie.
- Można? - w drzwiach jej pokoju ukazał się nie kto inny jak wuj brunetki.
- Jesteś już? - zapytała licząc po cichu, że Levent zdradzi jej gdzie był i co robił. Nie zawiodła się.
- Giulia już Ci doniosła jak widzę. Od razu ci powiem żebyś była spokojna - mężczyzna przysiadł się obok bratanicy przy jej toaletce - Zająłem się tymi bandytami, którzy wczoraj nas zaatakowali.
Sara zdziwiła się tak szybkim działaniem wuja. Aż postawiła oczy ze zdumienia.
- Okazało się, że wcześniej napadli też mojego dobrego znajomego. Już po wszystkim. Więcej nie pojawią się na placu - zapewnił z przekonaniem - Ani nigdzie indziej - dodał w myślach.
- Gdyby policja działała tak sprawnościowo jak ty wujku - stwierdziła życzeniowo Sara, a potem dopytała - Wszystkich ich aresztowali?
- Tak, słońce - potwierdził Levent kłamiąc jej w żywe oczy - Od dawna ich ścigali, ale nie mogli złapać.
- To dobrze wujku - Sara spontanicznie przytuliła Leventa - Jak dobrze, że cię mam - oznajmiła z uśmiechem na twarzy. Potem ku jego zadowoleniu, poinformowała go o planowanej konsultacji z panią psycholog.
- To będzie dla ciebie dobre. Od dawna nie byłaś na sesji, a teraz będziesz jej potrzebowała bardziej niż kiedykolwiek. Teraz powrócą demony z przeszłości z którymi będziesz musiała się rozprawić i wiem, że tego dokonasz dziecko. Wiem to! - mężczyzna starał się przekazać bratanicy motywację, której ostatnio u niej nie widział. Dostrzegł, że drastycznie zmalała odkąd Sara przybyła do Włoszech.

Fabio zmieszał się gdy wychodząc z matką pod rękę ze szpitala, wpadł na tabuny reporterów. Skupiony na matce nie zdążył nawet wciągnąć okularów przeciwsłonecznych.
- Zakryj nas! - krzyknął do siostry, ale nim Ayliz zorientowała się o co
chodzi, reporterzy stali już z mikrofonami przy nim i Selen. Kobieta zasłoniła jedną ręką twarz. Fabio, który podtrzymywał matkę musiał mierzyć się z bezlitosnymi fleszami aparatów.
- Znowu tu są! Skąd u diabła wiedzieli o wypisie? - zastanawia się wzburzony. Po czym podrzuca siostrze klucze od auta:
- Pospiesz się, Ayliz.
Kobieta z nieco zdezorientowaną miną pognała w poszukiwaniu zaparkowanego auta. Tymczasem reporterzy rozpoczęli serię pytań.
- Jak się pani czuje?
- Miała pani zawał? Czemu?
- Gdzie jest pani mąż?
- Pan Edoardo nie przyjechał po panią?
Byli nieustępliwi. Zadawali coraz więcej pytań. Nie przestawali też fotografować mocno nieprzygotowanego wizerunkowo Fabia, który złościł się coraz bardziej przedłużającą nieobecnością siostry.
- Mamo, czy ona pamięta jeszcze jak się jeździ samochodem?
- Trzeba było iść samemu synu. Znając jej rozkojarzenie, pewnie zgubiła się na parkingu - stwierdziła w ogóle nie zaskoczona Selen.
- Miałbym cię zostawić samą z tymi hienami? Nie ma mowy! - oznajmił z
pełną stanowczością syn kobiety, a potem machnął w stronę ochroniarza stojącego nieopodal i poprosił go o pomoc, dyskretnie wsuwając mu kilka banknotów. Po trzech minutach mężczyzna podjechał już z Ayliz pod wejście szpitala i pomógł całej trójce bezpiecznie odjechać, oddzielając ich od dziennikarzy.

Już będąc w domu, mocno zaniepokojony Fabio zadzwonił do ojca.
- Nie podoba mi się to. Są zbyt dobrze poinformowani tato. Nigdy tak nie nastawali nam na ogon - zauważa Fabio.
- Też jestem zaskoczony. Dyrekcja szpitala obiecała mi totalną dyskrecję. To rzeczywiście zastanawiające.
- Tato, myślę że musimy przedsięwziąć środki ostrożności. Na pewno zwiększyć ochronę.
Edoardo przyznaje synowi rację.
- Muszę kończyć synu. Zaraz mam spotkanie. Powiedz mi tylko co z twoją matką. Jest w domu tak?
- Tak tato. Wszystko z nią dobrze. Na razie zostaje w willi, ale lada dzień chce się wyprowadzić.
- Potem omówimy wszystko dokładnie. Póki co, miej na nią oko.
- Wiesz, że nie musisz mi tego mówić. Królowej nic nie będzie. Zadbam o to - zapewnia Fabio.
Chwilę później mężczyźni się rozłączają się.

Zaraz potem Messengera Fabia zaczynają torpedować liczne wiadomości. Bliżsi i dalsi znajomi rozsyłają mu jego najnowsze fotki uzupełniając je o memy. Większość naśmiewa się z niego i nabija z jego wyglądu. Nawet Alessia, która nudzi się w domu, wysyła mu wiadomość o treści:
- Zapowiedź nowej kolekcji? A la menel? - doprawiając ją emotką eksplodującą śmiechem.
Fabio wkurza się nie na żarty. Ignoruje wiadomości i zabiera się za wyłączenie telefonu. Nim zdąży go jednak wyłączyć, rozbrzmiewa dzwonek. Natychmiast odbiera gdy na ekranie wyświetla się imię Francesco.
- Jakieś nowiny stary?
- Spotkajmy się.
- Jasne. Wieczorem?
- Gdzie?
Fabio przez chwilę się zastanawia, a potem oznajmia z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach:
- Tam, gdzie ostatnio.
- Nie ma mowy - Francesco odmawia Bianchiemu niemiło go zaskakując.
- To dobre miejsce - stwierdza Fabio, ale Francesco ma inne zdanie.
- Było dopóki nie zostaliśmy zdemaskowani.
- Daj spokój. Nikt nas tam nawet nie rozpoznał. Ludzie mnie nawet nie skojarzyli.
- Skąd wiesz? Może też się kamuflowali? Nie, Fabio. Nie będę ryzykował. Więcej się tam z tobą nie spotkam.
- Szkoda bo myślałem, że znowu może być wesoło - bruneti znowu przezornie się uśmiecha.
- Wiem do czego pijesz, ale to nie zabawa. Jak chcesz to idź tam sam w wolnym czasie, ale ja się nie będę narażał.
Fabio ostatecznie przyznał Francesco rację i przeprosił go za niestosowne podejście do sprawy.
- Czasem tracę koncentrację Francesco. Wybacz.
- Nie wnikam. Twoje życie - twoja sprawa. Przejdźmy do sedna. Gdzie się widzimy?
- Ty wybierz miejsce - odrzeka z całą uległością Fabio. Gdy mężczyźni ustalają już miejsce wieczornego spotkania, Fabio rozłącza się, wyłącza telefon, a potem kładzie się do łóżka i wyczerpany po pełnym wrażeń południu w jednej chwili zasypia.

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:23:48 04-05-22    Temat postu:

Odc.9/04.05.2022

Późnym wieczorem dochodzi do dyskretnego spotkania między Fabiem, a Francesco. Mężczyźni umówili się w opuszczonym budynku gospodarczym na przedmieściach Mediolanu.
- Ostatnia miejscówka bardziej mi się podobała. Można było coś zjeść - Fabio od razu zaczął zaczepnie marudzić.
Francesco znał już niejedno jego oblicze więc nawet nie odpowiedział tylko od razu przeszedł do konkretów. Z kieszeni marynarki wyjął zdjęcie Ebru i położył na stoliku przed Fabiem.
- Na bank była podstawiona, ale nie wiem jeszcze przez kogo. Wygląda to na dobrze zorganizowaną grupę przestępczą.
Fabio spogląda na fotografię od niechcenia.
- Nie wiem czemu moi wrogowie zawsze podsyłają mi kobiety. To już dziesiąta - pyta retorycznie jeszcze raz od niechcenia.
- Może dlatego, że mówią o tobie: pies na baby? - sugeruje Francesco, a
Fabio z przekąsem odrzeka:
- Lubię podziwiać piękno. Chyba po to zostało stworzone nie?
Francesco odwzajemnia uśmieszek Bianchiego i odpowiada:
- Trzeba przyznać, że jesteś świetny w tej roli. Całe Włochy wierzą, że jesteś babiarzem nie do uleczenia.
- Wiesz o niej coś jeszcze? - Fabio wraca do tematu rozmowy.
- Możesz mieć problemy jeśli do ciebie dotrą Fabio - Francesco ostrzega
Bianchiego - ona nie żyje. Wczoraj wyłowili jej zwłoki.
- O cholera! - Fabio przeczesuje rękoma po czubku swej głowy - Co się stało?
- Została wyrzucona z jachtu na pełnym morzu - oznajmia Francesco.
Fabio jest zaskoczony.
- Mogą cię o to obwinić. Lepiej żebyś nie pokazywał się we Francji w najbliższym czasie - radzi Francesco.
- Myślisz, że mogą mnie ścigać? - dopytuje cały w nerwach Fabio.
- Ciężko powiedzieć. Nie jesteś byle kim. Znają tam całą twoją rodzinę. Premier jest nawet zaprzyjaźniony z twoim ojcem. Podejrzewam, że będą chcieli po cichu przeprowadzić śledztwo Fabio - odpowiada mu Francesco.
Fabio na chwilę milknie jakby zbity z pantałyku.
- Nie wyrzuciłeś jej za burtę prawda? - dopytuje Francesco.
- Pewnie, że nie! - odpowiada ze wzburzeniem Fabio - To wszystko co dla mnie masz?
- Mam jeszcze informację odnośnie wideo, ale póki co jest nieoficjalna.
- Mów - nakazuje mu wciąż rozdrażniony Fabio
- Wygląda na to, że stoi za tym ta sama grupa co za rejsem i twoimi zdjęciami. Ale jak mówię: to jeszcze niepotwierdzone.
Rozmowa z Francesco kończy się po pół godzinie. Fabio nie wychodzi z tego spotkania z zadowoloną miną. Wręcz przeciwnie. Jest poważny i zamyślony.
We wspomnieniach powraca do feralnego wieczora po pokazie.
Pamięta jak razem z Ebru opuszczali lokal. Potem na zewnątrz czekało już na nich auto. Cały czas ostro pił.
Nagle brunet ostro hamuje, po czym rękoma uderza mocno w kierownicę, a potem wybiega z samochodu na pobocze i wykrzykuje:
- Jak mogłem ją wyrzucić?! Jak to się mogło stać?! Czemu to zrobiłem?!

Rano w salonie gromadzą się wszyscy domownicy. Selen znowu siedzi jak na szpilkach bo Fabio nie wrócił na noc i nie daje znaku życia.
- Tato, musisz coś z nim zrobić. Inaczej nas wykończy - domaga się Ayliz. W odpowiedzi Edoardo broni młodszego syna.
- Na pewno to coś ważnego.
- Tak samo jak ostatnim razem Edoardo? - pyta z całym cynizmem
Selen.
Nieoczekiwanie nerwową atmosferę przerywa rychłe wejście gosposi Matilde, która wykrzykuje:
- Panicz Fabio jest w telewizji!
Cała trójka podnosi się z kanap i biegnie za kobietą do kuchni. Tam w jednym z programów szeroko komentowany jest wypadek Fabia.
W salonie rozbrzmiewa telefon. Ayliz przybiega z powrotem do salonu i odbiera od rozjuszonego Matteo, który też właśnie zobaczył wiadomości.
- Skandal za skandalem! - burzy się najstarszy z rodzeństwa.
Selen I Edoardo nie mogą uwierzyć w to, co widzą.
- Podobno zabroniłeś mu alkoholu?
- Owszem - zapewnia żonę Edoardo
- Jak widać, masz spore poważanie u syna - dodaje ironicznie jego żona.

Levent nie przestawał się śmiać oglądając wyczyny Fabia zarejestrowane przez telewizyjne kamery. Jego donośny śmiech przygnał przed telewizor także Sarę, która lada chwila wychodzi na spotkanie z panią psycholog.
- Z czego się śmiejesz wujku?
- Podejdź i sama zobacz. Jak tak dalej pójdzie to nic nie będziemy musieli robić. Nasi wrogowie sami się wykończą.
Sara wpierw zerka na zegarek.
- Tylko na chwileczkę bo muszę już wychodzić - oznajmia.
Brunetka spogląda na ekran telewizora i nie dowierza własnym oczom. Wymienia się z wujem kontaktowym spojrzeniem.
- To stało się dzisiejszej nocy? - pyta.
Levent przytakuje.
- Nie mogę uwierzyć, że skonfrontowałaś się już z tym palantem. Patrz jak narozrabiał.
Sara im więcej poznaje szczegółów o wybrykach Fabio, tym bardziej się irytuje.
- Około 1 w nocy Fabio Bianchi Valentini jechał rozpędzonym autem po ekspresówce przekraczając dozwoloną prędkość. Potem zniszczył kilka ogrodzeń, a wreszcie uszkodził własne auto, które porzucił przy drodze. Już wtedy był mocno podpity. Nad ranem, około godziny 6 został znaleziony nad Morzem Liguryjskim na jednej z plaż i to nie sam. Towarzyszyła mu atrakcyjna blondynka - informuje prezenterka programu - Nadal nie wiadomo jak dotarł aż nad morze. Pokonał prawie 150 km. Nieznana jest także wciąż tożsamość jego towarzyszki.
- Taki to pożyje - stwierdza Levent jeszcze wygodniej rozsiadając się na fotelu. Ma taki ubaw oglądając, że dopiero trzaśnięcie drzwiami wychodzącej Sary na chwilę odciąga go od telewizora.
- Poszła już? Bez pożegnania? - dziwi się przez moment, ale zaraz wraca do oglądania.

Tymczasem Sara nie potrafi uciec ani ostudzić własnych emocji. Rozsierdzona do żywego wsiada do porsche zatrzaskując za sobą mocno drzwi. Nim zapali silnik próbuje się jeszcze uspokoić wykonując parę wdechów i wydechów.
- Co mnie to obchodzi? To nic nie warty palant jak mówi wujek -brunetka stara się przekierować swoje myśli na inny tor, ale zaprzeczanie samej sobie nie jest dobrym rozwiązaniem i sama wie o tym najlepiej - Co mi się stało? Dlaczego tak denerwuje mnie co on robi? - zastanawia się coraz bardziej zagubiona. Im bardziej próbuje to sobie wytłumaczyć tym bardziej jest skonfundowana. W końcu dla odreagowania włącza swoją ulubioną piosenkę: "Felicita" i odjeżdża sprzed domu.

Tymczasem na prośbę ojca, Matteo rusza nad Morze Liguryjskie po brata. Towarzyszy mu prawnik rodziny: Gino Bernardi. W związku z brawurową jazdą i zniszczeniami jakie poczynił, Fabio został aresztowany. Mężczyźni jadą go więc uwolnić. Niestety, media cały czas śledzą temat i nie odstępują członków rodziny ani na krok. Selen i Edoardo są wściekli.
- Jakbyśmy mało mieli skandali. Edoardo, wymyśl coś. Fabio nie ma już 20 lat. Nie może się tak zachowywać - Selen zwraca uwagę mężowi. Oboje wciąż śledzą medialne doniesienia na temat ich syna. Transmisja na żywo pokazuje także ich drugiego syna, który jest w drodze po brata.
- Selen, doskonale wiesz czemu tak postępuje. Musi się jakoś wyładować - zauważa Edoardo.
- To niech to robi w inny, cywilizowany sposób. Dość mam już tej całej nagonki na nas. Zaraz znowu paparazzi zaczną u nas koczować. Chcę spokoju Edoardo! Chcę świętego spokoju! - domaga się wzburzona kobieta.
- Przypomnę ci tylko, że nasz rozwód też odbije się szerokim echem - uświadamia jej oczywistość o której zapomniała, co dodatkowo ją bulwersuje.
- No tak. Musisz się teraz mścić - odnotowywuje z pretensją Selen, ale Edoardo nie zgadza się z jej konkluzją.
- To żadne mszczenie się. Po prostu chcę Ci uświadomić pewne fakty. Rozwód w tej chwili to najgorsze co możemy zrobić.
Selen spogląda na męża z poirytowaniem czego on nie omieszka zignorować.
- Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że mam rację.
Selen dłuższą chwilę w myślach nad czymś debatuje. Potem nagle obwieszcza zdumionemu mężowi:
- Dobrze. Zaczekam do końca roku, ale chcę coś w zamian.
W oczach Edoarda w mig pojawia się błysk, a twarz promienieje.
- Wznawiamy nasz plan.
- Co masz na myśli? - dopytuje mężczyzna.
- Dość mam już jego hulaszczego trybu życia. Pora by się ustatkował - zapowiada kobieta.
- 5 lat temu już tego próbowaliśmy i się nie udało. Fabio na to nie pójdzie - stwierdza z całym przekonaniem Edoardo.
- Tym razem o nic nie będziemy go pytać.
- Co? Jak ty to sobie wyobrażasz? - mężczyzna burzy się na myśl o jakichś intrygach względem ich syna.
- Poczekaj! Dopiero dyskutujemy. Nie wiem jeszcze jak, ale w tym roku Fabio się ożeni! Zrobię wszystko co w mojej mocy by tego dokonać! -zapewnia męża Selen. On nadal nie reaguje pozytywnie.
- Chyba nie myślisz znowu o Alessii? - dopytuje jeszcze żonę Edoardo.
- Nie. To było dawno i nieprawda. Są bardziej jak rodzeństwo niż zakochani.
- Więc? Masz już kogoś na myśli?
- Jeszcze nie, ale jestem pewna, że znajdę odpowiednią kandydatkę. Znajdę taką, która usidli go na dobre.
Edoardo uniósł brwi nie kryjąc zdumienia zawziętością z jaką na temat przyszłego ślubu wypowiadała się jego żona. Nie aprobował planów żony, ale przełożenie rozwodu było dla niego o wiele ważniejsze więc zgodził się nie stawiając żonie żadnych warunków.

Konsultacja Sary z psycholog Domenicą Baldi rozpoczęła się równo o czasie. Sara od samego początku miała duże opory przed otworzeniem się przed kobietą.
- Saro, nie stresuj się. Przyszłaś do mnie nad wyraz zdenerwowana. Może na początek chcesz porozmawiać o tej sytuacji? - delikatnie podpytuje pani psycholog, a Sara czuje zaskoczenie po jej stwierdzeniu. Aż tak widać po niej emocje? - zastanawia się niezbyt ucieszona tym faktem.
- Dostrzegam, że masz w sobie dużo emocji. Jesteś nimi wręcz przepełniona. Czy to z tym masz największy kłopot? Nie potrafisz sobie z nimi poradzić prawda?
Pytania Baldi nie są trudne, ale trafne i kobieta ma tego świadomość. Odnotowuje fakt, że Sara jest skrytą osobą, która wyrobiła niezdrowy mechanizm milczenia o sobie i swoich uczuciach.
- No dobrze. Nie jesteś jeszcze gotowa na rozmowę. W takim razie mam pewną propozycję. Może będzie Ci łatwiej podzielić się ze mną swoją historią w inny sposób - kobieta wyciąga z biurka białą kartkę A4 oraz kredki. Sara patrzy z niedowierzaniem.
- Wiem, że jesteś już dorosła kobietą, ale wierzę, że w każdym z nas pozostaje coś z dziecka i trzeba to pielęgnować bo to wspaniała rzecz.
Kobieta podsuwa Sarze kartkę i kredki.
- A teraz proszę: narysuj siebie. Forma jest dowolna. Chcę cię trochę poznać. Przedstaw mi siebie.
Początkowo Sara podchodzi do zadania sceptycznie. Czuje się dziwnie. Mimo wszystko zabiera się jednak do rysowania.

Berk, który od dwóch dni siedzi w zamknięciu, zaczyna odczuwać już głód. Siedząc na podłodze, bez celu gapi się w sufit. Jest nieco zaskoczony bo zwykle, gdy był zamykany to i tak ktoś zaglądał żeby chociaż sprawdzić czy nie zwiał. Tym razem jest inaczej. Żadnych dźwięków z zewnątrz. Grobowa cisza. Jakby został opuszczony i zapomniany.
- Coś tu nie gra - domyśla się - Oni już tu nie wrócą. Muszę stąd wyjść. Inaczej tu umrę.
Brunet podejmuje próbę wydostania się z zamknięcia. Jednak jest to trudniejsze niż sądził. W oknach są kraty. Drzwi zaś są pozamykane na kłódkę.
- Stąd nie da się wyjść - stwierdza z rozczarowaniem po około godzinie usilnych prób wyłamania metalowych drzwi czy też uderzania w ściany. Zaczyna się poważnie martwić.

Domenica przygląda się rysunkowi jaki wykonała Sara. Od razu wyciąga pewien wniosek, który budzi w niej zaniepokojenie.
Spogląda na Sarę, której zaczynają pocić się ręce, ale nic nie mówi.
- Dziękuję Saro. Wykonałaś dziś pierwszy krok w dobrym, bardzo dobrym kierunku. Mam nadzieję zobaczyć cię na kolejnej rozmowie - psycholog zabiera rysunek i na koniec uśmiecha się miło do Sary. Brunetka, o dziwo, odwzajemnia uśmiech. Wychodzi z gabinetu o wiele spokojniejsza i nie wiedzieć czemu, ma poczucie ulgi. Jakby zdjęła z siebie jakiś wielki ciężar.

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marzenka20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 17198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa i okolice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:48:07 26-05-22    Temat postu:

Odc.10/26.05.2022

Po wyjściu z gabinetu psycholog Baldi, Sarę rozpiera niesamowita energia. Brunetka nie chce jeszcze wracać do pustych czterech ścian domu w którym teraz mieszka. Udaje się zatem na lekki spacer na świeżym powietrzu. W parku przysiada na jednej z ławek i daje się ponieść chwili przymykając oczy. Może się w ten sposób wyciszyć.
Ni stąd ni zowąd przysiada się do niej obcy mężczyzna i gdy tylko się odzywa, a ona orientuje się, że nie jest już sama, odskakuje od niego jak oparzona.
- Piękna dziś pogoda prawda? - odrzeka około 40-letni blondyn o zielonych oczach. Po jej reakcji spogląda na nią jak na nienormalną. Nic już nie mówi bo nie ma do kogo. Widzi tylko Sarę oddalającą się od niego prawie w biegu.

Sara nadal nie ma ochoty wracać. W myślach zastanawia się, gdzie mogłaby pójść. Bierze pod uwagę uliczne stoisko, gdzie raczyła się ciepłym posiłkiem jakieś 2 tygodnie wcześniej, ale od razu przypomina sobie jak się tam wygłupiła i woli je teraz omijać szerokim łukiem.
- Będę spalona jeśli ktoś mnie tam rozpozna.
Jej dalsze rozważania zakłóca telefon od Leventa. Brunetka od razu odbiera.
- Tak wujku?
- Jesteś już po? - Levent pyta z zaciekawieniem.
- Tak - potwierdza Sara.
- I jak, słońce? Odpowiada Ci ta pani bo jeśli nie to zaraz zmienimy - od razu zapewnia Levent.
Sara chwilę duma.
- Chyba jest w porządku.
- Chcesz kontynuować? - docieka Levent jakby wyczuwając u niej nutkę sceptyzmu.
- Nie wiem czy chcę, ale wiem, że muszę - Sara odpowiada zagadkowo. Levent zmienia nagle temat rozmowy całkowicie zaskakując Sarę.
- Chcę żebyś kogoś poznała. Dziś wieczorem pojedziemy w gości - obwieszcza.
Tymczasem Sara ma złe przeczucia, ale wie, że z tej drogi nie ma już odwrotu.
- Dobrze. O której?
- Szczegóły poznasz jak przyjedziesz do domu. Jesteś już w drodze tak?
Sara z niezadowoleniem potwierdza.
- Koniec spaceru - stwierdza zawiedziona.

Matteo oraz prawnikowi rodziny udaje się sprowadzić Fabio do domu dopiero wieczorem. Wszyscy w willi witają go z wyczuwalnym chłodem. Są rozgniewani po kolejnej wpadce najmłodszego Bianchi.
- Co to? Sąd ostateczny? - Fabia mimo wszystko nie opuszcza dobry humor.
Staje po środku salonu przed całą zgromadzoną tam familią.
- Odprowadzę Pana - Matteo rusza z Bernardim do drzwi frontowych.
Wszyscy zaś w ciszy i skupieniu czekają na jego powrót. Gdy z powrotem zasiada na kanapie, rozpoczyna się wiązanka pouczeń od każdego członka rodziny.
- Nasz wizerunek jest martwy. Już nie wiem jak go ocieplić - żali się Ayliz.
- Prawie nie ma cię w firmie, a Jesteś dyrektorem finansowym. Jak można powierzyć pieniądze takiemu nieodpowiedzialnemu człowiekowi? - pyta z zażenowaniem ojciec Fabia.
- Mieliśmy wielkie plany ze Stellą, ale ty jak zwykle musiałeś wszystko zniszczyć - stwierdza Matteo.
Rodzice nie rozumieją o jakich planach mówi Matteo, ale Ayliz, owszem tak, i tylko spogląda wymownie na starszego brata.
Selen też dorzuca swoje trzy grosze.
- Ty chcesz żebym znowu miała zawał? Ty mnie chcesz wykończyć synu? Jak możesz być tak bezwzględny?!
Fabio cierpliwie znosi wszystkie zarzuty i pretensje przez kolejne pół godziny. Dopiero potem z przekąsem odrzeka:
- Mam dość tej presji. Chcę żyć własnym życiem.
Wszyscy jednocześnie podnoszą się ze swoich siedzeń i stają jak wryci. Pierwszy zaśmiewa się cynicznie Matteo stwierdzając:
- Możesz sobie chcieć.
Potem odzywa się nestor rodu.
- Wiesz, że to niemożliwe.
- W takim razie przestańcie mnie kontrolować i traktować jak szczeniaka - cierpliwości zaczyna brakować teraz i zwykle wyluzowanemu Fabio.
- To przestań szczeniacko się zachowywać! - Selen znowu wybucha.
- Spokojnie mamo - Ayliz stara się ją uspokoić zauważając jak podnosi jej się gwałtownie ciśnienie.
Edoardo ponownie zwraca się do syna, ale już lżejszym tonem.
- Wiesz, że to odcięcie od nas oznacza ostateczne rozstanie z rodziną. Nie gadaj bzdur synu - uświadamia go choć wie, że tym Fabia nie zaskoczy.
- Człowiek rodzi się wolnym i takim powinien pozostać do końca swych dni. Już wam to kiedyś powiedziałem. Ja nigdy tej wolności nie oddam! Ani wam ani nikomu innemu!
Cała czwórka spogląda po sobie, a potem Edoardo pyta Fabia:
- Cenisz tę wolność bardziej od rodziny?
- Nic się nie zmieniło tato. Nadal możesz na mnie liczyć. W każdej sprawie. Wiesz o tym doskonale. Ale nie masz prawa, ani ty ani żadne z was mówić mi gdzie i z kim mam się spotykać.
- Jesteśmy znani w całym kraju oszołomie! Nasza reputacja już leży! - żali się prawie płacząc, niemniej od pozostałych oburzona Ayliz.
- Jeśli już to moja, a nie wasza - prostuje najmłodszy Bianchi, a potem zwraca się bezpośrednio do ojca:
- Tato, umawialiśmy się na coś - przypomina mu. Edoardo przybiera nietęgą minę. Oczy wszystkich od razu przekierowują się na niego.
- O czym on mówi tato? - pyta mocno zaintrygowany Matteo.
Edoardo tym razem spogląda na Fabio z wyrzutem.
- Matteo zadał pytanie. Ja też chciałabym wiedzieć o co chodzi, Edoardo!
- I ja też tato! - również Ayliz wyczekuje odpowiedzi.
- Dobra! Ja wam powiem. Jestem w tym z wami. Siedzę w tym po uszy. Nadstawiam karku kiedy trzeba. I w porządku. Nie narzekam. To nasza wspólna sprawa. Ale moim prywatnym życiem nie będziecie zarządzać. To nie średniowiecze żebyście mi wybierali żonę jak Matteo. Do dzieci też mi nieśpieszno. Mam dopiero 27 lat! Mam jeszcze czas! Kiedy mi się zachce to się hajtnę, ale z kim będę ja chciał, a nie wy! Jasne?
Edoardo natychmiast spogląda na żonę. Ona odwzajemnia to spojrzenie. Ich plan już teraz się komplikuje.
Nagle znienacka Matteo wyskakuje z tekstem:
- Chciałem się ożenić ze Stellą! Rodzice wcale mi jej nie wybrali! - zapewnia z trudem kryjąc zażenowanie, jednak Fabio przypomina mu coś innego.
- Z tego, co pamiętam to latałeś za Alessią, a nie Stellą.
- Matko! Dobrze, że jej tu nie ma! Co by było gdyby Stella to usłyszała! - Selen wzdryga się na samą myśl.
Matteo, który jeszcze tego samego wieczoru miał poinformować rodziców o ciąży żony, z wiadomego powodu jednak się powstrzymuje. Okoliczności nie sprzyjają.
Wtrącą się Ayliz zarzucając młodszemu bratu rozpustę i świadome niszczenie jedności rodziny.
- Latasz tylko za tymi puszczalskimi i niszczysz nas. Może jednak pora się ogarnąć. 27 lat to jednak nie 17.
- I ty mi to mówisz? - Fabio zamierza się odgryźć - sama zmieniasz chłopaków jak rękawiczki. Ja przynajmniej swoich podbojów nie sprowadzam do naszego domu.
- Dość! - rodzinne przekomarzania przekroczyły już granice wytrzymałości Selen. Kobieta posyła Fabio ostatnie pełne wyrzutów spojrzenie i wychodzi z salonu głośno tupiąc obcasami.
- Fabio za mną, do gabinetu - wzywa syna Edoardo. Ayliz i Matteo jako jedyni pozostają w salonie. Są zaszokowani przebiegiem dyskusji. Długo jeszcze trawią niechciane prawdy zasłyszane od najmłodszego brata.
- Ale się wściekł - odzywa się zdumiony Matteo.
- Zwykle ciężko go wyprowadzić z równowagi. Dzisiaj był nie do poznania - stwierdza z kolei Ayliz.
- Coś musiało się stać - domyśla się Matteo.
- Ale co? - zastanawia się też Ayliz.
- Musiał kogoś poznać. Czyżby chodziło o te blondynkę z którą wylądował nad morzem? - docieka Matteo.
- Na pewno nie. Założę się, że chodzi o Alessię.
Matteo od razu reaguje ożywieniem na jej imię.
- Niemożliwe. Nic ich nie łączy. Ona mu się nawet nie podoba.
- Tak było kiedyś Matteo. Skąd wiesz jak jest teraz? - słowa Ayliz jeszcze bardziej zachwiały równowagą i tak zmieszanego Matteo.
Mężczyzna nie widząc sensu w dalszym jego pobycie w willi udał się więc czym prędzej do siebie, do żony I dzieci.

Tymczasem w gabinecie toczyła się rozmowa między ojcem, a młodszym synem.
- Przepraszam tato. Nie wiem jak mogłem tak zatracić opanowanie - Fabio stoi przed ojcem ze spuszczoną głową. Emocje teraz ustały, a on żałuje wypowiedzianych słów.
- Synu, nie jest z tobą dobrze. Zauważyłem to już jakiś czas temu. Z czym masz problem?
Fabio w całkowitym zaufaniu wyznaje ojcu prawdę o rejsie na Korsykę. Ku swemu zdumieniu orientuje się, że ojciec o wszystkim wie.
- Przede mną nic się nie ukryje synu. Powinieneś już dawno to wiedzieć - oznajmia z satysfakcją Edoardo.
- I co teraz tato?
- Zapomnij o tym. Wszystko już załatwione. Rozmawiałem z premierem. Zadba o to by nikt cię nie powiązał z tym wypadkiem bo to był wypadek prawda?
Fabio milknie. Dopiero po chwili odrzeka:
- Nie wiem. Nie pamiętam. Byłem zbyt pijany.
- To i tak nie ma znaczenia. Oficjalnie nic nie zrobiłeś synu.
Fabio oddycha z ulgą.
- Już się obawiałem, że wyślą za mną list gończy - Fabio w podzięce ściska ojca.
- A teraz idź i odpocznij. Matkę przeprosisz jutro. Teraz jest na ciebie cięta.
Fabio posłusznie przytakuje. Jeszcze raz ściska ojca, a potem udaje się do siebie i już wyluzowany pada na łóżko z szerokim uśmiechem na twarzy.

Zgodnie z zapowiedzią Levent zabiera Sarę w tajemnicze miejsce. Gdy docierają do celu, Sara dostrzega niewielkie osiedle i nie omieszka od razu o nie wypytać.
- Co to za miejsce? Co my tu robimy?
- Tu będziesz mieszkać - oznajmia jej Levent, a ona stawia oczy ze zdumienia.
- Za miesiąc wstąpisz w szeregi domu mody Bianchich. Twój standard życia musi być zgodny ze standardem zarobków.
- W sumie racja. O wszystkim pomyślałeś wujku.
- Zapewne chcesz zobaczyć swoje mieszkanie - Sara przytakuje - no to chodźmy.
W środku czeka ją jeszcze jedna niespodzianka. W środku czekają już trzy osoby.
- Kim są ci ludzie? - od razu pyta Leventa, gdy tylko ich spostrzega.
- To aktorzy - oznajmia wuj brunetki. Potem podchodzi do każdego z kolejna i przedstawia bratanicy.
Najpierw podchodzi do około 50-letniej kobiety:
- Saro Rinaldi, poznaj. To Rosa Rinaldi. Twoja matka.
Potem Levent wskazuje na stojącego obok kobiety starszego mężczyznę i również jego przedstawia:
- Carlo Rinaldi, twój ojciec.
Na koniec pozostawia młodego, dość wysokiego bruneta:
- A to Vito Rinaldi, twój młodszy brat
Sara w przeciwieństwie do niewzruszonej sytuacją trójki czuje się niezręcznie. Nie dociera do niej po co dokładnie to wszystko. Levent od razu rusza z wyjaśnieniami.
- Przygotowałem dla wszystkich scenariusze. Oni już je mają. Ten jest twój - mężczyzna przekazuje go Sarze, a potem kontynuuje:
- Bianchi na pewno będą chcieli cię sprawdzić nim zatrudnią. Są w tym nad wyraz gorliwi. A ty musisz ich przekonać dlatego odegrasz rolę życia, a ci państwo ci w tym pomogą - oznajmia zaskakując na nowo swoją bratanicę.

Cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin