Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:12:34 08-07-08    Temat postu:

Lilly_Rose napisał:
No nadrobilam zaległości.
Oj duzo sie wydarzyło.....
Odcinki super!
Mimo ze Juan glupio zrobil to zal mi go...Biednz w tym wiezieniu z Ricardem...matko, ten Ricardo jest straszny. Skojarzył mi się T-bag ze „Skazanego na śmierć”. (nie wiem czy oglądasz,a le bardzo polecam serial)
Mam nadzieje ze Filipe wyzdrowieje i tak jak mówił Carlos, będą z Vivianą szczęśliwą rodziną.
Zaskoczył mnie Julio…Ta jego przemiana. Jednak on nie jest taki zły, skoro chce ożenić się z Sonyą i mieć z nią dzieci. Na początku wkurzyłam się na Carle że powiedziała mu że Sonya była w ciąży, ale chyba jednak dobrze zrobiła bo dzięki temu on się zmienił.
Biedny Antonio i Luis…Rozdzielili ich. ?
Już wiem czemu matka Manola zbiera te wycinki z gazet, bo jest matką Raula…I bynajmniej nie zbiera ich dlatego że interesują ją śluby bogaczy.
Czekam na newika.


I bedzie jeszcze wiecej .

Dobrze Ci sie skojarzyl Ricardo z T-Bagiem! Oczywiscie nie zamierzam robic z niego takiego potwora, jakim jest Bagwell (T-Bag), ale ten jezyk jest "zapozyczony" wlasnie od tej postaci. A serial ogladam, jest wspanialy, tylko mi Abruzzi'ego usmiercili ;/.

O Felipe nie odpowiem, bo nie moge .

Julio nie jest taki najgorszy, tylko troche za mlody na powazne decyzje...Czy wyjdzie na ludzi? . Moze .

Antonio...Jeden dzien, a tak go zniszczylo to rozstanie...Stracil palce, zaczal pic, spac na chodniku...

A co do matki Raula - pozostaje pytanie, dlaczego oddala go do adopcji.... Wszystko sie niedlugo wyjasni .

Magi napisał:
kiedy newik?


Nowa Czytelniczka? . A newik pewnie jutro.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Magi
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 02 Kwi 2007
Posty: 11368
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:21:18 08-07-08    Temat postu:

ja czytam od początku tylko u mnie ciężko z komciami.Nie jeden się przekonał No to czekam jak jutro będzie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:01:57 09-07-08    Temat postu:

Magi napisał:
ja czytam od początku tylko u mnie ciężko z komciami.Nie jeden się przekonał No to czekam jak jutro będzie


A to milo wiedziec, ze czytasz . Zgodnie z zapowiedzia nowy odcinek, troche kojarzy mi sie z cisza przed burza .

-----------------------------------------------------------------------

Odcinek 47

Hector z westchnieniem wyszedł na górę po schodach. Wydawałoby się, że to Sandra lepiej poprowadzi rozmowę, ale ona tak bardzo go prosiła! Nie potrafił jej odmówić i już pukał do pokoju Luisa.

Chłopiec odpowiedział cicho, Perez domyślał się, że Luis nie ma ochoty na rozmowę, ale musiał spróbować. Dziś wrócili do domu, żadne z przybranych rodziców nie chciało przedłużać nieprzyjemnego milczenia.

Kiedy Hector wszedł, zastał Luisa leżącego na łóżku i patrzącego w sufit. Chłopiec nawet nie otarł oczu, choć po policzkach płynęły mu łzy. Perez usiadł obok i powiedział:

- Tęsknisz za Antoniem, prawda?

Luis nie uczynił żadnego ruchu, ale odparł:

- Bardzo. Ale on mnie opuścił.

- Musiał. Zrobił to, co dla ciebie najlepsze - pozwolił, byś miał prawdziwy dom i rodzinę, a nie smutną przyszłość gdzieś w tych barakach, gdzie mieszkaliście. Luis...wiem, że brak ci brata, ale on wybrał naprawdę jedyne wyjście.

- Prawdziwy dom? Mój prawdziwy dom jest z Antoniem, a nie tutaj.

Hector nie dał po sobie poznać, jak bardzo go to zabolało.

- Jeśli do niego wrócisz, będziesz głodował, cierpiał, a Antonio na pewno nie chciałby, żebyś umarł gdzieś na ulicy. Na cóż w takim razie niósłby się tak daleko do rezydencji Santa Maria? - Perez znał tą historię od samego Luisa. - Ratował ci życie, żebyś żył i kiedyś zaznał szczęścia..a być może znajdziesz sposób, by pomóc i jemu, gdy staniesz się kimś.

- Do tej pory Antonio może umrzeć, zachorować, cokolwiek, a na cóż mi wtedy pieniądze?

- Nie wiesz, że Antonio jest szczęśliwy wiedząc, że o ciebie zadbał? Zrozum, my też cię kochamy i razem z Sandrą przeżyliśmy koszmar, kiedy uciekłeś. Jeśli jednak nie chcesz pogodzić się z obecną sytuacją dla nas, zrób to chociaż dla brata, który nie musi się o ciebie bać. Wie, że jesteś bezpieczny.

- On o mnie nie zadbał. On mnie porzucił.

- Nie mów tak! - zaprotestował gwałtownie Hector. - To, co zrobił, to największy dowód miłości, jaki mógł ci dać.

- Nieprawda! - Luis odwrócił się nagle w stronę Pereza. - Wcale nie dał mi dowodu na miłość! Dał mi dowód na to, że mnie nie potrzebuje, po prostu się mnie pozbył!

- Jesteś niesprawiedliwy! Uratował ci w ten sposób życie!

- Szkoda, że nie pytał, czego ja chce najbardziej! Kocham was i dobrze o tym wiecie, ale najbardziej na świecie kocham jego, chociaż dla niego wcale się to nie liczyło! Może to dziwne, ale wolałbym głodować i walczyć o każdy kęs, ale mieć Antonia przy sobie! Nigdy mu tego nie wybaczę!

- Płakał, kiedy wychodził. Rozdarł własne serce dla ciebie. Nie osądzaj go pochopnie, kiedyś podziękujesz mu za to, że dał ci szansę...

- Na co? - przerwał mu Luis. - Na życie w luksusie - przynajmniej w porównaniu z moim poprzednim domem - ale ze świadomością, że on jest tam gdzieś głodny, spragniony, że nie będzie go przy mnie, kiedy będę go potrzebował? Te jego słowa o patrzeniu w księżyc - piękne, ale co mi z tego? Potrzebuję jego obecności, to mój rodzony brat, a nie poetyckich tekstów o księżycu! On mnie opuścił, opuścił, czy ty tego nie rozumiesz?! Oddał obcym ludziom, zamiast razem ze mną walczyć o naszą przyszłość! To zdrada!

- Luis...Czy gdyby sytuacja była odwrotna, chciałbyś, żeby Antonio wybrał biedę, czy normalne, spokojne życie?

- Liczyłbym się z jego zdaniem, z jego pragnieniami, a nie z tym, czego ja chcę! Teraz przynajmniej z nikim nie będzie się musiał dzielić chlebem!

W tej chwili Antonio dzielił się, ale nie chlebem, a butelką ze swoich zapasów. Głównie korzystał z niej właściciel, bo Manolo podejrzliwym wzrokiem patrzył na jej zawartość. Siedzieli na jakimś przydrożnym kamiennym murku, Antonio próbował zagaić rozmowę:

- Widzisz, nie jestem taki straszny. Chcę tylko pogadać. Opowiedz mi coś o sobie.

- A co mam mówić? - mruknął zmuszony do otwarcia ust Fernandez. Zaczepiłeś mnie, kiedy wracałem do żony.

- To gdzie ty mieszkasz, że tędy szedłeś? To dzielnica biedy, nie dla takich, jak ty.

- Wcale mi się nie spieszyło - rozwinął temat zapytany. - Zrobiłem sobie mały spacer.

- Nie kochasz żony? - de Le Vega pociągnął spory łyk z butelki.

- Nie twoja sprawa. Virginia działa mi na nerwy i tyle.

- Rozwiedź się.

- Nie zamierzam. Muszę mieć kogoś, kto zajmie się moim domem.

- Macie dzieci?

- Nie. I nie zamierzam. Virginia chciała, ale wybiłem jej to z głowy. A ty? Masz rodzinę? - zapytał nagle Manolo.

Antonio nie odezwał się. Dopiero po chwili powiedział cicho:

- Nie. Nie mam już nikogo.

Jedna łza. Jedna łza spłynęła z jego policzka i zniknęła gdzieś w ubraniu. Fernandez to zauważył i drążył dalej:

- Powiedziałeś "już". Co się stało? To dlatego zacząłeś pić?

- Moją żonę zamordowano. A brata...małego Luisa...wczoraj pochowałem.

- Wczoraj? - w duszy Manolo pojawił się na moment odruch współczucia. - Co mu się stało?

- Odszedł - Antonio wstał i obrócił się tyłem, przy okazji biorąc kolejny spory łyk. Nie chciał, żeby towarzysz widział, że płacze. - Na zawsze. Był chory i...był w szpitalu...A potem...potem...

- Rozumiem...- rzekł Manolo, chociaż nie wiedział, że de La Vega ma naprawdę co innego na myśli. Antonio pochował brata nie na cmentarzu, a w swym życiu, wiedział, że nie spotkają się już nigdy. Cierpiał jednak tak samo, jak gdyby Luis umarł. - Idź sobie stąd - powiedział nagle. - Idź i daj mi spokojnie opłakiwać brata.

- Ale...Może nie powinieneś zostawać teraz sam? - Fernandez może nie traktował żony zbyt dobrze, ale żal mu się zrobiło tego pijaczka, jak go w myślach nazywał.

- Powiedziałem, idź! - de La Vega obrócił się i popatrzył Manolo prosto w oczy. - Wracaj do żony i zostaw mnie samego, bo inaczej...! - po tych słowach sam ruszył do przodu coraz bardziej niepewnym krokiem.

Fernandez postanowił się nie przejmować. Skoro tamten nie chce już z nim rozmawiać, to Manolo nie zamierza tu sterczeć. Być może ten człowiek jest szalony, niebezpieczny, w ogóle mąż Virgini nie powinien się z nim zadawać. Miał zamiar iść swoją drogą i przestał zwracać uwagę na pijaczka, oddalił się już o kilka metrów i stracił go nawet z oczu.

Za kilka sekund aż podskoczył. Za jego plecami rozległ się głośny huk, krzyk i trzask jakby czegoś złamanego. Manolo obrócił się błyskawicznie, przerażony. Instynkt podpowiadał mu, że stało się coś strasznego. Praktycznie pobiegł w stronę, gdzie zostawił Antonia.

Nie mylił się. Po ulicy toczyła się jeszcze rozbita butelka, rozlewając strumień alkoholu. Po lewej stronie, na ulicy, stał srebrny samochód, Fernandez nie zwrócił uwagi na markę, nie miał na to czasu. Co innego zajmowało go w tej chwili - bezwładne ciało de La Vegi, leżące tuż przed maską wozu, twarzą do spodu, z rozrzuconymi rękami i ogromną plamę krwi wylewającą się na szosę.

- O cholera - przeklął Manolo. - Facet z pewnością właśnie wita się ze swym zmarłym bratem.

Zanim cokolwiek postanowił, zorientował się, że kierowca uruchomił silnik i nagle ruszył, korzystając z sytuacji, że jedyny świadek, Manolo Fernandez, jest tak zaskoczony, że nie zauważył żadnych szczegółów, a wypadek zdarzył się w dzielnicy biedy i nikt o nic nie zapyta.

Antonio nie poruszył się, Fernandez był pewien, że jego niedawny towarzysz od kieliszka nie żyje. Teraz wystarczy się tylko jak najszybciej odwrócić i nikt nie dowie się, że Manolo cokolwiek widział. Po co robić sobie problemy i to przez jakiegoś alkoholika? Jemu i tak nic już nie pomoże.

Zrobił tak, jak postanowił. Nie zamierzał w nic się wplątywać z powodu takiego...śmiecia jak de La Vega. Za moment ulica była pusta - nie licząc ciała Antonia na środku.

Koniec odcinka 47
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:04:21 11-07-08    Temat postu:

Antonio nie moze umrzeć, coś czuję, ze jakos go "uratujesz" Przecież nie moze zostawić luisa, musi się jeszcze z nim spotkać! On tak cierpi...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:04:19 11-07-08    Temat postu:

Świetny odcinek
Ale końcówka straszna....
Też mam nadzieje ze uratujesz Antonia i nie pozwolisz mu umrzeć.
Mały Luis go potrzebuje.

Odnośnie Ricarda i T-Baga. To dobrze ze nie chcesz zrobić z Ricarda takiego potwora ale jego język ewidentnie przypomina t-bag Rozwalało mnie jak T-Bag mówił do Micheala "piękny" czy coś takiego xD
W ogóle kocham ten serial
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:05:38 11-07-08    Temat postu:

monioula napisał:
Antonio nie moze umrzeć, coś czuję, ze jakos go "uratujesz" Przecież nie moze zostawić luisa, musi się jeszcze z nim spotkać! On tak cierpi...


Moze, moze . Ale jesli nawet go "uratuje", to czy sie spotkaja?

Lilly_Rose napisał:
Świetny odcinek
Ale końcówka straszna....
Też mam nadzieje ze uratujesz Antonia i nie pozwolisz mu umrzeć.
Mały Luis go potrzebuje.

Odnośnie Ricarda i T-Baga. To dobrze ze nie chcesz zrobić z Ricarda takiego potwora ale jego język ewidentnie przypomina t-bag Rozwalało mnie jak T-Bag mówił do Micheala "piękny" czy coś takiego xD
W ogóle kocham ten serial


Dzieki, choc uwazam, ze akurat przy pisaniu tego nie mialam zbytnio weny...tzn. pomysly tak, ale takiego "kopa" do pisania braklo, bo bylam zmeczona. Jednak nadal pisanie sprawialo mi radosc i moze dlatego wyszlo nienajgorzej (kolejne odcinki, a mam ich juz do 50 wlacznie, sa juz lepsze .

Widze, ze Ricardo ma sporo "nalecialosci" z T-Baga, nawet tych nieswiadomych (fakt, T-Bag mowil do Michaela "sliczny", a ja zrobilam z tego "piekny" i to nie specjalnie .

Ja tez bardzo lubie "Prison Break", nawet jestem moderatorem na forum na ten temat . A na naszym forum w dziale "Nasze seriale" pisze (chwilowo zawieszony, ale na pewno niedlugo go odwiesze) fanfick, opowiadanie oparte na tym serialu, zajrzyj, jesli chcesz .

A dzis kolejny odcinek losow moich bohaterow . -

-------------------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 48

Fernandez wrócił do domu zaniepokojony, ale nie zamierzał dać czegokolwiek po sobie poznać. Jeszcze tego brakowało, żeby Virginia zorientowała się, iż jej mąż był świadkiem śmiertelnego wypadku! Kazałaby mu zgłosić się na policję, albo patrzyłaby oskarżycielsko, że zostawił trupa na ulicy, zamiast zadbać o chrześcijański pochówek - pewnie gdzieś pod płotem, bo to przecież był biedak, ale zawsze.

Wszedł do środka i rzucił się na kanapę. Wiedział, że Virginia zaraz przyjdzie zdjąć mu buty, a potem wyczyści błoto, jakie zostawił wchodząc. W dzielnicy biedy było brudno, do butów poprzyczepiało mu się mnóstwo jakiegoś smaru, dobrze, że nie wszedł w krew Antonia.

Za moment faktycznie miał na nogach tylko skarpetki, a obok, na stoliku, coś do picia. Skrzywił się, bo przypomniał mu się alkohol de La Vegi - dziękował sobie, że nie wziął go do ust.

- Zjesz śniadanie? - nauczyła się już, że Manolo nie odpowiada na pytania, gdzie spędził noc.

- Nie. Jadłem już - nie uznał za stosowne wyjaśnić jej, że u matki.

- Przygotowałam coś specjalnego, może jednak masz ochotę, to twoje ulubione...

- Zamknij się! - wrzasnął na nią, rozeźlony. - Mówiłem już, że nie będę jadł!

Wstał gwałtownie, skuliła się wiedząc, że zaraz ją uderzy. Nie zrobił tego jednak, tylko szybko opuścił pokój. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby jej odpuścił. Musiało się coś wydarzyć...

Przewracał się na łóżku, wściekły, że nie oparł się propozycji de La Vegi.

- Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział! Jeśli znajdą trupa, dostanie miejski pogrzeb i po sprawie, ale jeśli ktoś wie, że byłem świadkiem...Ciekawe, czy jeszcze tam leży?

Hector Perez nie spodziewał się, że ujrzy dziś Luisa na dole, ale został przyjemnie zaskoczony. Chłopiec nagle zszedł pewnym, spokojnym krokiem na parter i powiedział wyraźnie:

- Tato, mamo, przepraszam was za moje słowa rano. Byłem zdenerwowany ostatnimi wypadkami. Jedyne, czego teraz pragnę, to zostać z wami i stać się waszym przykładnym synem.

Hector wstał i uściskał Luisa, chwilę potem zrobiła to samo Sandra.

- A nasza rozmowa? - przypomniał Perez. - Czy potrafisz wybaczyć bratu?

- Zrozumiałem, że jego decyzja przyniesie mi jedynie dobro.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

- Bardzo się cieszę. Usiądź, porozmawiamy, tak długo cię nie mieliśmy przy sobie.

Luis również się uśmiechnął i zrobił to, o co go poproszono. Owszem - decyzja Antonia przyniesie mu dobro - ale nie takie, o jakim mówił Perez. Dzięki tej decyzji chłopiec wie już, że w życiu nie powinien kierować się uczuciami, a rozumem. I zemstą. Na wszystkich, którzy skrzywdzili jego, albo kogoś, kto był mu drogi. Zacznie od Carlosa Santa Marii. A skończy...Kto wie? Może na Antonio?

W jego myślach nie było planu morderstwa, raz, że miał dopiero dwanaście lat, a dwa, nie uważał, żeby przemoc była dobrą drogą. Oni będą żyć - ale cierpieć tak samo, jak on.

Chodnikiem w pobliżu, gdzie samochód potrącił de La Vegę, zdążyło przejść już kilka osób. Oni wszyscy widzieli strugi krwi, ale tylko jedna dziewczyna zapytała o nią towarzyszącego chłopaka:

- Zobacz, tu chyba coś się stało.

- Masz rację - młodzieniec spojrzał we wskazanym kierunku. - Wygląda jak w rzeźni.

- Nie mów tak - zadrżała dziewczyna. - Tyle szkła...To chyba jakiś wypadek. Jednego nie rozumiem - skoro to jest krew, to czemu układa się w pasy?

- Nie mam pojęcia. Wygląda, jakby kogoś ciągnięto. Lepiej stąd chodźmy.

Co też zrobili. Miejsce przyprawiło ich o mdłości - pachniało śmiercią. Zresztą nie tylko w tym kryła się nieprzyjemna atmosfera – było jeszcze coś. Mianowicie – nie licząc plam krwi – szosa była pusta.

Nikt z rodziny Santa Maria nie spał już, siedzieli wszyscy razem na korytarzu poza Carlosem, który jak zwykle czuwał przy Felipe. W pewnej chwili Julio wstał, przeciągnął się i powiedział z jakąś niespotykaną u niego czułością w głosie:

– Sonyu, musisz mi wybaczyć, ale potrzebuję na chwilę rozprostować kości. Wyjdę na zewnątrz i pooddycham świeżym powietrzem. Chodź ze mną, kochanie.

– Wolałabym zostać tutaj, może wujek będzie czegoś potrzebował.

– Jak chcesz – zrezygnował chłopak, po czym wyszedł przed drzwi szpitala. Z przyjemnością nabrał powietrza i wypuścił je nosem.

– Co za piękny dzień – szepnął sam do siebie. – A ja siedzę w szpitalu. Ale cóż, nie zostawię przecież Sonyi samej…

– Sonyi? Ach, to ta twoja zdobycz! – rozległ się w pobliżu czyjś śmiech.

Julio obrócił się gwałtownie, by spojrzeć w oczy młodzieńcowi w jego wieku, o czarnych, stojących na żelu włosach i krótkich wąsikach wpadających w kozią bródkę. Piwne oczy były rozbiegane, chociaż przez większą część czasu starały się skupić na rozmówcy.

– Zdobycz? – Julio zmarszczył brwi. – Co masz na myśli? – poznał już swojego kolegę, Mario.

– Już zapomniałeś? Sam mi mówiłeś, że jesteś z tą dziewuchą tylko dla pieniędzy jej ojca. Daj spokój, nie udawaj – Mario klepnął Julia w ramię, po czym kontynuował:

– A tak w ogóle, to co robisz przed szpitalem? Podrywasz jakieś pielęgniarki? – przybysz zaśmiał się z własnego dowcipu.

– Nikogo nie podrywam – mruknął Julio. Nie miał ochoty na rozmowę z tym typem. – Wujek mojej dziewczyny został postrzelony i jest w ciężkim stanie. Dostał trzy kule.

– Huhu, to brzmi interesująco. Czyżby jakieś porachunki? A tak w ogóle, to której dziewczyny?

– Jak to której? Mówię o Sonyi.

– Ach, o niej…A co z tamtą…jak jej było? Consuela, Lorena, czy Graciela? Chłopie, przypomnij mi, bo nie pamiętam.

– O czym ty mówisz? – zezłościł się Julio. – Mam tylko jedną dziewczynę.

– Taak, teraz jedną – uśmiechnął się przebiegle Mario. – Ale wcześniej…Nie pamiętasz, jak razem podrywaliśmy po kilka naraz, a one były takie chętne? Przecież jeszcze parę miesięcy temu…

– Zamknij się! – nie wytrzymał Julio w irracjonalnym strachu, że usłyszy ich Sonya. – To było dawno!

– Wcale nie. Ile razy wracałaś od Sonyi i spotykaliśmy się w pubie, a potem szliśmy poznać nowe koleżanki? Swoją drogą, to widziałem ostatnio tą…jak jej tam? Gracielę, o właśnie. Mówiła, że ma do ciebie ważną sprawę, ale jej unikasz. Powiem jej, że cię spotkałem.

– Ani słowa Gracieli! Nie chcę jej widzieć!

– Julio, Julio…Nie wiem, co od ciebie chce nasza piękność, ale skoro Graciela mnie o coś prosi, to przysięgam na jej tyłek, że cię do niej przyprowadzę.

– Nawet nie próbuj! Sonya nie może jej poznać!

– A to niby dlaczego? Będzie zazdrosna? – zadrwił Mario. – A może z tobą zerwie?

– To nie twoja sprawa! Kocham Sonyę i nie zamierzam…

– Kochasz? – parsknął Mario. – Ją, czy jej pieniążki?

– Ją! Ani mi się waż wtrącać w mój związek!

– Ale z ciebie kogut. Potrafisz nawet odrzucić żądanie damy.

– Graciela nie jest żadną damą! Dobrze wiesz, że spała z połową miasta!

– Taak i z nami również. I co z tego? Jest większą damą, niż twoja Sonya, bo przynajmniej ładnie się ubiera i ma klasę. Widziałem cię raz z tą Sonyą – wybacz, stary, ale ubiera się jak pospolita dzi**a.

W następnej chwili aż się zatoczył od ciosu Julia. Chłopak Sonyi nie wytrzymał i z całej siły walnął Maria prosto w twarz.

– Mówiłem, zamknij się! A jak jeszcze raz obrazisz Sonyę, to dopiero oberwiesz!

Mario utrzymał równowagę i otarł krew z rozbitej wargi.

– Lepiej przystopuj – zagroził. – Bo dostaniesz zarówno ty, jak i twoja Sonya. Jeśli ja mówię, że jest dziwką, to znaczy, że jest.

Tym razem Julio nie tracił czasu na rozmowę. Skoczył na Mario i przewróciwszy go na chodnik zaczął okładać pięściami gdzie popadnie. Niedługo leżący przełykał własną krew, ale nie zamierzał się poddać. Oddawał ciosy jak tylko mógł, w pewnym momencie udało mu się na moment uzyskać przewagę i zrzucił z siebie mocno poobijanego Julia. Zaraz stanął na równe nogi, butami przyciskając dłonie Julia do chodnika.

– Wiesz, że jestem silniejszy – wycedził. Nie zwracał uwagi, że Julio zagryza zęby z bólu, tylko jeszcze mocniej stanął mu na rękach, praktycznie miażdżąc je ciężkimi butami. – Ale ty, oczywiście, musiałeś ze mną zacząć. I wiesz co, chłopaczku? Jeszcze się policzymy. A wtedy nie wymkniesz mi się tak łatwo! – nachylił się i z kieszeni wyjął nóż, po czym przyłożył go do szyi Julia. – Mógłbym cię teraz zabić. Ale po co? Zbiegliby się ludzie, zaczęliby szukać, ja miałbym kłopoty…A tak tylko ci przypomnę, że Graciela cię szuka. Ach, byłbym zapomniał – masz u mnie dług. I to spory. Pamiętasz, jak graliśmy w karty? Przegrałeś znaczną sumę. Miałeś mi ją zwrócić do wczoraj. Daję ci…dwa dni. Potem cię znajdę. Ciebie i twoją Sonyę.

W końcu podniósł się i schował nóż, a później wolnym krokiem oddalił się spod budynku.

Julio również wstał, zadowolony, że jego dziewczyna nie widziała, jak go upokorzono. Przeklęty Mario! I przeklęty dług…Zupełnie o nim zapomniał. Sam nie wiedział, co gorsze – Mario, ogromny dług…czy Graciela. Wszystkie trzy elementy mogły w jednakowo łatwy sposób zniszczyć jego związek z Sonyą – Mario nożem lub tym, co wiedział o Julio, dług mógł posłać go do więzienia lub zmusić do kradzieży, a Graciela…Lepiej nie myśleć. Przygnębiony wrócił do środka budynku.

Sonya przywitała go, jakby wracał po tygodniu podróży.

– Dobrze, że już jesteś. Ale…co ci się stało w twarz? I dłonie masz brudne…Wszystko w porządku? – zapytała z troską.

– Tak…Przewróciłem się, nie martw się.

Usiedli obok siebie na korytarzu, Julio objął Sonyę i mocno przytulił.

– Posłuchaj…Chcę cię o coś zapytać. Jak bardzo mnie kochasz? – odezwał się chłopak.

– Bardzo. A jeszcze bardziej po tym, co ostatnio mówiłeś, że nie masz nic przeciwko dzieciom.

– I będziesz mnie kochać, nawet…nawet, gdybym kiedyś…

Nie dała mu skończyć.

– Zawsze będę cię kochać. Zawsze.

Przytulił ją jeszcze mocniej. “Zawsze”. Czy również wtedy, gdy stanie oko w oko z Gracielą? Albo gdy Julio zostanie zmuszony do kradzieży, by spłacić dług i w wyniku tego pójdzie do więzienia? Albo kiedy rozeźlony Mario spotka się z dziewczyną i opowie jej o wszystkich postępkach Julia sprzed paru miesięcy? Lub wtedy, gdy okaże się, że Mario woli siłowe rozwiązania – a Julio wiedział, że tak jest – i postanowi odzyskać swoje pieniądze przemocą i napadnie Sonyę gdzieś na ulicy, krzycząc jej w oczy, że to wszystko przez jej chłopaka, który nie spłacił należności?

Koniec odcinka 48
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:36:25 12-07-08    Temat postu:

Odcinek świetny;] Czuję nadal klimat tego co przed chwilą przeczytałam.
Na początku chciałam napisać, że twoja historia jest genialna;] Bardzo mi się podoba;]
Fernandez traktuje lżone okrutnie, niczym muzułmanin swoją kobietę. Virginia jest dla niego niczym służąca i popychadło, którego się nie szanuje. To okropne, co przeżywa ta biedna kobieta i to od mężczyzny, który jest jej mężem i powinien być jej oparciem i obrońcą a nie oprawcą jak jest w ich domu.
A wszystkie tajemnice kryją cztery ściany...
Pięknie opisane miejsce zbrodni, zapiera dech w piersiach, aż wieje chłodem.
[musiałam włożyć szaliczek i czapeczkę, żeby nie zamarznąć] A tak serio to świetnie opisane, tak realistycznie i zarazem tajemniczo. Pełno krwi i pusta szosa. Obraz niczym z horroru.
Czekam na new:* Buziam:*

PSNa Vampire knight zapraszam w poniedziałek lub wtorek:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:21:17 12-07-08    Temat postu:

Twoja historia od zawsze wydawała mi się ciekawa, ale to, co dzieje się w ostatnich odcinkach sprawia, że nie mogę wyjść z podziwu. To jest coraz ciekawsze i ciekawsze:)

Lubię takie postaci, jak Luis. Postanowił wykorzystać nową sytuację do zemsty - brzmi bardzo ciekawie:D Szkoda tylko, że ma takie złe i niesłuszczne zdanie o Antonio.
Żal mi jego brata. Okazało się, że to on jest pijaczkiem. Teraz leży prawie martwy na ulicy. Mam nadzieję, że ktoś się nad nim zlituje, bo jakoś nie wierzę w to, że go uśmiercisz.
Pojawiła się nowa, interesująca postać Mario. Jego wygląd przypadł mi do gustu:P I okazało się, że Julio ma trochę problemów.
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.


Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 20:21:51 12-07-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:13:23 14-07-08    Temat postu:

Zero Kiryu napisał:
Odcinek świetny;] Czuję nadal klimat tego co przed chwilą przeczytałam.
Na początku chciałam napisać, że twoja historia jest genialna;] Bardzo mi się podoba;]
Fernandez traktuje lżone okrutnie, niczym muzułmanin swoją kobietę. Virginia jest dla niego niczym służąca i popychadło, którego się nie szanuje. To okropne, co przeżywa ta biedna kobieta i to od mężczyzny, który jest jej mężem i powinien być jej oparciem i obrońcą a nie oprawcą jak jest w ich domu.
A wszystkie tajemnice kryją cztery ściany...
Pięknie opisane miejsce zbrodni, zapiera dech w piersiach, aż wieje chłodem.
[musiałam włożyć szaliczek i czapeczkę, żeby nie zamarznąć] A tak serio to świetnie opisane, tak realistycznie i zarazem tajemniczo. Pełno krwi i pusta szosa. Obraz niczym z horroru.
Czekam na new:* Buziam:*

PSNa Vampire knight zapraszam w poniedziałek lub wtorek:*


Zaraz sie zaczerwienie . Jaki ja mam talent, czasem skladam zdania tak, ze sama nie wiem, o co mi chodzilo .

Doskonale slowo na okreslenie Manolo - oprawca. Ten czlowiek jeszcze pokaze, do czego naprawde jest zdolny...Jesli czytalas juz 48 odcinek, a z Twojego postu wynika, ze tak, to pamietasz, ze potrafil nawet porzucic rannego Antonia na ulicy..

Bedzie wiecej mroku...Dla wszystkich bohaterow.

A na Twoje odcinki czekam z niecierpliwoscia!

Bloody napisał:
Twoja historia od zawsze wydawała mi się ciekawa, ale to, co dzieje się w ostatnich odcinkach sprawia, że nie mogę wyjść z podziwu. To jest coraz ciekawsze i ciekawsze:)

Lubię takie postaci, jak Luis. Postanowił wykorzystać nową sytuację do zemsty - brzmi bardzo ciekawie:D Szkoda tylko, że ma takie złe i niesłuszczne zdanie o Antonio.
Żal mi jego brata. Okazało się, że to on jest pijaczkiem. Teraz leży prawie martwy na ulicy. Mam nadzieję, że ktoś się nad nim zlituje, bo jakoś nie wierzę w to, że go uśmiercisz.
Pojawiła się nowa, interesująca postać Mario. Jego wygląd przypadł mi do gustu:P I okazało się, że Julio ma trochę problemów.
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.


Staram sie . Wydaje mi sie, ze kazdy z bohaterow zasluguje na rozwiniecie jego watku, w koncu kazdy z nich jest czlowiekiem i ma swoja przeszlosc, cos sie w jego zyciu dzieje i trzeba to opisac. Zebym sie tylko nie pogubila we wlasnych watkach .

Luis czuje sie skrzywdzony. Mial tylko brata (bo o Minerwie nie mozna powiedziec, zeby ja mial ostatnio , bedzie kombinowal, jak "odwdzieczyc" sie tym, ktorzy go skrzywdzili. Cos czesto mi sie motyw zemsty w tej telci przewija .

Antonio sie rozpil z zalu. Czy wczesniej tez lubil zajrzec do kieliszka, czy tylko zmyslil zapasy wodki w rozmowie z Manolo - a to juz w kolejnych odcinkach, obiecuje, ze rozwine jego watek - niezaleznie od tego, czy bedzie to watek o nim jako o zywym czlowieku, czy go usmierce (znasz mnie i jego watek bedzie watkiem posmiertnym, jako "sprawa de La Vegi". Inna rzecz, ze w glowie mam juz pewien pomysl .

Troche problemow to malo powiedziane, juz mam kilka odcinkow do przodu i to, co szykuje dla Julia...Jego zwiazek z Sonya przeszedl powazna probe, oni tak naprawde dopiero teraz sa razem, to wszystko jest tak slabe i kruche, zaraz moze sie zawalic...

----------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 49

Ricardo patrzył z kpiącym uśmiechem na siedzącego w kącie celi Juana. Wreszcie odezwał się:

– Boisz się, prawda?

– Niby czego? – mruknął Juan.

– Mnie. Boisz się mnie, bo wiesz, co cię czeka w nocy. Nie martw się, będę delikatny.

– Nie o to chodzi. W tej chwili myślę o własnej siostrze.

– O siostrze? Dziwne, myślałem, że nie masz rodziny, skoro jesteśmy tu razem już parę godzin i nikt nie przyszedł. Co z nią? – zainteresował się współwięzień.

– Nie twoja rzecz.

– Hola, hola, chłopczyku, bądź grzeczny! – upomniał go Ricardo. – Pytałem cię o coś. Skoro już psujesz mi pobyt w tym sanatorium, to bądź tak dobry i opowiedz mi szczegóły. Jestem dobrym słuchaczem.

– Niech ci będzie – i w ten sposób Juan streścił mu całą historię.

– I to cię tak martwi? Dziewczyna jest sprytna, ma przystojnego faceta i sporo kasy, a ty przez chwilę szału zniszczyłeś sobie życie. Powiedz mi, czy było warto? Co zyskałeś poza pobytem w więzieniu?

– Nie wiem, co mnie wtedy opętało. Odsunęła się ode mnie, traktowała jak śmiecia, byłem zrozpaczony, wiedziałem, że krzywdzi zarówno siebie, jak i Santa Marię, tęskniłem za Andreą sprzed lat…i chwyciłem za broń Gregorio Monteverde. Ukradłem mu ją i pobiegłem zabić Vivianę i Felipe. A jedyne, co mam, to samotność za kratkami, siostra nawet nie raczyła ze mną dłużej porozmawiać, kiedy do niej dzwoniłem. Kazała mi prosić o pomoc brata człowieka, którego chciałem zabić.

– Faktycznie, wplątałeś się nieźle – zadumał się Ricardo. Przesunął prawą dłonią po brodzie, chwilę nad czymś myśląc, a potem powiedział:

– Pewnie znowu dostanę adwokata od państwa, który na nic mi się nie przyda, bo jestem winien i nic tego nie zmieni. Ale może ty z nim pogadasz? Nie wiem, na kogo trafisz, ale skoro już tu przyjdzie, to zadbaj o to, żeby nie tracił czasu ze mną, tylko od razu niech weźmie się za twoją sprawę. Może cię z tego wyciągnie? Powie, że byłeś w jakimś amoku, czy coś takiego.

– To nic nie pomoże. Może naprawdę przez moment zwariowałem, ale jestem normalny i nie sądzę, by jakikolwiek adwokat mógł mi pomóc. A już na pewno nie w walce z prawnikiem Santa Marii – oni są tacy bogaci…

– Taak, masz rację – znów ten ruch ręką po brodzie. – Bez pieniędzy trudno ci będzie wygrać. A ten Gregorio? Mówiłeś, że jest wrogiem tej rodziny?

– Ale nie Felipe. Jego akurat lubi.

– A to pech. A może chcesz uciec podczas przewozu do więzienia?

– To nie jest śmieszne.

– Bo i nie miało być. Ale skoro ci to nie odpowiada…Chwileczkę! A mąż twojej siostry, mówiłeś, że to dobry człowiek. Skoro tak, to może on ci pomoże?

– Nie sądzę. Po co ma się mieszać w nie swoje sprawy i jeszcze narażać ojcu?

– W końcu to twój szwagier.

Rozmowę przerwało wejście jakiegoś niespodziewanego gościa. W tej chwili kończyli go przeszukiwać strażnicy, potem jeden z nich wskazał mu ręką celę Juana i Ricarda.

– A to kto? – zdziwił się ten ostatni. – Idzie do nas.

– Matko Boska – szepnął Juan. – To Raul Monteverde, mąż mojej siostry. Co on tu robi?

– A nie mówiłem? – rozjaśnił się Ricardo. – Może i mnie się do czegoś przyda?

Za moment Raul stał już przy kratach.

– Witaj, Juanie – rozpoczął. – Słuchaj, przykro mi, że znalazłeś się w takim położeniu. Co prawda Carlos Santa Maria odmówił pomocy, ale ja osobiście postaram się znaleźć wyjście z tej sytuacji.

– Chce pan mnie stąd wyciągnąć? Dlaczego?

– Bo jesteś bratem mojej żony i dobrym człowiekiem – Monteverde nie wiedział, że przed kilkoma minutami Juan określił go tak samo. – Poza tym rozumiem, co czułeś, chociaż nie pochwalam tego, co zrobiłeś. Nie martw się, wszystko będzie dobrze, jak tylko stąd wyjdę, zatrudnię adwokata.

– Co na to Andrea?

– Nie musi o niczym wiedzieć. A jeśli już jej powiem, to choćby się sprzeciwiała i tak ci pomogę.

– Pański ojciec wyrzuci mnie z pracy – posmutniał nagle Juan.

– Teraz o tym nie myśl. Na razie zajmijmy się obecną sytuacją. O pracy pomyślimy później.

– Dziękuję.

Ricardo nagle dopadł do krat i przesunął Juana, jak by ten był dzieckiem.

– Panie Monteverde…A może mnie też pan pomoże? Jestem Ricardo Rodriguez i miałem pecha podczas kradzieży samochodu, chciałbym stąd szybko wyjść, bo…gonią mnie pewne terminy. Da się coś zrobić w mojej sprawie?

– Nie wiem – wycofał się Raul. – Ale mogę spróbować – odpowiedział asekuracyjnie. Nie chciał drażnić tego człowieka, nic o nim nie wiedział, a przecież był to ktoś, kto siedział w jednej celi z Juanem. Lepiej być ostrożnym, żeby nie zaszkodzić bratu Andrei.

– Dzięki – po czym Ricardo się odsunął.

Monteverde wyszedł z aresztu z zamiarem zajrzenia jeszcze do znajomego mecenasa. Dobrze się rozumieli, miał nadzieję, że adwokat mu pomoże…i nie zdradzi przed ojcem. A potem w końcu Raul wróci do domu i jakoś wyjaśni żonie swoją długą nieobecność.

Szedł już pewien czas dość raźnym krokiem, pogrążony w rozmyślaniach nad dalszym postępowaniem, kiedy lekko zawróciło mu się w głowie. Nie zwrócił na to uwagi, ostatnio zdarzało mu się to kilka razy, ale zrzucił to na karb przeżyć i zmęczenia. Za moment jednak uczucie powróciło i to zwielokrotnione do tego stopnia, że musiał się zatrzymać. Zamrugał oczami, niepewny, co ma zrobić – na krótką chwilę stracił ostrość wzroku. Trochę pomogło, ale nie do końca. Powolnym krokiem udał się w stronę pobliskiego parku, tam znalazł ławkę i na niej usiadł. Zamierzał odpocząć tylko kilka chwil, na pewno nic mu nie jest. Usiadł, oparł się wygodnie i oddychał głęboko. Wydawało mu się, że już jest lepiej, spróbował wstać, co mu się udało bez większych problemów. Zadowolony i pewien, że dobrze rozpoznał przyczynę postąpił kilka kroków, by oddalić się od ławki w stronę domu. A potem się zatoczył. Gdyby nie złapał się oparcia ławki, upadłby na ulicę.

– Boże, co mi jest? – szepnął, poważnie wystraszony.

I nagle poczuł, że ma mokre wargi. Otarł je ręką, odruchowo patrząc na dłoń. Była cała we krwi.

Koniec odcinka 49


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 12:35:39 12-09-08, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:29:57 14-07-08    Temat postu:

Nie, nie i jeszcze raz nie!!
[nie zgadzam się z Tobą!! ]
Twój styl jest bardzo fajny!! Uwierz w siebie:* Ja wierze w Ciebie:*
No więc tak hmm... odcinek bardzo mi się podobał. Był po prostu cudowny;]:*
Co do moich produkcji, to nie wiem czy warto czekać... są po prostu prostolinijne.
Jeśli znajdziesz chwile zapraszam na Ocalenie... moją nową produkcje:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:49:23 14-07-08    Temat postu:

Jak Ty potrafisz pisać takie świetne adnotacje do komentarzy, że po każdej Twoja telenowela wydaje mi się jeszcze ciekawsza? Ja w ogóle nie umiem, choć chciałabym, ale totalnie nie wiem, o czym pisać, bo boję się, że gdy zdradzę przyszłe pomysły to zniechęcę ich do czytania. Ale w Twoim przypadku, to ja normalnie zawsze z checią czytam te adnotacje, tak bardzo mnie interesują!

Bardzo dobrze, że wątek zemsty często się przewija, bo ja uwielbiam takie rzeczy.

Widzę, ze wykorzystałaś w odcinku zasadę potęgi podświadomości:) Ricardo i Juan mówili o Raulu, a on w tym czasie pojawił się i jeszcze to podkreśliłaś
Końcówka jest bardzo ciekawa i mroczna. Intryguje mnie, co się stało z Raulem;]


Ostatnio zmieniony przez Bloody dnia 22:51:18 14-07-08, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:46:46 15-07-08    Temat postu:

Zero Kiryu napisał:
Nie, nie i jeszcze raz nie!!
[nie zgadzam się z Tobą!! ]
Twój styl jest bardzo fajny!! Uwierz w siebie:* Ja wierze w Ciebie:*
No więc tak hmm... odcinek bardzo mi się podobał. Był po prostu cudowny;]:*
Co do moich produkcji, to nie wiem czy warto czekać... są po prostu prostolinijne.
Jeśli znajdziesz chwile zapraszam na Ocalenie... moją nową produkcje:*


Dzieki . Staram sie .

Pewnie, ze warto czekac na Twoje dziela, mnie tam sie bardzo podobaja (i kto tu nie wierzy w siebie? ).

"Ocalenie" przeczytam na pewno .

Bloody napisał:
Jak Ty potrafisz pisać takie świetne adnotacje do komentarzy, że po każdej Twoja telenowela wydaje mi się jeszcze ciekawsza? Ja w ogóle nie umiem, choć chciałabym, ale totalnie nie wiem, o czym pisać, bo boję się, że gdy zdradzę przyszłe pomysły to zniechęcę ich do czytania. Ale w Twoim przypadku, to ja normalnie zawsze z checią czytam te adnotacje, tak bardzo mnie interesują!

Bardzo dobrze, że wątek zemsty często się przewija, bo ja uwielbiam takie rzeczy.

Widzę, ze wykorzystałaś w odcinku zasadę potęgi podświadomości:) Ricardo i Juan mówili o Raulu, a on w tym czasie pojawił się i jeszcze to podkreśliłaś
Końcówka jest bardzo ciekawa i mroczna. Intryguje mnie, co się stało z Raulem;]


Bo ja pisze duzo, ale o niczym - niby cos napomkne o dalszych odcinkach, ale tak naprawde nic nie mowie .

Staraj sie tylko dac ludziom do myslenia, napisz tak, zeby sie zastanawiali, czy to, co im podsunelas, jest prawda, czy tylko to jedna z mozliwosci, ja po prostu pisze w stylu "Moze tak byc...ale moze byc zupelnie inaczej" .

Ciesze sie, ze lubisz czytac o zemscie, bo kilka osob juz chce sie u mnie mscic - Luis, Antonio (jesli zyje , Andrea w sumie tez, tylko troche inaczej, kto wie, co wymysli Carlos?

Raul wyrasta mi na postac tragiczna - zona kocha innego, ale wyszla za niego, teraz jako jedyny chce pomoc Juanowi, co bedzie trudne, poza tym dopadla go jakas choroba - kto wie, jak skonczy .

A dzis jubileuszowy, 50 odcinek (to juz tyle Was tym mecze? A tu jeszcze nawet polowy watkow nie mam zakonczonych ). Mam nadzieje, ze jest w miare ciekawy .

---------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 50

Virginia sprzątała pokój, rozmyślając o tym, że po raz pierwszy Manolo jej nie uderzył. Sama nie była do końca pewna, co do niego czuje. Kiedy brali ślub, była tak bardzo zakochana, a teraz…Teraz nie była pewna, czy jest to miłość, czy może nienawiść. Nie umiała jednak od niego odejść, nie wyobrażała sobie życia z innym człowiekiem, więc chyba jednak coś jeszcze tliło się w jej duszy, co można nazwać miłością. Bardzo rzadko, ale jednak zdarzało się, że Manolo był dla niej dobry, szli wtedy do łóżka, a on potrafił być czuły i szeptać jej słowa o miłości. Te chwile jednak trwały krótko, Manolo brał, co chciał i potem znów stawał się brutalny – bywało nawet, że zapominał się już podczas seksu i nawet wtedy źle ją traktował – a kiedy już się spełnił, wstawał nawet nie przytulając żony i wychodził z pokoju, albo z mieszkania. Czuła się wtedy taka upokorzona…

A dzieci? Raz, jedyny raz zaczęła na ten temat rozmowę, ale szybko ją skończyła – z czerownymi pręgami na obu policzkach. Dzieci! Jak ona śmiała o to pytać, przecież cały swój czas ma poświęcać tylko Manolo! Nigdy nie patrzył na jej potrzeby, nie obchodziło go to, co ona czuje i co myśli, była tylko służącą, rzeczą, którą się zauważało wtedy, jak zrobiła coś źle i można ją było pobić. Obrażał ją tak wiele razy, zamykał w pokoju, gdy mu się sprzeciwiła, nie pozwalał wyjść przez kilka godzin, niezależnie od tego, czy wcześniej coś jadła, czy nie. Wiedziała, że ją zdradza, nawet za bardzo się z tym nie krył. Jedynym niemym wołaniem o pomoc była prośba, by Barbara, matka Manolo, z nimi zamieszkała, ale on od razu się nie zgodził. Chciał być z żoną sam na sam – tak łatwiej mu było się nad nią znęcać.

A przyjaciele? Nie mogła z nikim nawet zamienić za dużo słów, gdy raczył z nią wyjść na jakieś przyjęcie. Może nie byli zbyt bogaci, ale obracali się w pewnych kręgach, jednak nikt stamtąd nie mógł dowiedzieć się o sytuacji Virginii. Tam udawali szczęśliwe i zgodne małżeństwo.

Zupełnym przeciwieństwem uległej Virginii była Graciela Gambone. Ta wyzywająca kobieta, właściwie jeszcze dziewczyna, ale nosząca się tak, jak doświadczona w podrywach dama, ubierała się i zachowywała, jakby cały świat leżał u jej stóp. Jeśli czegoś chciała, dostawała to od razu. Jej długie, brązowe włosy falowały na wietrze, a piwne oczy czarowały każdego, kto tylko na nią spojrzał. Potrafiła uśmiechnąć się tak, że bielutkie zęby lśniły w słońcu. To właśnie ta kobieta podbiła może nie serca, a ciała wielu mężczyzn, w tym również Mario i Julia. Ta dówjka była zresztą jej ulubionymi partnerami w łóżku, to z nimi sypiała najczęściej. Ostatnio co prawda Julio przestał do niej przychodzić, od ponad miesiąca się nie widzieli, ale podczas poprzedniego spotkania…upał piekła to przy ich wyczynach chłód biegunów! Leżeli potem tak zmęczeni, że Julio spał przez kilka godzin.

Miała powód, by to teraz wspominać. Kilka dni temu zaczęła obliczać, bo nie zgadzały jej się pewne kobiece sprawy. W końcu poszła do lekarza, nie miała przecież zamiaru zapaść na jakąś chorobę, która nie pozwoli jej uprawiać seksu!

I niedawno się dowiedziała. Lekarz, zapatrzony w jej piersi, oświadczył zduszonym – zapewne z pożądania, choć miała tylko dziewiętnaście lat – głosem:

– Jest pani w ciąży, panno Gambone.

Na początku była wściekła. A potem postanowiła, że spotka się z winnym i wtedy się z nim rozliczy. Niech zapłaci za pozbycie się bachora! Bo Graciela nie zamierzała brać ślubu – ona i ślub? To dobre dla mięczaków, dla idiotów! Musiała tylko znaleźć tego, który był ojcem jej dziecka, a ten jak na złość właśnie zapadł się pod ziemię.

– Dorwę cię, Julio Ramirezie, dorwę cię, a wtedy zapłacisz mi za ten kłopot – również dosłownie, bo nie zamierzam wychowywać twojego bachora! Ani nawet go urodzić! A jeśli mi nie dasz pieniędzy, to pozbędę się dziecka inaczej – a ty i tak tego pożałujesz!

Zastanowiła się przez chwilę. Co zrobić, jesli ten idiota naprawdę odmówi jej pieniędzy? Hm…Właśnie! Mario kiedyś mówił jej, że Julio ma dziewczynę – a ileż on już nie miał? – o imieniu Sonya. Sonya Santa Maria. Znane nazwisko, nie będzie trudno jej znaleźć. Gdyby Julio sprawiał jakiekolwiek kłopoty – czy to w wypłacie, czy to w znalezieniu go – Graciela uda się do Sonyi i opowie jej, kim naprawdę jest Julio Ramirez.

Boże, jak wielki ból! Nie wiedział nawet, czy ma coś połamane, rozerwane, czy jedno i drugie. A może nawet coś gorszego. Wiedział jedno – na pewno umiera. W sumie było mu wszystko jedno, bo jego życie i tak się skończyło wraz z pożegnaniem z Luisem, ale nie wiedział, że śmierć może tak boleć, tak strasznie boleć. Jakimś cudem udało mu się zczołgać z ulicy i ukryć się w krzakach rosnących przy szosie, a potem pełznąć dalej, byle tylko zniknąć ludziom z oczu, ale teraz skończyły mu się siły. Krew ciekła z niego jak z zarzynanej świni, na pewno znaczyła jego drogę, ale na to nie mógł już nic poradzić. Antonio de La Vega umierał jak śmieć – czołgając się gdzieś po chodniku, w okolicy, gdzie nie uświadczysz człowieka – a jeśli nawet, to takiego, który cię okradnie i dobije. Przynajmniej skróci męki brata Luisa…

– El Capitan…Luis…Braciszku…– wiedział, że tak traci siły jeszcze szybciej, ale słowa same płynęły mu z ust. – Wybacz mi…wybacz mi, że nie umiałem o ciebie zadbać, że cię zawiodłem, że okazałem się takim…nikim. Santa Maria odebrał nam wszystko…może ty…chociaż ty…zaznasz szczęścia…może chociaż ty…może…jeśli mnie jakoś słyszysz…Luis…nie zapomnij o mnie…

Było mu tak ciepło. Tak bardzo ciepło, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Nie odważył się otworzyć oczu, wiedział, że jeśli to zrobi, ujrzy nad sobą uśmiechnięte twarze aniołów – a może diabłów, w piekle też jest gorąco? Ale to nie mogło być piekło, było mu za dobrze…za miękko. Czyżby więc jednak Bóg docenił jego wysiłki i pozwolił mu zamieszkać w niebie? A może jeszcze nie umarł, dopiero kona i tak właśnie żegna się z życiem?

Poczuł czyjś delikatny dotyk. Potem jakby ciche słowa, ale nie był pewien, czy mu się to wszystko nie przyśniło, nie zdawało. Nie czuł bólu, przynajmniej na razie, a przecież pamiętał, jak łzy same mu ciekły, kiedy czołgał się po brudnej ziemii, rozrywając na nowo rany. I ten zapach, jakby czegoś gotowanego, co przywodziło na myśl mięso na obiad. Co za dziwne wrażenia przed zgonem! Był wdzięczny, że nie musi cierpieć odchodząc.

Carlos stał przy oknie szpitala, lekarz znów musiał go wyprosić z sali, bo chciał zbadać Felipe. Mężczyzna jakoś się trzymał, Santa Maria zaczynał wierzyć, że brat z tego wyjdzie. A kiedy już skończą się te wszystkie kłopoty, Carlos rozwiedzie się z Vivianą, odda ją bratu, załatwi im jakiś porządny dom, może nawet jakiś kupi i zmieni testament – wszystko zapisze Sonyi. Uporządkuje własne życie i zajmie się swoją powieścią. Jednego był pewien – nigdy więcej nie zajmie się miłością. Przez tyle lat był ślepy, wierzył, że żona go kocha, a kiedy odkrył, że to nieprawda i znalazł ssobie inny obiekt uczuć, Andrea zraniła go tak dotkliwie, że nie chciał o niej myśleć.

Andrea…Andrea Orta, ktoś, z kim wiązał tyle planów i nadziei. Ktoś, kto wydobył go z ciemnicy samotności po to, by wepchnąć go do jeszcze większych lochów cierpienia. Być może faktycznie chodziło jej tylko o pieniądze? Jak mogła uwierzyć, że Felipe ma jakiekolwiek dowody przeciwko Carlosowi, skoro sam Carlos…I nawet z nim nie porozmawiała, tylko po prostu odeszła! Inna sprawa, że wtedy nie mógł mówić, ale w innych sprawach jakoś potrafili się porozumieć, a wiadomość, co knuje jego brat, na pewno nie wpłynęłaby pogarszająco na zdrowie Carlosa, gdyby dowiedział się o tym od Andrei i to równocześnie mówiącej, że w niego wierzy, że jest przy nim, że nie wątpi w jego niewinność! A ona chciała się poświęcić! Nie – poświęcić ich miłość, by Carlos nie dostał się do więzienia. Zamiast się nie poddać, zamiast razem szukać rozwiązania! Swoim odejściem skazała go, uznała, że naprawdę zabił i ukradł.

Quasimodo…Tak go nazwała tego pamiętnego dnia, kiedy jeszcze uczył się chodzić. Wpadł potem w jej ramiona, ale nie z namiętności, tylko nie dał rady utrzymać równowagi. Pocałowali się wtedy, tak bardzo gorąco, tak z uczuciem, jakby nigdy nic ich nie dzieliło. A chwilę później przyszedł Raul i wszystko stało się takie…brudne…Pocałunek pogardy…Pogarda i miłość. Te dwa uczucia, tak bardzo sobie przeciwstawne – czy to możliwe, by Andrea jednocześnie go kochała i nim gardziła? A co on czuł?

Zamknął oczy. Wspominał ich spotkania, zabolało go w duszy, kiedy przypomniał sobie jej uśmiech.

– Nie dla mnie twoje oczy, Andreo, nie dla mnie twoje serce, nie dla mnie twoje ciało…

– Myślisz o niej, prawda? – rozległ się nagle obok czyjś głos.

Carlos drgnął, ale uśmiechnął się do córki.

– Przyznam, że tak, kochanie. Tak sobie myślałem, skąd biorą się tak źli ludzie, jak Andrea Orta. O, przepraszam, Andrea Monteverde.

– Może ona nie jest zła, tato? Może tylko…nie potrafiła zmierzyć się z podłością mamy i wujka?

– Sądzisz, że była zbyt łagodna, zbyt naiwna, a spotkanie ze złem tego świata ją zniszczyło? Nie sądzę, córeczko. Gdyby mnie kochała tak, jak mówiła, nie poddałaby się tak łatwo.

– Dla mnie małżeństwo z Raulem było jak krzyk rozpaczy. Coś jak postępek Juana, jej brata.

– Sonyu, Sonyu, mówisz jak dorosła. Skąd takie myśli w twojej głowie? Czemu bronisz tej…zdrajczyni?

– Wiesz, tatusiu…Byłeś przy mnie, kiedy cię najbardziej potrzebowałam. Teraz ja chcę ci pomóc. Udało mi się porozumieć z Julio i jestem teraz bardzo szczęśliwa – może i ty powinieneś walczyć o Andreę?

– Zapominasz, że jest już żoną Monteverde.

– Ech, tato. A ty zapominasz, że istnieją rozwody – uśmiechnęła się tajemniczo i wróciła do Julio.

– Walczyć o Andreę – szepnął Carlos sam do siebie. – Czy powinienem? Czy…jeszcze ją kocham?

A potem ścisnął prawą dłonią framugę okna, tak bardzo zatęsknił za Andreą. Poczuł skurcz w sercu, gdy wyobraził sobie, że ją całuje.

– Jak dobrze mnie znasz, córeczko – powiedział cicho, by nikt poza nim go nie usłyszał. – Radziłaś mi walczyć o Andreę. Wiedziałaś…wiedziałaś, jak bardzo ją kocham, aż coś mi rozrywa duszę, kiedy nie ma jej przy mnie.

A potem coś postanowił. Ten ostatni raz…Ten ostatni raz Carlos Santa Maria ugnie się przed kimś, kto go dogłębnie zranił. Nie chciał skrzywdzić Raula Monteverde, ale na Boga! Zbyt wiele już sam wycierpiał, by nie spróbować odzyskać to, co kochał! Jak tylko Felipe poczuje się na tyle dobrze, że nic mu już nie będzie grozić, Carlos pójdzie do Andrei. Jeszcze raz spróbuje uratować ich miłość.

Koniec odcinka 50
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:28:52 16-07-08    Temat postu:

Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że jest u Ciebie tyle motywów zemsty. Dla mnie to podstawa. To uczucie towarzyszy mi bardzo często i pewnie w moich telkach też ten motyw często się pojawia;]

Widać, że to jubileuszowy odcinek. Bardzo ładnie go opisałaś. Tyle opisów. Podobało mi się to, że w pewnym miejscu były użyte słowa "Pogarda i Miłość". Lubię, gdy w utworach jest nawiązanie do tytułów.
Pojawiła się nowa postać - Graciela. Póki co nie budzi mojej sympatii, co nie oznacza, że przeczuwam, iż będą się działy ciekawe rzeczy związane z jej osobą.
Bardzo podobała mi się ostatnia scenka w, której Carlos myślał o Andrei. Ciekawe, kiedy będą razem (.... o ile będą?).
I, oczywiście żal mi biednej Virginii. Mam nadzieję, że kobieta kiedyś wydostanie się z tego piekła.
Ciekawe, czy Antonio uda się przeżyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:13:47 17-07-08    Temat postu:

Świetny odcinek!!
Jubileuszowy i naprawde robi wrażenie. Cudownie napisany, tyle pięknych opisów. Mi podobnie jak Bloody, podobało się że użyłaś gdzieś w połowie odcinka słów tytułowych "Pogarda i miłość"
Pojawiła się Graciela...Na dodatek jest w ciąży... Wszystko zepsuje. A już zaczęło sie układać między Sonyą i Juliem a ona wszystko zepsuje...No cóż, w końcu jest w ciąży i to pewnie z Juliem Chociaż skoro zaliczyła mnóstwo mężczyzn to moze nie Julio jest ojcem? Ciekawe...?
Ciekawe czy Carlos odzyska Andree? Tak bardzo bym chciała zeby ta dwójka była razem. No ale co z Raulem? Przecież Raul nie jest zły. Postanowił pomóc Juanowi. wyciągnie go z tego piekła więzienia.
Virginia jest strasznie biedna... Bita przez męża. Mam nadzieje że uda jej się od niego uwolnić. Oby.
Czekam na nowy odcinek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:49:41 17-07-08    Temat postu:

Masz gg? A jeśli nie, to czy mogłabym się skontakować z Tobą w jakiś inny sposób? Np. przez konto na nk, czy coś w tym stylu. Mam do Ciebie sprawę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 13 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin