Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:23:10 17-07-08    Temat postu:

Bloody napisał:
Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że jest u Ciebie tyle motywów zemsty. Dla mnie to podstawa. To uczucie towarzyszy mi bardzo często i pewnie w moich telkach też ten motyw często się pojawia;]

Widać, że to jubileuszowy odcinek. Bardzo ładnie go opisałaś. Tyle opisów. Podobało mi się to, że w pewnym miejscu były użyte słowa "Pogarda i Miłość". Lubię, gdy w utworach jest nawiązanie do tytułów.
Pojawiła się nowa postać - Graciela. Póki co nie budzi mojej sympatii, co nie oznacza, że przeczuwam, iż będą się działy ciekawe rzeczy związane z jej osobą.
Bardzo podobała mi się ostatnia scenka w, której Carlos myślał o Andrei. Ciekawe, kiedy będą razem (.... o ile będą?).
I, oczywiście żal mi biednej Virginii. Mam nadzieję, że kobieta kiedyś wydostanie się z tego piekła.
Ciekawe, czy Antonio uda się przeżyć.


Z ta zemsta to przypadek . Sama sie smialam, ze tak mi wyszlo .

Nie traktowalam tego odcinka jakos specjalnie, choc nie ukrywam, ze przyjemnie mi sie zrobilo, ze doszlam az do takiej liczby, a Wy ze mna jeszcze wytrzymujecie . Tylko co bedzie, jak urosnie do 100? ;D.

Pogarda i miłość to uczucie, ktore czuje Andrea do Carlosa, ale i nie tylko. Pogarde czula do niego jego wlasna rodzina, za to byl kochany przez Andree, teraz przez Sonye...One beda sie jeszcze przeplatac w telenoweli, bohaterowie odczuja jedno i drugie uczucie...

Trudno lubic Graciele . A tym bardziej, jak zacznie wtracac sie do zwiazku Sonyi i Julia...W koncu jest w ciazy...Heh, Julio dawniej nie lubil dzieci, a teraz najpierw Sonya, a potem Graciela jest w ciazy .

Czy Carlos i Andrea beda razem...Czy ich uczucie przetrwa...A jesli beda sie kochac, to czy dane im bedzie byc razem...Kto to wie...Pamietaj, ile ich dzieli, a Andrea ma juz przeciez meza...

O Antonio bedzie dzisiaj sporo .

Lilly_Rose napisał:
Świetny odcinek!!
Jubileuszowy i naprawde robi wrażenie. Cudownie napisany, tyle pięknych opisów. Mi podobnie jak Bloody, podobało się że użyłaś gdzieś w połowie odcinka słów tytułowych "Pogarda i miłość"
Pojawiła się Graciela...Na dodatek jest w ciąży... Wszystko zepsuje. A już zaczęło sie układać między Sonyą i Juliem a ona wszystko zepsuje...No cóż, w końcu jest w ciąży i to pewnie z Juliem Chociaż skoro zaliczyła mnóstwo mężczyzn to moze nie Julio jest ojcem? Ciekawe...?
Ciekawe czy Carlos odzyska Andree? Tak bardzo bym chciała zeby ta dwójka była razem. No ale co z Raulem? Przecież Raul nie jest zły. Postanowił pomóc Juanowi. wyciągnie go z tego piekła więzienia.
Virginia jest strasznie biedna... Bita przez męża. Mam nadzieje że uda jej się od niego uwolnić. Oby.
Czekam na nowy odcinek


Dzieki . O tytule juz wspomnialam wyzej, co do Gracieli...Ciesze sie, ze zauwazylas fakt, ze miala inych mezczyzn poza Juliem. Ona jest pewna, ze ojcem jest Julio. Ale czy ma racje? Masz racje, zacznie mieszac...a przeciez zwiazek Sonyi z Juliem dopiero teraz mozna naprawde nazwac zwiazkiem, od kilku dni...

Carlos i Andrea...nie odpowiem . I nie wspomne tez o Raulu i Juanie - kto wie, co sie z nimi stanie? .

Virginia...to bardzo wazna postac w mojej teli. Dowiecie sie pozniej, dlaczego .

Bloody napisał:
Masz gg? A jeśli nie, to czy mogłabym się skontakować z Tobą w jakiś inny sposób? Np. przez konto na nk, czy coś w tym stylu. Mam do Ciebie sprawę.


A moze byc mailik? . Np. [link widoczny dla zalogowanych] Zaintrygowalas mnie .

-------------------------------------------------------------------------

Odcinek 51

Raul patrzył przez dłuższą chwilę na dłoń, jakby nie ufał własnym oczom. Krew! W pierwszym dniu jego małżeństwa nie dosyć, że nie spędził wspólnego poranka z żoną, to na dodatek odwiedził potajemnie jej brata w więzieniu, a teraz prawie zemdlał, a z ust leci mu krew! Cóż za piękny początek wspólnej drogi!

Wziął głęboki oddech i sprawdził, czy krew przestała lecieć. Owszem, strumień się zatrzymał, toteż wytarł rękę o ubranie tak, by na pierwszy rzut oka nic nie było widać – potem potajemnie wypierze to służba – i postanowił wracać do domu. Jutro uda się do lekarza, prawdopodobnie to tylko jakaś infekcja, niepotrzebnie się tak wystraszył. Na razie nie powie nic Andrei, nie będzie przysparzał jej zmartwień, kiedy wie, że to nic poważnego.

Nie dopuścił do siebie szepczącego gdzieś w środku głosu, który podpowiadał mu, że jego pierwsze podejrzenie jest bliższe prawdy – to nie była zwyczajna choroba, tylko coś o wiele, wiele bardziej poważnego. Ale, na Boga, nie będzie o tym myślał akurat dzisiaj!

Antonio de Le Vega nabrał powietrza w płuca i zdecydował się otworzyć oczy. Cokolwiek zobaczy, chce wiedzieć, gdzie się znalazł.

Podniósł powieki i zobaczył…ciemność. Przez moment miał wrażenie, że oślepł, ale powoli jego oczy przystosowywały się do panującego mroku i zaczynał rozróżniać szczegóły. Starał się nie ruszać głową, gdyż czuł się, jakby spacerował mu po czaszce zastęp krasnali co rusz wykuwający młotami swój własny szlak, ale i tak udało mu się coś zaobserwować.

Z całą pewnością był to domek, albo raczej chatka, bo wydawało mu się, że widzi drewniane ściany. Gdzieś w kącie spostrzegł malutki stolik z bodajże dwoma krzesłami – ich kontury były dość zamazane, poza tym miał wrażenie, że stołki są jakby krzywe. Nie zauważył żadnych więcej mebli. I to w sumie wszystko, nie licząc posłania, na jakim leżał, złożonego – o ile dobrze wyczuł obolałymi plecami – ze sterty siana. Brakowało mu jednak jeszcze czegoś – tajemniczej postaci, której słowa słyszał, kiedy się tu znalazł.

Jakby na zawołanie w drugim kącie pomieszczenia coś się poruszyło. Jakaś postać wstała z podłogi i przez moment tkwiła nieruchomo. De La Vega usiłował coś powiedzieć, dać znać, że się przebudził, ale nie miał na to siły. Gospodarz chyba sam się zorientował, bo podszedł bliżej, przy okazji odsłaniając jeszcze jeden szczegół – w chacie znajdował się jeszcze jakiś garnek, kojarzący się Antonio niedoparcie z kociołkiem, w którym przygotowuje się różne wywary. Czyżby to stamtąd dochodził pewien czas temu zapach gotowanego mięsa?

Miał teraz inne rzeczy do rozważań, bo postać stanęła nad nim, przypatrując mu się ciekawie. Potem pochyliła się, by zbadać de La Vegę, który zamarł w jednej chwili. Ujrzał bowiem średniego wzrostu szczupłą osobę ubraną w łachmany łatane chyba z dziesięciu różnych strojów – nie zawsze do siebie pasujących – zgiętą w pół, o brudnych paznokciach i długich, bardzo jasnych – być może posiwiałych, było zbyt ciemno, by to stwierdzić – włosach. A twarz…Twarzy nie było. Zamiast niej na obliczu widniała przerażająco biała maska z otworami na oczy i usta. Otwory musiały być głębokie, bo nie było widać nawet konturów tego, co było za nimi, wydawało się więc, że gospodarz – a raczej gospodyni, Antonio zdążył się już zorientować – nie posiada oczu ani ust, tylko same dziury w masce.

Kobieta ta zbliżyła swoją rękę do ciała de La Vegi i delikatnie go dotknęła. Czuł teraz nacisk jej palców, jakby była jakimś potwornym lekarzem badającym pacjenta. Wpatrywał się w maskę, nie mogąc wykrztusić ani słowa.

Dopiero, gdy cofnęła się nieco i pomruczała do siebie cicho, jakby z zadowoleniem, był w stanie cokolwiek powiedzieć słabym z odniesionych obrażeń głosem:

– Kim…kim jesteś?

Zapadło milczenie. Tajemnicza postać nie spuszczała wzroku z Antonia, jakby oceniając, czy może mu zdradzić swoją tożsamość. Potem obróciła się bez słowa i wróciła do miejsca, skąd się uprzednio podniosła. Nie położyła się jednak, a zabrała coś stamtąd, a potem podeszła znów do de La Vegi. W rękach miała ów tajemniczy kociołek z zatopioną w środku jakiejś mazi łyżką.

Kobieta jedną ręka uniosła lekko głowę Antonia, a drugą postawiła garnek na podłodze obok posłania. Chwyciła łyżkę, nabrała lepiący się płyn i zbliżyła do ust rannego.

De La Vega spojrzał na to, co mu się podstawiało do jedzenia i obrzydzenia aż się wewnętrznie zatrząsł. Na łyżce znajdowała się jakaś bardzo gęsta ciecz zielonego koloru, na dodatek pływały w niej kawałki…jakby mięsa, podobne w barwie do płynu. Spostrzegł też inne elementy, ale nawet nie chciał się zastanawiać, co to jest.

Pokręcił delikatnie – każdy ruch nadal sprawiał mu ból – głową. Nie, tego nigdy w życiu nie zje.

Postać spojrzała na niego przez chwilę, a potem – ku uldze Antonia – odłożyła łyżkę z powrotem. Zaraz jednak dwoma silnymi rękami uniosła go trochę i oparła o ścianę, tak, że znajdował się nadal w pozycji leżącej, ale nieco wyżej. Syknął z bólu – mógł mieć przecież nawet złamany kręgosłup, ta kobieta nie powinna go ruszać!

Za moment dowiedział się, po co to zrobiła. Kiedy ponownie usiłowała go nakarmić, a on odmówił, prawą ręką ścisnęła mu nos tak, że nie mógł oddychać. Nie był w stanie się bronić, za kilkanaście sekund musiał otworzyć usta. A wtedy…Okropna łyżka z równie okropną mazią znalazła się w jego ustach. Było jej tak wiele, że musiał przełknąć, inaczej by się udławił, a wypluć na pewno ta okropna postać by mu nie pozwoliła.

Odpuścił. Wiedział, że nic nie poradzi i po prostu dał się nakarmić, starając się nie myśleć, co je. Kiedy skończył, gospodyni zadowolona odstawiła kociołek i powoli ułożyła go z powrotem na posłaniu, przy okazji przykrywając wyżartym przez mole kocem. Zasnął. Bo co miał zrobić?

Obudził się nieco silniejszy, ale nadal obolały. W pierwszej chwili nie wiedział, gdzie się znajduje, zaraz jednak sobie przypomniał. Ujrzał nad sobą znów tajemniczą postać, miał wrażenie, że pilnowała go podczas snu. Maska przerażała go już mniej, chociaż nadal wywoływała strach. Spróbował jeszcze raz:

– Kim jesteś? Dlaczego…mi pomogłaś?

Odpowiedziała mu cisza. De La Vega zaczął się zastanawiać, czy kobieta nie jest niemową. Ale nie. Przecież tuż po wypadku słyszał, jak mówiła! A może to wszystko mu się wydawało?

Mario nie był zakochany w Gracieli, co to, to nie. Ale kochał jej ciało, kochał jej pieszczoty, nie przeszkadzało mu nawet to, że wiedział, iż takie same uczucia ma większa część młodych mężczyzn z miasta. Oni też pewnie zdawali sobie z tego sprawę. Tym razem też tonął w jej ramionach, dopiero co skończyli, a on już myślał o kolejnej wizycie. Miał jej jednak coś do powiedzenia…

– Gracielo…Nie uwierzysz, kogo dziś widziałem – i przy okazji trochę porachowałem kości, bo zaczął cię obrażać – Julio Ramireza.

Ciało panny Gambone zesztywniało.

– Julia? – odsunęła się z objęć Mario. – Gdzie?

– Przed szpitalem. Zażywał świeżego powietrza, idiota. Dobrze, że nie słuchał ptaszków. Podobno wujek Sonyi Santa Maria został postrzelony i on teraz przy niej czuwa. Znaczy się Julio przy Sonyi, nie wujek – uściślił Mario.

– Przed którym szpitalem? – dopytywała się Graciela.

– Tym dużym, miejskim, nie wiem, jak on się nazywa. Zamierzasz się dzisiaj z nim spotkać?

– Oczywiście. Mam mu do przekazania coś ważnego. Doskonale się składa, że jego dziewczyna też tam jest. Dziękuję, Mario – ucałowała go w policzek.

– Wolałbym inne podziękowanie – odparł i za chwilę je otrzymał.

Barbara Fernandez trzymała w rękach wycinki z gazet zgromadzone do tej pory. We wszystkich znajdowała się jakaś wzmianka o Raulu Monteverde, choćby najmniejsza. Ze zdjęciami i bez, były tam chyba wszystkie artykuły, jakie napisanego na jego temat, teczka rozrosła się do takich rozmiarów, że niedługo rozerwie się na pół.

Położyła teczkę na łóżku i wyjęła najnowsze wycinki. Wpatrywała się w nie, aż w końcu wzięła jeden do ręki – był to ten o śłubie – i pogładziła palcem oblicze pana młodego.

– Raul…Mój synku…Mam nadzieję, że Manolo się myli, mam nadzieję, że Andrea Monteverde cię kocha. Że da ci szczęście…Miłość…To, czego ja, matka, nie mogłam ci dać…Gregorio zajął się tobą, to on razem z żoną, Leticią, cię adoptowali, ale ja nigdy nie straciłam cię z oczu, wciąż śledzę twoje losy, chociaż zdaję sobie sprawę, że nigdy się nie spotkamy…Mam tylko nadzieję, że mnie nie nienawidzisz, mój kochany syneczku…Gdybyż nasze życie ułożyło się inaczej, gdybym…gdybym tylko mogła cię zatrzymać…– otarła dłonią krople łez z oczu. – Wybacz mi…wybacz mi to, co zrobiłam trzydzieści dwa lata temu…Twój ojciec…Twój ojciec był…nie, to nie jest ważne, ważne jest tylko to, co ja do ciebie czuję, choć nigdy ci tego nie powiem. Mój synu…

Rosa Davila, była pielęgniarka Carlosa Santa Maria, a obecnie ktoś w rodzaju opieki nad Sonyą – chociaż dziewczyna już dawno tej opieki nie potrzebowała, ale Rosa bardzo prosiła, by mogła zostać w tym domu – nie miała ostatnio wiele do pracy. Martwiła się nawet, czy pan Carlos nie zwolni jej, gdy Felipe Santa Maria wyzdrowieje i wszystko wróci do normy. W końcu była przecież pielęgniarką, a nie pomocą domową, a takich osób tutaj nie potrzebowano. Nie to jednak zajmowało ją dziś do tego stopnia, że Clara musiała zwrócić jej uwagę:

– Proszę mi wybaczyć – służąca zwracała się do Rosy z szacunkiem, w przeciwieństwie do Viviany i Felipe, którzy od samego początku pogardzali “zwykłą opiekunką”. – Ale pani jest dziś jakaś smutna. Czy coś się stało?

– Smutna? Nie, nie wszystko w porządku. Myślałam tylko…jak łatwo zniszczyć sobie życie. Ten młody chłopak, który postrzelił pana Felipe…Jak on się nazywał?

– To Juan Orta, szofer – teraz pewnie już były – pana Gregorio Monteverde. Powinien iść za to na krzesło elektryczne!

– A jest taki młody… – Juan miał trzydzieści cztery lata, ale nadal był bardzo przystojny. – Tak mi go żal…

– A mnie nie. Pan Felipe jest, jaki jest, ale nie zasłużył na coś takiego!

– On tylko bronił swojej siostry. I w jednej chwili przekreślił swoje życie…

– Nie warto się nad nim litować. Może zrobię herbatę?

– Tak, poproszę – za chwilę Rosa została sama. Juan. Juan Orta. Trzydzieści cztery lata, tyle samo, co ona. Tego feralnego dnia wpadł tutaj jak szalony, wszystkim grożąc bronią, z takim ogniem w oczach, jakby miał zamiar zmierzyć się z całą armią wojska i to starcie wygrać. Groził, krzyczał, w końcu postrzelił pana Felipe i o mało co nie zranił pani Viviany i jej córki. A był przy tym taki…męski, taki…piękny. Ta twarz…ta…rozpacz wymalowana na obliczu…I te usta, wykrzykujące słowa o śmierci, a równocześnie takie żywe, takie…pociagające. Jakby stworzone do pocałunku. Zwykły szofer…Wyglądający jak pan domu, jak właściciel, jak uosobienie marzeń większości kobiet na świecie – czy jeszcze kiedyś go zobaczy?

Minerwa Espin, siostra dawno zmarłej Jessici, przeglądała dzisiejszą gazetę. Nie znalazła w niej niec ciekawego, dopiero coś na ostatniej stronie sprawiło, że serce jej przyspieszyło. Artykuł o tytule “Dziecko odnaleziono po miesiacach czuje się dobrze”.

Przeczytała go jednym tchem. Wiedziała, że to Luis, cała historia była tak opowiedziana, że od razu zorientowała się, o kim mowa. Pisano, że chłopczyk, który uciekł do brata przed kilkoma miesiącami, jest już w domu i ma się dobrze. W domu…Jakim domu? W rodzinie zastępczej?

Znała tą rodzinę. W artykule nie podano nazwiska, ale wiedziała, że chodzi o państwo Perez.

– A jednak się odnalazłeś, chłopcze – otarła łzy wzruszenia i szepnęła: – Ty już jesteś bezpieczny. Ale gdzie jest Antonio? Muszę…muszę się z tobą spotkać. Wszystko mi wyjaśnisz. Może nawet dzisiaj?

Koniec odcinka 51


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 16:26:54 17-07-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:30:39 17-07-08    Temat postu:

Jak zwykle jestem pod wrażeniem twojej twórczości;] Cieszy mnie, że w twoich produkcjach jest motyw zemsty ponieważ lubię bardzo go;] Tak samo zresztą jak Pogardę i miłość no i pozostałe twoje produkcje... UPS mój błąd ja je kocham;]:*
Mam nadzieję, że z Raul'em wszystko w porządku i, że to drobna infekcja chociaż myśli podpowiadają mi gorszy scenariusz.
Biedny Antonio...
Czekam na kolejną odsłonę fascynującej historii:* Buziaki:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:27:47 23-07-08    Temat postu:

Zero Kiryu napisał:
Jak zwykle jestem pod wrażeniem twojej twórczości;] Cieszy mnie, że w twoich produkcjach jest motyw zemsty ponieważ lubię bardzo go;] Tak samo zresztą jak Pogardę i miłość no i pozostałe twoje produkcje... UPS mój błąd ja je kocham;]:*
Mam nadzieję, że z Raul'em wszystko w porządku i, że to drobna infekcja chociaż myśli podpowiadają mi gorszy scenariusz.
Biedny Antonio...
Czekam na kolejną odsłonę fascynującej historii:* Buziaki:*


Ciag dalszy nieco opozniony, za co wielkie sorki, ale cos nie mialam sily pisac, choc pomyslow mam sporo. Dzis troche o Andrei i Julio.

----------------------------------------------------------------------------

Odcinek 52

Gregorio Monteverde bardzo się cieszył, że jego odnaleziona córka poślubiła przybranego syna. Wyglądali razem tak cudownie! Miał ich oboje obok siebie, nic nie mogło zakłocić tego szczęścia – nawet myśl o znienawidzonym Carlosie Santa Maria. Musi jeszcze porozmawiać z Raulem, wybić mu z głowy poszukiwania rodziców – już Gregorio dobrze wiedział, jakim rozczarowaniem to by się skończyło. Przecież prawdziwi rodzice oddali chłopca do adopcji, nie chcieli go, zrzekli się wszystkich praw, po cóż więc nawiązywać z nimi – o ile jeszcze żyją – kontakt? Żeby cierpieć? Nie, na to Monteverde z pewnością nie pozwoli. Ale na razie zajrzy do swojej córki, będącej równocześnie synową – cóż za poplątane są ludzkie losy…

Andrea nadal trzymała w rękach zdjęcie Carlosa, gdy jej ojciec zapukał do drzwi. Przez chwilę zaczęła się nerwowo miotać, w końcu wrzuciła fotografię na swoje miejsce w schowku i zatrzasnęła szafeczkę. Odetchnęła z ulgą, poprawiła włosy i otworzyła ojcu.

Gregorio wszedł z uśmiechem na twarzy, już od progu zapytał, lekko zaskoczony:

- A gdzie jest Raul?

- Nie wiem, wyszedł rano i do tej pory nie wrócił, napisał tylko, że musi coś załatwić – odparła Andrea.

- Załatwić? W pierwszym dniu małżeństwa? – zmarszczył brwi Monteverde. – Jak tylko wróci, chcę z nim porozmawiać.

-Dobrze, tato. Wiesz…Cieszę się, że cię spotkałam. Pamiętasz, jak pierwszy raz się zobaczyliśmy?

- Tak. Przyjechałem wtedy do domu tego bydlala, Santa Maria. Kto by pomyślał, że mój szofer to twój brat? A właśnie, nie chcesz mu jakoś pomóc?

- Pomóc? Juanowi? Sprzeciwiał się mojemu ślubowi, nie zamierzam mu pomagać. To nie nasza sfera.

- Masz rację, córeczko. To nic nie warty śmieć. A propos śmieci – szkoda, że to nie Carlosa postrzelił Juan Orta.

- Też tego żałuję. Byłoby o jednego nędznika mniej.

- Andreo…Ja go nienawidzę, bo mam powód…ale ty? Czy robisz to z poczucia solidarności ze mną, czy też masz swój powód? – badał Gregorio.

- Powód…? – zawahała się. – Nie…nie mam żadnego powodu.

- A szkoda. Ale to mi wystarczy. Zamierzam bowiem odwiedzić w końcu twoją siostrę, Sonyę i porozmawiać z nią ponownie. Tak długo już jej nie widziałem…Ciekawe, jaką minę zrobilby Carlos, gdyby dowiedział się, że jestem jej ojcem.

- On już o tym wie. Nadal zachowuje się jak tatuś – rzekła z pogardą Andrea.

- Co? Skąd o tym wiesz? – zdumiał się niemile zaskoczony Gregorio. – Miałaś kontakt z tą rodziną po tym, jak od nich odeszłaś z pracy?
- Ja…- naprędce szukała wyjaśnienia. Nie powie przecież ojcu, że była zakochana w jego wrogu! Chociaż…Nagle zaświtała jej w głowie pewna myśl…

- Ojcze…Muszę ci coś wyznać. Kiedy jeszcze pracowałam u tego człowieka, zakochałam się w nim…omamił mnie, omotał i sprawił, że go pokochałam, na szczęście jednak szybko przejrzałam na oczy. Teraz kocham tylko twojego syna i chcę się zemścić na rodzinie Santa Maria. W szczególności na Carlosie.

- Kochałaś…tego drania? – Gregorio mało nie udławił się tymi słowami. – Moja córka kochała Santa Marię?

- Tak, ale to już przeszłość, nie miej mi tego za złe, proszę – chwyciła go za rękę. – Teraz liczysz się tylko ty i Raul. Byłam głupia, taka głupia i zagubiona…

- Czy Raul o tym wie?

- Tak – brnęła dalej Andrea. – Ale nie każ go za przemilczenie tej sprawy. Chciał mnie chronić przed twoim gniewem. To prawdziwa miłość. Teraz, kiedy jest już moim mężem, możemy razem mścić się na tamtej rodzinie.

- A Felipe i Viviana? A Sonya? Oni też wiedzą?

- Tak, tato – streściła mu całą historię, starając się jednak ukazać Carlosa w złym świetle, jakoby to on był winien wszystkiemu, co złe i zarzucił sidła na nieszczęsną Andreę.

- Ostatecznie rozliczyłam się z nim w szpitalu, kiedy przyszłam rzucić mu w twarz jego własny list. Potem ośmielił się jeszcze przyjść na mój ślub, ale tylko popatrzył i poszedł.

- Był na ślubie? – poczerwieniał Gregorio. – Jakim cudem nikt go nie widział?!

- Bo zaraz wyszedł. Miał minę zranionego psa, pewnie był wściekły, że zdobycz mu uciekła. Ale kto by chciał takie zero, jak on?

- Za bardzo się kręci koło mojej rodziny. Za bardzo…Kiedyś go zabiję. Jesteś pewna, że już nic do niego nie czujesz?

- Jestem, ojcze. Chyba, że pogardę.

Jak łatwo było kłamać! Jak łatwo oszukać własnego ojca…i siebie! Bo przecież jeszcze przed chwilą schowała zdjęcie…Zdjęcie!

Kiedy Gregorio pukał, była zbyt zdenerwowana, żeby schować je dobrze. Wydawało jej się, że wrzuciła je do schowka, ale się myliła, drzwiczki szafki tylko przytrzasnęły fotografię i teraz jej koniec wystawał poza mebel.

Monteverde zadając to pytanie również zwrócił uwagę na kawałek zdjęcia. Podszedł do szafki, otworzył ją i wyjął fotografię, po czym rzucił ją na łóżko obok Andrei.

- W takim razie po co nadal to tu trzymasz?! Myślisz, że jestem głupi? Od razu widać, że nadal go kochasz! Okłamałaś mojego syna, a teraz probujesz okłamać i mnie! Moja własna córka! Wiedz, że kto trzyma z Carlosem, jest moim wrogiem i …- przerwał.

W drzwiach stał Raul.

- Tato? Co tu się dzieje? Czemu krzyczysz?

W międzyczasie Graciela postanowiła odwiedzić Julio w szpitalu. Być może natknie się tam na jego dziewczynę, ale dzięki temu nawet łatwiej wywrze na niego presję. Ubrała się w swoim stylu i udała do budynku szpitala.

Kiedy weszła, chlopak właśnie czule rozmawiał z Sonyą o jej wujku, chcąc dodać jej otuchy. Felipe nadal żył i wyglądało na to, że powoli, ale wróci do zdrowia. Na widok pary odkaszlnęłą, by zwrócić na siebie uwagę.

Julio zamarł. Graciela! Odważyła się tu przyjść! Czego chce? Jak go znalazła? Mario? Czyżby…ależ tak, na pewno on go wydał.

- Witaj, Julio – przywitała się panna Gambone. – To Sonya, prawda? Śliczna dziewczyna. Ale to do ciebie mam sprawę. Mogę ci go porwać na chwilkę? – zwróciła się z uśmiechem do dziewczyny.

- Nie zamierzam z tobą rozmawiać – warknął Julio.

- Nie rozumiem…Kim jest ta kobieta? – zdziwiła się Sonya. – I czego chce od ciebie?

- To…znajoma mojego kolegi – wykręcił się Ramirez. –Ale ona już wychodzi.

- Nie, kochanie, nigdzie nie idę – pokręciła palcem Graciela. – Mam ci coś do powiedzenia, Julio. Na osobności.

Koniec odcinka 52
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:14:49 23-07-08    Temat postu:

Znowu nowy, bardzo ciekawy pomysł;]
Zaintrygowała mnie tak kobieta, która uratowała Antonio.
Ciekawe, dlaczego, ona ma taki dziwny wygląd...
Zapewne skrywa jakąś tajemnicę.

Zastanawia mnie również, co może dolegać Raulowi.
Nie jest to choroba... A więc co?

Ciekawe, czy Minerwa odnajdzie Luisa.

Rosa zakochała się w Juanie i pewnie prędzej, czy później będą parą.
Czy wpółwięzień wybranka jej serca im pomoże?

Andrea kocha Carlosa, ale udaje, że go nienawidzi. Ciekawe, kiedy dojdzie do jakichś sensowniejszych wniosków na ten temat;]
Choć z drugiej strony szkoda by mi było Raula, gdyby go opuściła, bo widać, iż on ją bardzo kocha.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:03:06 23-07-08    Temat postu:

Wreszcie się doczekałam Kochana:*
Odcinek bardzo intrygujący i tajemniczy jak zawsze zresztą;*
Niespodziewane sytuacje... historie, które mogą ponieść w przestworza lub mocno uderzyć o dno. Myślę, że historia intrygującej kobiety będzie bardzo przejmująca i zapierająca dech w piersiach;]
Jest miłość;] Rosa i Juan;]
Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:59:34 27-07-08    Temat postu:

Bloody napisał:
Znowu nowy, bardzo ciekawy pomysł;]
Zaintrygowała mnie tak kobieta, która uratowała Antonio.
Ciekawe, dlaczego, ona ma taki dziwny wygląd...
Zapewne skrywa jakąś tajemnicę.


I to sporą...

Bloody napisał:
Zastanawia mnie również, co może dolegać Raulowi.
Nie jest to choroba... A więc co?


A czemu nie choroba? To on tak myśli.

Bloody napisał:
Ciekawe, czy Minerwa odnajdzie Luisa.


Już znalazła . Dziś się spotkają.

Bloody napisał:
Rosa zakochała się w Juanie i pewnie prędzej, czy później będą parą.
Czy wpółwięzień wybranka jej serca im pomoże?


Dobre pytanie . Ricardo wcale nie jest taki zły...mimo imienia ;D.

Bloody napisał:
Andrea kocha Carlosa, ale udaje, że go nienawidzi. Ciekawe, kiedy dojdzie do jakichś sensowniejszych wniosków na ten temat;]
Choć z drugiej strony szkoda by mi było Raula, gdyby go opuściła, bo widać, iż on ją bardzo kocha.


Może nigdy . Ona ma swoje zdanie na każdy temat . Fakt, jest dość wkurzająca protką.

Zero Kiryu napisał:
Wreszcie się doczekałam Kochana:*
Odcinek bardzo intrygujący i tajemniczy jak zawsze zresztą;*
Niespodziewane sytuacje... historie, które mogą ponieść w przestworza lub mocno uderzyć o dno. Myślę, że historia intrygującej kobiety będzie bardzo przejmująca i zapierająca dech w piersiach;]
Jest miłość;] Rosa i Juan;]
Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka:*


Dziękuję . Przepraszam za opóźnienia spowodowane lekkim przeziębieniem, teraz już zaczynam pisać "na zapas", wena nadal we mnie tkwi . Z historią kobiety...przejmująca będzie na pewno.

A teraz zapraszam na odcinek 53...

-------------------------------------------------------------------

Odcinek 53

– Moja córka! Moja własna córka mnie okłamała, okłamała też ciebie, mój synu! – wrzeszczał Gregorio. – Zobacz, czyje zdjęcie ona trzymała w schowku! Właśnie opowiedziała mi ckliwą historyjkę, jak to ja wykorzystał, nie dosłownie, ale jednak, ale ja widzę, że ona kłamie, że wciąż darzy go ogromną miłością!

– Ale… O kim ty mówisz, ojcze? – zapytał zmęczonym głosem Raul.

– Jak to o kim? O Carlosie Santa Maria, naszym odwiecznym wrogu!

Raul podszedł do żony, która wyraźnie drżała i objął ją, mówiąc:

– Twoim wrogiem. Nigdy nie był moim. A co najgorsze – dla ciebie, nie dla mnie – dobrze wiedziałem o całej tej sprawie. Wiem, że Andrea kochała Santa Marię, ba, wręcz sam walczyłem, żeby mogła być z nim, bo zależy mi na jej szczęściu.

– Wiedziałeś? Wiedziałeś?! – jeszcze podniósł głos Monteverde. – To po co z nią brałeś ślub?

– Bo ją kocham. Po prostu. Wierzę, że ona kiedyś mnie pokocha.

– Ale to karierowiczka! Wiesz, że przed ślubem z tobą chciała się ze mną przespać?! Teraz już rozumiem, zależało jej na pieniądzach, nie uzyskała ich od Carlosa – kto wie, może w jego przypadku też kocha tylko jego pieniądze – to chciała tego ode mnie, ale napatoczyłeś się ty ze swoją miłością, to wybrała młodszego!

– Gdyby było tak, jak mówisz, nie musiałaby wychodzić za mąż – stwierdził spokojnie Raul, nie zrażony słowami ojca. – Już przecież wtedy wiedziała, że jest twoją córką, miała cały majątek i bez małżeństwa ze mną.

– W takim razie po co to zrobiłaś, odpowiedz! – zwrócił się Monteverde do córki.

– Bo kocham twojego syna! Tak, tato, chociaż trudno w to uwierzyć, zakochałam się w Raulu i nic już nie czuje do Santa Marii! Twoja intuicja tym razem cię zawiodła, tato!

– Widzisz? A to, co o niej powiedziałeś, ojcze, że chciała iść z tobą do łóżka, to czyste kłamstwo, oszczerstwo, w które nigdy nie uwierzę! Jedyne, co osiągnąłeś tą rozmową, to to, że jeśli jeszcze raz skrzywdzisz moją żonę, stracisz zarówno córkę…jak i syna! Ach, byłbym zapomniał – niedługo będziemy musieli porozmawiać o moich prawdziwych rodzicach – chciałbym ich odwiedzić!

Po tych słowach para wyszła, zostawiając Gregorio samego. Raul nie przyznał się przed nikim, że stres sprawił, iż znowu zaczęło kręcić mu się w głowie, za to dzielnie maszerował z żoną na dół, chcąc zjeść poranny posiłek. Nie czekali na ojca, zresztą Monteverde miał inne plany zamiast śniadania – odwiedzi drugą córkę – doszły go słuchy, że zadaje się z Julio Ramirezem, nie byl pewien, czy to dla niej odpowiedni typ.

Druga córka, Sonya, nigdy jeszcze nie była tak zdziwiona, jak teraz. Otóż niedawno odzyskany Julio – bo w sumie tak można nazać to, co stało się w ich związku – idzie na bok, porozmawiać spokojnie ze znajomą jego kolegi!

– Zaczekaj tu, proszę – powiedział tylko i właśnie rozmawiał z tą drugą na końcu korytarza. Na dodatek przywitała go, mówiąc mu “kochanie”! Julio będzie musiał wiele Sonyi wyjaśnić!

Na razie Graciela wyjaśniała wszystko Ramirezowi.

– Widzę, że nieźle trafiłeś, ale nie o tym chcę rozmawiać. Wiesz…po ostatniej naszej wspólnej nocy tęskniłam za tobą. Byłeś taki…gorący! Tak bardzo mi ciebie brakowało – przysunęła się, chcąc go pocalować, ale Julio się odsunął:

– Nie rób tego! – syknął, po czym zapytał: – A tak w ogóle, to po co przyszłaś?

– Zrobiłeś się niegrzeczny, Julio. Zaczynam się martwić, jaki przykład dasz swoim przyszłym dzieciom. Ale nied temu, Ramirez, bowiem to zamierzam usunąć. I ty dasz mi na to pieniądze! Inaczej wszystko powiem Sonyi!

– Ale co mnie obchodzi twoje dziecko? – Julio jeszcze nie skojarzył, nigdy by nie podejrzewał, że zaraz usłyszy coś takiego:

– To również twoje dziecko, idioto! Jestem z tobą w ciąży, Julio Ramirezie!

Pierwszą reakcją był nerwowy śmiech, drugą zaprzeczenie:

– Nieprawda. Kłamiesz, a ja nie zamierzam ci za nic płacić. Spytaj Mario, może to jego dziecko, oboje wiemy, jak się prowadziłaś.

– Uważaj na słowa, bo twoja śliczna panienka może zaraz dowiedzieć się, kim jest jej ukochany! Dziecko jest twoje i koniec! Jeśli nie zapłacisz, to i tak je usunę, a Sonya…

– Odczep się od niej! – w głosie Julia zaczęła pojawiać się panika. Czemu wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu i Sonyi? – Poza tym nie mam pieniędzy, jeszcze pojutrze muszę oddać mu sporą sumkę, którą przegrałem w karty.

– A co mnie obchodzi twoja sumka? Masz tydzień, inaczej idę do twojej dziewczyny! Chyba, że od razu się wycofujesz, to załatwię to z miejsca!

– Nie, nie rób tego, ja…Słuchaj, daj mi dowód, że to na pewno moje dziecko, wtedy ci zapłacę.

– Nie dam ci żadnego dowodu – wycedziła Graciela. – A jeśli nie zapłacisz, to wiesz, co cię czeka! – po czym wyszła ze szpitala.

Ramirez zdruzgotany podszedł do dziewczyny i na jej pytanie odrzekł:

– Nie, to nic ważnego, ona ma problemy z chłopakiem i prosiła mnie o pomoc. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – objął ją i stali tak razem dłuższą chwilę.

Nie był to jednak koniec przykrych wizyt dla Sonyi Santa Maria. Tym razem jednak również jej ojciec na tym ucierpiał – przyszedł bowiem Gregorio Monteverde i od razu podszedł do córki.

– Witaj, kochanie – rozpoczął. – Wybacz, że dawno się nie widzieliśmy, ale miałem tyle problemów…To zapewne jest Julio Ramirez, prawda? – zmierzył chłopaka wzrokiem.

– Tak, proszę pana. Nie widzę celu pańskiej wizyty.

– Pańskiej? Już zapomniałaś, jak rzuciłaś mi się na szyję na wieść, że jestem twoim ojcem? Musimy porozmawiać i to widzę, na poważnie.

– O niczym nie porozmawiacie, jeśli ona tego nie chce – wtrącił się Carlos, który właśnie do nich podszedł. – Najlepiej będzie, jak się stąd wyniesiesz. To moja rodzina i nie zamierzam…

– Twoja? Viviana spała ze mną, będąc twoją żoną, brat spiskował przeciwko tobie, gdy ty mało nie umarłeś na zawał w swoim pokoju, a córka jest tak naprawdę moja – gdzie ty widzisz swoją rodzine? Jesteś sam, nie rozumiesz tego? Nawet twoja ukochana, Andrea, to tak naprawdę moja córka! Moja córka, słyszysz, idioto, moja córka!

– Nie jestem sam, Gregorio – odparł spokojnie Carlos. – Sonya kocha mnie, a nie ciebie, Andrea również, chociaż inną miłością, a żona poprosiła mnie, bym z nią został w tych trudnych chwilach. Tak naprawdę, to ty nie masz nic, Monteverde. Nawet Raul – pisali o tym w gazetach – jest adoptowany.

Dziś akurat była to prawda, Monteverde nie spotkało jak na razie nic miłego. Ale nie zamierzał się poddać.

– Jeszcze zobaczysz, Santa Maria, jeszcze zobaczysz, do czego jestem zdolny. Odbiorę ci wszystko, po prostu wszystko, bydlaku!

– Powtarzasz się – Carlos nie dał się sprowokować. – A teraz wyjdź, chcę być ze swoją rodziną.

Monteverde wyszedł, rzucając jednak na pożegnanie:

– Wydaję ci się, że wygrałeś, tak? Pamiętaj jednak, że to mojego syna żoną jest Andrea, że nigdy, nigdy nie będziecie razem!

– Nie tym o tym zdecydujesz. A skoro tak kochasz Andreę, to uważaj – ona potrafi krzywdzić. Skąd wiesz, czy nie wykorzystuje twojego syna?

Gregorio nic na to nie odpowiedział, wyszedł bez słowa. Za bardzo to zgadzało się z jego podejrzeniami…

Minerwa Espin przekroczyła próg domu Perezów i teraz oczekiwała na spotkanie z Luisem. Małżeństwo będące rodziną zastępczą dla chłopca przyjęło ją bardzo ciepło, Sandra właśnie udała się na górę, po Luisa. Schodzili w tej chwili razem na dół, chłopiec już z daleka poznał gościa i rzucił się w ramiona Minerwy.

– Ciocia Minerwa! – nie była jego ciocią, ale kazała się tak nazywać.

Tulili się długo, aż w końcu Minerwa zapytała:

– A Antonio? Gdzie jest ten nieposłuszny marzyciel, wdowiec po mojej ukochanej siostrze? Czemu go tu nie ma, chyba nie porzucił własnego brata? – ostatnie zdanie miało być żartem, ale Luisa zabolało. Przecież tak właśnie się czuł – jak porzucony przez Antonio de La Vegę!

Może dlatego odpowiedział dokładnie w ten sposób:

– Przykro mi, ciociu. Antonio de La Vega nie żyje.

Koniec odcinka 53
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:26:00 27-07-08    Temat postu:

Aj jak zwykle miałam zaległości ale tak to już ze mną jest
Wszystkie odcinki mi się bardzo podobały.
Ale Graciela mnie wkurzyła... Wydaje mi sie że wcale nie jest w ciązy z Juliem... Pewnie z Mariem....Ale jak Julio ma to udowodnić? Nijak...
Tylko żeby ta głupia Graciela nie zepsuła jego związku z Sonyą... Już tworzą razem taką fajną parę!
Aj Andrea... CO na w ogóle wyprawia!? Ja wiem że ona przecież nadal kocha Carlosa, tylko wmawia sobie ze nie, ale nawet to ze trzyma jego zdjęcia mówi samo za siebie, a on kocha ją! Aj ciekawe czy pisane im jest to ze kiedyś będą razem szczęśliwi?
Aj coś dawno nie było Juana w odcinkach i jego problemu z Ricardem...?
Mam nadzieje że będą w następnym!
Czekam niecierpliwie na odcinek i postaram sie być juz na bieżąco. Moze będziesz mnie zawiadamiać w moim temacie na "więcej o nas" o nowym odcinku? Jeśli to nie kłopot oczywiście...
Buziam :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:50:18 27-07-08    Temat postu:

Biedny Luis, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego słowa mogłyby być prawdą...
Gregorio przesadza. Przecież w tym, że Andrea kochała Carlosa nie ma nic złego, nawet jeśli był jego najgorszym wrogiem. W końcu miłości się nie wybiera.
Znowu zaintrygowałaś mnie swoimi adnotacja do mojego komcia. Zamaskowana kobieta skrywa sprorą tajemnicę. Czuję, że bardzo, bardzo ciekawą!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 22:48:45 27-07-08    Temat postu:

Hej dawno mnie u ciebie nie było Sorki
jak tylko wróce z wakacji przysiądę i przeczytam twoją cudna telkę

Tak szybko piszesz odcinki, że to az zadziwiające i jak ja mam szybko to nadrobic
Mam nadzieję, że carlos nadal żyje

Ps zapraszam na druga częśc odcinka w Life on way
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:38:57 29-07-08    Temat postu:

Lilly_Rose napisał:
Aj jak zwykle miałam zaległości ale tak to już ze mną jest
Wszystkie odcinki mi się bardzo podobały.
Ale Graciela mnie wkurzyła... Wydaje mi sie że wcale nie jest w ciązy z Juliem... Pewnie z Mariem....Ale jak Julio ma to udowodnić? Nijak...
Tylko żeby ta głupia Graciela nie zepsuła jego związku z Sonyą... Już tworzą razem taką fajną parę!
Aj Andrea... CO na w ogóle wyprawia!? Ja wiem że ona przecież nadal kocha Carlosa, tylko wmawia sobie ze nie, ale nawet to ze trzyma jego zdjęcia mówi samo za siebie, a on kocha ją! Aj ciekawe czy pisane im jest to ze kiedyś będą razem szczęśliwi?
Aj coś dawno nie było Juana w odcinkach i jego problemu z Ricardem...?
Mam nadzieje że będą w następnym!
Czekam niecierpliwie na odcinek i postaram sie być juz na bieżąco. Moze będziesz mnie zawiadamiać w moim temacie na "więcej o nas" o nowym odcinku? Jeśli to nie kłopot oczywiście...
Buziam :*


Nie martw sie, wazne, ze nadrobilas . Jasne, ze moge Cie powiadamiac, wlasnie to zrobilam .

Graciela Cie jeszcze powkurza...gotowa zniszczyc pare J&S, zobaczysz, jak im namiesza...A moze to naprawde dziecko Julia? .

Andrea...bedzie jeszcze bardziej denerwujaca, ale...cos sie zdarzy .

Jestes jasnowidzka? . Jak przeczytalam tego posta, mialam juz napisany poczatek odcinka - akurat o Ricardzie i o Juanie .

Bloody napisał:
Biedny Luis, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego słowa mogłyby być prawdą...
Gregorio przesadza. Przecież w tym, że Andrea kochała Carlosa nie ma nic złego, nawet jeśli był jego najgorszym wrogiem. W końcu miłości się nie wybiera.
Znowu zaintrygowałaś mnie swoimi adnotacja do mojego komcia. Zamaskowana kobieta skrywa sprorą tajemnicę. Czuję, że bardzo, bardzo ciekawą!


Jestes swietna Czytelniczka, wylapalas fakt, ze Luis mowi o czyms, co wlasnie moglo sie zdarzyc...To bylo zamierzone .

Gregorio chodzi o to, ze Andrea nadal kocha Carlosa, a jest zona jego syna.

Kobieta skrywa wielka tajemnice...i bardzo bolesna.

mili~*~ napisał:
Hej dawno mnie u ciebie nie było Sorki
jak tylko wróce z wakacji przysiądę i przeczytam twoją cudna telkę

Tak szybko piszesz odcinki, że to az zadziwiające i jak ja mam szybko to nadrobic
Mam nadzieję, że carlos nadal żyje

Ps zapraszam na druga częśc odcinka w Life on way


Ale wrocilas . Mam nadzieje, ze juz bedziesz na biezaco. A moze wyslac Ci odcinki mailem? .

Zapraszam na odcinek 54...

---------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 54

– Nie żyje? Jak to “nie żyje”, jesteś pewien, Luisie de La Vega?! – w oczach Minerwy zakręciły się łzy. – I mówisz to tak spokojnie?

– Tak, ciociu, wybacz mi, ale wylałem już tyle łez…

– Ale…ale, chłopcze, skąd wiesz, przecież nikt cię o tym nie powiadomił – wtrącił się przerażony Hector.

– Nieważne, jak się dowiedziałem, wiem tylko, że nie żyje. A teraz mam prośbę – nie mówmy już o tym, to dla mnie zbyt wielki ból.

Uszanowali jego prośbę, nadal nie mogąc w to uwierzyć.

Antonio rzeczywiście czuł się, jakby już nie żył. Owszem, karmienie – czymkolwiek nie było to, co jadł – i sen dawał mu siły, ale w środku czuł się taki…pusty. Starał się nawiązać rozmowę z tą dziwną kobietą, ale na próżno, nie wydobywała z siebie głosu. Aż w końcu odkrył jeszcze jedną przerażającą prawdę, kiedy zaczął się zastanawiać nad własnym losem:

– Szkoda, że nie umiesz – czy też nie chcesz – mówić. Wtedy może powiedziałabyś mi więcej szczegółów na mój temat…

Więcej szczegółów. Bo wiedział, że miał jakiś wypadek, wiedział również, że prawdopodobnie potrącił go samochód, ale tylko tyle. Za nic nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywa i kim właściwie jest…

Juan Orta chodził po celi jak po klatce. Niech się wreszcie coś ruszy w jego sprawie, niby Raul niedawno stąd wyszedł, ale, na Boga, on nie może tyle czekać, nie wytrzyma tutaj długo!

– Uspokój się, na pewno wszystko będzie dobrze. A poza tym daj mi spać, muszę się wyspać przed nocą, pamiętaj, co mamy wtedy robić! – przypomniał mu Ricardo.

– Daj mi spokój! – wybuchnął Juan. – Nic nie będę z tobą robić, chcę stąd wyjść i tyle!

– Czyżbyś oszczędzał swoje siły na tą oto panienkę? Nie powiem, ładna jest.

– Jaką znowu panienkę? Nie znam żadnej panienki, a tym bardziej ładnej.

– To dziwne, bo właśnie idzie do ciebie, Zobacz, jak na ciebie patrzy.

Istotnie, zaskoczony Juan mógł podejść do krat i ujrzeć, jak zbliża się do nich nie kto inny, a Rosa Davila.

– Co pani…tu robi? – wykrztusił, nad wyraz zdumiony.

– Juan…Juan Orta…To pan…to wtedy ty…to ty…

– Nie da się ukryć – zgryźliwie zauważył Ricardo – to z całą pewnością jest Juan Orta. Ale czego pani od niego chce?

– Juanie – wyciągnęła do niego ręce tak, aby mogli dotknąć się palcami. Byly szofer nie uczynił żadnego ruchu, patrzył tylko zaskoczony na jej palce, z początku szukające jego, potem – nie znajdując – zaciskające się na prętach krat. – Juanie, ja…– zwilżyła językiem wargi – muszę ci coś powiedzieć.

– Słucham. Czy Santa Maria zdecydował już, o jak wysoką karę będzie walczył?

– Nie…to nie o to chodzi. Widzisz…ja rozumiem to, co zrobiłeś. Poznałam twoją historię…służące gadają…i – nie, nie jest mi cię żal – wiem, dlaczego to zrobiłeś. Gdybym…gdybym miała brata, chciałabym, żeby był taki, jak ty.

– Jestem mordercą. Pragnie pani brata – mordercy?

– Felipe Santa Maria żyje. Chodziło mi raczej o troskę, o opiekę, o miłość, jaką czujesz do siostry. Zrobiłbyś dla niej wszystko.

– To prawda. Szkoda, że ona tego nie doceniła – powiedział smutno Juan.

– Nie przejmuj się nią! Ona kiedyś zrozumie, jakiego ma cudownego brata i zatęskni za twoją miłością. Juanie…wiesz, kiedy wpadłeś do domu Santa Marii, nie byłam do końca pewna, co chcesz zrobić i to jasne, że się bałam, ale z drugiej strony…ja…cały czas, jaki upłynął od twojej u nas…hm, wizyty…nie mogę o tobie zapomnieć! – wreszcie wyrzuciła jednym tchem.

– Ulalala! – z kąta celi dało się słyszeć głos Ricardo.

– Zapomnieć? O mnie? – Juan nie krył zdziwienia. – Czy aż takim szokiem było dla pani to, co zrobiłem?

– O rany, co za debil – mruknął sfustrowany Ricardo.

– Nie, nie szokiem, czy ty nic nie rozumiesz? Śnię o twoich ustach, o twoich pocałunkach, ja…chyba jestem zakochana, Juanie!

– Po jednym razie? I to takim dramatycznym? Cóż za gorąca babka! – to znów Ricardo.

– Zamkniesz się wreszcie?! – rzucił gniewny Orta w kierunku kąta, po czym znów zwrócił się do Rosy: – Nie wiem, co mam powiedzieć. Ricardo ma rację, jest pani pewna, że to nie jest zwykle zauroczenie, albo coś? Trudno mi uwierzyć, że po tak gwałtownym spotkaniu i to tylko przez kilka chwil, pani wyznaje mi miłość.

– Juanie…Takie są niektóre kobiety – zobaczą pierwszy raz mężczyznę i już wiedzą, że to ten, bo słuchają swego serca. Może teraz wydaje ci się to dziwne, ale wiedz, że chcę być przy tobie, że może teraz czujesz się samotny i opuszczony, ale to minie, a ty stąd wyjdziesz i wtedy zadecydujesz, czy to właśnie ja jestem…kobietą dla ciebie – Davila powoli nabierała odwagi, Juan nie odrzucił jej…zbyt stanowczo.

– Nie wierzę w miłość – rzucił gorzko Juan. – To, co zrobiła moja siostra Carlosowi, a potem Raulowi, to nie może być miłość. Miłość nie istnieje.

W kącie celi rozległ się głośny plask. To Ricardo pacnął się dłonią w czoło, nie znajdując słów na głupotę współwięźnia. W końcu podszedł do krat i powiedział:

– Proszę pani – ten oto chłopak to klasyczny przykład: “Nie wiem, co plotę”. Pewnie pani tego nie wie, ale mam skłonności do chłopców. Nie, jemu jeszcze nic nie zrobiłem, proszę tak na mnie nie patrzeć. Ale chciałem wam opowiedzieć pewną historię. Któregoś dnia też sądziłem tak, jak on, wydawało mi się, że miłość to głupota, złudzenie, że nawet w ogóle nie istnieje. A potem, w chwili największego zwątpienia, spotkałem kogoś, kto udowodnił mi, że to najpiękniejsze uczucie, jaki można żywić, że ono jest, że jest prawdziwe, że istnieje! Więc niech ten idiota więcej nie plecie takich głupot. Zobaczy pani, wyjdzie stąd szybko, to i zmieni zdanie i będziecie razem, szczęśliwi. Kto by pani nie chciał, taka fajna babka z pani.

Nie potrafiła ukryć uśmiechu. Orta nie mógł się powstrzymać i zapytał:

– Skoro masz…ekhem, partnera, to czemu cię nie odwiedza? Gdzie ta wielka miłość, o której mówisz? Pewnie to wszystko kłamstwo i…

– Zamknij się – stwierdził spokojnie, ale jakoś tak gorzko, Ricardo. – On nie żyje. Kiedyś byłem pijany, przechodziliśmy przez ulicę, on był trzeźwy…Nie widziałem samochodu…on widział…Odepchnął mnie, czym uratował mi życie. Zmasakrowało go na miejscu…Więc nie mów mi o nieodwzajemnionej miłości! – nagle wybuchnął.

– Już dobrze, dobrze – uspokajał go Juan. – Przepraszam, nie wiedziałem.

– Wiem – mruknął cicho Ricardo, starając się ukryć łzy, jakie nadbiegły mu do oczu na wspomnienie ukochanego. – Ale nie bądź idiotą i daj tej pani szansę, jeśli choć leciutko drgnie ci na jej widok serce. Bo inaczej stracisz okazję na przeżycie czegoś cudownego. Ja straciłem szansę na życie z moim partnerem przez własną głupotę. Opowiadałeś mi historię Carlosa i Andrei – kolejny przykład idiotów – kochają się, ale żadne nie walczy o drugie. Niech mnie tylko spotkają, to ja już im wygarnę, co o nich myślę.

– To samo mu kiedyś powiedziałem – uśmiechnął się Juan. – Że jest głupi, nie walcząc o swoją miłość.

– Może był zdruzgotany, może zawiedziony, kto go wie. Ale ty masz szansę, więc z niej nie rezygnuj. Zrób to dla starego Ricardo.

– Dobrze, już dobrze, zresztą pani…

– Rosa – podpowiedziała mu Rosa.

– Właśnie, Rosa – kontynuował Juan – nie jest wcale taka zła – dał znać uśmiechem, że żartował, że tak naprawdę Davila bardzo mu się podoba, po czym zaczął rozmowę o zupełnie innych sprawach, kojarzących się bardziej z planami na przyszłość dwojga ludzi, których połączył los…

Carlos Santa Maria z ogromnym zaskoczeniem słuchał teraz brata. Felipe trzymał go za rękę i nerwowo mówił:

– Sprowadź tu komisarza, szybko! Muszę, muszę zdążyć mu coś powiedzieć, jeśli coś mi stanie wcześniej, to…Carlos, pośpiesz się, proszę!

– Ale co chcesz zrobić? Przecież Juan już siedzi!

– Właśnie o to mi chodzi! Chcę wycofać przeciw niemu wszelkie oskarżenia, chcę dać znać, że nie wnoszę pozwu, że mają go jak najszybciej stamtąd wypuścić!

Koniec odcinka 54


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:41:13 29-07-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:54:18 29-07-08    Temat postu:

Antonio stracił pamięć... Bardzo lubię takie wątki, ale mi go żal... Za to teraz będzie jeszcze ciekawiej. A Luis go tak niesprawiedliwie traktuje.
Rosa mnie załamała. Jak mogła wyznać miłość Juanowi? Ale może moja opinia wynika z własnych przeżyć...
Nie dziwię się Juanowi, że jest w szoku, ale ja na miejscu Rosy schowałabym się ze wstydu pod ziemię.
Smutna jest historia Ricardo. Dla mnie śmierć ukochanej osoby jest najgorszym wydarzeniem, jakie może się zdarzyć i dlatego nie lubię o tym czytać...
Felipe obudził się i chce wycowac oskarżenia względem Juana. Ciekawe dlaczego?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:52:30 29-07-08    Temat postu:

Świetny odcinek!
Zaczne od konca- końcówka po prostu genialna! Zaskoczyła mnie decyzja Filipe...Czyżby przeszedł metamorfoze? Zawsze był nie dobry...A teraz...Chce wycofać oskarżenie...? Ciekawe dlaczego...?
Ricardo, smutna jest jego historia...
Rosa zaskoczyła mnie...
Czekam na kolejny odcinek!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 5:50:30 31-07-08    Temat postu:

Ricardo... jego historia bardzo mnie poruszyła, aż mi się łezka w oczku zakręciła, a jak już pisałam do pewnego pana na którego mam focha, to po obejrzeniu P.S. I love you nadal czuje klimat wzruszeń, który zapewnia mi twoja historia Kochana:*
Nie wiem co myśleć o Felipe? Czy przeszedł generalną zmianę zachowania, czy coś kombinuje?
Czekam na rozwój wypadków i przepraszam, że komentuje dopiero teraz, wiesz, że i tak jestem wielką fanką:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:52:10 31-07-08    Temat postu:

Bloody napisał:
Antonio stracił pamięć... Bardzo lubię takie wątki, ale mi go żal... Za to teraz będzie jeszcze ciekawiej. A Luis go tak niesprawiedliwie traktuje.
Rosa mnie załamała. Jak mogła wyznać miłość Juanowi? Ale może moja opinia wynika z własnych przeżyć...
Nie dziwię się Juanowi, że jest w szoku, ale ja na miejscu Rosy schowałabym się ze wstydu pod ziemię.
Smutna jest historia Ricardo. Dla mnie śmierć ukochanej osoby jest najgorszym wydarzeniem, jakie może się zdarzyć i dlatego nie lubię o tym czytać...
Felipe obudził się i chce wycowac oskarżenia względem Juana. Ciekawe dlaczego?


Jakos lubie Antonia...Co nie znaczy, ze koniecznie dobrze skonczy . Jesli kiedys spotka Luisa, jakze bolesne to moze byc spotkanie....

Rosa postapila...hm...gwaltownie...czy zle zrobila? Czas pokaze.

Jak mowilam, Ricardo wcale nie bedzie taki zly. Co sie z nim stanie...Powiem tak - jego watek bardzo sie rozwinie .

A o Felipe juz na poczatku odcinka .

Lilly_Rose napisał:
Świetny odcinek!
Zaczne od konca- końcówka po prostu genialna! Zaskoczyła mnie decyzja Filipe...Czyżby przeszedł metamorfoze? Zawsze był nie dobry...A teraz...Chce wycofać oskarżenie...? Ciekawe dlaczego...?
Ricardo, smutna jest jego historia...
Rosa zaskoczyła mnie...
Czekam na kolejny odcinek!


Dzieki . Widze, ze wszystkich zaskoczyla Rosa i Felipe . A dobrze . Mam w zanadrzu jeszcze sporo zaskoczen .

Zero Kiryu napisał:
Ricardo... jego historia bardzo mnie poruszyła, aż mi się łezka w oczku zakręciła, a jak już pisałam do pewnego pana na którego mam focha, to po obejrzeniu P.S. I love you nadal czuje klimat wzruszeń, który zapewnia mi twoja historia Kochana:*
Nie wiem co myśleć o Felipe? Czy przeszedł generalną zmianę zachowania, czy coś kombinuje?
Czekam na rozwój wypadków i przepraszam, że komentuje dopiero teraz, wiesz, że i tak jestem wielką fanką:*


Bardzo sie ciesze, ze historia Ricardo tak Was poruszyla, chcialam opisac to jak najlepiej. Wzruszen teraz moze byc sporo, ostrzegam .

Nie przejmuj sie, ze pozno komentujesz, liczy sie to, co napisalas na koncu zdania i to, ze mnie czytasz!

Pozdrawiam i zapraszam na kolejny odcinek ) -

------------------------------------------------------------------------

Odcinek 55

Carlos, nadal zszokowany, wyszedł zadzwonić po komisarza, za to stojąca nadal w sali Viviana nie odmówiła sobie tego pytania:

– Kompletnie oszalałeś? Po co chcesz wypuścić tego pawiana?

– Bo ten pawian, jak go nazywasz, kiedy dowie się, kto go uwolnił, będzie mi dozgonnie wdzięczny. Jest impulsywny, ale damy sobie z nim radę, pamiętasz, jak przyszedł do Carlosa z pretensjami, że ten uwiódł jego siostrę i Juan go wyszarpał? Ale potrafię kontrolować Juana, a przyda mi się on do zemsty…

– Na kim chcesz się mścić?

– Jak to na kim, skarbie? Na Andrei Monteverde oczywiście. Czy sądziłaś, że zostawię ją w spokoju?

Długi pocałunek był odpowiedzią zachwyconej Viviany. Już wiedziała, że wybrała właściwego mężczyznę – a jeszcze Carlos zgadza się oficjalnie na ich romans!

Manolo w końcu raczył zawołać z pokoju, że życzy sobie, by Virginia do niego przyszła. Zrobiła to, nadal nie wiedząc, czego ma się do końca spodziewać – mąż wybaczył jej ostatnie zachowanie? Stała teraz przed nim, rozwalonym na łóżku, a on mówił:

– Rozbieraj się i właź do łóżka, muszę rozładować napięcie.

– Napięcie? – szepnęła. – Czy…coś się stało? Czy…mogę ci pomóc?

– Ty – mnie? Chyba oszalałaś! Mówiłem, właź do środka i do roboty, wiesz, co lubię, ma mi być zaraz tak, jak u…ekhm, nieważne. Rób to, co każę, ale szybko!

Nawet język Manolo coraz bardziej ulegał zubożeniu, mimo, że nie należeli przecież do niższych sfer – ale tak to już jest, kiedy dotrzymuje się towarzystwa mądrzejszym ludziom tylko po to, by móc potem z nich wyciągnąć pieniądze, a czas ten skraca do minimum.

Virginia popełniła jeden błąd – sądziła, że skoro Manolo Fernandez raz odpuścił, to zrobi to po raz drugi tego samego dnia. Odważyła się więc wypowiedzieć:

– Ale…ja teraz nie mam czasu, muszę skończyć sprzątanie i…

– Nie masz czasu, dziwko?! Kiedy ja każę, musisz mieć czas! – wrzasnął, nabrzmiały mu żyły na czole, poczerwieniał, a całe napięcie spowodowane faktem bycia świadkiem wypadku Antonia de La Vegi eksplodowało w tej chwili. – Już ja ci pokażę! – i z tymi słowami zerwał się z łóżka.

Trwało to wszystko może kilkanaście sekund, może parę minut, ale dla Virginii to była wieczność. W pewnym momencie po prostu zobaczyła przed oczami czerwoną plamę, zorientowała się, że to nie tylko efekt uderzenia, ale krew cieknie jej z czoła i zemdlała. Nie czuła bólu, nie czuła kolejnych razów, jakie zadawał jej ten, któremu kilka lat temu przysięgała miłość przed oltarzem…

Fernandez opanował się jakiś czaas później. Odstawił z powrotem na stolik lampę, której użył jako narzędzia służącego do bicia własnej żony i otarł pot z czoła.

– Teraz zobaczysz, ty suko! Wstawaj natychmiast, jeszcze z tobą nie skończyłem! – rozeźlony wymierzył jej kopniaka.

Ciało Virginii przekręciło się tylko z boku, na którym leżało, na plecy. Zamknięte oczy, krew lecąca z kilkunastu ran, w tym z głowy i z czoła, bezwładnie rzucone ręce i nogi, ona sama skręcona w jakimś dziwny kształt – przecież z początku starała się jeszcze bronić, zanim…

– Nie zamierzasz wstawać, ty szmato?! – zasób słów Fernandeza był rzeczywiście ubogi. Pochylił się, by pokazać żonie, że z nim nie przelewki i zobaczył, że jest nieprzytomna. Szarpanie nic nie dało, nadal nie odzyskała świadomości.

Pełen wściekłości podniósł ją i rzucił na łóżko.

– Jasna cholera, ty nie możesz umrzeć, kto się wtedy zajmie domem?! – wrzeszczał. Ale wrzaskami nie uratuje się życia pobitej kobiety…

Próbował ją ocucić kilkoma silnymi razami w policzek, ale osiągnął tylko efekt, że na jej twarzy pojawiły się odciski jego palców.

– Ty gnido, jak ja cię nienawidzę! - krzyczał nadal. – A leż tak sobie aż do końca świata! -wreszcie wrzasnął, dał jej kolejny raz w twarz z obu stron, a kiedy to nie przyniosło rezultatu, powiedział z satysfakcją:

– W sumie możesz nawet zdechnąć. Znajdę sobie lepszą – i wyszedł z mieszkania. Pewnie po to, by zrealizować swój zamiar.

W międzyczasie, gdy Fernandez oddawał się uciechom seksualnym w domu jednej ze swoich kochanek, Virginia odzyskała świadomość. Z jękiem powróciła do realnego świata, ale nie mogła uczynić ani jednego ruchu, ciało wyło jej bólem, płakało krwią, wolała znów zemdleć, niż próbować się podnieść, ale to na nic, organizm nie chciał dać jej tej chwili wytchnienia i nadal pozostawała świadoma. Otworzyła oczy i jedyne, co mogła robić, to jęczeć z bólu.

Manolo też słuchał jęków, ale zupełnie innego rodzaju – miłosnych igraszek. Kiedy skończył, rzucił się na łóżko obok kochanki i szepnął standardowo:

– Byłaś świetna, kochanie.

– Wiem – odparła mu szelmowsko Graciela Gambone.

Barbara Fernandez postanowiła. W końcu co jej zostało? Nie zamierzała co prawda – przynajmniej na razie – wyznawać nikomu prawdy, ale ostatnio czuła się tak bardzo samotna. A skoro nawet w gazetach napisali, że Raul jest adoptowany, to on sam na pewno już o tym wie. Chwyciła więc za słuchawkę i uzyskała połączenie z tym, kogo nie widziała od trzydziestu dwóch lat…

– Gregorio? Gregorio Monteverde? – szepnęła bez tchu.

– Tak, to ja, kto mówi? – służąca podała mu telefon mówiąc, iż dzwoni “jakaś pani”.

– Barbara Fernandez. Musimy porozmawiać. O moim synu.

– W tej chwili odkładam słuchawkę.

– Zaczekaj! – rozpaczliwy krzyk kobiety rozległ mu się w uszach. – Skoro…skoro on już wie, to czemu…nie mogę powiedzieć mu prawdy?

– Prawdy? Prawdy, Barbaro? O tym, że go porzuciłaś?! Że oddałaś do sierocińca, gdzie prawie umarł z głodu, bo nie chciał nic jeść i tylko troskliwa opieka mojej żony, Letici…

– Gregorio! Wyznałam ci później, jak było naprawdę i dlaczego to zrobiłam.

– Tak, wyznałaś, kiedy dowiedziałaś się, kto adoptował twojego syna, a ja zgodziłem się na jedno, jedyne nasze spotkanie. Chciałem poznać wyrodną matkę, która porzuciła własne dziecko.

– Byłam zmuszona, wiesz, w jakich warunkach żyłam i jakie piekło musiałam przejść! Mój mąż chciał zabić maleńkiego Raula, tak bardzo nie podobało mu się, że urodził się w złym momencie jego kariery! – wyrzuciła z siebie kobieta. – Wiesz, że wciąż groził, że coś mu zrobi! – ostatnie zdanie przeszło w krzyk.

– Czemu od niego nie odeszłaś?

– Dokąd? Ile znaczyłam bez bycia jego żoną? Gdybym zażądała rozwodu, zabiłby moje dziecko i mnie. Dopiero teraz, kilka lat po jego śmierci, mogę spokojnie prosić cię o spotkanie z synem.

– On też o tym wspomniał, chce poznać swoich prawdziwych rodziców.

– A widzisz! W takim razie proszę…

– A co z Manolo? Z tego, co wiem, masz dwóch synów? Twoje życie po ślubie z Otto stało się dość znane w moich sferach.

– Manolo nie zna prawdy, ale dobrze mu zrobi poznanie własnego brata. Ostatnio znów się ode mnie oddalił.

– Jak zwykle. Jego życie z żoną jest tematem wielu plotek, chociaż oficjalnie żyją w zgodzie.

– Plotek? Jakich plotek? Nic o tym nie wiem, Manolo może jest impulsywny, ale na pewno nie zdradza Virginii!

– Ależ go bronisz…Nie, ludzie tylko szepcą, że nie za dobrze im się układa, ale nic więcej o tym nie wiem. Rozumiem, że chcesz przedstawić się synowi, tak?

– Czy…czy mogłabym się z nim spotkać? I to jak najszybciej?

– I co mu powiesz? Myślisz, że on ci uwierzy w tą historię o Otto?

– Daj mi chociaż spróbować odzyskać syna, proszę, Gregorio…

– Nie wiem. Nie wiem, czy Raul będzie chciał takiej matki, która nie umiała o niego walczyć.

– A jak miałam walczyć?! Miałam pozwolić, żeby Otto zabił nas oboje? Potem nawet nie zapytał o syna, ani razu…– Barbara zaczęła płakać.

– Dla niego matką zawsze pozostanie Leticia, a nie jakaś obca kobieta, pamiętaj, że zawsze będziesz tą drugą, choćby Raul cię pokochał.

– Wiem – przełknęła łzy. – Ale chociaż go przytulę…

– Nie wiem. Co zrobisz, jeśli Raul nie będzie chciał cię znać? Może oceni, że powinnaś była porzucić Otto, uciec od niego, gdzieś się schronić, cokolwiek…Wykazać więcej odwagi, a nie zostawiać dziecka na zimnym progu sierocińca!

– Jesteś niesprawiedliwy, Gregorio! Sam ostatnio odzyskałeś córkę, czemu nie chcesz pozwolić Raulowi, żeby to on zdecydował, czy coś dla niego znaczę? W końcu jako matka chyba mam prawo… – przerwała. W drzwiach jej pokoju stał Manolo z jakimś dzikim wyrazem twarzy. Pewne było, że słyszał jej ostatnie zdania.

Koniec odcinka 55


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 23:59:24 31-07-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 10:40:03 01-08-08    Temat postu:

Bardzo bym chciała odcinki mailem Mogłabym mieć je i czytać nawett bez internetu To by mi ulatwiło nadrobienie
Jak możesz to wyślij na
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 14 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin