Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:40:18 28-08-08    Temat postu:

notecreo napisał:
no kurcze, trzeci tercet egzotyczny
mi sie ostatnio tez zrobil, ale dopiero pierwszy
pojawila sie "moja ukochana" rosa- ona jest w gmnie kopnieta jakas
scenka milosna taka troche jak z lekturki
widze, losy Ricarda splotly sie z losami Julia, ciekawe, co z tego wyniknie


To byl taki odcinek "na przeczekanie", cisza przed burza, wiecej dziac sie bedzie w nastepnych .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 24252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:56:51 28-08-08    Temat postu:

ale mi wyszlo 'w gmnie"
jakby w gumnie byla kopnieta
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:39:13 29-08-08    Temat postu:

Nareszcie nadrobiłam wszystkie odcinki
Jakoś straciłam sympatię do Andrei.. za to Ricardo stał się moim ulubionym bohaterem Mam nadzieję, że pomoże jakoś Juliowi i przy okazji Sonyi Ostatnio coś nic nie było o Vivianie i Felipe - co z nimi?

i jeszcze takie pytanie co to znaczy `w gumnie kopnięta`?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:07:24 29-08-08    Temat postu:

Lilibeth napisał:
Nareszcie nadrobiłam wszystkie odcinki
Jakoś straciłam sympatię do Andrei.. za to Ricardo stał się moim ulubionym bohaterem Mam nadzieję, że pomoże jakoś Juliowi i przy okazji Sonyi Ostatnio coś nic nie było o Vivianie i Felipe - co z nimi?

i jeszcze takie pytanie co to znaczy `w gumnie kopnięta`?


Gumno -> Gumno. W dawnych czasach, w Polsce, w gospodarstwach folwarcznych, stodoły budowano na bokach kwadratowego podwórza. To podwórze, wraz ze stodołami, nazywano gumnem. Jeśli stodoły nie stykały się węgłami, pozostałą przestrzeń ogradzano płotem. Na gumnie folwarcznym zwykle były cztery stodoły, na chłopskim jedna.

To `w gumnie kopnięta` wymyslila notecreo .

Niedlugo nowy odcinek (znaczy sie pod spodem ))), Andrea jeszcze swoje pokaze. V/F tez niedlugo beda, a Ricardo...a nic nie powiem .

Sprawdzcie obsade w 1 poscie, dodalam Ricarda.

---------------------------------------------------------

Odcinek 65

Gregorio Monteverde chodził w kółko po korytarzu. Zmagał się sam ze sobą, nie chcąc skrzywdzić ani własnego syna, ani…jego prawdziwej matki.

Maribel wyszła z sali Raula i podeszła do starszego z rodu Monteverde.

– Proszę pana…Dziękuję, że nie miał pan nic przeciwko temu, że Raul przez pewien czas mieszkał u mnie. Usiłowałam mu pomoc, on tego potrzebował. Nie wiem jednak, jak pomóc mu teraz, kiedy on bez przerwy wzywa swoją żonę.

Monteverde spojrzał na nią przenikliwie i odrzekł:

– To ja powinienem pani dziękować, bo to pani jest cały czas przy moim synu i dba o niego lepiej od…kogoś, kogo nie warto nawet wspominać. Wiem, że mogę pani zaufać, bo zależy pani na tym samym, co mnie – na szczęściu Raula. Dlatego powiem pani to, co wiem – Andrea Monteverde uciekła ze swoim ukochanym, Carlosem Santa Maria. Obecnie bawią się w Rzymie, a mój syn umiera.

Powiedział to. Powiedział, że jego syn jest nieuleczalnie chory. I wtedy się załamał, zaczął szlochać, cały się trząsł. Potem oparł się tyłem o ścianę, nie chcąc, by widziała jego łzy.

Maribel zbliżyła się i położyła mu rękę na plecach.

– Panie Monteverde…Proszę się uspokoić. Wiem, że pan cierpi, rozumiem pana ból, ale teraz oboje musimy być silni. Raul nas potrzebuje.

– Myślisz, że nie wiem? – obrócił się ku niej, złamany bólem. – Myślisz, że nie rozumiem, iż mój syn potrzebuje teraz tylko ciepłych słów i nie zdaje sobie sprawy z tego, że za trzy miesiące będzie już leżał w zimnym grobie? A wiesz, co robi ta, którą on tak kocha? Mówiłem ci już, co zrobiła, zapewne będzie chciała się rozwieść, a on umrze bez niej! Ona skróci jego życie o tak wiele czasu, że jeśli Raul się dowie, co zrobiła, może od razu…od razu…skonać! W jego stanie każdy stres, każde zdenerwowanie może przyspieszyć jego zgon! Jak mam mu powiedzieć, że jego żona, że Andrea…

– Będzie o nią pytał. Musimy mu coś powiedzieć.

– To nie wszystko. Na dodatek jeszcze przed chorobą prosił mnie, bym skontaktował go z jego prawdziwymi rodzicami, a jak na zawołanie jakiś czas temu odezwała się do mnie jego matka, chcąc wyznać synowi prawdę. Mam teraz do niej zadzwonić i powiedzieć jej: “Możesz go zobaczyć, zanim umrze”? Mam powiedzieć kobiecie, która pragnie go utulić i w końcu odzyskać syna, że straci go za kilkanaście dni?!

– Sądzę, że on by tego chciał. Potrzebuje teraz każdego wsparcia.

– Może i masz rację – Monteverde trochę się uspokoił. – Dobrze, porozumiem się z nią. Zastąp mnie przy Raulu, ja do niej zadzwonię. Wiesz…chciałbym, żebyś to ty była jego żoną. Niestety, on wybrał Andreę.

– A ja zrobię wszystko, by był szczęśliwy – szepnęła Maribel i wróciła do sali przyjaciela. Słowa ojca Raula pozostawiły ślad w jej duszy. “Chciałbym, żebyś to ty była jego żoną”. Jakby to było, gdyby…Ale przecież Maribel zawsze traktowała chorego jak przyjaciela, nigdy nie myślała o nim w kategoriach czegoś więcej, niż…

Kiedy usiadła przy łóżku Raula, jej serce wykonało dwa podskoki, zanim się uspokoiło. Przyjaciel niedawno zasnął i wyglądał teraz tak bezbronnie, a zarazem tak spokojnie, że trudno było uwierzyć, iż zmaga się ze śmiertelną chorobą. Wstała i nachyliła się nad nim ostrożnie, tak, by go nie zbudzić. Delikatnie, muśnięciem warg, pocałowała Raula w usta i wróciła na swoje miejsce przy nim.

– Wiem, do kogo należy twoje serce. Zasługujesz na coś więcej, niż ta, która cię porzuciła dla innego. Ale skoro to właśnie ją wybrałeś, obiecuję ci, że się tu zjawi. Obiecuję, mój przyjacielu…

Barbara nie była alkoholiczką, ale teraz dni spędzała głównie na piciu. Jej syn, jej ukochany Manolo okazał się potworem, który gnębił psychicznie i bił własną żonę! A ona, matka, niczego nie zauważyła, uważała go za godnego szacunku człowieka!

– Co ze mnie za matka? Kim jestem, że nie widziałam, jakiego potwora wychowałam na własnej piersi?! Co zrobiłam źle, że ten, którego miałam przy sobie, jest przestępcą, a ten, którego oddałam, jest dobrym człowiekiem?

Monolog przerwał jej dzwonek do drzwi. Nie chciała nikogo widzieć, ale to mógł być ktoś w sprawie Manolo.

Jej zdumienie przerosło wszelkie granice. W progu stał Gregorio Monteverde.

– Witaj, Barbaro. Musimy porozmawiać.

– Wejdź, wejdź – ożywiła się. – Czyżbyś umówił mnie na spotkanie z Raulem?

– Barbaro…Muszę ci coś wyznać. Raul…Lepiej , proszę, usiądź.

– Czy coś mu się stało? – zdenerwowała się w mgnieniu oka. – Czy coś stalo się mojemu synkowi?

Monteverde zauważył, że Barbara jest lekko pijana, ale nie skomentował tego faktu.

– On…jego żona od niego uciekła. Moja córka wyjechała do Rzymu ze swoją prawdziwą miłością, Carlosem Santa Maria.

– Co? Czyli Manolo miał rację, ta kobieta go nie kochała! Jak Raul to przyjął? Pewnie jest załamany, czy mogę…czy mogę z nim porozmawiać chociaż jako…twoja znajoma?

– Barbaro…Prosiłbym, żebyś nie tylko z nim porozmawiała, ale i powiedziała mu, że jesteś jego matką. On wie, że był adoptowany, wspominałem ci już, że chciałby poznać swoich prawdziwych rodziców. A teraz…teraz jest mu to tym bardziej potrzebne, kiedy leży w szpitalu.

– W szpitalu? Ile masz jeszcze dla mnie złych wieści?

– To już ostatnia, niestety najgorsza. Raul umiera, Barbaro. Zostały mu dwa, trzy miesiące życia. Nic o tym nie wie, sądzi, że to przejściowe. Czuwa przy nim Maribel, jego przyjaciółka, u której mieszkał po odejściu od żony. Szkoda, że to nie ona wzięła z nim ślub, opiekuje się nim tak, jakby był jej mężem.

– Odejściu? Ale mówiłeś, że to ona od niego odeszła. Boże, mój syn…on nie może umrzeć, nie może, po prostu nie może, Boże… – rozpaczała w ramionach Gregorio. Jak dobrze rozumiał jej ból!

– Najpierw on, kiedy zrozumiał, że nadal ona kocha Santa Marię. Potem chciał wrócić do żony, chociaż porozmawiać o kontynuacji swojego związku, ale zanim to zrobił, dostał krwotoku w domu Maribel. Jego przewieźli do szpitala, a moja córka w tym czasie uciekła z innym. Raul jeszcze nie wie, co się stało.

Odsunęła się gwałtownie od Monteverde, starając się w miarę opanować.

– Pójdę do niego od razu, tylko…tylko muszę uspokoić. I zatrzeć ślady…mojej rozpaczy, jaką spowodował mój drugi syn. Wiesz, że pobił Virginię tak, że tamta znalazła się w szpitalu w ciężkim stanie, a kiedy odwiedziłam go w areszcie, twierdził, że to jej wina? Ale nie mówmy o nim, teraz najważniejszy jest Raul.

– Masz rację, Barbaro. Musimy też zastanawić się, jak sprowadzić tutaj Andreę.

– Gregorio…Jeśli on sobie tego życzy, zrobię to dla niego. Ale po tym, co się stało, niech lepiej ta kobieta nie wchodzi mi w drogę. Może teraz jestem załamana, ale uwierz mi, potrafię walczyć o własne dzieci. Nie jestem już tą słabą kobietą, co dawniej.

– Wiem. Okaż tą siłę również w szpitalu, proszę.

– Tak będzie. Jedźmy, jestem już gotowa.

Sandra Perez nie mogła skupić się na wykonywanej czynności. W końcu odłożyła książkę, wiedząc, że dziś i tak już nic więcej nie przeczyta. Akurat wtedy do pokoju wszedł Hector, pocałował żonę i spytał, jak podoba się powieść.

– Całkiem dobra, ale nie mam ochoty na lekturę. Wiesz, martwię się czymś.

– Czy coś się stało? Nasz chłopak wrócił i wszystko wydaje się w porządku.

– Właśnie on mnie martwi. Zauważyłeś, że w jego oczach odbija się coś dziwnego, jakby…nie umiem tego do końca nazwać. Jakby jakiś mrok, który może uaktywnić się w najmniej przez nas spodziewanym momencie.

– Przestań się przejmować. On po prostu tęskni za swoim bratem, wiele przeszedł. Zobaczysz, jeszcze będzie tym wesołym chłopcem, co dawniej.

– Nie jestem taka pewna. Ta cała sprawa ze śmiercią Antonia…Minerwa mówiła, że Luis twierdzi, iż Antonio się powiesił. Czy reakcją kochającego brata powinno być milczenie i trzymanie wszystkiego w sobie? Hector, ona ma dopiero dwanaście lat! Powinien krzyczeć, płakać, szlochać, a nie mówić nam o wszystkim przez przypadek!

– To mądry chłopak, który wiele przeżył. Może po prostu….Wstrząsnęło to nim, to pewne. Ale może w ten sposób okazuje rozpacz, żeby nie oszaleć? Luis jest inny, niż dzieci w jego wieku. Bratowa została zamordowana, brat się powiesił, wcześniej tracąc cały majątek i trafiając do zakładu psychiatrycznego – czy to jest łatwe życie?

– Wiem, że nie jest i to mogło wpłynąć na jego psychikę. Ale, Hectorze, obawiam się, że od strony Luisa czeka nas bardzo niemiła niespodzianka. Zauważ, że ani razu nie poszedł na grób brata, założę się, że nawet nie wie, gdzie on jest! A nie wydaje ci się dziwne, że policjant rozmawiał tylko z nim, a nie z nami?

– Wiesz, może masz rację. Może powinniśmy nalegać, by udał się razem z nami na cmentarz, sam chętnie położę kwiaty na grobie de La Vegi. Podobno Luisa zawiadomił ktoś z policji, pójdę tam i dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi i gdzie jest grób, a potem w trójkę odwiedzimy miejsce ostatniego spoczynku Antonia. Co ty na to?

– To chyba dobra decyzja, przynajmniej może Luis uwolni swój ból i przestanie być taki zamknięty w sobie. Zadzwonię do Minerwy, pewnie będzie chciała z nami iść.

– Zrób to, ale dopiero wtedy, jak wrócę z policji. Chcę mieć już jakieś wiadomości.

Felipe Santa Maria wrócił do domu w towarzystwie Viviany i z uśmiechem rozejrzał się wokoło, po czym przytulił swoją wybrankę.

– Zobacz, bratowo. Jest tak, jak sobie wymarzyłem – Carlosa tu nie ma i wszystko jest nasze.

– I wcale nie musieliśmy go uśmiercać – zaśmiała się Viviana.

– Masz rację – Felipe również się uśmiechnął, po czym ją pocałował. – Mam nadzieję, że już nie wróci.

– Kto go tam wie, to w końcu jego dom. Ale, ale…w szpitalu mówiłeś coś o planie przeciągnięcia na naszą stronę Juana. Czy to nadal aktualne?

– Oczywiście, kochanie. Bierzemy się do roboty – umów mnie, proszę, na spotkanie z Gregorio Monteverde.

– Gregorio? Po co ci on?

– Zastanów się. Skoro Raul jest jego synem, a Andrea opuściła męża i uciekła ze śmiertelnym wrogiem Gregorio, to starszy z Monteverde jest podwójnie wściekły na córkę – za porzucenie jego syna i za sprzymierzenie się z Carlosem.

– Jesteś genialny. On faktycznie nam się może przydać. Ale…czy tylko w ten sposób chcesz się mścić na Andrei za wkroczenie w nasze życie?

– Nie, skarbie. Zaatakujemy ze wszystkich stron. Juan pomoże nam zniszczyć Andreę, Gregorio zarówno ją, jak i Carlosa, a ja sam…cóż…pamiętasz, że mój brat jest winien nielegalnego przejęcia firmy de La Vegi i śmierci jego żony? Czas przedstawić na to dowody…

Koniec odcinka 65


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:10:52 29-08-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:42:38 30-08-08    Temat postu:

Znów narobiłam sobie zaległości.... ALe to nie moja wina. Byłam w szpitalu. Zaległości na 100% nadrobię, ale patrząc na to, jak forum teraz działa, trochę to potrwa... Piszę do po to, żebys się nie przejmowała, że nie komentuję;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:57:35 30-08-08    Temat postu:

Nareszcie odcinek z Vivaną & Felipe heh, a ja myślałam, ze oni już się stali `dobrzy`
Szkoda mi Raula chociaż szczerze mówiąc myślę, że powinien umrzeć, bo za dużo się w telce robi tych cudów, tzn. Carlos był umierający - przeżył, Julia pobili na śmierć - nie umarł
Moim zdaniem Maribel go kocha -i oby mu to wyznała
Czekam na odcinek z Ricarditem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:07:40 31-08-08    Temat postu:

Bloody napisał:
Znów narobiłam sobie zaległości.... ALe to nie moja wina. Byłam w szpitalu. Zaległości na 100% nadrobię, ale patrząc na to, jak forum teraz działa, trochę to potrwa... Piszę do po to, żebys się nie przejmowała, że nie komentuję;]


W szpitalu? A co sie stalo, wszystko w porzadku?

Wlasnie sie zastanawialam, czy gdzies nie wyjechalas .

Lilibeth napisał:
Nareszcie odcinek z Vivaną & Felipe heh, a ja myślałam, ze oni już się stali `dobrzy`
Szkoda mi Raula chociaż szczerze mówiąc myślę, że powinien umrzeć, bo za dużo się w telce robi tych cudów, tzn. Carlos był umierający - przeżył, Julia pobili na śmierć - nie umarł
Moim zdaniem Maribel go kocha -i oby mu to wyznała
Czekam na odcinek z Ricarditem


F/V dobrzy? Nie wiem, czy to w ogole jest mozliwe .

A kto powiedzial, ze Julio przezyje, on zyje na razie, a potem...sie zobaczy , tak samo Raul .

A Maribel sama nie jest pewna swoich uczuc...

Ricardo juz niedlugo, jak Ci sie podoba aktor? ;D.

-------------------------------------------------------------------

Odcinek 66

Sonya Santa Maria w przeciwieństwie dla matki i wujka nie była szczęśliwa. Jej jedyny sprzymierzeniec w tym domu, ojciec, wyjechał do Rzymu, a ona nie miała się komu zwierzyć. Ostatni raz widziała Julia kilka dni temu i do tej pory się nie odezwał. Owszem, miał na pewno swoje sprawy, ale nigdy nie znikał na tak długo, a jego telefon milczał. Raz odważyła się nawet zadzwonić do państwa Ramirez, ale uzyskała odpowiedź od matki Julia, iż ta nie wie, gdzie jest jej syn i nie ma zamiaru zajmować się “tym bachorem”, bo nie ma na to czasu.

Teraz też zrezygnowana Sonya odłożyła telefon na stolik.

– Gdzie jesteś, Julio? Wszystko układało się tak dobrze, czyżbyś jednak zmienił zdanie i odszedł ode mnie? Być może do tej kobiety, która odwiedziła cię w szpitalu? Czy przestałeś mnie kochać, Julio?

Smutne rozmyślania przerwała jej matka, rzucając na łóżko jakąś kopertę. Od czasu, kiedy Sonya straciła dziecko, ich stosunki układały się poprawnie, ale nic poza tym.

– Przyszła do ciebie poczta, nie ma nadawcy, więc pewnie to ktoś z twoich wielbicieli. Może Julio w końcu się odezwał – i z tymi słowami Viviana wyszła.

Dziewczyna drżącymi palcami otworzyła kopertę. Może to naprawdę Ramirez chce jej coś powiedzieć, a boi się to zrobić osobiście?

Za moment musiała zdusić krzyk i tylko rozszerzonymi oczami wpatrywała się w fotografię, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Mario idealnie uchwycił stan Julia. Było widać wszystkie obrażenia, przynajmniej te zewnętrzne.

W kopercie była jeszcze jakaś kartka, Sonya pochwyciła ją gorączkowo i przeczytała:

“Rozpoznajesz swojego chłopaka? Tak wyglądał jakiś czas temu. Wtedy jeszcze żył. Ten stan utrzymuje się…na razie. Jeśli chcesz go odzyskać, przyjdź na podany niżej adres dzisiaj o trzeciej po południu. Przynieś ze sobą podaną niżej sumę. Jeśli się nie stawisz, lub kogokolwiek zawiadomisz, to zdjęcie będzie ostatnim, co zostanie ci po Ramirezie”.

Pod spodem napisany był tylko adres i podana ogromna kwota, jaką miała ze sobą zabrać. Wiedziała, gdzie to jest, przynajmniej trochę, pamiętała, że to odległa okolica, w której nigdy jeszcze nie była. Decyzję podjęła od razu – zdjęcie przekonało ją natychmiast.

Dzisiaj…Dzisiaj o trzeciej po południu. Ale skąd weźmie tyle pieniędzy? Nagle wiedziała – jej matka jest zajęta cieszeniem się z powodu powrotu Felipe – na pewno świętują to na swój sposób, tonąc w swoich objęciach. Znała szyfr do sejfu matki, dawniej nie miały przed sobą tajemnic, a Viviana wiedziała, że Sonya jej nie okradnie. Do czasu. Teraz córka była w nagłej potrzebie i nie zawaha się ani chwili, by uratować życie ukochanego. Tym bardziej, że matka zabiła już jedno życie – dziecka Sonyi.

Kradzież przyszła jej z łatwością, Viviana faktycznie zajmowała się Felipe w jego pokoju. Za kilka chwil Sonya Santa Maria trzymała w ręce potrzebne pieniądze. Ukryła je w ubraniu i przemknęła do siebie, potem wsadziła łup w tą samą kopertę, w której znajdowało się zdjęcie Julia. Spojrzała na nie jeszcze raz, nie kryjąc łez.

– Zrobię wszystko, żeby ci pomóc, kochanie.

Zawstydziła się teraz swoich poprzednich podejrzeń.

– Wybacz mi, wybacz, proszę. Sądziłam, że jesteś z inną, gdy ty tymczasem…

Nagle przed oczami stanęła jej sytuacja ze szpitala, kiedy Julio zachował się dość dziwnie – mianowicie zapytał ją, czy go kocha i czy byłaby z nim, gdyby – i tu nie pozwoliła mu dokończyć.

– Co chciałeś mi wtedy powiedzieć? Co przede mną kryłeś? Nie, to się teraz nie liczy. Teraz najważniejsze jest twoje życie.

Victor Bolivares z przyjemnością stawiał kroki po korytarzu szpitala. Już niedługo wypisze Virginię Fernandez do domu, jest już na tyle zdrowa, by mogła wrócić do normalnego życia – i to tym bardziej normalnego teraz, kiedy Manolo siedzi w areszcie. Lekarz wszedł właśnie do sali chorej i oświadczył:

– Niedługo wracasz do domu. Niczym nie musisz się martwić, twój mąż jest pod nadzorem policji, nigdy więcej ci nic nie zrobi.

– Muszę spowodować, by go zwolnili.

Victor przez moment zaniemówił.

– Słucham? – w końcu odzyskał głos. – Czyś ty…zwariowała? – wyrwało mu się. – Przecież mało cię nie zabił.

– Wiem. Ale kiedy go wypuszczą, a ja nic nie zrobię, uzna, że to moja wina i dostanie mi się jeszcze bardziej.

– Nie wypuszczą go! Jestem lekarzem, zaświadczę, w jakim stanie tu przyjechałaś, na pewno posiedzi długie lata!

– Boję się go, Victorze, nawet nie wiesz, jak bardzo. Jest zdolny do wszystkiego. Kiedy postaram się o jego zwolnienie, może…może nie pobije mnie za mocno.

– Virginio – wziął ją za rękę. – Zrozum. Manolo nic ci już nie zrobi, nigdy! I ja o to zadbam! Jeśli obawiasz się go do tego stopnia, zamieszkaj gdzie indziej, może u jego matki, mówiłaś, że cię lubi – ale, na miłość boską, nie uwalniaj tego drania!

– Nie mogę. Barbara nie powinna się w to mieszać. On jest gotów i ją skrzywdzić.

– Tu chodzi o twoje życie! Musisz coś zrobić, nie możesz cały czas poddawać się jego tyranii! Skoro nie chcesz mieszkać u niej, to może…zamieszkaj ze mną!

Zapadła cisza. Dopiero po chwili Bolivares odezwał się ponownie, zawstydzony:

– Przepraszam. Nie powinienen był tego proponować. Chcę tylko, byś już nigdy nie trafiła tutaj w podobnym stanie – albo w gorszym.

– Wiem, że chcesz dobrze. Ale nie wszystkim możesz pomóc, Victorze. Ja jestem osobą, której nie da się uratować.

– Nie mów tak! Czy nie masz marzeń, nie ma nic, co chciałabyś robić, a teraz możesz się temu poświęcić, skoro twojego męża nie ma?

– Nie ma. Kobiety są po to, by służyć swoim mężom.

– Co za bzdury! – nie wytrzymał Bolivares. – Kobiety są po to, żeby je kochać, a one mają kochać nas, żeby się wzajemnie wspierać, a nie…Ech, nie mam już sił. Wrócę, jak zmienisz zdanie.

Wiedział, że to nieprawda, że wróci znacznie wcześniej, ale był zły na Virginię i na samego siebie. Na nią za dziwne poglądy, na siebie za ten wyskok z mieszkaniem u niego. Cóż on sobie wyobrażał!

Sonya rozglądała się wokoło, conajmniej przerażona. To miejsce…pachniało taką grozą, że przez moment chciała uciekać jak najdalej. Ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Przyszła tu w pewnym celu i nie wróci bez Julia. Trzymała w ręce kopertę z pieniędzmi i czekała, co się dalej stanie. Za moment wybiła trzecia po południu.

Koniec odcinka 66
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:18:54 31-08-08    Temat postu:

Kurcze przeoczyłam odcinki:(
Przepraszam Kochana, ale ostatnio tyle się dzieje w moim życiu, że nie nadążam z tempem.
Co do odcinka to w trzech słowach opisałabym go tak:
Smutny, Intrygujący, Refleksje.
No więc smutno mi się zrobiło podczas wątku Sonyi, zaintrygowała mnie również ta sytuacja;]
Refleksja na temat małżeństwa całkiem porażająca i wbijająca kołek w serce.

Czekam na dalsze losy kochana:*:*

Cytat:
– Nie mów tak! Czy nie masz marzeń, nie ma nic, co chciałabyś robić, a teraz możesz się temu poświęcić, skoro twojego męża nie ma?
– Nie ma. Kobiety są po to, by służyć swoim mężom.

To było smutne...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 24252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:08:58 31-08-08    Temat postu:

no przeczytalam dwa odcinki, przynajmneij nie bylo w gumnie kopnietej Rosy
ciekawa jestem, czy Sonyi uda sie okrasc matke i jaki plan wymyslil Felipe
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:54:02 03-09-08    Temat postu:

Zero Kiryu napisał:
Kurcze przeoczyłam odcinki:(
Przepraszam Kochana, ale ostatnio tyle się dzieje w moim życiu, że nie nadążam z tempem.
Co do odcinka to w trzech słowach opisałabym go tak:
Smutny, Intrygujący, Refleksje.
No więc smutno mi się zrobiło podczas wątku Sonyi, zaintrygowała mnie również ta sytuacja;]
Refleksja na temat małżeństwa całkiem porażająca i wbijająca kołek w serce.

Czekam na dalsze losy kochana:*:*

Cytat:
– Nie mów tak! Czy nie masz marzeń, nie ma nic, co chciałabyś robić, a teraz możesz się temu poświęcić, skoro twojego męża nie ma?
– Nie ma. Kobiety są po to, by służyć swoim mężom.

To było smutne...


Nic sie nie stalo, rozumiem, sama mam malo czasu.

Bedzie wiecej, duzo wiecej smutku...

I sporo o Sonyi.

Virginia nie widzi sensu zmian w swoim zyciu, Manolo ja zniszczyl. Czy uda jej sie odzyskac szczescie?

notecreo napisał:
no przeczytalam dwa odcinki, przynajmneij nie bylo w gumnie kopnietej Rosy
ciekawa jestem, czy Sonyi uda sie okrasc matke i jaki plan wymyslil Felipe


Rosa jeszcze wroci .

A Sonyi sie udalo, juz wziela, co wziela i czeka na umowionym miejscu .

Odcinek 67 dla tych, ktorzy czytaja...Pozdrawiam!

-------------------------------------------------------------------------

Odcinek 67

Przez dłuższą chwilę nikt nie podchodził, aż w końcu zbliżył się do niej jakiś mężczyzna z kominiarką na twarzy.

– Masz pieniądze? – zapytał zduszonym głosem.

– Proszę – odparła drżąco i podała kopertę. – Jest cała suma. Czy mogę teraz zobaczyć Julia?

– Tęsknisz za nim, prawda? – zachichotał człowiek. – W porządku, przyniosłaś kasę, to możecie się spotkać.

– Wypuścicie go, prawda?

– Oczywiście. Wejdź do środka, zapraszam – otworzył jej drzwi i wskazał ręką, że może wejść.

Z początku nic nie widziała, tak było ciemno, a jej oczy, przyzwyczajone do światła, dopiero po chwili zaczęły rozróżniać kształty. A raczej jeden kształt, dziwacznie zwinięty, nie poruszający się i leżący pod ścianą.

Od razu zorientowała się, że to ludzkie ciało. Przez ułamek sekundy nie chciała wierzyć, mózg po prostu nie przyjmował tego do wiadomości, a potem z krzykiem przypadła do nieruchomego Ramireza. Bała się go nawet dotknąć, wyglądał, jakby miał się rozpaść pod najlżejszym dotykiem, nawet w tym mroku dojrzała, jak straszliwie jest pobity. Ostrożnie, najbardziej delikatnie, jak tylko potrafiła, starała się wytrzeć mu krew z twarzy własnym ubraniem - inaczej nie mogła mu pomóc, nie miała przecież żadnych środków. Wiedziała, że żyje, widziała, że jego klatka piersiowa porusza się, choć bardzo, bardzo nieznacznie.

– Julio…Mój ukochany Julio…Błagam cię, wytrwaj. Jestem przy tobie, obiecali, że cię uwolnią, niedługo wrócimy do domu, zaoopiekuję się tobą i…

Jej szept przerwał głos Mario, który cały czas obserwował dziewczynę.

– Mylisz się, Santa Maria. Żadne z was nie wróci już do domu. Wasze rodziny dostaną żądanie okupu, zapłacą nam więcej, niż ty nam przyniosłaś, ale to nic nie da – umrzecie tutaj, w tej szopie. Jedyną pociechą będzie to, że zrobicie to razem! – po czym zamknął drzwi i się oddalił, nie zważając na rozpaczliwy krzyk Sonyi.

Rzuciła się ku drzwiom, ale na próżno, były dobrze zamknięte. Przez moment chciała walić pięścią, ale wiedziała, że to nic nie da – porywacze nie wypuszczą ich za żadną cenę. Jej własny los mało ją w tej chwili obchodził, bała się o Ramireza, który nawet na moment nie odzyskał świadomości.

Wróciła na miejsce przy nim i spostrzegła, że ma otwarte oczy. Patrzył na nią dłuższą chwilę, jakby nie dowierzał, że naprawdę jest przy nim, aż w końcu z jego ust wydostał się cichy jęk:

– Sonya…

– Jestem tutaj, kochanie – tak bardzo chciała go przytulić, ale bała się, że cokolwiek zrobi, tylko pogorszy stan chłopaka, dlatego mogła go jedynie głaskać i powtarzać, że wszystko będzie dobrze.

Przez zapuchnięte oczy dojrzał kobietę, którą kochał nad życie. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, dopiero sytuacja z dzieckiem pozwoliła mu zrozumieć, ile znaczy dla niego ta dziewczyna. A teraz ona jest tutaj, przyszła, troszczy się o niego, ryzykowała zapewne życiem, żeby…O Boże! Ona musi stąd uciec!

– Mario…Graciela…zabiją nas…uciekaj…

– Nie, Julio, nigdzie nie pójdę, ci ludzie…wiem, że są źli, wiem, co chcą z nami zrobić, ale nie poddawaj się, wytrzymaj, a zobaczysz, nasi rodzice będą nas szukać i w końcu ktoś nam pomoże.

Zamknął oczy. Rodzice. Ona ich miała, ale on? W zasadzie też, ale nigdy nie czuł ich obecności, nie interesowało ich, czy żyje, czy nie. Poza tym kto znajdzie tą szopę? Zapewne porywacze zabronili Sonyi mówić, że gdziekolwiek się udaje, więc nikt nie znał tego miejsca. Są skazani na śmierć, zarówno Ramirez, jak i Sonya…jego ukochana…

Poszukał jej dłoni, jakby szukając pocieszenia, a córka Carlosa ścisnęła palce Julia tak delikatnie, by nie sprawić mu bólu.

– Muszę ci…coś powiedzieć… - odezwał się znów Ramirez. – To wszystko…przeze mnie.

– Cii, nic nie mów, to cię osłabia. Pamiętaj, jestem tutaj, nie jesteś już sam, nie bój się.

– Nie, ja…pozwól mi… – nagle przestraszył się, że nie zdąży jej niczego wyznać. A przecież to przez niego grozi jej śmierć! Pewnie zaraz go znienawidzi, ale musi jej wszystko powiedzieć! – Ja…Mario…dług…karty…Nie miałem….spłacić…wściekł się…Graciela…pieniądze z okupu…chce pozbyć się…dziecka…mojego…dziecka.

Odsunęła się na chwilę puszczając jego rękę, jakby nie dowierzając temu, co właśnie usłyszała.

– Chcesz powiedzieć, że grałeś w karty, ale nie miałeś czym spłacić długu, tak? To jeszcze rozumiem, ale to z Gracielą…czy ona…czy ona jest w ciąży z tobą i za pieniądze z okupu chce pozbyć się dziecka?

– Żądała ich…ode mnie…Nie miałem…tyle…Sonyu…To porwanie…Zabiją cię…przeze mnie…Przyszłaś uratować…drania…niepotrzebnie…to zrobiłaś…jestem śmieciem…Sonyu…Ja…spałem z Gracielą wiele razy…będąc twoim…chłopakiem…

– Co? Nie, nie wierzę to nie prawda! Kłamiesz, chcesz, żebym stąd próbowała uciec, żebym cię zostawiła, a wiesz, że nigdy tego nie zrobię, kocham cię, nie rozumiesz?!

Otworzył oczy i spojrzał na nią w miarę przytomnie.

– To wszystko…prawda…Dopiero wtedy, w szpitalu…Zrozumiałem, że cię kocham…nad życie…ale dla nas…jest już za późno…

Wstała i odwróciła się do niego tyłem, nie chcąc słyszeć już nic więcej.

– Jak mogłeś?! Jak mogłeś mi to zrobić?! Tak bardzo cię kochałam, tak bardzo, a ty zdradzałeś mnie na każdym kroku i to z taką dziwką! Kim ty jesteś naprawdę, Julio Ramirezie?! – obróciła się z powrotem w jego stronę. – Czy coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?

Nie odpowiedział. Wiedział, że gdyby mogła, już by jej tu nie było i tylko zamknięte drzwi powstrzymywały ją od wyjścia. Stracił ją. Czuł to całym sobą. Ten chłód, to zimno, tą…pogardę.

~ Znienawidź mnie, Sonyu…Znienawidź mnie, proszę, cię…~ powtarzał w myślach. ~ A potem staraj się stąd uciec jak najdalej…

Przez długą chwilę panowało milczenie, Sonya nie wiedziała, co ma zrobić, jakich słów użyć, żeby przekazać, jak strasznie ją zranił. A potem na drżących nogach przyklęknęła obok i powiedziała:

– Masz rację, Julio. Dla nas jest już za późno, nie możemy być razem po tym, co zrobiłeś. Ale ponieważ cię kocham, nie zostawię cię, póki jesteśmy w niebezpieczeństwie. Zaopiekuję się tobą tak, jak obiecałam, pomogę ci uciec, ale potem nigdy mnie już nie zobaczysz.

Potem próbowała opatrzyć te rany, które umiała, nie bacząc, że targa własne ubranie na opatrunki, że niedługo zacznie marznąć i z pewnością zachoruje od lodowatej podłogi, albo złapie jeszcze coś gorszego.

Barbara Fernandez jadąc w samochodzie dyskretnie popatrywała na Gregorio, który siedział milczący. Oto człowiek, który wychował jej syna jak własnego, a teraz cierpi tak samo, jak ona. Oczywiście, słyszała o sprawie z Felicią, ale dla niej starszy Monteverde był tym, kto zaopiekował się Raulem i nikim więcej. Dzięki niemu jej chłopiec miał co jeść i żył do tej pory.

Żył, właśnie. Raczej trzebaby powiedzieć, że umierał, dwa, trzy miesiące życia miną mu szybko, a przecież nie jest pewne, czy zareaguje na leki. Jak nazwał tą chorobą Monteverde? Szpiczak mnogi, coś co atakuje cały organizm, a potem niszczy go, wywołując krwawienie, później anemię, złamania…Nie, nie będzie teraz o tym myśleć, teraz czas przygotować się na spotkanie z synem, tak wytęsknione i wymarzone – szkoda tylko, że w takich okolicznościach.

Wchodzili do szpitala powoli, ale z drżeniem serc – wydawało im się, że Raul może umrzeć w każdej chwili, że kiedy wejdą do jego sali, znajdą tylko puste łóżko i pościeloną pościel.

Tym razem tak się nie stało, zastali siedzącą obok posłania Maribel, która na ich widok wstała z krzesła, przywitała się z Barbarą i powiedziała:

- Zostawiam państwa samych z tym przystojniakiem – po czym zamierzała wyjść, ale Gregorio ją zatrzymał.

- Maribel…Tu masz numer do Andrei, powiadom ją o tym, co się dzieje – podał jej wcześniej przygotowaną kartkę, będąc pewnym, że jego syn śpi i niczego nie słyszy.

Ale on nie spał, miał tylko zamknięte oczy. Kiedy usłyszał słowa ojca, natychmiast spojrzał na zebranych, zaniepokojony:

- Numer do mojej żony? Przecież ona…nie ma jej w domu? Od kilku dni czekam na jej przyjście, a ty zawsze wymyślasz jakieś wymówki. Co się dzieje?

Monteverde spojrzał na potomka, zły, że nie zorientował się wcześniej. Westchnął głęboko i nic nie powiedział. Jakże mógłby zranić Raula w takiej chwili?

- Maribel? Ty zawsze byłaś po mojej stronie. Powiedz mi, co tu się dzieje, proszę!

Dziewczyna podeszła do łóżka i złapała chorego za rękę.

- Andrea...Ona…musiała wyjechać, ale obiecuję ci, że niedługo wróci, zadzwonię do niej i…

- Wyjechała? Gdzie i po co? – coraz bardziej zdezorientowany młodszy Monteverde rozejrzał się po sali i dalej pytał: - Co przede mną ukrywacie? I co tu robi Barbara Fernandez? Maribel, tato, o co tu chodzi i gdzie jest moja żona?! – przy ostatnich słowach lekko się podniósł, chciał wstać, ale aparatura mu na to nie pozwoliła. – Czy coś jej się stało?

- Uspokój się, przyjacielu, wszystko jest w porządku – Maribel gładziła go po ręce. – Andrea potrzebowała wszystko przemyśleć, źle cię potraktowała i…

- Nic już nie mów. Kiedy od niej odszedłem, ona wykorzystała sytuację i uciekła z Carlosem, prawda? Tato, nie przecz, widzę po twojej minie, że mam rację!

Barbara Fernandez postanowiła dziś mówić prawdę i tylko prawdę. Zbliżyła się do swego syna i powiedziała czule:

- Masz rację, nie zamierzam przed tobą niczego ukrywać, skoro i tak już się wszystkiego domyśliłeś. Ale przysięgam ci, że sprowadzę ją tu z powrotem, przysiegam ci, mój…synu.

Sekundę później przeraziła się własnych słów. To nie miało tak wyglądać! Chciała go pocieszyć, wesprzeć, ale nie wyznawać jeszcze, kim jest naprawdę! Ze strachem obserwowała oczy Raula, które zwęziły się w podejrzeniu.

- Synu? Powiedziałaś właśnie, że jestem twoim synem? Tato? Czy to prawda? – zwrócił się tym razem do ojca.

- Tak, Raulu. Co prawda miałem ci to powiedzieć w innej sytuacji, ale skoro już los tak chciał, nic nie stoi na przeszkodzie, abyś dowiedział się teraz – stoi przed tobą twoja prawdziwa matka, Barbara Fernandez.

- Pani? Pani jest moją matką?

- Tak, synku, to ja – mówiła kobieta drżącym ze wzruszenia głosem, nie kryła też łez. – Gregorio ma rację, oboje mieliśmy ci powiedzieć o tym zupełnie inaczej, ale…

- Kto był ojcem? – przerwał jej Raul. – I gdzie teraz jest?

- To był mój mąż – odpowiedziała mu, coraz bardziej wierząc, że syn ją odrzuci. – On…on nie chciał dzieci, nie w chwili, kiedy się urodziłeś, był taki wściekły, kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży, chciał nas zabić, jeśli cię nie oddam i…

- I właśnie tak pani zrobiła, prawda? Oddała mnie pani ot tak sobie, do sierocińca, żeby zajął się mną obcy człowiek, czyż nie?

- A co miałam robić? Byłam bezsilna, byłam nikim, dopiero, gdy umarł, mogłam dowiedzieć się, co się z tobą działo, cały czas śledziłam twoje życie, ale bałam się wyznać ci, kim naprawdę jestem. Nie byłam nawet na twoim ślubie…

- Niepotrzebnie pani to zrobiła. Owszem, chciałem poznać swoich rodziców, dowiedzieć się, czemu zrobili to, co zrobili, byłem gotów nawet im wybaczyć, gdyby byli za biedni na utrzymanie dziecka, ale coś takiego…

- Chroniłam cię, Raulu! Chroniłam cię, wolałam cię porzucić, niż pochować! – rozpacz kobiety nie miała granic, widziała, że syn nie chce jej znać.

- Ja też stchórzyłem, uciekłem od własnej żony i ją straciłem – fakt, że odeszła do Carlosa, zapiekł go w sercu, ale mówił dalej. – Ale dzięki mojej przyjaciółce zrozumiałem, że zrobiłem źle. Pani nie miała tyle odwagi, dopiero teraz, kiedy leżę w szpitalu…

- Ale tutaj jestem, synku. I tylko to się liczy.

- Nie dla mnie. I proszę nie nazywać mnie synem. Proszę wrócić do Manolo, on na pewno za panią tęskni, chociaż słyszałem od Maribel, że siedzi w więzieniu za pobicie żony.

- Jego ojciec był taki sam, Otto zrobiłby to samo ze mną i z tobą, gdybym…- Barbara jeszcze walczyła. – Daj mi szansę, proszę cię, synku…

- Nie zamierzam. Maribel, mam do ciebie prośbę – masz jeszcze ten numer, który dał ci mój ojciec?

- Mam, oczywiście, że mam, zaraz zadzwonię i… – jej samej zbierało się na płacz, widziała, że przyjaciel trzyma się ostatkiem sił po tych wszystkich wiadomościach, jakie nań spadły.

- Nie, Maribel. Nie zadzwonisz. Andrea Monteverde nie dowie się, że jestem w szpitalu. Jeśli zadzwoni z żądaniem rozwodu, powiedzcie jej, proszę, że się zgadzam. Tylko musi mi któreś z was przynieść dokumenty, bo ja nie mogę jeszcze stąd wyjść. A propos wyjścia – teraz chcę, byście wszyscy opuścili tą salę. Maribel, jeszcze jedno – czy wiedziałaś o tym, co zrobiła Andrea?

Spojrzała mu w oczy i wiedziała, że nie powinna skłamać. Był jej na to zbyt drogi.

- Tak, wiedziałam – szepnęła. – Ale nie chciałam cię ranić.

- Czy lepiej było, że dowiedziałem się w taki sposób, zamiast dowiedzieć się od mojej najlepszej przyjaciółki? Czy myślisz, że teraz mniej cierpię? O tym, że ta kobieta jest moją matką, też wiedziałaś?

- Nie, dopiero teraz…

- Świetnie. Co nie zmienia faktu, że i tak zawiniłaś. A teraz jak mówiłem, wszyscy wyjść, ty również, Maribel. Wezwijcie do mnie lekarza, tak przy okazji. Mam dziwne przeczucie, że okłamaliście mnie również w tej sprawie, że leżę tutaj, bo coś mi jest naprawdę, a nie tylko czekam na zalecenia diety. Może nawet dowiem się, że umieram? – zadrwił, nie wiedząc, jak bliski jest prawdy.

Barbara próbowała coś powiedzieć, ale Raul warknął:

- Mówiłem, wyjść! I pamiętajcie o lekarzu, ciekawe, co mi powie.

Zrobili to, o co prosił, wszyscy troje wyrzucając sobie to, jak potraktowali Raula.

- Straciłam go…Straciłam na zawsze…

- Proszę tak nie mówić, on po prostu potrzebuje czasu, wszystko się na niego zwaliło – protestowała Maribel. – Na pewno z czasem, kiedy to przemyśli…

- On nie ma czasu, Maribel…on nie ma czasu…

Ich rozmowę przerwało czyjeś pojawienie się w pobliżu. Odwrócili się, by spojrzeć w głąb korytarza. Przed nimi stała para, ona młoda i piękna, widać, że zakochana w człowieku stojącym obok, równie przystojnym, chociaż teraz z jej twarzy biło zatroskanie.

- Co jest Raulowi? – zapytała.

- Andrea? Co tu robisz? – spytał Gregorio. – Wiesz, że nie jesteś tu mile widziana, szczególnie z tym typkiem.

- Sam jesteś typkiem – nie wytrzymał Carlos, on to bowiem stał przy Andrei. – A teraz pozwól jej wejść do męża. Martwi się, bo nie rozmawiała jeszcze z lekarzem, pierwsze, co zrobiliśmy po tym, jak dowiedziała się od waszej służby, że jest chory, to przyjechaliśmy tutaj, prosto z Rzymu.

- Cóż za długa przemowa, Santa Maria! Ale Raul nie chce nikogo widzieć, mam nawet dla ciebie dobrą wiadomość, córeczko – Monteverde ostatnie słowo powiedział z przekąsem. – Mój syn zgodził się dać ci rozwód po tym, jak dowiedział się na łożu śmierci, że uciekłaś z innym kilka dni po ślubie.

- Na łożu śmierci? – zaschło jej w gardle. – Nie chcecie chyba powiedzieć, że Raul…że on…

Nagle zakręciło się jej w głowie i gdyby Carlos jej nie złapał, upadłaby na podłogę. Nie odzyskała przytomności nawet wtedy, gdy zaniepokojony Santa Maria czekał na wyniki badań, jakie kazał zlecić. Wiedział, że przejęła się chorobą męża, ale omdlenie trwało za długo, jakby…jakby jeszcze coś jej było.

Koniec odcinka 67


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 13:59:16 03-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:05:14 03-09-08    Temat postu:

Myślałam, że nadrobienie zaległości będzie dla mnie większym problemem;] A tu rano, przed szkołą przeczytałam jeden odcinek, a teraz jednym tchem nadrobiłam wszystkie;]

No, jak zwykle sporo się wydarzyło. W szczególności zaintrygowało mnie to, co wydarzyło się u Julio i Raula.

Biedny Raul... jest w naprawdę ciężkiej i smutnej sytuacji:( Na łożu śmierci dowiedział się tylu bolesnych rzeczy. Mam nadzieję, że jednak wyzdrowieje i wybaczy matce.

Fajnie, że połączyłaś wątek Ricardo z wątkiem Julio. Ciekawe, czy on pomoże mu...
Bardzo podobała mi się scena, w której Sonya najpierw okradła matkę, a potem przyszła do Julio... I ich rozmowa. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się ich wątek...
Wiele rzeczy jeszcze się działo, ale jak człowiek czyta jednym tchem, to nie pamięta dokładnie wszystkiego. W każdym bądź razie te rzeczy mnie najbardziej zainteresowały, a rozmowa Sonyi z Juliem sprawiła, że w ogóle zapomniałam o tym, że jestem w swoim pokoju i wydawało mi się, iż jestem obok nich;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:13:53 03-09-08    Temat postu:

Świetnie dobrany aktor do Ricarda Podobnie go sobie wyobrażałam
Odcinki, które przegapiłam niedługo przeczytam i na pewno skomentuję


Ostatnio zmieniony przez Lilijka dnia 19:16:36 03-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:17:18 04-09-08    Temat postu:

Bloody napisał:
Myślałam, że nadrobienie zaległości będzie dla mnie większym problemem;] A tu rano, przed szkołą przeczytałam jeden odcinek, a teraz jednym tchem nadrobiłam wszystkie;]

No, jak zwykle sporo się wydarzyło. W szczególności zaintrygowało mnie to, co wydarzyło się u Julio i Raula.

Biedny Raul... jest w naprawdę ciężkiej i smutnej sytuacji:( Na łożu śmierci dowiedział się tylu bolesnych rzeczy. Mam nadzieję, że jednak wyzdrowieje i wybaczy matce.

Fajnie, że połączyłaś wątek Ricardo z wątkiem Julio. Ciekawe, czy on pomoże mu...
Bardzo podobała mi się scena, w której Sonya najpierw okradła matkę, a potem przyszła do Julio... I ich rozmowa. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się ich wątek...
Wiele rzeczy jeszcze się działo, ale jak człowiek czyta jednym tchem, to nie pamięta dokładnie wszystkiego. W każdym bądź razie te rzeczy mnie najbardziej zainteresowały, a rozmowa Sonyi z Juliem sprawiła, że w ogóle zapomniałam o tym, że jestem w swoim pokoju i wydawało mi się, iż jestem obok nich;)


Bardzo sie ciesze, ze moja historia tak Cie wciagnela . To duzo znaczy dla autorki.

Wydarzy sie jeszcze wiecej, jestesmy w jednym z chyba najbardziej goracych okresow, zemdlenie Andrei nie bylo przypadkowe . Ma swoj powod, o ktorym w tym odcinku .

Raul dowiedzial sie mnostwa rzeczy i czeka na niego jeszcze jedna rzecz...tak, zwiazana z Andrea . Tylko czy zona zdecyduje sie mu powiedziec?

Ricardo chce pomoc, ale rownoczesnie boi sie policji. Co zrobi...zaraz sie dowiesz . Dzis wiecej o Sonyi i o Julio....

Lilibeth napisał:
Świetnie dobrany aktor do Ricarda Podobnie go sobie wyobrażałam
Odcinki, które przegapiłam niedługo przeczytam i na pewno skomentuję


Jestem w trakcie ogladania "Rubi" i aktor, ktory gra Loreto, jest po prostu doskonaly! W innych telciach tez taki byl?

A oto odcinek 68...

------------------------------------------------------

Odcinek 68

Julio Ramirez nie odpowiedział, chociaż słyszał słowa Sonyi. „Nigdy mnie już nie zobaczysz”…Serce mu krwawiło, ale wiedział, że ona ma rację, nie zasługuje na nią. Cóż ma jednak poradzić, że tak bardzo ją kochał? Szkoda tylko, że zrozumiał to tak późno. Czuł jej troskliwe dłonie, opiekujące się nim tak, jak potrafiła, popękanymi wargami starał się szepnąć kilka słów, ale głos odmówił mu posłuszeństwa. Zebrał wszystkie siły i w końcu udało mu się wydusić:

- Zostaw…mnie…Sonyu…Nie narażaj dla mnie…swojego…życia…

- Mówiłam już, że ci pomogę – odpowiedziała, starając się przełknąć łzy. – To, że musimy się rozstać, nie znaczy, że…

Miała powiedzieć „nie znaczy, że przestałam cię kochać”, ale zamilkła. To już skończone, musi zapomnieć o Julio, o wszystkim, co ich łączyło, niezależnie od tego, jak będzie to trudne.

- Ja i tak…umrę…A ty…powinnaś…żyć…dla mnie…Nie jestem godzien…prosić cię o to, ale proszę…nie zapomnij o mnie…nie jako o chłopaku, ale jako o człowieku…mam tylko ciebie…nawet rodziców…nigdy nie miałem…- jego szept cichł, znów tracił przytomność, ostatnio zdarzało się to coraz częściej. – Jeśli ty zapomnisz, nikt…nie będzie pamiętał…Julio Ramireza...

- Nie zapomnę…Obiecuję ci, że nie zapomnę…

- Dziękuję – zdążył jeszcze szepnąć i zapadł w stan pośredni między życiem i śmiercią.

Ricardo nadal nie wiedział, co ma zrobić. Zorientował się, że dziewczyna również została zamknięta przez złoczyńców, ale nawet nie miał broni, żeby im pomóc! Zadzwonić na policję? Zanim znajdzie telefon, może być już za późno, a przy okazji naprowadzi ścigających na swój trop.

Nie potrafił jednak zostawić ich samych sobie, podkradł się więc znów do okna i zapukał w szybę. Zobaczył, że dziewczyna drgnęła, ale po chwili popatrzyła na niego; w oczach wyczytał strach, lęk i skrywaną panikę. Musiała bardzo kochać leżącego na ziemii, skoro tak się nim zajmowała – stwierdził Ricardo i starał się dać znaki, że spróbuje im pomóc. Kiedy Sonya zrozumiała jego intencje, pomachała w stronę drzwi, dając sygnał, że są dobrze zamknięte.

Ricardo zastanowił się chwilę. To o drzwiach dobrze przecież wiedział. Przez okno nie przejdą, jest zbyt wąskie, nic nie da, jeśli je zbije. Ale może…Może co? Ma zakraść się od tyłu, gdy porywacze wrócą i odebrać im klucze? To bez sensu, ich jest dwójka, a mężczyzna na pewno ma broń. Jeśli zapyta o nazwiska, powiadomienie rodziny nie ma sensu, bo zanim policja się tu zjawi…Zaraz, zaraz. A gdyby tak…

- Sonya - szepnął. – Podejdź tutaj!

Nie słyszała, co mówił, ale z ruchu ust odczytała, iż pragnie, żeby podeszła do okna. Nie znała tego człowieka, nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać, ale to była jedyna nadzieja na ocalenie jej i Julia. Dlatego zrobiła to, o co prosił. Teraz przynajmniej wiedziała, co naprawdę mówi.

- Musisz mi pomóc – szeptał dalej Ricardo. – Jak tylko ta parka wróci, odwróć uwagę dziewczyny, a ja spróbuję zająć się facetem. Tylko działaj szybko, bo widzę, że zamykają za sobą drzwi, kiedy tu wchodzą.

„Zająć się facetem” – w innej sytuacji na pewno by się roześmiał, gdyby uświadomił sobie, jak dwuznacznie to brzmi, ale teraz wcale nie było mu do śmiechu.

- Co mam robić? – odparła ona.

- Nie wiem, udaj ból brzucha, albo coś, chodzi o to, żeby skupiła się na tobie, a nie na tym, co zrobię. Sam nie poradzę sobie z tą dwójką.

- Mój…przyjaciel jest ciężko pobity – Sonya nie była już w stanie nazwać Julio swoim chłopakiem.

- Wiem, to widać. Najważniejsze, żeby was stąd zabrać, wtedy będziesz mogła się nim zaopiekować. Z tego, co wiem, to samochodem kieruje facet, prawda?

- Nie wiem, ale sądzę, że tak. Kobietę widziałam tylko przez chwilę, gdy podawałam pieniądze mężczyźnie, ale nie zdołałam dojrzeć jej twarzy.

- Za to ja zdołałem – ledwo to wyrzekł, zrozumiał. Jeśli porywacze zorientują się, że Ricardo ich widział, a ucieczka się nie powiedzie, to Ricardo nie przeżyje ani chwili. Ale cóż, skoro już powiedział A…- Nie jestem tylko pewien, kiedy tu wrócą.

- Muszą. Julio…on umrze bez pomocy lekarskiej. Chcą za nas okup, ale i tak mają nas uśmiercić.

- Ale na pewno będą co jakiś czas sprawdzać, czy nie uciekliście – dodał jej otuchy Ricardo. – Wtedy mamy szansę. Może za kilka dni…

- On nie wytrzyma kilku dni! – prawie krzyknęła Sonya. – Jest prawie umierający, na dodatek nie zamierzają nas ani karmić, ani poić!

- W takim razie trzeba ich tu zwabić. Zadam ci teraz głupie pytanie – nie masz czasem telefonu komórkowego? Dziewczyny w twoim wieku zawsze mają go przy sobie.

- Nie mam. Mężczyzna mi go zabrał.

- A niech to! Pomyśleli o wszystkim. Słuchaj, mogę skombinować jakieś pożywienie i może bandaże, ale nie będzie tego wiele, bo sam jestem…yyy…w potrzebie. To może trochę potrwać, więc trzymajcie się i nie dajcie zabić!

- A policja? Może oni…

- Nie, to zły pomysł – gwałtownie zaprotestował Ricardo. – Zanim znajdę telefon, a oni tu dojadą, może być po wszystkim. Mówiłaś, że twój przyjaciel nie może tyle czekać.

Miał też inny powód, ale o nim wolał nie wspominać. Policja – o nie, nigdy do nich nie zadzwoni!

- Może przyjadą wcześniej, niż porywacze! Błagam, zadzwoń na policję!

Ona go prosiła, wręcz błagała! Jego, wyrzutka społecznego, Ricardo, przestępcę i faceta ze skłonnością do mężczyzn, którym najczęściej pogardzano i gnębiono! Wiedział, że jest ich jedyną nadzieją, że Sonya widzi w nim tylko kogoś, kto może im pomóc, jedynego sprzymierzeńca w tej sytuacji i coś ścisnęło go za gardło. Ona na niego liczyła! Fakt, że nic nie wiedziała o jego przeszłości, nie miała też pojęcia o jego orientacji – wtedy być może odrzuciłaby go tak samo, jak inni i powiedziała kilka niemiłych słów, ale i tak sytuacja była czymś nowym dla Ricardo – ktoś prosił go o pomoc! Nie może jej zawieść, po prostu nie może!

- Przysięgam, że wam pomogę – odszepnął i już miał zrobić coś, co określił największą głupotą w życiu, czyli zadzwonić na posterunek, ale na szczęście – a może właśnie na odwrót? - los nie pozwolił mu na to.

- Ktoś tu jedzie! Pamiętaj, co ci mówiłem! – dodał szybko i ukrył się w pobliżu.

Kiedy Graciela wysiadała z samochodu, była zdenerwowana:

- Mówiłam ci, że trzeba mieć dowód, iż uwięziliśmy i dziewczynę, inaczej nikt nam nie uwierzy. Ale ty, jak głupi, chciałeś jak najszybciej stąd odjechać.

- Masz rację, ale i tak bym się wrócił – mam złe przeczucia, zdaje mi się, że ktoś tu krąży – odpowiedział jej Mario.

- Tutaj? Przecież wiesz, że ta idiotka nie wspomniała nikomu, gdzie idzie. Inaczej mielibyśmy na głowie już dawno policję.

- Może. Ale na wszelki wypadek wolę się upewnić. Masz ten papier?

- Mam. Niech go podpisze i spadamy stąd.

Zamknęli samochód i podeszli do drzwi. Otworzyli je i przestąpili próg.

~ Teraz! Boże spraw, by Sonya zaczęła działać właśnie teraz! – pomodlił się szybko w myślach Ricardo i skoczył na plecy Mario.

Gregorio Monteverde, jakkolwiek zmartwiony stanem syna, nie odmówił sobie podejścia na korytarzu do Carlosa i tych kilku słów pogardy:

- Nie wierzę w omdlenie twojej kochanki, Santa Maria. Zapewne udaje, aby mieć pretekst, by nie musieć odwiedzać chorego męża.

- W takim razie po co by tutaj jechała, zamiast zostać w Rzymie? Nie znasz jej, Monteverde, a to naprawdę dobra osoba, tylko…

- Tylko co? Tylko po prostu porzuciła mojego śmiertelnie chorego syna i wyjechała z tobą? Oskarżałeś mnie o śmierć twojej siostry, a to, czego dowiedział się Raul o swojej żonie, na pewno przyspieszy jego zgon!

- Ona o niczym nie wiedziała. A Felicię uwiodłeś i porzuciłeś.

- A co to zmienia? Andrrea zachowała się przecież dość podobnie, ale jednak jej bronisz. Jesteście siebie warci. Dobrze, że mój syn rozwiedzie się z tą dziwką. Nawet dzień wolności jest wart więcej, niż całe lata z nią przy jego boku.

- Mówisz o własnej córce, Monteverde.

- Przestała nią być, kiedy skrzywdziła mi dziecko. Możesz sobie ją wziąć, ona już nic dla mnie nie znaczy. Postaram się, by Raul ją znienawidził, by zapomniał, by…umarł spokojnie – głos mu zadrżał, ale trzymał się dzielnie. – I niech się nie waży go odwiedzać, poza świstkiem papieru nic ją z nim nie łączy.

- Przepraszam – wtrącił się lekarz, który właśnie nadszedł. – Mam wiadomości o pani Andrei Monteverde.

- Co jej jest, doktorze? Czy to coś poważnego? – przejął się Santa Maria.

- Zależy, jak spojrzeć, uśmiechnął się lekarz. – Pani Monteverde jest w ciąży.

W ciąży. Z nim, z Carlosem była tylko raz i to przed kilkoma dniami, więc ojcem musi być Raul Monteverde. Jej mąż. Który nadal żył i mimo poważnej choroby zamierzał stoczyć tę walkę. Santa Marii przypomniała się reakcja Andrei na wieść o chorobie Raula – przejęła się do tego stopnia, że aż zemdlała. Co prawda dziecko na pewno dołożyło swoje, ale pamiętał też chwilę jeszcze w Rzymie, gdy skończyła rozmowę z ojcem przez telefon. Z jednej strony rozumiał, że chciała porozmawiać z Raulem, wyjaśnić mu wszystko, ale…Jakaś dziwna zazdrość wezbrała mu w duszy. Ta ciąża wszystko komplikowała – cokolwiek zrobi teraz Raul, Andrea może nie chcieć go opuścić. Może postanowić urodzić dziecko i zostać z mężem, aż ten nie umrze…albo nie wyzdrowieje, a wtedy dziecko zwiąże ich bardzo mocnymi więzami…Może nawet nie do zerwania.

Koniec odcinka 68
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:39:13 05-09-08    Temat postu:

nadrobiłam 3 odcinki
aktora grającego Loreto nie widziałam w zadnej innej telce, więc nie wiem jak gra różne postacie, ale bardzo go lubię
Andrea jest w ciąży.. no, ciekawe, czy Raul umrze. chciałabym, żeby Carlos był wreszcie szczęśliwy, nawet jesli to szczęście ma dac mu Andrea, którą jakos przestałam lubic
Ricardo jest super mam nadzieję, że dalej będziesz rozwijac jego wątek
Julio wykazala sie odwaga, mowiac to wszystko Sonyi.. ciekawe, czy jeszcze kiedys będa razem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:29:09 05-09-08    Temat postu:

BlackFalcon napisał:
Miała powiedzieć „nie znaczy, że przestałam cię kochać”, ale zamilkła. To już skończone, musi zapomnieć o Julio, o wszystkim, co ich łączyło, niezależnie od tego, jak będzie to trudne.


Mi się wydaje, że Sonya właśnie nie powinna w takiej chwili zapominać o Julio.

BlackFalcon napisał:
~ Teraz! Boże spraw, by Sonya zaczęła działać właśnie teraz! – pomodlił się szybko w myślach Ricardo i skoczył na plecy Mario.

Gregorio Monteverde, jakkolwiek zmartwiony stanem syna, nie odmówił sobie podejścia na korytarzu do Carlosa i tych kilku słów pogardy:


Przerwałaś w takim ciekawym momencie:/

Odcinek bardzo ciekawy, jak zwykle. Spodobał mi się akapit, w którym opisywałaś uczucia odrzuconego przez społeczeństwa Ricardo. Bardzo go lubię. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam głosując na Minerwę... Jakoś się tak przyzwyczaiłam do tego, że zawsze najbardziej lubię kobiety.
Andrea jest w ciąży z Carlosem... Ciekawe, co teraz będzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 18 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin