Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Stars Way - odc. 20
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 51, 52, 53  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Jaka jest Twoja ulubiona postać w "Stars Way"?
Eric
0%
 0%  [ 0 ]
Gabriel
66%
 66%  [ 2 ]
Maggie
33%
 33%  [ 1 ]
Tyler
0%
 0%  [ 0 ]
Logan
0%
 0%  [ 0 ]
Jimmy
0%
 0%  [ 0 ]
wszystkie są tak samo nudne :)
0%
 0%  [ 0 ]
nie umiem wybrać - lubię wszystkie
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 3

Autor Wiadomość
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:44:16 04-08-15    Temat postu:

Cóż ja się tu będę rozpisywać , po prostu nowa czołówka to MISTRZOSTWO ŚWIATA .!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:18:44 05-08-15    Temat postu:

Dzięki :*
A teraz czas na nowy rozdział, miłego czytania!

ODCINEK 16 (66): "ZAMKNIĘCIE"

Grzmoty i pioruny przestały już się przewalać nad miasteczkiem, ale deszcz nadal zacinał w szyby, kiedy Eric, Gabe i Maggie dojechali do mieszkania Lisy. Nikt nie zwrócił na nich uwagi, kiedy opuszczali rezydencję Blake'ów, bo wszyscy byli zajęci kłótnią. Cała trójka milczała przez całą drogę, poruszona do głębi tym, co odkryli. Kiedy jednak przekroczyli próg mieszkania Allenmeyerów i rozsiedli się wygodnie w salonie, nikt nie mógł dłużej udawać, że nic nie widzieli.
- Co o tym myślisz? - zapytał Gabe Erica, zupełnie zapominając, że od jakiegoś czasu ponownie są na wojennej ścieżce. W tej chwili byli zjednoczeni przeciwko wspólnemu wrogowi - ich własnemu ojcu.
- Nie wiem, co mam myśleć - przyznał zgodnie z prawdą Eric, nalewając sobie wody do szklanki bardziej po to, by czymś zająć ręce niż dlatego, że chciało mu się pić. - Nigdzie nie znalazłem poradnika, co zrobić, kiedy się dowiadujesz, że rodzony ojciec zorganizował zamach na twoje życie.
Maggie spojrzała na przyjaciela smutnym wzrokiem. Choć od dawna powtarzała, że to Damian mógł maczać palce w wypadku w noc Balu, kiedy zobaczyła na własne oczy dowód - trudno jej było w to uwierzyć. W dodatku była zła, że nie znaleźli niczego, co świadczyłoby o winie Blake'a za zaginięcie jej rodziców.
Eric zdawał się przyjąć to o wiele lepiej od Gabriela. Pamiętał, że kiedy Lisa sprzedała Impalę, Blake odkupił ją i podstawił pod szkołę z karteczką: "Korzystaj mądrze, synu". Jeśli miał być szczery przed samym sobą, czuł od dawna, że ojciec mógł chcieć wtedy jego śmierci i Maggie wcale nie musiała mu o tym przypominać.
Allenmeyer wyjął z kieszeni rzeczy, które zabrali z sejfu - charakterystyczną papeterię i rachunek za naprawę samochodu. Ze swojego pokoju wygrzebał karteczkę, którą Damian położył za wycieraczką Chevroleta w noc Balu Bożonarodzeniowego. Gabriel i Maggie pochylili się nad dowodami. Nie było wątpliwości, że to Damian Blake wykupił auto i dołączył wiadomość - była ona wypisana na tej samej papeterii. Jasnoniebieski papier z ozdobnymi literami D i B leżał przed nimi, a oni gapili się nań z mieszanymi uczuciami na twarzach.
- To jeszcze niczego nie dowodzi - zauważył Gabe, zerkając teraz na rachunek od mechanika. - Mógł zapłacić za naprawę, ale hamulce mogły zostać uszkodzone przypadkowo albo...
- To naciągana hipoteza. - Maggie była przekonana o winie starego Blake'a.
- A to, że ojciec próbuje zabić własnego syna? - Gabriel powoli tracił cierpliwość. Damian był jaki był, ale żeby mógł posunąć się do czegoś takiego? Blondyn szczerze w to wątpił. Tym bardziej, że ostatnio spędzał dużo czasu z Ericiem. - I co, według ciebie stara się teraz naprawić błąd i zbliżyć do Erica, bo zrozumiał, że nigdy nie powinien był dokonywać na nim zamachu?
- Być może! - warknęła dziewczyna czując, że robi się jej słabo.
- Wiem, że mój ojciec to kawał skurczybyka, ale naprawdę trudno mi uwierzyć, że byłby zdolny do czegoś takiego - powiedział nieco spokojniejszym tonem młody Blake, przechadzając się po salonie w tę i z powrotem. - Pomyśl - zwrócił się do brata - kto inny mógłby chcieć twojej śmierci?
- Twoja matka? - podsunął natychmiast Allenmeyer, a Gabe podrapał się po głowie. - Ona mnie nienawidzi i z chęcią by się mnie pozbyła. Twój ojciec chciał przepisać na mnie majątek, może się wkurzyła i zdecydowała się zastosować drastyczne środki?
- Moja matka jest szurnięta, ale żeby aż tak? - Blondyn pokręcił powątpiewająco głową. - Zgoda, nie cierpi ciebie i twojej matki, ale próba zabójstwa? Równie dobrze ten mechanik mógł coś spartaczyć i zepsuć hamulce.
- Chyba naprawdę w to nie wierzysz, co? - zapytała Maggie siląc się na uśmiech, choć ledwo stała na nogach. Ta sytuacja ją przytłoczyła.
- Ok, może i nie wierzę, ale lepsze to niż uwierzyć, że któryś z twoich rodziców chciał zabić twojego przyrodniego brata, prawda?
- I ciebie - dodał Eric, jakby nagle sobie coś przypomniał. - Ty też byłeś w tym samochodzie.
- Tak, ale nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Wsiadłem do Chevroleta pod wpływem impulsu. A zresztą, moja matka była na przyjęciu. Nakryłem ją z Jasperem w jednej z szkolnych klas. Gdyby to ona majstrowała przy aucie, chyba nie chciałaby żeby ktoś ją zauważył w jego pobliżu...
Eric skrzywił się na wspomnienie krótkiego romansu Jaspera i Diany Blake, po czym potarł się po karku, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo nagle dał się słyszeć huk i Maggie runęła jak długa na ziemię. Stres i przemęczenie doprowadziły, że straciła przytomność.

***

- Co z nią? - zapytał Antony, wpadając do poczekalni szpitala w Danielsville, dokąd Eric i Gabriel zabrali nieprzytomną Maggie.
- Jest odwodniona i przemęczona. Dali jej kroplówkę i jakiś środek nasenny - poinformował wuja dziewczyny Allenmeyer i poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. - Nic jej nie będzie poza gigantycznym guzem na czole.
- Dobrze, że była z wami. - Tony przysiadł na jednym z krzeseł, przecierając zmęczone oczy.
Zaraz po kolacji u Blake'ów pojechał do domu razem z Maxem, Emmą i Jenny. Wypili po kubku gorącej czekolady, po czym kiedy burza minęła, dostał wiadomość od kolegów bratanicy, że ta straciła przytomność. Nieźle się wystraszył, ale na szczęście nie było to nic poważnego.
- Od dawna jej powtarzałem, że powinna więcej spać - powiedział, próbując się przed nimi usprawiedliwić, jakby sądził, że to jego wina, że dziewczyna zemdlała. - Od śmierci mojego brata i jego żony ledwie sypia, a ostatnio jest jeszcze gorzej.
Gabriel nic nie powiedział, tylko wpatrzył się w podłogę. Słyszał historię rodziców Maggie, ale nie miał pojęcia że panna Carmichael tak słabo to znosi. Natomiast Eric nadal miał w pamięci słowa dziewczyny, która była przekonana o winie Damiana Blake'a. Tak bardzo potrzebowała dowodu na to, że to właśnie jego ojciec był odpowiedzialny za tę katastrofę na oceanie, że odczuła niebywały zawód, kiedy znaleźli tylko papeterię i rachunek od mechanika. Zapewne to było powodem jej omdlenia w dużo większym stopniu niż bezsenność.
Nie zamierzał jednak o tym informować Antony'ego. Już i tak miał sporo na głowie po rozwodzie, w trakcie kiedy jego interesy stały na głowie i w każdej chwili mógł stracić farmę. Nie chciał go i tym obarczać. Z rozmyślań wyrwał go szept Gabriela, który oznajmił, że wróci do domu i odniesie dowody do sejfu, zanim Damian pokapuje się, że ich brakuje. Poprosił też, by brat informował go na bieżąco o stanie koleżanki, po czym kiwnął Antony'emu głową i zniknął.
- Megan się obudziła - oświadczył lekarz po kilku godzinach, kiedy już nastał świt, a Eric i Tony lekko przysypiali w poczekalni. - Mogą panowie do niej zajrzeć.
Dziewczyna leżała na szpitalnym łóżku, niezbyt zadowolona, że została do niego przykuta. Kroplówka ją drażniła i nadal czuła się nieco otępiała po upadku i środku nasennym, który zaaplikował jej lekarz. U nasady nosa miała niewielkiego siniaka w miejscu, w którym zaryła w podłogę, ale zdawało jej się to nie przeszkadzać.
- Napędziłaś nam niezłego stracha - powiedział Antony, całując bratanicę w czoło i przysiadając na brzegu jej łóżka. Eric zadowolił się drewnianym krzesłem. - Coś ty sobie myślała, co? Musisz więcej spać! Ta bezsenność cię zabije...
- Jakbym słyszała Alex - odpowiedziała Megan z lekką chrypką. Tony natychmiast podał jej szklankę z wodą, stojąco na stoliku przy łóżku, by mogła zwilżyć gardło. - Nic mi nie jest. Nie pierwszy raz zemdlałam.
- I to ma mnie uspokoić? - Carmichael był zły, ale bardziej na siebie niż na nią za to, że jej nie dopilnował.
- Też byś nie mógł spać, gdyby po nocach śnili ci się twoi topiący się rodzice - powiadomiła go z jakąś dziwną zawziętością w głosie.
Eric poczuł, że być może powinien się wycofać i zostawić ich samych. To w końcu była prywatna rozmowa, ale żadnemu z nich zdawała się nie przeszkadzać jego obecność w szpitalnej sali.
- Maggie... - Antony odezwał się do niej łagodnym tonem, tym samym, którym prawie pięć lat temu informował ją o tym, że jej rodzice zaginęli na oceanie w czasie wycieczkowego rejsu. - Myślałem o tym i chyba wiem, co ci pomoże...
Panna Carmichael spojrzała na wuja ze zdziwieniem. Była ciekawa, co takiego może jej pomóc po stracie rodziców. Od pięciu lat jakoś sobie radziła. Cierpiała na bezsenność, to prawda, ale potrafiła to przezwyciężyć jeśli bardzo chciała. Była silna.
- Potrzebne ci jest zakończenie - odezwał się po krótkiej chwili ciszy Antony. - Zamknięcie sprawy.
- Nie rozumiem...
- Nie potrafisz się z tym pogodzić, bo nadal łudzisz się, że Steven i Monica wrócą, że ktoś ich odnajdzie. Ale tak się nie stanie.
- O co ci chodzi?
- Oni nie żyją, Megs - powiedział, a te słowa zabolały ją tak, jakby przebił ją mieczem. - Nic już nie wróci im życia. Możemy się łudzić, że gdzieś tam są, że być może jakimś cudem przeżyli wybuch tej bomby na statku, ale to są tylko złudzenia, a nie rzeczywistość. Oni nie żyją - powtórzył z naciskiem, nie zważając na łzy, które napłynęły dziewczynie do oczu. - Ja już się z tym pogodziłem. Teraz kolej na ciebie...
- Jak możesz tak mówić? - Maggie nie dowierzała własnym uszom. - To twój brat! Powinieneś zrobić wszystko, co w twojej mocy, by go odnaleźć! Boże, Henry miał rację...
- Henry? A co ma z tym wspólnego mój ojciec? - Tony wyglądał na zbitego z tropu.
- Kiedy wyjechałam z nim na ferie wiosenne, prowadziliśmy śledztwo. Szukaliśmy jakichś dowodów na to, że mama i tata nadal żyją. - Widząc uniesione ze zdumienia brwi wuja, dodała: - Nic nie znaleźliśmy, ale to nie znaczy, że możemy się poddać! Musimy dalej szukać...
- Oni nie żyją.
- Nie wiesz tego! - krzyknęła, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Juz ich nie kontrolowała.
Eric wolałby tego nie oglądać. Chciał się wycofać, ale kiedy poruszył się niespokojnie na krześle, Maggie złapała go za rękę i zacisnęła boleśnie palce na jego dłoni, jakby potrzebowała w tej chwili otuchy.
- Dosyć tego - uciął dyskusję Antony, zerkając z ukosa na Erica. Nie chciał wywlekać tych spraw przy synu Lisy, w dodatku kiedy Maggie była w takim stanie. - Pogódź się z tym - to już koniec. Myślę, że czas zamówić pomnik, urządzimy małą ceremonię. Kameralną, tylko dla rodziny. Oddamy hołd twoim rodzicom. Nie odnaleziono ciał, ale można ich uznać za zmarłych.
- Jak możesz?! - Megan miała wrażenie, że nie poznaje tego człowieka. - Wyjdź!
- Co?
- Słyszałeś! Wynoś się stąd! Nie chcę cię tu więcej widzieć! - warknęła, wskazując na drzwi. - Zawsze byłeś zazdrosny o mojego ojca, a teraz nie chcesz go odnaleźć, bo boisz się, że Steven znów będzie lepszy od ciebie we wszystkim. Wynoś się!
Antony, zszokowany jej słowami, nie był nawet w stanie wyprowadzić jej z błędu. Oczywiście, że nie była to prawda. Jak mogła tak pomyśleć? Henry zapewne nakładł jej do głowy różnych bzdur. Nie miał zamiaru się z nią wykłócać, jej stan mógłby się tylko pogorszyć. Zamiast tego wykonał polecenie i wycofał się na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Eric nie odzywał się ani słowem, a Maggie była mu za to wdzięczna. Tej nocy nie chciała rozmawiać. Chciała tylko płakać.

***

Jimmy jeszcze długo siedział w kuchni Blake'ów w towarzystwie Stephanie Evans. Diana i Damian przestali się już kłócić i każdy poszedł w swoją stronę, a reszta gości gdzieś się rozpierzchła, z Lisą na czele. On jednak nie mógł pójść za kobietą, którą kochał i wyrazić jak bardzo żałuje, że wyjechał i nie dawał znaku życia. Nie mógł, bo czekała go poważna rozmowa z inną kobietą, z którą niegdyś łączył go płomienny romans.
Kiedy otrzymał wymówienie ze szkoły, postanowił że dowie się prawdy jako że wiedział, iż Stephanie na pewno nie mówi mu wszystkiego. Pojechał do New Jersey, tam gdzie to wszystko miało miejsce przed laty. Dowiedział się tam czegoś, co na zawsze mogło zmienić jego życie i nie tylko jego.
Siedemnaście lat temu, tuż po wyjeździe Lisy Allenmeyer z miasta, zdecydował się wstąpić do wojska. Stacjonował wtedy w Trenton, w stanie New Jersey, gdzie odnowił znajomość z siostrą Diany. Lubił Stephanie, bo nigdy nie przypominała w niczym starszej siostry. Gdyby nie był po uszy zakochany w Lisie Allenmeyer, a ona nie miałaby męża Jonathana, pewnie coś mogłoby z tego wyjść. Nie angażował się jednak w poważny związek. Podczas tego krótkiego pobytu w Trenton, spędzili razem noc, a on potem wyjechał do Iraku i nigdy więcej się nie widzieli aż do momentu, kiedy Stephanie wróciła do Stars Way kilka miesięcy temu.
Zapytał ją wtedy czy to możliwe, by Jenny była jego córką, a ona stanowczo temu zaprzeczyła. Zbyt stanowczo. Od razu coś podejrzewał, ale nie miał prawa mieszać się w życie Bogu ducha winnej nastolatki. Dopiero kiedy dyrektorka szkoły go zwolniła, dostrzegł swoją okazję i wyjechał, by dowiedzieć się prawdy. Po drodze miał mnóstwo przygód. Został okradziony, a zbir, który go napadł zginął później w jakichś porachunkach. To właśnie jego ciało Lisa miała zidentyfikować wtedy, kiedy zadzwoniono do niej ze szpitala. Przestępca miał telefon i portfel z dokumentami Jimmy'ego. Czysty przypadek.
A jednak wyjazd do New Jersey nie okazał się stratą czasu. Jimmy Smith doszedł po nitce do kłębka. Teraz był już pewien, że Jennifer Evans była owocem tej pamiętnej płomiennej nocy siedemnaście lat temu pomiędzy nim a Stephanie.
Teraz siedzieli w kuchni, a on przyszpilił siostrę Diany do muru. Musiała się przyznać. Miał wszystko na papierze - wypisz wymaluj. Testy DNA, które sama zrobiła przed laty, żeby się upewnić, kto jest ojcem jej dziecka - mąż Jonathan czy może stary znajomy ze Stars Way, Jimmy Smith.
Usłyszeli szczęk klucza w drzwiach i poderwali głowy spoglądając prosto na Jenny, która weszła do domu od strony kuchni, by nikogo nie pobudzić. Właśnie wróciła od Antony'ego, gdzie świetnie się bawiła. Na farmie u Carmichaelów poczuła się jak w domu i to była miła odmiana. Na widok matki i zbzikowanego nauczyciela siedzących nad ranem z ponurymi minami w kuchni Blake'ów, lekko się przeraziła.
- Coś się stało? - zapytała, spoglądając to na Stephanie, to na Jimmy'ego, nie wiedząc o co chodzi.
- Usiądź, kochanie - poprosiła Steph, wskazując kuchenne krzesło. - Musimy poważnie porozmawiać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:09:35 07-08-15    Temat postu:

O matko nawet nie zauważyłam , że to nowy odcinek
Nooooo ja mimo wszytko też uważam jak Gabe , że jaki ten Damian jest to jest , ale do czegoś takiego by sie nie posunął ... może po prostu Maggie chce tak myśleć i myśli . Maggie generalnie powinna trochę się uporać ze swoimi myślami bo długo tak nie pociągnie, i jak dla mnie nie dobrze potraktowały Antoniego .. bo on przecież chce dla niej jak najlepiej , opiekuje się nią i w ogóle. Nooo proszę okazuje się , że Jimie ma córkę ... no coś mi się wydaje , że to może troszkę namieszać . Ciekawe jaki bd miał z nią kontakt . Czekam na kolejne rozdziały .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:33:35 28-09-15    Temat postu:

Jestem po długiej przerwie. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj zagląda
W roli Glorii Johnson:


ODCINEK 17 (67): "WAKACJE"

Sześć tygodni później

Tyler pędził promenadą na deskorolce, slalomem wymijając przechodniów i omal nie wpadł na jakiegoś starszego faceta w szortach i gołej klacie, który zwymyślał go za nieostrożną jazdę.
- Uważaj, jak jeździsz, gówniarzu!
- Przepraszam! - okrzyknął kędzierzawy chłopak, po czym mruknął sam do siebie: - Stary dureń.
Często odwiedzał babcię w Kalifornii, spędzał u niej każde wakacje i niektóre święta i jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło, bo ktoś zwrócił mu uwagę. Od razu poznał, że gość w kraciastych szortach jest nietutejszy. Mieszkańcy Miasta Aniołów zwykle byli uprzejmi i otwarci, choć bywali też czasem ekscentryczni. Tyler nie zatrzymał się jednak, tylko popędził dalej do domu babci. Johnson nie należał do osób, na których przepych i luksus robiły wrażenie - wychował się w domu, w którym nigdy mu niczego nie brakowało, bo jego rodzice byli nadziani, a bogata babcia zawsze przysyłała drogie prezenty. Czasami zastanawiał się, dlaczego jego ojciec zdecydował się wyjechać z Kalifornii i osiąść na wschodnim wybrzeżu, ale cieszył się, że Peter Johnson postanowił to zrobić. Tyler nie wyobrażał sobie, by mógł mieszkać gdzie indziej. Kochał Stars Way, jego wiejskie krajobrazy, a przede wszystkim - kochał jego mieszkańców. Nie przeszkadzało mu to jednak spędzać wakacji w słonecznym Los Angeles, a tego lata odwiedził Glorię Johnson z jeszcze większą ochotą niż zwykle, jako że udało mu się nakłonić najlepszą przyjaciółkę, by mu towarzyszyła, a dobrze wiedział, że właśnie tego Magan Carmichael teraz potrzebowała - odskoczni.
Dojechał do rezydencji babci Glorii i wparował do luksusowego wnętrza niczym struś pędziwiatr. Pani Johnson nie spędzała dużo czasu w domu, więc w dużej mierze on, Maggie i Felix (którego Gloria niezmiernie chciała poznać) mięli ten pałac tylko dla siebie przez bite sześć tygodni. Połowa wakacji była już za pasem, ale Tyler się nie martwił - wybawił się za wszystkie czasy, a tak się złożyło, że dbał o to, by atrakcji nie zabrakło jego przyjaciółce i przysposobionemu bratu. Bardzo się starał, by Maggie zapomniała o problemach z wujem, do którego nie odzywała się od czasu kłótni w szpitalu. Antony niechętnie zgodził się na jej wyjazd po interwencji Petera i Sofii, którzy zapewnili go, że jego bratanicy przyda się chwila wytchnienia.
- Mam wspaniałą nowinę! - krzyknął Tyler, pozostawiając deskorolkę gdzieś w kącie ogromnego salonu i wychodząc do ogrodu, gdzie nad basenem w kształcie ósemki wylegiwali się jego towarzysze.
- Po raz kolejny ci powtarzam, Ty - zaczął Felix, wywracając oczami pod ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi - że nie pójdę na casting do tego filmu o arabskim księciu...
- Nie to miałem na myśli. - Tyler pacnął Felixa w potylicę z oburzoną miną. Od kiedy znaleźli się w LA wciąż paplał o zrobieniu kariery w branży filmowej i twierdził, że mógłby zostać menadżerem brata, który "miał odpowiedni wygląd i kwalifikacje, żeby zostać supergwiazdą". - Chociaż nadal uważam, że powinieneś spróbować! Nie, miałem na myśli coś zupełnie innego, ale też ekstra!
- Wykrztuś to wreszcie. - Maggie spojrzała na kumpla z rozbawieniem.
Jego entuzjazm był zaraźliwy i w głównej mierze dzięki niemu udało jej się odpocząć od problemów, które zostawiła za sobą w Georgii. Od czasu wyjazdu komunikowała się tylko z Maxem i ciotką Jill, ostentacyjnie pokazując swoją złość na wujka. Tyler i Felix byli wiernymi towarzyszami zabawy i świetnie czuła się w ich towarzystwie, wcale nie tęskniąc za domem, w którym roiło się od sekretów i intryg.
TJ podstawił dziewczynie pod nos plakat, który wiózł ze sobą zwinięty w rulon. Widniał na nim jakiś rysunek skateparku i kolorowy napis informujący o zbliżających się zawodach w skateboardingu.
- I? Po co mi to pokazujesz? - zapytała, nie wiedząc, o co chodzi przyjacielowi.
- Jak to: "po co"?! - oburzył się chłopak, uderzając się otwartą dłonią w czoło. - Wystąpisz w zawodach! Zwycięzca otrzyma tysiąc dolców!
Maggie wymieniła zdumione spojrzenia z Felixem, po czym oboje wybuchli śmiechem.
- O co wam chodzi? - Tyler zmarszczył brwi i podparł się pod boki. - Co to jakaś konspira przeciwko mnie? Przecież to super przygoda! Musimy korzystać póki możemy, bo za dwa tygodnie wracamy do domu.
- Tak, TJ, to brzmi fajnie, ale... - zaczął Felix, a Maggie za niego dokończyła:
- ...ale nie jestem profesjonalną skateboardzistką. Jestem przeciętna.
- Wcale nie jesteś przeciętna, bo widziałem cię w akcji. A to jest turniej dla amatorów, więc nie masz, o co się bać.
- Tak, ale to było dawno temu. Teraz jeżdżę tylko dla frajdy - wyznała dziewczyna czując, że Tyler i tak nie ustąpi. - Dlaczego ty nie wystartujesz? Jesteś dużo lepszy ode mnie...
- To się rozumie samo przez się - powiedział udając, że strzepuje z ramienia niewidzialny pyłek, na co Felix wybuchnął śmiechem. - A kto ci powiedział, że ja nie wystąpię? Zapisałem nas oboje dziś rano.
- CO?! - Maggie wstała z leżaka i spojrzała z góry na Tylera, który już zdejmował buty i siadał na brzegu basenu, by wymoczyć sobie nogi. - Pogięło cię? Tak bez mojego pozwolenia?
- Podrobiłem twój podpis, to nie było trudne. - TJ wyszczerzył zęby w uśmiechu i mrugnął oczkiem do Felixa. - Daj spokój, Megs, to będzie super zabawa. Sama mówiłaś ostatnio, że ci tego brakuje - rywalizacji. Są wakacje, na miłość boską! Nie możemy dla odmiany zrobić czegoś zabawnego?
- Od kiedy tu jesteśmy niczego innego nie robimy...
- Wydzwanianie do sąsiadów babci i udawanie producentów filmowych się nie liczy - zauważył Tyler, a Zebari nie wiedział czy się śmiać, czy załamać ręce.
- A ty nic nie powiesz? - zwróciła się do brata Tylera dziewczyna. - Ty jesteś głosem rozsądku w tym towarzystwie. Może mi trochę pomożesz?
- No cóż... - Felix nie chciał stawać po żadnej ze stron, ale musiał przyznać rację TJ'owi - odrobina zabawy nikomu nie zaszkodzi, a kto jak kto, ale Maggie naprawdę tego potrzebowała. - Myślę, że to nic takiego. Tyler ma rację. Jeśli to są amatorskie zawody, powinniście wystartować. Zawsze możesz odpaść w pierwszej fazie i nie będziesz miała się o co martwić.
- Wiesz co, Fel? - Panna Carmichael zmroziła go wzrokiem. - Jesteś tak samo postrzelony jak on. Jesteście pewni, że nie łączą was więzy krwi?
Johnson wybuchnął śmiechem, a Zebari mu zawtórował. Maggie nie mogła się powstrzymać i popchnęła Tylera, który zamachał dziko rękami i wpadł do basenu z głośnym pluskiem.
- Ładnie to tak? - zawołał Tyler, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. - Wiesz, że nie mogę ci oddać, bo wyszedłbym na dupka, skoro boisz się wody.
- Bardzo śmieszne! - warknęła dziewczyna, zakładając ręce na piersi.
- Och, daj spokój, Maggie. - Felix stanął w obronie brata. - On tylko stara się ciebie rozweselić, od kiedy tu jesteśmy. Może mogłabyś to zrobić dla niego, skoro nie chcesz dla siebie?
- No właśnie! - krzyknął Tyler i dał się słyszeć plusk, kiedy ochlapał Felixa i Maggie wodą z basenu. - Nie bądź egoistką i choć raz zrób coś dla mnie.
- Halo! Chłopcy! Maggie! Już jestem! - Dał się słyszeć czyjś donośny głos.
Do ogrodu weszła starsza, elegancka kobieta ubrana z dopasowaną jasną sukienkę. Jak na swój wiek była w dobrej formie i nadal czuła się młoda duchem, a dni mijały jej zwykle na spotkaniach z przyjaciółmi i wizytach w salonach spa.
- Tylerze Jasonie Johnson! - krzyknęła autentycznie przerażona Gloria, widząc wnuka pływającego w basenie w ubraniu. - Co ty robisz w tym basenie w ubraniu? To koszulka od Armani'ego! Wyłaź, ale już!
- To Maggie mnie wepchnęła! - poskarżył się jak niesprawiedliwie osądzone dziecko, wskazując palcem na przyjaciółkę, która śmiała się pod nosem.
- I jestem pewna, że miała powód. - Gloria mrugnęła porozumiewawczo do Megan i wzięła ją pod ramię, kierując się do salonu. - Chodźcie, chcę wam coś powiedzieć. Felix, skarbie, wyciągnij brata z basenu i przyprowadź go do środka.
Felix posłusznie wstał z leżaka i podał rękę Tylerowi, by pomóc mu wygramolić się z wody, kiedy panna Carmichael i właścicielka domu zniknęły w jego wnętrzu.
- Ładnie pani wygląda, pani Johnson, to była jakaś specjalna okazja? - zapytała dziewczyna, kiedy już kobieta usadowiła się na śnieżnobiałej kanapie i przyjęła od służącej filiżankę kawy.
- Ach, moja droga - Gloria machnęła ręką na te słowa, ale zarumieniła się lekko. - To tylko lunch z przyjacielem.
- Z przyjacielem? - zapytała podejrzliwie Maggie, przypatrując się starszej kobiecie spod półprzymkniętych powiek, a po chwili dodała konspiracyjnym tonem: - Kim on jest? Znam go? To Robert De Niro? Albo Harrison Ford?
- Tyler naopowiadał wam jakichś bzdur! - Gloria wyglądała na zawstydzoną i oburzoną jednocześnie. - Myślicie, że nie mam co robić tylko spotykać się z aktorami? To było pytanie retoryczne! - dodała, widząc, że Megan otwiera już usta, by jej odpowiedzieć.
- Pani mąż był producentem filmowym, więc na pewno zna pani dużo słynnych osobistości... - wytłumaczyła się szatynka.
Do salonu weszli Tyler i Felix - obaj mokrzy od stóp do głów. Okazało się, że TJ wciągnął Zebari'ego do wody, kiedy ten próbował mu pomóc wyjść. Gloria pokręciła głową, ale nic więcej nie powiedziała. Zamiast tego, przeszła do sedna sprawy.
- No więc, spotkałam się dzisiaj z Clintem...
- Eastwoodem? - wpadł jej w słowo Felix, a pani Johnson westchnęła zrezygnowana.
- Co wy wszyscy macie z tymi aktorami? - rzuciła, a oni roześmiali się. - Clint Carlyle, mój stary znajomy. Jest producentem muzycznym i współpracuje z wieloma znanymi muzykami. Przyjaźni się też z agentem tego rapera na topie. Jak mu tam? - Gloria spróbowała sobie przypomnieć. - Caine East.
- Chyba masz na myśli Kanye Westa, babciu. - Tyler wywrócił teatralnie oczami, a pani Johnson się obruszyła.
- Nie jestem fanką takiej muzyki, przecież mnie znasz. I nie nazywaj mnie "babcią", bo czuję się staro.
- Dobrze, Glorio. - Tyler spojrzał na Maggie i uśmiechnął się porozumiewawczo.
- W każdym razie - wspomniałam Clintowi, że przyjechali moi wnukowie z przyjaciółką i zaprosił nas na jutrzejsze przyjęcie urodzinowe swojej córki, na którym będzie mnóstwo znanych muzyków. A ja oczywiście musiałam mu wspomnieć, że Felix jest artystą i zaproponował, by zaśpiewał kilka kawałków. Andrea na pewno się ucieszy - to taka urocza dziewczyna.
- To wspaniale! - ucieszył się Tyler i poklepał Fela po plecach, a ten stał jak wryty, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. - Czyli jednak mogę zostać twoim menadżerem!
Fel uśmiechnął się, ale był blady jak ściana. Jeszcze nigdy nie występował przy takiej publiczności. Bał się, że zostanie wygwizdany. Wszyscy jednak bardzo się cieszyli i dodawali mu otuchy, więc zgodził się bez wahania. To mogła być jego życiowa szansa.

***

Blondyn mrużył oczy w skupieniu, czekając aż Jasper owinie mu dłonie specjalnym bandażem.
- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić, Gabe? Nie masz już dość? - zapytał Fuller, troskliwym tonem, który rzadko można było usłyszeć w jego głosie. - Jeśli chcesz się wycofać, to w porządku. Lepiej nie porywać się z motyką na słońce.
Gabriel spojrzał z góry na przyjaciela, który wyglądał na przerażonego. Poklepał go po policzku jakby chciał go rozbudzić i uśmiechnął się kątem ust:
- Spokojna głowa. Dam mu radę. Walczyłem już z silniejszymi.
- Nie jestem tego pewny... - mruknął Jasper, a po chwili nie wytrzymał i wybuchnął: - Gabe, proszę cię! Gość jest dwa razy cięższy od ciebie! Wygląda jakby mógł cię położyć jednym ciosem.
- Przestań się zadręczać. - Blake wyglądał na zirytowanego postawą kumpla. Nie mógł się przecież wycofać w takiej chwili. - Muszę wygrać tę kasę, bo inaczej po mnie.
- Nie możemy po prostu zadzwonić do twojego ojca? On to załatwi...
Z chwilą wypowiedzenia tych słów Jasper Fuller zaczął żałować, że w ogóle o tym wspomniał, bo blondyn zmierzył go iście morderczym spojrzeniem.
- Jeśli jeszcze raz to zaproponujesz to przysięgam, że to ciebie położę na łopatki na tym ringu - syknął, a Jasper przestał się buntować.
Dokończył owijanie dłoni przyjaciela bandażem bokserskim i rzucił mu ostatnie spojrzenie przed walką, od której wiele zależało.
- Gabe... - powiedział, zanim Blake wszedł na ring. - Tylko nie daj się zabić.
Blake kiwnął głową, ale nie uśmiechnął się. Wszedł na ring otoczony kratami wśród gwizdów i dopingu gapiów, odbijających się echem po ścianach podziemia.

***

Kiedy Eric zobaczył na progu swojego mieszkania Jenny Evans, nie był pewny czy to przypadkiem nie fatamorgana. Widywał ją w miasteczku, ale nigdy nie zatrzymała się, by z nim pogadać, a on nie narzucał jej swojego towarzystwa wiedząc, że dziewczyna sobie tego nie życzy. Nie chciał psuć jej wakacji, chociaż z całego serca pragnął dodać jej otuchy po tym, czego dowiedział się od Smitha kilka tygodni temu.
Jimmy wyznał Lisie, co porabiał, kiedy wyjechał ze Stars Way w zeszłym roku szkolnym i to, czego się dowiedział, a mianowicie - że jest ojcem Jennifer. Kuzynka Gabriela musiała być w szoku. W końcu cały jej świat stanął na głowie. Człowiek, którego przez siedemnaście lat uważała za swojego ojca okazał się być tylko mężem jej matki, oszukiwanym aż do śmierci, a jej prawdziwym ojcem był człowiek, który nauczał przysposobienia obronnego w miejscowej szkole, w dodatku weteran wojenny i znajomy Stephanie Evans z młodości.
- Jenny - wykrztusił w końcu, nie wiedząc, co innego może powiedzieć. - Miło cię widzieć.
"Miło cię widzieć?!" - pomyślał Allenmeyer i niemal uderzył się otwartą dłonią w czoło. "Stać cię na coś lepszego, Eric!"
- Cześć. Mogę wejść? - zapytała, a on zszokowany, ale i ucieszony przepuścił ją w wejściu wskazując ręką skromny salon.
- Napijesz się czegoś? - zaproponował, ale ona pokręciła stanowczo głową. Dopiero teraz zobaczył, że ma na plecach wielki plecak podróżny. - Wybierasz się dokądś?
- Właśnie w tej sprawie przyszłam - wyznała, starając się nie patrzeć mu w oczy. Głupio jej było go o to prosić, ale nie mogła zaufać nikomu innemu. - Chodzi o Gabriela. Ma kłopoty. Dzwonił Jasper i potrzebują pomocy.
- Pomocy? Co się stało? Mieli wypadek? - Eric zmarszczył czoło, zdenerwowany. Przeraziła go nie na żarty.
- Nie, nie wiem dokładnie - powiedziała, spuszczając głowę. - Nie przyszłabym gdyby nie chodziło o mojego kuzyna. Potrzebuję jak najszybciej dostać się do Atlantic City.
- Atlantic City? - Eric wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. - New Jersey?
Dziewczyna pokiwała głową, a on przeczesał ciemne włosy palcami, wydmuchując ze świstem powietrze. Ostatni raz widział Gabriela w zeszłym miesiącu, słyszał, że wznowił fizjoterapię i bardzo go to cieszyło. Później wyjechał na wakacje i wyglądało na to, że nie próżnował skoro hasał sobie po stolicy hazardu na wschodnim wybrzeżu ze swoim najlepszym przyjacielem, Jasperem.
- Wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy i możemy jechać - powiedział po chwili zastanowienia, a ona spojrzała na niego zdziwiona, bo nie sądziła, że pójdzie jej tak szybko.
Już po chwili był gotowy do wyjścia. Zabrał tylko torbę ze swoimi rzeczami i chwycił kluczyki do swojego Chevroleta Impali.
- Boże, Gabe - mruknął do siebie, kiedy zamykał drzwi mieszkania. - W coś ty się znów wpakował?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:33:32 28-09-15    Temat postu:

OOO jak fajnie że dodałaś nowy odcinek bo już dawno tu nic nie było ;p

Dobrze ze nasi przyjaciele pojechali sobie wypocząść , a szczególnie jest on dobry dla Maggie Ciekawe jak im pójdzie na tym konkursie , TJ ją wpakował go bez jej wiedzy , ale skoro on mówi że Maggie da radę to da radę ;D

Co ten Gabryjel robi.. w co on sie znowu pakuje, zaparł sie i nie chce nikogo słuchać , błagam Cię niech mu się tylko nic nie stanie bo tego to bym chyba nie przeżyła. Dobrze ze Jenne przyszła do Ericka i razem pojadą by jakoś uchronić Gaba o ile im się uda. Myślę że jak by Maggie tu była i by sie dowiedziała o tym to ona moze by jakos wpłynęła na Gaba .

Czekam na nowy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:49:55 29-09-15    Temat postu:

No wiem właśnie, miałam problem z weną, ale już wszystko wróciło do normy Nie jestem tylko pewna czy będę w stanie wstawiać regularnie rozdziały, bo zaczyna się rok akademicki, więc może być ciężko

Haha Maggie może i by wpłynęła, ale jej się zwyczajnie nie chciałoby ratować mu tyłka, za bardzo go nie lubi, a poza tym odcięła się od Blake'ów i w ogóle od Stars Way i teraz cieszy się wakacjami. A co będzie później, czas pokaże
Dzięki za komentarz!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:27:40 29-09-15    Temat postu:

Rozumiem Cię jeżeli chodzi o rok akademicki ;p Właśnie u mnie też się zaczął i obie dobrze wiemy co to oznacza
Ja mam nadzieje , że Maggie na nowo będzie żyła Stars Way a szczególnie Gabryjelem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:50:46 22-11-15    Temat postu:

Domagam się tutaj czegoś nowego Tu i w drugim opowiadaniu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:42:55 29-11-15    Temat postu:

Przepraszam, że tutaj takie pustki, zdaję sobie sprawę, że to męczące tak czekać na kolejne rozdziały, potem się już nie pamięta co było w poprzednich Niestety mam tak dużo nauki, że nie mam czasu nic naskrobać. Postaram się w przyszły weekend coś napisać, jesli znajdę chwilę także proszę o chwilkę cierpliwości jeszcze I muszę jeszcze nadrobić Twoje opowiadanie, ale to też w przyszły weekend skomentuję.
Przepraszam i pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:31:01 12-02-16    Temat postu:

Przepraszam za długą nieobecność
Jestem z rozdziałem, który pozostawia wiele do życzenia po tak długiej przerwie, ale mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. Z góry przepraszam za wszelkie błędy i zapraszam do czytania!

ODCINEK 18 (68):"WAKACJE CZ.2"

Jechali w ciszy, czasami tylko odzywając się, żeby skomentować korki czy uzgodnić trasę. Eric zaczynał się lekko denerwować. Ukradkiem zerkał na Jenny w lusterku i musiał stwierdzić, że ona również wydaje się dziwnie spięta. Ta cała sytuacja musiała być dla niej bardzo przykra. W końcu musiała spędzić 13 godzin w aucie z chłopakiem, który strasznie ją zranił. No cóż, jemu też nie było łatwo.
- Głodna? - zapytał, kiedy zatrzymali się na stacji benzynowej, żeby zatankować.
Pokręciła głową, ale w tym samym momencie jej zaburczało jej w brzuchu, na co Allenmeyer uśmiechnął się lekko i po chwili wrócił z dwoma wielkimi hot dogami i napojami. Jenny podziękowała i zaczęła pałaszować posiłek, starając się nie patrzeć na Erica.
- Jak myślisz, w co się wpakował? - zagadnął chłopak, czując że dłużej nie zniesie tej niezręcznej ciszy.
- To na pewno nic przyjemnego - odpowiedziała, zakładając pasmo długim czarnych włosów za ucho. - W końcu mówimy o Gabrielu.
Eric musiał przyznać jej rację. Jego przyrodni brat miał tendencje do pakowania się w kłopoty, a jeśli znajdował się w Atlantic City, stolicy hazardu na wschodnim wybrzeżu, to należało spodziewać się czegoś naprawdę paskudnego.
Zjedli pospiesznie i ruszyli w dalszą drogę. Mięli w końcu do pokonania ponad osiemset mil. Jednak kiedy dojechali do Charlotte okazało się, że w wyniku wichury, która przewróciła drzewa, droga jest nieprzejezdna. Straż pożarna już pracowała nad oczyszczeniem trasy, ale wyglądało na to, że potrwa to całą noc.
Zajechali więc do niewielkiego przydrożnego motelu, gdzie wynajęli niewielki dwuosobowy pokój.
Eric czuł się dziwnie ze świadomością, że spędzi noc w jednym pomieszczeniu z dziewczyną, do której od dawna wzdychał, a która nienawidziła go z całego serca. Ale poczuł się jeszcze dziwnie, kiedy zobaczył, że recepcjonistka, najwyraźniej myśląca, że są parą, bez pytania dała im pokój z jednym podwójnym łóżkiem.
- Pójdę do sprostować - zaproponował ze zdenerwowaniem przyglądając się Jenny, która nie okazywała żadnych emocji.
- Nie trzeba.
- Jesteś pewna?
- Tak. Łóżko jest duże, zmieścimy się oboje.
Ale Ericowi zupełnie nie o to chodziło i panna Evans musiała sobie z tego zdawać sprawę. Allenmeyer doskonale wiedział, że nie zmruży oka i przeczuwał, że Jenny, pomimo swojej niechęci do niego, również nie zaśnie. Jego przypuszczenia się potwierdziły kiedy około pierwszej w nocy, zapytała głośnym szeptem.
- Śpisz?
- Nawet gdybym spał, to obudziłoby mnie to pytanie - odparł ze śmiechem, ale po chwili spoważniał, bo nie chciał, żeby poczuła, że się z niej nabija.
- Mogę cię o coś zapytać? - W nikłym świetle księżyca sączącym się przez okno, zobaczył, że dziewczyna odwraca się do niego.
- Jasne, o co tylko chcesz. - On również obrócił się w jej stronę, podkładając sobie lewą rękę pod głowę, dla wygody.
- Jak to było? Kiedy się dowiedziałeś, że Damian jest twoim ojcem?
Trochę zbiła go z tropu tym pytaniem, ale po chwili już wiedział, dlaczego o to pyta. Musiała wcale nie radzić sobie tak dobrze z prawdą, jak udawała. Wiadomość o tym, że to Jimmy Smith, a nie mężczyzna, która kilka lat temu zginął w wypadku, a który był jej bliski, jest jej ojcem.
- Na początku byłem wściekły na mamę - odpowiedział, przypominając sobie wydarzenia sprzed roku, kiedy to przyjechał z Lisą i Emmą do Stars Way. - Za to, że przez tyle lat ukrywała przede mną prawdę. Ale potem złość na nią mi przeszła i zacząłem nienawidzić Blake'a. Zrozumiałem, że to nie była wina mojej mamy. Ona po prostu chciała mnie chronić. Nigdy nie sądziła, że wróci do tego miasteczka, więc nigdy nie miała powodu by mówić mi o Damianie.
- Ale mimo to powinna.
- Być może. Ale nie osądzam jej za błędy młodości i za to, że czasami ukrywa przede mną niektóre rzeczy. Na przykład jak to, że jest po uszy zakochana w Jimmym, ale uparcie twierdzi, że wybrała Davida.
- Twoja mama i mój ojciec... - Jenny prychnęła pod nosem słysząc własne słowa. - To dopiero się porobiło.
- Rozmawiałaś z nim?
- Przez chwilę. Ale nie wiedziałam, co mu powiedzieć. On chyba też nie wiedział.
- On jest w takiej samej sytuacji jak ty, Jen. Nie możesz go karać za to, że nigdy nie wiedział o ciąży twojej mamy.
- Wiem. A to wcale nie ułatwia mi sprawy. On jest trochę dziwny, prawda? Ekscentryczny...
- No... Trochę jak ty. Chyba masz to po nim. Au! - Eric jęknął, kiedy Jenny dała mu kuksańca po tych słowach.
- Przepraszam, nie miałam zamiaru uderzać tak mocno. Nic nie widzę w tych ciemnościach.
- Nic się nie stało. Chyba zasłużyłem.
Na chwilę zapadła cisza, bo oboje pomyśleli o tym samym - ostatnie słowa nie odnosiły się wcale to tej rozmowy, a raczej do tego, jak Eric skrzywdził Jenny. Pogrywał sobie na dwa fronty i teraz zbierał tego żniwo.
- Chyba powinniśmy się trochę przespać. Przed nami długa droga.
- Tak, masz rację.
Ale żadne z nich nie zmrużyło już tej nocy oka.

***

Tyler czuł się jak ryba w wodzie w towarzystwie śmietanki towarzyskiej Beverly Hills. Niestety nie można było tego samego powiedzieć o Maggie, która z niesmakiem przyglądała się bogaczom jedzącym wyszukane przystawki, popijającym szampana i ględzącym o sprawach, o których nie miała zielonego pojęcia. Clint Carlyle, producent muzyczny i przyjaciel Glorii był sympatycznym mężczyzną około pięćdziesiątki, ale jego córka, Andrea, dla której zostało wystawione to przyjęcie z okazji jej szesnastych urodzin, była rozkapryszona, nieznośna i zarozumiała. Panna Carmichael nienawidziła takich dziewcząt, a jubilatka swoją osobą sama nasuwała skojarzenie z Mią Moretti.
Felix natomiast wyglądał na nieco zakłopotanego. Rozmawiał jednak z Carlylem i jego znajomymi ze zwykłą sobie uprzejmością, aż w końcu Gloria pochwaliła się Maggie na ucho, że jej przysposobiony wnuk "robi furorę" wśród gości. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się na te słowa, ale nic nie odpowiedziała. Zamiast tego pomyślała, że Zebari rzeczywiście cieszy się dużym zainteresowaniem, a już szczególnie dużo uwagi poświęcała mu Andrea Carlyle we własnej osobie. Ciągnęła go wszędzie za sobą i poznawała z różnymi ludźmi. Była nim najwidoczniej oczarowana. Maggie zaczynała współczuć przyjacielowi – takie zachowanie nigdy nie wróżyło nic dobrego.
W końcu po długich namowach jubilatki, Felix zgodził się zagrać swoją piosenkę. Usiadł przy fortepianie i uśmiechnął się nerwowo do Tylera i Maggie, po czym zaczął grać. Wszyscy z towarzystwa byli zdziwieni talentem młodego chłopaka. Zdążył im już co nieco o sobie opowiedzieć i wiedzieli, że jest sierotą z Kurdystanu, że stracił rodzinę i dom, że przetrwał wojnę. Nawet Maggie i TJ byli pod wrażeniem jego występu, choć już dobrze go znali. Miał chłopak talent – to był niezaprzeczalny fakt.

It's taken me across the universe
You were there when I was hurtful
And suddenly, one day you left this world
Now I'm lost, on my own, it's over...


Kiedy skończył śpiewał, nawet Gloria miała łzy w oczach. Rozbrzmiały oklaski, a Felix ukłonił się nisko. Był chyba zadowolony z występu, ale również jakby smutny.
– W porządku? - zapytała go Maggie, kiedy już przestano mu gratulować i znów zainteresowano się trywialnymi tematami bogaczy.
- Tak, jasne - odpowiedział, a widząc że jej nie przekonał, dodał: - Ta piosenka jest o mojej mamie i siostrze.
- Domyśliłam się. Tęsknisz za nimi...
Wzruszył ramionami, jakby nie chcąc się rozkleić, ale Megan wiedziała, że ma rację.
- Nie chcę być wścibska, ale... Pamiętasz jak opowiadałeś nam swoją historię? No wiesz, kiedy Jimmy zaginął opowiadałeś jak to było... na wojnie. - Dziewczyna ostrożnie ważyła słowa, a widząc, że Felix przytaknął, kontynuowała. - Nie myślałeś o tym, żeby odnaleźć swoją siostrę, Amarę? Jestem pewna, że państwo Johnson chętnie ci pomogą.
- To nie jest takie proste, Megs - odparł ze smutkiem w oczach. - Nic o niej nie wiem. Gdzie teraz jest, jak się nazywa - może zmieniła imię. To może potrwać wiele lat i i tak mogę nigdy jej nie znaleźć. Tak jest chyba lepiej. Ja mam swoje życie i mam nadzieję, że ona też odnalazła szczęście w jakiejś miłej rodzinie.
Maggie pokiwała głową na znak, że rozumie, choć w rzeczywistości była nieco zdziwiona. Ona oddałaby wszystko, by odnaleźć swoich rodziców. A jej sytuacja była o tyle gorsza, że wszyscy uważali Stevena i Monicę Carmichaelów za zmarłych. Włącznie z jej wujem Antonym. Ona jedna nadal żywiła nadzieję, że jej rodzice wcale nie zginęli w tamtej katastrofie.
- Ale zabawa, co nie? - zagadnął znienacka Tyler, podchodząc do nich i wieszając się Felixowi na ramieniu. - Kto by pomyślał, że zdołamy wbić się na imprezę takiej szychy i bawić się w towarzystwie TAKICH ludzi, co?
- My się nie wbiliśmy, TJ. Dostaliśmy zaproszenie - sprostował Fel, uśmiechając się lekko, a Tyler machnął ręką.
- Jeden pies. Słuchajcie, ta Andrea... Ona chyba ma coś do Felixa - dodał konspiracyjnym tonem Johnson, wskazując wzrokiem nastolatkę, która pożerała wzrokiem "Arabskiego księcia" jak to przedstawił swojego przysposobionego brata Tyler. - Myślę, że to dobra odskocznia od Mii. Przy tej całej Andy Carlyle zapomnisz o naszej włoskiej Miss Stars Way. Powinniśmy zaprosić ją do nas, niech spędzi z tobą trochę czasu, kiedy ja i Maggie będziemy zajęci zawodami w skateboardingu.
- To chyba nie jest dobry pomysł... - zaczął Felix, a Maggie przyznała mu rację.
- No cóż... Już za późno, bo ją zaprosiłem, więc nie macie nic do gadania. Powiedziałem to tylko ze zwykłej uprzejmości.
- Jesteś najbardziej podstępnym i niemożliwym człowiekiem jakiego znam - skwitowała to Maggie, spoglądając na najlepszego przyjaciela z dezaprobatą.
- Dziękuję ci bardzo - odparł Tyler, traktując to jak komplement.

***

- Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
- Oszczędź mi. To były długie dwa dni.
- W to nie wątpię.
Jenny wpatrywała się w kuzyna z mieszaniną złości i politowania. Stali przed komendą policji w Atlantic City. Okazało się, że Gabe został aresztowany za udział w nielegalnych walkach. Próbował spłacić długi, jakie zaciągnął, przegrywając w zakładach i karty. Dobrze, że panna Evans dysponowała sporą gotówką i była w stanie wykupić go z aresztu.
- Powinnam zadzwonić do twojego ojca - powiedziała, jakby chciała dopiec blondynowi.
- I co? Nagrać mu się na sekretarkę? Jestem pewien, że Jasper już próbował, choć mu zabroniłem... - Młody Blake rzucił mordercze spojrzenie najlepszego przyjacielowi, który skurczył się w sobie.
- Obiecałem, że nie zadzwonię do twojego ojca i tego nie zrobiłem. Zamiast tego, powiadomiłem Jenny. Nie wiedziałem co robić, stary. Wywlekali się w kajdankach!
- Dobra, już dobra - warknął Gabe, mrużąc oczy w słońcu, które tego dnia nieźle przygrzewało. - Ale tego pajaca po co ze sobą zabrałaś? - wskazał na Erica, który opierał się o swojego Chevroleta i przysłuchiwał się tej wymianie zdań z dystansu.
- Bo tylko ten pajac ma samochód i jest skłonny jechać osiemset pięćdziesiąt mil, żeby wyciągnąć swojego głupiego przyrodniego brata z paki. - Eric odezwał się po raz pierwszy, odkąd znaleźli się w Atlantic City.
Ku jego zdziwieniu, Gabe nie był skłonny do riposty. Zamiast tego, uniósł ręce w geście poddania i podszedł do brata. Allenmeyer był pewny, że chce mu przyłożyć. Nawet Jasper i Jenny zrobili takie miny, jakby się tego spodziewali. Zamiast tego, Gabe wyrwał bratu z rąk kluczyki i zapowiedział:
- Ja prowadzę!
- Nie sądzę, mistrzu. Ty masz chyba dosyć wrażeń... - zaczął Jasper, ale przyjaciel nie chciał go słuchać.
- Och dajcie spokój. Ja odpocząłem na tej twardej pryczy, więc mogę chyba wyręczyć teraz braciszka za kierownicą. W końcu nie spał całą noc.
- Właściwie to zatrzymaliśmy się w motelu...
- Co? - Gabe spoglądał to na Erica, to na kuzynkę, która właśnie wypowiedziała te słowa. - Ty i on? W motelu? Mam nadzieję, że trzymałeś fiuta w spodniach, Allenmeyer, bo jak nie...
- Gabe! - Jenny podeszła do kuzyna i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. Czasami miała wrażenie, że tylko ona jest w stanie ujarzmić temperament kuzyna. - Nie rób scen, ok?
- W porządku. - Gabe zmierzył Erica jeszcze jednym długim spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek, po czym dodał: - To jak? Ja prowadzę? Będzie jak za dawnych czasów...
- Taaa. - Eric prychnął, ale odsunął się, by przepuścić go do drzwi od strony kierowcy. - Jak wtedy, kiedy nawaliłeś się i rozwaliłeś mi brykę.
- Tak a propos, musimy sobie uciąć pogawędkę na ten temat... - przypomniał sobie nadle Gabe, a Eric dobrze wiedział, co ma na myśli - śledztwo w sprawie ewentualnej próby morderstwa. Brzmiało to strasznie, nawet w jego głowie.
- Wsiadaj, zanim się rozmyślę - warknął Eric, wskazując na auto, a Gabe uśmiechnął się szeroko i kiwnął mu głową.
- To co? Może zahaczymy o kasyno? - zaproponował Blake, sadowiąc się na miejscu kierowcy.
- NIE! - odpowiedzieli Gabrielowi chórem Eric, Jasper i Jenny, którzy również wsiedli do auta.
- Ty już masz dosyć, stary - powtórzył wcześniejsze słowa Jasper, a Gabe uśmiechnął się półgębkiem.
- Jak chcecie. Kierowca wybiera muzykę! - zarządził i włączył radio. - I nie, Jas, żadnej Taylor Swift - dodał żartobliwie w stronę przyjaciela, który usadowił się na tylnym siedzeniu obok Jenny. - No co braciszku? Kierunek Georgia?
Eric spojrzał na brata, który przyglądał mu się z siedzenia kierowcy. Kiwnął głową, a Gabe odpalił silnik. Może to był pierwszy krok do odnowienia braterskiej relacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:03:59 16-02-16    Temat postu:

Oooo i doczekałam sie nowego rozdziału ;p
Przepraszam że dopiero teraz ale miałam gości przez ostatni tydzień i na nic czasu nie miałam ;p

Podróż po Gaba Jenny i Erica jak widać przebiegła w skrepowanej atmosferze, w sumie nie ma sie do dziwić . Dopiero w sumie w motelu jakiś taki lepszy kontakt załapali i na powazniejsze tematy porozmawiali. W sumie oboje pod względem ojców mają podobne doświadczenia więc mogą sie zrozumieć . Ach ten Gab on to sie nigdy nie zmieni chyba , cały czas ma ten swój charakterek , ale mnie to wgl nie przeszkadza :d Hhaha rozbawiło mnie to trochę gdy Gab tak sie spiął na to że Eric mógłby cos ten tego z Jenny ;D Ciekawe czy właśnie tak jak napisałaś to że Allenmeyer przyjechał po Gaba i wgl będzie pierwszym krokiem do odnowienia braterskiej relacji :p Mam nadzieje że tak .
Czekam na kolejny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:32:36 22-05-16    Temat postu:

Podbijam temat

Jeju, ale dawno mnie tu nie było! Nie miałam czasu nic napisać ostatnio, ale postaram się niedługo coś dodać, bo sama już tęsknię za moimi bohaterami
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:15:15 28-05-16    Temat postu:

ODCINEK 19 (69): "ZMIANY"

Maggie czuła, że to zły pomysł, ale nie chcąc robić przykrości Tylerowi, zgodziła się wziąć udział w zawodach skateboardingu. Bardziej po to, by przestał marudzić, niż dlatego, że miała na to ochotę. Od dawna nie robiła żadnych trików, kompletnie zardzewiała i zdawała sobie z tego sprawę. Entuzjazm Johnsona był jednak tak wielki, że zdecydowała się chociaż spróbować.
Tego dnia wszyscy uczestnicy zawodów zebrali się w skateparku, by zademonstrować innym swoje możliwości i przy okazji się lepiej poznać. Impreza trwała w najlepsze i Maggie musiała przyznać, że nie było wcale tak źle, jak się spodziewała.
– Widzisz! – Tyler był wniebowzięty. – Mówiłem, że nie ma co panikować. Jest super.
– Jest znośnie – stwierdziła panna Carmichael, starając się przesadnie nie chwalić imprezy, by nie dawać Tylerowi powodu do tryumfu. – Szkoda tylko, że nie ma Felixa. Że też musiałeś go wpakować w niańczenie Andrei Carlyle.
– To żadne niańczenie, tylko randka! – sprostował TJ, kręcąc głową z oburzeniem. – Fel powinien być mi wdzięczny. Może wreszcie przestanie wzdychać za Mią i przygrucha sobie jakąś laleczkę....
– Czy ty się w ogóle słyszysz? – Maggie uderzyła się otwartą dłonią w czoło, ubolewając nad brakiem taktu kumpla. – Ja też nie przepadam za Mią i nie chcę, żeby Fel przez nią cierpiał, ale ty go wprost wepchnąłeś do paszczy lwa! Andrea Carlyle to rozwydrzona, irytująca i lekko szurnięta nastolatka, która rozbiera Felixa wzrokiem. On jest dla niej kaprysem, jak tylko się nim znudzi, zostawi go, ale przed tym da mu nieźle w kość.
– Och, nie przesadzaj, Megs. Wieczna z ciebie pesymistka...
– Co racja to racja.
Megan i Tyler odwrócili się gwałtownie w stronę, skąd dochodził męski głos, chcąc zwrócić uwagę jego właścicielowi, że to nieładnie podsłuchiwać. Jednak, kiedy ich oczom ukazał się wysoki mężczyzna po trzydziestce z kręconymi ciemnymi włosami, dziewczyna zawołała na całe gardło:
– Wujek Caleb!
Rozłożył szeroko ramiona, a ona rzuciła mu się na szyję, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Dawno go nie widziała i strasznie się za nim stęskniła.
– Tyler, to mój wujek Caleb, brat mojej mamy. A to jest Tyler, mój najlepszy przyjaciel – przedstawiła ich sobie, a wysoki mężczyzna przywitał się z Johnsonem.
– Co ty tutaj robisz? Nie wiedziałam, że jesteś w Kalifornii.
– Odpoczywam trochę, w końcu nie tylko dzieciakom należą się wakacje, co nie? – Wujek poczochrał dziewczynie pieszczotliwie włosy, zupełnie jakby znów miała dziesięć lat. – Wiedziałem, że tu jesteś, rozmawiałem z Antonym. Podał mi adres babci Tylera, a tam dowiedziałem się, że znajdę cię tutaj. Widzę, że nie porzuciłaś skateboardingu. Odkąd pamiętam, latałaś z deskorolką po podwórku – zaśmiał się, przypominając sobie stare czasy.
– To ty mi dałeś pierwszą deskę.
– No cóż, już wtedy poznałem się na twoim talencie.
– Może lepiej się przekonajmy, czy Maggie nadal ma "to coś". Długo nie jeździła i wydaje mi się, że mogła lekko zardzewieć – wtrącił się do rozmowy Tyler, a Caleb parsknął śmiechem, za co oberwał od siostrzenicy kuksańca w bok i jęknął z bólu.
– Chętnie popatrzę na wasze wyczyny, a później zapraszam was na jakieś żarcie, co wy na to? Stęskniłem się za tobą, dzieciaku.
– Niech będzie – zgodziła się panna Carmichael, uśmiechając się szeroko. Humor nagle jej się poprawił. – Tylko się nie śmiej, kiedy zlecę na zbity pysk z rampy. Dawno tego nie robiłam.
– Nie będę, słowo harcerza! – obiecał, unosząc rękę jak do przysięgi. Kiedy jednak Maggie założyła ochraniacze i skierowała się w stronę rampy, on wyciągnął telefon komórkowy i chichocząc, poinformował Tylera: – O nagrywaniu wpadki nic nie wspominała.

***

– Czego to człowiek nie zrobi, żeby tylko nie siedzieć w domu. – Gabriel skrzywił się, wrzucając do koszyka na zakupy paczkę podpasek.
– Nikt ci nie kazał ze mną iść, więc nie marudź – skarciła go Mia, zbierając z półek artykuły spożywcze i zaglądając do listy, by sprawdzić, co jeszcze potrzebuje kupić w supermarkecie.
– Przecież nie marudzę. Wolę robić to niż siedzieć z matką, która, od kiedy wróciłem do domu, nie odstępuje mnie na krok i chce odnowić "rodzinne więzi". – Gabe zakreślił w powietrzu cudzysłów i wywrócił teatralnie oczami. – Nawet ojciec stara się być miły. To prawie nie do zniesienia. Nie przywykłem do uprzejmości.
– To chyba dobrze, co? Wreszcie zrozumieli, że źle cię traktowali.
– Uwierz mi, już wolałbym, żeby ojciec mi przyłożył. Teraz tak się zachowuje, bo boi się, że spróbuję się wyemancypować.
– Ale chyba o tym nie myślisz, co?
– Nie wiem. – Młody Blake wzruszył ramionami, skubiąc etykietkę od wody mineralnej, którą wziął właśnie z półki. – Myślałem o tym na początku, kiedy zmusili mnie, bym wrócił, ale ojciec praktycznie się przyznał, że opieka społeczna siedzi w jego kieszeni i że w życiu mi się to nie uda. Znasz Damiana Blake'a – pociągnie za kilka sznurków i już wszyscy tańczą, jak im zagra.
– Może jednak źle go oceniasz. Może rzeczywiście się zmienił pod namową twojej mamy – podsunęła Mia, ale Blake nie wyglądał na przekonanego.
– Mój ojciec nigdy się nie zmieni. – Przypomniał sobie o dowodach znalezionych w jego sejfie, które świadczyły o jego zamieszaniu w wypadek w noc balu. Nadal nie mógł tego przeboleć.
Na szczęście panna Moretti o nic więcej już nie pytała. Zamiast tego kiwnęła głową Antony'emu Carmichaelowi, który właśnie robił zakupy niedaleko nich.
– Dzień dobry, panie Carmichael. – Gabriel poszedł w jej ślady.
– Obrzydliwe – skwitowała szeptem Mia, kiedy Antony pokiwał ręką Blake'owi i powrócił do przerwanej czynności.
– Co masz na myśli? – Blondyn nie miał pojęcia, o co chodzi jego przyjaciółce, więc ta wskazała głową na osobę, która towarzyszyła Antony'emu na zakupach. Ciąża Sasie była już bardzo widoczna.
– Że co? Że niby Antony i Sasie...?
– Zakręciła się wokół niego już jakiś czas temu, nie wiedziałeś? Tylko popatrz, jak znaczy swoje terytorium – wszędzie za nim łazi. – Młodsza z panien Moretti była zniesmaczona zachowaniem siostry.
– Ale chyba nie próbuje go wmanewrować w ojcostwo tak jak Zacka, co? Antony to mądry facet, w życiu by na to nie poszedł.
– Nie, nie okłamuje go. – Mia ściszyła głos i pociągnęła Gabriela między półki, by udaremnić komukolwiek podsłuchiwanie. – Wreszcie powiedziała ciotce o ciąży. No wiesz, wtedy się bała i próbowała wszystko zwalić na mnie, bo nie chciała zostać wydziedziczona, ale teraz kiedy znalazła sobie faceta, ciotka nie patrzy na to nieprzychylnym okiem. Przeciwnie, jest wprost wniebowzięta! Żal mi jednak pana Carmichaela. Jak znam moją siostrę, jeszcze go zrani. Szkoda, bo to porządny facet i wydaje się być naprawdę zadurzony w Sandrze.
– Antony w Sasie? Boże, co się w tym mieście porobiło pod moją nieobecność! – Gabe pokręcił głową, nie wierząc w to, co słyszy. – Czy Maggie o tym wie? No wiesz, że jej wuj kręci na poważnie z Sasie?
– Nie wiem, z tego co słyszałam od Erica, nie bardzo im się ostatnio układa. Nie rozmawiają ze sobą. Dlaczego cię to interesuje?
– Bez powodu. Po prostu przykro patrzeć, jak twoja siostra niszczy reputację ostatniego dobrego człowieka w Stars Way, to wszystko. Powiedz mi lepiej jak ci poszły egzaminy SAT? Dostałaś już wyniki? – zmienił temat, starając się nie myśleć o nieprzyjemnych sprawach.
– Tak, wszystko zdałam, chociaż ledwo. A ty co zamierzasz zrobić? Będziesz musiał podejść do egzaminów w przyszłym roku, prawda?
– Co? Nie, skąd ten pomysł? Pisałem je w tym samym terminie, co wy.
– Przecież nie było cię wtedy w szkole!
Mia podparła się pod boki i spojrzała na przyjaciela z surową miną. Myślała, że od kiedy ich relacje się polepszyły, mówili sobie wszystko, a jednak się myliła.
– Mama zorganizowała, żebym mógł podejść do nich w domu. Stwierdziła, że to da mi "większy komfort". – Blondyn wywrócił teatralnie oczami i skierował się do kasy. – Wszystko zdałem, więc na szczęście mam już to wszystko za sobą. Ostatni rok liceum powinien pójść jak bułka z masłem.
– Obyś miał rację. – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i zaczęła wypakowywać zakupy na taśmę w kasie, kiedy podeszła do nich Sasie, szczerząc się już z daleka.
– Siostrzyczko! Dawno cię nie widziałam! – Rzuciła się Mii na szyję, a Gabriel zmierzył ją wzrokiem jak wariatkę. – Co u ciebie słychać? – I nie czekając na odpowiedź, pomachała młodszej siostrze lewą ręką przed nosem. – Czyż to nie cudowne? Musisz być moją pierwszą druhną, nie przyjmuję odmowy!
Mia spojrzała najpierw na Gabriela, a potem ponownie na serdeczny palec Sasie, sądząc, że musiało jej się to przewidzieć. Nie było jednak mowy o pomyłce – na palcu Sandry błyszczał nowiutki pierścionek zaręczynowy z brylantem. Wyglądało na to, że rzeczywiście omotała Antony'ego Carmichaela.

***

Caleb Brennan miał trzydzieści pięć lat, ale duchem czuł się o wiele młodszy. Doskonale rozumiał z siostrzenicą i jej przyjacielem, którzy byli do niego podobni pod wieloma względami. Żałował tylko, że tak rzadko się widywali; miał jednak nadzieję to zmienić.
– Myślałem, żeby otworzyć własny warsztat, zagrzać gdzieś miejsca na dłużej – opowiadał Caleb, wcinając hamburgera i jednocześnie gestykulując zawzięcie. – No wiesz, chcę zapuścić gdzieś korzenie. Mam już dosyć tego koczowniczego trybu życia. Trzeba się ustatkować.
– Ty i zapuszczanie korzeni? – Maggie parsknęła śmiechem. Jakoś zupełnie to nie pasowało do jej zwykle przebojowego wujaszka.
– Jest pan mechanikiem? – zapytał Tyler, również pałaszując wielką bułę z mięchem, przez co Maggie czuła się przy nich jak dama, bo jako jedyna nie ubrechtała się jak świnia.
– Yhmm – przytaknął Caleb, a widząc minę siostrzenicy, przełknął ogromny kęs i wytarł usta serwetką w dość komiczny sposób naśladując osobę z wyższych sfer. – Wpadło mi ostatnio trochę kasy z wyścigów i tak sobie pomyślałem – dlaczego by do licha nie założyć własnego biznesu? Przecież to teraz takie popularne...
– Obstawia pan wyścigi? – TJ był zafascynowany nowym znajomym, wydawali się mieć ze sobą wiele wspólnego.
– Nie, sam się ścigam. Lubię o sobie myśleć jako o kierowcy rajdowym, ale to raczej tylko hobby. Samochody od dziecka były moją pasją.
– Powinien pan przyjechać do Stars Way. W okolicach aż roi się od kolekcjonerów starych modeli, niedawno mieliśmy wystawę. Nasz przyjaciel, Eric, ma pięknego Chevroleta Impalę z 67 roku.
– Wiesz co, młody? To nawet nie jest taki głupi pomysł... Może się z wami zabiorę. Kiedy wracacie?
– Niestety niedługo – odpowiedziała Maggie, wzdychając ciężko. – Wakacje się kończą, no i nie możemy wiecznie siedzieć na karku babci Tylera.
– Gloria nie ma nic przeciwko. – Johnson machnął ręką na te słowa, znów biorąc wielki gryz hamburgera; kilka kropel sosu ściekło mu po brodzie i skapnęło na nowiutkie spodenki. – Cholera! – zaklął.
– Tak to jest, jak jesz jak prosiak – skwitowała Megan i rzuciła przyjacielowi serwetkę, kręcąc głową z dezaprobatą. – Doprowadź się do porządku, bo niedługo zawody.
Tyler skrzywił się i pokazał jej język, a Caleb się roześmiał. Tych dwoje droczyło się ze sobą jak brat z siostrą. Cieszył się, że jego siostrzenica ma kogoś bliskiego, tym bardziej w świetle obecnych wydarzeń. Z rozmowy zdążył bowiem wywnioskować, że Megan nie utrzymuje zbyt dobrych stosunków z Antonym i nie odbiera jego telefonów. Nie chciał jej smucić, więc nie wspomniał, że od jakiegoś czasu był w kontakcie z Carmichaelem, który zaprosił go do Stars Way na uroczystość odsłonięcia pamiątkowego pomnika dla Stevena i Monici. Sąd oficjalnie uznał ich za zmarłych i choć Caleb robił to z ciężkim sercem, musiał się zgodzić z tą decyzją – nie można było czekać w nieskończoność na cudowny powrót jego siostry i jej męża. Ktoś musiał wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce. Wszyscy musieli ruszyć dalej, a już w szczególności Maggie. Bał się jedynie, jak dziewczyna zareaguje na te wieści, kiedy już wróci do domu.

***

Eric podjechał pod elegancki dom Angeli Mercer, skąd miał odebrać Alex – mieli jechać z Zackiem do Stars Creek i korzystając z ładnej pogody w ostatnich dniach wakacji, wykąpać się w jeziorze i wygrzać się w słońcu, zanim zacznie się ostatnia klasa liceum. Wysiadł z auta i skierował się w stronę rezydencji; pani Mercer była zamożną rozwódką, przedsiębiorczą i niezależną kobietą, prowadzącą własną firmę kosmetyczną. Jej córka była jej zupełnym przeciwieństwem i ich stosunki nie układały się zbyt dobrze, dlatego Allenmeyer nie bardzo się zdziwił, kiedy usłyszał podniesione głosy dochodzące z wnętrza.
Drzwi wejściowe były otwarte na oścież, więc wszedł do środka, choć nie był pewny, czy tak wypada. Musiał jednak przyjść przyjaciółce z odsieczą i uwolnić ją od smoczycy, jak nazywali Angelę za jej plecami.
– ...po prostu nie podoba mi się, że tyle czasu spędzasz nad książkami, to wszystko! – mówiła Angela podniesionym głosem. Nie od dziś było wiadomo, że córka była dla niej rozczarowaniem, chociaż każda normalna matka cieszyłaby się z tak poukładanej i mądrej córki jak Alexandra.
– Mówisz tak, jakbym nic innego nie robiła, tylko się uczyła, a ja naprawdę mam życie towarzyskie i przyjaciół – tłumaczyła się Alex, spokojniejszym tonem. Widać było, kto jest dojrzalszy w tej rozmowie.
– Może gdybyś znalazła sobie chłopaka... – spekulowała pani Mercer. – Ja w twoim wieku...
– ...byłaś rozchwytywana. Tak, wiem – słyszałam już ze sto razy historię twojej młodości.
– Chcę po prostu powiedzieć, że jesteś młoda, masz dopiero siedemnaście lat i całe życie przed sobą. Powinnaś się wyszaleć, chodzić na randki, zasmakować trochę życia. Pieniędzy nam przecież nie brakuje – zaproś gdzieś ludzi ze szkoły, ja zapłacę za wyjazd...
– Jak to: "ludzi ze szkoły"? – Alex nie wiedziała, o co chodzi jej matce. – Już mam przyjaciół, zapomniałaś? I nie muszę kupować ich przyjaźni.
– Miałam na myśli kogoś bardziej w stylu Mii Moretii, a nie Megan Carmichael. Przymykałam oko na twoją znajomość z tą nieodpowiedzialną dziewczyną, bo jej wuj prowadził najlepiej prosperującą farmę w całym hrabstwie, ale teraz kiedy ma kłopoty finansowe, nie widzę najmniejszego sensu, byś dalej utrzymywała z nią kontakt. Ma na ciebie zły wpływ.
– Słucham? Jesteś niemożliwa, mamo! – Alex czuła, że zaraz wybuchnie. – Chciałbym ci przypomnieć, że sama nadal utrzymujesz zażyłe stosunki z Markiem Donovanem, przyjacielem Antony'ego, który pomaga mu w prowadzeniu farmy i też nie grzeszy bogactwem. Do tego jest obleśnym podrywaczem i wszyscy o tym wiedzą...
– Nie tym tonem, Alex, dobrze?
Panna Mercer tupnęła nogą ze złości, widząc, że nie uda jej się przemówić matce do rozsądku. Na szczęście w tym samym momencie do kuchni, w której kłóciły się obie blondynki, wszedł Eric.
– Dzień dobry, przyjechałem po Alex – obwieścił, zerkając szybko na przyjaciółkę i upewniając się, że nic jej nie jest. Wydawała się przyjąć z ulgą pojawienie się Erica, który niespodziewanie ją wybawił.
– Jestem gotowa, możemy jechać – poinformowała go panna Mercer, chwytają plażową torbę i stając koło niego w wejściu.
– Jedziesz gdzieś? – Pani Mercer wydawała się lekko wytrącona z równowagi nagłym pojawieniem się przystojnego młodego człowieka, który najwidoczniej przyjechał po jej córkę.
– Do Stars Creek, mówiłam ci. Przyjadę wieczorem.
– Proszę się nie martwić, pani Mercer. – Eric spojrzał na kobietę z lekkim zdegustowaniem i ostentacyjnie chwycił jej córkę za rękę. – Odwiozę Alex całą i zdrową. Przy mnie włos z głowy jej nie spadnie.
– Ale... – Angela wpatrywała się ze zdziwieniem w splecione ręce młodych, zupełnie nie zauważając, że jej córka jest tak samo zdumiona jak ona tym nagłym gestem czułości.
– Do widzenia.
Nim pani Mercer zdążyła cokolwiek powiedzieć, Eric pociągnął Alex za sobą, a ona była tak osłupiała, że była w stanie coś wykrztusić dopiero, kiedy byli już w drodze nad jezioro.
– Co to było? – zapytała, a Eric zerknął na nią w lusterku.
– Słyszałem, jak się kłócicie. Trochę się wkurzyłem i postanowiłem dać twojej mamie nauczkę. Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
– Nie – odpowiedziała i wpatrzyła się w okno, próbując ukryć rumieniec. Od dawna czuła miętę do Erica i próbowała to ukryć, nie wiedząc, że on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. – Dzięki.
– Jasna sprawa – odparł chłopak. – Ale musisz coś dla mnie zrobić w zamian. – Alexandra spojrzała na niego ze strachem, zastanawiając się, co też takiego od niej zażąda w zamian za pomoc. – Musisz się czasem postawić. Nie pozwól, by matka weszła ci na głowę. Na siłę stara się z ciebie zrobić młodszą wersję siebie. Każda matka byłaby dumna z takiej córki jak ty – mądrej, wrażliwej i pomocnej. Jeśli Angela nie potrafi tego docenić, to jest głupia. Pamiętaj o tym.
Blondynka uśmiechnęła się lekko na te słowa. Nagle zrobiło jej się lżej na sercu.

***

– Psst, Collins! – Jimmy Smith rozglądał się po klatce schodowej, jakby chciał się upewnić, czy nikt nie podsłuchuje. – Chodź na chwilę!
Gestem przywołał do siebie Logana, który właśnie wychodził ze swojego mieszkania z zamiarem wybrania się do Stars Creek na pożegnanie wakacji, które organizowała Mia Moretti z koleżankami z samorządu szkolnego.
– Po co ta konspira? Coś się stało? – Logana zdziwiło zachowanie sąsiada, który niedawno wrócił do miasta, a który zachowywał się jeszcze dziwniej niż zwykle.
– Chciałem pogadać, nie zabiorę ci za dużo czasu. Właź do środka.
Parker-Collins z trochę nietęgą miną posłuchał nowo przywróconego na stanowisko nauczyciela, który wyjął z lodówki dwa piwa, otworzył jedno zwinnym ruchem i podał mu je. Blondyn odmówił jednak, jako że prowadził. Nauczyciel nie powinien proponować niepełnoletnim uczniom alkoholu i Jimmy Smith, pomimo swojej ekscentryczności, zwykle także tego nie robił, ale tego dnia robił dziwne podchody i najwyraźniej chcąc się czegoś dowiedzieć, próbował przekabacić Logana na swoją stronę.
– O co chodzi? – Collins odezwał się pierwszy, przeczuwając, co jej przyczyną zachowania Jimmy'ego. – Jeśli chodzi o Gabriela, to obawiam się, że nie mogę pomóc.
– Siadaj! – warknął wojskowy, władczym gestem wskazując stołek w kuchni, na którym Logan posłusznie się usadowił. – Chcę wiedzieć co u niego.
– Więc proszę go samemu zapytać.
– Może i jesteś dobry z matmy, ale z relacji międzyludzkich dostałbyś pałę, Collins! – Spojrzenie Smitha mogło zabić i blondyn nieco odsunął od niego stołek z lekkim strachem. – Gdyby to było takie proste, to przecież bym to zrobił. Wysil trochę mózgownicę, Logan! On nie chce ze mnę gadać! Wciąż nie może mi wybaczyć, że zniknąłem tak bez słowa. W sumie mu się nie dziwię...
– Szczerze mówiąc, to Gabe też mi się ostatnio nie zwierza.
– No ale chyba coś musisz wiedzieć, nie? Przecież macie wspólnych znajomych i te konta na śmiesznych portalach typu facepalm...
– Facebook – poprawił go Logan, a Jimmy spojrzał na niego jak na debila.
– Nie jestem idiotą, Collins, specjalnie to przeinaczyłem, zresztą nieważne. – Jimmy złapał się za nasadę nosa i odetchnął głęboko. – Jak idzie jego fizjoterapia? Słyszałem, że ma nowego lekarza. Dobry jest?
– Chyba tak. Gabe jest w dobrej formie.
– To dobrze.
– Mogę już iść? – zapytał niepewnie Logan, podnosząc się lekko ze stołka.
– Jeszcze nie. Powiedz mi... Co porabia Jenny?
– Jenny Evans?
– A znasz inną Jenny?! – Jimmy wyglądał na zniecierpliwionego.
– Całe mnóstwo, to popularne imię.
– Boże, Collins, z tobą gorzej jak z dzieckiem! Tak, chodziło mi o Jenny Evans, Jenny – moją córkę.
– No tak... – Logan zawiesił głos i skrzywił się lekko – w tak małej mieścinie jak Stars Way wieści szybko się rozchodziły. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, więc ciężko mi powiedzieć.
– No dobra, to chociaż powiedz mi, kto się wokół niej kręci.
– Co ma pan na myśli? – Blondyn zmarszczył brwi, zastanawiając się, do czego zmierza major.
– Chryste, ile ty masz lat, co? Ja w twoim wieku...
– Proszę nie kończyć! – Logan wstał z miejsca i wyciągnął przed siebie rękę, chcąc powstrzymać Smitha przed zwierzeniami. – Wolę tego nie słuchać. Bo ja wiem... Eric Allenmeyer często z nią przebywał. Chyba było coś między nimi, ale teraz nie układa się im najlepiej.
– Eric Allenmeyer? Syn Lisy? – zdziwił się Jimmy, a Logan uśmiechnął się cwaniacko i przedrzeźnił słowa nauczyciela.
– A zna pan innego Erica Allenmeyera?
– Dobra, Collins, zmykaj zanim stracę nad sobą panowanie i przestań świrować pawiana. – Otworzył mu drzwi i gestem nakazał wyjść z mieszkania. – Dzięki za cynk, dalej poradzę sobie sam.
Logan wyszedł z mieszkania, ale w progu się zatrzymał, nagle coś sobie przypominając:
– Mogę teraz ja o coś zapytać?
– Jasne, młody. Wal śmiało. – Jimmy założył ręce na piersiach i wpatrzył się w nastolatka wyczekująco.
– Co pan wie o Davidzie?
– Aaaa – Jimmy pokiwał głową i skrzywił się lekko na wzmiankę o swoim konkurencie w walce o uczucia Lisy Allenmeyer. – To zarozumiały goguś, chłopak Lisy, gitarzysta jakiegoś podrzędnego zespołu rockowego. Dlaczego pytasz?
– On jest jakiś dziwny... – Przyznał Logan, wpatrując się w dal i zastanawiając się nad czymś głęboko.
– Dziwny tak jak ja czy dziwny jak psychopata? – Jimmy'ego najwidoczniej zainteresowały słowa Collinsa, bo zamienił się w słuch.
– Sam nie wiem. Mam jakieś niezbyt dobre przeczucie co do niego. Krępuje mnie jego obecność w Stars Way i mam dziwne wrażenie, że...
– Że co? – Smith chłonął każde słowo chłopaka – im więcej dowodów świadczących o złych zamiarach Davida zbierze, tym bardziej zapunktuje u Lisy.
– Nie, to pewnie nic takiego. To chyba tylko moja wyobraźnia płata mi figle.
– Mów, do cholery!
– No dobrze! – Logan uniósł ręce w geście poddania, widząc, że Jimmy Smith nie spocznie, póki ten mu nie powie o swoich podejrzeniach. – Mam wrażenie, że on mnie śledzi.
– Co? – Jimmy był wyraźnie zawiedziony tymi słowami, ale też jakby nieco zdziwiony. Na chwilę zapomniał o Lisie. – Po co miałby cię śledzić? Myślisz, że to jakiś psychofan koszykówki?
– Nie, raczej nie. Ale wszędzie, gdzie się nie pojawię, on też tam jest. Zupełnie jakby robił to celowo. A ostatnio był nawet w moim rodzinnym mieście, Comer. Nie wiem, co mam o tym myśleć. To brzmi, jakbym miał paranoję, a jednak...
– Spokojnie, Collins, to pewnie nic takiego, ale na wszelki wypadek, będę go miał na oku. Dla naszej wspólnej korzyści. W końcu jesteśmy sąsiadami, nie? – Smith mrugnął do niego oczkiem.
– W porządku. – Logan uśmiechnął się lekko na te słowa. – To ja już lecę. I mam nadzieję, że wyjaśni pan sobie wszystko z Gabrielem i Jenny.
– Dzięki, doceniam to.
Jimmy odprowadził wzrokiem ucznia, który zbiegł na dół po schodach. Jeszcze przez chwilę stał w progu mieszkania, rozmyślając, co też takiego chodziło po głowie Davida.

***

Gabriel długo bił się z myślami, czy podejść do przyrodniego brata, spędzającego czas z przyjaciółmi nad jeziorem, czy może sobie odpuścić. Postanowił jednak przełknąć dumę i zrobić pierwszy krok, tym bardziej, że był mu wdzięczny za pomoc, kiedy został aresztowany w Atlantic City. Musieli w końcu omówić sprawę wypadku.
– Możemy pogadać? – zapytał, przerywając rozmowę Zacka i Alex, którzy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
– Jasne. – Eric wstał z koca, na którym wszyscy troje wygodnie się rozłożyli w słońcu i poszedł za Gabe'em, który skierował się w ustronne miejsce nad jeziorem. – O co chodzi? – zapytał, kiedy już znaleźli się z dala od tłumu nastolatków, bawiących się i korzystających z ostatnich dni wakacji.
– Po pierwsze, chciałem ci podziękować – powiedział Gabe, starając się nie patrzeć bratu w oczy. Było to nieco upokarzające, nie chciał, by Eric poczuł, że przyznaje się do winy. – Za to, że przywiozłeś Jenny i mnie odebraliście.
– Nie ma problemu.
Przez chwilę stali w ciszy. Było trochę niezręcznie, więc nie chcąc przedłużać tego momentu, Gabriel postanowił przejść do sedna sprawy.
– Myślałem o naszym małym śledztwie. No wiesz, w sprawie wypadku.
– Ja też dużo o tym myślałem – przyznał Eric. – Długo nie mogłem w to uwierzyć, ale Maggie ma rację, trzeba to zbadać.
– Zgadzam się. Dlatego jutro jadę do warsztatu samochodowego, skąd pochodzi ten rachunek za naprawę, który znaleźliśmy. Chcę dowiedzieć się prawdy. Jeśli będzie trzeba, przyszpilimy mechanika do muru i wyciśniemy z niego wszystko.
– Nie tak ostro, musimy być ostrożni. – Eric ściszył głos i rozejrzał się wokół, jakby chciał się upewnić, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje. – Jeśli to rzeczywiście Damian albo Diana maczali w tym palce, mogą dowiedzieć się, że węszymy.
– Racja. Trzeba być ostrożnym.
–Wiesz, Eric, jeśli raz chcieli cię zabić, mogą zrobić to po raz kolejny. Chociaż ja wciąż nie jestem przekonany do winy ojca. Do mojej matki to bardziej pasuje, ale... Ona nie jest morderczynią, Eric. Znam ją. Chcę dowiedzieć się prawdy, bo mam nadzieję, że istnieje inne wytłumaczenie.
– Doskonale cię rozumiem i uwierz mi, też wolałbym, żeby okazało się to jakimś fatalnym zbiegiem okoliczności, tragicznym wypadkiem albo czymś w tym stylu. Wolę nie myśleć, że ojciec albo jego żona chcieli mnie zabić.
Gabe pokiwał głową na znak, że rozumie.
– Więc... – zaczął po chwili Allenmeyer, uśmiechając się lekko. Cieszył się, że znów rozmawiali z bratem. – Zakopaliśmy topór wojenny?
– Na to wygląda.
– Mam cię teraz przytulić?
– Zamknij się, bo zawsze mogę ten topór odkopać!
Eric roześmiał się w głos, a Gabriel szybko poszedł w jego ślady.
– Dobrze jest znów rozmawiać. Jak bracia.
– Taaak, jak za dobrych starych czasów – przyznał blondyn ze śmiechem, a po chwili zmarszczył czoło. – Zaraz, zaraz... Czy my się przypadkiem nie nienawidziliśmy?
– Tylko przez jakiś czas, później znaleźliśmy wspólny język – przypomniał mu Allenmeyer.
– Ale potem znów się pokłóciliśmy...
– Bo byłeś zazdrosny o moje miejsce w drużynie...
– Okay, przyznaję. – Obaj znów się roześmiali. – Jakby tak się dobrze zastanowić, to jesteśmy jak stare małżeństwo – wciąż się kłócimy i godzimy.
– To po to, żeby nie było nudno – stwierdził Eric, a po chwili zmrużył oczy, widząc, że w oddali Alex macha do niego ręką, by do nich dołączył.
– To pewnie jakiś ustalony znak – wywabiają cię od konieczności rozmawiania ze mną.
– Taaak, mamy taką zasadę... Ale muszę im powiedzieć, że już nie jesteśmy na wojennej ścieżce.
– Na pewno się ucieszą – powiedział z sarkazmem Gabe, uśmiechając się półgębkiem.
– Szczególnie Zack. Nadal nie może przeboleć, że "chodziłeś" z Maggie. – Eric zakreślił w powietrzu cudzysłów, a Blake wywrócił teatralnie oczami. – Swoją drogą, co jest z wami dwojgiem, co?
– Nie przeginaj, jeszcze złość całkiem mi nie przeszła.
Eric uniósł ręce w geście poddania i roześmiani ruszyli razem w stronę przyjaciół. Na poważne rozmowy jeszcze przyjdzie czas. Teraz liczyło się to, że znów ze sobą rozmawiali i wszystko zdawało się dobrze układać. Mieli tylko nadzieję, że to, czego się dowiedzą w sprawie wypadku, na nowo ich nie poróżni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Justyśka
King kong
King kong


Dołączył: 05 Sie 2009
Posty: 2055
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:02:11 03-06-16    Temat postu:

Ooooo jaki długi rozdział :d to mnie bardzo ucieszyło :d

Od razu na początku widzę , że pojawiła się nowa postać wujek Caleb Czy może on wniesie cos nowego co do sprawy rodziców Maggie ? Czy może cos zostanie okryte ? Niby pogodził sie z wyrokiem sądu , alee ja mam ogólnie przeczucie , że kiedyś w jakimś rozdziale się wyjaśni ta sprawa :p

Gabe z Mią teraz jak dwoje przyjaciół , nawet wspólne kupowanie podpasek hahah
Szczerze powiem współczuje Antonemu , ze jest z tą całą Sazi i powiem Ci że nie rozumiem tego jak właśnie taki porządny stateczny człowiek mógł z nią się związać ? Żeby tylko tego potem nie żałował i ona mu jakiegoś numeru nie wywineła

Eric nieźle przytarł nosa matce Alex niech sobie nie myśli Ale ma racje z tym, że ona powinna się trochę inaczej zachowywać w stosunku do matki . To że Angela jest jaka jest to nie znaczy że Alex musi byc taka sama !

Hhahaha rozmowa Logana i Jmiego to po prostu była boska haha , taki ten Logan nie domyślny jak nie wiem . Jimmi mało co go tam nie trzasnął w łeb Ciekawe czy jakos w końcu się dogadają z Gabem ... mam nadzieje że tak Nooo i dobrze ze bracia znów razem , zakopali wojenny topór , ale aż sie boje pomyśleć jak to ich śledctwo moze się zakończyć ... myśle że oni moga miec racje.

Czekam na nowy rozdział i mam nadzieje że pojawi się nie tylko w tym opowiadaniu ;D

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5763
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:54:51 03-06-16    Temat postu:

Dzięki za komentarz!

W końcu trzeba wyjaśnić tę sprawę - może się okazać, że nikt nie maczał palców w tej katastrofie na morzu i tyle. Ale może rzeczywiście Blake ma z tym coś wspólnego; to samo dotyczy zresztą wypadku w noc balu

Antony jest chyba po prostu zagubiony po rozwodzie z Kendrą i szuka bliskości, a ze zainteresowała się nim młoda kobieta... no cóż - każdy ma swoje słabości

Postaram się coś niedługo napisać, ale obiecywać nie będę, bo czas na studiach naprawdę gorący i nie wiem, kiedy będę miała czas.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 51, 52, 53  Następny
Strona 52 z 53

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin