Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

The Royals Rozdział dziesiąty
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3430
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:47:06 26-03-19    Temat postu: The Royals Rozdział dziesiąty



Jeden

Anthony Stuart obrócił w dłoniach kieliszek z szampanem siadając w jednym z foteli usytuowanych w głębi salonu. Założył nogę na nogę a o kolano oparł nóżkę od kieliszka. Z miejsca ukrytego w cieniu miał doskonały widok na wszystkich obecnych. Uśmiechnięci, wystrojeni z drogim alkoholem w kieliszkach i liczbą zer na kącie która przeciętnego Kowalskiego przyprawiłaby o zawrót głowy. Wszyscy niby ukradkiem zerkali w jego stronę, szeptali między sobą nie o tym jak pięknie wyglądała jego siostra w dniu świętowania rocznicy ślubu lecz o nim; Anthonym Stuarcie następcy brytyjskiego tronu.
Było to jego pierwsze publiczne wyjście od wypadku narzeczonej. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy częściej bywał w szpitalu czytając na głos „Dumę i uprzedzenie” niż brytyjskich salonach. Dziś pojawił się tylko dlatego, iż siostra poprosiła go o to. Josephine świętowała pierwszą rocznicę ślubu i w tym szczególnym dniu chciała być otoczona przez rodzinę i przyjaciół. Tony zgodził się z czystej grzeczności.
Odszukał ją wzrokiem. Odwrócona była od niego plecami. Ubrana w elegancką małą czarną drobną dłoń opierała na ramieniu męża Vincenta Herrery. Brunet pociągnął łyk szampana wpatrując się w profil swojego szwagra. Vincent Herrera czując na sobie jego wzrok odwrócił głowę i pozdrowił go uśmiechem. Tony nie odwzajemnił uśmiechu a wyraźnie niezadowolony Vinny odwrócił wzrok.
I jeśli miał być sam ze sobą szczery nigdy nie przepadał za tym facetem. Było w nim coś nieuchwytnego. To w jaki sposób obejmował jego siostrę, jak na nią patrzył, jak trzymał ją za rękę. Było w tym coś niepokojącego, jakby Josie była niczym więcej jak trofeum które wygrał. I nawet spojrzenie blondynki było inne. Jakby przygaszone. Intuicja podpowiadała mu iż nie jest szczęśliwa a uśmiech, który ma dziś na twarzy jest dobrą miną do złej gry.
Czyżby i ona nie miała szczęścia w miłości?, zapytał sam siebie w myślach. Rok temu w dniu ślubu Josie tryskała radością. Każdym gestem, słowem dawała wyraz swojej miłości do męża. Obecnie patrząc na nich z boku... masz paranoje, pomyślał. Nie każde małżeństwo to gra pozorów, wzajemnych kompromisów i pretensji. Josie jest szczęśliwa. To nie jej lecz jemu posypało się życie osobiste kiedy naiwnie sądził , iż także zasługuje na odrobinę szczęścia.
Rok temu w dniu ślubu siostry był cholernie szczęśliwy i zakochany. Wilhelmina sprawiła, że uwierzył w związki, miłość , aż do dnia wypadku. Pijany kierowca na dziesięć miesięcy przekreślił ich miłość. Kiedy dwa miesiące temu wybudziła się ze śpiączki był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, kiedy zapytała po niderlandzku „kim jesteś?” jego świat runął po raz drugi. Obecnie przebywała na górze. Nie była gotowa na publiczne wystąpienia.
Westchnął cicho. W dniu w, którym przedstawił Willow rodzinie nie wszyscy byli zadowoleni jego wyborem. Była Holenderką , fakt w jej żyłach płynęła błękitna krew, lecz była nieślubnym dzieckiem brata króla Holandii. Nie miała tytułu księżniczki. A Król zgodził się na ten związek. Dziadek uznał bowiem iż żadna porządna Angielka nie zostanie jego żoną. Miał zły charakter.
I na pierwszy rzut oka tak było; bawidamek, lekkoduch, żartowniś, wiecznie z głową w chmurach nie był materiałem na męża nie mówiąc iż o materiale na Króla. Był zbyt lekkomyślny. Najpierw robił później myślał a rodzina i opinia publiczna wytykały mu każdy najmniejszy błąd.
Dziesięć miesięcy temu przed ślubem media przedstawiły listę wszystkich jego kochanek. Przez kilka tygodni dyskutowano z kim i jak długo i absolutnie nikogo nie obchodziło iż z większością tych kobiet nie spał. A romanse to wyssane z palca historyjki. Czasem wystarczyło im jedno zdjęcie aby dorobić do tego całą resztę. Nikt nie znał go naprawdę.
Chciał to zmienić, chciał aby ktoś zobaczył w nim faceta z krwi i kości. Nie tytuł, pieniądze tylko jego. Pragnął jedynie czegoś więcej od życia niż miał. I wszystko było by dobrze gdyby nie ten cholerny wypadek!
Willow wracała z gali charytatywnej i wtedy w jej kolumnę wjechał pijany kierowca. Anthony do końca życia nie wybaczy sobie że pozwolił jej jechać. Głosik w głowie podpowiadał mu że to nie jego wina, lecz niesmak pozostał i pozostanie.
Dopił szampana rozmyślając o starszej z sióstr— Elizabeth. Różnica między nią a Josie wynosiła siedem minut jednak siostry nie mogły się bardziej od siebie różnic. Były jak ogień i woda. Jo była łagodna i delikatna zaś Elizabeth zadziorna i uparta. Młodsza z nich chciała zadowolić wszystkich zaś Elizabeth przestała się przejmować tym iż zadowolenie wszystkich jest niewykonalne. Postanowiła uszczęśliwić tylko siebie. Obie były mężatkami jednak tego wieczoru to Elizabeth była wielką nieobecną.
— Tony — z zadumy wyrwał go głos ojca którego sylwetka zasłoniła mu widok. Brunet uśmiechnął się sztucznie. — Przejdźmy do mojego gabinetu — poprosił. Mężczyzna westchnął podnosząc się z fotela. Wychodząc z salonu czuł jak zebrani odprowadzają go wzrokiem. — O co chodzi? — zapytał kiedy drzwi zamknęły się za nimi.
—Martwię się o ciebie. — powiedział nie mając zamiaru krążyć wokół tematu. Pierworodny popatrzył na niego zaskoczony. Nie takie słowa spodziewał się usłyszeć z ust ojca
— Nic mi nie jest — zapewnił go chociaż oboje wiedzieli, że to kłamstwo. — Nie pamięta mnie — dodał.
— Minęło dopiero dwa miesiące, Wilhelmina potrzebuje czasu.
— Wiem, ale to nie ty kochasz kobietę, która za każdym razem jak wchodzisz do pokoju patrzy na ciebie — urwał i usiadł w fotelu — Co jeśli ona nigdy nie przypomni sobie kim jestem?
— Nie wiem, ale raz się w tobie zakochała.
— Położę się. Przeproś o de mnie Jo. Powiedz, że boli mnie głowa czy coś.
Edward odprowadził syna wzrokiem. Martwił się o każde ze swoich dzieci jednak to Tony ostatnimi czasu spędzał mu sen z powiek.
Zmiana jaka zaszła w Anthonym w przeciągu ostatniego roku była ogromna. Od czasu wypadku całkowicie wycofał się z życia publicznego a następne tygodnie poświęcił niedoszłej żonie. W szpitalu spędzał noce, czuwał w przy jej łóżku. Wiliam kilka razy obserwował go przez szybę. Czytał jej, śpiewał albo po prostu mówił. Czasami bez ładu i składu jednak nadal trzymał się tej złudnej nadziei iż pewnego dnia otworzy oczy. A kiedy wreszcie się obudziła. Dla syna jej amnezja była szokiem. Jak długo Anthony jeszcze wytrzyma? Niechętnie wrócił na przyjęcie.

***
W przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy nauczyła się rozpoznawać jego nastroje po mowie ciała. Niepewnie zerkając na profil męża wiedziała iż jest zły. Wargi miał zaciśnięte w wąską kreskę, ramiona dumnie wyprostowane. Palce mocno zaciskał na jej nadgarstku. Wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze odwracając wzrok w kierunku okna. Limuzyna jechała przez pogrążone w gwarze londyńskie ulice a młoda kobieta nie mogła powstrzymać myśli które kłębiły się w jej głowie.
Wiedziała że go rozzłościła. Nie wiedziała tylko czym. Przyjęcie z okazji ich pierwszej rocznicy ślubu w całości było zorganizowane aby go zadowolić. Wybrał motyw przewodni, sporządził listę gości a nawet pomagał wybierać Isabelli zastawę więc co tym razem zrobiła źle? Z trudem przełknęła ślinę kiedy brama zamknęła się za ich limuzyną a Vincent puścił jej dłoń i pierwszy wyszedł z auta.
Oboje nieubłaganie zbliżali się do ich prywatnych apartamentów. Josie szła dwa kroki za mężem utkwiwszy oczy w jego napiętych pod marynarką mięśniach. Każdy jego krok był wyważony i ostrożny, każde skinienie głowy służby było jednocześnie wyrazem wdzięczności i uznania, ale i odprawieniem. Drzwi zamknęły się za nimi bezszelestnie a szatynka z trudem przełknęła ślinę.
— To był udany wieczór — zaryzykowała opierając dłonie na oparciu krzesła. Zsunęła z ramion płaszcz niedbale przerzucając go przez oparcie fotela.
— Tak uważasz? — zapytał ją Vinny nie odwracając się.
— Tak. Goście dopisali.
— Twój brat siedział w kącie. Nie podszedł nawet się przywitać, siedział tam obrażony jak mały chłopiec.
— Tony ma ciężki okres w życiu — usprawiedliwiła brata Josephine.
— Ma ciężki okres od roku — powiedział natarczywym tonem. — Jest księciem, niech zacznie zachowywać się jak książę. Zrzucił na nas swoje obowiązki a sam godzinami siedział i czytał książki.
Ty byś tego dla mnie nie zrobił, przemknęło jej przez myśl. Vincent nie trwał by przy jej łóżku przez dziesięć miesięcy i nie czekał aż się obudzi. Prędzej odłączyłby ją od aparatury. Rola wdowca bardziej mu pasuje.
— Porozmawiam z nim o tym — zapewniła go. — Obiecuje.
Vincent odwrócił się podchodząc do niej. Wyciągnął dłoń i pogładził ją po policzku. To nie był dobry znak.
— Odebrałem dziś bardzo interesujący telefon — zaczął wymijając ją. Zsunął z ramion marynarkę niedbale przerzucając ją przez oparcie krzesła. Rozwiązał krawat i rzucił go na stół — od twojego ginekologa.
Zesztywniała mimowolnie cofając się do tyłu. Vincent natomiast odwrócił do tyłu głowę i uśmiechnął się czarująco.
— Chciał abym ci przekazał, iż w ciągu następnego tygodnia należy wymienić twoją wkładkę domaciczną — wycedził przez zaciśnięte usta Vinny.
— Vinny mogę wyjaśnić.
— Śmiało — zachęcił ją ruchem dłoni — wyjaśnij mi proszę — zaczął obracając się do niej — teraz przynajmniej rozumiem dlaczego rok po ślubie nie mamy dzieci. Wiesz że chcę mieć z tobą dziecko.
— Tak oczywiście
— Nie mamy tych samych pragnień Jo? — zapytał robiąc krok do przodu— chciałem dać ci dziecko. Małą słodką istotkę, która miała by twoje oczy a mój uśmiech ale jak widać czegoś nie zrozumiałaś.
— Kochanie.
Policzek jaki jej wymierzył odrzucił jej głowę do tyłu. Lu zachwiała się w wysokich szpilkach spoglądając na wykrzywioną w grymasie wściekłości twarz męża. Nie był to pierwszy raz kiedy ją uderzył jednak teraz uderzenie było zdecydowanie mocniejsze. Będąc byłym aktorem wiedział jak bić aby nie zostawiać śladu. Chwycił jej przedramię i zacisnął na nim z całej siły palce.
— Dlaczego masz założoną wkładkę?
— Dobrze wiesz dlaczego — odpowiedziała.
— Domyślam się kochanie, ale chcę to usłyszeć od ciebie. Z twoich ust. Dlaczego masz założoną wkładkę?
— Mam ją ponieważ nie chcę mieć z tobą dzieci — i proszę powiedziała to głośno i wyraźnie, patrząc mu w oczy. — Nie chcę mieć z tobą dziecka Vinny — powiedziała i wyminęła go.
Chwycił ją za łokieć. Odwróciła do tyłu głowę spoglądając mu w oczy. Przez ostatni rok żyła w strachu. Bała się patrzeć mu w oczy, głośno wyrażać swoje opinię, jego dotyk wywoływał w niej obrzydzenie, lecz teraz była po prostu zmęczona i chciała żeby to wszystko się skończyło raz na zawsze.
— Śmiało — zachęciła go — uderz. Nie byłby to pierwszy raz kiedy podnosisz na mnie rękę — zaczęła wyszarpując się z jego uścisku. — Nie chcę mieć z tobą dzieci ponieważ nie jesteś człowiekiem, którego pokochałam. Nie chcę mieć z tobą dzieci ponieważ chcę rozwodu.
Poczuła jego dłonie w tali. Rzucił nią z taką łatwością jak ważyła tyle co torebka cukru wprost na stojące w rogu sypialni lustro roztrzaskując jej w drobny mak. Bolało tak cholernie bolało kiedy zaczęła się czołgać po tym co z niego zostało. Była niemal pewna że odłamki wbijają jej się w brzuch wtedy ją kopnął. W brzuch gdy usiłowała się podnieść. Mówił coś lecz nie była wstanie zrozumieć jego słów. Drugi kopniak przyszedł w żebra. Mocniejszy od poprzedniego. Jej mąż miał na nogach eleganckie pantofle. Czarne robione na zamówienie. Widziała je zaskakująco wyraźnie a Vinny dopiero się rozkręcał. Jeden, drugi, trzeci....
Przyklęka przy niej a dłonie zaciskają się na jej szyi. Pierwsze uderzenie oszołamia ją, że dzwoni jej w oczach, drugie, trzecie. Jej głowa rytmicznie uderza o podłogę jak piłeczka tenisowa odbijana o ziemię. Od kolejnego uderzenia traci przytomność.
Nie widzi już jak jej mąż prostuje się i patrzy na jej nieruchome ciało. Jak zaczyna spacerować po pokoju z rękoma splecionymi na karku, nie słyszy jego mamrotania. Nie widzi jak przestraszony ucieka.

Bohaterowie:








Drogi Czytelniku!
Witam w moich skromnych progach! Namówiona przez Ewę (CamilaDarien) zapraszam Was do Londynu! A gdzie Londyn tam monarchia a gdzie monarchia tam dwór a na dworze różne ciekawe rzeczy się dzieją albo przynajmniej mam nadzieję , że będą na tyle ciekawe i zatrzymacie się tutaj na dłużej.
Mile widziane komentarze bo nic tak nie motywuje do pisania jak kilka słów od czytelnika.


Ostatnio zmieniony przez Sobrev dnia 21:18:41 11-11-19, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5772
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:51:18 28-03-19    Temat postu:

Myślałam, że wznowiłaś stare opowiadanie o mojej ulubionej rodzince królewskiej, ale nowa wersja też mi się podoba!

Co tu dużo mówić, wiesz, że uwielbiam Twoje pomysły Plus za obsadę!
Czy ja dobrze widzę, że Vinny to Alfonso Herrera czy mnie oczy mylą? Idealnie wpasował się w rolę damskiego boksera w mojej wyobraźni Mam nadzieję, że Jo nic nie będzie! Z jednej strony niby chciał z nią mieć dziecko, a z drugiej śmie ją tak traktować? Dziwię się, że Josephine nic nikomu nie powiedziała, ale rozumiem, że pewnie nie chciała obarczać brata swoimi problemami, bo sam ma teraz ciężkie chwile.
Anthony od razu wzbudził moją sympatię, uwielbiam takie postaci, na pewno nie jest mu teraz łatwo i nawet nie mogę sobie wyobrazić, co czuje, wiedząc, że ukochana może sobie nigdy nie przypomnieć, kim on jest. Ale Edward ma rację, nie można tracić nadziei. W końcu Willow już raz się w nim zakochała, więc Tony musi po prostu jeszcze raz ją w sobie rozkochać (brzmi łatwiej niż jest w rzeczywistości, ale mam nadzieję, że mu się uda!)

Czekam na więcej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3430
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:03:51 28-03-19    Temat postu:

Madziu dziękuje za komentarz.
Oczy cię nie mylą to jest Alfonso Herrera. Mamy podobne odczucia co do niego. Szukałam jakiegoś hiszpańskiego/meksykańskiego aktora i zobaczyłam jedno zdjęcie Herrery i myślę sobie "Masz spojrzenie psychopaty" i padło na niego.

Cieszę się że polubiłaś Tonego nie będzie mu łatwo rozkochać w sobie na nowo ukochaną biorąc pod uwagę wszystkie rodzinne zawirowania, ale kto wie co ja tam dla niego szykuje. Myślę, że Josie po tym co przeżyła nie będzie łatwo wrócić do normalności
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3430
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:07:03 29-03-19    Temat postu:

Dwa

O drugiej czterdzieści cztery spoglądał na swoją trzydziestoletnią córkę ze strachem w oczach. Otwartą dłoń przyłożył do szyby jakby tym jednym gestem chciał jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie był jednak pewien niczego. Lekarze, pielęgniarki krzątali się wokół niej, wbijali igły w jej ciało, obserwowali parametry dyskutowali między sobą. Rodzinie od czasu jej przyjazdu nie przekazali, żadnych informacji. Edward wpatrywał się w plecy swojego zięcia. Brunet dyskutował z jednym z lekarzy jednak nie dało się słyszeć słów. Rękę Edwarda osunęła się powoli po szkle.
Dwadzieścia minut temu z płytkiego snu wyrwało go pukanie do drzwi, już po przebudzeniu wiedział, że stało się coś złego jednak nie spodziewał się, iż informacja dotyczyć będzie jego najmłodszej córki. Szef ochrony w kilku krótkich, urywanych zdaniach opowiedział mu o tym co mogło wydarzyć się za zamkniętymi drzwiami sypialni w Clarence Hause. Opowieść, która zmroziła mu krew w żyłach.
Josephine walczyła o życie zaś jej mąż Vincent Herrera przepadał jak kamień w wodę. Według zapisu monitoringu opuścił on Clarence Hause o pierwszej trzydzieści dwie i wziął taksówkę i zniknął z pola widzenia kamery. Edward wierzył jednak, że policji uda się go znaleźć i aresztować. Nie miał bowiem wątpliwości, iż to on stał za tym bestialskim atakiem na jego córeczkę. Dłoń zacisnęła się w pięści. Obserwował jak jedna z poręczy jest unoszona do góry, zwolniona została blokada kół.
— Zabierzcie ją na jedynkę — poinstruował personel Johnny obserwując jak personel medyczny zabiera potrzebny sprzęt szybkim krokiem udając na wskazaną salę operacyjną. Zatrzymał się w progu spoglądając na Edwarda stojącego najbliżej, jego drugą żonę Isabellę, która podeszła do niego i chwyciła go za rękę, najstarszego syna Anthonego i Annę. — Zabieramy ją na blok operacyjny.
— To widzieliśmy — wtrącił się Tony — może coś więcej.
— Josphine ma obrażenia wewnętrzne RTG pokazało płyn w brzuchu, prawdopodobnie krew, trzy pęknięte żebra, uraz kręgów szyjnych i głowy — wymienił spoglądając na szwagra.
— Jest źle?
— Tak, a teraz przepraszam, ale muszę się przygotować do operacji. Pielęgniarka zaprowadzi was pod blok operacyjny. — powiedział i odszedł szybkim krokiem.
Sytuacja była przytłaczająca. Siedzieli przed blokiem operacyjnym obserwując jak od czasu do czasu pielęgniarka wybiera z pomieszczenia aby po chwili wrócić z tacką na, której leżał woreczek z krwią. Tony spojrzał na zegarek. Była szósta piętnaście. Londyn budził się do życia.
— Dzwonił ktoś to Lizzie? — odezwał się. Edward spojrzał na niego i pokręcił przecząco głową. — Może trzeba.
—Twoja siostra jest w ciąży — przypomniał mu Edward — dopóki się czegoś nie dowiemy nie będziemy jej niepokoić — stwierdził i wstał. Zaczął przechadzać się po korytarzu — pójdę do kaplicy.

***

Ze snu obudziła się nagle. Serce biło jej szybko jednak leżąca na wznak kobieta nie była wstanie przypomnieć sobie swojego snu. Ciało uniosła na łokciach mimowolnie spoglądając na puste miejsce obok. Westchnęła odrzucając na bok koc. Wstała i przeciągnęła się. Niebo przecięła błyskawica a Elizabeth przez krótką chwilę mogła zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu kiedy wzrok padł na jej brzuch. Był ogromny. Położyła na nim dłoń.
Rok starań, bezowocnych prób, strachu że nigdy nie zostaną rodzicami i ta wszechogarniająca radość na widok dwóch kresek na teście ciążowym. Wszystko wreszcie zaczęło się układać, kawałki układanki wskakiwały na swoje miejsce tworząc obrazek piękny dla oczu. Wreszcie mogła powiedzieć, że ma rodzinę. Swoją, własną, jedyną w swoim rodzaju, że wreszcie jest szczęśliwa. Podniosła leżący na fotelu sweter męża i nałożyła go na siebie. Otuliła się szczelnie miękkim materiałem zmierzając ku drzwiom. Kolejna błyskawica przecięła niebo oświetlając stojącą na kominku fotografię.
To było jedno z tych koszmarnych oficjalnych przyjęć, żadne Z nich nie miało ochoty na nie iść. Uśmiechać się do kamer a Elizabeth nie pamiętała w którym momencie podczas oficjalnej nudnej imprezy usiadła mu na kolanach ani z czego się śmiali jednak nadgorliwy fotoreporter uwiecznił to na zdjęciu. Oczywiście w mediach rozgorzała dyskusja, że komu jak komu, ale książęcej parze nie wypada, publiczne okazywanie sobie uczyć bo przecież łamaniem zasad etykiety. Znaleźli się również tacy, którzy uznali to za urocze i słodkie.
Wszystkim nie dogodzisz, pomyślała spacerując po pokoju. Jedną rękę przyłożyła do kręgosłupa. Nie mogła się doczekać kiedy wreszcie ten „cudowny stan” się skończy. Początkowa radość ustąpiła miejsca zmęczeniu. Miała zwyczajnie dość. I jednocześnie chciała, aby zostały tam jak najdłużej. Poczuła mocne kopnięcie, po krótkiej chwili zawtórowała jej siostrzyczka.
Bliźniaki. Kiedy po raz pierwszy usłyszała medyczne potwierdzenie swoich przypuszczeń rozpłakała się a Johon spoglądał na nią z niedowierzaniem malującym się w piwnych oczach. Bliźniaki! Oczywiście z racji tego, iż sama miała siostrę bliźniaczkę liczyli się, że im także może się to przytrafić jednak między możliwością a faktem jest znacząca różnica.
Informację o ciąży mnogiej oczywiście zachowali dla siebie. Sam news, że spodziewa się dziecka zelektryzował całą Wielką Brytanię. Bookmacherzy zacierali ręce obstawiając płeć dziecka czy też imię, fotoreporterzy śledzili każdy ich ruch dlatego o bliźniaczkach powiedzieli tylko mamie Johna. Elizabeth miała tylko nadzieję, że narodziny dzieci ocieplą jej relacje z rodziną.
Stuartowie tolerowali jej męża. Jeśli go nie lubili nie okazywali tego. Rozmawiali z nim, jadali przy jednym stole jednak w powietrzu dało się wyczuć napięcie. Tolerowali go, ale nie akceptowali. To właśnie był jeden z głównych powodów i przeprowadzki do Thatched House Lodge przed trzema laty. Oboje byli zmęczeni ciągłą próbą dopasowania się, ciągłymi mniejszymi albo większymi kłótniami, mieszkaniem pod jednym dachem z ojcem, macochą, przyrodnią siostrą i bratem, ciągłymi wizytami Anny.
Pół roku po ślubie Elizabeth odbyła jedną z poważnych rozmów z Królem. George VII Stuart po wysłuchaniu jej argumentów ręczył jej klucze do Thatched House Lodge w Richmond. Rodzinnej posiadłości leżącej około czterdziestu minut jazdy autem od Londynu. Dom ten kiedyś należał do baki Elizabeth . Dostała go od George’a w prezencie ślubnym.
— Thatched House Lodge wymaga gruntowanego remontu — powiedział kiedy ważyła w dłoniach klucze — Oczywiście pokryje wszystkie koszty.
— A haczyk?
— Nie ma żadnego haczyka Elizabeth — zapewnił ją. — Ty i twój mąż potrzebujecie swojego kąta i nie ma sensu abyście gnieździli się w Rezydencji.

Pół roku później wyprowadzili się do swojego domu. Thatched House Lodge. Remont pochłonął kilka milionów funtów jednak jak obiecał George zapłacił za wszystko. I ani razu nie zażądał niczego w zamian. Mało tego podczas jednak z kolacji oznajmił „że jeśli John chcę dalej pracować to może” obserwatorzy rodziny królewskiej uważali, iż to pierwszy krok do zmiany wewnątrz rodziny. Kolejnym symptomem było zezwolenie na ślub Josephine z aktorem Vincentem Herrerą.
Vincent nie lubił ani jej ani jej męża. Niejednokrotnie wyrażał się niezbyt przychylnie na ich temat. Uważał, że George traktuje ich ulgowo. Najwięcej pretensji miał o to, że Johnowi pozwolono kontynuować pracę a on musiał zrezygnować ze swojej kariery. Elizabeth uważała, że istnieje znacząca różnica między byciem lekarzem aktorem. Kobieta westchnęła spoglądając w okno. Deszcz rozpadał sie na dobre a ona wiedziała, że już nie zaśnie. Wzięła szybki prysznic. Ubrała wygodne ciążowe leginsy i białą koszulę z długim rękawem. Wychodząc bosa z łazienki natknęła się na szefa ochrony
— Wasza wysokość — zaczął kiedy wpatrywała się w niego zaskoczona — chodzi o księżniczkę Josephine.

***
O ósmej czterdzieści pięć operacja Josephine zakończyła się. John ściągnął niebieski czepek zużyte chirurgiczne rękawiczki wyrzucił do kosza. Stojąc przy zlewie łokciem odkręcił kran. Myjąc ręce miał idealny punkt obserwacyjny. Josephine przeżyła operację co samo w sobie jako lekarz mógł rozważać w kategoriach cudu. Jego szwagierka straciła dużo krwi a obrażenia wewnętrzne okazały się być bardziej skomplikowane niż pokazywał to RTG.
Usunął śledzionę, lewą nerkę, wypłukał jelita ponieważ w wyniku pobicia pękł jej wyrostek robaczkowy. Najpoważniejszy okazał się jednak uraz głowy, którym zajmowali się neurochirurdzy. W wyniku wielokrotnego uderzenia głową o podłogę utworzył się krwiak (trzy ściślej mówiąc) Jo żyła tylko dlatego, ponieważ została szybko odnaleziona przez służbę. Godzinę później byłaby martwa. Wytarł ręce papierowym ręcznikiem.
— Doktorze — odezwała się pielęgniarka — są w pańskim gabinecie.
— Dziękuje zaraz do nich dołączę. — odpowiedział. Rozmowy z rodziną nigdy nie należały do najłatwiejszych lecz rozmawiać z przeciętnym Kowalskim a angielskim księciem , który przy okazji jest twoim teściem to sprawa zupełnie innego kalibru. John jednak szybkim krokiem skierował się do swojego pokoju. Chciał mieć już to za sobą. Otworzył powoli drzwi.
Tylko Anthony usiadł. Edward krążył w tę i z powrotem a Anna oglądała zdjęcie stojące na jego biurku. Była na nim Elizabeth.
— Przepraszam, że musieliście czekać — odezwał się pierwszy. — Josephine została przewieziona na OJOM pielęgniarka zaprowadzi was później, ale na razie nikt tam nie wejdzie. Taki protokół — stłumił ziewnięcie. — Może usiądziecie? — wskazał na fotele, żadne z nich nie skorzystało. — Josephine w wyniku napaści doznała ciężkich obrażeń wewnętrznych. Razem z drugim chirurgiem usunęliśmy pękniętą śledzionę i zmiażdżoną lewą nerkę, zlikwidowaliśmy odmę opłucną — urwał — Jest w ciężkim, ale stabilnym stanie. Została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej jeśli jej stan będzie się poprawiał stopniowo będą ograniczać leki — John podszedł do biurka i odsunął krzesło. Musiał usiąść chociaż na chwilę. — Na tę chwilę najpoważniejszy jest uraz głowy.
— Jak to się stało? — zapytała go Anna siadając na przeciwko — Co się stało?
— Od ustalenia przebiegu wydarzeń jest policja — odparł.
— Ty jako lekarz chyba możesz pospekulować — zasugerował mu natarczywym tonem Tony. Spojrzał na niego wymownie.
— Została dotkliwe pobita — powiedział wprost. — Ktokolwiek to zrobił najpierw rzucił ją o lustro, albo coś ze szkła później — ponownie urwał Edward ciężko usiadł na jednej z kanap. — Nie wiem co tak się stało Tony jednak mogę jako lekarz stwierdzić, iż była ofiarą przemocy.
— Przemocy? Takiej domowej? — upewniła się Anna a on przytaknął skinieniem głowy.
— To jedynie moje domysły dopóki się nie obudzi, albo nie porozmawiamy z mężem. Na razie doradzam uzbroić się w cierpliwość i pojechać do domu.
—Chcę ją zobaczyć — odezwał się Edward chcę zobaczyć moją córkę.
— Dobrze — John podniósł słuchawkę wybierając numer pielęgniarki. W chwili w której weszła wydał odpowiednie dyspozycje. Wyszli wszyscy oprócz Tonego.
— Bił ją? — zapytał go.
— Nie wiem.
— Przestań pieprzyć. Bił ją czy nie?
— Byił — odpowiedział przyciśnięty do muru John. — Na jej ciele są siniaki. Jedne mają kilka godzin inne kilka dni. Na plecach, nogach, pośladkach czy nadgarstkach. Pewność uzyskamy dopiero wtedy kiedy Josephine się obudzi.
— Jeśli się obudzi. Raz już słyszałem gadkę o odstawieniu leków — urwał i westchnął. Przesunął dłonią po twarzy. — Elizabeth jest u nas. Standardowy protokół bezpieczeństwa —wyjaśnił — Vincenta szuka policja w całym Londynie. Kiedy skończysz dyżur ciebie też zwiozą.
— Rozumiem. Przekonaj matkę i macochę żeby pojechały do domu.
— Przekonasz mojego staruszka?
— Spróbuje.
***
— Wasza wysokość — zaczął John dwie godziny później — Proszę — wręczył mu kubek z gorącą herbatą.
— Dziękuje — odpowiedział pociągając łyk. John usiadł na krzesełku obok.
— Jak mogłem nie wiedzieć?
— Wiem, że to marne pocieszenie, ale tacy ludzie jak Vincent doskonale się maskują.
— A ja myślałem, że najgorsze już za nami. Kiedy go znajdą nie ręczę za siebie,.
— Wasza Wysokość jeśli mogę coś zasugerować. Porszę pojechać do domu. Odpocząć.
— Pojedziesz ze mną? Nie tylko ja ledwie trzymam się na nogach — zauważył.
— Będę tuż za panem.


Ostatnio zmieniony przez Sobrev dnia 22:08:20 29-03-19, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5772
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:47:00 30-03-19    Temat postu:

Czyli jednak Jo jest w ciężkim stanie. W sumie trudno się dziwić, Vincent to praktycznie profesjonalista I zwiał, tchórz jeden. Mam nadzieję, że zgnije w więzieniu. Ale prasa będzie miała niezłą pożywkę.
Zastanawiam się, czy John mógłby operować Josephine, w końcu to rodzina, więc konflikt interesów i w ogóle. Także podziwiam go, że dał radę z nerwami.

Kto jak kto, ale Ty, Dominiko, o bliźniętach wiesz sporo, więc wcale się nie dziwię, że zdecydowałaś się w opowiadaniu zawrzeć taki wątek. No to się zdziwią wszyscy, którzy obstawiali płeć dziecka, a już w szczególności rodzina królewska, która przecież też nic nie wie

Edward jest teraz w bojowym nastroju i nie można go za to winić. Zarzuca sobie, że niczego nie zauważył. Josie źle wybrała, no ale miłość jest czasami ślepa.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:41:54 04-04-19    Temat postu:

Trzy

Tony obudził się po około czterech godzinach snu. Sądził, że nie zaśnie, ale kiedy położył się do łóżka niemal natychmiast zasnął. Teraz odświeżony stał na balkonie paląc papierosa. Paskudny nałóg do którego wrócił po wybudzeniu się ze śpiączki ukochanej. Nie palił przez cały rok, ale kiedy usłyszał „kim jesteś?”... Brunet westchnął sfrustrowany mimowolnie spoglądając w niebo. Uwziąłeś się na nas co? , zapytał w myślach sam do końca nie wiedząc kogo. Czy Bóg istniał naprawdę? Nie nie miał teraz siły na filozoficzne rozważania. Zgniótł papierosa w popielniczce i wszedł do środka. Telewizor na ścianie nadawał serwis informacyjny dźwięk był jednak ściszony.
Mówili tylko o jednym; napaści na Josephine. Policja prowadząca dochodzenie poszukiwała także jej męża. Nie jako podejrzanego lecz ofiarę. Mieli nadzieję, że wróci. Vincent nie był jednak głupi i to pozwoliło mu oszukać nie tylko Jo, ale także całą rodzinę. Owinął sobie nie tylko siostrę wokół palca, ale i Annę. Kobieta uwielbiała swojego zięcia. A kiedy on dorwie Vinnego... lepiej żeby trzymali go pod strażą, pomyślał spacerując po pokoju. Zastanawiał się co powinien zrobić. Pójść do Willow czy też nie.
Obiecał sobie, że da jej czas, że nie będzie jej osaczał swoją osobą jednak teraz potrzebował jej bliskości. O ironio kobieta, której obiecał przestrzeń była tą która mogła ukoić jego nerwy. Zirytowany przesunął otwartą dłonią po włosach.
— Chrzanić to — wymamrotał sam do siebie i odszedł do drzwi. Otworzył je i wyszedł na korytarz. Przeszedł szybkim krokiem pod drzwi jej sypialni i zapukał delikatnie w mahoniowe drewno.
— Proszę — usłyszał. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Siedziała na łóżku. Włosy miała związane we francuski warkocz. Spojrzała na niego kocimi oczami i uśmiechnęła się delikatnie. — Hej — powiedziała zamykając książkę. Tony zerknął na tytuł.
— Ojciec chrzestny? — zapytał z lekkim niedowierzaniem.
— Jakiś problem?
— Nie — usiadł — po prostu — urwał widząc jak pytająco unosi brew — czytałem ci ją na głos kiedy spałaś.
— Acha — wydukała spoglądając na okładkę. — Widziałam poranne wydanie wiadomości — zaczęła niepewnie spoglądając na narzeczonego. — Mam nadzieję że twoja siostra z tego wyjdzie.
— Ja też — odparł — Lekarz, mój szwagier jest dobrej myśli — westchnął.
— Jak się czujesz?
— Jakbym lunatykował — odpowiedział szczerze — i nie mogę się obudzić. Nie masz pomalowanych paznokci — zauważył — zaraz to naprawimy — dodał i wstał podchodząc do toaletki, zaczął otwierać szuflady. Znalazł je w jednej z szufladek. Wybrał zielony. Willow była zbyt oszołomiona aby skomentować jego zachowanie. Tony natomiast oparł jej stopę o udo i odkręcił małe opakowanie lakieru.
— Jakaś część mnie chcę zapytać — zaczęła widząc jak przesuwa pędzelkiem po paznokciu. Mężczyzna podniósł do góry głowę uśmiechając się pod nosem.
— Mam dwie siostry — wyjaśnił — Kiedy byliśmy dziećmi bawiły się ze mną w salon piękności. Miały sześć albo siedem lat kiedy dobrały się do kosmetyków mamy. Malowały mi paznokcie, każdy na inny kolor oczywiście, Elizabeth prawie wykuła mi oko szczoteczką od tuszu do rzęs, a podkład idealnie wpasowywał się w moją cerę. Rodzice się wtedy rozwodzili więc robiłem wszystko aby o tym nie myślały — urwał spoglądając na Willow. — Już się zamykam.
— Nie musisz — zaprzeczyła natychmiast a on wziął drugą stopę. — Malowały cię.
— Byłem ich żywym Kenem — zapewnił ją — Raz nawet zrobiły mi maseczkę błotną. Z prawdziwego błota.
Wilhelmina wybuchnęła śmiechem.
— Śmierdziałem przez tydzień udając, że nie czuje tego smrodu, własnego smrodu.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Proszę
— Wasza książęca mość — jeden ze służących pojawił się w progu — Król prosi całą rodzinę do salonu.
— Już idę — wstał z łóżka. — Willow masz ochotę na kolację? — zapytał ją.
— Jest pora luchu.
— Wieczorem. Ty i ja. Kolacja.
Patrzyła na niego zaskoczona.
— Chętnie — odpowiedziała — O dwudziestej.

***
Zurich Szwajcaria 14 sierpnia 2018
O godzinie ósmej czterdzieści pięć odebrał interesującego mejla. Sącząc małymi łykami kawę wyświetlał kolejne fotografie jednocześnie robiąc motaki w czarnym skórzanym notesie leżącym obok. Miał przed sobą zdjęcia z miejsca przestępstwa i na pierwszy rzut oka sytuacja była prosta; awantura domowa. Rozbite lustro, męskie ubrania niedbale rzucone na krzesło. Nic specjalnego, lecz Charles Spencer zbyt dobrze znał nadawcę tych fotografii aby uwierzyć w to co na pozór wydaje się zwyczajne. Zmarszczył brwi odkładając tablet na kuchenny blat.
W tym przypadku ofiara nie była zwyczajną kobietą z przedmieść Londynu, lecz angielską księżniczką, czwarta w kolejce do dziedziczenia brytyjskiej korony Josephine Anna Charlotte Stuart. Sprawcą napaści był mąż. To nie ulegało żadnej wątpliwości. Charles wyświetlił fotografię mężczyzny. Wargi zacisnął w wąską kreskę.
Vincent Herrera, dla przyjaciół „Vinny” hiszpański aktor, któremu udało się zrobić karierę w Hollywood. Przystojny, czarujący, zawsze uśmiechnięty rozkochał w sobie angielską księżniczkę. Historia ich miłości była niczym lukrowana babka. Pozory potrafią mylić, Charles wpatrując się w rozbite kawałki lustra wiedział, iż ich związek był słodki jedynie na zdjęciach
Za zamkniętymi drzwiami towarzyszyli toksyczny związek, którego objawy dało się zauważyć i nie należało mieć tytułu psychologa czy innego specjalisty od nauk behawioralnych. Wystarczyło uważnie patrzeć.
Przegapiono jednak symptomy. Subtelne. I nie tylko otoczenie księżniczki, ale także ona sama. Kiedy kochasz przymykasz oczy na wady partnera. Porozrzucane skarpetki po sypialni, nieopuszczanie klapy od sedesu, tego, że lubi być chwalony wręcz wynoszony na piedestał, nie przeszkadza mu życie w blasku fleszy wręcz przeciwnie uwielbia być fotografowany z tobą u boku.
Na fotografiach, które przeanalizował ich mowę ciała przed ślubie i po. Różnica była diametralna, chociaż subtelna niedoświadczonemu obserwatorowi mogło umknąć. Przed ślubem trzymali się za ręce po ślubie szli obok siebie a ona unikała kontaktu fizycznego. Ręce trzymała przed sobą mimo, iż on szukał jej dłoni. Szczery uśmiech zastąpił uśmieszek, zabrakło spojrzeń głęboko w oczy czy stykania się biodrami. Między małżeństwem jakieś dwa miesiące po ślubie pojawiła się kilkumilimetrowa luka. Pierwsze takie zdjęcie pojawiło się podczas oficjalnej wizyty zagranicznej w Królestwie Tonga. Stali obok siebie, sztucznie uśmiechnięci. Oglądając nagrania z tamtego dnia widać jak spięta jest Josephine, jak unika jego spojrzenia. Między jedną oficjalną wizytą a drugą ją po raz pierwszy uderzył, później już było gorzej.
Odstawił do zlewu pusty kubek po kawie następnie skierował swoje kroki do gabinetu. Na biurku leżała już wyciągnięta wcześniej teczka. Opieczętowana nazwiskiem Vincenta Herrery.
Vincent Alfonso Herrera urodził się 4 października 1981 roku w Madrycie. Najmłodszy z czwórki dzieci Amadora i Sofii. Ukończył z wyróżnieniem Hiszpańską Akademię Sztuki Filmowej, zrobił karierę w Hollywood. Został zauważony przez Krainę Snów w słabym filmie „Zabić komandora” Film był kiepski jednak jego rola została zauważona. Chwalili go krytycy i widzowie, był najjaśniejszą gwiazdą. Patrząc na jego filmografię składającą się z filmów i seriali właśnie takie projekty wybierał. Słabe bądź średnie. Produkcje, w których mógł się pokazać na tle przeciętnej obsady. Nie grywał głównych ról, lecz drugoplanowe. Karierę przerwał w 2017 roku po oświadczynach. Miał w końcu do odegrania rolę życia — księcia z ludu. Z zadumy wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi, wstał z fotela i poszedł otworzyć. W progu stała Angela Burry — detektyw z policji w Londynie.
— Nie masz nic lepszego do roboty? — zapytał ją.
— Nie — odpowiedziała wchodząc do środka. — Nie zaproponujesz mi kawy?
— Skoro nalegasz jest w kuchni — wskazał kierunek.
— Dzięki braciszku na ciebie zawsze można liczyć — udała się we wskazanym kierunku — Przejrzałeś zdjęcia?
— Awantura domowa. Nie potrzebujesz mnie.
— Mylisz się — sięgnęła po dzbanek — Sprawcą jest Vincent Herrera.
— Wiem, wystaw nakaz aresztowania, sprawdź hiszpańską ambasadę, oznacz jego paszport. Nie muszę chyba uczyć cię policyjnej roboty od postaw?
— Nie i nie musisz być wredny. Potrzebuje cię. — wyznała wprost.
— Nie pracuje w policji — zauważył.
— Ne, pracujesz dla Jego Królewskiej Mości z dodatkową licencją na zabijania i do tego jesteś proliferem. Co teraz zrobi?
—Jako najbardziej znienawidzony człowiek w UK? — zapytał ją. — Po pierwsze zgromadzi gotówkę, jeśli prześledzicie wyciągi dowiecie się, że taksówka którą jechał zatrzymywała się przy bankomatach. Wypłacał kwoty do trzech tysięcy funtów. Sprawdźcie jej konta.
— Okradał własną żonę?
— To klasyczny narcyz. Podręcznikowy. On jej nie okradał on uważa, że jemu pienieniądze Jospehine się należą. I nadal jest W UK.
— Skąd ta pewność?
— Intuicja. Najlepszy występ dopiero przed nim.
— Zwali winę na nią?
— Nie, będzie grał niewiniątko, ale oświadczenie policji, iż jest ofiarą a nie sprawcą nie zadziała. Jest na to za sprytny. Przyczaił się gdzieś. Policja powinna sprawdzić każdą nieruchomość należącą do jego rodziny i rodziny królewskiej. Lepiej dmuchać na zimne.
— Pokierujesz śledztwem?
— Ty to zrobisz, ja dostarczę wam profil z wariantami odpowiedzi. Wybrałem inną rolę.
—Jaką? Tajemniczego prolifera?
— Nie. Zostanę ochroniarzem jego żony. Jeśli ktoś ma go znaleźć to tylko ona, ze mną w duecie.


Ostatnio zmieniony przez zaczytany_chomik dnia 13:55:26 04-04-19, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5772
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:38:42 05-04-19    Temat postu:

Tony to świetny brat, też chciałabym takiego mieć. Zrobiłby wszystko dla swoich sióstr. Nawet pozwolił zrobić z siebie Kena, żeby nie myślały o rozwodzie rodziców. Takiego faceta ze świecą szukać. Teraz też woli dać Willow przestrzeń, choć na pewno to dla niego bolesne i potrzebuje kogoś, żeby się wygadać. Myślę, że Willow już stopniowo odzyskuje jakieś dawne uczucia do niego, o czym świadczy chociażby to, że podświadomie wybrała do czytania książkę, którą on jej czytał. Są na dobrej drodze, wierzę w to! Mam tylko nadzieję, że Tony nie wpakuje się w coś głupiego. Na jego miejscu też chciałabym się zemścić na Vincencie, ale nie tędy droga. No i nie rozumiem jak niektórzy moga uważać, że Vinny też jest ofiarą tego zajścia. Jakaś paranoja. Mam nadzieję, że szybko przejrzą na oczy, w czym na pewno pomoże Charles.
No i wróżę tutaj romans, skoro ma zamiar zostać prywatnym ochroniarzem Josephine. I musiałam zerknąć na osobę, która wciela się w postać Charlesa, bo w trakcie czytania od razu miałam wrażenie, że to Tom, nie wiem dlaczego Pasuje idealnie.

Czekam na więcej!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:08:56 07-04-19    Temat postu:

Madziu dziękuje za komentarze!

Cztery
Cała rodzina została przesłuchana przez parę detektywów. Zadawali pytania a odpowiedzi pisali na kartkach wielkości A4. Elizabeth czuła się nieswojo. Nie tylko z powodu charakteru pytań, ale także z powodu własnej niewiedzy. Przegapionych symptomów. Przemoc domowa w końcu nie pojawia się z dnia na dzień. Nie eskaluje w jedną noc. Rozwija się stopniowo jak rak, który zjada od środka.
A w ciągu ostatniego roku Elizabeth była skupiona tylko i wyłącznie na sobie i swoich problemach. Z siostrą widywała się częściej na gruncie czysto zawodowym niż prywatnym i teraz miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Blondynka westchnęła głośno otulając się bardziej swetrem męża. Dłoń przyłożyła do brzucha.
Zapowiadał się chłodny dzień. Słońce kryło się za chmurami i jak na początek sierpnia było naprawdę zimno. Elizabeth powoli ruszyła żwirowaną drużką do ogrodu.
Do porodu zostało jeszcze pięć tygodni jednak ona wiedziała, że nie wytrzyma tak długo. Ból pleców, spuchnięte nogi czy coraz mocniejsze skurcze Braxtona-Hicksa czy fakt , że był to trzydziesty piąty i trzydziesty szósty tydzień. Oczywiście nie było mowy o porodzie naturalnym ze względu na ułożenie jednej z dziewczynek. Ułożona była w poprzek jej brzucha i gdyby dziecko było tylko jedno istniałby szansa, że mała się przekręci, ale w przypadku bliźniaków nie było na to szans. Dziewczynkom zwyczajnie brakowało miejsca. Do porodu mogła odliczać dni, a kto wie może nawet godziny. Usiadła na huśtawce i westchnęła.
Godzinę temu policja na konferencji prasowej potwierdziła, iż sprawcą napaści jest Vincent Herrera, zaapelowała także do mieszkańców Londynu jak i całej Wielkiej Brytanii o oczy szeroko otwarte. Pod szpitalem koczowali dziennikarze a kraj ogarnęło szaleństwo i chęć odwetu. Elizabeth skłamałby twierdząc iż to szaleństwo nie sprawia jej pewnego rodzaju satysfakcji. Vincent dostanie to na co sobie zasłużył. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk kroków. Otworzyła powoli oczy. Anna usiadła obok niej na huśtawce nieodzywająca się słowem. Elizabeth pociągnęła lekko nosem. Matka pachniała drogimi perfumami, miętówkami i ledwie wyczuwalną wonią alkoholu. Kobieta westchnęła głośno Eizabeth odwróciła głowę w drugą stronę.
— Jak się ma mój wnuczek? — zapytała jednocześnie obracając wysoką szklanką z sokiem pomarańczowym. Elizabeth spojrzała na napój będąc niemal pewną, iż nie jest to jedynie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy.
— Rośnie — odpowiedziała nie próbując wyprowadzić matki z błędu. Jeśli chcę myśleć, że to chłopiec niech myśli. — Tata pojechał do szpitala?
— Tak, uparł się, że będzie tam siedział aż do jej przebudzenia.
— Zawsze przy nas czuwał kiedy byliśmy chorzy — zauważyła blondynka. — Trzymał nas za rękę, czytał bajki.
— Rozpieszczał was.
— Równowaga w przyrodzie musi być — odgryzła się Lizzie.
— Zawsze wolałaś ojca — powiedziała nagle i gorzko. — Po rozwodzie wybrałaś jego.
— Mieszkałam tam gdzie nakazał mi sąd. To nie moja wina, że zostałam przy ojcu — westchnęła sfrustrowana. Ostatnie czego potrzebowała to kłótnia z matką. Nerwy miała wystarczająco napięte a drążenie kobiety w ciąży nie było bynajmniej dobrym pomysłem. Podniosła się powoli z huśtawki.
— Nie wierzę w to, żeby to był Vincent — odezwała się Anna idąc za nią — po prostu nie wierzę — powtórzyła pociągając kolejny łyk „soku” Blondynka odwróciła głowę w bok i spojrzała na matkę z niedowierzaniem.
— Wszystkie dowody zebrane przez policję wskazują na Vincenta — powiedziała powoli Lizzie. Jedną dłoń położyła na barierce schodów i zaczęła powoli się wspinać na werandę — nie ma powodu, aby policja kłamała. Poza tym, Clarence Hause jest dobrze strzeżony nikt obcy nie wdarłby się do środka i nie pobił Josephine.
— To dobry człowiek. Vinny
— Tak, Vinny to cudowny facet — zaczęła nawet nie próbując hamować kotłujących się w niej emocji — Taki dobry, sympatyczny, czarujący facet przy, który Josie mogła rozwinąć skrzydła w końcu to co się wczoraj stało to na pewno jej wina. Zapewne kucharz przesolił zupę.
— Elizabeth
— Przestań go bronić do jasnej cholery! — krzyknęła zatrzymując się na schodku. — Znęcał się nad twoją córką. Bił ją a może nawet gwałcił, ale masz rację fantastyczny z niego facet więc jeśli go zamkną na co liczę to będziesz mogła wysyłać mu paczki wpadać na widzenia. Zapewne się ucieszy.
— Przemawia przez ciebie zazdrość moja droga, dlatego pleciesz takie głupoty. Nigdy nie przepadałam za Johnem a ty nigdy nie lubiłaś Vinnego więc teraz możesz sobie poużywać w końcu twój mąż to cudowny człowiek.
— Uratował jej życie więc może okaż mu trochę szacunku na jaki zasługuje. — powiedziała i odeszła na tyle szybko na ile pozwalał jej brzuch. Zamiast skierować się do pokoju gościnnego w, którym ich umieszczono udała się do brata. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Tony stojący przed lustrem gdzie jeden z służących przykładał mu do klatki piersiowej koszulę zmarszczył brwi na widok siostry.
— Zostawcie nas — zwrócił się do nich. Blondynka usiadła na jego łóżku marszcząc brwi na widok kilku sztuk odzieży.
— Przeszkadzam ci w czymś? — zapytała go.
— Nie, wybieram jedynie koszulę — wyjaśnił — Mam pierwszą randkę z Willow. Zamiast skupiać się na przeszłości skupię się na przyszłości. Pokłóciłaś się z mamą?
— Tak, skąd wiesz?
—To spojrzenie pojawia się tylko wtedy kiedy obie oddychacie zbyt długo tym samym powietrzem. Powiesz mi o co chodzi czy mam obejrzeć nagrania z monitoringu?
Elizabeth streściła mu całe zajście a brunet usiadł obok niej wzdychając.
— Piła?
— A jakie ma to znaczenie? — zapytała go — Niezależnie od tego czy trzeźwa czy pijana nasza matka uważa Vincenta za wzór cnót a mojego męża za niszczyciela rodzinnej harmonii. Randka z Willow?
— Tak. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy skupiałem się tylko i wyłącznie na przeszłości, na tym żeby odzyskała pamięć co oczywiście może nigdy nie nastąpić dlatego postanowiłem budować z nią nowe wspomnienia.
Elizabeth w odpowiedzi uśmiechnęła się pod nosem.
— Włóż niebieską — zasugerowała — Podkreśli kolor twoich oczu.
— Dzięki, a ty jakie masz plany na wieczór?
— Wrócić po kolacji do domu — odpowiedziała — To mój plan.

***
Był zdenerwowany. Czuł się tak jak przed ich pierwszą randką tylko, że to była naprawdę ich pierwsza randka. Tego dnia podjął decyzję aby zacząć z Willow wszystko od początku. Nie pamiętała go i musi przestać mieć nadzieję, że kiedykolwiek sobie przypomni kim są dla siebie. Dlatego też zamiast ciągłego liczenia na cud nadszedł czas na działanie, tworzenie zupełnie nowych wspomnień. Ojciec miał rację, raz się w nim zakochała drugi raz to pikuś. Zapukał delikatnie do drzwi i wszedł do środka.
Willow odwrócona była do niego tyłem. Widział jedynie czubek jej głowy. Rozpuściła długie rude włosy, które teraz falami opadały na jej plecy. Odwróciła do tyłu głowę i uśmiechnęła się lekko na jego widok.
— Hej — powiedziała niepewnie obracając się na wózku w jego kierunku. Miała na sobie śliczną fioletową sukienkę. — Przesadziłam?
— Nie, wyglądasz pięknie — zapewnił ją — To dla ciebie — podał jej bukiet różnokolorowych tulipanów
— Dziękuje są prześliczne — wtuliła nos w kolorowe łebki — Wstawisz je do wody?
— Jasne.
Kwiaty znalazły się w wazonie, który postawił ma parapecie okna. Oboje usiedli przy okrągłym stoliku, który z tej okazji został przyniesiony i przykryty jasnoniebieskim obrusem. Po podaniu talerzy przy stoliku zapadła cisza. Zerkali na siebie z niepewnymi minami.
— Już to pewnie kiedyś przerabialiśmy — zaczęła niepewnie na niego spoglądając z nad trzymanego kieliszka z wodą. Odstawiła go z powrotem na miejsce — randkę. Pewnie byliśmy na nie jednej.
— To prawda, ale nie chcę rozmawiać o przeszłości tylko skupić się na tym co jest tu i teraz.
— Wiem i doceniam to, ale nadal nie rozumiem — wzięła głęboki oddech — Nie miałam o tobie zbyt dobrego zdania — powiedziała na jednym wdechu.
— Wiem, w dniu w, którym po raz pierwszy się spotkaliśmy nazwałaś mnie „księciuniem” — Willow roześmiała się.
— To do mnie bardziej podobne — przyznała sięgając po widelec.
— Wiem, że masz dostęp do Internetu i możesz absolutnie wszystko na mój temat sprawdzić, ale facet z pierwszych stron gazet nie ma nic wspólnego z facetem, którym jestem naprawdę — ostrożnie wziął ją za rękę. Popatrzyła jak ich dłonie swobodnie splatają się ze sobą.
— Opowiedz mi o nim — poprosiła — Powiedz mi cokolwiek o sobie. Odnoszę wrażenie, że ty wiesz o mnie wszystko a ja o tobie nie wiem zupełnie nic.
— Dlatego też przygotowałem listę pytań — Willow uniosła do góry brwi. Tony wstał i niechętnie wypuścił jej dłoń. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął kopertę — W środku znajduje się pytania, które powinniśmy sobie zadać na naszej pierwszej randce — wziął z komody szklanką kulkę i umieścił tam karteczki z pytaniami. — Jest ich dwadzieścia. Po dziesięć na głowę. Dzięki temu lepiej mnie poznasz postawił kulkę na stoliku.
— No dobrze, ale może usiądziemy na kanapie? — zasugerowała — będzie wygodniej.
Przenieśli się na kanapę a szklaną kulę położyli między sobą.
— Dama ma pierwszeństwo.
Willow wyciągnęła karteczkę i zaczęła się śmiać.
— Aż takie zabawne?
— Masz żonę?
— Nie — odpowiedział — widzisz to łatwe. Moja kolej? — wyciągnął karteczkę — Kot czy pies?
— Pies oczywiście. Mam uczulenie na kocią sierść, ale o tym pewnie wiesz.
— Mogło mi się obić o uszy — odpowiedział uśmiechając się niewinnie. — Willow wyciągnęła kolejną karteczkę. — Gdzie widzisz się za dziesięć lat?
— Nie na angielskim tronie — odpowiedział spoglądając jej w oczy. — Za dziesięć lat mam nadzieję, że nie jestem Królem a widzę siebie — przymknął powieki — w domu z dużym ogrodem, psem albo nawet dwoma na hamaku z margaritą.
— Dzieci?
— Tak, dwójka albo trójka — otworzył oczy — albo nawet czwórka.
— Płeć?
— Nie ma znaczenia, mogą to być same dziewczynki. Moje życie jest zdominowane przez kobiety.
— ile?
— Pięć
— Ty, mama, macocha, moje trzy siostry.
— W ilu stałych związkach byłeś?
— Jednym.
— ile miałeś przelotnych romansów?
— Mniej niż wszyscy myślą.
— Dlaczego masujesz mi stopy? — zapytała spoglądając na jego dłonie pieszczące jej bose stopy. Była tak zaaferowana pytaniami, że nie zauważyła kiedy ściągnął jej buty, ułożył na swoich stopach i zaczął masaż. Po prostu zamknęła oczy.
— Siła nawyku. Kiedy byłaś kelnerką i się spotykaliśmy właśnie tak wyglądały nasze wieczory — urwał spoglądając na Wilheminę. Miała zamknięte oczy i lekki uśmiech na ustach. Przestał , ale nie otworzyła oczu. Pochylił się nad nią powoli i pocałował ją.
Nie spodziewał się, że odda pocałunek a jej dłonie uniosła się do góry oplatając mu kark. Długie palce malarki wtopią się w jego włosy.
— Przepraszam — wymamrotał — nie powinienem był
— wykorzystywać przewagi — dokończyła za niego —intuicja podpowiada mi że często twój masaż kończył się w ten sposób.
— Czasami.
— Uprawialiśmy seks?
Skinął głową i uniósł ją do pozycji siedzącej. Stęskniony wtopił palce w jej rude zmierzwione włosy. Pocałował ją delikatnie w usta.
— Ten jedyny poważny związek o którym mówiłem jest z tobą. Teraz wiem, że wszystko jest skomplikowane, ale intuicja mi podpowiada, że nadal jesteśmy w związku.
— Intuicja podpowiada mi, że tak. Nie pamiętam cię, ale coś mnie do ciebie ciągnie. Myślę że złamałam dla ciebie wszystkie moje zasady.
Uśmiechnął się wsuwając za ucho niesforny kosmyk jej rudych włosów.
— Myślę, że złamiemy je jeszcze raz. Nie chcę cię osaczać Willow. To ostatnie czego pragnę. — wyznał.
— Nie osaczasz mnie — zaprzeczyła. — Tylko przy tobie czuje się bezpiecznie. Nie pamiętam ostatnich trzech lat mojego życia i oboje wiemy, że nigdy mogę sobie ich nie przypomnieć, ale ci ufam. Ufam ci bezgranicznie Tony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5772
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:42:28 07-04-19    Temat postu:

Anna nie wzbudziła mojej sympatii i wcale nie chodzi o jej nadużywanie alkoholu ale czystą niesprawiedliwość. Jest zaślepiona i nie widzi, że Vincent to brutal, który krzywdził jej córkę. Jest zbyt uprzedzona do Johna i nigdy nie przyzna, że mogła się mylić i to zięć, którego uważała za złotego człowieka jest w rzeczywistości zły, a nie ten, którego nigdy nie zaakceptowała. Wcale się nie dziwię Lizzie, że tak zareagowała.
Widzę, że Tony wziął sobie do serca radę ojca i postanowił skupić się na przyszłości. Moim zdaniem wcale nie będzie trudno zbudować przyszłość z Willow, skoro już teraz coś ją do niego ciągnie. Podświadomie czuje, że była z nim szczęśliwa. I czuje się przy nim bezpiecznie, a to chyba najważniejsze. Mimo wszystko współczuję jej. Straciła wszystkie wspomnienia z ukochanym. Ale może zbudować nowe, co mnie cieszy I fajnie, że się otwiera i postanowiła go lepiej poznać. Myślę, że dzięki temu jej zaufanie do niego jeszcze wzrośnie.


Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 19:45:26 07-04-19, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:06:03 07-04-19    Temat postu:

Madziu dziękuje za komentarz i Anna nie wzbudziła twojej sympatii jest pisana w taki sposób, żeby nie dało jej się lubić więc cel osiągnięty. Ona na razie ma klapki na oczach i dlaczego nie lubi Johna i o co w tym wszystkim chodzi wyjaśnię.
Tony ją kocha do szaleństwa więc kto wie czy Willow nie straci dla niego głowy po raz drugi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5772
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:21:41 07-04-19    Temat postu:

Ma klapki na oczach. Nie wiem czy to kwestia jej nałogu czy ona od zawsze nie myślała trzeźwo. W każdym razie, powinna chociaż docenić, że John uratował jej córkę. A Vinny to świnia, co tu dużo mówić

Ja bym straciła na jej miejscu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:25:52 07-04-19    Temat postu:

Interesujące spostrzeżenie Nie powiem, że nie

Ja też! Przystojny książę zakochany we mnie do szaleństwa. Która dziewczynka o tym nie marzy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:33:07 12-04-19    Temat postu:

Pięć
Hazel Sylvia Carolina Monroe swój pierwszy samodzielny oddech wzięła o godzinie 22:25 witając swoich rodziców głośnym wrzaskiem. Ważąca 2550 gramów dziewczynka została uniesiona do góry w taki sposób aby rodzice mogli zobaczyć ją chociaż przez krótką chwilę. O godzinie 22:29 dołączyła do niej siostrzyczka Violet Isabella Maria, która dokładnie tak ja siostra została pokazana rodzicom i oddana w ręce neonatologów, którzy mieli określić ich stan. Kilka minut później dwie otulone w miękki materiał zostały ułożone świeżo upieczonej mamie na piersi.
Byli zbyt oszołomieni, żeby cokolwiek powiedzieć. John opuszkami palców dotknął maleńkiej główki z czarną czupryną na czubku. W jego oczach dwie małe księżniczki były perfekcyjne. Zsunął maskę z ust wargami dotykając policzka żony. Oczy małżonków spotkały się na krótką chwilę.
— Kocham cię — szepnął i pociągnął nosem.
— Musimy niestety zabrać dziewczynki, ale tatuś może pójść z nami — powiedziała położona. Elizabeth niechętnie rozstała się z dziewczynkami. John został zaprowadzony do sąsiedniego pomieszczenia gdzie pielęgniarka kazała mu usiąść i zdjąć koszulę. Dziewczynki ułożono na jego nagiej piersi.
Wpatrywał się w nie jak urzeczony. Oszołomiony emocjami nie był wstanie wykrztusić z siebie słowa po prostu wpatrywał się w pogrążone we śnie twarzyczki. Historia zatoczyła pełne koło, przeszło mu przez myśl kiedy spoglądał to na jedną to na drugą.
Dokładnie pięć lat temu czternastego sierpnia dwa tysiące trzynastego roku poznał ich mamę. Co prawda zrobił z siebie kompletnego idiotę mimo to zgodziła się pójść z nim na pierwszą randkę, a później kolejną i kolejną. John wiedział już po pierwszym spotkaniu, że Elizabeth jest tą jedyną. Była księżniczką dla niego nie miało to najmniejszego znaczenia. Fakt komplikowało pewne sprawy a randki, na które chodzili umożliwiali im wspólni godni zaufania przyjaciele. Kiedy oświadczył się półtora roku później miał świadomość, iż ich życie wywróci się do góry nogami. Było jednak warto. Tuląc swoje dwie córeczki wiedział o tym że było warto.

***
14 sierpnia 2018 roku.

John Monroe był w nastroju do świętowania. Obracając w dłoniach butelką piwa siedział rozparty na kanapie w mieszkaniu, które wynajmował wspólnie z przyjacielem. Obaj opijali swój sukces. Trzydziestoczterolatek dostał się na specjalizację kardiochirurgiczną co było szczytem jego marzeń. Już na studiach najbardziej ze wszystkich narządów interesowało go właśnie serce i chirurgia urazowa. T
Dziś jednak nie chciał myśleć o pracy wolał skupić się na wieczorze wśród przyjaciół. Pijąc piwo słuchał monologu przyjaciela na temat przyjaciółki jego dziewczyny. Za każdym razem kiedy padało imię „Elizabeth” poruszał znacząco brawami. John już kilkukrotnie słyszał z ust przyjaciela stwierdzenie „fajna z niej babka” brunet mógł mieć jednie nadzieję, że przyjaciel nie wpakował go w jakąś randkę w ciemno. Szczerze ich nienawidził i wolał aby Peter trzymał się z daleka od jego życia uczuciowego.
John nikogo nie szukał. Trzy miesiące temu rozstał się ze swoją dziewczyną ze studiów. Okazało się bowiem, iż boje mają inne plany na przyszłość. Rozstali się w przyjaźni. Brunet podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni. W oczekiwaniu na Lily i jej przyjaciółkę „fajną babkę” zaczął zagniatać ciasto na pierogi.
— Zwariowałeś? — zapytał przyjaciela kiedy ten podwinął rękawy koszuli. — Dziewczyny zaraz tutaj będą.
— Pewnie będą głodne — skomentował uwagę przyjaciela — poza tym nie chcę żeby ser się zmarnował. Za dwa dni będzie do wyrzucenia.
— Ty to chyba z powołaniem się minąłeś — skomentował tą uwagę Peter.
— Pewnie tak — odpowiedział wbijając jajko. Peter usiadł na wysokim barowym stołku obserwując jego sprawne szybkie ruchy. John lubił i potrafił gotować. Gotował często a blondyn żartował często, że gdyby nie on na rezydenturze pomarli by z głodu. Rozległ się dzwonek do drzwi. Peter poszedł otworzyć zaś John zaczął rozwałkowywać ciasto. Z szafki wyciągnął szklankę. Z kuchni słyszał także szczebiot Lily, głos nieznanej kobiety. Dziewczyna Petera znosiła się śmiechem.
— Wyobrażasz sobie? — zapytała jak podejrzewał swojego chłopaka — zabrać ją na tatara.
— Lily — usłyszał głos owej Elizabeth .
— Poza tym kto nadaje swojemu synowi na imię Ezekiel?
— Ktoś kto jest trzydziesty ósmy w kolejce do tronu — odparowała druga z kobiet. Odgłosy uderzanych o podłogę obcasów utwierdzały go w przekonaniu, że są coraz bliżej.
— Najlepsze jest to, że Ezekiel ciągle jej o tym przypominał. Tobie — Lily z nieznanego mu powodu zniosła się głośnym perłowym śmiechem.
— John jest w kuchni — zakomunikował paniom Peter kiedy Lily przestała się śmiać — Przygotowuje kolację. — wprowadził ich do kuchni. — John to Elizabeth — przedstawił ich beztroskim tonem spoglądając to na jedno to na drugie. — Elizabeth to John, Lily ci pewnie o nim opowiadała?
— Wspominała — odpowiedziała — Elizabeth — podała mu rękę. Odwzajemnił uścisk.
— John. Miło cię poznać Elizabeth. Mam nadzieję, że lubisz pierogi — palnął bez zastanowienia.
— Zjem wszystko byle nie było z surowego mięsa.
— Farsz jest z ziemniaków i sera — wyjaśnił puszczając jej dłoń — żadnej surowizny. Słowo.
Elizabeth wślizgnęła się na wysoki barowy stołek.
— Randka w ciemno? — zapytał — Twoje spotkanie z Ezekielem — doprecyzował.
— Tak, idealny kandydat na mojego męża — zeskoczyła ze stołka i podeszła do lodówki otwierając ją, wyciągnęła ze środka butelkę wody.
— Mamy piwo.
— Ja nie pije
— Elizabeth ma alergię na alkohol — pospieszyła z wyjaśnieniem Lily.
— Przepraszam nie wiedziałem.
— Ezekiel też nie wiedział — rzuciła kąśliwie Lily biorąc piwo z rąk przyjaciółki.
— Byłyście na tej randce razem?
— Siedziałam przy barze i obcerowałam kiedy Elizabeth będzie miała dosyć, ale wiedziałam, że to katastrofa. Po pierwsze używał więcej żelu do włosów niż ona.
Peter parsknął śmiechem.
— Im dalej w las tym gorzej — skomentowała — Zamówił czerwone wino a Lizzie nie pije i cały świat o tym wie, po trzecie zabrał ją do restauracji gdzie porcje są głodowe, zamówił tatara kiedy wszyscy wiedzą, że jedyne mięso, które toleruje to sushi, po piąte umówił się za pomocą mamusi.
— Umówił się poprzez matkę?
— Moją — wtrąciła się do całej rozmowy Elizabeth — Jak to się robi?
— Co?
— Pierogi. Jak?
— Chodź na kanapę — Lily pociągnęła go za rękę do salonu.
— To było subtelne — skomentowała Elizabeth podchodząc bliżej Johna.
— Lily nie należy do zbyt subtelnych osób — dodał John biorąc w dłonie krążek ciasta — Musisz go trochę rozszerzyć — zaczął tłumaczyć — później nakładasz czubatą łyżeczkę ciasta i zalepiasz, końcówką tworzysz wzorek i gotowe podał jej pieroga — później się gotuje.


Był dziewiąta rano kiedy miejski krzykacz ogłosił narodziny dwóch małych księżniczek, przed Rezydencją stanęły dwie tablice informacyjne mówiące o narodzinach dwóch dziewczynek. To wszystko dla nich nie miało najmniejszego znaczenia. Świeżo upieczeni rodzice zauroczeni wpatrywali się w swoje nowo narodzone córeczki.
— O czym tak myślisz?
— O tym, że poderwałem cię na pierogi — Elizabeth uśmiechnęła się.
— To były najlepsze pierogi jakie jadłam w życiu — odparła kiedy splótł ich palce ze sobą. — Dzwoniłeś do mamy?
— Jeszce w nocy — odparł — Przyjadą później jeśli będziesz miała siłę przyjmować gości. Do George dzwoniłem o siódmej rano. Przekazuje gratulacje. Rozmawiałem z Tonnym kazał ucałować ciebie oraz dziewczynki. Poprosiłem także aby wpadli do nas późnym popołudniem.
— Powinieneś pojechać do domu. Wyspać póki masz okazję — uśmiechnęła się lekko. John pochylił się nad łóżkiem i pocałował ją w usta.
— Później, tutaj mam wszystko czego potrzebuje.


Ostatnio zmieniony przez zaczytany_chomik dnia 21:31:35 21-07-19, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:16:31 05-05-19    Temat postu:

Sześć.
Wilhelmina Beatrycze Visser miała w głowie mętlik. W głowie i w sercu mimo to obudziła się w dobrym nastorju, po raz pierwszy optymistycznie patrzyła w przyszłość. Wszystko za sprawą pewnego księcia. Nadal nie dowierzała, iż zakochała się w następcy angielskiego tronu a on w niej, lecz świadomość tego przestała ją paraliżować.
Dwa miesiące temu kiedy wybudziła się z dziesięciomiesięcznej śpiączki ostatnią rzeczą jaką pamiętała była telefoniczna kłótnia z ojcem. Księże Konstantyn uważał, iż powinna wrócić do kraju, do rodziny, Willow kategorycznie odmówiła. Nie była już dzieckiem nie mógł jej kazać wrócić. W Londynie miała studia, pracę, była całkowicie anonimowa. Kiedy tutaj przyjechała nikt nie wiedział kim jest, nikogo nie interesował książęcy bękart. Była w tym mieście szczęśliwa. Samotna, ale szczęśliwa. Rudowłosa westchnęła cicho mimowolnie sięgając dłonią do wisiorka na szyi.
Po Vivien Visser zostało jej niewiele. Naszyjnik, kolekcja winylowych płyt, rzadkich książek i naszyjnik z którym się nie rozstawała. Willow nie pamięta matki. Kobieta zmarła kilka godzin po porodzie w jednym z zamków na północy Holandii. Willow do końca życia będzie się zastanawiać co by było gdybym ojciec postąpił inaczej? Czy Vivien by przeżyła poród?
Był rok 1988 kiedy młody księże nawiązał romans z tancerką. Młodzi zakochali się w sobie jednak rodzina księcia nie popierała jego związku. Para spotykała się po kryjomu a kiedy w 89 Vivien zaszła w ciążę Konstantyn umieścił ją w jednej z rodzinnych posiadłości. Tam szóstego lutego 1990 roku na świat przyszła Wilhelmina. Vivien nie przeżyła porodu. Kiedy książę pojawił się w zamku zastał martwą ukochaną i głodną, przerażoną córeczkę. Dziewczynkę oddano pod opiekę niani.
Sprawująca od dziesięciu lat władzę królowa Beatrycze nie była zachwycona postępkiem syna. Ukrycie ciężarnej kochanki, która zmarła podczas porodu wywołało niemały skandal w Holandii. Dziewczynka została uznana przez ojca i nadano jej tytuł księżniczki Niderlandów. Nie miała jednak praw do korony. Tytuł nadano jej z uprzejmości i aby uspokoić niezadowolonych poddanych. Oddano ją pod opiekę niani, później wysyłano ją do szkół z internatem.
Nie zaznała ani matczynej ani ojcowskiej miłości. Przestawiana z kąta w kąt jak niechciany, brzydki prezent. Kiedy miała jedenaście lat ojciec ożenił się miała nadzieję, że Laurencja okażę jej chociaż trochę matczynej troski i uwagi. Nadaremnie się łudziła. Kobieta przypominała jej Lady Trumine. Oschła, chłodna apodyktyczna. Najgorsze nadeszło dopiero później kiedy urodziły się ich wspólne dzieci. Konstantyn uwielbiał swoje dzieciaki. Wielokrotnie widziała jak nosi je na rękach, kołysze, bawi się z nimi i ten widok łamał jej serce. Nawet teraz jako dorosła kobieta nie była wstanie przypomnieć sobie sytuacji kiedy ojciec ją wziął na ręce czy uśmiechnął się do niej. Dlatego wyjechała z Holandii tam była zbędna.
Opuszkami palców przesunęła po symbolu nieskończoności i uśmiechnęła się smutno. O ironio naszyjnik dał Vivien Konstantyn. Obiecywał jej wieczną miłość a nigdy nie okazał miłości ich córce. Willow pociągnęła nosem. Bardziej niż za ojcem tęskniła za Luną.
— Hej — usłyszała za swoimi plecami.
— Hej — wykrztusiła
— Co się stało? — przyklęknął przy wózku na, którym siedziała — uniósł do góry jej podbródek i zmusił żeby na niego spojrzała — Co się stało?
— Nic po prostu pomyślałam o Lunie — wyjaśniła — pewnie ja z ostatnich trzech lat sobie z tym poradziłam, ale ja po przebudzeniu nadal za nią tęsknie. Luna to moja suczka, kiedyś nią była.
— Zabrali ci psa?
Pokiwała głową a usta Tonego zacisnęły się w wąską kreskę. Pocałował ją w skroń i przytulił do siebie.
— Jak się czuje Elizabeth? — zmieniła temat Willow.
— Dobrze — odpowiedział uśmiechając się szeroko. — Ona i dziewczynki czują się dobrze. Są pijani ze szczęścia — wyciągnął telefon i wyświetlił fotografię dwóch maleńkich dziewczynek. — Ta — Pokazał — to Hazel, ta druga Violet — przewinął kilka następnych fotografii.
— Są słodkie — powiedziała wpatrując się w ich buzie — Miałabym pewien pomysł — dodała — Mogłabym namalować ich portret, dwa małe aniołki śpiące na chmurce czy coś takiego.
— Mogłabyś?
— Tak zrobię to z przyjemnością. Będą mieli pamiątkę. Jutro będziesz mógł im go przekazać.
— Świetnie — uśmiechnął się szeroko i pocałował ją w czoło. — Mam jedną małą sprawę do załatwienia — zaczął i wyprostował się — spotkamy się wieczorem na huśtawkach?
— Tak, powinnam mieć wstępny szkic, prześlesz mi te zdjęcia?
— Jasne.
Po wyjściu z pokoju Willow zbiegł ze schodów jednocześnie wybierał numer.
— Pablito — powiedział do rozmówcy — grzej śliniki pora na wizytę u teścia.

***
Zawsze był człowiekiem przezornym i uważał na to co robi i mówi. Wizerunek był dla niego wszystkim. Pracował latami nad swoim imagem i teraz śledząc nagłówki w serwisach informacyjnych nie był zadowolony z obrotu sytuacji. Policja obarczyła go winą za napaść na Jospehine. Na początku robili z niego ofiarę, ale wiedział że to zasłona dymna. Grał kiedyś policjanta, znał ich procedury, wiedział że mają go za idiotę.
Wstał z kanapy i przeciągnął się. Kupił ten dom ponieważ chciał mieć swoją męską jaskinię, miejsce w którym jako mężczyzna będzie czuł się bezpieczny. Kiedy trafiła się okazja na rynku skontaktował się z właścicielem, który ku jego zaskoczeniu poprosił o płatność w krypto walucie internetowej. Transakcje były publiczne jednak użytkownicy anonimowi. Dla niego w obecnej sytuacji było to idealne rozwiązanie.
Dom, który kupił był na odludziu. Dwieście pięćdziesiąt kilometrów na wschód od Londynu. Na obrzeżach jednego z angielskich lasów. Cisza spokój, żadnych sąsiadów. Tutaj w spokoju mógł pomyśleć nad swoją strategią.
Nie mógł wrócić do Londynu ani wyjechać do Hiszpanii czy Stanów. Skontaktowanie się z rodziną też odpada. Policja zapewne obserwuje ich dom, ma podsłuchy na telefonach. Musiał przeczekać. Zaczekać aż Josephine wybudzi się ze śpiączki i mu wybaczy. Nie skreśli ich związku z powodu jego wybuchu. Nic przecież takiego się nie stało. Pogrążą mu jedynie palcem, pójdzie dla świętego spokoju na jakąś terapię czy inną bzdurę. Musimy jedynie to przeczekać.

***
W bardziej bojowym nastroju był za to Anthony, którego auto zatrzymało się przed rezydencją należącą do jego przyszłego teścia. Wargi mężczyzny zaciśnięte były w wąską kreskę a mężczyzna, który uparł się mu towarzyszyć spoglądał na młodego księcia karcącym wzrokiem. Julian Gold nie był zadowolony z jego nagłej wizyty w Holandii uważał, że wywołała ona poruszenie wśród obserwatorów rodziny królewskiej. Na nic zdały się tłumaczenia, iż teraz wszyscy patrzą na szpital gdzie urodziły się Hazel i Violet. Na ich punkcje obecnie świruje Anglia. Kto zauważy psa przywiezionego z Holandii.
— Anthony — przywitał go Konstantyn kiedy tylko wysiadł z auta — Czym zawdzięczamy tą wizytę?
— Wpadłem tylko na chwilę, piloci nawet nie wyłączali silników — odpowiedział beztroskim tonem Tony. — Pomówmy w środku — zasugerował.
— Oczywiście, napijesz się herbaty? Już szesnasta.
— Bardzo chętnie, ale nie ma na to czasu. Przyjechałem po psa — powiedział mając dość tych uprzejmości. — Lunę.
— Nie rozumiem — zaczął mężczyzna — Przyjechał książę po psa?
— Tak, dobrze wasza książęca mość słyszał, przyjechałem po psa narzeczonej.
— z TYM MOŻE BYĆ PROBLEM, ODDALIŚMY Lunę do schroniska.
— Słucham?! Którego?
— Wasza książęca mość to tylko pies.
— Z całym szacunkiem, ale ten tylko pies jest ważny dla Willow nie opuszczę tego kraj bez niego.
— Nie ma paszportu
— Do jasnej cholery jestem następcą tronu Anglii naprawdę sądzisz że jest mi potrzebny paszport żeby przewieźć psa do mojego kraju! Więc albo poda mi pan adres do schroniska gdzie jest Luna albo zadzwonię do znajomego dziennikarza, który obsmaruje pana w prasie.
Konstantyn podał mu adres schroniska.
— Nie bolało prawda? Gold zapiałeś? To jednak zaboli — dodał i uderzył go prawym sierpowym w twarz — Książę upadł na podłogę a Tony uśmiechał się z satysfakcją prostując palce. — To za Willow — wyjaśnił i wyszedł pogwizdując pod nosem. — Jedźmy po psa.
Psa znaleźli we wskazanym schronisku. Właścicielka wpatrywała się w Anthonego dłuższą chwilę za nim w ogóle powiedziała „dzień dobry” brunet w kilku słowach wyjaśnił sytuację i już po pół godzinie wyszedł z Luną u boku. Suczka była zdezorientowana i wystraszona jednak ochoczo wskoczyła do samochodu gdzie nawet poważny Gold uśmiechnął się pod nosem.
Po powrocie poinformowano go, że Willow czeka na niego przy huśtawkach. Przekazał smycz lokajowi i kazał na niego zaczekać. Rudowłosa siedziała na huśtawce na jego widok uśmiechnęła się.
— Myślałam już że zapomniałeś.
— Wybacz spóźnienie zatrzymały mnie pilne sprawy — podszedł do niej i pocałował ją lekko w policzek — Lubisz Boże Narodzenie? — zapytał ją.
— Tak, dlaczego pytasz?
— W tym roku po prostu przyszła wcześniej tylko mam jedną małą prośbę zagwizdaj.
— Co?
— Proszę, zagwizdaj.
Willow zagwizdała, nic się nie stało.
— Jeszcze raz — zachęcił ją.
Kiedy umilkła usłyszeli szczekanie. Głośne i donośne, zbliżało się. Popatrzyła na niego oszołomiona i zaskoczona. To na psa biegnącego w jej kierunku.
— Luna — wykrztusiła z siebie kiedy zwierzę wskoczyło łapami na jej kolana radośnie merdając ogonem. Wtuliła twarz w miękkie psie futro. — Tony — wydusiła z siebie przestała płakać — dziękuje — Luna wskoczyła na huśtawkę układając łeb na jej kolanach. — Pamięta mnie.
— Oczywiście, że pamięta. Ciebie się nie zapomina — pocałował ją w skroń.
— Poleciałeś za nią do Holandii?
— Tak ja i twój ojciec pogadaliśmy sobie od serca
— I tak po prostu oddał ci Lunę
— Moja pięść mogła pomóc — uśmiechnął się niewinnie
— Dałeś mu w twarz. Tony to może
— wywołać wojnę — wszedł jej w słowo — Dla ciebie wszystko — pocałował ją usta. — Nie powiedziałem ci najważniejszego. Luna będzie miała szczeniaczki, za jakieś trzy tygodnie przyjdą na świat. Będziemy mieć tutaj wesołą gromadkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5772
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:07:41 12-07-19    Temat postu:

Jakoś przeoczyłam 2 rozdziały, ale już nadrabiam zaległości!

Na świat przyszły księżniczki i tatuś już świata poza nimi nie widzi! Lubię Johna, jest taki normalny (to chyba najlepsze słowo). Mimo że wżenił się w rodzinę królewską to nie wydaje się zakłopotany. Retrospekcja z ich pierwszego spotkania mnie rozwaliła. Myślę, że nie polubiłabym tamtej Elizabeth, z przeszłości. Może to przez jej koleżankę Lily, ale wyszła trochę na snobkę z wygórowanymi oczekiwaniami. Ale dobrze, że nie wyszło jej z Ezekielem Dzięki temu John mógł wyrwać ją na pierogi

Vinny próbuje przeczekac burzę, a ja się dziwię, że on wierzy, że Josephine mu wybaczy. Niestety sama mam takie przeczucie, że tak może być, że ona może się bać, że on znów coś jej zrobi i okłamie policję. W ogóle to rozbawiło mnie stwierdzenie, że skoro Vinny grał kiedyś policjanta to wie jak policja myśli

Czy mi się wydaje, czy wcześniej nie było nic wspomniane o pochodzeniu Willow? Nie pamiętam, żeby była księżniczką, a jednak. W dodatku z nieprawego łoża. Nie miała łatwego dzieciństwa, praktycznie wychowała się bez rodziców. Nie lubię Konstantyna i dobrze, że Tony my przywalił, sama pewnie też bym to zrobiła. Choć może lepiej nie, w końcu to książę. Ciekawa jestem, jakie to będzie miało konsekwencje.
No i bycie księciem ma swoje plusy - można na przykład polecieć do Holandii po pieska narzeczonej i dać teściowi w pysk - niezły dzień

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin