Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

The Royals Rozdział dziesiąty
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:27:26 12-07-19    Temat postu:

Madziu dziękuje za komentarz :*

Małe księżniczki wzięły tatusia pod pantofel Elizabeth snobką? " D przypisuje jej wiele cech ale nie snobizm ciekawe spostrzeżenie Tak na pierogi ruskie. Kurcze wszystkie moje postacie jedzą pierogi ruskie

Vinny no zobaczymy czy się wywinie czy też nie.

To było pierwsze wspomnienie o życiu Willow myślę, że będzie tego więcej. I tak bycie księciem ma swoje plusy a czy cios w nos będzie miał swoje konsekwencje zobaczymy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5770
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:58:30 12-07-19    Temat postu:

Nie wiem, dlaczego, ale w tej retrospekcji miałam takie wrażenie. Taka pancia z wyższych sfer, bo nie je mięsa, nie pije alkoholu itp. Takie ma różne swoje zasady i wielki szok, dlaczego Ezekiel o tym nie wiedział. Ale tak jak mówię, może to przez Lily było spotęgowane, bo to ona głównie nakręcała to wszystko

Czekam na ciąg dalszy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:13:00 12-07-19    Temat postu:

A będę jej bronić Elizabeth nie je surowego mięsa, nie pije alkoholu bo ma swoje powody. Co do zasad to niestety obowiązuje ją protokół i dlaczego Elizabeth zachowywała się tak a nie inaczej wobec Ezekiela wyjaśnię

W weekend powinno się coś pojawić
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5770
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:37:18 12-07-19    Temat postu:

No jasne, trzeba swoich postaci bronić Po prostu mam wrażenie, że dzięki temu, że poznała Johna przestała być taką typową księżniczką i stała się bardziej zwyczajną kobietą.

Ok czekam w takim razie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:19:24 21-07-19    Temat postu:

Madziu i masz rację John ją zmienił. I to bardzo

Siedem

George nigdy nie ukrywał, iż jego ukochaną wnuczką jest Josephine. Od najmłodszych lat Josie była jego ulubienicą i nie tylko z powodu jej łagodnego i delikatnego uosobienia , ale głównie dlatego iż jako jedyna z rodziny dbała o jego uczucia. Dla większości dzieci, wnucząt czy dalszej rodziny był niczym dojna krowa do której wymion podchodzi się w celu osiągnięcia korzyści. George oczywiście oddawał mniejsze lub większe przysługi świadom , iż prędzej czy później będzie prosił o ich zwrot. Często były to małe sprawy, ale sama świadomość że pewnego dnia będzie ona zwrócona sprawiała mu satysfakcję. Czasem było to załatwienie wygodnej posadki w sądzie a czasem jak w tym przypadku był to ślub.
Półtora roku tomu Josephine poprosiła go o błogosławieństwo i zgodę na ślub z Vincentem Herrerą. Oficjalnie po ukończeniu dwudziestego piątego roku życia zgoda była zbyteczna, mimo to jego wnuki nadal przyprowadzały kandydata w celu zapoznania. Wiedziały bowiem, iż Króla lepiej mieć po swojej stronie. Tamtego dnia kiedy poznał Vincenta Herrerę nie polubił go. W jego oczach był wymoczkiem. Wadą Vincenta był także jego zawód. Aktor w rodzinie!
Był wielkim fanem filmów i seriali. Dostarczały mu rozrywkę i emocje. Wiedziony czystą ciekawością obejrzał dostępne w serwisach VOD filmy i jeden serial i poczuł zażenowanie. To co zobaczył niezmiernie go rozczarowało. Produkcje, które wybierał były miernej jakości. Bezsensowne strzelanki z dużą ilością krwi i latających ludzkich flaków. Nic na co normalnie zwróciłby uwagę.
Dopiero teraz, po tym wszystkim George zrozumiał jako bardzo mylił się do Vincenta Herrery. Mężczyzna był perfekcyjnym aktorem. Omamił jego piękną inteligentną wnuczkę, rozkochał ją w sobie i wżenił się w jedną z najpotężniejszych rodzin świata . Zadarł z nieodpowiednią rodziną, przemknęło przez myśl mężczyźnie. Uśmiechnął się mimowolnie. Obserwatorzy naiwnie sądzili, iż sprawiedliwość zostawi w rękach ślepej Temidy. Nic bardziej mylnego, George pozwoli go im znaleźć a później sam zajmie się wymierzeniem kary. Nie wiedział tylko jaka ona będzie. Jaką cenę zapłaci za atak na jego wnuczkę? Niewielką czy najwyższą? Z zadumy wyrwało go delikatnie naciśnięcie klamki.
— Wasza Królewska Mość — zwrócił się do niego jeden z pracowników. — Przyszedł książę John.
— Niech wejdzie i dopilnuj proszę aby nikt nam nie przeszkadzał.
— Oczywiście — skłonił się nisko i wycofał z pomieszczenia. Gestem zaprosił do środka męża Elizabeth, który nigdy nie czuł się swobodnie w towarzystwie tego człowieka.
— Wasza Wysokość — odezwał się pierwszy słysząc za swoimi plecami jak zamykają się drzwi. Nigdy nie czuł się swobodnie w towarzystwie Króla, ten człowiek go przerażał. — Dzień dobry — powiedział robiąc dwa kroki do przodu. Obserwował jak George ściąga korek z karafki stojącej na okrągłym stoliku i przelewa złoty trunek do dwóch kryształowych szklanek. Odwrócił się i jedną z nich podał Johnowi.
— Zdrowie dziewczynek — powiedział stukając lekko szklaneczką o jego szklaneczkę.
— I ich mamy — dodał pociągając niewielki łyk alkoholu. George wskazał mu gestem fotel na którym usiadł. Szklaneczkę oparł o kolano.
— Nie zaprosiłem cię tutaj aby jedynie wznieść toast — zaczął bez ogródek. Nie przepadał ze krążeniem wokół tematu, wolał od razu przejść do rzeczy — Chodzi o Josephine — dodał — chcę wiedzieć wszystko o jej stanie zdrowia i prognozach na przyszłość
John odstawił na stolik do kawy szklaneczkę i spojrzał na Króla. Zaczął mówić, powoli bez zbędnych ozdobników. Powiedział mu wszystko, wymienił wszystkie urazy jakich doznała i zapewnił, iż fizycznie powinna dość szybko dojść do siebie.
— Psychicznie jednak — zaczął patrząc mu w oczy — Będzie potrzebowała wsparcia najbliższych, być może pomocy psychologa czy terapeuty, najlepiej jednego i drugiego. Będzie potrzebować czasu i spokoju. Policja ma jakiś trop?
— Nie, na razie prowadzą przesłuchania — prychnął pod nosem jednocześnie dając wyraz tego co myśli o sposobie poszukiwań Hererry. — Wezwałam cię w jeszcze jednej sprawie. Nasz rzecznik prasowy i ekspert od wizerunku pan Gold wpadł na pewien pomysł aby odwrócić uwagę od Josephine. Jesteś lekarzem wiesz, że po wybudzeniu się ze śpiączki będzie potrzebowała przede wszystkim spokoju.
— Co to za pomysł? — zapytał
— Seria wywiadów — wyjaśnił. — Pan Gold sugeruje aby członkowie naszej rodziny otworzyli się bardziej na społeczeństwo. Oczywiście pozostaje sceptyczny co do pomysłu jednak jestem skłonny wyrazić na niego zgodę. Oczywiście pierwszego wywiadu udzielił by Anthony. Byłbyś drugi w kolejce albo trzeci po Edwardzie i Isabelli.
— To odważny pomysł — zaczął. To byłby pierwsza w historii tego typu seria. Rodzina królewska strzegła swojej prywatności i to co działo się w murach Rezydencji w nich zazwyczaj pozostawało. — wolałbym jednak najpierw porozmawiać o tym z żoną.
— Oczywiście to całkiem zrozumiałe — zgodził się z nim George — Osobiście nie przepadam za taką formą komunikacji, wywiady zwłaszcza te na żywo bo o takich mówimy bywają nieprzewidywalne. Tony ma tendencję do błaznowania a ty no cóż — rozłożył ręce — wszystko może się zdarzyć.
— Potrafię ważyć słowa.
— W to nie wątpię i nie to mnie martwi. Martwi mnie raczej fakt, iż jesteś nieślubnym synem premiera Irlandii — powiedział wprost zaskakując tym Johna — chyba nie sądzisz, że przed ślubem nie sprawdzono przeszłości twojej matki — powiedział uśmiechając się kącikiem ust. — Czterdzieści jeden lat temu miała romans z swoim kolegą ze studenckiej wymiany Lawrencem Speak zaszła w ciążę kolega nie uprzedził jej jednak, że ma żonę.
— Znam tą historię — wtrącił się John.
— Nie wątpię jednak za nim uruchomię machinę muszę mieć pewność, że nie będziemy mieć w trakcie wywiadu żadnych niespodzianek.
— Zostawił moją mamę kiedy była piątym miesiącu ciąży, wtedy też przyznał się do tego, że w Irlandii ma żonę. Obiecał, że się z nią rozwiedzie i wróci do nas. Kłamał a moja mama wychowała mnie sama. Miałem ojca może mnie nie spłodził, ale mnie wychował.
— Próbowałeś kiedykolwiek się z nim skontaktować?
— Tylko raz. To było przed ślubem moich rodziców napisałem do niego list, miałem siedem lat a adres znalazłem w notesie mamy. Nigdy nie otrzymałem odpowiedzi.
— Dobrze, naprawdę dobrze — pochwalił go — Przed wywiadem pan Gold usiądzie z tobą i zada ci kilka pytań niezbyt przyjemnych pytań. Musisz mieć mniej agresywny ton głosu, ale całkiem nieźle.
— Zgodzę się na wywiad, ale pod jednym warunkiem
— Jakim?
— Dziewczynki będą mieć moje naziwsko.
George zamyślił się.
— Dobrze. Wybraliście już imiona.
— Tak, starsza Hazel Sylvia Carolina młodsza Violet Isabella Maria chcieliśmy uczcić babcie i prababcie — wyjaśnił
— O jednej zapomnieliście — zauważył z uśmieszkiem.
— Obaj dobrze wiemy dlaczego żadna z nich nie ma na imię Anna
— W istocie wiemy — przytakną mu. — Nie będę cię dłużej zatrzymywał
Król uznał rozmowę za zakończoną.

***
Josephine dryfowała między jawą a snem. Docierały do niej głosy innych ludzi. Czasem je rozpoznawała a czasem były dla niej zupełnie obce. Czuła dotyk czyjś rąk i ten smród jakby ktoś postawił gdzieś niedaleko detergenty jednak pośród tego czuła także znajomy zapach perfum. Nie męża. Vincent używał mocnych perfum te były delikatne, a kiedy brał ją za rękę dotyk był czuły i delikatny. Mimo to była się otworzyć oczy, nie chciała otwierać oczu. Nie chciała wiedzieć czy to prawda czy iluzja. Wolała być w zawieszeniu czuła się w nim niepewnie bała się jednak. Bała się tego, usłyszy od niego jak bardzo jest wielkim rozczarowaniem i musi zostać ukarana. Nie chciała aby ją bił. Tak bardzo nie chciała żeby znowu ją bił. Z gardła wydobyło się łkanie.
— Ja już nie chcę — wykrztusiła kręcąc na boki głową. Edward poderwał się ze swojego krzesła instynktownie ujmując córkę za rękę. Opuszkami palców odgarną jej włosy z twarzy.
— Cichutko skarbie — pogładził ją po policzku — jesteś już bezpieczna, już nic ci nie grozi on już nigdy cię nie skrzywdzi.
Otworzyła powoli oczy
— Tata — wychrypiała. Wpatrywała się w zatroskaną twarz ojca. zielone oczy utkwiła w czubku jego głowy gdzie wśród ciemnych włosów dostrzegła kilkanaście posiwiałych kosmyków. Palce mimowolnie zacisnęła na jego dłoni. — Ja żyję — wydukała.
Edward z trudem powstrzymał cisnące się do oczy łzy. Pochylił się nad córką wargami dotykając czubka jej głowy.
— Wszystko będzie dobrze — zapewnił ją ojcem. — Zapłaci za to.
— Nie ma go tutaj? — Zapytała.
— Nie, uciekł, ale znajdziemy go.
— I co wtedy się z nim stanie?
— Wszystko co będziesz tylko chciała — odpowiedział Edward delikatnie gładząc jej palce.m

****

Pokojówka wprowadziła go do środka dyskretnie wycofując się na korytarz. Blondyn błękitnymi oczami rozejrzał się po gustownie chociaż staroświecko urządzonym pomieszczeniu i zrobił krok do przodu. Apartament, który dzieliła księżniczka Josephine wraz z mężem dzielił się na dwa pokoje i wspólny salon. Łazienki i garderoby były oddzielnie Wzrok mężczyzny zatrzymał się na rozbitym stoliku do kawy. Tak jak prosił policja po zabezpieczeniu dowodów zaplombowała także pokój w którym doszło do przestępstwa. Służba posprząta tutaj dopiero po jego oględzinach miejsca przestępstwa. Jako profiler wiedział to miejsce zupełnie inaczej niż policja czy technicy kryminalni szukający śladów. On szukał śladów ludzkiej psychiki. Przyzwyczajeń, które Vincent Herrera posiadał, a z których nie zdawał sobie sprawy. Przeszedł szybkim krokiem do sypialni, którą zajmował Vincent.
Ściany pokoju utrzymane były w odcieniu szarości. Wystrój pomieszczenia był minimalistyczny; łóżko, komoda stojąca po lewej stronie, stolik do kawy i dwa wygodne fotela. Brak zbędnych bibelotów czy osobistych rzeczy. Pokój, ten kojarzył mu się bardziej z hotelem niż pomieszczeniem w domu. Poza tym jedyne osobiste rzeczy zostały zabezpieczone przez policję. Laptop, którego ze sobą nie zabrał, telefon komórkowy i skarby z drewnianej skrzyni. Tak policja określiła przedmioty tam znalezione. Kilka sztuk kajdanek, czarny skórzany pas ze śladami krwi, DVD ciężkiej pornografii a nawet tabletki na erekcję. Spacerując po pomieszczeniu coraz mocnej docierało do niego jak koszmarny był ostatni rok dla Josephine.
Całkowicie zdominowana przez brutalnego męża. Charles niechętnie przyznał Vincentowi cechę inteligentnego i przebiegłego, czarującego. Owinął wokół małego palce nie tylko Josie, ale także obserwatorów rodziny królewskiej. Był także ambitny. Nie zadowolił się związkiem z aktorką czy modelką, mierzył wyżej, chciał mieć więcej i więcej. I to był jego błąd, przemknęło przez myśl. Zrobił się pazerny, nieostrożny. Tamtej nocy z jakiegoś powodu stracił nad sobą panowanie. Charles westchnął. Znalezienie go nie będzie łatwe. a przekonanie Josephine aby mu w tym pomogła jeszcze trudniejsze. Telefon zawibrował w kieszeni marynarki. Odebrał
— Wybudziła się — powiedziała bez zbędnych wstępów Angela.
— Kiedy?
— Dwadzieścia minut temu
— Pozwolą cię ją przesłuchać?
— Nie mam pojęcia, książę Edward nie jest zadowolony z mojej obecności
— To zrozumiałe.
— Jedyne co udało mi się uzyskać to potwierdzenie, iż to Vincent Herrera ją napadł. Prokuratura oficjalnie puściła za nim list gończy. Rozmawiałem z Robertsem wszystko wskazuje na to, że oskarżą go nie tylko o pobicie i przemoc domową, ale także usiłowanie zabójstwa. Wszystko zależy od jej zeznań. Zgodnie z twoją radą szukamy byłych dziewczyn , kochanek Herrery a także ściągamy do Anglii jego rodziców.
— Sprawdzcie luksusowe prostytutki — zasugerował opuszczając pokój. Skinął w podziękowaniu głową szybkim krokiem zamierzając w kierunku wyjścia.
— Myślisz, że korzystał z ich usług?
— Tak — odparł bez wahania wychodząc na zewnątrz. Szybkim krokiem podszedł do zaparkowanego auta i wślizgnął się na siedzenie kierowcy. Przełączył rozmowę na słuchawkę bezprzewodową. — W jego sypialni znaleźliście ciężką pornografię — zaczął — Kajdanki, wstążki, gruby czarny pas facet lubi ostry brutalny seks a nie każda dziewczyna zgodzi się spełniać jego fantazje. Wypłaty z kart kredytowych doprowadzą was do dziewczyn. Był stałym klientem co najmniej trzech prostytutek, tacy jak on potrzebują nowych podniet i obejrzycie nagrania.
— Widziałam jeden fragment i podziękuje.
— Angela on mógł nagrywać seks-taśmy.
— Jezu — jęknęła. Ostatnią rzecz na którą miała ochotę to oglądać filmy dla dorosłych. — W niezłą kabałę się wpakowałam.
— Złap go a dostaniesz inspektora.
Zaśmiała się i rozłączyła się. Złapanie Vincenta Herrery nocą z niedzieli na poniedziałek stało się priorytetem służb w całym kraju. Już w poniedziałek oznaczono jego paszport, wzmożono kontrole na lotniskach i przejściach granicznych i jak na razie efekt poszukiwań był marny. Spoglądając na drzwi prowadzące do Sali Josephine coraz mocnej docierało do Angelii jakie piekło przeżyła księżniczka. Drzwi otworzyły się a ze środka wyszedł książę Edward.
— Wasza książęca mość — zaczęła robiąc krok do przodu.
— Nie pozwolę wam jej przesłuchać, czekając traci pani jedynie czas.
— Będę musiała to zrobić prędzej czy później — odezwała się — na razie chcę porozmawiać z waszą wysokością.
— Nie mam nic do powiedzenia — odparł ostro i usiadł.
Angela usiadła dwa krzesła dalej.
— Proszę mi o nim opowiedzieć — poprosiła łagodnie — Proszę mi pomóc go znaleźć.[/quote]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5770
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:25:54 08-08-19    Temat postu:

George może i budzi grozę w Johnie, ale mi się nawet spodobał. Już mamy podobne odczucia co do Vincenta, widać, że George poznał się na tym aktorzynie już dawno. Szkoda tylko, że pozwolił, żeby jego wnuczka wyszła za tego łajdaka. Wydaje mi się, że można się z nim dogadać. John dobrze to wykombinował, wie jak stawiać warunki. I kto by pomyślał, że John jest nieślubnym synem premiera Irlandii? No proszę, dziennikarze będą węszyć, kiedy poznają prawdę. Ale odwrócą tym samym uwagę od Josie, która potrzebuje teraz odpoczynku. Całe szczęście, że ojciec ją teraz wspiera, na pewno jest zagubiona i nie wie, co się dzieje.
I zastanawia mnie wzmianka o Annie, czyżbym coś przegapiła? Dzieci nie otrzymały po niej imienia, to znaczy że nie jest z nimi spokrewniona? Ciekawe...

A Vincent z jednej strony jest bystry, w końcu znalazł odpowiednią kryjówkę i policja w calym kraju nie może go znaleźć, ale z drugiej strony ma przechlapane. Zadarcie z rodziną królewską to nie przelewki. To się może skończyć źle zarówno dla niego jak i dla samej rodziny królewskiej - w końcu wpuścili kogoś takiego do swojej rodziny i nie zauważyli, że maltretuje księżniczkę.

Pozdrawiam


Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 19:28:13 08-08-19, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:52:52 08-08-19    Temat postu:

Madziu dziękuje za komentarz. :* To prawda Król nie polubił Vincenta i zrobi wszystko aby uwolnić go od wnuczki. A John nauczył się lawirować między rodziną królewską a normalnymi ludźmi więc potrafi też postawić na swoim. I tak John jest synem premiera i jeszcze nikt poza najbliższymi o tym nie wie

Madziu Anna jest matką Elizabeth po prostu panie nigdy nie miały ze sobą zbyt dobrego kontaktu i w ich przeszłości zdarzyły się rzeczy, które je poróżniły dlatego Elizabeth uznała, iż nie nazwie żadnej z córeczek imieniem matki.

Vincent jest sprytny to przyznaje. I przebiegły. I mimo wszystko ambitny jednak nie przewidział, że jego temperament zrujnuje wszystko. Bo ludzie nie zapominają I oberwie się obu stronom to niezaprzeczany fakt


Ostatnio zmieniony przez zaczytany_chomik dnia 20:53:16 08-08-19, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:52:58 22-09-19    Temat postu:

Osiem
Elizabeth zawsze bała się dnia w, którym zostanie mamą. Myśl o posiadaniu dzieci przerażała ją najbardziej. Odpowiedzialność za ludzkie życie i wychowanie. Strach przed macierzyństwem można było wyjaśnić dużo prościej. Nie musiała używać górnolotnych słów, aby wiedzieć dlaczego boi się bycia mamą. Nie wiedziała jak bycie matką wygląda. Tak widywała matki w telewizji, czytała o nich w książkach , ale nigdy nie znała matki. Nie miała jej więc jak miała nią być.
Anna nigdy nie okazywała miłości Elizabeth. Nie przytulała jej, nie kołysała do snu , nie opowiadała jej bajek. Wychowały ją nianie i tata. To on był prawdziwym rodzicem, to on był przy niej kiedy najbardziej potrzebowała rodzica. Edward nie Anna. Anna wybrała butelkę. I to właśnie Lizzie ojca przypominała go najbardziej ze wszystkich swoich dzieci.
Podobnie jak ojciec charakteryzował ją upór w dążeniu do celu. Kiedy założyła coś sobie niezależenie czy jest to wyprowadzka na drugi koniec kraju w wieku szesnastu lat czy też założenie własnej firmy. Dla niej nie było rzeczy niemożliwych do zrealizowania były jedynie przeszkody, które należało pokonać aby cel osiągnąć. Ośli upór, chłód i dystans z jakim traktowała ludzi sprawiły, iż otoczenie nadało jej przydomek „Królowej Śniegu”. Ktoś powiedział komuś a później sprawa przeciekła do mediów. Wszystkie brukowce w kraju tytułowały ją w ten sposób. Elizabeth nie próbowała z tym walczyć, nie komentowała tego bo po co? Czasem odnosiła wrażenie, iż nawet rodzina ma ją za taką bezuczuciową, bezpłciową księżniczkę.
Całe życie na świeczniku, w blasku fleszy poważnie odbiło się nie tylko na jej charakterze ale przede wszystkim na sposobie traktowania ludzki. Lgnęli do niej jak muchy do miodu. Uśmiechali się, zawsze skorzy dom pomocy i wbicia noża między łopatki jeśli najdzie taka potrzeba. Przez lata nauczyła się zadawać ciosy zanim ktoś wymierzy cios jej. Była nieufna i tej ostrożności nauczyła się przez lata przynależności do rodziny królewskiej.
Była księżniczką i zawsze z dużo pobłażliwością spoglądała na wszystkie małe dziewczynki przebrana w tiulowe spódniczki i noszące tiary, mające swoje berła które zawsze były zakończone gwiazdką. Za każdym razem kiedy słyszała „też chciała bym być księżniczką” uśmiechała się żadna z nich nie wiedziała iż bycie członkiem rodzinny królewskiej nie ma nic wspólnego z noszeniem pięknych kolorowych sukienek. Nigdy nie miało. Księżniczka to nie pieprzony Kopciuszek.
Od najmłodszych lata nienawidziła bajek w których piękna dziewczyna czeka aż książę przybędzie jej na ratunek przywożąc szklany pantofelek na poduszce. Nie rozumiała Kopciuszka. Dziewczyna zakochała się nie tylko w księciu z którym tańczyła i zamieniała może jedno zdanie i kiedy przyszła walka o jej życie i przyszłość wybrała płacz nad rozbitym butem niż walka o samą siebie.
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem. Pamiętała wypracowanie, które napisała po obejrzeniu Kopciuszka. Wyraziła swoją opinię o tym, iż główna bohaterka ma niewiele wspólnego z prawdziwą arystokratą. Wyciągnęła wszystkie wady, które zauważyła u blondwłosej kazano jej poprawić wypracowanie. Córce księcia nie wypada postawić pały. Lizzie nigdy nie poprawiła wcześniejszego tekstu. Wtedy nie tylko nauczyła się trzymać język za zębami, ale postanowiła nigdy nie zamienić się w Kopciuszka. Nigdy nie będzie wołała o pomoc. Może, dlatego nienawidziła bajek, w których dopiero teraz zauważyła zmianę w retoryce. Księżniczka już nie była tylko piękną ozdobą mężczyzny, ale i odważną, posiadającą własny rozum kobietą. Taka też była Lizzie
Odważna, uparta ale przede wszystkim nigdy nie prosiła o pomoc, nie czekała na ratunek i brała życie we własne ręce. Musiała gdyż nie przetrwałby na dworze Króla jednego dnia. Wszystkie te małe dziewczynki były po prostu głupiutkimi dziewczynkami które miały zupełnie inne wyobrażenie o takich miejscach jak pałac.
Gdyż wszystko co wiesz o księżniczkach, królach, należy włożyć między bajki bo tam właśnie jest ich miejsce. To było codzienne pole bitwy gdzie nie potrzebna była broń biała czy palne lecz rozum. Tylko inteligentni manipulatorzy byli wstanie przetrwać. Bo albo ty manipulujesz nimi albo oni manipulują tobą zdecydowanie wolała należeć to do tej pierwszej grupy.
A później w jej życiu pojawił się John. Elizabeth pamiętała jeszcze składane w dzieciństwie obietnice, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Była małą dziewczynką, która patrzyła jak związek jej rodziców się rozpada. Edward w pewnym momencie miał dość jednostronnej walki o małżeństwo i złożył pozew o rozwód. Będąca jeszcze wtedy podlotkiem Lizzie za wszelką cenę chciała uniknąć losu własnych rodziców. I może właśnie dlatego przez lata nie dopuszczała nikogo do swojego serca. Miewała kochanków jednak wycofywała się za nim jej serce dążyło się zaangażować. W przypadku relacji z Johnem przepadła w dniu w którym go poznała.
Pamiętała dokładnie tamtą kuchnię i towarzyszący jej zapach. Mężczyznę z dłońmi ubrudzonymi mąką, który kilka dni później przyniósł jej skrzynkę fioletowo-żółtych fiołków. I półmisek ruskich pierogów. To takie Johna pokochała.
Zakochała się w facecie, który zaskakiwał ją na każdym kroku, który kupował jej fiołki gotował dla niej kolację, wystartował dla niej w triatlonie chociaż nie był typem sportowca. Nie miał kaloryfera na brzuchu, nie mówił czterema językami był do bólu zwyczajny. Był jej normalnością, był jej kompasem zwyczajności z którym założyła rodzinę.
Początki ich związku nie były łatwe. Elizabeth poznała go w momencie, kiedy poważnie zaczynała rozważać powrót do Edynburga. Blondynka przeprowadziła się z powrotem do miasta swojego dzieciństwa na prośbę ojca. Edward nalegał aby wróciła i spróbowała naprawić relacje z matką. Mająca wówczas dwadzieścia pięć lat Elizabeth niechętnie przystała na prośbę ojca. Zrobiła to nie wiedziona uczuciem do matki a raczej z powodu krążących plotek, iż matka i córka nie rozmawiają ze sobą odkąd Elizabeth skończyła szesnaście lat. Plotkarze po raz pierwszy od bardzo dawna mieli rację, rzeczywiście nie rozmawiała z matką mylili się jedynie co do tego ile miała lat kiedy kontakt się urwał. Czternaście nie szesnaście jak podejrzewano. Król nakazał jej także zamieszkanie w Pałacu św. Michała. I natychmiast tego pożałowała. Panie wysłano we wspólną podróż zagraniczną, która dla blondynki co było bardzo kiepskim pomysłem. Anna testująca lokalne trunki była koszmarną towarzyszką podróży, a ciągła niedyspozycja kobiety przypomniała jedynie Elizabeth o powodach które sprawiły, że wyjechała. I jeszcze próby znalezienie jej męża.
Uśmiechnęła się pod nosem na samo wspomnienie randki z Ezekielem. Anna postawiła córkę przed faktem dokonanym i umówiła ją na randkę w ciemno z młodym, przystojnym, elokwentnym prawnikiem. Zrobiła to w tajemnicy przed córką bo miała świadomość, iż żadna siła nie zmusi kobiety do pójścia na randkę w ciemno. Zwłaszcza z mężczyzną rekomendowanym przez matkę- alkoholiczkę.
Ubłagała więc Lily, aby poszła z nią. Przyjaciółka miała ocenić ów Ezekiela na którego widok obie zamarły. Trudno było go przeczyć skoro kiedy tylko weszły do restauracji poderwał się z krzesła i utkwił w niej swoje oczy.
Czuła się jak na środku sceny w teatrze. Siedzieli przy okrągłym stoliku jak podejrzewała na środku sali, kelner speszony, ale profesjonalny zapalił świeczki. Elizabeth przykleiła do twarzy uprzejmy uśmiech chociaż miała ochotę wstać i wyjść.
To był koszmarny wieczór, a zaczął się od lampki wina. Lizzie nie piła. I była to wiedza powszechnie znana. Nie raz, nie dwa publicznie odmawiała alkoholu. Ludzie głównie witający ją burmistrzowie miast czy ambasadorowie spoglądali na to z lekkim zaskoczeniem i akceptowali to. Media rozdmuchiwały całą sprawę więc znalezienie informacji w internecie nie było rzeczą trudną. I o ile kwestię próby namówienia ją na alkohol jeszcze była wstanie przeboleć to zamówienie mielonego mięsa wieprzowego z surowym jajkiem. Tego dla niej było już za dużo a spojrzenie stało się wręcz lodowate. Podziękowała za kolację, albo raczej jej brak i wyszła niemalże bez słowa.
A później w jej życiu pojawił się On.
[i]Była głodna, wściekła i miała ochotę dać komuś w twarz. Jakiś część Elizabeth zdawała sobie sprawę, iż niewiedza Ezekiela polega bardziej z niewiedzy jej matki niż jego ignorancji, lecz to nie zmienia faktu iż jakaś drobna cząstka niej poczuła się upokorzona. Lily paplała coś o znajomym Petera jednak ona nie miała najmniejszej ochoty na jakiekolwiek znajomości z facetami.
Miała oczywiście świadomość iż rzucenie serwetki na stół i wyjście z lokalu kiedy tylko zobaczyła talerzyk surowego mięsa potwierdzało wszystkie krążące o niej stereotypy lodowatej księżniczki. Zapewne następnego dnia historia jej randki trafi do sieci. Takie sytuacje długo nie pozostawały tajemnicą. Elizabeth westchnęła. Wolałby pójść do Maca tam przynajmniej mięso chociaż przetworzone było by usmażone.
Kiedy weszły do mieszkania Lily oddając płaszcz Peterowi nie przestawała paplać o jego nieudanej randce. Buzia jej się nie zamykała a Elizabeth puściła to mimo uszu mając nadzieję że w drodze albo w kuchni w której był jakiś tam John jest pizza.
— Najlepsze jest to, że Ezekiel ciągle jej o tym przypominał. Tobie — Lily z nieznanego mu powodu zniosła się głośnym perłowym śmiechem. Elizabeth ruszyła do kuchni. W środku przy blacie stał mężczyzna. Zauważyła kilkudniowy zarost i kropkę mąki na nosie.
— John to Elizabeth — przedstawił ich beztroskim tonem spoglądając to na jedno to na drugie. — Elizabeth to John, Lily ci pewnie o nim opowiadała?
— Wspominała — odpowiedziała — Elizabeth — podała mu rękę. Odwzajemnił uścisk.
— John. Miło cię poznać Elizabeth. Mam nadzieję, że lubisz pierogi — palnął bez zastanowienia.
— Zjem wszystko byle nie było z surowego mięsa.
— Farsz jest z ziemniaków i sera — wyjaśnił puszczając jej dłoń — żadnej surowizny. Słowo.
Elizabeth wślizgnęła się na wysoki barowy stołek.
— Randka w ciemno? — zapytał — Twoje spotkanie z Ezekielem — doprecyzował.
— Tak, idealny kandydat na mojego męża — zeskoczyła ze stołka i podeszła do lodówki otwierając ją, wyciągnęła ze środka butelkę wody.
— Mamy piwo.
— Ja nie pije
— Elizabeth ma alergię na alkohol — pospieszyła z wyjaśnieniem Lily
— Przepraszam nie wiedziałem.
— Ezekiel też nie wiedział — rzuciła kąśliwie Lily biorąc piwo z rąk przyjaciółki.
— Byłyście na tej randce razem?
— Siedziałam przy barze i obcerowałam kiedy Elizabeth będzie miała dosyć, ale wiedziałam, że to katastrofa. Po pierwsze używał więcej żelu do włosów niż ona.
Peter parsknął śmiechem.
— Im dalej w las tym gorzej — skomentowała — Zamówił czerwone wino a Lizzie nie pije i cały świat o tym wie, po trzecie zabrał ją do restauracji gdzie porcje są głodowe, zamówił tatara kiedy wszyscy wiedzą, że jedyne mięso, które toleruje to sushi, po piąte umówił się za pomocą mamusi.
— Umówił się poprzez matkę?
— Moją — wtrąciła się do całej rozmowy Elizabeth — Jak to się robi?
Elizabeth nie była wstanie oderwać od jego rąk wzroku. Wstała z krzesła podchodząc do niego. Stanęła za jego plecami.
— Co?
— Pierogi. Jak?
— Chodź na kanapę — Lily pociągnęła go za rękę do salonu.
— To było subtelne — skomentowała Elizabeth
— Lily nie należy do zbyt subtelnych osób — dodał John biorąc w dłonie krążek ciasta — Musisz go trochę rozszerzyć — zaczął tłumaczyć — później nakładasz czubatą łyżeczkę ciasta i zalepiasz, końcówką tworzysz wzorek i gotowe podał jej pieroga — później się gotuje.
Wyglądało to bardzo prosto a nawet przyjemnie. Zaciekawiona wzięła w dłonie krążek ciasta usiłując naśladować jego ruchy. Łyżeczką nałożyła farsz
— Trochę więcej — niespodziewanie się, że otoczy ją ramionami i wyciągnie z jej dłoni małą łyżeczkę i nałożył więcej farszu. Lizzie ze zmarszczonymi brwiami obserwowała ruchy jego palców. Nie robił tego po raz pierwszy. Dopiero kiedy zadarła do góry głowę i spojrzała na jego twarz uświadomiła sobie jak blisko niej stoi. Prawdopodobnie jeszcze żaden mężczyzna w tak śmiały i bezpośredni sposób nie naruszył jej strefę komfortu. Do blondynki wówczas dotarło, że wcale nie czuje się z tym źle, wręcz przeciwnie zaskakująco dobrze.
— Mogę ci zadać pytanie? — zapytała go — Jestem ciekawa drugiej opinii.
— Jasne — odsunął się od Elizabeth i usiadł przy stole kontynuując klejenie pierogów.
— Idziesz na randkę w ciemno — zaczęła — z kobietą o której niewiele wiesz i ona się spóźnia składasz zamówienie za nią czy czekasz?
— Czekam — odparł odkładając kolejne pierożki. — Co najwyżej zamówiłbym sobie wodę w oczekiwaniu, ale z przystawkami bym zaczekał. To niegrzeczne zamawiać bez osoby towarzyszącej.
— A stolik?
— Gdzieś na uboczu, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać przy jedzeniu i szklankach z wodą. Poza tym nie lubię jak się na mnie gapią podczas jedzenia. To krępujące.
— To prawda — przyznała mu rację kiedy wstawał i do gotującej się wody rzucał pierożki..
— A dokąd byś mnie zabrał?
— Ukleiłbym pierogi — odparł mieszając w drewnianą łyżką w garnku. — Raz ich skosztujesz i nie będziesz chciała przestać.
— Zobaczymy.
Tamtej nocy miał rację. Nie oparła się zarówno jego urokowi jak i pierogom, które kleił dla niej nawet po ślubie, czasem jedynie z innym farszem. Z zamyślenia wyrwało ją delikatne muśnięcie ust. Otworzyła oczy.
— Mówi się, że kiedy dzieci śpią mama reż śpi — zauważył delikatnie biorąc śpiącą Hazel na ręce. Maleństwo poruszyło się, ale spało nadal. Elizabeth podniosła się powoli z bujanego fotela.
— Miałam się już kłaść — odezwała się półgłosem. John wziął od niej drugą córeczkę i położył do łóżeczka. — Nabrałam ochoty na pierogi — Brunet wyprostował się a Lizzie wtuliła się w jego plecy. Położył dłonie na jej dłoniach.
— Kiedy ostatni raz nabrałaś ochoty na pierogi byłaś w ciąży — odwrócił do tyłu głowę. — Chcesz mi o czymś powiedzieć? — zapytał. żartobliwie.
— Tylko tyle, że mam ochotę na pierogi a co do kolejnego potomka to zaczekam, aż ta dwójka nieco podrośnie — obrócił się w jej ramionach.
— Czyli będą kolejne?
— Oczywiście — jej dłonie prześlizgnęły się na jego kark — Chcę przynajmniej jeszcze jedno.
Pocałował ją w czubek nosa.
— Dwoje — zasugerował patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się i przytuliła się do niego. Stanęła lekko na palcach przez ramię spoglądając na dwie śpiące córeczki. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od małej kuchni i pierogów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5770
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:54:44 23-09-19    Temat postu:

Cieszę się, że opisałaś scenę poznania Johna i Elizabeth z perspektywy księżniczki. Pamiętam, że ostatnio nie przypadła mi do gustu i myślałam o niej dość stereotypowo, podobnie jak ci wszyscy ludzie, którzy obserwują poczynania rodziny królewskiej w mediach społecznościowych. Teraz jednak wiem, że Lizzie nie miała łatwego dzieciństwa, matka alkoholiczka nie poświęcała jej uwagi, w dodatku oczekiwano od niej, że będzie robić dobrą minę do złej gry i odnowi kontakt z Anną. Nie dziwię się Lizzie, że nigdy nie wierzyła w te brednie z bajek dla dzieci. Jako księżniczka dobrze wie, jak naprawdę wygląda takie życie i tylko małe dziewczynki, które niewiele wiedzą o świecie mogą chcieć być księżniczkami kiedy dorosną. Ja jakoś nigdy nie miałam takiego marzenia, chyba podobnie jak Elizabeth poznałam się na tym wszystkim dość wcześnie. Żal mi jej, bo jej dzieciństwo nie było kolorowe i dopiero jak poznała Johna, zyskała trochę normalności w swoim życiu. Tego właśnie było jej trzeba - faceta zwyczajnego do bólu, podobało mi się to stwierdzenie, bo bycie zwyczajnym niekoniecznie jest czymś złym a Elizabeth był ktoś taki potrzebny. I wiem, że obawia się bycia matką, bo sama nie miała wzorca, ale myślę, że będzie świetną matką, bo wie jakich błędów nie popełniać, nie będzie powtarzać błędów Anny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:32:30 24-10-19    Temat postu:

Dziewięć
Wilhelmina Visser była nie tylko inteligentną piękną kobietą. Do jej zalet niewątpliwie należał upór, który pomagał jej osiągać wyznaczone cele. Obecnie przyświecał jej jeden; jak najszybciej stanąć na nogi. Willow o niczym innym tak nie marzyła jak o odzyskaniu kontroli nad własnym ciałem. Zawziętość księżniczki zadziwiła wszystkich. Fizjoterapeutów, rehabilitantów a być może i samego Anthonego z którym w ciągu ostatnich dwóch miesięcy spędzała niewiele czasu. Taka sytuacja była jej na rękę, mogła całkowicie skupić się na rehabilitacji. Ku własnemu zaskoczeniu zaczęła znajdować na poduszce listy.
Pisane piórem ręką samego angielskiego księcia, który znalazł sposób aby mimo natłoku obowiązków para pozostawała ze sobą w ścisłym kontakcie. To co pierwsze rzucało się w oczy kobiecie to niewątpliwie piękny charakter pisma księcia, który jak zaznaczył już w pierwszych zdaniach „wymagał lekcji kaligrafii i godzin mozolnej pracy aby nie bazgrał jak kura pazurem. Następcy angielskiego tronu nie przystoi” Willow uśmiechnęła się pod nosem. Warto było, przemknęło jej przez myśl kiedy spoglądała na odręczne pismo narzeczonego. To była jednak wartość dodana prawdziwą zaletą tych listów był sam Tony. Jak pisał „ obdarty ze wszystkiego . Żadnych kłamstw i półprawd. Tylko ja”
Wymieniając między sobą listy oboje zgodnie żartowali że Szekspir z niego marny i wszystkie porównania do wielkiego dramaturga sprawiają iż facet przewraca się w swoim grobie. Brunet poza porównaniami rodem z tanich romansideł pisał o swoich obawach zwianych z byciem królem, o lękach. W listach kształtował się obraz mężczyzny w którym bez wątpienia Wilhelmina najprawdopodobniej się zakochała. Pełen sprzeczności, dystansu do samego siebie i do otaczających go ludzi, ale także ciepły i opiekuńczy facet. Dzięki wspólnej korespondencji rozumiała go i zaczynała rozumieć dlaczego podbił jej serce.
Dorastali w świecie europejskiej arystokracji jednak na jej dwóch różnych biegunach; Tony był uwielbiany przez wszystkich. Był dzieckiem długo wyczekiwanym wobec którego postawiono wysokie wymagania. Willow ręcz przeciwnie. Nikt na nią nie czekał a czasem odnosiła wrażenie iż pod jej nogi rzucane są kolejne kłody do przeskoczenia. Tony dorastał w luksusie, Willow od najmłodszych lat uczyła się oszczędzać.
Konstantyn nie był człowiekiem oszczędnym. Był oszczędny jedynie w stosunku do najstarszej córki. Była księżniczką, która bynajmniej nie opływała w luksusy. Nie nosiła sukienek od najlepszych i najdroższych projektantów, butów z czerwoną podeszwą. Wychowano ją z dala od królewskiego dworu. Urodziła się i dorastała w Maastricht.
Maastricht było uważane za najstarsze miasto w Holandii. Usytuowane w południowo-wschodniej części kraju było ulokowane między Belgią a Niemcami, a przede wszystkim mieściło się względnie daleko od Hagi gdzie oficjalną siedzibę miała holenderska rodzinka królewska. Książę Konstantyn nie dbał o to aby córka znała swoje przyrodnie rodzeństwo czy kuzynostwo. Oczywiście to nie zwalniało Willow ze znajomości etykiety i protokołu dyplomatycznego. Wychowano ją według surowych zasad dworskich. Znała je bardzo dobrze mimo iż na sam dwór królewski bardzo rzadko była zapraszana. Spotykała się z rodziną tylko wtedy kiedy było to naprawdę wymagane. Święta zazwyczaj spędzała sama, otoczona najbliższymi współpracownikami. Jako królewski bękart nie tylko była wykluczona z linii dziedziczenia, ale także z większości wydarzeń jakie odbywały się na dworze i poza nim. Nie pełniła żadnej istotnej funkcji reprezentacyjnej.
Jedyną osobą która była przychylna Wilhelminie był jej wuj Wilhelm Alexander. Zaprosił ją na swój ślub i koronację, przysyłał jej prezenty na święta, płacił za jej edukację. Nie było bowiem tajemnicą, że gdyby nie wuj Willow nie mówiłaby biegle w pięciu językach, nie ukończyła Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Wielkej Brytanii. Wspierał ją i jako jedyny nie miał żalu kiedy zdecydowała się na stałe zamieszkać w Anglii. Do Holandii miała sentyment, lecz to Anglię a w szczególności Londyn uważała za swój dom. To tutaj poznała Tonego.
Willow podczas wymiany listów między nią a Tonym dotarła jeszcze jedna bardzo ważna rzecz; jak stereotypowo o nim myślała! Na podstawie szczątkowych informacji stworzyła sobie obraz mężczyzny który nijak miał się do człowieka którym w rzeczywistości Anthony Stuart był. Nie był on płytki, zadufany w sobie a ciepły, czuły, kochający. To zapewne w takim człowieku się zakochała. Westchnęła powoli idąc w kierunku sypialni. Lekko uchyliła drzwi spoglądając na czubek jego głowy.

Anthony Stuart pomylił się w jednej zasadniczej kwestii; pies został zauważony przez czujnych obserwatorów rodziny królewskiej. Luna znalazła się na okładce kilku angielskich brukowców w towarzystwie Tonego, który wziął na siebie obowiązek wyprowadzania jej na spacery. Sfotografowano nie tylko jak bawi się z suczką, ale także po niej sprząta. Oczywiście ten fakt został również odnotowany. Tony z lekkim rozbawieniem obserwował debatę jaka rozgorzała w mediach. Podrapał za uszami Lunę przyglądając się suczce otoczonej pięcioma szczeniaczkami.
Szczenięta o różnobarwnej sierści przyszły na świat przed pięcioma tygodniami. Ślepe śpiące całymi dniami wywołały spore poruszenie wśród rodziny i pracowników. Sam Król Anglii przyszedł aby je zobaczyć. Od Willow wiedział także iż jest on częstym gościem u psiaków. Jego narzeczona bowiem często ucinała sobie pogawędki z Jego Królewską Mościa. Luna gdy tylko Król znajdował się w zasięgu podbiegała do niego radośnie merdając ogonem. Na zdjęciach uwieczniono jak sam George, chłodny w obyciu monarcha karmi suczkę psimi ciasteczkami w kształcie kości. Nawet jeśli te proste zabiegi miały za zadanie ocieplić wizerunek rodziny . Tony znał dziadka na tyle dobrze aby wiedzieć, iż przebywanie w towarzystwie Luny sprawia mu przyjemność.
George nie tylko nie skomentował jego wypadu do Holandii, ale także zignorował paskudne plotki, aby Tony miał uderzyć swojego przyszłego teścia. Czy to jego wina, że w tym samym czasie brat Króla przewrócił się i nabił sobie śliwkę pod okiem?, zadał pytanie nadgorliwemu dziennikarzowi, który zadał mu to pytanie podczas oficjalnego wystąpienia. Król puścił w tym samym czasie oczko do kamery co bardziej potwierdziło niżeli zaprzeczyło, iż sprawcą owej śliwki jest jednak Anthony. To jednak niespecjalnie martwiło bruneta. Król Holandii przecież nie wypowie im z tego powodu wojny? Sam nie raz nie dwa ścierał się z bratem w różnych kwestiach, sam nie raz miał ochotę mu przywalić więc co nie wypada Królowi... wypada zięciowi. Nie żałował i zrobiłby to jeszcze raz, Dla Willow zrobiłby wszystko.
To czego żałował to fakt iż nie spędza z Wilhelminą tyle czasu ile by chciał. Zarówno koniec sierpnia jak i cały wrzesień był zapełniony oficjalnymi wyjazdami, spotkaniami a Elizabeth na urlopie macierzyńskim, Josie zdrowotnym wcale nie ułatwiły mu zadań. Wszystko spoczęto na jego barkach. Ojciec pojawiał się publicznie bardzo rzadko. Ostatnio był widywany wchodząc bądź wychodząc z Clarence Hause. Próbował on przekonać swoją upartą córkę do oskarżenia Vincenta Herrery o pobicie i przemoc domową. Josie była nieugięta i zdecydowała się wybaczyć mężowi. Nikt z rodziny nie potrafił zrozumieć jej decyzji. Vincent Herrera właśnie wysiadał z auta i zmierzał do Clarence Hause. Na jego plecach wylądowały jajka a Tony uśmiechnął się pod nosem. Tony chciał pomidory, ale wykonawca zdania powiedział „że są zajęte” Brunet nie zdziwiłby się gdyby pomidor lądujący właśnie na twarzy Vincenta był pomysłem jego ojca. Edward był zdolny do takiego dziecinnego zachowania.
— Piękny rzut — powiedział pod nosem zerkając na Lunę, która podniosła do góry łeb i popatrzyła na to na jego twarz to na pudełko psich ciastek trzymanych w dłoniach. Książę zanurzył w nim dłoń i wyciągnął sporą garść.
— Rozpuszczasz ją — do środka powoli weszła Willow spoglądając na scenę z mieszaniną czułości i rozbawienia.
— Jest matką karmiącą musi się dobrze odżywać — usprawiedliwił się Tony spoglądając na ukochaną którą podeszła do niego. Od wybudzenia się ze śpiączki minęło cztery miesiące a upór ukochanej zadziwił wszystkich włącznie z Anthonym. Efekty rehabilitacji były widoczne gołym okiem.
— Jajka i pomidory?
— Opcją był jeszcze kałasznikow, ale za dużo cywilów — skomentował kiedy Willow usiadła mu na kolanach. Rudowłosa zmarszczyła brwi. — Tatuś zabrał mi pomidory — pożalił się a ona zaczęła się śmiać. Pogładziła go dłonią po włosach.
— I tobie w udziale przypadły jajka?
Pokiwał głową.
— Są lekko nieświeże — wyznał uradowany jak dziecko.
— Proszę powiedz, że żartujesz? — zapytała go poważniejąc. — Tony.
— Nie — spoważniał. — Ma szczęście, że to wściekli londyńczycy a nie facet z karabinem. Chciałem tam pojechać dać mu w pysk, ale ojciec stwierdził że takie zachowanie doleje oliwy do ognia więc postawiłem na jajka. Dlaczego ona to robi? — zapytał ukochaną.
— Może go kocha.
Brunet prychnął pod nosem dając tym słowem wyraz temu co myśli o tej miłości siostry do męża.
— Czasem kobiety robią rzeczy, których mężczyźni nie rozumieją — zaczęła. — Przez rok żyła w toksycznym związku z mężczyzną uczucia które jej towarzyszyły przez ostatnie miesiące Tony nie zniknął z dnia na dzień. To wymaga czasu. Sama musi uświadomić sobie, że jej relacja z Vincentem nie jest dla niej dobra.
Teraz to on zmarszczył brwi uważnie przyglądając się jej twarzy.
— Mówisz jakbyś wiedziała co czuje — zaczął uważnie jej się przypatrując. — Skarbie — zaczął.
— Byłam kiedyś w związku — zaczęła delikatnie biorąc go za rękę. — Nigdy mnie nie uderzył — zaznaczyła — nie musiał mnie bić, żebym czuła się mała.
— Kim on jest? — zapytał.
— A co dasz mu w pysk?
— Obowiązkowo — przyznał — Nigdy mi o tym nie mówiłaś.
— Nie ma się czym chwalić. — wzruszyła ramionami. — Był o de mnie starszy. Przystojny, charyzmatyczny, obyty w świecie. Traktował mnie jak swoją własność i nie tolerował sprzeciwu. Minęło dużo czasu za nim zrozumiałam, że nie muszę tkwić w związku z człowiekiem, który odbiera mi całą chęć do życia. Mogę być szczęśliwa na własnych warunkach. Josie to zrozumie.
Pocałował ją w czubek nosa.
— Oby, nie chcę wygłaszać monologu nad jej trumną.
— Nie przyszłam jednak po to aby rozmawiać z tobą o moim ex — zaczęła — Wiem że wyjeżdżasz służbowo do kilku krajów europejskich.
— Niestety, to tylko tygodniowa wycieczka po Europie kończąca się w Hadze.
— Chcę jechać z tobą.
— Co?
— Chcę jechać z tobą — powtórzyła. — Mam dość bycia zamkniętą w czterech ścianach.
— Nie jesteś zamknięta możesz wychodzić
— Na spacery — weszła mu w słowo. — Mogę spacerować po ogrodzie. Chcę wyjść do ludzi Tony.
— Jesteś pewna? Co na to lekarze?
— Lekarze nie mają nic przeciwko tak jak twój dziadek — dodała — Rozmawiałam z Królem powiedział, że ta sprawa zależy o de mnie. Czuje się jak dziewczyna zamknięta w wieży.
— Roszpunka — wymamrotał — Dziewczyna z wieży to Roszpunka.
— Tony wiem, że starasz się mnie chronić — zaczęła —Otoczyłeś mnie bańką, dałeś poczucie bezpieczeństwa, ale ja muszę wyjść do ludzi. Nie dla uciechy tłumów a dla nas. To z tobą chcę spędzać czas. Listy są romantyczne, urocze i słodkie, ale nie zastąpią mi w żaden sposób ciebie. Chcę żebyś dziś zjadł ze mną kolację.
— Zapraszasz mnie na randkę?
— Tak na co masz ochotę? — zapytała go.
Na ciebie chciał odpowiedzieć jednak zamiast tego odparł
— Zaskocz mnie.
***
Chrzest Hazel i Violet zaplanowano na dwudziestego czwartego października. Dziewczynki miały zostać ochrzczone w Królewskiej Kaplicy w pałacu św. Jakuba. Ceremonia miała mieć charakter prywatny dlatego też na liście gości znalazła się jedynie najbliższa rodzina i przyjaciele. Łącznie było to dwadzieścia osiem osób. Dwudziestego pierwszego października Elizabeth z mężem i malutkimi córeczkami przyjechała do Rezydencji. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie spoglądając na dwie pogrążone we śnie buzie. Ku uldze młodej mamy dziewczynki przespały całą jazdę do stolicy, lecz nie to spędzało jej sen z powiek.
Josephine. Przez ostatnie dziesięć tygodni Elizabeth żyła w swojej bańce gdzie czas wypełniała jej opieka nad malutkimi córeczkami. Ignorowała prasę, nie pamiętała kiedy ostatni raz oglądała telewizję albo słuchała radia. Nie wiedziała co się dzieje w Londynie aż do momentu kiedy do ich domu przyjechał zły Edward. Ojciec pod pretekstem zobaczenia wnuczek przyjechał do córki. Ani trochę nie spodobały jej się rewelacje jakie dla niej ze stolicy. Siostra zdecydowała się wrócić do męża co dla Elizabeth było niepojęte. Pobił ją, prawie zabił zgotował jej z życia piekło a ona przyjmuje go z niemalże otwartymi ramionami! Josephine mogła mu wybaczyć lecz jej starsza siostra nie miała najmniejszego zamiaru. Nie miała także zamiaru zapraszać go na chrzest swoich córeczek. Josephine oczywiście otrzymała zaproszenia. Elizabeth miała nadzieję, że pojawi się na ceremonii i zostanie matką chrzestną Violet.
Ulokowano ich w jednym z wielu gościnnych apartamentów, który w przeszłości przez kilka miesięcy służył im za sypialnię. Pierwszą rzeczą jako zrobili było wyciągnięcie ich z nosidełek i ściągnięcie kurteczek. Hazel jako pierwsza otworzyła oczka i przeciągnęła się. Delikatnie ściągnęła jej z główki czapeczkę. Czarne włosy zmierzwione były od snu.
Bliźniaczki Monroe nie były do siebie fizycznie podobne. Miały ten sam niebieski kolor oczu, czarne włoski na czubku głowy i osoby nie przebywające z nimi na co dzień mógłby jej pomylić ze sobą. John i Elizabeth dostrzegali subtelne różnice w ich zachowaniu. Hazel była niecierpliwa i głośna, Violet cierpliwie czekała na karmienie czy zmianę mokrej pieluszki. Obie miały jedną wspólną cechę; nocą musiały być karmione piersią. Za dnia zadowalały się butelką nocą nie chciały wziąć smoczka do buźki. Lzzie opuszkami palców musnęła zaciśniętą piąstkę Violet. Obserwowała jak maleńkie paluszki rozwierają się. Córeczka uśmiechnęła się chwytając ją za mały palca. Drzwi otworzyły się do środka weszła Anna.
— Elizabeth — powiedziała zmierzając w kierunku córki. — Wreszcie jesteście. Ileż można jechać ze wsi? — zapytała córkę, która zaczęła rozpinać śpioszki małej. Zerknęła na męża, który wykonywał obok dokładnie tą samą czynność.
— Tak długo jak było trzeba — odparła sprawnie zakładając córeczce czystą, suchą pieluszkę. Anna rozsiadła się w jednym z foteli uważnie przyglądając się parze.
— Nadal nie macie niani — zauważyła kiedy zięć rozkładał wózki. Spojrzał na teściową, która z niesmakiem pokręciła głową i utkwiła spojrzenie w córce.
— Jak widać — odparła blondynka spojrzała na męża, który ledwie dostrzegalnie skinął głową. Wzięła więc na ręce Violet i położyła ją do wózka. Dopiero wtedy ściągnęła płaszcz, który nadal miała na sobie. Przerzuciła go niedbale przez oparcie fotela. Podniosła spojrzenie na swoją matkę, która przesunęła wzorkiem po jej sylwetce.
— Nie schudłaś — stwierdziła wprawiając w zdumienie Johna. — To widać gołym okiem. Jesteś chociaż na redukcji?
— Nie — odpowiedziała — i przyszłaś na ten temat ze mną porozmawiać?
— Nie tylko. Słyszałaś , że Vincent wrócił?
— Słyszałam, że dostał pomidorem w twarz — odpowiedziała na to, a Anna skrzywiła się. — Nie ma o czym rozmawiać.
— Ależ oczywiście że jest! — krzyknęła Anna podrywając się z miejsca. Hazel zaczęła kwilić. Elizabeth podeszła do wózka i wzięła ją na ręce.
— Ścisz ton — poradziła kobiecie kołysząc w ramionach córeczkę. — I nie mamy o czym rozmawiać.
— Oczywiście, że mamy rodzina cię potrzebuje.
— Gdybyś nie zauważyła jestem z rodziną — odgryzła się nawet nie patrząc na matkę. — I powiem wprost jeśli przyszłaś przekonać, że powinnam zapomnieć i wybaczyć cóż pomyliłaś córki.
— Przyszłam zasugerować Vincenta jako ojca chrzestnego jednej z dziewczynek.
— To nigdy się nie stanie.
— To byłby jasny przekaz dla ludzi.
— Nie będzie, żadnego jasnego przekazu dla świata — wargami musnęła czoło Hazel i delikatnie ułożyła ją w wózku. — Wrócę za godzinę na karmienie — zwróciła się do męża. John podszedł do niej i delikatnie ujął palcami pod brodą. Pocałował ją lekko w usta nie przejmując się obecnością teściowej.
— Damy sobie radę — zapewnił ją i patrzył jak wychodzi. Cholernie się o nią martwił i niechętnie został sam na sam z Anną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 04 Cze 2007
Posty: 5770
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Los Angeles, CA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:59:30 24-10-19    Temat postu:

Tony to skarb, a nie facet. Książę z bajki dosłownie i w przenośni Romantyczne listy mnie urzekły, ale Willow ma rację - musi wyjść do ludzi i przestać być traktowana jak laleczka z porcelany. Tony o nią dba, ale chuchając i dmuchając, żeby nic jej się nie stało, może ją od siebie odsunąć. Dziewczyna potrzebuje rozrywki, a wycieczka do Holandii dobrze by jej zrobiła. Naszła mnie taka refleksja - niby jest bękartem i niby została odsunięta od rodziny ojca, ale jednak wychowała się w takich sztywnych zasadach, musiała poznać dworską etykietę itp. Wydaje mi się to strasznie okrutne. Tylko się od niej wymagało, a nic jej nie dawano w zamian. Dobrze chociaż że mogła liczyć na wuja.
Coraz bardziej lubię George'a, niby król i niby poważny, ale ma coś z zawadiaki. To jak puścił oczko do kamery - bezcenne.
Vincent ta szuja ma czelność wracać? A Josie mu wybaczyła? Nie no nie wierze. Ale co najbardziej mnie wkurza to Anna! Jak ona może proponować, żeby Elizabeth i John wzięli Vincenta na ojca chrzestnego jednej z dziewczynek? Ta kobieta jest niespełna rozumu! Wszystko byleby tylko chronić wizerunek rodziny i dalej kreować iluzję niezmąconego spokoju. Nie cierpię baby, wkurzyła mnie strasznie. Dobrze, że Elizabeth jest nieugięta i dobrze, że Vincentowi oberwało się jajkami i pomidorami. Chciałabym to zobaczyć


Ostatnio zmieniony przez Maggie dnia 21:16:21 24-10-19, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zaczytany_chomik
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 30 Mar 2019
Posty: 374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:23:00 24-10-19    Temat postu:

Madziu dzięki za komentarz! :* Dokładnie facet jak Tony to skarb i masz rację on przez ostatnie miesiące robił wszystko aby Willow czuła się bezpieczna i kochana zamknął ją w "wieży" zupełnie nieświadomy, że ona potrzebuje odrobiny wolności. To właśnie ironia sytuacji niby bękart ale wychowany wedle królewskich zwyczajów.
Wybaczyła i wyjaśnię dlaczego powiedzmy że mam większy plan a jeśli Anna cię wkurza to bardzo dobrze bo ona ma być taką wkurzającą babą Zamknij oczy i spróbuj. Wyobraź sobie wielkiego czerwonego pomidora o wątpliwiej świeżości lądującego na jego twarzy. Widok bezcenny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3430
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:17:53 11-11-19    Temat postu:

Dziesięć
Długie brązowe pukle zostały zmiecione na szczotkę i wyrzucone do kosza. Charles Spencer ze swojego miejsca miał doskonały punkt obserwacyjny. Patrzył z kamienną twarzą jak fryzjer gwiazd ścina jej długie brązowe włosy w wygodną chłopięcą fryzurkę. Josephine uśmiechnęła się do niego. Z trudem odwzajemnił uśmiech.
Sam w rozmowie z Królem zasugerował, iż to on powinien zostać ochroniarzem Josephine nie dlatego że jest świetny w swoim fachu, lecz z zupełnie innego powodu; znał Jo, przyjaźnili się przez lata więc na chwilę obecną będzie jednym mężczyzną z poza rodziny, któremu młoda kobieta będzie ufać.
Z racji tego, że Josephine nie wniosła oskarżenia przeciwko mężowi śledztwo zostało umorzone a mężczyzna mógł wrócić bez większego uszczerbku. Z racji tego iż jego postępek był powszechnie znany nie obyło się bez uszkodzenia nieskazitelnego wizerunku Hererry Cała ta sytuacja jednak odbiła się nie tylko na aktorzynie, ale na całej rodzinie. Media na całym świecie krytykowały decyzję Josephine, urządzano badania opinii publicznej a Vincent Herrera oberwał pomidorem w twarz. Ta informacja przyniosła mu odrobinę satysfakcji jak to iż to on teraz czeka na zejście swojej żony. To co martwiło Charlesa to powody księżniczki. Nie popierał jej decyzji , ale postanowił jej nie krytykować. Potrzebowała wsparcia.
W Clarence Hause stworzono specjalny pokój gdzie ulokowano księżniczkę i wszystkie potrzebne sprzęty. Na zmianę czuwały przy niej pielęgniarki i lekarz. Szatynka po wybudzeniu się ze śpiączki powoli dochodziła do siebie. Fizyczne rany goiły się szybko, lecz te psychiczne nadal krwawiły.
Żyła. Co samo w sobie było dla niej zaskakujące. Tamtej nocy kiedy uderzał jej głową o podłogę odpływała coraz bardziej z myślą, że to wszystko wreszcie się kończy. Nie będzie już rąk zaciskających się na jej nadgarstkach, szerokiego pasa od spodni uderzającego o jej uda i pośladki ponieważ była niegrzeczna, przywiązywanych rąk do ram łóżka podczas stosunków, jego pocałunków, rąk, seksu. To wszystko wreszcie się skończy, wreszcie będzie wolna od bólu i strachu. Los jednak z niej zakpił. Przeżyła.
Z trudem przełknęła ślinę. Vincent uciekł. Wiedziała to z podsłuchanych rozmów między pielęgniarkami. Uciekł z nocy z niedzieli na poniedziałek Policja nie miała pojęcia dokąd się udał. Usłyszała także, iż policja ściągnęła do kraju jego rodziców. Amador i Sofia Herrerowie przebywali obecnie w hiszpańskiej ambasadzie. Na lotnisku powitał ich tłum wściekłych londyńczyków, reporterzy a pod ambasadą koczowali żądni krwi mieszkańcy. Jakaś część Josie cieszyła się z takiego obrotu sytuacji.
Od tygodni ukrywała usiłując poskładać swoje ciało, swoje serce i swoją duszę. Nadskakująca rodzina wcale nie pomagała jej wyzdrowieć. Wszyscy traktowali ją jak drogą delikatną porcelanę, która spadła na podłogę i się potłukła. Nikt nie poruszał przy niej tematu Vincenta, udawali jakby nie istniał. Brata widywała rzadko. Elizabeth była na urlopie macierzyńskim i od dnia porodu nie była widywana publicznie. Królewskie obowiązki zostały rozłożone między ojca i syna.
Decyzja, którą podjęła zaskoczy wszystkich: rodzinę, przyjaciół, policję jednak szatynka nie dbała o opinię jaka zostanie jej wystawiona, jaką łatkę przykleją jej do pleców. Musiała to zrobić. W obecnej sytuacji to rozwiązanie było jedyne z możliwych. Vincent nie prześlizgnie się przez pałacową ochronę zostanie przez nią wpuszczony głównym wejściem. Josephine nie powita go z otwartymi ramionami w drzwiach, a zaczeka aż zostanie wpuszczony do niej na górę. I tak wszyscy będą ją uważać za słabą i uległą, wytykać palcami czy wyliczać ile kosztowało policyjne dochodzenie. Tym jednak nie zamierzała się przejmować. Podjęła decyzję, wydała specjalne oświadczenie, które napisała po konsultacji z przyjacielem i postanowiła dalej grać swoją rolę. Uległej, słodkiej idiotki, która dała omotać się socjopacie. Uderzenie z jej strony miało nastąpić później.
Josephine Stuart postanowiła przyjąć męża nie z powodu rady matki, która nalegała na mediację i terapię zamiast skandalu obyczajowego. Anna zapewne pomyśli, że to jej zasługa, siostra, brat pokręcą z niedowierzaniem głowami i pomyślą że straciła resztki rozumu jednak tym razem myślała trzeźwo. Po raz pierwszy od roku czuła się naprawdę sobą.
— Wasza Wysokość — usłyszała za swoimi plecami znajomy męski głos. Charles Spencer stał w progu wyprostowany w czarnym garniturze i pod krawatem. Uśmiechnęła się lekko. Znała go od lat, lecz widok jego w garniturze był dla niej nowością. — Vincent Herrera będzie za trzy minuty
— Dziękuje panie Spencer — odpowiedziała mimowolnie przeczesała palcami włosy. Jej fryzjer ściął je w wygodną krótką fryzurę, odświeżył także kolor. Josephine czuła się pewniej w dużo krótszych włosach. Poza tym Vinny nie znosił kiedy kobieta miała krótkie ścięte na chłopaka włosy. Szatynka przeciągnęła ponownie po nich palcami. Zdecydowanie wygodniej. — Wkrótce zejdziemy. — odpowiedziała.
W tym samym czasie kiedy Josephine przyglądała się swoje odbiciu w lustrze i odprawiała fryzjera uprzednio opłacając usługę . Wściekły Vincent szybkim krokiem ruszył do środka czując jak w plecy czy tył głowy uderzają go jajka. Zaklął pod nosem a drzwi zamknęły się za jego plecami. Wściekły zrzucił z siebie kurtkę ciskając nią w jednego z pracowników Clarence Hause. Mężczyzna nawet nie drgnął.
— Pójdę wziąć prysznic — wymamrotał.
— Wasza Wysokość — jeden z ochroniarzy zrobił krok do przodu w kierunku mężczyzny — polecono nam aby zaczekał pan na księżniczkę Josephine w salonie.
— Nie przywitam się z żoną brudny — odwarknął w kierunku ochroniarza.
— Przykro mi, ale rozkazy są inne — odparł ochroniarz wskazując ruchem dłoni kierunek — zostanie panu przyniesiony ręcznik.
Buzowała w nim wściekłość jednak dla swojego dobra musiał opanować targające nim emocje. Zignorować jajka rozbijane na jego plecach czy pomidory rzucane w twarz. Nagroda będzie tego warta,Josephine z nawiązką zrekompensuje mu to upokorzenie. Sam przed sobą niechętnie przyznał iż jej ośmiotygodniowe milczenie zaczynało go poważnie niepokoić. Martwił się, iż miesiące ciężkiej pracy nad Josie pójdą na marne. Oświadczenie przez nią wydane przyniosło mu ulgę. Zachowała się tak jak spodziewał, że postąpi. Wybaczyła mu i poprosiła aby wrócił do domu. Oczywiście będzie musiał odegrać swoją rolę; uległego skruszonego, błagającego o wybaczenie męża. Będzie musiał postawić jej potrzebny na pierwszym miejscu, ale wierzył, że uda mu się to osiągnąć.
— Vincencie — usłyszał za sobą jej głos. Przybrał minę skruszonego i odwrócił się. Vincent Herrera zamarł wpatrując się w swoją żonę
— Twoje włosy — wydukał . Były krótkie, cholernie krótkie. Josie jakby gdyby nigdy nic przesunęła po niej dłonią. Wymknęła go mimowolnie marszcząc nos.. — Ślicznie wyglądasz — wysiłił się na komplement, który w jego oczach był kłamstwem. I oboje dobrze o tym wiedzieli. Zrobił krok do przodu
— Powinieneś wziąć prysznic — zasugerowała .
Obserwując Vincenta Herrerę spacerującego po salonie ze skruszoną miną, wyrzucającego z siebie słowa mieszankę języka angielskiego z hiszpańskim miał ochotę chwycić go za kołnierz i wyrzucić na zewnątrz. Nie mógł jednak nic zrobić. Bez wyraźniej zgody Josephine mógł jedynie stać i patrzeć.
Josephine siedziała na kanapie sztywna i blada. Niepewnie spoglądała w kierunku Spencera to wracała wzrokiem do męża mamroczącego raz po raz przeprosiny i obietnice. To ona już w nie wierzyła.
— Siadaj — odezwała się — Vincent usiądź do jasnej cholery! — krzyknęła podniesionym głosem. Zatrzymał się patrząc na nią z niedowierzaniem. To prawdopodobnie był pierwszy moment od dawna kiedy to ona podniosła głos na niego a nie odwrotnie. — Siadaj — posłuchał opadając na kanapę. — Nasze życie się teraz znacząco zmieni — zaczęła zerkając w kierunku Charlesa — od czterech tygodni działa uruchomiony protokół bezpieczeństwa.
— Nie rozumiem.
— Może ja to wyjaśnię Wasza wysokość — Spencer zrobił krok do przodu — W wyniku ostatnich wydarzeń zostały uruchomione specjalne protokoły bezpieczeństwa „Cień”
— Cień?
— To ich nazwa — doprecyzował — Protokół polega, iż księżnej Josephine zostanie przydzielona osobista ochrona, zarówno dzienna jak i nocna — widząc jego pełną niezrozumienia minę powiedział — nie będzie pan przebywał z księżną sam na sam, ani w dzień ani w nocy. Od dziś do odwołania będzie pan przebywał pod nadzorem.
— Pańskim?
— Dwóch innych ochroniarzy ja jestem cieniem pańskiej żony.
— Słucham — poderwał się z miejsca — Pan?
— Tak ja
— Chcę rozmawiać z pańskim przełożonym.
— Oczywiście numer Jego królewskiej mości mam na szybkim wybieraniu — odparł ze stoickim spokojem.
— Podlegasz bezpośrednio Królowi?
— Tak, jak każdy z tutejszych pracowników. Wszyscy od czterech tygodni składamy raporty bezpośrednio tylko do jednej osoby; Króla a teraz proszę usiąść — ton był ostry i chłodny. Vincent niechętnie usiadł. — Pańskie rzeczy zostały zwrócone przez policję znajdzie pan je w swojej sypialni, rzeczy żony zostały przeniesione do innego apartamentu.
— Co znaczy ochrona dzień i noc?
— Tylko tyle, że będzie miała całodobową osobistą ochronę.
— Będzie pan spał z nią w jednym pokoju?
— Zrobię wszystko aby zapewnić ochronę pańskiej żonie — zapewnił go.
— Kto w ogóle wymyślił ten protokół?
— Został utworzony podczas drugiej wojny światowej przez króla Edwarda po tym jak naziści zamordowali mu syna. Cień zostanie zniesiony kiedy Król uzna, iż zagrożenie życia Księżnej Josephine minęło.
— Panie Spencer odprowadzi mnie pan do pokoju chciałabym się położyć — Josie powoli wstała z kanapy, nadal odezwała skutki napaści.
— Oczywiście.
Szli w milczeniu co jakiś czas zerkając na siebie. Charles otworzył drzwi do pokoju Josephine przepuszczając ją pierwszą. Cicho zamknął za sobą drzwi.
— Protokół „Cień” ?
— Musiałem coś szybko wymyślić — odpowiedział pomagając jej położyć się do łóżka. Przykrył ją kocem. — Jak się czujesz?
— Zagubiona — wyznała szczerze wzdychając. — Wszyscy włącznie z moją rodziną mają mnie za skończoną idiotkę. I może mają rację, może powinnam wyrzucić go na zbity pysk.
— Powinnaś zrobić to co uważasz za słuszne — odparł delikatnie biorąc ją za rękę. — Przy mnie Josephine jesteś bezpieczna.
— Wiem, ale w obecnej sytuacji mam w głowie mętlik. Nie wiem co mam myśleć co czuć — spojrzała mu niepewnie w oczy — ani co robić.
— Daj sobie czas Jo.
***
John Monroe zawsze w towarzystwie swojej teściowej czuł się jak intruz w rodzinie, jak włamywacz, który ukradł jej córkę. To oczywiście było kłamstwo, Anna straciła Elizabeth w chwili w której będąca jeszcze nastolatką blondynka wybrała przede wszystkim siebie i opuściła Londyn. W oczach Anny to jego pojawienie się zepsuło wszystko. W końcu mająca wówczas dwadzieścia pięć lat Elizabeth wróciła aby naprawić relację z matką a nie zakochać się i pójść własną drogą. Anna obwiniała jego nie widząc wad u siebie.
Delikatnie wziął na ręce Violet i ułożył ją w pozycji fasolki. Spojrzał w jej duże błękitne oczy uświadamiając sobie, że z każdym kolejnym tygodniem kocha je mocnej i bardziej. A kiedy poznał ich mamę wcale się na to nie zanosiło.
Życie Johna było poukładane. Miał plan i od liceum go skrupulatnie realizował. Studia medyczne i zostanie kardiochirurgiem. To był jego cel. Wszystko zmieniło się w dniu w, którym poznał Lizzie. W chwili w której pochyliła się nad skrzyneczką fiołków aby je powąchać i uśmiechnęła się pod nosem. Ten uśmiech trwał kilka sekund, ale wystarczyło aby zdobyła jego serce.
Wniosła do jego życia destabilizację i nieład. Od tamtego momentu po jego mieszkaniu w jego życiu zapanował bałagan w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W salonie połączonym z kuchnią zaczęły pojawiać się damskie ubrania. Tam sukienka, tu rzucona na podłodze koszula. I książki. Znajdował je dosłownie wszędzie. Leżały poukładane na stoliku do kawy z wystającymi zakładkami. Niektóre były nowe, jeszcze inne pożółkłe, towarzyszyły im przez cały okres ich znajomości. Elizabeth wprowadziła go w świat literatury. Niekoniecznie tej wielkiej i światowej. John który do tej pory czytał prasę specjalistyczną czy podręczniki do anatomii sięgnął po Szekspira, bo Elizabeth zostawiła swój egzemplarz w jego kuchni. Przeczytał Sagę Zmierzch ponieważ nie miał pojęcia o co chodzi z błyszczącym wampirem Edwardem. Mógł obejrzeć film, ale wolał książkę. Wreszcie wiedział dlaczego kobiety wzdychają do pana Darcego. Zrobił to nie po to aby jej zaimponować, chciał z nią dyskutować przy pierogach o tym jak bardzo powinna świecić w słońcu klata Edwarda. Uwielbiał słuchać jej śmiechu.
Wykorzystując okazję John wprowadził ją w świat superbohaterów. Elizabeth słyszała o uniwersum Marvela, lecz nie była jego fanką. Wiedziała kim jest Iron Man a zaczęła zagłębiać się w ten świat na zasadzie kompromisu „Obejrzę pierwszą część, jak obejrzysz ze mną „West Side Story” . Na ich pierwszą oficjalną randkę zaciągnęła go do opery, on na najnowszą premierę o przygodach Mścicieli. Kiedy ją poznał nie przypuszczał, że z delikatnych nitek stworzy się cała sieć, która połączy ze sobą dwa różne światy. Wargami musnął czubek głowy córeczki i delikatnie położył ją do łóżeczka.
— Zasnęły — szepnęła Anna podchodząc bliżej niego.
— Tak śpią — potwierdził oczywistą oczywistość spoglądając na teściową — Chciałaś o czymś porozmawiać?
— Tak, ale może przejdźmy do saloniku — odparła ruszając w tamtym kierunku. John cicho zamknął za sobą drzwi.
— O co chodzi? — zapytał wprost jednocześnie podchodząc do dzbanka z kawą.
— O Elizabeth oczywiście. Obojgu nam zależy na jej szczęściu.
— To prawda i gwarantuje ci jest szczęśliwa — zapewnił teściową upijając łyk kawy. Obrócił się powoli spoglądając na Annę.
— To twoje zdanie, ale Elizabeth może uważać zupełnie inaczej. Pomyśl jest niewyspana, ciągle zmęczona a te wszystkie nadprogramowe kilogramy — westchnęła teatralnie zaś mąż Lizzie z trudem powstrzymał się, żeby nie przewrócić oczami.
— To przeszkadza jej opinii publicznej czy tobie? — zapytał ją.
— Wszystkim mój drogi. Zagoniłeś ją do pieluch, zamknąłeś w czterech ścianach luksusowej posiadłości
John westchnął. A już się łudził, że bardziej tej baby nie znosić się nie da a tutaj proszę jaka niezbyt przyjemna niespodzianka! Annie jak zwykle coś przeszkadzało.
— Elizabeth jest szczęśliwa — powtórzył powoli wcześniejsze słowa. jednocześnie obracając w dłoniach kubkiem gorącej kawy. — Nie zagoniłem jej do pieluch.
— To świetnie, że tak mówisz i nie będziesz miał nic przeciwko żeby skróciła swój urlop macierzyński.
John powoli odstawił kubek z kawą.
— Rodzina jej potrzebuje — dodała.
— Elizabeth ma rodzinę. Mnie dziewczynki i to one w tym momencie potrzebują jej najbardziej Anno.
— Rodzina jest w kryzysie
— Przestań — wszedł jej w słowo — po prostu przestań. Zdaje sobie sprawę, że sprawa z Vincentem nadszarpnęła perfekcyjny wizerunek perfekcyjnej rodzinki, ale nie zamierzam naprawiać go kosztem mojej rodziny. Lizzie nie skróci urlopu macierzyńskiego i nie zamierzamy udawać, że nic się nie stało. Stało się Anno — powiedział — nie wymażesz tego.
Anna wstała i bez słowa wstała. Odwróciła do tyłu głowę posyłając mu chłodne pełne żalu spojrzenie. Kiedy zamknęły się za nią drzwi w pokoju obok rozległ się płacz dziecka. Brunet odwrócił się na pięcie i ruszył do sypialni aby zająć się córeczką.

***
Elizabeth, właśnie zmierzała do Clarence Hause. Po drugiej stronie ulicy, przed bramą spacerowali dziennikarze w oczekiwaniu na jakąś zmianę. Przeprowadzali wywiady z przechodzącymi chodnikiem ludźmi byli głodni sensacji dlatego też samochód z Elizabeth na tylnej kanapie wywołał powszechne poruszenie wśród gapiów. Dziennikarze robili zdjęcia niewzruszonej kobiecie, która po zaparkowaniu samochodu przed frontowymi drzwiami opuściła jego ciepłe wnętrze.
Elizabeth nie spojrzała w kierunku dziennikarzy, nie pozdrowiła gestem gapiów przykładających nos do bramy, stających na palcach aby dostrzec cokolwiek wyprostowała się i ruszyła do środka, które otworzyły się za nim zdążyła wcisnąć chociażby dzwonek do drzwi. Uśmiechnęła się do mężczyzny.
— Haroldzie.
— Wasza Wysokość. Księżna odpoczywa zaś jej małżonek bierze prysznic, żywność, którą oberwał była wątpliwej świeżości.
Uśmiechnęła się pod nosem zsuwając z ramion płaszcz i podając go mężczyźnie.
— Ma szczęście, że to pomidory i jajka a nie bardziej śmiercionośna broń. Zaprowadź mnie do siostry Haroldzie.
— Oczywiście, proszę za mną — mężczyzna wymknął blondynkę ruszając po w górę po schodach. — Umieliliśmy księżniczkę w południowym skrzydle domu — wyjaśnił skręcając w odpowiednim kierunku. Otworzył drzwi prowadzące do prywatnych apartamentów, które obecnie zajmował Josie. Blondyn siedzący na kanapie poderwał się z miejsca. — To Charles Spencer, prywatny ochroniarz Jej wysokości, w razie potrzeby proszę mnie wezwać
— Oczywiście, dziękuje Haroldzie — odpowiedziała. Zostali sami przyglądając się uważnie jasnowłosemu mężczyźnie.
— Prywatny ochroniarz? — zapytała go z niedowierzaniem unosząc do góry brew. —Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy planowałeś zmierzyć się z legendą agenta 007.
— Ty byłaś świeżo po ślubie — przypomniał jej.
— Jak ona się czuje? Zapytała go zmieniając temat.
— Jest skołowana — odpowiedział.
— Przyjęła go z powrotem ja nazwałabym to utratą rozumu.
— Ja nazywam chęcią ratowania małżeństwa — odezwała się sama zainteresowana wchodząc do pokoju. Elizabeth spojrzała zdumiona na siostrę. — Związek należy ratować wszelkimi sposobami.
— Jest z tobą gorzej niż sądziłam — odezwała się — Cytujesz naszą matkę.
— Mam plan — odparła ignorując uszczypliwie uwagi siostry. Charles Spencer wycofał się z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
— A twój plan uwzględnia 007? — zapytała. Josie usiadła. — Jo co ty kombinujesz?
— Chcę spróbować ocalić mój związek. Zrobiłabyś to samo.
— Nie — odpowiedziała wstając. Zaczęła spacerować po salonie. — On cię prawie zabił nie wciskaj mi kitu o ratowaniu małżeństwa bo w to nie uwierzyłby nawet sam papież.
— Odpuść
— Nie, wszyscy odpuścili ale jeśli spodziewasz się, że będę klepała cię po główce i pochwalę twoją decyzję to jesteś w grubym błędzie.
— Dostałam zaproszenie na chrzest dziewczynek, będziemy. — powiedziała zmieniając temat.
— Będziesz — weszła jej w słowo Elizabeth. — Przyjdziesz sama, albo w ogóle.
— A co mam zrobić z Vincentem?
— Polecam kajdanki i celę dwa na dwa — odpowiedziała z rozbrajająca szczerością. — Za wcześnie? — zapytała — Będę się zbierać.
— Dopiero przyszłaś.
— Wiem, ale
— Masz dzieci, gratulacje.
— Dziękuje.
Elizabeth wyszła. Zeszła na dół.
— Elizabeth zaczekaj — usłyszała za swoimi plecami głos swojego szwagra. Nie zatrzymała się ani nie obejrzała . Wyszła na zewnątrz sądząc, że Vincent odpuści jednak on wyszedł za nią. — Popełniłem błąd — zatrzymała się dwa metry od swojego auta — nigdy sobie nie wybaczę, że skrzywdziłem Josephine będę pokutował za to do końca — Elizabeth nie dała mu jednak dokończyć swojej myśli gdyż jednym szybkim ruchem wymierzyła mu cios z pięści prosto w nos Zachwiał się chwytając się za nos z którego popłynęła krew. Upadł na żwirowanym podjazd. Elizabeth nawet na niego nie spojrzała ruszyła do auta i zerknęła w kierunku brany. Wszystkie kamery skierowane byłby na nią. Mimo iż nie powinna publicznie bić swojego szwagra, tracić nad sobą panowania to za nim zniknęła we wnętrzu auta uśmiechnęła się. I to ten pełen satysfakcji uśmieszek uchwyciły utkwione w niej kamery i aparaty fotograficzne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin