Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wybór - Capitulo 21 - 01.01.2018 r.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:53:47 02-10-17    Temat postu:

Odcinek z opóźnieniem z powodu braku Internetu Kolejny w czasie mam nadzieję

Serdecznie zapraszam na szesnasty odcinek


CAPITULO 16.


Natalia wróciła do domu dopiero wieczorem. Pomogła Fabianowi w codziennych obowiązkach i ugotowała obiad. Przypilnowała go, by zadzwonił do lekarza i poczekała, aż mężczyzna przyjdzie. Na szczęście jego nos nie był złamany, tylko mocno potłuczony. Wykupiła maści z przepisanej recepty i dopiero wtedy zdecydowała się na powrót. Upewniwszy się najpierw, że chłopak ma wszystko co mogłoby być mu potrzebne.
Weszła do środka i zewsząd otoczyła ją cisza i ciemność. We wszystkich pomieszczeniach na dole tak było. Weszła ostrożnie na górę. Jedynie z pokoju córki, przez szparę w drzwiach, sączyło się blade światło. Podeszła do drzwi i nie zawracając sobie głowy pukaniem, weszła do środka. Dziewczyna leżała rozciągnięta na łóżku ze słuchawkami w uszach. Natalia zbliżyła się i szarpnęła ją za ramię, by usiadła.
— To boli — zawołała dziewczyna. Odsunęła się i wyjęła słuchawki. — O co ci chodzi?
— Dlaczego nas okłamałaś? Jak mogłaś się zachować w ten sposób?
— Nie wiem o czym do mnie mówisz.
— Fabian nigdy nie chciał cię wykorzystać. Przez ciebie ojciec go pobił! — krzyknęła. — Nie tak cię wychowaliśmy!
Patrzyła na matkę przez chwilę. Złapała za poduszkę i ukryła w niej twarz. Dało się słyszeć zduszony i urywany szloch. Kobieta usiadła obok i pogłaskała ją po głowie. Zrobiło jej się żal córki. Poczuła też wyrzuty sumienia, że na nią krzyknęła. Blondynka ufnie wsunęła się w jej objęcia.
— Przepraszam. No już, spokojnie. Nie płacz. Dlaczego to zrobiłaś?
— Bałam się. — Uniosła głowę i spojrzała na matkę zaczerwienionymi oczami. — Wy tak bardzo lubicie Fabiana, a ja go zostawiłam. Ojciec tak krzyczał, więc to zmyśliłam. Chciałam choć raz nie być wszystkiemu winna. — Pociągnęła nosem. — I co teraz będzie?
— Lubimy go, to prawda. Nawet jakbyście nie byli parą mógłby do nas wpadać. W końcu tata by zrozumiał twoją decyzję. Musisz to wszystko wyjaśnić.
— Wiem. — Pokiwała głową. — Przeprosić także. Znów będzie krzyczał i mnie oskarżał.
— Spokojnie. Będę przy tobie i nie pozwolę mu, by się na tobie wyżywał. Powiedz mi tylko kiedy.
— Dziękuję mamo.
Przytuliła się mocno i uspokoiła. Natalia gładziła czule jej długie włosy. Niedługo potem dziewczyna zasnęła zmęczona w ramionach matki. Kobieta podniosła się ostrożnie. Otuliła ją dobrze i pocałowała w czoło. Zgasiła światło i cicho opuściła pokój.


— Co ty tu robisz? Przestań się do mnie tak głupkowato uśmiechać — rozkazał.
— Usłyszałem hałas i dlatego tutaj zszedłem. Tam na górze chyba zrobił się przeciąg i drzwi się zatrzasnęły.
— Nie, nie, nie — zaczął mamrotać cicho do siebie Ricardo.
Enrique tymczasem przyglądał mu się dalej uważnie. Był z siebie bardzo zadowolony. Okazje się jednak trafiają. Młody Rey robił się coraz bardziej blady. Dłoń zacisnął na szyjce butelki z winem. Miał szeroko otwarte oczy. Cofnął się pod samą ścianę. Pięknie! Mówił ciągle do siebie coś niezrozumiałego. Ruszył w jego stronę.
— Nie zbliżaj się do mnie! — krzyknął. — Nie ograniczaj bardziej mojej przestrzeni.
— O czym ty mówisz? — zatrzymał się zaskoczony.
— Tu jest tak ciemno. I tak ciasno. To takie małe pomieszczenie. Nie chcę tu być! Zabierz mnie stąd — szepnął błagalnie.
Tego się nie spodziewał. Chłopak mówił tak szybko, że rozumiał tylko pojedyncze słowa. Bał się. Nie jego, ale bycia w zamknięciu. Po chwili usłyszał jakby kwilenie. Ricardo nagle zaczął tupać i wymachiwać wolną ręką. Po bladym policzku pociekła wolno łza. Wygadywał coś dalej bez sensu.
Ruszył bez zastanowienia w jego stronę. Szarpnął mocno i przyciągnął go do siebie. Ujął w dłonie jego twarz i przyjrzał się jej uważnie. Oczy chłopaka rozszerzyły się z przerażenia. Enrique pocałował go z mocą. Przesuwał kciukiem po policzku i całował. Kiedy poczuł, że Ricardo powoli i bardzo niepewnie zaczyna odwzajemniać pieszczotę, o mało nie zwariował. Usłyszał odgłos rozbijanego szkła, ale nie przejął się tym. Liczyły się tylko usta drugiego chłopaka. I ciepło rozchodzące się po całym ciele.


Veracruz, Meksyk.
Był późny wieczór. Ostatni ludzie opuszczali w pośpiechu cmentarz. Znicze były jedynym źródłem światła. Idąc alejką wzdłuż grobów można było zobaczyć jeszcze kilka osób. Na końcu drogi przy świeżym nagrobku stały dwie kobiety. Można było je z trudem dostrzec, gdyż były ubrane na czarno i zlewały się z otoczeniem. Starsza z nich opierała się o drugą.
Na szarej płycie, lekko oświetlonej od zniczy, widniał napis:
Św. p. Felipe Robles
Pod nim jedynie data narodzin i śmierci. Nic więcej. Żadnych cieplejszych czy pobożnych słów. Młoda czarnowłosa dziewczyna wpatrywała się w napis. Jej twarz nie wyrażała zupełnie żadnych uczuć. No, może poza satysfakcją. Ścisnęła rękę kobiety obok.
— Chodźmy stąd.
— Jeszcze chwilkę. Zrozum, proszę — zaczęła.
— Nie mogę. Nie po tym, co się wydarzyło. Dałabyś mu się zgwałcić i zabić. Doskonale wiesz, jakby się to wszystko skończyło, a mimo wszystko chcesz tu zostać. Nadal go bronisz.
— Nic by mi nie zrobił. Znałam go lepiej, niż ty.
Dziewczyna prychnęła i roześmiała się głośno. Wyszarpnęła dłoń i odsunęła się. Wyszła na drogę. Spojrzała w stronę kobiety.
— Ja też go znałam, dlatego to zrobiłam. Przestań być naiwna. Był inny dopóki miał pracę, ale potem — zadrżała na samą myśl.
— On nie chciał. Nie był wtedy sobą.
— Przestań go wciąż usprawiedliwiać. Mam już tego serdecznie dość. — Oddychała coraz szybciej. — Narobił nam tylko długów. Jeśli tak bardzo chcesz, to zostań.
Młoda kobieta ruszyła przed siebie. Po cmentarzowym chodniku potoczył się stukot jej obcasów. Wcisnęła dłonie do kieszeni skórzanej kurtki. Widziała, jak starszy mężczyzna zamyka główną bramę na gruby łańcuch. Doszła do samochodu i wsiadła, czekając na matkę. Przed oczami stanęło jej piekło, jakie przeżyła w ciągu ostatnich dwóch lat. Jednego była pewna: nie żałowała popełnionego czynu.


San Andres, Meksyk.
Pod rezydencję państwa Martinez podjechał sportowy samochód. Po kilku minutach wysiadł z niego młody chłopak. Mimo, że na dworze było już prawie ciemno i słońce zaszło dawno temu, wciąż miał nałożone okulary. Sprężystym krokiem podszedł do drzwi i zadzwonił. Od razu otworzyła mu jedna ze służących. Minął ją bez słowa, choć zaraz potem się zatrzymał. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę. Młodziutka, całkiem niezłe ciało i długie nogi — pomyślał z uśmiechem. Fartuszek podkreślał jej duży biust. Poczuł podniecenie na ten widok. Oblizał wargi i zbliżył się.
— Jak masz na imię? — zapytał nawijając na palec jej blond włosy.
— Ana Lucia — powiedziała cicho. —W czym mogę panu służyć?
— Ładnie. Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. Pójdziesz teraz do swojego pokoju i poczekasz tam na mnie. Zrozumiałaś? — Pokiwała głową. — Tylko nikomu ani słowa.
— Dobrze proszę pana.
Patrzył jak szybko pobiegła. Wszedł na chwilę na górę do własnego pokoju. Spakował trochę rzeczy do walizki, które będą mu potrzebne w hotelu. Nasłuchiwał przez chwilę i zszedł na dół. Bez trudu przekradł się do pokoju służącej. Zamknął za sobą drzwi na klucz i zbliżył się do niej. Wpatrywała się w niego urzeczona. Ściągnął z siebie wszystko pospiesznie. Zmusił ją, by klęknęła i wzięła jego erekcję do ust. Złapał mocno za włosy i poruszał szybko biodrami. Pojękiwał głośno i nie zważał na słabe protesty dziewczyny. Poczuł, że koniec zbliża się stanowczo za szybko. Jego ruchy były coraz bardziej chaotyczne. Doszedł pomiędzy jej wargi i odepchnął. Ana Lucia krztusiła się i z trudem oddychała. Podniósł ją z podłogi i zdarł fartuszek razem z bielizną. Rzucił dziewczynę na łóżko i wszedł na nie. Cała sprawa musiała się jej podobać, bo chętnie rozłożyła przed nim nogi. Uśmiechnął się i wszedł w nią bez żadnego przygotowania i zabezpieczenia. Pojękiwała i wzdychała przy każdym jego mocnym pchnięciu. Diego nie bawił się w czułość i delikatność. Poruszał się w niej coraz szybciej, ponownie zbliżając się do orgazmu. Ich głosy zlały się w jeden krzyk. Ana Lucia pierwsza dotarła na szczyt, a chłopak zaraz za nią. Opadł obok i łapał łapczywie oddech. Kiedy odzyskał panowanie nad ciałem, ubrał się i pospiesznie wyszedł bez słowa.


Świat zatrzymał się w miejscu. Wszystko przestało się liczyć, kiedy ich wargi poruszały się w zgodnym rytmie. Pierwszy pocałunek pełen pasji. Enrique miał tylko nadzieję, że nie będzie to ich pierwszy i ostatni raz, a jeszcze wiele przed nimi. Nagle rozległo się donośne pukanie do drzwi.
— Ricardo? Wszystko w porządku?
Dwaj mężczyźni odsunęli się od siebie słysząc znajomy głos. Młodszy patrzył z szeroko otwartymi oczami, jakby nie dowierzał temu, co się właśnie wydarzyło. Drugi był z siebie bardzo zadowolony. Oblizał wargi i mrugnął go chłopaka porozumiewawczo. Po chwili znów dało się słyszeć odgłos uderzania o drzwi. Enrique wbiegł po schodkach na górę.
— Drzwi się zatrzasnęły. — Szarpnął za klamkę. — Spróbuj otworzyć z tamtej strony, tato.
— Quique? Co ty tam robisz? — zapytał zaskoczony Bruno. Pociągnął mocniej i drzwi puściły. — No słucham. Gdzie jest Ricardo?
— Usłyszałem hałas i wszedłem, a potem te drzwi się zatrzasnęły. Ricardo jest na dole. Wydaje mi się, że cierpi na klaustrofobię.
Zszedł na dół i złapał chłopaka za rękę. Nie protestował. Pozwolił wyprowadzić się na zewnątrz. Widocznie odetchnął i jego twarz nabrała kolorów. Powoli docierało do niego też to, co się wydarzyło tam, na dole.
— Możecie iść. Wezmę wino i zaraz dołączę — zapewnił Rodriguez.
Bruno poprowadził Reya do kuchni i sam wrócił na salę. Ricardo powoli dochodził do siebie. Przesunął ostrożnie palcami po wargach. Zganił się za to w myślach i wymierzył sobie mentalny policzek. Idiota! Jak mogłem do tego dopuścić? — myślał sobie. — Cholerny lęk. Było mu jakoś przeszkodzić mimo wszystko. Jesteś takim słabym głupkiem Ricardo.
Usłyszał zamieszanie w restauracji i wszedł tam. Enrique wrócił z drugim winem i beztrosko rozmawiał z bratem. Podszedł więc do stolika. Widział, jak mężczyzna się do niego uśmiecha. Rozlał trunek do kieliszków i obszedł kontuar. Bawił się kluczami i słuchał. Pan Rodriguez wstał.
— Korzystając z tej okazji, chciałbym ogłosić coś bardzo ważnego. — Uśmiechnął się do wszystkich. — Jesteście moją rodziną…
— Tato przejdź od razu do rzeczy — przerwał mu niecierpliwie Marco.
— Już, już. Chciałbym ogłosić — zawiesił głos na chwilę — że mamy nowe narzeczeństwo w hotelu. Ana Cristina i Enrique.
— Co takiego?! — krzyknął chłopak.
Zerwał się z miejsca i spojrzał wyzywająco na ojca. Był gotów walczyć zawzięcie, byle tylko to nie stało się prawdą. Wszyscy przy stoliku byli ogromnie zaskoczeni. Wyłączając Pablo, który wiedział o wszystkim wcześniej i teraz uśmiechał się delikatnie. Zza kontuaru dobiegł odgłos spadających na podłogę kluczy.


Capitulo 17: 07.10.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:02:54 07-10-17    Temat postu:

Udało się! miejmy nadzieję, że Internet będzie dopisywał

Serdecznie zapraszam na odcinek siedemnasty


CAPITULO 17.


— Tak synu. Ty i Ana od dziś jesteście parą.
— Ale… Tato! Ja nic do niej nie czuję. Nie chcę z nią być.
— Miłość przyjdzie z czasem Enrique. Poznacie się lepiej w czasie narzeczeństwa — wyjaśnił spokojnie Bruno. — To już postanowione.
— Dlaczego najpierw nie zapytałeś mnie o zdanie?
Ricardo obserwował kłótnię obu mężczyzn przez szparę w drzwiach. Reszta towarzystwa zdecydowała się opuścić restaurację. Jego ojciec był nadzwyczaj spokojny. Chłopak przypomniał sobie, jak sam zareagował na tę wiadomość. Kompletnie wytrąciło go to z równowagi, aż wypuścił klucze z rąk. Nie rozumiał własnej reakcji. Powrócił do słuchania dyskusji.
— Nie chcę z nią być, zrozum.
— Uspokój się. Przemyślisz to przez noc. Ana Cristina jest dla ciebie najodpowiedniejszą kandydatką. Nasze rodziny znają się od dawna, a dzięki wam się połączą.
— I co? Może mam jeszcze kupić jej pierścionek i iść się oficjalnie oświadczyć? — zapytał z ironią.
— Zrobisz to. Zapewniam cię. Groziłeś mi wcześniej, więc nie zmuszaj mnie żebym ja musiał zrobić to samo.
— Dlaczego ja? Nie mógł to być Marco?
— Jesteś moim pierworodnym synem. Na tym koniec naszej dyskusji. Ty i Ana jesteście parą, i zacznij oswajać się z tą myślą. W niedalekiej przyszłości weźmiecie ślub.
Enrique nic więcej nie powiedział. Patrzył jedynie na ojca. Kiedy mężczyzna opuścił restaurację, złapał za najbliższy kieliszek. Rzucił nim o ścianę z całej siły, rozlewając przy tym wokoło wino. Uderzył dłonią w stół i sięgnął po butelkę. Pociągnął z niej spory łyk. Pospiesznie wyszedł z pomieszczenia. Rey zaczął się domyślać, że pewnie poszedł do siebie.
Został sam, więc musiał jakoś wszystko doprowadzić do porządku. Starał się wyrzucić z głowy wspomnienie o pocałunku. Cały czas jednak czuł smak warg Rodrigueza. Cała ta sytuacja była mu jednak na rękę. Teraz w końcu ten typ da mu spokój i zacznie zajmować się swoją dziewczyną. Mimo wszystko Ricardo w głębi serca wcale nie chciał, by zainteresowanie jego osobą zniknęło. Poczuł lekkie ukłucie w okolicach serca. Zdusił to w sobie, bo za żadne skarby nie mógłby być zazdrosny.


Przez kilka kolejnych dni pogoda w miasteczku systematycznie się polepszała. Nie było, aż tak gorąco jak wcześniej, choć wysokie temperatury czasami dawały się we znaki. Atmosfera w samym hotelu, także była gorąca. Dochodziło do sprzeczek głównie z powodu zaręczyn z Aną Cristiną. Enrique za namową ojca, a raczej z powodu jego ostrzeżeń, oświadczył się dziewczynie. Starał się, jak najmniej widywać jej osobę. Jego za to, zaczął unikać młody kucharz. Od incydentu z pocałunkiem, ani razu z nim nie rozmawiał. Wzywał go do gabinetu, ale Rey nie miał czasu. Mężczyzna posunął się nawet do tego, by zaczaić się na niego po pracy. Nic z tego nie wyszło. Ricardo opuszczał hotel tylnym wyjściem i chodził skrótami.
Do pracy wrócił Fabian. Wciąż miał lekko posiniaczony nos, który jednak wyglądał znacznie lepiej. Nosił się z zamiarem rozmowy ze swoją byłą dziewczyną. Nie mógł jej jednak nigdzie znaleźć. Dowiedział się od Luisa, że dziewczyna jest chora. Dręczyła go ta cała sprawa. Na dodatek po hotelu rozeszła się już wiadomość, że nie są razem.
Ana miała mniej czasu dla swojego kochanka. Skupiła się na nowym narzeczonym. Kupił jej taki piękny pierścionek. Nie chciała wychodzić za niego za mąż. Wietrzyła w tym jednak bardzo dobry interes. Zgadzała się na wszystko. Był przystojny. Ciekawił ją bardzo fakt, jaki jest w łóżku. Słyszała różne plotki, ale nie dawała im wiary. Chciała przekonać się sama i postanowiła sobie, że zrobi wszystko, by jej się udało.
Diego coraz częściej korzystał z usług uległej służącej. To czego nie dawała mu kochanka, dostawał od młodziutkiej Any Lucii. Podobała mu się bardzo. Uprawiał z nią seks przynajmniej raz dziennie, jeśli przebywał w domu. Nigdy się przy tym nie zabezpieczał, bo i po co? Nie chciał tracić całej przyjemności płynącej ze stosunku. Kończył w niej i nie przejmował się niczym. To była dla niego kwintesencja zbliżenia.


Pablo wszedł do gabinetu. Uśmiechnął się do mężczyzny siedzącego w fotelu. Sięgnął do tyłu i przekręcił klucz w zamku. Obszedł biurko i stanął za fotelem. Ułożył od razu dłonie na ramionach mężczyzny. Przesuwał nimi powoli i zaczął ostrożnie robić masaż. Po kilku minutach, pod palcami wyczuł, jak mięśnie się rozluźniają. Sam Bruno, również się odprężył.
— O tak — westchnął cicho. — Jak przyjemnie. Masz takie utalentowane dłonie.
Przechylił głowę na bok i mrugnął znacząco.
— Dziękuję. Jak sprawa z Enrique? Ana jest zachwycona tym wszystkim. Chodzi i przechwala się pierścionkiem.
— Chyba się z tym pogodził. Za jakiś czas będzie mi za to dziękował.
— Pewnie masz rację. Nie mówmy jednak o nich.
Przekręcił fotel i usiadł na kolanach mężczyzny. Zarzucił mu ręce na szyję i wsunął dłonie we włosy.
— Więc o czym chcesz rozmawiać?
— O nas. Zrobimy to jednak językiem miłości.
Pociągnął Bruno w swoją stronę i zbliżył wargi do jego ucha. Zaczął je całować lekko, lizać i przygryzać. To był słaby punkt Rodrigueza. Miękł wtedy od razu. Wycałował ścieżkę przez policzek, szczękę, aż do ust. Przygryzł dolną wargę i zaczął ją ssać. Mężczyzna objął go w pasie i przyciągnął bardziej. Budzące się do życia erekcje otarły się o siebie. Obaj westchnęli jednocześnie na ten gest. Bruno wsunął dłonie pod koszulę przyjaciela i przesunął w górę. Miał takie ciepłe i przyjemne ciało. Pablo poruszył się niecierpliwie na górze, dociskając swoje biodra do jego. Odsunął głowę i spojrzał mu w oczy.
— Pragnę cię — wyszeptał z trudem.
— Wiem. Czuję to doskonale. Spotkajmy się dziś wieczorem. Przyjdę do ciebie.
— Będę czekał — powiedział z uśmiechem. — Ty też tego chcesz, prawda?
— Bardzo. Nie czujesz?
Chwycił jego dłoń i przycisnął do rozporka. Riviera poczuł to bardzo wyraźnie. Spojrzał na niego z pożądaniem i mocno pocałował.


W domu rodziny Arana rozdzwonił się telefon. Tym razem czerwonowłosa wiedziała, że nie jest w domu sama. Usłyszała kroki w korytarzyku. Ojciec szedł odebrać. Wstała powoli i wymknęła się do przedpokoju. Wychyliła głowę w momencie, kiedy Tomas podniósł słuchawkę. Przywarła do ściany i nasłuchiwała. Była ciekawa tej rozmowy, bo może to znów dzwoniła ta kobieta.
— Tak?
— Witaj Tomasie. Dawno nie rozmawialiśmy.
Mężczyzna podparł się o szafkę, słysząc ten znajomy, kobiecy głos. Jego oddech przyspieszył lekko.
— Prawie dwadzieścia lat temu. Czego chcesz?
— Myślałam o tobie już od jakiegoś czasu. Zrozumiałam, że popełniłam błąd i tęsknię.
— Dopiero teraz? — zapytał zjadliwie.
— Przepraszam cię za to wszystko. Chciałabym wrócić do ciebie i naszej córeczki. Pozwól mi naprawić zło, które wyrządziłam.
— Co?! — usłyszał krzyk w słuchawce, ale jakby trochę z oddali.
Po drugiej stronie zaległa cisza. Przyłożył mocniej telefon do ucha. Słyszał niewyraźne krzyki jakiejś młodej kobiety, a po chwili trzaśnięcie drzwiami. Victoria stojąca za ścianą, zastanowiła się, czemu ojciec nic nie mówi. Wyjrzała i dostrzegła jego skupioną twarz. W słuchawce znów rozległ się głos kobiety.
— Przepraszam. Co z nami będzie?
— Kto tak krzyczał?
— To moja druga córka — wyznała z wahaniem.
— Jak śmiesz tu dzwonić? — zawołał zdenerwowany mężczyzna. — Nie chcę o tobie więcej słyszeć, ani cię oglądać.
Rozłączył się i dołożył słuchawkę. Oparł się mocniej o komodę. Victoria tupnęła kilka razy w miejscu i wyszła zza ściany. Spojrzała na profil ojca. Podeszła bliżej i położyła dłoń na jego ramieniu. Chrząknęła znacząco.
— Kto dzwonił?
Spojrzał na córkę. Pytanie zaskoczyło go bardzo. Zupełnie nie wiedział, co ma na nie odpowiedzieć.


Marco nie rozmawiał z bratem od czasu nieszczęsnej kolacji i całej sprawy z narzeczeństwem. Słyszał jedną ostrą wymianę zdań pomiędzy nim, a ojcem. Współczuł mu tego. Widział Anę Cristinę, jak chodziła po hotelu zadowolona i nowo poznanym ludziom, chwaliła się pierścionkiem. Z pewnością była bardzo szczęśliwa z tego wydarzenia. Przeszedł przez korytarz i wszedł do pokoju Enrique.
Mężczyzna siedział zagłębiony w fotelu. Miał na sobie tylko szlafrok. Chyba nie golił się trzeci dzień z rzędu. Można było dostrzec początki zarostu. Jedną rękę trzymał za głową, a w drugiej papierosa. Zaciągnął się głęboko i wypuścił chmurę dymu po kilku sekundach. Marco zauważył, że rolety są zasłonięte do końca. Usiadł sobie naprzeciwko niego.
— Myślałem, że z tym skończyłeś — zauważył.
— Skończyłem. Palę, kiedy jestem zdenerwowany — wyjaśnił spokojnie. — Dziwisz mi się?
— Nie. Szczerze ci współczuję bracie. Nie mogłeś się z tego jakoś wykręcić? Może trzeba zapłacić Anie, żeby cię rzuciła?
— Myślisz, że nie próbowałem? Pokochacie się z czasem — powiedział naśladując głos ojca. Zgniótł niedopałek w popielniczce i wstał. — Jasne, a potem będzie chciała więcej. Zresztą ona jest zachwycona tym, że mamy wziąć ślub.
— Rozumiem. Coś mi się wydaje, że nie tylko o to chodzi. Dręczy cię coś innego?
— Mam pilną sprawę do tego całego Ricardo, ale mnie unika.
— Dlaczego?
Dobre pytanie — pomyślał starszy Rodriguez. Rozważał kilka możliwości. Czyżby Rey wcale nie był zainteresowany? Tę myśl jednak od razu odrzucił. Bardziej prawdopodobne było to, że się bał. Siebie samego, albo jego. Enrique bardziej obstawiał pierwszą opcję. Młodzieniec mógł obawiać się własnych reakcji na to, co znów mogłoby się wydarzyć. Spojrzał uważnie na brata. Jaka odpowiedź będzie dobra?
— Sam nie wiem. Ty go znasz, więc może mi podpowiesz, co mam zrobić.
— Użyłbym delikatnej perswazji. Na przykład związanej z jego pracą. Zależy mu na niej i zrobi wszystko, by jej nie stracić.
— Czyli groźby?
Marco wzruszył jedynie ramionami. Starszy z braci uśmiechnął się promiennie. Humor poprawił mu się odrobinę. Cieszył się, że odkrył kopalnię wiedzy w postaci młodszego braciszka.


Paryż, Francja.
Po odbiór walizek czekały dwie kobiety. Rozmawiały przyciszonymi głosami. Blondynka ubrana była w czerwoną, ściśle przylegającą do ciała sukienkę. Druga miała na sobie krótką i zwiewną sukienkę w niebieskie wzory. Zabrały swoje bagaże i ruszyły do wyjścia z lotniska. Kiedy wyszły na zewnątrz, oślepił je blask słońca.
— W Paryżu pada, tak? — zapytała z niesmakiem Veronica i włożyła na nos okulary.
— Tak mówili — odparła przyjaciółka. — Złapmy lepiej taksówkę. Znasz tu jakiś dobry hotel?
— Oczywiście, że tak.
Pomachała ręką na samochód. Po kilku minutach podjechała obok typowa, żółta taksówka. Wysiadła z niej rosła kobieta i chwyciła ich bagaże. Wsiadły ostrożnie do środka i pani Rodriguez podała adres hotelu.
Miały okazję przekonać się, że nie tylko mężczyźni to szaleńcy, którzy szybko prowadzą. Z ulgą odetchnęły, kiedy dotarły całe na miejsce. Pracownik hotelu pomógł im z walizkami. Raquel rozglądała się zachwycona po holu i recepcji. Uśmiechała się przymilnie do mężczyzn, stojących wzdłuż kontuaru. Jej przyjaciółka w tym czasie rezerwowała pokoje. Podeszła do blondynki w momencie, kiedy ta pomachała jakiemuś czarnoskóremu mężczyźnie.
— Masz męża — przypomniała jej.
— Co z tego? Nie ma go tu. — Uśmiechnęła się uwodzicielsko. — Tobie też proponuję się zabawić. Przyznaj, że był niesamowicie męski.
— Chodźmy do pokoju. — Podała jej klucz i ruszyła do windy. — Był męski, ale daj sobie spokój.
— Och… Więc jednak! — Raquel pospieszyła za nią. — Ciekawe czy to prawda, co mówią o czarnoskórych.
Wsiadły do windy. Kobieta wciąż namawiała koleżankę do zastanowienia się nad tym fantem. Ich pokoje sąsiadowały ze sobą. Veronica otwierała drzwi, kiedy usłyszała głos przyjaciółki przy uchu.
— Bruno z pewnością nie był jedynym mężczyzną w twoim życiu. Ty dla niego podobnie. Czego oczy nie widzą, sercu nie będzie żal.
Zaśmiała się cicho i odsunęła się. Weszła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi. Brunetka poczuła się dziwnie po tych słowach. Wiedziała, że pani Riviera ma całkowitą rację.


San Andres, Meksyk.
Pomimo całej rozmowy z bratem, Enrique był zły. Nie widział Reya od kilku dni. Udało mu się to jedynie przypadkiem. Całe dwa razy. Musi dokładnie coś wymyślić, inaczej kompletnie oszaleje. Chłopak, jak ognia unikał pojawienia się w gabinecie. Myśl, że być może się go bał, podobała się mężczyźnie. Uśmiechnął się do siebie. Stanął przed drzwiami kuchni i przybrał surowy wyraz twarzy. Trzeba sięgnąć po radykalne środki, jak radził Marco. W miłości i na wojnie, wszystkie chwyty są dozwolone. Wszedł do środka.
— Ricardo, do gabinetu — rzucił chłodno.
— Nie mogę teraz. Muszę coś dokończyć proszę pana — powiedział, nawet się nie odwracając.
— Mam dość twoich humorów. Tu chodzi o sprawy hotelu. Masz pięć minut, inaczej możesz się pożegnać z pracą. — Zmrużył oczy. — Wystawię ci taką opinię, że żadnej pracy nie znajdziesz, nawet w podrzędnej knajpie.
Wyszedł trzasnąwszy lekko drzwiami. Ruszył do gabinetu. Był genialny i składał sobie gratulacje w myślach. Wszyscy w kuchni wpatrywali się w młodego kucharza. Rzucił im wściekłe spojrzenie i opuścił pomieszczenie. Przeklęty! Jak śmiał go tak potraktować przy wszystkich? — krzyczał w myślach.
Im bliżej gabinetu, tym bardziej chęć ucieczki zaczęła w nim narastać. Nie chciał tam iść. Zapukał i wszedł do środka. Mężczyzna zaskoczył go stojąc przy samych drzwiach i zamykając je właśnie. Ricardo zrobił kilka kroków w tył i trafił na blat biurka. Rodriguez spojrzał na niego i uśmiechnął się triumfalnie. Zbliżył się.
— Teraz już mi nie uciekniesz.
— Czego chcesz? — Ric zaczął szybciej oddychać. — Zajmij się swoją narzeczoną.
— Ona mnie nie obchodzi. Ty za to jak najbardziej — powiedział spokojnie, dotykając policzka chłopak. Jego dłoń natychmiast została odtrącona. — Chcę ciebie.
— Daj mi spokój. Nie zbliżaj się do mnie więcej — powiedział niepewnie.
Mężczyzna zaczął krążyć po gabinecie. Zerkał na chłopaka od czasu do czasu. Rey zauważył klucz w drzwiach. Przesunął się trochę w lewo. Dopadł do klamki i już otwierał, kiedy poczuł mocne szarpnięcie za ramię. Enrique przyszpilił go do drzwi całym ciałem.
— Mówiłem ci, że już mi nie uciekniesz.
Spojrzał mu z bliska w oczy. Ich ciepłe oddechy mieszały się ze sobą. Wystarczyłby drobny ruch Ricardo, a doszłoby do tego, że ich usta połączyłyby się w pocałunku.
— Aż tak bardzo się mnie boisz? A może siebie samego?


Capitulo 18: 14.10.2017 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:21:03 15-10-17    Temat postu:

Niestety muszę zawiesić regularne dodawanie odcinków, z przyczyn niezależnych ode mnie. Ciągły brak Internetu uniemożliwia mi to. Najprawdopodobniej zaczną się pojawiać pod koniec grudnia, mam nadzieję Chociaż jeśli będę miała możliwość, pojawią się w międzyczasie również

A teraz korzystając z dobroci, że mam akurat dostęp, dodaję kolejny
Serdecznie zapraszam na odcinek osiemnasty


CAPITULO 18.


Ricardo z trudem przełknął ślinę. Spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. Duży błąd! Jego spojrzenie hipnotyzowało. Poczuł, jak z niewiadomego powodu miękną mu nogi. Ciało oblało gorąco. Miał świadomość, że na policzki wpływa zdradziecki rumieniec. Nie był w stanie się nawet poruszyć. Nieświadomie oblizał wyschnięte wargi. Sens słów bruneta powoli do niego docierał. Resztkami silnej woli odwrócił wzrok.
— Nie boję się. Proszę mnie puścić.
— Dlaczego mnie unikasz?
Enrique odsunął się trochę, ale nadal trzymał jedną dłoń obok jego głowy.
— Nie lubię niepotrzebnie tracić czas. Daj mi spokój.
— Ricardo, Ricardo — zaśmiał się dźwięcznie. — Obaj dobrze wiemy, że tak naprawdę sam tego nie chcesz. Podobało ci się, prawda?
— Niby co? — zapytał lekko zdezorientowany.
— Pocałunek w piwnicy. Odwzajemniłeś go.
Rodriguez dotknął jego policzka palcem. Przesunął go na wargi chłopaka i potarł lekko. Wyczuł lekkie drżenie młodzieńca. Powoli — upomniał się w myślach. — Nie wystrasz go. Daj mu czas, a sam wkrótce do ciebie przyjdzie. Uśmiechnął się i odsunął dłoń. Pochylił się odrobinę do przodu i złożył delikatny pocałunek w kąciku ust zaskoczonego Reya. Odsuwając się, otworzył drzwi.
— Przemyśl to wszystko. Wiesz gdzie mnie szukać.
— Ja… Żegnam — powiedział twardo.
Kiedy odzyskał panowanie nad ciałem, wyszedł najszybciej jak potrafił. W drodze do kuchni, wmawiał sobie, że to wszystko głupoty. Lubi kobiety! Musi jakąś, jak najszybciej znaleźć. Pokaże temu paniczykowi, że nic, a nic go nie obchodzi. Te pocałunki wcale nic dla niego nie znaczyły. Oparł się o ścianę i zdał sobie sprawę, że zaczyna oszukiwać samego siebie.


— Tato, odpowiedz mi. Kto dzwonił?
— Nieważne kochanie. Już więcej tego nie zrobi.
— Ale… — zaczęła, jednak mężczyzna zostawił ją samą w korytarzu.
Zawsze przychodzi taki czas, kiedy trzeba rozliczyć się ze swoją przeszłością. Nadszedł ten dzień, kiedy Tomas Arana musi to zrobić. Wszedł do swojego pokoju i ustawił na łóżku kartonowe pudło. Victoria stanęła w progu i patrzyła, jak ojciec wyciąga różne rzeczy z szuflad i szafy. Wrzucał wszystko, jak leciało. Minął ją w drzwiach i przeszedł do pokoju naprzeciwko. Do tej pory pozostawał on zamknięty.
Gdy była małą dziewczynką zawsze była bardzo ciekawa, co tam jest. Z czasem zrozumiała, że nie ma sensu prosić ojca o otworzenie tego pokoju. Zawsze jej odmawiał. Obróciła się na pięcie i poszła za nim. Nadeszła chwila, by się dowiedzieć.
Znajdowały się tam dwie szafy i jedną z nich pan Arana właśnie opróżniał. Sukienki, spódnice i inne kobiece ubrania. Spojrzała na duże łóżko i zrozumiała. Sypialnia taty i tej kobiety, która ich opuściła. W kilku miejscach tapeta odeszła od ściany. Na komodzie przy drzwiach było mnóstwo kurzu. Poczuła, jak coś ściska ją w środku. Wyszła pospiesznie.
Zajrzała do pudła, które wcześniej zostawił mężczyzna. Było tam mnóstwo fotografii i jakieś papiery. Dostrzegła akt ślubu. Sięgnęła po jedno ze zdjęć. Zobaczyła siebie w wieku, może dwóch lat. I ją. Rozdarła zdjęcie na drobne kawałeczki i wrzuciła z powrotem do środka. Ojciec wepchnął tam wszystkie ubrania.
— Dlaczego przez całe życie to przede mną ukrywałeś? — zapytała przyciszonym głosem.
— Wybacz. To było dla ciebie lepsze.
— Po co w takim razie to trzymałeś?! Już dawno temu powinieneś się był tego pozbyć.
— Chciałem wierzyć, że może kiedyś wróci.
— Po dwudziestu latach? — krzyknęła.
Patrzyła na ojca i kręciła głową. Spojrzała jeszcze raz na pudło i wybiegła do swojego pokoju. Na koniec trzasnęła mocno drzwiami i rzuciła się na łóżko.


Veracruz, Meksyk.
Młoda dziewczyna wybiegła z domu. Szła szybko przed siebie. Nie mogła uwierzyć w to, co przypadkiem usłyszała. Miała siostrę? Co prawda przyrodnią, ale jednak. I jej ojciec. Dlaczego jej własna matka nic nie powiedziała? Czemu dopiero teraz, tak nagle chce do nich wrócić? A co ze mną? — rozmyślała. — W czym są lepsi ode mnie?
Krążyła po mieście do samego wieczora. Ludzie potrącali ją na ulicy i krzywo patrzyli. Dobrze wiedziała dlaczego. Wszyscy ją znali i doskonale wiedzieli, co uczyniła. Zrobiło się jej chłodno. Miała na sobie jedynie czarną bluzkę na cienkich ramiączkach. Musi skończyć z tą całą żałobą. Wcale jej to nie obchodziło. Zadrżała przez kolejne wspomnienie. Postanowiła w końcu wrócić do domu. Już i tak była w pobliżu.
Przed domem dostrzegła policyjny samochód. Dwóch mężczyzn wychodziło ze środka w towarzystwie jej matki. Podeszła bliżej i wtedy ją spostrzegli. Miała zamiar wyminąć ich bez słowa, jednak jeden z funkcjonariuszy ją powstrzymał.
— Panienka Fernanda Robles? — zapytał.
— Tak, to ja.
— Pójdzie panienka z nami — powiedział i wyjął kajdanki.
— Słucham? Pan sobie chyba żartuje. Nigdzie nie idę.
— Właśnie dostaliśmy zgłoszenie od panienki matki.
— Ale, ale… Mamo! — zawołała.
Przytrzymali ją mocniej i założyli kajdanki. Pani Robles stała na werandzie i patrzyła na córkę. Dziewczyna chciała się wyrwać, ale mężczyźni byli silniejsi.
— Jest pani oskarżona o zabójstwo ojca i grożenie matce. Wszystko, co pani powie, może być od tej chwili wykorzystane przeciwko pani. Proszę nam nie utrudniać.
Czarnowłosa oniemiała po tych oskarżeniach. Bezwiednie dała się poprowadzić do radiowozu. Patrzyła przez szybę zranionym wzrokiem w stronę matki. Nim samochód odjechał, kobieta weszła spokojnie do domu. Po policzku dziewczyny potoczyła się samotna łza.


San Andres, Meksyk.
Ana Cristina była inteligentną kobietą. Starała się, jak najwięcej dowiedzieć o swoim narzeczonym. Obserwowała uważnie każdy jego krok w ostatnich dniach. Często rozmawiał z recepcjonistą. Próbował też wciąż porozumieć się z tym młodym kuchcikiem. Śmiała się w duchu z jego poczynań. Tylko raz usłyszała jego kłótnię z ojcem. Wcale nie chciał z nią być. Tym bardziej postanowiła udawać, że jej zależy. Przypilnuje go porządnie.
Ukradkiem przyglądała się Luisowi. Kiedy recepcja opustoszała, podeszła bliżej. Nawet nie podniósł głowy. Weszła za kontuar i stanęła tuż za nim. Wyprostował się, gdy tylko poczuł dłoń kobiety, ocierającą się o jego bok.
— Porozmawiasz ze mną o Enrique?
— Nie mamy o czym.
— Na pewno?
Wsunęła plik pieniędzy do jego kieszeni tak, by doskonale to widział.
— Jestem jego narzeczoną — przypomniała.
— Ja… No cóż — zawahał się i odwrócił do niej. — Dobrze, ale nie tutaj i nie teraz.
— Wiesz, który to mój pokój, prawda? — Pokiwał powoli głową. — Przyjdź, jak skończysz pracę.
— Dopiero po dwudziestej drugiej.
— Nie szkodzi. Poczekam na ciebie. — Zsunęła dłoń na przód jego spodni. — Dostaniesz więcej za dobre informacje. Taki dodatkowy bonus na zachętę.
Uśmiechnęła się zalotnie. Poruszyła ręką kilka razy i mogła doskonale wyczuć, jak bardzo się podniecił. Zaśmiała się głośno i drugą dłonią poklepała go po policzku.
— Potem — wyszeptała i mrugnęła do niego.
Odeszła kręcąc biodrami. Patrzył za nią zachwycony. Sięgnął do kieszeni i dotknął pieniędzy. Były dla niego wystarczającą zachętą. Mógł dla nich nawet zdradzić najlepszego kumpla.


Pablo nerwowo krążył po sypialni. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Nie mógł się doczekać przybycia przyjaciela. Przez cały dzień myślał o tym wieczorze. Zagryzł nerwowo wargi. A co jeśli się rozmyślił? — przemknęło mu przez głowę. On sam tak bardzo tego pragnął. Na samą myśl o delikatnym dotyku dłoni Bruno, zadrżał. W pomieszczeniu paliła się tylko mała lampa przy łóżku. Uśmiechnął się do siebie. Zatopił się w myślach i wspomnieniach.
Prawie podskoczył czujące chłodne ręce na karku, a potem krótki pocałunek. Obrócił się, by stanąć z nim twarzą w twarz. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia widząc mężczyznę w samym szlafroku. Sięgnął szybko ręką i rozwiązał go. Powoli zsunął mu z ramion. Bruno stał przed nim zupełnie nagi i uśmiechał się zadowolony.
— Idealny — wymruczał Pablo, gładząc jego pierś i całując.
— Nadal tego chcesz, prawda?
— Chcę bardzo. Pragnę cię.
Poddał się chętnie jego zabiegom. Nie mógł oderwać wzroku od ciała mężczyzny. Pozwolił się rozebrać i pchnąć na łóżko. Rodriguez wsparł się o nie kolanem i ułożył nad nim. Zaczął składać krótkie pocałunki na całej twarzy i schodził niżej. Najpierw szyja i ramiona. Pablo westchnął głośno i odchylił głowę. Z każdym drobnym pocałunkiem idącym coraz niżej w dół brzucha i na pępek, stawał się głośniejszy. Rozsunął nogi ułatwiając tym lepsze położenie się mężczyźnie.
Bruno chwycił erekcję przyjaciela i powolnymi ruchami zaczął masować. Został nagrodzony przeciągłym jękiem. Wolną ręką sięgnął po małą buteleczkę na szafce. Nalał odrobinę olejku na palce i złożył pocałunek po wewnętrznej stronie jego uda. A potem zaczął ostrożnie wsuwać w niego jeden z palców.
Takiego uczucia gorąca i ciasnoty jeszcze nie czuł. Co prawda kiedyś z Veronicą próbowali, ale to było coś zupełnie innego. Całkowicie jednak zapomniał o tej myśli, kiedy Pablo szarpnął biodrami. Powoli wsuwał i wysuwał z niego palec, masując w tym samym rytmie jego członek. Mężczyzna jęczał i wzdychał. Bruno zdecydował się dołożyć drugi palec, a chwilę później trzeci. Patrzył na zarumienioną twarz partnera i zalała go jeszcze większa fala podniecenia. Wyczuł, że jego koniec się zbliża, więc zaprzestał swoich działań. Podsunął się wyżej, ocierając przy tym o niego i pocałował mocno. Wsunął język i poznawał to chętne wnętrze. Podczas pocałunku nasmarował dobrze swoją erekcję i rozsunął jego nogi, podkładając dłonie pod pośladki. Odsunął głowę i patrzył mu w oczy. Nie dostrzegł w nich sprzeciwu, jedynie pragnienie i pożądanie.
Wszedł. Tylko trochę, czekając, aż Pablo się rozluźni. Szepnął mu do ucha i polizał je. Pomogło. Mężczyzna zarzucił swoje ręce na szyję kochanka i poruszył biodrami, jakby na próbę. Bruno wszedł do końca i ostrożnie zaczął się poruszać. Riviera objął go mocno nogami w pasie. Wzdychał i jęczał z każdym ruchem głośniej. Ich przyspieszone oddechy roznosiły się po pokoju. Tak jak i odgłos obijanych o siebie ciał. Znaleźli swój wspólny, zgodny rytm. Bruno zmienił kąt pchnięć i trafił w czuły punkt w jego ciele. Wyrwało to głośny okrzyk z gardła Pablo. Powtórzył ten ruch kilka razy. Doprowadziło to obu do orgazmu, jakiego do tej pory jeszcze nie przeżyli.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:01:57 30-10-17    Temat postu:

Serdecznie zapraszam na odcinek dziewiętnasty


CAPITULO 19.


O godzinie dwudziestej drugiej w hotelu nadchodziła cisza nocna. Ostatni z gości wracali właśnie do swoich pokoi. Luis upewnił się, że wszystko jest, jak należy. Sprawdził jeszcze dla pewności numer pokoju panienki Riviery. Nie czekając na swojego zmiennika, ruszył powoli korytarzem. Zachowywał się cicho, by nikt go nie przyłapał. Stanął przed drzwiami i zapukał. Rozejrzał się niespokojnie i wszedł do środka, kiedy usłyszał ciche przyzwolenie. Ana Cristina stała tuż przy progu i przekręciła klucz w zamku, gdy tylko znalazł się w środku.
Miała na sobie jedynie króciutki szlafrok z satyny. Pochyliła się celowo, pokazując mu nagie pośladki. Odwrócił z trudem wzrok i usiadł w fotelu. Oblizał nieświadomie wargi, co kobieta skwitowała zadowolonym uśmiechem.
— Co chcesz wiedzieć o Enrique?
— Wszystko. Powiedz mi wszystko, co o nim wiesz. Jak dużo miał dziewczyn? Teraz też się za kimś ugania?
— Dużo? To pojęcie bardzo względne. On był i nadal jest największym podrywaczem w San Andres. Teraz aktualnie chyba nikim się nie interesuje — wyznał z uśmiechem. — Wiem jednak, że zanim wyjechał na studia, odbił bratu dziewczynę.
— Naprawdę? — zapytała zaintrygowana. — Masz co do tego całkowitą pewność?
— Oczywiście. Widziałem, jak się o nią bili. Wykrzykiwali na siebie różne obelgi, a dziewczyna potem szybko zniknęła. Miała na imię Lorena, o ile dobrze pamiętam.
— Ciekawe… Czyli wcale nie jest taki święty. Co jeszcze?
Chodziła przed nim słuchając uważnie każdego słowa. A on? Sprzedawał jej swojego najlepszego kolegę dalej. Za marnych trochę pieniędzy. Odpowiadał na każde pytanie kobiety. Powiedział wszystko, co tylko wiedział. Znali się od bardzo dawna, więc mógł mówić nawet w najmniejszych, najdrobniejszych szczegółach. Sprawa dziewczyny Marco najbardziej ją zainteresowała. Luis w końcu wyczerpał temat. Spojrzał na nią uważnie.
Ana przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiała. Przeniosła wzrok na mężczyznę i uśmiechnęła się uwodzicielsko. Powoli rozwiązała szlafrok i rozchyliła jego poły. Zsunęła go z ramion i bezszelestnie opadł na podłogę. Stała przed nim zupełnie naga. Młody Montes z trudem przełknął ślinę. Zbliżyła się powoli do fotela i usiadła mu na kolanach. Rozsunęła przy tym nogi, ukazując mu bardziej swoją kobiecość.
— Możesz się ze mną kochać w ramach dalszej nagrody za wszystkie wiadomości. — Złapała jego dłoń i przyłożyła do uda. — Dowiedz się jeszcze więcej.


Pablo wyciągnął się bardziej na łóżku. Westchnął cicho na wspomnienie ostatniej nocy. Czuł się naprawdę nieziemsko. Jego serce wypełnione było szczęściem, a także ciepłym i przyjemnym uczuciem. Nie potrafił go jednak do końca sprecyzować, nazwać. Był pewien, że widział gwiazdy. I piękną twarz Bruno w chwili spełnienia.
To nic, że na początku bolało i teraz też odrobinę. Wiedział, że tak będzie. Nie cofnąłby jednak czasu. Ewentualnie tylko po to, by przeżyć to samo jeszcze raz. Przesunął dłonią po piersi kochanka. Gdy zaczął się bawić drobnymi włoskami, mężczyzna przebudził się. Mruknął sennie, a potem głośno i przeciągle ziewnął. Spojrzał na Rivierę i na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.
— Jak się czujesz? Bardzo obolały?
— Trochę. Z wielką chęcią bym to jednak powtórzył — wyznał i uśmiechnął się lekko. — Tamtego razu nie bardzo pamiętam. Niedokładnie, ale ten…
— Nie myśl o przeszłości. Liczy się teraźniejszość i przyszłość.
— Bruno — zaczął niepewnie — co teraz będzie? Udamy, że to nic nie znaczyło i nie wrócimy do tego więcej?
— Nie. Nadal będziemy najlepszymi przyjaciółmi, którzy…
— Czasem idą ze sobą do łóżka, tak? — wpadł mu w słowo. — Nie chcę być twoją przygodą, ani tym bardziej pocieszeniem po Veronice.
Poderwał się z łóżka, sycząc przy tak gwałtownym ruchu. Zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Nie kwapił się ubieraniem, choćby bokserek. Nie miał już i tak nic do ukrycia. Mimo wszystko, nie czuł się zbyt swobodnie paradując nago. Bruno spokojnie leżał na łóżku. Założył ręce pod głowę i obserwował mężczyznę. Po chwili usiadł prosto, a kołdra zsunęła się w dół po jego brzuchu.
— Nie jesteś pocieszeniem, ani nikim podobnym Pablo. Chodzi o to… — zaczął, ale urwał nie wiedząc, co powiedzieć.
— O co? Powiedz to.
Pablo przystanął w miejscu. Obrócił się bokiem i zapatrzył na przyjaciela.
— Byłeś dla mnie pierwszy. Teraz i wtedy. Nie wiem jak to powiedzieć. Od zawsze wiedziałem, że jestem biseksualny. Podobali mi się mężczyźni, choć wybrałem życie u boku kobiety. Jednak ty…
— Wiem. Rozumiem już, co masz na myśli. Ja także.
Delikatny rumieniec zabarwił jego policzki. Odwrócił wzrok i spojrzał w okno. Złapał kilka głębokich oddechów i zdecydował się w końcu odezwać.
— Ty dla mnie zawsze byłeś jedyny.
Podszedł i usiadł na łóżku. Przesunął dłonią po policzku Rodrigueza, a potem niżej na szyję i pierś. Uśmiechnął się lekko i oblizał usta.
— Przyjaciele. — Wyciągnął drugą dłoń po jego i ścisnął, po czym dodał z uśmiechem — choć czasem możemy wpaść razem do łóżka.


Gdy jesteśmy dorośli, musimy nauczyć się naprawiać wyrządzone krzywdy i szkody. Czasem konsekwencje nie są dla nas wcale przyjemne. Uderzają nie tylko w naszą osobę, ale także w innych. Powinniśmy podejmować decyzje świadomie, nie pod wpływem emocji. Niekiedy popełnione zło wraca do nas ze zdwojoną siłą. Wtedy należy przyjąć wszystko z wysoko uniesioną głową. Należy zapamiętać nauczkę, którą przygotował nam los. Drugi raz tych samych błędów nie popełnimy. Przynajmniej nie powinniśmy.
Młoda blondynka stała w cieniu drzew przy drodze. Co chwilę przestępowała z nogi na nogę. Czekała na kogoś ważnego, rozglądając się uważnie. Tuż obok niej stała mała ławeczka. Przypomniała sobie, jak często siadała na niej ze swoim chłopakiem. Wyjrzała zza drzewa i zobaczyła młodego mężczyznę. Gdy był już blisko, wybiegła na drogę. Zatrzymał się zaskoczony.
— Luiza — powiedział cicho.
— Tak. Chciałabym cię przeprosić za mojego ojca. I za moje zachowanie także — wyrzuciła z siebie pospiesznie.
— Wyrzuty sumienia, co? — zapytał zjadliwie. — Dlaczego to zrobiłaś? Jak mogłaś?
— Poniosło mnie. Naprawdę cię przepraszam. — Zrobiła kilka kroków w jego stronę. — On oskarża mnie zawsze, o wszystko. Staram się jak mogę, ale jemu nigdy nic się nie podoba.
Od razu domyślił się, że dziewczyna mówi o ojcu. Nie raz był świadkiem, jak Martin traktuje swoją córkę. Lepiej zajmował się zwierzętami w stajni, niż swoim dzieckiem. Nawet żona nie była w stanie go powstrzymać. Tylko przy Luisie zachowywał się, jak przykładny ojciec.
— W porządku. Przyjmuję przeprosiny. Mam nadzieję, że nie dostanę więcej razy za coś, czego nie zrobiłem — zauważył.
— Wyjaśnię wszystko ojcu, obiecuję. Dziękuję. — Uśmiechnęła się lekko. — Możemy zostać przyjaciółmi, prawda?
— Jasne. Postaramy się. Muszę już iść — powiedział zachrypniętym głosem.
Minął ją i oddalił się pospiesznie. Odwróciła się, by spojrzeć za nim. Zdawało się jej, że dostrzegła łzy w jego oczach. Pokręciła głową i ruszyła do domu z uśmiechem. Fabian szedł szybko przed siebie. Płakał naprawdę. Oparł się o jedno z drzew. Najlepszym sposobem na złamanie mężczyzny, który cię kocha, jest zaproponowanie mu przyjaźni.


Enrique spacerował przed hotelem. Nie bardzo mógł spać w nocy. Jego myśli wciąż błądził w kierunku Ricarda. Zaczął się zastanawiać czy to wszystko ma w ogóle jakiś sens. Zepchnął to jednak szybko w głąb świadomości. Najważniejsze żeby go zdobyć. Tym powinien się teraz kierować. Odczeka trochę, a potem znów uderzy. Chłopak sam dojdzie do odpowiednich wniosków. Znajdzie się w jego łóżku szybciej, niż myśli. Owinie sobie stopniowo młodego Reya wokół palca.
Oparł się o drzewo. Obserwował pracowników, którzy mijali bramę i szli do hotelu. Zobaczył młodziutką blondynkę, której do tej pory jeszcze tu nie widział. Miała na sobie sportowy strój. Krótka spódniczka ukazywała jej zgrabne nogi. Ruszył w jej stronę i stanął na drodze.
— Witaj. Pracujesz tutaj? — Zapytał, na co pokiwała głową. — Enrique Rodriguez.
— Syn właściciela? Sara Garcia. Mogę ci w czymś pomóc?
— Właściwie to nie. Po prostu byłem bardzo ciekaw kim jesteś. Witaj w hotelu.
— Dziękuję. Czy w ten sposób próbujesz mnie poderwać? — zapytała prosto z mostu.
— Nie. Mam już kogoś na oku, kogo bardzo chcę zdobyć. Za wszelką cenę.
— To dobrze. Oby ci się udało. Powodzenia. Ja muszę się pozbyć pewnej natrętnej osoby.
Przestał jej słuchać. Dostrzegł, jak przez główną bramę przechodzi Ricardo. Zatrzymał się nagle widząc ich. Wciąż trzymali swoje dłonie, po tym, jak się przywitali. Enrique uśmiechnął się. Spojrzał na Sarę, a potem zobaczył jak Rey szybko się oddala. Oglądał się przez ramię kilka razy. Mężczyźnie przyszło nagle coś do głowy. Być może odrobinę szalonego, ale powinno poskutkować.
— Mam dla ciebie pewną propozycję — odezwał się nagle do dziewczyny. — Jak będziesz miała przerwę to wpadnij do gabinetu. Wszystko ci wtedy wyjaśnię.
Pokiwała jedynie głową w odpowiedzi.


Ricardo wpadł do pokoju dla personelu. Nikogo nie było w środku. Oparł się o drzwi i zjechał po nich w dół. Dlaczego tak dziwnie się poczułem na jego widok? Kim jest ta dziewczyna z którą rozmawiał? — zastanawiał się. — Miał już przecież narzeczoną. Czyżby chciał dobrać się do kolejnej?
Ricardo nie zdziwiłby się jednak, gdyby przygruchał ją sobie jako kochankę. Zdążył już trochę poznać Rodrigueza. Tylko dlaczego miał taką wielką ochotę oderwać ich ręce od siebie? Enrique tak ładnie się do niej uśmiechał, jak nigdy do mnie — przemknęło mu przez głowę. Zganił się jednak za to od razu. — Idiota! Przestań myśleć o nim i o tym cholernym pocałunku. To do niczego nie prowadzi.
Podniósł się z miejsca. Podszedł do szafki i przebrał się szybko. Udało mu się to, nim do środka weszła ona. Oparł się o ścianę i patrzył na nią uważnie. Dostrzegła go od razu i uśmiechnęła miło. Wymusił na sobie odwzajemnienie tego gestu.
— Cześć. Jestem Sara, a ty? Na jakim stanowisku tu pracujesz?
— Ricardo. Jestem kucharzem. A ty co tu robisz? Goście właściciela nie powinni przebywać w takim miejscu, jak to.
— Nie jestem gościem — odparła ze śmiechem. — Dziś mój pierwszy dzień w pracy.
— Rozumiem. Powodzenia życzę.
Minął ją pospiesznie i wyszedł z pokoju dla pracowników. Pierwszy dzień w pracy. Ciekawe, jak ją zdobyłaś? — myślał sobie zmierzając do kuchni. — Zagrzałaś łóżko temu draniowi, który jest wstrętnym kobieciarzem, to i masz pracę.
Rey nie mógł zrozumieć, że istnieją kobiety, które zrobią wszystko, by dopiąć swego. No i zresztą Rodriguez wcale nie był lepszy. Pewnie chętnie ją wykorzystał. Wciąż nie mógł przestać rozmyślać nad tym, co dokładnie łączy tych dwoje. Mamrotał do siebie pod nosem. Nie podobały mu się bardzo takie układy. Nie podobało mu się to, że był poza ich nawiasem. Odrzucił od siebie myśl o zazdrości tak szybko, jak tylko się pojawiła. O nikogo nie był zazdrosny! A już na pewno nie o niego. Może tylko odrobinę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:16:23 29-12-17    Temat postu:

Jest! To znów ja nadal niestety z nieregularnym dodawaniem odcinków Mam nadzieję dodać jeszcze 2-3 przed wyjazdem, a potem znów brak na dłuższy czas.

W każdym razie,

serdecznie zapraszam na odcinek dwudziesty!


CAPITULO 20.


Veracruz, Meksyk.
Zamknięcie w czterech ścianach musi być naprawdę straszne. Najgorzej jest chyba w celach więziennych. Wszędzie ogarniające człowieka ciemno i ta ponurość. Przygnębiająca perspektywa. W takim miejscu przypominają się wszystkie najgorsze chwile z życia. Niektórzy mogli mieć ich jedynie kilka, dla innych całe życie było piekłem. Ich istnienie pełne mogło być złych wspomnień. Bez wsparcia bliskich, którzy z nami są i wierzą w naszą niewinność, można popaść w obłęd. Dla niektórych jedynym wyjściem jest samobójstwo.
Młodziutka dziewczyna siedziała pod ścianą celi. Objęła ramionami skulone pod siebie nogi. Oparła policzek na kolanie i nie poruszała się. Ciągle zastanawiała się, jak matka mogła jej to zrobić. Kobieta, która wydała ją na świat, teraz – skazywała na męczarnie w tym miejscu. Drzwi otworzyły się i do środka wszedł podstarzały strażnik.
— Masz gościa czarnulko — zakomunikował ze śmiechem.
Wycofał się z celi. Po kilku minutach do pomieszczenia została wpuszczona kobieta. Nad stolikiem zapaliła się mała żarówka. Drzwi trzasnęły i zaległa cisza. Dziewczyna uniosła jedynie głowę, by zobaczyć, kto przyszedł. Skrzywiła się nieznacznie na widok maki. Viviana podeszła bliżej i stanęła nad córką.
— Czego chcesz? — zapytała dziewczyna. — Przyszłaś się po napawać moim widokiem?
— Nie. Nie chciałam tego robić. Kiedyś mi wybaczysz, bo zrozumiesz, że to było moje jedyne wyjście — wyjaśniła spokojnie. — Jestem tu, by powiedzieć ci, że tamci ludzie znów byli po pieniądze.
— I co z tego? Nie będę ci pomagać i oddawać jego długów. Zapomnij.
— Za późno. Grozili mi bronią. Musiałam dać im wszystkie twoje oszczędności.
— Co takiego?!
Poderwała się od razu z miejsca. Ogarnęła ją ogromna wściekłość. Pchnęła matkę tak, że plecami położyła się na stole. Złapała ją jedną ręką za włosy, a drugą za gardło.
— Jak mogłaś? Mało ci jeszcze? — krzyczała, mocniej zaciskając palce.
— Puść… — wykrztusiła z trudem pani Robles.
Chwyciła córkę za rękę, próbując ją odciągnąć od swojej szyi. Szarpały się przez chwilę. W końcu Fernanda odpuściła. Odsunęła się i patrzyła na matkę wzrokiem pełnym nienawiści. Oddychała szybko. Odsunęła się pod samą ścianę. Kobieta rozcierała skórę na szyi. Widoczne były na niej czerwone ślady. Poprawiła w końcu ubranie i włosy.
— Zostaniesz tu na zawsze, głupia.
— Wynoś się! — krzyknęła. — Nie chcę cię nigdy więcej widzieć!
Viviana pokręciła głową. Podeszła do drzwi i zastukała krótko. Po chwili już jej nie było. Żarówka również zgasła. Młoda dziewczyna załkała cicho w kącie więziennej celi.


San Andres, Meksyk.
Podczas przerwy obiadowej Ricardo zaczaił się w pobliżu gabinetu Rodrigueza. Obserwował uważnie kto wchodzi, a kto z niego wychodzi. Widział pana Bruno, jak opuszczał pomieszczenie. Zostawił tam syna, by dokończył coś ważnego. Przez dłuższy czas nic się nie działo. Mężczyzna wyglądał kilka razy z gabinetu i rozglądał się, jakby kogoś oczekiwał. Wszystko się wyjaśniło dziesięć minut później, gdy pojawiła się Sara. Pewnym krokiem podeszła do drzwi i zapukała. Kilka sekund później zniknęła w środku.
Enrique uśmiechnął się do niej i wskazał fotel. Zajęła miejsce bez słowa. Obserwowała uważnie, jak kończy porządkować papiery. Odłożył wszystko na bok i zagłębił się w fotelu.
— Słucham cię. O jakiej propozycji mówiłeś rano?
— Bardzo chcę kogoś zdobyć, a Ty pozbyć — zaczął spokojnie. — Co ty na to, byśmy połączyli siły?
— Zgadza się. Nie do końca rozumiem, co masz dokładnie na myśli.
— Spotykajmy się, często pokazujmy razem. Musimy zacząć udawać, że jesteśmy razem. Ten chłopak to zobaczy i da ci spokój.
— No dobrze. A co z tobą? W jaki sposób to pomoże tobie? — zapytała zaciekawiona.
— Poprzez zazdrość. Ta osoba będzie chciała o mnie powalczyć. Oczywiście, jeśli mam u niej jakieś szanse.
— Nie powiesz mi o kogo chodzi, prawda?
— Nie. Pomagamy sobie, ale nic więcej. Ty też nie musisz mówić mi kogo chcesz się pozbyć. Wchodzisz w to?
Dziewczyna pokiwała entuzjastycznie głową. Zaczęli omawiać resztę szczegółów. Tymczasem przed gabinetem wciąż krążył Ricardo. Co chwilę zerkał na zegarek. Pięć, dziesięć, dwadzieścia minut… — odliczał w myślach. — Zbyt długo tam jest. Co oni mogą robić?
Zacisnął dłonie w pięści. Nie podobało mu się to, jakie myśli krążyły w jego głowie. Tym bardziej gnębiło go dziwne uczucie. Nie chciał się przyznać do niego przed samym sobą, ani nazwać. Pod wpływem impulsu, ruszył do drzwi gabinetu. Stanął przed nimi i nie trudząc się pukaniem, wparował do środka. Enrique podniósł się z miejsca na jego widok. Rey powiódł wzrokiem po pomieszczeniu i pewność siebie go opuściła.
— Ja… Ja… — wyjąkał. — M-muszę z panem porozmawiać.


Paryż, Francja.
Dwie kobiety w strojach kąpielowych kierowały się nad basen. Były bardzo piękne – to nie podlegało żadnym wątpliwościom. Do tego zgrabne, o pełnych kształtach. Każdy mężczyzna, którego mijały oglądał się za nimi z pożądliwym wzrokiem. Śmiały się z tego radośnie i komentowały między sobą. Veronica postanowiła, że będzie się dobrze bawić. Rozerwie się i nie będzie martwić rodziną.
Wyszły na zalany słońcem plac. W dużym basenie chłodziło się już kilkanaście osób. Większość gości leżała jednak na leżakach i opalała się. Przeszły kawałek dalej, by znaleźć sobie wolne miejsce. Panował lekki gwar. Rozłożyły się w pobliżu dwóch samotnych mężczyzn. Rozmawiały przez chwilę. Zaskoczyło je pojawienie się kelnera. Postawił na ich stoliku dwa drinki.
— Niczego nie zamawiałyśmy — odezwała się Raquel.
— Zgadza się, ale to prezent od tamtych panów.
Wskazał głową na dwóch czarnoskórych mężczyzn. Pomachali z zadowolonymi uśmiechami.
— Dobrze. Dziękujemy bardzo.
Kelner oddalił się od razu. Blondynka odmachała do nich z figlarnym uśmiechem i zaczęła powoli sączyć drinka. Co chwilę zerkała w ich stronę. Veronica pociągnęła ją za ramię.
— Nie gap się tak. Jeszcze coś sobie pomyślą.
— O to mi właśnie chodzi. Wciąż na nas patrzą. Rozluźnij się. To od nich zaczniemy naszą zabawę.
Uśmiechnęła się promiennie. Położyła się na brzuchu i zaczęła opalać. Dwaj mężczyźni nie spuszczali z nich wzroku. Brunetka po kilkunastu minutach, również położyła się na brzuchu. Słońce przyjemnie grzało ich prawie nagie ciała. Zdawało się jej, że przysnęła na trochę. Ocknęła się czując chłodną dłoń w okolicach krzyża. Przyjemne, nawet bardzo przyjemne — pomyślała. Obróciła głowę w stronę przyjaciółki. Raquel uśmiechała się i mrugnęła do koleżanki znacząco.
— Posmarujemy was olejkiem. — Usłyszała nad sobą mocny, męski głos. — Może potem pójdziemy porozmawiać? W bardziej ustronne miejsce.
Wydała z siebie mimowolne westchnienie, kiedy poczuła palce, ostrożnie poruszające się w górę i w dół jej uda. Jeden z nich powoli i dyskretnie został dociśnięty do jej kobiecości. Jęknęła głucho. Ciało zaczęło żyć własnym życiem. Od tego momentu była gotowa na wszystko.


San Andres, Meksyk.
Luiza po rozmowie z Fabianem postanowiła pójść za ciosem. Miała zamiar wyjaśnić od razu wszystko, także ojcu. Szła polną ścieżką w kierunku hotelowej stajni. Bała się tego, jak mężczyzna może zareagować. Mogła oczywiście poczekać i zrobić to w domu. Chciała mieć jednak już wszystko za sobą. Cieszyła się, że były chłopak nie miał do niej większego żalu i od razu wybaczył wyrządzoną krzywdę. Naprawdę bardzo żałowała swoich słów. Przyspieszyła znacznie kroku.
Wokół stajni kręciło się kilku pracowników. Witali ją radosnymi okrzykami. Uśmiechnęła się do nich grzecznie i poszła poszukać ojca. Weszła do środka i rozejrzała się dokładnie. W każdym boksie stał dorosły koń. Lubiła te zwierzęta. Zbliżyła się powoli i ostrożnie, by poklepać najbliższego z nich.
— Co tu robisz? — zapytał surowym głosem Martin.
— Szukałam cię. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
— Słucham więc, tylko się pospiesz, bo mam dużo pracy.
Nie patrzyła na niego. Gładziła przez chwilę grzywę konia i podała mu trochę siana. Zastanawiała się od czego dokładnie ma zacząć. Odwróciła się do niego przodem. Stała ze spuszczoną głową.
— No mów — ponaglił ją.
— Chodzi o Fabiana.
— Znów chciał ci coś zrobić? — przerwał jej zdenerwowany.
— Nie, oczywiście, że nie. — Przestąpiła z nogi na nogę. — Tak naprawdę on nigdy nie chciał mi nic zrobić.
— Co takiego? Mówiłaś przecież — zaczął zaskoczony i urwał.
— Kłamałam. Szanował mnie zawsze i nigdy nie próbował wykorzystać. Przepraszam, że tak wtedy powiedziałam.
Podniosła głowę i zagryzła lekko dolną wargę. Mężczyzna wyglądał na wstrząśniętego tymi wiadomościami. Przez chwilę otwierał i zamykał usta. Powoli to do niego docierało, bo wyraz jego twarzy robił się coraz bardziej wściekły. Krzyknął gniewnie. Dziewczyna odsunęła się wystraszona. Martin zamachnął się i uderzył ją z całej siły w twarz. Upadła na pobliską kupkę siana, a on w pośpiechu wybiegł ze stajni.


— Marco! — zawołała czerwonowłosa.
Chłopak zmierzał właśnie do hotelu. Zatrzymał się i poczekał na dziewczynę. Z daleka dostrzegł, że nie wygląda zbyt dobrze. Nie odezwała się, kiedy podeszła. Wzięła go jedynie za rękę i poprowadziła w stronę ławki, która znajdowała się przy tylnym wyjściu z kuchni. Westchnęła ciężko siadając. Nie była umalowana i miała lekko podkrążone oczy. Włosy związała w kucyk. Marco dotknął ostrożnie jej dłoni.
— Coś cię dręczy?
— Nie. Dlaczego tak sądzisz? — Sięgnęła do torby. — Chciałam poprosić cię o przysługę.
— Nie wyglądasz zbyt dobrze. O co chodzi? Co mogę dla ciebie zrobić?
— Jestem tylko trochę zmęczona — wyjaśniła, — ale dziękuję. — Wręczył mu kopertę. — To pieniądze dla tej paniusi. Oddasz je jej w moim imieniu?
— Nie lepiej żebyś sama to zrobiła?
— Nie. Przeprosiłam już i nie chcę jej więcej oglądać. No chyba, że będzie to konieczne. — Podniosła się z miejsca. — Proszę, zrób to dla mnie.
Pokiwał głową na znak zgody. Schował kopertę do kieszeni. Spojrzał na nią z dołu zmartwionym wzrokiem. W nagłym przypływie chwycił jej dłoń. Ścisnął lekko i pociągnął, by usiała z powrotem. Opadła na ławkę i oswobodziła rękę. Rzuciła mu pytające spojrzenie.
— Możesz mi powiedzieć. Martwię się o ciebie.
— Nie ma o czym. Widziałeś Ricardo? Muszę mu coś przekazać.
— Nie, nie widziałem go jeszcze dziś. Gdybyś potrzebowała pomocy — zaczął niepewnie.
— Wiem — przerwała. — Poradzę sobie, choć nic się nie dzieje.
Uśmiechnęła się do niego wymuszenie, ale tak, by nie mógł tego dostrzec. Podniosła się i odeszła w stronę hotelu. Rozsiadł się na ławce i zastanowił nad jej zachowaniem. Doszedł do wniosku, że chyba musi odbyć kolejną rozmowę z bratem. Porozmawia też z Reyem. Powinien wiedzieć więcej o tym, co się dzieje z Victorią. W końcu byli przyjaciółmi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabrysia
King kong
King kong


Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 2731
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Germany xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:15:01 01-01-18    Temat postu:

Szczęśliwego Nowego Roku! Z tej okazji kolejny odcinek


Serdecznie zapraszam na odcinek dwudziesty pierwszy



CAPITULO 21.


Sara podniosła się powoli z miejsca. Spoglądała niespokojnie to na młodego Rodrigueza, to na chłopaka w drzwiach. Wpatrywali się w siebie intensywnie przez chwilę.
— Spotkamy się później — powiedziała cicho. — Do zobaczenia.
Ruszyła do drzwi. Przeszła obok Ricardo i opuściła gabinet. Młody Rey niepewnie wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Zaczął lekko panikować, nie wiedząc o czym ma z nim teraz rozmawiać. Chciał się pozbyć tylko jej, co mu się zresztą udało. Nie podobało mu się jednak to, że mają się później spotkać. Mężczyzna usiadł z powrotem w fotelu i spojrzał na kucharza uważnie.
— W czym mogę ci pomóc? Coś złego w kuchni? — Wskazał dłonią krzesło. — Usiądź.
— Kiedy nowa dostawa win? — zapytał niepewnie i zajął miejsce.
— Fabian ci nie przekazał? Prosiłem go o to. Będzie za dwa dni.
— Dziękuję. Mam też kilka propozycji do nowego menu. — Sięgnął po kartkę i długopis.
— Słucham w takim razie.
Ricardo unikał przez cały czas jego wzroku. Zapisywał różne nazwy potraw i wszystko wyjaśniał szefowi. Mężczyzna słuchał go uważnie, obserwując z zaciekawieniem. Mówił mądrze i miał naprawdę ciekawe pomysły. Dostrzegł, że gdy pisał, jego język był lekko wysunięty spomiędzy warg. Podniósł się niezauważenie z fotela. Obszedł biurko i stanął za Reyem. Kołnierzyk był rozluźniony i mógł zobaczyć odrobinę jego nagich pleców. Dostrzegł mały pieprzyk i uśmiechnął się zadowolony. Pochylił się do jego ucha i palcem przejechał po karku. Wyczuł, że Ricardo nieznacznie zadrżał.
— Na pewno jesteś tu tylko ze względu na pracę? — zapytał przyciszonym głosem.


Młoda kobieta siedziała przy stoliku przed hotelem. Przez ciemne okulary obserwowała innych gości. Upatrzyła sobie kilku mężczyzn wartych przetestowania, którzy mieli wypchane portfele. Przynajmniej na takich wyglądali. Popijała drinka, którego dostała od jednego z oglądanych starszych panów. Zastanawiała się nad tym czego dowiedziała się o Enrique. Jak na zawołanie w zasięgu jej wzroku pojawił się jego młodszy braciszek. Szedł pewnym krokiem w jej stronę. Usiadł przy stoliku. Wsunęła okulary we włosy i spojrzała na niego pytająco.
— Czego chcesz?
— Oddać ci twoje pieniądze. — Wyjął z kieszeni kopertę i rzucił na stół. — Od Victorii.
— Dlaczego sama mi ich nie oddała? — Wyjęła plik banknotów i zaczęła liczyć. — Od kiedy jesteś jej służącym?
— To tylko przysługa. Nie chciała cię więcej oglądać.
— Uważaj na słowa. Masz tu napiwek — rzuciła ze śmiechem banknot w jego stronę.
— Nie potrzebuję twoich pieniędzy. — Wsparł przedramiona na stoliku i przyjrzał się jej uważnie. — Jesteś pewnie z siebie bardzo zadowolona.
— Żebyś wiedział. Domyślam się, że chodzi ci o zaręczyny. Sytuacja, w której muszę poślubić twojego kochanego brata jest mi bardzo na rękę.
— Chodzi ci o niego? A może o jego pieniądze?
— Jesteś na tyle mądry, że sam powinieneś się chyba tego domyślić.
Patrzył na nią, jak uśmiecha się dumna z siebie. Zabrała pieniądze, chowając je do torebki. Dopiła szybko drinka i wsunęła okulary z powrotem na nos. Podniosła się z miejsca pełnym gracji ruchem. Już miała odchodzić, kiedy usłyszała jego pewny głos.
— Enrique nie dopuści do ślubu, a ja mu w tym chętnie pomogę. Możesz być tego pewna.
— Jeszcze się przekonamy.
Nie czekając więcej na jego odpowiedź, odeszła od stolika. Odprowadził ją wzrokiem, aż do wejścia w hotelu. Uśmiechnął się wyobrażając sobie różne sposoby, których będzie próbował chwytać się brat, by uniknąć ślubu z Aną.


Młoda dziewczyna, o blond włosach, siedziała skulona w kącie pokoju, który przeznaczony był dla pracowników. Miała oparty policzek na kolanie. Widać było, że płakała. Można było dostrzec zaczerwienione oczy i wilgotne ślady łez na policzkach. Włosy miała w nieładnie. Wróciła wspomnieniem do rozmowy z ojcem. Mogła przewidzieć, że się tak zachowa. Twarz piekła ją boleśnie. Dobitnie uświadomił jej, że jest nikim. Po raz kolejny zresztą. Usłyszała, jak ktoś wchodzi do środka. Skuliła się jeszcze bardziej. Musiał ją zobaczyć, bo kroki były coraz bliżej. Nie podniosła głowy, nawet słysząc swoje imię.
— Luiza — wyszeptał mocny, męski głos.
Nie zareagowała. Po chwili poczuła, jak mężczyzna osuwa się po ścianie, by usiąść obok. Ich ramiona przylgnęły do siebie. Kątem oka dostrzegła, że to Luis. Ukochany brat, który wszystko zawsze rozumiał. Nie odezwała się jednak do niego słowem. Czuła, jak powoli głaszcze ją po włosach. Choć o odrobinę poczuła się lepiej.
— Co tu robisz? Stało się coś?
— Nic. Zostaw mnie.
— Przecież widzę, że coś się dzieje. Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie wyjaśnisz o co chodzi — zapewnił stanowczo. — Nie wyglądasz dobrze.
— Pokłóciłam się znów z ojcem. Okłamałam go w sprawie z Fabianem.
— Masz na myśli to, że się rozstaliście?
— Mniej więcej. — Uniosła głowę i dostrzegł czerwony ślad na policzku. — Uderzył mnie, gdy dowiedział się, jaka była prawda.
— Chodź do mnie.
Przygarnął ją do siebie i mocno przytulił.
— Chciałam, by choć raz coś nie było moją winą. Zrobiłam źle, ale dlaczego on mnie zbił? Nie miał takiego prawa.
— Spokojnie. Wszystko będzie dobrze siostrzyczko. Rozmówię się z nim. Nigdy więcej cię nie uderzy.
Chciała powiedzieć coś więcej. Zaprotestować, by nie mówił nic ojcu, ale nie pozwolił jej na to. Przytulił ją bardziej, głaszcząc uspokajająco po włosach i ramieniu. Z nim zawsze była bezpieczna i czuła się kochana. Rozumiał wszystko i pomagał najlepiej, jak tylko mógł. W każdej chwili mogła liczyć na brata.


Paryż, Francja.
Brunetka przebudziła się i mruknęła sennie. Czuła się trochę obolała. Zasłony były przysłonięte. Przez chwilę zastanawiała się, gdzie jest. Pokój w hotelu. Od razu przypomniała sobie sytuację nad basenem. To była bardzo dobra zapowiedź tego, co później wydarzyło się w hotelowym pokoju. Jej ciało w jednej chwili zalała fala gorąca. Uśmiechnęła się zadowolona i wyciągnęła na łóżku. Obróciła się i z zaskoczeniem spostrzegła obok siebie śpiącą przyjaciółkę. Jednak nie wszystko dokładnie pamiętała z poprzedniego dnia.
— Raquel — powiedziała głośno. — Wstawaj.
Poruszyła jej ramieniem lekko, ale to nic nie dało. Szarpnęła więc mocniej. Raquel jęknąwszy cicho, powoli otworzyła oczy. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do niej, gdzie się znajduje. Przetarła jeszcze ciężkie od snu powieki.
— Skąd ja się tu wzięłam?
— Też chciałabym to wiedzieć.
— Ten cały Ali musiał mnie tu przynieść — stwierdziła, myśląc zawzięcie. — Byłam tak wykończona, że nie spamiętałam wszystkiego.
— Mam rozumieć, że bawiłaś się równie dobrze i intensywnie, jak ja?
Blondynka roześmiała się. Zawinęła ciasno prześcieradło wokół swojego ciała. Bez skrępowania zaczęła opowiadać przyjaciółce o swoich wyczynach w łóżku z obcym mężczyzną. Liczyła oczywiście na rewanż z jej strony, jednak Veronica zdecydowanie bardziej broniła i pilnowała swojej prywatności. Raquel nie była z tego powodu zadowolona. Pożegnała się dość chłodno. Już miała wychodzić, kiedy zatrzymał ją rozbawiony głos przyjaciółki.
— Teraz wiemy, że to co mówią o czarnoskórych jest prawdą.
Raquel roześmiała się głośniej. Uniosła kciuki do góry i opuściła pokój, by doprowadzić się do porządku w swoim pokoju. Nadszedł nowy dzień, więc czas na nowe podboje.


Valencia, Hiszpania.
Młoda blondynka stała w holu wśród kilku walizek. Tuż obok niej stała starsza kobieta. Wyraźnie była zdenerwowana i coraz bardziej zniecierpliwiona. Co chwilę zerkała nerwowo na zegarek. Dostrzegła na schodach służącą i przewróciła oczami. Pośpieszyła córkę do wyjścia. Sonia zwróciła jej uwagę na to, że służąca nie ma ze sobą żadnych bagaży.
— Co to ma znaczyć, Carmen? Gdzie są walizki Silvii?
— Powiedziała, że nigdzie nie jedzie proszę pani. Nie jest nawet spakowana.
— Już ja pokażę tej głupiej smarkuli! — krzyknęła zła.
Wcisnęła torebkę w ręce przestraszonej dziewczyny. Weszła szybko na górę i wpadła do pokoju córki. Leżała sobie spokojnie na łóżku. To jeszcze bardziej zdenerwowało Rosario. Z hukiem otworzył szafę i wyciągnęła walizkę. Zamaszystym ruchem zgarnęła trochę ubrań i wrzuciła do środka. Powtórzyła ten gest i zatrzasnęła wieko. Blondynka z lekkim zdziwieniem i przestrachem obserwowała poczynania matki.
— Dałam ci szansę. Pojedziesz tam tak, jak teraz i z tym, co sama ci wrzuciłam — krzyknęła.
Ściągnęła ją siłą z łóżka, aż dziewczyna pisnęła ze strachu i bólu. Wypchnęła ją z pokoju i zabrała walizkę. Trzymając ją mocno za kark sprowadziła na dół. Sonii i jej walizek już nie było. Jedynie służąca stała przy drzwiach. Wyrwała torebkę z jej rąk i ruszyła do samochodu. Wepchnęła córkę do środka, na tylne siedzenie i zatrzasnęła drzwi. Opanowawszy trochę rozbudzone emocje, wsiadała z przodu.
— Ruszaj, szybko — rozkazała chłodno kierowcy.
Podczas jazdy nawet na chwilę nie odwróciła głowy, by spojrzeć na córkę. Sonia przytuliła wystraszoną siostrę. Nie spodziewała się takiego zachowania po matce. Wiedziała jednak, że bliźniaczka zrobiła źle. Trochę zasłużyła sobie na złość Rosario. Nie powinna była się przeciwstawiać rodzicielce.


San Andres, Meksyk.
Ricardo przymknął oczy. Poczuł, że jego ciało lekko drży pod wpływem ciepłego oddechu tuż przy uchu. Przeszywały go przyjemne dreszcze. I ten palący dotyk palca na karku. Oprzytomniał jednak w chwili, gdy usłyszał cichy szept.
— Na pewno jesteś tu tylko ze względu na pracę?
— Oczywiście, że tak — powiedział szybko, mając nadzieję zabrzmieć pewnie.
Poruszył się niespokojnie, odsuwając od niego. Podał mu zapisaną przez siebie kartkę.
— Nie wierzę ci ani trochę.
— To już twój problem. Przestań mnie wciąż dręczyć. — Podniósł się ostrożnie.
— A co jeśli nie przestanę? — zapytał zaczepnie i zaczął czytać nowe menu. — Podoba mi się. Możesz wprowadzić swoje pomysły w życie. Powiadomię o wszystkim ojca.
Ricardo stanął prosto i spojrzał na niego uważnie. Dlaczego wszystko ciągnie mnie do tego gburowatego drania? — pytał sam siebie w myślach. Musiał jednak przyznać, że Enrique miał naprawdę piękne oczy. Nawet bardzo. Były takie hipnotyzujące. Mężczyzna był dobrze zbudowany. Po prostu marzenie wszystkich kobiet. Pewnie nie tylko ich. Delikatny zarost, taki jak dzisiejszego dnia, dodawał mu jeszcze więcej uroku. Rodriguez strzelił palcami blisko jego twarzy i młodzieniec od razu się otrząsnął.
— Myślisz o tym co mi teraz zrobić?
— Nie interesuj się — rzucił i wyrwał mu kartkę z ręki.
Jakaś dziwna siła popchnęła go w stronę mężczyzny. Patrzył przez chwilę na jego usta, a potem prosto w oczy. Z trudem przełknął ślinę. Enrique wpatrywał się w niego z ciekawością i rosnącym zainteresowaniem.
— Gdybym przyszedł tu w sprawach prywatnych — zaczął powoli — od razu zrobiłbym to.
Złapał mężczyznę za krawat i przyciągnął do siebie. Przypieczętował swoje słowa krótkim pocałunkiem. Nie. To nie był do końca tak naprawdę pocałunek. Bardziej niewinny i bardzo krótki buziak prosto w usta. Oczy Ricardo rozszerzyły się z przerażenia i zdumienia, że odważył się to zrobić. Nim oszołomiony gestem Reya, Rodriguez zdążył zareagować i dojść do siebie, chłopaka już nie było. Uciekł z gabinetu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vikilolo
Obserwator


Dołączył: 15 Sie 2019
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 22:28:11 16-08-19    Temat postu:

Świetnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin