Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zapach Kwitnącej Czereśni (Rozdział 3: 17.05.2020)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Matthias_96
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5708
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kutno
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 20:34:50 17-05-20    Temat postu:

Rozdział 3: Kwiaty darem życia.

Gabriela stojąc w przedpokoju, zarzucała właśnie na siebie czarne palto, kiedy ze swojego pokoju wyszła Sylwia. Widząc ubierającą się mamę, zmrużyła oczy i podeszła bliżej.
- Mamo, wychodzisz gdzieś? – zapytała dziewczyna, opierając się o panelową ścianę w przedpokoju.
Gabriela na początku nie zareagowała na słowa córki. Dopiero gdy zasiadła na kwadratowym taborecie i wsuwała swoje stopy do szarawych kozaków, głośno westchnęła i nie patrząc na córkę, postanowiła zbyć ją.
- Tak, wychodzę. – odpowiedziała. Po chwili dodała: - Mam dosyć tych murów. Kiedy nie ma w nich Artura, czuję w nim pustkę.
Sylwia natychmiast podbiegła do mamy i upadła do jej stóp. Chwytając matkę za dłonie, zaczęła je całować.
- Mamo, masz przecież mnie i tatę… Nie jesteś w tym wszystkim sama. – mówiła dziewczyna, nie wypuszczając dłoni matki ze swoich.
- To nie to samo, córeczko. – powiedziała Gabriela, nie utrzymując kontaktu wzrokowego z córką. – Matka po stracie syna, odczuwa pustkę. Głęboką pustkę, jakby tutaj… - wyciągając jedną dłoń od córki, położyła na swej lewej piersi. – Była studnia. Studnia bez dna. A wszystko co do niej wpada, nie opada nigdy. To jest jak niekończąca się historia. Zaczyna się i nie ma swojego końca. I tak właśnie się teraz czuję po stracie Artura. Jest początek jego historii, ale z końcem… - głos kobiety zadrżał, i żeby nie pokazywać córce swoich zaszklonych łez, obróciła głowę w kierunku drzwi. – Nie pogodziłam się.
- Mamo, jeśli chcesz to pójdę z Tobą i… - rzekła Sylwia, lecz nie dane było jej dokończyć wypowiedzi.
- Nie! – stanowcze jedno słowo matki, sprawiło, że córka wzdrygnęła. – Nie… Chcę się przejść. Do sadu. W miejsce, gdzie znajduję choć chwilę odetchnienia i ukojenia dla mojego bólu.
Kilka minut później Gabriela kroczyła po ścieżce w przydomowym sadzie o wielkości kilkunastu arów, oddalając się od budynku, którego już nie nazywała swoim domem. Nie miała już domu. Rozglądając się na boki, dostrzegała jak co roku wszystkie drzewa owocowe pięknie zakwitały. Brzęczenie pszczół i trzmieli wprawiało przyrodę w niezwykłe drgania. Kiedy dotarła do końca ścieżki, zatrzymała się. Koniec ścieżki był w postaci koła. Wokół koła były różnego rodzaju grusze, jabłonie oraz brzoskwinie. A w środku tego koła, znajdowała się jedyna i ogromna w sadzie czereśnia. Czereśnia, którą Artur bardzo uwielbiał. Czereśnia, która w dniu śmierci Artura, zgubiła wszystkie swoje liście oraz owoce. Czereśnia, która przez kolejne 4 lata, ani razu nie zakwitła i nie wypuściła żadnego zielonego listka. Nawet najmniejszego. Dariusz rok temu planował ją wyciąć, lecz sprzeciw Gabrieli spowodował, że się powstrzymał. „Wycinając to drzewo, wytniesz także 30-letni okres mojego życia.” - powiedziała wtedy Gabriela, mając na myśli swojego syna, Artura.


Podchodząc do drzwi budynku, chwycił za klamkę i nacisnął w dół. Zamknięte. Rozglądając się wokół, Artur strzelił dłonią w kolano, a potem skrzyżował dłonie na wysokości piersi. Przecież mógł się tego spodziewać, że kawiarenka Alicji będzie zamknięta na noc. Złodziej w każdej chwili mógłby wyjść i obrabować sklep. Kiedy odchodził, spojrzał na doniczki, które znajdowały się wzdłuż chodnika. Zatrzymał się, bo właśnie sobie coś przypomniał. „Kiedy będziesz potrzebował się schronić, pamiętaj, że klucz jest w trzeciej doniczce, po lewej stronie od drzwi.”- powiedziała mu kiedyś Alicja, czyszcząc filiżanki. Artur obracając się na pięcie, rozchylił nieco wargi i przejeżdżając końcówką języka po ustach zaczął po cichu liczyć doniczki. Jedna… Druga… Trzecia. Podchodząc do niej, uklęknął na prawe kolano i wsuwając palce w ziemię zaczął grzebać. Ziemia była mokra, więc wszystko bez problemu przyklejało się do jego dłoni. Wygrzebując ziemię na chodnik, próbował przesiewać ziemię w dłoniach w poszukiwaniu skarbu, którego tak teraz pragnął. Wątpiąc już w swój sukces, chwycił ostatnią garść ziemi na wysokości połowy doniczki i wtem wyczuł coś w mokrej grudzie ziemi. Podniecony znaleziskiem, dokładnie oczyścił owy przedmiot z drobinek ziemi i po niespełna minucie miał mały złoty kluczyk, który wkładając potem do drzwi, idealnie pasował do zamka. Wchodząc do środka, nie zapalał światła, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
- Wybacz Alicjo, kiedyś Ci wszystko oddam. – powiedział Artur sam do siebie i począł zmierzać za ladę.
Dziesiątki pojemników z herbatami były ustawione w nieładzie. Na wieczku każdego pojemnika znajdowała się nazwa zawartości. Oczywiście, nieład panował i w tym. Artur lubił porządkować, więc zanim zabrał się za cel swojej podróży do kawiarenki, postanowił nieco tutaj posprzątać. Chwytając pojemnik za pojemnikiem, przestawiał je tak, by uporządkować je w kolejności alfabetycznej. Po kilku minutach, wszystko było gotowe. Potem zabrał się za przyprawy, tuż obok kasy fiskalnej, i w podobny sposób, uporządkował je. Po skończonym pobocznym zadaniu, jakie mu wypadło, zabrał się za kasę. Nie studiował obsługi tego urządzenia, więc musiał dobrze przyjrzeć się oznaczeniom na niej. „Tu są cyferki, tutaj Rachunek…”- mówił sobie w myślach i dopiero w prawym dolnym rogu znalazł przycisk: Reszta. Naciskając na niego, pojemnik z dolnej części urządzenia wysunął się, a jego oczom ukazał się widok zarówno monet, jak i banknotów. Dotykając stosy pieniędzy, odliczył sobie w sumie 500 złotych, i z powrotem zaciskając zatrzaski, wsunął szufladę do środka. 500 złotych powinno mu starczyć na najpotrzebniejsze rzeczy. Wróci na plebanię, zdrzemnie się, a jutro rano zacznie myśleć co zrobić dalej. Zmierzając w kierunku drzwi, zwrócił uwagę jeszcze na wielką tablicę, która znajdowała się przy drzwiach. Nieporządek, jaki panował na niej, sprawił, że Artur podjął decyzję o uporządkowaniu kartek z informacją, co mogą takiego goście tutaj spożyć i zjeść. Gdy wszystko było idealnie wyrównane, mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Klucz schował z powrotem do doniczki i zasypał wygrzebaną wcześniej ziemią, dokładnie ubijając powierzchnię. Resztki drobinek ziemi z chodnika ściągnął na bok ręką, aby nie było widać, że ktoś grzebał Alicji w kwiatach. Wychodząc z terenu kawiarenki, skręcił w prawo i począł zmierzać w kierunku plebanii.

------------------------------------- * -------------------------------------

… majowy poranek – dzień 1 …

- Nora, jesteś gotowa? – zapytała Diana, pakując do malutkiego plecaka córki kanapkę z dżemem i małą wodę do picia. – Spóźnimy się do przedszkola.
Po ostatnim słowie, z pokoju córki wyszła elegancka mała dziewczynka, w czerwonej zamszowej sukieneczce, a pod nią miała białą koszulkę z koniem. Niezbyt zadowolona Nora podreptała w kierunku mamy, i stając przed nią, obróciła się.
- Jesteś piękną księżniczką. – powiedziała Diana i ściągając z blatu plecak, podała go córce. – Chodź. Ubierzemy się i idziemy. Mamy jeszcze niecałe 15 minut… - oznajmiła kobieta spoglądać na zegarek.
Zakładając buty dziewczynce, mała ani słowem się nie odezwała. Od wczorajszej wieczornej rozmowy w jej sypialni, próbując wytłumaczyć dziewczynce, że nikt jej nie nachodził, nie opowiadał bajek, i nie całował w czółko. Po prostu sobie to wyobraziła. Diana sznurując małej buciki, zastanawiała się, czy nie porozmawiać z Aleksandrem odnośnie wizyty u psychologa dla małej. Im starsza się robiła, tym coraz bardziej ją ta mała istotka zaskakiwała. Kiedy obie były już gotowe, Diana chwyciła za swoją torebkę i wyszły na korytarz. Zamykając drzwi na klucz, jakiś cień przemknął przez salon.

------------------------------------- * -------------------------------------

Alicja otworzyła rano kawiarenkę tak jak zawsze o tej porze. Wchodząc do środka, nie zauważyła nic, co mogłoby ją zastanawiać. Dopiero rozbierając się i podchodząc do kasy, zauważyła jak większość rzeczy znajdująca się w pomieszczeniu, została uporządkowana według jakichś schematów. Alicja poczuła jak żyłka na jej bladej skórze szyi zaczyna pulsować coraz szybciej i szybciej. Rzucając rękawiczki obok kasy, wysunęła szufladkę i przyjrzała się dokładnie jej zawartości. Zrobiła większe oczy, kiedy zobaczyła, że banknoty 100 złotowe są odwrócone do góry nogami. Miała ona pewien schemat, żeby kłaść nominałem do dołu. A teraz 100 były odwrócone. „Ktoś tu był… Złodziej…” – powiedziała i szybko wyciągając pliki banknotów, poczęła liczyć jeden stos za drugim. Po 10 minutach, wsadziła banknoty z powrotem do szufladki, wsunęła ją i oparła się o blat.
- Brakuje 500 złotych… Nie wiem, jak mi to wytłumaczysz Damian. – powiedziała Alicja do siebie, i chwytając za telefon, wybrała numer do męża.
Po 3 sygnałach odebrał Damian.
- Co tam kochanie się stało? Zapomniałaś czegoś? – zapytał żony, idąc korytarzem szpitala. Jedna z pielęgniarek podbiegła właśnie do niego z dokumentami do przejrzenia i podpisu. – Mam urwanie głowy i nie mogę teraz rozmawiać.
- Nie możesz rozmawiać? To powiem krótko. – z triumfalnym uśmiechem Alicja wyprostowała się i mocniej przytrzymała telefon przy uchu. – Oddawaj moje 500 złotych, które zabrałeś z kasetki w kawiarni.
- Że co?! – krzyknął do telefonu mężczyzna, zatrzymując się. Pacjenci oraz niektórzy pracownicy spojrzeli na niego, odrywając się do pracy. Rozglądając się, machnął ręką, żeby nie zwracali na niego uwagi.
- To, żebyś mi oddał 500 złotych, które zwinąłeś z kasy. – powtórzyła Alicja.
- Niczego Ci nie zabrałem z kasy. Chyba powariowałaś. – odpowiedział lekko poddenerwowany mężczyzna. – Po co miałbym zabierać kasę z Twojej kawiarenki, skoro sam mam swoje oszczędności.
- No to jak mi wytłumaczysz, że nie ma 500 złotych?! Nie ma żadnych śladów włamania, wszystkie przyprawy, herbaty, kawy są uporządkowane alfabetycznie albo kolorystycznie. – wymieniając rzeczy, które zmieniły przez noc swoje miejsce, wskazywała palcem i informowała męża. – No jak?! Duchy czy krasnoludki?!
Damian nie wiedział już co powiedzieć, aby jego odpowiedź mogła usatysfakcjonować żonę. Rozejrzał się jeszcze raz wokół siebie, po czym zaciskając zęby na dolnej wardze zastanawiał się. Nagle przyszedł do jego głowy pewne rozwiązanie.
- Słuchaj… - zaczął. – Jak wrócę, to pierwsze co zrobię, to pójdę do twojej kawiarenki i zobaczę, co nagrała ukryta kamera, którą przed dwoma laty zainstalowaliśmy. – zaproponował Damian, wchodząc do swojego gabinetu. – Co ty na to? Wtedy zobaczysz, że to nie ja podwędziłem Ci kasę.
Chwila ciszy w słuchawce oznaczała, że Alicja się zastanawia.
- W porządku. – odpowiedziała Alicja. – Ale jeśli tego nie zrobisz, to śpisz dzisiaj w salonie. Nie ma mowy, żebyś spał przy mnie. – powiedziała i rozłączyła się.
Damian zasiadając w swoim czarnym obrotowym fotelu, wyprostował się, następnie położył się na oparciu i kręcąc się powtarzał do siebie jak mantrę jedno słowo.
- Kobiety… Kobiety… Kobiety…

------------------------------------- * -------------------------------------

Kobieta sprzedająca słodkie przysmaki przy jezdni, obserwowała bacznie Artura, który zamówił 6 gofrów z bitą śmietaną, trzy lody po 4 gałki w jednym rożku oraz trzy tosty. Kiedy podawała mężczyźnie zamówienie, ten podał jej jeden z banknotów stuzłotowych, poczekał na resztę i usiadł przy jednym ze stolików znajdujących się nieopodal kramu. Kiedy dokańczał ostatniego gofra, usłyszał głos, który sprawił, że na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Głos, który aż za dobrze znał. Głos, którego mógłby słuchać codziennie. Skierowując twarz w kierunku, z którego dobiegała ta tajemnicza nuta, zrobił wytrzeszcz oczu i rozszerzył wargi. Przy tym samym stoisku ze słodkościami stała Diana. Uśmiechając się do sprzedawczyni, odebrała od niej torebkę z przysmakami.
- Powiem Pani, że dzisiaj gofry mają wzięcie. – zaczęła sprzedawczyni, wycierając dłonie w kawałek ręcznika papierowego. – Pewien mężczyzna dzisiaj zamówił aż 6 gofrów. 6! Nie zdziwiłabym się, gdyby zamówił na wynos, ale on wziął i jadł tutaj…
- Najwidoczniej był głodny. Ale 6 gofrów z pewnością bym nie zjadła. Co najwyżej 2… Góra 3. – odpowiedziała Diana, chowając zakupione jedzenie do swojej skórzanej torebki na ramieniu.
- Skądś pamiętam tę twarz. – mówiła zamyślając się. – Gdy Panią zobaczyłam, to nie wiem dlaczego, połączyłam tego pana z panią… Proszę wybaczyć za moją sugestię.
- Nic się nie stało. – Diana machając dłonią, dalej uśmiechała się do sprzedawczyni. Choć w ten sposób się rozerwie. Odkąd Artur odszedł nie miała do kogo otworzyć ust, prócz Damiana i Alicji, którzy pogrążeni w swoich problemach, w pewnym momencie i oni się oddalili od niej. Spoglądając to na lewo, to na prawo, zmarszczyła Diana czoło i przybliżając się do sprzedawczyni, postanowiła ją zagadać. – A gdzie siedzi ten tajemniczy mężczyzna?
- Ostatnim razem, widziałam go… - obróciła się za siebie i wskazała palcem jeden z kilkunastu drewnianych stolików, które się za nią znajdowały. Jednak ten wskazany przez nią był pusty. – Tam… - dokończyła. – Dziwne… Jeszcze przed momentem tam siedział. – nieco zdziwiona kobieta, dokładnie przeleciała wzrokiem po wszystkich stolikach, ale nigdzie nie ujrzała twarzy Artura. – Rozpłynął się jak duch.
- No cóż. Odniosłam wrażenie, że duchy to moja ostatnio przypadłość. – zażartowała Diana. – Moja córka uważa, że widzi jakiegoś ducha, który czyta jej bajki, i w ogóle.
Sprzedawczyni trzymając metalową łyżkę do rozmazywania masy gofrowej, wypuściła z dłoni. Przełknęła ślinę, i przez moment przypatrywała się rozmówczyni. Diana na początku uniosła brwi do góry, zaskoczona jej reakcją, a potem rozejrzała się, czy nikt za nią nie stoi. Kobieta jednak podnosząc łyżkę, nachyliła się do Diany.
- Jeśli dziecko widzi duchy… - powiedziała sprzedawczyni. – To lepiej niech pani zrobi, żeby ich nie widziało. – rzekła i przepraszając Dianę, przeszła do obsługi klientów, którzy w tej chwili podeszli do jej stoiska.

------------------------------------- * -------------------------------------

Artur dostrzegając Dianę, zjadł na szybko ostatniego gofra, i wstając pognał za jedno z drzew, jakie znajdowały się na placu. Kobiety rozglądając się, nie były w stanie na szybko znaleźć go. Czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Diana… Choć minęły 4 lata i dla niej serce jego przestało bić, to on jednak był świadom tego, że serce biło teraz z mocniejszym rytmem. Diana… Jak jej powiedzieć, że jednak żyje…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3432
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:29:20 17-05-20    Temat postu:

Wcale nie jestem zaskoczona że Artur pytał przechodniów że go widzą też bym tak zareagowała. Byłem martwy teraz jestem żywy to szok. Zastanawia mnie jedno: Bóg który sprawił że wrócił bo go wkurzył wyznaczył zasady ma zająć miejsce które miał wcześniej jako on z własnym ciałem z krwi i kości czyli co Cześć rodzinko wróciłem z zaświatów? Na tym to polega?

Alexander nie budzi mojego zaufania. Nie wiem czy to kwestia aktora Jamie grał kiedyś psychopatę i okazało się że umie grać czy po prostu nic o nim nie wiem to mu nie ufam, Trudno określić.

Dobrze, że Artur ma Matyldę która może mu wyjaśnić zasady.

Dla Gabrieli życie się skończyło po śmierci syna. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej strony ma też inne dziecko które jej potrzebuje pogrążając się w rozpaczy zapomina o tym.

No właśnie Arturze jak wyjaśnisz, że żyjesz? Jestem niezmiernie ciekawa ich pierwszego spotkania po czterech latach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matthias_96
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 5708
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kutno
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:19:09 17-05-20    Temat postu:

W sumie, to chyba każdy by tak zareagował- w końcu po takim okresie czasu,
zawitać z powrotem- to jest osiągnięcie. Można w CV sobie wpisać
Artur musi zająć z powrotem "swoje miejsce" to, które miał przed śmiercią.
Dosłownie- rozwalić obecne małżeństwo Diany, zostać znów jej mężem,
stać się ojcem Eleonory itp. Nie stać z boku i się przypatrywać
No, czy powiedzenie "Cześć rodzinko, wróciłem z zaświatów." będzie wystarczające,
dla bliskich mu osób, którzy przez 4 lata musieli pogodzić się z jego śmiercią?


Aleksander Czy namiesza Jaką rolę tu odgrywa Mam nadzieję,
że uda mi się to wszystko przedstawić .

Matyldę wykreowałem na taki łącznik świata zmarłych i żywych.
Takie medium to by kroiło kasę za spotkanie ze zmarłymi .

Pierwsze spotkanie- ze wszystkimi. Z każdym z osobna.
Czas zabawy się rozpoczął.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin