Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Alas del cuervo - Skrzydła kruka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Ulubiony bohater?
Randal
14%
 14%  [ 1 ]
Estrella
42%
 42%  [ 3 ]
Salvador
0%
 0%  [ 0 ]
Kathy
0%
 0%  [ 0 ]
Gabriel Salasar
0%
 0%  [ 0 ]
Gonzalo
0%
 0%  [ 0 ]
Marta
0%
 0%  [ 0 ]
Chelo
14%
 14%  [ 1 ]
Rosita
14%
 14%  [ 1 ]
Nicholas Diaz
14%
 14%  [ 1 ]
Manuela Ortega
0%
 0%  [ 0 ]
Rodrigo Ortega
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 7

Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:31:39 30-07-07    Temat postu:

Przepraszam, ze tak dlugo, mialam pewne problem...techniczne ).

--------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 15

Estrella zeszla na dol. Zobaczyla Leopoldo, powitala go wiec:

- Dzien dobry, Leopoldo.

Manriquez wstal, wlepiajac oczy w przybyla.

- To naprawde ty?

- Oczywiscie, ze to ja. Jak widzisz, mieszkam u mojego ojca Gonzalo Drago - zasiadla obok. - Widze, ze zmieniles wystroj naszego dywanu.

- Co? Przepraszam! - zreflektowal sie. - Zaplace za wypranie.

- Nie zartuj, Leopoldo. Po prostu kup nowy - chyba cie stac?

- Alez, Estrello! - wtracila Chelo.

- Leopoldo to hojny czlowiek - rzucila Estrella.

Zrozumial. Wypomina mu oferte za spedzenie z nia nocy. Teraz ma utrudniony dostep, ale nie zrezygnuje!

Gabriel wybiegl za Randalem. Dogonil go po chwili:

- Zaczekaj! Wysluchaj mnie!

- Na co mam czekac?

- Kathy sie boi, zrozumie i przeprosi cie!

- Panie Salasar, to pan niech cos zrozumie! Jej widok mnie zabija! Ona uwaza, ze powinienem odejsc, wiec to robie.

- Rezygnujesz?

- To ona ze mnie rezygunje. Wracam do domu,

- Jedz ze mna, przeciez mieszkasz u mnie.

- Nie naleze do tego swiata. Jesli cos stanie sie z jej ojcem, prosze zaopiekowac sie Kathy.

- To ciebie Pablo zobowiazal.

- Nie musze wypelnic obietnicy.

- Nie uciekaj! Przysiegales!

- Przez znajomosc z Kathy tylko cierpialem - rzekl gorzko Randal. - Nie chce tego kontynuowac.

- Randal! Wroc! - wolal Gabriel, ale ten juz nie wrocil.

Za to Pablo denerwowal sie tym rozwojem sytuacji.

- Zatrzymajcie go! On musi...musi...- zabraklo mu tchu.

- Pablo, uspokoj sie! - blagala Marta.

- Nie moge, poki on nie wroci! Gdzie jest Salasar?!

- Biegl za nim.

- Musi go znalezc.

- Pablo, on odszedl. Na zawsze!

- Nie, nie mogl, nie...- jego oczy wyrazaly strach. - Marto, prosze, odszukaj go!

Monitor zaczal pikac alarmowo. Jak sparalizowana obserowowala lekarzy usilujacych reanimowac jej meza. Na nic jednak. Cienka linia byla nieublagana. Lekarz zaprzestal ratowania.

- Przykro mi.

Gabriel z ulga zobaczyl w swoim domu Randala.

- Ciesze sie, ze tu przyszedles.

- W tej chwili tylko panu moge zaufac.

Rozmowe przerwal im dzwiek telefonu. Odebral Gabriel.

- Halo? Co?! Kiedy?! Dziekuje! - odlozyl sluchawke i obrocil sie ku Randalowi.

- To Marta. Pablo nie zyje.

- To okropne. To moja wina. Gdybym nie pojechal do tego domku...To moja wina - powtarzal Randal.

Minelo pare dni. Salasar dowiadywal sie o termin pochowku Pabla. Wreszcie powiedzial:

- To juz jutro. Pojdziesz ze mna tam?

- Chyba pan zartuje?! Mam isc znow ich zobaczyc?

- Posluchaj. Obiecales mu to przed smiercia. Jego dziecko umiera z rozpaczy. Utracilo ojca. Badz przy niej, ona cie potrzebuje! Nie opuszczaj teraz! Powiedz, zapomniales juz o czasach, kiedy nazywala cie starszym bratem?

- Nie - szepnal Randal. - I nigdy nie zapomne.

Padalo. Zebrani ludzie byli pograzeni w zalobie. Zona i corka staly blisko. Za nimi Chelo, Gonzalo, Salavador i Estrella, potem Leopoldo i rodzice. Znali Colungow. Ceremonia juz sie rozpoczela, gdy nadszedl Gabriel z Randalem. Zebrani spuscili glowy, totez nikt im sie zbytnio nie przygladal. Estrella pierwsza go dojrzala i lekko sie usmiechnela. Gdy zakonczono ten obrzadek i mieli sie rozejsc, wtedy Kathy spostrzegla Randala.

- Wynos sie! - krzyknela. - Zabiles mi tate!

Jej matka chciala ja uciszyc, ale bez skutku.

- Zabiles!

Zaciekawiona tym Chelo popatrzyla na czlowieka, ktorego o to obwiniano. Zajrzala mu w oczy, wyrazajace ochote Randala, aby stad zniknac. On rowniez na nia popatrzyl.

Zdumione spojrzenie, obserwujace go wnikliwie. Bogata dama w czerni, zaintrygowana sutyacja. Obca osoba stojaca przy Estrelli. Domyslil sie, ze to Chelo. Lecz w tej chwili jego oczy widzialy inne obrazy. Tego juz nie potrafil zniesc. Cala krew z niego odplynela. Oparl sie o drzewo. Salasar to zauwazyl, o cos pytal, ale Randal byl jak gluchy. Nagle zerwal sie i pobiegl przed siebie, byle dalej od tego koszmaru. Slyszal, ze Gabriel za nim biegnie, znow o cos spytal. Nie widzial zdumionych oczu zebranych.

- Kogos ty tam widzial, chlopcze? - glos Bagriela przebil sie zza mgly. - Slyszysz?

Randal stal tylem, ale Salasar widzial, ze wstrzasaja nim dziwne dreszcze. Nie plakal po raz pierwszy, ale teraz to bylo cos wiecej, jakby rozpacz miala go przygniesc do ziemi.

Gabrielowi krajalo sie serce. Nie wiedzial, o co chodzi. Co sie dzieje? Delikatnie polozyl reke na ramieniu Randala i powiedzial:

- Opowiedz mi wszystko, synku - Gabriel wzlozyl w to cala zyczliwosc.

- Panie Salasar...to ona...to moja matka! - urywane slowa dobiegly zmartwionego Salasara.

- Matka? Widziales matke? Jak wyglada? Jestes pewien?

- Tak. Stoi przy mezu i parze mlodych ludzi.

- Czy ma jasne wlosy? - zadrzal Gabriel.

- Tak.

- Chelo...Twoja matka jest Chelo Drago...- Gabriel chcial biec do niej, ale musial tu zostac. Czyli Gonzalo...A jesli to nie Gonzalo, a on jest ojcem Randala?

- Wracajmy do domu - rzekl Gabriel.

Gabriel przemysliwal sprawe po drodze. Czy mozliwe...

Leopoldo spostrzegl Randal po krzyku Kathy. Zobaczyl wtedy upiora. Przeciez strzelal, zamordowal tego dziwnego czlowieka! Krew mu zastygla w zylach. Zapewne pamieta, kto wdarl sie do lasu i wypalil wtedy ze strzelby. Leopoldo mu sie wiec strzec.

Estrella wracala z Salvadorem do domu. Intrygowala go sytuacja na uroczystosci, dlatego wspomnial jej o niej.

- Wiem, kim byl ten czlowiek - odparla.

- Wiesz? Skad? - zdumial sie na Salvador.

- To byl Randal.

- Co tu robil? Jestes tego pewna?

- Tak. Spojrzal Chelo w oczy i uciekl.

- Coz wspolnego mialby miec z moja matka?

- Salvadorze?

- O co chodzi?

- Czy ona mogla miec dzieci, poza toba?

Az przystanal.

- Co ty sugerujesz! Ze mama ma gdzies nieslubne dzieci?!

- Chelo zna Rosite, a on uciekl na widok twojej mamy.

- Oszalalas?! Co tu w ogole robil?! - i odszedl.

Gabriel chodzil wkolo po pokoju. Gdyby to byla prawda, gdyby przez przypadek odnalazl swego syna...Wtedy Randal bylby dziedzicem, wlascicielem tego domu. Oraz polowy majatku Drago, jako przyrodni brat Salvadora, chyba, ze Gonzalo uznal Estrelle. Musi wydusic do Chelo prawde!

Randal trzymal w rekach chuste z inicjalami jego matki. Zlote "C" splatalo sie z "D" na wzor swiadczacy o jego pochodzeniu.

- Twoje zimne oczy wpatrzone we mnie z obojetnym zainteresowaniem! Twoje oczy, mamo! Widzace syna, ale bez milosci, bez niczego! Nie poznalas mnie. Ale ja cie poznalem, twoja twarz, identyczna, jak wtedy! Stalas tam z Estrella, mezem i zapewne synem! Masz syna, mamo, syna, ktory nie wie, ze jego brat zyje tak blisko! Estrello, twoje opowiesci o pani, gdzie sluzysz, byly opowiesciami o mojej matce! Potrzebuje cie teraz.

Estrella nie rozumiala zachowania Salvadora. Nie chcial uwierzyc, ze jego matka mogla zdradzic kiedys Gonzalo. Wracala do domu sama, jej brat sie pogniewal. Zastanawial sie na dzdarzeniem, ktorego byla swiadkiem. Kim byl mezczyzna okolo piecdziesiatki obok Randala? Kims z rodziny? Dlaczego tu przyjechali. Przeciez Pablo byl jego wrogiem? A corka Pabla? Nie zdazyla z nia porozmawiac, dlaczego tak sie zachowala. Postanowila zapytac ojca o czlowieka, ktory towarzyszyl Randalowi.

- Pytasz o tego, co przyszedl z dziwnym mlodziencem o kruczoczarnych wlosach? To byl Gabriel Salasar, milioner. Ciekawe, o co chodzilo w tej calej sprawie.

Gabriel Salasar. Wiedziala, gdzie mieszka, czytala o nim w gazetach. Ubrala sie szybko. Szofer zawiozl ja na miejsce. Wysiadla i zadzwonila do drzwi. Otworzyl jej sam Salasar.

- Slucham?

- Jestem Estrella Drago - jej ojciec zgodzil sie, aby uzywala jego nazwiska.

- Estrella! Alez prosze wejsc!

- Zna mnie pan?

- Z opowiesci Randala. Ciesze sie, ze pani tu przyszla.

Weszla glebiej. Gabriel zaprowadzil ja do pokoju, chcac pozwolic im porozmawiac w spokoju. Estrella cicho zapukala.

- Prosze - uslyszala zza drzwi.

Nacisnela klamke, aby otworzyc wrota. Zaskrzypialy, lecz ustapily. Nadal trzymal w rece chuste od matki.

- Witaj! - rzekla przy wejsciu.

- Estrella? Skad sie tu wzielas?

- Pytalam ojca o Gabriela Salasara. Tata nic nie wie o tobie - uprzedzila go. - Moge usiasc? - zapytala z usmiechem.

- Alez oczywiscie, wybacz! Usiadz tutaj!

- Dziekuje. Zaniepokoila mnie historia z uroczystosci. Czemu uciekles?

- Widzialem tam mame.

- Poznales ja? Kto to?

- Chelo Drago.

- Co? - zaskoczona Estrella wykrztusila jedynie tyle.

- To prawda. Jestem synem zony twojego ojca.

- Ale jestes chyba ode mnie starszy! Czyli Chelo zdradzila meza pierwsza, dopiero potem poznal moja matke! Bylbys jej pierwszym dzieckiem, Salvador ma dwadziescia dwa lata!

Randal mial dwadziescia piec, Estrella dwadziescia cztery.

W miedzyczasie Chelo rowniez myslala o tym zdarzeniu. Skad Salasar znal ta dziwna postac? Czy mogl byc to chlopiec z jej przeszlosci? To niemozliwe! Lecz bezpieczniej bedzie pogawedzic z Salasarem!

Nie posiadal sie ze zdumienia. Chelo chce z nim rozmawiac! Umowil sie z nia na jutro, tam, gdzie wtedy. Moze wreszcie sie czegos dowie!

Rozmowa w pokoju toczyla sie dalej:

- Czemu to takie wazne?

- Mialbys prawo do jej majatku!

- Estrello, zapominasz, ze nie znam mojego ojca. Nie jest nim Gonzalo, pamietam, jak matka kiedys powiedziala do Rosity: "-Zabierz go, musze ukryc romans przed mezem". Wtedy tego nie rozumialem, teraz tak.

- Jak poznales Salasara?

Strescil jej ta historie. Opowiedzial, dlaczego jest w miescie.

- Nie jestes winien smierci Pabla. Nienawisc go zabila. Porozmawiam z Kathy, powinna...

- Nie trzeba, Estrello. Musi sama wybrac.

Zapadlo milczenie. Dlugie, lecz pelne oczekiwania, gdyz Estrella chciala cos powiedziec. Cos, co niedawno zrozumiala.

- Ja juz wybralam.

Zaraz potem zabraklo slow. Uczucie powiedzialo za nia wszystko.

Koniec odcinka 15


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 19:00:26 30-07-07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:12:48 31-07-07    Temat postu:

monioula napisał:
Szkoda, że dopiero jutro odcinek Co do skanera, zgadzam się. Nie mam pojęcia, czy takie cos jest, ale jak nie, to mogliby wymyślić


Napisalam kolo srody, ale udalo mi sie dzisiaj i oto prosze ).

monioula napisał:
Dzięki za zdradzenie tajemnicy imion, dobry pomysł


Mozesz smialo korzystac ;DD.

monioula napisał:
Aktora tego znam tylko z "Esmeraldy" i właśnie za tą rolę go nie lubię


A ja go lubie za aktorstwo, nie za postacie...Poza tym gral w "Ty albo nikt" i tam tez byl zly, bo gral Maxa, ktory oszukal Rachel, ze nazywa sie Antonio, ona wyszla za niego za maz (ale potem wyszlo, ze jest zona Antonia, bo ten sie wszedzie tak przedstawial), a Antonio byl naprawde jego przyrodnim bratem (ich rodzice wzieli slub). Tylko nie pamietam, po co mu to bylo ).

A oto kolejny odcinek...Ciekawe, czy domyslilas sie wczesniej tego, co wyda sie w dzisiejszym odcinku a propos pochodzenia Randala...

---------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 16

Pocalunek Estrelli zaskoczyl go. Zaskoczyl i przerazil. Rownoczesnie jednak nauczyl, jak, mimo braku doswiadczenia, pokazac to, co w sobie odkryl. Nie pozwolil jednak posunac sie dalej.

- Estrello, ja...nie potrafie - powiedzial po prostu.

- Jesli i ty mnie kochasz, nasza milosc znajdzie droge, zaufaj jej.

Faktycznie, znalazla. Dali sobie nazwzajem wiele szczescia. Wiedzieli, ze beda musieli sprostac wyzwaniu i podolac trudnosciom, ale byli gotowi podjac walke.

Randal nie smial burzyc nastroju, jaki sie wytworzyl, slowem. W ciagu roku jego zycie diametralnie sie zmienilo. Lesny wygnaniec z szalasu, majacy za sasiadow zwierzeta, a za towarzystwo drzewa i rzeke, mieszkal teraz u milionera Salasara. Doswiadczyl tez prawdziwej i szczerej milosci. Co najwazniejsze, odwzajemnionej. Byla jak przystan, gdzie wplywa okret po dlugiej podrozy. Randal czul, ze Salasar im pomoze, lecz istnialo wiele osob mogacych im zaszkodzic. Estrella to corka Drago, a on jest tylko nieslubnym synem Chelo i nieznanego ojca. Swiat bedzie przeciw, zlym okiem patrzy sie na takie zwiazki. Byc moze nie bedzie dane im zyc razem.

Gabriel Salasar wszedl do pokoju Randal juz po wyjsciu Estrelli.

- Juz poszla? - spytal.

- Tak, panie Salasar. Dzieki niej odnalazlem cos, co bylo gleboko ukryte.

- Czy chcesz powiedziec, ze...- usmiechnal sie.

- Wlasnie to. Byla tutaj, wyznala mi milosc i byla ze mna.

- Czy czujesz cos do niej? Czy podzielasz mysli?

- Tak, odwzajemniam to.

- A wiec, chlopcze, wiedz, ze jestem z wami. Mozesz na mnie liczyc.

- Wiem, wszystko, co mam, mam dzieki panu.

- Nie, przyjacielu. Dzieki twojej duszy czystej i sercu, jakie masz. Temu zawdzieczasz wszystko.

Na drugi dzien Gabriel wybral sie na spotkanie z Chelo. Czekal juz na nia chwile, kiedy weszla. Zasiadla przy stoliku i zapytala po prostu:

- Kim byl czlowiek, z ktorym byles na uroczystosci?

- Kims poznanym w Agujero.

- Agujero? W tej dziurze?

- Bylas tam?

- Raz. Nie chce tam wiecej wracac.

- Powiedz mi prawde - skad znasz Rosite Veluttini?

- Nie znam jej!

- Wyslalas do niej Estrelle z listem. Co laczy Chelo z ta wiesniaczka?

- Spotkalam ja raz, we wsi. Skad wiesz, ze Estrella tam pojechala?

- Bo slyszalem jej historie.

- Od kogo?

- Niewazne. Czy Rosita zrobila cos dla ciebie?

- Niby co?

- Wyswiadczyla specyficzna przysluge.

- Z jakiego gatunku?

- Ratowania twojej skory.

- Wiesniaczka - mnie? Zartujesz? - wzburzona wstala i wyszla z lokalu.

Gabriel przetrawial informacje. Chelo zna Rosite, ale wypiera sie blizszej znajomosci. Wiecej informacji moze udzielic mu wylacznie Veluttini.

- Zamierzam wybrac sie do Agujero - powiedzial potem Randalowi.

- Po co?

- Dowiedziec sie czegos.

- O mojej matce?

- Nie, o ojcu.

- Wie pan cos o nim?!

- Nic pewnego. Chce to sprawdzic. Jedziesz ze mna? Staniesz oko w oko z Rosita.

- Mysli pan, ze sie czegos dowiem?

- Na pewno.

- Wiec dobrze.

Wyjechali od razu. Randal znal droge do chatki, stala w starym miejscu. Salasar zapukal do drzwi. Otworzyla mu Rosita.

- Czego?! - spytala gniewnie.

- Chcielibysmy z pania porozmawiac.

- O czym?

- Mozemy wejsc? - wprosil sie Gabriel.

- Dobra, wlazcie.

Kiedy juz weszli, rozsiedli sie na krzeslach.

- Szanowna pani, czy zna pani Chelo Drago? - rozpoczal Salasar.

- Nie! - zaprzeczyla.

- Prosze pomyslec, to sie oplaci. Wynagrodzimy pania.

- Znam Chelo. Od dwudziestu pieciu lat. Byla tu z dzieckiem.

- Dzieckiem? Po co?

- Oddala mi je. Mialam sie nim zajac. Ale bylo niegrzeczne, wiec po jakims czasie wyrzucilam je do lasu. Pewnie tam umarlo.

- Kto byl ojcem? - drazyl Salasar.

- A skad ja mam wiedziec?! Pewnie jej kochanek, bo mowila, ze to dziecko z romansu.

- Co?! - prawie wrzasnal Gabriel.

- Ciszej! Tak, ukrywala je przed mezem.

Gabriel prawie zemdlal. O Boze! Zaplacil Rosicie i szybko wyszli.

- Jak sie czules patrzac na nia? - zapytal Randala juz w wozie.

- Prosilem w duchu, aby znala mojego ojca. ale to na nic. Reszta sie nie liczy - rzekl, zawiedziony.

Jechali w milczeniu. Salasar sciskal kierownice. Tyle lat nieswiadomosci, cierpienia i marzen! I klamstw! Na miejscu zaparkowal samochod i razem poszli do salonu. Gabriel przelknal sline.

- Dobrze ci tutaj? - wyrzekl.

- Jest pan dla mnie jak ojciec, wie pan dobrze.

- Chcialbys tu zostac? - pytal dalej.

- Bardzo, ale wiem, ze nie moge.

- Musze ci cos powiedziec. Ten dom...wszystko jest twoje! - wzruszyl sie Salasar.

- Nie rozumiem.

- Pamietasz romans Chelo, dzieki ktoremu zyjesz? Wiem, kim byl jej...znajomy. Znam twojego ojca, Randal. Chelo zdradzila meza ze mna. Jestes moim synem - wyznal Salsar.

- Pana...synem? - nie uwierzyl w pierwszej chwili.

- Nazywasz sie Randal Salasar, po matce Drago. Jestem gotow cie uznac. Chcesz tego?

- Nie moge o to prosic.

- Chce obwiescic calemu swiatu, ze cie mam! Powiedz, czy chcesz miec mnie za ojca? - Gabriel czekal, godzac sie na kazda decyzje.

Randalowi wzruszenie odebralo mowe. Nie sadzil, ze kiedys nastapi ta chwila. Los zwraca mu to, co niegdys odebral. Dorzuca jeszcze Estrelle.

- Panie Salasar...ojcze!

Gabrielowi to wystarczylo. W tej chwili nawet dziekowal Chelo, ze zdradzila meza. Dala mu jego marzenie - potomka.

Ojciec opowiadal mu o swoim zyciu, o tym, jak poznal Chelo Drago, o uczuciu do niej, o rozstaniu. Ale najwazniejsze bylo, ze teraz mogl ubiegac sie o reke Estrelli. Teraz sa sobie rowni.

Nicholas Diaz jechal samochodem do domu, kiedy musial gwaltownie zahamowac. Jednak nie uniknal wypadku i potracil mloda kobiete. Wyskoczyl z wozu i podbiegl do lezacej. Z ulga spostrzegl, ze nic sie jej nie stalo. Pomogl wstac i spostrzegl, ze uszkodzil jej noge.

- Zawioze pania do szpitala, prosze wsiasc do wozu! - nakazal.

- Nie trzeba, zaraz przejdzie.

- Mogla pani zlamac noge, prosze mnie posluchac! - nie ustapil.

- Skoro pan nalega, pojade.

Wsiadla do jego samochodu.

- Dziekuje panu za pomoc.

- To moj obowiazek, potracilem pania.

Oddal ja w rece lekarzy. Sam zaczekal, az powie mu, ze naprawde wszystko w porzadku.

- Przepraszam za wypadek. Jestem Nicholas Diaz - przedstawil sie.

- Marta Colunga - odparla.

- Zapraszam pania do restauracji. W zamian za ta noge - usmiechnal sie.

- Dziekuje, pojde chetnie - zgodzila sie.

Zamowili cos i rozpoczeli rozmowe.

- Prosze wybaczyc, ze wypadlam na ulice, ale niedawno zmarl moj maz i...

- To przykre. Ma pani dzieci?

- Corke, Kathy. Teskni za ojcem. Ja tez.

- Wyobrazam sobie. Ja mam syna, Jose. Jest teraz z niania w innym miescie. Ma dziewiec lat. Jego matka umarla przy porodzie.

- Jest pan wdowcem?

- Tak. Nie znalazlem jeszcze zony. Dlaczego pani mi nie mowi Nicholas?

- Jak pan woli, Nicholasie. Jestem Marta.

- Milo mi.

Nicholas upil kawy. Musi byc ostrozny w tej rozmowie, nie chce zrazic do siebie Marty. Podoba mu sie.

- Odwioze pania do domu - zaproponowal.

- Nie trzeba.

- Musze sie pania zaopiekowac, to moj obowiazek! - protestowal.

- W takim razie, dobrze. Wskaze panu droge.

Zawiozl ja wiec do domu. Spodobal mu sie, Marta mowila, ze po smierci Pabla kupila budynek w miescie. Zamieszkala tu z Kathy i niania. Nie chcialy wracac na wies, gdzie zostalo tyle wspomnien o cieplych chwilach razem z mezem. Zdecydowala zyc tutaj, w stolicy.

Diaz zostal zaproszony do srodka. Skorzystal i wszedl, rozgladajac sie po pokojach. Wystroj bardzo przypadl mu do gustu, dom byl urzadzony bogato, ale rodzinnie. Dotarli do salonu. Diaz usiadl na jednym z krzesel.

- Piekny dom, cudownie zaprojektowany, lecz bardziej podoba mi sie wystroj.

- Dziekuje, to ja go urzadzalam. Zyczy sobie pan kawy, czy herbaty? - zaproponowala.

- Nie trzeba, pilem juz.

Rozmowe przerwalo im wbiegniecie Kathy.

- Mamo, ja...- urwala na jego widok.

- Witaj, Kathy - usmiechnela sie Marta. - To moja corka - zwrocila sie do Nicholasa.

- Ciesze sie, ze moglem cie poznac - rzekl. - Ile masz lat? - zapytal.

- Dziewiec - zawstydzila sie Kathy.

- To tyle, co moj syn, Jose. Nazywam sie Nicholas Diaz, przywiozlem twoja mame, bo bolala ja noga.

Spojrzala na niego podejrzliwie. Wyczula cos dziwnego. Nie zrozumiala, co.

- To ja juz pojde - przerwal milczenie Nicholas.

Pozegnal sie i wyszedl. Zamierzal kontynuowac te znajomosc. Dobrze, ze zdobyl jej adres, bedzie mogl zrobic drugi krok do blizszego poznania Marty. Jej dziecko tez wydaje sie mile. Oby go tylko zaakceptowalo!

Mial racje. Co prawda ocenila go tylko jako sympatycznego mlodzienca, ale to duzo. Nie mogla myslec o niczym wiecej, byla wdowa. Bardzo kochala Pabla, mocno wiec przezyla jego odejscie.

Estrella byla szczesliwa. Zakochala sie bez pamieci. Wczorajsze chwile spedzone z Randalem byly najpiekniejszymi w jej zyciu. Ale slyszala i mroczne slowa o przeszlosci. Poznala tajemnice pochodzenia ukochanego, uslsyzala szokujaca prawde. Randal jest przyrodnim bratem Salvadora! Jeszcze nikt o tym nie wie, Estrella zataila wiesci. Randal nie chcial ujawniac sie matce. Porzucila go, a wiec i teraz nie przyjmie. Za to Estrella byla pewna swojej decyzji. Niedlugo wybierze sie do domu Salasara.

Nie przewidziala jednego. Otoz nagle na jej drodze wyrosl Salvador.

- Obys tylko nie szla wiecej do Randala - rzekl i poszedl.

Koniec odcinka 16


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 16:44:38 01-08-07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:29:37 03-08-07    Temat postu:

Ale mialam przerwe. Przepraszam ;/. Oto kolejny odcinek...Salvi zaczyna pokazywac pazurki D.

-----------------------------------------------------

Odcinek 17

Chelo miala dosc. Salasar najwidoczniej zna prawde. Jesli poznal tamtego w Agujero, to musial tam byc. Slyszal tez o Rosicie, a wiec wie, ze Chelo urodzila jego syna. Do tej pory sadzila, ze dziecko umarlo, ale po pogrzebie Pabla miala watpliwosci. Zastanowila ja reakcja na jej widok - czy to mozliwe, zeby ten mlodzieniec byl jej synem? Musi to wyjasnic!

Randal bal sie, ze ten piekny sen kiedys sie skonczy. Jego tata byl teraz w gabinecie, przegladal jakies dokumenty. Ten cudowny czlowiek jest jego ojcem! Byl u siebie, po raz pierwszy tak naprawde odzyskal swoje miejsce. Samotnosc odeszla, choc nadal nie mogl w to uwierzyc. Wystarczy, ze zechce porozmawiac z Gabrielem, a on bedzie czekal na niego. Uslyszal, ze ktos przyszedl. Zszedl otworzyc drzwi. Nie spodziewal sie nikogo. W drzwiach stanela Chelo. Jej widok zburzyl jego spokoj.

- Jest Salasar? - poslyszal.

- Jest w gabinecie, na gorze - odpowiedzial jej.

- Zawolaj go! - rozkazala.

Lecz Salasar sam zszedl, uslyszawszy goscia.

- Chelo? Co ty tu robisz? - zaskoczyla go odwiedzinami.

- Chce o cos zapytac!

- A wiec pytaj!

- Czy ten czlowiek jest naszym synem?

Pytanie zawislo w powietrzu. Gabriel spojrzal na Randala pytajaco. Ten milczal. Salsar wiec odrzekl:

- Masz przed soba Randala, ktorego oddalas Rosicie Veluttini we wsi.

Chelo zbladla. Przeszlosc ja dogonila. Randal patrzyl na nia bez wyrzutu.

- Nie osadzam cie, mamo. Wybralas taka droge, twoja sprawa. Chce tylko powiedziec, ze tam, w lesie, tesknilem za toba.

Zachowalem chuste, w ktora mnie owinelas.

- Zachowales ta chustke?! Po co?

- Bo mimo tego, co uczynilas, kocham cie, mamo.

- Mnie? Kochasz mnie? Przeciez mnie nie znasz?

- To ciebie ujrzalem pierwsza, to ty dalas mi zycie.

Chelo milczala. Randal bardzo chcial przytulic sie matki, zapomniec o strasznych chwilach.

- Mamo...Czy nigdy o mnie nie myslalas? Nie zalowalas tego czynu? Moze moglibysmy jeszcze raz...

- Chcialbys tego?

- Bardzo.

- A wiec dobrze. Wybacz mi, synu!

Randal spodziewal sie odmowy. Wiedzial, ze prosi o zbyt duzo. Teraz stanal zaskoczony.

- Naprawde sie zgadzasz? - nie dowierzal.

- Prosze cie o wybaczenie. Zgadzasz sie?

Stala z mina skruszonej kobiety, proszacej o laske. Randal mial lzy w oczach.

- Mamo! - utonal w jej ramionach.

Salsar dalby wiele, zeby teraz ujrzec mine Chelo. Nie wierzyl jej.

- Opowiedz mi, synu, jak zyles w lesie?

Opowiedzial jej wszystko. O sobie, Kathy, Estrelli, Leopoldo, Pablo, Marcie, Gabrielu i o Salvadorze.

- Moj syn zakochal sie w Estrelli?

- Tak, Salvador ja kochal. Teraz ja czuje to samo. Bylismy ze soba.

Uslyszala tez historie o postrzale. Zaplonela gniewem:

- Nie zglosisz tego na policje?

- Nie, daj spokoj, mamo.

- Jak chcesz. Czyc chcialbys poznac swego brata?

- Tak. Ojcze? - zwrocil sie do Gabriela.

- Idz, synu - odparl tamten.

Wyszedl wiec z matka. Gabriel wciaz mial zle przeczucia.

Randal z matka u boku wkraczal do jej domu. Zebrala wszystkich w salonie: Gonzalo, Salvadora i Estrelle.

- Musze wam cos obwiescic. Wiele lat temu popelnilam blad owocny w skutkach. Wyznaje, ze zdradzilam cie, Gonzalo, z Gabrielem Salasarem. Zrobilam to wczesniej, zanim poznales Providencje Fescez. Trwalo to krotko, ale zaowocowalo ciaza. Nie, nie oskarzaj mnie, Gonzalo. Przebacz i przyjmij mojego syna, Randala. Salvadorze, przywitaj brata.

- Mamo, ten czlowiek...on...- jakal sie Salvador. - To niemozliwe!

- To prawda. Ma pelne prawo nazywac sie Randal Salasar, po matce Drago.

Gonzalo spojrzal na Estrelle.

- Wiedzialas?

- Tak, ojcze. Od niedawna. Znam Randala jeszcze z Agujero. Bylam u niego u Salasara.

- Ale co robil w Agujero? Kto go przyjal?

- Opowiem ci wszystko, mezu - rzekla na to Chelo.

Opowiesc byla dluga i ponura. Uzupelnil ja Randal. Gonzalo i Salvador siedzieli w ciszy. Wreszcie Gonzalo rzekl:

- Skoro moja corka cie kocha, musisz byc dobrym czlowiekiem. Witaj wiec w rodzinie.

- Dziekuje, panie Drago. Salvadorze - zwrocil sie do brata - wiem, ze ci ciezko, ale pragne byc twoja rodzina. To ciebie Estrella wybrala, to ty jej pomagales, wiec dziekuje ci za to. Salvadorze? - wyciagnal reke do niego i czekal reakcji.

- Moze i jestes synem mamy, ale nie moim bratem. Moze ona cie uznaje, ale nie ja. Jesli chcesz, mozesz tu zamieszkac, ale nie bede z toba rozmawial.

Wyszedl z salonu. Chelo wolala za nim, ale bez skutku.

- Zrozum go, przezyl szok, potem ci poda reke. Ale poruszyl wazna sprawe - chce, zebys tu zamieszkal.

- Mam odejsc od ojca?

- Jak wolisz, synu.

- Lepiej bedzie, jak zejde Salvadorowi z oczu. Niech oswoi sie z prawda.

- Dobrze, bedziemy czekac.

Randal wrocil do domu szczesliwy. Strescil sprawe ojcu, ten byl sceptyczny, ale nie chcial niszczyc jego marzen.

Na drugi dzien Salasar zdumial sie, ujrzawszy w drzwiach Marte. Przyszla razem z croka.

- Przepraszam za najscie, ale chcialabym podziekowac za pomoc po smierci meza.

- Doprawdy, nie ma za co. Zapraszam! - wpuscil je do srodka.

Rozmawiali dluzsza chwile, gdy Marta spostrzegla skupiona mine Kathy.

- O co chodzi? - spytala.

- Chce siusiu - szepnela, na co Gabriel sie rozesmial.

- Prosto i w prawo. Trafisz sama.

- Tak - i wyszla.

Zanim jednak wrocila, uslyszala, jak Marta opowiada wypadek z Nicholasem. Zawrocila wsciekla, nie lubila Nicholasa i nie chciala tego sluchac. Wloczyla sie po korytarzach bez celu, mijala drzwi i okna. Nagle napotkala jedne otwarte. Ciekawa nacisnela klamke i weszla. Zastala urzadzony pokoj. Zasiadla na lozku i otworzyla jedna z szuflad. Nagle uslyszala, ze ktos stanal w drzwiach. Zamknela szuflade i obrocila sie gwaltownie.

- Przepraszam, ja...-przerwala.

W drzwiach stal Randal. To byl jego pokoj. Mierzyli sie wzrokiem dobra chwile.

- Kathy? - w koncu wykrztusil.

- Prosze sie nie gniewac, juz ide!

Randal zamknal drzwi.

- Jak moglbym sie gniewac, Kathy? Po prostu nie spodziewalem sie ciebie tutaj.

- Mamusia czeka na dole. Czy moge juz isc?

- Zaczekaj, prosze. Dlaczego tu przyszlas?

- Mama chce podziekowac panu Gabrielowi za pomoc po smierci mojego taty - zrobilo jej sie smutno. - Wyszlam siusiu, ale uslyszalam, ze mama znowu mowi o tym okropnym Nicholasie.

- Nicholasie? Kto to? - zainteresowal sie.

- Pan, ktory przywiozl mame, bo bolala ja noga. Nie lubie go.

- A twoja mama? - badal.

- Chyba tak.

- Przyszedl wiecej? - usiadl obok niej na lozku.

- Nie, tylko wtedy. Nie chce go! Chce, zeby tata wrocil! Ale tata mnie opuscil! Tak, jak moj brat.

- Nie opuscilem cie, to ty wyrzucilas mnie ze swojego serca.

- Byles niedobry, tam, w lesie.

- Wiedzialem, ze bedziesz musiala odejsc, na zawsze. Chcialem, zebys o mnie zapomniala.

- Tak, jak ty o mnie?

- Ja nigdy nie zapomnialem.

- Naprawde? - nie ufala mu do konca.

- A czy kiedys cie oklamalem?

- Nigdy - przyznala. Zaraz potem zapytala:

- I nadal jestem twoja siostra?

- Zawsze nia bylas.

- Lubisz mnie choc troche?

- Kathy, oddalbym zycie za ciebie.

Wiecej slow nie trzeba byla. Chwile potem mogl szeptac:

- Brakowalo mi ciebie, przyjaciolko. Pamietam nasze pierwsze spotkanie. Ucieklas wtedy, ale wrocilas. Nawet nie wiesz, co zrobilas dla mnie. Wpierw bylem wsciekly, nie chcialem nikogo znac, ale twoje cieplo przemienilo moja dusze. Wypatrywalem cie co dnia, dni bez ciebie dluzyly mi sie jak wiecznosc. Jestes sloncem mojego zycia.

Marta zaniepokoila sie nieobecnoscia corki. Juz miala wyjsc jej szukac, gdy nagle do salonu wparadowala Kathy, a za nia Randal.

- Dzien dobry, pani Colunga. Nie wiedzialem, o pani wyizycie, dopoki ta mloda dama mi nie powiedziala.

- Usiadz z nami - zaprosil go Gabriel.

Skorzystal z zaproszenia, a Kathy zasiadla mu na kolanach.

- Mam dla was wiadomosc - mowil Salasar. - Otoz okazalo sie, ze Randal jest synbem Chelo i moim.

- To cudowna wiesc! - cieszyla sie Marta. - Czy matka wie?

- Byla tu. Przyznala sie, proponowala swoje mieszkanie, ale Randal wolal zostac tutaj. Jego brat, Salvador, musi sie do tej

mysli przyzwyczaic. Za to Estrella wybrala mego syna na przyszlego meza.

- Ozenisz sie z Estrella? - Kathy zadarla glowe do gry, aby popatrzec na Randala.

- Jesli ona mnie zechce.

- Na pewno! - corka Marty byla tego pewna.

Tymczasem Chelo rozmawiala z Leopoldo.

- Doprawdy, jestem zaskoczony. Przyznac sie do zdrady w obecnosci wszystkich!

- Leopoldo, czy to prawda, ze strzelales do Randala?

- Pani Drago, ja...-jakal sie.

- Nie boj sie! Chce, abys cos zrobil.

- Slucham pania.

- Ma to byc wykonane bezblednie. Nikt nie moze sie dowiedziec, ze bralam w tym udzial. Oczywiscie ci zaplace.

- Co mam zrobic?

- Znasz corke Colungow, Kathy?

- Widzialem ja na pogrzebie.

- Dobrze. Wiec sluchaj.

Wysluchal z uwaga.

- Nie sadzilem, ze bedzie chciala pani...

- Badz ciszej! Nie chce, zeby ktos nas uslyszal!

- Przepraszam. Wezme sie do roboty.

- Czy potrzeba ci ludzi?

- Nie.

- A pieniedzy?

- Takze nie.

- A wiec zrob, co trzeba!

Leopoldo wyszedl. Historia zaskoczyla go, ale nie na tyle, zeby nie uwierzyc. Teraz znow zmierzy sie z Randalem i to Leopoldo wygra! Randal odebral mu Estrelle, zaplaci mu za to slono! Sprytna kobieta z Chelo, to trzeba jej przyznac. Kto by pomyslal!

Koniec odcinka 17
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:58:36 04-08-07    Temat postu:

monioula napisał:
Ja doskonale pamiętam, teraz pozostaje czekać na to "gorąco", choć i tak już jest. Mam nadzieję, że kolejny odcinek napiszesz jak najszybciej.


Wedle zyczenia .

----------------------------------------------------------------------

Odcinek 18

Salvador siedzial na fotelu w salonie. Byl sam. Nie mogl pogodzic sie z czynem matki. Oskarzal ojca, nie wiedzac, ze Chelo zrobila to pierwsza. Nie tylko miala romans, ale rowniez ma dziecko! Jest nim ten, kogo Estrella wybrala na meza. Randal.

Pojawil sie znikad. Pewnie bedzie roscil prawa do majatku!

Gonzalo zszedl na dol, zobaczyl syna i rzekl:

- Nadal uwazasz, ze Randal nie powinien nalezec do rodziny? - zapytal siadajac.

- To smieszne! Wszedl tu jak do swego domu!

- Bo to jego dom - stwierdzil spokojnie Gonzalo.

- Tato! Czy kazdy, kto poda sie za syna mamy, bedzie tu mieszkac?

- Ma dowod.

- Co z tego! Wierzysz, ze mama go wyrzucila?

- To jej slowa.

- Ten typ nigdy nie bedzie moim bratem! Ten pasozyt, zerujacy na naszej naiwnosci! Ten...niechciany wymysl losu z puszczy!

- Nienawidzisz go?

- Tak. To klamca, wyrafinowany oszust.

- Myslisz, ze chce pieniedzy?

- A czego?

- Moze nas? Po prostu rodziny, zycia?

- Alez, ojcze! Bzdura! Najpierw probowal zagarnac pieniadze dzieki obcowaniu z corka Colungow, a teraz chce nasze! Nie pozwole!

- A jesli bedzie chcial tu zamieszkac?

- Wyprowadze sie!

- Jest twoim bratem - powiedzial mu ojciec.

- On? Ten Lesnik? - w jego ustach zabrzmialo to jak zwykla obelga.

Salvador wyszedl. Ojciec przyjal niespodziewanego czlonka rodziny, za to jego syn nie mogl sie z tym pogodzic.

Marta wracala z corka do domu. Sluchala jej opowiesci o spotkaniu z Randalem. Byla szczesliwa, ze tak skonczyla sie ta sprawa. Jechaly wlasnie ulica, kiedy Marta sobie cos przypomniala. Zatrzymala samochod.

- Kathy, zaczekaj w wozie, pojde po cos do tamtego sklepu. Zaraz wroce.

- Dobrze, mamo.

Colunga opuscila woz. Przeszla ulice i zniknela w sklepie. Corka czekala na matke, kiedy zblizyl sie do niej mezczyzna.

- Masz na imie Kathy? - spytal.

- Tak. A kim pan jest?

- Przyjacielem Randala.

- Nic mi o panu nie mowil.

- Poznalismy sie niedawno. Prosil, zebym cie do niego zabral.

- Ale wlasnie od niego wracam.

- Zapomnial czegos! Idziesz ze mna?

- Zaczekamy na mame.

- Randal prosil o pospiech.

- Dobrze, ale zostawie mamie kartke.

- Zaczekam.

Leopoldo przeczytal kartke, jaka napisala Kathy. Napis brzmail:

"Ide do Randala, zapomnial czegos. Zaczekaj, mamo - Kathy".

Zostawila ja przy szybie i poszla z Leopoldo. Szli dlugo, az w koncu zmeczona zapytala:

- Daleko jeszcze?

- O nie, zaraz bedziemy. Widzisz tamta chalupke? To tam czeka Randal.

- Nie u ojca?

- Nie, tutaj czeka - Leopoldo mial dosc. Ile pytan, ta mala jest wscibska!

Weszli do chalupki. Na srodku stal stol z krzeslem, w dali majaczyly drugie drzwi. Z nich wyszedl mezczyzna.

- To twoj wujek Edilio - przedstawil Leopoldo.

- Ale ja nie mam wujka!

- Alez masz! Chodz tutaj! - odezwal sie Edilio.

Przerazona probowala uciec, ale Leopoldo zlapal ja mocno i wycedzil:

- Zostaniesz tutaj!

Mimo wyrywajacej sie Kathy przeszli do drugiego pokoju. Tam stalo male lozko. Kazali jej sie na nim polozyc i spac. Edilio usiadl na strazy.

Marta wrocila chwile po tym, jak Leopoldo porwal jej corke. Spostrzegla kartke, przeczytala poznawszy pismo corki, postanowila zaczekac. Czekala dluzszy czas, ale bez powodzenia. Zaczela sie denerwowac. Wrocila do domu, sadzac, ze tam ja odwiozl. Nie zastala tam nikogo. Wykrecila numer Gabriela.

- Marta? Co sie stalo?

- Czy jest u ciebie Kathy?

- U mnie? Nie.

- Zostawilam ja na chwile w samochodzie. Potem zastalam kartke, ze poszla do Randala.

- Ale Randal jest tutaj!

- Nie wychodzil?

- Nie.

- Moze jeszcze nie doszla?

- Zglosilas to na policje?

- Jeszcze nie.

- Zaczekaj na mnie, przyjade.

Odlozyl sluchawke i powiadomil Randala. Ten przestraszyl sie:

- Oby tylko nic jej sie nie stalo!

Blyskawicznie wyszli. Dotarli do miejsca spotkania z Marta. Strescila im wydarzenia.

- Jedziemy na policje! - powiedzial Salasar.

Zaparkowali przed komisariatem. Weszli we trojke do gabinetu.

- Komisarz Duran?

- Tak, to ja. O co chodzi? - powital ich mezczyzna pod czterdziestke, z malym wasikiem.

- Jestem Marta Colunga. Moja corka zaginela.

- Prosze usiasc i opowiedziec mi cala historie.

Wysluchal z uwaga, obejrzal kartke i zapytal:

- Pan zapewne jest ojcem dziecka?

- Alez nie, przyjacielem rodziny - zaprotestowal Salasar.

- A pan?

- Randal, syn Gabriela - wskazal ojca.

- To do pana poszla Kathy?

- Tak, chodzi o mnie.

- Wobec tego musze pana aresztowac - rzekl zimno Duran.

- Za co? Nie mam z tym nic wspolnego! Znam dziewczynke, ale...

- Za porwanie - przerwal mu komisarz i wezwal dwoch wspolpracownikow.

- Ale to pomylka! - wtracil Salasar.

- Orzeknie to sad! Odprowadzic go!

Zrozpaczony Gabriel mogl tylko patrzec. Wiedzial, ze to oskarzenie, to bzdura, ale nie potrafil mu pomoc.

Leopoldo zadzwonil do Chelo, zeby powiadomic ja o wykonaniu planu. Minela noc. Gabriel z Marta spedzili ja w domu na naradzie.

- Trzeba go stamtad wydostac! - mowila Marta.

- Ale jak?! - martwil sie Gabriel. Byl zupelnie zalamany.

- Chodzmy sie czegos dowiedziec, trzeba mu wynajac adwokata.

Wrocili wiec na komisariat. Policja szukala Kathy, ale jedyny trop prowadzil do Randala. Gabriel wlasnie z nim rozmawial:

- Tato, przysiegam, nie porwalem jej!

- Wierze ci, synu. Zadzwonie do adwokata.

- Zajmijcie sie Kathy, nie mna!

- Nie moge cie tu zostawic!

- Ja dam sobie rade, ona jest sama. Obiecaj, ze ja znajdziesz!

- Postaram sie, chlopcze.

- Ojcze, mam prosbe

- Powiedz, jak moge pomoc.

- Nie mow Estrelli. Nie chce, zeby sie martwila.

- Potrzebujesz jej teraz. Bedzie chciala byc z toba, ona musi wiedziec.

Gabriel dotrzymal slowa. Powiadomil o tym Estrelle.

- To niemozliwe! Juz jade!

- Dokad jedziesz? - pytal Salvador, ktory slyszal jej telefoniczna rozmowe.

- Randal jest oskarzony o porwanie Kathy.

- Porwal dziewczynke?! Bezczelnosc!

- To bzdura! Jest na pewno niewinny!

- Nie bylbym taki pewien.

- Jak smiesz?!

- Milosc cie oslepia, siostrzyczko!

Weszla Chelo, Salvador opowiedzial, co sie zdarzylo.

- Moj syn przestepca? Zawiadomie Gonzalo i jade na policje!

- Alez mamo...

- Ty tez powinienes! To twoj brat!

- Daj spokoj, prosze!

- Jak chcesz. Ja jade z Estrella!

Pojechaly wiec same. Zastaly tam Marte z Salasarem. Chelo chciala wejsc pierwsza, ale Gabriel zatrzymal ja.

- Niech wejdzie Estrella.

- Masz racje. Idz - nakazala corce Gonzalo.

Randal bardzo martwil sie o Kathy. Jej odnalezienie bylo najwazniejsze. Noc minela mu na mysleniu. Co stalo sie z jego dziewczynka? Gdzie jest, czy zyje? Pewnie sie boi, do tej pory zyla na wsi. Wciaz nie bylo wiadomosci.

- Randal - jakis szept wyrwal go z zamyslenia - to ja, Estrella.

Dopiero teraz ja spostrzegl. Podszedl do kraty.

- Dziekuje, ze przyszlas.

- Jak tylko powiedzieli mi o tym, pojechalam. Nie mogles jej porwac, pomylili sie!

- Kartka Kathy swiadczy przeciwko mnie.

- Czy Salasar nie moze potwierdzic, ze byles w domu?

- Jest moim ojcem. Uznaja, ze swiadczy na moja korzysc.

- A Marta Colunga? Zna cie przeciez.

- To nie wystarczy. Jutro mam zlozyc zeznanie.

- Dlaczego tak pozno?

- Nie wiem.

Rozmowe przerwalo im wejscie straznika, ktory nakazal opuszczenie pomieszczenia. Musiala isc. Na odchodnym uslyszala:

- Estrello, ja...- przerwal. - Kocham cie - wreszcie sie odwazyl.

- Wiem - powiedziala miekko.

W miedzyczasie Chelo Drago z drwiacym usmiechem obserwowala Gabriela Salsara rozmawiajacego z adwokatem przez telefon. Coz za glupiec! Jej plan byl bezbledny, lecz nie zakladal aresztowania Randala. Kathy sama go uwiezila, to swietnie! Nawet lepiej, teraz tylko dopilnuje, aby zgnil w wiezieniu! O, Estrella wyszla, trzeba udawac rozpaczajaca matke! Podeszla do niej:

- Jak sie czuje, czy moge go zobaczyc?

- Zabroniono wchodzic. Mamy poczekac.

- Ale jest moim synem!

- To na nic, pani Drago.

Gabriel skonczyl rozmowe z adwokatem.

- Adwokat mowi, ze trudna sprawa. Nie sadzi, zeby udalo mi sie cos osiagnac.

Zamilkl. Wszyscy popatrzyli na drzwi. W drzwiach stal syn Chelo i Gonzalo, Salvador. Podszedl do nich i zapytal:

- Co wiecie o sprawie Randala?

Strescili mu najnowsze informacje.

- Czyli moga go skazac, tak? - spytal.

- Tak.

- Chcialbym go zobaczyc.

- Naprawde? - ucieszyli sie wszyscy, oprocz oczywiscie Chelo.

Akurat wyszedl Duran, wiec Salvador poprosil o odwiedziny u wieznia.

- Dobrze, ale krotko! - zastrzegl groznie komisarz.

Salvador wszedl wiec do srodka. Zaskoczyl swoja wizyta Randala, choc jego brat bardzo sie ucieszyl.

- Jestem ci wdzieczny, Salvadorze. Dziekuje.

- Przyszedlem ci cos powiedziec. Cos waznego.

- Co?

- Wiem, kto naprawde porwal Kathy.

Koniec odcinka 18
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:11:47 05-08-07    Temat postu:

Dzisiaj, dzisiaj ).

------------------------------------------------------------------------

Odcinek 19

- Naprawde to wiesz? Powiedz mi, prosze! Czy nic jej nie jest?

- Chcialbys to wiedziec? Wyszedlbys wtedy z wiezienia.

- Martwie sie o Kathy. Nie znecaj sie nade mna!

- Alez o to chodzi! Masz po prostu cierpiec!

- Salvadorze, jesli ja porwano...

- To z twojej winy!

- Jak to - z mojej?

- Zeby pokazac ci, ze jestes intruzem w rodzinie Drago!

- Moja matka mnie kocha - bronil sie Randal.

- Chelo? Gwarantuje ci, ze udaje.

- Dlaczego mnie tak krzywdzisz, Salvadorze?

- Wiesz, dlaczego? Bo zniszczyles obraz mojej matki! Byla swieta, a dzis ma syna z kochankiem.

- Popelnila blad, lecz musisz jej wybaczyc i dalej kochac.

- Ty to powiedziales? Wyrzucony jak pies?

- Los zwrocil mi matke. Chce, zebys pamietal, kim ona dla ciebie jest.

- Naprawde ja tak bardzo kochasz?

- Zylem ponad dwadziescia lat sam, wiec jak myslisz? Nie rozumiesz, ty miales rodzicow caly czas - Randal powiedzial gorzko.

- Ale nie mialem Estrelli! Kiedy zakochala sie we mnie, zabrales mi ja!

- Zrozum, ona jest twoja siostra! Salavadorze, prosze, nie mscij sie przeze mnie na Kathy! - dodal.

- Kathy nie zyje! - rzucil ten z triumfem.

- Co? Co ty mowisz?! klamiesz, blagam, powiedz, ze to nieprawda!

- Pewnie, ze prawda. Porywacz ja zabil. Widzialem. Nie pomoglem jej, zebys cierpial.

Randal prawie stracil zmysly z rozpaczy.

- Wynos sie, odejdz, prosze! Ty podly draniu!

Syn Chelo odszedl. Randalowi swiat zboojetnial. Za to Estrella zapytala brata, co mowil Randalowi.

- Tylko, ze dopilnuje, aby tam zostal. Aha i ze jego Kathy moze juz nie zyje...

- To ty ja porwales? - spytala Estrella powoli.

- Ach, nie, lecz przyznaje - niezly pomysl. Mialbym jak go dreczyc...

Mocny policzek zabolal teraz Salvadora.

- Zniknij stad! Oszczedz mi ogladania cie!

- Pojde, ale pamietaj - zabije go, jesli za niego wyjdziesz! - wysyczal wsciekly.

Z tymi slowami opuscil komisariat. Gabriel malo go nie pobil, ale Chelo powstrzymala go.

- Nie warto, powiem w domu, co o nim mysle. Czy teraz moge wejsc? - zapytala Durana, ktory wlasnie przechodzil.

- Dosc wizyt. To nie hotel!

- Marto, - rzekl Gabriel - jedz do domu, moze porywacze w koncu zadzwonia.

- Dobrze, masz racje.

Zostal wiec z Chelo i Estrella.

- Zaczekam na nowe wiesci. Wroccie do domu.

- Chce zostac! Chce mu pomoc!

- Chelo, nie upieraj sie! Nie bylo cie dwadziescia lat, a teraz nagle zachowujesz sie jak jego matka!

- Jestem nia, Gabrielu! On mnie pokochal, a ja chce go bronic! Nawet ty mnie nie powstrzymasz! Chcesz miec syna tylko dla

siebie, mam grac ta zla jedze, ty za to jestes aniolkiem!

- Prosze cie, nie teraz. Moj syn...

- Twoj, twoj! Randal ma juz matke, nie zapominaj!

- Nie ufam ci! Porzucilas go, wiec stracilas wszelkie prawa!

- A ty gdzie byles? Tyle lat byles daleko!

- Nie wiedzialem o niczym!

- A ja? Ledwo mi powiedziales, uznalam go! Porozmawiam z adwokatem!

- To moj mecenas!

- Co z tego? Chyba mam prawo! Czyzbys przeczyl?

- Nie wtracaj sie, Chelo!

- Zobaczysz, zabiore ci syna! Bedzie kochal tylko mnie! - wyszla zagniewana.

Salasar nagle stracil oddech. Zachwial sie i tylko Estrella podtrzymala go, aby nie upadl.

- Wszystko w porzadku?

- Tak...to chwilowe...dziekuje. Zaczekam na adwokata.

W miedzyczasie Leopoldo rozmawial z Kathy.

- Dlaczego mnie pan porwal?

- Wcale cie nie porwalem. Randal prosil, zebym cie tu zatrzymal, az wroci.

- Kiedy?

- Nie wiem. Moze za tydzien, moze za dwa?

- Gdzie pojechal?

- W podroz. Daleka - mial na mysli wiezienie, ale to przemilczal.

- Zaczekam - i tak ten problem sam sie rozwiazal.

Kruk od czasu, gdy Randal zamieszkal u Gabriela, zalozyl gniazdo w poblizu. Jego wlasciciel mial okno na wprost, totez kruk czesto wlatywal do mieszkania. Teraz okno bylo zamkniete. Kruk siedzial na parapecie. Pukal pare razy dziobem - na nic. Martwil sie. Zawsze widzial Randala przez okno, teraz od dluzszego czsu pokoj swiecil pustka. Moze tak zostanie?

Salvador radowal sie z bolu, jaki zadal wiezniowi. Taki sam przezyl, kiedy ten wszedl do jego domu. Sycil sie teraz wygrana. Przezywal na nowo triumf. Powtarzal kazde slowo z rozmowy na komisariacie. Nagle dotarl do chwili, gdy pytal Randala, czy nadal kocha swoja matke. Nieprzyjemna odpowiedz zapiekla. "Nie rozumiesz!". On nigdy nie byl sam. Mial rodzine, dom, miejsce na swiecie. Milosc. Nie zaznal odrzucenia. Nigdy. Teraz tracil matke i Estrelle.

- Dlaczego ją? Czemuz ja nie moge, tylko ty? Zabierasz mi wszystko, Lesniku!

Nicholas Diaz zahamowal przed domem Marty. Zamierzal zaprosic ja na kolacje. Wysiadl wlasnie z wozu. Zadzwonil, otworzyla mu niania.

- Slucham?

- Czy zastalem pania Marte?

- Nie przyjmuje gosci.

- Prosze powiedziec, ze przyszedl Diaz.

- To bezcelowe.

- Nalegam, to wazne.

- Sprobuje.

Zniknela na chwile w domu, po minucie wrocila i rzekla:

- Prosze ze mna.

Czekal pozniej w salonie na Marte. Dopijal przyniesiona mu herbate, gdy zeszla.

- Witam cie, Nicholasie.

- Witaj, Marto - podniosl sie, witajac przybyla.

- Wybacz niani, ale stalo sie nieszczescie.

- Cos zlego z Kathy? - przerazil sie.

- Tak, porwano ja.

- Co? Kto?

- Nie wiem. Zostawila kartke, ze idzie do swojego braciszka.

- Przeciez Kathy nie ma brata!

- Ma. Posluchaj...

Wysluchal z niedowierzaniem dlugiej opowiesci.

- Randal naprawde ja porwal? - pytal.

- Nie wierze w to. Nie potrafie.

- Ten typek nie wyglada w porzadku. Chyba to kretacz.

- Zawsze byl uczciwy.

- Wyczul smak pieniedzy, mial zazadac okupu!

- Nicholasie!

- Zamydlil wam oczy! To dran!

- Moja corka go uwieliba!

- Jesli jeszcze zyje.

- Myslisz, ze moglby...moglby?

- Zapewne! To on porwal mala! Niech powie, gdzie ja ukryl!

- Ale jak?

- Idz tam. Rozkaz mu!

- Dobrze, pojde! Niech odda corke!

Gdy Nicholas wyszedl, wybrala sie na policje. Chcial z nia jechac, lecz wolala to zalatwic sama. Z furia zaparkowala przed budynkiem policji. Wysiadla, poszla do komisarza i poprosila o wizyte u wieznia. Zyskala pozwolenie, dotarla wiec do celi.

- Pani Marto, czy wiadomo cos...

- Milcz, morderco!

- Dlaczego pani tak mnie nazywa?

- Bo zabiles Kathy!

- Ja? Moja siostrzyczke, przyjaciolke! Ja...Nie, nie moge w to uwierzyc, pani mnie oskarza! Predzej umre, niz skrzywdze pani corke, przysiegam!

- Ty nedzniku! Klamiesz, a Kathy moze juz nie zyc! Dam ci majatek, oddaj corke!

- Pieniadze? Za dziewczynke? Mnie? Za swiatlo mojego zycia, ja mialbym porwac i zabic, ja mialbym skrzywdzic Kathy, ja...- rozplakal sie Randal. - Uratowala mnie w dwojnasob, wydobyla z niebytu, pokochala, a pani sadzi, ze...

- Czegoz wiec chcesz?! Wolnosci? Pozycji? Dam ci, co kazesz!

- Moge tylko przysiac, ze nie zabralem jej.

- Mscisz sie za Pabla, kradnac mi corke! Nie wierze ci!

- Skad te okrutne slowa?

- Otwarto mi oczy, pokazano twoje prawdziwe oblicze! A ona cie uwielbia! Jesli ja skrzywdzisz, zabije cie!

W miedzyczasie Gabriel rozstal sie z adwokatem i szedl do Randala w tej sprawie, gdy uslyszal Marte. Wszedl szybko i uslyszal ostatnie zdania. Zobaczyl lzy syna, krzyczaca Marte i krew sie w nim zburzyla.

- Niech pani przestanie! On kocha ja bardziej, niz my wszyscy razem wzieci! Nie widzi pani, jak bardzo go rani?! Dreczy

podejrzeniami! Prosze wyjsc! Natychmiast!

- Panie Salasar!

- Wynocha! - Gabriel nie panowal nad soba.

Marta wyszla obrazona. Salasar podszedl blizej.

- Jak smiala to mowic! Oskarzac ciebie... - urwal. Cos scisnelo go za serce. Pobladl, drobne krople potu wystapily mu na czolo. Nagle zaczal sie dusic.

- Tato! - przerazil sie Randal. - Zle sie czujesz?

- Nie, nic, nic. Juz dobrze, to tylko chwilowe, juz przeszlo! - z trudem sie usmiechnal. - Sluchaj, Gutierez mowi, ze pomoglby nam jakis swiadek.

- Ale skad go wziasc?

- Musieli byc ludzie, to przeciez srodek miasta.

- Moze nikt nie zwrocil uwagi?

- Jedyna nadzieja w swiadkach.

- Tato, czy wiesz cos o Kathy? - przerwal miclzenie po chwili.

- Nie, wiedzialbys.

- Bo Salvador twierdzil, ze...nie zyje!

- Bzdura! Oszukiwal cie!

- Dziekuje. Idz do domu, tato, odpocznij.

- Dobrze, synu, skoro prosisz. Wroce jeszcze.

Wyszedl. Opadl na siedzenie w wozie. Wcale mu nie przeszlo.

Godziny do przesluchania wlokly sie w nieskonczonosc. Jutro zlozy zeznanie i reszte zrobi osad Durana - albo mu uwierza, albo czeka go rozprawa sadowa. Z nienawiscia Marty zapewne przegra i skonczy zycie w wiezieniu. Jakze bolesne byly jej oskarzenia! Wiedzial, ze cierpi, ale nikt nie liczyl sie z jego rozpacza, przeciez on takze sie martwil. Tylko ojciec rozumial, byl pewien jego niewinnosci, bronil go do konca. Dzieki Marcie go odnalazl, wiele je wlasnie zawdzieczal. Moze nawet zycie. Ukrywala przed Pablem, pozwolila Kathy przychodzic do lasu, przeciwstawila sie mezowi. A teraz przeklina. Z calej duszy i serca.

Komisarz Duran byl zdziwiony. Czyzby sie pomylil? Obojetnie, jak bylo, musi to zrobic. Wstal wiec z krzesla, wolnym krokiem udal sie do celi, mruczac pod nosem. Przystanal u celu i zawolal wieznia.

- Randal Salasar!

- Czy juz pora na zeznania?

- Nie.

- A wiec?

Komisarz wyjal klucze i przekrecil zamek w drzwiach. Lekko skrzypnely przy otwarciu. Za chwile byly szeroko otwarte.

- Jestes wolny, Salasar!

Koniec odcinka 19
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:38:54 08-08-07    Temat postu:

monioula napisał:
Chelo to taka hipokrytka! Salvador przynajmniej przyznał się, że nienawidzi Randala, a ona udaje najwspanialszą, nawróconą matkę, podczas gdy to ona stoi za porwaniem Kathy! Oh! CZekam na ciąg dalszy, fajnie, że odcinek był dzisiaj xD


Ocenilas ja genialnie, trafilas w samo sedno. W ogole dzieki, ze to jeszcze czytasz ). Przepraszam tez za tak dluga przerwe, za to mam nadzieje, ze odcineczek sie spodoba. Salvador wreszcie ujawnil swe zamiary...

-----------------------------------------------------------------------------

Odcinek 20

- Wolny? Ale...jak? Kto pomogl? Kto mnie uwolnil?

- Nie moge ci powiedziec, Salasar! Kazal ci tylko rzec: "Zrozumialem!".

- Co?! Jest pan pewien?

- Najzupelniej. Wychodz.

Opuscil wiezienie jak najszybciej, aby opowiedziec o tym ojcu. Musi sie dowiedziec, czy wszystko w porzadku. Bardzo sie niepokoil o Salasara, nie wierzyl w jego zapewnienia. Byl to juz drugi raz, choc Randal wiedzial tylko o jednym. Pozniej zobaczy Salvadora, musi mu podziekwoac za uwolnienie! Nareszcie pogodzil sie z faktem posiadania brata. Teraz beda razem, tak powinno byc juz od wielu lat.

Po pewnym czasie doszedl do domu - szedl piechota, nie byl jeszcze przyzwyczajony do autobusow. Otworzyl glowne drzwi, przeszedl dziedziniec i dotarl do bramy. Otworzyl, wszedl do mieszkania i ujrzal, jak wlasnie wychodzi obcy czlowiek w stroju lekarza. Zmartwial.

- Kim pan jest?

- Doktor Bruzon. Przyszedlem do gospodarza domu.

- Mojego ojca?! Czy cos sie stalo?!

- Panski ojciec poczul sie bardzo zle i wezwal lekarza. Musi duzo odpoczywac i unikac nerwow. Jesli nie bedzie mnie sluchal, moze isc do szpitala. A wtedy nie odpowiadam, czy przezyje, jesli bedzie w takim stanie. Moze wtedy umrzec.

Bruzon wyszedl, a Randal pospieszyl do ojca. Zastal go na gorze, w fotelu. Po cichu otworzyl drzwi, totez Salasar go nie spostrzegl. Randal chwile patrzyl na ojca. Nie chcial go stracic. To on walczyl ze wszystkimi o swego syna. Teraz Randal czul, ze oczy mu zwilgotnialy.

- Tato! Wrocilem...

Salasar drgnal. Spojrzal tam, skad dochodzil glos.

- Randal, chlopcze! Wrociles do mnie! - Gabriel wstal. Za chwile plakali obaj, tym razem ze szczescia.

- Ojcze, - rozpoczal Randal potem - spotkalem Bruzona i powiedzial mi cos niepokojacego. Musisz zadbac o siebie.

- To nic, opowiedz, jak cie uwolniono. Czyzby znalezli Kathy?

- Niestety, nie. Za to moj brat mi wybaczyl!

- Salvador?! Skad wiesz?

Randal opowiedzial. Nie ukrywal wielkiej radosci. Za to Gabriel nadal nie wierzyl:

- Jeszcze niedawno zarzucal ci wszystko, co potrafil, teraz ci pomogl? Albo ma w tym jakis cel, albo wypelnia czyjes rozkazy!

- Nie, ojcze! Chce byc moim bratem, nie zostawie go tak, jak on najpierw mnie!

- Obys sie nie rozczarowal, chlopcze!

- Zobaczysz, ze to ja mam racje. Jutro pojde do niego.

- Chodzmy razem.

- Nie, ojcze. Nie trzeba, ide przeciez do rodziny. Tam nie musisz mnie chronic.

Dzien pozniej stanal u wrot domu Drago. Otworzyla mu Marianna, mial poczekac na dole na brata. Zasiadl wiec w fotelu i czekal z niecierpliwoscia. Wreszcie zszedl Salvador:

- Widze, ze cie wypuscili - zasiadl rowniez, obok.

- Dzieki tobie! Jestem ci wdzieczny!

- Niepotrzebnie. Jesli chcesz, mozesz tu zamieszkac.

- Z toba? Ale ojciec...

- Decyduj sam.

- Salvadorze, czy ty naprawde wiesz, kto porwal Kathy?

- Wiem.

- Pomozesz mi ja odnalezc?

Pytanie zawislo w powietrzu. Chelo schodzila na dol, ale nie uslyszala odpowiedzi Salvadora. Zastygla na szczycie schodow.

- Co ty tutaj robisz?

- Dzien dobry, mamo! - Randal zerwal sie z krzesla. - Salvador mnie uwolnil!

Wspomniany nie byl z tego zachwycony. Teraz oberwie od Chelo! Ta zas dotarla do salonu:

- Moj syn? - ledwo powstrzymala wscieklosc. - Jak?

- Tak! Widzial porywaczy!

- Co?! - zbladla Chelo.

- Wie, gdzie jest Kathy!

- Naprawde, Salvadorze?

- Nie, mamo, on klamie. Uwolnilem go, bo to przeciez twoj syn, chyba nie chcesz, zeby cierpial! - oczy mlodzienca miotaly skry, musi sie tlumaczyc!

- Ach, masz racje, dziekuje. Jak to zrobiles?

- Powiedzialem, ze jestes matka wieznia. Duran prawie zemdlal. Od razu go wypuscil.

- Powiedziales komisarzowi? - Chelo mowila dziwnie spokojnie.

- Tak, mamo.

Stojacy z boku Randal nie rozumial. Dlaczego Salavdor klamie? PRzeciez obiecal...Dopiero co mowil, ze pomoze mu znalezc dziecko...

Gonzalo znal cala historie, Estrella wtajemniczyla go we wszystko. Wlasnie rozmawiali o zdarzeniach:

- Kto to byl?

- Nie wiem, ojcze. Byc moze przypadek, ktos, kto po prostu liczy na okup. Albo...

- O kim myslisz?

- Albo Leopoldo - dokonczyla Estrella.

- Dlaczego mialby ja porywac? Co ma wspolnego?

- Dawniej walczyl z Salvadorem, teraz moze chciec zemscic sie na innym rywalu.

- Syn Laury i Eduardo - porywaczem? Bzdura!

- Wobec tego czemu nie chca okupu?

- Nie wiem.

Na dole toczyla sie inna rozmowa.

- Jak smiales?! Opowiadac policji, ze mam dziecko z romansu! Czy ty wiesz, co zrobiles?

- Przeciez obiecalas, ze sie przyznasz, tak, jak uznal Estrelle twoj maz! - wtracil Randal.

- Oszalales? Opowiem swiatu, ze zdradzilam meza? Chcesz takiego skandalu?

- A twoje slowa o milosci? O wybaczeniu?

Chelo zorientowala sie, ze powiedziala za duzo.

- Oczywiscie, ze cie kocham. Nie chce tylko oglosic tego w taki sposob. Zawolam tu Estrelle.

Czas po jej wyjsciu wsciekly Salvador szeptal:

- Jesli mam ci pomoc, nie mow matce! Dobrze, ze wybrnelismy!

- Powinna wiedziec! Moze pomoc!

- Sluchaj mnie, albo nici z umowy! Jasne?

- Dobrze, jak wolisz.

Zamilkli, bowiem zeszla Estrella. Wiedziala juz o zdarzeniach, bardzo sie cieszyla, ze wszystko sie wyjasnia. Liczyla na gorace powitanie, ale Randal rzekl chlodno:

- Witaj, Estrello.

- Czy cos sie stalo? Macie takie powazne miny.

- Sprobuje z Randalem odzyskac Kathy - odpowiedzial Salvador.

- Skad wiesz, gdzie jest?

- Salvador widzial porywaczy - rzekl Randal.

- Kim sa?

- To Leopoldo - odpowiedzial jej brat.

- Jestes pewien?

- Tak. Pamietaj, ani slowa!

- Jak chcecie ja odbic?

- Wezme pistolet.

- Salvadorze!

- Nie boj sie, wszystko bedzie dobrze.

- Ide z wami!

- Czekaj tu na nas. Rano bedzie po wszystkim, zapewniam cie.

- Powiadomcie mnie o wyniku.

- Jutro wroce, modl sie za nas.

- Obiecuje, bede czekac. Gabriel wie?

- Zaraz go zawiadomie, ze Randal tu bedzie nocowac.

Zapadla noc. Dwa duchy wymknely sie cicho z domu. Musieli isc piechota, samochod mogliby uslyszec.

- Skad wiesz, gdzie ja zabral?

- Ma domek na skraju.

- Co zamierzasz?

Plan Salvadora wydawal sie latwy. Oby tylko sie udal! Zblizyli sie juz do tego domku.

- W malym sie swieci.

- Jest sam?

- Nie, kreci sie tam tez jakis typek.

- A ona?

- Jest z nim.

Ich szepty niosly sie w okolicy. Skradali sie jak myszy, planowali dotrzec pod drzwi domku. Udalo im sie, dlatego Salvador mogl w nie zapukac. Chwila ciszy, az nagle uslyszeli kroki.

- Oszalales?! - w srodku Edilio protestowal. - Moze to policja!

- Musze otworzyc! Widzieli swiatlo!

A wiec Leopoldo otworzyl szeroko drzwi.

Estrella nie mogla zasnac. Teraz pewnie sa juz blisko, moze w srodku. Byc moze uciekaja z dziewczynka? Albo walcza. Kiedy wroca? Czy razem? A moze zgina?

Zobaczyl tylko lufe broni.

- Oddaj nam mala, a przezyjesz.

- Nie rozumiem.

- Zabije cie, jesli sprobujesz uciec. Oddaj dziecko.

- To ty, Salvadorze? Zwariowales, durniu! Nie mam Kathy!

- Widzialem cie! Mierze prosto w ciebie, a wiec!

- Dobrze, dobrze, bierz ja. Wchodzcie.

Zrobili, co kazal. Ale przeliczyli sie, bowiem Leopoldo zawolal glosno:

- Edilio!

Ten wiedzial, co czynic. Wszedl z Kathy, ale wymierzyl do niej z wlasnej broni.

- Co teraz, samuraje? Wyniesiecie sie? Opuscie bron!

- Randal, ja sie boje! - rozplakala sie Kathy.

Salvador poznal typka. To on go napadl. Odlozyl bron.

Edilio wtedy wycelowal pistolet w Salvadora. Powoli zblizyl sie ku niemu. Na to tylko czekal jedniec. Gwaltownym ruchem wyszarpnal bron i role sie odwrocily. Nakazal mu puscic Kathy, co Edilio uczynil. Podbiegla do Randala, podczas, gdy Salvador podniosl swoja bron i razem z Kathy zaczeli sie wycofywac. Opuscili dom i uciekli w strone ludzkich siedzib.

- Udalo sie!

- Leopoldo to tchorz, nawet nie walczy.

- Idzicie do Estrelli, ja wypelnie reszte planu.

- Zgodnie z umowa! - przypomnial mu Salvador.

- Wiem, co mam zrobic, bracie!

- Zapomnij, ze tutaj bylem!

- Wiem, dziekuje. Zegnaj, Kathy! Idz z nim.

Randal rozplynal sie w mroku. Nie bylo czasu na dluzsze pozegnania.

- Gdzie poszedl, prosze pana?

- Pozniej ci powiem. Idzmy do Estrelli.

Nikt nie widzial czarnej postaci stojacej przy rezydencji Gabriela Salasara. Na jej ramieniu siedzial kruk.

- Przebacz mi, ojcze, ale Leopoldo zabilby ja bez litosci! Wybacz, ze sprawie ci bol, jest to jednak czesc planu, jaki uzgodnilismy z Salvadorem. Zapomnij.

Mrok spowil go, gdy znikal we mgle wstajacego slonca. Swiatlo padajace z okien, ominelo postac, nie zahaczylo o wypelniajacego obietnice znikniecia, jaka zlozyl bratu Randal.

Wslizgneli sie cicho przez okno, specjalnie otwarte przez Estrelle. Wiedzieli, ze czeka na wiesci.

- Przeczekamy tutaj, jutro pojdziemy do mamy.

Estrella czuwala przy drzwiach. Kiedy poslyszala cichutkie pukanie, wpuscila ich.

- Dzieki Bogu, udalo sie. Gdzie Randal? - szpenela.

- Poloz mala, potem ci opowiem.

Ta zasnela od razu. Estrella zdenerwowana pytala o akcje:

- Co sie dzieje?! Mieliscie wrocic razem?!

Nie przypuszczala, co uslyszy. Nabral powietrza i rzekl:

- On nie zyje.

Koniec odcinka 20
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:49:51 09-08-07    Temat postu:

monioula napisał:
Oj to pokuś się pokuś, bo piszesz świetnie Te "fragmenty poetyckie" są super.


W tym odcinku bedzie ich mnostwo ).

monioula napisał:
Moim zdaniem Salvador pomógł Randalowi w uratowaniu Kathy, która jest dla niego taka droga, a swoją drogą, że zmusił go do zapłacenia za tę pomoc takiej ceny...Sama nie wiem, kto jest gorszy: Salvi czy Chelo...


Jak teraz tak patrze, to oboje sa siebie warci...W sumie oboje odebrali zycie Randalowi - jedno skazalo go na zycie w lesie, a w sumie na smierc, drugie zabralo mu to, co sie mu w pelni nalezalo, tez tak, jakby mu znow odebralo cale zycie.

monioula napisał:
Wiem tylko, że chcę, żebyś pisała dalej, bo bardzo mi się to podoba


Bede . To juz raczej pewne, ze bedzie 3 czesc. Dziekuje za mile slowa! A dzis zapraszam na 21 odcinek ).

-----------------------------------------------------------------------------

Odcinek 21

Byc moze wlasnie to bylo prawda. Bo tak naprawde nigdy nie istnial. Byl jak postac z basni, ktora przez przypadek dostala sie do rzeczywistego swiata, a teraz wraca na karty legendy. Przeczytanej i odlozonej na polke, o ktorej czytelnicy szybko zapomna. Bogata wyobraznia Kathy ozywila bohatera opowiesci na krotka chwile, ale czar prysl. Jedynym swiadectwem niezwyklych zdarzen bedzie tylko pamiec Lesnego Ducha. On nigdy nie zapomni. Czy warto bylo? Przezyc ponad rok iluzji? Wiedzial, ze tak. Kiedy sep tesknoty zacznie szarpac jego dusze, przywola magie czasu spedzonego z Kathy i bedzie przezywal tamte dni, jakby sie dopiero rozgrywaly. Wlasnie idzie ta sama sciezka, co wtedy ona, zbliza sie juz do swego celu, tam, gdzie stoi jego domek. Ptak, wierny przyjaciel Randala, lecial za nim przez droge. Potem usiadl na dachu, kiedy juz dotarli.

Pogladzil reka sciany, lekko juz postarzale przez czas. Wtedy po raz pierwszy sie usmiechnal.

- Wrocilem do domu, kruku. Skonczylem daleka podroz, teraz tu osiade. Na wieki.

Potem wszedl do srodka. Wszystko tu bylo takie, jak przed rokiem, czekalo na niego. Stara skrzynia tez tam byla. Uniosl wieko. Posrod szmat nie bylo drobnej chustki. Tej, w ktorej Chelo przyniosla go Rosicie. Salvador wzial ja na dowod jego smierci - byla tam bowiem zakrzepla krew z rany po strzale Leopolda. Strzal ten wplynal na jego zycie, to dlatego Kathy musiala poinformowac rodzine o czlowieku z lasu. Potem poznal tez Estrelle. Pokochal, lecz los w swej zlosliwosci kazal jej bratu uknuc plan, cene za uratowanie corki Marty.

- To dla ciebie, Kathy - rzekl, gdy zamknal skrzynke. - Dla ciebie, siostro. Wypelniam obietnice dana twojemu ojcu przed smiercia.

Zrezygnowal dla niej z zycia, milosci, matki, brata, ojca, nazwiska, dziedzictwa - ze wszystkiego. Dzien powital go odnawiajacego swoj szalas.

Tej nocy Gabriel Salasar nie spal zbyt dobrze. Snily mu sie koszmary - Chelo zabierajaca mu syna z rak, gdy Randal byl niemowleciem, sedzia wydajacy wyrok smierci za porwanie, Rosita zabijajaca malego chlopca. Zerwal sie przerazony, ale szybko sie uspokoil, przeciez Randal nocuje u brata. Jutro wroci i opowie o wizycie, zapewne udanej. Niepotrzebnie nie uwierzyl Chelo, ona naprawde sie zmienia. Byc moze Gabriel bedzie jej przyjacielem, skoro sie zmienia. Razem beda na slubie Randala z Estrella...Pogodzeni, szczesliwi...Potem wychowaja wnuki, za pare lat.

Estrella patrzyla na brata, jakby ten obwiescil przelot UFO.

- Klamiesz. Nienawidzisz go i wymyslasz bzdure, zeby nas rozdzielic.

- Przykro mi. Ja...chcialem postraszyc Leopolda, wyjalem bron. Mialem wystrzelic w powietrze. Randal zle to zrozumial.

Myslal, ze chce ich zabic, Leopolda i jednego typka. Probowal wyrwac mi bron i przypadkowo nacisnal spust. Wystrzelil. Kazal dac ci to na dowod - wyjal splamiona chustke.

Estrella delikatnie chwycila chustke. Od razu ja poznala, widziala ja, gdy pierwszy raz byla w domu Salasara. Wtedy nie widziala tych plam. Teraz swiadczyly o smierci jej ukochanego. Zbyt zakrzeple, jak na swieza krew, ale nie zwrocila na to uwagi. Liczylo sie teraz tylko to, ze odszedl na zawsze. Prypomniala sobie pierwsze spotkanie, jej opowiesc o milosci do czlowieka, ktory okazal sie jej bratem, o jej ojcu, o cierpieniu...Jego cieple oczy, niesmialy dotyk reka, aby ja pocieszyc. Pozniej, kiedy zrozumiali co ich laczy, jeden raz byli jednoscia. Pierwszy i zarazem ostatni, jak ulotne chwile szczescia.

Jej lzy kropily slady krwi. Sciskala chustke, jakby to byl najdrozszy skarb, jaki miala. Salvador poczul dziwne wzruszenie i nagle dodal sam, bez planu:

- Powiedzial, ze bardzo cie kochal. Umarl wspominajac twoje imie, siostrzyczko.

Estrella dotknela jednej z plam. Tylko to pozostalo jej na pamiatk. Brat chcial ja pocieszyc, ale nie zdazyl. Znalazla sie w jego ramionach, ale bez przytomnosci. Z braku miejsca na lozku posadzil siostre na krzesle i przystapil do reanimacji. Kiedy troche odzyskala swiadomosc, zbudzil Kathy i po cichu wymknal sie z domu.

Na piechote doszli do Marty. Bylo wczesnie, jeszcze spala. Otworzyla jednak drzwi po chwili i ze zdumieniem ujrzala w nich corke.

- Kathy! - wzruszajace powitanie trwalo dobra chwile, nim zobaczyla obok Salvadora.

- Co tu robisz?

- Przyprowadzilem pani corke. To ja ja odbilem.

- Wejdz, opowiesz mi.

W srodku strescil cale wydarzenie w wersji ustalonej ze wspolnikiem. Kathy tu nie bylo, poszla do niani.

- A wiec to Leopoldo! A ja oskarzylam niewinnego, nigdy sobie nie wybacze tej krzywdy. Pomyslec, ze zginal broniac tych drani! Oddal zycie ratujac Kathy, mimo moich strasznych oskarzen!

- Prosze nie mowic Chelo, i ja ratowalem pani corke.

- Dobrze, jak chcesz. Jak powiedziec dziecku, ze Randal nie zyje?

- Nie wiem, pani Marto. Musze isc, nie chce, zeby ktos mnie zobaczyl.

- Dziekuje ci, choc boleje nad strata Randala.

Salvador wyszedl chwile pozniej, chcial wrocic przed obudzeniem sie jego matki. Wszedl cicho i dotarl do pokoju Estrelli.

Dalej siedziala na krzesle ze splamiona chusta. Nadal nie mogla sie pogodzic z okrutna wiadomoscia. Brat kleknal przy niej i szepnal:

- Nie placz! Nie moglas zyc z nim, nigdy nie potrafilby egzystowac w naszym swiecie, byl synem lasu, mogl mieszkac tylko tam.

- Kocham go, Salvadorze, chocbym miala zyc w szalasie! - dobiegl cichy szept.

- Zapomnij, on odszedl, znajdz sobie innego!

- A ty znalazles, czy nadal myslisz o mnie? To nie byl kaprys, to byla prawdziwa milosc.

Delikatnie otarl jej lzy, chcial bardzo ja pocieszyc. Dziwil sie troche tej rozpaczy, wszakze tyle lez przez chlopca z lasu?

Gabriel obudzil sie juz i oczekiwal na syna. Bylo juz pozno, troche sie dziwil, ze jeszcze go nie ma. Zadzwoni do Chelo, byc moze zapomnial o ojcu? W dobrym humorze krecil numer do Drago, zaraz porozmawia znow z synkiem.

Salvador odebral telefon. Poznal Gabriela, ale i jemu musial sklamac.

- Randal uratowal Kathy.

- Jak?!

Tu uslyszal cala historie. Az do smierci Randala.

- Co ty mowisz, oszalales?! Moj syn nie zyje?! Podle klamstwo. Zyje i zaraz tu przyjdzie.

- Przykro mi, lecz to prawda. Sam boleje nad tym.

- Ty? Nigdy go nie lubiles!

- Ale to ja wydobylem go z wiezienia. Chcialem zaprzyjaznic sie z nim, lecz teraz juz za pozno.

Gabriel odlozyl sluchawke. Nie mial sily dluzej rozmawiac z tym klamca. Usiadl na krzesle. Lzy teraz jemu ciekly nieprzerwanie.

- On klamie, jestes tam, wrocisz do mnie...Jade po ciebie! - zerwal sie gwaltownie.

Szybko wskoczyl do wozu i pedem ruszyl do rodziny Drago. Blyskwicznie mijal okolice, tylko mu drzewa smigaly w oknie. Przetarl zaplakane oczy. Nie spostrzegl nadjezdzajacego wozu. Z ogromna predkoscia zderzyl sie z nim.

Ojciec Estrelli, Gonzalo, zszedl juz z zona na sniadanie. Brakowalo tylko corki. Postanowil zapytac syna.

- Gdzie jest twoja siostra?

- Rozpacza po stracie tego Lesnika.

- Tak? Co mu sie stalo?

- Podobno ratowal Kathy i porywacze go zabili.

- Jestes pewien?

- Najzupelniej. Ale mala zyje i jest u matki. Jeszcze nic nie wie.

Chelo sprytnie udala omdlala. Gonzalo szybka ja ocucil i uslyszal:

- Kto go zabil, kim byl ten morderca?!

- Uspokoj sie, mamo. Przeciez chyba nie kochalas go az tak bardzo? - spytal Salvador.

- To byl moj syn! Nie, nie bede jadla! Ide do pokoju!

Opuscila jadalnie, a wraz z nia Gonzalo, ktory poszedl do corki. Syn tu zostal, ukonczyl sniadanie. Wiedzial, ze jego matka udaje, chociaz teraz moglaby przestac, wszakze sprawa Lesnika definitywnie jest skonczona. Treba wynalezc siostrze chlopaka. Szybko zapomni, Salvador jej w tym dopomoze. Nie wchodzi w gre Leopoldo, ale kto inny?

Nicholas Diaz wpadl do Marty. Bardzo sie cieszyl z powodu odnalezienia jej corki. Dziwil sie tez rozpaczy Marty:

- Lepiej, ze zginal, bo nie podobal mi sie wcale.

- Nicholasie, to byl cudowny czlowiek! Opowiem ci troche z jego historii!

- Wspominalas ja. Lepiej powiedz, czy Kathy wie o jego smierci?

- Nie. Nie wiem, co powiedziec! Jesli uslyszy, ze jej brat zginal...

Kathy slyszala, byla bowiem na szczycie schodow, gdy Marta mowila te slowa. W jej oczach zalsnila slona woda, a rozum nie dowierzal w slowa, ktore uslyszal.

- Mamusia klamie i ten niedobry Nicholas tez! Oni mnie nie kochaja, tylko Randal! Odwiedze go w lesie! Zadzwonie do jego tatusia!

Wykrecila numer, ale nie odpowiedzial. Zaczekala wiec, az Diaz wyjdzie, a Marta wroci do swego pokoju i tak jak dawniej wyszla po cichutku z domu. Wiedziala, ze w poblize Agujero jedzie autobus, wziela wiec oszczednosci i poszla na przystanek. Kierowca troche sie zdziwil na widok takiego malego pasazera, ale sprzedal bilet i wyruszyli. Jechali bez przerwy, totez niedlugo dotarli na miejsce. Wysiadla i prosto udala sie do lasu.

Poszedl wczesnie ku rzece, dawno tu nie byl. Znow byla czysta, spokojna i szemrala cicho, jakby na powitanie. Chlodna woda odbijala twarz Lesnego Ducha, obserwujacego potok. To tutaj Kathy powiedziala pamietne slowa. Najpiekniejszy zakatek, zarazem najsmutniejszy. Ona nigdy tu nie przyjdzie. Musi sie z tym pogodzic.

Rownoczesnie z tymi myslami Randala Kathy biegla jak szalona, byle szybciej do szalasu. Dopadla go, nie baczac na klujace ciernie krzakow po drodze, weszla do srodka i spostrzegla, ze nikogo tu nie ma. Wypadla stamtad i popedzila nad ich rzeke. Odpoczywala co chwile, nieustanny bieg bardzo ja meczyl. Juz, juz blyszczy woda, na pewno jest tutaj! Zaczela wolac z nadzieja, ze ja uslyszy.

- To ja, Kathy! Wrocilam, chce cie zobaczyc!

Rozpaczliwe wolanie nioslo sie po lesie, a bylo coraz bardziej smutne, gdy zorientowala sie, ze okolica jest pusta. Nie wiedziala, ze odszedl zaledwie pare chwil temu. Mineli sie jak dwa pociagi na rozjezdzie, jadace w przeciwne strony.

Usiadla na kamieniu i rozplakala sie.

- Wiec oni mieli racje, ty nie zyjez! Tak, jak tatus! Zostawiles mnie!

Powlokla sie do domu, nie miala pieniedzy na powrot. Szla przed siebie, nie znala drogi. Chciala wyjsc na sciezke, lecz zgubila sie i zapuscila sie w tylnia czesc lasu, gdzie nigdy jeszcze nie byla. Byl ciemny i ponury. Gaszcz galezi bil ja po twarzy, gdy probowala przedrzec sie przezen. Zaplakana i z licznymi sladami od galezi brnela naprzod, choc szla w glab, nie do wyjscia z pulapki lasu.

- Mamo! - wolanie rozleglo sie po okolicy.

Jej strach osiagnal zenit. Sama w dzikim, niebezpiecznym buszu! Przerazona skoczyla w najblizszy klab roslin i nagle poczula, ze cos rozoralo jej lydke. Popatrzyla i ujrzala, ze gruby ciern z krzaka przecial skore, a z rany leje sie krew.

Koniec odcinka 21
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:31:26 12-08-07    Temat postu:

Dzieki Wam za pozytywne komentarze - i tu i na Youtube . Muzyczka do entrady byla robiona przez mnie . Aha, pamietaj, ze jakbys chciala kogos sobie przypomniec, to nie wiem, czy wszystkie linki dzialaja, ale w pierwszym poscie aktorow mozesz tez obejrzec klikajac na nazwisko bohatera .

monioula napisał:
Ja głosowałam na Estrelle po długim namyśle... Już nie mogę się doczekać, nowy bohater mówisz...ciekawe, kto to taki
Już oglądam entradę zaraz się wypowiem
Edit: Super, wreszcie zobaczyłam wszystkie postacie <jupi> Skomentowałam na youtube


Nowy bohater (a wlasciwie dwoch to Manuela i Rodrigo Ortega. (Hehe, Manuela, dobrze, ze nie Manuel ))). Zapraszam.

Aha, takie pytanko - nic nie piszecie o Gabrielu...Co myslicie o tej postaci?

Aha2 ))) - podobal sie wam ten plakacik z promocji naszych telenowel? Jest w pierwszym poscie, zrobilam edycje.

-----------------------------------------------------------------------------

Odcinek 22

Krew lala sie iscie mocno. Nigdy nie widziala tyle naraz. Bol rowniez dawal sie jej we znaki. Wiedziala, ze nie wroci do domu, calkiem zagubila sie w tym wielkim gaszczu. Zdecydowala odpoczac na trawie, polozyla sie na niej. Po dluzszej chwili zasnela. Spala dlugo i mocno.

Zbudzila sie czas potem i przypomniala sobie o nodze. SPojrzala na nia i zoabczyla, ze jest owinieta jakimis liscmi. Wyczula tez, ze zamiast lezec na mchu, robi to co prawda na czyms twardym, ale jest pod dachem. Dopiero teraz popatrzyla na lewo i ujrzala, ze obok jej poslania siedzi ponura postac, prawdopodobnie spiaca. Twarz jej ukryta byla w dloniach. Polmrok utrudnial sprawe, ale dziewczynka poznala od razu. Po cichu usiadla na lozku i patrzyla na spiacego. Usmiechala sie wesolo:

- Wiedzialam, ze cie znajde! Mialam racje, mama sie pomylila!

Jej szept nie byl na tyle cichy, zeby pozostac nieslyszalny dla jego ucha. Otworzyl oczy i obrocil sie do niej. Chciala sie przytulic, ale on powiedzial smutno:

- Kathy, co ty zrobilas?

- Mama i ten okropny Nicholas mowili takie straszne rzeczy! Przyjechalam do ciebie, chce tu zostac.

Randal wstal, ustawil sie tylem.

- Odprowadze cie do autobusu, jedziesz do mamy. ani slowa, ze tu jestem!

- Mamusia sie martwi, przyprowadze ja i...

- Nie! - prawie krzyknal, gwaltownie sie obracajac.

Czula, ze zaraz sie rozplacze. Znow ja wyrzuca!

- Dobrze, nie wydam cie, ale nie gniewaj sie nam nie! Nie mam pieniedzy na powrot i...

- Nie masz pieniedzy? Zwariowalas?

- Musialam cie zoabczyc, tak bardzo sie balam, ze cos ci sie stalo! Jestes moim bratem, zapomniales? - zabrzmialo jak wyrzut.

- Nie, nie zapomnialem! Dlatego nie mozesz tu zostac!

- Dobrze, wroce na piechote. Dziekuje za noge.

Zeszla z lozka z zamiarem odejscia. Doszla do progu, przekroczyla go i zniknela w zaroslach. Bez slowa. Bez usmiechu. Bez tego, na co liczyl Randal - bez pozegnania. Minelo kilka chwil, oczekiwal, ze zaraz wroci, inaczej zakonczy ta sprawe. Pomylil sie - Kathy nie wrocila. Zacisnal piesci - przeciez nie moze isc za nia! Rozum podpowiadal rezygnowac, ale serce rwalo sie do niej.

- Nie, nie moge. Musi isc do swoich.

Kruk zakrakal potwierdzajaco. Zapomniec o jej oczach! Zapomniec o slowach gorzkich! Zapomniec!

Ulamki sekund pozniej pedzil za nia przez las. Z daleka dojrzal jej postac, idaca w strone przeciwna, niz autobus. Zreszta i tak nie miala pieniedzy. Zawolal ja po imieniu. Nie slyszala. Zawolal jeszcze raz, wtedy obrocila sie i spojrzala nieufnie.

Czekal, gotow na odmowe.

Kathy patrzyla. Nie wiedziala, czy ma uwierzyc, wszakze nie raz plakala przez niego.

- W wiosce jest Archibaldo, idz do niego, on ci pomoze. Powiedz, ze przychodzisz od Lesnika.

- Dlaczego nie moge tu zostac?

- Beda cie szukac, musze sie ukrywac, a tak szybko by mnie znalezli.

- Zrobiles cos zlego? - pytala.

- Nie, to ktos mnie chce skrzywdzic.

- Obronie cie! - wyrwalo sie Kathy.

Randal lekko sie usmiechnal.

- Dziekuje. Jednak sa zli i nie dalabys sobie rady. Narazasz mnie, bedac tu.

Chwila ciszy, Kathy sie zastanawiala.

- I nigdy cie juz nie zobacze?

- Na pewno, ale nie wiem kiedy.

- Bede tesknic - poslyszal szept, cichy jak podmuch wiatru.

- Ja tez.

Rozstali sie w zgodzie, choc kazdemu bylo ciezko.

Chelo zaknela drzwi. Usiadla na lozku i zaczela sie smiac.

- Nie sadzilam, ze szybko sie ciebie pozbede, ty sam wyreczyles mnie. Zginales podczas glupiej potyczki z porywaczami, walczyles o ta dziewczyne i co ci z tego przyszlo! Nawet nie bedziesz spoczywal w poswieconej ziemi! Upior, mroczne widmo przestanie ciazyc, bede wolna od ciebie, Gabriela, przeszlosci. Umarles, tak jak bylo ci przeznaczone! Zapomne o tobie, nareszcie, inni tez wyrzuca cie ze swojej pamieci.

Syreny policji i karetki wyly glosnow niebo. Gabriel niczego jednak nie slsyzal, w przeciwienstwie do drugiego kierowcy, z rozbitego wozu. Ten przezyl wypadek i teraz czekal na ratunek. Samochod, podobnie, jak ten drugi, nie nadaje sie juz do niczego. Obcy popatrzyl na Gabriela przez szybe swojego wozu, nie wysiadl, bo noga utknela mu w glebi. Obrocil zaraz glowe - widok Salasara nie nalezal teraz do najprzyjemniejszych. Krew byla wszedzie - na twarzy, siedzeniach, przedniej szybie, kierownicy...Wszedzie.

Lekarz z pogotowia watpil w sens reanimacji. Policja wydobyla Salasara z wozu, aby doktor mogl pomoc rannemu, choc nie dawano zbytnich szans na przezycie. Rozpadal sie deszcz, mieszal sie z potem lekarza, ktory usilowal przywrocic Gabrielowi zycie i oddech, na prozno. Rozpaczliwie sprobowal ostatni raz. udalo sie. Salasar zyl, choc bez przytomnosci wieziono go karetka do szpitala.

W pospiechu zawieziono kierowca na sale operacyjna. Lampy palily sie nad stolem, ekipa byla juz gotowa. Zabieg sie rozpoczal. Ciche popiskiwanie swiadczylo o rytmie serca Gabriela. Doktor jeknal, ujrzawszy uszkodzenia, jakie spowodowala kraksa. Jednak zaczal prace.

Dlugie minuty ciagnely sie jak guma do zucia. Cisze przerywal tylko glos lekarza proszacego o narzedzie. Zakrwawione rekawiczki chwycily przyrzad. Zanurzyl je we wnetrznosciach rannego. Czas plynal, a doktor pracowal dalej.

Gdzies w polowie operacji Gabriela cisze rozdarl alarmujacy pisk urzadzenia - serce chorego przestalo bic. Od pewnego czasu nie czul sie najlepiej, zabieg oslabil organ. Prosta kreska nieublaganie widniala na ekranie. Chirurg walczyl, ten czlowiek jeszcze nie powinien umrzec. Zapewne ma rodzine, a moze nawet dzieci. Nie poddawal sie. Po uporczywych probach zdolal opanowac niebezpieczna sytuacje. Mogl skonczyc zabieg.

Wyszedl z sali ze swoim asystentem.

- Co o tym sadzisz?

- To byla chyba najtrudniejsza operacja, jaka przeprowadzilem. Martwi mnie to, ze nadal jest nieprzytomny.

- To rodzaj spiaczki. Gorzej z ta druga sprawa.

- O tak, masz racje. Watpie, byt kiedykolwiek...-glos asystenta zniknal za zakretem.

Kathy dotarla do wsi. Znalazla Archibalda i przekazala mu prosbe czlowieka lasu.

- Lesnik? Znasz go? Dobrze, pomoge ci. Skoro sie ukrywa, dam ci pieniadze na telefon. Zadzwonisz do matki i powiesz jej tak.

Chwile pozniej dzwonila juz do Marty.

- Agujero! Bylam pewna, ze jestes w domu!

- Slyszalam rozmowe z panem Nicholasem. Pojechalam, zeby sprawdzic jego slowa. Randal naprawde nie zyje - rozplakala sie.

- Czekaj tam, zaraz jade.

Przerwaly rozmowe, ale Kathy chytrze sie usmiechnela; wykonala prosbe Randala. Jej matka zaraz zabierze ja z powrotem bez zdradzenia tajemnicy. Tak tez sie stalo. Zdenerwowana Marta pojechala na wies, po dziecko.

- Nigdy tego nie rob! Teraz twoje zycie bedzie toczylo sie z daleka od Randala, zlych wspomnien i tych ludzi!

Odjechaly razem, do miasta, do stolicy.

Minelo pol roku. Salvador przebywal wlasnie na przyjeciu u nzajomej, dziewczyny o imieniu Manuela Ortega. Dobrze sie bawil, urodziny jej zawsze byly okazja do przebywania w dobrym towarzystwie. Bardzo lubil solenizantke, byla ladna, a na dodatek inteligentna. Wlasnie podszedl do Salvador jej brat, Rodrigo Ortega.

- Czesc, jak cie sie podoba przyjecie?

- Czesc, przyjacielu. Swietnie. Manuela to perla w koronie.

- Hej, czyzbys mial zamiar zostac jej chlopakiem? - spytal z usmiechem.

- Byc moze, byc moze.

Rodrigo odszedl do innych gosci. Za to pozostawiony Salvador zamyslil sie. Jego kolea pochodzi z dobrej rodziny, jest przystojny, kulturalny - dobry kandydat do jego planow...Upil wina, myslac, jak poznac siosrte ze swym przyjacielem.

Obserwowal tez Manuele, zaczynal miec pewne plany co do tej dziewczyny. Podszedl jednak po chwili znow do jej brata.

- Mam prosbe. Znasz moja siostre, Estrelle?

- Tak, kiedys widzialem. Jest piekna.

- Obecnie jest sama. Czy chcialbys kiedys wpasc do mnie, aby z nia porozmawiac?

- Chetnie. Bardzo mi sie podoba, szczerze mowiac. Widzialem ja na pogrzebie Pabla Colungi. Wlasnie, kim byl ten czlowiek, ktory uciekl z ceremonii, pamietasz go?

Ze zdumieniem wysluchal calej historii. Oczywiscie w odpowiedniej formie.

- Twoim bratem? Szokujace, co? Mowisz, ze nie zyje?

- Tak, juz od pol roku.

- Czy Estrella go kochala naprawde tak bardzo?

- Tak, do dzis go pamieta.

- A wiec musze byc ostrozny. Nie moge przeciez jej zranic.

- Pomoz jej, Rodrigo. Jest smutna, martwie sie o nia.

- Obiecuje, ze znow bedzie szczesliwa. Salvadorze, ale musimy miec jasnosc - czy moge sie w niej zakochac?

- To jest moim marzeniem!

- Wiec dobrze. Przyjde niebawem.

- Dziekuje.

Gabriel Salasar spal. Pol roku temy ulegl wypadkowi i od tej pory nie wrocil do zycia. Nie mial po co, bo stracil jedyne, co sie dla niego liczylo - syna. Nadal byl w spiaczce. Jego umysl poddal walke, nie chcial przezyc. Jak roslina, ktorej odebrano slonce.

Gonzalo tez sie martwil. Jego corka utracila chcec zycia, snula sie tylko po do domu jak upior. Wiele nocy przeplakala, teraz braklo jej lez. Zachowala chustke z krwia jako pamiatke. Wiele razy prosila brata o zaprowadzenie na grob Randala, ale odmawial. Wreszcie kiedys poszli w zaciszny teren, gdzie Salvador pokazal jej wbity w ziemie drewniany krzyz. Zlozyla kwiaty i dlugo stala przy - jak sadzila - miejscu jego spoczynku. Naprawde to jej brat wczesniej wbil ten krzyz, aby zaimprowizowac ten nagrobek, a wlasciwie kupe ziemi imitujaca grob. Potem juz nigdy tu nie wracala. Podobnie, jak nikt nie wymienial imienia rzekomego zmarlego. Tylko Estrella byla zywym dowodem tragedii - zywym, choc milczacym. Nie wychodzila z domu, przesiadywala w pokoju, albo spala dlugo. Stan tez utrzymywal sie 5 miesiecy, bez nadziei na jakakolwiek zmiane na lepsze.

Dlatego Gonzalo ucieszyl sie, gdy syn przedstawil mu plan. Ortega bylby idealnym mezem Estrelli - na pewno byliby bardzo szczesliwi. Dlatego zgodzil sie na ten pomysl.

Rodrigo cieszyl sie takze z obrotu spraw, gdyz mowil prawde o Estrelli. Ufal, ze uda mu sie ja przywrocic do zycia, lub nawet ozenic sie z nia. Jesli go wybierze, bedzie miala milosc, pieniadze i wszystko, czego tylko zapragnie. W tej chwili pragnela jednego, mianowicie Randala, ale liczyl, ze go zastapi, w jej sercu, albo przynajmniej ukoi bol.

Wysiadl z samochodu przed rezydencja. Wszyscy wiedzieli o jego wizycie, oprocz Estrelli. Czekali juz na niego, gdy zadzwonil. Otworzyla mu Marianna. Mial zaczekac w salonie. Zaraz potem zeszli gospodarze. Nie bylo jednak Estrelli.

Koniec odcinka 22


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 21:14:22 12-08-07, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:30:29 14-08-07    Temat postu:

monioula napisał:
No to teraz odpowiem ci od punktów, mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę.

1. Odcinek świetny, płakać mi się chciało podczas tej rozmowy Randala i Kathy...tak mi go żal...
2. Chelo to już po prostu nie cierpię do granic możliwości
3. Salvadorowi wpadła w oko Manuela...gdyby naprawdę się w niej zakochał, może by się nawrócił a tak
4. Estrella naprawdę musiała kochać Randala, skoro pół roku nim pamięta. Podobał mi sie ten tekst, że zabrakło jej łez.
5. Rodrigo Ortega wydaje się porządnym facetem, ale przecież "Gwiazdka" jest stworzona dla "Człowieka z lasu".
6. Gabriel Salasar...lubię tę postać, bije od niej swojego rodzaju życiowa mądrośc. Tak mi go żal, stacił syna, potem ten wypadek i śpiączka...pół roku wegetuje, nie wiedząc, że w lesie jest Randal, żywy...
7. Muzykę robiłaś sama Wow, extra. A w jakim programie, jeśli można wiedzieć?
8. Pamiętam, że w pierwszym poście jest obsada, ale tu zdjęcia są większe i lepiej widać
9. Co do tej zbieżności, to nawet nie zauważyłam (Manuel/a Ortega). U mnie jest Manuel Landeta, a później się dowiedziałam, że aktor, który grał Lucia w Rubi tak się nazywa To już w ogóle zupełne przeciwieństwa, łysiejący kulturysta i wrażliwy muzyk, skrzywdzony przez kobietę...
10. Plakacik mi się bardzo podoba już go widziałam i uważam, że świetnie pasuje do klimatu telenoweli.

A tak to SUPER, SUPER, SUPER, SUPER! [nie chciałam robić do tego punktu, bo "10" wygląda lepiej niż "11".

Teraz to się rozpisałam, przepraszam

Pozdrawiam i z nicierpliwością czekam na kolejny odcinek


To ja tez odpowiem w punktach ))).

1. Dziekuje za pochwale . Powiem tylko, ze to nie koniec jego cierpien...zobacz do dzisiejszego odcinka...
2. A bedzie jeszcze gorzej .
3. Wpadla i ma co do niej powazne zamiary...Problem tylko, czy ta milosc go zmieni...i w ktora strone ). I czy ona go zechce .
4. Bardzo, bardzo go kochala...Ale przychodza nowe uczucia, zmiany, ona sama zrozumie, ze on nie zyje i zaskoczy Was za chwile.
5. Owszem, jest jego miloscia, ale pamietasz "Pogarde"? Moze i tutaj tak sie skonczy ).
6. A Randal nic nie wie, ze jego ojciec mial wypadek i moze umrzec w kazdej chwili...Osobiscie bardzo lubie Marcela Buqueta, stad ta sympatyczna rola ).
7. A sama i miala byc inna, taka bardziej hiszpanska, a wyszlo mi cos w stylu "hurrey, hurrey" . W programie "Acid Pro 4.0", o tyle jest fajny, ze tam sie tylko laczy gotowe dzwieki (mozna tez robic swoje, oczywiscie).
8. A prawda, tamte sa chyba mniejsze, bo sa na stronce, a te sa wklejone w film...
9. Niezla sprawa . Nie ogladalam jeszcze "Rubi" do pojawienia sie Lucia (albo go nie kojarze, mam przerwe, skonczylam na razie na 10 bodajze odcinku). Ale i tak stanowczo wole Twojego Manuela ;D.
10. Dziekuje bardzo ).

I pisz ile chcesz, wiesz, ze ja lubie dlugie komentarze .

Mary Rose napisał:
Dziękuję...nie wiedziałam, że tak ci się spodoba mój komentarz Ale w porównaniu z tym moniouli to mój wymięka Odcinek świetny, ale mi Gabriela żal, ja go bardzo lubię. A entrada bardzo fajna, tylko nie mam konta na youtube by skomentować


A spodobal sie i to bardzo ). Bardzo Ci dziekuje i za ten i za wszystkie . Milo wiedziec, ze ktos mnie czyta i przezywa to, co pisze, to wspaniale uczucie dla "pisarza" (nie uwazam sie za pisarza, stad ten cudzyslow ))). Dziekuje tez za pochwale mojej entrady, nie wyszla mi tak super, jak sobie marze, ale ciesze sie, ze Tobie sie podoba . A Gabriel...a nie, nie zdradze ).

----------------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 23

Rodrigo bacznie przygladal sie wchodzacym. Patrzyl, czy corka Gonzalo zejdzie na dol. Mylil sie jednak. Przywitali go Gonzalo, zaraz potem Chelo, na koncu Salvador.

- Zaraz zawolam tu siostre - obiecal. Przeprosil i wyszedl na gore. Nie bylo go spora chwile, az wrocil przerazony.

- Estrelli nie ma w pokoju!

- Jak to "nie ma"? Przeciez nie wychodzi? - zdumial sie na to Gonzalo.

- Sprawdzilem, nie ma jej.

- Dokad poszla? Zostawila wiadomosc?

- Nie, nic takiego, po prostu wyszla.

- Wybaczcie, ale znam historie waszej corki. Byc moze poszla na grob Randala? - podsunal im gosc.

- Racja! Przeciez dzis mija osiem miesiecy od jego smierci. Salvadorze, poprowadz nas.

Wyszli razem i niedlugo byli juz na miejscu.

- To tam - wskazal syn reszcie.

Z daleka dojrzeli samotna postac stojaca przy krzyzu. Salvador podszedl do niej i cicho szepnal:

- Estrello, wroc do nas.

Drgnela, ale odrzekla mu spokojnie:

- Chce pobyc z nim, Salvadorze.

- Martwilismy sie, siostro. Randal zapewne cierpialby, widzac cie taka zmartwiona.

- Tesknie do niego.

- Ja tez, uwierz mi. To w koncu byl moj brat. Chodz, jedziemy do domu Jest tu moj przyjaciel, Rodrigo Ortega. Tez sie martwi o ciebie.

- On? Czemu?

- Bardzo cie lubi. Wiesz, moze porozmawiacie?

- Nie dzisiaj. Wole byc dzis sama.

- Poznaj go przynajmniej.

Udali sie wiec do samochodow. Chelo nie czula nic, patrzac na miejsce spoczynku syna. Za to Rodrigo podszedl na chwile i powiedzial cicho:

- Zaopiekuje sie Estrella, przysiegam! A tobie, za milosc, jaka ja obdarzyles, postawie wiecej, niz ten krzyz z drewna! Jestes godzien wiele wiecej, przyjacielu.

Wrocil do czekajacych. Salvador przedstawil go siostrze, ale ten uslyszal tylko:

- Milo mi - i usiadla z ojcem.

Ruszyli do domu. Ortega pojechal za nimi. Weszli do posiadlosci, a brat poprosil Estrelle o pozostanie w salonie.

- Prosze o wybaczenie, ale nie czuje sie dobrze.

- Wiem, co pani czuje, lecz prosze zaczekac, byc moze pomoge przywrocic dobry humor - powiedzial Rodrigo.

- Nikt nie ejst w stanie - powiedziala stanowczo corka Drago. Wyszla, ale Rodrigo nie zamierzal zrezygnowac, choc teraz musial odpuscic. Ale jeszcze tu wroci.

Rodrigo Ortega wiedzial, ze szanujac pamiec zmarlego uzyska uwage wybranki. Zapytal wiec Salvadora, czy nie chcialby zmienic kopca w autentyczny grob.

- Chyba sprawie jej tym przyjemnosc?

- Nie, lepiej nie. Zapewne nie zyczy sobie zmian.

- Dobrze, jesli tak wolisz.

Syn Drago odetchnal z ulga. nie mogl przeciez dopuscic, aby otwarto ta ziemie! Przeciez jest pusta!

Mimo to Rodrigo pojechal jeszcze raz w to miejsce. Zlozyl kwiaty i poprosil o pomoc w zdobyciu Estrelli. Patrzyl dlugo i roslo w nim, ze powinien jednak zajac sie ta sprawa - wszak z tego, co wiedzial, Randal zasluzyl na to. Zginal, ratujac zycie dziewczynce, a wiec Colunga powinna to uczynic! Skoro jednak ona nie chce, Ortega mimo wszystko porozmawia z Estrella.

Przyszedl dzien pozniej. Zastal ja w salonie. Rozpoczal wiec sprawe.

- Poznalem smutna historie Lesnego Ducha. Chcialbym jednak uslyszec z pani ust jeszcze raz opowiesc o tym, kim byl.

- To prywatna sprawa, Ortega.

- Wiem, lecz zafascynowal mnie swoja dobrocia. Wybaczyl matce, oddal zycie za dziecko, wychowal kruka - prosze dac mi poznac go blizej!

Sluchal dlugiej historii, przepelnionej uczucuiem, tragedia i samotnoscia. Milczal potem pod wrazeniem. Salvador opowiadal to tak sucho!

- A moze chcialaby pani pojechac do Agujero?

- Do wsi? Po co?

- Odwiedzic szalas. Byc moze odzyska pani spokoj.

- Rozjatrze swoje rany.

- Watpie. Jeszcze raz zobaczyc rzeke, ukochane miejsca, uzyskac spokoj...Tam jest jego duch, Estrello - chwycil ja za reke.

- Ale teraz...tak zaraz...

- Natychmiast, zawioze pania. Moge?

- Dobrze. Powiem ojcu.

Drago bardzo sie cieszyl, ze jego corka wyjezdza gdzies. Obiecal przekazac wiadomosc wlasnie nieobecnemu Salvadorowi. Wyjechali, Ortega i Estrella Drago.

Zaparkowali tuz przed lasem. Rodrigo cul sie, jakby wkraczal w jakas swietosc. Tutaj rozpoczela sie ta historia, niezwykla, choc prawdziwa. Szedl, chlonac cisze lasu, piekno zakatka, delikatny powiew wiatru.

Zblizali sie do szalasu. Niedlugo dotra, zobacza miejsce zycie czlowieka z lasu. Kroki bylo juz slychac glosno.

Randal wracal wlasnie znad rzeki. Szedl szybko. Zaraz wroci do domu, szalasu. Pora obiadu nadeszla, tym razem upieczona ryba bedzie daniem. Ryby z tej rzeki byly smaczne,. Kruk lecial gora, obserwujac bacznie okolice.

Z drugiej strony Estrella i Rodrigo rowniez przyspieszyli kroku. Jesli nikt nie zmieni trasy, spotkaja sie.

Salvador wrocil. Zapukal do pokoju siostry, lecz nikt nie odpowiedzial. Pomyslal, ze znow poszla tam, gdzie ja wtedy znalezli. Natknal sie na matke.

- Mamo, czy wiesz, gdzie jest Estrella?

- Byl tu Ortega i zabral ja.

- Gdzie poszli? Jedza moze w restauracji?

- Nie. Pojechali dzis do Agujero.

- Po co?! - przerazil sie.

- Odwiedzic miejsce, gdzie mieszkal twoj brat.

Odeszla, a Salvador malo sie nie udusil ze strachu. Agujero! Znajda go! Nie zdazy pojechac do wioski! Co robic, co robic?! Jak zatrzymac? Zapewne juz tam sa.

Oczy latwo dostrzegly idaca tu pare. Jego nie znal, ale obok...obok szla Estrella! Smutna, ale jej wzrok patrzacy na dobrze znana okolice ozywia sie. Pierwsi sa przy szalasie. Ona mowi do tamtego, opowiada cos. Zapewne przeszle czasy. Uslyszal, ze wspomina kruka. Mowia cos o Kathy, rzece, a jej towarzysz slucha uwaznie. Dodaje, ze chcialby tam pojsc. Odvhodza, nie widzac Randala ukrytego za drzewem. Za to on widzi ich caly czas, az do ich odejscia. Wie, ze nie wolno mu podejsc. Obiecal to bratu, musi dotrzymac obietnicy. Nigdy, nigdy nie beda razem. Nagle Estrella zatrzymuje sie., Randal sluszy jej ciche "dziekuje" do obcego. Wtedy tamten delikatnie przysuwa sie do Estrelli i caluje ja. Bardzo, bardzo ostroznie, ale z widocznym na jego twarzy uczuciem. Ona tego nie przerywa, niesmialo robi to samo. Lesny Duch widzi to. Kocha Estrelle, totez obraz sprawia mu wielki bol. Milczy jednak, proszac, aby nieznajomy wykroil z jej serca milosc do syna Chelo, wklejajac swoja. Patrzy, jak zdazaja ku rzece, razem, usmiechnieci. Sledzi ich, choc nie powinien, bo cierpi. Dotarli do wody, siadaja przy niej. Estrella usmiecha sie lekko. Nagle dzieje sie cos strasznego. Tutaj, gdzie dla Randala miejsce jest wrecz swiete, przybysze lacza sie ze soba. Staja sie jednym, tak, jak kiedys w domu Salasara. Ale wtedy inny byl wybraniec Estrelli. Byl nim ten, ktory teraz zaslania oczy reka, a druga przytrzymuje serce, by nie peklo. Zajeci soba nie widza Randala, nie zdaja sobie sprawy, ze wbijaja mu w dusze sztylety ogniste i powoli obracaja. Nie slysza, jak odchodzi daleko, aby oni mogli zyc ze soba. Za Kathy i Estrelle ofiarowal wszystko, siebie, swoje szczescie, dlatego teraz znika w lesie.

Cicho, aby nie sploszyc czaru, Ortega szepce jej do ucha "Kocham cie".

- Jeszcze nie moge, Rodrigo.

- Wydobede cie z dna piekiel, ukochana.

Wracaja potem do stolicy, czujac, ze rosnie w nich wielkie uczucie, leciutkie, ale coraz mocniejsze, jak paczek najdelikatniejszej rosliny na swiecie. Estrella stwierdza, ze Ortega to naprawde przystojny mlodzieniec. Przeciez Randal chcialby dla niej chyba wiele szczescia?

Z biegiem czasu odkryli, ze laczy ich naprawde milosc. Nad Agujero zebrala sie burza, kiedy pewnego dnia Ortega przyniosl Estrelli bukiet kwiatow. Dziekowala, a on pytal:

- Najdrozsza, czy zostaniesz moja zona? - kleczal teraz.

Corka Gonzalo odrzekla od razu:

- Tak, wezmiemy slub.

Jakze cieszyl sie Gonzalo. Bardziej od niego tylko jego syn, gdyz zrealizowal swoj zamiar. Gratulowal obojgu, szczesliwy.

Wpierw mial odbyc sie slub koscielny. Duzo peso wydano na ceremonie, zaproszenia, ogloszenia w najwiekszej gazecie miasta. Zaproszono cala smietanke towarzyska, nie braklo i Nicholasa Diaza z Marta. Byli juz przeciez oficjalnie zareczeni. Procz Salasara, wszak nie mogl tu byc. Zjawil sie nawet Leopoldo, ktory wrocil juz z pobytu w Cancun, gdzie wyjechal po aferze z Colunga. Eduardo z Laura przyszli z Leopoldo. Ten staral sie ukrywac przed Kathy, bo i ona tu byla.

Gonzalo promienial, czekajac na corke. Obok niego stala Chelo, usmiechajac sie szczerze. Po smierci tego wyrzutka pogodzila sie nawet z corka meza. Zas ich syn, czyli Salvador, przebywal z Manuela, kolejnym powodem do szczescia ojca. Sam Ortega przykuwal uwage eleganckim strojem oraz radoscia, jaka bila mu z twarzy w ten dzien. Czekano juz na panne mloda. Wreszcie przybyla, a oczy obrocily sie na nia. Z usmiechem, prowadzona przez ojca, zdazala do oltarza, gdzie czekal Rodrigo. Serce przyszlego meza przyspieszylo na jej widok. Byla piekna, to prawda. Bedzie jego zona, zabierze ja wszedzie, gdzie tylko zechce. Slonce wpadalo przez szyby, jakby blask jego oczu nie wystarczal. Zdjecia zamieszcza wszedzie, w towarzyskich kronikach gazet w Mexico.

Za to gwaltowna ulewa siekla wioske bezlitosnie, jakby chciala zniszczyc Agujero do konca. Lalo, jak wtedy, gdy Kathy przyniosla koc Randalowi, chlod przenikal tez i szalas, zdany na laske i nielaske zywiolu. Wiatr hulal po lesie jak policjant tam, gdzie zdarzyla sie zbrodnia.

Kosciol byl pelen. Zebrani obserwowali kroczaca panne z zachwytem. Patrzono, jak staje przy oltarzu, zaglada w oczy Ortegi, on rowniez wie, ze za chwile nikt mu juz jej nie odbierze.

Gazety, ktora sciska Archiblado, takze nie. Biegnie przez las, przeczytawszy wiadomosc o slubie Estrelli. Chce zawiadomic Lesnika, wie przeciez, co ich laczylo.

Gigantyczne zdjecie zdobilo pierwsza strone. Napis glosil: "Estrella Drago i Rodrigo Ortega wezma slub w kosciele sw. Serca Jezusa w Mexico. Przybeda wszyscy czlonkowie elity w stolicy".

Marta stoi przy Nicholasie, myslami bedac w Agujero. Czy gdyby Randal zyl, bylby teraz tutaj miast pana mlodego? Czy to on stalby przed ksiedzem, zaraz majac zlozyc wielka przysiege? Czy Chelo zgodzilaby sie na to? Tego juz nigdy sie nie dowie. Prawie rok minal od jego smierci. A mzoe Estrella juz zapomniala, tak, jak jej corka? Rowniez Kathy darzyla go uczuciem, a teraz nie wspomina wcale.

Sama Estrella myslala tylko o przyszlym mezu. Owszem, snil jej sie kiedys Randal, ale byl daleko, zamglony, jak wspomnienie sprzed lat. Byla ostatnio na grobie, ale po to, zeby sie pozegnac. Znaczyl wiele, lecz przeciez nie moze go oplakiwac cale zycie!

Siwy ksiadz usmiechnal sie przyjaznie. Spokojnie otworzyl gruba ksiege. Zaraz polaczy kolejna pare na zawsze. Lubil takie sprawy. Sa mlodzi, beda szczesliwi - nie watpil. Nabral tchu i rozpoczal uroczystosc. Dotarl do chwili, gdy wymowil slowa, ktora dlan byly zwykla formalnoscia:

- A gdyby ktos mialby przeciw cos temu zwiazkowi, niech przemowi teraz, albo zamilknie na zawsze!

Nie spodziewal sie niczego. Dlatego uczynil bardzo krotka przerwe i juz mial czytac dlaje, gdy uslyszal wyraznie:

- Nie pozwalam!

Zebrani zastygli zaskoczeni. Powoli obrocili sie, aby zobaczyc, kto przerywa ta ceremonie. Ale byli tylko bardziej zdumieni.

Koniec odcinka 23
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:35:20 19-08-07    Temat postu:

Przepraszam za tak dluga przerwe, juz to nadganiam ;D. Co do Randala, to nie moge powiedziec, czy zazna szczescia, bo zepsuje cala telenowele, powiem tylko, ze ja mam szalone pomysly . Moge go np. usmiercic, a moge dac mu Estrelle - o tym wszystkim w nastepnych odcinkach (m. in. o to mi chodzilo, jak wspominalam "Pogarde" - tam glowni bohaterowie sie nie zeszli...moze i ja cos kombinuje? . Chelo tez cos kombinuje, zobaczycie, ze ona jest do wszystkiego zdolna, potrafi polozyc wszystko na jednej szali. Salvador...hm...zaraz zobaczycie, czy ma ochotke na Manuele ;D. Estrella...chyba Was dzisiaj znowu zaskoczy...A tym bardziej w kolejnym odcinku...Gabriela ja z gory zalozylam, ze bede lubic, mial miec od razu taki charakter i szukalam aktora, ktorego lubie, zeby mi pasowal do sympatycznego bohatera - stad Marcel Buquet. Entrada - a dziekuje . Postaram sie tez przy ewentualnych kolejnych czesciach...A co do sceny ze slubem...zobaczcie, czy mialyscie racje .

----------------------------------------------------------------------------

Odcinek 24

Kathy nie przejmowala sie wcale tym, ze ludzie patrza. Tetaz liczylo sie, ze Randal na zawsze straci Estrelle. Pomimo danej przysiegi teraz skladala oficjalny protest. Krzyczala, ze nie wolno kontynuowac slubu.

- Nie! Nie pozwalam! Randal zyje, mieszka w lesie, ukrywa sie przed wami! Prosze was!

Estrella nie wierzyla w rozpaczliwy krzyk dziewczynki. Przeciez bylby u jej boku zamiast Ortegi! Postanowila przerwac ten przykry incydent.

- Wystarczy! Chce poslubic Rodriga i zrobie to!

Zaplakana przyjaciolka mezczyzny z lasu miala zamiar podbiec do panny mlodej i znow ja zatrzymywac, ale przeszkodzila jej matka. Wyciagnela ja z kosciola i az czerowna ze wstydu odjechala w strone domu. Nicholas pojechal za nia.

Gonzalo pobladl. Coz za skandal! Oczy wszystkich zostaly zwrocone na ich rodzine, niektorzy usmiechali sie wrecz zlosliwie.

Za to syn Gonzala zachowal zimna krew. Wyszedl z lawki i obwiescil:

- Wybaczcie tej malej, gdyz stracila prawie brata i - nie mogac sie pogodzic z tym przykrym faktem - wyobrazila sobie, ze on zyje w szalasie.

Poszum zamilkl i mozna dokonczyc uroczystosc.

- A wiec, Estrello Drago, czy chcesz wyjsc za mnie? - pytal z obawa Rodrigo Ortega.

- Alez oczywiscie. Kontynuujmy!

Zdumiony ksiadz spojrzal na nich, ale w oczach przeczytal to samo. Rozpoczal wiec czytanie przysiegi. Zlozyli oboje.

- ...wiec oglaszam mezem i zona! Mozesz pocalowac panne mloda - poinstruowal Ortege, ktory nie omieszkal skorzystac z tej propozycji.

Gratulacjom nie bylo konca. Odetchneli z ulga jej ojciec i brat i juz pewni zapraszali na przyjecie. Podszedl nawet Leopoldo:

- Widze, ze zlowilas niezla rybe, ale strzez sie! - szepnal, odchodzac.

Ta grozba nie zmacila ogolnej radosci. Bawiono sie dlugo, zapominajac o dziwnym protescie sprzed paru godzin.

W miedzyczasie sprawczyni zamieszania dostala bure od Marty.

- Jak smialas to zrobic?! Osmieszylas mnie przed tyloma ludzmi! Opowiadalas takie bzdury! Oszalalas?! Ten chlopak umarl, nie wiesz?! Zginal w potyczce, prawie rok temu! Boleje, owszem, ale nie wrocisz mu zycia! Zreszta, po slubie wyjedziemy!

Niedlugo Nicholas zostanie moim mezem i wyjezdzamy.

- Nie chce stad jechac!

- Ale musisz! Poznasz Jose, synka Diaza, on bedzie twoim bratem! Twoj placz na nic sie nie zda! Wyjedziemy z Nicholasem!

Opuscila pokoj corki, zamykajac go na klucz. Nie zwazala na protest, nie slyszala, ze dziewczynka szepta:

- Nie moge wyjechac! Przeciez nie zostawie tu Randala.

Nicholas uspokajal Marte na dole.

- Musi przezyc ta smierc. Zajme sie nia, przysiegam!

- Nicholasie, ona nie chce cie za ojca. Boje sie, a jesli cie nie zaakceptuje?

- Zobaczysz, wszystko bedzie dobrze. Pojsc do niej?

- Nie, lepiej nie teraz. Nienawidzi cie.

Za to w lesie w Agujero dotarl wlasnie poslaniec do celu. Wpadl do szalasu, przerywajac przyjacielowi wycinanie nozem jakiejs drewnianej figury.

- Hej, masz tu gazete! Twoja narzeczona bierze slub!

- Wiem, Archibaldo - noz powrocil do obrobki drewna.

- I siedzisz tutaj! Rusz sie, moze jeszcze zdazysz!

- Gdzie?

- Przerwac ten cyrk! Przeciez to ty powinienes tam byc, nie ten pajac!

- To Estrella go wybrala - Lesnik wygladal jak ktos nie zainteresowany sprawa.

- Zwariowales?! Stracisz ja!

- Zlozy przysiege, wiec chce z nim byc.

- Z rozpaczy! Lec, przeciez ja kochasz!

- Wlasnie dlatego.

- Durniu, to ja lece przez deszcz, przeziebie sie, a ty siedzisz tu jak przyrosnieta huba i strugasz jakiegos potwora!

Zaklinam, dam pieniadze na autobus, tylko wyjdz stad i jedz tam, prosze!

- Nie, Archibaldo. Zostane w lesie. Chce wystrugac tego "potwora" do jutra. A wlasnie, to jest kruk, o, to jest skrzydlo...

- Zamilcz! Zamilcz, ty szalencze! Dobrze, ze juz swieci slonce, wracam do wsi - rzucil na pake gazete i odszedl.

Gospodarz odlozyl prace i chwycil gazete. Popatrzyl na gigantyczne zdjecie mlodej pary i powiedzial:

- Gratuluje wyboru. Teraz moge zyc bedac pewnym, ze jestes szczesliwa.

Chcial wyrzucic gazete, lecz jego wzrok zauwazyl napis:

" Gabriel Salasar - czy sie obudzi?"

Zdenerwowany zaczal czytac. Spekulowano, czy milioner wroci do swiata zywych po wypadku. Dokladnie opisywano zdarzenie sprzed roku, wraz z obrazeniami rannego. Opisywano tez historie odnalezionego syna, ale to nie bylo najwazniejsze. Jego ojciec jest w szpitalu i to od tego dnia, gdy Randal zostal ogloszony martwym! A wiec to wszystko przez ten okrutny plan Salvadora! I przez to, ze Duch Lasu zgodizl sie nan!

Artykul nie dawal zbytnich szans. Pisano, ze lekarze trzymaja milionera pod opieka dla czystosci sumienia. Twierdza, ze w zasadzie Salasar i tak juz nie zyje. To kwestia czasu.

Wpatrywal sie zrozpaczony w pismo. Litery zamokly od jego lez. Gabriel go potrzebuje, a on sobie siedzi w lesie i struga drewno! Musi tam jechac. Ale jak?! Jak ma dotrzec do celu, przezicez oficjalnie zginal! "Kwestia czasu".

Sam, przekonany o smierci syna, umiera daleko w zimnej stolicy. Ten, ktory dal mu wszystko.

Nie wahal sie wiecej, zebral resztki pieniedzy, ktore zachowal na wszelki wypadek i udal sie tam, gdzie zwykle przesiadywal Archibaldo. Z daleka juz widzial jego postac. Miejsce bylo ukryte od ludzkich oczu, totez mogli porozmawiac spokojnie.

- Czyzbys jednak zdecydowal sie jechac? Ale ona chyba juz wyszla za tego faceta...

- Nie jade do niej. Do ojca.

- Co? A od kiedy ty masz ojca?

- Pozniej ci opowiem. Spojrzyj czasem na moj szalas. Przypilnuj.

- Dobrze, ale powiedz mi - chcesz sie odkryc?

- Nie. Pojade noca.

- Czekaj, dam ci cos. Jedna pani dala mi cos takiego, o, z kapturem nawet - wyciagnal stara, zniszczona kurtke koloru burakow. - Wez, zalozysz kaptur i nikt cie nie pozna - podal mu.

- Dzieki, dobra mysl - przyjal prezent, choc zapach nie byl aromatem.

Autobus stanowczo jechal zbyt wolno. Ludzie dziwnie spogladali na ponurego pasazera, ktory wcisnal sie w kat i zakryl twarz, mimo, ze byl pod dachem. Placil za bilet, ale tylko kierowca uslyszal nazwe docelowej stacji. Pasazer siedzacy obok podejrzliwie obserwowal towarzysza, jakby z lekka obawa?

Zatrzymali sie na przystanku. Randal opuscil pojazd i zastanawial sie, co teraz. Szczesciem Gabriel przebywal tam, gdzie Kathy po wypadku, wiec szybko znalazl droge. Godzine pozniej - gdyby jechal zamiast isc, nie mialby za co wrocic - dotarl do bramy z napisem Clinica San Pedro. Wszedl ostroznie, ostatnio byl tu z ojcem, wtedy nie patrzyl zbyt dokladnie. Lekko zdenerwowany podszedl do informacji.

- Przepraszam, ja...szukam pacjenta.

Kobieta przerazila sie widzac postac jak z basni o zlym duchu, ale spytala:

- A nazwisko?

- Gabriel...Gabriel Salasar...

- Sala nr. 4, prosze zdjac kaptur, tu jest goraco!

- Dobrze...dziekuje.

Wslizgnal sie cicho do pokoju, pozostajac pod przykryciem materialu przeslaniajacego oblicze. Zamknal drzwi i powoli podszedl do lozka ojca. Czul, ze wraz ze smiercia Gabriela odejdzie czesc jego samego. Siadl na krzesle obok stojacym i zamknal dlon Salasara w swojej. Oddalby zycie za zdrowie Gabriela, lecz teraz mogl jedynie tu siedziec. Jak ciemna, cicha postac mnicha.

- Ojcze - wzruszenie dlawilo go w gardle - jestem przy tobie, choc musze isc. Ja nie moge tu wrocic, ale ty musisz wstac, przezyc - dla mnie! Zbudz sie, wytrwaj, prosze. Jestes jedynym, ktory mi pozostal, Estrella wziela slub, Kathy nigdy juz nie zobacze....Mama nie moze o mnie wiedziec. Ale tobie powiedzialbym, chocby teraz! Zrozumialbys swego syna, wiedzialbys, ze musialem zniknac. Wiem, ze prosze o wiele, ale wybacz mi, ojcze! To przeze mnie lezysz tu ponad rok, nie moge ci pomoc! Wiecej nie przyjde, ale zabiore te chwile w sercu do domu. Dziekuje, ze jestes moim ojcem. Zegnaj na wieki...

Popatrzyl jeszcze na twarz spiacego i obrocil sie do drzwi. Uczynil pol kroku, ale zawrocil i wyjal cos z kieszeni. Figurke kruka z drewna. Postawil na stoliku, nie widzac, ze staje sie cud. Gabriel odzyskuje swiadomosc. Slyszy, ze ktos jest obok, ale nie potrafi jeszcze wymowic zdania. Stara sie wiec otworzyc oczy, by dojrzec postac. Randal postawil figurke i szepnal, nie patrzac na ojca:

- Niech czuwa nad toba zamiast mnie.

Po czym odchodzi. Gabriel chce cos zoabczyc, wydaje mu sie, ze slyszy glos syna, pragnie zatrzymac zludzenie, ale jego oczy spowil mrok. Ostatkiem sil probuje wydobyc z siebie slowa, lecz za wczesnie na to.

Randal wychodzi. Nie wie, ze ojciec nie spi, chociaz oslepl. Gabriel zostaje sam w sali.

Nikt nie spostrzegl go, jak opuszczal budynbek. Wracal na zawsze do wsi, do lasu.

Tymczasem lekarz wchodzi do pokoju Gabriela. Spostrzega, ze pacjent jest przytomny.

- Nareszcie sie pan obudzil. Mial pan sporo szczescia. Nie, prosze nie mowic, zaraz pana objasnie. Jest pan w szpitalu, zostal pan ciezko ranny w wypadku. Przelezal pan rok w spiaczce. Czy pamieta pan cos?

- Tak...wszystko...Boze, rok...- wreszcie moze mowic, choc z trudem. - Doktorze, ja...nie widze pana.

- To efekt urazu, postaram sie przywroci panu wzrok.

- Prosze...mi powiedziec...czy...byl...tu ktos?

- Tu? W sali?

- Tak. Moj syn...

- Nie. Nikogo nie widzialem.

Doktor opuscil pokoj. Gabriel byl pewien, ze slyszal glos Randala, ale mogl to bys skutek uboczny, gdy umysl rozpoczynal na nowo swoja prace. Zaden z nich, ani doktor, ani Salasar, nie widzial kruka rzezbionego w drewnie, ktory stal za szklanka wody.

Rodrigo byl glowe, gdy jego zona czytala ksiazke. Ich podroz poslubna zaczela sie tutaj, za pare dni wyjade do Europy. Wolni od koszmarow spedzali czas zwiedzajac Monterrey, albo robiac zakupy. Pokoj hotelowy byl dobrze wyposazony, a zarazem wygodny. Malzonek skonczyl wlasnie operacje i wrocil do glownej czesci.

- Dokad sie dzis wybierzemy, kochanie? - zapytal z usmiechem.

- Chce zostac, zle sie czuje.

- Co sie dzieje? - przerazil sie Rodrigo. Przykleknal przy niej.

- Nic, tylko jestem troche slaba - blady usmiech mial go uspokoic.

- Wezwe lekarza.

- Nie, doprawdy nie trzeba - zdazyla szepnac i stracila przytomnosc.

Koniec odcinka 24
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:03:26 02-09-07    Temat postu:

Kiedys bardzo lubilam Nightwish, teraz tez, ale rowniez bardzo podoba mi sie "Rhapsody of fire", tez w tym stylu, tylko, ze oni w piosenkach opowiadaja wrecz cala historie! A oto 25 odcinek...

-------------------------------------------------------------------------

Odcinek 25

Gabriel powrocil juz do domu. Sprawowac opieke bedzie stary sluzacy, Anastazjo. Jedyny slad dalszej obecnosci na tym swiecie syna wlasciciela rowniez znalazl sie w posiadlosci Salasara, lecz nie zwrocono uwagi na figurke. Zostala postawiona na stoliku w pokoju. Dom ten jakby spowil mrok, nikt nie odwiedzal Salasara.

Anastazjo niosl wlasnie tace z piciem do pomieszczenia, gdzie aktualnie przebywal jego pan. Jak zwykle bylo tu cicho, a kroki lokaja odbijaly sie pustym echem. Dotarl do drzwi, otworzyl, uslyszawszy zgode na wejscie i przekroczyl prog. Odstawil tace, przesuwajac przy tym drewniana postac kruka. Podal szklanke Gabrielowi i spytal, czy ma cos jeszcze zrobic.

- Usiadz, Anastazjo. Chcialbym ci opowiedziec o moim chlopcu.

- Alez prosze pana, przeciez znam jego zycie.

- Wiem, ale chce, zebys pojechal do wsi.

- Po co?

- Bowiem przy przebudzeniu slyszalem jego glos.

- Przeciez panski syn, pozwole sobie przypomniec...

- Wiem, ale nie wierze w to! Jedz do wsi!

- Nie moge pana tak zostawic!

- Dam rade sam, musze to wiedziec!

- Dobrze, ale nie teraz. Doktor kazal panu wypoczywac.

Sluzacy wyszedl, wiedzac, ze ominal niebezpieczny temat tylko na krotko. Gabriel chyba postradal rozum. Owszem, majordomus nawet polubil jego syna, lecz bez sensu bedzie jazda do Agujero. Ze smutkiem pokrecil glowa - taki dobry pan, a tak konczy!

W miedzyczasie przerazony Rodrigo probowal pomoc Estrelli. Zabieg udal sie i wrocila do swiata zywych, ale - pomimo protestow - zdecydowal sie wezwac lekarza. Po krotkiej chwili przyszedl siwy doktor i dokladnie wypytal o zdrowie chorej.

Przez caly czas Rodrigo byl w pokoju, bacznie przysluchiwal sie rozmowie zony z lekarzem.

- A wiec dobrze, Estrello - rzekl doktor. - Musze jeszcze skierowac cie na badania, ale chyba wiem, co ci dolega.

- Cos powaznego? - Ortega byl bardzo zdenerowany.

- Zapewne malzonek? - usmiechnal sie doktor.

- Tak, niepokoi sie okropnie - odrzekla Estrella.

- Nie ma czym, doprawdy. Otoz, droga pani, oczekujesz dziecka.

Zapadla cisza. Patrzyli razem na doktora, jakby watpiac w to, co przed chwila uslyszeli.

- Jest pan pewien? - Rodrigo odzyskal glos.

- Oczywiscie. To trzeci miesiac.

Trzeci miesiac. Dziecko poczete nad rzeka Randala.

Po wyjsciu doktora Ortega usiadl przy zonie.

- Bede ojcem twojego dziecka. Estrello, kochanie...

- Nie powinnismy tego robic nad ta rzeka - przerwala mu. - To byla jego rzeka, Rodrigo.

- Jesli cie kochal, to na pewno teraz sie cieszy. Byc moze tak dal nam znak, ze chce, abysmy byli razem? Estrello, czy ty zalujesz? Twojej decyzji, wszystkiego? - przestraszyl sie.

- Nie, nie, Rodrigo, niczego nie zaluje, ale ta rzeka byla swieta, a mysmy ja zbrukali.

- Miloscia? Naszym uczuciem, szczesciem? Jesli chcesz, wrocimy do domu i wezmiemy rozwod - nie chcial tego, ale skoro bedzie nieszczesliwa przy nim, niechaj odejdzie. Jest gotow dac jej wolnosc, skoro tego pragnie.

- Nie, Rodrigo. Zostaniemy razem, urodze dziecko, a ty bedziesz jego ojcem.

- Dziekuje.

W nocy znow byli jednoscia, ale wolni od przeszlosci. Ducha Randala gdzies przepadl. Na zawsze.

Salavador dowiedzial sie wlasnie o dziecku od Chelo. Nowozency koncza podroz poslubna, aby wrocic do stolicy. Oto ostatecznie zakonczyl tamta sprawe. Szczerze mowiac, troche byl ciekaw, co tez dzieje sie w Agujero. Czy tam dotarla wiadomosc o slubie? A gdyby tak pojechac?

Rozmyslania przerwala mu matka. Juz od wejscia oglosila:

- Salvadorze, czy pameitasz, jak Rodrigo proponowal wystawic Randalowi pomnik?

- Tak, mamo.

- Swietnie, bowiem zamierzam to uczynic.

- Co? Ale mamo...- rozpaczliwie chcial ratowac sytuacje. - Po co?

- Czemu nie? Przeciez nalezal do rodziny? Juz wydalam rozkazy, niedlugo rozpoczna sie prace nad przeniesiem ciala do grobowca w Mexico.

Nie przyznala sie, ze protest ze slubu zaniepokoil ja. Czyzby Kathy ukrywala cos, o czym nikt nie wie? Chciala to sprawdzic. Odzyska spokoj, gdy jej syn spocznie pod ciezkim kamieniem, gleboko w ziemi. Pochowa go na zawsze!

Za to Salvador przerazil sie okropnoe. Jesli jego matka spelni grozbe, jego misterny plan padnie! Odkryja, ze grob jest pusty, a Randal zyje! Musi jechac do wsi, ostrzec Randala!

Rzucil tylko ojcu jakies miejsce, gdzie jedzie i opuscil dom. Wskoczyl w samochod i popedzil na wies.

Zahamowal przed lasem. Szybko wysiadl i puscil sie biegiem. Oby zdazyc! A jesli nie zastanie w szalasie nikogo, co zrobi?!

Zdyszany dopadl kryjowki Randala. Wpadl do srodka, ale tu pusto. Zaczal myslec goraczkowo. Gdzie poszedl ten duren? Rzeka! Zapewne tam! Zlany potem ze strachu i biegu dotarl nad wode. Z daleka juz dojrzal poszukiwanego. Stanal wiec przed nim i z trudem lapal dech. Jego brat zdumial sie okropnie.

- Salvadorze, czy to ty?! Co sie stalo?

- Nic nie mow, tylko uciekaj!

- Gdzie, po co? Uspokoj sie i siadaj, opowiedz wszystko.

- Mama chce cie pochowac na cmentarzu!

- O czym ty mowisz?

Syn Chelo usiadl nareszcie i strescil rzecz.

- Ale czego ty chcesz? Mam sie zakopac w tym twoim nagrobku, zeby udawac trupa?

- Co wiec radzisz, bracie?

Na te slowa potomek Gabriela obrocil sie gwaltownie.

- Powtorz! - kazal.

- Co? - zdumial sie na to Salvador.

- Powiedziales do mnie "bracie"!

- Nie wiem, co mowilem, pomoz! Dalej!

- Ale jak? Przekonaj matke...

- Nie ma czasu! Ratuj! - blagal dalej go Salvador.

- Moge tylko stad uciec, aby sadzili, ze ktos wykradl cialo. To twoja jedyna szansa. Pojde do domku ojca.

- Dzieki, braciszku! - i pobiegl do wozu, zeby powrocic do swego domu. Randal chwile za nim patrzyl, jakby myslac nad jego slowami, ale zaraz zerwal sie, aby ukryc swoja obecnosc. Musi zmienic porzadek w szalasie na opuszczona chate.

Salavdor juz hamowal przed rezydencja. Blyskawicznie otworzyl drzwi wejsciowe i...napotkal rozwscieczona Chelo. Policzek, jaki otrzymal, zapiekl bolesnie.

- Alez, mamo...

- Oklamales mnie! Grob jest pusty! Gdzie on jest?!

- Nie wiem, doprawdy, moze wykradli cialo...

Kolejny policzek i oskarzenie, na to juz nie mogl odpowiedziec.

- Zbieraj sie, jedziemy do lasu! Skoro on zyje...

PRzerwala, bo skrzypnely wejsciowe drzwi. W progu staneli Rodrigo z Estrella. Slyszeli ostatnie slowa.

- Kto zyje? - spytal Ortega.

Na to Salvador, liczac na jego pomoc, wypowiedzial:

- Mama twierdzi, ze Randal przezyl! To smieszne, prawda, przyjacielu?...

Ale poslyszal zupelnie co innego:

- Czy to prawda? - Rodrigo zapytal Chelo.

- Musimy to sprawdzic! - krzyczala.

- Dobrze, ale skad pomysl, droga pani?

- Chcialam wystawic mu nagrobek, wiec nakazalam przeniesc trupa do rodzinnego grobowca, ale kopiec byl pusty!

- Jest pani pewna? - drazyl.

- Oczywiscie!

Na przemian bylo mu zimno i goraco. Jesli to prawda, jesli on zyje...Estrella zas pobladla, ale zachowala calkowity spokoj.

- Musimy jechac.

- Masz racje, ale ty bedziesz matka, zostajesz.

- Czuje sie dobrze, jedziemy!

Nie zwazajac na nic wrocila do samochodu. Za nia pobiegli Salvador oraz Chelo do swego wozu, a przy Estrelli zasiadl Rodrigo. Na koniec dotarl Gonzalo, tak wiec wpierw jechali malzonkowie Drago i syn, a z tylu Rodrigo z Estrella. Dwa samochody pedzily do wsi. Gonzalo probowal wypytac syna, na prozno.

- Sam go pochowalem! Widzialem jego smierc, naprawde, przysiegam wam!

Lecz w mozgu kotlowalo mu sie jedno:

- Czy szalenczy plan sie powiedzie? I czy Randal dotrzyma danego slowa i ukryje sie w tamtym domku, czy tez zdradzi ich? Co uczyni siostra, czy porzuci meza?

Wiecej nie zdazyl myslec, bo staneli w lesie.

- Do szalasu! Bez kretactw, jasne? - rozkazala mu Chelo, wiec z biciem serca poprowadzil reszte.

Dotarli do domu Ducha Lasu. Staneli przy wejsciu, Chelo z niesmakiem zapytala:

- To tu?

- Tak, tu, czegoz zadasz? Przeciez zyl w lesie, chcialas budynek? - dogryzl jej Gonzalo.

- Wejde tam - powiedziala Chelo poirytowana. - Ale jesli go znajde!

Lecz po chwili opuscila domek. Nie bylo tam nikogo.

- Zaraz! Salasar mial domek przy lesie! - przypomniala sobie Chelo. - Jedziemy tam!

- Nie zartuj, przeciez gdyby zyl, protestowalaby przeciw slubowi Estrelli!

- Zobaczymy! - ruszyla z powrotem i chwile potem jechali do budynku.

Z piskiem opon zaparkowali u celu. Matka gwaltownie zapukala do drzwi. Nikt nie odpowiadal. Chelo kopnela w drzwi, ktore musialy ustapic i wtargnela do srodka.

- Randal! Nie kryj sie, wiem, ze tu jestes! Zejdz!

Miala zamiar isc na gore, ale Randal sam zszedl. I tak juz wszystko stracone.

- Dzien dobry.

Chelo z triumfem patrzyla na niego, jej maz zdumiony obserwowal Randala zywego, Ortega z zaciekawieniem, a jego przyjaciel, Salvador, z przerazeniem - czekali na dalszy rozwoj wypadkow. Estrella za to prawie zemdlala. Patrzyla na tego, kogo dwa lata temu oplakiwala z rozpacza, a on stoi naprzeciw i tylko sie przywital! Wiedzial, ze ona cierpi, ale klamal o swojej smierci. Poczula, ze go nienawidzi. Podeszla i wymierzyla mu policzek. Przyjal go ze spokojem, powiedzial tylko:

- Wybacz!

- Nigdy - prawie wyplula swoja nienawisc.

Chelo zas mowila z diabelska uciecha:

- Mialam racje, wymysliles wlasna smierc! Dlaczego, po co?

- Wyjasnie wam, ale...

- O nie, kochanie. Za pozno, juz nie wyjasnisz. Umrzesz.

W jej reku zablysla bron. Mierzyla nia w syna. Randal ledwo wydukal:

- Mamo, nie strzelaj, ja...

- Chce cie zabic. Dlaczego mam nie strzelic? Wychodzic!

Poslusznie opuscili domek. Randal czul sie zdradzony, opuszczony przez wszystkich, nawet przez ukochana matke. Szedl z innymi na polane w lesie, gdzie mial zginac. Uslyszal szept brata:

- Przepraszam.

Popatrzyl mu w oczy i ujrzal, ze Salvador placze.

- Nie chcialem.

- Wiem - rzekl mu na to Randal.

Staneli rzedem przed zabojczynia, a ona mowila:

- Chodz tu do mnie, synku.

Podszedl powoli, choc nadal stal w pewnej odleglosci. Chelo wymierzyla prosto w serce Randala i przycisnela spust. Salvador przymknal oczy w chwili strzalu.

Koniec odcinka 25
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:02:33 11-09-07    Temat postu:

Bloody napisał:
Genialnie, jak zwykle;) Zastanawia mnie to, czemu ludzie tego nie czytają


Dzieki! Nie wiem, moze to jest za dlugie . Ale widze, ze mam przynajmniej dwie wierne Czytelniczki - Ciebie i monioule i to sie dla mnie liczy.

monioula napisał:
Wróciłam i nadrobiłam zaległości! Nie mam czasu na dłuższy komentarz, więc powiem tylko: super!


Ciekawe, co powiesz o tym....

-------------------------------------------------------------------

Odcinek 26

Po strzale otworzyl oczy. Ujrzal wiele krwi i cos jeszcze. Gdy padal strzal, Rodrigo decydowal sie blyskawicznie. Jesli tamten zyje, to on jest tylko uzurpatorem. Mimo slow zony wiedzial, ze ona i tak wroci do swego Randala. Zbytnio ja kochal, zeby nie pozwolic jej zyc. Odepchnal Randala i smiertelna kula trafila go w brzuch. Purpurowy kwiat rozkwitl na koszuli, reka mimowolnie scisnela za krawedzie rany. Upadl na ziemie, konajacy. Widzial jeszcze, ze Estrella kleczy przy nim i szepta:

- Co ty zrobiles?! - czuje, ze gladzi jego wlosy i placze. Za to Randal, ten, za ktorego oddal zycie, rowniez jest tu, Rodrigo chwyta wiec jego reke i prosi:

- Opiekuj sie nia...

- Przysiegam! - szepce Randal.

Na twarzy umierajacego wykwita usmiech spokoju. Teraz wie, ze spelnil to, co zamierzal - dal szczescie Estrelli.

Salvador zamknal mu oczy. On rowniez cierpial. Byl jego przyjacielem, bratem tez Manueli, a teraz lezy tu niezywy! A posrednio on jest temu winny!

Estrella nie potrafila uwierzyc w jego smierc. To on ja uratowal od zaginiecia w rozpaczy, nawet go pokochala, a on nie zyje. Ojciec jej dziecka...

Jedynie Gonzalo pobiegl za uciekajaca zona. Ta porzucila pistolet i na oslep biegla do wozu. Jednak jej maz doscignal ja i zatrzymal bez trudu.

- Oszalalas?! Na Boga, oszalalas?!

- Pusc, Gonzalo!

- Zabilas mojego ziecia! Ty szalona babo!

Nie puscil mimo grozb.

Tydzien pozniej odbyl sie pogrzeb Rodriga. Obecni byli wszyscy: Manuela, Gonzalo, Estrella oraz Salvador. Senior rodu Drago stal z synem i corka, a siostra zmarlego przy rodzicach. Byl tez oczywiscie Randal, ale on stal na uboczu. Nadal mieszkal w domku, gdzie zaskoczyla go Chelo. Wtedy zawieziono ja na policje, gdzie oczekiwala na przesluchanie.

Po zakonczonej ceremonii opuszczali cmentarz, gdy do swego brata podszedl Salvador.

- Chyba czas, zebys poszedl ujawnic sie ojcu.

- Zrobie to niedlugo, ale czy nie gniewasz sie, ze wtedy zszedlem, zamiast zostac na gorze?

- To juz niewazne. Teraz zajmij sie Estrella - usmiechnal sie Salvador lekko.

- Czy mowisz, ze...

- Tak, tak wlasnie chce - wroc do niej i badz ojcem dla jej dziecka. Pamietaj tez, ze teoj brat, czyli ja, zrozumial, ze byl glupi, skoro cie odrzucil. Cos musisz w sobie miec, ze Estrella wybrala ciebie.

Randal z radoscia sluchal tych slow. Zaraz jednak zobaczyl wyciagnieta dlon Salvadora i ta chwila byla jeszcze piekniejsza.

Wszyscy wrocili do domow, procz wlasnie Randala, ktory postanowil pojsc do rezydencji, aby spotkac sie z ojcem. Dzien nadszedl, Gabriel dowie sie prawdy.

Salasar dzis wyjatkowo czyl sie zle. Nie fizycznie, ale jakas mara usiadla mu na duszy. Nawet Anastazjo nie mogl poprawic nastroju Gabriela. Wlasnie usilowal zabawiac pana rozmowa.

- Prosze wyjsc na dwor, spacer, zaprowadze pana.

- Nie, Anastazjo, dzis nie. Mrok, ktory przykryl mi oczy, zajal teraz dusze. Chcialbym juz odejsc...

- Prosze tak nie mowic, przeciez...

Rozmowe przerwal dzwonek do drzwi. Zdumiony Anastazjo poszedl otworzyc naglemu gosciowi. Rozwarl wrota i zamarl.

- Dzien dobry, Anastazjo. Czy ojciec jest?

- Syn pana...ale jak...skad - pobladl lokaj. - Co?...

- Nie boj sie, to ja - rozesmial sie Randal. - Wszystko ci opowiem, ale wpusc mnie.

- Dobrze, prosze! - Anastazjo ochlonal. - Ojciec jest w pokoju.

- Wiec nic nie mow, sam pojde.

- Ale panski ojciec...jest slepy.

- Co? - zastygl Randal. - To nieprawda!

- Niestety, prawda.

Kroki Randala byly ciche, szedl powoli, rozmyslajac o slowach sluzacego. Jednak stanal juz u drzwi i wiecej czasu nie mial, zeby myslec. Cicho je otworzyl i wszedl do pokoju. Mimo to Salasar uslyszal cos.

- To ty, Anastazjo? - pytal.

Bez odpowiedzi. Kroki staly sie coraz blizsze, az poczul, ze ktos stoi obok.

- Kto tam?! Prosze nie zartowac, czekam!

Wzruszony widokiem ojca Randal przykleknal obok. Delikatnie ujal Gabriela reke i dotknal nia swojej twarzy. Palce ostroznie badaly oblicze goscia. Wpierw niespiesznie, potem bardziej dokladnie, jakby dla pewnosci. Gabriel czul, ze lzy ciekna mu po policzku. Wyszeptal cicho:

- Kim jestes i dlaczego jestes podobny do mojego syna?

Gabriel wyczul, ze tamten tez ma oczy mokre.

- Bo jestem twoim synem - uslyszal zdlawiony glos.

- Moj syn nie zyje! - rzekl Salasar, choc drgnal.

- To ja, przysiegam. Wybacz milczenie, ale musialem, zaraz opowiem. Wpierw jednak przypomne ci, ze gdy byles w spiaczce, przyszedles. Spales wtedy jeszcze. Siadlem przy tobie i mowilem. Pozniej postawilem na malym stoliku drewniana figurke kruka, aby czuwala nad toba. Odszedlem.

Gabriel w polowie opowiesci zrozumial, kto przed nim stanal.

- Randal...Chlopcze, zyjesz...Slyszalem cie wtedy...Synu!

Zlapal syna w objecia i trzymal dlugo, jakby mial nie puscic. Plakal juz otwarcie.

Po dlugim powitaniu Salasar zmienil ton.

- Ale jak smiales! Dlaczego mnie oszukales?! Umieralem za toba, a ty zyles, wiedziac o moim cierpieniu! Jak mogles, jak!

Randal strescil mu sprawe. Gabriel purpurowial z gniewu, slyszac rzecz.

- Salvador! Zabije go!

- Zaczekaj, tato. Przebaczylem mu, wiec i ty to tez zrob.

- A nasz bol?!

- Zrobilem to dla Kathy, wiesz, co czuje do niej.

- Wiem. Dlatego cie nie winie. Skoro prosisz i jemu wybacze.

- Dziekuje. Wiedzialem, ze zrozumiesz.

- Czy teraz ujawnisz sie Kathy? - zapytal Salasar syna.

- Tak. Wpierw chcialem ciebie ujrzec.

- Idz wiec teraz do niej, wiem, jak sie spieszysz.

Wyszedl wiec do domu Marthy Colunga. Byla tu nadal, slub z Diazem jeszcze sie nie odbyl. Zadzwonil do drzwi i czekal na nianie, aby mu otworzyla. Przedstawil sie jako przyjaciel rodziny, wiec czekal w salonie na Kathy z matka. Po chwili uslyszal kroki. Byla to Marta z corka. Zeszly na dol, nie wiedzac, kto na nie czeka, bo Randal prosil nianie o tajemnice.

Kathy pierwsza sie zorientowala. Stanela, nie wierzac wlasnym oczom, lecz zaraz zbiegla z radosnym okrzykiem:

- Wrociles, braciszku!

Usciskali sie mocno.

- Moja corka miala wiec racje. Witaj - rzekla Marta z usmiechem.

- Racje? W czym? - zdumial sie Randal.

- Protestowala na slubie Estrelli. Mowila, ze zyjesz.

Spojrzal na Kathy, ktora siedziala na jego kolanach i zapytal, niby groznie:

- Zrobilas to? A nasza umowa?

- Nie chcialam, zeby ten pan poslubil Estrelle, bo wy sie przeciez kochacie! Gniewasz sie?

- Nie, ale pamietaj, dotrzymuj tajemnic.

- Obiecuje! - obiecala.

Przekazal im potem swa historie. Kathy stwierdzila:

- Twoja mama jest niedobra! Wiesz, pokaz mi grob pana Ortegi! Chce podziekowac, ze uratowal ci zycie!

- Dobrze, pojdziemy tam razem.

W miedzyczasie Estrella pytala brata:

- Dlaczego ukryles prawde?! Widziales, ze cierpie.

- Bylem glupi i zazdrosny. Nie pogodzilem sie do konca z faktem, ze jestem twym bratem, a matka zdradzala ojca. Zamiast nich, winilem Randala. Czy potrafisz przebaczyc?

- Przez twoje knowania Gabriel cudem uszedl z zyciem, a Rodrigo nie zyje! Tego nie potrafie! Manuela tez nie.

- Co zrobisz teraz, siostro?

- Wyjade w podroz.

- Zostawisz Randala? Nie rob tego, prosze.

- On mnie zostawil. Rozmawialam z ojcem, oplaci wyjazd. Urodze za granica.

- Dokad pojedziesz?

- Jeszcze nie wiem, pewnie gdzies do Europy. Zobacze jeszcze.

- Czy bede mogl tam przyjechac?

- Lepiej nie. Jesli kiedys zmienie zdanie, powiem ci.

- Bede czekal.

Gabriel Salasar przekazal, w zamian za pomoc, jaka okazal Archibaldo Randalowi, domek w lesie, ten, gdzie zaskoczyla ich

wtedy Chelo. Obiecal tez Archibaldowi, ze znajdzie mu prace, aby mogl sie przeniesc do stolicy.

Randal zas dotrzymal slowa i zaprowadzil Kathy na grob Ortegi. Stali chwile, patrzac na migoczacy znicz, gdy podeszla Estrella. Rozpoznala ich i miala zamiar odejsc, ale powstrzymal ja:

- Zaczekaj. Chcialbym pomowic.

- O czym?! O zdradzie? Nad grobem meza?!

- To on prosil mnie, abym sie toba zajal.

- A ja cie zwalniam.

- Wiesz, dlaczego to zrobilem. Prosze, usluchaj swego serca.

- Serce mowi mi, ze moj maz nie zyje przez ciebie! Gdybys sie nie kryl, zylby dalej.

- To byl jego wybor.

- Ale ja go kochalam!

- Bo sadzilas, ze zginalem!

- Byc moze, ale milosc do ciebie umarla. Tak, jak ty dla mnie. Wyjezdzam z Meksyku.

Odeszla na zawsze, zostawiajac ich samych.

Kolejnego dnia opuscila Mexico samolotem i udala sie do Rzymu.

Marta i Diaz pobrali sie niedlugo pozniej. Corka zostala z niania, a oni pojechal w podroz poslubna. Potem pojada po Jose, syna Diaza i razem wroca do stolicy. Jose wiedzial o slubie ojca i chcial poznac wybranke taty oraz jej coreczke. Nareszcie Kathy zaakceptowala fakt.

Wdowa Estrella urodzila slicznego chlopczyka o imieniu Raul, po dziadku. Mieszkala w wynajetym domu, ojciec slal je co miesiac pieniadze. Chelo skazano na wiele lat, wiec rzecz sie wyjasnila. Nie byl jej, ani wlasnie Estrelli na slubie Manueli i Salvadora, bo siostra zmarlego wybaczyla narzeczonemu. Tylko Estrella nadal nie miala meza, lecz wolala obecny stan rzeczy. Trzy pudla to zbyt duzo na tak krotki okres!

Jak zwykle siedziala z Raulem na rekach. Slodko chrapal w objeciach matki. Nawet dzwonek nie zbudzil Raula.

Zaskoczona, ostroznie, aby go nie obudzic, ruszyla do drzwi. Nikt nie znal jej adresu, procz rodzica. Czyzby ojciec wygadal sie przed synem? Jesli to Salvador, to zbyt wczesnie. Jeszcze pamietala.

Zatrzymala sie, zeby ukolysac dziecko, ktore otworzylo oczy. Potem poszla ku drzwiom.

- Ide, prosze zaczekac chwilke!

Reka nacisnela lekko klamke. Zastanawiala sie, kim jest jej gosc. W drugiej rece miala syna, chlopczyk juz nie spal.

Otworzyla drzwi. W progu stal mezczyzna. Jego ciemne, prawie krucze wlosy, wily sie wspaniale. Niebieskie oczy patrzyly prosto w nia, jakby w serce.

Estrella poznala go od razu, przeciez dawno temu go kochala. A potem on ja skrzywdzil.

Duch Lasu pod Agujero przybyl do niej. To byl Randal i patrzyl na nia.

Koniec odcinka 26
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:28:07 11-09-07    Temat postu:

monioula napisał:
Jeden z bardziej emocjonujących odcinków, przez większą część miałam mokre oczy...ślicznie napisane...
Cytat:
Otworzyla drzwi. W progu stal mezczyzna. Jego ciemne, prawie krucze wlosy, wily sie wspaniale. Niebieskie oczy patrzyly prosto w nia, jakby w serce.

Jakieeee to piękneeee...


Dzieki. To wlasnie mial byc taki emocjonujacy odcinek...A teraz niespodzianka...

---------------------------------------------------------------------------

Odcinek 27 i ostatni

- Czego chcesz? - uslyszal zimne slowa.

- Przyjechalem po ciebie.

- Po mnie, przyjacielu? - rzekla sarkastycznie. - Teraz zadbales o nasza przyszlosc? A wtedy, gdy nagle zniknales?! Nie, za pozno na to! Wracaj do Meksyku.

Probowala zamknac drzwi, ale wstawil noge.

- Blagam cie, wysluchaj mnie.

Wpuscila go na chwile. Stal przed nia, obserwujac zupelnie obca osobe.

- Mow i wyjdz!

- Nie prosisz, zebym usiadl?

- Nie, bo szybko stad wyjdziesz!

- Wiesz, ze zrobilem to dla Kathy.

- Wiec biegnij do niej - co tu robisz?

- Przysieglem jej ojcu, Leopoldo zabilby ja bez litosci.

- Wolales zabic mnie?

- Wiesz, co do ciebie czuje. Ja...chcialbym, zebys zostala moja zona.

- Nie ludz sie!

- W takim razie pozwol mi potrzymac twojego syna. Prosze cie.

- Dobrze, ale obiecaj, ze potem wrocisz do Meksyku.

- Przysiegam.

Podala mu Raula, a on z prawie ojcowska czuloscia wzial go na rece. Chlopczyk patrzyl ciekawie. Wymachiwal malymi raczkami.

- Jak ma na imie?

- Raul.

- Pieknie.

Zamierzal oddac jej syna, ale nie zdazyl. Dziecko wypowiedzialo pierwsze slowo.

- Ta - ta...

Estrella zamarla, Randal poczul, ze cos scisnelo go za serce.

- Powiedzial do mnie "tato"...Boze, Estrello...

- To nie ty jestes jego ojcem!

- Wiem - nagle posmutnial. - Rodrigo nie powinien mnie ratowac. To ja powinien umrzec.

- Nieprawda. Nikt z was nie powinien!

- Moja matka sadzi inaczej. Mialem zginac dawno temu, tylko pech jej nie pozwolil wykonac planu. Ile razy wymykalem sie smierci!...Wez syna, jest tylko twoj. I wybacz bratu, on to robil za milosci do ciebie!

Oddal chlopca i wyszedl z pokoju. Opuscil dom, patrzyla, jak oddala sie pusta ulica. Nagle przed oczami stanely jej wspomnienia z dawnych lat. Tylko jemu mogla opowiedziec o milosci do brata. On potrafil ja pocieszyc w chwili bolu. Wiedzial o slubie, lecz nie przerwal go, aby mogla zaczac nowe zycie, mimo jego bolu. Widzial ich wtedy przy rzece, Salvador to opowiedzial. Ale nic nie zrobil. I trzymal dziecko bez nienawisci, choc bylo jego konkurenta. Zreszta Rodrigo tez jego prosil o opieke nad synem. Zrozumiala prawde - wciaz kocha Lesnego Ducha.

Zniknal za zakretem juz dawno, ale miala jeszcze nadzieje, ze zdazy. Wybiegla z domu. Zobaczyla go z daleka, zawolala rozpaczliwie:

- Zaczekaj!

Ale on nie zawracal. Byl juz daleko. Ostatni raz krzyknela:

- Randal...ja cie kocham!

Zatrymal sie. Powolutku sie do niej obrocil. Czekal, jakby sie zastanawial, ale zaraz podszedl i spytal cicho:

- Naprawde mnie kochasz?

Odpowiedzia byl jej pocalunek. Oddal go bez wahania.

Pare dni pozniej powrocili do Meksyku. Zawiadomiono wszystkich i niedlugo odbyl sie slub Estrelli i Randala. Byli wszyscy:

Gonzalo, Manuela, Kathy i Marta, Gabriel, Salvador, Nicholas i Jose i nawet Archibaldo. Nikt nie przerywal. Wszyscy byli z nimi i szczerze im gratulowali.

Na koncu podszedl Salasar,

- Dziekuje, ojcze - odezwal sie Randal.

- To ja ci dziekuje. Synu, chce...- przerwal.

Zlapal sie za glowe i zamilkl.

- Ojcze! Zle sie czujesz?

- Nie, ja...widze! Nadal jestes zamglony, ale widze cie, synku!

Czas pozniej Gabriel calkiem juz odzyskal wzrok. Malzonkowie mieli wyjechac, ale maz chcial jeszcze zalatwic pewna sprawe. Poszedl do wiezienia.

Matka, czyli zona Gonzalo, niczego sie nie spodziewala, a tym bardziej syna. Randal pewnego dnia jednak stanal przed Chelo, w pokoju wizyt.

- Ty? Czego ode mnie chcesz?!

- Pozegnac sie, mamo. Ozenilem sie z Estrella. Jade w podroz poslubna.

- Po co mi mowisz?!

- Bo przebaczam ci wszystko!

- Nie potrzeba mi twojego przebaczenia!

- Dlaczego mnie znow odrzucasz? Przeciez...

- Wynos sie!

- Dobrze, mamo, odchodze.

Wyszedl, a jakis czas potem byl juz daleko. Odwiedzil Rosite. Malo nie zemdlala, zorientowawszy sie, kogo ma przed soba, ale on tylko podziekowal jej za opieke przed tylu laty. Nie czul zalu za tamten zly czyn.

Rok po zdarzeniach urodzil sie maly Carlos Salasar. Jego rodzice kochali go mocno, zreszta malego Raula tak samo. Nigdy sie nie dowiedzial, ze mial innego ojca.

Tak konczy sie historia Randala, chlopca z lasu, ktory wbrew przeciwnosciom znalazl szczescie.

FIN

---------------------------------------------------------------------------

Napisalam jeszcze druga czesc...Ma 3 odcinki..Chcecie? )))).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:10:55 14-09-07    Temat postu:

Zakonczenie dosc sielankowe, to fakt, ale...to jeszcze nie koniec . Jak juz mowilam, jest ciag dalszy i ma tylko 3 odcinki, ale...Umieszcze tutaj kontynuacje, ta 3-odcinkowa, jesli stwierdzicie, ze nadal jest ciekawa, wtedy wystartuje z 3 czescia, ktora juz mam w glowie. I wtedy bedzie na pewno miala duzo wiecej odcinkow, niz 2 czesc . A wiec zaczynamy, 2 czesc ma tytul: "Skrzydla kruka 2 - Ostateczna rozgrywka".

----------------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 1 (28)

Tego dnia pogoda byla piekna. Slonce oswietlalo okolice, zagladajac przez szyby do srodka pewnego domu. Widzialo grupe ludzi siedzacych w salonie i pograzonych w rozmowie. Jeden z nich, Gabriel Salasar, wlasnie wspominal wydarzenia sprzed osmiu lat.

- Wszyscy wtedy wiele przezylismy. Gdyby nie czyn Rodriga Ortegi, nie bylibysmy teraz tacy szczesliwi.

- To prawda, tato. Oddal za mnie zycie - przypomnial Randal, majacy teraz trzydziesci szesc lat.

- Byl wspanialym czlowiekiem - dorzucila zona Randala, Estrella. Byla mlodsza od meza o rok. - Salvaodr nadal ma wyrzuty sumienia.

- Jedynym winnym w tej historii byla Chelo - stwierdzil Gabriel. - Nawet Manuela tak uwaza.

Randal sie zamyslil. Oto ma rodzine, o jakiej dawniej mogl tylko snic. Obok siedzi jego ukochana Estrella, na jej kolanach Carlos, jego najmlodszy syn, obecnie osmiolatek. Jest tutaj takze drugi chlopak, dziewiecioletni Raul. Byl on dzieckiem zmarlego Rodriga, ale nic o tym nie wiedzial. Nie chcieli mowic mu o dramatycznej przeszlosci. Woleli cieszyc sie szczesciem, jakie dostali od losu. Byli razem i to bylo najwazniejsze.

Malzenstwo Marty i Nicholasa Diaza rowniez zylo w radosci. Kathy, jak i Jose - oboje mieli juz po dwadziescia lat. Oni takze woleli myslec o przyszlosci. Mimo roznicy wieku Kathy nadal nazywala Randala swoim starszym bratem, albo Lesnym Duchem.

Przez te kilka lat coraz rzadziej odwiedziali rzeke i las. Syn Chelo zalozyl rodzine, to im poswiecal caly czas. Jednak uczucie laczace go z corka Marty nigdy nie oslablo.

Brat Estrelli, trzydziestotrzyletni Salvador, wchodzil do pokoju wizyt. Jego matka, Chelo Drago, przebywala tu juz az dziewiec lat. Byl jedyna osoba, jaka chciala widziec. Nawet jej maz, Gonzalo, nie byl tu mile widziany. Pomimo zbrodni, jakie popelnila, nie wzial z nia rozwodu, na prosbe syna. Salvador dawno przebaczyl matce, choc jego zonie, Manueli, ciezko sie bylo z tym pogodzic. Ofiara byl przeciez jej brat!

Drzwi otworzyly sie i Chelo zostala wprowadzona przez strazniczke wiezienna. W stroju wiezniarki nadal wygladala pieknie. W koncu miala dopiero niecale szescdziesiat lat.

- Witaj, synku - usmiechnela sie. - Co u ciebie?

- Wszystko w porzadku, mamo.

Rozmawiali juz dluzsza chwile, kiedy nagle on powiedzial:

- Maly Carlos za to bardzo lubi muzyke.

- Carlos? Wiesz, ze nie chce o nim slyszec.

- Alez mamo, przeciez to twoj wnuk! - prostestowal Salvador.

- Jest rownoczesnie synem Randala! Wiesz, ze ten typek nie powinien zyc! - dobitnie powiedziala Chelo.

- Mowisz o swoim dziecku, na Boga! Dlaczego go tak bardzo nienawidzisz? Przez tyle lat...

- Jest tylko wypadkiem, skutkiem ubocznym bledu sprzed prawie czterdziestu lat! Nie ma prawa, by zyc! Ty tez go wpierw odrzucales! - wyrzucila Salvadorowi Chelo.

- Wiem, ale zrozumialem swoj blad. Randal to ktos, kogo nie sposob nie pokochac. Dziwie ci sie, mamo.

- Idz juz, synu. Meczysz mnie - nakazala Chelo.

Rozstal sie z matka, nie potrafiac wciaz jej zrozumiec. Za to ona myslala o kilku slowach Salvadora - o zdaniu na temat malego Carlosa. Owszem, byl jej wnukiem, w przeciwienstwie do Raula...Gdyby tak syn Rodriga poznal prawde? Czy poczulby sie oszukany? Randal bardzo kochal przybranego synka i traktowal go, jakby byl jego dzieckiem. Dlatego obojgu sprawilaby bol, gdyby ich rozdzielila. Tylko jak ma to uczynic?

Minal ponad tydzien od tych zdarzen, gdy do drzwi domu Randala zadzwonila Kathy. Wyrosla na przepiekna mloda kobiete. Otwarto jej i wpuszczono do srodka. Teraz czekala na Lesnego Ducha w salonie.

Poderwala sie, gdy wszedl i usciskala go mocno. Zasiedli oboje i rozpoczeli rozmowe.

- Estrelli nie ma, wiec ja musze ci wystarczyc - zazartowal gospodarz.

- Oczywiscie, ze wytarczysz, braciszku! Jak sie sprawujesz jako ojciec rodziny?

- Podobno dobrze - smial sie Randal. - to przeciez ty nas polaczylas. Zawdzieczam ci wszystko - nagle spowaznial.

- Mylisz sie. To twoje serce, ktore trudno odrzucic. Mam do ciebie wielka prosbe. Chcialabym znow pojechac do Agujero, nad nasza rzeke. Zobaczyc miejsce, gdzie stal szalas...

- Naprawde chcialabys? Nie bylismy tam juz prawie rok.

- To wlasnie dlatego chce tam pojechac. Zgodzisz sie?

- Oczywiscie, Kathy. Mozemy nawet jutro! Napijesz sie czegos? - zapytal.

- Owszem, chetnie.

Randal wstal, aby nalac napoj ze stojacej obok karafki. Uczynil pare krokow i chwycil szklanke. Wyciagnal reke, aby zlapac butelke. Zamiast tego tylko mocniej scisnal pucharek, a druga dlon przycisnal z lewej strony ciala. Skrzywil sie i pobladl. Nim Kathy zdazyla zareagowac, upadl na ziemie. Pusta szklanka potoczyla sie po dywanie, upuszczona przez osuwajacego sie Randala. Corka Marty juz kleczala przy nim. Nie slyszal jej wolan, gdzys stracil przytomnosc. Na prozno usilowala go ocucic. Lezal tylko z zamknietymi oczami, jakby juz nie zyl.

Zaplakana dziewczyna wezwala pogotowie. Chwile pozniej karetka wiozla go juz do szpitala. Nadal byl nieprzytomny. Lekarz na prozno probowal przywrocic go do zycia w sweicie realnym. Tylko powoli unoszaca sie piers swiadczyla o plytkim oddechu.

Zatrzymali sie przed szpitalem. Doktor wyskoczyl z pojazdu i natychmiast wraz z sanitariuszem przeniesli Randala na noszach do budynku. Szla za nimi Kathy, drzac o zycie ukochanego Lesnego Ducha.

Podczas, gdy badano pacjenta, dzwonila do Estrelli. Przekazala jej tragiczna wiadomosc.

- Dzieki Bogu, ze wrocilas! Dzwonie ze szpitala, Randal zemdlal i do tej pory nie otworzyl oczu!

- Boze, juz jade! Gdzie to jest?

Wskoczyla w samochod i popedzila do meza.

Oczekujac na wyniki badan zawiadomili Marte i Nicholasa Diazow. Oboje poprosili o dalsze informacje i obiecali zadzwonic do Gonzala i jego syna. O Chelo nikt nie pomyslal, bo i po co?

To Salvador podniosl sluchawke. Odebral niepokojaca wiadomosc, podziekowal za telefon i natychmiast pojechal do kliniki. Bardzo kochal Randala, pojal, ze on nie jest niczemu winien. Dlatego jadac modlil sie o zycie brata. Przed wyjazdem poprosil ojca, aby ten powiadomil Salasara.

Spotkali sie na korytarzu: Kathy, Estrell i Salvador. Gabriel jeszcze nie dotarl. Rodzenstwo wypytywlo Kathy o zdarzenie i o stan pacjenta.

- Naprawde nie wiem. Nie chca mnie do niego wpuscic.

Oczekiwanie dluzylo sie wszystkim. Dlugi czas pozniej dotarl do nich Gabriel.

- Co z moim synem? - pytal od wejscia.

Wlasnie wtedy pojawil sie doktor. zamilkli, czekajac na jego slowa, jak na wyrok.

W miedzyczasie Raul i Carlos bawili sie w pokoju. Obaj wiedzieli o swoim ojcu.

- Jak myslisz, czy tata wyzdrowieje? - pytal starszy.

- Mam nadzieje - odparl Carlos. - Mama tak wybiegla...

- Boje sie o niego. Dziadek pewnie tez juz wie. Chcialbym pojechac do taty.

- Ja tez. Moze pani Marta sie zgodzi?

- Lepiej zaczekajmy tutaj. Obysmy sie szybko czegos dowiedzieli!

Lekarz wlasnie poinformowal rodzine o wynikach badan.

- Tak wiec prosze sie liczyc z najgorszym. Chory przezyl operacje zoladka, a w obecnej chwili otrzymuje tlen przez maske tlenowa.

- Czy mozna go odwiedzic? - nie wytrzymal juz Salasar.

- Tylko najblizsza rodzina.

Estrella pragnela zobaczyc meza, ale widziala cierpienie swego tescia. Dlatego powiedziala:

- Wejdz tam, Gabrielu.

- Dziekuje, Estrello, ale to ty powinnas pojsc.

- Nie, ja moge zaczekac. Idz - powtorzyla.

Wdzieczny jej Salasar przekroczyl prog sali i zniknal za drzwiami.

Stanal przy lozku syna i czul, ze ciekna mu lzy z oczu. Ujrzal bowiem Randala posrod przeroznych urzadzen, poplatanych kabli i o twarzy koloru bialej poscieli, na jakiej lezal. Gabriel zblizyl sie i usiadl obok. Delikatnie ujal dlon syna w swoja i czekal, czy sie obudzi. Na prozno. Wpatrywal sie w oblicze Lesnego Ducha, jakby mogl spowodowac w ten sposob jego powrot do zdrowia. Przypomnialo mu sie, jak po raz pierwszy spotkal istote z lasu. Wtedy jeszcze nie wiedzial, z kim naprawde rozmawia. To dzieki Marcie sie spotkali. Byla jeszcze zona Pabla Colungi. To on przed smiercia prosil zarowno jego, jak i swoja corke, aby traktowali Randala jak czlonka rodziny. Zadne z nich nie przypuszczalo wtedy, ze Salasar jest jego ojcem. Dopiero Rosita Veluttini wyjawila przez przypadek prawde. A pozniej ten przeklety plan Salvadora, ktory posrednio doprowadzil do smierci Ortegi. Przez osiem lat ich zycie ukladalo sie szczesliwie, ale teraz znow dopadlo ich nieszczescie.

Salvador na korytarzu odchodzil od zmyslow. Probowal pocieszyc siostre, ale sam siebie nie potrafil. Wszyscy w trojke woleliby sami umrzec, niz stracic Randala. Czekali na wyjscie Gabriela z wiadomosciami.

Jese Diaz, dwudziestoletni syn Nicholasa, rozmawial z ojcem w salonie:

- Widzialem go kilka razy, ale, jak wiesz, nie znam go zbyt dobrze. Czy Kathy tez tam jest?

- To ona tu dzwonila. Nie opusci ani krok swego brata.

- Chcialbym pojechac do kliniki.

- Czyzbys mial ochote go odwiedzic?

- Niezupelnie, tato. Pragne byc teraz przy Kathy...

W szpitalnej sali Salasar zamyslil sie. Zaraz zapewne lekarz kaze mu opuscic syna. Bedzie musial wyjsc, choc wbrew sobie. Spojrzal jeszcze raz na lezacego i z radoscia ujrzal, ze ma otwarte oczy. Co prawda, niezbyt przytomne, ale otwarte. Gabriel wyczul, ze chory chce mu cos powiedziec. Pochylil sie i na niema prosbe odchylil na sekunde maske tlenowa. Jednak takich slow sie nie spodziewal:

- Przyprowadz tu mame, blagam...

Koniec odcinka 1 (28)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:02:38 19-09-07    Temat postu:

Tak sobie jakos mysle, ze bohaterski czyn Rodriga w ogole przeszedl bez echa . Lubilyscie go, czy nie, moje Czytelniczki? .

monioula napisał:
No jasne, że pasuje, ładna dziewczyna. Co prawda zupełnie inaczej wyobraziłam sobie Kathy, ale zdaję się na ciebie. Czekam na kolejne odcinki


Dzieki! A powiesz mi, jak ja sobie wyobrazalas? Mnie przypasowala, bo ma czarne wlosy i wydawala sie dosc delikatna...chociaz akurat Kathy potrafi walczyc o swoje )). A oto kolejny odcinek, przepraszam, ze tak dlugo, ale ostatnio na nic nie mialam czasu...

----------------------------------------------------------------

Odcinek 2 (29)

Nie dal po sobie poznac, jak bardzo zdziwily go te slowa. Przeciez matka Randala pozbyla sie go tuz po urodzeniu! Wciaz go nienawidzila, a Randal wzywa ja do siebie! Zdumiony Gabriel upewnil sie:

- Chcesz, zebym wezwal tu Chelo?

- Tak, ojcze... - przerwal, bo musial odpoczac.

- Dobrze, zrobie to dla ciebie - obiecal Gabriel.

Nie wiedzial, ze w tym samym czasie dyrektor wiezienia oswiadcza Chelo, ze zostala zwoniona za wzorowe sprawowanie. Byla aresztowana opuszcza teraz ponury gmach i zdaza w kierunku domu swego meza. Wie o wszystkim z synowskich opowiesci, oprocz choroby Randala.

Gonzalo samego diabla szybciej by sie spodziewal, niz wlasnej zony. Kiedy przed nim stanela, wpierw nie dowierzal. Dopiero po chwili zrozumial:

- Uwolnili cie?

- Owszem, kochany mezu! - usmiechnela sie z triumfem. - Wrocilam i znowu bede tutaj mieszkac! Cieszysz sie?

- Oczywiscie - zachowal resztki refleksu. - Chociaz dzis akurat martwie sie o twojego syna.

- Co sie stalo Salvadorowi? - przerazila sie Chelo.

- To nie chodzi o niego. Randal przeszedl ciezka operacje. podobno to problemy z zoladkiem.

Ledwo sie powstrzymala, aby nie powiedziec, ze nic ja to nie obchodzi. Powziela wlasnie sprytna decyzje...

- Operacje? W ktorym szpitalu?

- Nie mow, ze chcialabys tam pojechac!

- Nie zapominaj, ze jestem jego matka, Gonzalo! Przez te wszystkie lata przemyslalam sprawe i postanowilam sie z nim pogodzic.

- Nie wierze ci! Znowu chcesz go skrzywdzic!

- O nie, Gonzalo. Dzis marze tylko, aby go zobaczyc i powiedziec, jak bardzo go kocham. Nie powstrzymasz mnie!

- Wiec jedz, ale pamietaj, ze jest tam wierna ekipa: Estrella, Kathy, Salvador i Gabriel Salasar! Nie dopuszcza cie do niego.

- Zobaczymy!

Wyszla z domu i pojechala do kliniki.

Tymczasem milioner wyszedl do czekajacych na korytarzu i przekazal im nowiny. Odetchneli na wiesc, ze przemowil, ale rownoczesnie zdumieli:

- Chce widziec matke?! - nie mogl tego pojac drugi z jej synow. - Czyzby... - ugryzl sie w jezyk. Czyzby chcial sie pozegnac przed smiercia? - pomyslal.

Pol godziny pozniej, akurat wtedy, gdy Estrella czuwala nad snem Randala, zjawila sie Chelo. Zarowno Kathy, jak i Salavdor, znieruchomieli. Tylko Salasar zachowal zimna krew:

- Widze, ze wyszlas z wiezienia?

- Kilka godzin temu. W jakim stanie jest moj syn?

- Twoj syn? Od kiedy sie do niego przyznajesz?

- Daj spokoj, Gabrielu. To bylo dziewiec lat temu. Teraz martwie sie o chlopca. Co z nim?

Salavador nie byl pewien, co o tym myslec. Marzylby o ich spotkaniu, ale wiedzial przeciez, jak matka traktowala Randala dawniej. Mimo to opowiedzial jej, co sie wydarzylo.

- Wzywal mnie? Wobec tego pojde tam! - uczynila krok ku progowi sali. Zastapila jej droge Kathy:

- Jezeli uczyni mu pani cos zlego... - byla gotowa na wszystko w obronie brata.

- Odsun sie, dziewczyno! Wzywal mnie przeciez!

Kathy poslusznie sie odsunela. Skoro Randal tego pragnal, nie ma prawa sie sprzeciwiac.

Randal nie spal, kiedy weszla Chelo. Dlatego powstrzymal protesty Estrelli i poprosil, by zostawiono go z matka samego. Oddychal juz tylko przez dwie rurki sterczace mu z nosa, dlatego mogl juz swobodnie rozmawiac.

- Dziekuje ci, ze przyszlas.

- Jak tylko mi powiedzieli - usiadla obok. - Wyszlam juz na zawsze z wiezienia - dodala.

- Naprawde? - ucieszyl sie jej syn. - Wobec tego prosze cie, aby zamieszkala wraz z Gonzalo u mnie!

- Wiesz, ze to niemozliwe. Raczej to wy przeprowadcie sie do nas! - wlasnie na to wpadla. Bedzie miala okazje porozmawiac z Raulem...

- Chetnie. Zobaczysz wreszcie swoje wnuki!

Nie poprawila go, ze ma tylko jednego wnuka.

- Mamo? - zapytal z lekka obawa Randal.

- Tak, co chciales? - zainteresowala sie Chelo.

- Skoro przyszlas...czy to znaczy, ze chcesz uznac mnie za swego syna? - pytal i czekal.

Dobry czlowiek wyczulby tutaj pragnienie matczynej milosci i wielkie uczucie Randala do Chelo, jakie zywil pomimo krzywdy, jaka mu wyrzadzila. Ona jednak zorientowala sie, ze moze wykorzystac na swoj sposob slowa syna.

- Owszem - lekko sie usmiechnela. - Od tej pory wszystko sie zmienia. Przekonaj Estrelle, zeby zamieszkala ze mna i przeprowadzcie sie z dziecmi do mnie! - proponowala.

Zanim wyszla, uslyszala jeszcze, ze jej slowa dodaly mu wiele sil i pozwola wrocic do zdrowia duzo szybciej. Zadowolona opuscila sale i z triumfujaca mina podeszla do Salasara:

- Informuje cie, ze od tej pory Randal znajduje sie pod moja opieka i nie pozwole, abys go skrzywdzil. To moj syn i powinienes zauwazyc, ze to wlasnie mnie wzywal w chorobie. Jesli bedziesz chcial nas rozdzielic - zniszcze cie! - odeszla.

Gabriel zbytnio martwil sie o syna, zeby przejmowac sie grozbami Chelo. Wygladal na bardzo zmeczonego i smutnego. Kathy podeszla do niego i probowala pocieszyc, choc samej chcialo sie plakac. Estrella ponownie poszla do meza, ktory tak ja przywital:

- Teraz wszystko sie zmieni - nawet sie usmiechnal lekko. - Jak tylko wyjde ze szpitala, to przeprowadzimy sie do mojej mamy.

Sercem Estrelli targnal gniew i strach. Opanowala sie jednak i powiedziala:

- Wiesz, ze ona zrobila tyle zlego! Dlaczego wiec chcesz z nia mieszkac? Dziewiec lat nie chciala cie widziec, dopiero teraz sie ponownie spotkalismy, a ty...

- Estrello - przerwal jej Randal cicho. - Wiem, ze zarowno ty i Kathy oraz ojciec, bardzo mnie kochacie. Chelo jednak mnie urodzila i zawsze bede uwazal ja matke. Marze, aby kiedys naprawde byc jej synem!

- Probowala cie zabic i to nie raz.

- Wiem. Ale oddalbym za nia zycie.

Czula, ze go nie przekona. Tak strasznie sie bala! Jezeli jednak ma byc szczesliwy - zrobi to. Przeciez jest tam tez jej ojciec - Gonzalo. On nie dopusci, zeby stalo im sie cos zlego!

- A wiec dobrze. Zgadzam sie na to!

Nawet, gdyby miala za to sporo zaplacic, warto bylo ujrzec szczescie w oczach Randala.

Wszyscy troje - Gabriel, Salvador i Kathy - byli zszokowani. Salvador wiedzial, ze Randal kocha Chelo, ale nie do tego stopnia! On sam mieszkal z Manuela, dlatego nie mogl go strzec osobiscie. Tylko Estrella bedzie w poblizu, ale ona moze przegrac walke z tesciowa. Gonzalo tez duzo nie pomoze, ostatnio zaczal chorowac. Bal sie tego, co moze uczynic jego matka, naprawde sie bal.

Jose Diaz wlasnie przekraczal prog szpitala. Zdecydowal sie odwiedzic to miejsce, aby pocieszyc swa przyjaciolke, Kathy. Mieszkali razem od czasow malzenstwa Marty i Nicholasa. Mlodzieniec nie przyznal sie, ze nie traktuje jej tylko jako siostry. Ukrywal fakt, ze poczul do niej odmienna milosc - mezczyzny do kobiety. Znal historie Lesnika, troche dziwil sie Kathy, ze tak o niego walczyla. Uwazal, ze za bardzo przejmuje sie - badz co badz - obcym mezczyzna. Sadzil tez, ze gdyby nie Randal, Pablo zylby jeszcze. Z drugiej strony Jose nigdy nie spotkalby Kathy...

Juz ja zobaczyl. Stala przy Estrelli i zywo o czyms rozprawiala. Podszedl powoli do stojacych na korytarzu, caly czas obserwujac dziewczyne. Byla zbyt przejeta, zeby to spostrzec.

- Nie sadze, zeby to byl dobry pomysl! Przeciez ona usilowala...!

- Wiem, Kathy. Wiem, ale to na nic. Uparl sie i wiem, ze powinnam sie zgodzic. Moze w koncu zrozumiala, ze on te zasluguje na uczucie?

Watpily w to obie. Chelo byla do wszystkiego zdolna.

Minelo pare chwil, zanim dotarlo do niej ze przyszedl Diaz. Zapytal od wejscia:

- Jak sie czuje twoj brat?

- Bywalo lepiej, ale niebezpieczenstwo powoli mija. Co ty tu robisz?

- Przyszedlem zapytac o zdrowie jego i twoje.

- Moje? - zdziwilo ja to.

- A owszem! Widze, ze sie martwisz i przez to sama niedlugo zachorujesz. Prosze cie, wroc do domu i odpocznij!

- Nie zostawie go ani na krok! Nie probuj mnie przekonac! - powstrzymala go.

Poniewaz uwazala rozmowe za skonczona, obrocila sie na piecie i wkroczyla do sali chorego. Nie pozostalo mu nic innego, procz opuszczenia tego szpitala.

Minelo pare tygodni. Carlos i Raul, choc nie bez zdziwienia, przeprowadzili sie do babci. Wlasnie stali przed nia obaj i sluchali jej mowy:

- Jestem mama waszego ojca i chociaz mnie nie znacie - wasza babka. Przez dlugi czas bylam za granica, ale teraz wrocilam i chce sie zaprzyjaznic. Co wy na to?

Raul sie wahal, bal sie tej tajemniczej kobiety na krzesle. Maly Carlos za to nie mial zadnych watpliwosci:

- Mamusia naszego tatusia? Musisz byc taka, jak mama, skoro urodzilas tate!

Sadzil, ze Chelo jest tak dobra, jak sama Estrella. Usiadl wiec na jej kolanach i mocno sie przytulil.

Randal, choc slaby, chodzil juz po mieszkaniu. Stal teraz w drzwiach i obserwowal ich. Poczul dziwnacze uklucie w sercu na ten widok. Dziwaczne, bo przeciez sam tego chcial. Widzial, jak Raul sceptycznie podchodzi do jego matki i caluje jej policzek. Potem Raul zabiera Carlosa do swego pokoju. Randal idzie za nimi i nie slyszy slow Chelo, ktora mowi do siebie:

- A wiec to tak wyglada ten podrzutek! Dzieki mojemu pomyslowi nareszcie poinformuje go, kim naprawde byl jego ojciec...

Usmiechnela sie z triumfem. Zemsci sie na synu, a potem...potem choroba, ktora ja toczy, moze wreszcie ja zabic. Szkoda, ze Leopoldo wyjechal, moglby teraz pomoc! Musi sama zwyciezyc...

Koniec odcinka 2 (29)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin