Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Miejsce na ziemi - Place on earth
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 25, 26, 27  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:25:50 28-02-09    Temat postu:

Odcinek 16
Logan mocno obejmował Tilly i wdychał jej ożywczy zapach. Nie mógł się z nią rozstać, choć była prawie trzecia w nocy i powinien był wymknąć się wiele godzin temu.
Znalazł w Tilly całkowite zaspokojenie. Ilekroć był z nią, zstępował nań upragniony spokój, mimo iż zdawał sobie sprawę, że Tilly pozwala mu poznać zaledwie cząstkę swej istoty.
Gdy po raz pierwszy zwrócił na Tilly uwagę, zapragnął się z nią spotykać, poznać ją bliżej. Był wówczas wskutek rozwodu całkiem rozbity i długo trwało, nim zdecydował się wreszcie na spotkanie z kobietą.
Tilly podobała mu się bardzo: jej poczucie humoru, jej przyjazny uśmiech, którym go witała, kiedy wchodził do lokalu. Była powiewem świeżego powietrza, który wtargnął w jego życie przypominające zatęchłą suterenę. Była jak promyk słońca po długiej ulewie.
On też jej się spodobał, a przynajmniej Logan łudził się, że tak jest, póki nie zaproponował Tilly, by poszła z nim razem do kina. Do licha, cały tydzień trwało, zanim zdobył się na odwagę i zaproponował jej tę randkę. Z bijącym sercem, jak nastolatek, rzucił od niechcenia tę propozycję. Bezzwłoczna odmowa Tilly mocno zraniła jego męskie ego.
Znów minął tydzień, zanim się pozbierał po tym ciosie, i powtórzył zaproszenie. Tym razem nie był już zaskoczony, gdy Tilly mu odmówiła. Roześmiał się i oświadczył, że nie zrezygnuje. Uparł się zabrać ją do kina i nie ustąpi!
Tilly popatrzyła na niego uważnie, jakby chcąc sprawdzić, co kryje się za jego słowami. Bywała niekiedy bezwzględna - Logana czasem szokowała jej ostrość i okrucieństwo. Jemu też się nieraz dostało: śmiała się ironicznie z jego determinacji.
Po kilku dniach Logan znów zaproponował wspólną wyprawę do kina. Tilly uśmiechnęła się z żalem i poradziła mu, żeby dał jej spokój i znalazł sobie odpowiedniejszą partnerkę.
Wówczas Logan zmienił taktykę. Dowiedział się, gdzie Tilly mieszka, i pewnego wieczoru wpadł do niej bez uprzedzenia. Oznajmił, że ponieważ ona nie chce iść z nim do kina, on przyszedł do niej razem z kinem. Wręczył jej kasetę wideo i wtargnął do marnego mieszkanka.
Gdy teraz z perspektywy czasu rozpamiętywał tamten wieczór, zdawał sobie sprawę, że popełnił wówczas kilka błędów, które drogo go kosztowały. Kochali się z Tilly już tej pierwszej nocy. Logan nie zamierzał z nią spać - nie tak od razu. Pragnął chodzić z nią na randki, zalecać się do niej, ale po pierwszym pocałunku miała go w garści. Żałował, że okazał się taki słaby; od wielu miesięcy nie kochał się z żadną kobietą, a Tilly była taka cholernie uwodzicielska, taka kusząca! Zanim się zorientował, jak daleko sprawy zaszły, leżała już pod nim nagusieńka, z oczami pełnymi łez.
Logan przepraszał, tulił ją mocno, próbował wyjaśnić, że od dawna nie miał do czynienia z kobietą. Tilly nie odpowiadała. Prawie na niego nie Patrzyła; dała mu wyraźnie do zrozumienia, że wiedziała doskonale, po co do niej przyszedł.
Ich znajomość od samego początku zeszła na bezdroża i kroczyła odtąd na oślep tą samą krętą ścieżką.
Logan kochał Tilly tak bardzo, że go to przerażało; nigdy jednak nie wspominał o swojej miłości - głównie dlatego, że Tilly nie chciałaby go słuchać. Nie skąpiła mu swego ciała, ale serce i myśli zamknęła przed nim. Niezliczoną ilość razy doprowadzała go do frustracji. Nigdy nie chodziło o stronę fizyczną, lecz o uczucia. Choć jej ciało zaspokajało Logana, Tilly trzymała go zdecydowanie na dystans.
Nigdy nie udało mu się namówić ją na oficjalną randkę. Ile razy proponował wspólne wyjście, znajdowała jakiś wykręt. Logan miał wrażenie, że wali głową w mur. Mógł spotykać się z Tilly wyłącznie na jej warunkach.
Wdychał teraz ciepły, piżmowy zapach jej ciała i całował Tilly w czubek głowy, zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda mu się przełamać bariery, którymi się otoczyła.
Tilly uniosła głowę opartą o pierś Logana.
- Która godzina?
- Późno. Myślałem, że pozwolisz mi zostać tu na noc.
Zawahała się przez chwilę.
- Lepiej nie.
- Czemu?
- Ktoś mógłby rozpoznać twój wóz.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- Ale mnie tak.
Im bardziej protestowała, tym bardziej Logan był zdecydowany pokonać jej opory, doprowadzić do jakiejś zmiany, choćby niewielkiej, ten ich nienaturalny układ.
- Nie mogę się z tobą rozstać, nie dziś.
Tilly przesunęła ręką po nagiej piersi Logana. Jej palce igrały wśród porastających ją krótkich, ciemnych włosków. Pozornie wydawała się obojętna, ale Logan znał ją dobrze. Mózg ukochanej pracował z szybkością silnika wozu wyścigowego.
- Jeśli zostaniesz, powinniśmy ze sobą porozmawiać.
To była dobra nowina!
- W porządku, porozmawiajmy. Chyba już najwyższy czas, prawda?
- Chcę dowiedzieć się o tobie kilku rzeczy.
- Strzelaj..
- Odpowiesz na każde moje pytanie?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- W granicach zdrowego rozsądku.
- Zacznijmy od prostych pytań. Jak masz na drugie imię?
Logan zawahał się.
- Tylko się nie śmiej, Alvin.
- Logan Alvin?
- Tak się nazywał mój dziadek.
- Bardzo ładne imię. W dobrym tonie.
Logan pogładził ją po włosach. Bardzo lubił czuć pod palcami ich jedwabistą gładkość.
- Cieszę się, że ci się podoba. Następne pytanie?
- Dlaczego jesteś taki cholernie seksowny? To nie w porządku! Przeniosłam się do Grandview, mając szczery zamiar nie zawracać sobie głowy żadnymi chłopami. Ile razy się w kimś zakochiwałam, dostawałam po głowie. I nagle zjawia się nieziemski przystojniak, który ani rusz nie chce się odczepić. W dodatku prawnik.
- Szczęście ci dopisało, i tyle.
Tilly roześmiała się. Nie potwierdziła jednak, że miała szczęście, spotykając Logana.
- Pamiętam, jak pierwszy raz zjawiłeś się „U Marty” - ciągnęła Tilly.
- Ja też to pamiętam. - Wdali się wówczas w rozmowę; poczuł się z nią od razu swobodnie. Od tego pierwszego wieczoru Logan zaczął ją obserwować; doszedł do wniosku, że pragnie lepiej poznać tę kobietę.
- Następne pytanie.
- Strzelaj. - Okazało się to całkiem miłe. Leżeli objęci; Tilly była taka ciepła i pogodna w jego ramionach.
- Dokąd jeździsz w każdy wtorek?
Rozmowa nagle przestała być zabawna. Powinien był wcześniej opowiedzieć Tilly o tych wtorkach. Nie było to coś, czym mógłby się chwalić. A może jednak?...
- Jeżdżę do Moser na terapię.
- Do psychiatry?
- Nie. Uczestniczę w spotkaniach.
- W jakich spotkaniach?
Logan odetchnął głęboko i zebrał myśli. Najlepiej wyznać wszystko i mieć to z głowy. Gdyby chciał jakoś upiększyć prawdę, miał właśnie po temu okazję. Stał się jednak zbyt uczciwy na takie sztuczki. Szczerość splotła się w nim nierozerwalnie z trzeźwością.
- Jestem alkoholikiem, Tilly. Dziwię się, że dotychczas się tego nie domyśliłaś.
- Alkoholikiem? - powtórzyła takim tonem, jakby to był głupi żart. - Ależ widziałam cię pijanego tylko raz, i to wiele miesięcy temu.
- Wiem. To była moja jedyna wpadka od paru lat.
Tilly znieruchomiała i w tym momencie Logan pojął, że popełnił błąd.
- Nie miałam o tym pojęcia.
- Chcesz, żebym sobie poszedł? - spytał takim tonem, jakby odpierał atak. - Pewnie wydaję ci się teraz odrażający?
- Ależ skąd! Po prostu jestem zaskoczona.
- Dlaczego? Alkoholizm zdarza się w najlepszych rodzinach. Spytaj mojego ojca. - Chciał wyzwolić się z uścisku Tilly, ale go powstrzymała.
- Nie odchodź.
- Chyba powinienem.
- Czemu? Przed kilkoma minutami chciałeś zostać.
- Jestem napiętnowany, Tilly. Choruję na coś, na co nie pomogą żadne zwykłe leki. Jeden kieliszek może mnie całkowicie zniszczyć.
- Myślisz, że ja jestem bez skazy? - spytała Tilly cicho. - Każdy ma jakieś grzechy na sumieniu. Ja też.
Logan odprężył się.
- A więc i ty masz jakieś mroczne sekrety?
- Tak - przyznała niechętnie. - Mam swoje sekrety. Tak samo jak ty.
- Zdradzisz mi je?
Tilly milczała dłuższą chwilę.
- Nie.
- A ja wyjawiłem ci mój.
- Może mam ich więcej niż ty?
- To nie ma żadnego znaczenia, Tilly. Nic z twojej przeszłości nie zdoła zniszczyć tego, co nas łączy.
Tilly roześmiała się gorzko.
- Jasne.
- Mówię szczerze.
- Ja też. Po prostu wolę na ten temat nie rozmawiać. Rozumiesz?
Logan nie miał wyboru. Znowu czuł, że Tilly się od niego odsuwa.
- Oczywiście. Nie musisz mówić mi o niczym, jeśli nie chcesz..
- A poza tym - powiedziała Tilly, siląc się na lekki ton. - Tutaj ja stawiam pytania, zrozumiano?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:35:06 28-02-09    Temat postu:

odcinki świetne
Mary z tymi meblami mnie rozwaliła '
hahahaha xD
Travis i ona są dla siebie stworzeni
Tily i Logan szkoda ze ona jest taka oziębła ;(
czekam na newik
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marz
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:58:00 28-02-09    Temat postu:

Ok, panie Travis mogę się z panem pogodzić.
Rozumiem, że przeprosiny przyjęte. Facet się przestraszył ;] Pojechał na miejsce wypadku. Rozmyślał, miał wątpliwości, musiał wszystko przemyśleć.
Ha wejście do łóżka miał najlepsze Mary dobrze to wykombinowała, może spowodowała ten wypadek nienaumyślnie, ale było to idealne
Rozmowa... Może jednak między nimi się ułoży...
Jak jej powiedział, że może się przytulą a potem jeszcze ten pocałunek
Ajj jestem w siódmym niebie !!
Mam nadzieje, że jutro też nas uraczysz takimi pięknymi odcinkami
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 0:10:22 01-03-09    Temat postu:

Odcinek 17
Pierwsze promienie świtu ukazywały się na horyzoncie, gdy Travis usiadł na skraju materaca, uśmiechając się do siebie. Rzadko budził się z uśmiechem. Bardzo rzadko. Zupełnie się nie spodziewał, że będzie w takim dobrym humorze, zwłaszcza po kłótni z Mary. Pomyśleć tylko! Sądził, że jego żona jest łagodna i płochliwa, a taka z niej złośnica! Miał wrażenie, że zmaga się z kuguarem!
Po cichutku wymknął się z sypialni. Był zmęczony i wszystko go bolało, ale nie mógł się cały dzień obijać! Robota czekała.
Przystanął na progu i obejrzał się na Mary, spokojnie śpiącą w jego łóżku. Światła i cienie poranka padały na jej twarz, a delikatne jak u dziecka włosy rozsypały się po poduszce. Raz jeszcze pożałował, że tak mało wie o kobietach.
Jak zwykle włączył ekspres do kawy i odczekał, aż podstawiony kubek się napełni, wypił kilka łyków i skierował się ku stajni.
Ranek był chłodny. Idąc przez zapylony dziedziniec do stajni, Travis zauważył, że w pierwszych promieniach słońca lśni cienka powłoka szronu. Konie powitały go donośnym parskaniem. Wałach Wściekły Maks, okropny złośnik, niecierpliwie bił kopytem o ścianę boksu, starając się zwrócić na siebie uwagę swego pana.
Travis sięgnął po widły i nabrał na nie wiązkę lucerny. Nakarmił konie, napoił świeżą wodą, sypnął im owsa. Gdy wracał do domu, zauważył jakiś biały, jedwabisty puszek obok śladu drobnej stopy. Pochylił się i zobaczył, że było to piórko, lśniące i puszyste. A śladu nie zostawiły dziecięce nóżki... Kto to mógł, u diabła, być?
W następnej chwili już wiedział: Mary.
Zrozumiał, że poszła do stajni, bo myślała, że go tam zastanie. Serce zabiło mu niespokojnie. Była dziewczyną urodzoną i wychowaną w mieście. Nie miała pojęcia o życiu na ranczu. Czyhały tu na nią na każdym kroku setki niebezpieczeństw i mogła natknąć się na nie w każdej chwili. Wcale by się nie zdziwił, gdyby zachciało się jej ni stąd, ni zowąd zaprzyjaźnić ze Wściekłym Maksem!
Mógł sobie bez trudu wyobrazić, jak Mary wchodzi do padoku, wabiąc do siebie wałacha kostką cukru, nieświadoma, że naraża się na niebezpieczeństwo. On będzie pracował gdzieś na ranczu - a tu Mary i konie - i nieszczęście gotowe!
Owładnięty tą myślą pospieszył do domu.
Mary zdążyła już wstać i ubrać się. Związała włosy w luźny węzeł na karku; wydawała się dzięki temu delikatniejsza, bardziej kobieca. Całkiem inna od tamtej pruderyjnej bibliotekarki. Travis zapomniałby pewnie o swoich obawach, gdyby nie zauważył stroju Mary. Włożyła eleganckie spodnie i gruby sweter robiony na drutach, koloru ozimej pszenicy. Travis wątpił, Gzy miała jakieś porządne dżinsy; utwierdził się w przekonaniu, że Mary to nie znające świata niewiniątko. On musiał objeżdżać codziennie tereny i był zbyt zajęty przy bydle, żeby móc się ustawicznie zamartwiać, czy coś jej się nie stało w pobliżu domu.
- Dzień dobry! - odezwała się Mary, obdarzając męża nieśmiałym uśmiechem; zauważył, że unikała jego wzroku. Nie zapomniała o ich utarczce tak samo jak on. Podeszła do lodówki i wyjęła kawał boczku. - Dzieci już wstały. Ubierają się. Śniadanie będzie gotowe za parę minut.
- Byłaś wczoraj wieczorem w stajni? - spytał bez ogródek Travis.
Mary położyła boczek na stole i odwróciła się do męża.
- Zajrzałam tam. Bo co?
- To niebezpieczne.
- Jak to? - spytała. Przystanęła, wycierając ręce fartuchem i wpatrując się w Travisa.
- Słuchaj, nie chcę być tyrański ani opryskliwy, ani sprawić ci przykrości, ale stajnia to nie miejsce dla dziewczyny z miasta.
- Ależ, Travis...
- Na razie - przerwał jej, wiedząc, że się zacznie spierać. - Dopóki nie zapoznasz się lepiej z ranczem.
- Nigdy nie słyszałam czegoś równie głupiego!
- Być może. Ale nie chodź tam, dla mojego spokoju.
Mary zacisnęła usta i postawiła na stole dzbanek soku pomarańczowego. Była zła na męża, ale Travis nie miał teraz czasu, by się tym przejmować. Czekała go masa roboty; nie mógł po wyjściu z domu zamartwiać się przez cały czas, że Mary zrobi sobie jakąś krzywdę, zbliżając się zanadto do zwierząt i narzędzi, o których nie miała pojęcia.
Travis wypił duszkiem szklankę soku pomarańczowego i pochłonął trzy kawałki boczku.
- Nie zamierzam się z tobą o to spierać. Wściekaj się na mnie, jeśli chcesz, ale ma być tak, jak mówię - dla twojego dobra.
- Czy we wszystkich innych sprawach także będziesz odgrywał pana i władcę?
Travis sięgnął po kapelusz i włożył go, a potem poprawił bez pośpiechu.
- Chyba tak.
- Wobec tego musimy o tym podyskutować.
Travis spojrzał na drzwi, pragnąc uniknąć konfrontacji. Mary wyraźnie nie pojmowała, że parobcy czekają, a bydłu trzeba dać jeść.
- Nie masz nic przeciwko temu, że odłożymy to na później? - spytał kierując się ku drzwiom.
- Szczerze mówiąc, mam bardzo wiele przeciwko temu.
- Mary! - odparł ze źle skrywanym zniecierpliwieniem. - Ja mam na głowie całe ranczo!
- Ta sprawa również jest ważna. - Mary wzięła się pod boki, przybierając wojowniczą pozę. Nietrudno było wyobrazić ją sobie w bibliotece, jak karci czytelnika za przetrzymanie książek.
- Porozmawiamy o tym później - przyrzekł Travis i wyszedłszy z domu skierował się do pikapa.

Mary była zbyt wściekła, by logicznie myśleć, a tym bardziej dyskutować. Wykręciła się na pięcie, chcąc podejść do kuchennego pieca. Wtedy zobaczyła dzieci stojące pośrodku kuchni i wpatrujące się w nią.
- Pokłóciliście się z wujkiem Travisem? - spytał Scotty.
- Nie, kochanie, wszystko w porządku.
- On krzyczał na ciebie - szepnęła Beth Ann.
- Pewnie wcale nie miał takiego zamiaru - odparła Mary tak spokojnie, jak tylko pozwalało jej na to wzburzone serce. Ubiegłej nocy, kiedy Travis wrócił do domu i gdy przestali wrzeszczeć na siebie i zaczęli naprawdę rozmawiać... i potem gdy się pocałowali. Mary pomyślała, że być może zaczną w końcu zachowywać się jak prawdziwe małżeństwo. Tak bardzo jej zależało na dobrych stosunkach! Wyglądało jednak na to, że przez noc Travis stał się tyrański i nierozsądny. Zamiast przerzucać mosty nad dzielącą ich przepaścią, zburzył to wszystko (a nie było tego dużo!), co ich łączyło.
- Może upieczemy ciasteczka? - spytała Beth Ann, budząc pogrążoną w myślach Mary. - Czekoladowe, takie jak piekła moja mamusia.
Mary spojrzała na dziewczynkę i serce jej się ścisnęło. Mała tak kurczowo trzymała się wspomnień o matce. Przecież nie dla Travisa Mary porzuciła swój dom i przyjaciół oraz wyrzekła się cywilizowanego świata! To nie miłość ani pragnienie współżycia z nim kazało jej opuścić Luizjanę. Nie, przyjęła jego propozycję dla własnego dobra: chciała zapełnić pustkę, którą czuła w duszy, chciała uciec od samotności.
- Z orzechami! - dodał z zapałem Scotty. - Mamusia pozwalała nam obu z Jimem wylizywać resztki ciasta z miksera.
- To dobre dla smarkaczy - burknął Jim.
Mary uważnie przyjrzała się starszemu bratankowi Travisa. Ani razu nie dostrzegła dotąd jego uśmiechu. Serce jej krwawiło ze względu na chłopca: Jim uważał, że jest za duży na to, by płakać; był jednak zbyt mały, by nieść samotnie przytłaczające brzemię rozpaczy.
- Zjedzmy najpierw śniadanie - zaproponowała Mary. - A kiedy skończymy nasze codzienne obowiązki, upieczemy ciastka.
Beth Ann uśmiechnęła się, a jej śliczne oczka zaiskrzyły się radością.
- Jeśli Jim nie chce wylizywać miksera, to czy ja mogę? - spytał Scotty, gdy Mary postawiła patelnię na ogniu i krajała grube paski boczku.
Jim spojrzał w stronę Mary. Znalazł się między młotem a kowadłem: pragnął zachować męską godność, a równocześnie przykro mu było stracić taką wspaniałą okazję! Należało głęboko rozważyć swoją decyzję.
- Chyba trudno mi będzie obejść się bez pomocy Jima - powiedziała Mary. - Mogę zapomnieć o jakimś ważnym dodatku do ciasta... O ile Jim zgodzi się je próbować, z pewnością zorientuje się, jeśli czegoś w nim zabraknie. Wybawi mnie w ten sposób z wielkiego kłopotu.
Poważne, ciemne oczy Jima wpatrywały się w nią z natężeniem.
- Zgoda, ale tylko ten jeden raz. Jeśli będziesz piekła innym razem, niech Scotty próbuje.
Mary skinęła poważnie głową. - Będę ci bardzo wdzięczna za pomoc.
W miarę jak upływały ranne godziny, Mary odkryła, że jest wiele innych rzeczy, za które byłaby szczerze wdzięczna. Na przykład spokój i cisza. Nie przywykła do hałasu, jaki robi trójka małych dzieci.
Przeraźliwy krzyk sprawił, że odskoczyła od zlewu. Zaraz potem wpadł do kuchni Scotty. Podbiegł do Mary, schwycił ją za sweter i ukrył się za nią.
- Oddaj mi! - zażądał Jim, wybiegając zza węgła z zaczerwienioną ze złości twarzą.
- Dzieci, nie kłóćcie się, proszę! - powiedziała spokojnie Mary.
- To moje! - wrzasnął Scotty. Mary obawiała się, że o ile zaraz nie puści jej swetra, wyciągnie go do kolan.
- Oddawaj! - zażądał groźnie Jim, pędząc ku Mary.
- Żadnych bójek! - oświadczyła Mary swym najbardziej autorytatywnym tonem. Przejęci wzajemnym konfliktem chłopcy zignorowali ją. Próbowała to tak, to owak przemówić im do rozsądku, zanim zdała sobie sprawę, że bawi się z nimi w jakąś szaleńczą odmianę „Stoi różyczka”: Obracała się pośrodku, a oni ganiali wokół niej. - Żadnych bójek, mówiłam już! - powtórzyła Mary jeszcze bardziej stanowczo.
- Powiedz im, że jak się będą bić, zabronisz im oglądać telewizję - podpowiedziała stojąca w drzwiach Beth Ann.
Mary nie miała zwyczaju przyjmować rad od pięcioletnich dziewczynek, ale sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa. - Uspokójcie się w tej chwili! - krzyknęła. Chłopcy nie zwrócili na nią w ogóle uwagi. Mary starała się pochwycić Scotty’ego, ale wyślizgiwał się jej jak wąż. Z Jimem poszło jeszcze gorzej: wyrwał się bez trudu z jej rozpaczliwego chwytu.
- Uspokójcie się natychmiast! - krzyknęła znowu. Mogła równie dobrze przemawiać do regałów. Okazałyby jej dokładnie tyle samo uwagi.
Jim schwycił brata za ramię, zwalił go na podłogę i rzucił się na niego. Głowa Scotty’ego zderzyła się z ziemią z głośnym stukiem. Mary aż jęknęła, obawiając się poważnego urazu. Chłopcy zmienili się w kłąb wierzgających nóg i ramion, które nie sposób było rozplatać.
Mary pochyliła się nad zapaśnikami, rozpaczliwie starając się ich rozdzielić. Odniosła podobny sukces jak wówczas, gdy usiłowała przerwać ich sprzeczkę.
Za jej plecami rozległ się przenikliwy, niesamowity hałas, przypominający ryk startującego samolotu. Mary wyprostowała się i gwałtownie odwróciła.
Beth Ann stała na krześle i waliła drewnianą łyżką w czarną patelnię. Mary zasłoniła uszy rękami.
Obaj chłopcy siedli na podłodze gapiąc się na siostrę.
- Jak wam nie wstyd przed Mary! - wykrzyknęła Beth Ann i władczo machnęła w stronę braci łyżką. - Żadnej telewizji przez tydzień, bo Mary powie o wszystkim wujkowi Travisowi!
Jim zerwał się na nogi i obciągnął koszulę.
Scotty poszedł za przykładem brata i niechętnie oddał mu jakąś kartę.
Była to pocztówka z wizerunkiem któregoś z mistrzów baseballu, jak stwierdziła Mary, opadając na krzesło. Chłopcy omal się nie pozabijali z powodu takiego głupstwa! Mary przełknęła z trudem ślinę i rękami odgarnęła włosy, które opadły jej na twarz. Dopiero teraz poczuła, że cała drży.
- Nic ci się nie stało? - spytała Beth Ann.
Mary zmusiła się do uśmiechu i skinęła głową.
- Nic się nie martw. Chłopcy czasem się tak wygłupiają. Musisz krótko ich trzymać - wyjaśniła Beth Ann.
- Ach tak?... - szepnęła Mary. Poczekała, aż minie jej drżenie; dopiero wówczas się poruszyła. Co też ją opętało, na litość Boską, że podjęła się wychowania trojga dzieci?! Nawet Beth Ann sto razy lepiej od niej nadawała się do tej roli! Boże, w co też się wkopała?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:48:19 01-03-09    Temat postu:

odcinek świetny
a Mary Travis cały czas się przekomarzają he
pasują do siebie jak ulał
haha ta bójka chłopców była niezła
i mała Beth Ann haha xD
czekam na newiki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sylwia1425
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 4845
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:36:08 01-03-09    Temat postu:

o jej nie było mnie przy kompie od piatku i miałam do nadrobienia 8 odcinków
ale za wszystkie dziekuje =*
był buziak
szkoda ,ze sie kłucą ,ale to nie uniknione jeśli sie tak róznią
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Airam.
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Piekła xd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:22:22 01-03-09    Temat postu:

fajne to...
spodobało mi sie
czekam na news
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 11:27:15 01-03-09    Temat postu:

Odcinek 18
Późnym popołudniem stuk zatrzaskiwanych drzwi pikapa, dolatujący z dziedzińca, oznajmił o powrocie Travisa.
- Pieczemy ciasteczka! - poinformowała wujka bardzo podniecona Beth Ann, gdy tylko wszedł do domu.
Travis uśmiechnął się od ucha do ucha i zdjął kapelusz, zawieszając go na kołku tuż przy drzwiach.
- Ciekaw jestem, jak mógłbym sobie zasłużyć na pierwsze ciastko?
- Mary już mi je obiecała - oświadczył Scotty - bo ja najwięcej jej pomagałem. - Obejrzał się jednak na nią niespokojnie: czy aby nie wspomni o bójce? Mary nie uczyniła tego, tyle że z całkiem innych powodów, niż Przypuszczał.
- Możliwe, ale ja jestem panem domu, więc mnie należy się pierwsze ciastko!
- Ale ja się najbardziej napracowałem!
- Będziesz się wykłócał z rodzonym wujem?! - zagrzmiał Travis.
Scotty uśmiechnął się szeroko i skinął głową.
Travis pochwycił chłopca, ujął mocno w pasie i wywinął nim w powietrzu. Scotty piszczał z zachwytu, wirując jak na karuzeli, ale głośno powtarzał, że nie odda swojego ciastka, żeby nie wiem co!
Mary spostrzegła, że i ona też się uśmiecha rada, że zelżało straszliwe poranne napięcie.
Odezwał się brzęczyk piekarnika i zbrojna w grube kuchenne rękawice Mary wyciągnęła pierwszą brytfannę, a potem wsunęła następną, na której Beth Ann i Scotty poukładali już dalsze ciastka.
Odgłos zajeżdżającego przed dom jeszcze jednego samochodu odwrócił uwagę wszystkich od wypieków.
- Ktoś tu idzie! - oznajmił Jim, który odsunął zasłonę i wyjrzał przez okno.
- To Larry Martin - stwierdził Travis zerknąwszy przez szybkę w tylnych drzwiach i wyszedł na spotkanie gościa.
- Cześć, Larry - usłyszała Mary słowa męża. - Masz do mnie jakąś sprawę?
Pochłonięta zdejmowaniem gorących ciastek z blachy Mary nie podniosła głowy, póki się z tym nie uporała. Potem z wrodzoną uprzejmością powitała przyjaciela Travisa uśmiechem. Obowiązki pani domu wpajano jej od kolebki. Rodzina Warnerów słynęła z charakterystycznej dla mieszkańców Południa gościnności.
Przybysz miał przyjazną, szczerą twarz. Przypominał Travisa wzrostem i postawą. Gapił się na Mary z nieukrywaną ciekawością.
Jego przyjacielski uśmiech rozbroił ją.
- Wpadłem do Marty dziś po południu - wyjaśnił Larry. Tilly powiedziała mi, żeś sobie znalazł żonę. Pomyślałem, że wypada zajrzeć tu i zaznajomić się z nią. - Choć mówił do Travisa, patrzył nadal na Mary.
- To właśnie jest Mary - oznajmił Travis.
Miała wrażenie, że słyszy nutkę niezadowolenia w głosie męża. Zastanawiała się, jaka mogła być tego przyczyna? Wizyta Larry’ego była przecież dowodem przyjaźni. Najwidoczniej kolacja „U Marty” po ceremonii ślubnej odniosła pożądany skutek: wieść o ich małżeństwie rozeszła się. Travis Thompson znalazł sobie żonę!
- To ciastka prosto z pieca - powiedziała Mary. - Może się poczęstujesz, Larry?
Przybysz zawiesił kapelusz na kołku obok nakrycia głowy Travisa i skinął z zapałem głową.
- Nie odmówię. Dawno już nie jadłem domowych ciastek. Te są chyba z czekoladą, co? Moje ulubione.
- A ty, Travis? - Mary pochlebiło, że Larry spoglądał na nią z nieukrywaną aprobatą, ale to przecież Travis był mężczyzną, którego poślubiła!
Travis wziął ciastko, a potem rozdał dzieciakom serwetki.
- Więc dałeś się zaobrączkować - zauważył Larry; czuł się zupełnie swobodnie przy ich kuchennym stole, obok Travisa. - Kiedy to się stało? - zapytał, gdy Mary podała im kawę.
- Wczoraj - odparł Travis.
- Nie byliśmy przez to w szkole - oznajmił Scotty.
Larry uśmiechnął się szeroko.
- I jak się czuje młody żonkoś?
Mary była równie jak on ciekawa odpowiedzi Travisa. Ten wzruszył ramionami.
- Tak jak zwykle.
Oczy Larry’ego powędrowały znów ku Mary; poczuła krew nabiegającą jej do policzków. Miała wrażenie, że obaj mężczyźni uważnie ją obserwują, więc zmieszana zajęła się znów ciastkami.
- Dawno nic mi tak nie smakowało! - Larry sięgnął po następne ciastko.
Obaj mężczyźni pogawędzili, wstali i wyszli z domu. Mniej więcej po godzinie byli z powrotem. Mary przygotowywała już wieczorny posiłek.
- Może zostaniesz na kolacji? - zauważyła, że Larry zerka wymownie na świeżą sałatę, którą przyrządzała. - Będą kotlety cielęce.
- Jeśli ci nie sprawię kłopotu.
- Żadnego. Jedzenia mamy pod dostatkiem; będzie nam bardzo miło, jeśli zostaniesz. - Larry pierwszy ich odwiedził po ślubie. Mary była mu bardzo wdzięczna za to, że zechciał do nich wpaść i zawrzeć z nią znajomość.
- To dla mnie wielki zaszczyt! - odparł Larry.
Spojrzawszy na Travisa Mary zorientowała się, że popełniła błąd. Mąż był pochmurny i milczał. Kolacja stała się trudną do zniesienia próbą. Mary była niewymownie wdzięczna dzieciom: dzięki nim rozmowa przy stole nie wygasała. Zasypały Larry’ego setką najrozmaitszych pytań.
Sytuacja Mary była tym trudniejsza, że na głównym miejscu przy stole siedział naburmuszony Travis, a Larry unosił się nad jej talentami kulinarnymi.
Gdy późnym wieczorem przyjaciel Travisa odjechał, Mary poczuła ulgę. Zaczęła sprzątać ze stołu, podczas gdy Jim i Scotty po kolei kąpali się. Beth Ann, wyraźnie senna, stała się grymaśna i niespokojna.
Uklękła obok krzesła i położyła główkę na jego siedzeniu.
- Chcę do mamusi!
- Wiem, kochanie - szepnęła Mary, biorąc dziewczynkę w objęcia.
Beth Ann przytuliła się do jej ramienia.
- Cieszę się, że wyszłaś za wujka Travisa.
- Ja też się z tego cieszę. - Mary powiedziała to szczerze, mimo porannych zajść: kłótni z Travisem i awantury z dziećmi. Musi wiele się jeszcze nauczyć, jeśli chce radzić sobie z rodzinką! Widziała jednak, że wszystkie zainteresowane strony robią postępy. Gotowi byli przyjąć ją do swego grona i pomagali jej wyzwolić się z pęt samotności.
Kiedy chłopcy wyszli z łazienki, Mary wykąpała Beth Ann, położyła ją do łóżka i poczytała dziewczynce przed snem jej ulubioną książeczkę. Potem zaśpiewała dla niej. Zanim skończyła pierwsza zwrotkę, Beth Ann spała jak suseł.
Travis ciągle gdzieś wychodził i wracał. Podczas gdy Mary usypiała Beth Ann, obaj chłopcy oglądali telewizję w saloniku.
Mary stała przy zlewie, zmywając ostatnie talerze, gdy drzwi się otworzyły i do kuchni wszedł Travis.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, odwracając się do niego. Sięgnęła po ręcznik i wytarła ręce, szykując się do potyczki.
- Ja też mam ci coś do powiedzenia - odparł gwałtownie Travis. - Wyjaśnijmy sobie coś raz na zawsze! Jesteś moją żoną i nie życzę sobie, żebyś flirtowała z moimi kumplami!
- Flirtowała z twoimi kumplami?! - Mary była tak zaskoczona, że w pierwszej chwili ją zamurowało. - Może lepiej odłożyć naszą rozmowę na kiedy indziej - powiedziała, czyniąc taki gest, jakby coś od siebie odpychała.
- A to czemu?!
- Bo gotowa jestem zapomnieć o dobrym wychowaniu i powiem coś, czego potem będę żałowała.
- Na przykład?
- Jestem pewna, że wolałbyś tego nie słyszeć.
- Wobec tego ja powiem ci coś, czego jestem pewny. Nie życzę sobie, żeby moja żona na drugi dzień po ślubie uwodziła mi najlepszego przyjaciela. Jeśli uważasz, że to zbyt wygórowane żądanie, lepiej wyjaśnijmy sobie wszystko od razu!
Stali rozdzieleni całą szerokością kuchni, emocjonalnie zaś każde mogłoby pochodzić z innego końca wszechświata. Mary dosłownie nie wierzyła własnym uszom. Travis nie tylko zachowywał się nierozsądnie. On ją obrażał!
- Ja... uwodziłam... Larry’ego?! Chyba sobie kpisz?!
Dwoma wielkimi susami Travis przebył dzielącą ich przestrzeń.
- Nigdy w życiu nie mówiłem bardziej serio! Larry wywracał do ciebie oczami, a ty aż się oblizywałaś!
- Ja się oblizywałam?... Wywracał oczami?! - Mary była tak wściekła, że nie potrafiła składnie mówić. Policzyła w duchu do dziesięciu, potem zaczęła się zastanawiać, co Travisa podkusiło do takich oskarżeń. - Nigdy w życiu nie widziałam jeszcze takiego tyrana, w dodatku upartego i tępego! Jak wytrzymamy ze sobą, na miłość boską, jeśli nie pozwolisz mi nawet odezwać się uprzejmie do innego mężczyzny? - Usiłowała ze wszystkich sił pohamować swe oburzenie - i czuła, że przegrywa w tym starciu.
- Na pewno nie poprawiło sytuacji to, że aż się paliłaś do Larry’ego!
- Ja się paliłam? Po prostu zaprosiłam go na kolację.
- Bo wpadł ci w oko!
Mary gapiła się na Travisa, podejrzewając poważnie, że słońce przepaliło mu mózg. Albo nagle zwariował. Twarz męża była zacięta i jakby stężała. Mary uznałaby całą sprawę za głupi żart, gdyby spojrzenie Travisa nie było takie groźne.
- A co gorsza, i ty wpadłaś mu w oko!
Mary znieruchomiała. Travis naprawdę wierzył, że jego przyjaciel był nią oczarowany! Przecież ona nie miała pojęcia, jak postępować z mężczyznami! Larry’ego zachwyciła jej kuchnia. Mary domyśliła się, że od wielu miesięcy nie jadł porządnej, domowej kolacji. To nie jej dowcip ani żywa konwersacja urzekły go, ale cielęcina i kruche ciasteczka!
- Przymilałaś się do niego, ile wlezie! - Każde słowo męża było twarde i wymierzone w nią jak kamień. Mary się zdawało, że również Travis wydobywa je z siebie z wielkim bólem. - Boże święty, myślałem, że Larry utonie jak mucha w miodzie!
- Mówisz o mnie, jakbym była ladacznicą - szepnęła Mary, bliska łez. Z ich małżeństwa nic nie będzie! Zdała sobie z tego nagle sprawę i poczuła rozpaczliwy żal. Byli mężem i żoną zaledwie od dwóch dni, a już zakosztowała goryczy porażki. Z Travisem nie warto było nawet dyskutować: już ją osądził i wydał wyrok. Żadne jej słowo ani czyn nie zmieni sytuacji. Świadoma tego Mary odwróciła się i wyszła z kuchni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Airam.
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Piekła xd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:41:00 01-03-09    Temat postu:

Niby nic do niej nieczuje
a taki zazdrosny
no no, co bedzie jak sie do siebie zblizą
super rozdział
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:41:11 01-03-09    Temat postu:

Travis zazdrosny o swoja zonę, no tego sie nie spodziewałam Ale mógłby byc troche milczysz, a na poczatku bylo tak miło do kupi ten Larry nie przyjechał
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marz
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:05:19 01-03-09    Temat postu:

Niech będzie zazdrosny, a co ??
Może dzięki Laremu odkryje jaki ma skarb pod swoim dachem. Nic tak nie poprawia stosunków małeżskich jak nutka prawdziwej zazdrości. Mary niech pomyśli o co się tak wścieka to może i jej też się humor poprawi. Mam nadzieje, że Travis zaraz pójdzie ją przeprosić za swoje słowa.
Uwilbiam jak się małżeństwa godzą
Czekam na następny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 12:24:36 01-03-09    Temat postu:

Odcinek 19
Travis usłyszał, jak zamknęły się za nią drzwi sypialni i serce w nim zamarło. Winna była nie Mary, ale on! Był po prostu zazdrosny. Zaczęło się od tego, że Larry pochwalił ciastka Mary, a ona aż pokraśniała z radości. Przecież to on, jej mąż, powinien był ją pochwalić, a nie Larry! To od niego powinna usłyszeć, że takiej kruchutkiej cielęciny nigdy dotąd nie Jadł i że nawet jego babka nie piekła takich lekkich puszystych biszkoptów. To on powinien powiedzieć: „Jakie to szczęście znaleźć taką żonę!” A tymczasem zrobił to jego przyjaciel.
Już od samego rana wszystko się popsuło, kiedy posprzeczali się na temat stajni. Travis po raz tysięczny robił sobie wyrzuty, że nie zachował się bardziej taktownie. Gdyby usiadł koło Mary i wyznał, że po prostu się o nią boi, pewnie zgodziłaby się na wszystko bez sprzeciwów, rozumiejąc jego niepokój.
Niestety, nigdy nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Nie przeszkadzało mu to, zanim wtargnęły w jego życie dzieci i Mary. Teraz nie tylko oczekiwano od niego, żeby zachowywał się jak głowa rodziny, nie tylko spodziewano się przymilań i komplementów. Na dodatek będzie musiał się ze wszystkiego tłumaczyć! Od lat przywykł do tego, że na ranczu jego słowo jest prawem. Kiedy chciał, żeby coś zostało wykonane, wydawał polecenie jednemu z robotników.
Mary jednak najwyraźniej nie życzyła sobie, żeby jej ktoś rozkazywał. Wyglądało na to, że Travis będzie musiał zmienić obyczaje. Kiedy to sobie uświadomił, stanęło przed nim wiele niepokojących pytań. Jak będą wyglądały odpowiedzi?!
Nalał sobie kawy i usiadł przy kuchennym stole, by rozważyć problemy, przed którymi stanęli teraz z Mary. Wina leżała po jego stronie, ale przyznanie się do niej okazało się trudniejsze, niż przypuszczał. Jeśli jednak chce jakoś załagodzić sprawę, musi iść do Mary, i to zaraz. Była jednak przybita i zła... Prawdę mówiąc, Travis obawiał się, że niechcący zrobi albo powie coś, co ją jeszcze bardziej rozwścieczy. Chyba lepiej zaczekać, aż się uspokoi? Pójdzie do niej potem.
Travis przeniósł się z kawą do salonu, gdzie Jim oglądał telewizję. Chłopak prawie go zignorował.
- Czy Scotty poszedł już spać?
- Nie.
- A gdzie jest?
Jim wzruszył ramionami, cała jego uwaga była skoncentrowana na emitowanym właśnie serialu kryminalnym. Travis nie myślał więcej o tej sprawie. Minął jednak kwadrans, a Scotty’ego nadal nie było. Travis wiedział, że chłopak przepadał za tym programem tak samo jak jego starszy brat.
Starając się stąpać cicho powędrował korytarzem do sypialni chłopców. Pokój był czysty i nie zagracony; absolutne przeciwieństwo stanu, w jakim znajdował się przed przybyciem Mary.
Beth Ann spała jak aniołek.
Travis zajrzał do stajni i rozejrzał się po najbliższym otoczeniu, nawołując Scotty’ego po imieniu. Mary musiała usłyszeć te coraz bardziej niespokojne nawoływania, gdyż po kilku minutach zjawiła się obok męża.
- Co się stało ze Scottym? - spytała, otulając się szczelniej lekkim żakietem. Wiał zimny wieczorny wiatr.
- Nie ma go w domu.
- Może w stajni?
- Już sprawdzałem.
- Schował się przed nami?
- Nie wiem, do cholery! - warknął Travis i natychmiast tego pożałował. - Jim chyba też nie wie, gdzie Scotty się podział.
- Myślisz, że uciekł? - spytała ze strachem.
Travisowi nie przyszło to do głowy.
- Dlaczego miałby zrobić coś takiego?
- Nie wiem. Dlaczego wszyscy popełniamy różne głupstwa?
To właśnie pytanie dręczyło Travisa przez cały wieczór.
- Dokąd Scotty mógłby uciec?
- Nie mam pojęcia. - W głosie Mary brzmiało przerażenie.
Travis również porządnie się zaniepokoił. Z każdą minutą było coraz mroczniej i zimniej.
- Znaleźliście go? - spytał Jim. Stał na ganku, rozpychając palcami tylne kieszenie spranych dżinsów.
- Jim - powiedziała poważnym tonem Mary. - Nigdzie nie ma Scotty’ego. Czy myślisz, że mógł uciec?
Wiatr się wzmagał. Travis przysunął się bliżej do żony, by ją osłonić od silnych podmuchów. Pragnął objąć ją ramieniem i przeprosić, ale słowa uwięzły mu w gardle.
- Chyba mógł - odparł Jim po chwili namysłu.
- Dokąd by uciekł?
- Do domu - powiedział posępnie chłopiec spuszczając oczy.
- Do domu? - powtórzył Travis i serce ścisnęło mu się na te słowa. Przecież dom Scotty’ego był teraz tutaj! Dawną posiadłość Lee sprzedano jakieś dwa miesiące temu za pośrednictwem sądu do spraw spadkowych. Starsze małżeństwo, które kupiło ranczo, dokonało już na nim wielu zmian. Travis nie jeździł w tamtym kierunku, by nie budzić przykrych wspomnień.
- Chodź! - zawołała Mary, biegnąc do pikapa. - Znajdziemy go!
Travis rozumiał równie dobrze jak ona, że pośpiech jest konieczny. Na myśl o Scottym wędrującym samotnie po ciemku polną drogą ogarniało go przerażenie.
Mary opuściła szybę w bocznym oknie pikapa. - Wrócimy, gdy tylko znajdziemy Scotty’ego. Jim, uważaj na Beth Ann, dobrze?
Travis dostrzegł w bocznym lusterku, że chłopiec skinął głową. Zazwyczaj skwaszony i wrogi Jim wydawał się chętny do współpracy.
- Pewnie powędrował polem i wyszedł na drogę koło Pattersonów! - krzyknął za nimi chłopiec. - Czasem tamtędy chodziliśmy.
- Głupi smarkacz! - mruknął Travis, wyjeżdżając pędem z dziedzińca i wzbijając tuman kurzu. Miał zamiar spuścić lanie Scotty’emu, jak tylko go odnajdą. Da mu dobrą nauczkę! Ale najpierw musi go przytulić i dowiedzieć się, co tak chłopca nękało, że aż zdecydował się na ucieczkę.
Przejechali pewnie z milę, kiedy Travis dojrzał uciekiniera. Mary spostrzegła go w tej samej chwili:
- Tam! - zawołała, wskazując małą postać, kroczącą wąskim poboczem drogi.
Chłopiec miał na sobie dżinsową kurtkę, która nie chroniła go dostatecznie przed wiatrem. Szedł, kuląc się od silnych podmuchów wichury. Słońce całkiem już zaszło, a jedynym źródłem światła były reflektory ich wozu.
Scotty odwrócił się i na ich widok zaczął uciekać. Travis poczekał, aż chłopiec się zmęczy, a potem skręcił i zatrzymał wóz kilka stóp od Scotty’ego. Mary wyskoczyła, zanim zgasił silnik.
- Scotty! - zawołała błagalnie. - Dokąd się wybierasz?
Chłopiec pociągnął nosem: - Daleko.
- Ale dlaczego?
Scotty wytarł nos grzbietem dłoni.
- Bo tak.
- To żadne tłumaczenie! - Travis sam poczuł, że zabrzmiało to szorstko. Mary uciszyła go jednym spojrzeniem. Całkiem słusznie; tylko by wszystko popsuł. Lepiej niech ona pogada z małym. Travis był rad, że pojechała razem z nim. On sam może lepiej znał drogi i cały teren, ale ona lepiej rozumiała się na ludzkich uczuciach.
- Już nie chcę mieszkać razem z tobą i z wujkiem.
- Nie poradzę sobie bez ciebie, Scotty! Pomagasz mi najwięcej ze wszystkich. Jesteś mi bardzo potrzebny.
Travis słyszał łzy w jej głosie i dostrzegł ich ślady; płynęły ciurkiem po zbielałych policzkach Mary.
- Mnie też jesteś potrzebny - ośmielił się wtrącić Travis. - Tak samo jak Mary.
- Znowu krzyczeliście! - powiedział Scotty oskarżycielskim tonem. - Moja mamusia i tatuś nigdy tak nie wrzeszczeli. Bardzo się kochali. Nie lubię, jak się kłócicie!
- Ja także tego nie lubię - zwierzyła mu się Mary. - Boli mnie wtedy coś w środku.
- Mnie też.
Travis odetchnął.
- To moja wina, Scotty. Jestem raptus i zachowuję się głupio. Nie znam się na dzieciach, a na małżeństwie jeszcze mniej. Więc chociaż pokpiłem sprawę, może dasz mi jeszcze jedną szansę?
Scotty stał bez ruchu i przyglądał się obojgu.
- Widziałem na filmie...
- Tak? - zachęciła go Mary.
- Że jak dwoje ludzi się kłóci, to się potem całują i godzą ze sobą. Zrobicie tak, ty i wujek?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marz
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:34:58 01-03-09    Temat postu:

Haha Kochany Scotty !! No normalnie ubóstwiam tego chłopca. Może im nawet częsciej uciekac. Na pewno mu nie odmówią, w koncu chcą jego dobra i szczęscia. Bedzie pocałunke, który być może zbliży ich do siebie.
Travis przyznał się sam przed sobą, ze jest zazdrosny, że to on popełnił błąd.
Teraz musi tylko znaleźć w sobie odwagę i przyznać się do tego także przed Mary, no i oczywiście przeprosić ją też !!
Mary na prawdę zalezy na tych dziciakach, strasznie przejeła się zniknięciem Scottego !! A te łzy, powinnym poruszyć skamieniałe serce Travisa.
Coś czuję, ze powoli zacznie się między nimi układać.
Dla formalności : Czekam na kolejny boski odcinek !!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Airam.
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Piekła xd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:41:31 01-03-09    Temat postu:

Ale sprytny ten dzieciak
I jak tu go nie lubić
Genialny rozdział
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marz
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:50:17 01-03-09    Temat postu:

A pojawi się dzisiaj jeszcze jakiś ??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 25, 26, 27  Następny
Strona 8 z 27

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin