Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawo córki (El Derecho de Hija) - odcinek 41
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:43:54 20-07-10    Temat postu:

Grzegorzu, przestańmy biadolić o rezygnowaniu z czytania, nic takiego nie jest w moich najbliższych planach, co innego komentowanie, które wcale nie ma urojeń i które wcale nie jest złośliwe, jest po prostu szczere.

Dla odmiany dziś będzie dość miły komentarz, bo dla odmiany wreszcie zrobiło się ciekawie. Póki co w pierwszych siedmiu odcinkiach było wiele słów, ale mało treści, odcinki ósdmy i dziewiąty to zmieniają, i bardzo się z tego cieszę.

Rozmowa Roberta i Mariana była szybką i rzeczową rozmową. Roberto to inteligentny gość, a może to tylko Mariano jest debilem. Tak czy inaczej postać Alberta niestety jest tak skonstruowana, że nietrudno domyślić się jakiego pokroju jest on osobą. Świetna końcówka ósmego, gdy Mariano wyłożył karty na stół i doprowadził Alberta do szoku. Ale jeszcze bardziej świetny początek dziewiątego odcinka, gdy Mariano zaczął odkrywać wszystkie machloje Alberta. Dużo dramaturgii, naprawdę aż czuło się to na swojej skórze. Najlepsze, a raczej najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że teraz Alberto musi sprzątnąć Mariana i wcale nie czeka z tym długo, natychmiast przechodzi do działania.

Zrobiło się gorąco i w końcu czyta się Prawo córki z przyjemnością taką jak W labiryncie kłamstw. Inne sceny zeszły na dalszy plan, ale to nic nie szkodzi, bo sceny Roberto-Mariano-Alberto były super. Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:00:49 20-07-10    Temat postu:

Andres wściekły no ale trudno mu się dziwić jego ego legło w gruzach Przepraszam bardzo panie Val a jeśli chodzi o wiele słów i mało treści :O to co ma być w odcinkach ,żeby pana zadowolić? Dla mnie wszystkiego było po trochę i właśnie o to chodzi. Cała tela nie może przelewać się w pasujące nam tematy.... Ją pisze autor a na niego nie mamy wpływu. Czytamy bo chcemy!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:07:43 20-07-10    Temat postu:

Pani wybaczy, Pani Jullye, ale widząc Pani jakże obszerne i merytoryczne komentarze śmiać mi się chce, że coś Pani nie pasuje w moich komentarzach

Nie pragnę, żeby mnie zadowalać, pragnę, żeby coś się ruszyło - i wreszcie się ruszyło, odcinki 8 i 9 o tym świadczą
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:15:53 20-07-10    Temat postu:

jak pan chce zawsze możemy przejśc na prywatne rozmowy na temat odcinków
Powrót do góry
Zobacz profil autora
namida1991
King kong
King kong


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2837
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Gdańska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:21:39 20-07-10    Temat postu:

Telka bardzo mi się podoba... Obsada i fabuła- mistrzowskie...
Jak Ty to robisz?
Entrada bardzo profesjonalna.... Jak prawdziwa!

Odcinki wspaniałe, dużo się dzieje... A cała telka trzyma w napięciu...

Czekam na następny odcinek


Ostatnio zmieniony przez namida1991 dnia 23:24:56 20-07-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:30:15 22-07-10    Temat postu:

Super odcinek, akcja wyraźnie posuwa się do przodu.
Alberto i Mariano. Super wyszła ci ta scenka. Nareszcie Mariano przejrzał na oczy, wie co planuje wspólnik. Obawiam się, że jest na to niestety za późno. Szkoda, że przez telefon nie powiedziała Vivianie o co chodzi i że został dłużej w firmie. Wpadł w pułapkę. Podobało mi się to. Alberto teraz go zabije z pomocą Nica, którego wcześniej zawiadomił.
Uśmiałam się ze scenki Andresa z Niciem. Nico miał polewkę ze wspólnika. Nie ma się co dziwić. Pojadą sprzątnąć Mariana, ciekawe jak poradzi sobie z zadaniem Andres. Przecież się przed tym wzbraniał, mówiąc, że nie jest zabójcą. Ale Nico go przekonał.
David nie poddaje się i stara się odkryć kto stoi za śmiercią ojca. To dla niego bardzo ważne. Roberto go przekonywał, że ma teraz ważniejsze sprawy ale w końcu obiecał mu pomóc. Przy okazji chłopak dowiedział się jeszcze jednej rzeczy: Angela to siostrzenica Roberta. Coś mi się wydaje, że niedługo będzie następne spotkanie tej dwójki i podobnie jak za pierwszym razem teraz też będą lecieć iskry.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 17:08:45 24-07-10    Temat postu:

10 ODCINEK

Miami.

Nadszedł moment w którym Alberto Mandela całkowicie zdjął swoją maskę. Przestał już mieć jakiekolwiek skrupuły i odsłonił prawdziwą twarz. Sytuacja Mariano Salazara stała się beznadziejna. Jego wspólnik i człowiek którego uważał za swojego wieloletniego przyjaciela perfidnie go zdradził i oszukał, a teraz groził mu śmiercią trzymając pistolet przy jego skroni.

- Zabij mnie! Teraz będziesz nie tylko draniem i oszustem, ale i mordercą. Zrób to! – krzyknął Mariano z trudem kryjąc swoją desperację.
- Myślisz, że nie jestem zdolny pociągnąć za spust? Jeszcze nie wybiła twoja godzina. Nie będę sobie brudził rąk na takiego śmiecia jak ty. Pojedziemy w pewne miejsce i wszystko sobie wyjaśnimy! – powiedział ze stoickim spokojem Alberto.
- Dokąd mamy jechać?
- Przekonasz się. Będę twoim przewodnikiem. Jeżeli jednak spróbujesz wyciąć jakiś numer, to rzeczywiście nie będę miał żadnych zahamowań aby cię zabić. Ruszaj!

Mariano spełnił rozkaz Mandeli i odjechał z pikiem opon sprzed siedziby firmy. Mężczyźni jechali autem z przyciemnianymi szybami, więc Alberto był pewien, że nikt ich nie widział. Nie miał pojęcia, że za nimi ruszył jednak jeszcze jeden samochód…

Tymczasem…

Pięćdziesięciokilkuletnia kobieta o czarnych włosach i uroczym spojrzeniu krzątała się jak codziennie w kuchni aby przygotować obiad dla siebie i swojej córki. Życie nie oszczędzało Marceli Vargas. Wiele wycierpiała i nie była bogata, ale cieszyła się, że ma chociaż kochającą córkę. Jej szczęście było dla niej najważniejsze. Liczyła, że razem z nią przeżyje resztę życia w spokoju i miłości, ale niestety nie było jej to dane. Luciana była wspaniałą osobą i kochała matkę, ale jej zawód był niezwykle ryzykowny. Marcela nie mogła pogodzić się z tym, że jej córka została policjantką. Nie miała jednak wyjścia, bo od dzieciństwa nie interesowała ją zabawa lalkami, lecz adrenalina i niebezpieczeństwo. Matka nigdy nie wiedziała kiedy córka wróci i czy w ogóle wróci. Dzisiaj jednak obiad mógł zostać podany punktualnie, bo zadowolona Luciana wpadła do mieszkania niczym huragan.

- A co ty taka radosna? – zdziwiła się Marcela.
- Cieszę się, bo dobrze mi się układa w pracy – odparła Luciana.
- Czyżbyś awansowała i została szefem policji w Miami?
- Nie żartuj sobie mamo. Będę teraz pracowała w wąskiej grupie policjantów w wydziale zabójstw. Tylko proszę… Nie denerwuj się…
- W co ty się wpakowałaś? – załamała ręce Marcela.
- To mój zawód i musisz to zrozumieć. Mam tez nowego szefa. To David Mendez. Wspaniały policjant. Wspominałam ci o nim…
- Wiele razy… On ci się podoba? Przyznaj to córeczko…
- Nie przeczę, że jest przystojny i mam do niego olbrzymi szacunek, ale nie zakochałam się w nim. Wciąż czekam na mężczyznę mojego życia.
- Romantyczka z ciebie. Nie rozmawiajmy jednak o twojej pracy, bo pewnie znowu się pokłócimy. Zjedzmy obiad w spokoju.
- Pewnie gdybyś miała syna i on został policjantem to mówiłabyś inaczej mamo… Nie moja wina, że wtedy poroniłaś gdy byłaś w ciąży z chłopcem,
a tamten facet cię zostawił. To już nie wróci. Wybacz mi, ale taka jest prawda. Masz mnie i wiesz, że ja cię nigdy nie zostawię…
- Luciana… Nie mówmy o tym. Jesteś całym moim życiem i nic innego się dla mnie nie liczy.
- Wiem i przepraszam, że o tym wspomniałam. Jest tyle innych ciekawych rzeczy do obgadania – stwierdziła Luciana.

Marcela uśmiechnęła się do córki, ale to były tylko pozory. Jej słowa zabolały ją. Zamyśliła się głęboko, a przed oczami stanęły jej traumatyczne chwile z przeszłości. Wiele lat temu gdy była młodą dziewczyną zakochała się w sporo starszym mężczyźnie. Zaszła w ciążę, a on mimo że miał wtedy żonę obiecał, że jej nie zostawi i jej pomoże. Niestety stało się inaczej. Kobieta poroniła, a ukochany mężczyzna nie chciał więcej o niej słyszeć. Zwłaszcza, że jego żona w tym samym czasie dała mu zdrowe i śliczne dziecko. To odbudowało ich związek, a Marcela została porzucona i nie była już więcej potrzebna. Kilka lat później spotkała innego mężczyznę, z którym doczekała się córki, ale okrutny los po raz kolejny zadał jej cios gdy mąż zmarł kilka lat później na raka. Została sama z kilkunastoletnią Lucianą.

- Nie mogę rozpamiętywać przeszłości. Nie mogę - zamyśliła się Marcela…

Mieszkanie Roberto Salazara.

Wizyta Davida Mendeza zrobiła na emerytowanym policjancie wrażenie. Opowiedziana przez niego historia zabójstwa sprzed piętnastu lat bardzo go poruszyła. Salazar doskonale znał tą sprawę i fakt, że nie zdołał jej wtedy wyjaśnić stanowił jedyną rysę na jego długoletniej i wspaniałej karierze w policji. Roberto prowadził tą trudną sprawę razem z obecnym szefem policji Estebanem Torresem. Zabójstwo Romaina Mendeza było dziełem profesjonalisty. Znaleziono go martwego w lesie po kilku dniach od zbrodni. Śledczym udało się jednak wykazać, że zginął w zupełnie innym miejscu. Dlatego Roberto podejrzewał, że mordercą mogła być jedna osoba, ale mogło być ich też więcej. Ktoś mógł też pomagać w zbrodni albo zacierać ślady. Było wielu podejrzanych. Sądzono, że zginął na zlecenie kogoś z konkurencyjnej firmy, bo przecież Mendez był człowiekiem interesu, który niejednemu zawadzał na drodze. Nie ustalono jednak niczego. Przez pewien czas Salazar podejrzewał też żonę ofiary, ale również nie zgromadził przeciwko niej żadnych dowodów. Po jakimś czasie ta sprawa utonęła w morzu innych spraw. Gdy Roberto usiłował do niej powrócić, czuł, że jego praca i metody prowadzenia śledztwa nie otrzymują już poklasku, a jego pozycja w policji jest marginalizowana. Esteban Torres był młodszy i szybko został szefem. Nie wiedzieć czemu ukręcił łeb sprawię i już nigdy do niej nie powrócił. A później Salazar odszedł na zasłużoną emeryturę.

- Ten chłopak jest ambitny i może dojdzie do prawdy. Wróżę mu karierę. Szkoda, że w decydującym momencie to mnie zabrakło tej wiary i ambicji – zamyślił się Roberto…

Rezydencja Mendezów.

David wrócił do siebie i marzył o odpoczynku. W mieszkaniu nie zastał swojej matki, czym bardzo się ucieszył. Jednak jego radość zniknęła gdy zauważył, że w salonie czeka na niego ktoś inny. Była to Camila, która czekała na jego powrót.

- Witaj. Co ty tu robisz? – zdziwił się David.
- Jeszcze pytasz? Czekam na mężczyznę mojego życia – odparła skąpo ubrana Camila.
- A gdzie on jest? Może gdzieś się schował? – ironizował mężczyzna.
- Nie bądź taki. Co ja ci zrobiłam, że mnie tak traktujesz? – zapytała z wyrzutem dziewczyna.
- Wybacz. Masz rację, że to nie było na miejscu. W końcu niczemu nie jesteś winna. To ja powinienem…
- Co powinieneś?
- Nieważne. Gdzie moja matka?
- Rozmawialiśmy chwilę, ale poszła do kościoła. Wiesz, że ona tam czuje się najlepiej.
- Jasne… Wszystkich może oszukać tą swoją pobożnością, ale nie Boga.
- Nie mów tak o własnej matce…
- Naprawdę nie chcę o niej rozmawiać.
- I wcale nie musimy…

Camila nie marnowała czasu i okazji. W jednym chwili zdjęła swoje ubranie i wciąż prowokowała ukochanego. Liczyła, że tym razem jej wdzięk i uroda pozwolą jej zdobyć Davida. On tylko uśmiechnął się na ten widok. Mimo że nie kochał jej, to jednak zawsze podziwiał jej urodę. Dziewczyna aż kipiała seksem i każdy chciałby być na jego miejscu.

- To nie czas i miejsce. Ubierz się z powrotem – powiedział David, ale nie został oczywiście wysłuchany.

Camila nie zamierzała ustąpić i za punkt honoru postawiła sobie uwiedzenie ukochanego. Podeszła do niego i zaczęła go rozbierać. David poczuł na sobie jej zapach i pieszczoty i z trudem przyszło mu odpierać zaloty kobiety. Odwzajemnił jej namiętne pocałunki gdy ona nachyliła się nad nim i szepnęła mu coś do ucha.

- Chodźmy na górę do sypialni. Będę tylko twoja – powiedziała Camila…

Tymczasem…

Alberto i Mariano dojechali już na wskazane przez tego pierwszego miejsce. Był to opuszczony domek letniskowy niedaleko rzeki, kilkanaście kilometrów poza centrum miasta. Mandela wciąż trzymał go na muszce. Mógł odetchnąć z ulgą, bo na miejscu czekali na niego jego pomocnicy, czyli Nicolas Moncada i Andres Delgado. Mariano zrozumiał, że jest skończony. Pojął, że jego godziny są już policzone. Mimo to próbował nie tracić zimnej krwi i jakoś się z tej beznadziejnej sytuacji wydostać.

- Oto moi przyjaciele Mariano. Oni nie będą już dla ciebie tak mili jak ja. Mają zupełnie odmienny charakter – śmiał się Alberto.
- Chcecie mnie zabić? Zróbcie to! Nie boję się śmierci, a mam jeszcze dzieci. Sprawiedliwość zwycięży i zapłacisz za wszystko! Nie dostaniesz tego czego chcesz! Nigdy! – krzyczał bez opamiętania Mariano.
- Zamknij się! I tak nikt cię tu nie usłyszy!

Alberto skinął na swoich ludzi aby zrobili z Salazarem porządek. Mężczyźni uderzyli Mariana kilka razy w twarz, a następnie zawlekli do środka domku. Tam Mandela liczył, że zanim skończy ze swoim wrogiem, to najpierw złamie go psychicznie.

- Widzisz te papiery? Nie będziesz już cierpiał jeśli je podpiszesz i mianujesz mnie szefem firmy. Nie chcę mieć problemów po twojej śmierci, a ktoś musi przecież sterować firmą – ironicznie uśmiechnął się Alberto.
- Niczego nie podpiszę! – odparł bez zastanowienia leżący na ziemi Mariano.

Mandela uderzył go w twarz i był coraz bardziej zdenerwowany. Miał dość tego, że Mariano dalej mu się stawia.

- Wiesz, że w każdej chwili mogę skrzywdzić twoje dzieci. Podpisz to, a zostawię ich w spokoju. Będę żyły swoim życiem, ale z daleka od firmy.
- Jaką mam na to gwarancję?
- Masz moje słowo.
- Nie wierzę w twoje słowo bydlaku!
- Widzicie? Twarda sztuka, ale w głowie pusto – wzruszył tylko ramionami Alberto.

Nicolas i Andres stali kilka metrów dalej i czekali na kolejny rozkaz ze strony szefa. Zniechęcony Alberto odwrócił się i myślał przez chwilę co zrobić dalej. Mariano wyczuł swoją szansę, poderwał się z ziemi i rzucił na przeciwnika. Uderzył zaskoczonego Mandelę, a następnie pobiegł w kierunku Andresa i Nicolasa. Ten pierwszy zdążył jednak wyciągnąć pistolet i wystrzelić. Smuga dymu zasłoniła widoczność, ale po chwili wszyscy obecni zorientowali się, że strzał był celny, a Mariano Salazar upadł na ziemię, a jego rana była poważna.

- Doigrałeś się draniu! – krzyknął od niego oszołomiony Alberto.
- Mówiłem ci, że masz w sobie instynkt zabójcy, a nie wierzyłeś mi – poklepał po plecach przyjaciela Nicolas.
- Nie miałem wyjścia. Zaatakował mnie – stwierdził zdenerwowany Andres.

Mandela machnął ręką i dał znać aby zakończyć tą całą szopkę. Wiedział, że i tak nie dostanie od Salazara tego czego chciał. Należało jednak z nim skończyć, a następnie posprzątać.

- Umrzesz jak pies, ale jakie życie taka śmierć Mariano. Tak kończą ci, którzy mi zawadzają – Alberto pochylił się nad umierającym wspólnikiem i nie przestawał z niego szydzić.
- Przeklinam cię draniu! Mam jeszcze dzieci, które mnie pomszczą! – powiedział słabym głosem Salazar.

Alberto nie zamierzał jednak słuchać słów konającego. Podszedł do drzwi domku i odwrócił się do leżącego plecami. Nie zamierzał na to patrzeć.

- Dobij i posprzątaj! – zwrócił się do Nicolasa.

Nicolasowi Monadzie nie trzeba było powtarzać niczego dwa razy. Bez cienia emocji na twarzy wyjął swoja broń i podszedł do rannego Mariana. Spojrzał w jego pełną cierpienia i grymasu twarz i wystrzelił w jego kierunku jeszcze dwa razy. Mężczyzna skonał w zaledwie kilka sekund.

- Pozbył się pan swojego największego problemu – zauważył Nicolas delikatnie się uśmiechając.
- Wyrzućcie ciało do rzeki. Zróbcie wszystko aby nie znaleźli go zbyt szybko – powiedział na koniec Alberto.
- Jesteśmy zawodowcami i wiemy co robić – wtrącił Andres.
- Jutro umówię się z wami i dostanie po połowie za wykonaną robotę.
A potem na jakiś czas musimy zawiesić nasze relacje w razie gdyby policja zaczęła zadawać pytania. Jestem jednak przekonany, że jeszcze mi się przydacie. Teraz zapewnijcie obiad zgłodniałym rekinom. Na pewno będzie im smakować. Mariano przyda się komuś po śmierci – powiedział Alberto…

Nicolas i Andres zajęli się "sprzątaniem" zwłok Mariana, a następnie wrzuceniem ich do rzeki. Alberto stał kilkanaście metrów dalej i spokojnie palił papierosa. Cała trójka nie miała pojęcia, że obserwuje ich ktoś jeszcze...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:26:53 24-07-10    Temat postu:

No i w 10 odcinku nastał koniec biednego Mariana Alberto okazał się prawdziwą bestią człowiekiem bez żadnych skrupułów i zahamowań. Jak mógł wogóle kazać Nicolasowi posprzątać po swoim przyjacielu :O Tyle lat byli ze sobą wspólnikami ale chęć osiągnięcia swoich celów i zdobycia firmy przewyższyła wszystko Camila czekająca na powrót Davida za grosz nie ma wyczucia robi go równo za jego plecami a w domu zgrywa słodką idiotkę. Dobrze ,że David nie daje się nabrać na te jej tanie gierki Nie ciekawą miał sytuację ze swoją dziewczyną :O I na pewno poszli do tej sypialni z tego co widzę bo dalszego wątku nie ma Nie powinien jednak jej ulec bo to taka puszczalska ale skąd on ma o tym wiedzieć Marcela jako nowa postać bardzo mi się podoba. Mimo ,że ma tyle lat to bagaż z życiowym doświadczeniem i oczywiście córkę policjantkę. Bardzo bała się o nią jak widzę i trudno się dziwić bo w pracy policjanta nigdy nic nie jest wiadome. Nie zna się dnia ani godziny. Nie można rozpamiętywać przeszłości chociaż ona wraca tak samo jak w tym momencie i życiu Marceli
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 23:01:35 24-07-10    Temat postu:

Trochę się boję, że zaczynam tracić charakter, skoro słynę z tego, że jadę od początku do końca po odcinkach, a dziś nie pojadę, bo odcinek uważam za naprawdę przyzwoity

Oczywiście zawsze jest jakieś 'ale' - dziś chodziło o te opisy rodem z Meksyku w scenie z Marcelą: 'Życie jej nie oszczędzało ...' - och, jakie to straszne, przejdę dalej, bo się rozczulę

Wśród tego minusu, było jednak wiele plusów. Scena kiedy Alberto porywa Mariana wprowadziła nas w nastrój, była udana, bo bardzo zachęciła do dalszej lektury odcinka.

Scena z samym zamordowaniem Mariana przez Alberta, będąca apogeum dzisiejszego odcinka, bez zarzutów. Byłbym za innym rodzajem zabicia, ale nie będę oceniał sybiketywie, lecz obiektywnie i takie rozwiązanie też było na poziomie. Wiele emocji, udane zbudowanie napięcia i wreszcie akcja przez wielkie a.

Choć Camila i David zaczęli seks, ale nie skończyli go przed czytelnikiem, to scenę uratowała obecność ironii i zarąbisty dialog.

Cytat:
- Co ty tu robisz?
- Czekam na mężczyznę mojego życia!
- A gdzie on jest? Może gdzieś się schował?


Pozdrawiam.


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 23:02:59 24-07-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:27:19 26-07-10    Temat postu:

Super odcinek
Alberto to prawdziwa szumowina. Przez tyle lat udawał przyjaciela, a potem wbił mu nóż w plecy. A wszystko po co? Dla kasy i zemsty. Na szczęście Mariano niczego nie podpisał, ale i tak Alberto będzie miał wszystko. Nico go zabił. Ciekawa jestem kto ich obserwował.
David to typowy facet. Jak się babka przed nim rozebrała to od razu traci rozum. Oby w końcu się poznał na Camili.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:30:38 28-07-10    Temat postu:

11 ODCINEK

Komisariat policji.

Esteban Torres wciąż był jednym z najważniejszych policjantów w mieście, ale jego rola stawała się coraz bardziej ograniczona. Stało się to jednak za jego przyzwoleniem i zgodą. Lata leciały, więc Torres postanowił, że będzie nadzorował wszelkie kryminalne sprawy, ale kto inny będzie się męczył i je rozwiązywał. Padło na Davida Mendeza dla którego był on przełożonym i którego wybór stanowił ulgę dla zmęczonego wieloletnią pracą w zawodzie policjanta. Esteban doskonale znał Davida i wiedział, że może liczyć na tak zaufanego i świetnego człowieka. Sam był ciekaw jaka zagadka przypadnie Mendezowi i jego grupie jako pierwsza do rozwiązania. Nie spodziewał się nawet, że stanie się to szybciej niż sądzi. Siedział do późna w biurze mając przed sobą papiery, które stanowiły o zatwierdzeniu wąskiej grupy związanej z wydziałem zabójstw gdy nagle zadzwonił telefon.

- Słucham – powiedział znudzonym głosem Esteban.
- Czy dodzwoniłem się na policję? – spytał przerażony męski głos po drugiej stronie.
- Tak, słucham pana.
- Chciałem zgłosić morderstwo!
- Proszę się uspokoić i powiedzieć co pan widział, jak się pan nazywa i gdzie to się wydarzyło.
- Trzech mężczyzn zabiło człowieka i wrzuciło go do rzeki. Przed chwilą odjechali. Musiałem się schować aby mnie zauważyli. Od razu pomyślałem aby wezwać policję!
- Zaraz tam przyjedziemy. Proszę podać lokalizację i pana nazwisko.
- Kilkanaście kilometrów od centrum Miami. Las… Rzeka… Jakieś domy letniskowe co kilkaset metrów… Nie znam dokładnych współrzędnych.
- Proszę tam na nas zaczekać. Mniej więcej wiem gdzie to jest. Złoży pan dokładne zeznania.
- Nie mogę…
- Słucham? Strasznie źle słychać. Proszę powtórzyć co pan mówił…

Tutaj połączenie zostało zerwane. Mężczyzna dzwoniący na policję stracił zasięg oraz nerwy. Nie mógł w tym dalej uczestniczyć. Zdenerwowany opuścił miejsce zbrodni nie czekając na pojawienie się tam policji…
Esteban westchnął głęboko, bo wiedział, że czeka go oraz jego ludzi bardzo ciężki wieczór.

- Dobrze, że David jest teraz szefem. Będzie miał swoje pierwsze śledztwo – pomyślał Torres…

Mieszkanie Viviany.

Minęło już znacznie więcej niż pół godziny, a Mariano Salazar wciąż nie pojawił się u Viviany. Prawniczka była bardzo zdenerwowana, ale znacznie bardziej przebywająca u niej Angela. Dziewczyna miała przeczucie, że mogło stać się coś bardzo złego. Wnioskowała tak jedynie z powodu problemów ojca związanych z firmą, jego nerwowego zachowania się i własnych obaw. Nie miała nawet pojęcia o wcześniejszych pogróżkach skierowanych wobec niego i jego rodziny. Wiedziała jednak, że coś mogło się stać, bo ojciec nigdy nie spóźniał się jeśli chodziło o ważne sprawy i spotkania.

- Jego komórka wciąż nie odbiera. Ja nie przesadzam. Mogło stać się coś bardzo złego – powiedziała zdenerwowanym tonem Angela.
- Uspokój się. Nerwy ci nie pomogą, lecz tylko zaszkodzą. Zaczekajmy jeszcze jakiś czas. Skoro don Mariano miał do mnie przyjechać, to na pewno to zrobi. Może nie ma zasięgu albo stoi w korku? – uspokajała przyjaciółkę Viviana.
- Wiesz co mówisz? Jaki korek o tej porze? Poza tym on ma do ciebie piętnaście minut drogi samochodem. Chyba, że załatwia coś jeszcze. Sama nie wiem… A jeśli miał wypadek? To naprawdę za dużo na moją głowę. Chyba oszaleję!
- Musimy czekać. Nie mamy innego wyjścia.
- Ja i czekanie? Nie ma mowy! Znasz mnie i nie usiedzę w jednym miejscu zbyt długo w takiej sytuacji. Jadę do domu. Może ojciec zmienił plany? Wolę wszystko niż czekać!
- Jadę z tobą!
- Nic z tego. Jeśli ojciec do ciebie przyjedzie to mnie zawiadom i wtedy tu wrócę. Póki co wracam do domu. Nawet nie wiem gdzie jest teraz Jose Luis… Ostatnio totalnie olewa sobie studia. Ciągle są jakieś problemy. Jestem silna i dam sobie radę. Teraz najważniejsze aby ojciec się odnalazł.
- I tak będzie. Zostanę tutaj, ale uważaj na siebie!

Rezydencja Mendezów.

David dał się ponieść chwili i nie potrafił już oprzeć się urokowi i urodzie seksownej Camili. Odwzajemnił jej pocałunki i zaniósł ją do sypialni. Tam miała rozpalić go do czerwoności fala namiętności i żądzy ze strony wydawałoby się „zakochanej” po uszy dziewczyny. Gdy wydawało się, że
w końcu udało jej się uwieść ukochanego i zaciągnąć go do łóżka, odezwała się jego komórka leżąca gdzieś na ziemi przy łóżku obok ubrań.

- Chyba nie zamierzasz odebrać kochanie? Nie w takiej chwili? Nikt nie może nam przeszkodzić w takiej chwili gdy stajemy się jednością – powiedziała mocno poirytowana Camila, ale jej ukochany zrobił właśnie to co do niego należało, wyrwał się z uścisku kobiety i sięgnął po komórkę.
- Wybacz, ale taka jest moja praca – westchnął David odbierając połączenie.
- Kretyn! – pomyślała rozwścieczona dziewczyna.

David zostawił Kamilę i odszedł kilkanaście metrów dalej aby móc spokojnie porozmawiać.

- Witam szefie. Coś się stało? – zapytał Mendez.
- Długo czekałeś na tą chwilę i doczekałeś się. Masz pierwszą sprawę do załatwienia. Mamy morderstwo. Zbierz ekipę i przyjedź pod wskazany przeze mnie adres. Wysłałem tam już techników – odparł Torres.
- W porządku. Będę tam niedługo wraz z moimi ludźmi.

Mendez rozłączył się. Nadszedł czas gdy mógł poczuć się szefem. Musiał potraktować swoją pierwszą sprawę jak najważniejszą na świecie, dlatego nie było ani chwili do stracenia.

- Przykro mi Camilo, ale muszę jechać. Mam sprawę do załatwienia – powiedział bez ogródek.
- O tej porze? Znowu mnie zostawiasz? – dziewczyna nie kryła zażenowania, że po raz kolejny została odtrącona w trakcie tak intymnej chwili.
- Policjant musi być gotowy do pracy o każdej porze dnia i nocy. Nie martw się. Na pewno moja matka dotrzyma ci towarzystwo. Będziesz się z nią z pewnością bawiła lepiej niż ze mną.

David szybko się ubrał i w pośpiechu wyszedł z mieszkania. Camila znów została upokorzona. Spojrzała na swoje ubrania porozrzucane po całej sypialni.

- Niewiele zabrakło… Może mnie nie kochać, ale moja bielizna, stanik, moje nogi i ciało działają na jego zmysły. Jeszcze chwila i byłby mój! Przeklęty gliniarz! Praca jest dla niego ważniejsza niż kobieta!

Półnaga Camila zeszła na dół do kuchni aby napić się szklanki wody. W przedpokoju spotkała Estefanię, która właśnie wróciła z kościoła.

- Co to ma znaczyć! – krzyknęła kobieta widząc jak Camila paraduje po jej mieszkaniu tak jakby była jego panią i właścicielką.
- Droga teściowo… Nie wiedziałam, że pani tak szybko wróci. To nie tak jak pani myśli… Davida nie ma – odparła zmieszana dziewczyna.
- Znów nie dał ci tego czego od niego chcesz? Kiedy zrozumiesz, że musisz działać małymi kroczkami, bo on i tak woli swoją pracę? Nie szanuje swojej własnej matki, a co dopiero ciebie. Seks to nie wszystko. Poza tym w moim domu nie toleruję bezeceństw!
- Ale donia Estefanio! Nawet o tym nie pomyślałam! Wie pani, że mam szacunek do siebie, do pani i do tego domu. Pozwoliłam sobie wziąć prysznic i napić się wody. Jest takie gorąco…
- Sama jesteś gorąca dziewczyno… Próbuj dalej, ale nie w moim domu. Jestem katoliczką i nie zezwalam na takie rzeczy! Nie pod moim dachem! Jesteś dobrą partią dla mojego syna, ale seks dopiero po ślubie. Pamiętaj o tym!
- Oczywiście droga teściowo. Mam takie samo zdanie w tym względzie jak pani. Rodzice mnie dobrze wychowali…
- Mam nadzieję. Idę się położyć. Jestem już zmęczona rozmowa z Bogiem. Czasem mam wrażenie, że on mnie wcale nie słucha – westchnęła Estefania.
- Ty stara krowo… Kiedy przestaniesz się wtrącać w moje życie ze swoimi głupimi uwagami – pomyślała Camila zaciskając zęby.
- Jeszcze jedno moja droga. Bądź tak miła i posprzątaj w sypialni Davida oraz w kuchni. Jak wiesz nie lubię bałaganu, a służące mają dzisiaj wolne.
- Co ona sobie wyobraża?
- Z góry dziękuję Camilo. Dobrej nocy życzę…
- To już szczyt wszystkiego! Mam robić za służącą? Co za dzień! Najpierw odtrącił mnie David, a teraz ta stara się mądrzy! Tego już za wiele!

Klub „Dzika kotka”.

Po dokonaniu zabójstwa i wypełnieniu swojego planu w stu procentach Nicolas Moncada zawsze wpadał w dobry humor. Alberto Mandela wrócił do siebie i przez pewien czas na wszelki wypadek rozkazał jemu i Andresowi aby się nie spotykali we trójkę i nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Tymczasem Nicolas postanowił jakoś oblać swój kolejny sukces, za który miał dostać sowitą wypłatę. W klubie czekała na niego jak zawsze gotowa na wszystko z powodu chorej wręcz miłości Samantha, ale on nie chciał dziś dzikiego seksu, lecz miał inną zachciankę. Swoje kroki skierował więc do pokoju Carli. Samantha widziała to z ukrycia i nie kryła wściekłości.

- Kiedyś zabiję tą małą sukę! Doigra się! To niemożliwe żeby Nicolas znudził się mną, bo ta mała jest taka dobra! Nie wierzę w to! – wściekała się dziewczyna.

Moncada wszedł do pokoju Carli, a ona jeszcze nie spała. Przestraszyła się na widok tego człowieka, bo doskonale wiedziała co ją może teraz czekać. Z pewnością dowiedział się, że nie zaspokoiła jego przyjaciela, za co spotka ją kara. Jednak nie o to chodziło tym razem władczemu Nicolasowi.

- Jesteś piękna i zdolna, ale również bardzo sprytna. Nie dałaś się i to ci się chwali. Ja nie chcę abyś się tu zeszmaciła, lecz została moją gwiazdą.
A żeby być gwiazdą trzeba mieć w sobie trochę uporu i charaktery. Ty go masz ślicznotko – uśmiechnął się perfidnie Moncada.
- O co panu chodzi? – spytała nieśmiało Carla.
- Długo u mnie przebywasz… Wiedziałem, że twój brat jest policjantem. Kiedy działał w grupie „narkotykowej” nadepnął mi na odcisk. Wiele razy miałem kontrole w moim poprzednim barze… Szukał na mnie dowodów… Szukał narkotyków i powiązań. Niewiele znalazł, ale zapamiętałem go. Gonzalo Fernandez zdenerwował mnie, więc ja postanowiłem przyglądnąć się jemu. Śledziłem go i zauważyłem, że ma rodzinę. Przepiękną siostrę, którą pilnował jak oka w głowie. Do pewnego czasu… Raz zostawił cię samą, a moi ludzie porwali cię. Uznałem, że z taką urodą będziesz gwiazdą w moim lokalu. Nie myliłem się. Najgorsze, że twój brat o tobie zapomniał. Minęło kilka miesięcy, a on nie okazał się rycerzem w lśniącej zbroi, który cię uratuje. Jak to wytłumacz?
- On się nie poddał. Nie spocznie póki mnie nie uratuje!
- Bzdury! Wiesz, że ciągle mogę go zabić… Dlatego musisz być grzeczna i posłuszna. Postanowiłem jednak, że czas podjąć pewne kroki w tej sprawie.
- Jakie kroki?
- Zadzwonisz dziś do niego i powiesz, że przebywasz zagranicą. Masz się dobrze, a uciekłaś, bo postanowiłaś żyć własnym życiem. Miałaś dość patrzenia na jego ryzyko jakie podejmuje codziennie będąc policjantem. Co ty na to skarbie?
- Nie zadzwonię!

Nicolas wyciągnął pistolet i wymierzył go w kierunku zrozpaczonej dziewczyny.

- Mam dobry humor, ale nie będzie trwał on wiecznie. Sądzę, że zadzwonisz, bo zatęskniłaś za głosem swojego braciszka – uśmiechnął się Moncada.

Tymczasem…

Mnóstwo policji kręciło się wokół miejsca domniemanej zbrodni. Domniemanej, bo świadek zdarzenia zniknął i zapadł się pod ziemię. Wezwani płetwonurkowie potrzebowali jednak zaledwie kilkunastu minut aby znaleźć i wyłowić ciało zabitego mężczyzny. Okazało się, że świadek miał rację. Morderstwo stało się więc faktem. Do pracy włączyli się technicy, którzy zaczęli badać zwłoki denata. Esteban aż złapał się za głowę widząc ciało człowieka, którego doskonale znał. Był to przecież brat jego byłego kumpla z policji. Dopiero później na miejscu pojawił się David ze swoją ekipą, czyli Gonzalem, Marcosem i Lucianą.

- Co tu mamy szefie? – zapytał David patrząc na zwłoki mężczyzny.
- Lepiej nie pytaj. Znałem tego człowieka bardzo dobrze. Jestem w szoku – westchnął Esteban.
- A ja nie rozpoznaję go. Kto to jest?
- Mariano Salazar, brat byłego policjanta Roberto Salazara. Znana postać na rynku reklamy i marketingu. Jego żona zmarła trzy lata temu, a teraz osierocił dwójkę dzieci: Angelę i Jose Luisa…
- Mój Boże… - na twarzy Davida malował się szok, zwątpienie, rezygnacja i bezsilność. Wiedział co to znaczy. Miał przed sobą zwłoki ojca dziewczyny, którą niedawno spotkał i brata człowieka, z którym rozmawiał kilka godzin wcześniej.
- Co tak zbladłeś przyjacielu? Znałeś go jednak? Już nie raz pracowaliśmy nad takimi sprawami. Denerwujesz się, że to twoja pierwsza sprawa jako szefa? Co z tobą? – spytał Gonzalo widząc dziwną reakcję przyjaciela.
- Nic mi nie jest. Co było bezpośrednią przyczyną śmierci? – spytał Mendez jednego z pracujących przy denacie techników.
- Z pewnością nie utonięcie. Ten człowiek dostał trzy kulki. Najpierw jedną, a później dwie naraz, więc został zabity na raty. Najpierw go zraniono, a później dobito. Na koniec wrzucono go do rzeki. Wiem na pewno, że morderstwa nie dokonano tutaj. Możliwe, że stało się to w którymś z tych domków niedaleko, czyli jakieś kilkadziesiąt metrów stąd.
- O której godzinie nastąpiła śmierć?
- To będę wiedział po głębszej analizie, ale sądzę, że najwyżej godzinę, półtorej godziny temu. Ciało jeszcze nie ostygło.
- A co z tym świadkiem?
- Zniknął. Chyba przestraszył się tego co zauważył. Być może sam brał udział w zbrodni albo… - powiedział Esteban, ale nie zdołał dokończyć swojej kwestii, bo David doskonale wiedział o czym on mówi.
- Albo i jego zlikwidowano. Ciekawe czy był jeden sprawca czy kilku…
- Ten świadek mówił coś o trzech mężczyznach…
- Interesujące. Czeka nas trudna sprawa – zauważył David.
- Czekamy na rozkazy szefie – kpiącym tonem wyraził się Marcos.
- Mogę zawiadomić rodzinę. Na pewno się o niego niepokoją. Już późna pora, a on nie wrócił do domu – zasugerowała Luciana.
- Nie, nie trzeba. Ja się tym zajmę. Powiadomię rodzinę o jego śmierci. Tylko ja muszę to zrobić – powiedział z całą stanowczością David myślami będąc jednak daleko poza miejscem zbrodni…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:50:58 28-07-10    Temat postu:

niesamowicie ciekawy i bardzo pasjonujący odcinek ;D No to David nareszcie doczekał się bardzo ważnej sprawy do rozwiązania ale w takim momencie musiał zostawić Camilę samą Estefania widząc Camilę na pewno miała ostrą minę prawdziwy katolicki dom a u góry rozpusta ;D już lepiej,że zadzwonił ten telefon i David pobiegł na miejsce zbrodni. Bardzo ciekawe co się mogło stać z tym facetem co poinformował policję świadkiem. Według mnie to został zlikwidowany.Przecież tak kończą ludzie co współpracują z władzą gangi bywają bezlitosne i żądzą się tylko krwią. Tutaj jest to doskonale ukazane i jestem zachwycona pod każdym względem. Klub dzika kotka dzisiaj jakoś sztywnie opisany ale nie lubię ani tej Carli ani Samanthy Samantha to prawdziwa dzi**a a Carla taka biedna i pokrzywdzona losem istota Angela przeczuwa ,że coś się mogło stać jej ojcu biedna nie wie co się stało ale ja już wiem co tu będzie !! pewnie albo David poinformuje ją o tym albo spotkają się na miejscu zbrodni. To będzie dopiero spotkanie ! i może zacznie ją pocieszać. Przynajmniej mam taką nadzieję na dalsze losy tych bohaterów Camile to sama bym chętnie wytargała za włosy :[ nie kocha Davida a jedyne co się dla niej liczy to dobra zabawa i seks kretynka straszna.Wszystkie zdarzenia są tak realnie mocno opisane jestem zachwycona co tu dużo mówić ))
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:12:26 31-07-10    Temat postu:

Losy bohaterów bardzo nam się zacieśniają, choć było to do przewidzenia. Tak czy inaczej akcja się nakręca w lepszym kierunku.

Na uwagę zasługuje fantastyczna scena Camilii i Estefanii z pogawędką na temat seksu po ślubie. W końcu czuć, że Estefanię gra Lupita Ferrer.

David otrzymuje swoją pierwszą sprawę i w całej tej tragedii nadchodzi jego przeznaczenie, Angela.

Pozdrawiam i czekam na zwroty akcji. Dziś ich nie było, ale rozumiem, że musi być małe przeciąganie między zwrotami akcji, w końcu to telenowela latynoska. Chyba tyle razy próbowałeś mi to wmówić, że w końcu cię usprawiedliwiam. Oj, musze się poprawić.


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 22:14:13 31-07-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:13:35 01-08-10    Temat postu:

12 ODCINEK

Rezydencja Alberto Mandeli.

Osobisty gabinet był miejscem w którym Alberto najczęściej przebywał. Tam w samotności i ciszy przeżywał zawsze chwile swojej radości i szczęścia lub porażki i niepowodzeń. Dziś jednak triumfował. Rozłożył nogi na niewielkim szklanym stoliku, a w ręku trzymał szklankę whisky. Z dumą spojrzał na wiszący na ścianie wielki portret swojej osoby i uśmiechnął się do niego.

- Nareszcie załatwiłem tego śmiecia. Tyle lat czekałem na ten dzień i stało się. Dopełniłem swojej zemsty. Chwast został dziś wyrwany z korzeniami. Twoje zdrowie Alberto! – powiedział Mandela popijając swój ulubiony trunek.

W tym momencie do gabinetu wszedł Jorge. Na widok pijącego ojca tylko pokiwał przecząco głową.

- Nie nauczono cię pukać? Wchodzisz tu jak do obory. Trochę dobrych manier nie zaszkodzi – powiedział Alberto, który był w doskonałym humorze, ale poniżanie syna stanowiło jedną z jego głównych zasad.
- Nie miał mnie tego kto nauczyć. Można powiedzieć, że ani matka której nie znałem ani tym bardziej ojciec, którego również nie znam nie świecili przykładem – odparł Jorge.
- Czego chcesz? Nie widzisz, że nie potrzebuję cię do niczego nieudaczniku? Daj mi spokój!
- Co świętujesz? Masz taką minę jakbyś kogoś zabił. Czasem mnie przerażasz…
- Nie twój interes! Po prostu miałem dziś dobry dzień, a teraz czas na odrobinę relaksu. Ja w przeciwieństwie do ciebie pracuję i nie chodzę na panienki…
- Marzę o dniu w którym ten szelmowski uśmieszek zniknie z twojej twarzy raz na zawsze. Pamiętaj, że nie zawsze można zwyciężać. Istnieje coś takiego jak sprawiedliwość.
- Do czego pijesz Jorge? Co to za podteksty? Jestem zmęczony, więc idź stąd, bo nie chcę oglądać twojej mordy.
- Do niczego ojcze. Życzę ci miłych snów, choć wiem, że tobie mogą przyśnić się jedynie najgorsze koszmary.
- Wynoś się!

Jorge patrzył na ojca surowym wzrokiem, ale po chwili opuścił gabinet. Ta jego gadka bardzo poirytowała Alberta.

- Ten idiota zawsze popsuje mi nastrój. Dzięki mnie ma pracę, pieniądze i pozycję i chociażby za to powinien mieć dla mnie choć odrobinę szacunku – westchnął Mandela, po czym nalał sobie kolejną szklankę whisky…

Rezydencja rodziny Salazar.

Z każdą minutą Angela była coraz bardziej zdenerwowana. Ojciec nie odbierał komórki, nie pojawił się u Viviany, więc jego córka zupełnie odchodziła już od zmysłów. Jose Luis wcale jej nie pomagał. Bagatelizował sprawę twierdząc, że ojciec na pewno znów się upił albo pojechał gdzieś z Albertem.

- Jak możesz tak w ogóle myśleć! Ja się martwię i niepokoję, a dla ciebie to zabawa? Lubisz grać na moich uczuciach? – wściekała się Angela.
- Wybacz mi, ale uważam, że przesadzasz. Nie pierwszy raz nie odbiera komórki. To dorosły człowiek i wie co robi. Niestety ja byłem sceptyczny co do jego przemiany i znów wychodzi, że mam rację. Tylko ja tu trzeźwo myślę. On nigdy się nie zmieni. Upadł na samo dno, z którego już nie wyjdzie.
- Zamilcz!
- Przejrzyj na oczy siostrzyczko! To wrak człowieka! Jesteś naiwna jeśli wierzyłaś, że on pokona nałóg i stanie na nogi. Jego rodziną jest teraz alkohol, a nie my!
- Zamknij się!

Angela spoliczkowała brata, bo nie wytrzymała tego rosnącego z minuty na minutę napięcia oraz dogadywania ze strony Jose Luisa. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Pewnie wrócił pijany ojczulek – mruknął tylko zdenerwowany Jose Luis.

Angela skoczyła do drzwi w nadziei, że zobaczy ojca i nieważne w jakim będzie stanie. To była w tej chwili sprawa zupełnie drugorzędna. Zamiast niego ujrzała jednak twarz mężczyzny, z którym jakiś czas temu rozmawiała gdy popsuł jej się samochód i który zaoferował jej wtedy podwiezienie na motorze. Doskonale go zapamiętała. Lekki uśmiech, ale przede wszystkim zdziwienie, zaskoczenie i zmieszanie malowało się na jej twarzy.

- Co pan tu robi? – zdziwiła się Angela widząc przed sobą Davida.
- Znów się spotykamy. Szkoda, że w takich okolicznościach – odparł Mendez.
- Ma pan rację. Okoliczności nie są najlepsze. Nie wiem jak mnie pan odnalazł, ale niech pan nie liczy, że mnie pan poderwie. Nie jestem w nastroju. Czekam na ojca i proszę mi nie przeszkadzać!
- Pani mnie nie rozumie. Kiedyś nie mieliśmy okazji aby dłużej porozmawiać. Jestem policjantem. Mogę wejść?

David pokazał swoją odznakę czym przekonał Angelę. Dziewczyna po jego minie od razu zrozumiała, że nie przyjechał on po to aby ją poderwać, lecz przyniósł jakieś niezbyt dobre wieści.

- Proszę wejść panie policjancie… Rzeczywiście nie wspomniał pan wtedy, że jest stróżem prawa, a skoro tak jest to chyba nie muszę się pana obawiać…
- Absolutnie nie. Jak już wspomniałem nie mam najlepszych wieści i bardzo proszę aby mnie pani wysłuchała ze spokojem.
- Proszę mówić o co chodzi?
- Jestem dowodzącym z wydziału zabójstw. Chodzi o pani ojca Mariano Salazara…
- Czy on? Coś mu się stało?
- Mariano Salazar nie żyje. Został zamordowany. Jakąś godzinę temu wyłowiliśmy jego ciało z pobliskiej rzeki. Bardzo mi przykro…

Jose Luis słyszał ich rozmowę i aż zakrył twarz dłońmi. Ta wiadomość bardzo go poruszyła. Jednak Angela jeszcze bardziej nie mogła uwierzyć w to co słyszy.

- To niemożliwe! To jakaś pomyłka! Mój ojciec na pewno żyje! On musi żyć! – krzyczała przez chwilę bez opamiętania, a David z całych sił starał się ją uspokoić. W końcu dziewczyna tracąc niejako kontrolę nad tym co robi, mocno wtuliła się jego silne ramiona. Obcy mężczyzna był dla niej w tym momencie największym oparciem. To była trudna chwila dla nich obu. Mendez źle się czuł, ale nie miał wyjścia i musiał powiedzieć jej tą bolesną prawdę. Jednocześnie chciał zrobić to jak najbardziej delikatnie i w sposób przemyślany. Dlatego teraz podtrzymywał ją na duchu i pozwolił jej się wypłakać. Czuł, że ta dziewczyna nie jest dla niego zwykłą nieznajomą. W tym momencie dzielił jej ogromny ból i przede wszystkim chciał go dzielić. Czuł się równie rozbity jak i ona…

Mieszkanie Roberto Salazara.

Roberto Salazar również czuł tego dnia wokół siebie jakiś dziwny niepokój, lęk, którego nie sposób było zrozumieć. On sam tego nie rozumiał. Próbował położyć się wcześniej spać, ale nie zmrużył nawet oka. Dlatego wrócił do salonu aby pooglądać telewizję. Jednak nawet to go nie uspokoiło. Czuł, że coś wisi w powietrzu. Zrozumiał to dobitnie gdy w drzwiach swojego mieszkania zobaczył swojego dawnego znajomego z policji Estebana Torresa. Późna pora oraz minorowa mina przyjaciela mogła oznaczać tylko jedno – problemy.

- Esteban… Co ty tu robisz o tej porze? Masz jakieś problemy? – zdziwił się Salazar.
- Mam złe wieści i nie będę owijał w bawełnę. Chodzi o twojego brata – odparł Torres.
- Co z nim? Upił się? Miał wypadek? A może popełnił jakieś przestępstwo? Mów wreszcie!

Esteban milczał przez dobrą chwilę i nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa. Roberto zrozumiał co się stało. Usiadł na sofie i złapał się za głowę.

- On nie żyje, tak? Zamordowano go?
- Jakąś godzinę temu płetwonurkowie wyłowili go z jednej z okolicznych rzek. Został zamordowany. Tak mi przykro…
- Kto mógł go zabić? Kto śmiał podnieść rękę na mojego brata!
- Uspokój się Roberto. Wyjaśnimy tą sprawę. Trzech ludzi brało w tym udział. Zastrzelili go i wrzucili do wody. To robota profesjonalistów, ale póki co mało wiemy. Świadek, który zadzwonił do nas z tą informacją, zniknął bez śladu. Nie znamy motywów zbrodni, ale złapiemy tych drani. Przysięgam, że to zrobimy!
- Do diabła! Nie uchroniłem go, a mogłem to zrobić!
- Co ty mówisz?
- Nieważne. Chce go zobaczyć.
- Zawiozę cię do prosektorium.
- I jeszcze jedno! Jego dzieci… Muszę być przy nich gdy…
- Prawdopodobnie już wiedzą. Jeden z moich ludzi pojechał do rezydencji twojego brata.
- Mój Boże… Teraz Angela i Jose Luis są najważniejsi. Zostali sierotami z dnia na dzień. Tylko ja im zostałem. Zajmę się wszystkimi formalnościami związanymi z pogrzebem. A potem chcę mieć wkład w śledztwo. To mój obowiązek odkryć kto zabił mojego brata! Muszę to zrobić!
- Nie denerwuj się… Pamiętaj, że jesteś po zawale… O śledztwie porozmawiamy w swoim czasie. Teraz jedźmy do twojego brata…

Tymczasem…

Gonzalo Fernandez liczył, że wyśpi się chociaż przez trzy, cztery godziny aby na drugi dzień móc stanąć na nogi i rozpocząć pracę nad nowym śledztwem. Nie było mu jednak dane. Widok zmasakrowanego ciała Mariano Salazara to był dopiero początek niespodzianek. Nagle zadzwonił do niego ktoś z zastrzeżonego numeru. Policjant szybko odebrał połączenie.

- Słucham…
- To ja Gonzalo… To twoja siostra – odezwała się Carla.

Gonzalo czuł, że wariuje. Nagle, zupełnie niespodziewanie, po upływie wielu miesięcy uporczywych poszukiwań i gdy już zupełnie stracił nadzieję, jego ukochana siostra zadzwoniła do niego!

- Niemożliwe… Gdzie jesteś? Skąd dzwonisz?
- Nie martw się o mnie. Jestem zagranicą i mam się dobrze. Nic mi nie jest.
- Co ty gadasz? Dzwonisz do mnie po tylu miesiącach od zniknięcia i mówisz, że jesteś poza granicami kraju? Bezpieczna? Nie wierzę…
- Nie chciałam wcześniej dzwonić… Wiesz, że między nami nie układało się najlepiej, ale bardzo cię kocham i chcę abyś o tym wiedział. Zapewne szukałeś mnie, ale już nie musisz tego robić. Nic mi nie grozi. Wyjechałam, bo chciałam… Tam jest mi naprawdę dobrze. Będę dzwonić co jakiś czas. Nie zerwiemy kontaktu.
- W jakim kraju jesteś?
- W Europie, ale nie przyjeżdżaj do mnie. Niech zostanie tak jest… Chcę tylko żeby wiedział, że żyję i nic mi nie grozi. Muszę kończyć.
- Carla! Zaczekaj!

Dziewczyna rozłączyła się, a Gonzalo czuł się kompletnie bezsilny. Z jednej strony ta wiadomość była dla niego radosna, bo okazało się, że jego siostra żyje, ale z drugiej… Nie wierzył jej. Wyczuł, że mówi to pod przymusem. Tak jakby ktoś nad nią stał i jej pilnował.

- Nie jesteś w żadnej Europie Carla. Mądra dziewczynka… Nigdy nie lubiłaś tego kontynentu… Ktoś cię przetrzymuje i ten ktoś popełnił właśnie pierwszy błąd. Jesteś bliżej niż sądzę i odnajdę cię! Inaczej nie nazywam się Gonzalo Fernandez!

W tym samym czasie w „Dzikiej kotce” Nicolas był zadowolony z postawy Carli. Uznał, że jej słowa na pewno przekonały i zniechęciły jej brata do dalszych poszukiwań.

- Dobra robota. W nagrodę dam ci już dzisiaj spokój, chociaż to twoje ciało kusi mnie coraz bardziej. Wiem jednak, że na najlepsze rzeczy warto w życiu trochę poczekać – perfidnie uśmiechnął się Nicolas.
- Mój brat nie poprzestanie! Dobrze go znam! - odparła wściekła Carla.
- To możliwe, ale wtedy byłby skończonym idiotą. Szukanie ciebie to jak szukanie igły w stogu siana. On pojedzie do Europy, a nie wie, że jesteś tak blisko… Najciemniej jest pod latarnią…
- On mnie znajdzie i się z tobą rozprawi. Jeszcze zobaczysz!
- Niech próbuje. Jak wiesz lubię adrenalinę i ryzyko. Niech ona będzie myśliwym, a ja zwierzyną… On nawet nie wie na kogo poluje. Twój brat to skończony idiota. Zwykły mięczak. Czasem myślę, że ty jesteś od niego zdecydowanie twardsza.
- Doigrasz się!
- Dla swojego braciszka jesteś od dziś martwa. Ja mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Pewnie Samantha czeka na mnie niczym wierny pies. Pozwólmy mu więc dziś zawyć z rozkoszy. Mówi się, że pies który najbardziej szczeka, nie gryzie. Samantha jest psem, który podczas seksu gryzie i wyje jednocześnie – powiedział rozbawiony Nicolas…

Rezydencja rodziny Salazar.

Angela marzyła o tym aby słowa które usłyszała były z jak najgorszego koszmaru, z którego za moment się obudzi. Niestety to była okrutna prawda. Dziewczyna po dłuższej chwili wyrwała się z silnego uścisku policjanta.

- Proszę mi wybaczyć. Ja… - powiedziała zmieszana widząc, że jej zachowanie było nie na miejscu. Zamiast pocieszać brata i to jego przytulić, to ona pozwoliła przytulić się nieznajomemu mężczyźnie i sama nie wiedziała jak to się stało i dlaczego. Po prostu szok i cierpienie spowodowały, że zrobiła to czego absolutnie nie powinna.
- Niech się pani nie tłumaczy, bo nie ma z czego. Chciałbym ulżyć pani bólowi – odparł David.
- Dziękuję, ale pan niewiele może.

Angela podeszła do Jose Luisa. Przed chwilą kłócili się, ale teraz padli sobie w ramiona złączeni przeszywającym bólem jakim była strata ukochanego ojca.

- Musimy być silni, bo tego chcieliby od nas nasi rodzice. Teraz oboje są już w niebie – powiedziała Angela z trudem kryjąc w łzy.
- Wiem o tym – stwierdził krótko Jose Luis, który wstydził się swoich poprzednich słów.
- Chcę zobaczyć ciało mojego ojca – Angela zwróciła się do stojącego kilka metrów dalej Davida.
- Zawiozę was. Moi ludzie czekają na zewnątrz. Pojedziecie go zobaczyć i zidentyfikować. Wiem, że będzie to trudne, ale przejdziemy przez to.
- Przejdziemy? Niech pan mówi za siebie… To dla nas okrutna chwila… Co pan może o tym wiedzieć… - Angela znów w swoim stylu zaczęła być dla rozmówcy nieprzyjemna, ale w takiej chwili nie było to niczym nadzwyczajnym z jej strony.
- Więcej niż pani sądzi. Sam straciłem ojca, więc znam to uczucie. Jedyne czego teraz pragnę to pomóc w schwytaniu morderców. To śledztwo wiele dla mnie znaczy.
- Nie wątpię. Jest pan młody i ambitny, ale to są tylko słowa. Niech nas pan zawiezie. Chcemy pożegnać się z ojcem…
- Zrobię wszystko co w mojej mocy aby słowa stały się czynem. Obiecuję, że odnajdę ludzi, którzy to zrobili, a oni zapłacą za to najwyższą cenę.
- Widzę, że dobry z pana człowiek i wrażliwy. Wierzę, że tak będzie, bo jak nie pan, to ja sama odnajdę zabójców mojego ojca i ich zabiję! Przysięgam! - krzyknęła Angela, a w jej głosie było tule frustracji, żalu, gniewu i złości, że nawet David zrozumiał, że ona wcale nie żartuje...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:08:27 01-08-10    Temat postu:

Genialne odcinki
Camili prawie dało się uwieść Davida. Na szczęście zwyciężyło poczucie obowiązku i pojechał na miejsce zbrodni zostawiając napaloną dziewczynę samą.
Genialna scenka z Estefanią i Camilą, o tym seksie po ślubie.
David zdecydował się sam pojechać do domu rodziny Mariana, jak się dowiedział, że to Angela jest jego córką. Ich spotkanie było niezbyt miłe. Chłopak na pewno chciałby się z nią spotkać w przyjemnych okolicznościach. Biedna Angela i Jose Luis. Stracili ojca, zostali sierotami. Nie ma nic gorszego. Podobała mi się ta scenka. Dziewczyna wypłakała się na ramieniu mężczyzny. Tego jej było trzeba. Policjant obiecał, że złapie morderców. Oby mu się udało. Na pewno nie będzie łatwo.
Carla zadzwoniła do brata i powiedziała, że jest w Europie i żeby jej nie szukał. Tak myślałam, że brat jej nie uwierzy. Czuje, że siostra jest gdzieś blisko. Nico był zadowolony z Carli ale postanowił jej dać spokój, bo dobrze wywiązała się z zadania. Postanowił iść do Samathy.

Cytat:
Pewnie Samantha czeka na mnie niczym wierny pies. Pozwólmy mu więc dziś zawyć z rozkoszy. Mówi się, że pies który najbardziej szczeka, nie gryzie. Samantha jest psem, który podczas seksu gryzie i wyje jednocześnie – powiedział rozbawiony Nicolas…


Genialny tekst
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 9, 10, 11  Następny
Strona 3 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin