Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Miejsce na ziemi - Place on earth
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 25, 26, 27  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Milka24
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kontowni xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:27:40 01-03-09    Temat postu:

racja może to nie ona ale jak narazie większość dowodów sprawia, ze Logan wydaje mi sie jedynym optymalnym rozwiazaniem...chociaż nie ubolewałabym nad tym gdyby to był ktoś inny:)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 23:35:28 01-03-09    Temat postu:

Odcinek 36
Travis nie mógł zasnąć. Raz po raz przelatywały mu przez głowę wspomnienia tamtej koszmarnej nocy, kiedy zginęli Lee i Janice. Ilekroć zamykał oczy, wizja brata, rozpaczliwie usiłującego uniknąć czołowego zderzenia, płonęła w jego mózgu. Pisk opon na spalonej słońcem jezdni i głos Lee wołającego do żony, by osłoniła głowę, rozbrzmiewały echem w czaszce Travisa. Odczuwał przerażenie i trwogę, które ogarnęły Lee, gdy wóz staczał się z szosy i mknął w stronę drzewa. Niewypowiedziany ból przeszywał go na myśl, że brat z pewnością wiedział, iż zguba jest nieuchronna.
O czwartej nad ranem Travis doszedł do wniosku, że o śnie nie ma mowy. Do jego serca wpełzł gniew jak wąż. Frustracja zalewała mu żołądek żrącym kwasem.
Czy jego brat wówczas krzyczał? A Janice? Czy ich śmierć była natychmiastowa, czy też musieli znieść przeraźliwy ból? O Boże, zmiłuj się! - błagał bezgłośnie Travis. Nie chciał o tym myśleć!
A jednak musiał wiedzieć, jak to się stało. Odczuć ich ból. Jego nienawiść potrzebowała pożywki, żeby nie zagasnąć. Szeryf Tucker zrobił, co do niego należało. Całe śledztwo, skrępowane biurokratycznymi przepisami, utonęło ostatecznie w morzu nieudolności i chłodnej obojętności. Dwie młode istoty zginęły tamtej nocy, a nikogo to - jak widać - nie obeszło. Nie pozwolę na to! - krzyknął Travis.
Zerwał się ogarnięty wściekłością. Przesunął ręką po twarzy, a jego chrapliwy oddech zamącił nocną ciszę.
- Travis? - łagodny głos Mary przebił się przez gęstą mgłę jego bólu.
- Śpij, śpij - powiedział, wsuwając palce w niesforną grzywę włosów.
- Co się stało?
- Nic - odparł mniej gwałtownie. Wcale nie chciał, by jego niepokój zakłócił sen żony.
Mary usiadła na łóżku, a jej ręka po ciemku natychmiast odnalazła policzek Travisa. Poczuł dotknięcie gładkiej, ciepłej dłoni. Z trudem się pohamował: tak cudownie byłoby przygarnąć Mary do siebie i wdychać zapach jej miękkiego ciała...Tylko dzięki niej jeszcze nie oszalał! Jeżeli będzie nadal rozmyślał o Lee i Janice, z pewnością postrada zmysły.
- Chcesz ze mną porozmawiać? - spytała łagodnie Mary z troską w głosie.
Travis odsunął jej rękę. Pokusa, by skorzystać z tej pociechy, była zbyt silna.
- Nie. To ciebie nie dotyczy.
- Chodzi o Lee i Janice, prawda? - spytała cicho. - I o to, co ci zakomunikował szeryf.
- Już ci mówiłem! - wybuchnął. - To nie twoja sprawa! - Odrzucił kołdrę, wyskoczył z łóżka i sięgnął po dżinsy. Tak bardzo pragnął czułości Mary, która pozwoliłaby mu zapomnieć o bólu! Jej miłość uleczyłaby go, sprawiłaby, że byłby znów taki jak dawniej. Rozpaczliwie pragnął jej łagodności, jej pociechy. Pragnął bezgranicznie zanurzyć się w jej ciepłym ciele, skorzystać z poczucia bezpieczeństwa, jakie mu dawała.
Zamiast tego musiał pogrążyć się z głową w otaczającym go morzu goryczy. Nigdy by sobie nie darował, gdyby złamał obietnicę daną Lee, dzieciom i sobie samemu. Musi za wszelką cenę znaleźć sprawcę wypadku!
Stał po ciemku przy kuchennym stole, parząc kawę. Weszła Mary otulona szlafrokiem. Travis przyglądał się, jak cień żony sunie po przeciwległej ścianie. Wydawało się, że porusza się niezwykle powoli. Mary stanęła za mężem, objęła go ramionami w pasie i przytuliła głowę do jego pleców.
- Już dobrze, już wszystko dobrze - uspokajała go łagodnym szeptem.
- Z czym jest tak dobrze? Lee i Janice nie żyją; to ma być dobrze? Dla mnie nie jest! Spytaj Jima, czy chce o nich zapomnieć! Spytaj Scotty’ego i Beth Ann! - uwolnił się z objęć żony. Jej dotknięcie wywierało na niego zbyt wielki wpływ.
Musiał ją odepchnąć, choć Mary nigdy nie zrozumie, ile go to kosztowało.
Zbudziło się w nim pożądanie - ale to nie byłaby miłość, tylko seks. Brutalny i żarłoczny. Mary zasługiwała na coś więcej, o wiele więcej. Nie chciał tępić ostrza swojego bólu na jej kruchym ciele.
- Wracaj do łóżka.
- Chcę ci pomóc.
- Rób, co ci mówię! - warknął. - Choć raz mi się nie sprzeciwiaj!
Odskoczyła od niego jak oparzona. Nawet po ciemku mógł dostrzec łzy błyszczące w jej oczach. Wykręciła się na pięcie i wróciła do sypialni.
Travis odetchnął głęboko i bił się z myślami: iść za nią i przeprosić? Tak łatwo było zatracić się w miłości do Mary! W tej chwili jednak nie wolno mu zmięknąć. Musiał podsycać w sobie to przerażające uczucie. Nie mógł dla własnej wygody zaprzepaścić swej misji. Wszyscy zrezygnowali z odnalezienia mordercy Lee, ale nie on. Raczej skona! Im prędzej Mary się z tym pogodzi, tym lepiej.

Travis spędził w kuchni kilka godzin. Siedział przy stole, obejmując gorący kubek z kawą. Ciepło promieniowało z dłoni aż po ramiona.
Pierwszy zbudził się Jim. Travis szorstko wydał chłopcu codzienne polecenia, nawet na niego nie patrząc. Jim nie wyrzekł ani słowa, ubrał się i poszedł do stajni. Trzaśniecie drzwiami było jedynym wyrazem jego uczuć.
Ledwie drzwi się zamknęły, w kuchni zjawił się Scotty we flanelowej piżamce. Chłopczyk szedł jak we śnie. Ziewnął głośno i przykucnął przed kuchennym kredensem. Najwyraźniej nie uświadamiał sobie obecności wuja. Sięgnął po pudełko płatków kukurydzianych. Otworzył je i wsadził rękę do środka. W pudełku chyba niewiele już zostało, bo ręka zanurzyła się aż po łokieć, a kiedy chłopiec ją wyciągnął, palce miał pokryte okruszynami, które zaczął z zapałem zlizywać.
- Ubieraj się! - warknął Travis z całkiem niepotrzebnym gniewem.
Zaskoczony chłopiec odwrócił się raptownie.
- Jestem głodny - wyjaśnił.
- Ubierz się, potem będziesz jadł!
- Ale...
- Nie sprzeczaj się z wujkiem - odezwał się łagodny głos Mary. - Kiedy będziesz się ubierał, zrobię ci grzankę.
- Z dżemem truskawkowym?
- Z dżemem truskawkowym - obiecała Mary.
Po cichutku krzątała się w swoich rannych pantoflach za plecami Travisa.
- Nie powinieneś był krzyczeć na chłopców - powiedziała spokojnie, bez wyrzutu.
- Będę robił, co zechcę, do cholery!
Mary westchnęła z wyraźną niecierpliwością.
- Zachowujesz się jak rozjuszony byk, mój panie. Lepiej chyba, żebyś się wyniósł i wziął do roboty, zanim powiemy sobie coś, czego oboje będziemy żałować.
Travis wiedział, że żona ma słuszność. Nie miał wcale ochoty uznać jej racji i nie zrobiłby tego, ale brakło mu energii i chęci do utarczek z Mary. Wiedział, że jest wściekły i zachowuje się niemądrze, ale poprawić się także nie miał zamiaru.
- Narąbię drew.
- Świetnie - powiedziała z aprobatą. - Może machając toporem trochę się wyładujesz. Dopilnuję, żeby dzieci nie wchodziły ci w drogę.
Travis skinął głową, zabrał swój kubek z kawą i wychodząc z domu trzasnął drzwiami. Na dziedzińcu minęli się z Jimem. Chłopiec spojrzał na niego, nie kryjąc złości. Niewiele to Travisa obeszło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bebe
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:55:26 01-03-09    Temat postu:

Travis nadal przeżywa śmierć Lee i Janice. Nadal nie może się pogodzić z ich śmiercią. Dopóki nie znajdzie zabójcy nie zazna spokoju. Swoja złość wyładowuje na dzieciach i Mary.
Scotty by tylko jadł i jadł. Co za dziecko.
Travis powinien nad sobą bardziej panować. Jeszcze chwila i pokłóciłby się z Mary. I tak już nakrzyczały na bratanków. Może to rąbanie drzewa mu pomoże. Oby.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marz
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:29:52 02-03-09    Temat postu:

Przeczytałam
Ale jestem tak wykończona, że napisze tylko, że były boskie
Dziewczyno ubóstwiam twoją twórczość :] !!
Pozdrawiam :*:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:30:30 02-03-09    Temat postu:

odcinki po prostu boskie !!
szkoda tylko ze Travis jest tak uczulony na te sprawę z bratem
Logan nie podoba mi się jego zachowanie
czekam na new
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bronislawa
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 25 Kwi 2007
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 1:03:19 02-03-09    Temat postu:

Travis chodzi po domu jakby mial wszystkich powystrzelac .... No i dobrze ze poszedl porebac drewno siekiera sie wyladuje
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sylwia1425
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 4845
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:38:37 02-03-09    Temat postu:

nie rozpisze sie, bo szkoła czeka....
miałam wielkie zaległosci ,nie było mnie pół dnia wiec potem długo nadrabiłam
super ,ze sie zachowuja jak maz i żona,jaki on był opiekuńczy : nie ważne były jego pragnienia tylko ona była ważna nie chciał sprawić jej bólu.....
rozumiem Travis chce za wszelka cena poznać prawde o wypadku ,ale tą złościa niszczy siebie,pogarszaja sie stosunki z dziećmi i nie potrzebnie wyżywa sie na Mary.-dobrze ,ze ona jest spokojne i rozumie go bo tak by sieciagle kłucili.......
aż nie prawdopodobne nigdy sienie znali,byli odmienia a umieja teraz sie porozumieć
tylko ja sie zastanawiam czy stali sie jednoscia n z przyjemnoeści a ona z obowiazku czy to juz była miłość .........
denerwuje mnie ,ze on na wszystkich sie wyżywa choć to nie ich wina.....
wiem pewnie to miłosć i jej spokojny charakter ,ale nie rzumiem jej, facet na ciebie sie wydziera a ona nic sobie z tego nie robi......


Ostatnio zmieniony przez Sylwia1425 dnia 11:49:25 02-03-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Milka24
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1984
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z kontowni xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:54:59 02-03-09    Temat postu:

Strasznie mi jest go szkoda...tak przeżywac śmierc bliskich...to musi być straszne...Odcinki cudowne, chce teraz aby sie pocałowali na zgodę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Airam.
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Piekła xd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:36:09 02-03-09    Temat postu:

Ale sie meczy
szkoda tylko, ze odtraca Mary
czekam na news
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marz
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 3639
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:17:25 02-03-09    Temat postu:

Kochana mam nadzieje, że dzisiaj tez nas uraczysz takimi wspaniałymi odcinkami Czekam z niecierpliwością
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Airam.
Idol
Idol


Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 1497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Piekła xd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:20:50 02-03-09    Temat postu:

Gdzie ten odcinek...
Mam nadzieje, że dzis sie ukaże
czekam z niecierpliwoscia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:25:19 02-03-09    Temat postu:

Odcinek 37
Mary nieco się odprężyła, kiedy mąż wyszedł z kuchni. Był w fatalnym humorze. Zdawała sobie sprawę, że Travis walczy z frustracją, która ogarnęła go po rozmowie z szeryfem. Kiedy lokalna policja prowadziła śledztwo w sprawie wypadku, Travis mógł siedzieć spokojnie i czekać, aż znajdą zabójcę Lee i Janice. Przedstawiciele prawa dysponowali sprzętem i dostępem do informacji, o jakich hodowca bydła nie mógł nawet marzyć.
Teraz jednak, gdy nie było już mowy o dalszym śledztwie, całkiem zrozumiałe, że Travis chciał sam je kontynuować. Nigdy nie pogodzi się z decyzją szeryfa Tuckera. Nie da za wygraną. Postanowił odnaleźć zabójcę brata i biada każdemu, kto mu w tym przeszkodzi!
- Czy wujek sobie poszedł? - spytał Scotty, wychylając się zza zakrętu korytarza. - Był na mnie wściekły!
- Wstał z łóżka lewą nogą, i tyle - zbagatelizowała sprawę Mary. Wątpiła, czy Travis choć na chwilę się zdrzemnął. Budziła się wielokrotnie w ciągu nocy i za każdym razem widziała, że mąż nie śpi. Udawał co prawda śpiącego, ale dobrze wiedziała, że tak nie jest.
Drzwi otworzyły się i Jim, ociągając się, wszedł do domu.
- Chyba Jim też wstał lewą nogą szepnął Scotty.
- Jaką znów nogą? - spytał gniewnie Jim.
- Czy ktoś ma ochotę na naleśniki? - odezwała się Mary, chcąc zapobiec kłótni. Podobnie jak Travis, Jim bardzo wziął sobie do serca decyzję szeryfa.
- Ja! - pisnął z entuzjazmem Scotty.
Jim wzruszył ramionami.
- Lubię naleśniki - oświadczyła Beth Ann, przysuwając sobie krzesło i wdrapując się na nie. - A najbardziej takie, jakie robiła mamusia.
- Ja też - przytaknął Scotty i dodał ze zdziwieniem: - Jakoś mi to wyleciało z pamięci. Mamusia tak je dziwnie zwijała, nadawała im cudaczne imiona i chwaliła nas, że jesteśmy tacy dzielni: zjadamy smoki!
- To było głupie - burknął Jim.
- Wcale nie! - krzyknął Scotty. Nie mógł pozwolić, by starszy brat zepsuł mu piękne wspomnienie. - To była świetna zabawa!
- Może dla takiego szczeniaka jak ty.
- Jim! - odezwała się Mary najsurowszym tonem, piorunując chłopca spojrzeniem. - Uspokój się!
- Zapomniałam dużo rzeczy o mamusi powiedziała ze smutkiem Beth Ann i oparła główkę o stół. - Czasem już nie pamiętam, jak wyglądała.
- W saloniku jest jej fotografia - przypomniała dziecku łagodnie Mary.
- Mamusia nie była taka jak na fotografii... nie całkiem - wyjaśnił Scotty. - Miała krótsze włosy, a oczy...
- Mama nosiła okulary - dorzucił Jim.
- Nie chcę zapomnieć mamusi! - żaliła się Beth Ann. - I tatusia też chcę pamiętać... - Najwyraźniej była o krok od płaczu.
- Tatusia łatwo zapamiętać - odezwał się Scotty. Wujek Travis jest do niego bardzo podobny.
- Wuj Travis nie jest naszym ojcem! - wyrzucił z siebie desperacko Jim. - I nigdy nim nie będzie! Nigdy!
- Jak mogę wam pomóc, żebyście lepiej o nich pamiętali? - łagodnie spytała Mary. Nie chciała, żeby bezcenne wspomnienia o rodzicach zbladły w pamięci dzieci.
- Może pójdziemy do nich z wizytą? - zaproponował drżącym głosem Scotty.
- Nie możemy, ty głupku! Oni nie żyją.
- Jim! - upomniała go Mary. - Nie bądź okrutny! Scotty dobrze o tym wie, i Beth Ann także. Twój braciszek chce pójść na cmentarz i odwiedzić ich groby. Prawda, Scotty?
Chłopiec skinął głową, nie podnosząc wzroku. Mary dostrzegła, że oczy miał pełne łez i usiłował to ukryć przed drwiącym z niego starszym bratem. Kiedy Jim nie widział, Scotty przeciągnął grzbietem dłoni pod nosem.
- Pojedziemy na cmentarz zaraz po śniadaniu.
- Ja nie.
Mary spojrzała na Jima. Jak zimne miał spojrzenie: całkiem jak Travis dziś rano! Szczęki chłopca były zaciśnięte; wyraźnie czekał na jakąś wymówkę ze strony Mary, na to, że zacznie nalegać.
- Nie będę cię do tego zmuszać - zapewniła go.
- Nic by ci to nie dało, nawet gdybyś chciała! Zresztą, tam wcale nie ma moich rodziców. Co mi z tego, że popatrzę na górkę ziemi? Beth Ann też przez to nie zapamięta mamy i taty. Ten głupek Scotty niech sobie jedzie. Ja nie mam zamiaru! - I wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Po wyjściu Jima zaległa pełna napięcia, przykra cisza.
- Dlaczego, Jim jest taki zły? - dopytywała się Beth Ann, przekrzywiając główkę na bok, jakby to pomagało jej w zrozumieniu brata.
- Dlatego że strasznie tęskni za waszą mamusią i tatusiem - wyjaśniła Mary, czując ból Jima we własnym sercu. Jakże bezbronny był ten chłopiec, stojący na granicy dzieciństwa i młodości, uwikłany w plątaninę uczuć, nieszczęśliwy! Był już za duży na to, by ssać palec jak Beth Ann albo płakać jak Scotty. A jednak za mały, by uporać się samemu z ogromem cierpienia. Serce Mary rwało się ku niemu, ale nie umiała do chłopca dotrzeć.
- Nie chcę już naleśników. - Słowa Scotty’ego zwiększyły jeszcze ból w jej sercu.
- Ja też nie! - Mary zauważyła, że dziewczynka znowu ssie kciuk.
Podczas gdy dwoje młodszych dzieci jadło płatki, Mary nalała sobie kawy. Nie była pewna, czy dobrze robi, zabierając je na cmentarz. Może nie przyniesie im to pociechy, tylko otworzą się częściowo zabliźnione już rany i dzieci stracą poczucie bezpieczeństwa, które starała się zapewnić im od swego przyjazdu? Choć bardzo kochała te dzieci, nie była ich rodzoną matką, lecz jej niedoskonałą namiastką, a wizyta na cmentarzu mogła to dzieciom uświadomić.
- Już jestem gotowa - oznajmiła Beth Ann po śniadaniu. Wyszła ze swego pokoju z wypakowanym tornistrem.
- Co tam masz? - spytała Mary.
- Różne rzeczy. Chcę je pokazać mamusi i tatusiowi - oświadczyła z dumą Beth Ann. Wyjęła dynię z plasteliny, którą ulepiła w szkole przed dniem Wszystkich Świętych. Mary rzuciła okiem na zawartość tornistra i przekonała się, że jest w nim dużo obrazków, między innymi ten z pięcioma ludzikami-patykami, którym się tak wzruszyła.
Scotty ociągał się, jakby nagle zwątpił w celowość wyprawy.
- Nie musisz tam iść - zapewniła chłopca Mary.
- Wiem, ale pójdę - odparł dzielnie.
Mary sięgnęła po palto. Niebo było zachmurzone, a całe ranczo pokrywał lśniąco białą kołderką szron. Pewnie wkrótce zacznie padać śnieg.
Zastanawiała się, czy zawiadomić Travisa, dokąd się wybierają, ale doszła do wniosku, że lepiej nie. Pracował na dziedzińcu, zawzięcie rozłupując na szczapy ogromny stos bali. Zrzucił kurtkę i machał siekierą z nieprawdopodobną energią. Chyba nie wytrzyma długo takiego morderczego tempa!
Przez chwilę przyglądała się mężowi, zafascynowana grą mięśni przy każdym wymachu uzbrojonych w siekierę ramion. Travis zdawał się nie dostrzegać jej obecności, co jeszcze potwierdzało najgorsze przypuszczenia Mary.
Beth Ann i Scotty wdrapali się na tylne siedzenie kombi. Mary właśnie włączyła zapłon, gdy z domu wybiegł Jim. Na ręku miał niebieską kurtkę, jakby w ostatniej chwili podjął decyzję. Nie patrząc w stronę Mary, przebiegł przez dziedziniec, otworzył drzwi wozu i zajął miejsce obok kierowcy.
- Myślałem, że nie jedziesz - odezwał się Scotty uradowany tym, że brat się do nich przyłączył.
- Wolę nie zostawać z wujem Travisem, kiedy jest taki wściekły. - Jim nadal nie patrzył na Mary, jakby w obawie, że go jakoś zawstydzi. Serce się jej ścisnęło. Dobrze wiedziała, że wzmianka o złym humorze Travisa jest tylko wymówką. Pokochała chłopca jeszcze bardziej za to, że ośmielił się pójść za popędem serca. Bardzo chciała powiedzieć Jimowi, że jest z niego dumna, ale nie mogła tego uczynić. Przynajmniej nie w tej chwili. Może później, za kilka miesięcy, przyjdzie pora na szczerą rozmowę.
Cmentarz w Grandview leżał na obrzeżach miasta. Niegdyś zapewne wytyczono go przy kościele. Potem kościół się zawalił. Można było jeszcze dostrzec miejsce, z którego górował nad okolicą.
Cmentarz otoczony był kamiennym ogrodzeniem, wysokim na trzy stopy. Słońce lśniło na pokrytej szronem trawie. Masywne nagrobki, niektóre aż siedmiostopowe, były rozrzucone dość bezładnie po falistym terenie.
- Mama i tata leżą tutaj - powiedział Jim, podjąwszy się roli przewodnika. Jego stopy znaczyły wyraźne ślady na zamarzniętej trawie. - Właśnie tu. - Stanął wskazując na ziemię.
Mary spojrzała w dół i zobaczyła dwie skromne marmurowe tablice. Przeczytała wyryte w kamieniu lakoniczne napisy. Imiona zmarłych, daty urodzenia i śmierci, i nic poza tym. Żadnych wersetów biblijnych jak na grobach jej brata czy rodziców. Żadnych epitafiów albo ogólnie znanych sentencji. W niewielu słowach upamiętniono tych dwoje ludzi, których śmierć spowodowała tak ogromną zmianę w jej własnym życiu.
Mary zdziwiła się, czując napływające jej do oczu łzy. Potem ogarnęło ją wzruszenie. Łzy płynęły gęsto i szybko, jakby zbyt długo je powstrzymywała. Mary pomyślała, że bardzo pragnęłaby porozmawiać z matką dzieci. Jakże chętnie pogratulowałaby Janice, że tak wspaniale je wychowała! Kobieta, która urodziła tę trójkę, wydawała się Mary kimś bardzo realnym. Nie wiedziała zbyt wiele o Janice Thompson, ale była pewna, że bardzo chętnie zaprzyjaźniłaby się z nią.
- Cześć, mamusiu, cześć, tatusiu! - odezwał się pierwszy Scotty. Złożył ręce jak w kościele do modlitwy. - Bardzo za wami tęsknię. Czy wam też mnie brak?
- Jasne, że nie! - prychnął pogardliwie Jim.
Mary ujęła go za ramię i mocno ścisnęła, skutecznie wyciszając chłopca.
- Strzeliłem gola na szkolnym boisku, choć graliśmy z tymi z czwartej klasy - mówił dalej Scotty. Potem spojrzał spode łba na starszego brata. - Jim miał kłopoty, bo wdał się w bójkę, i wujek Travis był na niego wściekły, a Mary później gniewała się na wujka. Wiecie wszystko o Mary, prawda?
- Wujek się z nią ożenił - wyjaśniła Beth Ann. - Wszyscy się z tego ucieszyliśmy, bo wujkowi było bardzo trudno zajmować się nami. Chyba nie zna się na dzieciach.
- Gotować też nie potrafi - wtrącił Scotty. - I był okropnie niegrzeczny dla pani Johnson. Opiekunki społeczne też go nie bardzo lubiły. Odkąd jest z nami Mary, wszystko idzie o wiele lepiej.
- Złamałam sobie rękę poinformowała rodziców Beth Ann. Wyciągnęła prawą rączkę w gipsie, wyraźnie czekając, co na to powiedzą. - Okropnie mnie bolało! Starałam się nie płakać, ale tak bolało, że musiałam. A jak doktor Andersen mnie badał, to jeszcze bardziej zabolało. Już go nie lubię!
Mary stanęła za Beth Ann i objęła ją za ramionka.
- Rozmawiacie czasem z Panem Bogiem? - chciał wiedzieć Scotty.
Jim znowu prychnął, ale Scotty zignorował brata.
- Jim stale chodzi wściekły. Jak będziecie następnym razem rozmawiać z Panem Bogiem, to Mu powiedzcie, żeby coś na to poradził.
Beth Ann wetknęła rączkę do tornistra i wyjęła błękitną wstążkę, którą dostała w nagrodę za dobrą znajomość alfabetu. Dziewczynka przykucnęła i położyła wstążkę na marmurowej płycie.
- Chcę to podarować mamusi i tatusiowi - wyjaśniła, spoglądając na Mary.
Mary skinieniem głowy wyraziła swą aprobatę; wiedziała, jak bardzo dumni i szczęśliwi byliby Lee i Janice.
- A ty nie chcesz czegoś powiedzieć od siebie? - spytała po chwili milczenia Jima.
Chłopak potrząsnął głową.
- Nie.
Mary była jednak pewna, że Jim pragnął również porozmawiać z rodzicami, ale krępowała go obecność brata, siostry i Mary.
- Wrócimy teraz ze Scottym i Beth Ann do samochodu - szepnęła do Jima, odgadując jego nie wypowiedzianą prośbę. - Możesz dołączyć do nas za kilka minut.
Podprowadziła młodsze dzieci do kombi.
- Co robi Jim? - dziwiła się Beth Ann, oglądając się na starszego brata. - Nie zostawimy go tutaj, prawda?
- Na pewno go nie zostawimy - uspokoiła ją Mary.
- Nie powinieneś był skarżyć na Jima! - powiedziała Beth Ann, spoglądając groźnie na brata. - On wcale nie jest stale zły. Tylko czasami.
Scotty wgramolił się na tylne siedzenie i sięgnął po pas bezpieczeństwa. Zapiawszy go, westchnął głęboko.
- Lepiej się czuję! - oświadczył, jakby ozdrowiał po długiej chorobie.
- Ja też - zawtórowała mu Beth Ann. - Przyjedziemy tu znowu?
Mary skinęła głową. Zdumiewające: ona też o wiele lepiej się czuła!
Po kilku minutach przyłączył się do nich Jim. Mary zauważyła, że miał zaczerwienione oczy. Pragnęła go pocieszyć, ale wiedziała, że wcale sobie tego nie życzył. Gdyby spróbowała to zrobić, odepchnąłby ją równie szorstko, jak to zrobił Travis wczesnym rankiem..
Wróciwszy na ranczo, Mary zdziwiła się: Travis nadal rąbał drwa. Bóg wie, jakim cudem utrzymywał to mordercze tempo. Gdy patrzyła na męża, miała ochotę krzyknąć na niego, żeby z tym skończył.
- Wejdźcie do domu - poleciła dzieciom.
Poczekała, aż zniknęły we wnętrzu budynku, i zawołała do męża.
- Travis, na miłość boską, przestań!
Udał, że jej nie słyszy.
- Travis, błagam cię! - odezwała się ponownie, tym razem z prawdziwą rozpaczą. Nie mogła patrzeć, jak mąż zmaga się z fizycznym i psychicznym cierpieniem.
- Mary! - zawołał z ganku Jim. - Telefon do ciebie!
- Do mnie? - zdziwiła się Mary. Znała w Grandview zaledwie kilka osób. Wbiegła po schodkach do domu.
- Mary Thompson przy telefonie - powiedziała do słuchawki.
- Cześć, to ja, Tilly.
- Coś ci się stało? - Mary odniosła wrażenie, że kelnerka płacze. Głos z pewnością nie był tak pogodny jak zawsze.
- Nie, wszystko gra. Chyba się trochę przeziębiłam na festynie. Ale to nic. Pomyślałam sobie... może byśmy umówiły się na lunch w przyszłym tygodniu? Chciałabym z tobą o czymś pomówić. O ile, oczywiście, masz czas.
- Bardzo chętnie - odparła Mary, rada z tej propozycji. Może w środę? Mam zamiar oddać książki do biblioteki, a potem załatwić kilka sprawunków. - Popołudnie z Tilly bardzo jej odpowiadało.
- Fajnie. To do środy!
- Przejdzie ci do tego czasu przeziębienie?
- Jasne! - odparła Tilly lekceważąco. - Będę zdrowa jak koń!
- Wspaniale.
Kiedy Mary odłożyła słuchawkę, dostrzegła Jima stojącego w oknie i obserwującego Travisa. Gdy chłopiec spostrzegł, że Mary na niego patrzy, opuścił zasłonę i odwrócił się.
- Idę do swego pokoju.
- Dobrze.
- Sam wiem, że dobrze! - burknął chłopak i popędził korytarzem, jakby chciał uciec od niej jak najdalej.
Mary stanęła w tym miejscu, które przedtem zajmował Jim. Zobaczyła, jak zbrojne w siekierę ramię Travisa przerąbuje gruby konar. Siła uderzenia była tak wielka, że potężne połówki rozleciały się w przeciwne strony. Travis przystanął oparty na trzonku siekiery, potem sięgnął po następne bierwiono i umieścił je na pieńku. Zatoczył się, ale utrzymał równowagę.
Mary postanowiła spróbować raz jeszcze. Musiała to uczynić: bała się, że Travis utraci kontrolę nad swymi ruchami i zrani się.
Gęsta szara chmura przesłoniła słońce, gdy Mary wyszła z domu. Stanęła na najwyższym stopniu schodów i popatrzyła w mroczne niebo. Grube krople deszczu zaczęły kapać na wyschłą, spragnioną ziemię. W pyle tworzyły się małe okrągłe kałuże.
- Travis! - zawołała Mary. - Musisz z tym skończyć!
Znów miała wrażenie, że mąż jej nie słyszy. Był do cna wyczerpany. Ledwie mógł unieść siekierę. Uginał się pod jej ciężarem. W pewnej chwili zachwiał się w prawo, wyprostował, potem zatoczył w lewo i jeszcze raz udało mu się utrzymać równowagę.
Mary zbiegła ze schodów.
- Travis, proszę cię, przestań!
Znowu ją zignorował, uniósł siekierę nad głową i wbił ją w drewno.
Zachwiał się i upadł na kolana. Mary podbiegła do niego i wyjęła siekierę z nie stawiających już oporu rąk. Uklękła w miękkim pyle obok męża, objęła go ramionami w pasie i przytuliła się do niego.
Travis oddychał nierówno, z wysiłkiem; jego płucom najwyraźniej brakowało powietrza. Chyba tylko cudem nie upadł wcześniej. Serce Mary było otwarte na oścież, bezbronne. Płonęła w nim miłość do męża i pragnienie dopomożenia mu, gdy zmagał się z bólem. Jednak Travis dotąd uniemożliwiał jej to, odpychając ją za każdym razem. Teraz już tego nie zrobi. Nie mogła pozwolić, by dalej tak się zadręczał! Znajdzie jakąś drogę, trafi do niego!
Nagle Mary poczuła, że dłużej tego nie wytrzyma. Z jej oczu polały się łzy.
- Travis, na litość boską! - Ręce jej drżały, gdy obejmowała nimi twarz męża. Ten gest jakoś dotarł do jego świadomości i Mary usłyszała płacz, który uwiązł głęboko w jego piersi. Wydobył się teraz stamtąd i przerodził w cichy, zawodzący jęk takiego bólu, że przytuliła twarz do szyi męża i płakała razem z nim.
Deszcz siekł ziemię, najpierw ostrymi kroplami, raniącymi jej powierzchnię, potem rwącymi strumieniami. W ciągu kilku minut włosy Mary oblepiły się wokół jej głowy, lodowate strugi spływały wzdłuż kręgosłupa. Prawie tego nie zauważała.
Ramiona Travisa drżały, a cichy, ale gwałtowny płacz wstrząsał nim z taką siłą, że jego potężne ciało dygotało.
- Dlaczego Lee? - krzyknął z taką wściekłością, że Mary zaparło dech. - Dlaczego nie ja?! - Nie był w stanie tego pojąć.
Wyciągnął ramiona do Mary i przytulił ją do siebie z taką siłą, że omal jej nie udusił. Kryjąc twarz na ramieniu żony, płakał rozpaczliwie. Mary nigdy jeszcze nie widziała męskich łez. Rozpacz Travisa rozdzierała jej duszę. Gładziła męża po głowie i sama płacząc, szeptała mu kojące słowa.
Wiedziała, że zagłuszał je plusk deszczu, ale to nie miało znaczenia.
Zdawało się, że ból pokonał ostatecznie Travisa. Mary objęła go za szyję, tuliła jego głowę do siebie, płakała razem z nim. Nie powstrzymywał już łez, może nie zdawał sobie sprawy z tego, że płacze? Jego łzy mieszały się ze łzami żony.
Travis zbliżył usta do ust Mary i zaczął ją szaleńczo całować. Niemal pożerał ją zachłannymi ustami, nic nie było w stanie zaspokoić jego gwałtownej namiętności. Ich języki zmagały się, pieściły i tańczyły ze sobą. Ta dzika pieszczota trwożyła Mary, ale ufała mężowi bez granic. W głębi serca wiedziała, że nigdy świadomie by jej nie skrzywdził.
Gdy Travis wreszcie oderwał usta od jej ust, oddech jego był ciężki i przerywany. Przywarł do Mary, jego ramiona chroniły ją od zimna i deszczu.
- Lee miał przecież dla kogo żyć - mówił szeptem. - Miał dom, żonę i dzieci. Tak bardzo kochał ich wszystkich... byli jego życiem.
- Wiem.
- Boże wielki, kto mógł pragnąć jego śmierci?!
Mary nie znała żadnych gotowych rozwiązań. Pozostawały tylko pytania - bez odpowiedzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WhiteAngel
Idol
Idol


Dołączył: 01 Mar 2008
Posty: 1397
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:48:45 02-03-09    Temat postu:

Popłakałam się jak to czytałam. Strasznie wzruszająca scena na cmentarzu. Okropnie żal mi dzieci. Strata rodziców zawsze boli. A już w tak młodym wieku to w ogóle. Biedny Travis. Dobrze, że jest tam z nimi Mary.
Pozdrawiam Nie wiem co mam Ci napisać. Może to, że czekam na kolejne odcinki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
roszpunka92
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Kwi 2008
Posty: 3724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:59:40 02-03-09    Temat postu:

Śliczny odcinek
Scena na cmentarzu była bardzo wzruszająca.Szkoda mi dzieci.Bardzo cierpią
po staracie rodziców.Travis nie może pogodzić się ze śmiercią brata i jego żony.Nie spocznie
dopóki nie odnajdzie winnych.Dobrze,że zawsze może liczyć na Mary.
Tilla zaproponowała Mary spotkanie.Ciekawe o czym chce porozmawiać.
Czekam na news
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justyna14.93-93
Cool
Cool


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 510
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:11:48 02-03-09    Temat postu:

odcinek bardzo wzruszający... Biedne dzieciaki strasznie cierpią.. szkoda mi ich i Travisa też... czekam na następny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 25, 26, 27  Następny
Strona 15 z 27

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin