Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Córka mafii (La hija de la Mafia)- Odcinek 19
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pisać dalej?
Tak
0%
 0%  [ 0 ]
Nie
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 0

Autor Wiadomość
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:34:55 20-11-10    Temat postu:

Świetny odcinek! No, nasza Erica jako Roxana przybiera na sile. Poznaje lepiej swój pałac, co tam zwykłe plany domu, jak teraz może na własne oczy zobaczyć, w jakich to luksusach przyjdzie jej żyć. Ma swój pokój! Służąca chciała pomóc jej się rozpakować, jednak ta jej nie pozwoliła, co służącej wydało się dziwne. Erica odnajduje pamiętnik Roxany i już chciała go zacząć czytać, kiedy do jej pokoju weszła... jej przyjaciółka (to znaczy Roxany, ale Erica to teraz Roxana, więc jakby nie patrzeć, Valeria automatycznie stała się jej przyjaciółką.) Ta chce wiedzieć wszystko, ale niezbyt wiele się dowiaduje. Na razie. Valeria nie wyjdzie dopóki czegoś nie wyciągnie z przyjaciółki. No i małe zaskoczenie... policjanci, którzy współpracują z Ericą kupili sobie willę w pobliżu tej, w której mieszka podszywająca się pod Roxanę Erica. No, będzie ciekawie.

Świetny odcinek, zresztą czułam już na początku, że to opowiadanie to będzie coś wartego uwagi. Z każdym odcinkiem jest coraz ciekawiej i o to właśnie chodzi.

Czekam na kolejny odcinek.

Pozdrawiam serdecznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:58:15 24-11-10    Temat postu:

Odcinek 9

Podziemie rezydencji Lorenza Romero, 3 lipiec 2010
Lorenzo często spotykał się ze swoimi najbardziej zaufanymi ludźmi w sekretnym gabinecie w podziemiach swojej rezydencji. Nie każdy wiedział o tajnych pomieszczeniach, tylko nieliczni. Przechowywał tutaj wszystkie dokumenty i pieniądze pochodzące z nielegalnych interesów. A było ich naprawdę dużo. Ale jemu ciągle było mało. Chciał czegoś więcej. Chciał być królem przestępczego półświatka i zmierzał w tym kierunku. Musiał tylko pozbyć się swojego największego konkurenta – Patricia Navarro. Ale zabójstwo nie wchodziło w grę. Nic by to nie dało, tylko przysporzyłoby mu kłopotów. Policja od razu zaczęła by jego podejrzewać i wzięłaby go na celownik. Musiał znaleźć inny sposób. Już dawno chodził mu po głowie jeden pomysł, ale musiał najpierw przedyskutować go ze swoim doradcą. Właśnie nadchodził czas spotkania, więc Lorenzo rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu i omiótł wzrokiem cały gabinet. Pomieszczenie nie było duże. W rogu stała pancerna kasa, w której trzymał forsę i dokumenty. Nikt poza nim nie miał do niej dostępu. Było wyposażona w najnowszej generacji zabezpieczenia. Szyfr zmieniał co jakiś czas. To dla lepszego bezpieczeństwa. Pokój był oświetlony tylko przez jedną żarówkę wiszącą u sufitu i dlatego często panował tutaj lekki mrok. Nie potrzebne mu było zbędne oświetlenie, nie tutaj. W chwili gdy chciał wyciągnąć z szuflady biurka cygaro, rozległo się pukanie.
– Wejść – powiedział.
Do środka w towarzystwie Martina wszedł mężczyzna, ubrany w drogi garnitur. Lekko skinął głową, gdy boss podał mu rękę na przywitanie.
– Witaj Victor! Cieszę się, że jesteś.
Victor Fontan od lat był nie tylko prawnikiem, consigliere – czyli doradcą Rodziny, ale także księgowym. Od zawsze ten chłopak był ambitny i z wyróżnieniem skończył prestiżowe uczelnie w kraju. Lorenzo uznał, że lepiej, aby jedna zaufana osoba pilnowała interesów niż kilku wymoczków. Po pierwsze to było oszczędne, a po drugie nie było ryzyka, że ktoś będzie sypał. Wiedział, że Victorowi można ufać bezgranicznie. Dobrze mu płacił, dzięki czemu mężczyzna dorobił się fortuny.
– Jak tam interesy? – zapytał.
– Wszystko idzie jak najlepiej – odparł Victor wyciągając ze swojej skórzanej aktówki dokumenty i podając je swojemu szefowi.
Co miesiąc przedstawiał mu sprawozdania. Lorenzo chwilę przeglądał teczki jakie mu podał mężczyzna. Z każdą chwilą coraz bardziej się uśmiechał. Patrząc na rząd cyferek delikatnie zmarszczył brwi.
– Nieźle – rzekł oddając teczkę Fontanowi – ale mogłoby być jeszcze lepiej. Navarro ciągle wchodzi mi w drogę. Wszedł nawet na mój teren.
– Na szczęście już się uporaliśmy z jego ludźmi – wtrącił się Martin.
– Ale przyjdą następni, jestem tego pewien. – Spojrzał na consigliere. – Coś trzeba zrobić z tym facetem i to szybko. – Uderzył pięścią w stół. – Czuję, że on chce mojego upadku. Chce mnie zniszczyć. Zaczyna od wchodzenie na mój teren. Ale ja nie dam się tak szybko. – Wyjął cygaro i zapalił. W powietrzu uniósł się gęsty dym.
– Czego w takim razie oczekujesz ode mnie?
– Chcę żebyś znalazł jakiś jego słaby punkt.
– O ile go ma... – wtrącił się Victor.
– Każdy ma, oprócz mnie. – Roześmiał się. – Nikt nie będzie wchodził na mój teren. A każdy kto złamie tą zasadę, skończy marnie, chyba nie muszę mówić jak. Przyjdzie czas, kiedy go zgniotę jak robaka.
– Nie radziłbym ci robić nic głupiego – rzekł Victor. – Wiesz przecież, że on jeszcze dużo znaczy.
– I to właśnie musi się zmienić – odrzekł Lorenzo opierając się wygodnie w swoim fotelu. – Dowiedziałem się, że interesuje się kupnem pewnych nieruchomości w zachodniej części miasta. Sprawdziłem. To są kompletne ruiny, ale on na pewno ma plan, żeby jakoś je zagospodarować. Muszę być przed nim...
– Chyba nie planujesz... – zaczął ostrożnie Fontan.
– Tak, to właśnie planuje. Pierwsi je kupimy.
– Navarro się wścieknie. Będziesz miał problemy.
– Od problemów mam ciebie – odrzekł spokojnie. – Skoro on wchodzi mi w paradę, odpłacę mu pięknym za nadobne. Teraz my wejdziemy na jego teren. – Zmarszczył brwi jakby sobie coś przypomniał. Zmienił temat rozmowy – Mamy nowych sąsiadów. Wprowadzili się do wilii naprzeciwko. To wydaje mi się trochę podejrzane. Od dawna nie znaleziono na nią nabywcy. Sprawdź ich. Nie chcę, żeby w pobliżu węszyli psy.
– Skąd pewność, że to gliniarze? – zapytał Victor. – Wiesz, że mamy policję w ręku. Gdyby się coś szykowało wiedziałbym o tym...
– Owszem, mamy policję w garści, ale nie całą – przerwał mu boss. – Niestety nie wszyscy są przekupi. Sprawdź ich. Muszę mieć pewność, że to zwykli ludzie.

Rezydencja Lorenza Romero, 4 lipiec 2010
Erica poznawała lepiej dom i ludzi z którymi przyszło jej mieszkać. Przez tę parę dni doszła do pewnych wniosków. Roxana nie była tutaj szczęśliwa, tak przeczuwała. Ciągle kręcili się jacyś goście w drogich garniturach i przeciwsłonecznych okularach. Ani chwili prywatności. Gdziekolwiek by nie wyszła zawsze widziała jakiś kręcących się sztywniaków. Będzie ciężko, nieraz myślała. Ale nie niemożliwe. Dla Ericy de Marco nie ma rzeczy niemożliwych. Zauważyła także inną rzecz. Nikogo ona nie interesowała oprócz Adriany. Jej pierwsze wrażenie o niej nie było mylne. To było bardzo miła i sympatyczna osoba. Pełna dobroci i ciepła. Nie wątpiła, że nic nie wie o profesji swojego męża. Ciągle była w niego wpatrzona jak w obrazek. Aż się wzdrygnęła myśląc o nim.
Co za człowiek! I ja mam udawać kochającą córeczkę? Na szczęście nie na zawsze. Muszę wywiązać się z misji i uciec stąd jak najdalej.
Na pewno w zadaniu pomógłby jej pamiętnik Roxany, ale nie mogła się przemóc, żeby do niego zerknąć. Czuła, że w ten sposób narusza czyjąś prywatność. Ale z drugiej strony on jej bardzo pomoże. Musi się upodobnić do Roxany, wiedzieć o niej jak najwięcej. Tylko w ten sposób pozna ją lepiej i będzie mogła odegrać swoją rolę. Na razie musiała wszystko uważnie obserwować. Przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, oswoić się z nią, dlatego policja na razie się z nią nie kontaktowała. Ale wiedziała, że wkrótce to nastąpi. Muszą dać jej wskazówki co powinna robić.
Spacerując po wielkim i imponującym ogrodzie myślała o tym wszystkim. W tej chwili zza jednego drzew wyszło dwóch mężczyzn. W jednym z nich rozpoznała Martina, a drugiego nie znała. Miał krótko ostrzyżone włosy i był dość przystojny, ale nie w jej typie. Od razu ją zauważyli i podeszli bliżej.
– Co, zażywasz świeżego powietrza? – zapytał Martin.
– Owszem – odparła spokojnie. – Dzisiaj jest wyjątkowo piękna pogoda. A co mam innego do roboty?
– Racja – przyznał jej rację Martin.
Tak naprawdę wcale go nie interesowało, co robiła. Miał inne sprawy na głowie. Roxana od zawsze była tylko dodatkiem do ich „idealnej” rodziny. Jej całe życie było już ułożone, ale nie przez nią. Lorenzo już sobie dokładnie wszystko zaplanował. Miała być potulną, posłuszną córkę. O niczym sama nie decydowała, inni za nią to robili. Grała taką rolę jak inne kobiety w mafii i nic nie mogło się zmienić. W odpowiednim czasie wyjdzie za mąż za człowieka którego wybrał Lorenzo.
– Nie przedstawisz mnie swojej uroczej siostrze? – nagle zapytał jego przyjaciel, Manuel Gonzales, który nie odrywał wzroku od dziewczyny, kiedy tylko się spotkali.
Martin szybko dokonał prezentacji: Manuel – Roxana.
– Miło mi. – Erica starała się być miła.
– Mi również – odrzekł Manuel przytrzymując jej rękę dłużej, niż powinien. – Jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach.
– A skąd...
– Widziałem nad kominkiem w salonie – odrzekł szybko uprzedzając jej pytania.
– Dosyć tych pogawędek. Jeszcze zdążysz poznać Roxy, zapewniam cię. Mamy robotę – powiedział Martin i ruszył do przodu.
– Już idę – rzekł Manuel, ale wciąż stał w miejscu uśmiechając się do Ericy. – Mam nadzieję, że niedługo się znów spotkamy. – Z tymi słowami odszedł.
A ja mam nadzieję, że nie, pomyślała dziewczyna. Wcale jej się nie podobał ten mężczyzna i sposób w jaki na nią patrzył. Czuła się jak naga. Przypuszczała, że będzie miała problemy. Jeszcze tylko jakiegoś absztyfikanta mi do szczęścia brakuje!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:14:03 26-11-10    Temat postu:

Fajny odcinek

Lorenzo ma już dość natarczywego rywala którym jest Patricio Zamierza odpłacić mu pięknym za nadobne. Razem z Martinem i swoim prawnikiem/doradcą Victorem planuje nie zabić konkurenta, lecz wejść na jego teren Zakupi pewną nieruchomość o którą stara się też Navarro. Oj tamten się nieźle wkurzy Poza tym mają oni łeb na karku i już chcą sprawdzić nowych sąsiadów Lorenza. A nuż to gliniarze? Victor zapewnił, że to na pewno nie oni, poza tym mają ich po swojej strony, ale nie wszystkich. Oj jedno małe zaniedbanie i mafia może mieć problemy

Erica chce poznać pamiętnik Roxany, ale waha się. Rozmawiała z Martinem, a tamten przyprowadził jej swojego napalonego na nią kumpla. Nie spodobał jej się i niestety mogą być z tego kłopoty jeśli jej ojciec zechce zaaranżować np. małżeństwo. Zobaczymy co z tego wyniknie

Czekam na newik i pozdrawiam


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 13:37:31 30-11-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:29:55 30-11-10    Temat postu:

Przepraszam za opóźnienie w komentowaniu, dzisiaj biorę się za nadrabianie i oczywiście nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie zajrzała do „Córki mafii”.

Świetny odcinek jak zwykle!

Szykuje się mała wielka akcja, jak widać. Lorenzo nie da sobie w kaszę dmuchać. Nie ma chyba ludzi, których nie byłyby w stanie przekupić, skoro nawet w policji ma swoich ludzi (choć jak to zostało podkreślone – nie wszystkich). Kasy coraz więcej, brudnej kasy, więc nic nie stoi na przeszkodzie. Oj, będzie ciekawie. Tym bardziej, że Lorenzo wyznaje zasadę oko za oko.

Erica jakimś cudem powstrzymuje się przed sięgnięciem do pamiętnika swej sobowtórki. Pewnie wkrótce to zrobi, a wtedy wyjdą na jaw ciekawe rzeczy. Poznała Manuela, który nie wywarł na niej większego wrażenia. Raczej traktowała go obojętnie, jednak dziewczynie wydaje się, że może mieć małe problemy przez tego typa. Gapił się na nią jak w obrazek, a to na pewno nieprzypadkowe.

Czekam na kolejne odcinki. Pozdrawiam serdecznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:25:42 12-12-10    Temat postu:

Odcinek 10

Cambridge, stan Massachusetts, USA, 5 lipca 2010
Carlos Montiell jeszcze raz spoglądał na to miasto w którym spędził ostatnie pięć lat. Teraz nadeszła pora powrotu do domu. Przez ten czas na pewno wiele się zmieniło. On się zmienił. Nie był tym samym chłopakiem, który parę lat temu przyjechał na studia. Miał wtedy głowę pełną marzeń, ideałów. Myślał, że może zawojować świat. Każdy młody człowiek tak myśli. Ale wszystko się zmieniło. Stał się dorosłym mężczyzną, wiedzącym czego chce i jaki ma cel w życiu. Już nie żył tylko mrzonkami. Teraz doskonale wiedział co ma robić i co do niego należy. Miał teraz cel w swoim życiu i musiał go zrealizować, nieważne za jaką cenę.
Z okna swojego mieszkania miał dobry widok na budynek Harvardu. Po raz ostatni patrzył na te mury i tereny wokół budynku. Studia prawnicze były ciężkie, ale nie narzekał. Lubił to. Nie pomylił się w wyborze drogi życiowej. Był nie tylko zdolnym studentem, ale też pełnym energii mężczyzną. Był zaradny i pracowity. Podczas gdy jego koledzy z roku w przerwach między zajęciami imprezowali i korzystali z życia, on pracował. Chciał sam na siebie zarobić a nie oczekiwać na pieniądze od jedynej bliskiej mu osoby na świecie: Adriany. Ona i tak już tyle dla niego zrobiła. Pokochała go jak własne dziecko. Był jej bardzo za to wdzięczny. Za wszystko co dla niego zrobiła. To dzięki niej miał szczęśliwe dzieciństwo. Nie pamiętał swojej biologicznej matki. Umarła kiedy był małym dzieckiem, a jego ojciec ożenił się z Adrianą. Chciał, żeby miał prawdziwy dom i tak było, dopóki Adam Montiell nie zginął w eksplozji. Pamiętał ten potworny huk i wybuch. Cały dom spłonął. Adriana wtedy przygotowywała imprezę charytatywną, a on poszedł do kolegi. On też miał tam być! Też miał zginąć w tym wybuchu. Nie wierzył, że był to tylko zwykły wypadek. Wybuch gazu! Miał wtedy siedemnaście lat i nie był już taki naiwny. Wiele rzeczy wiedział i rozumiał.
Nie zauważył kiedy do mieszkania wszedł niski rudowłosy mężczyzna. To z nim przez ostatnie lata mieszkał razem. Nicolas Leyra był jego dobrym przyjacielem.
– Jednak wyjeżdżasz? – zapytał Nico patrząc na walizki stojące na środku w pokoju.
Carlos powoli się odwrócił i podszedł do swojego kolegi. : – Tak! – odpowiedział. – Kiedyś trzeba wrócić do ojczystego kraju. Skończyłem już edukację, czas do domu.
– Wiesz, że mógłbyś tutaj zostać. Zrobiłbyś karierę. Przecież byłeś najlepszym studentem. Największe kancelarie prawnicze by się o ciebie biły.
– Już się biją. – Carlos się uśmiechnął. – Dostałem kilka interesujących propozycji.
– I co? Nawet to cię nie przekona aby zostać.
– Nie. Kariera nie jest najważniejsza.
Nastała chwila ciszy. W pewnej chwili Nico wyjął z kieszeni białą kopertę.
– Byłbym zapomniał, list do ciebie. Znalazłem w skrzynce.
Carlos przez chwilę patrzył na list, a potem szybko schował go do kieszeni kurtki. – Dzięki. Przeczytam później. – Spojrzał na zegarek. – Czas na mnie. Za godzinę mam samolot. Trzymaj się Nico. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
– Pewnie. Pójdziemy na jakieś piwko czy drinka. – Podał mu dłoń. – Powodzenia!
Carlos mocno uścisnął wyciągniętą dłoń kolegi: – Tobie także życzę wszystkiego najlepszego.
Wziął walizkę i opuścił mieszkanie. Szybko wsiadł do wolnej taksówki. : – Na lotnisko proszę.
Kiedy samochód ruszył Carlos wyjął z kieszeni kurtki otrzymany list. Rozerwał kopertę. W środku była tylko jedna karta papieru. Szybko przeczytał krótką wiadomość „ Już czas. Wiesz co masz robić” .
Oczywiście, że wiem. Po to wracam do Kolumbii.


Rezydencja Lorenza Romero, 5 lipca 2010
Erica tego dnia postanowiła skorzystać z pięknej pogody. W końcu jest lato, pomyślała. Poszukała odpowiedniego stroju kąpielowego i weszła do ogrodu aby się poopalać. Wzięła ze sobą jeszcze pamiętnik Roxany. Położyła się na leżaku i założyła okulary przeciwsłoneczne, aby słońce nie raziło ją w oczy.
Poprzedniego wieczoru przeczytała kilka fragmentów z pamiętnika Roxany. Po lekturze stwierdziła, że dziewczyna nie była tutaj szczęśliwa. Przez całe życie ktoś nią dyrygował, a szczególnie jej ojciec Lorenzo. Nie czuła się taka samotna, kiedy żyła jej matka: Maria Isabela. Otworzyła gruby zeszyt na jednej ze stron.

20 stycznia 2001
Bardzo brakuje mi Ciebie, mamo. Dlaczego musiałaś odejść? Dlaczego mnie zostawiłaś? Tu nikt się mną nie interesuje. Ani tata ani Martin. Po co ja jestem im w ogóle potrzebna? Ciągle nie mają dla mnie czasu, prowadzą jakieś interesy. A ja się tu nudzę. Gdybym chociaż miała jakieś zajęcia. Nawet nie chodzę do szkoły, mam prywatnych nauczycieli. A ja chciałabym być wśród ludzi, wśród moich rówieśników. Ale tata nie chce sobie nic przetłumaczyć. To dla mojego dobra, zawsze mi mówi. Ja już nie mogę wytrzymać w tym domu. Dusze się jak ptak w klatce. Nigdzie nie mogę sama wyjść, nawet na głupie zakupy. Ciągle łazi za mną jeden z tych sztywniaków. Gdy byłaś to nie przeszkadzało mi to tak bardzo, a teraz? Ja już dłużej tego nie zniosę.


Erica posmutniała. W tym fragmencie było tyle bólu, cierpienia. Widać Roxana była bardzo zżyta z matką. Erica pomyślała o sobie. Ona także miała dobry kontakt ze swoją matką. Były najlepszymi przyjaciółkami, miały swoje małe tajemnice. Francesca jednej rzeczy nigdy jej nie powiedziała: kto jest jej ojcem. Kiedyś się tego dowiem, pomyślała. A wtedy splunę temu draniowi prosto w jego parszywą gębę. Taki ktoś nie zasłużył na nic więcej.

– Mamo, powiedz mi kto nim jest. Kto jest moim ojcem?
Francesca de Marco odłożyła widelec i spojrzała na Ericę. Spodziewała się, że córka nie da jej spokoju. Każde dziecko powinno znać prawdę. Ale nie Erica. Musi ją przed nim chronić. Obiecała i dotrzyma przyrzeczenia do końca swoich dni.
– Erica prosiłam cię. Mówiłam...
– Tak wiem. Umarł zanim się urodziłam. Ale ja ci nie wierzę. Kłamiesz...
– Przecież wiesz, że ja bym cię nigdy nie okłamała.
– Poza tym jednym razem. Zawsze milkniesz kiedy o niego pytam. A potem sprzedajesz mi tą samą bajeczkę. Ja już nie jestem naiwną gówniarą. Znam życie. Kto nim jest? Mam prawo wiedzieć. – Kiedy Francesca uciekła gdzieś wzrokiem w bok, Erica drążyła temat: – Uciekł jak się dowiedział, że jesteś w ciąży. Prawda? Muszę wiedzieć. Jeżeli sama mi nie powiesz, to dowiem się tego.
W tej chwili Francesca mocno uścisnęła jej dłoń.
– Zabraniam ci. Nie możesz. Obiecaj mi, że zostawisz tą sprawę w spokoju. Twój ojciec umarł, rozumiesz. Nie żyje!
Erica widziała w oczach matki strach. Potworny strach. Ona się kogoś boi, pomyślała. Jego, mojego starego? Co ten drań jej zrobił?
– Dobrze – powiedziała w końcu widząc, że każde jej pytanie o to, sprawia jej ból. – Obiecuje, że już nigdy o to nie zapytam.


Erica wiele razy w swoim życiu powracała do tej rozmowy. Zawsze ją zastanawiało dlaczego jej matka zawsze popadała w panikę kiedy ona pytała o ojca. Chyba nigdy się już tego nie dowiem, pomyślała zrezygnowana.
Aby już o tym nie myśleć powróciła do swojej lektury.

15 czerwca 2001
Przecież minęło dopiero pół roku od śmierci mamy. A on już znalazł sobie nową kobietę. Widziałam ją. Jest piękna, ale nie tak piękna jak moja mama. Jej nikt nie dorówna, nikt jej nie zastąpi. Nie potrzebuje nowej mamy. Już jedną miałam. Zamierza się z nią ożenić. Jak on śmie! Zapomniał o mamie! Jeszcze ta kobieta ma syna, nie własnego. To syn jej poprzedniego męża. No nie, kolejny chłopak w naszym domu. Nie wytrzymam tego.

Już miała przejść do dalszego fragmentu, gdy zadzwoniła komórka. Spojrzała na wyświetlacz. Numer nieznany. Wiedziała kto dzwoni. Odebrała połączenie.
– Dobrze się bawisz? – Poznała po głosie Marcosa. – To nie wczasy, żebyś się opalała.
– A skąd wiesz? – Wstała i rozejrzała się wokoło.
– Dowiesz się w swoim czasie wszystkiego – odparł Marcos. – Ubieraj się, za godzinę spotkamy się w galerii Plaza.
Marcos rozłączył się. Erica przez chwilę wpatrywała się telefon. Zastanawiało ją jedno. Skąd on wie, że akurat się opalałam. Jasnowidz, czy co, pomyślała. Pozbierała wszystko i pobiegła do swojego pokoju. Schowała pamiętnik do schowka i ubrała się szybko. Wzięła torbę i wyszła na korytarz. Było pusto. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś wymknąć. Zbiegła po schodach i już miała nacisnąć na klamkę drzwi wejściowych, gdy nagle usłyszała:
– A dokąd to, moja panno?


Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 11:05:54 13-12-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Miguel
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 17 Sie 2009
Posty: 3921
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mexico City
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 9:56:02 03-01-11    Temat postu:

Właśnie nadrobiłem już wszystkie odcinki. Coś mi się zaczyna wydawać, że Erica i Roxana są bliźniaczkami. Tylko ciekawe kto jest ich matką. Może Francesca. Jestem też ciekaw czy Erice uda się wyjść z domu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:49:34 06-01-11    Temat postu:

Odcinek 11

Prywatny apartament Rafaela Cordoby, Bogota, 4 lipca 2010
Stał przy oknie ubrany tylko w szlafrok zarzucony na nagie ciało. Patrzył w dół na miasto, które już dawno zbudziło się do życia. Po ulicach mknęły sznury samochodów. Z piętnastego piętra wyglądały jak miniaturki. Często lubił patrzeć przez okno na otaczający go świat. Tutaj było całkiem inaczej niż w Palermo na Sycylii gdzie się urodził. Był Włochem, ale od ponad dwudziestu lat mieszkał w Kolumbii. To Lorenzo go tutaj ściągnął. Był jego kuzynem i przyjacielem z dziecinnych lat. Rafael trochę się wahał, czy zostawić wszystko i przyjechać tutaj, ale w końcu podjął decyzję. Może najważniejszą w jego życiu. Nie żałował jej. Tam nie miał nic, był tylko skromnym robotnikiem, zarabiającym marny grosz. Wiedział, że kuzyn był bogaty, obrzydliwie bogaty. Zazdrościł mu tego. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że niedługo jego życie będzie wyglądało tak samo. Lorenzo przyleciał na Sycylię odwiedzić rodzinne strony i spotkali się przypadkiem. W pierwszej chwili go nie poznał: drogi garnitur od najlepszych projektantów, przy jego boku piękna kobieta, a wokół niego goryle. To Lorenzo pierwszy do niego podszedł. Powspominali dawne czasy. Było przy tym mnóstwo śmiechu, alkohol lał się strumieniami. To wtedy zaproponował mu pracę u siebie. Wiedział, że zawsze może mu ufać. Kto jak kto, ale on nigdy by go nie zdradził. Lojalność i rodzina to były pojęcia, które Rafael najbardziej cenił w życiu. I przyjechał. Nigdy nie żałował swojej decyzji. Ludzie go szanowali wiedząc, że jest bliskim kuzynem samego Lorenza Romero, człowieka, który cieszył się szacunkiem i poważaniem. On także zdobył pozycję, kiedy został jego zastępcą. Nie przeszkadzało mu, że pracował w mafii. Zawsze pociągała go władza i żądza pieniądza. To dzięki niej mógł mieć wszystko, o czym kiedyś będąc skromnym robotnikiem mógł pomarzyć. A teraz miał to w zasięgu ręki.
Jego rozmyślania przerwał jakiś szmer za plecami. Chwilę potem poczuł czyjeś ręce na swoich pośladkach.
– Już wstałeś, mój tygrysku. – Usłyszał głos za swoimi plecami.
Powoli się odwrócił i bez cienia emocji na twarzy spojrzał na kobietę, z którą spędził ostatnią noc. Była wyjątkową urodziwą brunetką o ponętnych kształtach. Teraz nie działał na niego jej urok. Jeżeli myślała, że zatrzyma Rafaela Cordobę na dłużej to była w głębokim błędzie. Żadnej to się nie udało jak do tej pory. Odsunął ją od siebie i powiedział chłodnym tonem:
– Ubierz się i wyjdź.
– Ale dlaczego? – zapytała przymilając się. – Zrobiłam coś nie tak? Źle ci ze mną było?
– Wprost przeciwnie. Ale jeżeli myślisz, że mnie usidlisz to się mylisz. Już nie takie jak ty próbowały. Było miło, ale się skończyło.
Kobieta zdzieliła go w twarz. : – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Ostry seks i koniec?
– Nic ci nie obiecywałam. To nie moja wina, że sobie coś ubzdurałaś. Teraz grzecznie proszę, abyś wyszła. Potem nie będę taki grzeczny. – To powiedziawszy wziął ją za rękę i pociągnął w stronę wielkiego łóżka. – Ubieraj się i znikaj. Masz pięć minut.
Wściekła kobieta szybko założyła ubranie i będąc przy drzwiach krzyknęła:
– Niech cię diabli! Na koniec coś ci powiem: nigdy jeszcze nie spotkałam takiego impotenta! Nawet nie potrafi porządnie ci stanąć!
Jej słowa podziałały na niego jak płachta na byka. Uraziła jego męskie ego. Żadna kobieta nie będzie podważać jego męskości. Mocno chwycił ją za rękę a drugą ręką pociągnął za włosy.
– Odszczekaj to wszystko suko! Żadna dzi**a nie będzie się tak do mnie zwracała, czy to jasne? Masz ostry języczek, ale mogę ci go ukrócić.
– To boli. – Kobieta prawie płakała.
– Może zaboleć jeszcze bardziej. Odszczekaj to, powtarzam jeszcze raz. Więc jak?
– Żartowałam. – Zastraszona kobieta nie miała innego wyjścia. – Jesteś najlepszy w łóżku. Z żadnym mężczyzną nie było mi tak dobrze. Prawdziwy ogier z ciebie.
– Tak lepiej. – Puścił ją i cofnął się. – A teraz wynoś się i nie trzaskaj drzwiami!!
Kobieta posłała mu nienawistne spojrzenia i wychodząc z całej siły trzasnęła drzwiami. Rafael wiedział jak postępować z takimi jak ona. Jeżeli któraś żądała za wiele, od razu jej się pozbywał. Na jej miejsce przychodziło wiele innych. Żadna jednak nie mogła się równać z tą, którąś kiedyś kochał i nadal kocha. Żadna!
W tej chwili zadzwonił jego telefon. Widząc numer od razu odebrał.
– Masz coś dla mnie?
– Niestety – odezwał się głos w słuchawce. – Zapadła się pod ziemię.
– Więc po co dzwonisz i zawracasz mi dupę! – Rafael wściekł się. – Jeżeli myślisz, że ci zapłacę za fatygę to się grubo mylisz. Nie dzwoń więcej jeżeli nie będzie żadnych efektów. Masz ją odnaleźć nawet w samym piekle. Chyba nie muszę ci mówić co się stanie, jeżeli nie wywiążesz się z zadania.
Wyłączył telefon i rzucił go na łóżko. Podszedł do szafki, gdzie położył portfel. Nie zobaczył w nich żadnych pieniędzy. Domyślił się, że to sprawka tej kobiety, którą chwilę wcześniej wywalił.
– A to suka! – powiedział tylko, ale nie przejął się zbytnią utratą gotówki. Wyjął z jednej kieszonki zdjęcie kobiety. Wpatrywał się w nie dość długo. – Odnajdę cię, choćby na końcu świata. Mnie się nie zostawia, tak po prostu. Przekonasz się, że ode mnie nie można odejść. Kiedy cię znajdę zostaniesz ze mną. Już na zawsze! Do końca życia!

Rezydencja Lorenza Romera, 4 lipca 2010
Erica powoli zamarła trzymając rękę na klamce. Od razu poznała ten głos. Powoli się odwróciła. Lorenzo Romero patrzył na nią uważnie trzymając ręce skrzyżowane na piersi.
– Odpowiadaj! – Ostry ton jego głosu brzmiał donośnie. – Gdzie się wybierałaś?
– Na spacer – odpowiedziała szybko. – Dzisiaj jest taka piękna pogoda, że grzech nie skorzystać.
– Na spacer powiadasz? – Lorenzo zlustrował ją wzrokiem. – Po co więc ci torebka, jeżeli wybierałaś się tylko na spacer?
Cholera, pomyślała Erica. Przejrzał mnie. Nie jest idiotą.
– Masz mnie za głupca? – kontynuował. Podszedł do niej bliżej i mocno wziął ją za rękę. Potem weszli do jego gabinetu. Erica usiadła na wolnym krześle i czekała na reakcję swojego „ojczulka”. – Doskonale wiem, że chciałaś się wymknąć. Już nie raz próbowałaś tych sztuczek. Ale nie tym razem. Możesz pojechać i pójść gdzie chcesz, ale nie sama.
– Ale jestem już dorosła! Niepotrzebna mi niańka!! – Próbowała przekonać Lorenza, żeby ją puścił.
– Nie tym tonem!!– Lorenzo stanął za jej plecami. Czuła jego oddech na swojej szyi. – Jestem twoim ojcem.
Erica przybrała niewinną minę. Postanowiła jakoś go udobruchać. : – Przepraszam, tato. Uważam, że trochę przesadzasz z tą ochroną. Dlaczego nie mogę wyjść dokąd chcę?
– Ależ nikt ci tego nie zabrania! – odrzekł Lorenzo siadając na swoim miejscu za biurkiem. – Tylko nie sama! To absolutnie wykluczone. To dla twojego bezpieczeństwa.
– A co może się stać? Nie jestem już małą dziewczynką...
– Powiedziałam ci kiedyś, że nie będziemy o tym dalej dyskutować. – Lorenzo stracił już cierpliwość. Nie lubił jak ktoś chciał go przekonać do zmiany zdania. – To ostateczna decyzja.
W tej chwili ktoś zapukał do drzwi i do środka wszedł wysoki mężczyzna ubrany w elegancki ciemny garnitur. Lorenzo wstał i się z nim przywitał.
– Witaj! Dobrze, że już jesteś. – Spojrzał na Ericę. – Od dzisiaj wszędzie gdzie się udasz, będzie towarzyszył ci Javier. – Wskazał na stojącego mężczyznę, który tylko na chwilę spojrzał na dziewczynę.
– A kim jest ten pal... – W ostatniej chwili ugryzła się w język gdy miała powiedzieć „palant”. – Kim jest ten pan?
– Od dzisiaj będzie twoim kierowcą i ochroniarzem. Bez niego nie wyjdziesz za bramę naszego domu. Czy to jasne?
– Tak. – Całkowicie skapitulowała widząc zdecydowaną twarz ojca.
– To dobrze. – Lorenzo usiadł z powrotem na swoim miejscu i wyjął cygaro. – Podobno się gdzieś spieszyłaś?
Erica wyszła z gabinetu a za nią ochroniarz. No nieźle się wpakowałam, pomyślała. Jeszcze mi tylko tego „sztywniaka” brakowało do szczęścia. Wygląda jakby kija połknął. Nie będzie łatwo się mu jakoś wymknąć. Jak się teraz spotkam z Marcosem i resztą, żeby zdać im relację?, gorączkowo się zastanawiała.
– Dokąd jedziemy? – zapytał jej ochroniarz, kiedy znaleźli się na zewnątrz przy samochodzie.
– Do Galerii Plaza. Mam ochotę na zakupy – powiedziała sadowiąc się wygodnie na tylnym siedzeniu auta.

Salon Odnowy Biologicznej „Twoje Piękno”, 4 lipca 2010
Nie spuszczała z niej wzroku. Musiała przyznać, że była naprawdę piękna. Nie dziwiła się Lorenzowi, że ją poślubił. W końcu kto nie chciałby mieć takiej żony. Każdy mu jej zazdrościł, wiedziała o tym. Ale ona nie widziała świata poza nim. Idiotka, pomyślała patrząc jak Adriana Romero wsiada na fotel i poddaje się zabiegom manikiurzystki.
Nie wiesz, że twój mąż dosłownie jęczy z rozkoszy, którą mu daję. To ja powinnam być na twoim miejscu. To ja powinnam być panią Romero, a nie ty! Nikt go nie kocha tak jak ja!
Poprawiła swoje rude włosy i spojrzała na rywalkę. Posłała jej miły, sympatyczny uśmiech. Adriana odpowiedziała jej tym samym i wdała się w rozmowę z siedzącą obok niej kobietą. Paula wywnioskowała, że dobrze się znają. Nagle w jej głowie zaświtał pewien plan. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Musiała poznać Adrianę i zostać jej przyjaciółką. A wtedy... To będzie początek końca Adriany Romero.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:59:01 19-01-11    Temat postu:

Proszę mi wybaczyć, że dopiero teraz komentuję te najnowsze odcinki, ale lepiej późno niż wcale

Odcinek 10

Znów odniosłem wrażenie, że ten wstęp o Carlosie jest nieco przydługawy o jakieś dwa, trzy zdania. Natomiast dalsza część tej opowieści o nim już zdecydowanie bardziej potrzebna. Dowiadujemy się coraz więcej o tym nowym bohaterze. Jest świetnym studentem i będzie znakomitym adwokatem, ma już sporo propozycji pracy. On jednak chce wrócić do swojej ojczyzny i to właśnie robi żegnając się ze swoim przyjacielem. Przy okazji dowiadujemy się również co nieco o jego przeszłości. Jego matka umarła młodo gdy był mały, a jego ojciec zginął w wyniku zamachu - eksplozji bomby. Dlatego druga żona ojca Adriana jest dla niego teraz najbliższą na świecie osobą Ma jakąś misję do wykonania i jego powrót z pewnością odmieni losy nie tylko jego, ale również i innych bohaterów

Erica opalała się i przy okazji przeczytała co nieco z pamiętnika Roxany. Dowiedziała się o cierpieniu dziewczyny, o jej dobrym kontakcie z matką, która później zmarła i o tym, że ojciec traktuje ją jak niewolnicę. Nie może nigdzie wychodzić i spotykać znajomych... Erica przypomniała sobie o swojej matce, która nigdy nie wyznała jej prawdy o ojcu. Przykre wspomnienia odżyły. Nowa żona Lorenzy również nie podobała się Roxanie. Niestety nic nie mogła w tej sprawie zrobić.

Nagle zadzwonił Marcos, który chciał spotkać się z Ericą. Policjant obserwuje ją z sąsiedztwa. Niestety wyjście na spotkanie nie będzie takie proste. Dziewczynę zdołał niestety ktoś zatrzymać. Pewnie jakiś ochroniarz, a może sam ojciec? Trzeba będzie znaleźć jakąś wymówkę, a to oznacza kolejne kłopoty.

Odcinek 11

Świetny odcinek

Dziś pochwalę Cię za te ciekawe opisy. Poznajemy zatem kolejną postać. Jest to Rafael, kuzyn Lorenza Romero Niewiele różni się od niego, bo jest równie władczy i zepsuty Dorobił się dzięki kuzynowi. W scence, którą tu przedstawiłaś w okrutny sposób potraktował kobietę, z którą się zabawił. Ona ukradła mu pieniądze i obraziła, ale on przywołał ją do porządku. Pokazał kto tu rządzi Jednocześnie poszukuje on jedynej kobiety którą się kiedyś zainteresował. Ona uciekła, ale jego ludzie już jej szukają. Ciekawe kim ona jest i czy ją kiedyś odnajdzie

Lorenzo powstrzymał Ericę i nie pozwolił jej wyjść samej. Znów nie było dyskusji Postawił na swoim i zatrudnił jej nowego ochroniarza. Ciekawe czy Erica zdoła mu uciec i skontaktować się z policją

Paula zamierza zaprzyjaźnić się z żoną Lorenza Czyżby chciała zostać nową panią Romero? Chytry plan. Biedna Adriana. Nie ma pojęcia jakiego ma męża i że ma on kochankę, którą jest właśnie Paula. Naiwność do kwadratu

Czekam na newik i pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Miguel
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 17 Sie 2009
Posty: 3921
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mexico City
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 10:06:40 31-01-11    Temat postu:

Zapewne Erice uda się wymknąć w centrum handlowym. Ciekawe jaki plan zaświtał Pauli w jej główce. Odcinek świetny jak wszystkie. Już nie mogę się doczekać następnego odcinka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:56:24 10-03-11    Temat postu:

Odcinek 12

Galeria Plaza, Bogota, 4 lipca 2010
Erica nigdy jeszcze w całym swoim życiu nie spędziła tyle czasu zakupach jak tego dnia. Skoro była teraz Roxaną postanowiła to wykorzystać. Jak każda kobieta uwielbiała łazić po sklepach, ale wcześniej nigdy nie miała dość kasy, aby sobie pozwolić na wszystko co jej się podobało. A teraz miała szansę. Najbardziej ją denerwowało, że gdziekolwiek się nie udała, był z nią jej ochroniarz. Jak cholerny cień, nie opuszczał jej nawet na krok. Nie wiedziała jak ma się go pozbyć. Wątpiła, czy jej się to uda. Dlatego też postanowiła uprzykrzyć mu życie. Przynajmniej tego dnia. W końcu był jej prywatnym ochroniarzem i mogła z nim robić co chciała. Dlatego też chodziła po wszystkich sklepach i przeglądała fatałaszki, a on za nią. Widziała po jego twarzy, że nie podoba mu się to i coraz trudniej jest mu to wytrzymać. Była z tego niezmiernie zadowolona. Bawiła się doskonale. Nie kończyło się tylko na niekończących się wędrówkach, ale także na zakupach. Obładowany stosami toreb i pakunków chodził za nią jak wierny pies. W końcu weszli do sklepu z bielizną. Ekspedientka już od progu obrzuciła go dziwnym spojrzeniem, ale on bardzo się nie przejął i nie spuszczał wzroku z Ericy. Dziewczyna tymczasem przechadzała się po całym sklepie, oglądając cały asortyment, gdy nagle zauważyła pewną blondynką, która posłała jej lekki uśmiech, a potem zniknęła w przebieralni. Gdy kobieta wyszła i podeszła do kasy, Erica wzięła pierwszą lepszą rzecz i weszła do tej samej przebieralni. Od razu zauważyła przy lustrze małą karteczkę. „Spotkajmy się w łazience” – przeczytała. Wiedziała, że skądś zna tą twarz. To była Alma. Niezłe przebranie, pomyślała. Prawie jej nie poznałam. Wzięła karteczkę i szybko schowała za stanik. Później się jej pozbędę, postanowiła. Wyszła z przebieralni, odłożyła na miejsce to co ze sobą zabrała a potem szybko opuściła sklep. Kiedy skierowała się w stronę łazienki czuła oddech swojego ochroniarza z tyłu, za swoimi plecami. Gwałtownie się odwróciła, tak, że mało co nie wpadła na niego.
– A ty dokąd? – zapytała.
– Miałem panienki nie opuszczać nawet na krok – odparł Javier, trzymając w rękach wszystkie zakupy.
– Ale to jest damska toaleta. Chyba nie zamierzasz ze mną tam wejść. – Widząc, że mężczyzna milczy dodała: – Jeszcze jakaś babcia zejdzie na zawał przez ciebie. Chcesz mieć czyjeś życie na sumieniu?
– Obiecałem, że nie spuszczę z panienki oka i dotrzymuje słowa. To jest moja praca.
Erica nie wiedziała co ma zrobić. Nie mogła pozwolić, aby za nią wszedł. Miał jej pilnować na każdym kroku, ale to już była gruba przesada. Musiała coś wymyślić i to szybko.
– Co ci chodzi po głowie? – zapytała uśmiechając się do niego wpatrując się w niego uważnie.
– Nie rozumiem o co panience chodzi – odparł.
– Doskonale rozumiesz. – Dziewczyna przybliżyła się do niego i położyła mu rękę na ramieniu wpatrując się uważnie w jego oczy. – Masz kudłate myśli, nie zaprzeczysz. Powiedz co ci przychodzi do głowy. Chciałbyś poświntuszyć i dlatego nie spuszczasz ze mnie wzroku. Przyznaj się! Nie wiem tylko, czy mojemu tacie by się to spodobało. – Na jej ustach zaigrał diabelski uśmieszek.
Mężczyzna był całkowicie zaskoczony. Szybko się odsunął i strącił z ramienia dłoń dziewczyny.
– Myli się panienka. Nic z tych rzeczy! – gwałtownie zaprzeczył. – Poczekam tutaj.
Dziewczyna lekko uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że ten palant jak ognia boi się jej ojca i wykorzystała to. Ale miał minę, pomyślała z uśmiechem. Zdecydowanie złapała z klamkę i weszła do toalety. Od razu zauważyła przy lustrze kobietę ze sklepu, która na jej widok szybko odkręciła kran. Słychać było głośny szum lejącej się wody.
– Niezłe przebranie – odrzekła Erica.
– Niestety muszę się w tym męczyć. – Alma zdjęła na chwilę perukę. – Nawet nie wiesz jak w tym jest gorąco.
– Domyślam się. – Roześmiała się Erica. – Kto wpadł na taki durny pomysł?
– Nie ważne – odparła Alma, poprawiła włosy i szybko nałożyła perukę z powrotem na głowę. – Nie spotkaliśmy się tutaj aby rozmawiać o mojej fryzurze, tylko domyślasz się o czym.
– Owszem. – Erica przytaknęła. – O moim kochanym ojczulku i jego ciemnych interesach. Nie wiem jeszcze dużo. Tylko tyle, że mój „braciszek” i jego kumpel niejaki Manuel często razem z nim przesiadują w jego gabinecie. Nie udało mi się niestety podsłuchać ich rozmów. Jestem ostrożna. Nie mam pojęcia co mogą planować. Jestem tam dopiero od kilku dni. Ale spokojna głowa. Znajdę jakiś sposób. W domu nikt za mną nie chodzi krok w krok, tylko poza granicami. – Uśmiechnęła się krzywo. – Pewnie zauważyłaś mojego „bodyguarda”?
– Tak. Jak się domyślam to pomysł Lorenza.
– Chciałam mu to jakoś wyperswadować, ale niestety poległam. Będzie trudno mi się wymknąć. Nawet do kibelka chciał ze mną iść. Wyobrażasz to sobie?
Alma powstrzymała uśmiech.
– Nie ma się z czego śmiać. Mi wcale nie jest do śmiechu.
– Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie możesz tu dłużej zostać! Twój ochroniarz gotów zaraz tu wejść, sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku. – To powiedziawszy wyjęła z torebki naszyjnik z zawieszką w kształcie kwiatka i podała go Erice. – Noś go zawsze przy sobie.
– Co to?
– Widzisz te małe oczko. To mikroskopijna kamerka. Najnowszy wynalazek. Dzięki temu będziemy wiedzieć co się dzieje.
– Wow. Czuję się jak James Bond. A nie macie dla mnie jakiegoś sportowego auta?
– Niestety. – Uśmiechnęła się Alma. – Na razie musi ci to wystarczyć.
– A nie łatwiej byłoby założyć jakąś pluskwę albo kamerki gdzieś w rezydencji.
– Odpada. Jego ludzie mają na wszystko oko, jak zdążyłaś zauważyć. Idź już.
Gdy Erica była już prawie przy drzwiach Alma jeszcze powiedziała:
– Nie zdziw się, jeśli gdzieś przypadkiem zauważysz mnie, albo Ricarda czy Marcosa na ulicy. Jesteśmy teraz twoimi sąsiadami.
– Sąsiadami?
– Tak. Niejaki Pedro Rojos wraz z żoną Amandą i teściem Fernandem niedawno się wprowadził do willy naprzeciwko twojego domu.
– Jak rozumiem, ty i Ricardo gracie małżeństwo, a Marcos twojego ojca? – Gdy Alma skinęła głową Erica rzekła: – Nie przestajecie mnie zadziwiać. Co jeszcze wymyślicie? Aż się boję.

Tereny starej fabryki samochodów, Bogota, 4 lipca 2010
Lorenzo wraz z Victorem i Rafaelem przechadzali się po jednej z hal starej fabryki samochodów. Boss zastanawiał się co takiego planował Patricio, że tak mu zależało na tych terenach. Na pewno miał jakiś plan na biznes. Przecież to była kompletna rudera, tylko do wyburzenia. Wyszedł razem ze swoimi współpracownikami na zewnątrz, gdzie czekał na nich właściciel tych terenów: Mariano Flores.
– Tak to wygląda panowie – powiedział. – Szkoda waszej fatygi. To nie jest przydatne do niczego.
– Tak? Więc dlaczego Patricio Navarro tak się interesuje tymi gruntami?
– Patricio Navarro? Nie rozumiem o czym pan mówi. – Właściciel spuścił wzrok.
– Chyba jednak doskonale rozumiesz. Nie rób ze mnie idioty, bo tego nie lubię. Ile ci zaproponował? – Widząc, że mężczyzna milczy ciągnął dalej: – Dam ci połowę więcej. Więc ile? Trzysta tysięcy, czterysta tysięcy? Powiedz cenę. A może pół miliona? Jestem przygotowany dać każdą cenę.
Słysząc słowo pół miliona Mariano wytrzeszczył oczy. Nigdy w życiu nie widział na oczy takich pieniędzy.
– Pół miliona pesos? Pan chyba żartuje. Przecież to jest warte o wiele mniej.
– Owszem, ale jestem skłonny zapłacić każdą cenę. Zależy mi na tych terenach. I nie pół miliona pesos, tylko dolarów. Więc jak, zgadza się pan?
Widząc minę mężczyzny Lorenzo wiedział, że osiągnął swój cel.
– Byłbym chyba głupi, gdybym odmówił. Ale jest pan pewny, że chce zapłacić taką cenę?
– Ja nie rzucam słów na wiatr. Proszę za mną do samochodu. Sfinalizujemy umowę.
– Już teraz?
– Tak – odparł Lorenzo. – Mój prawnik ma już stosowne dokumenty.
Mężczyźni weszli do luksusowego auta. Mariano widząc walizkę pełną pieniędzy bez wahania podpisał dokumenty nawet ich nie czytając. Potem wsiadł do swojego auta i szybko odjechał.
– Jesteś walnięty! – stwierdził Rafael. – Tyle kasy za byle gów*o.
– Facet nie nacieszy się nią – rzekł tajemniczo Lorenzo i wyjął z kieszeni mały przyrząd przypominający wyglądem telefon komórkowy i nacisnął jeden z przycisków. Z oddali dało się słyszeć wybuch eksplozji. – A poza tym i tak te pieniądze były fałszywe. Chyba nie myśleliście, że wydałbym tyle forsy na takie coś. – Rozejrzał się po okolicy.
– Patricio się wścieknie, jak się dowie, że sprzątnąłeś mu te tereny sprzed nosa.
– O to mi chodziło. – Uśmiechnął się szeroko. – Chciałbym zobaczyć jego minę, kiedy się dowie, kto kupił tereny na która on miał oko.

Rezydencja Lorenza Romero, 4 lipca 2010
Kiedy Erica wróciła do domu, od razu usłyszała jakieś radosne głosy dobiegające z salonu. Powoli weszła i o mało co nie potknęła się o stojące walizki na podłodze. Zmełła w ustach przekleństwo i wtedy zauważyła swoją macochę obejmują się czule z jakimś młodym mężczyzną. Adriana jakby czując jej obecność odsunęła się od mężczyzny i spojrzała na dziewczynę.
– Roxana. Jak dobrze, że już jesteś. Zobacz kto wrócił do nas.
Dziewczyna powoli spojrzała na mężczyznę powoli podchodzącego do niej. Próbowała sobie przypomnieć jego twarz, ale nie mogła.
– Roxi, nie poznajesz mnie? To ja, Carlos.
Tak. Carlos Montiell. Teraz już pamiętała. Pasierb Adriany. Ale na zdjęciach nie był taki niesamowicie przystojny i pociągający, więc dlatego nie wiedziała kim on jest. Widocznie nie był fotogeniczny, albo policja miała jakieś nieudane zdjęcia.
– Poznaję. – W końcu odzyskała mowę. – Po prostu jestem zaskoczona.
– Już nie jesteś tą małą dziewczynką, co kiedyś, jak wyjeżdżałem – rzekł Carlos. – Wypiękniałaś.
Erica czuła na sobie przenikliwe spojrzenie jego niebieskich oczu i mimowolnie przez jej ciało przeszedł dreszcz. Ta reakcja mocno ją zaniepokoiła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 17:27:16 03-04-11    Temat postu:

Fajny odcinek

Troszkę za długa scenka z tymi zakupami, ale Erica chciała i udało jej się w końcu wyprowadzić w pole natrętnego ochroniarza. Spotkała się w toalecie z będącym pod przebraniem policjantką Almą. Podarowała jej ona naszyjnik, w którym znajduje się mała kamerka. Dzięki temu policja będzie mogła sporo wiedzieć co się dzieje w domu Lorenza. Teraz są oni również sąsiadami mafioza. Wymyślają różne sposoby aby dorwać mu się do tyłka. Ale najważniejszą próbą jest misja Ericy vel Roxany

Lorenzo na złość Patriciowi, swojego konkurentowi z sąsiedniej mafii kupił po znacznie większej cenie nic nie znaczące tereny. Następnie tak jak się spodziewałem oszukał i zabił nieszczęśnika, który mu to sprzedał. Przecież Lorenzo nigdy nie zamierzał kupować takiego "gówna". A i pieniądze były fałszywe. Jednym słowem znów wygrał. Ciekawe co na to szef konkurencyjnej mafii?

Erica wróciła do domu i poznała pasierba Adriany - Carlosa. Oj chyba zaiskrzyło między nimi, a nie powinno... A może właśnie powinno, bo przecież z tego co wiem chłopak nie jest taki najgorszy. Ten dreszcz zaniepokoił Ericę. Czyżby miłość zaczęła krzyżować jej plany?

Czekam na newik i pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:35:31 14-05-11    Temat postu:

Odcinek 13

Rezydencja Lorenza Romero, 4 lipca 2010
Lorenzo widząc, jak z bramy jego rezydencji odjeżdża taksówka zastanawiał się kto ich mógł odwiedzić. Kiedy tylko samochód zajechał pod willę opuścił auto. Później dołączyli do niego Rafael i Victor. Zamierzali właśnie wejść do środka, kiedy nagle zza rogu wyszedł Martin.
– Mamy gościa? – zapytał.
– Owszem – odparł Martin. – Ale to nie żaden gość. Carlos wrócił.
Lorenzo nie darzył sympatią pasierba Adriany. Prawdę mówiąc, wolałby na zawsze pozbyć się tego chłoptasia. Przez parę lat, kiedy chłopak mieszkał za granicą, nie myślał o nim. Wiedział, że nadejdzie czas kiedy on wróci. Miał nadzieję, że nigdy to nie nastąpi. Mylił się. Postanowił nie zaprzątać sobie nim głowy. Ten chłopak był nieszkodliwy i nie mógł mu nic zrobić, mimo że wiedział o jego działalności.
– Chyba nie zamierzasz się tym przejmować? Już ci kiedyś powiedziałem, że ten gówniarz jest nieszkodliwy. Kiedyś wykrzyczał mi w twarz, że wie kim jestem i jakie interesy prowadzę. I co z tego? Nic.
Weszli do domu. Od razu do uszu Lorenza dotarły głosy dochodzące z salonu. Poznał głos żony. Była szczęśliwa, że w końcu wrócił Carlos. On nigdy go nie lubił. Znosił go tylko ze względu na Adrianę, która kochała tego chłopaka, mimo że nie był jej synem, tylko jej zmarłego męża. Ale traktowała go jak własne dziecko. On nie zamierzał żywić do niego żadnych cieplejszych uczuć. Miał tylko jednego syna: Martina. A Carlos? Tolerował go w swoim domu tylko ze względu na żonę i szanowanych ludzi, między którymi się obracał. Lorenzo Romero był człowiekiem, który doskonale wiedział jak stwarzać pozory.
Powolnym krokiem zbliżył się do salonu. Zauważył tego chłoptasia. Musiał przyznać, że wyrósł i stał się mężczyzną. Ale nie na tyle, żeby jemu mógł popsuć szyki.
Adriana zauważyła męża i uśmiechnęła się promiennie.
– Kochanie. – Podeszła do niego i pocałowała go w policzek. – Patrz kto nam sprawił niespodziankę. – Wskazała na swojego pasierba.
– Rzeczywiście. Prawdziwa niespodzianka. – Lorenzo starał się, aby w jego głosie nie było czuć ironii. Podszedł do chłopaka i podał mu rękę. – Witaj! Nie mówiłeś, że wracasz.
– Chciałem Adrianie i wam zrobić niespodziankę.
– I udała ci się znakomicie. – Adriana podeszła do chłopaka. – Musimy przygotować uroczystą kolację z tej okazji. Jak myślisz, kochanie? – spytała męża.
– Jak uważasz – odparł Lorenzo. – Wszystko zostawiam w twoich rękach. A teraz wybacz, mam sprawy do załatwienia. Będę w swoim gabinecie.
I zniknął. Adriana jak zwykle nie widziała nic niepokojącego w zachowaniu męża. Był zajęty jak zwykle i dlatego odniósł się tak chłodno w stosunku do Carlosa. On jednak nie był tak naiwny. Wiedział, że boss przywitał się z nim dla zachowania pozoru i wcale się nie cieszył z jego powrotu. Odkąd Adriana wyszła za niego za mąż i zamieszkał w tym domu nie usłyszał od niego jednego ciepłego słowa. Prawdę mówiąc, nawet nie chciał. Wiedział kim jest i co robi. Spojrzał na Adrianę. Nic się nie zmieniło przez te lata. Nadal była ślepo zakochana w mężu i we wszystkim mu posłuszna. Nie mógł na to dłużej pozwolić. Kochał ją jak matkę więc nie mógł dopuścić, aby ona dłużej żyła z tym człowiekiem. Jeszcze nie wiedział jak to zrobi, ale wyrwie ją stąd. Adriana zasługiwała na coś więcej. Nie może skończyć jako żona gangstera! I już jego w tym głowa.

Motel na przedmieściach, Bogota, 4 lipca 2010
Zawsze czekała na niego, kiedy miał na nią ochotę. Sama nie wiedziała jak długo to trwało. Dwa miesiące, może trzy. Nie liczyła. Prawdę mówiąc niewiele ją to obchodziło. Nie mogła jednak się przyzwyczaić do tego miejsca. Była przyzwyczajona do luksusów, jedwabnej pościeli. A tutaj? Było do tego wielce daleko. Ale musieli się ukrywać. Nie chcieli, żeby ktokolwiek o nich wiedział. Dlatego właśnie spotykali się w tym motelu drugiej kategorii.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga po południu. On się nigdy nie spóźniał. Weszła do łazienki i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się do siebie. Była piękna, wiedziała o tym. Wszyscy mężczyźni jej to powtarzali i żaden do tej pory jej się nie oparł. Bo kto mógłby się oprzeć takiemu ciału, pomyślała przesuwając dłonią po swoich piersiach.
W tej chwili ktoś wszedł do pokoju. Stanęła w drzwiach łazienki i uśmiechnęła się zachęcająco. Mężczyzna powoli podszedł do niej i zanim ona zdążyła się zorientować odcisnął na jej ustach gwałtowny pocałunek. Zabrakło jej tchu. Wiedziała czego się po nim spodziewać, dlatego nie potrafiła zrezygnować z tych spotkań. Nawet nie zdążyła pomyśleć, a on już ściągnął z niej ubranie. Zawsze był cholernie szybki. Bez zbędnych słów przechodził od razu do rzeczy. Nie przeszkadzało jej to. Przecież po to się tu spotykali. Łączył ich tylko seks, nic więcej. Nawzajem dawali sobie rozkosz. Ona też nie była bierna. Często przejmowała inicjatywę. Prowadziła go w kierunku łóżka pomagając mu pozbyć się ubrań. Ich ciała złączyły się w jedno pogrążone w namiętnym szale. Kochanek wodził rękoma po jej nagim ciele, doprowadzając ją do skraju rozkoszy a ona poddawała mu się z największą przyjemnością. Jednocześnie osiągnęli szczyt. Mężczyzna jeszcze przez chwilę leżał na niej przygniatając ją swym ciałem do łóżka. Gdy ich oddechy się uspokoiły, położył się obok.
– Valerio, byłaś niesamowita.
– To ty byłeś niesamowity, jak zawsze – odparła kobieta, przypatrując mu się z boku.
Rzadko kiedy mówiła tak do jakiegoś mężczyzny, ale teraz mówiła prawdę. Manuel był cholernie dobry w łóżku. Przez chwilę leżeli obok siebie w całkowitej ciszy. Nagle Valeria usłyszała pytanie, którego absolutnie się nie spodziewała:
– Jaka jest Roxana?
– Roxana? A czemu się to interesuje?
– Niedawno ją poznałem...
– Niedawno? – zdziwiła się. – Tyle lat z Martinem jesteście przyjaciółmi i dopiero teraz was przedstawił.
– Natknęliśmy się na nią przypadkiem – wyjaśnił. – Pewnie trzymają ją w złotej klatce i dlatego nie miałem okazji wcześniej jej spotkać. Powracając do mego pytania, jaka jest?
– Cicha, spokojna i dziewica – roześmiała się. – Ale nie dziwię się. Jej ojczulek odstrzeliłby jaja temu kto by ją tknął. A co wpadła ci w oko?
Manuel tylko odchrząknął: – Może.
Valeria nie lubiła w łóżku rozmawiać o innych kobietach. Nie żeby była zazdrosna. Co to to nie. Z Manuelem łączył ją tylko seks, ale nie chciała mieć tłumu w łóżku słuchając o innych kobietach. Usiadła na nim okrakiem i powoli zaczęła poruszać biodrami.
– Czy naprawdę musimy o tym rozmawiać? – zapytała i przyspieszyła.
Manuel czuł jak przez jego ciało przechodzi ogień.
– Nie – odparł i jęknął w ekstazie.
Patrzył na falujący biust i twarz kochanki, ale wyobrażał sobie kogoś innego na jej miejscu. Oczami wyobraźni widział twarz Roxany Romero!

Rezydencja Lorenza Romero, 4 lipca 2010
Lorenzo razem z synem, Victorem i Rafaelem siedzieli w gabinecie i rozważali dalsze etapy przejęcia władzy w mieście i wyeliminowania Patricia Navarro. Boss był zdeterminowany. Przejęcie gruntów to był dopiero pierwszy krok.
– Pierwszy krok za nami – rzekł Lorenzo. – Teraz czas na dalsze etapy.
– Na twoim miejscu chwilę bym z tym poczekał. Trzeba odczekać – zasugerował Victor.
– A na co mam czekać? – Lorenzo wstał z fotela i podszedł do ściany na której wisiała mapa miasta. Kolorowymi szpilkami były zaznaczone miejsca gdzie jego konkurent prowadził brudne interesy. – On właśnie na to liczy, że się na jakiś czas wycofam. A my zaatakujemy. – Pomyślał chwilę i pokazał palcem miejsce zaznaczone szpilką z czerwonym łebkiem. – Tutaj. To go jeszcze bardziej rozwścieczy i o to chodzi. Ludzie w szale popełniają błędy – stwierdził i usiadł z powrotem na swym miejscu. – A propos sprawdziłeś tych naszych nowych sąsiadów? – zapytał spoglądając na Victora.
– Oczywiście. – Cosigliere wyjął z teczki jedną kartkę papieru i podał bossowi.
– Tylko tyle? – zapytał i szybko przeleciał tekst. – Czyli są „czyści”.
– W rzeczy samej.
– Dobra robota. Dobrze, że to nie gliny. Ale jednak wszystko należy sprawdzić. – Zamilkł na chwilę usiłując zebrać myśli. – Niedługo trzeba zebrać drużynę. Zaatakujemy – powiedział patrząc na mapę. – Zbierz ludzi – zwrócił się do syna.
– Manuel też się nam przyda? – zapytał Martin.
– A jakże. Trzeba zebrać ekipę sprzątającą. – Uśmiechnął się Lorenzo Romero.

Rezydencja Patricia Navarro, 5 lipca 2010
Czuł się przy niej jak młody bóg. Dzięki niej odmłodniał. Wyprawiała z nim niestworzone rzeczy. Tak jak teraz. Przyszła do jego gabinetu w samym szlafroku. Znał ten uśmiech i błysk w jej oku. Uklękła mu na kolanach i ręką sięgnęła do jego rozporka. Nie opierał się długo, nie chciał. Przyciągnął ją do siebie. Odsłonił szlafrok i dłońmi pieścił jej piersi, podczas gdy ona ocierała się o niego jak kotka. Wiedziała co robić, żeby szybko osiągnęli szczyt. Jęknął wykrzykując jej imię.
– Camilo, jesteś boska.
– Wiem. – Uśmiechnęła się głaszcząc jego policzek.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i jak burza do środka wpadł Flavio.
– Szefie... – zaczął i zamilkł.
– O co chodzi? – burknął Patricio. – Nie widzisz, że jestem zajęty?
– To bardzo ważne...
– Zostawisz nas samych?
– Oczywiście. – Camila zeszła z kolan męża i lekko okręciła się szlafrokiem.
Gdy wychodziła widziała oczy Flavia patrzące na jej nie zasłonięty biust. Uśmiechnęła się pod nosem i opuściła gabinet. Patricio nic nie widział, gdyż był zajęty doprowadzaniem się do porządku.
– Co się takiego stało, że przerywasz mi ważne obowiązki?
– Te grunty – Flavio zaczął od razu nie owijając w bawełnę – co mieliśmy jej kupić...
– Co z nimi?
– Lorenzo je kupił.
– Co takiego? – Patricio z wściekłością zwalił wszystko z biurka. – Miały być moje. Pozbądźcie się faceta, co mi jej obiecał.
– Za późno – odrzekł Flavio. – Już wącha kwiatki od spodu.
– Lorenzo szybko się uwinął. Ten makaroniarz zaczyna coraz bardziej działać mi na nerwach. W końcu się doigra. Jeszcze przekona się, że Patricio Navarro to twardy przeciwnik. – Gangster zacisnął pieści patrząc na swego doradcę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:51:57 12-07-11    Temat postu:

Odcinek 14

Rezydencja Lorenza Romero, 6 lipca 2010
Erica kolejny raz spędzała czas na studiowaniu pamiętnika Roxany. Musiała bardzo dobrze poznać jej psychikę, aby bardziej wczuć się w swoją rolę. Czytając te zapiski czuła się jakby wkraczała w jej życie, ale taka była jej misja. Przekonała się, że dziewczyna naprawdę czuła się samotna. Nie miała przyjaciół, jeśli nie liczyć tej całej Valerii. Ale Roxana nie przepadała za nią zbytnio, jak wyczytała w pamiętniku. Valeria Sanches była córką wpływowego polityka i pewnie dlatego tylko „przyjaźniła” się z Roxaną. Ważne były kontakty jej ojca z Lorenzem. Tak wywnioskowała Erica. Gdyby nie ta idiotka na pewno nie miałaby z kim spędzić czasu. Współczuła dziewczynie a jednocześnie czuła, że w głębi duszy mają ze sobą coś wspólnego. Obie kochały swoje matki, które były dla swoich córek najlepszymi przyjaciółkami. Obie także były samotne. Erica od śmierci matki nie miała nikogo bliskiego. Tak było lepiej i wygodniej. W zawodzie złodzieja można polegać tylko i wyłącznie na sobie.
Nauczyła się tego dawno i przestrzegała tej zasady zawsze. Nigdy z nikim nie współpracowała. Nawet najbardziej skomplikowane włamanie wykonywała sama. Nikt nie mógł jej zdradzić, ani wystrychnąć na dudka. Zresztą ona nawet by się dała. Ale są rożni ludzie. Mógł być ktoś sprytniejszy od niej i dlatego nigdy z nikim nie współpracowała. Uśmiechnęła się na myśl o swojej przeszłości. To było całe jej życie. Lubiła czuć tą adrenaliną towarzyszącą jej za każdym razem. Oczyma wyobraźni widziała blask diamentów, szafirów i innych klejnotów, z których uwalniała wielu bogatych i sławnych. Dostawała za nie niezłą sumkę. Ale nawet pieniądze nie zdołały uczynić ją szczęśliwą. Była sama. Musiała być. Nie mogła sobie pozwolić na zaufanie. Nigdy. Miała facetów, nawet wielu. Ale to nie było nic zobowiązującego. Spędzała z nimi przyjemne chwile, ale nie liczyła na nic więcej i oni też nigdy nic jej nie obiecywali.
Nie chcąc myśleć o przeszłości zerknęła na kolejną stronę w grubym brulionie.

15 października 2005
Myliłam się. Ona jest naprawdę w porządku. I pozwala mi mówić do niej po imieniu, chociaż dzieli nas sporo różnica wieku. Przecież mogłaby być moją matką. Ale nią nie jest i ona doskonale to wie i rozumie. Nigdy bym nie powiedziała do niej „mamo”. Matkę się ma tylko jedną. Ona to rozumie. Nawet nie próbuje mi nią zastępować. Zachowuje się jak przyjaciółka. Bardzo lubię spędzać z nią wolną chwilę. A przecież mam ich mnóstwo. Interesuje się mną, nie to co mój ojciec i brat. Nigdy nie mają dla mnie czasu. Załatwiają jakieś interesy. Ale Martin mógłby chociaż przez chwilę się mną zainteresować, ale nie. Ma dopiero dwadzieścia lat, a ojciec już go wprowadza do rodzinnego interesu. Dziwię się, że Martin nie może się sprzeciwić. A może nie chce. Sama już nie wiem. Czuję, że oddaliliśmy się od siebie. A przecież jak byliśmy małymi dziećmi, uwielbialiśmy wspólne zabawy. Ale teraz już nie wrócą te chwile. Czasami wydaje mi się, że nie znam własnego brata. Nie wiem o czym myśli, o czym marzy. On także nic nie wie o mnie. Pewnie guzik go to obchodzi.
Dobrze, że jest Adriana i Carlos. To oni stali się dla mnie prawdziwą rodziną. Na początku traktowałam ich z rezerwą, ale wszystko się zmieniło, gdy ich bliżej poznałam. Carlos jest takim wesołym i fajnym chłopakiem. I umie zawsze mnie rozśmieszyć. Jest moim przyjacielem tak jak Adriana moją przyjaciółką. Sama się sobie dziwię, że tak szybko ich polubiłam. Są naprawdę miłymi ludźmi.


Na ustach Erici wykwitł uśmiech, który rozjaśnił jej twarz. Nie wiedziała czemu, ale cieszyła się, że Roxana ma oparcie w Adrianie. Może dlatego, że sama ją polubiła od pierwszej chwili. Była ona ciepłą i wspaniałą kobietą. Nie dziwiła się, że obdarzyła ją sympatią. Przewertowała jeszcze parę stron, aby dowiedzieć się czegoś więcej o Carlosie. Tego wieczoru miała być powitalna kolacja na jego cześć i nie chciała popełnić jakiejś gafy. Zastanowiła się w co się ubierze. Nie wiedziała dlaczego, ale tego wieczoru chciała wyglądać pięknie. Nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, że od pierwszego spotkania nie mogła zapomnieć wyrazu oczu Carlosa Montiela, kiedy poprzedniego dnia się w nią wpatrywał.


Erica była zaskoczona, że podczas powitalnej kolacji na cześć Carlosa nie było ani Lorenza, ani Martina. Tak jakby w ogóle ich nie obchodził. Widocznie tak było, stwierdziła w duchu. Zauważyła, że on wcale się nie zdziwił z ich nieobecności. Tak jakby przeczuwał, że tak będzie. Wiedział o tym, ale nie przejął się tym zbytnio. Na wieść, że będą tylko ona i Adriana uśmiechnął się do nich obu tym swoim zniewalającym uśmiechem i odrzekł, że są wszyscy, którzy są bliscy jego sercu. Wypowiadając te słowa spojrzał na dziewczynę. Erica czuła, jak się roztapia pod wpływem jego spojrzenia. Patrzył na nią tak samo, jak poprzedniego dnia. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Przecież nie była jakąś małolatą zauroczoną przystojnym facetem. A jednak czasami tak się czuła. Nie potrafiła się na niczym skupić. Tak jak teraz. Przez parę minut siedziała przy stole niedbale dłubiąc widelcem po talerzu. Zauważyła to Adriana.
– Kochanie, co się dzieje? – zapytała z troskę w głosie. – Nie smakuje ci?
Erica podniosła głowę i momentalnie wróciła do rzeczywistości.
– Ależ skąd – odparła szybko. – Po prostu zamyśliłam się. – Wzięła się za jedzenie, żeby uniknąć kłopotliwych pytać.
– A może jesteś zakochana? – spytała Adriana przypatrując się jej uważnie. – Kto wie, może spotkałaś kogoś w Santa Marta?
– Nie!! – Gwałtownie zaprzeczyła dziewczyna. – Nie spotkałam tam nikogo interesującego – odparła spokojnie i łyknęła kęs jedzenia.
– Chcę, żebyś wiedziała, że nie miałabym nic przeciwko temu. Miłość to naprawdę piękne uczucie. Dodaje skrzydeł. Po śmierci swojego pierwszego męża, ojca Carlosa – tutaj spojrzała na swojego pasierba i uśmiechnęła się lekko – myślałam, że już nigdy nie zaznam szczęścia. A jednak się myliłam. Spotkałam twojego ojca. To był dla mnie prawdziwy dar od losu.
W tej chwili zarówno Erica jak i Carlos mocno się zakrztusili. Dziewczyna szybko napiła się szklanki wody, która stała na stole.
– Kochani co wam jest? Wszystko w porządku?
– Oczywiście – odrzekł Carlos.
– Musiało coś nam stanąć w gardle – wpadła mu w słowo Erica. – Ale już teraz wszystko w porządku. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. – Spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciwko.
– Już jest dobrze – zapewnił macochę. – Widziałem, że przygotowywałaś jakieś zaproszenia. – Zręcznie zmienił temat. – Przygotowujesz jakieś przyjęcie?
– Owszem. Będziemy zbierać datki. – Adriana odłożyła widelec i zaczęła opowiadać szczegóły. Bardzo lubiła się udzielać i pomagać potrzebującym. Tym razem chciała wspomóc dzieci z domu dziecka. Kiedy widziała uśmiech na ich małych twarzyczkach, od razu robiło jej się cieplej w sercu i na duszy. Sama nie mogła mieć dzieci i dlatego okazywała im swoją miłość i czułość. – Zamierzam też zaprosić naszych nowych sąsiadów – powiedziała na zakończenie.
Dobrze, że Erica w tej chwili nie miała nic w ustach, bo kolejny raz by się zachłysnęła.
– Kogo? – zapytała.
– Naszych nowych sąsiadów. To jakieś miłe małżeństwo i starszy pan. To będzie doskonała okazja do poznania się – odparła z entuzjazmem.
Cholera, szykują się kłopoty, pomyślała Erica. Wiedziała, że nic dobrego nie może wyniknąć z ich obecności na przyjęciu.
Tymczasem Carlos zauważył, że Adriana zaczyna ziewać. Zaproponował, że odprowadzi ją do pokoju.
– Jesteś prawdziwym dżentelmenem. Ale poradzę sobie sama.
– Wyglądasz tak sennie, że jesteś gotowa usnąć na stojąco. – Uśmiechnął się do niej i podszedł bliżej. – Idziemy, bez dyskusji.
Erica została sama. Opuściła jadalnię i przeszła do salonu, a stamtąd do ogrodu. Cieszyła się, że jego już nie ma. Czuła się naprawdę dziwnie w jego towarzystwie. Dziewczyno, weź się w garść, mówiła do siebie w myślach. Przecież zawsze byłaś silna i twarda. Nie dawałaś się ponieść żadnym emocjom, ani uczuciom. Musisz się ogarnąć, aby dobrze wypełnić swoją misję. Przecież ona jeszcze dobrze się nie zaczęła. Nie starając się o tym myśleć, przypomniała sobie co Adriana powiedziała o Lorenzie. „To był dla mnie prawdziwy dar od losu”. Chyba przekleństwo, powiedziała do siebie w myślach Erica.

To nie był najlepszy pomysł z tą kolacją, myślał Carlos. Przez cały czas nie mógł się na niczym skupić. Siedząc naprzeciwko niej nie mógł się opanować. Co raz na nią zerkał. Wyglądała naprawdę pięknie i niezwykle kobieco w blado błękitnej sukience, która doskonale podkreślała jej urodę i szczupłą talię. Zapamiętał ją jako nieśmiałą, miłą dziewczynę. Wyjechał na studia jak miała zaledwie piętnaście lat. Była jeszcze małolatą. A teraz stała się kobietą. Piękną kobietę. Sam nie wierzył w to co widział. Wrócił z konkretną misją i miał zamiar ją wypełnić, a jej obecność mogła wszystko popsuć. Dziwił się sobie, że tak o niej myślał i tak ją widział: jako kobietę. Wcześniej nawet by mu to przez myśl nie przeszło. Traktował ją jako młodszą siostrę, nic więcej. A teraz? Wszystko się zmieniło. On się zmienił, ona się zmieniła.
Nie mógł uspokoić emocji, które odczuwał przebywając w jej towarzystwie. Dlatego też zaproponował, że odprowadzi Adrianę do pokoju. Musiał się znaleźć jak najdalej od niej. Myślał, że przebywając w czterech ścianach swojego pokoju zapomni o wrażeniu jakie na nim zrobiła. Mylił się. Nawet teraz kiedy stał w oknie patrząc na ciemność za oknem przed oczami widział jej żywą postać. Nie wiedział co się z nim dzieje. Po raz pierwszy jakaś kobieta tak głęboko wyryła mu się w pamięci.
Zauważył ją. Przez chwilę chodziła po ogrodzie. Nie mógł się opanować przed spojrzeniem na nią. Skrył się za zasłoną, żeby przypadkiem go nie zauważyła w świetle lampy pokoju. Wiedział, że musi odejść, zapomnieć. Ale nie potrafił. To było silniejsze od niego. W końcu usiadł na fotelu w rogu pokoju.
Facet weź się w garść, powiedział do siebie w myślach. Tylko jak? Na to pytanie nie był już w stanie odpowiedzieć.

Okolice klubu Verona, 6 lipca 2010
Klub Verona miał być pierwszym celem ataku Lorenza Romero. Wiedział, że Navarro się wścieknie. Lokal przynosił mu duże zyski. I tym bardziej będzie dotkliwa strata dla rywala, pomyślał Lorenzo siedząc w swoim samochodzie i zerkając przez przyciemniane szyby. Widział jak do lokalu wchodzą młodzi ludzie. Wiedział czego tam szukają: rozrywki i kolejnej działki. Z tego słynął. Do tej pory nie został zamknięty, chociaż każdy wiedział, że handluje się tam dragami. Patricio tak jak i on miał wtyki w policji i wiedział doskonale co się święci. Także gliny nigdy nic nie znaleźli. A lokal dalej czerpał zyski, coraz większe. To się zmieni, już wkrótce! Boss wyszedł z auta i spojrzał w kierunku samochodów zaparkowanych tuż za nim. Dał umówiony znak i z aut wyskoczyli odziani w garnitury mężczyźni. Weszli do lokalu. Chwilę potem rozległy się wrzaski pomieszane z odgłosem strzałów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:27:04 03-08-11    Temat postu:

Odcinek 13

Przyznam szczerze, że zaczynam trochę gubić się w postaciach, ale to może dlatego, że dawno nie sięgnąłem po pani historię. Teraz nadrabiam jednak zaległy odcinek

Lorenzo nigdy nie lubił Carlosa i vice versa. Robi dobrą minę do złej gry. Adriana bardzo się ucieszyła na jego widok. Chce mu nawet wyprawić uroczystą kolację. Nic się przez lata nie zmieniło: ani Adriana, ani Lorenzo, ani Carlos. Chłopak o tym wie, ale powrócił tu z misją. Chce uratować matkę przed mężem-mafiozem, zmienić jej życie i zdemaskować Lorenza. Oby się udało, chociaż łatwo nie będzie

Manuel i Valeria zrobili szybki numerek, ale mężczyzna myśli teraz o Roxanie. To się porobiło Biedna Erica. Będzie miała kłopoty przez kolejnego skurwiela

Lorenzo i jego banda chcą ponownie zaatakować Patricia i jeszcze bardziej go zdenerwować. Planują kolejny atak, ale już zrobili jeden błąd w zupełnie innej sprawie. Ludzie Romero twierdzą, że ich sąsiedzi są "czyści" i nie są z policji. To się grubo mylą

Flavio przerwał igraszki Patricia i Camili. Navarro dowiedział się o ruchu Lorenza Romero. Jest wściekły. Wojna na dobre dopiero się rozpocznie

Odcinek 14

Erica zaczyna "wtapiać się" całkowicie w Roxanę, ale jednocześnie żal jej tak dobrej kobiety jak Adriana, która ma klapki na oczach co do Lorenza. Dlatego podczas kolacji o mały włos nie palnęła jakiejś głupoty aby uzmysłowić kobiecie jakim naprawdę człowiekiem jest Romero. Przy okazji podczas tej kolacji nie odrywała ona wzroku od Carlosa, a on od niej. Ach jak romantycznie się zrobiło Erica/Roxana nie może sobie pozwolić na miłość, on również tego nie chce, ale z uczuciem nie będzie tak prosto sobie poradzić

Ludzie Lorenza zaatakowali klub Patricia. Romero zada konkurentowi kolejny, jakże bolesny cios

Czekam na newik i pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:11:18 18-08-11    Temat postu:

Odcinek 15

Klub Verona, 5 lipca 2010, godzina 23.00
Patricio Navarro oglądał zniszczenia swojego klubu. Stoliki i krzesła były poprzewracane, kanapy porozpruwane, obrazy wiszące dotychczas na ścianach teraz leżały na podłodze wśród odłamków szkła, w ścianach i suficie tkwiły kule z karabinów maszynowych. Lokal przedstawiał istne pobojowisko. Patricio patrzył na to wszystko nie kryjąc złości. Tyle kasy włożył w ten lokal, a jeszcze więcej czerpał z niego zysków. A teraz stracił jedne z ważniejszych źródeł dochodów. To najczęściej tutaj przychodzili młodzi ludzie aby się zabawić i zostawiali prawdziwą fortunę. Mieli wszystko co zapragnęli: alkohol, trawka, kokaina, heroina a także inne dragi. Każdy, kto chciał działkę, przychodził właśnie tutaj i dostawał to, oczywiście za pewną cenę. Nic nie ma za darmo. W tym lokalu kwitł prawdziwy handel narkotykami. Policja podejrzewała o to Patricia, ale nigdy nie udało im się nic znaleźć. Boss był zawsze krok przed nimi. Wiedział, kiedy ma być obława na dzień wcześniej. Miał swoje wtyki wszędzie.
Teraz patrząc na powstałe zniszczenia wiedział, że nie będzie łatwo przywrócić klubowi dawny wystrój. Tutaj potrzebny był gruntowny remont. Ludzie, którzy zaatakowali klub znali się na rzeczy. Domyślał się, kto za tym stoi. Żaden żółtodziób nie odważyłby się zaatakować wiedząc, że lokal jest własnością samego Patricia Navarry. Nikt nie miałby takiej odwagi. Tylko jeden człowiek mógł to uczynić. Był pewien, że za tym stoi jego konkurent. Przywołał do siebie jednego ze swoich ludzi i spytał:
– Ilu ich było?
– Dziesięciu – odparł wysoki, mocno zbudowany mężczyzna. Od kilku lat pracował w lokalu jako ochroniarz i takie coś zdarzyło się tutaj po raz pierwszy. – Zostaliśmy całkowicie zaskoczeni. Wparowali tutaj, wyjęli pukawki i najpierw zaczęli strzelać w sufit, aż ludzie pouciekali. Potem strzelali gdzie popadnie.
– Czy ktoś zginął?
– Barman i dwie kelnerki – odrzekł. – Inni mają tylko niegroźne rany postrzałowe.
Patricio odprawił go jednym ruchem ręki i podszedł do Flavia, który wszedł do lokalu. Panowie przywitali się ściskając swoje dłonie.
– Niezły burdel – skwitował consigliere.
– Żebyś wiedział – odparł wściekły Patricio. – Minie parę tygodni a może nawet miesięcy, aby zaprowadzić tutaj porządek. Cały wystrój kosztował mnie tysiące peso. A i tak nie wiadomo, czy jak znowu otworzę lokal to czy ktoś będzie chciał tutaj przyjść. Plotki szybko się rozchodzą. Nikt nie będzie chciał przyjść do miejsca, gdzie można zarobić kulkę w łeb – rzekł ze złością zaciskając pięści. – Pierwszy raz w życiu jestem zaskoczony, będę teraz musiał mieć się na baczności.
– Podejrzewasz kogoś?
– Oczywiście. Tylko ten makaroniarz mógł się tego dopuścić – powiedział Navarro, mając na myśli Lorenza Romero. – Ale odpłacę mu się pięknym za nadobne. Najpierw sprzątnął mi sprzed nosa grunty, teraz napadł na mój lokal. Niech nie myśli, że ujdzie mu to płazem.
– Radziłbym ci nic na razie nie robić – odrzekł Flavio.
– A ja myślę wprost przeciwnie. On musi dostać nauczkę...
– Owszem – przyznał Lopez – ale jeszcze nie teraz. Kieruje tobą złość i chęć odwetu. A to jest zły doradca. Musimy przeczekać, uspokoić się trochę. Niech to wszystko umilknie. Trzeba opracować plan, ale na spokojnie, nie w skrajnych emocjach. Jeszcze przyjdzie czas na Lorenza Romero. On pożałuje, że z tobą zadarł.
Patricio zastanowił się chwilę nad słowami swojego doradcy. Facet był konkretny i inteligentny. Pracował dla niego od kilku lat i Navarro jeszcze nigdy źle nie wyszedł na jego radach.
– Masz rację – odparł po chwili namysłu.
Mężczyźni zatrzymali się przy ciałach.
– A co z nimi? – zapytał Flavio. – Policja już na pewno wie, co się stało. Zaraz tu będzie. Takie rzeczy roznoszą się lotem błyskawicy. Przecież było tutaj tysiące ludzi. Nie zdołasz przed nią ukryć, że ktoś zginął. Oni mieli rodziny, kogoś, kto wiedział, że tu pracują. Nie możemy pozbyć się ciał. Ich zniknięcie natychmiast powiązano by z napadem. Mielibyśmy problemy.
– Dopilnuj, aby wszystko ułożyło się dla nas pomyślnie. Niech te informacje nie przedostaną się do mediów. To przysporzyło by mi kłopotów. Zamierzam odnowić lokal, a wiadomość, że ktoś tu zginął, nie przyciągnęłaby klientów. A gliny? Z nimi sobą poradzisz. Nie na darmo trzymam kilku z nich w garści. Wykorzystaj to.
Patricio poszedł z powrotem w kierunku wyjścia, a Flavio za nim. Jeszcze raz omietli wzrokiem, do niedawna jeden z najbardziej popularnych klubów w mieście.
– Lorenzo chciał wojny, to będzie ją miał – powiedział Patricio Navarro.

Centrum Dowodzenia,6 lipca 2010
Rezydencja wynajęta przez Marcosa stała się Centrum Dowodzenia całej operacji, w której brała udział Erica. Hernandez wraz z Ricardem i Almą dopilnowali wszystkich szczegółów, aby wszystko przebiegało zgodnie z planem. Na razie prosili Ericę, aby wszystko obserwowała. Z kim się Lorenzo spotyka, jacy ludzie do niego przychodzą. Nie było to łatwe, wszyscy wiedzieli o tym doskonale. Ale nie niemożliwe. Skoro dziewczynie udało się przez tyle lat wywieźć w pole policję całego kraju, a nawet świata to i teraz powinna dać sobie radę. Wiedzieli, że to wszystko jest bardzo trudne i niebezpieczne, ale Erica była dziewczyną, radzącą sobie w każdej sytuacji. Byli przygotowani na wszystko. Wiedzieli już, że Lorenzo na pewno kazał sprawdzić nowych sąsiadów. Ale nic na nich nie znalazł. Byli doskonale zakamuflowani. Dostali nową tożsamość i przeszłość. Pracował nad tym cały sztab zaufanych ludzi. Nie mogło być mowy o żadnej wpadce. Zbyt wiele było do stracenia.
Pokój na poddaszu, który rzekomo miał być dla Federica Rendona, miłośnika astronomii, w rzeczywistości był wyposażony w sprzęt komputerowy niezbędny do pracy. Inne pokoje były także urządzone, ale zwyczajnie. Nie mogli wzbudzać niczyich podejrzeń, a tak by z pewnością było gdyby niespodziewanie odwiedzili ich sąsiedzi chcący się bliżej poznać i nie zastali by w domu żadnych mebli. Alma się postarała. Jak na razie nikt jeszcze nie złożył im kurtuazyjnej wizyty, ale to nie znaczyło, że nikt nie zamierza tego zrobić. Mieszkali tu dopiero od paru dni.
Ricardo siedział przy monitorze komputera patrząc na obraz przekazywany z kamery umieszczonej w naszyjniku Ericy, który dziewczyna dostała od Almy. Nie było nic ciekawego. Widział tylko obraz ogrodu, kwiatów, wody z basenu i nic więcej. Dziewczyna musiała w tej chwili być przy basenie. Marcos przez ramię młodszego kolegi zerknął na ekran. Skrzywił brwi.
– Co ona sobie wyobraża? – zirytował się. – Dobrze się bawi dziewczyna. Spacerki, opalanie się przy basenie. Żyć nie umierać.
– Nie denerwuj się tak – uspokajała go Alma, która stała przy oknie i patrzyła na sąsiednią rezydencję. – Przecież musi być jak Roxana, co nie? A ona przecież nie miała żadnych obowiązków. Na pewno czeka na odpowiedni moment. Nie zawiedzie nas, wierzę w nią.
– Obyś miała rację.
– To musi trochę potrwać – wtrącił się Ricardo. – Co nagle to po diable.
– Macie rację. – Marcos skinął zgadzając się z nimi. – Musimy uzbroić się w cierpliwość. – Usiadł na chwilę na fotelu obok Ricarda i jeszcze raz tego dnia wziął do ręki gazetę. Na pierwszej stronie ukazał się obszerny artykuł, opisujący co się stało poprzedniego wieczora. – Lorenzo nieźle zaskoczył Navarro.
– Myślisz, że to on? – spytała Alma odchodząc od okna.
– A kto inny? Od lat rywalizują i walczą o wpływy. Tylko Romero mógł się na to porwać. Ciekawe co jeszcze planuje. Na pewno jeszcze nie raz zalezie Patriciowi za skórę.
Umilkł patrząc jak Ricardo zaczął bardzo szybko wciskać na klawiaturze różne kombinacje. On sam się na tym nie znał. Wziął Rickiego do całej operacji, bo to zdolny chłopak, który z komputerami i elektroniką był za pan brat. Sam nie wiedział dlaczego chłopak wyprowadził się ze stolicy i osiadł w takiej dziurze jak Santa Marta.
– Cholera! – zaklął Ricardo i jeszcze szybciej i intensywniej zaczął poruszać swoimi palcami na klawiaturze.
– Co się dzieje? – Alma podeszła do niego i spojrzała w ekran. Zobaczyła tylko zaśnieżone pole.
– Straciliśmy kontakt z Ericą. Coś się stało kamerą! – odpowiedział po dłuższej chwili Ricardo.

Centrum miasta, 6 lipca 2010
Adriana Romero właśnie wyszła z jednego z ekskluzywnych odzieżowych sklepów. Musiała zrobić niezbędne zakupy przed zbliżającą się aukcją, z której dochód miał być przeznaczony dla jednego z domów dziecka. Adriana jako jedna z organizatorek została poproszona o poprowadzenie aukcji. Był to dla niej ogromny zaszczyt. Zawsze aktywnie się udzielała w niesienie pomocy biednym i potrzebującym, ale pierwszy raz miała wystąpić w tym charakterze, dlatego właśnie musiała sprawić sobie nową kreację. Była zadowolona z zakupów.
Miała przejść do niedaleko zaparkowanej limuzyny i poczekać na swojego ochroniarza. Zjawił się natychmiast. Niósł torby z zakupami i pakował je do bagażnika, podczas gdy Adriana szukała w torebce lusterka, żeby móc poprawić makijaż. W tej chwili poczuła jak ktoś mocno ją popycha. Upadła na chodnik. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy napastnik wyrwał jej torebkę i szybko przebiegł na drugą stronę ulicy. Ochroniarz widząc jaka jest sytuacja bez wahania pobiegł za złodziejem. Adriana miała podnieść się z chodnika gdy nagle usłyszała czyjś głos:
– Nic się pani nie stało?
Adriana podniosła głowę patrząc na pochylającą się nad nią kobietą.
– Nie. – Potrząsnęła głową. – Jestem tylko trochę potłuczona. – Kobieta pomogła jej wstać podając swoją dłoń. – Dziękuję bardzo.
– Żeby w biały dzień napadać. Na jakim my świecie żyjemy? – Nieznajoma wzniosła oczy do nieba. – Strach chodzić samemu po ulicach. Trzeba zgłosić to na policję. Na pewno miała tam pani coś cennego.
– Owszem, karty kredytowe. – Widząc jak wraca ochroniarz podeszła do niego.
Mężczyzna tylko pokręcił głową.
– Uciekł – powiedział tylko i spojrzał podejrzliwym okiem na nieznajomą kobietę.
– Wszystko w porządku. Ta pani mi pomogła. – Odwróciła się do niej. – Jeszcze raz dziękuję, pani...
Kobieta weszła jej w słowo wyciągając do niej rękę.
– Paula Ruiz – przedstawiła się. Adriana uścisnęła jej wyciągniętą dłoń i uśmiechnęła się serdecznie do kobiety.


Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 9:19:08 18-08-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin