Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Conjugal Peccadilloes - EPILOG
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 43, 44, 45  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jeanette
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 08 Kwi 2006
Posty: 3980
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:32:04 18-08-11    Temat postu:

Widzę że pojawiła się kolejna świetna telenowela gdy mnie nie było.
Ana Lucia jest świetna zmieniła się z szarej myszki w kocice. Dobrze że nie słucha nauk swojej matki "kobieta powinna być uległa itd.". Jej mąż jest okropny i obrzydliwy, nie znoszę takich typków.
Kiedy będzie kolejny odcinek?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:48:52 18-08-11    Temat postu:

Czy świetna, to się dopiero okaże
A co do nexta... już?
Początkowo miał być o kimś innym, ale zmieniłam nieco koncepcję;P


Odcinek 2.

F
ranco zatrzymał swój ukochany motocykl na podjeździe przed wielką, urządzoną z ogromnym rozmachem i przepychem [link widoczny dla zalogowanych]. Wspomnienie o latach, które tu spędził, było mu tak odległe, że wydawało się niemal snem, a on sam, mimo, iż był to jego dom rodzinny, nie pierwszy raz już czuł się tu jak intruz.
Powiesił kask na kierownicy i powoli zszedł z motocykla, kierując się w stronę wejścia. Decyzja o tym, by przyjechać tutaj była spontaniczna, jak wszystkie jego inne decyzje. Rzadko kiedy analizował sytuacje, rozważając wszystkie „za” i „przeciw” przed podjęciem ostatecznej decyzji. Zazwyczaj najpierw robił, a dopiero potem myślał. Tak było i z decyzją o ślubie jak i z decyzją o przyjeździe do rodzinnego domu. Bynajmniej jednak, wcale nie miał zamiaru sprowadzać się tu ze swoją do bólu szczerą i jak się okazało pazerną żoną. Chciał po prostu porozmawiać z matką, z którą od zawsze miał bardzo dobry kontakt i która zazwyczaj potrafiła pokazać mu zupełnie inne spojrzenie na sytuacje, w jakich się w danej chwili znajdował. Być może powinien z tym przyjść do ojca, na „męską rozmowę”, jednak ich relacje, kiedyś wprost idealne, teraz pozostawiały wiele do życzenia. Franco nie potrafił jednoznacznie określić, kiedy ich stosunki zaczęły się psuć, ale wiedział na pewno, że to przez ojca i na złość jemu wyprowadził się z domu z mocnym postanowieniem udowodnienia staruszkowi, że nie potrzebuje do szczęścia ani jego łaski, ani tym bardziej pieniędzy. Wiedział, że spotkanie z nim oznaczałoby kolejną awanturę, a na to nie miał teraz najmniejszej ochoty.
Kiedy stanął przed wielkimi dębowymi drzwiami, przeszklonymi wzorzystym szkłem, nie był do końca pewien, czy może wejść do środka ot tak, czy może raczej powinien zapukać. Ciągle miał klucze, ale zdawał sobie sprawę, że nie był tu mile widziany, zwłaszcza przez ojca. Nim położył dłoń na pozłacanej klamce, uśmiechnął się do siebie. Może to o to chodziło? Po prostu nie pasował do koncepcji ojca na temat jego jedynego spadkobiercy. Nigdy nie był potulnym synem, zamiast luksusowymi samochodami wolał jeździć starym motorem, poza tym w przeciwieństwie do rodziców, nigdy nie obnosił się z bogactwem, a zamiast pójść w ślady ojca i zostać przedsiębiorcą, wolał się ścigać – albo na torze, albo w wyścigach ulicznych, wszystko jedno gdzie, byle tylko czuć adrenalinę.
Cofnął rękę i wąskim chodnikiem ruszył za dom. Był absolutnie pewien, że jego matka wygrzewa się przy basenie. Nie pomylił się. Drobna kobieta o krótkich jasnych włosach i wciąż idealnej figurze, zajmowała jeden z dwóch leżaków. Pieniądze ojca i sprawna ręka chirurga plastycznego sprawiły, że zupełnie nie wyglądała na swój wiek.
- Dzień dobry, mamo – wykrztusił Franco, będąc już na tyle blisko, by mogła go usłyszeć, a jednocześnie na tyle daleko, by nie mogła uwiesić mu się na szyi. Nie chciał mieć na koszulce, tej całej masy specyfików, które z całą pewnością były na ciele kobiety.
- Franco! – Ucieszyła się szczerze, zdejmując ciemne okulary i mierząc syna uważnie. – Zmizerniałeś, biedaku. Zaraz powiem Rosie, żeby przygotowała twoje ulubione zrazy…
- Nie trzeba – zaprotestował, siląc się na uśmiech i usiadł na sąsiednim leżaku, wspierając przedramiona na kolanach i splatając dłonie w koszyczek. – Nie chciałbym spotkać ojca.
- Obaj jesteście niemożliwie uparci – westchnęła, przewracając teatralnie oczami. – Zupełnie nie rozumiem o co wam chodzi.
- Ja też tego nie rozumiem. Może po prostu obaj mamy sobie coś do udowodnienia? – zaczął zastanawiać się na głos. – A może mój młodzieńczy bunt nieszczęśliwie zbiegł się w czasie z jego kryzysem wieku średniego? – zagadnął nagle, wywołując salwę śmiechu u swojej rodzicielki. Wyciągnęła rękę w jego stronę i w czułym geście zmierzwiła jego gęste włosy. Mamo! – jęknął, przygładzając je z powrotem. – Nie mam już pięciu lat – dodał. W tej samej chwili złapała go pod brodę, zmuszając by spojrzał na nią. Wyrwał się i odwrócił szybko wzrok.
- Co cię trapi? – spytała kobieta, szczerze zatroskana. – Masz kłopoty – bardziej stwierdziła niż spytała, przyglądając mu się z matczynym zatroskaniem.
- Jeden wielki kłopot… – odparł, wstając z leżaka, po czym wsunął dłonie w kieszenie jeansów i podszedł do krawędzi basenu. – Kłopot, który nazywa się Verónica – dokończył, spoglądając przez ramię w stronę matki.
- Mówiliśmy ci z ojcem, że to nie jest dziewczyna dla ciebie i że dziecko to nie jest powód, żeby od razu się żenić.
- Chciałem być odpowiedzialny.
- Wiem – Usłyszał tuż za sobą, a chwilę potem poczuł dłoń matki na swoim ramieniu. Odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej prosto w oczy, jakby szukając w jej spojrzeniu rozwiązania swoich problemów. – I jestem z ciebie dumna, ale jeśli męczysz się w tym związku, to nie ma sensu go ciągnąć. Zrozum to wreszcie.
- Powiedziała mi, że zaszła w ciążę tylko dlatego, bo chciała żyć jak królowa – powiedział, tępym wzrokiem wpatrując się w podłoże pod swoimi stopami. – Dzieckiem chciała sobie kupić dostatnią przyszłość, rozumiesz? – Uśmiechnął się kwaśno. – A teraz chce się rozwieść a dziecko oddać do adopcji.
- A ty? – spytała, a on spojrzał na nią osłupiały. – Czego ty chcesz? Może adopcja to dla tego malucha najlepsze wyjście – powiedziała, choć coś zupełnie innego cisnęło się jej w tej chwili na usta. Jednak pytanie syna, czy jest pewien, że to on na pewno jest ojcem, wydało jej się nie na miejscu. Verónica od początku jej się nie podobała, podczas gdy Franco zdawał się być w nią zapatrzony jak w obrazek. Wyglądało na to, że nadal nie chciał, przyjąć do wiadomości tego, z jaką kobietą się związał, choć przecież ona sama wyznała mu motywy swoich działań.
- Jak możesz tak myśleć!? – wrzasnął oburzony. – Przyszedłem do ciebie po radę, a ty… Nie oddam tego dziecka, rozumiesz? Nie oddam! Możesz…
- Franco! – weszła mu w słowo, chwytając go ramiona. – Staraliśmy się wychować cię na odpowiedzialnego człowieka i widzę, że nam się to udało – mówiła spokojnie. – Bierzesz odpowiedzialność za swoje czyny i nie ma w tym nic złego, ale w tym momencie bierzesz także odpowiedzialność za drugiego, małego, zupełnie bezbronnego człowieka i nie możesz być w tej kwestii egoistą. Nie kochasz Verónici, a ona nie kocha ciebie. Poza łóżkiem chyba nic was nigdy nie łączyło, prawda? – zagadnęła, a on wpatrywał się w nią bez słowa, zaskoczony jej bezpośredniością. – Chcesz, żeby to dziecko dorastało w takiej rodzinie? Żeby patrzyło jak z dnia na dzień nienawidzicie się coraz bardziej? Adopcja to może być dla niego jedyna szansa na normalny dom i kochającą rodzinę. Sam nie dasz sobie rady. Opieka nad dzieckiem to praca przez 24 godziny na dobę, a Verónica, skoro już teraz postanowiła o adopcji, najwyraźniej nie zamierza się nim zajmować.
- Dam radę i będę je kochał za nas oboje – zapewnił, starając się przekonać samego siebie. Kobieta położyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się lekko. – Może znajdę kiedyś odpowiednią dziewczynę, a może Verónica zmieni zdanie, gdy po porodzie weźmie je w ramiona – mówił półgłosem, spoglądając gdzieś w dal, ponad głową matki. – Nie pozwolę, żeby obcy ludzie wychowywali moje dziecko – dodał, spoglądając kobiecie prosto w oczy.
- Jeśli tak postanowisz, pomożemy ci z ojcem, ale zastanów się, co tak naprawdę będzie dla tego malucha najlepsze.
- Powinienem chyba już iść – zakończył, cmokając kobietę w policzek, dostrzegłszy w wielkich tarasowych drzwiach sylwetkę ojca.
- Franco – jęknęła kobieta z niezadowoleniem, chwytając go za rękę. – Spróbujcie przynajmniej porozmawiać.
- Jeszcze nie teraz – szepnął, przykładając sobie dłonie matki do ust i wyciskając na nich pocałunek – Do zobaczenia – powiedział i ruszył w swoją stronę nawet nie patrząc w stronę ojca.
- Czego chciał? – spytał mężczyzna, odprowadzając syna wzrokiem.
- Porozmawiać – odparła Juliana, spoglądając na męża. – Mógłbyś wreszcie odpuścić i prozo mawiać z nim.
- Chciał życia na własny rachunek, więc niech sobie radzi – odparł mężczyzna, wsuwając dłonie w kieszenie eleganckich, ciemnych spodni.
- Andrés – jęknęła kobieta z dezaprobatą. – Franco kiedyś dorośnie do tego, by zainteresować się rodzinnym biznesem, ale teraz musimy go wspierać. To nasz syn...
- Raczej twój syn – przerwał jej mężczyzna z kpiącym uśmiechem na twarzy. – Ja nie mam i nigdy nie miałem syna.
Juliana zatrzepotała w zdziwieniu długimi rzęsami. Otworzyła usta, ale nim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, Andrésa już nie było obok niej.

*

Wszystko szło zgodnie z jej planem. Juancho z dnia na dzień oddalał się od niej coraz bardziej. Teraz czekała tylko na dzień, kiedy jej mąż postanowi wyprowadzić się z ich wspólnego domu i ułożyć sobie życie na nowo z jakąś inną kobietą. Dokładnie tego chciała, choć na samą myśl o tym, serce ją bolało, a do oczu cisnęły się łzy. Ale ona przecież musiała żyć dalej. A przynajmniej spróbować jakoś w miarę normalnie funkcjonować. Musiała znaleźć pracę, choćby po to, by nie siedzieć w domu i nie użalać się na sobą. Siedzenie w czterech ścianach i rozmyślanie o tym, jakie to życie jest niesprawiedliwie, dobijało ją i tak naprawdę nie prowadziło do niczego. Chciała być między ludźmi i żyć chwilą. Tylko tyle jej pozostało, choć większość kobiet w jej sytuacji pewnie wolałaby siedzieć w zaciszu domowym z gorącą czekoladą, albo butelką dobrego, czerwonego wina, użalać się nad swoim marnym losem i po prostu czekać na ten sądny dzień. I każda z nich na jej miejscu, z pewnością kurczowo trzymałaby przy sobie swojego ukochanego mężczyznę, byle tylko nie być samą. Ona jednak za nic w świecie nie chciała dopuścić do tego, by jej ukochany Juan Carlos cierpiał przez nią. Pokochała go od pierwszego wejrzenia, z wzajemnością zresztą, a z każdym dniem ich miłość stawała się coraz większa. Ale życie nie było sprawiedliwe i w dość okrutny sposób zniszczyło jej marzenia o wielkiej szczęśliwej rodzinie. Musiała odseparować więc od siebie Juana, żeby przynajmniej jemu oszczędzić tego wszystkiego. Teraz pewnie był zły i rozgoryczony, ale kiedyś zrozumie i podziękuje jej za to. Kiedyś, kiedy jej już przy nim nie będzie…

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 16:14:05 18-08-11, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Figielek xD
Motywator
Motywator


Dołączył: 02 Cze 2011
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: PL
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:16:02 18-08-11    Temat postu:

Fajnie, ale szkoda, że znowu nie było jakieś rozmówki Franco kontra Veronica
Czekam na następny odcinek Kiedy się pojawi ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:27:51 18-08-11    Temat postu:

Nie mam pojęcia. Urlop mi sie kończy jutro, więc odcinki pewnie będą pojawiać przy dobrym wietrze raz w tygodniu, na pewno nie częściej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:31:50 18-08-11    Temat postu:

Dziś zacznę od końca, bo koniec całkowicie mnie wybił z tropu. Czy ja dobrze zrozumiałam? Wnioskuję, że Marissa jest chora i zostało jej tylko niewiele dni życia. To właśnie dlatego chce zniechęcić do siebie swojego męża, kosztem własnego szczęścia, bo przecież ona go kocha. Czy ona czasem nie za dużo od siebie wymaga?
Zaś Franco zdecydował się na rozmowę z rodzicami, a raczej matką, bo z ojcem nawet nie chce rozmawiać. Jednak podczas rozmowy zezłościł się jedynie, gdyż matka zaproponowała mu, że może lepszym wyjściem byłaby adopcja. Nawet przyznam jej rację, bo wtedy dziecko miałoby szansę na prawdziwą rodzinę. Ale Franco naprawdę zależy na tym dziecku dlatego nie odda go za nic. Chce sam wychować swojego syna bądź córkę. I za to go podziwiam i trzymam kciuki. Zobaczymy jak Veronica na to zareaguje.
Czekam na więcej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:47:59 18-08-11    Temat postu:

Wszystko dobrze zrozumiałaś, a do czego to zaprowadzi, to nawet ja jeszcze nie wiem
Co do Veronici, to mogę powiedzieć jedynie tyle, że nie pozostawi swojemu mężowi wyboru, ale o tym za jakiś czas
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanette
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 08 Kwi 2006
Posty: 3980
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:34:55 18-08-11    Temat postu:

Czyżby Juliana miała przygodę i jej ukochany syn był dzieckiem z nieprawego łoża? Chyba że inaczej można interpretować słowa "raczej to twój syn". Franco to odpowiedzialny chłopak, chociaż nie pochwalam zabaw w zakłady o czyjeś uczucie, ale ta Veronica to lepsze ziółko.
Marisa chcę odsunąć od siebie ukochanego. Dlaczego? Czyżby nie mogła mieć dzieci? W końcu była mowa o zniszczonym marzeniu o wielkiej rodzinie. Jej jeśli tak to popełnia ogromny błąd. Mam nadzieje, że powie mu o swoim problemie, znajdzie prace i nie będzie myślała o takich rzeczach. Tylko o szczęściu
Czekam na więcej!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:48:05 18-08-11    Temat postu:

Życzysz sobie poznać odpowiedzi na swoje pytania, czy wolisz żyć w nieświadomości? Ale jak odpowiem, to pisanie tego opowiadania przestanie mieć sens, więc lepiej będę milczeć ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanette
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 08 Kwi 2006
Posty: 3980
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:18:46 18-08-11    Temat postu:

Prosiłabym choć o małe wskazówki O i może zdradzisz o kim będziesz kolejny odcinek pisać?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:50:40 18-08-11    Temat postu:

Ok:) No to, po pierwsze, można inaczej interpretować słowa "to raczej twój syn" , po drugie, co do Marisy, nie chodzi o to, że nie może mieć dzieci, przeczytaj ostatnie zdanie
A co do następnego odcinka - pierwotnie miał być w pierwszym akapicie o Sarze, w drugim o SeAnie, ale właśnie wpadłam na pomysł rozmowy między Juancho i Marisą, więc to się może zmienić, aczkolwiek wcale nie musi ; )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanette
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 08 Kwi 2006
Posty: 3980
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:04:25 18-08-11    Temat postu:

No tak ostatnie zdanie, wbiłam sobie do głowy jedną myśl i nie dopuszczałam do siebie innej. Czasami jestem wyjątkowo oporna
O Sarze chętnie bym przeczytała jej losy, ale jakoś wątpię bym była fanką jej małżeństwa. Zdecydowanie po cichu mam nadzieje na kogoś trzeciego póki co
A kiedy będzie kolejny odcinek?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:08:01 18-08-11    Temat postu:

Ktoś trzeci to SMartina? Nie... chyba nie... nie wiem... rozważę to Jakieś konkretne propozycje?
Kolejny? Dopiero co był jeden i już mam dać następny? Na pewno nie dzisiaj, może w sobotę? A potem raz w tygodniu, bo urlop mi się kończy i mój czas wolny zostanie znów ograniczony do minimum
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jeanette
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 08 Kwi 2006
Posty: 3980
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ciudades Mágicas De La Hada
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:34:10 18-08-11    Temat postu:

Do soboty mogę poczekać. Chociaż chętnie bym przeczytała dzisiaj! Jednak uruchomię w sobie moją cierpliwość
PS. Zapraszam na odcinek PKW
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:50:03 20-08-11    Temat postu:



Odcinek 3.

J
uan wrócił do domu wcześniej niż początkowo zamierzał. Marisa spała skulona na kanapie z książką w ręku. Podszedł do niej i delikatnie wysunął ją spod jej dłoni, uważając by nie obudzić żony i jednocześnie nie zamknąć książki. Zerknął na okładkę i uśmiechnął się do siebie. „Rozważna i romantyczna”. Nie był w stanie zliczyć, ile razy już widział żonę, zaczytaną w tej powieści. Za każdym razem czytała ją z takim samym zapałem, a oglądając ekranizacje, zawsze twierdziła, że są do niczego i nie oddają nawet w połowie tego, co chciała przekazać swoim czytelnikom autorka.
- Rozważna i romantyczna – szepnął Juan, przenosząc wzrok z okładki na swoją żonę. Te dwa słowa idealnie pasowały do Marisy i może właśnie dlatego pokochał ją całym sercem? Uczucie, które ich połączyło, było jak grom z jasnego nieba. Zanim ją poznał, nigdy nie sądził, że można kochać tak mocno i być gotowym poświęcić dla drugiej osoby dosłownie wszystko. Stali się nierozłączni jeszcze w szkole średniej, a kiedy po maturze, na przekór wszystkim, zdecydowali się na ślub, wierzyli, że ich miłość przetrwa wszystko. Czyżby teraz miało się okazać, że oboje się wtedy pomylili?
Szukając czegoś, czym mógłby zaznaczyć stronę, na której Marisa skończyła czytać, zerknął na tekst. Sam nie wiedział czemu spośród wielu wersów w oczy rzuciły mu się akurat te dwa zdania:
- „Być może moje uczucia są silniejsze. Silniejsze niż moja wiara w nie.” – przeczytał szeptem i usiadł na skraju kanapy, zastanawiając się nad sensem tych słów. Może faktycznie tak było? Może przestali wierzyć, że ich miłość może trwać do końca świata? Nie mogli przecież tak z dnia na dzień stać się sobie zupełnie obojętnymi i przestać się kochać.
Westchnął ciężko, patrząc na zmęczoną, bladą twarz swojej żony. Odłożył książkę na stolik, kładąc ją otwartą, grzbietem do góry i poszedł po koc, którym delikatnie okrył Marisę. Mruknęła coś przez sen, ale nie otworzyła oczu, więc przykucnął obok kanapy i wierzchem dłoni delikatnie dotknął jej twarzy, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że to zupełnie niemożliwe, że ich miłość, tak po prostu się wypaliła.
- Juan? – Dobiegł go jej zmęczony głos.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić… – szepnął, gładząc jej włosy w czułym geście. Nie miała serca znów go atakować i robić mu awantur. Były chwile, kiedy miała ochotę powiedzieć mu o wszystkim i pozwolić, by pocieszał ją, kołysząc w swoich silnych ramionach i ta bez wątpienia do takich należała. Jednak zaraz potem pojawiały się myśli, że skoro może mu oszczędzić tego wszystkiego, to zrobi to. Za wszelką cenę. – Dlaczego wszystko się tak skomplikowało? – spytał, wpatrując się w jej duże oczy. – Co się z nami stało, Mari? – Chwycił jej szczupłą dłoń między swoje i utkwił wzrok w złotej obrączce na jej palcu, a pytanie, które przed chwilą zadał, zawisło nad nimi niczym gilotyna. – Może powinniśmy spróbować to naprawić…
- Naprawić? – prychnęła, podnosząc się z kanapy. – Tu już nie ma czego naprawiać – dodała, kierując się w stronę kuchni. Święcie wierzyła w te słowa, choć z zupełnie innych powodów, niż mu się mogło wydawać. – To koniec, Juan.
- Jak możesz? – spytał, stając tuż za nią. Czuła na szyi jego oddech, jednak nie dotykał jej. – Naprawdę nic już do mnie nie czujesz? Tak po prostu?
Zacisnęła mocno powieki, by powstrzymać łzy. Jak miała mu powiedzieć prosto w oczy, że go nie kocha? Jak miał jej uwierzyć, skoro ona sama nie była w stanie sobie tego wmówić?
- Mari – szepnął jej wprost do ucha, chwytając ją za ramiona, ale wtedy wyrwała mu się.
- Zostaw mnie – syknęła, spoglądając na niego z bólem. – Byliśmy młodzi i głupi…
- Kochaliśmy się – wszedł jej w słowo.
- Właśnie! Masz rację – mówiła, wbijając szczupły palec w jego tors. – Kochaliśmy się. Czas przeszły.
- Co się z tobą dzieje? – spytał, niczego nie rozumiejąc. – Nie w takiej kobiecie się zakochałem. Zupełnie cię nie poznaję, Mari.
- A może nigdy tak naprawdę mnie nie poznałeś? – zagadnęła, po czym odwróciła się na piecie, nie mogąc znieść jego pełnego bólu spojrzenia, ale wtedy chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, po czym wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek. Początkowo, chciała mu się wyrwać, ale gdy poczuła jego język w swoich ustach, przestała się szarpać. Przylgnęła do niego całą sobą i wplatając dłonie w jego gęste włosy z całej siły oddała pocałunek. Ostatni raz, przemknęło jej przez głowę, a oczy zapiekły ją od wzbierających pod powiekami łez.
- Mari… – mówił spokojnie, oparłszy czoło o jej czoło, ciągle trzymając jej drobną twarz w swoich dłoniach. – Możesz wmawiać mnie i sobie, że nic już do mnie nie czujesz, ale pocałunki nie kłamią – spojrzał w jej w oczy. Były puste. Zimne i nieobecne. Zupełnie mu obce, jakby nie należały do dziewczyny, z której ślubował przed bogiem i rodziną miłość do końca życia.
- Powinieneś przenieść się do pokoju gościnnego – powiedziała, odsuwając się od niego. Wiedziała, że Juan tak łatwo nie odpuści i uznała, że czas sięgnąć po nieco bardziej drastyczne środki.
- Masz kogoś? – zatłukło mu się w głowie i nim się spostrzegł wypowiedział to na głos. Żadne inne logiczne wytłumaczenie zachowania Marisy nie przychodziło mu w tej chwili do głowy.
- Czy ja kogoś mam? – wybuchła. – To ty znikasz z domu na całe dnie! Myślisz, że jednym pocałunkiem i paroma czułymi słówkami wymażesz z naszego życie te wszystkie miesiące, kiedy żyliśmy obok siebie? To tak nie działa!
- Dość! – uciął. – Mam tego cholernie dość! Rozumiesz? – wykrzyczał jej w twarz, zupełnie nie rozumiejąc o co jej chodzi. W jednej chwili oddawała pocałunek, i był pewien, że było to najprawdziwsze i zupełnie szczere, a w następnej kazała mu przenosić się do pokoju gościnnego. – Zastanów się czego chcesz i jak dojdziesz do jakichś wniosków, to daj znać – zakończył i wyszedł z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.

*

Siedziała za biurkiem, analizując sprawozdania finansowe swojej firmy za ostanie półrocze, jednak nie potrafiła skupić się na pracy. Właśnie. Ostatnie półrocze. Tyle zmieniło się w jej życiu w tym czasie. A może wcale nie tak dużo? Firma zaczęła wreszcie przynosić zyski, a ona zmieniła tylko stan cywilny. Z Sary Fernández stała się Sarą Fernández Roca choć prawie w ogóle nie używała nazwiska męża. Tak naprawdę nie znosiła zmian. Jedyną, jakiej w tej chwili pragnęła, była chęć posiadania dziecka, choć zdawała sobie sprawę, że to wywróci cały jej poukładany świat do góry nogami. Ale nie martwiła się tym wcale. Miała przecież przy swoim boku Martina, a wiedziała, że on jej nigdy nie zawiedzie. Znali się od dziecka. Był jej najlepszym przyjacielem i powiernikiem jej sekretów. Będąc jeszcze nastolatką, to do niego zawsze przychodziła zwierzać się ze swoich problemów, żalić po kolejnych kłótniach z rodzicami. Jemu też opowiadała o swoich miłościach i facetach na jedną noc. A on zawsze słuchał jej cierpliwie i zawsze znajdywał jakieś rozwiązanie jej problemów, niezależnie od tego, jakiej sfery jej życia dotyczyły. Martin Roca. Przystojny, inteligentny, odpowiedzialny, barman. Idealny dawca genów dla jej potomka – jeszcze do niedawana właśnie tak o nim myślała, ale teraz… Teraz zastanawiała się dlaczego do tej pory nie udało się jej zajść w ciążę, choć miesiąc w miesiąc tak usilnie próbowali to zmienić.
Sięgnęła po test ciążowy z nadzieją, że tym razem zobaczy tam dwie wyraźne kreski.
- Cholera! – zaklęła, ciskając testem do kosza i ukryła twarz w dłoniach. Coraz częściej dochodziła do wniosku, że nie jest jej pisane posiadanie potomstwa.
- Wygrałyśmy! – Do jej gabinetu, jak zwykle bez pukania, wparowała śliczna, drobna blondynka o twarzy nastolatki. – Sarita! Słyszysz? – Sara podniosła na nią zmęczony, zatroskany wzrok. – Co się dzieje? – zaniepokoiła się blondynka, siadając na wprost Sary. Ta tylko westchnęła, wspierając brodę na splecionych dłoniach.
- Co wygrałyśmy? – spytała, siląc się na uśmiech.
- Znów nie wyszło? – odpowiedziała pytaniem blondynka. Bardziej istotne niż news z jakim przebiegła, było to, co trapiło jej szefową. Nie trudno było domyśleć się, co sprawiło, że jej twarz wyglądała, jakby przed chwilą zdjęto ją z krzyża.
- Czy cała firma wie już o moich…– zawiesiła na chwilę głos, szukając odpowiednich słów. Macierzyńskich planach? – zagadnęła nagle Sara.
- Nikomu nic nie mówiłam! – zaprotestowała gwałtownie blondynka. – Przysięgam! – zapewniła, kładąc prawą dłoń na sercu, a lewą unosząc na wysokość twarzy.
Sara wstała zza biurka i nerwowo przeczesała długie, ciemne włosy palcami, wpatrując się w panoramę miasta, malującą się za wielkim oknem.
- Ale wiesz – podjęła po chwili blondynka – wyszłaś z mąż tak nagle, za jakiegoś barmana…
Ludzie plotkują. Na początku mówili, że chciałaś odreagować swój poprzedni związek i może przypadkiem zaszłaś w ciążę z tym, cytuję, łachudrą. No ale, że nie urósł ci brzuch, a twoja rodzina nie powiększyła się w żaden tajemniczy sposób o kolejnego członka, to zaczęli mówić, że może to było dziecko Artura, którego on się wyparł. Dał ci pieniądze na aborcję, ale ty za jego pieniądze zamiast usunąć ciążę, kupiłaś sobie pierwszego lepszego faceta, żeby nie zostać panną z dzieckiem, a potem z tego całego stresu i przepracowania poroniłaś, a teraz głupio ci wykręcić się z tego małżeństwa, bo wyszłoby na jaw, że to nie było z miłości… – urwała, uświadomiwszy sobie, że gdyby brunetka mogła zabijać wzrokiem, to nie żyłaby już od dobrych kilku minut.
Sara uśmiechnęła się kwaśno. Zawsze bawiły ją plotki, które rozsiewali na jej temat jej pracownicy, a Clara była doskonałym informatorem. Teraz jednak wcale nie było jej do śmiechu.
- Chciałam ci tylko powiedzieć – zaczęła Clara, podnosząc się z fotela – że wygrałyśmy ten przetarg i będziemy jedynym podwykonawcą „Grupo Bosque” w kraju. Tu masz papiery, które przysłali – przesunęła po blacie biurka w stronę Sary plik dokumentów. – A jutro w południe masz spotkanie z ich prezesem. Zmienili teraz nazwę, ale siedzibę mają pod starym adresem.
Sara omiotła wzrokiem teczkę, w której znajdowały się przyniesione przez Clarę dokumenty. W oczy rzuciło się jej tylko jedno. Nowa nazwa firmy „Grupo Vázquez”…

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 10:57:27 20-08-11, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 9 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:23:34 23-08-11    Temat postu:

Rozumiem Marissę, ale nie jestem pewna czy jej sposób na przeżywanie choroby jest tak świetny jak jej się wydaje. Ok, on (nie) przestanie jej kochać, ale uraz pozostanie, a kiedyś wszystko się wyda, nawet podczas spraw rozwodowych, bo na razie to małżeństwo tylko ku temu zmierza.
Franco jest odpowiedzialny, nawet zbyt odpowiedzialny. Ma rację, że nie chce oddawać dziecka do adopcji, to jego krew, o ile podejrzenia jego matki się nie potwierdzą. Nie rozumiem Veronici, nie potrafiłabym porzucić własnego dziecka, dlatego w tej kwestii jestem zdecydowanie po stronie Franca.
Sara i jej chęć posiadania dziecka. Za bardzo się starają, niedługo seks zacznie być dla nich przykrym obowiązkiem w dni płodne, a to też nie wróży dobrze na przyszłość. Uwiodła mnie postać Clary, tak firmowa plotkareczka, która zawsze wszystko wie.
Czekam na więcej, Aguś.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 43, 44, 45  Następny
Strona 3 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin