Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Conjugal Peccadilloes - EPILOG
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 42, 43, 44, 45  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dull
Generał
Generał


Dołączył: 14 Wrz 2010
Posty: 8468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:22:33 06-10-12    Temat postu:

Czyżby Marisa umierała? Jeżeli tak, to muszę Ci przyznać, ze zakończyłaś jej wątek w bardzo piękny sposób. A jeśli nie, to również będę się cieszyła.

Wiedziałam, że Sebastian jeszcze przypomni nam o swojej podłej naturze. Tacy, jak on się nie zmieniają. W podłej Veronici było widać potencjał na zmianę, a w nim nie od samego początku. Nie mniej jednak to bardzo ciekawa postać. Dobrze wymyślona.
A Ana wreszcie mi zaimponowała. Już dawno powinna była odejść od męża i poszukać szczęścia gdzie indziej. Niepotrzebnie wbijała się w lata

Cieszę się, że Veronicia odzyskała przytomność. Naprawdę ma dla kogo teraz żyć No i cieszę się szczęściem Franca

Jeszcze epilog? Nie bardzo wiem, co się w nim może wydarzyć, bo większość już się rozwiązała. Ale czekam na niego niecierpliwe, chociażby ze względu na to, że nie wiem, czy Marisa przeżyła, czy nie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:02:43 06-10-12    Temat postu:

Widzę, że Sebulek ciągle wzbudza najwięcej emocji Z nim i jego udawaniem to miało potrwać dłużej, ale jak już wspominałam jakoś ostatnio obrzydła mi ta historia, więc dość szybko wyszło szydło z worka w związku z czym Ana podjęła decyzję taką a nie inną. Tak czy siak, dokładnie tak to miało wyglądać - przeskoczyliśmy tylko kilka nic nie znaczących utarczek słownych między nimi, kiedy to on starałby się wcielić w życie swój plan i przekonać ją jak się zmienił

A co do epilogu - postram się jeszcze czymś zaskoczyć, mam nadzieję, że mi się uda ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:07:36 06-10-12    Temat postu:

W to nie wątpię moja droga
Koniec końców dobrze się stało. A Sebulek chyba zawsze wzbudzał najwięcej emocji. W końcu jest najbardziej barwną postacią w Twoim opowiadaniu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:31:25 06-10-12    Temat postu:

Czasem trochę mi go żal, że go takim stworzłam i nieraz miałam ochotę go "naprostować", ale stwierdziłam, że straciłby wtedy cały swój urok
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayleen
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 4673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:55:26 06-10-12    Temat postu:

Ej, ej. Ale Ana chyba nie dowiedziała się o jego udawaniu? Bo inaczej patrzy się na to, kiedy odchodzi od niego bo po prostu sama podjęła taką decyzję, po tych wszystkich błędach z nim, niż po tym jak dowiedziała się o kolejnym jego kłamstwie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:09:37 06-10-12    Temat postu:

A może właśnie to kłamstwo przeważyło szalę?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dull
Generał
Generał


Dołączył: 14 Wrz 2010
Posty: 8468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:17:34 07-10-12    Temat postu:

Liczę na to, że Ana wie o kłamstwie Sebastiana i to właśnie pozbawiło ją złudzeń.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reniuzka
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 0:43:26 08-10-12    Temat postu:

tak ,tak- czekamy na epilog!;-)) I to jak najszybciej, mam nadzieję;D;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:01:21 12-10-12    Temat postu:

Ja to jak zwykle mam suspenda ;P Ale nie jednak nie jest tak źle tylko dwa odcinki, to może parkami...

Ana i Sebastian, dziewczyno ja Cię albo uduszę albo ucałuje - wybieraj. Udusze za to, że Anka jest ( a raczej była) tak zaślepiona i wielkoduszna, że chciała się poświęcić i trwać przy tym kretynie. Ucałuje, że w końcu cham został sam i Anka się opamiętała. Swoją drogą nieźle to wymyślił, łajdak, ale inteligentny, więc dwa razy groźniejszy.

O Mili nawet nie będe się rozpisywać. Ta smarkula mnie wpienia samą swoją istotą, a co dopiero o zachowaniu wspominać. To podróbka Sebastiana, w gorszym wydaniu, ale podobny poziom. Tylko jemu zależy na dobrym imieniu i prestiżu, a jej nawet nie wiem o co... Kasę ma, (ostatnio) seksu aż nadto, brakuje jej tylko rozumu.

Marisa i Juan, jejciu... Żeby tylko wróciła do zdrowia! Zasługują na szczęście jak żadna inna parka

Franco dostał od losu drugą szansę, choć powinnam powiedzieć, że to Vero dostała szansę. Mam nadzieję, że tego nie zmarnują i razem z rodzeństwem Vero i maleństwem odnajdą swoje szczęście.

No to see ya i czekam na Epilog :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:11:15 16-10-12    Temat postu:

EPILOG

Stał na tarasie, opierając się pośladkami o balustradę i pożądliwym wzrokiem wpatrywał się w swoją żonę. W kobietę, która zmieniła się nie do poznania, pod każdym względem, począwszy od wyglądu zewnętrznego przez sposób bycia aż do wartości, jakie teraz były dla niej najważniejsze. Nie poślubił jej z miłości, ale to, co zgotował im los, otworzyło mu oczy na wiele spraw. Dziś nie wyobrażał sobie życia bez niej.
Zerknęła na niego kątem oka, odgarniając lśniące, czekoladowe włosy za ucho i uśmiechnęła się lekko, kiedy pojawiła się koło niej jego matka i zabrała od niej ich syna, wstała i kołysząc zalotnie biodrami ruszyła w jego stronę.
Franco uśmiechnął się pod nosem i przeczesując włosy palcami udał speszonego, wlepiając na chwilę wzrok w czubki swoich butów.
– Co to za gierki, panie Ortega? – spytała, stając przed nim i chwyciwszy go pod brodę, zmusiła by spojrzał na nią. Franco westchnął cicho i w czułym geście odgarnął jej pasmo włosów za ucho, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Była piękna. Zawsze mu się podobała pod względem fizycznym, ale teraz nie dość, że dzięki jego matce, z którą nawiasem mówiąc bardzo się zaprzyjaźniła, wyglądała na dziewczynę z klasą, to jeszcze promieniała. Z dnia na dzień coraz bardziej. Macierzyństwo zdecydowanie jej służyło.
– Kocham cię – szepnął, opierając się czołem o jej czoło i wsunąwszy dłoń pod jej włosy, czule pogładził kciukiem jej policzek.
– Jak będziesz mówił mi to tak często, to w końcu zacznę w to wierzyć – zaśmiała się, przelotnie cmokając go w usta. – Za chwilę będzie tu Guillermo z żoną i bliźniakami.
– Za to twój starszy brat jak zwykle nie ma poczucia czasu – mruknął Franco.
– Oh, daj spokój, przecież się stara – zbagatelizowała. – Idę poprawić makijaż i przebrać małego, w końcu nie co dzień kończy się roczek – dodała i puściwszy do niego oczko, odwróciła się na pięcie. – Franco – zaczęła po chwili, zatrzymując się w progu.
– Będę dla niego miły, nic się nie bój.
Verónica potrząsnęła przecząco głową i odwróciła się w jego stronę.
– Nie o to chodzi. Chciałam… Dziękuję, że jesteś ze mną – szepnęła tak cicho, że sama siebie ledwo słyszała. – Dziękuję, że mnie nie skreśliłeś i dałeś mi szansę na normalne życie. Dziękuję, że kiedy kazali ci decydować, wybrałeś naszego syna. Naszego, Franco. Chcę, żebyś wiedział, że nawet przez sekundę nie miałam wątpliwości, że to ty jesteś ojcem. Jeśli ty je masz, możemy zrobić testy. – Franco pokręcił przecząco głową. Chciał coś powiedzieć, ale dała mu znać, by pozwolił jej dokończyć, więc milczał. – Dałeś mi coś czego nigdy nie miałam, a co jest teraz dla mnie najważniejsze na świecie. Dom i rodzinę.
Franco uśmiechnął się i podszedłszy do niej, ujął jej twarz w swoje dłonie.
– Naprawdę jesteś ciągle tą samą Verónicą, którą poznałem w barze Martina? Czasem zaczynam w to wątpić – powiedział rozbawiony, by nieco rozładować atmosferę, a kiedy dziewczyna uśmiechnęła się, wycierając wierzchem dłoni mokre policzki, dodał: – Dziękuję, że uwierzyłaś, że możemy być rodziną – powiedział, wpatrując się w jej ciemne, ciągle zaszklone od napływających łez oczy. – Dziękuję ci za Victora i obiecuję, że zrobię wszystko, żebyście byli szczęśliwi. Ty, Victor i twoje rodzeństwo. Wiem, że nie wszystko jest idealnie i może nie tak jak to sobie wyobrażałaś, ale najgorsze już za nami. Teraz będzie już tylko lepiej – powiedział pewnie, po czym objął ją i przygarnął do siebie, wtulając twarz w jej miękkie, lśniące włosy.


Ana siedziała w wiklinowym krześle w swoim ogrodzie, któremu poświęciła się bez reszty. W końcu odzyskała spokój i równowagę i była w stanie wreszcie zacząć myśleć o tym, jak ułożyć sobie życie bez Sebastiána i jego majątku. Patrząc z perspektywy czasu, decyzja o pozostawieniu Vázqueza samemu sobie, była najlepszą, jaką mogła na tamten moment podjąć. Zawsze wiedziała, że Sebastián nie jest ideałem, ale ciągle łudziła się, że zmieni się choć odrobinę. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie. Kiedy usłyszała jego rozmowę z Milagros na temat jego rzekomego kalectwa, poczuła się tak, jakby strzelił jej w plecy. Uświadomiła sobie wtedy, że obojętnie jak bardzo by się nie starała, ich papierowe małżeństwo na zawsze pozostanie papierowym, bo Sebastián nigdy się nie zmieni. Nigdy nie dostrzeże w niej kobiety, z którą mógłby być szczęśliwy i nigdy nie będzie się dla niego liczyło nic ponad czubek jego nosa. Nie mogła dłużej pozwolić się tak traktować. Spakowała się i wyjechała, a dziś była naprawdę szczęśliwa. I w końcu mogła być wolna.
Z westchnieniem spojrzała na leżącą na stoliku kopertę, zaadresowaną ręcznie, zdecydowanym pismem Sebastiána. Nie spodziewała się, że będzie zdolny do czegoś takiego, zwłaszcza po tym, jak zostawiła go bez słowa. Przez moment podejrzewała nawet, że to jakaś kolejna jego sztuczka. Jeśli jednak chciała się uwolnić od niego raz na zawsze, musiała się spieszyć. Kolejnej takiej szansy mogła już nie dostać, a przecież Sebastián mógł w każdej chwili się rozmyślić.
Wyciągnęła z koperty wniosek o unieważnienie małżeństwa, podpisany przez jej męża i pobieżnie przebiegła wzrokiem po załączonych dokumentach. David prześwietlił je już na wszystkie sposoby i stwierdził, że pod względem prawnym wszystko jest w porządku. Powinna więc podpisać je z zamkniętymi oczami, a jednak nie potrafiła.
– Głupia, naiwna gęś – prychnęła do siebie, sięgając po pióro.
– Raczej piękny łabędź – usłyszała za sobą, a jej serce zamarło. – Czy nie tego chciałaś? – spytał.
– Po co przyszedłeś? – odpowiedziała pytaniem i powoli wstała z fotela, by spojrzeć mu w twarz. – Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni.
– Bo nie byliśmy – odparł, wsuwając dłonie w kieszenie swoich eleganckich spodni. – Odkąd uciekłaś, porozumiewasz się ze mną wyłącznie za pośrednictwem mojego kuzyna – dodał, uśmiechając się krzywo.
– Dziwisz mi się?
Sebastián potrząsnął przecząco głową.
– Wyjeżdżam – oświadczył beznamiętnym głosem, spoglądając jej prosto w oczy. – Chcę żebyś w tym czasie zajęła się Grupo Vázquez.
Ana roześmiała się histerycznie, przeczesując włosy palcami.
– I znów liczy się tylko to, czego ty chcesz.
– Przestań. Grupo Vázquez, to jedyna rzecz jaka nas łączy, zleży ci na niej tak samo jak mnie, a może nawet bardziej. To, że nie będziemy już małżeństwem, nie oznacza, że nie możemy pozostać wspólnikami. Firma całkiem nieźle prosperuje, rozwiązanie fuzji i ponowne powołanie do życia Grupo del Bosque nie wyszłoby nam na dobre, wiesz przecież.
Ana uniosła wysoko brwi, analizując wszystko na szybko. Jej ciągle–jeszcze–mąż miał rację. Obie firmy potrzebowały się nawzajem, by utrzymać się na rynku, tylko dlaczego nagle ona miała stanąć na ich czele.
– A co ty będziesz robił w tym czasie? Zabawiał panienki w Miami?
– Jeśli masz zamiar podpisać papiery, które leżą za tobą na stoliku, to chyba nie powinno cię to już interesować.
– Masz rację – powiedziała i odwróciła się, by złożyć podpis na dokumentach. – Proszę – powiedziała, podając mu kopie. – Od teraz wyłącznie interesy? – spytała, wyciągając dłoń w jego stronę.
– Wyłącznie – odparł i wpatrując się w jej oczy, ujął jej dłoń swoją. – Do zobaczenia… wspólniczko – dodał, uśmiechając się, po czym zniknął tak samo nagle jak się pojawił.
Ana nabrała powietrza w płuca. Zatrzymała firmę i wreszcie była wolna. Cała reszta nie miała w tej chwili najmniejszego znaczenia. Teraz liczyła się tylko ona i jej szczęście.


Juan kołysał w ramionach kilkumiesięczną dziewczynkę, już teraz tak podobną do swojej matki. Nie mógł się nadziwić temu, jak los bywa przewrotny. Najpierw ślub jak z bajki, potem przepaść jaka nagle powstała między nimi, amnezja Marisy, ich drugi miesiąc miodowy i ślub w szpitalnej kaplicy. Wielka gula ścisnęła mu gardło, gdy przypomniał sobie tamten dzień. Kiedy osunęła mu się w ramionach był przekonany, że stracił ją bezpowrotnie. Ale to był zaledwie początek walki o jej zdrowie i nowe życie, które rozwijało się pod jej sercem.
Lekarze nie byli zachwyceni jej ciążą, starali się za wszelką cenę odwieść ją od pomysłu urodzenia dziecka, ale ona nie chciała słuchać, choć tak naprawdę liczył się przecież każdy dzień i każdy mógł kosztować życie jej, albo jej dziecka. Wiedziała jednak, że po przeszczepie szpiku niewielu kobietom udaje się zajść w ciążę, więc wbrew wszystkiemu postanowiła zaryzykować. Juanowi nie pozostało nic innego jak wesprzeć ją i być przy niej, niezależnie od tego, jak to się miało skończyć. I tak na świecie pojawiła się mała Elena, która teraz rozkosznie uśmiechała się przez sen.
Juan ostrożnie ułożył córkę w łóżeczku i przykrył różowym kocykiem. Mała była okazem zdrowia, ale jej matka przez najbliższe miesiące musiała na siebie chuchać i dmuchać. Najgorsze jednak było dla niej to, że nie mogła w pełni cieszyć się macierzyństwem. Jednym z zaleceń lekarzy – ze względu na niedobór odporności – było obok stosowania specjalnej diety, unikania kontaktu ze zwierzętami, przebywania w dużych skupiskach ludzi i pozbycia się z domu wszelkich kwiatów, także unikanie kontaktów z dziećmi, które miały większe ryzyko na choroby infekcyjne. Widział jak ją to bolało, a świadomość, że nie mógł nic zrobić, rozrywała jego serce. Ale najgorsze przecież było już za nimi, a teraz miało być już tylko lepiej.
– Juan? Wszystko w porządku? – spytała Livia, podchodząc do łóżeczka swojej chrześnicy. Brunet niepewnie skinął głową. – Rozchmurz się. Masz wspaniałą córkę, twoja żona wraca do zdrowia…
– Ale nie może być przy niej, a przecież one potrzebują siebie nawzajem.
– Wyniki badań Marisy są naprawdę dobre, lepsze niż przeciętne u kobiet w jej sytuacji – powiedziała z pełnym przekonaniem. – Stopniowo wszystko wróci do normalności. Szybciej niż ci się wydaje – dodała, uśmiechając się ciepło.
Juan odwzajemnił uśmiech i westchnął ciężko.
– Livia ma rację – usłyszał za sobą głos brata, który klepnął go w ramię w pocieszającym geście. – Głowa do góry.
– Co jest? – spytał Juan, widząc ukradkowe spojrzenia i uśmiechy, jakie wymieniali między sobą Livia i José. – Chcecie mi o czymś powiedzieć?
– Pobieramy się – odparł dumnie José. – Jak tylko Mari wydobrzeje ustalimy datę.
– No w końcu! – ucieszył się Juan, obejmując brata, a chwilę potem Livię. – Czailiście się z tym, a wszyscy i tak wiedzieli, że jak to się ładnie mówi, macie się ku sobie.
José przewrócił oczami i szturchnął brata zaczepnie łokciem pod żebra.
– Chcielibyśmy żebyście z Marisą zostali naszymi świadkami – powiedziała Livia.
– Z przyjemnością – zgodził się Juan.
– No, to idź do niej, zabierz ją na jakiś spacer i powiedz, że ma się wziąć w garść i wracać szybko do zdrowia, zanim mi się panna młoda rozmyśli. My z przyjemnością zajmiemy się w tym czasie naszą chrześnicą.
José uśmiechnął się z wdzięcznością, po czym delikatnie cmoknął córeczkę w główkę i ruszył do pokoju Marisy. Kiedy wszedł do środka, leżała na łóżku, zwinięta w kłębek.
– Kochanie – szepnął siadając za nią i pochylając się w jej stronę.
Marisa leniwie odwróciła głowę i spojrzała na niego pełnymi łez oczami.
– Co się dzieje? – przestraszył się. – Gorzej się poczułaś?
Pokręciła przecząco głową i usiadała, spoglądając mu prosto w oczy.
– Rok temu, sądziłam, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli się rozstaniemy. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że dziś nadal będziemy razem… Właśnie dotarło do mnie, że gdybyś mnie wtedy zostawił, tak jak chciałam, nie poradziłabym sobie sama. Nie miałabym w sobie tyle siły, by walczyć…
– Mari – przerwał jej, ujmując jej twarz w swoje dłonie. – Przysięgałem przecież, że będę z tobą w zdrowiu i chorobie, głuptasie. Nie mógłbym cię zostawić, ani wtedy, ani teraz, ani nigdy. Cokolwiek się wydarzy, będę zawsze przy tobie. Nie mógłbym żyć bez ciebie. Pamiętaj o tym – poprosił, opierając się czołem o jej czoło.
– Najgorsze już za nami, prawda? – spytała.
– Nawet jeśli nie, to razem damy sobie radę ze wszystkim – zapewnił. Wierzył w to głęboko i chciał, by Marisa też uwierzyła i już nigdy więcej w to nie zwątpiła i nie próbowała go od siebie odsuwać. Kiedy zajrzał jej w oczy, uśmiechnęła się lekko. – Chodźmy na spacer, mamy sporo do nadrobienia. Zresztą czas już chyba zacząć wracać do normalności.


– Nie podglądaj – poprosił Martin, prowadząc Sarę do wyremontowanego wnętrza swojego baru. Miał nadzieję, że zmiana wystroju i charakteru lokalu przypadnie jej do gustu.
– Wiesz, że nie lubię takich podchodów.
– Nie marudź – uciął krótko i stanąwszy za nią, objął ją w pasie i oparłszy brodę na jej ramieniu, szepnął jej wprost do ucha. – Już, możesz otworzyć.
Sara powoli podniosła powieki i zamarła. Odremontowane wnętrze w niczym nie przypominało już ciemnego, zadymionego baru, którym było jeszcze kilka miesięcy temu. Pod ścianą na prawo od baru ustawione były gustowne, skórzane kanapy i fotele i niewielkie stoliki, a po lewej stół do bilardu, rzutki, automaty do gier. Środek zaś miał być miejscem do tańca. Teraz był to klub z prawdziwego zdarzenia a nie tylko podrzędna spelunka.
– To był pomysł Franco i Aurory – powiedział Martin, wskazując na taras, na którym było specjalne miejsce dla D.J–a. – Miałaś świetny pomysł, by ich w to zaangażować. Dziękuję – dodał i cmoknąwszy ją w policzek, ruszył za bar. – Witam w moim królestwie – ukłonił się teatralnie, po czym zamaszystym gestem wskazał na szklane półki z alkoholami. – Co podać?
Sara roześmiała się i zajęła miejsce na wysokim barowym stołku.
– Jeszcze jeden taki uśmiech i całusa – powiedziała rozbawiona, puszczając do niego oczko.
To był pierwszy wieczór odkąd na świecie pojawiły się ich dzieci, rozkoszne, ale dające nieziemsko popalić swoim rodzicielom, bliźniaki Sergio i Marina, kiedy zdecydowali się wyjść gdzieś sami i zostawić maluchy pod opieką Aurory. Ismael, świetnie czuł się w roli starszego kuzyna, a odkąd dostał od Martina nową nerkę, wprost tryskał energią. Trudno było go czasem uprosić, by posiedział spokojnie choćby pięć minut.
– Jesteś wspaniałym mężczyzną – powiedziała Sara, kiedy przesunął w jej stronę po blacie szklankę z sokiem pomarańczowym. – Ideałem, który nie powinien istnieć.
– Nie ma ideałów, kochanie. Każdy ma jakieś wady.
– Ale nie każdy zachowałby się tak jak ty.
– To mój bratanek. Nie mogłem postąpić inaczej, za to ty, nie musiałaś zaprzyjaźniać się wcale z moją byłą dziewczyną.
– Mam być zazdrosna?
– A nie jesteś?
– Ani odrobinę – zaprzeczyła. Wiedziała, że się z nią droczył. Nawet jeśli kiedyś rzeczywiście kochał Aurorę, dziś nie było już żadnego śladu po tym uczuciu. Dziś to ona była panią jego serca, czego dowody dawał jej na każdym kroku. Był wspaniałym mężem, ojcem, kochankiem a przede wszystkim przyjacielem, z którym nadal mogła rozmawiać o wszystkim.
– Czyżby? – spytał przekornie.
– Zamiast droczyć się ze mną, lepiej w końcu mnie pocałuj!
Martin roześmiał się i pochylił się nad ladą, by sięgnąć do jej ust, a kiedy chwyciła go za koszulkę tuż przy szyi i przyciągnęła do siebie, zgrabnie wpakował się na blat, by zaraz znaleźć się po jej stronie. Ogień, który był między nimi, wciąż się palił i nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek miał wygasnąć.

______________

W tym miejscu dziękuję wszystkim, którzy poświęcali swój cenny czas mnie i temu opowiadaniu. Dziękuję za Wasze komentarze, które często dawały mi kopa i pomagały iść naprzód w chwilach zwątpienia :* Pewnie nie wszyscy są usatysfakcjonowani, ale cóż... życie ;D


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 20:52:03 16-10-12, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:28:26 16-10-12    Temat postu:

OMG
Jak ja Cię kocham!
Już Ci wczoraj pisałam co myślę. Cieszę się, że dodałaś scenką z Martinem i Sarą... Nie sądziłam, że będę mieli podwójnie szczęście w postaci bliźniaków.
Marisa i Juancho, oni chyba mieli najcięższą drogę do przejścia. Ciesze się, że wszystko się prostuje i jest coraz lepiej.
Franco na nowo odnajduje się w związku z Vero, która zmieniła swoje podejście do niego o 180 stopni. Cieszę się, że zrozumiała co się w życiu liczy... Choć jej początkowe cele też nie były z założenia złe, ale nie do końca dobrze się za to zabrała.
Ana - wreszcie jest wolna, choć myślałam, że po naszej wczorajszej rozmowie kogoś jej jednak doczepisz Sebastian chyba się nie zmieni...

Dziękuję Ci za to opowiadanie, kochana
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:39:45 16-10-12    Temat postu:

Przepraszam, myślałam o Anie i o tym by jej kogoś doczepić, ale ani David, ani Arturo mi tu nie pasował, a nie chciałam brać kogoś trzeciego z księżyca tylko do epilogu... trudno, jest jak jest - uznajmy, że to furtka na przyszłość
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:44:50 16-10-12    Temat postu:

Ok, więc już nic nie mówię, skoro planujesz kolejną część...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:53:02 16-10-12    Temat postu:

Haha... tylko wiesz, od planów do ich realizacji droga długa i kręta
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:55:48 16-10-12    Temat postu:

No tak wiem... Heh
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 42, 43, 44, 45  Następny
Strona 43 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin