Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Junto a Ti (Eillen&Kenaya) - [26.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 18, 19, 20  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:57:27 03-01-17    Temat postu:

Jestem i nigdzie się nie wybieram
Ech, czyli skoro tak mówisz, to Russel jednak da im znów popalić. No co za dupek no. Wydaje mu się, że jest nietykalny i wszystko mu wolno... mam jednak ogromną nadzieję, że wszyscy wyjdą cało z tej sytuacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:23:34 04-01-17    Temat postu:

To się bardzo, ale to bardzo cieszymy
W każdym opowiadaniu musi się przyplątać jakiś dupek, więc i tu nie mogło być inaczej Co nie znaczy, że na jednym Russellu się skończy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:23:29 04-01-17    Temat postu:

Ale mnie teraz pocieszyłaś
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:39:48 05-01-17    Temat postu:

Haha... zdaję sobie z tego sprawę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:57:04 15-01-17    Temat postu:




    – Mamy do pogadania, Tommy – stwierdziła Liliana, gdy razem z Raulem ledwie zdążyli przekroczyć próg kawiarni. – Ciebie też to dotyczy – zwróciła się do narzeczonego, wcelowując w niego palcem wskazującym i robiąc przy tym groźną minę, a przynajmniej starając się, bo była tak uroczą istotą, że Rivera wątpił, by to było w ogóle możliwe.
    Raul pokręcił głową z niedowierzaniem, uśmiechając się krzywo i zajmując miejsce na jednym z wysokich stołków przy ladzie.
    – Corrie już ci poskarżyła – bardziej stwierdził niż zapytał, obejmując dłońmi jedną z pustych filiżanek rozstawionych na ladzie, utkwił wzrok w delikatnym kwiatowym wzorku. Gdyby ktoś go nie znał, mógłby pomyśleć, że mu przykro, ale wcale tak nie było i Tomas wiedział to lepiej niż ktokolwiek inny. – Mam nadzieję, że powiedziała ci również to, co ukrywała przede mną. Powiedziała?
    – Pozwól, kochanie, że to ja będę zadawała teraz pytania – upomniała Lily. – Co to za akcja rodem z filmów akcji? – zagadnęła, wspierając się przedramionami o blat i pochylając w stronę siedzących po drugiej strony lady chłopaków, zmarszczyła podejrzliwie czoło, wodząc przenikliwym wzrokiem od jednego do drugiego i z powrotem.
    Raul westchnął ciężko i uśmiechnął się cierpko, zerkając na Tomasa. Być może nieco przesadził i wpakował ich obu w jakieś większe szambo, ale naprawdę szlag jasny go trafiał na samą myśl o tym, co groziło Corrie, dlatego nie żałował niczego i gdyby zaszła taka potrzeba, bez wahania zrobiłby to jeszcze raz.
    – Powiecie coś w końcu? – spytała naglącym tonem Liliana, zakładając pasmo włosów za ucho.
    – Właśnie – zawtórowała jej Corrie, która nagle wyłoniła się z zaplecza i z przedramionami skrzyżowanymi na piersi w obronnej pozie, oparła się ramieniem o ścianę, przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę. – Co się tam stało?
    – Nic. Po prostu pogadaliśmy sobie jak faceci – bąknął w końcu Tomas, odważnie wytrzymując spojrzenie Corrie, która słysząc to, przewróciła oczami i pokręciła głową z dezaprobatą, przeczesując palcami pasma włosów.
    – Domyślam się, że stwierdzenie „jak faceci” oznacza, że w grę wchodzą argumenty siłowe – bardziej stwierdziła niż spytała Lily, a kiedy obaj z Tomasem pokornie zwiesili głowy, westchnęła ciężko. – Podobno mężczyźni są świetnymi strategami, ale patrząc na was, trudno mi w to uwierzyć, bo takie zachowanie wcale nie oznacza, że jesteście w stanie przewidzieć kilka następnych kroków wroga, a wręcz przeciwnie.
    – Chryste, to nie poligon i wojskowe ćwiczenia, Lily, tylko jakiś zasrany palant, który myśli, że wszystko mu wolno.
    – A wy co? Strażnicy Teksasu czy jaki czort, że postanowiliście wziąć sprawiedliwość w swoje ręce?
    – Z takimi ludźmi jak Russell nie można inaczej – wtrącił Tomas, mając niejasne przeczucie, że w słodkim gniazdku jego kumpla zanosi się właśnie na burzę z piorunami. Kiedy jednak poczuł na sobie mordercze spojrzenia dziewczyn, odetchnął głęboko i ukrył twarz w dłoniach, zastanawiając się jak uciąć ten temat, zanim zrobi się z tego wielka afera. – Cholera, jedynym człowiekiem, który powinien czuć się podle, jest ten gnojek, a nie my. Taka prawda – uprzedził Lily i Corrie, które zdawały się mieć w zanadrzu przygotowanych co najmniej milion kontrargumentów. Miał już dość tej zupełnie bezproduktywnej wymiany zdań i tłumaczenia się, choć przecież wszystko co zrobili, zrobili w dobrej wierze, a jedynym winnym całego tego zamieszania był John Russell. Naprawdę rozumiał dziewczyny, ale nie znosił płakania nad rozlanym mlekiem. Stało się. Nikt czasu nie cofnie. Koniec i kropka. – Gdzie te kartony z zastawą do rozpakowania? – zwrócił się do narzeczonej swojego przyjaciela.
    Lily bez słowa wskazała głową na zaplecze, a Tomas od razu ruszył w tamtą stronę. Zatrzymał się jednak przy Corrie i zerknął przez ramię w stronę Raula i Lily, która za wszelką cenę usiłując wyłowić spojrzenie narzeczonego, przykryła jego dłonie, obejmujące pustą filiżankę, swoimi.
    – Kochanie… – szepnęła cicho. – To, co zrobiliście nie było zbyt mądre, ale rozumiem, co wami kierowało – powiedziała łagodnie. – Nie będę prawić ci kazań – dodała, a Raul w tym momencie podniósł wzrok znad filiżanki, jakby tylko czekał aż usłyszy właśnie te słowa. – Proszę cię tylko byś nie robił głupstw…
    Tomas uśmiechnął się jednym kącikiem ust, kiedy Lily ujęła twarz jego kumpla w swoje drobne dłonie, a potem wspięła się na palce i pocałowała go przez ladę, delikatnie i czule.
    Corrie pokręciła głową na ten widok i uśmiechnęła się lekko.
    – Są tak słodcy, że od tej słodyczy może się czasem człowiekowi zrobić niedobrze – powiedziała cicho z rozbawieniem, a wyczuwając na sobie palący skórę, niczym rozżarzone węgle, wzrok Tomasa, odruchowo przygryzła dolną wargę i przeniosła wzrok na niego, czując, że jej serce zaczyna mocniej bić, a stado motyli w brzuchu zrywa się właśnie do lotu.
    Tomas obrzucił gorącym spojrzeniem całą jej sylwetkę, a gdy dotarł do jej ciemnych, błyszczących oczu, przesunął językiem po zębach, jakby szykował się do skonsumowania ulubionego deseru i wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Kolejny raz przekonał się, że panowanie nad sobą, gdy w pobliżu była Corrie, przychodzi mu naprawdę z coraz większym trudem.
    – Dziękuję, Tomas – powiedziała cicho, odważnie wytrzymując jego palące spojrzenie. – Nie wiem co tam zaszło i chyba nie chcę wiedzieć – dodała, skupiając wzrok na swoim kuzynie i najlepszej przyjaciółce. – Nie chcę też żebyś miał przeze mnie problemy więc proszę, byś zostawił tę sprawę.
    – Nie musisz się o mnie martwić – odparł Tomas i zupełne spontanicznie wyciągnął dłoń, by założyć jej pasemko włosów za ucho, a kiedy Corrie ponownie spojrzała mu w oczy, nieznośnie powoli przesunął pasemko między palcami.
    – Wobec tego ty przestań martwić się o mnie. Możesz to zrobić?
    Tomas uśmiechnął się i opuścił głowę, sprawiając wrażenie lekko speszonego, a w jego policzku jak na zawołanie pojawił się dołeczek. Czuł, że wzrok Corrie powędrował dokładnie w to miejsce na jego twarzy, więc z premedytacją poszerzył uśmiech.
    – Jak noga? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
    Corrie zaśmiała się cicho i pokręciła głową z niedowierzaniem.
    – Pobolewa – przyznała szczerze. – Mam nadzieję, że to minie, chociaż może jednak powinnam się zaprzyjaźnić z bólem.
    – Niekoniecznie. Jeśli nie masz innych planów, to jak tylko uporam się z tymi paczkami, które zalegają na zapleczu, to zanim zawiozę cię do domu, zabieram cię na siłownię – zakomunikował i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, zniknął na zapleczu.


    ______________________________________________________________ * * *


    Godzinę później po krótkiej rozgrzewce, czekając, aż Tomas dołączy do niej na głównej sali siłowni, przeszła się wzdłuż jednej ze ścian, w całości zagospodarowanej przez, sięgające od sufitu do podłogi, lustra i ściągając długie włosy w wysoki koński ogon, dyskretnie rozejrzała się po pomieszczeniu, wypełnionym sprzętem do profesjonalnych treningów siłowych. Zdawała sobie sprawę z tego, że ćwiczenia to najlepszy sposób na uśmierzenie bólu i zadbanie o tak potrzebny przy kontuzji ciągły ruch, bo nauczyła się tego podczas kilkumiesięcznej rehabilitacji, jaką odbyła po tamtym feralnym wypadku, ale wysiłek fizyczny fundowany jej przez fizjoterapeutę niewiele miał wspólnego z tym, co ćwiczono zazwyczaj w takich miejscach, jak to. Dlatego nie bardzo wiedziała, czemu Tomas tak się uparł na wizytę w siłowni.
    Pokręciła głową z niedowierzaniem i odruchowo przygryzając policzek od środka, prześlizgnęła wzrokiem po nielicznych zgromadzonych w sali. Dwóch napakowanych kolesi, z których jeden okupował ławkę ze sztangą, a drugi zajmując sąsiednie skórzane siedzisko, pochylał się odrobinę do przodu i podnosił jedną ręką ciężką hantle, całkowicie skupionych było na sobie i ćwiczeniach, więc Corrie przypuszczała, że gdyby obok nich nagle wybuchła bomba wcale by ich to nie obeszło. Zaśmiała się na tę myśl i powędrowała wzrokiem w drugi koniec sali, gdzie dwie dziewczyny, mniej więcej w jej wieku, truchtając na bieżni, mierzyły ją drobiazgowym, nieprzyjaznym wzrokiem, jakby usiłowały ocenić jak wielkim zagrożeniem jest dla nich ciemnowłosa nieznajoma i jaką stanowi dla nich konkurencję na wypadek, gdyby nagle w sali pojawił się jakiś, niczego nieświadomy, przystojniak.
    Corrie z trudem zapanowała nad wybuchem śmiechu, nagle uświadamiając sobie, że lada chwila jeden z nich wkroczy tutaj i swoim zwierzęcym magnetyzmem oraz uroczym uśmiechem, momentalnie skupi na sobie dzikie spojrzenia obu dziewczyn. Corrine ciekawa była tylko ich min, gdy w końcu zorientują się, że ów przystojniak przyszedł tu z nią. Co prawda nigdy nie uciekała się do takich sztuczek i nie wykorzystywała podobnych chwytów, by utrzeć komuś nosa, ale musiała sama przed sobą przyznać, że mogłoby być zabawnie… albo wręcz niesmacznie.
    Westchnęła cicho i odruchowo wsuwając za ucho niesforne pasemko włosów, które wysunęło jej się z wysokiego upięcia, spojrzała przed siebie, a jej usta mimowolnie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, na widok podnoszącego się z „wioślarza”, młodego chłopaka, ze związanymi z tyłu głowy ciemnymi dredami, które były znakiem rozpoznawczym, [link widoczny dla zalogowanych]. Przystanęła w miejscu i krzyżując przedramiona na piersiach, przyglądała mu się z rozbawieniem dopóki, zapewne instynktownie wyczuwając już na sobie jej wzrok, nie przeniósł na Corrine spojrzenia błyszczących wesoło brązowych tęczówek.
    Wyszczerzył się jak dzieciak i zarzucając na szyję czarny, frotowy ręcznik, podszedł do niej żwawym krokiem.
    – Cześć, śliczna – przywitał się, potem chwytając Corrie delikatnie za szyję, cmoknął ją w policzek. – Co tu robisz? Przyszłaś z Raulem? – zagadnął, ponad jej ramieniem przelotnie zerkając w stronę wyjścia.
    – Nie. Z przyjacielem – odparła Corrine, a gdy Jax na dźwięk tych słów, momentalnie uniósł wymownie brwi i uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób, przez większość ludzi odbierany jako sardoniczny, zdzieliła go otwartą dłonią w ramię. – Nawet nie zaczynaj! Bo wpiszę cię na czarną listę, zaraz obok Adama, Chachi i Lily.
    – No, kto, jak kto, ale ta trójka ma szósty zmysł w tych sprawach i oboje o tym wiemy – odparł swobodnie Jax i puścił do Corrie oko, a dostrzegając jak dziewczyna w odpowiedzi przewraca oczami, wyszczerzył zęby w szerokim, chłopięcym uśmiechu. – Jak noga? – zagadnął po chwili nieco poważniejąc i krzyżując umięśnione przedramiona na torsie, przeniósł wzrok na kontuzjowaną nogę Corrie, a potem znów spojrzał jej w oczy z bijącą z brązowych tęczówek szczerą troską.
    Corrie umknęła wzrokiem i odruchowo przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę, wykrzywiła usta w cierpkim uśmiechu.
    – Po ostatnim upadku znów trochę doskwiera – odparła i nie zaszczycając Jaxa ani jednym spojrzeniem, usiadła na drewnianej ławce ustawionej pod ścianą z lustrami i wyprostowała obolałą nogę. – Ale mam nadzieję, że przejdzie i będę mogła dać z siebie wszystko na festiwalu – dodała, przelotnie zerkając na kolegę, który przyglądając jej się uważnie tym swoim dociekliwym wzrokiem, którym zdawał się rozkładać rozmówców na czynniki pierwsze i dowiadywać o nich nawet tego, czego nie chcieli ujawniać, podszedł powoli i zajął miejsce na ławce obok niej.
    – Ktoś w końcu musi tam zdrowo narozrabiać, nie? – zagadnął ze śmiechem, chcąc rozładować atmosferę, a potem zakołysał się lekko i trącił Corrine ramieniem. – Dźwigniesz się z tego, mała. Jak zawsze – powiedział i mrużąc lekko oczy, wlepił spojrzenie w jakiś tylko sobie wiadomy punkt przed sobą. – To właśnie ta drzemiąca w tobie siła, od zawsze tak mi imponowała. Nie ma dla ciebie sytuacji bez wyjścia i tego się trzymaj – mruknął, wracając do niej spojrzeniem.
    Corrie przez chwilę wpatrywała się w te jego inteligentne i błyszczące ciepło, ale pełne tajemnic brązowe ślepia, w których niezmiennie od kilku lat dostrzegała tylko szczerość i prawdziwy ogień, dzięki któremu Jax umiał czerpać z życia garściami. To była jedna z tych cech, która niczym magnes przyciągała do Jaxa ludzi, a on jak na pełnokrwistego samca przystało, oczywiście potrafił to wykorzystać na swoją korzyść.
    Uśmiechnęła się mimowolnie na tę myśl, a Jax odrobinę speszony tym jej nieinwazyjnym, wzrokowym natarciem w końcu odwrócił głowę i instynktownie przygryzł dolną wargę.
    – Nie patrz tak na mnie, Corrie – poprosił i wspierając łokcie o zgięte kolana, potarł palcami pokryty zarostem podbródek.
    – Czerwienisz się? – zagadnęła i pochylając się do przodu, z szerokim uśmiechem zajrzała mu w twarz, którą za wszelką cenę starał się przed nią ukryć. – Czerwienisz się.
    – Cholera, nie! – parsknął śmiechem, a kiedy Corrie z powątpieniem uniosła ciemne brwi, z trudem panując przy tym nad rosnącym jej w piersi śmiechem, Jax prychnął cicho i nim się spostrzegła chwycił kaptur jej bluzy, szybkim ruchem wsunął jej na głowę, a potem mocniej naciągnął materiał, by zasłonić jej oczy, przez co Corrine przestała nad sobą panować i zaczęła się niekontrolowanie śmiać. – Dlaczego ja się z tobą zadaję? – mruknął Jax sam do siebie i znów wspierając łokcie o kolana, pokręcił głową z rezygnacją.
    – Bo mnie uwielbiasz! – odparła z entuzjazmem Corrie, momentalnie ściągając na siebie jego ciepłe, radosne spojrzenie.
    Jax otaksował jej sylwetkę uważnym spojrzeniem i uniósł kącik ust w sobie zwyczajnym, kpiącym uśmiechu.
    – I masz szczęście, Motylku.
    – Wiem – odparła wesoło, szturchając go lekko ramieniem tak, jak on to zrobił kilka minut wcześniej. – Rozmawiałeś z Robertem o festiwalu? – zagadnęła po chwili, sprytnie zmieniając temat.
    – Rozmawiałem – mruknął tajemniczo Jax, a gdy przyjaciółka uparcie milcząc, ponagliła go zniecierpliwionym spojrzeniem, wyszczerzył się od ucha do ucha niczym mały łobuz. – Zgodził się. Powiedział, że z chęcią weźmie udział w show ze względu na dzieciaki i nie chce za to ani peso.
    Corrie pisnęła cicho z podekscytowania i zupełnie bez skrępowania chwyciła go dłońmi za twarz i wycisnęła na jego policzku mocnego całusa.
    – Jesteś wielki! Nawet nie wiesz, jak się cieszę!
    Jax parsknął śmiechem i obrzucił ją rozbawionym wzrokiem, a potem jawnie się zgrywając, popatrzył jej w oczy w taki sposób, jakby obawiał się jej nieobliczalnego zachowania.
    – Właśnie widzę, wariatko – rzucił, za co od razu zarobił kuksańca pod żebra. – Auć!... Jesteś zdecydowanie zbyt koścista. Kurde, jak niedożywione dziecko – pożalił się z krzywym uśmiechem, ostentacyjnie rozmasowując przy tym bolące miejsce.
    – Z twoich ust, jak do tej pory słyszałam coś innego – stwierdziła Corrie swobodnym tonem, nonszalancko wzruszając przy tym ramionami.
    – Pamięć też masz za dobrą – mruknął udając zdegustowanego, co okazało się nie być takie proste, kiedy mimo usilnych starań nie mógł przestać się śmiać.

    Słysząc konspiracyjne szepty, a zaraz potem typowo dziewczęcy chichot, odwrócił się przodem do truchtających na bieżni dziewczyn i zlustrował obie typowo samczym spojrzeniem, a potem posłał im jeden z całej serii swoich rozbrajających, zawadiackich uśmiechów, na krótką chwilę przyszpilając je w miejscu i chyba przy okazji pozbawiając oddechu. Machinalnie zwilżył wargi językiem i w dalszym ciągu nie odrywając od nich wzroku, zaczął się cofać w stronę miejsca, gdzie kilka minut temu zostawił Corrie. Przesunął kciukiem wzdłuż dolnej wargi i mrugnął do dziewczyn z rozbawieniem, wyraźnie malującym się w błyszczących łobuzersko tęczówkach, kiedy one, zupełnie bez skrępowania, nieustannie taksowały go wygłodniałym spojrzeniem, jasno sugerującym o czym w tym momencie myślały. Nigdy nie narzekał na brak powodzenia u płci przeciwnej, ale wciąż niezmiennie dziwiło go do czego zdolne są kobiety i w jak niesmaczny sposób potrafią się same podawać mężczyznom na srebrnej tacy. Nawet, jeśli w ostatnim czasie nie miał ochoty na stałe związki, a jego znajomości kończyły się na jednej, ewentualnie kilku wspólnie spędzonych nocach, to szczerze nie znosił kobiet, które narzucały się facetom. Miał naturę myśliwego i zdecydowanie wolał sam wybierać sobie „zwierzynę”, a potem krok po kroku, powoli ją zdobywać.
    Kiedy jego uszu dobiegł śmiech Corrie, momentalnie odwrócił się w stronę, z której dochodził, w jednej sekundzie zapominając o dziewczynach na bieżni. Wyraźnie zrzedła mu mina, gdy obok Corrine zobaczył jakiegoś typa w dredach, z którym najwyraźniej – sądząc po zachowaniu obojga i swobodzie we wzajemnych relacjach – łączyły ją dość zażyłe stosunki.
    Zacisnął mocniej palce na butelce wody mineralnej, którą niósł ze sobą, odchrząknął lekko i ruszył w ich stronę.
    – Gotowa na wysiłek fizyczny? – zagadnął swobodnie, ściągając na siebie jej radośnie błyszczące, ciemne spojrzenie.
    – Jasne, panie trenerze – odparła z promiennym uśmiechem, a potem wsparła dłoń o silny bark siedzącego obok przyjaciela i ostrożnie podniosła się z ławki, a zaraz w ślad za nią poszedł Jax – Poznajcie się. Jax Carter, najlepszy muzyczny czarodziej, jakiego znam – powiedziała, bez cienia przesady, niemal natychmiast pochwytując jego sceptyczne, choć błyszczące ciepło spojrzenie. – Tomas Lozano, przyjaciel Raula, mój sąsiad i osobiste fotograficzne guru – dokończyła i uśmiechając się szeroko, puściła do Tomasa oko.
    – Tajemniczy Tomas od indywidualnych lekcji tańca? – zagadnął swobodnie Jax i przyglądając się Lozano czujnie spod lekko zmrużonych powiek, podał mu dłoń, odwzajemniając zdecydowany, silny uścisk. Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny kpiący sposób, jednym kącikiem ust i zerknął na Corrie, która wlepiła w niego pytające spojrzenie, błyszczących ciemnych tęczówek. – Chachi była ostatnio tak podekscytowana, że nadawała jak nakręcona katarynka – wyjaśnił, nonszalancko wzruszając ramionami, po czym wsunął dłonie do kieszeni szerokich, dresowych spodni.
    Corrine przewróciła oczami na te słowa i wzdychając ciężko, pacnęła się otwartą dłonią w czoło.
    – Cała Chachi… – jęknęła, przepraszająco spoglądając Tomasowi w oczy.
    – Wygląda na to, że wszyscy już o nas wiedzą – odparł, uśmiechając się lekko, po czym przeniósł spojrzenie na Jaxa i odważnie zajrzał w jego ciemne tęczówki, jakby usiłował w nich znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, które kłębiły mu się teraz w głowie, a przy okazji bez pomocy słów przesłać wyraźny komunikat, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia czy jako osobiste guru fotograficzne może w jakikolwiek sposób konkurować z najlepszym muzycznym czarodziejem. Przez głowę przemknęło mu, że może jednak w ogóle nie powinien brać udziału w tym konkursie. – A sądziłem, że to Lily jest największą paplą w tym towarzystwie – dodał, wracając spojrzeniem do Corrie i mrugając do niej z rozbawieniem, na wspomnienie sytuacji sprzed kilku dni, kiedy musieli się tłumaczyć Lilianie.
    Corrie parsknęła śmiechem i nie odrywając spojrzenia od jego hipnotyzujących, błyszczących intensywnie brązowych tęczówek, mimowolnie przygryzła dolną wargę.
    – Obawiam się, że tytuł mistrza w tej dziedzinie bezpardonowo zgarnęły obie. Chociaż… – urwała i przystawiła palec wskazujący do ust, jakby się nad czymś zastanawiała. – Taktykę to mają kompletnie z innej beczki – dokończyła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Jaxem, który wyszczerzył zęby w szerokim, stuwatowym uśmiechu i zwieszając głowę, pokręcił nią z niedowierzaniem.
    – Nie przypominaj mi, bo zapadnę się pod ziemię – jęknął, pocierając palcami czoło. – Nikt nigdy nie zrobił mi takiego obciachu. Miałem ochotę ją wtedy udusić, zresztą do tej pory mi jeszcze nie przeszło – zaśmiał się i zerkając gdzieś ponad ramieniem Corrie, odruchowo przesunął językiem po wargach.
    – Chciała dobrze…
    – A wyszło, jak zwykle – nachmurzył się, choć kąciki jego ust drgnęły ledwie zauważalnie ku górze, w nikłym uśmiechu, a potem przeniósł roześmiane spojrzenie na milczącego Tomasa. – Jak zobaczysz gdzieś taką niewyrośniętą, trochę roztrzepaną blondynkę z ADHD, to spierniczaj ile sił w nogach. Schrzani ci reputację i jeszcze będzie oczekiwać podziękowania – stwierdził ze śmiechem. – Swoją drogą, to moglibyście wpaść któregoś wieczora do klubu. Wiem, że nie możesz teraz tańczyć... – powiedział, zwracając się tym razem bezpośrednio do Corrie. Uśmiechnął się krzywo i wyciągnął dłoń, wsuwając jej zbłąkane pasmo włosów za ucho w taki sposób, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie – … ale przynajmniej posiedzimy całą paczką, pogadamy, pośmiejemy się. Ja to pewnie będę się musiał urywać co jakiś czas, żeby rozruszać imprezę, ale to w niczym nie przeszkadza. Co wy na to? – zagadnął swobodnie i chowając dłoń z powrotem do kieszeni spodni, przeniósł wyczekujące spojrzenie na Tomasa, sprawiając przy tym wrażenie kogoś, kto właśnie bez skrępowania rzuca mu wyzwanie i czeka na reakcję, od której może zależeć wszystko.
    Tomas odważnie wytrzymał spojrzenie Jaxa, nawet na moment nie tracąc przy tym pewności siebie.
    Nigdy nie odwracaj wzroku od oczu swojego rozmówcy, bo to oznacza strach, to, że boisz się tego, o czym mowa – przypomniały mu się słowa starego Barosso. – I pamiętaj, że spuszczając wzrok, gdy mówisz, wysyłasz sygnał, że coś kręcisz. Mimo wszystko, od czasu do czasu zdejmuj jednak wzrok z oczu rozmówcy, chyba, że chodzi o jakieś wyzwanie albo podtekst erotyczny…
    Uśmiechnął się na wspomnienie tamtej krótkiej lekcji, a zaraz potem na myśl przyszły mu słowa matki, która zawsze powtarzała, że oczy nie tylko nie kłamią, ale też niekiedy mówią więcej niż usta. Miała rację. Jedno krótkie spojrzenie w oczy Corrie wystarczyło mu, by mieć pewność, że jednak nie jest całkowicie bez szans w starciu z najlepszym muzycznym czarodziejem i podjąć rzuconą przez niego rękawicę.
    – Jeśli tylko Corrie będzie miała ochotę i czuła się na siłach – odparł, ponownie przenosząc wzrok na Jaxa i mierząc go uważnym spojrzeniem, jakby chciał ocenić nie tylko swoje szanse w rywalizacji z nim, ale też zrozumieć co takiego miał w sobie, że zauroczył Corrine. – Nie tańczę, więc chętnie dotrzymam Corrie towarzystwa, gdy inni będą szaleć na parkiecie, albo rozkręcać imprezę – stwierdził, luzacko obejmując Corrie ramieniem. – I będziemy się świetnie bawić – zapewnił, mimo, że nie przepadał za tego typu imprezami. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo w ciągu ostatnich pięciu lat, nie miał przecież zbyt wielu okazji do imprezowania i odizolowany od społeczeństwa i tego typu rozrywek, być może zwyczajnie nieco zdziczał za murami więzienia. Poza tym nie był do końca pewien czy wpasuje się w towarzystwo Corrie, które zdawało się stanowić swego rodzaju zamknięty krąg, niedostępny dla niewtajemniczonych, ale gotów był podjąć wyzwanie, niezależnie od konsekwencji, jakie za sobą niosło. – Chociaż nie ukrywam, że zdecydowanie wolałbym dobre wino od drinków i sam na sam w zaciszu własnych czterech ścian od zatłoczonego, zadymionego klubu – dodał, ściszając nieco głos i uśmiechając się jednym kącikiem ust, zerknął na Corrie.
    W odpowiedzi uniosła pytająco ciemną brew, bez skrępowania przez chwilę siłując się z Tomasem na spojrzenia i całkowicie zapominając przy tym o obecności Jaxa. Tymczasem on, przyglądał im się z nieskrywaną ciekawością, jakby bez zadawania pytań usiłował odgadnąć co tak naprawdę dzieje się pomiędzy tą dwójką i jak bardzo poważne jest, to co ich łączy, bo to, że są dla siebie kimś więcej niż tylko sąsiadami, było akurat widać jak na dłoni.
    – To propozycja? – spytała cicho Corrie, przerywając w końcu tę naelektryzowaną ciszę, jak zapadła między nimi, a kiedy w policzku Tomasa, ku jej rozpaczy, pojawiło się to seksowne wgłębienie, od którego przestawała już racjonalnie myśleć, zdusiła w sobie jęk. Przymknęła na moment powieki, chcąc choć na ułamek sekundy uwolnić się spod czaru, jaki wokół siebie z pełną premedytacją roztaczał Lozano, a potem znów spojrzała mu w oczy, z wyraźnie wybrzmiewającą z ciemnych tęczówek pretensją. To inwazyjne spojrzenie, diabelski uśmiech, prowokujący męski zapach i ocierające się o nią silne, wysportowane męskie ciało, z pewnością nie pomagały jej zachować jasności umysłu, a wręcz przeciwnie, ale to już przestawało być dla kogokolwiek tajemnicą.
    – Dobra, to wy sobie ustalcie jakiś plan, co, gdzie i jak, nie wnikam – odezwał się z rozbawieniem Jax i dla podkreślenia swojego stanowiska w tej sprawie uniósł ręce w geście podania, a napotykając karcące spojrzenie Corrine, która wpatrywała się w niego spod zmrużonych groźnie powiek, uśmiechnął się tylko jednym kącikiem ust. – Muszę uciekać, śliczna. Impreza się sama nie rozbuja – powiedział, mrugając do niej przyjaźnie, a potem w swoim zwyczajnym geście, delikatnie objął dłonią jej kark i cmoknął ją w policzek. – Uważaj na siebie i daj znać, gdy już coś ustalicie – poprosił, czule trącając jej nos palcem wskazującym, a gdy Corrie skinęła głową w odpowiedzi, przeniósł niewzruszone spojrzenie na Tomasa. – Do zobaczenia, Lozano– rzucił krótko i wyciągając dłoń na pożegnanie.
    Tomas uścisnął dłoń Jaxa, być może nieco mocniej niż to było konieczne i przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby toczyli właśnie jakąś telepatyczną wymianę zdań, zrozumiałą tylko dla nich dwóch.
    – Do zobaczenia – odparł sucho po chwili, a potem odprowadził Jaxa wzrokiem. Gdy ten zniknął mu z oczu, spojrzał na Corrie. – No co? – spytał na widok wpatrujących się w niego zaciekle brązowych tęczówek. Corrie pokręciła tylko głową i uśmiechnęła się lekko. – Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu, śliczna – dodał, naśladując ton głosu Jaxa sprzed chwili. – Jeśli liczysz na jakąś taryfę ulgową, to muszę cię rozczarować.


    ______________________________________________________________ * * *


    Otworzył oczy i przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem lustrował otoczenie, zastanawiając się jaki jest dzień, która godzina i gdzie się znajduje. W końcu podniósł się powoli, wsparł się jedną dłonią o siedzisko kanapy tuż obok swoich bioder, a drugą przesunął po twarzy i włosach. Gdy napotkał na swej drodze roześmiane spojrzenie Corrie, kąciki jego ust drgnęły nieznacznie.
    – Dzień dobry, a raczej dobry wieczór – powiedziała cicho i uśmiechając się lekko, odłożyła książkę na stolik grzbietem do góry.
    – Chrapałem? – zapytał seksownie schrypniętym od snu głosem.
    Corrie pokręciła przecząco głową i założyła pasmo włosów za ucho.
    – Nie wiem co mnie tak powaliło, ale dawno już nie spałem tak dobrze – wyznał, nie odrywając spojrzenia od wpatrujących się w niego zaciekle ciemnych tęczówek.
    – Pracujesz całymi dniami w szkole, pomagasz Lily, po nocach ślęczysz nad kolażem, w międzyczasie jeszcze zajmujesz się Vicky, a nawet ty nie jesteś ze stali, Tomas. Powinieneś trochę spasować. Szczerze mówiąc, mam wyrzuty sumienia.
    – I tym przepysznym spaghetti, które nam zaserwowałaś, postanowiłaś trochę uciszyć sumienie? – zaśmiał się, stawiając stopy na miękkim dywanie i wspierając przedramiona o kolana.
    – Założę się, że od wizyty u cioci i wujka, kiedy Raul uczynił cię swoim drużbą, nie jadłeś porządnego domowego obiadu.
    – Nie miałem pojęcia, że aż tak źle wyglądam, że postanowiłaś, że trzeba mnie dożywić – zaśmiał się, przyglądając się samemu sobie. – Naprawdę jest tak źle? – zagadnął na co Corrie jedynie wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się promiennie. Wstała z krzesła i bez słowa skierowała się w stronę aneksu kuchennego.
    Tomas bez najmniejszego skrępowania obserwował jej idealną sylwetkę wygłodniałym spojrzeniem, gdy wspięła się na palce i sięgnęła do szafki, najpierw po wino, a potem po dwa kieliszki.
    – Napijesz się? – spytała, odwracając się przodem do niego.
    – Chcesz mnie upić? – odpowiedział pytaniem, z łatwością pochwytując jej spojrzenie, kiedy zmierzała w jego stronę powolnym krokiem. – Uważaj, bo mam mocną głowę – dodał, zmysłowym półgłosem, gdy zatrzymała się tuż przed nim, mierząc gorącym spojrzeniem najpierw jej zgrabne nogi, odziane jedyne w krótkie jeansowe szorty w seksowny sposób opinające jej biodra, przez idealnie płaski brzuch, skryty pod opiętym topem na ramiączkach, aż do krągłych piersi i ślicznej twarzy.
    – Ja też – odparła swobodnie, podając mu butelkę i korkociąg, jakby w ogóle nie była świadoma tego, w jaki sposób na nią patrzył i jakie myśli właśnie w tej sekundzie przelatywały przez jego głowę.
    – Mamy jakiś powód, by świętować? – spytał, wprawnie otwierając wino, a potem wstał i nawet na moment nie odrywając spojrzenia od jej oczu, napełnił kieliszki, które trzymała.
    – A musi być jakiś powód, by napić się wina? – zagadnęła. – Babcia zawsze powtarzała, że jeśli chcę mieć zdrowe serce, jasny umysł i zachować młodość, powinnam wypijać do obiadu kieliszek wina. Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli, na siłowni sam wspominałeś coś o dobrym winie.
    Tomas uśmiechnął się lekko, odstawił butelkę na stolik do kawy i jedną rękę wsunął swobodnie w kieszeń spodni, a drugą chwycił kieliszek, który podała mu Corrie, z rozmysłem dotykając przy tym jej dłoni. Nie cofnęła dłoni od razu, pozwalając by opuszki jego palców delikatnie prześlizgnęły się po jej skórze, powodując, że po jej ciele rozlało się przyjemne ciepło.
    Tomas przełknął z trudem, gdy zupełnie bezwiednie przesunęła językiem po dolnej wardze, a potem zanurzyła usta w bordowym trunku, spoglądając na niego znad kieliszka. Nie odezwał się. Stał jak zamurowany i zupełnie nie potrafił ani wydobyć z siebie słowa, ani tym bardziej oderwać od niej oczu. Wpatrywał się w nią tak, jakby chciał wyryć w pamięci obraz jej twarzy z nadobniejszymi szczegółami na wypadek, gdyby kiedyś zniknęła z jego życia. Była śliczną dziewczyną i nawet przez chwilę nie łudził się, że do tej pory żyła w cnocie, czekając cierpliwie na swojego księcia z bajki, ale kiedy obserwował ją i Jaxa, przez chwilę poczuł się jak piąte koło u wozu i zdecydowanie nie podobało mu się to uczucie. Czuł coraz większą potrzebę opiekowania się nią i chronienia jej przed wszystkimi namolnymi palantami i całym złem świata.
    Gdy zrobiło mu się sucho w ustach, upił łyk wina ze swojego kieliszka.
    – Nie wiem czy pamiętasz, ale wisisz mi co najmniej jedną lekcję tańca – odezwał się w końcu zmysłowym półgłosem, uświadamiając sobie, że mieszkanie Corrie wypełnia cicha, nastrojowa jazzowa muzyka, płynąca z odtwarzacza.
    Corrine uśmiechnęła się lekko i założyła pasmo włosów za ucho.
    – Raczej dwie – sprostowała. – Ale marna ze mnie dziś partnerka do tańca – dodała, wzrokiem wskazując na stabilizator na swoim kolanie.
    – Przecież na weselu nie będziemy tańczyć wyłącznie salsy – odparł, uśmiechając się jednym kącikiem ust, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Nim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób odstawił ich kieliszki na stolik do kawy, chwycił ją za rękę i zmniejszył dzielący ich dystans. Zajrzał jej w oczy, a kiedy nie dostrzegł w nich choćby cienia protestu, położył sobie jej dłoń na piersi i przykrywając ją własną, drugą dłonią objął ją w pasie.
    – Coś mi się wydaje, że te nasze lekcje to dla ciebie nic innego jak idealny pretekst do obmacywania – powiedziała rozbawiona, odważnie patrząc mu w oczy. Tomas uśmiechnął się uroczo, ukazując jej oczom dołeczek w policzku i wyglądając przy tym jak kilkuletni łobuziak, któremu właśnie udało się coś spocić.
    – Jakoś nie zauważyłem, żebyś kiedykolwiek miała coś przeciwko – odparł, przybliżając się do niej tak, że ich ciała dzieliła już tylko cienka warstwa ubrań, które mieli na sobie.
    Corrie pokręciła głową z niedowierzaniem i nie odrywając spojrzenia od jego oczu, założyła pasmo włosów za ucho, a potem położyła dłoń na jego ramieniu, wyraźnie wyczuwając pod palcami twarde jak skała mięśnie.
    – Więc czego pan się chce nauczyć dzisiaj? – spytała, przekrzywiając lekko głowę.
    – Nie myśl o niczym, tylko słuchaj – powiedział cicho, powtarzając jej własne słowa z pierwszej lekcji tańca. – Słuchaj i daj się ponieść – dodał, wciąż wpatrując się w nią błyszczącymi oczyma, jakby chciał zajrzeć w głąb jej duszy i dowiedzieć się o niego wszystkiego, począwszy od ulubionej potrawy, a skończywszy na pragnieniach, które skrywała głęboko na dnie serca, nie mówiąc o nich nikomu.
    – Trafił mi się chyba pilny uczeń – powiedziała, uśmiechając się lekko.
    Tomas odwzajemnił uśmiech, a wtedy, jak na zawołanie, w jego policzku znów pojawiło się to charakterystyczne wgłębienie, na widok którego traciła rozum. Nie odezwał się już ani słowem. Przesunął szeroką dłoń na jej lędźwie, obejmując ją ciaśniej. Przycisnąwszy jej drobne ciało do swojego, przymknął powieki i wsunął nos w jej włosy, wdychając ich pomarańczowy zapach i wsłuchując się w muzykę cicho sączącą się z głośników. Czuł się tak, jakby trzymał w dłoniach drogocenny skarb, który lada moment będzie musiał komuś oddać, a którym samolubnie nie miał ochoty się z nikim dzielić, tym bardziej, kiedy w jej oczach wyraźnie dostrzegał ogień, który z każdym spojrzeniem zdawał się być większy. Wiedział, że ten ogień kiedyś go spopieli, ale zupełnie o to nie dbał. Nie myślał o tym, co będzie jutro, po prostu cieszył się wszystkimi chwilami, takimi jak ta, które udawało mu się wykraść losowi. Był jednak tylko facetem i nie był ślepy, by nie dostrzec, że Corrine była piękną i absolutnie wyjątkową kobietą. Coraz dobitniej uświadamiał sobie, że pragnie jej z dnia na dzień bardziej, w sposób w jaki mężczyzna pragnie kobiety, ale Corrie nie była dziewczyną, z którą można się tak po prostu zabawić i odejść. Była kuzynką jego kumpla i kobietą, która z całą pewnością zasługiwała na kogoś lepszego niż były skazaniec z pięcioletnią dziurą w życiorysie, który ledwo wiąże koniec z końcem i ciągle jest na łasce innych ludzi.
    Stłumił westchnięcie i przełknął gulę, która stanęła mu w gardle. Gdy z sykiem wciągnęła powietrze w płuca, odsunął się od niej, ale tylko na tyle by móc spojrzeć jej w oczy.
    – Wszystko w porządku? – spytał, a widząc, grymas na jej twarzy, nie czekał wcale na odpowiedź tylko cofnął się w stronę kanapy, ciągnąc ją ostrożnie za sobą. Pomógł jej usiąść, a potem sam zajął miejsce tuż obok niej i bez pytania o pozwolenie położył sobie jej nogi na kolanach.
    – Mogę? – spytał, chwytając za rzepy stabilizatora.
    Corrie spojrzała na niego niepewnie, przygryzając policzek od wewnątrz. Potwornie bała się bólu i tego, że może być gorzej niż jest. Chwyciła dłoń Tomasa i spojrzała mu w oczy.
    – Zaufaj mi, proszę – poprosił.
    Corrine nabrała powietrza w płuca, z ociąganiem cofnęła dłoń i ledwo zauważalnie skinęła głową na zgodę, a Tomas, najdelikatniej jak potrafił, odpiął rzepy i zdjął stabilizator. Przyłożył dłonie obu rąk do dolnej część stawu kolanowego poniżej rzepki i zaczął naprzemiennie przesuwać dłonie po rzepce, jedną na stronę boczną, a drugą na stronę przyśrodkową stawu.
    – Gdzie się tego nauczyłeś? – spytała Corrie, wyraźnie się rozluźniając.
    – Moja mama jest pielęgniarką – odparł, przykładając opuszki kciuków do dolnej części rzepki i zaczął wykonywać nimi ruchy okrężne. – Od małego wpajała mi zasady pierwszej pomocy i wiele razy zabierała ze sobą, gdy jeździła do pacjentów na rehabilitacje.
    – Nie chciałeś pójść w jej ślady? Iść na studia?
    Tomas uśmiechnął się pod nosem. Prawda była taka, że długo sam nie wiedział czego chciał, że obwiniając matkę o to, że wychowywał się bez ojca, na siłę szukał męskiego autorytetu i znalazł najgorszy z możliwych.
    – Nie było mnie stać na taki luksus – wyznał, zerkając na Corrie, która zdawała się być zupełnie odprężona.
    – A jak ten twój tajemniczy egzamin? – zagadnęła, podpierając się dłońmi za plecami.
    – Zdałem.
    – Czyli jednak mamy co świętować – odparła, uśmiechając się promiennie.
    – Taa… Moją jeszcze większą harówkę – bąknął, zgrywając niezadowolonego, ale jego oczy całe się śmiały. W tym samym momencie drzwi wejściowe otworzyły się i do mieszkania jak huragan wparowała Lily.
    – Corrie, nie masz… – urwała w pół słowa na widok przyjaciółki i Tomasa. – Wy naprawdę…? – spytała, wodząc zdezorientowanym spojrzeniem od jednego do drugiego.
    Corrine przewróciła oczami, uznając, że próbowanie tłumaczenia czegokolwiek i tak mija się z celem, a Tomas jedynie nonszalancko wzruszył ramionami i uśmiechając się rozbrajająco puścił do Lily oko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:59:33 21-01-17    Temat postu:

Przecudny odcinek, wspaniały co do słóweczka
Najpierw Lily prawiąca chłopakom morały, potem Corrie i Tomas na siłowni i na deser scenka w mieszkaniu Corrie
A tak swoją drogą, czy ten cały Jax z siłowni nie jest przypadkiem zadurzony w Corrie? Nie wiem, odniosłam jakieś takie wrażenie, że chyba żywi do niej coś więcej niż przyjacielskie uczucie. I te spojrzenia z Tomasem...coś mi tu nie pasi
Co do ostatniej scenki, to powiem tylko, że jak dla mnie za szybko się skończyła Lily mogłaby się z czasem pohamować i nie wpadać tak nagle w najmniej odpowiednim momencie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:33:30 27-02-17    Temat postu:

Przydałby się jakiś nowy odcinek i tutaj
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:25:00 27-02-17    Temat postu:

Zgadzam się, ale nie wszystko zależy od nas, albo tylko ode mnie, jak w tym przypadku
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:13:56 18-03-17    Temat postu:




    Tomas splótł palce dłoni i przystawił je do twarzy, wspierając łokcie o kolana. Oderwał wzrok od laptopa i spojrzał najpierw na Adama, który zdawał się zupełnie niczym nie przejmować, a potem na wyraźnie zadowolonego z siebie Raula.
    – Ty naprawdę chcesz to zrobić – bardziej stwierdził niż zapytał, kręcąc głową z niedowierzaniem.
    Raul w odpowiedzi wyszczerzył się jak dziecko i dumnie wypiął pierś do przodu, a Tomas przesunął dłońmi po twarzy i włosach, zamykając laptopa i opadając bez sił na oparcie kanapy.
    – I jeszcze do tego chcesz w to wciągnąć mnie – jęknął, spoglądając kumplowi w oczy z miną cierpiętnika.
    – Nic na siłę, Tommy – odparł Raul, jakby w ogóle nie miał pretensji do Lozano o to, że ten nie pieje z zachwytu nad jego pomysłem. – Jeśli nie czujesz się na siłach…
    – Nie bierz mnie pod włos – wszedł mu w zdanie Tomas, marszcząc gniewnie czoło i mierząc w kumpla palcem wskazującym.
    – Znaczy, że wchodzisz w to?
    Tomas westchnął ciężko i przelotnie zerknął na Adama, który cierpliwie czekał na jakikolwiek konsensus.
    – A mam jakieś inne wyjście? Twoje nic na siłę, Tommy, nie było zbyt przekonywujące.
    – Odwdzięczę ci się jakoś.
    – Będziesz ten dług spłacał do końca życia – mruknął Tomas, nie mogąc uwierzyć, że właśnie pozwolił się wmanewrować w ten szalony plan Raula.
    – No, nareszcie zapadła jakaś konkretna decyzja, bo już myślałem, że do jutra się nie dogadacie – mruknął Adam z wyraźną ulgą, z rozbawieniem przewracając oczami. – Zdajecie sobie sprawę, że jesteście niezdecydowani jak baby? – zagadnął ze śmiechem i pochylając się jednocześnie do przodu, wsparł łokcie o zgięte kolana i przesunął roześmianym wzrokiem od Raula do Tomasa.
    – To on, ja zawsze wiem, czego chcę! – żachnął się Rivera, spoglądając na kumpla, który tylko uniósł wymownie jedną brew.
    Adam roześmiał się wesoło i pokręcił głową z rozbawieniem tak, że okalające jego głowę ciemne loczki, na moment przysłoniły mu oczy. Odgarnął je szybkim ruchem ręki, a potem podparł brodę na dłoni i postukał palcami o wargi.
    – Lepiej zastanówcie się teraz, jak sobie poradzicie z dziewczynami – zasugerował Adam. – Ja będę miał na głowie Corrie, a wy, obie – zaakcentował, unosząc dwa palce, jakby na potwierdzenie swoich słów.
    – Damy radę – odparł lekceważąco Raul i wyszczerzył się, jak dziecko, spoglądając znacząco na wpatrującego się w niego z powątpieniem Tomasa. – Nie takie przekręty się robiło, nie?
    – Rivera, mogę cię już udusić? – wycedził przez zęby Tomas, mrużąc przy tym groźnie oczy.
    Raul prychnął tylko pod nosem i przewrócił oczami, niewiele sobie robiąc z morderczego spojrzenia, jakim sztyletował go przyjaciel.
    – Dobra, to wy kombinujcie dalej, a ja się zwijam, bo jestem umówiony – rzucił Adam i podpierając dłonie na udach, powoli podniósł się z fotela. Zarzucił na ramię sportową torbę, na głowę wsunął czapkę daszkiem do tyłu i wyciągnął dłoń żegnając się z Tomasem. – Trzymaj go w ryzach, żeby się zbytnio nie rozpędził w tej ekscytacji, a ja się zajmę resztą – rzucił, mrugając porozumiewawczo, po czym odwrócił się do Raula, który piorunował go wzrokiem. – Przestań, złośnico, bo ci tak zostanie – zażartował, na co Lozano parsknął głośnym, niekontrolowanym śmiechem.
    – Masz, kurde, szczęście, że jesteś dla mnie jak brat – mruknął Rivera, starając się brzmieć przynajmniej odrobinę groźnie, ale widząc roześmiane spojrzenie Adama i z trudem powstrzymywany przez niego chichot, sam się uśmiechnął i uderzył zwiniętą pięścią w jego pięść najpierw z góry, potem z dołu, a na koniec tak, że zderzyli się już tylko samymi knykciami.
    Nim jednak którykolwiek z nich zdążył się ponownie odezwać, ciszę w mieszkaniu przerwało energiczne pukanie, a chwilę później wszyscy trzej usłyszeli ganiący głos Corrine.
    – Lily, mogłabyś przynajmniej poczekać na zaproszenie.
    – Ale daj spokój, przecież Tommy jest jak rodzina – odparła beztrosko Liliana, znów holując za sobą Corrine, która przewróciła tylko oczami w odpowiedzi i usiłowała wyswobodzić rękaw bluzy z uścisku, zakleszczonych na fioletowym materiale, smukłych palców przyjaciółki. – Cześć, chłopaki – zaświergoliła Lily i cmoknęła w policzek zmierzającego do wyjścia Adama. – A ty co tu robisz?
    – Właśnie się zmywam – odparł i zasalutował żartobliwie, po czym przeniósł wzrok na Corrie. – Odbierz maila, chciałbym, żebyś rzuciła na coś okiem, ok? – poprosił, a gdy skinęła głową na zgodę, musnął jej policzek w krótkim pożegnalnym pocałunku. – Zdzwonimy się – rzucił jeszcze do Raula.
    – A wy gdzie się umawiacie? – zagadnęła Lily i krzyżując przedramiona na piersiach, prześlizgnęła podejrzliwym wzrokiem po całej trójce.
    – Na siłownię – palnął Raul, a Tomas na dźwięk tego beznadziejnego hasła miał ochotę jęknąć z rezygnacją, zamiast tego uśmiechnął się jednym kącikiem i ścisnął nasadę nosa palcami, czekając cierpliwie na dalszy ciąg przedstawienia, jakie zamierzał rozegrać kumpel.
    – Na siłownię? – podjęła Corrine i mrużąc oczy, spojrzała na Adama. – Przecież ty nie chodzisz na siłownię – zauważyła.
    – Pozazdrościłem im masy mięśniowej. Zauważyłem, że panny lecą na taką klatę, to co mi szkodzi sprawdzić – odparł, jak gdyby nigdy nic, usiłując przybrać śmiertelnie poważną minę, choć przychodziło mu to z trudem, a jego oczy błyszczały intensywnie czystym rozbawieniem na pełne niedowierzania spojrzenie przyjaciółki.
    – Szach mat, kuzynko! – wtrącił się Raul i uśmiechnął się szeroko od ucha do ucha, jak małe dziecko, które właśnie coś spsociło.
    – Idę – rzucił Adam i wysyłając Corrine buziaka w powietrze, wycofał się do wyjścia, po chwili cicho zamykając za sobą drzwi.
    – Nie zróbcie mu tylko krzywdy na tej siłowni – poprosiła Lily, a potem zupełnie instynktownie podeszła do Raula i usiadła mu na kolanach, otaczając jego szyję, szczupłym ramieniem.
    – Nie martw się o niego, nic mu nie będzie – powiedział Raul, mrugając do milczącego Tomasa, który przyglądał się całej tej scenie z rozbawieniem. – A co was do nas sprowadza, dziewczęta? – zagadnął i obejmując narzeczoną ramieniem w pasie, zerknął najpierw na Lilianę, a potem na Corrie, zajmującą wolne miejsce na kanapie obok Tomasa.
    – Doszłyśmy z Lily do wniosku, że wszystkim nam przyda się chwila oddechu od całego tego zabiegania i zawirowań związanych ze ślubem. No i wpadłyśmy na pomysł, żeby się wybrać na weekend do domku w Xilitla. Wyjechalibyśmy w piątek tak wcześnie, jak to możliwe i wrócili w niedzielę wieczorem, co wy na to? – spytała, ponad ramieniem zerkając na Lozano.
    Raul zmarszczył czoło i pytająco spojrzał na wciąż milczącego Tomasa, który wyczuwając na sobie spojrzenie kumpla, momentalnie oderwał wzrok od Corrie.
    – Dlaczego się tak na mnie gapisz? – mruknął Lozano, unosząc pytająco brwi.
    – Usiłuję zapobiec pojawieniu się tekstów z serii dzięki za troskę, ale innym razem i telepatycznie wymusić na tobie właściwą odpowiedź – odparł Raul z pełną powagą, ale jego oczy całe się śmiały. – Rzeczywiście wszystkim nam się przyda trochę rozrywki i zmiana otoczenia – przyznał, wsuwając nos we włosy narzeczonej.
    – Jeśli masz zamiar odmówić, to wiedz, że z nami nie wygrasz. Spętamy cię, wsadzimy w bagażnik i wywieziemy, choćby siłą – wtrąciła Lily, siląc się na poważny ton, choć jej oczy błyszczały wesoło.
    – No to chyba nie mam wyjścia – stwierdził Tomas, przebiegając spojrzeniem po twarzach przyjaciół i zatrzymując je nieco dłużej na Corrine. Gdy wszyscy troje, jak na zawołanie pokręcili przecząco głowami, uśmiechnął się i klepnął dłońmi w uda. – To temat wyjazdu chyba mamy zamknięty – oznajmił, podnosząc się z kanapy. – Napijecie się czegoś?
    – Dzięki – odparła Corrie, ale zaraz muszę się zbierać. Mam umówioną wizytę u doktora Galvana.
    – Rany, to dzisiaj? – zapytał Raul, uderzając się otwartą dłonią w czoło i spoglądając przepraszająco na kuzynkę. – Nie mogę cię podwieźć, umówiłem się rano na przymiarkę garnituru, a potem jedziemy z Lily odebrać zaproszenia z drukarni.
    – Zaproszenia możemy odebrać jutro – oznajmiła Liliana.
    – Ale nie ma potrzeby, żebyście zmieniali plany – wtrącił Tomas. – Zawiozę Corrie.
    – Dzięki stary. Masz u mnie naprawdę duże piwo – powiedział Raul, mrugając do niego porozumiewawczo.
    – Ej, ja wciąż tu jestem – upomniała Corrie, zgrywając obrażoną i krzyżując dłonie na piersiach w bojowej pozie. – I nie podoba mi się, że mówicie o mnie, jakby mnie tu nie było.
    – Ale nie wmówisz mi, że będziesz oponować przeciwko towarzystwu Tomasa – odparła Liliana, spoglądając przyjaciółce w oczy w taki sposób, jakby właśnie telepatycznie wymieniały między sobą jakieś tajne informacje. Po chwili Corrine pokręciła tylko głową z dezaprobatą i wystawiła język w stronę przyjaciółki, jak kilkuletnie rozkapryszone dziecko.
    – Czy ja o czymś nie wiem? – spytał Raul, przesuwając czujnym spojrzeniem od kuzynki do kumpla i z powrotem.
    – Nie musisz o wszystkim wiedzieć – oświadczyła Corrie, wstając z kanapy. – Idę stąd, bo z wami się dzisiaj nie da gadać.
    – Czyli widzimy się później u Jaxa? – upewniła się Lily. – A może chłopcy do nas dołączą? – zasugerowała. – Nie macie ochoty potańczyć?
    – Nieszczególnie – odparł Tomas, uśmiechając się krzywo i wsuwając dłonie w kieszenie jeasnów.
    – Tommy, nie daj się prosić – jęknęła Liliana, składając dłonie jak do pacierza. – Będziesz miał okazję wykorzystać nauki Corrie w praktyce – dodała, sugestywnie poruszając brwiami. – Poza tym i tak ktoś ją musi podrzucić do klubu od lekarza.
    – Jestem tu, Lily – mruknęła Corrie, upominająco zerkając na przyjaciółkę. – Wyobraź sobie, że potrafię o siebie zadbać i mogę jechać taksówką. Nie musisz mi organizować życia.
    – Przecież to wszystko tylko i wyłącznie dla twojego dobra – usprawiedliwiała się Liliana, zakładając pasmo włosów za ucho i spoglądając na przyjaciółkę z miną cierpiętnicy.
    Corrie westchnęła cicho i machnęła ręką, uznając, że dalsza dyskusja nie ma sensu.
    – Do zobaczenia później – pożegnała się, kierując się w stronę wyjścia.
    – Czekaj, podwiozę cię do tego lekarza – powiedział Tomas i zgarnąwszy z oparcia kanapy swoją kurtkę, kiwnął na pożegnanie Raulowi i Lily, a potem ruszył za Corrie.
    Kilkanaście minut później byli już w szpitalnej poczekalni, czekając na doktora Galvana.
    – Naprawdę nie musisz tu ze mną siedzieć – stwierdziła Corrie, spoglądając wprost w błyszczące tęczówki, stojącego przed nią Tomasa, który właśnie podał jej kubek z kawą z automatu.
    – I tak nie mam nic lepszego do roboty, poza tym ktoś musi podrzucić cię potem do klubu – odparł rozbawiony, na co Corrie tylko uśmiechnęła się szeroko. – A czy wy przypadkiem nie mieliście jakoś teraz kręcić tego teledysku? – zagadnął, upijając łyk kawy ze swojego kubka.
    – A czy ty przypadkiem nie szukasz sposobu jak wymiksować się z wyjazdu? – spytała Corrie, mrużąc podejrzliwie oczy.
    Tomas uśmiechnął się jednym kącikiem ust i na chwilę zwiesił głowę, wpatrując się w podłogę pod swoimi stopami. Naprawdę cieszył się, że przyjęli go do swojej paczki, jednak nie był przekonany czy wspólny wyjazd to na pewno dobry pomysł. I to z różnych powodów. Ale jeśli miał być szczery sam ze sobą, to jeszcze mniej przekonywał go wypad do przybytku Jaxa. Wrócił spojrzeniem do twarzy Corrie i niemal od razu zatonął we wpatrujących się w niego zaciekle ciemnych tęczówkach, a jego uśmiech momentalnie się poszerzył.
    – Nie mam ochoty wylądować w ciasnym bagażniku twojego samochodu, więc nie zamierzam nawet próbować się wymiksowywać.
    – I tak trzymaj – stwierdziła Corrie poważnym tonem, wbijając szczupły palec w jego tors. – A zdjęcia do teledysku musieliśmy przełożyć, bo Tini wypadł jakiś pilny wyjazd. W sumie to nawet lepiej, może moje kolano dojdzie do jako takiej formy, nim Tini wróci i zaczniemy harówkę.
    – Już moja w tym głowa, żeby tak właśnie było – usłyszeli za sobą głos doktora Galvana. – Witam – przywitał się, podając Tomasowi dłoń, a gdy ten odwzajemnił uścisk dłoni, przeniósł błyszczące spojrzenie na Corrie. – Jak tam? – zwrócił się do niej i spojrzał na jej kolano, kładąc przy tym dłoń na jej ramieniu i gładząc je lekko, jakby chciał jej dodać otuchy. Tomas zacisnął mocniej szczęki, uważnie obserwując doktora, który zdawał się być wpatrzony w Corrine jak w bóstwo. Nie powinien się temu dziwić, a jednak nie podobało mu się to, co właśnie poczuł, obserwując tę dwójkę. – Dzieje się coś złego?
    – Nie, ale szykuje mi się trochę wysiłku i chciałam się upewnić na ile mogę pozwolić sobie na szaleństwa – odparła Corrie, uśmiechając się promiennie.
    – Mam rozumieć, że masz na myśli szaleństwa związane z tańcem? – zagadnął Luis, a Corrie przytaknęła skinieniem głowy. – Clara bez przerwy o tobie mówi, jest zakochana w balecie i w tobie. Jesteś jej guru.
    – Miło mi to słyszeć i naprawdę cieszę się, jeśli udaje mi się w tych dzieciakach zaszczepić pasję do tańca.
    – Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Chodźmy do mojego gabinetu – powiedział, dłonią wskazując drogę i przepuszczając Corrie przodem. Kiedy go wyminęła, dyskretnie położył dłoń na jej plecach, a Tomas tylko pokręcił głową z niedowierzaniem na ten widok. Dopił swoją kawę i wyrzucił plastikowy kubek, do stojącego tuż obok kosza i usiadł na niewygodnym, plastikowym krzesełku, czekając aż Corrie opuści gabinet.
    Kiedy pojawiała się na korytarzu kilkanaście minut później, z jej ślicznej twarzy nie schodził promienny uśmiech.
    – Tak, jak przypuszczałem. Twój ostatni upadek tylko tak groźnie wyglądał – odezwał się Galvan, wychodząc z gabinetu i przepuszczając Corrine przodem.
    – Czyli mogę znów zacząć trenować? – zapytała i nerwowo przygryzając policzek od środka, wpatrywała się w lekarza pełnymi nadziei, ciemnymi oczami, niczym mała podekscytowana dziewczynka.
    Luis uśmiechnął się lekko, ale nim ponownie się odezwał, jego wzrok na krótki moment powędrował do Tomasa, który zdążył już podnieść się z krzesła i stanąć za plecami Corrine, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
    Galvan odchrząknął cicho i odruchowo spojrzał na trzymaną w dłoniach dokumentację medyczną.
    – Ale tylko pod warunkiem, że będziesz na siebie uważać, Corrie – powiedział, wlepiając w nią zatroskane spojrzenie. – Nie przeciążaj się na początek. Rób częstsze przerwy i staraj się unikać wszystkiego, co może cię narazić na niebezpieczny upadek – poprosił, na co Corrie zareagowała energicznym skinieniem głowy. Luis uśmiechnął się szeroko i kręcąc głową z rozbawieniem, ponownie spojrzał w papiery. – W takim razie, jako twój ortopeda, oficjalnie wyrażam zgodę na treningi.
    – Słyszałeś? – wyrzuciła z siebie, momentalnie odwracając się do stojącego za jej plecami Tomasa i bez skrępowania chwyciła go za dłoń, a jej pełen radości, stuwatowy uśmiech, błyszczące intensywnym światłem, cudowne brązowe tęczówki i ta emanująca od niej pasja wymieszana z niewysłowionym wręcz szczęściem sprawiły, że Lozano wgapiał się w nią jak urzeczony, z trudem panując nad narastającym w nim odruchu przygarnięcia do siebie jej drobnego ciała.
    W końcu jednak otrząsnął się na tyle, by przywołać na usta swobodny uśmiech wraz z przyozdabiającym go uroczym dołeczkiem w prawym policzku, który tak bardzo lubiła.
    – Cieszę się – odparł całkowicie szczerze, po czym odruchowo wyciągnął dłoń, wsunął jej za ucho zbłąkane pasemko włosów i jak gdyby nigdy nic puścił do niej oko.
    Corrine uśmiechnęła się jeszcze szerzej i nie puszczając dłoni Tomasa, ponownie zwróciła się do swojego lekarza, którego uśmiech odrobinę przygasł, a wzrok na ułamek sekundy uciekł w stronę ich splecionych rąk.
    – Dziękuję, doktorze.
    – Nie masz za, co. To przecież moja praca – odparł, uśmiechając się uprzejmie, choć Tomas był niemal pewien, że w niebieskich oczach lekarza, przez ułamek sekundy zamigotał smutek i coś na kształt żalu. – Przepraszam, ale inni pacjenci czekają. Uważaj na siebie, Corrine – powiedział, a potem przeniósł, tym razem, surowe spojrzenie na Lozano i wyciągnął w jego kierunku dłoń na pożegnanie. – Do zobaczenia.
    Tomas uścisnął dłoń Galvana zdecydowanie mocniej niż to było konieczne, przez chwilę siłując się z nim na spojrzenia, a przynajmniej dopóki ten nie odwrócił się na pięcie i nie zniknął za najbliższym zakrętem korytarza.
    – Idziemy? – zagadnęła, najwyraźniej niczego nieświadoma Corrine, a kiedy Tomas skinął jej głową na zgodę, bez wahania ruszyła przodem.
    – Podobasz mu się – stwierdził Tomas, gdy wyszli ze szpitalnej poczekalni.
    – Co?
    – Wpadłaś w oko doktorkowi.
    – Bzdura – mruknęła Corrie. – Skąd ci to przyszło do głowy?
    – Widzę jak na ciebie patrzy i jestem pewien, że to nie jest spojrzenie zarezerwowane dla wszystkich pacjentów. Tak samo głaskanie po ramieniu czy plecach.
    Corrie nagle zatrzymała się w pół kroku, a gdy Tomas zrobił to samo i ponad ramieniem spojrzał jej w oczy, wyglądała na skonsternowaną.
    – Ty mówisz poważnie… – bardziej stwierdziła, niż zapytała, wpatrując się w Lozano spod zmrużonych czujnie powiek, ale on jedynie skinął twierdząco głową i wsunąwszy obie dłonie do przednich kieszeni jeansów, postąpił krok w jej stronę. – To niedorzeczne – mruknęła w końcu, takim tonem, jakby usiłowała o tym przekonać nie tylko Tomasa, ale przy okazji również siebie, bo przecież do tej pory sama niczego nie zauważyła.
    – Corrie, mówię tylko, co widziałem – odparł Tomas, beztrosko wzruszając ramionami.
    – To mój ortopeda. A ja jestem tylko jego pacjentką.
    Lozano zaśmiał się pod nosem na te słowa i przesuwając palcem wskazującym wzdłuż dolnej wargi, spojrzał gdzieś ponad jej ramieniem.
    – Jesteś przede wszystkim kobietą – powiedział głębokim, lekko zachrypniętym głosem, z pełną premedytacją unikając przy tym patrzenia Corrine w oczy, jakby bał się, że mogłaby przez przypadek dostrzec w jego spojrzeniu coś, czego nie był gotów przyznać nawet sam przed sobą.
    Corrie zmrużyła lekko oczy i przechylając głowę na ramię, przez kilka ciągnących się w nieskończoność sekund świdrowała Tomasa przenikliwym wzrokiem, a gdy zaintrygowany jej milczeniem, w końcu odważnie popatrzył jej w oczy, kąciki jej ust ledwie zauważalnie drgnęły, unosząc się ku górze z subtelnym uśmiechu.
    – Nie jestem zainteresowana – powiedziała tonem jasno sugerującym, że ta kwestia nie podlega żadnej dyskusji i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Chodź – rzuciła, a potem nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Lozano, chwyciła jego dłoń, powoli jeden po drugim splotła z nim palce i pociągnęła za sobą w stronę zaparkowanego nieopodal auta.

    ______________________________________________________________* * *

    Westchnął ciężko, gdy weszli do zatłoczonego klubu. To zdecydowanie nie było miejsce dla niego, ale zacisnął zęby, bo ostatnią rzeczą jakiej chciał, było psucie innym zabawy swoim marudzeniem albo ostentacyjnym niezadowoleniem. Kiedy poczuł w swojej dłoni, dłoń Corrie, zerknął na nią przez ramię. Jeden jej promienny uśmiech wystarczył, by poczuł się lepiej i przestał myśleć o tym, że wolałbym w tym momencie być zupełnie gdzie indziej.
    – Witam w moich skromnych progach – przywitał się Jax, kłaniając się teatralnie, po czym ucałował dziewczyny na przywitanie i wymienił szybki uścisk dłoni z Raulem, po przyjacielsku poklepując go przy tym po plecach i dopiero na końcu zaszczycając Tomasa zimnym, surowym spojrzeniem. Lozano odpłacił mu dokładnie tym samym, odwzajemniając zdecydowany, silny uścisk i nie siląc się przy tym nawet na jakiekolwiek uprzejmości. – Cieszę się, że was tu widzę, a zwłaszcza ciebie – zwrócił się do Corrie. – Jak kolano, śliczna?
    – W porządku, mogę wrócić do treningów – powiedziała, wyraźnie rozpromieniona.
    – To świetnie – ucieszył się Jax, obejmując ją ramieniem za szyję i wyciskając na jej policzku całusa. – Zawsze wiedziałem, że twarda z ciebie sztuka. Rozmawiałem ostatnio z Tini, bo chciałem ją namówić na występ tutaj, na żywo. Podobno, kręcicie razem teledysk – powiedział, spoglądając z podziwem, na stojącą u jego boku Corrie, która zupełnie odruchowo objęła go w pasie, drugą dłoń opierając na jego torsie. Jax przez chwilę patrzył jej w oczy, cierpliwie wyczekując odpowiedzi, a kiedy w końcu energicznie pokiwała twierdząco głową, objął ją, uniósł lekko i obrócił się z nią wokół własnej osi. – Jestem z ciebie dumy, Corrie, naprawdę. I mam nadzieję, że to początek twojej naprawdę wielkiej kariery – powiedział, stawiając ją na ziemi i ponownie całując, tym razem w czoło.
    – Wariat – zaśmiała się i pacnęła go otwartą dłonią w ramię, kiedy odsunął się od niej nieznacznie i odruchowo zerknął przelotnie na Tomasa, który tylko zacisnął trzymaną w kieszeni dłoń w pięść na widok unoszącego się w ironicznym uśmieszku kąciku ust Jaxa.
    – Za chwilę, zaczynam przedstawienie, więc z przykrością muszę was opuścić – zwrócił się do wszystkich.
    – Chętnie się przekonamy czy nie wyszedłeś z formy – stwierdziła Lily, puszczając do niego oko.
    – Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie – odparł rozbawiony Jax. – I że wybaczycie mi, jeśli porwę na chwilę Corrie – dodał, obejmując ją nonszalancko ramieniem za szyję. – Mam nowe nagrania, jeśli masz ochotę rzucić okiem…
    – Jasne! – ucieszyła się Corrie. – Za chwilę wracam – zwróciła się do pozostałych i pozwoliła Jaxowi prowadzić się w stronę didżejki.
    – To nie potrwa chwilę – stwierdził Raul, wzdychając ciężko i odprowadzając kuzynkę spojrzeniem.
    Tomas zerknął na niego z ukosa, a potem jeszcze na chwilę wrócił spojrzeniem do Corrie, zastanawiając się co tak naprawdę łączyło ją i Jaxa, bo w przeciwieństwie do jej relacji z doktorem Galvanem, ta z Carterem wydawała się być odwzajemniona.
    – Zamów nam coś – zasugerował Raul, wyrywając go z odrętwienia i ściągając na siebie jego spojrzenie. – Ja skoczę do samochodu, bo chyba zostawiłem tam telefon.
    Tomas uśmiechnął się lekko i skinął głową na zgodę, a potem zerknął na Lilianę, która z dłońmi skrzyżowanymi na piersi, przypatrywała mu się czujnie.
    – Chodźmy do baru – stwierdził i chwytając Lily za rękę, ruszył przodem, torując drogę. – Czego się napijesz? – spytał, gdy w końcu znaleźli się przy barze.
    – Soku pomarańczowego, bo przecież ktoś was wszystkich musi potem odholować do domu – odparła, zajmując miejsce na barowym stołku i podpierając głowę na dłoni, wlepiła w niego błyszczące spojrzenie, jakby miała nadzieję wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
    Tomas złożył zamówienie i wyczuwając na sobie świdrujące spojrzenie narzeczonej kumpla, zerknął na nią ponad ramieniem.
    – Jax i Corrie kiedyś… – zawiesiła głos, czekając aż Tomas spojrzy jej w oczy. – Mieli się ku sobie – dokończyła, odpowiadając na niewypowiedziane pytanie. – Wszyscy myśleliśmy, że będą z tego dzieci – dodała, uśmiechając się lekko i wyglądając przy tym jakby właśnie odbywała jakąś sentymentalną podróż w czasie. – Właściwie to do dziś nie rozumiem dlaczego się rozstali, ale być może uznali, że nie trafił ich ten osławiony grom z jasnego nieba – westchnęła cicho i odruchowo zerknęła przez ramię w stronę didżejki. – Wciąż się przyjaźnią się i rozumieją bez słów, ale nie musisz być o niego zazdrosny – zapewniła, wracając spojrzeniem do Lozano.
    – Skąd pomysł, że jestem? – zagadnął Tomas, siląc się na swobodny ton, na co Lily tylko znacząco brwi, uśmiechając się lekko. – Corrie jest wolna, może się umawiać z kim chce, a mnie nic do tego – bąknął, wlepiając wzrok w etykietkę na butelce piwa, którą przed chwilą podał mu barman, by choć na chwilę umknąć przed świdrującym, wszystko widzącym spojrzeniem Liliany.
    – Nie jestem ślepa, Tommy. I znam Corrie – dodała, ponownie ściągając na siebie jego spojrzenie i uśmiechając się ciepło, a potem pochyliła się lekko w jego stronę. – I jestem po twojej stronie, Tommy – dodała konspiracyjnym szeptem, wywołując tym u niego uśmiech.
    Pokręcił głową z niedowierzeniem, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć dołączył do nich Raul.
    – Co to za tajna narada? – spytał, wodząc rozbawionym spojrzeniem od narzeczonej do kumpla.
    – Uprzedzałem twoją narzeczoną, żeby dobrze się zastanowiła, nim powie sakramentalne „tak”, bo chyba nie zdaje sobie sprawy za jakie ziółko wychodzi – odparł bez zastanowienia Tomas, podając kumplowi jego butelkę z piwem.
    – Grabisz sobie, Lozano – ostrzegł poważnym tonem Raul, wcelowując w Tomasa palcem wskazującym dłoni, w której trzymał butelkę, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Porywam cię w takim razie na parkiet, żeby zatrzeć to mylne złe wyobrażenie, jakie usiłuje w tobie zaszczepić mój, podobno, przyjaciel – dodał, zerkając na Tomasa.
    – Idź, w cholerę Rivera i daj mi się napić – zaśmiał się, a potem odprowadził kumpla i jego narzeczoną wzrokiem, a gdy zniknęli mu z oczu, zaczął leniwie sączyć swoje piwo. Po chwili usiadł tyłem do baru. Oparł się plecami o ladę i zaczął przypatrywać się uważnie to pląsającej przy Jaxie Corrie, która najwyraźniej znakomicie się bawiła, to znów niewidzącym świata poza sobą Raulowi i Lily, którzy byli tak wpatrzeni w siebie, że nawet gdyby tuż obok nich nagle wybucha bomba pewnie w ogóle nie zauważyliby tego. Czuł, że tak właśnie może skończyć się ten wypad, ale zupełnie nie miał im tego za złe. Nigdy nie czuł się dobrze na tego rodzaju imprezach, klubowa muzyka jakoś niespecjalnie go rajcowała, a przez ostatnie lata, odizolowany od świata zewnętrznego i wszelkich rozrywek, dodatkowo odrobinę zdziczał. Nim trafił za kratki, zdarzało mu się wprawdzie bywać z Iriną w różnych lokalach, ale żaden z barów czy knajpek, które odwiedzili ani trochę nie przypominał klubu, w którym się teraz znajdował. Tam po prostu siadało się przy stoliku i sączyło jakieś alkohole; nie było tłumu ludzi podskakujących na parkiecie w rytm ogłuszającej, nowoczesnej muzyki, a jedynie kilka par mniej lub bardziej śmiało pląsających przy starej, dobrej, klimatycznej cumbii i salsie. Bary z muzyką na żywo zdecydowanie miały swój urok, który nawet Tomas potrafił docenić. Kluby, takie jak ten i kilka innych, może nieco bardziej ekskluzywnych, które miał okazję odwiedzić razem z braćmi Barosso, zdecydowanie nie należały do miejsc, do których chętnie wracał.
    Pociągnął spory łyk piwa ze swojej butelki, mimowolnie zerkając w stronę roześmianej Corrie, wymieniającej jakieś krótkie uwagi z nie mniej ubawioną Lily, którą Raul usiłował właśnie z powrotem wywlec na parkiet. Uśmiechnął się do siebie na ten widok, a gdy jego wzrok padł na Jaxa, pokręcił głową z rezygnacją. Nigdy nie zakładał, że Corrine złożyła jakieś śluby czystości i żyła w cnocie, czekając na swojego księcia z bajki. Była naprawdę piękną dziewczyną. I to piękną nie tylko z zewnątrz, ale przede wszystkim o pięknym wnętrzu, co sprawiało, że tylko zyskiwała przy bliższym poznaniu, do tego wrażliwą, inteligentną i zabawną. Tylko jakiś głupek albo facet niespełna rozumu nie zainteresowałby się taką kobietą. Wiedział o tym doskonale, tak samo jak o tym, że on nie jest i nigdy nie będzie dla niej odpowiedni, dlatego nawet przez sekundę nie brał pod uwagę, że mogłaby się nim zainteresować. Nie sądził jednak, że namacalny dowód na to, że w jej życiu są czy byli inni mężczyźni tak na niego zadziała i poczuje się zwyczajnie o nią zazdrosny. Jax wybitnie działał mu na nerwy, a teraz, po rozmowie z Lily, jeszcze bardziej niż wcześniej. Sam nie wiedział czy tak naprawdę bardziej wkurza go samo istnienie Jaxa, czy raczej świadomość, że był z Corrie tak blisko, jak on pewnie nigdy nie będzie. Corrie bez trudu znalazła sobie stałe miejsce w jego życiu i sercu i z dnia na dzień robiła sobie w nim więcej miejsca, a on nie wyobrażał już sobie, by mogło jej nie być.
    Odchrząknął lekko i upił kolejny łyk cierpkiego trunku, gdy jego wzrok padł na zmierzającą w jego stronę kocim krokiem blondynkę. Emanowała z niej niespotykana pewność siebie. Był to ten typ kobiet, które doskonale wiedzą, jak działają na facetów, zdecydowanie wiedzą czego chcą i w jaki sposób wykorzystać wszystkie swoje atuty, by to osiągnąć. Tomas nie miał najmniejszych wątpliwości, że w tej chwili dziewczyna chciała właśnie jego. Wiedział to już od momentu, kiedy zderzyli w wąskim przejściu przy toaletach, a ona bez ceregieli i najmniejszego skrępowania rzuciła krótkie "masz ochotę do mnie dołączyć?". Uśmiechnął się tylko wtedy, puszczając tę propozycję mimo uszu, a teraz upił łyk piwa ani na moment nie odrywając przy tym błyszczącego spojrzenia od idealnej sylwetki dziewczyny, bo chyba tylko ślepy pozostałby zupełnie obojętny na tak piękne widoki. On był wolny, a jej niczego jej przecież nie brakowało; lekko rozkloszowana, skórzana spódniczka z wysokim stanem zdobionym ćwiekami podkreślała jej wąską talię a zarazem eksponowała zarówno długie, zgrabne nogi jak i krągły biust ukryty pod lekko prześwitującą jasną bluzeczką, odsłaniającą ramiona. Mrugnął do niej zawadiacko i zupełnie odruchowo przesunął językiem wzdłuż dolnej wargi.
    – Postawisz mi drinka? – spytała prosto z mostu, zajmując miejsce na barowym krześle po jego lewej stronie.
    – Podrywasz mnie? – odpowiedział pytaniem, umyślnie nie zaszczycając jej przy tym nawet jednym spojrzeniem.
    – A chcesz, żebym cię podrywała? – zagadnęła, opierając się przedramieniem o ladę i podpierając głowę na dłoni.
    Tomas uśmiechnął się lekko, zwracając się twarzą w jej stronę i ukazując jej oczom swój koronny atut w postaci dołeczka w policzku. Wzruszył nonszalancko ramionami i upił łyk swojego piwa.
    – Dlaczego taki facet siedzi sam przy barze i która kobieta była tak głupia, by pozwolić ci tu siedzieć samemu?
    – Skąd pomysł, że muszę kogokolwiek prosić o pozwolenie?
    Tym razem to dziewczyna wzruszyła ramionami i mierząc jego wysportowaną sylwetkę gorącym spojrzeniem, przygryzła płytkę paznokcia, pomalowanego czarnym lakierem.
    – Czy na każde moje pytanie będziesz odpowiadał pytaniem?
    – A dużo jeszcze masz tych pytań?
    Dziewczyna zachichotała cicho.
    – Kilka by się znalazło. Na przykład jak masz na imię.
    Tomas spojrzał prosto w zielone, błyszczące tęczówki blondynki. Zwilżył wargi językiem i pokręcił głową, uśmiechając się do swoich myśli, z których mimo usilnych starań nie potrafił wyrzucić Corrie.
    – Niezainteresowany – odparł. – Bez urazy, ale chyba jednak powinnaś sobie poszukać innego towarzysza na wieczór.
    Dziewczyna przygryzła policzek od wewnątrz i przez chwilę przyglądała mu się bez słowa, jakby w jego twarzy i oczach chciała wyczytać powody, dla których postanowił ją spławić i sposoby na to, jak przekonać go, by jednak zmienił zdanie. Ściągnęła swoje długie, jasne włosy na jedno ramię, odsłaniając łabędzią szyję, a potem przysunęła się nieco, wyciągnęła dłoń w jego stronę i zaczęła paznokciem palca wskazującego kreślić jakieś wyimaginowane wzory na jego udzie.
    Tomas skupił wzrok na drobnej dłoni, wytyczającej jakieś tajemne szlaki. Musiał przyznać, że jeszcze kilka tygodni temu pewnie wcale nie oponowałby przeciwko nawiązaniu bliższej znajomości, a gdyby to ona się opierała, to usiłowałby wszelkimi możliwymi sposobami przekonać ją, żeby opuścili klub razem. Był przecież tylko facetem i miał swoje potrzeby, a czekanie na cud, który tak naprawdę mógł się nigdy nie wydarzyć, na dłuższą metę nie miało sensu.
    – Co będzie z tym drinkiem? – spytała cicho, przekrzywiając głowę na bok, jakby chciała sprawdzić czy wyrysowana przez nią właśnie niewidzialna mapa, jest wystarczająco dokładna.
    – Nie dajesz za wygraną – stwierdził Tomas, z trudem powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.
    – Nigdy nie przegrywam – odparła, podnosząc wzrok i odważnie spoglądając mu w oczy.
    – Nigdy nie przegrywasz czy nigdy jeszcze nie dostałaś kosza?
    – A czy to nie na jedno wychodzi? – spytała, uśmiechając się filuternie i zalotnie trzepocząc przy tym długimi, ciemnymi rzęsami. – Jesteś żonaty? – zagadnęła po chwili, a Tomas w odpowiedzi jedynie uniósł lewą dłoń i poruszał palcami. – Zaręczony?
    Uśmiechnął się i pociągnął łyk piwa. Dziewczyna zmrużyła oczy i przyjrzała mu się uważnie.
    – Wolisz facetów? – wypaliła niepewnie, nie dowierzając, że to w ogóle mogłoby okazać się prawdą.
    Tomas zakrztusił się piwem, które miał w ustach.
    – Jezu! Przepraszam – pisnęła, zeskakując z barowego stołka, po czym zaczęła klepać Tomasa po plecach, dopóki ten nie uniósł w górę dłoni, dając jej znać, że wszystko w porządku. Odchrząknął jeszcze, a potem wytarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na dziewczynę.
    – Ty naprawdę nie przyjmujesz do wiadomości, że ktoś może dać ci kosza – bardziej stwierdził niż zapytał, uśmiechając się lekko i taksując ją od stóp po czubek głowy, błyszczącym spojrzeniem.
    – A ty zawsze zgrywasz takiego niedostępnego czy tylko dzisiaj? – zagadnęła, krzyżując dłonie na piersiach. – Przecież oboje wiemy jak to się skończy. Prędzej czy później.
    Tomas westchnął cicho i odstawił prawie pustą butelkę na ladę, dając znać barmanowi, by podał mu kolejną.
    – Owszem – przyznał, spoglądając jej prosto w oczy. – Ja wrócę do przyjaciół, a ty znajdziesz sobie innego adoratora.
    Blondynka naburmuszyła się nieco na te słowa i wygięła usta w jakimś dziwnym grymasie, ale Tomas szybko przekonał się, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
    – To może chociaż ze mną zatańczysz – zasugerowała, chwytając go za rękę.
    – Nie tańczę – mruknął, upijając łyk piwa ze świeżo otwartej butelki.
    – No nie daj się prosić – nalegała dziewczyna, ciągnąc go za rękę i przekrzywiając przy tym głowę na ramię, zatrzepotała rzęsami, uśmiechając się uroczo. – Może po prostu nie spotkałeś jeszcze odpowiedniej partnerki i tylko wydaje ci się, że to takie straszne?
    Uśmiechnął się lekko i odruchowo zerknął w stronę didżejki, gdzie Corrie nadal świetnie się bawiła z panem najlepszym muzycznym czarodziejem. Westchnął cicho i wrócił spojrzeniem do wciąż wpatrującej się w niego zaciekle, mimo wszystko naprawdę uroczej blondynki. Pokręcił przecząco głową, a wtedy podeszła bliżej, przylegając do niego ciasno swoim drobnym ciałem. Przesunęła dłonią po jego torsie i zaczęła się bawić guzikiem jego koszuli, zmysłowo przygryzając przy tym dolną wargę.
    – Przyznaj w końcu, że wolisz inny rodzaj zabawy, a teraz się tylko ze mną droczysz – zasugerowała, spoglądając na niego zalotnie spod wysoko uniesionej brwi.
    Tomas odruchowo przesunął językiem wzdłuż dolnej wargi, jakby szykował się właśnie do zjedzenia ulubionego deseru, a jego wzrok mimowolnie uciekł w stronę jej wyeksponowanego dekoltu.
    – Chcę się tylko zabawić. Nie będę cię potem zadręczać telefonami i oczekiwać nie wiadomo czego – zapewniła, ale Tomas nie uwierzył jej, bo jak zdążył się przekonać w trakcie tej krótkiej wymiany zdań, nie była typem dziewczyny, która łatwo odpuszcza. I nawet gdyby miał ochotę na małe sam na sam, co przez kilka sekund rozważał, nie zdecydowałby się akurat na jej towarzystwo. Nie znosił kobiet, które nie tylko same podawały się facetom w niesmaczny sposób, ale też nachalnie narzucały się ze swoim towarzystwem, tak jak stojąca przed nim zielonooka piękność.
    – Słuchaj, nie chcę być niegrzeczny, ale moja cierpliwość powoli się kończy – uprzedził oschłym tonem, bo to już przestawało być śmieszne. – Nie jestem facetem dla ciebie.
    – Może sama o tym zdecyduję? – zagadnęła i niespodziewanie zadarła głowę do góry, a kiedy jej usta znalazły się zbyt blisko jego własnych, skupił na nich wzrok, jedynie siłą woli powstrzymując się przed ich skosztowaniem.
    – Daj spokój – westchnął, w trybie ekspresowym wracając do rzeczywistości, kiedy poczuł, jak jej wprawne palce zaczynają majstrować przy sprzączce jego paska. Zamknął jej dłoń w żelaznym uścisku i spojrzał jej prosto w oczy. – Skończmy to, zanim zrobi się nieprzyjemnie.
    – Obawiam się, że to już nastąpiło – usłyszeli nagle i nim którekolwiek z nich zdążyło w jakikolwiek sposób zareagować, obok Tomasa niespodziewanie zmaterializowała się Corrie. Ze skrzyżowanymi na piersiach przedramionami, zaciętą miną, która nie zdradzała kompletnie żadnych emocji i wlepionymi w blondynkę błyszczącymi, brązowymi tęczówkami, z pewnością nie wyglądała na kogoś, komu zebrało się na żarty. – Zgubiłaś coś? – zapytała znienacka, zwracając się bezpośrednio do osłupiałej nieznajomej, a kiedy ta zmarszczyła brwi, jakby kompletnie nie rozumiała pytania, Corrine wzrokiem wskazała na jej dłoń przyklejoną do spodni Tomasa. – Pytam, czy coś zgubiłaś, bo najwyraźniej czegoś szukasz w tym rozporku – powiedziała nadzwyczaj spokojnym i opanowanym tonem, choć to był nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę kotłowało się w niej od emocji, z których w tej chwili nie była zbyt dumna. Tomas był przecież wolnym człowiekiem i miał prawo robić, co chciał i z kim chciał, ale nic nie mogła poradzić na to, co poczuła na widok jego zadowolonej miny i tego zabójczego uśmiechu, który przyozdobił przystojną twarz, kiedy jawnie flirtował z nieznajomą. I pewnie Corrie nadal starałaby się zrobić wszystko, by zignorować ten fakt, gdyby w pewnym momencie nie dostrzegła w oczach Lozano błysku irytacji i zaciśniętej nerwowo szczęki, przez co dołeczek w jego policzku jedynie się pogłębił. Zadziałał impuls i teraz zgrywała… właściwie nie wiedziała kogo, bo po raz kolejny, jeśli chodzi o Tomasa, poszła na żywioł.
    – No i nie wiem, czy mam ci pomóc szukać, czy może jednak powinnam ci przyłożyć – dodała jeszcze i przekornie przechylając głowę na ramię, uśmiechnęła się słodko, choć jej oczy pozostały niewzruszone i wciąż wpatrywały się w namolną blondynkę, morderczym wzrokiem.
    – Twój… facet… – zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo i mierząc Tomasa zuchwałym spojrzeniem, zrobiła powolny krok w tył. – Jakoś zbytnio nie oponował – dodała z jadem i wymownie unosząc jedną brew, uśmiechnęła się złośliwie.
    – A mnie się wydaje, że to raczej ty masz problem ze zrozumieniem odmowy – odparła Corrine, posyłając nieznajomej pełne politowania spojrzenie. – Naprawdę musisz się naprzykrzać facetom o na siłę wchodzić im do rozporka? Szanuj się trochę, dziewczyno…
    Blondynka prychnęła pod nosem na te słowa i rzucając w stronę Corrine ostatnie nienawistne, ciskające gromy spojrzenie, odwróciła się przodem do baru, sięgnęła po papierową serwetkę i z czarującym uśmiechem na ustach poprosiła barmana o długopis. Napisała coś na serwetce, a potem złożyła ją na cztery i odważnie spoglądając w oczy Tomasowi, ostentacyjnie wcisnęła mu ją w kieszeń koszuli na wysokości piersi. Poklepała go w tym miejscu delikatnie, zatrzymując dłoń na jego torsie nieco dłużej niż to było konieczne
    – Gdybyś kiedyś zmienił zdanie… – rzuciła krótko, celowo urywając w połowie i zmysłowo przygryzając dolną wargę, mrugnęła do niego flirciarsko, a potem bez słowa odwróciła się na pięcie, przemaszerowała przez parkiet i zniknęła gdzieś w tłumie.
    Tomas wyciągnął z kieszeni koszuli serwetkę i nie zawracając sobie nawet głowy odczytaniem zapisku, zmiął ją w palcach, wlepiając błyszczące spojrzenie, we wpatrującą się w niego z zaciętą miną Corrie.
    – Dzięki za ratunek – mruknął zmysłowym półgłosem, uśmiechając się jednym kącikiem ust i mierząc ją uważnym spojrzeniem. Stanęła w jego obronie niczym lwica i gotów był się założyć, że gdyby blondynka nie ewakuowała się, to Corrie albo wydrapałaby jej oczy, albo zabiła samym spojrzeniem. Nie wiedział co tak naprawdę powinien o tym myśleć, ale nie zamierzał teraz tego roztrząsać. – Czy właśnie miałem okazję obserwować tą bardziej demoniczną część twojej natury? – zagadnął, nawiązując do ich rozmowy, kiedy wybierali zdjęcia do kolażu. Nie miała wprawdzie na sobie kombinezonu ze skóry, ale i tak zrobiła na nim niemałe wrażenie.
    Corrine wzruszyła ramionami w odpowiedzi i mrużąc oczy, odruchowo spojrzała jeszcze w miejsce, gdzie chwilę temu zniknęła namolna blondynka, a gdy upewniła się, że jadowitej żmii nie ma na horyzoncie, w końcu wyraźnie się rozluźniła.
    – Gdybym wiedziała, że będę zgrywać wybawicielkę, zaopatrzyłabym się przynajmniej w swój super–kostium, a tak nie miałam chyba wystarczającej siły przekazu – zażartowała, wysilając się na najbardziej swobodny ton, na jaki było ją w tej chwili stać i wzrokiem wskazała na zmiętą serwetkę, którą Lozano trzymał w dłoni. – Zawsze przyciągasz takie subtelne egzemplarze? – zagadnęła i unosząc pytająco jedną brew, odważnie spojrzała Tomasowi w oczy, ale sposób w jaki bez skrupułów się w nią wpatrywał, sprawił, że nie potrafiła długo zachować pokerowej twarzy. Szybko umknęła wzrokiem, by przynajmniej spróbować ukryć własne emocje, a potem wsunęła dłonie do tylnych kieszeni jeansów i nerwowo przygryzła dolną wargę.
    Tomas wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym niewinnie. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, dostrzegł za plecami Corrie Raula i Lily.
    – Gdybyś znała go dłużej, nie zadawałabyś takich pytań, kuzynko – stwierdził rozbawiony Rivera. – Tommy doskonale potrafi zgrywać nieśmiałego, grzecznego chłopca, a panny na to lecą – dodał, przylegając ciasno do stojącej przed nim Lily i obejmując ją w pasie, splótł palce w koszyczek na jej brzuchu. – Wiecie, to jak polowanie. Panny takie jak ta blondyna, uważnie obserwują tłum i wypatrują w nim najsłabszej sztuki.
    – Panny? – żachnęła się Lily, odwracając głowę tak, by móc spojrzeć narzeczonemu w oczy.
    – W tym przypadku – rzucił wymijająco, całując ją w czubek nosa, a potem przeniósł spojrzenie na Tomasa.
    – I zamiast przyjść mi z pomocą, ze stoickim spokojem obserwowałeś jak ta dziewczyna znęca się nade mną – mruknął Lozano, zgrywając obrażonego.
    – Nie wyglądałeś na jakoś specjalnie cierpiącego z powodu jej towarzystwa. Zresztą, Corrie mnie uprzedziła – dodał, przenosząc wzrok na kuzynkę i mrugnął do niej z jawnym rozbawieniem. – I jak widzę, skutecznie pozbywała się twojej koleżanki.
    – Taa, narażając się na kilka niewybrednych epitetów pod swoim adresem – wtrąciła Lily, oglądając się za siebie, jakby chciała się upewnić, że blondyny nie ma nigdzie w pobliżu. – Zostałaś nazwana wredną wiedźmą, kosmatą małpą i… jak to było? – zagadnęła spoglądając na Raula, jakby czekała na podpowiedź, ale Rivera tylko wzruszył ramionami. – Niezrównoważoną, popapraną, puszczalską pindą od DJ’a? Reszty nie pamiętam, bo to był zbyt wielki potok słów.
    Corrie przewróciła oczami na te słowa i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie było sensu tego komentować.
    – Tak w ogóle, to miałam wrażenie, że ta tleniona kwoka za chwilę skoczy ci do gardła i rozerwie ci tętnicę – dodała Lily śmiertelnie poważnym tonem, a potem przeniosła wzrok na Tomasa. – A to wszystko przez ciebie i twój, zapewne, niewinny flirt – upomniała.
    Tomas uderzył się dłonią w pierś, z trudem powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.
    – Moja wina – przyznał, spoglądając Corrie prosto w oczy. – Obiecuję, że jakoś ci to wszystko wynagrodzę.
    – Swoją drogą, naprawdę masz wybitnego pecha, jeśli chodzi o kobiety, stary – wtrącił Raul. – Twoja Irina też była niezłym ziółkiem.
    Lozano zacisnął nerwowo szczęki i spiorunował przyjaciela spojrzeniem. Irina była ostatnią osobą, o której chciał rozmawiać i którą chciałby ponownie spotkać. Niestety, wracała do niego zawsze, kiedy najmniej się tego spodziewał, w mailach od Nicolasa, w rozmowach z matką, nawet dziś, gdy tu weszli wydawało mu się, że jej twarz mignęła mu gdzieś w tłumie. Szybko jednak odrzucił tę myśl, uznając, że to zmęczony umysł płata mu figle, ale teraz nie był już wcale tego taki pewien.



Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 14:17:44 18-03-17, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:23:22 26-04-17    Temat postu:

Ej, czy nikt tego nie czyta, że od marca nie pojawił się komentarz?
Ja przepraszam bardzo za to opóźnienie, ale odcięłam się na dłużej od internetu i dopiero teraz nadrabiam wszelkie zaległości...
Odcinek genialny, ale tego chyba nie muszę mówić, nie ?
Ciekawe, co tak skrycie kombinują chłopcy... I nawet Adam jest w to zaangażowany. Podejrzana sprawa
No a potem, to już przecudne scenki między Corrie i Tomasem. Zazdrość zżera ich oboje, gdy tylko pojawia się konkurencja na horyzoncie, a żadne z nich nie chce się przyznać do swoich uczuć... Ciekawe jak długo to jeszcze potrwa i będą się tak opierać. Liczę na to, że ten weekendowy wyjazd coś zmieni
I mam przeogromną nadzieję, że pojawi się coś nowego tu wkrótce pomimo tego spokoju...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:28:45 26-04-17    Temat postu:

Monia Wiedziałyśmy, że na Ciebie można liczyć
Forum widzę, że znów ma okres przymierania, więc tym bardziej cieszy nas Twoja obecność tutaj I nie zaszkodzi jak nam od czasu do czasu odrobinę posłodzisz A skoro już jesteś to i odcinek pewnie pojawi się całkiem niedługo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:41:33 26-04-17    Temat postu:

Nie mogę się w takim razie doczekać kolejnego odcinka ja tam Was nie zamierzam opuszczać na dłużej... Co najwyżej zmniejszę swoją aktywność, ale będę Was czytać i komentować w miarę możliwości na pewno
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:48:49 26-04-17    Temat postu:

Nie opuszczaj nas, bo jak jeszcze Ty przestaniesz tu zaglądać, to my chyba też - będzie zero motywacji do wstawiania kolejnych rozdziałów, a wstawiać jeden pod drugim to trochę bez sensu, chyba
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:48:49 26-04-17    Temat postu:

dubel

Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 22:05:48 27-04-17, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:44:26 27-04-17    Temat postu:

Nic nie jest bez sensu
Ale nie bójcie się, będę zaglądać do Was i Waszych wielkich dzieł na pewno
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 18, 19, 20  Następny
Strona 19 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin