Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sweet Rascals - [18.]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:54:24 29-05-17    Temat postu:

Eee... nawet trochę bardzo

    ______________________________________________

    ______Było dobrze koło pierwszej w nocy, kiedy Dylan w końcu wracał do domu. W tej chwili nie marzył o niczym prócz szybkiego, ciepłego prysznica, który ukoiłby ból mięśni i kawałka miękkiej poduszki, bo już nawet nie zależało mu na tym by doczłapać się do sypialni i ułożyć w wygodnym łóżku. Dwie ostatnie nieprzespane noce, całe dnie spędzone w restauracji z natłokiem spraw do ogarnięcia, spotkanie z ojcem i jeszcze rozmowa u Rayana, to wszystko do cna wycisnęło z niego całą energię, której wcale nie miał w sobie aż tak dużo. Był naprawdę wykończony i nie miał pojęcia, jakim cudem zdołał dojechać do domu w jednym kawałku, nikogo przy tym nie potrącając i samemu nie kończąc w jakimś pobliskim rowie, bo wydawało mu się, że jedzie już na resztkach baterii, które wreszcie ogłosiły długo wyczekiwane wyładowanie.
    ______Westchnął ciężko i dosyć niezgrabnie wysiadł ze swojego chargera, po chwili leniwym krokiem pokonując odległość oddzielającą go od drzwi wejściowych na klatkę schodową budynku, w którym zajmował jedno z mieszkań na piętrze. Wykrzywił usta w cierpkim grymasie na widok schodów i tych wszystkich stopni, jakie przyszło mu pokonać by dostać się do domu, a potem klnąc na siebie w duchu, że nie pomyślał o zamieszkaniu w jakimś parterowym budynku, albo przynajmniej w bloku z windą, zebrał ostatki sił i powoli zaczął wdrapywać się po schodach.
    ______Odruchowo chwycił się dłonią za kark i poruszył głową na boki jakby chciał sprawdzić, czy jeszcze wszystko mu działa jak trzeba, po czym zerknął na trzymane w dłoni klucze, kciukiem odszukując pośród pęku ten od głównego zamka i w końcu wszedł na piętro. Zdążył jednak zrobić zaledwie krok w stronę drzwi, kiedy stanął jak wryty na widok siedzącej na schodach Charlotte, która minę miała przy tym taką jakby chciała go udusić gołymi rękami.
    ______Przełknął z trudem, przez chwilę przyglądając jej się czujnie, nie do końca pewien, czy ona faktycznie tu jest i zamierza mu przyłożyć, czy to jego zmęczony umysł postanowił jeszcze na koniec dnia spłatać mu takiego beznadziejnego figla. Zamrugał energicznie i zmrużył oczy, usiłując zmusić mózg do myślenia, a mięśnie do działania czy choć minimalnego wysiłku, bo miał wrażenie, że nie jest w stanie się poruszyć, zupełnie jakby nagle wrósł w ziemię.
    ______- Co tu robisz o tej godzinie? – spytał, dla pewności jeszcze zerkając na tarczę markowego zegarka, a później znów w jej ciskające piorunami ciemne tęczówki. – Nie powinnaś włóczyć się po mieście o tak późnej porze – upomniał łagodnie, robiąc niepewny krok w jej stronę.
    ______- Nie jestem już małym dzieckiem – warknęła wściekle, gwałtownie podnosząc się z miejsca i schodząc na niższy stopień, zmrużyła groźnie oczy. – I nie potrzebuję, żeby mnie prowadzono za rękę, więc nie mów mi, co powinnam, a czego nie.
    ______- Po prostu się o ciebie martwię – wyjaśnił krótko Dylan, wbijając na moment wzrok w trzymane w dłoni klucze i sprawiając wrażenie człowieka, który właśnie desperacko szuka tam jakiegoś koła ratunkowego dla siebie, bo był bardziej niż świadomy tego na co się właśnie zanosi i nie sądził by wyszedł z tego starcia żywy, a już z całą pewnością w jednym nienaruszonym kawałku.
    ______- Potrafię o siebie zadbać – fuknęła odważnie, ale kiedy tylko McCaine podniósł na nią błyszczący wzrok, pokręciła głową z rezygnacją i palcami przeczesała długie, ciemne włosy, ponownie wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. – Dlaczego się zgodziłeś? – spytała prosto z mostu, nie siląc się nawet na żadne wstępy, które w zaistniałej sytuacji nie były Dylanowi do niczego potrzebne, bo i bez tego doskonale wiedział o czym mówi siostra Rayana.
    ______- Zrobiłem to, co uważałem za właściwe – odparł spokojnym, wyważonym tonem, przez moment odważnie siłując się z nią na spojrzenia.
    ______- Nie chcę z tobą pracować, naprawdę tak trudno to zrozumieć, Dylan? – jęknęła z rezygnacją, przebiegając po jego napiętej twarzy drobiazgowym spojrzeniem. - Jak ty to sobie wyobrażasz, do cholery?! – spytała coraz bardziej rozjuszona, gdy Dylan kompletnie bez słowa podszedł do drzwi i przekręcił w zamku klucz.
    ______Po chwili otworzył je na oścież, oparł się plecami o futrynę i zaciskając zęby z wściekłości tak mocno, że na policzku natychmiast pojawił mu się pulsujący dołeczek, spojrzał Charlie w oczy lodowato niebieskimi tęczówkami.
    ______- Mam cholernie wścibskich sąsiadów, więc może wejdziesz do środka zanim postanowisz zdzielić mnie przez łeb i dać im show – wycedził przez zęby, bo naprawdę ostatnie, czego potrzebował to dostarczać sąsiadom kolejnych tematów do plotek. W zupełności wystarczyło mu to, że mieli używanie za każdym razem, gdy Nikki robiła sceny, a tych było tyle, że spokojnie wyszedłby z tego niezły melodramat.
    ______Charlie dyskretnie rozejrzała się po piętrze, jakby dopiero teraz nagle dotarło do niej, że faktycznie stoją z Dylanem na środku piętra, a zważywszy na późną godzinę to być może mają również widownię w postaci zaciekawionych hałasem sąsiadów, wyglądających przez wizjery w drzwiach. Westchnęła ciężko i zażenowana ukryła na moment twarz za kaskadą długich włosów, z pełną premedytacją unikając również patrzenia na Dylana, którego mijała w progu, gdy zdecydowanie wkroczyła do jego mieszkania.
    ______McCaine czujnie obserwując każdy ruch Charlie, wszedł za nią do środka, cicho zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami, ani na moment nie odrywając przy tym spojrzenia od szatynki, jakby w ten sposób chciał być przygotowany na każdy przejaw jej gniewu. Kiedy jednak siostra Rayana spojrzała mu wyczekująco w oczy i krzyżując przedramiona na piersiach, nie odezwała się już ani słowem, przymknął na moment powieki i odchylił głowę do tyłu, głucho uderzając nią o drewno za plecami.
    ______- Znamy się całe życie, Charlie – powiedział w końcu cicho i uchylając ciężkie od zmęczenia powieki, wbił w nią jasne spojrzenie. - Nie możemy się teraz zacząć unikać, bo to się zwyczajnie nie uda. I wiesz o tym tak samo dobrze jak ja – dodał siląc się na swobodny ton, choć przychodziło mu to z trudem, gdy kotłowało się w nim od emocji, a nie mogąc dłużej znieść jej wnikliwego spojrzenia, wlepił wzrok w mrok panujący za oknem.
    ______- Czy ty naprawdę sądzisz, że możemy razem pracować? Tak po prostu? Po tym wszystkim, co się stało? – pytała z niedowierzaniem w łamiącym się głosie.
    ______- Nadal jesteśmy rodziną – przypomniał zbolałym tonem i znów na nią spojrzał, chcąc przynajmniej spróbować wyłowić jej spojrzenie, czego tak skutecznie unikała, a gdy mu się to nie udało, przesunął dłońmi po twarzy i odetchnął głęboko. – Chcę ci pomóc, Charlie, niezależnie od tego co postanowiliśmy w kwestii naszych relacji…
    ______- Ty postanowiłeś – weszła mu w zdanie i posłała mu rozżalone spojrzenie, którego Dylan nie był w stanie znieść. Zwiesił pokornie głowę i przełknął z trudem ogromną gulę, jaka uformowała mu się w gardle, utrudniając normalną wentylację płuc, a już tym bardziej wydobycie z siebie głosu. – Mnie nikt nie pytał o zdanie, ani wtedy, ani teraz. I za każdym razem słyszę, że to z troski o mnie.
    ______- Bo tak jest – stwierdził Dylan z pełnym przekonaniem, ale Charlotte prychnęła tylko cicho pod nosem i pokiwała głową, jakby nie do końca dawała wiarę jego szczerym intencjom. – Nie miałem argumentów „przeciw”, kiedy Ray i Michael tak się zapalili na twoją pracę u mnie. Co miałem im powiedzieć? I jak niby miałbym im teraz wytłumaczyć, że jednak u mnie nie pracujesz? – zagadnął bezradnie i wciąż wpatrując się w nią zaciekle jasnoniebieskimi tęczówkami, wsparł dłonie na biodrach.
    ______- Nie wiem, wymyśl coś – odparła Charlie, obojętnie wzruszając ramionami. - Albo ja im powiem, że znalazłam coś innego – dodała chłodno i zakładając pasmo włosów za ucho, ukradkiem spojrzała mu w oczy.
    ______- A znalazłaś?
    ______- Znajdę – oznajmiła takim tonem, jakby chciała o tym przekonać nie tyle jego, co samą siebie, a fakt, że skuliła się w sobie, ciasno oplatając się ramionami, pogarszał i tak już fatalne samopoczucie Dylana, bo zdawał sobie sprawę, że w dużej mierze to on przyczynił się do tego w jakim stanie się znalazła i do tego, że ich przyjacielskie relacje w oka mgnieniu zamieniły się w kupę gruzu.
    ______- I do tego czasu będziesz kłamać? Charlie… - jęknął niemal rozpaczliwie, nie mając pojęcia jak ma do niej dotrzeć i przekonać ją, że nie chce jej krzywdzić, a wręcz przeciwnie.
    Zawsze chciał dla niej jak najlepiej, bo zawsze była ważną częścią jego życia i ostatnie, czego pragnął to sprawić jej przykrość w jakikolwiek sposób, a tym bardziej być powodem jej łez. Jednak od czasu, gdy spędzili ze sobą tę jedną upojoną noc w Nowym Jorku nie potrafił przestać o niej myśleć, tęsknił za nią każdego przeklętego dnia i nie dopuszczał do siebie nawet myśli, że Charlie może zniknąć z jego życia, a to właśnie się działo. Był dupkiem, ale naprawdę nie potrafił jej na to pozwolić. Nie chciał jej pozwolić odejść i nie zamierzał jej ułatwiać stworzenia między nimi tego dystansu, o który tak zaciekle z nim walczyła, a który był dla niego jak nóż prosto w serce. Poddawał się w życiu zbyt wiele razy, ale teraz nie zamierzał, musiał tylko znaleźć sposób na to by w końcu poukładać jakoś całe swoje popieprzone życie, w którym wszystko i to dosłownie, stało na głowie.
    ______- Może ty potrafisz przejść do porządku dziennego nad tym, co się wydarzyło między nami, ale ja nie – odezwała się Charlotte, skutecznie wyrywając Dylana z odrętwienia i ściągając na siebie jego zbolałe spojrzenie. - Wiem, że miałam do tego nie wracać i nie zamierzam ci niczego utrudniać, ale to ty w tej chwili nie ułatwiasz niczego mnie – powiedziała z wyrzutem, a gdy w jej ślicznych ciemnych oczach w jednej chwili stanęły łzy, McCaine zaklął szpetnie pod nosem i odwrócił wzrok. - Pomyślałeś przez chwilę o mnie i o tym, co ja czuję?
    ______- Chciałem ci pomóc – przyznał zdławionym głosem, niepewnie zerkając na nią kątem oka, kiedy dyskretnie starała się otrzeć ślady łez z policzka. - Potrzebujesz pracy, bo masz zobowiązania do spłacenia …
    ______- Jakoś bym sobie poradziła.
    ______Dylan pokręcił głową z bezsilności i ścisnął nasadę nosa palcami, zastanawiając się, co jeszcze może zrobić i jakich argumentów użyć na swoją korzyść, by ją przy sobie zatrzymać. Desperacko potrzebował tej kobiety w swoim życiu i dobitnie to sobie uświadomił dopiero, kiedy po tych kilku dniach, gdy się nie widzieli, spotkali się w mieszkaniu Rayana. Była dla niego jak słońce i nie potrafił jej w tej chwili wypuścić z rąk, właściwie to nie sądził by kiedykolwiek był w stanie to zrobić.
    ______Przesunął dłonią po ciemnych włosach i zaczerpując ostro tchu, spojrzał na Charlie błyszczącymi tęczówkami, akurat w tym samym momencie, w którym zaintrygowana jego milczeniem, w końcu na niego popatrzyła.
    ______- Co naprawdę chcesz ode mnie usłyszeć, Charlie? – spytał cicho i nie odrywając wzroku od jej zaszklonych oczu, zrobił odważny, powolny krok w jej stronę. - Że mi na tobie zależy? Że dostaję szału, kiedy zbyt długo cię nie widzę? Że codziennie po milion razy sięgam po telefon by do ciebie zadzwonić i przynajmniej usłyszeć twój głos? Że śnisz mi się po nocach? – wyliczył, przebiegając drobiazgowym spojrzeniem po jej ślicznej twarzy, a potem uśmiechnął się krzywo jednym kącikiem ust i zwiesił głowę, jakby nie miał odwagi dłużej patrzeć jej w oczy. - Bo tak właśnie jest, niezależnie od tego jak bardzo usiłuję z tym walczyć.
    ______- Dlaczego mi to robisz? – szepnęła, instynktownie cofając się o krok, by stworzyć między nimi jak największy dystans tak jakby to w czymkolwiek mogło im pomóc. - Po co mówisz mi to wszystko, Dylan? Przecież to ty powiedziałeś, że to, co się wydarzyło w Nowym Jorku to był błąd, który nigdy nie powinien się powtórzyć, a między nami niczego nie będzie. A teraz mówisz te rzeczy … - urwała i czując, że brakuje jej powietrza przyłożyła otwartą dłoń do mostka i odwracając się przodem do okna, pokręciła głową z niedowierzaniem.
    ______- Nie wiem. Przepraszam, ale … - zawiesił na moment głos i przymykając powieki, ostrożnie zbliżył się do Charlotte, po chwili stając tuż za jej plecami i starając się jej przy tym nie dotykać, bo wiedział, że jeśli by to zrobił, nie byłby w stanie przestać, a to może przekreślić wszystkie jego szanse, jakie w tej chwili być może jeszcze miał. - Brakuje mi twojej obecności, Charlie. Tak po prostu i zwyczajnie za tobą tęsknię – powiedział cicho, po czym wsunął dłonie do kieszeni jeansów, zwijając je w pięść i instynktownie zaciągnął się słodkim zapachem jej włosów, który prześladował go codziennie od tamtej jednej, wspólnie spędzonej nocy. - Jesteś częścią mojej rodziny i zawsze będziesz dla mnie ważna. Nie potrafię znieść myśli, że sam sobie ciebie odebrałem.
    ______- Przestań… - poprosiła i energicznie pokręciła głową, jakby za wszelką cenę usiłowała pozbyć się z niej tych wszystkich słów, jakie właśnie padły z jego ust, a które zdawały się wypalać swoje piętno na jej sercu. - Jesteś pieprzonym draniem, Dylan – zarzuciła mu i odwróciła się przodem do niego, odważnie wytrzymując jego świdrujące spojrzenie.
    ______- Wiem, do cholery – powiedział posępnie, wciąż nieustępliwie sondując jej twarz spod ściągniętych brwi.
    ______- Chciałabym cię znienawidzić. Uwierz mi, byłoby mi wtedy łatwiej. O wiele łatwiej – odparła łamiącym się głosem i mrugając energicznie by odgonić znów napływające do oczu łzy, siąknęła nosem, a potem odchrząknęła cicho, dokładając wszelkich starań, by jej głos nie drżał, gdy znów się odezwie. Założyła pasmo włosów za ucho i oddychając głęboko, ponownie spojrzała mu w oczy. - Przyjdę jutro o ósmej rano – oznajmiła rzeczowym, beznamiętnym tonem i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, wyminęła go pospiesznie, kierując się prosto do wyjścia. McCaine, odwrócił się przez ramię, odprowadzając ją błyszczącym wzrokiem, a kiedy zatrzymała się przy drzwiach z ręką na klamce i spojrzała na niego jeszcze raz, instynktownie zatrzymał powietrze w płucach. - Potrzebuję pieniędzy i jedynie z tego powodu zgadzam się na tę pracę. Tylko pamiętaj, że wyłącznie do czasu, aż czegoś sobie nie znajdę.
    ______- Dziękuję – szepnął, bo żaden dźwięk nie chciał mu przejść przez gardło, ale nie był do końca pewien, za co właściwie jej dziękuje. Za to, że pomoże mu w restauracji, której zwyczajnie sam nie będzie w stanie ogarnąć, czy za to, że pozwalała sobie pomóc, przy okazji nie odbierając mu jeszcze tego, na czym naprawdę cholernie mu zależy, a może za wszystko to razem. Niezależnie od tego jednak czym ona sama się kierowała, wiedział, że ten czas jaki przyjdzie im spędzić na wspólnej pracy, jest dla niego ostatnią szansą na to by pozamykał swoje sprawy, bo w przeciwnym razie straci na zawsze to co miał najpiękniejszego, w zasadzie na wyciągnięcie ręki.
    ______Uśmiechnął się do Charlie niewyraźnie, ale ona nic już nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie, otworzyła drzwi i wyszła, zostawiając Dylana samego w ciemnym mieszkaniu i z mimo wszystko zżerającym go bezlitośnie poczuciem winy, że nie gra fair.


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 17:56:24 29-05-17, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
moniadip91
Motywator
Motywator


Dołączył: 21 Lut 2015
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:34:16 08-06-17    Temat postu:

I pomyśleć, że czekałaś aż tyle czasu żeby wstawić taki odcinek... Nieładnie
Ech, Dylan jest niemożliwy. Z jednej strony odsuwa od siebie Charlie, a z drugiej nie potrafi bez niej żyć. Szkoda tylko, że tak trochę egoistycznie podchodzi do sprawy. W ogóle nie bierze pod uwagę tego, co czuje Charlie. Ja wiem, że to pewnie przez te akcje z jego byłą i te wszystkie problemy, jakie na niego spadły, no ale kurczę... Charlie też ma swoje uczucia i taka bliskość, a jednocześnie dystans między nimi, dobijają... I tak cud, że zgodziła się w końcu przyjść do niego do pracy. Chociaż ciężko mi ich tam razem sobie wyobrazić. Jak się nie pozabijają nawzajem, to będzie dobrze
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
Strona 12 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin