Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Liso Sensual Celestial - Proste Zmysłowe Niebiańskie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:58:38 03-09-08    Temat postu:

Nareszcie Allison i Tristan doszli do wniosku, że się kochają.
Wspólnie spędzony czas minął im bardzo miło.
Nareszcie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bronislawa
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 25 Kwi 2007
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:14:52 03-09-08    Temat postu:

Ajj slicznie AiT <3333
Nie moge sie doczekac E i A
Kiedy newik ????
Swietnie piszesz opowiadania oraz zycze szybkiego powrotu do zdrowia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 16:34:58 04-09-08    Temat postu:

Odcinek 56

Cardinais zajęli swoje stanowiska, gotowi zacząć ósmą rundę. Jednak poruszenie wśród widzów narastało. Wszyscy patrzyli w jednym kierunku. To samo zrobiła Elizabeth.
Przeczytała tekst wyświetlony na tablicy i omal nie zemdlała z radości.
Zasłoniła usta ręką, żeby ukryć zaskoczenie, i łzy popłynęły jej po twarzy. Odwróciła głowę w stronę boiska.
Alan patrzył wprost na nią.
Nie bardzo dowierzając temu, co przed chwilą przeczytała, znowu spojrzała na tablicę.
„Elizabeth Bonetti!
Czy nie sądzisz, że dwadzieścia jeden lat narzeczeństwa to dosyć? Przy wszystkich świadkach obiecaj, że za mnie wyjdziesz.
Kocham Cię. Alan Lozano”
Elizabeth spojrzała na stanowisko miotacza. Alan klęczał na jednym kolanie. Czekał, patrząc prosto na nią. Tak jak wszyscy.
Rozpłakała się. Była pewna, że jej twarz zrobiła się równie czerwona co sweter.
Zaczęła kiwać potakująco głową i wtedy rozległy się entuzjastyczne oklaski.
Alan wstał uśmiechnięty. Podniósł oba kciuki do góry na znak, że zrozumiał jej odpowiedź.
Wtedy już Elizabeth była pewna, że widziała Gia. Nie mogło go zabraknąć tego szczególnego wieczoru.
Gra się rozpoczęła, lecz jej zapłakane oczy prawie nie dostrzegały Alana. Z przejścia ktoś zawołał jej imię, a kiedy spojrzała w bok, zobaczyła brata. Skinął ręką, żeby do niego podeszła.
Wyślizgnęli się cicho, a uwaga kibiców z powrotem skoncentrowała się na grze. Niestety, przedzierając się w stronę ławek rezerwowych, usłyszeli odgłos kija uderzającego w piłkę rzuconą przez Aleca i następujący po nim jęk zebranych. Piłka poszybowała daleko.
- Och, nie. Tym razem mu się nie udało - jęknęła Elizabeth.
- Nie szkodzi. Jestem pewien, że dzisiaj już i tak osiągnął to, czego najbardziej pragnął. Elizabeth znowu się rozpłakała.
- Poczekaj. - Zatrzymała go, kiedy przechodzili koło damskiej toalety. - Zaraz wrócę. Umyję tylko twarz zimną wodą.
Gio skracał sobie czas oczekiwania na nią, flirtując z kelnerką. Zanim Elizabeth poprawiła makijaż, zdążył już się umówić na najbliższą sobotę.
- Od dawna wiedziałeś? Tylko nie próbuj mi wmówić, że nie miałeś o niczym pojęcia. Za dobrze cię znam.
Gio początkowo próbował udawać niewiniątko, szybko tego zaniechał.
- Nie mogłem już patrzeć na twoją rozpacz. Nagła myśl przemknęła przez głowę Elizabeth. Spojrzała na niego przerażona.
- Gio, chyba nie..
- Nie. Oświadczyny to był jego pomysł. Ja mu tylko pomogłem je zorganizować, ale to on wszystko sam zaplanował.
- Naprawdę?
- Dlaczego sama go nie zapytasz? - zaproponował Gio, widząc już machającego do nich kolegę.
Alan z uśmiechem przyjmował gratulacje od członków drużyny. Najwyraźniej Gio się nie mylił. Jej „tak” było dla niego ważniejsze niż strata szansy na wygraną jeden do zera.
Słyszała jeszcze, jak trener na ostatnią część meczu zastępuje Alana innym zawodnikiem, a ten się nawet nie spiera.
Jego uwaga cały czas była skupiona na niej.
- Przykro mi, że straciłeś tę piłkę - powiedziała Elizabeth, kiedy wziął ją w ramiona. Potem, ku ogólnej radości, pocałował ją i odciągnął na bok.
- A co mnie to obchodzi, skoro właśnie wygrałem najważniejszy mecz w moim życiu? Elizabeth znowu się rozpłakała.
- Co ty robisz tej kobiecie, że ona cały czas płacze? - zawołał jeden z zawodników, kiedy cała drużyna zajmowała swoje stanowiska na boisku.
Nie mogła się uspokoić, nawet gdy Alan wyjął z kieszeni eleganckie pudełeczko od jubilera.
- Otwórz - poprosił.
Wzięła pudełeczko z jego ręki, wolno uniosła przykrywkę i uśmiechnęła się szeroko, a łzy popłynęły po jej policzkach jeszcze większym strumieniem.
- Nic dziwnego, że płacze - odezwał się trener, zerknąwszy na pierścionek. - Skąpiradło z ciebie, Lozano. Uważam, że ta panienka powinna się poważnie zastanowić, czy za ciebie wyjść.
Nie mogło być w ogóle mowy o zmianie decyzji. Jak kobieta mogłaby powiedzieć „nie” mężczyźnie, który zdobył się na tak romantyczny gest?
W wyściełanym aksamitem pudełeczku leżał pierścionek który Elizabeth widziała już wcześniej. Pierścionek, który Alan już kiedyś włożył jej na palec. Ten sam, który wylosował z automatu przy basenie, kiedy uczył ją pływać.
Wtedy to właściwie zmusiła go, żeby się jej oświadczył, i w końcu zdobyła swojego mężczyznę, chociaż zabrało jej to wiele lat.
Objęła Alana i obsypała jego twarz pocałunkami. Ten przytulił ją mocno do siebie. Po chwili oboje wrócili na swoje miejsca. Alan - na ławkę rezerwowych, ona - na ławkę dla kibiców.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:48:13 04-09-08    Temat postu:

Jejku właśnie przeczytałam najromantyczniejszy odcinek w swoim życiu!
Oświadczyny były cudowne, a pierścionek sprzed lat cenniejszy niż jakikolwiek diament, to było piękne.
Czekali na siebie bardzo długo, aż w końcu zrozumieli, że miłość prędzej czy później i tak da o sobie znać.
Cudowny odcinek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monita
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 15254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:46:19 04-09-08    Temat postu:

Boże jaki ten Alan romantyczny :*:*

W końcu są szczęśliwi

Wspaniały odcinek czekam na new :*:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:47:13 04-09-08    Temat postu:

O kurcze, tego się nie spodziewałam! 21 lat narzeczeństwa to wystarczająco długo, a najbardziej romantyczny był ten pierścinek z automatu z przed lat! Poprostu sweet!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tinkerbell
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 3933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:28:35 05-09-08    Temat postu:

jakie to było bosko słodkie ...jakbym zobaczyło coś takiego na "żywo" to chyba też bym się rozpłakała..nie ma takich mężczyzn na świecie niestety..cudo;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ola3265
Motywator
Motywator


Dołączył: 18 Kwi 2008
Posty: 236
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 9:38:27 06-09-08    Temat postu:

o kurcze przeczytałam ten odcinek z 10 razy i nie mam dość
to najromantyczniejsze ośwadczyny o jakich czytałam
a ten pierścionek z pierwszych oświadczyn poprostu świetny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 14:50:57 06-09-08    Temat postu:

Odcinek 57

część 1

- To naprawdę jest jacht! - wykrzyknęła Samantha, gdy podjechali samochodem do nabrzeża.
Obie strony kładki prowadzącej na lśniący nieskazitelną bielą pokład były przyozdobione czerwonymi balonikami w kształcie serc. Gdy Nick i Samantha wysiedli z samochodu, trzyosobowy zespół na pokładzie zaczął grać wiązankę melodii Gershwina. Gdy zaś weszli na pokład, powitali ich dwaj dżentelmeni w smokingach i zaprowadzili do eleganckiej kabiny, w której nie zabrakło strzelającego ognia w kominku, sof w styluretro i małego stołu wytwornie zastawionego angielską porcelan kryształowymi kielichami i sztućcami ze srebra najwyższej próby. Zespół muzyczny podążył za nimi do kabiny, usadowił się w kącie i podjął przerwany na pokładzie temat.
Mimo wcześniejszego gniewu, frustracji i zagubienia, Samantha dała się ponieść zachwytowi dla najnowszej ekstrawagancji Nicka. Cokolwiek się zdarzy, jedno jest pewne: nigdy me zapomni tych Walentynek.
Nick również był kompletnie zaskoczony i oczarowany, choć usilnie się starał, by nie dać tego po sobie poznać. Jak u diabła Annie to zorganizowała? I czyj to w ogóle jacht?
Przypomniał sobie, nim jeszcze zauważył zdjęcie stojące na jednej z półek regału przy przeciwległej ścianie.
Jackson Vale.
Niezła robota, Annie. Jeśli Samantha rozpozna na zdjęciu adwokata swego byłego męża, będę ugotowany, pomyślał.
- Nie wiem, co powiedzieć. To wszystko... - zaczęła Samantha, obróciwszy się w stronę Nicka i tej nieszczęsnej półki, od której właśnie chciał odwrócić jej uwagę.
Pospiesznie skierował ją w stronę wielkiego panoramicznego okna.
- Rzuć lepiej okiem na miasto. - Z nabrzeża rozciągał się rzeczywiście wspaniały widok na migoczący światłami Boston.
Samantha posłusznie stanęła przy szybie, a on rzucił się w stronę biblioteczki.
- Co ty wyprawiasz?
Zdążył wetknąć oprawione zdjęcie niesławnego Jacksona Vale”a między dwie książki, po czym natychmiast odwrócił się plecami do regału.
- Nic. Tylko... oglądam książki - wyjaśnił niewinnie.
- Czy do tej pory jeszcze się z nimi nie zaznajomiłeś?
- Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Samantho - twarz Nicka przybrała poważny wyraz.
- muszę ci coś powiedzieć.
Dzięki Bogu, pomyślała. Nareszcie.
- To nie jest... - wziął głęboki oddech.
- . . .nie jest łatwe? - podpowiedziała Samantha.
- Nie. To znaczy tak. Ten jacht właściwie... nie jest mój.
Samantha me potrafiła ukryć zawodu. Nie takich słów się spodziewała. Co gorsza, Nick mylnie zinterpretował jej rozczarowanie. Pomyślał, że bierze się stąd, iż jej potencjalny partner nie ma własnego jachtu. Więc co? Dziewczyna poluje na fortunę? Czy zgodziła się na randkę z nieznajomym tylko dlatego, że jest nadziany, ma jacht i stać go na limuzynę z szoferem?
Nie. To nie może być tak. Nie taki jej obraz sobie wyrobił. Wcześniej myślał, że tak bardzo do siebie pasują, lecz od zgrzytu, jaki miał miejsce w mieszkaniu Samanthy, utrzymywało się między nimi przykre napięcie. Odsunęła się od niego, a on podążył w jej ślady i czuł się z tym okropnie.
Mimo to tkwił tu z tą kobietą - ucieleśnieniem Kopciuszka czarująco przebranego na bal u księcia. Jedno spojrzenie i zdobędzie na zawsze jego serce. Już zdobyła. Tylko że on nie był księciem. Wszystkim, ale nie księciem.
- Czyj więc to jacht? - zapytała cicho Samantha.
Zanim zdążył odpowiedzieć na to pytanie, pojawił się jeden z dżentelmenów w smokingach, by obwieścić, że za chwilę podana zostanie kolacja.
- Mam nadzieję, że lubicie państwo gęsinę - powiedział.
Kolacja była bardzo wytworna - aromatyczny rosół, podsmażane ostrygi, pate en croute z gęsi, sałatka z cykoni i na deser lekkie czekoladowe bezy. Jednak ani
Nick, ani Samantha nie byli w stanie oddać sprawiedliwości szefowi kuchni. Wytworne menu, luksusowy jacht, ogień na kominku, romantyczna muzyka w tle - nic nie zdołało rozproszyć gęstej atmosfery, jaka panowała między nimi.
Nick poczuł, że szanse na wspólne szczęście z Samanthą topnieją z każdą chwilą. Oto wbił sobie w głowę, że powie jej prawdę dopiero po zdobyciu zaufania, a teraz właśnie je utracił. Samantha zachowywała dystans i rezerwę. Co dziwne jednak, zmiana jej nastroju w żadnym stopniu nie wpłynęła na to, co do niej czuł. Jeżeli już w ogóle coś się zmieniło, to raczej pragnął jej jeszcze mocniej. Gdyby tylko mógł przywrócić uśmiech na jej twarzy, dotknąć jej rozgrzanego ciała... No tak, lecz jeśli teraz zdobędzie się na wyznanie prawdy, raczej nie będzie mógł na to liczyć.
- Nie powinniśmy już iść? - usłyszał jej głos.
Westchnął ciężko. Cóż, przynajmniej nadał ma ochotę dotrwać do końca randki. Może bal walentynkowy poprawi im humory i odnowi więź, która istniała między nimi jeszcze tak niedawno? Przynajmniej będzie mógł potrzymać ją jeszcze w ramionach, choćby tylko w tańcu.
Tym razem, gdy samochód ruszył, Nick I Samantha siedzieli daleko od siebie. Mimo to rzucali sobie ukradkowe spojrzenia. Widać każde z nich miało jescze cień nadziei na to, że ta świeża zażyłość, która połączyła ich tak niespodziewanie, wróci równie szybko, jak odeszła.
Nick postanowił postawić wszystko na jedną kartę - powie jej o Sandrze. Właśnie teraz. I niech się dzieje, co chce.
Samantha również była już zdecydowana. Wyjawi prawdę o Donie Hartmanie.
Równocześnie otworzyli usta.
- Ty pierwszy - zaproponowała Samantha.
- Nie, nie, ty zaczynaj.
Zawahała się. Jeśli powie mu prawdę i wyzna, że wiedziała o pomyłce, to skłoni go do tego samego, ale jednocześnie przyzna się, że tak jak on trwała w kłamstwie przez cały dzień. Jak może żądać od niego, by się ukorzył, podczas gdy sama nie jest lepsza?
Naraz ogarnęło ją poczucie beznadziejności. Czuła się jak w pułapce, z której nie ma wyjścia.
- Sam? - zachęcał ja Nick.
Zaczęła mu się przyglądać z taką uwagą, że aż zmrużyła powieki. Wiedziała już, po co to robi. Musiała na zawsze zapamiętać jego twarz. Zmarszczki w kącikach szmaragdowych oczu, lekko sfalowane na końcach jasnobrązowe włosy, zmysłowe usta. Gdy ujrzała go pierwszy raz, natychmiast przyszedł jej do głowy Kevin Costner. Teraz zrozumiała, że Nick Santiago nie przypomina nikogo. Jest niepowtarzalny. Jedyny w swoim rodzaju.
Doprawdy, niepotrzebnie się wysila, by zapamiętać jego wygląd. I tak nigdy nie wyrzuci go z pamięci, choćby nawet chciała.
Odwróciła od niego wzrok i zdecydowanym ruchem zastukała w szybę oddzielającą ich od kierowcy.
- Edgar, zatrzymaj się tutaj! - krzyknęła.
- Sam? - zwrócił się do niej Nick, zupełnie zaskoczony.
- Proszę, Edgarze, zatrzymaj auto! - Nadal stukała w szybę, nie zwracając uwagi na protesty Nicka. Drugą dłonią trzymała już klamkę, choć samochód był jeszcze
w ruchu.
Widząc, co się święci i chcąc uniknąć wypadku, szofer zatrzymał auto z piskiem opon. Samantha wyskoczyła na ulicę.
Nick siedział oszołomiony. Potem odwrócił się i patrzył, jak Samantha znika za najbliższym rogiem.
Jego Kopciuszek nie zostawił szklanego pantofelka.
Pozostał po runi jedynie rwący ból w sercu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 14:52:57 06-09-08    Temat postu:

Dubel

Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 23:01:58 06-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monita
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 15254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:01:38 06-09-08    Temat postu:

Szkoda że to wszystko się tak skończyło

Jakby nie mogli sobie wszystkiego wyjaśnić!'

Widać że ciągnie ich do siebie jak magnes

Czekam na new :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:04:28 06-09-08    Temat postu:

To był dość smutnawy odcinek- ja nie wyrobię, normalnie zwiała, jak od nie pobiegnie za nią to padnę trupem, nie zartuje!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:31:18 06-09-08    Temat postu:

Nieeeee, oni muszą być razem.
Przecież się kochają.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 9:56:28 07-09-08    Temat postu:

część 2
Zaczął padać śnieg. Sypki pył pokrywał chodnik. Samanthę przeszył dreszcz. Lekki, wieczorowy strój nie był wystarczającą ochroną przed zimnem. Chciała czym prędzej znaleźć się w domu, zrzucić z siebie tę śmieszną suknię, zapomnieć.
Gorączkowo rozglądała się za taksówką. Dlaczego kiedy rzeczywiście są potrzebne, nigdy nie ma ich w pobliżu? Była w lekkich pantofelkach i palce zaczynały jej drętwieć. Czas płynął, a ona wciąż me mogła doczekać się taksówki, wypatrzyła za to po drugiej stronie ulicy otwartą kawiarnię. Unosząc suknię, przebiegła na drugą stronę ulicy.
Gdy tylko Samantha zniknęła za rogiem, szofer opuścił szybę i zwrócił się w stronę Nicka:
- Nie pójdzie pan za nią, panie Xantiago? Wiem, wiem, pewnie mi pan powie, żebym siedział cicho, ale pomyślałem, że z was dwojga byłaby niezła para...
Nick westchnął ciężko.
- Jesteś żonaty, Edgarze? To znaczy... Donie?
- W porządku. Może być Edgar. Nawet mi się spodobał - roześmiał się szofer. - Tak, jestem żonaty. Od trzydziestu siedmiu lat.
- Z tą samą kobietą.
- Musi mi pan uwierzyć na słowo.
- No cóż, w takim razie tobie się udało.
Edgar uśmiechnął się życzliwie.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale czy może pan zdradzić, co się nie układało z panną Loyejoy?
Nick spuścił wzrok.
- Nic. Od początku nic się nie układało i jednocześnie wszystko układało się wspaniale. Czy ma to jakiś sens?
- Niespecjalnie - przyznał Edgar. - Ale jeśli chce pan o tym porozmawiać..
Gratuluję.
- Poproszę kawę. Czarną - powiedziała matowym głosem Samantha, siadając na stołku przy barze. Zadzwoniła po taksówkę, ale jak zawsze w walentynkowy wieczór mieli nawał klientów. Poinformowano ją że dopiero za dobre pół godziny dyspozytor będzie mógł wysłać po nią wóz.
Fanny Hobbs, pulchna kelnerka w średnim wieku, stała przy drugim końcu baru i z nieskrywaną ciekawością przyglądała się Samancie.
- Życzy sobie pani coś jeszcze? - spytała Farmy, stawiając przed Samanthą biały kubek z parującą kawą.
W oczach Samanthy po raz kolejny tego dnia pojawiły się łzy.
- Może kawałeczek szarlotki? - Nie czekając na odpowiedź, Fanny ukroiła jej wielką porcję, położyła na talerzu i postawiła przy kubku z kawą. - Proszę się napić, póki gorące. Strasznie pani przemokła.
Łzy potoczyły się obficie po policzkach Samanthy. Przez mgnienie oka ujrzała Nicka podającego jej poranną kawę, zachęcającego, by się napiła. Był taki troskliwy, taki czuły...
- Co się stało? Wystawił panią do wiatru? - snuła domysły Fanny. Samantha skinęła głową, a w chwilę później pokręciła nią przecząco. - To w końcu tak, czy nie?
- zapytała zdezorientowana kelnerka.
- To nie on. - Samantha westchnęła. - To Don mnie wystawił. Nie przyszedł na umówioną randkę.
Kelnerka wzniosła oczy do góry.
- Tacy są najgorsi.
- Ale potem zjawił się Nick. Tylko że ja działam, że to Nick.
- Jak to?
- Po prostu. Myślałam, że to Don. - Samantha przerwała i pociągnęła łyk kawy. Ciepły płyn rozgrzał ją nieco i uspokoił - No bo kto inny mógłby to być, prawda? Obcy faceci zwykle nie pukają do mych drzwi.
- A Nick był kimś obcym.
- Otóż to - potwierdziła Samantha, czując niezmierną ulgę, że znalazła kogoś, kto zechce wysłuchać jej żale.
- Postawmy sprawę jasno - powiedział Edgar. - Myślał pan, że Sainantha to Sandra.
- Tak jest - odparł Nick,
- Dopiero ona sama powiedziała panu, że ma na imię Samantha.
- Tak, ale pomyślałem, że się przesłyszałem.
- I potem córka wyprowadziła pana z błędu.
- Wyprowadziła mnie z błędu? - Nick zmarszczył czoło. - No tak. A przy okazji wywróciła mój świat do góry nogami.
- Nadal jednak nie pojmuję, dlaczego pan z miejsca
nie powiedział jej o pomyłce?
- Proszę mi wierzyć, zadawałem sobie to samo pytanie przez ostatnie osiem godzin. Gdybym mógł cofnąć czas, powiedziałbym. - Westchnął głęboko. - Zreszta sam nie wiem.
- Wszystko jasne - odparł szofer. - Chyba rozumiem. Gdyby znała prawdę, odesłałaby pana z powrotem i spędziła ten wyjątkowy dzień z jakimś półgłówkiem.
A panu zostałaby Sandra...
- Nie. Sandra i tak miała zamiar odwołać randkę - przypomniał Nick. Zdążył mu już przepowiedzieć wcześniej treść rozmowy telefonicznej z Annie. Z jakiegoś powodu Nick otwierał się przed kierowcą tak, jakby ten był jego najlepszym przyjacielem. To, że mógł komuś przedstawić swoją smutną historię, przynosiło mu ulgę. Niestety, me był to ktoś, dla kogo miała ona wielkie znaczenie.
- Ach, tak. Więc byłby pan zupełnie sam.
Nick skinął głową. Już od lat był sam i jakoś mu to szczególnie me przeszkadzało. Teraz jednak mysi o tym, iż mógłby samotnie spędzić ten dzień, sprawiała, że czuł się wyjątkowo podle.
- Nie poszczęściło ci się, bracie, zgoda - powiedział Edgar ze współczuciem.
- E, to i tak bez sensu. Nikt przecież nie zakochuje się od pierwszego wejrzenia - mruknął Nick.
- Jak to nie? - sprzeciwił się szofer. - Od chwili, gdy po raz pierwszy ujrzałem moją Verę, wiedziałem, że za nią wyjdę. Powiedziałem to nawet najlepszemu kumplowi, Halowi, który był wtedy ze mną. Do tej pory robi sobie z tego żarty.
- Ale on mnie okłamał! - upierała się Samantha. - Nie można mieć zaufania do mężczyzny, który nie mówi prawdy.
Fanny ugryzła kawałek szarlotki, której Samantha nawet nie tknęła. Siedziały w kawiarni tylko we dwie, gdyż w Walentynki nie przychodziło tu zbyt wielu klientów.
- Dlaczego więc od razu go na tym nie przychwyciłaś? - zapytała Fanny, uporawszy się z dużym kęsem ciasta.
- Nie umiałam - odparła wymijająco Samantha.
Fanny pogroziła jej palcem.
- Więc także zdecydowałaś się, by nie mówić prawdy.
- Ale to nie było otwarte kłamstwo. Po prostu... przemilczałam prawdę.
Kelnerka uważnie przyjrzała się Samancie.
- Wyglądasz mi na kobietę, która zawsze stara się być uczciwa, więc...
- Bo tak jest - przerwała jej Samantha. - Właśnie dlatego czuję się tak okropnie, bo wiem, że nie powiedziałam Nickowi całej prawdy.
Fanny pochyliła się nad nią, opierając łokcie na kontuarze.
- A nie uważasz, że Nick czuje się równie okropnie? Może obawiał się powiedzieć ci prawdę, bo bał się, że go zostawisz? Może poczuł, że nadszedł jego szczęśliwy dzień i chciał, żeby trwał jak najdłużej, choćby i za cenę prawdy?
Samantha wpatrzyła się badawczo w twarz kelnerki.
- Myśli pani, że tak właśnie mógł się poczuć?
- Z tego, co mówiłaś, wynika, że jak najbardziej. Założyłabym się o dużą porqę szarlotki. Wiesz, pomyślałam sobie o tych młodych z naszego kościoła. Podobna historia. Mitch i ja byliśmy w zeszłą niedzielę na ich ślubie... - Fanny urwała, widząc Izy spływające po policzkach Samanthy. - Proszę. - Podała jej serwetkę. - Ten ślub tak cię ruszył, prawda?
- Chyba go kocham - powiedziała Samantha, wycierając twarz.
- Mimo że jest bezczelnym kłamcą?
- Och, nie. Naprawdę nie jest. Przez cały dzień czułam, że chce powiedzieć mi prawdę. Wiem, że chciał i mogłam mu w tym bardziej dopomóc. Oboje zachowywaliśmy się idiotycznie. Zapowiadały się najlepsze Walentynki w noim życiu, a kończą się jak najgorzej.
Fanny położyła dłoń na ramieniu Samanthy.
- Hej, dzień się jeszcze nie skończył. Jeszcze wszystko można odwrócić.
- Ale jak? Nie wiem nawet, gdzie go szukać, Zanim Fanny zdążyła znaleźć jakieś wyjście z sytuacji, Samantha zeskoczyła ze stołka.
- Zaczekaj! Mam pomysł! Nie wiem, może się uda...
- Próbuj, dzieciaku - powiedziała Fauny z uśmiechem.
Na zewnątrz zatrąbił klakson. Przyjechała taksówka. Samantha zatrzymała się, nachyliła nad kontuarem i mocno uściskała kelnerkę.
- Jak się pani odwdzięczę?
- Też pytanie! Zaproś mnie na ślub!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 9:57:28 07-09-08    Temat postu:

Dubel

Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 15:25:57 07-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30  Następny
Strona 26 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin