Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Liso Sensual Celestial - Proste Zmysłowe Niebiańskie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bebe
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:44:21 31-08-08    Temat postu:

Fajny odcinek.
Elizabeth wspiera Alana na odległość. Chciałaby żeby na nią spojrzał ale on niestety nie wie że ona tu jest. Coś czuję że Gio załatwia spotkanie swojemu przyjacielowi i siostrze.
Czekam na kolejny odcinek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 16:00:50 01-09-08    Temat postu:

Odcinek 54

— Czy chciałaby pani wrócić teraz do swego mieszkania? — zapytał Edgar, gdy wrócili do samochodu.
Samantha spąsowiała. Czyżby jej myśli były tak przejrzyste, że nawet szofer czytał w nich bez trudu?
Nick był także zbity z tropu.
Szofer spojrzał na nich z niedowierzaniem, po czym zwrócił się ponownie do Samanthy.
— Żeby przebrać się na bal — wyjaśnił, jakby
to być dla nich więcej niż oczywiste.
— Na bal? — Samantha wlepiła w niego oczy.
— Spytałem, bo nie byłem pewien — ciągnął Edgar — czy woli pani przebrać się na bal przed czy po kolacji na jachcie.
Nick z każdą sekundą był coraz bardziej zakłopotany. Powinien od razu przeczytać, co też jeszcze zaplanowała Annie na dzisiejszy dzień.
— Na jachcie? — zapytał cicho kierowcę.
— Wydaje pan przyjęcie na swoim jachcie, panie Xantiago — podpowiedział Edgar, patrząc na zegarek. — Teraz miało jest prawie piąta, a kolacja została zaplanowana na siódmą. Dobroczynny bal walentynkowy w Hotelu „Ambasador” zaczyna się o dziewiątej. Pana smoking mam w bagażniku, lecz panna...
— Loyejoy — wtrąciła Samantha, zanim zdążył wymienić nazwisko Sandry.
Edgar uśmiechnął się uprzejmie.
— No właśnie. Panna Loyejoy zechce zapewne wrócić do siebie, by włożyć jakąś wieczorową kreację.
Samancie zaschło w gardle. Wieczorowa kreacja? Suknia na bal? Przecież ona nic takiego nie ma. Chociaż..
Ależ tak! Ma suknię, którą kupiła w zeszłym roku, gdy miała być druhną na ślubie Niny, swojej przyjaciółki. Nie ona ją wybierała, ale na szczęście Nina ma świetny gust. Suknia z ciemnoseledynowej tafty miała prosty, elegancki krój, cudowne fałdy aż do kostek i nawet wycięcie na plecach w kształcie serca. Czy mógł być bardziej stosowny strój na bal walentynkowy?
A co najważniejsze miała teraz — dzięki uprzejmości Edgara — pretekst, by zaciągnąć Nicka do swego mieszkania!
Gdy Nick po raz drugi tego dnia wchodził do mieszkania Samanthy, miał niejasne wrażenie, że jest w nim cieplej niż przed kilkoma godzinami. A może to tylko jemu było cieplej? Tak — nawet gorąco i bardzo niezręcznie. Choć od początku chciał zostać sam na sam z Samanthą, teraz, gdy jego pragnienia zostały tak nieoczekiwanie i prosto spełnione, czuł się jak uczniak i dręczyły go wyrzuty sumienia.
Przecież gdyby nie ta pomyłka... Od rana już chyba ze sto razy przysięgał sobie w duszy, że powie jej prawdę.
I za każdym razem znajdował jakąś wymówkę, by to odwlec.
— Czy coś się stało, Nick? — spytała, widząc jego strapioną minę.
— Samantho. Posłuchaj... — Stanął przed nią ze smokingiem przewieszonym przez ramię.
— Tak? -. Zrzuciła z siebie wełniany płaszcz.
Nick poczuł, jak mięknie mu serce. Czy ona musi być taka ufna i niewinna? Tak krucha?
— Czy tu nie jest... zbyt gorąco?
— Może zdejmiesz marynarkę?
— Najpierw kurtkę. Dobry pomysł.
— Daj, powieszę twój smoking na drzwiach — zaproponowała.
— Dzięki, wielkie dzięki — powiedział, wręczając go Samancie. — Strasznie dawno nie byłem tak wyfraczony. Ostatnio parę lat temu.
— Tak? — Odwróciła się do niego. — Też jakiś bal walentynkowy?
— Nie. — Uśmiechnął się nerwowo. — To był ślub.
— Dostałeś zlecenie?
— Słucham?
— Byłeś fotografem na tym ślubie?
— Nie, byłem drużbą — odparł, ocierając ręką pot z czoła. Co go opętało, żeby mówić Samancie, że jest fotografem?
Ach, gdyby mógł zacząć ten dzień jeszcze raz! Za żadne skarby nie mógł jednak wymyśleć, jak mógłby zmienić cokolwiek i mimo to spędzić z nią tyle czasu. Gdyby od razu powiedział jej prawdę, odesłałaby go zapewne Z powrotem i teraz na jego miejscu w tym mieszkaniu stałby kto inny.
— Może napijesz się czegoś zimnego? — zapytała Samantha.
Sama miała na to ochotę. Czuła się, jakby w jej gardle był suchy piasek. Teraz, gdy miała Nicka wyłącznie dla siebie, wszystko w niej dygotało. Kto zrobi pierwszy ruch? On czy ona? I jeszcze ta pomyłka, Sandra, całe to zamieszanie i uparte milczenie, jego i jej. Co za niezręczna sytuacja!
— Z przyjemnością.
— Co z przyjemnością?
— Z przyjemnością się napiję — odparł Nick rozbawiony.
— Ach, tak. Są W kuchni... Napoje. Wiesz, w lodówce. Chyba jest sok pomarańczowy... i grejpfrutowy. Nie, grejpfrutowy skończyłam wczoraj wieczorem. Właściwie.., co do pomarańczowego też nie jestem pewna.
Wyraźne zdenerwowanie Samanthy miało dziwnie uspokajający wpływ na Nicka.
— Wystarczy zwykła woda, Sam — powiedział miękko.
— W takim razie będziesz musiał zadowolić się kranówką. Butelkowana też się skończyła.
— Super. Może być kranówka,
— Z lodem?
— Jasne, Jeśli jest.
— Pewnie, że jest — rzuciła zirytowana.
Skąd nagle to zdenerwowanie? I co gorsze, dlaczego chce jej się płakać?
— Usiądź, Sam. — Nick ujął ją za łokieć i poprowadził w stronę sofy. — Ja przyniosę wodę. Po szklance dla nas obojga. W porządku?
W porządku — odparła słabym głosem. Powrócił chwilę później, niosąc dwie szklanki wody z lodem. Wręczył jedną Samancie i usiadł przy niej, a ona długimi, chciwymi łykami wypiła całą jej zawartość. Nick zrobił to samo i odstawił puste szklanki na stolik.
— Samantho... — zaczął znowu. Wstrzymała oddech.
— Tyle mam ci do powiedzenia. Tyle... powinienem ci powiedzieć. — Zrobił przerwę, wziął w dłonie jej ręce.
— Cała drżysz.
— Ty też. — Uśmiechnęła się niepewnie.
Ich spojrzenia spotkały się. Zaległa głęboka, intymna cisza. Nie przerwało jej jednak wyznanie Nicka — które miał już na końcu języka — ale ostry dzwonek telefonu. Oboje podskoczyli na ten dźwięk.
— Nie odbieraj. — Nick ścisnął jej dłonie. Bał się, że jeśli teraz nie powie jej prawdy, już na zawsze opuści go odwaga.
— Powinnam odebrać — odparła, gdy zabrzmiał dzwonek. — Może to Teddy? Może Bridget jest chora?
— Jasne, rozumiem. — Puścił jej dłonie. Zrobiłby pewnie to samo, gdyby był na jej miejscu.
Gdy telefon zadzwonił po raz trzeci, Samantha zawahała się. Czuła, że nadeszła dla nich chwila prawdy. Dlaczego akurat dzisiaj musiała zapomnieć o włączeniu automatycznej sekretarki? Mogłaby wtedy nie zawracać sobie głowy telefonem i nie psuć nastroju, w którym byliby w stanie — czuła to — wyznać sobie wszystko.
Przy czwartym dzwonku podeszła do telefonu w kuchni i podniosła słuchawkę.
- Tak? - powiedziała słabo.
— A co ty tu porabiasz? — odezwał się znajomy głos Jen.
— A ty? Po co dzwonisz, skoro sądziłaś, że mnie nie zastaniesz? — odcięła się siostrze.
— Coś taka zdenerwowana? Nie udało się coś? — snuła domysły Jen. — Wcześniej się urwałaś? Był gorszy, niż się spodziewałaś?
— Jen, posłuchaj...
— Nie mam zamiaru słuchać tych twoich wykładów. To raczej ty musisz przyjąć moją filozofię. Raz zyskujesz, raz tracisz, Sam. W morzu plywa mnóstwo ryb.
— Proszę, Jen...
— No dobrze, co z nim jest nie tak? Straszny nudziarz? Erotoman? Zupełny kretyn? Szkoda, bo szczerze wierzyłam, że akurat z tego coś będzie. Miał tyle plusów. Przynajmniej tak mnie zapewniała Liż, moja dobra kumpelka. Wiesz, że nie swatałabym was, gdybym nie ufała Liż. Chociaż, mówiąc szczerze, zastanawiam się, Sam, czy to w ogóle była jego wina. Może to ty szukałaś wad tam, gdzie ich nie ma.
— Jen... — W głosie Samanthy słychać było napięcie.
— Nie mogę teraz rozmawiać.
— Co? Nie możesz rozmawiać? — powtórzyła Jen. — Sam, na miły Bóg, dlaczego od razu mi me powiedziałaś!
— Zachichotała znacząco. — A więc nie możesz rozmawiać... świetnie. Naprawdę super. Wszystko rozumiem, nie musisz nic tłumaczyć...
— Przykro mi, ale nic nie rozumiesz.
— Rozumiem, rozumiem. Nie jestem naiwna. Jest teraz z tobą, tak?
— Niezupełnie. — Samantha musiała się uśmiechnąć.
— Jak to? Sam, to brzmi dziwnie — zaniepokoiła się Jennifer. — Coś nie tak? On tam jest? Powiedz. Tuż obok? Zmusza cię, byś się rozłączyła? Och, nie, to jakiś wariat! Dotykał cię? Mój Boże, czy mam dzwonić na policję? Wystarczy, że powiesz „tak”. Jeśli słucha, nie będzie wiedział, o czym rozmawiamy. Jedno „tak” i za kwadrans będę u ciebie z policją.
— Oglądasz za wiele filmów kryminalnych, Jen — zaśmiała się Samantha. — Czuję się świetnie i zapewniam cię, że nic mi nie grozi. A teraz, jeśli pozwolisz, rozłączę się. Nick czeka na mnie w salonie.
— Nick? Co za Nick, u diabła? A co stało się z Donem?
— Na razie, Jen — rzuciła krótko Samantha i odłożyła słuchawkę.
Gdy wróciła do salonu, był pusty. Po chwili zauważyła, że smoking Nicka nie wisi już na drzwiach. Ogarnęła ją panika.
Tylko nie to! Poszedł sobie. Stracił zimną krew i poszedł.
Poczuła łzy cisnące się jej do oczu. Opadła na sofę, bezsilna i zagubiona. Pomyślała nawet, czy nie zadzwonić do Jen, tak beznadziejnie samotna czuła się w tej chwili.
Zamknęła oczy, łzy potoczyły się po jej policzkach i właśnie wtedy usłyszała hałas za ścianą. Natychmiast zeskoczyła z sofy, przebiegła przez salon i gwałtownie otworzyła drzwi sypialni.
Odetchnęła ze zdziwieniem i niezmierzoną ulgą.
Nick stał przy jej łóżku, bez koszuli, z rozpiętym guzikiem u spodni. Wyglądał jak jeden z tych niewiarygodnie seksownych modeli Calwina Kleina
I po co było martwić się o to, jak zaciągnąć go do sypialni?
Już miała zrobić powolny krok w jego kierunku, już miała uśmiechnąć się do niego uwodzicielsko, gdy ujrzała rozciągnięty w poprzek łóżka smoking i świeżo wykrochmaloną plisowaną koszulę. Ach, tak... Wcale nie zamierzał być zdobywcą jej sypialni. Przyszedł tutaj, by przebrać się
Nieoczekiwanie wybuchnęła płaczem. Rzęsiste łzy po- płynęły po jej twarzy.
— Co się stało? — Nick natychmiast pospieszył do niej i wziął ją w objęcia. — Czy chodzi o Bridget? Jest ranna? Chora?
Samantha potrząsnęła głową.
— Nie. Jej... nic nie jest. To była... tylko Jen.
— W takim razie dlaczego płaczesz? — zdumiał się Nick.
— Myślałam... myślałam... że poszedłeś sobie — wykrztusiła.
— Och, Sam. — Upuścił koszulę i przyciągnął Samanthę gwałtownie do siebie. — Przecież nigdy bym cię nie opuścił. Czy tego nie widzisz? Czy nie widzisz... jak bardzo cię pragnę? Ile dla mnie znaczysz? Wiem, skarbie, że to wszystko dzieje się tak szybko, ale nic na to nie poradzimy. Ja... szaleję za tobą, Sam. Mam bzika na twoim punkcie.
Nie zamierzał wypowiedzieć tych słów. C
Przeraził się. Może jego euforia odstraszy Samanthę? Ku jego zaskoczeniu i radości, stało się inaczej. Samantha nie odsunęła się od niego. Wprost przeciwnie — zarzuciła mu ramiona na szyję.
— Och, Nick, Nick! — zawołała, obsypując jego twarz gorącymi, wilgotnymi pocałunkami. Odepchnęła na bok troskę o to, czego jeszcze nie powiedział; skupiła się na słowach, które właśnie usłyszała — że jej pragnie, że szaleje za nią.
Ona przecież czuła to samo.
Nick zaczął nieporadnie mocować się z suwakiem z tyłu jej sukni. Pomogła mu ochoczo, zrzucając jednocześnie pantofle. Jeszcze chwila i ściągnął gwałtownie suknię z jej pleców. Nie chciał się spieszyć, ale też nie mógł się pohamować. Jedno szybkie szarpnięcie i suknia opadła ze świstem na dywan.
Samantha stała teraz przed nim w seksownej, czarnej bieliźnie.
Była doskonała. Najbardziej pociągająca kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Jej widok odebrał mu mowę, nie mógł nawet ruszyć ręką. Zupełny paraliż. Jedynie umysł pracował, targany kolejną falą wyrzutów sumienia. Jak może kochać się z Samanthą, nie powiedziawszy jej uprzednio całej prawdy? Czy wybaczy mu, gdy będzie już po wszystkim? Czy on sobie kiedykolwiek wybaczy?
Ale mówić to teraz, w takiej chwili? Teraz, gdy stoi przed nim półnaga, nie kryjąc wcale swych intencji?
Boże, tak strasznie jej pragnął! Chciał dać rozkosz sobie i jej. Ale nie tak. Nie, jeśli między nimi jest kłamstwo. Jeszcze raz zebrał w sobie wszystkie siły. Powie jej. Musi to zrobić.
Samantha widziała, jak stężała jego twarz, zamarło całe ciało, lecz wewnętrzne zmagania Nicka mylnie wzięła za wycofanie się i odmowę. Dzieliły ich tylko centymetry, ale w tej chwili zdało jej się, że znaleźli się na przeciwległych krańcach wszechświata
— Może powinniśmy przebrać się w innych pokojach
— powiedziała cicho, odwracając wzrok od jego twarzy. Nick stał przez chwilę bez słowa, po czym uklęknął, podniósł koszulę, zabrał smoking i wyszedł.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, oczy Samantby znów zalały się łzami. Otworzyła szafę i wyjęła swą wieczorową kreację. Jeśli Nick obrazi się i pójdzie — to koniec. Koniec wszystkiego.
— Tchórz — mruknęła do swego odbicie w lustrze, wiszącym wewnątrz szafy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 16:01:50 01-09-08    Temat postu:

Korzystając z tego że post się zdublował, właśnie obliczyłam że bedzie około 60 odcinków.

Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 16:05:35 01-09-08, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:39:04 01-09-08    Temat postu:

Aż mi się gorąco zrobiło kiedy czytałam ten świetny odcinek.
Tak siebie pragną nawzajem i tak zarazem boją się wyznać prawdę, gdyby zrobili to już dawno byli by razem, w końcu oboje mają małe kłamstewko na sumieniu.
Niech nareszcie się przemogą i wyznają wszystkie grzeszki, oni tak bardzo zasługują na siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monita
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 20 Sie 2008
Posty: 15254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:48:57 01-09-08    Temat postu:

Świetny odcinek
No to żeś się postarała

Kiedy oni w końcu sobie wszystko wyjaśnią
Przecież przyciągają się jak magnez :*

Czekam na new :*:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bronislawa
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 25 Kwi 2007
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 19:12:59 01-09-08    Temat postu:

swietne odcinki
Nie moge sie doczekac jak Elizabeth i Alan sie spotkaja oraz Samantha i Nick ...bylo juz tak blisko
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:17:58 01-09-08    Temat postu:

Tylko 60
To jeszcze tylko 6
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 19:30:57 01-09-08    Temat postu:

No coś około 60 na pewno nie mniej.
Tak więc zostało około 6 odcinków - ale bardzo, bardzo długich.

Odcinek 55 część 1

Allison pojechała do domu Tristana wyłącznie z powodu psa. Gdy jednak się tam znalazła, uświadomiła sobie, że jest tu właściwie dlatego, iż nie doszła do skutku jego zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach randka.
Tak czy owak, ona, Allison, po raz kolejny z rzędu nie będzie miała swoich Walentynek. Wieczór ten, chociaż nietypowy, nie zapowiadał się romantycznie. Już zresztą pierwsze słowa Tristana, gdy wysiadł z samochodu, ona zaś podeszła do niego od strony zaparkowanego trochę dalej jeepa, świadczyły o tym dobitnie:
— Mówiłaś, że jest przyuczona do załatwiania się na dworze.
— Owszem.
— No bo właśnie obsikała mi przednie siedzenie.
Allison zajrzała do wnętrza luksusowego samochodu.
— Dlaczego wyjąłeś ją z klatki?
— Piszczała.
Nie trzeba było wielkiej spostrzegawczości, aby zauważyć, że Arizona jest przestraszona.
— Krzyczałeś na nią? — Allison rzuciła na Tristana podejrzliwe spojrzenie.
— Nie. Powiedziałem jej tylko, że pochlebia mi, że czuje się w moim samochodzie tak swobodnie — odparł z nie skrywanym sarkazmem.
Allison wzięła suczkę na ręce, doczepiła do jej obroży smycz i postawiła na śniegu.
Arizona natychmiast zaczęła się trząść jak liść osiki.
— Co z nią? — spytał zaniepokojony Tristan. — Powiedziałaś, że jest zdrowa.
— I powiedziałam prawdę. Tylko że ona nie ma futra, które chroniłoby ją przed siarczystym mrozem. Lepiej szybko chodźmy do domu.
Arizona z miejsca zabrała się do obwąchiwania obcego otoczenia. Tristan śledził jej wyprawę w głąb mieszkania z dużym zainteresowaniem.
— Czy już miałeś kiedyś psa? — zapytała Allison.
Zaprzeczył ruchem głowy.
— Moja matka nie tolerowała w domu żadnych zwierząt. Nawet rybek.
— A kiedy wyprowadziłeś się od rodziców?
— Wtedy zacząłem życie koczownika i ani mi w głowie było obarczać się jakimś zwierzęciem.
— Więc naprawdę nie wiesz, jak się opiekować psem?
— Nie, ale przeczucie mi mówi, że szybko się nauczę.
I faktycznie. Po godzinie Tristan recytował jak z nut wyuczoną lekcję, zaś Arizona poczuła się swobodnie.
— Być może powinniśmy wyjść z nią na spacer — zasugerowała Allison, gdy Arizona nagle uznała, że salon, jadalnia i kuchnia mogą być wspaniałym torem wyścigowym. — Rozpiera ją energia.
— Powiedziałbym raczej, że jest podekscytowana moim towarzystwem. Tak działam na kobiety. Wstępuje w nie demon.
Allison zachichotała.
— W ciebie też wstąpiłby demon, gdybyś był zamknięty w klatce przez kilka dni. Podobno kiedy się opuszcza więzienie, ma się przede wszystkim ochotę na bieganie.
Tristan kiwnął ze zrozumieniem głowa po czym dołożył drew do ognia.
— A co byś powiedziała na wspólną kolację? — zapytał, wstając z klęczek. — Bądź co bądź, masz u mnie dług wdzięczności za wykład o psach.
Tak, to był kolejny dowód, że mimo trzaskającego w kominku ognia i miękkich foteli, jego i ją łączyły wyłącznie zobowiązania.
— Tego pierwszego dnia raczej nie powinieneś zostawiać Arizony samej.
— No to zostańmy w domu i zróbmy sobie coś do zjedzenia.
— Gotów jesteś stanąć przy kuchni?
— A cóż w tym osobliwego? — Zbliżył się do niej i naturalnym gestem ujął ją za ręce.
— Zapomniałeś, jaki dziś mamy dzień? — Czuła ciepło jego dłoni, które rozchodziło się falami po jej ciele.
Śmiejące się oczy Tristana rzucały na nią czar.
— Dzień Zakochanych. Tym bardziej żadne z nas nie powinno jeść w samotności.
Uwolniła swoje dłonie w nadziei, że odzyska jasność myślenia.
Gdy wciąż milczała, zapytał:
— Więc jak? Zjesz ze mną kolację czy też mam rywala, który obiecał ci wieczór pełen romantycznych wrażeń?
Głęboko westchnęła.
— Daj spokój. Od dawna nie wierzę w romantyczne zawroty głowy.
— Wstydź się, Allison. Każda kobieta powinna mieć w swoim życiu choć chwilę szczęścia. — Delikatnie pogładził ją po policzku, po czym wziął za ramiona i posadził na fotelu. — Grzej się tu przed kominkiem, a ja tymczasem ruszam do boju.
— Ale przecież twoje Walentynki miały być niezapomnianą chwilą w życiu — powiedziała z żalem.
— Nie martw się, jeszcze będą — odparł, po czym zniknął w kuchni.
Allison została sama. Rozejrzała się po salonie. Nie było tu żadnych ekstrawagancji. Przede wszystkim uderzał widok masy książek. Jedną z półek zajmowały powieści detektywistyczne, Allison uśmiechnęła się. Ona je także lubiła.
Wszedł Tristan, niosąc tacę z dwiema wysokimi szklankami i dzbankiem napełnionym jakimś rubinowym płynem. Rozlał go, po czym wzniósł toast za pomyślność
i szczęście.
Allison nie zdążyła odpowiedzieć. Nie zdążyła nawet skosztować rubinowego napoju, bo nagle znalazła się w jego ramionach i poczuła, że ją całuje.
— Chyba tym razem nikt nie podbije mi za to oka?
Roześmiała się.
— Nikogo takiego nie widziałam. — Upiła łyk. — Co to za cudo?
— Poncz egzotyczny. — Gwałtownie pomachał ręką.
Wziął tacę i znów zniknął w kuchni. Przez następne pięć minut pojawiał się i znikał kilka razy, aż stół został zastawiony. Allison zachodziła w głowę, jakim cudem wyczarował tak szybko wszystkie te wspaniałości. Były sałatki, owoce, bulion z grzankami, trzy rodzaje pieczywa, smażona ryba..
Nim zasiedli do stołu, włożył do odtwarzacza płytę kompaktową i pokój wypełniła hawajska muzyka.
Allison smakowało wszystko i czuła się wspaniale. Kojąca, falująca, a zarazem przesycona erotyzmem muzyka. Soczyste, wonne ananasy i chrupkie tortiile. Ciepło bijące od kominka. Ciche, półsenne skomlenie Arizony. I ten mężczyzna siedzący naprzeciwko, niby podobny do innych mężczyzn, a przecież jakże od nich inny.
Sięgnęła pamięcią do dawnych czasów. Tristan już wtedy podkreślał swoją odmienność. Nie obawiał się być sobą, nie upodabniał się do innych, nie wkładał barw ochronnych. Wiedziała już, że tego wieczoiu nigdy nie zapomni.
Po deserze Tristan spytał:
— Zatańczymy czy zagramy w grę komputerową? Dla Allison, która we własnym przekonaniu miała dwie lewe nogi, wybór był oczywisty.
Położyli się więc na dywanie i zapatrzeni w ekran jęli oblegać zamki, mierzyć się ze sobą na turniejach, roznosić w puch bandy zbójców, brać udział w wyprawach krzyżowych, walczyć ze smokami.
Gdy rycerz Allison zdobył królewski skarb przed rycerzem Tristana, zawołała:
— Udało się! Wygrałam!
— Znasz tę grę, prawda?
— Nie, przysięgam — odparła, wachlując dłonią rozpalone policzki. — Używam komputera tylko do pracy. Ale to się zmieni. Teraz wiem, jaką frajdę może sprawić taka gra. Co za fajna zabawa!
— To ty jesteś fajna — powiedział cicho.
— Uff, ależ tu gorąco! — Spojrzała na zegarek. — Rany! Ależ późno! Muszę uciekać.
— Może odwiozę cię? Masz w sobie dużo ponczu.
— A ty co? Nie byłeś wcale gorszy.
Położył dłoń na piersi w geście przyznania się do winy.
— Wobec tego zostań na noc.
— Jednak chyba pójdę. — Usiłowała podnieść się z dywanu, lecz coś jej w tym przeszkadzało. — Co było w tym ponczu?
— Powiedziałem ci, żebyś nie pytała o przepis.
— Przepis truciciela. Rozumiem. To dlatego nie mogę się ruszyć. — Spojrzała na niego z wyrzutem.
— Przykro mi.
W jej oczach pojawiła się nieufność.
- Wątpię.
— Nie mógłbym cię okłamać, Allison.
Chciała mu wierzyć, lecz równocześnie zalęgło się w niej podejrzenie, że sobie to wszystko ukartował. Upił ją, by została i spędziła z nim noc.
— Możesz zająć mój pokój. Ja prześpię się tutaj. Ta kanapa jest rozkładana.
— Nie podoba mi się ten pomysł. — Nie ufała nie tyle jemu, co sobie. — Zresztą nie mam rzeczy na zmianę
— dodała.
— Mogę pożyczyć ci moją koszulę do spania. Nie mam szczotki do zębów.
— Mam zapasową. — W jego oczach i uśmiechu pojawiła się czułość. — Na dworze jest okropnie. Zostań. Sprawisz tym przyjemność również Arizonie.
Odruchowo spojrzała w kierunku psa. Spał sobie smacznie, złożywszy łeb na wyciągniętych łapach.
— Muszę być w pracy o dziewiątej.
— Wstaję codziennie o wpół do siódmej. Obudzę cię.
— Mogłabym wezwać taksówkę, a po samochód przyjechać jutro. — Jej protesty były coraz mniej przekonujące.
Nie chciała wychodzić i Tristan dobrze o tym wiedział.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do swojej sypialni. Pokój utrzymany był w dwóch kolorach: złocie i czerni. Wszystko tu wydawało się duże — łóżko, szafa, lustro.
Wyjął z szafy bawełnianą koszulkę.
— To do spania. — Wskazał drzwi obite złocistą materiału — A łazienka jest tam.
A potem znów ją pocałował, tym razem delikatnie i czule.
Allison doznała czegoś w rodzaju zawodu, że pocałunek tak szybko się skończył.
— Tristan? — powiedziała, widząc, że chce opuścić sypialnię.
- Tak?
— Jesteś naprawdę romantyczny.
W jej miękkim głosie zabrzmiało przyzwolenie. Musiał zmobilizować całą swoją wolę, by pozostać w miejscu, gdzie stał. Uczciwość nakazywała mu nie korzystać z okazji. Poza tym uświadomił sobie, że przyrządził poncz dużo mocniejszy, niż zamierzał.
Dzisiejsza noc nie skończy się więc spełnieniem, lecz drzwi zostały otwarte. Zrozumiał, że Allison nie tylko czarowała go i nęciła. Chyba zakochał się w niej. Tak, na pewno zakochał się w niej, a miłość potrafi być cierpliwa.
— Dobranoc, Wielki Kanionie — rzekł i wyszedł na korytarz.


Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 19:43:20 01-09-08, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:52:34 01-09-08    Temat postu:

Odcinek jak marzenie, po prostu brak mi słów;]
Tristan jest wspaniały i w dodatku sam przed sobą przyznał się, że kocha Allison, ona chyba jego też. Para spędziła razem romantyczny wieczór, a Arizona znalazła idealny dom dla siebie.
Przykro mi, że koniec jest już tak bliski, gdyż uwielbiam twój styl pisania.
Pozdrawiam ;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Meg
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 5914
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Zielona Góra
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:53:18 01-09-08    Temat postu:

Dubel

Ostatnio zmieniony przez Meg dnia 20:25:54 01-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bronislawa
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 25 Kwi 2007
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 20:16:05 01-09-08    Temat postu:

odcinek swietny nie moge sie doczekac kolejnych ...
Szkoda ze zostalo tak malo odcinkow
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monisia645
Detonator
Detonator


Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 439
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: woj.dolnośląskie :):)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:18:04 01-09-08    Temat postu:

ODCINEK POPROSTU BOSKI
świetnie opisane uczucia no wogole cud miod
Alison i Tristan i Arizona
widać tych oboe się kocha tylko jeszcze trzeba czau zeby sie do tego przed sobą przyznali
niemoge sie doczekać kolejnych odcinkow
szkoda tylko że już niedług koniec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 20:06:37 02-09-08    Temat postu:

Odcinek 55 część 2

Allison zbudziło nieprzyjemne tarcie metalu o beton. Wyskoczyła z łóżka i uchyliła żaluzję. Ujrzała Tristana odgarniającego łopatą śnieg. Sypało tej nocy i na ziemi leżała półmetrowa warstwa oślepiającego puchu. Jej Samochód, podobnie jak inne, miał na dachu grubą, baranią czapę. W pobliżu Tristana wesoło hasała Arizona, to zapadając się w zaspach, to wyłaniając się z nich niczym z morskiej piany.
Uwagę Allison przykuła woń świeżo parzonej kawy.
Znalazła w kuchni nie tylko kawę w dzbanku, lecz także złociste, słodkie bułeczki z malinami.
Pokusa była zbyt wielka. Kończyła właśnie drugą bułeczkę, kiedy wszedł Tristan, wpuszczając do środka mroźny powiew zimy.
- Jak ci się spało? - zapytał na dzień dobry.
- Dobrze - odparła, w tym samym momencie uświadamiając sobie, że ma na sobie tylko kusą koszulkę.
- Widzę, że znalazłaś śniadanie.
Odłożyła kawałek bułki na talerzyk.
- Robisz wspaniałą kawę.
- Mam dziś rano spotkanie, inaczej zaprosiłbym cię na śniadanie z prawdziwego zdarzenia. - Zdjął kurtkę, nie odrywając oczu od Allison.
- To mi zupełnie wystarczy. Rano zazwyczaj jem nawet mniej. Gdzie jest Arizona?
Tristan zaniepokoił się, poszedł ku drzwiom i gwizdnął. Pies wpadł do środka i energicznie otrząsnął się ze śniegu.
- Tak jej się tam podobało, że nie chciała wracać - powiedział z uśmiechem.
- Jest przemoczona do suchej nitki! - zawołała Allison. - Lepiej czymś ją wytrzyj.
Zniknął, po czym wrócił z żółtym, puchatym ręcznikiem i zaczął wycierać suczkę. Kiedy wziął ją na ręce, okazało się, że na jej brzuchu wiszą sopelki lodu.
- Chyba potrzebujemy suszarki do włosów - powiedziała Allison. - Inaczej gotowa nam zamarznąć.
Poszli do łazienki przy sypialni Tristana, a po skończonym zabiegu Arizona znowu zaczęła biegać po całym mieszkaniu.
- Kup jej sweter - poradziła Allison, wyciągając wtyczkę suszarki z kontaktu.
Nagle poczuła, że w łazience zrobiło się ciasno. W lustrze napotkała wzrok Tristana.
- Jesteś cała mokra - powiedział nieswoim głosem.
- Ty też - odparła, spoglądając na jego mokrą koszulę i krawat. - Nie możesz tak iść do pracy.
-Ani ty.
Spojrzała na siebie i poczuła się naga. -
Tymczasem Tristan spoglądał na nią jak za dawnych czasów - z podziwem i uwielbieniem, jak gdyby była najpiękniejszą dziewczyną w szkole, jak gdyby pragnął ją tulić i pieścić, jakby przysięgał jej miłość po wieczne czasy.
- Chyba się przebiorę.
Odwróciła się i weszła do sypialni Tristana, która przez jedną noc należała do niej. On wszedł tam za nią.
- Zabiorę swoje rzeczy, to będziesz się mógł tu przebrać - powiedziała i pospiesznie zgarnęła swoją garderobę, po czym ruszyła ku drzwiom.
- Zapomniałaś o czymś.
Zatrzymała się i powoli odwróciła. Ujrzała w jego ręku swój czarny, koronkowy stanik.
Nie chciał jej denerwować, lecz czuł, że czerń tych koronek, błękit jej oczu i krucze wspaniałe włosy kruszą jego wolę. Odkąd pojawiła się znów wjego życiu, myślał wyłącznie o niej. Zadurzenie z czasów szkolnych okazało się wyjątkowo trwałe.
Ona zaś tęskniła za mężczyzną, który troszczyłby się o nią i niepokoił, gdyby długo nie wracała do domu, który wybudowałby dla niej dom otoczony parkanem z niziutkich sztachet, pomalowanych na biało, który dzieliłby jej zainteresowania i pasje. Za kimś takim jak Tristan.
Kiedy powoli zawróciła w jego stronę, by wziąć stanik, Tristan powiedział:
- Allison? Chyba tak naprawdę nie chcesz się przebierać? Powiedz.
- Spóźnimy się do pracy - zaprotestowała, lecz w jej głosie zabrzmiało przyzwolenie.
- Nieważne - szepnął i przytulił ją do siebie.
- Przecież masz spotkanie. - Broniła się coraz słabiej.
- Nieważne - powtórzył i pocałował ją.
Pachniała malinami i kawą. On pachniał jodłą rosnącą przed domem i mrozem.
Rzuciła ubranie na podłogę. Przywarła do Tristana i zarzuciła mu ręce na szyję, całując go jak w transie.
- Czekałem na to osiemnaście lat - wyszeptał.
- I warto było?
Pozwoliła wziąć się na ręce i zanieść do łóżka.
Kochali się z wielką czułością i prostotą, jak ludzie, którzy doświadczyli już w życiu seksualnych rozkoszy, i to niekoniecznie ze szczęśliwie dobranymi partnerami,
i teraz mają nadzieję, że wreszcie wyjdą z ciemnego lasu na jasną polanę.
A potem leżeli obok siebie i w bezruchu raz jeszcze przeżywali to, co przed chwilą między nimi zaszło.
Allison pierwsza przerwała ciszę.
- Coś się stało - wyszeptała. - Nigdy jeszcze nie czułam się tak...
Jak mogła mu wyznać, że czuła się kochana, skoro on nie wspomniał dotąd ani jednym słowem o miłości?
Przytulił ją i pogładził po włosach.
- Gdybym wiedział to, co wiem teraz, nie czekałbym osiemnastu lat.
Musnęła jego usta wciąż nabrzmiałymi wargami.
- Nie sądzę, żebym była na to gotowa przed osiemnastu laty. - Westchnęła. - Nie jestem nawet pewna, czy i dziś nie jest za wcześnie. Albo za późno.
Dźwignął się na łokciu i spojrzał jej w oczy.
- Nie musimy się spieszyć. Mamy czas.
Zadzwonił telefon.
Tristan zamknął oczy i opadł na poduszkę.
- A już myślałem, że świat o nas zapomniał. Lecz on dobija się, żebyśmy czasami nie zostali tu przez cały dzień.
Poczuła lekki chłód i naciągnęła na siebie kołdrę.
- Nie odbierzesz?
Jęknął i niechętnie sięgnął po słuchawkę. Nim jednak zdążył ją podnieść, włączyła się sekretarka.
- Tristan, tu Ginger. Dzwonię na prośbę Ralpha. Przypomina ci o tym spotkaniu z przedstawicielami firmy Hobson. Budynek gubernatora, pokój numer 306. Jeżeli nie wybyłeś jeszcze z domu, zadzwoń. Zaszły pewne zmiany w porządku dziennym, lecz o nich już na miejscu.
Tristan wycisnął na czole Allison mocny pocałunek.
- Patrz, co narobiłaś. Gdyby nie Ralph, facet, który zawsze trzyma rękę na pulsie, zapomniałbym o tym spotkaniu.
- Przykro mi, że mogłeś przeze mnie narazić się na nieprzyjemności.
Obrysował palcem kontury jej twarzy.
- Och, Wielki Kanionie. Twoje czerwonawe brązy zdolne są człowiekowi wynagrodzić wszystko.
Wstał i szybko się ubrał. Od tej pory zdawał się już być pochłonięty czekającym go spotkaniem i Allison zaczęła mieć wątpliwości, czy czasami nie popełniła błędu, pozwalając, by w przeciągu tak krótkiego czasu ten mężczyzna stał się dla niej tak ważny.
Odprowadził ją do samochodu, wydawało się, tylko przez grzeczność. Gdy już zapięła pas, pochylił się ku niej i powiedział:
- Przepraszam za to odrzutowe rozstanie. Niech diabli porwą firmę Hobson i jej przedstawicieli. Zobaczymy się wieczorem?
- Jeżeli masz ochotę.
- Mam, Allison - odparł tak ciepłym głosem, że w jednej chwili zniknęły wszystkie jej wątpliwości i obawy.
- Spóźniłaś się. Odebrałam z tuzin telefonów do ciebie, w tym trzy od Tristana Talbota - powiedziała Jazz do przyjaciółki, gdy ta zjawiła się w biurze.
Allison poczuła, że się czerwieni, i tym mocniej się zaczerwieniła. Umknęła spojrzeniem w bok.
- Gdzie cię wczoraj poniosło? - dopytywała się Jazz, jak zawsze ciekawska. - Ostatni raz dzwoniłam tuż przed północą, a ciebie wciąż nie było w domu.
- Stary przyjaciel zaprosił mnie na kolację - odparła Allison, zmieniając botki na wygodne pantofle. - O ile pamiętam, wczorajszy wieczór miałaś spędzić z Tobym.
Jazz prychnęła.
- Tak było w planach, ale okazało się, że mam najmniej romantycznego narzeczonego w stanie Minnesota. Wiesz, gdzie ten facet mnie zaciągnął? Do kręgielni! Gdzie zresztą mnie zostawił dla tych swoich słupków i kul. Mogłabym go ukatrupić!
- Myślałam, że do kręgielni chodzi tylko w poniedziałki.
Tak, ale oni weszli w fazę decydujących rozgrywek i jeden z chłopaków poprosił Toby”ego, żeby go zastąpił. Czy możesz uwierzyć? Ciskał tymi głupimi kulami w te beznadziejne słupki tylko dlatego, żeby jego kuinpel spędził po ludzku Walentynki ze swoją dziewczyną!
- Ale chyba po tej wizycie w kręgielni zostało wam jeszcze mnóstwo czasu na milsze doznania?
Jazz wsparła się pod boki.
- Nie mam zamiaru być spychana do roli deseru po zasadniczym posiłku. Najpierw kule, piłka, oglądanie koszykówki, a dopiero potem wierna i potulna Jazz. Powinnam była posłuchać się ciebie. Jeżeli mężczyzna w naszym wieku jest wciąż kawalerem, to chyba coś jest nie tak z jego dojrzałością. Toby to wyrośnięty ponad miarę chłopak. Poza sportem nie widzi świata.
Allison chciała powiedzieć coś o Tristanie, ale Jazz nie dała jej dojść do słowa. Rozgadała się na dobre. Była autentycznie wzburzona i rozgoryczona.
- Właściwie powinnam zwrócić mu pierścionek zaręczynowy. Bo czy mam zawsze być tą drugą? Po tych jego sportowych romansach? Nie wiem nawet, dlaczego mi się oświadczył. Nie jestem mu wcale potrzebna. Może spać sobie z owalną bądź okrągłą piłką. Dołączam do ciebie, Alli. Będziemy razem spędzać sobotnie wieczory
i będzie nam przyjemniej niz z tymi wrednymi, opętanymi facetami.
Allison zrobiło się nieprzyjemnie. Znalazła się wobec Jazz w dość niezręcznej sytuacji.
Dlatego kiedy zadzwonił telefon, sięgnęła po słuchawkę jak po pomocną dłoń. Nadarzała się okazja zajęcia się pracą.
Myliła się. Rozpoznała głos Tristana.
-. Dzwonię, żeby powiedzieć ci, że tak wspaniałych chwil, jak te wczorajsze i dzisiejsze, jeszcze nie przeżyłem.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłeś.
- „Bawić się” to nie jest odpowiednie słowo, Allison. Użyłbym stu innych, tylko nie tego.
- To miłe z twojej strony - powiedziała, świadoma, że Jazz słyszy wszystko, włączme z najsubtelniejszymi odcieniami intonacji.
- Czy nie zapomniałaś o naszym spotkaniu?
Oczywiście, że nie. Na którą się umawiamy?
- Przyjedź zaraz po pracy. m razem wybierzemy się do restauracji z prawdziwego zdarzenia.
- W takim razie będę o wpół do siódmej.
Wspaniale. Do zobaczenia, Wielki Kanionie.
- Kto to był? - zapytała Jazz, gdy Allison odłożyła słuchawkę. - Kimkolwiek zresztą był ten ktoś, wyczarował wspaniałe rumieńce na twoich policzkach.
Allison brzydziła się kłamstwem. Zresztą przed Jazz i tak nic nie mogło się ukryć.
- Rozmawiałam z Tristanem.
- I jak? Udało mu się z tą fikającą Shannon?
- Sęk w tym, że wcale się z nią nie spotkał. Wycofała się prawie że w ostatniej chwili - odparła AJlison, udając, że szuka czegoś w szufladzie biurka.
- Poczekaj! Czy czasami ten stary przyjaciel, z którym byłaś wczoraj na kolacji, to nie Talbot? - Jazz nie kryła podniecenia, jak gdyby była detektywem, który wpadł na trop mordercy.
- Ściślej mówiąc, zjedliśmy kolację u niego w domu. Zjawił się w schronisku dla zwierząt tuż przed zamknięciem, ale zdążył jeszcze kupić psa. Poprosił mnie, żebym wprowadziła go w arkana opiekowania się czworonożnym przyjacielem.
- Ach, tak. Teraz zaczynam coś rozumieć.
- Powiedziałam ci prawdę.
- Zaczynam rozumieć, skąd ten twój rozmarzony wyraz twarzy. Jesteś dziś całkiem odmieniona.
Allison podeszła do kopiarki i zrobiła duplikat dokumentu, który akurat leżał na jej biurku, lecz który miał być wyrzucony do kosza. Zajmując się czymkolwiek,
chciała ukryć zmieszanie.
- A zatem Tristan był wczoraj twoim zziębniętym rycerzem. Mam nadzieję, że go rozgrzałaś?
- Na miłość boską, Jazz! Rozgrzewał nas ogień płonący na kominku. Bawiliśmy się z psem, graliśmy w grę komputerow coś tam zjedliśmy. To wszystko.
- Wiem, że przyrzekłaś sobie już nigdy więcej nie zakochać się w żadnym przystojniaku, ale chyba uczyniłaś wyjątek?
- Nie zakochałam się - zaprzeczyła Allison, lecz bez przekonania. - Po prostu mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Jasne, miłe szkolne wspomnienia.
- Zostawmy ten temat, Jazz, i zajmijmy się wreszcie pracą.
Jazz, posłuszna prośbie przyjaciółki, nie wymieniła już tego dnia imienia Tristana. Nie musiała tego robić. Allison wciąż o nim myślała i bodaj ze sto razy dochodziła do wniosku, że pan Podrywalski chyba ją poderwał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 20:07:39 02-09-08    Temat postu:

Dubel

Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 16:29:51 04-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 20:08:42 02-09-08    Temat postu:

Dubel

Ostatnio zmieniony przez Maite Peroni dnia 16:30:54 04-09-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 25 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin