Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Orchidea
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 54, 55, 56 ... 58, 59, 60  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:47:45 30-12-08    Temat postu:

i juz mi się to nie podoba bo ślub nie byłby smutny, ja chce happy end
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:06:00 30-12-08    Temat postu:

Odcinek 42
– Kąpiel w łóżku?
Obserwowała bez mrugnięcia okiem, jak idzie do umywalki i wraca z miednicą pełną ciepłej wody i dwiema miękkimi ściereczkami. Postawił wszystko na stoliku, usiadł na brzegu łóżka i dotknął czubka jej nosa.
– Czy mówiłem ci już kiedyś, co naprawdę myślałem o tobie w tamtą noc w stajni?
Potrząsnęła przecząco głową. Cisza panowała w całym domu. Słyszała jego oddech i szelest ubrania, gdy się poruszał.
– Pomyślałem sobie, że musisz być odważną kobietą. Mało która potrafiłaby się zdobyć na
przyjście do mężczyzny, tak jak ty to zrobiłaś.
– Byłeś zaszokowany?
– Muszę przyznać, że tak. Dla mnie zawsze byłaś małą Aną, z byle jak zaplecionymi warkoczykami i poobijanymi kolanami. Nawet w dniu twego ślubu też tak o tobie myślałem. Dopiero tamtej nocy zobaczyłem cię w innym świetle. Stałaś się kobietą. I wiedziałem, że już nigdy więcej nie będę mógł traktować cię jak dziecko. Przechodziłem męki żyjąc obok ciebie i co dzień na nowo przeżywałem tamtą noc. Żałowałem. I marzyłem; marzyłem o tym, aby
wszystko zdarzyło się jeszcze raz. Nachylił się nad nią. Pocałował ją czule, delikatnie, a jednocześnie zaborczo. Jego język subtelnie penetrował wnętrze jej ust.
– Chcę, żeby ci było milej, stąd pomysł kąpieli.
– Mam zdjąć koszulę?
– Nie. Sam to zrobię.
Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy zbliżył palce do guzików. Z pewnością to on je zapinał, kiedy była nieprzytomna. Zarumieniła się na tę myśl.
Rozpiął koszulę zwinnymi palcami, ale nie zsunął z ramion Any. W rozpięciu ukazała się biała skóra; nie dotykał jej.
– Nie boli cię nic, gdy siadasz? – spytał.
Spróbowała, wtedy on usiadł za nią, powoli rozsunął koszulę na jej ramionach i delikatnie ściągnął w dół. Ana wyjęła ręce z szerokich rękawów i tylko delikatna koronka okrywała jeszcze jej piersi. Zanurzył miękkie szmatki w ciepłej wodzie i ostrożnie zaczął myć jej ramiona, plecy. Jedną ręką odsunął jej włosy a drugą umył kark i szyję.
– Dobrze?
– Cudownie – szepnęła.
Zwiększył nacisk, masując jej obolałe od długiego leżenia ciało, potem wziął ręcznik i zaczął osuszać jej skórę aż stała się różowa. Nie mógł się powstrzymać i złożył pocałunek na pachnącym karku.
– Jesteś taka piękna, Ana – szeptał jej do ucha.
Jego usta błądziły wokół szyi, spoczęły na chwilę na policzkach, aż odnalazły jej wargi. Głowa dziewczyny opadła mu na ramię – całował ją żarliwie i nie przerywając pocałunku, ułożył ją na poduszce. Jej palce mocno zacisnęły się na koszuli przykrywającej piersi – nie był to objaw strachu czy wstydu, lecz namiętności.
Czuła jego pocałunki w całym ciele; drażniły każdy nerw, pobudzały, rozpalały. Świat z jego
wszystkimi problemami nagle przestał istnieć. Wydawało się Anie, że znalazła się w jakimś cudownym miejscu, gdzie nieszczęście nie ma wstępu i gdzie istnieją tylko ona i Carlos. Zamoczył znowu szmatkę i sunął nią po odkrytej szyi aż do miejsca, które zakrywał materiał koszuli.
– Jesteś doskonała, Ana.
Po dokładnym wytarciu szyi podniósł do ust jej dłoń i z wolna całował każdy palec.
– O Boże, Ana, jesteś cudowna! Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy razem. Mam wrażenie, że
zaraz ktoś tu wkroczy i zabierze cię.
– Nie odejdę stąd, Carlos.
– Nigdy czegoś podobnego nie przeżywałem z żadną kobietą. Były mi potrzebne jedynie do
chwilowej przyjemności, nigdy nie czułem się tak szczęśliwy jak z tobą. Jego dłoń znowu poczęła delikatnie badać jej ciało. Tak jakby szukała miejsca, gdzie koncentrują się jej zmysły. Zadrżała, gdy dotknął piersi. Początkowo muskał palcami ciemne sutki, a potem drażnił je ustami. Opuściła ręce i wplotła palce w jego włosy, czując ich miękkość.
– Tak długo czekałem na ciebie, Ana. Lata. Całe życie.
– Czy masz ochotę...
– Nie tym razem; poczekam aż wyzdrowiejesz. – Pocałował ją. – Chcę tylko trzymać cię ramionach przez całą noc.
– Tak, tak – zgodziła się bez wahania.
Wstał i zgasił lampę. Rozebrał się i nagi położył się obok niej. Przytuliła się do niego ufna i senna, a on otoczył ją ostrożnie ramionami.
– Dobranoc, Carlos.
– Dobranoc, kochanie.
O Boże!
Zerwał się z łóżka. Klął, nie mogąc trafić nogą w nogawkę spodni. Spojrzał przez okno. Tak, jak myślał – kowboje wjeżdżali na podwórze. W nocy przestało padać. Zza chmur zaczęło wychylać się nieśmiało słońce.
Ana siadła na łóżku półprzytomna. Kołdra opadła jej poniżej piersi; była naga, podobnie jak
Carlos, usiłujący w pośpiechu naciągnąć spodnie.
– Co się stało, Carlos?
– Robotnicy. Przeprawili się przez rzekę. Spojrzał na łóżko ze skłębioną pościelą
– Gdyby zobaczyli, jak spędziliśmy tę noc... – Nie dokończył zdania, wkładając koszulę przez głowę. Potem szybko włożył skarpetki i buty. Chwycił kołdrę i poduszkę z łóżka i pobiegł do salonu, zamykając za sobą drzwi do sypialni. Rozłożył pościel na kanapie, tak jakby tu spał.
Podszedł do drzwi w momencie, gdy Jim zawołał:
– Czy ktoś jest w domu?
Carlos, ziewając szeroko, otworzył drzwi. Leniwie drapał się po piersiach, jak gdyby dopiero co się obudził. Nie powinno ich dziwić, że ma nie dopiętą koszulę i rozczochrane włosy.
– Nie wrzeszcz tak – upomniał Jima.
Patrząc przez ramię w kierunku drzwi sypialni Any, dał im dość czasu, aby zobaczyli, że spał w salonie. Potem wyszedł na werandę i zamknął za sobą drzwi.
– Ana była bardzo chora – wyjaśnił.
– Chora? – Randy odezwał się pierwszy.
Zdziwili się, gdy zobaczyli Carlosa w drzwiach domu. Patrzyli na niego podejrzliwie.
– Musiałem ściągnąć doktora Hewitta z miasta. Miała zapalenie wyrostka robaczkowego. Musiał go usunąć.
– Co ty mówisz? A jej rodzina nic o tym nie wie.
– Nie miałem możliwości powiadomienia nikogo. Na pewno widzieliście, co stało się z mostem. Bałem się zostawić ją samą na dłużej. Poznał po ich twarzach, że mu uwierzyli.
– Było z nią źle. Bardzo źle. Wydawało się, że nie przeżyje.
Mieli zmartwione miny. Źle go osądzili widząc, jak wychodzi z domu. Gdyby nie jego poświęcenie i zaradność pewnie Ana już by nie żyła.
– Czy możemy być w czymś pomocni?
– Nie, na razie dzięki. Najwyżej obejrzyjcie obejście. Nie wiadomo, czy deszcz nie narobił szkód. Nie pamiętam, żeby kiedyś w czerwcu tak lało. Rozmowa zeszła na temat pogody.
– A propos, jak przedostaliście się przez rzekę?
– Zbudowaliśmy tratwę, niezbyt wielką, ale człowiek z koniem się zmieści. Ross pojawi się
później.
– Tak? – Carlos spojrzał na Pete'a i serce podskoczyło mu do gardła. – Dobrze. To ja zobaczę, jak ona się czuje. Gdyby któryś z was zajrzał do Stormy'ego, byłbym bardzo wdzięczny. Trochę później pojedziemy sprawdzić ogrodzenia. Spojrzał na nich triumfująco.
– Powinniście zobaczyć nasze stado! Najpiękniejsze krowy i byk, jakie kiedykolwiek widziałem!
– Gdzie są teraz? – zawołał Randy.
– W mieście. Sprowadzimy je jutro. Niech droga trochę podeschnie.
Kowboje poszli do stajni, a Carlos wszedł do domu. Zastał Ane przy drzwiach sypialni. Włosy miała jeszcze w nieładzie, ale ubrała się szlafrok. Nawet z podkrążonymi oczami była tak piękna, że z trudem utrzymał ręce przy sobie.
– Jak się czujesz?
Mimo seksownego wyglądu sprawiała wrażenie niewinnego dziecka. Patrząc na nią, czuł się jak drań uwodzący nieletnią. I tak właśnie Ross może go potraktować.
– Dobrze, zupełnie dobrze.
– Na pewno?
Nie wiedział, co się z nim dzieje. Tej nocy mógł ją mieć, ale nie zrobił tego, i dlatego teraz jego ciało zżera piekielne podniecenie. To nieprzyjemne uczucie wprawiło go w zły nastrój.
– Oczywiście. Powiedz, co się stało.
Nie chciała, żeby zobaczył cisnące się jej do oczu łzy. Spodziewała się, że po przebudzeniu będzie dla niej równie miły, czuły i delikatny jak w nocy. Tymczasem jest jakiś oschły, niezadowolony, zdenerwowany.
– Nic takiego, po prostu Ross jest w drodze do nas. Patrzyła, jak naciąga zdjęte przed wejściem do sypialni buty, zapina guziki u koszuli, nakłada skórzaną kamizelkę i wiąże apaszkę na szyi.
– Ojciec? – spytała dziwnie nieswoim tonem.
– Tak, ojciec! A teraz, na miłość boską, nałóż nocną koszulę i kładź się do łóżka. – Jeśli chciał ułagodzić Rossa jej ciężką chorobą, ona musi wyglądać na słabą i niedołężną.
Poszedł do kuchni. Szurał garnkami po piecu, czyniąc dziesięć razy więcej hałasu niż zwykle przy nastawianiu wody na kawę i przygotowywaniu śniadania. Kiedy wniósł je do sypialni, zauważył swoje przybory do golenia na toaletce.
– Cholera!
Zebrał je błyskawicznie i wyniósł do salonu. Rzucił na pozostałe rzeczy; za wszelką cenę chciał przekonać Rossa, że choć mieszkają blisko siebie, ale oddzielnie.
Upewniwszy się, że nie ma już żadnych śladów jego bytności w sypialni, znowu poszedł do kuchni. Ile razy wchodził do sypialni czy z niej wychodził, tyle razy Ana opuszczała oczy, patrzyła w innym kierunku, unikała jego wzroku. Bez słowa jadła owsiankę, którą przyniósł. Z pewnością wstydziła się teraz, że zaprosiła go do swego łóżka. Przez kuchenne okno zauważył wjeżdżającego na podwórze Rossa.
– Ana! – Głęboki bas przybysza skojarzył się Carlosowi z głosem Boga Ojca ze Starego Testamentu.
– Tutaj, tatku!
– Jeszcze w łóżku, leniuchu?
Potem rozległo się głośne stukanie butów o podłogę w salonie, otwarcie i zamknięcie drzwi
sypialni Any. Carlos nie ruszył się z kuchni. Wolno popijał swą kawę. Kiedy skończył, odstawił kubek do zlewu i uzbroiwszy się w odwagę, ruszył do sypialni.
– Potem już niewiele pamiętam – mówiła właśnie Ana, gdy wchodził.
Ross siedział przy łóżku, na tym samym krześle, na którym Carlos przesiadywał godzinami. Trzymał w dłoniach ręce córki i pochylony wpatrywał się w jej twarz.
– Następna rzecz, którą sobie przypominam – mówiła dalej Ana – to przebudzenie i wtedy Carlos – spojrzała na niego widząc jego niezdecydowanie – opowiedział mi o operacji i wycięciu wyrostka. Potem cały czas opiekował się mną. Ross odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. Wstał, wyciągnął ręce i uściskał go.
– Z całego serca ci dziękuję – rzekł.
– Nie dziękuj mi za wcześnie, Ross. – Carlos wzruszył ramionami. – Przysporzyłem ci trochę
kłopotów. Ten przeklęty konował zamierzał pozwolić jej umrzeć. Powiedział, że nie wierzy w operacje. Musiałem wyciągnąć broń i trochę go postraszyć. Wtedy od razu zmiękł.
Ross podkręcił wąsa.
– Wierz mi, postąpiłbym tak samo. Carlos skinął głową.
– Tak właśnie pomyślałem.
– Od dawna chcieliśmy usunąć Hewitta. Teraz jest w mieście nowy lekarz.
– Tak, ale wówczas był nieobecny. Nie miałem wyboru.
– Nie przejmuj się doktorem. Wszystko wezmę na siebie, gdyby złożył skargę.
Ross odwrócił się do łóżka.
– Boże! Przeszłaś przez to wszystko bez matki i beze mnie! Matka sobie tego nie daruje, kiedy się dowie. Chciała przyjechać razem ze mną, ale wiesz, jak boi się wody i za nic w świecie nie dałaby się namówić na przebycie rzeki tratwą. Lęk przed wodą zawdzięczała Lydia swemu przyrodniemu bratu, Clanceyowi Russellowi. Kiedy była małą dziewczynką, wrzucił ją do rzeki i o mało nie utonęła. Potem jeszcze wielokrotnie ją straszył w ten sposób. Przez wiele lat Ross żałował, że to nie on zastrzelił Russella, ale był za to wdzięczny swojemu przyacielowi.
– Carlos opiekował się mną wspaniale – powiedziała Ana spokojnie.
Ross spojrzał na przyjaciela.
– Jestem ci naprawdę wdzięczny. Uratowałeś jej życie. Carlos ponownie wzruszył ramionami.
– Przebyliśmy razem długą drogę, Ross. I jeśli teraz zaczniemy sobie dziękować za wzajemne
przysługi, nie wyjdziemy stąd do wieczora. Zostań z nią, a ja rozejrzę się po ranczu.
Ana słyszała, jak zamknęły się za nim frontowe drzwi. Przed wyjściem z sypialni nawet na nią nie spojrzał, nie kiwnął ręką, nie mrugnął, nic! Czyżby aż tak się ucieszył, że nie musi się już nią zajmować? Czyżby wszystko, co z takim przejęciem szeptał jej do ucha, miało być kłamstwem? Może pojawienie się Rossa przypomniało mu kobietę, którą naprawdę
kocha? Jej oczy zaszły łzami. Ojciec zauważył je natychmiast. Siadł na skraju łóżka i delikatnie ucałował ją w policzek.
– Moja mała księżniczko! Boli cię jeszcze? Bolało ją, ale nie to, o czym myślał Ross. Chwyciła go za ręce, podniosła się i wtuliła w jego objęcia.
– Nic mi nie jest, tatku. Po prostu strasznie się cieszę, że cię znowu widzę. Tak bardzo mi was
brakowało. Opowiedz, co się dzieje w River Bend. Przesiedział z nią cały ranek, krzątając się
niezdarnie i tworząc atmosferę nie sprzyjającą wypoczynkowi. Nie był ideałem pielęgniarki, ale robił wszystko z ogromnym poświęceniem. W południe zostawił ją i wrócił do River Bend. Kiedy Lydia i Ma dowiedziały się, co się wydarzyło, zakręciły się po domu jak dwa tornada. Nie minęła godzina, a Lee i Micah zostali obładowani wiktuałami i wyprawieni do Any. Mimo strachu, jaki budziła w niej woda, Lydia koniecznie chciała jechać z nimi, ale Ross wspólnie z Ma przekonali ją, że dość jednego nieszczęścia w rodzinie i że lepiej będzie dla wszystkich, jeśli zostanie w domu. Ross zapewnił ją, że opieka Carlosa jest znakomita i nie ma powodu do zmartwień. Po tym, jak chłopcy szczęśliwie przebyli rzekę, Ross nie zwlekając, wsiadł na konia i pojechał do miasta. Konsultował się z inżynierami w sprawie
budowy mostu, tym razem już na stalowych podporach. W obawie, by samemu nie spełnić groźby, jaką pod adresem doktora Hewitta skierował Carlos, Ross wolał się z nim nie spotkać, i pieniądze za operację wrzucił do skrzynki pocztowej. Ana szczotkowała włosy, kiedy Lee zapukał do drzwi. Otworzyła je tak szeroko, że brat wpadł z impetem do środka.
– Myślałem, że leżysz w łóżku niemocą złożona – zawołał i oboje wybuchnęli śmiechem.
– Jestem albo raczej byłam ciężko chora. Obecnie czuję się znacznie lepiej. Miło was znowu widzieć.
– Czy ten stary łapiduch naprawdę otworzył ci brzuch? – spytał Micah bez ogródek.
– Naprawdę. Mam bliznę, która o tym świadczy. Macie ochotę zobaczyć? – spytała.
Chłopcy zarumienili się. Ana wybuchnęła śmiechem.
– Nie powinnaś leżeć w łóżku? – spytał Lee.
– Męczy mnie już sam widok tej sypialni. Była ubrana w złocisty szlafrok, pochodzący z
wyprawy ślubnej. Głęboki dekolt i rękawy przy nadgarstkach obszyte były szeroką, białą koronką.
– Uważam, że nie zaszkodzi ci, jeśli przez chwilę posiedzisz w fotelu na biegunach. Ustawimy go na werandzie – rzekł Micah i spojrzał na Lee; ten kiwnął głową.
– Postawimy go w cieniu, to nie będzie ci gorąco. Klasnęła w ręce z radości.
– Wspaniały pomysł!
Chwilami ich troskliwość była aż wzruszająca.
– Zabierzcie mi z kolan ten parszywy koc – zawołała zirytowana, gdy Lee próbował owinąć je nogi. – Przecież nie mam reumatyzmu!
– Po powrocie, gdy nie będziemy mogli się pochwalić, że pielęgnowaliśmy cię jak królewnę, to Lydia i Ma zrobią nam piekło – stwierdził Lee, ale wziął koc i rozwiesił go na poręczy.
– Doceniam waszą troskliwość. Wybaczcie mi, jestem nieznośna. Zbyt długo byłam zamknięta w czterech ścianach. Nie cierpię być chora!
– Dobrze cię rozumiem – rzekł współczująco Micah. Nigdy dotąd nie spotkał nikogo, kto poddał się operacji poważniejszej niż wyrwanie zęba lub wydobycie kuli z rany. Dlatego patrzył na Ane z podziwem.
– Dziękuję za przywiezienie jedzenia. Nie wiem, kiedy zdążę to wszystko zjeść!
– To jest także dla Carlosa.
– No tak. – Coś zakłuło ją w sercu na wspomnienie jego obojętnego zachowania dzisiejszego ranka.
– Jeśli już mówimy o jedzeniu, to najwyższy czas na kolację.
– Jasne – zawołała Ana. – Bardzo mi miło, że tu jesteście, ale będę spokojniejsza, jeżeli
przeprawicie się przez rzekę, póki jest widno. Mam nadzieję, że nie uda się odbudować mostu, zanim wykorzystam szansę popłynięcia tratwą. Chłopcy śmiali się podczas jazdy powrotnej do River Bend. Będą mogli poinformować mieszkańców, że Ana co prawda była chora, ale to już przeszłość. W tej chwili marzy jedynie o rejsie tratwą po rzece.
Siedziała jeszcze na werandzie, kiedy Carlos wraz z pozostałymi kowbojami wjechali na podwórze i zatrzymali konie przed wejściem.
– Co tu robisz? – zapytał Carlos bez wstępu.
– Zażywam świeżego powietrza – odparła zaczepnie. Był wściekły, że wystawiła się na widok publiczny w szlafroku. Nawet kamienne serce już dawno zmiękłoby na ten widok. Wyglądała tak kobieco, tak pociągająco, ze skórą lekko zaróżowioną od słońca i z włosami pieszczonymi niewielkim powiewem wiatru; zachodzące słońce zdawało się tworzyć z nich aureolę. Mężczyźni odnosili się do niej z szacunkiem i pytali o zdrowie. Jedynie Randy zeskoczył z konia, wszedł po schodach na werandę z bukietem róż w ręku.
– Cieszę się, że cię widzę, Ana. Te róże odważyły się zakwitnąć zaraz po deszczu. Właściwie
miałem zamiar dać je Carlosowi, aby ci je przekazał. Skoro jednak jesteś tutaj, wolę to zrobić osobiście.
Zachwycona Ana wyciągnęła ręce po kwiaty i powąchała je z rozkoszą.
– Dziękuję ci, Randy Są przepiękne.
Obdarzyła go tak czarującym uśmiechem, że z wrażenia aż się potknął, schodząc ze stopni.
Ana zdawała sobie sprawę, że wygląda jak z obrazka, tonąc w falbankach i koronkach,
opromieniona zachodzącym słońcem. Czuła satysfakcję, gdy patrzyła na rozzłoszczonego Carlos'a.
– Jutro czeka nas ciężki dzień. Spotkamy się o świcie. Pojedziemy do Larsen odebrać stado. – Jego głos brzmiał ostro, toteż kowboje natychmiast ukłonili się Ana i opuścili podwórze.
Carlos zsiadł z konia. Ana podniosła się z fotela. Po raz pierwszy tego dnia spojrzeli sobie w oczy.
– Jak się czujesz? – spytał w końcu.
– Lepiej. Jestem już znacznie mocniejsza – ruszyła w kierunku drzwi wejściowych. – Zanim się umyjesz, przygotuję kolację.
– Nie musisz, Ana – zawołał z przestrachem.
– Nasze matki przysłały tyle jedzenia, że dałoby się wykarmić armię. Dla ciebie też starczy – rzuciła poirytowanym tonem i weszła do domu, trzasnąwszy drzwiami.
Carlos dopiero po jakimś czasie wszedł do kuchni tylnymi drzwiami. Zdążył oporządzić konia i umyć się. Atmosfera w kuchni była napięta. Ana zerknęła w jego kierunku, ale nie odezwała się. Patrzył na róże, które wstawiła do wazonu i umieściła na honorowym miejscu na środku stołu. Ostatnio spędzał w kuchni wiele czasu, przygotowując dla niej posiłki, i dlatego wśród
garnków czuł się zupełnie swobodnie. Podszedł do pieca, nalał sobie kubek kawy, oparł się o zlew i zaczął pić gorący napój.
– Deszcz nie wyrządził większych szkód w ogrodzeniach, jedynie część terenu przez jakiś czas będzie grząska i nieprzejezdna.
– Jutro sprowadzacie stado?
– Tak. Tylko konie muszą pozostać w River Bend do czasu, aż zostanie zbudowany most.
– Ja i tak nie będę mogła jeszcze jeździć – rzekła z ciężkim westchnieniem.
– Nic nie przesadziłaś z tym jedzeniem. – Zauważył pod ścianą kilka koszyków wyłożonych białym płótnem.
– Na wieczór mamy pieczone kurczaki. Ma przygotowała je rano, Micah mi powiedział. Przy
okazji pytała o ciebie. W twoim imieniu przesłałam pozdrowienia i prosiłam, by przekazali, że czujesz się dobrze.
Skinął głową i popił następny łyk kawy. Ana zajęła się wykładaniem jedzenia na stół. Wyjmowała słoje kiszonych warzyw, kompotów,
słoiki z fasolą, marynaty i galaretki, kilka bochenków chleba, babkę, ciasto zapiekane z
cukrem (przysmak Any), które tylko Ma potrafiła piec. Kosztowała wszystkiego, ale smak potraw psuła jej ostentacyjna obojętność Carlosa. Przyglądała mu się spod przymkniętych powiek. Nie zdjął swych skórzanych osłon na spodnie, co ją irytowało. Kiedy widziała, jak dokładnie przylegają do ciała, jak zamiast okrywać podkreślają kształty Carlos'a, nie mogła skupić się na przygotowaniu posiłku.
– Mógłbyś zdjąć te skóry, gdy siadasz do jedzenia.
– Przeszkadzają ci?
Oczywiście, że jej przeszkadzały, ale nie w tym znaczeniu, o którym myślał.
– Mnie? Skądże! Chcesz, to miej je na sobie...
– Nie, nie – rzekł pospiesznie; zaczął szybko rozwiązywać mocujące je rzemienie. – Nie chcę
denerwować księżniczki. Zdjął osłony, położył je przy drzwiach i siadł na krześle przy stole. Ana oparła ręce na biodrach i popatrzyła prosto na niego.
– Dlaczego jesteś wobec mnie taki oschły? Czy ostatnia noc nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? Czy ostatni tydzień niczego między nami nie zmienił? Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Ja oschły? Dziś rano nie zaszczyciłaś mnie nawet jednym spojrzeniem.
– Przecież to ty na mnie nie patrzyłeś! Byłeś zły i gderliwy! Postępowałeś tak, jakbyś życzył sobie mego zniknięcia z powierzchni ziemi!
– Poczekaj! Poczekaj! – zawołał głośno. – To ty postępowałaś tak, jakbyś się wstydziła, że miałaś mnie w łóżku. Jestem pewny, że myślałaś, iż moja obecność przynosi ci ujmę, że księżniczka z River Bend poniżyła się, śpiąc z najemnym robotnikiem. Iskry pojawiły się w jej oczach. Z furią tupnęła nogą
– Jesteś najbardziej denerwującym facetem, jakiego znam. Mogłabym cię zastrzelić za twoją głupotę. Ja cię kocham, Carlosie Langstonie. Ja cię kocham! Łzy zaszkliły się w jej oczach. Całe ciało drżało z emocji. Ręce jeszcze ciągle trzymała oparte na biodrach. Wyglądała bardziej wyzywająco niż kiedykolwiek dotąd.
Wyciągnął ręce i przyciągnął ją do siebie.
– Kochasz, Ana? Naprawdę? – jego głos drżał.
Przytuliła się do niego.
– Tak, tak! Jesteś ślepy? Jak możesz tego nie widzieć? Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
Ostrożnie położył na łóżku i zaczął rozbierać. Gdy leżała naga – piękna i ponętna – w pośpiechu zrzucał z siebie ubranie, za chwilę był przy niej – delikatny, czuły, kochany. Przesuwał dłonią po jej ciele, zatrzymując się na moment w najcieplejszych zakątkach, odnajdywał miejsca najmiększe i najdelikatniejsze, aż dygotała. Była bardzo szczupła
w talii, a jego ręce ubóstwiały wprost łuk otwierający się coraz szerzej i szerzej od talii do bioder. Każdego wygięcia ciała dotykał z radością.
Za jego dłońmi podążały wargi, a ona reagowała żywo na pocałunki.
– Tamtego ranka, kiedy obudziłem się...
– Wiem.
Otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
– Wiesz? Kiwnęła głową.
– Przysięgam, nie zrobiłem tego celowo. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Sądziłam, że to sen.
– Tak samo jak ja.
– Lecz teraz nie śnimy, prawda?
– Nie, na szczęście wszystko dzieje się naprawdę.
Pocałował ją namiętnie, a każde dotknięcie wzmagało rozkosz, aż stała się niemal nie do
wytrzymania. Chwycił Ana za biodra i przyciągnął do siebie tak mocno, jak to było
możliwe. Bał się jednak, że sprawi jej ból.
– Daj mi znak, jak będzie bolało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:38:24 30-12-08    Temat postu:

boski!! xD świetny!! xD
Carlos i Ana po prostu cudownie!!! xD
mała sprzeczka ale to nic xD
Czekam na new!! xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tinkerbell
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 3933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:50:17 30-12-08    Temat postu:

piękne cudowne boże aż dech mi w piersiach zapiera:)
ja chcę żeby oni byli szczęśliwi, pasują do siebie uzupełniają się jak dwie połówki jabłka, 2 odcinki byly boskie:))))
ciekawe jak to wszystko powiedzą Colemanom i reszcie...
tylko nie zabijaj żadnego z nich romantycznie..mam nadzieję że będą razem..

a mam jedno pytanie, bo chyba przegapiłam. Co do ostatniej sceny to co wydarzyło sie tamtego ranka o czym Ana wiedziała??
czekam na new :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:51:18 30-12-08    Temat postu:

U LALA CHYBA JESTEM W SZOKU!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Pattinson
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Sie 2007
Posty: 5200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:19:37 30-12-08    Temat postu:

to było cudowne.
ta cała sprzeczka między nimi była cudowna.
była pełna emocji i zazdrości.
Ana i Carlos są dla siebie stworzeni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 19:35:55 30-12-08    Temat postu:

miacollucci napisał:
a mam jedno pytanie, bo chyba przegapiłam. Co do ostatniej sceny to co wydarzyło sie tamtego ranka o czym Ana wiedziała??
czekam na new :*


Przepraszam miało być tego ranka
Chodziło mi mniej więcej o to:
– Ja oschły? Dziś rano nie zaszczyciłaś mnie nawet jednym spojrzeniem.
– Przecież to ty na mnie nie patrzyłeś! Byłeś zły i gderliwy! Postępowałeś tak, jakbyś życzył sobie mego zniknięcia z powierzchni ziemi!


Po prostu, ze on nie chciał być taki w stosunku do Any
Powrót do góry
Zobacz profil autora
El.
Komandos
Komandos


Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:11:37 30-12-08    Temat postu:

Maite Perroni mogłabyś mi wysłać wszystkie odcinki na maila [link widoczny dla zalogowanych] ? Z góry dziękuję
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Żaba
King kong
King kong


Dołączył: 06 Gru 2008
Posty: 2902
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:51:34 31-12-08    Temat postu:

O.o mam szoka po ostanim odcinku xd
oni w końcu nie ukrywają swoich uczyć
łaaaa, ja chce newa ;*****
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Princessa
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 18 Lis 2008
Posty: 136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:54:58 31-12-08    Temat postu:

Odcinek boski
W końcu są razem i nie ukrywają swoich uczuć Malutka sprzeczka.., ale za to cudowna...
A teraz czekam na new.., ale nie wiem czy wytrzymie;*****
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 15:07:54 31-12-08    Temat postu:

elle. napisał:
Maite Perroni mogłabyś mi wysłać wszystkie odcinki na maila [link widoczny dla zalogowanych] ? Z góry dziękuję


Melduję, że wysłałam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:13:42 31-12-08    Temat postu:

Maite kiedy newsik?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 15:17:03 31-12-08    Temat postu:

Odcinek 43
– Nic dziwnego, że wszystkie damy plotkują o tobie.
– Przed tobą nigdy nie byłem z żadną damą – powiedział poważnie.
Zniżyła głos do szeptu.
– Krążą o tobie legendy.
– Przed chwilą kochałem po raz pierwszy w życiu – pocałował ją czule.
Wyciągnęła ręce i opuszkami palców dotykała jego policzków, warg i brwi.
– Czy każdy następny raz będzie taki sam?
– Nie. To nie powtarza się nigdy. Nachylił się nad nią i ponownie pocałował.
– Jesteś piękna, Ana Coleman.
– Ty również, Carlos'u Langstonie. Pokręcił głową.
– Jestem zmęczony i chudy jak strach na wróble. Włóczęga, którego dom to końskie siodło.
Zerwała się.
– Nie dla mnie! Dla mnie byłeś zawsze i jesteś Lancelotem.
– Kto to taki?
– Powinieneś kiedyś o nim poczytać. Mogę cię zapewnić, że to porównanie nie przynosi nikomu ujmy.
Po chwili sama zastanowiła się nad tym porównaniem: Lancelot kochał żonę króla. Czy po
dzisiejszej nocy Carlos nadal kocha Lydię? Odepchnęła od siebie tę myśl. Nic nie może zepsuć jej radości. Carlos jest tutaj, kochał ją i przyjął jej miłość. Na razie to w zupełności wystarczy. Zanurzyła palce w jego jasnych włosach.
– Denerwuje mnie, gdy mówisz w ten sposób o sobie.
– Jak?
– Stary i zmęczony i podobne brednie. Jesteś wspaniały. Dlaczego określasz siebie jako włóczęgę? Popatrzył gdzieś w bok, jakby nagle czymś skrępowany.
– No cóż, tak uważam.
– Ale dlaczego?
Podłożył rękę pod głowę i zapatrzył się w sufit.
– To wszystko wydarzyło się bardzo dawno temu. Chyba nie będziesz chciała tego słuchać...
– Nieprawda, bardzo chcę.
Odwrócił się do niej. W jej oczach widział tylko miłość. To, co jej powie, z pewnością zburzy
złudzenia, jakie Ana żywi na jego temat, ale lepiej, że stanie się to teraz niż później. I lepiej, żeby zrobił to sam, aniżeli inni mieliby go wyręczyć. Przez całe lata dusił w sobie zbyt wiele żalu. Teraz czuł, że nadeszła odpowiednia pora, aby zrzucić z siebie ten ciężar raz na zawsze.
– Cnotę i brata straciłem tego samego dnia. Luke zginął przeze mnie.
Ana leżała spokojnie, bez ruchu. Carlos patrzył w jej twarz – chciał widzieć jej reakcję.
– Priscilla kusiła mnie od pierwszego dnia, jak tylko ruszyliśmy na szlak. Miałem szesnaście lat i byłem podniecony jak młody byczek. Chłodno i obojętnie opowiadał, jak Priscilla
wprowadzała go w arkana seksu tego lata.
– Pewnego dnia poprosiłem Luke'a, żeby mnie zastąpił w pracy, ponieważ byłem z nią umówiony. Kiedy po kilku godzinach wróciłem do obozu, od razu natknąłem się na Ma. Spytała, gdzie się obaj włóczymy. Wtedy to do obozu wkroczył Moses z Luke'em na rękach; mój brat miał poderżnięte gardło.
Po policzku Ana stoczyła się łza. Nie odzywała się. Carlos zwierzał się jej ze swych tajemnic! Trwała w ciszy; on rozpaczliwie potrzebował kogoś, kto by go wysłuchał.
– Musiałem żyć z tym przez tyle lat; gdybym wtedy nie poszedł do Priscilli, mój brat prawdopodobnie by żył.
Siadł i rękami objął kolana.
– Wiem, że są ludzie, którzy uważają, iż byłem jednym ze stałych gachów tej dziwki. Prawda jest taka, że bezpośrednio po tym dniu miałem ją kilka razy, ale po każdym zbliżeniu nienawidziłem siebie coraz bardziej. Rozstaliśmy się, gdy rozwiązał się tabor. Nie widziałem jej od lat. Spotkaliśmy się znów w Fort Worth podczas któregoś z długich przegonów. Nie zdziwiłem się nawet, spotkawszy ją w burdelu. Chciała odnowić naszą znajomość, lecz
ile razy spojrzałem na nią, zaraz widziałem martwą twarz brata i jego koszulę brunatną od zeschniętej krwi.
Wstał z łóżka, podszedł do toaletki, nalał sobie szklankę wody. Żałował, że to nie whisky.
– Chcesz posłuchać dalszego ciągu? Bez słowa skinęła głową.
– Szybko odkryłem, kto zamordował Luke'a.
Przerwał swoją opowieść, bo w tym miejscu wkroczyła w jego życie Lydia. Mordercą Luke'a był jej przyrodni brat – jej prześladowca i gwałciciel.
– Zabiłem go nożem, dokładnie w ten sam sposób jak on mojego brata. I zrobiłem to z przyjemnością. Miałem wtedy szesnaście lat. Szesnaście – powtórzył przez zaciśnięte zęby.
Głowa opadła mu na kolana.
– Takiego to faceta wzięłaś do łóżka – powiedział ochryple.
– I nie żałuję tego – zawołała. – Człowiek, którego zabiłeś, zasłużył na to!
– A Luke? On też?
– To nie była twoja wina. To po prostu fatalny zbieg okoliczności, przypadek. Nie możesz winić się za to do końca życia.
Czy wolno mu się rozgrzeszyć? Czy rzeczywiście nie była to jego wina? Czyżby przez tyle lat
niesłusznie odgrywał się na każdej napotkanej kobiecie? Do dzisiejszej nocy. Ana zrozumiała go. Nie odwróciła się od niego z odrazą; przeciwnie – patrzyła nań ze zrozumieniem i miłością.
– Byli jeszcze inni; ściślej mówiąc: dwóch. Ich też zabiłem.
– Opowiedz mi.
– Jeden z nich zabił mego przyjaciela. Wziąłem pod opiekę chłopca, który przypominał mi Luke'a. Podczas pierwszego przegonu rozlał jakiemuś kowbojowi kawę na koc. Ten dureń zbił chłopca do nieprzytomności. Dostał chyba wylewu krwi do mózgu, bo zmarł jeszcze tej samej nocy. Walczyłem z tym kowbojem chyba ze dwie godziny. W końcu skręciłem mu kark.
Ana położyła mu rękę na piersi.
– A ten drugi?
– Ten drugi to był szuler w Kansas City. Oszukiwał mnie i innych kowbojów. Najpierw
pozwalał każdemu z nas trochę wygrać, a potem ogrywał wszystkich do ostatniego centa.
Oszukaństwo się wydało. On pierwszy wyciągnął broń, ale ja byłem szybszy.
Patrzył na dziewczynę leżącą obok niego. Gorzki uśmiech wykrzywił mu twarz.
– Tak to wygląda. Podły, żałosny żywot Carlos'a Langstona.
Objęła go rękoma i położyła głowę na jego piersiach.
– Ci mężczyźni szkodzili innym i zasługiwali na karę. Nie jesteś mordercą.
Ujął delikatnie jej ręce i odsunął od siebie.
– Czy ty nie rozumiesz? W każdej chwili mogę to zrobić jeszcze raz, skoro zajdzie taka potrzeba.
– Tego właśnie po tobie oczekuję. Tego samego spodziewam się też po ojcu. Wiem, że w razie pilnej konieczności sięgniecie po broń.
– Czy zabicie człowieka może być w ogóle usprawiedliwione?
– Tak – powiedziała cicho, ale bardzo dobitnie. – Wierzę, że czasem jest.
Przyciągnął ją do siebie i ukrył twarz w jej włosach.
– Nie wiem, Ana, czy masz rację czy nie, ale dziękuję ci za te słowa.
– Nie mówię tak dlatego że chciałbyś to usłyszeć. Każdy z nas, jeżeli zostanie sprowokowany, jest zdolny do stosowania przemocy. Zabiłeś w obronie rodziny i przyjaciół.
– Nawet matce tego nie powiedziałem.
– Chyba powinieneś. Ona jest mądra. Będzie lepiej wiedziała niż ja, co powiedzieć. Wiem, że cię kocha i będzie kochać bez względu na to, co zrobiłeś. Jak i ja.
Odgarnął włosy z jej policzka.
– Ulżyło mi, gdy ci to powiedziałem.
– Cieszę się.
Nachylił się nad nią. Podziękował jej długim pocałunkiem. Nie wiedział, dlaczego zdobył się na powierzenie Ana sekretu, którego dotąd nie mógł wyjawić nikomu. Otworzył jedynie serce, a słowa, których wcześniej nawet nie znał, popłynęły same. Poczuł się dziwnie wolny, tak wolny, jaki nie był od momentu, gdy stracił niewinność. Odnalazł sens życia za sprawą tego drobnego dziewczęcia, które tak ufnie tuliło się do niego.
– Ależ ty nie jadłaś kolacji! – zawołał.
– Zrobiliśmy tylko przerwę.
– Doceniam twoją cierpliwość, ale wiem, że jesteś głodna. To byłoby nie do wybaczenia, gdyby jedzeniemiało się zmarnować. Chodź!
Obudziła się. Sypialnia tonęła w półmroku.
– Co robisz? – spytała nie całkiem rozbudzona. Carlos, ubrany i już przygotowany do pracy,
siedział na brzegu łóżka. Gładził jej włosy.
– Kowboje przyjadą o świcie. Dzisiaj, pani dziedziczko, sprowadzamy twoje stado.
Dotknął czubka jej nosa.
– Nie chciałem wyjeżdżać bez pożegnania. Udała nadąsaną.
– Tak bardzo bym chciała pojechać z wami.
– Następnym razem.
Nachylił się, by pocałować ją w czoło, ale jej wargi przyciągały jak magnes.
– Lubię się budzić przy twoim boku, Ana.
– Chyba nie bardziej niż ja przy tobie.
– Ale tak dalej być nie może.
Wstał i podszedł do okna; szary horyzont zmieniał się w perłoworóżowy.
Ana zrzuciła kołdrę, wstała i nałożyła szlafrok.
– Co masz na myśli?
– Nie możemy sypiać razem. Zbyt mocno cię szanuję, aby wykorzystywać cię w ten sposób. Poza tym ile razy zbliżam się do ciebie, oszukuję Rossa i Lydię. A oni mi zaufali.
Serce jej biło z alarmującą częstotliwością. Chyba nie chce jej powiedzieć, że się rozstają. Tego by nie przeżyła. Nerwowo obracał kapelusz w rękach.
– Ana, myślę... – utknął, chrząknął głośno. – Myślę, że powinniśmy się pobrać.
Odetchnęła z ulgą. Podbiegła do niego i padła mu w objęcia, obsypując twarz pocałunkami.
– Carlos, tak. Tak!
– Chcesz? Zgadzasz się?
– Wielki Boże! Jeśli byś mi nie zaproponował małżeństwa, sama bym to uczyniła. A ja, głupia, sądziłam, że chcesz odejść! – Ogarnął ją żywiołowy entuzjazm. – Carlos, kiedy? Kiedy?
– Jak najszybciej.
Odstąpił nieco od niej i uśmiechnął się blado.
– Ana, nie mamy czasu na uroczysty ślub. Wszystko załatwiłem tego dnia, gdy byłem w mieście po żywność. Czy nie miałabyś nic przeciwko temu, byśmy znaleźli pastora, który udzieli nam ślubu bez tych wszystkich ceregieli? Rodziny powiadomimy później.
– Oczywiście, że nie. Nie chcę powtórnego szumu ani gości. Ale dlaczego mielibyśmy nie powiedzieć rodzicom? Dlaczego mówisz, że nie mamy czasu? Otoczył ją ramionami.
– Z powodu dziecka.
Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
– Nosisz w łonie moje dziecko. Dziecko! Dziecko Carlos'a!
– To musiało się stać podczas tej pierwszej nocy w stajni – mówił drżącym głosem. – Doktor mi o tym powiedział. To była jedna z przyczyn, dla których nie chciał cię operować. Bał się, że. może uszkodzić płód.
Będzie miała dziecko. Spodziewa się dziecka Carlos'a.
Ogarnęła ją niekłamana, wielka radość, jednak w następnej chwili wstrząsnęła nią ta wiadomość. Odtrąciła go gwałtownie.
– Ty łotrze! Nie potrzebuję twojej litości. Kiedy pomyślę...
Nie mogła znieść myśli, że zaproponował jej małżeństwo zdjęty litością.
– Jakiej litości? O czym mówisz do cholery?
– Wynoś się stąd i zostaw mnie! Wynoś się! – wrzeszczała.
Carlos zbyt dobrze znał jej napady wściekłości i wiedział, że nie żartuje. Zresztą nie miał ani chwili czasu: na podwórze wjeżdżali kowboje.
– Porozmawiamy o tym później.
– Idź do diabła!
Carlos wybiegł z domu. Pobiegła za nim, ale tylko do drzwi sypialni. Trzasnęła nimi, aż zadzwoniły szyby. Potem ukryła twarz w dłoniach, oparła głowę o futrynę i osunęła się na podłogę. Płacz wstrząsnął całym jej ciałem. Poczuła się bardziej upokorzona niż w dniu nieudanego ślubu, niż tej nocy w stajni, bardziej niż kiedykolwiek w życiu.
Upokorzona i nieszczęśliwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:42:14 31-12-08    Temat postu:

Jejku co za piękny odcinek
Carlos wyznał jje swój eskret, i juz wiadko z kim Lidia miała dziecko
Jak oni się kochaną
A jednak będzie dziecko, tylko on powiedział o jedno zdanie za duzo ale faceci tak mają
Oby tylko zgodziła sie na ten ślub i długo sie nie dąsała
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andzia2
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 25 Lip 2008
Posty: 3501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubomierz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:43:16 31-12-08    Temat postu:

oj biedna Ana czemu tak o tym pomyślała ;(
Czekam na new!! xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 54, 55, 56 ... 58, 59, 60  Następny
Strona 55 z 60

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin