Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Granice nienawiści *70* 27.02.2010
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Którego z bohaterów lubisz najbardziej?
Sara
45%
 45%  [ 10 ]
Pablo
4%
 4%  [ 1 ]
Eleonora
4%
 4%  [ 1 ]
Rodrigo
0%
 0%  [ 0 ]
Claudia
4%
 4%  [ 1 ]
Damian
0%
 0%  [ 0 ]
Nino
9%
 9%  [ 2 ]
Malisa
4%
 4%  [ 1 ]
Constanca
0%
 0%  [ 0 ]
Rubi
22%
 22%  [ 5 ]
Marcos
4%
 4%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 22

Autor Wiadomość
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:20:33 07-09-08    Temat postu:

New... Jeszcze nie wiem. Ten odcinek zaczęłam pisać już we Włoszech i trochę nie miałam czasu na to, żeby go skończyć, bo jak już gdzieś pisałam dużo się ostatnio działo. Postaram się, żeby pojawił się, jak najszybciej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:35:35 31-12-08    Temat postu:

Podziękowania dla BlackFalcon i przepraszam za długą przerwę... To wszystko przez to, że napisałam odcinek na laptopie

Odcinek 52


Ruszył w stronę usłyszanych dźwięków. Im bardziej zbliżał się do nich, ty bardziej przypominały mu one głos ich guru Venoma. Zdziwiło go to, gdyż przywódca rzadko kiedy bywał w tych terenach. Zastanawiał się, co sprawiło, że przemierzył kilka kilometrów ze stolicy. Przecież nie należał do osób, które gustują w podróżach.
Widok, jaki zastał na miejscu tak go zaskoczył, że, aż wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Poczuł, że obraz przed nim zaczyna wirować. Z przerażenia oparł się o jeden z kamiennych grobowców, aby nie upaść na ziemię i przetarł oczy. Mrugnął kilka razy powiekami, dokładnie wpatrując się w to, co przed nim się działo. Teraz mógł być pewny, że to, co widzi nie jest halucynacją, lecz prawdziwym wydarzeniem. Wydarzeniem bardziej przerażającym niż jego najgorsze obawy.
Młoda, piękna, dobrze mu znana brunetka leżała nieprzytomna na ziemi. Venom pochylał się nad nią, trzymając w rękach nóż, którym ciął jej skórę na kształt pentagramu.
- Nie! Tylko nie to! – krzyknął przerażony Behemoth, po czym rzucił się na swego guru, nie myśląc o konsekwencjach. Wiedział tylko, że cały jego system wartości uległ destrukcji. Ideologia szatanistyczna, która wypełniała jego życie, przestała być tym pięknym obrazem świata, który wpoił sobie, jako młody chłopak. Dopiero teraz poczuł, że ma pełną świadomość tego, co się dzieje. Już nie był otumaniony, ani zmanipulowany. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego dotychczasowy autorytet postąpił w sposób karygodny i należy mu się sprzeciwić. Behemoth mógł patrzeć na śmierć kotów, czy nieznajomych, ale morderstwo kobiety, która kiedyś z nimi współpracowała, i zawsze była mu bliska, choć nigdy się do tego przed sobą nie przyznał – było dla niego rzeczą zbyt okrutną.
Bez wahania rzucił się na oprawcę, wyrywając mu nóż z dłoni i przewracając go na ziemię.
- Na razie tylko tyle – wysyczał. – Jeśli jej nie zostawisz w spokoju, ucieknę się do gorszych metod…
- I ty Behemocie przeciwko mnie? – spytał Venom spokojnym tonem, a następnie dodał:
- Twoje zachowanie jest głupstwem. Nie jesteś w stanie mi nic zrobić. Wiesz, że osiągnąłem znacznie większą potęgę, niż ty. Chcesz na mnie nasłać swe demony? One przy moich są delikatne, niczym różowe króliczki.
- A żebyś wiedział, że się mylisz! – krzyknął Behemoth. Olbrzymia wiara spowodowana napięciem emocjonalnym oraz nieobliczalne pragnienie udowodnienia swojej racji sprawiły, że moc Behemotha nabrała tak olbrzymiej potęgi, o jaką siebie nie podejrzewał.
Ziemia zadrżała i została zaatakowana przez stado rozwścieczonych piorunów.
- Czyli chcesz pobawić się ze mną w ten sposób? – spytał, wciąż jeszcze spokojny Venom. – Za chwilę pożałujesz, że w ogóle zechciałeś ze mną walczyć.
Zamknął oczy, koncentrując się na potędze żywiołów ognia i powietrza. Ku jego zaskoczeniu, pojawiła się w jego umyśle myśl, która przekreśliła całe jego lata praktyki. Myśl, która nie ukazała się w jego głowie od dawna.
„A co jak mi się nie uda? A co jak przegram?”
„ Boże…eee…. A raczej szatanie… Czy to są na pewno moje myśli? Przecież to niemożliwe… Mam w sobą niezwykłą moc, która nigdy mnie nie zawodzi”
Lecz wewnętrzny głos mówił, co innego.
„ Pamiętasz, jak obawiałeś się, że kiedyś nadejdzie dzień twojej klęski? Jak martwiłeś się, że któryś z twych podwładnych pokona cię i zbuntuje się przeciwko tobie?”
„Nie to nie są moje myśli… Matko… Ja się boję”
Behemoth zaś, wyczuwając odpowiednią sytuację, oddalił się od Venoma i oparł się o stojący kilka metrów dalej grobowiec. A błyskawica skierowała się w stronę jego dawnego autorytetu.
I wtedy czas uległ dziwnemu spowolnieniu. Behemoth czuł radość, że pokonał kogoś, kto wyrządził tyle zła. Cieszył się z tego powodu, że ten morderca już za chwilę dokona końca swego żywota.
Chwilę później naszła go zupełnie inna myśl.
Co mu to da? Czy śmierć Venoma przyniesie szczęście jemu, Rubi i innym otumanionym szatanistom? Nie. Wyrządza właśnie w tej chwili kolejne zło, które pociągnie za sobą następne, następne, czy następne… Czy oby na pewno w ten sposób należy budować nowy, lepszy świat? Czy oby na pewno w ten sposób należy walczyć ze światem pełnym nienawiści, przemocy i obłudy? Nie.
Behemoth zamknął oczy i zrozumiał, co powinien zrobić. Wizualizował więc siebie, jako błyskawicę, która zmienia się w ogromną falę miłości, niosącą radość i pokój ludziom. Bo przecież wszyscy jesteśmy jednością.
Ta chwila była tak piękna, że aż jego oczy wypełniły się łzami ze wzruszenia. Czuł, że nastąpił przełomowy moment w jego życiu.
„Od tej pory wykorzystam swą potęgę tylko i wyłącznie do czynienia dobra”.
Gdy otworzył oczy dostrzegł, że spośród ciemnych chmur wyłania się promień złocistego, radosnego słońca, a na niebie pojawiła się piękna, kolorowa tęcza.
- Jaka ona jest śliczna! - ku jego zaskoczeniu zawołał Venom. Behemoth przyjrzał mu się i dostrzegł, że jego oczy zalane są kroplami łez. Zrozumiał, że udało mu się osiągnąć swój cel. Oboje w tej chwili przeżyli ważną transgresję. Transgresję, która odmieni nie tylko ich życie, ale i innych.
Uradowany mężczyzna przytulił się do Venoma. Obydwoje zaczęli się śmiać, niczym małe dzieci. Ich zgorzkniałe usta zmieniły się w uśmiechy, za którymi od dawna tęskniły ich twarze.
- Czy jest jakaś szansa dla Rubi? – spytał Behemoth.
- Oczywiście, że tak – usłyszał w odpowiedzi. – Dziewczyna jeszcze oddycha. Przyszedłeś w samą porę. Gdybyś zaatakował mnie, choć godzinę później, Rubi przeniosłaby się już na tamten świat.
- Zatem pomóżmy jej odzyskać świadomość - powiedział Behemoth.
Obydwoje pochylili się nad nieprzytomną dziewczyną i położyli swe ręce na jej czole. Chcieli wspólnie wykorzystać swą moc, wierząc, iż w ten sposób będzie ona miała większe działanie. Zamknęli oczy, wizualizując, że walczą z jej cierpieniem i z sukcesem je pokonują.
Chwilę później Rubi otworzyła oczy i ze zdziwieniem poczęła rozglądać się dookoła.
- Co.. Co się tu dzieje? – spytała zdziwiona.
- Już wszystko jest dobrze – powiedział Behemoth. Radość, która gościła na twarzy szatanistów zaskoczyła dziewczynę. Była przyzwyczajona do tego, że są oni ponurymi i zgorzkniałymi mężczyznami.
Venom i Behemoth przytulili ją na dowód wiecznej przyjaźni i oddania. Wszyscy troje trwali w uścisku, czując wewnętrzną harmonię i ekstazę. A były to uczucia, których od dawna im brakowało.
- Venom? – szepnął Behemoth.
- Tak?
- Złączmy ją z Marcosem. Oni zasługują na to, żeby być szczęśliwi. I tak już za dużo namieszaliśmy w ich związku.
- Masz szczerą rację – odrzekł Venom, uśmiechając się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:04:08 01-01-09    Temat postu:

Bloody napisał:
„ Boże…eee…. A raczej szatanie…


Niezly tekst . A przemiana...wzruszajaca i piekna, a tak niespodziewana...Ale czy bedzie trwala?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:18:26 11-01-09    Temat postu:

Podziękowania dla BlackFalcon

Odcinek 53

Wypełniała go radość. To wszystko, co widział było takie piękne…
Szybował ponad miastem, niczym ptak. Obserwował kolorowe światełka, zdobiące każde okno. Niektóre były niebieskie, inne różowe, żółte, zielone… oraz szare i czarne. Czuł, że każde z nich odzwierciedla nastrój osób mieszkających w danym mieszkaniu. Czyż to nie cudowne?
- Jestem Bogiem! – krzyknął podniecony Marcos, po czym zrobił kilka zgrabnych piruetów. Postanowił trochę pobawić się z chmurami. Wleciał w olbrzymią, gęstą, czarną chmurę, która miała bardzo groźną minę. Gdyby był w świecie fizycznym, z pewnością groziłoby mu niebezpieczeństwo. Teraz jednak było zupełnie inaczej.
W ostatniej chwili ponure chmurzysko zmieniło się w miękką, kłębiastą owieczkę, która zaczęła go unosić pod niebiosami.
- Czyż życie nie jest piękne? – rzekł do siebie. – Pfu, co ja gadam… Jakie życie? Śmierć jest piękna. W tym letargu, jakim jest życie z pewnością nie spotkałoby mnie nic równie uroczego.
Nagle dostrzegł, że jedna z chmur przypomina piękne łoże z baldachimem. W nim spała urocza kobieta, którą bardzo dobrze znał. Na jej widok poczuł, że serce pęka mu z żalu. Podleciał do niej, pogładził ją po policzku i spostrzegł, że po jego policzku spływają gorzkie łzy.
Rubi spała i nawet nie otworzyła oczu, aby go zobaczyć. Marcos pogładził ją po policzku, myśląc o tym, jak bardzo za nią tęskni. Czuł, że dziewczyna nie jest wytworem jego umysłu, tak jak te niezwykłe chmury. Ona była prawdziwa.
- Marcos… kocham cię… Nie opuszczaj mnie…
- Nie zrobię tego… Obiecuję…
Gdy tylko wypowiedział te słowa, znalazł się na cmentarzu. Białe chmury zmieniły się w gęstą, szarą mgłę. Mimo to potrafił z każdym szczegółem zaobserwować scenę, która miała miejsce obok niego. Scenę, która sprawiła, że sparaliżował go strach i obawa o ukochaną.
Rubi była duszona przez obrzydliwego, bardzo grubego mężczyznę o długich, czarnych włosach. Dobrze go znał. To jego zobaczył wtedy na mieście, gdy uciekł i zaczął krzyczeć. Teraz ten nikczemnik śmiał narazić jego jedyną miłość za śmierć.
- Zapłacisz za wszystko – wysyczał Marcos. Pragnął rzucić się na :”tego potwora”, jednak poczuł, iż nie potrafi wykonać, ani jednego kroku.
Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że Rubi i satanista nie widzą go. W końcu przecież był duchem…
Postanowił w spokoju poobserwować całą sytuację….
Przed jego oczyma ukazał się drugi satanista, burza, nienawiść, walka, zło, ciemność… a potem jasność, tęcza, złote promienie słońca, radość i miłość.
Widział Rubi, która wstała z martwych i przytulała się do długowłosych mężczyzn, a w ich oczach płonęła radość.

I wtedy obudził się. Ujrzał swój pokój tonący w morzu krwi i zranioną rękę. Niewiele myśląc pobiegł do łazienki, urwał kilka kawałków papieru toaletowego i począł hamować krwotok. Początkowo obawiał się, że ten sposób będzie zbyt słaby i będzie musiał pójść po apteczkę i opatrzyć ranę. Jednak, ku jego zdziwieniu nie było to konieczne. Krew zaczęła sama znikać. Po jakimś czasie rana po próbie samobójczej zupełnie znikła.
- k***a, to chyba jakiś znak! – krzyknął zdziwiony mężczyzna. – Muszę jak najszybciej pobiec na cmentarz i zobaczyć, co tam się dzieje.
Jak postanowił, tak uczynił.

***
Tymczasem Sara jadła kolację razem z matką. Dziewczyna w spokoju wkładała kolejne kanapki do ust. Jej matka jednak była pełna niepokoju i nie mogła się skupić na wykonywanej czynności.
- Martwię się o Malisę i Constansę – rzekła – Dlaczego one wciąż nie wracają?
- Mamo, to dorosłe kobiety – powiedziała ze spokojem Sara. – Z pewnością poszły się gdzieś zabawić…
- Przecież powiedziałyby mi o tym! To prawa, rano mówiły, że chcą się trochę rozerwać, ale żeby do tej pory nie zjawić się z powrotem w domu?
- Jest dwudziesta! – Zachowanie matki irytowało Sarę. – Mamo, nie bądź nadopiekuńcza!
Wtem obydwie usłyszały dzwonek do drzwi. Luzmilla odetchnęła z ulgą pewna, że już za chwile ujrzy roześmiane twarze Malisy i Constansy. Niestety myliła się.
Gościem okazał się policjant.
- Czy coś się stało Constansie i Malisie? – spytała kobieta głosem pełnym obawy.
Mężczyzna popatrzył na nią zdziwiony i odpowiedział:
- Nic mi o tym nie wiadomo. Przyszedłem tutaj, aby poinformować panią o tym, iż pani córka Sara jest aresztowana…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:00:57 11-01-09    Temat postu:

Jeszcze! Tak sie cieszylam, ze jest nowy odcinek, zaczal sie takimi opisami...potem ta druga czesc, ta srodkowa...z krwia...I nagle koniec ;/. Zaczaruj moja dusza kolejnym odcinkiem, prosze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:17:56 25-01-09    Temat postu:

Podziękowania dla BlackFalcon

Odcinek 54

Na twarzy obydwu kobiet pojawiło się niemałe zdziwienie.
- Moja córka aresztowana? – spytała zaskoczona Luzmilla. – To z pewnością jakaś pomyłka… Sara to naprawdę bardzo dobre dziecko i z pewnością nie zrobiła nic złego.
- Jaki zarzut macie wobec mnie? – spytała zdenerwowana oskarżona. Jej serce biło szybko ze strachu. Czyżby jej najgorsze obawy stały się rzeczywistością? Czyżby wyszły na jaw okrucieństwa, jakich dokonała się w ciągu ostatnich miesięcy?
- Mam wobec naprawdę bardzo długą listę zarzutów – powiedział policjant, wyciągając z torby kilka kartek.
- Uwięzienie w grobie członków rodziny Montesinos, czyli skazanie ich na pewną śmierć. Zadawanie się z sektą szatanistyczną i dewastacja kilku cmentarzy. Poza tym narażenie życia Damiana Quevedo.
- Nie przyznaję się do popełnionych zbrodni – skłamała Sara.
- Teraz nie masz nic do gadania. Sędzia orzeknie, czy jesteś winna czy nie.
Powiedziawszy to, założył kajdanki na ręce dziewczyny, nie zwracając uwagi na jej zapłakaną matkę.
- To nie może być prawda! – krzyczała kobieta. Nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. – Moja córka jest niewinna! Jak śmiecie mówić na nią tak okropne brednie!
Policjant jednak jej nie słuchał. Zabrał ze sobą Sarę do policyjnego wozu i zawiózł ją do miejsca, które raz na zawsze miało zakończyć jej szczęście.

Rubi i Marcos tonęli w morzu pocałunków. Nareszcie byli razem. Teraz mogli być pewni, że już nikt ich nie rozdzieli. Już nic nie zaszkodzi ich szczęściu.
Blondyn na chwilę odchylił usta o warg ukochanej, lecz tylko, dlatego, aby jeszcze raz powiedzieć:
- Kocham cię…
- Ja też cię kocham, najdroższy – odpowiedziała mu brunetka.
- Czy wyjdziesz za mnie? – Marcom zadał kolejne pytanie.
- Oczywiście, że tak! – krzyknęła zadowolona dziewczyna.
Przyglądający się tej scenie Behemoth i Venom zabili brawa. Czyż to nie romantyczne? Ta oto para kochanków właśnie zaręczyła się na samym środku cmentarzu. Ich miłość płonęła, nie gasnąc nawet w strugach deszczu. A groby, które na chwilę porzuciły swą ponurość wołały, iż tych dwoje nawet śmierć nie rozłączy.


- Malisa, nie wiesz, gdzie my jesteśmy? – spytała Constansa swojej przyjaciółki. Tego ranka obudziła się w dziwnym, małym pokoju, którego nigdy wcześniej nie widziała. Znajdował się tam tylko olbrzymi piec, dwudziestoletnia ława, ich łóżko i równie stara, jak cała reszta, szafka. Dookoła było pełno kurzu. Widać było, że dom ten nie jest zamieszkany przez osoby zbytnio bogate.
Malisa rozejrzała się dookoła. Ona również nie miała pojęcia, gdzie się znajduje.
- O matko kochana… Pamiętasz, co działo się wczoraj? – spytała przyjaciółki.
- Wiem tylko, że poszłyśmy na wino – usłyszała w odpowiedzi.
- Nie, tylko nie to! – krzyknęła zdenerwowana Malisa. W jej oczach pojawiły się krople łez. Przez ostatni rok przeżyła wiele bolesnych chwil i nie chciała, aby ten koszmar znów się powtórzył.
- Błagam cię Boże, uchroń nas przed wszelkimi wariatami z domów publicznych! Mam już dość prostytucji!
Powiedziawszy to, po jej policzkach spłynęły gorzkie łzy. Malisa zaczęła tonąć w morzu rozpaczy.
- Opanuj się, może to wcale nie jest to, o czym myślimy? – uspokajała ją Constansa, choć sama drżała ze strachu.
Malisa nie odpowiadała, gdyż zajęta była płaczem.
- Poszukam jakiejś żywej duszy – rzekła Constansa. Ku swemu przerażeniu zauważyła, że jej oczy również są wilgotne od łez.
Wyszła na korytarz. Nie zobaczyła tam nic oprócz dwóch drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do kuchni. Obydwa pomieszczenia, tak samo jak salon były małe i skromnie urządzone. Zawiedziona Constansa z powrotem wyszła do przedpokoju. Nagle zauważyła, że klamka od drzwi wejściowych przechyla się na dół. Przerażona dziewczyna krzyknęła w niebogłosy.
- A cóż to ma znaczyć? – krzyknął długowłosy, ubrany na czarno mężczyzna, który właśnie w tej chwili wszedł do swego mieszkania. Constansa zaś na jego widok straciła przytomność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:24:28 25-01-09    Temat postu:

Bloody napisał:
Ich miłość płonęła, nie gasnąc nawet w strugach deszczu.


Piękne.

Bloody napisał:
A groby, które na chwilę porzuciły swą ponurość wołały, iż tych dwoje nawet śmierć nie rozłączy.


Aaaa...O matko. To jeden z lepszych tekstów, jaki kiedykolwiek przeczytałam - nawet w książkach. Poważnie. Zapamiętam go sobie.

A na końcówce aż podskoczyłam - dosłownie! Ale zrobiłaś kilmat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:26:58 25-01-09    Temat postu:

Hehe słuchanie BrainWave generatora (programu do synchronizacji półkul mózgowych) presenta Creative podczas pisania daje efekty:D

Dzięki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:30:16 25-01-09    Temat postu:

Nie ma za co . Moze ja tez sprobuje .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:19:45 06-02-09    Temat postu:

Niestety już tego nie słucham, bo za ten BMX każą płacić Ten odcinek nie jest taki rewelacyjny, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba.

Podziękowania dla BlackFalcon

Odcinek 55

Sergio pochylił się nad Constansą. Musiał przyznać, że jej upadek bardzo go zmartwił. Do dziewczyny od jakiegoś czasu czuł coś w rodzaju zauroczenia i nie chciał, żeby tej piękności coś się stało.
Po chwili dołączyła do nich wysoka i szczupła brunetka, która spytała:
- Co tu się dzieje? Co to za hałas?
Widok nieprzytomnej przyjaciółki sprawił, że Malisa wydała okrzyk przerażenia.
- AAA!!! Co ty jej zrobiłeś?! – zawołała piskliwym głosem.
- Nic - odparł urażony Sergio. – Wszedłem do swojego domu, a ona zemdlała na mój widok.
- Do twojego domu? Co my tu robimy? Kim ty jesteś? – wypytywała Malisa.
- Nazywam się Sergio Corrida i znalazłem was wczoraj upite do nieprzytomności w centrum miasta – rzekł poważnym tonem mężczyzna. – Macie szczęście, że trafiłyście na mnie, a nie na kogoś gorszego. Choć zdaniem mojej babci jestem najbardziej zdemoralizowaną osobą na świecie… Ale mniejsza z tym. Teraz najważniejsze jest życie twojej przyjaciółki. Jak jej na imię?
- Constansa. A ja jestem Malisa.
- Miło mi was poznać – rzekł Sergio i wziął się za cucenie szatynki. Chwilę później dziewczyna otworzyła oczy.
- Gdzie ja jestem? Kim wy jesteście? – spytała ledwie przytomna Constansa.
- Czułam, że nic złego jej się nie stanie – powiedziała uradowana Malisa, po czym opowiedziała o wszystkim przyjaciółce.

Podczas, gdy Rubi i Marcos pochłonięci byli rozdawaniem sobie namiętnych pocałunków, Behemoth i Venom byli zajęci żywą, aczkolwiek cichą dyskusją.
- Myślisz, że powinniśmy im o tym powiedzieć? – spytał Behemoth.
- Owszem. Myślę, że obydwoje są gotowi na to, aby przejąć naszą rolę. – odparł Venom. – Nam coraz bliżej do starości, a satanistom przydaliby się nowi przywódcy. Zwłaszcza, że ja zawiodłem… - W jego ostatnich słowach słychać było smutek.
- Nie mów tak. – skarcił go Behemoth. – Działałeś w służbie zła i ciemności, tak samo, jak ja. Trzeba jednak odróżnić, kiedy satanizm jest tylko słuszną ideologią, a kiedy dochodzi do skrajności, takiej jak składanie ofiar z ludzi. Jako młodzi ludzie byliśmy zafascynowani filozofią Nietsche’ego i LaVey'a. Niestety ulegliśmy naszym niedojrzałym przyjaciołom i zaczęliśmy zjadać koty. Teraz naprawdę tego żałuję.
Swą wypowiedź zakończył westchnieniem.
- Zgadzam się z tobą – dodał Venom. – Rubi i Marcos wyglądają na rozsądnych ludzi i myślę, że mogliby uratować oblicze naszej sekty. Z szatanistów zrobią satanistów.
- A co z resztą? Myślisz, że Lucyferowi, Mefistofelesowi i całej reszcie będzie się to podobać?
- Myślę, że jak damy im sztucznego kota, po zjedzeniu, którego dostaną biegunki, to z pewnością się zgodzą.
Venom i Behemoth zaśmiali się i podeszli do zakochanych gołąbków.
- Oto nadeszła szczególna chwila – rzekł uroczyście pierwszy z nich. – Pokażemy wam coś bardzo dziwnego.
Gdy Rubi i Marcos to usłyszeli, ich oczy zabłysły z zaciekawienia i radości.
Chwilę później cała czwórka szła w stronę ogromnego grobowca, który zdecydowanie wyróżniał się spośród innych. Znajdował się poza cmentarzem i był prawie całkowicie zasłonięty przez gęste krzaki. Niezadbany marmur, z którego go wykonano, ulegał stopniowej destrukcji. Gdzieniegdzie grobowiec zdobiły namalowane czarnym flamastrem pentagramy.
- Tu leży szczególny człowiek – rzekł Venom, gdy już znaleźli się na miejscu. – Nazywał się Alberto Lavey i był synem wybitnego satanisty. Podkreślam: satanisty, a nie szatanisty. Nie zjadał kotów, ani nie składał ofiar z ludzi. Nie niszczył innych grobowców. Walczył przede wszystkim ze sferą sacrum, którą uważał za zniewolenie i przyczynę nieszczęścia ludzkości. Niestety został niezrozumiany przez otoczenie i dlatego jego grób wygląda tak, a nie inaczej. .- W tym momencie Venom na chwilę przerwał. Widać było, że mówienie o Alberto sprawia mu ból.
– Chciałem dokończyć jego dzieło.- kontynuował. - Niestety wszystko zniszczyłem. Zacząłem myśleć tylko o rozrywce i robiłem różne, okrutne rzeczy, które nie miały żadnego sensu.
Po tych słowach zwrócił się w stronę brunetki. Jego ponura twarz nieco się rozpogodziła.
- Rubi, - rzekł. - Dopiero dzięki tobie zrozumiałem swój błąd. Dlatego chciałbym, abyś razem z Marcosem przejęła moją rolę…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:24:44 06-02-09    Temat postu:

Kurcze. Oni niby stali po zlej stronie, ale mam jakies odruchy sympatii co do panow V&B...Szczegolnie to rozpogodzenie na twarzy na koncu i tekst o kocie i o biegunce - jakby tacy seniorzy oddawali wladze w krolestwie...Ciekawe, czy Rubi i Marcos sie zgodza.

Sergio tez niezly: "Wszedlem do wlasnego domu, a ta zemdlala na moj widok" - i jeszcze do tego urazony .

Aj...Twoje telcie zawsze mi sie podobaly, ale momentami wrzucisz taki smaczek, ze dlugo go zapomniec nie moge .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:04:37 06-02-09    Temat postu:

Nawet nie wiesz, jaką przyjemność sprawiłaś mi tym komentarzem:) Aż się zarumieniłam...

Hehe, ja tam lubię panów V&B
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:12:05 17-02-09    Temat postu:

Podziękowania dla BlackFalcon

Odcinek 56

Zaskoczeni Rubi i Marcos spojrzeli na siebie. Propozycja Venoma bardzo im się podobała, lecz nie byli pewni, czy są w stanie dokonać tego zadania. Satanizm był dla niego sensem życia, któremu poświęcał każdą chwilę. Oni natomiast niewiele o tym wiedzieli. Choć z drugiej strony, jeśli Venom chciał powierzyć im to zadanie, coś w tym musiało być…
Weszli do grobowca. Środek był bardzo piękny, lecz zaniedbany. Na podłodze były czarno-białe płytki ułożone na kształt szachownicy. Ściany zapewne miały być białe, ale z czasem stały się szare. Gdzieniegdzie można było znaleźć pajęczyny. Jedynym oświetleniem było wąskie okno w bliżej nieokreślonym, barokowo-gotyckim stylu.
Na środku znajdowała się drewniana trumna, oraz trzy małe ołtarzyki postawiony ku czci nieznanym Rubi i Marcosowi mężczyznom. Jeden z nich miał długie, czarne włosy, które zdobiło jakieś dziwaczne nakrycie głowy, przypominające srebrnego węża. Ubrany był w szaty czarnoksiężnika. W rękach trzymał różdżkę, a na jego szyi wisiał krzyż. Obok niego znajdował się również magiczny kuferek i miecz.
Pod obraz leżała wielka, stara księga obok, której stały dwa świeczniki. Venom podszedł do nich, zapalił je i wyjaśnił uroczystym głosem:
- Ten mężczyzna to Aleister Crowley… Naprawdę wielki człowiek. W dzieciństwie ojciec zmuszał do uczenia się na pamięć całych ewangelii. Gdy Aleister dorósł został wybitnym okultystą. Papież nawet rzucił na niego klątwę, a pewien biskup nazwał go „najbardziej zdeprawowanym człowiekiem świata”. Założył Zakon Srebrnej Gwiazdy.
W 1904 nastąpił przełom w historii Magyi. Natchniony przez wyższe byty Aleister spisał Księgę Prawa. Tak, to właśnie ta książka, którą macie przed oczyma.
Powiedziawszy to wziął ją do ręki i zaczął czytać najważniejsze fragmenty:

Każdy mężczyzna i każda kobieta jest gwiazdą.

Czyń swoją wolę będzie całym Prawem.

Miłość jest prawem, miłość podług woli

. Nie ma żadnego prawa ponad Czyń swoją wolę

Gdy skończył, odłożył książkę na swoje miejsce i dodał:
- Naprawdę znakomita postać. To jego osobą inspirował się Lavey, pisząc Biblię Szatana.
Następnie podszedł do kolejnego ołtarza, znajdującego się po lewej stronie. Mężczyzna, ku którego czci go postawiono, wyglądał na typowego, dziewiętnastowiecznego obywatela. Wyróżniał się jedynie krzaczastymi brwiami.
- A to Friedlich Nietsche, słynny filozof – tymi słowami przedstawił go Venom. Wziął do ręki księgę, znajdującą się po jego obrazem i przeczytał:

Ze wszystkiego, co napisano, to tylko miłuję, co ktoś pisze własną krwią. Pisz krwią, a doświadczysz, że krew jest duchem (...) Albowiem taka jest prawda: odszedłem z domu uczonych i jeszcze drzwi zatrzasnąłem za sobą. Zbyt długo dusza moja głodowała przy ich stole; nie jestem tak jak oni wyćwiczony w poznawaniu niczym w rozgryzaniu orzechów. Wolność miłuję i powietrze ponad rześką ziemią.

- Mądre słowa… Friedlich był jednym z pierwszych ludzi, którzy mieli odwagę mówić o tym, że Bóg umarł, dobro i zło nie istnieje. Mógłbym o nim mówić godzinami, ale musimy przejść do najważniejszego
Powiedziawszy to, wskazał na ołtarz po prawej stronie. Tam znajdował się obraz łysego mężczyzny, z niedużą bródką. Ubrany był w czarne ubrania, a wokół jego szyi kręcił się długi, gruby wąż.
- Oto LaVey, autor Biblii Szatana – rzekła uroczystym głosem Venom.
Słysząc to Rubi i Marcos poczuli, że oto nadszedł przełomowy moment w ich życiu. Moment, który odmieni całe ich życie.
Tymczasem Venom kontynuował:
- Mając 18 lat stał się asystentem magika; studiował okultyzm i uczył się hipnozy. Potem ożenił się i zaczął raz w tygodni wygłaszać wykłady na temat postrzegania pozazmysłowego, tajemnic nawiedzania, wampirów, wilkołaków, snów, przepowiedni, magii i różnych innych rzeczy. Przychodzili do niego różni słuchacze, dzięki którym powstało Magiczne Koło. Ich głównym celem było spotykanie się w celu odprawiania magicznych rytuałów wypracowanych przez LaVeya. Zebrał całą bibliotekę opisującą czarne msze takich grup, jak Klub Ognia Piekielnego i Złotego Świtu. Niestety niektóre z tajnych organizacji, nienawidząc i bluźniąc na kościół katolicki, postanowiła z szatana uczynić Bóstwo, które byłoby przeciwieństwem Boga. Sam LaVey uważał szatana za ukrytą siłę natury odpowiedzialną za nasze losy, posiadający moc niewyjaśnioną przez naukę, ani religię. Jest duchem postępu, inspiratorem wszystkich wielkich ruchów, które wniosły wkład w rozwój cywilizacji i postęp ludzkości. Jest duchem buntu wiodącego do wolności, ucieleśnieniem wszystkich herezji, które prowadzą do wyzwolenia.

Powiedziawszy to zamilknął na chwilę, by potem powiedzieć:

- A teraz zostawiam was tu samych we dwoje z tymi słynnymi osobistościami i księgami. – Spojrzał na niego przyjaciela, pokazując mu, że chce, aby obydwoje opuścili grobowiec. Tak, więc obydwoje postąpili, zamykając Rubi i Marcosa samych z trumną i zakazanymi przez kościół Księgami…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:40:37 17-02-09    Temat postu:

I maja co czytac teraz i nad czym sie zastanawiac...

Potwierdzilo sie to, co pisalam wczesniej - masz talent do opisow. Srodek grobowca opisalas tak sugestywnie, ze mialam wrazenie, ze jestem w srodku, nawet czulam ten tak charakterystyczny zapach...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:21:37 24-02-09    Temat postu:

Podziękowania dla BlackFalcon

Odcinek 57

Pióro zostawiało po sobie ślady w postaci zgrabnego pisma, które kwiecistymi określeniami ozdabiało imię Sary.
Pablo właśnie kończył swój wpis do pamiętnika. Starał się, aby każdy napisany przez niego wyraz błyszczał zachwytem, miłością i wszystkimi uczuciami, które przepełniały go na myśl o ukochanej.
Ten dziennik wiele dla niego znaczył. To w nim opisał wszystkie swoje wewnętrzne rozterki związane z miłością do ubogiej dziewczyny, zachwyty nad jej cudowną osobą oraz nad ich spotkaniami, ból i rozpacz z powodu jej śmierci oraz, co najważniejsze – dzięki niemu przypomniał sobie, że Sara nie jest wariatką, lecz miłością jego życia, o której zapomniał z powodu amnezji. Gdyby nie ten pamiętnik, Pablo z pewnością do tej pory zastanawiałby się, dlaczego nie darzy uczuciem swojej żony.
Tą pochłaniającą czynność przerwało mu wejście do pokoju służącej, która oznajmiła, iż obiad został podany do stołu. Pablo ze smutkiem zamknął pamiętnik, pocałował go, schował do szuflady i zamknął na klucz, tak, aby nikt nie miał do niego dostępu.
Następnie zszedł na dół do jadalni, gdzie czekali na niego Eleonora i Rodrigo.
Na stole leżały kulki ziemniaczane, kilka rodzajów surówek, kompot z winogron oraz wielki, tłusty kurczak. Na widok tego ostatniego Pablo skrzywił się.
- Znów mięso – rzekł Pablo marudnym głosem, po czym usiadł na krześle.
- A co? Źle? – zdziwiła się Eleonora. – Czyżbyś przeszedł na wegetarianizm?
„A dlaczego nie” – pomyślał Pablo. „Sara jest wegetarianką, więc dlaczego ja nie miałbym pójść w jej ślady?”.
Głośno jednak powiedział:
- Owszem, nie rozumiem, jak można jeść padlinę.
Usłyszawszy to, rodzice spojrzeli na niego jak na jakiegoś dziwoląga.
- Synu, kto ci naopowiadał takich głupot? – spytał Ricardo.
- Dlaczego niby ktoś miałby mi naopowiadać? Czy ja nie wyglądam na osobę myślącą, która potrafi wyrobić sobie własny światopogląd?
- Zawsze lubiłeś kurczaki… - powiedziała Eleonora zmartwionym głosem.
- To musiało być bardzo dawno temu – odrzekł Pablo.- No, cóż. Dziś zadowolę się samymi kulkami ziemniaczanymi i surówką marchewkową.
Po tych słowach nałożył na swój talerz wymienione przez siebie potrawy i zaczął delektować się smakiem sałatki.
Jego rodzice wzruszyli ramionami, stwierdzając, że jakiś czas to wariactwo pewnie minie ich synowi. Pablo zawsze był spokojnym chłopcem, który nigdy nie buntował się i nie miał żadnych szalonych pomysłów, z wyjątkiem spotykania się z ubogą dziewczyną i nieudanej próby samobójczej.
W końcu musiał nadejść dzień, kiedy ich syn zacznie się buntować przeciwko ogólnie przyjętym normom.
Ricardo, delektując się smakiem kurczaka, zaczął przeglądać artykuły w najnowszej gazecie. Jeden z nich sprawił mu szczególną radość.
- Eleonoro, patrz, kto znalazł się w więzieniu.
Jego żona spojrzała na pierwszą stronę Dziennika. Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Nie mogę w to uwierzyć… Pablito, czy wiesz, kogo złapali policjanci?
- Kogo? – spytał Pablo mało zainteresowanym głosem, spodziewając się, że chodzi o jakiegoś seryjnego mordercę, od lat poszukiwanego przez policję.
- Sam przeczytaj – powiedziała Eleonora, podsuwając mu gazetę pod nos.
Pablo spojrzał na nagłówek o treści:

Satanistka za kratami

A treść artykułu brzmiała tak:

Sara Maldonado, 19-letnia mieszkanka małego miasta Vellobos położonego niedaleko Meksyku, znalazła się w więzieniu. Mieszkańcy Vellobos są w szoku. Sara była dobrą uczennicą i bardzo sympatyczną dziewczyną. Nikt nie spodziewał się, do czego zdolna była ta z pozoru cicha i skromna dziewczyna.
Osiem miesięcy temu Sara zniknęła bez śladu. Zrozpaczona matka myślała, iż córka zginęła i już nigdy nie wróci. Na szczęście Sara wróciła do domu po dwóch miesiącach. Jednak bardzo się zmieniła. Zaczęła częściej wychodzić z domu, a rzadziej rozmawiać z matką. Luzmilla Elizondo myślała, że Sara przebywa ze swoim chłopakiem (którym prawdopodobnie był Pablo Montesinos). Ona zaś zadawała się z satanistami.
Razem z nimi codziennie dewastowała stary cmentarz, co gorsze z niewiadomych powodów postanowiła się zniszczyć Eleonorę i Rodrigo Montesinos oraz ich synową – Claudię. Z pewnością nie miała im nic do zarzucenia, ponieważ państwo Montesinos bardzo ją lubili.
- To była naprawdę miła dziewczyna. Lubiłam, gdy przychodziła do mojego syna Pablo, choć czasem obawiałam się, że ona chce go poderwać. On jednak nie chciał odwzajemnić jej uczuć, ponieważ z całego serca kochał Claudię. Być może, dlatego Sara potraktowała nas w tak okrutny sposób. Tylko, dlaczego mściła się na nas, a nie na moim synu?
- te słowa wypowiedziała Eleonora. Sam dźwięk imienia „Sara” powoduje u niej potok łez.
Przez tą dziewiętnastolatkę, ona, jej mąż, Claudia oraz bogu ducha winny lekarz – Damian zostali żywcem pochowani w grobowcu. Sara codziennie przychodziła do nich. Na ich oczach zabijała koty i kazała im pić ich krew.
- To było okropne – mówi zrozpaczona Claudia. – Do tej pory ciarki przechodzą mnie na samą myśl o kotach. A kiedyś bardzo lubiłam te zwierzątka.
Raz nawet Sara kazała mi się rozebrać. Nie chciałam tego robić, ale bałam się, że ona mnie zabije. Była zdolna do wszystkiego. Jej oczy wręcz płonęły nienawiścią.
Gdy zrobiłam to, rzuciła się na mnie i… zgwałciła mnie. Dotykała mych piersi… Nie, nie mogę o tym mówić, to dla mnie zbyt bolesne!
Montesines’owie z pewnością umarliby z głodu. Na szczęście pewien satanista zlitował się nad nimi, gdyż okrucieństwo Sary przerastało go. Po kryjomu przed nią, uratował Eleonorę, Rodrigo, Damiana i Claudię, którzy do tej pory nie mogą otrząsnąć się po tragedii, jaka ich spotkała.


Pablo był w szoku. Nie mógł uwierzyć w to, co pisali w gazecie.
Eleonora i Ricardo byli w siódmym niebie. Dziennikarze dobrze się spisali, ubarwiając artykuł faktami, których wcale nie było…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26  Następny
Strona 22 z 26

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin