Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawo córki (El Derecho de Hija) - odcinek 41
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:49:55 17-10-10    Temat postu:

ja czekam już na nowy odcinek ale coś trzeba poczekać chyba długo ;*

Ostatnio zmieniony przez Jullye dnia 14:59:24 17-10-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:56:40 17-10-10    Temat postu:

Zapowiada się coraz ciekawiej. Angela chce się uczyć sztuki walki. Wujek nie bardzo chciał się na to zgodzić, ale w końcu nie miał innego wyjścia. Jednocześnie będzie miał na nią oko, żeby nie popełniła żadnych głupstw.
Mendeza zdenerwował artykuł w gazecie. Ciekawe czyja to sprawka? Czyżby Alberta? Mam takie podejrzenia, że to on. Estefania jest boska. Zamiast wesprzeć syna, ona jeszcze bardziej go dołuje.
Już myślałam, że David nakryje Camilę z kochankiem. Tak się jednak nie stało. Postanowił raz na zawsze zerwać z kobietą. Nie kocha jej, więc nie chce więcej z nią być. Ciekawe jak dziewczyna zareaguje. Zapewne będzie go znowu błagać i mówić, jak to bardzo go kocha.
Tak myślałam, że Jose Luis stoczy się na dno. Wpadł w narkotyki i teraz już brakuje mu kasy na kolejne działki. Ale na pomoc przyjdzie mu Alberto. Domyślam się jaką propozycję mu złoży, nie trudno się domyślić. Zechce kupić od niego udziały, nie ma co się z tym kryć. Obawiam się, że chłopak przystanie na jego propozycję.
Końcówka najlepsza. Jorge postanowi pogrążyć ojca a jednocześnie swojego wroga. Sądząc po jego ostatnich słowach zapewne powie o swoich podejrzeniach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:13:24 19-10-10    Temat postu:

21 ODCINEK

Miami.

Szpital.

Słowa Jorge wbiły Angelę w ziemię. Na jej twarzy malowało się uczucie zaskoczenia, niedowierzania, niepewności, ale też pewnego rodzaju strachu. Mężczyzna powiedział to takim tonem i tak spokojnie jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Tymczasem brzmienie tych słów spowodowało, że pod dziewczyną ugięły się kolana i przez dobrą chwilę nie była w stanie zebrać się na jakąkolwiek odpowiedź i reakcję.

- Czy ty wiesz co mówisz? – spytała opanowując w końcu nerwy.
- Wiem i chcę ci to wyznać na spokojnie. Tu i teraz. Nie mogę dłużej
czekać – odparł Jorge.
- Nic z tego nie rozumiem… Skoro nawet policja nie ma pojęcia kto za tym stoi to niby skąd ty to wiesz? Nie przerażaj mnie. Czasem twoje żarty naprawdę są niesmaczne. Szpital niezbyt ci służy, ale ty może wariujesz przez tą ranę jaką masz na głowie…
- Nigdy bym nie żartował z tak poważnej sprawy. Nadszedł czas abym ci wyznał to co wiem. Musisz mieć się na baczności, bo źli ludzie tylko czekają na twój błąd. Oni są wszędzie dookoła.
- Co z tobą Jorge? Jacy ludzie? Co ty pleciesz? Kto zabił mojego ojca?
- Nie mam pewności, ale…
- Ale co? Czy ty nie widzisz, że nie pomagasz mi taką gadką? Powiedz prawdę, a nie rzucaj mi piaskiem w oczy!

Jorge milczał przez dobrą chwilę, bo sam już nie wiedział co może powiedzieć, a co lepiej zachować dla siebie. Angela niezbyt zdawała mu się wierzyć. Zdemaskowanie ojca w tej chwili nie było mu na rękę. Było na to zbyt wcześnie, bo to miała być przecież jego prywatna zemsta, ale z drugiej strony należało naprowadzić dziewczynę na właściwy trop. Nie chciał mieć problemów z policją i wolał pominąć to, że był wtedy świadkiem całej zbrodni. Jednak zapamiętał dobrze twarz jednego z morderców. Widział go zarówno na miejscu zbrodni, a także w domu swojego ojca oraz w klubie.

- Nie mam pewności czy to o tych ludzi chodzi, ale widziałem nieraz twojego ojca w klubie nocnym „Dzika kotka”. Tak kręci się od przestępców, handlarzy narkotyków i innych zboczeńców. Mój ojciec opowiadał mi, że don Mariano miał wiele długów poprzez hazard. A tacy ludzie nie odpuszczają gdy ktoś im nie zapłaci. Teraz rozumiesz o co chodzi? Na pewno policja sporo wie o tym klubie.
- Żebyś wiedział, że dowiem się o nim wszystkiego co potrzeba. O ludziach tam działających również – stwierdziła zamyślona Angela.
- To nie wszystko. Sądzę, że w tą sprawę zamieszany jest także…

Jorge nie zdołał dokończyć, bo zamilknął z wrażenie na widok osoby która również przyszła aby go odwiedzić.

- Witaj drogi Jorgito. Przyjechałam cię odwiedzić mój ty dzielny rekonwalescencie – uśmiechnęła się Estefania Mendez.
- Dzień dobry pani – zwróciła się do niej Angela.
- Miło mi. Pani również odwiedziła Jorge? Miły gest z pani strony. Mam wrażenie, że gdzieś panią widziałam…
- Być może w telewizji, bo ja panią nigdzie wcześniej…
- To dobra znajoma mojego ojca. Jak widzisz nie jest ze mną tak źle. Ludzie pamiętają o mnie – wycedził przez zęby Jorge. Wrócimy do tej rozmowy innym razem.
- Tak… Masz rację. Zostawię cię z twoim gościem. Miło mi było panią poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie…

Angela szybkim krokiem wyszła z sali, a w jej głowie kłębiły się wyłącznie myśli dotyczące tego co wyznał jej Jorge. Wiedziała co prawda niewiele, ale już wystarczająco aby móc coś zrobić i popchnąć sprawę do przodu. Zaintrygowało ją to, a przy jej charakterze wiadomym było, że tak łatwo tego nie zostawi i za nic w świecie nie odpuści. W tym samym czasie Jorge i Estefania nie szczędzili sobie wzajemnych „komplementów”.

- Nie chciałaś mnie widzieć w swoim domu, a odwiedzasz mnie nagle w szpitalu? Nie wierzę! – zdziwił się mężczyzna.
- Błogosławienie którzy nie widzieli, a uwierzyli synku – odparła z pokorą Estefania.
- Co ty tam bredzisz pod nosem? Znowu te swoje religijne modły? Wiemy jaką jesteś grzesznicą! Zepsuta od środka!
- Matka dla swojego syna zniesie wszystko. Choćby miał błądzić całe życie, a ona będzie przy nim…
- Zamilcz!
- Przyszłam cię odwiedzić, więc nie narzekaj. Nie ja cię tak urządziłam. Pewnie to robota twojego ojca.
- To robota jego i twoja. Jesteście tacy sami! Zepsuci do szpiku kości!
- Możesz mnie opluwać synu. Błądzić jest rzeczą ludzką. Jako dobra chrześcijanka nadstawię ci oba policzki. Ale teraz do rzeczy. Co ta dziewczyna od ciebie chciała? O czym rozmawialiście? Mam nadzieję, że to nie jest żadna konspiracja przeciwko własnym rodzicom, bo wtedy czwarte przykazanie byłoby ci obce… Moje serce zaraz chyba pęknie z żalu… A przecież nie tak cię wychowywaliśmy – załamała ręce Estefania.
- A to nowość… To ktoś mnie w ogóle wychowywał. To się właśnie
dowiedziałem – odparł Jorge próbując się uśmiechnąć, ale ból nie pozwolił mu na to…

Rezydencja rodziny Salazar.

Jose Luis słuchał Alberta z uwagą, bo przecież dobry i szybki zarobek był teraz dla niego najistotniejszy. Nieważne z kim i w jaki sposób. Zresztą Mandela bez trudu owijał go sobie wokół palca. Zgrabnie nim manipulował komplementując go i wmawiając mu co dla niego teraz jest najważniejsze.

- 15% akcji jakie mi sprzedasz to kupa forsy. Jestem gotowy zapłacić ci nawet podwójnie bylebyś tylko się zgodził. Obaj na tym skorzystamy. Ja poprowadzę firmę, bo tak chciał twój ojciec i będę mógł wydobyć ją z długów. Jak widzisz twoja siostra ma teraz inne zmartwienia, więc po co będziemy jej dokładać problemów? Znam się na tym co robię i potrzebuję tylko mieć w ręku większość udziałów. Nie patrz tak na mnie… Nie chodzi mi o władzę, bo przecież firma jak sam stwierdziłeś tonie w długach. Chce uratować ten tonący okręt i uda mi się to jak mi pomożesz – stwierdził Alberto.
- Ma mnie pan za idiotę? Przecież nigdy więcej nie dostanę z powrotem swoich udziałów. Zapomina pan, że to ja i Angela dziedziczymy firmę? – odparł Jose Luis.
- Owszem, ona przejmuje ją po roku czasu zgodnie z wolą twojego ojca. Ty jednak dopiero za kilka lat, po skończeniu studiów, a z tego co wiem to jesteś bliski ich zawalenia niż ukończenia. Bez urazy, ale co będzie dla ciebie lepsze: marnowanie się studiując to co ci nie odpowiada czy zainwestowanie w coś nowego, czyli w coś co naprawdę pokochasz i nie będziesz robił z przymusu.
- Gdybym oddał swoje udziały byłaby to zdrada wobec mojego ojca i mojej siostry. Nie mogę…
- Wolisz umrzeć z głodu czy żyć na własną rękę ze sporą gotówką przy sobie. Angela ci nie pomoże. Doceń pomoc innych życzliwych ci ludzi.
- Sam nie wiem panie Mandela…
- Dobrze Jose Luisie. Zastanów się nad moją propozycją. Wciąż jest aktualna. Nie mów nic siostrze, bo namąci ci w głowie. To musi być twoja i tylko twoja decyzja. Wiesz gdzie mnie szukać…

Alberto poklepał chłopaka po plecach i opuścił rezydencję zostawiając Jose Luisa pogrążonego w myślach.

- Co robić? To jest dla mnie wielka szansa na odbicie się od dna. Mógłbym żyć jak w bajce, a Mandela na tym tylko straci skoro chce grzebać się dalej w tym bagnie – zastanawiał się Jose Luis.

Alberto wsiadł do swojego samochodu i z dala spoglądał na rezydencję Salazarów.

- Sprawię, że nic już nigdy nie będzie wasze. Jose Luis zgrywa twardziela, ale zmieni zdanie gdy zabraknie mu na narkotyki. Jutro zjawi się u mnie i spełni moją zachciankę. W końcu to ta sama krew co Mariano, czyli nieudacznik i idiota. Aż dziwne, że córeczka nie wdała się w niego – uśmiechnął się Mandela odjeżdżając z piskiem opon…

Tymczasem…

Camili pozostało teraz jedynie chwytanie się ostatniej deski ratunku, czyli odgrywanie rozpaczy, ale nawet to nie zrobiło na Davidzie najmniejszego wrażenia.

- Chcesz mnie rzucić? Tak po prostu? Po tylu miesiącach związku? – obruszyła się Camila.
- Nawet chyba pół roku nie byliśmy razem… A poza tym to nie był związek, lecz pseudozwiązek. Ja cię nie kocham. Nic z tego nie wyjdzie. Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Może spotkasz faceta który cię doceni i pokocha. Jesteś piękną kobietą i na pewno kiedyś…
- Bzdury! Ja ciebie kocham i tylko ciebie! Kiedy to wreszcie pojmiesz!
- Pojąłem i dlatego jestem zmuszony zakończyć naszą znajomość. Nie mogę cię dłużej okłamywać. Nie czuję tego samego do ciebie co ty do mnie. Nie mogłoby nam się udać…
- Chodzi o inną kobietę, tak? Przyznaj się i powiedz mi to prosto w oczy! Nie mylę się, prawda?
- Camila ja…
- Odpowiedz.
- Poznałem kogoś, ale to nie znaczy, że…
- Wynoś się draniu! Nie chcę cię widzieć! Znajdę ją i zabiję! A potem będziesz mnie mógł za to wsadzić za kratki komisarzu Mendezie! Popamięta mnie!
- Faktycznie nic tu po mnie. A nie chciałem żeby tak się skończyło…
- Zejdź mi z oczu…

David spełnił groźbę Camili nie chcąc jej jeszcze bardziej zdenerwować i opuścił mieszkanie.

- Brawo! Brawo! Brawo! Cóż za teatrzyk, ale finał misji okazał się totalną klapą kochanie – kpił rozbawiony Andres klaskając kochance jej żenującego występu.
- Nie dobijaj mnie… Znam Davida i wiem, że nie kłamie. Znalazł sobie inną, ale przecież nie ma piękniejszej, bardziej seksownej i lepszej dziewczyny ode mnie. Sam przyznaj…
- Nie ma mój drogi narcyzie. Ten kretyn jest ślepcem. Nie widzi, że ty całym swoim sercem kochasz pieniądze jej matki. Nie docenia twojej zachłanności. Pytanie dlaczego jest taki?
- Nie kpij idioto! Pomóż mi lepiej w odnalezieniu tej tajemniczej kobiety Davida. Już ja ją załatwię!
- Guzik mnie obchodzi czy Mendez ma kogoś czy nie. Uwolniłaś się wreszcie od niego i tak będzie dla ciebie lepiej. Masz przecież mnie – oznajmił wciąż będący w doskonałym humorze Andres.
- Zapomnij… On nigdy się ode mnie nie uwolni. Jeszcze zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni – przyznała w duchu Camila…

Jakiś czas później.

Komisariat policji.

David przez kłótnię z Camilą spóźnił się do pracy, a tam czekali już na niego Esteban i cała reszta ekipy. Byli wściekli, a atmosfera była wręcz grobowa.

- Co to ma znaczyć? Może wypowiesz się na temat tych nagłówków? – grzmiał rozwścieczony Esteban.
- Jestem równie poirytowany jak ty. Nie wiem skąd wzięły się te przecieki, ale bardzo mnie dotknęły. Sądzę, że ktoś tutaj puścił farbę! Ktoś nie jest profesjonalny i działa na szkodę wydziału. Dowiem się kto to jest i ta osoba zwróci mi broń i odznakę! – odparł w podobnym tonie David.
- To nie twoi kompani ani dziennikarze są twoim problemem, lecz twoja przeszłość. Chyba za wcześnie zrobiłem cię szefem. Nie ukryjesz swojej niekompetencji! Oni mają rację. Nic nie mamy w sprawie zabójstwa Salazara! I to twoja wina! Już ci to mówiłem!
- To niech mnie szef zwolni i sam prowadzi śledztwo!
- Nie tym tonem David!
- Uspokójmy się. Nie szukajmy winnych, lecz spróbujmy zastanowić się jak uniknąć takiej sytuacji w przyszłości. Musimy zjednać sobie media aby móc pracować nad tą sprawą w spokoju – wtrącił Marcos.
- Pierwszy raz na coś się przydałeś, ale trudno mi zachować spokój gdy ktoś wymyśla wyssane z palca opowieści! – odpowiedział mu Mendez. Od tej pory ty Luciano będziesz odpowiedzialna za kontakt z mediami. Ufam ci i wiem, że nie spieprzysz roboty.
- Zajmę się tym – odparła dziewczyna.
- Ma szef co do mnie jeszcze jakieś uwagi?
- Owszem. Zacznij pracować nad tą sprawą, bo trzeciej szansy nie dostaniesz! Znajdź mi dowody i winnych, bo do tej pory nawet poszlak nie masz!

Esteban wyszedł trzaskając drzwiami. David nie mógł zrozumieć dlaczego on się tak zachowuje. Nigdy wcześniej nie był taki nerwowy i nie miał do niego żadnych pretensji.

- Przejdzie mu – zapewnił go Gonzalo.
- Oby dał mi pracować w spokoju, bo tylko to może pomóc nam wszystkim. Doszedłem do wniosku, że zapomnieliśmy o jednym ważnym szczególe dotyczącym Mariano Salazara. Jakiś czas temu stał się nałogowym hazardzistą. Grywał w dziwnych miejscach i sporo przegrywał. Jak wiecie jego finansowa sytuacja nie jest najlepsza. Dlatego nie wykluczam, że mógł go zabić ktoś komu był winny sporą sumkę. Krąg podejrzanych wychodzi znacznie poza siedzibę jego firmy. On miał wrogów wszędzie. Jak więc widzicie należy przeszukać wszystkie salony gier w Miami! Czeka nas wiele pracy, więc tą noc na pewno nie spędzicie w domach. I jeszcze jedno. Jorge Mandela, syn Alberto Mandeli został pobity i od kilku dni leży w szpitalu. Coś czuję, że to pobicie może mieć wiele wspólnego z zabójstwem Salazara. Trzeba pogadać z tym chłopakiem. Ciekawe co sądzi o swoim wspaniałym ojcu – oznajmił z ponurą miną David…

Rezydencja rodziny Salazar.

Angela przez resztę dnia nie myślała o niczym innym tylko o „Dzikiej kotce”, czyli o nazwie klubu którą podał jej Jorge. Postanowiła dowiedzieć się znacznie więcej i sprawdzić w internecie co to za miejsce.

- „Dzika kotka” to najlepsza opcja dla spragnionych wrażeń i emocji klientów w całym Miami! Marzą ci się niezapomniane chwile i szampański wieczór? Nie musisz lecieć nie wiadomo gdzie, bo to właśnie my zapewnimy ci równie wiele atrakcji i niezapomnianą zabawę. Smakowite jedzenie, wystrzałowe drinki, doskonała muzyka to nie wszystko co ci oferujemy. Tańczące kobiety pracują tam z myślą o tobie. Są przepiękne i dzikie! Oczarują każdego. Wpadaj do „Dzikiej kotki” zanim zabraknie dla ciebie miejsca! Rozkosz gwarantowana w pakiecie i za free! – Angela przeczyła tą część opisu i zamarła z wrażenia.

- Co to ma w ogóle być? To jakiś burdel z tańczącymi dziewczynami na rurze? Ohyda! – machnęła ręką Angela, ale po chwili z powrotem wróciła do komputera.

- Zaraz zaraz. A niech mnie! To nie jest taki głupie… Coś czuję, że nauczę się teraz znacznie więcej niż przez całe życie. Wujek Roberto zrobi ze mnie drugą Nikitę, a ja podszkolę się też w innej dziedzinie… Będą dziką kotką! - zaśmiała się Angela, ale chyba sama nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że to co chodzi jej po głowie jest naprawdę szatańskim pomysłem...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 20:26:01 19-10-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:31:07 19-10-10    Temat postu:

w życiu Camili widze ,że kompletnie się nie udała i jej ostatnia deska ratunku doprowadziła ją do zatonięcia bardzo mocno się wkurzyła na słowa Davida :O przecież ona kompletnie go nie kocha ale udawać za to potrafi jak nikt inny! dobrze ,że przy nim tak nie wybucha i nie powie mu na prawdę co o nim myśli ;D Ciekawe jakby Camila zareagowała jeszcze bardziej na wiadomość o tym ,że David zainteresowany jest Angelą.

Jorge chciał wyznać prawdę ale tego nie zrobił! We wszystkim szuka dla sb interesu i robi to tylko ze wzgledu na zemstę na swoim własnym ojcu. Chociaż i tak dużo już powiedział o klubie gdzie stary Mariano przesiadywał.. to powinno dać Angeli do myślenia i dało. Dziewczyna teraz będzie myśleć nad tym wszystkim aż w końcu to odkryje !

Jose Luis to debil! i tak da te udziały Albertowi bo myśli ,że będzie miał kase na prochy i na wszystko jak temu odda akcje... wielki i dobry wujek Alberto się tak nimi zaopiekuje ,ze Salzarowie zostaną bez grosza przy d***e. Oby Angela jak najszybciej zapobiegła poczynaniom swojego brata
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:22:09 19-10-10    Temat postu:

Super odcinek
Myślałam, że Jorge powie całą prawdę Angeli, ale po prostu mu się to nie opłacało. Chce po swojemu zemścić się na swoim ojcu. Naprowadził ją na klub "Dzika kotka" co dało dziewczynie do myślenia.
Matka odwiedziła kochanego synka. Uwielbiam Estefanię za tą jej pobożność. Super były jej teksty o czwartym przykazaniu.
Camila nieźle się wkurzyła, jak David ją rzucił. Nie kocha jej, a poza tym poznał kogoś. Żeby ona wiedziała, że to chodzi o Angelę. Nie pomyliłam się co do niej. Wiedziałam, że odegra swój teatrzyk o miłości. Andres jest super. Uśmiałam się jak z niej drwił.
Jose Luis do gówniarz. Ktoś powinien mu dobrze złoić tyłek. Na pewno zgodzi się na propozycję Alberta. Potrzebny mu hajs na prochy.
Angela przemyślała sobie to co powiedział jej Jorge o klubie. Super ta informacja, jaką znalazła w necie. Domyślał się jaki szalony plan chodzi jej po głowie. To się będzie działo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:04:28 20-10-10    Temat postu:

No, panie Grzeogrzu, zasłużył pan na oklaski tym odcinkiem. Nawet panu Piotrowi chyba się spodoba.

Estefania dziś pokazała swą naturę dewotki Świętoszka nawet teksty z Pisma Świętego przytacza, by w pełni ironizować w rozmowie z syneczkiem kochanym. Świetne! Uwielbiam ironię i cenię sobie ją w dziełach, a w dzisiejszym odcinku było jej co nie miara. Szkoda tylko, że weszła w najmniej odpowiednim momencie, ale to wszystko przez to rozwlekanie i przydługawy wstęp Jorge. Mam nadzieję, że jednak Angela pozna prawdę.

Szczerze mówiąc myślałam, że Jose Luis od razu zgodzi się na propozycję Alberta, ale jednak nie. I dobrze. Mam nadzieję, że się prędko nie złamie i nie da sobą kierować temu podłemu i wyrachowanemu człowiekowi.

Camila ukazała swą prawdziwą twarz przed Davidem i ten chyba nie ma już najmniejszych wątpliwości, jaka jest jego „ex-narzeczona”. Andres sobie pożartował z niej i co teraz... Będzie próbować odnaleźć kobiete, która spodobała się Davidowi?

Śledztwo niby stoi w miejscu, ale jednak coś ruszyło. Esteban coraz mniej mi się podoba. I chyba zapowiada się ciekawa rozmowa Davida z Jorge. Oj, będzie się działo.

I najfajniejsza scenka, Angela jako Nikita! Dzika kotka! Hehe, będzie ciekawie.

Czekam na kolejny odcinek, pozdrawiam cieplutko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 17:48:15 26-10-10    Temat postu:

Dziś nieco dłuższy odcinek z przydługawą końcówką, ale przynajmniej będzie trochę humoru, którego na co dzień w tego typu dziełach i serialach akcji nie ma zbyt wiele

22 ODCINEK

Na drugi dzień.

Szpital.

Stan Jorge z dnia na dzień znacząco się poprawiał. Wciąż jednak musiał przebywać w szpitalu, ale nie mógł narzekać na brak zainteresowania. Tym razem odwiedził go kolejny gość. Ku zaskoczeniu mężczyzny był nim David Mendez.

- Jorge Mandela? Jestem komisarz Mendez. Przyjechałem z panem porozmawiać – powiedział na wstępie David.
- Wiem kim pan jest. To pan prowadzi śledztwo dotyczące zabójstwa Mariano Salazara. Jest pan już osobą medialną. Głośno o panu w prasie i w telewizji. Nie zawsze jest pan ukazywany w samych superlatywach – dowcipkował Jorge.
- Nie o mnie będziemy rozmawiać tylko o tym co się panu stało. Kto pana pobił i dlaczego nie zgłosił pan tego na policję?
- Uznałem, że to nic nie da. Nie widziałem sprawców. Było ciemno. Przebywałem akurat w niebezpiecznej okolicy. Byli podpici i nie miałem szans zareagować. Cóż tu więcej powiedzieć. Nie mam pojęcia kto mnie tak urządził.
- Doprawdy? A może komuś zależało aby pana skrzywdzić? Ma pan jakichś wrogów?
- Ja wrogów? Pan chyba żartuje. Jestem przesympatycznym młodym człowiekiem i z nikim nie wchodzę w zatargi. Słowo honoru…
- Taka sama szumowina jak jego ojciec. Ciekawe czy też tak wybornie kłamie? – zastanawiał się David.
- W czym jeszcze mogę panu pomóc?
- Ma pan jakieś podejrzenia co do śmierci Mariano Salazara? Kto wg pana mógłby to zrobić?
- Nie mam zielonego pojęcia… To był dobry człowiek, ale miał wiele długów. Ludzie są bezlitośni…
- To prawda. A jakie ma pan relacje ze swoim ojcem Alberto Mandelą?
- Cóż… Czasami się sprzeczamy, ale jednak kochamy się. Łączy nas przecież ta sama krew. Złocista krew Mandelów – stwierdził Jorge.
- Pytam poważnie.
- Poważnie odpowiadam. Mój ojciec to ambitny człowiek, ma swoje wady, ale nie jest mordercą. Był przyjacielem Salazara.
- A czy ja pana o to pytałem? On nie jest o nic podejrzany…
- Tak… wiem o tym, ale znam te wasze pytania. Dla pana każdy z nas mógłby zabić don Mariana, nieprawdaż?
- Trzeba sprawdzić każdego. A nuż rozwiązanie zagadki jest znacznie bliżej niż sądzimy?
- Dokładnie tak… Myślę, że Salazara zabito z powodu długów. Nie szło mu najlepiej, powoli staczał się na samo dno. A inni pomogli mu zejść z tego świata gdy nie miał już za co zapłacić. To jednak tylko moje zdanie. Nie jestem śledczym i nie mam dowodów… Mogę w czymś jeszcze pomóc?
- To wszystko. Dziękuję za rozmowę. Niech pan wraca do
zdrowia – uśmiechnął się David czując, że chłopak kpi sobie z niego w żywe oczy.
- On nie jest taki głupi. Od razu rozgryzł mojego ojca i wie, że jest on ścierwem pierwszej kategorii. Nie mogę mu jednak pomóc. Sam zemszczę się na moim ukochanym tatusiu. Nie będę mieszał się w to bagno ze składaniem zeznań, bo jeszcze mi życie miłe. Uderzę we właściwym momencie. A dzięki swojej wiedzy będę mógł być bliżej Angeli. Jeszcze mam szansę ją zdobyć – pomyślał zadowolony Jorge…

Komisariat policji.

Nie znaleziono żadnych dowodów obciążających Nicolasa Moncadę. A kilka poszlak to zdecydowanie za mało. Każda nawet drobna wątpliwość przemawiała na korzyść oskarżonego. Nie znaleziono sprawców rzekomego porwania Carli, nikt jej też nie zmusił do pracy ani nie wykorzystał fizycznie. Przesłuchana obsługa baru oraz inne tancerki była lojalne wobec swojego szefa i nie zamierzały pisnąć ani słowa przeciwko niemu. Doskonale wiedziały co by ich za to czekało. Tak więc dziewczyna odzyskała wolność, ale nie odzyskała spokoju, nie mogła odczuć żadnej ulgi. Po wpłaceniu wysokiej, ale dla Nicolasa banalnie niskiej grzywny mógł on opuścić tymczasowy areszt i wrócić na wolność. Uśmiechnięty od ucha do ucha opuszczał właśnie komisariat i zauważył, że kilka metrów dalej stoi zaparkowany samochód w którym siedział Gonzalo i bacznie go obserwował.

- Chcesz mnie śledzić? Przecież sędzia uznał, że nie można sądzić niewinnych obywateli – kpił rozbawiony Nicolas.
- Już nigdy więcej nie skrzywdzisz mojej siostry. A na ciebie i twój klub będę miał oko. Nie wywiniesz się nam następnym razem – odparł przez zęby zdenerwowany Gonzalo.
- A bo to ona jedyna na świecie? Poza tym sama ci powiedziała, że nawet jej nie tknąłem, chociaż przyznaję, że czasami mnie świerzbiło. Ale jak to mawiają co się odwlecze to nie uciecze…
- Zejdź mi z oczu bydlaku! Jeszcze się policzymy!
- Ach to świeże powietrze… Stęskniłem się już za słońcem, szumem wiatru i śpiewem ptaków. I za dobrym żarciem… Zmieńcie stołówkę, bo albo umrzecie z głodu albo się tu czymś zatrujecie…

Goryle Moncady tylko czekali na swojego szefa. On przywitał się z nimi, złośliwie pomachał Gonzalowi i wsiadł do luksusowego mercedesa z przyciemnianymi szybami.

- Jedźmy do mojego pałacu. A ty mnie nie śledź, bo zaskarżę cię o przekroczenie uprawnień. I pozdrów siostrzyczkę. Będę za nią tęsknił!

Moncada odjechał z piskiem opon. Gonzalo nie zamierzał go śledzić. Jeszcze nie teraz.

- Uśpię jego czujność, a później mnie popamięta. Może sobie uciekać od wymiaru sprawiedliwości, ale ode mnie nigdy nie ucieknie. Na zbyt długo straciłem siostrę przez taką kanalię jak Nicolas Moncada – pomyślał Gonzalo…

Rezydencja rodziny Salazar.

Angela miała dziś rozpocząć swój pierwszy trening pod okiem wujka Roberta. Jednak oprócz chęci nauczenia się sztuki samoobrony dziewczyna miała jeszcze jeden pomysł na „udoskonalenie” i urozmaicenie sobie życia związany z „Dziką kotką” o której wczoraj tak dużo wyczytała w Internecie. Przez swoją nową misję zapomniała o swojej przyjaciółce, o firmie i przede wszystkim o rodzinie. W końcu jednak nadarzyła się okazja aby porozmawiać ze swoim bratem gdy Jose Luis łaskawie wstał aby zjeść późne śniadanie.

- Dlaczego mnie to nie dziwi? Znowu piłeś, ćpałeś i imprezowałeś do nocy? Po raz kolejny opuszczasz zajęcia na uczelni… Pewnie za kilka dni przyjdzie pismo, że wykluczą cię z listy studentów. Jesteś niemożliwy. Nie widzisz w jakiej sytuacji jesteśmy? Dlaczego dokładasz mi problemów zamiast mnie wspierać? – oburzyła się Angela.
- Mówisz o wsparciu? Nie widzę tego z twojej strony. Nigdy nie zapytałaś się jak się czuję i czego potrzebuję… Mało tego! Okazałaś swój dowód wsparcia blokując mi moje konto!
- Nie bądź niesprawiedliwy i cyniczny. To konto założył ci ojciec, a ja tylko naprawiam jego błąd. Mam do tego prawo. Nie mogę więcej patrzeć jak przepłacasz rodzinne pieniądze! Skoro nie chcesz studiować to znajdź sobie pracę. Wątpię jednak czy gdzieś przyjmą takiego nieroba jak ty… Nie nadajesz się nawet do pracy w firmie skoro olewasz sobie studia…
- Dokop mi jeszcze bardziej siostrzyczko! Jestem już dorosły, zapomniałaś o tym?
- Nie, ale skoro jesteś dorosły to radź sobie sam! Trzymam cię tutaj? Wiedz, że nie będę utrzymywać brata który nie wie co zrobić ze swoim życiem! Albo zaczniesz zachowywać się jako dorosły albo… Szkoda słów!
- Dokąd idziesz? Zaczekaj, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia. Chcę się doradzić w pewnej sprawie…
- Jesteś dorosły, więc sam podejmiesz decyzję. Radź sobie sam. Nie mam dla ciebie czasu. I tak jestem już spóźniona.

Angela zbyła brata i czym prędzej wyszła na spotkanie z wujkiem.

- Wszyscy mają mnie za nieroba… Nikt nie chce mnie zrozumieć. Do usamodzielnienia się potrzebne są mi pieniądze. Jeśli chcesz to wyniosę się stąd siostrzyczko. Masz rację, że mam w nosie tą firmę. Skorzystam z propozycji Alberto Mandeli. Starczy mi kasy aby ułożyć sobie życie bez ciebie – zastanawiał się Jose Luis…

Kościół.

Zakończyła się właśnie uroczysta msza święta na której nie mogło zabraknąć Estefanii Mendez, czyli najwierniejszej parafianki, najgorliwszej katoliczki i słynnej organizatorki imprez charytatywnych. Kobieta nie szczędziła datków na biednych i płaciła dziesięć razy więcej niż pięćdziesięciu innych parafian razem wziętych. Proboszcz był zachwycony jej szczodrością. Jednak nie dla wszystkich Estefania była taka święta. Jedną z kobiet uczestniczących we mszy była również Marcela Vargas. Los chciał, że obie panie spotkały się przy wyjściu od świątyni. Poznały się bez trudu.

- Kogo ja widzę? Plebs przyszedł na mszę prosić Boga o wybaczenie za swoje dawne grzechy? – ironizowała Estefania.
- Nie rozumiem o co pani chodzi. Śpieszę się – odparła Marcela próbując odejść, ale Estefania szybkim ruchem złapała ją za rękę
- Zaczekaj… Nie uciekniesz od tego co mi zrobiłaś. Odebrałaś mi męża przed laty! Myślisz, że o tym zapomniałam?
- Nic takiego nie zrobiłam…
- Przynajmniej chciałaś to zrobić, ale i tak został ze mną. Kochał tylko mnie…
- Wszyscy mają cię za święta Estefanio Mendez, ale ja znam prawdę. Udajesz kogoś kim nie jesteś. Ja nie muszę tego robić!
- I kto ci uwierzy złodziejko cudzych mężów!
- Kochałam Romaina, a on mnie. Niestety nie było nam dane być
razem – posmutniała Marcela.
- Bóg cię ukarał gdy poroniłaś tego bękarta! Ukarał za niewdzięczność! Przyjęłam cię pod swój dach jako służącą, a ty uwiodłaś Romaina! Nic jednak nie trwa wiecznie. Teraz wróciłaś tam skąd przyszłaś… Klepiesz biedę i mieszkasz pewnie w jakiejś norze. To kolejny dowód na istnienie Stwórcy – uśmiechnęła się Estefania.
- Ja poroniłam, ale ty też byłaś w tym samym czasie w ciąży. Kto kogo złapał na dziecko? Urodziłaś syna i z tego co wiem nie jest tak zepsuty jak ty! Widocznie przeważyły w nim krew i geny Romaina…
- Jak śmiesz tak mówić przeklęta służąco!
- Zostaw mnie w spokoju! Żyj swoim życiem, a ja będę żyła swoim. Obyśmy się już nigdy więcej nie spotkały! Nasze relacje to już zamknięty rozdział… Nic już nas nie łączy!

Zniesmaczona Marcela szybkim krokiem opuściła kpiącą sobie z niej Estefanię. Przez chwilę jednak szyderczy uśmiech zniknął z twarzy kobiety.

- Nigdy nie będziesz zamkniętym rozdziałem w moim życiu. Nigdy! A to wszystko przez twój cholerny romans z moim mężem… Wciąż muszę płacić za okrutność innych ludzi. Widzisz to Boże i nie grzmisz? – rozłożyła bezradnie ręce do góry Estefania, ale i tym razem nie uzyskała odpowiedzi…

Tymczasem…

Roberto Salazar postanowił uczyć swoją bratanicę sztuk walki w swoim mieszkaniu. Miał tam również nieco mniejszą, ale całkiem dobrze przystosowana salę do ćwiczeń i w zupełności wystarczającą dla swojej jedynej uczennicy. Wciąż traktował to zadanie nieco z przymrużeniem oka. Nie sądził, że zdoła nauczyć Angelę więcej niż kilku sztuczek. Znał ją od dziecka i wiedział, że lubiła porywać się z motyką na słońce. Być może wytrzyma kilka lekcji i coś się nauczy, ale prędzej czy później zrezygnuje z tego pomysłu. Ona była, jest i będzie szalona i Roberto Salazar wiedział
o tym doskonale. W końcu doczekał się przyjazdu Angeli. O mały włos nie padł na drugi zawał gdy ją zobaczył.

- O mój Boże – westchnął tylko widząc w jakim stroju przyszła do niego bratanica.
- Coś nie tak? – zdziwiła się Angela.
- Wszystko. Chcesz trenować sztuki walki?
- Tak.
- Chcesz nauczyć się walczyć?
- Tak.
- To przyjdź innym razem i w innym stroju.
- Co takiego?
- Tak to możesz zabawiać się w nocnym klubie albo podrywać facetów. Widać, że nie miałaś wiele wspólnego z wychowaniem fizycznym. Te prywatne szkoły opłacane przez twojego ojca przyniosły więcej szkody niż pożytku. Właściwie to byłem przygotowany na taką ewentualność. Lekcja pierwsza. Strój moja droga. Założysz te oto spodenki i dres. Zawsze mam je w swojej szafie. Weźmiesz też rękawice. I jeszcze jedno… Zdejmij te piękne buciki, bo szkoda żeby się poniszczyły. Będziesz się uczyła walczyć boso.

Angela z lekko skrzywioną miną zgodziła się zdjąć buty i założyć na siebie strój który zaproponował jej Roberto. Po kilku minutach była więc gotowa

- Teraz wyglądasz jak człowiek chcący się czegoś nauczyć – powiedział rozbawiony Salazar.
- Bardzo śmieszne. Jakoś przeboleję dla dobra sprawy ten śmieszny ubiór. Zaraz ci dołożę wujku! Możemy zaczynać? – spytała coraz bardziej zaciekawiona całą zabawą Angela.
- Tak. Na początek uderz mnie z całej siły. Najmocniej jak tylko potrafisz.
- Bić bezbronnego? Sama nie wiem…
- Rób co mówię! Uderz mnie. Śmiało!

Angela zamachnęła się, ale zamiast trafić w twarz swojego wujka uderzyła w wiszącą tuż nad jego głową lampę.

- Ups! Chyba niecelny cios – roześmiała się Angela.
- Całe szczęście, że nie rozbiła się. Byłbym trupem na miejscu. Powiedzmy, że stałem w złym miejscu. Spróbuj jeszcze raz. Teraz ci się uda.

Dziewczyna za drugim i trzecim razem trafiła swojego wujka, ale jej ciosy nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.

- Twardy jesteś. Nawet głowa ci nie poleciała po moich sierpowych – śmiała się Angela.
- Więcej krzywdy robię sobie podczas porannego golenia żyletką, ale to dopiero początki. I nie śmiej się cały czas, bo to cię rozprasza. Bądź poważna. Żeby walczyć musisz skumulować myśli. Najważniejsze jest tu i teraz, a nic innego się nie liczy. Teraz zaatakuj mnie kilkoma ciosami naraz. Spróbuj powalić mnie na ziemię.

Rozochocona Angela zaczęła atakować swojego wujka, ale szkodę zrobiła jedynie sobie. Po serii kilku ciosów sama poślizgnęła się i upadła na parkiet.

- To nie na moje zdrowie – westchnęła tracąc swoje poczucie humoru. Po co mi to robisz? Chcesz mnie zniechęcić czy skompromitować?
- Nic z tych rzeczy. Nie mógłbym śmiać się z własnej bratanicy. To było celowe w ramach rozgrzania się. Teraz dopiero zaczną się prawdziwe zajęcia. Przede wszystkim garda. Pozycja obronna i atakująca. Ułożenie rąk. To co przed chwilą pokazałaś to była postawa faceta po pięciu piwach zataczającego się w rowie i próbującego wymachiwać rękami na oślep. Spójrz na mnie i powtarzaj moje ruchy. Dzięki temu nauczysz się dziś przynajmniej podstawowych zasad.
- Niech tak będzie. Tu ty rządzisz mistrzu. Uczennica grzecznie słucha swojego nauczyciela.
- Zatem nie traćmy czasu Angelo.

Gdy dziewczyna skupiła się na swojej nauce to okazało się, że potrafi powtarzać ruchy swojego wujka. Po kilku minutach umiała już zachować gardę oraz technicznie wyprowadzić kilka ciosów.

- Wyżej ręka! Obrona! Szybciej! Prawy! Lewy! – co jakiś czas takie oto komendy wydawał bratanicy Roberto, ale robił to coraz rzadziej, bo Angela coraz szybciej zapamiętywała jak ma się zachowywać, w jaki sposób biegać, bronić się i atakować.

- Panie Salazar. Niech się pan broni! Lwica atakuje!

Walczyli tak jeszcze przez kilka minut, po czym Roberto uznał, że jak na pierwszy dzień wystarczy tego dobrego, bo wykonali plan i to i tak z nawiązką.

- Bardzo ładnie Angelo. Wystarczy na dziś tego boksu. Na koniec małe ćwiczenie tego co będzie na raz następny.
- Jestem gotowa na wszystko.
- Złap mnie za szyję i spróbuj udusić.
- Chyba żartujesz?
- Ani trochę. Spróbuj mnie udusić. Może uda mi się przeżyć.

Angela skoczyła na wujka i próbowała przydusić go od tyłu, ale on w jednej chwili uwolnił się z jej uścisku i w ułamku sekundy dziewczyna przeleciała przez jego ramię i wylądowała na ziemi gdy Roberto podciął jej nogę.

- Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobiłaś? – spytał zatroskany Roberto w obawie czy nie wykonał swojej sztuczki zbyt mocno.
- Jak ty mi to zrobiłeś? Nie wiedziałam co się dzieje – odparła zdziwiona i obolała Angela z trudem wstając z podłogi.
- Stary numer z dobrą praca nóg i bioder. Pokaże ci to dokładnie następnym razem. Zaczekaj na mnie chwilę. Muszę napić się łyk wody. Jestem już stary i szybciej się męczę.

Wujek wyszedł do drugiego pokoju, a Angela wciąż biegała dookoła i ćwiczyła wyprowadzanie ciosów. Stała przy drzwiach i zamachnęła się gdy one się akurat otworzyły. Jeden z nich dosięgnął szczęki Davida Mendeza…

- O mój Boże! Co ja narobiłam. Nic panu nie jest? - zapytała z przerażaniem leżącego na ziemi mężczyznę...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:26:46 26-10-10    Temat postu:

Angela przywaliła Davidowi niechcący a tak to swojego wujka trafić nie mogła bardzo śmiechowa akcja ! w ogóle jak ona przyszła ubrana na te zajęcia to szok chciała nauczyć się walczyć a nie była nawet przygotowana na lekcje wychowania fizycznego u swojego wujaszka. Scena z Davidem i tak świetna

David najpierw w szpitalu u synka Mandeli, który zmyślił,że został napadnięty w ciemnej ulicy. Nie pomoże komisarzowi za żadną cenę bo sam chce się zemścić na swoim własnym tatusiu ciekawa jestem jak mu to wyjdzie skoro nie chce współpracować z policją tylko działać na własną rękę

Estefania to największa obłudnica jaką znam. Modli się w kościele a potem zapodaje takie ostre teksty do marceliny Uważa się za nie wiadomo kogo :O co za kobieta nie mam już na nią sił powinni ją trzymać w odosobnieniu. Pomyśleć ,że tak zagorzale się modli i jest matką głównego bohatera Szkoda mi jej bo w głębi duszy to bardzo nieszczęśliwa kobieta i przez to stała się taka zgorzkniała

Braciszek Angeli chce wejść w interesy z Mandelą i popełnić największy błąd swojego życia zobaczymy co z tego wyniknie

ZACHWYCONA JESTEM ODCINKIEM
I te bardzo śmieszne sceny końcowe


Ostatnio zmieniony przez Jullye dnia 18:33:02 26-10-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:21:20 27-10-10    Temat postu:

Panie Grzergrzu, dokładasz wszelkich starań w dopracowanie historii - i ogrmnie to cenię, ale zaczyna się pomieszanie z poplątaniem - za wiele wątków, za wiele bohaterów, za wiele mącenia - do tego odcinki trochę za długie, a odcinek 22 to już przesadnie.

Fantastyczne sceny z Estafanią, jej dzisiejsze kwestie idealnie pasowały do Lupity Ferrer, ociekająca z niej obłuda nie ma końca. Co do Angeli i Davida, to znów spotykają się w ostrych okolicznościach, tym razem on dostał od niej nieumyślnie w pysk, ma chłop 'szczęście', tylko czekać aż rzucą się na siebie i to nie po to, by się pobić. Fajne sceny trenowania Angeli przez Roberta, czuję jednak, że wkrótce uczeń przerośnie mistrza. W postaci Jorge drzemie ogromny potencjał, oby został wykorzystany, póki co to się udaje. Alberto jest jak prawdizwy sęp, zrównoważony, ale dążący do celu za wszelką cenę, takie charaktery zawsze osiągają to, czego chcą.

I znów mi dziś zaleciało 'El rostro de Analia', zwłaszcza gdy Angela postanowiła zostać dziką kotką a jednocześnie maszyną do zabijania

Pozdrawiam serdecznie



PS Moje komentarze do odcinków, niezależnie od ich emisji, będą zawsze pojawiały się w poniedziałki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 18:15:02 27-10-10    Temat postu:

Panie Piotrze - w serialach które dobijają do 100 odcinków lub mają ich więcej wątków i bohaterów musi być sporo i wcale nie w celu zapychania dziur czy przedłużania, ale w celu ubarwienia historii W pana dwunastoodcinkowych opowieściach może występować czterech bohaterów, ale u mnie jest ich jednak więcej, przynajmniej kilkanaście czołowych

Tylko panu zalatuje tutaj Analią przez tancerkę i klub, ale naprawdę wszystko jest zupełnie inne. Nicolas nie jest tylko zwykłym handlarzem narkotyków, on jako zabójca Mariana jest prawie na równi winny z Albertem. Poza tym to na razie trochę zemsta spontaniczna i ślepa, a nie zaplanowana jak w "Twarzy Analiji". I jest jeszcze wiele różnic o których nie będę wspominał.

I na koniec pana uwaga o zbyt długim najnowszym odcinku. Sam o tym napisałem przed odcinkiem, że końcówka jest przydługawa, ale w jakimś celu to zrobiłem.

Dziękuję za docenienie postaci Estefanii, Alberta, Jorge, a także protów.

Pozdrawiam


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 18:26:37 27-10-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:19:09 27-10-10    Temat postu:

Powiem krótko. Odcinek, może troszkę długi, ale bombowy. I jeszcze te sceny humorystyczne. Nic tylko boki zrywać.
A teraz do rzeczy. Tak myślałam, że w końcu David pójdzie do Jorge. A ten nie zamierza pomagać policji. Zamierza sam się zemścić na ojcu i jeszcze na dodatek zdobyć Angelę. Ciekawe co wymyśli, bo to, że coś wymyśli to na pewno.
Nico znowu mnie rozbawił ostatnim tekstem o świeżym powietrzu i ptakach. On się nigdy nie zmieni. Zabawny jak zawsze. Wypuścili go, bo nie mieli żadnych dowodów. Zresztą kto by chciał donosić na własnego szefa.
Angela troszkę mnie wkurzyła. Powinna porozmawiać z bratem, wskazać mu drogę jaką powinien dążyć. A ona miała do niego tylko wieczne pretensje. Chciał z nią porozmawiać o tym co Mandela mu zaproponował, a ona go zbyła. I to będzie porażka. Teraz Jose Luis zgodzi się na ofertę Alberta.
Estefania jak zwykle sobą. Pełna obłudy. Świetna scenka z Marcelą. Ciekawe, czy ta kobieta odegra jeszcze ważną rolę. Może będzie miała udział w zdemaskowaniu Stefci.
I ostatnia scenka najlepsza. Angela jest zdrowo porąbana. Nawet nie miała stroju żeby ćwiczyć. Roberto na szczęście temu zaradził. Początki zawsze są trudne, ale myślę, że poradzi sobie. Końcówka the best. David niechcący zarobił w pysk od "Dzikiej kotki"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
enemiga
Cool
Cool


Dołączył: 30 Gru 2009
Posty: 577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:48:41 28-10-10    Temat postu:

Panie Grzesiu, świetny odcinek! Bardzo mi się podobał, był taki lekki i przyjemny, aż miło się czytało. Zanim przejdę do sedna odcinka, chcąc niechcąc trzeba powiedzieć, że ironie, jakie pan zawiera w swoim dziele, są naprawdę godne pochwały. Uwielbiam ironię i bardzo sobie cenię, jeśli ktoś ten zabieg wprowadza. Raz, że urozmaica dialogi, to dwa, że nadaje charakteru bohaterom.

Zacznę od końcówki. Przezabawna. Angela jeszcze zrobi karierę jako bokserka hehe.
Roberto co prawda musiał wykazać się odrobiną cierpliwości, ale widać niezły z niego nauczyciel. Wypróbowała swoje umiejętności, choć niechcący, na samym Davidzie. A skoro ten upadł od jej ciosu, to znaczy, że nauka nie poszła w las.

Estefania normalnie przechodzi samą siebie. Ach! Jakaż ona pobożna, religijna i uduchowiona! Może postawmy jej pomnik i uczyńmy ją świętą! Marcela okazała się jej rywalką sprzed lat i okazuje się, że i ona była wtedy w ciąży, ale poroniła. Czy, aby na pewno? Przecież ma córkę... Chyba, że ona nie ma z tym nic wspólnego.

Jose Luis jest postacią, która ostatnio wkurza mnie najbardziej. Nie dość, że obibok negatywnie nastawiony do życia, to kłamca, narkoman i zdrajca. Angela powinna go wywalić z domu, bo on tylko narobi poważnych problemów, a wtedy może być nieciekawie, szczególnie wtedy, gdy sprzeda swoje akcji Albertowi. Wtedy, będzie już „pozamiatane”.

Jorge nic nie powiedział Davidowi. Wykręcał się, jak tylko można, na prawo i lewo. Sam chce zniszczyć ojca, ale coś wątpię w niego. Alberto ma nad nim znaczącą przewagę i jak na razie to ojciec niszczy syna, a nie odwrót. Czyżby miało się to wkrótce zmienić? David pewno wyczuł fałsz z jego strony i nie spocznie póki nie wyjaśni sprawy do końca.

Nicolas niestety wyszedł z zamknięcia ku niezadowoleniu Gonzala. Jego triumf był tak uwydatniany, że Gonzalowi pewnie trudno było powstrzymać pięść, by sprawdzić czy pasuje do twarzy tego przestępcy. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że prędzej czy później i tak wpadnie.

Czekam na następny odcinek, pozdrawiam cieplutko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 19:58:05 04-11-10    Temat postu:

23 ODCINEK

Mieszkanie Roberto Salazara.

Roberto aż złapał się za głowę widząc leżącego na ziemi Davida po ciosie jaki zafundowała mu jego bratanica. Zakłopotana Angela z troską sprawdzała czy mężczyźnie nic nie jest. Był on przez chwilę oszołomiony, ale później rozbawiło go zachowanie dziewczyny i przerażenie w jej oczach. Wiedział, że oberwał zupełnie przypadkowo, ale sprawiał zupełnie inne wrażenie.

- Niezły cios. Chętnie nadstawię drugi policzek. Rozumiem, że to wciąż wyraz gniewu z powodu tamtej sytuacji z Camilą? – uśmiechnął się Mendez powoli wstając z podłogi.
- To przypadek i nie ma nic wspólnego z pana dziewczyną. Pańskie życie prywatne zupełnie mnie nie obchodzi – odparła oburzona Angela.
- Każde nasze spotkanie to przypadek… Okoliczności są jednak zawsze przednie. Ja panią wybawiam z problemów, a pani najchętniej zabiłaby mnie gołymi rękami.
- Przepraszam za to co zrobiłam, ale niech pan nie kpi. To pan tu przyjechał. Ja pana nie oczekiwałam.
- Ja również nie przyjechałem do pani. Chciałem po prostu porozmawiać z pani wujkiem, ale chyba przyszedłem nie w porę.
- Ależ skądże. To najwłaściwsza pora. Moja bratanica zaraz wychodzi. Mieliśmy dziś lekcję boksu. Niech dziewczyna trochę się rozerwie, a przy okazji nauczę ją paru sztuczek – wtrącił Roberto.
- Pojętna uczennica – uśmiechnął się David. Ma jednak fantastycznego nauczyciela.
- Niech pan sobie daruje kąśliwe uwagi. Nic tu po mnie…
- Przyszedłem z nowościami w sprawie śledztwa. Powinna pani zostać, bo przecież to panią interesuje najbardziej.
- W porządku. Niech pan się streszcza, bo nie mam dla pana całego wieczoru.
- Ci dwoje tak się nie trawią, że aż lubią. Ciekawe dlaczego Angela ma do niego tak złowrogi stosunek? On się jej podoba, ale nie może mu tego okazać. To cała ona. Nigdy się nie zmieni. Co gorsza temu biedakowi również wpadła w oko. To się porobiło. On nie wie co go czeka – uśmiechnął się Roberto obserwujący z uwagą ich zaciekłą dyskusję…

Rezydencja Mendezów.

Estefania skorzystała z nieobecności Davida aby uregulować pewną sprawę. Wyczekiwała swojego gościa i nie musiała czekać zbyt długo, bo zjawił się on punktualnie.

- Cóż za punktualność. Niczym szwajcarski zegarek. W pracy też jest pan taki dokładny? – uśmiechnęła się Estefania.
- Oczywiście. Jak śmie pani w to wątpić. Jestem nawet lepszy od pani syna, ale to on jest szefem i cóż mogę zrobić – wzruszył ramionami Marcos Romero.
- Skoro on jest szefem to widocznie na to zasłużył. A pan jest zwyczajnym nierobem skoro musi zarabiać na życie będąc szpiclem.
- Niech mnie pani nie obraża…
- Niech pan nie obraża mojego syna!
- Przecież to pani kazała mi zniszczyć go w świetle prasy. Tak nie postępuje kochająca matka. Nie rozumiem pani…
- Pan jest za młody żeby mnie zrozumieć. Oto pańskie pieniądze za to zlecenie. Proszę przeliczyć i zejść mi z oczu…

Estefania z niesmakiem wyjęła z biurka kopertę w której znajdował się cały plik banknotów. Marcos przeliczył je w mgnieniu oka i uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Robić z panią interesy to czysta przyjemność – stwierdził mężczyzna.
- Cieszę się, że wszystko się zgadza. To pańska półroczna pensja. Lepiej pan wychodzi trzymając ze mną niż pracując z moim synem.
- Mam wielkie ambicje i nie lubię pani syna, więc skompromitowanie go w mediach to dla mnie podwójna satysfakcja. Ja mogę na tym zyskać, a on tylko straci.
- Pańskie ambicje zupełnie mnie nie obchodzą. Żegnam.
- Co za wredna baba… Współczuję Davidowi takiej matki…
- Coś pan mówił?
- Nie, nic. Zastanawia mnie tylko dlaczego pani aż tak bardzo nienawidzi swojego syna skoro jest pani w stanie bez wahania zniszczyć go i dokopać… A on nie ma o niczym pojęcia… Ale już dobrze… O nic nie pytam i znikam. Zachowam pełną dyskrecję i polecam się na przyszłość – uciął dyskusję Marcos.
- A mnie to wcale nie zastanawia, bo ja wiem dlaczego. Od lat dźwigam ten krzyż i z Bożą pomocą jakoś daję radę, ale mój przeklęty syn David Mendez już zawsze pozostanie moją ujmą na honorze – westchnęła pokornie Estefania…

Tymczasem…

Carla Fernandez z dnia na dzień znów wracała do normalnego życia u boku swojego ukochanego brata i stopniowo zapominała o tym piekle jaki przeżyła będąc tancerkę w „Dzikiej kotce”. Gonzago zapewniał ją, że od teraz będzie już tylko lepiej. Niestety wiadomość o zwolnieniu Nicolasa Moncady spowodowała, że dziewczyna wpadła w szał. Znów poczuła strach i przeraziła się, że ten okrutny mężczyzna zechce ponownie porwać ją i zniewolić.

- To niemożliwe! Jakim cudem mogliście go wypuścić! Uwierzyłam ci, a ty okazałeś się bezradny jak małe dziecko! Już nigdy nie będę bezpieczna! – załamała się Carla.
- Moncada jest na wolności, ale nie odważy się znów cię porwać. Ostatecznie wie, że czekamy na jego najmniejszy błąd. Dostaniesz ochronę. Ja osobiście będę cię pilnował. Nic złego ci się nie stanie. Obiecuję, że kiedyś go dorwę i pomszczę krzywdę jaką ten drań ci wyrządził – uspokoił ją Gonzalo.
- Niczego nie mogę być pewna. On jest zdolny do wszystkiego. Ma wspólników i kontakty. Nie chce ponownie wpaść w jego ręce. Drugi raz nie zniosłabym takiego upokorzenia!
- Wiem o tym Carla… Zaufaj mi… Wiem, że to tylko słowa, ale tym razem cię nie zawiodę. Los nas nie oszczędził, ale dzięki Bogu znów jesteś ze mną. I już nigdy cię nie stracę. Nigdy!
- Wierzę ci braciszku choć jest mi teraz ciężko. Jesteś świetnym policjantem. David opowiadał mi, że jest teraz komisarzem i jest twoim przełożonym. Cieszę się, bo on zasługiwał od dawna na to stanowisko. Szkoda tylko, że on tak mało mówi o sobie… Zawsze muszę wyciągać od niego informacje…
- Mogę cię o coś spytać siostrzyczko? – zapytał ją zaniepokojony Gonzalo.
- Wal śmiało! – uśmiechnęła się Carla zapominając na chwilę o Nicolasie i grożącym jej z jego strony niebezpieczeństwie…
- Odpowiedz mi szczerze. Czy ty nadal jesteś zakochana w Davidzie Mendezie?

Firma rodziny Salazar.

Alberto Mandela został dłużej w pracy aby móc spokojnie rozeznać się w finansach firmy. Pracownicy byli mu przychylni, bo zdążyli zaufać mu gdy był wiceprezesem jeszcze za rządów Mariana. Natomiast tych nieprzychylnych zamierzał jak najszybciej zwolnic. Do tego potrzebna mu była pełnia władzy. Cieszył się, że Angela nie angażuje się w sprawy firmy. Problemem była Viviana, ale z czasem Mandela i z nią powinien sobie poradzić. Całkowite zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Należało jednak jeszcze po nie sięgnąć. Dobrą informację był też telefon od Estefanii, która powiadomiła go o nowościach.

- Dobra robota. Nie chcę żeby ten policjant wiedział o moim udziale w tej sprawie. Już i tak mam problemy przez śledztwo twojego ambitnego
synalka – stwierdził Alberto.
- On sądzi, że robię to tylko dlatego, że nienawidzę Davida. To idiota, więc nie skuma o co chodzi. Do głowy mu nie przyjdzie, że i ty maczałeś w tym palce. Zależy mu tylko na forsie, a skoro nam pomaga to należy się tym cieszyć. Nie powinien stwarzać problemów – odparła Estefania.
- Całe szczęście…
- Ale z ciebie tchórz… Po co zabiłeś Mariano Salazara? Kiedyś mi to opowiesz, bo sama jestem ciekawa. Dla forsy i władzy w firmie? Ty już nigdy się nie zmienisz… Bóg powinien karać takich ludzi jak ty…
- Daj mi spokój. Nie zabiłem go! Nie chcę tylko żeby twój syn węszył w tej sprawie.
- Jasne, jasne. Masz mnie za idiotkę, ale ja znam prawdę. Pomodlę się za ciebie, bo grzeszysz i błądzisz. Oby miłosierny Bóg sprowadził cię na dobrą drogę…
- Daj mi spokój! Mam dość twojego notorycznego sarkazmu!

Alberto rozłączył się. Był wściekły gadaniem Estefanii. Wolał mieć ją po swojej stronie, ale wiedział, że jest inteligentna i ma rację. Już dawno rozgryzła jego plany.

- Starczy na dziś. Wyskoczę na jakiegoś drinka, bo mam dość tych
papierów – westchnął mężczyzna gdy nagle zobaczył w drzwiach swojego gabinetu niespodziewanego gościa.
- Proszę wybaczyć późną porę, ale nie mogłem dłużej zwlekać. Przemyślałem sprawę i podjąłem decyzję. Zgadzam się na pańską propozycję. Sprzedam panu swoje akcje – powiedział Jose Luis.
- Nie pożałujesz tej decyzji. Jeszcze jutro przeleję ci pieniądze na twoje konto.
- Nie mam już konta odkąd moja siostra mi je zablokowała. Wolałbym widzieć gotówkę…
- Co on sobie wyobraża? Pieprzony gówniarz – westchnął Alberto.
- To jak będzie?
- Nie ma problemu. Jutro zwołam specjalne spotkanie, spiszemy umowę i dostaniesz pieniądze. Obaj na tym skorzystamy.
- Mam taką nadzieję panie Mandela. Będziemy w kontakcie. Do zobaczenia jutro.

Jose Luis wyszedł zadowolony, ale nie miał pojęcia, że tą decyzją zarzucił sobie jedynie pętle na szyję.

- Nigdy nie grzeszył rozumem. Ten idiota już jest stracony. Zapłacę mu, ale kiedyś odzyskam te pieniądze. Żaden gówniarz nie będzie mnie wykorzystywał finansowo! Mam pomysł…

Alberto wykręcił numer i skontaktował się z Nicolasem. Miał do niego kolejne zlecenie.

- Witam. Słyszałem, że wyszedłeś już z więzienia. Całe szczęście, bo pamiętaj, że nie będę nadstawiał karku za twoje przeróżne grzeszki – stwierdził Alberto.
- To był areszt, a nie więzienie. Drobne problemy niezwiązane z naszym wspólnym interesem. Bez obaw. Już cieszę się na nowo wolnością. Dziękuję za pańską troskę – odparł rozbawiony Nicolas spędzający czas w towarzystwie Samanthy.
- Nie bądź śmieszny. Mam dla ciebie pewną sprawę. Być może zajmie się tym twój przyjaciel Andres Delgado.
- O co chodzi?
- Syn Mariano Salazara polubił narkotyki, a ja pragnę rozwijać jego pasję. Mam nadzieję, że uruchomisz swoje kontakty i sprawisz aby ten gnojek polubił je jeszcze bardziej… na tyle żeby owe prochy całkowicie wyżarły mu mózg – uśmiechnął się perfidnie Mandela.
- Ma pan to jak w banku. Powolne cierpienie i nałóg jest czasem gorszy od śmierci – zaripostował Nicolas.
- Jeszcze dam ci wskazówki co do tego smarkacza. Trzymaj się i mam nadzieję, że znów nie trafisz za kratki.
- Bez obaw szefie. Nic takiego nie będzie miało miejsca.

Nicolas zakończył rozmowę i spojrzał na półnagą Samanthę. Dziewczyna była szczęśliwa odkąd jej ukochany powrócił do „Dzikiej kotki”. Przede wszystkim jednak triumfowała także z innego powodu jakim była nieobecność Carli. Teraz nie miała już żadnej rywalki.

- A ty masz jakiś nałóg kotku? – roześmiała się widząc jego zbereźną minę.
- Tylko jeden. Kobiety – odparł Nicolas, po czym rzucił się na nią jak myśliwy na swoją zwierzynę. Całowali się i tarzali na łóżku, a Samantha starała się być tak bardzo namiętna jak nigdy dotąd. Czuła, że odzyskała właśnie swojego szefa, a on odzyskiwał wigor po kilkudniowym pobycie w areszcie. Tylko łóżkowe ekscesy i dobry seks sprawiał, że Nicolas Moncada znów był w swoim żywiole i zbierał siły na wykonywanie kolejnych nielegalnych interesów…

Tymczasem…

David opowiedział Robertowi i Angeli o nowościach w śledztwie. Powiedział o przesłuchaniu Jorge oraz o odkryciach jego ludzi którzy zajmowali się przeszukiwaniem nocnych klub, salonów hazardu oraz sprawdzaniem wspólników w firmie oraz szemranych przyjaciół i ludzi u których Mariano Salazar miał swoje liczne długi. Póki co wszyscy byli czyści i niewiele znaleziono. Angela zdziwiła się zeznaniami Jorge, ale nie podzieliła się z komisarzem swoją wiedzą. Postanowiła zachować to dla siebie jak i zresztą cały plan zemsty. Mendez zaoferował, że podwiezie Angelę, która niechętnie, ale zgodziła się w ramach przeprosin za niechcący policzek jakim go dziś wymierzyła. Cała ta sytuacja i ją zaczynała bawić. Była zadowolona postępami jakie zrobiła w czasie lekcji ze swoim wujkiem, więc nawet obecność Davida wcale jej nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Rozbawił ją on swoim podejściem i żartami gdy go uderzyła. Jednocześnie nie mogła zdobyć się na to aby znów mu zaufać. Skoro okłamał ją w sprawie dziewczyny, to i również w sprawie śledztwa zaczęła mieć pewne wątpliwości. Toczyło się ono w ślamazarnym tempie co jeszcze bardziej przekonało ją aby zaryzykować i wziąć udział w szalonym planie który ciągle chodził jej po głowie.

- Jesteśmy na miejscu – uśmiechnął się David parkując przed rezydencją Salazarów.
- Bardzo panu dziękuję – odparła Angela która jednak przez całą drogę prawie wcale nie odzywała się do niego.
- Nic pani nie mówiła… Ja jednak muszę coś pani powiedzieć…
- Byle szybko, bo jestem zmęczona i marzę o kąpieli i śnie.
- Chodzi o to co pani kiedyś widziała na komisariacie. Camila Rendon nie jest moją dziewczyną. Bardzo chciałaby być, ale ja jej nie kocham…
- Pan tak twierdzi, że nie jest… Odniosłam inne wrażenie. Jest pan facetem, a faceci potrafią tylko kłamać! Mówił pan, że nie ma dziewczyny, a okazało się, że jest inaczej… Zresztą co mnie to obchodzi? Po co mi pan to mówi? Jeszcze raz powtarzam… Pańskie życie osobiste mnie nie interesuje. Zrozumiał pan?
- Obchodzi to panią, bo w innym wypadku nie wybiegłaby pani stamtąd jak oparzona i nie zareagowała tak nerwowo tu i teraz…
- Bzdury pan opowiada!

Angela wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami, ale David nie zamierzał tym razem odpuścić. Dogonił ją i złapał za rękę spoglądając jej prosto w oczy.

- Na co pan tak patrzy? Nie widział pan nigdy pięknej kobiety? – żartowała Angela również wpatrując się w przystojnego mężczyznę. Choć chciała to nie mogła spuścić z niego wzroku i uwolnić się od jego uścisku.
- Tak pięknej nigdy… W pani oczach widzę złość, ale i błysk. Pani chce uciec przed czymś przed czym nie da się tak naprawdę uciec. Ja widzę, że w pani oczach jeszcze można odnaleźć to co może panią uratować i czego pani tak bardzo potrzebuje nawet o tym nie wiedząc…
- Terapeuta się znalazł… Może powinien pan zmienić zawód, co? Czego pan ode mnie chce komisarzu? I czego wg pana potrzebuję? Co może mnie uratować? Rozbawił mnie pan… Ale skoro wydał pan diagnozę to niech mi pan odpowie na te pytanie.
- Moja odpowiedź na pani pytania będzie taka sama. Odpowiem jednak nie słowami, lecz czynem. Potrzebuje pani miłości…

Słowa Davida zaskoczyły Angelę. Była w szoku i nie znalazła żadnego sposobu aby jakoś w swój sposób odgryźć się, zakpić czy zaripostować. Po prostu milczała i stała jak zaczarowana. Pozwoliła aby komisarz zbliżył się do niej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Dla zaskoczonej Angeli Salazar przez chwilę czas stanął w miejscu… Poczuła coś czego nie czuła od dawna. Szczęście...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Solita
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 30 Paź 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:32:13 04-11-10    Temat postu:

muszę chyba zaczać czytać tą telenowele

Ostatnio zmieniony przez Solita dnia 21:33:03 04-11-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jullye
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 3407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:36:09 04-11-10    Temat postu:

ODCINEK 23

Wreszcie ostatnia scena najlepsza z nich wszystkich <3 David złapał Angelę za rękę i delikatnie przyciągnął ją do siebie! spojrzał w jej oczy i delikatnie złożył pocałunek na jej niewinnych ustach! To było takie słodkie i urocze i to jeszcze przed rezydencją Salzarów. Mimo że Angelita go tak mocno walnęła po twarzy ciosem ale niechcący to on i tak długo jej nie mógł tego pamiętać i rozpamiętywać. Magia miłości bo ona na prawdę potrzebuje takiego uczucia ale chyba za wcześnie na to tak od ręki po smierci jej ojca!

Alberto teraz chce zgarnąć całą firmę dla siebie ale Viviana mu w tym przeszkadza i boję się ,że ten psychopata będzie chciał jej się jakoś pozbyć w najbliżej możliwy mu pomysł. Z czasem wywiezie ją do lasu i zabije... Jose Luis to na prawdę frajer! On nie ma głowy do interesów po ojcu zreszta jego ojciec też dobrze nie główkował w biznesie bo by nie skończył w lesie z kulkami w ciele

Estefania zapłaciła Marcosowi! to jest pdołe co ta kobieta robi własnemu synowi ale postępuje dobrze według Mandeli i jej samej bo nie kieruje się nienawiścią tylko dobrem Davida jak to zaznacza CHORA , STARA WARIATKA !!! i jeszcze kasy ile mu dała za to wszystko
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 7 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin