Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przekleństwo czy błogosławieństwo? Rozdział 10
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
CzarnaLilia
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z chmurki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:06:13 10-09-13    Temat postu:

Rozdział 9

Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i zobaczyłam w nich Mirandę.
- Wow, twój pokój jest extra – powiedziała wchodząc do środka.
- Poczekaj aż pójdziemy na plaże, tam to dopiero jest extra – odpowiedziałam z uśmiechem. Nagle dziewczyna zbladła, podążyłam wzrokiem za jej spojrzeniem i omal nie wrzasnęłam z wściekłości.
- Przyszedłem sprawdzić czy czegoś nie planujesz- Simon jak zwykle arogancki, stał opierając się o moją toaletkę.
- Nie musisz się obawiać, potrafię dbać o swoje interesy. Zawarliśmy umowę, więc na razie oboje możemy od siebie odpocząć. I nie ukrywam, że nie tęsknię za tobą zbytnio – odpowiedziałam ironicznie. Musiałam pozbyć się go jak najszybciej.
- Kłamiesz, widzę, że ci się podobam – odparł szczerząc się do mnie.
- No to chyba musisz iść skontrolować sobie wzrok, bo zaczynasz ślepnąć – odparowałam, zaciskając dłonie w pięści.
- No tak… ty wolisz tych kolesi, którzy mają się za szlachetnych rycerzy. Nie wiesz co tracisz mała – odpowiedział.
- Ale wiem, co ty zaraz stracisz. Jeśli stąd nie znikniesz, twoje zęby będą fruwać po każdym zakamarku szkoły, gdy cię znajdę – pogroziłam, mrużąc przy tym oczy.
- No i po co te nerwy skarbie? – zaśmiał się paskudnie
- Zawarliśmy umowę Simon, ty masz dwa tygodnie na dokończenie swoich spraw, a potem cię odsyłam. Nie dostaniesz, żadnej drugiej szansy. Choćbyś nie wiem jak mnie bajerował, odeślę cię stąd– powiedziałam zimnym głosem, aby wiedział, że nie żartuję. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę po czym zniknął tak jak się pojawił.
- Czy to był…? – zaczęła Miranda
- Tak, to był duch. Mój osobisty, złośliwy problem – powiedziałam, wzdychając ciężko.
- Przywiozłam ci coś co rozwiąże twój problem – odpowiedziała już spokojnie, po czym wręczyła mi moją księgę. Osobiście nadzorowałam przepisywanie jej z jedynego na świecie oryginalnego egzemplarza, umiejscowionego w szklanej gablocie w New York Musemu. Nareszcie, właśnie na nią tak długo czekałam. Nie mogłam jej przywieźć ze sobą, ponieważ była ukryta pod obluzowaną cegłą w kominku w moim starym pokoju, w domu gdzie od śmierci mamy nie miała wstępu. Nie potrafiłam tam wejść, nawet na sekundę. Coś blokowało mnie od środka. Wzięłam od Mirandy książkę i usiadłam na łóżku. Pogłaskałam okładkę, przywołując wspomnienia. Tyle razy mi już pomogła…
Otworzyłam książkę na pięćdziesiątej ósmej stronie i przebiegłam palcami po literach napisanych czarnym atramentem. Na szczęście wszystko czego potrzebowałam do rytuału odpędzenia mogłam z łatwością kupić w każdym przydrożnym supermarkecie.
- Była dokładnie tam gdzie mówiłaś. Miałaś szczęście, że pamiętałam aby ją stamtąd zabrać. Do twojego domu, za tydzień wprowadzają się nowi lokatorzy. – powiedziała brunetka, siadając na łóżku naprzeciwko mnie.
- Mojej mamy nie muszą się obawiać, jest pokojowo nastawiona – powiedziałam szybko
- Przecież wiem, ale Beth… wasz stary dom to raczej nie jest miejsce gdzie powinna być. Kiedy skończy się szkoła, może przyjedziesz do mnie i wtedy spróbujemy nakłonić ją do przejścia – odpowiedziała patrząc na mnie z troską. Powiedziała „ my” a to było dziwne. Już miałam ją o to zapytać, gdy drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wszedł Ian, trzymając w ręce klatkę z moim kotem który miałczał i wyglądał na obrażonego.
- Coś ty zrobił mojemu kotu? – zapytałam oburzona biorąc od Ina klatkę.
- Co ja mu zrobiłem?! Zapytaj lepiej co mnie zrobiła ta bestia! To nie jest normalny kot! – odpowiedział równie oburzony Ian.
- Gadasz bzdury – odpowiedziałam otwierając klatkę i biorąc kota na ręce, który od razu zaczął mruczeć i ocierać się o moje ramię.
- To są bzdury? – warknął brunet pokazując na rękach czerwone szramy po pazurach mojego kota.
- Najwyraźniej musiałeś mu coś zrobić wiec się bronił – stanęłam w obronie mojego pupila.
- Nie ważne już. Nie chcę mieć z nim nic więcej wspólnego, jego zabawki i karmę masz tutaj, a kuwetę i żwirek zaraz przyniosę – odpowiedział i mrugnął do Mirandy. Wywróciłam oczami i zaczęłam drapać kota za uchem.
- Skoro z ciebie taki gagatek, to nazwę cię Lucyfer. Co ty na to? – zapytałam patrząc na kotka, który wydawał się być zadowolony. Za miałczał w odpowiedzi co uznałam za znak zgody.
- Myślę, że mu się nie podoba – powiedziała Miranda
- A ja myślę, że jednak tak, prawda Lucyferku? – zagruchałam do kota, a on w odpowiedzi polizał mnie po nosie. Prawdziwa z niego pociecha. Usiadłam z kotem na parapecie. Ktoś zapukał do moich drzwi.
- Otwarte! – powiedziałam głośno, a do mojego pokoju wszedł Nate.
- Twój tata pyta czy ma dla was wysłać formalne zaproszenie na obiad – powiedział patrząc ukradkiem na moją przyjaciółkę.
- Zaraz zejdziemy – powiedziałam stawiając kota na podłodze. Mały podreptał do Nate’a i zaczął mu się łasić do nóg. Chłopak przyklęknął i podrapał kota pod brodą.
- Cześć mały, nazwałaś go już? – zapytał uśmiechając się do mnie.
- Tak. Nate poznaj Lucyfera, Lucyfer poznaj Nate’a – odwzajemniłam uśmiech. Mój pupil zamiauczał i zaraz dał nura pod moje łóżko. Chwilę potem wysunął się spod narzuty, podszedł do swojej poduszki i zaczął ciągnąć ją zębami w stronę ciemnego miejsca pod moim łóżkiem.
- Pomogę ci – powiedziałam biorąc tę nieszczęsną poduszkę. Włożyłam ją pod łóżko, a Lucyfer wdrapał się na nią i zwinął się w kłębek. Pokręciłam tylko głową i wstałam z podłogi. Wszyscy troje wyszliśmy z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zeszliśmy na dół gdzie czekali już na nas pozostali. Zajęliśmy swoje miejsca, brakowała tylko jednej osoby.
- Gdzie jest Cath? – zapytał Ian rozglądając się dookoła, jakby Cath miała zaraz wyjść zza zasłony przy oknie.
- Catherine! Czy mam wydrukować i wysłać ci zaproszenie czy sama się tu pofatygujesz?! – zawołał mój tata. Na piętrze słychać było trzask drzwi.
- Nie będę siedziała przy jednym stole z tym dziwolągiem. Wolę już umrzeć z głodu! – odkrzyknęła Cath, ze schodów. Wszyscy oprócz Mirandy wiedzieli, że mojej przybranej, młodszej siostrze chodzi o mnie.
- Porozmawiam z nią – powiedziała Angel wstając od stołu.
- Nie, to nic nie da. Chcę żeby chociaż tego jednego dnia był spokój – odpowiedziałam i zabrałam moje nakrycie. Przeniosłam wszystko na stół w kuchni.
- Możesz już zejść, ja jem dziś gdzie indziej! – krzyknęłam w stronę schodów. Wyjrzałam z kuchni. Cath zbiegła po schodach cała rozpromieniona i zajęła zwolnione przeze mnie miejsce. Mój tata popatrzył na nią z dezaprobatą i pokręcił głową.
- No to co, jemy? Wszystko wygląda tak smakowicie – powiedziała Cath z promiennym uśmiechem.
Zapewne sądziła, że udało jej się mnie pozbyć, ale nie na długo.
- Wiecie co, ja chyba też przeniosę się do kuchni, trochę tu ciasno – powiedział Ian zabierając swój talerz. To samo zrobiła Miranda, Nathaniel i nawet Daniel. Chwilę później przy stole w jadalni została tylko Cath. Wszyscy przenieśli się do mnie. Zaczęliśmy jeść a podczas jedzenia rozmawialiśmy ze sobą o jakichś mało ważnych rzeczach. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechałam, poczułam że wszyscy na których mi zależy są ze mną. Nie czułam już tej goryczy, która towarzyszyła mi za każdym razem gdy przypomniałam sobie dlaczego się tu przeprowadziłam. Wszyscy zamilkli, gdy w drzwiach kuchni pojawiła się Cath ze łzami w oczach.
- Nienawidzę was… wszystkich! – krzyknęła i pobiegła po schodach na górę, chwile później trzasnęły drzwi i zrobiło się cicho. Angel już wstawała, żeby pójść za nią ale powstrzymałam ją,
- Pozwól że ja pójdę, najwyższy czas żebyśmy coś sobie wyjaśniły. I to jest sprawa tylko między mną a nią więc proszę, dajcie nam chwilę spokoju – powiedziałam wstając od stołu. Spokojnym krokiem weszłam po schodach i skierowałam się do pokoju Cath. Zapukałam delikatnie do drzwi.
- Odejdź mamo! – wrzasnęła a potem zaszlochała. Uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Rozejrzałam się dookoła. Pokój Cath różnił się znacznie od mojego, był większy i miał wyjście na taras, oraz był pomalowany na jaśniejszy kolor niż mój. Zrobiłam krok w stronę łóżka i odchyliłam się, robiąc unik przed nadlatującą poduszką.
- Wynocha! – wrzasnęła dziewczyna w moją stronę. Wzięłam wdech i usiadłam na skraju jej łóżka.
- Nie wyjdę dopóki nie porozmawiamy – powiedziałam spokojnie.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, nienawidzę cię – odpowiedziała biorąc następną poduszkę.
- Wyjaśnij mi dlaczego? Co ja ci takiego zrobiłam? – zapytałam gotowa do zapobiegnięcia atakowi z jej strony.
- Urodziłaś się! – odpowiedziała wycierając napływające łzy.
- Urodziłam się jak każdy człowiek na tym świecie, ale ich jakoś nie nienawidzisz – odpowiedziałam
- Żałuję że nie umarłaś razem ze swoją matką! – wysyczała patrząc na mnie z wściekłością.
- Moja mama umarła na raka i nie mam pojęcia co ona ma wspólnego z tą sprawą – powiedziałam unosząc brwi.
- Nie prawda! Słyszałam jak twój tata mówił mojej mamie, że ona przedawkowała leki które przepisał jej lekarz! Umarła bo ześfirowała i nałykała się prochów! – odpowiedziała Cath, patrząc z satysfakcją jak łagodny wyraz mojej twarzy znika. Wzięłam wdech
- Jak już coś podsłuchujesz, to posłuchaj do końca. Moja mama faktycznie umarła z powodu leków, ale dlatego, że nastąpiły powikłania po jej kolejnej operacji. Stare leki zawiodły wiec przepisano jej nowe, bez sprawdzania czy jest na nie uczulona. Nastąpiło odrzucenie nowych leków i zanim lekarze zdążyli cokolwiek zrobić, ona umarła – odpowiedziałam spuszczając wzrok. Nie sądziła, że tata potrafi rozmawiać jeszcze o mamie.
- Ty podobno też ześfirowałaś, mieli cię zamknąć w psychiatryku, jesteś groźna – odparowała Cath.
- Gdybym była chora psychicznie, to nie rozmawiałabym tu teraz z tobą, tylko planowała jak was się wszystkich pozbyć – odpowiedziałam żartobliwie. Niestety ten żart został obrócony przeciwko mnie.
- A więc jednak. To właśnie planujesz tak?! Chcesz się nas stąd pozbyć! – krzyknęła Cath zrywając się ze swojego miejsca.
- Jesteś niemądra – odpowiedziałam wznosząc oczy ku niebu.
- Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego tak cie nienawidzę? – zapytała dziewczyna opierając się o ścianę.
- Tak, to nam bardzo ułatwi ewentualną sprawę ugodową – powiedziałam patrząc na dziewczynę.
- Przyjechałaś tu i zabrałaś mi rodzinę. Wszyscy skaczą koło ciebie jakbyś była jajkiem, moi bracia przed twoim przyjazdem chcieli mi pomagać i ze mną rozmawiać, mama nie była na mnie tak zła za każde drobne głupstwo które popełnię, a twój tata traktował mnie jak swoją córkę. To było miłe… ale potem przyjechałaś ty i wszystko się posypało. Moi bracia przestali ze mną rozmawiać, mama jest wściekła o wszystko a twój tata bez przerwy mówi żebym brała z ciebie przykład. Mam już tego dość! – wrzasnęła Cath i upadła na kolana szlochając.
- A sądzisz że mnie jest łatwo? Musiałam przeprowadzić się na drugi koniec kontynentu do ludzi których ledwo poznałam, zostawiając ciotkę, przyjaciół i wszystkie miejsca do których byłam przyzwyczajona. Zostałam zapisana do obcej szkoły gdzie nikogo nie znam a co najważniejsze zamieszkałam z ojcem którego nie widziałam od czasu gdy byłam mała. Cholera, oprócz tego że jest moim tatą, nie łączy mnie nic z tym człowiekiem. Nie znam go, ty przynajmniej miałaś tę szansę której nie dano mnie. Masz wokół siebie ludzi, którzy cię kochają i są gotowi cię wesprzeć, a ty zachowujesz się jak rozkapryszona, mała księżniczka. – te słowa wyszły z moich ust, jakby kierowane czyjąś wolą. Wcale nie chciałam tego powiedzieć, a przynajmniej nie w taki sposób.
- Mówisz poważnie? – zapytała jakby nie dowierzając moim słowom.
- Taka jest prawda, wybacz jeśli cie uraziłam ale przez całe moje siedemnastoletnie życie byłam jedynaczką i nie jestem jeszcze świadoma niektórych zachowań – odpowiedziałam spokojnie. Dziewczyna przekrzywiła głowę i spojrzała na mnie z ukosa.
- To co, sztama? – zapytałam wyciągając w jej stronę rękę.
- Mogę się zgodzić na tymczasowy rozejm – odpowiedziała i uścisnęła moją dłoń.
- Niech będzie – odpowiedziałam i wstałam. Kiedy byłam już przed drzwiami, przystanęłam i obejrzałam się.
- Porozmawiaj z braćmi i powiedz im o tym co powiedziałaś mnie. Jestem pewna, że dojdziecie do porozumienia – powiedziałam z troską. Chyba właśnie zaczynałam się martwić o moją siostrę.
- A co z rodzicami? – zapytała patrząc na mnie ze strachem.
- Ich biorę na siebie. Myślę że dam radę im to wszystko wytłumaczyć, nie wszczynając przy tym awantury – odpowiedziałam i wyszłam zostawiając ją samą, aby mogła w spokoju przemyśleć to co jej powiedziałam.

___________________________________________
Rozdział jest. Jeśli ktoś jeszcze czyta, proszę zostawcie jakiś ślad bo nie wiem czy pisać dalej czy sobie odpuścić. Aneć 530176410 byłam pewna że podawałam ci ten numer. Na niego odpowiadam zawsze i wszędzie. Następny rozdział będzie, jak się wyrobie z nauką. Całuję Ada :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zbuntowana.com
Idol
Idol


Dołączył: 20 Sty 2013
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:54:20 10-09-13    Temat postu:

ROZDZIAŁ CUDOWNY!! Beth pogodziła się na razie tymczasowo ze swoją przyrodnią siostrą,która jej powiedziała dlaczego jej nienawidzi,ale przedtem zrobiła scenę jak rozkapryszona księżniczka.Simon pojawił się w pokoju Beth i zaczął znowu swoje gadać.Ugh nie lubię go.Ale gdzie podział się mój Rafael? Stęskniłam się za nim.Czekam na kolejny.I nie zaprzestawaj pisać tak cudownego opowiadania.Ja mam małą widownię ,a jednak dalej piszę nawet jeśli opowiadanie jest nudne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarna__1991
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 19 Sie 2013
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:56:35 06-10-13    Temat postu:

Hej! Właśnie przeczytałam Twoje opowiadanie jest super!!! Kiedy kolejne rozdziały? Nie mogę się już doczekać
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CzarnaLilia
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z chmurki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 6:46:53 12-03-14    Temat postu:

10.
Wróciłam do kuchni, gdzie zastałam całą rodzinę, tak jak ich zostawiłam pół godziny wcześniej.
- O kurczę, chyba ci się udało, skoro jeszcze żyjesz – powiedział Ian lustrując mnie wzrokiem, jakby szukał jakichś ran.
- Myślę, że wasza siostra chciałaby z wami porozmawiać – zwróciłam się do chłopaków, puszczając mimo uszu komentarz bruneta. Chłopcy pokiwali głowami, wstali i poszli na górę, przepychając się na schodach. Jak to faceci.
- Pewnie ucieszy was wiadomość, że ja i Catherine zawarłyśmy tymczasowy rozejm – odpowiedziałam siadając na moim miejscu przy stole.
- Co to znaczy tymczasowy? – zapytała Angel z niepokojem.
- To znaczy, że obie będziemy się starać, poznać siebie nawzajem a potem zobaczymy czy damy radę znosić swoją obecność czy nie – odpowiedziałam biorąc od ojca kubek gorącej kawy, którą dla nas przygotował. Upiłam łyk i wbiłam wzrok w stół.
- Ona ma do mnie żal – powiedziałam cicho. Nie mogłam pojąć jak w kimś tak młodym, mogło zgromadzić się tyle gniewu. To wszystko musiało gnębić ją przez dłuższy czas, a potem obróciła ten gniew przeciwko mnie.
- O co? – zapytał tata, ściskając lekko moją dłoń.
- Cath sądzi, że po moim przyjeździe przestaliście się nią interesować. Traktujecie mnie lepiej niż ją i to właśnie najbardziej ją wkurza. Mówiłam, że mój przyjazd tutaj to zły pomysł – powiedziałam patrząc na tatę i Angel.
- Kochanie, nikt cię nie obwinia za to, że Catherine tak się zachowuje. Wiemy jak jest ci ciężko w nowej szkole i nowym miejscu – powiedziała Angel z troską.
- Nie Angel, ja naprawdę wiele już przeszłam i wiem, że dam sobie radę, ale Cath jest jeszcze młoda. Jej psychika nie jest tak odporna jak moja. Minie jeszcze sporo czasu zanim zdąży nauczyć się jak maskować swoje emocje i zwalczać problemy. Teraz jest wręcz bezbronna, a my wszyscy jeszcze bardziej to zepsuliśmy, dając jej poczucie, że jest zepchnięta na drugi plan – nie wytrzymałam. Przez cały czas kiedy to mówiłam, patrzyłam w oczy ojcu i macosze.
Jeśli oni tego nie widzieli, to cieszyłam się, że to ja byłam tą osobą która ich uświadomiła.
- Na razie ja zrobiłam swoje, teraz zostawiam Cath przemyślenie tego wszystkiego. Jeśli dalej będzie mówić, że mnie nienawidzi, wrócę do ciotki do Nowego Jorku. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich – dodałam i wstałam od stołu. Wzięłam mój kubek i poszłam po schodach do mojego pokoju. Kiedy tam dotarłam, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na dywanie przy łóżku. Lucyfer wyszedł ze swojej kryjówki i wspiął mi się na kolana, gdzie zwinął się w kłębek i zasnął. Ech… ten to wie jak pocieszyć człowieka. Podrapałam kota za uszami i zaczęłam głaskać jego miękkie futerko.
- Jeśli Cath nie zmieni swojego zdania, będę musiała zostawić Rafe i wrócić do domu – powiedziałam do siebie. Nie wiedziałam dlaczego coś ścisnęło mnie w sercu gdy powiedziałam te słowa. Przecież to niemożliwe, abym uzależniła się od Rafaela. Widmowe ramiona oplotły moją talię.
- Czemu jesteś smutna, mariposa? – szept Rafaela przyprawił mnie o gęsia skórkę.
- Co tam słychać u Simona? – zapytałam ignorując jego pytanie.
- Układa plan jak zemścić się na Caroline. Dlaczego jesteś smutna? – odpowiedział ponawiając pytanie.
- Wydaje ci się – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Mam do ciebie romans, mariposa – powiedział z lekkim uśmiechem.
- No to słucham, co mogę dla ciebie zrobić? – zapytałam patrząc na niego z ciekawością.
- Najpierw to – powiedział i pocałował mnie, wpijając się w moje wargi. Tylko Rafe potrafił całować z taką pasją, że aż kobiecie zaczyna kręcić się w głowie. Kiedy mnie puścił, zastanawiałam się jak mam na imię.
- A teraz chcę żebyś coś mi obiecała – powiedział ujmując moją twarz w dłonie
- A co? – zapytałam mrugając, aby odpędzić resztę otumanienia po jego pocałunku.
- Obiecaj mi, że cokolwiek się stanie, będziesz uważać i nie pozwolisz Simonowi na to co planuje – powiedział poważnym tonem.
- To mogę ci obiecać nawet bez tych całych cyrków z całowaniem i stanowczą miną – odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- Obiecaj mi, mariposa – powiedział puszczając mimo uszu moją wypowiedź.
- Okej, okej. Obiecuję. Możesz mnie już puścić? – skapitulowałam. Nie było sensu się kłócić. Nie z nim. Kiedy jego ramiona uwolniły mnie spod swojego uścisku, zdjęłam kota z kolan, położyłam go na łóżku i wstałam.
- Słyszałem, że miałaś dziś niemiły incydent ze swoją siostrą – powiedział zmieniając temat.
- Powinnam zapytać skąd to wiesz? – zapytałam nie odwracając się
- Nie, lepiej nie. Jeśli chcesz, mogę pójść do jej pokoju i trochę ją postraszyć. Już dawno tego nie robiłem – powiedział z uśmiechem.
- Ani mi się waż jej straszyć. Jeśli to zrobisz, obiecuję ci, że przestanę zwracać uwagę na to czy jesteś szkodliwy czy nie i wyślę cię tam gdzie powinieneś trafić za pierwszym razem – powiedziałam groźnie
- Hej w porządku, tak tylko mówiłem… – zawołał unosząc ręce do góry w akcie kapitulacji.
- To było pierwsze oficjalne ostrzeżenie, jeszcze jedno i cię odsyłam. Rozumiesz? – powiedziałam patrząc mu w oczy z rezerwą.
- Rozumiem, mariposa i przepraszam. Nie powinienem był tego proponować – odpowiedział spokojnie. Machnęłam tylko ręką i odwróciłam się do niego plecami. Dlaczego było mi tak cholernie ciężko? Przymknęłam oczy, odpędzając od siebie łzy. Nie mogę pokazać, że jestem słaba… Bo ja nigdy nie jestem słaba! Dam sobie radę! Zacisnęłam zęby i otworzyłam okno. Delikatny wiaterek wdarł się do mojego pokoju, przynosząc ze sobą cudowny zapach morza.
- Wybacz Rafe, ale potrzebuję teraz samotności. Muszę przemyśleć sobie parę rzeczy – powiedziałam do chłopaka, który patrzył na mnie z troską. Wyminęłam go i wyszłam z pokoju. Nie zatrzymując się nawet na chwilę, wyszłam z domu i poszłam na plażę. Spacerowałam brzegiem, dopóki mój dom nie zniknął mi zupełnie z oczu. Wtedy usiadłam na piasku i spojrzałam na horyzont. Do zachodu słońca miałam jeszcze całe półtorej godziny. Przymknęłam oczy, ciesząc się z szumu fal i morskiej bryzy, która owiewała moją twarz.
- Elizabeth… - usłyszałam szept wiatru. Ale chwila moment. Dlaczego wiatr miałby szeptać moje imię?
- Elizabeth… - znów usłyszałam moje imię. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nikogo nie było w pobliżu. A przynajmniej nikogo żywego, ani nieżywego. Co jest grane?
- Elizabeth… - moje imię padło po raz trzeci.
- Tak, tak właśnie mam na imię. Nie musisz mi tego uświadamiać, bo ja to doskonale wiem – odpowiedziałam nieco niegrzecznie. Rozejrzałam się jeszcze raz, ale dalej nic niepokojącego nie widziałam.
- Elizabeth… moja śliczna – ten głos… tak bardzo za nim tęskniłam.
- Mamo… mamusiu – wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła łza.
- Nie płacz córeczko, jestem tu – na moim policzku poczułam dotyk jej widmowej dłoni, ocierający łzę.
- Dlaczego nie było cię tak długo? – zapytałam patrząc na mamę, która pojawiła się przede mną.
- Nie czas na to. Muszę powiedzieć ci o ostrzeżeniu, które dostałaś – odpowiedziała szybko.
- Jakim ostrzeżeniu? – zdziwiłam się.
- Zawarłaś układ z duchem, pozwoliłaś mu, aby skrzywdził człowieka – odpowiedziała. Aaa… o to się rozchodzi.
- Nie będę się z tego tłumaczyć, wiem co robię. Możesz powiedzieć tym tam w górze, że ich tyłki są bezpieczne. Znam się na swojej robocie – odpowiedziałam, przechodząc na oficjalny ton.
- Masz bardzo mało czasu… - zaczęła
- Wiem o tym i to nie od dzisiaj. Kłopoty to moja specjalność – przerwałam jej. Kiedy posłała mi jedno z tych swoich ostrych spojrzeń, roześmiałam się.
- To nie jest śmieszne Elizabeth – powiedziała oburzona.
- Owszem jest. Kocham Cię mamo, ale poradzę sobie z tym wszystkim sama, mam już nawet plan – powiedziałam wstając ze swojego miejsca.
Mama, pokręciła głową i pogłaskała mnie po policzku, a potem, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć… zniknęła.
- A więc mam ostrzeżenie tak? – zapytałam patrząc w niebo.
- Chociaż nie chodzę do kościoła, to na wszelki wypadek powstrzymam się i nie powiem wam gdzie możecie wsadzić sobie to ostrzeżenie – dodałam i ruszyłam w kierunku domu. Z jednej strony cieszyłam się, bo spotkałam mamę, z drugiej jednak strony miałam tak wiele pytań. Co do cholery oznaczają moje sny? Dlaczego tak mocno przywiązałam się do Rafaela? Czy Cath zrozumie to co powinna? Czy będę musiała się pakować i wracać do Nowego Jorku? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi…
***

Do domu wróciłam chwilę po zachodzie słońca. Tak dawno go nie oglądałam, że wręcz nie mogłam przepuścić takiej okazji, zwłaszcza, że mieszkałam teraz nad morzem. Wrócił mi dobry humor. Na schodach przed drzwiami do domu znalazłam skuloną Cath.
- Hej, co się stało? – zapytałam podchodząc bliżej. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mnie załzawionymi oczyma, po czym podniosła się i mocno się do mnie przytuliła. Objęłam ją, lekko zaskoczona. Poczułam jak jej słone łzy moczą moją bluzkę. Pogłaskałam ją po włosach, tak jak kiedyś robiła to moja mama, pozwalając jej się wypłakać w spokoju.
- Przepraszam – powiedziała cicho, wycierając łzy.
- Nie masz za co przepraszać, powiedz mi lepiej co się stało? – powiedziałam patrząc na nią z troską. Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie.
- Obiecuję, że nikomu nie powiem – powiedziałam kładąc rękę na sercu.
- No dobrze – odpowiedziała i wzięła wdech, próbując znowu się nie rozpłakać.
- Parę tygodni temu poznałam kogoś… Ma na imię Jack i jest ode mnie starszy o parę lat. Wpadliśmy na siebie, przez przypadek w sklepie z płytami i zaczęliśmy rozmawiać. Mamy podobne zainteresowania. Miło mi się z nim gadało więc dałam mu mój numer no i od jakiegoś czasu się ze sobą kontaktujemy. Ostatnio nawet się ze mną umówił i … - Cath przerwała i zaczęła szlochać.
- Namówił mnie abym… no wiesz… - powiedziała łamiącym się głosem i znów się do mnie przytuliła. Objęłam ją mocno.
- I ja głupia zgodziłam się, mówił, że mnie kocha, że będziemy razem. Bałam się, ale on był taki delikatny… A potem po wszystkim zmienił się całkowicie. Przestał być miły i czuły. Ostatni raz spotkałam się z nim wczoraj i było w porządku, a dzisiaj po naszej rozmowie, on do mnie zadzwonił i powiedział, że to koniec. Powiedział, że świetnie się bawił, ale już dosyć bo zaczęłam go nudzić – skończyła Cath i rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Ćśś… nie płacz, nie warto przez takiego dupka – powiedziałam głaszcząc ją po głowie, myśląc jednocześnie co zrobię, jak dobiorę się do tego chłoptasia.
- Boję się powiedzieć o tym mamie, bo zacznie mnie obwiniać o wszystko, a tego nie chcę – powiedziała cicho.
- Nie martw się, ja to załatwię – powiedziałam, odgarniając jej zabłąkany kosmyk za ucho.
- Jak? – zapytała z nieskrywaną ciekawością.
- A zobaczysz i wiesz… tak się zastanawiam czy nie chciałabyś pójść jutro ze mną i Mirandą na zakupy do galerii? – zapytałam z uśmiechem.
- Zakupy… no pewnie! – Cath zupełnie zapomniała o swoim zmartwieniu. Pokiwałam głową.
- A więc jutro, jak tylko wrócimy ze szkoły, bierzemy Iana i jedziemy, a teraz chodź, zaczyna robić się chłodno – powiedziałam pomagając jej wstać. Weszłyśmy do domu i skierowałyśmy się do salonu, gdzie dało się słyszeć śmiech reszty domowników.
- A co tu tak wesoło? - zapytałam patrząc na tatę i Angel.
- Daniel dostał pracę, ma zamiar zarobić na studia – powiedziała z dumą Angel.
- No to świetnie, a gdzie jest Miranda? – zapytałam rozglądając się po salonie.
- Jest z Ianem w jego pokoju – odpowiedział Nate. A to w porządku… Chwila moment, z Ianem?!
- Ja was na moment zostawię – powiedziałam i poszłam na górę. Zatrzymałam się przed drzwiami pokoju bruneta i już miałam zamiar zapukać, kiedy usłyszałam ich śmiech. Przygryzłam wargę i pobiegłam do siebie.
- Coś się stało, mariposa? – Rafael objął mnie ramieniem, gdy usiadłam na łóżku.
- Tak, Miranda jest sam na sam z Ianem w jego pokoju – powiedziałam skubiąc wargę.
- Słuchają razem muzyki i gadają o książkach – powiedział, przytulając mnie mocniej.
- Skąd wiesz? – zapytałam zdziwiona.
- Byłem tam dosłownie przed chwilą i przyglądałem się im – odpowiedział, uśmiechając się szelmowsko.
- Wszystkich tak podglądasz? – zapytałam podejrzliwie
- Mam mnóstwo wolnego czasu i muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie, inaczej byłoby nudno – odpowiedział uśmiechając się szeroko. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego karcąco.
- No co? – zapytał rozbawiony.
- No nic, podglądaczu – odpowiedziałam i pacnęłam go w nos.
- Ej – zaprotestował i zaczął mnie łaskotać.
- O nie, nie, nie. Ręce z daleka! – zawołałam próbując mu uciec. Nic z tego, Rafe był zbyt silny, a ja zbyt dobrze się bawiłam. W pewnym momencie chłopak przestał mnie łaskotać i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.
- Wiesz, że jesteś śliczna? – zapytał tym swoim niesamowicie męskim głosem. Po całym ciele przeszedł mnie dreszcz.
- Ooo… jak słodko – przy oknie pojawił się Simon, szczerząc się szyderczo.
- Zaczynasz mnie już wkurzać. I zastanawiam się czy najpierw cię trochę nie poobijać, zanim cię odeślę – powiedziałam podnosząc się z łóżka.
- Nic mi nie możesz zrobić, więc siedź cicho mała – odpowiedział chłopak
- A chcesz się przekonać? Będę bardziej niż szczęśliwa, uświadamiając ci jaka jest prawda – odpowiedziałam zaciskając dłonie w pięści.
- Hej Beth, nawet nie wiesz… - w tym momencie drzwi do mojego pokoju otworzyły się i do środka weszła Miranda, a za nią Ian. Dziewczyna urwała w połowie zdania, widząc dwa duchy, które nawiasem mówiąc wyglądały na lekko zdziwione.
- Czego nie wiem? – zapytałam kierując mój wzrok na przyjaciółkę.
- Czy oni zawsze się tu pojawiają? – zapytała, zanim zdążyła zauważyć, że nie jesteśmy w pokoju same.
- Kto? – zapytał zaciekawiony Ian, rozglądając się po moim pokoju.
No to jestem w bagnie. I jak ja mam to teraz wytłumaczyć? Jasne, najlepsza byłaby prawda, ale nie powiem mu przecież :” Ian, prawda jest taka, że w tym pomieszczeniu, oprócz nas jest jeszcze dwóch martwych gości. Jednego być może znasz, chodził do naszej szkoły, a ten drugi siedzi tu od wojny secesyjnej i twoja mama kupiła go razem z całym domem. Niestety nie możesz ich zobaczyć bo nie jesteś kompletnym świrem jak ja „ Nie, nie ma mowy.

___________________________________
A więc, jest rozdział. Nie sprawdzałam go dokładnie więc za wszystkie możliwe literówki bardzo przepraszam. Nic nie obiecuję, ale być może jeszcze dzisiaj będzie następny rozdział ( jeśli internet nie odmówi współpracy). Postanowiłam kontynuować to opowiadanie i postawiłam sobie za cel aby je skończyć. Ale z jakim skutkiem, tego nie wiem. Pozdrawiam serdecznie, CzarnaLilia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin