Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:56:31 24-04-08    Temat postu:

świetny odcinek czyżby Carlos mógł odzyskac czucie w nogach? Wspanialeby było
Biedna Andrea martwi się o Carlosa
A Juan nie chce by o nim pami.etała, ale nie dziwię mu się jest zdania. że on poprostu chce zranic jego siostrę
pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:13:15 25-04-08    Temat postu:

Szczerze powiedziawszy to nie wyrabiam się z czytaniem tego... Ale wklejaj odcinków, ile chcesz, najwyżej skończę to, gdy będzie w zakończonych telenowelach, bo to bardzo fajna telka jest;]

Zaintrygowałaś mnie tym, że Andrea się zmieni. Już nie mogę się doczekać Widzę, że Carlos może odzyskać władzę w nogach...Jakoś nie mogę w to uwierzyć, ale z całego serca mu tego życzę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:26:23 25-04-08    Temat postu:

Odcinek jak zwykle świetny.
Czyżby Carlos mógł znów stanąć na nogi??
Bardzo bym chciała...
Oby tak się stało.
Ciekawe co by wtedy zrobiła spółka V&F&S, to byłby pewnie dla nich szok.
I ciekawe czy Juan pomoże Andrei, sądze że nie...
Alw wszystko sie może zdarzyć.
Czekam na newika.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marlienkaa
Idol
Idol


Dołączył: 21 Sie 2007
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: housik

PostWysłany: 10:33:33 26-04-08    Temat postu:

świetny odcinek. Ale ten Gregorio podły. A Andrea jednak martwi się o Carlosa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:27:30 26-04-08    Temat postu:

Przepraszam za brak odcinka, nie wyrabiam z czasem. A Ty, Bloody, nie martw sie, najwyzej faktycznie pozniej doczytasz . Dziekuje za wszystkie komentarze i przypominam, ze u mnie wszystko jest mozliwe...nawet zle zakonczenie .

----------------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 15

Juan przeczesał ręką włosy. Nie potrafił oprzeć się błaganiom siostry, wiedział, że zaraz ulegnie, ale starał się jeszcze ją przekonać:

- Miałaś o nim zapomnieć. A jeśli odkryją, skąd dzwoniliśmy?

- Zrób to z budki na rogu. Braciszku, proszę, nie odmawiaj mi. Ja...

- Tak bardzo go kochasz? Mimo tego, jak cię potraktował, chcesz mu pomóc?

- Owszem, Juanie - szepnęła. - Carlos Santa Maria zostanie w moim sercu na zawsze. Tak, wiem, miałam o nim zapomnieć, ale wspomnienie chwil z nim spędzonych zachowam nawet będąc już daleko.

- Kilka dni. Kilka dni, a ty oddałaś mu całą duszę. Co on ma w sobie, Andreo?

- Dobroć w oczach. Ciepłe dłonie, uśmiech topiący lód, smutek w spojrzeniu, który chcesz uleczyć, sprawić, by przemienił się w radość...

- Andreo! - głos brata przywrócił jej łączność ze światem. - To nie najlepsza droga do wyleczenia się z miłości do niego! Daj mi ten numer, zadzwonię, ale to wszystko, co łączy nas z tym człowiekiem, dobrze?

- Dobrze, braciszku - czar nadal nie prysnął do końca, obraz Carlosa wciąż stał jej przed oczami.

Parę minut później Juan, czując się conajmniej idiotycznie, wybierał numer do rezydencji Santa Maria.

- Hm, dzień dobry, tu mecenas Antonio Redondo. Czy mogę mówić z panem Carlosem Santa Maria? - usiłował mówić grubszym głosem, niż miał w rzeczywistości.

Miał to nieszczęście, że odebrała Viviana, która dobrze pamiętała, iż jej mąż ma się dziś spotkać z adwokatem. Miał to być co prawda mecenas Oreiros, ale być może o czymś nie wiedziała. Stanowisko mecenasa było pierwszym, jakie przyszło Juanowi do głowy, nie miał pojęcia, jakiego złego dokonał wyboru.

- Mecenas Redondo? - usłyszał zdziwienie w tonie żony Santa Marii. - O ile wiem, to nie z panem...Ale nieważne. Mój mąż nie może w tej chwili odebrać telefonu. Czy coś mu przekazać?

- To sprawa...hm, osobista. Kiedy będzie można się z nim skontaktować? A może jednak można prosić, by...- plątał się brat Andrei.

- Już mówiłam, to niemożliwe. A właściwie z jakiej kancelarii pan dzwoni? W Acapulco nie ma kancelarii z nazwiskiem Redondo, o ile mi wiadomo.

- Jesteśmy nową kancelarią i pan Santa Maria właśnie zaczął korzystać z naszych usług. Muszę z nim ustalić pewne szczegóły.

- Przekażę mu, że pan dzwonił. Proszę podać numer zwrotny.

Juan błyskawicznie odłożył słuchawkę, bo i żadnego numeru podać nie mógł. Miał nadzieję, że kobieta uzna, iż coś przerwało połączenie.

- Antonio Redondo, Antonio Redondo...- powtarzała Viviana głośno. - Skąd ja znam ten głos? Mówił tak jakoś nieskładnie, jakby wcale nie był adwokatem. Kto to mógł być?

Niezadowolony z siebie brat Andrei wracał do posiadłości Monteverde. Już od wejścia było po nim widać, że niczego nie załatwił.

- Wybacz mi, siostro. Trafiłem na jego żonę i nie mogłem z nim rozmawiać. Nie każ mi dzwonić tam drugi raz, bo mam wrażenie, że prawie mnie rozpoznali.

- Ale jak inaczej ostrzeżemy Carlosa? Jest tam sam, zdany na łaskę i niełaskę zbrodniarzy! Jeśli mam rację, mogą go zabić w każdej chwili!

Sonya była w siódmym niebie. Pocałunki Julia był takie słodkie! Siedzieli teraz przytuleni w jej pokoju - Viviana nie miała nic przeciwko odwiedzinom chłopca w jej domu, uważała go za porządnego człowieka - i rozmawiali o wspólnej przyszłości.

- Julio?

- Tak, najdroższa? - piwne oczy chłopca znajdowały się nad głową Sonyi, bo ta tuliła mu się do piersi i nie widziała wyrazu jego twarzy.

- Zdradzę ci pewną tajemnicę. Jestem bogata, o tym wiesz, ale nie wiesz jednego - ten kaleka, mąż mojej matki, wcale nie jest moim ojcem. I bardzo się z tego cieszę!

- Nie jest twoim ojcem? W takim razie kto nim jest? - Julio widział Carlosa tylko na zdjęciu, jakie przez przypadek kiedyś zobaczył w koszu - Sonya dokładnie je przedtem potargała.

- Gregorio Monteverde. To wspaniały człowiek, pomógł mojej mamie, kiedy ta była najbardziej smutna, bo Carlos w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Powiedział mi o tym niedawno i prosił, bym utrzymała wszystko w tajemnicy, wiedzą tylko mama, on, wujek Felipe i ja. Dzięki temu odziedziczę oba majątki - kaleki i tatusia Gregoria.

- Będziesz wtedy multimilionerką. Tylko musisz poczekać, aż Santa Maria umrze, bo jeśli dobrze rozumiem, to Monteverde śmierci nie życzysz.

- Dobrze rozumiesz, kochanie. Ale nie sądzę, bym musiała długo czekać na to pierwsze. Widzisz, ten nieudacznik Santa Maria nie wie, że za kilkanaście dni...

Julio nie był głupi. Domyślał się, co czuje jego dziewczyna do właściciela domu. Jeżeli ona odziedziczy choć jedną fortunę, a on się z nią ożeni...Do tej pory traktował ich romans jako lekką znajomość i wiedział, że ona też, ale skoro tak się wspaniale rysuje ich przyszłość, to czemu nie korzystać z życia?

- Sonyu...Może...może pomóc ci w spełnieniu marzeń? Wiesz, może mógłbym się do czegoś przydać?

- Możliwe, Julio, możliwe. Jak tylko się przydasz, dam ci znać - oboje świetnie się rozumieli, nawet nie kończąc zdań. Chłopak nie zawahałby się w czynnej pomocy skrócenia ziemskich mąk Carlosa Santa Marii, jeśli miałby z tego jakieś korzyści.

Carlos Santa Maria oczekiwał na porę przybycia mecenasa Oreirosa i trzymał na kolanach nowy, czysty notes, o jaki poprosił brata. Ten uznał to za niegroźny kaprys i przyniósł go Carlosowi. Mimo wszystko chciał wrócić do pisania, zamierzał stworzyć coś nowego, nie romans, jak wcześniej zaczął, ale coś innego, coś bardziej odpowiadającego jego obecnemu nastrojowi. Otworzył zeszyt i zamyślił się nad pierwszymi słowami. Nie do końca jeszcze pewien, jaki powinien być początek, napisał parę słów i po chwili spojrzał na kartkę.

- Boże drogi...- wyrwało mu się. Te parę słów okazało się wstępem do listu. Do listu, którego adresatem miała być Andrea Orta...Zdążył nawet napisać:

"Nie wiem, kiedy to się stało.
Nie wiem, kiedy przyniosłaś słońce.
Czy wtedy, kiedy mnie dotknęłaś?
Czy też przy pierwszym uśmiechu?
Czy w twych słowach, albo w szepcie,
w spojrzeniu czystym, jak niebo nocą bez gwiazd?"

- Boże - powtórzył. - Co ja piszę? Przecież powiedziała, że mnie nie kocha, ja kocham Vivianę, a Andrei już nigdy nie zobaczę. Nigdy nie zobaczę - nagły smutek ścisnął jego serce. - Czemu tak tęsknię? Tyle złych słów, tyle nienawiści, a ja dla niej piszę wiersze! Dla Viviany nigdy nie napisałem nic takiego! Nigdy też nie rozmawiałem z nią tak, jak z Andreą. Viviana nigdy nie zabrała mnie do ogrodu po wypadku, Viviana...Viviana namawiała mnie, żebym zrezygnował z ćwiczeń nóg po potrąceniu mnie przez samochód, bo i tak nic z tego nie będzie i jeszcze się rozczaruję! A gdybym...a gdybym wtedy jej nie posłuchał i jednak ćwiczył, to czy...czy wtedy... - te słowa nie chciały mu przejść przez gardło, ale umysł podsuwał pewne podejrzenie: "Czy gdybym wtedy nie posłuchał swojej żony, to dziś bym chodził?".

Skupił się, tak mocno się skupił, jak jeszcze nigdy w życiu. Całą siłę woli przesłał do stóp. Oddałby część życia za choćby delikatne poruszenie palcem, ale one nawet nie drgnęły. Ani o milimetr, ani na sekundę. Próbował tak kilka minut, lecz na próżno.

Doktor Bolivares! On wspominał coś o operacji, o podjęciu leczenia, o szansie - minimalnej, ale zawsze szansie! - na powrót do zdrowia. Powiedział też, że może to być bardzo niebezpieczne, Santa Maria spędził dwa lata praktycznie w zamknięciu i miał bardzo osłabiony organizm, ale Carlos był gotów spróbować za wszelką cenę. Nawet, gdyby miał umrzeć na drugi dzień po tym, jak postawiłby pierwszy krok! A jeśli uda mu się zwalczyć kalectwo, to może wtedy zawalczy też o własne szczęście. I nie będzie w jego życiu miejsca dla Viviany!

Przeraził się tej myśli. Przecież przed chwilą sam sądził, że ją kocha. Sam tłumaczył sobie, że chce być ze swoją żoną, a za Andreą tęskni jak za dobrą przyjaciółką. Czemu więc Andrea jest ciągle obecna w jego myślach?

Felipe wcale nie zmartwił się tajemniczym telefonem od nieznajomego.

- Viviano, kochanie, kimkolwiek on był, to niczego nie zmienia. Dziś załatwimy sprawę wizyty mecenasa Oreirosa, a za kilka dni mój braciszek będzie leżał w trumnie z bardzo uduchowioną miną. A wszystko dzięki temu - pokazał jej małą buteleczkę. - Już dziś zanieś mu jedzenie. Pamiętaj dobrze je doprawić, skarbie.

Schowała ją głęboko, a potem poszła do kuchni. Pod byle pozorem wyprosiła pomoce kuchenne i kucharkę, a sama przygotowała sok dla męża. Dwie krople - tyle polecił jej Felipe. Krople wpadły do soku, zostały dobrze zmieszane z napojem i zaniesione w rękach żony do pokoju Carlosa. Zapukała do środka, mają przy sobie szklankę z sokiem i pierwszymi krokami do triumfu.

Koniec odcinka 15


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 13:27:46 26-04-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:03:01 26-04-08    Temat postu:

Odcinek jak zwykle super!
Szkoda że Juanowi nie udało się pogadać z Carlosem.
Końcówka świetna ale i smutna....
Mam nadzieję że Carlos nie zje tego posiłku, oby.
Czekam na new.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:51:52 27-04-08    Temat postu:

Bardzo żałuję, że nie mam czasu na dłuższy komentarz, ale cieszę się, że wróciłaś do pisania telenoweli, bo po ADC miałam niedosyt. To jest dopiero rasowy tasiemiec, który z chęcią obejrzałabym w TV. Nie jest banalny, a to mi się bardzo podoba. Ambitna produkcja, którą skomentuję przy kolejnej okazji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:28:13 28-04-08    Temat postu:

Paulka, zaraz sie dowiesz, ale...oj, bedzie tragicznie.

monioula, wyszedl Ci z tego prawdziwie "gazetowy" komentarz . Czuje sie, jakbym czytala bardzo pochlebna recenzje w gazecie (na ktore to pochwaly i tak nie zasluguje ).

------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 16

Felipe w międzyczasie rozmawiał z mecenasem Oreirosem przez telefon.

- Tak, zgadza się, mój brat nie czuje się dziś najlepiej i prosił o przekazanie informacji, że nie może się z panem spotkać. Tak, da znać, kiedy będzie mógł. Tak, dziękuję za zrozumienie, do widzenia.

Odwrócił się do Viviany, która właśnie wróciła z pokoju męża.

- I co, wypił soczek?

- Patrzył na mnie podejrzliwie, ale był tak pochłonięty pisaniem kolejnego idiotycznego dzieła, że nie zaprotestował i wypił. Kiedy to zacznie działać?

- Powoli - uśmiechnął się Felipe. - Być może pierwsze skutki będą już dzisiaj, ale nie możemy się spieszyć. Odwołałem wizytę Oreirosa.

- Jesteś kochany, wiesz? - w podzięce otrzymał namiętny pocałunek.

- Wiem. Wiesz co? Chodźmy do twojej sypialni...

Za chwilę tonęli w objęciach, marząc później razem w jednym łóżku o podziale majątku, jak już niedługo nastąpi.

Raul Monteverde nie uprzedził nikogo o swoim powrocie. Chciał zrobić ojcu niespodziankę, nie widzieli się parę miesięcy, nadzorował budowę kolejnego hotelu z sieci należącej do ojca. Hotele były jednym z przedsiębiorstw, jakim zarządzał Gregorio. Jego syn poprawił właśnie ubranie i zapukał do drzwi rezydencji Monteverde.

- Pan Raul! - ucieszyła się służąca, Juanita. - Zaraz zawiadomię pana Gregorio.

Starszy Monteverde uścisnął syna na powitanie i nakazał przynieść mu kawę i przygotować mu pokój.

- Witaj w domu! Jak sprawa z budową?

- Wszystko dobrze, ojcze - wysoki blondyn o niebieskich oczach i burzy włosów nad czołem uśmiechnął się szeroko. - Już niedługo powstanie nowy hotel.

- Cieszę się. Ochrzczę go twoim imieniem.

- Lepiej nie, tato. Jakby to brzmiało: "Gdzie śpisz dzisiaj? W "Raulu".

Roześmieli się obaj. Gregorio kochał syna, dobrze się rozumieli.

Omawiali jeszcze przez chwilę sprawy służbowe, aż wreszcie starszy z nich powiedział:

- Ostatnio zatrudniłem rodzeństwo, Juana i Andreę. On jest szoferem, ona pokojówką. Wiąże się z nią ciekawa historia, związana też z Carlosem Santa Maria. Posłuchaj...

Raul nie dowiedział się tylko o uczuciu Andrei do Carlosa i o ostatniej jej u niego wizycie, bo jego ojciec po prostu o tym nie wiedział, dziewczyna miała wtedy wolne. Oraz, oczywiście, o telefonie Juana do rezydencji.

- Widzę, że twój odwieczny wróg znowu kogoś skrzywdził. Biedna dziewczyna. Jak sobie teraz radzi?

- Całkiem dobrze. Pracuje też nieźle, nie żałuję, że ją przyjąłem. Brat się nią opiekuje. O, właśnie idzie Andrea - Gregorio przedstawił ją synowi.

- Witaj - Raul nie zdołał ukryć wrażenia, jakie na nim wywarła. - Ojciec opowiedział mi twoją historię. Cieszę się, że otrząsnęłaś się po pracy w tamtym domu.

- Tak, proszę pana - odparła dziewczyna. - Pański pokój już jest gotowy.

- Dziękuję, zaraz się tam udam - odrzekł Raul. - Możesz odejść - dodał po chwili.

Chwila ta jednak trwała na tyle długo, że Gregorio Monteverde zmarszczył brwi. O czym myślał jego syn przez te kilka sekund? Irytowałby się zapewne jeszcze bardziej, gdyby poznał słowa syna, kiedy ten odpoczywał już w swoim łóżku. Raul bowiem powiedział sam do siebie:

- Jesteś piękna, Andreo. Tak piękna, że aż dech zapiera. Gdybyś tylko nie pochodziła z tak biednej rodziny...

Pora wizyty mecenasa Oreirosa już dawno minęła, Carlos zaczynał się niecierpliwić. Gdyby tu nadal była Andrea, mógłby ją poprosić o telefon i...Znowu! Znowu o niej myśli! Powinien z tym skończyć!

Westchnął głęboko. Przecież nie będzie krzyczał na cały dom! Zaczeka, aż ktoś przyjdzie i wtedy każe sobie podać aparat. Może zajrzy ktoś ze służby, albo ktoś z jego rodziny, żeby...

Chwileczkę. Zamrugał oczami, obraz przedstawiający jakiś nadmorski krajobraz wydawał mu się nieco krzywy. Zawsze wisiał prosto, może teraz z jakichś powodów się przekrzywił, razem z telefonem będzie musiał poprosić też o poprawienie obrazu. Ale zaraz...Może naprawdę się przekrzywił, ale przecież nigdy nie był tak niewyraźny! Jakby zamazany, za jakąś dziwną mgłą. Co się działo z jego oczami? Akurat wzrok miał sokoli, nigdy nie miał z nim żadnych problemów. Dlaczego więc dzisiaj...Może to z osłabienia, ciało przyzwyczaiło się do świeżego powietrza i teraz, gdy znów więcej czasu spędzał w domu...

Zrobiło się jakoś ciemniej i jakby chłodniej. Na łóżku leżał koc, używał go do przykrywania się przed snem, ale teraz bardzo by mu się przydał. Spróbował po niego sięgnąć, ale siedział za daleko. Brakowało zaledwie kilku centymetrów. Carlosowi było coraz zimniej, jakby sama śmierć go obejmowała i zabierała do swego królestwa. Postanowił jednak się bardziej wysunąć i złapać przykrycie, inaczej zamarznie tu całkowicie. A może to ogrzewanie się zepsuło?

W głowie kręciło mu się coraz bardziej. Prawie już nic nie widział, ale ostatkiem sił próbował popchnąć koła, by podjechać bliżej łóżka. Na próżno, czuł, jak nieubłaganie uchodzi z niego cała energia. Po raz ostatni wychylił się po koc, jednocześnie przez ułamek sekundy przeszło mu przez mózg, czy nie wezwać pomocy, bo czuł się naprawdę źle. Nie zdążył jednak podjąć tej decyzji. Trucizna zaczęła działać z całą mocą i w momencie, gdy prawie już dotknął palcami przykrycia, prawie równocześnie stracił przytomność. Ponieważ był przechylony w stronę łóżka, bezwładne ciało nie zdołało utrzymać równowagi i Carlos Santa Maria upadł nieprzytomny u stóp wózka.

W tej samej chwili Andrea poczuła, jak przenika ją jakiś dziwny chłód. Rozejrzała się, ale wszystkie okna były zamknięte. Przygotowywała właśnie herbatę dla młodszego pana Monteverde i trzymała w dłoni szklankę. Na szczęście pustą, bo kiedy dziewczynę ogarnął chłód, z zaskoczenia i przerażenia upuściła ją z brzękiem na stół. Filiżanka nie rozbiła się, zadzwoniła tylko ponuro, jakby wieszcząc tragedię.

- Carlos...- wyrwało się Andrei. - Carlosie, ukochany, mam nadzieję, że nic ci się nie stało.

Przeczyło temu przeczucie, jakie nagle ją ogarnęło. Przeczucie złe, tragiczne. Przeczucie, że Carlos Santa Maria nie żyje.

- Felipe? - odezwała się nagle Viviana, budząc śpiącego u jej boku szwagra. - Słyszałeś coś? Mam wrażenie, że coś upadło w pokoju Carlosa.

- Pewnie zeszyt mu spadł. Nie zamierzam go podnosić - Felipe był trochę zły, że go obudziła, ale spojrzał na nią, przypomniał sobie, co robili przed snem i humor mu się poprawił. - Daj spokój, później sprawdzimy. Pamiętaj też o zaniesieniu mu kolejnej porcji kropli w jakimś pokarmie.

- Felipe... - coś jej się przypomniało. - Jesteś pewien, że tego nie da się wykryć po czyjejś śmierci?

- Oczywiście, że nie. Czym się martwisz? Wlewaj mu po dwie krople i wszystko będzie dobrze. Umrze za kilka dni i...

- Dwie krople...Mam wrażenie, że kiedy je dodawałam do soku, drżała mi ręka. Boję się wykrycia, Felipe. Wydaję mi się, że przez przypadek dałam mu tych kropel dużo, dużo więcej.

Szwagier podniósł się natychmiast i oparł na łokciu.

- Dużo więcej? To znaczy ile?

- Nie wiem. Dziesięć? Dwadzieścia? Naprawdę nie wiem. Co się może stać, jeżeli mam rację?

- Jeśli masz rację, Viviano...- Felipe zawiesił głos. - Jeśli masz rację, to nie wiem, czy przy takim stężeniu trucizny nic nie wykryją, miejmy nadzieję, że nie. Ale jedno jest pewne - jeśli się nie mylisz, jeśli wlałaś mu chociaż dziesięć kropel, to...właśnie zostałaś wdową, Viviano Santa Maria.

Koniec odcinka 16
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:11:07 29-04-08    Temat postu:

Erm...Ja sie bron Boze nie domagam komentarzy . Ale ciekawia mnie Wasze opinie .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:59:47 29-04-08    Temat postu:

Przepraszam ze dopiero teraz komentuje ale nie miałam wcześniej czasu.
Odcinek jak zwykle świetny!
Biedny Carlos...
On nie mógł umrzeć....
Mam nadzieję że nic mu się nie stanie...
Głupia Viviana i Filipe nienawidzę ich!!!!
Widać że Andrea kocha Carlosa, nawet poczuła gdy z nim działo sie coś nie tak.
Piękny opis gdy źle się czuł i prawie umierał...albo umarł...NIE!!!
Oby nie...
Czekam na new.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ginger88
King kong
King kong


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 2133
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:01:03 29-04-08    Temat postu:

He he Ja też ledwo nadążam z czytaniem... Sorki za mało komentarzy, ale choruję ostatnio na brak czasu...

W każdym razie właśnie nadrabiam zaległości i muszę Ci powiedzieć, że bardzo miło mi sie czyta Twoją telę! Piszesz fajnym stylem i takim "lekkim językiem" (jak mawiała kiedyś moja polonistka) jakby pisanie przychodziło Ci z wielką łatwością!

Podzielam zdanie innych czytelników i mam nadzieję, że Carlos kiedyś odzyska władzę w nogach! No i oczywiście zastanawia mnie do jakiego stopnia Andrea będzie potrafiła się zmienić... -oby nie stała się taka jak Viviana!
Zauważyłam, że Andrea wywiera ogromne wrażenie na wszystkich mężczyznach, których spotyka na swojej drodze - oby nie zawróciło jej to w głowie... Mam nadzieję, że nie da się wykorzystać żadnemu z nich...
Co do ostatniego odcinka - jestem pod wrażeniem i jednocześnie w dużym szoku! Co się stanie z Carlosem?! Czyżby Viviana przesadziła z trucizną...? Ależ Ty nas trzymasz w napięciu!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:10:12 29-04-08    Temat postu:

Paulka napisał:
Przepraszam ze dopiero teraz komentuje ale nie miałam wcześniej czasu.
Odcinek jak zwykle świetny!
Biedny Carlos...
On nie mógł umrzeć....
Mam nadzieję że nic mu się nie stanie...
Głupia Viviana i Filipe nienawidzę ich!!!!
Widać że Andrea kocha Carlosa, nawet poczuła gdy z nim działo sie coś nie tak.
Piękny opis gdy źle się czuł i prawie umierał...albo umarł...NIE!!!
Oby nie...
Czekam na new.


Nie ma za co! To ja przepraszam za moj poprzedni post, sama mam malutko czasu, a Was poganiam ;/, ale kto mnie przyzwyczail, ze komentuje kazdy odcinek? . Wredna jestem, wiem...Ale akurat cala rzecz sie rozkreca i bylam ciekawa, jak mi to wyszlo.

Czy Carlos Santa Maria nie mogl umrzec...Hm...Widze, ze go lubicie (ba, ja tez ...Ale jego los...a co ja bede mowic, same zobaczcie...

ginger88 napisał:
He he Ja też ledwo nadążam z czytaniem... Sorki za mało komentarzy, ale choruję ostatnio na brak czasu...

W każdym razie właśnie nadrabiam zaległości i muszę Ci powiedzieć, że bardzo miło mi sie czyta Twoją telę! Piszesz fajnym stylem i takim "lekkim językiem" (jak mawiała kiedyś moja polonistka) jakby pisanie przychodziło Ci z wielką łatwością!

Podzielam zdanie innych czytelników i mam nadzieję, że Carlos kiedyś odzyska władzę w nogach! No i oczywiście zastanawia mnie do jakiego stopnia Andrea będzie potrafiła się zmienić... -oby nie stała się taka jak Viviana!
Zauważyłam, że Andrea wywiera ogromne wrażenie na wszystkich mężczyznach, których spotyka na swojej drodze - oby nie zawróciło jej to w głowie... Mam nadzieję, że nie da się wykorzystać żadnemu z nich...
Co do ostatniego odcinka - jestem pod wrażeniem i jednocześnie w dużym szoku! Co się stanie z Carlosem?! Czyżby Viviana przesadziła z trucizną...? Ależ Ty nas trzymasz w napięciu!


Jeszcze raz przepraszam! Po prostu kocham, kocham pisac, a juz szczegolnie, jak pisze cos, co lubie, o czyms, co lubie (o kims, co lubie? EV i jakos same powstaja mi po 2-3 odcinki dziennie...Dziekuje Wam jeszcze raz, ze czytacie moja historie.

Czy odzyska, hm, na razie, to on o zycie walczy i V/F/S wcale nie maja zamiaru zrezygnowac z majatku. Pokaza jeszcze pazurki, oj pokaza.

Zauwazylas to z Andrea? . Najpierw Felipe, potem Carlos, Raul...To faktycznie moze sprowadzic na zla droge...Moze to ona bedzie u mnie czarnym charakterem? . Juz dala sie poznac mroczna strona jej duszy Carlosowi, kiedy mowil o swojej siotrze, pamietacie?

Zeby nie trzymac wiecej w napieciu - kolejny odcinek...

-------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 17

- Wdową? - przez jej twarz przemknął uśmiech. - W takim razie obym się nie myliła!

- To niebezpieczne, Viviano. Mogą wtedy wykryć ślady w jego krwi i zaczną się kłopoty. Ale przy odrobinie szczęścia...

- Mieliśmy je tyle lat, być może i teraz nas nie zawiedzie.

- Miejmy nadzieję, Viviano, bo inaczej będę musiał znaleźć kozła ofiarnego, może Clarę i...

Nagły, potworny, przeraźliwy ludzki wrzask przerwał mu te rozmyślania. Oboje z Vivianą drgnęli, krzyk przeniknął ich ciała aż po same dusze - jeśli w ogóle je mieli. Za kilka sekund do pokoju ktoś zapukał.

- Schowaj się, szybko - szepnęła Viviana do Felipe. - Dowiem się, co się stało.

Szwagier błyskawicznie wykonał polecenie, zabierając ze sobą ubranie i kryjąc za szafą, po cichu starając się wciągnąć spodnie. Viviana doprowadziła się szybko do porządku i otworzyła drzwi. Na progu stała roztrzęsiona Clara.

- O co chodzi? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła upiora! - przywitała ją żona Carlosa.

- Pan Santa Maria...- wykrztusiła dziewczyna. - Pan Santa Maria, o Boże, takie nieszczęście...To straszne, jak to się mogło stać...

- Ale co? - Viviana prawie na nią wrzasnęła. Nadzieja zaczęła rosnąć jej w sercu - czyżby mieli z Felipe rację?

- Zaniosłam mu posiłek, a on...on leży na podłodze koło wózka...taki blady, bez czucia, taki...zimny! On...on chyba nie żyje, proszę pani! Taki dobry pan, taki dobry pan...

Felipe Santa Maria pozwolił sobie na ciche okazanie radości. Udało im się! Majątek jest ich!

- Co ty opowiadasz? - Viviana grała zdenerwowaną, ale i niedowierzająca żonę. - Muszę to sprawdzić, chodź ze mną!

Razem z Clarą udały się do pokoju Carlosa. Viviana zatrzymała się już na progu, chcąc choć przez kilka sekund nacieszyć się tą chwilą, własnym zwycięstwem. Istotnie, służąca miała rację, Carlos z wyglądu bardzo przypominał trupa. Leżał na brzuchu, upadł do przodu, co bardzo radowało Vivianę - nigdy nie lubiła patrzeć w twarze nieboszczyków, a już szczególnie gdyby miał być to ten kretyn.

Ułamek sekundy później zjawił się Felipe, udając, że dopiero się dowiedział i wpadł na górę. Rozeznał się błyskawicznie w sytuacji, ale jemu potrzebne było potwierdzenie, nie domysły. Odsunął coraz bardziej szlochającą Clarę i stojącą w miejscu Vivianę i klęknął przy bracie. Obrócił go na plecy i spojrzał na zamknięte oczy. Faktycznie, służąca chyba miała rację, nowe życie dla Felipe zacznie się dzisiaj. Na wszelki jednak wypadek dotknął - z niejakim obrzydzeniem, gdyby dotykał trupa - szyi brata.

~ O jasna cholera - zaklął w myślach. - Ten drań jeszcze żyje i wcale nie jest zimny. Nawet, gdyby skonał, to i tak nie zdążyłby jeszcze ostygnąć. Ale żyje, bydlak. Jeśli teraz skłamię, że umarł, to ta idiotka Clara wezwie lekarzy, którzy i tak odkryją, że on nie umarł. Czyli kłamstwo nic nie da, najwyżej padnie na nas podejrzenie.

- Clara, nie wyj - odezwał się w końcu głośno. - Carlos żyje. Wezwij karetkę.

- Bogu dzięki, Bogu dzięki - powiedziała służąca i pobiegła do telefonu.

Felipe z Vivianą zostali sami, jeśli nie liczyć Santa Marii, którego tylko bardzo płytki oddech świadczył, że jeszcze żyje.

- Ten bydlak ma wiele szczęścia - przeklął jego brat. - Znów się wywinął.

- Może umrze w szpitalu?

- Miejmy nadzieję - Felipe wstał, sama bliska obecność brata zaczynała go denerwować. - Boże, jak ja go nienawidzę - z rozmachem, ale tak, by nie zostawiać śladów, kopnął ciało Carlosa. - Na dodatek nie mogłem udać przed Clarą, że on umarł, bo i tak by się wydało z przyjazdem lekarzy.

Za kilka chwil zaroiło się od sanitariuszy i doktora. Przyjechał Bolivares, akurat on miał dyżur. Na twarzy odbił mu się szok, kiedy zobaczył stan Santa Marii. On również przyklęknął przy nieprzytomnym, ale zajął się nim z troską i pragnieniem uratowania mu życia. Szybko zbadał chorego i nakazał jak najszybciej przewieźć go do szpitala. Na pytanie Viviany, pokazowo zdenerwowanej stanem męża - oczywiście ona denerwowała się tym, że Carlos żyje, a nie jego losem - odparł stanowczo:

- Nie mamy miejsca w karetce. Proszę jechać za nami samochodem.

Żona Santa Marii zaniemówiła. Jak ten doktorzyna śmiał się do niej tak odezwać! Jest żoną Carlosa i powinna dopilnować, żeby jej mąż umarł teraz, czy też za kilka chwil! Nie wiedziała, że w ułamku sekundy, w którym doktor podejmował decyzję, Victor przypomniał sobie słowa, jakie Carlos wypowiedział rano: "Moja żona nie martwi się o mnie, tylko o to, że za długo żyję". To zdanie utkwiło mu w pamięci, prośby Santa Marii o ukrycie prawdziwego celu wizyty Bolivaresa również i teraz Victor skłamał o miejscu w karetce przeczuwając, że powinien trzymać żonę jak najdalej od męża.

Wyszedł razem z sanitariuszami niosącymi nosze, na których leżał wciąż nieprzytomny Carlos i z dziwnym uczuciem ulgi odjechał w karetce, cały czas czuwając przy chorym. Wiedział, że brat i małżonka Santa Marii jadą za nimi, ale zyskał trochę czasu na zajęcie się Carlosem i podjęcie decyzji co do dalszego leczenia.

~ A chciałeś poddać się operacji, żeby odzyskać władzę w nogach - myślał Victor. - Teraz nie wiadomo, czy doczekasz jutrzejszego dnia...

Kiedy tylko dotarli do szpitala, rozpoczął się wyścig z czasem. Bolivares osobiście nadzorował wszystkie badania i analizował ich wyniki, równocześnie wydając polecenia pielęgniarkom. To dzięki niemu w kilka minut Carlos znalazł się w szpitalnym łóżku, podłączony do aparatury różnej maści i z maską tlenową na twarzy. Wyglądał tak źle, że nawet doktorowi zrobiło się go żal. Niestety, żadne z badań nie naprowadziło Victora na trop, co właściwie stało się choremu. Starał się podawać mu w kroplówce różnorakie płyny mające na celu poprawić gospodarkę organizmu, ale nie był pewien, czy przez przypadek mu nie szkodzi. Lepsza jednak taka próba, niż żadna. Santa Maria nadal nie odzyskał przytomności.

Niedługo po ulokowaniu Carlosa w szpitalnej sali dotarli Felipe i Viviana. Sonyi nie było w domu, kiedy wszystko się stało, wyszła razem z Juliem do kina. Brat i żona Santa Marii natknęli się na wychodzącego z sali Victora i zasypali go gradem pytań, mając nadzieję na dobre - dla nich oczywiście - wieści.

- Nie, jeszcze nic nie wiem, poza jednym - stan pana Santa Maria jest krytyczny. Jeśli nie zorientujemy się szybko, co się stało, może umrzeć w każdej chwili.

Bolivares uważnie obserwował oblicze Viviany, ale widział na nim tylko rozpacz i strach o męża.

- W każdej chwili? O Boże...Czy możemy go zobaczyć?

~ Nie dopuść jej do niego, Carlos bał się swojej żony - błyskawiczna myśl pojawiła się w mózgu doktora.

- Nie, teraz jeszcze nie można, właśnie nadal go badamy - skłamał ją już po raz kolejny. - Ale jak tylko będzie można, poinformuję państwa - i udał się z powrotem do sali chorego, raz, że chcąc sprawdzić, co się z nim dzieje, a dwa, chcąc uciec od tych dwóch żmij na korytarzu.

Santa Maria powoli, bardzo ostrożnie otworzył oczy i zaraz je zamknął. Ujrzał nad sobą doktora, który przypatrywał mu się z zatroskaniem.

- Bogu dzięki, obudziłeś się - powiedział uspokajająco i z uśmiechem Victor. - Jesteś w szpitalu, zemdlałeś, ale nie martw się, zajmę się tobą i wszystko będzie dobrze - Bolivares miał zwyczaj mówić do wszystkich swoich pacjentów na "ty" i ten zwyczaj nie ominął też Carlosa. - Nie, nic nie mów, musisz odpoczywać - dodał doktor, kiedy Santa Maria próbował coś powiedzieć poprzez maskę. Zmarszczył brwi, gdy zauważył, że ten nadal stara się coś szeptać.

- Carlosie, natychmiast przestań, to cię osłabia. Znajdziesz jeszcze czas, żeby mi powiedzieć.

~ Najmniejszy wysiłek może go zabić, niech lepiej nic nie mówi - Bolivares bardzo się martwił. Ale to na nic, Santa Maria uparł się i w końcu doktor na kilka sekund odchylił mu maskę.

- Andrea...Wiedzieć...Pomóż...U Monteverde...Przyprowadź...- te wszystkie słowa Carlos wypowiedział z zamkniętymi oczami, głosem tak słabym, jak z tamtego świata. Wysiłek okazał się zbyt duży i znów stracił przytomność.

Bolivares pokręcił głową. Czuł, że to się źle skończy. Monteverde? Co może chcieć Santa Maria od kogoś, kto znajduje się w domu jego śmiertelnego wroga? - sprawa gwałtu była głośna w całym Acapulco. "Andrea". Kobieta lub mężczyzna, to imię mogą nosić obie płci. Kimkolwiek ona - lub on - jest, Carlosowi bardzo zależało na wizycie tej osoby. Victor postara się zawiadomić tego kogoś jak najszybciej. Raz z sympatii do chorego, a dwa po to, by gość zdążył zobaczyć Santa Marię żywego...

Za moment przekazał opiekę nad chorym pielęgniarce, każąc dać mu znać w każdej chwili, gdyby coś się działo, a sam podszedł do telefonu.

- Dzień dobry, tu Victor Bolivares, chirurg ze szpitala Dobrego Serca Chrystusa. Czy można rozmawiać z Andreą? - specjalnie nie dodał "panem" lub panią", bo po prostu nie był pewien.

Miał to szczęście, że akurat na nią trafił i dzięki temu usłyszał:

- Andrea Orta? Tak, to ja, o co chodzi?

Nie sądziła, że wiadomość, jaką zaraz dostanie, zetnie ją z nóg całkowicie. Lekarz starał się być delikatny, ale najważniejszego ukryć nie mógł - stanu Carlosa Santa Marii.

- Pani Andrea Orta...Przed kilkoma chwilami proszono mnie, bym powiadomił panią, iż Carlos Santa Maria chce panią widzieć. Leży w naszym szpitalu, proszę się pospieszyć.

- W szpitalu? - Andrea chwyciła się stolika, by nie upaść. - Carlos? Co mu się stało? - głos jej zadrżał od lęku.

- Nie mamy jeszcze pewności. Wiem tylko tyle, że zemdlał w swoim pokoju i nadal go badamy. Proszę pani...Jeśli chce pani go zobaczyć, proszę przyjść jak najszybciej, rozumie mnie pani? Halo? Jest pani tam? Halo? Pani Andreo!

Koniec odcinka 17


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 17:12:02 29-04-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:45:55 30-04-08    Temat postu:

Odcinek jak zwykle superowy!!
Całe szczęście że Carlos przeżył.
Ale czuje że Viviana i Filipe nadal będą chcieli się go pozbyć.
Tylko żeby w końcu im się to nie udało...
I rzeczywiście, bardzo lubię Carlosa, jest chyba moją ulubioną postacią w Twojej teli, mimo że czasem źle postępuje (mam na myśli sytuację z wyrzuceniem Andrei) ale i tak go lubię.
Oby Andrea przyszła do szpitala.
Z niecierpliwością czekam na new.


Ostatnio zmieniony przez Lilly_Rose dnia 14:47:16 30-04-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
miko9707
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:54:02 30-04-08    Temat postu:

Ciekawe czy chciwej spóle uda się zabić potem Carlosa czy jednak nie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:31:57 30-04-08    Temat postu:

Dziekuje za komentarze . I witam nowego Czytelnika . Tak sie tylko zastanawiam, skad wiecie, ze Carlos nie umrze juz tym razem? .

---------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 18

Andrei tam nie było, przynajmniej duchem. Jej ciało nie wytrzymało takiego szoku i uczyniła to, co zrobił przed Carlos Santa Maria - po prostu zemdlała, wypuszczając z ręki słuchawkę. Victor jeszcze przez kilka chwil wzywał ją przez telefon, ale odwołała go pielęgniarka do jednego z poważniej chorych pacjentów. Rozumiał, że kobieta, do której dzwonił, musiała bardzo przejąć się informacją, ale na pewno nie jest sama w domu i ktoś się nią zajmie.

Faktycznie, nie mylił się, za kilka chwil do pomieszczenia wszedł Raul i od razu zobaczył leżącą Andreę. Skoczył ku niej i usiłował ocucić, co mu się dosyć szybko udało. Zauważył jednak, że nadal jest dość blada i nie może wykrztusić ani słowa, tylko cicho płacze. Przytulił ją spontanicznie, próbując uspokoić. Była taka krucha w jego ramionach!

- Co się tu dzieje? - donośny głos Gregoria wdarł się w ciszę. - Dlaczego mój syn tuli służącą?

- Ona zemdlała, tato. Nie wiem, co się stało, musiała dostać jakąś złą wiadomość. Zaniosę ją do jej pokoju, dobrze?

- Dobrze, skoro musisz - Monteverde nie ukrywał, że nie jest zadowolony z nagłej opieki jego syna nad Andreą.

Raul chwycił słaniającą się kobietę i na rękach zaniósł do łóżka. Okrył kocem i zawahał się, czy zostać z nią, czy udać się po coś do picia, ale z opieki wybawił go przerażony Juan:

- Co się stało mojej siostrze?

- Nic wielkiego, zemdlała w salonie, to na pewno nic poważnego. Juanie, przynieś jej coś do picia.

Brata Andrei zmiotło w jednej sekundzie, w drugiej był już ze szklanką wody. Podskoczył do siostry i z czułością przystawił szklankę do ust, pozwalając się napić. Upiła kilka łyków i przestała, toteż Juan odstawił szklankę. Znów zaczęła szlochać.

- Powiedz nam, co się stało - zainteresował się Raul.

Ona jednak nie mogła się odezwać, dopiero ciepły wzrok brata przywrócił ją do świadomości na tyle, że zdołała wyszeptać:

- Carlos...W szpitalu...Ciężko chory...Umiera.

Juan otworzył szeroko oczy, szczerze zaszokowany tą wiadomością. Od razu przypomniał sobie, jak siostra prosiła go, aby ostrzegł jej ukochanego przed jego rodziną i poczuł się trochę winien, że mu się to nie udało.

- Jesteś pewna? Może to jakaś pomyłka...albo głupi żart? - podejrzewał nawet rodzinę Santa Maria, iż Viviana lub Felipe, albo nawet Sonya po prostu zakpili z biednej dziewczyny.

- Jestem...Dzwonił doktor Victor Bolivares ze szpitala Dobrego Serca Chrystusa i powiedział, że mam się pośpieszyć, jeśli chcę jeszcze porozmawiać z Carlosem.

Niepowstrzymany płacz wylewał się z niej nieprzerwanie. Raul zaszokował się jeszcze bardziej, niż Juan, kiedy usłyszał, co następuje:

- Oni go zabili...Jego żona i brat...Oni go zabili, Juanie, oni go zabili!

- Chwileczkę! - młodszy Monteverde w końcu starał się coś zrozumieć. - Bolivares to lekarz Carlosa Santa Marii! Czy to o tego Carlosa chodzi? I to jego rodzina miała go niby zabić?

Brat Andrei pokiwał głową.

- Tak, moja siostra zakochała się w nim bez pamięci i podejrzewa, że jego rodzina życzy sobie jego śmierci ze względu na majątek. Rozumie pan, takie tam dziewczęce rojenia - Juan musiał coś wyjaśnić Raulowi, w końcu on był jego panem, niezależnie od tego, co sądziła Andrea. Jej jednak w tej chwili i tak było obojętne, czy brat zdradził jej tajemnicę, czy nie.

- Zakochała się w Carlosie Santa Maria? We wrogu mojego ojca? Przecież...- ugryzł się w język. Nie będzie teraz rozmawiał o różnicy klas, należy na razie zająć się Andreą. - Juanie, ona jest coraz bardziej blada i nie potrafi się opanować, wezwij lekarza, proszę. Ja z nią zostanę, bądź spokojny.

- Dobrze, zaraz to zrobię - brat Andrei już korzystał z telefonu w kuchni. W międzyczasie Raul próbował uspokoić dziewczynę, ale na próżno.

- Muszę...muszę do niego iść...- usiłowała wstać, ale zaraz zakręciło się jej w głowie i mało nie upadła.

- Nie, nigdzie pani nie pójdzie aż do przyjazdu lekarza - Raul delikatnie powstrzymał ją przed dalszymi próbami podniesienia się z łóżka. - Cokolwiek jest Carlosowi Santa Maria, nie pomoże mu pani w tym stanie. Jestem pewien, że doktor da pani coś ma wzmocnienie i będzie pani mogła iść, gdzie tylko zechce.

Doktor przybył kilka minut później. Raul Monteverde poszedł powiadomić ojca, co się stało i dlaczego wezwał lekarza. Gregorio był conajmniej niezadowolony, że jego syn spędził tyle czasu w pokoju służby, ale przyjął wyjaśnienia Raula.

- Teraz to sprawa jej brata, dowiem się tylko potem, ile będzie musiała mieć przerwy w pracy. Nie wiesz, jaką to wiadomość otrzymała i kto do niej dzwonił? Tego mi jeszcze nie powiedziałeś.

- Niestety, nie, ojcze - Raul nie zamierzał zdradzać tajemnicy Andrei. Zresztą i tak musiał najpierw sam to sobie poukładać.

Przybyły doktor rozwiał jednak nadzieje Andrei:

- Przykro mi, ale muszę dać pani bardzo mocny środek na uspokojenie, inaczej grozi pani naprawdę poważny kłopot z sercem. Jeszcze nie widziałem tak rozdygotanej osoby!

- Nie, nie, proszę mi nic nie dawać, Juan, błagam, przekonaj doktora, ja muszę zobaczyć Carlosa, ja muszę.... - płacz urwał się w sekundzie, lekarz delikatnie przytrzymał jej ramię i nagle wstrzyknął do żył środek uspokajający. Zasnęła za kilka sekund.

- Będzie spała kilka godzin - powiedział lekarz. - Proszę jej pilnować i dbać, by nigdzie nie wychodziła conajmniej do jutra.

- Ale ktoś bardzo jej bliski znajduje się w szpitalu w poważnym stanie, będzie chciała wyjść i...

- Panie Juan! Jeśli chce pan stracić siostrę - odezwał się szorstko lekarz - to niech pan pozwoli jej wyjść. W jej stanie nie może opuścić tego pokoju, inaczej grozi jej naprawdę poważne powikłanie, rozumie pan?

- Dobrze, dopilnuję tego - zgodził się Juan.

Carlos Santa Maria budził się kilka razy, za każdym razem wzrokiem szukając Andrei. Nie było jej w pobliżu, nie było jej przy nim...A tak bardzo jej potrzebował, niezależnie od wszystkiego, co ich dzieliło, tak bardzo chciał teraz usłyszeć jej głos, mówiący jak wtedy, kiedy odwiedził ich Monteverde, a on prawie dostał ataku serca, że wszystko będzie dobrze, że jest przy nim, że czuwa, dotknąć jej ręki...I nagle zrozumiał to, co miał cały czas przed oczami, a czego nie dostrzegał, czego już dowodem było to, że nie chciał widzieć nikogo innego, że nie wzywał nikogo innego, tylko ją, Andreę! Mianowicie dostrzegł w końcu to, co jego serce wiedziało już od dawna - Carlos Santa Maria zakochał się w służącej, w zwykłej dziewczynie z prowincji - w Andrei Orta. Przysiągł sobie, że jeśli z tego wyjdzie, uklęknie przed nią - nie wiedział co prawda, jak to zrobi, ale runie przed nią na kolana - i przeprosi, by potem zapytać, czy mu wybaczy i czy...a, do diabła wszystkie konwenanse! - czy nie zostanie jego żoną! Jeśli tylko przyjdzie, jeśli tylko ją zobaczy, to obiecuje, że postara się, by wyczytała z jego oczu to, co właśnie w sobie odkrył - miłość, jaką ją obdarzył.

Andrea nie przyszła. Nie przyszła przez dobre kilka godzin, a on nie wiedział, dlaczego. Zdawał sobie sprawę z upływu czasu, za oknem robiło się coraz ciemniej, tak samo, jak w jego duszy. Porzuciła go, przecież na pewno Bolivares ją powiadomił, zresztą Victor sam powiedział, że to zrobił, kiedy tu był przed kilkoma minutami, a Carlos po raz setny szeptał pytająco "Andrea?".

Ani Felipe, ani Viviana nie zostali wpuszczeni do środka, Bolivares zadbał o to, by nikt nie burzył spokoju pacjenta, zgodził się na wizytę dopiero, kiedy pod wieczór przyszła Sonya i zaczęła robić awanturę. Miała tak wiele do powiedzenia swojemu ojcu!

Kiedy dziewczyna weszła, Santa Maria przez chwilę miał nadzieję, że to Andrea, ale niemile się rozczarował. Sonya. Córka, której tak naprawdę nigdy nie miał - przyszła go dręczyć, czy pocieszyć? Carlos już sam nie wiedział, komu ma ufać.

Dziewczyna siadła przy łóżku i spojrzała w oczy Santa Marii. Był już coraz częściej przytomny, co prawda lekarz nadal nie miał pojęcia, co wywołało zapaść, ale starania przyniosły skutek o tyle, że chory był przytomny częściej, niż sekundę na godzinę. Jednak jego życie nadal było w wielkim niebezpieczeństwie.

- Witaj, tato - rozpoczęła. - Przyszłam ci powiedzieć, że niedługo zostaniesz dziadkiem. Julio będzie ojcem i mam nadzieję, że zaakceptujesz go jako przyszłego zięcia - nie obchodziło ją, czy Carlos go zaakceptuje, czy nie, ale tak przyjemnie było widzieć przerażoną twarz ojca, kiedy ten zdał sobie sprawę, że jego siedemnastoletnia córka właśnie mu obwieszcza, że jest w ciąży! - Na razie tylko ty o tym wiesz, więc mam nadzieję, że nie wygadasz się przed mamą. O, przepraszam, przecież ty prawie nic nie mówisz! - dodała z kpiną i uśmiechem w sercu. Boże, co oferma - nie dosyć, że nie umie chodzić, to jeszcze leży w łóżku jak jakiś flak i prawie kona na jej oczach! Matka sprawiła jej cudowną niespodziankę, Sonya nie sądziła, że wujek z Vivianą potrafią zadziałać tak szybko i doprowadzić jej ojca do takiego stan już za kilka godzin. Ojca! Jakiego ojca, jej prawdziwym ojcem jest Gregorio Monteverde i to do niego się przeprowadzi po śmierci tego...śmiecia!

Po swoim obwieszczeniu po prostu wyszła, zostawiając Carlosa samego. Samego bardziej, niż kiedykolwiek, bo z sercem wypełnionym miłością do kogoś, kogo nie było obok niego, kiedy tak bardzo tego potrzebował.

Zarówno Viviana, jak i Felipe doszli do wniosku, że nie ma sensu czuwać tu razem całą noc, obojgu chciało się już spać i nie zamierzali spędzić nocy w szpitalu. Viviana ziewnęła po cichu i podniosła się, by napić się kawy. Zamierzała pojechać do domu i wrócić, jak się wyśpi, najwyżej wróci tutaj później i powie Carlosowi, że lekarz jej wcześniej nie wpuszczał, zresztą zgodnie z prawdą.

Zatrzymała się jednak w pół kroku. Przed nią stała trzęsąca się wewnętrznie kobieta, na zewnątrz widać było tylko łzy oraz fakt, że musiał podtrzymywać ją brat, Juan, ale stała. Viviana miała przed oczami nie kogo innego, a Andreę Orta. Dziewczyna skłamała Gregorio Monteverde razem z bratem, że ich kuzyn jest w szpitalu. Raul przychylił się do ich prośby i przekonał ojca, toteż Gregorio zgodził się, by Andrea i Juan pojechali do szpitala. Starszy Monteverde nie wiedział jednak, kogo naprawdę odwiedzali. Brat Andrei był niezadowolony, wiedział, że ryzykuje pracą, ale gdy Andrea w końcu się obudziła i popatrzyła na niego tak błagalnie, nie miał prawa się jej oprzeć. A kiedy powiedziała, że nic ją nie obchodzi własne zdrowie, że może umrzeć, byleby tylko zobaczyć Carlosa żywego, musiał jej ulec.

- Jak się czuje Carlos Santa Maria? - zapytała cicho Orta.

- A co to ciebie obchodzi? - wrzasnęła na nią zirytowana brakiem snu i niedoczekaniem się śmierci męża Viviana. - Po co tu przyjechałaś, chyba twój brat nie mówił prawdy, kiedy twierdził, że zakochałaś się w moim mężu?

Felipe wstał i z zaciekawieniem przypatrywał się całej scenie. Ale zdumiał się bardzo, kiedy usłyszał głos brata Andrei:

- Z całym szacunkiem, ale moja siostra nie zasłużyła na takie traktowanie. Owszem, ona już dawno nie kocha Carlosa Santa Maria, ale przez pewien czas się nim opiekowała i ma prawo dowiedzieć się, jak on się czuje!

- Nie ma prawa! - podszedł Felipe. - Mój brat nie chce jej widzieć i my zresztą też nie. To przez nią to całe zamieszanie z basenem, a teraz jeszcze choroba biednego Carlosa.

- Przez nią? A może przez państwa, którzy bardzo chcieliście odsunąć go całkiem od życia? - Juan dobrze się bawił, miał w sobie gniew i złość na ludzi, z którymi przyszło jego Andrei mieszkać przez pewien czas.

Ich kłótnię przerwało przybycie Victora Bolivaresa. Miał jakaś smutną, poważną i uroczystą minę.

- Czy to pani jest Andrea Orta? - zapytał, patrząc na nią.

- Tak, to ja. Czy coś się stało Carlosowi? - w obecnej chwili nie baczyła nawet, że nazwała go po imieniu.

- Proszę wejść do sali, pani Orta. Nie, to nie panią wzywał Carlos Santa Maria - powstrzymał wściekłą Vivianę. Objął ramieniem płaczącą Andreę i powiedział:

- Pytał o panią od kilku godzin. Można rzec, że zdążyła pani w ostatniej chwili. Jeśli macie sobie cokolwiek ważnego do powiedzenia, to...To proszę zrobić to szybko, pani Orta. Carlos Santa Maria umiera.

Koniec odcinka 18
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 6 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin