Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Saga rodu McIntyre - Tom IV - "Mroki wspomnień"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:24:18 19-01-08    Temat postu:

Pamiętam o Rolfie niestety. Ale wierzę, że w końcu klątwa rodu przeminie.
Nie mogę myśleć o niczym innym jak o "śmierci Duncana". Nadal mam nadzieję, że okaże się to nieprawdą.
Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam za dużo czasu
Pozdrawiam!
PS. Liczę na to, że dalszy ciąg powstanie w najbliższym czasie, bo przywiązałam się do twojego opowiadania
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:10:15 19-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
Pamiętam o Rolfie niestety. Ale wierzę, że w końcu klątwa rodu przeminie.
Nie mogę myśleć o niczym innym jak o "śmierci Duncana". Nadal mam nadzieję, że okaże się to nieprawdą.
Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam za dużo czasu
Pozdrawiam!
PS. Liczę na to, że dalszy ciąg powstanie w najbliższym czasie, bo przywiązałam się do twojego opowiadania


Na pierwsze pytanie nie odpowiem . Tzn. odpowiem, ale w kolejnej porcji tekstu.

Co do Duncana...Na razie nie odpowiem wprost...

Nie przepraszaj, naprawde nie masz za co, to ja dziekuje, ze mimo braku czasu przeczytalas moja wstawke i jeszcze skomentowalas. A co do dalszego ciagu, to na razie jeszcze na kilka odcinkow bedzie, a potem...hm, to juz zalezy od mojego czasu i od weny (czy na to, czy na telenowele). Ale na pewno nie porzuce tej historii calkowicie.

------------------------------------------------------------------------------

---3---
Nathaniel Deer był akurat w salonie Josephine i rozmawiali o polityce, gdy powiedziała mu o telegramie od Luthera:

- Nie otworzyłam go jeszcze, bo wiedziałam, że przyjdziesz. Przeczytamy go teraz.

Otworzyła go i przeczytała głośno:

- „Duncan...- nagle przerwała. Zbladła, a później jeszcze raz spojrzała, jakby oczom nie wierząc. Zemdlała, a telegram upadł obok, na dywan.

Deer zdążył ją złapać i delikatnie przeniósł na łóżko. Chwycił nieszczęsny list, wsadził go do kieszeni i pobiegł po lekarza.

Miejscowy doktor badał Josephine, gdy Nathaniel rozpoczął czytanie wiadomości.

Słowa wypaliły mu dziurę w sercu. Łzy zaczęły cisnąć mu się do oczu, ale musiał myśleć teraz nie o sobie, a o osieroconej rodzinie Duncana – o Josephine i o Noelu.

Zaczekał, aż lekarz przyjdzie do salonu i zapytał o stan wdowy po McIntyre’u. Dowiedział się, że przeżyła szok, ale pod dobrą opieka jej stan się poprawi. Doktor zapisał leki na wzmocnienie i wyszedł.

Nathaniel podszedł do leżącej na łóżku Josephine. Spała teraz, toteż usiadł cicho przy niej i czuwał. Kiedy Noel zajrzał do pokoju matki, Deer przytulił go mocno i razem pilnowali kobiety. Jej syn zapytał cicho Nathaniela:

- Czy mam wyzdrowieje?

- Oczywiście, chłopcze. Teraz musi tylko odpocząć.

- Co napisał wujek Luther? Czy to tak zdenerwowało mamę? – pytal dalej.

- Powiem ci później, teraz zaopiekujmy się mamą, dobrze?

- Dobrze, wujku Nathanielu – Noel do przyjaciół ojca zawsze mówił „wujek”.

---4---
Wieści rozeszły się szybko. Nathaniel zawiadomił przyjaciół w Dukskville oraz swoją matkę. To właśnie ona tłumaczyła Noelowi powód choroby Josephine:

- Widzisz, chłopcze, tata pojechał na daleką wyprawę i miał wypadek. Spadł razem z koniem ze stromej skały i o tym zawiadomił nas Luther.

Noel nie na darmo był potomkiem Malcolma:

- Tata nie żyje, prawda?

- Luther nie mógł mu pomóc, urwisko było zbyt strome. Musimy teraz wszyscy być przy twojej mamie...

Noel zacisnął powieki, nie chciał płakać. Czuł się odpowiedzialny za matkę. Podszedł do niej i powiedział poważnie:

- Mamo, teraz ja będę się tobą opiekował.

Jospehine przytuliła go mocno i oboje mogli ulżyć cierpieniu, opłakując śmierć Duncana.


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 23:10:47 19-01-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:47:44 22-01-08    Temat postu:

Noel to cudowne dziecko. Widać z jakiego rodu pochodzi jest taki silny psychicznie, nie załamał się. Dobrze, że Josephine ma jeszcze jego. Ale ja nadal wierzę, że Duncan żyje.
Cóż... kocham twoje każde opowiadanie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy przygóed moich ulubieńców I na twoją wenę oczywiście xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:01:31 22-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
Noel to cudowne dziecko. Widać z jakiego rodu pochodzi jest taki silny psychicznie, nie załamał się. Dobrze, że Josephine ma jeszcze jego. Ale ja nadal wierzę, że Duncan żyje.
Cóż... kocham twoje każde opowiadanie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy przygóed moich ulubieńców I na twoją wenę oczywiście xD


Dzieki za dobre slowo . Owszem, Noel ma byc nastepca dziadka, ma byc madrym, dobrym chlopcem (ee...yy...to znaczy nastepca dziadka, jakim mogl byc Malcolm, gdyby nie tragedia rodzinna). Tylko....czy dane mu bedzie przezyc?

-----------------------------------------------------------------------

---5---
Minęło wiele bolesnych dni. Jospehine McIntyre pod troskliwą opieką przyjaciół wreszcie podniosła się z łóżka, chociaż teraz rzadko się odzywała i mało jadła. Wszystko w tym domu przypominało jej męża. Tym bardziej, że niedługo miał odbyć się pogrzeb Duncana. Trumna będzie pusta...

Ten dzień wyznaczono na dziś. Wszyscy byli już gotowi do wyruszenia tam, gdzie spoczęły doczesne szczątki Malcolma i Luciusa. Ducnan na pewno chciałby leżeć właśnie tam...

Ponury marsz już się rozpoczął. Za pustym miejscem na ciało szło pół miasteczka. Oni też pamiętali. Josephine szła podtrzymywana przez Nathaniela, obok Noel. Nieco z tyłu Christine z Lotus i Amanda z Marcusem. Później mieszkańcy Slumville, a wśród nich, wtopieni w tłum...Rolf i William Carter! Wkrótce nadejdzie ich podły czas na zemstę...

---6---
Wóz z trumną jechał powoli, jakby chcąc przesunąć ostatnie chwile z McIntyre’m. Ludzie byli tak zrozpaczeni, że nie zwracali uwagi na dwóch złoczyńców, którzy zabrali ze soba broń i liny. Mieszkańcy nie poznali rolfa, tak bardzo zmienił się po 11 latach. A oni mieli już swój plan...
Dotarli na miejsce, wóz się zatrzymał. Witały ich spróchniałe krzyże na grobach McIntyre’a seniora Herarda. Teraz dołączy tu trzeci...
Otoczyli półkolem pastora, który rozpoczął modlitwę. Dało się słychać cichy płacz, kiedy później opowiadał życie Duncana. Josephine stała blada, ale żadna z łez nie płynęła jej z oczu. Wypłakała już wszystkie.
Potem wykopano dół, a każdy z ruchów szpadla był jak cios sztyletem w serca tych, którzy kochali Duncana. Wreszcie trumna została umieszczona w ziemi i zaczęto ją zakopywać. Nathaniel myślał, że serce mu pęknie. Dzielnie jednak trwał przy Josephine do ostatniego ruchu łopata. W końcu Noel podał mu drewniany krzyż i Nathaniel wbił go w ziemie. Pisało na nim:

"Tutaj spoczywa Duncan McIntyre, mąż i ojciec, oraz ukochany przyjaciel. Zawsze będziemy pamiętać!"

Rozeszli się powoli mieszkańcy, została tylko rodzina z przyjaciółmi, oraz woźinca z wozem. Z tyłu obserwowali ich Rolf i William...

Woźnica zadumał się nad ludzkimi losami i dlatego nie odjechał wraz z innymi. Stał bokiem do reszty i patrzył w ziemię zamyślony, dlatego drgnął, gdy krzyk przerwał ciszę:

- Wsiadaj na wóz, Josephine McIntyre, albo zabiję twojego syna!

Obrócili się wszyscy gwałtownie w stronę, skąd dobiegł ich okrzyk. Zastygli, bo ujrzeli, jak Rolf trzyma nóż na gardle przerażonego syna Duncana. Nikt nie wziął ze sobą broni, w końcu to był pogrzeb!

Nathaniel zmrużył oczy, zaskoczony. Jednak to Marcus pierwszy odezwał się głośno:

- Doktor William Carter? To pan mnie badał, kiedy byłem ranny w Duskville!

William przeklął go w duchu, ale odparł:

- Lepiej zróbcie to, co on każe! Rolf nie grozi na wiatr!

Josephine olśniło. Rolf!

- Czy to ty zabiłeś Luciusa? - musiała zapytać.

- Widzę, że pamiętasz! - zarechotał tamten. - A teraz dość tych gadek, na wóz, albo dzieciak zginie!

Nic nie mogli zrobic. Wdowa po Duncanie posłusznie wsiadła na wóz i z pogardą patrzyła na Cartera siadającego na miejscu woźnicy. Spostrzegła jednak przerażona, że Rolf wycofuje się wraz z jej synem!

- Zostaw mojego syna! - krzyknęła, ale na próżno. William już podskoczył do niej i uderzył bronią w głowę. Kiedy straciła przytomność, związał ją mocno. Rolf kazał Noelowi usiąść obok matki.

W Marcusie wrzała krew. Za wszelką cenę chciał coś zrobić, ale nie mógł - oni mieli broń, a on nie. Błyskawicznie analizował sytuację, ale na próżno. Gdyby skoczył teraz na Rolfa, może udałoby mu się wyrwać Noela z jego łapsk...Wtedy jednak Carter mógłby zabić Josephine. Ale jeśli nic nie zrobi, to prawdopodobnie stracą oboje...O swoim bezpieczeństwie w ogóle nie pomyślał.

Mogli tylko patrzeć, jak bandyci porywają ich bliskich.

- Znajdę was i zabiję! - nie wytrzymał Nathaniel. Odpowiedzieli mu śmiechem, a Carter kazał koniom ruszać. Rolf z Noelem wskoczył na wóz i za chwilę znikną w oddali.

Nikt się nie poruszył, nie było sensu biec za wozem. Zaciskali szczęki i pięści, ale nic nie mogli zrobić. Noel z matką to ostatni przedstawiciele rodu McIntyre...

Ale Rolfowi to nie wystarczyło. Miał już co zamierzał, ale ten chłystek ośmielił się mu grozić! Musi zostać ukarany! W ciszy przerywanej tylko stukotem kół Rolf wymierzył w grupkę stojących przy grobach Herarda i McIntyre'ów. Strzelił.


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 21:02:38 22-01-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:43:06 23-01-08    Temat postu:

Ale mam nadzieję, że nie trafił! Fundujesz mi coraz większą dawkę emocji, mam nadzieję, że Duncan żyje i kiedy tylko powróci i dowie się co zrobił Rolf i jego wspólnik będzie się mścił ii odbije żonę i syna.
Cytat:
Tylko....czy dane mu bedzie przezyc?

Mam nadzieję, że chociaż on przeżyje... klątwa nie może trwać wieki. Dlaczego wszyscy z rodu giną?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:28:38 24-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
Ale mam nadzieję, że nie trafił! Fundujesz mi coraz większą dawkę emocji, mam nadzieję, że Duncan żyje i kiedy tylko powróci i dowie się co zrobił Rolf i jego wspólnik będzie się mścił ii odbije żonę i syna.
Cytat:
Tylko....czy dane mu bedzie przezyc?

Mam nadzieję, że chociaż on przeżyje... klątwa nie może trwać wieki. Dlaczego wszyscy z rodu giną?


Zaraz Ci odpowiem na pytanie. Wiesz, co mi sie skojarzylo? Pamietasz na pewno, kim byl ojciec Duncana, prawda? Przypuscmy, ze wydarzylaby sie jakas tragedia w rodzinie Duncana - czy - jesli oczywiscie syn Malcolma zyje ;P ))) - wrocilby i dowiedzialby sie o tym, to czasem nie stalby sie taki sam, jak jego ojciec? A moze jeszcze bardziej krwawy?

Co do drugiego pytania - wiesz co, sama nie wiem...Tak mi jakos wyszlo...Naprawde nie specjalnie.

------------------------------------------------------------------------

---7---
Dla przyjaciół dziś chyba otworzyło się piekło. Najpierw ten potworny list o wypadku Duncana, potem to straszne porwanie jego rodziny, a teraz ten morderczy strzał...

- O Boże, tylko nie to...- zdołał wyjąkać Nathaniel.

Ale to niestety była prawda - ten mściwy strzał dosięgnął kogoś, kogo Deer uwielbiał ponad życie - jego ukochaną matkę....Klęknął przy niej, ale widział, że nie może już jej pomóc. Ze łzami w oczach przytulił ją do siebie i usłyszał ostatni szept:

- Powiedz Lutherowi, że go kocham...

- Przysięgam, że to zrobię i że się zemszczę! - mówił przez łzy, ale ona już tego nie usłyszała...Kula wystrzelona przez Rolfa zabiła Lotus Deer, matkę Nathaniela.

---8---
Nathaniel zdruzgotany niósł ciało razem z Marcusem. Po powrocie do Slumville nieli zastanowić się nad wszęciem pościgu, zdawali sobie jednak sprawę, że z każdą sekundą maleją ich szanse. W ciągu kilku dni stracili Duncana, Lotus, Josephine i Noela - dwoje pierwszych zmarło, pozostali zostali porwani.

Rozmyślania przerwał Marcus:

- Musimy zawiadomić szeryfa, żeby pomógł nam szukać! Ja sam z nim pojadę!

Amandzie szybciej zabiło serce. Podziwiała odwagę Marcusa, ale równocześnie bardzo bała się go stracić. Nathaniel wyczuł to i powiedział:

- Nie, jesteś potrzebny Amandzie. Ja...zemszczę się sam - mówił to przez łzy.

W milczeniu wkroczyli do miasta. Na ten widok w mieszkańcach miasta zawrzała krew. Ktoś krzyknął:

- Kto ma serce i chce pomóc sprawiedliwości, niech stawi się przed plebania za dziesięć minut!

Za chwilę pół miasteczka było gotowe do wyprawy. Nathaniel siedzial milczący na koniu, obok niego Marcus, który musiał pojechać - jego dobre serce nie zniosłoby, gdyby nie odwdzięczył się Nathanielowi choć w taki sposób, a pzoa tym nie mógł siedzieć bezczynnie, gdy krzywdzono slabszych. Schylił się teraz do Amandy i pocałowali się z miłością.

- Przysięgam, że wrócę - szepnął jej do ucha i za chwilę galopował juz za szeryfem Develey.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:40:41 26-01-08    Temat postu:

Mam nadzieję, że Marcus wróci, bo naprawdę go polubiłam, a nie zniosę utraty kolejnego ulubieńca. Ale co tak krótko? Biedna Lotus, kolejna ofiara tych opryszków... Mam nadzieję, że uda się odbić Josephine i Noela. Trzymam kciuki za powodzenie wyprawy. I nadal czekam na wiadomość o Duncanie. Myślę, że gdyby wyruszył na ratunek żonie i synowi, to byłoby coś innego, niż zemsta Savage'a. Tamten zabijał z zimną krwią tylko dla uspokojenia sumienia, które i tak pozostao niezaspokojone... Duncan uratowałby dwa życia, a to już nie jest samolubne działanie. To działanie honorowe, na rzecz ukochanych osób. No ale każdy odbiera to inaczej.
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:13:28 26-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
Mam nadzieję, że Marcus wróci, bo naprawdę go polubiłam, a nie zniosę utraty kolejnego ulubieńca. Ale co tak krótko? Biedna Lotus, kolejna ofiara tych opryszków... Mam nadzieję, że uda się odbić Josephine i Noela. Trzymam kciuki za powodzenie wyprawy. I nadal czekam na wiadomość o Duncanie. Myślę, że gdyby wyruszył na ratunek żonie i synowi, to byłoby coś innego, niż zemsta Savage'a. Tamten zabijał z zimną krwią tylko dla uspokojenia sumienia, które i tak pozostao niezaspokojone... Duncan uratowałby dwa życia, a to już nie jest samolubne działanie. To działanie honorowe, na rzecz ukochanych osób. No ale każdy odbiera to inaczej.
Pozdrawiam!


O Marcusie dowiesz sie z kolejnych odcinkow . Czemu krotko? Bo oszczedzam odcinki, bo niedlugo wyczerpie mi sie zapas, a nie wiem, czy dam rade na razie pisac jedno i drugie (mowie o fanficku). Postaram sie .

Co do Duncana - ale mi nie chodzilo o wyprawe ratujaca zycie, tylko o to, czy jakby sie dowiedzial, co wyrabialo sie w jego rodzinnym miasteczku i jakie knuto przeciwko niemu spiski, czy sam nie chcialby zorganizowac czegos w rodzaju vendetty przeciwko spiskowcom? Wielu ludzi, kiedy juz dorwie w swoje rece wrogow, nie potrafi sie powstrzymac przed krwawa zemsta...

---------------------------------------------------------------------------------

---9---
Luther Lonely nic nie wiedzial o tragedii w jego rodzinnym mieście. Nie mogli go zawiadomić, że zabito Lotus, ani o porwaniu McIntyre'ów.
W ostatnim miasteczku powiedziano mu, że Indianie niedawno opuścili tą okolicę, ale powinien ich jeszcze spotkać blisko osady. Wielu chciało go wypytać o powód dziwnych poszukiwań, ale po prostu się go bali. Milczący, z blizną na twarzy, czasem wyglądał jak duch wściekłego Savage'a, tylko z innym wyglądem. Byl jeszcze jeden szczegół - Luther Lonely nie mordował ludzi.
Pociągnął teraz łyk wody, otarł rękawem usta i popędził konia. Gdzieś tutaj ostatnio widziano Indian podobno należących do tego samego szczepua, jakiego poszukiwał. Powtórzyl w myślach slowa, jakie miał powiedzieć Szybującemu Ptakowi i kiedy zabrzmiały właściwie, był pewien, że go nie zawiodą w tamtym obozie. Ale co z tamta kobietą? Nikt nie wiedział, kim była tamta skrzywdzona dziewczyna...
Tego dnia zawitał do Partville. Było to kolejne senne miasteczko pośród prerii. Był już bardzo zmęczony podróżą, ale nie ustawał w zamiarze wypełnienia swojej życiowej misji. Nie wiedział, że los skierował go do miejsca, gdzie dawniej mieszkała Christine Saint...
Szybko obrzucił wzrokiem Partville, kiedy do niego wjechał. Pomyślał, że trochę tutaj odpocznie, a potem pojedzie dalej. Jak wtedy, gdy jeszcze podróżował z Duncanem, zostawił konia przed wejściem do budynku, choć tym razem był to nie hotel, a saloon. Musiał się napić, bo choć w głębi duszy wciąż wierzył w powodzenie, to troche się bał, że jednak się nie uda, co byłoby równe ze stratą honoru, bo na niego przysięgał...
Zasiadł na stołku przy barze i zamówił napój, nie zwracając uwagi na baczne spojrzenia wokoło siebie. Kiedy zwolniło się obok niego miejsce, przywołał barmana i położył na ladzie większą ilość monet.
- Czy wiesz coś dziewczynie, której męża zabił pewien przybysz? - spytał cicho.
Barman zastanowił się nieco.
- Było tu coś podobnego 11 lat temu...Ona potem się wyprowadziła z Partville. Jesli chodzi o moje zdanie, to ten z blizną dobrze zrobił, bo Leo to był wariat. Nie udało mu się zrobić kariery politycznej, bo chyba był w coś zamieszany, a poza tym chyba nie kochał Christine. To Leo tak urządził blizną tamtego.
Lutherowi szybciej zabiło serce. Wszystko się zgadza - czas, blizna Benjamina, wszystko!
- A ta..Christine...- spytał znów Luther - mieszka tutaj nadal?
- Nie - pokręcił barman głową - Po tym wypadku przeniosła się chyba do Duskville. Aha, Leo miał siostrę w Meanville, Dagmar.
- Do Duskville? - prawie krzyknął Luther. - Jak się nazywa? Ma dzieci?
Barman zawahał się, ale kolejna garść monet przekonała go skutecznie.
- Christine Saint. Nie, ale Leo mówił, że kiedyś urodziła im się martwa córka. Christine nawet jej nie widziała, bo dlugo po porodzie chorowała. Po śmierci męża się stąd wyniosła i chyba kupiła tam dom.
Lonely nie dopił drinka, rzucił tylko na ladę resztę monet i popędził na pocztę. Nadał taki telegram, drżącym głosem:
"To Christine Saint, wdowa po Leo! Po śmierci męża wyprowadziła się z Partville do Duskville! Nie mieli dzieci. Niech Nathaniel jak najszybciej tam pojedzie! Pozdrówcie Lotus!"
Po czym ruszył w swoją w dalszą drogę do hotelu.

---10---
Tej nocy długo nie mógł zasnąć. Ona była tak blisko, Deer mógł ją cały czas znać, a nie wiedzial, że to jej tak rozpaczliwie szukają! Oby jeszcze tylko szybko znalazł obóz Indian, to szczęśliwy wróci do Slumville i...do swojej Lotus. To prawda, zakochał się w niej i po powrocie zamierzał się jej oświadczyć. Oby tylko mu nie odmówiła...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:05:18 29-01-08    Temat postu:

No nie, biedny Luther. Gdyby wiedział, ah taka tragedia...
Coś, co lubię w Twoich opowiadaniach oprócz masy zaskoczeń to to, że wszystko prędzej czy później łączy się w logiczną całość. Jesteś znakomita w wymyślaniu rozwiązań tych zagadek.
Polubiłam Lonely'ego, ale coś czuję, że jego też uśmiercisz No, w końcu swoje lata ma, ale myślę, że raczej wymyślisz coś specjalnego -> pewnie będzie się mścił za Lotus.

Cytat:
czy sam nie chcialby zorganizowac czegos w rodzaju vendetty przeciwko spiskowcom

Ty mi po prostu mieszasz w głowie! Lubię to, bo wtedy więcej zastanawiam się nad Twoim opowiadaniem, ale paznokci już mi nie zostawiasz...
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:37:11 29-01-08    Temat postu:

monioula napisał:
No nie, biedny Luther. Gdyby wiedział, ah taka tragedia...
Coś, co lubię w Twoich opowiadaniach oprócz masy zaskoczeń to to, że wszystko prędzej czy później łączy się w logiczną całość. Jesteś znakomita w wymyślaniu rozwiązań tych zagadek.
Polubiłam Lonely'ego, ale coś czuję, że jego też uśmiercisz No, w końcu swoje lata ma, ale myślę, że raczej wymyślisz coś specjalnego -> pewnie będzie się mścił za Lotus.

Cytat:
czy sam nie chcialby zorganizowac czegos w rodzaju vendetty przeciwko spiskowcom

Ty mi po prostu mieszasz w głowie! Lubię to, bo wtedy więcej zastanawiam się nad Twoim opowiadaniem, ale paznokci już mi nie zostawiasz...
Pozdrawiam!


Tak sobie czytam swoja historie i jak widze, co ja zrobilam ze swoimi bohaterami, to mi ich troche zal .

Wlasnie bardzo lubie zaskakiwac, wg mnie to przyciaga Czytelnikow, bo nigdy sie nie spodziewaja, co bedzie dalej i tak jest ciekawiej . Dziekuje Ci bardzo za pochwaly :*, klopot tylko w tym, ze sie przy kazdej zagadce martwie, czy o czyms nie zapomnialam i czy calosc ma sens...ale, jak widze, nie jest tak najgorzej .

Co do tego, czy ktos sie bedzie mscil...hm...a nie, nie moge nic zasugerowac, bo sie wygadam co do czyichs dalszych losow ).

------------------------------------------------------------------------------

---11--
Samotny Wilk zezwolił na pozostanie Aldrica w obozie, gdyż wiedział, że nikt nie będzie go już szukał. Widział też rosnącą zażyłość pomiędzy Sol, a tym chłopcem, ale i to mu nie przeszkadzało, gdyż ujrzał w młodzieńcu dobro. Gadzi Język nie był tym wszystkim zbytnio zachwycony, ale nie mógł zmienić decyzji wodza.
Aldric bardzo się starał być wzorowym indianinem. Uważnie słuchał opowieści Sol i chcial je wszystkie apamiętać. Bardzo ją polubił, chciaż mógł tylko wyczuwać jej wygląd pod palcami.
Dziś też słuchał Bowl, kiedy w obozie zapanowało wielkie poruszenie. Sol wyjrzała z namiotu, gdzie siedziała z Aldricem i Szybującym Ptakiem i ujrzała, że wszyscy mężczyźni zbierają się w centrum. Dalo się też słyszeć krzyki:
- Kłamie! Pewnie szuka białego!
Gadzi Język krzywo się uśmiechał. Ostrzegał, że zatrzymanie Aldrica źle wróży, a teraz oto kolejny biały do nich przybył.
Szybujący Ptak zdyszany dobiegl do placu i zobaczył, że jeden z wojowników trzyma związanego starego kowboja, ubranego całego na czarno i z blizna na policzku. Widać też było ranę na głowie obcego, bo jego strażnik wcześniej go uderzył. Teraz wojownik opowiadał:
- Ten człowiek twierdzi, że znał Dzikość Serca i że szuka jego syna! Mówi, że wie o nim od Gabriela Elma z Duskville! Sam oddał się w moje ręce!
Wódz Samotny Wilk wyszedł przed swój namiot i nakazal, by zaprowadzono więźnia do specjalnego namiotu przeznaczonego do obrad.
Lonely spokojnie dał się wprowadzić do maniotu i teraz czekał, az dotrą tutaj jego sędziowie. W końcu weszli i zasiedli przed nim, dumni i pewni swojej przewagi na swojej ziemi. Samotny Wilk ujrzał, że Szybujący Ptak też już przybył i to właśnie jemu kazal tłumaczyć słowa obcego. W tle Gadzi Język wrogo spoglądał na więźnia.
Wódz powiedzial coś dumnie, a Szybujący Ptak tłumaczył, starannie ukrywając wrażenie, jakie wywarło na nim przybycie białego, który podobno znał jego ojca.
- Tak, poznałem Dzikość Serca i szukam jego syna! Muszę z nim porozmawiać o Duncanie McIntyre! - nawet teraz wspomnienie przyjaciela bardzo bolało.
Wódz znów przemówił, a zapytał o dowód na prawdziwość słów Luthera. Ten ostatni wreszcie wypowiedział słowa, których nauczył go Gabriel.
Szybujący Ptak zamarł. Tak, ojciec mówił mu kiedyś, że pewnego dnia przybędzie do nich ktoś, kto wypowie te słowa i będzie to ich przyjaciel. Dlatego teraz powiedział to wszystko Samotnemu Wilkowi. Ten rozkazał, by Luther opowiedział wszystko radzie. Lonely ze wzruszeniem zwracał się do nich i do tłumacza - oto znalazł syna przyjaciela Duncana!
Długo w noc streszczali sobie wzajemne przygody, oboje zasmuceni śmiercią bliskich. W końcu Indianin zaprosił Lonely'ego do namiotu, na odpoczynek. Luther zgodził się i już po chwili szedł ku niemu.
Szybujący Ptak zrozumiał, że wódz miał rację, kiedy prosił go o przedstawienie Lutherowi Aldrica Curly. Dlatego też kiedy stary kowboj wszedł do namiotu, Indianin rzekł:
- To jest Sol Bowl, opiekuję się nią, odkąd tu przybyła. A to Aldric Curly...zna Christine Saint i jej córkę!
Oszołomiony Luther słuchał tego wszystkiego. Dowiedział się, że Nathaniel już dawno znalazł Saintów, a Curly pomagał Amandzie odnaleźć jej matkę. Indianin też drgnął, słysząc o Nathanielu.
- Czemu nie powiedziałeś, że znasz przyjaciela mojego ojca?
- Nie wiedziałem, że to ważne, że ty...- urwał Aldric. To wszystko i tak było zbyt niesamowite.
- Musicie obaj jechać ze mną do Slumville! - krzyknął Lonely.
- Nie, ja znalazłem miejsce tutaj - Curly ręką poszukał dłoni Sol - i proszę nie mówić Amandzie, że ja żyję. - Ja też zostanę - dodał Szybujący Ptak. - Muszę opiekować się Sol. Proszę jechać do Slumville i opowiedzieć im wszystko, ale ja tutaj zostanę.

---12---
Cóż miał począć Lonely, musial zgodzić się na takie rozwiązanie. Został więc tą noc w ich namiocie, więcej zresztą spędzili czasu na mówieniu, niż na spaniu. Luther poznał życie Sol, od Szybkiego Ptaka dowiedział się, że porwano ją z jakiegos domu białych, gdzie na fasadzie widniał symbol słońca. Nazajutrz miał wyruszyć w drogę powrotną do domu.

---13---
Przerażony postępkiem Rolfa jego wspólnik starał się jakoś przemówić do rozsądku przestępcy, ale Rolf odparł krótko:
- I tak cię wszyscy rozpoznają, więc musisz jechać ze mną! A teraz jedź do naszej kryjówki! - cały czas trzymał na muszcze nieprzytomną Josephine i Noela.

---14---
Szeryf Develey i jego ludzie tropili porywaczy jak na razie z dobrym skutkiem. Wyraźne ślady wolniejszego od nich wozu odcinały się na prerii. Całe miasteczko prosiło los o pomoc w zemście i o szczęśliwe odnalezienie rodziny Malcolma, szukający sami zresztą obiecali sobie, że odnajdą porwanych. Tym bardziej, kiedy dowiedzieli się, kim byli porywacze. Przypomniano sobie, co zrobił Rolf i teraz miał przeciw sobie całe Slumville.
W pewnej chwili szeryf zatrzymał się. Widać było, że jest niezadowolony.
- Wjechali do rzeki - mruknął. - Ślady tu się urywaja, a nurt jest szeroki. Musimy zbadać drugi brzeg, ale oni mogą być wszędzie.
Nakazał przejechać na drugi brzeg i szukać śladów. Przez dłuższą chwilę szukali tropów, ale jednak je znaleźli - wóz i tak ledwo przebrnął przez rzekę, dlatego uciekinierzy nie mogli do końca zatrzeć śladów. W końcu poszukiwacze znów ruszyli śladem Williama i Rolfa, porywaczy McIntyre'ów.
Josephine McIntyre obudziła się w porę, by w oddali dostrzec zbliżających się jeźdźców. Wiedziała, że to wybawienie, ale nie mogła nic zrobić - była związana, a Rolf trzymał przecież na muszce jej ukochanego syna!
Dało się w końcu słychać krzyki ścigających ludzi:
- Zatrzymajcie się i poddajcie, a osądzimy was łagodniej! Inaczej będziemy musieli strzelać! - wiatr przyniósł okrzyk Ethana Develey'a.
William tylko popędził konia, nie chciał dac się złapać i stracić okazje dowiedzienia się czegoś o siostrze od Rolfa. Pędzili tak dłuższą chwilę, az wreszcie wyczerpała się cierpliwość szeryfa i nakazał strzelać. W końcu jesli ich nie złapia, to McIntyre'owie i tak pewnie zginą.
Rolf wyjął drugą broń - nauczył się w ciągu tych kilku lat strzelać dwoma rękami - i ostrzegawczo strzelił do przeciwników. Rozpoczął się regularny ostrzał. Pościg trwał, lecz przestrzeń między wozem a końmi się nie zmniejszała. Develey rozkazał powoli okrążać zbiegów, nie przestając strzelać.
Marcus miał broń zabraną z miasteczka, kiedy wyejżdżali. Wymierzył dobrze i posłał kulęw stronę wozu. Mial dobre oko, toteż ten strzał dotarł do celu i trafił Rolfa, który spadł gdzieś na drogę.
Wzywali Williama Cartera do zatrzymania wozu, ale on się bał. Za nic nie chciał trafić na szubienicę! Widział, co się stalo z Rolfem, ale nie miał czasu, żeby mu pomóc. Konie jednak były już wyczerpane, a przecież o wiele trudniej jest prowadzić wóz, niż jechać konno. W końcu armia ze Slumville otoczyła nieszczęsnego Cartera i kazała mu zatrzymać wóz. Posłuchał ich rozkazów, zaraz potem zeskoczył i czekał, aż przybysze uwolnią jego więźniów. Cały wysiłek jego i Rolfa poszedł na marne.
Drżąca Josephine przytuliła się do Nathaniela, a on tulił ją mocno, choć sam pocieszenia potrzebował. Noel za to szukał pociechy w ramionach Marcusa, bo poza Deerem jego znał najbardziej.
Kiedy wszyscy razem zdążali ku oczekującym na nich ludziom, inni pomocnicy szeryfa prowadzili ze sobą Williama, który całkowicie zrezygnował z ucieczki. Kolejni zajmowali się Rolfem, który oberwał tylko w ramię i teraz rozbrojony szedł z towarzyszącymi mu jego strażnikami ku szeryfowi.
W końcu Noel wszedł na konia Marcusa, a Williama ulokowano już na wozie tym razem jako jeńca. Josephine siedziała już na koniu Nathaniela razem z jego właścicielem i patrzyła, jak Develey nakazuje drugiemu z porywaczy również związać ręce i nogi i wsadzić go na wóz obok Williama.
Starszy z pomocników Develey'a właśnie miał zamiar wykonać to polecenie, kiedy otrzymał potężny cios kolbą broni w skroń. Upadł na ziemię, a oswobodzony Rolf wyrwał się z niewoli, broń zabraną człowiekowi szeryfa wymierzył w cel, jaki miał przed sobą. Nim sam zginął od kuli Ethana, zdołał jeszcze wystrzelić.


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 19:40:04 29-01-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:03:29 04-02-08    Temat postu:

No nie! Jeszcze wystrzelił! No co za drań! Oby tylko moje obawy się nie potwierdziły, bo mam oprzypuszczenia, kto mógł dostać. Całe szczęście, że już "niemal" po wszystkim... Tyle emocji, serce mi bije dosyć mocno i ja wcale nie żartuję!
Luther dotarł do Aldrica i Szybującego Ptaka i poznał historię... Cieszę się, że nie zapomniałaś o wątku miłości Aldrica i Sol Bowl Historia składa się w całość i dzięki temu ma sens.
Jest świetna i czekam na kolejną porcję twojej twórczości
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:50:12 04-02-08    Temat postu:

monioula napisał:
No nie! Jeszcze wystrzelił! No co za drań! Oby tylko moje obawy się nie potwierdziły, bo mam oprzypuszczenia, kto mógł dostać. Całe szczęście, że już "niemal" po wszystkim... Tyle emocji, serce mi bije dosyć mocno i ja wcale nie żartuję!
Luther dotarł do Aldrica i Szybującego Ptaka i poznał historię... Cieszę się, że nie zapomniałaś o wątku miłości Aldrica i Sol Bowl Historia składa się w całość i dzięki temu ma sens.
Jest świetna i czekam na kolejną porcję twojej twórczości


Cos czuje, ze stawiasz na Marcusa...Zaraz sie dowiesz, czy masz racje. To bedzie ostatni odcinek mojej "Sagi", kiedys zaczelam pisac dalszy ciag, ale po prostu braklo mi weny...Na pewno kiedys ja dokoncze. Zapraszam.

------------------------------------------------------------------------------------

---15---
Trupem Rolfa zajęli się pomocnicy szeryfa, a;le to nie on budzil największe zainteresowanie. Otóż w ostatnim zrywie przed śmiercią zadał ostatni cios znienawidzonej rodzinie Savage'a i teraz jego kula trafiła w serce Josephine McIntyre! Zdumiony i przerażony Nathaniel odruchowo chwycił ją, by nie spadła z konia. Jej ciało osunęło mu się na ramiona i zwisnęło bezwładnie.
Podjechał Marcus, ostrożnie złożyli Josephine na ziemi i chcieli opatrzeć jej ranę, ale Devely tylko położyl rękę na prawym ramieniu Nathaniela. Deer w milczeniu zamknął oczy, ale nie potrafił powstrzymać łez. Niedlugo płakali wszyscy ci, co znali tą dzielną kobiete, wdowę po Duncanie McIntyre. Nawet William uronił kilka łez, za nic nie chciał doprowadzić do śmierci ofiar porwania.
Marcus w milceniu podszedł do Cartera i wymierzył mu policzek. Potem chwycił zapłakanego Noela, razem z nim wsiałd na konia i cały ponury korowód wracał do miasteczka Slumville.
Wjechali do miasteczka w milczeniu. Dwa trupy ułozono na wozie, Marcus i Nathaniel jechali obok nich, kiedy mijali pierwsze budynki Skumville. Mieszkańcy wylegli przed domy i od razu dowiedzieli się, co się stalo. Nikt nie krył rozpaczy.

---16---
Christine i Amanda również wyszły na ulicę i chociaż obie cierpiały po śmierci cenionej przez nie kobiety, to Amanda bardziej szukała wzrozkiem Marcusa. Kiedy wreszcie do niej podjechał, podał jej Noela i wreszcie zsiadł się z nią przywitać. Amanda przekazała chłopca matce, a sama objęła się z ukochanym, aby potem gorąco się pocałować.
Nathaniel w milczeniu patrzył, jak odprowadzają Cartera do aresztu. Kiedy odeszła do niego Christine z Noelem, zrazu nie zareagował. Dopiero po chwili obrócił się od niej i spojrzał jej w oczy:
- Dlaczego? - powiedział tylko tyle.
Nie umieli mu na to odpowiedzieć, mogli tylko wszyscy przytulić się mocno i płakać.
Tego okropnego dnia zebrali się w pustym teraz domu Josephine McIntyre. Pozostali tylko oni - Marcus, Christine, Noel, Nathaniel, Amanda i Lonely, który nic nie wie...
Nathaniel pustym wzrokiem patrzył na kopię obrazu przedstawiającego swojego ojca - oryginał miał w swoim domu, ale Duncan też chcial mieć wizerunek przyjaciela Savage'a. Duncan...Taki dobry, wesoły chlopak, mimo przeciwności losu pogodzony z przeszłością. A teraz po prostu go już wśród nich nie było...Znów Nathanielowi zachciało się płakać. Nagle zatęsknił za ojcem, tak bardzo chciałby się teraz przytulic do niego i poczuć się małym chłopcem...Nigdy go nie poznał, ale dzięki temu obrazowi i matczynym opowieściom czuł się, jakby go znał całe życie...
Noel siedział na kolanach Marcusa, tęskniąc za Duncanem i matką. W ciągu kilku tygodni stał się sierotą. Dodawały mu sił wspomnienia o dziadku, który całe prawie życie byl sam, to właśnie twarz Malcolma uśmiechała się do wnuka w umyśle Noela, przypominając, że czuwa nad nim.
- Zajmijcie się chłopcem - prosił mnagle Nathaniel. - Niech ma choć was jako rodzinę - mówił do Christine, Amandy i Marcusa.
- A ty? - zapytała go Christine. - Może przeprowadzisz się do nas, do Duskville?
- Nie, ktoś musi czekać na powrót Luthera. Ja tu zostanę i zaczekam...- jakiż zmęczony mial głos Nathaniel!
William Carter siedzi w areszcie, ofiary jego i Rolfa właśnie opłakują swoich zmarłych, a Luther Lonely wypełnił misję i wraca do Slumville, gnany wiatrem i miłością do swej Lotus. Zastanie po powrocie rozxpacz...

---17---
Okropnie bolała go lewa noga. W ogóle wszystko go bolalo, ale ta noga jakoś tak...inaczej. Chyba źle się zrastała, albo coś...W końcu dotarł do wody i mógł obmyć swe poranione oblicze w zimnej rzece.
- Kim jestem, rzeko? - zapytał cichutko. - Może ty wiesz?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~THE END~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:07:33 06-02-08    Temat postu:

Jak to ostani odcinek?! Nie!!! Proszę, to było cudowne!
Nie spodziewałam się smierci Joey, o nie! Nie jej! Biedny Noel... Nie można tak skończyć, trzeba ożywić Duncana!
A może w ostatniej scence to był on? Syn Savage'a? Może stracił pamięć po upadku? Tu można się tylko domyślać, bo tylko autor tego cudownego dzieła wie, co miał na myśli. Może to Luther? Skoro jestem przy nim: Boże, jak pięknie napisałaś to zdanie:
Cytat:
gnany wiatrem i miłością do swej Lotus

Popłakałam się normalnie. I później jak sobie pomyślałam, że jej nie zastanie
Śliczne opowiadanie!!!!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:36:27 06-02-08    Temat postu:

monioula napisał:
Jak to ostani odcinek?! Nie!!! Proszę, to było cudowne!
Nie spodziewałam się smierci Joey, o nie! Nie jej! Biedny Noel... Nie można tak skończyć, trzeba ożywić Duncana!
A może w ostatniej scence to był on? Syn Savage'a? Może stracił pamięć po upadku? Tu można się tylko domyślać, bo tylko autor tego cudownego dzieła wie, co miał na myśli. Może to Luther? Skoro jestem przy nim: Boże, jak pięknie napisałaś to zdanie:
Cytat:
gnany wiatrem i miłością do swej Lotus

Popłakałam się normalnie. I później jak sobie pomyślałam, że jej nie zastanie
Śliczne opowiadanie!!!!!!!!!


Niestety, ale na jakis czas musimy sie pozegnac z bohaterami "Sagi", co nie znaczy, ze oni nie wroca, wrecz przeciwnie, kiedy czytam to, co wklejam, w mojej glowie rodzi sie kilka pomyslow, ale teraz musze zdecydowac, co pociagnac najpierw (sa 3 niedokonczone teksty, a w zasadzie 4, bo zaczelam kiedys jeszcze inna historie, ale jej jest zaledwie kawalek, dlatego jej nie wklejalam na forum).

Czy Duncan zyje...Spadl z urwiska i przysypaly go kamienie...do polowy...Czlowiek, ktory nie wie, kim jest, jest poraniony i boli go noga...a nogi sa w dolnej czesci ciala . Reszty sie domysl .

Dziekuje za pochwaly, jestes kochana, ze dobrnelas do konca (konca jak na razie tak dlugiego tekstu i ze Cie nie znudzil. Czasem mam takie poetyckie wstawki w powiesci . Luther dowie sie na miejscu...i zeby jeszcze zamieszac, to pamietasz, jak w jednym z odcinkow napisalam o nim tak:

Black Falcon napisał:
Mijały dni. We wspomnieniach niektórych ludzi zapiszą się szczególnie chwile, gdy widzieli mrocznego jeźdźca, całego w czerni, który mijał ich bezgłosnie. Niektórzy czynili znak krzyża i szeptali modły, inni po prostu przed nim uciekali.


A potem:

Black Falcon napisał:
W ostatnim miasteczku powiedziano mu, że Indianie niedawno opuścili tą okolicę, ale powinien ich jeszcze spotkać blisko osady. Wielu chciało go wypytać o powód dziwnych poszukiwań, ale po prostu się go bali. Milczący, z blizną na twarzy, czasem wyglądał jak duch wściekłego Savage'a, tylko z innym wyglądem. Byl jeszcze jeden szczegół - Luther Lonely nie mordował ludzi.


Moze teraz czas na Luthera - msciciela?...


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 17:37:29 06-02-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:55:27 09-02-08    Temat postu:

I to jest dobry pretekst, byś pisała dalej
Uwielbiam "Sagę...", naprawdę świetnie ci wyszła i z nadzieją wyczekuję kolejnego tomu. I jeszcze kolejnego... i kolejnego...
Naprawdę miło się czyta, piszesz świetnie. I nie musisz mi dziękować, że dobrnęłam do końca. To ja powinnam ci podziękować, że stworzyłaś takie dzieło
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin