Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:12:48 15-06-08    Temat postu:

Paulka napisał:
Ale miałam straszne zaległosci!! Ale juz nadrobiłam, tyle sie wydarzyło
Nie wiem jak mogłam tyle odc przegapić, no ale miała zepsutego kompa, potem egzaminy. Na szczescie juz nadrobiłam.
Świetne odcinki! Po prostu genialne.
Andrea córka Gregoria? O kurczę...Tego sie nie spodziewałam...Jest przyrodnią siostrą Sony.
W ogóle jak na początku nie lubiłam Sony tak teraz ja polubiłam. Była niedobra i chciała tylko pieniędzy Carlos i chciała go zabić ale zmieniła sie, zrozumiała że popełniła bład. Szkoda że straciła dziecko...Biedaczka...No i Carlos nie będzie mieć wnuka...Ale przynajmniej juz nie jest taki samotny- ma Sonyę. No i wraca do zdrowia! Nawet nie wiesz jak się cieszyłam, gdy czytałam fragment o tym, ze zaczyna stawiać pierwsze kroki! Super!!
Andrea jest okropna, na początku ja lubiłam, ale teraz? Co ona wyprawia? Jak potraktowała Juana...No i w ogóle co z nim będzie? Został cieżko pobity...Mam nadzieje że przeżyje. Oby. Andrea bierze ślub z Raulem...Głupio robi, przecież kocha Carlosa...Eh, ona ogólnie jest głupia.
Viviana- nie cierpie jej. Oby spotkała ją kara za to co wyprawia. To przez nią Sonya straciła dziecko. Okropna z niej baba.
NO i Minerwa juz nie znajdzie Antonia i Luisa...
Czekam na new.
Pzdr:*
Mam nadzieję że juz nie narobie sobie nigy zaległości.


Coz, tak bywa, nie przejmuj sie, ja tez, jak widze, mam spore, ze 6 telek do przeczytania (obiecuje dzis/jutro wszystko nadrobic).

Dzieki za mila opinie . Staram sie i to cala tajemnica .

Z ta corka Gregoria, to ja tez sie nie spodziewalam, przyszlo mi to do glowy gdzies w srodku pisania teli i dalo podstawy do dalszego krecenia zwiazkami rodzinnymi, wiec...nikt nie jest bezpieczny .

Sonya faktycznie sie zmienila, teraz trzyma z ojcem, bo zrozumiala, ze byl - jest - jej najlepszym przyjacielem. I zobacz - piszesz o dziecku, ktore stracila, jako o wnuku Carlosa - czyli Ty tez, podobnie jak Sonya, twierdzisz, ze jej prawdziwym ojcem jest Carlos, a nie ten biologiczny, czyli Gregorio . A jej postawa spoteguje tylko wrogosc miedzy obiema rodzinami...

Carlos wraca do zdrowia i moge Ci obiecac, ze nie pozwoli sobie w kasze dmuchac - tylko, czy da rade odnalezc sie w tym swiecie nienawisci, czy nie zginie w przenosni i doslownie?

Andrea ma swoj plan...Czy zycie nauczy ja, ze raczej powinna walczyc o Carlosa, a nie igrac z ogniem? Czas pokaze...

Viviana bedzie jeszcze gorsza. A Minerwa...a zobaczysz .

Zapraszam na 36 odcinek! (Zajrzyj tez tutaj: http://www.telenowele.fora.pl/nasze-telenowele,51/promocja-naszych-telenowel,4118-750.html .

-------------------------------------------------------------------

Odcinek 36

Juan Orta wciąż żył. Był połamany, poobijany, ale wciąż żył. Nachylała się nad nim postać lekarza, z smutkiem kręcąc głową.

- Gdyby nie mój kolega, nic by z pana nie zostało. Pobili pana tak okropnie, że przez moment myśleliśmy, że pana stracimy, ale na szczęście pana pozszywano. Będzie pan jeszcze odczuwał ból, to jasne, ale z czasem to wszystko minie i będzie dobrze. Jeśli pan bardzo chce, może pan spróbować wstać, ale radziłbym jeszcze trochę poczekać, bo może się panu sporo kręcić w głowie. Jak się pan czuje?

- Boli...Pić...- wyjęczał Juan, ale podniósł się powoli. - Gdzie ja jestem?

- W szpitalu. Wdał się pan w bójkę, ale nie odniósł pan większych obrażeń tak, by zagrażały pana życiu. Wypiszemy pana niedługo, proszę się nie martwić. Przynajmniej nie potłukł się pan tak, jak ta biedna dziewczyna, która spadła ze schodów i straciła dziecko...Na szczęście jej ojciec, chociaż sam dwa lata do tyłu stracił władzę w nogach, a teraz na dodatek w wyniku choroby stracił mowę, opiekuje się nią na tyle, że raczej dojdzie do siebie po tym zdarzeniu...

Juan powoli składał do siebie fakty. Coś zaczęło mu świtać w obolałej głowie, ale nie miał jeszcze pewności.

- Dwa lata temu stracił władzę w nogach? A...a czy ten ojciec nie nazywa się czasem Carlos Santa Maria?

Doktor miał chyba ochotę porozmawiać, bo z radością udzielał wszystkich informacji:

- Tak, tak, oczywiście, pan go zna? To taki miły człowiek.

- A...czy jest nadal w tym szpitalu? Bo wie pan, ja muszę...ja muszę z nim natychmiast koniecznie porozmawiać!

- Tak, jest nadal, za to matka dziewczynki i jej wujek pojechali do domu odpocząć. Co za rodzinka, ojciec siedzi cały dzień, a oni wrócili do siebie, jakby nigdy nic. Jeśli to coś bardzo ważnego, to mogę pana za jakiś czas do niego zaprowadzić.

- Nie, nie za jakiś czas! Co będzie, jeśli wyjdzie, albo coś w tym stylu? Ja muszę teraz, koniecznie.

- Dobrze, już dobrze, w takim razie niech pan się na mnie wesprze i powoli wstanie, bo widzę, że jeśli panu nie pomogę, to gotów pan sam pójść, a nie wiem, czy na to jeszcze nie zbyt wcześnie.

Juan posłusznie uczynił to, co mu polecono i po chwili stał już na trzęsących się nogach, krzywiąc się z bólu.

- Może chce pan jechać na wózku? Środki przeciwbólowe przestaną działać i może pan upaść.

- Nie, nie, muszę być trzeźwy przy tej rozmowie. Gdzie jest...Carlos...Santa...Maria? - młody człowiek był jeszcze taki słaby, taki słaby!

- Już do niego idziemy, tędy proszę, o, tędy...

Istotnie, za kilka chwil byli już pod salą, gdzie leżała Sonya. Zasnęła po podaniu jej przez Bolivarea środków uspokajających, inaczej płącz rozsadziłby ją od środka. Juan wszedł, jeszcze podtrzymywany przez lekarza, ale stał już coraz pewniej, sił dodawała mu misja, jaką miał spełnić. Przywitał się z obecnymi w sali, zrobił to na tyle cicho, że nie obudził dziewczynki. Lekarz, który go tu przyprowadził, dyskretnie wyszedł, zostali tylko Victor, Carlos, Juan i śpiąca Sonya.

- Miałem przygodę w barze, ale nic mi nie jest - odpowiedział na nieme pytania brat Andrei. - Muszę...muszę z tobą porozmawiać, Santa Maria.

Carlos spojrzał na niego badawczo. Oto człowiek, który jakiś czas temu wpadł do jego domu i wyszarpał go, broniąc siostry. Czego chce tym razem?

- Słyszałem od lekarza o twojej chorobie - zwrócił się do Carlosa Juan, siadając na krześle - stać jeszcze nie mógł, zresztą oni wszyscy już siedzieli. - Przykro mi z tego powodu.

Santa Maria skinął głową, że dziękuje.

- Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Moja siostra, Andrea...ona...ona oszalała.

Coś podobnego do tęsknoty przemknęło przez twarz Carlosa, ale zaraz znów przybrał maskę obojętnego zainteresowania.

- Wiem, co do siebie czujecie, dlatego musisz mi pomóc...jej pomóc...- zaplątał się Juan. - Ona...chce wyjść za Raula Monteverde!

Jeśli wywarło to jakiekolwiek wrażenie na jego rozmówcy, to było to wrażenie głęboko ukryte.

- To nie wszystko. Gregorio Monteverde twierdzi, że twoja córka, Sonya, jest jego córką, jego i Viviany, Raul jest adoptowany, a Andrea...i to właśnie jest najgorsze...Lepiej powiem wam całość od początku...

I tak zrobił. Victor nie krył zaskoczenia:

- Andrea córką Gregorio? Matko Boska...- odruchowo spojrzał na Carlosa, by zobaczyć, jak on przyjął tą wiadomość.

Santa Maria westchnął, ale zachował spokój. Potem poprosił Victora, by ten przyniósł mu papier i długopis - miał tak wiele do napisania, a przecież powiedzieć tego nie mógł...

Kiedy zostali chwilowo sami, Carlos i Juan, młodzieniec długo patrzył w twarz tego, kogo prosił o pomoc. Przyznał się sam przed sobą, że był zawiedziony. Nie oczekiwał oczywiście, że Carlos od razu pójdzie - czy też pojedzie - do jego siostry i zrobi porządek z Monteverde. Miał tu na myśli Gregorio, do Raula nic nie miał. Ale ta obojętność na twarzy Carlosa zupełnie zbiła go z tropu. Boże, co za wariaci, kochają się, ale żadne nie uczyni tego pierwszego kroku!

Za parę minut Santa Maria zaczął pisać, co czynił dość długo, aż w końcu podał Juanowi sporej wielkości kartkę, zapisaną od góry do dołu. Młody człowiek rzucił tylko na nią okiem i złożył tak, aby móc ją wsadzić do kieszeni. Wiedział, że jest to list do jego siostry, nagłówek bowiem brzmiał: "Szanowna pani Orta!". Bardziej bezosobowo Carlos chyba już nie mógł napisać...

Mimo protestów Bolivaresa, który chciał zbadać jeszcze raz Juana, czy aby na pewno ten nie ma żadnych poważniejszych obrażeń, Orta miał zamiar wyjść ze szpitala, by wrócić do domu Monteverde i zanieść jak najszybciej list Andrei. Zanim jednak to zrobił, rzucił w kierunku Santa Marii:

- Cokolwiek tam napisałeś, mam nadzieję, że list brzmi inaczej, niż nagłówek i że się w końcu pogodzicie, bo jedno wzdycha za drugim, ale oboje jesteście tak uparci, że aż mi was żal. Andrea wychodzi za Raula, a w sercu ma ciebie, ty siedzisz tutaj i wyglądasz, jakby cię to w ogóle nie obchodziło, a też za nią szalejesz...Najgorsze, że Felipe wygadał się jej z tą sprawą de La Vegi i ona uparcie w to wierzy, powiedziała, że nie może dopuścić, żebyś poszedł do więzienia i...

Zamilkł w pół słowa. Carlos zmienił się na twarzy, jakby miał zamiar nie tylko zaraz wstać, ale i osobiście zrobić porządek z rodziną Monteverde. Otworzył usta i wydobył z siebie dźwięk do złudzenia przypominający odgłos kogoś, kto dusi się pod tonami wody, ale za wszelką cenę usiłuje coś powiedzieć:

- List...- wyciągnął rękę po kartkę. Juan zdziwiony podał mu ją, a Santa Maria potargał na milion kawałków.

- De...La...Vega - znów ten charkot, jakby zmuszał się ostatkiem sił, by coś powiedzieć. - Co...Felipe...de La Vega...Andrei...?...

Ileż wysiłki kosztowały go te słowa! Ale inaczej, jeśli nie zmusi swojego organizmu do współpracy, niczego się nie dowie!

Juan usiadł i opowiedział całą historię. Kiedy skończył, spojrzał na twarz Santa Marii i aż się wzdrygnął. Carlos zacisnął pięści i znów wykrztusił, z tak potworną złością, jakby miał zamiar zabić wszystkich, którzy mu przeszkadzają:

- De...La...Vega...De...La...Vega...przeklęty...Zniszczę go...

- Z tego, co widzę, to ty wcale nie jesteś taki idealny, za jakiego moja siostra z początku cię brała - ośmielił się zauważyć Juan.

Carlos nie zareagował na zaczepkę, ani na to, że Juan od pewnego czasu mówił mu na "ty". Pomyślał chwilę i wziął drugą kartkę, wcześniej jednak spytał:

- Dlatego...szpital...Andrea...w to...wierzy?

- Tak, najpierw płakała za tobą, ale ponieważ nie chce, żebyś poszedł siedzieć, to...

Santa Maria machnął ręką, jakby taka informacja mu wystarczyła. Rozpoczął kolejny list, tym razem dużo szybciej, jakby nie musiał się zastanawiać nad tym, co pisze. Juan przerwał mu w pewnej chwili:

- Słuchaj...Raul nie wierzył z początku, że mogłeś to zrobić, ale już sam nie wiem - najlepiej będzie, jak powiesz mi prawdę, a ja przekażę Andrei - cokolwiek odpowiesz, obiecuję nie wydać cię przed nikim, chcę tylko szczerości dla mojej biednej siostry.

Carlos na moment urwał pisanie w połowie słowa.

- Monteverde...mnie...oceniać...Mnie oceniać!...Monteverde!... - po czym wrócił do listu.

Za kilka chwil Juan opuścił szpital z dziwnym przeświadczeniem, że w liście niesie śmierć. Nie wiedział, jak przyjmie go Andrea, ale cokolwiek się stanie, musiał dostarczyć jej ten list - list, który może wszystko naprawić...albo jeszcze bardziej skomplikować.

Koniec odcinka 36


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 21:13:55 15-06-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:12:23 18-06-08    Temat postu:

Bede uparta .

-------------------------------------------------------

Odcinek 37

Kiedy wszedł do tego czegoś, co miało być jego domem, zastał Andreę rozmawiającą z Raulem o ich ślubie. Na jego widok oboje zamilkli, przerażeni wyglądem Juana.

- Co ci się stało?! - pierwsza odzyskała głos jego siostra.

- Nic takiego, proszę pani - mruknął Juan. - Musimy porozmawiać, proszę o spotkanie w moim pokoju.

Raul obserwował zdumiony tą rozmowę, ale zaraz usłyszał od Andrei:

- Nie martw się, kochanie, zaraz wracam, nasz szofer ma do mnie jakąś sprawę.

Pocałowała go namiętnie, nie bacząc, że Juan odwrócił wzrok, zniesmaczony. Za moment siedział na łóżku, na próżno prosząc siostrę, by usiadła obok niego.

- Jeśli naprawdę chce pani wiedzieć, to mnie pobito, kiedy opłakiwałem w podrzędnej knajpce stratę siostry. Zawieźli mnie do szpitala, na szczęście nic mi się nie stało. W szpitalu spotkałem nie kogo innego, a Carlosa Santa Marię, czuwającego przy Sonyi, która spadła ze schodów i straciła dziecko. Opowiedziałem mu wszystko o pani, a on w odpowiedzi dał mi list.

- Wszystko? - Andrea jeszcze nigdy nie wyglądała na tak wściekłą. - To znaczy co?

- Wszystko tym, czego się tutaj dowiedziałem, o pani pochodzeniu, o jego córce będącej naprawdę córką jego śmiertelnego wroga, o pani ślubie, chciałem, żeby panią przed tym powstrzymał - Juan nadal nie mógł wybaczyć siostrze poprzedniego traktowania, dlatego mówił jej przez "pani", a ona była do tego stopnia na niego wściekła, że podjęła tą grę bez zmrużenia oka.

- Daj mi ten list - odparła ona.

Otrzymała go, po czym nachyliła nad Juanem.

- A teraz coś ci powiem, szoferze. Przestań się wtrącać w moje sprawy! - po czym z całej siły uderzyła go w twarz. Juan ani drgnął, czekał tylko na reakcję siostry na słowa Santa Marii. Liczył, że może ten list ją przekona, choć jak dotąd nie zauważył u niej żadnej reakcji na wiadomość, z kim się spotkał.

Otworzyła list i czytała, nadal na stojąco. Poznała to wyraźne, eleganckie pismo, które tak jej spodobało, gdy czytała jego powieść. Powieść Santa Marii...tak dawno temu.

"Szanowna Pani Orta!

A może raczej powinien powiedzieć "pani Monteverde"? W końcu jest pani nią po ojcu, a jeśli nawet jeszcze nie, to będzie nią pani po ślubie z Raulem. Chciałbym podziękować za to, że wiedząc o pochodzeniu mojej córki, Sonyi, ukryła pani ten fakt przede mną, licząc na to, iż dowiem się o tym kiedyś przez przypadek i sprawi mi to ból. Ale muszę panią rozczarować, bowiem znam ten fakt już od dawna, to nawet pomogło mi się zbliżyć do córki i mam w niej w tej chwili jedynego przyjaciela na świecie. Owszem, być może kiedyś była fałszywa, ale to się zmieniło i nie sądzę, by teraz ode mnie odeszła, gdy będę jej potrzebował. Ale cóż moje sprawy mogą obchodzić panią, skoro potrafiła mnie pani opuścić z powodu tego, co powiedział pani mój brat? Nie wierząc we mnie, nie pytając, czy to prawda, od razu sądząc, że Felipe powiedział prawdę i że ukradłem, że zabiłem? Uwierzyła pani jemu, nie mnie, chociaż podobno kochała mnie pani z całej duszy! Ale powiem coś pani, choć choroba odebrała mi mowę - zaczynam chodzić i zamierzam zrobić porządek z moim życiem. Jeśli chce pani wiedzieć, czy jestem winien, odpowiem - tak! Jestem winien wszystkich stawianych mi zarzutów! A teraz żegnam panią ozięble - i proszę zająć się bratem, bo może go pani stracić w jakiejś bójce, kiedy z rozpaczy się upije - jak dziś!"

Na tym list się kończył. Nadal bez śladu uczuć rzuciła papier w stronę Juana i powiedziała:

- Zniszcz to. A jeśli chodzi o odpowiedź, to nie musisz mu żadnej zanosić. Sama do niego pójdę i powiem mu, co tym myślę! - i wyszła z pokoju Juana.

Raul czekał, zniecierpliwiony i trochę wystraszony, ale Andrea już od wejścia pogładziła go po policzku ze słowami:

- Nie martw się, nasz szofer przyniósł mi tylko list od tego nędznika, który zarzucał naszemu ojcu gwałt na jego siostrze. Santa Maria mnie obraził i zamierzam do niego pójść, aby raz na zawsze powiedzieć mu, co o nim sądzę.

- Pójdziesz do niego do domu? - Raul poczuł skurcz serca.

- Nie, nie kochanie, do szpitala. Już mówię, co się wydarzyło.

Opowiedziała mu to, czego dowiedziała się od Juana.

- Mam prośbę - czy mógłbyś pójść ze mną? Potrzebuję cię u mego boku, chcę udowodnić temu...Santa Marii, że nie jestem sama i że mam kogoś, kogo kocham i kto kocha mnie.

- Andreo...Dlaczego tak o nim mówisz? Przecież oboje wiemy, że kochasz nadal jego.

- Nie, Raul...Kocham ciebie i mam pomysł. Chodźmy do mojego pokoju, udowodnię ci to.

Jakżeby mógł odmówić tak pięknej dziewczynie, tym bardziej, że odkąd Gregorio dowiedział się, że ma w domu swoją własną córkę, wydawał majątek na ubrania i perfumy, o jakich dawniej tylko mogła marzyć. Raul po prostu poszedł za sercem, nie mógł oprzeć się tej, o której tak długo marzył.

Na drugi dzień Bolivares uznał, że skoro Carlos i tak cały dzień przesiaduje w szpitalu, to może ćwiczyć pod jego okiem swoje nogi. Santa Maria chętnie się zgodził i pod opieką lekarza, ewentualnie pielęgniarki, gdy Victor nie miał czasu, starał się krok za krokiem przemierzać korytarze szpitalne. Raz pod nieobecność męża Viviana próbowała wejść do córki i z nią porozmawiać, ale Sonya po prostu ją wyrzuciła, Felipe postanowił nie ryzykować i zaczekać, aż bratanica się nieco uspokoi, toteż w ogóle do niej nie wchodził.

Nadeszła właśnie taka chwila, gdy Victor musiał na moment udać się do pewnego pacjenta, który przyjmował zalecenia tylko od Bolivaresa. Innych lekarzy nie cenił. Santa Maria powoli stawiał kroki, pielęgniarka czuwała gotowa pomóc mu, gdyby stracił równowagę.

- Idzie panu coraz lepiej - pochwaliła go kobieta, z zachwytem patrząc, jak wraca do sił.

Istotnie, kroki były coraz pewniejsze i coraz dalej mógł dojść bez niczyjej pomocy. Dotarł do okna i obrócił się, by zawrócić w stronę, skąd wyruszył. Nagle zamarł w miejscu. Przed nim stała piękna, pewna siebie kobieta, ubrana w najmodniejsze ubranie, jedno z najdroższych w Meksyku. Umalowana, śliczna, słodka...z ogniem w oczach.

- Witaj, Carlosie Santa Maria! - powitała go Andrea Orta. - Widzę, że świetnie sobie radzisz!

- Wynoś się...- ćwiczył nie tylko nogi, również mowę, istniała spora szansa, że niedługo całkowicie wyzdrowieje.

- Najpierw musimy porozmawiać. Dostałam list i nie zamierzam nie reagować. Chcę tylko powiedzieć, iż cieszę się, że skończyłam znajomość z panem - jakaż byłam ślepa, kochając złodzieja i mordercę!

- Nie kochałaś...nigdy...ty...nie umiesz kochać!

- Umiem kochać, udowodnię panu, jak bardzo! Umiem kochać nie tylko duszą, ale i ciałem, czego dowiedział się Raul Monteverde podczas naszych upojnych nocy!

- A więc już z nim spałaś...Jesteś zwykłą dziwką.

Zamachnęła się, by go spoliczkować, ale nie zdążyła. Złapał ją za rękę i wycedził:

- Jestem chory...ale...nie bezsilny...Zapłacicie mi wszyscy...za nienawiść...za pogardę...za poniżenia...

A potem puścił, jakby z obrzydzeniem.

- A cóż ty możesz, nawet mówić nie umiesz, jak inni ludzie! Nie potrafisz chodzić, mówić, czym ty w ogóle jesteś, Quasimodo?!

Jakby mocą jej przekleństw, nogi Santa Marii ugięły się pod nim, wycieńczone długimi ćwiczeniami. Tak bardzo chciał wrócić do zdrowia, że przesadzał, że czasami chodził o kilkadziesiąt minut za dużo, póki Victor go nie powstrzymał.

Za wszelką cenę starał się nie upaść, a jeśli już musiałby to zrobić, to, na Boga, nie przy niej, nie przy tej...Ale na nic zdały się jego modlitwy, Bóg nie chciał go wysłuchać i Carlos Santa Maria byłby upadł, gdyby...nie wpadł prosto w ramiona Andrei, która instynktownie go złapała.

Podniósł głowę, zły na siebie o własną słabość i to przy niej, równocześnie zaskoczony, że nie pozwoliła mu upaść. Za moment stał już prosto, nadal na nią patrząc bez słowa. Spojrzał jej w oczy, jakby chciał zajrzeć w głąb duszy, dowiedzieć się, czy tam, w środku, jest tak podła, jak na zewnątrz.

- Andreo...- głos odmówił mu posłuszeństwa, odezwał się z chrypką. Po czym umilkł, jakby bał się powiedzieć cokolwiek więcej. Ona stała bez ruchu, nie dając po sobie poznać, czy to, co się przed chwilą stało, wywarło na niej jakiekolwiek wrażenie. Nie dając poznać tego, co poczuła, gdy przez moment opierał się na niej, tak bardzo bezbronny, tak bardzo potrzebujący opieki, troski...kiedy tak bardzo czuła ciepło jego ciała, kiedy tak bardzo pragnęła przytulić go i już nigdy nie puścić...

- Andreo ...- zdołał jeszcze powtórzyć, zanim nie mógł już wykrztusić ani słowa. Pochylił się ku niej i pocałował ją w usta, wpierw delikatnie, potem z coraz bardziej rosnącym uczuciem. Objęła go mocno i oddała pocałunek, tak samo gorący i namiętny, jak jego.

Raul miał wyrzuty sumienia, że odmówił Andrei pójścia z nią do szpitala. Uważał, że powinna to załatwić sama, zmierzyć się z Carlosem i albo wszystko sobie wyjaśnić - choć nie ukrywał przed samym sobą, że bardzo by wtedy cierpiał - albo raz na zawsze zapomnieć o Santa Marii. Ale skoro rano tak go prosiła, to teraz wsiadł w samochód i przyjechał do szpitala, licząc, że zrobi jej miłą niespodziankę. Wszedł właśnie do środka i stanął na korytarzu w tej samej chwili, gdy jego ukochana i Carlos Santa Maria całowali się bez tchu.

Koniec odcinka 37


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 17:13:06 18-06-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:00:43 20-06-08    Temat postu:

Nie zostało mi dużo do końca, ale jutro wyjeżdzam zbierać truskawki. Zanim wrócę pewnie wstawisz wiele nowych odcinków i minie dużo czasu zanim wreszcie Ci to skomentuję, więc postanowiłam teraz skomentować to, co przeczytałam.

Zastanawia mnie zachowanie Andrei. Zmieniła swój charakter o 180 stopni. Ja myślę, że ona nadal kocha Carlosa i coś kombinuje. Być może za pomocą majątku Monteverde chce się zemścić na Vivianie i Felipe?
Carlos zaczął chodzić, co mnie bardzo cieszy:D
Sonya zmieniła swój charakter, co również mi się podoba. Akurat skończyłam na tym momencie, w którym Viviana zrzuciła ją ze schodów. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie, ale dziecko pewnie straci:/
Viviana i Felipe nadal zachowują się tragicznie. Ta pierwsza już przechodzi samą siebie. Czasem zachowuje się tak nienormalnie, że aż mnie śmieszy. Trzeba zamknąć ją w wariatkowie;]
Bardzo spodobał mi się nowy wątek z Antonio i Luisem. Ten drugi jest moim zdaniem najfajniejszą i najmądrzejszą (!) postacią, chociaż najmłodszą;] Scenka, w której odwiedził Carlosa była po prostu boska. Można było wpaść w kompleksy - taki mały, a taki mądry.
Ja myślę, że Carlos jest niewinny. Zabójstwo Jessici w ogóle do niego nie pasuje. Mnie zastanawia to, że w którymś momencie było, iż Felipe przyszedł potem do gabinetu i zobaczył zrozpaczonego Carlosa, a było już wtedy po wypadku. Czyżby był w to zamieszany? Bardzo prawdopodobne;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:17:17 20-06-08    Temat postu:

Bloody napisał:
Nie zostało mi dużo do końca, ale jutro wyjeżdzam zbierać truskawki. Zanim wrócę pewnie wstawisz wiele nowych odcinków i minie dużo czasu zanim wreszcie Ci to skomentuję, więc postanowiłam teraz skomentować to, co przeczytałam.


Dziekuje za komentarz . Ja tez kocham truskawki. Mniam ))). Milych polowow zycze...i pomyslow na kolejne odcinki Twoich telek (masz wstawic kilka jak wrocisz .

Bloody napisał:
Zastanawia mnie zachowanie Andrei. Zmieniła swój charakter o 180 stopni. Ja myślę, że ona nadal kocha Carlosa i coś kombinuje. Być może za pomocą majątku Monteverde chce się zemścić na Vivianie i Felipe?


Kocha, kocha . I zdaje sobie z tego sprawe, ale wybrala inna droge. Co zamierza, opowiem w kolejnych odcinkach.

Bloody napisał:
Carlos zaczął chodzić, co mnie bardzo cieszy:D


Mnie tez .

Bloody napisał:
Sonya zmieniła swój charakter, co również mi się podoba. Akurat skończyłam na tym momencie, w którym Viviana zrzuciła ją ze schodów. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie, ale dziecko pewnie straci:/


Sonya stanela przeciwko matce i wujkowi - Viviana juz pokazala, do czego jest zdolna. Niby przez przypadek, ale...Kto wie, co wymysli teraz, gdy traci jednego sprzymierzenca? Swoja droga, Carlos tez sie zmieni.

Bloody napisał:
Viviana i Felipe nadal zachowują się tragicznie. Ta pierwsza już przechodzi samą siebie. Czasem zachowuje się tak nienormalnie, że aż mnie śmieszy. Trzeba zamknąć ją w wariatkowie;]


Moze i tak skonczy . Chociaz...przy pisaniu 41 odcinka wpadl mi do glowy pewien dosc nieziemski pomysl...

Bloody napisał:
Bardzo spodobał mi się nowy wątek z Antonio i Luisem. Ten drugi jest moim zdaniem najfajniejszą i najmądrzejszą (!) postacią, chociaż najmłodszą;] Scenka, w której odwiedził Carlosa była po prostu boska. Można było wpaść w kompleksy - taki mały, a taki mądry.


Ja tez go lubie . Dziekuje za mile slowa co do scenki w rezydencji Santa Maria . Luis przezyl wiele, zreszta wychowuje go ktos, kto obracal sie w tzw. "dobrym towarzystwie", wiec mogl wyrosc na kogos bardzo madrego...Tylko czy los da mu szanse?

Bloody napisał:
Ja myślę, że Carlos jest niewinny. Zabójstwo Jessici w ogóle do niego nie pasuje. Mnie zastanawia to, że w którymś momencie było, iż Felipe przyszedł potem do gabinetu i zobaczył zrozpaczonego Carlosa, a było już wtedy po wypadku. Czyżby był w to zamieszany? Bardzo prawdopodobne;]


Kombinuj, kombinuj, bo widze, ze masz dobra pamiec, ze zwracasz uwage na pewne rzeczy, na szczegoly, a to jest dosc wazne w mojej teli. Na pewno jest zamieszany tak, ze pomogl uratowac Carlosa przed wiezieniem. Ale kto wie, czy nie bardziej? .

-------------------------------------------------------------------

Odcinek 38

Pocałunek trwał najwyżej kilka sekund, Andrea pierwsza go przerwała i wysyczała prosto w twarz Santa Marii:

- Przed chwilą nazwał mnie pan dziwką, a teraz mnie pan całuje? Kim jest pan sam, skoro zadaje się z takimi, jak ja? - odwróciła się i ani powieka jej nie drgnęła, kiedy zobaczyła Raula. - Witaj, kochanie - jak bardzo zmienił się jej głos, kiedy zwróciła się do Monteverde! Pełen słodyczy i miłości. - Właśnie udowadniałam Carlosowi Santa Maria, jak niewiele dla mnie znaczy. Za kilka dni weźmiemmy ślub i zastanawiam się, czy nie powinniśmy zaprosić Felipe i Viviany, co ty na to, najdroższy? - po czym podeszła do Monteverde i wsparła się na nim, demonstrując wielką miłość. - To przecież tak naprawdę dzięki nim się poznaliśmy.

- Ci ludzie...to mordercy...- Santa Maria musiał usiąść.

- Z tego, co wiem, nikogo jeszcze nie zabili, powiem szczerze - zaczynam rozumieć ich niechęć do pana, jest pan taki...nudny i męczący. Raul, idziemy! - odparła Andrea, zwracając się na koniec do narzeczonego.

Monteverde nie odezwał się ani słowem, kiedy opuszczali szpital, dopiero, kiedy ruszyli spod budynku, rzekł:

- Nie podoba mi się to, jak traktujesz Santa Marię. On nic nie zrobił, jest ofiarą jego rodziny i...

- Skarbie - weszła mu w słowo Andrea. - On sam przyznał mi się, że jest winien tragedii rodziny de La Vega, to raz, a dwa, to wróg mojego ojca i nie zamierzam traktować go inaczej, niż na to zasługuje. Możesz prosić mnie o wszystko, ale nie proś mnie o łaskę dla tego...kretyna.

- A Juan? To twój brat, a ty zachowujesz się, jakby był nic nie znaczącym pracownikiem.

- Juan bardzo mnie skrzywdził, twierdził, że Nora i jej mąż nie byli moimi rodzicami, że nie mam prawa nazywać męża mamy moim ojcem. Poza tym wmawiał mi, że cię nie kocham, że jestem skazana na zagładę i innego tego typu bajeczki.

Monteverde wziął głęboki oddech, zanim zadał następne pytanie.

- A czy Juan nie miał racji? Przecież oboje wiemy, dla kogo nadal bije twoje serce, Andreo. Zastanawiam się też, czy nie odwołać naszego ślubu...

- Niczego nie odwołamy! Czy zamierzasz słuchać jednego idioty, który jest zazdrosny, bo sam nie może sobie nikogo znaleźć, czy słuchać swojej dziewczyny, która tęskni za tobą każdej nocy?

- Zapytam jeszcze raz - jesteś pewna tego, co robisz?

- Tak, najdroższy! I proszę, nie mówmy już o tym więcej!

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Santa Maria osobiście dopilnował, by jego córka - do końca życia nie przestanie nazywać Sonyi swoim dzieckiem - otrzymała jak najlepszą opiekę, a o nią poprosił Rosę, która miała coraz mniej pracy przy panu domu. Davila z przyjemnością przyjęła tą propozycję, mimo wyczuwalnej wrogości płynącej od reszty rodziny polubiła ten dom, a szczególnie panienkę Sonyę i jej ojca, którzy byli dla niej bardzo mili. Dziewczynka nadal była w szoku, ale powoli przychodziła do siebie, ojciec wspaniale się nią opiekował i sporo czasu spędzali razem, w jej pokoju. Viviana i Felipe nie powiedzieli nic o wypadku Sonyi jej ojcu, Gregorio Monteverde, tak samo nie wiedział nic Julio, chłopak Sonyi, któremu powiedziano, że jest po prostu chora. Andrea zaś nie mogła przyznać się ojcu do posiadania takiej informacji, gdyż inaczej musiałaby tłumaczyć się, co łączy ją z rodziną Santa Maria i skąd wie o wypadku, tak więc Monteverde nic o tym nie wiedział. Raul nadal obawiał się, co powie jego przybrany ojciec, kiedy dowie się, co on i jego starsza córka robili za jego plecami, ale łudził się, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, tym bardziej, że teraz Andrea nie miała nic wspólnego z tamtą rodziną. Przekonywała go o tym zresztą również i w nocy i to dość gorąco. Nic nie zakłócało przygotowań do ślubu, który miał się odbyć za kilka dni. Juan nadal odnosił się do swojej siostry jak do pani domu, miał nawet zamiar odejść z pracy, ale Raul z nim porozmawiał i przekonał, że warto zostać - chociażby dlatego, że o pracę ostatnio było trudno. Sam Juan liczył w głębi serca, że kiedyś odzyska siostrę.

- Tatusiu? - Sonya siedziała na łóżku, właściwie była to pozycja półleżąca, przed chwilą skończyli grać w ulubioną grę dziewczynki i Santa Maria z radością patrzył, jak uśmiechała się po zwycięstwie.

- Tak? - mówił już prawie całkiem sprawnie, nogi też wracały do pracy i można było powiedzieć, że praktycznie jest już całkiem zdrowy.

- Pamiętasz Andreę Orta?

- Owszem, córeczko. Była w szpitalu, kiedy...byłaś chora.

- Wiem, wspominałeś mi o tym. Mówiłeś, że przyszła się pożegnać. Podobno bierze ślub z Raulem Monteverde. Masz zamiar tam iść?

- Nie widzę takiej potrzeby, kochanie. Ani ona, ani ja...cóż, nie znosimy swojego towarzystwa - uśmiechnął się ciepło, jakby chcąc złagodzić własne słowa.

- Tato...Nie kłam. Widzę, kiedy o niej mówisz, jak błyszczą ci oczy, jak zmieniasz głos, jakbyś mówił z głębi serca. Nie wiem, co ona o tobie teraz myśli, ale walcz o nią, proszę. Jestem przekonana, że nadal się kochacie.

- Nie, córeczko. Andrea opuściła mnie, kiedy jej najbardziej potrzebowałem, zostawiła na pastwę losu, a teraz bierze ślub z synem Gregorio Monteverde. Oni są siebie warci, ja zamierzać zająć się w końcu tobą i mną, niedługo na przykład zrobię to, co powinien już dawno - zmienię zapis w testamencie i wydziedziczę pewne osoby, poza tym będę musiał wystąpić o rozwód. Na szczęście dom jest mój i to ci ludzie, którzy chcieli mnie skrzywdzić, będą się musieli stąd wynieść, nie ja.

- Wyrzucisz stąd mamę i wujka?

- Owszem. Nie, nie proś mnie o to, żebym ich tu zostawił. Chociaż jesteś moim jedynym, ukochanym dzieckiem, nigdy nie pozwolę, by ta żmija nadal mieszkała pod moim dachem. Ona chciała mnie zabić. Powinnaś mnie zrozumieć, córeczko.

- Rozumiem...Ale...to jednak moja mama i wujek.

- Osobiście sądzę, że Felipe nie jest godzien nazywać się Santa Maria. Francisco - twój dziadek - miał rację, usuwając go z zapisu, tylko ja byłem na tyle ślepy, że tak długo utrzymywałem, że to są moi bliscy. To obcy ludzie i prędzej umrę, niż zostawię im cokolwiek.

- Tatusiu...? - szepnęła Sonya, przestraszona nowym wcieleniem ojca, takim groźnym i nieznanym. - Powiedziałeś, że wujek Felipe powiedział coś Andrei i dlatego ona odeszła. Kim był Antonio de La Vega? Czy ty...czy ty przyznałeś się do czegoś złego? Kiedyś wujek mówił do mamy, że widział, jak Andrea wychodzi ze szpitala uwieszona na ramieniu Raula i mówi do niego, iż wreszcie przyznałeś się do kradzieży i morderstwa w rodzinie de La Vega. O co w tym wszystkim chodzi?

- Opowiem ci. Opowiem ci, co naprawdę zdarzyło się dziesięć lat temu.

Antonio de La Vega wpadł w panikę. Codzień modlił się o powrót Minerwy, nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie jej szukać, a dziś tym bardziej potrzebował pomocy. Luis miał wysoką gorączkę, tak wysoką, że aż majaczył, wzywając co chwilą matkę i Jessicę. Nie pomagały lodowate okłady ze szmat znalezionych w kącie i naprędce wypranych w zimnej wodzie, nie pomagały środki, które Antonio znalazł gdzieś na dnie szafki, nie wiedząc nawet, czy są dostatecznie świeże - ale ratował w końcu brata, jak mógł. Nigdy nie przeklinał, ale robił to teraz - przeklinał swoją biedę i to, jak pozwolił się oszukać dziesięć lat temu.

Czuwał teraz przy chłopcu, trzymając go za rękę i szepcząc w kółko:

- Nie umieraj, El Capitan! Wiesz, że mam tylko ciebie, nie rób tego staremu bratu i nie umieraj, chłopcze! Jak tylko wyzdrowiejesz, przysięgam ci, poszukamy Minerwy i ona na pewno o nas zadba, przecież bardzo kochała swoją siostrę, tylko mi nie umieraj, błagam cię, El Capitan!

Ale na nic były jego prośby, Luis coraz bardziej zapadał się w gorączkę, o ile to możliwe, był coraz bardziej rozpalony. Antonio wiedział, że go traci, nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, ale było widać, że braciszek odchodzi. Był już nieprzytomny, przestał nawet majaczyć, po prostu leżał, jak trup.

- El Capitan, El Capitan, co ja pocznę bez ciebie...Gdzie mam szukać pomocy, gdzie mam szukać lekarza, jesteśmy za biedni, by kogoś wezwać, przydałby ci się szpital, a ja nie mam pieniędzy, El Capitan...Nawet nie miałbym cię jak zawieźć, bo nie mam samochodu, a kiedy już cię stracę, to nie bedzie stać mnie na położenie ci kwiatka na grobie...

Kwiaty. Ogród. Słowa Luisa o tym, że Jessica bardzo lubiła kwiaty. Ogród. Ogród Carlosa Santa Marii. Oni mieli bogactwo, majątek, samochód, jeśli Santa Maria był chory, to na pewno otrzymywał jak najlepszą opiekę, nie był skazany na powolne konanie, jak jego ukochany El Capitan...

- Przeklinam cię, Santa Maria, przeklinam cię! - zawołał Antonio w bezsilnej złości. - To przez ciebie mój Luis teraz umiera, to przez ciebie, ratuj go teraz, ty kretynie!

"Ratuj go teraz". Boże, nie, musi być inne wyjście, przecież Antonio tego nie zniesie, woli umrzeć, niż...niż co? Niż chwycić się jedynego wyjścia, jakie może uratować jego ukochanego braciszka?

Zacisnął pięści, walcząc z własnymi łzami.

- Luis...Luis, chłopie...Zabijesz mnie za to, co teraz zrobię...Znienawidzisz, to ja wiem...Ale muszę, po prostu muszę cię uratować i nic mnie nie obchodzi, co ty o tym myślisz, ani czy mnie znów zamkną w domu wariatów. Wolę tam zostać, wolę...wolę nawet oddać cię do rodziny zastępczej, ale ty musisz żyć, El Capitan, ty musisz żyć!

Po czym chwycił chłopca na ręce i wyszedł z chatki. Szedł tak szybko, jak tylko pozwalał mu ciężar brata, nie patrząc na ciekawskie spojrzenia ludzi. Kroczył przez ulice, przez chodniki, przez parki, przez osiedla, kroczył, by dotrzeć tam, gdzie mógł prosić o pomoc, niezależnie od tego, jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić - kroczył przez całe miasto, niosąc chłopca w objęciach, prosto do rezydencji Carlosa Santa Maria.

Deszcz, rozpadał się deszcz, mieszając z jego łzami, kiedy stanął pod znienawidzoną bramą i jak żebrak poprosił, by mu otworzono. Stał i czekał pod czymś, co powinno być jego domem, co powinno należeć do niego i do jego małego braciszka, modląc się, by Santa Maria, człowiek, który odebrał mu wszystko, nie odmówił mu pomocy i uratował życie Luisa de La Vega.

Wpuszczono go, Clara mało nie zemdlała na widok obdartego mężczyzny z małym chłopcem na rękach i za chwilę stał już przed obliczem Carlosa, jęcząc przed nim prawie błagalnie, umęczony z troski i z wysiłku:

- Oto jestem przed tobą, ja, Antonio de La Vega, któremu ukradłeś pieniądze i zabiłeś żonę. Oto jestem i błagam cię o pomoc dla mojego brata, dla Luisa, dla mojego El Capitan. Ratuj mu życie, Carlosie Santa Maria! Ratuj mu życie.

Koniec odcinka 38


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 20:18:32 20-06-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:47:01 22-06-08    Temat postu:

Ale się porobiło! Zacznę od końca: ciekawe, czy Carlos mimo wszystko zgodzi się pomóc!
A teraz ogólnie
Czarne charakterki nazywaliście w komentarzach spółką V&F&S. W pewnym momencie Sonya rzeczywiście zaczęła mnie denerwować, ale kiedy straciła dziecko i uległa zmianie, zyskała w moich oczach. Wiedziałam, że nie jest taka zła No i do tego jest przyrodnią siostrą Andrei, która denerwowała mnie przez ostatnie odcinki. Ta zmiana nie była korzystna, broń Boże!
Pocałunek AyC, na który zjawił się Raul. To naprawdę jest rasowa telenowela, wszystko pomieszane z poplątanym, ale to lubię
No i ta przeszłość Carlosa mnie przeraziła. Ty to masz pomysły Uwielbiam Twoje telki.
Odcinek 16 i bodajże 2 późniejsze boskie. Miałam mokre oczy od łez, kiedy Carlos borykał się ze... śmiercią. Cudne dzieło. Niebawem nadrobię zaległości w innych Twoich
Pozdrawiam ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:10:34 22-06-08    Temat postu:

monioula napisał:
Ale się porobiło! Zacznę od końca: ciekawe, czy Carlos mimo wszystko zgodzi się pomóc!
A teraz ogólnie
Czarne charakterki nazywaliście w komentarzach spółką V&F&S. W pewnym momencie Sonya rzeczywiście zaczęła mnie denerwować, ale kiedy straciła dziecko i uległa zmianie, zyskała w moich oczach. Wiedziałam, że nie jest taka zła No i do tego jest przyrodnią siostrą Andrei, która denerwowała mnie przez ostatnie odcinki. Ta zmiana nie była korzystna, broń Boże!
Pocałunek AyC, na który zjawił się Raul. To naprawdę jest rasowa telenowela, wszystko pomieszane z poplątanym, ale to lubię
No i ta przeszłość Carlosa mnie przeraziła. Ty to masz pomysły Uwielbiam Twoje telki.
Odcinek 16 i bodajże 2 późniejsze boskie. Miałam mokre oczy od łez, kiedy Carlos borykał się ze... śmiercią. Cudne dzieło. Niebawem nadrobię zaległości w innych Twoich
Pozdrawiam ;*


Witaj z powrotem .

Zaraz sie dowiesz, czy sie zgodzi .

Ciekawe tylko, co zrobi Sonya, jak sie dowie, ze Andrea jest jej przyrodnia siostra...Jak ja potraktuje, pamietajac, jak Andrea potraktowala jej ojca...

Andrea swoje knuje...I jeszcze pokaze, do czego jest zdolna.

Co do pomieszania, to pomieszam jeszcze bardziej - i to juz w tym odcinku . I o przeszlosci Carlosa tez cos bedzie .

Niedlugo beda kolejne sceny do wzruszen...Mam nadzieje, ze tak samo mi sie udadza, jak ta, o ktorej piszesz...Bo beda bardzo wazne dla teli...

Zaleglosci masz male, bo na razie nic innego poza tym nie pisze .

----------------------------------------------------------------

Odcinek 39

Coś dziwnego przemknęło po twarzy Santa Marii. Antonio de La Vega! Człowiek, którego obiecał sobie zniszczyć, obiecał zemścić się na nim za wszystko, co tamten mu zrobił, za wszystkie oskarżenia, jakie de La Vega na niego rzucał - i tylko oni dwaj wiedzieli, jak było naprawdę. Niosący na rękach, prawie omdlałych z bólu, chłopca, tego samego, który jakiś czas temu odwiedził Carlosa i okłamał go...a w zasadzie nie okłamał. Przemilczał tylko, że również należy do rodu de La Vega.

- Dasz radę zanieść go na górę? Jeśli tak, to chodź za mną - nakazał władczo Santa Maria.

Antonio usiłował spełnić polecenie, ale brakło mu sił i się zachwiał. Carlos chwycił ciało Luisa z drugiej strony i razem wnieśli chłopca do pokoju Santa Marii, kładąc go na łóżku gospodarza.

- Posiedź przy nim - powiedział Carlos do Antonia. - Wezwę lekarza.

Co też zrobił. Kiedy wracał do pokoju, natknął się na wyraźnie oburzoną małżonkę, z jak zawsze towarzyszącym jej Felipe.

- Cóż ty znowy wyrabiasz, Santa Maria?! - zwróciła się do męża Viviana. - Sprowadzasz do domu jakichś obdartusów i...

- Zamilcz, wiedźmo. Nie ty decydujesz, kto przestąpi próg tego domu. To moi goście i ja się nimi zajmę.

- Póki tu jestem, nie masz prawa... - wtrącił się Felipe.

- Do czego? - przerwał mu zimno Carlos. - Do decyzji, kogo wpuszczę do własnego domu? A ty się tak nie rządź, bo twoja obecność tutaj ulegnie natychmiastowemu skróceniu. Dałem wam miesiąc na znalezienie miejsca zamieszkania i ten czas powoli mija, ale widzę, że to i tak za długo. Módlcie się, żebym nie zmienił zdania. A teraz wybaczcie, wzywają mnie - zakończył i udał się z powrotem do swojego pokoju.

Antonio de La Vega nawet nie zauważył, że Santa Maria wszedł do środka. Siedział przy nieprzytomnym bracie i powtarzał w kółko prośbę o jego powrót do zdrowia, jakby ta modlitwa miała go ocalić. Drgnął, kiedy usłyszał głos Carlosa:

- Nadal się nie obudził?

- Niestety - westchnął de La Vega. - Chyba...chyba go stracę.

- Nie mów tak. Wezwałem już lekarza, na pewno coś wymyśli. Może to zwykła gorączka wywołana jakimś wirusem, który szybko minie.

- Wątpię. Wydaję mi się, że to coś bardzo poważnego. On prawie nie oddycha.

Santa Maria nienawidził tego człowieka. Nienawidził z całego serca. Ale tym razem wiedział, co on czuje. Przecież miesiąc temu sam tak drżał o życie własnej córki! Toteż dlatego podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu Antonia.

- Ja też ledwo wywinąłem się od śmierci. Nie trać wiary, Antonio. Zrobię, co w mojej mocy, by ten chłopak przeżył.

De La Vega z niedowierzaniem spojrzał na gospodarza:

- Dlaczego to robisz? - spytał głosem nabrzmiałym od łez. - Zabiłeś Jessicę, a teraz...

- Skończ z tymi bredniami - przerwał mu Santa Maria. - Nic nie wiesz o tym, jak naprawdę było.

- Wiem! Przyszła cię błagać o łaskę dla mnie, a ty ją wypchnąłeś!

- Bzdura - stwierdził spokojnie Carlos. - To, z czym przyszła do mnie Jessica, było raczej zemstą, a nie błaganiem.

- Zemstą? Chciała się na tobie zemścić? Za cóż niby? Szargasz jej imię, wymyślając takie bzdury, nie pozwolę na to, ja...

Być może skończyłoby się to bójką, gdyby Carlos nie zachował zimnej krwi, a doktor nie wszedł akurat w tym momencie.

- Coś często ostatnio was odwiedzam - westchnął Bolivares. - Tym razem chodzi o kogoś innego, jak widzę.

- Victorze, to jest Antonio de La Vega i jego brat, Luis. Chłopak dostał gorączki i jest nieprzytomny.

- De La Vega? - Bolivares zmarszczył brwi. - No, no... - po czym zabrał się do badania chłopca.

Skończył za kilka minut i pokręcił głową.

- Konieczna jest wizyta w szpitalu. Nie ma chwili do stracenia, jeśli nie zaczniemy go leczyć od razu, chłopak umrze.

Antonio odwrócił się do okna, chowając twarz w dłoniach, by ukryć rozdzierający szloch. Szpital! A on nie ma na to pieniędzy!

- Zawieź go tam więc - stwierdził spokojnie Carlos.

- Ale ja...- odezwał się de La Vega. - Ja...nie mam z czego zapłacić. A jałmużny nie przyjmę! - oderwał ręce od twarzy i gniewnie patrzył na Santa Marię.

- To nie jest jałmużna - odparł Carlos. - Poza tym chodzi tu o życie Luisa. Zabierz go, Victorze. Pojedziemy wszyscy.

Za kilka minut Antonio, Carlos i lekarz odjechali wraz z chorym w karetce.

- De La Vega...- kręcił z zaskoczeniem głową Felipe. - Mój brat oszalał. Pomaga uratować życie brata człowieka, którego nienawidzi.

- Felipe...- odezwała się Viviana. - W naszej rodzinie krąży legenda, jak to mój nieszczęsny małżonek był przestępcą najgorszego rodzaju. Tylko ty tam byłeś w dniu, kiedy doszło do morderstwa. Powiedziałeś mi, a ja musiałam cierpieć życie z mordercą. Ale...nie mieści mi się w głowie, że ten typek byłby do tego zdolny. Przecież nawet to, co dzisiaj zrobił, świadczy o tym, że on jednak jest niewinny. Czy opowiesz mi jeszcze raz tamten dzień?

- A cóż tu opowiadać? Najpierw Carlos wykiwał Antonia w sprawie firmy, a potem, kiedy przyszła Jessica błagać o zlitowanie nad swoją rodziną, wypchnął ją przez okno. Przyszedłem, kiedy już to się stało.

- Skąd więc pewność, że to nie ona sama skoczyła?

- Może dlatego, że Carlos stał przy oknie i wył, że stracił głowę, a teraz pójdzie do więzienia? Zapominasz, że to mięczak?

- I właśnie dlatego nic mi tu nie pasuje.

- A powinno. Po całej sprawie zmyśliłem historyjkę o jej samobójstwie, żeby mój braciszek nie poszedł do więzienia i nie zaczęto za bardzo grzebać w przejęciu majątku de La Vega - o ile o przekazaniu wszelkich praw świadczyły dokumenty podpisane przez Antonia i tu nie miał nikt nic do gadania, to wyobraź sobie, co by się stało, gdyby do tego dorzucić morderstwo. Od razu to by potwierdzało historyjkę Antonia.

- Carlos wiele ci zawdzięcza.

- Można powiedzieć, że życie. Gdyby poszedł do więzienia, zapewne popełniły samobójstwo - czasem nie jestem pewien, czy on ma w sobie jakieś męskie odruchy. Dziecka też ci nie dał.

- Ostatnio się postawił - kazał nam się wynieść, pamiętasz?

- I cóż z tego? Grozi, grozi, a ty popłaczesz, ubłagasz go, że nie masz dokąd iść, że jesteś matką jego córki i musisz tu zostać.

- Ale to przeze mnie Sonya straciła dziecko. Oboje mnie nienawidzą.

- Nieprawda. Carlos może, bo się zakochał w Andrei, którą też załatwię. Ale Sonya cię kocha, na pewno uda ci się ją odzyskać.

Jakby w odpowiedzi na rozmowę Sonya zeszła na dół, przez dłuższą chwilę przysłuchiwała się temu dialogowi, aż w końcu postanowiła zabrać głos:

- Skoro mój ojciec postanowił was stąd wyrzucić, nie będę mu się sprzeciwiać. Dosyć go już skrzywdziliście.

Viviana odwróciła się jak użądlona przez osę.

- Coś ty powiedziała? To, że Carlos coś zdecydował, nie znaczy, że ma cokolwiek do powiedzenia. Póki jestem panią Santa Maria, ja tu decyduję. Ja i Felipe. A ty powinnaś mnie przeprosić za swój występek. Zaszłaś w ciążę z tym...chłystkiem!

- Nie mów tak o nim, mamo. Jaki jest, taki jest, ale mnie kocha.

- Jasne! To czemu bałaś się powiedzieć mu, że spodziewasz się jego dziecka? Gdyby był taki idealny, jakim go przedstawiłaś, to nie doszłoby do tragedii!

- Julio jest jeszcze młody. Ja...dorosłam przez ostatnie wydarzenia. A przeprosić powinnaś mnie ty za to, że przez ciebie spadłam ze schodów.

- Czy ty aby nie przesadzasz, dziewucho? Ja - przeprosić ciebie? To była twoja wina!

- Moja? Gdyby tata nie kazał wezwać karetki, nie żyłabym teraz! Ojciec opowiadał mi, że ty i wujek patrzyliście, jak umieram!

- Byliśmy w szoku! A twojemu ojcu - przypominam, że on cię tylko wychował, winnaś szacunek nie jemu, a Gregorio Monteverde! - twojemu ojcu dostanie się za podburzanie cię przeciwko nam. Zobaczysz, ten chłystek jeszcze pożałuje, że to zrobił - a może nas też wypchnie przez okno, jak Jessicę de La Vega, żeby ukryć kradzież? Biedna kobieta - przyszła błagać go o zmiłowanie dla głodującej rodziny, a spotkał ją taki straszny koniec! Brzydzę się Carlosem Santa Maria, po prostu się brzydzę!

- On nikogo nie wypchnął! A Jessica nie przyszła błagać go o zmiłowanie, tylko się zemścić! Jessica...Jessica przyszła rzucić mu prosto w twarz, że musi oddać Antonio wszystko, co tamten mu sprzedał - słyszysz, sprzedał! Sam osobiście sprzedał! Kiedy ojciec odmówił, bo transakcja była uczciwa, wykrzyczała mu, że jest draniem, że wszystko jest jego winą, bo jest złym człowiekiem, śmierć ich dziecka również! - Sonya krzyczała, nie mogła się powstrzymać, żeby nie powiedzieć matce, jak bardzo niewinny jest Carlos. Sam kilkanaście minut temu wszystko jej opowiedział. Dopiero, gdy wyrzekła ostatnie słowa, umilkła. O Boże! Wygadała się przed matką! A Carlos tak jej zaufał! Co prawda nie prosił o zachowanie tajemnicy, ale pewnie dlatego, że wierzył, iż ona jej dotrzyma!

Oczy Viviany zwęziły się i przypominały teraz oczy węża.

- Co? - wysyczała. - Chcesz mi powiedzieć, że Carlos i Jessica mieli dziecko, które umarło?

Koniec odcinka 39


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 12:11:27 22-06-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:35:20 25-06-08    Temat postu:

Z tego, co przeczytałam przelotem, styl jest bardzo ładny, a odcinki ciekawe
hmm, nie wiem czy jestem w stanie tyle nadrobić, może mogłabym prosić o drobne streszczenie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:02:17 25-06-08    Temat postu:

Lilibeth napisał:
Z tego, co przeczytałam przelotem, styl jest bardzo ładny, a odcinki ciekawe
hmm, nie wiem czy jestem w stanie tyle nadrobić, może mogłabym prosić o drobne streszczenie?


Dziekuje . A streszczenie? Sprobuje . Otoz Carlos Santa Maria mieszka z zona Viviana i z bratem Felipe. Ma rowniez corke, Sonye, zakochana w Julio. Carlos dwa lata temu ulegl wypadkowi i od tamtego czasu jezdzil na wozku, siedzac zamkniety w pokoju na pietrze (!), poniewaz jego zone, corke i brata obchodzil tylko jego majatek i nie chcieli, by im przeszkadzal. Pewnego dnia V/F/S wymyslili, ze zabija Carlosa i w ten sposob szybciej zdobeda jego majatek (z testamentu). W miedzyczasie przyjeli opiekunke dla Carlosa, Andree (zeby jak najmniej z nim spedzac czasu). Przy okazji - Viviana i Felipe maja romans.

Andrea zakochala sie w Carlosie, ale po tym, jak Viviana skrycie wepchnela wozek z mezem do basenu, poklocila sie z nim (bo to ja oskarzyl).

V/F/S nie ustawali w knowaniach, az doprowadzili Carlosa do bardzo powaznego stanu (bliskiego smierci), dopiero wtedy Carlos i Andrea wyznali sobie milosc. V/F zagrozili jednak Andrei, ze jesli nie da spokoju Carlosowi, to oni zglosza na policje pewien fakt z przeszlosci Carlosa i on pojdzie siedziec, wiec Andrea nie miala innego wyjscia, jak zrezygnowac z wielkiej milosci i...poslubic bogatego Raula Monteverde, adoptowanego syna Gregorio Monteverde, smiertelnego wroga Carlosa (Gregorio kilka lat temu zgwalcil siostre Carlosa, Felicie, ktora zaszla w ciaze, a potem popelnila samobojstwo. Niedlug potem zmarl ojciec Carlosa).

Pikantne fakty -

- Sonya jest corka Viviany i Gregoria, juz wszyscy o tym wiedza (dziewczyna zmienila sie i jest teraz po stronie ojca, kiedy on zaoopiekowal sie nia, gdy stracila dziecko - przez matke. Julio nie chcial dziecka i nic nie wie o wypadku).

- Andrea to rowniez corka Gregorio!

- Raul jest adoptowany

- Andrea ma brata, Juana, ktory w ostatnim odcinku postrzelil Felipe, bo ma dosyc "szalenstw" siostry, ktora owladnela zadza pieniedzy. Juan twierdzi, ze to przez V/F

- 10 lat temu Antonio de La Vega podpisal fuzje firm z Carlosem Santa Maria. Okazuje sie jednak, ze tak naprawde Carlos przejal firme Antonia i od tej pory de La Vega wraz z malym bratem Luisem zyja w skrajnej biedzie, oskarzajac Carlosa o kradziez i morderstwo (po przejeciu firmy Antonia do Carlosa przyszla zona de La Vegi, Jessica, prosic go o litosc, ale skonczyla za oknem - Antonio oskarza Carlosa, ze ja wypchnal). Rodzine de La Vega poszukje Minerwa, siostra Jessici. Antonio 10 lat temu oszalal, ale juz wyszedl ze szpitala, Luis uciekl od rodziny zastepczej do brata.

Ostatnio Luis zachorowal i Antonio zostal zmuszony prosic Carlosa (ktory wrocil juz do zdrowia) o pomoc...Ale to nie zmniejszylo jego nienawisci.

Jakies pytania? .

---------------------------------------------------------------------------

Odcinek 40

- Nic takiego nie powiedziałam! - odrzekła Sonya i chciała wycofać się do swojego pokoju, ale Felipe złapał ją za ramię:

- Chwileczkę, młoda panno, tak łatwo się nie wywiniesz. Przed chwilą powiedziałaś, że Jessica obwiniała Carlosa o śmierć ich dziecka. Oboje z Vivianą doskonale to słyszeliśmy. Widzę, że mój braciszek będzie mi musiał dużo wyjaśnić, jeśli ty tego nie zrobisz. A jednak cię zdradzał, Viviano - obrócił się do bratowej. - Twoja córka to powiedziała, widocznie opowiedział jej coś więcej, niż nam.

- A to drań! A mnie oskarżał o Gregorio! Niech tylko wróci, to z nim porozmawiam! - rzekła żona Santa Marii.

- Zostawcie mojego ojca w spokoju! Nie wiem, czy Jessica mówiła prawdę!

- Musieli ze sobą spać, skoro nie zaprzeczył, że mogli mieć dziecko! - kontynuował swój wywód wujek dziewczynki. - A i ty, Sonyu, nie powiedziałaś słowa, że Carlos wyparł się dziecka! Ciekawe, co się z nim stało, czy zmarło przy porodzie, czy ukrywali je zarówno przed nami, jak i przed Antoniem?

- Felipe...- Vivianie zaświeciły się oczy. - Co ty na to, żeby o wszystkim powiedzieć Antonio?

- Carlos się wyprze.

- I co z tego? To i tak zasieje kolejne ziarno nienawiści w sercu de La Vegi. Może uda mu się zniszczyć Carlosa, kiedy się sprzymierzymy z Antoniem?

Rozmawiali spokojnie przy Sonyi o krzywdzie, jaką chcą wyrządzić jej ojcu. Próbowała się wyrwać, ale na próżno, Felipe trzymał mocno.

- Przestańcie siać zniszczenie! To, co się dzisiaj zdarzyło, mogłoby pomóc obu rodzinom się pogodzić! Może, jeśli Luis przeżyje, Antonio przestanie nienawidzić tatę!

- O nie, córeczko. Antonio dopiero zacznie go nienawidzić...

- Viviano...Co jest najdroższym skarbem Antonia?

- Ten chłopak, Luis, jego brat.

- A kto ofiarował się mu pomóc?

- Carlos Santa Maria.

- Dobrze. A jeśli przez niego Luis umrze?

- To Antonio będzie chciał zabić Carlosa jeszcze bardziej, niż my.

- Właśnie, kochana bratowo, właśnie. Wiesz już, co trzeba zrobić?

- Wiem - uśmiechnęła się szeroko.

- Powiem ojcu! Wszystko powiem ojcu! - wrzasnęła Sonya.

- A mów sobie. Wtedy my powiemy Julio, że nie jesteś chora, tylko byłaś z nim w ciąży i na dodatek straciłaś dziecko. Wtedy już na pewno cię zostawi. A teraz wróć do swego pokoju, jasne?

Mogła tylko zacisnąć zęby. Starała się uspokoić własne serce, idąc po schodach na górę. Albo straci chłopaka, który i tak już pokazał, na co go stać - ale przecież wciąż go kochała! - albo pozwoli, by jej ojciec znów cierpiał. Tak bardzo się ostatnio dobrze dogadywali, to dzięki niemu nie myślała już o śmierci, jak w pierwszych dniach pobytu w szpitalu. Jeśli zatai to, czego się dowiedziała, umrze Luis...a może i Carlos, bo nie wiadomo, do czego zdolny jest Antonio, gdy ktoś skrzywdzi jego brata.

- Boże, mam psychopatyczną rodzinę - szepnęła już za drzwiami własnego pokoju. Dokładnie się zamknęła, chciała mieć spokój od wszystkich.

Antonio, podobnie, jak w domu Santa Marii, nie opuszczał chorego na krok. Siedział przy łóżku Luisa, z niepokojem patrząc, czy spadła mu już gorączka. Carlos siedział obok, starając się jakoś przerwać milczenie, które go przygnębiało.

- De La Vega...posłuchaj. To, co wtedy powiedziałem o Jessice, to była prawda. Ona...przyszła powiedzieć mi coś, co miało mnie zranić, zabić od wewnątrz. I udało jej się to - zanurzył się we wspomnieniach.

- Nie kłam! - Antonio spojrzał na mówiącego. - Jessica była jak święta! Ona nigdy nie zrobiłaby nic złego! Byliśmy trzy lata po ślubie, dwa lata wcześniej wydarzyła się pewna tragedia, a potem ta cała sprawa z tobą, ty draniu...Czasem mam wrażenie, że moja rodzina jest przeklęta.

- Mówisz o tragedii, jaka wydarzyła się rok po waszym ślubie z Jessicą. O tym, jak twoja ukochana żona straciła dziecko, prawda? To był chłopczyk?

- Owszem! A ciebie co to obchodzi i w ogóle co o tym wiesz? Jessica ci coś mówiła?

- Zgadza się, mówiła...- potwierdził cicho Carlos. - Mówiła mi bardzo wiele o tym dziecku, które straciła...

- Co mogła ci mówić o dziecku, które zmarło po porodzie? Urodzonym - i zmarłym - w tym samym dniu, co mój nieszczęsny brat, Luis, leżący teraz na własnym łożu śmierci? Moje dziecko miałoby teraz dokładnie tyle samo lat, co Luis...

- On nie umrze, Antonio. Bolivares doskonale się nim zajął, uwierz mi. A tamto dziecko, to twoje, które umarło...bardzo chciałbym, żeby żyło, nawet nie wiesz, jak bardzo...

- Po co?! Żeby teraz było półsierotą, bez matki i to dzięki tobie?!

- Już ci mówiłem, że to nie ja...Ech...nieważne, Antonio. Patrz, Luis się budzi.

Istotnie, chłopczyk otworzył oczy i jeszcze mało przytomnym wzrokiem powiódł po pokoju.

- Gdzie...ja jestem? Antonio...?

Nagle jego wzrok zatrzymał się na Santa Marii.

- Ten...on...tutaj? Jak to? Czemu...

Antonio błyskawicznie chwycił rękę brata:

- Obudziłeś się, El Capitan, nareszcie! Nareszcie! Miałeś bardzo wysoką gorączkę, ale na szczęście zdołałem zanieść cię do rezydencji Santa Maria i Carlos wezwał karetkę...Nie patrz tak na mnie, co miałem zrobić? Nie stać na lekarza, a on mógł...

- Wolałbym umrzeć, niż...być uratowanym przez...każ mu wyjść! Natychmiast.

- Nie myśl teraz o tym, Luis, braciszku. Najważniejsze, że żyjesz i...

- Kto płaci za szpital? On? - przerwał mu brat.

- Tak, ale wszystko mu zwrócimy, ja...

Na te słowa Luis usiłował wstać z łóżka, ale nie miał na to sił.

- Nic winni...temu draniowi...Pomóż mi...musimy stąd iść...Pomóż mi, Antonio.

- Nie, El Capitan. Tym razem nie. Musisz tu zostać i wyzdrowieć, a wtedy porozmawiamy, jak zwrócić Santa Marii jego pieniądze.

- One są nasze, bracie...powiedział Luis i zapadł znów w sen, wyczerpany stresem.

Nienawiść od osoby dorosłej łatwiej jest znieść. Ale ten chłopak...który wcześniej, podczas wizyty w domu Carlosa rozprawiał tak mądrze i wydawał się taki sympatyczny...teraz aż płonął z pogardy. Santa Maria musiał na chwilę wyjść, nie mógł poradzić sobie z tym, co zobaczył w oczach Luisa.

Wyszedł na korytarz i oparł się o ścianę. Jak to się plączą ludzkie losy - Luis urodził się w tym samym dniu, w którym umarło dziecko Jessici...jego i Jessici...Zdradził Vivianę tylko raz, z piekącej, straszliwej samotności, jaką już wtedy odczuwał. Zrobił to z Jessicą, już wtedy żoną Antonia de La Vega. Do tej pory czuł się podle, kiedy o tym pomyślał, ale to ona go pocieszała, to ona była najpierw przyjaciółką, a potem praktycznie zaprowadziła go do łóżka. Tak bardzo potrzebował czyjejś czułości, że stracił głowę. A potem, po roku, okazało się, że owocem jego zdrady był syn, syn, który zmarł tuż po porodzie. Jessica wykrzyczała mu to wtedy w biurze, kiedy przyszła prosić o łaskę dla Antonia, a on bronił się, że nic złego nie zrobił, że transakcja była uczciwa. Wtedy usłyszał o dziecku...Jessica okłamała Antonia, że to jego dziecko, nikt nie znał prawdy...aż do tamtej chwili. Data urodzin Luisa przypomniała Carlosowi własnego syna, którego nigdy nie dane mu było poznać. Z początku nie uwierzył, a potem cierpiał za każdym razem, kiedy przypominał sobie tamten ponury dzień...bo wiedział, że Jessica nie kłamałaby w takiej sytuacji...

Mylił się jednak. Był jeszcze ktoś, kto znał prawdę - ale nie tą część, którą znał Carlos Santa Maria. Gdyby razem poskładać obie opowieści, wyszłaby cała prawda - tak bardzo przerażająca, jak nic, co do tej pory spotkało kogokolwiek z rodziny Santa Maria. Ale na nieszczęście dla Carlosa ten drugi ktoś nie żył od wielu lat...

Koniec odcinka 40


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 19:05:52 25-06-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 22:44:18 25-06-08    Temat postu:

Wow ale tajemnicze zakończenie. Nie wiem, ale jakoś mi sie zdaje, że mały Luisek to synek Carlosa:))) No i podtrzymuję opinię o Sonyi po tej rewelacyjnej metamorfozie to chyba moja ulubiona postać
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:25:33 26-06-08    Temat postu:

A ja zawsze w nią wierzyłam! Teraz to naprawdę pozytywna postać, trochę nierozgarnięta, w zdenerwowaniu wykrzyczała matce tajemnicę, ale i tak ją lubię.
Luis synem Carlosa? Nie brałam tego pod uwagę, ale skoro opowiadanie pisze BlackFalcon, to możemy się spodziewać wszystkiego.
Rzeczywiście dużo rzeczy się miesza. Dziecko Carlosa i Jessici... i jej śmierć. On na pewno za nią nie stał.
Cytat:
Santa Maria nienawidził tego człowieka. Nienawidził z całego serca. Ale tym razem wiedział, co on czuje. Przecież miesiąc temu sam tak drżał o życie własnej córki! Toteż dlatego podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu Antonia.
- Ja też ledwo wywinąłem się od śmierci. Nie trać wiary, Antonio. Zrobię, co w mojej mocy, by ten chłopak przeżył.

Wróciłam jeszcze do poprzedniego odcinka, który skomentowałam. Całe szczęście, że się tak zachował.
Ale wdzięczności za to nie otrzyma, o czym świadczy reakcja przebudzonego Luisa. Ah, wszystko się mota... Czy naprawdę nie można żyć w zgodzie? Zemsta do niczego nie prowadzi....
PS.Fajnie było sobie przypomnieć całą historię, dzięki za opis
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:20:33 26-06-08    Temat postu:

Specjalne pozdrowienia dla moich Czytelnikow, w szczegolnosci tych, ktorzy komentuja ).

cris napisał:
Wow ale tajemnicze zakończenie. Nie wiem, ale jakoś mi sie zdaje, że mały Luisek to synek Carlosa:))) No i podtrzymuję opinię o Sonyi po tej rewelacyjnej metamorfozie to chyba moja ulubiona postać
Pozdrawiam!


Byc moze masz racje . Zastanow sie, ile osob moglo bys zamieszane w sprawe dziecka Jessici, a wtedy pewnie przyjdzie Ci do glowy rozwiazanie....

monioula napisał:
A ja zawsze w nią wierzyłam! Teraz to naprawdę pozytywna postać, trochę nierozgarnięta, w zdenerwowaniu wykrzyczała matce tajemnicę, ale i tak ją lubię.
Luis synem Carlosa? Nie brałam tego pod uwagę, ale skoro opowiadanie pisze BlackFalcon, to możemy się spodziewać wszystkiego.
Rzeczywiście dużo rzeczy się miesza. Dziecko Carlosa i Jessici... i jej śmierć. On na pewno za nią nie stał.
Cytat:
Santa Maria nienawidził tego człowieka. Nienawidził z całego serca. Ale tym razem wiedział, co on czuje. Przecież miesiąc temu sam tak drżał o życie własnej córki! Toteż dlatego podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu Antonia.
- Ja też ledwo wywinąłem się od śmierci. Nie trać wiary, Antonio. Zrobię, co w mojej mocy, by ten chłopak przeżył.

Wróciłam jeszcze do poprzedniego odcinka, który skomentowałam. Całe szczęście, że się tak zachował.
Ale wdzięczności za to nie otrzyma, o czym świadczy reakcja przebudzonego Luisa. Ah, wszystko się mota... Czy naprawdę nie można żyć w zgodzie? Zemsta do niczego nie prowadzi....
PS.Fajnie było sobie przypomnieć całą historię, dzięki za opis


Wykrzyczala, dajac matce i wujkowi bron przeciwko Carlosowi. I teraz ma wybor - ojciec, czy Julio...A pamietajcie, ze Gregorio, jej prawdziwy ojciec, nic nie wie o wypadku. Jak sie dowie...bedzie awantura .

Mozecie sie spodziewac wszystkiego po mnie? . Fakt, lubie tajemniczosc i lubie zamotac . Widze, ze wierzysz w Carlosa...Ale i on nie jest bez winy, zdradzil Viviane...choc biorac pod uwage fakt, jak go traktowala...Pytanie tylko, czy jest zdolny do morderstwa .

Nie ma za co dziekowac . Pisalam na szybko, pewnie sporo rzeczy pominelam

--------------------------------------------------------------------

Odcinek 41

Kilka dni później. Kilka dni strachu o Luisa i radość w oczach Antonia, że chłopak powoli wraca do zdrowia. Nadal jednak nie chciał dopuścić do siebie Carlosa, aż ten, zmęczony codziennymi odmowami, postanowił po prostu nie przychodzić więcej do szpitala. Antonio podszedł właśnie do niego, zanim Carlos opuścił budynek i powiedział:

- Cokolwiek...cokolwiek powiedziałeś o mojej żonie i cokolwiek zrobiłeś w przeszłości, tym razem jestem ci winien podziękowania. Nigdy nie wybaczę ci tego, co dawniej się zdarzyło i nigdy nie będziemy przyjaciółmi, ale dziś dziękuję ci za uratowanie życia mojego brata.

- Nie musisz. Bardzo się cieszę, że wyzdrowieje i...jakbyś kiedyś czegoś potrzebował...Wiem, że nic ode mnie nie przyjmiesz i nadal uważasz mnie za najgorszego bydlaka, ale i tak to powiem. Wiesz, gdzie mieszkam, gdybyś zmienił zdanie.

- Wiem...W domu, który powinien być mój.

- Ty się chyba nigdy nie zmienisz, Antonio. Żegnaj więc!

Carlos Santa Maria wyszedł na zewnątrz, zadumany. Tyle się zdarzyło w jego życiu, że momentami bał się, co przyniesie przyszłość. A przecież nie wiedział, że Viviana i Felipe szykują na niego pułapkę, Sonya nadal biła się z myślami, czy wyznać ojcu to, co wie. Nagle zapragnął się pomodlić. Nie robił tego od dawna, był wierzący, ale w wirze życia po prostu nie myślał o tym. Dziś coś w duszy kazało mu skierować powolne kroki w stronę kościoła, który bardzo lubił.

Skręcił w ulicę, przy której stał pokaźny budynek, Santa Maria lubił go nie z powodu bogactwa, czy wielkości, ale odczuwał w nim atmosferę ukojenia, jakiej brakowało mu w innych tego typu budowlach. Już z daleka ujrzał mury kościoła, zdziwił się nieco tłumom przed wejściem, ale sądził, że po prostu odbywa się msza. Nic nie szkodzi, on schowa się gdzieś w którejś ławce i spokojnie odda modlitwie. Podszedł bliżej.

Dopiero teraz dotarło do niego, że faktycznie w środku rozpoczęła się wielka uroczystość, ale nie była to zwyczajna msza. Ze zdziwieniem zrozumiał, że jest to ślub. Bardzo wystawny i głośny.

- Ktoś musi być bardzo bogaty, skoro urządza ślub w tym kościele...- pomyślał Santa Maria.

Istotnie, był. Zaciekawiony Carlos starał się dojrzeć, jakież to wydarzenie z elity przegapił i zdecydował się wejść do środka. Stanął w kącie, nie chciał zwracać na siebie uwagi, a w końcu w mieście był znany. Jednak wszyscy komentowali i byli skupieni tylko na parze młodej. Santa Maria z daleka widział tylko tren sukni panny młodej - kościół był naprawdę spory, a długie włosy nic mu nie mówiły. I wtedy rozległ się donośny głos księdza:

- Czy ty, Andreo, bierzesz za męża tego oto Raula i przysięgasz kochać go, dbać i szanować aż do śmierci?

A potem ten dźwięczny głos odpowiadający bez wahania:

- Przysięgam!

Znów ksiądz:

- Czy ty, Raulu, bierzesz za żonę tą oto Andreę i przysięgasz kochać ją, dbać i szanować aż do śmierci?

Bardzo mocy, drgający ze wzruszenia głos:

- Przysięgam!

- Wobec Boga, całego świata i wszystkich tu zgromadzonych ogłaszam was mężem i żoną! Raul, możesz pocałować pannę młodą!

Monteverde nie omieszkał tego uczynić. Cały kościół uśmiechał się pod nosem, kiedy pocałunek trwał o wiele za długo, niż powinien.

Nie. Nie cały. Poza jednym człowiekiem, którego serce stanęło w miejscu, kiedy usłyszał pierwsze pytanie duchownego. Ten ktoś złapał się ściany, bo przez moment miał wrażenie, że zemdleje. Krew odbiegła mu z twarzy, nie mógł się poruszyć. Oddychał ciężko, płytko, jakby ktoś położył mu łapę na duszy. Serce chciało krzyczeć, przerwać tą potworność, ale rozum kazał milczeć, zresztą i tak nie mógł wydobyć z siebie głosu. Niby już dawno wyrzekł się tej miłości, niby pogrzebał ją głęboko...tyle tylko, że głęboko na dnie serca, a nie w grobie...A teraz wybuchła z całą mocą, kiedy było już za późno...

Para nowożenców doszła już dostojnym krokiem do końca kościoła, co jakiś czas zatrzymując się, by odebrać gratulacje. Wyglądali jak para królewska odbierająca hołd od poddanych. Stanęli przy końcu, by podziękować za życzenia od jakiejś matrony i wtedy Andrea odwróciła się ku drzwiom katedry. Zobaczyła go. Zobaczyła Carlosa Santa Maria wpatrującego się w nią, jakby patrzył w duszę. Raul nic nie spostrzegł, nadal wesoło rozprawiał z damą.

Santa Maria nie wytrzymał zbyt długo jej widoku. Obrócił się tyłem i wyszedł powoli, Andrei wydawało się, że nieco się zgarbił, ale może to słońce sprawiło takie wrażenie?

Przez długą chwilę stała bez ruchu, aż wreszcie Raul musiał zwrócić jej z uśmiechem uwagę, że powinni już udać się do samochodów. Gdzieś z tyłu znajdował się Gregorio, jego serce rosło z dumy na widok pary młodej. On też nie zauważył Santa Marii. W zasadzie nikt, poza Andrea, go nie spostrzegł.

Sam nie wiedział, jak dotarł do domu. Cud, że nie miał kolejnego wypadku, bo tego zapewne już nie przeżyłby. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo kocha Andreę, aż do chwili, kiedy ujrzał ją biorącą ślub z innym. W kościele nie uzyskał ukojenia, uzyskał za to bolesny cios, z którego trudno mu będzie się podnieść. Dom...Mógłby go teraz oddać Antoniowi, cóż mu po nim...Sonya...tylko ona zrozumie...Tylko córka jest w stanie go zrozumieć, jej opowie, co dzisiaj przeżył...Przed nią może przyznać się do nieustającej miłości...miłości skazanej na porażkę. Na zawsze utraconej - jak część jego duszy.

Z takim postanowieniem szedł w stronę drzwi i miał zamiar je otworzyć, gdy nagle zrozumiał, że są już otwarte! Dopiero teraz ujrzał, że wokoło roi się od samochodów i są to wozy policji.

Z uczuciem ssania w żołądku wszedł do środka. Już na pierwszy rzut oka zobaczył, że stało się coś złego. Viviana siedziała w salonie i szlochała tak rozpaczliwie, że przesłuchujący ją policjant stwierdził, iż w tej chwili niczego nie uzyska i starał się ją nieudolnie uspokoić. Reszta mundurowych kręciła się po całym domu.

Potworny strach o córkę rozlał się w każdym nerwie Santa Marii.

- Co się stało? - odezwał się do pierwszego, najbliższego policjanta.

Nie uzyskał jednak odpowiedzi, gdyż na jego widok Viviana zerwała się z fotela i cała zalana łzami odpowiedziała:

- Morderstwo...Carlos, morderstwo...Nie żyje...Tyle krwi...O mój Boże, tyle krwi... - po czym opadła, zemdlona.

Serce Santa Marii zamarło dziś po raz drugi. Czyżby rozsierdzony Julio dowiedział się o ciąży i zabił jego córkę? Nie, to nie może być prawda...

Mundurowy ocucił Vivianę, ale ona nie była w stanie nic wyjaśnić. Nie musiała jednak - nagle z góry zeszło naraz kilka osób. Na początku kilku policjantów, potem jakiś krzyczący człowiek w kajdankach, a potem znów policjanci, wyraźnie pilnujący przestępcy. Santa Maria rzucił okiem na krzyczącego i rozpoznał go od razu.

- Zabiję was wszystkich, słyszycie, wszystkich! Jednego już zabiłem, teraz jeszcze ta dzi**a i wtedy moja siostra może wreszcie uzyska spokój! To wasza wina, to wszystko przez was, przeklęci Santa Maria! To przez was dziś wzięła ślub z tym, kogo nie kocha, zamiast...

Juan miał zamiar wykrzyczeć, że Andrea kocha Carlosa, ale nie zdążył, bo stanął z nim oko w oko. Nie stracił jednak rezonu:

- Dobrze, że jesteś! Obiecuję ci, obiecuję, że ta cała rodzinka pójdzie do piachu, a Andrea będzie twoja, obiecuję ci! - i na tym zakończył swoje krzyki, bo został siłą wyprowadzony do radiowozu.

Do Carlosa podszedł jeden z policjantów.

- Pan Carlos Santa Maria, jak mniemam? Przykro mi to mówić, ale ten człowiek, Juan Orta, wtargnął tutaj i postrzelił pańskiego brata. Usiłował też trafić pana żonę, ale na szczęście służba go powstrzymała.

- Felipe...Felipe nie żyje?

- Jest w bardzo ciężkim stanie. Karetka zabrała go kilkanaście minut temu. Pani Viviana nie daje sobie wyjaśnić, że on jeszcze żyje i wciąż krzyczy, że umarł. Co prawda, jego stan jest więcej, niż krytyczny, ale wciąż żyje.

- Czy mogę do niej podejść?

- Oczywiście - mundurowy się odsunął.

To samo zrobił ten siedzący przy Vivianie i Carlos mógł spocząć na fotelu koło własnej żony. Widział, że prawdziwie cierpi, toteż przytulił ją mocno i zaczął szeptać:

- Uspokój się, proszę. Policjant mówi, że Felipe nadal żyje. Może...może z tego wyjdzie.

- Nie...On umrze, wiem to! On umrze, Carlos, on umrze! Tyle krwi, Juan strzelał kilka razy, wszystkie kule trafiły, tyle krwi, mój Boże, mój Boże, Carlos, Felipe umiera...

Jej łzy skapywały na koszulę Santa Marii. Gładził ją po głowie, próbując uspokoić.

- Już dobrze, już dobrze, obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze. Uwierz mi, proszę.

- Carlos...Proszę...Carlos nie opuszczaj mnie...Nie teraz, proszę...Chociaż...chociaż póki on nie wyzdrowieje, dobrze...? Błagam cię...

Santa Maria wiedział o romansie żony z jego bratem, toteż nawet się nie zdziwił tej prośbie.

- Dobrze, Viviano. Dobrze, tylko już nie płacz. Zostanę z tobą, obiecuję. Zostanę z tobą...

Koniec odcinka 41
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilly_Rose
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 6981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z Czarnej Perły :P:P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:36:57 26-06-08    Temat postu:

Znów miałam zaległości, ale to prze mój wyjazd, teraz już wróciłam i postaram się być na bieżąco.
Odcinki super, dużo sie wydarzyło.
No przede wszystkim ślub Andrei i raula...Sądziłam że ona jednak sie opamięta...przecież kocha Carlosa...I ten pocałunek w szpitalu!
Oboje sie kochają, a ona wyszła za innego, bez miłości Bo domyślam się że nie kocha Raula.
Cieszę sie bardzo że Carlos wraca do zdrowia, ze już mówi i może chodzić.
No i zostaje jeszcze sprawa De la Vegów... Według mnie Carlos nie miał nic wspólnego ze śmiercią Jessicy, przecież on jest dobry.
Dobrze, ze Luis wrócił do zdrowia, dzięki pomocy Carlosa. I czyżby on był synkiem Carlosa? To bardzo możliwe.
No i Filipe ciężko ranny przez Juana... Nigdy nie darzyłam Filipe sympatią, ale nie chciałabym żeby umarł...
No ogólnie to tela SUPER!!
i czekam na newika.
Pzdr;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:55:53 27-06-08    Temat postu:

No, wreszcie mogłam przeczytać Tyle emocji.... najpierw tę podziękowania dla Carlosa (chociaż coś), Luis dojdzie do siebie...
A ten ślub? Że też akurat trafił do tego kościoła. Ciekawe, jak się poczuła Andrea, bo uczucia Carlosa znamy Żal mi go. A jeszcze po powrocie do domu czekały go takie wieści.
Felipe postrzelony, ciekawe, czy przeżyje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:29:14 27-06-08    Temat postu:

Paulka napisał:
Znów miałam zaległości, ale to prze mój wyjazd, teraz już wróciłam i postaram się być na bieżąco.
Odcinki super, dużo sie wydarzyło.
No przede wszystkim ślub Andrei i raula...Sądziłam że ona jednak sie opamięta...przecież kocha Carlosa...I ten pocałunek w szpitalu!
Oboje sie kochają, a ona wyszła za innego, bez miłości Bo domyślam się że nie kocha Raula.
Cieszę sie bardzo że Carlos wraca do zdrowia, ze już mówi i może chodzić.
No i zostaje jeszcze sprawa De la Vegów... Według mnie Carlos nie miał nic wspólnego ze śmiercią Jessicy, przecież on jest dobry.
Dobrze, ze Luis wrócił do zdrowia, dzięki pomocy Carlosa. I czyżby on był synkiem Carlosa? To bardzo możliwe.
No i Filipe ciężko ranny przez Juana... Nigdy nie darzyłam Filipe sympatią, ale nie chciałabym żeby umarł...
No ogólnie to tela SUPER!!
i czekam na newika.
Pzdr;*


Czy Andrea sie opamieta...A co bedzie, jesli tak, ale Carlos juz jej nie bedzie chcial? Moze nie dane jest im byc ze soba?

Carlos teraz sam sporo namiesza . I dowie sie wielu rzeczy....

Czy Felipe przezyje...Hm...A czemu mialby przezyc? . Wtedy moglby znow knuc przeciwko bratu...Chociaz...nigdy nic nie wiadomo .

monioula napisał:
No, wreszcie mogłam przeczytać Tyle emocji.... najpierw tę podziękowania dla Carlosa (chociaż coś), Luis dojdzie do siebie...
A ten ślub? Że też akurat trafił do tego kościoła. Ciekawe, jak się poczuła Andrea, bo uczucia Carlosa znamy Żal mi go. A jeszcze po powrocie do domu czekały go takie wieści.
Felipe postrzelony, ciekawe, czy przeżyje.


O uczuciach Andrei bedzie w 43 odcinku . O Felipe rowniez. Dojdzie tez nowa postac, pamietajcie, ze Luis ma rodzine zastepcza, ktora go szuka...Aktor grajacy nowa postac w pierwszym poscie na pierwszej stronie .

-----------------------------------------------------------------------------

Odcinek 42

- A...a Sonya? - dwie minuty później zapytał Carlos, kiedy już jego głos przebił się przez jęki Viviany.

- Jest...jest na górze...z policjantką...Idź do niej, jesli chcesz.

Santa Maria upewnił się, że może zostawić żonę samą i poszedł na górę, do córki. Mijał policjantów zabezpieczających ślady, choć przestępca był dobrze znany. Musieli jednak wykonać swoją robotę. Jego dom...miejscem zbrodni.

Uchylił drzwi do pokoju córki, nie chcąc jej przestraszyć. Pewnie i tak już jest w szoku. I miał rację - siedziała na łóżku w objęciach policjantki, patrząc gdzieś przed siebie. Kiedy wszedł, spojrzała na niego, ale nie odezwała się słowem. Pilnująca jej kobieta wstała i podeszła do Santa Marii.

- Niech się nią pan dobrze zaopiekuje. Ona...widziała całe zajście. Zaczęła krzyczeć, wtedy przybiegła pana żona i służba. Dzieki personelowi domu nie doszło do większego nieszczęścia.

Carlosowi zaschło w gardle.

- Czy ten człowiek...czy Juan...próbował coś zrobić również mojej córce?

- Nie miał czasu. Strzelał do pańskiego brata. Podobno...krzyczał wiele rzeczy.

Po czym policjantka wyszła. Santa Maria usiadł przy dziewczynce i objął ją mocno.

- Jestem przy tobie, kochanie. Zawsze będę. Wiem, że...to, co widziałaś, mogło cię...przestraszyć, ale wszystko będzie dobrze, pamiętaj.

- Tato...- szepnęła Sonya. Głos miała zachrypnięty, jakby nie używała go od dłuższego czasu.

- Tak, córeczko?

- On...Juan...brat Andrei...wpadł tutaj, zaczął krzyczeć, kłócić się z wujkiem, a kiedy wujek chciał go uspokoić, Juan wyciągnął broń i strzelał...tak wiele razy...Wujek upadł, cały zalany krwią...Na łóżko...Z rozłożonymi rękami...Potem wpadła mama, Juan wymierzył do niej, ale na szczęście Carla i kucharka wyrwały mu broń z zaskoczenia...Wujek...wujek Felipe nie żyje, tato.

- Nieprawda. Żyje i zobaczysz, że wyjdzie z tego.

- Nie wierzę. On...tak bardzo krwawił...Krople skapywały mu z koszuli na podłogę...- była naprawdę wstrząśnięta.

- Sam wyszedłem z objęć śmierci. Obiecuję ci zadbać o nasza rodzinę. O...mamę również.

- Pozwolisz jej tu zostać?

- Tak - westchnął Santa Maria. - Prosiła mnie o to.

Zamiar rozmowy z córką na temat Andrei odszedł gdzieś w niepamięć. Teraz to Sonya potrzebowała miłości ojca.

Kiedy wszystko już się w miarę uspokoiło, pozwolono im jechać do szpitala, odwiedzieć rannego Felipe. W wisielczych nastrojach wsiadali do samochodu. Mężczyzna nadal żył...ale jak długo? W tej chwili fakt, że kiedyś był smiertelnym wrogiem własnego brata, na razie się nie liczył. A co będzie potem? Tylko Bóg to wie.

Juan miał prawo do jednego telefonu i teraz wykorzystywał tą możliwość pod opieką policjanta. Nadal był wzburzony, praktycznie krzyczał do słuchawki, kiedy prosił siostrę.

- Ale...W tej chwili trwa wesele...Nie wiem, czy mogę jej przeszkodzić...- Juanita miała wątpliwości.

- Musisz! Jestem w areszcie!

- W areszcie...? Już pędzę!

Za kilka chwil usłyszał w słuchawce głos siostry, conajmniej zniecierpliwiony, że przeszkadza jej się w tak ważnej sprawie.

- Właśnie jestem na weselu. Czego chce ode mnie szofer?

- Andreo - teraz Juan na moment zapomniał, że gniewa się na siostrę. - Andreo, zrobiłem coś wspaniałego!

- Co takiego? - usłyszał kwaśną odpowiedź.

- Zabiłem Felipe! Zobaczysz, zemszczę się na wszystkich, którzy cię zmusili do tego bezsensownego małżeństwa, a ty w końcu będziesz mogła być z Carlosem, którego już nikt nie skrzywdzi i...

- Słucham? - Andrei zadrżała ręka. - Co zrobiłeś?

- Strzeliłem trzy razy do Felipe Santa Marii, kona w szpitalu! Zobaczysz, zabiję ich wszystkich, jak tylko stąd wyjdę. Ale musisz mi pomóc się stąd wydostać, jestem w areszcie i...

- Skoro znalazł się pan w areszcie - przerwała mu Andrea Monteverde - to musi pan sam się stamtąd wydostać. - To pan odpowiada za swoje czyny. Ewentualnie może pan prosić o pomoc Carlosa Santa Marię, skoro zrobił to pan ze względu na niego. A teraz żegnam! - odłożyła słuchawkę.

Gregorio podszedł do córki, będącej jednocześnie jego synową.

- Cóż to się stało, kochanie, że tak pilnie musiałaś porozmawiać?

- Nic takiego, tato. Dzwonił nasz szofer, prosił o wydostanie z aresztu. Wyobraź sobie, że postrzelił - prawdopodobnie śmiertelnie - Santa Marię!

Monteverde zaświeciły się oczy.

- Którego Santa Marię?

- Niestety, nie, Carlosa, ale Felipe.

- Ach, jaka szkoda...Cóż, chodźmy się bawić, to twoje wesele.

Za chwilę znów bawili gości. I tylko Raul patrzył przez chwilę z niedowierzaniem na żonę, chociaż robił dobrą minę na użytek gości. Andrea przed chwilą wyraziła żal, że to Felipe jest ranny, a nie Carlos...Czy życzyła śmierci komuś, kogo dawniej tak kochała? Czy jest zdolna równiez do tego? Bo że wyszła za mąż bez miłości, to Raul wiedział.

- Co się stało z tą wrażliwą dziewczyną, jaką pokochałem? - szepnął sam do siebie. - Czy jeszcze istnieje...?

Doktor Bolivares przeglądał ostatnie wydanie dziennika. Już miał odłożyć gazetę, kiedy wzrok padł mu na informacje z wyższych sfer. Z przerażeniem przeczytał artykuł okraszony ogromnym zdjęciem.

- Andrea Monteverde, szczęśliwie odnaleziona córka Gregorio Monteverde, wzięła właśnie ślub z Raulem, przybranym synem Gregorio. Ślub był wystawny, przybyła cała śmietanka miasta.

Potem następował opis uroczystości. Victor nie czytał dalej.

- A więc wybrałaś swoją drogę...Bez Carlosa...Ciekawe, czy wiesz, że niedawno przywieźli jego brata. Nieszczęścia krążą wokół tej rodziny...a ciebie nie ma przy człowieku, którego podobno kochasz...Zmieniłaś się, Andreo, zmieniłaś...stajesz się...diablicą.

Byłby jeszcze bardziej wstrząśnięty, gdyby wiedział, co robi szef szpitala. A on właśnie dzwonił do pewnej rodziny.

- Hector Perez, prawda? Dzień dobry panu. Mam dobrą wiadomość - odnalazł się zaginiony Luis de La Vega, którego państwo adoptowali. Był chory, ale już wraca do zdrowia. Niestety, jest tu również jego brat, zapewne nie będzie to dla państwa miłe spotkanie, ale przynajmniej odzyskacie państwo adoptowanego syna.

- Bardzo dziękuję - odezwał się głęboki głos w słuchawce. - Jeśli Antonio będzie sprawiał kłopoty, wezwiemy policję. Zaraz jedziemy do Luisa, do naszego syna.

Koniec odcinka 42


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 18:29:49 27-06-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marisol
King kong
King kong


Dołączył: 26 Gru 2007
Posty: 2597
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Al Andalus ;)

PostWysłany: 19:39:27 27-06-08    Temat postu:

Opuściłam kilka odcinków, a tu tak się wszystko pozmieniało! Nadrobiłam jednym podejściem.

Przede wszystkim jak mogłaś zrobić z mojego kochanego Juana psychopatę i mordercę?! Składam oficjalny protest!
Andrea zaczyna mnie dobijać. Ta kobieta jest głupia czy nienormalna?
Carlos z litości chce zostać z żoną-ciekawi mnie, kiedy znów będzie chciała go zabić... ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 10 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin