Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 111, 112, 113 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:43:58 18-10-09    Temat postu:

Co ciekawe, te wszystkie przeżycia, jakie miał biedny RR, mogą spowodować, że będzie mocniejszy, niż dotychczas . A zgadnij, kim jest pani Guardiola i po co jej Ricardo?

A Carlos i Andrea - oboje się kochają, ale o ile Carlos to przyznał, to Andrea wszystko zniszczyła. Dobrze, że nie trafił na nich Felipe, kiedy uprawiali seks ;D.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:43:43 20-10-09    Temat postu:

Na taką wlasnie scenkę pomiedzy C&A czekalam ) wyrządzili sobie tyle złego, ale nadal się kochają - to takie piękne... jak w telenoweli ;PP
Kim jest ta Guardiola? Jakaś kolekcjonerka przypadków a'la Ricardo? i skąd tyle o nim wie? (w koncu wiadomo jej o istnieniu Sonyi, Edu i tak dalej) musze chyba zajrzec do obsady )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:10:54 20-10-09    Temat postu:

Hehe, dokładnie, jak w telenoweli . Świetnie to ujęłaś, naprawdę . Ale pozostaje pytanie, czy oni na pewno będą razem .

Widzę, że senora Guardiola wprowadziła niezłe zamieszanie . I o to mi chodziło, ale moge tylko zagwarantować, że niedługo wszystkiego się dowiesz. Zapraszam do obsady, może coś Ci sie nasunie w związku z naszą tajemniczą damą....

Mam już 1/4 kolejnego odcinka, więc pewnie pojawi się gdzieś w tym tygodniu. A w nim trochę wyjaśnień, a trochę...tajemnic ;P.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 2:27:32 21-10-09    Temat postu:

Jestem, jestem. Spragniony nowej porcji wrażeń i jak zwykle się nie zawiodłem, choć no cóż.... wątek C & A to dla mnei dość... delikatny temat. Fuente wyskoczy z nożem, jak przeczyta scenkę z C & A, a ja mogę tylko odczuwać zniesmaczenie i to podwójne, bo w moim przypadku właściwie to Carlos i Andrea są niepotrzebni w tej historii i próbują ostatnio wpychać się na plan pierwszy, co wychodzi im nieudolnie, ależ ty lubisz uprzykrzać życie czytelnikom, torturując ich postaciami pokroju Carlos i Andrea. Wystarczy jeden Felipe z czarnobiałym tekstem a już świat jest piękniejszy, pomimo, że to zły bohater .
Manolito nam szpieguje i jeszcze nie jedno wyszpieguje. Oj, postaraj się o jakąś fajną scenkę z nim. Już móiłem ci chyba nie raz że wychodzi ci to znakomicie, naturalnie, najlepiej ze wszystkim.
Ostatnio też sporo o Gregoriu, nadrabia pbraki z poprzednich odcinków. Widać, że zależy mu już tylko na synu, jednak i ten może okazać się lelawym i słybym ogniwem. Żeby się nie przeliczył. Trochę za dużo w niego inwestuje.
A na koniec tajemnicza seniora Guardiola. Bliska znajoma, kuzynka, ciotka, matka, tajemnicza siostra, nauczuciel życia, zamaskowana kochanka z niepewnych lat młodości? Tyle, ale któraś musi być prawdziwa. Nie ma bata!

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:36:26 21-10-09    Temat postu:

*wyskakuje znienacka z nożem*

Nie! Jak. Mogłaś. To. Zrobić.
A mogło być tak pięknie!
Jak ja nienawidzę takich facetów, przychodzi, zastaje wściekłą dziewczynę, stwierdza, że ona jest zazdrosna i CAŁA SYTUACJA ZACZYNA GO BAWIĆ. Normalnie zabić takiego na miejscu, jedyne właściwe wyjście -.-
Andrea na początku pokazała się z najlepszej strony, wystawiła pazurki... jednak szybko je schowała. Za szybko. Matko, po co ona je w ogóle chowała! Przecież tego człowieka należy zadrapać jak najszybciej, bo ja tu resztki nerwów stracę, jak jeszcze raz przeczytam, że on się do niej klei, błaga, rozbiera, uprawia z nią seks...
Co za kompletny kretyn, jest z jedną kobietą, to zaraz zdradza ją z drugą i na zmianę, przecież można oszaleć! On nie ma prawa bytu, bydlak jeden.
Dobrze, że Andreita się opamiętała, chociaż to i tak tylko pozory nienawiści... Ach, ja ciągle żyję nadzieją, że ona się odkocha. Może go zabije przypadkiem? Albo zrobi to jakiś rozwścieczony inny uzbrojony w broń palną tudzież białą człek?

Co za krwiożercze myśli mnie nachodzą
Jeszcze do pana RR - zaczynam się go bać. Brzmiał trochę niebezpiecznie, w kwestii o dziecku, a to, że chce je uchronić od wszelkich cierpień bardzo komplikuje sprawę. Bo przecież każdy człowiek musi przez coś przejść w życiu, no a w dodatku RR to jednak RR...

O ILE dziecko się urodzi

Ja znowu tak dwuwątkowo się wypowiadam, ale może następnym razem uda mi się więcej wystukać na tej klawiaturze. :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ani_romo
King kong
King kong


Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 2746
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:03:39 21-10-09    Temat postu:

Dobry wieczór wszystkim!

Ja tylko się chciałam przypomnieć, że... nadal jestem czytelniczką "PiM" (trochę mało aktywną), tyle że nie mam kiedy kontynuować czytania. Autorka mi wybaczy...?

Aga, gratuluję Ci!! Dawno już nie zaglądałam do tego tematu... Widzę, że powieść się rozrasta w błyskawicznym tempie, a i zainteresowanie jest chyba bardzo zadowalające. Miodzio ;D. Ja bym chciała żeby ktoś kiedyś stworzył taką ekranizację tego wszystkiego, sukces gwarantowany. Tylko trzeba by było dobrać fajną obsadę, może taką jaką ustaliłaś Ty. Aktorzy pasują idealnie do swoich postaci.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:50:36 29-10-09    Temat postu:

Ślimak - Teraz ja zrobiłam Wam długą przerwę, ale obiecuję wziąć się bardziej do roboty - wena jest, tylko czegoś mi w palcach brakowało, ale chyba już wróciło .

Carlos i Andrea, tak samo Felipe, niestety (chociaż w tym ostatnim wypadku dla Ciebie to jak najbardziej pozytywne wazne elementy mojej historii i jeszcze się musisz co nieco nimi podenerwować. Co nie znaczy, że ich kiedyś nie wytnę...ale kto wie, czy z drugiej strony teraz nie skupię się tylko na nich .

Manolito wraca z pełną mocą i będzie miał swoje wiele minut, pamiętaj też o wątku Virginii, której jakoś ani nikt nie żałuje, ani się o nią nie martwi, a kobieta prawdopodobnie nie żyje .

Gregorio jedyne, co ma, to Raula i na nim się skupia, pytanie tylko, czy się nie zawiedzie, bo jednak Raul ma swoje słabości, ukryte gdzieś w głębi duszy. Sam zresztą zauważyłeś, że Monteverde może się przejechać na całej wierze w Raula.

A pani Guardiola będzie nam powoli odkrywać swoje karty i...możliwości. Trafiłeś może nawet więcej, niż raz ;D.

Fuente - Bronię się przed nożem i zaznaczam, że w obecnej sytuacji raczej nie można liczyć na podobne zbliżenia pary C&A w najbliższym czasie, chociaż...a kto wie, co mi tam do łba strzeli . Ale widzę, że Carlos wkurzył Cię jeszcze bardziej, tym samym faktem, że bawiła go zazdrośc Andrei .

Kto wie? Może trafiłaś, że zakończeniem telki będzie śmierć Carlosa z ręki Andrei Monteverde?

Bać się RR, heh. A tak wszyscy go na początku kochali . On chce dla dziecka dobrze, bo sam przeżył koszmar z ojcem i nie zamierza, żeby jego potomek cierpiał tak samo, albo jerzcze gorzej. Wyobraź sobie, jakie życie będzie miało dziecko, słysząc od rówieśników, że jest synem / córką geja? Bo na pewno znajdą się tacy, którzy będą to podkreślać i używać tego określenia miast właściwego. Ale...jak sama mówisz, to wszystko będzie miało sens, o ile dziecko się urodzi .

Ani - A dobry wieczór . Wiem, wiem, że nadal mnie czytasz i dziękuję Ci za to! Autorka nie ma co wybaczać, bo się nie gniewa i rozumie.

Powieść się rozrasta, bo ja wprost pękam od weny i boję się, że dojdziemy do zbyt dużej liczby odcinków i tela się kiedyś znudzi. A zainteresowanie też mi się podoba, jeszczze raz dziękuję wszystkim moim Czytelnikom - w tym i Tobie. Jesteście kochani!

Ekranizacja...wątpię, żeby ktoś się tym interesował . Jest za słabe do TV, niestety. Obsada Ci pasuje? To bardzo się cieszę, bo się przy niej zawsze bardzo staram. A Ty wywołałaś uśmiech na mojej twarzy, kiedy sobie skojarzyłam, kto między innymi by grał w mojej teli .

Zapraszam na odcinek 205...

------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 205

Graciela Gambone wiedziała jedno - jeżeli chce cokolwiek uzyskać, musi zniżyć się do poziomu swojego wroga - ale tylko na pewien krótki okres czasu. Kiedy już otrzyma to, na czym jej zależy, bez trudu pokaże tej dziewczynie, kto tu naprawdę rządzi.

Dlatego teraz ze skruszoną miną stała przed zdumioną Sonyą.

- Czego ode mnie chcesz? - spytała chłodno córka Gregorio. - Przyszłaś powiedzieć mi, ile razów zadałaś Julio razem z Messim?

- Nie, nie zamierzam wspominać dawnych uraz, wręcz przeciwnie, chcę ci podziękować, że nie wniosłaś na mnie oskarżenia.

- Mario zginął i nie zdążył odpokutować za swoje czyny. Za to na ciebie przyjdzie pora, tylko w obecnej chwili nie mam czasu się tym zajmować.

- Prawda, dziecko - domyśliła się Gambone. - Wiem, że jesteś w ciąży i pewnie obawiasz się, czy wszystko pójdzie dobrze.

- Wieści szybko się rozchodzą - stwierdziła Sonya. - Ale masz rację, żywię pewne obawy, jednak nie będę z tobą o nich rozmawiać. Przyznam, że przyjęłam cię tylko z ciekawości.

- I jestem ci wdzięczna za rozmowę - odparła Graciela, nadal mówiąc spokojnym, cichym tonem. - Pamiętasz, kiedy przyszłaś do mojej matki, prosić ją o pomoc, ona ci nie odmówiła.

- Oczywiście! Bo w zamian obiecałam zarówno tobie, jak i przeklętemu Messiemu, istotne korzyści. Tak naprawdę to wy na tym zyskiwaliście.

- A ty nie? Wygrałaś przecież życie dla Ricardo Rodrigueza.

- O proszę, umiesz wymawiać jego imię! - zadrwiła Sonya. - Szkoda, że tak późno, kiedy nic mnie to już nie obchodzi. Możesz sobie mówić na niego, co chcesz.

- Twoja miłość się skończyła? - zdziwiła się córka Dolores. Nie do końca to było po jej myśli.

- Nie będę ci się spowiadać. Czego chcesz, pytam po raz ostatni?

- Przeprosić za wszystko, co ci zrobiłam, chociaż wiem, że to za mało i powiedzieć, że postaram się ci pomóc - chcę zostać twoją przyjaciółką teraz, kiedy obie wkrótce urodzimy dzieci.

- Jesteś bezczelna. Dobrze wiesz, że spodziewasz się dziecka Julio. Mojego Julio! - podkreśliła Santa Maria.

- On już jest niczyj. Tak, wiem, to przeze mnie i przez Messiego. Niestety, czasu już nie cofnę, a mogę uczcić jego pamięć, wspierając cię w tych trudnych chwilach. Powiedz mi, czy ojciec maleństwa nie będzie chciał go zobaczyć? Podobno nie jest z nim najlepiej.

- A niech sobie próbuje. Niczego nie uzyska, poza moją stanowczą odmową. Nie pozwolę skrzywdzić dziecka ani jemu, ani tobie.

- Nie chcę go skrzywdzić! - zaprotestowała Graciela. - Chcę być po twojej stronie! Skoro jestem winna śmierci jednego człowieka, niech uratuję drugiego - a tym drugim będzie twój synek. Albo córka.

- I liczysz, że potem nie pójdę na policję, tak? Nie martw się, póki nie urodzę, kara cię ominie, ale potem...

- Możesz donieść na mnie nawet teraz. Ale pozwól mi się odwiedzać, dbać o siebie i o to malutkie, niewinne dziecko. Czy nikt nigdy nie może u ciebie uzyskać przebaczenia? Wybaczyłaś przecież swojemu przyjacielowi fakt, że cię opuścił, przez pewien czas byliście znowu razem, aż do tego nieszczęsnego rozstania w szpitalu. Wiem, rozumiem, że on był dla ciebie kimś ważnym, a ja jestem nikim, jednakże...

- Celowo użyłaś stwierdzenia "był" - zauważyła celnie Sonya. - Masz jednak rację, był. Jestem po prostu wściekła, kiedy pomyślę, co dla niego zrobiłam, a czym mi odpłacił. Szkłem przy gardle.

- Przecież nie chciał - wtrąciła się Graciela, ryzykując sporo, bo nie miała pojęcia, co się tak naprawdę wydarzyło. Prawdę mówiąc, była zszokowana, bo aż tyle nie wiedziała.

- Może i nie chciał, ale wszystko zaczęło się od tego jego dziecinnego wyjścia ze szpitala. Zachował się jak obrażony dziesięciolatek. A potem już na wszystko było za późno...

Gambone zauważyła, że Sonya ma łzy w oczach, ale nie skomentowała tego faktu na głos. Była to jednak ważna obserwacja - świadczyła przecież o tym, że córka Gregorio nadal czuje coś do swojego wybranka. A w takim razie można łatwo grać na jej uczuciach i wykorzystać do zdobycia Eduardo Abreu.

Rozmowę przerwał telefon od Dolores. Graciela z lekkim niesmakiem odebrała połączenie, nie było jej teraz na rękę zajmowanie się czymkolwiek innym, niż Sonyą - przyszła tutaj przecież po to, by niedługo mieć ją po swojej stronie, a dyskusja z matką niszczyła nastrój, jaki się tworzył.

- Jestem zajęta - stwierdziła krótko i miała zamiar nacisnąć przycisk "Rozłącz", kiedy Dolores wtrąciła szybko:

- Zaczekaj, córeczko. Mam dla ciebie ważną wiadomość, z której na pewno się ucieszysz. Dzwonili właśnie z więzienia. Antonio de La Vega nie doczekał powrotu na wolność.

- Co się stało? - Graciela ledwo ukryła zadowolenie.

- Znaleziono go martwego na podłodze celi. Zmarł na atak serca. Zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie dziedziczysz cały jego majątek? Przecież nie zdążył zmienić testamentu przez to aresztowanie za rzekomą pomoc w uciecze Luisowi.

- Co nie zmienia faktu, że i tak mam zamiar zrobić to, co zamierzam.

- Ale po co? Jeśli naprawdę nam wszystko zapisał, jesteśmy bogate i na pewno znajdzie się ktoś, kto się tobą zainteresuje.

- Ja już zdecydowałam, mamusiu. A teraz wybacz, mam coś do załatwienia.

Rozłączyła się i zwróciła z powrotem do Sonyi:

- Wiem, że chcesz bronić swojego dziecka i według mnie robisz dobrze. Walcz o to, co dla ciebie najlepsze - ja przed momentem straciłam oparcie w swoim mężu. Właśnie mi przekazano, że Antonio umarł w więzieniu.

- Przykro mi - stwierdziła ze współczuciem dziewczyna. - Co prawda nie wierzę, że go kochałaś, jednak...

- Oczywiście, że tak! - wybuchnęła Graciela. - Dawał mi oparcie w trudnych chwilach.

- Chyba finansowe.

- Jako możesz?! - oburzyła się Gambone. - Jestem zrozpaczoną wdową, a ty stroisz sobie ze mnie żarty.

- Wybacz, ale nawet twoje łzy wyglądają sztucznie. Robiłaś w życiu tyle złego, omotałaś tylu mężczyzn, a ja mam teraz uwierzyć, że jest ci smutno? Gdybyś mogła, podrywałabyś nawet mojego Ricardo!

- Twojego? - zdumiała się córka Dolores, z radością zauważając, że Sonya jest zła na samą siebie za te słowa. - Wydawało mi się, że czujesz tylko pogardę, ale widać się pomyliłam. Nadal chcesz go zdobyć, o święta naiwności. Zastanów się jednak, co powiesz dziecku, kedy spyta, dlaczego jego ojcem jest homoseksualista i facet, który być może będzie chciał je zabić, bo znowu mu coś odbije.

- Odczep się w końcu od niego i ode mnie! - wrzasnęła rozmówczyni. - Mam dosyć wszystkich tych, którzy chcą mi dobrze radzić! Poradzę sobie sama!

- Co się dzieje? - spytał od progu Abreu, który właśnie wszedł. - Czemu krzyczysz?

- Dobrze, że pan przyszedł, panie Eduardo, próbowałam przekonać do siebie Sonyę, przeprosić ją i wesprzeć, ale ona mnie odrzuca. Co gorsza, nie wierzy w moją żałobę po mężu - odpowiedziała Graciela, nim tamta w ogóle otworzyła usta.

- Antonio nie żyje? - zainteresował się pan domu, by zaraz dowiedzieć się, co się wydarzyło.

- I teraz zostałam sama, całkiem sama, matka nie jest już młoda i pewnie też niedługo...- rozszlochała się w końcu Graciela. - Może nie byłam najlepszą żoną, ale...ja jednak kochałam tego faceta! - wrzasnęła nagle, udając całkowitą rozpacz i rzuciła się w ramiona Abreu.

Eduardo nie miał wyjścia, musiał ją objąć, poza tym zawsze serce mu miękło na widok płaczącej kobiety. Owszem, zauważył ogromny niesmak na twarzy Sonyi, ale co miał zrobić, odepchnąć wdowę? Chcąc nie chcąc zaczął ją pocieszać i próbować uspokoić.

- Pan jest taki dla mnie dobry! - Graciela coraz bardziej wczuwała się w rolę. Wychodziło jej to tak naturalnie, że aż sama się zdziwiła. - Nie to, co inni, którzy nie wierzą, że właśnie przeżywam koszmar!

- Koszmar...Chyba spowodowany faktem, że nie jesteś pewna, czy Antonio czasem nie zmienił testamentu! - mruknęła córka Gregorio, ale tak, aby tamta ją usłyszała.

Słowa Sonyi spowodowały tylko większe wycie u potomkimi Dolores.

- Proszę cię, przestań! - wtrącił się wreszcie Abreu. - Rozumiem, że jesteś na nią zła, ale w ten sposób niczego nie uzyskamy! - zwrócił uwagę młodszej dziewczynie. - Już dobrze, dobrze, odwiozę cię do domu, zgoda? - skierował się z powrotem ku Gracieli.

- Tak, tak, dziękuję, chociaż tam będzie tak pusto bez mojego męża!

- Przestań udawać, siedzi w więzieniu od pewnego czasu, zdążyłaś się od niego odzwyczaić! - wypaliła Sonya. Miała już dość tej całej szopki.

- Jesteś okrutna! - nakrzyczała na nią Graciela tuż przed opuszczeniem pokoju - oczywiście wraz z Eduardo.

Gabriel Abarca istotnie nauczył się porządnie wiązać krawat. Siedział teraz przy stoliku w restauracji i czekał na Allisson. Polubił ją od samego początku, miał nadzieję, że spisek, jaki zawiązał z Danielem, nie wpłynie negatywnie na tą znajomość. Wystarczył już fakt, że nie mógł się spotkać z dziewczyną przez pewien czas - chociaż nie tylko syn Ramirezów był tego powodem. Gabriel nie był zbyt śmiały w stosunku do kobiet po tym, co wyczyniała z nim Diana i najzwyczajniej w świecie się obawiał. Za bardzo bolało go to, co musiał przecierpieć w poprzednim związku, dlatego też w obecnej chwili po prostu nie planował zostać niczym chłopakiem. Tym bardziej, że sceneria kojarzyła mu się z tym, jak poznał Dianę - to również stało się w restauracji. Oby tym razem spotkanie nie doprowadziło do czegoś złego.

Nie mógł przewidzieć, że Allisson jest powiązana z Sonyą, wdową po Julio, którego bratem był jego najlepszy i jedyny przyjaciel. A to z pewnością spowoduje pewne komplikacje.

Kiedy w końcu przyszła, wstał, by odsunąć dla niej krzesło i pocałował w rękę na przywitanie.

- Jestem ci winien przeprosiny, ale z Danielem znam się już bardzo długo i nie mogłem go opuścić - tłumaczył się potem Abarca.

- Mam nadzieję, że już wszystko u niego w porządku? - spytała kurtuazyjnie córka Monici.

- Jeszcze zostało mu parę spraw, ale na pewno da sobie radę. To mądry chłopak.

- Proszę, proszę, bo zacznę być zazdrosna! - żartowała Allisson. Dobrze się czuła w towarzystwie Gabriela, chociaż dostrzegała w jego oczach coś dziwnego. Nie zamierzała jednak o nic pytać. Może kiedyś sam jej o tym opowie.

- Nie musisz. Należę do ludzi, którzy zauważąją piękne kobiety.

- A ja do takich należę?

- O, z całą pewnością. Co zamawiamy, Alli? Zrobiłem się głodny na sam twój widok.

- Powoduję u ciebie odruch głodu? - zdumiała się dziewczyna. - Wyglądam tak smakowicie?

- Owszem - uśmiechnął się Abarca. - Boże, co ja mówię - zreflektował się nagle. - Jestem chyba za bardzo przejęty. Właśnie stwierdziłem, że jesteś jak jakaś kiełbaska.

- W takim razie zamówimy coś z mięsem - dorzuciła ona. - Żebyś potem się na mnie nie rzucił.

Dopiero po chwili zrozumiała, że i jej samej udzielił się wesoły nastrój i rozmowa zaczyna przybierać całkiem nieoczekiwany obrót.

- Poczekam do deseru, nie odmówię sobie wspaniałego kawałka ciasta, dopiero potem zacznę się zastanawiać, czy nie wziąć dokładki. - Gabriel nie pozostał dłużny.

- I to ja miałabym nią być? A skąd wiesz, czy nie smakuję na przykład za kwaśno?

- Umiem ocenić słodycz kobiety patrząc jej w oczy. Ty na przykład przypominasz malinę. Potrafiłabyś osłodzić dzień każdemu ponurakowi, nawet takiemu, jak mój przyjaciel. A w jego wypadku byłoby to bardzo trudne.

- Czemu? Czy jest aż takim pesymistą? - padło z pozoru niewinne pytanie.

- Po tym, co się stało w jego rodzinie, ma prawo rzadko się uśmiechać. Stracił brata zbyt wcześnie, rodzice obdarzają go miłością, ale należą do tych wiecznie zapracowanych i... - przerwał. Co on robi? Przecież zaraz zdradzi cały sekret Daniela!

- Biedak - podsumowała Allisson. - Szkoda, że nie przyszedł z nami, zaprosiłabym swoją przyjaciółkę i na pewno poprawiłby mu się humor.

Właśnie na to wpadła - co by się stało, gdyby znalazła kogoś dla Sonyi? Skoro związek z Ricardo był niemożliwy...

- Wątpię. On w tej chwili zajmuje się tylko jednym, a w tym raczej nikt nie może mu pomóc. Owszem, trochę ma mojego wsparcia, ale większość musi niestety załatwić sam.

- Tym bardziej powinien poznać moją znajomą. To naprawdę sympatyczna osoba i też wiele przeszła. Nie tak dawno zmarł jej chłopak i to w tragicznych okolicznościach, potem przeżyła nieszczęśliwą miłość, a mimo to nadal jest pełna ochoty do walki o szczęście.

- Podziwiam ją. Może jednak wspomnę o niej Danielowi przy następnej okazji. Bo chyba dasz mi szansę ponownie się gdzieś zaprosić?

- O tak, przyprowadzę też Sonyę. Skoro jesteś tutaj od niedawna, pewnie nie słyszałeś o tym, co zdarzyło się w jej rodzinie, ale zapewniam cię - pochodzi z rodu Santa Maria i właśnie dlatego należy do osób wyjątkowych.

Zapadło milczenie gorsze do tego przed burzą. Bo i burza była w tej chwili niczym.

- Powiedziałaś, że twoja koleżanka nazywa się Sonya Santa Maria? - wydusił Gabriel.

- Tak, a o co chodzi? Nie mów, że ją znasz?

Musiała przyznać przed samą sobą, że wystraszyła się reakcji chłopaka. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego.

- Nie, nic, chciałem się tylko upewnić, bo obiło mi się to nazwisko o uszy. Nie pamiętam jednak dokładnie, o co chodziło.

- Pewnie słyszałeś o porwaniu i morderstwie jej pierwszego narzeczonego, Julio Ramireza. Bardzo to przeżyła, ale do tej pory nie załatwiła sprawy na policji. To, co zdarzyło się później, nie pozwoliło jej na to.

- Nie zgłosiła morderstwa?

- Oczywiście, że tak, ale nie wydała nazwisk porywaczy. Martwię się, czy teraz ktokolwiek jej uwierzy. Minęło przecież sporo czasu.

- A co zajęło ją do tego stopnia, że zlekceważyła obowiązek pomszczenia ukochanego?

- Nie wiem, czy mam prawo ci o tym opowiadać...W końcu to jej życie, nie moje. Ale uwierz mi, pasmo nieszczęść szło za tą dziewczyną. Nawet teraz prawdopodobnie będzie walczyć o dziecko z jego ojcem, chociaż tutaj na szczęście z pewnością wygra.

- Walczyć o dziecko? Czy mi się wydaje, czy twoja znajoma nie darzy zbytnim uczuciem tego, z kim zaszła w ciążę?

- To zbyt skomplikowana historia, żeby teraz ci ją opowiadać, ale zaręczam ci, że nie jest tak, jak myślisz. Ona szaleje za tym człowiekiem. Niestety, nigdy nie będą mogli być razem.

- I przez to szaleństwo nie zamierza pozwolić, żeby dziecko miało ojca? Nie znam całej sprawy, ale nie wydaje mi się, żeby darzyła miłością swojego - byłego, jak sądzę - partnera.

Gabriel czuł w tej chwili jedno - niesamowite obrzydzenie do Sonyi. Dobrze, że nie zdradził się niczym przed Alli, ale musi wszystko opowiedzieć Danielowi. A jeżeli okaże się, że i Allisson jest tak samo podła, jak i jej przyjaciółka? Ani trochę nie wierzył w uczucie, jakim rzekomo młoda Santa Maria darzyła swojego wybranka, kimkolwiek by on nie był. Tym bardziej, że sam miał niemiłe doświadczenia z kobietami, które chcą odseparować niemowlę od rodzica. Sam przecież przeżył coś podobnego, tyle, że jego maleństwo nie miało szansy...Nie, nie będzie teraz o tym rozmyślał. Będzie udawał, że nic się nie stało, a wyciągnie z Alli jak najwięcej wiadomości. Wszystko przyda się do zemsty za śmierć Julio - a z tego, co Abarca zdążył się zorientować, nie tylko rodzice byli winni za tą tragedię. Z pewnością i ta Sonya dołożyła swoją cegiełkę do tego, by zmarły Ramirez czuł się za życia samotny i być może nawet była winna faktu, że wpadł w złe towarzystwo.

Pożegnali się niedługo później, Allisson nie zorientowała się, że właśnie naraziła Sonyę na nieprzyjemności, a samą siebie na ochłodzenie stosunków z Gabrielem Abarca. Czasami zbyt szybko oceniamy ludzi po pozorach...

DZIEŃ PÓŹNIEJ

Valeria Guardiola była szczęśliwa. Wszystko szło zgodnie z jej planem. Pod naciskiem jej rozkazów ordynator nie miał prawa się sprzeciwić. Na szczęście znaczyła coś w tym mieście i miała prawo żądać pewnych rzeczy.

Weszła do szpitala pewnym krokiem, ani przez moment nie wierząc, że cokolwiek może zmienić jej założenia. Już za parę minut spotka tego, z kim wiązała tak ogromne nadzieje. Serce waliło jej mocno, próbowała się uspokoić, ale było to trudne. Załatwiła pośpiesznie wszystkie formalności i w końcu stanęła przed wejściem do sali - sama. Nie życzyła sobie obecności nawet doktora Mendietty. To miała być prywatna rozmowa i wiedziała, jak ma ją przeprowadzić. Pchnęła drzwi, otworzyły się szeroko i przekroczyła próg.

W oczach tego, po którego przyjechała, odbiło się zdumienie. Wiedział już, że opuszcza budynek, ale spodziewał się Abreu. Lekarz wspominał tylko, że ktoś po niego przyjedzie. Rodriguez bardzo był ciekaw reakcji Sonyi na jego widok, ale nie zamierzał wycofywać się z jej życia...ani z domu Eduardo tylko po to, żeby sprawić dziewczynie przyjemność. Już nie. Przestał się cofać, poddawać, teraz będzie walczył o samego siebie.

- Kim pani jest? - spytał bez cienia obawy.

- Jak dobrze cię widzieć...- kobieta była wyraźnie wzruszona. - Masz wszystkie rzeczy? Jedziemy do mojego domu.

- Nigdzie się z panią nie wybieram. - Ricardo wstał, patrzył jej prosto w oczy. - Może nie do końca mam sprawny umysł, ale nie pomyliłem pani z tym, kto miał się po mnie zjawić. Pani z pewnością nie jest osobą, na którą czekam.

- Jeśli mówisz o Abreu, to on nie przyjedzie. Nie wie, że wychodzisz ze szpitala.

- Doktor Mendietta obiecał, że go zawiadomi. Jeśli mnie zawiódł, zrobię to sam.

- Nie musisz. Zadzwonimy razem do rezydencji, jak tylko znajdziesz się w domu. W swoim nowym domu, razem ze mną.

- Mówiłem już, że nie ruszę się stąd z kimś obcym.

- Ja nie jestem obca - ciągnęła niezrażona Valeria. - Możesz mnie nie pamiętać, ale ja wiem o tobie wszystko, chociaż nasze drogi rozeszły się na pewien czas. Catalina byłaby taka dumna...

- Catalina? - Rodriguez drgnął. - Co panią łączy z moją matką?

Koniec odcinka 205


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 21:36:00 30-10-09, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:33:27 30-10-09    Temat postu:

Chyba jestem dzisiaj pierwszy. Czyli powrót do klasyki. Odcinek przeczytałem już wczoraj, ale byłem zbyt zdezorientowany, by zabrać się za jakis interesujący koment. Więc zaczynamy dzisiaj.
Może na początek to: uff, bo już miałem się upominać o odcineczek, bo coś mnei ta przerwa zaczynała niepokoić, na szczęście juz wszystko w porządku. Co do Virginii, a kto ma ją żałować. Dla mnie jest wepchnięta na siłę i już . Niech tam sobie nie żyje, Manolo to może i kawał chama, ale ma swój urok, gdy nie "psoci" kobietom. Przydałaby mu się resocjalizacja. Akurat trafił na ciekawe wzorce, choć wymiędły i jakiś taki ostatnio rozlazły Raul, to nie jest raczej dobry wzór. RR to jest klasa. Mocno porypana i niejednoznaczna, ale klasa.

Graciela pokazała w odcinku jak jest głupia i w rzeczywistości nie myśli. Jej mamusia jest bardziej pomysłowa. Wystarczyła chwila, aby sprowokować ją do użycia jadu. Nie oparła się. W takim więc wypadku raczej nic nie wskóra. Przynajmniej na razie.

Problem Daniela i Sonyi. Wiedziałem, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Ich drogi zaczynają się niepokojąco krzyżować. Co mnie raczej denerwuje. Bo nie wyobrażam sobie Daniela wpychającego się od tak w życie naszej bohaterki (GŁÓWNEJ BOHATERKI). O nie. Tego sobie nie wyobrażam!!!

Valeria Guardiola się ujawnia. Jak ostatnim razem powiedziałem, któraś z teorii musi być prawdziwa i przyznałaś mi wówczas rację. Stawiam na:

Cytat:
Bliska znajoma, kuzynka, ciotka, matka, tajemnicza siostra, nauczuciel życia, zamaskowana kochanka z niepewnych lat młodości


Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:29:22 30-10-09    Temat postu:

Mam nadzieję, że nie zdezorientował Cię tak mój odcinek .

Przerwa była spowodowana brakiem czasu i trochę jakoś mnie przytkało, ale nie z weną, broń Panie Boże! Tylko nastrój był jakiś nie tego do pisania, ale już jest wszystko w porządku.

Virginia i Manolo - powiem tak, że zarówno wątek jednego, jak i drugiego (nieważne, martwego, czy nie będzie miał spory wpływ na całkowitą akcję. Twoja sympatia do Manolo jest zaskakująca, bo to cham, chyba, że lubisz go jako dobrze zarysowaną postać . Ale pamiętaj, że - o ile Virginia is dead - jest winien jej śmierci.

Poczekaj na Raula, ślub nadciąga ;D.

Dolores myśli, bo jest doświadczona, ale co złego jest w postępowaniu Gracieli, która chce uwieść Abreu i być może jej się to uda?

To, że drogi Daniela zaczynają się krzyżować - bo muszą! - to nie znaczy, że oni będą razem! Pamiętaj, kto to pisze . A fakt, kim jest Daniel i co miała Sonya do jego brata, mocno namiesza zarówno w ich życiu, życiu Allisson i Gabriela, jak i całej reszty.

Przypominam, że matką RR była Catalina, która zmarła ;P. Jakimż więc cudem Valeria mogłaby mówić o sobie w sposób, w jaki mówiła na końcu? Przecież by się nie kryła przed własnym synem, skoro chciałaby mu pomóc...O ile oczywiście chce ;D.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:26:10 30-10-09    Temat postu:

O, czyli Valeria znała matkę Ricardo? Ciekawe A już się bałam, że to jakaś kolekcjonerka okazów "a'la Ricardo", cokolwiek by to znaczyło.

BlackFalcon napisał:
- Oczywiście, że tak! - wybuchnęła Graciela. - Dawał mi oparcie w trudnych chwilach.

- Chyba finansowe.

Uwielbiam Cię
Eduardo coraz więcej u mnie traci. On jest jakiś dziwny, Monica nim targa jak starą poduszką, teraz Graciela zawyje i on już mięknie... no, jak ma się miękkie serce, to trzeba mieć twarde podłoże i mam nadzieje, że pan Abreu takowe posiada

Mój instynkt błędoposzukiwawczy wynalazł jeden, ale dla mnie strasznie rzucający się w oczy bład - pożądnie ;P Wybacz, mam chyba fioła na tym punkcie, ale bardzo mnie rażą takie gafy

Ajj, za szybko poszło to z Danielem, Gabrielem, Alli i Sonyą - ale dobrze, że jest taki "studencki" wątek. Wiem, że ani Allisson, ani Sonya nie studiują(a właśnie, czemu? ), a G i D są już chyba po studiach, ale chodzi mi o przedział wiekowy Chociaż i tak mam wrażenie, że ostatecznie będzie jeszcze gorąco pomiędzy Sonyą a Danielem. Po prostu musi być A Alli i Gabriel... najpierw niech wszystko wyjaśnią, a potem mogą się za siebie brać - dla mnie zawsze wszystko proste ;P

Pozdrawiam i czekam na 206 odcinek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:55:26 30-10-09    Temat postu:

Acxh czyli jednak Sonyi zal;eży na Ricardo!!
Tylko dalej szczętnie to ukrywa tworezac wokół siebie mur
Ach widze ze bedzie wiele zamieszania z mojha ukochaną parka
No i Sonya została nie za dobrze oceniona, a przez to tez Allyson...
Swietny odcinek!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:57:18 31-10-09    Temat postu:

Witam,

Dołączam do grona wielbicieli tej telenoweli. Od pewnego czasu przeglądam to forum i podczytuję sobie twórczośc własną forumowiczów. Ta telenowela wzbudziła moje największe zainteresowanie, może dlatego, że nie przepadam za typowymi, klasycznymi telenowelami, w których od pierwszego odcinka wiadomo, kto z kim będzie, wolę takie telcie, gdzie dużo się dzieje, nic nie jest takie, jak się wydaje, nie wiadomo, jak się skończy jak w przypadku PiM.

Muszę przyznać, że ta telcia trzyma w napięciu i trudno przewidzieć finał głównych postaci. Nie ukrywam, że najbardziej zależy mi na szczęściu moich ulubionych postaci Sonyi i Ricardo, którzy stworzyli chyba najbardziej osobliwą i niekonwencjonalną parę w historii telenowel i oboje są takimi ciekawymi niejednoznacznymi postaciami. Ja po prostu lubię oglądac takie związki ludzi zupełnie różnych jakby z innych światów jak Sonya i RR. Ich związek jest o wiele ciekawszy niż wyświechtany w wielu telciach motyw bogatego playboya i dziedzica fortuny i biednej jak mysz kościelna, dobrej i wiecznie płaczącej pokojóweczki. Wątek Sonyi i RR ogromnie mnie zainteresował i poruszył o wiele bardziej niż historia miłości Carlosa i Andrei. Choć ostatnio Sonya i RR oddalili się od siebie i wydaje się, że ich drogi ostatecznie się rozeszły a miłość zamieni się we wrogość, nieufność i walkę o dziecko, to ja jednak wciąż mam nadzieję, że tych dwoje jeszcze się kiedyś zejdzie i zazna razem trochę szczęścia. Oczywiście teraz muszą nastąpić komplikacje, być może Sonya będzie próbować sobie ułożyć życie z kimś innym, aby stworzyć pełną rodzinę dla swojego dziecka.Tutaj pojawia sie osoba Daniela, który pewnie nieco namiesza w życiu mojej ukochanej bohaterki. Muszę przyznać, że nie potępiam Sonyi za odrzucenie Ricarda i rozumiem kierujące ją motywy, po tym nieszczęsnym incydencie ze szkłem. To musiał być dla niej prawdziwy wstrząs, ta biedna dziewczyna naprawdę wiele przeszła, poza tym teraz musi troszczyć sie o dziecko a naturalnym odruchem kazdej matki jest chęc ochrony dziecka przed całym światem. Duże znaczenie miał pewnie też fakt, że Sonya już jedno dziecko straciła i zrobi wszystko, żeby to się nie powtórzyło nawet poświecając uczucie dla Ricardo. Biorąc pod uwagę, wszystko, co ją dotychczas spotkało, jej reakcja jest całkiem zrozumiała. Sonya to chyba najbardziej logicznie zarysowana postać w tej telci, kierujące nią motywy i ewolucja jej cahrakteru są bardzo wiarygodne.

Natomiast Ricardo to zdecydowanie najbardziej fasynująca, skomplikowana i pełna sprzeczności postać w tej telenoweli o burzliwej, mrocznej przeszłości (uwielbiam takie męskie postacie, które mają swoja mroczną stronę ale też tkwi w nich dużo dobra). Ricardo tyle w życiu przecierpiał, prawie zawsze był zdany sam na siebie, doznał wiele krzywdy, nic dziwnego zę nie ufa ludziom. Po tym co go spotkało ma prawo nawet nienawidzić innych...Jednak mam nadzieję, ze w końcu jego karta się odwróci, dzięki pomocy wpływowej protektorki zacznie nowe życie, stanie się silniejszy i uzyska wysoką pozycję społeczną i środki, które pozwolą mu zemścić się na wszystkich, którzy go skrzywdzili i upokorzyli...Ta telcia potrzebuje silnego, pewnego siebie protagonisty z jajami, który wie czego chce, potrafi walczyć o swoje i stawić czoło bezwzglednym wrogom. Carlos pomimo całej swojej dobroci nie nadaje się do tej roli, bo niestety ma zbyt słaby charakter i pozostaje marionetką w rękach silnych, ambitnych kobiet najpierw Viviany, potem Andrei a teraz Monicy. Natomiast Ricardo, ktory zawsze musiał sam walczyć o przetrwanie i poznał mroczną stronę życia, ma moim zdaniem zadatki, aby stać się silnym i wyrazistym głównym bohaterem.Jego siła charakteru i determinacja w połączeniu z pieniędzmi i władzą tajemniczej pani Guaridiola może doprowadzić do tego, że Ricardo stanie się silnym graczem i niebezpieznym przeciwnikiem dla swoich wrogów. Tylko zastanawia mnie jakimi motywami kieruje się jego tajemnicza protektora, która nie odsłoniła jeszcze wszystkich swoich kart..Czy aby na pewno leży jej na sercu dobro Ricardo czy też ma jakiś ukryty cel w tym że mu pomaga?
Mimo wszystko myślę, że w przyszłości jest jakieś światełko w tunelu dla pary Sonya i RR, choć teraz pewnie będą oddalać się od siebie i próbować ułożyć sobie życie osobno...

Interesują mnie też losy innych postaci, choć nie są mi one tak drogie jak dwójka powyżej. Nawet lubię Carlosa i trochę mi go żal, bo nie ma biedaczek szczęścia w miłości i trafia zawsze na jakieś modliszki...ale drugiej strony sam jest sobie winien. Czy doświadczenia z Vivianą a później z Andreitą niczego tego faceta nie nauczyły? Najwyraźniej nie, skoro teraz daje się manipulować i wykorzystywać Monice..Carlos jest trochę zbyt naiwny i łatwowierny, nie uczy się na własnych błędach, dlatego życie daje mu w kość. Mimo wszystko jednak liczę na to, że koniec Carlosa będzie szczęśliwy niekoniecznie z Andreą. Może on i Monica, chociaż związali się ze sobą z niewłaściwych powodów,w końcu zapałają do siebie prawdziwym uczuciem ku wściekłości Andrei, albo w jego życiu pojawi się jeszcze ktos inny... W tej telci wszystko jest możliwe. Na razie nie przepadam jakoś specjalnie za Monicą, ale wolę ją stokroć od Andrei, która mnie denerwuje, bo odkąd odnalazła bogatego tatusia to dziewczynie woda sodowa uderzyła do głowy i zamieniła się w prawdziwą zołzę. To jak traktowała swojego nieżyjącego już brata, było po prostu skandalem i skrajną niewdziecznością , jej stosunek do Sonyi i RR też mi się nie podobał, nie mówiąc już o jej kontaktach z tym potwerem Velasquezem, małżenstwie z Raulem, konszachtami i romansem z Felipe. Nie będę płakać,jeśli Andrea źle skończy. Moim skormnym zdaniem nie zasługuje ona na Carlosa, bardziej pasuje do jego wiecznie intrygującego braciszka...
A swoją drogą ciekawe, czy Felipe nadal coś czuje do Viviany i czy zrezygnował z planu zemsty na niej i jej 'kochanku", bo ostatnio wygląda na to, że porzucił myśli o zemście i skupił się na swojej nagrodzie pocieszenia Andreicie...Ale jak zareaguje, jeśli Viviana też zwiąże się z kimś innym, trudno przewidzieć...Ciekawe też, jaki koniec zaplanowałaś dla samej pieknej Viviany? Popełniła parę błędów w życiu głownie pod złym wpływem Felipe, ale wygląda na to, ze wysnuła z nich jakieś wnioski wychodzi na prostą...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:14:42 01-11-09    Temat postu:

Wczoraj w carrefourze przypomniałam sobie, że Antonio nie żyje
Czyli nikt się nie dowie o tym, że to on zabił Veronicę?
A zaraz... Graciela wie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:23:47 07-11-09    Temat postu:

Lili - Tak, Valeria znała matkę Ricardo i to bardzo dobrze . Dzisiaj się dowiesz, co dokładnie ich łączy. :Poza tym masz racje, Graciela i jej matka wiedzą, co zrobił Antonio. W Carrefourze myślisz o mojej teli? .

Edek ma miękkie serce, a podłoże...a zobaczysz . Bo nie mogę nic więcej zdradzić, ale zaczyna robić się gorąco - aż się boję, czy wszystko opiszę tak, jakbym chciała następne wydarzenia warte są jak najlepszego pióra . Błąd już poprawiłam, zwracak mi na to uwagę, oczywiście! Dziękuję, tak w ogóle . Allisson nie za bardzo miała jak studiować, bo mamuśka przesuwała ją z miejsca na miejsce, a Sonya...cóż, też nie miała za bardzo jak . A Daniel i Sonya...Hm, nie wiem, nie wiem, Ślimak by się obraził ;D.

Nati - Ba, jasne, że jej zależy...przynajmniej na razie ;P. Ale masz rację, zamieszania będzie jeszcze mnóstwo, a tym bardziej teraz . Dzięki za pochwałę, ciekawe, co powiesz o kolejnym epizodzie .

alicja z krainy czarów - Witam serdecznie Nową Czytelniczkę i od razu dziękuję za tak długą wypowiedź! Bardzo sobie cenię szczere (i jak najdłuższe komentarze, chociaż dla mnie ważny jest każdy Czytelnik. Przepraszam, że komentuję komentarz ;D dopiero teraz, ale czasem lepiej jest odpowiedzieć wraz z nowym odcinkiem, który znajduje się pod spodem .

U mnie nie wiadomo, kto z kim będzie pewnie dlatego, że ja sama do końca nie wiem, co się zaraz wydarzy - owszem, tworzę sobie pewne plany, ale często "biorą w łeb" i postacie żyją własnym życiem, kierując się zupełnie inaczej, niż mieli na początku.

Sonya i Ricardo to chyba ulubieńcy wszystkich moich Czytelników. Jak już kiedyś pisałam, Rodriguez miał być tylko chwilowym, obrzydliwym towarzyszem w celi Juana, wystapić tylko przez chwile, był stylizowany na znienawidzonego przeze mnie T-Baga z serialu "Skazany na śmierć". A potem "wyrwał się spod kontroli" i stał się...właśnie. Główną postacią, muszę to przyznać. Na dodatek jeszcze później obsadziłam w jego roli mojego ukochanego aktora i już nie było innej możliwości - Carlos został gdzieś w tle, mimo, że nadal widnieje jako protagonista . Czy to dobrze, czy źle, nie wiem, faktem jest, że trochę się pozmieniała kolejność ważności bohaterów i chociaż staram się nie zaniedbać nikogo, to Santa Maria stracił nieco na znaczeniu. Ktoś tu nawet kiedyś postulował, żeby go uśmiercić (pozdro, Ślimak .

Kocham mieszać, kocham wymyślać coś, czego jeszcze nie było, bo wtedy jest ciekawiej. Nie przewidziałam z początku ciąży Sonyi, ale potem doszłam do wniosku, że to nieźle skomplikuje ich życie i udało mi się to - większość akcji dzieje się teraz przecież przez to maleństwo - które może się w ogóle nie narodzić.... Czy kiedyś wrócą do przyjaźni, czy kiedykolwiek jeszcze będą mogli się objąć i przeprosić za wszystko - tego nie powiem, chociaż moja głowa już ma zarys ich dalszych losów. O ile oczywiście po drodze niczego nie zmienię . Ale ich związek, taki męsko - damski, chyba raczej jest niemożliwy z wiadomych względów. Chociaż raz już jej się oświadczał...;D.

Cieszę się, że zauważasz, że Sonya straciła już jedno dziecko, które zresztą tak bardzo kochała (pamiętasz, jak bała się powiedzieć o tym Julio?). To również ma wpływ na jej postępowanie. Jasne więc jest, że nie chce przeżywać utraty potomka po raz kolejny. I bardzo się cieszę, że udało mi się opisać wiarygodnie jej osobę.

Ricardo - o tak, w niego też wkładam wiele serducha. Osobiście też kocham takie postaci, które mają swoją przeszłość, może nawet nie byli do końca dobrzy, ale mają jednak serce, mają w sobie coś, co nas pociąga, jakiś urok, ludzkie odruchy, nawet potrafią kochać (znów odwołam się do "Skazanego na śmierć" i Johnna Abruzzi, mojego ulubieńca). A co ciekawe, owszem, Roriguez ludziom nie ufa do końca, ale nie zatracił tego, co ma w sobie najlepsze, potrafił obdarzyć przyjaźnią, ryzykować dla kogoś życie, tęsknić, pokochać. I kochano także jego (Sonya), tylko, że teraz to wszystko może się przemienić w jeszcze większe cierpienie (wg zasady - jak się nie ma nic, mniej się cierpi, jak się poczuje czyjąś bliskość i ją straci, cierpi się dwukrotnie bardziej). Kto wie, czy to, co się teraz dzieje, go nie złamie - albo wzmocni na tyle, by stawić czoło przyszłości?

Potrzebujemy protagonisty silnego i z jajami - świetne określenie! I powiem Ci, że jeżeli Ricardo taki będzie, to znając jego podejście do życia i filozofię, może nie tylko być silnym, sprytnym bohaterem, ale i wyróść na naprawdę intrygującą postać, która potrafi sobie radzić ze wszystkim...może poza własnym sercem . I może się stać dokładnie tak, jak mówisz - on razem z Valerią Guardiolą mogą być najbardziej niebezpieczni dla przeciwników w tej teli - kto wie, co mogą osiągnąć. Jak to się wszystko potoczy - początek historii już dzisiaj .

Carlos ma tyleż samo wrógow, co i zwolenników, jak widzę . Fakt, źle trafia, ale z drugiej strony sam nie potrafi sobą pokierować, był zbyt naiwny, zbyt ufał swojej żonie, nie jest przystosowany do walki, do życia i pozwala sobą kierować, jak tylko się da. Owszem, stawia się co jakiś czas, ale tylko na chwilę, by potem znów ulec. Jednak być może pewne wydarzenia wstrząsną nim na tyle, aby...I tutaj muszę przerwać moją wypowiedź .

Felipe odkryje swoje karty już niedługo...dla niego też pewne wydarzenia będą bardzo wiele znaczyły. Szykuje się bowiem do akcji Raul, ma wystąpić akurat na ślubie Felipe właśnie i Andrei, poza tym starszy Santa Maria nie wie przecież o gwałcie na Vivianie, którą kiedyś tak bardzo kochał i z którą wiązał tak ogromne nadzieje...

Na koniec zostawiłam Andreę, która knuje, tak tylko potrafi, co nie znaczy, że kiedyś się nie potknie - bo przecież nawet Velasquez, tenże tak sprytny zabójca, być może już powoli wpada w pewną pułapkę...

Zapraszam na odcinek 206!

--------------------------------------------------------------

Odcinek 206

Oszołomienie, szok, zaskoczenie, a zarazem niedowierzenie stworzyły w sercu i umyśle pacjenta szpitala dla zmęczonych umysłowo - jak to określał doktor Mendietta - niemałą mieszankę. Dopiero potem wkradło się mocne postanowienie, by każdą informację przesiać przez sito, by nie wierzyć tak od razu w to, co wydaje się być pięknym snem. Przecież przyjaźń z Sonyą też z początku zapowiadała się trwale i niezniszczalnie, a teraz niedługo staną po dwóch stronach barykady, walcząc na śmierć i życie. Dlatego też powiedział bez drżenia głosu:

- Musi mi pani to udowodnić. Owszem, wiem, że ktoś taki istniał, ale nie mam pewności, że nie podszywa się pani pod tą osobę.

Valeria usiadła i spojrzała z uśmiechem na Rodrigueza.

- Zawsze waleczny, zawsze pragnący coś osiągnąć, marzący o przyszłości. Nadal taki jesteś, tylko pewne zdarzenia z twego życia nie pozwoliły ci rozwinąć skrzydeł. Ale wciąż możesz zostać kimś wielkim - w społeczeństwie, rzecz jasna, bo wspaniałym człowiekiem już dawno się stałeś. Wiem o tobie wszystko, o poświęceniu, o tym, czym obdarzyłeś córkę Monteverde, o każdym szczególe z twojego życia. Nie byłam na pogrzebie Cataliny, nie pozwoliły mi na to zrządzenia losu, ale tym razem nic nie rozdzieli mnie z jej synem. Mam nadzieję, że opowiesz mi co o nieco o niej. Tak bardzo za nią tęsknię.

- Co nie znaczy, że jest pani moją...

- Ach, prawda, ty nadal mi nie wierzysz. A raczej boisz się uwierzyć. W takim razie muszę przypomnieć ci pewne zdarzenie, o którym wiemy tylko my dwoje. Pamiętasz Nestora?

- Oczywiście, że tak. To był chłopak, na którego zawsze mogłem liczyć. Ledwo tylko jednak nawiązała się między nami przyjaźń, wyjechał daleko razem ze swoimi rodzicami.

- To on namawiał cię do pogłębienia znajomości z Lizette, prawda? Tak bardzo się bałeś, że ona cię odtrąci, a on kombinował, jak was tylko połączyć.

- Biedny, nie wiedział, że pewnego razu odkryję w sobie zupełnie inne skłonności. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby Lizette się we mnie zakochała.

- Szalałeś za nią. Ale nie o niej chciałam mówić, a o nim. Kiedyś zwierzyłeś mi się, że Nestor sam się w niej zakochał. Nie wiedziałeś, co robić, bo nie chciałeś stracić przyjaciela. To wtedy szepnąłeś mi do ucha coś, co zapamiętałam na zawsze: "On jest moim przyjacielem, nie potrafię go skrzywdzić. Przyjaciele są jak piękny sen, jak marzenia, które się spełniły. Trzeba o nich dbać."

- I spytałem cię, czy dobrze robię, że pozwalam, aby Nestor i Lizette...Tym bardziej, że ona wyraźnie wolała jego.

- Widzę, że zaczynasz kojarzyć - Valeria obdarzyła Ricardo kolejnym promiennym uśmiechem. - Odpowiedziałam ci, że skoro ta dziewczyna oddaje swoje serce Nestorowi, ty powinieneś pozwolić im być szczęśliwym. I tak się stało. Cierpiałeś potem, bo straciłeś ich oboje - marzenia o jej miłości, a przyjaciela razem z jego wyjazdem.

- Ciekawe, czy kiedyś jeszcze spotkał Lizette - zamyślił się Rodriguez. - Niedługo potem moje drogi rozdzieliły się i z nią i z wszystkim, co mnie łączyło z tamtym miejscem. Ojciec dowiedział się, co naprawdę kryje dusza jego syna i...

- Nie mów o złych rzeczach, proszę. Masz wtedy takie smutne oczy...Fakt, że Diego jest idiotą, nie znaczy, że musisz się tym martwić. Ach, prawda, kiedyś musisz porozmawiać z Natalią, ale dopiero, gdy naprawdę staniesz na nogi. A to nastąpi już niedługo, zobaczysz. Narodzi się nowy Ricardo Rodriguez - mój siostrzeniec!

Daniel miał wyjątkowo zły humor, a rozmowa z Gabrielem zepsuła mu go jeszcze bardziej.

- Czy musiałeś zapałać sympatią akurat do przyjaciółki mojej niedoszłej bratowej? Z jednej strony dobrze, że ją poznałeś, ale z drugiej mam nadzieję, że nie zaangażujesz się bardziej w ten związek.

- Nie ma żadnego związku - odparł Abarca z niezbyt szczęśliwą miną. - Zanim się cokolwiek zaczęło, już sobie odpuściłem po ostatnim spotkaniu. Ja to mam szczęście - najpierw Diana, potem koleżanka Sonyi Santa Maria.

- Nie możesz dać po sobie poznać, co naprawdę czujesz. Musisz być moim łącznikiem z nią i z jej przyjaciółeczką. Niestety, widzę, że zamiast walczyć tylko z moimi rodzicami, będzie konieczne też zajęcie się kimś jeszcze.

- Co ty chcesz jej zrobić? - wystraszył się Gabriel.

- Komu? Sonyi? Na pewno nie odpuszczę jej tego, co zrobiła mojemu bratu. Pewnie teraz szuka kolejnego gościa, który nabierze się na jej urodę, czy pieniądze. Z tego, co mi mówisz, już podłapała kogoś, z kim będzie mieć dziecko, a potem maleństwa nawet nie dopuści do ojca.

- Allisson mówiła, że ta Santa Maria bardzo kocha byłego chłopaka, czy kim on tam dla niej jest.

- Bzdury! Kocha go, ale odbiera mu potomka? Pewnie będzie się tłumaczyć, że to dla dobra dziecka, czy coś w tym rodzaju. Rzuciłbym jej w twarz kilka słów, a temu biedakowi tylko współczuję. Jak go kiedyś poznam, powiem mu, żeby się nie dał i nie pozwolił odebrać sobie tego, co mu się urodzi. Całe szczęście, że nie była w ciąży z Julio, bo gdybym się dowiedział, że jednak tak było, a ona pozbyła się płodu, albo coś w tym stylu, chyba bym ją zabił.

- Nie dziwię ci się. Nie zapomnę, co czułem, kiedy Diana obwieściła mi z radosną miną, że spodziewała się mojego dziecka i właśnie je usunęła. Tłumaczyła się młodością, chęcią zakosztowania jeszcze życia i...- Gabrielowi głos się załamał, łzy stanęły w oczach.

- Hej, stary, nie rozklejaj się! - poprosił bezradnie starszy Ramirez. Do tej pory pamiętał dzień, w którym znalazł w swoim pokoju całkowicie pijanego przyjaciela, leżącego na łóżku i bełkoczącego coś o zbrodni i karze. To wtedy Abarca stracił potomka, o którym nawet nie wiedział.

Viviana powoli dochodziła do siebie pod opieką Bolivaresa. Sama była zaskoczona, jak reaguje na jego troskę, ale brakowało jej ciepła, dobrego traktowania, kogoś, kto będzie przy niej w złych chwilach. Niedawno spytał ją, czy nie chciałaby zawiadomić rodziny o tym, co się stało, ale mu odmówiła.

- Muszę sama zająć się swoim życiem. Zanim będę mogła ponownie spojrzeć w oczy mojej córce, minie sporo czasu.

- Naprawdę się zmieniłaś - stwierdził, siadając obok. - Pamiętam, jak dawniej widziałem w tobie dbającą tylko o własne interesy harpię, a teraz dostrzegam dziwne błyski w oczach, gdy mówię o Sonyi.

- A ja dawniej wydrapałabym ci oczy za takie słowa - uśmiechnęła się lekko. - Masz rację, bardzo tęsknię za córką, ale najpierw muszę spełnić to, co sobie obiecałam. Skupię się teraz tylko na tym - i oczywiście na trosce o dziecko.

- Nasz dziecko - dodał Victor. - Wiesz...Dużo ostatnio myślałem na ten temat. Sądzę, że cokolwiek się urodzi, będzie potrzebować obojga rodziców.

- Nie wątpię - odparła rozbawiona Viviana. - Co masz na myśli? Bo jeśli boisz się, że odbiorę ci prawa do widywania go, to nie masz się czym martwić. Uratowałeś mi życie, a więc...

- Nie o tym mówię, zaczekaj, proszę. Ja...Nie wiem, jak zacząć. Wydaje mi się po prostu, że będzie lepiej, jeżeli my...razem...zaopiekujemy się maleństwem.

- O co ci chodzi? - zdziwiła się była żona Santa Marii. - Boisz się, że w mojej sytuacji nie dam rady, czy co? Owszem, nie za bardzo mam gdzie mieszkać, pieniądze mi się kończą, ale obiecuję ci, że zanim się urodzi, wszystko uporządkuję.

- Nie to chcę powiedzieć! - zirytował się sam na siebie Bolivares. - Po prostu chciałbym się tobą zaopiekować - tobą i naszym dzieckiem. Razem. Jako mąż i żona! - wydusił wreszcie, odwracając głowę, by nie patrzeć na kpiący wzrok Viviany - był pewien, że taki będzie.

Zamiast tego poczuł jej rękę i usłyszał słowa:

- Nie zasługuję na ciebie, Victorze. Ale...jeśli uważasz, że możesz dać mi szansę na otoczenie troską zarówno niemowlęcia, jak i kogoś, kto trwa przy mnie, podczas, gdy wszyscy inni się odwrócili, to...

- Chcesz powiedzieć, że się zgadzasz? - nie krył zdumienia lekarz.

- Oczywiście. Jesteś najlepszą partią, o jakiej mogłam marzyć - młody, przystojny, z dobrą pozycją, a do tego ojciec mojego potomka. Poza tym, Victorze...nie kocham cię, to powinno być dla ciebie jasne, ale darzę głębokim uczuciem wdzięczności. A na gorszych podstawach czasem budowano szczęśliwe potem małżeństwa.

- Powiedz mi coś...czy nadal czujesz coś do Felipe Santa Marii? Czy po tym, co ci zrobił, ty go nadal kochasz?

- Nie. Gardzę nim, tak samo, jak on gardzi mną. Ale nie, nie zamierzam zeznawać przeciwko niemu. Chcę mieć ten rozdział całkowicie za sobą.

Jeden, dwa, trzy cztery i kolejne - w szybkim tempie wystukała numer telefonu na swoim aparacie i wcisnęła przycisk "Połącz". Uśmiechnęła się, a w tym uśmiechu nie było radości, a coś trudnego do opisania, jakby sęp przeobraził się w kobiecą postać i stał teraz w pokoju Maribel Moreni.

- Ty suko - szepnęła sama do siebie, nim uzyskała połączenie. A gdy już to nastąpiło, wysłuchała kilkakrotnych wołań po drugiej stronie, aż wreszcie odezwała się przez chusteczkę:

- Monica Abreu? Zginiesz na własnym ślubie.

Po czym odłożyła słuchawkę. Była zadowolona - nie zapomniała przecież, jak bardzo tamta kobieta skrzywdziła jej brata. Owszem, Gustavo pewnie byłby przeciwny temu, co robiła jego siostra, ale Maribel zamierzała działać po swojemu, krok po kroku. Najpierw załatwi tą damulkę, a potem razem z Raulem zabiorą się za Andreę Monteverde.

Jakby przywołany myślami do pokoju wszedł właśnie syn Gregorio.

- Co cię tak cieszy, kochanie? - podszedł i przytulił ją mocno.

- To, że niedługo dokonasz pomsty i zapomnisz o tej dziwce. A potem będziemy mogli nareszcie być razem bez żadnych ograniczeń.

- Przysięgam ci to! - powiedział żarliwie, ani słowem nie przyznając się, że często zamyka się w pokoju i patrzy na zdjęcie Andrei w niemym pytaniu "Dlaczego?".

Rodrigo dyszał ciężko, ale wreszcie złapał oddech i mógł spokojnie opowiedzieć chłopakowi, co wiedział o Francisco. Siedzieli właśnie w kryjówce Sergio i rozmawiali na temat interesujący ich obu - to znaczy Gera cierpliwie czekał, aż człowiek w kapturze - bo "Mnich" nadal go nie zdjął - w końcu będzie w stanie cokolwiek powiedzieć.

- Jak więc widzisz, ten mężczyzna skrzywdził zarówno ciebie, jak i mnie. Musimy coś postanowić, coś zrobić, żeby się zemścić. Mnie odebrał jedyną rodzinę, jaką miałem, tobie zabrał ojca - stwierdził potem starszy.

- Ma pan rację. Jednak nie mam pojęcia, jak go znajdziemy. Wiem tylko, że to bydlak bez sumienia.

- To nam nie pomoże - zadumał się Rodrigo. - Alex za dużo mi nie opowiadał, nie zdążyliśmy w sumie wymienić zbyt wiele słów, ale może policja będzie wiedzieć coś więcej. Jest tylko jeden problem - ja się z nimi nie spotkam.

- Domyślam się - w końcu uciekliśmy przed nimi razem, więc i pan ma coś na sumieniu. Nie pytam, o co chodzi. Liczy się tylko fakt, że jesteśmy wspólnikami. Szkoda, że nie ma tu Luisa, on by nam się przydał. Sporo wiedział o Francisco przez znajomość z Sonyą Santa Maria.

- Sonya? - powtórzył "Mnich". - Skoro znasz jej nazwisko, czemu jej nie spytamy, czy czegoś więcej nie wie?

- A niby jak mam to zrobić? - skrzywił się "Odmieniec". Jeśli pan nie zauważył, ścigała mnie policja. Uciekłem z sierocińca parę miesięcy temu i zamierzałem spędzić pewien okres na wolności, żeby pomóc takiemu jednemu małemu, a teraz nawet nie wiem, czy żyje.

- A kto ci każe się z nią spotykać oficjalnie? - spytał Rodrigo. - Wydaje mi się, że taki sprytny chłopak na pewno coś wymyśli.

- Widziałem w gazetach, że jej ojciec niedługo bierze ślub - niejaki Carlos Santa Maria bodajże. Zresztą Luis też coś o nim wspominał, bredził, że to również jego ojciec, czy coś takiego.

- Czy w tych gazetach podali miejsce i datę uroczystości?

- Jasne, że tak! - rozświetlił się Sergio. - Myśli pan o rozmowie z nią w trakcie ceremonii?

- Na pewno będzie bardzo duże zamieszanie. Porwiemy ją na pewien czas i pogadamy.

- Porwiemy? I gdzie ją niby ukryjemy?

- Tutaj. Skoro szuka cię policja i do tej pory nie znaleźli, to miejsce będzie idealne.

- A jak zacznie się stawiać? Przecież nie będziemy mieli czasu jej niczego wyjaśnić?

- Powiem ci coś! - stwierdził twardo Rodrigo. - Zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się, gdzie jest ten bydlak, Velasquez. Jeśli będzie trzeba, użyję siły podczas porwania. Nie, nie skrzywdzę jej, ale będzie musiała pójść z nami, czy będzie tego chciała, czy nie!

Christian, ten sam, o którego tak martwił się Gera, leżał w szpitalu z maską tlenową na twarzy. Był coraz bledszy, zdawał sobie już sprawę - i to aż za dobrze - że jest bardzo chory, nie mówili mu wszystkiego, ale miał już pewność, że umiera. Obok niego, tuż przy łóżku czuwał Adrian z podkrążonymi oczami, starając się nie pokazać po sobie rozpaczy. Odmawiał jedzenia, picia, snu, byleby tylko móc przez cały czas trwać przy swoim bracie, jak go nazywał. Nie udało się zebrać pieniędzy na operację, wiadomo było, że dni Christiana są policzone i tylko sztucznie przedłuża mu się życie.

Takich zmartwień nie miał Francisco Velasquez, człowiek poszukiwany przez policję i przez kilka osób, które darzyły go szczerą nienawiścią. Popijał właśnie drinka w hotelowej restauracji daleko od miejsca, w którym by się go spodziewano. Uśmiechał się sam do siebie, pewien, że jego kłopoty się skończyły. Udało mu się uspokoić lekarza, który mu wtedy pomógł i w tej chwili nie miał żadnych zmartwień. Ostatnio nawet rozmawiał z doktorem i przypominał mu, jak dobrze się wszystko ułożyło. Owszem, zastanawiał się nad operacją plastyczną, ale jak stwierdził niedawno, był zbyt przywiązany do własnej twarzy, żeby cokolwiek zmieniać.

Przzekartkował gazetę i miał zamiar ją odłożyć, kiedy jego wzrok spoczął na pewnym maleńkim ogłoszeniu, którego wcześniej nie zauważył. Zmrużył oczy i przyjrzał mu się dokładniej.

- Co u diabła? - mruknął.

Przeczytał je jeszcze kilkakrotnie, ale nadal brzmiało tak samo:

"Jesteś proszony o kontakt w sprawie mojej skóry. Dermatolog pilnie potrzebny do mojego domu, adres znasz doskonale"

Treść ogłoszenia była dla niego całkowicie jasna - oto coś stało się w Acapulco i musiał tam wracać, a przynajmniej skontaktować się z Vivianą. Umówił się z nią kiedyś, że w razie potrzeby zamieści dokładnie takie ogłoszenie.

Zajrzał szybko do stopki redakcyjnej, po czym wykręcił numer i zaczekał na połączenie.

- Muszę się dowiedzieć, jak długo umieszczacie ogłoszenie na temat dermatologa! - spytał potem nerwowo.

- Od kilku miesięcy, zaraz panu powiem dokładnie, od ilu - otrzymał odpowiedź.

Serce mu zamarło - od kilku miesięcy! Czyli chodziło o coś naprawdę poważnego, a on dopiero dzisiaj to zobaczył! I najgorsze było to, że skoro umieszczano je tak długo, w takim razie Viviana z całą pewnością kazała, by pojawiało się do skutku, czyli do jego odzewu! A przecież niedawno uspakajał byłego wspólnika, że wszystko jest w porządku!

- Cholera! - zaklął, po czym zaczął zamawiać bilet na samolot do Acapulco.

Eduardo Abreu nie zabawił długo w domu Gambone i wrócił do rezydencji szybciej, niż spodziewała się tego Graciela i jej matka. Obie zresztą zamierzały skupić się na tym, jak doprowadzić do szybkiego odczytania testamentu Antonio, który przecież mógł zmienić ich życie. Dlatego na razie nie zajęły się zbytnio gościem, obiecując odbić to sobie później.

Kiedy już przestąpił próg swojego domu, rozejrzał się po nim i westchnął cicho. Monica zabawiała się pewnie z Carlosem, przygotowywali się do ślubu na swój sposób - uprawiając seks i planując podróż poślubną. Santa Maria zachowywał się, jakby całkowicie zatracił się w tej kobiecie, jakby chciał coś z siebie wymazać, oddać się w pełni uczuciu...czy też namiętności. Abreu nie wnikał w ich sprawy, wiedział tylko, że jego była żona nadal się nie zmieniła i z całą pewnością jej obecny kochanek kiedyś to zrozumie. Pozostała mu tylko Allisson, ale ona wróciła zadumana z rozmowy z Abarcą i nie za bardzo miała ochotę na jakiekolwiek rozmowy z ojcem. Wyczuwał, że nie było to nic poważnego, ale nie chciał naciskać. Eduardo po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się samotny, bardzo samotny i zatęsknił za czyjąś bliskością.

- Pedro! Dobrze, że cię widzę! - zaczepił szofera, który zjawił się jak na zawołanie, chcąc zapytać, czy będzie jeszcze dzisiaj potrzebny. - Co prawda nadal nie powiadomiono mnie ze szpitala, ale spodziewam się, że niedługo to nastąpi. Bądź gotów, nie wątpię, że za kilka chwil będziemy jechać po pana Rodrigueza.

- Bardzo się pan zaangażował wt ą sprawę i jestem panu za to wdzięczny - podziękował Velasquez. - Tyle pan zrobił dla niego i dla mnie.

- Może dlatego, że ujrzałem w jego oczach samego siebie? - zamyślił się gospodarz. - Widziałem w nim pragnienie życia, nadzieję, trochę brak wiary w to, że jest coś wart, obawy przed przyszłością, ale i serce. A poza tym ten kpiarski ton, podejście do wszystkiego z humorem, mimo, że tyle przecierpiał...I miłość do Sonyi, bo jakakolwiek by ona nie była, przyjacielska, czy nie, była miłością. Podziwiam, go, wiesz? Bo walczył o swoje, bo podbił serce tej dziewczyny, bo tyle razy próbowano go złamać, a on się nie dał. Ja za to zamknąłem się po utracie rodziny wiele lat temu w tej rezydencji i zająłem się opłakiwaniem samego siebie.

- Ale ilu osobom pan pomógł, ile niewinnych istnień wyratował! Już dawno odkupił pan śmierć tamtego chłopaka.

- Dziękuję, Pedro. Jednak nie powinienem pozwolić, by moja córka została gdzieś daleko, w innym kraju i przyjechała mnie poznać dopiero po tak długim okresie. Powinien o nią walczyć dużo wcześniej. Dlatego też nie pozwolę, by maleństwo Ricardo było w tej samej sytuacji - Sonya niech mówi, co chce, ale musi się dobrze zastanowić, nim podejmie jakąkolwiek decyzję w tej sprawie.

- Panie Abreu...On jest moim przyjacielem, ale...- Pedro podrapał się po głowie. - Nie wiem, jak się teraz zachowa, sam chciałbym go widzieć zdrowego, ale może ta dziewczyna trochę ma rację? Jestem całym sercem za tym, żeby się spotkali i wreszcie wszystko sobie wyjaśnili, ale...nie wiem, czy jest już na to gotów.

- Wierzę, że tak, Pedro. A przynajmniej na tyle, żeby dowiedzieć się, czy ich przyjaźń ma jeszcze jakiekolwiek szanse. Dlatego właśnie zamierzam prosić go, by nadal mieszkał tutaj z nami po powrocie ze szpitala. Swoją drogą dziwne, już dawno powinni mnie zawiadomić, jak poszły badania.

- O ile nie pogryzł lekarzy! - rozległ się sarkastyczny ton Sonyi z góry schodów. - Jestem wdzięczna za troskę, ale naprawdę dam sobie radę. A jak dla mnie, pomysł trzymania tutaj kogoś, kto mnie tak skrzywdził, nie ma najmniejszego sensu. To jednak pana dom i ja nie mam nic do powiedzenia. Wiem jedno - jeśli coś stanie się mojemu dziecko, pan za to odpowie!

- Ależ, Sonyu...Może dasz mu możliwość spotkania się z tobą i chociaż przeproszenia za czasy, kiedy...- wtrącił zszokowany Velasquez. Nie takiej reakcji dziewczyny się spodziewał - owszem, może stwardniała ostatnio, ale drwić w ten sposób i na dodatek grozić?

- Przeproszenia? Za próbę poderżnięcia mi gardła? Może w pana towarzystwie, panie Pedro, przeprasza się za usiłowanie zabójstwa, ale w moim otoczeniu coś takiego jest rzeczą niewybaczalną. Rozumiem, że pobyt w więzieniu nauczył pana dziwnych rzeczy, ale...

Ani Abreu, ani jego szofer nie wydobyli z siebie głosu, zanim Sonya nie opuściła salonu, udając się do celu, który znała tylko ona. Dopiero po jej wyjściu z budynku Eduardo odzyskał mowę:

- Ona cierpi, dlatego tak się zachowuje. W jej oczach widziałem tyle bólu...

- Obawiam się, panie Abreu, że ten ból niedługo przerodzi się w nienawiść. A skoro najpierw tak mocno go kochała, a potem miałaby znienawidzić, to zaczynam się obawiać o mojego przyjaciela...

Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu. Eduardo odetchnął z ulgą i odebrał połączenie. Przez moment na jego twarzy malowała się nadzieja, by zaraz zmienić się w zdumienie i złość.

- Jak to już wyjechał? Ale z kim? Jaka kobieta? Co? Ciotka? Valeria Guardiola jest jego ciotką?! Nie, nie mogę w to uwierzyć! I pojechał do jej rezydencji? Ma tam zamieszkać? Doktorze Mendietta, umawialiśmy się przecież inaczej! Miał mnie pan zawiadomić i...

Rozeźlony odłożył słuchawkę, potem ze wściekłością poinformował Pedro o tym, co się stało. Ten nie krył zaskoczenia, ale i zadowolenia.

- Czyli nie mamy się czym martwić. Pani Guardiola ma pieniądze i wpływy. Obawiam się, że teraz Sonyi nie pójdzie tak łatwo. Może i ma spore szanse w sądzie, ale z jednym przegra - z miłością.

- Co masz na myśli? - spytał Abreu.

- Zobaczy pan - uśmiechnął się chytrze szofer. - Zapewniam jednak, że w tej chwili Ricardo nie mógł lepiej trafić. Sonya jeszcze pożałuje, że nie wspierała go przez te kilka miesięcy.

Nadszedł dzień ślubu, ten tak bardzo wyczekiwany przez obie kobiety. Zarówno Monica, jak i Andrea miały go brać w tym samym czasie. O ile ten pierwszy był wydarzeniem na tyle ważnym, by informacja o nim widniała na pierwszych stronach praktycznie wszystkich gazet w Acapulco, tak ten drugi potraktowano raczej jako mniejszą sensację i zamieszczono o nim tylko krótką notkę gdzieś pod koniec czasopisma. Co nie zmienia faktu, że obie strony dobrze znały nie tylko porę, ale i miejsce wydarzeń każdej z uroczystości.

Była żona Eduardo zamówiła najlepszą suknię - miała bowiem jeszcze trochę pieniędzy z tych, które zabrała ze sobą, gdy odjeżdżała z Paryża. Nie sądziła wtedy, że zostanie tutaj na długo, ale teraz cieszyła się ze swojej zapobiegawczości. Carlos na pewno z powrotem się wzbogaci, ale na to trzeba czasu - i oczywiście cierpliwości. Wszystko da się załatwić, krok po kroku. A potem to Monica będzie mieć nad wszystkim pieczę, to ona będzie sprawować władzę - Santa Maria jest jak plastelina w jej rękach.

Felipe trochę się krzywił, przymierzając po raz kolejny ślubny garnitur - nie pasował mu nie tyle krój, co sam fakt ubierania czegoś takiego. Owszem, miał zamiar kiedyś to zrobić, ale na Boga, nie z Andreą! To miała być Viviana, mieli razem z jej córką stworzyć rodzinę, przejąć majątek brata i...Pocieszał się tylko myślą, że może jakimś cudem uda mu się przekonać do siebie z powrotem Gregorio, a być może ten stary dziad zapisze mu część majątku. Monteverde trzyma się nieźle, ale ma już swoje lata, tym bardziej, że pewnie nadal cierpi po śmierci Raula. Nawet dobrze, że młody panicz nie żyje, nie będzie konkurencji do spadku po teściu. Oby tylko w ewentualnym zapisie był mniej skąpy, bo jak na razie opłacił ślub córki, jak najbardziej, ale nie w największym kościele w mieście, a jednym z dużych, tak samo orkiestra miała być gorsza i cała reszta.

- Znowu jesteś lepszy - mruknął do siebie Felipe, przypominając sobie, z jakim przepychem urządzono ślub jego brata - bo oczywiście każda z gazet dokładnie opisała, co zostało przygotowane. Ale nie martw się, nadejdzie i mój dzień. Jeszcze odbiorę ci wszystko to, co ci pozostało, spełnię swoje marzenia tak, czy inaczej - może z inną kobietą u boku, ale będę bogaty, a ty przyjdziesz do mnie prosić o jałmużnę.

Wydawałoby się, że główni zainteresowani to Felipe, Andrea, Carlos i Monica. Tylko te cztery osoby miały coś ważnego do zrobienia, reszta miała być tylko świadkami ówczesnych wydarzeń. Nikt wtedy nie wiedział jeszcze, że dwie uroczystości wpłyną na życie ich wszystkich, również Sonyi, Eduardo, Sergio, Rodrigo, Gabriela, Daniela, Francisco i Pedro, poza tym oczywiście Raula, Gregorio, Maribel, Gustavo, Manolo, a nawet Ricardo i jego rodziny. Ba, w sprawę zostaną wplątani również ci, którzy pozornie nie mieli nic wspólnego z wcześniej wymienionymi postaciami. Te dwa zdarzenia wstrząsną opinią publiczną, światem bogatych i biednych oraz nawet sierocińcem. Na razie jednak obie panny młode ubierały suknie ślubne, by wstąpić w święty związek małżeński - niczego nieświadome, niczego nie wiedzące.

Koniec odcinka 206


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 17:53:05 08-11-09, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:06:53 07-11-09    Temat postu:

Pięknie, pięknie, pięknie. A teraz poproszę odcinek 207
Potrafisz wywołać u mnie naprawdę wielkie emocje, zainteresowac jak nikt. Rozpiszę się bardziej, ale nie dzisiaj, bo zaraz schodzę z kompa ;-)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 111, 112, 113 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 112 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin