Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 116, 117, 118 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bluebelle
Generał
Generał


Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 8908
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:34:50 13-12-09    Temat postu:

Z takiej matki i jeszcze lepszego ojca dzieci nie mogą być zwyczajne

Aż boję się tego zakończenia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:12:21 13-12-09    Temat postu:

Nie mają prawa . Przecież oni oboje są zakręceni jak słoik ;D.

Do tego jeszcze daleko, za dobrze mi się to pisze, żebym miała tak szybko kończyć....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:41:55 13-12-09    Temat postu:

Jeśli te dzieci odziedziczą najlepsze cechy charakteru rodziców, to napewną będą niezwykłe

Jak dobrze, że Ricardo zobaczył swoje dzieci i usłyszał rozmowę Sonyi z Carlosem, kiedy dziewczyna powiedziała, że go kocha, chce razem z nim wychowywać maleństwa i nadać im imiona zgodnie z jego życzeniem Chyba po raz piewszy od dłuższego czasu przez chwilę RR był naprawdę szczęśliwy Tylko i tym razem jego szczęście jest jak kruche szkło.... A wszystko przez tę niepozorną Inez, która w najmniej odpowiednim momencie zjawia się z rysunkami i naprowadza go na trop bunkra, w którym ukrywa się Francisco Gdyby wstrzymała się ze swoimi rewelacjami choć parę chwil, bylibyśmy świadkami wzruszającego spotkania naszej ukochanej pary a tak musieliśmy znowu obejść się smakiem Wiem, że Inez chciała dobrze, ale nie od dziś wiadomo, że piekło jest wybrukowane dobrymi intencjami. Wyraźnie dajesz do zrozumienia, że ściągnie ona kolejną tragedię na RR Obawiam się najgorszego, opisałaś tę scenę, kiedy RR rzuca OSTATNIE SPOJRZENIE na Sonyę, jakby to oznaczało ich definitywne pożegnanie... Mam nadzieję, że moje podejrzenia nie są słuszne i RR nie umrze... Wiem, że wszyscy bohaterowie nie będą mieć happy endu i mówiąc szczerze brak szczęśliwego końca jędzowatej Andrei (przemienionej i zrehabilitowanej lub nie) a nawet Carlosa nie obejdzie mnie bardziej niż zeszłoroczny śnieg, ale proszę daj chociaż zasłużone szczęście Sonyi i RR Ich miłość jest taka niezwykła, nietuzinkowa, poruszająca, jedyna w swoim rodzaju i nie może skończyć się tak tragicznie...Oczywiście rozumiem, że na razie musisz jeszcze bardziej zaplątać ich losy, rzucić kłody pod ich nogi, potrzymać nas w napięciu, ale doprowadź choć te dwie postaci do szczęśliwego finału
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bluebelle
Generał
Generał


Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 8908
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:42:10 14-12-09    Temat postu:

Aguś ja się bardzo cieszę, że dobrze Ci się piszę "PiM-ka" bo ja życzę sobie jeszcze długo czytać tę telkę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 15:23:21 14-12-09    Temat postu:

Niby tak pięknie on chciał do niej isc i wogóle ale ten rysunek wszystko zepsuł!!!
Nie podoba mi sie to Rysunek wazniejszy od ukochanej przyjacioółki matki jego dzieci
Carlos znów zachowuje sie nieodpowiednio wobec RR Znów zmienił o nim zdanie
Oby tylko nie przeszkodzł Sonyi w powrocie do ukochanegp
No i bea mieli dwujd=ke dzieciaczków i maja je mieć razem!! Zadan przyszły maz tylko RR dla niej!!!
Oczywisćie odcinek cudny i wybacz zę spóźniony kom
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:41:38 15-12-09    Temat postu:

Witam. Ślimak po lekturze . Wiesz, odnośnie Andrei i Monolo - odniosę się do twojej odpowiedzi niż do odcinka, bo wiem, że coś tu nakręcisz. Poza tym Andrea oprócz stabilizacji majątkowej. Pragnie jeszcze jednego - faceta. Faceta, ale takiego porządnego faceta. Bo Carlos jak to Carlos ŚwiętymMarią raczej nie jest, ale jest mimo wszystko tak ciapowaty i kluchowaty, że Andrea jedynei kocha wspomnienie po nim które już nie wróci. Przestali do siebie pasować już dawno.
Felipe. Felipe jest postacią, która po pierwsze chce mieć Vivianę lub wspomnienie po niej. Po drugie, lub pierwsze (to zależy), nie robić nic, tylko kąpać sie w forsie, a żeby to osiągnąc wystarczą mu pokłady czarnego humoru, których nauczył się przez ten długi czas i spryt wrodzony. Udaje mu się. Nie da się ukryć. Andrea jest tylko seksualnym dodatkiem, bo Felipe jest facetem, który musi mieć erotyczny stabilizator.
Podobnie jest z Manolem, ale ten facet ma to "coś" to coś, co niebywale łączy go z Andreą Monteverde. Manolo to bydlę i nieludzkie stworzenie. Jednak jest jeszcze coś co plusuje dla niego. Manolo jest ludzki w kontaktach międzyludzkich, nieludzki za to w swoim postępowaniu wobec takiej Virginii (z tym że z niej to i tak lepkie kluchy były). Trzeba go jakoś ładnie jeszcze bardziej uczłowieczyć i będzie git. Andreita potrzebuje chłopa z jajami, a nie chciwosza kipiącego czarnym humorem, czy ciepłe kluchy babuni zwane ŚwiętąMarią. Manolo jest dla niej. Niby dlaczego zawsze Andreita musi doszukiwać się we wszystkim korzyści. O ile wiem, to u Carlosa się ich nie doszukiwała.

Co do odcinka, to wszyscy jak zwykle coś planują, a pana RR nieszczęście trzyma się za każdym rogiem. Może pora zadać sobie to pytanie dlaczego? Dlaczego zawsze jemu? To już lepiej żeby dosięgło bogu ducha winnego Christka, w końcu to zawsze mniejsze zło nie sądzisz?
Oczywiście wątpie w kolejne uśmiercanie pana RR, bo niedługo będzie z nim jak z Taylor z "Mody na seks" umiera i zmartwychwstaje . Tutaj potrzeba konsekwencji, a śmierć RR byłaby wybitnie nie na rękę dla całości. W końcu i tak po raz kolejny najbardziej na tym skorzystałaby Andrea. Przypomnijmy, że gdy tylko z RR dzieje się coś złego, Andrea w miarę ma się dobrze.

No chyba, że będzie tak jak sobie to wyśniłem i Andreita i Manolo urosną nam do rangi protagonistów. Wówczas, moze jeszcze bym nie żałował ulubienca, bo równie dobrze mógłby nim zostać Manolo. Szykujesz jakiś fajny prezent choinkowy dla Ślimaczka? Więcej Manolo! Pleeeaaasssssee!!

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bluebelle
Generał
Generał


Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 8908
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:10:59 18-12-09    Temat postu:

Kiedy będzie nowy "PiM-ek" ??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:55:33 20-12-09    Temat postu:

No, nadrobiłam, dziękuję bardzo za wysłanie mi paczki w PW )
Piękne te ostatnie odcinki, jedne z najlepszych ogólnie Pierwszy raz poczułam sympatię dla Sandry, ona bardziej się przejmuje Luisem i go kocha, niż Carlos
Nie mogę się doczekać spotkania Vivi z Francisco - pisz szybciutko new )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:13:15 21-12-09    Temat postu:

alicja z krainy czarów - Dzieci owszem, bardzo możliwe, że odziedziczą to, co najlepsze - pod warunkiem. że dane im będzie się rozwijać...

Ricardo był szczęśliwy, to prawda i to uczucie poszło za nim tam, gdzie się udał. Na nieszczęście, nie ma pojęcia, że w miejscu, gdzie zamierza znaleźć tylko jakąś wskazówkę, może znaleźć coś o wiele gorszego - samego Francisco...A przecież RR ze sobą broni nie ma...Skąd mógł przypuszczać, że to właśnie tam, w tym bunkrze, znajdzie swojego wroga...a może i swoje przeznaczenie?

Zastanawiam się, czy gdyby Inez zaczekała jeszcze trochę i Rodriguez spotkałby się z Sonyą, a dopiero potem otrzymałby wiadomość o rysunku, to to cokolwiek by dało? Czy i tak nie popędziłby dowiedzieć się, czy bunkier w jakiś sposób nie pomoże mu w zapewnieniu spokoju dla jego małej rodziny? Pewnie Sonya chciałaby go zatrzymać, ale czy aby na pewno by się to jej udało? Być może to, co się stanie i tak było nieuniknione? Bo przecież do tragedii dojść musi - niezależnie, czy skończy się ona śmiercią Ricardo, czy też Francisco - tak, czy siak, RR będzie cierpieć. Bo przecież tak długo kochał Velasqueza, to nie mija ot, tak sobie...

Czy miłość Sonyi i Rodrigueza skończy się dobrze, czy dam im żyć w spokoju, niekoniecznie w związku, ale razem, obok siebie, zgodnie wychowujących dzieci? Na to pytanie nie odpowiem, szepnę tylko, że jak do tej pory życie RR nie układało się za dobrze...

Kaś - A wytrzymałabyś na przykład kolejnych 213 odcinków? .

Nati - Rysunek wcale nie jest ważniejszy, przecież on robi to właśnie dla nich, żeby jego rodzinka była bezpieczna. Przełożył ich bezpieczeństwo nad własne szczęście. A Carlos jest jak chorągiewka, tyle tylko, że ta chorągiewka może okazać się bardzo niebezpieczna...

Spóźniony kom wybaczam i czekam na następny ;D.

Ślimak - Witam Ślimaka po lekturze ;D. Masz rację, Andrei trzeba kogoś silnego, kogoś, kto weźmie ją za łeb i pokaże, gdzie jej miejsce, ale jednak da jej coś, na czym będzie mogła się oprzeć, mieć poczucie bezpieczeństwa, a nie schronienie w jakimś ponurym budynku. Dlatego nie wydaje mi się, żeby zgodziła się na taki związek z własnej woli, bo za bardzo się ceni, a mimo wszystko Manolo w jej oczach jest biedakiem.

Felipe chce mieć Vivianę! Ale opisałeś go doskonale, dla niego najlepsze życie, to seks i kasa, a przy okazji nic nie robienie. Jego pociąga Andrea poprzez swoją przemianę, poprzez to, co udało się z niej zrobić po tych wszystkich zdarzeniach, jakie przeszła. Zresztą ona mu się na początku podobała, pamiętasz? Jest jak przygoda, jak dzika żadza - inna sprawa, że nawet ktoś tak podły, jak on gdzieś tam w głębi ma uczucia i tęskni za Vivianą, która na swój sposób kocha. Nie ma pojęcia o gwałcie i zastanów się, jak na to zareaguje - sam owszem, według swojej filozofii mial do tego prawo, ale co zrobi, kiedy dowie się, że skrzywdził ją ktoś obcy?

Uczłowieczyć Manolo...A jak z niego ciepłe kluchy wylezą? .

Czemu RR, a nie ktoś inny? A czy ktoś tu czasem nie mówił, że RR jest protkiem? . Więc musi dostać w tyłek ;P. Inna sprawa, czy zawsze tak będzie, czy czasem to on nie pokaże wszystkim, gdzie zimują raki...O ile przeżyje...jednak ;P. Bo a nuż zginie na samym końcu? .

O Manolo będzie więcej, ale ten oblech protkiem? Cardona??? Wybacz....;D.

Lilibeth - Ależ nie ma za co . Dzięki za pochwałę odcinków, staram się, jak mogę . Masz rację, Sandra przejmuje się Luisem, a Carlos czeka na koniec rozprawy, zamiast od razu iść do syna. W końcu nigdy z nim wielkiej więzi nie czuł. Do ich spotkania jeszcze dojdzie...a może nie ;D.

A propos spotkań - Viviana i Francisco spotkać się mają, ale w międzyczasie...

Zapraszam na odcinek 213...

--------------------------------------------------------------------------

Odcinek 213

Nie wolno mu było myśleć. Bo gdy tylko zaczynał to robić, przypominały mu się twarze dzieci, a to mogło spowodować, że zrezygnowałby ze swojego planu. A przecież robił to wszystko dla nich - i oczywiście dla tej, która dała mu najwięcej na świecie. Miłość, szacunek, przyjaźń, troskę, jakiej nigdy od nikogo nie doświadczył. Owszem, teraz miał jeszcze ciotkę, ale to z Sonyą przeżył najwięcej i to ta nić była mocniejsza. Niedawno myślał, że zerwała się całkowicie, ale nie przewidział jej siły, potęgi uczucia.

W oddali majaczył już budynek, do którego zdążał. To tutaj miał nadzieję znaleźć coś, co pomoże mu odnaleźć człowieka, który go skrzywdził. Potem dokona pomsty - Ricardo nie wiedział jeszcze, jak to zrobi, bo zabijać przecież nie chciał - i w końcu będzie szczęśliwy.

W międzyczasie Valeria Guardiola była conajmniej zdziwiona. Spojrzała na Sergio i powiedziała:

- Właśnie się dowiedziałam, że mój siostrzeniec został ojcem dwójki dzieci.

- Czy on czasem się nie pomylił? - wypalił Gera, przeszczęśliwy, że może zostać w tym ogromnym domu chociaż na kilka dni. - Opowiadał mi, że jest homo, a teraz będzie wychowywał parkę.

- To nie są psy, a tym bardziej papużki! - oburzyła się siostra Cataliny, ale z uśmiechem w oczach. - Martwię się jednak, bo wyczułam coś dziwnego w jego głosie. Starał się to ukryć, ale jak tylko dowiedział się o tym rysunku, zmienił mu się ton i tak szybko się rozłączył. Wbrew pozorom ten obrazek coś znaczy, tylko nie wiem, co.

- Może zna pani to miejsce? - spytała Inez. - Proszę sobie przypomnieć. Czuję się winna, że narobiłam państwu kłopotów.

- Nie, nie - pocieszyła ją Valeria. - To nie w tym rzecz, wręcz przeciwnie, to może okazać się bardzo ważne. Gdybym tylko wiedziała, o co chodzi.

- Być może ma to coś wspólnego z Velasquezem - podsunął "Odmieniec".

- Obyś się mylił, chłopcze - posmutniała Guardiola. - Bo jeśli masz rację, to musimy jak najszybciej znaleźć mojego nieposłusznego siostrzeńca.

Carlos Santa Maria wypadł na korytarz szpitala, po czym oświadczył Monice, że musi z nią porozmawiać sam na sam. Pablo obrzucił ich tylko zaintrygowanym spojrzeniem, ale się nie odezwał. Będzie jeszcze czas na dokończenie jego rozmowy z panią Santa Maria. Na razie niech sprawy toczą się swoim torem, dopóki nie uzna za stosowne wkroczyć i odsłonić parę ciemnych sprawek tej kobiety.

Brat Felipe zasiadł z rozmachem na krześle przy stoliku w szpitalnej kawiarni, wyraźnie wściekły. Jego żona od razu zorientowała się, że coś jest nie tak, jednakże nie zadała ani jednego pytania, chcąc przeczekać największe wzburzenie męża. Dopiero, kiedy odetchnął kilka razy głęboko, sam się odezwał:

- Nie sądziłem, że do tego dojdzie, naprawdę. Jednak muszę to zrobić, bo inaczej rozpadnie się ta resztka rodziny, która mi pozostała.

- Ale o co chodzi? Byłeś taki spokojny, cieszyłeś się z narodzin wnuków, a teraz przypominasz burzę z piorunami.

- Moja córka całkiem oszalała! Wyobraź sobie, że zamierza wybaczyć - ba, ona już to zrobiła! - ojcu swoich dzieci i wychowywać razem z nim te maleństwa!

- A co w tym złego? W końcu stworzą rodzinę i będzie spokój. Wiele się namęczyli, żeby być razem. Nie mówię od razu o małżeństwie, bo w tym przypadku to niemożliwe, ale...

- Czy ty trzymasz jej stronę? - zdumiał się niemile zaskoczony mężczyzna. - Przecież nie wiadomo, do czego on jest zdolny! Chcesz, żebym któregoś dnia znalazł swoją córkę martwą?

- Nie trzymam, ale należy ci się trochę spokoju, a zgoda na ten związek - mówię oczywiście tylko o przyjaźni - uspokoiłaby sytuację.
Nie wierzę, że cokolwiek jej zrobi, już raz próbował i nic się nie stało. Nie jest w stanie uczynić jej jakiejkolwiek krzywdy.

- Wystraszyłaś się Guardioli, przyznaj. Ale ja się nie boję i powiem ci, co zrobię, z tobą, lub bez ciebie. Porozmawiam z ordynatorem i poproszę o pomoc, a potem - wraz z odpowiednimi dokumentami ze szpitala - udam się do prawnika. Tam rozpocznę sprawę o przejęcie praw do dzieci.

- Chwileczkę, czy ja cię dobrze rozumiem? Chcesz wystąpić przeciwko Sonyi, odebrać jej opiekę nad córką i synem, to samo zrobić z Rodriguezem, a wszystko po to, żeby nie dopuścić do ich połączenia?

- Dokładnie. Mógłbym pozbawić praw tylko jego, ale moja szalona córka na pewno i tak przynosiłaby mu dzieci, choćby znajdował się w piekle. A jakby sąd starał się jej tego zabronić, sama stanęłaby murem za tym swoim ukochanym, niech przeklęty będzie dzień, kiedy go poznała. Dlatego muszę to samo uczynić i z nią. A jedyną drogą do tego jest uznanie Sonyi za nieświadomą swoich czynów. W sumie bardzo trudne to nie będzie, zważywszy na to, ile przeszła.

- Chcesz wszystkim wmówić, że jest wariatką?

- Owszem.

- Żaden lekarz ci tego nie podpisze.

- Przypominam ci, że mimo wszystko moje nazwisko jeszcze coś znaczy w tym mieście - zakończył zimno Carlos.

Monica rozważała w tej chwila kilka możliwości. Jeżeli okaże się wierna mężowi i będzie go wspierać w tej walce, sporo u niego zyska. Warto jednak mieć też zwolennika w Sonyi, a to by wymagało poinformowania jej o wszystkim. Co bardziej się opłaca? Na pewno dobrze by jej zrobiło zwiększenie zaufania Carlosa, z drugiej jednak strony skandal, jaki chce wywołać ten szaleniec, na pewno osłabi pozycję społeczną tego rodu. A to było Monice z pewnością nie na rękę. Wybrała więc pośrednie wyjście.

- Pozwól mi z nią najpierw porozmawiać - poprosiła. - Obiecuję, że nie wspomnę o twoim planie.

- I tak cię nie posłucha, ale możesz spróbować - odparł Santa Maria, nadal wściekły. - Zaręczam ci, nie cofnę się przed niczym, więc lepiej dla niej, żebyś ją przekonała. Idź tam najlepiej od razu.

W tej samej chwili odezwała się jego komórka. Carlos spojrzał na wyświetlacz, nie poznał numeru, ale odebrał połączenie. W słuchawce rozległ się szorstki, nieprzyjemny głos jakiegoś mężczyzny.

- Pan Santa Maria, prawda?

- Tak, to ja, a o co chodzi?

- Pan jest ojcem tej dziewczyny, Sonyi, która właśnie urodziła dwójkę dzieci Rodrigueza, czyż nie?

- Powtarzam pytanie, kim pan jest i czego ode mnie chce?

- Jestem dziadkiem tych maluchów. Diego Rodriguez, do usług. Chciałbym porozmawiać o przyszłości dzieci.

- Jeżeli uważa pan podobnie, jak moja córka, że powinny się wychować razem z ojcem i...

- Nie, nie. Wręcz przeciwnie - zaśmiał się wdowiec po Catalinie. - Gdyby miały styczność z moim - niech go wszyscy diabli - synem, zostałyby wypaczone do końca życia. A na to przecież nie możemy pozwolić, prawda? - zaśmiał się chrapliwie. - Zgadza się pan ze mną?

Carlos chwycił mocniej telefon.

- Oczywiście. Gdzie możemy się spotkać?

- Niech się pan odwróci! - znów zabrzmiał rechot, tym razem dużo bardziej głośniejszy, niż poprzedni.

Istotnie, przy sąsiednim stoliku siedział nie kto inny, jak ojciec Ricardo.

Zimno, przenikliwe zimno ogarnęło pierś Sonyi w tej samej chwili, kiedy jej ukochany podchodził do drzwi bunkra i kładł rękę na klamce. Tak bardzo się wystraszyła, jeszcze nigdy nie czuła czegoś podobnego, a teraz wręcz nie mogła się ruszyć. Zupełnie, jakby w jej żyłach płynęła nie krew, a rozpuszczone sople lodu.

Wyjął klucze. Były małe, do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że wciąż nosi je ze sobą. Ale to była prawda, w cokolwiek był ubrany, znajdowały się przy nim, w tej, czy innej kieszeni, nieświadomie przekładane, ale obecne w jego życiu tak samo, jak wspomnienie po partnerze. Najpierw pilnował ich ze czcią, potem po prostu odruchowo wrzucał je do stroju, były jednak pod ręką jak coś drogiego - w ten, czy w inny sposób.

Potem delikatnie, ostrożnie, wsunął je do zamka i przekręcił, powoli, jakby bojąc się, co zastanie w środku. Nie obawiał się jednak ludzi, a mroku tego, co kryło się w jego podświadomości. Zalewu wszystkich krzywd, jakie uczynił mu ten psychopata.

Zamknięcie puściło, a on w pewnej chwili stracił siły. Oparł się o lodowatą zewnętrzną ścianę, westchnął głęboko i zapłakał cicho:

- Francisco, dlaczego...Tak bardzo cię kochałem.

A potem zdecydowanie pchnął wrota i wszedł do środka.

Viviana Santa Maria w tej samej chwili, leżąc wtulona w objęcia przyszłego męża, przerwała magiczny moment przerażonym stwierdzeniem:

- Sonya...Ona mnie potrzebuje. Skontaktuj mnie z nią jak najszybciej, proszę.

- Przecież mówiłaś, że najpierw zamierzasz wykonać coś, o czym nie chciałaś mi powiedzieć.

- Ale teraz wiem, że nie mogę czekać. Moja córka - coś się z nią stało, albo za moment się wydarzy, wiem, że jest w wielkim niebezpieczeństwie. Pomóż mi, błagam cię!

- Już dobrze, dobrze, zaraz zadzwonię do Eduardo Abreu, nie martw się - odparł Victor i sięgnął po telefon.

Felipe i Andrea rozpakowywali się spokojnie w swoim pokoju. Graciela jeszcze nie miała ochoty odwiedzać swojej przyszłej ofiary i przekonywać o dobrych intencjach, nie miała zresztą pojęcia, jak w ogóle ma to uczynić - od dziecka nie była tolerancyjna i nienawidziła gejów, jak ich pogardliwie określała. Jej własny pomysł napawał ją tak ogromnym obrzydzeniem, że gdyby nie realne zagrożenie ze strony Francisco, od razu by z tego zrezygnowała. Przez moment nawet rozważała dogadanie się z właśnie przybyłą do rezydencji parką, ale odrzuciła tą ideę razem z matką - to nic by nie dało, oni nie pomogliby załatwić Conrado, wręcz przeciwnie, stanęliby po jego stronie.

- Kiedy nastąpi odczytanie testamentu mojego nieszczęsnego męża? - spytała zamiast tego.

- Bodajże w piątek - odpowiedziała jej matka. - Nie mogę się już doczekać. Będziemy ustawione do końca życia.

- Jeszcze tylko muszę zabrać się za Eduardo i połączymy oba majątki. A właśnie, może zaprosimy go na jakąś kolację dziękczynną w zamian za to, że się mną tak wspaniale zaopiekował po śmierci Antonio?

- Przecież wtedy spotka się z tą dwójką buszującą na górze! Zupełnie cię nie rozumiem, Gracielo!

- Wcale nie musimy rozmawiać z nim tutaj! - wydęła usta dziewczyna, niezadowolona z głupoty matki. - Poza tym to kolejny krok do realizacji naszego planu - jeśli przekonamy do siebie Abreu, łatwiej nam pójdzie zdobycie serca Rodrigueza.

- Myślisz, że zdążymy? A jeżeli Felipe mimo wszystko porozumie się z moim kuzynem i naśle go na nas? Wtedy zostałby sam z tą Monteverde jako pan na włościach.

- Tylko do piątku! - zaśmiała się Graciela. - Wtedy mały skrawek papieru wymiecie stąd wszystkie śmieci.

Brat Carlosa zdziwił się niepomiernie, kiedy zobaczył, że Andrea gładzi dłonią meble w miejscu, gdzie mieli spać.

- Padło ci na mózg? Od kiedy to obdarzasz czułością drewno?

- Zawsze marzyłam, żeby tu zamieszkać, a teraz tu jestem - odparła mu cicho. - Zauważyłeś, że dali nam pokój Carlosa?

- Mieszkałem tutaj wiele lat! Nie mogłem nie dostrzec, że będziemy leżeć na jego łóżku! Mam nadzieję, że już nie śmierdzi jego odorem.

- To był naprawdę dobry człowiek, póki nasze intrygi go nie zniszczyły. Nie rozumiem, dlaczego go tak nienawidziłeś.

- Bo okazał się słaby, nie potrafił zatrzymać przy sobie Viviany, zadbać o to, żeby nadal mieć kontrolę nad domem i nad firmą. Zawsze robiłem z nim, co chciałem, a ja gardzę słabością.

- Dzięki temu mogłeś się wzbogacić - zwróciła mu uwagę kobieta.

- Możliwe, ale gdyby był inny, dzielilibyśmy razem nasze triumfy i zyskalibyśmy jeszcze więcej. Nie potrafił się bronić, jak chociażby przy ataku tej...Jessiki de La Vega. Miałem wrażenie, że zaraz wszystko jej odda.

- A ty wyrzuciłbyś ją z gabinetu, prawda? Nie dopuściłbyś do głosu, czy nie tak?

- Jestem zwolennikiem twardego postępowania. Jeżeli pojawi się coś, co zagraża moim planom, niszczę to.

- Na przykład wyrzucając przez okno?

- Co ty sugerujesz? - zirytował się Felipe.

- Bądź ze mną szczery, nie postępuj tak, jak wtedy, kiedy chciałeś mnie rozdzielić z Carlosem. Teraz jesteśmy po tej samej stronie i nie ma sensu niczego ukrywać. To ty zabiłeś Jessicę, przyznaj się.

Rosa Davila pozbierała się jakoś po nieudanej próbie zabójstwa Sonyi i postanowiła zaczekać jakiś czas. Tylko cierpliwością uda jej się osiągnąć to, co sobie zamierzyła. Znalazła kryjówkę w starym, opuszczonym domu gdzieś na skraju miasta i udawała żebraczkę, by nie pokazywać się za bardzo wśród ludzi. Zdobyła nawet przyjaźń jednego z młodych mężczyzn kręcących się w pobliżu, okazało się, że jest to członek organizacji zajmującej się pomaganiem ludziom ubogim i ma znajomości w kilku szpitalach - już wielokrotnie dostarczał im pacjentów zebranych z ulicy. Dziś właśnie znów ją odwiedził i opowiadał o pewnym przypadku, który go zafascynował. A Rosa słuchała, wykorzystując fakt, że dostrzegła jeden bardzo ważny dla siebie szczegół - bardzo podobała się swojemu nowemu znajomemu. A ten mówił, ile tylko potrafił, żeby sprawić jej przyjemność.

- Jak już wspominałem, dzieci tej dziewczyny są zdrowe i szczęśliwe, ale mam wrażenie, że otacza je jakaś tajemnica. Lekarze szeptali coś o odsunięciu ojca od praw, potem nagle dziwili się, że prawdopodobnie rodzice się pogodzą i tego typu sprawy. Osobiście nie lubię, kiedy matka i ojciec biją się o niemowlaki, a słyszałem, że ta Sonya to całkiem miła dziewczyna.

- Sonya? - zainteresowała się nagle Rosa. - Powiedziałeś, że ma na imię Sonya?

- Tak, właśnie tak. Zadawała się z kilkukrotnie od niej starszym facetem, ale to jakaś dłuższa sprawa, nie znam szczegółów.

- Nie znasz przypadkiem jej nazwiska?

- Coś świętego...Santa Claus...Nie, nie, to bez sensu. Czekaj, czekaj, o już wiem! Santa Maria! Ależ jestem głupi, przecież to córka słynnego Carlosa, tego od majątku, który...

Więcej nie słuchała. Wiedziała już wszystko, co chciała wiedzieć. Wystarczyło tylko zapytać o nazwę szpitala i już mogła planować kolejne posunięcie, wymierzone tym razem w samo serce Sonyi - w jej dzieci.

Daniel Ramirez z irytacją popatrzył na długopis, który właśnie przestał pisać. Chłopak był w trakcie zapisywania pomysłu, jaki przyszedł mu do głowy, a miał dać początek całkiem niezłemu interesowi z pewną spółką, kiedy nagle skończył się wkład. Zazwyczaj pisywał na laptopie, ale tym razem wpadł na to, zanim uruchomił sprzęt, a nie chciał niczego zapomnieć. Dlatego wrzucił niesforny przedmiot do szuflady i zaczął ją przetrząsać w poszukiwaniu ratunku. Jak na złość, znajdował tylko same śmieci.

- Muszę tu kiedyś zrobić porządek - mruknął do siebie, po czym postanowił poszukać czegoś do pisania w pokoju ojca.

Fernando nie było w pomieszczeniu, toteż syn mógł spokojnie otwierać każdy dostępny mu mebel.

- Już prędzej bym odpalił komputer! - rozeźlił się na siebie, kiedy jego wzrok padł na coś ukrytego na samym końcu jednej z szuflad.

- A to co? - spytał na głos, schylił się i wyciągnął mały woreczek z jakimiś kuleczkami w środku.

- Środek na mole? - analizował Daniel, ale nie wyczuł żadnego zapachu. Przyjrzał się bliżej i wtedy zamarł. To z całą pewnością nie było okrągłe, a raczej spłaszczone, jak...jak pastylki. Oczywiście! To przecież tabletki i to jakby znajome.

- Gdzie ja już je widziałem? Nie mogę sobie przypomnieć. I dlaczego były tak głęboko schowane, czy ojciec o nich zapomniał, czy raczej coś się za tym kryje?

Chwila skupienia i nagle zrozumiał, gdzie spotkał się już z czymś takim. W rękach swojego brata, kiedy pewnego dnia znalazł Julio leżącego na łóżku w stanie całkowitego zamroczenia. W pierwszej chwili Daniel myślał, że nieszczęśnik popełnił samobójstwo i nieźle się wystraszył, ale okazało się, że młodszy Ramirez po prostu się naćpał.

- Narkotyki? Co one robią w rzeczach taty? Czyżby przechowywał je do tego czasu? Ale przecież kiedy Julio doszedł do siebie, błagał mnie, żebym pomógł ukryć wszystko przed ojcem, bał się, że ten znowu go stłucze. Gdyby rodzice odkryli tajemnicę mojego brata, wyrzuciliby go z domu od razu, nie wierzę, że tak po prostu zabraliby mu narkotyki i dali sobie spokój.

Nie zauważył, że nie jest już sam. Od dłuższej chwili przypatrywała mu się Eugenia.

- Widzę, że znalazłeś resztki tego świństwa - odezwała się nagle, a jej syn aż podskoczył. - Nie, nie chowaj tego, przecież oboje z ojcem dobrze wiemy, że te lekarstwa się tam znajdowały. Po prostu zapomnieliśmy je wyrzucić.

- A na co wam one były? - spytał Daniel, spostrzegając, że matka jest już lekko podchmielona, na dodatek w ręce trzymała pełny kieliszek - zapewne któryś z kolei.

- Jak to na co? Fer ci nie mówił? Przecież to było takie zabawne, szkoda, że wtedy byłeś za granicą. Pomógłbyś nam może w wyborze kolejnych dawek.

- Jakich dawek? - W serce Daniela wkradł się straszliwy niepokój.

Eugenia usiadła na łóżku, pociągnęła dosyć spory łyk alkoholu i dodała, ledwo przełykając napój:

- Nie byliśmy do końca pewni, ile dać, żeby nie przedawkował. W sumie nic się nie stałoby, gdyby zmarł, ale o wiele śmieszniejsze było patrzenie, co wyczynia po tych tableteczkach. Kiedyś udawał pieska...

- O kim ty mówisz? - krzyknął Daniel. - Komu podawaliście narkotyki?!

- Jak to komu? Nie rozumiesz? Twojemu braciszkowi, Julio.

- Karmiliście mojego brata tym wszystkim?! - wrzasnął Daniel, kompletnie nad sobą nie panując.

- To był mój pomysł, a ojciec z radością go zaaprobował. Załatwiał skąś recepty, a potem realizował w sobie znanych miejscach i co jakiś czas sypu syp, dosypywał gnojkowi do jedzonka.

Eugenii zaczął plątać się język, ale jej synowi było to na rękę. Najwyraźniej miała ochotę do zwierzeń.

- Własnemu synowi...- zachłysnął się gniewem. - Własnemu synowi dodawaliście do pokarmów coś takiego?! Eksperymentowaliście na nim dla śmiechu? Czy wyście poszaleli?

- Nie krzycz! - upomniała go matka. - Bo mnie głowa boli. Tak, wiem, że martwią cię koszty, ale nie przejmuj się, nie były wcale takie drogie, mieliśmy potem zniżki. Jako stali klienci! - zarechotała.

Daniel z przerażeniem odkrył, że z oczu płyną mu łzy. Jeszcze nie czas na wyjawienie swoich planów, ale nie potrafił powstrzymać płaczu. Jego biedny braciszek! Był bardziej samotny, niż mu się wydawało! Przeklęte studia, nigdy nie powinien się zgodzić na ten wyjazd!

- Jak długo...jak długo to robiliście?!

- Kilka miesięcy. Praktycznie pod koniec życia całkiem się już uzależnił. Nawet ta jego dziewczyna chyba się zorientowała.

- Dziewczyna? Mówisz o Sonyi Santa Maria?

- Tak, o niej. Wiem, miał ich kilka, więc możesz czuć się zagubiony, ale dokładnie o niej. Wyobraź sobie, że przyszła tutaj któregoś dnia, odważyła się na to i spytała zmartwiona, czy czasem nie wiemy, czy Julio ma jakieś problemy, bo zachowuje się inaczej, niż zwykle, a ona się o niego martwi. Wyrzuciłam ją za drzwi. Przecież to ona powinna wiedzieć, czy miał jakieś kłopoty, a nie my, prawda?

- Przyszła tutaj? Powiedziała, że boi się o mojego brata? Dlaczego udawała?

- Ona nic nie udawała. Była na tyle głupia, że naprawdę go kochała. On ją zdradzał ze wszystkimi wokoło, a ona nie widziała poza nim świata. Do tej pory jej się dziwię.

- Sonya Santa Maria kochała Julio?

To naprawdę był dzień, kiedy wiele rzeczy stanęło na głowie - wyobrażenie Daniela o ukochanej brata, jak również zdanie o rodzicach - było jeszcze gorsze, niż to, które miał do tej pory. Musiał jednak wytrzymać i dowiedzieć się jeszcze paru rzeczy.

- I to bardzo. Ryczała pod drzwiami dobrą chwilę, zanim wreszcie ochrona ją wyrzuciła. A potem, na jego pogrzebie, rozpaczała do tego stopnia, że wpadła do grobu i lekarz stwierdził nawet jej zgon, ale na szczęście się pomylił. Sądziłam, że nigdy nie wyjdzie z tej rozpaczy. Obiło mi się również kiedyś o uszy, że była z nim w ciąży, ale dzięki matce straciła dziecko. Nie wiem, na ile to prawda, musiałbyś sam się jej spytać.

- Uwierz mi, że to zrobię! - wycedził Daniel przez zaciśnięte zęby. - Wypytam ją o wszystko i to już niedługo.

- To musisz się porozumieć z jej ojcem, bo założę się, że jej pilnuje po tym, co stało się na jego weselu. Ktoś ją próbował porwać, czy coś takiego. Nic więcej ci nie powiem, daj mi spać!

Wyrzuciła kieliszek na podłogę, potoczył się daleko i zaraz padła na łóżko, by zasnąć w jednej sekundzie.

Drzwi nie skrzypnęły, nie miały prawa. Były przecież stworzone do chronienia zawartości, a nie do starzenia się z czasem. W środku panował mrok, taki sam, jak w jego duszy. Wchodził przecież tutaj po to, żeby znaleźć coś, co pomoże mu spotkać się ze swoim koszmarem.

Wydawało mu się to dziwne, ale wyraźnie poczuł zapach swojego dawnego partnera. Czyżby Velasquez używał nadal tych samych perfum, jak wtedy, kiedy byli jeszcze razem? O ile kiedykolwiek można było powiedzieć, że łączyło ich cokolwiek poza oddaniem i miłością Rodrigueza.

Poruszał się powoli, cicho, pomijając już fakt, że po prostu było ciemno, ale odczuwał jakiś dziwny niepokój, nie do końca go rozumiejąc. Misja na pewno nie była przyjemna, ale to nie powód, żeby przeżywać ją aż tak bardzo. Przecież uwieńczeniem tego będzie spokój dla jego dzieci oraz - być może - pogodzenie się z ukochaną przyjaciółką. Przynajmniej do czasu, aż wypełni to, co zamierzał - bo Ricardo nie zrezygnował z opuszczenia ani Sonyi, ani maluchów. Od zawsze uważał, że nie jest dla niej odpowiednim towarzyszem życia, ani autorytetem dla potomstwa. Pragnął tylko, by byli szczęśliwi i bezpieczni. O własne szczęście nie dbał - jak zwykle.

Gdzieś tutaj znajdował się włącznik światła - jeżeli oczywiście prąd nadal działał w tym ponurym miejscu. Nacisnął go i za ułamek sekundy pomieszczenie zalał słaby blask żarówki umieszczonej na suficie.

- Witaj w moim królestwie! - rozległ się niespodziewany głos z lewego kąta, położonego naprzeciwko Rodrigueza. - Cieszę się, że nie zapomniałeś mojego adresu. Wybacz bałagan, ale nie spodziewałem się twojej wizyty! - drwił don Conrado, kiedy powoli wyłaniał się z ciemności.

Dłonie same zacisnęły się w pięści, ale szaleństwem byłoby rzucać się teraz na Francisco i próbować go zaatakować - z pewnością zdążyłby wyjąć broń i wystrzelić.

- Czemu milczysz? - kontynuował brat Pedro, podchodząc nieco bliżej, tak, aby móc patrzeć swojemu rozmówcy prosto w oczy. - Odnoszę wrażenie, że nie cieszysz się z naszego spotkania. Czy wolałbyś powspominać w samotności nasz romans? Bo chyba po to tu przyszedłeś, skarbie?

- Nie mów tak do mnie! - odezwał się odważnie Ricardo, jednocześnie gorączkowo myśląc, jak ma postąpić.

- Ale dlaczego? - Velasquez zrobił bardzo nieszczęśliwą minę i wyciągnął pistolet. Nie wymierzył jej jednak na wprost, a we własną głowę. - Widzisz, jaki jestem przez ciebie zmartwiony? Czy już przestałeś mnie kochać? Jeżeli tak, nic tu po mnie, pozostaje mi tylko się zabić.

- Przestań kpić! Obaj wiemy, że nigdy tego nie zrobisz! Jesteś tchórzem, poza tym za bardzo cenisz własne życie. Do tego stopnia, że potrafiłeś wysłać na śmierć niewinnego człowieka tylko po to, żeby kryć samego siebie.

- Nie wysłałem tego nieszczęśnika! - zaprotestował Francisco tonem, jakby prosił o wybaczenie. - To nie on miał zginąć, ale ty. Ale ty nawet umrzeć nie potrafisz.

Widok i słowa znienawidzonego przeciwnika obudziły w duszy Rodrigueza to, co wpłynęło mu do żył dzięki eksperymentom Edgara. Starał się nad sobą zapanować, wiedział, że jeśli da się ponieść, nic dobrego z tego nie wyniknie i zginie na miejscu. Oddychał coraz szybciej, a Conrado był dobrym obserwatorem i zgadnął, co się dzieje. Sprowokowanie Ricardo było zresztą jego celem, chciał go zabić, ale mieć przy tym odrobinę zabawy.

- Skąd w tobie tyle zła? Dlaczego nie potrafiłeś być człowiekiem, którego pokochałem? Czemu zniszczyłeś wizję, jaką przez tyle lat miałem w swoim umyśle? Opłakiwałem anioła, a ty w rzeczywistości jesteś potworem, Francisco!

- Masz rację, jestem tak zły, jak o mnie mówisz, przyznaję się do wszystkiego - zgodził się nagle Velasquez. - Ale to z zazdrości.

- Zazdrości?

- Dokładnie. Bo wiesz, Ricardo...Kiedy się poznaliśmy, wyczułem w tobie dobro, ufność do świata, chociaż znałeś już zarówno ból, jak i odrzucenie. Ale nadal potrafiłeś zachować dobre serce - ja jednak nie, w głębi duszy chciałem wybić do nogi, tych którzy mnie upokorzyli, kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób zranili, czy skrzywdzili. Chciałem być taki, jak ty, ale nie potrafiłem. Roznosiła mnie wściekłość i żal.

- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo!

- Tego się spodziewałem...Wiesz, cieszę się z naszego spotkania, bo teraz mogę ci coś powiedzieć. Teraz mogę prosić cię o wybaczenie. Masz, weź tą broń i zrób ze mną to, co powinieneś już dawno temu.

Z tymi słowami Francisco włożył pistolet w dłonie zdumionego Rodrigueza, po czym zacisnął jego palce na zimnym metalu, dodając:

- Dziękuję, że tutaj przyszedłeś. Pragnę, byś wiedział jedno - żałuję. Żałuję wszystkiego, co do tej pory uczyniłem. Jeżeli będziesz w stanie mi odpuścić krzywdy, jakich się dopuściłem, będę szczęśliwy. Nie proszę, byś nie zawiadamiał policji, ani tym bardziej nie zabijał bydlaka, jakim się stałem, chcę tylko uzyskać słowa miłosierdza z twoich ust. I przyznać się, że niedawno coś zrozumiałem.

Nagle przysunął się bliżej i ucałował zszokowanego Ricardo w policzek.

- Zakochałem się w tobie. Tym razem na serio. To dlatego błagam cię o wybaczenie.

Za moment klęczał już przed mężczyzną z zamkniętymi oczami, jakby gotów na śmierć.

Mgła zasnuła oczy Rodrigueza, stał się na powrót tą samą istotą, która siedziała zamknięta w celi, jaką stworzyli mu Edgar i jego pracodawca. Ten sam, który teraz dobrowolnie oddał się w jego ręce i pozwolił wykonać na sobie wyrok. Okazja była jedna na milion, niesamowita, nie można było jej nie wykorzystać. Z tym strzałem przyjdzie wolność, spokój i radość. Będzie mógł wreszcie odetchnąć i nigdy więcej nie obawiać się, że kiedykolwiek znów przeżyje coś podobnego, jak przez ten okrutny czas spędzony na wpatrywaniu się w ścianę ze śliną cieknącą po brodzie.

- Velasquez! - z jego gardła wydarł się dziwny ryk, przypominający bardziej odgłos drapieżnika, niż człowieka. Nie widział, że Francisco uśmiecha się pod nosem, dobrze rozumiawszy, co się dzieje - ostatnie wydarzenia na pewno przyczynią się do powrotu choroby umysłowej i na zawsze zabiorą ukochanego Sonyi w głąb szaleństwa - to znaczy na te kilka minut życia, które mu pozostały.

Raz, dwa, trzy - tyle razy Ricardo Rodriguez wystrzelił pocisków, mierząc prosto w znajdującego się tuż przed nim człowieka. Nie mógł spudłować, nawet w takim stanie, w jakim się teraz znajdował.

Pomyłka. Ani jeden, najmniejszy nabój nie wyleciał z lufy tej broni. Strzelec z rozpaczą i niezrozumieniem spojrzał na pistolet i zaczął nim potrząsać, jakby chciał w ten sposób wytrząść z niego strzał - na próżno.

- Velasquez!!!! - ponownie krzyknął syn Diego, tylko po to, by zobaczyć, jak Francisco zrywa się w szybkim tempie i rzuca krótkie:

- Tak, to ja!

A ułamek sekundy później wyciąga swoją broń, tym razem już nabitą.

Koniec odcinka 213
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:43:22 21-12-09    Temat postu:

Odcinek 213 to prawdziwy majstersztyk Mnóstwo się dzieje, umiejętnie dozowane napięcie, zwroty akcji, zwłaszcza scena finalna, psychologiczna gra Velasqueza, chwilowy powrót RR w odmęty szaleństwa... Nie mogłam się oderwać od ekranu komputera, przeczytałam to jednym tchem. Naprawde masz świetne pomysły i talent pisarski. Powinnaś to opublikować i będzie bestseller
Zwroty akcji i element zaskoczenia jak u Harlana Cobena plus umiejętność uchwycenia uczuć i emocji targających bohaterami. Gratulacje.

Ten odcinek ujawnił kruchość równowagi psychicznej RR... Spotkanie z największym wrogiem wywołało wstrząs i sprawiło, że wszystkie straszne wspomnienia powróciły. Francisco jest wyjątkowo niebezpiecznym przeciwnikiem, ponieważ przy całym swoim okrucieństwie i braku jakichkolwiek skrupułów i ludzkich odruchów jest także niesamowicie inteligentny, potrafi prowadzić walkę psychologiczną i teraz najwyraźniej postanowił na nowo doprowadzić Ricardo do obłędu.. Myślę, że Francisco nie zabije Ricardo od razu, to byłoby zbyt proste... Ten drań na pewno ma wobec prześladowego przez los bohatera inne plany, podejrzewam, że zamierza się nad nim znęcać zarówno psychicznie jak i fizycznie, znowu zrobić z RR wrak człowieka Samo zabicie RR nie usatysfakcjonuje człowieka o takiej osobowości i sklonnościach sadystycznych...Ricardo naprawdę zniosł już duzo więcej niż potrafi znieść zwykły człowiek i zawsze do tej pory znajodwał wewnętrzne zasoby i wrecz nadldzkie siły, żeby się podnieść i walczyć dalej, ale psychika ludzka niestety ma swoje ograniczenia Boję się, że nawet jesli znowu przeżyje, to może już nie wrócić do normalności. A tak przy okazji, co do szczęśliwego zakończenia dla RR i Sonyi, na które nadal liczę i liczyc nie przestanę, dopóki oboje żyją , to właśnie dlatego, że los dotyczczas RR nie rozpieszczał i dlatego, że jest NIEKWESTIONOWANYM PROTAGONISTĄ, to należy mu się chyba jakiś bonus w postaci szczęśliwego finału Poza tym moim skromnym zdaniem, Ricardo nie chce wiązać się z Sonyą nie tylko ze względu na swoje dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami, ale dlatego, że ubzdurał sobie (niesłusznie), że na nią nie zasługuje przez swoją nieciekawą przeszłość, zaćmienie umysłu w przeszłości itp., ale prawda jest taka, że jego miłość do Sonyi wykracza poza granice zwykłej damsko-męskiej przyjaźni, nawet jeśli on sam nie uświadamia tego sobie, to w pewien sposób chyba kocha Sonyę jak kobietę Dlatego moim skromnym zdaniem ta dwójka powinna być na końcu razem nie tylko jako para przyjaciół ale jak mężczyzna z kobietą z całym dobrodziejstwem inwentarza... Jakoś trudno mi wyobrazić sobie Sonyę z Danielem, który, jak wskazują wszystkie znaki na niebie i na ziemi, najprawdopodobniej się w niej zakocha. Oczywiście postać Daniela jest potrzebna, nie tylko żeby pomścić smierć nieszczęsnego Julio ale także żeby nieco skomplikować życie Sonyi i być może, żeby coś uświadomić naszemu Ricardo...

A co samej Sonyi to również ją czekają ciężkie chwile, tym bardziej że cios nadejdzie ze strony ostatniej osoby, po której by się tego spodziewała- jej własnego ojca Nie wiem, jak Carlos może zrobić coś takiego własnej córce, probować ją ubezwłasnowolnić i odseperowac od dzieci i to tylko dlatego, że znowu coś sobie ubzdurał, że RR nie jest idealnym kandydatem na ojca jego wnuków. Mam nadzieję, że Monica jakoś go przekona do zmiany zdania, albo on sam zmieni zdanie, przecież Carlos to chorągiewka na wietrze Poza tym chyba nie tak łatwo uznać zdrową pełnoletnią osobę jak Sonya za niepczytalną bez fałszowania badań, przekupowania lekarzy itp. A Sonya też na pewno tak łatwo nie da sobie odebrac dzieci i chyba będzie mogła w tej batali liczyć na pomoc Viviany a być może nawet potężnej Valerii Guardiola. Oczywiście mogłaby także zawsze liczyć na RR, ale on dopóki znajduje się w łapach Francisco, niewiele może zrobić... On nie może zginąć, teraz kiedy Sonya go potrzebuje najbardziej Bo niebezpieczeństwo grozi jej nie tylko ze strony wyrodnego ojca i potencjalnego teścia ktorzy knują żeby rozdzielić ją z ukochanym a nawet z dziećmi, ale także ze strony tej wariatki Rosy, która chce coś zrobić dzieciom ... Cała nadzieja w Vivianie, która przeczuwa jakieś niebezpieczeństwo i mam nadzieję, że zjawi się w porę w szpitalu, żeby powstrzymać tę obłąkaną kobietę przed zrobieniem czegoś dzieciom Zachowanie ojca RR poniżej krytyki. Diego to wrednota, nagle pojawia się tylko po to, żeby bruździć własnemu synowi, którym przez lata się nie interesował. Mógłby przynamniej zostawić go w spokoju. Pora najwyższa, żeby do akcji wkroczyła Valeria Guardiola i utemperowała nieco tych wszystkich nieprzyjaciół RR, zwłaszcza kluchowatego Carlosika (to dla niej żaden przeciwnik _, mendowatę Andreę i jej kochasia (jak wyżej) oraz Diega (on może okazać się nieco trudniejszym przeciwnikiem niż poprzednio wymienieni). Już się nie mogę doczekać konfrontracji Valerii i Diega, ponieważ oboje to twardzi gracze, na pewno polecą wióry...

Jeszcze jedna refleksja mi się nasunęła po ostatnim odcinku. Ostatnio jak grzyby po deszczu coraz częściej wypełzają wyrodni rodzice Wspomniany już Diego, którzy działa na szkodę własnego syna, Eugenia, której chłód i brak uczuć rodzicielskich wobec zmarłego syna jest wręcz porażający a ostatnio nawet Carlos, którego do niedawna można było uznać za dobrego ojca
I czywiście nadal pełno znaków zapytania jak dalszy los RR, treść testamentu de la Vegi (może szykujesz tu jakiś element zaskoczenia, który zmyje uśmieszki satysfakcji żyjących dotąd jak pączki w maśle pań Gambone i Andreity ), realizacja planu Viviany Czy jest szansa, że poznamy odpowiedzi na niektóre z tych pytań jeszcze przed świętami Już się nie mogę doczekać kolejnego odcinka, coraz bardziej się wciągam w losy bohaterów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:16:38 22-12-09    Temat postu:

Wow! Na początek kilka słów co do komentarza alicji - nic dodać nic ująć. Zgadzam się ze wszystkim. Może teraz zaczniesz w końcu Aga rozumieć, że nic dosłownie nic nie stoi na przeciwko miłości RR do Sonyi, bo twoje wyjaśnienia w stylu "wiesz jaki on jest" troche spaliły na panwce i dalej się rozpadają od nadmiaru ognia .
Widzę, że dziewczyna lepiej potrafiła ci wyjaśnić to o co mi bez przerwy chodziło .
Co do Eugenii - Carlosa i Diega Rodrigueza powiem tylko tyle - jedna dwójka gówna się spotkała, a pojedyncze jego resztki gdzieś sie gromadzą rozsyłając na wszystkie strony woń swego chłodu i okrucieństwa.

Wracając jednak do tematu - a raczej sugestii "wybielmy Manolo". Chyba podałaś jeszcze jeden wspaniały element wspólny który ich łączy. Przecież "ciepłe kluchy" Manola i "rzekoma evil soul" :> Andrei to wybuchowa mieszanka bo oboje byliby nieprawdziwi w tym co robią . A więc muszą być razem kochana, nie ma innego wyjścia.

Końcówka odcinka rzeczywiście niezła, choć obawiam się, że Velasquez po raz kolejny zwieje, nadszarpując zdrowie RR... a czemu nie na przykład takiej Andrei? To jej potrzebna jest lewatywa umysłowa

Pozdrawiam!


Ostatnio zmieniony przez Ślimak dnia 15:59:34 23-12-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:42:24 23-12-09    Temat postu:

Przeczytałam... oj, ale męczysz Ricarda... a miałam nadzieję, że to już koniec. To znaczy koniec Francisco, ale też że R zapamięta go jako dobrego, którego zgrywał chwilę wcześniej... będzie się działo, będzie...
Carlos zdurniał do reszty. Gdyby takie działania podjął ktoś pokroju hm, Gregorio - zrozumiałabym. Ale tak? Człowieku, gdzie twój mózg?
Biedny, biedny Daniel. Udusić te potwory, które mają czelność zwać się jego rodzicami...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 0:53:25 24-12-09    Temat postu:

I zabiłby go! Ale nie choleras! ten to przewidział i nie była naładowana!!
Swoja droga ja nigdy nie rozumiałam tej miłości do Francisco! Ona go niszczyła!
]Ile w tym odcinku sie wyjaśniło! Andrea troszke sie odbudowaął ale Carlos znów pogrązył Co za debil! Odbierac córce dzieci! Moze Monic jakoś cos wskóra mzoe okaze sie tą dobrą w tej sytuacji!
Odcinek cudny ale ja chce wiedzieć co z Ricardo!!
Chce new!! I znów wybacz ze koment tak późo ale jakos znikł mi w tłumie tu cinek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bluebelle
Generał
Generał


Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 8908
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:48:04 24-12-09    Temat postu:

Dlaczego Ricardo i Sonya mają takiego pecha w życiu??? Dlaczego muszą żyć w otoczeniu takich osób jak Francisco, Rosa czy nawet sam Carlos.
Ojciec Sonyi chyba sam już do końca nie wie o co mu chodzi. Chce pozbawić Sonyę praw rodzicielskich żeby odseparować ją od ukochanego? JA nie jestem przekonana czy to akurat jest motyw jego działania. Moim zdaniem powinno mu zależeć na szczęściu córki, a on chce zrobić coś odwrotnego.
Biedne dzieci, dopiero przyszły na świat, a już tak wiele zła na nie się czai.
No i biedny Daniel, z jednej strony dobrze że przekonuje się codziennie jaka naprawdę jest Sonya, ale przeonywać się, że jego rodzice są najgorszymi potworami to porażka

Aguś świetny odcinek jeśli miałoby ich być jeszcze 213, to ja jestem chętna:)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:10:11 24-12-09    Temat postu:

Wydaje mi się, że Rosa jest tu bardziej pokrzywdzona niż Sonya, do tego zwyczajnie zagubiona. Nie ma na świecie nikogo, nie miała nikogo poza Juanem. A za jego śmierć obwinia właśnie córkę Carlosa - i da się to zrozumieć, bo często potrzebujemy po prostu delikwenta, kogoś, kto odpowie za naszą tragedię. Zdarza się, że pragnąc zemsty popadamy w obsesję. Zwłaszcza gdy nie mamy już nic do stracenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 116, 117, 118 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 117 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin