Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 117, 118, 119 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:12:17 31-12-09    Temat postu:

alicja z krainy czarów - Fakt, działo się sporo, ale osobiście nie byłam zbyt zadowolona z tego odcinka, dopiero końcówka w miarę mnie usatysfakcjonowała . Dziękuję po raz kolejny za tak miłe słowa, a porównanie mnie do jednego z moich ulubionych autorów, Harlana Cobena, wbiło mnie w taką dumę, że przez długi czas chodziłam napuszona jak paw . I pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam opisywać uczuć i liczyła się dla mnie tylko akcja - dawne, złe czasy .

Starałam się przedstawić nasz główny czarny charakter jako sprytnego, inteligentnego i bardzo niebezpiecznego wroga. Francisco nie miał być takim zwykłym mordercą, co tylko chwyci za broń, postrzela, trafi i zniknie. On miał być inteligentny i przebiegły, miał budzić strach i naprawdę można się po nim wszystkiego spodziewać. Chyba trochę mi się udało stworzenie takiej postaci . Do końca nie wiadomo, co on zrobi, jedynym rozwiązaniem dla tego człowieka jest śmierć - inaczej zawsze będzie gdzieś na horyzoncie istniało niebezpieczeństwo, że znów zaatakuje. Kto wie, czy czasem to nie on odniesie największe zwycięstwo, dzięki m. in. tej nieustępliwości?

Równowaga psychiczna Ricardo zdaje się w porządku, ale to tylko dobre traktowanie u ciotki i leki, jakie szpital mu przepisał - pozostawiony sam sobie nie jest jednak do końca "sprawny" i w każdej chwili może zdarzyć się coś takiego, jak w bunkrze. Takie choroby nie mijają od razu i to, że wpływy Valerii pomogły mu wrócić do świata, nie znaczy, że już wszystko jest w porządku. A jeżeli po drugiej stronie postawimy Francisco, to naprawdę jest się czego bać. Atmosfera grozy ujawnia się u mnie, jak widzę, w nieprzewidywalności czynów bohaterów ;D.

Szczęśliwe zakończenie dla niego i dla Sonyi? Ale co byłoby tym zakończeniem? . Bo mógłby to być zarówn o ich ślub, jak i wspólne wychowywanie dzieci. Albo po prostu pozbycie się Francisco. Jest kilka wyjść, zarówno tych dobrych, jak i tych złych .

Dobrze, osobiście się zgadzam, macie rację - pan Ricardo jest protkiem. Należy mu się ;D.

Oj, dokładnie, lata słuchania, jak to się jest tym złym i niegodnym, mogą człowiekowi namieszać w głowie, szczególnie temu wrażliwemu, a trudno Rodriguezowi odmówić wrażliwości. Dlatego wciąż stawia się poniżej Sonyi, zresztą kilka razy mówił jej o tym. Co do rodzaju jego miłości, to już on sam musi się określić, chociaż może ktoś się do tego dzisiaj wtrąci ;D. Ale na horyzoncie pojawia się Daniel i nie mówię, że to będzie konkurent dla RR, ale skomplikuje ich życie na pewno...W końcu jest wujkiem dziecka Gracieli, a to pani Gambone porwała Sonyę, którą uratował Ricardo...zresztą znasz tą historię ;D.

Carlosowi wydaje się, że działa dobrze - jak zwykle. W sumie może mieć pewne wahania, bo i wiek, orientacja i cała ta reszta Ricardo może budzić u ojca trochę zaskoczenia, tym bardziej, że SM chce za wszelką cenę chronić Sonyę, żeby ynagrodzić jej lata, kiedy siedział na wózku i praktycznie byli dla siebie obcy. Z winy Sonyi, Felipe i Viviany, ale to już inna sprawa. Carlos, Diego, Monica, o ile zgodzi się z mężem, po drugiej stronie Sonya, Ricarod, Valeria, Pedro, Eduardo i może ktoś jeszcze. To będzie wielka batalia, na którą już teraz zapraszam . A przyu okazji Rosa, która nie zamierza odpuścić swojego zamiaru zemsty. Wszyscy na dzieci, faktycznie. A na dodatek Andrea i Felipe, każde mające swoje zamiary...;D.

Testament de La Vegi budzi spore zainteresowanie . Będzie trochę o nim tym odcinku, może przejrzysz moje plany? . Bo to na pewno nie będzie zwyczajne odczytanie ostatniej woli...

Ślimak - Heehehhe, ale masz porównania z tym gównem . Szkoda, że to gów*o doproadzi do nieszczęścia...Ej, stop, znowu robię spoiler ;P.

Manolo i Andrea...chyba Ci się spodoba coś, co kombinuję...Ale cicho, cicho, sza ;D.

Lili - Carlos chce sobie odbić to, co wcześniej mu umknęło - zajmowanie się Sonyą. A że robi to niewłaściwie...

Czy mi się wydaje, czy ty współczujesz Rosie?

A rodzice Daniela nie wyglądają niebepiecznie, ale...może lepiej nic już nie powiem ;D. Chyba, że tak - co zrobiła Peerfecta z "WDoy w bieli" na wieść o tym, że jej własny syn zadaje się z wrogiem? Nie mówię, że tutaj będzie podobnie, ale...może być gorzej .

Nati - Jezu, rozwalił mnie Twój komentarz . Śmiałam się sporą chwilę z tego pierwszego tekstu, bo przeczytałam, że Francisco to choleras ;D. Dałaś mi kopa do pisania i przywróciłaś nieco nadszarpniętą wenę. Dzięki.

Wiesz, miłość czasem trwa mimo tego, że nas niszczy...Poza tym RR dopiero się dowiedział niedawno, jaki jest Conrado.

Nie martw się, ważne, że komentarz w ogóle jest . A oto dalszy ciąg losów Andrei i Felipe. I paru innych bohaterów ;D.

Kaś - Bo są protkami? Dlatego muszę się nieco poznęcać nad Ricardo i nad Sonyą. Ale nie martw się, może spotka ich coś dzisiaj miłego...a może nie . Chociaż u mnie każde szczęście może być bardzo nietrwałe.

Carlos, jak już wspomniałam, chce nadrobić stracone lata, ale nie za bardzo mu to wychodzi. Daniel wiedział, jakich ma rodziców, ale nie aż tak, teraz potrzeba mu dużo siły i wsparcia Gabriela, który ma własne problemy...I wszystko przez przyjaciela ;D.

A odcinków będzie jeszcze sporo ;D .

Zapraszam na odcinek 214...

------------------------------------------------------------------------

Odcinek 214

Pierwszy cios padł w żołądek, aż zaskoczony Ricardo - spodziewał się przecież wystrzału - zwinął się na zimnej podłodze bunkra. Kolba pistoletu wbiła mu się w ciało tak boleśnie, że na moment stracił oddech. Francisco wykorzystał to bez trudu, stając nad nim i kopiąc kilka razy gdzie popadnie, nie oszczędzając nawet głowy, aż Rodriguez obrócił się na plecy.

- Ty śmieciu! - określił go spokojnie Velasquez, bawiąc się doskonale sytuacją. - Wiesz, mam niedługo ważne spotkanie, w związku z tym trochę skrócę naszą randkę - mam nadzieję, że mi to wybaczysz, kochanie? - zadrwił i wymierzył broń prosto w serce dawnego partnera. - Aha, mam dla ciebie małą wiadomość - jak z tobą skończę, zabiorę się za twoje potomstwo.

I tutaj popełnił błąd. Przypomniał mianowicie ofierze o Sonyi i maleńkich istotach czekających w szpitalu na poznanie ojca. To wystarczyło, by na moment przywrócić zbolałego Ricardo do świadomości. Pobity mężczyzna wciąż balansował na granicy między szaleństwem, a normalnością, w każdej chwili mógł wrócić już na zawsze do tamtego okropnego stanu, ale jednak los dał mu szansę na przebłysk kontaktu ze światem.

- Nie waż się tknąć moich...dzieci! - z tymi ciężko wydyszanymi słowami Rodriguez uczynił gwałtowny ruch w stronę oprawcy, nie do końca wierząc, że uda mu się cokolwiek zrobić, nim tamten wystrzeli.

Wielkich szans na przeżycie nie miał, tym bardziej, że działał wolniej z bólu, ale musiał spróbować. Jeśli pozwoli sobie na śmierć, skaże zarówno przyjaciółkę, jak i niewinne maleństwa. Nic i nikt im nie pomoże - Carlos był zbyt słaby, Valeria miała pieniądze, ale czy przydadzą się w rozprawie z bandytą? Tak naprawdę wszystko zależało od Ricardo.

Ostatnim, co zdołał zauważyć, był wyraz twarzy Conrado, śmiejącego się z ironią i zdającego sobie sprawę, że wygrał. Zdarzenia potoczyły się tak szybko, że syn Diego nie miał nawet czasu pomyśleć. Padł strzał i otoczenie stało się zamglone, jakby nierzeczywiste.

Jednak to nie oczy przyjaciela Sonyi zasnuła mgła. Zaskoczenie, cierpienie i ogromny szok odbiły się na obliczu nie kogo innego, a Francisco.

- Jak śmiałeś to zrobić?! - wydusił z siebie, trzymając się za prawe ramię, które zwisało teraz bezwładnie. Broń upadła mu pod nogi, ale nie ośmielił się jej podnieść.

Ricardo w przypływie dziwnego humoru obejrzał ostrożnie własne palce, nie do końca rozumiejąc, jakim cudem wydostał się z nich nabój. Dopiero za moment pojął, że Velasquez mówi nie do niego, a do postaci stojącej w drzwiach.

- A jak ty śmiałeś znęcać się nad moim przyjacielem, dupku?! - rozległ się donośny głos przybysza, wibrując w pustych ścianach. - Zawsze byłeś okrutny, ale to, co stało się z tobą po zdobyciu przeklętego stołka radnego, nie mieści mi się w moim pustym łbie!

- Bo jesteś tępy, Pedro! - odwrzasnął Francisco.

- Może. Bo nigdy nie umiałem wytłumaczyć sobie, jak można być takim draniem! - mówiąc to podszedł bliżej, cały czas mając na muszce własnego brata. - Dosyć krzywd wyrządziłeś mnie, temu tutaj na podłodze i wielu innym, których imion nawet nie znam. Przyszedł czas zapłaty za zbrodnie.

- Tekst jak z jakiegoś idiotycznego dramatu - rzucił rozwścieczony Conrado. - I tak nie wierzę, że mnie zabijesz. Masz w sobie coś, czego ja nigdy nie czułem, najgłupsze uczucie, jakie tylko może istnieć - poczucie więzów krwi. Nie zrobisz tego własnemu braciszkowi, panie Pedro!

- Oczywiście, że zrobię - powiedział zimno wywołany. - Ricardo, wstawaj, muszę mieć spokojną rękę, a nie obawiać się, że cię trafię.

Rodriguez wykonał polecenie przyjaciela i odsunął się pod przeciwległą ścianę, starając się skupić na rozwoju wydarzeń, a nie na palącym bólu żołądka - w końcu pistolet ma twardą lufę.

- Boże, jak chronisz tego idiotę - stwierdził zniesmaczony Velasquez. - Zupełnie, jakbyś był w nim zakochany.

- Nie jestem - odparł spokojnie Pedro. - Ale cenię przyjaźń i wierność. A ty pogwałciłeś chyba wszystkie zasady moralne.

- I mówi to złodziej! - odparował były majordomus w rezydencji Eduardo Abreu.

- Przynajmniej nikogo nie poszatkowałem na starej budowie! Dosyć gadania, mów ostatnie życzenie - które kolano przestrzelić ci jako pierwsze?

- Nie mówiłem, że mnie nie...Aua! - głos Francisco, z początku pewny siebie, zmienił się we wrzask bólu.

- Jeżeli sądziłeś, że cię oszczędzę, myliłeś się. Najpierw jednak trochę pocierpisz. Lewe kolano już masz niewładne, zresztą prawe ramię również. Teraz pora na resztę kończyn. Może zrobimy skosik - w tej chwili powinieneś oberwać w lewe ramię! - wyliczył Pedro.

- Już ja ci pokażę skosik! - mruknął brat strzelca i uczynił ruch ręką w stronę porzuconej broni.

- Nieładnie, nieładnie! - skarcił go tamten i przygwoździł celnym trafieniem w sam środek dłoni. - Nie uczyła cię mamusia, że możesz się oparzyć pchając łapki, gdzie nie trzeba?

- Zostaw go! - nagły okrzyk spodowodował, że Pedro drgnął, ale na szczęście nie utracił nic ze swojej koncentracji.

- Co ci odbiło, Ricardo? Niby dlaczego mam przestać bawić się tym osłem?

- Nie jesteś taki, jak on! Nie zachowuj się jak okrutnik! On się zaraz wykrwawi!

- I co z tego? Żal ci go? Próbował cię zabić, skrzywdzić Sonyę, pewnie groził i jej dzieciom.

Rodriguez podszedł do Pedro i obniżył mu rękę z pistoletem tak, by broń celowała teraz w podłogę, a nie w don Conrado.

- Przypominam ci, że kiedyś go kochałem. I to bardzo. Poza tym już nic nam nie zrobi. Zawiadomimy policję i będzie po wszystkim.

Lśniący metal tak bardzo kusił. Wystarczy jeden ruch i Velasquez dosięgnie leżącej na podłożu rzeczy, której tak bardzo pragnął. Za pierwszym razem się nie udało, ale ma przecież jeszcze drugą rękę. A wtedy ci dranie pożałują, że nie zabili go od razu.

- O jasna cholera! - zawył zaraz potem, kiedy Ricardo stanął mu na dłoni.

- Pianistą już nie zostaniesz - wypalił ukochany Sonyi, patrząc na bezsilnego Francisco. Czuł w piersi jakąś dziwną radość - oto kończy się koszmar, nadszedł czas rozliczenia z przeszłością. Było mu tak lekko na duszy, że nie zważając na ból żołądka uśmiechnął się szeroko. - Pedro, spodziewam się, że masz przy sobie komórkę. Nie mam co prawda pojęcia, jakim cudem tutaj dotarłeś i skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie będę, ale zadzwoń po mundurowych, niech zgarną tego byłego radnego.

Za kilkanaście minut bardzo zdumiony Simone Bertolucci zbierał z podłogi poranionego Velasqueza przy asyście swojego pomocnika, Estevaneza.

- Nie przypuszczałem, że tak szybko złapiemy tego drania - ucieszył się policjant. - Muszę przyznać, że zalazł nam za skórę.

- Bogu dzięki, że odważyłem się znaleźć numer do Valerii Guardiola i zorientować się w sytuacji. Nie chcę się chwalić, ale na koordynatach, to ja się znam - bo te liczby i znaki obok rysunku są niczym innym, jak oznaczeniami tego miejsca - wytłumaczył swoje niespodziewane pojawienie się Pedro.

- Ma pan nie tylko talent do rysowania, ale i do szyfrów - stwierdził na poły żartobliwie Mauricio, zwracając się do Ricardo. - Ale co pana podkusiło, żeby udać się tutaj w pojedynkę?!

- Nie zamierzałem nikogo wciągać w prywatną sprawę - odparł nieco skruszony zapytany. - Jeszcze się nie przyzwyczaiłem, że mam kogoś bliskiego.

- W takim razie przypomnę ci, że masz dwoje dzieci i kandydatkę na żonę! - burknął Pedro, stosując stary chwyt - ukrywanie wzruszenia pod maską oschłości.

- Jaką żonę?! Dobrze wiesz, że mam przecież skłonności do...

- Bzdura! - przerwał mu Velasquez. - Może i kiedyś miałeś, ale Sonya do tego stopnia cię przemieniła, że teraz interesują cię kobiety. Obyś tylko nie zaczął z rozpędu latać za spódniczkami i jej zdradzać!

- Nie zamierzam! Ani za nikim latać, ani się z nią żenić! Poza tym nie jestem pewien, czy by ze mną wytrzymała...

- Chrapiesz?

- Nie - odrzekł Ricardo i chciał jeszcze coś dodać, ale Pedro nie dał mu dojść do słowa.

- Lunatykujesz?

- Chyba nie.

- To z ciebie facet idealny - nie chrapie, nie lunatykuje, nie będzie latał za innymi - nic, tylko brać.

- Pedro, przestań! Może i raz zrobiłem to z nią, ale tylko dlatego, że mnie o to prosiła!

- Ale chyba dobrze ci było, sądząc po tym, co leży w szpitalu w takich dwóch małych łóżeczkach?

- Zamknij się! - wydarł się nagle czerwony jak burak Rodriguez. - Nie znasz całej tej sytuacji i nie wiesz, że...

- Panowie, panowie, tylko spokojnie! - Komisarz postanowił wkroczyć, zanim udusi się ze śmiechu. - Pora na nas, karetka zawiozła już pana Velasqueza do dobrze chronionego szpitala dla takich, jak on, mamy pewność, że się stamtąd nie wymknie. Kariera don Conrado jako bandyty właśnie się skończyła. Proponuję powiadomić najbliższych o całej sytuacji i odpocząć.

- Nie ma mowy, ja mam co innego do zrobienia! - zaprotestował gwałtownie Ricardo.

- Co znowu?! - Pedro nie pozostał mu dłużny, podejrzewając najgorsze - jakieś wizyty u Francisco, czy coś równie głupiego.

- Jak to co? - burknął na niego przyjaciel. - Chyba najważniejszą rzecz na świecie. Odwiedzić moją Sonyę. Odpocznę sobie potem.

- W jej ramionach...- zanucił pod nosem szofer Eduardo Abreu.

W międzyczasie pracodawca Pedro siedział w ciszy w swoim pokoju. Wiedział już od brata Francisco o narodzinach dzieci i miał tylko nadzieję, że zdążą dorosnąć. Gdyby coś im się stało, tragedia byłaby ogromna i to chyba nie tylko dla ich rodziców. Eduardo nie widział niemowląt, ale spodziewał się, jak wyglądają i jakie są urocze. Dzieci...Sam miał co prawda Allie, ale o ile była sympatyczna, to przecież dopiero tak niedawno zaczęli się poznawać, być ojcem i córką. Na dodatek Monica wzięła ślub z człowiekiem, którego on wydostał z więzienia, nie dając Abreu szansy na...cóż, na odbudowanie związku. Bo w głębi duszy na to liczył. Przed nikim się nie przyznawał, ale bał się o swoją byłą żonę, chciał, by była szczęśliwa, na dnie jego serca tliła się przyduszona przez rozsądek, ale czasem dochodząca do głosu miłość do tej kobiety.

Daniel wpadł do swojego pokoju i jednym ruchem potargał wszystkie swoje zapiski. Potem nadal nie potrafił się opanować i zrzucił na podłogę to, co wpadło mu w rękę. Płakał głośno, nie przejmując się, że ktoś może go usłyszeć - najwyżej zmyśli jakąś bajeczkę, którą jego ojciec łyknie z łatwością. Zresztą gdyby Fernando napatoczył się teraz synowi pod rękę, byłoby nawet lepiej - Daniel mógłby wykrzyczeć całą złość i wreszcie sobie ulżyć.

- Nie mogę...nie mogę nic dać po sobie poznać...- próbował się uspokoić starszy Ramirez. - Jeśli mnie odkryją, cały plan pójdzie na marne...Ale jakim prawem...jak mogli...świnie, dranie, bydlęta!

Za moment usiadł na łóżku i oddychał ciężko, byleby tylko powstrzymać kolejny strumień łez. W końcu uspokoił się na tyle, że wyrównał oddech i tylko co jakiś czas ocierał krople płynące z oczu.

- Dobra, już mi lepiej. Nie martw się, Julio, jeżeli mnie teraz słyszysz, to wiedz, że przyspieszam swoją zemstę. Nie mam jeszcze wszystkiego gotowego, ale więcej nie wytrzymam, muszą zapłacić za to, co ci zrobili.

Trzęsącymi się rękami wybrał numer do Gabriela i rzucił potem do słuchawki:

- Musimy się spotkać. Wybierz miejsce, ja nie mam ochoty na myślenie.

- Nie wiem, czy będę dobrym kompanem - odparł Abarca. - Allie wie, że coś przed nią ukrywam i nie chce mnie znać.

- Nie idziemy na piwo! - odwarknął mu przyjaciel. - Dowiedziałem się czegoś strasznego i chcę się z tobą naradzić.

Za kilkanaście minut siedzieli już razem przy stoliku i wyraźnie zdenerwowany Daniel streścił to, co stało się w jego domu.

- Nie chcę słuchać, że cię to zszokowało i w ogóle, bo jeżeli zacznę o tym rozmyślać dłużej, to zwariuję, albo polecę zabić własnych rodziców. Dlatego pomińmy ten fragment i przejdźmy od razu do pewnych ustaleń. Chcę wciągnąć w nasz plan Sonyę Santa Maria.

- Ale przecież jej nie ufałeś? - zdumiał się Gabriel. - Jesteś pewien, że twoja matka nie kłamała?

- Całkowicie. Ta żmija wygadała mi całą prawdę. Okazuje się, że i ta biedna dziewczyna była ofiarą Eugenii i Fernando. Boże, niedobrze mi się robi, jak sobie przypomnę, że to oni są moimi rodzicami. I na dodatek Julio miał dziecko! Nie zdążył go nawet zobaczyć, bo umarło z winy niedoszłej teściowej!

- Pamiętaj, że ona związała się już z kimś innym, opowiedziałem ci przed chwilą to, co sama mi wyznała na ślubie matki jej przyjaciółki.

- Tak, wiem, ale sam mi mówiłeś, że to jakiś dziwny facet. Ma z nią dzieci będące owocem gwałtu, mimo więc faktu, że nie oskarżyła go o porwanie, nie sądzę, żeby zbytnio ją interesował. A skoro nie jest zakochana w tamtym człowieku, interesują ją tylko dzieci. Wystarczy, że przypomnę jej to maleństwo, które straciła, a na pewno zechce nam pomóc. Raz, że sama mówiła, że tak naprawdę kochała tylko mojego brata, dwa, jako świeżo upieczona matka jest czuła na takie tematy.

- Zrobisz, jak zechcesz, ja ci pomogę, bo wystarczyła mi jedna wizyta w twoim domu i już mam wyobrażenie, co musiał przeżywać Julio. Nie rozumiem jednak do końca, co zamierzasz.

- Już ci wyjaśniam. Po pierwsze, nie pozwolę im zapomnieć o zmarłym bracie. Niech co krok natykają się na jego wspomnienia, na coś z nim związane. Będę ich dręczył, wciąż będą o nim myśleć, będzie im się śnił, aż oszaleją. Poza tym potrzebuję Sonyi do realizacji jeszcze jednej rzeczy...

- Do czego niby?

- Do zemsty na morderczyni Julio. Ona musi zapłacić za zbrodnię. Poznam ją dzięki Sonyi właśnie. Graciela Gambone, tak? I na dodatek spodziewa się dziecka...To jedyne, co pozostało po nieszczęśniku - nie zamierzam pozwolić, by taka dzi**a je wychowywała.

- Jak niby jej je odbierzesz? Jeżeli to naprawdę taka szma*a, jak mi się wydaje, nie da ci go przez czystą złośliwość.

- Zaproponuję jej małżeństwo - wycedził wściekły na obrót spraw Daniel.

- Czyś ty oszalał?! - podniósł głos Abarca. - Zniszczysz sobie życie!

- Ktoś musi czuwać nad tym maleństwem. Zrobię wszystko, żeby uratować to dziecko, rozumiesz? Wszystko!

Carlos Santa Maria usiadł naprzeciwko Diego Rodrigueza, od razu czując do niego niechęć. Mężczyzna był dosyć niechlujnie ubrany, marynarka była rozpięta, a z niej wyłaził kołnierzyk koszuli, na odmianę zapięty, ale krzywo. Mimo to ojciec Sonyi musiał porozmawiać z tym człowiekiem, przecież każdy sojusznik w tej batalii może być bardzo przydatny.

- Rozumiem, że chce pan oddzielić mojego synalka od jego potomków - rozpoczął bez ogródek ojciec Natalii. - Mam tutaj swoje znajomości, dowiedziałem się o wszystkim od jednego z zaufanych kolegów i nawet udało mi się widzieć wnuki przez kilka sekund. Nie chciałem stać tam za długo, nie mam zamiaru narażać się na niepotrzebne spotkania.

- Rozumiem - odparł Carlos. - Co panem kieruje? Wydawałoby się, że stanie pan po stronie Ricardo.

- Tego nędznika? - zaśmiał się Diego. - Nigdy w życiu. Nie dosyć się już nawstydziłem przez te wszystkie lata? Z czego niby mam być dumny, z tego, że jest zboczony, kradł i był posądzony o morderstwo? Jestem pewien, że je popełnił, tylko jakimś cudem uciekł wymiarowi sprawiedliwości.

- Moja córka mówiła coś zupełnie innego. Ponoć był niewinny, a te kradzieże wynikały z głodu.

- I pan w to uwierzył? - zdziwił się Rodriguez. - Widzę, że i jej namotał w głowie. A zna pan historię, jak to miał przyjaciela, niejakiego Nestora, a potem tenże chłopak wyjechał błyskawicznie z rodzicami i nigdy potem go już nie widziano? Kto wie, jakie mój synalek składał mu propozycje?

- Czy mi się wydaje, czy tak naprawdę chodzi panu tylko o to, że spotykał się z mężczyznami? Ciągle pan do tego wraca.

- A co to za różnica? Chcę panu pomóc i kropka. Jeśli chce pan odebrać mu dzieci, proszę bardzo. Pomogę we wszystkim.

- Nie wiem, czy mogę panu zaufać...- zadumał się Carlos.

- Słuchaj pan! - zirytował się Diego. - Jeżeli już zdobyłem pana numer, a nie było to łatwe, poza tym przylazłem tutaj i gadam z panem, to chyba o czymś świadczy? Doprawdy, nie fatygowałbym się tyle, żeby mu w czymkolwiek pomóc, za bardzo nim gardzę.

Wściekłość była na tyle prawdziwa, że Santa Maria uwierzył i przedstawił swoje palny.

- Czyli idziemy do sądu, tak? - powiedział później Diego. - Boję się, że ta Guardiola może nam nieco namieszać, ale i ja mam broń. Opowiem w sądzie parę fragmencików z życia Ricardo, po których na pewno nie dostanie maluchów w swoje ręce. Pan coś zmyśli o córce i sprawa będzie załatwiona.

- To, że skłamię, nic nam nie da. Potrzebujemy potwierdzenia od lekarza, że ona nie jest w stanie wychowywać dzieci.

- Więc proszę je załatwić! Chyba nie muszę pana tego uczyć?

Valeria kilkakrotnie stuknęła palcem z stół.

- Niepokoję się. Dlaczego żaden do mnie nie zadzwoni? Pedro wystraszył mnie do tego stopnia, że nie mogę się uspokoić. Mówił coś o jakimś bunkrze, poszedł to sprawdzić i od tej pory słuch po nim zaginął. A jeżeli trafili na Francisco?

- To moja wina - posmutniała Inez. - Niepotrzebnie przyniosłam ten rysunek.

- Mówiłam już pani, że nie jest niczemu winna! - powiedziała nieco ostrzej, niż zamierzała, ciotka Ricardo. - Jedynym winnym czegokolwiek jest ten nieudany radny. Wymyka się sprawiedliwości dosłownie jak jakiś śliski robak.

Na dźwięk telefonu podskoczyli wszyscy. Valeria wręcz rzuciła się do słuchawki i z bijącym mocno sercem odsłuchała wiadomości. Kiedy tylko dowiedziała się tego, co mówił jej rozmówca, przerwała połączenie, mruknąwszy tylko krótkie "Dziękuję".

- To tylko mój pracownik. Powiadomił mnie, że znalazł trop siostry Ricardo, Natalii. Uznałam, że czas powiadomić ją o tym, że jej brat żyje i co się w ogóle dzieje. To będzie cenny sprzymierzeniec na wypadek niechcianych wydarzeń.

Felipe również starał się uspokoić - nie mógł przecież postąpić z Andreą tak, jak kiedyś z Vivianą - na razie córka Gregorio była mu potrzebna. Do pewnych planów i do wyładowywania swojej żądzy seksualnej.

- Jessica de La Vega wyskoczyła przez okno - powiedział pozornie spokojnie.

- Przestań - skarciła go zmęczona kłamstwami sojusznika kobieta. - Znam cię i wiem, że kłamiesz. Możesz sobie zaprzeczać, powinniśmy sobie jednak ufać, jeżeli chcemy do czegoś dojść.

- Już doszliśmy, nie zauważyłaś? Wróciłem do swojego domu i to nie jako służący, ale jako pan. Dolores nie odważy się mnie stąd wyrzucić.

- Ona może nie, ale testament Antonio tak. Co zrobisz, jeżeli się okaże, że wszystko zapisał im?

- Podważę go. W końcu był nienormalny.

- Ale i bardzo sprytny. Kto wie, co przygotował. Z tą swoją maniakalną obsesją chronienia Luisa mógł nas wystawić do wiatru dużo wcześniej. A jeśli spisał ostatnią wolę przed chorobą?

- Wtedy jeszcze nic nie miał. A nawet jeśli, to na pewno zmienił zapisy.

- Miał, miał. Firmę. Tą samą, którą rzekomo odebrał mu Carlos. Jeżeli pozostawił ją Luisowi, a Santa Maria okaże się niewinny podczas kolejnej rozprawy, wtedy będzie to oznaczać, że twój brat kupił przedsiębiorstwo uczciwie. A skoro tak by się stało, znaczyłoby to, że przechodzi z powrotem w jego ręce. Mówię ci, jeśli istnieje testament sporządzony przed szaleństwem Antonio, a przejęcie firmy było zgodne z prawem, to Carlos otrzyma zwrot zakładu i może zrobić z nim, co zechce. Tak samo ten dom automatycznie wraca do niego.

- Cholera, masz rację. Jak jednak mamy się dowiedzieć, czy ten osioł wcześniej coś sporządził?

- Najlepiej zacząć działać od razu i uprzedzić wypadki. Dzwoń do mojego ojca.

- Po co ci Gregorio?

- Chcę się z nim pogodzić. Przecież to nasza jedyna szansa, gdyby de La Vega nas wykiwał.

- Nigdy się na to nie zgodzi! - roześmiał się Felipe. - Jesteś głupia, czy co?

- Może udaje niedostępnego, ale nadal mnie kocha. Zagramy na jego uczuciach. Powiedz tacie, żeby tutaj przyszedł jak najszybciej. Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie, możemy mieć majątek i pań Gambone i Monteverde. O ile nadal jesteś zainteresowany małżeństwem ze mną - zakończyła ze śmiechem.

- Jakim niby cudem chcesz to osiągnąć? Sama mi tłumaczyłaś, że mój braciszek może otrzymać ten dom z powrotem.

- Owszem. On go dostanie, ja się z nim pogodzę, wyjdę za niego...nie patrz tak na mnie, tylko na pewien czas. W międzyczasie powiem mojemu ojcu, że robię to tylko dla pieniędzy. Jemu to się spodoba, bo nienawidzi Carlosa. Ty też będziesz znał prawdę. Młodszy Santa Maria zapisze mi wszystko, ojciec również, jak dobrze nim pokręcę. Wtedy będziemy mieć obie posiadłości w ręce.

- My? - skrzywił się Felipe. - Chyba ty. Ja zostanę na lodzie.

- Nie, mój kochany! - podeszła i pocałowała go w usta. - Ty zostaniesz moim mężem po śmierci brata...rozumiesz?

- Nie uwierzę, że chcesz go ukatrupić! Kiedy się kochaliśmy, wymieniłaś jego imię.

- A ty Viviany! - odgryzła się Andrea. - Poza tym to tylko zwierzęce pożądanie. Zdecydowanie wolę kochać się z pieniędzmi, jakie mi zostawi, niż z nim.

- Jesteś taka sprytna! - rozjaśnił się Felipe.

Nie wiedział, że gdy tylko wyszedł po szklankę wody na dół, ta sama kobieta, która roztoczyła przed nim wspaniałą wizję, mówi do siebie:

- Ty idioto. Dzięki mojemu planowi zdobędę na nowo Carlosa Santa Marię. Tylko jego kochałam...przez cały ten czas.

Rozmyślania Eduardo przerwał dźwięk telefonu. Odebrał w swoim pokoju, od pewnego czasu i tutaj działał aparat stacjonarny.

- Pan Abreu? Tu Victor Bolivares. Proszę mi wybaczyć, że dzwonię tak bezpośrednio, ale Viviana się niepokoi. Matka Sonyi jest pod moją opieką i prosiła mnie o pomoc. Chce się dowiedzieć, czy z jej córką wszystko w porządku.

- Dobrze, że pan dzwoni. Nie, nie, nic złego się nie dzieje - uspokoił lekarza Abreu. - Dziewczyna znajduje się w szpitalu, bo urodziła dwójkę wspaniałych dzieci. Pedro mnie o tym poinformował. Potem dowiedział się, że Ricardo zachował się dość dziwnie na wieść o jakimś rysunku i pojechał go szukać. Właśnie czekam na wiadomość.

- Jak tylko się pan czegoś dowie, proszę nas powiadomić. Ona się tak denerwuje. A w którym szpitalu leży Sonya?

Viviana w tej chwili straciła oddech, ale doktor uspokoił ją ruchem ręki.

- Tak, dziękuję, rozumiem - zakończył rozmowę i poinformował narzeczoną o sytuacji.

- Zostałam babcią! - rozpromieniła się była żona Carlosa. - Pojedziesz ze mną do szpitala? Muszę zobaczyć moje wnuki.

- Jak najbardziej! Martwię się tylko o ich ojca.

- Ja też - odparła matka Sonyi. - Oby nic mu się nie stało. Wiesz, zrozumiałam, że tylko on może dać szczęście mojej córce.

Pedro Velasquez wszedł do pokoju szpitalnego tak, że nie zauważył go ani Carlos, ani Diego, którzy nadal siedzieli w kawiarni i omawiali dalsze kroki. Monica nie ruszyła się ze swojego miejsca, ciekawa rozwoju wydarzeń, toteż sala Sonyi była pusta - nie licząc oczywiście samej pacjentki.

Otworzyła oczy, wyczuwając, że ktoś znajduje się przy łóżku. Ujrzała szofera Abreu i serce jej zamarło. Był taki poważny, jakby czymś zmartwiony, nie wiedział, jak ma zacząć mówić.

- Co się stało? - spytała, pragnąc jak najszybciej poznać prawdę. - Coś z moimi dziećmi?

- Z nimi wszystko w porządku, tylko masz gościa. I nie jestem pewien, czy chcesz go przyjąć.

- Gościa? Czyżby to był mój ojciec? Znaczy się Gregorio?

To było jedyne, co przyszło jej do głowy. Któż inny nie miałby pewności, czy zostanie wysłuchany?

- Ktoś inny. Będzie lepiej, jak wejdzie sam, dobra? Najwyżej go wywalisz.

- Ale dlaczego? - nie zrozumiała Sonya.

- Bo trochę nabroił w swoim życiu.

- Chyba nieco więcej, niż trochę! - odezwał się głos kogoś, kto właśnie przekroczył próg. Trzeba dodać dla ścisłości, że najpierw wparadowały kwiaty, nieco przechylone do tyłu razem z tym, kto jest niósł - ale trudno się dziwić, bukiet był przeogromny. I składał się z samych róż.

Jakimś cudem udało się jednak wnieść wszystko do środka i ustawić na podłodze, bo nigdzie indziej nie byłoby miejsca na tak wielki zestaw. W międzyczasie dziewczyna nie odezwała się ani słowem, dopiero ciszę przerwał ten, który przyniósł kwiaty:

- Prosiłem o tysiąc róż, ale dostałem tylko tyle, musisz mi wybaczyć. - Ricardo otarł dłonią pot z czoła. Dopiero teraz zauważyła, że na dłoniach i twarzy ma ślady zdarzeń w bunkrze, o których nie miała jeszcze pojęcia.

- To może tak - odparła ponuro. - Ale nie fakt, że przyszedłeś tak późno.

- Sonyu, nawet nie wiesz, co on przeżył - wtrącił się Velasquez. - Niedawno udało nam się dorwać Francisco, leży teraz w szpitalu w oczekiwaniu na rozprawę. Próbował zabić mojego przyjaciela!

- To stąd te rany, prawda? - domyśliła się, nadal nie zmieniając głosu.

- Tak. Zanim przyszedłem, mój nędzny brat zdążył go nieźle skopać.

- A skąd wiedzieliście, że znajdziecie tego przestępcę właśnie w tym miejscu?

Pedro streścił w kilku słowach całą historię, dostrzegając kątem oka, że Rodriguez usiadł na krześle przy łóżku Sonyi, ale nie powodowała nim tylko tęsknota za bliskością przyjaciółki, ale i zwyczajne zmęczenie.

- Chwileczkę - odezwała się potem Sonya. - Rozumiem, że drogi pan Ricardo stał pod moimi drzwiami, wysłuchał wszystko, co mówiłam o wybaczeniu mu, a potem zamiast tutaj wejść poleciał gonić Francisco, czy tak?

- Chciał chronić ciebie i dzieci! Fakt, że nie powinien iść sam, ale...

- Możecie pozwolić mi się odezwać? - wtrącił się zainteresowany. - Gadacie sobie, jakby mnie tu nie było. Przyniosłem kwiaty, ledwo żyję po tym, co działo się nie tak dawno temu, sądziłem, że między nami się ułoży, ale widzę, że Sonya wcale tego nie chce. Jeżeli mi zostanie pozwolone, zobaczę jeszcze dzieci i wracam do ciotki. Nie martw się, nie będę ci przeszkadzał nigdy więcej - rzucił w stronę dziewczyny i podniósł się z krzesła.

- Nie wolno ci odejść - powiedziała cicho. - Ani mi się waż stąd wychodzić. Byłam oschła, bo mimo wszystko nie jest mi łatwo, kiedy myślę o pewnych wydarzeniach między nami. Ale wiem, że nie było w tym twojej winy. A gdy przyszliście tutaj i zobaczyłam, jak bardzo poranił cię ten bydlak...Ricardo...- wyciągnęła do niego rękę. - Podejdź tutaj, proszę.

- Po co? - spytał niezbyt przyjemnie, ale zrobił to, o co prosiła. Miał tak wiele nadziei związanych z tą wizytą, a jedyne, co napotkał, to wyrzuty i wymówki - co prawda był przyzwyczajony, że życie go nie rozpieszczało, ale z drugiej strony pamiętał, co mówiła Sonya, kiedy nie zdawała sobie sprawy, że on to słyszy. A kiedy wreszcie się zobaczyli, znów potraktowano go conajmniej niemiło.

- Ja...Naprawdę nie wiem, jak mam cię przeprosić za to wszystko...Byłam taka głupia...- przełknęła ślinę. - I tak bardzo niesprawiedliwa! Odkąd pojawiłeś się obok, zawsze mogłam na ciebie liczyć, ryzykowałeś dla mnie, nigdy nie zawiodłeś. Byłeś więcej, niż przyjacielem, byłeś moim Aniołem Stróżem. Od nikogo nie dostałam tyle, co od ciebie. Już raz zwątpiłam w naszą przyjaźń, pamiętasz? Sprawił to Conrado, ten sam, który i tym razem przyniósł nam nieszczęście. Błagam cię, nie pozwól, żeby to, co nas łączyło, umarło, odeszło, bo tego nie zniosę. Przysięgam, że już nigdy więcej...

- Ciii...Nic już nie mów, proszę - przerwał jej w połowie zdania, zrobił to jednak bardzo łagodnie i ciepło. - Bo zaraz się mi się tu rozpłaczesz - kontynuował, przyklękając przy jej łóżku i biorąc dłoń dziewczyny w swoją. - A o ile jeszcze pamiętasz, powiedziałem dawno temu, po tym, jak zranił mnie Meier, że nie lubię, kiedy to robisz. Tego samego dnia obiecaliśmy sobie wzajemnie, że będziemy trwać przy sobie, cokolwiek się stanie. Tak wiele osób, tak wiele zdarzeń sprzysięgło się przeciwko nam, a jednak jesteśmy tutaj, razem. I wiesz co? Tak pozostanie. Jeśli nadal...- urwał i zamrugał kilka razy, ale na próżno - łzy same mu pociekły po policzkach. - Jeśli nadal chcesz mnie przy swoim boku, tego wariata, po którym nie wiadomo, co mu do głowy strzeli i na dodatek obarczył cię dwójką dzieci, to w takim razie ja...Boże, jaki ze mnie debil, nawet się wysłowić nie potrafię! - zezłościł się sam na siebie.

- Idzie ci doskonale - szepnęła Sonya, wzruszona tak samo, jak on.

- Bo wiesz, mamy dzieci i w ogóle...Kiedyś mówiłaś, że mnie kochasz, to może jeszcze czujesz do mnie chociaż sympatię i ja również czuję do ciebie...Rozumiesz, o co mi chodzi, prawda? Że nie taką, jak chłopak do dziewczyny, ale jednak...miłość, Sonyu...

Ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że ledwo go usłyszała.

- To nie jest sympatia, Ricardo...To wielkie, ogromne uczucie, które zwiększa się z każdym dniem. Jesteś moim marzeniem, moim światem, moją przyszłością. Tylko nie wiem, czy myślisz tak samo, czy to, co mi powiedziałeś, znaczy, że...

Był w stanie tylko pokiwać głową.

- Tak - wykrztusił wreszcie. - To dokładnie znaczy to, co ci się wydaje, że znaczy. Wiem, że nie spełnię twoich oczekiwań i będziesz mieć męża nie do końca takiego, o jakim marzysz. Żadnej nocy poślubnej i takich tam...Ale jedno mogę ci przysiąc - nigdy nie zostaniesz sama. Ani ty, ani nasze dzieci. Będę o was dbał, choćbym miał oddać za was życie.

- Najdroższy...Nikogo lepszego od ciebie nie było i nie będzie. Nie liczy się dla mnie nic poza naszą przyjaźnią, naszym uczuciem, naszym oddaniem. I tym razem już nie popełnię tego głupstwa, którego po dziś dzień żałuję. Tym razem się nie zawaham ani przez chwilę, tym razem powiem tak. Tak, tak, tak, wyjdę za ciebie, ty mój kochany skarbie!

- Jaki tam ze mnie skarb, nawet ubrań porządnych nie mam, wszystko dostałem od mojej ciotki! - próbował żartować, żeby ukryć kolejny potok łez.

- W takim razie zaraz ci udowodnię, ile dla mnie znaczysz! - uśmiechnęła się Sonya i przysunęła bliżej przyjaciela.

Kiedy ich wargi się zetknęły, Velasquez obrócił głowę. Mimo całej swojej szorstkości i jemu samemu trudno było ukryć wzruszenie. Cieszył się też, że miał jakiś udział w pogodzeniu się tej dwójki, a nawet w ich połączeniu się - tak bardzo oryginalnym, ale mocnym, jak nic na świecie.

Ricardo nie do końca wiedział, co ma zrobić, bo przecież przyszła żona nie pociągała go jako kobieta, zdecydowanie wolał mężczyzn, sam był zaskoczony tym, co stało się pamiętnego dnia w jego chacie i do tej pory dziwił się, jakim cudem Sonya zaszła w ciążę. I to podwójną! Ani na chwilę jednak nie wątpił, że dzieci są jego.

Mimo to oddał pocałunek, chcąc chociaż w ten sposób dać Sonyi to, co powinna otrzymać od męża. Wiedział, że ona wkłada w to całą swoją miłość, on zaś uczucie, którym ją darzył - skomplikowane, a równocześnie tak piękne.

Nie zdążyli oderwać od siebie warg, tym bardziej, że przedłużała tą chwilę, jak tylko mogła, kiedy drzwi się otworzyły. Dopiero wtedy odsunęli się od siebie, równocześnie spoglądając na wejście. W progu stał nie kto inny, jak Monica Santa Maria. Było pewne, że widziała pocałunek.

Koniec odcinka 214
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:02:22 01-01-10    Temat postu:

Mimo mojego wielkiego spóźnienia jestem jednak pierwszy. Od razu powiem, że odcinek przeczytałem zaraz, gdy go wrzuciłaś. Nawet czatowałem na niego tych parę dni, przed obiecaną premierą. A mimo to nie skomentowałem od razu. Czemu? Powiem ci szczerze, że nie pamiętam co mi stanęło na drodze. Przypomnieć sobei nie mogę. Nie... nie mam tu na myśli sylwestrowej zaćmy umysłowej, bo byłem w miarę trzeźwy. Reszta chyba zalała swoje bańki mózgowe pokaźną ilością wysokoprocentowego eliksiru radości , bo cisza w temacie.

Ale wróćmy do odcinka. Uff... wreszcie, wreszcie don Conrado przegrał. Szkoda tylko, że żyje. Ależ ty jesteś litościwa dla tzw. bohaterów pozytywnych. Oj strasznie. RR jest zbyt delikatny, żeby go sprzątnąć, ale żałowanie tego człowieka uważam za antyhumanitarne . Mimo wszystko. Bo co tu żałować. To w końcu śmieć, bez wzgledu na to jaki dla RR był i co dla niego znaczył.
Ale zapomnijmy o tym. W końcu w końcu - ZIELONE ŚWIATŁO. No czas nasjwyższy mi amiga. Bo ileż można skazywać RR na niegodziwości twojego widzimisię? Gdzieś granice muszą być. Ty je w końcu zauważyłaś. Ale... ale no właśnie.. jeszcze przed odicnkiem zdradziłaś że współpraca Mr Diego and Mr Santa Maria zaowocuje pozytywnie.

Mam nadzieję, że moje nadzieje, względem Andrei i Manola już wkrotce. Co ty dla mnie szykujesz? Coś w ten deseń jak podejrzewam?
Bo po drodze nasza Andreita stroi foszki i dzinwe twarze przed Felipe, ale i tak wszyscy wiemy, że ostatnie co by zrobiła to kogś zabiła, a tym bardziej Carlosa... ale zaraz może właśnie ktoś zginie... tyle, że będzie to Felipe a pałeczkę po nim przejmie Manolo. No bo zastanówmy się. MANOLO to odpowiedni kandydat na wypełnienie próżni po wyobrażeniach A. Monteverde. O tak!!!

Pozdrawiam!

P.S. Z okazji nowego roku, życzę ci następnej dawki nowości, w tym jeszcze większego poplątania w losach RR i być może Andrei i Monola. Hehe... uparty jestem ;P.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 3:25:50 02-01-10    Temat postu:

A tak czasem bywa, że mój odcinek gdzieś tam zaginie i nikt go nie przeczyta, albo przeczyta, a nie skomentuje . Ale nie martwię się, wiem, że są tacy, na których mogę liczyć, jak choćby Ty i że komentują każdy mój odcinek - prędzej, czy później.

Czatowałeś na mój odcinek? Czy to końcówka poprzedniego Cię tak zaciekawiła, czy co? . A to, że nie skomentowałeś od razu, to naprawdę się nie przejmuj, ważne, że robisz to teraz.

Conrado przegrał, bo ileż można wygrywać, on nie jest Bogiem . Ale z drugiej strony pamiętaj, że drań ma siłę, może uciec z tego szpitala - o ile w ogóle tam dojedzie - i jeszcze namieszać naszym bohaterom. Ricardo nie chciał go zabijać, bo chłopak ma złote serce, poza tym nie jest po prostu okrutny, ale z drugiej strony załatwił Velasqueza, bo w ten sposób go nieświadomie upokorzył - tak bardzo don Conrado nim gardził, a ten mu życie daruje. Nie pogarda była celem Ricardo, ale i tak mu to nieźle wyszło, nie sądzisz?

Nie mówiłam, że zaowocuje pozytywnie, tylko, że ściągnie nieszczęście, ale nie napisałam, dla kogo .

Andrea coś zrobi. Coś szokującego. A zastanów się, co by ją teraz najbardziej zbliżyło do Carlosa. W czym oboje się zgadzają?

Dzięki za życzenia, następny odcinek już wkrótce!


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 3:27:04 02-01-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:58:32 02-01-10    Temat postu:

I znowu mnie mnóstwo ominęło -.- Po raz sto osiemdziesiąty piąty w mojej forumowej 'karierze' zabieram się za nadrabianie PiM-ka
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 1:06:51 03-01-10    Temat postu:

Jak dobrze, że wróciłaś, witaj!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:38:49 03-01-10    Temat postu:

Hej, cześć, dzień dobry (: Tak właściwie mam 10 odcinków do przeczytania, jak tylko się uporam z ocenami na półrocze, biorę się do roboty (:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:27:52 03-01-10    Temat postu:

To wcale nie tak dużo .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:06:17 04-01-10    Temat postu:

Witam w Nowym Roku Widzę, że tym razem Ślimak mnie wyprzedził w przeczytaniu i skomentowaniu odcinka Przyznam, że też zaglądałam na stronkę w czasie świątecznym z niepokoju o losy ulubieńca ale potem wciągnał mnie wir noworoczny... Ale teraz bąbelki szampana już wyparowały, więc dorzucę swoje trzy grosze

Oczywiście cieszę się, że wreszcie los się uśmiechnął dla RR i Sonyi... Czas najwyższy i najlepszy prezent mikołajkowy dla wszystkich czytelników kibicujących tej parze. Jednak ich szczęście wydaje się znowu kruche i ulotne, gdyż nadciągają czarne chmury w postaci piekielnego sojuszu wyrodnych ojczulków. Zdradziłaś, że sojusz ten przyniesie komuś nieszczęście. Komu? Obawiam się, że tym przeciw którym jest wymierzony czyli albo Ricardo albo Sonyi Choć lepiej byłoby oczywiście, gdyby tym razem na odmianę ucierpiał ktoś inny. Wydaje mi się, że czeka nas zacięta kampania oszczerstw i szkalujących kłamstw przeciw Sonyi i RR. Ciekawi mnie, po czyjej stronie opowie się w tym konflikcie Gregorio Monteverde ( z jednej strony nienawidzi Carlosa i chętnie mu zaszkodzi, poza tym ma szansę na zblizenie się do Sonyi i odebranie jej uczucia Carlosowi. Lecz z drugiej strony pogardza też Ricardo, kiedyś nawet chciał go zabić, więc pewnie nie chciałby go widzieć u boku Sonyi ) Decyzja Gregorio może przechylić szalę zwycięstwa na rzecz jednej ze stron... Kolejną wielką niewiadomą jest Natalia. Mam nadzieję, że nie da sie urobić tatusiowi i stanie po stronie dawno niewidzianego brata. Nie jest także jasne stanowisko Monici.

Jeśli chodzi o przegranego Velasqueza to zgadzam się ze Ślimakiem, że zabicie go byłoby bardziej humanitarne i lepiej służyło dobru ludzkości niż zachowanie go przy życiu. Dopóki żyje nadal stanowi zagrożenie dla RR i jego bliskich i mam nieodparte wrażenie, że pozostawiłaś go przy życiu nie bez powodu i on jeszcze odegra pewną rolę w Twojej historii i narobi wiele złego.

Uśmiałam się serdecznie z Ricardo, który zachowuje się jak zakochany sztubak i nadal jeszcze broni się przed uznaniem tego, co jest już oczywiste dla osób postronnych takich jak Pedro

Widzę, że wątek Daniela nabiera rozpędu i jego zemsta przybiera konkretny kształt w planie przypomnienia wyrodnym rodzicom o zmarłym bracie i wzbudzeniu w nich wyrzutów sumienia (tylko że jego rodzice sprawiają wrażenie tak zimnych dranii pozbawionych sumienia, że nie wiadomo, czy ich to ruszy ) i w nieco szalonym zamiarze poślubienia Gracieli Gambone . Kto wie może w tym szaleństwie jest metoda... Myślę, że akurat zemsta na Gracieli uda się mu bez problemu, gdyż ta głupia dziewucha desperacko szuka męża a ponieważ Eduardo Abreu nadal żyjący wspomnieniami o Monice raczej okaże się odporny się na jej zaloty, Graciela przyjmie oświadczyny Daniela jako nieoczekiwany uśmiech losu i być może nawet się w nim zakocha . Na pewno będzie ciekawie, zwłaszcza że do planu zemsty Daniela ma zostać wciągnięta także Sonya . Coś mi się wydaje, że Daniel nieszczęśliwie zakocha się w Sonyi i będzie próbował ją rozdzielić z RR, a RR być może szlachetnie usunie się na bok tkwiąc w swoim błędnym przekonaniu, że Daniel jest lepszą partią dla jego ukochanej . Nie wiemy, czy RR zarzucił swój niedorzeczny plan zostawienia Sonyi i dzieci, jak będą już bezpieczne rzekomo dla ich dobra . Ale wierzę, że w końcu przejrzy na oczy, że tylko on może dać szczęście Sonyi. Być może zimny prysznic w postaci Daniela jest RR potrzebny, żeby zrozumiał, jaką miłością naprawdę darzy Sonyę


W sprawie testamentu de la Vegi obstawiam, że Antonio już wcześniej zapisał Luisowi firmę, która jednak może stać się własnością Carlosa, jeśli dowiedzione zostanie legalne przejęcie przez niego firmy. A ewentualny pożniejszy testament może zostać uznany za nieważny ze wzgledu na chorobę psychiczną. Hieny czyhające na spadek czyli panie Gambone, Andrea i Felipe tak łatwo nie dadzą za wygraną i będą wyrywać sobie ochłapy, toteż pewnie równolegle do brudnej walki sądowej o dzieci będzie toczyć się równie brudna walka o majątek de la Vegi, w której wszystkie chwyty są dozwolone...Szokujący czyn Andrei na pewno będzie miał cos wspólnego z jej obsesyjną chęcią odzyskania Carlosa, więc albo pomoże mu oczyścić się z zarzutu i przejąć majątek de la Vegi , pogrążając Felipe (najprawdopodniej rzeczywistego mordercę Jessici) albo, co gorsza, poprze go w walce o dzieci. Ta nędzna intrygantka jest zdolna do wszystkiego, żeby przypodobać się Carlosikowi, posunęłaby się nawet do zosrganizowania ucieczki Franciska ze szpitala, aby móc liczyć na pomoc tego bandyty w usunięciu z drogi RR Niestety tym razem Carlos i Andrea zgadzają się co do RR i ta jędza na pewno to wykorzysta, aby się do niego zblizyć. Jednak jej plan ma wiele słabych punktów. Po piewsze tak łatwo nie pozbędzie się Monici obecnie już prawowitej żony Carlosa Po drugie, Gregorio Monteverde tak łatwo nie da się przebłagać, jego ojcowskie uczucia wobec niej nigdy nie były zbyt głębokie i przy zdrowych zmysłach nigdy nie zapisze jej całego majątku kosztem ukochanego Raula i (być może) drugiej córki Sonyi. Po trzecie, Andrea chyba nie docenia Felipe, który jest niebezpiecznym przeciwnikiem, też ma swoje własne, nieznane jej plany, nadal wzdycha do Viviany i nie pozwoli, żeby bogactwo przezło mu koło nosa. Ale kombinacje Andrei i knowania Felipe mogą zburzyć ich tymczasowy układ i albo ta dwójka pozabija się nawzajem albo Pani Monteverde zostanie zdana na łaskę i niełaskę Gregorio, który planuje dla niej "świetlaną" przyszłość z Manolito Przyznaję rację Ślimakowi, że Manolo to chyba najbardziej odpowiedni dla niej kandydat, mogliby sobie żyć razem długo i NIEszczęsliwie związani ze sobą niezrozerwalnie miłością do pieniędzy Gregorio nienawidząc się, folgujac swoim żadzom, zdradzając się i bijąc

Z utęsknieniem czekam na kolejny odcineczek, który pewnie przyniesie odpowiedzi na niektóre pytania lecz postawi nowe znaki zapytania i otwarte kwestie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 17:55:17 04-01-10    Temat postu:

No właśnie. Niestety Velasquez nie został zabity tylko dlatego, aby mógł wrocić. Jakby bez niego było mało problemów .
Cieszę się, że nie jestem odosbniony w mojej wizji połączenia Andrei i Manola. POŁĄCZYĆ ICH I TO ZARAZ!!

Pozdrawiam! :
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:32:51 06-01-10    Temat postu:

Jestem, jestem, jestem, co prawda tydzień po emisji i nawet porządnego usprawiedliwienia nie mam, ale mam nadzieje, że mi wybaczysz
Piękny odcinek(chyba robię się nudna ), cieszę się, ze wreszcie Ricardo i Sonya są szczęśliwi... martwię się za to o Daniela i realizację jego gambonowatego planu I również, podobnie jak alicja z krainy czarów, odnoszę wrażenie, że chłopak może się w Sonyi zakochać, a ona w nim. W końcu to brat Julio, podobieństwa między nimi są na pewno, poza tym oboje młodzi, oboje tak bardzo kochali Julio...
Bo wydaje mi się, że Ricardo mimo wszystko ma w sobie jeszcze resztki uczucia do Velasqueza.
Wątek główny zaczyna mi na poważnie brzydnąć Carlosa już od dawna nie lubie, Andrei też... chyba też zacznę już naprawdę traktować S i R jako protków

Co do Rosy - tak, bardzo jej współczuję.


Ostatnio zmieniony przez Lilijka dnia 13:39:20 06-01-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 2:57:56 11-01-10    Temat postu:

alicja z krainy czarów - Witam w Nowym Roku również . Cieszę się, że nadal czytasz moje wypocinki. Mam nadzieję, że nie będzie już takich przerw, bo ostatnio mimo obietnicy daję dosyć rzadko moje epizody, a tego nie lubię ;D.

Los się uśmiechnął, to prawda i teraz Ricardo i Sonya mają wreszcie szansę pobyć ze sobą, ponaprawiać to, co się między mimi zepsuło (tak swoją drogą, to winą Rodrigueza chyba jest tylko fakt, że tak się zdenerwował, kiedy Sonya za pierwszym razem odmówiła wyjścia za niego, cała reszta nie jest jego winą. Inna sprawa, co to zdarzenie za sobą pociągnęło). Mają dzieci i wszystko powinno się ułożyć - poza faktem, że jak zwykle wiszą nad nimi ciemne chmury w postaci wyrodnych ojczulków, jak to ładnie nazwałaś . Jednakże teraz Carlos i Diego będą mieć do czynienia nie z kimś, kto nie skrzywdzi nawet muchy, ale z kimś mocnym i potrafiącym walczyć o swoje. Ricardo ma nadal dobre serce, ale też przekonał się, że nie może, niestety, wszystkim tego serca oddawać, bo tylko traci. Poza tym ma przy sobie Sonyę i dzieci, te właśnie dzieci, których nigdy się nie spodziewał. Dziewczyny zresztą też nie .

Fakt, Gregorio może teraz zadecydować o losie całej sprawy - jeżeli w ogóle się do niej wtrąci. W jednym masz rację - dzieci staną się naprawdę ważnym elementem całości i wiele będzie zależeć od tego, czy nasza para ma w sobie aż tyle sił, żeby się temu wszystkiemu przeciwstawić. A Natalia, to chyba akurat łatwo zgadnać . Przypomnij sobie jej zachowanie, kiedy dowiedziała się, że ma brata.

Monica wypowie się już dzisiaj .

Velasquez jest mi jeszcze potrzebny. Powinęła mu się noga, ale to zbyt ważna postać, żeby go po prostu zabijać. Wiem, że najlepiej by było się go pozbyć, bo wtedy już by nie zagrażał bohaterom, ale do kary śmierci jeszcze mu daleko, nie miał rozprawy, a zanim to nastąpi, może się jeszcze wiele wydarzyć . Czym właśnie potwierdzam jedno Twoje zdanie ;D.

Ricardo się wstydzi, bo przecież nigdy nie był w podobnej sytuacji - może przy okazji tej sprawy z Nestorem, ale to było dawno temu. I nie za bardzo przywykł do takiego uwielbienia .

Daniel ma plan, ale w sumie wiele on nie zdziała przy kimś takim, jak rodzice. Oni nie mają uczuć w stosunku do swojego zmarłego syna. Chyba, że wykorzysta pewną broń, którą ma w ręku...Graciela leci na wszystko, co ma pieniądze, to fakt, ale czy aby na pewno ktoś nie przeszkodzi Danielowi w tym wszystkim? A jeżeli chodzi o jego spotkanie z Sonyą, to do niego z pewnością dojdzie, czy jednak nawet gdyby się w niej zakochał, uda mu się doprowadzić do związku, skoro dziewczyna już planuje ślub z ukochanym? Z tego, co widzę, przypuszczasz, że jeżeli tak się stanie, a Ricardo zobaczy, co się dzieje, to usunie się w cień i niejako odda Sonyę Danielowi? Ona też musiałaby kochać syna Ramirezów. A to nie będzie takie proste ;D. Tym bardziej, że skoro Velasquez jest praktycznie w więzieniu, odejście Rodrigueza nie jest już konieczne. Co więc z tego wynika? . Walka o Sonyę pomiędzy Ricardo, a Danielem? Wszystko zależy od uczuć Sonyi ;D.

Możesz mieć całkowitą rację w stosunku do testamentu de La Vegi. Biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo kochał Luisa, możliwe jest, że wszystko mu zapisał. A skoro potem cierpial na chorobę psychiczną, ewentualny późniejszy zapis łatwo podważyć. Konsekwencje takiego obrotu sprawy mogą być bardzo ciekawe - Luis jedynym spadkobiercą, cała ekipa z domu Gambone musi się wynieść, Andrea znowu nie ma się gdzie podziać razem z Felipe, to samo z Dolores i z Gracielą...Ja tylko napiszę, że w tej historii nie jedynie Antonio mógł coś komuś zapisać .

Brawo! Zauważyłaś pewien istotny fakt - Carlos i Andrea w czymś się zgadzają, a ona chce do niego wrócić. To naprawdę może być pomost do ich pogodzenia się. Monica istotnie nie da sobie dmuchać w kaszę, a jej zaś zagraża Pablo Martinez, który wystarczy, że szepnie słówko, a już przestanie być dumną panią Santa Maria. Plan Andrei może się po prostu udać, a wtedy to ona będzie górą i zacznie się mścić na tych, co jej do tej pory zaszkodzili.

Lilijka - Jasne, że Ci wybaczę . Wcale nie jesteś nudna . Jak już wcześniej zauważono, szczęście może być ulotne, tym bardziej, że teraz są niby mocni, bo są razem, a z drugiej strony podwójnie słabi - ich słabymi punktami są oni sami wzajemnie i ich dzieci.

Daniel i Sonya...Mam pytanie - co musiałby zrobić Ricardo, żeby Sonya przestała go kochać i zwróciła uwagę na syna Ramirezów?

Na resztę pytań odpowiem w kolejnych odcinkach .

Zapraszam na odcinek 215...

-----------------------------------------------------------------

Odcinek 215

Oczekiwanie na reakcję Monici nie trwało długo, zaledwie kilka sekund. To ona przerwała ciszę krótkim stwierdzeniem:

- Dobrze, że was widzę razem, bo chciałam z wami porozmawiać. Cieszę się też, że znajduję pana Rodrigueza w dobrym zdrowiu, bo to on będzie główną postacią mojej sprawy do was.

Zbliżyła się do łóżka Sonyi i stanęła nad nim. Nie dane jej było jednak wypowiedzieć tego, co chciała, bo ktoś wszedł jej w zdanie:

- Jeżeli chodzi o związek Ricardo i mój, to nie zamierzam z niego rezygnować! - córka Carlosa przeszła od razu do akcji. - A już tym bardziej nie pozwolę komukolwiek się do niego wtrącać, bo wszyscy wiemy, jak to się kończy!

- Spokojnie, spokojnie! - podniosła ręce kobieta. - Mam pokojowe zamiary. Wiem, że się kochacie - to znaczy ty jego, chociaż nie zaprzeczam istnieniu jakiegoś silnego uczucia również i w drugą stronę - i zbrodnią byłoby was rozdzielać. Ale Carlos jest przeciwko wam.

- Wiem - odparła Sonya. - Ojciec już wie, że się nie poddam. Nie zna tylko ostatnich doniesień - mój przyjaciel przed chwilą mi się oświadczył.

- Gratuluję - odrzekła Monica bez śladu wrogości, czy kpiny w głosie. Prawdziwe uczucia odsłoni później. - On jednak nie zamierza pozostawić tego samemu sobie i z całą pewnością będzie wam uprzykrzał życie na tyle, na ile zdoła. Mam jednak dla was propozycję - kontynuujcie wasz romans, proszę bardzo. Dajcie mu jednak coś, co go przekupi, co każe zapomnieć o wstydzie - jak on określa waszą znajomość.

- Jakże zmienny jest ten człowiek - westchnął Ricardo, przysłuchujący się do tej pory rozmowie. - Nie tak dawno obiecywał mi wszelką pomoc, kiedy broniłem Sonyę przed jego znajomkami z więzienia.

- To nie byli jego koledzy! - zaprotestowała dziewczyna, ale przyznała rację narzeczonemu: - To prawda, ojciec wciąż nie może się zdecydować, po czyjej stronie stoi. Wspominałaś jednak o czymś, co go może przekonać, żeby odpuścił - co to takiego?

- Wasze dzieci.

Zapadło milczenie, pełne gniewu i zaskoczenia.

- Nie patrzcie tak na mnie! - przerwała ciszę Monica. - Jeżeli to on zajmie się nimi, wam da spokój. Wyjedziecie sobie z kraju, albo nawet zostaniecie tutaj, ale zamieszkacie w jakimś innym miejscu i możecie żyć tak, jak sobie tego życzycie. Wystarczy tylko pozwolić mu na opiekę nad maluchami.

- Nie - powiedział stanowczo Ricardo. - Nigdy nikomu nie oddam moich dzieci. Zamierzam je wychować razem z moją żoną.

Wstał, objął Sonyę i spojrzał twardo w oczy żony Carlosa.

- A jeżeli przyszła tu pani z polecenia mojego przyszłego teścia, proszę mu powiedzieć, żeby się wypchał. Sorry, Sonyu, - obrócił się do przyjaciółki - że tak o nim mówię, ale ja się bardzo zmieniłem od czasu, kiedy siedziałem w celi Edgara. Już nie jestem tym samym człowiekiem, który dawał sobą pomiatać. Może dla niektórych ta zmiana nie będzie zbyt miła, albo uznają mnie nawet za potwora, czy kogo tam jeszcze sobie wymarzą, ale nic mnie to nie obchodzi. Będę walczył o ciebie i o nasze potomstwo.

- Widzę, że pieniędze ciotki dodały panu pewności! - zacisnęła zęby Monica, wściekła, że jej plan się nie udał. Sądziła, że pójdzie jej łatwo z tym...odmieńcem, tym bardziej, że przecież miał kłopoty umysłowe, a trafiła na znającego swoją wartość i siłę mężczyznę.

- To nie ma nic do rzeczy! - odparł Rodriguez. - Valeria Guardiola wiele mi pomogła, ale nawet bez jej fortuny nie pozwoliłbym skrzywdzić dzieci. Rozdzielenie z matką to największa krzywda, jaką można im wyrządzić.

- Nie wiecie, do czego zdolny jest mój mąż! - nie rezygnowała kobieta.

- Do czegokolwiek by nie był, będziemy stać przy sobie murem! - odezwała się Sonya, nadal trzymając rękę Ricardo. - Wreszcie jesteśmy razem i nasz ślub stanie się niedługo faktem. Stworzymy rodzinę, czy to się komukolwiek podoba, czy nie. To my wychowamy Pedro i Catalinę, nie ich dziadek!

Velasquez uśmiechnął się nieznacznie, orientując się doskonale, po kim ma dostać imię syn jego przyjaciela.

- To się jeszcze okaże! - rozległ się czyjś nieprzyjemny głos z progu. - Skoro chcecie wojny, będziecie ją mieli, zaznaczam tylko, że nie zamierzamy przebierać w środkach! Moje wnuczęta nie będą się uczyć zachowania od takich rodziców, jak wy! Popatrzcie na siebie - ona ledwo stała się dorosła, przynajmniej wiekowo, bo umysłowo daleko jej do dojrzałości, a on...lepiej nie mówić! I co wy chcecie przekazać dzieciom? Jak kraść, żebrać, kłamać, mordować i być zboczeńcem?

- Skończyłeś? - spytał spokojnie Ricardo, ani trochę nie okazując strachu przed ojcem. - Nie masz nic nowego do powiedzenia, ciągle te same zarzuty. Znudziły mi się wieki temu.

- Zobaczymy, czy będziesz taki mądry, kiedy spotkamy się w sądzie! - odezwał się nagle stojący za Diego Carlos. - Jesteś bezczelny! Uwiodłeś moją córkę, pragnąc zdobyć jej majątek, a teraz wszelkimi siłami dążysz do odseparowania jej od rodziny. Nie uda ci się to, zapewniam!

- Gdyby nie ja, już dawno by nie żyła! - odparł hardo Rodriguez. - I dobrze pan o tym wie, sam mi zresztą kiedyś dziękował za opiekę nad nią! Ale łatwo jest zapomnieć, prawda? Kimże ja jestem, jakimś wyrzutkiem, który ośmielił się spojrzeć na Sonyę, dziedziczkę fortuny, czyż nie? Przypominam, że ja też mam pieniędze i guzik mnie obchodzą pańskie!

- One nie są twoje, tylko ciotki! - odpalił Diego. - Boisz się, że w pewnej chwili stracisz jej poparcie i zostaniesz na lodzie.

- Nie stracę, bo ona mnie kocha i poprze we wszystkim! A żeby zadać kłam twoim oskarżeniom, informuję cię, że ciocia niedawno otworzyła konto na moje nazwisko, do którego mam dostęp tylko ja. Wpłaciła tam taką sumę pieniędzy, że aż mi się w głowie zakręciło. Jestem bogaty i nie wyjeżdżaj mi tu, że obawiam się, iż każe mi to oddać - nie bądź śmieszniejszy, niż jesteś, ojcze!

- Masz forsę? - nie dało się ukryć, starszemu Rodriguezowi zaświeciły się oczy. - Ile?

- Tą informacją podzielę się tylko z Sonyą. Teraz, kiedy jestem z nią i uzyskałem jej wybaczenie, niczego się już nie boję. Nie pokonał mnie Meier, nasłany przez takiego milionera, jak Monteverde, nie pokonacie i wy!

- To właśnie Gregorio chciał cię zabić? - wtrącił się Pedro. - Co za bydlę!

- W tym jednym go popieram! - rzucił Carlos. - Szkoda, że wynajęty przez niego bandyta...

- Zamilcz wreszcie! - krzyknęła Sonya. - Jesteście jak stado wron, czekające, gdzie dziobnąć. Ale ani ty, ojcze, ani twoja żonka, a już tym bardziej pan, panie Diego, nie zniszczycie przyjaźni i miłości mojej i Ricardo!

- Zobaczymy, co powiesz, kiedy odbierzemy wam dzieci! - nie wytrzymał już Santa Maria. - W sądzie przekonamy się, ile jest wart ten śmieszny związek. Przez twój upór, córeczko, ani ten drań, ani ty nie zobaczycie więcej maleństw na oczy.

- Chcesz mnie również pozbawić praw, tato? Dobrze, próbuj! Zaręczam ci, że udowodnimy, że świetnie nadajemy się na rodziców. Widzę, że jedyną osobą z rodziny, na którą mogę liczyć, jest moja matka. Szkoda, że nie mam z nią kontaktu.

- Viviana? - zdziwił się Carlos. - Od kiedy to ona gra tą dobrą?

- Zmieniła się i to bardzo. Błogosławi moją znajomość, a prawdopodobnie i małżeństwo, jeśli się tylko o tym dowie. Kto by pomyślał, prawda?

- Masz rację, córeczko! - do sali weszła kolejna osoba, była żona Carlosa, z Victorem Bolivaresem u boku. - Ja i mój przyszły mąż pomożemy ci we wszystkim.

- Przyszły mąż? - brat Felipe prawie udławił się tym zdaniem. - Mój Boże, czy to prawda? - zwrócił się do przyjaciela.

- A niby dlaczego nie? - zdumiał się lekarz. - Kocham ją, ona mnie, będziemy mieć dziecko, naturalną więc koleją rzeczy jest nasz ślub. Tak samo zresztą, jak tych dwojga - wskazał na Sonyę i Rodrigueza.

- Jeżeli macie ochotę mówić mi, co mam zrobić z własną córką, to...

- To również moja córka! - przerwała mu Viviana. - Nie zapominaj o tym. Tym razem to ja jej pomogę.

Podeszła do oniemiałego ze zdziwienia Ricardo i wysunęła rękę na powitanie:

- Miło mi spotkać pana ponownie. Przykro mi, że tyle pan wycierpiał i to między innymi przeze mnie, ale obiecuję wynagrodzić chociaż część tego wszystkiego. Być może ci ludzie tutaj, zarówno pański ojciec, jak i rodzic pana narzeczonej dużo mówią, ale oni są jak psy - tylko szczekają, nie gryzą.

Wspomniani mężczyźni obrzucili złym spojrzeniem kobietę i wyszli razem z Monicą bez słowa. W sali zostali jedynie Pedro, Viviana z doktorem i przyszła para nowożeńców. Obie strony miały sobie bardzo dużo do powiedzenia...

Adrian podniósł głowę, nie do końca zdając sobie sprawę, gdzie jest. Przez kilka chwil wydawało mu się, że trzymał głowę na kolanach matki, ale już za parę sekund obudził się całkowicie, dotarło bowiem do niego, że nie ma nikogo - poza leżącym właśnie w łóżku Christkiem. A jeśli chłopak umarł podczas, gdy Adrian sobie smacznie spał? Przerażony zamrugał kilkakrotnie, tylko po to, by przerazić się jeszcze bardziej, kiedy zobaczył przed sobą postać lekarza.

- Spokojnie! - podniósł rękę doktor, szeptem nakazując ciszę. - Nie obudź naszego małego przyjaciela! Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że mamy pieniądze na leczenie! Zaraz podamy mu środki na wzmocnienie i jeszcze kilka innych, a potem rozpoczniemy przygotowania do kuracji.

- Macie pieniądze? - odparł równie cicho dziesięciolatek. - Skąd?

- Od pewnej pani, nazywa się Valeria Guardiola, jej prawnik właśnie powiadomił nas, że wykonano przelew w trybie natychmiastowym. Dostlaiśmy ogromną sumę, wystarczy na pokrycie kosztów leczenia i jeszcze trochę.

- Kim ona jest? - spytał Adrian, czując, że łzy napływają mu do oczu.

- Bardzo ważną osobą w tym mieście, żeby nie powiedzieć państwie. Nie martw się, z jej wsparciem na pewno uda się uratować twojego Christiana.

- Niech jej pan podziękuje, bardzo! - poprosił chłopiec, nie mogąc już się powstrzymać. Zerwał się, podbiegł do okna i tam dał upust ogromnemu uczuciu ulgi, jakie go opanowało.

Kiedy już się uspokoił, podszedł z powrotem do posłania siedmiolatka, spojrzał na niego i powiedział:

- Śpij spokojnie, a kiedy się obudzisz, przekażę ci dobrą nowinę. Będziesz żył, stary, będziesz żył! Szkoda, że Sergio tego nie widzi...

Gera dobrze wiedział, co się dzieje, bo przecież był przy Valerii, kiedy ta wydawała polecenia. I tak samo, jak ona podskoczył na dźwięk dzwonka do drzwi. Za kilka chwil do pokoju wszedł Enrique z informacją:

- Ktoś do pani. To jakaś kobieta z narzeczonym, o ile zdążyłem się zorientować i pani siostrzeniec.

- Wpuść ich natychmiast! - nakazała Guardiola, której w tej samej chwili spadł ogromny kamień z serca. Przynajmniej wie, że Ricardo żyje - ale kim są pozostali ludzie?

Jedyne, co pozostało Luisowi, to tulić się do Sandry i wypłakiwać wszystko, co nagromadziło mu się w duszy. Tak bardzo cierpiał, obwiniał się o wszystko, w ciagu kilku miesięcy stracił ojca, brata, który nigdy nim nie był i złudzenia o własnej rodzinie. Dowiedział się, że to Carlos i Jessica byli jego prawdziwymi rodzicami, poznał kobietę o oszpeconej twarzy, którą potem zamordowano - to stanowczo zbyt wiele jak dla tak małego dziecka. Może i miał w sobie mądrość i odwagę, ale i tak czara się przelała - to więcej, niż nawet dorosły może znieść.

- Cicho, cicho, mój synku, niedługo wrócimy do naszego domu, nikt nas już więcej nie rozdzieli. Zostaliśmy tylko my dwoje, musimy się wspierać, prawda? Załatwię, co będzie trzeba i zabiorę cię stąd, dobrze?

- Mamo...Jesteś dla mnie taka dobra...Powinienem ci się jakoś odwdzięczyć...Jedyna się mną interesujesz, Carlos Santa Maria, mój prawdziwy ojciec, zostawił mnie na pastwę losu.

- Carlos? - zdumiała się kobieta. - Nie rozumiem? Ten człowiek jest twoim...

- Tak, mamo. Najpierw ukradł firmę Antonio, a potem pozwolił mi siedzieć w sierocińcu, zamiast interesować się własnym synem. A może nawet zabił moją mamę, Jessicę de La Vega...Jak tylko dowiem się, co z Christianem, zajmę się zemstą.

Możnaby puścić mimo uszu takie słowa w ustach chłopaka, gdyby nie fakt, że jego oczy stały się zimne i puste. Trwało to kilka chwil, ale wystarczająco zmroziło serce wdowy po Hectorze Perez.

Felipe miał szczęście, nie natknął się bowiem na żadną z żab, jak równo określał dotychczasowe właścicielki tego domu i mógł wypić szklankę wody, po którą tutaj przyszedł. Rozkoszował się bąbelkami płynącymi mu w gardle - nie korzystał z niesmacznego według niego zwykłego daru życia, a ze swojej ukochanej wody mineralnej. Spojrzał z czułością na butelkę, na moment zapominając, że miał dzwonić do Gregorio Monteverde i sięgnął po przedmiot, by nalać sobie drugą porcję.

Miał już w ustach ten cudowny smak, kiedy do pomieszczenia weszła Graciela. Jej celem było dokładnie to samo, co brata Carlosa, również chciała ugasić pragnienie, tyle, że mlekiem. Ciąża powoduje u kobiet bardzo różne zachcianki o różnych porach dnia i nocy. Nie było bym w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że paradowała po domu prawie naga, w samych tylko majtkach i biustonoszu.

- O rany boskie! - Felipe zakrztusił się do tego stopnia, że musiał wypluć swoje orzeźwienie - zrobił to zresztą wprost na córkę Dolores.

- Co pan sobie wyobraża?! - ta zbeształa go natychmiast. - Jak pan śmie na mnie pluć?!

- Odkąd to takie małolaty jak ty chodzą w takim stroju?! - starał się odzyskać równowagę. Sam nie wiedział, czemu tak się zirytował - co go w końcu obchodzi moralność Gracieli, nie jest przecież jej ojcem.

- Nie jestem już małolatą, ty chamie! - odparła mu równie energicznie, podchodząc bliżej. - Wiem, że jest pan starym dziadem, ale żeby aż tak nie mieć kultury, to już przesada!

- Ja ci pokażę starego dziada! - zagotował się wyzwany. Co jak co, ale na to jedno nie może pozwolić - ma dopiero trzydzieści osiem lat i nikt nie będzie go traktował w ten sposób! Rozzłoszczony nachylił się ku dziewczynie, gwałtownie przyciągnął do siebie i pocałował w same usta, nie pozwalając się jej wyrwać. Inna sprawa, że wcale się nie broniła.

- Co tu się dzieje?! - czyjś nagły wrzask sprawił, że oboje wręcz podskoczyli. - Moja córka i ten intruz?!

Gregorio Monteverde zaczynał czuć się szczęśliwy. Odzyskał syna, miał u boku kobietę, która o niego dbała i być może kiedyś oboje postanowią związać się bliżej, na dodatek udało mu się zemścić na córce. Czegóż jeszcze można chcieć od losu? Być może dobrze by było mieć w pobliżu i Sonyę, ale ją mężczyzna uznał już dawno za straconą. Zapatrzona najpierw w Carlosa, a potem w tego swojego geja na nic była przydatna prawdziwemu ojcu. Owszem, urażona duma co jakiś czas dawała znać o sobie, ale tłumił ją, zajmując się innymi sprawami. Na dodatek był świadkiem upadku Santa Marii, który może chodził w tej chwili wolno, ale miedługo nastąpi kolejna rozprawa, która na zawsze wsadzi go do więzienia. Wszystko układało się po myśli senora rodu.

Do pokoju wszedł Raul, spełniając obietnicę daną Maribel. Kobieta dreptała z boku, niby była tutaj mile widziana, ale przychodzili z niemałą sprawą, poza tym obawiała się trochę tego dziwnego człowieka, który potrafił jedno dziecko umiłować, a drugie zniszczyć. Jak postąpi w jej wypadku, kiedy nie łączyły ich żadne więzy krwi?

- Ojcze - rozpoczął syn. - Mamy do ciebie z Maribel ogromną prośbę. Najpierw jednak muszę cię uprzedzić - chodzi tutaj o sprawy związane z Carlosem Santa Maria.

- Jeżeli macie zamiar mnie przekonać, żebym w jakiś sposób pomógł mu w sądzie, to dajcie sobie spokój. Nie wiem, czemu was to tak nagle zainteresowało, ale...

- Nie, nie, tato! - zaprotestował syn, siadając razem z dziewczyną na fotelach w gabinecie ojca. - To będzie z nim związane tylko pośrednio. Pamiętasz może sytuację na jego ślubie, kiedy to ktoś strzelał do panny młodej?

- Coś słyszałem, ale wiesz dobrze, gdzie wtedy byłem. Na nieszczęście kula nie trafiła nikogo - a mogła nieco zboczyć i zabić tego drania.

- Daj spokój tej nieuzasadnionej nienawiści i posłuchaj mnie. Tu nie chodzi o niego, a o jego żonę. Wiemy, kto chciał ją zastrzelić.

- A to ciekawe. - Monteverde pochylił się do przodu i spojrzał w oczy Raula. - Ale nie rozumiem, co mnie to obchodzi, od dziś plotkujemy, czy jak?

- Nie żartuj, ojcze, sprawa jest poważna. Monica Abreu, teraz już Santa Maria, ma mroczną przeszłość. Wykorzystuje facetów, a potem ich porzuca, tak samo zrobiła z bratem Maribel, z Gustavo.

- Gustavo, Gustavo...Coś mi mówi to imię...- zastanowił się Gregorio.

- Bo to ten sam, który uciekł z Carlosem z więzienia. Biedak związał się kiedyś z Monicą, a potem gorzko tetgo żałował. Siostra ostrzegała go wielokrotnie, ale jej nie słuchał. Kiedy się rozstał z Monicą, bardzo cierpiał. Ta wyjechała, zabawiać się dalej, a on całkowicie popadł w kłopoty. Nigdy nie był idealny, ale to na pewno go dobiło.

Cóż za wybielanie Gustavo! Jednakże Raul nie zamierzał wdawać się w nieistotne szczegóły, chciał tylko pomóc Maribel. Była przecież jego...przyjaciółką.

- dzi**a - stwierdził sucho Monteverde. - Zupełnie, jak Andrea.

- Nie wspominaj jej! - Raul nieświadomie podniósł głos, dziwnie poruszony tym, jak ojciec nazwał jego byłą żonę. - Wróćmy do tego, co nas tu przywiodło. Otóż Maribel nie mogła znieść tego, co wyczynia Monica i puściły jej nerwy. W dniu ślubu przyszłej pani Santa Maria wzięła broń i poszła do urzędu.

- Wystarczy - przerwał im Gregorio. - Już wiem, co chcesz mi powiedzieć. To twoja wybranka nacisnęła spust w kierunku Monici. Tylko co ja mam do tego?

- Policja może się zorientować, że to byłam ja - odezwała się po raz pierwszy Maribel. - Byłam pewna, że ją uśmiercę i wykrzyczałam imię Gustavo przy oddawaniu strzału.

- Zachowałaś się nierozsądnie - odrzekł na to mężczyzna, zachowując nadal obiecujący spokój. - To, co chciałaś zrobić, było godne pochwały, broniłaś bowiem swojej rodziny. Nie martw się, skoro mój syn darzy cię zaufaniem, ja też. Nie jesteś taka, jak moja przeklęta córka. Pomogę ci, możesz na mnie liczyć w tej sprawie!

- Dziękuję panu! Bardzo, bardzo dziękuję!

- Zobaczę też, co da się zrobić z twoim bratem. Z trzech powodów - raz, że w końcu być może będziesz należeć do rodziny, dwa, zajmowałaś się wiernie Raulem, trzy, jeżeli Monica będzie miała kłopoty, Carlos pośrednio też. A nic nie może mnie bardziej ucieszyć.

Pedro Velasquez z przejęciem opowiadał swojemu szefowi o dzieciach Ricardo. Zdążył je zobaczyć, zanim opuścił szpital i teraz mówił o tym, co zdarzyło się w sali Sonyi.

- Teraz już mu się życie ułoży, jestem tego pewien! Ma po swojej stronie ciotkę, dziewczynę, jej matkę i doktora, mnie, a nawet pewnie i siostrę, bo spodziewam się, że niedługo poznam i Natalię. I oczywiście pana, bo to dzięki panu w ogóle udało im się ponownie spotkać. Tak samo te maleństwa, przecież Sonya by je straciła, gdyby nie zapobiegł pan niecnemu planu jej wujka. To ten podlec, Felipe, naopowiadał jej, że Ricardo umarł i dostała ataku. Dobrze, że Bóg nad nim czuwa. Tyle nieszczęść na niego spadło, a on nadal...

Szofer urwał i przez kilka sekund wpatrywał się w twarz Eduardo.

- Szefie? - spytał niepewnie. - Słucha mnie pan w ogóle?

- Tak, tak, przepraszam...- odpowiedział nie do końca przytomnie Abreu. - Zamyśliłem się nad czymś, nic mi nie jest. Masz rację, to dobry człowiek. Nie wiesz może, co planuje w związku z przyszłością? Bo chyba nie ślub z matką dzieci?

- Namawiam go do tego, ale on się broni tym, co zwykle - roześmiał się Pedro, po części z ulgi. Nieźle się przed chwilą przestraszył. - Sonya niebawem wyjdzie ze szpitala, czy zamierza ją pan tutaj przyjąć, czy też wyprowadzi się do Guardioli?

- Nie mogę decydować ani za nią, ani za ciotkę Ricardo, czy za niego samego - odpowiedział zmęczonym głosem Abreu. - Zobaczymy, co zdecyduje ta mała rodzina.

- Nie będzie pan żałował, że odejdą z pana życia?

- Pedro, Pedro...Zawsze byłem samotny, teraz co prawda mam Allie, ale ona praktycznie nie spędza czasu w domu, Monica wzięła ślub z Carlosem i chyba kupią mieszkanie, jestem przyzwyczajony do takiego obrotu spraw. Mieszkałem tutaj z don Conrado, teraz ty jesteś moim pracownikiem i to mi wystarcza. Cieszę się, że im pomogłem i tyle, nie mogę patronować im przez cały czas.

- A może znalazłby pan sobie jakąś kobietę?

- Mam czterdzieści cztery lata i nie zamierzam się żenić.

- Ricardo ma czterdzieści pięć! - burknął Velasquez. - Ja zresztą też.

- O widzisz, to może razem kogoś poszukamy? - uśmiechnął się smutno Eduardo. - Możesz odejść, chciałbym się położyć.

Pedro obrzucił badawczym spojrzeniem właściciela rezydencji, ale wyszedł. Abreu wstał, podszedł do szafki przy biurku i coś z niej wyjął. Były to dokumenty, kilkanaście kartek. Spojrzał na nie, po czym z powrotem wsadził do środka i zamknął mebel.

- Mam szukać kobiety - powtórzył. - To nie dla mnie. Muszę jeszcze pomóc wspomnianej przez niego parze w utrzymaniu dzieci, bo wiem, że stoczy się o nie ogromna walka. Nie chcę, żeby maluchy nie miały ojca, ani matki, zbyt dużo już oboje wycierpieli, żeby teraz jeszcze żegnać się z dziećmi.

Zrobił parę kroków, miał zamiar udać się do pokoju i chwilę odpocząć, tym bardziej, że czuł, co nadchodzi. Zdarzało się to czasem raz na tydzień, a czasami kilka razy dziennie - zaczynało od zwykłego kręcenia w głowie, przez zamazanie tego, co miał aktualnie przed oczami, a kończąc na kłopotach z oddychaniem. Przechodziło najpierw samo z siebie, później po zażyciu lekarstwa. Dziś jednak dolegliwości były wyjątkowo uparte i po prostu osadziły go w miejscu. Nie mógł się poruszyć, a stał już daleko od biurka. Bał się, że zemdleje i runie na podłogę - w pobliżu nie było żadnego mebla, którego mógłby się przytrzymać.

- Nie teraz, proszę, nie teraz! - szepnął sam do siebie, zanim ból całkowicie odebrał mu mowę.

Zdążył jeszcze rozpaczliwie pomyśleć "Nie udało mi się zmienić testamentu!", po czym ogarnęła go ciemność.

Daniel Ramirez po raz kolejny przeszukiwał rzeczy, tym razem swoje. Siedział na strychu domu, ponieważ w pewnym momencie przypomniał sobie o kryjówce, której kiedyś używali wraz z bratem.

- To musi tutaj gdzieś być...- mruczał pod nosem, przerzucając to, co znajdowało się w starym pudełku przy jego stopach. Kucał na podłodze i gorączkowo usiłował znaleźć mały przedmiot mający mu pomóc w realizacji planu.

- Jest! - ucieszył się kilka minut później. W ręce trzymał maleńki magnetofon z kasetą w środku.

- Błagam cię, tylko działaj! - poprosił sprzęt i nacisnął PLAY, poprzednio na wszelki wypadek ściszając głośność prawie do minimum.

Na taśmie znajdowało się dokładnie to, na co liczył. Może nagranie nie było zbyt długie, ale odpowiadało jego potrzebom.

- Dziękuję ci, Julio! - pomodlił się przez sekundę, po czym ucałował zakurzony przyrząd i schował go do kieszeni.

Fernando przeglądał akta firmy, kiedy zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę i nadal czytając tekst powiedział:

- Słucham?

Za moment skupił się już tylko na rozmowie, a raczej na tym, co usłyszał poprzez kabel:

"Twoja godzina nadchodzi, bądź gotowy na rozliczenie za grzechy!"

Połączenie przerwało się, a zdumiony mężczyzna wpatrywał się w przedmiot, chcąc zrozumieć, o co tutaj chodzi i...uspokoić walące serce. Nie należał do strachliwych osób, ale jednak głos Julia nim wstrząsnął. Trudno doszukiwać się wyrzutów sumienia, czy lęku, bardziej niesmak i zaskoczenie, mimo to przyznać trzeba, że już dawno zapomniał o synu, a ten telefon wzbudził niemiłe wspomnienia. Ileż to razy Fernando Ramirez musiał znosić widok tego śmiecia! Czy teraz będzie ponownie musiał go ścierpieć, tym razem jako ducha?

- Jutro wezwę księdza! - mruknął sam do siebie i wrócił do poprzedniego zajęcia.

Simone Bertolucci nie odmówił sobie przyjemności wizyty w szpitalu. Wiedział, że nie powinien wiązać się uczuciowo z żadną sprawą, ale teraz odczuwał tak wielką satysfakcję, że musiał tu przyjść. Wreszcie, po tak długim oczekiwaniu, dorwał największego przestępcę ostatnich lat!

- Zdaje sobie pan sprawę, co panu grozi? - spytał, stojąc przy łóżku pacjenta w towarzystwie kilku policjantów.

- Oczywiście! - warknął Velasquez. - Nie jestem już dzieckiem! Zanim jednak pójdę na krzesło, chciałem z panem pogadać.

- A niby o czym? Wyznać kolejne grzechy? Na wieść o pana aresztowaniu skargi posypały się jak grad - wszyscy ci, których pan oszukał, uprzednio rozkochując ich w sobie, zdecydowali się zeznawać przeciwko panu. Na dodatek oszustwa podatkowe, sfingowanie własnej śmierci, ukrywanie się pod fałszywym nazwiskiem, morderstwo Villara, wielokrotne próby zabójstwa Rodrigueza, zadręczanie psychiczne Sonyi Santa Maria, podłe eskperymenty prowadzone przez pana i niejakiego Edgara...A tak przy okazji, znaleźliśmy jego trupa i pańskie laboratorium.

- Jak trafiliście na ten trop? - Francisco warknął po raz kolejny.

- Bardzo łatwo. Sprawdziliśmy pańskie akta posiadania. Nitki łączą się w jedno - mały budynek w zaroślach. Miejsce kaźni. Nie jest pan sobie nawet w stanie wyobrazić, ile języków się rozwiązało, kiedy puściliśmy informację, że jest pan w naszych rękach. Co prawda budynek był zarejestrowany na inne nazwisko, ale nie z nami te numery. Już nam się nie wywiniesz, Velasquez.

- Może nie, może nie...Ale w międzyczasie zdążę dostarczyć wam pewnej niepokojącej informacji, która na zawsze zmieni wasze postrzeganie ulubieńca wszystkich. Mój był partner ma na sumieniu parę niezbyt miłych grzeszków.

- Już raz próbował go pan wrobić w morderstwo Arochy, a potem w inne pańskie przestępstwa. Więcej nie damy się nabrać.

- Wtedy chroniłem sam siebie, dzisiaj jaki miałbym mieć powód, żeby kłamać?

- Zemsta, odwieczne pragnienie pogrążenia tego biedaka, choroba umysłowa? Kto wie, co w panu siedzi? - wzruszył ramionami komisarz i zbierał się do wyjścia.

- Możecie mi nie wierzyć. Guzik mnie to obchodzi. Pamiętajcie tylko, że on naprawdę mnie kochał i wiele wyznawał w zaufaniu. Nie tylko to, co było przyjemne.

- Nawet, jeśli cokolwiek zrobił, to dlatego, że nie miał co jeść i gdzie mieszkać. - Bertolucci poczuł się w obowiązku bronić nieszczęśnika. Owszem, był w pierwszej kolejności policjantem, ale też człowiekiem.

- Wtedy jeszcze miał dom i rodzinę. To było w czasach, kiedy jego matka żyła, a ojciec nie wyrzucił z mieszkania. Jeżeli zacznę mówić, za nic na świecie nie pozwolą mu nawet dotknąć dzieci.

- Mam dość słuchania tych głupot, marnuje tylko pan mój czas! - zirytował się Simone i podszedł do drzwi. - Niech pan lepiej robi rachunek sumienia, Bóg podobno jest litościwy dla tych, którzy żałują w porę.

- Mnie na pewno odkupi wszystkie winy, kiedy tylko uratuję niewinne istoty przed potworem.

- Idiota! - rzucił komisarz i wyszedł, goniony nieprzyjemnym śmiechem pacjenta.

Velasquez rozłożył się wygodnie na posłaniu i westchnął sam do siebie:

- Jak to jest, że kiedy kłamię, wszyscy mnie słuchają, a gdy pierwszy raz chcę powiedzieć prawdę, mają to gdzieś?

Zaaferowany własnymi sprawami nie zauważył stojącej w pewnym oddaleniu od budynku postaci. Obcy wpatrywał się w okna szpitala, szepcząc sam do siebie:

- Zawaliłeś sprawę, Francisco. Jeżeli zaczniesz gadać, polecą głowy, a do tego nie mogę dopuścić. Musisz zapłacić za swoję nieostrożność.

Koniec odcinka 215


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 3:06:33 11-01-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:22:57 11-01-10    Temat postu:

Po długim czekaniu wreszcie uczta dla wygłodzonej czytelniczki.... Jak zwykle smakowita, odpowiednio przyprawiona szczyptą suspensu

Uwielbiam nowe wcielenie pewnego siebie i walczącego o swoje Ricardo. Podobała mi się jego zdecydowana postawa i sposob w jaki stawił czoła Monice, ojcu i przyszłemu teściowi. Niech ta trójka drży bo ich intrygi i podłość nie mają szans w starciu z siłą miłości RR i Sonyi a także z ich determinacją i wolą walki o zasłużone szczęście. A swoją drogą to Monica ma niezły tupet, żeby przerywać romantyczną chwilę i tak obcesowo, prosto z mostu proponować oddanie dzieci Carlosowi, jakby chodziło o jakiś niepotrzebny mebel . Czy sama będąc matką mogła choć przez chwilę łudzić się, że Sonya albo RR zgodzą się na taki układ.... Jeśli tak, to świadczy to tylko o jej bezdennej głupocie , nie mówiąc już o zupełnym braku zdolności dyplomatycznych i daru przekonywania Podsumowując, piewsza słowna próba sił pomiędzy ukochaną parą bohaterów a ich oponentami zakończyła się druzgocącym zwycięstwem Sonyi i RR nad siłami zła Powarkiwanie Diega i jego przydupasa Carlosika nie zdołało przestraszyć naszych bohaterów ani nawet wyprowadzić ich z równowagi. Tylko w sądzie może im nie pójść tak łatwo, jak zacznie się pranie brudów i wyciąganie niechlubnych faktów z przeszłości Ricardo.... Na domiar złego, ten drań Velasquez nawet zza krat chce kąsać Ricardo i zna jakiś morczny sekret z jego przeszłości, który może go zdyskredytować Zaintrygowałaś mnie. Oczywiście Ricardo to od samego początku zagadkowa postać i ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że nie odsłonił jeszcze wszystkich swoich kart, jego przeszłość kryje wiele tajemnic i jeszcze nieraz nas zaskoczy. Czy jednak możliwe jest, żeby w przeszłości zrobił coś naprawdę potwornego . Rozumiem, że człowiek o jego charakterze mógł posunąć się do złych czynów, aby przetrwać w brutalnym świecie, w obronie własnej lub ukochanej osoby, ale trudno uwierzyć, że ma na sumieniu jakąś zbrodnię popełnioną z zimną premedytacją. To po prostu nie leży w charakterze RR, jakiego znamy...Ale tym razem Francisco chyba nie kłamie, bo po cóż miałby kłamać przed samym sobą, więc podejrzewam, że albo RR zrobił kiedyś coś złego w wyżej wymienionych okolicznościach łagodzących, albo wyolbrzymił swoją winę, bądż też uległ jakiemuś złudzeniu, a winę ponosi ktoś inny (np. jego tatuś z piekła rodem) Czy ta historia sprzed lat ma jakiś związek z wspomnianym kilkakrotnie niejakim Nestorem Właściwie tylko jeden rodzaj ochydnego przestępstwa zamknąłby Ricardo definitywnie drogę do dzieci,ale on nie byłby to czegoś takiego zdolny, co jednak nie oznacza, że jego przeciwnicy nie zagrają tą kartą.

W tym odcinku nie zabrakło też humoru w scence pomiędzy Gracielą a Felipe przyłapanymi przez Dolores. Czyżby kroił się z tego mały romansik... Co prawda, Graciela raczej nie zainteresowałaby się poważnie finansowo gołym i wesołym Felipe, ale może potraktować go jako mały przerywnik w polowaniu na grubszą rybę, zważywszy na to, że ona raczej nie stroni od mężczyzn a Felipe też raczej wdziękami kobiecymi nie pogardza, pewnie już znudził się monotonią przy boku Andrei i chce jakiejś odmiany. Ta parka nawet pasuje do siebie, ich największe priorytety to kasa i seks. Czyżby szykowało się przetasowanie kart i rozpad nietrwałego sojuszu Andrei i Felipe?

Ciekawe, czy Eduardo przeżyje ten atak choroby. Mam nadzieję, że tylko zemdlał... Szkoda by go było, bo to dobry człowiek i jeden z niewielu prawdziwych przyjaciół i sojuszników RR i Sonyi.

Zastanawia mnie, jak potoczy się dalej zemsta Daniela i czy jego rodzice zbyt prędko nie odkryją jego podstępu i nie postanowią go w jakiś sposób ukarać za te knowania. Jakoś trudno mi wyobrazić sobie, że taki człowiek jak Fernardo może wierzyć w duchy, raczej sprawia wrażenie chłodnego racjonalisty. Już chyba łatwiej byłoby wprowadzić w obłęd jego nadużywającą alkoholu żonę.

Żal mi Luisa. Od małego los go nie oszczędza, wieczna tułaczka, rozdarcie pomiędzy bratem a rodziną zastępczą, śmierć tylu bliskich mu osób i jeszcze na dodatek totalny brak zainteresowania jego losem ze strony jego biologicznego ojca. W tym kontekście nie dziwi mnie wcale zawziętość Luisa wobec Carlosa. Jedynie Sandrze na nim zależy, ale na pewno w najmniej odpowiednim momencie nasz Carlosik zbudzi się ze snu zimowego, wpadnie w kolejny słomiany zapał i zechce odebrać biednej kobiecie jej przybranego syna. Mam jednak nadzieję, że wtedy Luis mu nie wybaczy i nie zaakceptuje jako ojca.

Koncówka oczywiście utrzymana w nastroju suspensu, wzmianka o jakimś mrocznym sekrecie naszego ulubieńca i tajemnicza postać czająca się pod szpitalem Velasqueza, której bardzo zależy na uciszeniu Francisco. Mam pewne podejrzenia, kim może być ta tajemnicza osoba, oczywiście przy założeniu, że to ktoś, kogo już znamy a nie nowa postać w tej telci Ciekawe, czy moje podejrzenia się sprawdzą czy nie ( ) Chciałabym, żeby temu komuś udało się posłać Francisco do piekła,aby zabrał do grobu tajemnicę, która może zaszkodzić RR... . Ale Velasquez jest jak piskorz i pewnie i tym razem się wywinie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 18:24:41 11-01-10    Temat postu:

No, doczekaliśmy się następnego epizodu. Bardzo rozbudowanego i bardzo ciekawego, jeśli nie jednago z najlepszych w nowym roku . No pewnie później w tym miesiącu, bo historia zostanie z nami napewno jeszcze przez rok następny.
Ależ z nich sępy. Tacy to żyją tyko po to, aby grzebać w cudzych sprawach. Do takich osób zazwyczaj zaliczał się tylko Felipe i Viviana, bo były z tego niezłe korzyści, a tu proszę Święty Maryja zaczyna oficjalnie grozić. Przez moment nawet odniosłem wrażenie, że sojuz ojcem RR chyba może się rozlecieć przecież "głowie rodziny" Rodriguez zabłysnęły oczęta na wspomnienie Ricardo o pieniądzach. Chyba nie wypada krzywdzić przypakowanej ryby, może nieładnie opakowana, ale smaczna w środku. Czyżby Don Diego ma w planach zacząc przymilać się do syna? To by dopiero było komiczne .
Andreita dzisiaj na plus bo jej nie było, za to duży minus dla... no właśnie dowcip tygodnia: ZA MAŁO MANOLA W TYM ODCINKU . Postaraj się o jakiś miłoy akcencik w nastepnym i niech Gregorio zacznie w końcu ich swatać bo sam to zrobię. Oni muszą być razem. Koniec, kropka! Nad Sonyą i RR już dość się naznęcałaś pora na Andreitę i Manolo. I to zaraz!!
Mam przykre wrażenie, że chcesz posłać Eduarda na tamtem świat. Bądź, co bądź swoje zrobił, a zgodnie z tą zasadą musi odejść. Pozostał co prawda jeszcze jeden niezakończony wątek, ale i to można ominąc dla podgrzania emocji.
Velasquez i jego próby zaszkodzenia RR? Przedni żart . Ten facet ma na sumieniu więcej wykroczeń niż Elizabeth Taylor kochanków. Kto mu uwierzy? Tak sobie nasrał do majtek, że tej kupy nawet pazurami stamtąd nie wydrze udała mi ta aluzja . Pomijając oficjalne zarejestrowane wykroczenia na pewno jeszcze by się jakieś zanlazły. A co do RR? Hm... powiedzmy, że nie zdziwi mnie już w jego postaci nic. Wiemy o nim tyle co nic, nawet jeśli zarysowujesz do najgłębiej.
A co to za postać stała w cieniu? Zanmy ją, jeśli tak to sie zaczynam domyślać, a jeśli nie, to nawet może być samkowiciej .

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 13:50:59 16-01-10    Temat postu:

Jestem właśnie w połowie historii. W dalszym ciągu moją faworytką jest Sonya. Twoje szczęście, że jej nie uśmierciłaś w trakcie pogrzebu Julio! No i jej wybawca - Alejandro, wydaje się bardzo fajny. Kibicuję, żeby byli razem. Nie podoba mi sie, że Sonya tak chce się poświęcić dla Rodrigueza. Mam nadzieję, ze nie poślubi Mario.

Pozdrawiam i mam nadzieję szybko nadrobić zaległości w tej interesującej lekturze!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 2:14:43 17-01-10    Temat postu:

alicja z krainy czarów - A ja jak zwykle obiecuję częstsze odcinki, a wstawiam je rzadko - przepraszam za to i obiecuję poprawę, tylko muszę wyleczyć swój ponownie chory nos ;/.

Ricardo się zmienił i ma zamiar takim pozostać. Zbyt wiele już stracił, żeby ciągle pozwolić sobie wyciąganie ręki do tych którzy go krzywdzą. Obawiam się, że niektórzy mogą poczuć się conajmniej nieswojo, ba, odkryć jego nowe oblicze w sposób dla siebie bardzo nieprzyjemny. Oby tylko Rodriguez nie zamienił się w mściciela i nie zatracił swojego wrażliwego i dobrego serca - kto wie, czy rany, jaki mu zadano w psychikę - i nie mam tu na myśli tylko eksperymentów Edgara - nie przeistoczą go w kogoś podobnego do...hm...choćby Andrei Monteverde.

Na razie pierwszą batalię wygrali, kto wie jednak, co będzie następne. Jak słusznie zauważyłaś, zarówno Diego, jak i Carlos nie cofną się przed niczym, chcą nawet odsunąć Sonyę od praw do dzieci, a to świadczy o głębokiej determinacji. Skoro tak, to mogą posunąć się do wszystkiego, do każdego kłamstwa i zrobić wszystko, by wygrać. Każda karta będzie dla nich dobra, być może użyją też tej, o której myślisz, z tym, że musieliby mieć podstawy, a czy to właśnie o to chodziło Velasquezowi? Być może już dzisiaj się dowiesz .

Monice zależy na uspokojeniu sytuacji, bo nie chce mieszać się w żadne afery - jakby odebrano ją w towarzystwie, do którego ma zamiar dołączyć? Jako żonę tego, którego córka była wplątana w związek z kimś takim, jak RR? Dla niej nie liczy się artość człowieka, tylko jej osobisty cel i "co powiedzą inni". Dlatego może bardzo zaszkodzić naszym przyjaciołom.

Ricardo to postać tam skomplikowana, jak tylko można. Owszem, teraz jest, jaki jest, ale kto wie, co robił wieki temu? W końcu życie na ulicy wymaga czasem dziwnych zachowań. Inna sprawa, że Francisco wyraźnie mówił, że chodzi o sprawę z czasów, kiedy Rodriguez żył i mieszkał jeszcze z rodzicami, a więc usprawiedliwienie pobytem na ulicy nie ma tutaj zastosowania. Co więc uczynił tenże człowiek? Odpowiedź dzisiaj .

Graciela i Felipe brzmi ciekawie, to prawda. O ile Dolores pozwoli na coś takiego, bo przecież jak mówisz, brat Carlosa w tej chwili nie ma nic. Poza może pożądaniem do wszystkich kobiet świata . Jednakże w głowie wdowy po Antonio może wykluć się pewien plan...A jeśli do tego dodamy Andreę ze swoimi kombinacjami, może zrobić się wielkie bum ;D.

Eduardo był zawsze po stronie S i RR, również przydałby im się w obecnej sytuacji jako prawnik, chociaż nie pełniący już swojej funkcji. Czy jednak los da mu tę szansę?

Daniel w sumie niewiele może, przynajmniej na razie. Jednak ma kilka pomysłów...

Luis, owszem, może budzić żal i jego pretensje są słuszne, czy jednak to, co kombinuje, jest właściwą drogą? Jest małym dzieckiem i czy już powinien myśleć o zemście? O ile może nie akceptować Carlosa jako ojca, to mścić się...Kto wie .

Postać pod szpitalem...hm, korci mnie, żeby powiedzieć, czy go znacie. Zamiast tego chętnie posłucham Twoich podejrzeń . Mam wrażenie, że wiem, na kogo postawisz .

Ślimak - Jasne, na pewno był najlepszy, skoro był pierwszy ;D. Rozumiem, że kolejne będą już gorsze? . A bardziej na serio - pewnie zostanie, o ile nie znudzi się Czytelnikom, to jeszcze sobie mojego "PiM"-ka popiszę. Mam za wiele wątków i sytuacji w głowie, by ich nie opisać, szkoda, żeby się zmarnowały, prawda? .

Zauaż jedną rzecz - czy aby na pewno Ricardo w psotaci, w jakiej jest teraz, zaufałby ojcu na tyle, żeby dopuścić go do pieniędzy? Tym bardziej, że na straży szczęścia siostrzeńca stoi również ciotka. Czy Diego nie wybierze innej drogi łatwego zysku?

Manolo będzie, ale niewiem, czy Ci się spodoba . Chociaż w sumie powinien, bo zacznie się dziać coś, na co z utęsknieniem tak czekasz ;D.

Eduardo fakt, zrobił wiele. Nie mogę sobie za Chiny skojarzyć, o który wątek Ci chodzi . A w moich historiach nikt nie powinien być pewien dnia, ani godziny .

Velasquez jeśli mówi, że coś ma, to może oznaczać, że coś ma . On nie chce się bronić, bo wie, że przegra, on chce jak najbardziej zaszkodzić RR. I kto wie, czy mu się nie uda. Jak sam powiedziałeś, o ukochanym Sonyi jeszcze wszystkiego nie wiemy. A tekst o majtkach był po prostu genialny ;D.

Jak myślisz, kim jest postać z cienia?

cris - Szybko Ci idzie to nadrabianie . Niedługo będziesz na bieżąco. I cieszę się, że polubiłaś Sonyę, bo ona stała się teraz prawie protką, niektórzy mówią nawet, że nie prawie . Alejandro to całkiem sympatyczny facet, ale czy dane mu będzie spędzić życie u boku Sonyi...I rozumiem, że nie podoba Ci się poświęcenie dziewczyny, bo chce wystawić się na wielkie cierpienie, ale czy mi się wydaje, czy nie do końca polubiłaś pana RR? .

Zapraszam na odcinek 216...

---------------------------------------------------------------------------

Odcinek 216

Pedro Velasquez również położył się odpocząć, ale nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, martwiąc się wszystkim po trochu - zarówno przyszłością swojego jedynego przyjaciela, jak i stanem szefa - widział przecież, że coś jest nie tak. Postanowił jednak nie wypytywać Abreu, a poobserwować go przez pewien czas. Być może przesadzał, ale nie zamierzał zostać bez pracy - i nie chodziło mu o posadę, a o zdrowie Eduardo. Polubił tego spokojnego, dość tajemniczego człowieka, który nigdy nie sprawiał nikomu kłopotu, a pomagał tym, którzy na to zasługiwali. Gdyby coś się stało właścicielowi rezydencji, brat Francisco na pewno bardzo by się smucił.

Po prawie godzinie zdecydował się wstać i czegoś napić. Tknięty jakimś dziwnym przeczuciem zdecydował, że zajrzy do pokoju pracodawcy i zapyta, czy ten niczego nie potrzebuje. Pewnie zostanie odprawiony jakimś krótkim słowem, albo nawet okaże się, że Abreu spokojnie śpi, ale lepiej to sprawdzić.

Kilka kroków minęło mu bardzo szybko, ale nie dotarł nigdy do zamierzonego celu. Zatrzymał się w połowie, ponieważ zauważył, że w gabinecie nadal świeci się światło. Wejdzie tam więc i dowie się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Otworzył szeroko drzwi i rozpoczął:

- Szefie, mówił pan, że się położy i...- urwał. Jego wzrok spoczął na ciele leżącym na podłodze.

Skoczył ku nieruchomemu ojcu Allisson i najpierw zbadał mu puls. Przez kilka sekund próbował coś wyczuć, ale zrozumiał, że robi to na próżno. Obrócił więc Abreu na plecy i rozpoczął energiczny masaż serca, starając się nie dopuszczać do siebie najgorszych myśli, które już zaczynały kłębić mu się pod czaszką.

Raz, dwa, trzy, cztery, na zmianę, do tego jeszcze sztuczne oddychanie, bez ustanku, bez przerwy, oby tylko Eduardo złapał pierwszy oddech. Minuty mijały, a Pedro Velasquez usiłował tchnąć życie w nieprzytomnego człowieka. Wiedział, że jeśli chociaż na moment przerwie reanimację, nawet, by zadzwonić po karetkę, wszystko będzie na próżno. Dlatego nie ustępował w swoich wysiłkach, mimo, że pot lał mu się z czoła.

- Nie rób sobie jaj! - wrzasnął w pewnym momencie na szefa. - Jesteś potrzebny Sonyi, Ricardo, swojej córce, nawet Monice i mnie! Do cholery, żyj!

Dziesięć minut później trzymał w trzęsącej się dłoni słuchawkę, wzywając pogotowie. Kiedy już to zrobił, wrócił do pomocy Abreu, ale ciało było nadal tak samo bezwładne, jak wcześniej.

Carlos uważnie przysłuchiwał się Diego, siedząc razem z nim i z Monicą w jednej z restauracji.

- Musimy uratować moje wnuki! - stwierdził starszy Rodriguez, przed momentem określiwszy dokładnie w głowie dalszą drogę - jednak Santa Maria może ma dużo mniejszy majątek od Guardioli, ale za to jego pieniądze są pewniejsze, niż Valerii - o ile oczywiście uda się wygrać sprawę o dzieci, a on zasłuży na wynagrodzenie. W końcu nie można marzyć, że jego głupi synalek nagle uwierzyłby, że ojciec stał się dobry i chce mu pomóc, tym bardziej ta ciotka - idiotka.

- Z żalem stwierdzam, że Andrea miała rację, ostrzegając mnie przed tym indywiduum! - przyznał smutno Carlos. - Gdybym wtedy jej posłuchał, a nie wyrzucił jej z domu broniąc go, miałbym teraz córkę może niezbyt szczęśliwą, ale bezpieczną. Zamiast tego muszę walczyć zarówno z nią, jak i z tym potworem.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Najlepiej od razu chodźmy złożyć pozew o odebranie praw rodzicielskich Sonyi i temu...człowiekowi - odezwała się Monica.

- Myślisz, że to takie łatwe? Tak po prostu mam pójść i wystąpić przeciwko własnej córce? Chcesz, żeby znienawidziła mnie do końca życia?

- Kiedyś na pewno zrozumie, że miałeś rację. Poza tym lepiej pocierpieć przez jakiś czas, niż potem chować własne wnuki.

- Myślisz, że on może je skrzywdzić? - przeraził się Santa Maria.

- Oczywiście! - wtrącił się Diego. - Po nim można się spodziewać wszystkiego. Ma na sumieniu śmierć matki, wyjazd swojego przyjaciela i wiele innych rzeczy. Nawet moja córka się na mnie obraziła, kiedy dowiedziała się, że ma brata.

- Córka? A tak, Natalia, słyszałem coś o niej. Ale chyba nie powiedział pan jej, że ma drugie dziecko, stąd jej reakcja.

- Błędy młodości! - zbagatelizował tamten. - Co nie znaczy, że nie żałuję pewnych rzeczy. Dlatego właśnie nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek więcej cierpiał przez mój ród! - Rodriguez tak się wzruszył, że aż uronił łzę - oczywiście specjalnie.

- Czas więc zająć się przyszłością tych dzieci! - stwierdził ojciec Sonyi, po czym wstał. - To co, idziecie ze mną złożyć zeznania, czy mam zrobić to sam?

Raul Monteverde z niesmakiem patrzył na siedzącego przed nim mężczyznę, ale co miał zrobić, skoro raz weszło się z kimś w układ, trzeba było go potem znosić...

- Cieszę się, że kupiliście mi telefon, ale to za mało, kasę mam i wszystko jest w porządeczku, ale tak dochodzę do wniosku, że to trochę nie fair - wy sobie siedzicie w ciepłym domku, a ja mam marznąć w jakimś apartamencie!

- To nie jest jakiś tam apartament! - zaoponował rozeźlony syn Gregorio. - Ojciec dał ci najlepsze mieszkanie, jakie miał pod ręką!

- Pod ręką, właśnie! A niby dlaczego mam nie mieszkać tutaj? - zdumiał się Manolo. - Oddałem wam przecież przysługę, jestem twoim bratem, a wy traktujecie mnie jak najemnika!

- Przecież tak naprawdę nim byłeś...- westchnął ciężko Raul. Mój Boże, jakże żałował, że poprosili go o cokolwiek. Fernandez zdecydowanie go irytował. - Zgodziłeś się na warunki, a teraz narzekasz!

- Hola, hola, paniczyku! - podniósł głos Manolo. - Jak już wspomniałem, nie jestem żadnym najemnikiem i domagam się miejsca w tym domu!

- A na jakiej zasadzie? Nie jesteś synem mojego taty!

- Ale jestem twoim bratem, czyżbyś zapomniał? - spytał tamten.

- Nie mogę o tym zapomnieć, bo powtarzasz to już setny raz! Nie pozwolę ci tu mieszkać, bo nie mam ku temu podstaw! Masz dach nad głową i spadaj stąd!

- Ty się tak do mnie nie odnoś, bo mogę cię wpędzić w kłopoty! - podniósł się zirytowany Manolo. - W końcu mogę rozgłosić wszystkim, czyim jestem synem!

- A rozgłaszaj! - westchnął Monteverde. - I tak ci nikt nie uwierzy.

- Matka to potwierdzi! Słuchaj, blondyneczku, pogadaj z tatusiem, bo...

- Skoro już o mnie mowa! - wtrącił się Gregorio, który właśnie wszedł. - Masz tutaj pieniądze, wydaj je na jakieś eleganckie ubrania, mam dla ciebie nowe zadanie. Zostaniesz kimś w rodzaju mojego przedstawiciela w spotkaniach towarzyskich. Jak już będziesz dobrze przygotowany, zjesz kolację w towarzystwie pięknej damy.

- To mi się podoba! - ucieszył się Fernandez, przy okazji z powrotem siadając na krześle. - Pan przynajmniej rozumie, co mi jest potrzebne.

- A żebyś nie przepuścił tego na kobiety i kupił coś naprawdę ładnego, pójdzie z tobą ktoś, kto doskonale zna się na takich rzeczach. Raul, najlepiej wychodźcie od razu.

- Mam iść z tym...idiotą?! - powiedzieli obaj bracia prawie równocześnie.

- Poznacie się bliżej! - mrugnął okiem Gregorio, po czym poklepał Manolo po ramieniu. - Słuchaj mojego syna, a dobrze na tym wyjdziesz. Zaczekaj na niego przy drzwiach, chcę mu jeszcze wydać pewne polecenia.

- Jasne, już lecę! - wdowiec po Virginii stał się nagle bardzo posłuszny i opuścił pokój, cały szczęśliwy, że doszedł mu kolejny powód do obracania się wśród laluń, jak je nazywał - zawsze to dobrze ubrać się w jakiś garnitur. Poza tym bycie zaufanym człowiekiem Gregorio pachniało dużą kasą.

Skąd mógł wiedzieć, że tuż po jego wyjściu ojciec obraca się z uśmiechem do syna i mówi:

- Nie rób takiej miny, Raul. Owszem, doradzisz mu coś ciekawego, ale nie wiesz, z kim się spotka na tej kolacji. Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że zamierzam go zeswatać z Andreą? To pierwszy krok.

- I to ona będzie na niego czekać przy stoliku?

- Dokładnie.

- O mój Boże! - zaśmiał się Monteverde. - Biedny osioł.

W międzyczasie Rodriguez wszedł do mieszkania u boku Viviany i Bolivaresa. Trzeba przyznać, że czuł się conajmniej dziwnie, ale przez całą drogę przyszła teściowa zapewniała go, że jest po jego stronie. Była tak czuła i opiekuńcza, że miał wrażenie, iż to jakiś podstęp. Pamiętał przecież, jak nie tak dawno temu został potraktowany między innymi przez nią jeszcze w rezydencji Santa Maria. Czy jednak może uwierzyć, że wszystko się zmieniło i teraz może ufać tej podstępnej kobiecie?

Kiedy stanęli już przed ciotką, pierwsze, co zrobiła Valeria, to mocno uściskała swojego siostrzeńca.

- Dlaczego poszedłeś tam sam?! - wyrzuciła mu, nie zważając na pozostałych gości.

- Ciociu, nie mówmy już o tym, proszę. Na szczęście cała sprawa skończyła się dobrze i teraz mogę myśleć tylko o ślubie.

- Na szczęście, właśnie! A gdybyś tam zginął?! Jesteś moją jedyną rodziną, synem Cataliny, mojej ukochanej siostry, a poza tym masz obowiązki względem przyszłej żony i dzieci!

- Widać, że pani bardzo go kocha - wtrąciła się Viviana, przy okazji przedstawiając siebie i Victora.

- Owszem - odparła Guardiola, nie do końca pewna, czego może się spodziewać po tych ludziach. - Mam nadzieję, że nie jesteście kolejnymi osobami stającymi przeciwko niemu?

- Oczywiście, że nie! - zaprotestowała narzeczona doktora. - Oboje zamierzamy pomóc w utrzymaniu tego związku. Co prawda Carlos będzie chciał odebrać Sonyi i Ricardo prawa do dzieci, ale nie pozwolimy na to.

- To dobrze - stwierdziła Valeria. - Cokolwiek knuje ten człowiek, nie uda mu się to. Nie ma podstaw do wygrania sprawy.

- Ma - zwiesił głowę Rodriguez. - Wiemy, jakie życie prowadziłem.

- I cóż z tego? - uniosła się ciotka. - Możemy udowodnić, że kradłeś z głodu, bo poza tym nie popełniłeś żadnego innego przestępstwa. Ba, nawet mamy argumenty w postaci mnóstwa razy, kiedy ratowałeś życie Sonyi. Nikt nie powie, że jesteś złym człowiekiem. A co do przebywania w tym nędznym laboratorium Velasqueza, to też nie będzie miało wpływu na wyrok. Każdy lekarz potwierdzi, że tamte przeżycia może odcisnęły się na twojej psychice, ale nie zagrażają dzieciom. Ileż to już razy mówiliśmy o Francisco, a ty zachowywałeś spokój. To bardziej jego widok na ciebie wpływa, a nie będziesz miał raczej okazji go więcej widzieć.

- Mylisz się, ciociu. Może i masz rację co do rozprawy, ale jeszcze raz zobaczę twarz mojego byłego partnera.

- Kiedy niby? - zdziwiła się Guardiola, zresztą nie tylko ona, bowiem zarówno Bolivares, jak i Viviana z ciekawością wpatrywali się w oblicze mówiącego.

- Niedługo. Zamierzam spotkać się z nim po raz ostatni. Chcę mu powiedzieć, że mu wybaczam. Gdyby nie to, jak mnie potraktował, nigdy nie spotkałbym Sonyi.

- Zwariowałeś - odpowiedziała ciotka, ale dodała: - Dobrze, pójdziesz tam, ale ze mną.

- Ciociu...- jęknął Ricardo.

- Bez gadania! Chcę obejrzeć sobie tego bandytę.

I w ten sposób Rodriguez został usadzony w miejscu przez osobę tylko o piętnaście lat od niego starszą - chociaż czasem wydawało mu się, że dla Guardioli jest jak dziecko, które trzeba prowadzić przez świat. Nie miał nic przeciwko tej trosce, wręcz przeciwnie, cieszył się z niej bardzo. Rodzina...Smakował to słowo wielokrotnie. Najpierw ją miał, chociaż trudno nazwać Diego prawdziwym ojcem, potem nagle wszystko utracił i przez wiele lat błąkał się samotnie przez życie. Potem nadszedł okres Francisco, kolejna pustka, aż wreszcie Sonya, jej maleństwa i Natalia, której do tej pory nie poznał. A na końcu ciocia, ta ukochana kobieta, której tyle zawdzięczał. W duchu pomodlił się za nią i posłusznie odparł, że się zgadza.

Sergio Gera nie odezwał się ani słowem. Owszem, cieszył się, że tak potoczyła się sprawa z Velasquezem, ale dla niego nie był to koniec. Dopiero, kiedy ten zbrodniarz umrze, ojciec Odmieńca zostanie pomszczony.

Małe istoty, o które niedługo będzie toczyć się zażarta walka, spały spokojnie, nie wiedząc, że za szybą patrzy na nich matka. Sonya była jeszcze słaba, dzieci zresztą również, ale cała trójka niedługo wróci do domu Eduardo, a potem znajdzie własny dom, zapewne z pomocą Valerii.

- Nie mogę uwierzyć, że was mam, a kiedy stąd wyjdę, zaczniemy z Ricardo planować nasz ślub. Będziemy razem i nikomu was nie oddamy! Wasza mama i tata zawsze będą przy was, moi kochani.

Na obrzeżach miasta Rosa Davila siedziała spokojnie, dokładnie przemyśliwując swój kolejny krok. Nie może już więcej popełnić błędu, jak na Skałach Smutku. Tym razem będzie działać powoli, a z pewnością dopnie celu. Skoro nie może mieć ukochanego człowieka przy sobie, Sonya nie będzie miała u boku ani córki, ani syna. To będzie wystarczająca kara.

Ostatnią rzeczą, której pragnął Pedro Velasquez, było denerwować przyjaciółkę Ricardo teraz, kiedy niedawno stała się świeżo upieczoną matką. Znajdował się w tym samym szpitalu, co ona, tylko na innym oddziale i ocierał mokre od łez oczy. Przed chwilą powiedziano mu o Abreu i szoferowi trudno było się powstrzymać od oznak smutku. Jeszcze parę godzin temu kazał szefowi szukać kobiety, która dzieliłaby z nim resztę życia, a teraz Eduardo będzie szukał, ale drogi na niebiańskich szlakach.

- Coś ty zrobił, szefie...Nawet nie będziesz na ślubie tych dwojga, których tak strzegłeś...Zostawiłeś ich, mnie, Allisson...Co my zrobimy bez ciebie, co poczną dzieci, Pedro i Catalina, skazane na wyrok sądu, gdy zabraknie najlepszego prawnika na świecie? Może nie mogłeś ich bronić bezpośrednio, ale mogłeś doradzać ich rodzicom, polecić kogoś, a teraz...Gdybym cię nie posłuchał i nie położył spać, tak, jak mi kazałeś...

Urwał. Przed nim stała córka zmarłego. Bez słowa rzuciła się w ramiona szofera, próbując chociaż tak znaleźć odrobinę pociechy. Ojca znała krótko, ale był jej bliski, tak wiele jeszcze chciała mu powiedzieć...

Z tyłu stał Gabriel Abarca, który uprzednio zamierzał wszystko wyjaśnić Allisson - oczywiście tak, by nie zdradzać planu Daniela - i był obecny, kiedy Pedro dzwonił na jej komórkę.

Andrea usłyszała krzyki dochodzące z kuchni i zeszła, by dowiedzieć się, o co chodzi. Ze zdumieniem dostrzegła, że Dolores jest conajmniej wściekła, a przed nią stoi Graciela, wlasnym ciałem zasłaniając nie kogo innego, jak samego Felipe.

- Uspokój się, mamo! - udało się wtrącić córce Gambone. - To był tylko niewinny pocałunek!

- Niewinny?! - wydarła się "Starsza Żaba", jak błyskawicznie podsumował ją brat Carlosa. - Wsadził ci prawie język do ust!

- A skąd to niby pani wie, zaglądała mi do buzi? - odezwał się mężczyzna, gotów bronić siebie i przy okazji dziewczyny - skoro już musiał.

- Jest pan bezczelny! Gdyby nie fakt, że mój kuzynek nadal nam zagraża, wyrzuciłabym pana na zbity pysk!

- Sądziłem, że pochodzi pani z elity, ale słownictwo świadczy o czymś innym - zadrwił Felipe. Uwielbiał wkurzać tą kobietę. Rządziła się w tym domu, jak we własnym, a przecież to dawniej była jego rezydencja! Może i Carlosa, zgoda, ale ten siedział na wózku tyle lat, że starszy Santa Maria przyzwyczaił się traktować ten budynek jak swój majątek.

- Zaraz ci pokażę, o czym ono świadczy! - Dolores przypominała w tej chwili lwicę, gotową bronić honoru młodych. Wręcz odepchnęła Gracielę i spoliczkowała Felipe.

- Niech się pani uspokoi, bo pogadamy na pani temat z Francisco! - przerwała kłótnię Andrea, do tej pory świetnie się bawiąca sytuacją, w jakiej znalazł się brat jej ukochanego.

- A gadajcie sobie! - wrzeszczała Gambone, wymierzając drugi policzek, nim brat Carlosa zdążył złapać ją za ręce i mocno je przytrzymać.

- Dosyć, mamo! - tym razem do akcji wkroczyła Graciela. - Dzięki za wsparcie, teraz wróćmy do pokoju, porozmawiamy na spokojnie.

- Niech pani posłucha córki! - Felipe odzyskał rezon, puścił Dolores i wyszedł z kuchni, zapominając całkowicie o swojej wodzie. Kiedy mijał Andreę, rzucił krótkie: - Stałaś tam z pięć minut, dobrze, że w ogóle raczyłaś się odezwać!

- Od kiedy to kobieta musi bronić mężczyzny? - krzyknęła za nim, wiedząc, że wkurzy go jeszcze bardziej. Nie będzie jej poniżał, zadając się z taką szmatą, jak Graciela Gambone! Monteverde może być narzeczoną, żoną, nawet kochanką - o ile mężczyzna nie ma nikogo innego u boku - ale bycia drugą nie zniesie!

Nie zdążyła jednak zbyt długo nacieszyć się swoim zwycięstwem - może małym, ale jakże satysfakcjonującym. Jak tylko weszła do swojego pokoju, zadzwonił jej telefon. Odebrała i od razu stała się czujna i skupiona.

- Znajdź sobie jakieś ubrania, niedługo masz kolację w bardzo ważnej sprawie! - usłyszała głos Gregorio.

- Jakiej sprawie? - spytała, czując, że serce zaczyna jej walić - czyżby ojciec sam wykonał pierwszy ruch do pogodzenia się?

- Wszystkiego się dowiesz, jak odezwę się po raz kolejny, na razie załatw to, co kazałem! - polecił i na tym rozmowa się skończyła.

- Bardzo dobrze, ojczulku, bardzo dobrze - powiedziała do siebie kobieta. - Sam wpadniesz w moją pułapkę. Dzięki tobie i swojemu sprytowi odzyskam to, co straciłam, a może nawet więcej. Carlosa, tą rezydencję, pieniądze, pozycję społeczną...Juan, Juan, szkoda, że tego nie widzisz!

Imię brata zapiekło w sercu. On zawsze kierował ją na dobrą drogę, starał się nie dopuścić, by siostra stała się taka, jak ludzie z wyższych sfer - zimna i nieprzystępna. Nie udało mu się to, Andrea przeszła całkowitą przemianę i teraz kierowała się tylko intrygami i podstępami. Skoro jednak to była jedyna droga na znalezienie miejsca w życiu, skoro bycie dobrym i czułym człowiekiem nie popłaca, jeśli świat jest okrutny i czeka tylko, gdzie nas uderzyć, trzeba się jakoś bronić. Inaczej się zginie.

Graciela bez słowa wysłuchała pretensji matki, aż wreszcie odezwała się:

- Nie wiem, czym się tak denerwujesz. Raz, że nie więcej nie robiliśmy i nie zamierzałam do niczego dopuścić, dwa, nie uważasz, że dobrze by go było mieć po swojej stronie? Wyobraź sobie - Felipe Santa Maria współpracuje i nie jest już tak nieznośny. Mój prestiż zresztą podniósłby się o milion punktów, bo mimo, że goły, to nadal jest to znany człowiek. Ślubu z nim brać nie będę, ale pobawić się mogę.

- Przestań! - wzdrygnęła się matka. - Ile on ma lat?

- Trzydzieści osiem. Abreu ma sześć więcej i jakoś ci to nie przeszkadzało.

- To ty się uparłaś na ten dziwny związek! Kiedy znowu do niego pójdziesz?

- Może nawet za kilka dni. Pewnie czuje się samotny po odejściu Monici.

Istotnie, Eduardo był samotny, tyle tylko, że w kostnicy.

Kierowniczka sierocińca nie mogła wydać zgody na zabranie Luisa do domu już pierwszego dnia, ale obiecała, że postara się coś zrobić, by stało się to jak najszybciej. Sandrze nie odebrano praw do opieki nad nim, więc odzyskanie chłopca nie będzie zbyt trudne. Prawdopodobnie za kilka dni, po załatwieniu spraw papierkowych, mały de La Vega znowu pojawi się u pani Perez. Tam będzie miał możliwość dokładnego przemyślenia kolejnego kroku - a cóż może być bardziej przerażającego od trzynastolatka planującego zemstę na własnym ojcu?

Człowiek, który od pewnego czasu obserwował szpital, znów patrzył w okno sali, gdzie leżał Velasquez. Wiedział, że niedługo don Conrado zostanie przewieziony do więzienia, gdzie będzie oczekiwał na rozprawę. Zapewne nie potrwa ona długo, dowody są przytłaczające. Jeżeli w ogóle do niej dojdzie...

- Francisco...- nieznajomy obrócił kilka razy to słowo w ustach. - Tak niedawno wmawiałeś mi, że nikt się nie zorientuje, że brałem w tym udział, bo ciebie nie da się złapać. A teraz myszka znalazła się w klatce i czeka na kotka. Jeśli piśniesz choć ułamek tego, co nas łączy, będę ugotowany. Nie mogę na to pozwolić i tak, jak kiedyś dzięki mnie otrzymałeś szansę na nowe życie, tak teraz je stracisz. Tylko tym razem już nie ukryjesz się ani w czyimś domu, ani za granicą!

Był majordomus Eduardo Abreu nie miał pojęcia o istniejącym zagrożeniu i leżał sobie wygodnie na łóżku. Wiedział, że nawet, jeśli teraz nikt go nie słucha, któregoś dnia powie to, co zdradził mu wieki temu Ricardo Rodriguez.

- Wydajesz się być taki nieskazitelny, prawda? - Conrado mówił sam do siebie, sycąc się wiedzą, którą posiadał. - Twoich przyjaciół czeka wielka niespodzianka, kiedy dowiedzą się o siostrze Nestora. Ile ona miała lat? Bodajże trzy, prawda? Uwielbiała cię, ale wtedy miała zły humor, wciąż na ciebie krzyczała, ilekroć próbowałeś się zbliżyć. Bała się, bo wiedziała, co ją czeka. Tamtego strasznego wieczora poszliście nad jezioro, bo chciałeś się z nią pobawić, ale ona była uparta. Ledwo tylko dotarliście na miejsce, wyrwała ci się. Nestor szedł daleko z tyłu, był pewien, że nic jej przy tobie nie grozi, żartował nawet, że to ciebie siostra traktuje jak rodzinę, a nie jego. A kilka godzin później nie mógł się pozbierać z bólu, płacząc nad ciałem dziewczynki. I to ty ją utopiłeś, Rodriguez! Nie mogłeś znieść jej zachowania i wepchnąłeś bezbronną istotkę w zimną wodę, by nareszcie przestała wrzeszczeć! Nestor potem wyjechał, a ty odkryłeś w sobie skłonności homoseksualne i ojciec wyrzucił cię z domu. Być może dowiedział się prawdy o zdarzeniu nad jeziorem, bo mówiłeś mi, że odbył rozmowę z rodzicami Nestora jeszcze przed ich opuszczeniem miasta.

Fernando spokojnie wrócił do przeglądania dokumentów, całkowicie zapominając o dziwnym telefonie. Nigdy nie bał się duchów, uważał, że to raczej one powinny bać się jego. Nawet, jeśli straszyłby go własny syn, posłałby go do diabła i tyle. O ile oczywiście to nie był jakiś głupi żart, w końcu Ramirez niezbyt dokładnie przysłuchiwał się brzmieniu głosu, był zbyt zaskoczony. Prawdopodobnie to dowcip w złym guście.

Nie dane mu było dowiedzieć się, o czym traktuje kolejna strona papierów, gdyż do gabinetu weszła jego żona.

- Kochanie...- zaczęła, wyraźnie wstrząśnięta. - Tutaj dzieje się coś dziwnego.

- Co niby? - warknął, zły, że nie może skończyć pracy.

- Kiedy weszłam do pokoju, na łóżku znajdowała się ulubiona zabawka...wiesz, kogo. Mało tego, ona nie leżała, tylko jeździła w kółko! A oboje wiemy, że ten samochodzik od dawna jest zepsuty!

- Może ktoś go naprawił! - mruknął Fernando.

- Naprawił i podrzucił mi, żebym popatrzyła, jak kręci się na moim posłaniu?! Czy ty oszalałeś?! Ktoś wymienił mu koła, były popękane, dołożył kierownicę, która odpadła wiele lat temu, uruchomił silnik, zobacz, kluczyk znowu da się przekręcić! - z tymi słowami postawiła mu na biurku niewielki pojazd, który tym razem już stał w miejscu - widocznie mechanizm się odkręcił.

- Zabierz mi to stąd! - podniósł głos mąż. - To jest brudne!

- Nieprawda! - zaprotestowała Eugenia.- Jest wypolerowane i czyste, jakby ktoś bardzo o to dbał!

- Może to Julio? - zadrwił Fernando. - Przed chwilą dzwonił ktoś do mnie i udawał jego głos, teraz ty wyjeżdżasz ze swoją obawą. Najlepiej wezwać księdza, wtedy duchy znikną.

- Myślisz, że to naprawdę on?

- Oczywiście, że nie! Pewnie byłaś tak pijana, że nie pamiętasz, iż sama położyłaś samochodzik na łóżku! Co prawda nie wiem, po co się nim bawiłaś, ale to już twoja sprawa, po alkoholu robisz dziwne rzeczy.

- Na pewno nie wyciągam starych zabawek! A tym bardziej rzeczy tego...śmiecia! Mówię ci, coś tu się dzieje.

- Nie powtarzaj tego jak zepsuta płyta! Na razie to tylko dwa wypadki, pewnie nie mające ze sobą nic wspólnego. Jak znowu coś wyniknie, zadzwonię na parafię i po kłopocie. A teraz się uspokój. Muszę to przejrzeć, a potem pomyślimy nad wybraniem partnerki dla Daniela, to źle, że tyle czasu nikogo nie ma.

- Może ta dziewczyna od Gambone? - podsunęła Eugenia, pochłonięta już inną sprawą, niż Julio i jego duch. Intrygi i swatania uwielbiała najbardziej.

- Graciela? - skrzywił się Fernando. - Nie, ona puszcza się ze wszystkimi. Przecież to była żona de La Vegi.

- I dlatego ma majątek...

- Może masz rację. Zastanowię się. W sumie to nie taka zła partia...

Kiedy nadszedł piątek, "nienajgorsza partia" razem z matką wybierały się na odczytanie testamentu Antonio. Były pewne, że wszystko należy się im, przecież to niemożliwe, żeby męczyły się tak na próżno. Wreszcie zostaną jedynymi posiadaczkami rezydencji. Owszem, są przecież Felipe i Andrea, ale z nimi też sobie poradzą. Nic nie wiedziały o fakcie, który na pewno by je wprawił w conajmniej doskonały humor - kuzyn Dolores siedział w areszcie, innymi słowy nie był już dla niej groźny. Jeśli się o tym dowiedzą, mogą w każdej chwili wyrzucić spiskującą parkę i rządzić niepodzielnie w budynku.

Dotarły na miejsce zadowolone, czekając na moment, który przyniesie im bogactwo i zabezpieczenie do końca życia. W chwili, gdy ujrzały mecenasa, nadal zachowały spokój, chociaż w ich sercach pojawiło się jeszcze większe pragnienie poznania treści tego małego skrawka papieru - oby adwokat szybko przeczytał to, co ma do przeczytania i będą mogły wreszcie wrócić do domu.

- Muszę paniom o czymś powiedzieć - rozpoczął przedstawiciel prawa. - Pan Antonio spisał testament, ale wielokrotnie go poprawiał. Ostatnim razem było to jakiś czas temu, przyszedł do nas i zaskoczył swoją decyzją, ale zrobiliśmy według jego woli. Był wtedy całkowicie świadom tego, co robi, chociaż jego decyzja może się wydać nieco szokująca.

- Niechże pan wreszcie czyta! - zniecierpliwiła się Dolores, węsząc coś nieprzyjemnego.

- W porządku, proszę pani. Oto słowa samego de La Vegi:

"Zdaję sobie sprawę, że testament ten może być podważany, ponieważ leczyłem się i leczę z powodu choroby umysłowej. Dlatego dołączam zaświadczenie, że w obecnej chwili jestem doskonale pewien tego, co robię, a moje schorzenie nie przesłania mi jasnego myślenia. Ktokolwiek zarzuci co innego, niech idzie do diabła. A oto moje postanowienie - przez bardzo długi czas nienawidziłem Carlosa Santa Marię za fakt, iż zabił moją żonę i odebrał mi firmę podstępem. Zemściłem się i wygrałem w rozprawie dotyczącej nieprawnego przejęcia przedsiębiorstwa, jednakże od odpowiedzialności za śmierć Jessci został uwolniony. Długo nad tym myślałem i wielokrotnie go obserowałem. Doszedłem do wniosku, że nie był w stanie zrobić czegoś takiego. A jeśli nawet się mylę, nie zapomnę, jak któregoś dnia przyszedłem do niego z chorym Luisem na rękach, a on uratował mu życie mimo całej mojej nienawiści. Dlatego postanawiam, co następuje - po mojej śmierci rezydencja ma wrócić do jej pierwszego właściciela, do Carlosa Santa Marii. Zwracam mu też firmę, cały majątek i wszystko, co do mnie należy. Jest moim jedynym spadkobiercą. Do niego należeć będzie decyzja, czy Graciela i Dolores Gambone zostaną w tym domu, czy też nie. Osobiście bym je stamtąd wyrzucił, ale to już jego sprawa. Jest tylko jeden warunek, jaki stawiam przed Carlosem - ma zapewnić przyszłość Luisowi de La Vega. To jego syn, chociaż mało się nim zajmuje. Niech chłopak wybierze, gdzie chce mieszkać, z nim, czy z Sandrą Perez, ale jedno mieć musi - comiesięczne wpłaty na konto, jakie mu otworzyłem. Podaję sumę, jaką ma otrzymywać...".

Więcej mecenas przeczytać nie zdążył. Krzyk Dolores rozległ się w całym pomieszczeniu:

- Co?! Ten idiota, ten kretyn, ten debil zapisał wszystko swojemu największemu wrogowi, a nam nie dał nic? Zaskarżę ten świstek, z pewnością da się go unieważnić, posłużę się najlepszymi prawnikami, pójdę po radę nawet do Eduardo Abreu!

Nazwisko zmarłego nasunęło jej się samo, pod wpływem rozmów z córką na jego temat.

- Przykro mi - odparł adwokat. - Niestety, pan Antonio przewidział taką reakcję i odpowiednio się zabezpieczył. Nie uda się paniom obalić testamentu. I muszę powiedzieć, że nie pomoże w tym nawet mecenas Abreu, Panie świeć nad jego duszą.

- Świeć nad duszą?! - tym razem to Graciela prawie się zakrztusiła.

- Niestety. Pan adwokat zmarł parę dni temu. Może nie prowadził już żadnej sprawy, ale wiadomość o jego śmierci bardzo wstrząsnęła całym środowiskiem.

- O cholera...- mruknęły równocześnie zawiedzione i rozzłoszczone kobiety z rodu Gambone. Zamiast majątku dostały praktycznie nakaz eksmisji.

Nie tylko one miały do czynienia z prawnikami. Sonya siedziała obecnie na łóżku w jednym z pokoi w rezydencji Guardioli, gdzie mieszkała od czasu wyjścia ze szpitala. W rękach trzymała dokument, który bardzo ją przeraził, do tego stopnia, że trzęsły jej się ręce.

- Co my zrobimy? A jeśli mu się uda i pozbawi nas naszych dzieci?

- Spokojnie, przyjaciółko, nie pozwolimy na to! - Rodriguez objął ją ramieniem. - Ani mój ojciec, ani twój, do niczego nie doprowadzą. Mamy po swojej stronie naprawdę silne osoby, one nam pomogą. Nikt inny nie nadaje się lepiej na matkę, nie trać wiary.

- Ale jak on mógł? Porozumieć się z takim okrutnikiem, jak Diego i razem próbują odebrać nam maleństwa!

- Oboje jesteśmy w tej samej sytuacji - zauważył Ricardo. - Na szczęście nie mają nic przeciwko nam, ciocia ma rację, ich zarzuty bardzo łatwo obalić. Zobaczysz, będzie dobrze.

- One są takie bezbronne! Dlaczego mają stać się powodem tak wielkiej awantury? Czemu nie możemy żyć razem w spokoju i to teraz, kiedy ten bydlak siedzi za kratkami?

- To tylko kolejna przeszkoda, ale pokonamy ją razem. Bądź silna, jestem przy tobie. Jak dawniej, pamiętasz?

- Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się ciepło. - W naszym domku na skraju lasu. Wiesz, chętnie bym tam wróciła. Nie zrozum mnie źle, twoja ciocia przyjęła mnie bardzo miło, ale to tam byliśmy najszczęśliwsi.

- Bo nikt się nie wtrącał do naszej przyjaźni. I to tam poczęły się nasze dzieci. A potem zjawił się Messi i zniszczył piękne chwile.

- O nie. Tamtych momentów nikt nie jest w stanie odrzeć z uroku. Mario nie żyje, zginął zaraz po tym, jak się pojawił. Wymazałam go z pamięci i jedyne, czego pragnę, to...- zawahała się.

- Dokończ, proszę. Dam ci wszystko, o co tylko poprosisz.

- Pragnę...- przełknęła ślinę. - Powtórzyć to, co zdarzyło się przed wtargnięciem mojego męża.

- Sonyu...- westchnął. - Dobrze wiesz, że to niemożliwe.

- Pedro mówi co innego! - znowu obdarzyła go uśmiechem.

- Pedro gada nieproszony. Zrobiłem to raz na twoją wyraźną prośbę i na tym koniec. Oświadczając ci się, przypomniałem, że nie będę w stanie dać ci tej...rzeczy. Przeze mnie znowu będziesz cierpieć...Wcale się nie zdziwię, jak któregoś dnia mnie opuścisz dla jakiegoś młodzieńca, którego pokochasz i zrozumiesz, że ze mną jesteś nieszczęśliwa.

- To się nie stanie. Dla mnie nie jest najważniejsze to, o czym mówisz, tylko miłość. A tą czuję tylko do ciebie.

Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia zbliżyła twarz do jego oblicza i miała zamiar pocałować. Pewnie by i tak się stało, bo jej wybranek wcale się tego nie spodziewał. Kiedy już prawie dotknęła ust Rodrigueza swoimi wargami, w pokoju obok rozległ się potworny huk i dźwięk tłuczonego szkła. Oboje zamarli w bezruchu.

- Dzieci! - pierwszy ocknął się Ricardo.

Praktycznie równocześnie skoczyli w kierunku drugiego pomieszczenia. Tak, jak przed chwilą Sonya czuła w sercu ciepło, tak teraz widok, który tam zastała, zmroził jej duszę.

Rozbita szyba w oknie. Odłamki na podłodze. I krew. Mnóstwo krwi.

Koniec odcinka 216


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 2:22:35 17-01-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 117, 118, 119 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 118 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin