Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"It's only a dream" - fanfick oparty na PB
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:21:19 17-03-08    Temat postu:

LJ w piekle? Przecież on sobie rady tam nie da, biedaczek... teraz to mnie przestraszyłaś, bo John jeszcze mógłby z tego wybrnąć, ale Linc Junior mógłby liczyć tylko na pomoc ojca...
No cóż, udało ci się uczłowieczyć Abruzziego Gratulacje
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:59:34 26-03-08    Temat postu:

monioula napisał:
LJ w piekle? Przecież on sobie rady tam nie da, biedaczek... teraz to mnie przestraszyłaś, bo John jeszcze mógłby z tego wybrnąć, ale Linc Junior mógłby liczyć tylko na pomoc ojca...
No cóż, udało ci się uczłowieczyć Abruzziego Gratulacje


Pytanie tylko, jak dlugo on pozyje .

-------------------------------------------------------------------------

Episode 29 - "Ciężarówka"

Opadła ciężko na poduszki, zalana krwią. Benigno wiedział, że jej nie zabił, nie to było jego celem. Musiał jednak przewieźć ją tam, gdzie kazał Messini, a do tego potrzebował dwóch rzeczy - sprawić, by Sylvia nie stawiała oporu - co też uczynił - i zaczekać na Antoine, żeby razem dostarczyli ją do tamtego miejsca.

Towarzysz przyjechał kilka minut później, Salvatore przywitał się z nim krótko, a czarnoskóry mężczyzna również nie tracił czasu:

- Przygotowałeś ją?

- Oczywiście. Leży w swoim pokoju. Nicole śpi, sprawdzałem niedawno, zaraz po nią pójdę.

- Bagażnik? - zapytał Antoine, idąc razem z Benigno do pomieszczenia z ciałem Sylvii.

- Oczywiście. Ranę na głowie mógłby ktoś zauważyć.

- Ranę na głowie? Widzę, że działasz zdecydowanie. Nie boisz się, że zostawisz ślady?

- Ani trochę. Antoine, przecież Giacomo wyraził się jasno - one, zarówno Sylvia, jak i jej córka, żyją tylko na razie. Potem nikt ich nie znajdzie.

Weszli obaj do środka, chwycili bezwładne ciało żony Johna - jeden za nogi, drugi za ręce - i wynieśli do czekającego na zewnątrz samochodu Murzyna.

- Tak samo przejechał się Cavaldi - zauważył Benigno.

- Tak, telewizja wszystko podała - zgodził się z nim Antoine. - Idź po Nicole. Co jej powiesz?

- Że jedziemy do senatora. Zresztą zgodnie z prawdą. Jak zapyta o mamusię, powiem, że ta dotrze później.

Z córką Abruzziego nie mieli żadnych kłopotów. Znała Salvatore i wsiadła razem z mężczyznami do samochodu. Włoch zamknął jeszcze dom na klucz i ruszyli w drogę.

Theodore Bagwell milczał przez chwilę. Kolejny krok, jaki uczyni, może być najważniejszym w całej sprawie. Podszedł do chłopca i położył mu rękę na ramieniu ze słowami:

- Nadszedł czas, byś poznał prawdę. Dziś wyjawię ci, kim naprawdę był twój ojciec i dlaczego nie ma go teraz przy tobie, przy córce i przy żonie. Opowiem ci, dlaczego John Abruzzi to największa gnida, jaką kiedykolwiek ziemia nosiła.

John Jr. drgnął, kiedy obrażano jego ojca, ale mądrość, jaką odziedziczył po Abruzzim, kazała mu milczeć i dowiedzieć się, co powie mu ten mężczyzna.

T-Bag usiadł na kanapie, dał znak dłonią, by chłopak uczynił to samo, a kiedy ten wykonał polecenie, Bagwell objął go ramieniem i rozpoczął:

- Twój ojciec dołączył do nas wiele lat temu i przysięgał być posłuszny naszym interesom, wiernie służyć Rodzinie. Z początku tak czynił, wszystko było w porządku, ale pewnego dnia coś się w nim odmieniło, nie interesowało go już nasze dobro, a dobro jego samego, zaczął sprzeciwiać się ludziom, którzy uczynili dla niego tak dużo, wskazali mu drogę, jaką powinien kroczyć i uczynili go człowiekiem mającym ogromne wpływy. Nawet bronił kogoś, kogo Rodzina skazała na śmierć, ponieważ ten człowiek oszukał nas i okradł - Bagwell mówił tu o sprawie, gdy Sempede wykonał wyrok na niewinnym mężczyźnie mimo próśb Abruzziego o dokładniejsze zbadanie sytuacji. Oczywiście T-Bag przekręcił całe zdarzenie.

- Wielokrotnie nam szkodził, a my dzielnie staraliśmy się neutralizować skutki jego działalności i przemówić mu do rozumu. - kontynuował. - Takich ludzi się eliminuje z naszych szeregów, ale on miał rodzinę, was, więc byliśmy dosyć łagodni, licząc na to, że się opamięta. Niestety, na próżno, a doszło coś jeszcze - jego obsesja zemsty. Przesłoniła mu cały świat, nic się nie liczyło, nawet wy - zapewne pamiętasz, że zamiast z wami zostać, udał się do tego motelu, prawda? - Theodore jeszcze bardziej przysunął się do chłopca, marząc w duszy o tym, co mógłby z nim zrobić. - Stał się niebezpieczny. Przez swoją nieostrożność mógł zaprzepaścić sporo spraw Rodziny. Jego śmierć - chociaż fikcyjna - uratowała nas, pomogła dokończyć ważne interesy, jakie mieliśmy. Niech o naszej dobroci świadczy fakt, że uratowaliśmy mu życie, że mimo tego, co nam zrobił, pomogliśmy mu i dbaliśmy o niego przez siedem lat! Niestety, nie mógł już wrócić na poprzednie stanowisko, ponieważ obawialiśmy się, że znów zacznie nam szkodzić, baliśmy się też, że skrzywdzi was, ludzi, których kochamy. Zdajesz sobie sprawę, jak mafia dba o kobiety i o dzieci, prawda? - zakończył swoją przemowę Bagwell.

- Nauczycielu, chce mi pan wmówić, że mój ojciec stanął po złej stronie, że mógł skrzywdzić mamę, Nicole, czy mnie? Nigdy w to nie uwierzę! Prędzej powiem, że to wy nas rozdzieliliście, że to wy chcieliście go skrzywdzić!

- Synu, synu...- T-Bag pokręcił głową. - Przykro mi to mówić, ale nie masz racji. Twój ojciec stał się bardzo brutalny, potrafił nawet atakować tych, którzy mu dobrze życzyli, którzy chcieli mu pomóc. Jakby kompletnie oszalał...Miałem prawo go zabić, ale nie zrobiłem tego, wybaczyłem i dalej chroniłem, prosząc o wyrozumiałość dla niego. Inaczej dawno by nie żył...A czym wyjaśnisz to, że przez siedem lat nie próbował się z wami skontaktować? Przecież gdyby was kochał, nic by mu w tym nie przeszkodziło, prawda? Nawet ja, jego najlepszy przyjaciel, nie zdołałem nad nim zapanować...Ani namówić, by zrozumiał, kto naprawdę dobrze mu życzy i wrócił zarówno na nasze łono, jak i do swojej rodziny...

- Był pan jego przyjacielem?

- Tak, chłopcze, byłem. Nadal bardzo chcę się z nim spotkać, obowiązki nie pozwoliły mi na to zbyt często, dawno go nie widziałem...Pragnę z nim porozmawiać, chciałbym, żeby wrócił do nas, a my go przyjmiemy z otwartymi ramionami...Uczynił tak dużo zła, ale jestem w stanie zapomnieć i prosić senatora, by zrobił to samo...Ale wiem, że to na próżno. Twój ojciec...cóż...On nigdy nie przyjdzie tu z własnej woli, uważa, że jesteśmy źli i życzymy mu śmierci. Mnie na przykład odciął dłoń...- pokazał Johnowi Jr. protezę ręki.

Bagwell nie sądził, że John Jr. uwierzy mu od razu, chłopak był za bardzo zapatrzony w swego ojca, ale wiedział, że zasiał w nim ziarno niepewności. Jeszcze ma szansę go ukształtować, ma szansę postawić syna przeciwko ojcu, sprawić, by młody człowiek znienawidził Abruzziego.

- Odciął dłoń? - chłopakowi zaczęło świtać nieprzyjemne podejrzenie. - Mama opowiadała mi kiedyś o ucieczce z Fox River, był wśród nich jeden którego ojciec pozbawił ręki. Nie sądziłem, że to chodzi o pana, Nauczycielu. Nazywał się...Theodore Bagwell. Ale on nie był przyjacielem mojego ojca - John Jr. natychmiast się odsunął i wstał. - On próbował go zabić!

- To nie tak, chłopcze - T-Bag nie stracił zimnej krwi. - Twoja matka nie znała prawdy. Owszem, byłem razem z Johnem Abruzzim w Fox River, uciekałem razem z nim, ale to dlatego, że chciałem mu pomóc, być blisko niego, przecież razem pracowaliśmy. Niestety, on już wtedy stawał przeciwko tym, którzy mu dobrze życzyli. Obawiam się, że...że nie jest już sobą...- zakończył ze smutkiem. Nigdy nie życzyłem mu źle. - dodał po chwili, patrząc głęboko w oczy Johna Jr.

- Nie wierzę! To kłamstwo!

- A czy sądzisz, że Rodzina, że Giacomo Messini, senator, który zaopiekował się twoją mamą, siostrą i tobą, pomógłby mi wydostać się z Sony, gdybym nie był godny zaufania? Wierzysz w jakiś wewnętrzny spisek, mający na celu zabicie twojego ojca, czy nam, ludziom, którzy nigdy was nie zawiedli? Zresztą pamiętasz, jak sam ci kiedyś mówiłem, że wśród nas czasami trzeba podjąć decyzję z początku wydającą się bez sensu, kompletnie przeciwną naszym poglądom, a potem okazuje się, że dobrze zrobiliśmy? Usiądź, opowiem ci, jak bardzo ufa mi Messini i jak wróciłem na łono Rodziny - Bagwell kontynuował z niezmąconym spokojem. Rzeczywistość, powód, dla którego dostał się do Sony, czas, jaki spędził w mafii, stosunki z Abruzzim - wszystko to przemieszał, tak zmienił prawdę, by nadal zachowywała pozory spójności i realności.

Ciemność. Wszędzie wokół ciemność i jakieś duszne, zatęchłe powietrze. Knebel na ustach. Cisza, nikogo w pobliżu. Kajdanki na rękach. I to dziwne, straszne uczucie zagrożenia. Do tego ból, potężny ból głowy z tyłu czaszki. Zaczęła się szarpać, na próżno, zorientowała się tylko, że przykuli ją do czegoś ciężkiego - byli zbyt sprytni, by tym czymś było krzesło, które łatwo przewrócić i połamać, a potem uciec. Spojrzała na to coś i w mroku nie dostrzegła zbyt wiele, ale wydawało się jej, że tym przedmiotem jest kaloryfer, model chyba sprzed potopu, ogromny i na pewno nie do ruszenia.

Nie płakała. Jeszcze nie teraz, nie mogła dać się złamać, póki nie dowie się wszystkiego. Mdliło ją, sama nie była pewna, czy ze strachu, czy z uderzenia w głowę - Salvatore miał mocną rękę - czy z jakiegoś jeszcze innego powodu. Wiedziała, że w końcu do niej przyjdą, że zaczną do niej mówić, że będą grozić, znała ich metody. Nie znała też losu swojej córki, ale nie chciała teraz myśleć o Nicole, to mogło wpłynąć na zdolność reakcji, przytępić czujność i zalać bólem. Przynajmniej John Jr. był bezpieczny, chociaż był w rękach wroga - bo teraz uważała Rodzinę za wrogów - co do niego mieli inne plany, chcieli uczynić go swoim żołnierzem, swoim pachołkiem - jak określiła ze wzgardą wiernych im członków mafii - więc na pewno go nie skrzywdzą - przynamniej na razie, póki chłopiec nie będzie się im sprzeciwiał, a jest za mądry, by jawnie okazywać sprzeciw. Tak, on sobie poradzi, ma w sobie przecież krew Johna Abruzzi. Uśmiechnęła się na to wspomnienie - nie miała pojęcia, jakim cudem jej mąż żyje i co mu powie, kiedy go spotka - przecież nie dał znaku życia przez siedem lat! - ale nic nie zmieni faktu, że była z nim szczęśliwa. Kiedy go spotka...A może raczej powinna powiedzieć "jeśli"? Powoli domyślała się wszystkiego - musiało zajść coś nieprzewidzianego i teraz Messini chce mieć zakładnika, żeby móc szantażować Johna, kazać mu robić to, co zechce senator. Nie była pewna, jaki los przewidział Giacomo dla niej i dla jej męża, ale nie zamierzała poddać się bez walki. A potem, kiedy już będzie po wszystkim i oszołomienie powrotem Abruzziego ze świata zmarłych minie, jej mąż wyjaśni jej, co robił przez cały ten czas. I może wreszcie będą mogli być rodziną - nawet, jeśli miałaby go znów odwiedzać w więzieniu. Zadrżała, kiedy przypomniała sobie, jak mówił, że śmierć jest lepsza od powrotu do Fox River - ale może tym bardziej będzie inaczej, może tym razem...

Po przeciwnej stronie pomieszczenia zauważyła wąski pasek światła - to ktoś wchodził do środka. Ten ktoś zamknął za sobą drzwi i klęknął przy niej. Rozpoznała Antoine po głosie, bo zaraz się odezwał:

- Witaj, piękna pani. Mam dla pani wiadomość. Jeśli zrobisz to, co ci każemy, twoja córka umrze szybko, jeśli nie...cóż...Zdajesz sobie sprawę, jakie mamy sposoby...

- Mordercy dzieci! - nie potrafiła się powstrzymać. Zaraz potem pożałowała tych słów. Antoine nie miał skrupułów, otwartą ręką wymierzył jej cios prosto w twarz, aż rozbił jej wargę. Kropelki krwi skapywały jej na brodę, a on mówił cicho:

- Wiesz, wydaje ci się, że masz nad nami jakąś przewagę, że twój mąż - niech go piekło pochłonie! - w jakiś sposób przyjdzie i cię uratuje. A on nawet nie wie, gdzie jesteś! Będziemy chcieli z nim porozmawiać, ale nie licz na to, że pozwolimy, by wywinął się cało z tej historii, a tym bardziej razem ze swoją przeklętą rodzinką! On już jest stracony, nie rozumiesz tego? - mróz w oczach Murzyna dodawał grozy jego słowom. Mamy w rękach jego syna, mamy też ciebie i jego córkę, zrobi wszystko, co mu każemy, ukorzy się przed nami, a potem zginiecie. Będzie patrzył na waszą śmierć. Powiem ci coś - twój syn jest w rękach kogoś, kto się nim dobrze zajmie - ten ktoś nie ma jednej dłoni...

Antoine wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz i nie zwracając uwagi na krzyk Sylvii, która uświadomiła sobie, kim może być "opiekun" jej syna. Teraz już zaczęła drżeć, przerażona świadomością, że John Jr. jest w rękach mordercy, gwałciciela i pedofila w jednej osobie. Łzy ciekły jej nieprzerwanie.

- Moje dzieci...- szeptała. - Moje dzieci...Boże, pozwól, żeby John je uratował...Daj mi żyć tak długo, żebym mogła zobaczyć, że są bezpieczne...

Daleko od tej ponurej sytuacji przebywał ktoś trzymający w ręku telefon Nokia N95. Ponieważ w okolicy było ciemno, prawdopodobnie był to jakiś zaciemniony pokój lub magazyn, nie dało się rozpoznać rysów tego człowieka. Widać było jednak, że najprawdopodobniej jest to mężczyzna, szepczący teraz do siebie:

- To właśnie dzięki temu telefonowi zostaniecie pomszczeni, to dzięki temu niepozornemu przedmiotowi spoczniecie spokojnie w grobie. Przysięgam, że zapłaci za waszą śmierć, że dosięgnie go mój gniew, a przed końcem ujrzy moje oblicze, kiedy rzucę mu w twarz imiona tych, których zabił! Moja zemsta dosięgnie obu - i wykonawcę i tego, kto zlecił to zadanie.

Niczego w życiu nie nienawidził tak bardzo, jak tej dwójki - narzędzia i ręki, która to narzędzie uruchomiła.

Odłożył telefon i schylił się prawie do samej podłogi, odsunął niską, ciemnobrązową szafkę z kilkoma szufladami i ujrzał drzwiczki do malutkiego sejfu. Otworzył go i wyjął plik papierów zdjęć, jak i wycinków z gazet. Przypatrzył się człowiekowi z fotografii, zwykle robionych z jakiejś politycznej okazji, czy to zwycięstwa w wyborach.

- Jak bardzo cię nienawidzę, jak tobą gardzę, senatorze Giacomo Messini! Zrobię wszystko, dosłownie wszystko, by zetrzeć cię z powierzchni ziemi! - szepnął w mroku. - Zajmę się również tobą, Paulo Sempede - obaj jesteście odpowiedzialni, obaj zginiecie!

Uspokojony zamknął sejf i dosunął z powrotem szafkę.

Komisarz Valverde osobiście pofatygował się do celi Johna Abruzziego - prokuratura w tym wypadku działała sprawnie i już teraz policjant mógł osobiście przedstawić aresztowanemu jego dalsze losy. Mundurowy szedł wolnym krokiem, nie spiesząc się, jakby celebrował tą chwilę. Nieczęsto miał okazję rozmawiać z tak znanym przestępcą.

- Szykuj się! - rzucił w głąb krat. - Otrzymałem właśnie informację na twój temat. Prokurator generalny, Brian Morton, za twoje zasługi dla kraju uczynił ci ten zaszczyt i zaprasza cię do ośrodka wypoczynkowego zwanego Lakelet. Za dwie godziny zjawi się tutaj specjalny samochód do przewozu takich, jak ty. Masz być gotowy i grzeczny!

Valverde obrócił się z zamiarem odejścia, ale zatrzymał go Abruzzi:

- A LJ? - zapytał.

- Co LJ? Interesuje cię los tego chłopaka? Cokolwiek się z nim stanie, to będzie twoja wina! - komisarz nie miał zamiaru rozmawiać ani chwili dłużej, miał swoje obowiązki, nie będzie tracił czasu dla takiego...zwierzęcia. - Ale dobrze, powiem ci - czeka go rozprawa, ale z tego, co wiem, nie wróżę mu zbyt jasnej przyszłości. Pewnie trafi do więzienia, chociaż nie sądzę, by było to Lakelet. Tam trafiają tylko takie śmieci, jak ty.

Mundurowy odszedł. Abruzzi usiadł z powrotem na łóżku i powiedział sam do siebie:

- Nie zapominam o tych, którzy mi pomogli. Możesz być pewien, LJ, że po ciebie wrócę. Ze względu na Adriana i na to, co zrobiłeś.

Nie bał się Lakelet. Kiedyś Manoldo opowiedział mu, gdzie trafił Scofield - w opowieść włożył tylko szczegółów, ile tylko zdołał. Piekło było gorsze od Sony, ale John wierzył, że sobie poradzi. A poza tym nie było takie pewne, że tam w ogóle dotrze...

John Jr. nadal był wzburzony, jego serce waliło jak młotem - oto siedzi przed nim człowiek, który dwukrotnie próbował zabić jego ojca! Raz prawie mu się udało, blizna na szyi została Abruzziemu już na zawsze. A teraz śmie mówić, że...że...to nie tak, że inaczej, że...

Bagwell wykorzystał milczenie chłopaka i kontynuował:

- Kiedy Giacomo dowiedział się, że umieszczono mnie w Sonie, zadziałał praktycznie od razu. Owszem, musiało minąć trochę czasu, zanim przekazano mu tą wiadomość i jego ludzie spowodowali moje uwolnienie, ale bardzo szybko potem okazało się, że oddalono wszystkie zarzuty, ponieważ zaszła zwyczajna pomyłka. Nawet nie wiesz, jaką władzę ma Messini - tutaj akurat T-Bag nie kłamał, zmienił tylko powód wydostania go z Sony przez ludzi senatora - ten pomógł mu nie dlatego, że Theodore już wtedy współpracował z mafią, bo tak po prostu nie było. Giacomo użył swoich wpływów, bo pilnie śledził historię "8 z Fox River" i wiedział, jaką awersją Bagwell darzy Abruzziego. Wyczuwał, że taki człowiek doskonale nadaje się na członka Rodziny, jaką Messini kierował i jaki nadał jej kierunek, poza tym przydał mu się ktoś, kto w razie jakiegokolwiek nieposłuszeństwa ze strony Johna będzie umiał zadziałać bardzo skutecznie...i nawet krwawo, jeśli będzie trzeba.

- Senator nie opuszcza swoich przybranych dzieci, myślisz więc, że zaszkodziłby Abruzziemu, którego tak bardzo szanował? Pomógł mnie, najskromniejszemu z jego sług, a co dopiero Johnowi...ale ten, niestety, nie docenił Messiniego i jego szacunku. Kiedy spotkasz swojego ojca, zrozumiesz, że cię nie okłamałem.

- Mam się z nim spotkać? - John Jr. nie miał nic przeciwko temu. W zasadzie tego pragnął, chociaż sam nie wiedział, jak się zachowa. Nie chciał się przyznać przed samym sobą, ale słowa Nauczyciela "A czym wyjaśnisz to, że przez siedem lat nie próbował się z wami skontaktować? Przecież gdyby was kochał, nic by mu w tym nie przeszkodziło, prawda?" utkwiły mu głęboko w sercu. Dlaczego Abruzzi tak łatwo się poddał, to było wprost nie do uwierzenia - przez siedem lat gdzieś na uboczu, całkowicie bez walki o spotkanie z rodziną? A jeśli...a jeśli jakimś cudem Bagwell ma rację?

- Owszem - Theodore uśmiechnął się w duchu, widział bowiem, że zaczyna odnosić zwycięstwo. - I to już niedługo. Za kilkanaście minut przewiozą go do więzienia.

- Do Fox River?

- Obawiam się, że nie. Z tego, co wiem, prokurator generalny wybrał dla niego Lakelet.

- The Hell? - synowi Johna zaschło w ustach. - Ale to...to piekło.

- Wiem. Niestety, nie mogliśmy na razie w tej sprawie nic zrobić. Senator nie może sprzeciwiać się aż tak otwarcie opinii publicznej, nie mógł próbować wpływać na prokuratora o łągodniejsze więzienie, bo zostałoby to źle odebrane przez społeczeństwo. Ono postrzega twojego ojca jako najgorszego śmiecia. A jeśli Messini straci popracie ludzi i w następnych wyborach nie zostanie wybrany, nie będzie miał już wpływu na kraj i stracimy wiele ważnych powiązań. Obiecuję ci jednak, że nie zapomnimy o Abruzzim.

To akurat była prawda. Na pewno nie zapomną...

Rozmowę przerwał im telefon. To Salvatore informował Bagwella o wykonaniu misji z żoną i córką Johna.

- To świetnie - odparł Theodore. - A główna sprawa?

- Stanowisko obsadzone, ludzie gotowi. Nie przemknie się.

- Jesteście pewni trasy?

- Oczywiście. Nie ma szans na niepowodzenie.

- Czekam na kolejny meldunek - zakończył rozmowę Bagwell.

Samochód powoli wyjeżdżał podjazdem przy areszcie. W środku siedziało ośmiu uzbrojonych ludzi, gotowych strzelać na najmniejszy ruch więźnia. Do tego dwóch ludzi w szoferce, jednym z nich był kierowca, drugim policjant z bronią. Każdy z nich miał na sobie kamizelkę kuloodporną w razie próby odbicia skazanego, kazano im też jechać okrężną, mało znaną trasą. Główną drogą wysłano bliźniaczo podobny i również pełny policjantów wóz, ale w tamtym nie było nikogo poza mundurowymi. Tamten miał służyć jako przynęta, jako zmyłka dla tych, którzy mogliby próbować przeszkodzić w podróży Abruzziego do więzienia.

Jechali w milczeniu już długą chwilę, Lakelet leżało na uboczu stanu, dosyć daleko od Goingtown. Za moment po lewej stronie mieli minąć połączenie z inną, dużo mniejszą drogą i potem niedługo wyjechać na autostradę. Policjanci siedzieli z obu stron po czterech, John za plecami miał szoferkę, umieszczono go tak, aby był na widoku mundurowych. Przed oczami miał tylnie drzwi do samochodu, tak pilnie strzeżone i tak dobrze zamknięte - drzwi do wolności...Gdyby tylko próbował skoczyć do przodu i dotrzeć do drzwi, roznieśliby go kulami na strzępy w sekundę.

Jeden z nich coś usłyszał. Drgnął. Miał zamiar ostrzec kolegów, ale nie zdążył, nie miał na to najmniejszych szans. Zresztą oni zaraz się o tym dowiedzieli, choć w inny sposób - ten siedzący naprzeciwko zdołał tylko rozszerzyć w przerażeniu oczy, reszcie nie dane było ujrzeć tego, co niosło im śmierć. Mogli tylko usłyszeć potworny huk, trzask własnych kości i kości pozostałych, oczami zachodzącymi powoli mgłą ujrzeć pogięty metal i części samochodu, jakim jechali, powbijane w ich ciała, zmieszane ze zmasakrowanym przodem ciężarówki, która uderzyła w nich z najwyższą prędkością. Czerwień w środku nie była strumieniami krwi - była jej rzeką. Zmiażdżone ciała, trupy wygięte w dziwne pozycje i cisza. Cisza śmierci.

The end of episode 29
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:14:45 28-03-08    Temat postu:

Matko boska, ty to potrafisz wymyślić! Nie dość, że przeżyłam w tym odcinku ful emocji, to jeszcze na koniec dałaś taki opis, że mnie dosłownie WGIĘŁO w fotel. John żyje. Wiem to. Ty tylko mnie tak straszysz
Cieszę się, że nie zapomniał o L.J.'u. No ale to, co wyczyniają z jego rodziną jest po prostu straszne. John Junior dużo cech odziedziczył po ojcu, nie tak łatwo wcisnąć mu bajeczki.
Każdy kto usłyszy o "Piekle" zamiera. To naprawdę straszne miejsce...
No nie wytrzymują z emocji! Daj szybko new
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:31:17 28-03-08    Temat postu:

monioula napisał:
Matko boska, ty to potrafisz wymyślić! Nie dość, że przeżyłam w tym odcinku ful emocji, to jeszcze na koniec dałaś taki opis, że mnie dosłownie WGIĘŁO w fotel. John żyje. Wiem to. Ty tylko mnie tak straszysz
Cieszę się, że nie zapomniał o L.J.'u. No ale to, co wyczyniają z jego rodziną jest po prostu straszne. John Junior dużo cech odziedziczył po ojcu, nie tak łatwo wcisnąć mu bajeczki.
Każdy kto usłyszy o "Piekle" zamiera. To naprawdę straszne miejsce...
No nie wytrzymują z emocji! Daj szybko new


Boje sie jednego. Ze sie zrobi za bardzo krwawo.... A tak bardziej na serio, to teraz - o ile do tej pory ukazywalam przemoc dosyc oglednie, to - poniewaz jest to pisane na serio - opisow podobnych do tego z wypadku moze byc wiecej. Nie, nie zamierzam sie jakos znecac nad moimi bohaterami, ale skoro pisze o smiertelnych wrogach...Mafia w rzeczywistosci nie byla az tak krwawa, ale Messini prowadzi ja inaczej, po swojemu i nie cofnie sie przed niczym. Doslownie.

Nowy odcinek wlasnie pisze, praktycznie go koncze. Moze juz dzis dowiesz sie losow Johna .

Aha, wlasnie, to jest Antoine (ten Murzyn, co "chodzi" razem z Alexem czesto) -> gra go [link widoczny dla zalogowanych]

EDIT: Skonczylam .

------------------------------------------------------------------------

Episode 30 - "Początek"

Syn Johna Abruzziego usiadł z powrotem obok Nauczyciela, ciężko wzdychając.

- Muszę porozmawiać z ojcem, zapytać go, czy to wszystko jest prawdą. Tak naprawdę dobrze go nie znałem, byłem małym dzieckiem, kiedy...od nas odszedł. Mama zawsze go kochała, ale...

- Widzisz więc, że to nie my jesteśmy tą złą stroną - mówił dalej zadowolony T-Bag. - Może ty będziesz miał na niego lepszy wpływ i namówisz go do pogodzenia się z nami? Messini na pewno chciałby przeprosin. Tak, wiem, że twój ojciec jest bardzo dumny, ale senator bardzo cierpiał po tym wszystkim, zupełnie, jakby stracił syna.

- Spróbuję go przekonać - powiedział cicho John Jr.

Kierowca ciężarówki, która całym impetem zderzyła się czołowo z wozem do przewozu więźniów, powoli wydostawał się z wraku. Miał za zadanie sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wyjął telefon komórkowy i poinformował swoich mocodawców:

- Zadanie wypełnione. Sądzę, że same trupy. Uderzyłem skosem, tak, jak kazaliście. Nasz cel powinien być nieco uszkodzony, ale żywy, zaraz sprawdzę i złożę drugi meldunek. Czekam na transport.

Potem schował telefon i podszedł do wraku. Był przyzwyczajony do takich widoków, nieraz wykonywał robotę polegającą na likwidacji niepotrzebnych osób, również w wypadkach samochodowych. Tylnie drzwi wozu jakby chciały zakpić ze starań policji, całkowicie się otworzyły i zwisały teraz wygięte pod kątem. Kiedy zajrzał do środka, ujrzał prawdziwą masakrę, żaden z policjantów nie miał szans tego przeżyć. Pognieciony metal nadział trzech z nich na śmiercionośne szpice, reszta doznała wewnętrznych urazów i albo już skonała, albo znajdowała się na granicy, bez szansy powrotu, bez świadomości. Abruzzi nie miał czego się złapać - zresztą i tak lepiej dla niego, bo gdyby miał wyprostowane ręce, uległyby natychmiastowemu kilkukrotnemu złamaniu - i siła odrzutu przy wypadku rzuciła go na jednego z leżących na podłodze policjantów. Podczas upadku uderzył głową w ławkę, na której uprzednio siedział mundurowy i teraz jego krew mieszała się z krwią trupa, na którego spadł. Ręce, nadal w kajdankach, spoczywały na drugim z nieboszczyków, wygięte tak, że kierowca zaczął podejrzewać złamanie nadgarstków.

Człowiek z ciężarówki zmarszczył brwi. Spodziewał się krwi, ale nie aż tyle. Nie widział drugiego boku Johna, czyżby ten miał jakieś inne obrażenia i stąd ten strumień? Widział, że bok wozu dla więźniów jest wygięty we wszystkie strony, część mogła znajdować się nawet pod Abruzzim...albo w nim, jeśli podzielił los swoich strażników.

- Cholera - mruknął kierowca. - Nie miałem go zabić. Trudno będzie go wyjąć przez ten labirynt metalu.

Chwilę później nadjechał drugi samochód, tym razem osobowy. Wysiadł z niego Paulo Sempede. Na widok kraksy aż gwizdnął.

- Mam nadzieję, że nie wysłałeś do nieba Abruzziego, bo szef się wścieknie.

- Raczej do piekła - odparł niezadowolony kierowca. - Słuchaj, jest problem, musisz pomóc mi go wydostać, ale ostrożnie, bo się trochę namieszało. Nie trafiłem idealnie i tam jest prawdziwe metalowe piekło. Martwię się, bo wygląda na to, że wbił się w niego fragment wozu.

Sempede przeklął siarczyście.

- Obyś się mylił. On musi żyć, dopóki Anderetti się z nim nie rozliczy. To Simone chce go zabić, Messini się na to zgodził.

Paulo pochylił się i spojrzał do środka.

- Stąd tu tyle krwi? Dobra, pomóż mi, wyciągniemy go. Zaraz zobaczę, czy się nie nabił.

Wszedł do środka i sprawdził puls Johna.

- Żyje, wchodź za mną! - zawołał do kierowcy ciężarówki.

Tamten udał się za nim i razem przenosili rannego do niedawno przybyłego samochodu.

- Ale z niego się krwi leje. Miał szczęście, ten kawałek ominął go o sekundy, prawie go przebił, ale mu się udało. - powiedział Sempede podczas transportu.

- Tak, ale otarł go mocno, gdyby upadł ułamki sekund później, to bolec wszedłby głęboko w ciało i zabił na miejscu. Już wiemy, skąd tyle tego - zobacz na jego twarz.

- Taa, prawdziwa masakra, musiał się zranić przy upadku na ławkę. Nawet nie chcę patrzeć na jego prawą stronę gęby, będzie miał blizny, jeśli w ogóle mu coś ze skóry zostanie na policzku.

Wrzucili nieprzytomnego do samochodu osobowego. Potem wspólnymi siłami zepchnęli wrak wozu dla więźniów na dół zbocza, przy którym wszystko się stało, wcześniej dodatkowo oblewając go przyniesioną z samochodu Paula benzyną. Wybuchł praktycznie od razu.

- Ślady zatarte, możemy ruszać. Ciężarówką się nie przejmuj. Zajmiemy się tym.

Wsiedli razem do wozu Sempede i odjechali w doskonałych humorach. Poraniony Abruzzi nadal nie odzyskał świadomości, ani Sempede, ani kierowca ciężarówki nie zainteresowali się nim więcej, niż było konieczne do stwierdzenia, czy przeżył wypadek. Paulo miał rację, do tej pory John miał tylko jedną bliznę, tą po spotkaniu z ostrzem Theodore, teraz będzie miał szczęście, jeśli dojdzie mu tylko jedna na twarzy.

Jechali już dłuższą chwilę - Paulo specjalnie wybierał mało uczęszczane okolice, chociaż o odkrycie pasażera się nie martwił, mieli przyciemniane szyby - kiedy Abruzzi powoli i ostrożnie otworzył oczy. Zaraz jednak je przymknął, tak, aby nie było widać, że się przebudził. Kierowca ciężarówki siedział obok niego, na wszelki wypadek mierząc w Johna z broni, ale i on niczego nie spostrzegł. Ostry ból przeszył ciało uprowadzonego, ale nie dał nic po sobie poznać. Czuł, że krew spływa z niego z wielu ran, ale zdawał sobie sprawę, że miał wielkie szczęście - a raczej, że dobrze wymierzono ten wypadek - bo jego życiu nie zagrażał żaden z urazów odniesionych w kraksie. Inna sprawa, że prawdopodobnie i tak jechał na śmierć. Piekła go prawa część twarzy, coś było z nią nie w porządku, ale nie miał jak jej obejrzeć.

- Paulo Sempede - rozmyślał John. - Ciekawe. Ciebie też wykończę. Nie zapomniałem, jak wymordowałeś niewinną rodzinę i byłeś moim wrogiem w starych czasach. Nie znam tego drugiego, ale z nim też pójdzie łatwo. Pewnie wiozą mnie do Anderetti'ego, bardzo dobrze. Dowiem się, gdzie są moi bliscy, a potem się z nim rozliczę.

Nie bywał okrutny. Był przestępcą, mordował, to fakt, ale nigdy nie zadawał zbędnego bólu. Ale dla tych ludzi nie będzie miał litości. Sam przeciw mafii - porywał się na wiele. Nie wahał się jednak. I na pewno nie daruje już życia Bagwellowi - jeśli to on jest Anderetti'm.

Alexander Mahone siedział przed senatorem Messinim w jego biurze. Giacomo opowiadał mu ostatnie zdarzenia.

- Wiem, że Anderetti ci nie ufa i wiem, dlaczego, znam waszą historię, wiem przeciez, kim był dawniej. Ale i tak ci powiem, w końcu będziesz miał swoją rolę w całej sytuacji. Przejęliśmy już ładunek i jak tylko znajdzie się u nas, dam ci znać i razem z Simone powitacie naszego gościa. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz i zrobisz to właściwie.

- On nigdy przed wami nie uklęknie. - były agent już wiedział, co zamierza senator.

- Uklęknie, nie obawiaj się. Mamy jego rodzinę - muszę przyznać, że twój dawny koleżka z Sony ma niezłą wyobraźnię, wymyslił, że przykuje Sylvię do kaloryfera, tak, jak kiedyś przykuto jego.

Mahone skrzywił się nieco na stwierdzenie "twój koleżka", ale powiedział o czymś innym:

- Będziecie szantażować Abruzziego, żeby na klęczkach prosił was o wybaczenie, bo inaczej straci rodzinę?

- I tak ich straci...ale najpierw się ukorzy. Zrobi dla nich wszystko. Anderetti kazał przykuć jego żonkę, ty każesz mu klękać - kolejne odniesienie do czasów przed siedmiu laty.

- A dzieci?

- Powiedziałem "całą rodzinę", Alex. Ale nie, masz rację, syn nam się przyda. Simone nawraca go na dobrą drogę. - zaśmiał się Giacomo.

- Zabijesz Nicole? - Alex się zniesmaczył. - Przecież to jeszcze dziecko.

- Rodzina chroni kobiety i dzieci - ale tylko swoich ludzi. Abruzzi już dawno przestał być naszym człowiekiem. Wiem, jakie mamy zasady, ale w tym wypadku je nagnę, zrobię wszystko, by załatwić tego drania tak, jak na to zasługuje. Nie podoba ci się to, Mahone? - głos Giacomo nagle stwardniał, senator zmrużył oczy i wpatrywał się w byłego agenta.

Alexowi przypomniał się jego własny syn. Ile może mieć teraz lat? Policzył w myślach. Tak dawno go nie widział...Co zrobiłby, gdyby ktoś groził Cameronowi? Nie poddałby się, póki nie pomógłby synowi i nie rozprawiłby się z tymi, którzy próbowaliby zrobić krzywdę chłopcu. Tak naprawdę nie dziwił się Johnowi. Postąpiłby dokładnie tak samo, z tym, że na pewno nie kazałby swojej rodzinie czekać siedem lat na znak życia. To był jeden z powodów, dla których Mahone tak bardzo gardził Abruzzim - przestępstwa swoją drogą, zaniedbanie rodziny - tej prywatnej, żony i dzieci - swoją. Były agent nawet miał chwile, gdy uważał, że to drugie było znacznie większym przestępstwem, niż pozostałe. Sam bardzo cierpiał przez rozłąkę z Pam i Cameron, nie wyobrażał sobie, że mógłby postąpić tak, jak ten, którego Paulo i jego pomocnik właśnie wieźli do celu.

Sempede zatrzymał samochód przed niskim budynkiem kojarzącym się z aresztem w Goingtown, ale - o ile to mozliwe - jeszcze bardziej ponurym i bez okien.

- Dobra, jesteśmy na miejscu. - powiedział, wysiadając.

Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je, mówiąc:

- Wyładuj go. - Sempede nadal czuł nienawiść, nie odmówił sobie nazwania Johna "rzeczą".

Były kierowca ciężarówki pomógł zanieść Abruzziego - akurat w tej chwili znów nieprzytomnego - do środka budynku, gdzie rzucili ciało na betonową podłogę. Obaj mieli przygotowaną broń, ale nie sądzili, żeby były jakieś problemy.

- Kiedy przyjedzie Anderetti i senator?

- Niedługo, Simone musi tylko wymienić się z Salvatore, ktoś musi pilnować Johna Jr. Już wie, że czekamy na niego. Antoine zostanie z Sylvią.

Istotnie. Podczas drogi Sempede poinformował Bagwella o wszystkim. Syn Abruzziego nie dowiedział się, z kim rozmawiał jego Nauczyciel, usłyszał tylko, że Anderetti musi na pewien czas wyjść, a zastąpi go Benigno.

- Sprawy Rodziny, rozumiesz - uśmiechał się Theodore. - Pamiętaj, o czym rozmawialiśmy.

W podobnym czasie telefon odebrał Messini. Nadal rozmawiał z Alexem.

- Zbieraj się - powiedział do niego. - Jedziemy pogadać z przyszłym trupem.

Jakiś czas później spotkali się wszyscy - senator Giacomo Messini, Theodore Bagwell alias Simone Anderetti, Paulo Sempede, Alexander Mahone i człowiek z ciężarówki, Bruno. Po krótkim przywitaniu rozpoczęło się to, co planował polityk wraz ze swoimi ludźmi. To T-Bag pierwszy nachylił się nad Johnem.

The end of episode 30


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 15:49:31 28-03-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:04:13 28-03-08    Temat postu:

No i złamali Juniorka...
Ale rzeczywiście krwawa masakra, biedny Abruzzi, co teraz z nim zrobią? Znowu urywasz w takim miejscu, że przechodzą mnie ciarki...
"Rodzinka" się nie cacka. Rzeczywiście mają cel i nie obchodzi ich jak, ale osiągną go. Nawet po trupach... martwię się, zobaczymy, co wymyślisz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:39:37 31-03-08    Temat postu:

monioula napisał:
No i złamali Juniorka...
Ale rzeczywiście krwawa masakra, biedny Abruzzi, co teraz z nim zrobią? Znowu urywasz w takim miejscu, że przechodzą mnie ciarki...
"Rodzinka" się nie cacka. Rzeczywiście mają cel i nie obchodzi ich jak, ale osiągną go. Nawet po trupach... martwię się, zobaczymy, co wymyślisz


Co zrobią z Johnem, już się dowiesz, cały odcinek będzie o nim . Mam nadzieję, że Cię zaskoczę .

----------------------------------------------------------------------------

Episode 31 - "Rodzina"

Jakby wiedziony nienawiścią do Bagwella, w tej samej chwili, kiedy ten się nad nim pochylał, John Abruzzi otworzył oczy. Spojrzał z taką pogardą na T-Baga, że tamten miał ochotę napluć mu w twarz, powstrzymał się jednak.

- Nie czas na to - tłumaczył sam sobie w głowie Theodore. Przyjdzie pora na zemstę.

Głośno zaś powiedział:

- Witaj wśród nas, śmieciu. Zapewne poznajesz nas wszystkich, poza może Brunem, nieocenionym kierowcą ciężarówki. Tak, tej samej, który pozbawiła cię towarzystwa policji. Obecny tu senator Messini uczynił mi ten honor i teraz jestem jednym z jego najwierniejszych pomocników - możesz mi mówić "Simone Anderetti", jeśli chcesz. Ale ja wolałbym, żebyś mnie nazywał własną śmiercią.

John bez słowa potoczył spojrzeniem po zebranych. Tylko na ułamek sekundy dłużej zatrzymał się na Alexie Mahone. Były agent to zauważył.

- Znowu się spotykamy, znów jesteś na przegranej pozycji - nie odmówił sobie tej uwagi Mahone. - Ale tym razem mi nie uciekniesz. Leżysz w kącie, skuty, ranny, zdjęty strachem o rodzinę, a my możemy zrobić z tobą to, na co przyjdzie nam ochota. Jesteś przegrany, John.

- To ty jesteś przegrany - odezwał się chrapliwie Abruzzi. Widać było, że cierpi po wypadku. - Sprzymierzyłeś się z najgorszym elementem tego świata.

- Czy muszę ci przypominać, że sam byłeś z nimi? - odparł Alex. - To są twoi byli przyjaciele.

- Nigdy nie byli moimi przyjaciółmi. A już szczególnie tamto bydlę - wskazał głową Bagwella.

- Licz się ze słowami, dupku, chyba, że chcesz, żeby twoja piękna żoneczka pocierpiała przed śmiercią. Chyba zdajesz sobie sprawę, że mamy ich wszystkich?

- Spodziewałem się. Cieszcie się, póki możecie. Tacy tchórze, jak wy, potrafią tylko znęcać się nad niewinnymi kobietami i dziećmi.

Paulo Sempede ze stoickim spokojem wymierzył Johnowi policzek w prawą stronę twarzy, tą rozoraną przy wypadku.

- Uwolnij mu ręce - powiedział do Bagwella.

- Co? - T-Bag się zdumiał. - Po co?

- Chcę mu pokazać, co jeszcze potrafię.

- Dosyć tego! - donośny głos senatora przerwał rozmowę. - To ja decyduję, co z nim zrobimy! Zaczynaj, Alex.

Mahone nabrał tchu i rzekł:

- Pamiętasz motel "Globe"? Bo jeśli nie, to odświeżymy ci pamięć - uklęknij i połóż dłonie na głowie. Teraz masz kajdanki, ale to ci chyba w niczym nie przeszkodzi? - zadrwił były agent.

- To ja ci przypomnę - Abruzzi nie zważał na płynący mu z wargi, rozbitej po ciosie Paulo, kolejny strumyk krwi. - Klękam tylko przed Bogiem, dupku. A tu go nie widzę.

- Tym razem nie masz broni. Nie masz nic. A my mamy wszystkie atuty. Zobacz! - Alex rzucił na betonową podłogę czyjeś zdjęcie.

John mimowolnie spojrzał na fotografię. Poczuł skurcz w sercu - Sylvia. Jego żona. Z twarzą pełną siniaków, przy kaloryferze, jak nieposłuszny pies.

- Teraz będziesz nas słuchał? - zapytał Paulo. Nie mógł się powstrzymać, nienawiść prawie z niego wypływała.

- Znam ją. Powiedziałaby mi "Nie myśl o mnie, John. Chroń nasze dzieci". A ja jej posłucham, bo ją kocham i wiem, ile dla niej znaczą Nicole i John Jr. - odparł twardo Abruzzi.

- Byłaby gotowa dla ciebie umrzeć? Albo dla tych bachorów? Proszę, proszę - Bagwell się zaśmiał. - Dzieci...Słodką masz córeczkę, John, to prawda. I głosik ma słodki, posłuchaj sobie - wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer. Po chwili skinął na Sempede, ten wymierzył broń w Johna, a Theodore przystawił komórkę do ucha Abruzziego.

- Halo? Mamusia? - ze słuchawki dobiegło pytanie Nicole.

Bagwell natychmiast zakończył połączenie i schował telefon. John na chwilę zacisnął powieki, ale nadal mówił pewnie:

- Jeśli zrobię to, co mówicie, to i tak nas wszystkich zabijecie. Możecie się pieprz...

Nie dokończył. Tym razem sam Messini pofatygował się zadać cios, nawet mocniejszy od tego Paula.

- Bruno, Paulo, Simone, nauczcie go rozumu. Tylko zostawcie go żywego.

Jednemu dałby radę, dwóm może też, nawet w takim stanie, w jakim się znajdował. Ale nie trójce i to z rękami w kajdankach. Owszem, z początku przydały się jako broń - w końcu były twarde - ale chwilę później była już tylko trójka katów i grad ich ciosów.

- Wystarczy! - przerwał im senator. - Może teraz zmądrzeje.

Odstąpili niechętnie. Pod ścianą pozostawili Johna w kałuży krwi. Abruzzi wstał powoli, chwiejąc się na nogach. Wyglądał conajmniej upiornie, kiedy w potarganym ubraniu podchodził do Giacomo. Obstawa sięgnęła po broń, ale Messini dał znak, żeby czekali. Były więzień Fox River stanął tuż przed senatorem i patrząc mu prosto w oczy rzekł:

- Możesz złamać człowieka, ale nie duszę. Masz włoskie korzenie, twoja rodzina pochodzi z tego samego kraju, co ja. A u nas ceni się honor. Szczególnie w Rodzinie. W Rodzinie, którą ty splamiłeś, stając na jej czele. Powiem ci to ja, powiedziałaby i moja żona, syn i nawet za kilka lat córka - jesteś nikim. Zabij nas co do jednego, wymorduj, ale nie pohańbisz tego, co mamy najcenniejsze - honoru. Zarówno ja, jak i cała moja rodzina wolałaby zginąć, niż klękać przed tobą, bastardo!

Bastardo. Bękart. Jedna z największych, jeśli nie największa obelga we Włoszech. Zęby Giacomo prawie zgrzytnęły o siebie, ale odparł jeszcze spokojnie:

- Honor, czym jest dla ciebie honor? Pozwoliłeś się zamknąć w sklepie na siedem lat, jak szczur, okłamując swoją rodzinę, że nie żyjesz! Gdzie twój honor, gdzie był, kiedy wydawałeś resztę za ladą?

Pół kroku do przodu. Tylko tyle Abruzzi zbliżył się do Messiniego. Senator nadal nie reagował. Był tak bardzo pewny siebie...Tak bardzo gardził Johnem...

- Poświęciłem się dla nich - dla mojej rodziny. Nigdy tego nie zrozumiesz. Nie masz prawa przyznawać się do włoskiego pochodzenia. Nie masz prawa nazywać się Ojcem Chrzestnym, jak lubisz o sobie mówić. Nie masz prawa być członkiem mafii. Nie masz prawa, by żyć! - mówił Abruzzi.

Ułamki sekund. Tyle wystarczyło, by John znalazł się za senatorem i zarzucił mu od tyłu ręce na szyję, a potem mocno szarpnął. Łańcuch od kajdanek zaczął coraz bardziej zaciskać się na szyi Giacomo.

- Rzucić broń, wszyscy! - rozkazał. - Albo senatorek zginie! I ręce do góry! Kopnijcie broń w moją stronę!

Oczy Messiniego coraz bardziej wychodziły z orbit. Powoli się dusił. Spojrzeniem dał znak, żeby jego ludzie wykonali polecenie. Bruno nie miał broni i nie miał gdzie jej schować, Bagwell i Sempede z hukiem rzucili broń na podłogę. Mahone zrobił to samo, po czym wszyscy posłali pistolety po betonie w kierunku Johna.

- Gdzie jest moja rodzina?! - wrzasnął Abruzzi, cały czas mając Giacomo za zakładnika. - Mówcie natychmiast, albo go zabiję!

- Jeśli komukolwiek z nas coś się stanie, nigdy już ich nie zobaczysz! - odrzekł buńczucznie Sempede.

Po jednej stronie pomieszczenia człowiek, który próbuje uratować swoją rodzinę i kontrolować żywe ubezpieczenie, Messini'ego. Naprzeciw nich T-Bag, Paulo i Bruno. A z boku były agent FBI, Alexander Mahone, niezauważalnym ruchem wyciągający z kieszeni ukryty drugi pistolet. Nosił dwa od pewnego czasu, mimo w miarę ustabilizowanej sytuacji życiowej nie czuł się pewnie, wiedział, z kim się zadaje, a kiedy poznał Antoine, zdawał sobie sprawę, że i jego życie jest zagrożone, zależne od kaprysów Messiniego i podwładnych senatora.

Dawniej John nie miałby problemów z zauważeniem tego powolnego ruchu. W sekundzie odwróciłby się w stronę agenta i nakazałby mu odrzucić i tą broń. Ostatnio jednak jego organizm był poddany ciągłemu wysiłkowi i obrażeniom - postrzał, wyczerpująca próba ucieczki, wypadek, a teraz jeszcze pobicie. To nie mogło się dobrze skończyć.

Nie dał tego po sobie poznać, ale zaczęło kręcić mu się w głowie. Zamierzał wycofać się w stronę wyjścia, potem jednocześnie puścić Giacomo i sięgnąć po broń - nie mógł zabrać pistoletu nadal mając zakładnika, nie pozwalały mu na to kajdanki. Niech tylko się dowie, gdzie przetrzymują Sylvię, Nicole i Johna Jr, a...

Dopiero teraz zwrócił uwagę na ruch Mahone'a, chwilowa słabość ustąpiła i znów widział wyraźnie. Było już jednak za późno. Za późno o całe życie. Alex wyciągnął już pistolet i wycelował. Dokładnie i bez wahania. Prosto w trójkę skupioną po drugiej stronie pomieszczenia.

- Wychodź, John - odezwał się spokojnie były agent. - Mocno trzymaj Messiniego, to twój atut. Jak już znajdziesz się w samochodzie któregoś z tych dupków, wypytaj senatora dokładnie o swoją rodzinę. Powiedz mu, że są pewne rzeczy, które na pewno skłonią go do ustępstw. Sam chciałbym z nim pogadać, więc zaczekaj na mnie, jeśli możesz.

Abruzzi nie zastanawiał się ani chwili. Razem z Giacomo jako zakładnikiem opuścił budynek, mając u boku Mahone'a cały czas mierzącego do Bagwella i jego kompanii. Alex wcześniej pozbierał porzucone pistolety członków mafii.

- Wsiadaj! - polecił mąż Sylvii senatorowi, kiedy byli już na zewnątrz.

Jak na ironię, kazał mu wsiąść do tego samego wozu, w którym przywieziono Johna po wypadku. Pojazd miał ciemne szyby, przyda się do przesłuchania.

Messini obrzucił wściekłym wzrokiem Alexa, ale wsiadł w milczeniu, tym bardziej, że lufa broni Mahone'a skierowała się w jego stronę.

- Trzymaj i pilnuj dobrze tego kretyna - powiedział były agent do ojca Nicole, podając mu jedną ze zdobytych broni, resztę ukryli w samochodzie poza zasięgiem senatora. - Ja prowadzę.

Zanim T-Bag, Paulo i Bruno powzięli jakąkolwiek decyzję, samochód z Abruzzim, jego nieoczekiwanym sprzymierzeńcem i Giacomo był już daleko.

- Jeśli się zastanawiasz, dlaczego - przerwał po chwili milczenie Mahone, zwracając się do Johna - odpowiem, że nie czas na to. Może kiedyś się dowiesz. A może nie...Na razie zapytaj naszego przyjaciela senatora, dokąd mamy jechać po twoją rodzinę. I niech to się wreszcie skończy.

- Słucham uważnie, Messini. Bardzo uważnie - jeśli śmierć ma wygląd, to teraz na pewno wyjrzała dla Giacomo z oczu Abruzziego. - Gdzie znajdę moich bliskich?

- W piekle.

- Radzę ci, uważaj na to, co mówisz - odparł John. - Mogę cię zabić i sam ich znaleźć.

- Mówię poważnie, gnojku, w piekle. Umówiłem się z Antoine, że jeśli nie zadzwonię o odpowiedniej godzinie, ma zabić Sylvię i Nicole. A przez twoje idiotycznie porwanie mnie nie wykonałem tego telefonu. Tak więc są już w piekle, śmieciu.

The end of episode 31


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 20:40:17 31-03-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:51:07 04-04-08    Temat postu:

Oooo! Naprawdę mnie zaskoczyłaś! Pomoc Mahone'a wrywa mnie w ziemię, ale ta końcówka... mam nadzieję, że senator blefuje. Go John, go!
Extra odcinek, spora dawka emocji jak na jeden raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 24252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:55:18 21-04-08    Temat postu:

nie wiem, gdzie zlozyc zyczenia, wiec skaldam tutaj- wszsytkiego najlepszego z okazji urodzin
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:39:10 22-04-08    Temat postu:

notecreo napisał:
nie wiem, gdzie zlozyc zyczenia, wiec skaldam tutaj- wszsytkiego najlepszego z okazji urodzin


Dzieki . A tak przy okazji, to czytasz moze tego ficka? . Bo kolejne odcinki beda, oj beda .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Notecreo
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 24252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:59:58 22-04-08    Temat postu:

nie znam oryginalu, dlatego nei czytam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 2:52:16 23-04-08    Temat postu:

notecreo napisał:
nie znam oryginalu, dlatego nei czytam


W pierwszym poscie masz streszczenie, jesli chcesz .


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 2:52:31 23-04-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:54:34 12-07-08    Temat postu:

Dzisiaj już nie zdarzę przeczytać całej historii, dlatego na razie skomentuje jakie wrażenie odnoszę po fabule, oraz bohaterach.
Innymi słowy wyrażę swoje skromne zdaniem.
No więc: GENIALNY pomysł:]
Bardzo podoba mi się to, że w twojej historii John Abruzzi żyje;]
W Prison Break bardzo podobała mi się właśnie jego postać;]
Mam nadzieję, że odzyska wszystko co brutalnie mu zabrano.
Począwszy od rodziny, kończąc na szacunku ludzi, oraz dobru, które mimo wszystko myślę, że ma w sercu.
Buziam:*
Resztę skomentuję jak tylko przeczytam:* Dzisiaj jadę na działkę, więc nie zdążę, ale jutro wieczorem wrócę, więc przeczytam za pewne jednym tchem jeśli uda mi się zdążyć, ale twoje historie tak mnie wciągają, że nie umiem się od nich oderwać:*
Buziam:*


Ostatnio zmieniony przez Gabriella dnia 9:54:51 12-07-08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:11:39 14-07-08    Temat postu:

Na poczatek dziekuje, ze to czytasz. Ten fanfick jest dosc drogi mojemu sercu ze wzgledu na postac Johna, nie moglam przebolec jego smierci, ktora dla mnie byla kompletnie bez sensu, bo przeciez mozna bylo tak pociagnac jego watek, ze bylby najlepszy w serialu - ale z tego, co wiem, aktor chcial sie wycofac z serialu, bo mial juz inne projekty. Ja jednak bylam uparta i coz - "ozywilam" Johna, z tym, ze niestety nie moge powiedziec Ci, czy masz racje i czy odzyska to wszystko, co stracil, napomkne tylko, ze ja mam szalone pomysly (ot, chocby koncowka ostatniego jak na razie odcinka - kto by cos takiego wymyslil, trzeba byc calkowicie zakreconym . Jak na razie fick ma przerwe w emisji, psize obecnie telenowele i nie wyrobilam dwoch tekstow na raz, a chce, by oba byly jak najlepsze. Na pewno jednak bede pisac dalsze epizody.

Bardzo podoba mi sie Twoje zdanie o dobru w sercu Abruzziego. Pomijajac moja sympatie do tej postaci, zawsze bede twierdzic, ze mial je w sobie. Wystarczy spojrzec na to, jak traktowala go jego wlasna rodzina (w serialu). A poza tym ktoz odmowi mu tej iskry uroku, wystarczy przypomniec sobie sceny z nim .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriella
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 5502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:37:04 14-07-08    Temat postu:

Cieszę się, że Ci się podoba, ale moje skromne zdanie jest praktycznie niczym przy pięknie opisywanych przez Ciebie scen;]:*
Buziam i postaram się dzisiaj nadrobić wszYsTko:*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:42:30 12-08-08    Temat postu:

Zero Kiryu napisał:
Cieszę się, że Ci się podoba, ale moje skromne zdanie jest praktycznie niczym przy pięknie opisywanych przez Ciebie scen;]:*
Buziam i postaram się dzisiaj nadrobić wszYsTko:*


I jak Ci idzie? .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 7 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin