Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kel Tagoulmoust - Zasłaniający twarze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fuente
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 825
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:20:14 09-11-08    Temat postu:

Dzięki za odpowiedź :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:33:13 09-11-08    Temat postu:

Odcinek 16
Gwynneth zachowała się zdecydowanie nierozsądnie, wybiegając na dwór bez torebki, kapelusza i okularów przeciwsłonecznych, a teraz stała w gorącym słońcu i mrużyła oczy, spoglądając na budynek.
Mogła wrócić. Powinna wrócić. Ale nie zamierzała tego robić.
Czy bała się tego, co mogłoby się wydarzyć? Tak, chociaż to nie Tariq był źródłem jej obaw.
Intuicyjnie wiedziała, że on nie zmuszałby jej do niczego, czuła jednak, że nie potrafiłaby mu się oprzeć i to budziło w niej lęk.
Gdyby nie moralne zobowiązanie wobec Teresy i jej synka, mogłaby po prostu wyjechać i pozostawić apartament Tariqowi. W życiu jest dużo rzeczy ważniejszych od pieniędzy, a jedne z ważniejszych to komfort psychiczny i szacunek do samego siebie.
Teraz, kiedy pozostawała poza zasięgiem jego wpływu, mogła pomyśleć jaśniej o tym, co się
między nimi wydarzyło. Odkrycie, że odziedziczyła naturę po ojcu, przyprawiało ją o sprzeczne emocje. Złość, strach, chęć walki z własną naturą z jednej strony, z drugiej pragnienia, których nawet nie potrafiłaby, czy też może obawiałaby się nazwać.
Stała na ulicy, mrużąc oczy i marszcząc nos, starając się znaleźć właściwe określenie obecnego stanu ducha. Najbliższe wydało jej się opisanie go jako stania na moście i patrzenia w nieruchomą, głęboką wodę ze świadomością, że jest zbyt blisko krawędzi i że dla własnego bezpieczeństwa powinna się cofnąć. Ale zamiast tego, jeszcze bardziej przybliża się do krawędzi, tak jakby chciała sprawdzić, jak dalece może podjąć ryzyko. Czy podświadomie
chciała rzucić się z mostu? Czy chciała zgłębić to, co kryło się w nieznanej, czarnej toni?
Tariq obserwował ją z okna apartamentu. Gdyby za nią pobiegł, z pewnością wzbudziliby ogólne zainteresowanie, a tego sobie nie życzył.
Co się z nim działo? Zachowywał się z lekkomyślnością, której nigdy nie pochwalał u innych.
Reakcja Gwynneth na propozycję kupna apartamentu wciąż drażniła jego dumę. Czy chciała
wymusić na nim podniesienie ceny? Czuł gorzki smak pogardy, tylko nie wiedział, czy dla niej, czy dla siebie samego?
Niczego bardziej nie pragnął, niż jak najszybciej doprowadzić do zakończenia tej niebezpiecznej, nie tylko z powodu Chada Rheinvelta, sytuacji.
Mógł tak poprowadzić całą sprawę, by Gwynneth otrzymała oficjalną odmowę odzyskania apartamentu na korzyść rekompensaty w gotówce. Ale to oznaczałoby wmieszanie w sprawę osób postronnych, a w konsekwencji plotki. O niej, o nim, o nocach, które spędzili pod tym samym dachem. Wszystko to, czego nie znosił. Władca oczywiście wiedział, że Tariq nie mógł opuścić apartamentu przed zidentyfikowaniem Omara. Ale Tariq miał własne powody, by nie chcieć uczynić swoich tajemnic własnością publiczną.
Zmarnował już zbyt wiele czasu na problemy z panną Gwynneth. Czas było z tym skończyć.
Miał dużo ciekawszych zajęć. Zamierzał odtworzyć legendarne wiszące ogrody
z Mjenat i zamienić je w miejsce, którym mogliby cieszyć oczy i serca liczni, a nie tylko
wybrani. Inni ludzie pozostawiali po sobie potomków. On chciał pozostawić po sobie taki właśnie ślad. To było jego marzenie i cel życia.
Jedna długonoga nie mogła tego zmienić. Tariq spojrzał na zegarek. Jeżeli zaraz nie
wyjdzie, spóźni się na umówione spotkanie.
Dlaczego ona nie wraca? Co znowu wymyśliła?
Całe szczęście, że istnieją klimatyzowane centra handlowe, pomyślała z ulgą Gwynneth, kiedy w końcu udało jej się schronić przed palącym słońcem.
W godzinę później, kiedy ochłonęła, postanowiła starać się o jak najszybsze uzyskanie decyzji w kwestii własności apartamentu. Nawet gdyby miała koczować w odpowiednim urzędzie, dopóki nie dostanie odpowiedzi. Najpierw jednak musiała wrócić do apartamentu i odzyskać swoją torebkę.
Zamrugała w oślepiającym blasku słonecznym i zatrzymała się na moment, żeby przyzwyczaić wzrok. Zdążyła zrobić tylko kilka kroków, kiedy nagle znikąd pojawił się samochód i błyskawicznie zbliżył do niej. Jego kierowca nie patrzył na nią, zajęty rozmową przez komórkę. Gwynneth widziała go, ale strach przygwoździł ją do miejsca. Nagle pochwyciły ją jakieś silne dłonie i na wpół ciągnąc, na wpół pchając, usunęły z drogi pojazdu,
który przemknął obok, porykując silnikiem.
Cały incydent trwał zaledwie kilka sekund, ale Gwynneth zdawała sobie sprawę, że to mogły być ostatnie sekundy jej życia. Odwróciła się, żeby podziękować swojemu wybawcy. Okazał się nim niewysoki mężczyzna w średnim wieku, z całą pewnością Arab, choć ubrany po europejsku.
- Dobrze się pani czuje? - zapytał uprzejmie. Gwynneth skinęła głową, chociaż poczuła nagłe
osłabienie.
- Nie było go, kiedy spojrzałam na drogę - starała się usprawiedliwić. - Pojawił się tak nagle
i nie widział mnie, bo rozmawiał przez komórkę. - Jej chaotyczne słowa drżały w popołudniowym upale. Popatrzyła w stronę, z której pojawił się samochód, a jej wybawca ujął ją pod ramię i przeprowadził przez ulicę.
- Bardzo panu dziękuję - zaczęła jeszcze raz, ale on tylko potrząsnął głową, odwrócił się i zniknął w tłumie opuszczającym centrum handlowe. Gwynneth tymczasem dotarła do apartamentu. Wciąż czuła się słabo. W holu było chłodno, ale jej serce biło nieregularnie, a na czole pojawiły się kropelki potu. Jednak przyczyną jej niepokoju nie było przeżycie z samochodem, tylko myśli o Tariqu.
Kiedy jechała windą, żołądek podchodził jej do gardła.
W pięć minut później stała przed głównym wejściem. Automatycznie sięgnęła po klucz i przypomniała sobie, że nie zabrała torebki. Wejście na dole było w ciągu dnia otwarte, więc wcześniej jej nie potrzebowała.
Bez klucza-karty nie miała możliwości wejść do środka. Mogła spróbować tylko jednego. Wyprostowała się i sięgnęła do dzwonka.
Ze środka nie dobiegi żaden dźwięk. Najprawdopodobniej Tariq spał. A jeżeli się obudzi i uzna jej powrót za zaproszenie do kontynuowania zabawy tam, gdzie ją przerwali? Czy zdoła mu się oprzeć?
Gdyby naprawdę tego nie chciała, nie budowałaby tak drobiazgowego scenariusza tego, co mogło się zdarzyć...
Zadzwoniła jeszcze raz.
Nic. Najmniejszego odzewu. Zrezygnowana, oparła się o ścianę.
- Więc co zrobimy z tą młodą kobietą, która chce odzyskać apartament? - Władca zasznurował wargi i dodał mimochodem: - Pochodzi z rasy twej matki, prawda?
Źrenice Tariqa się zwęziły.
- Jesteś doskonale poinformowany, o Największy z Wielkich.
Pulchną twarz władcy rozjaśnił szeroki uśmiech. Tariq używał tego tytułu tylko w żartach.
- Nasz znakomity szef policji, Saulud bin Sharif czuł się w obowiązku złożyć mi pełny raport na jej temat. - Po chwili spoważniał. - Nie wolno ci wystawiać jej na niebezpieczeństwo.
- Na pewno tego nie zrobię. Władca czekał cierpliwie, ale Tariq nie zdradzał chęci opowiadania o młodej dziewczynie, która miała być tak piękna jak wschód słońca o poranku.
- Doskonale.-Uśmiechnął się na widok chmurnej miny swojego młodego krewnego, który siedział ze skrzyżowanymi nogami na sofie naprzeciw niego.
Z racji wzrostu Tariqa władca musiał dobrze wyciągać szyję, by móc spojrzeć mu w oczy.
Do siedzących podszedł służący z dzbankiem kawy. Tariq podziękował gestem i skrzywił się z dezaprobatą, kiedy władca sięgnął po kolejną porcję smakołyku.
- Doktorzy ostrzegają mnie przed nadmierną ilością słodyczy, ale... - Bezradnie wzruszył ramionami.
- Jeżeli Allach pozwoli - dodał fatalistycznie.
- Potrzebuje cię zarówno twój naród, jak i twoja rodzina - odpowiedział Tariq.
Władca popatrzył na niego uważnie i odłożył na półmisek posypany cukrem pudrem kawałek przysmaku tureckiego, który zamierzał włożyć do ust.
- W takich chwilach najbardziej przypominasz mi swojego ojca - westchnął. - Twój ojciec był człowiekiem nadzwyczaj inteligentnym i dalekowzrocznym.
Rozmawaiali jeszcze długo o rodzinie. W końcu Tariq wstał z wrodzoną gibkością i pożegnał się tradycyjnym pozdrowieniem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Pattinson
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 01 Sie 2007
Posty: 5200
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:56:00 10-11-08    Temat postu:

Już myślałam, że to ludzie Chada próbują jakoś złapać Gwinneth. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Z każdym razem jak czytam jakiś odcinek mam wrażenie, że już za chwilę zaatakują Gwinneth. Nie wiem dlaczego. Może właśnie po to, by wreszcie poznać uczucia Tariq'a, który bardzo dobrze ukrywa swoje uczucia, i nie mówię tutaj tylko o pożądaniu...

czekam na kolejny odcinek ; *
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kikiunia
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 14366
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: ..z mojego miejsca na ziemi..:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:54:26 10-11-08    Temat postu:

Dobrze, że to nie ludzie Chada byli odpowiedzialni za tą całą sytuację z samochodem. Dobrze, że Gwynneth nic się nie stało. Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że Tariq dobrze ukrywa swoje uczucia i zawsze mówi tylko i wyłącznie o pożądaniu..Ale wydaje mi się mimo iż sam sobie zaprzecza to czuje coś do Gwynneth tak samo jak Ona poczuła coś do niego...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 12:11:08 10-11-08    Temat postu:

Ojej,z ę też wczesniej nie przeczytałam Swietny odcinek
ciekawe czy ten wypadek to naprawde był przypadek Mam nadzieje, ze jeszcze nie próbuja jej zabić
Sympatyczny jest Władca taki dobry wujek xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
roszpunka92
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Kwi 2008
Posty: 3724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:56:50 10-11-08    Temat postu:

Świetny odcinek ;]]
Dobrze,że Gwynneth uniknęła wypadku.Ciekawe czy był
to tylko czysty przypadek czy też może ktoś próbuje zrobić
jej krzywdę. Pozdrawiam i czekam na new ; ***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 12:25:19 11-11-08    Temat postu:

Odcinek 17
Rozmowa z władcą dała mu dużo do myślenia. Jednak te niespodziewane rewelacje będą musiały poczekać. Tariq spojrzał na zegarek i natychmiast wydłużył krok.
Obserwując Gwynneth stojącą przed budynkiem, spodziewał się, że zawróci, uświadomiwszy
sobie brak klucza i pieniędzy.
Kiedy nie wróciła, nabrał ochoty, żeby wyjść, skazując ją na długie i nieprzyjemne oczekiwanie, ale powstrzymało go od tego wrodzone poczucie odpowiedzialności. O tej porze roku temperatury w Zuranie sięgały czterdziestu stopni Celsjusza, a Gwynneth miała jasną karnację i wyszła bez nakrycia głowy. Nie chciał, by czekając na niego, dostała udaru słonecznego. Jego dobre intencje legły w gruzach, kiedy otrzymał od władcy pilne wezwanie do pałacu. Zamierzał skrócić spotkanie do minimum, co jednak skutecznie uniemożliwiła rozmowa o ojcu. W rezultacie wracał po przeszło czterech godzinach.
Czarny mercedes z kierowcą, wypolerowany na błysk, już na niego czekał. Umundurowany strażnik otworzył przed nim drzwi i Tariqa otulił chłód klimatyzowanego wnętrza. Imponująca, obsadzona palmami droga dojazdowa do pałacu była wzorowana na londyńskiej Mall, chociaż tutaj zieleń trawiastych poboczy musiał utrzymywać podziemny system nawadniający. Pomimo to tropikalne kwiaty i krzewy grały feerią barw.
Gwynneth nie miała ochoty znów opuszczać budynku bez grosza przy duszy, postanowiła więc poczekać na Tariqa w środku.
O ile w ogóle wróci.
No pewnie, że wróci.
A jeżeli nie?
Przyniosła z centrum handlowego darmową gazetkę, którą mogła teraz poczytać dla zabicia czasu. Przeglądając ją, zauważyła ofertę sprzedaży podobnego apartamentu za pięćset tysięcy funtów, co tylko umocniło jej podejrzenia. Dlaczego Tariq zaoferował jej tak wysoką cenę?
Szum klimatyzacji sprowadził na nią senność. Usiadła na chłodnej, ceramicznej posadzce i oparła się o ścianę. Po dwóch minutach już spała. Na widok bladej i potarganej Gwynneth śpiącej pod ścianą Tariq zmarszczył brwi. Na policzku miała smugę kurzu, jakby niechcący przejechała tam dłonią. Obok niej zauważył butelkę wody i gazetkę z logo centrum handlowego. Już nie musiał zgadywać, gdzie była.
Ten widok poruszył go bardziej, niż chciał przyznać i chociaż jego uczucia nie miały tym razem nic wspólnego z seksem, to nieudawana troska i chęć chronienia jej wydawały się dużo bardziej niebezpieczne.
Kucnął przy niej i wymówił jej imię.
Uśmiechnęła się przez sen.
Tariq wciągnął powietrze i lekko nią potrząsnął, drugą ręką podtrzymując jej głowę.
Westchnęła, przylgnęła policzkiem do jego dłoni i zamruczała jak kotka.
Kiedy dotknął jej ramienia, obudziła się gwałtownie.
Tariq kucał obok niej. Kiedy spojrzała mu w oczy, jej blade policzki zaróżowiły się nieco.
- Jak długo tu jesteś? - zapytał.
Potrząsnęła głową.
- Nie wiem. Która godzina?
- Prawie szósta.
- Wróciłam koło trzeciej.
Zaledwie w godzinę po jego wyjściu.
- Nie zamierzałem wychodzić. Zauważyłem, że nie wzięłaś klucza i pieniędzy. Ale zawiadomiono mnie o ważnym spotkaniu. Możesz wstać?
- Mam dwadzieścia sześć lat, a nie osiemdziesiąt sześć - zażartowała, w gruncie rzeczy zadowolona z jego pomocy.
- Jadłaś coś dzisiaj?
Potrząsnęła przecząco głową. Nie bardzo wiedziała, jak się zachować przy tym nowym, rycerskim Tariqu, a w narzuconej sobie roli ofiary nie czuła się najlepiej.
- Nic nie jadłaś od śniadania?
Popatrzyła na niego z niechęcią.
- Nie potrzebowałam. To było solidne śniadanie.
- Jogurt?
- Nikt nie ma ochoty jeść w taki upał.
- Nikt? - uśmiechnął się kpiąco.
Otworzył drzwi, ujął ją za ramię, wprowadził do środka i obrócił twarzą do siebie.
- Wyjeżdżam na kilka dni - Tariq nagle zmienił temat. - Dziś w nocy.
Do Ukrytej Doliny były cztery godziny jazdy i zazwyczaj wyjeżdżał o świtaniu, ale czuł już
przemożną tęsknotę za pustynią. Pustynią, która wymagała umiejętności przeżycia i nigdy nie wybaczała słabości. Wiedział, że tam odzyska właściwą perspektywę i zrozumie, jak miałkie było pożądanie tej kobiety. Zamierzał zapewnić Gwynneth ochronę policji przed ewentualnym zagrożeniem ze strony ludzi Chada i zapomnieć o niej raz na zawsze.
Gwynneth patrzyła na niego z rozpaczą w ciemnych oczach. Wyjeżdżał, a przecież pragnęła, żeby z nią został i już nigdy jej nie opuścił.
Nieświadomie jęknęła, a Tariq odwrócił się do niej ze zmarszczonymi brwiami.
- Co się dzieje? Coś cię boli?
- To nie twoja sprawa - odpowiedziała natychmiast. Uśmiechnął się szyderczo.
- Radziłbym ci jeszcze raz przemyśleć moją ofertę dotyczącą apartamentu. - Spojrzał na zegarek.
-Prawie siódma. Zamówię coś do jedzenia dla nas obojga.
- Muszę się najpierw wykąpać i przebrać - zaprotestowała.
- Jak długo ci to zajmie?
- Dwadzieścia minut, może pół godziny.
- Dobrze. Zamówię jedzenie na siódmą trzydzieści. Odwrócił się i nawet nie zapytał, na co miałaby ochotę. Nagle zapragnęła powiedzieć mu, że woli zjeść sama to, co sama wybierze. Właśnie tak powinna postąpić osoba asertywna, czyż nie?
Dziesięć minut później, stojąc pod prysznicem, wciąż jeszcze nie zdołała odpowiedzieć sobie na to pytanie. Silny strumień wody tak łatwo spłukał z jej skóry pot i pył. Gdybyż tak samo można było opłukać serce...
Dotyk wody na skórze przypominał muśnięcia kobiecych dłoni i chyba dlatego myśli Tariqa znów powędrowały w niechcianym kierunku. Ze złością odkręcił zimną wodę i stanął pod lodowatym strumieniem.
Sięgnął po ręcznik, próbując przywołać obrazy z dzieciństwa. W zakamarkach pamięci czaiło
się echo męskiego śmiechu, wspomnienie ciepłych i mocnych ramion unoszących go w powietrze.
Nagi przeszedł do gabinetu, zadowolony, że nie spędzi kolejnej nocy na niewygodnej sofie. Szybko włożył czyste ubranie. Usłyszał brzęczyk przy drzwiach wejściowych i spojrzał na zegarek. Siódma dwadzieścia pięć. Jeżeli Gwynneth chce zjeść coś ciepłego, powinna się pospieszyć.
Gwynneth była już wykąpana i przebrana w czarny lniany kaftan kupiony w sklepie z chińszczyzną. Wilgotne włosy zaplotła w warkocz i nałożyła na usta różowy błyszczyk. Była bardzo głodna, więc pomaszerowała prosto do kuchni.

Odcinek 18
Apetyczne zapachy aż kręciły w nosie, co przyprawiło ją o burczenie w brzuchu, ale Gwynneth przede wszystkim spojrzała na Tariqa, który tym razem był bez nakrycia głowy. Jego włosy, ciemnobrązowe, gęste, krótko obcięte, kręcone i wciąż wilgotne po kąpieli aż prowokowały, by wsunąć w nie palce.
- Mam nadzieję, że lubisz libańskie jedzenie. Jest bardzo urozmaicone. Możemy zjeść na tarasie, tam będzie chłodniej.
Z pewnością przywykł do komenderowania ludźmi, pomyślała Gwynneth, ale była zbyt głodna, by się spierać. Przygotowała tacę z nakryciami i szklankami do wody, pozostawiając Tariqowi zajęcie się przyniesionymi daniami. Taras był wystarczająco duży, by urządzić na
nim przyjęcie i najprawdopodobniej został wyposażony z taką właśnie myślą. Gwynneth postawiła tacę na niskim, bambusowym stoliku ze szklanym blatem i zapaliła światło. Trzy bambusowe sofy, wyłożone miękkimi poduszkami w kolorach czarnym, szarym i złamanej bieli, były ustawione wokół stołu w literę U z widokiem na morze.
Tariq zdejmował wieczka z kartonowych pudełek.
- Chodź jeść póki gorące! - zawołał.
Kiedy podeszła, siedział już na jednej z sof ze skrzyżowanymi nogami, z podeszwami stóp zwróconymi do wewnątrz. Gwynneth pamiętała z lektury, że skierowanie podeszwy stopy lub buta w czyimś kierunku jest wielką obrazą. Ponieważ nie była tak giętka, usiadła skromnie naprzeciw niego, ze stopami opartymi na podłodze.
Odstawił pojemniczek i kpiąco uniósł brew.
- Bardzo poprawnie i chyba równie niewygodnie. Twój wybór.
Gwynneth zauważyła, że jadł palcami, które obmywał w jednej z dwóch miseczek z wodą. Nie zauważyła ich wcześniej.
Z wahaniem przejrzała zawartość pojemniczków, większość potraw zdołała rozpoznać, zresztą wszystkie pachniały znakomicie.
- Żeberka, kurczak w ziołach, kuskus, taramasalata, czyli kremowa pasta z ikry - opisał kilka
potraw, podczas gdy Gwynneth napełniała swój talerz. Obserwowała, jak Tariq nabiera jedzenie kawałkami przaśnego chleba.
- Powinienem był spytać, czy masz ochotę na wino. Ja prowadzę, więc nie mogę pić. - Zauważył jej pytające spojrzenie i dodał wyjaśniająco: -Ni e mam żadnych religijnych ograniczeń. Moja matka pochodzi z twojej rasy, a ojciec jest muzułmaninem.
- Muszą się bardzo kochać, skoro postanowili być razem pomimo tak dużych różnic kulturowych.
Tariq zmarszczył brwi
- Chciałabyś mieć dzieci?
Dlaczego zadawał jej tak intymne pytania? Dlaczego tak bardzo chciał wiedzieć o niej wszystko? Zarówno o przeszłości, jak i przyszłości.
-W związku z właściwym mężczyzną... - Wzruszyła ramionami, nie patrząc mu w oczy. Bała się, że wyczyta z nich sygnały wysyłane przez jej ciało. W roli swojego partnera widziała
tylko jego.
Tariq słuchał, wpatrzony w nią z uwagą, która przyprawiała ją o gwałtowne bicie serca.
- To zbyt osobisty temat na dyskusje z nieznajomym - powiedziała zmieszana.
Nieznajomy? Właściwie miała rację. Byli dla siebie nieznajomymi, a jednak gdzieś w głębi serca czuł się z nią tak silnie związany... odepchnął od siebie tę myśl i postarał się od niej odgrodzić.
- Może właśnie przed nieznajomym łatwiej nam odkryć najskrytsze myśli i obawy - odparł.
Jak mógł czuć to w stosunku do niej, skoro tak bardzo się różnili w ocenie wartości? Była kobietą przyzwyczajoną do seksu bez zobowiązań, motywowaną żądzą pieniędzy. Odrzuciła jego ofertę, bo chciała jeszcze bardziej wywindować cenę. Jak on w ogóle mógł jej pragnąć?
- Może - zgodziła się Gwynneth. Atmosferę szczerości zastąpił chłód.
- Robi się późno, a ja mam przed sobą długą drogę. Muszę cię pożegnać. - Starał się mówić
stanowczo, chociaż unikał jej wzroku. Wstał równie zwinnie, jak usiadł, a Gwynneth wygrzebywała się z poduszek z niemałym wysiłkiem. Tariq podszedł, by jej pomóc. W niewielkiej przestrzeni pomiędzy sofą i stolikiem znaleźli się bardzo blisko. Pachniał świeżo i przyjemnie. Gwynneth instynktownie zamknęła oczy i pochyliła się ku niemu.
Tariq gwałtownie wciągnął powietrze. Wolną dłoń zacisnął w pięść, żeby jej nie dotknąć. Splecione włosy odsłoniły jej kark, czyniąc go dziecinnie bezbronnym i kusząc do pocałunku.
Gwynneth poczuła jego oddech na karku, otworzyła oczy i cofnęła się o krok.
Miała nadzieję, że do jego powrotu sprawa własności apartamentu zostanie rozstrzygnięta.
Bardzo chciała już to wszystko zakończyć. Dlaczego w takim razie nie przyjęła jego oferty?
Nie wiedziała, czy może mu zaufać. Czuła, że jest w tej sprawie coś, o czym nie wie, że Tariq ma jakieś skryte zamiary. Ale czy to miało jakieś znaczenie?
Tariq puścił jej ramię i zaczął zbierać ze stolika puste pojemniczki. Miało, zdecydowała. Chodziło o pieniądze dla Teresy i jej synka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bebe
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:33:13 11-11-08    Temat postu:

Agnieszka odcinek jak zawsze cudowny. Brak słów. Jak napiszesz kiedyś książkę to daj znać na pewno przeczytam ją kilkanaście razy. Zorbie to z ogromną chęcią. Uwielbiam twoje telki. Każda z osobna jest wspaniała. Masz ogromny talent, pozazdrościć. Zawsze gdy czytam twoją twórczość jestem zachwycona. Mogłabym ją czytać całymi dniami.

Gwynneth ma szczęście. Dobrze, że uratował ją ten mężczyzna. Swoją droga powinna bardziej uważać na to jak chodzi. Mogłoby jej teraz jus nie być.
Nie rozumiem dlaczego Tariq nie może uwierzyć swojej współlokatorce. Ona nie chce jego pieniędzy. Gdyby nie jej zobowiązanie to pewnie oddałaby apartament jak najszybciej, aby pozbyć się problemu. A te jego przekonanie, że ona ,,Była kobietą przyzwyczajoną do seksu bez zobowiązań, motywowaną żądzą pieniędzy'' jest śmieszne. Nie wysłuchał tego co miała do powiedzenie. Zakłada, że wszystko wie najlepiej. Jeśli nadal będzie tak robił to ja nie wiem co to będzie dalej. Chodź zaczyna sie poprawiać. Martwił się o Gwynneth. Jeśli ma zamiar wyjechać to co stanie sie z nią. Przecież ten gang może ją zaatakować. Czy nie lepiej wziąć ja ze sobą?
Czekam na nowy odcinek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mili~*~
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Gru 2007
Posty: 12296
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:15:17 11-11-08    Temat postu:

Sliczny odcinek
A nawet dwa
Ale on nadal uważa ją za kobietę lekkich obyczajów
Ale ciągnie ich ciągnie D: Swietni są
szkoda, zę jej nie pocałował
pozdrawiam :***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
roszpunka92
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Kwi 2008
Posty: 3724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:45:52 12-11-08    Temat postu:

Boskie odcinki ;]]
Tariq chce chronić Gwynneth i coraz bardziej się o nią martwi ;]
Trochę zdziwiło mnie jego pytanie skierowane do kobiety odnośnie
chęci posiadania dzieci.Widać,że mężczyzna chce o niej wiedzieć jak najwięcej.
Tariq wyjeżdża,ciekawe co w tym czasie będzie z Gwynneth ?
Pozdrawiam i czekam na new ; ***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
angie
Idol
Idol


Dołączył: 11 Mar 2007
Posty: 1146
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:43:30 12-11-08    Temat postu:

Może masz dość, ale znowu się powtórzę Odcinki jak zawsze wspaniałe i mówię do szczerze; Wkurza mnie, że Tariq dalej uważa Gwynneth za kobietę lekkich obyczajów Ale to narazie nieistotnie. Dobrze, że Gwynneth, nie została potrącona... No i jednak wbrew Tariqowi ciągnie go do dziewczyny, wręcz zaczyna się nawet o nią martwić I jeszcze te jego pytania odnośnie dzieci. Jestem ciekawa kolejnych odcinków, w końcu Tariq wyjeźdza i ciekawi mnie co się stanie z Gwynneth. Dlatego dawaj nam tu newika
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julcia
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 7059
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:30:32 13-11-08    Temat postu:

czytam telkę na bierzaco ale niestety nie mam czasu komentować, chodź to jedna z moich ulubionych na forum, ja wogóle kocham twoje telki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
roszpunka92
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 24 Kwi 2008
Posty: 3724
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:20:47 14-11-08    Temat postu:

Będzie dzisiaj odcinek ? ;]]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bebe
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3926
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:27:40 14-11-08    Temat postu:

*Dulce* napisał:
Będzie dzisiaj odcinek ? ;]]

Przyłączam się do pytania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maite Peroni
Idol
Idol


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 1320
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:50:03 14-11-08    Temat postu:

Odcinek 19
Gwynneth odgarnęła włosy z twarzy, wysiadła z windy i podążyła do apartamentu. Obudziła się wcześnie i postanowiła pójść pobiegać, póki jeszcze nie było za gorąco. Nic jednak nie mogło ukoić tęsknoty za Tariqiem.
Była niebezpiecznie blisko chwili, w której nie będzie dostrzegała niczego i nikogo poza nim,
a tego bala się panicznie. Nie wolno jej się zakochać bez wzajemności. Bo przecież choć Tariq jej pożądał, to z pewnością nie kochał.
Sięgnęła po telefon. Zamierzała zadzwonić do urzędu w sprawie apartamentu, ale kiedy
wybrała numer, odezwała się automatyczna sekretarka i myśli Gwynneth znów wróciły do
Tariqa. Gdzie był? Co robił? O czym myślał? Czy choć raz pomyślał o niej? Czy za nią tęsknił? Przeszukała półki w gabinecie w poszukiwaniu jakiejś lektury i znalazła książkę o formacjach geologicznych na pustyni. Kiedy ją wyciągała, na podłogę spadła wsunięta głębiej broszura. Gwynneth podniosła ją, chcąc włożyć na miejsce, ale zaciekawił ją tytuł: „Mjenat: Ukryta Dolina i jej władca". Szeroko uśmiechnięta, zabrała książeczkę na taras.
Kilka minut później jej uśmiech zamarł, a jego miejsce zajęło niedowierzanie. Na wewnętrznej stronie okładki figurowało zdjęcie Tariqa! A właściwie, gdyby chcieć tytułować go prawidłowo,
Jego Wysokości Tariqa bin Salud Al Fwaisa.
Tariq był księciem i władcą niewielkiego królestwa., przyszłym królem Zuranu!
Na sąsiedniej stronie figurowała wzmianka o jego olbrzymim majątku i podziękowanie za szczodrość wobec innych. Odłożyła książkę i podeszła na skraj tarasu. Przełykając łzy, popatrzyła nad balustradą. Dlaczego jej nie powiedział?
W głębi duszy wiedziała. Mężczyźni nie mówią ważnych rzeczy kobietom na jedną noc. Kobietom, z którymi można się zabawić i zapomnieć. Tariq nie zdołał jej się pozbyć od razu, dlatego zaproponował jej podwójną cenę za apartament. Zrobił to tylko po to, żeby się od niej uwolnić. Ból ścisnął jej gardło.
- Chyba udało nam się zlokalizować podziemne źródło zaopatrujące oazę - mówił z entuzjazmem jeden z naukowców zatrudnionych przez Tariqa w Ukrytej Dolinie. - Najprawdopodobniej jest zasilane przez jezioro albo rzekę. Wiemy, że poniżej fundamentów pałacu, pod warstwą skał znajduje się jaskinia. Tariq słuchał i odpowiadał, ale myślami był przy Gwynneth. Wciąż rozpamiętywał jej reakcję na ofertę kupna apartamentu.
- Być może - odezwał się szef archeologów, Hal Derwent - te podziemne korytarze i jaskinie
były wykorzystywane jako droga ucieczki z fortecy. Pustynia zawsze mnie fascynowała. Tak wiele skrywa sekretów i tak niechętnie je ujawnia.
- Pewnie dlatego w tutejszym języku pustynia jest rodzaju żeńskiego - skomentował jego słowa Tariq.
- Dla mnie wnętrze Ziemi jest równie fascynujące, jak jej powłoka zewnętrzna - zauważył Hal.
- Gdybym tylko dysponował odpowiednimi funduszami...
- Nie mogę ci nic obiecać - powiedział Tariq - ale być może zdołamy coś załatwić przy współpracy z sąsiadującymi krajami. Wiesz, że ochrona środowiska ma dla mnie znaczenie kluczowe.
- Tak jak i dla mnie - wtrącił Bob Holmes, profesor historii naturalnej. - Oaza leży na prywatnym terytorium, praktycznie odciętym od reszty pustyni i dawnych szlaków wielbłądzich. Dlatego z punktu widzenia historii naturalnej jest bezcenna. Zainteresował mnie zwłaszcza pewien gatunek ryby, który tam znaleźliśmy. Wygląda jak tropikalna ryba słonowodna z raf koralowych, a przecież w oazie nie ma słonej wody. Tariq się uśmiechnął.
- Istnieje pewna opowieść. Otóż dawno temu książę miał urządzić dla swojej ulubionej hurysy
na dziedzińcu pałacu ogród. Stanęło w nim ogromne akwarium z rybkami z rafy koralowej. Kiedy kobieta zmarła, otruta przez rywalkę, książę kazał usunąć akwarium, ponieważ zbyt boleśnie przypominało mu o stracie ukochanej. Wydał rozkaz zniszczenia go, ale młoda córka jednego z jego służących tak bardzo żałowała rybek, że przekonała ojca, żeby je umieścił w oazie. W ten sposób mogły pozostać przy życiu. - Wzruszył ramionami.
- Kto wie? Może i w tej historii jest ziarnko prawdy? Może ryba w oazie jest potomstwem
gatunku słonowodnego, który zdołał się zaadaptować?
- To możliwe. A może to jakiś ptak drapieżny przyniósł tu rybkę w dziobie.
Tariq kpiąco uniósł brew.
- Wiem, trochę to naciągane - roześmiał się Bob - ale nigdy nie wiadomo.
Z nastaniem lata prace w Dolinie zostały wstrzymane. Tariq nie chciał zakłócać spokoju zwierząt sztucznym oświetleniem, którego używali do pracy w chłodniejszych godzinach nocnych.
Zamierzał przedyskutować z pracującymi przy wykopaliskach na terenie pałacu możliwości odtworzenia wiszących ogrodów. Zamiast jednak skupić myśli na projekcie, który znaczył dla niego tak wiele, wciąż pozwalał im się wymykać i szybować ku Gwynneth.
Skinął głową mężczyznom i podążył w kierunku willi, gdzie mieszkał wraz z rodzicami do
chwili ich rozstania.
Willa została wybudowana przez dziadka Tariqa, zgodnie z zasadami architektury Bliskiego
Wschodu, nakazującym zapewnienie jak największego dopływu chłodnego powietrza i ograniczenie przenikania ciepła słonecznego do wnętrza domu.
Budowla była solidna, kwadratowa, miała cztery wewnętrzne dziedzińce, z których trzy przemieniono w ogrody. Każdy z rogów przyozdobiono wieżyczką z widokiem na pustynię z jednej strony, a na ogród z drugiej. Tariq poddał się fali wspomnień. Zobaczył siebie, trzy- albo czteroletniego malca, mocno trzymającego ojca za rękę podczas wspinaczki po schodach jednej z wieżyczek. Pamiętał wzrok ojca skierowany w dal. Czy tęsknił za swoją wolnością? Czy też pragnął dzielić z żoną i synem szersze horyzonty?
To właśnie tutaj ojciec nauczył go grać w futbol i czytać po angielsku, tutaj także obserwował pierwsze ćwiczenia Tariqa w sztuce sokolnictwa. Tak wiele było wspomnień, którym dotychczas bronił do siebie dostępu. W świetle tego, czego się właśnie dowiedział, miały smak słodko-gorzki.
Apartament był pusty i cichy. Minęła północ, ale Gwynneth była zbyt zdenerwowana, by się
położyć. Wyszła więc na taras. Czy to naprawdę poprzedniego dnia siedziała tu przy kolacji razem z Tariqiem? A raczej z Jego Wysokością księciem Tariqiem bin Salud Al Fwaisa, poprawiła się zaraz. Nic dziwnego, że zachowywał się tak arogancko.
Gdzieś na innym tarasie zapalono kadzidło i ciężki, zmysłowy zapach przywołał obraz niskich sof pokrytych zwiewnymi tkaninami. Wschód oddziałuje na zmysły w sposób nieznany ludziom Zachodu, pomyślała Gwynneth.
Zastanawiała się, dlaczego Tariq tak bardzo chciał zatrzymać ten apartament. Być może używał go jako garsoniery i w ten sposób łatwiej mu było zachować anonimowość. Zapewne mógł sobie pozwolić na kupno innego, najwyraźniej jednak nie chciał sobie tym zawracać głowy. Najłatwiej było spłacić Gwynneth, nawet ponad cenę rynkową. Czym było pół miliona funtów dla niekwestionowanego miliardera?
Gwynneth krążyła po tarasie z rozpaloną twarzą i zamętem w głowie. Czuła obrzydzenie na myśl, że była tylko jednym z szeregu kobiecych ciał, mających zadowolić bogatego mężczyznę.
To oczywiste, że chciał się jej pozbyć. Przeszkadzała mu.
Chciała wyjechać jak najszybciej i pozostawić całą tę sprawę poza sobą.
Kiedy Tariq wróci, powie mu, że zmieniła zdanie i jest gotowa przystać na jego propozycję. Potem wyprowadzi się do najbardziej ekskluzywnego hotelu w Zuranie i tam poczeka na załatwienie formalności.
Tariq, siedzący przed ekranem komputera, zmarszczył brwi. Korzystając z letniego zawieszenia prac w Dolinie, zamierzał załatwić zaległą pocztę. Tymczasem nie mógł przestać myśleć o Gwynneth i swoich rodzicach. Czy zanim zdecydowali się na ślub, zastanawiali się w ogóle nad dalszym, wspólnym życiem? Czy po prostu założyli, że miłość przezwycięży wszelkie trudności?
Gdyby wyjechał od razu, mógłby dotrzeć do Zuranu przed świtem. Ale po co? Żeby obudzić
Gwynneth dotykiem swoich dłoni i ust? Spojrzał na auto z napędem na cztery koła
zaparkowane pod oknem. Będzie na miejscu za cztery godziny.
Cokolwiek się wydarzy, będzie tylko następnym krokiem ku nieuniknionemu rozstaniu. Tariq
wiedział, że nie potrafi żyć w wiecznym lęku, że ona go zostawi.Odwrócił się od okna i usiadł przed komputerem.

Odcinek 20
Było jeszcze wcześnie, kiedy Gwynneth wyszła kupić mleko. Nie lubiła czarnej kawy, a nie chciała rezygnować ze zwyczajowej dawki kofeiny.
Wracając, zauważyła samochód jadący wolno tuż za nią, ale zagłębiona we własnych myślach nie zwróciła na niego większej uwagi.
Była już prawie przy budynku, kiedy nagle po jej obu stronach pojawili się dwaj mężczyźni,
chwycili ją za ręce i pociągnęli do samochodu, który zatrzymał się obok. Zuran był krajem bardzo bezpiecznym i Gwynneth nie mogła przypuszczać, że samotne wyjście na ulicę może stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
Szamotała się wściekle, próbując się uwolnić, kiedy zobaczyła, że tylne drzwi samochodu zostały otwarte. Napastnicy już mieli ją tam wepchnąć, kiedy nagle znikąd pojawiły się trzy policyjne wozy, które kolejno hamowały gwałtownie, blokując porywaczy. Z samochodów wysypali się uzbrojeni policjanci i ruszyli jej na pomoc. W ciągu kilku sekund była wolna, a jej prześladowcy zakuci w kajdanki, łącznie z kierowcą bandyckiego wozu.
- Całe szczęście, że akurat tędy przejeżdżaliśmy - powiedział Gwynneth najstarszy z policjantów, kiedy dziękowała za udaną interwencję. - Dokąd pani teraz idzie?
Gwynneth wskazała budynek.
- Jeden z moich ludzi odprowadzi panią na miejsce - zdecydował policjant.
Skinieniem przywołał nie jednego, a dwóch krępych funkcjonariuszy. Ku zmieszaniu Gwynneth nie tylko odprowadzili ją do apartamentu, ale uparli się wejść do środka i sprawdzić kolejno każde pomieszczenie.
I po co komu kofeina, pomyślała rozdygotana, kiedy wyszli. Musiała walczyć ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Postanowiła napić się kawy pomimo wszystko.
Tariq wyjechał z Doliny jeszcze przed świtem. Po drodze obserwował, jak wschód słońca barwi piaski pustyni najpierw purpurą, a potem złocisto różowym, niemal oślepiającym blaskiem.
Wyłączył telefon używany w interesach, ale bezpośrednie połączenie z władcą w jego prywatnym aparacie było zawsze aktywne. Do Zuranu została już tylko godzina drogi, kiedy rozległ się przenikliwy dźwięk. Tariq zatrzymał wóz. Szef policji mówił krótko i rzeczowo. Podczas rutynowego patrolu udało się zablokować dwa ataki na pannę Gwynneth.
Tariq zażądał szczegółów.
- Po pierwsze, próba przejechania. Być może chciano ją tylko przestraszyć, tego nie wiadomo.
Potem próba porwania. Zatrzymani sprawcy już zeznali, że pracują dla Chada Rheinvelta. Do wyjaśnienia sprawy panna Gwynneth powinna zamieszkać w bezpieczniejszym miejscu.
Tariq miał tylko moment na podjęcie decyzji, ale to wystarczyło.
- To nie będzie konieczne - odparł. - Panna Gwynneth wróci ze mną do Mjenat. Tam będzie bezpieczna.
- Doskonale, Wasza Wysokość. Trudno o lepszy wybór. Mój człowiek będzie obserwował drogę do Doliny. Jeżeli przesłuchiwani mówią prawdę, to mamy wszystkich w areszcie, a ich ukaranie będzie przestrogą dla ewentualnych następców. Nasz władca dał wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza tolerować w Zurame prania brudnych pieniędzy ani innych zakazanych działań, z pewnością więc nie potraktuje ich łagodnie. Kiedy zakończyli rozmowę i Tariq włączył silnik, odkrył, że drżą mu dłonie, a serce bije niespokojne. Chciał jak najszybciej znaleźć się przy Gwynneth. Nie powinien był jej opuszczać, zwłaszcza w obliczu niebezpieczeństwa.
Gwynneth spakowała walizkę, gotowa odejść, jak tylko poinformuje Tariqa o zmianie swojej
decyzji. Kiedyż on w końcu wróci?
Potem go już więcej nie zobaczy. Doskonale. Tego właśnie chciała.
W głębi serca wiedziała, że to kłamstwo. Jak to w piątek, centrum Zuranu przepełniały
tłumy wiernych, którzy opuścili meczety. Tariq posuwał się w żółwim tempie tą samą ulicą, na której Gwynneth omal nie została uprowadzona. W końcu zaparkował w podziemnym garażu. Niepodobnie do innych członków wielopokoleniowej rodziny królewskiej, Tariq unikał otaczania się liczną świtą.

Odcinek 21
Wjechał windą na górę i wsunął klucz do zamka. Gwynneth przechadzała się po tarasie, układając sobie w głowie to, co powie Tariqowi. Nie słyszała, jak wchodził, więc mógł przez chwilę obserwować ją bezkarnie. W końcu odwróciła się, wiedziona szóstym zmysłem, a Tariq szybko do niej podszedł.
- Chcę ci coś powiedzieć.
- Tak? Może powtórzyć swoją ofertę? Milion funtów? A dlaczego nie dwa? Chyba Wasza Wysokość może sobie na to pozwolić? Nie próbuj zaprzeczać, przeczytałam to! - Podsunęła mu książeczkę pod nos.
Dlaczego się tak zachowała? Przecież zaplanowała to całkiem inaczej! Zamiast przywitać go
wyniosłym milczeniem, nakrzyczała na niego niczym zazdrosna kochanka. Ta książka! Zapomniał o jej istnieniu, a teraz przeklinał ją jeszcze mocniej niż w dniu, w którym się dowiedział, że została napisana. Silniejszy niż złość był jednak ból.
- Dwa miliony? A czemu poprzestać na tym? - odparł kąśliwie. Mógł przymknąć oczy na wiele spraw, ale podobnej chciwości nie zamierzał tolerować. - Dlaczego nie trzy albo cztery? Uprzedzam w każdym razie, że nic nie wskórasz. Fakt, że jestem tym, kim jestem, nie oznacza, że lekką ręką wyrzucę pieniądze na twoje zachcianki. Już i tak zaproponowałem ci więcej, niż to warte.
- I wiem dlaczego.
Tariq obserwował ją w napięciu. Czy któryś z ludzi szefa policji złamał regulamin i powiedział jej prawdę?
- Nic dziwnego, że chcesz się mnie pozbyć! Wiem, jak bardzo ci przeszkadzam! - wyrzuciła
z siebie. - Nietrudno było się domyślić, kiedy już odkryłam, kim jesteś! Używasz tego apartamentu jako swojego... prywatnego burdelu! Dlatego wziąłeś mnie za prostytutkę! I jeszcze masz czelność kwestionować moją moralność!
Wcale nie chciała mu pokazywać, jak bardzo ją to wszystko obeszło.
- Nic mnie to nie obchodzi - dodała, odzyskawszy panowanie nad głosem. Jak mogła się tak
okłamywać? Cała ta sytuacja obchodziła ją bardziej niż cokolwiek do tej pory w jej życiu. - Postanowiłam przyjąć twoją ofertę i sprzedać ci apartament, ale za faktyczną cenę rynkową. - To postanowienie było wynikiem długiej dyskusji z sobą samą. Nie chciała brać więcej, niż wart był apartament, ale w ten sposób pozbawiała Teresę i Anthony'ego sporej sumy pieniędzy. Czuła jednak, że przyjęcie zawyżonej sumy byłoby nieetyczne i po prostu nie potrafiła tego zrobić. -Załatwmy to jak najszybciej. Jestem gotowa wyprowadzić
się natychmiast. Tariq wzruszył ramionami, ignorując jej słowa.
- Obawiam się, że to teraz niemożliwe - odparł. Gwynneth spojrzała na niego zaskoczona.
- Jak to?
Czyżby zmienił zdanie? Tariq wskazał na trzcinowe sofy.
- Równie dobrze możemy usiąść.
Gwynneth przycupnęła niechętnie na brzegu najbliższej, sztywniejąc, kiedy Tariq usiadł obok, krzyżując przed sobą długie nogi. Stykali się udami i Gwynneth bardzo chciała się odsunąć, niestety, nie było dokąd.
- Najpierw pozwól, żebym skorygował twoje błędne mniemanie. Inaczej niż ci się wydaje,
w moim życiu nie ma miejsca na przygodne kontakty seksualne.
- Mam w to wierzyć po...?
- Po czym? - zapytał gładko. - Po tym, jak dałem się skusić?
- Wcale cię nie kusiłam. To ty - Gwynneth zaczerpnęła tchu i potrząsnęła głową. - Przyjechałam tu tylko po to, żeby sprzedać apartament i zabrać pieniądze.
- Najwyraźniej pieniądze są dla ciebie bardzo ważne.
W oczach Gwynneth błysnęła złość.
- I tu się mylisz. Gdyby chodziło tylko o mnie, wyszłabym stąd natychmiast i zostawiła ci to przeklęte miejsce!
- Co to znaczy: tylko o ciebie? - zapytał Tariq.
Gwynneth zamknęła oczy i otworzyła je znowu.
- Skoro musisz wiedzieć...
- Muszę.
Gwynneth wzięła głęboki oddech.
- Mój ojciec miał... przyjaciółkę. Teresę. I syna. To Anthony, mój brat przyrodni. - Czuła, że
Tariq ją obserwuje, ale uparcie odwracała od niego wzrok.'- Niedługo przed śmiercią ojciec przyjechał w interesach. Przywiózł ze sobą Teresę i małego. Przedstawił mi ich. Wcześniej nie miałam najbledszego pojęcia, że istnieją, ale taki był mój tata. W jego życiu było wiele kobiet... - Wzruszyła bezradnie ramionami. Nie chciała się zagłębiać w bolesny opis swoich stosunków z ojcem. - Teresa jest Filipinką. Chce wrócić z synem do domu, ale jej rodzina jest bardzo uboga. Nawet niewielka suma mogłaby zasadniczo zmienić ich życie. Jednak ponieważ nie byli małżeństwem, a ojciec nie zdążył zmienić testamentu, wszystko odziedziczyłam ja. Ten apartament jest jedynym cennym dobrem, więc postanowiłam go sprzedać i złożyć pieniądze na fundusz powierniczy dla Teresy i Anthony'ego. Dlatego tu przyjechałam. - Usłyszała, jak Tariq głośno wciąga powietrze, ale wciąż nie odważyła się na niego spojrzeć.
- Potrzebujesz pieniędzy dla kogoś innego? - zapytał jeszcze raz.
- Tak - potwierdziła po prostu. - Ja nie chcę ani nie potrzebuję pieniędzy mojego ojca. Utrzymuję się sama, odkąd skończyłam studia, i chcę, żeby tak zostało. Od ojca chciałam tylko uczucia. - Co skłoniło ją, żeby to powiedzieć?
- Zdaje się, że oboje mamy emocjonalne obciążenia - powiedział ze spokojem.
Popatrzyła na niego w końcu. Od tego, co zobaczyła w jego oczach, serce ścisnęło jej się bólem, jego bólem tym razem. Nie odezwała się, nie chcąc zerwać nawiązanej tak niespodziewanie cienkiej nici wzajemnego porozumienia. - A jednak chcesz pomóc jego dziewczynie i dziecku?
- Oni to nie on. Po prostu czuję, że powinnam. - Westchnęła cicho. - Dlatego chcę sprzedać apartament. Dla Teresy i Anthony'ego.
- Byłaś ze mną szczera, teraz moja kolej - odpowiedział Tariq. - Przed twoim przyjazdem tutaj brałem udział w rozpracowywaniu międzynarodowego gangu dopuszczającego się na terenie Żurami różnego rodzaju przestępstw, między innymi podwójnej sprzedaży apartamentów, co pozwalało prać brudne pieniądze. Żeby pozyskać ich zaufanie,
występowałem w roli chętnego do współpracy. W dowód wdzięczności zostałem obdarowany tym apartamentem, więc chcąc utrzymać pozory prawdomówności musiałem w nim zamieszkać. Tamtej nocy, kiedy cię tu zastałem, zaproponowano mi spędzenie czasu z jedną z prostytutek, które zamierzali sprowadzić do Zuranu. Odrzuciłem tę ofertę, ale kiedy cię tu zastałem, pomyślałem...
- .. .że jestem prostytutką - dokończyła za niego Gwynneth. - W porządku. Nie musisz przepraszać.
- Nie sądzę, żebym miał za co - odparł Tariq chłodno. - Pomyliłem się co do twojego zawodu,
ale wcale nie ukrywałaś, że podoba ci się to, co się działo.
Gwynneth nie mogła zaprzeczyć, ale spróbowała się bronić.
- To była pomyłka. Ja nie...
Z jego miny widziała, że jej słowa odnoszą skutek przeciwny do zamierzonego, a nie chciała
mu opowiadać o kłopotach z własną seksualnością. Uśmiechnęła się szeroko.
- No to teraz, kiedy już sobie wszystko wyjaśniliśmy, poszukam jakiegoś hotelu. Jestem już
spakowana...
- Nie. Musimy natychmiast jechać do Mjenat w Ukrytej Dolinie - wyjaśnił. - Zostaniemy tam
przez jakiś czas.
Zabierał ją do domu. Chciał z nią być.
- Ale...
- Obawiam się, że nie ma wyjścia. Tu jesteś w dużym niebezpieczeństwie.
Gwynneth zamrugała.
- W niebezpieczeństwie?
- Tak. Szef policji powiadomił mnie, że przywódca gangu postanowił mnie ukarać za swoje
niepowodzenia. Wynajął w tym celu płatnych zabójców. Niebezpieczeństwo zagraża wszystkim bliskim mi osobom. Dziś rano dowiedziałem się, że były już na ciebie dwa zamachy. Gwynneth aż osłabła z wrażenia.
- Więc... tamten samochód i ci mężczyźni - wyszeptała.
- Tak. Na szczęście byłaś strzeżona. Ci ludzie uznali cię za moją kochankę i dlatego próbowali cię skrzywdzić. Szef policji przypuszcza, że wszyscy winni są już pod kluczem, ale nie możemy być pewni. Dlatego pojedziemy do Doliny. Tam będziesz bezpieczna.
Bezpieczna? Z nim? Ależ ona nie mogła znów zostać z nim sama! W żadnym razie nie zdoła
ukryć faktu, że się w nim zakochała. Tym bardziej że on nie odwzajemniał tego uczucia.
- Nie chcę z tobą jechać - odpowiedziała krnąbrnie.
- Polecę do domu. Tam będę bezpieczna.
- Niekoniecznie, a ja nie jestem gotów, by podjąć takie ryzyko.
- Ty nie jesteś gotów? - posiłkowała się złością, chcąc wyprzeć inne, niechciane uczucia. -
Jestem dorosła i sama o sobie decyduję.
- Istotnie. Ale musisz zrozumieć, że mam moralny obowiązek chronić cię, ponieważ znalazłaś się w niebezpieczeństwie z mojego powodu. Gdybyś chciała opuścić Zuran, musiałbym dać ci ochronę. Najwyraźniej nie żartuje, stwierdziła Gwynneth z niepokojem.
- Podobno wszyscy podejrzani są już w areszcie - spróbowała raz jeszcze.
- Nie mamy pewności.
- Ale chyba mój wyjazd do Doliny nie jest konieczny?
- Obawiam się, że jest.
A więc nie chodziło o bycie razem. Przetrawiała tę bolesną informację w milczeniu. Teraz, kiedy wiedziała, że jej zarzuty były niesłuszne, czuła się w jego towarzystwie znacznie mniej bezpiecznie. Musiała przyznać, że Tariq jest człowiekiem prawym, nawet jeżeli mu na niej nie zależy. Dlatego właśnie nie mogła sobie pozwolić na popełnienie głupstwa.
- Doceniam twoją troskę - starała się, by jej głos zabrzmiał chłodno i spokojnie. - Ale najbezpieczniejsza będę w domu.
- Nie mogę tak ryzykować - odpowiedział szczerze.
- Być może wiesz, że Zuran inwestuje dochody z ropy w przekształcenie kraju w turystyczną
stolicę świata. Jeżeli chcemy osiągnąć ten cel, musimy zapewnić naszym gościom pełne bezpieczeństwo. Gdyby cię śledzono i zaatakowano, natychmiast powiązano by to z twoim pobytem tutaj. A to mogłoby narazić na szwank naszą reputację. I chociaż znów musiała przyznać mu rację, poczuła się bezradna i niespokojna. Tariq nie zamierzał zrezygnować ze swoich zamiarów, więc wyglądało na to, że to ona będzie musiała się poddać.
- Jak długo tam zostaniemy?- zapytała zrezygnowana.
- Przypuszczam, że kilka dni, najdalej tydzień.
Gwynneth wzruszyła ramionami, przyznając się do porażki.
- Trudno, świetnie. Mjenat to miejsce o fascynującej historii. W innych okolicznościach cieszyłabym się z wycieczki, zwłaszcza w świetle twojego projektu odtworzenia wiszących ogrodów.
- Prace w Dolinie zostały teraz wstrzymane do czasu nadejścia chłodniejszej pory. Nie chcę zakłócać spokoju zwierząt przez oświetlanie terenu nocami, ale przyznaję, że czekam z niecierpliwością na ich wznowienie. To był pomysł mojego ojca
- To będzie wspaniałe świadectwo jego życia - powiedziała Gwynneth. - A właściwie obojga
twoich rodziców. Stworzenie czegoś tak pięknego i kruchego w tak mało przyjaznym otoczeniu wymaga ogromnej wiary.
- To samo można właściwie powiedzieć o miłości w małżeństwie - odpowiedział miękko.
Gwynneth popatrzyła na niego, odpowiedział spojrzeniem. Coś się zmieniło. Milczenie otuliło ich jak płaszcz, zamykając w niebezpiecznej bliskości. Gdyby teraz wziął ją w ramiona... Ale nie zrobił tego, tylko wstał.
- Musimy wyjechać jak najszybciej - powiedział jak gdyby nigdy nic.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 8 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin