Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Saga rodu McIntyre - Tom II - "Nie zapomnij!"
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:30:37 24-10-07    Temat postu: Saga rodu McIntyre - Tom II - "Nie zapomnij!"

monioula napisał:
No i ci się udało. Doprowadziłaś mnie do płaczu Savage nie żyje? Gdyby zginął w obronie ukochanej powiedziałaby, że była to piekna i romantyczna śmierć. A tak? Zginął, bo pałała chęcią zemsty. Gdyby został z Ben, do niczego by nie doszło. A tak osierocił biologicznego syna, którego urodzi Sarah i przybranego Benjamina
Jasne, że chcę dalej czytać, choć zrobiło mi się smutno, bo nienawidzę, gdy ktoś umiera w taki sposób (tak samo jak nikki i paulo w "lost", nie wiem, czy to oglądałaś).
Ciekawa jestem, co ty po śmierci Savage napiszesz.
Pozdrawiam :*


Pozwole sobie Twoj post przeniesc juz do nowego tematu. Czy mi sie wydaje, czy jestes na mnie troche zla o smierc Savage'a? ). Ale on z gory musial umrzec, na samym poczatku juz wiedzialam, ze bedzie postacia tragiczna i zemsta go zgubi. Mial to byc koniec ksiazki, ale jakos nie moglam sie tak calkiem z nim rozstac (uwierz, mnie tez bolalo, ze musze go usmiercic i brakuje mi go w ksiazce , dlatego "dalam" mu syna. Stad sie w ogole wziela Saga, a nie pojedyncza czesc - z tesknoty za jego "wystepem" w ksiazce . Ale coz, w mojej historii nie wszystko dobrze sie skonczy...

------------------------------------------------------------------

Tom II - "Nie zapomnij!" - Część 1 - "Smiertelna rana"

---1---
Hiram do końca życia nie zapomni tego dnia.Z nieba lał się deszcz i co jakiś czas pojawiała się jakaś zbłąkana błyskawica.W saloonie przebywało tylko kilku mieszkańców Slumville,reszta wolała schronić się w swoich ciepłych domach.Barman okropnie się nudził.Obsłużył już wszystkich i teraz pozostało mu tylko po raz kolejny w ten czwartek wycierać szklanki.Błyszczały lepiej od promieni słonecznych,ale przynajmniej stanowiły jakąś rozrywkę przy tej ulewie.
Jego przytłumiony pogodą umysł nie zareagował,gdy otworzyły się drzwi lokalu.Ot,kolejny klient.Przynajmniej oderwie go na chwilę od tego zajęcia o wątpliwej atrakcyjności.Obrócił się tyłem do wejścia,aby sięgnąć po kieliszek,a potem rzucił okiem na nowego gościa.

---2---
Huk upadającej szklanki rozległ się po całym pomieszczeniu,jakby wykorzystując ciszę,jaka zaległa.A była to cisza iście niesamowita.Oczy wszystkich spoglądały na przybysza.Nawet burza jakby nagle straciła głos.Mrok,jaki zapanował na zewnątrz,tylko dodawał grozy całej tej sytuacji.W drzwiach stała postać w podartym ubraniu,śladach krwi i błota na całym ciele i zwichrzonych włosach,w których widać było zaplątane resztki roślin.Spojrzenie przybyłej osoby zdradzało początki choroby umysłowej. Na dodatek widoczne było,że kobieta ta jest w ciąży.Dopiero siwy Elmer zareagował:
-Jezus Maria,to przecież Sarah...Joe mówił,że ona nie żyje...

---3---
Nie wiedziała,jak znalazła się w miasteczku.Nie potrafiła nawet odpowiedzieć na najprostsze pytania.Schudła i pobladła.Przez parę tygodni nikogo nie poznawała,dopiero po pewnym czasie jej umysł zaczął się rozjaśniać.Mogła już jeść sama,zamiast korzystać z pomocy życzliwych jej osób.W końcu odzyskała i mowę.Opowiedziała,że McCoy nie żyje i że usiłował ją zabić.Nie wszyscy jej uwierzyli,część sądziła,że to choroba nie do końca jeszcze ustąpiła.Uwierzyli jednak w co innego-otóż na pytanie o dziecko zawsze udzielała niezmiennej odpowiedzi:
-Syn,którego noszę,będzie potomkiem Joe'go McCoy'a.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:35:54 24-10-07    Temat postu:

Nie mam ci za zle, że uśmierciłaś Savage, rozumiem, że zemsta go zgubiła (ładnie to ujęłaś). Cieszę się, że Sarah urodzi małego "białowłosego" ale dlaczego okłamuje wszystkich, że to dziecko Johna?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:32:03 25-10-07    Temat postu:

monioula napisał:
Nie mam ci za zle, że uśmierciłaś Savage, rozumiem, że zemsta go zgubiła (ładnie to ujęłaś). Cieszę się, że Sarah urodzi małego "białowłosego" ale dlaczego okłamuje wszystkich, że to dziecko Johna?


Ee...Joe'go . Ale wiadomo, o kogo chodzi . Jej powody zaraz zrozumiesz - inna sprawa, czy uznasz, ze dobrze robi . A nowy "bialowlosy"...coz...nie potrafilam sie tak calkiem rozstac z moja historia .

-----------------------------------------------------------------------

---4---
Rok 1830
Od tamtych wydarzeń minęło już trzydzieści lat.Córka Hamiltona dawno już wróciła do pełni władz umysłowych i wychowała syna.Duncan był bardzo przystojnym mężczyzną o bardzo niebieskich oczach.W jego blond włosach igrał wiatr,gdy spacerował przez wioskę.Lubił się uśmiechać i nade wszystko kochał matkę.Ojca nie znał,wiedział,że Joe zginął tuż przed jego urodzeniem.Słyszał,że nie należał do najlepszych ludzi na świecie,ale to się już nie liczyło.Jego prochy dawno przecież wniknęły w ziemię.
Tym razem Duncan udawał się do sklepu Elmera.Sklepikarz był już bardzo stary,jego przygarbiona sylwetka prawie niknęła za ladą.Miał w końcu osiemdziesiąt lat na karku.Pomimo to przywitał wesoło klienta:
-Witam cię,chłopcze!Jak tam nasza kochana Sarah?
-Dzień dobry,panie Cramp!W porządku,dziękuję!A jak tam pańskie zdrowie?
-Reumatyzm mi daje we znaki,ale jakoś się trzymam.Ktoś musi dbać o wasze brzuchy, nieprawdaż?-teraz on się uśmiechał.-Czego sobie życzy mój najsympatyczniejszy klient?
-Kilo cukru,dwa chleby i trzy razy masło.
-Już się robi!-zakręcił się Elmer.Podał młodzieńcowi towar,wyliczył zapłatę i wydał mu resztę. Miał dziś ochotę na rozmowę,toteż przechylił się na ladę i powiedział:
-Widziałem dziś tego mruka,Luthera Lonely.Znowu się tu kręcił w okolicy.Jego spojrzenie przeszywa ludzi na wskroś,ale o nim samym nic nie mówi.Ponury typ...
-Ja się go tam nie boję.To zwykły człowiek,tyle,że rzadko się odzywa.
-Nie wiem,dziwi mnie ten jego ubiór.Jest cały czarny.
-Wielu ludzi chodzi tak ubranych-zauważył lekko rozbawiony Duncan.
-Ale ta jego czerń jest jakaś taka...-Elmer szukał właściwego słowa-...taka głęboka.Jak smoła,albo coś w tym stylu.I ta blizna przez pół twarzy,ohyda!Brrr...

---5---
Temat ich rozmowy przebywał właśnie na cmentarzu.Leżała tu jego siostra,zabita w jakiejś bezsensownej potyczce z Indianami,sprowokowanej przez jednego z byłych szeryfów tego miasteczka.Luther był bardzo związany z siostrą i przeżył mocno jej odejście.Szeryf wkrótce wyjechał,ale na zawsze odmienił życie Lonely'ego.Ten nigdy nie był gadatliwy,ale od tego czasu prawie nic nie mówił.Mieszkańcy miasta trochę się go bali,chociaż nikomu nigdy nie uczynił nic złego.Był jak głaz-milczący i silny.Tylko na miejscu spoczynku siostry otwierał swoją duszą.Nikt jednak nie widział,żeby kiedykolwiek płakał.Po prostu klęczał przy nagrobku i jak zwykle pogrążył się w ciszy.Po godzinie wstawał i udawał się do swego domu,położonego na uboczu Slumville.Dziś też tak zrobił i stawał już na ganku domku,gdy dojrzał Sarah idącą drogą,jaka przebiegała w pobliżu.Zatrzymał się na chwilę i zaczekał,aż ona dojdzie w jego okolicę.Gdy go mijała,odpowiedział na pozdrowienie.Jednak dodał nagle:
-Obaj mają tak samo niebieskie oczy,prawda?
Sarah zadrżała na dźwięk tych słów.Zrozumiała,że Lonely zna całą prawdę.Trzymał rękę na balustradzie przed domem i patrzył na nią,jakby czekał na jej reakcję.Wydusiła z siebie odpowiedź:
-Jego ojciec miał piwne oczy,panie Lonely.
-Przede mną nie musisz kłamać,Sarah.Wiem,że Duncan jest synem Savage'a.Możesz być spokojna-nie zdradzę tego.Jednak on powinien się o tym dowiedzieć-to była jedna z dłuższych wypowiedzi w życiu Lonely'ego.
-Nie powinien!-powiedziała,odrobinę spokojniejsza.Uwierzyła w zapewnienie Luthera,jego oczy emanowały jakimś dziwnym spokojem.-Nie chcę,żeby cierpiał!Jego ojca nienawidziło całe Slumville...-wspomnienia wywołały odległy ból w sercu.
-Skoro całe,to Duncan też-rzucił jakby w powietrze i zniknął za drzwiami.Została sama.Wciąż w jej głowie tkwiły słowa mężczyzny.Zasiały niepokój w sercu.Zapewne miał rację.Jednakże równocześnie z nimi krzyczała w niej dawno złożona przysięga-jej syn nie przeżyje takiego samego odrzucenia,jakie było udziałem Malcolma McIntyre.Lepiej będzie,jeśli nie pozna prawdy.Jakiż los by go wtedy czekał?Gdyby w miasteczku wiedzieli,że to Savage był ojcem Duncana,być może nawet kazaliby mu opuścić Slumville. Drugiego takiego ciosu Sarah już nie przeżyłaby!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:19:01 25-10-07    Temat postu:

BlackFalcon napisał:
monioula napisał:
Nie mam ci za zle, że uśmierciłaś Savage, rozumiem, że zemsta go zgubiła (ładnie to ujęłaś). Cieszę się, że Sarah urodzi małego "białowłosego" ale dlaczego okłamuje wszystkich, że to dziecko Johna?


Ee...Joe'go . Ale wiadomo, o kogo chodzi . Jej powody zaraz zrozumiesz - inna sprawa, czy uznasz, ze dobrze robi . A nowy "bialowlosy"...coz...nie potrafilam sie tak calkiem rozstac z moja historia .

Ah, przeprasza, ale ze mnie gapa Co nie zmienia faktu, że obojętnie, jak się go nazwie, był draniem.
Odcinek super, ale mam pytanie: czy syna Savage również gra Scooter?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:26:10 25-10-07    Temat postu:

monioula napisał:
Ah, przeprasza, ale ze mnie gapa Co nie zmienia faktu, że obojętnie, jak się go nazwie, był draniem.
Odcinek super, ale mam pytanie: czy syna Savage również gra Scooter?


Nie przepraszaj, zdarza sie . Nic sie nie stalo, a draniem byl, to fakt. Jak Ci sie podobal przeskok o 30 lat? . A syna Savage'a gra [link widoczny dla zalogowanych] . Pasuje Ci do tej roli?

-------------------------------------------------------------------------

---6---
Daleko od rodzinnego domu córki Hamiltona,gdzieś rzucony na prerii,wznosił się w górę niewielki nagrobek.U wezgłowia widniał drewniany krzyż,przechylony ze starości.Jedno jego ramię zostało nadłamane przez hulający tutaj wiatr i teraz upiornie skrzypiało przy mocniejszym podmuchu. Na znaku Chrystusa dało się też dojrzeć wyciosane wiele lat temu koślawe litery,jakby rzeżbiarzowi drżała ręka przy pracy.Wprawne oko zapewne dostrzegłoby,gdyby zechciało się przyjrzeć,że napis głosi imię zmarłego.Brzmiało ono:Malcolm McIntyre.
To jego ukochana postawiła krzyż i oznaczyła go w ten sposób.Użyła prawdziwego nazwiska pochowanego,aby zapobiec grabieży i zniszczeniu miejsca spoczynku Savage'a.Wiedziała,że ktokolwiek napotka grób znanego wszędzie mordercy,nie odmówi sobie przyjemności wykonania swoistej zemsty i wykopania jego zwłok.Tym bardziej,gdyby los przywiódł tu kogoś z rodziny jego ofiar.Dzisiaj jednak inny jeżdziec zatrzymał konia w pobliżu.Z oczyma utkwionymi w pagórku zsiadł z konia i podszedł bliżej.Stanął u stóp zarośniętego chwastami wiecznego domu Malcolma.Jasna czupryna mężczyzny współgrała ze światłem słońca,które wyjrzało zza chmur spowijających niebo. Zasmuconym wzrokiem powiódł po bezczelnych ostach,sięgających nawet najwyższej,pionowej belki krzyża.Pięły się właściwie wszędzie.Niedługo ten kawałek ziemii zleje się w jedno z resztą i nic już nie da świadectwa,że ktokolwiek tu spoczywa.Znać było,że od długiego czasu nikt nie odwiedzał tego skrawka prerii.
Człowiek o smutnym wzroku poczuł,że wzruszenie odebrało mu mowę.Spoglądał na przechylony symbol religii,na niezdarnie wycięte nazwisko.Dla postronnego obserwatora nic by to nie znaczyło,ale dla niego miejsce to było święte.Kilka łez spłynęło po policzku.Pamięć przywołała obrazy z przeszłości. Zobaczył,jak jako ośmioletni chłopiec jedzie na wierzchowcu,prowadzonym wprawną ręką przez Savage'a.Potem kolejne wspomnienie,tym razem o długiej chorobie,wywołanej ukąszeniem węża.Miotał się wtedy w gorączce,ale przeżył tylko dzięki troskliwej opiece przyjaciela.Wtedy jeszcze nazywał go Sigurdem,imieniem z pewnej skandynawskiej legendy.Potem drugim ojcem.Przez wiele długich lat wierzył,że kiedyś on wróci i na zawsze z nim pozostanie.Przeznaczenie jednak wiodło ich innymi ścieżkami i McIntyre skonał od zdradzieckiej kuli,gdy wykonał swoją misję-pomszczenie rodziny,wymordowanej przez Franka Holiday'a.Teraz i Holiday był tylko kupką popiołu,ale on nie znalazł nikogo,kto by się o niego zatroszczył po śmierci.Malcolm mógłby poczuć satysfakcję,gdyby wiedział,że kości jego odwiecznego wroga zostały doszczętnie obgryzione przez krążące tu sępy.Gdyby nie Sarah,to i Savage'a spotkałby ten sam los.

---7---
Pracował kilka godzin w skwarze,aż wreszcie doprowadził do porządku grób.Dłonie pokryły bąble,ale nic nie było ważniejsze od tego zajęcia.W końcu mógł wyprostować zbolały kręgosłup i ocenić efekty swojej pracy.Uśmiechnął się lekko.Pozbył się wszystkiego,co przesłaniało zbytnio wzgórek.Wyciął też nowy krzyż,na którym napisał nożem:"Tu spoczywa Malcolm McIntyre,mój ukochany ojciec".Zerwał z pobliskiego krzaka biały kwiat i złożył na nagrobku.Odmówił cichą modlitwę.Złożył też przysięgę:
-Obiecuję ci,ojcze,że póki żyję,twoje imię zawsze będzie w moim sercu.Dzięki tobie dowiedziałem się,co to znaczy mieć rodzinę.Nigdy cię nie zapomnę!-i z tymi słowami odszedł.
Trzydziestoośmioletni dziś Benjamin wracał do domu-do chatki Pokurcza.Jego opiekun żył nadal,choć coraz bardziej chylił się ku ziemii.Liczył obecnie dziewięćdziesiąt lat i słabł coraz bardziej.Jego łagodny uśmiech na poranionej twarzy był dla Bena ukojeniem po odjeżdzie Savage'a.Dawał spokój i wiarę w lepsze jutro.To Pokurcz wychował go pod nieobecność Malcolma.Syn Olivera oddałby życie za niego.Pewnego dnia dowiedział się całej prawdy-to właśnie gospodarz małej chaty był tym,który nie dopuścił,by szczątki rodziny McIntyre bielały w słońcu pół wieku temu.

---8---
Herardo Lucius-bo tak brzmiało prawdziwe miano Pokurcza-siedział właśnie przed domem. Bardzo rzadko wychodził,ale dziś dzień był taki piękny!Grzał zmęczone członki w ciepłych promieniach.Czekał na powrót Benjamina.Czułość zalała jego duszę,gdy pomyślał o swoim wychowanku.Spędzili ze sobą tyle czasu...Laska,która służyła jako pomoc w przemieszczaniu się,stała oparta o ścianę domu.Blisko,pod ręką.Herardo potrzebował jej,gdyż lewa noga coraz bardziej odmawiała mu posłuszeństwa.Być może niedługo i ona przestanie wystarczać.Było tak cicho...Zamknął na chwilę oczy.Po paru minutach zasnął.Śnił mu się Savage.Nie był jednak we śnie bandytą,a małym chłopcem,bawiącym się przy swoim domu.Wyciągał ręce do młodego Herarda i wołał:
-Chodż do mnie,wujku...!Chodż do mnie...!Czekam na ciebie...!Czekam na ciebie...!-powtarzał.
Minęło trochę czasu,zanim się przebudził.Bena jeszcze nie było.Lucius zgłodniał,toteż postanowił wrócić do środka i przyrządzić jakąś strawę.Będzie też i trochę dla Bena.Podniósł się powolutku i wsparł na lasce.Odpoczął chwilę i ruszył ostrożnie w kierunku drzwi.Był już na progu,gdy poczuł coś dziwnego w piersi.Zabrakło mu nagle powietrza.Chwycił się wejścia i chciał dotrzeć do łóżka,ale nie miał na to sił.Zatrzymał się tam,gdzie był.Jeśli zaraz nie usiądzie,upadnie.Na próżno jednakże prosił wszystkie dobre moce o pomoc.Nie mógł nawet powrócić na poprzednie miejsce.Prawą ręką chwycił się w okolicach serca,jakby chciał ułagodzić ból dotykiem dłoni.Bez najmniejszego skutku.Nadal rozlewał mu się żywym ogniem.Pomimo tego rozpaczliwie czynił wysiłki,aby przestąpić te kilka dalekich kroków.Uczynił jeden z nich i nadzieja w nim wzrosła.Był już tak blisko,gdy coś z niesamowitą siłą ścisnęło go w piersi i nie puściło.Palce nie potrafiły już utrzymać go w pozycji stojącej,dlatego puściły framugę.Pokurcz sekundę póżniej leżał na podłodze swego domku,kilka centymetrów od łóżka.Zabrakło mu tylko jednego kroku do celu.
W tej samej chwili niebo przeciął jastrząb w poszukiwaniu ofiary.Zaraz powrócił,dzierżąc w szponach upolowaną zdobycz-już martwą.

---9---
Dzikość Serca obserwował przelot ptaka.Jastrząb pikował chwilę,aż nareszcie schwytał to,na co polował.Uniósł się potem w niebo,odlatując do swego gniazda.Indianin zwrócił wzrok z powrotem ku własnej wiosce.Obok niego pozostali członkowie plemienia zajmowali się swoimi sprawami.Byli jak ptaki-wolni i swobodni.Wojownik zapragnął nagle znów zobaczyć swoich przyjaciół z dawnych czasów.Nie był nawet pewien,czy Pokurcz jeszcze żyje,ani jak się miewa Benjamin.Nie wiedział też nic o istnieniu Duncana,bo nie znał przecież Sarah.Zdecydował,że wybierze się do Herarda za jakiś czas. Pamiętał dokładnie,gdzie stoi jego chatka.Nie wiedział,że w tej samej chwili nad nią również przeleciał polujący drapieżnik.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:53:47 26-10-07    Temat postu:

Przeskok mi się bardzo podobał, czasami bywa tak, że takie akcje po latach są nudne, ale tobie udało się mnie zaciekawić. Aktor pasuje, przystojny nie jest, za to bardzo sympatyczny i ma takie spojrzenie... coś z tatusia
Jejku jak ty ślicznie piszesz opisy W innych opowiadaniach one mnie nudzą, za to ty piszesz świetnie!
Pokurcza i Dzikość Serca bardzo lubię, takie dobre duchy w opowiadaniu.
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:14:42 29-10-07    Temat postu:

Ale sie opuscilam we wklejaniu . Przepraszam! Na przeprosiny odcineczek troszke dlugi ;D.

-------------------------------------------------------------------

---10---
Duncan zrobił zakupy i poszedł do domu.Niósł wszystko i nucił starą melodię,którą matka śpiewała mu nad kołyską.Nie wiedział,skąd ją znała.Była ona przerażliwie smutna,ale zarazem piękna. Jak jakaś skarga...Pieśń jego rodzica,którą ten tyle razy wygrywał na organkach odziedziczonych po Johnie,dziadku Duncana...
Przestąpił próg i ujrzał matkę wyglądającą przez okno.Położył jedzenie na stole i podszedł do niej.Obróciła się na dżwięk jego kroków.Była wciąż taka ładna,jak wtedy,gdy poznała Malcolma...
-Długo cię nie było,synku-to nie był wyrzut,lecz życzliwe stwierdzenie tęskniącej matki.
-Wybacz,mamo,-ucałował ją-ale pan Cramp opowiadał mi o swojej obawie przed Lutherem Lonely.Nie rozumiem tego strachu,przecież Lonely to miły człowiek,tylko trochę mrukliwy.
Krew Sarah na ułamek sekundy przestała płynąć.Czyżby Duncan miał do czynienia z tym mężczyzną?Wobec tego musi uważać,gdyż prawda może ujrzeć światło dzienne.Nie powinna do tego dopuścić!
-Czemu tak sądzisz?-siliła się na spokój.-Wszakże chyba z nim nie rozmawiałeś?
-Nie,mamo,ale wątpię,żeby naprawdę był taki,jak mówi pan Elmer.Nigdy nikogo nie skrzywdził,w przeciwieństwie do tego drania,o jakim opowiadał mi kiedyś Hiram.
-O jakim draniu?-niczego jeszcze nie podejrzewała.
-To był podobno bardzo sławny bandyta.Odznaczał się niesamowitą siłą i celnością.Podobno uważano go nawet za nieśmiertelnego.Ale i na niego przyszła pora-zginął w pojedynku z równym mu nędznikiem.Nie było drugiego takiego strzelca na Dzikim Zachodzie.Zaraz,jak brzmiało jego przezwisko?Chwileczkę...Wiem!To był Savage-wypowiedział to imię z morderczą nienawiścią.
-Czy aż tak go nienawidzisz?-zapytała jego matka ze smutkiem,którego w gniewie nie zauważył.
-Przecież to był szatan,mamo!Uśmiercił tyle osób,że nikt ich nie zliczy,a ty mnie o to pytasz?-zdziwił się.-Dziękuję Bogu,że nie żyje,bo mógłby tu przyjechać i zrobić ci krzywdę!Chyba,że wcześniej to ja pozbawiłbym go podłego życia w twojej obronie!
-Potrafiłbyś zabić,synu?
-W twojej obronie-tak!-potwierdził z mocą,jakiej się nigdy w nim nie spodziewała.

---11---
Benjamin powoli zdążał w kierunku domu.Nie spieszyło mu się,dzień był znów bezchmurny i łagodny wietrzyk pieścił mu twarz podczas podróży.Odnalazł to,czego szukał i teraz mógł zawsze tam powracać.Wędrówka Malcolma zakończyła się,ale nadal żył w sercach tych,którzy go kochali.Ale tylko Ben odwiedził jego nagrobek.Myślał obecnie o swoim opiekunie,którego zostawił na tak długo!Przyśpieszył konia,nagle ogarnęła go przemożna chęć ujrzenia Pokurcza natychmiast,w tej właśnie chwili.Niedługo pędził jak błyskawica.

---12---
Tylko łóżko było niemym świadkiem zdarzenia.Gospodarz nie poruszał się.Upadając uderzył głową w tenże mebel,dlatego podłogę rosiła krew,wciąż kapiąca ze świeżej rany.Plama coraz bardziej się powiększała,jakby chciała objąć całe ciało Luciusa i nigdy nie wypuścić ze swoich czerwonych objęć.Okolicę spowiła dziwna cisza.W pobliżu nie było nikogo.Czas płynął jak rzeka,powolnym,ale nieustannym rytmem.

---13---
Sarah została sama,ale nadal myślała o słowach mężczyzny.Stało się tak,jak przewidział Lonely-Duncan gardził i nienawidził własnego ojca.W jego mowie wyczuła to tak bardzo,że aż się tego przestraszyła.Jeżeli kiedykolwiek dowiedziałby się teraz prawdy,to i ona odczułaby jego niechęć.Nie uwierzyłby jej poza tym w tą nieprawdopodobną historię o przemianie mordercy we wrażliwego człowieka.Slumville również nie znało całej prawdy,usłyszeli wersję,która wykluczała udział Savage'a w tej sprawie.Nikt nie wiedział,że przeżyła dzięki niemu,zataiła całkiem fakt,że miała z nim cokolwiek do czynienia.Miała nadzieję,że Malcolm wybaczył jej to okrucieństwo.Pozbawiła go przecież syna!Po rozmowie z Duncanem wiedziała,że już nigdy nie powie mu prawdy...

---14---
Luther Lonely faktycznie zorientował się w pochodzeniu potomka Sarah.Spotkał kiedyś na swojej drodze Savage'a i nigdy nie zapomni jego przerażająco niebieskich oczu.Dlatego nie mógł pomylić odcienia tęczówki Duncana z niczym innym.Spoglądał przecież całe wieki temu prosto w twarz McIntyre'a.Nikt nawet się nie domyślał,że Luther miał coś wspólnego z tym odwiecznym samotnikiem.Ich drogi zetknęły się i to wydarzenie związało ich ze sobą bardzo mocno.Obecnie Malcolm nie żył i tamto mogło odejść we mgłę zapomnienia-gdyby nie młodzieniec o jasnych włosach i wzroku tak podobnym do ojca.Lonely mógł sporo powiedzieć o zmarłym,gdyby tylko zechciał.Wolał jednak milczeć.Oprócz niego jedynie siostra dzieliła tą tajemnicę,aż do jej śmierci ze strzałą furgoczącą w plecach.Otrząsnął się z rozmyślań,nie zamierzał znów dać się ponieść cierpieniu.Za każdym razem jednak widok Duncana przypominał mu będzie zarówno Eileen,jak i Savage'a.Dotknął dłonią blizny na obliczu.To też część tamtych dni...

---15---
Hiram po raz kolejny miał powód do strachu.Spowiadał się z niego do Elmera:
-To czyste szaleństwo!Czy nie można tego załatwić w inny sposób?Jeśli Indianie stracą cierpliwość,wybuchnie wojna!Slumville nie obroni się przed nimi!Wybiją nas do nogi!Podobno niektóre plemiona już szykują oddziały wojowników!-opowiadał okropnie zdenerwowany.-Nie mamy nawet kogoś,kto by nas poprowadził!-rozpaczał.-Teraz nawet Savage byłby się przydał!-wypowiedział to impulsywnie i aż zamilkł,przerażony własnymi słowami.
Savage?-mruknął Elmer.Nadal lubił tu zaglądać.-Tęsknisz za nim?-zdziwił się nieco.
-Nie,ale on potrafiłby nas zorganizować i może ocalić mój bar!
-Sami go ocalimy,jeżeli dojdzie do bitwy!Zapewniam cię,że będzie to pierwsze miejsce,jakie będziemy strzec!-odezwał się jakiś klient.
Barman spojrzał krzywo na mówiącego.Niesmaczny żart!On naprawdę boi się Indian!Co poczną na wypadek ataku?Nie chciał nawet o tym myśleć!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:24:21 29-10-07    Temat postu:

Ah, Duncan nienawidzi Savage'a nie podejrzewając, że to jego ojciec... A co się stało Luciusowi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:41:51 30-10-07    Temat postu:

monioula napisał:
Ah, Duncan nienawidzi Savage'a nie podejrzewając, że to jego ojciec... A co się stało Luciusowi?


Lucius ma juz 90 lat i w kazdej chwili moze umrzec...

-----------------------------------------------------------------------------

---16---
Miał rację Hiram.Poczynania gubernatora doprowadziły do niesnasek pomiędzy białymi a Indianami.W wielu wioskach podnosiły się głosy o ostatecznej rozgrywce.Osady indiańskie szykowały broń.Zamierzali walczyć do ostatniej krwi.Dosyć mieli władzy narzuconej im przez najeżdżców.Czas wreszcie rozstrzygnąć,do kogo powinna należeć ta ziemia.
Pewien zwiadowca,a zarazem posłaniec z wypowiedzeniem wojny przemierzał właśnie prerię. Z lekkim zdumieniem zobaczył,że na tym pustkowiu jest jakaś chatka.Niewiele się zastanawiając wystrzelił uprzednio przygotowaną płonącą strzałę i galopem odjechał.Tym samym dał sygnał,że wojna się rozpoczęła.
Ogień otulił drewnianą budowlę błyskawicznie.Językami lizał ściany jak cukier.Niedługo doszczętnie je spali.Pochłonie w swych ramionach również to,co znajduje się w środku.Zmieni w popiół także postać obok łóżka.Budynek,który zapłonął płomieniami,należał do Herardo Luciusa, zwanego Pokurczem.

---17---
Benjamin słyszał coś o nadciągajacej wojennej nawałnicy,ale nie wierzył,żeby dosięgła aż tutaj.Był już bardzo blisko domu.Niedługo ujrzy już jego zarysy,a stąd niedaleko do spotkania z opiekunem.Jeszcze kilka chwil i ...
...poczuł zapach spalenizny i dostrzegł na horyzoncie dym unoszący się z chaty.Nakazał koniowi pędzić przez okolicę i z walącym sercem modlił się,aby jak najszybciej tam dotrzeć.Co tam zastanie i dlaczego Herardo nie usiłuje chociaż wydostać się na bezpieczny teren?Jeżeli jeszcze bije mu serce...
Zahamował w odpowiedniej odległości i nie bacząc na trzaskający pożar wpadł jak burza do środka.Rozejrzał się błyskawicznie i zorientował się w sytuacji.Przekraczając ogień,który zaczął obejmować mu stopy,dotarł do Luciusa.Coś ścięło mu krew na ten widok,ale nie było czasu na myślenie i rozpacz.Ryzykując własny żywot uniósł delikatnie bezwładne ciało i starał się opuścić walący się domek.Złośliwy żywioł przeszkadzał mu,jak tylko potrafił.Osmalił mu twarz i próbował dosięgnąć włosów.Odwaga Bena przyniosła jednak na szczęście korzyści i jedynie z lekkimi oparzeniami i smugami na policzkach i czole wyszedł na powietrze.Zajął się Pokurczem,bo to on był teraz najważniejszy.Zresztą z domu i tak już nic nie pozostało...Ułożył go ostrożnie i z troską na trawie i przyjrzał się ranie.Czerwona struga przestała płynąć.Z lodowatą obawą sprawdził,czy jeszcze żyje.

---18---
Dzikość Serca również należał do plemienia,kóre postanowiło ukrócić panoszenie się białych.Sam także przygotowywał się do potyczki.Liczył,że los nie postawi mu na drodze żadnego z jego przyjaciół,ani nie każe im umierać z ręki któregoś ze zbyt zawziętych wojowników.Zawierucha zmiatała wszystko,co napotkała,więc jego obawy były w pełni uzasadnione.Nie obawiał się postawy,jaką przyjmą względem niego,gdyż wiedział,że zasługują oni na miano jego braci.A przynajmniej miał taką nadzieję...

---19---
Lonely nie obawiał się najazdu.Jeśli będzie musiał,polegnie w tej utarczce.Wolałby uniknąć przelewu krwi,bo za bardzo przypominało mu to zmarłą siostrę.Uważał też,że gubernator nie ma racji.Ale cóż,to nie do niego należy ocenianie postępków władzy.Po prostu będzie się bronił.I tak nikt nie będzie po nim płakał.Sprawdził broń.Była jak zwykle w porządku.Zupełnie,jak wtedy tamta...Jak wtedy,gdy Savage i on...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:16:46 30-10-07    Temat postu:

Ah, ty zawsze przerywasz w najmniej odpowiednim momencie Potem ja się stresuję, bo wciąż myślę, co będzie dalej.
Cytat:
Lucius ma juz 90 lat i w kazdej chwili moze umrzec...

To wszystko wyjaśnia, bo ja już snułam inne wersje, bardziej brutalne
Super fragment, ale mam nadzieję, że szybko wyjaśnisz wszystko, bo jest pełen niedomówień.
Co z Luciusem? Jak zareaguje Ben? Aj, dawaj newa
Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:33:15 30-10-07    Temat postu:

monioula napisał:
Ah, ty zawsze przerywasz w najmniej odpowiednim momencie Potem ja się stresuję, bo wciąż myślę, co będzie dalej.
Cytat:
Lucius ma juz 90 lat i w kazdej chwili moze umrzec...

To wszystko wyjaśnia, bo ja już snułam inne wersje, bardziej brutalne
Super fragment, ale mam nadzieję, że szybko wyjaśnisz wszystko, bo jest pełen niedomówień.
Co z Luciusem? Jak zareaguje Ben? Aj, dawaj newa
Pozdrawiam!


Jakie mialas brutalne pomysly? . A newika juz wrzucam, dzisiaj mam wene, dzisiaj mam humorek do wrzucania, wiec prosze .

--------------------------------------------------------------------------

---20---
Benjamin starał się nie dać opanować lękowi o życie Herarda.Z ulgą wyczuł,że Lucius żyje jeszcze,choć puls był słaby i ledwo wyczuwalny.Zrosił chłodną wodą ze strumienia oblicze przyjaciela.Woda i świeże powietrze otrzeżwiły nieprzytomnego.Odzyskał świadomość i powoli otworzył oczy.Pierwszym,co zobaczył,był Benjamin,prawie płaczący ze szczęścia.
-Myślałem,że cię utraciłem na zawsze...-zdołał tylko wypowiedzieć przez ściśnięte gardło wybawiciel.
-Wróciłeś...Bóg pozwolił mi cię ujrzeć przed śmiercią...-wyszeptał Herardo.
-Nie możesz umrzeć,potrzebuję cię!-dotknął dłonią twarzy leżącego.
-Zawsze będę się tobą opiekował,tam czy tutaj...-szept cichł coraz bardziej.Lucius nie miał więcej sił.
-Musisz odpocząć,a potem znajdziemy nowy dom-ugryzł się w język.Było jednak za póżno.Dostrzegł zdumione i bardzo zmęczone spojrzenie Pokurcza.Musiał już dokończyć.
-Nasz poprzedni dom spłonął.Ale nie martw się,zamieszkamy w innym!-próbował pocieszyć ich obu.
-Ben,proszę...Kiedy umrę,pochowaj mnie obok Malcolma...-doleciała Benjamina cichutka prośba.
-Obiecuję ci to-wydusił na to proszony.
Potem udał się po porcję wody do picia dla opiekuna.Przyniósł ją w jedynym,co ocalało z pożaru-glinianym kubku.Nachylił się nad Herardo i pomógł mu się napić.Ten wypił całość i posłał spojrzenie pełne wdzięczności i miłości swemu wychowankowi.
-Dziękuję...Idż na poszukiwanie nowego miejsca zamieszkania...-ileż wysiłku włożył w wypowiedzenie tego zdania!
-Nie możesz chodzić,zaczekamy,aż wyzdrowiejesz.
-Nie rozumiesz...Zostaw mnie,ja umieram...
-Nigdy,przenigdy!Kocham cię,czy ty tego nie rozumiesz?!-prawie krzyknął.
Z oczu Luciusa popłynęła ledwo dostrzegalna,maleńka łza.Wiedział,że go nie przekona.I nawet się z tego bardzo cieszył.

---21---
Zamazane obrazy nadal maszerowały w głowie Luthera.Oto widzi zdarzenie sprzed parunastu lat.Przechodzi drogą wiodącą przez jakieś zapadłe miasteczko-Lonely nie pamiętał nawet jego nazwy.Obok idzie jego ukochana siostra,Eileen.Nagle zaczepia ich kilku zbirów spod ciemnej gwiazdy,wyrażnie podpitych.On miał wtedy dwadzieścia lat,Eileen piętnaście.Typki rzucają znaczące spojrzenia w kierunku dziewczynki.W pewnej chwili jeden z nich usiłuje przyciagnąć do siebie Eileen i pocałować ją.Brat stara się ją bronić,ale na próżno.Tamci są o wiele silniejsi i odciągają go od niej.Obrywa w twarz.Z rozciętej wargi cieknie strużka krwi.Może tylko patrzeć.Zamyka oczy,nie chcąc widzieć,jak bydlak znęca się nad Eileen. Lecz obcy nigdy nie zdążył uczynić tego,co zamierzał.Pojawia się bowiem kolejny nieznajomy i głosem nie znoszącym sprzeciwu rozkazuje:
-Zostawcie ją!
Herszt bandy nie miał zamiaru zrezygnować i próbował się postawić z nożem w ręku,ale niespodziewana kula przebija mu ubranie,a potem serce.Reszta napastników puszcza wolno rodzeństwo i ucieka w popłochu.Luther ociera zakrwawione oblicze i podchodzi do wybawiciela.Razem z nim zbliża się Eileen.Przez ułamek sekundy oboje spoglądają w głębokie,niebieskie oczy zbawcy.
-Dziękuję-mówi Lonely i wyciąga rękę w geście podziękowania.
Przybysz nie ujmuje jej,lecz rzuca tylko:
-Pilnuj jej.To dziecko-i odchodzi.Luther przytula siostrę i wciąż patrzy na oddalającego się człowieka o niebieskim spojrzeniu.Nigdy go nie zapomni,nawet wtedy,gdy dowie się,że był to Savage,poszukiwany morderca.
Dano im było zetknąć się ponownie.Pewnego dnia Lonely znów ujrzał Malcolma McIntyre.Tym razem to on pomógł bandycie.Jakiś napalony kowboj postanowił,że doprowadzi Savage'a przed oblicze wymiaru sprawiedliwości.Kiedyś napadł go przed saloonem w innym miasteczku.Przez przypadek był tam i Lonely.Widząc,co się dzieje,pośpieszył z pomocą.Obił napastnika,chociaż tamten użył noża i na zawsze oznaczył go podłużną szramą na policzku.Malcolm zaskoczony patrzył na Luthera.Poznał go od razu.Zaczekał,aż tamten podejdzie i zapytał:
-Dlaczego?
-W podzięce za siostrę-odparł Luther.
-Podzięce?Wiesz,kim jestem?
-Wiem-wtedy już wiedział.
-I mimo to mi pomagasz?-McIntyre nie przywykł do wdzięczności.
-Uratowałeś moją siostrę.Chciałbym być twoim przyjacielem-wyrzekł pod impulsem chwili.
-Ja nie mam przyjaciół-usłyszał.To były ostatnie słowa,jakie kiedykolwiek ze sobą zamienili.
Lonely całe życie żałował,że nie było go w Slumville,gdy trzydzieści lat temu przyjechał tu ten, który im pomógł.Być może nie doszłoby do tej tragedii z pastorem?Fakt ten nastapił pięć lat po drugim spotkaniu,ale kowboj wiedział,że zostałby rozpoznany przez Savage'a bez pudła.Może zarówno pastor,jak i Malcolm chodziliby jeszcze po tym świecie?Nie znał historii Sarah,ale zorientował sie,że musiała mieć do czynienia z poszukiwanym.Oczy Duncana były tego niepodważalnym dowodem.Nikt takich nie miał,na całej ziemii.Nikt!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karoleczka
Moderator
Moderator


Dołączył: 13 Sie 2005
Posty: 5388
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:33:26 30-10-07    Temat postu:

Nie przeczytałam jeszcze całego ale wciągnełaś mnie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:58:40 31-10-07    Temat postu:

No pewnie, że wciąga, bo to wspaniała pisarka!
Jakie miałam brutalne pomysły? Ja już się zbrodni dopatrywałam Rozumiem wiek Luciusa, ale bardzo go polubiłam.
Scena między nim a Benjaminem była taka wzruszająca, normalnie oczy mokre. Mam nadzieję, że częściej będziesz miała wenę i mnie dopieścisz Czekam niecierpliwie.
I mam jeszcze jedno pytanko: starszego Bena kto gra?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:34:56 02-11-07    Temat postu:

monioula napisał:
No pewnie, że wciąga, bo to wspaniała pisarka!
Jakie miałam brutalne pomysły? Ja już się zbrodni dopatrywałam Rozumiem wiek Luciusa, ale bardzo go polubiłam.
Scena między nim a Benjaminem była taka wzruszająca, normalnie oczy mokre. Mam nadzieję, że częściej będziesz miała wenę i mnie dopieścisz Czekam niecierpliwie.
I mam jeszcze jedno pytanko: starszego Bena kto gra?


Ty znowu swoje . Nie jestem wspaniala i juz .

Zbrodni...Hm...Zbrodni, to tu bedzie jeszcze duzo...;>.

Co do scen wzruszajacych, to w kazdej, nawet najbardziej ponurej historii korci mnie, zeby takie wrzucic i nie wiem, czy to dobrze, czy to zle...

A czy bede miec wene....Wiesz, ja to zaczelam pisac w okolicach 1999 roku, wiec jest juz napisane tego sporo i jak na razie mam co wrzucac .

Tak wyglada starszy Ben: [link widoczny dla zalogowanych]

A oto kolejny odcinek:

----------------------------------------------------------------------------

---22---
Gubernator był mężczyzną w średnim wieku,o nalanej i nieprzyjemnej twarzy.Poprzysiągł sobie,że wybije wszystkich Indian,co do jednego.Nienawidził tych-jak ich nazywał-odszczepieńców-z całej duszy,mrocznej i czarnej.Stał teraz przy rozłożonej na stole ogromnej mapie i przyglądał się chorągiewkom,którymi oznaczał położenie swoich wojsk.Powiódł wzrokiem po ich rozstawieniu i wydał parę rozkazów.
-Nie wydaje się panu,gubernatorze,-wtrącił jeden z podwładnych-że takie posunięcie narazi generała Johnsona na niebezpieczeństwo wpadnięcia w pułapkę?Przecież przejadą przez wąski kanion,gdzie mogą kryć się Indianie!
-Wyobraż sobie,że wiem o tym!-podniósł głos zirytowany dowódca.-To najkrótsza droga do Jacksonville!Zalecam pośpiech,bo ci dranie w okolicy zbytnio się tam rozpanoszyli.Musimy ich uciszyć!Zresztą Johnson to odważny człowiek,nie przestraszy się garstki czerwonoskórych!Z radością będzie mógł zmniejszyć trochę ich liczebność!
Żołnierz sądził,że generał po prostu nie będzie miał odwagi się przeciwstawić,niż cieszyć się z takiej możliwości,o jakiej wspomniał gubernator.Przemilczał to,bowiem nie zamierzał spędzić nocy w areszcie.

---23---
W międzyczasie Dzikość Serca i jego plemię przygotowywali zasadzkę na nadciągający oddział białych.Wybrali wąski kanion na miejsce bitwy.Wódz ustawiał armię na szczytach skał i przekazywał końcowe polecenia.Łucznicy przyczaili się na skalnych występach,gotowi do strzału.Będą walczyć do końca.Liczba wroga była o wiele większa,ale i oni nie zamierzali tanio sprzedać swojej skóry.Waleczność jego ludu być może nawet przerastała dzielność przeciwnika.Wszakże Indianie bronili swojej ojczyzny!Zaroiło się od wojowników uzbrojonych w przeróżną broń.Pomalowani w wojenne barwy mocno ściskali dzidy i inne narzędzia do walki.Część dzierżyła topory,ostre i ciężkie,mogące rozłupać czaszkę jednym ruchem.Już z daleka usłyszeli nadciągające wojsko generała Johnsona.Szykowała się krwawa rzeż.

---24---
Johnson wcale nie miał ochoty wyprawiać się do Jacksonville.Rozkaz to rozkaz,ale on wolałby wrócić do kochającej żony,niż prowadzić dalej tą bezsensowną wojnę.Musiał usłuchać szaleńczego nakazu,ale w ogóle mu się on nie uśmiechał.Rozejrzał się po okolicy i mimowolnie zadrżał.Nie spodziewał się ataku,ale panująca tu cisza działała na niego deprymująco.Wziął głeboki oddech i dał znak,aby wjeżdżali do kanionu.
Jechali już kilka minut i nic się nie działo.Generał zaczynał wierzyć,że kiedykolwiek jeszcze zobaczy żonę.Lekko się nawet uśmiechnął.
W tej samej chwili w jego uszach rozległ się przerażliwy wrzask,dobiegający ze skał.Sekundę póżniej kilkunastu jego przyjaciół zginęło przeszytych ostrymi pociskami.Widział,jak konają w przedśmiertnych drgawkach.Nie uronił jednak żadnej łzy,gdyż on sam zaraz spadł z konia ze strzałą w piersi.Mundur zaplamił się na purpurowo,a Johnson wychrypiał jeszcze:
-Odwrót...-i zamknął oczy na zawsze.
Jego ludzie wpadli w popłoch,spotęgowany dodatkowo paniką koni.Dno kanionu zaścielały trupy żołnierzy i ich rumaków.Usiłowali uciec,ale na próżno.Niedobitki próbowały ratować się piechotą,ale na nich czekały już zastępy Indian ukrytych w załomach skalnych.Doszło do walki wręcz,gdyż armia generała straciła wszystkie konie.Lud Dzikości Serca ciął bezlitośnie.Sam wojownik walczył w samym sercu bitwy jak bóg wojny.Człowiek,przed którym się pojawił,zaraz ginął rozorany tomahawkiem.Indianim odniósł kilka niegrożnych ran,nie przeszkadzających mu w wymierzaniu sprawiedliwości.Godzinę póżniej jedynym dowodem bitwy były sępy,jedzące poległych.Nikt nie ocalał spod władzy Johnsona.Plemię odniosło miażdżące zwycięstwo.Spośród nich zginęło tylko trzech wojowników.

---25--
Benjamin wykopał ze zgliszcz dowód na podpalenie ich domu-upierzenie indiańskiej strzały.Ściskał ją chwilę w dłoni,jakby ważąc jakąś ważną decyzję. W końcu zdecydował:
-Zbuduję coś,na czym przewiozę cię do najbliższego miasteczka-powiedział do Pokurcza.Ten leżał,przykryty resztkami koca.-Tam znajdę doktora.
Herardo nie przekonywał Bena o bezcelowości takiego postępowania.Czuł,że jego dni są policzone,a do osady ludzkiej było dość daleko.Nie dotrze tam żywy,nawet pod najtroskliwszą opieką przybranego syna.Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy,że najbliżej nich leży Slumville.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monioula
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 01 Cze 2007
Posty: 3628
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sevilla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:23:45 02-11-07    Temat postu:

Kochana to bardzo dobrze, że twoja historia jest wzruszająca! i cieszę się, że masz zapas odcinków, możesz mnie zaspokajać
Lubię Ewana, fajnie, że "zagra u ciebie", bardzo pasuje (Będzie jakiś romansik? taki poważniejszy...)
A co do odcinka: znowu super, już nie mam słów na pochwałę. Mam nadzieję, że za długo nie będziesz mnie trzymać w niepewności co do losów Pokurcza!
Całuję i pozdrawiam. Twórz dalej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin