Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

THE AGENTS: The Royal Flush #46 ost. (awangarda&Eillen)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 42, 43, 44  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:20:20 13-01-13    Temat postu:

Dobrze, że kogoś obchodza jeszcze nasi agenci. Ogólnie to pzdrawiam, nie napisałam nic wartościowego do naszej trylogii Aguś, ogarniam ewidencje, ale to w sumie nic nowego. Od lutego przysiadam do Agentów i ty też!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:25:22 13-01-13    Temat postu:

Martuś, ja cały czas jestem zwarta i gotowa - Curt też ;P
A tak poważnie, to wiesz, ile razy siadłam do tego, co by jakoś do kupy to poskładać, żeby miało ręce i nogi, tyle razy miałam inną koncepcję no i sumie to zamiast kroku naprzód zrobiłam raczej pięć do tyłu, więc czekam na Ciebie, chyba, że mnie nagle coś cudownie olśni, ale na to bym raczej nie liczyła ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dull
Generał
Generał


Dołączył: 14 Wrz 2010
Posty: 8468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:48:15 16-01-13    Temat postu:

Zaznaczam swoją obecność. Opowiadanie czytam

Bardzo lubię Milę Fajnie, że dałyście ja do tego opowiadania, chociaż jej rola jest póki co irytująca... Pojawi się jeszcze?

Rosjanin przetrzymuje Sarę... To było logiczne. Jakoś nie tęskni mi się za nią... Nie wiem czemu.

Najciekawsza jest relacja Matt-Curtis. Z zapartym tchem czytałam końcówkę odcinka 30.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:10:00 18-01-13    Temat postu:

Dobrze wiedzieć, że ktoś ciągle jeszcze tu zagląda, bo czasem mam chwile zwątpienia.
A tak w ogóle, to chyba czas na kolejny epizod

EPISODE # 32
Sweet-and-sour


_________– Co taka piękna kobieta robi w takim miejscu? – Usłyszała za sobą miękki, aksamitny głos, a kiedy odwróciła się w stronę, z której dochodził, serce podskoczyło jej do gardła. Mężczyzna stojący przed nią, nonszalancko opierał się ramieniem o ladę, a jego stalowoniebieskie oczy zdawały się pożerać ją żywcem. – Co ci zamówić? – spytał nie spuszczając z niej wzroku, a ona odrzuciła włosy na plecy i uśmiechnąwszy się z satysfakcją przygryzła lekko dolną wargę. – Mam zgadywać? – zaśmiał się, sięgając po swoją prawie już pustą szklankę ze szkocką. Wzruszyła ramionami i odwróciwszy się w stronę parkietu, oparła się plecami o bar. Mężczyzna zbliżył się do niej i szepnął jej wprost do ucha: – Planter’s Punch. Zdecydowany kwaśny smak z lekką nutką słodyczy. Właśnie taka jesteś prawda?
_________– Definiujesz kobiety poprzez drinki? – odpowiedziała pytaniem, spoglądając mu prosto w oczy. Mężczyzna opuścił głowę i roześmiał się, by po chwili wlepić spojrzenie w jej kuszące usta.
_________– Mówię tylko to, co widzę – stwierdził i kiwnął na barmana, a gdy ten podszedł do niego rzucił krótko: – Planter’s Punch dla pani… Jestem całkiem niezłym obserwatorem – dodał po chwili.
_________– I co takiego zaobserwowałeś? – spytała przekornie.
_________– Że jesteś tu sama i szukasz zabawy na jedną noc – odparł bez ogródek. Spojrzała na niego, marszcząc brwi. – Nosisz obrączkę, więc nie jesteś wolna – kontynuował mężczyzna. – Poza tym rozglądasz się po lokalu, jakbyś była myśliwym, wypatrującym swojej ofiary w tłumie, ale nie jesteś zdecydowana na to, by nacisnąć spust. Ja mogę ułatwić ci podjęcie tej decyzji – zakończył bardzo pewny siebie, uśmiechając się arogancko.
_________– Niezły patent na podrywanie – przyznała, odwracając się w stronę baru, gdy barman postawił na blacie wysoką szklankę z jej słodko kwaśnym drinkiem. Objęła ją ciasno dłońmi i upiła łyk przez słomkę. – Działa? – spytała i od niechcenia mieszając słomką w drinku, odwróciła głowę w jego stronę. Siedział pochylony nad swoją szklanką i uśmiechał się sam do siebie, jakby nie dowierzał, że jakakolwiek kobieta może mu się oprzeć i pogrywać z nim w ten sposób.
_________– Ty mi powiedz – powiedział w końcu, spoglądając jej prosto w oczy, ale ona, zajęta delektowaniem się plasterkiem cytryny, który zdjęła przed chwilą ze szklanki, nie mówiła nic. – Tylko nie udawaj świętej – dodał. – Oboje wiemy, że taka nie jesteś.
_________– Nie znasz mnie. – Uśmiechnęła się kusząco, zmysłowo oblizując palce z cytrynowego soku.
_________– Ale wiem czego chcę i czego chcesz ty – stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku.
_________– Zawsze w tak ostentacyjny sposób zapraszasz kobiety do łóżka?
_________Mężczyzna wywrócił oczami, a bezczelny uśmiech nie schodził z jego twarzy.
_________– Pomagam ci tylko podjąć decyzję, z którą nosisz się odkąd przekroczyłaś próg tego lokalu – powiedział i skinął na barmana, by ponownie napełnił jego szklankę. – I gwarantuję ci, że żadne z nas nie będzie jutro tego żałować…


_________Sheila do tej pory nie wiedziała jak to się stało, że w końcu wylądowali w jej łóżku. Pamiętała, że pili drink za drinkiem, a potem obudziła się rano naga w jego ramionach, nie znając nawet jego imienia. Przedstawił się jej jako Michael i choć miała przeczucie, że to nie jest jego prawdziwe imię, nie drążyła tematu. Spotkali się potem jeszcze kilka razy i zupełnie nie liczyło się dla niej to kim był i czym się zajmował. Ich układ był jasny od początku – żadnych pytań, obiecanek i zobowiązań. Liczył się tylko seks i przyjemność, jaką mogli dać sobie nawzajem. I gdyby któregoś wieczora nie wybrali się do hotelu, gdzie natknęli się na jej męża, być może trwałoby to nadal. Jednak zamiast tego, siedziała teraz w biurze nad papierami i usiłowała pracować. Nie spieszyło się jej przecież do pustych czterech ścian, a czas, który spędziłaby na oglądaniu jakichś bzdurnych seriali, wolała poświęcić na pracę. I tak nie miała nic ciekawszego do roboty odkąd rozstała się z mężem. Ryana poznała, gdy na ostatnim roku studiów trafiła do CIA. On, mimo młodego wieku, miał tam już wyrobioną pozycję, a ona okazała się wyjątkowo zdolną i pojętną adeptką. Szybko znaleźli wspólny język i nim się spostrzegli ich znajomość przeniosła się także poza pracę. Szczęście jednak nie trwało zbyt długo. Ryan często wyjeżdżał na różne akcje, a ona siedziała sama w domu i śmiertelnie się nudziła. Do czasu, gdy któregoś wieczora postanowiła wybrać się do pobliskiego baru. Człowiek, którego wtedy tam spotkała wywrócił jej życie do góry nogami, potem przepadł jak kamień w wodę, a ona została sama. Z niczym.
_________Teraz miała okazję dokonać zemsty.
_________Odchyliła się wygodnie na oparcie swojego krzesła i przygryzła końcówkę ołówka, ponownie kątem oka zerkając na leżącą po prawej stronie biurka teczkę osobową jednego z agentów. Było w nim coś, co sprawiało, że nie mogła oderwać od niego oczu, ale nie miała już żadnych złudzeń.
_________– Zniszczę cię – mruknęła do siebie, wpatrując się w jego zdjęcie, przypięte spinaczem do okładki teczki sygnowanej „Royal Flush” i wciąż opatrzonej czerwoną pieczęcią „ściśle tajne”. – Tak jak ty zniszczyłeś mnie, Curtisie Evans.

____________________________________________________* * *

_________Wracał do mieszkania Matta z nadzieją, że nie zastanie tam już ani Liama, ani tym bardziej wścibskiego „szczeniaka”. Po tym co zaszło na parkingu nieopodal Union Pacific Depot, chciał być sam, by w spokoju na nowo móc przemyśleć pewne sprawy, ale nie było mu to dane. Gdy tylko przestąpił próg mieszkania, dopadła go ciocia Elle. Objęła go mocno, powodując, że ból, o którym zdążył już zapomnieć, wrócił nagle, jakby ze zdwojoną siłą. Ramię piekło go niemiłosiernie, ale świadomość, że sprawcą tego był Matt, była o wiele gorsza niż fizyczny ból. Zacisnął szczęki i przymknął na chwilę powieki, starając się zapanować nad wzbierającą w nim na nowo złością.
_________– Ciocia… – jęknął, próbując nie dotykać jej jasnej bluzki brudną z krwi dłonią, choć wiedział, że to bez sensu, bo gdy w końcu się od niego oderwie i tak okaże się, że bluzka jest do wyrzucenia. Zanim zdążył zerknąć do wnętrza mieszkania, Liam i Lexy pojawili się przy drzwiach. QueenBee patrzył na niego podejrzliwie, a gdy zauważył, że jego dłonie pokryte są zaschniętą krwią, zmarszczył brwi i nabrawszy powietrza w płuca nerwowo przeczesał dłonią włosy a potem pogładził brodę w zadumie. Alexandra z kolei patrzyła to na jednego, to na drugiego, to znów na nieświadomą niczego ciotkę Elle, czule witającą Curtisa. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, a Evans miał wrażenie, że minęła cała wieczność.
_________– Gdzie się podziewałeś? – spytała Eleonore, odsuwając się od niego nieznacznie i chwytając go za ramiona. Curt odruchowo wyszarpnął bolące ramię z jej uścisku i spojrzał na nią przepraszająco. Elle popatrzyła na niego zdumiona, a potem przeniosła wzrok na swoją dłoń, która nagle wydała się jej lepka. Uświadomiwszy sobie, że to krew Curtisa, zerknęła przelotnie na jego ramię, a potem spojrzała mu w twarz. – Chryste – szepnęła przerażona. – Pokaż mi to zaraz – dodała, ciągnąc go za zdrową rękę w stronę kuchni. Mijając Liama, Curt uśmiechnął się głupio i wzruszył ramionami. – Ściągaj tą kurtkę – zarządziła Elle, sięgając do szafki po apteczkę. – Możesz ją od razu wyrzucić do kosza – dodała.
_________– Mowy nie ma – zaprotestował Curt, wieszając ją na oparcie krzesła. – Jestem sentymentalny – dodał, gdy Elle spojrzała na niego pytająco. – Wie ciocia, to jedna z niewielu rzeczy jakie zostały mi po pożarze – wytłumaczył szybko, przypomniawszy sobie kłamstwo, jakim uraczył Eleonore podczas ich pierwszego spotkania w mieszkaniu Matta. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i zaczęła rozpinać mu koszulę. – Sam to zrobię – mruknął nieco skonsternowany.
_________Elle westchnęła i wsparłszy dłonie na biodrach, przypatrywała się dość nieporadnym działaniom Curta, a kiedy w końcu pozbył się koszuli, ze świstem wypuściła powietrze z ust.
_________– Co się właściwie stało? – spytała, sięgając po zwilżoną ściereczkę, by obmyć jego ramię z zaschniętej krwi.
_________– Oh, to nic takiego – zapewnił, wysilając się na uśmiech. – Przez nieuwagę wpadłem na ścianę, z której wystawało jakieś żelastwo.
_________Kolejne kłamstwo. Czasem dziwił się sam sobie, że przychodzi mu to z taką łatwością. Kątem oka zerknął na Liama, ale ten w przeciwieństwie do Elle, nie wyglądał na przekonanego. Za długo siedział w tym fachu, żeby tak łatwo dać się zbyć.
_________– Liam, mam nadzieję, że mi wybaczysz – zaczął Curt po chwili, gdy Elle przemywała już jego ranę woda utlenioną. – Tapicerka w twoim samochodzie jest trochę ukwiecona brunatnymi wzrokami.
_________Quinn zacisnął dłoń w pięść i wywracając oczami skierował się w stronę salonu. Słuchanie kolejnych kłamstw Curtisa nie interesowało go.
_________– Nie wiem czy nie trzeba by tu założyć kilku szwów – zaczęła się zastanawiać Elle.
_________– Mogę zadzwonić po Jen – zaproponował Liam, zawróciwszy. – Ma wprawę w szyciu – dodał, uśmiechając się kpiąco, gdy Curtis zrobił głupią minę pt. „chyba sobie żartujesz”.
_________– Nieboszczyków – bąknął Evans pod nosem.
_________– Jedziemy do szpitala – zarządziła Elle, która była zbyt zaaferowana raną Curta, by uświadomić sobie o czym mężczyźni rozmawiali praktycznie pod jej nosem.
_________– Żadnych szpitali! – krzyknęli obaj jednocześnie.
_________– Boicie się igieł? – spytała Elle, zerkając na nich podejrzliwie. – Tacy duzi chłopcy…
_________– Nic mi nie będzie – zapewnił Curtis. – To tylko draśnięcie. Do wesela się zagoi.
_________– A właśnie! Gdzie twoja śliczna dziewczyna? – zagadnęła ciotka.
_________– Postanowiła odwiedzić przyjaciółkę – odparł Evans bez zastanowienia.
_________– No tak – jęknęła Elle. – Z wami tak zawsze. Nie można spuścić was z oczu, bo od razu pakujecie się kłopoty. Gorzej niż z dziećmi… – mówiła do siebie, zakładając Curtowi opatrunek. – Gotowe – powiedziała, z dumą przypatrując się swojemu dziełu. Evans uśmiechnął się z wdzięcznością i podniósł z krzesła, ale wtedy położyła dłoń na jego torsie, zmuszając go by usiadł z powrotem. – Nie tak prędko, kochanie – zwróciła się do Liama, który zdążył już odwrócić się w stronę wyjścia, zagradzając mu drogę. – Chcę wiedzieć, co się tu, do ciężkiej cholery, dzieje – dodała stanowczo, sięgając po swoją tajną broń, która od dobrych kilku chwil wisiała spokojnie na oparciu jednego z krzeseł.
_________Lexy parsknęła śmiechem. Widok kobiety mierzącej do dwóch dorosłych mężczyzn z parasola i ich nieporadnych min, u każdego wywołałby przecież taką reakcję. Sama jednak miała ochotę dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
_________– No właśnie – powiedziała, stając ramię w ramię z Elle. – O co w tym wszystkim chodzi?
_________– Kobieca solidarność – bąknął Curt, bezradnie rozkładając ręce na widok zbolałej miny Liama.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3432
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:24:36 20-01-13    Temat postu:

Skąd ja to wiedziałam że chodzi o Curtisa? Intuicja tym razem mnie nie zawiodła. Ok Curt się znalazł ale gdzie Matt? Ja chcę Matta!
Z każdym kolejnym epizodem coraz bardziej lubię ciotkę Matta a co do panny S to no cóż jakoś nie przypadła mi do gustu ale jej zemsta dodaje smaczku całej historii więc czekam na więcej
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:43:52 20-01-13    Temat postu:

Oj ten Matty, podbił serca czytelniczek, moje zresztą też
Dzięki za odwiedziny :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3432
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:58:06 20-01-13    Temat postu:

Tak Matt mnie w sobie rozkochał że sama zaczęłam się zastanawiać nad wkręceniem Matta Bomera do którejś z historii które chodzą mi po głowie. Odwiedziny Agentów do mój obywatelski przywilej więc nie ma za co
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:00:50 20-01-13    Temat postu:

Matt rzeczywiście jest uroczy, a do tego Marta przedstawia jego postać w taki sposób, że nie sposób się nie zakochać
Obywatelskich przywilej? Jak pięknie to ujęłaś w słowa - cieszę się niezmiernie, że tak uważasz i czuję się w obowiązku przysiąść w końcu do kolejnej części ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3432
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:03:19 20-01-13    Temat postu:

Przysiadaj przysiadaj bo jak nie będzie kolejnej części to wszędzie was znajdę i wyduszę z was zakończenie ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:18:59 20-01-13    Temat postu:

Muszę czekać na Martę, sama tego nie pociągnę, zresztą nawet bym się nie ośmieliła, jeszcze bym Matty'ego zepsuła i po co mi to? ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:57:25 03-02-13    Temat postu:

EPISODE # 33
Weaknesses


_________Matt siedział w staromodnym fotelu obitym zielonym materiałem. Alexey nie ufał mu na tyle, żeby wtajemniczać go w swoje sprawy, ale nie chciał dać mu odejść, więc zmusił go do tkwienia w domu, który zamieszkiwał po wyjściu z więzienia. Zaczął się zastanawiać czy Slick, wyciągnąwszy go z celi, podarował mu dom, który bez wątpienia nie należał do przeciętnych i nierzucających się w oczy. Był dobrze strzeżony, wszędzie skryte były kamery, jakby każda osoba przebywająca na terenie miała być pod stałym nadzorem.
_________Wpatrywał się w reprodukcję znanego mu obrazu francuskiego malarza, Poussina. Gdyby nie kojarzył tego dzieła nie rozróżniłby Orfeusza i Eurydyki spośród paru innych osób, widniejących na płótnie. Kochankowie wyglądali niepozornie, а wzrok wcale nie skupiał się na nich. Musiał dopatrywać się Orfeusza odpływającego łodzią i rozpaczliwie łkającej za nim ukochanej. Zgodnie z mitologią, gdyby nie odwrócił się za siebie, by zobaczyć jej piękną twarz, nie straciłby jej na zawsze.
_________Otrząsnął się i wstał, nerwowo bawiąc się palcami. Chcąc nie chcąc, w samotności, jego myśli stale wracały do jednego punktu, do Hailey, z której śmiercią nie potrafił się pogodzić.
Wyglądając przez okno na zachmurzony krajobraz, zobaczył siebie, nieco młodszego i bardziej roztrzepanego, w dniu kiedy po raz pierwszy nawiedził go pomysł o spędzeniu z Hailey reszty swojego życia.

_________Gdy po raz kolejny zadzwonił telefon, już nie wyciągał go z kieszeni, lecz umyślnie zlekceważył, idąc dalej powolnym krokiem. Godziny pracy się skończyły, а on nie miał zamiaru wysłuchiwać roszczeń swojego szefa, skoro i tak następnego dnia zostanie wezwany na dywanik. Zwolnił przy ekskluzywnej witrynie sklepowej, oświetlonej bladym światłem. Mimowolnie zerknął na biżuterię wystawioną na atłasowym podłożu, która swoim wyrafinowaniem i dostojnością bezczelnie zmuszała przechodnia do spojrzenia na nią. I Matt uległ, przystając na moment. Paradoksalnie w oczy od razu rzucił mu się drobny pierścionek usadowiony na skraju wystawy. Błyszczące szafirowe oczko otaczał łańcuszek małych diamentów odbijających światło z prawdziwym wdziękiem.
_________Uśmiechnął się do siebie pod nosem. Pasowałby do jej nieskazitelnie błękitnych oczu, odbijających się w blasku słońca najpiękniejszą paletą niebieskości jaką widział kiedykolwiek w swoim życiu.
_________– Nie będzie jej się podobał – dobiegł go głos z lewej strony. Odwrócił się i uniósł brwi na widok ciemnowłosego przystojniaka, na którego twarzy widniał, niezmiennie odkąd się poznali, ten sam szelmowski uśmieszek. – Nie jest w jej stylu.
_________– Skąd możesz wiedzieć, co jest w jej stylu, Curt? – mruknął Matt, odrywając się od wystawy, by wrócić na swoją stałą ścieżkę do domu. – Mówisz tak tylko, żeby mi dogryźć. Znajdź sobie wreszcie jakąś dziewczynę, którą będziesz mógł dręczyć.
_________– Jestem wolnym strzelcem, nie pamiętasz? – zaśmiał się Evans, poklepując przyjaciela po ramieniu. Szedł z nim krok w krok. – Ty też kiedyś tak mówiłeś.
_________Matt kiwnął głową, ale nie spojrzał na Curtisa. Lubił się z nim droczyć, а tematu Hailey uczepił się jak rzep psiego ogona. Zupełnie jakby znalazł sobie sprawę, która była idealna dla uszczypliwych komentarzy. Ponieważ nie zareagował na jego zaczepkę, ten udając skruszonego, zatrzymał go i spojrzał mu w twarz.
_________– Nie mam zamiaru nabijać się z twojego zaangażowania w relację z Hailey – powiedział, ale ponieważ nie był zbyt przekonywujący nawet dla samego siebie, postanowił się poprawić: – Właściwie to mam. Ale nie bierz tego do siebie.
_________Matt wywrócił oczami, biorąc głęboki wdech.
_________– Dobra.
_________– Jest ładna i miła. Twoja rodzina ją uwielbia. А przede wszystkim twój najlepszy kumpel ją toleruje, а to chyba najważniejsze! – Zrobił zamyśloną minę i wyszczerzył się po chwili. – Wszystko wygląda idealnie. Jak w prawdziwej bajce. O Królewnie Śnieżce i Siedmiu Krasnoludkach. Ale chwila, nas jest tylko dwóch…
_________– Powinienem dać ci jakiegoś banana? – Matt spojrzał na niego z politowaniem i znów ruszył przed siebie.
_________– Masz moje błogosławieństwo, stary. Serio!
_________– Jeżeli kiedykolwiek będę miał syna nie będzie nosił twojego imienia, nawet na to nie licz! – Graves uśmiechnął się i wzruszył ramionami, a Curtis zmarszczył złowieszczo brwi i natychmiast zamierzał zaprotestować, jakoby to był jeden z podstawowych warunków akceptacji jego związku.
_________Gdy weszli do mieszkania, zgrabna blondynka w dżinsowych szortach i męskim podkoszulku odwróciła się do nich przodem i odłożyła odkurzacz. Wsparła się na biodrze i uśmiechnęła filuternie.
_________– Cześć – przywitała się, a Matt zbliżył się do niej, wsunął swoje dłonie pod jej biały podkoszulek i przycisnął do siebie. Pocałował ją czule w usta, a gdy oderwał się od niej, zatrzepotała ciemnymi rzęsami.
_________– Najseksowniejsza kura domowa w całym Utah – mruknął Curtis, szczerząc się do dziewczyny. Kompletnie zignorował wzrok Matta i cmoknął Hailey w policzek na powitanie.
_________– Ciężki dzień w pracy, huh? – spytała, troskliwie zaczesując włosy Gravesa za ucho. Ten wziął głęboki wdech, ale nic nie odpowiedział, więc dziewczyna zgrabnie wysunęła się z jego objęć i dodała: – Zrobię ci kawy.
_________– Załapię się też? – Curtis klapnął na skórzanej sofie i zamierzał zarzucić nogi na prostokątny stolik, ale Matt jakby przewidział jego zachowanie dopadł go zawczasu i zdzielił po głowie. Evans spojrzał na niego jak skrzywdzony dzieciak i pokręcił głową z niezadowoleniem. Gdy siadał naprzeciwko niego wymierzył mu wrogie spojrzenie, a następnie rozejrzał się po pokoju. Pochwycił metalowe pudełko z pralinami Lindt, które leżało pod stolikiem i bez ogródek zaczął zdejmować z niego folię. W końcu, gdy uporał się z zabezpieczeniem, otworzył je i wyszczerzył oczy.
_________– Co jest, do cholery? – syknął, a zaciekawiona Hailey, która położyła przed nim dwie porcelanowe filiżanki wypełnione po brzegi czarną, aromatyczną kawą, nachyliła się i również zajrzała do środka. Pudełko było prawie puste. – Śmierdzący szwajcarscy oszuści!
_________Hailey zakryła twarz dłońmi i zaśmiała się głośno, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Ponieważ Curtis spodziewał się nieco innej reakcji, przyglądał jej się uważnie. Zaczesała opadające kosmyki za uszy i zerknęła na niewzruszonego Matta.
_________– Kochanie, czemu nie odpakowałeś pudełka?
_________– Nie wiem o czym mówisz.
_________– Nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobiłeś, ale wiem, że to ty – powiedziała Hailey, a Graves wzruszył ramionami i uśmiechnął się do siebie pod nosem.
_________– W końcu jest agentem specjalnym – mruknął Curt bez przekonania i włożył sobie do ust trzy ostatnie czekoladki, jakie zostały.

_________To wspomnienie uderzyło w niego jak tsunami o brzeg, а zapach wilgotnego powietrza tamtego dnia odurzył na moment. Ale to była przeszłość, którą musiał zostawić daleko za sobą. Hailey była martwa, praktycznie tak samo jak jego relacja z Curtisem. Nie da się zmienić przeszłości. Obraz kobiety, którą kiedyś chciał poślubić, na zawsze pozostanie w jego pamięci, utęskniony i niespełniony, doprowadzając z czasem do coraz większej pustki i samotności, aż w końcu nie zostanie nic poza tym przerażającym obrazem. Choćby bardzo chciał ułożyć sobie życie, gdzieś w głębi siebie będzie nosił znamię, które będzie przypominać mu o niewypełnionych obietnicach, niedokończonych sprawach i nigdy niezrealizowanych pragnieniach, wpędzając go w coraz większą rozpacz. Nie było od tego ucieczki.
_________W końcu i Curtis wpadł w sidła, z których nie mógł się wyplątać, chociaż zawsze był typem prawdziwego Casanovy. Sara ukradła mu serce, zmuszając do pogoni za sobą choćby na koniec świata, tak samo jak przed laty Hailey jego. Być może odpowiednią zemstą za wszystkie kłamstwa, byłoby odebranie mu jej dokładnie w takim samym wymiarze, ale poczułby ulgę zaledwie na chwilę.
_________Przetarł twarz dłońmi i westchnął ciężko, jakby serce miało mu za moment pęknąć od ciężaru, który dźwigał. Wyszedł z pokoju i skierował się do wyjścia. Potrzebował świeżego powietrza, łagodnych dźwięków, które ukoiłyby jego wewnętrzny skowyt.
Idąc korytarzem usłyszał głos Alexeya, więc zatrzymał się. Przystanął przy lekko rozchylonych drzwiach, ale nie odważył się zajrzeć do środka. Nachylił się i zaczął słuchać.
_________– Nie wiem, co się z nim dzieje – zadźwięczał głos Rosjanina. Ani trochę nie przypominał łagodnego i melodyjnego tonu swojego prawdziwego potomka. – Cieszę się, że zadzwoniłaś. Odezwij się, jak dowiesz się więcej.
_________Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał głuchy stukot odkładanej słuchawki. Matt nie poruszył się ani o centymetr, ale żołądek podskoczył mu do przełyku, gdy Alexey odezwał się do niego:
_________– Wejdź, skoro już stoisz pod drzwiami.
_________Matt zacisnął szczękę i kiwnął głową ze zrezygnowaniem, jakby był zawiedziony, że dał się tak idiotycznie przyłapać. Wszedł do środka i posłusznie zajął miejsce, które wskazał mu Rosjanin naprzeciwko siebie.
_________– Zdradziła cię podłoga – wyjaśnił z uprzejmym uśmiechem, wyciągając z szafki kryształową karafkę wypełnioną do połowy przezroczystym płynem. – Ugięła się pod twoim ciężarem. Ale nie martw się. Błędy czynią człowieka sympatycznym.
_________Graves uśmiechnął się na te słowa i podniósł głowę, spoglądając na Rosjanina, który nalewał trunku do dwóch kieliszków.
_________– Goethe?
_________– Brawo – mruknął i odłożył karafkę na biurko. Podniósł wzrok na Spectera, lustrując jego twarz kawałek po kawałku, jakby doszukiwał się jakiegoś podobieństwa. W końcu spytał, ni stąd ni zowąd: – Chyba nie przepadasz za Donovanem? Zawsze tak było, czy coś was poróżniło?
_________– Cóż – zaczął Graves, unosząc szelmowsko brwi. – Załamał mi ołówek, gdy wypełniałem los na loterii. Przez niego nie wygrałem trzydziestu milionów.
_________– Skończ z żartami, Jack. Jesteś taki jak ja. Przy mnie nie musisz ukrywać swoich słabości. – Przysunął mu kieliszek, zerkając na niego jak na serum prawdy.
_________– Nieumiejętność skrywania swoich słabości jest największą z nich.
_________Alexey spojrzał na niego z aprobatą i zamyślił się.
_________– Czyj to cytat?
_________– Mój. – Wyszczerzył się i chwycił w dłoń kieliszek. Dostrzegł wyjątkowo dobry nastrój Rosjanina od razu, kiedy znalazł się w środku pomieszczenia przypominającego gabinecik. Rozmowa telefoniczna musiała być satysfakcjonująca. Tylko z kim rozmawiał? Ze swoim szpiegiem? Po tonie można było wywnioskować, że rozmawiał z kobietą.
_________– Powinniśmy wypić za krew, która w nas płynie. – Alex wzniósł kieliszek i uśmiechnął się zagadkowo. – Na zdorowje!
_________Na zdorowje.
_________Obaj wypili zawartość jednym haustem. W tym momencie w drzwiach stanął jeden z jego goryli. Patrzył na Alexeya tak, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że nie jest pewny, czy może to powiedzieć na głos, ale Alexey kiwnął tylko dłonią na znak, by się streszczał. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż na jego miejscu stanął zdyszany Brad. Zdębiał, widząc Matta. Twarz mu stężała, rysy twarzy zaostrzyły się, а oczy zaiskrzyły groźnie.


___________________________________________________* * *

_________Stał na tarasie, w rozpiętej koszuli, wspierając się przedramionami o balustradę. W jednej dłoni trzymał prawie pustą już butelkę piwa, a w drugiej papierosa. Papierosy uspokajały go, a alkohol był całkiem niezłym zobojętniaczem. Jednego i drugiego potrzebował teraz jak tlenu. Nie wiedział czy bardziej wyczerpujące psychicznie było spotkanie z Gravesem, czy też późniejsze unikanie odpowiedzi na coraz to bardziej dociekliwe pytania ciotki Elle i „wścibskiego szczeniaka”. Razem z Liamem powiedzieli im tylko to, co mogli, czyli że wszystko to ma związek z tajną misją mającą na celu rozbicie wielkiej siatki handlarzy narkotyków i musi pozostać tajemnicą.
Eleonore, będąc krewną agenta specjalnego, doskonale zdawała sobie sprawę – w przeciwieństwie do Lexy – że dalsze zadawanie pytań nie ma sensu. Panna Stone nie zamierzała odpuszczać tak łatwo, ale w końcu i ona dała za wygraną, gdy Liam obiecał jej, że gdy sprawa się zakończy, udostępni jej tyle informacji, ile będzie mógł, by umożliwić jej przygotowanie reportażu z prawdziwego zdarzenia.
_________Przestało padać. Powietrze było rześkie, orzeźwiający wietrzyk smagał jego napiętą twarz. Nabrał powietrza w płuca i pociągnął z butelki ostatni łyk, a potem, spoglądając gdzieś w dal, zaciągnął się papierosem. Jego myśli nieustannie krążyły wokół Sary. Kiedy zniknęła, z całą siłą dotarło do niego to, co tak usilnie od siebie odpychał. Ta niepozorna blondynka stała się jego narkotykiem, bez którego nie potrafiłby już żyć.

_________Czując na twarzy ciepłe promienie porannego słońca, powoli otworzył powieki i przeciągnął się leniwie. Przewrócił się na bok i przejechał dłonią po pustym miejscu. Pościel pachniała cudownie jej perfumami i wciąż była ciepła. Podniósł się więc na łokciach i rozejrzał po pokoju. Firany zasłaniające balkonowe okno łopotały lekko, poruszane przez rześki wietrzyk. Uśmiechnął się i naciągnąwszy na siebie jedynie ciemne jeansy, ruszył w tamtym kierunku. Chwycił firanę i oparłszy się o futrynę, bez słowa przyglądał się kobiecie, z którą od jakiegoś czasu regularnie spędzał niemal każdą noc.
_________Jak zwykle, ubrana w jego koszulę, wpatrywała się w budzący się do życia Paryż. Lubił na nią patrzeć i lubił te ich wspólne poranki. Do tej pory tylko z jedną kobietą spędził więcej niż jedną noc, jak się później okazało, była żoną jego znajomego z CIA, ale nawet jej nie pozwolił wejść do swojego życia tak, jak pozwolił na to Sarze. Tego dnia, po raz pierwszy odkąd zaczęli się spotykać, pomyślał, że nie miałby nic przeciw, żeby właśnie tak wyglądał każdy następny jego poranek, aż do końca życia. Patrząc na nią, na jej gładkie rysy, porcelanową cerę i długie, jasne włosy okalające jej dziewczęcą twarzyczkę, miał wrażenie, jakby patrzył na anioła, a już zwłaszcza teraz, kiedy wrażenia dopełniała otaczająca ją poświata ostrego, porannego słońca.
_________– Chérie – szepnął, podchodząc do niej od tyłu i zamykając jej wątłe ciało w swoich ramionach.
_________– Jean… – uśmiechnęła się i wcisnęła mocniej w jego ramiona, odwracając jednocześnie głowę, by skraść mu całusa, a on poczuł dziwne ukłucie w sercu. Bardzo chciał usłyszeć z jej ust swoje prawdziwe imię, ale wiedział, że to niemożliwe. Przymknął powieki i wtulił twarz w zagłębienie jej szyi. – Obudziłam cię? – spytała. Pokręcił przecząco głową i musnął ustami jej policzek.
_________– Nie wiem czy będę potrafił zasypiać bez ciebie, kiedy się rozstaniemy – zaczął po chwili, wpatrując się nad jej głową w jakiś sobie tylko wiadomy punkt za horyzontem. Sara poruszyła się nerwowo, a on poczuł, jak jej mięśnie napinają się. Przytulił ją więc mocniej do siebie, jakby to miało zatrzymać czas i odwlec to, co było nieuniknione. – Nasz układ był jasny od początku – przyznał szczerze, całując ją w czubek głowy. – Ale kiedy się poznaliśmy, nie sądziłem, że tak bardzo mnie od siebie uzależnisz – dodał, uśmiechając się lekko. Sara zwinnie odwróciła się do niego przodem i zarzuciwszy mu ręce na szyję, spojrzała prosto w stalowoniebieskie oczy, które tylko czasami błyszczały tak ciepło, jak w tej chwili.
_________– Naprawdę musisz wyjechać? – spytała, wplatając palce w jego gęste, ciemne włosy, a on przekrzywił lekko głowę i ująwszy jej twarz w swoje dłonie, odetchnął głęboko, opierając się czołem o jej czoło. Przez krótką chwilę był gotów powiedzieć jej kim jest i wyznać całą prawdę o sobie. Jednak prawie w tej samej chwili, gdy zaświtała mu w głowie ta niemądra myśl, zabrzęczał jego telefon.
_________– Excusez-moi – rzucił, uśmiechając się do niej blado. Odnalazł aparat i zerknąwszy na wyświetlacz, skrzywił się, odrzucił połączenie, wrócił do Sary. Nie mógł jej powiedzieć prawdy. Był przecież profesjonalistą i to od jego postawy w dużej mierze zależało powodzenie całej operacji. Jeśli miał być Jeanem–Lucą Le Roux, to nim był i nikt nie miał prawa poznać jego prawdziwej tożsamości. Mógł jednak spędzić to popołudnie z nią, zapominając na chwilę kim jest i po co się tu znalazł.

_________Westchnął, zaciągając się papierosem. Mógł spędzić tę noc w ramionach napalonej szatynki o wielkich, ciemnych oczach, która tak usilnie podrywała go w Depot i zapomnieć na chwilę o wszystkim, ale nie chciał. Nie wiedział, czy potrafiłby choć na moment przestać myśleć o Sarze, a mechaniczny seks dla sportu, nawet jeśli początkowo rozładowałby w jakiś sposób emocje, które się w nim nagromadziły, to w efekcie końcowym, wpędziłby go tylko w jeszcze większe poczucie winy. Nie chciał krzywdzić i okłamywać Sary, a tak właśnie by było, gdyby przeleciał tamtą panienkę. Jego życie i bez tego od początku do końca było stekiem kłamstw, albo delikatnym mijaniem się z prawdą. Ciągle oszukiwał ludzi wokół siebie i udawał kogoś kim nie był, samemu nie znając do końca swojej prawdziwej tożsamości. Liam potwierdził wprawdzie, że jego rodzice byli agentami, ale czy nie kryło się za tym coś więcej? Hugo Stevens twierdził, że nie byli to jego biologiczni rodzice, a jeśli miał te informacje od swojej wtyczki w DEA, to znaczyło, że Liam również musiał o tym wiedzieć, ale z jakichś powodów postanowił mu o tym nie mówić.
_________Powoli wypuścił dym z ust i patrzył jak rozpływa się w powietrzu. Być może jedyną prawdziwą rzeczą w jego życiu było to, co poczuł do Sary, dlatego musiał to odzyskać, niezależnie od tego, ile przyjdzie mu za to zapłacić.
_________– Graves – dobiegło do niego jakby z zaświatów. Dopiero po chwili, uświadomił sobie, że to Liam, jednak nawet nie spojrzał w jego stronę.
_________– Skąd wiesz?
_________– Mówiłem ci, że kazałem go obserwować. Kiedy mój informator zadzwonił i powiedział, że miała miejsce strzelanina, byłem przekonany, że to ty byłeś stroną atakującą.
_________Curtis odwrócił się w stronę Liama i uśmiechnął gorzko wciąż opierając się lewym przedramieniem o balustradę. Sprawiał przy tym wrażenie, jakby to wszystko, co się działo w ogóle go nie dotyczyło, jakby zupełnie nie interesowało go to, co będzie dalej. Quinn jednak doskonale wiedział, że to tylko jedna z wyuczonych póz, za którą ukrywał przed światem wszystkie prawdziwe uczucia.
_________– Z was dwóch to ty zawsze byłeś bardziej narwany – podjął po chwili, uważnie obserwując twarz swojego agenta. Curtis naprawdę był mistrzem w ukrywaniu prawdziwych emocji i jeśli sam nie chciał, by ktoś dostrzegł cokolwiek w jego twarzy, to nie było takiej możliwości.
_________– Szkoli się nas na agentów, uczy kłamać, ukrywać emocje i grać na emocjach innych – zaczął Curtis, mając przed oczami wyraz twarzy Gravesa, gdy mierzył do niego z broni Alexeya i potem, gdy nacisnął na spust. Wyglądał, jakby chciał go za coś ukarać, zemścić się i z pewnością nie były to udawane emocje. – Nasze życie to jedno wielkie kłamstwo.
_________– Zebrało ci się na refleksje o życiu? – spytał Liam. Curt wzruszył ramionami i zagniótł niedopałek na ramie balustrady. – Co tam się stało?
_________– Ignacio Lopez spotkał się z Mikhaylovem, albo się dogadali, albo jeden drugiemu rzucił rękawicę, nie wiem…
_________– Nie o to pytam – przerwał mu Liam. Curt jednak nie zamierzał z nim o tym rozmawiać. Najpierw musiał sam rozłożyć to na czynniki pierwsze. Znaleźć powód złości Matta, której ten w końcu dał upust. I dowiedzieć się prawdy o swoich rodzicach i o sobie samym.


________________________
I jeszcze taki mały bonus ;D

_____________[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 22:10:15 20-02-13, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:35:08 04-02-13    Temat postu:

Muszę nadrobić
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:45:35 04-02-13    Temat postu:

Na Twoje szczęście zaprzestałyśmy dodawania episodów dwa razy w tygodniu, wiec nie masz dużo (chyba) ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3432
Przeczytał: 5 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:19:51 05-02-13    Temat postu:

przeczytalam ale dłuższy koment potem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
awangarda
Motywator
Motywator


Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z odległej galaktyki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:23:46 05-02-13    Temat postu:

Ijeeeee.... Ale piękny filmik, Aga!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 42, 43, 44  Następny
Strona 36 z 44

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin