Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Miłość czy nienawiść II po latach (50 ODCINEK 15.05.2010r)!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:03:58 16-03-09    Temat postu:

Super odcinek
Cosme podsłuchał rozmowę Arniego i dowiedział się, że chce wydać ich glinom. Powiedział wszystko Ginowi. A ten nie odwołał swoich planów tylko postanawia zlikwidować ich obu.
Kim może być ta Elena, która rozpamiętuje przeszłość.
Rosita nie jest szczęśliwa. Chciałaby zadzwonić do rodziców, ale Alex jej na to nie pozwala. On także jest w rozterce. Nie chciałby jej krzywdzić, ale niestety musi na polecenie Cosme.
Doszło do połączenia firm. Rodzeństwo nawet nie wie, co ich teraz czeka. Ach ta Andrea. Udało jej się.
Gustawo i Armando spotkali się w wyznaczonym miejscu. Gustek postanowił iść sam. Nie wiedzą, że są w niebezpieczeństwie. Ludzie Gina mają ich na muszce i w każdej chwili mogą ich sprzątnąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:43:19 18-03-09    Temat postu:

31 ODCINEK

Mieszkanie Alexa i Rosity.

Alex śpieszył się gdzieś i nerwowo się ubierał, co zauważyła Rosita. Była zaskoczona, bo jej chłopak nie planował żadnego wyjścia. Sama nie czuła się zresztą najlepiej.

- Dokąd wychodzisz kochanie? – zdziwiła się.
- Odwiedzić twojego ulubionego sąsiada. Jako uciekinier nie mogę przecież wychylić nosa za drzwi tego mieszkania – westchnął Alex.
- Pójdę z tobą. Mam dość siedzenia w czterech ścianach.
- To nie jest konieczne. Sam pójdę...
- Ale...
- O co ci znowu chodzi? Chyba nie muszę z tobą siedzieć 24 godziny na dobę?
- Nie musisz, ale chodzi o to, że mam złe przeczucia – zmartwiła się Rosita.
- Jakie znowu przeczucia? Znów chodzi o mnie? Niby źle cię traktuję? Daj już spokój i przestań być taka melodramatyczna. Robisz z siebie ofiarę, a przypominam ci, że sama zgotowałaś sobie taki los...
- Nie chodzi o ciebie Alex. Przed chwilą poczułam jakiś dziwny znak. Obawiam się o mojego ojca.
- Myślisz, że nas odnalazł i zaraz tu przyjedzie? Nie martw się. Nigdy nas nie odnajdzie.
- Nie o to chodzi. Mam przeczucie, że coś złego może mu się przytrafić...
- Przecież odwróciłaś się od niego plecami. A poza tym on jest co najwyżej twoim ojczymem...
- Ale mimo wszystko go kocham, a prawdziwego ojca nie miałam prawie wcale. Boję się o niego. Zostań ze mną i nigdzie nie chodź. Proszę cię kochanie – przekonywała zdenerwowana Rosita...

Tymczasem...

Cosme już był gotowy aby dać znak swoim ludziom do wystrzału gdy nagle na skarpie pojawił się Gino. Jego obecność oderwała wszystkich od roboty. Ponownie musieli się schować aby Gustavo i Armando ich przypadkiem nie zobaczyli.

- Co szef tu robi? – spytał Cosme.
- Jeszcze pytasz? Nadzoruję całą akcję! Nie pamiętasz już? Za bardzo przyzwyczajasz się do rządzenia. Pamiętaj, że ja tu o wszystkim decyduję. Poza tym musiałem wyrwać się z domu aby na własne oczy zobaczyć śmierć tych nikczemników, a zwłaszcza Gustavo Valdeza! – powiedział Gino.
- Ale swoim przyjściem wszystko szef zepsuł! Oni mogą zaraz skończyć rozmawiać i odjechać, a moi ludzie już mieli ich na muszce!
- Nie podnoś na mnie głosu Cosme. Sam mówiłeś, że obstawiłeś teren, a reszta ludzi czeka w samochodach. Jesteśmy przygotowani na wszystko i odetniemy im ewentualną ucieczkę. Zamiast tak się denerwować, daj im znać aby przygotowali się do egzekucji tych kretynów.
- Tak jest szefie...
- Już czas Cosme. Sprzątnijcie ich, a ja sobie na to popatrzę...

Cosme ponownie nakazał swoim ludziom przygotować się do strzałów. Tymczasem Gustavo wciąż nieświadomy zagrożenia, nadal rozmawiał z Armandem.

- Pogadajmy tutaj. Myślisz, że ucieknę? Skoro już tu przyszedłem, to daruj sobie te gadki. Masz mnie w ręku, ale dzięki mnie możesz ocalić życie. Pamiętaj o tym – przekonywał Armando.
- Nie pogrywaj ze mną. Dlaczego mam ci ufać? – zapytał go Gustavo.
- Dlatego, że tu jestem. Dobrze, że i ty przyszedłeś sam. To uczciwy układ.
- Wsiądź do samochodu, to pojedziemy na przejażdżkę i pogadamy na spokojnie.
- Nie wsiądę! Zechcesz mnie aresztować, a ja w to nie wchodzę!
- Posłuchaj Armando. Tracę tu swój cenny czas. I tak mogę cię wsadzić za kratki, więc mów mi konkrety, a nie syp piaskiem w oczy. Co wiesz?
- Wiesz kto chcę cię zabić? Wiesz kto się na tobie mści?
- Wpływowi ludzie, wiem... Konkrety Armando!
- Dobrze. Powiem ci. Może coś na tym zyskam. A więc nie uwierzysz, ale za tym wszystkim stoi...

Nagle Gustavo zauważył, że jacyś ludzie celują w nich z góry. Jego reakcja była błyskawiczna.

- Uważaj! – krzyknął i upadając na ziemię odsunął zarówno siebie jak i Armanda z linii strzału. Obaj przewrócili się, a kule przeleciały obok nich. W ułamku sekundy znaleźli się obok auta gdzie mogli przeczekać kolejną serię wystrzałów.
- To nie moja sprawka. Musisz mi uwierzyć! – krzyknął Armando.
- Wierzę, bo ciebie też chcieli zabić. Może teraz wsiądziesz do samochodu?
- Chyba nie mam innego wyjścia...
- To właśnie oni chcą nas zabić. Teraz już sobie ufamy?
- Lepiej uciekajmy!

Obaj weszli do samochodu i odjechali. Jednak Gino i Cosme byli przygotowani na taką opcję, a ich ludzie mieli zajechać im drodzę od tyłu.

- On ma oczy dookoła głowy! – wściekał się Gino. Jak mogliście chybić!
- Bez obaw szefię. Gustavo Valdez przedłużył swoje życie zaledwie o kilka minut. Nie wyrwie się z łap śmierci – zapewniał go Cosme.
- Jeżeli twoi ludzie zawiodą, to własnoręcznie się nim zajmę. Obaj mają zginąć!

Firma „Veldillo”.

Vellasquezowie świętowali sukces w swojej firmie, a Andrea musiała już wyjść tłumacząc się kolejnymi obowiązkami.

- Twoja ulubiona wspólniczka już wyszła? Co za pech – nabijała się z męża Monika.
- Bardzo śmieszne. Zauważyłem to... Popędziłbym za nią, ale mam już dziś towarzyszkę do świętowania. I ty nią jesteś kochanie – odparł rozbawiony Raul.
- Doprawdy wzruszające...
- Udało nam się braciszku. Zrobiliśmy świetny interes. Byłem sceptyczny, ale teraz sądzę, że rzeczywiście zrobiliśmy krok do przodu. I już nie martw się tak o panią Roitman. Esteban ją odprowadził – wtrącił Miguel.
- On sobie może na to pozwolić. To kawaler, a ty masz żonę Raul. Pamiętaj o tym – śmiała się Linda.
- Dlaczego każdy musi mnie pouczać jakbym miał 5 lat? Jestem wierny swojej żonie... od czasu do czasu – powiedział z miną cierpiętnika Raul.
- Oby tylko ta kobieta nas nie zgubiła – żartował Juan.
- Nawet tak nie mów kochanie. Nasza firma już przeszła to co miała przejść. Jesteśmy na dobrej drodze i wciąż będziemy się rozwijać – zauważyła Luisa.
- Na nas już czas. Jestem trochę zmęczona. Pojedziemy do rezydencji – wtrąciła Cristina.
- Masz rację. Jedźmy już, a wy świętujcie dalej. Macie ku temu powód. Udało się to o czym zawsze marzyliście – stwierdził Alfredo...

Tymczasem...

Esteban odprowadził Andreę aż do samochodu. Gdy oboje upewnili się, że nikt ich nie śledzi, mogli już swobodnie odkryć maski.

- Doprawdy znakomicie to rozegrałaś. Ci idioci opijają właśnie swój koniec! – nie mógł powstrzymać śmiechu Esteban.
- Duża w tym twoja zasługa. Podsunąłeś im w ostatniej chwili fałszywą umowę do podpisania, a oni podpisali swój wyrok śmierci bez spoglądania w papiery. W odpowiedniej chwili zamieniliśmy egzemplarze. Teraz Vellasquezowie nie wiedzą, że większość pieniędzy będzie moja, a oni stracą wszystko...
- Ja też na tym zyskam. Wyprowadzę z firmy pieniądze w taki sposób, że nawet ten prawnik Juan Cordillo nie będzie miał pojęcie co się święci.
- Nie różnisz się ani trochę od swojego kuzyna. I również masz słabość do Luisy...
- Ciebie za to interesuje Raul. Gdy się dowie co zrobiłaś, to...
- Będzie już za późno. Zdążę owinąć go sobie wokół palca. Ty zrób to samo z Luisą. Zemścisz się za kuzyna i dorobisz się fortuny patrząc jak oni tracą wszystko na co pracowali przez lata. Ja zaś na gruzach Vellasquezów zbuduję swoje imperium i tylko moje przedsiębiorstwo będzie liczyć się w branży – zamyśliła się Andrea...

Komisariat policji.

Carlo i Gerardo nie mieli pojęcie gdzie teraz przebywa Gustavo i w jakim jest niebezpieczeństwie. Zdziwiło ich nagłe pojawienie się na komisariacie Evy Ronderos.

- Co pani tu robi? – zdziwił się Carlo na widok Evy.
- Przyszłam dowiedzieć się czy już coś wiecie o moim synu. Zatrzymaliście go? Nie mogłam usiedzieć w domu, a komendant Valdez nie odbiera komórki – odparła kobieta.
- Zaraz zaraz... To nawet my nie wiemy gdzie jest Gustavo, a pani wie?
- Miał się dziś spotkać z moim synem i prawdopodobnie aresztować go. Być może pójdą na jakąś ugodę, ale...
- Co takiego? On sam pojechał na spotkanie z Armando Perezem? Chyba zwariował! – wściekł się Gerardo.
- Boję się o życie mojego syna... Miałem dziwne sny...
- Gdzie mieli się spotkać? Wie pani?
- Nie mam pojęcia...

W pewnym momencie zadzwonił komórka Carlo. To był Gustavo. Zdenerwowany Coracci szybko odebrał telefon.

- Denerwujemy się o ciebie. Gdzie jesteś?
- Szykują na mnie zamach! Jadą za mną ze trzy samochody i cały czas strzelają. Nie wiem jak długo zdołam się bronić! Przyślij posiłki na ten oto adres! – krzyczał Valdez, a jego rozmówca nawet przez komórkę słyszał dobiegające co kilka sekund strzały.
- Mój Boże! Stamtąd nie ma ucieczki! Jeśli cię złapią, to zginiesz!
- Dlatego pomóż mi!

Rozmowa została przerwana. Valdezowi padł telefon. Carlo spojrzał tylko wymownie na Gerarda. Alvarez od razu zrozumiał co się święci.

- Jedziemy! Gustavo jest w wielkim niebezpieczeństwie! Może zginąć! Po drodze ci opowiem. Nie mamy czasu do stracenia... Pani niech tu zostanie...

Policjanci zaalarmowali najbliższe posterunki aby udały się w to miejsce, ale sami nie czekali i dodali gaz do dechy. Każda sekunda się liczyła...

- Uratujemy go! Ci dranie nie postawią na swoim! Na pewno Armando był z nimi w zmowie. Ależ Gustavo był nieostrożny! – nie dowierzał Gerardo.
- Módl się żebyśmy zdążyli na czas. Jeśli go otoczą na tej przeklętej skarpie, to z pewnością zginie – załamał się Carlo...
- Pracujesz z nim tyle lat, a jeszcze go nie znasz? On nigdy się nie poddaje...

Tymczasem...

Strzelanina trwała w najlepsze. Tylna szyba w samochodzie Gustavo była doszczętnie rozbita. Niemniej jednak mężczyźni wciąż uciekali i starali się zachować spokój na każdym wyboistym zakręcie. Jednak aby wyjechać z tego wąwozu musieli pokonać jeszcze kilka kilometrów.

- Nie sądziłem, że kiedyś do tego dojdzie, ale jesteśmy wspólnikami. Masz ten pistolet. Strzelaj do nich, może jeszcze nie wybiła nasza ostatnia godzina! – Gustavo przekazał Armandowi drugi pistolet jaki miał w samochodzie.
- Jeśli mam tu zginąć, to niech tak będzie. Przynajmniej na koniec zrobię coś dobrego w życiu – odparł Perez i zaczął strzelać w kierunku ścigających ich bandytów.

Jednak ich dobra passa trwała tylko chwilę. Z drugiej strony zajechały im drogę kolejne dwa samochody z uzbrojonymi po zęby ludźmi w środku. Rozpętała się strzelanina z dwóch stron. Gustavo jednocześnie kierował i strzelał. Udało mu się z łatwością zabić dwóch ludzi Cosme, ale czuł, że to jest sytuacja bez wyjścia. Nie mógł się już przebić i czołowe zderzenie było teraz jedynym prawdopodobnym scenariuszem. Na dodatek jedna z kul dosięgła Armanda.

- Nie dałem rady... Zginiemy... – powtarzał przez zęby zwijając się z bólu, a gdy dotknął ręką w okolice brzucha, zauważył rozlewającą się krew. Rana była poważna i Gustavo zdawał sobie z tego sprawę.
- Wybacz mi... Za twoją siostrę... za wszystko...
- Nie umrzesz! Wytrzymaj jeszcze trochę!

Patrząc na Armanda, komendant sam się zagubił, a kula dosięgła i jego. Został draśnięty w rękę. Bandyci zbliżali się coraz bardziej i wzięli go
w kleszcze. Jedyną szansą było sforsowanie przeciwników zagrażających im z przodu i przebicie się przez nich siłą.

- To moja ostatnia szansa – pomyślał Gustavo i dodał gazu. Nie myślał już o bólu, ranie, świstach kul, szybkości z jaką pędzi... Miał przed oczami swoją rodzinę... Deborah, Rositę, Leticię... Całe życie stanęło mu przed oczami...
- Co on do cholery robi? – nie mógł uwierzyć Gino który obserwował sytuację wraz z Cosme z samochodu bezpiecznie oddalonego o kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia.
- To szaleniec, ale nie ma wyjścia. Będzie chciał się przebić przez naszych... To cud, że on jeszcze żyje. Armanda już na pewno zabiliśmy...
- Co mnie obchodzi Armando. To Valdez ma zginąć, a on wciąż żyje!
- Spokojnie... Jeśli się przedrze przez naszych, to czeka go niemiła niespodzianka. Zobaczy szef co się stanie – mówił ze stoickim spokojem Cosme...

Gustavo rzeczywiście ostatkiem sił ruszył w kierunku dwóch nadjeżdżających samochodów. O ile udało mu się ustrzelić opony goniących go z tyłu, to i tak nie było już nawet czasu ani możliwości na zawrócenie. Z ogromną szybkością korzystając z nieco szerszej drogi, wbił się on w auta przestępców i po chwili przedarł się przez nich! Oba samochody ugrzęzły kręcąc się jeszcze w kółko przez dobrą chwilę. Jednak jeśli Valdez myślał, że jest już po wszystkim to grubo się mylił. Gino wściekły obrotem spraw momentalnie się uśmiechnął gdy zobaczył z daleka co stanie się za chwilę. Teraz zrozumiał, że Cosme ma rację. Doskonale uknuta strategia sprawdzała się. Gustavo przebił się przez wrogów, ale był już zgubiony, gdyż zauważył, że prosta wąska droga właśnie się kończyła, nie było miejsca aby zakręcić, a jego pojazd pędził z niesamowitą szybkością. Wiedział już, że nie zdąży wyhamować, a przed jego oczami ukazała się przepaść. Ostatnie co mógł zrobić to się przeżegnać. Kilka sekund później było już tylko słychać głośny trzask, a jego samochód usunął się w stronę urwiska...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 13:41:47 19-03-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:05:48 19-03-09    Temat postu:

Odcinek super
Ile akcji. Gustawo rozmawiał z Arniem, gdy rozległy się strzały. Uwierzył Arniemu, że szykuję się zamach na ich życie. Wsiedli do samochodu i zaczęli uciekać. Ale przewaga była znacząca. Arnie został ranny. Gustawo postanowił przedrzeć się przez blokadę samochodów. Nie wiedział, że to jest pułapka. Spadł do przepaści. Oby jakimś cudem przeżył.
Eva poszła na komendę i powiedziała Carlowi, że Gustawo miał się spotkać z Arniem. On i Gerardo szybko pojechali na miejsce które podał im Gustek gdy ba chwilę zadzwonił. Ale obawiam się, że już nie zdążą.
Rosita przeczuwała, że stanie się coś złego z jej ojcem. Mimo, że uciekła to nadal go kocha.
Rodzeństwo nie wie, że wpakowali się w kłopoty podpisując umowę z Andreą. Jest przebiegła. Teraz większość pieniędzy firmy należy do niej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:42:41 22-03-09    Temat postu:

Dubelek

Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 20:54:13 22-03-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:49:29 22-03-09    Temat postu:

32 ODCINEK

Miejsce wypadku.

Był to przerażający widok dla wszystkich którzy mogli to obejrzeć. Z daleka rozwój wypadków obserwowali Gino i Cosme i dla nich tak okropny koniec Gustavo Valdeza był szczęśliwym zamknięciem akcji. Widzieli jak jego samochód wpada w przepaść i kilkakrotnie koziołkuje. Było czymś oczywistym, że obaj pasażerowie musieli zginąć. Nie mogli przeżyć takiego wypadku. Zresztą obaj byli przecież ranni. Nawet samo wyjście z samochodu było niemożliwe i graniczyło z cudem. Mimo zadowolenia Cosme, jego szef wciąż był stanowczy i chciał zobaczyć ciała obu nieszczęśników.

- Nic z nich nie zostanie. Za chwilę samochód się zapali i wybuchnie. Mówiłem, że czeka ich przykra niespodzianka – śmiał się Cosme. Mam odwołać ludzi?
- Nie! Rozkaż im zejść tam i dobić tych drani! Chcę mieć pewność, że nie żyją! – odpowiedział stanowczo Gino.
- Ale...
- Dobić! Bez gadania!

Jednak w tej chwili mężczyźni usłyszeli policyjne syreny i zrozumieli, że czas uciekać.

- A niech to! Szybko przyjechali! – wściekał się Gino.
- I tak nic to już Valdezowi nie pomoże. Nie wskrzeszą go – stwierdził Cosme.
- Zmywamy się stąd! Odwołaj ludzi!

Gino i jego ludzie zdołali odjechać z miejsca zdarzeń gdy pojawiły się pierwsze policyjne samochody. Na miejscu była też obecna karetka pogotowia. Carlo i Gerardo nakazali policjantom pościg za przestępcami,a sami wysiedli z samochodu i zaczęli się rozglądać. Po chwili zobaczyli makabryczny widok na dole urwiska. Samochód komendanta policji zaczął się palić. Niewiele było widać...

- To samochód Gustavo! Idę tam! – krzyknął Carlo.
- Zaczekaj! Idę z tobą! Musimy go uratować! Oby jeszcze żył. Wytrzymaj przyjacielu! Uratujemy cię! – dodał Gerardo.

Obaj pognali na sam dół urwiska, a za nimi służby medyczne. Nie została wiele czasu. Lada chwila samochód mógł przecież wybuchnąć, o ile jeszcze w ogóle Gustavo i Armando żyli...

Mieszkanie Lindy i Miguela.

Linda i Miguel wrócili z przyjęcia organizowanego w firmie. Byli umówieni z mechanikiem samochodowym którym okazał się być Flavio. Miał on naprawić ich samochód po dobrej cenie, a było przy tym sporo roboty. Mężczyzna pracował już drugi dzień mając dostęp do garażu Vellasquezów.

- I jak idzie naprawa? – zapytał Miguel.
- Bardzo dobrze. Jeszcze zostało mi kilka uszczelek do naprawy, ale jutro samochód będzie jak nowy – odparł Flavio.
- Spadł nam pan jak z nieba. Musielibyśmy oddać samochód na tydzień do warsztatu, a dzięki znajomości z panem będziemy go mieli gotowego w dwa dni – uśmiechnęła się Linda.
- I za połowę ceny. Zawsze służę pomocą...
- Wpadłem na pewien pomysł panie Suarez. Jest pan złotą rączką i człowiekiem bardzo przydatnym. Wiele rozmawialiśmy i naprawdę ubolewam nad pana sytuacją. Stracić żonę i kilkuletnie dziecko w wypadku samochodowym to okropne przeżycie. Wiem jak jest panu ciężko i dlatego znajdę panu jakąś pracę. Będzie pan miał z kim pogadać, a robota też się znajdzie.
- Bardzo miło z pana strony. Jestem chętny do każdej pracy...
- Zawsze odwozimy nasze dzieci do szkoły i później jedziemy przez pół miasta do firmy. Ty kochanie też masz swoje biuro w drugiej części miasta. Nasz drugi samochód stoi nieużywany. Dlatego potrzebny nam szofer aby nieco ułatwić nam życie... Co ty na to? Pan Flavio to dobry kierowca i zawsze byłby pod ręką żeby coś naprawić.
- Czemu nie? To nie jest zły pomysł – zauważyła Linda.
- To się nazywa zgodność w małżeństwie. Jeszcze ustalimy to z dziećmi i damy panu znać. Niech pan dalej pracuje w spokoju. Miłego wieczoru życzę – zakończył Miguel.
- I o to chodziło. Wkręciłem się do tej rodziny – cieszył się Flavio...

Rezydencja Vellasquezów.

Alfredo pojechał odwiedzić swoją córkę i wnuka, a Cristina została sama
w domu. Oglądała telewizję, a w wiadomościach podawano kolejne informacje związane z kampanią wyborczą.

- Po falstarcie i krótkiej drzemce do gry o prezydenturę włączył się w końcu Eduardo Campos. Świeży żonkoś tryskał wigorem i z wielką energią przystąpił do budowania swojego wizerunku. W najbliższych dniach planuje on kilka kolejnych wieców ze swoimi sympatykami. Obywatele domagając się zmian powinni zagłosować na młodego kandydata jakim jest Campos. Młodość i napływ pewnej świeżości miałoby naprawić sytuację w skorumpowanym państwie i skończyć z brutalną i nieczystą polityką ostatnich rządów. Ten skostniały i niedobry system chce zmienić Eduardo Campos i jego partia. Młody polityk ma spore poparcie i szanse aby zostać głową państwa, ale w sondażach daleko mu do najbardziej aktywnego obecnie kandydata i lidera partii „Przymierze” Roberto Vellasqueza. Mówi się, że Vellasquez choć wiele lat przebywał poza granicami kraju góruje nad Camposem przede wszystkim wiekiem i politycznym doświadczeniem. Również chce zmienić sytuację w Kolumbii, ale wg Camposa i przeciwników Vellasqueza jego działania są tylko pustymi formułkami. „Pod przykrywką zmiany wciąż tkwilibyśmy w układach i korupcji. Dlatego ja nie zagłosowałbym na Roberto Vellasqueza” – zapewnił Eduardo Campos. Z kolei Vellasquez wydaje się lekceważyć szanse swojego przeciwnika jak i innych konkurentów. Jest pewny wygranej, bo jak twierdzi jego program i jego kandydaturą mają być lekiem na wszystkie choroby z jakimi od lat zmaga się jego ojczyzna. Czy będzie prezydentem, zweryfikuje czas. Do wyborów zostało jeszcze przecież kilka miesięcy...

Cristina miała już dość tych informacji. Polityka nigdy ją nie interesowała, ale o wiele bardziej znała Eduardo Camposa i wiedziała, że jest dobry, uczciwy i z zasadami. Natomiast Roberto również był dla niej ważny, ale jednocześnie jakby obcy. Nigdy nie wiedziała co o nim sądzić. To, że jej były szwagier ją kochał, utrudniało tylko całą sprawę. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek, a zaskoczona Cristina zobaczyła młodego chłopaka z kwiatami w ręce. Doręczyciel przysłał ów duży bukiet kwiatów. Kobieta ucieszyła się sądząc, że to prezent od męża lub dzieci z okazji sukcesów firmy. Jednak jej mina zrzedła gdy przeczytała liścik który znajdował się w środku. Autorem wszystkiego okazał się Roberto...

- Droga Cristino... Nadchodzą lepsze czasy. Uwierz mi, że wcale nie chodzi mi tu o wysokie polityczne stanowiska. Wiem, że cierpiałaś przez lata, bo mimo że kochałaś Jose Manuela, to on zakpił sobie z twoich uczuć i poniżał cię. Dlatego na pewno rozumiesz i moje cierpienie z miłości do ciebie i ten gniew i tą bezradność z jaką musiałem sobie radzić przez lata. Te kwiaty są dla ciebie aby uzmysłowiły ci, że jeszcze nie jest za późno. To dopiero początek czegoś nowego. Jeszcze odnajdziemy to co straciliśmy ponad trzydzieści lat temu. Roberto...

Cristina była bardzo zdenerwowana słowami która przeczytała w tym liściku.

- Co on kombinuje? Nas nigdy nic nie będzie już łączyć... Alfredo nie może dowiedzieć się o tym bukiecie – zamyśliła się Cristina...

Centrum mody.

Marco nie mógł ostatnio narzekać na Karinę, która o dziwo przykładała się do pracy aby chwilowo udobruchać swojego szefa. Coracci był zadowolony, go zdawał sobie sprawę, że ta dziewczyna to nieoszlifowany diament którego nie można stracić.

- Zagraniczni obserwatorzy byli zachwyceni twoimi zdjęciami. Mają podobne zdanie co ja. Dojdziesz do czegoś i zrobisz karierę, ale sama musisz tego chcieć. Inaczej nic z tego nie wyjdzie. Jestem zadowolony, ale pamiętaj, że niedługo twój pierwszy pokaz. Mam nadzieję, że potraktujesz sprawę poważnie – powiedział Marco.
- Jak najbardziej. Przecież wiesz – uśmiechnęła się Karina.
- Nie możesz zawieść siebie ani mnie ani Vellasquezów.
- A co oni mają do tego?
- Jesteś ich dobrą znajomą... A właśnie... Powiedz mi skąd ty ich tak dobrze znasz. O ile wiem jesteś przyjaciółką nie tylko Moniki, ale też Miguela, Raula...
- Vellasquezowie to po prostu dobrzy ludzie. Mają klasę. Chciałabym być kiedyś w takiej rodzinie jak oni...
- Pomarzyć zawsze można... Chociaż w twoim przypadku dzięki talentowi, urodzie i ciężkiej pracy możesz mieć zarówno nazwisko jak i pieniądze. Wszystko zależy od ciebie...
- Bzdura. Nie mam zamiaru katować się tu godzinami. Wszystko zależy od Miguela. Jak wpadnie w moje sidła, to wejdę do rodziny Vellasquezów, a mój wysiłek sprowadzi się jedynie do łóżka – zamyśliła się Karina...

Mieszkanie Luisy i Juana.

Juan i Luisa rozmawiali Evą, która nie mogła usiedzieć w miejscu i przyjechała do nich, ale i Juan nie miał przecież żadnych nowości dotyczących Armanda czy Gustavo.

- Jestem tak samo zaskoczony jak ty. Gustavo nie odbiera komórki. Nie wiem gdzie jest – tłumaczył Juan.
- Carlo i ten jego przyjaciel wybiegli z komisariatu i nic mi nie powiedzieli. Obawiam się najgorszego! – denerwowała się Eva.
- Ale po kolei, bo nic nie rozumiemy – wtrąciła zmieszana Luisa.
- Gustavo miał się dziś spotkać z Armandem. Mój syn zgodził się na współpracę z policją, bo to dla niego jedyny ratunek przed ludźmi którzy mają go na celowniku. Może wrócić do więzienia, ale niech nic mu się nie stanie!
- Ale co miałoby mu się stać? Skoro chce się poddać to przecież Gustavo nic złego mu nie zrobi. A poza tym źle zrobiłaś spotykając się z Armandem za plecami policji...
- Wiem o tym, ale teraz to już nieistotne. Jacyś ludzie którzy mszczą się za sprawy przeszłości pragną pozbyć się Armanda! Zagrożony może być też Gustavo. I chyba stało się coś złego skoro ci policjanci wybiegli tak zdenerwowani...
- Uspokój się. Nie ma się co denerwować na zapas – stwierdził Juan, ale on także był zaniepokojony słowami kobiety...

Tymczasem...

Carlo i Gerardo dotarli do płonącego samochodu. W środku był zakleszczony Armando, z rozbitą głową i z bardzo poważną raną brzucha. Był półprzytomny, ale żył, bo ratownicy krzątali się przy nim i próbowali wyciągnąć go ze środka.

- Co z nim? – spytał Carlo.
- Jest w krytycznym stanie. Robimy co w naszej mocy. Musimy go wyciągnąć, bo za chwilę sami zginiemy!

Lekarze zdołali wyciągnąć mężczyznę z samochodu i odejść w bezpieczne miejsce. Niewiele mogli już jednak zrobić. Dotarli do karetki, ale kiwali tylko przecząco głowami na widok rozmiarów obrażeń jakie doznał Armando. A on wiedział, że umiera...

- Carlo... Wybacz mi wszystko co zrobiłem i oby Vicky też mi wybaczyła. Uciekłem z więzienia, a nie powinienem tego robić. Teraz płacę za swoje okropieństwa. Umieram pogodzony z losem...
- Co tu się stało?
- Zaatakowali nas... wydali wyrok na mnie i na Valdeza. Nie mieliśmy szans. Robiłem co mogłem...
- Oszczędzaj siły Armando.
- Teraz jestem świadom swoich win i pogodzony z losem... Mogę odejść w spokoju.
- Przeżyjesz.
- Powiedz mojej matce... Powiedz mojej matce, że zawsze ją
kochałem... – po tych słowach głowa Armanda opadła bezwładnie na ręce podtrzymującego go pielęgniarza.

Mężczyźni byli bezradni. Nie mogli zrobić nic więcej. Zamknęli mu powieki które były wpatrzone w jakiś punkt, tylko jemu znany. Tym punktem była z pewnością jego matka. Mimo że jej tam nie było, to on na pewno ją widział...

- Niech spoczywa w pokoju – powiedział Carlo.

W międzyczasie Gerardo i inni lekarze zajmowali się rannym Valdezem. Siła uderzenia wyrzuciła Gustavo z samochodu. Leżał on dobrych kilka metrów od wraku swojego auta. Również był nieprzytomny, z roztrzaskaną głową, poobijanymi nogami i krwawiącą ręką.

- Nie poddawaj się! Przeżyjesz! Jesteś silny! Nie możesz umrzeć! – mówił do niego przerażony Gerardo.
- Proszę nam nie przeszkadzać, bo ten człowiek umiera! Jest tętno, ale bardzo słabe. Do karetki z nim, ale bardzo ostrożnie! Został wyrzucony z samochodu i może mieć zniszczone żebra. I oby tylko, bo w niewiadomym stanie jest jego kręgosłup i nogi... Poza tym stracił dużo krwi... Został draśnięty w rękę, a wciąż nie możemy powstrzymać krwotoku z głowy... On wciąż nie odzyskał przytomności. Jeśli nie dotrzemy do szpitala w piętnaście minut, to on umrze! Z takimi obrażeniami nie powinien w ogóle żyć...
- Ratujcie go! – denerwował się Carlo.
- Spokojnie. Robią co mogą, ale nie wygląda to dobrze... Co z Armandem? – spytał Alvarez.
- Nie żyje. Zmarł przed chwilą – odparł zrezygnowany Coracci.

Ledwo żywego Gustavo wsadzono do karetki która odjechała na sygnale i z piskiem opon. Jego dwaj przyjaciele postanowili pojechać za nią aby nie robić zbędnego zamieszania i nie przeszkadzać w reanimacji.

- Powiedzieli, że on umrze. To cud, że jeszcze dycha – zasmucił się Gerardo.
- On ma dla kogo żyć. Ma żonę i dwie córki. Dla nich musi przeżyć. Nie możemy go stracić, rozumiesz? Nie możemy – powiedział Carlo.

Po tych słowach miała miejsce olbrzymia eksplozja i stojący kilkadziesiąt metrów dalej samochód Gustavo wyleciał w powietrze...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:27:43 22-03-09    Temat postu:

Super odcinek
Samochód którym jechał Arnie i Gustek spadł w przepaść. Gino kazał swoim ludziom zejść i ich dobić. Na szczęście nie udało im się to, bo usłyszeli syreny policyjne. Uciekli.
Flavio wkupił się w łaski Lindy i Miguela. Będzie dla nich pracował. Nie wiedzą nawet kogo chcą zatrudnić.
Cristina oglądała następną relację z wyborów prezydenckich. Dostała kwiaty od Roberta. Nie podoba jej się to. Czuję, że Roberto coś kombinuje.
Marco jest zadowolony z pracy Kariny. Powiedział, że dzięki ciężkiej pracy wysoko zajdzie. Ona tego chce ale bez wysiłku, chyba że jedyną praca byłoby pójście do łóżka.
Eva jest zaniepokojona. Martwi się o syna i Gustawa. Nie odbierają komórki. Juan ją uspokaja, ale także martwi się o przyjaciela.
Na miejsce wypadku dotarła policja i pogotowie. Najpierw wydostali Armanda. Umarł. Ale przedtem poprosił Carla o wybaczenia, za to co kiedyś zrobił Vicky. Wydostano także Gustawa. Został wyrzucony z samochodu i leżał kilka metrów dalej. Na szczęście jeszcze żył. To jedyne pocieszenie. Pogotowie zabrało go jak najszybciej do szpitala. On musi żyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 12:10:49 27-03-09    Temat postu:

33 ODCINEK

Jakiś czas później.

Szpital.

Nie było czasu do stracenia. Nawet z daleka było widać iż z Gustavo Valdezem nie jest najlepiej. W ekspresowym tempie kilku minut przewieziono go do Zachodniego Szpitala gdzie krzątało się przy nim kilku lekarzy. Widać było głębokie zdenerwowanie na ich twarzach. Od razu bez wielkiego zastanawiania się zawieziono go na salę operacyjną. Tam rozpoczęła się prawdziwa walka o jego życie. W szpitalu został jedynie Gerardo, bo Carlo zdecydował się pojechać do Evy i powiedzieć jej tragiczne wieści związane ze śmiercią Armanda. Alvarez zdawał sobie sprawę, że sytuacja jest dramatyczna, a informacja o pobycie komendanta w tym szpitalu nie mogła zostać podana w mediach z powodu możliwości kolejnego zamachu na jego życia. Najpierw jednak Gustavo musiał przeżyć. Widząc nadchodzącą pielęgniarkę Gerardo szybko wybadał sprawę.

- Co z nim? Wyjdzie z tego? – spytał.
- Lekarze robią co mogą. Teraz trwa operacja. Proszę jednak nie robić sobie nadziei. Jest w bardzo ciężkim stanie i w każdej chwili może umrzeć. Proszę być jednak dobrej myśli. Operują go najlepsi specjaliści – odparła kobieta.
- Wyjdziesz z tego bracie. Zapewnimy ci ochronę. I przysięgam, że ci zbrodniarze zapłacą za ten zamach – pomyślał Gerardo patrząc ze zdenerwowaniem w okno. Potem zadzwonił po swoich ludzi aby dyskretnie wydać im wszelkie dyspozycje...

Mieszkanie Evy Ronderos.

W tym samym czasie gdy Juan odwoził już zdenerwowaną Evę do jej mieszkania, pojawił się Carlo. Smutek w jego oczach był dotrzegalny na kilometr i Eva poczuła, że nie ma on dobrych wiadomości do przekazania.

- Witaj Carlo. Czy coś się stało? – spytał równie zaniepokojony Juan.
- Owszem. Mam złe wieści – odparł Carlo.
- Powiedz mi prawdę... Nie przeciągaj w nieskończoność. Czy mój syn?
- Tak... Jakąś godzinę temu doszło do zamachu na życie Armanda oraz Gustavo Valdeza. Pani syn nie żyje... Przykro mi.

Eva zbladła i tylko pomoc Juana spowodowała, że nie upadła i nie straciła przytomności. Zaczęła płakać nie mogąc zrozumieć dlaczego to spotkało właśnie jej ukochanego Armanda.

- Dlaczego właśnie on! Dlaczego... – załamała się.

Juan przytulił kobietę i pocieszał ją jak mógł, ale sam był w równie wielkim szoku.

- Jak to się stało i co z Gustavo? – zapytał.
- Podczas ich spotkania zaatakowało ich wielu mężczyzn. Musieli uciekać. Cała akcja działa się blisko urwiska. Niestety tamci ludzie wzięli ich w kleszcze i ich samochód spadł w przepaść. Gustavo jeszcze żyje, ale w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Pojechał z nim Gerardo. Oby on jeszcze żył...
- Mój Boże... Gustavo nie może umrzeć. Informuj mnie na bieżąco. Pojadę do szpitala jak tylko będę mogł, ale teraz muszę być przy Evie.
- Rozumiem. Jest w Zachodnim Szpitalu, ale nikt nie może o tym wiedzieć. Oby media pierwsze nie podały tej informacji, bo wtedy ci ludzie zechcą go dobić. Wszystko musi pozostać w tajemnicy jeśli chcemy przejść przez to szczęśliwe.
- Zaczekaj Carlo. Powiedz czy mój syn zginął na miejscu? – zapytała Eva.
- Tak, ale zdołałem z nim jeszcze porozmawiać. Powiem coś co panią pocieszy. Żałował wszystkich grzechów i prosił mnie oraz Vicky o wybaczenie. I ostatnimi słowami jakie powiedział były słowa, że panią kocha.
- Naprawdę się zmienił – mówiła z trudem Eva.
- To prawda. Zrozumiał swoje błędy i mógł umrzeć w spokoju. I takiego Armanda zapamiętamy – stwierdził Juan.
- Jego ciało jest w kostnicy. W każdej chwili możecie pojechać tam i się z nim pożegnać...
- Dziękuję Carlo. Złożymy mu ostatni hołd. Zawiadomię rodzinę co się stało.
- Ja wracam do swoich obowiązków. Jeszcze raz moje kondolencje. Wie pani, że on był moim wrogiem, ale w obliczu śmierci wszystko się zmienia. Niech Armando spoczywa w pokoju.
- Dziękuję ci. Wiem, że dobry z ciebie człowiek. Będzie mi brakować mojego jedynego syna, ale z drugiej strony wiem, że jego przemiana była szczera. Skoro wybaczyli mu ludzie, to Bóg również mu wybaczy – powiedziała przez łzy Eva wciąż podtrzymywana przez Juana...

Posiadłość „Gina”.

Gino był wściekły. Nie uspokoił się nawet na widok Manola i wciąż wymachiwał rękami i krzyczał jak opętany.

- Niech to szlag! Znowu wam się nie udało! – wściekał się Gino.
- Co szef wygaduje? Obaj na pewno zginęli na miejscu. Byli ranni, a potem spadli w przepaść – przekonywał Cosme.
- To jak w końcu było? Słuchajcie panowie znając Gustavo Valdeza wiem, że jego trzeba dobić tysiąc rany żeby umarł. Jeżeli nie ma ciała i pewności, że zginął, to ja bym nie świętował – wtrącił zmieszany Manolo.
- Oczywiście, że masz rację wujku. Wynająłeś Cosme wielu ludzi i co z tego? Nie dokończyli roboty, bo nagle zjawiła się policja. Zwyczajnie mogli go wyciągnąć z samochodu i uratować przed eksplozją! Znowu nawaliłeś!
- Przecież sam pan widział jak wymanewrowaliśmy ich w pole. Takiego uderzenia nikt nie mógł przeżyć! Moi ludzie mówili, że Armando dostał już wcześniej groźny postrzał. Na pewno zginął...
- Ale co mnie obchodzi Armando! To zwykły śmieć. Nic nie wart. Przede wszystkim zginąć miał Gustavo Valdez, a dopóki nie usłyszę, że zginął, to nie przekonasz mnie swoimi pustymi formułkami.
- Ale...
- Wynoś się Cosme! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać!
- Jak pan rozkaże...
- Widzisz wujku? I miej tu na takich siły... A ufałem Cosme jak bratu. Zwrócę mu honor dopiero wtedy jak dowiem się, że Valdez nie żyje...
- Za Leoncia Peny nie uszedłby z życiem...
- Sugerujesz, że jestem gorszy od ojca? Za Jaguara wielokrotnie uszedł z życiem! Masz chyba krótką pamięć wujku – Gino spojrzał na niego takim wzrokiem, że aż ciarki przeszły Manolo po plecach
- Miał po prostu wiele szczęścia. Włączmy radio i telewizor. Na pewno media wiedzą już o całym wydarzeniu. Stamtąd poznamy prawdę – uciął spekulacje Manolo.
- Wybacz. Jestem zdenerwowany. Masz rację. Zaraz dowiemy się kto ma rację. Czy Valdez wciąż jest na tym świecie, a może przeniósł się już na łono Abrahama...
- Telewizja prawdę ci powie – skwitował Manolo nie mogąc powstrzymać śmiechu, bo taką samą minę i poczucie humoru miał jego brat gdy coś poszło nie po jego myśli...

Mieszkanie Deborah.

Gerardo w międzyczasie pojechał aby wyznać prawdę o wypadku Valdeza jego żonie. To była kolejna trudna chwila. Deborah nie mogła uwierzyć w to co słyszy.

- To niemożliwe... Bóg nie może mi tego robić? Gustavo nie może
umrzeć! – tak zareagowała Deborah.
- Uspokój się. On wciąż żyje i wciąż mamy nadzieję. Jego stan jest bardzo ciężki, ale wszystko w rękach Boga. Jedźmy do szpitala. Weź małą Leticię, bo nie ma czasu do stracenia – popędzał ją Gerardo.
- Wiedziałam, że kiedyś się doigra. Tyle lat żył w tak wielkim niebezpieczeństwie i w końcu bomba wybuchła. On musi żyć! Ma dla kogo! Najpierw uciekła z domu Rosita, a teraz wypadek Gustava. Dlaczego?
- Wszystko będzie dobrze. Twoja córka gdziekolwiek teraz jest, na pewno wróci, bo ma dla kogo. A Gustavo przeżyje... Zobaczysz. Jedźmy czym prędzej...

Mieszkanie Lindy i Miguela.

Juan nie tracąc czasu poinformował telefonicznie najpierw żonę, która już jechała do mieszkania Evy oraz siostrę i jej męża o najnowszych wydarzeniach.

- To niemożliwe... Co ty mówisz Juan? – nie mogła uwierzyć Linda.
- To niestety prawda. Przyjedź z Miguelem do mieszkania Evy. Stamtąd pojedziemy do kostnicy, a później do szpitala.
- Dobrze Juanie. Już jedziemy...

Linda rozłączyła się z bratem. Była w szoku. Jej mąż od razu to wyczuł i zauważył.

- Co się stało? Po twojej minie sądzę, że coś niedobrego. Co chciał Juan? – zapytał Miguel.
- Przekazał mi najnowsze wieści. Był zamach na Gustavo Valdeza. Jest w szpitalu w krytycznym stanie – odparła zasmucona Linda.
- Jedziemy tam natychmiast! Podrzucimy dzieci do mamy. Wiem, że jest późno, ale na pewno zrozumie.
- Tak kochanie, ale to jeszcze nie wszystko. Musimy pojechać do mieszkania Evy. To stamtąd dzwonił Juan.
- Do mieszkania Evy? Po co? Co on tam robi?
- Jest z nią w najtrudniejszych chwilach jej w życiu. W zamachu na Gustavo zginął też Armando, chcesz czy nie, ale to był Luisy, Raula oraz twój przyrodni brat...

Mieszkanie Alexa i Rosity.

Cosme przyszedł odwiedzić Alexa aby dać mu kolejne wskazówki jak ma postępować w obecnej sytuacji.

- Rosita śpi. Nie najlepiej się ostatnio czuje. Odpoczywa – wyznał Alex.
- To dobrze. Musimy poważnie porozmawiać – odparł Cosme.
- Zawsze poważnie rozmawiamy.
- Nie wydurniaj się chłopcze, bo nie pora na to. Chodzi o jej ojca. Gustavo Valdez albo nie żyje albo leży w szpitalu w bardzo ciężkim stanie.
- Załatwiliście go?
- Czy ty mnie słuchasz idioto? Załatwić to mogę ciebie, więc nie pyskuj.
- Co mam robić?
- Niedługo media zaczną trąbić o jego wypadku i śmierci. Jeśli Rosita się o tym dowie z telewizji lub z gazet, to zechce wrócić do domu, do matki, a może nawet do umierającego ojca. Nie możesz pozwolić aby dowiedziała się co spotkało jej ojca!
- Ale to jest chore. Mam ją trzymać w klatce? W tej norze? Z daleka od świata?
- Właśnie tak. Jeśli dziewczyna dowie się o swoim ojcu i wróci do domu, będziesz pierwszym który dostanie kulkę. Mam nadzieję, że zrozumiałeś ten wykład. Dostaniesz pieniądze i narkotyki. Nie martw się o nic – zakończył Cosme poklepując po plecach chłopakach.
- Ci ludzie to potwory. Byli gotów zabić nawet jej ojca. Dlaczego aż tak bardzo nienawidzą tej rodziny? Rosa miała przeczucia, że coś mogło mu się stać. Ileż oni musi wycierpieć i za co? – zastanawiał się Alex...

Jakiś czas później.

Szpital.

Gerardo, Carlo i Deborah czekali na najnowsze wieści dotyczące stanu zdrowia Gustavo. Czas dłużył im się niemiłosiernie, ale w końcu wyszedł do nich lekarz prowadzący operację ciężko rannego, Andres Quiroga. Wszyscy poderwali się na jego widok. On miał jednak dość minorową minę.

- Czy operacja się udała? Czy mój mąż przeżył? – zapytała błagalnym tonem Deborah.
- Proszę pani... To cud, że z takimi ranami pani mąż dotarł do szpitala żywy. Jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Powstrzymaliśmy krwawienie, wyjęliśmy pocisk jaki utkwił w prawej ręce...
- Czyli on żyje i ma się dobrze? – dopytywał się Carlo.
- Tego nie powiedziałem...
- Jak to? Niech pan mówi jaśniej! – krzyczała Deborah. Czy Gustavo przeżył?
- Proszę się uspokoić. Gustavo Valdez żyje, operacja się udała, ale jego stan wciąż jest bardzo poważny. Najważniejsze będą najbliższe godziny.
- Co to oznacza?
- Usunęliśmy inne obrażenia, ale wypadek spowodował poważne zmiany w mózgu. Obrażenia jego głowy były potężne. Możliwe, że są to nieodwracalne zmiany, a ten człowiek może popaść w śpiączkę. A wtedy nie będziemy mogli zrobić już nic aby mu pomóc...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:41:18 27-03-09    Temat postu:

Lekarza Andresa Quirogę zagra Ariel Lopez Padilla

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:56:22 27-03-09    Temat postu:

Super odcinek, zresztą jak zwykle
Rozpoczęła się akcja ratowania Gustawa. Jest w ciężkim stanie. Oby przeżył.
Gerardo zawiadomił Debi co się stało z Gustawem. Biedna, żal mi jej. Najpierw ucieczka Rosy a teraz wypadek męża.
Eva dowiedziała się od Carla, że jej syn nie żyję. Biedna załamała się. Bardzo cierpi z powodu straty jedynego syna. Carlo miał dla niej dobre wieści. Powiedział, że ostatnimi słowami Arniego było, że kocha swoją matkę.
Linda dowiedziała się od brata, że Gustawo i Arnie mieli wypadek:Arnie nie żyję, a Gustawo w szpitalu. Migi powiedział, że muszą tam jechać natychmiast.
Gino był wściekły. Cosme go przekonywał, że Gustawo na pewno nie żyje. jak zwykle wtrącił się Manolo mówiąc, że Valdeza trzeba tysiąc razy dobijać. On zawsze wie co powiedzieć, aby wszystkich zdenerwować. Dobrze pamięta minę Jagusia, kiedy mu się coś nie udawało. Gino też ma takiego samego pecha.
Cosme postraszył Alexa. Ma on trzymać Rosę z dala od prasy i mediów, bo mogłaby się dowiedzieć o wypadku swojego ojca. Alex niestety nie ma wyjścia. Musi ją trzymać w więzieniu, bo w przeciwnym razie dostanie kulkę w łeb. Ach ten Cosme. Prawdziwy szpec od brudnej roboty.
Debi dowiedziała się o stanie męża. Lekarze zrobili wszystko co było w ich mocy. Dostał obrażeń głowy i może zapaść w śpiączkę, a wtedy nie będą mogli nic zrobić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:41:38 02-04-09    Temat postu:

34 ODCINEK

Kilka godzin później.

Szpital.

Diagnoza doktora Quirogi była dla najbliższej rodziny pacjenta przerażająca. Gustavo co prawda wciąż żył, ale nikt nie ukrywał, że jego stan jest beznadziejny. Najgorsze było to, że nie odzyskał jeszcze przytomności w związku z silnym urazem głowy. Media dowiedziały się już o wypadku i czekano jedynie na wypowiedź ze strony policji w tej sprawie. Na szczęście udało się ukryć przed ludźmi miejsce pobytu Valdeza. Gerardo dyskretnie sprowadził do szpitala swoich najlepszych ludzi, a Carlo jako zastępca komendanta miał wypowiedzieć się w telewizji. Wszyscy oczekiwali na najnowsze wieści, ale największe piekło przeżywała Deborah czuwając przy łóżku męża. Był to wzruszający, ale i bardzo przygnębiający zarazem widok. Gustavo leżał nieprzytomny, był podłączony do różnego rodzaju aparatury i kroplówek i mimo że jego serce biło, to jego mózg był bardzo daleko. Nie wybudził się jeszcze po operacji i istniały spore obawy, że już się nie wybudzi i popadnie w śpiączkę. Lekarze wierzyli w pozytywny wynik leczenia, ale ich diagnozy były niestety bliskie prawdy i wcale nie bezpodstawne. Żona Valdeza miała w swojej świadomości wszystkie słowa jakie wypowiedzieli na temat stanu zdrowia jej męża, ale mimo to wciąż była przy nim, trzymała go za rękę i wierzyła, że powróci on do zdrowia.

- Wiesz Gustavo, że nie możesz mi tego zrobić... Po prostu nie możesz... Wybudzisz się i wyjdziesz z tego, bo masz dla kogo żyć. Dla mnie, dla Leticii i dla Rosity, która na pewno wróci gdy tylko dowie się co się stało. Czekają na ciebie też przyjaciele którzy są dla ciebie tak ważni i praca, którą tak kochasz. Ona cię pogrążyła, ale nie byłabym sprawiedliwa gdybym przez to upatrywała twój wypadek. Teraz najważniejsze jest to abyś do nas wrócił. Wiedz, że będziemy czekać na ciebie zawsze. Jesteś silny i wyzdrowiejesz. Tylko to się liczy. Rodzina na ciebie czeka. Wiem, że mamy problemy. Zniknięcie Rosity, teraz ty, ale wiem, że przezwyciężymy je. Ale zrobimy to razem, bo wiem, że pomożesz mi tak jak zawsze. Muszę być silna i nie mogę się załamywać. Wiele w swoim życiu przeszłam i wierzę, że i tym razem pokonam kolejne przeszkody. Obiecaj mi jednak, że obudzisz się, wyzdrowiejesz i znów wszystko będzie tak jak dawniej – mówiła przez łzy Deborah...

A Gustavo wciąż spał i nikt nie miał zielonego pojęcia gdzie krążą teraz jego myśli...

Tymczasem...

Dla Carlo Coracciego był to chyba najtrudniejszy moment w życiu. Wciąż nie wiedział przecież czy jego przełożony, przyjaciel i szwagier przeżyje ten makabryczny wypadek, a tu na dodatek musiał jeszcze rozmawiać na ten bolesny temat z dziennikarzami. Wiedział, że musi powiedzieć prawdę, ale nie może sobie pozwolić na wyjawienie całej prawdy, bo życie Valdeza w dalszym ciągu jest w niebezpieczeństwie. Zdenerwowany przybył więc do sali konferencyjnej aby porozmawiać z mediami. Najpierw miał wygłosić swoje oświadczenie, a później odpowiadać na wiele jak mniemał pytań.

- Witam państwa bardzo serdecznie. Nie będę przeciągał i wygłoszę krótkie oświadczenie na temat dzisiejszych jakże feralnych i smutnych dla całej kolumbijskiej policji wydarzeń. Około godziny 15:30 doszło do wypadku policyjnego samochodu w którym jechał Gustavo Valdez i zbiegły więzień Armando Perez. Jak przypuszczamy napastnicy próbowali odbić Pereza lub go zabić aby niczego nie powiedział. Przy okazji zorganizowali zamach na komendanta policji. Otoczyli go, a jego samochód wpadł w przepaść. Na miejscu wkrótce zjawiła się policja i pogotowie. Gustavo Valdez przeżył, ale jest w bardzo ciężkim stanie i nieprzytomny przebywa w jednym ze szpitali poza Bogotą. Nie możemy powiedzieć w którym konkretnie szpitalu przebywa, ponieważ nie możemy narażać jego życia przed kolejnym zamachem. Armando Perez zginął na miejscu. To wstrząsający dzień dla naszej policji i możemy jedynie modlić się aby Gustavo Valdez przeżył i wrócił na swoje stanowisko. Na ten czas ja jako jego zastępca będę prowadził śledztwo w sprawie zamachu na jego życie i mogę państwu obiecać, że złapiemy wszystkich zamieszanych w tą sprawę przestępców. Dziękuję za uwagę i czekam na państwa pytania...

Nie minęło kilka sekund gdy wielu dziennikarzy podniosło ręce do góry aby móc zadać mu swoje pytania.

- Dlaczego opinia publiczna nie ma prawa wiedzieć gdzie przebywa Gustavo Valdez? Nie wszyscy są przecież przestępcami.
- Dla bezpieczeństwa proszę pana. Już to wyjaśniałem i nie będę do tego wracał... Proszę o kolejne pytanie.
- Co ten zbiegły uciekinier robił w samochodzie Gustavo Valdeza? Od kiedy to sam komendant bez obstawy jedzie aresztować przestępcę?
- To była tajna akcja o której wiedziało mało osób. Pan Perez skontaktował się z komendantem i postanowił oddać w ręce policji.
- Widać nie do końca tak było skoro jego kolesie próbowali go odbić! Komendant Valdez dał się złapać w pułapkę i działał bardzo lekkomyślnie!
- Proszę nie osądzać człowieka który walczy o życie. W tej sprawie trwa śledztwo i tyle mogę państwu powiedzieć.
- Czy rodzina i najbliżsi wiedzą gdzie leży Gustavo Valdez?
- Odmawiam komentarza na to pytanie.
- Dlaczego do spotkania Valdeza z Perezem doszło w tak niebezpiecznym miejscu?
- Praca w policji wiąże się z niebezpieczeństwem, a przestępców zgarnia się wszędzie. Tym razem akcja miała miejsce na tych nieszczęsnych skalistych terenach.
- Kto może stać za tym zamachem? Czy policja ma już jakieś podejrzenia? Czy Gustavo Valdez miał wrogów?
- Dla dobra śledztwa nie będę mówił o naszych podejrzeniach. Nie wykluczamy zemsty z przeszłości. Możliwa jest jednak opcja, że przyjaciele Armando Pereza próbowali go zlikwidować i przy okazji pozbyć się komendanta. Nie lekceważymy żadnej opcji.
- Czy rodzina Pereza wie o tragedii?
- Tak. Jego matka wyprawi mu pogrzeb.
- Czy policja ma sobie w tej sprawie coś do zarzucenia?
- Przyjechaliśmy najszybciej jak tylko mogliśmy wezwani przez radio przez komendanta Valdeza. Niestety o kilka minut za późno.
- Czy w razie śmierci lub niezdolności do sprawowania swojej funkcji przez Gustavo Valdeza, to pan obejmie stanowiska komendanta?
- Odmawiam odpowiedzi. Komendantem wciąż jest Gustavo Valdez, bo żyje. Ja zastępuje go na czas nieokreślony.
- Czy policja będzie informować opinię publiczną o stanie zdrowia komendanta? Ludzie pragnę wiedzieć co się dzieje...
- Będziemy informować państwa na bieżąco cokolwiek się stanie. Miejmy nadzieję, że ten człowiek wyjdzie z wypadku cało. Dziękuję za wszystkie pytania i proszę o wyrozumiałość – zakończył Carlo...

Tymczasem wystąpienie Carlo oglądało miliony ludzi przed telewizorami, w tym Gino w towarzystwie Cosme, Kariny i Manola.

- Ten przeklęty drań żyje! Żyje! Żyje! Nie wytrzymam! – kopał w krzesła ze złości Gino. I co mi teraz powiesz?
- Jest w bardzo ciężkim stanie. Na pewno umrze. To kwestia czasu – odparł Cosme.
- Czemu cię to tak denerwuje kochanie? Aż tak go nienawidzisz? Wiem, że to komendant policji, ale czy ty nie przesadzasz? Chyba, że to ty stoisz za tym zamachem? – spytała Karina.
- Ja nie skrzywdziłbym nawet muchy kochanie. Wyjdź na spacer albo napij się drinka, ale zejdź mi z oczu! Szybko!
- Jak chcesz... Kretyn – kiwała przecząco głową Karina wychodząc z pomieszczenia.
- Połowa sukcesu jest, bo Armando Perez nie żyje – uśmiechnął się Manolo.
- Powiedz, że żartujesz wujku... Co mnie obchodzi ten idiota? Dobrze, że zginął, ale najważniejszy jest Valdez.
- Chciałem tylko rozluźnić atmosferę. Nerwy nic nie pomogą. Twój ojciec też miewał ataki złości, ale nie przypominam sobie aby łamał krzesła.
- Wujku...
- Zastanawia mnie jedno. Dlaczego ten Coracci powiedział, że przewieźli go do szpitala poza Bogotą? Czuję, że oni kłamią! Na pewno jest w którymś ze szpitali w stolicy. Ma na pewno dobrą ochronę, ale dowiem się wszystkiego – stwierdził Cosme.
- W Bogocie jest 15 szpitali...
- Nie szkodzi bratanku. Po igle do nitki – powiedział Manolo.
- Chyba po nitce do kłębka wujku...
- Racja!
- Znajdziemy go szefie. Jeśli jakimś cudem przeżyje w co wątpię, to i tak go dobijemy! – argumentował Cosme.
- Lepiej się nie odzywaj. Ile on ma żyć, że wciąż jeszcze nie umarł!
- Zmartwię cię, ale pewnie ze 100. Wykaraskał się za czasów Leoncia, wykaraska się i teraz – skwitował Manolo.
- Jeszcze dzwoni do mnie Santiago Marcelana! Pewnie też oglądał tą konferencję prasową. Nie będę rozmawiał z tym kretynem który pożyczył mi ludzi – nieudaczników! – rzucił telefonem z wściekłością Gino...
- Gdyby Leoncio żył, to umarłaby teraz ze wstydu – pomyślał zatroskany Manolo...

Biuro Roberto Vellasqueza.

Roberto i Esteban również oglądali w telewizji oświadczenia Carlo. Obaj zgodnie uznali, że to wydarzenie może być dobrym krokiem w kampanii wyborczej Vellasqueza.

- Może pan na tym skorzystać. Trzeba teraz pokazać się w mediach i okazać współczucie i pomoc naszej policji – stwierdził Esteban.
- Dobra myśl. Ewentualna śmierć Valdeza może spowodować, że zdobędę kolejne punkty procentowe i zyskam w sondażach. Wyrażę ogromne ubolewanie tym co się stało i przypomnę w swoim programie o walce z przestępczością. Trzeba dowiedzieć się gdzie leży ten człowiek. To może mi się przydać – zauważył Roberto.
- Zrobię co w mojej mocy szefie...
- Nawiążę do tego zamachu w swoim kolejnym wystąpieniu. Ludzie ujrzą we mnie człowieka który może zmienić wiele nieprawidłowości jakie mają miejsce w dzisiejszej policji! Mało tego! Wskażę im właściwą drogę jak walczyć z takimi bandytami! – zacierał ręce Vellasquez.
- Zwłaszcza, że sam ma pan z nimi do czynienia. Mówię o Santiago Marcelanie.
- Nie zdziwiłbym się gdyby to on stał za tym zamachem. Zawsze nienawidził Valdeza. Zresztą nieistotne. Ogłoś w mediach, że niedługo wystąpię publicznie w telewizji. Znowu odskoczę rywalom w sondażach i sprawię, że zapomną o równorzędnej ze mną walce.
- Już się robi. Sporo pan na tym zyska. Temat jest jeszcze świeży, a gdy ludzie połączą go z pana osobą, będzie pan w ich oczach lekiem na całe zło. Teraz policja jest winna, ale naprawić może to tylko polityczne działanie – stwierdził Esteban...

Tymczasem...

Linda, Miguel, Luisa, Juan, Monika, Raul, Cristina, Alfredo, Vicky, a przede Eva zgromadzili się w szpitalnej kostnicy aby móc zobaczyć ciało Armanda i pożegnać się z nim jeszcze przed pogrzebem. Eva stała roztrzęsiona nad otwartą trumną syna wspierana z całych sił przez Juana. Patrzyła na nieboszczyka, który wyglądał dobrze, wydawał się być jedynie pogrążony we śnie, z kilkoma zadrapaniami na twarzy.

- Nie wiem jak sobie bez ciebie poradzę... Nawet jak byłeś w więzieniu to widzieliśmy się codziennie. Miałeś wiele wad, ale zmieniłeś się. Wybaczono ci na ziemi i jestem przekonana, że Bóg również ci wybaczy gdziekolwiek teraz jesteś. Wiem, że dołączyłeś do swojego ojca, bo i on zmienił się przed śmiercią. Żegnaj synu. Zawsze będę cię kochać. Spoczywaj w pokoju – pożegnała go Eva...

Potem inni obecni czuwali przy trumnie Armanda i modlili się za niego, ale samo spotkanie nie trwało zbyt długo. Miguel, Raul i Luisa zdali sobie jednak sprawę z tego, że życie jest kruche i krótkie, a Armando był ich bratem z którym nigdy nie mieli takich więzi jakie chcieliby mieć...

- Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło. W porę się jednak zmienił. Niech Bóg ma go w swojej opiece – powiedział Miguel.
- To prawda. Każdy ma prawo do drugiej szansy i ten człowiek z niej skorzystał. Dlatego jego śmierć nie jest bezsensowna – dodał Raul.
- Chciał nas kiedyś skrzywdzić, ale przecież i nasz ojciec był okrutny,
a wszystko mu wybaczyliśmy. W dzień jego pogrzebu płakaliśmy, bo był naszym ojcem. Tak samo Armando... był naszym bratem którego nie znaliśmy zbyt dobrze. I to był nasz błąd... Nie można lekceważyć ludzi i to będzie dla nas nauczka na dalsze życie – westchnęła Luisa.
- Dlatego teraz pomożemy Evie we wszystkim. Niech wie, że ma przyjaciół i rodzinę która ją wspiera. Nie opuścimy jej w cierpieniu. To wspaniała kobieta która wiele w życiu przeszła, a jej miejsce jest przy nas – zauważył Juan.
- Masz absolutną rację. Otoczymy ją opieką i wsparciem. Pamiętam Armanda gdy bawiliśmy się jako małe dzieci. Później los sprawił, że byliśmy po różnych stronach barykady, ale należy mu się szacunek i dobre słowo za zmianę jaką dokonał w swoim życiu. Niestety za późno, ale Bóg doceni to w Niebie – powiedziała Linda.
- Oby Gustavo miał więcej szczęścia – podsumowała Cristina.
- Mój mąż wybaczył ci wszystko, więc i ja to zrobię. Byłabym podła gdybym tego nie zrobiła zwłaszcza, że rozmawiałam z tobą niedługo przed tymi wydarzeniami i teraz zrozumiałam co miałeś na myśli. Naprawdę chciałeś się zmienić i to zrobiłeś. Nie winię cię za wypadek mojego brata, bo wierzę, że wyjdzie z tego cało. A o twoją matkę się nie martw. Nikt z nas jej nie opuści. Możesz być tego pewny Armando – powiedziała na koniec Vicky żegnając się niegdyś ze swoim wrogiem, a dziś z człowiekiem który w chwili śmierci żałował swoich grzechów i pojednał się zarówno z ludźmi jak i z Bogiem...

Kilka godzin później.

Szpital.

Deborah lekko przysypiała czuwając przy łóżku męża, gdy nagle obudziły ją odgłosy specjalistycznych urządzeń do których podłączony był Gustavo. Szybko wezwała lekarza w nadziei, że stan pacjenta poprawia się. Tymczasem było zupełnie inaczej.

- Proszę stąd odejść i nie przeszkadzać! – stanowczo powiedział Andres Quiroga.
- Maleją funkcje życiowe! Ciśnienie spada! – krzyknęła jedna z pielęgniarek.

Deborah stała kilkanaście metrów od miejsca akcji i widziała, że lekarze rozpaczliwie próbują ratować mu życie, zrozumiała, że jest jeszcze gorzej niż przedtem. Chwilę później widać było, że lekarzom udało się przywrócić pacjenta do życia. Niestety ich miny spowodowały strach w oczach kobiety.

- Co się z nim stało?
- Niestety mam złe wieści. Pani mąż doznał kolejnej zapaści w kilka godzin po wypadku. Spodziewaliśmy się tego. Udało nam się przywrócić niektóre czynności życiowe, ale przy okazji stało się to co nieuniknione. Doszło bowiem do rozległego uszkodzenia mózgu. W czasie reanimacji doszło do kolejnego obrzęku mózgu. Niestety spowodowało to, że pacjent nie reaguje na bodźce zewnętrzne, a co za tym idzie zapadł on w śpiączkę...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 17:08:23 05-04-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:17:19 05-04-09    Temat postu:

Super odcinek
Debi jest załamana. Czuwa przy łóżku męża i mówi, że nie może jej zostawić. Przezwyciężą wszystkie trudności. Biedna, strasznie cierpi.
Carlo wygłosił oświadczenie w sprawie wypadku Armanda i Gustava. Dziennikarze chcieli wiedzieć, gdzie przebywa komendant, ale Carlo nie powiedział bo nadal grozi mu niebezpieczeństwo. Jeszcze zadali mu kilka pytań, nawet podchwytliwych ale on na szczęście miał się na baczności i wiedział jak odpowiedzieć.
Gino także oglądał konferencję prasową. Był wściekły, że Gustavo żyje. Kopał krzesła. Co mu zawiniły??? Karina była zdezorientowana. Nie wiedziała, że on stoi za tym zamachem a Gino zaprzeczył mówiąc, że muchy by nie skrzywdził. Dobre żarty. I jak zwykle Manolo wymiatał swoimi tekstami. Jak zwykle się uśmiałam. Po igle do nitki Niezłe to było. Gino podejrzewa, że policja kłamie mówiąc, że Gustek przebywa w szpitalu poza Bogotą. Jest pewien, że przebywa w stolicy. Każe swoim ludziom go znaleźć.
Roberto i Esteban także oglądali konferencję. Esteban podpowiedział, że można to wykorzystać w kampanii pokazując współczucie i pomoc policji. Oni zawsze wiedzą jak zakombinować, żeby dostać dodatkowe głosy poparcia.
Eva jest załamana śmiercią syna. Żal mi jej. Byli przy niej wszyscy z rodziny Vellazquezów i Vicky. Arnie dostał od wszystkich wybaczenie. Chociaż to jest pocieszające.
O nie Stan Gustava się pogorszył. Na szczęście dało się go uratować, ale dostał zapaści i poważnego uszkodzenia mózgu. Zapadł w śpiączkę. Mam nadzieje, że się obudzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 9:55:27 07-04-09    Temat postu:

35 ODCINEK

Na drugi dzień.

Szpital.

Słowo „śpiączka” dudniło teraz nieustannie w uszach zrozpaczonej Deborah. A na dodatek nowa diagnoza brzmiała jak wyrok. Było nawet jeszcze gorzej niż przedtem. Teraz mózg Gustavo nie funkcjonował, a szanse, że wybudzi się z tego stanu były bardzo niewielkie. Oczywiście lekarze wciąż mówili o nadziei, ale stało się jasne, że tylko cud może uratować Valdeza. Był w stanie śmierci klinicznej, ale wciąż żywy podłączony do aparatury. Jego serce biło, ale nic nie czuł, miał zamknięte oczy i był pogrążony w śnie. O tym, że kiedykolwiek się obudzi wierzyli jedynie jego najbliżsi. Żona spędziła noc w szpitalu nieustannie czuwając przy jego łóżku. Mimo że wszystko wydawało się jasne i jednocześnie tak bardzo dla niej okrutne, ona nie traciła wiary.

- Niech mi pan powie co jeszcze można zrobić? – zapytała Deborah widząc rozpoczynającego poranny obchód lekarza.
- Pani Valdez... Niech pani pojedzie do domu i odpocznie. Poinformujemy panią gdy coś się zmieni. Rozumiem pani ból, ale wszystko już wczoraj powiedziałem. Wielokrotnie spotykałem się z pacjentami o takich przypadkach. Wszystko zależy od jego organizmu i od Boga. Jedni pacjenci umierają kilka dni po zapadnięciu w śpiączkę, inni już nigdy się nie wybudzają, jeszcze inni budzą się po kilku lub kilkunastu lat... Zdarzają się również przypadki śpiączki, w której pacjent czuje coś i nawet reaguje, ale jest w stanie wegetatywnym. W przypadku pani męża na razie mamy śpiączkę, którą my lekarze możemy obserwować, ale nic poza tym. Jego los jest w rękach Boga. Oczywiście minęła dopiero jedna doba od tego nieszczęśliwego wydarzenia, więc nie mogę wyrokować, ale z badań jakie zrobiliśmy wynika, że jest to śpiączka spowodowana niestety rozległymi zmianami w mózgu. To wszystko co mogę powiedzieć. Gwarantuję, że będzie on miał zapewnioną najlepszą opiekę – zapewnił Andres Quiroga.
- Chce mi pan powiedzieć, że nie ma dla niego nadziei? Uważa pan, że albo umrze za kilka dni albo będzie leżał jak kłoda, przykuty do aparatury aż do końca życia?
- To już pani powiedziała. Ja byłem z panią szczery, bo wiem, że zasługuje pani na całkowitą szczerość, a nie na złudne nadzieje. Niech pani odpocznie i będzie dobrej myśli. Pani mąż wciąż żyje i tego trzeba się trzymać. Muszę iść odwiedzić innych pacjentów...
- Mój Boże... On nie może umrzeć... Musisz się obudzić Gustavo... Na przekór wszystkim! Twoim wrogom, diagnozom lekarzy... zrób to dla rodziny i przyjaciół. Potrzebujemy cię jak nigdy dotąd – zalała się łzami Deborah...

Komisariat policji.

Wśród policjantów panowały minorowe nastroje. Zarówno Gerardo jak i Carlo znali już najnowsze wieści o stanie zdrowia Valdeza i to ich jeszcze bardziej przybiło. Obaj przyszli dziś wcześniej do pracy, bo nie mogli sobie znaleźć miejsca, ale i tam nie mogli się skupić.

- Dobrze sobie wczoraj poradziłeś z tymi hienami. Nie mogą wiedzieć gdzie przebywa Gustavo. Moi ludzie pilnują go i nikt inny poza rodziną i sprawdzonymi znajomymi nie ma prawa do niego wejść – stwierdził Gerardo.
- Sam nie wiem co lepsze... Skoro jest w tak beznadziejnym stanie, to niech go dobiją. Lekarze powiedzieli, że nie ma już nadziei – odpowiedział zasmucony Carlo.
- Co ty opowiadasz człowieku! Zawsze jest nadzieja, a my musimy do końca wierzyć i należycie wypełniać swoje obowiązki. On by tego chciał. Wiesz czego ja i on od ciebie teraz oczekuje?
- Czego? Mam go zastąpić na stanowisku? Nigdy. Nie czuję się na siłach...
- Nie o tym mówię. Połączymy siły aby złapać tych złoczyńców którzy spowodowali, że Gustavo leży teraz bez życia w szpitalu. Złapiemy i ukarzemy winnych! Przysięgam, że tak zrobimy!
- Masz rację. Pomścimy jego śmierć znajdując winnych. To jedyne co możemy zrobić. Dla Gustavo i dla naszego spokoju i sumienia. Nie zrezygnujemy dopóki nie dokonamy sprawiedliwości...
- I tym właśnie się zajmiemy. Od dziś zaczniemy badać sprawę zamachu. Niech żaden szczegół nam nie umknie. Musi sprawdzić i przeanalizować wszystko. Jestem pewien, że nam się uda dotrzeć do tych spiskowców i rozwiązać całą sprawę – powiedział Gerardo zabierając się do pracy...

Posiadłość „Gina”.

Gino krążył po pokoju zdenerwowany, że wciąż nie ma nowych wiadomości o stanie Valdeza. Nie mógł znieść niepowodzenia, że znow prawdopodobnie się nie udało zabić komendanta i tego przeklętego czekania.

- Uspokój się bratanku. Twoi ludzie na pewno znają już nowości
i powiedzą nam gdzie jesteśmy – tłumaczył Manolo.
- W d***e jesteśmy! – nie mógł powstrzymać wściekłości Gino.
- Zobaczysz, że jeszcze dziś ujrzymy w telewizji komunikat o jego śmierci...
- Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz wujku...
- Masz rację. Nie wierzę, bo Gustavo Valdez jest nadczłowiekiem. Jego nie zabiłaby nawet bomba atomowa. Już od ponad dwudziestu lat mamy pecha i nie możemy go zabić!
- Może ojciec miał pecha, ale ja go dobiję! Gdziekolwiek jest!
- Nie gorączkuj się tak. To ci nie pomoże...
- Wybacz wujku, ale co byś zrobił na moim miejscu? Masz takie doświadczenie życiowe... Podpowiedz mi coś...
- Radzę zaczekać bratanku. Po prostu zaczekać...

Po chwili pojawili się Cosme i Flavio. Każdy z nich miał swoje zadanie do wykonania.

- Wysłałem swoich ludzi aby przeszukali szpitala, ale na razie bez odzewu – powiedział Cosme.
- Cudownie! On pewnie dochodzi do siebie, a my nawet nie wiemy gdzie przebywa wróg! – bulwersował się Gino.
- Spokojnie. Na to potrzeba czasu...
- Czasu? Aż stanie na nogi? Na pewno ma świetną ochronę i przebywa w jakiejś specjalnej sali. Gliny dobrze wiedzą, że będziemy chcieli go dobić i są na to przygotowani...
- Na pewno jedynie rodzina i przyjaciele wiedzą gdzie przebywa Valdez. A ja mam dostęp do rodziny Vellasquezów. Pracuję u Lindy i Miguela, a oni przyjaźnią się z komendantem policji – wtrącił Flavio.
- Racja! – aż przyklasnął Manolo.
- Wreszcie ruszyłeś głową Flavio! Pracuj u nich dalej i przysłuchuj się ich rozmowom. Na pewno dzięki nim dowiemy się co z Valdezem i gdzie przebywa... Poprawiłeś mi humor. Na coś w końcu się przydałeś – ucieszył się Gino.
- Ja z kolei odseparowałem dzięki Alexowi Ribero Rositę od wiadomości na temat ojca. Lepiej żeby nie wiedziała co się z nim stało – zasugerował Cosme...
- Czy ja wiem? Gdybyśmy jej o tym powiedzieli, zaczęłaby szukać ojca... Chociaż z drugiej strony pierwsze co zrobi to uda się do matki. Lepiej śledzić tamtą...
- To nie takie proste... Ona ma ochronę...
- Guzik mnie to obchodzi! Nieważne jak, ale musimy dowiedzieć się gdzie leży Valdez! A co do Rosity to masz wolną rękę. Zrób z nią co chcesz... Niech żyje w nieświadomości...
- Pokażę jej nowy świat. Czas aby zaczęła zarabiać na życie...
- Jak? – zapytał nagle zaciekawiony Manolo.
- Ciałem – odparł rozbawiony pytaniem Cosme.
- Aha...
- Doskonale Cosme. Zrób z niej taką samą dziwkę jaką była jej matka. Dopomóż aby rozwinęły się rodzicielskie geny – powiedział zadowolony Gino...

Tymczasem...

Roberto przeszedł od słów do czynów i skierował swoje zamierzenia w życie. Zwołał konferencję prasową aby wypowiedzieć się na temat wypadku Gustavo Valdeza, a także wyrazić swoje ubolewanie wobec działań policji i zaproponować przy okazji swoje zmiany, propozycje i pomysły jakie ma w kampanii wyborczej.

- Co chciałby pan powiedzieć w takiej chwili rodzinie komendanta Valdeza? Na pewno przeżywają teraz prawdziwe piekło...
- To prawda. Oczywiście ubolewam nad tym co się stało. Bardzo współczuję rodzinie komendanta, należy do nich teraz wyciągnąć pomocną dłoń, ale nie mówmy tak jakby ten człowiek już nie żył. Jest w ciężkim stanie, ale czekamy na dalsze komunikaty i módlmy się aby jednak przeżył, wyzdrowiał i znów mógł sprawować swoje funkcje. Najważniejsze jest teraz jego bezpieczeństwo...
- To co się stało jest tragiczne, ale nie możemy unikać problemów z jakimi zmaga się kolumbijska policja. Działają opieszale, a przestępcy tylko z tego korzystają. Zamachowcy Gustavo Valdeza wciąż są na wolności i może nawet spróbują zaatakować ponownie. Co pan sądzi o pracy policji i jakich należy dokonać zmian? Co by pan zmienił gdyby został pan prezydentem?
- Oczywiście należy do tego podchodzić ze spokojem, ale problem jest naprawdę głęboki. Począwszy od liczebności policjantów na miejscu zatrzymywania groźnego przestępcy, po ich słabą broń jaką mają
w starciu z gangsterami, a przede wszystkim skończywszy na pewnej selekcji. Przyznacie państwo, że sam komendant nie może jechać na spotkanie z bandytą. To jest coś niewytłumaczalnego. Poza tym na jego głowie jest każda grubsza sprawa. Dlatego należy wprowadzić podział i stworzyć więcej wydziałów. Częściej należy też korzystać z pomocy antyterrorystów. Udało się niedawno sprowadzić jednego z najlepszych szefów antyterrorystów w Kolumbii, ale to dopiero początek wielkich zmian. Dla przeciętnego obywatela najważniejsze jest aby mógł bezpiecznie chodzić po ulicy. Poprzez modernizację policji będzie można zwalczyć wiele problemów. Oczywiście to tylko wierzchołek góry lodowej. Z dnia na dzień nic się nie zmieni. Ale kiedyś trzeba zacząć, bo nie oszukujmy się... Nie ma dnia kiedy nie słyszymy w mediach o kolejnych morderstwach, gwałtach, a problemie narkotykowym wśród młodzieży i wielu innych. Temu ja i moja partia mówimy stanowczo: nie!
- Czy powinno dojść do zmiany komendanta policji już teraz?
- To absurdalne podejście. Dopóki komendant żyje, ale nie jest zdolny do pracy, to ma swojego następcę. Zresztą to nie do mnie pytania. Państwo robicie zbyt duży krok naprzód. Póki co nie mam kompetencji aby decydować o zmianach w policji. Przedstawiłem tylko swoje pomysły, a czy ktoś mnie poprze, to zależy od naszych obywateli. To wszystko z mojej strony...
- Dziękujemy za wszystkie pytania. Trzymajmy kciuki aby komendant Valdez doszedł do siebie, a sprawa jego zamachu została wyjaśniona – zakończył Esteban...

Tymczasem konferencję prasową Roberto oglądał w swojej siedzibie Santiago Marcelana. Nie był zbyt zadowolony z deklaracji wyborczych Vellasqueza. Wyłączył telewizor aby spokojnie zapalić papierosa i nalać sobie drinka. Był wściekły.

- Co on sobie wyobraża? Jak mógł tak po prostu wyjść do dziennikarzy bez konsultacji ze mną? Wszystko popsuł! Niech nie udaje współczucia dla tego kretyna Valdeza. Oby znalazł się pod ziemią. Mam tylko nadzieję, że ludzie których pożyczyłem temu młodemu Jaguarowi na coś się przydali. Gino nie odbiera moich telefonów, ale niech mnie nie lekceważy. Jeśli nie dobije Valdeza, to sam się nim zajmę! A Roberto niech się nie bierze za naprawę policji, bo zapomniał gdzie jego miejsce. Bez moich pieniędzy nie naprawi sobie nawet okularów. Zagalopował się i w stosownej chwili mu o tym przypomnę – pomyślał Santiago...

Bar „Cardera”.

Miguel również nie mógł sobie poradzić z wypadkiem Gustavo. Zdawał sobie sprawę, że zawsze traktował go lekceważąco, poźniej się polubili, a teraz ten wspaniały człowiek i przyjaciel leżał w ciężkim stanie w szpitalu. Vellasquez wstąpił do „Cardery” w przerwie jaką miał w firmie. Chwilę później do jego stolika podeszła Karina.

- Znowu się spotykamy? – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Widać mamy do siebie szczęście. Wpadamy na siebie bardzo często.
A może to nie przypadek? – odparł Miguel.
- Nie wiem... Wstąpiłam tu na chwilę, ale za pół godziny wracam do pracy. Niedługo mój pokaz. Mam nadzieję, że będziesz...
- Postaram się być...
- Co z tobą? Czemu masz taką minę?
- Chodzi o mojego przyjaciela... Jest teraz w bardzo ciężkim stanie w szpitalu po wypadku. Mam nadzieję, że przeżyje, bo to bardzo wartościowy człowiek... I pomyśleć, że kiedyś był rywalem do serca mojej żony...
- Widzę, że ci z tym ciężko. Opowiedz o nim i tej całej sytuacji. Chętnie wysłucham. Czuję, że musisz się przed kimś otworzyć. Tyle dla mnie zrobiłeś, niech teraz ja ci pomogę. Opowiedz wszystko na spokojnie...

Miguel pokiwał głową i zgodził się otworzyć przed Kariną, która tylko na takową sposobność czekała...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 9:57:45 07-04-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:59:56 16-04-09    Temat postu:

Super odcinek
Gustek nadal jest w śpiączce. Debi cierpi. Mam nadzieje, że jednak nie umrze i w końcu się wybudzi.
Carlo i Gerardo jednoczą siły aby złapać i ukarać tych którzy spowodowali, że teraz Gustek leży w śpiączce. Oni muszą zapłacić.
Ludzie Gina szukają Gustka, żeby potem go zlikwidować na zawsze. Manolo mówi, że komendant ma kilka żyć. Na to Gino mu mówi, że jemu sie uda go zabić. Pożyjemy zobaczymy. Na razie ma takiego samego pecha jak ojciec. Cosme ma już swój plan wobec Rosity. Chce zrobić z niej dziwkę.
Roberto w mediach mówił, że jednoczy się z bólem i bardzo współczuje rodzinie Gustawa. Zapowiada, że jeżeli zostanie prezydentem to zrobi wszystko aby zreformować policję i zwalczyć przestępczość.
Santiago to oglądał i był wściekły poczynaniami Roberta.
Karina zastała w barze przygnębionego Migiego. Zapytała co się stało i on opowiedział o przyjacielu leżącym w szpitalu. Karina kazała mu opowiedzieć o tym, żeby ulżył swojej duszy. No nieźle. Już przystępuje do akcji. Oj, będzie się działo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:23:12 23-04-09    Temat postu:

36 ODCINEK

Bar „Cardera”.

Karina dzięki swoim sztuczkom spowodowała, że Miguel zaczął się przed nią otwierać. Dziewczynie umiejętnie ciągnęła go za język. Przykrywką był temat będącego w ciężkim stanie przyjaciela. Głównym celem Kariny było to aby Miguel opowiedział jej i przypomniał sobie jednocześnie złe chwile w swoim małżeństwie kiedy to jego żonę i tamtego mężczyznę coś łączyło. Poza tym chciała dzięki tej rozmowie jeszcze bardziej zbliżyć się do Vellasqueza. Jej plan miał ręce i nogi i zaczął powoli skutkować.

- Wiesz... tak bywa w życiu, że zbyt późno zaczynasz doceniać swoich przyjaciół. I teraz zaczyna to do mnie docierać. Oczywiście wciąż wierzę, że Gustavo wyzdrowieje, ale niestety jest w kiepskim stanie. Gdybym umarł byłaby to dla mnie ogromna strata... Wiele razy pomógł mnie i mojej rodzinie. Nie od początku go lubiłem. Zalecał się do mojej żony, ale ona go odrzuciła i wolała mnie – opowiadał Miguel.
- Nic dziwnego – przerwała mu Karina delikatnie się uśmiechając.
- Było mi go żal, bo to dobry i naprawdę wspaniały człowiek. Gdy zmieniłem swój stosunek do niego zrozumiałem, że powinien dostać od życia drugą szansę i wieść życie u boku kobiety która go naprawdę pokocha. I rzeczywiście spotkał on kogoś takiego. Założył rodzinę, był szczęśliwy. Jednocześnie wciąż sporo pracował i cały czas ryzykował swoje życie... Teraz pozostało mi tylko modlić się za niego aby doszedł do siebie i wspierać jego rodzinę tak jak on wspierał nas gdy mieliśmy kłopoty...
- To piękne o czym teraz mówisz. Jesteś cudownym człowiekiem. Opowiadasz to wszystko z głębi serca. Nie masz sobie nic do zarzucenia. Wspierajcie jego rodzinę, a Bóg was wysłucha i znów będziesz mógł kiedyś pogadać ze swoim przyjacielem.
- Oby tak było Karina...
- Przepraszam, że się wtrącam... może uznasz to za niestosowne z mojej strony, ale z tego co mi opowiadasz wynika, że potrafisz przezwyciężyć każdy kryzys czy nieporozumienie jakie miałeś ze swoją żoną. To się nazywa miłość... Gdybym ja tak potrafiła ze swoim facetem albo gdyby on był choć odrobinę tak wspaniałomyślny jak ty...
- Nie narzekaj. Na pewno twój chłopak to człowiek z klasą. A co do mnie i mojej rodziny to chyba masz rację. Potrafimy przezwyciężyć wszystko, ale rzadko kiedy mamy powody do sprzeczek, ponieważ kochamy się z całego serca i kochamy też trójkę naszych dzieci. Miłość i zaufanie to fundamenty dobrej rodziny...
- Zapewne masz rację Miguel. Cała wasza rodzina to przykład jednej wielkiej wspaniałej rodziny...
- Od jakichś dziesięciu lat właściwie tak... Rozgadałem się, co? Muszę już wracać do pracy. Dziękuję ci, że mnie wysłuchałaś. Mam nadzieję, że cię nie zanudziłem.
- Skądże znowu. Cieszę się, że mogłem ci jakoś pomóc. Polecam się na przyszłość. Trzymaj się Miguel.
- Wiesz co Karina? Fajnie jest mieć dobrych przyjaciół, ale nie zaszkodzi również mieć dobrą przyjaciółkę. Jeszcze raz
dziękuję – powiedział wychodząc Miguel...
- Przyjaciółkę... Kiedy zrozumiesz, że ja pragnę od ciebie znacznie więcej niż przyjaźni? Między mną a tym idiotą Ginem nie ma ani przyjaźni ani zaufania, więc w naszym pseudo związku nie ma w takim razie nawet fundamentów. Chyba, że fundamentem jest seks i pożądanie – mruczała pod nosem Karina...

Mieszkanie Alexa i Rosity.

Rosita czuła od jakiegoś czasu wewnętrzny niepokój i zdenerwowanie. Niestety nie miała w swoim chłopaku takiego oparcia jakiego mogłaby się spodziewać. Ucieczka z domu nie była najlepszym wyjściem, ale dumna dziewczyna nie zamierzała przyznać się do własnego błędu i wolała tkwić
w niedostatku u boku Alexa. Sen szybko się skończył, chłopak nie miał dla niej za wiele czasu, a na dodatek nie mieli oni praktycznie dostępu do świata zewnętrznego. Nie mieli internetu, radia, a telewizor był popsuty. Alex musiał spełniać rozkazy Cosme i starał się aby dziewczyna nie poznała prawdy o ojcu. Teraz był otumaniony narkotykami i stał się agresywny.

- Już ci mówiłam, że nie mam nastroju na branie tych świństw! Nie dziś! – tłumaczyła Rosita.
- Przecież zawsze je bierzesz gdy tylko gorzej się czujesz. Co z tobą? –dziwił się Alex.
- Ale teraz nie mam ochoty. Denerwuję się...
- Czym znowu?
- Wszystkim. Nie układa nam się tak jak chcieliśmy... Spójrz jak wygląda nasze życie? Niby mamy dom, ale jest jednym wielkim śmietnikiem. Poza tym czuję się tu jak w więzieniu. Zabraniasz mi wychodzić, nie mogę nawet oglądać telewizji, nie chcesz żebym pracowała... Jak my się w ogóle tu utrzymamy?
- Nie możesz wychodzić, bo dorwie cię twój ojciec. Nie masz wyjścia. Niedługo naprawię telewizor, a skoro jest brudno to sama posprzątaj. W końcu na coś się przydasz!
- Jesteś naćpany i pijany! Lepiej zejdź mi z oczu! Mam dość twoich rozkazów Alex!
- Zaczekaj! Dokąd idziesz? Nie wolno ci!

Rosita nie zważała na słowa chłopaka i chciała jak najszybciej wybiec z tego mieszkania. W korytarzu natrafiła akurat na Cosme, który przyszedł z wizytą do Alexa.

- To znowu pan. Zapewne przyszedł pan odwiedzić Alexa, ale wątpię aby był on teraz skłonny do jakichkolwiek rozmów – powiedziała zdyszana dziewczyna.
- Właściwie to ja przyszedłem do ciebie i to z tobą chciałem porozmawiać. I nie mów do mnie pan, bo czuję się staro – odparł Cosme starając się zdobyć przychylność Rosity.
- Ze mną?
- Tak. Co w tym dziwnego?
- Nic, ale jestem po prostu zaskoczona. Sprawia pan wrażenie dobrego człowieka, więc czemu nie, ale nie wiem czy będę dobrą towarzyszką do rozmowy. Cały czas mam na głowie wiele problemów, ucieczka z domu, nowe życie, porzucenie szkoły, brak pracy...
- Sądzę, że da się temu zaradzić. Mam znajomości i sądzę, że wielu pracodawców potrzebuje tak młodych i zdolnych dziewczyn jak ty...
- Co ma pan na myśli?
- Dowiesz się jak przyjmiesz moje zaproszenie na kawę...
- Chyba nie mam innego wyjścia – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Niedaleko stąd jest niezła kawiarnia. Kiedy mogę staram się pomóc ludziom na życiowym zakręcie. Jestem pewien, że niedługo zaczniesz spełniać się zawodowo...
- Nie wiem co powiedzieć, ale dziękuję panu...
- Skończ z tym panem... Jestem Mauricio... Podziękujesz mi po fakcie. Nawet nie masz pojęcia w jakim zawodzie wylądujesz. Będzie to najstarsza praca świata – pomyślał zadowolony Cosme widząc, że Rosa połknęła haczyk...

Mieszkanie Deborah.

Linda i Juan odwiedzili załamaną Deborah w jej mieszkaniu. Wrócili właśnie z pogrzebu Armanda i po wsparciu Evy czuli się w obowiązku wesprzeć także rodzinę Gustavo. Obecna była również Vicky, która w wolnej chwili pomagała Deborah i opiekowała się małą Leticią.

- Gustavo jest podłączony do tej przeklętej aparatury i dzięki temu jeszcze żyje, ale czuję, że jego dusza powoli ulatuje, co prawda jego serce wciąż bije, ale mózg umarł, a co za tym idzie mój mąż stopniowo oddala się z tego świata. Powtarzam sobie cały czas, że wszystko będzie dobrze, że zdarzy się cud, ale chyba wmawiam sobie to wszystko na próżno – zaczęła płakać Deborah.
- Nie mów tak. Ja również odchodzę od zmysłów wiedząc w jakim stanie leży teraz w szpitalu mój brat, ale nie możemy się poddawać. Nigdy! – przerwała jej Vicky.
- Ona ma rację. Gustavo nigdy nie chciałby widzieć cię w takim stanie. Musisz walczyć tak jak on walczy... Wywieszenie białej flagi w takiej chwili to zwykłe tchórzostwo! Zawsze znałam cię jako osobę odważną, nie bojącą się przeciwności losu. Pamiętasz jak walczyłaś o swoją córkę z Alvaro Manichem i Gracielą Guerrero? Nigdy się nie poddałaś! Zawsze miałaś dla kogo walczyć i teraz będzie tak samo! Masz dzieci i masz męża, który wyzdrowieje i wróci do ciebie. Będziecie znów tworzyć wspaniałą rodzinę. Więcej wiary Deborah! – przekonywała ją na wszelkie sposoby Linda.
- Wiem, że chcesz mi pomóc i dziękuję za te słowa, ale chyba niewiele zostało już z tej walecznej Deborah. A poza tym mam tylko jedną córkę przy sobie. Druga uciekła z domu. Gdyby choć trochę nas kochała, to po informacji o wypadku Gustavo, wróciłaby do domu... A jej nie ma... Albo o niczym nie wie, w co wątpię albo ma nas gdzieś albo coś jej się stało... Nie wiem już co myśleć...
- Rosa się odnajdzie. Nie wiem jak wytłumaczyć to, że jeszcze się nie pojawiła, ale w końcu wróci. Na pewno – wtrącił Juan, który chyba nie bardzo wierzył jednak w to co mówi...
- Mogę pocieszać się tym, że mój mąż jeszcze żyje, a Eva Ronderos właśnie straciła syna. Tylko, że co to za życie jeśli jest się w śpiączce – powiedziała Deborah nie mogąc wydobyć się z depresji...

Biuro Roberto Vellasqueza.

Santiago wpadł wściekły do biura Vellasqueza aby zrobić mu awanturę, bo miał dość tej samowolki jaką odprawiał w jego mniemaniu kandydat na prezydenta.

- Nie uczono się, że należy pukać przed wejściem? – spytał Roberto.
- Nie denerwuj mnie, bo pożałujesz! Wytłumacz się z tego co zrobiłeś! – grzmiał Santiago.
- Rozumiesz coś z tego bełkotu? – zwrócił się do Estebana Vellasquez.
- Nie bardzo szefie – odparł Esteban.
- Nie udawajcie idiotów! Mam wam przypomnieć, że to ja finansuję tę pseudo kampanię? I to właśnie dzięki mojej forsie możesz organizować wiece wyborcze, wyjazdy oraz takie konferencje prasowe jak kilka godzin temu. Śmiesz bez mojej konsultacji wygadywać takie banały o policji, przestępcach i zwalczaniu problemów?
- Owszem, bo to ja jestem kandydatem na prezydenta, a nie ty ważniaku.
- Co ty powiedziałeś? Nie wiesz z kim zadzierasz!
- Mylisz się Santiago Marcelana. To ty nie wiesz z kim zadzierasz. Wspomagasz mnie finansowo, ale nie pozwolę sobą pomiatać! Dość twoich żądań i rozkazów!
- Nie wiesz co mogę ci zrobić! Chcesz być moim wrogiem?
- Skądże Santiago...
- Więc masz mnie słuchać! To ja tu rządzę!
- Poprosić chłopaków? – zapytał nagle Esteban rozbawiony przebiegiem rozmowy.
- Owszem. Posłuchaj mnie uważnie Santiago Marcelana. Nie mam dziś humoru na twoje krzyki. Nazywam się Roberto Vellasquez, jestem kandydatem na prezydenta, a ty jesteś w moim biurze. Ja tu rządzę, a ty mi przeszkadzasz. Zawołaj ochronę Esteban!

Po chwili czterech mężczyzn w garniturach i okularach słonecznych weszło do środka i na polecenie Roberto chwycili i unieszkodliwili protestującego i szamotającego się Santiaga.

- Wyrzućcie tego pana na ulicę, bo wtargnął do mojego biura nie zapisawszy się na spotkanie...
- Ale zawsze mieliśmy tego pana wpuszczać bez pytania panie prezesie...
- Wiem o tym, ale dzisiaj jest inna sytuacja! Pokażcie mu drzwi!
- Pożałujesz tego Roberto! – krzyczał Santiago.

Mężczyźni wykonali polecenie i usunęli mężczyznę z biura. Esteban był pod wrażeniem zachowania Vellasqueza, bo nie spodziewał się, że będzie on w stanie tak potraktować takiego przestępcę jak Marcelana.

- Nieźle pan go załatwił. Będzie się mścił – powiedział.
- Nic nie zrobi, bo jeśli spadnie mi włos z głowy, on też wpadnie po uszy. Dałem mu nauczkę, bo mam dość jego rządów. Żaden Vellasquez nie będzie pozwalał sobą sterować. Nigdy – oznajmił spokojnym tonem Roberto...

Tymczasem...

Andrea Roitman siedziała w swoim mieszkaniu i oczekiwała na wizytę jakiegoś gościa. Po chwili do środka weszła jakaś kobieta, blondynka i w podobnym wieku co Andrea. Przez chwile obie wpatrywały się w siebie i milczały.

- Wreszcie jesteś... Zapomniałaś o przyjaciółce z celi, która uratowała ci życie? – zapytała Andrea.
- Nie zapomniałam – odparła poddenerwowana kobieta...
- Dzięki moim pieniądzom wyszłaś wcześniej na wolność. Mam nadzieję, że pamięć ci nie szwankuje...
- Nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłaś...
- Umówiliśmy się, że na wolności pomożesz mi załatwić pewną sprawę...
- I zrobię to. Pomogę ci zdobyć Raula Vellasqueza, człowieka przez którego straciłam pięć lat wolności – powiedziała Sandra Carreras...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:00:12 23-04-09    Temat postu:

Odcinek super
Miguel wyżalał się Karinie. Martwi się o Gustka. Karina okazała mu zrozumienie i wsparcie. Biedny Migi. Nie wie, że to było wszystko na pokaz. Karina już powoli zastawia na niego sidła.
Rosita ma dość tego ciągłego siedzenia tylko w mieszkaniu razem z Alexem, gdzie jest traktowana jak więzień. Wybiegła z mieszkania i natknęła się na Cosme. Zaprosił ją na kawę i powiedział, że ma dla niej pracę. Biedna, nawet nie wie co ją czeka. Ach ten Cosme, tylko go zastrzelić
Deborah jest załamana śpiączką Gustka. Popadła w depresję. Juan i Linda a także Vicky próbują podtrzymać ją na duchu.
Wściekły Santiago wpadł do biura Roberta i zaczął się odgrażać. Ludzie Roberta wyrzucili go za drzwi. To się Santiago zdziwił.
Do Andrei przyszła koleżanka z celi. Następny szok. Andrea siedziała w kiciu Ciekawe za co. A tą koleżanką okazała się Sandra. Obiecała jej pomóc zdobyć Raula. To w końcu przez niego znalazła się w więzieniu, kiedy próbowała zabić Monicę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 8 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin