Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nów księżyca. Rozdział VIII - 14.11.10
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:40:23 17-08-10    Temat postu:

Właśnie o to chodzi, nie chciałam z Connor'a zrobić takiego przeciętniaka^^.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PrincessAna
Motywator
Motywator


Dołączył: 12 Sty 2010
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:34:42 17-08-10    Temat postu:

cudy odcinek
kiedy będzie newsik??
czekam
pozdrawiam ;**
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:55:02 18-08-10    Temat postu:

Następny albo pod koniec tygodnia, albo w przyszłym tygodniu ^^. Dzięki za komentarze!

Ostatnio zmieniony przez LunaLovegood dnia 11:59:19 18-08-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayleen
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 4673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:35:49 18-08-10    Temat postu:

Coraz mniej chyba rozumiem kontakty Kayli i Connora. ;D Chłopak jest bystry, z czego powinien być zadowolony, ale do tego zbyt pewny siebie, co za bardzo przeszkadza innym. Ale najwyraźniej mu to nie przeszkadza. No, ale mozna go nawet polubić. Michael to całkowicie inny chłopak. Bardzo się rożni od Connor'a. Ale z niego również fajny chłopak jest, cichy i sympatyczny. ;P Czekam na new!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:25:10 23-08-10    Temat postu:

Coraz bardziej irytuje mnie Connor, nie potrafię go rozgryźć i dziwię się, że Kayla to tej pory nie posłała go jeszcze do diabła. Wydaje się, że Michael to jego zupełne przeciwieństwo, ale jak to mówią - cicha woda brzegi rwie:P Coś mi się zdaje, że Mike jeszcze pokarze swoje prawdziwe oblicze

Czekam na new
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:23:46 25-08-10    Temat postu:

Dobra, przepraszam, jestem zła i niedobra i możesz być na mnie wściekła(ale możesz mi też wybacz )
Myślałaś kiedyś o tym by napisać książkę? Taką prawdziwą długą super bestseller, wiem że nie utrzymałaby się długo na półkach i wyprzedziłby zmierzch i Harry'ego Pottera, bo masz talent, prawdziwy talent.
Kayla jest zwyczajną dziewczyną, a Connor jest niebezpieczny. Michael jest tylko przedbohaterem. Spieszę się, napisze więcej pod następnym odcinkiem.
Czekam, Sin
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:57:49 25-08-10    Temat postu:

Rozdział V.

Może przed tym wcieleniem żyliśmy po tysiąc razy i w każdym życiu siebie odnajdowaliśmy.
I może za każdym razem z tego samego powodu nas rozdzielano.


Kilkoro z nas siedziało przy ognisku z Jeremy'im, inni zbyt zmęczeniu postanowili położyć się spać. Reszta dnia minęła podobnie, jak poranek: mozolna wędrówka przez las, odpoczynek, znów wędrówka. Kiedy dotarliśmy do dużej polany i Jeremy ogłosił, że tutaj rozbijamy obóz, zmierzchało. Teraz była noc i piekliśmy pianki. Być może to banalne zajęcie dla ośmiolatka, ale były pyszne.
Jeremy raczył nas starymi opowieściami o wilkach, które były zarówno fascynujące, jak i intrygujące, a potem zaczął mówić o wilkach zamieszkujące miejscowe lasy. Wilkach, które według niego były postaciami wyjętymi z legend. Wierzył, że w tym parku narodowym miały terytorium łowieckie i że tu ukrywały swą tajemnicę przed światem.
- Wilkołaki? - zapytała z niedowierzeniem Amber, energicznie kręcąc głową.
- Och, to tylko miejscowe legendy. - Jeremy zaśmiał się perliście. Kiedy uśmiechał się, w kącikach jego oczu tworzyły się urocze zmarszczki.
- Cóż, każda kultura ma własnego legendy o ludziach przyjmujących zwierzęce kształty. A... w każdej legendzie kryje się ziarenko prawdy, nie uważacie? - zauważył ostrożnie Michael, jakby nie był do końca pewien swojej teorii.
- Jesteś fanatykiem komiksów sience fikcion? - zapytał z rozbawieniem Cabel. Ku mojej wielkiej uldze, jego pytanie nie zabrzmiało ani ironicznie, ani kpiąco. Powiedział to niemal serdecznie, jak kumpel do kumpla. Więc dlaczego spodziewałam się złośliwych uwag?
Mój wzrok automatycznie powędrował do Connor'a. Siedział obok pięknej Stacey, z złożonymi łokciami na kolanach i głową opartą na prawej dłonie, w lewej trzymał drewniany patyk. Musiałam przyznać, że w tej pozie wyglądał szalenie seksownie.
Odwróciłam wzrok, kiedy Stacey pochyliła się nad nim, by poprawić piankę, która chybotliwie zwisała na końcu jego patyka. O mało nie wpakowała mu tych swoich baloniastych piersi na kolana.
Pięknie, jeszcze jej nie znałam, a już nienawidziłam. Powróciłam do rozmowy, skupiając wzrok na swoim patyku, którym miałam ochotę zdzielić Connor'owi po głowie.
W odpowiedzi na wcześniejsze pytanie Cabel'a, Michael uśmiechnął się tylko radośnie, kiedy dowiedział się, że Cabel również czytuje komiksy.
- Och, wilkołaki istnieją tylko w naszej wyobraźni. Spójrzmy na to racjonalnie: weźmy choćby przykład Wielkiej Stopy i Potwora z Loch Ness. Udowodniono, że nie istnieją. - oznajmiła poważnie Leal, a jej piękny i cichy głos potoczył się echem po zebranych. Kątem oka dostrzegłam, jak siedzący obok Michael otwiera szeroko usta.
- No, nie wiem. Kilka lat temu obok mnie mieszkał facet, który mógł być wilkołakiem. Nigdy się nie golił, nie mył włosów, ani się nie kąpał. Naprawdę ciężko było go nazwać człowiekiem. - wtrącił Connor z niewinną miną, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Okej, być może nie był takim zarozumialcem, za jakiego wzięłam go dzisiejszego ranka. Może... Mogłabym go nawet polubić. Boże, co ja najlepszego wygaduję?
Tymczasem Connor rzucił mi zaciekawione spojrzenie.
Wszystko w porządku, nie panikuj i nie rób sobie żadnych nadziei, kretynko.
- A co jeśli wilkołaki rzeczywiście istnieją? - zapytała Amber.
- Zatem wszyscy jesteśmy skazani na śmierć. - zażartowałam. Brakowało tylko błyskawicy i grzmotu dla większego efektu. Leal i Riley zaśmiali się z mojego teatralnego zachowania.
- Tak na poważnie, nie powinniśmy do rana opuszczać namiotów. - powiedział z udawaną powagą Connor. Po raz kolejny wszyscy wybuchnęli śmiechem, a mnie serce zabiło mocniej.
- Cóż, może nam się poszczęści i wilkołaki nie dotrą do naszego obozowiska. - rzucił z szerokim uśmiechem Jeremy. Miałam wrażenie, że ta wędrówka w naszym towarzystwie sprawiała mu wielką radość. - Jutro ruszamy o świcie, idziemy spać. Riley, ty i Cabel, sprawdzicie czy wszystko jest dostatecznie zabezpieczone na noc. - dodał.
- Jasne. - odparł Riley, wrzucając przypaloną piankę do ust.
Kiedy Jeremy zniknął w namiocie, wszyscy podnieśliśmy się z drewnianych kłód. Niektórzy poszli w ślady Jeremy'ego i zniknęli w swoim namiotach. Ja, Leal i Amber zostałyśmy, by pomóc chłopakom w gaszeniu ogniska. W dobrych humorach posprzątaliśmy cały bałagan, jaki narobiliśmy, po czym pożegnaliśmy się i wczołgaliśmy do swoich namiotów.
Wszystkie trzy z ulgą wsunęłyśmy się do swoich śpiworów. Przez dłuższy czas plotkowałyśmy jeszcze wesoło przy słabym świetle latarki, a potem zarówno Leal, jak i Amber zasnęły w połowie rozmowy.
Nie mogłam spać, ale nie z powodu światła czy hałasu. Tylko przez wilki. W prawdzie nie wyły, ale czułam, że czają się w pobliżu. Zgodnie z tym, co mówił Jeremy, zamieszkiwały ten las od dwudziestu lat. Odpędziłam od siebie te dziwnie kojące myśli o wilkach i zacisnęłam oczy, próbując skupić się na czymś innym. Pod powiekami natychmiast ukształtowała się sylwetka Connor'a, jakby tylko czekała na to, by wymknąć się z zakamarków moich myśli. Cały dzień skutecznie odpychałam od siebie ten dręczący obraz, ale teraz nie byłam już w stanie. Pozwoliłam sobie na ten niezręczny moment słabości. Pierwszy i ostatni raz - obiecałam sobie.
Wielkie Wredne Kłamstwo Kayli Hathway Numer Dwa.

Minęło dwadzieścia minut, a ja nadal leżałam sztywno, wpatrując się w płócienny dach namiotu. Przypomniałam sobie, że w domu, kiedy nie mogłam spać często otwierałam okno i siadałam na parapecie, by móc popatrzeć na gwiazdy. Teraz zapragnęłam uczynić to samo. Zdecydowanie potrzebowałam świeżego powietrza, bo inaczej nie byłabym w stanie zasnąć.
No dobrze, być może to nie było zbyt mądre posunięcie z mojej strony, ale ja przecież słynę z lekkomyślności.
Odrzuciłam górę śpiwora i usiadłam prosto. Nagle poczułam silną potrzebę wyjścia z namiotu. Wciągnęłam buty na kolorowe skarpetki, które założyłam do snu. W ciemnościach wymacałam jeszcze leżącą w rogu przedsionka zieloną bluzę, którą rzuciłam tam w razie, gdyby było mi zimno. Kiedy już zasznurowałam buty i włożyłam bluzę, złapałam latarkę i najciszej jak potrafiłam, wyszłam z namiotu.
Na zewnątrz paliło się kilka lampionów, ale nie było widać żywego ducha. Z początku planowałam posiedzieć na kłodzie, ale las w świetle lampionów wyglądał tak spokojnie i kusząco, że nie byłam w stanie się oprzeć jego urokowi. Obeszłam namiot i skierowałam się w las.
Kiedy byłam już wystarczająco daleko, żeby ktoś mógł mnie zauważyć, włączyłam latarkę. Lekki wietrzyk poruszał liśćmi, a ich szelest był niemal jak kołysanka. O dziwo, otaczające mnie drzewa wpływały na mnie kojąco. Poczułam znużenie. Miałam już wracać na pole namiotowe, kiedy za sobą usłyszałam męski głos.
- Wybierasz się gdzieś, Miejska Dziewczyno?
Przerażona skierowałam światło latarki w stronę, skąd dobiegał głos. Connor stał obok mnie. Nie słyszałam kiedy podszedł. Jakim, do diabła, cudem przemieszczał się tak cicho?
Przyłożyłam rękę do piersi, serce waliło mi jak oszalałe.
- Dlaczego zawsze musisz się tak skradać? - wydyszałam oskarżycielsko.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał.
- Nie mogłam spać. - powiedziałam, uświadamiając sobie, że właśnie przyłapano mnie.
- Więc pomyślałaś, że dobrym pomysłem będzie oddalić się od obozu?
- Ja tylko... - Zaraz, dlaczego właściwie próbuję się tłumaczyć? Zmrużyłam oczy.
- A ty co tutaj robisz?
- Też cierpię na bezsenność. Dlaczego nie możesz spać?
Och, oczywiście, że nie mogłam opowiedzieć mu o prawdziwych przyczynach. Po części dlatego, że dotyczyły one jego osoby, a po części dlatego, że dotyczyły także mojego niby chłopaka, o którego istnieniu nie miał zielonego pojęcia.
- Och, sama nie wiem... Może z powodu ekscytacji, tak wiele się dziś wydarzyło... - powiedziałam, starając się nie patrzeć mu w oczy.
Wielkie Wredne Kłamstwo Kayli Hathway Numer Trzy.
- Cóż, jeśli masz ochotę na spacer, to ci potowarzyszę. - powiedział spokojnie, wciąż na mnie spoglądając.
Moje serce zabiło tak mocno, jak jeszcze nie biło. Przez moment miałam wrażenie, że za chwilę połamie mi żebra.
Pomyślałam o wszystkim, co mogło się wydarzyć podczas tego krótkiego spaceru. Nie byłam do końca pewna, czy nie rzucę się na niego, jeżeli pobędziemy razem jeszcze kilka minut dłużej. Myśl, że zrobię z siebie idiotkę niewiarygodnie mnie przeraziła.
- Dzięki, ale... nie jestem w nastroju.
Wielkie Wredne Kłamstwo Kayli Hathway Numer Cztery.
- Nie będziemy rozmawiać, będziemy tylko spacerować. Muszę mieć cię na oku, aby nic ci się nie stało.
- Och, co może mi się stać w pustym lesie?
- Na przykład możesz się potknąć, kiedy nie będzie mnie w pobliżu. - powiedział z udawaną powagą.
Uśmiechnęłam się mimo woli i walnęłam go w ramię.
- A jeśli się zgubimy?
- Znam ten las jak własną kieszeń. Kiedy dorastasz w takim miejscu jak Darmont, park narodowy jest twoim placem zabaw.
- W prządku, w takim razie pospacerujmy. - ruszyłam z miejsca, on uczynił to samo. Nie chciałam tego przyznać, ale działał na mnie o wiele bardziej kojąco niż drzewa, czy liście. Właściwie, było całkiem przyjemnie po prostu mieć go przy sobie.
Kiedy tak szliśmy, czułam wyjątkowy zapach jego skóry. Pachniał bardzo przyjemnie, mydłem i koszoną trawą, jak otaczający nas las. Nie mogłam się nadziwić, jak bardzo był to pociągający zapach.
Z lękiem przypomniałam sobie zapach Dean'a, który pachniał pralnią chemiczną i wodą kolońską, której używał. Choć pachniał całkiem ładnie, ten zapach nigdy nie był dla mnie tak bardzo pociągający, jak ten, który w tym momencie bił od Connor'a.
Przyjrzałam się jego ubraniu. Miał na sobie idealnie dopasowane dżinś i czarną koszulkę polo na krótki rękaw.
- Nie jest ci chłodno? - zapytałam. Connor uśmiechnął się lekko.
- Jestem odporny na zimno.
Dlaczego nie czuję się tym faktem ani trochę zdziwiona?
- Poruszasz się bardzo cicho. - zauważyłam. Connor wzruszył ramionami.
- Musiałem się tego nauczyć jako dziecko. Kiedy byliśmy jeszcze mali ja, Riley i Cabel często bawiliśmy się w podchody z dzieciakami sąsiadów.
Pokiwałam głową, zastanawiając się jak wyglądał, kiedy był małym chłopcem.
- A ty? To znaczy... Takie obozy wydają się mało atrakcyjne dla takich... dziewczyn jak ty. - powiedział.
- Pytasz o to, dlaczego tu jestem?
- Nie. Znaczy tak. Poniekąd. Nie chciałem, żeby zabrzmiało to tak, jakbym miał coś przeciwko twojej obecności. Pytam z ciekawości.
Kolana ugięły się pode mną. A więc... Chyba mnie lubił. Zaśmiałam się nerwowo.
- Widzisz... Ja nigdy nie byłam jak te miastowe dziewczyny, które uczęszczają do mojego liceum. Zawsze lubiłam... spokój i naturę. Kiedy przyjechałam tutaj zeszłego lata po raz pierwszy, pomyślałam, że tutaj jest zupełnie inaczej, niż na tych obozach, na które jeździłam dotychczas. No i, poznałam oczywiście Amber. To ona namówiła mnie na tegoroczny wyjazd.
Ekhm, czy ja właśnie zwierzyłam się chłopakowi, którego praktycznie nie znałam?
Tym razem Connor pokiwał głową.
- W takim razie, chyba powinienem zmienić ci ksywkę. - odparł po dłuższej chwili milczenia. Zaśmiałam się.
- Mówisz o Miejskiej Dziewczynie? Zdecydowanie do mnie nie pasuje.
Nie chciałam przyznać się do tego, że tak naprawdę lubiłam kiedy mówił do mnie w ten sposób. Niemal czułam się wyróżnioną. Bo dlaczego niby nie nazywa tak Stacey, która również pochodzi z miasta?
- Zawsze możesz pozostać Leśną Dziewczyną. - rzucił, uśmiechając się lekko. Wywróciłam oczyma. - albo... Po prostu Kaylą.
Przeżyłam kolejny szok. Do tej pory byłam przekonana, że Connor nie zna mojego imienia. Pomijając ten jeden incydent, kiedy w moje urodziny złożył mi życzenia.
- Kayla? - udałam, że rozważam tę propozycję. - brzmi świetnie.
Jego zęby błysnęły bielą. Niemal skierowałam na niego światło latarki, by zobaczyć ten uśmiech. Tu i teraz, z dala od wszystkich, kiedy nie był moim przewodnikiem tylko osiemnastoletnim chłopakiem.
Oboje roześmialiśmy się. A potem, cóż... Sama do tej pory nie wiem, jak to się stało. W jednej chwili opierałam się o drzewo, patrząc wyczekująco w jego srebrzyste oczy, a w drugiej... Nasze twarze dzieliły tylko centymetry. Byłam pewna, że lada moment spełni się moje życzenie urodzinowe. Mało tego, jak desperacko pragnęłam tego, by tak właśnie było. Z każdą sekundą odległość pomiędzy naszymi ustami zmniejszała się, a moje serce waliło niespokojnie. Nagle z oddali dobiegło nas wycie i oboje znieruchomieliśmy. Był to samotny skowyt, jakby jakieś zwierze było w żałobie.
- Chyba powinniśmy wracać. - powiedział cicho Connor, odsuwając się ode mnie.
- Och... Tak. - skinęłam głową, niezdolna do powiedzenia czegoś więcej.
Oszołomiona podniosłam latarkę, by podświetlić drogę. Zaczęłam szukać ścieżki, byleby zająć się czymkolwiek.
- Właściwie, to w tę stronę. - Connor chwycił moją dłoń, by pociągnąć we wskazanym kierunku.
- Jesteś pewien?
- Absolutnie.
Co miałam robić? Poszłam za nim, choć uwierzcie mi, ze wszystkich sił pragnęłam przedłużyć nasz spacer. Póki co mogłam się rozkoszować tym, że przez całą drogę nie puścił mojej dłoni. Wkrótce zobaczyłam światła obozowiska.
- Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa. - powiedziałam, kiedy dotarliśmy do mojego namiotu.
- Jeżeli jeszcze kiedyś będziesz chciała w nocy pójść na spacer, daj mi znać. Nie jest bezpiecznie chodzić w pojedynkę. - powiedział, uśmiechając się. Miał niesamowicie seksowny uśmiech.
Pokiwałam głową i odwróciłam się na pięcie, by wsunąć się do namiotu.
- Kaylo? - odwróciłam się i spojrzałam na niego. Przez jedną cudowną chwilę miałam wrażenie, że jednak mnie pocałuje. - Nie wychodź już w tę noc samotnie z namiotu, dobrze?
- Jasne. - mruknęłam, czując rozczarowanie.
Dopiero kiedy zwinęłam się w kłębek w swoim śpiworze, przypomniałam sobie o Dean'ie. Po raz kolejny zadałam sobie pytanie, które niepokoiło mnie już od dłuższego czasu. Czy jesteśmy parą? Cóż, jeżeli rzeczywiście byliśmy, to nigdy tak naprawdę nie zachowywaliśmy się jak para. My... nie całowaliśmy się. I nigdy nie pragnęłam go tak bardzo, jak pragnęłam Connor'a. To było pewne.
A potem usłyszałam kolejnego, wyjącego wilka z tak bliska, że wydawało mi się, jakby był przed naszym namiotem. Pomyślałam, że powinnam się bać. Jednak, tak samo jak wcześniej z Connor'em, byłam spokojna.
Wtedy pomyślałam, że to, co wydarzyło się dzisiejszej nocy jest początkiem czegoś pięknego. Nie wiedziałam jeszcze, że w gruncie rzeczy było to nieprawdą.
Bo to miał być sam środek czegoś, co działo się już od dłuższego czasu. Czegoś zdecydowanie niepięknego, co miało zaskoczyć nas śmiertelnym niebezpieczeństwem.
I czegoś, co miało się potoczyć jak lawina śnieżna, wymykając się spod czyjejkolwiek kontroli.

Wstawiam na szybko. Przepraszam, że ostatnio nie ogarniam wszystkiego na czas, ale to dlatego, ze od dłuższego czasu mam poważne problemy z internetem. Dziękuję wszystkim za komentarze. Nic nie motywuje mnie tak bardzo, serio. ^^
AllSins - Jej, napisanie prawdziwej książki? To chyba za sporo, jak dla mnie. Ale w przyszłości na pewno o tym pomyśle, bo nie ukrywam, że marzy mi się to już od dłuższego czasu. Mimo wszystko, serdeczne dzięki za miłe słowa. Ach, i cieszę się, że czytasz te głupoty. O komentarze kompletnie się nie gniewam. ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stokrotka*
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 17542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:29:32 25-08-10    Temat postu:

Kurczę , te odcinki są nieziemskie, naprawdę zastanów się nad napisaniem tej książki. Bardzo długi i niezmiernie ciekawy odcinek i nie wiem jak ty to robisz, z tym chyba się trzeba urodzić. Kayla jest naprawdę zakręconą dziewczyną i ma chłopaka, z którym się nie całuję, poza tym ma fajne imię, a Connor jest tak samo tajemniczy jak ten las , w którym się znajdują.Czekam na nexta.!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ayleen
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 11 Mar 2009
Posty: 4673
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:23:54 25-08-10    Temat postu:

Dla mnie bomba! To był cudowny odcinek, pod każdym względem. Nawet jakby chciało sie do czegoś przyczepić, to nie ma do czego. Po prostu super!
Na początek, co do odcinka.. Kayla to odważna dziewucha! W życiu sama na jej miejscu nie wyszłabym z namiotu i skierowała się w stronę lasu. O nie, nie... no, ale jakby nie patrzeć Kayla tym razem nie była sama. Dobrze, że Connor był w pobliżu. Uwielbiam tego chłopaka! Jest bystry, inteligentny, czasami bywa też złośliwy, pewnym siebie chłopcem, ale i tak jest fajny! Nie ma co sie dziwić, że wzbudził zainteresowanie dziewczyny. Poza tym co do chłopaka... i tych legend, historyjek o wilkach, coś czuję, że to wiąże się z naszym Connor'em. Może sam jest wilkołakiem? Albo coś. ;D Czekam na new! Mam nadzieję, że szybko go dodasz. ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Iwi.
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 08 Lut 2007
Posty: 13088
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:15:36 25-08-10    Temat postu:

Kayla powoli zaczyna się zakochwiać w Connorze. Nareszcie mieli okazję trochę dłużej porozmawiać i bliżej się poznać. A nawet prawię się pocałowali... niestety, prawie. Ale jak to mówią, wszystko w swoim czasie.
Coś mi się wydaje, że wilkołaki naprawdę istnieją, a Connor jest jednym z nich. Kaylę głęboko poruszyła ta opowieść, nie bez powodu z pewnością.

Rozwala mnie to :
Wielkie Wredne Kłamstwo Kayli Hathway Numer [...].
Czytając ten tekst czuję się, jak kilka lat temu, czytając Pamiętnik Księżniczki

Czekam na new
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunshine
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 25777
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:22:06 26-08-10    Temat postu:

Zgadzam się z Iwi. ten tekst jest powalający. Szczerze mówiąc to żal mi troche tego Dean'a, Kaylę ciągnie do Connor'a i mam wrażenie, że chłopaka zdaje sobie z tego sprawę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak mi się wydaję. Chłopak jest niebezpieczny i dla tak obeznanej czytelniczki powieści wampirycznych i fantasy jak ja jego wypowiedzi brzmią jak wykręty.
Czekam, Sin
Powrót do góry
Zobacz profil autora
namida1991
King kong
King kong


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2837
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Gdańska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:51:20 26-08-10    Temat postu:

Connor jest boski, idealny pod każdym względem... Dobrze, że Kayla nie była sama.... Żeby mieć tyle odwagi i wyjść z namiotu?
Biedny Dean...
A jak było blisko do pocałunku Kayli i Connora
Nie mogę się doczekać następnego odcinka... Piszesz bajecznie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:50:07 01-09-10    Temat postu:

dubel.

Ostatnio zmieniony przez LunaLovegood dnia 20:36:43 01-09-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LunaLovegood
Motywator
Motywator


Dołączył: 11 Paź 2009
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:19:07 01-09-10    Temat postu:

Rozdział VI

Żyję dalej w strachu przed strachem.
Strach czai się w dzień, aby wyskoczyć w nocy.


- Hej - Usiadła obok mnie na kłodzie. - Musimy pogadać.
W milczeniu spojrzałam na przyjaciółkę. Wszystkie trzy jadłyśmy to samo na śniadanie: paczkowane kanapki i kilka batoników proteinowych. Leal spojrzała na Amer i wzdrygnęła się, szybko odwracając wzrok.
Dochodziła dziesiąta rano. Gdzieś za moimi plecami świergotały ptaszki, a lekki wiaterek cichutko poruszał koronami drzew. Czułam się znakomicie, choć w nocy spałam zaledwie kilka godzin.
Niektórzy z obozowiczów siedzieli już na porozstawianych wszędzie kłodach, bądź wylegiwali się w cieniach drzew. Inni, jak na przykład Cabel, czy też Connor wciąż chrapali w swoich namiotach. Temperatura powietrza nie przekraczała dwudziestu stopni, a na błękitnym niebie zalegały deszczowe chmury. Jeremy odwołał naszą dzisiejszą wędrówkę. Twierdził, że późnym popołudniem może zaskoczyć nas deszcz. Z niczym się nie spieszyliśmy, to było całkiem miłe.
- Kaylo... - zaczęła Amber rześkim tonem, nachylając się w moją stronę. Przygotowana na jakąś świeżą porcję plotek, bądź szczegółowy opis snu, podniosłam puszkę niskokalorycznej coli do usty. Czułam się naprawdę wspaniale.
- Wiem, że to być może zabrzmi dziwnie, ale... Cóż, obudziłam się w środku nocy i mogłabym przysiąc, że nie znalazłam Cię w swoim śpiworze.
Sączyłam powoli puszkę coli. Przy słowach "nie znalazłam Cię" prysnęłam napojem, który miałam w ustach, na Leal siedzącą naprzeciwko. Amber wydawała się wcale nie zdziwiona brakiem mojej nocnej obecności w namiocie.
- O mój Boże - powiedziałam, nachylając się nad kłodą, żeby obetrzeć serwetką bluzę Leal. - Och, Leal, tak mi przykro...
- Nic się nie stało, Kayla.
Leal powiedziała to głosem pełnym współczucia, tak jakby spotkało mnie wielkie nieszczęście. I miała rację. Natychmiast spłonęłam jaskrawym rumieńcem.
- Nie mogłam spać i... - odwróciłam się w stronę Amber. - Postanowiłam się przespacerować.
Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale powiedziałam przecież prawdę. Nie dodałam jednak, że towarzyszył mi Connor.
- No cóż... - powiedziała Amber, ułamując kawałek batonika i pakując go sobie do ust. - Rozmawiałam z Riley'em i on również mógłby poświadczyć, że Connora nie było w namiocie. Akurat w tym samym czasie, kiedy zniknęłaś ty, wiesz? - mówiła z pełnymi ustami.
Nerwowo przełknęłam kęs kanapki. Czułam się zupełnie, jakbym żuła kawałek kartonu, który nie chce przejść przez gardło.
- Nie wiem do czego zmierzasz, Am. - powiedziałam z udawaną obojętnością. Tak naprawdę miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Och, do niczego takiego. Właściwie, to chciałam powiedzieć Ci tylko, żebyś następnym razem dobrze dosunęła suwak tropiku. Strasznie wiało po nogach, kiedy już wymknęłaś się z namiotu. - powiedziała, uśmiechając się lekko i puszczając do mnie perskie oko.
O mało nie zakrztusiłam się kanapką. Leal bezradnie wyciągnęła dłoń, by poklepać mnie po plecach.
- Amber... - powiedziała oskarżycielsko. Z jej oczu bił niezmącony spokój. Amber wywróciła oczyma i zaśmiała się serdecznie.
- Pójdę po wodę. - wymamrotałam, nadal się krztusząc i walcząc z okruchami, które utknęły w przeponie. Zanim którakolwiek z nich zdążyła odpowiedzieć, ja już wystrzeliłam w górę i pognałam przez obozowisko. Odetchnęłam dopiero, kiedy znalazłam się wystarczająco daleko, uwolniona spod czujnego oka Amber.
- Hej, widział ktoś Stacey? - zapytał głośno Riley, z patelnią w ręku.
- Mówiła coś o zrywaniu jarzyn... - rzuciła obojętnie Leal, z drugiego końca polany.
- Mógłby ktoś po nią pójść? Jajecznica jest już gotowa...
- Och, ja pójdę! - rzuciłam natychmiast. Wszystko było lepsze od rozmowy z dziewczynami. Nawet szukanie zarozumiałej Pani Balonów. A przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.

- Och, auć. - syknęłam, gwałtownie puszczając gałąź, która zdradliwie ukuła mnie w dłoń. Rozmasowałam obolały nadgarstek, na którym pojawiły się dwie głębokie szramy.
To było zdecydowanie coś na mój styl. Pakować się do zupełnie nieznanego lasu na poszukiwania dziewczyny, której praktycznie nie lubiłam. Powiedzcie sami, czy nie mogło mnie spotkać nic gorszego?
W roztargnieniu przemierzałam wyraźnie zaznaczony szlak, do którego skierował mnie Riley. Powiedział, że Stacey znajdę gdzieś w pobliżu ścieżki, gdzie rosną krzewy owoców. Kłopot w tym, że przeszłam już spory kawałek naznaczony przez rosnące tu i ówdzie jagody, a po Pani Balonów ani śladu. Dokąd, do cholery, ona polazła szukając tych jagód? Przecież mijałam już tysiące wyglądających tak samo krzewów, nie wierzę w to, że musiała zapuszczać się tak daleko, żeby nazbierać koszyczek drobnych owoców.
Choć usilnie starałam się zrozumieć zaistniałą sytuację, nie potrafiłam znaleźć rozsądnych powodów, dla których Stacey opuściła szlak. Nie pytajcie skąd, ale miałam takie głupie przeczucie. Po prostu wiedziałam. Wiedziałam, że Stacey z nieznanych mi powodów zboczyła ze ścieżki i prawdopodobnie skręciła w lewo, przedzierając się przez gęste zarośla. Może wiedziałam to po części dlatego, że na lewo od miejsca, w którym się zatrzymałam dostrzegłam świeże wgniecenie w krzewach, w które nikt o zdrowych zmysłach nie miałby ochoty się wpakować.
Chyba że wcale nie przyszedł tu na poszukiwania jagód.
Ledwie zdążyłam się oswoić z tą myślą, a wesoły świergot ptaków i ciche świszczenie cykad przerwał odbijający się echem od drzew wrzask. Wrzask pełen strachu i niepewności. Nie zrozumcie mnie źle, nie miałam jakichś tam paranormalnych zdolności, ale kiedy usłyszałam ten krzyk po prostu wiedziałam, że wydobył się on z krtani Stacey. Wiedziałam też, że koniecznie muszę ją odnaleźć, a żeby to uczynić muszę wpakować się w kujące krzewy, przez które całkiem niedawno przedzierała się Stacey.
Dlatego bez większego zastanowienia zanurkowałam pod grubą gałęzią i pognałam pomiędzy drzewami, czując jak stopy grzęzną mi w wilgotnej ściółce.
Nie wiem, co kierowało mną tego dnia. Przez jedną chwilę zastanawiałam się, dlaczego właściwie to robię. Przecież nigdy nie rozmawiałam z tą dziewczyną, a nawet żywiłam w stosunku do niej pewne niechęci. A mimo wszystko robiłam to wszystko właśnie dla niej. Gnałam na połamanie karku dla osobnika, do którego żywię nieprzyjazne stosunki. Czy to nie jest dziwne?
A potem zobaczyłam ją. Stała nieopodal mnie ze strachem wymalowanym na pięknej twarzy. Miała no sobie różowy dres, a jej ciemne, perfekcyjne loczki podskakiwały w rytm drżenia jej ciała. Z otwartymi ustami wpatrywała się w coś, czego ja nie mogłam dostrzec ze względu na otaczające mnie drzewa. Ale w końcu dostrzegłam, kiedy nieświadomie zrobiłam kilka kroków do przodu, zbliżając się do dziewczyny. Na przeciwko nas stało piękne, czarne zwierze o lśniącej sierści, w której odbijały się promienie popołudniowego słońca. Sama do tej pory nie wiem, co właściwie w tamtej chwili przypominało mi to zwierze. Wielkością mogło równać się małemu niedźwiadkowi, a wyglądem przypominał wilka. Ale nie oczy. Oczy pozostały zimne i błękitne, świadome niczym oczy człowieka.
Zwierze zawarczało ostrzegawczo, kiedy stanęłam obok Stacey. Niestety nie byłam w stanie dostrzec reakcji dziewczyny, ale musiała niezmiernie się cieszyć z mojego przybycia, bo po chwili poczułam jak jej szczupłe palce zaciskają się wokół mojego nadgarstka. Stacey była przerażona i wcale nie musiałam spojrzeć w jej oczy, by to stwierdzić. Wystarczyło to, co ja sama odczuwałam względem wilka, który nieopodal szykował się do skoku na nas. Przez chwilę w przerażeniu obserwowałam, jak wilk otwiera szeroko pysk, z którego toczy się piana, a potem ugina silne łapy, prężąc się do skoku.
I wtedy właśnie powiedziałam słowo, które instynktownie wypłynęło z moich ust.
- Wiejemy.
Chyba nie muszę tłumaczyć, że tak właśnie uczyniłyśmy. Przez całą tą gonitwę usilnie starałam się nie zgubić Stacey, która uczepiła się mojego rękawa. Na całe szczęście Stacey była w dobrej formie i bez wysiłku dotrzymywała mi kroku.
Z początku po prostu gnałyśmy przed siebie, nie mając jakiegoś większego celu. Słyszałam jak za naszymi plecami wilk ujada, praktycznie depcząc nam po piętach. To było śmieszne. Przez chwilę miałam wrażenie, że to zwierze bawi się naszym kosztem. Bo przecież gdyby chciało, bez większego wysiłku dopadłby nas, obie powalając na ziemię. Ale nie uczynił tego, a my wciąż gorączkowo biegłyśmy przed siebie, potykając się o własne nogi.
A potem wydarzyło się coś, czego za żadne skarby świata nie przewidziałabym. Stacey w jednej chwili biegła obok mnie, ściskając moje palce, a w następnej po prostu znikała mi z oczu. W kilka sekund później dryfowałam gdzieś pośród napierającej ze wszystkich stron ciemności.

Ktoś niewątpliwie potrząsał moimi ramionami, gorączkowo wykrzykując moje ramię. Przez jedną cudowną chwilę miałam wrażenie, że tym kimś jest nie kto inny, jak Connor. Dlaczego właśnie Connor? Sama nie wiem, może dlatego, że od dłuższego czasu to właśnie o nim myślę, kiedy budzę się każdego ranka. A potem z żalem stwierdziłam, że osobą potrząsającą moimi ramionami wcale nie jest Connor.
- Och, Bogu dzięki. - sapnęła, kiedy już otworzyłam oczy. Stacey pochylała się nade mną z ulgą wymalowaną na pięknej twarzy. Jej prawy policzek przeszywała głęboka bruzda, a po lewej stronie czoła pulsował bólem guz wielkości piłeczki golfowej. Mimo to i tak wyglądała ślicznie, naprawdę. Zupełnie jak na tych filmach katastroficznych.
Kiedy wszystko odzyskało swoje kształty i wreszcie pozbyłam się wciąż tańczących mi przed oczami plamek, rozejrzałam się w milczeniu dookoła. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie znajdowałam się w swoim namiocie. Otaczały mnie kępki trawy powrastane w ziemne ściany. Tu i ówdzie rozciągał się gęsto porośnięty mech. I wtedy przypomniałam sobie wszystko. Wielkiego czarnego wilka, ucieczkę, a potem znikającą mi sprzed oczu Stacey. Uniosłam głowę, by z przerażeniem dostrzec białe chmury zasnute wysokimi koronami drzew. Nie siedziałyśmy nigdzie w pobliżu obozowiska ani żadnej zielonej polanki. Tkwiłyśmy w wysokim na całe dwa i pół metra dole. Serio.
- Myślałam, że nie żyjesz. - powiedziała cicho Stacey. Dopiero wtedy dostrzegłam, że po jej policzkach obficie płyną łzy.
W milczeniu potrząsnęłam głową, podkurczając nogi.
- Och, uważaj - szepnęła, a jej twarz wykrzywił grymas bólu, kiedy próbowałam stanąć na nogach. - ja... chyba zwichnęłam kostkę.
Z osłupieniem spojrzałam na jej wykręconą pod dziwnym kątem kostkę. Och, tak rzeczywiście była zwichnięta, paskudnie zwichnięta. Zacisnęłam usta, myśląc o tym, jaki ból musi znosić Stacey.
- Och, Stacey. - szepnęłam, kucając obok jej kostki. Prawda była taka, że nie miałam kompletnego pojęcia o udzielaniu pierwszej pomocy.
- Nic nie można z nią zrobić. - powiedziała, zanim zdążyłam choćby przyłożyć dłoń do jej nogi. Pokiwałam głową. Stacey to twarda sztuka, nie ma co.
- Jak długo byłam... eee, nieprzytomna? - zapytałam, rozglądając się dookoła. Żadnej możliwości wspięcia się do krawędzi urwiska. Chyba, że ktoś podsadziłby mnie, a ja wspięłabym się i pobiegła po pomoc. Ale tak się składało, że jedyną osobą, która mogła to zrobić była dziewczyna ze zwichniętą kostką.
- Dwie godziny. - powiedziała drżącym głosem.
Dwie godziny? Byłam nieprzytomna dwie godziny? Och, nie dziwię się, że Stacey uznała mnie za martwą.
- Mocno uderzyłaś się w głowę, możesz mieć wstrząs mózgu. - ciągnęła cicho.
- A ty? - zapytałam, ignorując tę wzmiankę o wstrząsu mózgu. Co jak co, ale głowę miałam twardą. - Ciągle byłaś przytomna?
Stacey potrząsnęła głową, a jej ciemne proste włosy obiły się o policzki.
- Straciłam przytomność dosłownie na kilka minut. Kiedy się obudziłam... Nie było go w pobliżu.
Od razu wiedziałam, o kim mówi Stacey. Czarny wilk, który zapędził nas w ten dół.
- I... i nikt nie przyszedł? - zapytałam z rozczarowaniem.
- Nikt. - potwierdziła ponuro, a po zaróżowionych policzkach popłynęły kolejne łzy. - Krzyczałam, ale nikt nie przyszedł...
Przez chwilę łkała cicho, dopóki nie usiadłam obok niej. Było mi jej cholernie szkoda. W zupełności zapomniałam o niechęci, którą żywiłam do niej jeszcze kilka godzin temu. W gruncie rzeczy była miłą, uczynną dziewczyną, przecież nie sposób jej nie polubić. Wcale nie dziwiłam się Connor'owi, że podobała mu się, bo prócz tego, że była miła, była też bardzo urodziwa.
- Przyjdą. - powiedziałam, próbując ją pocieszyć. - Musimy uzbroić się tylko w cierpliwości.
W gruncie rzeczy sama nie wierzyłam w to, co wygadywałam. Oddaliłyśmy się spory kawałek od szlaku, byłam pewna, że nikt nie uwierzy w nasze rzekome zniknięcie w głebi lasu. Ja nigdy nie zboczyłabym z dróżki. I w tym właśnie tkwi problem. Jeżeli Jeremy, Connor, Cabel, Riley i Amber będą rzeczywiście nas szukać, najpierw przeszukają wzdłuż i w szerz każdy szlak, po którym mogłabym się udać. A to może potrwać bardzo długo. Kto wie, jak długo ja i Stacey będziemy w stanie wytrzymać w tym miejscu.
Odchyliłam głowę, by stwierdzić, że z nieba pada deszcz. I wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że przy odrobinie nieszczęścia prawdopodobnie obie tutaj umrzemy. Pomyślałam o rodzicach. Serce zacisnęło się boleśnie, ale nic nie byłam w stanie na to poradzić. Musiałyśmy czekać.


Przepraszam, że rozdział wyszedł taki długi, ale miałam pewne problemy z podziałem odcinków. Bardzo, bardzo dziękuję za tak miłe i podtrzymujące na duchu komentarze. Życzę miłego czytania. ; D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
namida1991
King kong
King kong


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2837
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Gdańska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:49:44 02-09-10    Temat postu:

Jejku... Koleżanka widziała Kaylę z Connorem
Że też Kayla poszła szukać dziewczyny, której wcale nie lubiła... Chociaż w sumie dobrze zrobiła, bo mogło coś jej się stać... A ten... wilk? Co lub kto to był? Ach, biedne dziewczyny.... Czy ktoś je uratuje?
Czekam na nowy odcinek...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Telenowele Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin