Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 119, 120, 121 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:22:09 12-02-10    Temat postu:

Witam Was wszystkich ponownie i dziękuję za cierpliwość. Nowe moce, nowe pomysły, nowe wątki i nowe epizody, czyli moja opowieść powraca z nową siłą. Na pcozątek malutkie promo, które może wyjaśni Wam, co się niedlugo wydarzy...albo zamiesza jeszcze bardziej .

[link widoczny dla zalogowanych]

alicja z krainy czarów - Co prawda nie znam Sheldona, ale chętnie zajrzę i dowiem się, co też takiego pisze, bo stawianie go na równi z Cobenem o czymś świadczy. Z drugiej strony jednak chyba mnie przeceniasz, bo wymienieni przez Ciebie autorzy należą do uznanych mistrzów gaatunku, a ja tylko piszę sobie pewną skromną historię o miłości . Jednak po raz kolejny bardzo Ci dziękuję.

Uwielbiam mieszać wszystko ze wszystkim, ale tak, żeby nie stracić umiaru i każdego było po trochu. Zresztą sam romans nie miałby za bardzo racji bytu, powinno się coś dziać, aby nasi bohaterowie nie czuli się za bardzo bezpiecznie i nie byli pewni tego, że na końcu się zejdą i nie warto się starać . A przy okazji czasem można nieźle zaskoczyć Czytelników .

Albo mi się wydaje, albo zdania na temat Ricardo są podzielone. Jedni go lubią, inni chyba nie za bardzo . Ty należysz go osób, które uważają go za swego ulubieńca i osobiście mnie to cieszy, bo moim celem było stworzenie niebanlnej postaci, która ma swoje dobre i ze strony. A co najważniejsze, z którą można się związać i przeżywać jej losy. Niemała w tym zasługa aktora, który gra u mnie RR - uwielbiam go po prostu i strasznie lekko mi się pisze sceny z nim - pewnie to wpływ tego mojego uwielbienia, to moja muza, można tak powiedzieć ;D. Przynajmniej do tej postaci.

Mafiosami...Sama uwielbiałam Abruzzi'ego z "Prison Break", więc dobrze Cię rozumiem. Do tej pory nie mogę odżałować, że mi go zabili ;P. A każde słowo Ricardo i Velasqueza będzie ważne, przynajmniej na ten temat, bo przecież wszyscy wiemy, że ta sprawa nie przyschnie, tylko wyjdzie na światło dzienne - przynajmniej dla Czytelników .

Tak, masz rację, Nestor mógłby wiele powiedzieć, ale tu pojawia się pytanie - co takiego powiedzieć? Czy aby na pewno on był przy całym zajściu? Gdyby Nestor podejrzewałby Ricardo o morderstwo, czyż nie doniósłby na niego policji? Wydaje się więc, iż Rodriguez jest w takim razie niewinny - ale czy to prawda? Dedykujesz właściwie, że Ricardo nie wzdryga się na myśl o dawnym przyjacielu, ale czy na pewno wtedy nie był zupełnie kimś innym, czy nawet słowa, które kiedyś wypowiedział do Sonyi, nie były zwykłym kłamstwem, a potem dopiero się zmienił? "Nie jestem dobrym człowiekiem, Sonyu" - pamiętasz, jak jej to powiedizał? Kto wie, co wtedy miał na myśli. Może dlatego tak bardzo się broni przed pewnym uczuciem...

Ewentualnie to dobry człowiek i wszystko to jest bzdurą ukn utą przez Francisco...Tylko po co by to szeptał sam do siebie? .

A Nestor może wróci, może, może....

Dzieci żyją, co nie znaczy, że żyć będą nadal . Ale na razie nie planuję dzieciobójstwa, inna sprawa, że ja odcinki wymyślam na bieżąco, więc kto wie, co wymyślę następnym razem ;P. I być może masz rację co do Rosy, w sumie tylko ona im źle życzy - to znaczy dzieciom. Gdyby sprawa doszła do znanych nam policjantów, może dowielibyśmy się czegoś więcej...

Andrea może traktowała Juana jak śmiecia, ale to przez Sonyę on zginął - oczywiście według pokręconej logiki Rosy.

Panie Gambone nie odpuszczą tak łatwo, tego możesz być pewna. W końcu to panie Gambone, które zawsze mają w zanadrzu jakiś plan. Inna sprawa, na jak długo im wystarczy sprytu. A Carlos może faktycznie zwrócić się ku Luisowi, co nie znaczy, że zapała od razu jakimiś ojcowskimi uczuciami. Tym bardziej, że chłopak pewnie mu tego nie ułatwi. Romans Sandry z Carlosem...? A Monica? Pogrążona w smutku po utracie męża oddaje się na łaskę Pabla? Ciekawy pomysł, nie powiem .

Felipe może budzić śmiech, to prawda, ma być u mnie takim viallinem, ale z domieszką czarnego humoru, jednakże i on potrafi pokazać pazurki. Już raz skrzywdził Viciane, kobietę, która rzekomo kochał, więc kto wie, co może zrobić i teraz, kiedy ona od niego odeszła. Co prawda Felipe nie wie o gwałcie, jaki jej zadano, wie tylko o swoim, ale czy to zmieni jego chęć pożądania? Masz rację, fakt zadania się jego ukochanej kobiety z niepozornym doktorkiem bardzo go ubódł, ale być może mimo wszystko nie jest pisane szczęście kobiecie, któa tyle wycierpiała i może Felipe potrafi jednak zemścić się na doktorku i na jego ukochanej? Bolivares ma odwagę, ale chyba do końca nie zdaje sobie sprawy, z kim ma do czynienia...A na horyzoncie jest Virgina, która kto wie, czy zapomniała już o Victorze...

A i wątek Daniela na sam koniec na został ;D. Fakt, chłopak wygadał się z pewnymi rzeczami i teraz rekacja Ricardo może być bardzo ciekawa . Zauważyłaś jeden fakt, do którego Ricardo sam się nie przyznaje - on jest o nią zazdrosny - czy jako o kobietę, to już on sam nam powie, jak zajrzy w głąb własnej duszy, ale trafia go i to jest pewne ;D. Ramirez faktycznie może sporo zaszkodzić tym swoim uwielbieniem do Julio, bo przez to inaczej patrzy na Sonyę, która bądź co bądź do brzydkich i złych nie należy, co jest jej dodatkowym atutem. Daniel i Ricardo - oj, będzie się działo .

Ślimak - Ja też jestem w końcu .

Dziękuję za gratulację, ja też jestem dumna, że mam takich Czytelników, jak Wy. Wiem, że zdarzają mi się gorsze odcinki, jeśli na taki natrafisz wal śmiało, nie wstydź się . I postaram się nie zarysować nikogo swoją złośliwą kredką ;D, tak, abyś był dumny z mojej pary ;D. Tylko pytanie, co z tego wyjdzie, bo czy Andrea tak łatwo zrezygnuje z CSM i zacznie zadawać się z Manolo? I to przy jej aspiracjach społecznych? A Cardony nienawidzę coraz bardziej, więc nie bój się, Fernandez będzie jeszcze gorszy...a może to znaczy lepszy?

Dickens, Ty zaś mnie do innego wspaniałego autora porównujesz. Ludzie, nie jestem geniuzem, nie przesadzajcie, ja tylko kocham pisać przedz duże "K" .

Francisco to psychopata, to fakt. Ale cholernie inteligentny psychopata. Kto wie, czy akurat teraz nie mówi prawdy? Poza tym po co miałby kłamać przed samym sobą? Może jego słowa nic nie dadzą, poza jedną, ważną rzeczą - ewentualnym zwątpieniem Sonyi w RR, albo nawet odgrzebywaniem tamtej sprawy, co na pewno nie będzie dobre dla rozprawy o dzieci. Być może Velasquez zrobi więcej bałaganu, niż się wydaje...

Carlosowi syn zwisa, ale może mieć niedługo przymus zainteresowania się nim. Kto wie, co naa to biedny chłopak? A i Monica przecież coś do tego dopowie, w końcu i ona musiałaby się zajmować wnukami Carlosa, nie chcąc stracić zaufania małżonka ;P.

Mam cel w śmierci Eduardo, ale kto wie, czy pozytywny. Może po prostu to kolejna kłoda rzucona pod nogi wiesz, komu? I niestety muszę Cię rozczarować - zarówno SSM, jak i RR będzie dużo - w końcu sam ich uznałeś za protków ;D.

RR jako lew broniący swojego stada - oj, co mi się wydaje, że Cię zaraz chłopak zaskoczy ;D. A Rosa...może i masz rację, a może nie...

Jakiej Andrei Montenegro? .

cris - Uj, tu mnie zaskoczyłaś. Czyżbyś nie była po stronie Ricardo, jak większość moich Czytelników?? Czy on jest aż tak zły? . I zapraszam do kolejnego nadrabiania, już się cieszę na Twoje komentarze.

Bloody - Witaj w domu . Cieszę się, że wróciłaś i mam nadzieję, że już zostnaiesz do końca tej telki, mimo, że koniec jest jeszcze...dość daleki .

Andrea najfajniejszą postacią, o kurcze. Cieszę się, że jednak ktoś ją lubi, bo ostatnio wszyscy na nią najeżdżali. To znaczy lubi w sensie, że uważa, że udała mi się ta postać, bo lubić ją za charakter, to chyba jest trudno. A Carlos...o nim, to już by tomy pisać ;D. Jak ja go zmieniłam od początku historii, to się nawet sama dziwię ;D. Co nie znaczy, że nie będzie jeszcze ciekawiej w jego przypadku.

Hm, wydaje mi się, że Natalia jest całkiem miłą postacią i na pewno jest lepsza od Monici .

Ricardo. Nie wiem, czy istnieją takie leki, ale na 99,9 % tak. Nie powiem Ci, co się dalej z nim stanie, ale jeżeli wytrzymasz jeszcze trochę, to może czekać Cię pewne zaskoczenie . A co do uśmiercania, to niestety, trochę jeszcze tego będzie ;(.

A ja za Tobą! .

Zapraszam na odcinek 218...

------------------------------------------------

Odcinek 218

- Zgwałciłem cię? - zdumiał się Rodriguez, ale w jego głosie nie słychać było gniewu, a zaciekawienie. - Kiedy?

- Przyznam, że dziwię się, że z nim mieszkasz, ale może cię zmusił! - zapędził się Ramirez, nadal będąc pod wrażeniem faktu, iż znalazł kogoś, z kim będzie mógł dzielić miłość do brata, a i po trochu samej Sonyi.

- Zmusiłem cię do mieszkania ze mną? - pytał dalej Ricardo, siadając obok na fotelu. - I co takiego jeszcze ci zrobiłem?

- To nie tak, zaczekaj! - Sonya próbowała odkręcić to, z czym wyskoczył przybysz, ale sytuacja zaczęła się jeszcze bardziej komplikować po kolejnych słowach narzeczonego:

- Nie ma mowy. Jestem żywo zainteresowany moimi winami. Dalej, miły gościu, powiedz mi wszystko, co uczyniłem tej dziewczynie.

- Może lepiej nic już nie powiem - przystopował syn Eugenii, zdając sobie sprawę, że chyba wypowiedział kilka zdań za dużo.

- Ależ oczywiście, że powiesz! Całą listę moich wad i historię, jak skrzywdziłem biedną matkę moich dzieci. A nie, przepraszam, wtedy jeszcze nią nie była. Wiem już o gwałcie, co poza tym jeszcze się wydarzyło? Kazałem jej mieszkać tutaj wbrew jej woli i...? - Ricardo zawiesił głos, jakby czekał na dokończenie pasjonującej opowieści.

Chcąc nie chcąc, Ramirez musiał streścić całą resztę, którą znał z ust Gabriela Abarca. I tak oto Rodriguez dowiedział się, że poza wymienionymi wcześniej uczynkami przyczepił się do Sonyi jak rzep, nie chciał dać jej spokoju, cała jego miłość - jakakolwiek by ona nie była - jest bzdurą, a stan umysłowy pozostawia wiele do życzenia.

- Rozumiem, rozumiem - powiedział potem syn Cataliny. - A teraz wyznaj mi śmiało, kto ci tego naopowiadał.

- Może lepiej zachowam to dla siebie, zgoda? - poprosił Daniel, czując się conajmniej niezręcznie.

- O ile chcesz stąd wyjść, a wiesz, że - jak sam przed chwilą przyznałeś - jestem niebezpieczny i nieobliczalny - natychmiast odpowiesz na moje pytanie.

Ramirez przez moment poczuł się jak na audiencji u samego Ojca Chrzestnego, który mówiąc dobitnie, chociaż niezbyt wiele, wymaga wszelkich informacji, jakie są mu potrzebne. Zaczął się nawet obawiać gospodarza, bo już nie miał wątpliwości, kto tu rządzi. Rzucił tylko okiem na skuloną Sonyę, starającą się być jak najmniejszą, a potem dodał:

- Pośrednio od niej - wskazał ręką na dziewczynę. - Ale jeżeli cokolwiek jej za to zrobisz, ostrzegam, że nie zostawię tak tej sprawy i...

- Zamknij się - przerwał mu Ricardo. - Obrońca uciśnionych się znalazł. Kiedy ci to wszystko wyznała, podczas tej krótkiej rozmowy dzisiaj?

- Nieważne! - podniósł głos Daniel, próbując nie stracić resztek godności.

- Ważne, ważne. Słuchaj, ośle. Nie wiem, kim jesteś, ani czego tu szukasz, ale jeżeli kiedykolwiek jeszcze cię tu zobaczę...- zawiesił znacząco.

- To brat Julio! - wyrwała się Sonya, całkowicie zaskoczona nowym wcieleniem swojego przyjaciela. Co mu się stało? Czyżby aż tak się obraził? Ale przecież nie wyglądał na złego, tylko na...groźnego?

- Tego Julio, jak mniemam? Czyli razem wspominacie przeszłość. I dlatego trzymacie się za ręce?

Jakże ogromny kamień spadł z serca siostrzeńcowi Valerii! Tych dwoje łączyła nie miłość, ale po prostu wspólne uczucie do zmarłego! A on się tak bał...nie wiedział, czego, ale bał się...I to panicznie.

- Dokładnie! A ty wpadasz tutaj i od razu na niego krzyczysz! - odważyła się córka Carlosa, trochę śmielsza po reakcji ojca dzieci.

- Widać, że to jakiś bandyta! - poparł ją Daniel. - Lepiej by było, jakbyś się stąd wyprowadziła, sama mówiłaś, że to bardziej podejrzany typ od twojego byłego męża, Mario Messiego.

Zapadła cisza. Rodriguez wcześniej chwycił szklankę z napojem i miał zamiar się z niej napić, jednak tylko ją podniósł i tak zamarł. Sonya spojrzała na niego z przerażeniem, nie mając pojęcia, jak zareaguje.

- Jestem gorszy od Messiego? - padło wreszcie.

- Mówiłam różne rzeczy na przyjęciu weselnym Monici, bo byłam na ciebie wściekła! - wybuchnęła wreszcie dziewczyna. - To było dawno temu, powiedziałam to do Gabriela, przyjaciela Allie, a ten jakimś cudem przekazał to Danielowi! Nic z tego nie jest prawdą i oboje to wiemy! Wiele dni byliśmy osobno, cierpieliśmy, nawet kiedyś wyrzuciłam ci w twarz, że cię nienawidzę, a dobrze wiesz, że tak nie jest! Jeszcze nawet dzisiaj, jakąś godzinę temu przytulałam się do ciebie i wyznałam ci miłość, pamiętasz?

- Pamiętam - potwierdził. - Pocieszałem cię wtedy po tym, jak się wystraszyłaś, że coś stało się naszym dzieciom. Wtedy byłaś miła, to prawda.

- Ty też obdarzyłeś mnie tym samym! Ricardo, proszę...Możemy już przestać się na siebie boczyć? To znaczy ty boczysz się chyba na mnie, bo tak pytasz o wszystko, drążysz temat, a tamte dni nie mają żadnego znaczenia.

- Bo nie mają - odparł jej spokojnie. - Siedziałem sobie w szpitalu dla psychicznie chorych, sam, jak palec, a ty nawet mnie nie odwiedziłaś. Rozumiem, że przez pewien czas nie było wolno, ale jakoś Abreu codziennie się o mnie pytał. Co ciekawe, dowiaduję się, że nie tylko nie przyszłaś, ale nawet zabawiałaś się opowiadaniem o mnie bzdur i to do obcych. Nasz pierwszy raz sprowadziłaś do zwykłego gwałtu, jakby zapominając, że sama mnie o niego prosiłaś. Potem dorzuciłaś inne rzeczy, które w ogóle nie miały miejsca, a na dodatek okazuje się, że lepszy był ten, który okładał cię biczem. Masz rację, nic się nie stało.

I wyszedł z pokoju.

Valeria również miała zamiar poznać gościa, udała się więc do miejsca, gdzie przebywał. Dotarła jednak tylko do kuchni i zatrzymała się w pół kroku. Przy stole stał Ricardo i coś robił, nie widziała, o co dokładnie chodzi, bo stał do niej tyłem.

- Wszystko w porządku? - spytała, wchodząc do pomieszczenia. - Miałeś chyba iść do Sonyi?

- Byłem - odpowiedział jakoś chrapliwie. - Jest bardzo zainteresowana swoim nowym przyjacielem, nie będę jej przeszkadzał.

- Nie sądzę, żebyś...- urwała. Coś zdecydowanie było nie tak. Podeszła bliżej i rzuciła okiem na blat. Po drewnie tańczył nóż, obracając się wkoło dzięki sprawnym palcom Rodrigueza. Wciąż te same ruchy, kręcił się, jakby nigdy nie miał przestać.

Guardiola położyła siostrzeńcowi rękę na ramieniu.

- Spójrz na mnie - poprosiła.

- Proszę, nie wypytuj mnie o nic, ciociu - odparł, nadał plecami do niej. - Zajmij się Danielem, to bardzo ciekawy koleś. I ma tak interesujące rzeczy do powiedzenia, że aż się zdziwisz.

- Czyżby cię obraził? Jeżeli tak, zaraz wyrzucę go z naszego domu. Czy w ogóle powiedział ci, czego chce od Sonyi?

- To brat Julio, jej zmarłego chłopaka, oboje siedzą i wspominają tamtego Ramireza. Proszę, zostaw mnie, naprawdę chcę być sam.

Spełniła jego prośbę, chociaż miała nieprzyjemne wrażenie, że robi źle. Ricardo po jej wyjściu nareszcie porzucił nóż i otarł rękawem cieknące z oczu łzy.

- Dobra, nie będę się załamywał, w sumie idzie tak, jak sobie zamierzyłem. Pojawił się jakiś mężczyzna, prawie równy jej wiekiem, całkiem przystojny, to trzeba przyznać. A ja się znam na facetach, czyż nie? - zaśmiał się gorzko sam do siebie. - Ona w niego patrzy jak w obrazek, on w nią też, na razie nic nie przypuszczają, ale ja już widzę, że niedługo się w sobie zakochają. Julio ich połączy! - znów się zaśmiał, tym razem z większym bólem, niż wcześniej. - Wezmą ślub i będą szczęśliwi...- mówił coraz ciszej. - Zajmą się moimi dziećmi, one wreszcie będą miały porządną rodzinę, a nie geja za ojca...A co zrobię ja? Wtrącę się w to wszystko? Nie...Bo sam tego chciałem, bo planowałem, że odejdę, bo życzę szczęścia Sonyi, bo ją...bo ją...lubię.

Podszedł do lodówki, wyjął z niej piwo, stojące chyba od wieków, ale nadal świeże, kupione bodajże przez Pedro i zapomniane. Otworzył butelkę, wychylił całość duszkiem i odstawił puste szkło na stół.

- Teraz jestem gotów spojrzeć w oczy mojemu...następcy. Odwagi, Rodriguez, przecież wiedziałeś, że to kiedyś nastąpi! - powiedział jeszcze do siebie i wrócił do gościa.

Raul Monteverde rzadko pijał piwo, ale tym razem wychylił aż dwie butelki i był w nastroju nieco...podchmielonym. Boże, co on przeżył, wolałby już spotkać się z Andreą, niż chodzić na zakupy z własnym bratem. Trwało to kilka godzin, aż wreszcie Manolo wybrał dwa garnitury i jedne spodnie, zbyt krótkie na niego, toteż sterczały mu bose nogi. Syn Gregorio nie miał siły kłócić się z potomkiem Barbary, pragnął już tylko iść do domu, pozwolił więc, by Manolo kupił to, na co miał ochotę i wrócili do rezydencji. W tej chwili wdowiec po Virginii prezentował się ojcu Raula, jak kobieta, która kupiła nową sukienkę.

- I jak się podobam? Prawda, że jestem elegancki? - spytał podekscytowany, po czym wytarł nos w rękaw - zapewne ze wzruszenia.

- Bardzo - odparł mu Gregorio, bawiąc się doskonale, szczególnie tym, co nadejdzie. - Powiadomiłem już kobietę, z którą się spotkasz, o kolacji. Idziecie dzisiaj, dam ci coś, co masz jej przekazać, ale w żadnym wypadku nie wolno ci tego zgubić!

- Jasne, jasne, szefie. Co mam je zamówić, tacos?

Raul przewrócił oczami, ciekaw odpowiedzi ojca.

- Tacos? - uniósł brwi zapytany. - Idziecie do restauracji, nie do budki na ulicy. Ona sama wybierze z menu to, na co będzie miała ochotę, a ty zapłacisz pieniędzmi, które ci dałem. Nasz szofer cię zawiezie, tylko nie pobrudź samochodu.

- A czym niby? - zdumiał się Manolo. - Przecież byłem ostatnio w ubikacji.

- Najlepiej idź tam jeszcze raz, tak na wszelki wypadek - poradził mu zleceniodawca. - I pamiętaj, zachowuj się grzecznie!

- Dobrze, dobrze, przecież wiem, jak trzeba się odzywać! Aha, szefie! - zawołał za wychodzącym z pokoju Gregorio. - O czym my w ogóle będziemy tam gadać?

- O interesach - mruknął Monteverde, zły, że zapomniał coś wymyślić.

- Ale jakich? Ja się nie znam!

- Poradzisz sobie! - poklepał go po ramieniu Gregorio i z ulgą wyszedł z pomieszczenia.

- Widzisz, braciszku? - Manolo zwrócił się do Raula. - Ty sobie siedzisz z piwem w ręku, upijasz się, a ja dbam o interesy taty.

- To nie jest twój ojciec! - powtórzył jak mantrę zaczepiony.

- Bardziej dba o mnie, niż o ciebie, więc tak, jakby nim był! - odparował tamten. - Ty się staczasz, alkoholiku!

Fernandez podszedł i wyrwał butelkę z ręki zdumionego Raula.

- Zabiorę ci to, bo jeszcze zaczniesz śpiewać i narobisz biednemu tacie wstydu. Pomyśleć tylko, a tak w ciebie wierzył!

- To nie jest twój ojciec!!! - ryknął za nim syn Gregorio.

- Twój też nie, bo jesteś adoptowany! - odwrzasnął mu Manolo, na wszelki wypadek już z daleka.

Nieświadoma zagrożenia, jakie niosła ze sobą nadchodząca kolacja, Andrea Monteverde szykowała się tak, jak tylko ona najlepiej potrafiła. Wyglądała naprawdę elegancko, trzeba jej przyznać. Nie wiedziała, kim jest mężczyzna, z którym ma się spotkać, ale skoro poleca jej go Gregorio, to musi to być ktoś ważny - jej ojciec znał przecież tylko takie osoby. A może by tak wzbudzić zazdrość u Carlosa związkiem z tym nowym? Nie, to nie ma sensu, przecież jej wybranek jest już żonaty, trzeba najpierw zabrać się za Monicę. Kiedy usunie się tą przeszkodę, wszystko zacznie toczyć się po jej myśli. Santa Maria będzie jej, majątek również, wreszcie stworzą normalną rodzinę.

Sonya. To był jeden, jedyny zgrzyt w planie córki Nory. Ta zbuntowana dziewczyna mogła popsuć całą sprawę tylko przez tą idiotyczną miłość do geja. Były siostrami, a tak bardzo się różniły, nie tylko wiekiem. Trzeba coś będzie zrobić, a skoro Carlos zapewne wystąpi o odebranie dzieci i przyznanie mu opieki nad nimi, to czemu mu w tym nie pomóc? Wtedy Andrea zbliży się do niego i w ten sposób osiagnie swój cel. Ciekawe, po której stronie stanie Monica, ale i ona zapewne nie będzie chciała mieć zboczeńca w rodzinie, więc będzie dążyć do usunięcia go z drogi. A gdyby tak sprzymierzyć się z nią, a potem wbić jej nóż w plecy? O tak, to chyba najlepsze wyjście.

Felipe Santa Maria wiedział, że działać pochopnie nie należy, bo nic mu nie da spotkanie z doktorem i zwyzywanie tego zdrajcy. Bolivares tyle czasu kręcił się koło rodziny, że pewnie już od dawna zawiesił oko na Vivianie. Na jego Vivianie - podkreślił w myślach brat Carlosa. Co jak co, ale z niego nikt nie będzie sobie żartować. Może nie był zbyt delikatny, ale w końcu to jego zdradzono, a nie on. Zawsze był wierny, nigdy nie splamił się związkiem z inną kobietą podczas romansu z żoną brata. Zaszkodzić w pracy za bardzo lekarzowi nie mógł, bo Victor utrzymywał się tylko z oszczędności po tej nieszczęsnej wpadce z Sonyą - ordynator zadziałał skutecznie i pozbawił go prawa do wykonywania zawodu. Któregoś dnia doktor po prostu dostał zawiadomienie o wydaniu zaocznego wyroku i tak skończyła się jego kariera. Od decyzji sądu nawet się nie odwoływał, wiedział, że zrobił źle.

- Już ja ci pokażę, gdzie twoje miejsce - stwierdził do siebie Felipe, przesiadując w samochodzie pod mieszkaniem Bolivaresa od kilku godzin. - Jeżeli myślisz, że ożenisz się z nią i stworzycie piękną rodzinkę, to się mylisz i to bardzo.

Kiedy tylko wypowiedział ostatnie zdanie, coś przykuło jego uwagę. Młody mężczyzna wyszedł z budynku i kierował się na drugą stronę ulicy. Cała rzecz działa się niedaleko miejsca, w którym przyczaił się Santa Maria. A ten wzrok miał dobry i od razu rozpoznał lekarza.

- Sam pchasz się w moje łapy! - mruknął kierowca i nacisnął pedał gazu.

Christian nabrał tchu, spojrzał jeszcze na Adriana i wreszcie się odezwał:

- Bo wiesz, Sergio...Zanim mój tata umarł, powiedział mi, że ukrył coś, co zapewni mi przyszłość. Nie zdążył mi powiedzieć, co to było, ani gdzie się znajduje, ale dał mi kilka wskazówek. Miałem tego iść szukać, jak będzie mi potrzebne, ale do tej pory nie było - miałem Adriana, teraz mam i ciebie. Jednak chcę wiedzieć! - ścisnął mocniej rękę Odmieńca i kontynuował: - Chcę wiedzieć, co to było!

- Pewnie pieniądze, albo coś w tym stylu. Szkoda, że nie wspomniałeś o tym wcześniej, szybciej byśmy cię operowali - odparł Gera, nie wyciągając dłoni z uścisku, mimo, że ten był zaskakująco silny i synowi Damiana powoli cierpła górna kończyna.

- Nie, nie! - pokręcił głową chłopak. - To nie o to chodzi! On mówił coś takiego: "Da ci to zabezpieczenie, nigdy nie będziesz samotny, ani biedny, tylko pamiętaj, on może z początku być nieufny, ale...". I tutaj przerwał, szpecząc potem jeszcze tylko kilka zdań, które zapisałem. Są w moim notatniku w sierocińcu.

- Pokażesz mi te zdania, jak tam wrócimy - stwierdził poproszony. - Przyznam, że mnie zaintrygowałeś. Kim jest on, o którym mówił twój ojciec i dlaczego ma być nieufny? Słuchaj, a może ty masz jakiegoś bogatego tatę, a byłeś adoptowany, albo coś takiego?

- Nie sądzę. Jestem pewien, żebym to wyczuł.

- A kto to wie? - zadumał się Gera. - Może ty jesteś na przykład potomkiem Valerii Guardiola z dawnego romansu?

- Tej, która pomogła operować Christka? - wtrącił się zaskoczony Adrian.

- Tak, tej samej, ale to był tylko żart. Ona by nie porzuciła swojego dziecka, jest na to zbyt dobra. Poza tym chodziło o mężczyznę. Musimy szybko przeczytać te zdania, mały! - Sergio zwrócił się ponownie do rekonwalescenta.

Carlos Santa Maria miał ochotę się roześmiać, kiedy adwokat przeczytał mu ostatnią wolę Antonio de La Vegi. Oto dawna rezydencja jego i Felipe znów wraca do swoich poprzednich właścicieli. Fundusz ustawiony na rzecz Luisa to nic w porównaniu z majątkiem, jaki odzyskał mąż Monici. Ale było coś jeszcze...

- Zdaje pan sobie sprawę z jednej rzeczy - rozpoczął Oreiros. - Poza faktem, że dom z powrotem jest pański, zmarły zapisał jeszcze jedną, chyba najważniejszą notkę, która nie może być podważona. Mianowicie nakazał w niej zaprzestanie wszelkich czynności sądowych przeciwko panu, wycofując się z oskarżenia. Owszem, można próbować walczyć z tym ogłoszeniem, ale pochłonęłoby to zbyt wiele pieniędzy i czasu i nie sądzę, żeby ktoś się na to poważył. Innymi słowy, ma pan i wolność i dawną posiadłość.

- O mój Boże! - Carlos rozparł się wygodnie w fotelu, całkowicie zadowolony. - Jednak Antonio nie był takim ostatnim draniem, pod koniec życia zorientował się, że popełnił błąd. Teraz pora wyrzucić stamtąd te idiotki Gambone i wszystko wraca do normy.

- Polecałbym panu jeszcze jedno - doradził mu mecenas. - Wchodzi pan w gorący okres walki o wnuki. Zapis de La Vegi i dobra opieka nad Luisem pomogą panu zdobyć to, o czym pan marzy. Innymi słowy, radziłbym zainteresować się pańskim synem.

- Nie będzie to wyglądać podejrzanie, kiedy nagle zwrócę się do niego o zamieszkanie ze mną?

- Oczywiście, że nie, a jeżeli nawet, to obalimy to w sądzie rodzinnym podczas rozprawy o dzieci. Przecież nie mógł pan proponować czegokolwiek synowi, kiedy był pan oskarżony o morderstwo i kradzież firmy. Teraz okaże się, że jest pan niewinny, ba, sam oskarżyciel uwalnia pana od zarzutów, dzięki czemu wzbudzi pan nawet litość, jeżeli dobrze tym pokierujemy. Owszem, zacznie się gadanie, jak to de La Vega był szalony, ale jego testament i tak wiele nam pomoże. Innymi słowy pańskie szanse na uzyskanie opieki nad wnukami wzrosły do gdzieś 60 procent.

- Praktycznie jedynym problemem będzie moja córka. Całą resztę z pewnością da się załatwić.

- Pańska córka...Ona sporo przeszła. Znam się na tym i potrafię uczynić tak, aby uznano ją za kobietę wymagającą opieki psychologa, nie nadającą się do roli bycia matką. Pytanie tylko, czy chce pan jej to zrobić - to może na zawsze zniszczyć wasze stosunki.

- Owszem. Dla dobra moich wnuków - wszystko. Kiedy najbliższa rozprawa?

- Trochę inaczej to będzie wyglądało, panie Santa Maria. Sąd wezwie kilku świadków pozwu i powoda. Oni wypowiedzą się na temat tego, kim jest Sonya i jak wiele może ofiarować dzieciom. Potem sędzina wyda wyrok i będzie po wszystkim. Z tego jednak, co widzę...- Oreiros złożył ręce w kształt trójkąta -...może pan już szykować łóżeczka dla niemowlaków.

- Bardzo panu dziękuję. - Carlos wstał i podał rękę mecenasowi. - Oddał mi pan naprawdę ogromną przysługę, zresztą mojej córce również. Ona jeszcze o tym nie wie, ale kiedyś mi podziękuje.

Pedro Velasquez niespiesznie jechał do rezydencji Guardioli. Wiedział, że powinien jak najszybciej powiadomić przyjaciół Abreu o zaistniałej tragedii, ale po prostu nie potrafił. Odwlekał tą chwilę, jakby odsuwanie w czasie jednocześnie oddalało potwierdzenie śmierci Eduardo. Szofer wybrał nawet okrężną drogę, byleby tylko zjawić się jak najpóźniej u ciotki Ricardo. Zbliżał się do całkiem przyjemnej dzielnicy jakichś bloków, wiedział, że nie mieszkają tam może najbogatsi, ale okolica była czysta i zadbana. I całkiem spokojna, nie licząc pojedynczych samochodów mijających co jakiś czas wóz brata Francisco.

W pewnej chwili, praktycznie się tocząc, a nie jadąc, usłyszał bardzo dziwny odgłos, jakby ktoś ruszał z piskiem opon. Pedro ujrzał w oddali kurz wyglądający na dym z silnika błyskawicznie odjeżdżającego pojazdu. Nie podejrzewał niczego złego, w końcu nawet w Meksyku zdarzał się pośpiech, czasami ktoś się dokąd śpieszył, prawdopodobnie nie chodziło o nic dziwnego. Nie zmienił więc prędkości i tak samo wolno zbliżył się do miejsca, z którego doszedł go tamten hałas.

I zahamował błyskawicznie. Na ulicy dojrzał ciało leżące zwinięte w jakiś dziwny, bezwładny kształt, jakby wszystkie kończyny miał połamane. Miał, bo był to mężczyzna.

Pedro wyskoczył z samochodu, przez moment mając irracjonalne wrażenie, że tym kimś jest Abreu, ale szybko się z tego otrząsnął. Podbiegł do rannego i zobaczył, że wokoło potrąconego - bo nie ulegało wątpliwości, co się stało kilka minut wcześniej - człowieka krew utworzyła już całkiem sporą kałużę. Velasquez przyklęknął na ziemii i wyjął telefon, by wezwać pogotowie. Jakież było jego zdziwienie, kiedy nieprzytomny odzyskał na moment świadomość i szepnął jedno, jedyne słowo:

- Felipe...

- Felipe? Felipe Santa Maria cię potrącił? - spytał szofer. przywołując jedyne nazwisko, jakie przyszło mu do głowy. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, ranny znowu stracił łączność ze światem.

Monica była dosyć znudzona swoim małżeństwem. Owszem, Carlos zachowywał się poprawnie, nie stronił ani od seksu, ani od obsypywania ją prezentami, na jakie było go oczywiście stać, ale nic poza tym się nie działo.

- Potrzebuję adrenaliny, to naprawdę męczący związek...- powtarzała sobie co jakiś czas. - Umrę, jeśli nie znajdę sobie kochanka. Gustavo, Gustavo... - przypomniało jej się nagle. - Ten przynajmniej nie zasypiał po pierwszym razie. A gdyby tak...gdyby tak udać zrozpaczoną kobietę, której nie układa się po ślubie i szukać pocieszenia u...O tak! On na pewno mnie przyjmie, zawsze mnie kochał, biedny idiota!

Allisson opanowała się jakoś i rozmawiała spokojnie z Gabrielem o szczegółach pogrzebu, kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

- Pójdę otworzyć, to pewnie Sonya z przyjacielem - powiedział Abarca, chociaż nie był pewien, czy czasem Daniel nie przeszkodził w powiadomieniu przyszłej pani Rodriguez i jej narzeczonego.

- Nie, nie, to moje zajęcie - podniosła się dziewczyna. - W końcu jestem jedynym gospodarzem tego domu...- stwierdziła gorzko i podeszła do drzwi.

- Witaj, kochanie! - odezwała się Monica w progu i pocałowała córkę w policzek. - Wybacz, że przeszkadzam tobie i twojemu ojcu, ale muszę z nim o czymś porozmawiać. Potrzebuję jego silnego ramienia...Mój Boże, co się stało?! - zorientowała się po chwili żona Carlosa. - Jesteś ubrana na czarno i płakałaś.

- Tata nie żyje - wypowiedziała cicho Allisson.

- O psiakrew...Jeden kochanek odpada.

- Co mówiłaś, mamo? - dwudziestolatka spojrzała prosto w oczy przybyłej, nie mogąc uwierzyć w słowa matki.

- Nic, nic - zreflektowała się Monica. - Ale...jak to się stało? Kiedy umarł?

- Wejdź, wszystko ci opowiem. Gabriel pomógł mi...

- Gabriel? - zainteresował się gość, ale z zupełnie innego powodu, niż troska o córkę. - Ach, ten Gabriel...- przypomniała sobie postać z własnego ślubu. W tej samej chwili Abarca przestał ją interesować. Z takim młodym człowiekiem kochać się zdecydowanie nie będzie!

Kiedy znalazła się w rezydencji, którą opuściła nie tak dawno temu - a tak naprawdę wiele lat do tyłu, kiedy porzuciła męża - ogarnęło ją uczucie rozczarowania i pogardy. Boże, dlaczego Eduardo nie potrafił prowadzić swoich spraw tak, jak powinien, stać się naprawdę bogatym i szanowanym adwokatem, tylko musiał popelnić ten cholerny błąd i tak zniszczyć Monice życie! Przecież z jego zdolnościami mógł wybić się na sam szczyt, zostać nawet jakimś ministrem, a ona pławiłaby się w luksusie, miast szukać sponsora po całej kuli ziemskiej!

- Gdzie jest...trup? - spytała, siadając z niesmakiem na przykurzonym fotelu - po śmierci Abreu jego córka nie miała siły na porządki.

- W kostnicy - odpowiedziała sucho Allisson. - Nie martw się, nie zastaniesz go tutaj. Mamo...po co tak naprawdę przyszłaś do ojca?

- Taka tam drobna rzecz, nie ma się czym przejmować - machnęła ręką kobieta.

- Drobna rzecz? Mówiłaś, że musisz się wypłakać, a teraz to nic? Nie jesteś szczęśliwa w małżeństwie, prawda?

- Jestem, oczywiście, że jestem. Lepiej mi powiedz, kim jest ten Gabriel, to znaczy co was łączy.

- Nie unikaj tematu, mamo - odparła jej zmęczona Allisson. - Mam już dwadzieścia lat i męczą mnie twoje gierki. Ale niech ci będzie - ten chłopak bardzo mi pomógł po śmierci ojca i właściwie to dzięki niemu tata spocznie w poświęconym grobie. Ja nie miałam siły się niczym zajmować.

- Tak bardzo wstrząsnęła tobą ta tragedia? Przecież prawie go nie znałaś? Radziłyśmy sobie świetnie za granicą, ale oczywiście musiałaś uprzeć się wrócić do Meksyku. Gdyby nie ty, byłabym teraz może żoną Pablo!

- Więc wracaj do niego! Nie musisz nawet zjawiać się na pogrzebie ojca. Wyparłaś się go już dawno temu!

Monica już miała coś odpowiedzieć i to wcale nie przyjaznym tonem, kiedy wszedł Abarca. Ocenił sytuację jednym rzutem oka, znał już trochę matkę Allisson z opowieści córki i właśnie potwierdził swoją opinię - te dwie kobiety były tak różne od siebie, jak ogień i woda.

Mimo to przywitał się grzecznie, złożył kondolencje i opowiedział, co już zostało załatwione.

- Zachowujesz się zupełnie jak jego syn - stwierdziła sucho żona brata Felipe. - Być może chcesz wkraść się w moje łaski i sprawić, że zgodzę się oddać ci rękę mojej córki. Ale nie łudź się, widać, że nie masz odpowiednich referencji. Abarca - to ci od tamtego wypadku, prawda?

- Proszę pani, o ile mnie może pani obrażać, to moich rodziców - niech spoczywają w pokoju - nie ma pani prawa!

Zanim Allie zdążyła powstrzymać matkę, ta wypowiedziała kilka słów mających przynieść więcej szkody, niż chciała sama zainteresowana.

- Mam, czy nie mam prawo, to już ja osądzę. Poza tym wszyscy wiemy, jak wielkie szkody czynią wasze łodzie na wszystkich wodach. Wtedy mieliście nawet sprawę sądową, wygraną tylko dzięki znajomości z Ramirezami!

Cisza zadzwoniła wszystkim w uszach.

- Ramirezami? - odważyła się później Allisson. - Masz na myśli tych Ramirezów?

- Oczywiście! - odrzekła Monica, zadowolona z efektu, jaki wywołała. - Eugenię i Fernando Ramirezów, rodziców niejakiego Daniela i zmarłego Julio. To oni pomogli rodzinie Abarca...

Dziewczyna więcej nie słuchała, głos matki płynął jakby obok niej. Skoro pomogli rodzicom Gabriela, to chłopak na pewno ich zna. A razem z nimi ich syna. Teraz wszystko było już jasne. Wiedziała, z kim rozmawiał Abarca na przyjęciu weselnym. Dla pewności zadała ostateczne pytanie:

- Jak dawno to było?

- Kilka lat temu, nie mam pojęcia dokładnie, ile, ale wiem, że było o tym głośno. Zarówno ten twój przyjaciel wątpliwej jakości, jak i synalek Ramirezów mieli nawet swoje zdjęcia w gazetach, kiedy pytano ich, co sądzą na ten temat. A właśnie, dalej przyjaźnisz się z Danielem, panie Abarca? - zakończyła z drwiną, zwracając się do znajomego Allie.

- Moje znajomości nie powinny panią interesować! - odparł Gabriel, może niezbyt grzecznie, ale trzeba przyznać, że i tak dosyć kulturalnie - oto przecież waliły mu się wszystkie plany związane ze zdobyciem dziewczyny. Teraz na pewno straci do niego całkowicie zaufanie. A wszystko przez jej matkę, która sama nie wie, co mówi!

Jego kolega wyszedł z rezydencji Valerii Guardiola nieco spocony i to wcale nie z powodu panującego tam gorąca. Wręcz przeciwnie, chłopakowi było raczej zimno ze strachu. Na wspomnienie tego, co przeżył, przechodziły go ciarki. Wyszedł stamtąd z kilkoma mocnymi postawieniami. Jednym z nich była oczywiście kontynuacja znajomości z Sonyą, bo to pomoże mu zarówno poznać Gracielę Gambone, jak i utrzymać równowagę psychiczną - rozmowy o Julio były po prostu koniecznością dla jego brata. Drugą decyzją, jaką podjął, było dokładne przypatrzenie się mieszkańcom tego domu. Nie miał nic do zarzucenia gospodyni, wręcz przeciwnie, polubił nawet ciotkę Ricardo, ale ona mogła nie wiedzieć, co się dzieje w jej domu. Skoro już tam oceniać wszystkich, to nie spodobał mu się za to niejaki Enrique, majordomus w tym dziwnym domu. Obrzucił Daniela już na samym wejściu badawczym spojrzeniem i nie odezwał się nic więcej poza oficjalnym "Panienka Sonya zaraz pana przyjmie", jakby miał ochotę poderżnąć Ramirezowi gardło. Potem rozmawiał o czymś żywo ze swoją pracodawczynią.

- Przeklęty dom duchów! A ona między nimi, taka biedna, jedyna, która dała mojemu Julio trochę szczęścia! Chyba muszę jej pomóc, może trzymają ją tam siłą i grożą jej dzieciom?

W międzyczasie Andrea Monteverde była podekscytowana zupełnie czymś innym. Za kilka minut spotka się z tym bogatym i ważnym czlowiekiem, jakiego wyznaczył jej ojciec. Nie miała pojęcia, kim on jest, ale znaczy cokolwiek dla Gregorio, trzeba wykorzystać tą szansę i dobrze się sprawić. Potem można będzie myśleć o odzzyskaniu zaufania ojca...i jego majątku.

Pogrążona we własnych rozmyślaniach nie zauważyła, kiedy stanął za nią jakiś mężczyzna i cicho cmoknął.

- Niezła sztuka mi się trafiła! - pomyślał, nie widząc jeszcze twarzy kobiety. Podszedł potem z przodu do stolika i...zamarł z otwartumi ustami, na jego języku zawisło jakieś eleganckie - oczywiście według niego - zdanie na przywitanie - i tak wpatrywał się dłuższy czas w Andreę.

- To ty? - wykrztusił wreszcie.

- Czy my się znamy? - usłyszał zimne zdumienie w jej ustach. Trzeba przyznać, że bardzo, ale to bardzo dla niego pociągających.

- O tak, znamy się! - Manolo poprawił włosy postawione jakimś dziwnym żelem - posmarował je nim przy wyraźnym sprzeciwie Gregorio i Raula - i dodał: - Znamy się, moja droga i to bardzo!

- Proszę stąd odejść, bo wezmę policję! - podniosła głos Monteverde, starając się opanować narastające zdenerwowanie. W końcu była w publicznym miejscu i nie mogło się jej nic stać...chyba?

- Ależ nie, niczego nie wezwiesz, kochaniutka! A wiesz, dlaczego? Bo to z tobą mamy robić interesy, twój tatusiek i ty.

- Interesy? - nie zrozumiała Andrea. - Boże, czy to kolejna jego pułapka, byleby mnie tylko upokorzyć? Ten stary dziad...

- Ten stary dziad to mój tatuś i nie pozwolę ci go obrażać! - wtrącił się Fernandez. - Poza tym mam ci to dać.

Z niejakim obrzydzeniem, ale i z ciekawością przyjęła od niego kawałek papieru, na którym Monteverde napisał po prostu:

"Jeżeli chcesz pożyć jeszcze trochę wygodnie, zaprzyjaźnij się z panem przed tobą."

Odłożyła kartkę, pewna, że posłaniec dawno ją przeczytał i uśmiechnęła się, zaciskając zęby:

- A dokładniej, to co ma zamiar zrobić mój ojczulek?

- Ja również nazywam go ojcem! - powiedział z dumą Fernandez. - W takim razie, skoro już tu razem jesteśmy, możde zjemy razem kolację? Ja stawiam...a właściwie to Gregorio, ale to nic nie szkodzi, prawda?

- W sumie...Dobrze, zgadzam się! - podjęła nagłą decyzję. Nie miała pojęcia, czy ojcu chodziło o coś więcej, niż tylko upokorzenie jej, ale czemu ma nie zjeść za darmo?

Sonya mrugała oczami, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie dzieje. Najpierw to dziwne zachowanie jej przyjaciela podczas wizyty Daniela, co jeszcze można było w miarę zrozumieć, potem jego nagły powrót do pokoju i spokojne przysłuchiwanie się jej dyskusji z Ramirezem na temat Julio, a teraz to. Ricardo stał przed nią i mierzył ją poważnym wzrokiem w milczeniu.

- O co ci chodzi? - spytała w końcu, nie mogąc wytrzymać tej dziwnej sytuacji.

- O nic, o nic - odparł, rzuciwszy okiem na ciotkę siedzącą w kącie pomieszczenia i również starającą się pojąć zamiary siostrzeńca. - Sprawdzam, czy będzie na ciebie pasowało.

- Ale co pasowało? - wykrztusiła, przez moment bojąc się, czy Rodriguez nie ma nawrotu choroby psychicznej.

- Suknia ślubna z katalogu, która mi się spodobała. Musisz się szybko decydować, kochanie. Masz przecież tylko dobę na podjęcie decyzji.

- Jaką dobę? Przecież nawet nie ustaliliśmy daty?

- Mylisz się - stwierdził twardo. - Ustaliliśmy, a właściwie ja to zrobiłem. Bierzemy ślub jutro, wszystko już przygotowałem, ceremonia odbędzie się w małym kościółku, ale za to w bardzo przyjemnym miejscu. Nie ma na co czekać, prawda? Oboje tak bardzo się kochamy, więc...

- Momencik! - weszła mu w zdanie Guardiola. - Przecież ona nie zdąży się przygotować, chcesz, żeby twój ślub wyglądał jak podrzędna ceremonia w Las Vegas?

- Mnie to wystarczy! Więcej nawet - albo robimy to jutro, albo...nigdy!

Koniec odcinka 218


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 0:38:26 12-02-10, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:25:36 12-02-10    Temat postu:

Dupel.

Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 0:30:57 12-02-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:26:00 12-02-10    Temat postu:

Dupel.

Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 0:32:51 12-02-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:26:40 12-02-10    Temat postu:

Dupel.

Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 0:33:36 12-02-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:15:32 12-02-10    Temat postu:

A ja nie wiem, dlaczego wszyscy się uczepili Andrei. Nie wiem jak jest później, ale w tych odcinkach, które teraz czytam doskonale rozumiem Andreę. Sama na jej miejscu umierałabym z zazdrości. Zresztą mam chłopaka i wiem jak to jest. A z Carlosem po tym co zrobił to bym na pewno zerwała A on jeszcze bezczelnie się z nią kłóci zamiast ją przepraszać.

Hehe, dziś w autobusie czytałam o tym jak Rosa próbowała zabić Sonyę i zrzuciła ją z przepaści. No i koło południa położyłam się spać, wpadłam w głęboki sen i śniło mi się, że czytam książkę nad przepaścią xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 2:13:20 13-02-10    Temat postu:

Bardzo się cieszę, że po długiej przerwie PiM znowu rusza pełną parą, aby wzruszać, zaskakiwać i wywoływać emocje u czytelników Najpierw odniosę się do promo, z którego wynika, że nadchodzi czas wielkich zmian i przetasowań. Fajnie streściłaś historię dotychczasowych związków i uchyliłaś rąbka tajemnicy, co kryje przyszłość niektórych bohaterów. Pojawiły się nowe ciekawe konfiguracje (pazerna ksantypowata intrygantka Dolores z wyrodnym i równie pazernym ojczulkiem Ricardo dobrali się jak w korcu maku "couple made in hell" , tylko aż strach się bać co wyniknie z połączenia sił i związku tych dwojga dla moich ulubieńców.. Na pewno nic dobrego...Nie mówiąc już o tym, że w wypadku ewentualnego małżeństwa Dolores i Diega, Ricardo i Nati zyskają przyszywaną siostrzyczkę z piekła rodem Gracielę . W promo dałaś też do zrozumienia, że Gabriel, który do tej pory ciągnął wyraźnie w stronę Allie, znajdzie się niespodziewanie w orbicie panny Inez. Na razie nie wiem, którą z tych dziewczyn wolę jako partnerkę Gabriela. Lubię Allie, bo to roządna dziewczyna z charakterem i z głową na karku, która nie dała się zmanipulować ani sprowadzić na złą drogę matce a jednocześnie jedyna przyjaciółka Sonyi, ale trudno mi stwierdzić, czy pasowałaby do Gabriela, bo ich kiełkujące młodzieńcze zauroczenie nie rozwinęło się do tej pory w nic poważniejszego i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się rozwinie, skoro Gabriel będzie miał coś wspólnego z Inez:?: A o samej pannie Inez jeszcze zbyt niewiele wiem, żeby wydawać osąd i mam do niej stosunek neutralny bo na razie to trzecioplanowa postać, która odegrała jedynie pewną rolę w historii Sonyi i RR. Ale być może kiedyś wyjdzie z cienia i wtedy zdecyduję, czy ją lubię czy nie. A tak na marginesie to autorka grająca Inez pasowałaby do roli takiej cichej wody, która brzegi rwie

Zdecydowanie nie przypadła mi do gustu jedna przyszła konfiguracja (Sonya i Daniel )), ale pocieszam się nadzieją, że okaże się ona nietrwała i prędzej czy później rozleci się pod wpływem żaru uczucia Sonyi i RR. Choć nadchodzi czas wielkich zmian także w życiu uczuciowym niektórych bohaterów, to nie sądzę, żeby uczucia Sonyi mogły się tak szybko zmienić. Jednak okoliczności nie sprzyjają jej miłości do RR i to uczucie znowu zostanie wystawione na próbę w związku z mroczną tajemnicą z przeszłości jej ukochanego, realną perspektywą utraty dzieci itp. Dlatego Daniel może jawić się dla niej jako kusząca wizja stabilizacji i szansa na utrzymanie dzieci przy sobie, tym bardziej jeśli Ricardo swoim irracjonalnym zachowaniem i chęcią usunięcia się w cień sam popchnie ją w ramiona swojego "następcy"

A wracając do odcinka, to pozostaję pod wrażeniem metamorfozy RR. Nie wiem, dlaczego ale jego nowe oblicze skojarzyło mi z przemianą Michaela Corleone z praworządnego idealisty w bezwzględnego mafiosa. Ten emanujący z niego spokój a jednocześnie grożba w głosie i zdecydowanie Powiało klimatami z Ojca Chrzestnego, młody i nieopierzony Daniel nie miał żadnych szans w tej konfrontacji. Ricardo wyrasta nam na naprawdę silnego protagonistę, nabiera coraz większej pewności siebie a nawet pewnej bezwzględności, której wcześniej mu brakowało. Te wszystkie krzywdy tylko umocniły jego charakter. To juz nie ten sam łagodny człowiek gotowy nadstawić drugi policzek. Obawiam się tylko, aby ta zmiana w twardego , despotycznego i zawziętego człowieka nie odbiła się negatywnie na jego relacjach z Sonyą. I tutaj znowu nasuwa mi się jakoś analogia z historią Micheala, który właśnie przez swoją zawziętość i bezwzgledność zniszczył swj związek z Kay a nawet zwrócił się przeciwko niej. Choć reakcja RR na wiadomość o kłamstwach Sonyi była jak najbadziej zrozumiała (chyba każdy by się zdenerwował i obraził usłyszawszy coś takiego), to jednak uderzył mnie w nim pewien chłód a potem ten nie znoszący sprzeciwu ton. Zastanawia mnie, co nim kieruje? Czy nalega na przyspieszenie ślubu z zazdrości o Daniela czy też ma w zanadrzu jakiś inny ukryty plan? Dlaczego chce jak najszybciej doprowadzić do ślubu, skoro jeszcze parę minut przedtem rozważał usunięcie się z drogi Sonyi i Daniela Chba nie zamierza unieść się urażoną dumą i odrzucić jej przed ołtarzem, żeby ukarać za dawne przewinienia a przy okazji skierować w stronę Daniela albo złożyć Danielowi propozycję nie odrzucenia poślubienia Sonyi il: Dziwny pośpiech RR trochę mnie niepokoi i sprawia, że sama snuję niedorzeczne dywagacje. A już miałam nadzieję, że porzucił ten plan usunięcia się z życia Sonyi. Przecież on sam najbardziej ucierpi, jeśli zrealizuje ten plan, bo kocha Sonyę jak szaleniec i żyć bez niej nie może. Ale RR bywa nieobliczalny i trzeba mieć do niego mocne nerwy W każdym razie mam nadzieję, że nie odda Sonyi temu żółtodziobowi Danielowi bez walki i że szykuje nam się zacięta rywalizacja o względy naszej protagonistki. Oczywiście chyba jasne jest, kto ma zwyciężyć w ostatecznym rozrachunku

Felipe po raz drugi próbował kogoś zabić. Jednak może i tym razem okaże się pechowym kandydatem na zabójce i kolejna ofiara dowcipnisia przeżyje Chociaż z drugiej strony na niekorzyść Bolivareza przemawia fakt, że należy do grona bohaterów pozytywnych a ci mają w zwyczaju schodzić z tego świata w Twojej opowieści

Zaintrygowała mnie tajemnica Christka. Kto okaże się jego tajemniczym protektorem?

Monica dość szybko znudziła się sielanką małżeńską u boku Carlosa. Właściwie to trudno się dziwić biednej kobiecie, że szuka mocniejszych wrażeń, biorąc pod uwagę poziom kluchowatości tego faceta. Pomimo całego tragizmu sytuacji, to jednak nie mogłam się powstrzymać od smiechu, kiedy śmierć byłego męża skwitowała stwierdzeniem, że odpadł jeden potencjalny kochanek. Ale taka sprytna i przedsiębiorcza kobietka sobie poradzi i na pewno znajdzie pocieszyciela, w koncu zawsze kręciło sie koło niej wielu adoratorów jak choćby Pablo czy Gustavo.

Spotkania Andrei i Manolita nie skomentuję, bo na pewno zrobi to obszernie Ślimak, który najmocniej kibicuje tej parce. Dodam tylko, że Ci dwoje bezprzecznie pasują do siebie a drogi Carlosa i Andrei już i tak dawno się rozeszły. On od dawna nawet już o niej myśli a jej uczucie do niego to nie miłość ale jakaś chora obsesja.

A teraz nieco zbaczając z tematu, z powieści Sheldona polecam szczególnie "Piaski Czasu" (historia burzliwych i splecionych ze sobą losów kilku osób z różnych światów w burzliwych czasach w Hiszpanii oraz "Pamiętna Noc" (tytył oryginału Memories of Nidnight) ze względu na świetnie skrojoną postać głwnego antagonisty i zwroty akcji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:48:30 15-02-10    Temat postu:

Bloody - Moja telka jest jak widzę, bardzo sugestywna . Ale widzę też, że powoli zbliżasz się do odcinków, które chyba Ci się spodobają .

Andrea ma jednak swoje grzeszki, między innymi podejści do Ricardo i fakt, że prawie posłała go na krzeslo, w ogóle nie sprawdzając, czy facet czasem nie jest winien. Poza tym kręciła interesy z Francisco, a to już jest niewybaczalne - przecież ona wiedziała, że Ricardo żyje, a nic nie powiedziała Sonyi. Dziewczyna tak cierpiała, a ta się nie odezwała ani słowem.

alicja z krainy czarów - Jak obiecałam, moja opowieść nabiera rozpędu i właśnie poniżej znajdziesz kolejny odcinek. Promo owszem, zaznacza, że nastąpią zmiany i taki też był jego cel, przy okazji zdradzając kilka całkiem ciekawych powiązań. Jedno z nich może okazać sięabardzo niebezpieczne. Domyślasz się pewnie, które, bo sama o nim wspomniałaś w swoim komentarzu. Oboje latają za pieniędzmi, oboje nienawidzią kochających inaczej, oboje mają swoje ambicje, oboje pragną jednego - pozycji i pieniędzy. A Ricardo ma to wszystko. Mogą chcieć mu je odebrać...

To, co łączy Gabriela i Allie to trudna rzecz do określenia. Abarca lubi córkę Monici, ale boi się jakiegokolwiek związku ze względu na przeżycia z Dianą. Allie za to mu nie ufa po tym, co zrobił na weselu i nie wie, że tenże Abarca ma coś wspólnego z Ramirezami - to znaczy teraz już wie dzięki swojej matce, ale to na pewno nie pomoże w przyjaźni, a co dopiero w ewentualnej miłości.

Inez wróci, jak zapowiada promo, na razie to nic nie znacząca postać, ale wniesie w akcję pewne rzeczy...Może gdzieś w pobliżu pojawi się Rosa...;D. Kto to wie .

Sonya i Daniel - o tak, ta konfiguracja jest bardzo możliwa. Zresztą piosenka w tle chyba daje coś do zrozumienia - o kobiecie, którą się miał i się straciło, a teraz jest już za późno. Ricardo chce stracić Sonyę na własne życzenie, chce ją wręcz oddać Danielowi, tym bardziej, że widzi, iż ona jest chłopakiem zafascynowana - na razie poprzez Julio, ale potem...Motywy Rodrigueza są dosyć tajemnicze, ale z drugiej strony on sam trochę nam może spróbuje coś wyjaśnić dzisiaj...Masz calkowitą rację, zauważając, że to sam RR popycha Sonyę w ramiona Daniela. Może na razie nie oficjalnie, ale liczy się z tym i nawet sobie tego życzy. A jak zwykle spowodowane jest to tym, że życzy dla niej jak najlepiej i zdaje sobie sprawę, jak będą traktowane jego dzieci i co przeżywałaby Sonya po tym, jak opadłaby euforia po zawarciu małżeństwa. Ricardo wie, że Sonya potrzebuje mężczyzny, który ją pokocha i odda siebie - również fizycznie. A przecież sam nie może jej tego dać...Przynajmniej on tak twierdzi ;D.

Czy RR jest bezwzględny, to może na razie za mocne określenie, ale pewne jego zachowania wskazują, że jeśli trzeba, nie zawaha się już, nie będzie "chłopcem do bicia", a się odgryzie i postawi na swoim. Z jednej strony to dobrze, bo przestanie cierpieć, ale z drugiej też nie powinien z tym przesadzać, bo może się stać dokładnie tak, jak mówisz i sam może popsuć sobie stosunki z Sonyą. Ale nim coś kieruje, coś, co nie pozwala mu spać...;D.

Ciekawe, czy po dzisiejszym odcinku zrozumiesz, o co tak naprawdę chodzi naszemu Ricardo. Jest jedna rzecz, dla niego nawet ważniejsza od Sonyi, która sprawia, że zachowuje się tak, a nie inaczej. On się przeobraża, ale nie wszystkie zachowania wynikają z jego charakteru - część ze strachu, a część z powodu chęci doprowadzenia jednej rzeczy do skutku. A fakt, że kocha Sonyę jak szaleniec, że nawet, jak raz już chciał od niej odejść i efektem tego było, że stał pod drzewem, patrzył na nią i nie ruszył się, póki go nie zauważyła...Powiedz mi coś - a kiedy on tak naprawdę myślał o sobie?

Scena wypadku Bolivaresa. I tyle mogę o niej powiedzieć na razie ;D. Wydawałoby się, że taka zwykła rzecz, w której zazdrosny facet potrąca drugiego. Czy Victor przeżyje...i czy nie ma w tym jakiejś tajemnicy...częściowo za momencik .

A Christek...hm...Jest jedna osoba, która mogłaby się nim zaopiekować ;D.

Monice nigdy nie chodziło o miłość Carlosa, tylko o jego pieniądze i pozycję, jaka mimo wszystko za nim szła. Teraz pora na rozrywki i na kochanków. Widać po jej reakcji na śmierć Eduardo, jak bardzo go kochała...Akurat Pablo i Gustavo raczej nie nadają się na razie na jej kochanków, bo obaj są na nią źli, a jeden nawet siedzi .

Andrea i Manolo - będzie ostro . Cardony nie lubię, a to się odbija - i odbije - na postaci Manolo, którt nieprzypadkowo nosi to samo imię, co grający go aktor - bardzo wyraźnie.

I dziękuję za polecenie mi książki Sheldona - jak tylko znajdę chwilę i połknę Koontza, który do mnie idzie z internetowej księgarni, poszukam pozycji pana S. .

Zapraszam na odcinek 219...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 219

Valeria Guardiola po raz pierwszy podniosła głos na swojego ukochanego siostrzeńca. Domyślała się trochę, co kierowało Ricardo, prawdopodobnie był to strach o utracenie Sonyi, ale jeśli nawet miała rację, Rodriguez nie tak powinien załatwiać tą sprawę.

- Nie masz prawa od niej tego żądać! Dobrze wiesz, że będzie to dla niej naprawdę ważne wydarzenie, w końcu ślubu nie bierze się na codzień!

- Owszem, będzie - odparł sucho. - Dla mnie również. Dlatego chciałbym, żeby odbyło się choć trochę po mojej myśli. Możecie wybrać orkiestrę, jaka nam zagra, co śmieszniejsze, są aż trzy do wyboru. Widać ludzie ostatnio mało się żenią. Cała reszta jest już załatwiona, wszystko jakby na nas czekało.

- Nie wezmę ślubu w ten sposób - przerwała rozmowę córka Carlosa. - Nie mam pojęcia, co ci odbiło, ale przełożymy ceremonię na inny termin. Twoja ciocia ma rację, to zdecydowanie za szybko.

- Kochanie, kochanie...- zbliżył się do niej na tyle, że prawie czuła jego oddech na twarzy. - Jeśli za dwadzieścia cztery godziny nie będziesz moją żoną, nie zostaniesz nią nigdy. A może właśnie o to ci chodzi?

- Gdyby tak było, nie przyjęłabym cię wtedy, kiedy mi się oświadczyłeś w szpitalu! Powiedziałam już, że nie zamierzam...

Zamilkła. Usta narzeczonego wpiły się w jej wargi tak, że aż brakło jej tchu. Co prawda doświadczenie było dosyć nagłe, ale całkiem jej się spodobało, oddała nawet pocałunek...ale nie na długo. Tak samo, jak został brutalnie wzięty, tak samo i go przerwano.

- Nasza uroczystość odbędzie się jutro o 8 rano. Radziłbym wybrać się po suknię już teraz, możesz jechać sama, z moją ciocią, ewentualnie z Enrique. Ja nie mogę, mam jeszcze sporo spraw do załatwienia przed jutrem, a poza tym boli mnie głowa. Zaraz podam ci adres, a potem muszę odpocząć, proszę więc mi na razie nie przeszkadzać.

Kiedy wyszedł, oczy Sonyi miotały skry. Valeria próbowała do niej podejść i pocieszyć, ale nie było to potrzebne.

- Proszę się nie martwić, pani Guardiola. Ricardo chce szybkiego ślubu? To go dostanie.

Kelner w restauracji, gdzie stołował się właśnie niejaki Manolo Fernandez, ze zdziwieniem wysłuchał zamówienia mężczyzny, ale obiecał, że da się coś zrobić. Co prawda nie miał pojęcia, dlaczego gość chce akurat pierogi, ale widocznie to jakieś na tyle dobre danie, że wyrafinowane podniebienie nie przyjmuje niczego innego. Na szczęście Andrea zażyczyła sobie czegoś mniej egzotycznego i przynajmniej z tym nie było problemu. Za to polecane przez obsługę wino pasowało im obojgu - o ile wytrawne włoskie wino to dobre zestawienie wraz z pierogami...

- O jakich to interesach masz ze mną rozmawiać? - spytała między jednym kęsem, a drugim kobieta.

- Nie przekazał mi konkretnych instrukcji - zmarkotniał Fernandez. - Wiem tylko, że mieliśmy się spotkać i tyle. Może najlepiej sama go zapytaj?

- Tak zrobię, ale zanim to nastąpi, musisz mi coś wyjaśnić. Skąd znasz mnie i dlaczego nazywasz mojego ojca swoim? Czyżbyś był kolejnym zaginionym dzieckiem tego zboczeńca?

- Nie jestem zaginiony, siedzę przed tobą! - zaprotestował Manolo, wykazując tym po raz kolejny swoją błyskotliwą inteligencję. - Ale traktuję go jak rodzica dlatego, że zajął się mną, dał pracę i pieniądze. To ja cię śledziłem przed ślubem z Felipe! - dodał dumnie.

- Ty kretynie - usłyszał w odpowiedzi. - Jesteś zwykłym szczurem.

- Ale dobrze pachnącym - odgryzł się genialnie - przynajmniej według niego - mężczyzna. - Co do twojego pytania, to na nieszczęście nie spłodził mnie, ale ponieważ mu wiele zawdzięczam, to nazywam go swoim ojcem.

- Nie spłodził? - Andrea wypowiedziała te słowa, jakby miała w ustach cierpki smak kwasu. - Twoje słownictwo naprawdę pozostawia wiele do życzenia. Ale wróćmy do nas - to co teraz mamy robić, skoro kolacja dobiega końca?

- Do nas? Podoba mi się to określenie! - podniecił się Fernandez, nie zważając na wyraz twarzy Monteverde, już przeklinającej swoje użyte słowa. - W takim razie może zamówimy deser? Albo mam lepszy pomysł...Tatuś musiał mieć coś na celu, skoro zaprosił nas razem do tej pięknej restauracji. Może...pójdziemy do mnie i pokażę ci moją kolekcję szachów?

- Szachów? Tego się nie zbiera, ty obleśny psycholu!

- Ejże, jak nie będziesz dla mnie milutka, doniosę tatuśkowi i on cię odpowiednio potraktuje, więc uważaj! - zagroził Manolo.

- Na pewno nie wspomniał o uprawianiu z tobą seksu!

- Kto wie, co miał na myśli! To co robimy? - przysunął się bliżej i pogładził palcem skórę na ramieniu Andrei.

Monica co jakiś czas pociągała łyk wina, które podała jej córka. Z radością obserwowała dziwne napięcie, jakie pojawiło się między młodymi - wiedziała, że to ona je sprawiła i cieszyło ją to. Nie, nie życzyła źle własnej córce, wręcz przeciwnie, Allie powinna wyjść za mąż bogato i za człowieka, który będzie miał jakąkolwiek pozycję społeczną. O miłości nawet nie pomyślała. Dlatego właśnie żona Carlosa nie życzyła sobie kogoś z rodu Abarca u boku córki. Co prawda cała ta sprawa z wypadkiem nie była winą rodziców Gabriela i wszystko dobrze się skończyło, ale dla Monici niesmak pozostał. Poza tym daleko chłopakowi do majątku nawet takiego Abreu.

~ Zaraz, zaraz...- uświadomiła sobie w pewnym momencie kobieta. - Skoro Eduardo zmarł nagle, to być może cały jego dom i oszczędności...

- Kochanie...- zaczęła na głos. - Wiesz może, czy ojciec zostawił jakiś testament?

- Tak - odparła sucho Allisson. - Adwokat już nam o tym mówił, niedługo dowiemy się, ile będzie dla kogo. Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie to.

- Wiem, wiem, ty tęsknisz za Eduardo i takie tam. Ale pomyśl, ile teraz będziemy miały pieniędzy! Połączone majątki Santa Maria i ten to potęga.

- Twój mąż nie ma jeszcze fortuny! - nie odmówiła sobie złośliwości Allie. Kochała matkę, ale ostatnio zaczynała myśleć o niej coraz gorzej.

- Mylisz się, córeczko! Mecenas Oreiros właśnie zadzwonił do niego z wiadomością, że ma do niego jakąś ważną sprawę, związaną ze zmarłym Antonio de La Vega. Podejrzewam, że umarlak zapisał coś mojemu mężowi. Może nawet wszystko, co do niego należało.

Sama nie wiedziała, jak blisko była prawdy.

- Przynajmniej będziesz zadowolona! - odrzekła zmęczona tą wizytą Allie. - Mamo, jeśli mogłabyś zostawić mnie samą z Gabrielem...

- A tak, tak, przecież musisz mu powiedzieć, co myślisz o jego rodzinie i o tym, że zataił ten wypadek - podniosła się Monica. - Pamiętaj, odpraw go szybko, to nieodpowiedni partner dla ciebie!

Jak tylko zamknęły się za nią drzwi, Abarca chciał rozpocząć rozmowę, bo obawiał się, że w ogóle nie zostanie dopuszczony do głosu:

- Posłuchaj, to, co mówiła twoja matka, to prawda. Znam Ramirezów, znam Daniela, ale nie możesz...

- Mogę zrobić to, co zechcę - przerwała od razu. - A w tej chwili marzę tylko o tym, żebyś zostawił mnie w spokoju. Nie wiem, co knujecie z Danielem i jestem ci wdzięczna za pomoc po śmierci ojca, ale teraz masz po prostu wyjść. A jak tylko to zrobisz, zadzwonię, żeby ostrzec Sonyę.

- Nie rób tego! - przeląkł się Gabriel. - Uwierz mi, brat Julio nie jest złym człowiekiem, on chce tylko zemścić się za...

- Nie wiem, ani za co, ani na kim. Jeśli ma się mścić, niech robi to z daleka ode mnie i mojej przyjaciółki. Ona już za dużo wycierpiała, teraz w końcu jest szczęśliwa i ma brać ślub z tym, którego kocha. Nie przeszkadzajcie jej w tym!

- Daj mi wytłumaczyć! On nie chce nic złego od niej, tylko od swoich rodziców! Obwinia ich za śmierć Julio i o to, że nigdy się nim nie zajmowali, wręcz nim pogardzali! Sonya ma mu tylko pomóc w poznaniu Gracieli, by Daniel mógł zająć się jej dzieckiem! To maleństwo to przecież będzie jego bratanek, a w rękach takiej matki...

- Nie wiesz, co robisz...- szepnęła cicho Allie. - Ta kobieta to córka Dolores Gambone, a ta zaś jest kuzynką Francisco Velasqueza. Facet jest na nią cięty, bo kiedyś wydała go policji na prośbę Sonyi. Za to moja przyjaciółka wyszła za mąż za Mario Messiego, który ją bił i gwałcił. Uratowała tym życie ojca swoich dzieci.

- Co Mario miał do Gracieli?

- To wspólnicy. Oboje są winni śmierci Julio. Kiedyś Sonya opowiedziała mi wszystko. Miała zamiar zgłosić ich na policję, ale działo się wszystko naraz i po prostu nie miała jak. W tej chwili nikt już by się tym nie zajął.

- Daniel mówił to samo, zgadza się. On już wierzy, że twoja przyjaciółka jest niewinna, ale najpierw uważał ją za kogoś złego, za osobę, która przyczyniła się do samotności jego brata. Proszę, zrozum go...- próbował tlumaczyć Gabriel. - On tak naprawdę miał tylko Julio, bardzo przeżył jego śmierć i jeszcze nie mógł się z nikim podzielić swoim cierpieniem.

- I chciał najpierw zebrać o niej informacje, prawda? Dowiedzieć się, jaka jest i ewentualnie skierować ostrze zemsty również przeciwko niej? Samotny mściciel naprzeciw całemu światu? W jaki sposób zamierzał wymierzyć sprawiedliwość, co chce zrobić, skoro Julio nikt już życia nie wróci?

- Jest bardzo zdesperowany, ma swoje pomysły, czasem trudne do zrealizowania, ale wierzę, że mu się uda. Nie znasz całej historii, Allie. Inaczej szybko byś go zrozumiała.

- Nie mówię, że go nie rozumiem - stwierdziła dziewczyna. - Sama broniłabym honoru pamięci mojego brata. Ale przykro mi, że chcieliście skrzywdzić kogoś, kto jako jedyny troszczył się wtedy o Julio. I przy okazji oszukałeś mnie.

- Musiałem to zrobić! Jesteś przecież jej przyjaciółką, nie dotrzymałabyś tajemnicy! Gdyby się okazało, że Daniel miał z początku rację co do Sonyi, a ty stoisz po jej stronie, mogłybyście nawet ostrzec Ramirezów!

- Bałam się, że chodzi o coś innego. Kiedy na weselu mamy powiedziano mi, że dzwoni do ciebie ciotka, a sam mi mówiłeś, że nie masz żadnej rodziny, to...- urwała. Sama nie wiedziała, co chciała powiedzieć.

- To co, Allie? - spytał jednak. - Co czułaś? Dlaczego tak bardzo zależało ci na tym, żebym był wobec ciebie szczery?

Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił, ale nagle nachylił się ku jej ustom i je ucałował. Smakowały tak słodko, że pragnął nigdy nie przestawać, zapomniał na moment o Dianie i jej dziecku...jego dziecku. Tym, które tamta kobieta zabiła.

- Ja też jestem jak Daniel...- szepnęła potem. - Samotna, niby mam matkę, ale sam widzisz, jaka to kobieta.

- Nie jesteś sama - odparł jej. - Masz mnie, swojego przyjaciela. Bo chyba mogę się tak nazywać?

- Obroń mnie, Gabrielu...- poprosiła. - Obroń mnie, bym nie stała się taka, jak ona...jak Monica.

Ricardo w drodze do pokoju mijał miejsce, gdzie obecnie przybywały jego dzieci. Czuwał nad nimi Enrique, ponad miarę szczęśliwy, że ma pod opieką takie śliczne maleństwa.

- Wyjdź na moment - polecił Rodriguez, majordomus skłonił się więc i opuścił pomieszczenie.

Syn Cataliny podszedł do łóżeczek i spojrzał na uśmiechnięte buzie maluchów. Chłopak pomachał do niego rączką, wyraźnie starając się dotknąć twarzy ojca.

- Cześć, niemowlaku! - odpowiedział mu dumny tata. - Jesteś taki słodki. Kto by pomyślał, że jesteś mój. I cokolwiek zrobi ten wymoczek Daniel, ty i twoja siostra należycie do mnie. Ona może sobie zakochiwać się w kim chce...- zamilkł na moment, bo własne słowa sprawiły mu dziwny ból, ale zaraz podjął znowu myśl. - Ekhm...w kim chce, ale jednego możecie być pewni - nazywacie się Rodriguez. Słyszycie? Macie do końca życia pamiętać, że jesteście Catalina i Pedro Rodriguez, a nie żaden tam Ramirez, czy nikt inny! Po ślubie z Sonyą ochrzcimy was w końcu. Nawet takie uroczystości w moim życiu są na odwrót - zaśmiał się przez moment. - Moje dzieci...Tylko moje. I Sonyi, oczywiście.

Nagle coś przemknęło mu przez umysł, nieprzyjemne wspomnienie, które nie chciało odejść, niezależnie od tego, jak bardzo tego pragnął. Tamte chwile, kiedy nie był sobą, kiedy zrobił coś, czego będzie żałował do końca życia. Pochylił się więc nad przyszłym Pedro i szepnął mu poważnie:

- Opiekuj się siostrą, stary. Nie chcę, żebyś potem płakał nad nią, albo nad jej losem tak, jak płakać musiał Nestor. Ciebie nie może to spotkać, nie może! A ty, malutka, zajmij się bratem! - zwrócił się do Cataliny. - Będziecie sobie potrzebni - sobie i waszej matce - kiedy mnie już nie będzie z wami. I jeszcze jedno - nie pozwólcie, żeby ten Daniel zajął moje miejsce w waszych serduszkach. Możecie sobie go nawet nazywać ojcem, ale macie o mnie pamiętać, dobra? Proszę...

Kilka minut później leżał już w łóżku i odpoczywał po zażyciu leku na ból głowy - nie kłamał, naprawdę cierpiał. Zasypiał już, kiedy poczuł, że na poduszce zrobiło się mokro. Z właściwym sobie humorem stwierdził, że pewnie jakimś cudem zmoczył pościel, ale wstał, by zobaczyć, co się dzieje.

Zamrugał oczami, bo na powłoczce wił się czerwony strumień.

- A to co za cholera? - zmruczał, zły, że nie może wypocząć. Dopiero wtedy zrozumiał, o co chodzi. Znowu to samo - strumyczek krwi z ust był dzisiaj nieco większy i wypłynął aż na poduszkę. Ricardo wytarł się chusteczką, jakie chował w szufladzie przy łóżku i znów spróbował zasnąć. Przywyczaił się już do takich ekscesów organizmu - miał je przecież średnio raz na tydzień. I nawet wiedział, dlaczego.

Francisco Velasquez z dziwnym wyrazem twarzy został przewieziony do więzienia. Będzie miał krótką rozprawę, na której z pewnością udowodni mu się winy i wsadzi na długi okres, o ile nie do końca życia. Jednak nie martwił się tym, bo wiedział, że ciekawość przyciągnie do niego któregoś z policjantów, a potem wiadomość rozejdzie się tym, czy innym kanałem i w ten sposób trafi do uszu adresatki - Sonyi Santa Maria.

- Ja będę siedział, ale ty stracisz dzieci i narzeczoną. Będziesz znowu sam, nikt nigdy nie zechce nawet spojrzeć na ciebie...morderco dzieci! - don Conrado zaniósł się śmiechem. - Taka mała istotka, a odda mi taką przysługę - ciekawe, czy jeszcze ją pamiętasz, czy już pogrzebałeś w mrokach swojej ciemnej duszy? Jak to było? "Muszę ci coś powiedzieć, kochanie..." - szeptałeś wiele lat temu. "Znienawidzisz mnie pewnie, ale mam na sumieniu dziecko. Ono nie żyje...Zabiłem je!". Pamiętam dobrze twoje słowa, pamiętam! - zaśmiał się znowu. - A potem ten szczegółowy opis czynu, którego dokonałeś. Gdybym tylko mógł wysłać list...

Kiedy tylko znalazł się w zakładzie karnym, poprosił o telefon. Miał do tego prawo, jedna rozmowa, zazwyczaj wykorzystywana na rozmowę z adwokatem. Stanął przy zniszczonym czasem aparacie, zawahał się chwilę nad tym, czy słusznie robi, czy lepiej zaczekać, aż wreszcie wybrał numer. Po drugiej stronie zapewne zastanawiano się, kto to dzwoni, albo czy odebrać połączenie, ale miał szczęście - osoba, z którą chciał się porozumieć, była całkowicie nieświadoma tego, kto może chcieć się z nią skontaktować, nie znała tego numeru. Dlatego też za kilka chwil w słuchawce rozległ się głos Sonyi:

- Tak?

- Zapytaj ukochanego o Tamarę Villanueva.

Były majordomus Eduardo Abreu przerwał rozmowę. Nie potrzebował obrońcy, mógł nawet zostać skazany na dożywocie, karę śmierci, cokolwiek tam mieli. Najważniejsze już wykonał - zniszczył Rodriguezowi życie. Nieodwołalnie.

Kierowniczka sierocińca pomogła załatwić odpowiednie dokumenty i opierając się na opinii lekarza zwrócono Sandrze syna. Luis de La Vega siedział teraz w swoim pokoju i czytał książkę. Jego przybrana matka przygotowywała posiłek, pamiętała, jakie danie uwielbia jej synek i teraz z radością je gotowała. Zostali we dwójkę, żyli jedno dla drugiego...błąd. O ile wdowa po Hectorze ciągnęła nadal swoją drogę, ostatnio tak bardzo wyboistą, dla syna, to chłopak wręcz przeciwnie - istniał nie tylko dla Sandry, ale dla tego, co zakorzeniło się w głowach już kilku osób w tym mieście - dla zemsty. Jego ofiarą miał być prawdziwy ojciec, ten, który w ogóle nie miał ochoty się nim zainteresować. Luis sprytnie zadał matce kilka pytań i wiedział już, że Santa Maria niedługo stanie przed sądem jako ten, który chce zabrać dzieci własnej córce. Przydałoby się zadziałać tak, aby Carlos nie dostał tego prawa. Przy okazji pomoże się Sonyi, która zyskała sobie sympatię i wdzięczność Luisa dawno temu, kiedy to oboje znaleźli się na pewien czas na ulicy. Co prawda zdawał sobie sprawę, że za dużo nie może, bo w końcu ma tylko niecałe czternaście lat, ale coś niecoś już o tym świecie wiedział. Przebywanie z Antonio nauczyło go, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. Wystarczy, że jakiś sposobem skieruje na siebie zainteresowanie sądu, co było prawie pewne - przecież instytucja będzie chciała wiedzieć, jak dziadek wnuków, o których toczy się bój, zajmuje się własnym potomkiem. A wtedy de La Vega zacznie mówić...

Lekturę i myśli o przyszłości przerwały mu podniesione głosy w progu. Rozpoznał je momentalnie i skoczył pomóc matce w pozbyciu się intruza. Stanął przed nim hardo i powiedział:

- Domyśliłem się, że tu przyjdziesz, tautsiu! - ostatnie słowo wymówił z przekąsem, patrząc prosto w oczy Santa Marii.

Felipe w międzyczasie dyszał ciężko, nadal będąc pod wrażeniem zdarzenia na ulicy. Wszystko odbyło się tak szybko, ten pisk opon samochodu, potem uderzenie w mężczyznę, który potoczył się po jezdni jak szmaciana lalka...Nie myśleć, nie przypominać sobie tego, nie pamiętać chwili, gdy doktor Bolivares ginie - bo tego był pewien - pod kołami pojazdu. Zapomnieć, zapomnieć jak najszybciej!

- Nikt nie widział, nikt cię nie widział, uspokój się, nikt nie wie, że tam byłeś. Może zauważą jakieś ślady, ale przecież każdy mógł tamtędy przejeżdżać, nie martw się, nie powiążą cię z wypadkiem, bądź tego pewien, tylko zachowaj spokój...- szeptał sam do siebie siedząc nadal w swoim wozie kilkaset metrów dalej.

Pedro Velasquez nienawidził szpitali z prostego powodu - musiał być w jednym z nich po raz kolejny. Najpierw okazało się, że jego szef i przyjaciel, Eduardo Abreu, zmarł nagle, a teraz rannym jest Victor Bolivares, którego brat Francisco może nie znał dobrze, ale widział go w przelocie przy pewnych okazjach. Opowiadała mu o nim też Sonya przy okazji wspomnień o Carlosie i o dzieciństwie - tym czasie, kiedy praktycznie nie miała żadnych problemów. Teraz szofer chodził w kółko po korytarzu, modląc się, by po raz kolejny nie był świadkiem czyjegoś odejścia. Tym bardziej, że miał do czynienia z morderstwem - byl pewien, że to Felipe Santa Maria potrącił lekarza. Czegóż innego można spodziewać się po człowieku, który nie tak dawno chciał zabić swojego brata?

Viviana nie mogła sobie znaleźć miejsca. Chodziła w kółko po pokoju, świadoma, że minęło już tak wiele czasu, a jej przyszly mąż nie wracał. Miał zamiar tylko kupić coś do jedzenia i za kilka minut pojawić się z powrotem w mieszkaniu, ale nadal go nie było. Jego telefon nie odpowiadał, cisnęła więc swoją komórkę daleko i wyszła na ulicę.

- Muszę go poszukać! - powiedziała sama do siebie, pełna niepokoju. Czyżby los po raz kolejny chciał zabrać jej to, na czym jej tak bardzo zależało? Kiedy doktor był w pobliżu, czuła się przy nim bezpiecznie, chociaż gdzieś na horyzoncie nadal majaczył jej były kochanek, rozeźlony teraz przez rozmowę z Victorem.

Nie za bardzo wiedziała, od czego ma zacząć, ale dostrzegła po drugiej stronie ulicy malutki sklepik, o którym w nerwach całkowicie zapomniało. To chyba nawet tam miał udać się Bolivares. Weszła niepewnie do środka, przebywała przecież rzadko w takich budynkach. Pewnie po ślubie to się zmieni...o ile dojdzie do jakiegoś ślubu.

- Przepraszam...- zaczęła nieporadnie, tym bardziej, że sprzedawczyni zmierzyła ją taksującym wzrokiem. - Czy widziała pani może młodego mężczyznę o jasnych, wpadających w rude włosach, który...

- O mój Boże! - wykrzyknęła nagle kobieta za ladą. Od razu zmieniła się na twarzy, teraz miała współczujący wyraz. - Szuka pani tego biedaka, tak?

- Dlaczego biedaka? - wykrztusiła Viviana, pełna obaw. Czyli jednak stało się coś złego! Nie była pewna, czy chce to usłyszeć, ale przecież musiała wiedzieć, gdzie jest jej...gdzie jest Bolivares!

- Był taki młody!- zaczęła litować się handlarka. - Taki młody, a tak źle skończył!

- Ale co się stalo?! - krzyknęła matka Sonyi, nie panując już nad sobą, ledwo powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Boże, tylko nie to!

- Potrącił go samochód, aż tamten wyleciał w powietrze - wypowiedziała wreszcie kobieta. - Było tyle krwi, że z pewnością zginął na miejscu. Taka tragedia, taka tragedia...- zawodziła. - To pani mąż, czy syn?

Viviana przestała zważać otoczenie, na cokolwiek, wybiegła tylko na ulicę, sama prawie wpadając pod nadjeżdżające auto. Który szpital, gdzie iść, jak się czegokolwiek dowiedzieć? Serce jej waliło tak mocno, że bała się, iż się udusi. Przyłożyła dłoń do piersi, chcąc się uspokoić. Zapewne to będzie główny szpital, ten, w którym była już tyle razy z różnych przyczyn.

- Nie możesz umrzeć, nie teraz! - powtarzała, wybierając numer drżącymi palcami. Korzystała ze swojej komórki, nie weszła w ogóle do domu, stała przed wejściem, na chodniku, nie bacząc, że co jakiś czas ktoś mija ją, a nawet na nią wpada.

Przez telefon nie chcieli udzielić jej żadnych informacji, potwierdzono tylko, że taki pacjent znajduje się w budynku i że faktycznie odniósł rany w wypadku. Nic więcej się nie dowiedziała.

Drogi do szpitala taksówką w ogóle nie pamiętała. Tak samo, jak biegu po korytarzu i wypytywania pielęgniarki o stan pacjenta i salę, w której leżał. Mózg pracował tylko w rytm jednego imienia - Victor. Victor Bolivares.

Wpadła da pokoju nie rejestrując czegoś dziwnego, co nie powinno się zdarzyć. Była tak spanikowana, że ledwo zahamowała przed łóżkiem rannego i usiadła na krześle stojącym obok. Jej narzeczony był bardzo blady, była pewna, że zdążyła w ostatniej chwili. Może ją usłyszy, może jej słowa dotrą do niego, może przynajmniej dowie się przed śmiercią pewnej prawdy...

- Victorze...Muszę ci coś powiedzieć..- szeptała, trzymając go za rękę. - Nie wiem, jak, ale muszę ci to wyznać, coś, co niedawno zrozumiałam, ale bałam się ci to powiedzieć, bałam się własnych uczuć, wiesz, że przeszłam wiele i teraz nie wiem czy odważyłabym się kiedykolwiek to wypowiedzieć, ale nie wyobrażam sobie, żebyś się tego nie dowiedział...

Specjalnie mówiła tak dużo, by się nie zatrzymać, by nie zawahać, by nie wycofać w ostatniej chwili. To było zbyt ważne, by zamilknąć w połowie zdania.

- Kocham cię, Victorze! - wypowiedziała wreszcie.

- Wiem! - usłyszała nagle. - Co prawda ja ciebie mocniej, ale wybacz ci to, moja ukochana!

Bolivares wyciągnął do niej rękę i otworzył oczy. Dopiero teraz zorientowała się, że nie są na sali intensywnej terapii, tylko na zwykłej, gdzie leżą ci mniej ranni, lub chorzy.

- Ale...jak to? Ty nie umierasz? - wydukała.

- Mam nadzieję, że nie powiedziałaś mi tego tylko dlatego, że sądziłaś, iż zaraz umrę! - obruszył się żartobliwie lekarz. - Jeszcze na mnie nie pora, jak widzisz! Boli mnie tu i tam, ale wyjdę z tego, tak przynajmniej powiedzieli ci w białych fartuchach.

- Myślałam, że...że...- ze wzruszenia zabrakło jej słów.

- Nie stracisz mnie - powiedział poważnie. - Nigdy. Stworzymy rodzinę i to szczęśliwą, nikt nam w tym nie przeszkodzi. Przysięgam ci to.

W tej samej chwili Virginia Fernandez, cudem uratowana z łapsk Manolo, oczekiwała na powrót Cesara. Vargas wychodził często i nie mówił, dokąd, a ona nie pytała. Była mu wdzięczna, że nie wykonał tego, co mu zlecono, dlatego podporządkowała się całkowicie. Zresztą takie zachowanie wynikało z tego, czego nauczyła się podczas małżeństwa z synem Barbary - kobieta musi słuchać mężczyzny we wszystkim.

Co nie zmienia faktu, że bywały dni, kiedy czuła się bardzo samotna. Takie, jak ten. Pocieszała się wtedy myślami o kimś, kogo zostawiła daleko stąd.

- Czy mnie jeszcze pamiętasz, Victorze? - spytała samą siebie. - Czy gdybym wróciła, dałbyś mi - nam - jeszcze jedną szansę? Czy kiedykolwiek się tego dowiem?

Raul Monteverde szczęśliwy nie był. Maribel pomogła mu wiele razy, ale ostatnio zaczynała go drażnić. Przecież doskonale chyba zdawała sobie sprawę, że on nie ma ochoty na żaden ślub! Musi zaczekać jeszcze jakiś czas, najlepiej kilka miesięcy, aby zapomniał o tym nieszczęsnym zdarzeniu, które sam wywołał podczas ceremonii Andreii. Teraz takie uroczystości źle mu się kojarzyły.

- Nie będę teraz niczego planował! - podniósł głos. - To jak na razie są dla mnie bardzo niemiłe skojarzenia. Daj mi wreszcie spokój! - krzyknął w końcu. - Inaczej rozstaniemy się na dobre!

Zostawił ją samą w pokoju, pogrążoną w myślach. Przecież nie chciała nic złego, napomknęła tylko, czy czasem nie ma ochoty na udokumentowanie związku, na poły żartem, a on zaregował tak, jakby naprawdę proponowała mu coś nieprzyjemnego. O co mu naprawdę chodziło?

Podejrzenie pojawiło się w umyśler jak trucizna, jak coś, co wpływa do żył i powoli zabija. A jeśli...jeśli on nadal kocha swoją byłą żonę? Jeżeli Raul Monteverde zemścił się, owszem, ale w duszy nadal jest tym samym zakochanym po uszy człowiekiem, co dawniej? Być może liczy na połączenie się z tamtą kobietą? Może nawet wybaczył jej wszystko to, co ich rozdzieliło - o ile kiedykolwiek można było powiedzieć, że są razem?

- Nie jestem morderczynią, Andreo. Chciałam zabić Monicę, ale teraz cieszy mnie fakt, że mi się nie udało. Ale ty, to co innego. Jeśli okaże się, że w jakiś sposób skrzywdzisz mojego Raula, długo nie pożyjesz. Nie zbliżaj się do niego, bo w jego obronie jestem gotowa na wszystko. Po prostu na wszystko...

Daniel przemógł się w końcu i wybrał numer telefonu do Sonyi. Zdążyła mu go już oczywiście podać, przecież musieli pozostać w stałym kontakcie, skoro łączyło ich to piękne wspomnienie po Julio. Jasnym było, że będą spotykać się często i spędzać ze sobą długie godziny. Potrzebował usłyszeć ją po raz kolejny, zapytać o coś związanego z jego bratem, coś zupełnie nieistotnego, ale musiał się tego dowiedzieć. Nie uświadamiał sobie, że to tylko wymówka, że owszem, chce poznać tą informację, ale nie wiadomo, czy nie bardziej usłyszeć głos córki Viviany.

Kiedy ktoś podniósł słuchawkę, Ramirez nie czekał, aż dziewczyna się odezwie, tylko od razu zaczął:

- Przepraszam, że cię niepokoję, ale tak bardzo tęsknię...Za Julio, ma się rozumieć - poprawił się natychmiast. - Czy nie mogłabyś przypomnieć sobie jego ulubionej piosenki? Chciałbym jej posłuchać, a wstyd się przyznać, zapomniałem jej tytułu. Ty na pewno będziesz wiedzieć.

- Będę, z pewnością - odpowiedziano mu po tamtej stronie. - Tęskniłeś, tak? Wiesz, jak brzmi ta piosenka? Leciała jakoś tak - "Nie ruszaj, co nie twoje, bo możesz się sparzyć."- zanucił Ricardo.

- Słuchaj, dupku, nie zamierzam z tobą rozmawiać! Daj mi Sonyę do telefonu! - wkurzył się Daniel. Jak on nie cierpiał tego faceta!

- Rozkazy możesz sobie wsadzić - odparł spokojnie Rodriguez. - Poproś, a będzie ci dane. Albo i nie, jak mi się zachce. Słuchaj, palancie. Nie wiem, czego chcesz od niej, ale jednego jestem pewien - nie staniesz się ojcem dla jej dzieci tylko dlatego, że jesteś, kim jesteś. Możesz sobie zakochiwać się w mojej dziewczynie, ale to nie zmienia faktu, że ja jestem ich rodzicem.

- Jesteś też psychiczny! - stwierdził brat Julio po pierwszym szoku. - Owszem, ona mi się podoba, ale nie zamierzam od razu brać z nią ślubu! A tym maleństwom współczuję, będą musiały mierzyć się z piętnem potomków psychola. Tym bardziej, że ja nie mówiłem nic na temat Pedro i Cataliny!

- Wiesz już, jak będą się nazywać? - zdziwił się niemile zaskoczony Ricardo.

- Wiem i co z tego? Może nie wolno jej było wymawiać tych imion? Słuchaj, koleś, co ty do mnie masz? Naskakujesz na mnie od samego poznania się, a ja tylko chciałem pogadać z Sonyą o moim bracie, nic poza tym. Nie odbieram ci ani jej, ani tych maluchów. Połączyły was dziwne rzeczy, ale skoro już jesteście razem i ona chce, czy musi, wyjść za ciebie za mąż, to ja się nie będę wtrącał.

Skłamał. Daniel Ramirez miał już swój plan, ale nie będzie wtajemniczał przecież w niego swojego...wroga.

- Sonyi i tak nie ma - dostał odpowiedź. - Wyszła z moją ciocią przymierzać suknię ślubną. Przekażę jej, że dzwoniłeś.

Odgłos odkładanej słuchawki jeszcze bardziej zirytował Daniela. Nie miał pojęcia, dlaczego został tak potraktowany. Zresztą sam jego rozmówca miał kłopoty z określeniem swojego zachowania. Na widok - albo nawet na sam głos - Ramireza syn Cataliny odczuwał głęboki strach. I nie chodziło o to, że bał się go jako człowieka, bo to nawet byłoby śmieszne. Nie, Ricardo bał się czegoś, co może iść za tym chłopakiem. Nawet nie tego, że straci Sonyę, bo to, chociaż bolesne i tak kiedyś musiało nadejść. Przynajmniej dziewczyna po...zniknięciu Ricardo będzie miała się na kim oprzeć. Była jednak pewna sprawa, która zabierała mu sen z powiek. Znacznie ważniejsza i cenniejsza - nawet od wszystkich uczuć, jakimi darzyła go przyjaciółka, a on ją. I tego Danielowi Ramirezowi nie odda nigdy. Ani jemu, ani nikomu innemu.

Koniec odcinka 219


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 22:14:22 15-02-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:06:06 15-02-10    Temat postu:

Dubel.

Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 22:43:40 15-02-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:06:29 15-02-10    Temat postu:

Dubel.

Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 22:45:27 15-02-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:21:26 15-02-10    Temat postu:

Uff. W końcu jestem! Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to być może uda mi się wkleić ten komentarz bez problemów, ale na to bym nie liczył .

Cytat:
Dziękuję za gratulację, ja też jestem dumna, że mam takich Czytelników, jak Wy. Wiem, że zdarzają mi się gorsze odcinki, jeśli na taki natrafisz wal śmiało, nie wstydź się . I postaram się nie zarysować nikogo swoją złośliwą kredką ;D, tak, abyś był dumny z mojej pary ;D. Tylko pytanie, co z tego wyjdzie, bo czy Andrea tak łatwo zrezygnuje z CSM i zacznie zadawać się z Manolo? I to przy jej aspiracjach społecznych? A Cardony nienawidzę coraz bardziej, więc nie bój się, Fernandez będzie jeszcze gorszy...a może to znaczy lepszy?


No to najsamprzód powiem, że odcinek pod względem technicznym był lepszy niż doskonały. I tu się mogę spalić ze wstydu. Gdzie mi tam z taką twórczością do ciebie . Gdybym zestawił najlepszy według siebie odcinek "Fatimsy" wyglądałby on przy PiM-ie jak niepotrzebna wydmuszka w stylu wątków Carlosa Świętego Maryi - coraz bardziej mam go dosyć. Nie wiem po co go właściwie trzymasz. Jeśli wydaje mu się, że może zagrozić Sonyi to się bardzo myli. On jest tak kluchowaty, że nie jest w stanie wyrządzić krzywdy nawet sobie samemu .
Przypuszczam, że walka z zaparciem, to dla niego niezbyt ciężkie przeżycie. Na nabawiłby się nawet skrętu kiszek, bo z przezorności obżerałby się bananami (podobno najbardziej stolcopędne ).
No dobra, ale do rzeczy. Działania Carlosita są co najwyżej żałosne. Jeśli on myśli, że mu się to uda, no to w takim razie Felipe będzie musiał być bardzo zajęty. Rozprawiłby się w końcu z braciszkiem. Tak mu kiedyś zależało na jego wykończeniu... a teraz co? Przydaj się Felipe w końcu do czegoś oprócz stania w miejscu . CARLOSITO POD MŁOTEK!

Wracając do wątku Andrei, bo przecież to podstawa po dzisiejszym odcinku . No a jakże. Genialna rozmowa. Manolo wychodzi ci coraz lepiej, niezamierzona nienawiść działa w druga stronę. Bo zamiast słomy wychodzącej z butów i stylu yo soy macho, y tu mi mujer to raczej jest bardziej prawdziwy niż ci się wydaje. Nie zmarnuj tego potencjału, bo rzeczywistości "Coraz gorszy Manolo" będzie CORAZ LEPSZY! I tak teraz nie mam już wątpliwości co do tego, z kim ma być Andrea. Na dzień dzisiejszy upierasz się Aga, że się raczej nie zgodzi. Bo co? Bo trudno to sobie wyobrazić. Jeżeli w PiM-ie niewinny RR może kąsać ludzi a kopciuszek Andreita może zmienić się w złą siostrę przyrodnią, to z jakiej paki nie jest możliwa zmiana aspiracji życiowych Andrei Montverde - no właśnie nie Montenegro - pomyłka mała mi się poprzednim razem wkradła .

Cytat:
Francisco to psychopata, to fakt. Ale cholernie inteligentny psychopata. Kto wie, czy akurat teraz nie mówi prawdy? Poza tym po co miałby kłamać przed samym sobą? Może jego słowa nic nie dadzą, poza jedną, ważną rzeczą - ewentualnym zwątpieniem Sonyi w RR, albo nawet odgrzebywaniem tamtej sprawy, co na pewno nie będzie dobre dla rozprawy o dzieci. Być może Velasquez zrobi więcej bałaganu, niż się wydaje...


Być może, ale wyglądałoby tu nieprawdopodobnie. Już mówiłem, że ten facet ma tak pełno w gaciach, że nigdy się tego gówna z majtek nie pozbędzie Dla czytelników jak najbardziej jego zeznania mogą być prawdę i namącić w naszej ocenie RR, no, ale kto z rozsądnych bohaterów, no chyba że się okaże że wszyscy nagle są nierozsądni uwierzy w to co on tam serwuje. Nie powinno się mu nawet udzielać głosu. Dla świętego spokoju pewne sprawy lepiej przemilczeć, tym bardziej że ciągle RR i Sonya mają problemów w nadmiarze. Wspomnijmy ostatni napad z użyciem cegły, czy nieuświadomienie Daniela, który naopowiadała głupot. Eh... aż przez chwilę się wydawało, że RR i Sonya się poróżnią, ale chyba niespecjalnie. Myślę, ż RR chce przez małżeństwo zatrzymać przy sobie dzieci, bo boi się, że tracąc Sonyę straci i dzieci. W końcu na kimś temu facetowi zależy, poza uczynieniem szczęśliwym wszystkich wokoło. Tylko nie siebie. Kogoś mi to przypomina .

Cytat:
I niestety muszę Cię rozczarować - zarówno SSM, jak i RR będzie dużo - w końcu sam ich uznałeś za protków ;D.


E tam... Andrei i Carlosa tez było dużo. Jak się okaże, że Andrea i Monolo staną się zbyt wyraziści na drugi/trzeci plan to zrobię wszystko by cię przekonać o wysunięciu ich ciut bliżej głównej obsady. Zresztą nie mogą w kółko cierpieć ci sami, bo w końcu zrobi się to nudne .

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:34:25 15-02-10    Temat postu:

A ci klops . Gdy tylko pisałem komentarza do odcinka, okazało się, że pojawił sie nowy. Mam nadzieję, że równie rewelacyjny jak poprzedni i czy jest dalszy ciąg mojego ulubionego wątku .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:09:55 16-02-10    Temat postu:

Andrea może i ma swoje grzeszki, ale powiem, że Carlos mnie bardzo, ale to bardzo wkurza. Kiedy czytałam scenę jego kłótni z Andreą, to miałam ochotę go pobić ;P
Po 1. to właściwie on nie miał żadnych dowodów na to, że Andrea doprowadziła do marnego stanu Ricardo. Tak nagle ni stąd ni zowąd zaczął ją oskarżać.
Po 2. Nie dość, że w okrutny sposób zdradził Andreę to potem ją tak chamsko potraktował
Po 3. Teraz romansuje z tą Monicą i w ogóle nie rozpacza nad losem Andrei.

Ja na miejscu Andrei nie chciałabym już z nim być... Właściwie to zrobiłabym wszystko, żeby żałował za swoje czyny i błagał o przebaczenie!

Ale ja chciałabym, żeby oni się jednak na koniec pogodzili. W końcu to główna para i głupio byłoby, gdyby nie byli razem ;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:17:25 16-02-10    Temat postu:

Ślimak - Hm, chyba Ci się jednak udało, skoro komentarz się pojawił . Ja narobiam pełno dubli zarówno tutaj, jak i w innych tematach. Tak się dzieje za każdym razem, jak się chce wkleić zdjęcie, albo większy tekst. Dlatego sorry wszystkich za wszystkie duble tu i gdzie indziej.

Mój odcinek był doskonały pod względem technicznym? Sama zauważyłam kilka literówek, więc nie mów mi tu o doskonałości . Chyba, że miałeś coś innego na myśli . A swoje dzieło doceniaj, bo mi się podoba i nie tylko ja je czytam, więc to o czymś świadczy. Może nie piszę tak wielkich komentarzy, jak Ty, ale to nie znaczy, że mi się nie podoba.

Carlos może zaszkodzić Sonyi, jakkolwiek wydaje się to niemożliwe. W końcu jest ojcem, a w batalii o wnuki ma kilka rzeczy, które mogą zniweczyć plany córki co do spokojnego wychowywania dzieci. Tym bardziej, że jeśli jest taką kluska, to może zapewnić tym dzieciom spokój, a wtedy w porównaniu z życiem Ricrdo wygrywa w przedbiegach. Jak więc widzisz, ta kluchowatość może mu tylko pomóc.

Felipe ma za przeproszeniem gdzieś Carlosa, bo ma własne problemy. Pamiętaj, że kobieta, na punkcie któej on ma obsesję, jest w ciąż i chce wyjść za innego. On się teraz zajmie nią i jej dizeckiem, a dopiero potem majątkiem - on przecież jeszcze nie wie nic o testamencie de La Vegi.

U mnie wszystko jest możliwe, to prawda, ale na chwilę obecną co mogłoby zmusić Andreę do zmainy priorytetów? W zasadzie nic. Tym bardziej, że ona do Manolo czuje tylko odrazę i do rozmów z nim zmusza ją tylko własny ojciec.

Nikt nie uwierzy Francisco...Hm...A jeśli w jakiś sposób Ricardo to potwierdzi? Pamiętaj, że Sonya, jako młoda matka, jest uczulona na tym punkcie, tym bardziej, że jej ukochany zmienił się - inna sprawa, pod jakim wpływem - i kto wie, co ona powie na takie podejrzenie? Bardzo możliwe, że uwierzy jednak Velasquezowi, przynajmniej w podświadomości. Ona nie dopuści, by cokolwiek zagroziło jej dzieciom, nawet własny ojciec.

Czy Ty byś chciał, żeby Sonya i RR się pokłócili, czy tylko tak mi się wydaje? .

Może masz rację, może właśnie trafiłeś, że tym, co kieruje Ricardo, jest strach, że straci dzieci, że one już nie będą jego, że w ogóle zapomną o nim jako o ojcu? Może dlatego ma taki uraz do Daniela, a nie chodzi mu wcale i Sonyę, bo z niej już zrezygnował - dla jej dobra. A kogo Ci to przypomina?

Hm...jak się okaże, że Manolo i Andrea są za wyraziści, to każesz mi ich popchnąć dalej, robiąc ich jeszcze bardziej wyrazistymi? .

Ano klops - masz kolejny odcinek do komentowania ;P.

Bloody - Twoje zarzuty są całkiem słuszne i cieszę, że jest ktoś, kto ma inne spojrzenie na tą postać. Co nie znaczy, że grzeszki Andrei nie są jednak dosyć poważne. A co do bycia główną parą, to istnieje tutaj pogląd, że to jednak Ricardo i Sonya stali się protagonistami - czy zgadzasz się z tym? .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:59:24 16-02-10    Temat postu:

BlackFalcon, widzę, że wena twórcza Ci dopisuje. Mam nadzieję, że kolejne odcinki tej pasjonującej opowieści już niedługo, bo zżera mnie ciekawość, jak potoczą się dalej losy Sonyi, RR i całej reszty. Po każdym odcinku odczuwam pewien niedosyt i czekam na więcej. PiM uzależnia jak narkotyk. Potrzebuję coraz silniejszych (czyt. częstszych) dawek To jedna z tych lektur, które pochłania się jednym tchem.

Piosenka z promo zwiastuje zblizające się cierpienie RR, który straci Sonyę swoją najlepszą przyjaciółkę a zarazem ukochaną kobietę. Posłuchałam sobie tego smutnego utworu w wykonaniu Black Sabath w całości na youtube i kolejne zwrotki też mogłyby chyba obrazować historię miłości RR i Sonyi. Mowa tam o o złym świecie, który niszczy wielkie uczucie i wiedzie na manowce, oraz o żalu i chęci cofnięcia czasu. Podejrzewam, że dopiero po utracie Sonyi RR zda sobie w pełni sprawę z tego, że kocha ją jak mężczyzna kobietę i będzie chciał cofnąc czas. Ale nie wierzę, że ta niekorzystna zmiana (wymoczkowaty Daniel u boku Sonyi ) jest nieodwracalna. Nie wierzę, że Sonya kiedykowiek pokocha Ramireza taką miłością, jaką darzyła RR. Może obdarzyć go sympatią, przyjaźnią, przywiązaniem a nawet cieniem uczucia po zniknięciu albo dyskredytacji RR, ale to zawsze będzie tylko namiastka miłości. Ja nadal żywię nadzieję, że Daniel okaże sie tylko jedną z wielu komplikacji na drodze do szczęścia moich ulubieńców i swoistym katalizatorem, który wyzwoli u RR jego prawdziwe, głęboko tłumione uczucia. Osoba Daniela jest potrzebna właśnie po to, aby RR wreszcie spojrzał w oczy oczywistej, wręcz porażającej prawdzie. Naturalnie rozumiem szlachetne motywy kierujące RR, który zawsze stawia dobro innych zwłaszcza dzieci i Sonyi ponad swoje, jednak odejście jest złym wyjściem. Chyba wiem, co spędza mu sen z powiek. To pragnienie zabezpieczenia przyszłości dzieci i nadania im swojego nazwiska. Nalega na szybki ślub w związku z niepokojącymi objawiami nękającej go choroby. Chce, aby dzieci na wypadek jego śmierci miały jego nazwisko i dostęp do majątku a także pamiętały o prawdziwym ojcu. Trochę niepokoją mnie te jego bóle głowy i krwotoki, czyżby podłe eksperymenty Edgara doprowadziły do poważnego uszczerbku na jego zdrowiu? RR nie może zapaść na śmiertelną chorobę. Nie uśmiercisz przecież swojej muzy Poza tym nie wyobrażam sobie PiM bez RR. Kto przejąłby wtedy pałeczkę pierwszeństwa jako męski protagonista? Bo chyba nie zastąpi go w tej roli grzeczny chłopczyk z dobrego domu Danielito, który roi w swojej głowie jakieś plany ,ale brakuje mu ikry do ich realizacji, albo tym bardziej stworzenie bezjajowe i kandydat na etatowego rogacza tej telci czyli Carlosik?

Ale trzeba przyznać że świetnie nakreśliłaś rodzący się konflikt pomiędzy RR i Ramirezem, który chyba jeszcze się nasili z biegiem czasu. Obaj panowie od początku zapałali do siebie szczerą niechęcią i nadal utwierdzają się w swoich negatywnych przekonaniach na swój temat. W dialogach pomiędzy nimi nie brak dynamiki, ich pojedynki słowne ociekają błyskotliwością. Szykuje się ciekawa batalia na tym froncie. Ale to nie zmienia faktu, że zachowanie Daniela wydaje mi się nieco bezczelne. Ten młokos zbyt śmiało sobie poczyna wydzwaniając do zaręczonej i zakochanej w innym dziewczyny pod byle pretekstem, przyjmując jako pewnik, że będą spędzać ze sobą wiele czasu, obrażając jej narzeczonego i rojąc w swojej zapalczywej głowie jakieś plany odebrania Sonyi jej ukochanemu. Lubię facetów, którzy wiedzą, czego chcą i potrafią o to walczyć, ale z oczywistych względów nie zamierzam sekundować Danielowi, tym bardziej, że może nie grać całkiem czysto. Liczę na to, że RR w końcu się opamięta i zadba o swoje własne szczęście.

Sprawa zagadkowej śmierci dziecka powoli zaczyna wychodzić na światło dzienne. RR nękają jakieś nieprzyjemne wspomnienia chwil, kiedy nie był sobą. Co to właściwie oznacza: jakiś chwilowy amok, stan pomroczny czy może wpływ psychotropów aplikowanych przez troskliwego tatuśka? Velasquez oczywiście dorzuca oliwy do ognia, ale czy aby na pewno ma on całkiem obiektywne spojrzenie na tę sprawę, biorąc pod uwagę jego wręcz chorobliwą nienawiść do RR i chęć mierzenia innych swoją miarką Myślę, że wina RR nie jest tak oczywista, jak wynikałoby ze słów jego największego wroga. Stawiam na to, że albo niechcący popchnął dziecko, co miało fatalne skutki (nieumyślne zabójstwo) , albo po prostu go nie upilnował (grzech zaniedbania), ewentualnie miał jakieś halucynacje. Ale na pewno nie było w tym ani krzty premedytacji.

Przykład Luisa pokazuje, że wbrew obiegowej opini czasami jabłko pada daleko od jabłoni. Ten rezolutny i nad wiek dojrzały czternastolatek na szczęście nie wdał się w tatuśka a jego historia moze okazać się języczkiem u wagi przechylającym szalę zwycięstwa na stronę Sonyi. Wystarczy, że powie w sądzie, jak ojczulek go karygodnie zaniedbywał i zainteresował się nim dopiero na wieść o zapisie w testamencie Antonia. Carlosowi ostatnio wszystko się zbyt dobrze układa, bez walki odzyskał firmę, jego szanse w sądzie wzrosły i nawet nie podejrzewa, że jego własny, zapomniany dzieciak może je znieczyć

Wygląda na to, że Bolivarez sam zaaranżował swój wypadek. żeby szantażować Felipe, mieć go w garści i na zawsze odsunąć od Viviany. Przwidywał, że porywczy Felipe będzie próbował go załatwić i się odpowiednio przygotował. Trzeba przyznać, że sprytnie to sobie wykombinował. Przeprowadzenie tej mistyfikacji wymagało od niego zdolności przewidywania posunięć rywala i umiejętności kaskaderskich Kto by podejrzewał skromnego doktorka o takie rzeczy? Ale podobają mi się jego makiaweliczne pomysły. Mając za przeciwnika kogoś tak amoralnego jak Felipe trzeba czasami nagiąć zasady.

A jeszcze Virgini zebrało się na wspominki Kobieta, która najwyraźniej wpadła z deszczu pod rynnę i zamieniła damskiego boksera na innego podejrzanego typka z pójświatka, nadal myśli o doktorku. Ale przecież miała już swoją szansę, którą bezpowrotnie zmarnowała, więc niech lepiej zmieni obiekt. Timing is everything. Może to właśnie Carlos jest jej pisany. Oboje mają skłonnność do pakowania się w toksyczne związki, dają się innym urabiać niczym plastelina i potrzebują terapii. To już byłby jakiś punkt zaczepienia, podobnie jak ucieczka przed ewentualną wendettą ze strony Andrei i Manolita...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 11:50:27 17-02-10    Temat postu:

Tak, Sonya i Ricardo stali się ważniejsi, ale nie uważasz, że to trochę chamskie w stosunku do Andrei i Carlosa? ;> Ja tam uważam, że w tej telci jest 4 glównych bohaterów
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 119, 120, 121 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 120 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin