Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 120, 121, 122 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 16:37:53 17-02-10    Temat postu:

Żeby zakończyć ten wątek, odpowiem na ostatniego posta by przejść z czytsm kontem do nadrabiania nowości .

No wiesz, już ty coś wymyśl, aby Andrea zmieniła priorytety, skotro na Sonyę i RR spada stos nieszczęść to i na nią też by mogło tym bardziej, że ktoś tu jednak dlaej jest pewny, że należy jej się jakaś część "łaski autora" gdyż należy do głównej obsady. Mogłaby do niej wrócić. Oczywiście na przyzwoitych warunakch i wyłącznie z Manolo . Żadne Carlosy-kluchy nie wchodzą w grę ;P.

A RR. Ma już sporo występków za pewne na koncie, ale dla własnego dobra, lepiej żeby je przemilczał, tym bardziej że jest w kofortowej sytuacji. Velasquez jest skończony cokolwiek chciałby zeznawać.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 13:21:26 19-02-10    Temat postu:

Melduję, że przeczytałam 218 odcinek i zaraz zabieram się za kolejny Przepraszam za tak długą nieobecność!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 19:05:16 19-02-10    Temat postu:

Cześć! Lektura nowego epizoda już zaliczona. Do tego czasu nawkurzaj się tu na Manola, bo właśnie miał się pojawić w najbliższych odcinkach "Fatimsy" z pewną bardzo ważna tajemnicą... Może nawet taką samą jak sekret RR?? Coś w tym jest, że ulubieńce lubią być niegrzeczni.

A skoro mowa o Manolo, nieważne, czy o Fernandezie czy Cardonie. Na jedno wychodzi. Gdybyś miała uśmiercać RR to pozostaje oczywiscie jeszcze znienawidzony oblech Cardona na protagonistę, bo na niego zadatki jak mąło kto, oczywiście trzeba go tylko odpowiednio skonfirgurować i będzie git, tym bardziej że nienawiść jaką wylewasz w tę postać wychodzi przewrotnie, bo Manolo staje się jeszcze bardziej intrygujący i sympatyczniejszy. A po ostatniej scence z Andreę wszystko się tylko potwierdza.

Fajnie i niefajnie, że na horyzoncie pojawiła się dziamdziowata Virginia. Babka jest nudna jak flaki z olejem, no chyba, że po straceniu Bolivaresa mogłaby jeszcze namieszać w "związku" Andrei i Manola, oj byłoby ciekawie : I to jak !!!!

Alicja mnie jak zwykle wyprzedziła, tym razem do tego stopnia, że nie sposób mi się nie zgodzić ze wszystkim co napisała. Po prostu podpisuję się pod tym wszystkim czym mogę, łącznie z językiem i rzęsami, jeśli tylko daczą radę podtrzymać cięzki długopis.

Pozdrawiam!

P.S. Proma nie oglądałem, nie chcąc psuć sobie zabawy, ale wzmianka o utworze Black Sabath mocno mnie zaintrygowała. Mój kumpel - który złożył wierność metolowi i wszystkim jego najcięższym odmianom byłby zachwycony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:33:57 20-02-10    Temat postu:

Ślimak, miło mi, że zgadzasz się z moim komentarzem na temat odcinka. Ja też lubię niektóre piosenki utrzymane w mrocznym klimacie Black Sabbath czy Metallica,najwyraźniej przemawiają do mrocznej strony mojej natury Choć akurat piosenka z promo nie była specjalnie mroczna, raczej smutna, nostalgiczna i jak najbardziej adekwatna do losów Sonyi i RR.

Mam nadzieję, że kolejny odcineczek PiM już się wykluwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:49:51 23-02-10    Temat postu:

alicja z krainy czarów - Po okresie posuchy wena faktycznie mi dopisuje i już mam w głowie rozkład na następne kilka odcinków. Nie wiem, jak szybko się pojawia, bo nie mam za bardzo czasu na pisanie w niektóre dni, ale jak już się dorwę do laptopka, to słowa płyną jakoś same, więc powinny być dość szybko. Tym bardziej, że teraz nadchodzą pewne ważne wydarzenia również dla ulubionej przez Ciebie pary.

Promo jest smutne, to prawda. Na początku nic nie zagrażało przyjaźni RR i Sonyi, wszystko było dobrze, w sensie faktu, że opierali się wszystkim burzom, trwali przy sobie na dobre i na złe, potem narodziła się miłość Sonyi i wydawałoby się, że to tylko utwierdzi tą przyjaźń. I nagle coś się stało, coś, jakaś wyrwa, przerwa, źli ludzie zaczęli zdobywać przewagę i być może nigdy już nie będzie tak, jak dawniej...Słuchałam całej piosenki i faktycznie dobrze obrazuje ich losy, pytanie tylko, czy naprawdę oni tak samo skończą źle, jak w tym utworze? Bo przecież nawet, jeśli byłoby tak, jak mówisz i Ricardo zdałby sobie sprawę ze swojego uczucia do Sonyi, to może być już za późno na cokolwiek. Poza tym znając jego po prostu nie będzie chciał, jeśli ona zwiąże się już z Danielem. Cokolwiek on robi, robi tylko dla niej, więc nie byłoby wcale czymś dziwnym, gdyby wtedy tym bardziej się wycofał. Być może Sonya nigdy nie pokochałaby Daniela taką samą miłościa, ale z drugiej strony jeśli straciłaby RR na zawsze, to mogłaby nawet z żalu zwrócić się do Ramireza, a ten umiejętnie by ją pocieszył. Julio to jednak bardzo mocna więź, mimo że zza grobu.

A może Ricardo odpycha Sonyę również dlatego, że zdaje sobie sprawę z własnego uczucia i nie chce jej do siebie za bardzo tym przwywiązywać? Okazując jej chłód być może spowoduje, że w końcu przestanie go kochać i łatwiej jej będzie się ze wszystkim pogodzić - to być może jest jego filozofia...nie moja . Bo czy takie postępowanie ma jakikolwiek sens, to już sama oceń.

Zabezpieczenie dzieci swoją drogą, bo przecież na pewno zajmie się nimi Valeria. Ale możesz mieć rację z tym nazwiskiem nie tylko pod kątem po prostu dania im go i ustawienia w życiu. Dla Ricardo jego dzieci są maleńkim cudem i to nie tylko dlatego, że są nowym życiem, ale też dlatego, że nigdy się ich nie spodziewał. Wierzył w samotną śmierć gdzieś pod płotem, mówiąc szczerze. Jemu raczej chodzi o pamięć, o to, żeby żył w sercach dzieci - ale na to pytanie już sam odpowie .

Krwotoki Ricardo...Jak zapewne pamiętasz, Raul miał podobne objawy, ale nie zamierzam powtarzać wątków. Choroba Ricardo bierze się zupełnie skąś inąd, co nie znaczy, że nie ma nic wspólnego z ekpserymentami Edgara. Czy jednak tylko o to chodzi?

Ricardo może umrzeć i to w każdej chwili. To mój protek, zdoga, najsympatyczniejsza postać w całej teli, zgoda, ale nawet on nie jest bezpieczny. Zresztą może jemu byłoby to na rękę. Wiem, że wielokrotnie wymykał się śmierci, ale wtedy tego chciał. Teraz sam rezygnuje ze wszystkiego - czy nie zrezygnuje i z walki o zdrowie? Jak zwykle - dla Sonyi.

Fakt, Daniel i Rodriguez nie darzą się sympatią, to mało powiedziane . Trudno, żeby się lubili, skoro RR od razu tak potraktował brata Julio, ale z drugiej strony Daniel też za dużo gadał i na pewno nie przyczynił się do jakiejkolwiek sympatii, strzelając tym swoim tekstem o gwałcie. Był zaskoczony, to prawda, ale mógł się przepisowo zamknąć .

Gorzej, że jeden z przeciwników w tym konflikcie chce oddać pole bez walki. Naprawdę, żal mi teraz Ricardo - facet kocha swoje dzieci, jak nikt inny, ale może je stracić. Czuje do Sonyi coś, co można nazwać miłością, nieważne, czy jak mężczyzna do kobiety, czy nie, ale czuje, jednak chce ją oddać innemu dla jej dobra. Na dodatek ma w przeszłości coś, co chce wyciągnąć przeciwko niemu jego dawny partner, a tym samym zniszczyć mu życie. Współczuję mu, naprawdę ;P. Tylko wiesz - RR ma dbać o własne szczęście - a jeśli dla niego ono jest szczęściem Sonyi i jego dzieci?

Z całą pewnością wspomnienie siostry Nestora nie jest dla Ricardo miłe, to prawda. Kto wie, co on tam narobił . Jak zwykle powtórzę tylko jedno - trzeba uważnie słuchać tego, co mówią, albo myślą - i jak się zachowują - zainteresowani. Cieszę się, że usprawiedliwiasz Ricardo, że nie wierzysz w jego winę, zastanawia mnie tylko jedno - co czułabyś do niego, gdyby jednak był winien zabójstwa dziecka? Czy Twoja sympatia do niego zmniejszyłaby się, albo nagle przestała istnieć? Oczywiście nie mówię, że to zrobił...;D.

Luis wychował się w takich warunkach, że musiał dojrzeć za wcześnie. Na nieszczęście dla Carlosa, jak się wkrótce okaże. O ile Santa Maria nie opamięta się w ostatniej chwili i nie przeciągnie go na swoją stronę...jakoś.

Bardzo ciekawa teoria o Bolivaresie! Ciekawy pomysł, tylko czy aby na pewno Victorowi by się to udało? Przecież śledztwo mogłoby wykazać jego kłamstwo. A być może jest coś jeszcze, czego przed Czytelnikami na razie nie odkryłam, a okaże się wielkim zaskoczeniem - przynajmniej taką mam nadzieję? .

Felipe to jednak bardzo niebezpieczny przeciwnik - i tu lepiej nic nie powiem ;D.

Virginia miała szanse, to prawda. Teraz jednak nie wie, że Victor znalazł sobie już kogoś innego i ani myśli nie poświęca dawnej swojej ukochanej. Czy jednak jej powrót nie namiesza trochę w szykach doktora? Czy na jej widok nie przypomni sobie, jak bardzo ją kochał? A czy Virginia nie zechce nagle walczyć z Vivianą o lekarza? A do tego Manolo, szczerze zaskoczony powrotem żony...;D.

Bloody - Czy ja wiem, czy chamskie? . Ale masz rację, jest i 4, tak, jak sama kiedyś mówiłam i cieszę się, że się z tym zgadzasz!

Ślimak - Andrea i Manolo to konieczność, tak? . A może szykuję coś w zanadrzu, kto to wie ;D.

Ty mi nie mów o swoim dziele, bo na razie je zawiesiłeś ;P.

Manolo protagonistą? W mojej telce? Nigdy. I tyle na ten temat ;D.

Virginia mogłaby namieszać, owszem, ale niby jak? Przecież ona dążyłaby do jak najszybszego zakończenia związku z Manolo...Chyba, że Ceasar coś kombinuje i jej na to nie pozwoli ;D.

I jak tam długopis, nie spadł Ci? .

Jeśli obejrzysz promo, nic się nie stanie, obiecuję . A którekolwiek poprzednie widziałeś?

Zapraszam na odcinek 220...

-------------------------------------------------------------

Odcinek 220

Carlos Santa Maria odchrząknął, nim odezwał się do małego butnego chłopaka, którego miał przed sobą. Wiedział, że nie będzie zbyt mile przyjęty, ale nie może dać się w żaden sposób sprowokować. Jeśli puszczą mu nerwy, może zapomnieć o dobrym wyroku sądu - stosunki z synem na pewno zaważą na tym, kto wygra sprawę.

- Cieszę się, że się mnie spodziewałeś - zaczął spokojnie. - To znaczy, że chcesz mi coś powiedzieć. Ja również mam coś, co chciałbym ci przekazać.

- Domyślałem się, a nie miałam ochotę porozmawiać! - odwarknął wściekły Luis. Dobrze wiedział, o co chodzi ojcu.

- Bądź milszy dla niego! - upomniała syna Sandra, jednak tylko dla zasady - ona również sprzeciwiała się wykorzystywaniu de La Vegi. Mimo wszystko ten mężczyzna jest jego prawdziwym rodzicem i Perez nie ma prawa zabraniać tego spotkania.

- Nic się nie stało - odezwał się brat Felipe, po czym kontynuował, chociaż zamiast tego miał ochotę potrząsnąć dziekciem. - Czy możemy przejść do pokoju i tam spędzić kilka minut? Po prostu pragnę cię bliżej poznać, to wszystko.

- Bliżej poznać! - parsknął Luis. - A konika na biegunach jako prezent mi nie przyniosłeś? Musisz mnie przecież czymś przekupić, prawda?

- Chłopcze, nie mów tak! - zaprotestował Carlos. - Nie mogłem zjawić się wcześniej, bo jako oskarżony o różne bardzo brzydkie rzeczy nie miałem czasu zajmować się tak ważną sprawą, jak ty. Przecież siedziałem w więzieniu.

- Tylko przez pewien okres, prawda. Ale potem mogłeś mnie odwiedzić!

- Mieliśmy się porozumieć tylko po to, żebym potem musiał cię opuścić, gdyby jakimś cudem sędzia wsadził mnie z powrotem? Luis, proszę...

- Dobra, dobra, niech będzie. Porozmawiamy sobie.

Za kilka chwil znaleźli się w pokoju Luisa. Chłopak usiadł na łóżku z miną władcy i czekał na pierwszy ruch Santa Marii.

- Słuchaj, wiem, że masz do mnie żal, ale naprawdę nie mogłem wcześniej cię odwiedzić. Byłem więźniem, nie rozumiesz tego? Dlaczego nie dasz mi szansy na bliższe poznanie się, przecież doskonale się rozumieliśmy, kiedy jeszcze nie wiedziałem, kim jesteś.

- Tak, pamiętam dobrze. Wtedy, kiedy rozmawiałem z ogrodnikiem, z Oscarem.

- Wiem, pokazał ci wtedy moje róże. Razem je zresztą obejrzeliśmy, a potem, u mnie w domu - który może być twoim w każdej chwili, jeśli tego zechcesz...

- Spokojnie, spokojnie, tatku! - zwrócił się drwiąco do ojca chłopiec. - Nie wiem nawet, jak dokładnie się stało, że jestem właśnie twoim synem, a ty już każesz mi się do siebie przeprowadzać.

- Ale nazywasz mnie ojcem! - zwrócił uwagę Carlos. Boże, ile on się musiał namęczyć, ten chłopak był taki bezczelny! - ale wszystko dla swoich wnuków!

- Wiesz co, zrobimy tak! - Luis oparł brodę na kolanach i założył ręce wokół nóg. - Na razie dajmy sobie spokój z udawaniem, czyim dzieckiem jestem, a ty czyimś ojcem, po prostu przychodź do mnie co jakiś czas i rozmawiaj ze mną. Nic więcej nie chcę, prezentów, niczego. Chcę tylko wiedzieć, że mogę z tobą pogadać, jeśli bym chciał. Nie odrzucam cię, ale nie mogę od razu akceptować faktu, że facet, którego Antonio uważał za śmiertelnego wroga, nagle mnie kocha. Tym bardziej, że dziwnie się czuję do tej pory z faktem, że moją mamą była osoba, którą do tej pory znałem tylko jako żonę mojego brata - a który to brat wcale nim nie był!

- Dobrze, jak chcesz - ustąpił Santa Maria. Wiedział, że nie może za bardzo naciskać na chłopaka. I tak już sporo osiągnął.

A przynajmniej tak mu się wydawało.

Carlos po wyjściu z mieszkania Sandry Perez skierował swoje kroki do budynku, gdzie rozstrzygną się losy jego i jego córki. Sąd był mały, niepozorny, ale równocześnie pełny władzy nad ludzkimi sercami i życiem. Mógł dawać radość, a jednocześnie niszczyć.

Mężczyzna minął kilka pokoi, zanim dotarł do tego właściwego. Przestąpił próg i znalazł się w sali pełnej brązu - dywany miały ten kolor, ściany również, tylko o trochę ciemniejszej odmianie tej barwy, brązowe było również biurko, za którym siedziała kobieta. Sędzina. Parę słów tej osoby i czyjeś nadzieje rozwieją się w proch już na zawsze.

- Witam panią - przywitał się brat Felipe, siadając na krześle przed meblem.

- Proszę się do mnie zwracać "Wysoki Sądzie" - poczuła go kobieta spokojnie. - Pan Carlos Santa Maria, jak rozumiem?

Przeklął się w duszy za błąd już na samym początku sprawy o dzieci. Chcąc zatrzeć niemiłe wrażenie, jakie z pewnością wywołał, nabrał tchu i poprawił się:

- Oczywiście, Wysoki Sądzie. I tak, to ja, jestem ojcem Sonyi Santa Maria, to właśnie o jej dzieci...

- Znam sprawę - przerwała mu kobieta. - Nazywam się Susana Lizalde, ale to z pewnością już pan wie. Chciałabym dowiedzieć się, dlaczego zamierza pan odebrać maleństwa własnej córce.

Mężczyzna miał ochotę powiedzieć, że skoro sędzina zna sprawę, to i tak wie, o co mu chodzi i dlaczego to robi, bo napisał wszystko w pozwie, ale ugryzł się w język. Zamiast tego rzekł:

- Ponieważ nie uważam, żeby była zdolna do wychowywania kogokolwiek. Ani ona, ani jej narzeczony zresztą. Ona tak wiele przeszła, była porywana i to dwa razy, opiekowała się chorym umysłowo człowiekiem, okazało się też, że nie jest moją córką, tylko mojego najgorszego worga...- zawiesił na moment głos, by spojrzeć, jaką reakcję wywołał.

Lizalde ponagliła do tylko ruchem ręki i krótkim:

- Co dalej?

- Do tego prawie została zamordowana przez moją byłą, szaloną pokojówkę, dzieci ledwo się urodziły - nie można dopuścić, by ktoś po takich przejściach zajmował się maluchami. Ona...przykro mi to mówić, ale nie jest za dobrze z jej głową.

- Ma jakieś objawy? - spytała sędzina, notując coś w zeszycie przed nią.

- Owszem - posmutniał jak na rozkaz Santa Maria. - Ma dziwne napady płaczu, czasem boi się zostać sama. Kiedyś mówiła mi, że widziała Rosę w pokoju, w którym nikogo nie było.

- Był pan z nią u psychiatry? Jako dobry ojciec powinien pan to zrobić od razu po wystąpieniu tych objawów.

Nie zaskoczyło go to pytanie, adwokat uprzednio doskonale go przygotował.

- Nie byłem - przyznał Carlos. - Nie dała się tam doprowadzić. Za wszelką cenę trzyma się tylko jednej osoby, tylko jednej słucha, a ten człowiek uważa, że wszystko jest w porządku. Mówię o tym, z którym ma brać ślub, o ojcu ich dzieci. O Ricardo Rodriguezie.

- On też ma napady szaleństwa? - spytała sędzina, jak na gust brata Felipe nieco zbyt zgryźliwie - a może tylko mu się tak wydawało?

- Nie tylko ma, ale i leczył się psychiatrycznie. Dostarczyliśmy dowody ze szpitala, proszę spojrzeć w dokumentację. Jest bardzo niebezpieczny i boję się, czy nie skrzywdzi moich wnuków.

- Rozumiem...- Lizalde przerzuciła kilka stron, nim znalazła odpowiedni dokument. - Mam przed sobą te papiery. Schorzenie było poważne, jak widzę. Co prawda nie wniesiono oskarżenia o zabójstwa, ale jest potwierdzone, że je popełniał pod wpływem narkotyków i silnych przeżyć, jakie mu fundowano. Jednakże wypuszczono go ze szpitala, co może oznaczać, że jest zdrowy - rzuciła sędzina, tym razem to ona obserwowała Carlosa.

- Owszem, ale to wszystko sprawka jego ciotki! To ona ma wpływy i pomogła mu wyjść, mimo, że nie jest na to gotowy!

- Rozumiem...- powtórzyła jak poprzednio. - Według pana powinien siedzieć razem z Sonyą do końca życia w szpitalu, tak?

- Jeżeli to będzie dobre dla moich wnuków, owszem! - dał się sprowokować mężczyzna.

- Czy do ślubu ktokolwiek go przymuszał? Czy kiedykolwiek odniósł się do narzeczonej niewłaściwie, bił ją, albo coś podobnego? Przypominam, że i jego pan skarży.

- Nie, nikt go nie przymuszał, bo całkowicie omotał moją córkę, polując na mój majątek! Teraz liczy na to, że odzyskam firmę i dawną rezydencję - co się zresztą stało - i jako mój zięć będzie opływał w luksusy.

- On o tym wie? O tym, że odzyskał pan wszystko?

- Nie, jeszcze nie, ale wtedy byłem bogaty i na pewno przemyślał swoje posunięcia. Proszę pani...cokolwiek robił, wszystko tylko po to, by zawładnąć moimi pieniędzmi!

- Wysoki Sądzie! - poprawiła go ponownie. - Z tego, co mam przed sobą, wynika, że udowodniono jego niewinność w sprawie śmierci Genaro Arochy. Czy możliwe, że i tym razem nie jest winien pańskich zarzutów? Czy ma pan jakieś dowody, że ten mężczyzna interesuje się nie pańską córką i swoimi dziećmi, tylko majątkiem? W końcu jako siostrzeńcowi Valerii Guardiola niczego mu nie brakuje.

- Nie wiem, czy ma pani dzieci...czy Wysoki Sąd ma dzieci...ale jakkolwiek by ten śmieć był bogaty, nie pozwolę, żeby tknął moje wnuki! Nie rozumie Wysoki Sąd? On nie jest normalny i może je po prostu skrzywdzić, tym bardziej teraz, kiedy tylko weźmie ślub z moją córką! Jemu chodzi o połączenie obu majątków, to zachłanny i chciwy bydlak! A co najgorsze, jest tak wiele starszy od mojej córki, że niedobrze mi się robi na myśl, że ją dotykał. I jest gejem.

- Gejem? Od kiedy to geje mają dzieci? - spytała sędzina. Dobrze wiedziała, o co pyta, była świadoma faktu, że kochający tą samą płeć też mogą mieć potomstwo jeśli tylko zwiążą się z kobietą, pragnęła tylko wybadać reakcję siedzącego przed nią człowieka.

- Mogą w sensie płciowym! Jak się zadadzą się z jakąś szaloną babą, która ich zechce, nie sami ze sobą! - niezgrabnie wybrnął Carlos. - Ale czy wyobraża sobie Wysoki Sąd, że ktoś w wieku czterdziestu pięciu lat uprawia seks z dziewczyną dziewiętnastoletnią?! Przecież to obrzydliwe!

- Mój mąż miał tyle samo, kiedy mi się oświadczył, a ja miałam tylko trzy lata więcej od pańskiej córki - zauważyła mimochodem Lizalde. - Ale proszę się nie martwić, to nie wpłynie na mój wyrok. Innymi słowy, jest to homoseksualista czyhający na pański majątek, do tego wykorzystał pańską córkę i spłodził z nią dzieci dla utrzymania tego związku, przy okazji leczył się psychiatrycznie, a ona jest oczarowana nim do tego stopnia, że nic nie widzi i jeszcze przeszła tyle, że i jej również miesza się w głowie, czy tak?

- Świetnie to pani podsumowała! Na dodatek nie tylko jej namotał, ale i wciągnął w swoje gierki doskonałego adwokata, pana Eduardo Abreu. Biedak stanął po ich stronie, bo zawsze miał dobre serce, ale tym razem dał się oszukać i będzie bronił kogoś, kto...

- Chce również położyć łapę na majątku Abreu? - rzuciła ironicznie Lizalde.

- Nie, nie, skądże znowu! Tylko nie rozumiem, jak taki człowiek mógł wszystkich przerobić! Co w nim jest takiego, że nikt nie widzi jego wad?

- To już sam pan musi odpowiedzieć - zauważyła sędzina. - W końcu jako nieliczny uległ pan jego urokowi. I nie musi się pan martwić o fakt, że w jakiś sposób Rodriguez wpłynie na Eduardo, bo biedak zmarł kilka dni temu. Zapewne sporządził testament dużo wcześniej.

- Abreu nie żyje? - na twarzy Carlosa odbił się szok, niedowierzanie i radość. - Jest pani tego pewna?

- Oczywiście. Straciliśmy wielkiego człowieka. Skończyłam przesłuchanie, może pan odejść.

Carlos Santa Maria nigdy jeszcze nie cieszył się z czyjejś śmierci, ale ta wiadomość była jak dla niego jak gwiazdka z nieba w Boże Narodzenie. Teraz już na pewno dostanie swoje wnuki!

Sonya przymierzyła suknię i była z niej zadowolona, nawet bardzo. Co prawda Valeria nie była pewna, czy pomysł szybkiego ślubu ma jakikolwiek sens, ale wierzyła, że dziewczyna wie, co robi. W końcu to ona spędziła sporo czasu z Ricardo, a nie ciotka i na pewno dużo lepiej go znała. Tym bardziej, że Guardiola nie mogła uwierzyć, iż jej siostrzeniec mógłby skrzywdzić swoją przyszłą żonę. Podczas wizyty Daniela zachowywał się dosyć dziwnie, to prawda, ale potem, kiedy siedzieli już wszyscy, nie odzywał się ani słowem i tylko słuchał, jak Ramirez dyskutuje z Sonyą i właścicielką rezydencji o swoim bracie.

Andrea westchnęła głęboko, walcząc z obrzydzeniem i odrazą. Manolo Fernandez budził w niej najgorsze uczucia, chciała go spoliczkować i wyjść, żeby już nigdy więcej go nie spotkać. Jednak wciąż miała przed oczami tą przeklętą kartkę, której treść brzmiała jednoznacznie - albo zajmie się wdowcem po Virginii, albo może pożegnać się z marzeniami o fortunie ojca. Dlatego pozwoliła się gładzić po ramieniu i w miarę spokojnie kontynuowała rozmowę:

- Jak się miewa mój tatuś?

- Ejże, ejże, zignorowałaś moje pytanie o to, co robimy dalej! - oburzył się Manolo. - Tak nie można, zaraz poskarżę się ojcu! - z tymi słowami wyjął z kieszeni telefon, dosyć już przykurzony, bo taki nieuk jak Fernandez oczywiście nie miał pojęcia o istnieniu czegoś takiego, jak pokrowce na komórkę.

- Jakiemu ojcu? - znów wpadła Monteverde. - Przecież tyle razy ci tłumaczyłam, że jest tylko moim i Raula.

- Raula? O tak, to mój kochany braciszek! - rozanielił się Manolo, ukazując w uśmiechu brudne zęby.

- Jesteś bratem mojego byłego męża? - zatkało ją w momencie. To niemożliwe, nie mogła mieć aż takiego pecha!

- Poprzez mamusię! - stwierdził z dumą tamten. - Ale jeśli się pobiorą, a coś ich do siebie ciągnie, to być może niedługo Gregorio naprawdę zostanie moim ojcem. Będzie przecież mężem Barbary, mojej matki, która jest też matką Raula, czyli twoją byłą teściową!

W międzyczasie Sonya zauważyła, że gdzieś zgubiła swój telefon. Zmarszczyła brwi, niezbyt zadowolona, bo przecież miała tam wszystkie kontakty i wolałaby, aby nikt go nie znalazł - niby PIN chronił zawartość książki telefonicznej, ale pewnie są sposoby, żeby się dostać i do niej bez poznania tego numeru.

Komórka, ten tak bardzo niewinny przedmiot, skojarzył jej się z czymś, o czym wolała nie myśleć, co odsuwała na samo dno pamięci. Dziwaczna wiadomość od tego bydlaka, Velasqueza, którą postanowiła zignorować. Już dosyć się nacierpiała przez niego, ale mimo wszystko co pewien czas przypominała się jej ta jednostajna rozmowa jak natrętna mucha.

Wsiadła do samochodu Valerii w niezbyt dobrym humorze, ale nie dała nic po sobie poznać. Pewne sprawy będzie rozwiązywać sama, jak podjęcie decyzji o zgodzie na ślub. Była już wystarczająco dorosła, zbyt wiele razy jej życiem kierowali inni i teraz czas, by sama wybierała własną przyszłość.

Kiedy weszła do domu, pierwsze, co zamierzała zrobić, to udać się do pokoju Ricardo i zapytać o jego zdrowie. Nie musiała jednak tego robić, bo Rodriguez stanął przed nią z zagadkową miną, jak tylko się pojawiła.

- Kupiłaś suknię? - spytał prosto z mostu.

- Owszem - odparła, wyczuwając dziwny chłód w głosie przyjaciela.

- Tą, co ci pokazałem, tak?

- Zgadza się - odpowiedziała krótko, dostosowując się do całej tej sytuacji.

- Świetnie. Dzwonił do ciebie twój Danielito - powiedział nagle przyszły małżonek Sonyi. - Chciał cię spytać o jakąś piosenkę, którą kochał Julio.

- Dlaczego odbierasz moje telefony? - rozeźliła się dziewczyna, zadowolona jednak, że komórki nie zgubiła.

- Bo dzwoniła?

- Czy możesz przestać ironizować? Dlaczego nie jesteś już taki, jak dawniej? Czemu tak bardzo uczepiłeś się Ramireza? Jesteś zazdrosny, czy jak?

- Nie jestem. Nie kocham cię, zapomniałaś? Biorę ślub, bo mi się oświadczyłaś, chociaż to mężczyzna powinien, ale dobra, tak też mi nawet pasuje.

- Jeżeli myślisz, że mnie wystraszysz tym przyspieszeniem uroczystości i swoją postawą, to się mylisz. Już raz chciałeś mnie od siebie odstraszyć, napisałeś list, w którym niby to mną pogardzałeś, pamiętasz? Nie nabrałam się wtedy, to i nie nabiorę teraz. Czy ty...- podeszła bliżej, nagle zalała ją fala czułości. - Czy ty czasem nie chcesz wepchnąć mnie w ramiona Daniela, bo uważasz, że tak będzie lepiej?

- Zwariowałaś? - odparł oschle, aż się cofnęła. - Nie jestem idiotą. Skoro już los nas związał, to masz być moja i koniec.

Za późno! Za późno ugryzł się w język!

- Twoja? - uśmiechnęła się zagadkowo. - Czyżbyś jednak...

- Daj mi spokój! - krzyknął na nią. Po raz pierwszy w życiu.

- Dobrze, dam ci spokój - powiedziała powoli, opanowując ból w sercu. - Zanim jednak to nastąpi, wyjaśnij mi jedno...kim jest Tamara Villanueva?

Miała o to nie pytać, poprzysięgła sobie, że tego nie zrobi, ale ją sprowokował. A nuż jakimś cudem Ricardo ma...może nie kochankę, ale...Boże, kogo?! Po prostu musiała się tego dowiedzieć i to teraz, kiedy zaczął się tak dziwnie zachowywać.

Jego twarz zastygła w wyrazie zaskoczenia, smutku, cierpienia i czegoś jeszcze, czegoś dziwnego, czego nie potrafiła określić. Wiedziała już, że trafiła, że Francisco nie kłamał - jej ukochany miał przed nią jakieś tajemnice. I to zapewne mroczne, sądząc po jego reakcji.

- Skąd znasz to imię? - spytał, nie potrafiąc ukryć drżenia głosu.

- Nieważne. Kim ona jest, Ricardo? - ponowiła pytanie. - Kim ona jest?!

- Nikim - powiedział sucho.

- Nie wierzę ci! Wytrzymam to, że zachowujesz się bardzo podejrzanie, ale żądam odpowiedzi! Miałeś w życiu wiele przygód, wiem, że w większości niezbyt miłych, bo więzienie i parę innych rzeczy, ale nigdy przede mną niczego nie ukrywałeś. Ricardo...- podeszła bliżej i dotknęła jego dłoni opierającej się na blacie. Nie zauważyła, kiedy ją tam umieścił. - Najdroższy...nie oskarżam cię o nic, chcę tylko cię poznać, wiedzieć o tobie jak najwięcej. Proszę, powiedz mi. Kim ona jest?

- Nikim, powiedziałem ci już! - znowu na nią krzyknął. - Dlaczego mnie dręczysz?

Dostrzegła, że zbladł i nie omieszkała tego głośno skomentować:

- Nie bój się. Zapomniałeś, co nas łączy? Przecież nie jestem twoim wrogiem, chciałam tylko się dowiedzieć, ale skoro to taka tajemnica, to wybacz mi, proszę. Nie powinnam cię tak wypytywać.

- Masz rację, nie powinnaś. A teraz idź do cioci, sprawdź, czy suknia jest dobrze przygotowana.

- Przecież jej nie zniszczy! - uśmiechnęła się wymuszenie dziewczyna. - Nie mogę w to uwierzyć, jutro nasz ślub. Wiesz, czuję się, jakby moje serce nie mogło już wytrzymać i wyrywało się do ciebie. Nie wiem, czemu ostatnio się kłócimy co jakiś czas, ale pewnie jesteś tak samo zdenerwowany, jak ja tym wszystkim - sprawą o dzieci i oczywiście ceremonią.

- Nie jestem. Sprawę wygramy, a ślub to ślub, parę słów i po problemie. Idź do cioci, mówiłem ci.

Żeby tylko jak najszybciej sobie poszła! Żeby tylko nic nie zauważyła!

- Mam nadzieję, bo utraty dzieci bym nie przeżyła. Wierzę jednak, że póki jesteśmy razem...

- Miałaś stąd iść! - wyrwał rękę z jej dłoni i kontynuował: - Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?!

Za długo! Za długo dał się trzymać za rękę i za długo ona tutaj była! Ale co miał zrobić, jak to pierwsze było miłe, jak tak bardzo za tym tęsknił, a jej obecność była jak słodki miód...przed nadejściem goryczy?

- Już sobie idę! - odwarknęła mu, porządnie wściekła. Miała jeszcze coś dodać, ale stało się nieuniknione - chociaż powstrzymywał się się już od tak długiego czasu, więcej nie dał rady i zatoczył się w jej stronę, ledwo zdążając złapać się stołu. A za moment stanie się to, czego tak się bał...

- Wszystko w porządku? - W jednej sekundzie cała wściekłość uleciała z Sonyi, pozostał tylko strach i zmartwienie.

- Tak, ale teraz naprawdę już idź, proszę cię. Jestem tylko zmęczony - odparł cicho, opierając się na jej ramionach. Co miał zrobić, po prostu w nie wpadł, inaczej by się przewrócił. W innej sytuacji pewnie by zaprotestował i wspomniał o tym, jak to nie powinni się obejmować, bo on jej nie kocha i tak dalej, ale teraz nie miał na to sił.

- Mowy nie ma, zaprowadzę cię do łóżka, a potem wezwę lekarza. Wyglądasz jak sama śmierć.

- Nikogo nie wezwiesz. A za porównanie dzięki - mruknął, niezadowolony z tego opisu i lekko wystraszony. Nigdy jeszcze to nie było tak poważne, nigdy jeszcze nie kręciło mu się w głowie do tego stopnia, że nic nie widział na oczy. A przecież to jeszcze nie koniec...

- Przestań się upierać!

- A ty nalegać! Sam sobie trafię, muszę tylko odpocząć. Sonyu, proszę...Wiem, że ci na mnie zależy i przepraszam, że na ciebie krzyczałem, ale teraz daj mi tylko trochę pospać, proszę.

- Skoro jesteś pewien...- skapitulowała. - Zajrzę do ciebie za jakiś czas, dobrze?

- Będę czekał. Ale teraz chciałbym tylko się przespać, niedługo poczuję się lepiej, obiecuję.

Zanim udał się do swojego pokoju, zdążył jeszcze usłyszeć, jak Sonya szepce "Kocham cię". Uśmiechnął się sam do siebie, dosyć mocno zaskoczony, że mimo wszystko ona nadal potrafi z nim jeszcze wytrzymać. I wciąż go kocha...

Jednakże jak tylko zamknął za sobą drzwi, pędem udał się do łazienki, która sąsiadowała z tym pomieszczeniem. Dotarł tam w ostatniej chwili, jeszcze zanim nastąpił pierwszy strumień. Był o wiele, wiele obfitszy od tego, który nie tak dawno pojawił się na poduszce.

Kiedy już się uspokoiło, czuł zadowolenie. Przynajmniej udało mu się ukryć wszystko przed Sonyą. A tak mało brakowało!

- Daniel, musisz się pospieszyć z tym rozkochiwaniem w sobie mojej dziewczyny! Chyba powinienem lepiej cię traktować, bo cię jeszcze wystraszę, chociaż mam wrażenie, że im jestem dla ciebie gorszy, tym bardziej ty się do niej zbliżasz. Nie potrzeba mi, żeby Sonya została na lodzie, kiedy mnie już nie będzie. Miałem odejść sam, gdzieś daleko, gdzie mnie nigdy nie znajdzie, ale chyba śmierć mnie w tym wyręczy. Boże, starzeję się, gadam do siebie.

Wytarł usta, kiedy już się umył i dodał:

- I na dodatek musiała mi przypomnieć o Tamarze...

Oparł się rękami o umywalkę, wypluł ostatni strumyczek krwi i dokończył:

- O siostrze mojego Nestora...

Valeria mimo całej swojej sympatii do Sonyi i ogromnej wdzięczności, jaką do niej czuła, wiedziała jedno. Są sprawy, które powinna omawiać tylko i wyłącznie ze swoim siostrzeńcem, z nikim innym. Dlatego też szybkim ruchem sprzątnęła ze stołu w kuchni dwie puste butelki po piwie i wyrzuciła je tak, by nikt się nie zorientował. Nigdy jeszcze nie widziała pijanego Ricardo, musiał więc korzystać z nich krok po kroku i doskonale się maskować, ale jednego była całkowicie pewna - to nie było w jego stylu. Coś tu się działo i to nic dobrego. A poza tym był jeszcze jeden fakt, który ją przerażał. Miała cichą nadzieję, że się pomyliła, że alkohol należał do Enrique, ale jej majordomus nigdy nie wziąłby do ust czegoś takiego, chyba, że przy konkretnej okazji.

Za kilka chwil weszła do pokoju Rodrigueza i nie zważając na to, że prawdopodobnie zasypiał, wypaliła prosto z mostu:

- Dlaczego to robisz? Dobrze wiesz, że nie możesz...

- Ciociu...- jęknął spod kołdry. - Czy nikt w tym domu nie da mi spać? Najpierw dzwoni Daniel, potem Sonya chce ze mną pilnie rozmawiać, teraz ty.

- Daniel...- powtórzyła, siadając na krześle i nie zwracając uwagi na nieszczęśliwą minę syna Cataliny. - To przez niego, prawda? Boisz się, że ją stracisz?

- Niczego się nie boję! Boże, błagam, co ja wam zrobiłem, tylko godzinkę, proszę...

- Znalazłam butelki - przerwała mu w pół słowa. - Czy to tak zamierzasz uszczęśliwić swoją przyszłą żonę? Czyniąc ją wdową już na samym początku małżeństwa?

- To nie były moje butelki - odparł, starając się nie pokazać po sobie lęku. Psiakość! Musiał być bardzo zamyślony, że się ich nie pozbył, ale Ramirez swoim telefonem wzbudził w nim jeszcze większy niepokój, niż dotychczas.

- A niby czyje? Nikt poza tobą nie mógł ich użyć - Sonya nie pije, ja również nie, Enrique stroni od takich używek. Ricardo...przecież wiesz, co powiedzieli, kiedy...

- Nie obchodzi mnie to! Może właśnie o to mi chodzi! Może jeszcze będę wdzięczny Edgarowi, może panna Santa Maria również będzie, a już na pewno ten jej przyszły chłopak! Wpatruje się w nią jak w święty obrazek, niedługo położy łapę na moich dzieciach i...

- Nikt ci ich nie odbiera.

- Nic nie rozumiesz, ciociu! Ja sam je sobie odbiorę...zresztą nieważne. Jutro mój ślub, daj mi odpocząć, proszę.

Była zbyt mądrą kobietą, żeby teraz naciskać. Wyszła z pokoju z mocnym postanowieniem, że dokończy rozmowę kiedy indziej. Dobrze pamiętała, co jej powiedziano jeszcze nie tak dawno temu. Jeśli nic z tym nie zrobi, jej siostrzeniec gotów...Nie, nie wolno tak myśleć! Ona do tego nie dopuści!

Victor Bolivares spokojnie wytłumaczył Vivianie, że uderzenie nie było zbyt mocne, że był to zwykły wypadek, bez większych konsekwencji dla jego zdrowia. Miał po prostu szczęście, samochód jechał wolno i nic wielkiego mu się nie stało. Owszem, miał pewne rany, ale za kilka dni wyjdzie ze szpitala, pozostaje tutaj w sumie tylko na obserwacji.

- Dlaczego nie uważałeś? - wyrzuciła mu potem, by ukryć troskę.

- To nie była moja wina, po prostu wszedłem na ulicę, a pojazd jechał jednak na tyle szybko, żeby mnie skrzywdzić. Na szczęście nic mi nie jest.

- Widziałeś twarz kierowcy, cokolwiek? A może on tu cię przywiózł?

- Nie, podobno uciekł z miejsca wypadku. Nie kojarzę ani samochodu, ani jego właściciela.

- Szkoda, przecież to przestępstwo i powinni go ścigać!

Nagle krew zmroziła jej żyły.

- A jeśli to Felipe? - wyrzekła na głos swoje obawy. - Jeżeli naprawdę chce się zemścić?

- Felipe...- potarł dłonią czoło, jakby zamierzał sobie coś przypomnieć. - Felipe...

W tej samej chwili zrozumiał, co powinien zrobić. Było to trudne do wykonania, zapewne i tak po jakimś czasie wszystko wyjdzie na jaw, ale przynajmniej na chwilę w jakiś sposób odsunie niebezpieczeństwo od ukochanej osoby.

- Może masz rację...- powiedział wolno. - Może to był on...Nie wiem, nie pamiętam...

Santa Maria odetchnął kilka razy głęboko i już się uspokoił. Jakoś się z tego wyplącze, w końcu przecież nie ma sobie nic do zarzucenia, czyż nie? Owszem, był tam, zrobił to, co zrobił...a potem odjechał i tyle go widziano. Na pewno nikt nie oskarży go o nic, przecież umiał tak dobrze kłamać, to i z tej sprawy się wywinie...a w końcu nie była ona aż tak poważna, prawda?

Brat Carlosa postanowił się nie przejmować i nacisnął pedał gazu, by wrócić do rezydencji. Nic nie wiedział jeszcze o tym, że całość przypadła już Carlosowi i na nic wszelkie plany zdobycia majątku. Wszystko praktycznie zaczynało wracać na swoje miejsce. Andrea była biedna, jak dawniej, młodszy z braci niedługo zasiądzie na tronie swojego własnego domu, z tym, że nie na wózku, a już jako pan i władca. Owszem, inna będzie żona u jego boku, ale tak samo - o ile nie więcej - wyrachowana i zła, jak niegdyś była Viviana.

Andrea Monteverde ze złością rzuciła torebkę na sofę w swoim mieszkaniu. Ten idiota, jej ojciec, przysłał jej na spotkanie jakiegoś debila, który, co gorsza, okazał się nikim innym, a przybranym bratem jej byłego męża! Co to było dla niej za upokorzenie, siedzieć i słuchać jakiegoś kretyna, który nie dosyć, że śmierdział, to na dodatek nie potrafił się dobrze wysłowić! A ona, córka najsłynniejszego rodu w całym Acapulco, musiała siedzieć tam bez ruchu i tolerować obecność tego gnojka! Co jak co, ale czegoś takiego nie zniesie nawet za cenę całego majątku Gregorio!

Pod prysznicem spróbowała spłukać z siebie cały ten brud, ale nie udało jej się to - wciąż czuła się dosłownie skąpana w odorze tego osła. Ciekawe, czy Raul też brał udział w tej zemście, przecież to przez małżeństwo z tym przeklętym blondynkiem wszystko się zaczęło. Gdyby od początku stała do końca przy Carlosie, zamiast wikłać się w ten durny ślub, może teraz byłaby na miejscu Monici, miałaby pieniądze, człowieka, którego mimo wszystko wciąż kochała i pozycję, majątek, a nie zapadłą dziurę i dzielenie pokoju, a i posłania z Santa Maria - szkoda tylko, że z tym starszym!

Kiedy wyszla z łazienki, zatrzasnęła drzwi z całej siły, aż huknęły. Już ona pokaże tym wszystkim, niech tylko wróci Felipe, muszą się jakoś dogadać, nie może przecież wiecznie znosić takiego traktowania przez ojca, który upodobał sobie syna nie będącego jego dzieckiem i...

Ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszła, złorzecząc, pewna, że to brat Carlosa zapomniał kluczy. Zamilkła jednak w połowie zdania na widok swojego gościa.

- Witaj, Andreo - stwierdził przybysz. - Musimy porozmawiać.

Carlos Santa Maria stał u niej na progu i czekał na pozwolenie na wejście.

Koniec odcinka 220
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bloody
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 4501
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:59:34 23-02-10    Temat postu:

Jestem gdzieś na 195 odcinku.

No, więc tak...

Andrea wzbudza coraz większą sympatię. Nie jest, ani do końca dobra, ani do końca zła. Cały czas kocha Carlosa i troszczy się o niego. Nie stała się czarnym charakterkiem, którego głównym celem jest zniszczenie innych.
Brakuje mi rozmyslań Carlosa na temat jego związku z Andreą. Tak z dnia na dzień przerzucił się z Andrei na Monicę, ot tak. Przecież to przełomowa decyzja.
Sonya zrobiła się teraz zbyt święta. Jest tak idealna, że czasem mnie wkurza.
Widzę, że Viviana przeszła metamorfozę... Powiem, że nie za bardzo rozumiem Dolores, tak ni stąd ni zowąd powiedziała za dużo. I wtedy Viviana się zmieniła.
W każdym bądź razie każdy odcinek jest wciągający i trzymający w napięciu. Oby Ricardo jak najszybciej znów stał się mądry

PS. Zapraszam na nowy odcinek Bursztynowego Brzegu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:58:33 23-02-10    Temat postu:

Melduję się po zaspokojeniu głodu lektury . Po tym odcinku straciłam resztki sympatii do Carlosa, który jawi się w nowym bulwersującym świetle jako podły kłamca i intrygant. Ta kreatura nie tylko usiłuje zrobić ze swojej córki wariatkę i odebrac jej dzieci, manipuluje synem ale jeszcze cieszy się ze śmierci swojego dobroczyńcy. Tak niskich uczuć się po młodszym Santa Maria nie spodziewałam. Do tej pory co prawda był słabym i chwiejnym jak chorągiewka na wietrze człowieczkiem bez charakteru, ale nie było w nim zła. Miał też swoje momenty, gdy jego akcje u mnie wzrastały np. wzięcie strony RR i upokorzenie Andrei Ale po tej nieukrywanej radości na wieść śmierci Abreu jego notowania spadają do zera i pójdą w górę, chyba tylko wtedy, jeśli pójdzie w worku do Canossy i ukorzy się przed RR Na szczęście, ta sędzina sprawiała wrażenie dość sceptycznie nastawionej do jego rewelacji, które zbytnio się kupy nie trzymały. Odniosłam wrażenie, że bierze go za konfabulanta, nie wierzy w ani jedno jego słowo i kpi z Carlosika w żywe oczy Coś mi się zdaje, że jego plan spali na panewce. Sądze, że Luis nie da się jednak zmanipulować i dorzuci w sądzie swoje trzy grosze. Podoba mi się, że ten dzieciak nie zdradza swoich prawdziwych uczuć i utrzymuje Carlosa w złudnym poczuciu bezpieczeństwa. Cios będzie bardziej dotkliwy, gdy przyjdzie niespodziewanie Poza tym RR też jest pewien zwycięstwa w sądzie. Czyżby i on miał jakiegoś asa w rękawie?

A wracając do meritum, czyli do związku RR i Sonyi, to mam nadzieję, że ich koniec nie będzie taki smutny jak ta piosenka. Ale wszystko zależy od Ciebie, to Ty trzymasz ich losy w swoich rękach Kiedyś napisałaś, że wymyślasz fabułę na bieżąco. W tym kontekście zastanawia mnie, czy masz już w głowie wyraźny plan dalszych losów tej pary czy też sama jeszcze nie znasz ich finału, bo wizje pojawiają się w trakcie pisania?


A teraz odpowiem na Twoje pytanie. Niezależnie od tego jak mroczne tajemnice kryje RR, zawsze będę darzyć go sympatią i trzymać za niego kciuki Po prostu zżyłam się z tą postacią, ujeła mnie na wielu płaszczyznach Nawet gdyby okazało się, w co wątpie, że w przeszłości był z gruntu złym człowiekiem, to już dawno odkupił swoje winy i nie odwróciłabym się teraz od niego. Zresztą jeśli jest winny tego zabójstwa, to na pewno istnieje choć jedna okoliczność łagodząca. Dzisiaj uderzyło mnie i zdumiało jedno jego słowo na temat tamtej dawno pogrzebanej sprawy i przyszła mi do głowy dość niesamowita teoria na temat tego dziwnego zabójstwa i jego motywów, ale poczekam na dalsze wskazówki, bo to raczej mało prawdopodobne i pewnie moja zbyt bujna wyobraźnia znowu płata mi figle

Mam tylko jedno poważne zastrzeżenie do naszego ulubieńcu. Nie podoba mi się to, że nie walczy o miłość, sam dobrowolnie z niej rezygnuje i poddaje się bez walki. Już mi się zdawało, że silny i pewny siebie RR będzie potrafił odważnie sięgnąć po to, czego tak naprawdę chce,ale on tłumi swoje prawdziwe uczucia, nie ma odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Nawiasem mówiąc, jego zupełnie nie platoniczna miłość do Sonyi staje się coraz bardziej ewidentna, im bardziej temu zaprzecza. Nawet sama zainteresowana zaczyna już to podejrzewać. Nie rozumiem, dlaczego RR wszystko odrzuca właśnie teraz, gdy nie istnieją już obiektywne przeszkody dla jego związku z Sonyą. RR nie jest już wyrzutkiem społeczeństwa, ma wysoką pozycję, pieniądze i może zdobyć poważanie ludzi, ale on nadal uważa sie za niegodnego. Poza tym naprawdę kocha Sonyę i może dać jej szczęście a ona odwzajemnia jego uczucia. W takim wypadku największą głupotą i bezsensem jest odrzucenie tego wszystkiego i podawanie ukochanej na srebrnej tacy rywalowi. RR popełnia poważny błąd i będzie tego żałować. Tym razem sam sobie zgotuje cierpienie a przy okazji sprawi ból Sonyi. Jak on może tak oschle ją traktować i odrzucać, po tym wszystkim, co przeszli, zeby być razem. Sonya nie zasługuje na coś takiego, nie wiem, jak długo to wytrzyma. Prędzej czy póżniej zrazi ją zachowanie RR, zwłaszcza, że to dumna dziewczyna, która nie da sobą pomiatać. Ricardo potrzebuje teraz kogoś, kto porządnie nim potrząśnie i wleje trochę oleju do głowy. W tej roli może sprawdzić się Valeria, która od razu zwietrzyła, że dzieje się coś niedobrego. Mam nadzieję, że przywoła ona siostrzeńca do rozsądku i nie pozwoli mu zrujnować sobie życia i zdrowia. Zastanawiam się, czy odbieranie sobie prawa do szczęścia przez RR i dążenie do samodestrukcji ma jakiś związek z poczuciem winy i chęcią odpokutowania za dawną śmierć dziecka ?

Widzę, że wątek Bolivareza i Viviany nabiera rumieńców . Pojawia się element zagadki, niebezpieczeństwo ze strony zazdrosnego rywala a na horyzoncie majaczy na razie dość niewyraźnie postać dawnej miłości doktorka, która na pewno trochę skomplikuje życie tej pary. Ciekawe, co szykujesz na tym froncie?

Carlos nagle przypomniał sobie o istnieniu Andrei... Ciekawe, czy szuka u niej wsparcia w batalii sądowej czy też zamierza wyrzucić dawną fiammę ze swojego nowego lokum
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:19:42 24-02-10    Temat postu:

Jestem po 219 odcinku (wiem, zachowuję się jak opóźniona w rozwoju ) i strasznie mnie zaintrygowałaś tą Tamarą Villanueva - uwielbiam, gdy odkrywane są ciemne strony tych stosunkowo dobrych bohaterów. Miłość Sonyi i Ricardo znów wystawiona na próbę, tym razem chyba naprawdę poważną. Swoją drogą, pan Rodriguez już teraz zachowuje się nieco dziwnie. Przede wszystkim egoistycznie i co najmniej nie na miejscu w stosunku do Sonyi - wiem, że ona też nie jest bez winy, ale jednak!
Andreo, staczasz się - kurczę, nie do wiary, jak zmienili się moi ukochani protkowie z pierwszych odcinków!
A Monica to już w ogóle żmija na całego. Babka nie ma serca ;|

Idę skonsumować 220-stkę )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:59:40 26-02-10    Temat postu:

post pod postem, ale nie mogłam się powstrzymać
przeczytałam! I zżera mnie ciekawość jeśli chodzi o niejaką Tamarę! Ale jeszcze jedno - kim był Nestor? Imię mi się kojarzy, ale postać coś uciekła z pamięci... jakaś postać z dzieciństwa Ricardo?
Carlos nieco się wkopał przed sędziną Nie poznaję mojego ulubieńca z początku telki! ;(
Aczkolwiek liczę na ciekawą scenkę z Andreą )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 10:19:50 27-02-10    Temat postu:

Promo, promo, promo!!! Boże miły, Dolores i Diego? Przecież to jakby kobrze podesłać bazyliszka!
Gabriel i Inez? A czy oni w ogóle się jakoś znają?
Wiesz, co odkryłam po tym video? Andrea pasuje do Manolo! (ale ogólnie gościa nie lubię, jakoś mi przeszkadza - podobnie jak Virginia zresztą) A Viviana do Victora, a Felipe do Gracieli! Ostatnia para może być zresztą ciekawa, nie mogę tylko przeboleć, że dziewczyna aż taka gruboskórna jest.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 19:15:58 27-02-10    Temat postu:

Ślimak, przyczołgał w końcu swoje leniwe dupsko i zabiera się za lekturę, Jednak zanim do tego dojdzie małe ogłoszenie parafialne. Manolo protagonistą. Wierz mi, oj wierz mi droga autorko jak bardzo tego pragniesz ale wstydzisz się przyznać sama przed sobą Wierz mi, to przereklamowane brodate drewno, ma w rzeczywistości prawdziwy aktorski potencjał. Jego pech, że zagrał w paru gniotach, zamieniając "swoją grą" gniota w jeszcze większy gniot, ale to czasami zdarza się nawet najlepszym.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilijka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 18 Lip 2007
Posty: 14259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:20:56 27-02-10    Temat postu:

Ślimak napisał:
Manolo protagonistą.

Ej no, ja protestuję!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 15:22:44 01-03-10    Temat postu:

Carlosito-Payacito. Po lekturze ostatniego odcinka, coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że ta postać jest po prostu zbędna. Nie ma nawet predyspozycji odpowiednich by cokolwiek namącić, więc wdaje się jak sama chyba nawet wspomniałaś po prostu nieszkodliwy. Skoro jest taki ciapowaty z jego ztrony nie grozi dzieciom nic złego. Jest tylko jedno ale... jego ciapowatośc i mendowatość i wszystkie -ości które mi w gardle stają na jego widok, po prostu są same w sobie zagrożeniem. Co takie mendy robią w społeczenstwie?! No i w tej historii??! I pomyśleć, że kiedyś można go było żałować. Ale teraz z rozkoszą sam bym go wladował do tego basenu i czekał aż ostatnie tzry palce znikną pod wodą...

Przejdźmy może do ciekawszej strony odcinka. DO kolejnej rozprawki nad Monolem, którego tu niestety nie ma. Ale cóż wyrobi się jeszcze chłopina. Tym bardziej teraz musi przyspieszyć bo na horyzoncie pojawia się menda Carlosito. I tu właśnie ujawnia się jego dupowatość. Nie jest w stanie sam mącić więc zasięga korepetycji ze żmijowatości wrodzonej u samej Andrei Monteverde. Może to i dobrze, jak już ma komus zagrażać, to niech lepiej robi to na poważnie.... Ale tak czy inaczej nie ma najmiejszych szans. Wystarczy, że Lusi otworzy paszczę, jeśli tylko właściwie się nim pokieruję i pan ŚwiętyMaryja raczej nie będzie odpowiednim opiekunem dla maluchów. Nie po takiej "rekomendacji". A komu jak nie dzieciom na rozprawach sądowych wierzyc najbardziej? Nawet jeśli czasaem łgają jak z nut?

Co do RR? To powiem tylko No nie? Jeszcze ci mało?! Dokąd będziesz go torturować. Kiedy patrzę na Andreita i Carlosika spokojnie zawijających w sreberki czekoladki z poczucia znudzenia, to, aż mnei krew zalewa. No dobrze. Carlosito jest strasznei bezpłciowy, a Andreity bez towarzystwa Manola lubić się nie da, wiec faktem jest, że nie byłoby komu ich żałować gdyby coś im się przytrafło, ale równowaga jakaś musi być. To by tylko świadczyło o tym, że jesteś masohistką do potęgi entej.

Co do przyszłości Sonyi i RR?? Hmmm... wiem na pewno nei od dziś, że twoja chora głowa raczej nie myśli ich połączyć. Przynajmniej nie na najbliższe 100 odcinków

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 2:06:28 10-03-10    Temat postu:

Małe ogloszenie parafialne! - Obejrzyjcie sobie, proszę, nową i jak na razie ostateczną entradę do mojego dziełka!

[link widoczny dla zalogowanych]

Bloody - Czyli całkiem szybko nadrabiasz . Andrea to faktycznie skomplikowana postać i mimo tego, że niektórzy mają jej dosyć , zamierzam trochę jeszcze pociągnąć jej losy i chyba wszyscy będą zaskoczeni, co się stanie . Cieszy mnie to, że nie widzisz w niej tylko czarnego charakteru.

Hehe, Sonya jest idealna, bo znalazła swoją prawdziwą miłość i bardzo o nią dba.

A co postaci kobiecych, to zarówno Dolores, jak i Viviana odegrają już niedługo pewną bardzo ważną rolę...

alicja z krainy czarów - A ja melduję się z nowym odcinkiem . Zanim to jednak nastąpi, jak zawsze odpowiem na Twój komentarz.

Carlos ma swoje zdanie, którego za nic nie chce zmienić, uparł się na odebranie dzieci własnej córce, zapominając, jak jeszcze przecież tak niedawno w pewnej chatce kładl dłoń na ramieniu Ricardo i obiecywał mu wieczną przyjaźń za to, jak tamten bronił jego córki. Mało nie skończyło się to śmiercią Ricardo, ale jak widać pan Santa Maria ma krótką pamięć. Wydaje mu się, że robi dobrze, a tymczasem bardzo krzywdzi córkę. Tyle, że skoro RR i tak ma zamiar odejść od Sonyi, czym sam się pozbawi opieki nad dziećmi, to przecież wtedy dziewczyna na pewno przestanie darzyć go taką sympatią, jak obecnie. Przestać kochać raczej na pewno - przynajmniej na początku - nie przestanie, ale jak się poczuje, kiedy znowu go straci i to z jego wyboru?

Luis faktycznie może wiele, ale druga strona też ma swoje atuty, jak choćby sprawa nieszczęsnej Tamary, która do tej pory jest niewyjaśniona. A jeśli w jakiś sposób wypłynie ona na światło dzienne? Może don Conrado mało kto uwierzy, ale z drugiej strony jeżeli jednak sędzia będzie chciała sprawdzić tą poszlakę, bojąc się oddać dzieci w ręce człowieka, który być może kiedyś jakieś zabił?

Ricardo jest pewien, bo ma za sobą ciotkę i wie, że jeśli pokaże się takim, jakim jest, nie straci opieki nad dziećmi. On nadal ufa. Czy się nie zawiedzie? Poza tym jest jeszcze jedno wyjście - a jeżeli uczyni tak, by dzieci pozostały przy Sonyi, ale nie przy nim, skoro i tak ma odejść? Może chce właśnie do tego doprowadzić i dlatego jest tego taki pewien?

Pomysły pojawiają mi się w trakcie pisania, to prawda. Ale koniec tej pary raczej już mam w głowie - o ile nie zmienię zdania, w co wątpię .

Jak strasznie mi się podoba Twoja wierna postawa dla Ricardo! Nie ukrywam, cieszy mnie to, bo wiem, że jest Twoim ulubieńcem i - co tu kryć - też go lubię. Ale to nie znaczy, że facet jest niewinny ;D. Być może jednak uczynił tą zbrodnię i być może jednak miał rację, kiedy mówił Sonyi, że nie jest dobrym człowiekiem i może nie ma żadnej okoliczności łagodzącej?

Zakladam, że zdumiało Cię określenie Nestora "moim Nestorem"? I jaką masz teorię?

Jak wiemy, RR przez cale życie z czegoś rezygnował, zazwyczaj z tego, co dawało mu szczęście. Wciąż dla innych, na pewno spory wpływ na to miało przeświadczenie, że sam jest niczego niegodzien, że jest nikim, śmieciem nie zasługującym nawet na dobre spojrzenie. Ale i jego dobre serce z pewnością mialo w tym swój udział. Dlatego on się poddaje, dlatego nie walczy, a skoro wg niego jego odejście da szczęście Sonyi, to jego droga jest prosta do przewidzenia. Tym bardziej, jeśli prawdą jest to, co podejrzewa Sonya i Ty - jeśli on naprawdę kocha Sonyę, tym bardziej od niej odejdzie. Może robi głupio, a może zdaje sobie sprawę, że któregoś dnia ona i tak zwróci uwagę na Daniela, a wtedy cierpiałby dużo, dużo bardziej? Po co ma zamykać drogę do szczęścia swojej Sonyi, jeśli widzi, jak ona się zachowuje względem Daniela? Może właśnie chce ją do siebie zrazić, chociaż z drugiej strony wkurza go zachowanie Daniela, którego najchętniej wywaliłby mocnym kopem za drzwi ;D. A Twoja teoria bardzo mi się podoba...

Carlos i Andrea chyba Cię nieco zaskoczą...Felipe zresztą również, ale to później .

Lilijka - Hehe, Tamra zainteresowała wszystkich, jak widzę . A będzie jeszcze wiele na jej temat, oj będzie. Czy na pewno zachowanie Ricardo jestr egoistyczne...Zobacz, proszę, moją wypowiedź wyżej.

Monica nie ma serca...a dziś powiesz to kolejny raz .

A pisz nawet 100 postów pod postem . Bardzo mnie cieszy taka Twoja reakcja na moją pisaninę ;D. Nestor to przyjaciel Ricardo, jeszcze kiedy Rodriguez miał matkę, mogę Ci wkleić to, co już wiadomo na jego temat, bo to może być potem ważne - chyba, że już pamiętasz?

Dolores i Diego, tak. Piękne skojarzenie ze żmiją i z bazyliszkiem. A Gabriel i Inez się nie znają...na razie.

Andrea pasuje do Manolo - Ślimak by się ucieszył . Może wizualnie tak, ale czy na pewno z charakterów? Graciela i Felipe, to prawda, to byłaby conajmniej ciekawa para .

Ślimak - Nie rpagnę Manolo na protka! Nienawidzę gościa. Cokolwiek i w czymkolwiek by nie grał. Obejrzałabym z nim film tylko wtedy, gdyby zagrał z moim Miguelem. I tylko wtedy!

Carlos nie jest nieszkodliwy, cego da dowód już za kilka momencików. On jeszcze potrafi namieszać w tej telci, tym bardziej, że będzie miał pewnego sprzymierzeńca. Co pewnie Ci się nie spodoba .

Nie bądź pewien, że CSM nie wygra tej rozprawy. Nie tylko jemu może zależeć na zwycięstwie, nie tylko jemu. Pamiętaj, że ma on jeszcze żonę, że jest jeszcze parę innych osób, które...powiedzmy, że się wahają. I może nawet Luis nie pomoże w przechyleniu szali na stronę RR. A co do naszego - jak go określasz ;P - protagonisty, to to, co z nim wyrabiam, to nie są dodatkowe cierpienia, tylko ciąg dalszy poprzednich ;D. A bardziej na serio - to wszystko składa się w jedną całość, która prowadzi do...A właśnie. Kto Ci powiedział, że oni będą razem? . Pamiętasz inne moje dzielo, już Ty wiesz, które? .

Odcinków będzie jeszcze sporo. Mój chory łeb znowu coś urodził ;D.

Zapraszam na odcinek 221...

----------------------------------------------------------------------------------

Odcinek 221

Carlos Santa Maria stanowczo źle trafił, nawet nie wiedział, jak bardzo. Nie dosyć, że Andrea była wściekła na swój los, to jeszcze na dodatek przypomniało jej się, jak to panie Gambone - nie umiała ich określać wdową i byłą teściową Antonio, to było takie...groteskowe - nie mogły zatrudnić większej ilości służby, bo ich nie było na stać. Oczywiście, nie było - z takim majątkim, jak ten, na którym położyły łapę! Przeklęte skąpiradła! Dlatego właśnie często Felipe i Monteverde brali ze sobą klucze, by nie stać przed rezydencją kilka minut, jak to już się nieraz zdarzało.

- Porozmawiać? O czym to niby? - warknęła córka wroga człowieka, który właśnie do niej przyszedł. - Już dawno powiedziałeś, że nasze tematy się skończyły.

- Mamy jeden, wspólny i właśnie o nim chcę mówić. Mogę wejść?

Wpuściła go do środka, starając się zagłuszyć gniewem to, co poczuła na jego widok. Idiotka, idiotka, tak bardzo ją zranił, a ona nadal...

- Wiesz pewnie, że występuję przeciwko Sonyi w sprawie odebrania jej i jej...narzeczonemu opieki nad dziećmi. Chciałbym, żebyś mi w tym pomogła - przyznał otwarcie.

- A niby jak? Przecież nic mnie nie łączy z tą poczwarą, Rodriguezem.

- Jesteś siostrą mojej córki, chociaż na to nie wygląda. Możesz poświadczyć parę rzeczy, ja właśnie wróciłem z sądu i powiedziałem tam parę słów.

- Po twojej minie widzę, że skłamałeś. Naopowiadałeś bajek przed sędziną tylko po to, by pozbawić Sonyę...- zaśmiała się kobieta.

- Nie przyszedłem tu, byś mnie oceniała - przerwał jej. - Chcę tylko, byś uratowała te maluchy przed losem, na jaki chcą je skazać nieodpowiedzialni rodzice. Gdyby miały wychowywać się tylko z matką, nic bym nie powiedział, ale ich ojciec...

- Nie chciałeś mnie słuchać, kiedy mówiłam to samo. Kazałeś mi klęczeć przed nim, upokorzyłeś mnie, wyrzuciłeś z domu, a teraz masz czelność prosić mnie o pomoc? Jak dla mnie te bachory mogą zostać przy rodzicach, żebyś nauczył się szanować moje zdanie.

- Nie mścij się na niewinnych istotach - poprosił zmęczonym głosem on. - Andreo...- podszedł bliżej, rozmawiali na stojąco. - Jeżeli mi pomożesz, nie zapomnę o tym. To dla mnie bardzo ważne. Wiem, że jesteś na mnie zła i może trochę masz prawo, ale z drugiej strony zachowałaś się podle, trzymając z Velasquezem i nic nie mówiąc Sonyi o tym, że jej przyjaciel żyje.

- Nie uważasz, że tak byłoby najlepiej? Sam widzisz, co wynikło z ich związku.

- Może i tak. Sam już nie wiem, co mam począć. Chciałbym tylko wiedzieć, że dzieci są bezpieczne. Bardzo się boję, że on je skrzywdzi, że coś im zrobi. Przecież siedział w szpitalu dla wariatów! Pomóż mi, proszę.

Spojrzała na niego przez dłuższą chwilę, jakby się zastanawiając. Oto człowiek, który pozbawił ją godności i kazał wynosić się ze swojego życia, mieszkania, teraz staje przed nią i błaga o ratunek. Im więcej zeznań przeciwko Rodriguezowi, tym lepiej i ona o tym wiedziała. A kłamać przecież potrafiła. Jeżeli zrobi coś w tej sprawie, Santa Maria obiecał się jej odwdzięczyć. Być może to będzie pierwszy krok do zniszczenia związku z Monicą i zajęcia jej miejsca?

- Dobrze - powiedziała nagle. - Co dokładnie mam mówić w sądzie?

Wyglądał, jakby zdjęto mu z ramion ogromny ciężar, jakby był już pewien zwycięstwa. Najpierw wiadomość o śmierci Abreu, teraz to - czyżby los naprawdę dał mu szansę na pomyślne ułożenie wszystkiego, na szczęśliwe zakończenie tej sprawy?

- Dziękuję ci - odparł już nieco weselej. - Naprawdę dziękuję.

Tknięty jakimś dziwnym impulsem stanął tuż przed nią i szepnął:

- Jesteś jeszcze piękniejsza, niż kiedy się poznaliśmy...

A potem pocałował w usta.

Nie odepchnęła go. Nie potrafiła.

Monica Santa Maria wiedziała już, że nie uniknie wplątania w całą aferę, w jaką miesza się jej małżonek. Zastanawiała się właśnie, po której stronie stanąć i wciąż wychodziło jej, że korzystniejsze będzie trwanie przy Carlosie. W końcu to on prawdopodobnie odzyska majątek i znowu będzie najbogatszym mężczyzną w Acapulco. Poza tym cóż to za pomysł - brać małżeństwo z gejem. Nie, stanowczo trzeba bronić stanowiska męża, a co najbardziej mu pomoże w wygraniu sprawy?

Chwyciła za telefon, tknięta pewną myślą. Oby tylko ten, do którego dzwoniła, zechciał jej pomóc!

- Pablo? - rzuciła do słuchawki słodkim głosem, jak tylko mężczyzna odebrał telefon.

- Czego chcesz? - spytał twardo. Zaczynała go już męczyć ta sytuacja, liczył, że Monica szybko się znudzi Carlosem, ale skoro wzięli ślub, czas pomyśleć nad inną kochanką, wcześniej jednak pozostawić trwały ślad w życiu pani Santa Maria...Tylko z tego powodu tkwił w tym mieście.

- Kochanie, nie traktuj mnie tak podle - wdzięczyła się dalej. - Przeszliśmy tak wiele, mieliśmy zostać nawet mężem i żoną, ale...

- Ale ty wszystko zepsułaś - przerwał jej. - Nie mam zbyt wiele czasu, przejdź do rzeczy, Monico.

- Wiesz pewnie, ze mój małżonek ma zamiar odebrać dzieci własnej córce. Na logikę ma zapewnione zwycięstwo, ale rozumiesz...trzeba dopomóc szczęściu.

- I to ja miałbym to zrobić? - zorientował się Martinez. - A niby dlaczego mam pomagać komuś, kto odebrał mi moją kobietę?

- Bo w ten sposób pomożesz też tej kobiecie? - odparła. - Pablo, czy nie widzisz, że po tamtej stronie stoi Valeria Guardiola? Zwycięstwo nad nią i jej pieniędzmi pomoże ci udowodnić, że jesteś od niej lepszy, a wraz z tym podniesiesz swój prestiż i szacunek w towarzystwie. Zgódź się, proszę. Zrób coś, żeby Sonya przegrała z kretesem tą sprawę, żeby poległa, a jej ojciec został wyniesiony na szczyty jako ten, który dba nie tylko o firmę, ale i o wnuki.

- Dobrze - odpowiedział nagle jej rozmówca. - Wygląda mi to na na dobrą zabawę, a wiesz, że takie lubię. Daję ci tylko jeden, jedyny warunek, Monico. Jak już Carlos wygra sprawę, twoja córka, Allisson, wyjdzie za mężczyznę, którego jej wskażę. To będzie znakomity interes zarówno dla niej, jak i dla mnie - jej przyszły teść będzie mi dozgonnie wdzięczny, a ja za to otrzymam zgodę na pewien dochodowy interesik.

- Dobrze, Pablito - zgodziła się od razu. - Jak tylko zostanie ogłoszony wyrok, Allie wychodzi za kogo tylko zechcesz.

- W takim razie ubliśmy interes. Możesz przekazać mężowi, że wnuki są jego.

Martinez nie należał do ludzi, którzy długo się wahają. W zasadzie on nie wahał się wcale. Kilka minut później jego długi samochód zaparkował przed wejściem do rezydencji ciotki Ricardo.

Nie czekał również zbyt wiele, siostra Cataliny przyjęła go od razu i zaprosiła do środka.

- O czym pan chciał ze mną rozmawiać, panie Martinez? - przeszła od razu do rzeczy.

Zauważył jej zaniepokojenie, wiedział, że denerwuje ją jego wizyta. Nie miała pojęcia, po co się tu zjawił, na dodatek było jeszcze coś, czego na razie nie mógł zgadnąć. Oczywiście, chodziło jej o proces, ale miał wrażenie, że to nie wszystko, że kobieta ma zmartwienie - a jego celem było dowiedzieć się, o co chodzi i jak to może wykorzystać przeciwko jej siostrzeńcowi.

- Jest pani tak samo piękna, jak i inteligentna - odparł Pablo, stojąc tuż przed nią z podanym mu przed momentem kieliszkiem w ręku. - Zapewne domyśla się pani, że mam powiązania z obecną żoną Carlosa Santa Maria, a więc jestem wplątany w sprawę jego wnuków.

- Wiem o tym, ponieważ Monica nie omieszkała się chwalić swoim ślubem na całe miasto, a pana romanse są...dosyć upubliczniane. Rozumie pan, zdjęcia i tak dalej.

- Nie mam się czego wstydzić, zawsze wybieram te najpiękniejsze - powiedział na to Martinez. - Muszą mieć jednak w sobie chociaż odrobinę inteligencji, bez tego nie zainteresuję się żadną kobietą.

- A Monica taką posiada?

- Oczywiście. Z jakiego by innego powodu wyszła za Santa Marię? W tym wypadku liczyła się tylko inteligencja, moja pani.

- Jeżeli przyszedł mi pan opowiadać o swoim życiu, to proszę wybaczyć, ale...

- Nie, nie - zaprotestował Pablo z uśmieszkiem kołyszącym się na wargach. - Przyszedłem w zupełnie innym celu. Jeżeli pozwoli mi pani, zaraz przejdę do rzeczy. Otóż nie byłoby dobrze, gdyby świat dowiedział się o pewnej sprawie sprzed kilkudziesięciu lat, prawda?

- Jakiej sprawie? - nie podejrzewała jeszcze niczego, chociaż zdumiało jej spojrzenie Martineza, jakby wodził po niej oczami.

- O pewnej, dawno już przez panią zapomnianej...Jeśli nie chce pani, aby ta sprawa przedostała się do uszu społeczeństwa całego kraju, a tym bardziej pani ukochanego siostrzeńca, wycofa pani swoje poparcie dla niego. Ba, nawet publicznie ogłosi, że jest przeciwna temu, by zajmował się swoimi dziećmi. Inaczej...Inaczej, straci pani to wszystko, na co tak ciężko pracowała, a przy okazji i samego Rodrigueza. To jak będzie?

Zbliżył się tak bardzo, że na twarzy poczuła jego oddech i odstawił kieliszek na biurko, przy którym stała. Nie mogła się wycofać, mebel przeszkadzał jej na tyle, że nie mogła się ruszyć.

- Jak będzie? - powtórzył, gładząc ją po skórze na odsłoniętej prawej ręce. - Jak będzie, pani Valerio Guardiola?

Felipe wyhamował przed rezydencją, przy okazji ścinając kwiatki rosnące tuż przy wjeździe. Zaklął cicho - co za idiota sadzi róże przy krawężniku? Będzie musiał zwolnić ogrodnika - o ile mają kogoś takiego, Gambone zapewne zatrudniły jakiegoś dziadka, który ledwo się pochylając przycina roślinki. Dlaczego każdy zajmujący się ogrodem facet musi być stary, czyżby to natura tak postarzała? A może jednak świeże powietrze nie jest takie dobre dla zdrowia?

- O czym ja myślę? - skarcił się mężczyzna, próbując trafić kluczem do dziurki - był zbyt zdenerwowany, żeby czekać na służbę, chciał tylko wejść, napić się czegoś, wyłożyć na łóżku i najlepiej uprawiać seks, żeby o wszystkim zapomnieć. Przypomniał sobie pocałunek, jakim obdarzył niedawno Gracielę - nigdy nie miał skłonności do tak młodych kobiet, ale w końcu córka Dolores sama mu się narzuciła tym strojem, prawda? Może nawet wiedziała, że on tam będzie i dlatego się tak ubrała...a raczej rozebrała?

Z nieco lepszym humorem znalazł się w środku, schował klucze do kieszeni i udał się na górę, do pokoju Andrei. Ona też nie była tak zła, mogliby nawet teraz spędzić kilka bardzo miłych chwil, jeśli tylko czasem nie wykręci się jakąś idiotyczną wymówką. Otworzył drzwi jej pokoju i zaczął:

- Mam ochotę na pewne przyjemności i liczę na to, że nie jesteś dziś niedysponowana. O ile pamiętam, minęło dopiero dwa tygodnie, więc...- urwał.

Otworzył szeroko nie tylko oczy, ale i usta, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Zamrugał kilkakrotnie, chcąc spędzić z siatkówki ten koszmar, ale widok jednak nie znikał.

- Co to ma znaczyć?! - wykrztusił wreszcie. - Co ten osioł robi w moim łóżku?!

- O ile wiem, ono jest jej, a nie twoje - odparł mu spokojnie Carlos, leżąc wygodnie w posłaniu, całkowicie nagi - przynajmniej świadczył o tym jego widoczny na zewnątrz tors, bo resztę skrywała kołdra, okrywająca do połowy również Andreę.

- Jej łóżko jest moim łóżkiem! - stwierdził dosyć odkrywczo Felipe, po czym dopiero teraz dotarło do niego, co się właściwie stało i aż się zagotował: - Przespałaś się z nim?! - wrzasnął. - Z tym debilem, którego podobno tak nienawidzisz i miałaś...

- Przymknij się - odpalił mu brat, wyjątkowo zadowolony zarówno z reakcji przybysza, jak i z tego, co się niedawno wydarzyło - w głębi serca nigdy nie pozbył się przecież miłości do córki Monteverde.

Carlos wstał, ubrał szybko spodnie i spojrzał twardo w oczy starszego z braci.

- A tak przy okazji, masz dzisiaj podwójnego pecha - byłem u mecenasa Oreirosa, który przekazał mi fascynującą wiadomość - otóż de La Vega był na tyle uprzejmy, że zostawił mi cały swój majątek w testamencie. Mam tylko opiekować się finansowo Luisem, co raczej nie będzie trudne. Bądź tak więc łaskaw i zbierz swoje rzeczy, bo na nie nie ma tu już miejsca. Ach, byłbym zapomniał - dorzucił prosto w twarz czerwonego z wściekłości Felipe - firma również należy do mnie, więc cokolwiek w niej narobiłeś, masz się stamtąd wynieść. Chyba, że Gambone były na tyle sprytne, że nie wpuściły cię do zakładu. A tak w ogóle, to nie wiem, jakim cudem pozwoliły ci tu mieszkać.

- Wyniosą, to ciebie i to na marach! - wycedził brat, ani trochę nie wierząc w to, co mówił ten kretyn. - Pomieszało ci się w głowie od tego małżeństwa z Monicą. Zjeżdżaj z mojego domu, bo nie ręczę za siebie.

- Wybacz, ale jeśli zaraz nie opuścisz rezydencji, będę musiał wezwać policję - stwierdził zimno Carlos. - Wierz, albo nie wierz, mało mnie to obchodzi, ale chyba nie chcesz stać się pośmiewiskiem wszystkim, kiedy mundurowi wywleką cię stąd za kołnierz? Tak samo wylecą stąd pannny Gambone, jak tylko się pojawią, każę im spakować rzeczy - oczywiście tylko ich własne, ani ty, ani one nic nie ukradną.

- Zniszczę cię - wysyczał Felipe. - Doniosę Monice o tym, co zrobiłeś.

- Ach, chodzi ci o Andreę? - domyślił się tamten. - I tak moja żona ci nie uwierzy. A jeśli nawet, to cóż...W gruncie rzeczy to ona za mną latała. Jeżeli będzie chciała rozwodu, ubiegnę ją i sam tego zażądam. W sumie...Zastanawialiśmy się przed momentem z moją dziewczyną, czy nie zerwać tego idiotycznego małżeństwa. Tylko nie byłoby to teraz korzystne dla moich wnuków, prawda?

- Przestań ironizować i się ubierz! - wrzasnął Santa Maria. - Zdążyłeś zejść się z córką Gregorio w ciagu paru godzin? Masz żonę i zamierzasz mieć również i kochankę?

- To moja sprawa! - odwarknął mu brat. - A Andrea właśnie dała mi dowód, że nadal mnie kocha. Być może kiedyś dam jej jeszcze szasnę, kto to wie. Ale to już nasza sprawa. Innymi słowy, ona tu zostaje, ty nie.

- A co powie na to twoja żonka? Pozwoli, byś pod jednym dachem trzymał i nią i Andreę i spał z nimi naprzemian?

- Od kiedy to martwisz się o moje życie? - zdumiał się Carlos. - Jak je urządzę, to moja sprawa. I nie próbuj mi grozić, że zaszkodzisz mi w sądzie - nie uwierzę, że chciałbyś, by gej wychowywał dzieci Sonyi. Nic mi nie możesz zrobić, kochaniutki. A teraz spadaj!

- Andreo, odezwij się wreszcie! - Felipe poszukał ostatniej deski ratunku. - Ten facet bredzi, a ty nic nie mówisz!

- Bo zgadzam się z nim w zupełności - przeciągnęła się jak kot. - W sumie miałam i tak zrobić pewne rzeczy, ale mój ukochany mnie ubiegł. Wynoś się stąd, Felipe. Byłeś tylko drogą do odzyskania Carlosa, na szczęście niezbyt długą. I jeszcze jedno - w łóżku jesteś fatalny.

- Miałaś wyjść za niego, a potem go zabić! - próbował uratować sytuację Santa Maria. - To tak postępujesz z tymi, którzy ci pomogli?

- Mam cię dosyć. Ciebie i twoich kłamstw - odparował spokojnie Carlos, po czym dosłownie wypchnął brata za drzwi. - Wyjazd. Za pięć minut ma cię tu nie być. Aha, pamiętam, co gdzie stoi w salonie, więc czasem nie chowaj niczego do kieszeni. Żegnaj, Felipe!

Kilka chwil później drzwi na dole prawie wyleciały z futryny po tym, jak wychodzący je zamknął. Miał dzisiaj wyraźnie zły dzień - najpierw sprawa z Bolivaresem, teraz to. A właśnie, wypadałoby się dowiedzieć, czy doktorek nie przeżył. Felipe szczerze w to wątpił, ale jeśli jednak Victor nie zszedł z tego świata, to byłaby to kolejna zła wiadomość. Może nie tak zła, jak dla kogoś innego, ale i tak niezbyt dobra.

Raul po kłótni z Maribel był rozżalony i wściekły sam na siebie. Co go podkusiło, żeby tak potraktować najwierniejszą przyjaciółkę, która wybaczyła mu nawet sfingowanie śmierci?

- Muszę ją przeprosić! - postanowił i zamierzał wyjść kupić bukiet kwiatów, a potem wrócić z nim do domu i prosić o wybaczenie. Oczywiście mógł też zamówić kwiaty przez telefon, ale w ten sposób będzie romantyczniej - zamiast dostarczać je poprzez firmę, przyniesie je osobiście. Zadowolony z takiego rozwiązania otworzył drzwi wejściowe i...zamarł w połowie kroku.

- Czego tu? - warknął, szczerze zdumiony i wściekły.

- Jest twój ojciec? - spytał przybysz, stawiając walizkę na progu. - Muszę z nim porozmawiać.

- Jest, ale jest zajęty, o co chodzi? - Monteverde naprawdę nie miał ochoty na tą wizytę.

- To dosyć delikatna sprawa - odrzekł mu Felipe. - Czy mogę wejść...proszę?

Tego dnia to Valeria Guardiola wychyliła kilka drinków, starając się stłumić narastający niepokój. Martinez dawno wyszedł, ale lęk, jaki przyniósł, pozostał w mózgu ciotki Ricardo na długo. Jak ma sobie z tym wszystkim poradzić, jaką drogą podążyć, by nie skrzywdzić syna siostry? Jeśli teraz się od niego odwróci, zniszczy jego szanse na pozostanie dzieci przy ojcu, a jeśli będzie nadal przy nim trwać, też nic mu nie pomoże, bo Pablo na pewno spełni swoją groźbę i spowoduje, że jej zdanie nie będzie się wiele liczyło. Owszem, nie może wpływać na wynik sądu, ale prowadzenie się ciotki może być brane pod uwagę jako sytuacja rodzinna dzieci i wystarczy kilka słów milionera, aby...

Sonya spełniła swoją obietnicę i cicho weszła do pokoju swojego przyszłego męża. W przeciwieństwie do ciotki zrobiła to tak, by nie obudzić przyjaciela - musi się przecież wyspać przed jutrzejszym dniem. Podeszła tylko bliżej łóżka i uśmiechnęła lekko, wpatrzona w oblicze śpiącego. Była nawet zadowolona z jego szalonej decyzji - już i tak zbyt długo czekali na wspólną przyszłość. Była pewna, że kocha ją tak samo, jak ona jego, choćby wypierał się do końca świata. Miała straszną ochotę go pocałować, ale wiedziała, że byłby zły. Po zawarciu małżeństwa dziewczyna będzie postępować małymi kroczkami, aż wreszcie sprawi, że Ricardo otworzy się przed nią i wyzna to, co kryje w sercu.

- Nic na siłę, nie będę cię pospieszać, ale wiem, że kiedyś...- przerwała. Uczucie było silniejsze od jej woli, odgarnęła mu niesforne kosmyki, jakie spadły na jego czoło i schyliła się, by jednak ucałować ukochanego. Najwyżej jakoś go potem udobrucha.

- Nie, Tamara, nie!

Odskoczyła w przerażeniu. W pierwszej chwili myślała, że pomylił ją z kimś, ale Rodriguez spał nadal, tylko wykrzyczał kilka słów przez sen.

- Jaka Tamara? - zmarszczyła brwi. - O co chodzi z tą kobietą?

Nie bała się. Jeszcze nie teraz. Póki nie dowie się, kim była Villanueva, nie będzie się niczego obawiać. Nie mogła to być przecież była dziewczyna Ricardo, bo nawet, jeśli miał taką, to teraz nie była zagrożeniem dla Sonyi.

~ Jak na ironię na coś się w naszym związku przydała orientacja Ricardo ~ pomyślała dziewczyna i rozmyślała dalej. ~ Córki też nie masz, bo dawno byś mi o tym powiedział, zresztą nie wiem, z kim niby miałbyś ją mieć i kiedy. Twoją siostrę znam, musimy ją w końcu powiadomić o tym, że żyjesz. Kim więc jest osoba, o której mówił mi Velasquez? I dlaczego zareagowałeś tak dziwnie, kiedy cię o nią zapytałam?

Sen trwał nadal, pełen majaków i strachów. Sprawiła go sama Sonya, pytając kilka godzin wcześniej przyjaciela o przeszłość - tak bolesną i dramatyczną, że sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Gdyby wiedziała, jaką nutę poruszyła, na pewno by się przestraszyła. I gdyby chociaż przez chwilę zrozumiała, jak wiele jeszcze nie wie o swoim ukochanym...Być może w tym momencie nie było to dla niej ważne, może nawet nie liczyła się z tym, co minęło, bo przecież tyle zawdzięczała siostrzeńcowi Guardioli, że nie było sensu przywoływać minionych dni, ale z drugiej strony...Przecież poznali się nie tak dawno temu, czym był okres, jaki ze sobą spędzili, w porównaniu z tym czasem, kiedy nie wiedzieli o swoim istnieniu? Kim tak naprawdę był Ricardo Rodriguez, ten sprzed lat? Czy aby na pewno można było nazwać go dobrym człowiekiem?

Jakby na potwierdzenie wątpliwości, które mogłyby zalęgnąć się w umyśle każdego stojącego z boku i chłodnie oceniającego sytuację, mężczyzna przekręcił się na drugi bok, ale stęknął przy tym, jakby coś go dusiło, jakby nie mógł spokojnie spędzić tego okresu, jakiego brakowało do jego ślubu.

- Wybacz mi, proszę...- szepnął przez sen. - Zabiłem...umarłaś...Wybacz mi, Nestor, ja...!

Za moment zerwał się przerażony, z rozbieganymi oczami, zszokowany faktem, że nie znajduje się nad jeziorem, ale we własnym pokoju. Rzucił okiem na Sonyę, która spoglądała na niego wstrząśnięta i dopiero wtedy pojął, co się wydarzyło.

- Miałem zły sen - mruknął pod nosem.

- Zauważyłam - odparła, usiłując uspokoić walące serce. - Czy teraz powiesz mi wreszcie, o co chodzi? Nawet przez sen wzywasz Tamarę, potem mówisz, że kogoś zabiłeś...Ricardo...

Usiadła obok, kontynując zdanie:

- Ile razy mam ci mówić, że mnie możesz zaufać? Wiem, że coś cię dręczy - dlaczego tego z siebie nie wyrzucisz?

- Nic mnie nie dręczy - odparł, rozzłoszczony na samego siebie. Nawet przez sen musi mówić za dużo!

- Przecież widzę...- westchnęła. - Czemu jesteś taki uparty? Czy wydaje ci się, że jakiś grzech z przeszłości, zapewne wyimaginowany, wpłynie na moją miłość do ciebie? Knowania tak złego człowieka, jakim jest Conrado, nie zniszczyły mojego uczucia, dlaczego więc...

- Sonyu...- powiedział cicho, przez moment zdecydowany, żeby wszystko jej opowiedzieć, ale ta chwila minęła w mgnieniu oka. Spytał jednak, jakby na przekór sobie: - Czy nadal byś mnie kochała, gdybym ci powiedział, że naprawdę kogoś zabiłem?

W końcu to z siebie wykrztusił! Nareszcie przyznał się do największego grzechu, jaki popełnił w życiu - do zabójstwa!

- Przestań! - roześmiała się nerwowo. - Już raz próbowałeś mi wmówić, że jesteś winien śmierci Arochy, teraz znowu coś wymyśliłeś. Nigdy nie uwierzę w coś takiego.

Nie odpowiedział, przytulił ją tylko mocno, jakby w jej ramionach szukając wsparcia, schronienia. Wiedział, że jej nie przekona. Ona nigdy z niego nie zrezygnuje...póki nie dowie się, że to, co właśnie powiedział, było najczystszą prawdą.

A potem sama Sonya odbierze mu dzieci, napluje w twarz i nigdy więcej nie będzie chciała widzieć.

Fernando Ramirez właśnie złożył gazetę na pół i powiedział do siedzącego przed nim syna:

- Jesteś już dorosły, masz własną firmę, czy nie uważasz, że czas poszukać sobie dziewczyny? Nie chcę, by mówiono o moim synu, że jest pedałem.

- Oczywiście, na pewno ktoś się znajdzie - odrzeł Daniel, pogrążony w zupełnie innych myślach. "Własna firma", też coś. Wszystkim kierował ojciec, on miał się tylko pokazywać co jakiś czas w odpowiednio gustownym ubraniu.

- Pomyślałem sobie, że dobrze by było, abyś poznał pewną kobietę, która zarówno mnie, jak i twojej matce przypadła do gustu. Nie pochodzi może ze zbyt bogatej rodziny, ale odziedziczyła spory majątek dzięki małżeństwu z Antonio de La Vega i po jego śmierci zarządza wszystkim. Ma na imię Graciela i wydaje mi się, że jest całkiem sympatyczna, przynajmniej z urody. Co powiedz na spotkanie z nią, powiedzmy...za parę dni? Zaprosiłbym tutaj i ją i jej matkę.

- Graciela Gambone? - Ramirez nagle stał się czujny. Czyżby aż tak los mu sprzyjał? - Czy ona czasem nie spodziewa się czyjegoś dziecka?

- Tak, zgadza się, zadawała się z twoim bratem. Przynajmniej takie doszły mnie słuchy. Ale nie masz się czym martwić, przecież każdą ciążę można usunąć...o ile to oczywiście prawda. Sam fakt, że uprawiała seks z tym zerem, jest dla mnie dosyć dziwny, ale to pewnie tylko krzywdzące pogłoski. To jak, sprawa załatwiona?

- Tak, tato - odparł zaskoczony syn. - Możesz zaprosić tutaj obie panie. Podoba mi się fakt, że mają tyle pieniędzy na swoim koncie.

Fernando obdarzył Daniela szerokim uśmiechem, czując, że po początkowych nieporozumieniach zaczęli nawiązywać nić współpracy. Nie miał pojęcia, że słowa młodszego Ramireza to zwyczajna przykrywka do jego zemsty.

Kiedy ojciec wyszedł zrobić to, co zapowiedział, brat Julio przypomniał sobie telefon do Sonyi i człowieka, z kim miał nieprzyjemność rozmawiać. Ciekawe, czy przekazał dziewczynie wiadomość, czy też przemilczał wszystko, jak pewnie było w jego stylu? A może zadzwonić jeszcze raz? Nie, nie będzie się narzucał, chociaż Sonya mu się podoba. I to bardzo. Musi grać powoli, spokojnie, na tyle, by nie stracić ani przyjaciółki - bo za taką uważał córkę Carlosa Santa Maria - ani możliwości zajęcia się bratankiem, kiedy już się urodzi. Uczynienie kochanki z Sonyi nie wchodziło w grę, w jakiś sposób znajdzie wyjście, by opiekować się dzieckiem i stać się...właściwie, to kim?

I nagle wypuścił powietrze, które przetrzymywał w płucach od dłuższej chwili. Dotarło do niego coś, co ukrywał sam przed sobą. Czuł przywiązanie do tej dziewczyny nie tylko dlatego, że kiedyś była żoną Julio. I nie tylko dlatego nie cierpiał Ricardo, bo miał wrażenie, że facet ją krzywdzi. Był jeszcze jeden powód całości. Otóż Daniel Ramirez może nie pałał jeszcze miłością do Sonyi, bo za krótko się znali, ale nie miał wątpliwości - zaczynał się nią fascynować. I to coraz bardziej.

- Może to będzie trudniejsze od wszystkiego, co do tej pory uczyniłem, ale obiecuję, wydostanę cię z tamtego piekła, pomogę ci zacząć nowe życie, a przy okazji przywrócimy świętość pamięci Julio. Sonya Ramirez...- zaśmiał się sam do siebie. - Czemu nie? Jeżeli któregoś dnia zakocham się w tobie, zrobię wszystko, żebyś mnie przyjęła. W sumie i tak miałaś się tak nazywać, prawda?

Wspomnienie brata po raz kolejny sprawiło mu ból, ale osłodzony jednym faktem - Julio na pewno pobłogosławiłby taki związek. Kochał Sonyę i wiedziałby, że Daniel da jej szczęście. Może nawet sobie tego życzył, może nawet uśmiechał się teraz z nieba i kierował krokami syna Fernando?

Ricardo siedział ze swoją przyszłą żoną dłuższą chwilę w milczeniu, jakby chłonąc ostatnie dni, kiedy może być z nimi. Czuł się tak spokojny, taki bezpieczny, oddałby wszystko, by mogło to trwać wieczność, ale wiedział, że nigdy nie zejdzie z drogi, którą obrał. Zbyt wiele razy już Sonya cierpiała przez niego, zamiast prowadzić takie życie, jakie powinna, poświęcała się dla tego, kto nie był jej w ogóle wart...w zasadzie nie był wart niczego. I ufała mu, miała z nim dzieci...z tym, który miał na rękach krew małej dziewczynki.

Powinien jej to wyznać. Powinien napisać list, ten ostatni, zanim odejdzie, wyjaśnić jej, że nie trzeba po nim płakać, że tak naprawdę był złym człowiekiem, że dobrze się stało, że zniknął, że nie może go szukać...bo i tak nie znajdzie. Obiecał sobie, że tak postąpi, że skreśli kilka słów i powie jej w ten sposób, co gryzło go przed tak wiele lat. Oczyści przed nią duszę...na tyle, na ile można w takim przypadku.

- Wiesz...- zaczął. W takich momentach cisnęło mu się na język coś, czego obiecał sobie nigdy nie mówić. - Wierzę w anioły. To wyświechtany banał, ale ty jesteś posłańcem od Boga. Przywróciłaś mnie na dobrą drogę, sprawiłaś, że moja samotność przemieniła się w cud, w przyjaźń, w znajomość, za którą oddałbym ostatnie tchnienie, przemieniła się nawet w coś więcej...

Być może nie będzie mu dane wypowiedzieć więcej tego, co ma okazję teraz, niechaj więc przynajmniej raz dokończy zdanie i zamiast dusić w sobie pewne uczucia, przyzna się na głos, że...

Nabrał tchu. Widział, że dziewczyna czeka, że wpatruje się w jego usta, jakby wiedziała, co chce jej powiedzieć. Zawahał się na moment, jeśli skończy, może sam sobie utrudni swój plan, może jeszcze bardziej będzie cierpiał za ten niedługi okres, kiedy już stanie się to, co ma się stać.

Ta chwila wystarczyła. W kieszeni przyjaciółki odezwał się telefon.

- Odbierz - stwierdził krótko.

- To może zaczekać - szepnęła. - Proszę, powiedz to, co chciałeś. Jesteś ważniejszy od wszystkiego innego.

- Nie, nie, powiem ci później. Odbierz, proszę.

Uczyniła tak, jak prosił, a on już po pierwszej wymianie zdań zorientował się, że rozmówcą jest Daniel Ramirez. Sonya z początku zachowywała się nieco nieśmiało, ale już po momencie żartowała do sluchawki, raz nawet zaczerwieniła się widocznie.

- Oczywiście, możesz do nas wpaść, kiedy tylko zechcesz! Będę na ciebie czekać, daj mi tylko znać, kiedy masz czas, chętnie z tobą znowu powspominam naszego Julio. Wiesz, że jesteś do niego podobny? Macie takie same serca, widać po tobie, że kochałeś go gorąco.

Zamilkła na kilka sekund, by potem kontynuować:

- Spacer? Ale ja...Dobrze, ale tylko krótki, bo muszę się przygotować na coś ważnego. Już dzisiaj? O rany. Ale dobrze, to jesteśmy umówieni!

Skończyła rozmowę i wróciła do Rodrigueza:

- Wybacz, najdroższy. Daniel zaprosił mnie na spacer, chce mi coś pokazać, jakieś miejsce związane z Julio. Nie masz nic przeciwko temu, prawda? To tylko godzina, może dwie, będę na jutro w pełni gotowa.

- Nie mam - uśmiechnął się do niej. - To dla ciebie ważny spacer...i ważny przyjaciel, prawda?

- O tak! - potwierdziła. - Wiesz, kiedy jestem z Danielem, czuję, jak wali mi serce. Zupełnie, jakby Julio był przy mnie. Wspaniale, że się zgadzasz!

Nie zauważyła wyrazu twarzy Ricardo.

- Ale...Chciałeś mi coś powiedzieć, prawda? Co to było? Przepraszam, że Daniel ci przerwał, a teraz ja paplę bez opamiętania.

- To było nic ważnego - znowu obdarzył ją uśmiechem. - Idź, przygotuj się na ten spacer.

- Ale pod warunkiem, że potem mi opowiesz, o co chodziło! - zastrzegła.

- Oczywiście, oczywiście. Idź, bo się spóźnisz - pogonił ją żartobliwie.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, przez chwilę siedział w milczeniu, po czym rzekł cicho, tak, że sam siebie prawie nie słyszał:

- Naprawdę nic ważnego, Sonyu. Miałem tylko wyznać, że cię kocham...

Manolo Fernandez uprawiał seks. I było mu dobrze. Zastanawiał się właśnie, czy lepiej jest zadzwonić potem do Anity, czy też do innej kobiety, kiedy już skończy z tą, która w tej chwili pomagała mu...zażyć przyjemności życia, kiedy telefon sam się odezwał.

- Później...- wymamrotał, całując kochankę po piersiach.

Na nic jednak były jego wysiłki, telefon dzwonił i dzwonił, jakby chcąc dać do zrozumienia, że nie zamierza zrezygnować.

- Cholera jasna! - wściekł się wdowiec po Virginii i chwycił aparat.

- Co ty robisz?! - rozeźliła się kobieta, zła, że przerwano jej w jednym z najlepszych momentów.

- Odbieram rozmowę - odparł zgodnie z prawdą brat Raula i rzucił do słuchawki wściekłe "Słucham!".

- Ja wrócę...- dało się slyszeć cichy szept, po czym połączenie zostało przerwane.

- Co? - zdumiał się Manolo, potrząsnął komórką, jakby to miało mu w czymś pomóc, potem odłożył ją na stolik i miał zamiar wrócić do przerwanej czynności. Na próżno jednak.

- Zmiataj stąd! - wrzasnęła na niego kochanka. - Jakiś idiotyczny telefon jest ważniejszy od mojego spełnienia!

- Ale ja nie mogę zmiatać...Jestem we własnym domu...- wyjęczał mężczyzna.

- To ja spadam! - krzyknęła na niego kobieta, ubrała się szybko i wyszła z mieszkania. Fernandez nie zaszczycił jej nawet kątem oka - w jego umyśle pojawiło się dziwaczne podejrzenie...Ten głos...czy mógł należeć do Virginii? Ale przecież ta dzi**a nie żyje...prawda?

Gregorio Monteverde istotnie był zajęty. Rozważał mianowicie pewną arcyważną sprawę, siedząc przy biurku w gabinecie i pijąc swój ulubiony alkohol. Przed nim leżał dokument nakazujący mu stawienie się przed sądem do spraw rodzinnych w batalii na temat przyszłości jego wnuków.

- Zobaczmy...- powiedział sam do siebie. - Stając po stronie Sonyi dopuszczam ją do opieki nad dziećmi, kiedy ona będzie już żoną - albo nałożnicą - geja i to byłego partnera mojego byłego partnera. O ile jednak przybiorę inną pozycję i wystapię jako jej wróg, pomogę Carlosowi wygrać sytuację i być może nawet pogodzę go z Andreą, bo oboje zapewne chcieliby tego samego. A sukces młodszego Santa Marii naprawdę mi nie leży. Co więc jest lepsze, jaką decyzję mam podjąć? O ile Andrea skrzywdziła Raula i to boleśnie, to druga moja córka nie zrobiła niczego złego, poza przymierzem z tym idiotą, który ją wychował i oczywiście zadawanie się z Rodriguezem. Jednakże...

Kontynuował dopiero po chwili, jakby wypowiedzenie na głos tych słów przychodziło mu z ogromną trudnością:

- Jak na ironię, będę świadczył za tym, kogo swego czasu poleciłem zabić...Ale wszystko jest lepsze od zwycięstwa tego idioty. Masz szczęście, Rodriguez, niewiarygodne szczęście - masz po swojej Gregorio Monteverde.

Koniec odcinka 221


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 2:09:57 10-03-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alicja z krainy czarów
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:46:11 10-03-10    Temat postu:

Nareszcie pojawił się kolejny odcineczek, na który z utęsknieniem wyczekiwałam. I jak zwykle nie zawiódł moich oczekiwań, jeśli chodzi o kunszt pisarski, zwroty akcji i potężne naładowanie emocjami


Zacznę od krótkiej analizy przygotowań do zblizającej się batalii sądowej (nawiasem mowiąc uwielbiam thrillery sądowe ). Skład dwóch wrogich obozów powoli się klaruje, elementy niepewne i wahające się zajmują wyraźne stanowisko. Niestety obecny układ sił wypada nie tylko liczebnie zdecydowanie na niekorzyść mojej ukochanej lecz gnębionej przez los (czyli autorkę ) pary. Podsumowując, Sonya i RR mają na razie po swojej stronie następujących sprzymierzeńców:

-Valeria Guardiola -silna sojuszniczka, bogata, wpływowa, inteligentna i przyzwyczajona do otrzymywania tego, czego chce, lecz teraz niestety osłabiona przez szantaż Pabla Martineza, który zna jakiś skandal z jej młodości (jakiś niechlubny romans, nieślubne i porzucone dziecko czy coś bardziej bulwersującego ). Jednak pomimo tego szantażu Guardiola nadal pozostaje siłą z którą należy się liczyć i może znajdzie jakis sposób na przechytrzenie i/lub uciszenie Martineza i zdoła pomóc Sonyi i RR.
Viviana -jak prawie każda matka będzie jak lwica bronić córki, tylko czy to wystarczy, aby zapewnić jej zwycięstwo
Luis - rezolutny i bystry chłopak, może zaszkodzić wizerunkowi tatuśka, ale mimo wszystko to tylko dziecko...
Natalia -może pomóc w wystawieniu laurki bratu, ale czy takie referencje od praktycznie nieznanej siostry zostałyby uznane za wiarygodne przez sąd?
- i tutaj na scenę wchodzi brakujące ogniwo, niezastapiony GREGORIO MONTEVERDE, czyli to czego Sonya i RR potrzebują, ich as w rękawie, bezwzgledny i makiawelicznie przebiegły człowiek, który nie waha się grać nieczysto, łamać zasady, aby osiągnąć pożądany rezultat, zwłaszcza gdy jego siłą napędową jest najszczersza nienawiść do Carlosika Jego wsparcie może okazać się niezbędne i wzmocnić uszczuplone siły moich ulubieńców. W walce z perfidnymi przeciwnikami Sonya i RR potrzebują właśnie kogoś takiego jak Gregorio, kto umie pokonać wrogów ich własną bronią czyli intrygą, szantażem a nawet przestępstwem.

Tak na marginesie musze przyznać, że zawsze darzyłam Gregorio pewną sympatią, mimo, że od poczatku jawił się jako czarny charakter i kiedyś próbował nasłać zabójców na RR. Podobają mi się jego makiaweliczne pomysły i wymyślne sposoby dręczenia Andrei. Inne czarne charaktery (albo szare lecz z przewagą czerni) jak Andrea, Diego czy Felipe mnie irytują, ale postać Gregorio budzi moją sympatię, może dlatego, że to taki rasowy antagonista. Nie muszę chyba mowić, że jego notowania jeszcze bardziej podskoczyły w górę, kiedy opowiedział się po stronie młodszej córki, choć oczywiście zrobił to niechętnie i tylko z nienawiści do Carlosa a nie z chęci pomocy RR. Gdyby jeszcze zapewnił tej parze zwycięstwo i naprawdę zaakceptował RR (choć do tego daleka droga i raczej na to się nie zanosi ale kiedyś, kto wie...). Co za ironia losu. Akurat Gregorio nie powinien zgłaszać zastrzeżeń do tego związku, sam mając za sobą biseksualne doświadczenia. Poza tym, przyszło mi na myśl, że starszy Monteverde chyba bardziej pasowałby jako partner do Valerii niż Barbary. Świetnie by razem wyglądali, gdyż Guardiola mimo swojego wieku nadal pozostaje niezwykle atrakcyjną kobietą a Gregorio też ma w sobie to 'coś' Byliby też bardziej dobrani charakterologicznie, oboje silni i lubiący stawiać na swoim. Podczas ich kłotni na pewno leciałaby wióry. Nie mówiąc już o tym, że przy takim obrocie spraw Monteverde mógłby sporo nauczyć Sonyę i RR. Ta dwójka musi jednak wykorzesać w sobie pewną dozę bezwględności, żeby przetrwać we wrogim świecie. Dobroć nie popłaca, kiedy ma się przeciw sobie takie kreatury jak Velasques (tylko częściowo unieszkodliwiony, lecz nadal uzbrojony w niebezpieczną wiedzę o RR), Carlos, Diego i Andrea, do których ostatnio dołączyła Monica wraz z Pablito. Choć lojaności tego ostatniego nie można brać za pewnik. Być może ostatecznie zmieni front, aby dopiec byłej kochance. Chyba, że naprawdę ma jakiś interes w małżeństwie biednej i niczego nieświadomej Allison z tajemniczym panem X i bardziej oplaca mu się wesprzeć Monicę .

Ciekawe, czy pozbawiony widoków na majątek Monteverde i bezdomny Felipe okaże się użyteczny dla słusznej sprawy Sonyi i RR i popsuje szyki znienawidzonemu braciszkowi i byłej wspólniczce, świadcząc w sądzie na rzecz bratanicy?

Ale przecież do batali może w ogóle nie dojść, jeśli RR dobrowolnie zrezygnuje z dzieci i miłości życia i ...zniknie, prawda? Carlos pewnie by zrezygnował z walki, gdyby Sonya związała się z Danielem.
Zastanawia mnie tylko, jak i kiedy RR ma zamiar przeprowadzic swój plan zniknięcia. Chce tak po prostu odejść i zaszyć się gdzieś, gdzie Sonya go znajdzie, czy może planuje upozorować własną śmierć, biorąc przykład z byłego kochanka? Bo chyba nie myśli o odebraniu sobie życia.... Choć w jego przekonaniu kierują nim szlachetne pobudki, to co chce zrobić, jest okrucieństwem wobec Sonyi...Przecież jego zniknięcie nie będzie dla niej bezbolesne.

Demony przeszłości nadal dręczą biednego RR nawet we śnie. Omal się nie wygadał przed Sonyą. Jednak niektórych spraw nie należy odgrzebywać i lepiej, żeby ten aspekt przeszłości RR pozostał na zawsze ukryty przed Sonyą. Myślę, że wybaczyłaby mu zabójstwo człowieka ale na pewno nie dziecka. Coś mi świta, ale poczekam na dalsze wskazówki.

Daniel ma irytujący zwyczaj pojawiania się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Oczywiście musiał zadzwonić akurat wtedy, kiedy RR był o krok od wyznania Sonyi miłości Daniel przerwał tę romantyczną chwilę i czar prysnął jak bańka mydlana. A mogło być tak pięknie, choć ta sielanka nie trwałaby wiecznie w obliczu nadciągajacych burz i wiatrów zmian:( Niezależnie od wszystkiego, Sonya powinna dowiedzieć się o skrywanych uczuciach RR, choć oczywiście sama się tego domyśla. Ale co innego domyślać się a co innego usłyszeć z ust ukochanego, to na co od dawna czekała. I pomyśleć że ten telefon nie w porę pozbawił ją tego szczęścia. Choć nie podobało mi się jej ożywienie i entuzjazm w rozmowie z tym "wymoczkiem". I moim zdaniem, nie powinna godzić się na ten spacer w przeddzień swojego ślubu To wręcz nie do pomyślenia...Najbardziej denerwuje mnie fakt, że przez rezygnację RR Daniel praktycznie bez wysiłku zdobędzie osamotnioną, zrozpaczoną i podatną na zakusy pocieszycieli Sonyę, grając kartą zmarłego brata i żerując na dawnej miłości łączącej Sonyę i Julio. W takiej sytuacji Sonya może łatwo wpaść w jego sidła i zwykłe zauroczenie pomylić z uczuciem.
Ale nie wierzę, że historia RR i Sonyi na tym się zakończy, nawet jeśli ona zwiąże się z Danielem. To co ich łączy to silne uczucie, pełne żaru a takie uczucie potrafi czasem przezwyciężyć wszystko, nawet mroczną przeszłość, wrogich intrygantów i pozbawionego wyczucia czasu rywala

Monica traktuję własną córkę jak towar wymienny. Ta kobieta jest chyba szalona, jeśli myśli, że Allie zgodzi się wyjść za kompletnie obcego faceta, wyznaczonego jej przez Pablo. To przecież nie średniowiecze i nikt nie zmusi dorosłej, buntowniczej dziewczyny do ślubu wbrew jej woli. A czy my znamy już tego szczęśliwca, którego wyznaczył Allie Pablo czy to jakaś nowa postać?

Czyżby Virginia planowała zemstę na Manolito próbując dręczyć go i straszyć "zza grobu" ? To byłoby nawet interesująca ewolucja tej dość bezbarwnej dotąd postaci. I miło byłoby popatrzeć, jak Manolo dostaje za swoje...

Jak zwykle, zakończyłaś odcinek mocnym akcentem tym razem z Gregorio Monteverde w tle. Tak trzymać.

Jeszcze nie obejrzałam najnowszej entrady, bo w służbowym komputerze, którego obecnie używam, nie mam dostępu do multimediów. Ale na pewno zajrzę na nią wieczorkiem w domu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 120, 121, 122 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 121 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin