Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 127, 128, 129 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:40:04 27-08-11    Temat postu:

Telenowela świetna! Przeczytałam wszystkie odcinki i jestem zachwycona. Piszesz świetne dialogi i opisy^^ I oczywiście budujesz napięcie;p
Cieszę się, że Viv się zmieniła. Od początku ją lubiłam, bo widziałam, że jest pod wpływem Felipe. I cieszyłabym się gdyby została żoną Victora. Mam tylko nadzieję, że Virginia ich nie rozdzieli, bo jej postać mnie drażni. Carlos i Andrea muszą umrzeć, nienawidzę ich;p O ile Carlosa daję radę znieść to o Andrei czytać nie mogę;p
I najważniejsze: Sonya i Ricardo MUSZĄ żyć!;p Są taką cudowną parą, tyle przeszli i muszą być w końcu szczęśliwi;) Tak samo Allie i Gabriel.
I na koniec pytanie: Kiedy dodasz ostatni odcinek? Oby jak najszybciej;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:04:41 06-09-11    Temat postu:

Witam serdecznie nową Czytelniczkę, nie spodziewałam się, że ktoś jeszcze czyta moje dzieło, dlatego nie wstawiałam nowych odcinków. Są jednak, może nie jest ich zbyt wiele, bo ostatnio miałam pewne problemy w życiu, ale jak najbardziej telenowela jest kontynuowana i wcale nie ma zamiaru się tak łatwo kończyć, jest za wiele wątków do objaśnienia .

Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa, nie wiesz, jaką mi sprawiłaś przyjemność! Kocham pisać i wkładam w to całe serce. Robię to już - nie tej telenoweli, tylko w ogóle piszę - od prawie 20 lat.

Jeżeli chodzi o długość komentarzy, to ja uwielbiam te długie (choć krótkimi też nie pogardzę )), bo wtedy mogę sobie porozmawiać z Czytelnikiem i więcej wiem, co mu się podoba, a co nie.

Sonya i Ricardo to bohaterowie i para przez wielu ulubiona, ale i oni popełnili wiele głupich czynów, albo - można to tak nazwać - dosyć szalonych. Co nie znaczy, że się nie kochaja, oni poza sobą świata nie widzą . Czy jednak będą razem, na to pytanie nie odpowiem...na razie .

Carlosa i Andrei nikt nie lubił, odkąd oboje się zmienili. Jestem tylko ciekawa, co powiesz po jednym z odcinków, ale na razie nie zdradzę Ci, po którym .

Czy Virginia rozdzieli Vivianą z Victorem, tego nie powiem, ale zaznaczę jedną rzecz - być może to sam Victor ich rozdzieli...bo czy aby na pewno on niczego nie ukrywa?

Elene z "Rubi" jako Maribel to całkiem niezły pomysł, być może nawet lepszy od tego, który ja zamieściłam na stronie pierwszej mojej telenoweli (jest tam cała obsada). A poniżej dla przypomnienia entrada - ta najnowsza:

[link widoczny dla zalogowanych]

Bardzo się cieszę, że lubisz Allie i Gabriela, bo oboje będą mieli dosyć ważną rolę w teli.

Czekam na sygnał, że przeczytałaś poniższy odcinek i wtedy daję kolejny .

Zapraszam na kolejny odcinek...

-------------------

Odcinek 238

Kiedy nieśli go do karetki, nie czuł nic. Nie miał pojęcia, że właśnie wkładają go do ratunkowego śmigłowca, który stał tuż obok wraku roztrzaskanego samolotu, a ludzie zebrani wokoło rozglądają się nie tyle z trwogą - byli wszak przyzwyczajeni do podobnych widoków - co raczej dla pewności, czy załatwili dokładnie to, co im polecono.

- Nie wiem, czy na pewno powinniśmy zabrać...- zaczął jeden z mężczyzn pomagających przy całej akcji.

- Zamknij się - przerwał mu kolega. - Oczywiście, że tak. Szef wydał nam wyraźne rozkazy - skoro zastaliśmy to, co zastaliśmy, mamy zabrać oboje.

- Ale przecież ona jest...- próbował jeszcze zaprotestować tamten.

- I co z tego? - w odpowiedzi na to wzruszył ramionami drugi. - Wiesz, co masz robić i bądź szczęśliwy, że to właśnie my tu przylecieliśmy. Zasłużymy się u szefa, jeśli uratujemy jego przyjaciela.

- Ciekawi mnie, czemu się tak nim interesuje. Otwarcie przyznaje się do tej znajomości.

- To już jego sprawa. Wsiadaj, pilot jest gotowy.

Kilkanaście sekund później w niebo wystartowały dwa śmigłowce, wysłano przez nikogo innego, jak samego Nestora Villanueva. Samolot eksplodował za moment, jakby żegnał odlatujących z tego piekła ludzi.

W międzyczasie Novak zajmował się inną chorą osobą, a mianowicie Allisson Abreu. Jego umysł podpowiadał mu, że to nie ma sensu, ale serce lekarza wciąż walczyło i miotał się jak w ukropie, by zlecić odpowiednie badania i zabiegi. W końcu, po wyczerpującej walce o jej życie udało mu się przywrócić jej oddech, chociaż nie świadomość - dziewczyna była nadal blada i wciąż przypominała trupa. Środki były na tyle silne, że musi minąć jeszcze wiele czasu, by w ogóle doszła do siebie.

Doktor otarł pot z czoła i uśmiechnął się do leżącej pacjentki.

- A jednak przeżyjesz...Tak bardzo się bałem, że będę musiał oświadczyć biednemu chłopakowi, że cię stracił...

Dobrze wiedział, co przeżywał Abarca - przecież widać było to nawet w oczach Gabriela - ten strach, ta obawa, ten lęk, to samo, co kiedyś on sam...Nie, nie czas o tym teraz myśleć! Jimmy skarcił sam siebie, potrząsnął głową i wrócił do kolejnych chorych. Potrzebowali lekarza silnego, zdolnego wyrwać ich z łapsk śmierci, a nie kogoś, kto by płakał i użalał się nad swoim losem - jakikolwiek bolesny by on nie był.

Diana była zadowolona, jak nigdy. Właśnie stukała palcem po swoich wypielęgnowanych zębach, robiąc to jednak na tyle ostrożnie, by nie zaczepić wymalowanym paznokciem o górną wargę.

- Mówiłam ci, że będziesz mój, Gabrielu, cokolwiek zrobię, przyjdziesz do mnie i klękniesz przede mną, błagając mnie o mój powrót. Będziesz mnie prosił, żebym pozwoliła ci się pocałować, abyś w ogóle mógł mnie dotknąć - a ja w zamian powiem ci, gdzie jest twoje ukochane dziecko, którego nigdy nie widziałeś na oczy.

Fernando Ramirez z rozbawieniem obserwował reakcję Gracieli na jego rewelacje. Oto przekazał pannie Gambone informację, którą jej tak matka tak długo przed nią ukrywała. Zrobił to nie tylko dlatego, bo chciał pokazać swoją władzę, ale i po to, by raz na zawsze wyjaśnić pewne niejasności i stanąć na pewnym gruncie. Miał pewne zamiary i ci ludzie muszą wiedzieć, że wie o nich wszystko, że może ich zniszczyć jednym ruchem, ich życie jest w jego rękach, a oni dla świata znaczą niewiele więcej, niż zeszłoroczny śnieg, który już dawno stopniał i wszyscy o nim zapomnieli. Jak tylko skończył mówić i przeczekał złość Gracieli i zobaczył otwarte ze zdumienia usta jej matki - Dolores była zszokowana wypowiedzią córki tak bardzo, że nie mogła wykrztusić ani słowa - zdecydował się pogrążyć ich ostatnią wiadomością.

- A skoro już jesteście na tyle świadomi, że przez cały czas ktoś rządził waszym życiem, jeszcze jedna historia, specjalnie dla pań Gambone i pana, panie Santa Maria - wszyscy pamiętamy, jak to Ricardo Rodriguez wyszedł z więzienia cudownym wręcz zrządzeniem losu - ktoś wysłał kasetę ratującą nędzną skórę tego idioty, a jego nie tylko wypuszczono, ale i uwolniono od wszelkich zarzutów. Cóż za wspaniałomyślność sądów, prawda? Ależ oczywiście - szczególnie wtedy, kiedy pewien dosyć zamożny człowiek podsunie odpowiednią kwotę i szepnie, komu trzeba na ten temat, czyż nie?

- Przecież to ja pomogłam temu...- odezwała się Dolores, za moment zdając sobie sprawę, jak pięknie się wsypała.

- Pani - wybuchnął śmiechem Ramirez. Wtórowała mu jego żona. - Nie zrobiła pani tak naprawdę nic, tylko dzięki moim znajomościom ten kretyn w ogóle ujrzał jeszcze światło dzienne. Fakt, kaseta pomogła, ale czy sama w sobie na pewno skreśliłaby jego poprzednie przestępstwa? Nie chodziło w końcu tylko o Arochę, prawda?

- Ty gnoju...- stwierdził bez emocji Carlos. - To przez ciebie moja córka uwikłała się w ten debilny związek i teraz ma dzieci z tym...

- Ejże, ejże, cóż to za słownictwo! - zganił go Fernando. - Nie zapyta pan, co było moim celem? Niemile mnie tym zaskoczyłeś, Santa Maria, przyznaję. To była forma kary dla jednego z moich...byłych pracowników. Dzięki temu przynajmniej najadł się strachu za wszystko, co mi uprzednio ukradł.

- Forma kary?- zrozumiała Andrea. - Dla Francisco Velasqueza?

- Oczywiście, droga pani. Conrado pracował kiedyś dla mnie, to ja pomogłem mu osiągnąć wszystko to, co osiągnął, ale pewnego razu odbiło mu i przestał mnie słuchać. Sądził, że skoro był świadom, że wie, jak wyglądam i zna moje nazwisko, a przy okazji kilka...tajemnic, to coś mu to daje. Nawet fakt, że pomogłem mu upozorować jego śmierć, kiedy mnie o to prosił i wynalazłem mu sobowtóra, nic mu nie dał do myślenia. Zwiał z pieniędźmi, więc ja wypuściłem z więzienia kogoś, kogo on nienawidził, kto mógł go rozpoznać. Zabawne, co?

- Na pewno nie dla mojej córki! - zerwał się Santa Maria, niepomny, gdzie się znajduje i z kim rozmawia. - Teraz miałaby normalne życie, nie musiałaby cierpieć, a w obecnej chwili puszcza się z...

- Z nikim się nie puszcza..- stwierdził spokojnie Fernando. - Przecież ona nie żyje.

- Co?! - wrzasnął Carlos. - O czym ty do diabła mówisz?

- O mój Boże...- westchnął jego rozmówca, jakby miał do czynienia z wyjątkowo tępym dzieckiem. - Czyż nie powiedziałem wcześniej, że ten homo nie będzie wam już przeszkadzał? Podcięliśmy mu skrzydła, a to znaczy, że samolot, którym leciał...Uległ pewnemu wypadkowi. Jakże mi przykro rzec, że znajdowała się w nim również pańska córka.

Mayrin zdrętwiała w sekundzie. To nie może być prawda! On...nie żyje...?

Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, Santa Maria skoczył ku gospodarzowi jak rozjuszone bydlę. Miał taki gniew w oczach, że nawet Eugenia przez moment się przestraszyła.

- Stój, debilu! - Ramirez wyciągnął broń, nadal siedząc. - Jak się ruszysz, to cię zabiję.

- Ty morderco! - wył Carlos, zatrzymując się instynktownie. - Moje niewinne dziecko! Ona nie była niczemu winna!

- Była - odparł Fernando. - Rzuciła mojego syna. A tak bardziej na serio - miała pecha, po prostu. Żeby było śmieszniej, wydałem rozkaz strącenia tej maszyny dlatego, bo miałem taki kaprys. Chciałem wkurzyć...kogoś.

Miał na myśli Nestora Villanueva, ale tego nazwiska wolał nie mówić na głos.

- Zatłukę cię jak psa! - zagrzmiał Carlos tak głośno, że szyby w oknach zadrżały.

Postąpił krok do przodu, jakby rzeczywiście miał zamiar w jakiś sposób zemścić się na Ramirezie, ale nie miał szansy na spełnienie tego szaleńczego planu. Przecież był niezubrojony...Również jednak opętany jedną myślą - zabić tego bydlaka tak samo, jak on zamordował jego córkę...

Był już tak blisko, jakby na wyciągnięcie ręki, nie wiedział co prawda, dlaczego gospodarz pozwala mu podejść do siebie, ale nie dbał o to, dla Carlosa liczyło się teraz tylko, że za moment wymierzy sprawiedliwość...kiedy w jednej chwili wydarzyło się tak wiele...Ujrzał tylko, jak gospodarz uśmiecha się jakoś dziwnie, rzucił jedynie okiem na pistolet trzymany w ręce Fernando, a potem usłyszał huk wystrzału. Był tak bardzo pewiem, że kula trafiła jego, że nawet poczuł ból w prawym boku. Nie było mu żal umierać. W końcu jakie życie czeka go teraz, kiedy stracił swoją ukochaną córkę?

Pewnie dlatego był też tak bardzo zaskoczony, kiedy otworzył oczy i usłyszał jęk koło siebie, a w całym pokoju jakieś poruszenie i krzyki. Musiał na moment stracić przytomność. Dopiero po krótkiej chwili zorientował się, co się stało.

Jego spojrzenie padło na podłogę, instynktownie wiedział, że tam właśnie należy spojrzeć. I w jednej chwili jak się podnosił, to teraz ponownie zamarł. Przez moment zamrugał, jakby chcąc wymazać sprzed oczu ten straszny widok, ale na próżno. Ciało Andrei nadal tam leżało, zwinięte w jakiś dziwny kłębek, jakby chciała bronić się przed kulą, która wtargnęła w jej organizm. O tym, że pocisk trafił właśnie ją, świadczyła rozlewająca się przy jej...zwłokach?...coraz większa plama krwi.

Z jakimś strasznym odgłosem przypominającym bardziej jęk lub wycie, niż cokolwiek, co mogłoby się wydostać z ludzkiego gardła, przypadł do kobiety, którą ukochał. Nie baczył na to, czy Ramirez mu pozwoli, czy nie, nie zwracał nawet uwagi na to, czy czasem nie zginie zaraz z ręki ojca Daniela, pragnął dowiedzieć się tylko, czy córka Monteverde jeszcze żyje.

Nikt go nie zatrzymywał. Pewnie dlatego, że pan domu mierzył z pistoletu do stłoczonych w koło i przerażonych gości. Razem z nim pilnowała ich jego żona, trzymając w ręku drugą broń. Oboje mieli na ustach dziwne uśmieszki, jakby byli zadowoleni z tego, co się dzieje.

Santa Maria znalazł się przy Andrei w ułamku sekundy i przeraził się ilością czerwonej strużki wciąż cieknącej z rany na piersi.

- Najdroższa...- zdołał tylko wykrztusić, bo płacz dławił go w gardle. - Wezwijcie karetkę! - krzyknął w powietrze, jakby łudząc się, że ktokolwiek mu pomoże.

I wtedy to Monteverde otworzyła oczy i spojrzała na niego, niezbyt przytomnie, ale poznając, kto przy niej czuwa.

- Carlos...- szepnęła, a z ust pociekła jej kolejna fala krwi.

- Kochanie...Jestem przy tobie, nie martw się, wszystko...

- Nie kłam...- pierś Andrei poruszała się w oddechu, ale tak nieznacznie, że ledwo zdołał zauważyć. - Umieram...I wiem, że ty o tym dobrze wiesz. Błagam cię tylko, żebyś...- zakaszlała. - Żebyś...nie dał się zabić...temu...mordercy...

- Cii, nic nie mów, najdroższa...- błagał Santa Maria.

- Carlosie Santa Maria...przytul mnie ostatni raz...

Krew na koszuli rozlewała się coraz bardziej, a kiedy nieudolnie próbował ją zatrzymać, przeciekła mu przez palce. Ze łzami w oczach delikatnie uniósł głowę Andrei i położył ją sobie na kolanach.

- Nie odchodź...- szepnął teraz on.

- Żegnaj...- zdążyła tylko wyrzec i próbowała dotknąć jego twarzy coraz bardziej słabnącą ręką, ale nie udało jej się to - dłoń opadła kilka sekund po tym, jak ją podniosła.

Kilka sekund później Andrea Monteverde była martwa.

Victor czuł się jak obłąkany, nie miał najmniejszego pojęcia, po co jedzie i to do takiej dzielnicy, ale mijał domki, potem coraz bardziej bogatą okolicę, aż w końcu dotarł do dzielnicy ludzi najbardziej zamożnych w całym mieście i zaparkował przed wyniosłym budynkiem, już samą swoją wielkością świadczącym o pochodzeniu i majątku jego gospodarzy.

- Virginia tutaj? To niemożliwe...- stwierdził sam do siebie doktor, ale dzielnie wszedł do środka.

Dotarł do portierni na miękkich nogach, czuł, że się wygłupia - on, malutki, niepozorny lekarz z miasta poszukuje kobiety, która być może dawno już nie żyje. Podszedł jednak do groźnego mężczyzny za biurkiem i spytał niepewnie:

- Przepraszam. Czy tu mieszka Virginia Fernandez?

- Goście pana Villanuevy tędy - wskazano mu drogę.

- Ale ja nie jestem jego gościem! - zaprotestował nieśmiało lekarz. - Ja tylko szukam pewnej kobiety.

- Goście pana Villanuevy tędy! - powtórzył tamten, a ponieważ był dosyć dobrze wyposażony przez naturę w mięśnie, Victor nie protestował i udał się w podanym kierunku. Miał dziwne wrażenie, że ktoś nim steruje, a on sam jest czymś na kształt lalki, ale nacisnął przycisk na drzwiach windy, a potem wyjechał nią na najwyższe piętro.

Zapukał potem w białe, piękne drzwi i stał przez długą chwilę. Wydawało mu się, że słyszy jakieś poruszenie, ale za moment zapanowała cisza. Obrócił się więc na pięcie, błogosławiąc fakt, że to jednak była pomyłka.

- Momencik! - zawołał nagle jakiś głos z progu.

Bolivares odwrócił się z powrotem w stronę wejścia. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, wołający chwycił go po prostu za kołnierz i prawie wrzucił do środka. Victor potknął się kilka razy, ale utrzymał równowagę i spojrzał na otoczenie...tylko po to, by za moment zakręciło mu się w głowie.

- Virginia?

Nie miała szansy się odezwać, roztrzęsiony Nestor wszedł mu w pół zdania:

- Victor Bolivares? Lekarz?

- Tak, to ja...- wydusił z siebie całkowicie zszokowany przybysz.

- Wspaniale. Co prawda wezwałem pana w innej sprawie, ale wyniknęło coś, co jest o wiele ważniejsze. Virginio - zwrócił się do kobiety. - Czy ten twój lekarzyna jest dobry?

- Najlepszy...- szepnęła, zdolna jedynie do cichego dźwięku.

- Wspaniale - powtórzył Nestor. - Później zapoznam pana z moimi planami co do was. Teraz będzie pan musiał udać się ze mną do mojej kliniki. Czeka tam na pana mój specjalny pacjent.

- Nie rozumiem...

- I nie musi pan! - podniósł głos Villanueva. - Musi go pan tylko uratować!

Fernando Ramirez również nie był zbyt zachwycony.

- Przestań wyć, debilu, boli mnie głowa! - wrzasnął w kierunku Carlosa. - To była zwykła dzi**a, która zadawała się z twoim wrogiem, Velasquezem, a ty zachowujesz się, jakby to była naprawdę ważna osoba.

- Bo była! - krzyknął na niego Santa Maria. - Najpierw zamordowałeś mi córkę, a teraz kobietę!

- O ile wiem, masz jeszcze żonę, czyż nie? - zakpił ojciec Daniela. - I dzieciaka.

- Mam gdzieś Luisa! - wrzasnął Carlos, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział.

- Oj nieładnie, nieładnie - zniesmaczył się Ramirez. - Będę chyba musiał cię przykładnie ukarać. Którą z kobiet wybierasz na kolejną ofiarę?

Jako potwierdzenie tej groźby gospodarz rezydencji uśmiechnął się drapieżnie i wycelował broń prosto w matkę Gracieli, czyli w Dolores.

- Chce pan nas wszystkich wymordować?! - wrzasnęła jej córka. - Niech pan to zrobi, zamiast się tak nami bawić!

- Proszę mnie nie kusić! - odparł zadowolony z jej strachu Ramirez - łatwo było wyczuć, że pod maską odwagi dziewczyna się po prostu boi. - Niech zdecyduje ten tutaj człowiek, zamiast wyć za kimś, kto nie był tego wart. Carlosie Santa Maria, kogo wybierasz na śmierć?

W międzyczasie Arlette wahała się jeszcze chwilę.

- Nie mogę ci powiedzieć, zrozum mnie, obowiązuje mnie tajemnica i...

- Do diabła z tym! - przerwał jej Gregorio. - Co złego jest w poznaniu nazwiska jej dobroczyńcy, jeżeli nawet nie zamierzam go odwiedzić?

- A kto cię tam wie - odparła natychmiast właścicielka domu. - Jesteś gotów polecieć do niego jak na skrzydłach i zapytać, dlaczego rozwiódł się z Valerią.

- A rozwiódł się? - Monteverde poczuł się nieprzyjemnie zaskoczony, ale jednak coś mówiło mu, że to jest bardzo dobra wiadomość. Nie wiedział tylko, dlaczego.

- Tak, ale tylko dlatego, że nie chciał jej unieszczęśliwiać, jego celem było wydostanie jej stąd i pomoc w uzyskaniu pozycji w mieście, a potem mogła zrobić ze swoim życiem, co tylko chciała. Wprowadził ją na salony i potem dał jej odejść, bo go o to poprosiła.

- Czyżby była z nim nieszczęśliwa?

- Nie, nie. Wybrała tylko inną drogę, w całości poświęciła się...czemuś.

- Ale czemu? - prawie wrzasnął Monteverde. - Co takiego ją aż tak wciągnęło, że rozwiodła się z bogaczem?

- Dobrze, powiem ci, ale jeśli obiecasz, że nie będziesz się złościł, jeśli dowiesz się, czyją żoną została Valeria...

- Niby dlaczego miałbym się złościć? - spytał zdumiony Monteverde. - Czy to jakiś mój rywal?

- Być może nie, a być może tak - uśmiechnęła się Arlette. - Zależnie, co tak naprawdę czujesz do tej kobiety. Ale dobrze, słuchaj uważnie, bo jego nazwisko bardzo cię zaskoczy.

I w istocie tak było, spodziewał się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego.

- Kto? - aż podniósł się z krzesła. - Przecież Alberto miał żonę, ale ona nie nazywała się...

- Jak niby? Nie miała na imię Valeria? Ależ miała, tylko używała swojego drugiego imienia. Musiałbyś być jasnowidzem, żeby ją rozpoznać jako żonę Alberto Rochy.

- Piękna kobieta, która zawsze stała u boku tego starca, to była moja Valeria...- wyszeptał Monteverde.

- Twoja Valeria? - Arlette zmrużyła oczy, czujna. - Ona nie była twoja, ale wiem, o co ci chodzi, Gregorio. Teraz już zapewne wiesz, gdzie ona się podziewa.

- Matko kochana, czyli Valeria Guardiola jest...

- Widzę, że rozumiesz. Właśnie - uzupełniła Arlette. - Wróciła do swojego prawdziwego nazwiska, ale nadal nikt nie wie, kim była w przeszłości. I jeżeli jeszcze raz przywołasz duchy dawnych lat, zniszczę cię w jej imieniu.

- Nie zrobię jej krzywdy, nie obawiaj się. Ale przecież...Czy na pewno nikt jej nie rozpoznał?

- Skoro ty tego nie zrobiłeś...- wzruszyła ramionami kobieta.

Daniel Ramirez drapał ściany. Dosłownie. Nie miał pojęcia, gdzie go wrzucono, ale starał się jak najszybciej stąd wyjść, czuł, że coś mu chodzi po nogach i zapewne są to szczury, których on od dzieciństwa nienawidził. Przeklinał już chyba miliardowy raz własnego ojca i matkę, a potem samego siebie za to, że nic nie zauważył.

- Mój Boże, dlaczego byłem tak głupi i nie zorientowałem się wcześniej? Jeśli wiedzieli o wszystkim od początku, to przecież mogliśmy walczyć razem, mogłem otwarcie przyznać się do miłości do Julio i przeciwstawić się pomysłom tej dwójki potworów. A mnie się wydawało, że oni o niczym nie mają pojęcia, że moja zemsta jest doskonała, że...I w sumie mogłem się domyślić, że ktoś taki, jak mój ojciec, nie będzie tylko niewinnym sprzedawcą pizzy.

Sekundę później zrozumiał coś innego. Skoro ojciec mówił tak wyraźnie o tym, że Ricardo nie będzie już nikomu przeszkadzał...czy czasem nie skrzywdził przy tym i Sonyi? Czy zabawa w Boga, w jaką bawił się Fernando, nie sięgnęła również dziewczyny, którą Daniel kochał?

- Muszę się stąd wydostać...Muszę. Muszę uratować moją jedyną Sonyę...

Sandra Perez straciła wiele. Dlatego siedzący przed nią policjant nie zauważył żadnej oznaki uczuć na jej twarzy. Kobieta była już po prostu przyzwyczajona do cierpienia, zdawała sobie sprawę, że los uparł się na nią i nie zamierzała się poddać, nie teraz. Dziś, kiedy dowiedziała się, że również i syn odszedł do krainy, skąd się nie wraca, wiedziała jedno - ta zbrodnia nie może nie zostać ukarana.

Zacisnęła tylko palce na fotelu, na którym siedziała i zwróciła się bez emocji do Mauricia:

- Jest pan pewien, że to, co nastąpiło, jest winą Velasqueza?

- Tak, proszę pani. Nie krył się z niczym, znaleźliśmy ślady palców, wszystko.

- Ślady palców...- powtórzyła. - Może mi pan mówić odciski, nie ma sprawy, rozumiem ten żargon. Ale jakim cuden ten drań wciąż wam umyka?

- Nie wiem, proszę pani - powiedział szczerze Estevanez. - Wygląda na to, że ma czyjeś wsparcie.

- Wsparcie? - zdziwiła się wdowa po Hectorze. - Takie bydlę ma czyjeś wsparcie? A kto by zechciał...

- Możliwe, proszę pani. Być może większe bydlę. Proszę mi wierzyć, nie tylko on ma skłonności do takich zbrodni, jakie zostały popełnione.

- Wiem, proszę pana - oczy kobiety zwęziły się niebezpiecznie, jakby miała zaraz wybuchnąć. - Wiem, do czego jest zdolny, wymordował mi wszystkich bliskich. W jaki sposób mogę państwu pomóc?

- W żaden, niestety - odparł szczerze policjant. - Nie chcemy narażać pani na żadne niebezpieczeństwo.

- Czy pan żartuje? Od kiedy będę myśleć o niebezpieczeństwie, kiedy nie mam już nikogo na świecie? Uzyskam spokój, kiedy zabiję tego drania, a pan mi na to pozwoli. Rozumie pan? Złapiemy go, a ja go zamorduję, tak samo, jak on zamordował moich bliskich.

- Prawo nie pozwala na samosąd - zwrócił jej uwagę Mauricio.

- A co mnie to obchodzi? - uzyskał jasną i szczerą odpowiedź.

Ricardo Rodriguez nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej - czy fakt, że kiedy otworzył oczy, nie znajdował się już na skrawku ziemii, o którym sądził, że jest jego grobem, a zamiast tego zobaczył nad sobą zatroskaną twarz Victora Bolivaresa, czy też to, co zdarzyło się chwilę później.

Zanim dotarło do niego, że być może jest uratowany, zanim nawet lęk zdołał wtargnąć do jego duszy i przypomnieć mu, że Sonya również znajdowała się w niebezpieczeństwie, a on widział ją po raz ostatni, kiedy wyglądała jak martwa - przeżył kolejny szok, tak mocny, że praktycznie przysłonił na moment wszystko inne. Przy jego łóżku usiadł mężczyzna, którego Ricardo pogrzebał już w pamięci dawno temu, pragnąc jedynie złożyć mu hołd wtedy, gdy prosił Sonyę o nadanie jego imienia własnemu dziecku. Nestor Villanueva, jego największy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miał, a zarazem człowiek z jego najstraszniejszego koszmaru. Ten, którego siostrę tak niecnie utopił w tym straszliwym jeziorze.

Na twarzy przybysza rozlał się uśmiech wyglądający na serdeczny, a zaraz potem przyszły słowa - tak samo zdumiewające, jak cała ta sytuacja:

- Dobrze, że obudziłeś się tak szybko. Doktor Bolivares to jednak wspaniały lekarz, chociaż nie poskładał cię tak szybko, jak mu kazałem. Minęło dobre kilka godzin, zanim doprowadził cię do takiego stanu, w jakim jesteś teraz.

- Kilka godzin? - mruknął niezadowolony Victor. - Przy tym, co zastałem, to cud, że w ogóle...

- Zamknij się - rzucił wesoło gdzieś do tyłu Nestor. - A wracając do ciebie, mój przyjacielu - zwrócił się ponownie do Rodrigueza - cieszę się, że znowu jesteś tu z nami.

- Jakimi nami? - wyjęczał obolały pacjent.

- Moją skromną bandą - roześmiał się szczerze gospodarz. - Ale poznasz ich później, na razie grzecznie tu leż i wypoczywaj.

- Sonya...- zadał to pytanie szybciej, niż myślał. Bał się go, bał się odpowiedzi, ale musiał wiedzieć, musiał usłyszeć prawdę, musiał...

- Ach, ta dziewczyna, tak? - rzucił lekko Villanueva. - Cóż. Nie miała tyle szczęścia, co ty. Wciąż jest nieprzytomna, ale wyjdzie z tego. Co więcej, kiedy nasz lekarz - nie mówię tu o obecnym tu Bolivaresie, ale akurat naszym okuliście - ją zbadał, zauważył, że miała jakiś problem z oczami, czy to prawda?

- Tak...Była niewidoma...To ona...żyje?

- Pewnie, że tak! I nic jej nie będzie. Owszem, może bardzo jest połamana, może wyglądała jak upiór, kiedy ją tu przywieźliśmy, ale martwić się nie musisz. A wracając do tematu - nie wiem, jakich mieliście lekarzy tam, skąd przybyłeś, ale uwierz mi, facet - po tym, jak tylko dojdzie do siebie, zabieramy ją na stół operacyjny i leczymy oczy, bo to wstyd, żeby tak ładna osoba była ślepa.

- Ona...wyzdrowieje...? I odzyska wzrok?

- Czyżbyś wątpił w zdolności mojego doktora? - zażartował gospodarz. - Daję ci moje słowo, że stanie się tak, jak mówiłem. Kim ona w ogóle jest?

- Moją...narzeczoną...matką...moich dzieci...- Ricardo praktycznie nie mógł mówić z ulgi, chciało mu się i śmiać i płakać równocześnie.

- Ty masz dzieci? - zszokował się Nestor. - Wybacz, ale nie spodziewałem się tego po tobie. Ale skoro tak o nią dbasz, to znaczy, że jesteście szczęśliwi?

- Bardzo...Mieliśmy brać ślub...

- Że jak? Ale przecież ona ma...ile? Dwadzieścia lat? A ty czterdzieści parę.

- Trochę więcej w obu przypadkach...- uśmiechnął się tym razem Rodriguez.

- Ale i tak...Ale dobra, nieważne - machnął ręką Villanueva. - Najważniejsze, że wszystko się dobrze kończy. W takim razie weźmiecie ślub tutaj, w moim kościele. To znaczy nie w moim, ale i tak ksiądz wie, co ma robić...rozumiesz?

- Tak, tak...Moment...Nie bardzo...- zreflektował się Ricardo. - Masz własnego księdza?

- Tak jakby. O tym potem. Jak tylko staniesz na nogi, zaprowadzę cię do niej.

- Dziękuję...

- Nie musisz. Robię to w sumie dla siebie samego. W końcu mogę cię jakoś przeprosić za krzywdę, którą ci wyrządziłem tak wiele lat temu.

- Krzywdę? Jaką krzywdę...Przecież to ja zabiłem....

- Jeśli zaraz powiesz, że zabiłeś mi siostrę, to walnę cię w łeb. Dosyć mam słuchania tej durnej historii. To w żadnym razie nie była twoja wina! Dotarło?

Koniec odcinka 238
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:28:40 11-09-11    Temat postu:

Straciłam już nadzieję na to, że będą jeszcze odcinki, ale teraz jestem przeszczęśliwa, że ją dalej prowadzisz! Andrea nie żyje-dziękuję! Fer&Eugenia to potwory... Najpierw znęcali się nad Julio, a teraz zamknęli Daniela w jakimś obskurnym pomieszczeniu;/ Jestem bardzo zadowolona, że jednak uratowałaś Sonyę i Ricarda On jest wspaniałym mężczyzną. Kocha Sonyę, jest jej oddany, najpierw myśli o niej, a potem o sobie... Gdyby było więcej takich mężczyzn na świecie... xD I ciekawi mnie ta historia z Tamarą.. To jednak nie Ricardo ją zabił? Nie mogę się już doczekać następnego odcinka

Piszesz już 20 lat?:O Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jesteś niesamowita Co prawda jakiś miesiąc temu zaczęłam czytać Twoje dzieło, ale nadrobiłam wszystko szybko i tak bardzo mi się spodobało, że musisz stworzyć jak najwięcej odcinków Albo przynajmniej drugą część^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:40:54 11-09-11    Temat postu:

Zdołałam ogarnąć dwa zaległe odcinki. Powiem ci, że piszesz strasznie długie odcinki - co oczywiście jest jak dla mnie plusem. Trzeba mieć naprawdę milion pomysłów na minutę, wenę i chęć by napisać coś tak długiego, a zarazem udanego i ciekawego. Szacun!

Zacznę od tego, że jestem wręcz uradowana i przeszczęśliwa, że najwspanialsza para - Sonya i Ricardo jednak przeżyli! Jakie szczęście. Fernando zachwycony wszystkim mówił jak to udało mu się odprawić w szczególności jego na drugi świat a tu mała niespodzianka. Oboje żyją!!! Ricardo doszedł już do siebie, a Sonya na szczęście też jest pod dobrym okiem i do tego jest możliwość, że jak odzyska przytomność to odzyska i wzrok. To byłoby dopiero. Należy im się choć odrobina tego szczęścia i proszę mi tego nie psuć, bo powinni choć trochę nacieszyć się sobą. Nie uważasz?? I do tego jestem przewdzięczna Nestorowi, który pomógł swojemu przyjacielowi i jego narzeczonej. Widać, że z niego jest dobry przyjaciel mimo wszystko i ma dobre intencje. Na dodatek ucieszył mnie fakt, że powiedział do swojego przyjaciela, żeby nie wygadywał głupstw, bo nie jest winien śmierci jego siostry. O! I z tym się zgodzę. Ricardo nie może być winny.

Będąc już przy tym jestem jakoś zniesmaczona tym, że Victor jednak udał się na to spotkanie z Virginią. Jej, jak ja tej kobiety nie lubię! A tak ją lubiłam (kiedyś). Teraz mimo, że nie jest złą to kobietą to mam do niej jakąś odrazę. I Victor powinien być z Vivianą bo wraz ze swoim maleństwem tworzą cudowną rodzinę - jak na moje oko.

I SZOK! Andrea nie żyje!!! Nie żebym się cieszyła z kogoś śmierci - broń Boże. Ale jej śmierć mnie nie ruszyła ani na trochę, a bardziej, że tak powiem - odetchnęłam z ulgą. Aż takim potworem jestem?? Fakt, że kiedyś Andrea była prawdziwą główną bohaterką i bardzo ją lubiłam. Dopiero potem zaczęła mnie denerwować, ale to tylko denerwowała. A znienawidziłam ją gdy zaczęła wtrącać się w związek Ricardo i Sonyi, a tym bardziej gdy zaczęła obrzucać go błotem, oszczerstwami i nie miała do niego za grosz szacunku. Ohydny babsztyl się z niej zrobił i to dziś przyszło jej zapłacić za grzechy...
Również Carlos ma za swoje. Jego też nie lubię ani troszeczkę przez to jak się zmienił i nie jest mi go żal. A niech cierpi i żyje w świadomości, że jego córka zmarła!!! Stracił zaś miłość swojego życia. Ale co to za miłość dwójki nieudaczników jak można ich nazwać wg mnie. Para była ładna, ale na początku. Teraz miałam ich już tylko dość. Czekam jeszcze aż Carlos albo zmądrzeje albo się usunie w cień i wtedy będę mogła odetchnąć z ulgą już para siempre.

Nie wspomnę już o tym co wydarzyło się w tym domu Fernanda bo to już kompletna masakra. Co to za człowiek. Mam nadzieję, że jego czyny nie ujdą mu na sucho i zgnije - gdziekolwiek byle by zgnić! Może być w więzieniu albo w piekle. Ma zgnić, ok?!

Kogo tam jeszcze pominęłam? No właśnie - Alisson. Mam nadzieję, że dziewczyna przeżyje. Trzymam za nią kciuki, bo Ali to dobra dziewczyna i bardzo ją polubiłam. Jest moją ulubienicą zaraz po Sonyi. Powinna być szczęśliwa z Gabrielem, ale teraz ich szczęście niestety zostało wystawione na próbę. Mam nadzieję, że tej całej Dianie nie uda się zniszczyć ich związek. Ta kobieta ma plan i użyje go by zdobyć Gabriela.

Nie pamiętam jak tam się miewa don Conrado (Francisco). Ale pewnie całkiem dobrze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:23:11 12-09-11    Temat postu:

O właśnie, zapomniałam dodać o Virginii. Strasznie mnie ta kobieta denerwuje. Wcześniej ją lubiłam i chciałam, żeby była z Victorem, ale teraz zdecydowanie wola jego z Vivianą, którą wręcz ubóstwiam! Zmieniła się i to bardzo, na prawdę pokochała Victora i potrafiła odejść od Felipe, a niejedna kobieta by się na to nie zdobyła. A na dodatek jej postać gra Baśka, którą kocham
A właśnie, co u Felipe? I co z Sandrą? Jej postać teraz zrobiła się taka drapieżna

A Carlos mnie jeszcze bardziej wkurzył kiedy krzyknął, że ma gdzieś Luisa... Co za ojciec...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:34:35 13-09-11    Temat postu:

Wiecie, że Was kocham? Za to, że czytacie, że komentujecie, że jesteście tu nadal . W sumie od pewnego czasu "PiM" stał w miejscu, bo jakoś nie miałam weny na pisanie go, ale nie martwcie się, kolejne odcinki będą i to już niedługo, na razie pod spodem zamieszczam jeden, krótki i dość płytki, ale taki na rozkręcenie, zapewniam . Już mnie palce swędzą, żeby pisać dalej i jak tylko skończy mi się remont w mieszkaniu, będą następne (I to dużo lepsze .

Ależ Wy nie lubiłyście Andrei, nawet nie dałyście jej szansy na odkupienie . Ale kto by ją tam lubił, patrząc zresztą przez pryzmat tego, jak potraktowała Ricardo i to zupełnie za nim, za to tylko, kim był, za uprzedzenia w stosunku do niego. A Carlos był pod jej wpływem i dał się sterować - pytanie tylko, czy teraz, po jej śmierci, przejrzy wreszcie na oczy?

Ricardo i Sonya zasługują na jak najwięcej szczęścia, tym bardziej teraz, gdy jest przy nich Nestor, a ten może wiele. Tyle tylko, że są teraz w środku wojny mafijnej, a jak wiecie, Ramirez już raz nie wahał się strącić samolotu tylko dlatego, że chciał dopiec Nestorowi.

Virginia jest zagubiona i nie wie, co ma robić, odzyskała wiarę w siebie po tym, jak Manolo od niej odszedł, ona nie za bardzo wie, co ma zrobić z tą wolnością, uważa, że zasłużyła na szczęście, tylko źle się do tego zabiera...

Allisson, Gabriel i Diana to będzie coś w rodzaju nowej osi dla mojej teli...Ale pojawi się tutaj ktoś jeszcze, obie pomijacie pewien bardzo ważny wątek, który został już tu zarysowany .

A tak swoją drogą, to pewnie wiecie, że Mayrin kocha Ricardo? .

Ja też uwielbiam Basię ).

I tak, piszę już 20 lat, praktycznie od dzieciństwa . kocham to po prostu .

-- Off topic - niedługo na forum nowe dzieło mojego autorstwa, fanfick oparty na fantastycznym serialu pt. "Supernatural" .

Zapraszam na odcinek 239...

----

Odcinek 239

Andrea nie żyła. Nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. A teraz kazano mu wybierać, kogo tym razem wyśle się na tamten świat. Co go obchodziło, czy będzie to Graciela, czy Dolores, on chciał tylko klęczeć przy trupie Monteverde i opłakiwać ją do końca świata. Nie dano im nawet szansy być ze sobą tak, jakby chcieli, zostać mężem i żoną, po tym wszystkim, co razem przeszli. To ona weszła w jego życie...i tak szybko z niego wyszła. Cała jego rodzina legła w gruzach przez te kilka lat, czy miał jeszcze siłę zajmować się czymkolwiek innym?

- I na co czekasz? - warknął rozeźlony Fernando. - Jeśli się nie zdecydujesz, zamorduję je obie. A jeśli nie zauważyłeś, ja nie lubię zbyt długo czekać.

- Dlaczego nie wymordujesz nasz wszystkich? - zapytał dziwnie spokojnie Santa Maria. - Przecież wiem, że masz na to ochotę. I tak zapewne skończymy tak samo, jak twój syn, pogrzebani gdzieś żywcem, albo jako porzucone zwłoki. Na co więc ta cała gra, Ramirez?

- Dla zabawy - odparł mu mąż Eugenii. - Żeby widzieć wasz strach i pokazać wam, jak mało znaczycie. Dobra, mam tego dosyć.

Kolejny strzał rozległ się w całkowitej ciszy. Jeden, krótki dźwięk, znaczacy równocześnie, że czyjeś życie właśnie się skończyło. Jedna z pań Gambone cicho, bez cienia jęku, opadła obok ciała Andrei, tak samo martwa, jak niedoszła żona Carlosa.

- Mamo? - Graciela nie mogła się poruszyć, pozwoliła, by trup Dolores osunął się u jej stóp. Była zbyt przerażona i zszokowana, by cokolwiek uczynić. - Mamo? - powtarzała tylko w kółko, jakby to cokolwiek miało dać.

Pedro nie zastanawiał się, co robi, po kilka razy wybierając numer przyjaciela. Przecież on w końcu kiedyś musi odebrać, prawda? Ale dlaczego to trwa tak długo? Co się stało, że nie zostali poinformowani o tym, gdzie wylądował samolot z Rodriguezem na pokładzie?

Może dlatego był zbyt zajęty, żeby śledzić najnowsze doniesienia w TV, które informowały o straszliwej katastrofie, gdzie zginęli wszyscy pasażerowie nieszczęsnej maszyny?

Prawda jednak była inna - dwójka z nich miała niesamowite szczęście, trafiła pod opiekę znanego w naprawdę różnych kręgach Nestora Villanueva. Człowiek ten siedział właśnie przy łóżku Ricardo i z rozbawieniem patrzył, jak tamten gapi się na niego zaskoczony.

- Jak to? Doskonale pamiętam, że przytrzymałem jej głowę i...

- O tak, tak, pewnie wspominałeś o tym po sto razy - machnął ręką przyjaciel. - Nigdy nie dane nam było porozmawiać do końca, ten jeden, jedyny raz, kiedy przyznałeś mi się, co się stało, przerwany został przez moją rodzinkę, niech idzie do diabła. Słuchaj...- Nestor spoważniał. - Moja siostrzyczka, Tamara i tak była skazana na śmierć, rozumiesz?

- Przecież to ja wrzuciłem ją pod wodę i...

- Oj, przestań zmyślać. Ty ją tylko próbowałeś ukarać, uspokoić, zrobiłeś to, co zrobiłby każdy normalny facet. Pamiętam, że nie chciałeś jej bić, więc wybrałeś inny sposób, zamierzałeś ją ochłodzić i może nieco wystraszyć i tyle. Ale to ja zapomniałem ci powiedzieć o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym....

Właściciel praktycznie całej okolicy przerwał na moment, jakby chciał przywołać przed oczy tamten dzień, by jak najdokładniej go opowiedzieć. W końcu podjął wątek, by wyjaśnić to, co ciążyło mu przez tyle lat.

- To ja miałem ci powiedzieć, że Tamara ma astmę. Normalne dziecko spokojnie wytrzymałoby pod wodą tyle, ile ty ją tam trzymałeś i wszystko byłoby w porządku. Ale nie ona....Przestraszyła się tak bardzo, że przestała oddychać, dostała ataku astmy, a ty o tym nie wiedziałeś - bo skąd niby? Przecież nie byłeś świadom tego, co się może zdarzyć!

Ricardo wiedział, że po twarzy płyną mu łzy. W takim razie jedyne, o co można go było oskarżyć, to fakt, że nie mając pojęcia o chorobie Tamary zupełnie przez przypadek spowodował u niej atak. Gdyby wiedział, nic takiego by się nie stało, za nic na świecie nie próbowałby wpływać na dziecko w taki sposób, żeby wrzucać je do wody i trzymać mu pod nią głowę nawet przez ułamki sekund!

- Ale dlaczego potem...twoi rodzice...

- Moi rodzice byli zapatrzonymi w siebie i własne pieniądze idiotami, nie liczyła się dla nich przyjaźń, ani żaden inny związek. A ten z Lizette skończył się tak samo. Rozwalilali mi wszystko, co było da mnie ważne! - Nestor zacisnął pięści. - Począwszy od znajomości z tobą, a skończywszy na moim małżeństwie.

- Byłeś żonaty? - szepnął wciąż wstrząśnięty pacjent, sam nie wiedząc, co czuje po usłyszeniu wiadomości o Tamarze - ulgę, że jest niewinny, żal, że nie wiedział o jej chorobie, czy smutek, że po części i tak przyczynił się do jej śmierci...a może wszystko naraz?

- Byłem. Z Lizette. Ale oni uznali, że jest skażona znajomością z tobą i w jakiś sposób może próbować na mnie wpłynąć, żebym cię ponownie odnalazł. Odseparowali mnie od niej, jak tylko się zorientowali, że wzięliśmy potajemny ślub. Nie mam pojęcia, co się z nią stało.

Mała, skulona istota siedząca na korytarzu szpitalnego oddziału podniosła głowę dokładnie wtedy, kiedy Jimmy Novak z westchnieniem do niej podszedł. Gabriel Abarca zerwał się na równe nogi, sam nie wiedząc, jak tu dostał i jak długo już tutaj przebywał.

- Umarła, prawda? - szepnął zbielałymi ze strachu wargami.

- Allisson żyje - odparł zmęczony lekarz. - Jest bardzo, ale to bardzo słaba i wciąż nieprzytomna, ale żywa. I mogę panu zagwarantować, że nie grozi jej już najgorsze...

Ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że chłopak ledwo go usłyszał, Abarca nie zwrócił też uwagi na dziwną minę doktora, tylko chwycił jego rękę i ze łzami w oczach pogratulował:

- Mój Boże, dziękuję, dziękuję, tak bardzo jestem szczęśliwy! Uratował pan moją dziewczynę! Według mnie jest pan najlepszym lekarzem na świecie! Czy mogę ją odwiedzić?

Tyle słów, tak wiele spraw naraz. A wszystkie dotyczyły tej jednej, jedynej osoby, tak dla niego drogiej. Matka Allisson została w domu, nie miała ochoty pokazywać się w szpitalu, bo przecież ktoś mógł ją jeszcze zobaczyć i połączyć fakty. A cóż to byłby za skandal, gdyby ktokolwiek dowiedział się, co wyczyniła jej córka!

- Może pan - odparł doktor. - Ale i tak się nie obudzi, jest na to za wcześnie. Środki były silne i...

Gabriel nie słuchał, pędził już do sali. Nie dostrzegł, że Jimmy opiera się ciężko dłońmi o parapet pobliskiego okna i płacze w milczeniu. Trwało to zaledwie kilka sekund, Novak zaraz się opanował, ale rana w sercu pozostała...Na wieki. Najlepszy lekarz na świecie...A nie potrafił nawet uratować własnego dziecka.

Wdowa Perez obracała w ręce telefon tak długo, aż zdecydowała się zadzwonić. Dziwiła się trochę sama sobie, że tak długo z tym zwlekała, ale czy dawno kochanek na pewno ją jeszcze pamięta? Warto było zaryzykować, teraz tylko on mógł jej pomóc. Ostatnimi czasy straciła tak wiele, że godność naprawdę nie była już jej potrzebna. Modliła się tylko - sama nie wiedziała, czy do diabła, czy do Boga - o to, by numer okazał się wciąż aktualny.

Jak tylko ktoś po drugiej stronie odebrał rozmowę, na jednym oddechu wyrecytowała nauczoną tak dawno formułkę i czekała na połączenie z...tamtym mężczyzną. Miast tego usłyszała jeednak krótkie:

- On jest zajęty. A pani powinna dawno zniszczyć ten numer.

- Wiem, ale tu chodzi o moje dziecko. Luis nie żyje i...

- Momencik - przerwał jej szorstki głos w słuchawce.

Czekała dobry moment, kiedy wreszcie ktoś się zgłosił.

- Mówi, że się tym zajmie. Skontaktuje się z panią, jak tylko załatwi inne sprawy. Proszę nie dzwonić.

Tak samo szybko, jak padały słowa, jej rozmówca skończył połączenie. Była pewna, że dostanie odpowiedź i to pozytywną, wystarczało tylko poczekać. On nigdy nie zawodził.

Daleko od tego miejsca ktoś odłożył inną słuchawkę, niezbyt zadowolony, że przeszkadza mu się akurat teraz. Ale co miał zrobić, skoro to ona go prosiła. Jego współpracownik powiedział wyraźnie, że chodziło o jej syna. Miałby nie pomóc zrozpaczonej matce? Przed chwilą zakonczył jedną, bolesną sprawę, również dotyczącą dziecka, to i tą może zająć się równie dobrze. I szybko.

Koniec odcinka 239
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:10:22 14-09-11    Temat postu:

Cudowny odcinek Szkoda tylko, że mało było o Ricardo i Sonyi I jestem bardzo ciekawa kim jest były kochanek Sandry? Czyżby to był Nestor? ;p Dolores Gambone nie żyje
A tak właściwie to co z Mayrin? Mam nadzieję, że nie namiesza w życiu R&S... Nie było nic o Viv, szkoda;/ I o Felipe nic nie wiem... Chyba, że to ja przeoczyłam jakiś fakt...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:55:40 16-09-11    Temat postu:

Krótki odcinek, ale liczę, że kolejne będą długie i będą owocować w akcje. Mnie na dniach na forum nie ma bo praktycznie po szkole nie mam czasu, ale w weekendy zawsze komentarz się pojawi.

Powiem jedno. Jeśli chodzi o Carlosa - to jestem za tym, że mógłby się zmienić. Teraz nie ma mu kto mieszać w głowie tak jak wcześniej to robiła Andreita, której życie skończyło się raz i na dobre. Więc czemu by nie?? Przecież praktycznie nikogo nie ma. Jedynie została mu córka, zięć, wnukowie. Luisa już nie ma. Andrei też. A więc powinien jak najszybciej się z nimi pogodzić jednakże tu pojawia się problem, bo przecież Carlos myśli, że oboje zginęli. Chociaż lepiej niech sobie pocierpi i pożyje jakiś czas w nieświadomości - może to otrzeźwi jego mózg i szybko jakoś zmądrzeje i zrozumie swoje błędy. Życzę mu tego jak najbardziej bo w początkowych odcinkach bardzo, ale to bardzo go lubiłam!

Sonya i Ricardo - nic nie mogę powiedzieć, bo nadal jestem w przekonaniu, że ta dwójka zasługuje teraz na najwięcej szczęścia, miłości i czułości. Tyle w życiu przeżyli, że powinni zaznać tego spokoju. Co jest całkiem możliwe dzięki Nestorowi, choć ta sprawa z tą całą mafią o której wspominałaś trochę mi śmierdzi i nie chciałabym, żeby przez to ta dwójka mogła mieć problemy...
Jestem szczęśliwa, że wyjaśniła się sprawa z siostrą Nestora. Jak to dobrze, że jego przyjaciel o nic go nie obwinia. Dziewczynka miała astmę więc ten nieszczęsny wypadek skończył się jak się musiał skończyć. Jednakże to nie była wina Ricardo i dlatego powinien zapomnieć o wyrzutach sumienia. Co się stało to się nie odstanie, najważniejsze, że teraz może odzyskać spokój i szczęście.

Kim jest ten kochanek Sandry?? Jestem tego bardzo ciekawa, bo jak narazie nie mam bladego pojęcia kim mógłby być ten mężczyzna. Ale ciekawi mnie to jak tej kobiety potoczą się losy - straciła najbliższych i teraz jest żądna zemsty, jeeee!

Druga franca - tym razem Dolores Gambone nie żyje. Nie żebym się cieszyła ze śmierci Dolores i Andrei, ale zawadzały mi i to bardzo. Już zbyt wiele jest postaci, którzy utrudniali życie Ricardo i Sonyi więc jestem zadowolona, że przynajmniej zmniejsza się ta ilość, a rośnie ilość sprzymierzeńców. Oby tak dalej!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:12:12 24-09-11    Temat postu:

Kiedy dodasz nowy odcinek? Nie chcę cię poganiać, ale uwielbiam twoją telę i już się nie mogę doczekać xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:22:55 28-09-11    Temat postu:

Dudziak - Brawo! .

A co by było, gdyby się okazało, że Mayrin przyda się jednak jeszcze do czegoś..?.

Maite Perroni - Odcinek był krótki i nieudany i ja to wiem, ae postaram sie teraz pisać lepsze, bo już mnie palce swędzą do pisania po tej niemocy twórczej .

Dokładnie, Carlosowi nie został już nikt poza wnukami, on jest teraz sam i nie ma pojęcia, że jego córka i zięć nadal żyją. Kto wie, co to z nim zrobi...a być może będzie miał ochotę na małą vendettę, kto to wie...Być może jeszcze bardzo go polubisz? .

Nestor ma swoje plany. Villanueva niestety jest mafioso i nie wiadomo, czy nie chce wykorzystać dawnego przyjaciela do swoich celów. Niby im pomógł, ale kto wie, czy coś się za tym nie kryje...

Kochanka Sandry już ktoś zgadł .

Zapraszam na odcinek 240...

----


Odcinek 240

Kiedy wyniesiono ciała, nikt się nie poruszył. Dopiero, gdy Fernando Ramirez łaskawie zezwolił wszystkim usiąść i podał po szklance wody, wykonano jego rozkaz. Santa Maria wyglądał, jakby miał właśnie zwymiotować, a patrzenie na plamy krwi na podłodze nie pomagały, ale Graciela Gambone trzymała się dzielnie i nawet spoglądała w oczy oprawcy swojej matki.

- Jak państwu wiadomo, mam w rękach po prostu wszelaką władzę, usunąłem już kilka śmieci, teraz czas na trochę przyjemności...choć nie powiem, że pozbywanie się idiotów nie jest przyjemne - zauważył mężczyzna. - Ty, Mayrin, nie powiedziałaś mi jeszcze, czy masz zamiar znaleźć u mnie zajęcie po śmierci twojego pracodawcy?

- Tak - odpowiedziała od razu, głośno i wyraźnie, starając się, by nie zadrżał jej głos. Miała nadzieję, że nie Fernando nie dostrzeże, jak bardzo ruszają się jej mięśnie szczęki, próbując wypowiedzieć zupełnie inne słowa, rzucić w twarz temu gadowi, co tak naprawdę o nim myśli. Wiedziała jednak, że tego zrobić nie może, że w taki sposób nie pomściłaby ukochanego człowieka.

- To dobrze - stwierdził Ramirez, zupełnie zadowolony, jakby właśnie otrzymał mało znaczącą, lecz całkiem miłą wiadomość.

- Żądam wydania mi ciała mojej córki - odezwał się stanowczo Carlos.

- A od kiedy to pan tu stawia żądania? - zdziwił się Fernando, patrząc na rozmówcę jak na totalnego idiotę, ale trzeba przyznać, że dosyć pobłażliwie. - Poza tym po takiej katastrofie mało co zostaje.

- Przynajmniej jednak to mało co będzie pamiątką po mojej córce. Być może pan tego nie zrozumie, jako człowiek, który praktycznie zabił jednego syna, a drugiego wtrącił do...sam nie wiem, gdzie, ale liczę, że jednak otrzymam to, o co prosiłem.

- Dobrze, pozwolę panu zatrzymać te resztki, o ile oczywiście samolot nie wybuchnie i moi ludzie zdążą cokolwiek pozbierać - machnął rękę Ramirez. - Zważywszy jednak na to, że pojechali tam właśnie po to, aby posprzątać bałagan i zatrzeć ślady, uważam, że...

Dźwięk telefonu przerwał mu wywód. Mężczyzna podniósł rękę w geście przeprosin za urwaną rozmowę i odebrał. W miarę słuchania drugiej strony słuchawki purpurowiał na twarzy.

- Idioci! - mruknął stonowanym głosem. - Przecież sam się nie...Co? Jesteście pewni? - rzucił po chwili.

Nie zauważył, że Mayrin uśmiecha się pod nosem. Była pewna, że chodzi o Rodrigueza. Pewnie jak zwykle uniknął śmierci.

- Ty diable - szepnęła z czułością pod nosem. - I znów ci się udało.

Jak tylko wypowiedziała te słowa, właściciel skończył rozmowę i spojrzał z powrotem na zgromadzonych przy jego stole ludzi.

- Będę zmuszony opuścić was na chwilę. Pewne osoby zawiodły moje oczekiwania i sądzę, że powinienem się tym zająć.

Wstał i nie zważając na mściwe spojrzenia, jakie rzucały ofiary jego władzy, udał się do innego z pomieszczeń. W pokoju pozostała Eugenia, patrząc z uśmiechem na twarzy na zebranych. Wciąż trzymała w ręce broń.

Za to jedyną rzeczą, jaką trzymał w ręce Nestor Villanueva, był telefon. Podrzucał komórką w górę i w dół, w ogóle nie bacząc, że aparat zaraz być może upadnie mu na podłogę i roztrzaska się na milion kawałków.

- Najpierw Ricardo – mruknął do siebie mafioso. – A potem Sandra. Czy nie mam już dosyć kłopotów? Ale skoro jej to obiecałem, nie zamierzam się wycofać. W końcu oddała mi wtedy...tamtą przysługę. Ktoś taki jak ja nie zapomina.

Rozmowa z Sandrą trwała krótko, dowiedział się w kilka sekund to, czego potrzebował, potem dopytał tylko o kilka szczegółów i cały obraz sytuacji stanął mu przed oczami. Zadanie wydawało się łatwe, znał przecież nazwisko tego, który zamordował Luisa i...Zaraz, zaraz...

- Czy to nie ten sam facet był zamieszany w całą tą sprawę z Rodriguezem?

Usiłując sobie przypomnieć wszystkie szczegóły, wracał korytarzem do miejsca, gdzie leżał jego przyjaciel. Dotarł do sali, usiadł na łóżku i spojrzał na wciąż nieco bladą, ale spokojną twarz Ricardo. Napotkał pytające spojrzenie ofiary wypadku samolotu i wyjaśnił mu szybko:

- Ktoś właśnie do mnie dzwonił, niejaka pani Perez. Mówi, że Francisco Velasquez zamordował jej syna, Luisa. Wiem, że znasz tego gościa. Powiedz mi wszystko, co o nim wiesz.

- Naprawdę nie chciałbym...

- Ricardo - przerwał mu Nestor. - Myślisz, że ja nie wiem, co was łączyło i co się wydarzyło potem? Ale muszę znać jego charakter, jego przyzwyczajenia, muszę poczuć tego człowieka, muszę go poznać na tyle, by go wreszcie dorwać. Zbyt dużo osób już skrzywdził, w tym i ciebie.

- Ja nie chcę już do tego wracać...

- Jeszcze tylko ten jeden raz, chłopie. Jeden raz i w końcu skończą się twoje cierpienia. Sonya będzie twoją żoną i wszystko się dobrze zakończy, tylko wyznaj mi dokładnie każdy szczegół, cokolwiek, co wiesz na temat tego bandziora.

Gabriel Abarca odmówił już chyba trzecią modlitwę, kiedy Allie otworzyła oczy i spojrzała na niego. Poczuła, że trzyma ją za rękę, ale nie była w stanie cofnąć swojej dłoni. Nie dlatego, że chciała, by nadal ją dotykał - broń Boże! - po prostu była na to zbyt słaba.

- Wynoś się - wyszeptała.

- Allison, ja...Błagam cię, wybacz mi - rzucił na jednym oddechu chłopak. - Ja ci wszystko wyjaśnię, tylko daj mi coś powiedzieć.

- Nie.

- Powiedziała mi, że moje dziecko żyje! - wykrzyknął Abarca, do granic zdruzgotany tym, że najpierw dowiaduje się czegoś takiego o potomku, a potem nagle prawie traci swoją ukochaną dziewczynę. - Ukryła je przede mną, a teraz chce mi powiedzieć, gdzie jest, tylko muszę ją pocałować! Czy nie rozumiesz, że zrobiłbym wszystko, żeby się dowiedzieć, gdzie jest mój syn?

- Okłamała cię...

- Nie! Pokazała mi zdjęcia! Ja wiem, że on żyje! - Gabriel złapał się za włosy. - Jezu, Allie, błagam cię, uwierz mi!

- Idź sobie. Chcę spać. Chcę spać.

- Allie, proszę - zdruzgotany chłopak zwiesił głowę. - Jak ty byś się zachowała w mojej sytuacji? Co byś zrobiła, gdyby to o twoje dziecko chodziło? Czy pozwoliłabyś je od siebie odsunąć, jeżeli istnieje choć najmniejsza szansa, że ono jednak żyje?

Jimmy Novak miał zamiar odwiedzić Allisson i sprawdzić, jak ona się czuje. Z zadowoleniem odkrył, że dziewczyna obudziła się szybciej, niż myślał i otworzył usta, by przeprosić Gabriela i stwierdzić, że musi wykonać kilka badań. Postąpił jeden krok w głąb sali - ani córka Monici, ani Abarca nie widzieli go jeszcze - i zamarł. Rozmawiali o jakimś dziecku, o czymś, co najwyraźniej rozdzieliło tych dwoje. Doktor nie był ciekawską osoba, nie miał ochoty wtrącać się w czyjejś prywatne sprawy, ale jego serce było wyczulone na takie tematy. Kiedy tylko usłyszał, że dziecko chłopaka być może żyje, a on nie ma pojęcia, czy to prawda i gdzie ono się znajduje, sam nie wiedział, dlaczego, ale wtrącił się do tej rozmowy:

- Jeśli tylko jest cień szansy, pozwól mu, Allisson, on musi to wiedzieć. Zrozum go i....

Lekarz urwał. A niby to jakim prawem miesza się do nie swoich spraw? Jakim prawem radzi jej, co ma zrobić ze swoim - byłym lub nie - chłopakiem? Spojrzał jeszcze przez moment na zupełnie zaskoczonych młodych i szybkim krokiem wyszedł z sali - tak, by szloch, jak wyrwał mu się z piersi, nie dotarł do nikogo innego poza nim.

Valeria Guardiola nie była do końca pewna, jak ma się zachować, mając przed sobą tą najwyraźniej zdenerwowaną kobietę. Ale faktem było, że Viviana przyszła do niej i prosiła ją o pomoc.

- Nie mam pojęcia, co się stało. Czyżby naprawdę moja córka tak bardzo mnie nienawidziła? - pytała narzeczona Victora Bolivaresa. - Nie mogę w to uwierzyć, tak bardzo pragnęłam się do niej zbliżyć, a ona nawet nie odbiera telefonów...

- Ricardo też nie - zmartwiła się ciotka Rodrigueza. - Z tego, co wiem, polecieli razem do jakiegoś obcego kraju i mieli tam spędzić jakiś czas.

- Ale przecież ona jest...niewidoma?

- Owszem, ale zna pani Ricardo, to szalona głowa, jak coś postanowi, trudno go przekonać, że czasem ma...dziwne pomysły. Z drugiej strony przyda im się taki urlop. Tylko, że nie mamy od niego informacji już od kilku godzin.

- Wiemy, jakim samolotem polecieli? - spytała drżącym głosem Viviana.

- Niestety, nie - westchnęła Valeria. - Pytałam szofera, ale Pedro nie ma pojęcia, to miał być impuls chwili. Być może powinniśmy zadzwonić na lotnisko i zapytać, czy ktoś go tam nie widział?

Sergio Gera wpatrywał się zaskoczony w telewizor, ale trwało to tylko kilka sekund. Czuł, że mimo swoich problemów musi powiedzieć o tym, co właśnie zobaczył. Musi zapomnieć o ciele Luisa, musi zapomnieć, że zgodził się współpracować z Velasquezem i wesprzeć go w zemście na Ricardo, musi pójść do właścicielki tego domu i przekazać im coś, co zwolniło go od obowiązku paktu z Francisco, ale równocześnie przyniesie żałobę do tego budynku.

Wszedł do pokoju w tym samym momencie, kiedy Guardiola chwyciła słuchawkę i miała wybrać numer lotniska.

- Proszę pani, ja...

- Co się stało, Sergio? - Valeria spojrzała na chłopaka i poczuła dziwny ucisk w piersi. Dlaczego akurat teraz wybrał sobie czas na zwierzenia? Wiedziała, że coś go trapi, ale w tej chwili bardziej martwiła się o siostrzeńca, niż...

- Oglądałem telewizję i tam były wiadomości...Podawali informację o wypadku lotniczym...

Zanim skończył, Guardiola już wiedziała. Zanim wypowiedział te słowa, ona to przeczuła. Zanim wyznał, kto był widziany na pokładzie tego samolotu i zginął razem z innymi pasażerami, jej serce znało prawdę. Nie uchroniła Rodrigueza przed śmiercią, nie tym razem.

Pedro stał z tyłu, za chłopakiem, niewidoczny. Słyszał wszystko, całe wyznanie, całą prawdę. I tak samo, jak Viviana, która nadal była obecna w tym pokoju, zrozumiał, że stracili nie tylko Ricardo, ale i Sonyę. Ich historia miłosna właśnie dobiegła tragicznego końca.

- Ale ja nie jestem martwy! - wrzasnął Rodriguez, prawie siadając na łóżku, choć za moment zwinął się z powrotem na pościeli. - Jak mam powiedzieć to własnej ciotce?!

- Spokojnie - próbował go uspokoić Villanueva. - Ty jej nic nie powiesz, bo przecież nie żyjesz. Proszę cię, zrozum...Jeśli tak szybko powiemy jej prawdę, na pewno się zdradzi i nici z mojego planu dorwania tego drania, Velasqueza.

- Moja ciotka nie jest gadułą i nie zamierzam skazywać jej na takie cierpienie! Zaraz do niej dzwonię i...

- Nigdzie nie zadzwonisz - westchnął Nestor. - Z pewnością już wie o wypadku i niech na razie tak pozostanie. Dzięki temu będziemy mogli zastawić na niego pułapkę.

- A Viviana, a Carlos, a reszta? Niby dlaczego oni też mają cierpieć, nie rozumiem, co nam to da i...

- Nie musisz rozumieć, wystarczy, że ja rozumiem. Zaufaj mi, proszę cię. Niedługo ty zemścisz się na swoim byłym pattnerze, a ja na Ramirezie.

- Ramirezie? - zmarszczył brwi Rodriguez. - Czy to czasem nie ojciec Daniela?

- A tak, dokładnie ten sam. To ja, umowa stoi?

Brat Julio był tak zdumiony, że przez długi moment wpatrywał się w to, co miał przed oczami. Komórka. Zanim wrzucili go do pomieszczenia, w którym się obecnie znajdował, nikt go nie przeszukał. A teraz okazało się, że ma przy sobie telefon. I co dziwniejsze, ma również zasięg.

Koniec odcinka 240
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:22:09 01-10-11    Temat postu:

Bardzo ciekawy odcinek Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich umiejętności Piszesz tak swobodnie...
Ramirez dowiedział się, że przy rozbitym wraku nie było ani Ricardo ani Sonyi Niech się teraz staruszek troche pomartwi Mayrin już wie, że Ricardo przeżył
Udało mi się trafić, że to Nestor był kochankiem Sandry! Może w późniejszych odcinkach połączy ich jakieś uczucie... Od początku lubiłam Sandrę, a teraz kiedy stała się tak drapieżną kobietą lubię ją jeszcze bardziej I jestem ciekawa jaką przysługę zrobiła Nestorowi...
Vviana martwi się o Sonyę, bo ta nie odbierała telefonu. A teraz kiedy dowiedziała się o jej 'śmierci' zapewne się złamie. Mam nadzieję, że Victor jej nie opuści i nie wróci do Virginii.
A Nestor chce załatwić zarówno Ramireza jak i Velasqueza I nie moge się doczekać kiedy Ricardo wróci z Sonyą do Valerii
A jeszcze się zastanawiam z kim Pedra można by połączyć xD Czekam na kolejne odcinki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:33:16 02-10-11    Temat postu:

Z góry przepraszam, że moje komentarze będą bardziej treściwe niż zwykle. Teraz w technikum mam tyle nauki i zadań, że czasem naprawdę nie mogę się wyrobić. Dlatego zwykle opowiadania, które czytam daję na telefon, a po jakimś czasie gdy przeczytam dodaję komentarz. Ale zawsze jestem - co by się nie działo.

Przejdę najpierw do tego co mnie wcześniej nurtowało, a co na szczęście się wyjaśniło. A więc to Nestor był kochankiem Sandry i teraz zamierza jej pomóc - zgładzić Velazqueza. Jestem jak najbardziej za - myślę, że Nestor jest na tyle silny, podstępny i sprytny by mógł zmierzyć się z tym bydlakiem jakim jest były "partner" Ricardo. Jednak znając tego potwora to jest on zdolny do wszystkiego - co jak co, ale wiele osób już pozbawił życia i teraz będzie napewno ciężko się jego pozbyć. Dlatego Nestor najpierw słusznie chce zbadać sytuacje i wypytuje Ricardo. Dzięki temu napewno coś szybko wymyśli. I oby, bo mam już dość tego Francisco!!

Kolejnym potworem jest napewno Ramirez. I również bym się cieszyła gdyby ten uległ jakiemuś nieszczęśliwemu wypadkowi. Nie wiem jak on się z tego wymiga, ale przecież w własnym domu zabił dwojga ludzi - Dolores i Andreę. Przecież chyba się z tego nie wymiga?? Nie mam pojęcia jak to z nim będzie, ale cieszy mnie fakt, że załamał się wieścią, że jednak Ricardo żyje. Jak zwykle udało mu się ujść z życiem! Co oczywiście dla mnie i dla co niektórych jest fantastyczną wieścią. Chociaż akurat... biedna Valeria jak i Viviana pewnie będą przez jakiś czas żyć w świadomości, że ich najbliżsi jednak nie żyją. A szkoda mi obydwu kobiet... W szczególności Viviany, którą ostatnio bardzo polubiłam.

Kolejnym ważnym wątkiem jest wątek Alli i Gabriela. Dziewczyna mimo, że doszła do siebie jednak nie chce wybaczyć Gabrielowi, ponieważ uważa, że ten ją zdradził. Nie chce go nawet wysłuchać. I tutaj nawet jestem po jego stronie, bo widać, że Diana nim manipuluje wmawiając, że jego dziecko żyje. Czyżby to dziecko żyło?? No właśnie i tu pojawia się problem, bo Gabriel nie wie co robić - z jednej strony być może żyjące dziecko, a z drugiej miłość swojego życia Alisson. Niech no go dziewczyna zrozumie i wrócą do siebie. I ciekawi mnie dlaczego Jimmy się wtrącił??

Co najciekawsze ciekawa jestem w jakim celu, a raczej do kogo zadzwoni (o ile to zrobi) Daniel. Wkońcu znalazł komórkę i napewno zdecyduje się ją użyć. Na jego miejscu wybrałabym numer na policję.

A teraz zabieram się za czytanie SPN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:22:43 20-10-11    Temat postu:

Dziękuję Wam za miłe słowa .

Dudziak - Muszę Cię nieco zmartwić, bo Ramirez jest przygotowany na takie sytuacje. Może nie na to, że ktoś, kto powinien umrzeć, nagle znajduje się pod opieką jego największego wroga, ale jednak...

O, wreszcie ktoś lubił Sandrę . A jej wątek rozbuduje się nieco, jak każdej zresztą z postaci w mojej teli .

O, a jak Ci się wydaje, do kogo pasuje Pedro? .

Maite Perroni - Ale ja wolę, jak są treściwe .

Nestor ma już swój plan, ale kto wie, czy mu się uda - w końcu już tak wiele "dobrych" osób zginęło w mojej teli...

Akurat Ramirez ma jednak trochę sposobów na to, żeby się bez problemu z tego wymigać..On jest kimś więcej, niż się wydaje...

Kto wie, kto wie, może faktycznie Diana powiedziała Gabrielowi prawdę...Ale czekaj, czekaj, wydawało mi się, że ja już dosyć wyraźnie zaznaczyłam, o co chodzi z Jimmy'm .

I jak tam SPN? .

Obie - Bardzo proszę o zajrzenie na stronę 1, ktoś właśnie dołączył do obsady .

Zapraszam na odcinek 241...

====

Odcinek 241

Postukał kilkakrotnie palcem w telefon, jednak zaraz po tym zreflektował się, iż nie powinien tego robić. A nuż nagle przestanie działać? I tak zbyt wielkim szczęściem był fakt, że w ogóle mógł się z kimkolwiek połączyć. Ale z kim?

Policja nie wchodziła w rachubę. Skoro ojciec miał w kieszeni miasto, miał i z pewnością funkcjonariuszy, a przynajmniej ich część. Kto wie, którzy by się tu zjawili, gdyby ich wezwał? W sumie Daniel wiedział, którzy. Ci na usługach ojca. W końcu łatwo było poznać po jego numerze, kim jest - a nawet, jeśli by go ukrył i tak go namierzą, bo będzie musiał podać, gdzie się znajduje.

Kto więc? Ricardo, dawny wróg? Ale przecież on nie żył.

Daniel westchnął. Gdyby się wcześniej zdecydował i poprowadził inaczej własne życie, gdyby wcześniej zrezygnował z Sonyi i...nie, to do niczego nie prowadziło. Ojciec i tak by to zrobił, ze swoich, sobie znanych powodów.

Miał jedyne rozsądne wyjście i tym wyjściem była Valeria Guardiola. Ona jako jedyna mogła mu pomóc, jeśli tylko zdobędzie do niej numer.

Nie było to takie trudne, już chwilę później miał wymarzone kilka cyferek na wyświetlaczu - na szczęście można było uzyskać je w informacji.

W tym samym momencie, kiedy poraziła ją wiadomość o śmierci jej ukochanego i jedynego siostrzeńca, kiedy stała tam tak niezdolna się poruszyć i wpatrywała niemo w twarz zalanej łzami Viviany, zadzwonił telefon. Nawet nie zauważyła, kiedy odłożyła słuchawkę - miała przecież dzwonić na lotnisko, kiedy wszedł Sergio. Machinalnie podniosła ją z powrotem i szepnęła ciche "Słucham", jakby marząc, że usłyszy po drugiej stronie głos Ricardo.

- Valeria Guardiola? Tu Daniel Ramirez. Proszę pani, ja wiem, kto zamordował pani siostrzeńca, musi mi pani pomóc, znajduję się w...

Spojrzał na drzwi. Widział, że się otwierają. Na moment zamknął ze strachu usta, ale potem szybko się zorientował - musi przecież podać informację, gdzie jest!

Chwilę potem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku padł bez czucia na ziemię.

Tymczasem Ricardo z całą pewnością nie był zadowolony. Co prawda mógł się już w miarę poruszać, ale znowu musiał jeździć na wózku, co stanowczo go wkurzało. Miał w końcu tyle do zrobienia, a jak ma tego dokonać, siedząc tu na tym krześle - fakt faktem, że wygodnym - i czekać, aż Nestor łaskawie powie mu, o co mu tak naprawdę chodzi! I najważniejsze ze wszystkiego - chciał zobaczyć Sonyę!

- Chcę do niej pojechać! - rozeźlił się i walnął pięścią w poręcz wózka.

- Ej bez takich! - natychmiast ugasił jego entuzjazm Nestor. - Jak na razie, to żyjesz dzięki mnie, a ja nie mam zamiaru dopuścić cię z tym okiem do chorej.

- Jakim okiem, przecież na nie widzę! - irytował się dalej Rodriguez.

- Wiem, ale wyglądasz, jakbyś właśnie wypadł z samolotu.

- To nie jest śmieszne! Powiedz tej pielęgniarce, że musi natychmiast mnie...

- Uśpić - mruknęła kobieta pod nosem.

- To całkiem niezły pomysł - roześmiał się Villanueva ku dezaprobacie przyjaciela. - Słuchaj, ja wiem, że do niej tęsknisz, ale na razie musisz zaczekać, aż pielęgniarka cię opatrzy do końca. Rany goją się, ale nie tak szybko, jak powinny.

- A propos ran...- dodał po chwili, po pewnym zamyśleniu. - Moi ludzie zlokalizowali jedną z kryjówek Velasqueza, ale jedyną rzeczą, jaką tam znaleźli, był trup kobiety, niejakiej Rosy Davila. Ten podły zbir zapewne ją udusił, bo miała ślady sznurka na szyi. Niestety, jej rodziny nie zamierzaliśmy powiadomić - o ile jakąś miała - bo musieliśmy pozbyć się ciała. Rozumiesz, nie potrzeba nam teraz zainteresowania policji.

Ricardo nie odpowiedział, zdając sobie doskonale sprawę, kim był jego przyjaciel. Na razie mu pomagał i nic nie wskazywało na to, że kiedyś będzie inaczej, ale kto wie, co się stanie, kiedy nagle zwróci się przeciwko niemu?

Gustavo nie miał takich problemów. Ostatnio sprawował się na tyle dobrze, że wypuścili go z więzienia. Być może miała coś do tego akcja mająca na celu opróżnienie więzień z tych mniej groźnych przestepców - nie miał pojęcia, ale faktem było, że właśnie zmierzał do mieszkania swojej siostry - musiał gdzieś mieszkać, prawda?

To Allisson pierwsza wyszła z zaskoczenia i odezwała się do Gabriela:

- Ja naprawdę nie mam teraz siły o tym myśleć...Nie wiem, co bym zrobiła, ale wiem, że Diana okłamywała cię już tysiące razy, czemu więc wierzysz, że to właśnie twojego dziecka były te fotki?

- Nie wiem, Allie, nie wiem...- pokręcił głowa zdruzgotany Abarca. - Ale pomyśl, wiek się zgadza, zdjęcia były robione niedawno, prawdopodobnie w tym mieście, tylko nie wiem, gdzie je ukryła. Dziecko, znaczy się. Mówiła mi, że jeśli ją pocałuje i jeśli...jeśli od ciebie odejdę, pokaże mi, gdzie ono jest.

- W takim razie co tu robisz? - szepnęła.

- Kocham cię, Allie. Nie rozumiesz tego? Lekarz miał rację, powinnaś mi wybaczyć i pomóc mi dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Wiesz, odkąd Daniel zajął się sprawami firmy ojca i zrezygnował z tej swojej zemsty, o której ci opowiadałem, zapomniał o naszej przyjaźni i jestem taki samotny...Nie mogę się nawet do niego zwrócić o pomoc. Przecież ty też nie masz nikogo na świecie!

- Wiem, Gabrielu - odpowiedziała mu smutno. - Poza tobą.

- Czyli co? Wybaczasz mi, pomożesz mi? Przez pewien czas musielibyśmy ukrywać nasz związek, ale potem, jak już tylko dowiem się, co zrobiła z moim dzieckiem, od razu wszystkim powiem, jak bardzo cię kocham.

- Dobrze, Gabrielu - uśmiechnęła się blado. - Przymierze. Ale żadnych więcej tajemnic, OK?

- Tak, ukochana... - odparł jej cicho, by potem z czułością ucałować jej usta.

Pod "opieką" Cesara Victor wrócił do apartamentu Nestora - jednego z kilku, jakie tamten posiadał w tym mieście - i czekał na przybycie Virginii. Siedział na fotelu i wyłamywał palce, nie będąc do końca pewnym, co tak właściwie ma jej powiedzieć. Czy ma na nią krzyczeć, że sfingowała swoją śmierć, czy najpierw zapytać, o co chodzi i czemu związała się z tym niebezpiecznym człowiekiem?

Bo przecież musiał się o tym dowiedzieć, niezależnie od tego, co łączyło go z Vivianą, Virginia była jego przyjaciółką i powinien się przecież o nią zatroszczyć!

A przynajmniej tak to sobie tłumaczył, kiedy weszła ubrana w piękną suknię prosto od jednego z najlepszych projektantów mody w historii.

Być może dlatego, kiedy telefon w jego kieszeni dzwonił tyle razy, po prostu sięgnął w jego kierunku i go wyłączył, nie patrząc w ogóle na wyświetlacz.

Była żona Carlosa Santa Maria drżącymi rękami odłożyła aparat. Czyli Victor nie chce z nią rozmawiać. Nie ma pojęcia, jak bardzo ona go teraz potrzebuje, ale odkłada słuchawkę - co byłoby zrozumiałe, gdyby nadal był lekarzem, ale nie w takim momencie.

Ramirez wściekał się przez moment do słuchawki, ale zaraz się opanował. Przyłożył palce do czoła i zastanowił się chwilę. Oczywistym było, że to ten przeklęty Villanueva się tym zajął. Co więc trzeba zrobić, żeby się go pozbyć? O tak, już wiedział.

- Słuchaj – rzucił do rozmówcy pod drugiej stronie. – Nasz współpracownik powiedział, że tamtą kobietę sprowadził po to, żeby się nie bawić – czy to prawda?

- Tak...- odpowiedział powoli tamten. – Nie mam pojęcia, po co mu VF, ale z tego, co wiem, ma zamiar po prostu pobawić się nią w ten sam sposób, co pozostałymi, a przy okazji dzięki niej ściągnął tam i VB.

- OK – Ramirez przerwał połączenie, nie było po co kontynuować tej rozmowy, w jego głowie już zaczynał wykluwać się diabelski plan, musiał go tylko trochę dopracować...

Nestor Villanueva nie próżnował. Po skończonej wizycie u przyjaciela i obserwacji jego stanu zdrowia wrócił do czegoś, co nazywał centrum dowodzenia, a było zwyczajnym pokojem, gdzie wydawał polecenia i poprosił do siebie Jego. Był to oczywiście zwyczajny człowiek, ale jak tylko Nestor o nim pomyślał, umysł automatycznie zmieniał literę na wielką. Trochę z szacunku...a może i ze strachu?

A przecież wiedział, że człowiek ten pracuje dla niego. Stał właśnie przed nim, ubrany jak zawsze w skórzaną kurtkę i czekał na polecenia.

- Jak pan widzi, panie Harper...- Villanueva na moment zawiesił głos. – Musimy zająć się eliminacją niejakiego Francisco Velasqueza. Czy podejmuje się pan tego zadania?

Harper spojrzał jeszcze raz na leżące na biurku Nestora fotki, podniósł jedną z nich, przyjrzał się jej przez sekundę, po czym odłożył na miejsce i skinął głową.

Koniec odcinka 241


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 20:31:49 20-10-11, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rainbowpunch
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 12314
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:11:38 21-10-11    Temat postu:

Zabiorę się do czytania dziś wieczorem, więc jutro dodam komentarz. Postaram się też jakoś nadrobić SPN, choć strasznie mi wszystko z tymi komentarzami mozolnie idzie...

Pozdrawiam :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:50:32 22-10-11    Temat postu:

Nie wiem która z kobiet pasowałaby do Pedra, może pojawi się ktoś nowy? Jestem jednak pewna, że bardzo fajnie zakończysz jego wątek

Daniel zadzwonił do Valerii, prosząc ją o pomoc... Ciekawa jestem co ona na to W końcu Daniel odebrał jej siostrzeńcowi ukochaną
Victor spotkał się z Virginią... Nie przepadam za tą kobietą, zdecydowanie bardzij wolę Victora u boku Viviany Mam nadzieję, że z nią zostanie
No i Ricardo Stęsknił się za Sonyą i chce ją zobaczyć Ja już chcę nowe akcje S&R! Brakuje mi ich dialogów
A Nestor wziął się za sprawę Francisca Oby udało mu się go zabić
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 127, 128, 129 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 128 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin