Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Pogarda i miłość" - El desprecio y amor - odc.262
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 130, 131, 132 ... 155, 156, 157  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 12:26:33 12-04-14    Temat postu:

Ale piękna scena RR i Sonyi! Czekałąm, czekałam i się doczekałam! Uwielbiam ich razem, szczęśliwych, kiedy liczą się tylko i wyłącznie oni Mam nadzieję, że do tego ślubu dojdzie, ale biorąc pod uwagę to, że na wyspie, a nawet w sali, pojawił się Daniel, może do niego nie dojść... Chociaż, patrząc z drugiej strony- Daniel to nie jest zły człowiek, on chce szczęścia Sonyi, więc może po zobaczeniu tej sceny zmieni zdanie i nie zabije RR? Bardzo bym chciała, żeby tak właśnie było. Kocham parę protów, a i Daniela bardzo polubiłam, więc chciałabym, żeby ta trójka była szczęśliwa
Maribel nie żyje Poświęciła się dla swojego brata, starałą się spłacić jego długi swoim własnym ciałem, często będąc dodatkowo katowana, a na końcu przyszło jej umrzeć i to w tak poniżający sposób... Bardzo mi jej szkoda...
Ależ Nestor nawrzeszczał na Ricardo! W sumie to ma trochę racji w tych wszystkich zarzutach- Ricardo nie baczy na niebezpieczeństwo, na to, ze ucieczka z posiadłości może bardzo źle się skończyć dla Sonyi. Czeka ją operacja oczu, więc musi tam zostać. A dodatkowo doo wyspy zbliża się Diego (świetna końcówka odcinka!), który z pewnością nie będzie wstrzymywał ręki przed pozbyciem się znienawidzonego syna, jak i jego ukochanej. A Daniel? Sama już nie wiem co on planuje... Jednak chyba będę skłaniała się ku temu, że jest szczery i jednak nie chce pozbyć się RR
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:24:32 12-04-14    Temat postu:

Ta scenka nie zaczęła się tak pięknie i romantycznie, bo Sonya z początku kazała mu się nie całować.... Ale tym razem chodziło jej tylko o to, żeby najpierw mu wyjaśnić, pogadać z Ricardo i powiedzieć, czego ma już nigdy więcej nie robić . Tak się zastanawiam, czy ona czasem by mu wszystkiego nie wybaczyła, co tylko RR by nie zrobił....

Lubisz Daniela? Mimo tego, że chciał odebrać Sonyę RR? Może dlatego, że w koncu zrozumiał, co tak naprawdę jest grane i że nie ma u niej szans? On nie jest zły, on się tylko zakochał nie w tym, w kim trzeba. I masz rację, wolałby nikogo nie mordować, tyle, że...nie wie, jak ma z tego wybrnąć, gdyby się nie zgodził, to własny ojciec byłby go zabił.

Maribel i Gustavo po prostu nie miali już miejsca w tej historii, chcę się skupić na czymś innym, a teraz, wraz ze śmiercią Raula nie za bardzo po co miałaby istnieć w tej teli. Trochę "posprzątam", jeśli chodzi o moich bohaterów, nikt nie jest bezpieczny (Sonya i RR też nie ;P).

W końcu ktoś musiał powiedzieć Ricardo prawdę o tym, jak on się zachowuje . A Nestor jest chyba go tego najlepszy.

Cieszę się, że podobała Ci się końcówka . Tylko mam prośbę - nie zabij mnie za końcówkę następnego odcinka....

----

Odcinek 249

Gregorio Monteverde. Człowiek, który dawniej miał wszystko – pieniądze, władzę, kochanki. Dzieci. Trójkę osób, które – choć traktował różnie, zależnie od sytuacji – naprawdę kochał. Sonyę, tą, którą wychowywał jego odwieczny wróg, Carlos Santa Maria i Raula, adoptowanego syna, którego jednakże kochał równie mocno. Oraz Andreę, ale o niej wolał nie myśleć w tej chwili.

A co miał teraz? Wciąż majątek i władzę. Ale dzieci, potomstwo, tych, którzy poruszali cieplejsze nuty w jego sercu, już nie było. Najpierw dowiedział się z ogromnego tytułu w jednej z największych gazet w Mexico o śmierci córki – takie wydarzenie nie mogło przecież przejść bez echa. Pisano, że nie znaleziono jeszcze wszystkich części ciał każdej z ofiar, ale Monteverde wiedział swoje, jak tylko zobaczył fotografię miejsca katastrofy.

Odłożył gazetę na biurku, zamrugał kilkakrotnie oczami, choć nigdy nie udawało mu się powstrzymywać w ten sposób łez – tak samo i tym razem przegrał ze słoną rzeką. Nim jednakże pierwsza z kropel upadła na kartki, rozdzwonił się telefon.

„Panie Monteverde, tu policja. Mamy dla pana wiadomość...tragiczną wiadomość. Pański syn, Raul, został znaleziony martwy w dzielnicy...”.

Gregorio nawet dobrze nie zapamiętał nazwy. Nie liczyła się wcale, tak samo jak to, że syn Barbary był pijany, kiedy umierał. Trzeźwy, czy nie, wciąż był potomkiem Monteverde.

Czas przeszły. „Był”. Już nigdy nie będzie. Za pierwszym razem, kiedy myślał, że stracił syna, okazało się to klamstwem, podstępem wymyślonym przez samego Raula i jego matkę. Ale nie tym razem. Dziś była to prawda i nic, nikt już tego nie zmieni. Być może któregoś dnia policja znajdzie sprawcę, jakiegoś podrzędnego pijaczka, nie zdającego sobie do końca sprawy, kogo i z jakiego powodu uśmiercił. Ale co z tego? Jego aresztowanie nie wróci nikomu życia.

Gdyby Monteverde miał wybierać, którego dziecka śmierć zabolała go najbardziej, nie umiałby powiedzieć. Jak w ogóle można zastanawiać się nad takim wyborem? Mimo to, w całej tej sprawie była jedna rzecz, gryząca starszego człowieka od środka. Pretensja. Tak samo nierealna, pozbawiona sensu, jak ta, jaką tak niedawno odczuwał Carlos. Tylko mniej wroga.

- Ricardo Rodriguez. Kochałeś ją, prawda? – Gregorio mówił sam do siebie, siedząc w swoim gabinecie i wciąż wpatrując się w zdjęcie rozbitego samolotu. – Byłeś na pokładzie, gdy to się stało. Razem z nią. Dlaczego jej nie uratowałeś? Dlaczego tym razem ci się nie udało? Byłeś jej aniołem stróżem...tym razem zawiodłeś w najgorszy z możliwych sposobów. Pozwoliłeś jej umrzeć...Boże, przysięgam...Gdyby jakimś cudem...gdybyś jej pomógł...Gdyby ona żyła...Dałbym ci wszystko. Pewnie i tak byś tego nie przyjął. Miałeś powody...wiele powodów, żeby mnie nienawidzić. Nigdy do końca nie rozumiałem zauroczenia mojej córki twoją osobą. Ale jeśli przeżyłaby tą katastrofę dzięki tobie. To ja...rozstrzelałbym każdego próbującego ci zaszkodzić w jakikolwiek sposób. Dlaczego w końcu dałeś się zabić?!

Złość na Bogu ducha winnego Ricardo – przecież to nie on spowodował wypadek – rozpacz, ból, samotność, wszystkie te uczucia wybuchły w nim z niespotykaną siłą. Monteverde wstał, pochylił się nieco i popchnął biurko, jakby chciał je połamać, zniszczyć na wzór części latającej maszyny, tej, która zabrała mu córkę. Mebel z głośnym hukiem upadł na podłogę, ale mężczyzna na tym nie poprzestał. Chwycił puchar stojący na jednej z półek i począł rozbijać szyby w narożnym kredensie. Tłuczone szkło rozsypywało się wokoło niego, a on, w jakimś upiornym tańcu, nie przestawał, póki nie rozbił wszystkiego, co tylko dało się rozbić. Kilka z połyskujących fragmentów upadło mu na buty, nie przejął się tym w ogóle, rzucił się je deptać, rękami zrzucając wszystko, co leżało na regałach, szafkach, będąc jedną wielką destrukcją.

Kilka minut później zabrakło mu już szyb, zabrakło przedmiotów, klęknął więc na ziemii, wciąż się trzęsąc, płacząc – łez nie ocierał i tak bowiem ciekły nieprzerwanie – i chwytał odłamki szkła, jeden po drugi, tłukąc je gołymi dłońmi na mniejsze części, raniąc palce, tnąc skórę do krwi – i nic sobie z tego nie robiąc.

Tak zastała go Barbara, powiadomiona o śmierci syna w ten sam sposób, co Gregorio - przez policję. Monteverde pozostawił drzwi do pokoju otwarte, nie miała więc problemów z wejściem do środka. Klęknęła przy nim i objęła go mocno – żadne słowa nie mogły w pełni oddać rozpaczy dwojga rodziców, opłakujących tak tragicznie utracone dzieci.

Felipe wracał właśnie z ostatniej z randek – a przynajmniej miał nadzieję, że Lizette odbiera te ich spotkania przy kawie jako randki tak samo, jak i on – i zatrzymał się przy jednym z tak popularnych w centrum miasta kiosków z gazetami. Chodził coraz częściej na piechotę, samochód praktycznie całkiem już nie nadawał się do użytku, poza tym odkąd poznał wspaniałą kobietę, za którą miał swoją nową znajomą, zaczął nieco bardziej dbać o własne zdrowie. Spojrzał bez większego zainteresowania na nagłówki dzisiejszych wydań i jego wzrok przykuł ten traktujący o wydarzeniu daleko stąd, na jednej z wysp, blisko tej, na której znajdowała się posiadłość Nestora Villanuevy. Santa Maria nie znał oczywiście położenia rezydencji przyjaciela Ricardo, w wydaniu też nic o tym nie wspomniano, tylko zainteresowane osoby wiedziały, gdzie została wybudowana.

„Dramatyczna walka o życie pasażerów nie przyniosła rezultatu – katastrofa lotnicza zabrała ponad setkę osób, w tym Sonyę Santa Maria i Ricardo Rodrigueza” – krzyczał wielkimi literami tytuł artykułu na pierwszej stronie.

Wyrwał gazetę ze stojaka, nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem rozeźlonego sprzedawcę, krzyczącego coś o zapłaceniu za towar i oddalił się szybkim krokiem, równocześnie rozbieganymi oczami przebiegając treść informacji. Jego bratanica była martwa? Martwa...tak po prostu? Z powodu jakiegoś idiotycznego wybuchu w jednym z silników? Nie mieściło mu się to w głowie. To musiała być kolejna z plotek...albo pomyłka...albo pewnie okaże się, że nic jej nie jest, będzie tak samo, jak to już wielokrotnie bywało z tym jej oślizgłym kochankiem – Felipe nigdy przecież nie zaakceptował miłości Sonyi do Ricardo. Już raz uznano ją za zmarłą, Alejandro Villar wystawił świadectwo zgonu, a potem...Valeria! Ona będzie znać prawdę! Być może to jedna z jej gierek.

Wybrał jej numer i rzucił do słuchawki:

- Co to za brednie o śmierci Sonyi?

Nie miała czasu mu niczego tłumaczyć. Odpowiedziała tylko wciąż złamanym głosem, że to prawda, ale rozmowę przerwał jej hałas dobiegający z innej części domu. To Pedro dorwał wreszcie Sergio i szarpał go za ubranie, jakby dosłownie chciał z niego wytrzepać prawdę.

- Skąd wiedziałeś, że oni tam byli? Mów mi zaraz! Natychmiast! To twoja sprawka, tak? Skumałeś się jakoś z moim bratem i wysłałeś Ricardo na tamten świat, czy nie? Gadaj!

Velasquez był tak zszokowany tym, co przyszło mu niedawno na myśl, czuł takie obrzydzenie do Odmieńca, że niewiele myśląc spoliczkował go kilkakrotnie.

- Bydlę...Zabiłeś go...mojego przyjaciela...Bydlę jesteś i nic więcej!

Sergio usiłował coś powiedzieć, ale Pedro nadal na niego krzyczał, jakby cała wściekłość i zmieniła się w ten jeden wielki krzyk...smutku.

- Dlaczego jego?! Czym zasłużył na śmierć i to z ręki takiego...szczeniaka?!

- Ja nic...Pedro, czekaj...to nie tak...- wykrztusił przerażony do samej duszy chłopak.

- Ty nic co? Jesteś jasnowidzem i wiedziałeś od razu, że Sonya i Ricardo zginęli, zanim ktokolwiek się o tym dowiedział? Ty gnoju, ty...!

Szofer nie panował nad sobą w ogóle. Gdyby choć przez moment zastanowił się nad tym, co robi, zorientowałby się, że bije kogoś dużo młodszego od siebie, właściwie jeszcze dziecko. Ale miał przed oczami tylko momenty, gdy Rodriguez cierpiał, płakał, szczególnie ten, kiedy wszyscy myśleli – i sam zainteresowany również – że odbędzie się wyrok śmierci za morderstwo Genaro Arochy – i te wspomnienia tylko zwiększały gniew Pedro.

- Zostaw go! – Guardiola wpadła do pokoju akurat w momencie, gdy Velasquez przymierzał się do kolejnego ciosu w posiniaczony policzek Odmieńca. – Chyba nie wierzysz, że nastolatek miał z tym coś wspólnego?!

- Wierzę! – Pedro rzucił pobitym o podłogę jak workiem ziemniaków. – Gdyby było inaczej, czy...

- Śledziłem ich! – wtrącił się nagle słabym głosem Sergio, ale na tyle mocnym, żeby szofer i Valeria go usłyszeli. – Francisco mi kazał i...

- Co?! – ryknął brat byłego radnego. – Mówiłem, że...

- Velasquez...ten przestępca...- uściślił Odmieniec dla rozróżnienia. – On...zabił Luisa de La Vega, mojego przyjaciela...natknąłem się na jego ciało jakiś czas temu...Był tam też Francisco...Złapał mnie...zagroził, że zabije, jeśli nie pomogę mu zemścić się na Rodriguezie...więc się zgodziłem...zacząłem ich śledzić, Ricardo i Sonyę...Ale tylko tyle...Nie...nie wspomniałem nic tamtemu...Nie spotkałem go od tamtego wieczoru. Słyszałem, jak Ricardo kupował bilet...Jak mówił, gdzie chcą polecieć...Mówię prawdę!

Pedro, nadal roztrzęsiony, wciąż z zaciśniętymi pięściami i alkoholem szumiącym w głowie, usiadł na krześle.

- Widziałeś...go? Francisco? I nic nie...

- Bo się bałem! W końcu zdecydowałem się wyznać prawdę pani Guardioli, ale było już za późno, nadali tą wiadomość o wypadku i moja umowa z Velasquezem przestała być ważna. Poza tym...poza tym nigdy bym nie skrzywdził pana Ricardo! – Sergio szlochał podczas całej tej przemowy.

- Czyżby to mój brat...Czyżby...

- Nie sądzę – odezwała się Valeria, pomagając wstać rannemu i ocierając mu krew z rozbitej wargi. – Sam słyszałeś. Twój brat nie zdążył się dowiedzieć, co robili mój siostrzeniec i Sonya. Poza tym Daniel Ramirez do mnie dzwonił. Nie mówiłam ci, bo nie można było z tobą za bardzo złapać kontaktu. Byłeś tak pijany, że nie kojarzyłeś, na jakiej planecie się znajdujemy obecnie. To jego ojciec, Fernando Ramirez spowodował ten wypadek. Jego celem była zemsta na którymś z jego wrogów.

- I przez tą zemstę zginął Ricardo? – nie dowierzał szofer. – Na kim niby miałby się mścić ojciec Wymoczka w ten sposób?

Pedro, tak samo, jak Rodriguez, nazywał Daniela Wymoczkiem. Solidarność w przyjaźni zawsze była dla niego najważniejsza.

W tej samej sekundzie zrozumiał. Istniały tylko dwie osoby, których naprawdę dotknęłaby śmierć Ricardo. Jedną z nich była Valeria, a ta mogła zapewnić, że nie na niej mścił się Fernando. Drugą był...

- Nestor Villanueva...- to nazwisko wyszeptali równocześnie, zarówno Pedro, jak i Guardiola. – On żyje...

Żeby być dokładnym, Nestor żył – jeszcze. Lecz w tym momencie czuł się tak, jakby miał zaraz dostać ataku serca. Jeden z jego ludzi wparadował do pokoju, gdzie Villanueva próbował przemówić do rozsądku staremu przyjacielowi i poinformował go o tym, co działo się coraz bliżej jego domu. O ataku na jego włości, o tym, co robił Diego Rodriguez.

Każda z ofiar była jak cios w żołądek dla Ricardo. Nestor miał rację – to wszystko było jego winą. Ci ludzie ginęli przez niego, przez to, że w chwili zamroczenia zadzwonił do swojego ojca. Młodszy Rodriguez podjął decyzję w jednej chwili, był to winien zarówno samemu Villanuevie, jak i tym, którzy zginęli. Przełknął ślinę i rzekł głośno:

- Daj mi broń – zwrócił się do gangstera. – Daj mi broń i zawieź mnie na pole bitwy.

Koniec odcinka 249
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Suechan
Detonator
Detonator


Dołączył: 09 Lis 2013
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:09:06 20-04-14    Temat postu:

No, więc obecnie jestem na 27 rozdziale i wprost nie mogłam się powstrzymać przed skomentowaniem tej telki, chociaż mówiłam, że zabiorę się za to, dopiero po lekturze co najmniej kilkudziesięciu odcinków, no ale jednak.

Więc:

- bardzo podoba mi się lekkość z jaką piszesz, faktycznie tak jak to napisali ci moi poprzednicy, masz talent i piszę to szczerze, bo to widać po tym ile pasji wkładasz w to opowiadanie, z jaką werwą i do tego bardzo szybko. Z wielkim podziwem patrzę na daty publikacji - niemal codziennie nowy rozdział (przynajmniej jak patrzę na początkowe rozdziały, bo nie wiem jak potem było, no i mówiłaś, że zrobiłaś sobie przez pewien czas przerwę), a nawet chyba było ze dwa razy, o ile się nie mylę, tak czy owak, ja bym tak nie mogła, nawet gdybym miała więcej czasu. Tak może tylko osoba, która ma wrodzony talent do pisania; której po prostu pisanie idzie z łatwością. Ja dopiero zaczynam, więc jest mi ciężej i wolniej, ale myślę, że inni użytkownicy tegoż forum powinni uczyć się na twoim przykładzie jak pisać ciekawe, nie przynudzające niczym historie.)

- muszę jednak przyznać, iż z początku nie podobała mi się jedna rzecz, a mianowicie, że dialogi zdawały mi się nieco dominować nad treścią, czego bardzo nie lubię, bo to nieprzyjemnie kojarzy mi się z jedną książką, o której słyszał już chyba każdy, ale tylko jeśli chodzi o styl, to mi się to troszkę tak kojarzyło. W żadnym stopniu twoje opowiadanie nie przypomina tej książki (proszę się nie obrażać, w ŻADNYM), tylko ta cecha (dominacja dialogów) była taka sama, co nie znaczy, że dialogi były źle skonstruowane, bo twoje opowiadanie różniło dialogi od tamtej książki, tym że u ciebie są one napisane przede wszystkim z sensem, są przemyślane i bogate w słownictwo (a tamte są napisane jak nie powiem przez kogo). Na całe szczęście, jeśli chodzi o ten mały defekt zaobserwowałam znaczną poprawę i to z każdym nowym pojawiającym się rozdziałem, bo zaczęłaś bardziej skupiać się na ich stanach emocjonalnych i opisach, co bardzo sobie cenię i lubię, jak zresztą wiesz. Generalnie, mogę wysunąć wniosek, że z każdym nowszym odcinkiem, pisałaś lepiej

- Początkowo myślałam, że nie będę mogła znielubić Viviany, bo gra ją Basia, a jednak! Sprawiłaś, że po raz pierwszy poczułam do niej prawdziwą niechęć, co było twoim świadomym zagraniem. Tak czy owak, spełniłaś swoje zadanie, bo ta postać jest tak odpychająca, że już bardziej nienawidzić się jej nie można, no ale może się zmieni jak to było w przypadku Andrei? Kiedy przeczytałam ostatnie zdania rozdziału, w którym Andrea mówi, że będzie manipulować Raulem i Gregoriem i w dodatku prześpi się z nimi, musiałam przeczytać te słowa kilka razy, by się przekonać, czy aby na pewno to ta sama słodka, niewinna dziewczyna. Bardzo spodobała mi się ta zmiana, choć sądzę, że to chyba tylko na dłuższą chwilę.

- W sumie to niczego nie mogę być pewna również u ciebie. Kiedy wprowadziłaś postać syna Gregoria, myślałam że będzie chciał wykorzystać Andreę jak to zrobił jego ojciec z siostrą Carlosa. Miło zaskoczyłaś mnie tym, że stawia dobro ponad swoją sympatię do niej i własne pobudki. Ale będzie z tego kabała, skoro tak się wkopał przed Juliem i już współczuję Carlosowi (jeśli w ogóle mogę mu współczuć, bo tutaj znowu mam wątpliwości, w związku z aferą z tym przekrętem). Ciekawi mnie co wymyśliłaś, by się z tego jakoś potem wykręcić.

- I nawet nie chcę sobie wyobrazić, co zrobi Viviana jak się dowie, że Sonya ma mieć dziecko. Znając ją, może nawet się jej wyprzeć, bo kto chce mieć, jakby ona to ujęła ,,bachora'' na utrzymaniu. Czuję wstręt do nich obu, chociaż Felipe wydaje mi się czasem gorszy.

- Tak podsumowując, jak wiesz bardzo podoba mi się obsada aktorska do tej telenoweli i już szczerze ,,zakochałam'' się w postaci Carlosa, bo jak można go nie lubić? Szczerze, gdybym była na miejscu Viviany, to w życiu nie przerzuciłabym się na jego brata, chociaż Colunga jest przystojnym aktorem. Obecnie nie mam już żadnych zarzutów do tego opowiadania, bo chyba lepszego na tym forum nie ma - pod względem historii i jakości pisania, niemniej jednak jest jedno wielkie ALE - mimo szczerych chęci, nie mogę przekonać się do Leticii Calderon (na prawdę starałam się!). Postać Andrei mi się podoba, chociaż to taka standardowa protka, ale gdy ją sobie wyobrażam, w domyśle staram się nie uświadamiać sobie, że gra ją Leticia. Każdy ma swoje gusta, może przekonam się do niej, jak obejrzę ją w jakieś teli, w której gra już złe postacie (bo słyszałam, że początkowo to same protki pozytywne grała, a potem to tylko zołzy). Kobieta zmienną jest, więc może jeszcze polubię tą aktorkę. Historia jest bardzo wciągająca i z całą pewnością wytrwam przy niej do końca, tylko gorzej z nadrabianiem w czytaniu, bo na to trzeba mieć spokojnie czas, a wczoraj siedziałam przy tym opowiadaniu do 3 w nocy (czytałam w komórce), bo nie mogłam się oderwać. Cóż, tak samo mam z książkami, więc nie zrób czasami wielkich oczu, bo już tak mam.

Liczę że wytrwasz i ujrzymy dobre zakończenie (niekoniecznie w sensie, że z happy endem, chociaż też nie byłabym przy tym wybredna; chodzi o poziom). I mam nadzieję, że coś zrozumiałaś z mojego nieprzerwanego potoku słów (chociaż ja nazwałabym go pieszczotliwie bełkotem).


Ostatnio zmieniony przez Suechan dnia 18:30:04 20-04-14, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:55:27 22-04-14    Temat postu:

Po pierwsze, ogromne, ale naprawdę ogromne podziękowania za tak długi komentarz! Nie od dzisiaj wiadomo, że uwielbiam długie komentarze, a Twój był jeszcze w dodatku tak miły, że aż się czerwieniłam, jak go czytałam. Odniosę się teraz do każdego punktu z osobna.

- Ja i talent...Nie uważam, że mam jakikolwiek talent - chociaż dziękuję Ci bardzo za te słowa! - po prostu kocham pisać i często siedzę i piszę, nie mogę przestać, bo mi się sceny same pchają z mózgu na klawiaturę komputera - ale czy to jest talent? Poza tym zdarzało mi się wielokrotnie tak, że nawet chciałam coś napisać, a nie mogłam, za nic w świecie nie szło mi przelanie tego, co miałam w głowie. Bo i tak się zdarzało, że mózg wymyślił sporo scen, ale nie potrafił ułożyć ich w słowa. Miałam momenty wypalenia, kiedy martwiłam się, że już nigdy nic więcej nie napiszę. W sumie piszę teraz 3 historie, z czego jedną jest właśnie "PiM", a dwie pozostałe...czekają, aż się nad nimi zlituję i dopiszę kolejne rozdziały...po kilku latach...! Uczyć się ode mnie to raczej nikt nie powinien...boby nauczył się na przykład tego, że jak polubię jakiegoś bohatera, to piszę o nim za często i za duże, osierocając co nieco inne wątki...

- Wcale się nie obrażam, ani trochę! W sumie, to ja kiedyś bardzo nie lubiłam dłużyzn w postaci opisów przyrody i tak dalej, więc starałam się tego unikać dawniej, kiedy pisałam swoje pierwsze "dzieła". Nawet miałam taką książkę, powieść napisaną przez Polaka, w której stwierdził, że wszelakie opisy są nudne, on stawia tylko na akcję i wszystko tam kręciło się szybko jak w młynku do kawy, tym elektrycznym . Nawet moja wcześniejsza historia, "Skrzydła kruka", jest tak pisana. Ale po pewnym czasie zorientowałam się, że same dialogi są raz, że bez sensu, bo nie wiadomo, co kto mówi, dwa, wyglądają jakoś tak głupio, a trzy, są mi po prostu potrzebne, żeby dokładnie opisać, co się dzieje z danym bohaterem i dlaczego robi to, a nie coś zupełnie innego. Co mi po samej jego gadce, jak nie wiem, co on czuje w danym momencie, skąd mam wiedzieć, czy on jest na przykład zły, czy tylko udaje?

- Barbarę wybrałam specjalnie po obejrzeniu "Rubi". Pasowała mi na taką zła kobietę (jako aktorka, w sensie, że do takiej roli, a nie, że sama Mori jest zła . Aktorkę bardzo lubię, ale przypasowała mi idealnie do roli Viviany. I cieszę się, że efekt mi się udał . Ja bardzo dokładnie zawsze wybieram obsadę do swoich historii - każdej - i jak piszę, to potem wyobrażam sobie danego bohatera tak, jak wygląda dany, wybrany przeze mnie wcześniej, aktor. Calderon pasowała mi na taką dobrą i nieśmiałą protkę po "Esmeraldzie", ale nie martw się, nie musisz jej lubić...tym bardziej, że trochę trudno Ci będzie po przemianie, jaka zaczęła w niej już następować .

- Ja sama nie jestem niczego pewna . Znana już jest historia pewnego bohatera, który najpierw miał być...no cóż, zobaczysz już niedługo...nawet wygląd dopasowałam mu do swoich zamierzeń i do aktora, jaki miał go grać...a potem nadszedł pan MP i mi całkiem tego bohatera zmienił . W sumie, to chyba każdy z moich bohaterów przejdzie przemianę - w tą, czy w inną stronę...nie tylko z gorszych na lepsze, czy lepszych na gorsze, ale i z tych złych na jeszcze gorsze i z lepszych na jeszcze lepsze , której to przemiany raczej nie przewidywałam . To jednak prawda, że raz stworzeni bohaterowie żyją już potem własnym życiem.

- Viviana i Sonya - cóż, pewnie już znasz reakcję jej matki, ale jeśli nie, to powiem Ci tak - będzie gorzej, niż myślisz.

- Wcale nie zrobię wielkich oczu . Sama kocham czytać i często siedzę w nocy z książką przed oczami.

- Z "PiM" jest taki problem, że nawet, jakbym zamierzała go przerwać, to on we mnie siedzi - i bardzo się z tego cieszę . Nie zamierzam pozostawiać historii niedokończonej, może jeszcze kiedyś zrobię sobie przerwę - w co wątpię...jeśli już, to z braku czasu na pisanie - obawiam się za to co innego - że nie będę się mogła rozstać z moimi bohaterami i będę Was zanudzać do na przykład 1000 odcinka .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 16:46:28 27-04-14    Temat postu:

Ricardo momentami przesadza Sam jeden da sobie radę z atakiem ludzi Ramireza? Czasami zachowuje się strasznie niedojrzale... Może mieć wyrzuty sumienia, co jest zrozumiałe, ale jak on tam wyjdzie to przecież zginie od razu! Sonya albo Nestor powinni go zamknąć w jakiejś izolatce, bo znów zrobi coś głupiego
Gregorio miał wszystko, a został z niczym. Stracił dzieci, a to jest najbardziej bolesna strata. Oczywiście, Sonya żyje, ale nikt spoza wyspy o tym nie wie. Tak czy siak- Monteverde teraz będzie cierpiał i słusznie. Wyrządził wiele zła, a może cierpienie da mu do zrozumienia, co jest w życiu ważne.
Ależ Pedro pobił Odmieńca! Gdyby nie Valeria, to pewnie Pedro skatowałby chłopaka na śmierć... Alkohol i ból po stracie przyjaciela to najgorsze połączenie. Na całe szczęście wszystko sobie wyjaśnili, chociaż za Odmieńcem nie przepadam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:47:49 27-04-14    Temat postu:

Dudziak! Już myślałam, że gniewasz się na moją telkę - albo na mnie - bo widziałam Cię na forum, ale nie było komentarza pod "PiM" przez długi okres czasu...

Dudziak napisał:
Ricardo momentami przesadza Sam jeden da sobie radę z atakiem ludzi Ramireza? Czasami zachowuje się strasznie niedojrzale... Może mieć wyrzuty sumienia, co jest zrozumiałe, ale jak on tam wyjdzie to przecież zginie od razu! Sonya albo Nestor powinni go zamknąć w jakiejś izolatce, bo znów zrobi coś głupiego


Przecież nie poleci tam sam.... On po prostu chce dołączyć do armii przyjaciela, która będzie bronić rezydencji i całej wyspy. Ale fakt, możliwość, że zginie bardzo szybko, jest ogromna. Z kimś się zresztą pożegnamy i to już niedługo.

Dudziak napisał:
Gregorio miał wszystko, a został z niczym. Stracił dzieci, a to jest najbardziej bolesna strata. Oczywiście, Sonya żyje, ale nikt spoza wyspy o tym nie wie. Tak czy siak- Monteverde teraz będzie cierpiał i słusznie. Wyrządził wiele zła, a może cierpienie da mu do zrozumienia, co jest w życiu ważne.


Albo uczyni z niego jeszcze gorszego człowieka...

Dudziak napisał:
Ależ Pedro pobił Odmieńca! Gdyby nie Valeria, to pewnie Pedro skatowałby chłopaka na śmierć... Alkohol i ból po stracie przyjaciela to najgorsze połączenie. Na całe szczęście wszystko sobie wyjaśnili, chociaż za Odmieńcem nie przepadam


O? A nie lubisz go, czy po prostu nie interesują Cię jego losy? Pedro spędził sporo czasu z Ricardo w więzieiu, to dodatkowy powód, dlaczego jest taki wrażliwy na jego losy - on wie, co się działo w zakładzie karnym i wie, jak traktowano tam Rodrigueza...I boli go, że jego przyjaciel nigdy nie może być szczęśliwy.

Odcinek 250 już dawno mam napisany - z publikacją czekałam na Twój komentarz co do do 249 - ale wstawię go jutro, jak skończę robić coś specjalnego z okazji mojego małego jubileuszu .


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 14:15:42 28-04-14, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dudziak
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 31 Lip 2011
Posty: 18247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:29:00 29-04-14    Temat postu:

BlackFalcon, gniewać się na Ciebie lub Twoje dzieło? No co Ty! Po prostu jestem tuż przed maturą, stres jest coraz większy i nie mam ochoty na nic- po prostu siedzę i czytam sobie komentarze innych, ewentualnie się gdzieś tam wtrącę

A już myślałam, że RR jest na tyle głupi, że sam pobiegnie ratować wyspę xD Ostatnio nie myślę kompletnie, musisz mi to wybaczyć
Jeśli chodzi o Odmieńca to sama nie wiem Chyba bardziej aktor, który go 'gra' mnie zniechęca do tej postaci Jednak czekam na dalsze losy tego dzieciaka
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mina107
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 3548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:00:47 29-04-14    Temat postu:

BlackFalcon chciałabym nadrobić opowiadanie (w wolnym czasie), a nie uśmiecha mi się przeglądać 131 stron. Masz może zapisane odcinki w jakimś pliku i mogłabyś mi przesłać?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:15:47 30-04-14    Temat postu:

mina107 - Mam, mam! I bardzo chętnie Ci wyślę, podaj mi tylko maila.

Dudziak - Cieszę się bardzo, że się nie gniewasz . Powiem Ci coś - matura wydaje się straszna - ja się po raz pierwszy w życiu zaczęłam jąkać przy odpowiedzi z polskiego na maturze właśnie - a polski kocham. Oczywiście zaraz potem mi przeszło . Ale nie jest tak straszna w rzeczywistości, zdasz bez problemu.

Wybaczam . Znając RR, byłby do tego zdolny .

O "Odmieńcu" będzie trochę...W końcu ma wpływ na losy RR...Poniekąd.

Obiecałam odcinek dużo wcześniej, ale szykowałam niespodziankę z okazji 250 odcinka i...nie mogłam się pote zdecydować, którą wstawić...Więc wyszło na to, że - bo nadal nie wiem, która będzie lepsza - wstawiam wszystkie 3 wersje. Sama wybierz, która jest najlepsza .

EDYA - krótki przegląd tego, co się ostatnio działo.

[link widoczny dla zalogowanych]

EDYA - nazwałabym to "Historia miłości" (i ta wersja mi się chyba najbardziej podoba).

[link widoczny dla zalogowanych]

EDYA - erm...tak jakby...sceny są te same, co powyżej, ale piosenka jest inna i to jest jakby...erm...zapowiedź tego, co się stanie...albo stać może...

[link widoczny dla zalogowanych]

A oto obiecany odcinek 250...

----

Odcinek 250

Nestor Villanueva, nieważne, jak bardzo doceniałby Ricardo i dbał o niego, szanował przejawy męskości w każdym człowieku, a już szczególnie odpowiedzialność za swoje czyny i bohaterstwo. Dlatego też w milczeniu wręczył pistolet Rodriguezowi.

- Weź to. To moja szczęśliwa broń, na pewno cię nie zawiedzie. Przy wyjściu dostaniesz jeszcze jedną i trochę amunicji. Wrogów nie jest dużo, ale są świetnie wyszkoleni. Twój ojciec to niezła szyszka w świecie przestępców. – Nestor westchnął ciężko. – Poczekaj na samochód, pojedziemy razem, ty, ja i Cisza, muszę tylko wydać jeszcze parę rozkazów.

- Proszę, nie rób tego...- wyszeptała Sonya, drżąc o życie ukochanego mężczyzny. Wiedziała jednak, że go nie przekona. Nie, kiedy mówił takim głosem, jakim przed chwilą zwrócił się do przyjaciela i właściciela tej wyspy w jednej osobie.

- Muszę. I również chcę – w głosie syna Diego nie było ani śladu wahania. Naprawdę chciał tam pojechać. Być może uda mu się uratować kogoś, zamiast po prostu siedzieć tutaj bezczynnie i tylko czekać na wiadomość o liczbie ofiar. W ten sposób odkupi chociaż trochę swoje winy.

Podszedł ponownie do łóżka i ujął jej rękę, wpatrując się w twarz dziewczyny z niespotykaną do tej pory czułością. - Ja się z tobą nie żegnam, Sonyu. Wrócę do ciebie, obiecuję. Nestor ma całkowitą rację, powinienem przestać uciekać, trzeba brać odpowiedzialność za to, co się robi. I właśnie tak mam zamiar dzisiaj postąpić.

- Ale jemu chodziło o zostanie przy mnie...o nie uciekanie ode mnie...- ostatnia próba przekonania Ricardo była z góry skazana na niepowodzenie, ale po prostu musiała spróbować.

- Wiem. Posłuchaj mnie jednak. Ci ludzie, zebrani przez mojego ojca, zagrażają nie tylko tej rezydencji, nie tylko samemu Villanuevie, ale również i twojemu bezpieczeństwu, najdroższa. Obronię cię przed nimi. I przed każdym złem, jakie stanie nam na drodze. Od dziś możesz na mnie liczyć...naprawdę liczyć, Sonyu. Nie tak, jak to dawniej bywało. Dorosłem, skarbie. Twój Ricardo naprawdę dorósł, przestał być dzieckiem, opuszczającym cię przy pierwszej lepszej okazji, przy pierwszym, nawet najdrobniejszym zagrożeniu dla naszej miłości.

- Nigdy tak nie było! Zawsze byłeś przy mnie, zawsze...- jej słowa przeszły w szloch.

- Ciii...Nie płacz, bo mi się serce kraje. Zaczekasz tu na mnie, prawda? Ja...zostawię cię z Danielem. Nie samym, oczywiście, bo znając jego...- nie dokończył. Nie czas teraz na wypominanie Wymoczkowi jego braku waleczności. – Ci, których wybierze mój przyjaciel, Nestor, będą cię strzegli. Jesteś bezpieczna, kochanie.

- A ty? Kto obroni ciebie? – dłoń Sonyi ścisnęła jego, aż zabolała go ręka. Nie cofnął jej jednak, tylko oddał uścisk.

- Nie będę tam sam. Ufam, że wśród ludzi Nestora znajdzie się ktoś, kto obroni mój chudy tyłek w razie potrzeby – próbował się uśmiechnąć. – Muszę już iść...Pamiętaj, że cię kocham.

Przytulił ją mocno, trzymając w ramionach przez dobrą chwilę, a potem pocałował namiętnie, by słodki smak jej ust prowadził go poprzez zniszczenie i śmierć aż do bezpiecznego powrotu. Do niej, dla niej.

To było męczące, kiedy się na to decydował, sam nie wiedział jak bardzo. Przedzieranie się przez krzaki, czołganie w śniegu i błocie, staranie się, aby przeciwnicy go nie zauważyli. Tak wyglądała walka, prawdziwa wojna – bo tak należało nazwać to, co działo się na wyspie Nestora Villanuevy. Krew, rzeki krwi płynące ze wszystkich stron, trupy i latające w powietrzu nie tylko kule, ale i również przekleństwa – to wszystko otaczało Ricardo Rodrigueza i nie pozwalało mu zapomnieć, że...

...sam to spowodował. Ale na żal i wyrzuty sumienia przyjdzie czas później. Teraz pragnął jedynie dojrzeć ojca, spojrzeć mu w oczy i powstrzymać, zatrzymywać za wszelką cenę mordowanie przyjaciół. Wiedział, że spojrzenie w oczy możliwe nie będzie, że jeżeli się spotkają, to jako wrogowie i jeden zastrzeli drugiego, ale jednego był pewien – to się musi skończyć. Albo śmiercią Diego, albo jego własną.

Miał pełno ran na rękach, śladów zadanych mu przez gałęzie, brud czernił mu się na nich, dłonie bolały od ściskania broni, serce piekło od tego, co musiał czynić – strzelać do innych ludzi. Nigdy nie był mordercą, wahałby się zabić nawet we własnej obronie. Sytuacja zmieniała się jednak, kiedy chodziło o Sonyę – a przecież dziś tak właśnie było. Jeśli nie wygrają tej potyczki, ona będzie zagrożona, starszy Rodriguez na pewno jej nie oszczędzi. Więcej nawet, skrzywdzi ją chociażby tylko po to, aby dopiec synowi.

Ricardo zadrżał na samą myśl, co ojciec może zrobić jego ukochanej dziewczynie. Chwycił mocniej pistolet i pozbawił życia kolejnego najemnika wysłanego na tą wyspę, aby zniszczyć Nestora Villanuevę. Nie mógł – i nie powinien – zastanawiać się, czy zabity miał rodzinę, dzieci. Jeżeli się choć przez moment zawaha, nici z obrony rezydencji.

Sekundę później sam oberwał. Pocisk przeszył mu lewę ramię, trysnęła krew. Czerwony strumień rozlał mu się na granatową kurtkę, ale Rodriguez nie zwrócił na to większej uwagi. Czuł ból, a jakże i to spory, ale zagryzł zęby i ruszył dalej.

Tuż obok niego Nestor robił to samo. Villanueva nie był ranny – jak na razie – i sam mordował z iście przerażającą precyzją. Kiedy usłyszał syk cierpienia przyjaciela, spojrzał na Ricardo, zorientował się, że tamtemu nic poważniejszego się nie stało i odwrócił wzrok z powrotem w kierunku pola bitwy. Nie miał pojęcia, jak to się dzieje, ale jego ludzi po prostu masakrowano. Stronnicy Diego zbliżali się coraz bardziej do rezydencji i wydawało się, że niedługo ją zdobędą.

Harper starał się, jak mógł. Sam miał pewne problemy z utrzymaniem się na nogach, bo kule rozerwały mu rękawy, nogawki od spodni i kawałek kurtki, ale trzymał się dzielnie. Zalany krwią – jeden z pocisków drasnął go w głowę, powodując nieznośny ból – brnął do przodu, aby bronić i chronić, mając dziwne przeczucie, że dziś jego życie się skończy. I to dosyć gwałtownie. Dziwiło go co prawda to, że atakujący należą do bandy jakiegoś podrzędnego Diego, a nie do Fernando Ramireza, ale pasowało mu to. Po pierwsze, chociaż wiedział, gdzie znajduje się wyspa – w końcu to na niej pracował – to wolałby nie wyznawać tego starszemu Ramirezowi. Już i tak musiał zawieźć tutaj jego syna, Daniela. A poza tym nie chciał śmierci Nestora. Związał się z Ramirezem, tym starszym, po coś zupełnie innego, aby zemścić się na nim za rozdzielenie go z Sandrą Perez. Tak samo wcale nie miał ochoty pomagać nikomu w zamordowaniu Ricardo Rodrigueza. Po pierwsze, wcale go nie znał i tamten nie miał możliwości zaleźć mu za skórę. Po drugie, byłaby to zdrada względem Villanuevy, a tego zrobić nie zamierzał. Po trzecie, facet mu zaimponował, kiedy zwrócił się z prośbą o broń do swojego gospodarza. I było też po czwarte – coś tam niecoś słyszał o historii jego i Sonyi Santa Maria i było mu dziewczyny po prostu żal. Zasługiwała na szczęście, a nie na opłakiwanie kochanej osoby...Wystarczyło, że robił to już on, Harper. To ten ból, to cierpienie, tak naprawdę stworzyło Ciszę, to, kim Harper był dzisiaj. To właśnie utrata Sandry przemieniła go w El Silencio.

Powtarzanie w kółko "Nic mu nie będzie, nic mu nie będzie" i siedzenie z rękami założonymi wokoło kolan mało pomagało Sonyi Sonta Maria. Praktycznie nie działało w ogóle, ale musiała sobie jakoś radzić z wciąż rosnącym i gryzącym jej duszę niepokojem o Ricardo. To, że Daniel Ramirez usiadł w końcu na jedynym w pokoju krześle i dotknął jej ręką - na więcej się nie odważył - wcale jej nie obchodziło. Odgłosy walki docierały aż tutaj, przerażając ją do szpiku kości.

- On przeżyje - mruknął cicho syn Fernando, trochę do niej, trochę do samego siebie. - Jest jak kot, spada na cztery łapy, zobaczysz, że z łatwością wyjdzie z tego cało.

- Ty pewnie chciałbyś, żeby umarł.

- Nieprawda! - zaprotestował chłopak, nieco zbyt szybko i zbyt gwałtownie. Co prawda ewentualna śmierć Rodrigueza dużo by mu ułatwiła, ale...nie, nie życzył mu śmierci. Przyleciał tu nie po to, aby go zabijać, owszem, miał zamiar spróbować rozdzielić go z Sonyą, ale pozbawiać go życia - nie, nie było o tym mowy. Poza tym, chcąc nie chcąc musiał udawać przed ojcem chęć dokonania morderstwa na Ricardo, inaczej sam zostałby zabity. Nie mógł jednakże podzielić się prawdą z Ciszą, nie miał pojęcia, że tak naprawdę żaden z nich mordować Rodrigueza nie chce. Nagle zaświtała mu w głowie pewna myśl - a jakby tak wyjawić wszystkim, Sonyi, Nestorowi, komu tylko się da, że El Silencio jest zdrajcą, że pracuje dla Fernando, że przylecieli tu w celu morderstwa? Zdobyłby wtedy zaufanie ich wszystkich i pomogłoby mu to zbliżyć się do córki Santa Marii. Tyle, że wtedy zrobiłby sobie wroga w osobie Harpera, a wiedział, że to nie byłoby zbyt mądre.

- Na pewno ubzdurało ci się, że jeżeli tu przyjedziesz, a jemu coś się stanie, to ja będę z tobą. Daniel, przestań! - odsunęła się gwałtownie, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że on ją w ogóle dotyka. - Może jestem ślepa, ale czucie jeszcze mam w porządku i nie życzę sobie, żebyś mnie gładził po ręce! I...gdziekolwiek indziej! - dodała, tak na wszelki wypadek.

- Wiem, że nigdy mnie nie pokochasz. - Chłopak posłusznie się odsunął. I wcale nie przyjechałem po to, aby kogoś skrzywdzić, wręcz przeciwnie. Sonyu...Ja raczej chcę was ostrzec i to nie tylko przed moim ojcem, on..

Już, już miał na końcu języka to ostateczne wyznanie. W końcu dziewczyna umie chyba dotrzymać tajemnicy i nie wsypie go przed Ciszą?

...- on mi obiecał, że pomoże mi się z tobą związać - wyrzekł w końcu. - To w tym celu kazał swojemu współpracownikowi, niejakiemu Harperowi, przywieźć mnie tutaj razem z fiolką, w której znajduje się trucizna. Sonyu...ja...miałem zabić Ricardo. Gdybym się nie zgodził, sam bym zginął. Mój ojciec doskonale wie, że tu jestem, wysłał mnie i Ciszę, abyśmy...

-Co? Co ty mówisz? Uważasz, że Harper jest przeciwko mojemu narzeczonemu? Że...spiskuje z twoim ojcem, że jest wrogiem Nestora i Ricardo? Nie! To nieprawda, nie wierzę ci!

Coś w jej sercu mówiło jej jednak, że Daniel może mieć rację.

- Jest tak, jak ci powiedziałem - westchnął chłopak. - Pamiętasz, jak Ricardo zapytał się mnie, jaki cudem tu trafiłem? To już teraz wiesz. Nie mogłem mu powiedzieć prawdy, bo Cisza tu był. Ale ciebie...ciebie, Sonyu, skłamać bym nie potrafił. Harper ma tą fiolkę przy sobie, cały czas ją nosi. Nie mogłem to być ja, bo mnie przecież by od razu przeszukano - tak zresztą zrobiono, jak się tu zjawiłem. A jemu wszyscy ufają.

- Ale...oni wszyscy tam pojechali...Cisza jest z moim Ricardo...co, jeśli coś mu zrobi...jeśli...zastrzeli go tam, niby przypadkowo?! - córka Santa Marii już uwierzyła Danielowi. Nie miała pojęcia, że El Silencio, tak samo, jak syn Fernando, nie ma wcale zamiaru zabijać jej przyjaciela.

- Albo jego, albo nawet samego Nestora, nie jestem pewien, czy ojciec nie kazał mu czegoś więcej - zwiesił głowę chłopak. Bał się potwornie, wiedział, że tym wyznaniem zyskał wroga w osobie chodzącego na czarno człowieka. Być może jednak zaskarbił sobie dozgonną wdzięczność Sonyi, było więc z całą pewnością warto podjąć takie ryzyko.

- Jedź tam! Jedź tam i chroń ich obu! - tym razem to ona chwyciła go za rękę.

- Nie mogę - pokręcił głową. - Choćbym nawet bardzo chciał. Nikt mi nie da broni, nie ufają mi aż do tego stopnia.

- Musimy ich ostrzec. Zawołaj kogoś - mówiła prawie bez tchu. - Niech jeden z jego ludzi zadzwoni do Villanuevy...Użyje krótkofalówek, czy czego oni tam mają. Jak nikt nic nie zrobi, sama tam pojadę i...

- Przestań. Na pewno nie mają ze sobą takiego sprzętu na polu bitwy. Sama też nigdzie się nie wybierzesz, bo ich nie znajdziesz. A jeśli już, to zginiesz, zanim otworzysz usta. Jedyne, co nam pozostaje, to modlić się za nich.

Modlenie się było właśnie tym, co Rodriguez w tym momencie rozpoczął. Nie była to jednak modlitwa skierowana do Boga, tylko do jego własnego pistoletu. Broń zacięła mu się i po prostu nagle przestała strzelać, czyniąc go praktycznie całkowicie bezbronnym. Miał, owszem, inny pistolet, ten, który dostał tuż przy wyjściu z pokoju, gdzie leżała Sonya, ale tamten najzwyczajniej w świecie zgubił. Jak na ironię, egzemplarz trzymany wciąż w ręce był tym, który jeszcze nigdy przedtem nie zawiódł Nestora Villanuevy. Jak widać, do Ricardo ta broń nie miała aż tak ciepłych uczuć i zawiodła go w samym środku wymiany ognia.

Szarpał się z nią jeszcze przez dłuższą chwilę, starając się, aby żaden z pocisków przelatujących mu nad głową w niego nie trafił. Jęki umierających wokoło ludzi nie pozwalały mu się skupić, ale musiał się na nie uodpornić, o ile sam nie chciał zginąć. W końcu udało mu się odblokować pistolet...

...tylko po to, by tuż przed swoim nosem zobaczyć mierzącego prosto w niego Diego. Było już za późno, żeby oddać strzał, Ricardo nie zdążyłby nawet głębiej odetchnąć, a już byłby martwy. Jego ojciec uśmiechnął się szeroko i nacisnął swój spust.

Daniel Ramirez z radością stwierdził, że Sonya wciąż trzyma go za rękę, kiedy szeptała słowa modlitwy, prosząc, błagając Boga o zlitowanie nad jej ukochanym Ricardo i uratowanie go przed armią jego własnego ojca. Nie chciał za bardzo się do niej przysuwać, bał się, że znowu go odepchnie, ale stało się inaczej. Tuż po zakończeniu modlitwy zwróciła się do niego z takimi słowami:

- Ja...dziękuję ci bardzo za to, co zrobiłeś. Że nas ostrzegłeś. Co prawda powinieneś to zrobić dużo wcześniej, ale i tak to doceniam. Nie wiem, jak wyglądasz po tym, jak potraktował cię ojciec, bo cię nie widzę, ale domyślam się, że...nie był zbyt miły. A ja doskonale wiem, co to znaczy zostać pobitym...Mario Messi, on...- przełknęła ślinę i kontynuowała. - Znęcał się nade mną, biczował mnie. A to tobie zrobił to własny ojciec...

I stał się cud. Sonya podniosła drugą rękę i pogładziła chłopaka po obolałym i wciąż spuchniętym policzku. Wtulił się w ten dotyk tak bardzo, jakby obiecała mu coś więcej, niż tylko tą drobną pieszczotę. Nie przestawała go gładzić, jakby próbując złagodzić ból spowodowany tym, co przeżył w niewoli u Fernando Ramireza.

Człowiek, który skatował własnego syna, uśmiechał się sam do siebie. Oczywiście wiedział o tym, że Diego Rodriguez udał się na wyspę. Tak, jego ludzie byli wszędzie i donieśli mu, że jakiś nic nie znaczący facet, który ma przy sobie zaledwie kilku innych, podobnych mu zapaleńców i skromny dostęp do paru sztuk broni palnej, ma zamiar wybrać się gdzieś na odludzie i odstrzelić tyłek synowi Cataliny. A przy okazji temu, kto mu tak bardzo pomaga, czyli Nestorowi Villanueva. Fernando nie zamierzał mordować gangstera...osobiście. Ale jeśli ktoś zupełnie nie związany ani z nim, ani z Eugenią zrobi to za niego - dlaczego nie? To właśnie w tym celu pociągnął za kilka sznurków i sprawił, że do misji Diego zgłosiło się więcej mężczyzn, niż tamten kiedykolwiek miał pod swoimi rozkazami, dużo lepiej wyszkolonych i wyposażonych. Nie, Fernando nie pytał o żaden adres wyspy, nadal go to nie obchodziło. On tylko anonimowo zasugerował komu trzeba, że pomoc starszemu Rodriguezowi może się bardzo, ale to bardzo opłacić. W tym momencie działały równocześnie dwa plany Ramireza - jeden był tym, który zakładał zabicie Ricardo dzięki truciźnie, jaką zabrali ze sobą Cisza i Daniel. Drugi to ten, gdzie Diego zdobywa wyspę i rezydencję Nestora, obławiając się przy tym, jak tylko się da. Łupy z początku trafiają do niego...Dopiero potem Fernando upomniałby się o swoje, wyjawiając, dzięki komu napad się udał.

Bo że się uda, mąż Eugenii nie miał najmniejszych wątpliwości. Może Diego był idiotą, ale powinien sobie poradzić z dowodzeniem małym batalionem, jaki nagle spadł mu z nieba. Nawet, jeśli w jego skład wchodził śmigłowiec.

Ten sam, który właśnie zataczał koła nad samą rezydencją Nestora Villanuevy, gotowy zniszczyć cały budynek i pogrzebać znajdujących się w nim ludzi. Jakąś niecałą minutę temu jego pilot rozpoczął ostrzał.

Koniec odcinka 250
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mina107
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 3548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 14:48:56 01-05-14    Temat postu:

mój email: [link widoczny dla zalogowanych]

Dzięki :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:29:37 01-05-14    Temat postu:

Mailik wysłany .

To ja dziękuję, bardzo mi miło, że zyskałam nowego Czytelnika .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mina107
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 3548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 0:28:40 03-05-14    Temat postu:

No cóż... sama jestem na siebie wściekła, ale bywa... ja mam bardzo denerwujący ( i mnie i innych) zwyczaj zaglądania na koniec... ale chwila.

Aktualnie jestem na 722 stronie w Wordzie i do końca jeszcze kawałek... ciekawa jestem jak wiele się jeszcze wydarzy... Zdecydowanie moją ulubioną postacią jest (a może była - bo znam już ostatnie odcinki, aczkolwiek tu tyle osób zmartwychwstaje ( też chyba, bo nie do końca pamiętam) że nie tracę nadziei) Andrea... nie potrafię jej rozgryźć. Z jednej strony jest milutka, słodziutka i na początku taka niewinna. Z drugiej strony zaskakuje mnie bezprzerwy... nie był dla mnie zaskoczeniem romans, a później ślub z Raulem... ani to że zdradziła męża od razu z Carlosem - tego się po niej spodziewałam... zaskoczyła mnie konsekwencją z jaką nie cierpi Ricarda... A po za tym to uwodzenie Fracesca... serio?! Kiedy Carlos siedział więzieniu! Chociaż z drugiej strony ja to brałam jako wymysł chorego psychicznie człowieka, który ma urojenia... zdziwiła mnie jej reakcja jak zobaczyła ukochanego na wolności... mało entuzjazmu okazała.

Do grona moich ulubionych postaci na pewno zaliczyć mogę też doktora Victora, szkoda, że się tak stoczył, bo całkiem fajny gościu z niego był... cieszę się że nie spiknął się z Virginią (przynajmniej jak na razie), bo babka strasznie działała mi na nerwy - z resztą jak wszystkie takie ofiary losu co nie potrafią się wziąć w garść i załatwić sprawy raz, a porządnie...

Nie lubię też Antonia... swoją drogą ma facet szczęście... umyka i umyka - w sumie jak dla mnie on zawsze spada na cztery łapy... Szczerze mało poznałam jego charakter, ale dla mnie o niebo ciekawszą personą jest Santa Maria i trochę nie dziwię się Jessice, że miała z nim romansik...

Och... teraz poleciałam dalej i jednak jak do tej pory Carlos był całkiem rozsądny, ale Monica... serio?!

Oj proszę Cię ładnie przywróć do życia Andreę i zgotuj Moniczce jakąś o bolesną śmierć... ja wiem że Andrea nie zawsze była w porządku... ale zdecydowanie to najlepsza postać tutaj
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 9:39:42 05-05-14    Temat postu:

mina107 napisał:
No cóż... sama jestem na siebie wściekła, ale bywa... ja mam bardzo denerwujący ( i mnie i innych) zwyczaj zaglądania na koniec... ale chwila.


I psujesz sobie przyjemność ;P. Ale mnie też trudno jeszcze czasem powstrzymać przez tym, żeby gdzieś tam nie zajrzeć, szczególnie, jeśli chodzi o moje ulubione seriale TV (zwłaszcza jeden) i dowiedzieć się, co się stanie z moją ukochaną postacią.

mina107 napisał:
Aktualnie jestem na 722 stronie w Wordzie i do końca jeszcze kawałek... ciekawa jestem jak wiele się jeszcze wydarzy... Zdecydowanie moją ulubioną postacią jest (a może była - bo znam już ostatnie odcinki, aczkolwiek tu tyle osób zmartwychwstaje ( też chyba, bo nie do końca pamiętam) że nie tracę nadziei) Andrea... nie potrafię jej rozgryźć. Z jednej strony jest milutka, słodziutka i na początku taka niewinna. Z drugiej strony zaskakuje mnie bezprzerwy... nie był dla mnie zaskoczeniem romans, a później ślub z Raulem... ani to że zdradziła męża od razu z Carlosem - tego się po niej spodziewałam... zaskoczyła mnie konsekwencją z jaką nie cierpi Ricarda... A po za tym to uwodzenie Fracesca... serio?! Kiedy Carlos siedział więzieniu! Chociaż z drugiej strony ja to brałam jako wymysł chorego psychicznie człowieka, który ma urojenia... zdziwiła mnie jej reakcja jak zobaczyła ukochanego na wolności... mało entuzjazmu okazała.


Do końca pierwszej temporady, jak rozumiem? . Bo wysłałam Ci dwa pliki, w tym drugim są kolejne odcinki .

Yyyy...kilka osób zmartwychwstaje, to prawda, ale na palcach jednej ręki by ich można policzyć . Andrea się zmieniła po tym, jak Felipe i Viviana ją rozdzielili z Carlosem na samym początku telki, a potem, to już jej tak jakoś weszło w krew . I ukazały się jej pewne uprzedzenia, jak na przykład szczera antypatia do Ricardo (babka nietolerancyjna jest . A właśnie, jak Ci się podoba postać Rodrigueza, bo go tu prawie wszyscy uwielbiają? . Ciekawa jestem, czy też go choć trochę lubisz, bo w końcu w pewnym momencie stał się moim protkiem (ale nie musisz, oczywiście!). Nie...Francisco akurat nic nie wymyślał...On sam był zaskoczony i zniesmaczony tym, co ona robi .

mina107 napisał:
Do grona moich ulubionych postaci na pewno zaliczyć mogę też doktora Victora, szkoda, że się tak stoczył, bo całkiem fajny gościu z niego był... cieszę się że nie spiknął się z Virginią (przynajmniej jak na razie), bo babka strasznie działała mi na nerwy - z resztą jak wszystkie takie ofiary losu co nie potrafią się wziąć w garść i załatwić sprawy raz, a porządnie...


O Victorze będzie jeszcze sporo i powyklinasz na niego jeszcze troszeczkę...oj, tak .

mina107 napisał:
Nie lubię też Antonia... swoją drogą ma facet szczęście... umyka i umyka - w sumie jak dla mnie on zawsze spada na cztery łapy... Szczerze mało poznałam jego charakter, ale dla mnie o niebo ciekawszą personą jest Santa Maria i trochę nie dziwię się Jessice, że miała z nim romansik...


Antonio nie za bardzo potrafił się odnaleźć w nowym świecie, w sumie nie tak bardzo nowym, bo przez pewien czas miał i pieniądze i firmę i wszystko, ale z drugiej strony...kto daje się tak przerobić, jak on?

mina107 napisał:
Och... teraz poleciałam dalej i jednak jak do tej pory Carlos był całkiem rozsądny, ale Monica... serio?!


Ano Monica .

mina107 napisał:
Oj proszę Cię ładnie przywróć do życia Andreę i zgotuj Moniczce jakąś o bolesną śmierć... ja wiem że Andrea nie zawsze była w porządku... ale zdecydowanie to najlepsza postać tutaj


Wszyscy mnie tutaj prosili, żebym zabiła Andreę (co zresztą zrobiłam...między innymi dlatego, że przestała mi pasować do ogólnego konceptu, a i potrzebowałam swego rodzaju katalizatora dla postaci Carlosa - po co - sama zobaczysz - i jak na razie nie mam w planach jej przywracania - zresztą trudne by to trochę było, patrząc na to, jak umarła. Ale zaraz...Ty wiesz o jej śmierci, bo zajrzałaś pod koniec plików, czy po prostu tak szybko czytasz?


Ostatnio zmieniony przez BlackFalcon dnia 9:48:04 05-05-14, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mina107
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 3548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:40:52 08-05-14    Temat postu:

Mam praktycznie przeczytane całość... z małymi przerwami ale całe...

Co do Rodrigueza to cóż widać się wyłamię (widzę nie pierwszy raz, bo Andreę bardzo lubiłam) bo nie to że go jakoś bardzo nie lubię... po prostu nie pałam do niego sympatią.

I
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackFalcon
Arcymistrz
Arcymistrz


Dołączył: 08 Lip 2007
Posty: 23531
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdziekolwiek Ty jesteś...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 8:27:49 09-05-14    Temat postu:

Z małymi przerwami? . Czy to znaczy, że omijałaś jakieś odcinki? Musiały być strasznie nudne .

Jak ktoś się wyłamuje, to jest fajnie, bo jest ciekawiej . Ale muszę Cię zmartwić...bo on, jak już pewnie wiesz, jest teraz moim protkiem...Czy to znaczy, że nie będziesz dalej czytać? . Oczywiście, o Carlosie też coś będzie (właśnie piszę jego scenkę w 252), ale nie tak dużo, jak o Ricardo. Chociaż...też wcale nie tak mało.

Za to, co zrobiłam z Ricardo w odcinku, którego jeszcze nie znasz, jego fani mnie zabiją...ale co tam .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 130, 131, 132 ... 155, 156, 157  Następny
Strona 131 z 157

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin