Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Una historia escrita despues de la muerte....
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 17:41:14 13-07-07    Temat postu:

odc. 22
Powrót do codzienności nie był zbyt miły. Nie chciało mi się wracać po powrocie z Cancun do pracy. Myślami ciągle byłam tam, w Cancun…
- Opowiadaj o wszystkim – w kuchni dorwały mnie koleżanki – Dobrze się bawiłaś?
- Było cudownie – rozmarzyłam się – Najchętniej wcale bym nie wracała. Opowiadajcie jednak, co u was. Stęskniłam się – dostrzegłam szelmowski uśmiech na ustach Natalii, wiedziałam, że to może znaczyć tylko jedno – Znowu się zakochałaś?
- A jak. Spotkałam mężczyznę mojego życia – zabrzmiało to jakoś dziwnie znajomo.
- Kim jest ten szczęśliwy wybranek?
- Ma na imię Pedro. Jest cudowny… - rozmarzyła się.
- Jak go poznałaś?
- W sobotę wpadliśmy na siebie w supermarkecie.
- Wpadliście na siebie? – zdziwiłam się.
- Tak. Pedrito pracuje w reklamie. To znaczy reklamował ketchup.
- Reklamował ketchup?
- Był przebrany. Strój mu się trochę przekręcił i mnie nie zauważył. Cały ketchup wylądował na mnie.
- Za co był przebrany – zapytałam, widząc rozbawienie na twarzy Cataliny i Mai.
- Za hot doga.
- Za hot doga? – wszystkie trzy parsknęłyśmy śmiechem.
- Nie śmiejcie się. To było bardzo romantyczne.
- Tak – roześmiała się Catalina –wpaść na chodzącego hot doga, to jest baaardzo romantyczne – chciała jeszcze coś dodać, ale w tej samej chwili do środka wszedł Santiago.
- Witam moje piękne panie – uśmiech nie schodził z jego ust – Jak samopoczucie?
- Nasze dobre – odpowiedziała Maja - ale chyba nie tak dobre jak twoje?
- Nie zaprzeczam, jestem w świetnym nastroju. Ten wyjazd doskonale na mnie wpłynął – spojrzał na mnie znacząco. Następnie zalał sobie kawę i wyszedł.
- Wow – niemal jednocześnie westchnęły dziewczyny – Dawno nie widziałam go równie zadowolonego – Marino opowiadaj, co się działo w Cancun?
- Nic się nie działo – odpowiedziałam zakłopotana- Zupełnie nic. A teraz muszę uciekać. Pogadamy później, bo Mariana na mnie czeka.
***
Tydzień minął tak szybko. Kolejny tydzień mojego….życia. Właściwie przepustki od wieczności. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zwracałam uwagi na upływ czasu. Niemal co chwilę spoglądałam na zegarek, zupełnie nie rozumiejąc po co. Zachowywałam się tak, jakbym chciała wstrzymać wskazówki zegara, a to było przecież niemożliwe. Przyglądałam się Carlottcie. Tak ślicznie wyglądała. Promieniała szczęściem. Tak bardzo jej zazdrościłam, szczególnie tego, że pod jej sercem rośnie nowe życie. Mi nigdy nie będzie to dane. Tak bardzo chciałabym mieć dziecko razem z Santiago, ale to jest niemożliwe…
Rozległo się pukanie do drzwi – To pewnie Abelardo zapomniał kluczy! – Carlotta ruszyła, aby mu otworzyć. Po chwili okazało się jednak, że to nie on. Stanął przed nami mężczyzna, bardzo elegancki i przystojny. Nie mógł mieć więcej niż pięćdziesiąt lat.
- Dzień dobry. Nazywam się Antonio Montero, czy zastałem Abelardo? – zapytał.
- Nie. Mąż jeszcze nie wrócił z pracy.
- Jesteś żoną Abelardo? – mężczyzna przyjrzał jej się uważnie.
- Tak. A pan? Skąd pan zna mojego męża?
- Jestem jego ojcem.
- Ojcem? – Carlotta była zszokowana – przecież ojciec Abelardo nie żyje…- nic z tego nie rozumiała.
- Mój syn ciebie okłamał. Jego ojciec żyje i ma się świetnie – uśmiechnął się mężczyzna.
- Abelardo by mnie nie okłamał – stwierdziła Carlotta pewnie. W tej samej chwili do pensjonatu wrócił Abelardo. Spojrzał zszokowany na mężczyznę. Przyglądał mu się dłuższą chwilę, aż w końcu wyszeptał – Co ty tu robisz draniu?
- Przyjechałem, żeby odnaleźć syna. Zobaczyć jak mu się wiedzie.
- Spóźniłeś się. Spóźniłeś się o wiele lat.
- Porozmawiajmy. Mam ci tyle do powiedzenia – nalegał Antonio – Pozwolisz mi wejść? – Abelardo uczynił to niechętnie – A więc tu mieszkasz razem ze swoją żoną. A ta młoda dama? – skierował na mnie swój wzrok.
- To nasza przyjaciółka. Także mieszka w tym pensjonacie – wyjaśnił Abelardo.
- Nazywam się Marina Suarez – przedstawiłam się.
- Bardzo mi milo Marino. Właściwie nie wiem też jak ty masz na imię, moja droga – zwrócił się do Carlotty.
- A niby skąd miałbyś wiedzieć? – oburzył się Abelardo. Ja sama chciałam się dyskretnie ulotnić, jednak Carlotta przytrzymała mnie za rękę. Doszłam do wniosku, że czuje się zakłopotana i potrzebuje wsparcia.
- Nazywam się Carlotta. Nie miałam pojęcia, że mam teścia – przemówiła z żalem spoglądając na męża.
- Bo go nie masz. Mój ojciec zmarł kilka lat temu – odparł Abelardo.
- Ojczym – poprawił go Antonio – Twój ojciec żyje.
- Nie jesteś moim ojcem. Przestałeś nim być, kiedy opuściłeś moją matkę i mnie. Nigdy się nami nie interesowałeś.
- Twoja matka szybko znalazła sobie pocieszyciela, a ty traktowałeś go jak ojca. Wykreśliłeś mnie ze swojego życia.
- Nigdy o to nie zabiegałeś. Przysyłałeś prezenty na Boże Narodzenie i dzwoniłeś raz w roku w moje urodziny. Wspaniały ojciec. Przyznaj, że założyłeś nową rodzinę i ja przestałem cię interesować. Po co teraz przychodzisz? Znudziło ci się życie u boku żony i nowego syna?
- Juliana i Juan Antonio…. – twarz mężczyzny pobladła – oni nie żyją. Zabiłem ich.
- Co takiego? – Abelardo był przerażony.
- Wracaliśmy z wakacji. Ja prowadziłem. Chyba przysnąłem za kierownicą i…To był koszmar. Próbowałem ominąć samochód, który nadjeżdżał z naprzeciwka, uderzyłem w drzewo. Juliana zginęła na miejscu. Twój brat walczył o życie w szpitalu przez tydzień. Tylko ja przeżyłem. Nie wiem, dlaczego. To ja powinienem był zginąć.
- Proszę tu usiąść – wskazałam mu miejsce na kanapie, nie wyglądał za dobrze. Bałam się, że coś może mu się stać.
- Proszę to wypić – Carlotta przyniosła mu szklankę wody.
- Przykro mi – wyszeptał Abelardo – Nawet nie miałem okazji poznać brata.
- On bardzo o tym marzył. Stale prosił, żebyśmy do ciebie przyjechali. To był wspaniały chłopak. Świetnie się uczył i osiągał sukcesy w sporcie.
- Dlaczego teraz? Po co teraz przyjeżdżasz?
- Pewnie dlatego, że się starzeję i jestem zupełnie sam. Straciłem syna i zrozumiałem, że nie mogę tak żyć. Mam syna, którego wcale nie znam. Nie wiem, na jakiego wyrósł człowieka. Nie znam mojej synowej. Dasz mi szansę, żeby to zmienić? Pozwolisz, żebyśmy się poznali i może z czasem coś dla siebie znaczyli, synu? – spoglądał na niego z nadzieją.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kyrtap1993
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 07 Lip 2007
Posty: 5336
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mikołów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 18:50:32 13-07-07    Temat postu:

Natalia ma nowego chłopaka... ciekawe na jak długo Teraz szczęśliwcem okazał się Ketchup No i ojciec Abelarda... to musiał być szok
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:14:15 15-07-07    Temat postu:

odc. 23

Następnego dnia rano, siedziałyśmy z Carlottą przed pensjonatem. Po chwili zajechał wóz Andrei. Szła w naszą stronę jak zawsze elegancka. Muszę przyznać, że bardzo ją polubiłam. Mocno się zżyłyśmy.
- Cześć dziewczyny – ucałowała nas obie – Przywiozłam ciasto do kawy. Nie ma to jak niedzielne przedpołudnie. W następny weekend koniecznie musicie przyjechać do mnie. Usiądziemy przy basenie i…A gdzie Abelardo?
- Pojechał na próbę.
- Dzisiaj?
- Tak. Chyba chciał sobie coś przemyśleć w samotności. Jest trochę rozbity…
- Dlaczego? Coś się stało?
- Wczoraj przyjechał do nas jego ojciec.
- Myślałam, ze jego ojciec nie żyje – zdziwiła się Andrea.
- To był jego ojczym. Jego prawdziwy ojciec żyje i próbuje odnowić z nim kontakt.
- Kim on jest? – Andrea chciała wiedzieć wszystko, co dotyczyło jej zięcia.
- Nazywa się Antonio Montero. Opuścił matkę Abelardo, gdy ten był bardzo mały. Prawie się nie kontaktowali. Ożenił się ponownie i miał syna. Jego żona i dziecko zginęli w wypadku w zeszłym roku.
- Antonio Montero. Wypadek… - Andrea usilnie o czymś myślała. To zbieg okoliczności. Miałam przyjaciółkę. Nazywała się Juliana Montero. Jej mężem był Antonio Montero. Też zginęła w wypadku. Wracała z mężem i synem z wakacji.
- To właśnie oni – odparła Carlotta.
- To nie mogą być oni – roześmiała się Andrea – Mąż mojej przyjaciółki był bogatym armatorem. Właścicielem kilku statków. To multimiliarder.
- Możliwe. Przyjechał najnowszym modelem Mercedesa. Wyglądał na zamożnego człowieka. Wspominał coś o domu w Miami.
- To niemożliwe! – na policzkach Andrei pojawiły się wypieki – Moja córka jest synową Antonio Montero! Koniecznie musicie wpaść z twoim teściem na obiad. Moje koleżanki nie uwierzą, gdy im o tym powiem…
- Spokojnie mamo, nie ekscytuj się tak – Carlottę rozbawiło zachowanie matki.
Przyglądałam się im z rozbawieniem. Andrea jeszcze miesiąc temu nie chciała znać swojego zięcia i nie widywała córki. Teraz szalała z radości, że to właśnie Abelardo okazał się jej zięciem. Trzeba było jednak przyznać, że bardzo się zmieniła od tamtego czasu. Odkąd odzyskała córkę, była szczęśliwa. Stale mówiła o mającym się narodzić wnuku. Jej stosunki z Abelardo też uległy znaczącej poprawie. Właściwie można powiedzieć, że się zaprzyjaźnili. Pozostawał jeszcze tylko jeden problem. Jej twarz spochmurniała, kiedy w drzwiach pensjonatu pojawił się Santiago.
- Cześć mamo. Nie wiedziałem, ze tu będziesz – niepewnie pocałował ją na przywitanie.
- Ale jestem. I musimy poważnie porozmawiać – spojrzała na niego ze złością.
- Pewnie już się dowiedziałaś.
- Tak. Ana Karina była u mnie. Podobno złożyłeś wniosek o rozwód i wyprowadziłeś się z ich domu – była wściekła. Ja sama spojrzałam na niego z niedowierzaniem i radością jednocześnie. Nic mi o tym jeszcze nie powiedział.
- Tak. Czas zakończyć tę farsę. To małżeństwo było jedną wielką pomyłką i wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę – był stanowczy.
- Emperatriz jest wściekła. Możesz stracić pracę – Andrea nie zamierzała ustąpić.
- Dobrze wiesz, jaką pozycję w firmie ma Emperatriz, ona nic nie może.
- Jest vice prezesem –protestowała dalej Andrea.
- Tylko dlatego, że Mariana się nad nią zlitowała. To Mariana jest właścicielką całego majątku, Emperatriz nie ma nic – to, co powiedział Santi bardzo mnie zaskoczyło. Emperatriz nie miała nic, natomiast Mariana była właścicielką całego majątku – Dobrze wiesz, że rodzice Emperatriz w żaden sposób jej nie zabezpieczyli. Stracili cały majątek. To Mariana jest właścicielką większości gazety i połowy domu. Większość majątku należy do niej. Pozostała część jest w rękach pani Francesci. Emperatriz zawsze rozpuszczała Anę Karinę, ale to Mariana jest jej matką i w pełni popiera moją decyzję. Sama stwierdziła, że rozwód jest w tej sytuacji najrozsądniejszym wyjściem. A teraz wybacz mamo, ale nie zamierzam kontynuować tej kłótni. Chciałem zabrać moją siostrę, szwagra i Marinę na wycieczkę. Nie zamierzam marnować niedzieli. Carlitos jest ze mną, czeka w samochodzie. Jedziecie? – szybko uciął temat.
- Wybacz braciszku, ale ja nie mam dziś nastroju. Wczoraj coś się wydarzyło i wolałabym poczekać w domu na Abelardo – wytłumaczyła się Carlotta.
- Coś się stało? – przestraszył się.
- Marina na pewno chętnie z wami pojedzie i wszystko ci opowie – uśmiechnęła się w moją stronę. Byłam jej wdzięczna za tę sugestię. Już myślałam, że nici ze wspólnego popołudnia z Santiago.
- Więc jak Marino, idziemy?
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kyrtap1993
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 07 Lip 2007
Posty: 5336
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mikołów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 9:34:39 16-07-07    Temat postu:

Andrea happy, że jej zięć jest synem Antonio
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 13:12:54 19-07-07    Temat postu:

odc. 24

- Cześć Marina – mały Carlitos rzucił mi się na szyję – A gdzie Carlotta i Abelardo?
- Nie mogli jechać – wyjaśniłam, wygodnie usadawiając się w samochodzie obok Carlitosa. Uwielbiałam przebywać z tym malcem.
- Fajnie, że ty z nami pojedziesz – był podekscytowany.
- A dokąd mnie zabieracie?
- To tajemnica, prawda Santi? – spojrzał na niego porozumiewawczo.
- Tak. Carlitos sam wybrał miejsce.
Niecałych dwadzieścia minut później zatrzymaliśmy się pod bramą olbrzymiego wesołego miasteczka. Nie mogłam w to uwierzyć. Panował tu taki gwar. Wszędzie było słychać śmiech dzieci i ich rodziców. Nigdy w życiu nie widziałam tylu karuzel na raz. Byłam pod ogromnym wrażeniem.
- Santiago, pójdziemy na diabelski młyn, dobrze? – nalegał malec.
- No pewnie. Ty tu rządzisz mistrzu – odpowiedział się i roześmiał, patrząc jak malec biegnie w stronę karuzeli – Odżył, kiedy ściągnięto mu ten gips.
- Właśnie widzę. Cieszę się, że tu przyjechaliśmy i że mały jest z nami.
- On bardzo przeżył moją wyprowadzkę. Staram się poświęcić mu więcej czasu.
- Bardzo kochasz tego malca – zauważyłam to już dawno.
- Tak. Jest wspaniały i bardzo do mnie przylgnął. Mariana jest dla niego wspaniałą matką, ale Octavio…Chłopiec prawie go nie widuje. Jego ojciec cały czas siedzi w biurze, albo ugania się za jakimiś małolatami.
- Żartujesz? – nie mogłam w to uwierzyć.
- Niestety nie. Wszyscy wiedzą, że Octavio Velasquez nie szanuje swojej żony.
- I Mariana się na to zgadza? – wcale mi to do niej nie pasowało.
- Chciała się z nim rozwieść, ale wtedy okazało się, że jest w ciąży i urodził się Carlitos. Podejrzewam, że jest z mężem tylko i wyłącznie ze względu na chłopca. Z całą pewnością go nie kocha.
- A on? Czemu tkwi w tym małżeństwie?
- Z wygody. Mariana jest od niego o wiele bogatsza. A on bezczelnie korzysta z jej majątku, dla własnych celów.
- Nie miałam pojęcia – tak bardzo nie chciałam, żeby okazało się, iż z Octavio Velasquez nie łączą mnie żadne więzy krwi. Ten facet od początku mi się nie spodobał. Tak bardzo jak pragnęłam, żeby Mariana okazała się moją matką, nie chciałam mieć nic wspólnego z jej mężem.
***
Znowu ten czas. Kiedy byłam z Santim, miałam wrażenie, że płynie jeszcze szybciej. To był jeden z najcudowniejszych dni. Uwielbiałam Carlitosa, kochałam Santiago. Czułam się z nimi tak cudownie.
- Santi, pojedziemy jeszcze kiedyś do wesołego miasteczka? – dopytywał maluch, gdy wysiadał z samochodu przed domem.
- No pewnie, ze pojedziemy – obiecał.
- To fajnie. Tylko ty, ja i Marina, zgoda? – chłopiec był taki słodki.
- Zgoda.
- Cześć Marino – ucałował mnie na pożegnanie.
- Cześć przyjacielu. Trzymaj się – spoglądałam za nimi, kiedy odchodzili. Mój braciszek i Santiago, mężczyzna, którego kochałam ponad wszystko. Był taki słodki i troskliwy. Tak wspaniale zajmował się małym. Na pewno będzie cudownym ojcem. Tak, Santiago ma przed sobą całe życie. Ja jedynie kilka miesięcy….
- Już jestem – wrócił szybko – Jedziemy?
- Jedziemy – uśmiechnęłam się, szczęśliwa, że mogę spędzać z nim czas. Przy nim czułam, że żyję. Wszystko wydawało się takie proste i piękne. Uczucie, którym go darzyłam, uskrzydlało mnie i przyprawiało o szybsze bicie serca.
- Powinieneś był tam skręcić – zdziwiłam się, widząc, że zmienił trasę – Pomyliłeś drogę?
- Nie, ani trochę – roześmiał się – To dobra droga, aby dotrzeć na miejsce, w które chcę cię zabrać. Nie myślałaś chyba, że tak szybko się z tobą rozstanę.
- Gdzie mnie zabierasz? – byłam zaskoczona.
Niecałych dziesięć minut później byliśmy na plaży. Nigdy wcześniej tu nie byłam – Skąd znasz to miejsce? – zdziwiłam się, że było tu tak pusto. Ani jednej żywej duszy w tak bajecznym miejscu – Jak tu cudownie…
- Prawda? To najcudowniejsze miejsce na świecie. A wiesz, co jest najlepsze? – przyciągnął mnie do siebie tak, że czułam przyśpieszone bicie jego serca.
- Co takiego?
- Fakt, że jesteśmy tu sami. Tylko ty i ja – złożył na moich ustach gorący pocałunek.
- Santiago – wyszeptałam – Tak bardzo cię kocham.
- Chodź – wziął mnie za rękę i usiedliśmy nad wodą – Wiesz, jeszcze nigdy nie byłem równie szczęśliwy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś tu ze mną, że to dzieje się naprawdę. Nigdy nie sądziłem, że miłość może być aż tak piękna.
- Przy tobie czuję, że żyję. Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie, żebyśmy nie rozstawali się nawet na moment.
- Już niedługo tak będzie – spojrzał na mnie z powagą – Wkrótce będę wolnym człowiekiem i nic nie będzie stało na przeszkodzie, żebyśmy byli razem.
- Naprawdę się z nią rozwodzisz? – nie mogłam uwierzyć w to szczęście.
- Oczywiście. Nie zamierzam dłużej marnować sobie życia. Już wkrótce będę wolny, po to, żebyśmy już nigdy się nie rozstawali. Zawsze już będziemy razem.
- Tak Santiago. Będziemy zawsze razem. Aż do śmierci – dodałam po chwili bez zastanowienia.
- Nie mów o śmierci, nie w takiej chwili. Przed nami całe życie. Długie życie pełne szczęścia i radości.
- Tak – uśmiechnęłam się, choć serce mi krwawiło. Santiago gdybyś wiedział…Będę musiała ci wszystko wyznać, ale jeszcze nie teraz. Nie teraz. Nie mogę psuć takiego momentu. Muszę czerpać radość z tych cudownych chwil, które możemy teraz razem spędzać. Czas na ból i łzy przyjdzie później…
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 18:20:10 20-07-07    Temat postu:

odc. 25

Weszłam do pensjonatu szczęśliwa. Miałam ochotę śmiać się z radości na cały głos. Byłam przekonana, że jestem sama, dlatego, aż podskoczyłam, usłyszawszy głos za moimi plecami – Wyglądasz na szczęśliwą.
- Carlotta? Nie zauważyłam cię. Co ty tutaj robisz sama?
- Czekałam na ciebie.
- Na mnie? – byłam zaskoczona – Czy coś się stało?
- Chciałabym wiedzieć….Chciałabym wiedzieć, czy podejrzenia mojej matki są słuszne – wyszeptała, patrząc mi w oczy.
- A co takiego podejrzewa Andrea?
- Moja mama sądzi, że Santiago się w tobie zakochał. Obwinia cię o rozpad jego małżeństwa z Aną Kariną. A ja, patrząc na ciebie teraz, jestem niemal pewna, że się nie myli. Santiago i ty, jesteście razem, prawda?
- Carlotto – tak bardzo się wstydziłam. Nie umiałam spojrzeć jej w oczy.
- Przecież wiesz, że możesz mi zaufać i o wszystkim powiedzieć. Czy Santiago i ty…Jesteście razem?
- Tak. Bardzo go kocham – wyznałam, a w moich oczach zalśniły łzy.
- Marino. Tak bardzo się cieszę – niespodziewanie dla mnie, rzuciła mi się na szyję – To cudownie. Mój brat nie mógł lepiej trafić. Wiem, że dasz mu wiele szczęścia, na które on zasługuje, a którego nigdy nie dałaby mu Ana Karina.
- Naprawdę Carlotto? Cieszysz się? – byłam mile zaskoczona jej reakcją.
- Oczywiście, że się cieszę. Może nie znamy się długo, ale zdążyłam już pokochać cię jak siostrę.
- A co na to Andrea…- byłam przekonana, że nie będzie podzielała entuzjazmu swojej córce i sądząc po minie Carlotty, nie pomyliłam się – Jest wściekła…
- Znasz moją mamę. Wiesz, że dla niej najważniejsze są pozory, to co powiedzą inni. Pamiętasz jak traktowała Abelardo.
- Teraz to ja rozbijam związek jej syna.
- Bardzo jej zależało na jego małżeństwie z Aną Kariną. Wiesz, że jej stosunki z Santim nie układają się najlepiej…
- A ja je tylko pogorszę – bardzo się bałam tego, co może nastąpić.
- Nie martw się – Carlotta uścisnęła moje dłonie. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Mama bardzo cię lubi i zaakceptuje jako synową, zobaczysz. Głowa do góry – próbowała mnie pocieszyć, jednak ja wiedziałam, że nie będzie łatwo. Nie chciałam jeszcze bardziej zaogniać stosunków Santiago i Andrei. Nie umiałam jednak zrezygnować z łączącego nas uczucia…
***
- Marino byłoby bardzo milo, gdybyś zgodziła się przyjść do nas na kolację – siedziałam właśnie pochylona nad monitorem mojego komputera, analizując jakiś artykuł, gdy Mariana zaskoczyła mnie tą propozycją – Wygląda na to, że skradłaś serce mojej babci. Bardzo jej zależy, żebyś ją odwiedziła.
- Pani Francesca chce mnie widzieć – zdziwiłam się i lekko wystraszyłam. Poczułam w sercu jakiś dziwny niepokój. Być może moja prababcia chciała tylko ze mną porozmawiać, ale coś mi podpowiadało, że chodzi o coś poważniejszego.
- Tak, chce się z tobą zobaczyć – Mariana położyła swą dłoń na moim ramieniu – Babcia bardzo cię polubiła. Tak samo mój syn Carlitos. Stale o tobie mówi, dopytuje, kiedy go odwiedzisz.
- Masz wspaniałego syna – uśmiechnęłam się na samą myśl o tym malcu.
- Wiem. Jest sensem mojego życia. Cudownym prezentem, jaki dostałam od losu. Tak bardzo różni się od swojej siostry – zamyśliła się nagle a w jej oczach pojawił się smutek. Domyślałam się, że musiała wiele wycierpieć przez swoją egoistyczną i wyrachowaną córkę. Musiałam zrobić jeszcze jedno. W jakiś sposób dowiedzieć się ile lat ma Ana Karina, bowiem wyglądało na to, że jesteśmy rówieśniczkami. Jeśli to byłoby prawdą i byłybyśmy rówieśnicami, wykluczałoby to możliwość, że Mariana jest moją matką – Więc jak? Zgodzisz się przyjść do nas na kolację?
- Dzisiaj?
- Jeśli byś mogła. Byłoby wspaniale – uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Dobrze. Przyjdę dzisiaj – nie potrafiłam jej odmówić. Było w niej tyle smutku i cierpienia a jednocześnie ciepła i życzliwości.
- Cześć – do pokoju weszła Emperatriz. Nie wiem, dlaczego odniosłam wrażenie, że jest na mnie zła. W jej spojrzeniu było coś dziwnego, co mnie zaniepokoiło – Przyniosłam ci te rozliczenia, o które mnie prosiłaś – zwróciła się do Mariany – Przejrzałam już wszystko, ale jeśli chcesz, to oczywiście sprawdź to ponownie.
- Tak. Zapoznam się z tymi danymi. Usiądziemy do tego później z Mariną – uśmiechnęła się w moją stronę.
- Z całym szacunkiem, ale czy nie sądzisz, że zbyt wiele zrzucasz na Marinę? Dziewczyna tonie w robocie a ty jeszcze chcesz jej dokładać?
- Rzeczywiście, chyba trochę za dużo na ciebie przerzucam – spojrzała na mnie przepraszająco – Musisz mi sygnalizować, jeśli przeginam.
- Ja nie narzekam. Kocham tę pracę i nie znoszę się nudzić. Z całą pewnością wygospodaruję dziś czas, żeby usiąść z tobą do tych papierów – odpowiedziałam pewna siebie i ucieszyłam się widząc wyraz twarzy mojej szefowej. Była ze mnie dumna i wcale tego nie ukrywała.
- Mimo wszystko, to chyba nienajlepszy pomysł, żeby Marina angażowała się w sprawy finansowe naszej rodziny. Nie chodzi o brak zaufania, ale… - Emperatriz nie była zadowolona, chyba coś ją dręczyło.
- Emperatriz, dobrze wiesz, że Marina jest moją prawą ręką i zamierzam ją wciągać we wszystko, co dotyczy firmy. Ma ją znać od poszewki, by kiedyś mogła pomagać Carlitosowi w jej prowadzeniu.
- Carlitosowi i Anie Karinie – poprawiła ją kuzynka.
- Dobrze wiemy, że mojej córki nie interesuje to, co dzieje się w tej firmie. Obchodzą ją jedynie zyski, które przynosi i które może trwonić.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 21:32:20 22-07-07    Temat postu:

odc. 26

Punktualnie o siódmej zasiadłam do kolacji razem z pozostałymi członkami rodziny Velasquez i Romero. Trochę dziwnie się tu czułam. Mariana była oczywiście cudowna, jak zawsze świetnie się dogadywałyśmy. Carlitos nie odstępował mnie ani na krok. Za to jego siostra….Gdyby spojrzenie mogło zabijać, pewnie już bym nie żyła. No tak, właściwie to rzeczywiście nie żyję, więc to porównanie nie do końca jest przemyślane. W każdym razie Ana Karina cały czas przyglądała mi się z lekką pogardą. Najbardziej dziwiło mnie jednak zachowanie Emperatriz. Miałam wrażenie, że jest na mnie o coś wściekła. Czyżby Andrea wspomniała jej coś o swoich podejrzeniach dotyczących mojego związku z Santiago? Mąż Emperatriz był jak zawsze wspaniały. W pracy często rozmawialiśmy i bardzo się polubiliśmy. Teraz też okazywał mi dużo sympatii. Octavio Velasquez, mąż Mariany cały czas siedział jakiś naburmuszony. Prawie się nie odzywał. A gdy już to robił, to przemawiał wyniosłym i oziębłym tonem. Szczególnie nie spodobał mi się sposób, w jaki przemawiał do syna. Wyglądał jakby chciał go uderzyć, gdy maluch niechcący wylał na obrus odrobinę herbaty. Od razu przypomniały mi się czasy, gdy mieszkałam w domu Suarezów i nieustannie bałam się swojego ojczyma.
- Moja babcia nie czuje się dzisiaj najlepiej i nie zejdzie na kolację – wyjaśniła smutno Mariana – Poprosiła jednak, abyś do niej zajrzała zaraz po kolacji.
Tak też zrobiłam. Gdy tylko zjedliśmy, Mariana zaprowadziła mnie na górę.
- Babciu, zobacz, kto cię odwiedził – zwróciła się do kobiety z czułością w głosie.
- Marina, wejdź moja droga – ucieszyła się na mój widok. Poczułam się przygnębiona. Prababcia leżała w ogromnym łożu, pod białą pościelą. Pokój sprawiał wrażenie ponurego. Na ścianach wisiały jakieś stare portrety. Na jednym z nich widniały dwie małe dziewczynki. Jedna z nich sprawiała wrażenie bystrej i zadowolonej, druga nieco znudzonej, jednak obie były bardzo ładne. Z całą pewnością był to portret Emperatriz i Mariany. Na masywnych komodach porozstawiane były srebrne ramki ze zdjęciami. Niektóre zdjęcia, nieco już zniszczone, przedstawiały ludzi, których rozpoznać nie umiałam, a którzy z całą pewnością byli moimi przodkami. Zegar na stoliku obok łóżka rytmicznie odmierzał czas. Zbliżyłam się do prababki, która w tym ogromnym łóżku sprawiała wrażenie takiej kruchej i bezbronnej.
- Dzień dobry – ucałowałam ją w policzek.
- Tak się cieszę, że mnie odwiedziłaś, moja kochana – jej twarz wyraźnie się rozpromieniła – usiądź tutaj – wskazała mi miejsce na krześle, które stało niedaleko od łóżka.
- Jak się czujesz babciu – Mariana przysiadła na łóżku, obok swojej babci i pogładziła ją po dłoni – Wyglądasz dużo lepiej.
- Trochę mi już lepiej – uśmiechnęła się do nas obu – Cieszę się, że mam tak miłego gościa.
- Zostawię was same, żebyście mogły sobie porozmawiać a ja tymczasem zajrzę do mojego synka – Mariana wyszła z pokoju i zostałyśmy same.
- Ona bardzo cię kocha – kiwnęłam w stronę drzwi.
- Zawsze była taka czuła i kochana – wzruszyła się.
- Powiedziałaś, że jedna z twoich wnuczek nie jest godna bycia członkiem tej rodziny – przypomniałam sobie – Kiedy widzę w jaki sposób patrzysz na Marianę, wiem, że to nie o niej mówiłaś. To Emperatriz cię rozczarowała, prawda.
- Kochanie, przyjdzie moment, kiedy sama odkryjesz prawdę i wszystko stanie się dla ciebie jasne.
- Tak, tak – przekręciłam oczami. To czekanie na odkrycie prawdy było okropne. Chciałam znać prawdę, wiedzieć wszystko, już teraz.
- Tak bardzo przypominasz mnie w młodości – roześmiała się kobieta – Kiedy na ciebie patrzę, przypominam sobie tak wiele cudownych chwil. Byłam w twoim wieku, gdy poznałam twojego pradziadka. Później przyszły na świat twoja ciotka i babka. Były całym moim życiem. Nigdy nie potrafiłam pogodzić się z tym, że straciłam je tak szybko.
- A ja nawet nie wiem – spojrzałam na jedno ze zdjęć, przedstawiające dwie piękne kobiety z dziećmi w ramionach – która z nich jest moją babcią. Nie wiem, dlaczego nie mogłam wychowywać się w tym domu – miałam ochotę się rozpłakać.
- Życie tak surowo się z tobą obeszło – prababcia ze smutkiem pokręciła głową – Nie masz pojęcia jak bardzo nad tym ubolewam, moje dziecko.
- Nie tylko życie, babciu. Śmierć jest równie bezwzględna. Ma mnie w swoich szponach i już nie wypuści. Właśnie teraz, gdy wszystko zaczyna się tak cudownie układać, gdy nareszcie zaznaję szczęścia.
- Moje dziecko….Wiem, co czujesz. Ja wprawdzie jestem już zmęczona i swoje przeżyłam, jednak także jest mi trudno rozstać się z tym światem, a koniec zbliża się nieubłaganie. Dlatego właśnie poprosiłam, żebyś do mnie przyszła. Chciałam cię zobaczyć i powiedzieć jak bardzo cię kocham, zanim na zawsze pożegnam się z tym światem. Mój czas dobiega już końca, ale ty masz go jeszcze trochę i błagam cię, dobrze go wykorzystaj – wyciągnęła do mnie swoje ramiona, bym mogła się do niej przytulić. Poczułam jak pieką mnie łzy pod powiekami. Bardzo ją kochałam i nie chciałam się z nią rozstawać. Siedziałyśmy tak, przytulone do siebie dłuższy czas, aż w końcu wstałam i podeszłam do okna. Musiałam się odwrócić, by ukryć łzy. Nagle dostrzegłam coś, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Drżałam na całym ciele. Przez chwilę, dosłowny ułamek sekundy, wydawało mi się, ze widzę go w ogrodzie. Wydawało mi się, że zobaczyłam człowieka, który do mnie strzelił. To nie możliwe – próbowałam uspokoić samą siebie – tylko tak ci się wydawało.
- Marino – prababcię zaniepokoiła moja reakcja, nie zdołałam jednak nic jej odpowiedzieć, bowiem do pokoju weszła właśnie Mariana.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 22:19:27 23-07-07    Temat postu:

odc. 27

Właściwie powinnam się tego domyślić. Teraz już wiem, ze prababcia chciała mnie na to przygotować, ale ta wiadomość i tak mnie zdruzgotała. Nie mogłam w to uwierzyć, gdy Santi wyznał mi, że zdarzyła się ta tragedia.
W poniedziałkowy poranek siedziałam sama w gabinecie, kiedy wszedł do środka.
- Dzień dobry kochanie – pocałowałam go na powitanie, wcześniej, upewniwszy się, że jesteśmy sami - Myślałam, że to Mariana. Jeszcze jej nie ma.
- Nie będzie jej dzisiaj w pracy. Dzwoniła do mnie rano. Prosiła, żebym cię do niej przywiózł. Jest załamana.
- Co się stało – po jego minie wiedziałam, że to coś poważnego.
- Pani Francesca…Zmarła tej nocy.
- Nie – poczułam zawrót głowy – Nie…Powiedz, że to nieprawda.
- Bardzo mi przykro. Wiem, że ja lubiłaś – przytulił mnie do siebie.
- Dopiero, co z nią rozmawiałam… - ta prawda wciąż do mnie nie dochodziła. Straciłam jedyną osobę, która znała całą prawdę, była moją rodziną.
- Jedźmy tam, dobrze…
Zapłakana wpadłam do ich domu. Większa część rodziny zebrana była w salonie.
- Marino – na mój widok Mariana wstała z miejsca i wyciągnęła do mnie ręce. Bez zastanowienia wpadłam w jej ramiona. Płakałyśmy w swoich objęciach. Byłam taka nieszczęśliwa, lecz w sercu poczułam coś niezwykłego. Poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie zaznałam nigdy wcześniej. Zyskałam niemal całkowitą pewność, że jestem w ramionach mojej matki, tej prawdziwej, którą pokochałam z całego serca.
- Kto ją tutaj prosił – usłyszałam krzyk Any Kariny. Spoglądała na mnie wściekłym wzrokiem – Kto wpuścił tutaj tę złodziejkę?!
- Ana Karina! – upomniała ją Mariana – Jak ty się zachowujesz?!
- Tak jak należy. Nie zniosę tej złodziejki pod moim dachem!
- Nie rozumiem, o czym ty mówisz – zdziwiła się Mariana – Dlaczego tak ją traktujesz?
- Niech ona ci to wyjaśni, twoja ulubienica – patrzyła na mnie z furią. Pewnie chciała dodać coś więcej, ale w tej chwili przyszedł jakiś starszy mężczyzna.
- Witaj German – przywitał go Octavio Velasquez.
- Tak mi przykro. Właśnie się dowiedziałem – złożył kondolencje – Wiem, że to nienajlepszy moment, jednak zgodnie z wolą Francesci muszę jak najszybciej odczytać jej testament. W związku z tym chciałem się z wami umówić, kiedy możemy to zrobić.
- Pogrzeb odbędzie się za dwa dni – kontynuował Octavio – Więc może zaraz po nim?
- Świetnie. Później skontaktuję się ze wszystkimi spadkobiercami. Wszyscy muszą być obecni podczas odczytania ostatniej woli zmarłej.
Adwokat rodziny wyszedł po kilku minutach. Ana Karina też szykowała się do wyjścia – Dokąd idziesz? – zatrzymała ją Mariana.
- Umówiłam się na mieście z przyjaciółmi.
- Czyś ty zwariowała! Dopiero, co zmarła twoja babcia. Mamy tu żałobę – Mariana była zdruzgotana i prawdę mówiąc wcale się jej nie dziwiłam.
- Nie myślisz chyba, że z tego powodu zamknę się w czterech ścianach i będę lamentowała. Babcia była już stara, swoje przeżyła. Na pewno była już zmęczona życiem, teraz może sobie odpoczywać i na pewno nie przeszkadza jej, że wyjdę z przyjaciółmi. Zadzwonię później – wyszła trzaskając drzwiami.
- Mój Boże, kogo ja wychowałam – szlochała Mariana – Na kogo ona wyrosła.
- Daj jej spokój – wymamrotał Octavio – Ma rację, jest młoda i nie ma, co się zadręczać. Wystarczy, że ty zachowujesz się jak histeryczka.
- Nie wytrzymam tego – Mariana była zrozpaczona. Przytuliłam ją do siebie, nie mogąc uwierzyć, jak koszmarną ma rodzinę.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunrose
Idol
Idol


Dołączył: 09 Kwi 2007
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Wenus :)

PostWysłany: 22:27:30 23-07-07    Temat postu:

Ale ta Ana Karina jest głupia Świetne odcinki Bardzo ładnie piszesz jakbyś była pisarką
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 20:13:56 24-07-07    Temat postu:

odc. 28

Wieczorem wróciłam do pensjonatu. Carlotta zmartwiła się na mój widok. Obiecała, że jutro pójdzie ze mną do domu mojej prababci. Prosiła, żebym coś zjadła, ale nie miałam na to ochoty. Chciałam być sama. Zamknęłam się w swoim pokoju, rzuciłam na łóżko i płakałam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na mojej głowy. Ktoś delikatnie gładził moje włosy.
- Jesus? - podskoczyłam wystraszona – Jesus! – rzuciłam się w jego ramiona i płakałam, dając upust wszystkim emocjom.
- Płacz moja maleńka, wyrzuć z siebie ten ból – szeptał.
- Dlaczego? Była jedyną osobą, jaką miałam na tym świecie, dlaczego? – nie potrafiłam tego zrozumieć.
- Pani Francesca zawsze będzie przy tobie. Będzie cię strzegła z nieba – pocieszał mnie – Ona jest już w niebie.
- Ale ja chcę, żeby była tutaj, ze mną – protestowałam, chociaż wiedziałam, że to bezcelowe.
- Marino, jest coś, o czym musisz wiedzieć – spojrzał na mnie poważnie – Twoja prababcia…Ona nie umarła śmiercią naturalną, tak jak wszyscy myślą.
- Jak to? – spojrzałam na niego zszokowana – Co ty mówisz?
- Ktoś ją zamordował. W nocy, gdy spała, wkradł się do jej pokoju i przyłożył poduszkę do jej głowy. Została uduszona.
- Nie! To niemożliwe. Powiedz, że to nie prawda. Nie, nie… - potrząsałam nim w szoku – Po co ktoś miałby to robić?
- Komuś przeszkadzała. Wiedziała zbyt wiele.
- Kto?! Kto ją zamordował?! Mów natychmiast. Mów!
- Nie mogę. Nic ci nie powiem.
- Do diabła z tobą! Sama się tego dowiem. Znajdę tego mordercę i rozprawię się z nim – w tej samej chwili, coś sobie przypomniałam. Przed oczami stanął mi obraz mężczyzny, którego widziałam w ogrodzie, tego dnia, gdy rozmawiałam z prababcią. Wtedy zbagatelizowałam sprawę. Wmówiłam sobie, ze to tylko moja wyobraźnia płata mi figla, ale teraz już wiem, że naprawdę go widziałam. Byłam pewna, że to on zabił moją prababcię. Km był? Dlaczego zależało mu na śmierci najpierw mojej, a później tej kochanej staruszki?
- Rozwiążesz tę zagadkę, na pewno – uśmiechnął się do mnie smutno – A teraz mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Gdy będziesz rozmawiała z moją mamą, przekaż jej wiadomość ode mnie. Przede wszystkim powiedz, że mnie znałaś. Powiedz, że bardzo ją kocham i zawsze jestem przy niej. Poproś ją także, żeby zajrzała do mojego pokoju. Stoi tam szafa z moimi ubraniami. W środku jest karton ze starymi płytami i coś dla niej. Przekaż jej to, dobrze?
- Dobrze – odpowiedziałam zdziwiona.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natka***
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 6770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:26:55 24-07-07    Temat postu:

Boski odcinek! Jak ktoś mógł zamordować taką kochaną staruszkę! Czekam na kolejny odcinek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 14:44:21 25-07-07    Temat postu:

odc.29

Nazajutrz razem z Carlottą pojechałyśmy do rezydencji Mariany Velasquez. Na miejscu oprócz członków rodziny, byli także Andrea i Santi.
- Marino, czy możemy chwilę porozmawiać? – Andrea zaprowadziła mnie na taras.
- O czym chciałabyś rozmawiać? – zapytałam lekko wystraszona. Po jej minie wywnioskowałam, że to coś poważnego.
- Wiesz, że cię lubię – zaczęła – ale nie pozwolę, żebyś rozbijała małżeństwo Santiago. Żądam żebyś zostawiła go w spokoju.
- Słucham? – zupełnie mnie zaskoczyła.
- Doskonale mnie zrozumiałaś. Ana Karina jest żoną mojego syna i nie pozwolę, żeby ktokolwiek rozbił ten związek. Oni stanowią idealną parę…
- Idealną parę? – przerwałam jej poirytowana – Czy ty w ogóle znasz swojego syna? Czy wiesz, w jakie piekło Ana Karina zmieniała jego życie? Aż tak go nienawidzisz. Co z ciebie za matka? Straciłaś jednego syna, omal nie straciłaś córki, a życie Santiago, który tak mocno cię kocha przemieniasz w piekło. Czy właśnie o to ci chodzi? Chcesz go stracić na zawsze? - czułam, że cała się trzęsę. Byłam wściekła, bowiem w grę wchodziło życie Santiago.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – oburzyła się – Co ty wiesz o naszym życiu. O moim cierpieniu. Nie masz pojęcia….
- Mylisz się. Wiem wszystko. Wiem jak bardzo kochał cię Jesus i jak bardzo cierpi, widząc jak się zadręczasz.
- Co ty powiedziałaś?! Skąd niby znasz mojego syna. Co wiesz o Jesusie?
- Znałam go. Przyjaźniliśmy się. On bardzo cię kocha, nieważne gdzie teraz jest. Cierpi, bo ty nie potrafisz odnaleźć spokoju. On też go nie zazna, dopóki ty nie pogodzisz się z tym, co się stało.
- Nie wiesz, o czym mówisz. Nie znałaś mojego synka. Nie masz pojęcia, co zrobił mu Santiago. Powiedział ci? Powiedział?
- Wiem o wszystkim. Tak samo jak wiem, że Jesus nie ma do niego żalu. Tak bardzo kocha swojego brata. Jesus….On prosił, żebyś poszła do jego pokoju. Zajrzała do szafy na ubrania i wyciągnęła stare pudło na płyty – powtórzyłam to, o co poprosił mnie Jesus. Widziałam ogromne zdziwienie na jej twarzy.
- Nie wiem, w co ty się ze mną bawisz, ale wcale mi się to nie podoba – Andrea chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwało jej nadejście Carlitosa.
- Marino, wszędzie cię szukałem. Chcę ci pokazać moją grę, właśnie udało mi się przejść do następnego etapu – pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do salonu. Była tam również Ana Karina.
- Co ty tutaj robisz? Znowu tutaj? Czy nigdy nie dasz nam spokoju? – rzuciła się w moją stronę – Ty podła złodziejko!
- Uspokój się – krzyknęła na nią Mariana – Dlaczego tak traktujesz Marinę?! To wspaniała dziewczyna, co masz jej do zarzucenia?!
- Co?! - krzyknęła na matkę – zaraz ci powiem co! Twoja protegowana – zaakcentowała ostatnie słowo – wkradła się w twoje łaski. Zaślepiła nie tylko ciebie, ale i prababcię. Wiem, że umieściła ją w testamencie. Powiedz, co zrobiłaś mojej babci? Jak ją omamiłaś?!
- Nie wiem, o co ci chodzi – zupełnie mnie zaskoczyła. Czy to możliwe, że babcia naprawdę umieściła mnie w testamencie?
- Tak samo jak nie będziesz wiedziała, o co mi chodzi, gdy zapytam cię o twój związek z moim mężem? Myślisz, że nie wiem. Wszyscy o tym plotkują. Ty bezwstydna szmato, masz czelność wszędzie się z nim pokazywać.
- O czym ona mówi? – zbliżyła się do mnie Mariana – Powiedz, że ona kłamie. Powiedz, że to jakaś bzdura – w oczach Mariany dostrzegłam rozczarowanie.
- Zaprzecz – zawtórowała jej równie wściekła Emperatriz – w jej oczach jeszcze nigdy nie widziałam tyle nienawiści – Powiedz, że to kłamstwo.
Nie umiałam wydusić z siebie ani słowa. Te dwie kobiety patrzyły na mnie z takim żalem, rozczarowaniem, wręcz nienawiścią. Nie mogłam tego wytrzymać. Rozpłakałam się – Przepraszam – wyszeptałam. Mariana wymierzyła mi policzek.
- Nikt nigdy nie zawiódł mnie jak ty. Jak wy – spojrzała z żalem na Santiago.
- Mariano – próbował coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliła.
- Zamilcz! Nie chcę cię słuchać. Tak bardzo ci ufałam. Wam obojgu – patrzyła na nas z żalem, pełna rozczarowania.
- Jesteście zdrajcami. Jesteś niewdzięczna – krzyczała na mnie Emperatriz – Daliśmy ci pracę, traktowaliśmy niemal jak członka rodziny. Ufaliśmy ci.
- Emperatriz ja – chciałam się tłumaczyć, ale płacz uniemożliwiał mi mówienie.
- Wynoś się z mojego domu! Wynoś się z mojego życia! Nigdy więcej nie chcę cię widzieć – krzyczała Mariana. Nigdy wcześniej jej taką nie widziałam.
- Nie. Proszę cię, nie! – błagałam – Nie możesz mnie odtrącić. Nie ty – upadłam na podłogę – Nie ty!
- Marino – Santiago podniósł mnie z ziemi i przytulił – To nie ma sensu. Będzie tak, jak mówi Mariana. Na zawsze znikniemy z ich życia.
- Wynoście się stąd!
- Dobrze. Dobrze – wyszarpnęłam się z ramion Santiago – Wyniosę się z waszego życia raz na zawsze, ale najpierw powiecie mi prawdę – serce waliło mi jak oszalałe. Otarłam łzy i spojrzałam kolejno na Marianę i Emperatriz – Najpierw odpowiecie mi na moje pytanie! Powiecie, która z was jest moją matką!
Zapadła cisza. Wpatrywałam się w obie kobiety, szukając w ich oczach odpowiedzi na moje pytanie. Obie wyglądały na mocno zaskoczone.
- Co ty mówisz? – wyszeptała Mariana.
- Jedna z was, w lipcu osiemdziesiątego piątego roku wydała mnie na świat, a następnie porzuciła. Oddała mnie pod opiekę rodziny Suarezów. Chcę wiedzieć, która! Która z was jest moją matką?!
- To jakiś nonsens – roześmiał się Octavio Velasquez.
- To ty Mariano, prawda? – byłam tego pewna. Byłam święcie przekonana, że to ona – To ty jesteś moją matką – chciałam dotknąć jej ręki – To ty mnie urodziłaś. Przyznaj się – patrzyła na mnie w osłupieniu – Odpowiedz! Dostałam to od ciebie – wyciągnęłam z torebki swoją bransoletkę. Tą, którą dostałam w dzieciństwie, a która była prezentem od mojej prawdziwej rodziny – No mów! – byłam roztrzęsiona i zdruzgotana. Chciałam w końcu poznać prawdę.
- Zostaw ją – wyszeptała Emperatriz – Zostaw ją. Ona o niczym nie wie. To nie ona.
- Jak to? – spojrzałam na nią zdziwiona.
- To ja nałożyłam ci tę bransoletkę. To ja jestem twoją matką.
- Ty? – nie mogłam w to uwierzyć – Ty?
- Tak – wyszeptała, zbliżając się w moją stronę – Wyciągnęła z mej dłoni bransoletkę i ścisnęła ją w swojej dłoni – Należała do mnie.
- Myślałam, że…. – byłam zupełnie zaskoczona. Cały czas sądziłam, że to jednak Mariana. Wyznanie Emperatriz mną wstrząsnęło.
- Od kiedy wiesz? Jak się dowiedziałaś? – zapytała – Jak mnie znalazłaś.
- Wiem od dnia, kiedy przyszłam do firmy w poszukiwaniu pracy. To było w dniu moich urodzin. Juana Suarez wyznała mi prawdę przed śmiercią.
- Rozumiem – wyseptała Emperatriz. Była blada. Przyglądała mi się z uwagą, tak jakby wciąż nie dowierzała, że to dzieje się naprawdę – Rozumiem - powtórzyła i uścisnęła mą dłoń.
- Ale ja nic z tego nie rozumiem – krzyknął Andres – Wytłumacz mi, o co tu chodzi! Co to znaczy, że Marina jest twoją córką? Mieliśmy córkę, ale ona umarła. Urodziła się martwa – na jego twarzy malował się ból.
- To nie prawda. Ona nie umarła. Okłamałam ciebie. Okłamałam was wszystkich. Nasza córka żyła. Ja ją oddałam. Nigdy nie umiałam sobie tego wybaczyć – zwróciła się do mnie ze łzami w oczach – Uwierz mi, że całe życie tego żałowałam.
- Dlaczego? – nie potrafiłam tego zrozumieć. Po minach zebranych widziałam, że nie ja jedna – Dlaczego mnie nie chciałaś?
- Nie wiem. Naprawdę nie potrafię tego zrozumieć. Chyba się bałam. Urodziłaś się kilka dni po tym jak na świat przyszła Ana Karina. Ona była taka słaba i bezbronna. Leżała w inkubatorze. Lekarze właściwie nie dawali jej szans na przeżycie..
- Co ma z tym wspólnego moja córka? – zdenerwowała się Mariana.
- Bałam się, bardzo się bałam. Pamiętasz, co wtedy czułaś? Nie pozwalano ci nawet do niej zajrzeć. Szalałaś z rozpaczy na samą myśl, że małej coś się stanie. I ja….nie wiem dlaczego, ubzdurałam sobie, że mojej córce też coś dolega, że to moja wina. Marina urodziła się zdrowa i taka śliczna, ja jednak nie chciałam nawet wziąć jej na ręce. Byłam sama. Krzyczałam, że jej nie chcę, że ją skrzywdzę. Wtedy pojawił się ten człowiek. Theodoro Suarez zaoferował się, że mi pomoże. Stwierdził, że jego żona lepiej zajmie się małą. Uwierzyłam mu i powierzyłam własne dziecko.
- Jesteś potworem – wykrzyczał Andres – Oddałaś moją córkę. Moje dziecko.
- Byłam chora. Bardzo chora i nikt z was nie zdawał sobie z tego sprawy. Myśleliście, że szaleję po utracie dziecka, podczas gdy ja przechodziłam silne załamanie nerwowe, Nikt z was nie mógł mi pomóc. Byłam sama z moim cierpieniem. Osobą, która zobaczyła, co tak naprawdę się ze mną dzieje, był mój psychiatra. To on powiedział, co mi dolega. Cierpiałam na silną depresję poporodową. Wiem, ze nie będziecie umieli mnie zrozumieć, bo ja sama nie rozumiem tego, co zrobiłam. Zachowałam się jak potwór. Jednak nie postępowałam świadomie. Zrobiłam to, bo byłam chora. Bardzo chora.
- Nie mogę w to uwierzyć – Andres ukrył twarz w swoich dłoniach. Sprawiał wrażenie załamanego – Jesteś moją córką – zwrócił się do mnie – a ja nawet nie miałem pojęcia o twoim istnieniu. Opłakiwałem śmierć córki, podczas gdy ona cały czas żyła i wychowywała się z dala ode mnie. Pozbawiona mojej opieki, troski i miłości – zbliżył się do mnie i wyciągnął w moją stronę swoje ramiona. Wpadłam w nie bez chwili zastanowienia. Poczułam się szczęśliwa i bezpieczna. Andres Romero był moim ojcem, takim, o jakim zawsze marzyłam.
- Marino – Emperatriz zbliżyła się do nas i położyła swą dłoń na moim ramieniu. Natychmiast odskoczyłam. Nie mogłam tego zrozumieć. Czytałam kiedyś o depresji poporodowej, ale nigdy do głowy by mi nie przyszło, że można ot tak porzucić własne dziecko. To nie mieściło mi się w głowie – Córeczko – powtarzała ze łzami w oczach – Wiem, ze masz prawo mną gardzić, że zachowałam się podle. To, co ci zrobiłam było okrutne. Nie wolno ci jednak myśleć, że cię nie kochałam. Bardzo cię kochałam, ale byłam ciężko chora. Wiem jak trudno to zrozumieć, ale tak wygląda prawda. Nie masz pojęcia, co się wtedy ze mną działo. Później, gdy już doszłam do siebie, cały czas cię szukałam. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała. Szukałam cię, ale ślad po tobie zaginął. Wybacz mi, proszę cię. Wybacz mi – upadła na kolana.
„Musisz nauczyć się wybaczać” – w uszach słyszałam słowa wypowiedziane przez Jesusa – „Naucz się wybaczać” – przypominał mi się jeden z warunków, jakie miałam spełnić, aby zasłużyć na życie wieczne w niebie. Spoglądałam na Emperatriz tak zrozpaczoną i zapłakaną.
- Wybacz mi – powtarzała. Zbliżyłam się do niej i wyciągnęłam w jej stronę swą dłoń. Pomogłam jej się podnieść.
- Córeczko – szeptała – czy kiedykolwiek mi to wybaczysz?
- Tak mamo – wyszeptałam i wpadłam w jej ramiona – Wybaczam ci – poczułam się lepiej. Płakałam w jej ramionach.
- Dziękuję ci, dziękuję – szlochała kurczowo trzymając mnie w swoich objęciach.
Wybaczyłam jej, ale nie potrafiłam zrozumieć. Nazwałam ją mamą, pozwoliłam się przytulić, ale w sercu czułam ogromny ból i żal. Nie byłam pewna, czy te słowa wybaczenia płynęły z mojego serca. Przede wszystkim byłam mocno zaskoczona. Sam fakt, że to Emperatriz okazała się moją matką był dla mnie wystarczającym szokiem. Okoliczności, w jakich utraciłam moją rodzinę były dla mnie tak trudne do zrozumienia. W końcu miałam matkę, do której całe życie tak mocno tęskniłam, ale muszę przyznać, że poczułam się nią mocno rozczarowana. Nie byłam pewna, czy będę umiała nawiązać z nią taką więź, o jakiej zawsze marzyłam.
- Nawet nie śniłam, że ta chwila może nadejść, że będę cię miała w swoich ramionach – szeptała Emperatriz. Moja matka.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natka***
Mocno wstawiony
Mocno wstawiony


Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 6770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:26:36 25-07-07    Temat postu:

Jestem pozytywnie zaskoczona! Odcinek moim zdaniem najlepszy z tych które już przeczytałam Aż brak mi słów... Czekam na kolejny odcinek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sunrose
Idol
Idol


Dołączył: 09 Kwi 2007
Posty: 1686
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Wenus :)

PostWysłany: 19:48:44 25-07-07    Temat postu:

Natka*** napisał:
Jestem pozytywnie zaskoczona! Odcinek moim zdaniem najlepszy z tych które już przeczytałam Aż brak mi słów... Czekam na kolejny odcinek

Zgadzam się Tyle w nim emocji i w ogóle aż chce się czytać tą telę Podoba mi sie też że jest ona pisana w formie pamiętnika i świetnie przechodzisz od dialogów do narracji Widać że masz talent Jakby wyemitowali coś takiego w tv to ja bym na pewno oglądała i jeszcze obsada jest bardzo fajna bo nie ma duetu tak jak w większości Pao&Gato PO PROSTU CUDO!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cris
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 3684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: 10:03:13 26-07-07    Temat postu:

Heh nie mogę pozwolić, żeby mój czytelnik umarl z niecierpliwości, więc proszę bardzo:)

odc. 30

Siedzieliśmy w salonie, wszyscy równie zszokowani i przejęci. Ana Karina wybiegła z domu. W jej oczach była furia. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś miał tak zacięty i nieprzejednany wyraz twarzy. Kątem oka widziałam jak Santiago zabiera gdzieś Marianę. Nie było ich dość długo.
- To znaczy, że jesteś córką wujka Andresa? – dopytywał mały Carlitos.
- Tak – odpowiedział za mnie mój ojciec, nie wypuszczając z objęć. Matka siedziała trochę dalej. Praktycznie nic nie mówiła, tylko wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem – Marina jest twoją kuzynką. Cioteczną siostrą.
- Super! – cieszył się malec – To najfajniejsza ze wszystkich kuzynek – rzucił mi się na szyję – Jak fajnie!
- Tak bardzo cię kocham, mój malutki – przytuliłam go do siebie mocno.
- Marino – do salonu wrócili Mariana i Santiago. Wydawało mi się, że w oczach mojej ciotki dostrzegam łzy – Czy możemy przez chwilę porozmawiać na osobności?
- Tak – wyszeptałam lekko wystraszona. Poszłyśmy razem do jej gabinetu.
- Usiądź tutaj, koło mnie – wskazała mi miejsce na kanapie – Musimy porozmawiać.
- Tak. Wiem, że cię zawiodłam – po moich policzkach popłynęły łzy – ale naprawdę tego nie chciałam. Jesteś ostatnią osobą na tym świecie, jaką chciałabym zawieść.
- Bardzo go kochasz, prawda? – mówiła spokojnie w jej oczach nie widziałam już tej wściekłości. Wciąż palił mnie jednak policzek, który mi wymierzyła.
- Kocham go bardziej niż mogłabyś sobie wyobrazić. Wiem, że jest twoim zięciem…
- Muszę cię przeprosić, zbyt ostro cię potraktowałam. Byłam zaskoczona. Wiadomość, ze ty i Santiago jesteście razem, była dla mnie zupełnym szokiem. Wiem, że jego małżeństwo z moją córką, to jedna wielka pomyłka. Ana Karina nie zasługuje na kogoś takiego jak Santiago, jeśli to ty dasz mu szczęście, to masz moje pełne błogosławieństwo. Będę was zawsze wspierać – uśmiechnęła się do mnie przez łzy. A teraz chciałabym cię mocno uściskać. W końcu jesteś moją siostrzenicą – wyciągnęła w moją stronę ramiona.
- Ciociu – wzruszyłam się – Jak dobrze, że znacie już prawdę, że nie muszę jej przed wami ukrywać. Było mi bardzo ciężko.
- Dlaczego nie powiedziałaś od razu? – zasmuciła się – Mogłaś wyznać prawdę na samym początku.
- Chciałam sama odkryć prawdę. Dowiedzieć się, która z was jest moją matką i dlaczego mnie porzuciła. Przepraszam..
- Już dobrze – otarła moje łzy – Teraz już wiesz i my także znamy prawdę. Jesteś teraz częścią tej rodziny.
- Ciociu, myślałam, że to ty. Byłam tego pewna – wyznałam jej szczerze.
- Kochanie. Byłabym dumna i szczęśliwa, mając taką córkę, ale to niemożliwe. Jesteś rówieśnicą mojej córki, Any Kariny.
- Wtedy o tym nie wiedziałam.
- Emperatriz bardzo cię kocha. Widziałaś jej reakcję. Na samą myśl, jak musiała cierpieć. Biedna…Nie miałam o niczym pojęcia. A ona dusiła w sobie ten ciężar przez tyle lat – Mariana współczuła swojej kuzynce.
- Nie mogę w to uwierzyć. Zawsze wydawała mi się taka silna i pewna siebie – nie potrafiłam uwierzyć w to, czego właśnie się dowiedziałam.
- Ja też nie mogę tego zrozumieć. Moja kuzynka chorowała tak ciężko, a żadne z nas nie miało o tym pojęcia – Mariana kręciła głową z niedowierzaniem – Teraz jednak wszystko się zmieni. Naprawimy błędy sprzed lat. Zajmiesz należne ci miejsce w tej rodzinie. Już na zawsze będziesz z nami.
- Na zawsze ciociu – wyszeptałam, przytulając się do niej z płaczem. Gdyby wiedziała, że w rzeczywistości to zawsze, znaczyło zaledwie kilka miesięcy.
***
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 3 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin