Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Broken Strings [Eillen&Kenaya] - [24.]
Idź do strony 1, 2, 3 ... 17, 18, 19  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:08:19 24-01-16    Temat postu: Broken Strings [Eillen&Kenaya] - [24.]




____
Agula, dziękuję za wszystko :*


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 16:07:05 14-04-17, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:13:25 24-01-16    Temat postu:




    ______Jak w amoku przeszła przez kolejne korytarze i w końcu, kiedy znalazła się na zewnątrz odetchnęła, mocno zaciągając się wieczornym powietrzem, jak tonący, który z determinacją usiłuje utrzymać się przy życiu. Czuła się naprawdę fatalnie, a ból w sercu był nie do zniesienia. Zdawała sobie sprawę z tego, że jakąkolwiek podejmie decyzję będzie ciężko, ale nie miała pojęcia, że to będzie aż tak dla niej trudne, tym bardziej, że rozum zdawał się wcale nie iść w parze z sercem i tym, co czuła.
    ______Przeczesała włosy palcami obu dłoni i wsparła się plecami o ścianę budynku, stając w miejscu najbardziej oddalonym od wejścia do szkoły. Zrobiła kilka głębokich wdechów, a potem odepchnęła się od muru i podeszła do metalowej barierki przy wjeździe dla niepełnosprawnych. Wsparła na niej przedramiona i splotła dłonie w koszyczek, tępo wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, jakby tam miały być zapisane rozwiązania wszystkich jej problemów, albo jakaś magiczna recepta na wszystko, co się działo w jej życiu. Niestety, nie było żadnej wskazówki, tylko miliony maleńkich świecących punkcików, tak odległych i nieosiągalnych, że patrzenie w nie tylko potęgowało jej smutek.
    ______Przygryzła policzek od wewnątrz i potarła palcami czoło, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Kiedy do jej uszu dobiegł odgłos ciężkich kroków, odwróciła głowę i spojrzała prosto w cudownie zielone oczy Christiana, które okazały się być jej zgubą, choć uparcie się przed tym broniła. Wpatrywał się w nią uważnie, powoli podchodząc bliżej, a Lia nie mogąc znieść jego przenikliwego wzroku, ukryła twarz za kaskadą blond włosów.
    ______– Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie schrypniętym głosem, również opierając przedramiona o balustradę.
    ______Lia wzruszyła ramionami i zagryzła dolną wargę, odruchowo sięgając do zawieszonego na szyi bursztynowego serduszka.
    ______– Dostałam propozycję pracy od profesora Sage’a – powiedziała łamiącym się głosem, a kiedy Christian uparcie milczał, czekając na ciąg dalszy jej wypowiedzi, przełknęła gulę, która stanęła jej w gardle i spojrzała przed siebie. – Jutro wyjeżdżam do Mediolanu – dodała tak cicho, że sama ledwie siebie słyszała, a gdy i tym razem nie doczekała się odpowiedzi, spojrzała na Christiana przez ramię, natychmiast tonąc w zielonej głębinie jego błyszczących, a jednocześnie tak bardzo przygaszonych tęczówek, że patrząc w nie poczuła jakby ktoś z każdą mijającą sekundą wbijał jej w serce kolejny sztylet, zostawiając w nim dziurę nie do połatania.
    ______– Na jak długo? – zapytał, przymykając powieki i przecierając oczy palcami.
    ______– Na razie pół roku, a później sama jeszcze nie wiem – przyznała, szybko odwracając wzrok, bo nie była w stanie znieść jego spojrzenia, które znów wyraźnie wyczuwała na sobie.
    ______– To wielka szansa, którą powinnaś wykorzystać. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, bo naprawdę na to zasługujesz, Lia – odezwał się zdławionym głosem, wbijając wzrok w swoje splecione dłonie i za wszelką cenę starając się panować nad sobą, by nie wziąć jej w ramiona i wszelkimi sposobami nie przekonywać, by z nich nie rezygnowała, dała im szansę i być może wyjechała razem z nim, zostawiając za sobą Valle de Sombras i wszystko złe co się z nim wiązało. Pragnął, by mogli zacząć od nowa, razem, ale nie był egoistą. Nie mógł jej o to prosić, ani wymagać od niej, by dla niego porzuciła swoje marzenia i wielką szansę, gdy świat stał przed nią otworem.
    ______– A ty, Christian? Nie zostaniesz tu, prawda? – spytała po długiej chwili milczenia, na co Suarez pokręcił przecząco głową i unikając patrzenia na nią, wlepił wzrok przed siebie.
    ______– W tej chwili nic mnie tu nie trzyma. Wracam do San Antonio, a Laura chce pojechać ze mną – wyjaśnił, a kąciki jego ust uniosły się lekko w smutnym uśmiechu.
    ______– Macie trochę do nadrobienia – odparła Lia, uśmiechając się delikatnie, gdy ich spojrzenia na moment się splotły. – Cieszę się, że odbudowaliście swoje relacje nawet, jeśli ta nić jest jeszcze bardzo krucha. Wiedziałam, że tak będzie, zbyt mocno się kochacie, by żyć z daleka od siebie, tym bardziej, że jesteście dla siebie przecież jedyną rodziną – powiedziała, odruchowo zakładając pasmo jasnych włosów za ucho. – Mam nadzieję, że Laura się tobą zaopiekuje – dodała z uśmiechem, spoglądając mu odważnie w oczy.
    ______– A kto zaopiekuje się tobą? – zapytał Christian, na co Lia zmarszczyła brwi i wysilając się na swobodny ton, nonszalancko wzruszyła ramionami.
    ______– Przywykłam do tego by samej troszczyć się o siebie. Tym razem nie będzie inaczej – powiedziała cicho, zwilżając spierzchnięte wargi językiem. Drgnęła jednak lekko, kiedy poczuła delikatne muśnięcie ciepłych palców Christiana na nadgarstku w miejscu, gdzie ułożyła się bransoletka, którą dostała od niego na urodziny. Powoli przesunął kciukiem po muszli mieniącej się kolorami i uśmiechnął się lekko.
    ______– Wiedziałem, że będzie dla ciebie idealna – stwierdził, pochwytując jej zaszklony wzrok. Przez chwilę siłowali się tak na spojrzenia, aż w końcu to Lia pierwsza opuściła głowę nie mogąc dłużej powstrzymywać cisnących się do oczu łez. Christian bez słowa wsunął dłoń pod jej włosy i przygarnął ją do siebie, przelotnie muskając jej skroń chłodnymi wargami, a potem odsunął się nieznacznie i oparł się czołem o jej czoło, ujmując jej twarz w obie dłonie i kciukami delikatnie ścierając słone krople, które strumieniami płynęły jej po policzkach. Lia oplotła jego nadgarstki drobnymi palcami, za wszelką cenę starając się zdusić wyrywający jej się z piersi szloch i rozrywający serce ból. Nigdy nie dopuściła do siebie nikogo tak blisko, by jego strata czy rozstanie rozsypało ją w drobny mak tak jak to się działo w tej chwili. Zawsze to Nacho był najbliższym jej człowiekiem, a teraz Christian nadkruszył mury wokół jej serca i zasiał w nim ziarenko czegoś, czego jeszcze nie rozumiała i czego mimo wszystko wciąż się bała.
    ______Instynktownie pogładziła kciukiem wierzch jego dłoni i wstrzymała oddech, kiedy Christian zbliżył się ostrożnie zmniejszając kilkumilimetrowy dystans między nimi. Przesunął powoli nosem po jej nosie i zawisł nad jej zapraszająco rozchylonymi wargami, trwając tak nieskończenie długą chwilę. Żadne z nich jednak nie odważyło się zrobić tego jednego kroku, który zaważyłby na ich dalszym losie i każde powstrzymało się z zupełnie innych powodów. W końcu Christian pochylił się i musnął chłodnymi wargami jej policzek niebezpiecznie blisko ust, a potem odsunął się nieznacznie, ale tylko na tyle by móc zajrzeć jej w oczy.
    ______– Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, możesz na mnie liczyć – powiedział nie odrywając od niej spojrzenia, a w jego zielonych tęczówkach Lia dostrzegła znajomy ogień i słowa, których nie chciała usłyszeć na głos: „Będę na ciebie czekał”.
    ______Nie zastanawiała się dłużej, po prostu przylgnęła do Christiana całą sobą i objęła go mocno, zaciskając drobne palce na jego kurtce. Kiedy Suarez odwzajemnił uścisk, ciasno oplatając jej drobne ciało silnymi ramionami, a potem wsunął nos w jej włosy, jedynie oddechem pieszcząc skórę na szyi, Lia wiedziała, że to pożegnanie jest najtrudniejszym w jej życiu i wraz z wyjazdem z Valle de Sombras, zostawi tu część siebie…


_______
Madziula, ja też :* Przede wszystkim za to, że dołączyłaś do NMD, bo gdybyś tego nie zrobiła, to nie byłoby tej historii :*


Ostatnio zmieniony przez Eillen dnia 21:47:35 31-03-16, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gypsy
Aktywista
Aktywista


Dołączył: 21 Lis 2010
Posty: 301
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:16:06 24-01-16    Temat postu:

Czekam na rozdział, pomysł intrygujący. Zobaczymy co przyniosą kolejne odcinki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:21:48 24-01-16    Temat postu:

Gypsy mamy nadzieję, że uda nam się wciągnąć Cię w tę historię
A rozdział... Madziula, bo tego nie ustaliłyśmy - kiedy wstawiamy rozdział?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3424
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:45:02 24-01-16    Temat postu:

Moje ciche modły zostały wysłuchane i wrzuciłyście Czekam na pierwszy odcinek
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:48:22 24-01-16    Temat postu:

Miło Cię widzieć w naszych skromny progach i dobrze wiedzieć, że ktoś się cieszy z powrotu naszych dzieciaków na forum
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:51:05 24-01-16    Temat postu:

Doma, fajnie, że jesteś i cieszysz się razem z nami
A kiedy rozdział? Żebym to ja wiedziała, może bliżej końca tygodnia, hm?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sobrev
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 04 Kwi 2010
Posty: 3424
Przeczytał: 4 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:52:44 24-01-16    Temat postu:

Cieszę się cieszę i to bardzo Podskakuje z radości
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Wstawiony
Wstawiony


Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 4094
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:16:31 26-01-16    Temat postu:

Ja czytam Cieszę się, że zdecydowałyście się wstawić
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:45:12 31-01-16    Temat postu:




    San Antonio, październik 2008 r.

    ______Przedramieniem wytarł krew z rozciętej wargi i z pogardą zerknął na klęczącego przed nim mężczyznę, który ciężko dysząc, jedną ręką podpierał się o podłoże, a drugą trzymał za brzuch. Uśmiechnął się z błyskiem satysfakcji w zielonych oczach i uniósł dłonie w górę w geście zwycięstwa, obserwując reakcję zebranej wokół widowni, kiedy stalowe drzwi otworzyły się z hukiem, a pomieszczenie wypełnił gryzący dym z granatów hukowych. Nie zdążył nawet mrugnąć okiem, gdy ktoś powalił go na ziemię, wbijając swoje kolano w jego plecy i skuwając dłonie kajdankami, a w pomieszczeniu zapanował totalny chaos. Słuchać było ostre polecenia uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy, przekleństwa aresztowanych i szczęk odbezpieczanej broni. Gdy kilka chwil później jakiś mężczyzna w pełnym bojowym rynsztunku, z twarzą zasłoniętą czarną kominiarką i chroniącą korpus kuloodporną kamizelką z napisem DEA na plecach, poprowadził go do radiowozu, nie protestował. Poza tym, że został przyłapany na udziale w nielegalnej walce, nie mieli przecież na niego zupełnie nic, ale wiedział, że agenci DEA nie trafili na nich przypadkiem. Takie akcje planowano tygodniami i nie mogło być tu mowy o żadnym przypadku. Utwierdził się w tym przekonaniu, gdy w pokoju przesłuchań został przemaglowany przez jednego z federalnych, który za wszelką cenę chciał się od niego dowiedzieć wszystkiego na temat najbliższego przerzutu narkotyków do Meksyku. Christian jednak nie zamierzał o niczym im mówić. Nie po to od lat tkwił w tym po uszy, by teraz zaprzepaścić wszystko i jak na spowiedzi bez oporów wyznać agentom to, czego udało mu się do tej pory dowiedzieć. Zastanawiające jednak było to, że wkrótce po tym, jak przesłuchujący go tajniak opuścił pokój przesłuchań, pofatygował się do niego sam szef miejscowego oddziału DEA.
    ______– Przestań pieprzyć i zgrywać niewiniątko! – warknął ostro, uderzając dłońmi o stolik. – Myślisz, że jesteś tu anonimowy? Że nie wiemy czym się zajmował twój ojciec? Mamy całkiem sporą teczkę opatrzoną nazwiskiem Andres Suarez. Ma szczęście, że nie żyje, bo do końca życia gniłby w więzieniu – dodał mężczyzna kpiąco, prostując się i wsuwając dłonie w kieszenie spodni. – Lepiej zacznij współpracować.
    ______– Agencie… – zaczął Christian, wzrokiem szukając jakiegoś identyfikatora, z którego mógłby odczytać nazwisko przesłuchującego go mężczyzny, choć tak naprawdę doskonale wiedział z kim ma do czynienia. Gdy nie dostrzegł go nigdzie na szarym t–shircie, ani na granatowej marynarce agenta, znacząco spojrzał mu prosto w oczy.
    ______– Brenner. [link widoczny dla zalogowanych] - – mruknął pod nosem mężczyzna, a kąciki ust Suareza drgnęły w kpiącym, aroganckim uśmieszku.
    ______– A więc, Doug, wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę, ale jedyne co na mnie macie, to głównie papiery mojego ojca i drobny incydent w postaci mojego udziału w nielegalnej walce. Jak na moje oko, to trochę mało, by mnie tu przetrzymywać.
    ______Brenner skrzyżował dłonie na torsie i oparłszy się plecami o weneckie lustro, przez chwilę bez słowa wpatrywał się w Suareza, a jego twarz nie zdradzała absolutnie niczego. Christian, cały czas odważnie patrząc mu w oczy, pomyślał, że chciałby kiedyś dopracować ukrywanie własnych emocji do takiej perfekcji. Był w tym dobry już teraz, ale jeszcze nie tak, jak agent Brenner.
    ______– Posłuchaj, dzieciaku – zaczął spokojnie agent. – Nie chojrakuj, bo nie z takimi cwaniakami miałem już do czynienia i twoja arogancja i bezczelność nie robią na mnie absolutnie żadnego wrażenia. To po pierwsze. A po drugie, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że już teraz wpakowałeś się w niezłe gów*o. Może to, co wiemy o tobie na chwilę obecną, to faktycznie zbyt mało, by postawić cię w stan oskarżenia i zamknąć na długie lata w stanowym więzieniu, ale nie jest jeszcze za późno, byś wyszedł z tego z twarzą. I czystą kartoteką – dodał, kierując się w stronę drzwi. – Masz czas do rana, żeby się zastanowić i podjąć decyzję, od której będzie zależało twoje dalsze życie – zakończył, wychodząc i gestem dając znać mundurowym, którzy cały czas stali za drzwiami, by odprowadzili go do celi. – Przyprowadź mi Johny’ego – rzucił krótko do funkcjonariusza, zmierzając w stronę automatu z kawą.
    ______– Lepiej nie zadzieraj ze starym – uprzedził uprzejmie mundurowy, prowadząc Christiana do pomieszczeń dla zatrzymanych. – Jeszcze nikt z nim nie wygrał. Brenner zawsze stawia na swoim. Prędzej czy później.
    ______– Może właśnie teraz jest ten moment, gdy mu się to nie uda – mruknął Suarez bez przekonania, gdy funkcjonariusz otworzył jego celę i spojrzał na niego z politowaniem.
    ______– Dobrze się zastanów – poradził szczerze, przekręcając klucz w zamku krat, po czym odwrócił się w stronę celi znajdującej się po przeciwnej stronie korytarza. – Koniec leniuchowania, Johny. Czas uciąć sobie małą pogawędkę – zaśmiał się, otwierając kraty i czekając aż zajmujący ją mężczyzna zwlecze się z pryczy.
    ______Christian przyglądał się tej scenie z zaciekawieniem, zastanawiając się czy kiedyś do niego też agenci będą zwracać się po imieniu. Ów Johny musiał być im dobrze znany, a jednocześnie na tyle sprytny, by nie dać im żadnych dowodów, by mogli go wsadzić do paki.
    ______– Ruszaj się, nie mam całego dnia – ponaglił funkcjonariusz.
    ______– Przecież za to ci płacą – zaśmiał się blondyn, wystawiając dłonie, by mundurowy mógł go zakuć, zanim ten zdążył go o to poprosić.
    ______– Przez takich jak ty, moje dzieci prawie mnie nie widują.
    ______– Trzeba było darować sobie dziecięce marzenia o ściganiu bandytów z gnatem w ręku i zostać zwykłym urzędasem. Robota za biurkiem, stałe godziny pracy, a w domu stęskniona żonka z kapciami, ciepłym obiadem i gazetką, same zalety – zakpił. Funkcjonariusz pokręcił głową z dezaprobatą i bez słowa szarpnął go w swoją stronę, wyprowadzając z celi.
    ______Johny przelotnie spojrzał w stronę Christiana.
    ______Suarez był pewien, że tego dziwnego błysku w lodowato niebieskich tęczówkach nie zapomni do końca życia.


    San Antonio, maj 2009 r.

    ______Przekręcił manetkę z gazem i na pełnej szybkości wszedł w zakręt. Adrenalina, jaką czuł, mknąc opustoszałymi ulicami na swoim [link widoczny dla zalogowanych], nie mogła się równać z niczym innym. Kochał to i nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek miał z tego zrezygnować z własnej, nieprzymuszonej woli. To było jak nałóg. Kiedy wygrał pierwszy raz, chciał sprawdzić czy to był przypadek, czy po prostu miał fart, czy może naprawdę był w tym dobry; potem jego pewność siebie rosła z każdą kolejną wygraną, a on czuł potrzebę startowania kolejny raz i kolejny, byle tylko udowodnić innym, że jest niepokonany i nie ma sobie równych. Adrenalina była czymś, czego potrzebował niemal jak tlenu. Żył w zasadzie od wyścigu do wyścigu, a biorąc w nich udział śmiał się śmierci prosto w twarz, jadąc zawsze na pełnym ryzyku. Często igrał z ogniem, ale nie czuł strachu, bo przecież nie miał nic do stracenia. Siostra nie chciała go znać, a innej rodziny nie miał.
    ______Obejrzał się dyskretnie za siebie. Czarno–niebieska [link widoczny dla zalogowanych] cały czas trzymała się tuż za nim. Nie znał tej maszyny ani jej kierowcy, choć niejeden wyścig miał już za sobą, a w każdym przewijali się niemal ci sami uczestnicy. Krąg osób biorących udział w nielegalnych wyścigach był zamknięty i sporadycznie zdarzało się, że do wyścigu przystępował ktoś nowy, a jeszcze rzadziej, że ten ktoś szedł łeb w łeb z wielkim El Vengadorem, który miał już wyrobioną pozycję i swoistą renomę w tym światku. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce kilka miesięcy temu, kiedy to o mały włos przegrałby z Kylie. Powiedziała mu wprawdzie później, że pozwoliła mu wygrać, bo chciała zwrócić na siebie jego uwagę, ale on wolał myśleć, że był zwyczajnie lepszy, bo przecież nie przegrałby z kobietą.
    ______Gdy Yamaha niespodziewanie zajechała mu drogę, przeklął szpetnie pod nosem. Stało się jasne, że jej kierowca, również stawia wszystko na jedną kartę, nie zważając ani na bezpieczeństwo swoje, ani tym bardziej rywali. Yamaha po wewnętrznej stronie łuku drogi pomknęła przodem, a Christian, którego niespodziewany manewr rywala zmusił nie tylko do przyhamowania, ale też odbicia na zewnątrz, mógł tylko patrzeć, jak jego rywal, o kilka metrów przed nim przekracza linię mety.
    ______Zatrzymał się obok swojego przyjaciela, Leo Sancheza, ściągnął kask i bez słowa zsiadł ze swojego motoru. Nie znosił przegrywać, ale musiał przyznać uczciwie sam przed sobą, że zwyczajnie zlekceważył rywala, który trzymając się cały czas o kilka metrów za nim, uśpił jego czujność, pozwalając mu wierzyć, że po raz kolejny bez trudu sięgnie po zwycięstwo i zaatakował w najmniej spodziewanym momencie, nie pozostawiając praktycznie żadnych szans na odparcie ataku.
    ______– Niezły jest – mruknął Leo, a w jego głosie wyraźnie dało się słyszeć podziw. Christian posłał mu mordercze spojrzenie, ale wtedy, młody Sanchez wyszczerzył się jeszcze bardziej. – Lepiej miej się na baczności, stary, bo ten gagatek zgarnie ci sprzed nosa nie tylko kasę, ale też wszystkie panny – dodał rozbawiony Leo, klepiąc przyjaciela w pokrzepiającym geście w ramię. Christian przewrócił oczami z irytacją, a kiedy Sanchez wzrokiem dał mu znać, by obejrzał się za siebie, leniwie zerknął przez ramię. Zacisnął dłonie mocniej na kasku, gdy zobaczył Kylie, uwieszoną na szyi blondyna i szepczącą mu coś do ucha. Wyglądało jakby doskonale się znali. Mężczyzna odsunął ją od siebie na odległość ramion i przyjrzał się jej uważnie, uśmiechając się szeroko. Christian odwiesił kask na kierownicę swojego Suzuki, oparł się biodrami o siedzisko i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, ani na moment nie odrywając oczu od rozgrywającej się kilka metrów przed nim sceny. Sam nie wiedział czemu poczuł w sercu ukłucie zazdrości na ten widok, przecież niczego sobie z Kylie nie obiecywali, oboje byli wolni i mogli robić co i z kim im się podobało.
    ______– Wiem, że to dla ciebie jak nokaut, ale jeśli chcesz zachować twarz, lepiej idź do niego i mu pogratuluj – usłyszał obok siebie Leo.
    ______– A jeśli ty chcesz zachować twarz, lepiej przestań gadać bzdury – upomniał, posyłając mu mordercze spojrzenie i zaciągając się nikotynowym dymem.
    ______– Może w końcu dotrze do ciebie, że wcale nie jesteś taki wspaniały, bo zaczynałeś już gwiazdorzyć jak jakiś pieprzony celebryta znany z tego, że jest znany. Przyda ci się taki kubeł zimnej wody na łeb, wiesz?
    ______– A czy tobie przypadkiem nie przyda się cios, po którym będziesz do garści zbierał swoje białe ząbki, które teraz tak wdzięcznie suszysz?
    ______– No już, nie denerwuj się tak primadonno – zaśmiewał się Leo. – Złość piękności szkodzi.
    ______– Żeby twojej zaraz nie zaszkodziła – mruknął Christian, rzucając ledwo co nadpalonego papierosa na ziemię i przydeptując go butem. Odchrząknął lekko i pewnym krokiem ruszył w stronę Kylie i tryumfatora wyścigu.
    ______– Chris – zawołała rozpromieniona jeszcze zanim zdążył do nich podejść. Wyciągnęła do niego rękę, a gdy ją chwycił, niemal natychmiast przylgnęła do niego całą sobą, oplatając go w pasie ramionami i całując w kącik ust. – Chciałabym, żebyście się poznali – powiedziała. – Chris to jest Johny, Johny, to Chris, mój… – zawahała się przez chwilę i spojrzała na napiętą twarz Suareza, przygryzając policzek od środka. – Chłopak – dokończyła w końcu, a na usta Christiana wypełzł pełen satysfakcji, arogancki uśmieszek.
    ______– Gratuluję – powiedział Suarez, chwytając dłoń swojego rywala. Johny, odwzajemniając uścisk dłoni, zmierzył go lodowatym spojrzeniem, unosząc wyzywająco brew i siłując się z nim na spojrzenia, a kąciki jego ust drgnęły nieznacznie w bezczelnym uśmiechu…


    San Antonio, styczeń/luty 2011 r.

    ______Hamulec, trzask i głuchy huk. Kilka obrotów na asfalcie, a potem… potem już tylko ciemność.
    ______Nicość.
    ______Nieznośne dzwonienie w uszach i pulsująca w głowie krew.
    ______Gdy w końcu podniósł powieki, przewrócony motor, z wybitym światłem jeszcze warczał ostatkiem sił. Z baku wyciekało paliwo, przód był niemal cały rozbity, a kierownica przekrzywiona.
    ______Jego ukochane Suzuki w końcu zamilkło.
    ______Trzęsąc się na całym ciele, spróbował poruszyć kończynami, a gdy wreszcie udało mu się usiąść, zrzucił z głowy kask, z którego odpadła plastikowa osłona i łapczywie nabrał powietrza w płuca. Dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że nie jechał sam. Rozejrzał się nerwowo dookoła. W końcu jego wzrok spoczął na leżącym zupełnie bezwładnie po drugiej stronie jezdni przy ulicznej latarni, wątłym ciele. Poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy, a żołądek podchodzi do gardła. Nie mógł przestać się trząść.
    ______– Kylie… – wyszeptał, z trudem podnosząc się z ziemi, chyba jedynie dzięki adrenalinie. Spodnie miał dziurawe, kolana całe we krwi, a żebra obolałe. Słyszał, jak zatrzymuje się jakiś samochód, jak ktoś pyta czy nic mu nie jest, ale zupełnie nie zwracał na to uwagi. – Kylie – wydusił, z trudem łapiąc powietrze w płuca i osunął się na ziemię, siadając obok dziewczyny. Chwycił jej dłoń, na której od kilku tygodni lśnił pierścionek zaręczynowy i spojrzał na jej pęknięty kask, spod którego wystawały jej długie, ciemne, lśniące włosy. ______– Cholera… – jęknął bezradnie, nie mogąc wyczuć tętna i czując jak wielka gula ściska mu gardło, a po policzku spływają łzy. – Kylie… nie zostawiaj mnie… – wyszeptał, plecami opierając się o latarnię, przy której leżała. Z wolna ciemniało mu w oczach. Nie miał po co żyć. Znów został sam…



    ______Powoli otworzył powieki i zamrugał kilka razy, usiłując odzyskać ostrość widzenia i walcząc z mdłościami, które nasiliły się, gdy w jego nozdrza wdarł się nieprzyjemny zapach szpitala.
    ______– No nareszcie, śpiąca królewno… – dobiegło do niego jakby z zaświatów. W głowie czuł pulsujący ból, który zdawał się promieniować aż do kręgosłupa, a gdy spróbował się poruszyć, poczuł się tak, jakby ktoś włócznią na wskroś przeszył jego ciało i ciemno zrobiło mu się przed oczami.
    ______– Nie ruszaj się – usłyszał stanowczy głos, który doskonale znał. Zastanawiał się czy nie śni, bo przez chwilę nie potrafił zlokalizować skąd dochodzi. Znów zamrugał powiekami aż w końcu, jak przez mgłę, dostrzegł twarz Ignacio Sancheza, wpatrującego się w niego z troską. – Musisz uważać na kręgosłup.
    ______Zmrużył oczy i zwilżył spierzchnięte wargi językiem.
    ______– Co mi jest? – spytał, spoglądając na Ignacia ponownie, tym razem wyraźnie widząc już każdą zmarszczkę i drganie każdego mięśnia na jego twarzy.
    ______– Stłuczenie kręgosłupa lędźwiowego – wyjaśnił krótko. – Musisz leżeć co najmniej przez kilka dni. Pamiętasz w ogóle co się stało?
    ______– Jechaliśmy moim Suzuki… – zaczął, ale zaraz urwał. Przez chwilę walczył z narastającym bólem w czaszce, usiłując uporządkować obrazy, które pojawiły mu się przed oczami. – Chryste… Kylie… co z nią? – spanikowany spojrzał na Nacho, a kiedy ten opuścił głowę, przeniósł spojrzenie na stojącego pod ścianą Leo, ale jego mina mówiła sama za siebie. Sam zresztą doskonale wiedział, że stało się najgorsze, ale rozpaczliwie pragnął, by ktoś temu zaprzeczył i powiedział mu, że wszystko jest w porządku i niebawem ją zobaczy. – Boże… – wyszeptał, czując jak wielka gula ściska mu gardło. Zamknął oczy i z całej siły zacisnął dłoń w pięść na szpitalnej pościeli. – To ja powinienem… – wydukał, gdy samotna łza spłynęła po jego policzku.
    ______– Weź się w garść – upomniał surowym tonem Ignacio. – Żyjesz i masz dla kogo żyć, a to był tragiczny wypadek i nie ma w tym żadnej twojej winy.
    ______– Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz – odparł cicho, tępym wzrokiem wpatrując się w leniwie drgające na wietrze za oknem, zielone liście…


Ostatnio zmieniony przez Kenaya dnia 21:23:25 31-03-16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:00:16 02-02-16    Temat postu:

Jeju, dziewczyny!
Smutno mi się zrobiło.
Jestem strasznie kochliwa, w tych Waszych chłopakach... Myślałam, że Kylie jednak (za sprawą gigantycznego cudu) ożyje, a tu taka końcówka przygnębiająca troszkę...
Czekam na więcej, no bo jakbym mogła nie czekać?
Pozdrawiam i dużo weny życzę!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenaya
Prokonsul
Prokonsul


Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 3011
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:15:28 03-02-16    Temat postu:

Madziu, ślicznie dziękujemy za komentarz i cieszy nas, że i w tej historii jesteś z nami Mamy nadzieję, że uda nam się zaciekawić Cię na tyle, byś chętnie i tutaj wracała
Co do samego rozdziału.... cóż.. życie nie zawsze jest kolorowe, a nasze chłopaki to już chyba tak mają, że są strasznie skopani przez życie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aberracja
Big Brat
Big Brat


Dołączył: 15 Lut 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:34:32 03-02-16    Temat postu:

No, ale przecież ich życie jest w Waszych cudownych rączkach - bądźcie choć trochę łaskawe.
Ja na bank tu będę zaglądała, więc sprawdzę co jeszcze im zgotowałyście


Ostatnio zmieniony przez Aberracja dnia 23:35:03 03-02-16, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Laluna95
Motywator
Motywator


Dołączył: 18 Paź 2015
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zamość
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:03:55 04-02-16    Temat postu:

Dziewczyny świetny początek waszego opowiadania. Kocham i jeszcze raz kocham. Zostałam waszą nową czytelniczką Piszecie strasznie realistycznie i to jest cudowne bo można się w czuć w to co akurat teraz czuje bohater.

No i wasze avki. Cudne Jay Ryan <3
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillen
Generał
Generał


Dołączył: 25 Lut 2010
Posty: 7862
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ..where the wild roses grow...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:15:44 04-02-16    Temat postu:

Madziu, miło Cię widzieć w naszych skromnych progach Co do Kylie to wiesz... to jednak jest w jakimś sensie telenowela, a w tych jak wiadomo wszystko zdarzyć się może, więc niczego nie wykluczaj A nasze chłopaki, zapewniam, że to silne bestie i dzielnie stawią czoła wszystkiemu co im zgotowałyśmy

Laluna95, bardzo nas cieszy, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i mam nadzieję, że zaciekawi Cię na tyle, byś została z nami i naszymi bohaterami na dłużej A Jay... no cóż, on akurat nie wymaga żadnego komentarza
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze telenowele Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 17, 18, 19  Następny
Strona 1 z 19

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin