Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dalsze odcinki PDG!!!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 14:21:48 23-06-07    Temat postu:

Odcinek 248


Victor uśmiechnął się... Po chwili jednak się opamiętał i odsunął się od Normy.
- Przepraszam za moje zachowanie, ale bardzo panią polubiłem.- powiedział.
- Ja także cię lubię. Jesteś miły... i przystojny.
Victor spojrzał na kobietę.
- Pani też jest piękna!- stwierdził pracownik.
- Miquel, nie przesadzaj!
- Naprawdę, nigdy nie spotkałem tak miłej i ładnej kobiety jak pani.- rzekł.
Norma lekko się zawstydziła.
Wtępiła wzrok w niebo.
- Bardzo kocha pani męża?- zapytał Victor.
- Ale co to za pytanie?? Oczywiście, że tak...
Victor podszedł bliżej Normy.
- A ty masz kogoś?- spytała dziewczyna.
- Nie... nie chcę być z byle kim, muszę znaleźć tą jedną jedyną.
Norma spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Muszę iść do domu.- dodała.
- Do widzenia.
Norma szybko pobiegła w stronę drzwi i weszła do środka.
* * * * * *
Minęło kilka dni. Ruth przyjechała razem z ukochanym oraz z synkiem na hacjendę Reyesów.
Weszli do salonu...
Tam siedziała Norma z Sarą i Franciem.
- Cześć!- rzekła Ruth i pocałowała Normę w policzek, potem zrobiła tak samo z Franciem i Sarą.
- Witajcie!- rzekła Sarita z uśmiechem.
- Zaraz będzie obiad, chodźmy do jadalni.
- Chcę, żeby wszyscy byli obecni przy obiedzie. To dla mnie ważne.- stwierdził Antonio.
- Nie ma sprawy!- odparł Franco i poklepał chłopaka po ramieniu.
* * * * * *
Gabriela zapukała do pokoju ojca.
- Tato! Nic nie zjadłeś! Chodź na obiad!- krzyczała pukając do drzwi.
Jednak odpowiedziało jej tylko milczenie.
- Tato!- zawołała ponownie.
Szybko chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
Martin siedział w wózku przy oknie skulony i płakał.
- Tato, co się stało?- Gabriela podeszła do niego.
- Córko, jakoś kłuje mnie w sercu...
- Tato...
- Boję się, że coś jest nie tak. Tak strasznie boli!- mówił staruszek z płaczem, trzymając się za pierś.
- Dzwonię do lekarza!- kobieta chwyciła telefon.
- Dłużej nie wytrzymam!
* * * * * *
Oscar, Juan, Norma, Sara, Franco, Eva, Ruth i Antonio siedzieli przy stole i jedli obiad.
Nagle Antonio wstał od stołu.
- Chciałbym was coś ważnego powiedzieć.- rzekł z uśmiechem.- Żenię się z Ruth!
- To cudownie!- powiedziała Eva i podeszła do córki.
Wszyscy zaczęli gratulować młodej parze.
- Odbędzie się za miesiąc i chcemy was wszystkich zaprosić!- dodał Antonio i pocałował Ruth, trzymającą dziecko na rękach.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
Wszyscy bardzo się cieszyli z tej wiadomości. Jednak Oscar był trochę przygnębiony, tęsknił za ukochaną.
* * * * * *
Lekarz wyszedł z pokoju don Martina.
- I co?- spytała Jimena. Gabriela uścisnęła jej rękę.
- Chodzi o to, że...
- Proszę mówić jaśniej!- poprosiła Gabriela.
- Stan pani ojca jest poważny. Ma on chore serce i nie może się zbytnio denerwować... bo inaczej...
- Czy on może umrzeć??
- Musi codziennie zażywać leki, które mu zapisałem dzisiaj. Musi co tydzień chodzić na wizyty do lekarza...- powiedział.
- Panie doktorze, czy to naprawde jest poważne?- zapytała Jimena ze łzami w oczach.
- Pani dziadek nie jest już w młodym wieku, nie może się zdenerować, bo wszystko się może zdarzyć!-
Gabriela spojrzała na Jimenę i przytuliła się do niej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 17:30:16 26-06-07    Temat postu:

Odcinek 249

Był wieczór...
Norma, Sara, Jimena i Gabriela siedziały przy chorym w jego pokoju.
- Nic mi nie jest.- powiedział Martin leżąc w łóżku.
- Nic? Jeszcze kilka godzin temu zwijałeś się z bólu, a teraz mówisz, że nic?!- krzyknęła Gabriela.
- Mamo, nie krzycz... Dziadek nie może sie denerwować.- stwierdziła Norma głaszcząc staruszka po policzku.
- To był tylko zwykły ból serca, nic poza tym... Nic mi nie będzie.
- Tato, tak się martwiłam!
- Jestem już stary, na pewno wkrótce "kopnę w kalendarz".
- Nawet tak nie mów!- krzyknęła Sarita.
- Dziadku, bardzo cię kochamy i zależy nam na tym, żebyś zawsze był przy nas...- dodała Jimenita z uśmiechem.
* * * * * *
Tymczasem Victor spacerował po ogrodzie i rozmyślał.
- Nie mogę zakochać się w Normie!- myślał.- Przecież ona jest rodziną tego mordercy Oscara Reyesa! On jest winny śmierci mojej siostry!
Victor przypomniał sobie jak zobaczył Clarę leżącą martwą na ziemi. Łzy napłynęły mu do oczu.
Tak bardzo nienawidził Oscara... Miał ochote zabić go.
- Muszę jeszcze trochę z tym poczekać, żeby zdobyć ich zaufanie... Narazie zostawię Normę... Potem zaczne się mścić, zacznę działać! Pomszczę cię siostrzyczko!- mówił sam do siebie szeptem.
* * * * * *
Jimena i Sara rozmawiały w salonie.
Sarita trzymała na rękach Tamaritę.
- Czemu nie wracasz do domu?- spytała.
- Nie mogę... Tam jest Oscar...
- Jeszcze mu nie wybaczyłaś?
- Nie i nigdy mu nie przebaczę! Zdradził mnie!- odparła Jimena.
- Zdradził, ale bardzo tego żałuje...
- Nic mnie już nie obchodzi! Powinien najpierw pomyśleć zanim to zrobił!
- W sumie to ja na pewno zachowywałabym się tak samo w takiej sytuacji.- rzekła Sara.- Zamierzasz długo mieszkać u mamy?
- Nie wiem, dopuki sobie czegoś nie znajdę...
- Pójdziesz na ślub Ruth za miesiąc?- spytała kobieta.
- Nie, chyba nie... A ty już niedługo urodzisz.- powiedziała i uśmiechnęła się.
- Tak! Za pięć miesięcy będę miała swoje własne maleństwo!
* * * * * *
Pięć miesięcy później...
Gabriela weszła do pokoju ojca.
- Jak się czujesz? Wziąłeś lekarstwa?- zapytała.
- Tak...
- Wszystko dobrze tato?
- Tak, ale przyznam, że starość jest okropna.- stwierdził Martin.
- Nie przesadzaj! Przecież masz mnie, wnuczki, prawnuki... Wszyscy jesteśmy przy tobie.
- Tak wiem, ale czuję jak się starzeję...
- Oj tato.- Gabi przytuliła ojca.- Zawsze będziesz ze mną. Nigdy mnie nie opuścisz! Obiecaj!
- Nie mogę córko... na pewno niedługo umrę...
- Ale tato... Nie mów tak! Obiecaj, że zawsze będziesz przy mnie!
- No dobrze, obiecuję...- powiedział niechętnie don Martin.
* * * * * *
Sarita i Eva siedziały na kocu w ogrodzie.
- Co Quintina dzisiaj ugotuje na obiad?- zapytała Sara z uśmiechem.
- Nie wiem, ale na pewno coś pysznego.
- Co tam słychać u Ruth i Antonia? Nie byli u nas już ponad miesiąc
- Oni mają swoje życie. Teraz po ślubie spędzają ze sobą więcej czasu... bardzo sie kochają.- odparła Eva.
- Ich ślub był taki piękny... Od razu przypomniał mi się mój ślub z Franciem...
- Zaczekaj Sarita, zaraz przyjdę.- Eva odeszła.


Gdy za kilka minut wróciła zastała Saritę płaczącą na kocu i trzymającą się za brzuch.
- O Boże! Co się dzieje?- zapytała.
- Chyba rodzę, pomóż mi...
- Franco jest w pracy, muszę zawołać Juana i Oscara. Zaczekaj tu!- krzyknęła i pobiegła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 21:06:47 28-06-07    Temat postu:

Odcinek 250


Franco nerwowo chodził po korytarzu w szpitalu.
- Nie denerwuj się.- powiedział Oscar do brata.
- Jak mam się nie denerwować, przecież moja żona rodzi!!!
- Uspokój się...- poprosiła Norma.
Franco jednak wciąż był zdenerwowany, chciał ujrzeć dziecko, a Sara rodziła już cztery godziny.
Nagle na końcu korytarza wszyscy zobaczyli idącą w ich stronę Jimenę.
Dziewczyna zatrzymała się na widok Oscara.
Mężczyzna spojrzał jej w oczy.
Dziewczyna nie wiedziała co robić, wciąż kochała tego mężczyznę.
Zebrała się na odwagę i podeszła do rodziny.
- Cześć siostrzyczko.- powiedziała Norma z uśmiechem.
- Witaj Jimeno...- dodał Oscar patrząc ukochanej prosto w oczy.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Spuściła głowę...
Franco bardzo się denerwował. Nikt oprócz niego nie wiedział, że Sara urodzi bliźnięta.
* * * * * *
W tym czasie Sara bardzo męczyła się wydając swoje dzieci na świat.
- Jeszcze trochę! Proszę wytrzymać!- mówił lekarz.
- Aaaaa!- krzyczała kobieta, czuła wielki ból.
* * * * * *
Gabriela i Martin siedzieli na kanapie w salonie.
- Tak bardzo chciałabym być teraz przy Saricie.- powiedziała Gabriela.
- Pewnie teraz bardzo się męczy, mam nadzieję, że wszystko się uda.
- Na pewno dziecko będzie całe i zdrowe.
- Ciekawe czy to będzie dziewczynka czy chłopak.- powidział staruszek.
- Wkrótce się przekonamy tato.- odparła Gabi z uśmiechem.
Chwyciła telefon i wykręciła numer.
- Cześć Normo.
- Witaj mamo, co u was??- spytała córka.
- Jak tam z Saritą?
- Narazie rodzi, a Franco jest bardzo zdenerwowany.
- Dobrze go rozumiem.- przyznała kobieta.- Dajcie nam znać jak Sara urodzi.
- Pa mamo.
- Papa.- Gabriela rozłączyła się.
* * * * * *
Minęła godzina.
Z sali wyszedł lekarz.
- Panie doktorze, i co?- zapytał Franco.
- Ma pan śliczne dzieci!
- Dzieci??- zdziwił się Juan.
- Tak, to bliźnieta.- odpowiedział Franco z radością.- Czy mozemy wejść do niej?
- Tylko jedna osoba.


Franco wszedł do sali.
Jego żona leżała na łóżku.
- I jak?- zapytał.
- Jestem wykończona, ale równocześnie szczęśliwa! Nasze dzieci są takie śliczne!
- A gdzie one teraz są??
- Pielęgniarka zaraz je przyniesie. Nasz chłopiec i dziewczynka.- powiedziała z uśmiechem.
Nagle do sali weszła pielęgniarka z dziećmi.
- Proszę, za kilka minut przyjdę po dzieci.- rzekła i wyszła.
- Jakie one śliczne!- krzyknął podekscytowany Franco.
- Jak nazwiemy nasze dzieci?
- Chłopca Diego.- zaproponował mężczyzna.
- Dobrze, nasz mały Diego. A dziewczynka?
- Moze ty coś zaproponuj?
- Sonia.
- Slicznie! A więc Diego i Sonia! Jestem taki szczęśliwy!- Franco Reyes pocałował namiętnie swą żonę.
* * * * * *
Tymczasem na poczekalni...
Jimena patrzyła przez okno. Podszedł do niej Oscar.
- Kochanie, powstrzymajmy się jeszcze, nie chcę rozwodu.- rzekł.
- Trudno, sam sobie na to zapracowałeś sypiając z Clarą!
- Wybacz mi, błagam cię. Bardzo tego żałuję...
- Ja już podjęłam decyzję. Chcę zakończyć nasze małżeństwo!- stwierdziła dziewczyna.
- Proszę cię, przemyśl to. Możemy być jeszcze szczęśliwi... Ty, ja i nasza córka. Możemy cieszyć się szczęściem tak jak Sara i Franco. Przecież się kochamy, przemyśl to.
Jimena spojrzała Oscarowi w oczy z nadzieją. Wciąż miała do niego słabość, bardzo go kochała...
- Błagam, nie rozwódźmy się... Poczekajmy...- rzekł Oscar. Jimena nie wiedziała co odpowiedzieć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 21:21:01 29-06-07    Temat postu:

odcinek na życzenie Natashy17


Odcinek 251

Jimena poczuła łzę na policzku.
- Nie wiem! Zdradziłeś mnie i straciłam do ciebie zaufanie!- powiedziała.
- Wybacz mi...
- Myślisz, że tak łatwo usunę to ze swojej pamięci. Niestety nie... Nawet nie wiesz jak ja cierpiałam!
- Przecież się kochamy.- Oscar namiętnie ją pocałował. Jimena uderzyła go w twarz.
- Jak możesz!- krzyknęła.
- Ja cię kocham, a ty mnie też... Nie ukrywaj tego!
* * * * * *
Następnego dnia na hacjendzie Reyesów...
- Franco dokąd się wybierasz?- zapytała Norma widząc mężczyznę wychodzącego z domu.
- Jeszcze pytasz?? Jadę do mojej ukochanej i do dzieci.
- Mogę jechać z tobą? Nawet jeszcze nie widziałam twoich maleństw. A ty mówisz, że są śliczne. Więc chcę je zobaczyć.
- Pewnie! Chodźmy!- rzekł chłopak.
Norma i Franco wyszli z domu i wsiedli do samochodu.
- Małe dzieci są wspaniałe.- powiedziała Norma z uśmiechem.
- Tak. Wszystkie, bez wyjątku!
* * * * * *
Tymczasem w szpitalu...
W sali Sarity byli już Martin i Gabriela.
- Jaki on piękny.- mówił staruszek trzymając Diega na rękach.
- Sonia też jest śliczna.- powiedziała Gabi trzymając na rękach małą dziewczynkę.
- Oboje są ładni. Tak bardzo je pokochałam!- stwierdziła Sarita.
Nagle do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę!- powiedziała Sara.
Do środka weszli Franco i Norma.
Mężczyzna trzymał w ręce wielki bukiet róż, a Norma dwa misie pluszowe.
- Kochanie to dla ciebie. Dobrze się spisałaś!- powiedział Franco i wręczył żonie bukiet, a potem ją pocałował.
- Ale piękne dzieci!- krzyknęła Norma patrząc na Sonię i Diega.- A to dla nich.- wręczyła Saricie zabawki.
- Dziękuję, naprawdę nie musieliście.
- Twoje dzieci są takie słodziutkie!
* * * * * *
Oscar przyjechał konno na hacjendę Elizondo.
Zauważył Jimenę spacerującą z Tamarą. Dziewczynka leżała w wózku.
Gdy Jimena zobaczyła męża, trochę się speszyła...
Oscar podszedł do niej.
- Cześć.- rzekł i spojrzał na córkę leżącą w wózku.
- Czego chcesz?- zapytała Jimena.
- Nie domyślasz się??
Oscar wyciągnął Tamaritę z wózka i przytulił ją do siebie.
- Moja piękna córeczko, jesteś moim skarbem.- powiedział patrząc na małą.- Kocham cię i twoją mamusię, ale ona tego nie dostrzega.
- Przestań gadać głupoty! Zrozum, że mnie skrzywdziłeś i nie chcę znowu cierpieć.
- Przyżekam, że nie będziesz.
- Nie ufam ci!
* * * * * *
Gabriela i Martin podwieźli Norme pod dom i odjechali. Gdy kobieta wysiadła z samochodu, podszedł do niej Victor.
- O, cześć Miquel!- rzekła Norma.
- Witam. Chciałbym z panią porozmawiać...
- Ale o czym?
- To chce pani ze mną pogadać, czy nie?- zapytał
- A oczym chciałbyś ze mną porozmawiać Miquel?
- Wkrótce się pani dowie!- Victor spojrzał jej w oczy.
* * * * * *
- Ale ja cię kocham i nie potrafie bez ciebie żyć!- mówił Oscar do Jimeny trzymając córkę na rękach.
- Trudno, sam sobie na to napracowałeś.
- Nie mogę żyć bez ciebie, bez Tamarity...
- Dość tego. Daję ci wolną rękę... możesz znaleźć sobie inną kobietę!- stwierdziła Jimena.
Oscar włożył córkę do wózka i spojrzał Jimenie w oczy.
- Naprawdę myślisz, że jestem aż tak okrutny?
- Tak! Tak właśnie myślę!
- To jesteś w błędzie! Ja naprawdę bardzo cię kocham.- powiedział Oscar.
Jimena spojrzała mu w oczy.
- Będę prosił cię nawet do końca życia, żebyś mi wybaczyła.
Oscar powoli zbliżył się do niej i wziął Jimenę w swe ramiona. Zaczął ją namiętnie całować. A dziewczyna nie opierała się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
EveLynn
Cool
Cool


Dołączył: 04 Mar 2007
Posty: 523
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3

PostWysłany: 5:59:49 01-07-07    Temat postu:

fajne odcinki i zapraszam do moich telek: życie od nowa, historia z wielkigo miasta....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 10:17:35 01-07-07    Temat postu:

Odcinek 252

Całowali się nie myśląc o niczym innym... tylko o sobie.
Po chwili Jimena przerwała pocałunek.
- Oscar, nie możemy...- mówiła patrząc mu w oczy.
- Cii... nic nie mów.- Oscar zatkał jej usta pocałunkiem. Wsunął swe ręce pod jej bluzkę.
- Ej!- krzyknęła Jimena.- Bez przesady! Nie pozwalaj sobie!
- Przepraszam, ale nie mogę się opanować. Tęsknie za tobą.
Oscar zaczął ją całować, ale Jimena go odtrąciła.
- Nie możesz tego robić! Ja już cię nie chcę! Zdradziłeś mnie i myslisz, że tak szybko usunę to ze swojej pamięci?!
- Wybacz mi...
- Nie! Odejdź, proszę...- powiedziała dziewczyna.
Oscar pocałował córeczkę w policzek i odszedł.
* * * * * *
- Nie potrafię dłużej z tym żyć!- powiedział Victor patrząc na Normę.
- Nie rozumiem...
- Naprawdę się nie domyślasz?
- Raczej nie... powiedz mi o co chodzi Miquel!- rzekła Norma.
- Podobasz mi się! Bardzo!- Victor ujął jej twarz w swoje dłonie.
Norma nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Czy tak trudno to zauważyć? Jesteś piękna, a ja nie mogę oderwać od ciebie wzroku...
- Miquel, nie wiem... Ja kocham Juana...
- Jeszcze na żadnej kobiecie tak mi nie zależało.- rzekł mężczyzna.
- Przestań! Nie mieszaj mi w głowie.
Ale Victor nic nie odpowiedział, tylko ją pocałował.
Kobieta odtrąciła go.
- Nie, Miquel! Tak nie można! Będę zawsze wierna Juanowi!- Norma ze łzami w oczach pobiegła do domu.
* * * * * *
Minęły dwa dni i Sarita wraz z dziećmi byli już w domu.
Tego dnia kobieta była w swojej sypialni i karmiła Sonię oraz Diega piersią.
Była szczęśliwa będąc matką...
Nagle do pokoju wszedł Franco.
- Cóż za przyjemny widok... Moja piekna żona wraz z mymi maleństwami!- powiedział i pocałował Sarę, a ona włożyła dzieci do łóżeczka.
- Może wybierzemy się gdzies razem?- spytała Sarita.
- Z tobą zawsze. Co proponujesz?
- Nie wiem, moze ty coś wymyśl.
- No dobra, postaram się... co powiesz na kolcję w naszej ulubionej restauracji?- zaproponował.
- Dobry pomysł, ale do kolacji jeszcze sporo czasu.
- Będziemy mieli czas, żeby się przygotować.
- A kto zostanie z dziećmi?- spytała kobieta.
- Zobaczymy, może Norma albo Eva?
Sara pocałowała namiętnie swego męża
* * * * * *
Oscar, Juan i Norma siedzieli w salonie i pili kawe.
Nagle wbiegła tam Quintina.
- Don Oscar!- rzekła.
- O co chodzi?
- Nawet pan nie zgadnie kto przyjechał.- uśmiechnęła się tajemniczo.- Pani Jimenita z córeczką!
Oscar nic nie powiedział tylko wybiegł z domu...
Jimena właśnie wyciągała małą z samochodu. Nie widziała męża.
Oscar podbiegł do niej od tyłu i objął ją w biodrach.
- Jednak do mnie przyjechałaś.- powiedział.
- Ręce przy sobie!- Jimena odepchnęła go.- Wcale nie przyjechałam do ciebie, tylko do Sarity i Normy!
- Daj mi potrzymać Tamarę.- rzekł i wziął córkę na ręce.
Oscar z małą oraz Jimena weszli do domu.
- Cześć.- rzekła Jimena i przywitała się z Juanem i normą.- Gdzie Sara?
- W swoim pokoju.
- to ja pójdę do niej.
Jimena poszła... po chwili zapukała do sypialni siostry.
- Proszę!
Jimena weszła.
- O, Jimena! Co za niespodzianka!
Dziewczyna pocałowała Sarę w policzek.
- Śliczne dzieci.- powiedziała i uśmiechnęła się.
- A gdzie twoja córka?
- Oscar chciał się nią nacieszyć i narazie się nią opiekuje... ale jestem zmęczona.- złapała się za głowę.- Najchętniej wzięłabym krótką kąpiel!
- Prosze bardzo! Możesz skorzystać z naszej łazienki.- stwierdziła Sarita.
- Nie, dzięki... pójdę do mojej dawnej łazienki. Tam czuję się swobodniej.
* * * * * *
Minęło pół godziny... Oscar szukał Jimeny.
Poszedł do łazienki, która znajdowała się w jego sypialni.
Otworzył drzwi i zobaczył żonę wychodzącą z wanny.
- Jimena? Co za widok!- powiedział.
- Oscar!- krzyknęła i szybko zakryła ciało szlafrokiem.- Co tu robisz?
- Szukałem cię...
- Idź! Chcę się ubrać!
Oscar podszedł do Jimeny.
- Jesteś taka piękna.- powiedział i zdjął z niej szlafrok...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 10:28:00 05-07-07    Temat postu:

Odcinek 253


- Co ty robisz?!- Jimena odepchnęła go i okryła się szlafrokiem.
- Przecież jesteś moją żoną, a ja cię bardzo kocham...
- Wyjdź stąd i pozwól mi się ubrać!
- Chcę tylko popatrzeć na twoje ciało...- powiedział.
- Wykluczone! Idź popatrz na ciało swojej Clary!
- Jimena, przestań już...
- Idź stąd! nie chcę cię widzieć!
- No dobra skoro tak chcesz, to żegnam!- krzyknął zdenerwowany.
Już chciał wyjść z łazienki, gdy nagle usłyszał zonę.
- Nie będziesz nalegał?- spytała zawiedziona.
- Dość tego! Idę!
- Nie zależy ci na mnie?- spuściła główę.
Oscar podbiegł do niej i wziął ją w swe ramiona.
Jimena nie miała nic przeciwko temu. Uśmiechnęła się, a Oscar wziął ją na ręce i położył na łóżku. Zaczął ją całować.
* * * * * *
Minęła godzina.
- Gdzie jest ta Jimena? Tak długo siedzi w wannie...- powiedziała Sara do Normy. Obie siedziały w salonie z Juanem.
- Oscara też nie ma... Czy nie sądzisz, że jest to jakieś podejrzane?- zapytała Norma.
- Czy ty podejrzewasz, że...oni...
Obie siostry zaczęły się śmiać.
- Uspokójcie się!- krzyknął Juan.- Myślicie, że Jimena uległaby Oscarowi tak szybko??
- Juan ma rację.- przyznała sarita.
- A jeśli Jimenie coś się stało?
- Na przykład co?- spytała Sara.
- Nie wiem, może zemdlała?- spytała Norma.
- Przestańcie gadać takie głupoty! A gdzie Franco?- zapytał Juan jak zwykle poważny.
- Pojechał do pracy...
* * * * * *
Gabriela była w stajni z Alfredo.
- Nie mogę teraz wyznać im prawdy!- powiedziała kobieta.
- Dlaczego?
- Bo jedna z moich córek przechodzi teraz kryzys małżeński... Nie chcę jej dodatkowo denerwować...
- Nie możemy przecież ukrywać tego przed wszystkimi!- rzekł Alfredo.
- Z koleji moja druga córka urodziła właśnie dziecko.
- No dobrze, skoro chcesz... to jeszcze trochę poczekamy.
- Bardzo ci dziękuję! Jesteś taki kochany!- Gabi pocałowała pracownika.
- Bardzo cię kocham.
- Cieszę się, że jesteś taki cierpliwy...
- Ty jesteś dla mnie najważniejsza.
- Och Alfredo!- przytuliła go.- Nigdy nie myślałam, że zakocham się w kimś takim jak ty.
- To znaczy jakim?
- Byłam przeciwna, żeby moje córki związały się z biednymi braćmi Reyes, a tymczasem... sama zakochałam się w niezamożnym mężczyźnie.
- Mam nadzieję, że tego nie żałujesz.- powiedział.
- Ależ oczywiscie, że nie! W końcu mogę być szczęśliwa z mężczyzną, którego kocham naprawdę!
* * * * * *
Norma poszła sama do stajni. Cos ciągnęło ją do Victora i chciała koniecznie go zobaczyć...
Weszła do stajni i zamknęła drewniane drzwi.
Rozejrzała się i nagle zobaczyła Victora, który stał naprzeciwko niej.
- Nie spodziewałem się, że tu przyjdziesz.- podszedł do niej.
- Muszę z tobą poważnie pogadać!
- Jednak jest dla nas jakaś nadzieja?
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo skoro tu przyszłaś, to znaczy, że jednak zależy ci na mnie!- powiedział i pogłaskał ją po policzku, patrząc kobiecie prosto w oczy.
- Nie, Miquel... To nie tak... Ja tu przyszłam, żeby...
Nagle pracownik zatkał jej usta pocałunkiem.
Norma czuła się wspaniale... Z Juanem już dawno nie całowała się tak namiętnie...
Victor objął ją wciąż całując. Całował ją po szyi...
- Nie...- mówiła, ale tak na prawdę podobało jej się to.
- Nic nie mów.
- Nie Miquel!- krzyknęła.- Nie mogę!- i wybiegła ze stajni.
* * * * * *
Jimena i Oscar leżeli w łóżku.
- Kocham cię.- powiedział mężczyzna i zaczął całować ją po szyi.- Cieszę się, że znów jestesmy razem!
- Co?- odepchnęła go.- Ten jeden sex nie znaczy, że chcę do ciebie wrócić.
- Nie rozumiem.- Oscar zszedł z łóżka.
- Po prostu zrobiłam to dla relaksu, to nic nie znaczy... Za chwilkę wrócę do mamy.
- Nie byłabyś zdolna do tego! Nie, ty nie jesteś taka!
- Zrobiłam to, żeby cię uspokoić, żebyś przestał mnie już nachodzić. A także dla zabawy!- powiedziała ze śmiechem.
- To nic dla ciebie nie znaczyło?
- Zupełnie nic... Było fajnie, ale muszę już lecieć.- powiedziała i wstała z łóżka. Oscar złapał ją za ręce.
- Nie mozesz odejść! Myslałem, że jesteś inna... Że mnie kochasz...
- A ty jak mnie potraktowałeś?! Też nie pomyślałeś jak ja się czuję, więc ja zrobię tak samo. To był taki pożegnalny sex i nic poza tym. Przynajmniej troche się zrelaksowałam.- zaśmiała się.
- Nie możesz mi tego zrobić.
- Przepraszam, ale idę się ubrać.- rzekła i poszła do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i rozpłakała się...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 15:04:58 05-07-07    Temat postu:

No dobra, macie ten odcinek specjalnie dla was kochani :*


Odcinek 254

Następnego dnia Oscar jeździł konno po łąkach...
Rozmyślał o tym, jak go wczoraj Jimena potraktowała.
Nigdy wcześniej na myśl by mu nie przyszło, że jego kochana żona mogłaby zrobić coś podobnego.
- To moja wina... Teraz płacę za wszystko...- mówił Oscar w myślach jadąc konno.
- Dopiero teraz rozumiem... Wiem jak ona się czuła, gdy ją zdradziłem. Tyle, że ona zrobiła to tylko dla zabawy... Myślałem, że zrobiła to ze mną z miłości, ale jednak nie...- myslał, miał łzy w oczach.- Sam jestem sobie winien...
Oscar zsiadł z konia i usiadł na niewielkiej skale.
Nagle usłyszał brata.
- Oscar!- wołał Juan jadąc konno.
Po chwili Juan zsiadł z konia i usiadł obok Oscara.
- Cześć, co taki smutny jesteś?- spytał.
- Ja? Nie...
- Przecież widzę. Znam cię na wylot i nic przede mną nie ukryjesz!
- Aż tak to widać?
- No jasne! Co jest?- zapytał Juan.
- Chodzi o Jimenę... wczoraj... to co między nami zaszło...
- Co masz na myśli??
- Ja i ona... no wiesz...- mówił Oscar.
- Nie wiem. Czy to znaczy, że wy...?
- Tak, kochaliśmy się.
- To znaczy, że znów będziecie razem??
- I w tym jest cały problem.- powiedział Oscar.- Na koniec Jimena powiedziała, że zrobiła to tylko dla relaksu i nic to dla niej nie znaczyło.
- Jak ona tak mogła!
- Nie obwiniaj jej... Jakoś sobie poradzę... a co u ciebie?
- Norma się jakoś dziwnie zachowuje.- rzekł Juan.- Dzisiaj w nocy chyba miała koszmar...
* * * * * *
Tymczasem Jimena była w swoim pokoju, w domu mamy.
- Dlaczego to zrobiłam!- mówiła sama do siebie.- Jak mogłam być taka okrutna!
Podeszła do córeczki leżącej w łóżeczku.
- Zachowałam się jak potwór.- powiedziała patrząc na nią.- Nie wiem co we mnie wstąpiło. Czułam, że musze zemścić się na Oscarze. Teraz tego żałuję...
* * * * * *
Norma jechała samochodem na zakupy. Cały czas zaglądała w lusterko, bo czuła, że ktoś ja śledzi.
Przed chwilą widziała jakiś samochód...
Czuła się bardzo niepewnie.
Zatrzymała się i wysiadła z samochodu.
Nagle zobaczyła Victora jadącego motorem.
Mężczyzna zatrzymał się obok niej i podszedł do kobiety.
- Przestań mnie śledzić!- krzyknęła ze złością.
- Wiem, że tego chcesz... Nie ukrywaj nic...
- Ty nic nie wiesz! Moją miłością jest Juan i nikt nie zniszczy naszego uczucia! Rozumiesz!?- krzyczała odsuwając się od pracownika.
- Nikt... oprócz mnie.- Victor zaczął powoli podchodzić coraz bliżej do Normy.
Dotknął dłonią jej policzka.
- Naprawdę nie widzisz, jak cię kocham?
- Przestań... nie żartuj sobie.- rzekła kobieta.
- Ja nie żartuję. Zakochałem się w tobie Normo.
Norma nie wiedziała co odpowiedzieć.
Wsiadła do samochodu i odjechała.
* * * * * *
Martin zapukał do pokoju Jimeny.
- Jimenito!- krzyknął.- Otwórz!
Dziewczyna jednak na to nie zareagowała.
- Nie chcesz ze mną pogadać??
Jimena leżała na łóżku.
- Otwórz, bo się obrażę!- powiedział żartobliwie staruszek.
Dziewczyna otworzyła drzwi.
Była cała zapłakana.
- Wnusiu, ty płaczesz??- zdziwił się Martin.
- Tak dziadku!- Jimena przytuliła go.
Martin wjechał na swoim wózku do pokoju i zamknął drzwi.
Podjechał do łóżeczka Tamarity.
Mała spała smacznie.
- Ależ ona słodziutka! Po prostu cukiereczek!- powiedział ze śmiechem.
Jimena lekko uśmiechnęła się.
- No dobrze... A teraz moja droga, powiedz mi co cię gnębi.
- Dziadku.- kobieta przykucnęła na podłodze obok niego.- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Myślę, że najwyższy czas wydusić z siebie wszystko.
- Wczoraj postąpiłam niewłaściwie wobec Oscara.
- Co takiego strasznego zrobiłaś?- spytał don Martin.
- Nie... Szczegółów nie zdradzę...
- Dobrze, już dobrze.- staruszek pogłaskał ją po ramieniu.- Jeśli nie chcesz, to nic nie mów...
* * * * * *
Minęły dwie godziny...
Sarita i Franco spacerowali po ogrodzie razem ze swoimi maleństwami. Diego i Sonia byli w wózku.
- Jestem taka szczęśliwa.- powiedziała Sara z uśmiechem.
- Ja też kochanie.- Franco pocałował ją namiętnie.
Całowali się przez dłuższą chwilę.
- Nasze maleństwa są śliczne...- stwierdził mężczyzna.
- Tak. Ciekawe jakie będzie ich pierwsze słowo. Na pewno "mama".
- Chyba śnisz! Raczej "tata"!
- A właśnie, że "mama"!- droczyła się z nim.
Franco pocałował ją.
- Jestem z tobą naprawdę szczęśliwy!- rzekł z uśmiechem.
- Nikt nie zepsuje naszego szczęścia, mój przystojniaku!
Nagle Sara i Franco zobaczyli Rosario Montes, stojącą trochę dalej obok drzewa. Kobieta obserwowała ich.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 19:28:36 06-07-07    Temat postu:

Odcinek 255


- Nie! To niemożliwe!- krzyknęła Sarita ze złością i już chciała pójść z pięściami do kobiety.
- Uspokój się... Pójdziemy to z nią wyjaśnić.
Sara trzymając wózek z dziećmi poszła w stonę Rosario, a Franco za nią.
- Czego chcesz?- zapytał mężczyzna.
Rosario uśmiechnęła się.
- Spokojnie... Mam pokojowe zamiary... Teraz widzę jacy jestescie szczęśliwi. Macie śliczne dzieci.
Rosario schyliła się, by zobaczyć Sonię i Diega, ale Sara odsunęła wózek.
Spojrzała na kobietę z nienawiścią w oczach.
- Nie wierzę ci.- powiedziała Sarita.
- Proszę was... wybaczcie mi! Naprawdę się zmieniłam!
- Po tym co nam zrobiłaś, nigdy ci nie zaufamy.- stwierdził Franco.
Rosario lekko posmutniała.
- Dopiero teraz zrozumiałam swoje błędy i chciałabym to wszystko naprawić.
- Teraz to trochę za późno!- powiedział Franco ze złością.
Rosario łza spłynęła po policzku.
- Przepraszam. Próbowałam, ale nie udało się... Nie wiem po co w ogóle tu przyszłam.- kobieta odeszła. Przeszła zaledwie trzy metry, gdy nagle Sara do niej podbiegła i zatrzymała ją.
- Rosario! Zaczekaj!- złapała ją za rękę.
- Po co?? I tak mi nie wybaczycie...
- Ja już nie mam ci niczego za złe. Przebaczam ci, bo pierwszy raz w życiu widzę skruchę na twojej twarzy. Czuję, że naprawdę się zmieniłaś.


Do kobiet podszedł Franco z wózkiem z dziećmi.
- Rosario... ja także ci wybaczam. Liczę na to, że to nie jest twój kolejny podstęp.- rzekł.
- Bardzo wam dziękuję! Obiecuję, że już nigdy nie stanę wam na drodze do szczęścia. A teraz idę. Żegnam i życzę wam wszystkiego co najlepsze.- powiedziała i poszła.
Sara i Franco odprowadzili ją wzrokiem, a potem spojrzeli na siebie.
- Wierzysz w tą przemianę?- spytał mężczyzna
- Tak...
* * * * * *
Minęło kilka dni...
Jimena przyjechała sama na hacjendę Reyes.
Weszła do salonu... Tam siedział Oscar i Franco.
Oscar na widok żony podniosł się z kanapy.
- Cześć.- powiedział.
- Dzień dobry panu.
- Panu??- zdziwił się.
- Tak. Teraz jest pan dla mnie obcy.
- Możemy porozmawiać?- zapytał.- Chodźmy się przejść.
Oboje wyszli z domu.
- Żartujesz sobie ze mnie??- zapytał zdenerowany Oscar.
- Nie przyjechałam do pana, tylko do moich siostr. Czy mógłby mnie pan przepuścić?- pytała dziewczyna.
- Nie no to już szczyt!
- Przepraszam, mogę przejść?
- Jimena, nie wygłupiaj się...- rzekł Oscar i pocałował kobietę.
- Jak możesz!- krzyknęła i uderzyła go w twarz.- A raczej jak PAN może!
- Przestań. To się robi nudne. Jesteśmy dlas siebie stworzeni i nie potrafimy bez siebie żyć.
- Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. A poza tym to TY nie możesz beze mnie żyć. Mi do szczęścia nie jesteś potrzebny.- rzekła i weszła do domu.
Zobaczyła Normę i Saritę schodzące po schodach.
- Cześć.- powiedziała Jimenita.
- Cześć.- odparła Norma z uśmiechem.
Norma i Sara pocałowały Jimenę w policzek.
- Może się przejdziemy?- zapropnowała Sarita.- Albo przejedziemy konno?
- Dobry pomysł, chodźmy.
Trzy siostry wyszły z domu. Na dworze zobaczyły Oscara.
Jimena spojrzała tylko na niegoi lekko uniosła głowe do góry.
* * * * * *
Ruth i Antonio byli w domu. Jose conrado spał.
- Nie minął jeszcze miesiąc od naszego ślubu, a ja już uważam cię za najlepszą żonę na świecie. Jakbyśmy byli małżeństwem od kilku lat.- powiedział mężczyzna leżąc w łóżku z Ruth.
- Oj kochanie, a ja natomiast czuje się, jakbyśmy wzięli ślub wczoraj. Taki piękny był tamten dzień.
- No widzisz, ja czuję się, jakbyśmy byli małżeństwem od wielu lat, a ty tak, jakbyśmy byli nim od wczoraj. Każdy z nas myśli inaczej.
- Ale moje uczucia do ciebie nigdy nie ulegną zmianie.- uśmiechnęła się Ruth.
- Kocham cię.
- Coś mnie bardzo martwi...
- O co chodzi?
- Miałam dzisiaj w nocy dziwny sen...- powiedziała.
- O nie! Prosze cię Ruth! Tylko nie zaczynaj z tymi snami!
- Niestety muszę się komuś wygadać. Śniła mi się Norma.
- Przestań, dobrze?- poprosił.
- Była w niebezpieczeństwie. Prosiła Juana o pomoc. Krzyczała, że kocha tylko jego. Czy nie sądzisz, że to podejrzane??
- Może trochę, ale lepiej im o tym nie mów.
- Mam to ukrywać w tajemnicy?? Muszę zabezpieczyć Reyesów przed wszelkim złem! Uratować ich!- stwierdziła.
- Tylko nie dzisiaj, poczekaj z tym jeszcze kilka dni.
* * * * * *
Jimena, Sara i Norma jeździły konno.
- Jak wam się układa z mężami?- zapytała Jimenita.
- U mnie w jak najlepszym porządku. Jesteśmy z Franciem szczęśliwi...
- U mnie też dobrze.- skłamała Norma.
- Na pewno? Normo, masz dziwną minę.
- Tak. Wszystko dobrze. Naprawdę.
Jimena i Sara spojrzały dziwnie na siostrę.
- Co powiecie na mały wyścig?- zaproponowała Sarita.
- Super!- odparła Jimena.- Dobrze nam to zrobi!
- No to do dzieła!
Wszystkie trzy siostry zaczęły szybko jechać. W pewnym momencie Jimena straciła równowagę i spadła z konia. Straciła przytomność.
Norma i Sara zatrzymały się i zsiadły z koni.
- Jimena!- krzyczała Norma biegnąc do leżącej na ziemi siostry.
* * * * * *
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 9:28:07 08-07-07    Temat postu:

Odcinek 256

- Jimena!- Norma przykucnęła obok leżącej siostry.- Sara, zrob coś!
- Co ja mam zrobić?
- Ja tu zostanę z Jimeną a ty pojedź do domu i sprowadź pomoc.
- Dobra, zaczekaj tu!- krzyknęła i odjechała konno.
- Wszystko będzie dobrze.- powiedziała Norma patrząc na nieprzytomną siostrę.
* * * * * *
Gabriela poszła do pokoju Martina.
- Tato.- zapukała do drzwi.
- Wejdź Gabrielo.- odparł staruszek.
Kobieta posłusznie weszła do środka.
- Mam wiadomość.- powiedziała z uśmiechem.
Martin tylko na nią spojrzał.
- Jutro przyjeżdża tutaj...
- Kto?- spytał bez entuzjazmu dom Martin.
- Twoja Pepa!
Martin ucieszył się.
- No nareszcie jakaś dobra nowina! Przyjedzie moja słodka lalunia!- uśmiechnął się staruszek.
- Cieszysz się?- Gabriela przytuliła ojca.
- Pewnie! Ona zawsze potrafi mnie rozweselić. Pepita to moja najlepsza przyjaciółka.
- A ja?
- Ty jesteś moją córką, a to coś innego.
Martin podjechał wózkiem do okna.
- Chciałbym, aby przyjechała z synkiem i może z mężem... A ty Gabrielo kiedy sobie kogoś znajdziesz? Wiesz co mam na myśli...- powiedział i lekko się uśmiechnął.
Gabriela nie wiedziała co odpowiedzieć. Tak naprawdę odnalazła już mężczyznę swojego życia...
- Nie mówmy teraz o tym tato. Lepiej cieszmy się tym, że przyjedzie twoja Pepita!- zaśmiała się.
* * * * * *
Sara dojechała na hacjendę Reyes.
Wbiegła do domu. W salonie zobaczyła Oscara i Franca rozmawiających o czyms.
- Oscar! Franco!- krzyknęła.
- Sara, kotku co się stało??- spytał zaskoczony Franco.
- Szybko chodźcie!
- Co się stało?- zapytał Oscar wstając z kanapy.
- Jimena miała wypadek! Spadła z konia! Norma z nią została!
- Co?! Chodźmy szybko! Pojedziemy samochodem!- krzyknął Oscar i cała trójka wybiegła na dwór.
Wszyscy wsiedli do auta mężczyzny i pojechali.
* * * * * *
Po kilku minutach dojechali na miejsce.
Wysiedli z samochodu. Oscar podbiegł do żony.
- Jimena...- rzekł głaszcząc ją dłonią po policzku.- Pomóz mi ją wnieść do samochodu. Jedziemy do szpitala.- powiedział do Franca.
Razem wzięli Jimenę i włożyli ją do auta.
- Norma, wróć konno do domu, a ja pojadę z nimi. Zaopiekujesz się moimi dziećmi?- zapytała Sara.
- Jasne. Nie ma problemu. Ale jak coś będzie wiadomo odezwijcie się.
Sara szybko podbiegła do samochodu.
- Co ty tu robisz?- spytał Franco.- Nie jedziesz z nami.
- A właśnie że pojadę!
- Lepiej zaopiekuj sie dziećmi!
- Jadę i koniec!- krzyknęła i wsiadła. Sara, Franco i Oscar pojechali do szpitala z Jimeną.
* * * * * *
Minęła godzina. Oscar, Sarita i Franco byli na poczekalni w szpitalu.
- To moja wina!- powiedziała Sara ocierając łzy.
- Co? Jak to twoja wina?- zdziwił się Oscar.
- Jeździliśmy konno i nagle...
- Coś ty znowu zrobiła??- spytał Franco.
- Zaproponowałam, żebyśmy zrobiły wyścig między sobą. Jimena bardzo szybko jechała i...
- Ty zawsze musisz wymyślać takie głupie pomysły!- krzyknął Franco.
- Nie krzycz tak. Mam nadzieję, że z Jimeną będzie w porządku.- dodał Oscar i nagle podszedł do nich lekarz.
- Są państwo rodziną Jimeny Elizondo-Reyes?- spytał.
- Tak. Co z nią??
Lekarz spojrzał na nich i zrobił niezadowoloną minę. Oscar wpatrywał się w niego. Sara płakała.
- Nie jest dobrze.- rzekł.- Nastąpiło złamanie ręki oraz stłuczenie żebra.
- Dobrze, że to tylko tyle.- westchnął Oscar.
- Niestety to nie wszystko... Są też problemy z kręgosłupem pacjentki... Narazie tylko tyle mogę państwu powiedzieć.
Sara jeszcze bardziej się rozpłakała.
- Proszę jechać do domu i przyjść jutro, bo dzisiaj nie będzie można zobaczyć pacjentki. Jest nieprzytomna.- dodał doktor.
- Ja zostanę.- powiedział Oscar.
- Ale naprawdę będzie można odwiedzić ją dopiero jutro.
- Jednak zostanę.
- Jak pan chcę.- lekarz odszedł.
Oscar usiadł na krześle.
Franco ze złością spojrzał na Sarę.
- No i widzisz co narobiłaś! Kręgosłup to najgorsze co może być!- krzyknął.
- Ja naprawde nie chciałam. Nie przewidziałam tego! Tylko zaproponowałam krótki wyścig!
- Zawsze wszystko psujesz!
- Franco, daj spokój. Dlaczego się tak denerwujesz??
- Przez ciebie mój brat jeszcze gorzej cierpi!
- Nie! Dłużej nie będę tego znosić!- krzyknęła kobieta i wybiegła ze szpitala. Zamówiła taksówke i pojechała do domu.
* * * * * *
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 9:08:17 09-07-07    Temat postu:

Dziękuje wam za komentarze:*:* Kochani moi:*

Odcienk 257


Następnego dnia Franco obudził się... Leżał na łóżku w swojej sypialni. Rozejrzał się i zobaczył, że Sary nie ma obok niego. Nie było też dzieci.
Po chwili przypomniał sobie jak wieczorem przyjechał do domu i nie zastał żony.
- No, tak... pewnie znowu się obraziła...- powiedział sam do siebie.- Ale w końcu to jej wina. Gdyby nie zaproponowała tego całego wyścigu, z Jimeną byłoby wszystko dobrze.
* * * * * *
Tymczasem Gabriela martwiła się, że Jimena nie wróciła na noc.
Postanowiła zadzwonić na hacjendę Reyes. Chwyciła telefon i wykręciła numer. Po chwili Norma odebrała.
- Cześć córeczko...- rzekła Gabi.
- O, witaj mamo.
- Nie wiesz może dlaczego Jimena nie wróciła na noc?
- Yyy... mamo...- kobieta nie wiedziała czy powiedzieć o wszystkim matce.
- Normo! Czy ty chcesz mi coś powiedziedzieć?
- Jimena jest w szpitalu.
Gabriela bardzo sie zmartwiła.
- Co? Nic nie rozumiem! Jak to w szpitalu??!- krzyczała.
- Mamo... to sie stało podczas jazdy konnej. Jimena nagle spadła z konia i straciła przytomność.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?!
- Mamo... nie denerwuj się. Myślałam, że wiesz o wszystkim.
- Niestety nic o tym nie wiedziałam! Powinniście od razu do mnie zadzwonić!- mówiła zdenerwowana Gabriela.
- Spokojnie...
* * * * * *
Jimena wciąż nie odzyskała przytomoności. Oscar spał na krześle w poczekalni.
Późnije, kiedy się obudził, poszedł porozmawiać z lekarzem.
- Już może pan odwiedzić żonę. Jednak pani Jimena wciąż jest nieprzytomna...- powiedział doktor.
- Dziękuję. Już do niej idę.
Oscar pobiegł do sali Jimeny i wszedł do środka. Jego żona leżała na łóżku.
Oscar spojrzał na nią.
- Jesli coś będzie z toba nie tak, umrę.- rzekł głaszcząc jej włosy.
- Nigdy nie przestałem cię kochać. Ty zawsze będziesz moja jedyną miłością..- dodał.
Oscar złożył czuły pocałunek na jej ustach. Nagle do sali weszła Gabriela i zobaczyła to wszystko.
- Jak śmiesz przychodzić do mojej córki po tym wszystkim!- krzyknęła ze złością.
- Pani Gabrielo... To nie tak... Ja bardzo kocham Jimenę i żałuje tego co zrobiłem.
- Teraz to troche za późno na takie wyznania! Wynoś się stąd!
- Prosze mnie wysłuchać.- mówił mężczyzna.
- Wynoś się i zostaw ją w spokoju!
Oscar bardzo się zdenerwował.
- Nie!- krzyknął.- Nigdy jej nie opuszczę, bo ją kocham! I nikt, ani nic tego nie zmieni! Nigdy nie przestałem kochać Jimeny i zostane przy niej czy pani tego chce, czy nie!
Gabriela roześmiała się.
- Jaki bezczelny! Jeszcze na dodatek kłóci się ze mną!
- Dobrze, pójdę jeśli pani tego chce. Ale przysięgam, że wrócę... Będę czekał na poczekalni!- zdenerwowany wyszedł z sali Jimeny.
A Gabriela pogłaskała córkę dłonią po policzku, mówiąc:
- Mam nadzieję, że wszysko będzie dobrze...Musi być...
* * * * * *
Martin i Pepa spacerowali po ogrodzie.
- Mówiłem ci, żebyś przywiozła ze sobą synka, a ty mnie nie posłuchałaś! Czuję się zlekceważony!- powiedział z "obrażoną" miną.
- Oj Martinsito, przestań już.- kobieta podeszła do niego.
Ale on wciąż udawał obrażonego.
- Mój kochany przystojniaku, wiesz jak bardzo cie kocham!- powieziała uśmiechając się.
- No dobra, dobra! Już wybaczam! A teraz opowiedz mi jak ci sie układa w małżeństwie!!
- Wszystko dobrze. A u ciebie?
- No nie za bardzo... Mam problemy z sercem. Muszę brać leki. Chyba niedługo "kopnę w kalendarz"!
- O Boże Martinsito! Chyba żartujesz!- wystraszyła się Pepita.
* * * * * *
Franco wszedł do pewnego hotelu.
Podszedł do recepcji.
- Dzień dobry.- powiedział.
- Czym mogę panu służyć?- spytała recepcjonistka.
- Moge wiedzieć czy w tym hotelu zatrzymała się pani Sara Elizondo- Reyes?
- Tak...
- W którym pokoju?
- Nie udzielamy takich informacji.- odparła recepcjonistka.
- Proszę, to dla mnie ważne!
- Niestety nie mogę...
- Bardzo panią proszę!- mówił Franco.
- Nie i koniec! Przykro mi.
- Dlaczego nie?!
- Nie wolno mi udzielać takich informacji.- odrzekła kobieta.
- Zrobi pani dla mnie wyjątek?- Franco uśmiechnął się, patrząc kobiecie w oczy.- Jest pani piękną kobietą.
Recepcjonistka uśmiechnęła się i lekko się zawstydziła.
- Proszę cię ślicznotko...
- No dobrze, pokój numer 107.- odpowiedziała kobieta. Franco bardzo jej się spodobał.
- Dziękuję ci, jesteś wspaniała!- Franco szybko pobiegł do windy. Wkrótce dotarł na miejsce. Stanął przed drzwiami pokoju w którym zatrzymała się jego żona z dziećmi.
Zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
Sarita długo zastanawiała się czy otworzyć, ale w końcu zrobiła to. Na widok Franca zdziwiła się.
- Do widzenia!- powiedziała i chciała zamknąć drzwi, ale Franco je przytrzymał.
Wszedł do środka. Zobaczył dzieci w łóżku

- Jak mnie znalazłeś??
- Norma mi powiedziała, gdzie jesteś. Chciałbym z tobą porozmawiać.- powiedział.
- Nie ma o czym! W końcu to ja jestem wszystkiemu winna!
- Oj kochanie, wybacz mi... Zachowałem się jak idiota...
- To prawda.- przerwała mu.
- I bardzo tego żałuję. Po prostu byłem zdenerwowany i dlatego tak postąpiłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo źle się poczułam!
- Kocham cię... Liczysz się tylko ty i nasze dzieci.- powiedział powoli zbiżając sie do ukochanej.
- Bardzo mnie zraniłeś.
- Wiem, ale bardzo cię kocham i żałuję, że tak cię potraktowałem.- mężczyzna podszedł jeszcze bliżej do Sarity i pocałował ją w usta.


Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 14:15:48 10-07-07    Temat postu:

Odcinek 258

Sara całując się z Franciem, czuła się jak w niebie... Zawsze uwielbiała jego czułe, namiętne pocałunki.
- No dobrze, wracamy do domu.- powiedziała uśmiechając się.
- Nie złość się już na mnie... Prosze cię...
- Już dobrze, ale przykro mi, że tak mnie osądziłeś.
- Kotku, wybacz mi. To już się nie powtórzy. Jesteś dla mnie ważna, ty i nasze dzieci.
* * * * * *
Minęły dwa dni. Jimena wciąż się nie obudziła.
Oscar bardzo się o nią martwił i codziennie ją odwiedzał.
Dziwił się, że jego ukochana żona tak długo nie odzyskała przytomosci.
Teraz Oscar siedział przy Jimenie.
- Mam nadzieję, że wkrótce wszystko sie wyjaśni i będzie tak jak dawniej.- powiedział do niej, głaszcząc jej włosy.- Czuję, że mnie słyszysz...
Oscarowi łza spłynęła po policzku.
- Nie potrafię żyć bez ciebie. Moje życie bez ciebie nie ma sensu. Prosze cię obudź się!- mówił mężczyzna.
Spojrzał na kobietę. Była bardzo piekna. Teraz Oscar zupełnie nie rozumiał jak mógł ją zdradzić, zamienić ją na Clarę.
- Musisz wyzdrowieć! Musisz się obudzić! Tak bardzo cię kocham...- powiedział i delikatnie dotknął jej dłoni.
Wpatrywał się w żonę.
Nagle spostrzegł i poczuł, że Jimena poruszyła ręką i lekko uścisnęła dłoń Oscara.
- Kochanie!- powiedział Oscar i uśmiechnął się, był bardzo zdziwiony.- Nie mogę w to uwierzyć!
Po chwlii Jimena otworzyła oczy.
- Oscar...- rzekła.
- Nic nie mów! Tak się cieszę, że się obudziłaś. Że jesteś!
- Co... gdzie ja jestem?
- W szpitalu. Miałaś wypadek, gdy ścigałaś się z siostrami.- wytłumaczył Oscar.
Jimena spojrzała mu w oczy.
- Co ty tu właściwie robisz? Cały czas jesteś przy mnie?- zapytała cicho.
- Tak, cały czas... Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem.
Jimena zrobiła niezadowoloną minę.
- Szczerze mówiąc, wolałabym, żeby to moje siostry były przy mnie! A nie ty!
- Kochanie, przestań już. Ja naprawdę bardzo cię kocham i żałuje wszystkiego.- powiedział Oscar.
- Jestem ci wdzięczna, że byłeś przy mnie i tak się o mnie troszczyłeś... ale naprawde nie trzeba.
- Błagam cię, wróć do mnie! Przyżekam, że nigdy cie nie skrzywdzę.
Jimena zaczęła sobie przypominac wszystkie chwile spędzone z Oscarem... Ich pierwszy pocałunek, gdy reklamowali perfumy... Gdy byli razem nad wodospadem... Ich niezwykły ślub... i wszystkie inne sceny.
- Ja też cię kocham, nie będę tego ukrywać.- rzekła po długim zastanowieniu.- Narazie trudno mi podjąć decyzję. Ale zobaczymy, może dam ci jeszcze jedną szansę...
Oscar ucieszył sie.
- Mam nadzieję, że jednak będziesz chciała być ze mną.- powiedział.- Idę zawołać lekarza, poczekaj tu.
* * * * * *
Leandro spacerował po swoim sklepie. Był zamyślony... Nagle wpadł na pewnego młodego przystojnego mężczyznę.
- Prosze uważać!- powiedział mężczyzna ze złością. Leandro uśmiechnął się.
- Coż za przystojniak...- rzekł Leandro mierząc go wzrokiem.
Mężczyzna tylko dziwinie na niego spojrzał i już chciał iść, ale Leandro go zatrzymał.
- Zaczekaj, nie bój sie mnie.
- Proszę dać mi spokój!
- Jak ci na imie?- zapytał Leandro.
- Eduardo.
- Jak ślicznie, pasuje do ciebie.- Leandro uśmiechnął się.- Jestem Leandro, dla przyjaciół Leo.
- Do widzenia, było miło.- powiedział Eduardo i poszedł w stronę wyjścia.
- Poczekaj Edu!- krzyknął Leandro i pobiegł za mężczyzną.
- Czego znowu?? I proszę nie mówić do mnie Edu...
- Umówimy się?
- Chyba pan żartuje? Wolę kobiety.- odparł Eduardo ze smiechem.
- Oj Edu przestań... Zresztą możesz też polubić mężczyzn.
- To nie dla mnie.
- Proszę, zadzowń.- Leandro dał mu swoją wizytówkę.
- Raczej nie skorzystam, ale dziękuję.- mężczyzna wyszedł ze sklepu.
* * * * * *
Minęło kilka godzin.
Norma spacerowała po ogrodzie z Juanem Davidem.
Wkrótce postanowili pójść do domu.
Juan David szybko pobiegł, ale za chwilę wrócił z kopertą w ręku.
- Co to jest?- zapytała Norma i zabrała synkowi kopertę. Bardzo się zdziwiła gdy spostrzegła, że na kopercie jest napisane jej imie.
- Znalazłem to pod drzwiami.- odpowiedział synek, a Norma niepewnie spojrzała na kopertę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 20:15:29 11-07-07    Temat postu:

Dzięki za komentarze

Odcinek 259

- Idź do domu kochanie.- rzekła Norma, a Juan David szybko pobiegł.
Norma otworzyła tajemniczą kopertę i zaczęła czytać...


Kochana Normo!
Nawet nie wiesz jak wiele mógłbym dla ciebie zrobić! Nigdy nie kochałem żadnej kobiety tak jak kocham ciebie. Żałuję, że nie poznaliśmy się wcześniej... bo teraz ty masz już swoją własną rodzinę. Ja jednak tak tego nie zostawię! Będę walczył o twoją miłość, bo jesteś kobietą, którą naprawdę kocham! Kocham cię Normo. Błagam cię przyjdź dzisiaj wieczorem do tego hotelu niedaleko restauracji Riveta. Będę na ciebie czekał w pokoju 74. Chcę z tobą porozmawiać. Do zobaczenia...
Miquel.


Norma nie wiedziała co zrobić. Pobiegła w stronę swojego samochodu i po chwili odjechała.
* * * * * *
Oscar był u Jimeny w sali.
- Kiedy lekarze mi coś powiedzą??- denerwowała się Jimena.
- Nie bój się kochanie, wszystko będzie dobrze.
Nagle do sali wszedł lekarz.
- Mam nowe wieści... Sprawdziłem wyniki badań.- powiedział.
Jimena złapała Oscara za rękę. Bardzo się bała...
- Czeka panią długa rehabilitacja, a mimo to nie wiemy czy będzie mogła pani chodzić.
- Nieee!- krzyknęła Jimena i rozpłakała się.- To niemożliwe! Niee!
- Jimeno spokojnie... Czy nie ma dla niej ratunku?- spytał Oscar.
- Nie wiem. Ale narazie szanse są małe.
Jimena zaczęła jeszcze głośniej płakać.
- Zrobimy co w naszej mocy.- dodał lekarz.
- Ile może trwać taka rehabilitacja?- zapytał Oscar.
- Rok albo nawet dłużej.
- Zabiję się! Nie mam już po co żyć!- krzyczała Jimena.
- Co ty wygadujesz?? Przecież masz córkę, masz mnie...- powiedział Oscar i mocno przytulił żonę.- Zawsze będę z tobą.
* * * * * *
Sarita właśnie usypiała Diega i Sonię.
Śpiewała im kołysnakę.
Dzieci leżały w łóżeczku.
Nagle do pokoju wbiegł Franco.
- Sara!- krzyknął.
- Ciszej! Dzieci już prawie zasnęły i ty im przeszkodziłeś.
- Bardzo przepraszam, ale muszę ci o czymś powiedzieć.
Sara spojrzała na dzieci i zauważyła, że już śpią.
- No dobrze, mów.- rzekła Sarita.
- Co powiesz na wycieczkę do Paryża?
- Co? Do Paryża??
- Tak! Wybierzemy się tam razem z naszymi dziećmi.
- Są jeszcze małe, nie sądzisz, że to głupi pomysł?- zapytała Sarita.
- To chcesz pojechać tylko ze mną?? Nic się dzieciom nie stanie, niech pojadą z nami.
- Ale nie rozumiem dlaczego tak nagle zadajesz mi tak trudne pytanie. Nie jestem w stanie tak szybko podjąć decyzji.
- Dobrze, porozmawiamy o tym jutro.- odparł Franco i pocałował ją w policzek.
* * * * * *
Norma stała przed drzwiami pokoju, w którym zatrzymał się Victor.
Nie wiedziała co zrobić, czy zapukać do drzwi??
Jednak zebrała się na odwagę i zapukała.
Miquel otworzył.
- Jednak przyszłaś. Wiedziałem, że tak będzie.- powiedział.
- Mam już dosyć tego wszystkiego! Kiedy przestaniesz mnie prześladować?
- Wejdź.- powiedział Miquel, a Norma weszła do środka.
Zobaczyła stół, na którym stała butelka białego wina i dwa kieliszki oraz kilka świec.
Wyglądało to tak romantycznie.
- Uszykowałem to wszystko dla ciebie.- rzekł Miquel/Victor.
- Nie wiem po co! Mam juz tego wszystkiego dość.
- Tak bardzo mi się podobasz... Kocham cię Normo.
Miquel zaczął ją całować.
Kobieta próbowała mu się wyrwać, ale on był silniejszy. Przywiązał ją sznurkiem do krzesła i zakleił usta taśmą.
- Narazie tu zostaniesz. Zmuszę cię, żebyś była ze mną.- rzekł Victor.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 20:23:07 12-07-07    Temat postu:

Odcinek 260 :**:*



Norma obudziła się. Była noc... Wciąż była w pokoju w hotelu, przywiązana do krzesła. Chciała krzyczeć, lecz taśma na ustach uniemożliwiała jej to.
Koło niej na krześle siedział Victor i patrzył na Normę.
- No i co koteczku? Przemyślałaś sobie wszystko?- zapytał.
Norma spojrzała na niego z nienawiścią w oczach.
- Widzę, że nie chcesz być ze mną... ale nie martwię się, bo szybko zmienisz zdanie.
Victor zaczął się głośno śmiać.
* * * * * *
Tymczasem w domu Reyesów wszyscy denerwowali się.
- Gdzie ona może być?- zastanawiała się Sarita siedząc na kanapie obok męża.
Nagle do domu wszedł Oscar wraz z Juanem.
- Nigdzie jej nie ma!- rzekł Juan.
- Sąsiedzi też nic nie wiedzą. Nikt nic o niej nie wie...- dodał Oscar.
- Juan David mówił cos o jakimś liście...- powiedział Franco.
- Mój syn?
- Tak, mówił, że Norma zobaczyła jakiś list i kazała mu iść do domu.
- Bardzo dziwne...- stwierdził Oscar.
- Do diabła, gdzie ona się podziewa! mam nadzieję, że nic jej nie jest!- krzyczał Juan.
* * * * * *
Victor zastanawiał się co zrobić.
Pragnął zemsty na Oscarze.
Patrzył na Normę i uśmiechał się do niej. Po chwili wziął swój telefon.
* * * * * *
Gabriela była w swoim domu wraz z Martinem.
- Gdzie ona się podziewa!- mówiła do ojca.
- Ja też się o nią martwię, mam nadzieję, że nie spotkało jej nic złego.
- Nawet tak nie mów tato! Boże, spraw, żeby Norma wróciła cała i zdrowa do domu.
Gabriela spojrzała na obraz, przedstwiający Matkę Boską.
- Proszę cię, chroń ją przed wszelkim złem.- mówiła patrząc na obraz..
don Martin podjechał do niej wózkiem i przytulił córkę.
- Nie zamartwiaj się, idź połóż sie spać.- powiedział staruszek.
- Tato, nawet nie zasnę w takiej chwili, kiedy moja córka jest w niebezpieczeństwie.
- Musisz zaufać Bogu. On na pewno pomoże Normie.
- Modlę się o to. Moje córki sa dla mnie najważniejsze.- rzekła Gabriela patrząc na obraz Matki Boskiej.
* * * * * *
Ruth miała okropny sen. Śniła jej się Norma.
- Pomóż mi Ruth!- mówiła kobieta.- Ratuj mnie!
- Normo, co sie dzieje?- pytała Ruth we śnie.
Nagle do Ruth podeszła Libia.
- On pragnie zemsty...- powiedziała Libia.
- Kto??- pytała Ruth.
- On pragnie zemsty na Oscarze, ale Norma też jest w niebezpieczeństwie...
- Libio, kto pragnie zemsty??
- On...- odparła dziewczyna i zniknęła we mgle.
Ruth obudziła się.
- Co się ze mną dzieje??- zapytała sama siebie i podeszła do okna.
* * * * * *
W domu Reyesów wszyscy wciąż się martwili.
- Sara, idź spać.- powiedział Franco.
- Nie zdołam zasnąć, boję sie o Normę!- odparła Sarita.
Juan myślał o żonie i przeczuwał, że coś jest nie tak.
Nagle zadzownił telefon.
Wszyscy wymienili spojrzenia.
Po chwili Juan odebrał.
- Słucham.- rzekł.
- Mam ją...
- Kim jesteś!?- zaczął krzyczeć Juan.
- Spokój! Twoja żonka jest ze mną.
- Zostaw ją, nie rób jej krzywdy! Kim ty właściwie jesteś? Znam twój głos!
- Nawet się nie domyślasz, całkiem dobrze się znamy...- mówił Victor.
- Nie rób Normie krzywdy!
- Zwrócę ją, jeśli...
- Jeśli co??- pytał Juan.
- Oddam ją w zamian za Oscara Reyesa!- odparł Victor.
Juan bardzo się zdziwił.
- Zadzownie za chwilkę.- odparł Victor i rozłączył się. Juan odłożył słuchawkę.


Norma też zdziwiła się, czego on może chcieć od Oscara.


Tymczasem w domu Reyesów...
- I co powiedział?- zapytał Franco.
- Odda Normę, ale...- mówił Juan.
- Ale co?
- Wzamian za Oscara...
Wszyscy bardzo się zdziwili, a Oscar najbardziej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulineczka
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 11440
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Columbia :D

PostWysłany: 19:42:47 13-07-07    Temat postu:

Odcinek 261

Norma i Victor przenieśli się do starego opuszczonego domu, który znajdował się w pustym polu. Było jeszcze bardzo ciemno. Była godzina 3:00.
Victor zadzownił do domu Reyesów.
Zdenerwowany Juan odebrał.
- Halo.- rzekł.
- Czy Oscar jest gotowy?
- Tak...
- Będę czekał na niego przed barem "Alcala" za godzinę. Niech zjawi się sam!- powiedział Victor i rozłączył się.
Juan spojrzał na brata.
- Będzie czekał na ciebie za godzine przed barem Alcala.- rzekł Juan.
- Czego on chce ode mnie??- pytał Oscar.
- Jesteśmy wszyscy ci wdzięczni, że zgodziłeś się na tą wymianę. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby cie ratować.- powiedziała Sarita.
- Chcę, żeby Norma była szczęśliwa... Tylko nie wiem dlaczego ten człowiek wybrał właśnie mnie...
* * * * * *
Oscar podjechał taksówką pod bar "Alcala". Zobaczył stary samochód stojący niedaleko za drzewami.
Zapłacił taksówkarzowi i pobiegł w tamtą stronę.
Victor wyszedł ze swojego auta. Trzymał płaczącą Normę za włosy. W drugiej ręce miał pistolet.
Na głowie miał maskę.
- Jesteś sam?- zapytał Oscara.
- Tak.
- Więc wchodź do mojego samochodu, bo inaczej Norma będzie martwa.
Oscar posłusznie wszedł do środka. W samochodzie siedziało dwóch mężczyzn trzymających broń.
Victor wypuścił Normę i szybko wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
- Kim jesteś?- pytał Oscar podczas jazdy samochodem.
- Dowiesz się wkrótce. Zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś!
* * * * * *
Norma zamówiła taksówke i wróciła do domu. Wszyscy tam na nią czekali.
Weszła do środka, Juan od razu ją przytulił. Podobnie jak Sara, Franco i Eva oraz Quintina.
- Nic ci nie jest?- zapytał Juan.
- Nie, ale Oscar jest w niebezpieczeństwie.
- Kim był ten mężczyzna?- spytała sarita.
Norma spojrzała na wszystkich...
- Nie uwierzycie...- zaczęła mówić.- To był Miquel.
- Miquel Romero? Nasz pracownik??- pytał Franco.
- Właśnie on, powiedział, że musi się zemścić. Trzymał mnie w hotelu przywiązaną do krzesła.
Juan spojrzał na Normę.
- A właściwie jak trafiłas do tego hotelu?- spytał.
Norma spojrzała na niego ze strachem.
- Miquel od dawna mnie podrywał... Mówił, że mnie kocha i nie chciał dać mi spokoju. Właśnie wczoraj znalazłam list pod drzwiami, w którym napisał, że musimy się spotkać i, że będzie czekał na mnie w hotelu. Zdenerwowana pojechałam samochodem do niego, żeby wszystko zakończyć...- opowiadała kobieta.
- A to drań! Jak śmiał podrywać moją żonę! Zapłaci za to wysoką cenę!
- Narazie to Oscar jest w niebezpieczeństwie i musimy coś zrobić.- rzekł Franco.
Nagle zadzwonił telefon. Sara odebrała.
- Słucham.- rzekła.
- Sarita?- odezwała się Jimena.
- Jimeno, co się stało?
- Miałam dziwne przeczucie, że coś złego się dzieje i musiałam zadzownić.
- Rzeczywiście nie jest najlepiej.- powiedziała Sara.
- Mów i to szybko!
- Norma została porwana. Porywacz zadzownił do nas i powiedział, że odda nam ją w zamian za Oscara. Oscar pojechał tam i nie wiemy co się dzieje... Norma już jest u nas.
- O Boże!- wystraszyła się Jimena.- Kto jest tym draniem?
- Miquel Romero, nasz pracownik...
- Co? Czego on chce od Oscara! Mój Boże, mam nadzieję, że nic się nie stanie!
- Jesteśmy wszyscy bardzo zdenerwowani.- mówiła sarita.
- Musze kończyć, pomodlę się do Matki Boskiej o niego. Jeśli czegoś się dowiecie, dajcie znać.- Jimena rozłączyła się.
* * * * * *
Miquel pojechał wraz z Oscarem i dwoma facetami do tamtego starego opuszczonego domu, w którym wcześniej trzymał Normę.
Weszli do środka.
- Odsłoń twarz tchórzu!- rzekł Oscar.
Miquel spojrzał na niego i zdjął maskę.
- Ja cię znam! Ty jesteś naszym pracownikiem! Nazywasz się Miquel Romero!
- Pomyłka...- powiedział mężczyzna.
- Jak to? Czego ty w ogóle chcesz ode mnie?
- Zemsty! Zemsty za to co zrobiłeś! A tak przy okazji nazywam się Victor, Victor Gonzalez!


Oscar zaniemówił, przypomnial sobie, że Clara miała takie same nazwisko.
- Juz wiesz, że jestem bratem Clary! Przybyłem tutaj, żeby zemścić się za to co jej zrobiłeś! Spotka cię to samo co ją! Nie obchodzi mnie, że zaraz przyjedzie tu policja... Nie boję się żadnych konsekwencji! Muszę cie zabić! Nie spocznę, puki tego nie zrobię!- mówił Victor.
- Czy chcesz powiedzieć, że Clara...?
- Tak! Moja siostra nie żyje! A to wszystko przez ciebie!
Oscar poczuł łzy na policzku.
- Zobacz sam...- rzekł Victor i wyciągnął pogniecioną kartkę papieru. Był to list, który Clara napisała przed smiercią.
Oscar zaczął czytać. Łzy spływały mu po policzku, czuł się winny jej śmierci. Tak bardzo bolały go słowa Clary, napisane w liście.
Po chwili Victor wyciągnął rewolwer..
- Zapłacisz za śmierć mojej siostry! Umieraj draniu!- krzyknął i pociągnął za spust. W tej chwili padł strzał...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin