Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 40, 41, 42 ... 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:13:54 10-02-10    Temat postu:

Mam nadzieje, że Adriana zdemaskuje Ignasia zanim całkiem dobierze się do pieniędzy Alejandra. Jest ona zdeterminowana i już jestem ciekawa co uczyni w celu odnalezienia tego padalca.

Sole się zmienia, i bardzo dobrze. Zawsze ją miałam za grzeczną i taką nijaką osobą. A teraz? Zaczyna pokazywać pazurki, nie jest głupia i wie, że Carmen ma ochotę na Gustka.

Na szczęście Miranda uciekła. Już myślałam, że któryś z goryli Rodriga go nakryje, ale tak się nie stało. Jest bezpieczna. Arturo ucieszył się. A wracając do komendanta to ciekawe kto chce mu pomóc wysłać Santaneza za kratki. Mam pewne podejrzenia, ale nie będę zdradzać.

Interesujący jest wątek Espe. Chce za wszelką cenę mieć twarz... Wiem, ale nie powiem. Ona jest szalona. Chce pojawić się na ślubie Alejandra i Valerii. Na pewno wywoła szok.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:02:03 14-02-10    Temat postu:

126 ODCINEK

Dwie godziny później.

Komisariat policji.

Miranda wciąż przebywała w komisariacie, bo to tu właśnie czuła się najbezpieczniej u boku Artura. Zdążyła opowiedzieć ukochanemu wszystko o swoim porwaniu i przetrzymywaniu w jednej z posiadłości Santaneza. Jej wyznanie wniosło dużo nowego do sprawy. Teraz Peralta miał mafioza na wyciągnięcie ręki. Miał już niepodważalny dowód jednego z jego przestępstw. Jego zatrzymanie wydawało mu się tylko kwestią czasu.

- Nie martw się kochanie. Już niedługo Rodrigo Santanez zapłaci za wszystkie swoje zbrodnie i trafi za kratki. Przysięgam ci, że tak będzie! – wyznał Arturo.
- Wierzę, ale teraz chciałabym się schować przed całym światem. Wiem, że mnie obronisz i czuję się bezpieczna, ale póki ten człowiek jest na wolności to nie mogę mogła spać spokojnie. On ma na moim punkcie obsesję! To chory człowiek. Nie ma żadnych skrupułów. Oby skończył w piekle! – denerwowała się Miranda.
- Uspokój się skarbie. Znajdę ci bezpieczne miejsce, w którym nikt cię nie znajdzie. Wszystkim się zajmę. Drugi raz cię nie zawiodę...

Po chwili przyszedł Bruno, a w ręku trzymał tajemniczą kopertę.

- Dostaliśmy oczekiwaną przesyłkę od naszego tajemniczego sprzymierzeńca – odezwał się policjant.
- Sprawdźmy zatem co nam przysłał – stwierdził zaciekawiony komendant.

Mężczyźni ostrożnie otworzyli przesyłkę, a w środku znajdował się napisany ręcznie list oraz kilka innych kartek z informacjami.

- Nie żartowałem drogi komendancie. Znajdziesz tu pierwszą porcję wskazówek na temat Santaneza i jego mafijnej działalności. Lepiej zacznij działać szybko, bo inaczej nigdy z nim nie wygrasz. Nie musisz mi dziękować. To tak sam mój jak i twój wróg. Jeszcze się odezwę. Dobry samarytanin – przeczył treść listu Arturo...

Peralta był zdumiony treścią listu. Jego pomocnik nieco rozbawiony, ale tak samo zaskoczony gdy w tym samym czasie przeglądał inne materiały dołączone do przesyłki.

- Rodrigo Santanez i jego organizacja... Lista posiadłości Santaneza, bary, knajpy, burdele, które należą do jego mafii, informacje dotyczące handlu narkotykami i najbliższy termin oraz miejsce wymiany towaru, nazwiska dilerów, Santanez i jego plany w Coralos... Sporo tego szefie. Ktoś był nieźle poinformowany w grafiku mafioza. On ma w swoich szeregach zdrajcę i nawet o tym nie wie – stwierdził Bruno.
- Niech spojrzę... Rzeczywiście... To nie jest pułapka. Ten ktoś podał nam go na tacy. Najpierw jednak usuniemy płotki, później weźmiemy się za grube ryby. Niech poczuje nasz oddech na plecach. Niech zrozumie, że nie żartujemy i czasy gdy był bezkarny minęły już bezpowrotnie. A na samym koniec wpadniemy do niego z wizytą. Nie będzie litości – oznajmił Peralta.
- Najbliższy termin wymiany towaru już jutro. Uczestniczą w nim największe kartele narkotykowe w stolicy. Ponoć Santanez włożył w ten interes sporo pieniędzy. Powoli detronizuje konkurencję i myśli, że cały rynek będzie jego.
- Nawet nie wie w jak wielkim jest błędzie. Poinformuj Marcelo Ruiza i stolicę. Antyterroryści powinni być w gotowości. On nadzoruje akcją, ale myślę, że i my się tam przydamy. Póki co odwieziemy Mirandę w bezpieczne miejsce. Wyjedziemy tylnym wyjściem. Santanez już na pewno wie o jej ucieczce. Na pewno nie jest w dobrym humorze. Nie chcę więc niespodzianek – stwierdził Arturo...

Tymczasem...

W małej drewnianej opuszczonej chacie doszło do makabrycznego zdarzenia. Metr nad sufitem wisiały zwłoki młodego mężczyzny. Wciąż dyndał on jeszcze w powietrzu spętany grubym sznurem. Od jego śmierci nie minęło wiele czasu. Miał przestraszony wzrok i widać było, że nie chciał tak umrzeć. Nie była to bynajmniej śmierć samobójcza. Jego mękę i żałosny koniec obserwował drugi mężczyzna. Widok trupa nie robił na nim żadnego wrażenia.

- Kto by pomyślał, że zdradzisz swojego szefa i powiesz mi wszystkie jego sekrety w imię miłości? – śmiał się mężczyzna. To był twój kolejny błąd Genaro. Po pierwsze nie należy mi ufać, po drugie nie jestem już taki atrakcyjny po tym wypadku, a po trzecie byłbyś dla mnie za młody i nie w moim typie. Powiedziałeś co wiedziałeś... pomogłeś mnie, a ja pomogłem policji przesyłając te informacje. I tak byś zginął z ręki Santaneza, więc nie oszukałbyś przeznaczenia. Muszę cię pożegnać, bo niedługo ktoś cię tu znajdzie. Teraz muszę wyrównać rachunki z tymi, którzy w przeciwieństwie do ciebie faktycznie mi zawinili – westchnął mężczyzna, po czym kulejąc opuścił chatkę...

Stolica.

Rodrigo Santanez istotnie dowiedział się o ucieczce Mirandy. Powiadomił go o tym Ivan. Mężczyzna wiedział, że przepłaci to życiem, ale mimo to nie czuł strachu. Pozostali dwaj gdy dowiedzieli się o ucieczce dziewczyny, chcieli uciec, ale nie zdążyli. Rodrigo pojawił się błyskawicznie w otoczeniu jeszcze dziesięciu innych uzbrojonych po zęby goryli. Przez chwilę milczał patrząc na trzech swoich ludzi – nieudaczników, którzy nie potrafili upilnować jego kobiety. W końcu jednak przemówił dość spokojnym głosem.

- Wszyscy spapraliście robotę. Wiecie co was za to czeka...
- To nie tak szefie! – odezwał się jeden z nich. To wina Ivana. On ją pilnował. On się zakochał w pana kobiecie i pozwolił jej uciec! Nie mogliśmy nic zrobić. Uciekła tylnym wyjściem!
- Czy to prawda? – spytał Santanez.
- Tak szefie. Proszę okazać litość. Jedynym winowajcą jest Ivan! – dodał drugi z pilnujących Mirandy.
- Ufałem ci jak własnemu synowi Ivanie. A ty zakochałeś się w mojej kobiecie i pozwoliłeś jej uciec. Zawiodłeś mnie... Nie tylko nie dopilnowałeś swojej roboty, ale zadawałeś się z moją kobietą! A ona jest nietykalna! Rozumiesz?
- Wcale nie pomogłem jej uciec, ale faktycznie spodobała mi się. Nie mogłem znieść jak ją pan traktuje. Liczę, że jest już daleko stąd! – wykrzyczał z całych sił Ivan, który klęczał i był przytrzymywany cały czas przez goryli mafioza.

Rodrigo podszedł do niego, dotknął dłońmi jego policzki, po czym szepnął mu do ucha.

- Miranda jest tylko moja. Moją boginią nie dzielę się z nikim. Twoje marzenie się nie spełni. On mi nie ucieknie. Aha... jeszcze jedno. Za zdradę się płaci!

Rodrigo w ułamku sekundy wyciągnął nóż i wbił go w brzuch Ivana. Mężczyzna jęknął z bólu, ale jego szef wciąż zagłębiał ostrze. Dopiero po jakichś dwudziestu sekundach wyjął nóż i odszedł kilka kroków, a jego ofiara padła na ziemię dogorywając jeszcze wśród kałuży krwi...

- Umrze w pięć minut. Wiem jak zadawać śmiertelne ciosy, ale tym razem chciałem aby naprawdę poczuł, że umiera – stwierdził Rodrigo.
- A co z nami szefie? Proszę nam darować... Nie mieliśmy z tym nic wspólnego – zauważył przestraszony kompan Ivana.
- Proszę dać nam kolejne zadanie. Na pewno nie zawiedziecie – dodał drugi z nich.

Santanez przyjrzał im się uważnie, po czym uśmiechnął się i machnął ręką na znak, że daruje im życie.

- Każdy ma prawo do błędu. To nie wasza wina. Ivan już zapłacił za swoje.
- Dziękujemy szefie!
- Jest pan wyrozumiały!
- Nie zabiję was. Po co mam plamić sobie ręce jak w przypadku Ivana? Czas na mnie...

Rodrigo skierował się w kierunku drzwi, ale w pół drogi znów się odwrócił.

- Jednak zmieniłem zdanie. Ja was nie zabiję, ale oni tak! Chłopcy!

Jego goryle tylko czekali na ten rozkaz. Błyskawicznie otworzyli ogień do stojących pod ścianą mężczyzn. Seria z karabinów maszynowych załatwiła sprawę.

- Posprzątajcie tu, bo te trzy trupy już mi śmierdzą. Mam już potąd problemów! Odnajdę Mirandę nawet jeśli będę musiał przeszukać każdy kamień w tym kraju! – powiedział Santanez z niesmakiem patrząc jeszcze na zakrwawione ciała jego jakże nieuważnych ludzi...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Martin wciąż nie mógł poradzić sobie z uczuciem jakim darzył Valerię. Wiedział jednak, że ona traktuje go tylko jak przyjaciela, a jest zakochana po uszy w jego bracie. Nie pierwszy raz przeżywa on takie rozczarowanie. Przed laty kochał on Marię Emilię, ale również wtedy nie miał szans z Alejandrem. Serce nie sługa. Mimo jego dobroci zawsze przegrywał z bratem. Nie miał mu jednak tego za złe. Jedynym jego marzeniem było to aby Alejandro uszczęśliwił Marię Emilię. Z tym nie do końca było tak jak zaplanował. Teraz Martin miał nadzieję, że chociaż Valeria będzie z jego bratem szczęśliwa. Wyczuł jednak, że w ostatnich dniach kobieta chodziła jak struta i nie była sobą. Postanowił z nią szczerze porozmawiać gdy znów zobaczył ją smutną i przygnębioną na tarasie.

- Zanosi się na burzę, prawda? – powiedział Martin zaczynając rozmowę.
- Być może – odparła Valeria.
- A gdzie Alejandro?
- Miał kilka spraw do załatwienia. Powinien niedługo wrócić...
- Posłuchaj... Muszę z tobą poważnie porozmawiać. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie musisz przede mną nic ukrywać. Ostatnio nie jesteś sobą. Nie wierzę, że to tylko przedślubne zdenerwowanie. Co się dzieje? Co cię gryzie? Masz przed nami jakąś tajemnicę?
- Skądże. Nie wiem o czym mówisz.
- Wiesz dlaczego Maria Emilia była z moim bratem nieszczęśliwa? Była dobrą osobą, ale była słaba... Niestety brakowało jej siły, zawsze wyglądała na nieszczęśliwą. Kryła w sobie wszelkie smutki i troski. Może dlatego mieli problemy z moim bratem? Wiem, że on nie był święty i skrzywdził ją, ale wiele już w swoim życiu przeszedł... A teraz zmienił się. Jestem pewien, że będzie z tobą szczęśliwy. Pamiętaj jednak, że nie można dusić w sobie problemów. Nie popełnił błędu Marii Emilii. Miłość jest ważna, ale nie przetrwa bez szczerości i zaufania. Tylko tyle pragnę ci powiedzieć. Pamiętaj o tym Valeria... Wrócili już Marina i Sergio. Przywitam się z nimi – powiedział Martin.

Jego słowa zrobiły na Valerii wrażenie. Siedziała nieruchomo i myślały nad tym co chciał przekazać jej Martin.

- Mój Boże... On ma rację. Jeśli nie będę silna, twarda i zdecydowana... jeśli nie będę z Alejandrem szczera, to podzielę los Marii Emilii. Nie mogę dłużej milczeć. Muszę zaryzykować – zamyśliła się Valeria...

Tymczasem...

Pogoda zaczynała się psuć i odczuwali to wszyscy. Zwłaszcza ci, którzy robili tego dnia interesy. Łysy i jego ludzie czekali w umówionym miejscu na dokonanie transakcji z sąsiednim gangiem. Do spotkania zostało jeszcze około godziny, ponieważ wspólnicy zawiadomili o swoim spóźnieniu. Mężczyźni z bandy łysego zaczęli narzekać i niecierpliwić się.

- Ile jeszcze będziemy czekać? – denerwował się jeden z mężczyzn.
- Tyle ile trzeba. To ważna dostawa. Zarobimy sporo kasy – odparł ze spokojem łysy.
- Jestem głodny, a wy? Może coś zjemy? Za rogiem jest przecież dobra pizzeria. Co wy na to? – zaproponował trzeci z uczestników spotkania.
- Dobry pomysł. Załatwcie to, ale szybko – odburknął łysy.
- Osiem osób, więc dwie duże z szynką i serem?
- Może być. Masz kasę i zjeżdżaj!

Jeden z bandy wyszedł z banknotem w ręku i skierował swoje kroki w kierunku pizzerii oddalonej o jakieś dwieście metrów od miejsca transakcji. Nie wiedział on, że jest przez kogoś obserwowany.

- O proszę... To jeden z ludzi łysego. On do mnie strzelał zanim wpadłem do rzeki... Widzę, że ci kretyni zgłodnieli. Zachciało im się pizzy? Zaraz zaraz... A może to ja im ją dostarczę – uśmiechnął się Manuel...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 19:53:21 15-02-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:11:19 14-02-10    Temat postu:

Znowu dubelek

Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:34:15 14-02-10, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 16:12:19 19-02-10    Temat postu:

W miarę ciekawy ten 126 odcinek. Jedyne co mogę naprawdę zarzucić to to, że piękne hacjendowe klimaty kryminalne zmieniły się w mafijne porachunki, co już powoli mnie [nie wiem jak innych] zaczyna nudzić. Ten serial spodobał mi się jako kryminał hacjendowy, a nie kryminał mafijny. Mam nadzieję, że wkrótce znów wrócimy do korzeni.

Arturo wie już wszystko o Rodrigu i bardzo się cieszę, bo naprawdę nie lubię Santaeza, niby z niego ciemny charakter, ale mam wrażenie, że nic większego nie robi. Jest bo jest, ale i bez niego można byłoby sie odejść. Mimo to dzisiaj Santaez miał chyba swoje najlepsze sceny [chodzi o sprzątniecie Ivana i reszty nieudaczników].

Scena z dyndającym nad Manuelem facetem zrobiła na mnie ogromne wrażenie, oczywiście w jak najlepszym znaczerniu. Efektownie i groźnie. Do tego pełne sarkazmu teksty Manuela.

Bardzo się cieszę z pojawienia się Valerii i Martina, choć zabrakło Alejandra. Powinno być ich zdecydowanie więcej. Cała trójka ma interesujący wątek. Na uwagę zasługuje też rozmowa Valerii i Martina, czas by Valeria wyznała wszystko Alejandrowi.


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 16:15:08 19-02-10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 18:51:29 19-02-10    Temat postu:

Głupio mi jak nie wiem co. Już za mną wypisują w poszukiwaniu moich niedotrzymanych obietnic . Ach ta moja gołosłowność.
Greg, chce żebyś wiedział, że opowiadanie mnie mocno intryguje i już próbuję od dłuższego czasu jak na razie z zerowym skutkiem (bo zawsze coś na boku wypadnie) przeczytać "W labiryncie kłamstw". Bądź jednakl pewien, że stanie się to albo wcześniej, albo później ja słów na wiatr nie rzucam. Kto wie, może nawet uda mi się zacząć jeszcze w tym miesiącu. Bo to czy opowiadanie jest warte zachodu jest chyba dla nas wszystkich oczywiste

Pozdrawiam i do zobaczenia (oby jak najszybciej )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:17:14 20-02-10    Temat postu:

Super odcinek
Rodrigo się wściekł jak się dowiedział o ucieczce Mirandy. Ivana zabił z zimną krwią. Wiedziałam, że tamci kolesie co pilnowali dziewczyny też nie będą cieszyć się życiem. A już myśleli, że im darował życie. Kretyni.
Super była scenka z Manuelem i tym powieszonym mężczyzną. Powiało grozą.
Valeria powinna skorzystać z rady Martina i jak najszybciej porozmawiać z Alejandrem. Niech dłużej nie da się szantażować. On ją kocha i na pewno zrozumie. A swoją drogą ciekawy trójkącik się rozwija. Dwóch braci zakochanych w jednej kobiecie. Czekam na dalszy rozwój sytuacji.
Ostatnia scenka z Manuelem. Dostarczy bandzie łysemu pizzę. Nie będą się spodziewać z jakimi dodatkami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:28:46 23-02-10    Temat postu:

127 ODCINEK

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Valeria od czasu do czasu spoglądała przez okno w oczekiwaniu na powrót swojego ukochanego. Słowa Martina bardzo ją poruszyły. Zrozumiała, że nie należy więcej okłamywać Alejandra, lecz wyznać prawdę. Cokolwiek by się później zdarzyło, lepsza najgorsza prawda niż tkwienie w kłamstwie. Kobieta miała nadzieję, że De La Fuente ją zrozumie. Przecież całą aferę rozpoczął Ignacio. To on ją szantażuje. Jeszcze jest czas aby wszystko wyjaśnić i wyjść z tej całej obrzydliwej sytuacji z twarzą. Gdy tak rozmyślała, wrócił Alejandro, który na powitanie pocałował ją i przytulił.

- Cześć kochanie. Jak ci minął dzień? Ja marzę tylko o gorącej kąpieli i mocnym drinku – westchnął Alejandro.
- Musimy porozmawiać. To dla mnie bardzo ważne – odparła Valeria.
- Koniecznie teraz? Wybacz, ale jestem naprawdę zmęczony. Chciałem jeszcze porozmawiać z Mariną i Sergiem. Wrócili już? Dzisiaj mieli poznać płeć dziecka. Jestem ciekaw czy będę miał wnuka czy wnuczkę...
- Jeszcze ich nie ma. Zresztą nikogo nie ma. Javier pojechał z Caroliną do firmy, Gustavo i Soledad też gdzieś wyszli, a Martin położył się wcześnie spać. Bolała go głowa. To pewnie na tą pogodę. Dobrze, że jesteśmy sami, bo muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego i nie chcę tego odkładać...
- W porządku. Skoro to takie ważne to mów...
- Chodzi o tą historię z moją chorą przyjaciółkę. Otóż...

Valeria nie zdążyła dokończyć, gdyż przerwał jej dźwięk dzwonka do drzwi. Jedna z służących szybko je otworzyła. Okazało się, że przyjechali goście. Ku konsternacji Valerii tym gościem okazał się Ignacio. Alejandro bardzo ucieszył się z jego przybycia.

- Witaj przyjacielu. Dobrze, że jesteś. Marzę o wypiciu kilku drinków. Sam rozumiesz... Ta pogoda... Potrzebowałem towarzysza i akurat ty się pojawiłeś. Mam dziś szczęście – uśmiechnął się De La Fuente.
- Chętnie się z tobą napiję, ale nie przyjechałem dziś sam – odparł tajemniczo Ignacio.

Mężczyzna skinął ręką w kierunku drzwi. Dał znać aby ta druga osoba weszła do środka. Była to kobieta, która jednak nie weszła, lecz wjechała do salonu na wózku inwalidzkim.

- Oto nasza wspólna przyjaciółka Martha, której tak bardzo pomogłeś. Biedaczka osobiście chce ci podziękować za to co dla niej
robisz – stwierdził Ignacio.
Don Alejandro De La Fuente, prawda? Niewielu jest tak dobrych ludzi na świecie jak pan. Z całego serca dziękuję. Nie marzę o niczym innym jak o całkowitym wyzdrowieniu. Być może dzięki pana pomocy kiedyś mi się uda – dodała Jessica doskonale udając wzruszenie.
- Ignacio to podły drań! Ale szopka odstawia... I co ja mam zrobić? – pytała sama siebie Valeria, która była zupełnie rozbita tym co się właśnie wydarzyło.
- A więc o tym chciałaś mi powiedzieć kochanie? Lubię niezapowiedziane wizyty. Rozgośćcie się. A pani nie ma mi za co dziękować. Należy pomagać ludziom, którzy są w trudnej sytuacji. A poza tym jest pani znajomą mojej przyszłej żony. Valeria i Ignacio bardzo się o panią martwią. Ja wierzę jednak, że przezwycięży pani wszystkie trudności i już niedługo ten wózek nie będzie pani potrzebny. Służące zaraz nakryją do stołu. Zjemy kolację i porozmawiamy. Jeśli potrzebuje pani pomocy zawołam którąś z nich – zaproponował Alejandro.
- Już się przyzwyczaiłam do swojego kalectwa i radzę sobie całkiem dobrze. Jest mi bardzo miło, że w końcu mogę pana poznać – powiedziała Jessica.
- Mnie również. Nic nie powiesz kochanie?
- Cieszę się, że was widzę. Zapraszam do jadalni – odpowiedziała Valeria.
- Moja kuzynka jest po prostu wzruszona jak każdy z nas. Nigdy się nie odwdzięczymy za to co dla nas robisz Alejandro – powiedział Ignacio patrząc wymownie w kierunku Valerii...

Tymczasem...

Jeden z ludzi łysego odebrał właśnie dwie duże pizze. Od miejsca, w którym jego koledzy czekali na dobicie transakcji z innym gangiem dzieliło go zaledwie kilkadziesiąt metrów. Mężczyzna niósł dwa duże opakowania i myślał w tej chwili wyłącznie o jedzeniu. Nawet nie podejrzewał, że jest śledzony. W wąskiej i ciemnej uliczce usłyszał nagle głos jakiegoś mężczyzny dobiegający zza jego pleców.

- Dokąd pan to niesie? Podzieliłby się pan ze mną choć jednym kawałkiem. Niech pan nie będzie okrutny...

Mężczyzna odwrócił się i zauważył naprzeciwko siebie kulejącą postać z kapturem na głowie.

- Odejdź stąd włóczęgo! Nie dostaniesz ani kawałka!
- To chociaż niech mi pan pozwoli to zanieść na miejsce. Pomogę panu jeśli mi pan zapłaci...
- Nie potrzebuję pomocy! Zjeżdżaj stąd!
- Ale...

Natarczywe zachowanie włóczęgi to było już dla przestępcy zbyt wiele. Odłożył opakowania na ziemię i zamierzał ręcznie wytłumaczyć mu co ma myśli. To był jednak jego błąd. Zanim się zorientował z kim ma naprawdę do czynienia, przed oczami zaświstało mu ostrze noża. Kilka szybkich ciosów powaliło go na ziemię. Mężczyzna szybko wykrwawiał się, a jego ciałem szarpnęły ostatnie konwulsyjne ruchy. Manuel wziął do ręki leżące na ziemi opakowania, po czym sięgnął do kieszeni po fiolkę pewnej substancji.

- Będziecie po tym najedzeni do syta. Pikantno-zabójcza przyprawa. Spodoba się wam – złowrogo uśmiechnął się mężczyzna, po czym zaczął rozsypywać arszenik po wszystkich kawałkach pizzy. Zajęło mu to kilkadziesiąt sekund. Ruszył dalej i po chwili był już na miejscu.

W tym samym czasie łysy miał już dość czekania. Poza tym tak naprawdę wcale nie był głodny. Wyszedł na zewnątrz zapalić papierosa. Pozostawił swoich towarzyszy, którzy umierali z głodu.

- Gdzie jest Jorge? Wali konia czy co? – denerwował się jeden ze znudzonych mężczyzn.
- Jeszcze nie minął kwadrans. Uspokój się. Jeszcze zdążysz się
najeść – odparł drugi z nich.

Sześciu mężczyzn doczekało się w końcu upragnionego jedzenia. Manuel zapukał do drzwi, po czym wszedł do środka.

- Dwie duże pizze dla panów – powiedział nie ściągając okularów słonecznych z twarzy i kaptura z głowy. Uważnie spoglądał na otaczających go mężczyzn.
- A gdzie Jorge? Od kiedy to takie łachudry roznoszą pizzę? – śmiali się.
- Pan, który zamawiał pizzę jest na zewnątrz. Pali papierosa. A ja rzeczywiście roznoszę jedzenie. W tej dzielnicy żadna praca nie hańbi. Dobrzy ludzie pozwalają zarobić nawet takim ludziom jak ja...
- Nie obchodzi mnie twoja historia. Dawaj tą pizzę i zmiataj!

Manuel położył oba opakowania na dużym kwadratowym stole.

- Smacznego życzę. Mam nadzieję, że nowe przyprawy i sos będą panom smakować.
- Zmiataj i nie gadaj tyle!
- Niech zaczeka. Jeśli będzie smakować, dostanie ode mnie premię. Będzie miał za co się ubrać... Łachudra...
- Jak pan zechce...

Mężczyźni rzucili się na jedzenie tak jakby nigdy przedtem go nie widzieli. Każdy wziął po jednym kawałku.

- Całkiem dobre, ale za dużo tych przypraw! – krzyknął jeden z nich.
- Przydałaby się popitka! – zauważył drugi.
- Faktycznie zbyt pikantna! – powiedział trzeci.

Kilkanaście sekund później zaczęli oni odczuwać jednak nie smak pizzy, lecz obecność trucizny w organizmie. Zaczęli kaszleć, dławić się i tracić powietrze. Dwóch najsłabszych od razu padło na ziemię i jęczało z bólu. Kolejni także zauważyli, że coś jest nie tak, ale było zbyt późno na reakcję. Wiedzieli, że zostali otruci i że umierają. Ci, którzy mieli jeszcze siły krzyczeli w kierunku dostawcy pizzy, że to jego sprawka.

- Otrułeś nas draniu!
- Owszem – powiedział z uśmiechem na ustach Manuel, po czym zdjął kaptur i ukazał swoją twarz wszystkim obecnym.

Rozpoznali go, ale już nic nie mogli zrobić. Manuel wyjął pistolet z tłumikiem i oddał w ich kierunku jeszcze kilka strzałów. Zabił wszystkich. To była rzeź. Podszedł w kierunku leżących w kałuży krwi mężczyzn i dla pewności strzelał pojedynczo do każdego z nich.

- To wasz koniec bydlaki. Ale gdzie do diabła jest wasz szef? – pytał sam siebie Manuel.
- Tutaj! Kim jesteś szaleńcu? Ani kroku dalej, bo zginiesz! – odezwał się łysy mierząc w kierunku Manuela...

Stolica.

Bank „Central”.

Javier od jakiegoś czasu był już prezesem firmy. Spełniło się jego marzenie i ojciec dał mu to upragnione stanowisko. Sam był teraz honorowym prezesem. Javier oprowadzał swoją dziewczynę po firmie. Jakoś nigdy nie miał na to czasu, ale Carolina była bardzo ciekawa wszystkiego co należy do rodzinny.

- A oto mój gabinet pani prezesowo. Czuj się jak u siebie w domu – uśmiechnął się Javier.
- Wygodnie tu – zauważyła Carolina kręcąc się na obrotowym fotelu.
- To wszystko należy do naszej rodziny. Czasy gdy rządziła tu banda intruzów już dawno minęły.
- Mam nadzieję, że od teraz wszystko będzie normalnie...
- Gdy poznałem cię, wiedziałem, że w końcu nadejdą dobre czasy. Znakomicie radzisz sobie z hacjendą po twoim ojcu. Teraz nauczę cię jak funkcjonuje rodzinna firma. Powinnaś kiedyś zasiąść w zarządzie...
- Nie wiem czy się do tego nadaję...
- Nadajesz się kochanie. Jesteś stworzona do wielu rzeczy – powiedział Javier, po czym objął ukochaną i zaczął ją całować. Te romantyczne chwile przerwało pojawienie się sekretarki.
- Mówiłem żeby nam nie przeszkadzać – obruszył się Javier.
- Właśnie widzę, ale to ważne. Jakiś mężczyzna chce z panem rozmawiać – odpowiedziała sekretarka.
- Dobrze... Wpuść go...

Carolina zapięła z powrotem swoją bluzkę, a Javier odgarnął włosy. Nie miał pojęcia kto chce z nim rozmawiać. Po chwili okazało się, że owym mężczyzną jest Tobias.

- Witajcie... Wybaczcie, że przyjeżdżam do waszej firmy, ale nie zostałem was na hacjendzie. Poinformowano mnie, że tu jesteście – stwierdził Tobias.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytała zmieszana Carolina.
- W czym możemy ci pomóc? – spytał Javier.
- Chcę wam tylko powiedzieć, że wyjeżdżam na jakiś czas z Coralos. Mam ważne sprawy do załatwienia w południowo-wschodniej Kolumbii. Przyjechałem się pożegnać...

Tymczasem...

Już niewiele brakowało aby Mauricio mógł rozpocząć operację zmiany twarzy Esperanzie. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze jednej „drobnostki”. Esperanza wynajęła bowiem dwóch mężczyzn do pewnej małej robótki, ale nie raczyła z nimi nawet porozmawiać o szczegółach. Miała coś ważnego do załatwienia i zostawiła Mauricia samego z problemem.

- Cała Esperanza... Zawsze robi to na co ma ochotę, a ja muszę dopilnować całej tej akcji – kiwał głową zniechęcony Mauricio.
- Jakiś problem? Czekamy na instrukcję – powiedział jeden z mężczyzn.
- I na forsę. Oby nas pan nie zrobił w balona, bo może pan źle skończyć – dodał drugi z nich.
- Wszystko gra panowie. Ja pośredniczę w tej sprawie. Dostaniecie swoje pieniądze, ale teraz musimy jechać. Wszystko wam wyjaśnię po drodze.
- Nie lubimy niejasności. Proszę powiedzieć o co chodzi.
- Słyszałem, że lubicie działać w ciemności. To nie będzie dla was problem, a sporo przy tym zarobicie. Jedziemy do miasteczka Coralos i odwiedzimy pewien cmentarz.
- Myśleliśmy, że trzeba kogoś zabić albo okraść...
- Nic bardziej mylnego. Już mówiłem, że to prosta robota. Ten ktoś jest już martwy. Waszym zadaniem jest odkopanie tej osoby i wywiezienie jej jak najdalej. Zostaniecie wynagrodzeni, ale pamiętajcie – żadnych pytań – stwierdził tajemniczy Mauricio...

Stolica.

Marcelo Ruiz był już gotowy do rozpoczęcia akcji przeciwko Santanezowi. W tym dniu miał nastąpić pierwszy znaczący krok. Jego ludzie stali w gotowości. Na jego znak spokojni i perfekcyjnie wyszkoleni antyterroryści wdarli się do środka jednego z nocnych klubów należących do mafijnej organizacji. Korzystając z zaskoczenia bez trudu opanowali cały lokaj aresztując wielu handlujących tam narkotykami dilerów. Złapano nawet barmanów i kelnerki. Każda osoba była przydatna w ewentualnych zeznaniach. W tym samym czasie policjanci organizowali podobne akcje w innych klubach i burdelach, w których dochodziło do łamania prawa. To był jeden z większych sukcesów, ale komendant zdawał sobie sprawę, że to dopiero początek.

- Opanowaliśmy teren komendancie – odezwał się jeden z gliniarzy.
- Doskonale. Zgarniamy wszystkich i czeka nas teraz długa noc przesłuchań... To jednak tylko płotki, ale od czegoś trzeba zacząć. Santanez będzie zaskoczony, że zaatakowaliśmy jego terytorium. Jednak na odwołanie jutrzejszej transakcji jest już za późno. Będziemy na niego czekać. Przed nami sądny dzień. Pamiętajcie jednak, że dzisiaj mieliśmy do czynienia z miernotami. Jutro złapiemy na gorącym uczynku wielkie szychy. Nie możemy zawieść. Od tej akcji zależy wiele. Rodrigo Santanez jest już na wyciągnięcie ręki – powiedział Marcelo...

Tymczasem...

Manuel odwrócił się i z uśmiechem spoglądał na łysego, który wciąż groził mu bronią i wcale nie żartował.

- Poznajesz tego szaleńca? Ja żyję, bo jestem nieśmiertelny! Nikt nie zabije Manuela Rodrigueza! – krzyknął z rozbawieniem w głosie.
- Jesteś pewien? Igrasz z ogniem? W jednym chwili mogę cię zlikwidować. Zabiłeś moich kolegów, ale wcale mi ich nie żal. To idioci. Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo. Mógłbym cię zabić jak psa, ale... zabawię się z tobą jak ty z moimi kumplami. Zostało jeszcze kilka kawałków pizzy. Weź ją do ręki i zjedz przy mnie... Na co czekasz? Jedz!
- Masz mnie za idiotę?
- Jedz! Chcesz umrzeć szybko czy w mękach? Bierz ją i wcinaj!
- Nic z tego! Zastrzel mnie kretynie! Nie boję się takiego śmiecia jak ty. Nie masz do tego jaj? Ostatnim razem gdy spotkaliśmy się na moście byłeś bardziej odważny – kpił Manuel, który próbował zyskać na czasie, ale jednocześnie spoglądając na pistolet, który miał z tyłu spodni.
- Dość tej pogawędki! Tamtym razem się broniłeś... Tym razem umrzesz jak zarzynana świnia. Żegnaj...

Nagle obaj mężczyźni usłyszeli szarpnięcie drzwiami. To co zobaczyli wprawiło ich w osłupienie.

- Zaczekajcie panowie. Skąd te miny? Może i ja się załapię na kolację? Wprost umieram z głodu – wtrąciła nagle Esperanza...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 0:17:59 24-02-10    Temat postu:

Dobry wieczór Miło zasiąść przed kolejnym odcinkiem, zwłaszcza, że jakoś wyjątkowo miło się go czytało

Pierwsza scena - i tu się czepnę - mogłoby tej sceny nie być i też byśmy przeżyli. Wszystko czego się dowiedzieliśmy, wiedzieliśmy już wcześniej. Tempo Mody na sukces. Rozumiem, że trzeba coś poprzeciągać, ale bez przesady, te wątek ma taki potencjał, a ciągnie się niemiłosiernie i nie dochodzimy do sedna sprawy. Chodzi oczywiscie o wątek trójkątu Alejandro-Martin-Valeria, bo niestety cały wątek z Ignaciem mi się też nie podoba, jest bardzo pospolity. Z nieoficjalnych źródeł wiem jednak, że wspomniany trójkąt wkrótce się rozbryka i ta nadzieja mnie podtyrzymuje.

Druga scena - ach, było wszystko - słodko, gorzko, kwaśno, słono, pikantnie i łagodnie. Jedna z najlepszych scen Manuela. Nie chodzi już o to, że była akcja, ale że była poprowadzona w świetny sposób. Manuel jako 'kucharz' rządzi. W ostatniej scenie mamy ciąg dalszy jego 'kulinarnych' wyczynów i co ...nagle błyszczący Manuel nam gaśnie, bo pojawia się Esperanza z zamiarem powrotu z twarzą, no nie ukrywajmy już, Marii Emilii. Achhh, to będzie masakra niczym piłą mechaniczną, nie mogę się doczekać.

Ogromnie się cieszę z pojawienia się Javiera i Caroliny. Mieli super scenkę, szkoda, że przerwaną. Fajnie, że wśród tych wszystkich nowych postaci, znów zrobiło się miejsce dla starych.

I jeszcze jedna sprawa. Cóż to za tekst:
- Gdzie jest Jorge? Wali konia czy co? – denerwował się jeden ze znudzonych mężczyzn.
Czyżby Greg powoli zaczynał mieć gdzieś tak cenioną przez niego cenzurę?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:27:03 24-02-10    Temat postu:

Valeria już miała powiedzieć Alejandrowi prawdę, a tu zjawił się Ignacio i Jessica. Odstawili szopkę. Wiedzieli, kiedy wpaść.
Espe przystępuje do akcji. Operacja zmiana twarzy już wkrótce, coraz bliżej. Wiadomo czyją twarz będzie mieć: Marii Emilli, nie ma co tego dłużej ukrywać. Jeszcze wynajęła zbirów, aby wykopali ciało siostry.
Scenka z Manuelem najlepsza. Dobry z niego kucharz. Pizza była z zabójczymi dodatkami. Zabił ludzi łysego, ale pod koniec mina mu zrzedła kiedy za plecami pojawił się łysy. Nieciekawie się dla niego zrobiło. I na koniec bomba. Espe dołączyła do kolacji, poczuła głód. Ciekawe jak zareagują mężczyźni. Tekst Manuela, jak zwykle świetny: Jestem nieśmiertelny. To oczywiście szczera prawda i jestem pewna, że teraz również wyjdzie bez szwanku.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:01:48 26-02-10    Temat postu:

128 ODCINEK

Coralos.

Cmentarz.

Rzęsisty deszcz, porywisty wiatr i pioruny zwiastujące rychłe nadejście burzy – owa pogoda była tak paskudna, że szkoda byłoby wypuścić z domu nawet psa. Jednak sprzyjała ona planowi Mauricia, który wraz z wynajętymi ludźmi dotarł do grobu, który był jego celem. Dał znać swoim towarzyszom, że mogą wziąć do ręki łopaty i zacząć robotę.

- Pan jest szalony. To co pan chce zrobić jest chore – wycedził przez zęby jeden z mężczyzn.
- A czy ktoś cię pytał o zdanie? Nie jesteś święty, więc co się dziwisz? Dobrze płacę za twoją robotę, niezależnie jaka ona jest – odparł Mauricio.
- Zajmijmy się lepiej odkopaniem tej kobiety zanim całkowicie zmokniemy – dodał drugi z nich.
- Ciekawe czy coś z ciebie jeszcze zostało oprócz smrodu? Niedługo się przekonamy. Przywykłem już do swojej pracy, ale jeszcze nigdy nie robiłem czegoś podobnego. Muszę jednak wykraść twoje ciało... Będziesz przydatna nawet po śmierci. To co zrobię Esperanzie będzie przełomem. Poprzeczka została postawiona bardzo wysoko, ale dla takiego geniusza jak ja nie ma rzeczy niemożliwych – zastanawiał się lekarz patrząc na uwijających się jak w ukropie mężczyzn.

Kilka minut później dotarli do trumny. Spojrzeli na Mauricia, który dał znać, że najwyższy czas ją otworzyć i przekonać się co takiego czeka ich w środku. To co zobaczyli przeszło najśmielsze ich oczekiwania. Zamiast rozpadającego się ciała, zapachu smrodu i fetoru, ujrzeli oni postać kobiety wyglądającą tak pięknie jak gdyby pochowano ją dzisiejszego dnia. A przecież od jej śmierci minęło już wiele miesięcy.

- Niesamowite. Piękna kobieta... Nie śmierdzi i wygląda jak żywa. Śmierć nie odcisnęła na niej żadnego piętna – zauważył jeden z mężczyzn.
- Masz rację Felipe. Ponoć ciała dobrych ludzi po śmierci nigdy się nie rozpadają. Może nie powinniśmy nic jej robić. Ona naprawdę jest w nienaruszonym stanie! Bóg nas za to ukarze – odparł z niepewną miną jego towarzysz

Mauricio również był w szoku. Zupełnie nie tego się spodziewał. Z drugiej jednak strony niemal nienaruszone z biegiem czasu ciało było mu jak najbardziej na rękę.

- Dość tego gadania, bo nie jesteśmy na wczasach! Ktoś nas może nakryć! Zabierajcie ją szybko do samochodu. Nadchodząca noc i ta pogoda bardzo nam sprzyjają. Ruszajcie się! Nie płacę wam za bezczynność! I nie pozostawiajcie żadnych śladów! Nie chcę mieć jakichkolwiek problemów.
- Niech się pan tak nie denerwuje. Jesteśmy zawodowcami, a tu chodzi tylko o wykradnięcie zwłok.
- Mam nadzieję. Teraz Maria Emilia De La Fuente będzie odpoczywać w spokoju w moim laboratorium – pomyślał Mauricio trzęsąc się z zimna...

Jasność błyskawicy przez chwilę oświetliła twarz zmarłej. Była taka jak zawsze. Pogodna i piękna. Tak naprawdę nigdy nie dała się pokonać śmierci...

Tymczasem...

Każdy mierzącej do siebie trójki był zaskoczony widokiem osoby, którą uważał za martwą. Z niedowierzaniem, ale jednocześnie podziwem Esperanza spoglądała na Manuela, a on na nią. Z kolei dla łysego był to podwójny cios. Był przekonany, że zabił oboje, ale został gwałtownie sprowadzony na ziemię. Jego ofiary wciąż żyły i właśnie teraz kpiły sobie z niego.

- Rzuć broń i pod ścianę bydlaku! Już! Zapewne jesteś zaskoczony, ale wiedz, że Esperanza Guzman ma sto żyć. Nie zabije jej ani pocisk ani ogień ani gwałt. Może nie jestem już tak piękna jak kiedyś, ale i na to znajdę sposób. Ruszaj się kretynie! Widzę, że mój równie nieśmiertelny kompan odwalił za mnie całą robotę. Zawsze wiedziałam, że takiego potwora jak ty diabli również nie wezmą – śmiała się Esperanza.

Łysy odstawił broń i wypełnił rozkaz Esperanzy. Stał teraz w kącie z rękami podniesionymi do góry. Milczał. Był w szoku i czuł zażenowanie wobec całej tej sytuacji. Brakło mu słów. Wiedział, że jest pokonany i zgubiony. Esperanza i Manuel patrzyli na siebie z uśmiechem na twarzy.

- Masz rację. Tacy ludzie jak my mają nie sto, lecz dwieście żyć. Oboje wierzymy w szatana, a on nas nie skrzywdzi. Wciąż żyjemy... Chociaż patrząc na ciebie, to jakoś nie jest mi cię specjalnie żal. Zasłużyłaś na taki los. Takie dziwki jak ty zwykle kończą zgwałcone i oszpecone. Teraz z kimkolwiek zechcesz się puścić, będziesz widzieć przed sobą twarz swoich gwałcicieli. Zresztą nie martw się. Z takim wyglądem seks ci nie grozi. Nikt cię już nie dotknie – dowcipkował Manuel, ale jego słowa nie były kobiecie do śmiechu.

- To ciekawe co mówisz, ale spójrz lepiej na siebie. Chyba potrzebne ci lustro. Sam wyglądasz jak potwór skarbie... Na dodatek jesteś kuternogą. Do pełni sprawności również wiele ci brakuje. Ale to dobra informacja dla reszty świata. Małe dzieci i homoseksualiści mogą spać spokojnie. Nie polecą na ciebie. Nikogo już nie skrzywdzisz pedofilu i zboczeńcu! Zabiłabym cię w tej chwili łotrze! Opuściłeś mnie i uciekłeś gdy łysy mnie więził i torturował! – krzyczała Esperanza.
- Jesteście siebie warci – wtrącił łysy.
- Zamknij się i nie przeszkadzaj, bo rozmawiamy o ważnych sprawach! Nie próbuj żadnych sztuczek i zacznij się modlić do diabła. Twoi koledzy nie mieli na to czasu. Ty masz i doceń to. Piekło czeka – szydził Manuel.
- Nie zabiję cię, bo mimo wszystko zawsze będziesz dla mnie bliżej sojusznikiem niż wrogiem. O współpracy możesz jednak zapomnieć. Każde z nas pójdzie swoją drogą. Ja nie strzelę do ciebie ani ty nie strzelisz mi w plecy. W dowód starej przyjaźni. W porządku ty mój zboczeńcu? – spytała Esperanza.

W tym samym czasie łysy zrobił kilka kroków w kierunku leżącego na ziemi pistoletu. Próbował on skorzystać z okazji gdy wspólnicy byli zajęci wzajemnym oskarżaniem się.

- Zgoda, ale nie mów do mnie tak brzydko... szmato! Wiesz co? Jednak cieszę się, że żyjesz. Wbrew temu co mówisz zostało nam coś wspólnego do załatwienia. Nie sądzisz?
- Rzeczywiście...

Oboje rozumieli się bez słów. Wymierzyli swoje pistolety w kierunku łysego i wystrzelili do niego kilkanaście razy opróżniając cały magazynek.

- I ty nie chcesz ze mną współpracować? – ironizował Manuel.
- Już nie mamy więcej nabojów, więc nie pozabijamy się. Kolejny raz ci się udało – odpowiedziała Esperanza kierując się do wyjścia.
- Życzę ci powrotu do dawnego wyglądu, bo jak zarobisz na życie inaczej niż ciałem?
- A ja tobie życzę pogodnej starości z dwoma drewnianymi nogami. Co za ironia... Za życia staliśmy się potworami, ale pamiętaj, że wciąż jesteśmy groźni. Zabawa skończy się dopiero z dniem zamknięcia Santaneza i wyeliminowania mojej kochanej rodzinki De La Fuente.
- Masz rację. Też o nich myślę. Na pewno ich kiedyś odwiedzę. Jeszcze o mnie usłyszysz.
- O mnie też będzie głośno. Razem, a jednak osobno Manuelito... I dzięki za wyeliminowanie bandy łysego. Odwaliłeś za mnie kawał dobrej roboty...
- Cała przyjemność po mojej stronie... Zaczekaj Esperanzo. Może kawałek pizzy? Niedługo wystygnie, a jeszcze została?
- Kretyn – powiedziała tylko Esperanza po czym opuściła pomieszczenie pełne trupów.
- Na żartach się nie zna? Lepiej też stąd pójdę, bo za chwilę zjawi się policja i jeszcze zechcą mnie powiązać z tymi morderstwami. Szkoda tylko, że zmarnowało się tyle jedzenia – westchnął Manuel...

Stolica.

Bank „Central”.

Słowa Tobiasa zaskoczyły zwłaszcza Carolinę, która nie podejrzewała, że mężczyzna ma zamiar na jakiś czas opuścić Coralos.

- Nie wiem co powiedzieć – stwierdziła zmieszana.
- Wiesz, że nigdy bym cię nie opuścił. Jednak czuję, że muszę na jakiś wyjechać. Poza tym teraz wiem, że jesteś już szczęśliwa i bezpieczna w hacjendzie don Ricarda. Moja rola się kończy, choć chciałbym tu jeszcze kiedyś wrócić i cię odwiedzić – oznajmił Tobias.
- Zawsze będziesz tu mile widziany.
- Carolina ma rację. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni za wszystko. Udowodniłeś, że można ci zaufać – wtrącił Javier.
- Uważajcie na siebie. Póki policja nie schwyta wszystkich odpowiedzialnych cierpieniu waszej rodziny, nie można poczuć się zbyt bezpiecznie. Bądźcie czujni.
- Ty również na siebie uważaj – powiedziała Carolina przytulając mężczyznę.
- Już czas na mnie. Do zobaczenia...

Tobias nigdy nie zdradzał po sobie żadnych emocji, ale tym razem opuszczał biuro firmy wyraźnie wzruszony. Carolinie również było przykro. Jej ukochany momentalnie dostrzegł smutek w jej oczach.

- Myślisz, że nie wiem, że on się w tobie zakochał? Mam jednak nadzieję, że nie rzucisz mnie z dnia na dzień – uśmiechnął się Javier.
- Nawet tak nie żartuj. Tobiasa po prostu podziwiam. Nie miał łatwego życia, ale wyszedł na prostą. Kocham tylko ciebie. Lepiej wracajmy już do Coralos – odparła Carolina...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Atmosfera podczas kolacji w hacjendzie była znakomita. Wrócili też Marina i Sergio oraz Soledad i Gustavo. Alejandro miał więc powody do zadowolenia. Dowiedział się, że będzie miał wnuczkę. Poza tym Ignacio i Jessica doskonale odgrywali swoje role. Tylko jedna osoba miała dość tej farsy. Była to Valeria, która znalazła sposobność aby na chwilę uciec od fałszu, kpiny i ironii jaką na każdym kroku okazywał Ignacio. Niestety tylko ona znała prawdę, ale nie okazała się zbyt silna aby ją wyjawić. W gabinecie ukochanego mogła spokojnie zebrać myśli. Spotkała tam Martina.

- A co ty tu robisz? Myślałem, że śpisz. Mówiłeś, że boli cię głowa – zdziwiła się Valeria.
- Nie mogłem usnąć, więc tu przyszedłem. Mówię, że na bezsenność najlepsze jest czytanie książek. A mój brat ma ich tu bez liku – odparł Martin.
- Wiesz, że mamy gości na kolacji?
- Wiem o tym i cieszę się, że poznaliśmy płeć dziecka Mariny i Sergia. Jednak ten człowiek... ten Ignacio nie podoba mi się... Wiem, że to jest twój kuzyn, ale czuję, że coś jest w nim nie tak. Wybacz mi, że o tym wspominam. Gadam od rzeczy...
- Nie Martinie. Mówisz prawdę. Ignacio to zły człowiek. Muszę w końcu komuś się wyżalić. Już zbyt długo czekałam...
- Co masz na myśli?
- Okłamałam Alejandra w bardzo poważnej sprawie. On mi tego nie wybaczy...
- Spokojnie. Zacznij od początku, bo nic z tego nie rozumiem...
- Ignacio to zwykły przestępca i szantażuje mnie... A ja zgodziłam się grać w jego podłej grze. On oszukuje nas wszystkich! Zależy mu tylko na pieniądzach. Ta osoba na wózku inwalidzkim to jego kochanka i oszustka! A ja ich kryję, więc jestem ich wspólniczką... Co mam robić? Pomóż mi proszę – załamała się Valeria...
- Uspokój się. Wyjdźmy tylnym wyjściem na taras. Tutaj ściany mają uszy. Wszystko mi opowiesz. Jestem pewien, że to nie twoja wina. Będzie dobrze, ale musisz być ze mną szczera. Chodźmy na zewnątrz – zaproponował Martin...

Stolica.

Carmen miała już dość czekania na pomocną dłoń, którą miał jej okazać Rodrigo Santanez. Zrobiła to co jej kazał, ale nie otrzymała nic w zamian. To było już dla niej zbyt wiele. Niewiele myśląc zadzwoniła do mafioza. Ten nie był jednak zbytnio zainteresowany rozmową ze swoją wspólniczką.

- Miło, że dzwonisz, ale to w tej chwili niemożliwe. Mam inne sprawy na głowie – stwierdził Rodrigo.
- Niech się pan mną nie wysługuje. Obiecał pan pomóc mi w zdobyciu Gustavo. Zresztą w pana interesie leży los niektórych mieszkańców Coralos. Co się z panem dzieje? – denerwowała się Carmen.
- Nie tym tonem Carmen... Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz. Skoro mówię, że teraz nie mam czasu, to go zwyczajnie nie mam. Przykro mi, ale twoja sprawa będzie musiała zaczekać.
- To niesprawiedliwe, że tak mnie pan traktuje. Potrafię być niebezpieczna i nie jestem byle kim!
- Wystarczy, że kiwnę palcem i wrócisz tam skąd przyszłaś, więc daruj sobie groźby. I nie próbuj więcej do mnie dzwonić. Jeśli zechcę to sam się z tobą skontaktuję. Żegnam! – zakończył rozmowę Santanez.
- A to łotr! Pożałuje tego! Wezmę sprawy w swojej ręce. Będę jednocześnie przyjaciółką tej kretynki Soledad i kochanką jego męża. Czas powrócić do korzeni – uśmiechnęła się Carmen.

Tymczasem Rodrigo rzeczywiście miał wiele problemów. Wiedział już, że jego ludzie wciąż nie znaleźli Mirandy, że policja zrobiła potężny nalot na kilka jego największych klubów i że ktoś musiał zdradzić. Poza tym niepokoił się jutrzejszą transakcją z sąsiednim kartelem narkotykowym.

- Już za późno na odwołanie wymiany, ale policja depcze nam po piętach. Będzie niebezpiecznie – kręcił głową Rodrigo.
- Co mamy robić? – zapytał jeden z jego najwierniejszych ludzi.
- Zachowamy ostrożność, ale pojedziemy na miejsce transakcji. Ostatnio nic mi nie wychodzi. Od powodzenia tej wymiany zależy wie. Jest zbyt wiele pieniędzy do zdobycia żebym mógł się wycofać...
- Mam też dobrą wiadomość. Jesteśmy blisko odnalezienia miejsca, w którym policja ukrywa pańską rodzinę.
- Blisko? Nie rozśmieszaj mnie. Macie je odnaleźć i mi je tu przyprowadzić! To samo tyczy się Mirandy. Wszystkie kobiety będą mi padać do stóp i błagać o litość! Wszyscy myślą, że jestem przegrany, ale ten się śmieje kto się śmieje ostatni – stwierdził Rodrigo sięgając po kieliszek whisky...

Tymczasem...

Ciało Marii Emilii leżało już w laboratorium Mauricia. Ludzie, których wynajął dobrze się spisali i bez przeszkód dostarczyli je we wskazane miejsce. Zostali sowicie wynagrodzeni, a o całej akcji mieli teraz całkowicie zapomnieć. Nigdy nie poznali lekarza, a on nich. Esperanza załatwiłaby sprawę inaczej, ale Mauricio nie zamierzał brudzić sobie rąk. Najważniejsze było to, że osiągnął swój cel. Ze spokojem spoglądał teraz na leżącą w jego specjalnej chłodni Marię Emilię.

- Piękna kobieta... Umarła tak młodo przez własną siostrę. Jako człowieka jest mi cię zwyczajnie szkoda. Esperanza to istny demon. Z drugiej jednak strony ja lubię wyzwania, a z twoją siostrą łączą mnie szczególne interesy. Mimo że nie żyjesz, to wciąż jeszcze jesteś przydatna. Jesteś potrzebna światu i nauce, a konkretnie potrzebna jest nam twoja twarz. Dlatego będziemy przez jakiś czas współpracować. Świat żywy ze światem martwym... Kto by pomyślał, ale taka jest prawda – mówił sam do siebie Mauricio.

Jego monolog przerwało pojawienie się Esperanzy. Kobieta była zaskoczona widząc ciało swojej siostry. Nie sądziła, że tak szybko zostanie ono przywiezione do laboratorium Mauricia. Poza tym była zdumiona tym, że śmierć nie odcisnęła na twarzy jej siostry żadnego piętna.

- Niesłychane – wyszeptała tylko Esperanza.
- Jesteś zaskoczona? Wszyscy jesteśmy zaskoczeni tym w jakim stanie znajduje się ciało twojej siostry. Ona jest piękniejsza martwa niż
żywa – odparł Mauricio.
- Nie denerwuj mnie! Nie chcę na nią patrzeć!
- Nie masz wyjścia. Już niedługo będziesz miała jej twarz podczas spoglądania w lustro. Będziesz piękna. Czyż nie tego chciałaś? Być piękną i zemścić się na rodzinie?
- Tego chciałam, ale nie wiem czy podołam... Nienawidzę Marii Emilii, a teraz mam mieć jej twarz... Wiem jednak, że cel uświęca środki i muszę to zrobić. Dla zemsty... dla władzy... dla samej siebie!
- Wreszcie mówisz do rzeczy. Jutro zaczynamy intensywne operacje. To trochę potrwa, ale będziesz zadowolona z efektów końcowych. Gwarantuję ci to...
- Dobrze, ale nic już nie mów. Jestem zmęczona. Muszę się położyć, odpocząć i przygotować, bo jutro czeka mnie ciężki dzień.
- Nie przejmuj się Esperanzo. Zawsze mówiłaś, że zazdrościłaś życia swojej siostrze. Mówiłaś mi, że nienawidzisz ją za to, że ma kochającego męża, dzieci, dobrze prosperującą rodzinną firmę, hacjendę i mnóstwo pieniędzy. Teraz z jej twarzą wrócisz do życia, o którym zawsze marzyłaś. Jestem pewien, że zagrasz największy koncert swojego życia – powiedział Mauricio.
- Żebyś wiedział. Lepiej zarezerwuj już sobie miejscówkę - uśmiechnęła się Esperanza...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:24:46 27-02-10    Temat postu:

Odcinek świetny.
Poczuło się grozę. Mężczyźni odkopujący ciało Marii Emilii i ta burza. Doskonały klimat.
Łysy był w nieciekawym położeniu. Dwa jak myślał trupy, chcą go zabić. Najlepsze było jak Manuel i Espe się kłócili. Oni są najlepsi. Oboje mają po dwieście albo i więcej żyć. Łysy myślał, że skorzysta z okazji i ich zabije. Przeliczył się. Espe i Manuel rozwalili go. Jeszcze riposta w wykonaniu Manuela na koniec.
Valeria miała dość uroczej kolacyjki. Poszła do gabinetu, gdzie spotkała Martina. Zaczęła mu się zwierzać. Oby wyrzuciła to z siebie.
Carmen jest wściekła, Rodrigo ją olewa. Groziła mu, ale on zapowiedział, że wystarczy jedno jego słowo a ona wróci do paki. Ma facet rację. Nie będzie taka suka jak Carmen mówiła mu co ma robić. A ta jest przekonana, że zostanie przyjaciółką Soledad i kochanką Gustka. Oby się nie przeliczyła.
Espe była zdumiona, że ciało jej siostry jest nienaruszone. Mauricio stwierdził, że to bardzo dobrze. Jest pewny, że Espe zagra koncert swego życia a ta kazała mu zarezerwować miejscówkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 19:11:00 27-02-10    Temat postu:

No przyczołgałem w końcu swój wyleniały tyłek. Ile nadrobię to nadrobię, resztę najwyżej w archiwum, bo jak przypuszczam, zbliżamy się do końca.
Jestem po lekturze 13 odcinków, i moge ci pogratulować konstrukcji gniazda żmij, które cały czas się powiększa, choć pewne później wiele z villanów mających wspólne interesy zacznie grać solo uprzykrzając życie tym dobrym i tym złym . Byłoby ciekawe, bo tak pewnie będzie. Dajmy na to Lukrecię, której za bardzo nie chcą co poniektórzy w swoich szeregach.
Jeszcze się nie oswoiłem ze wszystkimi postaciami bo strasznie ich dużo, ale najbardziej przypadł mi na razie do gustu symaptcyzny ksiądz Salvador i komisarz Arturo ze swoją papugą. Z pewnością namiesza także Carolina. W końcu już tyle mówi o wyprawie do Carolas.

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 19:41:17 27-02-10    Temat postu:

Dzięki za komentarz Ślimak Bądź spokojny, tak szybko to się jeszcze nie skończy Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ślimak
King kong
King kong


Dołączył: 06 Paź 2007
Posty: 2263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nysa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 20:31:45 05-03-10    Temat postu:

Jestem po odcinku 20. i powoli zabieram się do ostrego czytania. Trzeba jak najszybciej nadrobić braki, bo jest warto .

Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:32:13 06-03-10    Temat postu:

129 ODCINEK

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Valeria i Martin ukradkiem wyszli na taras aby móc spokojnie porozmawiać, bez udziału jakichkolwiek świadków. Kobieta wyznała mu całą prawdę. Mówiła o swoim byłym mężu i jego śmierci, o Ignacio i jego szantażu i wreszcie o perfidnej grze, w której ona również uczestniczy. Martin słuchał jej opowieści uważnie i z zaciekawieniem, ale jednocześnie z troską i niepewnością na twarzy.

- Powiedz coś wreszcie... Myślałam, że jest silną kobietą, ale okazałam się zwykłym tchórzem, a na dodatek mam sporo na sumieniu. Pewnie też mnie potępiasz. Wcale ci się nie dziwię. Jestem przegrana... Kiedyś mówiłeś, że Maria Emilia była słaba. Ja jestem równie słaba, chociaż ona przynajmniej była dobrym człowiekiem, a ja? Kim ja jestem? – załamała się Valeria.
- Jesteś równie dobrym człowiekiem co ona – odparł Martin.
- Mówisz to z litości. Wiem, że i ty straciłeś do mnie zaufanie...
- To nie tak Valerio. Daj mi coś powiedzieć... Zrozum, że każdy z nas ma jakieś problemy... Moja rodzina nie miała łatwego życia. Z tobą było podobnie. Ty nie zabiłaś swojego męża. To był wypadek. On był pijany gdy cię zaatakował. Ignacio to bydlak skoro cię tym szantażuje. Jemu zależy tylko na pieniądzach, a my nie możemy dopuścić aby mu się udało! Zaraz mu przy wszystkich wygarnę! Skończymy z tą farsą!
- Zaczekaj... To nie jest odpowiedni moment. Ja także milczałam, więc aż nie chcę myśleć jak zareaguje Alejandro...
- W porządku. Nie psujmy rodzinnej kolacji. Pamiętaj jednak, że musisz mu powiedzieć przed ślubem. Nie możesz dalej tkwić w kłamstwie. Ja ci pomogę. Alejandro na pewno ci wybaczy. Ty tu jesteś ofiarą, a nie winowajczynią – uśmiechnął się Martin.
- Jesteś dobrym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem – odparła Valeria wtulając się w jego ramiona.
- Ja cię po prostu kocham...

Valeria była w szoku słysząc te słowa. Zanim zrozumiała jednak co się dzieje, Martin przyciągnął ją do siebie i pocałował. Kobieta początkowo odwzajemniła pocałunek, ale po chwili wyrwała się jednak z jego objęć.

- Co ty wyprawiasz? – zdziwiła się.
- Przepraszam cię... Wiem, że tym co zrobiłem tylko pogorszyłem sprawę... Pewnie masz mnie za kretyna, ale musiałem... Nie mogłem się powstrzymać. To było silniejsze ode mnie – rzucił Martin, po czym odszedł pozostawiając kobietę samotną i pogrążoną w myślach.

Pech chciał, że ten niespodziewany pocałunek zauważył nie kto inny jak Ignacio.

- A więc to takie buty... Brat bratu odbiera kobietę... Niezła rodzinka. Wydałbym cię Valerio, ale mamy w tym taki sam interes. Alejandro musi się z tobą ożenić. Żadnych niespodzianek przed ślubem – pomyślał Ignacio...

Tymczasem...

Znajdowała się w jakimś wielkim budynku, niemalże pałacu czy zamku. Szła przed siebie nie bardzo wiedząc dokąd idzie. Czuła się jak w potrzasku. Postanowiła jak najszybciej się stamtąd wydostać. Przed nią znajdowało się kilkanaście drzwi. Sądziła, że jedne z nich zaprowadzą ją do wyjścia. Szarpnęła za klamkę i otworzyła pierwsze. Zobaczyła w nich znajomą twarz, ale jakże znienawidzą. Była to Isabela.

- Przecież ty nie żyjesz? Co tu robisz przeklęta? – zapytała z wściekłością w głosie.
- Masz rację. Zabiłaś mnie, ale będę cię dręczyć do końca twoich dni. A później znów się spotkamy. Zapłacisz za wszystko. Twoim przeznaczeniem jest śmierć. Już nic cię nie uratuje. Absolutnie nic! Po prostu zginiesz i nawet nie podejrzewasz w jaki sposób. W tym dniu zatriumfuje sprawiedliwość – śmiała się Isabela.
- Znikaj kretynko! Już raz cię zabiłam, więc zrobię to drugi raz! – wyjęła pistolet i wystrzeliła kilka razy w jej kierunku.

Zdenerwowana biegłem naprzód coraz szybkim krokiem. Otworzyła kolejne drzwi. Tu również czekała na nią niespodzianka. Ukazał się jej Ricardo Sandoval.

- Dokąd tak uciekasz? Nie znajdziesz miejsca aby się schować. To co zamierzasz zrobić nie ujdzie ci płazem. Prędzej czy później zapłacisz za wszystkie swoje zbrodnie. Jestem o to spokojny. Ty będziesz do końca udręczona. Ani tobie ani Manuelowi nie uda się oszukać przeznaczenia. To po prostu niemożliwe – uśmiechnął się Sandoval.
- Zejdź mi z oczu i wracaj do swojej żony! Drugi raz wyślę cię do piekła! – znów kilka razy wystrzeliła, a postać która z nią rozmawiała znikła.

Kolejne drzwi i znów to samo. Tym razem spoglądała na nią Lucrecia z pełnym wyrafinowana, ale jednocześnie politowania wzrokiem.

- Jeszcze ciebie tu brakowało! Umarłaś w wielkich cierpieniach, bo byłaś zwyczajną kretynką!
- Może i tak było, ale jestem pewna, że Boska sprawiedliwość kiedyś cię dosięgnie – odparła Lucrecia.
- Ty wierzysz w Boga? Nie rozśmieszaj mnie...
- Teraz już tak... Strzeż się, bo nie wiesz co cię czeka. Wyrzuty sumienia nie pozwolą ci żyć. Nigdy nie zaznasz już spokoju.
- Ja nie mam wyrzutów sumienia! Do cholery! Umieraj po raz wtóry! – znów rozległy się strzały.

Biegła dalej. Nie otwierała kolejnych pobocznych drzwi. Wreszcie odnalazła jakieś pojedyncze znajdujące się na końcu długiego korytarza.

- To pewnie wyjściowe – pomyślała.

Otworzyła je delikatnie, a w środku nikogo nie było. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się w duchu. Nagle jednak usłyszała znajomy głos.

- Tu jestem siostrzyczko – odezwała się Maria Emilia.
- Maria Emilia... Ty też żyjesz? – przeraziła się...
- To co zrobiłaś w swoim życiu było potworne, ale to co chcesz zrobić jest jeszcze potworniejsze. Nie zniszczy mojego spokoju żadnym sposobem. Już mnie nie skrzywdzisz. Bóg chroni moją rodzinę i zapewniam cię, że czy będziesz miała swoją twarz czy moją, i tak w końcu przegrasz. Wyda się, że to ty. Nie ma dwóch takich samych osób. Zawsze będziesz zazdrosną Esperanzą, która sięga po cudzych mężów i cudze pieniądze. Po trupach do celu siostrzyczko? Tyle, że ty już jesteś trupem... Trupem za życia...
- Dość! Zamknij się i znikaj!

Tym razem jednak nie odważyła się wystrzelić. Zatrzasnęła za sobą z wielkim hukiem drzwi. Obudziła się zlana potem, przestraszona i rozdygotana.

- Przeklęte trupy! Nie będziecie mnie niepokoić po nocach. Zrealizuje swój plan i nikt mi w tym nie przeszkodzi – wyszeptała Esperanza z typową dumą na jej twarzy, ale jednocześnie trzęsąc się ze strachu...

Na drugi dzień.

Stolica.

Przy jednej z bocznych ulic zaparkowany był luksusowy samochód z przyciemnianymi szybami. Zupełnie niepasujący do tego miejsca, ale pozory mylą. To właśnie tu miała się odbyć jakże ważna w tym dniu akcja.

- Co robimy szefie? – zapytał kierowca.
- Czekamy na naszych przyjaciół. Mam złe przeczucia. Wolałbym się nie wychylać, ale z drugiej strony muszę się pokazać. Będą nieufni jeśli wyślemy tylko pośredników – odparł Rodrigo Santanez z zatroskaną miną na twarzy.
- Sądzi pan, że psy wiedzą o miejscu spotkania?
- To możliwe. Ostatnio mam wielkiego pecha. Na dodatek policja depcze mi po piętach. A przede mną akurat jeden z ważniejszych interesów. Tu chodzi o wielkie pieniądze. Za późno aby odwołać spotkanie...
- Jeśli policja złapie naszych sąsiadów, to będzie ich problem...
- Nie bądź idiotą! Będą nas chcieli złapać na gorącym uczynku. Wyślij kilku chłopaków. Mamy jeszcze sporo czasu do transakcji. Niech sprawdzą okolicę. Policja może wystawić antyterrorystów lub snajperów. Niech przeszukają każdy kąt tej obskurnej dzielnicy. Ale ostrożnie...
- Już się robi szefie...
- Za 20 minut będę bogaty... Nie mogę jednak uciec... Nie w tej chwili. Muszę odnaleźć moją żonę i córkę i nauczyć ich pokory. Odnajdę też Mirandę i dokończę sprawy w Coralos. Tak łatwo nie popuszczę tylko dlatego, że banda idiotów chce mnie złapać. Dość porażek... Trzeba brać to co moje – pomyślał Rodrigo...

W tym samym czasie niedaleko od miejsca, w którym przebywał mafiozo i jego ludzie, czekała już policja. Kilkunastu ludzi siedziało zamkniętych dla niepoznaki w zwykłej ciężarówce. Dowodził nimi Marcelo Ruiz, ale obecny był też Arturo Peralta.

- Myślisz, że się uda? Santanez nie jest idiotą. Wie, że mamy go na oku. Może nie przyjechać albo zmienić miejsce spotkania – zauważył Arturo.
- Już nie zdąży. Poza tym on jest pewny, że nie znamy tego miejsca. Wszystkie inne kryjówki mamy wykryte i tam też wysłałem ludzi. Sytuacja jest pod kontrolą – odparł Marcelo, który sprawdzał w tym samym czasie łączność ze swoimi ludźmi rozmieszczonymi w przeróżnych zakamarkach.
- Ja jestem tylko gliną z prowincji. Skoro jesteś taki pewny to rób swoje. Znasz się na swojej robocie – westchnął Peralta.
- Spokojnie Arturo. Antyterroryści są w wyznaczonych miejscach. Snajperzy są w gotowości. Złapiemy ich na gorącym uczynku w momencie przekazywania towaru i pieniędzy. Odetniemy Santanezowi możliwość ucieczki. Na pewno się pojawi. Ryzykuje, ale tacy jak on uwielbiają ryzyko gdy w grę wchodzą pieniądze. Dorwiemy go. Wszyscy na miejscach? Nie róbcie nic bez mojego rozkazu. Wejdziemy tylko wtedy kiedy wydam ku temu rozkaz. Już niedługo schwytamy robaka – stwierdził Marcelo...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Carolina opalała się korzystając z przepięknej tego dnia pogody. Leżała w negliżu i w okularach słonecznych. Myślami była jednak gdzie indziej. Po chwili zobaczyła, że nadchodzi jej ukochany.

- O czym tak myślisz księżniczko? Co za ciało... Ależ ja mam szczęście. Nie każdy może pochwalić się taką kobietą u boku – dowcipkował Javier.
- Dzwonił do mnie Tobias – odpowiedziała Carolina.
- Tobias? Co on znowu od ciebie chce? Myślałem, że wyjechał na dobre...
- Nie burmusz się i nie bądź zazdrosny. Dzwonił w dziwnej sprawie. Już wyjechał z Coralos, a zapomniał nam przekazać coś bardzo ważnego.
- Co takiego?
- Powiedział coś czego nie bardzo rozumiem. Mamy uważać na niejaką Carmen Gordillo. To przyjaciółka Gustavo i Sergia. Tobias powiedział, że to bardzo nieprzewidywalna i niebezpieczna kobieta. Był jakiś tajemniczy. Nie wiem co o tym sądzić.
- Carmen Gordillo? Nie znam nikogo takiego – zdziwił się Javier.
- Tobias nie dzwoniłby do mnie gdyby to była błaha sprawa. Porozmawiam z Gustavo i Soledad. To może być ważne – zauważyła Carolina.

Nagle oboje zobaczyli, że przed hacjendą zaparkował jakiś samochód. Po chwili wyszli z niego Adrian i Liliana. Wrócili z kilkutygodniowych wakacji. Ich widok bardziej ucieszył Carolinę i Javiera.

- Zakochana para w końcu wróciła – uśmiechnęła się Carolina.
- Mieliśmy zostać w Europie jeszcze tydzień, ale twoja mama nalegała aby wrócić jak najszybciej, bo chce ci przekazać wspaniałe nowiny – oznajmił tajemniczo Adrian.
- Mówcie, bo umieram z ciekawości – wtrącił Javier.
- Otóż twój ojciec oświadczył mi się w Paryżu, a ja przyjęłam jego oświadczyny. Jestem szczęśliwa – powiedziała promieniująca Liliana.
- Teraz będziesz miała rodziców z prawdziwego zdarzenia, a nie na kocią łapę – żartował Adrian.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Kocham was! – krzyknęła Carolina rzucając się na rodziców z gratulacjami...
- Ech te kobiety. Zaraz się rozpłaczą. Gratuluję decyzji teściu. Mamy okazję do świętowania. Po jednym nie zaszkodzi? Zaraz przyniosę butelkę – powiedział Javier...

Tymczasem...

Praca przy hacjendzie w tak piękną pogodę stała się mimo wszystko dość męcząca. Gustavo skorzystał z chwili przerwy i pojechał konno nad rzekę. Tam zawsze mógł sobie odpocząć w cieniu i rozmyślać. W swoim ulubionym miejscu umówił się zresztą z Soledad. Jednak żona spóźniała się, a Munos postanowił wykąpać się w ramach relaksu i aby odpocząć od parzącego słońca. Zdjął koszulę, spodnie i czym prędzej wskoczył do rzeki. Zanurzył się w wodzie, a następnie pływał przez kilka minut. Nawet nie zauważył gdy nagle ktoś drugi wszedł do rzeki i pojawił się za jego plecami. Była to kobieta. Podeszła go od tyłu i zasłoniła mu swoją ręką oczy.

- Soledad... Nie spodziewałem się po tobie takiej gry wstępnej. Lubisz robić mi niespodzianki – uśmiechnął się Gustavo wciąż mając zamknięte oczy.
- Lubię i zawsze lubiłam. Nie sądziłam, że cię tu spotkam. Teraz będziesz tylko mój – pomyślała Carmen całując mężczyznę po szyi...
- Budzą się w tobie zwierzęce instynkty. Niegrzeczna dziewczynka. Mogę już otworzyć oczy?
- Nie możesz... Myśl o mnie z zamkniętymi oczami. Wszystko to się spełni. Pragnij mnie i kochaj się ze mną. Tu i teraz – kobieta coraz napastliwiej całowała mężczyznę nie zważając już na nic. W końcu jednak Gustavo otworzył oczy i zamiast Soledad zobaczył przed sobą nagą Carmen.
- Carmen? Oszalałaś? Co ty tu robisz?
- Nic nie mów... Daj się ponieść chwili. Kochaj się ze mną Gustavo. Stara miłość nie rdzewieje. Dajmy się ponieść namiętności. Jest tak wspaniale, a może być tylko lepiej. Przeżyjmy tu wspaniałą przygodę. Całuj mnie Gustavo... Zapomnij o wszystkim i kochaj się ze mną.

Mężczyzna był jak otępiały. Mimo że nie chciał, to wciąż oddawał się pocałunkom i pieszczotom dziewczyny. W pewnej chwili jednak zrozumiał, że śle robi i wyrwał się z objęć Carmen. Wiedział, że w każdej chwili może nakryć ich Soledad.

- To chore! Nie możemy tego robić. Ubierz się czym prędzej i zostaw mnie w spokoju! – krzyknął zdenerwowany Gustavo.
- Ale...
- Nie mogę! Nie możemy!

Munos odpłynął kilka metrów i zbliżał się do brzegu gdy usłyszał znajomy głos swojej żony.

- Nie kończcie tej przyjacielskiej kąpieli. Zaraz do was dołączę. Wykąpiemy się w trójkę. Już się rozbieram kochanie. Co ty na to Carmen? Chyba nie masz nic przeciwko? – zapytała Soledad z lekkim uśmiechem na twarzy, kryjąc w sobie wszystkie inne uczucia...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:49:59 06-03-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 40, 41, 42 ... 48, 49, 50  Następny
Strona 41 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin