Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25 ... 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:28:00 26-01-09    Temat postu:

71 ODCINEK

Hacjenda rodziny Sandovalów.

- Niech mi pan powie, że się przesłyszałem! – powiedział zaskoczony słowami szefa Tobias.
- To prawda! Ja widzę! – cieszył się jak dziecko Ricardo.
- Ostrożnie! Niech pan nie zapomina, że nie ma pan władzy w nogach. Pomogę panu wejść na wózek...

Jednak i to okazało się niepotrzebne. Sandoval poczuł, że może ruszać nogami! Czyżby ten okrutny człowiek doświadczał właśnie podwójnego cudu? Jak najbardziej tak! Nie tylko widział, ale i mógł chodzić. Co prawda usiłując zrobić kilka szybkich kroków upadł na ziemię, ale było to wynikiem jego zmęczenia i nadmiaru wrażeń. Władza w nogach wróciła, ale na swobodne chodzenie było oczywiście za wcześnie. Nie zmienia to faktu, że bardziej potrzebne były mu już teraz kule, niż wózek inwalidzki. Mimo upadku mężczyzna był wniebowzięty.

- Ja znów widzę i chodzę! To cud! Bóg sprawił, że znów jestem zdrowy! Niewiarygodne Tobias! – śmiał się Ricardo.
- Niech pan nie szafuje siłami. Proszę zachować spokój. Zawiadomię lekarza. On pana zbada. Być może choroba cofnęła się, a ta trucizna nie była jednak śmiertelna? Niech pan usiądzie. Ja zajmę się wszystkim!
- Zaczekaj! Co zrobiłeś z ciałem mojej żony?
- Wciąż jest w bagażniku szefie, ale niedługo zacznie się rozkładać. Najwyższy czas aby je gdzieś porzucić.
- Zrobisz to, ale jeszcze nie teraz. Najpierw może ją zobaczyć. W odpowiednim momencie odzyskałem wzrok! Jeszcze nie wszystko dla mnie stracone!
- Ale pan nie jest jeszcze na siłach aby...
- To rozkaz! Chce ją dyskretnie zobaczyć zanim dowiedzą się wszyscy.
- W porządku. Jest pan jeszcze słaby, więc pojedzie pan na wózku. Gdy lekarz potwierdzi wyleczenie, wtedy wszyscy dowiedzą się, że znowu mają pełnosprawnego szefa!
- Niech ci będzie. Chcę zobaczyć zwłoki tej przeklętej suki, a potem możesz ją rzucić na pożarcie rekinom! Chociaż... może nie będę aż tak okrutny. Od dziś wiem co to boskie miłosierdzie – uśmiechnął się Ricardo...

Tymczasem...

Sytuacja przed kościołem z minuty na minutę stawała się coraz bardziej napięta. Marina i Gustavo nie kryli najpierw zażenowania całą tą sytuacją i spóźnianiem się Sergia, ale później byli już na poważnie zdenerwowani. Starszy Munos miał złe przeczucia.

- To da się jakoś wyjaśnić. Coś musiało mu się stać skoro go jeszcze
nie ma – powiedział stanowczo Gustavo.
- Nie strasz kochanie – próbowała go uspokoić Soledad.
- To może być prawdą. Moim zdaniem istnieją dwa wytłumaczenia. Albo ktoś zrobił mu jakąś krzywdę albo specjalnie nie chciał tu przyjechać – zasmuciła się Marina po czym wybiegła przed siebie.
- Zaczekaj! Dokąd biegniesz? – krzyknęła Soledad.
- Ja z nią porozmawiam. To dla niej trudny moment – wtrącił Alejandro. Mam podobne odczucia co ty Gustavo. Nasi wrogowie mogli mu coś zrobić...
- Wobec tej sytuacji musimy przełożyć również nasz ślub, prawda kochanie? – zapytał Gustavo.
- Naturalnie... Nie możemy w takiej chwili składać małżeńskiej przysięgi. Mam nadzieję, że ksiądz to zrozumie – oznajmiła Soledad.
- Rozumiem doskonale. Co się odwlecze to nie uciecze. Myślę, że niedługo Sergio się odnajdzie i wtedy bez przeszkód będą mógł wam udzielić ślubów – stwierdził ksiądz Salvador.

Po chwili...

- Komórka mojego brata nie odbiera. Coś się musiało stać – przekonywał Gustavo.
- Myślicie, że coś mu się stało? A może zrozumiał, że nie jest gotów do ożenku? – dociekała Lucrecia.
- Jeśli przez kilka najbliższych godzin nie będzie dawał żadnych oznak życia, zajmiemy się tą sprawę – powiedział Arturo.
- Oby policja nie musiała w tej sprawie interweniować. Chociaż z drugiej strony sam nie wiem co lepsze. Przecież Sergio nie mógłby w tak okrutny sposób potraktować Mariny – dociekał Martin.
- Wybacz Gustavo to co powiem, ale jeśli on zakpił sobie z mojej siostry, to będzie miał ze mną do czynienia! – oburzył się Javier.
- Uspokójmy się! Nerwami do niczego nie dojdziemy. Niedługo dowiemy się czegoś nowego. Zachowajmy spokój i nie panikujmy. Sprawa na pewno ma swoje wytłumaczenie – starała się opanować emocje Carolina...
- Na to czekałam. Nie wszyscy mają podzielone zdania co do nieobecności Sergia na swoim ślubie. Niedługo jednak za pomocą Simona Marina otrzyma smutną niespodziankę od swojego narzeczonego. Wtedy nikt nie będzie miał już złudzeń. Przy okazji nie dopuściłam także do drugiego ślubu. Dobrze tak Soledad. Cierpienie jej siostry jest także jej cierpieniem. Lepiej nie mogłam tego odegrać! – zacierała ręce zadowolona Lucrecia.

Esperanza i Manuel nadal z zaciekawieniem przyglądali się nerwowej sytuacji przed kościołem.

- Jeśli jest tak jak mówisz, to Lucrecia jest mistrzynią w kamuflowaniu się. Doskonała robota! Zepsuła podwójny ślub rodzince De La Fuente. Ależ mam ubaw! Chciałabym tam podejść i powiedzieć kilka słów do tych skończonych idiotów. Te kłębki nerwów nie mają pojęcia co stało się z panem młodym – śmiała się Esperanza.
- Ciszej! Jeszcze nas usłyszą i zobaczą, a wtedy od razu powiążą nas
z jego zniknięciem. Chcesz tego? – odparł Manuel.
- Jasne, że nie. Przyznasz jednak, że to zniknięcie czy porwanie Sergia przez Lucrecię jest nam na rękę. Łatwo można byłoby zwalić winę na Ricarda! Ten inwalida z chęci zemsty na De La Fuente mógłby chcieć krzywdy tego chłopaka. Jeśli skierujemy umiejętnie podejrzenia na niego, to dokończymy i tak jakże marny jego los. A wtedy nie będziemy musieli go nawet zabijać. Sam zginie zostawiając nam swoją hacjendę...
- Doskonały pomysł. Trzeba podsunąć go Gustavo Munosowi. On teraz jest wściekły na cały świat, a gdy dowie się o Ricardzie, na pewno zabije go gołymi rękami!
- Lucrecia bardzo nam pomaga... Szkoda tylko, że nie podzieliła się z nami swoją tajemnicą. Te jej zagrywki są bardzo groźne. Na przyszłość musimy na nią bardzo uważać.
- Masz rację. Ale powiedz mi dlaczego chcesz wrobić w to jedynie Ricarda. A co z Isabelą? Zapomniałaś o niej? – zapytał Manuel.
- Isabela Sandoval smaży się już w piekle. Nie żyje od kilku godzin. Sama ją wykończyłam. Nie udawaj zaskoczonego. Mówiłam ci, że to tylko kwestia czasu gdy z nią skończę – powiedziała drwiącym tonem Esperanza...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Ricardo dyskretnie podjechał wraz z Tobiasem do aby zobaczyć jak skończyła jego żona. Udali się do samochodu i Tobias otworzył bagażnik. Sandoval ujrzał Isabelę w okropnym stanie spowodowanym nie tylko śmiertelnym postrzałem, ale i obrażeniami wywołanymi upadkiem z dużej wysokości. Mężczyzna był przyzwyczajony do oglądania trupów w jeszcze gorszym stanie przez wiele lat, sam w równie okrutny sposób przyczyniał się do śmierci wielu osób, ale tym razem po zaledwie kilku sekundach odwrócił twarz nie mogąc już na to patrzeć.

- Ciało zaczyna cuchnąć. Zamknij bagażnik!
- Teraz zawiozę pana z powrotem do hacjendy. Niech pan odpoczywa do czasu przyjazdu lekarza. Moi ludzie już po niego pojechali. Powinien tu być lada chwila...
- Posłuchaj mnie uważnie. Trzeba coś zrobić z tym trupem!
- Wedle rozkazów panie. Co mam zrobić z ciałem pańskiej żony?
- Jej stan i tak jest już przykry do oglądania, więc nie potrzeba niszczyć go jeszcze bardziej. Nie możemy być tak okrutni jak ona. Możemy się tylko za nią pomodlić.
- Co takiego? – zdziwił się Tobias.
- Pomodlić się za jej duszę chociaż to niewiele to pomoże, bo i tak jest już w piekle.
- Ale co zrobić z ciałem? Nie odpowiedział pan.
- Wywieź je daleko stąd i porzuć gdzieś w lesie. Niech to wygląda na jakieś przypadkowe zabójstwo. Jeśli ktoś nas o to oskarży, z łatwością zwalimy winę na Esperanzę.
- Zajmę się tym zaraz po przyjeździe lekarza. Dzisiaj jest dzień pańskiego powrotu! Takie cuda nie zdarzają się zbyt często. Jest pan nieśmiertelny don Ricardo!
- To znak od Boga. Jeszcze nie mogę umrzeć póki nie uporządkuję pewnych spraw. A potem mogę dołączyć do miejsca w którym przebywa Isabela. Niczego już się nie boję – przyznał Sandoval...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

- Marina zamknęła się w swoim pokoju. Trochę ją uspokoiłem, ale teraz poszła do niej Soledad. Oby ona przemówiła jej do rozumu. Moim zdaniem Sergio nie mógłby jej tego zrobić. Obawiam się, że ktoś znów robi nam na złość. A wrogów nam nie brakuje – powiedział Alejandro.
- Ale kto mógłby być aż tak okrutny żeby porywać Sergia? – spytała wujka Lucrecia.
- A kto powiedział, że go porwano? A może już go zabito? – denerwował się Gustavo.
- Tak mi się powiedziało... Nie powinniśmy jednak myśleć o najgorszym...
- Kto mógłby chcieć mścić się na moim bracie? Macie jakieś podejrzenia?
- Esperanza? Może Manuel? – zastanawiał się Martin.
- Nie sądzę. Oni siedzą cicho po tym jak dostali za swoje. Wiedzą co ich czeka gdyby ośmieliliby się znów nas zaatakować. A poza tym co im da skrzywdzenie Sergia? Im zależy tylko na pieniądzach i naszej hacjendzie – zauważył Javier.
- Może Simon Toredo? On nienawidził mojego brata i walczył z nim o Marinę. Może to on za tym stoi? – dociekał Gustavo.
- Simon wyjechał jakiś czas temu i pogodził się z Mariną i Sergiem. To nie może być on – kłamała Lucrecia.
- To sam już nie wiem kto...
- Zostają nam Ricardo i Isabela Sandovalowie. Nie zdziwiłbym się gdyby zmienili strategii i w taki właśnie sposób próbowali się zemścić – stwierdził Alejandro.
- Jeśli mojemu bratu spadnie włos z głowy z winy Ricardo Sandovala, to przysięgam, że go zabiję!
- Uspokój się Gustavo! To nic pewnego!
- On doprowadził do śmierci mojej siostry. Nie dopuszczę aby historia się powtórzyła i tym razem ucierpiał na tym mój brat – pomyślał Munos. Muszę wyjść! – oznajmił głośno.
- Dokąd?
- Pooddychać trochę świeżym powietrzem. Wybaczcie na chwilę...

Jakiś czas później.

Chata na obrzeżach Coralos.

Sergio był wściekły po wizycie Simona. Wiedział, że dzięki intrygom jego i Lucrecii może stracić Marinę na zawsze. Przez pewien czas krzyczał i domagał się aby go wypuszczono, ale wobec braku reakcji ze strony ludzi którzy go przetrzymywali uspokoił się i zaczął chłodno kalkulować.

- Na pewno Gustavo nie uwierzy w to, że opuściłem Marinę. Dobrze wie jak bardzo ją kocham. Oby nie uwierzyli w ten przeklęty list. Muszę się stąd wydostać i jak najszybciej z nią skontaktować. Ale jak? – zastanawiał się Sergio.

Miał bowiem rozwiązane ręce aby mógł jeść i pić, ale nogi i reszta ciała były już przywiązane. Na dodatek leżał w okropnych warunkach w paskudnym miejscu. Jego rozważania przerwało wtargnięcie Simona i Lucrecii.

- Jak tam mój cukiereczek? Wybacz, że dopiero teraz przychodzę, ale byłam obecna na twoim ślubie. Nieładnie postąpiłeś zostawiając Marinę przed ołtarzem. Teraz moja kuzynka płacze i nie może dojść do siebie – śmiała się Lucrecia.
- Jesteś nienormalna! – krzyczał Sergio.
- Mogę być jaka chcesz, ale dla ciebie zrobię wszystko kochanie. Zabawimy się wkrótce. Będzie ci wygodnie w tym miejscu. Przekonasz się. Póki co musisz uzbroić się w cierpliwość. Załatwiłeś ten list? – zwróciła się w kierunku Simona.
- Zostanie dostarczony do hacjendy De La Fuente. Opłaciłem człowieka który go zaniesie. Pismo jest praktycznie identyczne jak Sergia, więc wszystko uwierzą. Zresztą będą w takim szoku, że nikomu nie przyjdzie na myśl aby je sprawdzać – powiedział Simon.
- Doskonale!
- Jesteście łajdakami, ale zapłacicie za to! Każdy z osobna!
- To się jeszcze okaże. Przeczekam jakiś czas, a potem wrócę do Mariny. Będę ją pocieszać po ciosie jaki od ciebie otrzymała...
- Nie uda ci się to Toredo!
- Uda mi się kretynie! Zabiłbym cię gołymi rękami, ale jak już wcześniej mówiłem – nie mogę. Zostawiam cię w dobrych rękach. Życzę wam miłych seksualnych igraszek. Moi ludzie zostaną na zewnątrz. Gdybyś próbował stawiać opór i uciekać, zabiją cię bez wahania...

Simon wyszedł zostawiając Lucrecię samą w towarzystwie Sergia. Dziewczyna od razu przeszła do rzeczy próbując uwodzić chłopaka.

- Nie patrz tak na mnie... Ten twój zimny wzrok powoduje, że jeszcze bardziej cię pragnę. Co prawda z kim innym miałeś dziś uprawiać seks, ale ze mną będzie ci lepiej niż z tą kretynką. Zabawimy się tak jak marzyłam od pierwszego razu gdy cię ujrzałam...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 21:45:55 27-01-09, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:59:24 27-01-09    Temat postu:

Super odcinek
Biedna Marina. Jest załamana. Myśli, że Sergio ją porzucił. Bardzo mi jej żal. Lucresia się cieszy z jej nieszczęścia. Również Soledad i Gustawo przełożyli swój ślub. Wszyscy zaczęli się zastanawiać kto za tym stoi. Myślą, że został porwany i podejrzewali Simona. Ale ta żmija Lucre powiedziała wszystkim, że on się pogodził z Mariną i Sergiem. Jak ja jej nie znoszę. Podejrzenia zostały skierowane na Sandovalów, a oni jedyny raz nie mają z tym nic wspólnego. Gustawo wybiegł wzburzony. Pewnie teraz poleci do Ricarda.
Ricardo odzyskał wzrok i władzę w nogach. Cud się zdarzył. Postanowił zobaczyć zwłoki swojej ukochanej żoneczki. Nie chiał rzucić jej na pożarcie rekinom, tylko kazał Tobiasowi porzucić ciało w lesie. Okazał miłosierdzie. Tobias bardzo się zdziwił. Jego szef naprawdę się zmienił.
Sergio próbował się uwolnić, ale nie mógł. Potem zjawiła się Lucresia. Jest zadowolona, że tak wszystko dobrze poszło. Simon opłacił człowieka, ktory dostarczy fałszywy list Sergia do Mariny. Teraz Marina uwierzy, że Sergio ją porzucił, bo to będzie jego pismo. Lucre to wariatka. Biedny Sergio, wpadł w jej sidła. Jak ja jej nie znoszę. Wywłoka!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:01:52 28-01-09    Temat postu:

72 ODCINEK

Chata na obrzeżach Coralos.

Lucrecia była w świetnym humorze i nic nie mogło przeszkodzić jej w kochaniu się z bezbronnym Sergiem. Jednak chłopak nie zamierzał dopuścić do siebie kobiety. Gdy ta zaczęła rozpinać mu koszulę, splunął na nią i spojrzał kamiennym wzrokiem.

- Nie utrudniaj tego Sergio, bo moi ludzie sprawią ci takie lanie którego nigdy nie zapomnisz! – krzyknęła Lucrecia.
- Niech robią co chcą, ale nigdy mnie nie zdobędziesz! Nawet siłą! Jesteś zwykłą dziwką! – skwitował wściekły Sergio.
- Jesteś twardy, ale to cię zgubi. Lepiej bądź pokorny i kochaj się ze mną, a wtedy może dostaniesz jakąś niespodziankę...
- Twoje niedoczekanie! Jeszcze nie oszalałem aby zadawać się z taką hipokrytką jak ty!

To było już zbyt wiele dla Lucrecii. Po chwili zawołała swoich ludzi aby zajęli się Sergiem.

- Mój kochaś nie ma dziś ochoty na seks. Ma za to ochotę na co innego. Mieliście go nie krzywdzić, ale zmieniłam zdanie. Nauczcie go posłuszeństwa. Gdy wrócę tu następnym razem, mam go widzieć skamlącego o moją czułość. Gdy wróci Simon da wam resztę pieniędzy. Pilnujcie go jak oka w głowie...
- Tak jest szefowo. Damu mu wycisk – powiedział jeden z mężczyzn.

Po wyjściu Lucrecii zaczęli oni bić z całej siły związanego chłopaka. Tam wydawał się być pogodzony z losem, bo za nic w świecie nie zamierzał zdradzić swojej ukochanej Mariny. Dla niej był gotowy na każdy rodzaj cierpienia.

- Nic nie osiągnięcie dranie! Nie znacie Lucrecii i Simona. Pozbędą się was gdy już będzie po wszystkim. Oni nie uznają świadków!
- Martw się lepiej o siebie, a nie o nas Munos! Takim gadaniem tylko pogarszasz swoją sytuację!

Mężczyźni bili go tak długo aż stracił przytomność. Uznali, że na razie ta lekcja mu wystarczy.

- Opadł z sił. Niech tak poleży przez kilka godzin. Może zmądrzeje. Nie damy mu nic do jedzenia oraz ani kropli wody – stwierdził szef bandytów Mauricio...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

- Gdzie ten Gustavo? Jeszcze zrobi jakieś głupstwo! Jest poirytowany i nie wiadomo co mu w głowie siedzi – denerwował się Alejandro.
- Zrozum go. Odchodzi od zmysłów, bo nie wiadomo co stało się z jego bratem – odparł Martin.
- Znalazłem ten list pod drzwiami. Jest skierowany do Mariny – wtrącił Javier, który nagle pojawił się w salonie.
- Pod drzwiami? Dziwne. Zanieś jej to na górę. Chociaż nie jest teraz w stanie czytać jakieś listy - machnął ręką senior rodu De La Fuente.
- Ale to list od Sergia!
- Nic z tego nie rozumiem... Zanieś jej go. Może to dobry znak.
- Kto w dzisiejszych czasach pisze listy? Od czego są telefony? – dziwił się Javier.
- Może w liście chce jej coś wyjaśnić. Niech przeczyta skoro jest do niej zaadresowany. Dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi – oznajmił Martin...

Chwilę później Javier przekazał Soledad ten list, a ta następnie oddała go Marinie.

- To do ciebie – powiedziała.
- Nie mam ochoty na czytanie korespondencji – odparła załamana Marina.
- Ale to list od Sergia...

Soledad ledwo skończyła mówić gdy Marina wydarła jej list, po czym w ułamku sekundy otworzyła go i zaczęła czytać. Poczuła radość, że to zniknięcie ukochanego jakoś da się wyjaśnić. Szybko nastąpiło jednak otrzeźwienie. Po kilku słowach dziewczyna zrozumiała wszystko, a z jej oczu zaczęły spływać łzy...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

- Don Ricardo... Nie wiem co mam powiedzieć. To istny cud, że pan znów chodzi i widzi – oznajmił zaszokowany lekarz.
- Opatrzność Boża – odparł śmiejąc się Ricardo. Ale proszę mi powiedzieć jakim cudem nie jestem już inwalidą?
- Cóż... Musimy zrobić panu badania i...
- Daj spokój! Nie masz wytłumaczenia na moje cudowne wyzdrowienie. Nie musiałem badać się gdy byłem wrakiem człowieka, nie muszę badać się także i teraz...
- Powiem wprost: na moje oko była to trucizna po której traci się czucie w nogach oraz wzrok na czas kilku do kilkunastu dni. Jeśli ten kto pana truł odstawił truciznę, to choroba mogła się cofnąć. I tak właśnie się stało. Gdyby był pan nadal podtruwany i jeszcze z większą dawką, umarłby pan w okropnych męczarniach. Miał pan wielkie szczęście. Wycofanie trucizny spowodowało cofnięcie się paraliżu. Ale to wszystko to teorie wymagające potwierdzenia. Doprawdy niezwykły przypadek. Jeszcze takiego tu nie miałem, a na tych ziemiach dochodzi do wielu niezwykłych sytuacji...
- Dziękuję panu za fatygę i te słowa. Jestem już całkowicie zdrowy i nic więcej mnie nie obchodzi.
- Musi pan odnaleźć truciciela. Jeśli znów spróbuje...
- Gwarantuję, że już nie spróbuje... Tobias odprowadź pana doktora...
- Proszę za mną – powiedział do lekarza Tobias.

Chwilę później Ricardo jak za dawnych czasów wyciągnął whisky, usiadł na swoim biurku, położył na nim nogi i zaczął rozmyślać.

- Ile bym dał gdyby móc ponownie zobaczyć Carolinę i jej matkę. Może jeszcze nie wszystko stracone? – zapytał sam siebie. Nagle ktoś wszedł do środka i trzasnął za sobą drzwiami.
- Gustavo Munos? Co ty tu robisz? Czyż nie dzisiaj miał być twój ślub?
- Ty bydlaku! Widzisz mnie, co? Umiesz chodzić? Czyli ta cała twoja choroba to była jedna wielka farsa? Jesteś niesamowity Sandoval! Posunąłeś się nawet do takiej podłości aby oddalić od siebie podejrzenia!
- Co to za ton Gustavo? Nie jesteś u siebie! Nie wiem o co ci chodzi. Czego ode mnie chcesz?
- Porwałeś mojego brata! Mów mi gdzie on jest?
- Jakim cudem moi ludzie wpuścili cię do środka?
- Odpowiadaj!
- Nie wiem o czym mówisz. Nie mam pojęcia gdzie jest twój brat...
- Kłamiesz!
- Ktoś zepsuł wam śluby, ale nie byłem to ja. Macie wielu wrogów. Ja stawiam na Esperanzę Guzman lub Manuela Rodrigueza...
- Nie zwalaj winy na innych morderco! W jakim celu udawałeś chorobę?
- Nie udawałem. Ktoś mnie podtruwał, ale wyzdrowiałem... Ale doprawdy nie rozumiem twojej nienawiści. Nikogo nie porwałem, bo nie obchodzi mnie twój brat...
- Tak samo jak nie obchodziła cię moja siostra?
- Upiłeś się Gustavo czy co? O czym ty mówisz?
- O Claudii Munos... dziewczynie którą rozkochałeś w sobie pięć lat temu i którą kazałeś zabić i zgwałcić! O ile sam tego nie zrobiłeś. Chwaliłeś się kiedyś tym swoim podbojem miłosnym przede mną. A to była moja siostra łajdaku! Myślisz, że dlaczego zatrudniłem się u ciebie do pracy przy hacjendzie? Już raz skrzywdziłeś moją rodzinę i więcej tego nie zrobisz! Nadszedł czas mojej zemsty – krzyczał Gustavo.

Ricardo zrozumiał, że słowa Munosa to prawda. Przypomniał sobie Claudię
i aż usiadł z wrażenia łapiąc się rozpaczliwie za głowę.

- Claudia... A więc to ona – powiedział ze smutkiem...

Komisariat policji.

- Wszystkie sprawy wymykają mi się z rąk! Zawsze brakuje dowodów aby zamknąć co po niektórych przestępców, a teraz jeszcze to zniknięcie Sergia Munosa. Wydaje mi się, że stoi za tym ktoś znajomy – dociekał Arturo.
- Jakie są pana polecenia? – spytał Rene.
- Poczekamy jeszcze jakieś dwie godziny po czym zaczniemy poszukiwania na szerszą skalę. Przesłuchamy też kilku z listy moich podejrzanych. Zresztą już wstępnie poleciłem Bruno zbadać teren. Może coś znajdzie...
- Mam przerażające nowiny komendancie! – wykrzyknął Bruno który właśnie się pojawił.
- Znaleźliście Sergio Munosa?
- Nie. To nie o niego tu chodzi...
- To o kogo?
- O kobietę. Została brutalnie zamordowana w jednym z lasów. Coś niesamowitego...
- W tym mieście takie zbrodnie są na porządku dziennym. Nie wiem co cię w tym zaskoczyło...
- Osoba która została zamordowana. To Isabela Sandoval!
- A niech mnie! Jesteś pewny?
- Tak szefie.
- Jedziemy na miejsce zbrodni. Natychmiast! – rozkazał Arturo.
- Czyżby Oskar i jego szef już rozpoczęli wielkie polowanie? – zastanawiał się obecny przy rozmowie Rene...

Mieszkanie Caroliny.

- Co za dzień... Tak mi żal Mariny, Soledad, Javiera i Gustavo... Zamiast szczęścia przeżywają teraz okropne chwile. I nadal nie wiadomo co stało się z Sergiem – zasmuciła się Carolina.
- Na pewno się odnajdzie. To co teraz powiem zabrzmi okrutnie, ale chyba lepiej dla Mariny jeśli ktoś go uprowadził niż żeby ją porzucił bez słowa – zauważył Carlos,
- Okrutne, ale prawdziwe. Naprawdę trudno jednać dywagować co lepsze – zastanawiał się Adrian.
- Oby za tym wszystkim nie stał Ricardo Sandoval. Wtedy zmarnowałby ostatnią szansę aby kiedykolwiek zobaczyć nas raz jeszcze – stwierdziła Liliana.
- On jest teraz tak chory, że nie ma nawet siły knuć przeciwko rodzinie De La Fuente. A poza tym co on ma przeciwko braciom Munos? – zdziwiła się Carolina.
- Jeszcze go bronisz córeczko? Naprawdę zamierzacie się z nim spotkać?
- Tak Adrianie. Z tego co opowiada Carolina on naprawdę się zmienił. Teraz jest już niegroźną kłodą, więc należy mu się odrobinę wsparcia i współczucia. Nawet takiemu człowiekowi jak on. Myślę, że to nie on stoi za zniknięciem Sergia. To musi być ktoś inny – zapewniła Liliana...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

- To była twoja siostra? Mój Boże – wykrztusił z siebie Ricardo.
- Owszem... Pobawiłeś się uczuciami naiwnej dziewczyny, a gdy się nią znudziłeś rzuciłeś ją w łapy swoich ludzi! Przyznaj się do tego! – krzyczał Gustavo.
- Przyznaję... Zakochała się we mnie, była naprawdę śliczna... jak promień wschodzącego słońca. Ale ja wykorzystałem ten promyk do swoich własnych celów i bez skrupułów go zgasiłem... Wybacz mi Gustavo... To był jeden z wielu moich błędów jakie popełniałem w przeszłości. Jednak nie mam nic wspólnego ze zniknięciem twojego brata!
- Jesteś taki sam jak byłeś! Nie zmieniłeś się ani trochę! Wielki, butny Ricardo Sandoval. Jednak świat już dawno przestał się kręcić wokół ciebie! Zginiesz bydlaku!
- Możesz mnie zabić jak chcesz... Nie będę stawiał oporu! Przyczyniłem się do śmierci twojej siostry, rozumiem twój ból i wściekłość, ale...
- Zamknij się! Nie jestem tobą i nie zabiję cię! Nie chcę brudzić sobie rąk taką gnidą jak ty! Masz niebywałe szczęście, ale jeśli dowiem się, że maczałeś palce w zniknięciu mojego brata będę musiał zlikwidować cię gołymi rękami! Wierzę, że jednak los cię osądzi. Wyrzuty sumienia zniszczą cię od środka i nigdy nie zaznasz już spokoju!

Po tych słowach Gustavo wybiegł z pomieszczenia zostawiając Ricarda pogrążonego w myślach.

- Kolejna zbrodnia... Jestem śmieciem, ale jeszcze nie nadszedł mój kres... Wykorzystam ten znak od Boga, wykorzystam ten cud aby się zmienić. Mam jeszcze wiele do naprawienia zanim dołączę do piekielnego kręgu. Isabela już tam jest. Ja do niej dołączę, ale jeszcze nie teraz. Bóg dał mi drugą szansę i wykorzystam ją w zupełności – pomyślał Ricardo...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Marina czytała list i płakała nie wierząc w to co jest tam napisane. Nie reagowała na pytania siostry o co w tym wszystkim chodzi...

- Wiem, że nie chcesz mnie znać i na pewno płaczesz czytając ten list. Jednak nie zasługujesz na łzy z mojego powodu. Nie zjawiłem się na naszym ślubie, bo zrozumiałem, że nie jestem odpowiednim mężczyzną dla ciebie. Nie kocham cię tak jak ty mnie. Mam inną kobietę w stolicy i nie mogę prowadzić podwójnego życia. Nie mogłem nadal cię okłamywać będąc twoim mężem. Postanowiłem więc wyjechać daleko stąd. Niech nikt mnie nie szuka. Wszystko jest ze mną w porządku. Zacznę nowe życie z dala od ciebie. Wybacz mi, że tak postąpiłem, ale musiałem zakończyć nasz związek jak najszybciej. Wierzę, że znajdziesz mężczyznę z którym będziesz szczęśliwa. Może będzie nim Simon lub ktoś inny. Ja nie mogę więcej cię krzywdzić. Oby przez moją decyzję nie rozpadł się związek mojego brata z Soledad. Oni naprawdę się kochają. Ja zagrałem z tobą nieczysto. Nigdy cię nie kochałem, bo byłaś jedynie zabawką w moich rękach. Wiem, że ty traktowałaś nasz związek poważnie, ale ja zawsze byłem lekkoduchem. Nigdy się nie zmienię. Wiem, że od teraz ty i twoja rodzina będziecie mnie nienawidzić, ale sam zgotowałem sobie taki los. Musisz się otrząsnąć i zacząć nowe życie. Życie beze mnie. Sergio...

Soledad w końcu doczekała się odpowiedzi ze strony siostry. Obie były po niej wstrząśnięte.

- To koniec... On żyje i ma się dobrze... Nikt go nie porwał... Nikt mu nie zrobił krzywdy... Sergio po prostu zabawił się mną i przez ten list zakończył nasz absurdalny związek. On sobie ze mnie zakpił, rozumiesz? W ten sposób zakończył moje marzenia... Nienawidzę go z całego serca! Zniszczył moje życie w tak okrutny sposób! Dlaczego spotyka to właśnie mnie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:26:17 05-02-09    Temat postu:

Super odcinek
Sergio nie chciał dać się uwieść Lucresii. A ta małpa kazała swoim ludziom nauczyć go pokory. Myśli, że zmieni zdanie. On nie zdradzi Mariny. Wszystko już mu jedno. Biedny A Lucre to żmija. Jeszcze zapłaci za to wszystko.
Do Ricarda wpadł Gustawo i zaczął go oskarżać o porwanie Sergia a widząc go zdrowego oskarżył go także o symulowanie choroby. Powiedział także o swojej siostrze która była kiedyś kochanką Sandovala. Ricardo był zszokowany.
Bruno zawiadomił Artura, że w lesie znaleziono zwłoki Isabeli. Arturo postanowił jechać na miejsce zbrodni od razu. Ciekawe jak to się wyjaśni. Czy będą podejrzewać Ricarda?
Marina przeczytała list od Sergia. Zalała się łzami bo z listu wynikło, że Sergio przez cały czas się nią bawił i nigdy jej nie kochał. Biedna. Tak mi jej żal. Nie wie, że to jest intryga uknuta przez Lucre i Simona. Oby zapłacili za swoje zbrodnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 0:12:08 11-02-09    Temat postu:

73 ODCINEK

Jakiś czas później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Wzburzony Gustavo wrócił do hacjendy De La Fuente, ale tam nastroje również były fatalne. Marina zamknęła się w pokoju i jedynie na życzenie Soledad nie podarła listu od Sergia aby ta mogła pokazać go innym, a zwłaszcza jego bratu. Teraz wszystko wydawało się być jasne i klarowne. Nikt nie skrzywdził młodszego z braci Munos, on po prostu zakpił sobie
z Mariny i porzucił ją w dniu ich ślubu. Alejandro, Martin i Javier byli wściekli. Musieli jednak wyznać prawdę Gustavo.

- Gdzie się podziewałeś? – spytał go chłodno Alejandro.
- Byłem u Ricardo Sandovala. Zaprzeczył oczywiście, że miał coś wspólnego z uprowadzeniem mojego brata, ale nie wierzę mu! To na pewno on za tym stoi! – denerwował się Gustavo.
- Uspokój się. To nie on. Mamy nowe informacje – wtrącił Martin.
- Jakie?
- List od twojego brata, w którym dobitnie wyjaśnił wszystko mojej siostrze. Oto on! – krzyknął Javier nie mogąc się już powstrzymać.
- Przecież to nie jego wina! Nie bulwersuj się tak Javier! – zwróciła mu uwagę Soledad.

Javier rzucił jednak list na stół i patrzył jak zareaguje Gustavo. Ten zdumiony wziął po chwili go do ręki i zaczął czytać.

- To niemożliwe – powiedział spoglądając zdezorientowany na wszystkich obecnych.
- Czy to jego pismo? – spytał Alejandro.
- Tak... poznaję je...
- A więc to prawda. Przykro mi, ale twój brat postąpił niegodziwie i na dodatek stchórzył przed nami wszystkimi! Uciekł z inną kobietą i upokorzył moją córkę! Nikt go nie porwał! To jego wina!
- Ale może ktoś z naszych wspólnych wrogów kazał mu napisać ten list aby odwrócić od siebie podejrzenia i upokorzyć Marinę? Nie wzięliście tego pod uwagi?
- Nie, bo nikt mu nie kazał. Gdyby kochał Marinę, to nigdy nie zgodziłby się napisać listu o takiej treści. Nawet gdyby go torturowano – ocenił Javier.
- Wiesz jak cię lubię Gustavo, ale tym razem twojego brata nie da się już obronić. Sprawa jest zamknięta. Okazał się on zwykłym łajdakiem który zniszczył życie mojej córce. Nigdy mu tego nie zapomnę – zakończył Alejandro...
- Nie wierzę aby był w stanie to zrobić. Nigdy w to nie uwierzę – zastanawiał się Gustavo...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Ricardo wciąż poruszał się o kulach mimo odzyskania władzy w nogach. Był jednak jeszcze wciąż zbyt osłabiony aby chodzić o własnych siłach. Odzyskanie sprawności oraz wzroku było prawdziwym cudem, ale Sandoval czuł się fatalnie psychicznie z powodu słów jakie wypowiedział Gustavo. Teraz dowiedział się o kolejnej swojej zbrodni której ofiarą okazała się przed laty siostra Munosa. Ricardo miał przed oczami młodą dziewczynę, którą w podły sposób wykorzystał. Była ładna i podobała mu się, ale o większym uczuciu z jego strony nie mogło być mowy. Tymczasem ona zakochała się w nim na zabój. Gdy miał jej dość, rzucił ją na pożarcie swoim ludziom, a oni po pijaku zgwałcili ją i zakatowali na śmierć.

- Nie w taki sposób powinna skończyć ta dziewczyna. Co za nierozważną decyzję wtedy podjąłem – łapał się za głowę Sandoval. Dlaczego kazałem Tobiasowi i jego ludziom zabawić się z Claudią? Nigdy nie spłacę swoich błędów, ale Bóg daje mi szansę się zmienić. Niełatwo jednak zerwać z przeszłością... Zbrodnia rodzi zbrodnię. Kazałem zabić Isabelę i wciąż nie mogę zrezygnować z interesu jakim jest ropa... Z drugiej jednak strony ten interes zaprowadzi mnie w ślepą uliczkę. Teraz muszę pomyśleć o Carolinie i o tym jak pomóc rodzinie De La Fuente przed zagrożeniem jakie ich czeka. Ale jak to zrobić? Oni nigdy mi nie wybaczą i nigdy nie uwierzą...

Nagle pojawił się Tobias w doskonałym humorze. Sandoval nie miał jednak nastroju nawet na wydawanie rozkazów ani wysłuchiwanie swojego pracownika.

- Czego chcesz? Głowa mnie boli? – machnął ręką.
- To ważne! Ma pan gości! – odparł Tobias.
- Policję? Tak szybko? Czyżby znaleźli już?
- Nie, to nie oni – przerwał mu pracownik. To będzie dla pana przyjemna niespodzianka.
- Nie męcz mnie... O co chodzi? Kto przyjechał?
- My! – powiedziały niemal chórem Carolina i Liliana wchodząc do gabinetu Ricarda.
- Mój Boże... Jak mogłem nie poznać cię kiedyś w sklepie – powiedział wzruszony Sandoval na widok Liliany.
- Chyba nas nie wyrzucisz tato? – spytała Carolina.
- Jak ty do mnie powiedziałaś?
- Tak jak mam nadzieję na to zasługujesz. Przyszłam wraz z mamą poważnie z tobą porozmawiać.
- Witaj Ricardo. Wiele lat upłynęło od naszego ostatniego spotkania, prawda? – zapytała Liliana.
- Owszem... Zostaw nas samych Tobias...

Po chwili...

- Usiądźcie proszę. Przed chwilą był u mnie Gustavo Munos. Wiem, że wy też byłyście zaproszone na śluby w rodzinie De La Fuente. Jeśli chcecie zapytać mnie czy miałem coś wspólnego ze zniknięciem Sergio Munosa to mogę wam przysiąc, że to nie ja. Jestem złym człowiekiem, ale nie mam nic przeciwko jego małżeństwu z Mariną De La Fuente. Naprawdę – tłumaczył się Ricardo.
- Nie musisz nam tego mówić. Wiem, że powoli stajesz się innym człowiekiem. Mam tez nadzieję, że i mama uwierzy w twoją
przemianę – stwierdziła Carolina.
- Tobias opowiedział nam o twoim cudownym wyzdrowieniu. To pokazuje, że Bóg istnieje nawet dla takich grzeszników jak ty. Skorzystaj z szansy jaką ci daje. My obie jesteśmy gotowe wybaczyć ci całe zło jakie nam wyrządziłeś – dodała Liliana.
- Nie wierzę... Nie zasługuję na to...
- Każdy zasługuje. My jesteśmy ludźmi i możemy ci wybaczyć. Najważniejsze abyś kiedyś otrzymał wybaczenie od Boga.
- Co mam zrobić aby udowodnić wam, że się zmieniłem. Oddam wszystko co mam w twoje i Caroliny ręce. Odkupię swoje winy...
- Wiesz, że nie chodzi nam o pieniądze. Przede wszystkim pokaż, że skończyłeś z przestępczą karierą. Proś o wybaczenie rodzinę De La Fuente. Pomóż im, bo oni mają wielu wrogów. Użyj swojej wielkiej siły w dobrym celu. Wiem, że istnieje dobro w twoim sercu. Pokaż, że dawny Ricardo Sandoval umarł, a narodził się nowy, zupełnie inny człowiek – stwierdziła Carolina patrząc z nadzieją w oczach na swojego ojca...
- Dla was zrobię wszystko. Będzie jak chcecie – odparł Ricardo...

Tymczasem...

Arturo i Bruno pojechali na miejsce odnalezienia zwłok Isabeli Sandoval. Widok był okropny. Ciało zaczęło już zwyczajnie śmierdzieć i nawet Arturo nie mógł na to patrzeć. Zostawił resztę roboty swoim policyjnym technikom.

- Co pan o tym sądzi? – spytał go Bruno.
- Nie słyszałeś co powiedziano? Najpierw ją postrzelono, a potem spadła z jakiejś dużej wysokości. Zginęła w zupełnie innym miejscu. Ciało zostało tu porzucone dla niepoznaki. To nie było przypadkowe zabójstwo. Nie ma żadnych ślad gwałtu. Isabelę Sandoval zabito z premedytacją i nie zrobił tego ktoś przypadkowy. Wcale mi nie żal tej kobiety, była zła do szpiku kości tak samo jak jej mąż, ale trzeba znaleźć sprawców. Może wyeliminował ją ktoś ze wspólników? Trzeba poinformować o tym jej męża – odpowiedział Arturo.
- Myśli pan, że to Ricardo stoi za zabójstwem żony?
- Nie sądzę aby miał do tego głowę. Jest w bardzo ciężkim stanie, a poza tym żona zawsze była po jego stronie. Równie dobrze zlikwidować wspólniczkę mogła chcieć Esperanza Guzman albo Manuel Rodriguez. Jak zwykle nie mamy jednak dowodów. Czas rozpocząć kolejne śledztwo...
- Pojechać do Ricardo Sandovala?
- Nie Bruno. Ja pojadę. Ty nie jesteś tam mile widzianym gościem. Ty powiadom o wszystkim rodzinę De La Fuente. Ta informacja ich ucieszy, ale niech się mają na baczności. Śmierć Isabeli to dopiero początek jakiejś większej gry. I obawiam się, że niewielu wyjdzie z niej żywych...
- Jadę zatem na hacjendę...
- Dowiedz się czegoś nowego o Sergiu. Oby ten chłopak w końcu się odnalazł – zamyślił się komendant...

Chata na obrzeżach Coralos.

Pobity Sergio odzyskał przytomność, cierpiał, był głodny i chciało mu się pić, ale wiedział, że i tak ci złoczyńcy nie spełnią żadnej jego prośby. Ból spowodowany uderzeniami nie był tak silny co ból jaki chłopak czuł w środku. Wiedział, że teraz Marina go znienawidzi, a przecież ten cały list to była jedna wielka farsa. Nagle „odwiedził” go Simon.

- Jak się masz Sergio? Będziesz teraz grzeczniejszy? – zapytał drwiąco Simon.
- Twoje niedoczekanie – odparł spokojnie pogrążony w myślach Munos.
- Stawianiem się nic nie zyskasz. Ale jak chcesz... Lucrecia pewnie już dowiedziała się o twojej zdradzie wobec jej kuzynki. Chciałbym zobaczyć tą szopkę w jej wykonaniu... Nikt nas nie będzie podejrzewał, bo wszystko jest już jasne. Porzuciłeś ją Sergio!
- Nie uwierzy w to! Nie przestaną mnie szukać! Nie uda wam się przetrzymywać mnie tu latami! W końcu prawda wyjdzie na jaw!
- Kto powiedział, że będziemy cię tu przetrzymywać latami? W odpowiedniej chwili zabijemy cię. To będzie wtedy gdy Lucrecia znudzi się tobą seksualnie – śmiał się Simon.
- Sprawiedliwość was dopadnie! Zarówno ciebie jak i ją...
- Przekonamy się jeszcze... Pilnujcie go panowie jak oka w głowie! Jest jakiś dziwnie spokojny. To mi się nie podoba. Mam nadzieję, że nie planujesz ucieczki, bo moi ludzie zabiją cię bez wahania. Nie kombinuj Sergio. Jeśli będziesz posłuszny to pożyjesz o wiele dłużej. Żegnaj!
- Ucieczka... To moja jedyna szansa, ale jak uciec z tego piekła na ziemi? – zastanawiał się Sergio...

Stolica.

- Zaniedbujesz swoje obowiązki Oskar! Masz być w Coralos u Sandovalów, a nie tutaj w stolicy! Co to ma znaczyć? – denerwował się Santanez.
- Mam swoich informatorów. Nie muszę jechać tam codziennie – odparł Oskar.
- Jakie masz więc wieści?
- Niepomyślne szefie...
- Co takiego?
- Ricardo Sandoval wyzdrowiał! To istny cud. Chodzi i widzi jak przedtem!
- A niech to! Nie będzie tak łatwo będzie przejąć jego hacjendę. Wszystko się opóźni...
- To nie wszystko szefie. Podobno Isabela Sandoval nie żyje!
- Isabela nie żyje? Tego nie było w planach. Już ją zlikwidowałeś bez mojej zgody? A może to robota Esperanza i Manuela?
- Najprawdopodobniej to Ricardo kazał się jej pozbyć gdy dowiedział się, że go podtruwała. Wie pan co to oznacza? Sandoval uważa swoje uzdrowienie za cud Boży i jeśli będzie chciał się zmienić i dopuścić swoją córkę do majątku, to stracimy raz na zawsze silnego wspólnika...
- Wiem o tym. Isabela to był pionek – powiedział Santanez spoglądając na swoją szachownicę i strącając z niej jednego z pionków. Dobrze, że już nie żyje. Jednak Ricardo to już skoczek, ale i jego trzeba będzie się pozbyć. Zawadzał mi jako przyjaciel, a co dopiero gdyby okazał się wrogiem. Zwołaj tu jak najszybciej Esperanzę i Manuela. Skończymy z Ricardem, jego ludźmi oraz jego córką. Przejmiemy hacjendę, a potem w końcu ponownie uderzymy w De La Fuente. Mam już dość czekania. Bierz się do roboty Oskar i to szybko...
- Tak jest szefie. A czy Lucrecia De La Fuente i Simon Toredo wciąż będą nam potrzebni?
- Oni gdzieś zniknęli, więc mnie nie obchodzą. Nie będę robił interesów z tchórzami. Teraz za sojuszników mamy tylko Esperanzę i Manuela. To z nimi podzielimy się wpływami z ropy... choć oczywiście do
czasu – zakończył Santanez...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Lucrecia dowiedziała się na hacjendzie o liście co zdecydowanie polepszyło jej humor. Chciała odwiedzieć Marinę i udać fałszywe współczucie gdy nagle spotkała Gustavo.

- Soledad opowiedziała mi co się stało. Jak twój brat mógł tak postąpić... Pójdę porozmawiać z Mariną... Muszę ją pocieszyć i wesprzeć – stwierdziła Lucrecia.
- Zaczekaj chwilę. Mam do ciebie pytanie – odparł Gustavo.
- Jakie Gustavo? Nie mam czasu na zgadywanki.
- To twoja sprawka? Jeśli dowiem się, że to ty uknułaś ten spisek i zrobiłaś coś mojemu bratu... jeśli ty kazałaś mu napisać ten list nie z własnej woli to...
- To co?
- To zniszczę ciebie i wszystkich którzy ci pomagają. Obiecuję!
- Nie wiem o czym mówisz... Oskarżasz mnie o jakieś niestworzone rzeczy... Daj mi spokój! Ja nie skrzywdziłabym nawet muchy...
- Zawsze będę wierzył w swojego brata i nie sądzę aby on to napisał świadomie. Ktoś go do tego zmusił. Jeśli to ty i twoi wspólnicy, to nie będę miał litości. Zapłacicie za to! Przysięgam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:41:57 12-02-09    Temat postu:

Super odcinek
Biedna Marina cierpi. Wszyscy wookół uwierzyli, że Sergio ją opuścił. Tylko nie Gustawo. Domyśla się, że to ktoś go do tego zmusił. Spotykając Lucre zapowiedział, że to jeżeli jej sprawka to zapłaci za to. Bardzo dobrze. Lucre będzie musiała się teraz trzymać na baczności.
Ricarda odwiedziły Carolina i Liliana. Jakże on był szczęśliwy a tego powodu.
Rodrigo nie bardzo był zadowolony na wieść, że Ricardo ozdrowiał. Szykuję się niezła akcja.
Arturo nie wierzy żeby Ricardo stał za zabójstwem Issy. Jakże się myli. Podejrzewa Espe i Manuela. Ciekawe co będzie dalej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
saraa
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 19:09:48 18-02-09    Temat postu:

Hehehe nie spodziewałeś się ,że uda mi się zamieścić komcia
Twoja najwierniejsza fanka wreszcie może coś napisać
Nie było łatwo no ale jestem na forum i moge skomciać no ale z innego konta
A więc napisze co sądze o obecnych odcinkach
Po pierwsze : Stanowczo za mało Esperanzy
Po drugie : Śmierć Isabel była świetna Dostała to na co zasłużyła
Po trzecie : Coś nie za często pojawiaja się nowe odcinki Mam nadzieje ,że się to zmieni Teraz wreszcie moge komentować No więc czekam na kolejny odcinek i licze ,że wiesz kto pisze
Gratuluje ;************
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:20:16 21-02-09    Temat postu:

74 ODCINEK

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Gustavo szarpnął za rękę Lucrecię próbując na siłę zmusić ją do przyznania się do winy. Ale ona cały czas umiejętnie kontynuowała swoją szopkę.

- Puść mnie Gustavo! Wiem, że jesteś zdenerwowany, ale co ty sobie wyobrażasz! Nikt nie będzie mnie oskarżał o takie rzeczy! – krzyknęła Lucrecia.
- Co tu się dzieje? – przerwał ich kłótnię Alejandro.
- Nic takiego. Poniosło mnie. Przepraszam – powiedział zrezygnowany Gustavo.
- Jest sfrustrowany zachowaniem brata i wyżywa się na innych. Idę do Mariny wujku. Podtrzymam ją na duchu...
- Dlaczego się szarpaliście?
- To nic takiego don Alejandro. Ta cała sytuacja wyprowadza mnie z równowagi...
- Mam wystarczająco problemów. Nie chcę kolejnych...

Chwilę później na hacjendę zawitał Bruno z najnowszymi informacjami. Mężczyźni byli zaskoczeni widokiem policjanta.

- Czy coś się stało? – zapytał Alejandro.
- Przyjechałem poinformować was o tragicznej wiadomości – odparł Bruno.
- Coś z Sergiem? Czy coś mu się stało? – zdenerwował się Gustavo.
- Nie. To nie o niego chodzi. Proszę się uspokoić. Dziś znaleźliśmy zwłoki Isabeli Sandoval kilka kilometrów stąd. Zostały porzucone w lesie. Kobieta została zamordowana. Szukamy z komendantem Peraltą sprawców tego zabójstwa...
- Proszę wybaczyć, ale ta wiadomość bardzo mnie cieszy. Dostała za swoje. Jej męża dopadła już kara, więc przyszedł czas na nią.
- Możliwe, że Ricardo ją zabił. On doszedł do siebie po tym wszystkim co go spotkało – zauważył Gustavo.
- Co masz na myśli? – zdziwił się Alejandro.
- Cud sprawił, że on znów chodzi i widzi. Złego diabli nie biorą...
- Niemożliwe... Jak taki bydlak może mieć aż tyle szczęścia?

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Arturo złożył wizytę Sandovalovi aby poinformować go o tragicznej śmierci żony.

- Co pana do mnie sprowadza panie komendancie? Przyszedł mnie pan aresztować za jakieś przestępstwo? – żartował Ricardo.
- Jeszcze nie, ale niech się pan nie boi. Kiedyś znajdę dowody na pokrycie pańskich zbrodni – odparł Arturo.
- Czekam niecierpliwie, ale jak pan zapewne zauważył odzyskałem władzę w nogach oraz wzrok. Z Bożą pomocą znów jestem taki jak dawniej. Ale do rzeczy. Co pana sprowadza?
- Gratuluję powrotu do zdrowia, ale informacja jaką chcę panu przekazać może popsuć panu humor. Chodzi o pańską żonę.
- Co z nią?
- Nie żyje. Została zamordowana... Nie żyje od kilku dni...
- To niemożliwe! Isabela nie żyje? Dlaczego ona?
- Znaleźliśmy jej zwłoki w lesie... Podejrzewa pan kogoś?
- Nie mam pojęcia... Ja jej na pewno nie zabiłem, bo leżałem jak kłoda jeszcze kilka dni temu... Mogę zobaczyć jej ciało?
- Naturalnie. Pojedzie pan ze mną...
- Co za tragedia... Zajmę się formalnościami związanymi z pogrzebem mojej żony... Jestem w szoku... To takie nieludzkie mordować niewinną kobietę...
- Na pewno znajdziemy winnych. O to może być pan spokojny...
- Zrobię ci tą przyjemność Peralta i wydam winną całej sytuacji. Esperanza zgnije w więzieniu. To ja muszę zrobić pierwszy krok zanim oni zaatakują mnie – pomyślał Sandoval...

Mieszkanie Manuela.

- Dawno cię nie widziałem Simon. Jednak wróciłeś? Jakoś nigdy nie wierzyłem, że tak po prostu wyjedziesz. Co ty kombinujesz razem z Lucrecią? Mam nadzieję, że nic przeciwko mnie? – spytał swojego rozmówcę Manuel.
- Skądże znowu. Mam swoje problemy. Skąd wiesz, że działam razem
z Lucrecią? – dopytywał się Simon.
- Intuicja. Niech zgadnę: to wy porwaliście Sergio Munosa?
- O czym ty mówisz?
- Nie udawaj przede mną. Gdzie go trzymacie? Ty z chęcią byś się go pozbył, ale ta głupia Lucrecia zakochała się w nim po uszy. Straciła głowę dla tego prostaka. To wasza sprawa i nie mieszam się w to, ale nie wiem czy dobrze robicie. W końcu policja oraz Gustavo Munos będą drążyć wokół jego zniknięcia...
- Jakiego zniknięcia? Wszyscy myślą, że ten kretyn opuścił Marinę w dniu ślubu. Spreparowaliśmy list pożegnalny Munosa do Mariny i teraz biedaczka pewnie zalewa się łzami...
- Dobra robota. Teraz czas przejąć ich hacjendę. Ale pierwszym przystankiem będą ziemie Sandovalów... Zgodnie z zaleceniami szefa w stolicy. Ciekawe czy Esperanza zrobi to co do niej należy – pomyślał Manuel...

Jakiś czas później.

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Ricardo rozpoznał zwłoki żony i zmęczony wrócił na hacjendę. Jeszcze nie wskazał winnego śmierci Isabeli policji, ale rozmyślał nad kolejnym krokiem. Nagle pojawiła się Esperanza. Jej widok zaskoczył Sandovala chociaż z drugiej strony wiadomość o jego ozdrowieniu obiegła miasteczko lotem błyskawicy.

- Co cię do mnie sprowadza? Już wiesz o moim cudzie? Bóg pomógł mi odzyskać wzrok i znów stanąć na nogach! – uśmiechnął się Ricardo.
- Przyszłam cię odwiedzić kochanie... Teraz gdy twoja żonka wącha już kwiatki od spodu, ktoś będzie musiał ją zastąpić. Co powiesz na mnie? Zawsze właziłam ci do łóżku kiedy twoja żona była poza domem. Byłam w tym lepsza od niej – flirtowała z nim Esperanza...
- Wciąż jesteś od niej w tym lepsza. Ty się przyuczyłaś do zawodu, a ona była jedynie marną podróbą dziwki...
- Oj Ricardo widzę, że wzięło cię na żarty po tym wyzdrowieniu. Lepiej z tobą...
- Wszystko mam już we właściwym miejscu...
- Pozwolisz, że sprawdzę czy posiadasz już czucie w każdym elemencie swojego ciała?
- A ty tylko o jednym... Przed chwilą policja znalazła zwłoki Isabeli. Muszę zająć się pogrzebem tej niewdzięcznicy...
- Zapomnij o tym choć na chwilę... Jesteś teraz taki samotny. Kto jak nie ja może poprawić ci humor?

Esperanza zaczęła rozpinać koszulą Ricardo, a ten nie protestował, bo chciał udawać ulegność aby poznać plany kobiety.

- Jestem jeszcze słaby... Podpieram się kulami, a ty od razu
chcesz... – zapiął z powrotem koszulę Sandoval... Nie mogę... Jeszcze nie teraz...
- Pozwól, że to sprawdzę – nie rezygnowała z uwiedzenia mężczyzny Esperanza...
- Kochanie powiedz lepiej jak interesy z szefem w stolicy? Czy Santanez już dał znak do przejęcia hacjendy?
- O tak Ricky... Już dawno dał znak... Szykujemy się z Manuelem... Nawet nie wiesz jaka czeka cię niespodzianka. Wyzdrowiałeś w samą porę... Zobaczysz na własne oczy prawdziwe spustoszenie hacjendy... Podzielimy się łupami i będziemy rządzić...
- Biedny ten Alejandro De La Fuente... Nigdy nie przestaniemy go nękać...
- Nie wie co go czeka, ale nie rozmawiajmy o tym kochanie... Chcę znów poczuć twoją męskosć, twoje pocałunki i pieszczoty... Ten kretyn nie kąpał się chyba z tydzień – pomyślała Esperanza rozbierając mężczyznę z trudem ukrywając minę obrzydzenia... Jeszcze nie doprowadził się do stanu przyzwoitości...
- Na tym stole jest niewygodnie... W każdej chwili ktoś może wejść...
- Wiesz, że ja jestem przyzwyczajona do takich rozkoszy w każdym miejscu...
- Wiem Esperanzo, wiem...

Esperanza kochała się z Ricardem, bo musiała nieco go urobić i uspokoić. Nie mógł nawet domyślić się, że to jego hacjenda stała się pierwszym celem ataku Santaneza i jego ludzi...

- Przeklęta suka... Jak zwykle wszystko załatwia seksem. Wiem, że szykujecie na mnie zamach, ale zanim umrę, to zemszczę się na was wszystkich. Jestem innym człowiekiem i ta lepsza cząstka mnie pozostanie we mnie do końca – pomyślał Ricardo dając się uwodzić i całować Esperanzie...

Chata na obrzeżach Coralos.

Sergio ujrzał światełko w tunelu gdy zauważył leżący kilka metrów dalej od niego porzucony przez kogoś mały nóż. Znajdował się on między jednym a drugim stołem i nie rzucał się w oczy. Gdyby zdołał się do niego doczołgać, mógłby uwolnić się ze sznurów i próbować jakoś uciekać. Z drugiej jednak strony ryzykował życie, bo pilnowało go przecież czterech rosłych mężczyzn. Przez kilka godzin wpatrywał się w ten nóż i przesuwał jak najbliżej niego. Gdy przestępcy weszli do chaty udawał spanie. Gdy usłyszał, że dwóch z nich pojechało do miasta coś zjeść, zrozumiał, że nadchodzi niepowtarzalna szansa. Zostało tylko dwóch mężczyzn i na dodatek pilnowali go na zewnątrz.

- Czemu Fabian i Adolfo poszli na obiad, a my musimy zostać? – denerwował się jeden z bandytów, Cesar.
- Bo jak tak zadecydowałem. Zmienimy się z nimi za godzinę. Możemy sobie na to pozwolić, bo panienka Lucrecia i don Simon przyjadą tu najwcześniej wieczorem – oznajmił szef grupy Gonzalo.

Sergio słyszał głosy mężczyzn i miał rozeznanie w sytuacji. Czołgał się ile tylko dał radę, a od noża dzieliły go już tylko centymetry. Nagle jednak usłyszał, że drzwi się otwierają, więc szybko musiał przemieścić się na poprzednie miejsce.

- Obudziłeś się Munos? Dziwnie spokojny dziś jesteś. To mi się nie podoba. Jakikolwiek numer nam wytniesz, a zabijemy cię i wtedy twoja dziewczyna już nigdy cię nawet nie ujrzy. Osiągnąć coś możesz jedynie grzecznością i pokorą. Zrób to co chce od ciebie Lucrecia De La Fuente, a może wyjdziesz stąd wcześniej niż sądzić. Może przeżyjesz jeśli dasz upust swojej namiętności wobec naszej szefowej. A niezłe z niej laska, zapewniam cię – stwierdził Gonzalo.
- On ma rację. Ja bym się nie zastanawiał na twoim miejscu. Nie bądź głupkiem Munos!
- Dajcie mi spokój. Lucrecia nigdy mnie nie dostanie!
- Idiota z ciebie! Nie wiesz co tracisz... Każdy człowiek kiedyś mięknie i ty wcale nie jesteś inny. Jeszcze kilka dni, a będziesz nas błagał o jedzenie i picie. Długo tak nie pociągniesz...
- Dajcie mi spokój łajdacy! – splunął im pod nogi Sergio.
- Gdyby nie pieniądze Lucrecii i Simona już dawno udusiłbym cię gołymi rękami! – krzyczał Gonzalo. Zamknijmy go w tej norze! Mam go dość na najbliższe kilka godzin!

Mężczyźni wyszli, a Sergio znów wrócił do swojego planu. Upragniony nóż był coraz bliżej. Stał się dla niego przepustką do wolności i za wszelką cenę chciał go dostać. Przecież Marina nie może dłużej żyć w zakłamaniu...

- Dla ciebie kochanie przejdę wszystkie upokorzenia, wydostanę cię stąd, wydam winnych i wyjaśnię całą sytuację. Już niedługo kochanie – pomyślał Sergio...

Okolice hacjendy rodziny De La Fuente.

Marina otrząsnęła się w końcu i zrozumiała, że nie może płakać przez całe życie. Soledad okazywała jej wsparcie w tej trudnej sytuacji, Lucrecia robiła to samo, ale oczywiście w perfidny i fałszywy sposób. Marina postanowiła wyjść z hacjendy i wybrać się na spacer. Rodzeństwo pragnęło jej towarzyszyć, ale ona postanowiła, że spacer pozwoli wywietrzyć jej pewne myśli z głowy oraz pozwoli wyrzucić z pamięci Sergio Munosa... Jego ucieczka wciąż ją bolała i nie mogła sobie z tym poradzić, ale taka była przecież w jej mniemaniu okrutna prawda...

- Zostawił mnie dla innej i okazał się zwykłym tchórzem. Dlaczego? Czy na świecie nie ma już normalnych mężczyzn? Kto pokochałby mnie naprawdę i szczerze? – głośno myślała dziewczyna.
- Ja kochanie! Wróciłem... Dowiedziałem się o ostatnich wydarzeniach. Musiałem przyjechać... dla ciebie – powiedział nagle Simon spotykając Marinę...
- Simon? Skąd się dowiedziałeś?
- To niestety dość popularny temat w Coralos... Tak mi przykro... Wróciłem cię wesprzeć i pomóc ci poradzić sobie jakoś z tą sytuacją. Będzie dobrze – przytulił dziewczynę Toredo uśmiechając się złowrogo...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
saraa
Dyskutant
Dyskutant


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: 23:38:20 21-02-09    Temat postu:

Greg wiesz jak cię uwielbiam
WoW jestes super ;***********************
Wiem ,że jedna scena powstała specjalnie dla mnie
Espe i Ricky uprawiali namiętny sex na stole......
Wow ale Espe jest namiętna.........
Hmmm a Rickyemu pewnie i tak się podobało
W końcu Espe to piękna kobieta....
Ta scena mi się najbardziej podoba........
Super to napisałeś.......
Cały odc jest swietny
Bardzo mi sie podoba....
A myśl ,że powstal dla takiej mnie odrazu mi poprawia chumorek
Dzięki ;*************
Gratuluje ;*****************************
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:27:32 22-02-09    Temat postu:

Super odcinek
Lucre się nie ugięła i nie dała po sobie znać, że wie co jest z Sergiem.
Ale Ricardo udawał, że cierpi z powodu śmierci swojej żony. Biedna niewinna kobieta
Espe przyszła i zaczęła go uwodzić. Udało się. Ricardo nie jest głupi. Wie, ze ona seksem wszystko załatwia.
Sergio ujrzał nóż zostawiony w chacie i chciał się do niego doczołgać. Na nieszczęście weszli ludzie Lucre. Jak dobrze, że nie zauważyli noża. Może uda mu się uwolnić.
Marina spacerując spotkała Simona. Nie wiedziała, ze mówi na głos swoje myśli. Ten drań ją przytulił. Teraz będzie ją pocieszał. Mam nadzieje, że Marina nie będzie na tyle głupia i nie zwiąże się z nim ponownie.


Ostatnio zmieniony przez Willa dnia 22:34:03 22-02-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:12:39 04-03-09    Temat postu:

75 ODCINEK

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Esperanza znów uwiodła Ricarda i była z siebie bardzo zadowolona. Leżała z nim w łóżku i już czuła, że jej moment niedługo nadejdzie. Sądziła, że szybko pozbędzie się Sandovala i zostanie panią jego hacjendy. A później wraz z Manuelem zasadzi się na hacjendę rodziny De La Fuente. Ale Ricardo nie był aż tak głupi i przeczuwał zamiary wspólniczki.

- Byłeś wspaniały... tak jak zawsze. Nie straciłeś formy – śmiała się Esperanza.
- Tacy jak ja nigdy nie tracą formy – odparł równie zadowolony Ricardo, kryjąc swoje prawdziwe emocje i odczucia.
- Powiedz mi kochanie co teraz zamierzasz? Przeżyłeś prawdziwy cud jakim było twoje ozdrowienie. Teraz pójdziesz za ciosem, prawda? W końcu po tylu trudach zrealizujemy swoje marzenie i odbierzemy ziemie Alejandrowi De La Fuente. Czekaliśmy na to latami...
- Tak Esperanzo... Odbiorę im ziemię. Wierzę w pomoc twoją oraz Manuela. Złączymy siły aby ich pokonać.
- Doskonale... Wiesz... cieszę się, że zabiliśmy Isabelę. Bez tej suki świat wydaje się być taki przyjemny.
- Ty jesteś od niej pięć razy gorsza – mruknął Sandoval.
- Coś mówiłeś kochanie?
- Nic takiego. Moja choroba nauczyła mnie czegoś. Zrozumiałem, że życie jest bardzo kruche i czasem można przegapić szansę jaką daje ci los. Ja na szczęście dostałem od Boga drugą szansę.
- Co masz na myśli?
- Wiesz w czyje ręce przejdzie mój cały majątek i moja hacjenda?
- Jak to w czyje? Jest cała twoja po śmierci Isabeli. Gwarantuje ci, że ona pragnęła jedynie twoich pieniędzy i dlatego chciała cię otruć.
- Wiem o tym, ale nie ona jedna jest wszystkiemu winna. Uzmysłowiłem sobie, że jest znacznie więcej tak podłych osób jak ona. Ja również wiele się od niej nie różniłem. Ale teraz gdyby mi się coś stało, hacjenda trafi w dobre i właściwe ręce.
- O kim mówisz? Nie bardzo rozumiem Ricardo...
- Naprawię błędy przeszłości. Moja córka oraz jej matka dostaną wszystko co do mnie należy. Tak właśnie postąpiłem.
- Co takiego?
- Nie rozumiem twojego zaskoczenia. To normalne, że ojciec zapisuje wszystko swojej córce...
- Chyba sobie żartujesz Ricardo! Na mózg ci się rzuciło po tym wyzdrowieniu czy co? Wiedziałam, że masz córkę, ale nie oszukujmy się: nie interesowałeś się nią nigdy, a ona też ma w nosie twoje pieniądze. A jej matka jakim cudem żyje?
- Liliana też żyje... To długa historia... Już ci mówiłem, że naprawiam swoje błędy. Te dwie kobiety będą spadkobiercami całej mojej fortuny. Przynajmniej tak będę mógł spłacić swój dług wobec nich. I wiesz co? Zrobię to jeszcze za życia. Przekonam ich aby zamieszkały w mojej hacjendzie. Carolina i ja musimy lepiej się poznać. To taka piękna dziewczyna. Sama przyznasz, że to niezwykła historia... Jeszcze mam szansę zrobić wiele dobrego w życiu – cieszył się Sandoval...
- Bardzo wzruszająca historia, ale nie wzięłam ze sobą chusteczek... Te kretynki nie powąchają twoich... a raczej moich pieniędzy, a twoje dni są już policzone Ricardo. Drugiego cudu nie będzie – pomyślała wściekła Esperanza...

Tymczasem...

Simon mocno przytulił Marinę i wiedział, że to doskonały moment aby przejąć inicjatywę. Nagle znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.

- Wróciłem, bo musiałem... Coś mnie do ciebie ciągnęło. Wiem, że nie zawsze byłem wobec ciebie w porządku, ale zapomnijmy o tym. Teraz potrzebujesz wsparcia bardziej niż kiedykolwiek. Dzięki mnie przestaniesz myśleć o tym łajdaku który cię porzucił – powiedział Simon...
- Dziękuję ci, że jesteś, ale sama muszę przez to przejść – odparła zniechęcona Marina.
- Zrozum... Nie chcę żebyś popełniła jakieś głupstwo. Jesteś roztrzęsiona i załamana, ale niedługo zrozumiesz, że należy zapomnieć i iść dalej przez życie. Świat nie kończy się na tym mężczyźnie.
- Już to zrozumiałam. Nie wyleję ani jednej łzy więcej z powodu tego człowieka! Miałeś rację kiedy negatywnie postrzegałeś Sergia, ale ja byłam zaślepiona. Otworzyłeś mi oczy Simon...
- Żebyś wiedziała, że otworzyłem ci oczy. Teraz ze strachu nawet ich nie zamkniesz... Odprowadzę cię na hacjendę – stwierdził Simon...

Chata na obrzeżach Coralos.

Sergio upewnił się przez chwilę, że mężczyźni nie wrócą i znów zabrał się do roboty. Powoli przesuwał się, a mały, tępy i pozostawiony pod stołem nóż był coraz bliżej. Po kilkudziesięciu sekundach chłopakowi udało się do niego dostać. Z trudem wziął go do ręki, po chwili nóż wypadł mu jednak i nastąpiła kolejna chwila grozy. Na szczęście nikt z zewnątrz nie słyszał trzasku, więc Sergio ponownie zagarnął go z ziemi. W pocie czoła i w wielkich nerwach, starał się na siłę przeciąć sznury, które trzymały mu ręce. To była najtrudniejsza robota. Jeśli to by się udało, reszta byłaby formalnością. Łatwo jednak powiedzieć kiedy wciąż był on przecież w wielkim niebezpieczeństwie...

- Jeszcze trochę... dasz radę – mówił przez zęby zbliżając ostrze noża do sznura.

Po chwili udało się i Sergio zaczął przecinać sznury. Zajęło mu to kilkanaście sekund. Odczuł wielką ulgę gdy rozwiązał sobie ręce. Teraz bez większego trudu zrobił to samo z nogami. Był wolny i miał na dodatek przy sobie broń w postaci noża. Niby nic takiego, ale zawsze coś. Teraz należało uwolnić się z tej przeklętej chaty. Był to ostatni, ale najtrudniejszy etap ucieczki. Jednak i tu sprzyjało mu szczęście, bo zamiast czterech, miał do pokonania jedynie dwóch przestępców. Niestety obaj byli dobre uzbrojenie. Przewagą Munosa było działanie z zaskoczenia. Gdy tamci wejdą do środka, on będzie mógł zaatakować ich od tyłu i wykorzystać cały ten chaos i zamieszanie...

- Zaczekam aż po mnie przyjdą. Jednego załatwię od razu, ale jest jeszcze drugi. Nie mogę czekać w nieskończoność, bo kolejni dwaj wrócą z obiadu. Sprowokuję ich aby mnie odwiedzili. Teraz albo nigdy. Uwolnię się i wszystko ci wyjaśnię kochanie. Znów będziemy razem. Dam radę i pokażę tym mięczakom jakim mężczyzną jest Sergio Munos. Pożałujecie tego co mi zrobiliście. Zarówno wy jak i Lucrecia z Simonem. Nie skłócicie mnie z Mariną. Na pewno Gustavo nie uwierzył w te brednie jakie umieszczono w liście. Ci przeklęci ludzie nie mogą tak po prostu zniszczyć mojego szczęścia. Nie pozwolę im na to! – pomyślał Sergio...

Stał z nożem w ręku niedaleko drzwi. Nie było szans na inne wyjście z tej przeklętej chatki. Nie było tam nawet okien. Sergio był przygotowany na decydujące starcie z bandytami. Należało ich jedynie sprowokować...

- Chcę rozmawiać z Lucrecią! Zawołajcie Lucrecię! Przemyślałem wszystko! – krzyknął...

Mieszkanie Caroliny.

- Wiecie, że jestem bardzo sceptyczny, ale nie mogę wam niczego narzucać. Róbcie to co uznacie za właściwie. Pamiętajcie jednak, że to może być pułapka ze strony Ricardo Sandovala – ostrzegał Adrian.
- Przemyślałyśmy wszystkie za i przeciw. Przecież nie będziemy z nim mieszkać. Damy mu szansę i będziemy go widywać. To wszystko – odparła Carolina.
- Czuję, że się zmienił. Choroba go zmieniła. Gdy wyzdrowiał, zupełnie inaczej patrzy na życie – dodała Liliana.
- Obyście znowu nie były tak naiwne jak kiedyś. Może to jakaś gra...
- Gdyby chciał nas skrzywdzić, to już dawno by to zrobił. Nienawidziłam go tak samo jak ty mamo, ale teraz czuję, że warto dać mu jeszcze jedną szansę. Zostawiło w nim odrobinę człowieczeństwa...
- A jeśli to on zabił swoją żonę? – dociekał Adrian.
- O czym ty mówisz? – zdziwiła się Liliana.
- Co się wydarzyło? Zabili mu żonę? – nie mogła uwierzyć Carolina.
- Nic nie wiecie? Ludzie plotkują o tym od kilku godzin... Isabela Sandoval została zamordowana...

Stolica.

Santanez znów spotkał się z Mirandą w umówionym miejscu. Był wściekły, bo dni mijały, a ona nie podjęła żadnej decyzji w sprawie rozstania lub wyjazdu z komendantem Peraltą.

- Zawiodłaś mnie kochanie. Pozostałaś głucha na moje prośby i groźby. Widocznie chcesz żebym zajął się twoim kochasiem? Powiedz do cholery! Chcesz tego? – powiedział Santanez.
- Nie Rodrigo... Nie... – odpowiedziała łamiącym się głosem Miranda.
- Mam kazać zabić Artura Peraltę? Wiesz, że to dla mnie żaden problem. Wystarczy, że kiwnę palcem, a moi ludzie zrobią swoje. Oni są wszędzie... może nawet za plecami twojego kochasia... może nawet w jego miejscu pracy...
- Nie rób mu krzywdy!
- Mówiłem ci już: albo wyjedziesz z nim albo on zginie! Nie zauważyłem efektów twojej misji...
- Chciałam żebyśmy wyjechali, ale on jest zupełnie oddany temu miastu. Praca szefa policji w Coralos to dla niego wszystko...
- A więc to tak... Nie ma ludzi niezastąpionych. Co powiesz na nowego komendanta Coralos? Albo ty się nim zajmiesz albo ja. Uwierz mi, że moje metody będą mniej łagodne. I nie będzie więcej ostrzeżeń. Daruję życie tobie i jemu jeśli przekonasz go do zniknięcia. W innym razie zostanie zdegradowany i pójdzie na samo dno... a może nawet zginie. Wybieraj! – uderzył pięścią w stół Santanez.
- Będzie jak zechcesz... Jeśli mnie kocha, to pójdzie za mną, gdy zagrożę mu rozstaniem...
- Doskonale... Nie mogę dłużej czekać. Jeśli Peralta przestanie mieć tam władzę, będę mógł odebrać to co moje. Tyle lat czekałem aby przejąć te hacjendy i mieć dostęp do najbardziej cenniego w dzisiejszej polityce surowca – zamyślił się Rodrigo...

Tymczasem...

Alejandro chcąc odpocząć od ostatnich nerwowych wydarzeń wyjechał z Valerią na spacer. Przy niej zapominał o problemach i czuł, że może ta kobieta zastąpi mu w sercu pustkę jaką wciąż odczuwał po stracie Marii Emilii. Gdy przechadzali się po rynku miasta, spotkali nagle Manuela. Jego widok po tak długiej przerwie był dla Alejandra szokiem.

- Niewiarygodne. Nie sądziłem, że cię jeszcze kiedyś ujrzę zdrajco! – wykrzyknął.
- Przesiedziałem przez ciebie kilka miesięcy, ale jak widzisz wyszedłem i mam się dobrze. Jak zdrowie? – odparł Manuel.
- Pożałujesz draniu!
- O co chodzi? – dopytywała się Valeria nie rozumiejąc nerwowej atmosfery.
- O nic kochanie. Lepiej omijać tego człowieka szerokim łukiem...
- Popełniłem błąd Alejandro i nadużyłem twojego zaufania, ale zapłaciłem za to w więzieniu. Zapomnijmy już o całej sprawie. Po co te nerwy?
- Nigdy ci tego nie wybaczę. Okazałeś się zdrajcą i sam nie wiem czy nie maczałeś palców w zabójstwie mojej żony.
- Co takiego?
- Wynoś się z miastu Manuelu. Mam dość zarówno ciebie jak i Esperanzy... Ciesz się wolnością, ale zejdź mi z oczu...
- Ja się zmieniłem Alejandro... Wybacz mi moje błędy...
- Nie chce cię znać! Byłeś dla mnie jak syn, a okazałeś się taka samą gnidą jak cała reszta moich wrogów. Twoja noga już nigdy nie przekroczy progu mojej hacjendy!
- A to się jeszcze okaże. Wkrótce czeka cię niespodzianka. Odwiedzimy cię razem z ludźmi Santaneza i ciekawe jak grzecznie nas przyjmiesz. Nigdy nie zapomnę tego upokorzenia. Wkrótce znów sięgnę po
swoje – zamyślił się poirytowany Manuel...

Chata na obrzeżach Coralos.

Cesar i Gonzalo usłyszeli krzyki Sergia. Byli zaskoczeni, że tak szybko zmiękł i zmienił swoją strategię.

- A wydawał się być taki twardy! – kpił Cesar.
- Zrozumiał swój błąd. Pogadajmy z nim zatem skoro nas woła – wtórował mu Gonzalo.

Mężczyźni otworzyli powoli zasuwę w drzwiach chaty i weszli do środka. Sergio powinien leżeć kilka metrów dalej, ale jakieś było ich zdziwienie gdy wcale go tam nie było. Tymczasem on zaczaił się na nich od tyłu i czekał na moment do ataku.

- Gdzie on jest? – zdenerwował się Gonzalo.
- Uwolnił się i uciekł! – krzyknął Cesar.
- Nie mógł przecież uciec. Niby jak! Rozglądnij się dookoła. Przecież przed chwilą nas wołał!

Mężczyźni byli zaskoczeni i oszołomieni. Dopiero gdy się odwrócili zrozumieli gdzie schował się ich zakładnik. Ale było już za późno. Sergio rzucił się napastnikom na plecy. Uderzył pięścią w głowę Cesara i ten szybko stracił przytomność. Gonzalo zareagował szybko i wyciągnął pistolet, ale Munos momentalnie rzucił się na niego z nożem i wytrącił mu broń z ręki. Rozpoczęła się szamotanina, a nóż raz za razem był coraz bliżej klatki piersiowej jednego i drugiego. Po chwili słychać było już tylko głośny krzyk jednego z walczących...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 18:03:39 05-03-09    Temat postu:

Super odcinek
Esperanza była wściekła jak się dowiedziała co zamierza Ricardo. Oczywiście nie powiedziała tego głośno. Nie podoba jej się, że Ricky chce przekazać hacjendę Carolinie i Lilianie. Chce hacjendę dla siebie.
Simon pociesza Marinę i niestety dobrze mu to wychodzi
Carolina i Liliana w rozmowie z Adrianem powiedziały, że choroba zmieniła Ricarda i stał się innym człowiekiem . Adrian nie jest taki tego pewny tym bardziej, że znaleziono zwłoki zamordowanej Issy. Matka i córka były w szoku. Nie wiedziały o tym.
Rodrigo nadal naciska na Mirandę, aby namówiła Artura na wyjazd bo w przeciwnym razie go zabije. Ciekawe czy jej się uda
Sergio na szczęście zdołał się uwolnić. Przeciął sznury. Zawołał bandytów, mówiąc że przemyślał wszystko. Zwabił ich a następnie zaatakował. Wywiązała się walka. Niezła akcja Mam nadzieje, że uda mu się uciec. Oby nic nie pokrzyżowało planów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:42:53 07-03-09    Temat postu:

76 ODCINEK

Chata na obrzeżach Coralos.

Obaj mężczyźni zsunęli się na podłogę i przez dłuższą chwilę nie wiadomo było który z nich został ugodzony. Jako pierwszy wstał Sergio i okazało się, że to Gonzalo jest ranny w brzuch. Była to poważna rana, a przestępca zaczął coraz bardziej jęczeć i charczeć..

- Pomóż mi draniu! I tak nie uciekniesz!
- Ja się tylko broniłem... Dostałeś za swoje – odparł Sergio.
- Nie uda ci się tak po prostu uciec...
- Lepiej módl się aby twój kolega ci pomógł, bo ja stąd znikam!
- Pomóż mi! Zapłacisz i staniemy wszyscy po twojej stronie! Nie będziemy już służyć Lucrecii De La Fuente i Simonowi Toredo!
- Za późno. Dość krzywdy mi wyrządziliście...
- Ja umieram...

Chwilę później było już po wszystkim. Gonzalo wykrwawił się i opadł bezwładnie na ziemię. Sergio sprawdził, że drugi z jego oprawców żyje, ale wciąż jest nieprzytomny, po czym nie marnując czasu wyszedł z chatki.

- I tak nie byłbym w stanie go uratować. Nie mogę litować się nad takimi ludźmi. Muszę uciec zanim wrócą tamći dwaj – mruknął.

Przyśpieszył kroku, bo chciał jak najszybciej oddalić się od tego bezludnego terenu. Rozpoznał, że jest na obrzeżach Coralos, a do hacjendy De La Fuente i do mieszkanie jego brata jest bardzo daleko. Chłopak był wycieńczony z powodu bicia, braku jedzenia i picia. Z trudem posuwał się naprzód. Jednak zdobywał siły dzięki prawdzie jaką miał przekazać Marinie i spotkaniu z ukochaną. To dodawało mu wiary i otuchy mimo że dziewczyna została już okłamana przez zdrajców i na pewno ma teraz o nim jak najgorsze zdanie. W pewnym momencie Sergio nie wytrzymał. Zakręciło mu się w głowie i upadł. Stracił przytomność kilkadziesiąt metrów od miejsca tych tragicznych wydarzeń.

W międzyczasie na zmianę przyszło kolejnych dwóch przestępców. Fabian
i Adolfo byli zdziwienie widokiem otwartych drzwi do chatki. Gdy tam weszli, zobaczyli martwego Gonzala i rannego Cesara. Byli w szoku.

- Gonzalo nie żyje! Cesar! Co z tobą? – zapytał Fabian.
- Ten drań zranił mnie w głowę i uciekł! – wyszeptał Cesar.
- Świetnie, że zabił Gonzala. On zawsze myślał, że ma nad nami władzę. Teraz wszyscy jesteśmy równi – zauważył Adolfo.
- Zamknij się lepiej! Co teraz zrobimy? Gdy nasi pracodawcy dowiedzą się o tym co tu się stało to...
- O czym mamy się dowiedzieć panowie? – wtrąciła Lucrecia, która nagle pojawiła się w chacie.
- Sergio Munos uciekł i zabił jednego z naszych – oznajmił Fabina.
- Co takiego? Kiedy uciekł?
- Jakieś pięć minut temu, nie więcej – powiedział Cesar. Uderzył mnie
w głowę i zabił Gonzala. Jest niebezpieczny!
- Wiem o tym idioto! Na co czekacie! Jest na pewno wyczerpany i zmęczony. Nie uszedł daleko. Dogońcie go i natychmiast sprowadźcie z powrotem! Żywego!
- Jak panienka rozkaże...
- On nie może dojść do hacjendy. Wtedy wszyscy będziemy zgubieni. Muszę skontaktować się z Simonem. Przez tych idiotów Sergio może wszystko popsuć! – wściekała się Lucrecia...

Mieszkanie Arturo Peralty.

Miranda znów próbowała zgodnie z zaleceniami Santaneza wymusić na ukochanym decyzję wyjazdu z Coralos i porzucenia pracy komendanta. Bezskutecznie, a na dodatek doszło między nimi do ostrej wymiany zdań.

- Znowu poruszasz ten temat? Nie mogę wyjechać! Stoję po stronie prawa, a w tym mieście rządzi bezprawie. Dopóki tu żyję i piastuję funkcję komendanta policji, wszystko jest pod kontrolą. Nie zawsze jest łatwo, wiele spraw nie zostało do końca wyjaśnionych, ale jakoś żyjemy. Jeśli nie będzie tu szefa policji, to miasto zamieni się w piekło, a władzę przejmą nie ludzie, a tyrani! Dojdzie do rewolucji! Nie rozumiesz tego kochanie! – irytował się Arturo.
- Rozumiem, ale mówię to tylko dlatego, ponieważ boję się o twoje zdrowie i życie! Tak już mają lekarki... Zrozum mnie, ja pragnę spokoju i stabilizacji, a ty żyjąc w takim rytmie nie możesz mi tego zagwarantować.
- Jak mam to rozumieć? Chcesz odejść ode mnie? Myślałem, że nie przeszkadza ci moja praca? Czy to, że jestem gliną zawsze musi odstraszać kobiety?
- To nie tak, ale...
- To co mówisz bardzo mnie boli, ale nie będę cię zatrzymywał. Straciłem już żonę, więc nic więcej mnie nie zaboli i nie zdziwi... Ale ja naprawdę cię kocham...
- Nie bardziej niż swój zawód. Szanuję to co robisz, ale nie chcę kiedyś zobaczyć cię martwego. Nie zniosłabym takiego bólu. Byłby taki sam jaki ty odczuwałeś po stracie żony. Tyle chciałam powiedzieć. Żegnaj Arturo – pożegnała się ze łzami w oczach Miranda.
- Niech to szlag! Znowu nic mi się nie układa! – zdenerwował się Arturo, a pierwszym na co spojrzał była butelka tequili...

Stolica.

- Szefie! Oni nie żartują! Esperanza Guzman i Manuel Rodriguez tylko czekają na znak do ataku! – denerwował się Oskar.
- Nie podnoś na mnie głosu! Zapominasz do kogo mówisz? – zapytał go Santanez.
- Przepraszam szefie, ale...
- Nie ma żadnego ale. Ani Esperanza ani Manuel ani nikt inny nie będą mnie ponaglać. Zanim dam im swoich ludzi i rozkaz do ataku muszę pozbyć się jeszcze jednej osoby. A pomoże mi ten człowiek którego kazałem ci tu sprowadzić. Sprowadziłeś go?
- Tak szefie.
- Niech wejdzie i zostaw nas samych...

Po chwili do środka wszedł około 50-letni mężczyzna i uśmiechnął się szeroko na widok Rodriga.

- Silvano Mendes... Usiądź proszę.
- To dla mnie prawdziwy zaszczyt móc znów się z panem spotkać. W czym mogę pomóc? – zapytał mężczyzną.
- Jesteś lojalnym funkcjonariuszem policji. Zawsze cię doceniałem. Potrafiłeś doskonale przymykać oko na moje interesy w stolicy. Duże interesy. Dzięki twojemu wstawiennictwu nikt nawet nie podejrzewa jakie wpływy ma moja organizacja z tych nielegalnych biznesów.
- To wszystko prawdy panie Rodrigo...
- Teraz jednak gra jest dużo większa i co ciekawe nie dzieje się
w stolicy. Mam bardzo wiele do zyskania w Coralos, ogromne pieniądze i zyski, lojalni wspólnicy, ale przeszkadza mi przeklęty gliniarz. On i garstka jego ludzi pilnują tych ziem. Mam tam swojego człowieka, ale to za mało. Jest tylko pionkiem. Należy odsunąć tego komendanta i to jak najprędzej.
- Jak nazywa się ten komendant?
- Arturo Peralta.
- Jak mogę pomóc?
- To człowiek który nie radzi sobie z tą funkcją, a mundur niezbyt mu służy. Nie rozwiązał wielu spraw, w wielu sprawach można wykazać mu nieścisłości, a co gorsze jest nałogowym alkoholikiem.
- Znam tego Peraltę i słyszałem o nim same dobre rzeczy...
- Nie obchodzi mnie co słyszałeś. Dostajesz ode mnie takie pieniądze o których nawet nie śniłeś! Nawet po 20 latach pracy nie zarabiałbyś tyle ile masz teraz. Sprawa jest prosta. Przejmiesz władzę w Coralos po dymisji Arturo Peralty...
- Dymisji?
- Nie możemy go zabić, bo to zabójstwo wywołałoby podejrzenia. Po prostu zdejmiemy go z funkcji.
- Ale tak po prostu?
- Nie udawaj idioty. Każdego można dziś kupić. Załatwi się sędziego i dowody. Ty je dostarczysz i zostaniesz jego następca. To będzie szybka interwencja, bo nie mogę tracić czasu...
- Jak pan zechce panie Santanez...

Po wyjściu Mendeza, Santanez szybko wykonał kolejny telefon. Nie było już czasu do stracenia...

- Mam dla ciebie ważną wiadomość. Pilnujesz cały czas Caroliny Gomez? – zapytał.
- Jak zawsze. Od lat się wokół niej kręcę – odparł Carlos.
- Doskonale. Mam do ciebie pilną sprawę. Jak jej kontakty z ojcem?
- Znakomicie. Uważa go za świętego i wybaczyła mu razem z matką wszystkie błędy, a jeszcze nie tak dawno przecież nienawidziła go.
- Stary lis Sandoval... Ale to nawet lepiej. Zorganizuj jej spotkanie z ojcem pod byle pretekstem.
- Dlaczego?
- Nie zadawaj pytań. Wąchasz moje pieniądze i to ci wystarczy. Jutro Carolina ma się spotkać z Ricardo Sandovalem. Resztą zajmą się moi ludzie.
- Zrobię co w mojej mocy aby pana nie zawieść.
- Doskonale. Do zobaczenia... Upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jutro Ricardo i Carolina umrą, Arturo Peralta straci władzę, a ja przejmę obie hacjendy – pomyślał Santanez...

Hacjenda rodziny Sandovalów.

Ricardo wezwał Tobiasa i był bardzo zdenerwowany. Wiedział jaka jest stawka i o co idzie gra.

- O co chodzi szefie? – spytał zaskoczony Tobias.
- Podejrzewam spisek przeciwko mnie i mojej hacjendzie. To poważna sprawa i nie ma czasu na zwłokę. Zbierz najlepszych ludzi, podwój straże przy hacjendzie. Niech będę gotowi dzień i noc do obrony tych ziem! – stwierdził Ricardo.
- Ale skąd ma pan takie przeczucia?
- Ja się nigdy nie mylę. Esperanza to przeklęta suka, a na dodatek zdrajczyni! To samo Manuel. Czuję, że dogadali się ze stolicą i chcą się mnie pozbyć. Będziemy bronić majątku aż do ostatniej kropli krwi.
- Ja będą zawsze przy panu. Proszę się nie martwić. Stawimy czoła wrogowi.
- Świetnie. Mam jeszcze jedno polecenie. Chodzi o moją córkę, jej matkę i Adriana Gomeza.
- Słucham szefie...
- Na nich też mogą podnieść rękę. Obiecaj mi, że będziesz chronił moją córkę i nie pozwolisz jej skrzywdzić. Najlepiej byłoby ją tu sprowadzić i ostrzec przed zagrożeniem. Ona nie ma pojęcia ile mam wrogów. A teraz moi wrogowie to także jej wrogowie. Bądź czujny.
- Zajmę się tym. Obiecuję, że nic jej się nie stanie.
- Esperanza nie dopnie swego. Ma mnie za idiotę, ale zanim mnie dostanie, sama pierwsza padnie trupem. Ja mogę zginąć, nie boję się śmierci, ale nie dam więcej skrzywdzić ani Caroliny ani Liliany – westchnął Sandoval...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Alejandro, Martin, Javier, Soledad i Gustavo rozmawiali o ostatnich wydarzeniach związanych ze śmiercią Isabeli Sandoval gdy do hacjendy wróciła Marina w towarzystwie Simona.

- Co ten idiota tu robi? Czemu wrócił? – zdziwił się Gustavo.

Obecność Simona Toredo u boku Mariny zaskoczyła wszystkich. Nie spodziewali się, że kiedykolwiek jeszcze ujrzą ją z tym człowiekiem.

- Dobry wieczór. Przyjechałem w interesach do Coralos i spotkałem po drodze Marinę. Nie była w najlepszym stanie do spacerowania po okolicy, więc odprowadziłem ją do hacjendy – powiedział Simon.
- Dziękujemy ci. Martwiliśmy się o nią – odparł Alejandro.
- Dowiedziałem się o wszystkim. To bardzo przykre co spotkało Marinę i całą waszą rodzinę. Współczuję wam... Jak ten człowiek mógł to zrobić...
- Mam w nosie twoje komentarze Toredo! – wściekł się Gustavo nie mogąc wytrzymać tego co mówi Simon.
- Uspokój się Gustavo. To nie pora na kłótnie. On powiedział bolesną prawdą – wtrącił Javier.
- Jasne...
- Kochanie uspokój się. Może lepiej wyjdziemy? – zaproponowała Soledad.
- Jak chcesz to możemy wyjść...
- Uspokójcie się proszę! Mamy dość problemów! – apelował Martin.
- Don Alejandro... Wiem, że nie byłem ideałem partnery dla pańskiej córki, ale naprawdę kochałem ją i nigdy nie skrzywdziłbym jej w ten sposób w jaki zrobił to Sergio Munos. Gwarantuję, że...
- Przestań Simon! To co się zdarzyło jest tylko i wyłącznie moją winą. Byłam naiwna wierząc Sergio, ale to się więcej nie powtórzy! Dajcie mi teraz wszyscy spokój! – zdenerwowała się Marina wybiegając do swojego pokoju.

Nagle do Simona zadzwonił telefon. Była to Lucrecia. Zaskoczony Toredo odszedł na bok aby móc spokojnie porozmawiać.

- Dlaczego dzwonisz na moją komórkę? Jestem w hacjendzie De La Fuente!
- Coś się wydarzyło? – zapytała Lucrecia.
- Niby co? Nic nowego. Marina cały czas jest roztrzęsiona, a atmosfera wręcz grobowa.
- Całe szczęście...
- Czemu jesteś taka zdenerwowana?
- Mamy problem Simon. Sergio pokonał dwoje naszych ludzi i uciekł! Być może zbliża się w kierunku hacjendy lub swojego mieszkania! Posłałam Adolfo i Fabiana aby go znaleźli, ale jeszcze nie wrócili. To mi się nie podoba...
- Niech to szlag! Wyjadę naprzeciw. Może akurat go spotkam. Ten człowiek nie może wrócić do hacjendy.
- Wiem o tym, ale co zrobisz?
- To co koniecznie Lucrecio. Dość patyczkowania się z tym idiotą. Jeśli go spotkam, to bez wahania zabiję! – rozłączył się Simon...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 22:29:47 08-03-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 22:41:25 08-03-09    Temat postu:

Super odcinek
Sergio na szczęście się uwolnił i uciekł, ale niedaleko. Stracił przytomność. Mam nadzieje, że go nie odnajdą te bandziory. Lucre była wściekła.
Miranda jednak nie przekonała Artura do wyjazdu i zerwała z nim. A on jak zwykle utopił smutki w alkoholu.
Tymczasem stolica chce przejść do ataku. Santanez zadzwonił do Carlosa, żeby umówił spotkanie Caroliny i Ricarda. Chce ich sprzątnąć. I kolejny szok. Carlos współpracuje z Rodrigiem. Nie spodziewałam się tego.
Pojawił się Silvano. Przy jego pomocy Santanez chce usunąć Artura z funkcji komendanta a potem przejąć obie hacjendy. Robi się coraz ciekawiej.
Ricardo przeczuwa że stolica wydała na niego wyrok i dlatego kazał wzmocnić straże wookół swojej hacjendy a także kazał strzec Carolinę, Lilianę i Adriana.
Simon odprowadził Marinę do hacjendy. Jak zwykle zaczął grać dobrego jaki to on niby dobry i że nigdy nie skrzywdziłby Mariny. Ble, ble, ble. Co on nie powie Gustawa denerwowała jego obecność. Zadzwoniła Lucre i Simon odszedł na bok, żeby porozmawiać. Dowiedział się o ucieczce Sergia. Zapowiedział, że jak się na niego natchnie to go zabije Oby mu się nie udało.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 23:28:18 10-03-09    Temat postu:

77 ODCINEK

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Simon zakończył rozmowę z Lucrecią i nerwowo skierował swoje kroki ku wyjściu. Zauważyli to pozostali obecni.

- Już wychodzisz? Nawet nie zostaniesz na chwilę? – zapytał zaskoczony Alejandro.
- Proszę mi wybaczyć don Alejandro, ale jestem w Coralos jedynie chwilowo. Mam mnóstwo interesów do wykonania. Na pewno odwiedzę Marinę gdy poczuje się lepiej – odparł Simon.
- Dziękuję ci, że ją znalazłaś i przyprowadziłeś na hacjendę.
- Zawsze służę pomocą. Pańska córka zawsze wiele dla mnie znaczyła. Do zobaczenia...
- Zobaczymy dokąd pójdzie ten łajdak – zaciekawił się Gustavo...
- Idziesz gdzieś kochanie? – spytała go Soledad.
- Tak, ale nie martw się... Zaraz wrócę...

Tymczasem...

Niedaleko na cmentarzu odbywał się pogrzeb Isabeli Sandoval, w którym uczestniczyła tylko garstka znajomych i pracowników hacjendy. Ricardo chciał już mieć to za sobą, bo teraz najważniejszą rzeczą dla niego była obrona swoich ziem. Upewnił się w tym przekonaniu widząc ukradkowe miny i spojrzenia Esperanzy i Manuela, którzy zjawili się na ceremonii. Udawali współczucie, bo musieli, ale Sandoval wiedział, że teraz jeszcze nie tak dawno wspólnicy, stali się wrogami i to jego teraz zechcą zaatakować.

- Bóg wezwał swoją córkę Isabelę Sandoval do swojego Królestwa. Wszyscy tu obecni ufamy i wierzymy, że od teraz zazna ona szczęścia będąc w lepszym świecie. Niech Pan ma ją w swojej opiece. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen – zakończył modły ksiądz Salvador.

Ricardo choć też stwarzał pozory cierpiącego męża, miał już dość tego żałosnego widowiska jakim było rozpaczanie nad trumną żony, która o mało włos go nie zabiła. Obejrzał się za siebie i sprawdził czy ma pod ręką Tobiasa. Wierny sługa jak zwykle był przy swoim szefie.

- Ci zdrajcy pojawili się. Patrzą na mnie triumfalnie, ale jeszcze nie wygrali. Uzbroiłeś ludzi? – szepnął mu do ucha.
- Tak panie. Niestety zebrałem jedynie około 15-20 pracowników. Jeśli zaatakuje nas większa siła ludzi, zginiemy.
- Nie szkodzi Tobias. Ufam w twoje możliwości. I tak zrobiłeś to co w twojej mocy. W czasie mojej choroby wielu z nich odeszło z pracy, wielu z nich najchętniej by się mnie pozbyło. Będziemy walczyć do końca. Tak czy inaczej nie dbam o swoje życie. Najważniejsza jest dla mnie córka. Nie może spaść jej włos z głowy i ty za to odpowiadasz.
- Nic jej nie będzie...
- Możesz odejść...

Chwilę później do Sandovala podeszli z kondolencjami Esperanza i Manuel. Przywitali się dość chłodno.

- Smutny dzień, prawda? – zauważył Manuel.
- Nie ma tu nikogo z rodziny De La Fuente. Jak widać guzik ich to obchodzi, więc i wy nie musicie udawać – odparł Ricardo.
- O co ci chodzi? – zdziwiła się Esperanza.
- Śmierć tej kretynki jest zarówno wam jak i mnie na rękę. Ale to już przeszłość. Mam nadzieję, że teraz będziemy myśleć jedynie o naszych wspólnych planach, prawda?
- Myślimy o nich 24 godziny na dobę Ricardo. Zaczniemy je realizować wcześniej niż myślisz – uśmiechnęła się Esperanza.
- Wiem o tym, a teraz wybaczcie. Jestem zmęczony i wciąż słaby po chorobie. Nie wiem kiedy porzucę te przeklęte kule. Wracam do siebie. Zobaczymy się jutro...

Ricardo podpierał się kulami i z trudem szedł, ale przy pomocy Tobiasa doszli do samochodu i odjechali w kierunku hacjendy. Manuel uśmiechnął się do swojej rozmówczyni.

- Jak widać Simon i Lucrecia mają ważniejsze sprawy niż pomaganie nam, ale to ich problem. Będzie mniej ludzi do podziału. Biedny Ricardo... Dziś pochował żonę, a za góra trzy dni pochowamy jego...
- Nie ma się co śpieszyć! Czuję, że on przeczuwa co knujemy...
- Spokojnie Esperanzo. Mam zielone światło od stolicy. Jeszcze dziś Arturo Peralta przestanie być komendantem w Coralos. Na jego miejsce przyjdzie człowiek organizacji. Kiedy zasiądzie na fotelu, to miasto będzie już na pewno miastem bezprawia. Gdy ten człowiek będzie po naszej stronie, nic już nie uratuje rodziny De La Fuente. Nic już nie uratuje Ricarda. Jutro wprawimy w ruch powóz śmierci... Jutro Sandoval dołączy do swojej żoneczki, a my przejmiemy hacjendę! Najpierw jedną, a potem drugą. I dostaniemy się do źródła naszej fortuny, czyli do ropy!
- Żeby przejąć hacjendę trzeba mieć ludzi. Ricardo ma swoich... Tobias go nie zdradzi.
- Zdradzi go za to Oskar. To przecież człowiek ze stolicy. A co do ludzi nie musisz się martwić... Już dogadałem się z żądnymi rozlewu krwi chłopami. Za pieniądze zrobią wszystko. Poza tym dziś wieczorem dotrą tu ludzie Rodrigo Santaneza. To zawodowi zabójcy, więc garstka wieśniaków Ricardo nie dam nam rady. Jutro wielki dzień... Dzień naszego zwycięstwa – uśmiechnął się szyderczo Manuel...

Mieszkanie Caroliny.

Carlos wciąż kochał Carolinę, ale pragnał utrzeć jej nosa, bo nie mógł znieść jej widoku u boku Javiera De La Fuente. To spowodowało, że sprzeniewierzył się swoim zasadom. Najpierw usiłował dogadać się z Sandovalem, a teraz wyszła na jaw jego tajemnicza współpraca z samym szefem w stolicy. On od lat wiedział o istnieniu córki Ricarda, a Carlos był idealnym informatorem. Gotów do zemsty na dziewczynie, z łatwością dał się kupić.

- Nad czym tak myślisz Carlos? – spytała Carolina wchodząc do kuchni. I co tu w ogóle robisz?
- Wpadłem z wizytą – odparł chłopak.
- Często wpadasz i bardzo mnie to cieszy...
- Widać nie tak bardzo jak wizyty Javiera, co?
- O co ci znów chodzi? Mieliśmy już nie rozmawiać na jego temat. Wiesz, że go kocham i jestem z nim szczęśliwa.
- Tak, wiem. A swojego prawdziwego ojca też kochasz?
- Ja mam jednego ojca i nazywa się Adrian Gomez. Do Ricardo Sandovala czuję... nie wiem co... Wybaczyłam mu i starałam się go zrozumieć. To wszystko...
- On się dla ciebie zmienił. Doceń to. Wiesz czego on teraz potrzebuje najbardziej? Twoich odwiedzin. Zajrzyj do niego jutro. Dzięki temu wydłużasz mu życie... Pójdę już. Trzymaj się...
- O co mu chodziło? Skąd takie zainteresowanie Carlosa moimi kontaktami z Ricardem? – zdziwiła się Carolina...

Mieszkanie Arturo Peralty.

Rozstanie z Mirandą było zbyt silnym wstrząsem dla komendanta. Słabość do alkoholu wzięła górę. Zrozpaczony mężczyzna wypił już samotnie dwie butelki tequili i brał się za trzecią.

- Kobiety... Nigdy nie zrozumieją mojej pracy... Policjant zawsze musi być na swoim stanowisku. Czy to tak trudno pojąć? Twoje zdrowie Mirando! Niech ci się szczęści w życiu – bełkotał Arturo leżąc na podłodze...

Drzwi do jego mieszkanie było otwarte. Nagle w środku zjawił się Silvano Mendez w otoczeniu dwójki swoich pracowników.

- Czy pan to Arturo Peralta? Słyszy mnie pan?
- Tak, to ja. Nie znam pana. Kim pan jest i co pan robi w moim domu?
- Nazywam się Silvano Mendez. Szukałem pana na komisariacie, ale jak widzę urządził sobie pan już libację we własnym gniazku. Moje obawy się potwierdziły...
- Jakie obawy? Co pana do mnie sprowadza? – Arturo wstał, ale ledwo trzymał się na nogach.
- Obowiązki mnie tu sprowadzają panie Peralta. Oto papiery które pana dotyczą. Proszę spojrzeć o ile pan da rady w takim stanie...

Arturo wziął do ręki dokumenty i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Uznał to za jakąś pomyłkę.

- Ja odwołany ze stanowiska? Ja? Wolne żarty!
- To prawda, a nie żarty...
- Na jakiej podstawie jestem zdegradowany z Coralos? To znowu jakiś spisek?
- O czym pan mówi? Od dziś ja jestem komendantem w Coralos. Postanowiliśmy usunąć pana w trybie natychmiastowym. Zaistniało wiele nieścisłości w pana pracy w Coralos. Należało zareagować i tak właśnie się dzieje. Oby nie za późno. Tu jest podpis sędziego w tej sprawie i mianowanie nowego komendanta...
- Widzę, ale to jakaś kpina! Postanowiliśmy? Kto za tym stoi? Mafia?
- Jest pan kompletnie pijany. Proszę się uspokoić...
- Nie oddam stanowiska! Wskażcie mi dowody tych nieścisłości!
- Już pan je oddał. Skoro pan chce, to powiem. Nie dokończył pan śledztwa w sprawie zabójstwa Marii Emilii De La Fuente. Ba! Zabójca własnej żony, niejaki Alejandro De La Fuente jest cały czas bezkarny i na wolności!
- To oszczerstwo!
- Poza tym w stolicy dowiedziano się o wielu innych interesujących rzeczach. Wciąż nie wyjaśnił pan zabójstwa Ofelii Carreras, pomógł pan w ucieczce z więzienia przestępcy Alejandro De La Fuente o którym już wspominałem. Nie ochronił pan sędziego Jose Luisa Barriosa przed bezwzględnymi przestępcami. Nie zdyscyplinował pan swojego pracownika Bruno Rebollara. A może to pan jest uwikłany w korupcję, tajemnicze układy? Rządził pan jak chciał w tym mieście bezprawia, ale nadeszły nowe, lepsze czas...
- Za dużo wiecie... Już wiem kto was przysłał! Dranie!
- Zabierzcie go. Posiedzi w stolicy w izbie wytrzeźwień. Może wtedy przestanie pyskować... Wreszcie mamy z głowy Arturo Peraltę. Od dziś to ja rządzę w Coralos – uśmiechnął się Silvano...

Tymczasem...

Simon nie znalazł Sergia. Poszukiwania Fabiana, Adolfo i Cesara także nie przyniosły rezultatów. Lucrecia była wściekła. Oboje byli wzburzeni rozmawiając w chatce.

- Nie możliwe żeby pieszo zaszedł taki kawał drogi! Był
wymęczony! – denerwowała się Lucrecia.
- Jak widać możliwe! Na pewno skontaktował się już z bratem albo jest na hacjendzie. Nie spotkałem go po drodze. Niech to szlag! – irytował się Simon.
- I co teraz zrobimy?
- Znikniemy! Nie mamy wyjścia! Jeżeli Sergio opowie wszystkim kto stał za jego porwaniem, to już po nas!
- Nie krzycz na mnie Simon! Po co mamy uciekać? Niedługo nasi wspólnicy przejmą hacjendę i ustanowią swoje własne prawo, więc nikt nas nie tknie! Nie ucieknę jak tchórz! Najbardziej boli mnie to, że Marina znowu wybaczy temu kretynowi!
- Trzeba zatrzeć ślady i usunąć świadków!
- Co masz na myśli?
- Weź ten pistolet i zrób dokładnie to co ja... Fabian! Adolfo! Cesar! Chodźcie tu!

Simon i Lucrecia schowali pistolety za siebie. Wezwani mężczyźni po chwili weszli do środka. Nie byli przygotowani na to co ich czeka. Tylko jeden z nich wziął ze sobą broń.

- Słuchamy dalszych rozkazów – powiedział Fabian.
- Spartaczyliście robotę i nie odnaleźliście Sergia. Jesteście do niczego! – grzmiał Simon.
- Nie dostaniecie drugiej połowy obiecanych pieniędzy – dodała Lucrecia.
- Jak to nie? To nie nasza wina! Dostaniemy!
- Dostaniecie panowie... ale po kulce!

Simon w okamgnieniu wyciągnął broń i ku przerażeniu rozmówców, dwukrotnie wystrzelił, śmiertelnie raniąc Fabiana i Adolfo. Cesar usiłował uciec, ale został postrzelony w plecy przez Lucrecię. Po chwili na podłodze zrobiło się czerwono od krwi. Ich agonia trwała zaledwie kilka sekund, bo zarówno Lucrecia jak i Simon bezlitośnie dobili jeszcze leżących i błagających o litość mężczyzn.

- Teraz już wszyscy nie żyją. Jednego załatwił Sergio, a my pozostałych trzech. Nie będzie żadnych świadków – stwierdził Simon.
- Co zrobimy z ciałami? Sergio na pewno wróci w to miejsce z policją – zaniepokoiła się Lucrecia.
- Wrzucimy je na pożarcie piraniom. Nic z nich nie zostanie...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Soledad zaniepokojona wciąż chwiejnymi nastrojami swojej siostry postanowiła ponownie z nią porozmawiać i wesprzeć na duchu.

- To wszystko nie ma sensu! – załamywała ręce Marina.
- Nie mów tak! Wyjdziesz z tego dołka. Potrzebujesz po prostu czasu – odparła Soledad.
- Gustavo to wspaniały mężczyzna i wiem, że nigdy cię nie skrzywdzi, ale jego brat to kawał drania! Dlaczego wciąż o nim mówię! Nie zasługuje on nawet na wzmiankę!
- Uspokój się. Zajmij się teraz sobą, a nie rozpamiętywaniem przeszłości...
- Wiesz co Soledad? Może to dzisiejsze spotkanie Simona to jakiś znak? Wiem, że on potrafił być dla mnie okrutny, wiele razy zachowywał się jak prostak, ale wierzę, że mnie naprawdę kochał. Ja go nie doceniłam i pognałam za prawdziwą miłością, czyli Sergio Munosem. Niestety okazało się to idyllą i mrzonką. Sergio zakpił sobie ze mnie, a Simon nigdy by tego nie zrobił. Może powinnam wyjechać i o wszystkim zapomnieć? A może dać Simonowi drugą szansę? Sama nie wiem... Doradź mi coś...
- Na twoim miejscu byłabym ostrożna siostrzyczko. Póki co trzymaj się z dala od mężczyzn. Zarówno od Sergia jak i od Simona. Przeczekaj jakiś czas, a niedługo znajdziesz odpowiedzi na dręczące cię pytania...

Tymczasem...

Gustavo był wściekły gdy zgubił drogę którą kierował się Simon. Poirytowany wracał do swojego mieszkania gdy nagle zauważył pod jednym z drzew leżącego, nieprzytomnego mężczyznę. Po chwili zorientował się, że ten człowiek żyje i jest nim jego własny brat!

- Sergio... Obudź się... Ty żyjesz! Wiedziałem, że cię znajdę... Ocknij się! To ja Gustavo... Twój brat!
- Zawieź mnie do Mariny. Wszystko jej wytłumaczę. Szybko, bo oni mogą wrócić. Zawieź mnie tam! – odparł słabym głosem Sergio...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25 ... 48, 49, 50  Następny
Strona 24 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin