Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 18:28:41 05-08-09    Temat postu:

97 ODCINEK

Coralos.

Kościół.

Im bliżej rozpoczęcia ceremonii, tym tłoczniej robiło się niedaleko niewielkiej przecież świątyni w Coralos. Tym razem dmuchano na zimne i już od początku ochrona robiła wszystko co w jej mocy aby nie doszło do jakichś kolejnych niemiłych niespodzianek. Arturo i jego ludzie otoczyli kościół kordonem bezpieczeństwa i sprawdzali każdy pojazd, który przejeżdżał główną drogą i parkował przy kościele. Nikt obcy nie miał więc szans przedostać się przez bariery jakie wytyczył Peralta. Gustavo i Sergio wbrew swoim obawom zdążyli na czas i przyjechali praktycznie jako pierwsi. Na miejscu przywitali się z Arturo i Bruno, którzy nieustannie czuwali nad bezpieczeństwem. Ten ostatni był oczywiście w towarzystwie swojej żony Danieli. Niedługo później przyjechał Javier z Caroliną i jej rodzicami oraz Martin. Była też grupka przyjaciół i pracowników hacjendy. Czekano już tylko na przyjazd Alejandra, Valerii i przede wszystkim sióstr De La Fuente.

- Może tym razem to one nas wystawią? – denerwował się Sergio.
- Przestań już tak gderać jak stara zrzęba, bo przez ciebie i ja się denerwuję – odparł Gustavo.

Po chwili obaj jednak zauważyli, że w ich kierunku podjeżdża limuzyna. Wtedy pojawił się ksiądz Salvador.

- Chodźcie do środka chłopcy, bo tam macie czekać na panny młode. Niech wierni zajmują już miejsca – powiedział duchowny, który również był szczęśliwy, że w końcu może odprawić jakąś wspaniałą i radosną ceremonię, a nie jak dotychczas, nieustannie smutne pogrzeby.

Sergio i Gustavo poszli za radą księdza i udali się do środka. Podobnie jak zresztą część weselnych gości. W tym samym czasie z samochodu wyszli Alejandro i Valeria, a następnie córki seniora rodu De La Fuente. Obie były olśniewająco piękne w swoich sukniach ślubnych. Przede wszystkim jednak promieniały szczęściem.

- Jesteście prześliczne. Wasi wybrankowie czekają już w kościele. Nie martwcie się. Tym razem nikt wam już ich nie odbierze – uśmiechnął się Martin.
- Też mam taką nadzieję – poklepał brata po plecach Alejandro. Żadna z nich nie zniosłaby ani jednego dnia więcej czekania. Dziś jest ich dzień.
- Nawet pogoda dziś dopisała. Niebo raduje się ich szczęściem, a słońce będzie dodawać tym małżeństwom blasku – uśmiechnęła się Carolina, która chyba zrobiła to po raz pierwszy od kilku dni.
- Nas również czeka to szczęście. Może nawet prędzej niż sądzisz. Chodźmy już do środka kochanie. Niech one się odpowiednio przygotują – stwierdził Javier...

Ludzie powoli zapełniali miejsca w kościelnych ławkach, ksiądz Salvador czekał już z rozpoczęciem mszy przed ołtarzem. Tuż obok niego czekali przyszli mężowie. Na zewnątrz natomiast Alejandro szykował się do wejścia w towarzystwie córek. Rodzina była już nie tylko szczęśliwa, ale i spokojna, bo Arturo i jego ludzie patrznie pilnowali każdy kąt wokół świątyni.

- Dziękuję ci za ochronę Arturo – powiedział Alejandro.
- To mój obowiązek przyjacielu. Znów jestem komendantem i czas zmienić Coralos na lepsze – odparł komendant.
- Jesteście gotowe? – spytał córki De La Fuente.
- Tak. Nie możemy się doczekać – odparła Marina.
- Szkoda, że tej pięknej chwili nie doczekała nasza mama – westchnęła Soledad.
- Jestem pewien, że teraz właśnie cieszy się tam gdzie jest i błogosławi wam z góry – zapewnił uśmiechając się Alejandro...

Tymczasem...

Niemal całe Coralos żyło dzisiejszym ślubem braci Munos z siostrami De La Fuente, ale miejsce ostatnich dramatycznych akcji, czyli rozciągające się bagienne tereny pozostawały puste i odludnione. Policja nie szukała w tym dniu zwłok poszukiwanego Manuela Rodrigueza. Nie było tam więc nikogo, bo zwykli śmiertelnicy nie wychylali się nawet na kilometr od tego miejsca, w którym od czasu do czasu przypominała o sobie śmierć. Jednak po chwili niedaleko bagien zaparkował samochód. Mężczyzna z doklejanymi wąsami i najprawdopodobniej peruką na głowie oraz ciemnymi okularami przez chwilę nie wysiadał z samochodu. Bacznie obserwował miejsce przed którym się zatrzymał. Rozglądał się na prawo i lewo jak dziecko, które które ma właśnie zamiar przejść przez ulicę. W końcu jednak upewniwszy się, że nie ma wokół siebie osób trzecich, wysiadł z niego i skierował swoje kroki w kierunku bagażnika. Otworzył go i z trudem, po dobrej chwili wyciągnął z niego ciężkie, umieszczone w worku zwłoki.

- Wszystko poszło po mojej myśli. Szukają nieboszczyka, to go znajdą. Nawet po śmierci sprawiasz mi problemy kretynie. Jesteś strasznie ciężki, ale na szczęście już się ciebie pozbyłem. Co za paradoks... W tym miejscu uratowałeś mi życie, ale ja nie jestem tak szlachetny. Spoczniesz tam gdzie powinieneś, czyli w bagnie – uśmiechnął się Manuel, po czym z całej siły kopnął leżący przed nim worek, który z hukiem wturlał się do bagna. Po chwili już nie było go na wierzchu, a woda uspokoiła się. Manuel rozejrzał się dookoła raz jeszcze i jakby gdyby nigdy nic odjechał, odklejając przy tym niewygodne wąsy i perukę...

Stolica.

Więzienie dla kobiet.

Nowe więźniarki, w tym oczywiście Esperanza stawiały właśnie swoje pierwsze kroki w środku zimnego i bezdusznego więzienia. Początkowym i typowym schematem wobec nowych skazańców było oczywiście rozdanie im pościeli i wyznaczenie celi. Jedna ze strażniczek przyjmowała więc kobiety wedle kolejki i wykonywała ze znużeniem tę jakże monotonną i znaną jej pracę. Wszystkiemu przyglądała się diablica aby mieć na oko każdą z nowo przybyłych.

- Nazywam się... – zaczęła jedna ze skazanych kobiet.
- To mnie nie obchodzi. Twoje nazwisko mamy w papierach. Twój numer więzienny to 14 869, oto twoje ubranie, pościel, ręcznik i szczoteczka do zębów. Twoja cela ma numer 18 w sektorze C. Numer więzienny 14 869. Następna! – grzmiał głos strażniczki, która zawsze dwa razy powtarzały jaki numer więzienny nosiła dana więźniarka.

Kolejną osobą była Esperanza. Nie mogła powstrzymać wściekłości widząc jak traktowane są tu więźniarki i postanowiła dać próbkę swoich możliwości, narażając się nawet na gniew obecnej tu przecież diablicy.

- Nie jestem żadna następna! Nazywam się Esperanza Guzman! Rozumiesz?

Strażniczka dawno nie spotkała się z takim pokazem buty, puchy i arogancji. Nie zdążyła zareagować, gdyż wyręczyła ją z tego diablica.

- Słucham? Możesz nazywać się Esperanza, Leticia albo nawet Francisca. Tutaj nikogo to nie obchodzi. Nie jesteś tu na wczasach. Jesteś zwykłym numerem więziennym, nawet nie jesteś tu kobietą. Lepiej się zamknij, bo nie poznasz nawet swojej celi. Jeszcze jedna taka odzywka, a wylądujesz w izolatce. Zrozumiano? – zapytała drwiąco diablica patrząc Esperanzie prosto w oczy.
- Tak – odparła po kilku sekundach milczenia kobieta, co uspokoiło nieco szefową więzienia. Jej pracownica kontynuowała więc swój rytuał...
- Twój numer więzienny to 14 870, oto twoje ubranie, pościel, ręcznik i szczoteczka do zębów. Twoja cela ma numer 10 w sektorze D. Numer więzienny 14 870. Następna!

Esperanza odebrała swoje rzeczy, a strażniczka zaprowadziła ją prosto do celi. Wędrówka trwała około trzech minut, bo z tego miejsca do sektora D, w którym odsiadywały swoje wyroki morderczynie, nie było wcale blisko. W końcu jednak dotarła ona do swojej celi.

- Oto twoja cela. Właź! – powiedziała strażniczka i tu jej rola już się skończyła.

Esperanza weszła do środka, a kraty zostały zasunięte. W celi na kobietę czekała już jej współlokatorka. Była to osoba rudowłosa, w podobnym do Esperanzy wieku. Od razu można zauważyć było w jej oczach wilcze spojrzenie i wielkie zaciekawienie związane z tym kogo będzie w swojej celi gościć.

- Dzień dobry – powiedziała Esperanza kładąc swoje rzeczy na dolnej pryczy.
- Zaraz zaraz... A gdzie twoje maniery nowa? Zapytałaś o pozwolenie? To moja cela i ja tu rządzę – śmiała się kobieta wystawiając na wierzch swoje brudne i niedomyte zęby.
- Teraz już nie twoja, lecz nasza cela...
- Jaka pyskata... Ale takie właśnie lubię. Bierz tą pryczę, ja i tak wolę spać na górnej. Jestem Barbara Montalves, a ty?
- Esperanza Guzman – odparła kobieta, której wygląd i zachowanie współlokatorki niezbyt przypadły do gustu.
- Coś czuję, że będziemy tu miały razem niezłą zabawę...
- Co za obrzydliwe miejsce i obrzydliwe towarzystwo. Dam radę, bo takie jak ja zawsze są silne, pokonują przeszkody i w końcu
zwyciężają! – pomyślała Esperanza...

Tymczasem...

Miranda rozstała się z Arturo i ta bolesna decyzja spowodowała, że dziewczyna przeżywała bardzo trudne chwile. Sądziła jednak, że dzięki temu zyska spokój i uratuje życie swojemu wybrankowi, ale nie wiedziała nawet jak bardzo się myli. Wciąż była obsesją dla Rodrigo Santaneza, który co prawda planował zniknąć na jakiś czas, ale nie bez niej. Gdy kręciła się w kuchni, ktoś zaczął pukać do drzwi. Gdy otworzyła je, ponownie zauważyła twarze ludzi, których nie chciałaby nigdy więcej widzieć. Byli to Rodrigo, Oskar i jeszcze dwóch innych zabójców pracujących dla mafioza.

- Czyżbyś zobaczyła ducha? – zapytał z szelmowskim uśmiechem na twarzy Rodrigo.

Dziewczyna chciała zamknąć drzwi, krzyknąć, uciec, ale nie miała szans, gdyż ręce Oskara w jednej chwili wylądowały na jej ustach.

- Cicho siedź, bo pożałujesz! – Oskar nie patyczkował się z Mirandą.
- Czego ode mnie chcesz Rodrigo? Przecież zrobiłam wszystko co chciałeś! – odpowiedziała przerażona dziewczyna.
- Owszem i dlatego twój kochaś Arturo Peralta wciąż żyje chociaż nie wiesz jak bardzo działa mi na nerwy. Teraz mam pewne problemy, ale jak to mawiają najlepszym rozwiązaniem na nie jest obecność ukochanej kobiety – stwierdził Santanez.
- Co masz na myśli?
- Powiedzmy, że planuję nieco dłuższy urlop. Interesy nie idą tak dobrze jak chciałbym, co nie oznacza, że się poddaję. Potrzebny mi jednak odpoczynek i nieco mniej stresu. Wyjeżdżamy kochanie...
- Co takiego? Nie rób mi tego! Daj mi wreszcie spokój!
- Spokój odnajdziesz dopiero po mojej śmierci. Zabieram cię na moje wakacje. Bierzcie ją i do furgonetki! Znudziła mnie już ta rozmowa – rozkazał stanowczo Rodrigo...

Coralos.

Kościół.

Sergio i Gustavo w końcu doczekali się swoich wybranek. Zagrała muzyka, a oni patrzyli jak prosto w kierunku ołtarza idzie Alejandro De La Fuente w towarzystwie dwóch swoich córek. Marina szła od jego prawej strony, a Soledad od lewej. Obie były szczęśliwe i czuły jednocześnie radość i nerwy przed tym jakże ważnym dla nich wydarzeniem. Po chwili byli już przy ołtarzu, a Alejandro oddał im swoje córki. Można było zaczynać więc ceremonię.

- Dziś zebraliśmy się tu przed Bogiem aby uczestniczyć w jakże pięknym i uroczystym wydarzeniu. W tej oto świątyni przy błogosławieństwie naszego Pana zostaną zawarte dwa sakramenty małżeństwa, pomiędzy Sergiem Munosem i Mariną De La Fuente oraz Gustavo Munosem i Soledad De La Fuente. Tych ludzi łączy jedna, ale jakże piękna rzecz. Miłość. Bez miłości moi drodzy nie ma dobra, nie ma szczęścia, nie ma radości. Miłość ma wiele cech o których mówi m.in. św. Paweł w pierwszym liście do Koryntian.

W tym momencie ksiądz wypowiada wszystkie cechy miłości zawarte we wspomnianym fragmencie. Soledad i Marina odwracają się jednocześnie w kierunku ludzi siedzących z tyłu i dzieje się na ich oczach rzecz niesamowita. Obie, choć tego nie wiedzą, widzą to samo... Widzą swoją własną matkę, stojącą przy drzwiach kościoła! Maria Emilia uśmiecha się i kiwa głową na znak aprobaty. Jest szczęśliwa tak samo jak jej córki. Po chwili jednak znika. Marina ma łzy w oczach, to samo dzieje się z Soledad.

- Już się popłakały. Nic dziwnego, bo ja chyba zrobię za chwilę to
samo – powiedział do brata Alejandro.
- Piękny moment – westchnął tylko Martin.

- Taką właśnie miłością Bóg miłuje świat i miłość wedle tych cech zostania dziś pobłogosławiona przez Stwórcę przy tym ołtarzu – kontynuował ojciec Salvador.

Po chwili rozpoczął się długo oczekiwany element, czyli słowa przysięgi.

- Sergio Munos, czy bierzesz sobie Marinę De La Fuente za żonę, ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci? – zapytał ksiądz.
- Tak – bez wahania odparł szczęśliwy Sergio.
- Marino De La Fuente, czy bierzesz sobie Sergio Munosa za męża, ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?
- Tak – powiedziała cała rozradowana Marina.

Chwilę później zamienili się obrączkami... Teraz przyszedł czas na drugą parę...

- Gustavo Munos, czy bierzesz sobie Soledad De La Fuente za żonę, ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci? – zapytał ksiądz.
- Tak – odparł ze spokojem i szczęściem w oczach Gustavo.
- Soledad De La Fuente, czy bierzesz sobie Gustavo Munosa za męża, ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?
- Tak – powiedziała zdenerwowana, ale jakże radosna Soledad.
- Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. W świetle prawa jesteście od teraz mężem i żoną. Możecie się pocałować – stwierdził ksiądz zwracając się do Sergia i Mariny.

Po gorącym pocałunku małżonków te same słowa zostały skierowane do drugiej pary. Gustavo i Soledad pocałowali się również po raz pierwszy jako mąż i żona. Otrzymali ogromne brawa od rodziny i wszystkich obecnych, którzy również odczuli pewnego rodzaju wzruszenie. Dziś triumfowała miłość dwóch cudownych par, czterech wspaniałych ludzi, którzy zasługiwali jak nikt inny na szczęście i doczekali się go w końcu w odpowiednim momencie. Słońce w Coralos świeciło w tym dniu właśnie dla nich...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:18:15 05-08-09    Temat postu:

W rolę "Diablicy" wcielać się będzie Zully Montero



A rolę współlokatorki z celi Esperanzy - Barbary Montalves zagra Diana Quijano

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:27:13 05-08-09    Temat postu:

Zamieszczam skromną recenzję do nieskromnego serialu

Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, nawet nie wiesz jak się mylisz ... Tak samo jak bohaterowie z miasteczka Coralos, którzy za każdym rogiem odnajdują sięgającą zenitu nienawiść ...

W LABIRYNCIE KŁAMSTW

Ciemne chmury zbierające się nad życiem bohaterów są niczym w porównaniu z ciemnymi charakterami, robiącymi wszystko, by zdobyć upragniony cel. Cel, którego droga otwiera się zbrodnią, a następnie prowadzi przez wyboiste tereny intryg, namiętności, zdrad, miłości i nienawiści.

W LABIRYNCIE KŁAMSTW to kryminał na poziomie, którego bohaterowie nieustannie balansują na granicy dobra i zła, miłości i nienawiści oraz życia i śmierci.

Mrożącą krew w żyłach akcję wspomaga gwiazdorska obsada: Cesar Evora, Danilo Santos, Aura Christina Geithner, Kristina Lilley, Didier Van Der Hove, Marcelo Buquet, Catherine Siachoque, Martiza Rodriguez, Jorge Cao, Mauricio Islas, Juan Sebastian Aragon, Gaby Espino, Michael Brown, Natasha Klauss, Christian Meier, Danna Garcia, Juan Alfosno Baptista, Paola Rey, Juan Pablo Shuk, Carolina Tejera i Gabriela Spanic.

W LABIRYNCIE KŁAMSTW to podstawowa pozycja dla fanów porządnych kryminałów, miłośników mrocznych i tajemniczych historii oraz widzów takich seriali HACJENDA LA TORMENTA i LABIRYNT NAMIĘTNOŚCI. Jego autorem jest jeden z najlepszych pisarzy na forum, Greg 20, twórca takich hitów jak: MIŁOŚĆ CZY NIENAWIŚĆ oraz MIŁOŚĆ CZY NIENAWIŚĆ – PO LATACH, potrafiący nietuzinkowo wprowadzić czytelnika w kryminalne klimaty.

Czy miłość pokona labirynt pełen kłamstw owiany nienawiścią?! Czy bohaterowie odnajdą spokój i czy nie będzie on okupiony zbyt wysoką ceną?! Tego dowiemy się tylko w niesamowitej, 120-odcinkowej historii jaką jest: W LABIRYNCIE KŁAMSTW.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:07:07 14-08-09    Temat postu:

Super odcinek
I nareszcie. Soledad i Gustek, Marina i Sergio pobrali się. Na szczęście nic się nie stało. A to dzięki ochronie policji, jakby nie to, to kto wie czy by nie doszło do czegoś. Wydawać by się mogło, że nareszcie będą szczęśliwi, ale nie zapominajmy o wrogach. Na pewno jeszcze namieszają.
Tymczasem Manuel wrzucił do bagien zwłoki Federica. Policja znajdzie jego zwłoki. Co za kanalia, przyjaciel go w tym miejscu uratował a ten nie jest taki szlachetny. Pozbywa się jego. Mam nadzieje, że Manuel kiedyś zapłaci za wszystkie swoje zbrodnie.
I kolejne scenki w więzieniu. Jak zwykle super. Esperanza chciała pokazać co to nie ona, ale diablica skutecznie ją utemperowała. Pokazała gdzie jej miejsce. Dobrze jej tak. I mamy nową postać. Barbarę, koleżankę z celi Esperanzy. Ciekawe nowego ta postać wniesie do telki?
Miranda jednak nie uwolniła się od Rodriga, ona nadal ją prześladuję. Zabrał ją na wakacje. Ciekawe co zamierza ten drań zrobić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:45:11 15-08-09    Temat postu:

98 ODCINEK

Jakiś czas później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Hacjenda rodziny De La Fuente była kolejnym punktem wspaniałego dnia, kontynuacją weselnej ceremonii oraz idealnym miejscem aby dwie świeżo upieczone małżeńskie pary mogły świętować. Przyjęcie odbywało się jedynie w gronie rodzinnym, było również kilku znajomych i pracowników hacjendy. Arturo w dalszym ciągu dmuchał na zimne i wraz z Brunem postawili przed hacjendą swoich ludzi. Tak na wszelki wypadek. Jednak nic nieoczekiwanie nie mogło się zdarzyć i żadna siła wyższa nie mogła w tym dniu zmącić szczęścia Sergia i Mariny oraz Gustavo i Soledad. Alejandro wstał od stołu i zabierał się właśnie za uroczystą przemowę. Dla niego również była to wielka, cudowna wręcz chwila.

- Nie będę ukrywał przed wami drodzy goście, że nie jestem wielkim mówcą. Pragnę dziś jednak powiedzieć kilka słów od serca, bo jest ku temu szczególna i jakże wspaniała okazja. W życiu czasami trzeba czekać... Czekać bardzo długo, walczyć z przeciwnościami losu, ze swoistym złem panoszącym się dookoła, przeżywać ból, strach, cierpienie i jedną wielką niesprawiedliwość. Jednak trzeba przeżyć te nawet najtrudniejsze chwile, bo kiedyś nadchodzi coś nowego, coś zdecydowanie lepszego. Dla takich chwil warto żyć. Po burzy zawsze wychodzi słońce i dziś to słońce odwiedziło Coralos, odwiedziło tę hacjendę, odwiedziło nasza rodzinę. Jako ojciec czułem dziś duże zdenerwowanie, ale teraz czuję tylko w sobie radość i szczęście. Rzadko zdarza się żeby w tym samym momencie wydawać za mąż obie swoje córki. Ja miałem to szczęście. Wiem, że Marina i Soledad przeżywają teraz cudowne chwile. Życzę wam żebyście na nowej drodze życia zawsze miały na sobie uśmiech i razem z waszymi mężami stworzyły piękny dom pełen miłości, dzieci i szczęścia. Wiem ponadto, że wybraliście znakomitych partnerów. Trudno byłoby wam znaleźć lepszych. Witam was Sergio i Gustavo w rodzinie, która jest od teraz waszą rodziną... Choć nie ukrywam, że byliście w niej już od dawna. Pozwólmy zatriumfować miłości, bo ona jak wiemy pokona wszystko. Jej nic i nikt nie pokona. Ona zawsze wygrywa i wy moi drodzy wygraliście właśnie dziś. Jestem także przekonany, że Maria Emilia obserwuje to co teraz dzieje się w tej hacjendy i jest tak samo szczęśliwi jak i my wszyscy. Ona błogosławi nam z góry i łączy się dziś z nami, a my łączymy się z nią. Podejdźcie do mnie proszę. Jeszcze raz wam gratuluję i życzę wielu wspaniałych lat na waszej nowej drodze życia – zakończył wyraźnie wzruszony Alejandro...

Po tych słowach wszyscy obecni bili mu brawo, a doniosłość chwili, łzy wzruszenia i niebywałe emocje wzięły górę. Alejandro przytulił córki i serdecznie poklepał po plecach swoich zięciów.

- Dziękuję tato – powiedziała szczęśliwa Marina.
- Wiemy, że mama była dziś z nami w kościele. Widzieliśmy ją – dodała Soledad.
- Wspaniałe słowa. Nikt nie ująłby tego lepiej – zapewnił Alejandro Sergio.
- Dziękujemy teściu – zażartował Gustavo.

Sytuacji przyglądali się Javier z Caroliną, Martin i Arturo. Każdy z nich wiedział co przeszła ta rodzina i jak bardzo potrzebuje takich radosnych chwil jak ta obecna...

- Zaraz i ja się wzruszę, chociaż nie mam tego w zwyczaju – stwierdził Javier.
- Masz ku temu powody – uśmiechnęła się Carolina.
- Mój brat zasługuje na scaloną rodzinę. Związki jego córek z tymi mężczyznami to strzał w dziesiątkę – powiedział Martin.
- To prawda. Odbili się od dna i teraz będzie tylko lepiej – ocenił sytuację Arturo.

Po chwili inni również przyłączyli się do życzeń dla państwa młodych. Stół weselny był przygotowany idealnie i stały na nim przeróżne wykwintne potrawy, przygotowane przez lojalną służbę rodziny De La Fuente. Jednak
w tej chwili to wcale nie jedzenie i trunki były najważniejsze. Nadszedł bowiem czas zabawy i świętowania. I tak miało już być aż do samego rana.

- Muzyka panowie! Bawmy się! – krzyknął Alejandro i niedługo całą hacjendą wstrząsnęła muzyka. Słychać było ją wszędzie, była głośna,
radosna i podkreślała powrót dawnych właścicieli, dla których nadeszła w końcu jakże zwykła wydawałoby się, ale przede wszystkim ludzka sprawiedliwość...

Tymczasem...

Kryjówka Simona i Lucrecii nie należała do najwygodniejszych i w istocie takowa nie była. Nie przypominała nawet taniego, obskurnego hotelu. Brud, nieład, nieporządek i chaos były w tym skromnym mieszkaniu na porządku dziennym. Żadnych wygód, wszystko albo zepsute albo porozwalane. I co gorsze, żaden z lokatorów nie palił się do sprzątania. Przyzwyczajeni do wygód wspólnicy czekali aż wszystko ułoży się samo. Nie doczekali się. Lucrecia wzięła szybki prysznic w łazience i wróciła do pokoju. Chciała porozmawiać z Simonem, ale zauważyła, że chyba nie będzie jej to dane. Mężczyzna leżał na kanapie trzymając w ręce wypitą już puszkę po piwie. Na stole leżały jeszcze cztery takie same puszki i popielniczka po kilku papierosach. To było już za wiele dla wściekłej Lucrecii, która doskonale wiedziała, że dzisiaj jej najwięksi wrogowie świętują. To jeszcze bardziej niż zwykle wyprowadziło ją z równowagi. Żwawym krokiem niewiele się namyślając podbiegła do leżącego mężczyzny i z całej siły zrzuciła go z kanapy. Zrobiła to tak niefortunnie, że nieszczęśnik uderzył się głową prostą w kant stolika. W ułamku sekundy zobaczył gwiazdy, ale doszedł do siebie i szybko zrozumiał co się dzieje.

- Co ty robisz? Zwariowałaś? Chcesz mnie zabić? – zaczął awanturować się Simon, ale jego język plątał się, a ruchy były wyraźnie spowolnione.
- Zamknij się idioto! Rozejrzyj się dookoła. Mam mieszkać z tobą w takich warunkach? A na dodatek jesteś pijakiem! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz! – Lucrecia aż trzęsła się z poirytowania i wściekłości jaka w niej siedziała.
- Ta kryjówka należy do mnie i mogę robić co mi się żywnie podoba. Ty jesteś tylko gościem. Mogłem cię tu nie zabierać. Nie narzekaj... Ściga nas policja i ciesz się, że mamy dach nad głową. Taki los uciekinierów. Spodziewałaś się tu pięciogwiazdkowego hotelu? Jak chcesz coś zjeść tu ugotuj, jak chcesz mieć posprzątany dywan, to bierz się do roboty!
- Jesteś skończonym idiotą Simon. Zamiast zabrać się za siebie i obmyślać jakiś plan, ty wolisz użalać się nad sobą, obrażać mnie i pić. Na dodatek samotnie. Mnie nie raczyłeś zaprosić.
- Nie starczyłoby dla ciebie piwa...
- Przyznaj się, że pijesz przez Marinę. Dzisiaj wybrała innego, a tu zostałeś z ręką w nocniku. Żal mi ciebie...
- Twoja sytuacja wcale nie jest lepsza. Zarówno Marina jak i Sergio zakpili sobie z ciebie. Nie udawaj, że Munos to tylko twoja zachcianka. Coś do niego czujesz, ale on do ciebie nic prócz pogardy. Upadliśmy na samo dno Lucrecio, ale to dobry punkt zaczepienia, bo niżej już nie spadniemy. Zawsze możemy spróbować się wybić. Dziś piję, ale jutro wezmę się za moją drugą kobietę. Skoro Marina nie może być moja, to zawładnę sercem Danielu – wybełkotał Simon.
- Wytrzeźwiej, bo w takim stanie wzbudzasz tylko litość. Nawet ja nie przespałabym się z tobą w takim stanie, a miałam dziś na to ochotę. Ty przegrałeś i pokazujesz to swoim zachowaniem, ale ja udowodnię swojej kuzyneczce, że gra nie jest jeszcze skończona. Szczęście państwa Munosów nie będzie trwało długo. Już ja się o to postaram – powiedziała sama do siebie Lucrecia spoglądając tylko na Simona, który ponownie usilnie próbował wdrapać się na kanapę...

Stolica.

Więzienie dla kobiet.

Esperanza zajęła swoją pryczę i starała się zaprzyjaźnić ze swoją współlokatorką Barbara. Nie miała bowiem innego wyjścia. Chciała uniknąć kłopotów choć w pierwszym dniu swojego pobytu w tym jakże okropnym miejscu.

- Za co siedziałaś? – spytała Esperanza siedzącą na górnej pryczy towarzyszkę.
- A jak myślisz, co? Zadajesz głupie pytania. W tym sektorze siedzą morderczynie, więc skoro tu trafiłaś musiałaś kogo zabić. Ja zabiłam swojego męża i niczego nie żałuję. Ten przeklęty pijak i awanturnik bił mnie i gwałcił, ale któregoś dnia nie wytrzymałam. Wbiłam mu nóż w brzuch z premedytacją, bo nie mogłam znieść już tego potwora. Gdybym miała cofnąć czasu, zrobiłabym to samo. Skazano mnie na
25 lat więzienia i nikogo nie obchodziło jakim człowiekiem był ten bydlak. Ale ja przyzwyczaiłam się już do tych murów. Do wszystkiego można się przyzwyczaić – wzruszyła ramionami Barbara.
- Jak długo tu siedzisz?
- Już 10 lat. Za pięć lat będę mogła złożyć podanie o przedterminowe zwolnienie za dobre sprawowanie. Guzik mnie to jednak obchodzi. Nie mam dla kogo wracać, a to więzienie stało się moim domem...
- Pogodziłaś się z takim rozwojem wypadków? Ja nigdy się nie pogodzę, że jestem tutaj!
- Pogodzisz się moja droga... Zapewne dostałaś 25 lat lub dożywocie. Tu skończą się twoje marzenia. Diablica oraz banda Carmen umilą ci już życie. Jedyne co mogą ci poradzić to trzymanie się z daleka od tych kobiet. One są szalone i lepiej im się nie przeciwstawiać...
- Diablicę już poznałam, ale o jakiej Carmen i jej bandzie mówisz? Czemu jesteś tak wystraszona gdy o nich wspominasz?
- Dowiesz się o tym jeszcze dziś. Ta wariatka odwiedza nowe więźniarki jeszcze w pierwszą noc po ich przybyciu. Pokazuje kto tu rządzi. Wszelkimi sposobami zastrasza i przejmuje nad innymi kontrolę. Ma poparcie diablicy. Jednym słowem Carmen i jej dziewczyny robią tu co chcą. Tak jest od zawsze.
- Dobre sobie. Myślisz, że przestraszysz mnie tymi opowieściami? Mam w nosie diablicę oraz tą całą Carmen! Niech tylko spróbują mnie dotknąć, to pokażę im kim naprawdę jestem! Nikt nie będzie zadzierał z Esperanzą Guzman...

Po tych słowach słychać było głośne kroki zbliżające się z każdą sekundą coraz bardziej do celi w której przebywały Esperanza i Barbara. W końcu kilka osób zgromadziło się przed kratami. Było już dość ciemnawo i Esperanza nie bardzo widziała co się dzieje. Barbara od razu zrozumiała jednak kto składa im właśnie wizytę.

- Mówiłam ci, a nie wierzyłaś – powiedziała cicho Barbara.

Kraty otworzyły się. Więźniarki zobaczyły błask zapalającej się latarki. Była to diablica, a obok niej stała trzydziestokilkuletnia blondynka z niemal wlepionym szerokim uśmiechem na ustach. Otaczały ją jeszcze trzy inne kobiety.

- Dobry wieczór moje panie. Mam nadzieję, że przygotowałaś Barbaro swoją koleżankę na naszą wizytę. Nie jest to jednak wizyta po której utulimy cię do snu, zaśpiewamy kołysankę i życzymy dobrej nocy. Zapamiętałam cię za twoje chamskie odzywki i jednym słowem masz teraz przesrane. Podpadłaś nie tylko mnie. Oto Carmen Gordillo, a to jej koleżanki. Nie znasz ich, ale niedługo poznasz. Hmmm... Rozgadałam się jak zwykle. Nic tu po mnie. Zostawię was samych i dobrej zabawy życzę – zakończyła diablica.

Esperanza była zdenerwowana. Cofnęła się ku ścianie, ale Carmen i jej wspólniczki podążyły za nią i zagrodziły jej drogę. W ich oczach widać było wszystko co najgorsze i kobieta wiedziała o tym. Usilnie jednak próbowała się bronić i jakoś je zagadać. Nie mogła dać znać po sobie, że się ich boi.

- Kim jesteście i czego chcecie?
- Jestem prawą ręką diablicy i przyszłam wraz z koleżankami aby cię sprawdzić – odparła śmiejąc się Carmen.
- Sprawdzić? Nie bardzo rozumiem.
- Zaraz zrozumiesz jak postępuje się w tym więzieniu z takimi nowymi, nieokrzesanymi więźniarkami jak ty. Umilimy ci wieczór, a jutro będziesz już zupełnie innym człowiekiem...

Tymczasem...

Lucrecia miała już dość zachowania Simona i wyszła z domu udając się na krótki spacer. Nie mogła wyrzucić z siebie nieustających myśli związanych z dzisiejszymi ślubami w hacjendzie De La Fuente. Na dodatek pogoda zaczęła się psuć i deszcz zaczął znać o sobie. Gdy wracała poczuła z dala jakieś kroki. Zdenerwowana czym prędzej przyśpieszyła kroku, ale nic jej to nie dało. Przed drzwiami mieszkania napotkała osobę z kapturem na głowie. Najprawdopodobniej był to jakiś mężczyzna. Nawet z bliska nie mogła go jednak poznać. Nie wiedziała jak zareagować. Stanęła jak wryta...

- Cichoooooo – powiedział nagle osobnik, kładąc palec na swoich ustach. Powoli zbliżał się do dziewczyny, a ta stała jak wryta.

Dopiero teraz zerwała się szukając ucieczki, ale wpadła w jego żelazny uścisk.

- Czego chcesz? Puść mnie!
- Chciałaś mnie zabić, ale mnie się nie da zabić kochanie – uśmiechnął się Manuel...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 20:49:42 15-08-09    Temat postu:

Rolę więźniarki Carmen Gordillo zagra Maritza Rodriguez

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 13:11:19 16-08-09    Temat postu:

99 ODCINEK

Kryjówka Lucrecii i Simona.

Lucrecia nie mogła uwierzyć, że widzi przed sobą tego oto człowieka. Sądziła, że jej plan powiódł się i mężczyzna utopił się na bagnach. Była pewna, że już nigdy nie zobaczy tego obrzydliwego jej zdaniem zboczeńca, ale nic z tego. Była w szoku, a Manuel czerpał z jej zaskoczenia i niedowierzania olbrzymią radość. Z łatwością odnalazł wspólniczkę i na dodatek to on ją przechytrzył! To on okazał się sprytniejszy w tej jakże niebezpiecznej grze.

- Nie do wiary – szepnęła tylko Lucrecia nie mogąc wysilić się na więcej.
- Myślałaś, że nie żyję, co? Przejrzałem cię kochanie. Chciałaś mnie zabić i uknułaś intrygę. Zapewne pomagała ci w tym Esperanza i Simon. Już wy wszyscy mi za to zapłacicie! O mały włos nie zginąłem, ale opatrzność Boża nade mną czuwa. Wiedziałem gdzie Simon i ty moglibyście się ukryć i oto jestem! Esperanza gnije w więzieniu i doskonale, bo tam jej miejsce. Skończona kretynka. Jej dni są policzone. Dziwne, że Santanez jeszcze nie kazał jej sprzątnąć. Widocznie ma więcej problemów na głowie niż przypuszczałem... Ale to nieistotne. Teraz wybiła twoja godzina Lucrecio!

Manuel wyciągnął pistolet i zamierzał dokończyć dzieła. Dziewczyna złapała się jednak ostatniej deski ratunku.

- Uspokój się skarbie. To nie tak jak myślisz. Daj mi to wszystko wytłumaczyć. Jeśli po moich słowach zrozumiesz, że nie warto trzymać dalej ze mną, to możesz mnie zabić! Ale wysłuchaj mnie najpierw! – kajała się Lucrecia.
- Tonący brzytwy się chwyta, co? Znam cię doskonale i wiem, że działałaś przeciwko mnie. A poza tym jesteś zbyt niebezpieczna żebym mógł ci zaufać. Jesteś wariatką, która jest zdolna do wszystkiego. Gdy umrzesz, odetchnę spokojnie – stwierdził Manuel przygotowując się do wystrzału.
- Zaczekaj! Powiem ci jak było! To Simon wszystko zaplanował! Nie podobało mu się, że masz najwięcej władzy i przejąłeś większość jego interesów. Nie pochwalał twoich rządów gdy przejęliśmy obie hacjendy. Zwierzał mi się i chciał dobrać ci się do skóry. Gdy pojawił się Sandoval oraz policja widziałam jak majstrował w stajni przy twoim Diablo. Sądzę, że zatruł jego paszę i stąd koń doprowadził cię aż do bagien! Przysięgam, że to on!
- Jakoś ci nie wierzę...
- Uwierzysz jak ci pokażę co znalazłam kiedyś w rzeczach Simona. On od dawna chciał mieć na ciebie jakiegoś haka...
- Co znalazłaś?
- Kompromitujące ciebie zdjęcia w towarzystwie jakiegoś faceta. Twierdził przy tym, że zrobił je gdy wychodziłeś z tym kolesiem z burdelu.
- Co takiego! – oburzył się Manuel.
- Ja w to nie uwierzyłam kotku, bo dla mnie jesteś prawdziwym mężczyzną, ale Simon to zdrajca! Uwierz mi, że to on za wszystkim stoi! Przyznaję, że mogłam cię ostrzec, bo wiedziałam o spisku z jego udziałem, ale nie miałem kiedy ci o tym powiedzieć. Nie zabijaj mnie, bo nie dowiesz się gdzie ten drań przetrzymuje twoje zdjęcia. Jeszcze może być jak dawniej. Bądźmy wspólnikami, a nie pożałujesz.
- W porządku. Nie zabiję cię, ale nie ciesz się przedwcześnie. Będę miał cię na oku. Zrozum jednak, że ja tu rządzę i masz być na moje skinienie. Musisz mi udowodnić swoją lojalność w jeden sposób.
- Jaki kotku?
- Trzeba zlikwidować Simona. A ty już wymyślisz w jaki sposób się go pozbędziemy.
- Nie ma problemu. Od dawna działa mi na nerwy. Znam jego słabą stronę i wykorzystam to. Razem jeszcze wrócimy do gry o wielkie pieniądze kotku.

Manuel wciąż trzymał Lucrecię na muszce i dał znak aby otworzyła drzwi i po chwili oboje weszli do środka.

- Ta dzi**a zapewne kłamie, ale muszę zaryzykować. Te zdjęcia mogły faktycznie powstać, a to byłby mój koniec. Jak je odzyskam zajmę się tą intrygantką. Póki co trzeba załatwić Simona. Co ten kretyn sobie wyobraża? Jeżeli taki pionek jak on próbuje podskakiwać, trzeba go będzie usadzić i wbić w ziemię – pomyślał Manuel.
- Nie wiem czy udało mi się go nabrać na tę bajeczkę, ale przynajmniej zyskałam czas. Dlaczego on do diabła musiał przeżył! – przeklinała w myślach Lucrecia...

Stolica.

Więzienie dla kobiet.

Esperanza była już faktycznie przestraszona, bo jeszcze nigdy nie była w tak dramatycznej sytuacji. Nie wiedziała z kim ma do czynienia i czego może spodziewać się po takich szalonych wariatkach jakich z pewnością były Carmen i jej banda.

- Carla, Alicia i Francisca pokażą ci jak wygląda przywitanie naszej grupy z nową więźniarką, która jest niegrzeczna. Do
dzieła! – krzyknęła Carmen.
- Nie wiecie z kim zadzieracie! Jestem Esperanza Guzman! Nawet nie próbujcie mnie tknąć, bo wydrapię wam oczy!
- Chętnie się o tym przekonamy!

Carmen skinęła tylko głową, a jej towarzyszki rzuciły się na Esperanzę z pięściami. Ta nie zamierzała się poddać i mimo, że dostała kilka silnych ciosów prosto w twarz i brzuch, to próbowała się odgryzać i jej rywalki również poczuła na sobie siłę jej ciosach.

- Siedź cicho jeśli nie chcesz uniknąć kłopotów! – powiedziała do siedzącej na górze Barbary Carmen.

Jednak czterech na jedną to było dla Esperanzy zbyt wiele. Broniła się dzielnie, ale po chwili do akcji wkroczyła sama Carmen, która od tyłu uderzyła Esperanzę pięścią w głowę. Ta straciła w końcu przytomność. Mimo to więźniarki nadal się nad nią znęcały i kopały ją w brzuch. Trwało to jeszcze jakieś kilkanaście sekund.

- Wystarczy! – krzyknęła Carmen.
- Na pewno? – spytała Francesca.
- Tak. Na pierwszy raz i tak dostała niezły wycisk. Ale to babka z charakterem. Widać, że umie walczyć. Zapewne wymordowała niejedną osobę skoro grzeje tu miejsce. Dobrze byłoby mieć ją po swojej stronie. Póki co musi jednać poczuć do nas szacunek. Przez ten nokaut zrozumie kto tu rządzi. Jutro będzie już potulniejsza. Spadamy stąd!

Carmen i reszta wyszły z celi jak gdyby nigdy nic po tym jak diablica dała znak aby jej strażniczki otworzyły kraty. Barbara zeszła ze swojej pryczy aby pomóc nieprzytomnej Esperanzie, która stopniowo dochodziła do siebie, ale ledwo widziała na oczy, czuła olbrzymi ból i pluła krwią.

- Łajdaczki! – wycedziła przez zęby.
- Ostrzegałam cię. Dostałaś pierwszą lekcję i musisz zmienić swoje postępowanie aby żyć z nimi w zgodzie – zauważyła Barbara.
- Nigdy. Jeszcze mi za to zapłacą. Przysięgam, że tak tego nie zostawię...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Młode małżeńskie pary wiodły prym na tanecznej sali i praktycznie z niej nie schodziły po kolejnych wspaniałych muzycznych kawałkach. Rozochocili jednak swoją postawą innych gości i niedługo dołączyli do nich Javier z Caroliną, Alejandro z Valerią, Adrian z Lilianą i Bruno z Danielą. Hacjenda po wielu trudnych i bezbarwnych miesiącach znowu została tchnięta życiem.

- Widzisz ich? Dla nich czas się zatrzymał – śmiał się Arturo Peralta patrząc na zakochane pary.
- A my nawet nie mamy partnerki – westchnął zasmucony Martin.
- To prawda – komendanta posmutniał, bo w jego myślach znów pojawiła się Miranda.
- Ale mamy za to muzykę i wino. Tym możemy się pocieszać!
- Otóż to!
- Tylko uważaj żeby nie przesadzić...
- Nie martw się. Ten zły rozdział swojego życia mam już za sobą. Dzisiaj jednak wypiję, bo okazja jest ku temu przednia.
- Tak zmieniając temat... Powiedz mi czy naprawdę sądzisz, że Manuel nie żyje? Dziwne, że nie znaleźliście jeszcze jego ciała...
- Mam dziwne przeczucia, ale poczekajmy jeszcze dwa dni. Przeszukaliśmy większą część bagien, ale jeszcze nie wszystko. To nie jest takie proste jak się wydaje. Jednak jeśli nie znajdziemy ciała, to dobrze wiesz co to może znaczyć...
- Boże uchowaj. Jego miejsce jest przy Esperanzie, czyli w zamkniętej więziennej celi. Chociaż takiej śmierci nie życzyłbym nawet wrogowi.
- Manuel Rodriguez zasłużył na najgorszą śmierć, ale jeśli wyszedł
z tego cało, to podpisał chyba pakt z diabłem. Nie rozmawiajmy o nim przy takiej okazji. Szkoda nerwów – machnął ręką Arturo.
- Masz rację. Nie zaprzątajmy sobie nim głowy – odparł Martin sięgając po kieliszek wina...

Stolica.

Więzienie dla kobiet.

Diablica siedziała w swoim małym i ciemnym pokoiku, który od wielu lat służył jej jako miejsce pracy w tymże więzieniu. Przeglądała właśnie dokumenty, w których mogła znaleźć mnóstwo przeróżnych informacji o nowo przybyłych więźniarkach.

- Proszę proszę... Ta Esperanza Guzman zajmuje się nie tylko zleceniami zabójstw, ale i potrafi własnoręcznie zabijać. Skąd ta agresja, jest pewna siebie, ale niejedną taką już to widziałam. Utemperujemy ją błyskawicznie – powiedziała ściągając swoje okulary do czytania.

W tej chwili do jej pokoju weszła Carmen, wpuszczona bez słowa przez strażniczkę. Było to niespotykane żeby jakakolwiek więźniarka niemal bez słowa i bez pukania tak po prostu wchodziła sobie do pomieszczenia,
w którym urzędowała szefowa tego więzienia. Carmen jednak miała swoje przywileje.

- Sprawiliśmy lanie tej Esperanzie. Jutro na pewno wymięknie i przestanie się stawiać – powiedziała Carmen.
- Dobrze – odparła bez cienia emocji diablica.
- Tylko tyle mi powiesz?
- A na co czekasz? Na oklaski?
- Podobno bardzo ci zależało żebyśmy ustawiły tą nową do pionu...
- Owszem, ale wiesz na czym bardziej mi zależy!
- Wiem. Na pieniądzach. Mam swoją ugruntowaną pozycję w tym więzieniu dzięki twojej ochronie. To dobry układ, który sprawdza się od wielu miesięcy. Ja mam swoje prawa, jestem na twoje skinienie i przy okazji dobrze ci płacę. Ode mnie jednorazowo dostajesz więcej pieniędzy niż wynosi twoja roczna pensja w tym pierdlu. Dorabiasz do emerytury. Wiele osób chciałoby być na twoim miejscu...
- Zamknij się Carmen i posłuchaj! Od dwóch miesięcy na moje konto nie wpłynęły żadne pieniądze! Jak to wytłumaczysz?
- Nie mam pojęcia... To niemożliwe... Mój szef powinien...
- Twój szef już nic mi nie zapłaci. Ricardo Sandoval zmarł kilkanaście dni temu.
- Ricardo nie żyje? To niemożliwe...
- Możliwe. I co teraz? Jednym słowem – masz problem moja droga! Wiesz co jest najbardziej zabawne? Został zamordowany i nie uwierzysz przez kogo!
- Kto to zrobił?
- Esperanza!– wybuchnęła śmiechem diablica, a Carmen po raz pierwszy w czasie tej rozmowy przestało być do śmiechu...

Kryjówka Lucrecii i Simona.

Manuel nie ryzykował i w dalszym ciągu nie wierzył Lucrecii. Trzymał ją na muszce gdy razem weszli do mieszkania Simona. Rodriguez był niemile zaskoczony co zobaczył w środku.

- Nawet u Federica było czyściej – mruknął z niedowierzaniem Manuel widząc w jakim stanie zastał pokój, który dosłownie przypominał śmietnik. Simon nadal leżał na kanapie i spał głębokim snem. Nie zbudziłoby go nawet trzęsienie ziemi.
- Sam widzisz jak ciężko mam z tym idiotą. Zapewniam cię, że nic nie wykombinuję. Tylko opuść broń proszę... – powiedziała błagalnym tonem Lucrecia.
- Nic z tego. Tym pijakiem zajmiemy się jutro. Teraz pójdziemy po te zdjęcia i mam nadzieję, że rzeczywiście takowe będą. Jeśli była to kolejna twoja sztuczka i jeśli kłamiesz, nie będę miał litości!
- Dobrze już dobrze! Idziemy po zdjecia. To ty tu jesteś szefem kotku...
- I jeszcze jedno Lucrecio! Od teraz przestaniesz do mnie mówić kotku! To mi się zupełnie nie podoba. Może przeżyjesz, ale zapomnij o swoich intrygach, bo czasy się zmieniły, ale to ja nadal jest mózgiem całej te operacji – uśmiechnął się Manuel. Idziemy!
- Ty nie masz mózgu pieprzony pedale – pomyślała Lucrecia, ale nie miała wyjścia. Oboje skierowali swoje kroki do drugiego pokoju. Tam dziewczyna wyciągnęła z szuflady białą kopertę i przekazała ją Manuelowi. Ten szybko ją otworzył i aż ścisnął palce ze złości widząc jak bardzo został skompromitowany. Te zdjęcie uraziły go znacznie bardziej niż wtedy gdy został aresztowany i trafił do więzienia. Tym razem chodziło o zwykłą godność. Jego wszystkie przestępstwa były niczym w momencie gdy inni dowiedzieli się o jego orientacji.
- A niech to! – krzyknął tak głośno, że aż Lucrecia mocno się przestraszyła. Był wzburzony i darł jedno zdjęcie za drugim. Gniew przesłaniał mu wszystko. Dzika wściekłość w oczach dała do zrozumienia Lucrecii, że to nie są żarty i naprawdę został zdemaskowany, ale stał się przez to niesamowicie niebezpieczny. Z inteligentnego drania w jednej chwili stał się furiatem, pozbawionym jakichkolwiek uczuć.
- Uspokój się proszę. To Simon jest zdrajcą, nie ja! Ja nie wierzę, że mógłbyś być gejem. To po prostu zbieg okoliczności...

Manuel spojrzał na dziewczynę i oboje po tych słowach przez dobrą chwilę milczeli.

- Masz rację – uśmiechnął się już spokojniejszy Manuel.
- Kretyn... – pomyślała Lucrecia.

Jednak w tym właśnie momencie zupełnie nieoczekiwanie, jakby czytając
w jej myślach, uderzył on dziewczynę z pięści tak mocno, że od razu straciła przytomność bezwładnie opadając na podłogę. Manuel spojrzał na nią wymownie, upewnił się, że na jakiś czas ma ją z głowy i usiadł na krześle zakrywając twarz dłońmi.

- Tobie też to się należało droga Lucrecio. Teraz będę mógł spokojnie pomyśleć i odpocząć. Najpierw jednak zwiążę cię, bo jeszcze gotowa jesteś mnie zabić gdy będę chciał się zdrzemnąć. A te przeklęte zdjęcia muszę jak najszybciej spalić. Prawda o mnie byłoby gorsza od śmierci. Nie mogę pozwolić aby ktokolwiek mnie szkalował. Nikt nie będzie mnie szantażował! Nikt! – powiedział przekonującym tonem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 15:02:35 16-08-09    Temat postu:

Jaki przypływ weny. Dwa odcinki, jeden po drugim. Jestem pod wrażeniem
Ale do rzeczy. Alejandro wygłosił piękną mowę na weselu, aż łezka się w oku zakręciła. Miłość zwyciężyła, ale coś czuję, że sielanka nie będzie trwać zbyt długo.
Simon i Lucre nie mieszkają w najlepszych warunkach. Świetna była ta scenka. Uśmiałam się. Normalnie speluna, śmietnik na podłodze, piwo. Już widzę Simona pijanego na kanapie.
Esperanza została pobita przez Carmen i jej koleżanki. Pokazały jej kto tu rządzi. Świetna ta scenka. Więcej takich proszę.
Lucrecia wyszła na spacer. Jakiś mężczyzna za nią szedł. To był Manuel, to się zdziwiła. Chciał ją zabić, a ona wymyśliła bajeczkę, że to Simon grzebał przy jego siodle i ma jego zdjęcia z jakimś mężczyzną. Na razie zyskała na czasie, ale jest w fatalnym położeniu, Gdy dała mu zdjęcia zamroczył ją i związał. Manuel to niebezpieczny gość.
Carmen ma układy z diablicą, płaci jej, a raczej jej szef, i dlatego ma pewne przywileje. Diablica jej powiedziała, że od dwóch miesięcy nie dostała. Jej szef Sandoval nie żyję. I szok. Ricky szefem Carmen. Ale wtedy prowadził ciemne interesy, odkąd postanowił się zmienić nie zapłacił ani grosza. Carmen dowiedziała się, kto zabił jej szefa: Esperanza. Oj, Espe będzie miała przerąbane. Tak myślę. Chyba, że jakoś nawiążą współpracę. To by było ciekawe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ethan
Debiutant
Debiutant


Dołączył: 06 Lut 2009
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 12:27:21 17-08-09    Temat postu:

Recenzje Vala prawdę mówią

Greg, przejdę do rzeczy - przeczytałem kilka początkowych odcinków i owszem jest ciekawie, jest mrocznie, jest zawile i jest tajemniczo - jeżeli taki poziom utrzyma się przez cały serial, to będzie bardzo fajnie

Ethan nie słynie z komentarzy, jest milczącym osobnikiem na forach, ale od czasu do czasu skomentuję zanzacząc przy tym, że zajmie mi wiele czasu nadrobienie tylu odcinków
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 17:08:12 17-08-09    Temat postu:

Przed wami bardzo długi odcinek, ale oczywiście nie bez przyczyny tak długi Będzie to jubileuszowy, setny już odcinek z wieloma pięknymi, romantycznymi, ale również jakże dramatycznymi zwrotami akcji! Zapraszam zatem do lektury, bo warto

100 ODCINEK

Kilka godzin później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Uroczystość weselna dobiegła już końca, ale najwspanialsze chwile były wciąż jeszcze przed obiema młodymi parami. Gustavo leżał już w łóżku i czekał na Soledad, która właśnie brała prysznic. Mężczyzna zadbał o odpowiedni nastrój i w całym pokoju panny młodej widać było kwiaty, a w kącie paliły się świecie. Na dodatek na stoliku obok leżały już dwa kieliszki i butelka wina. Po chwili zjawiła się ona, szczęśliwa mężatka. Skąpo ubrana, promieniująca radością i uśmiechem. Gustavo tylko się uśmiechnął. Była to wspaniała chwila dla świeżo upieczonych małżonków.

- Tak długo na ciebie czekałem – powiedział Gustavo nie spuszczając wzroku od wydawałoby się piękniejszej niż zwykle ukochanej.
- Nie było mnie tylko kilka minut – zażartowała Soledad powoli zbliżając się do niego.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi...
- Wam mężczyznom chodzi tylko o jedno – przekomarzała się siadając na łóżku.
- Nie wszystkim, ale sama wiesz... to nasza noc poślubna, więc co tu ukrywać...
- Ja również czekałam na to od tak dawna. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham...
- Nie bardziej niż ja ciebie moja droga...

Gustavo nalał wino sobie oraz małżonce. Wypili po kieliszku, wprowadzając się w nastrój. Nie wytrzymał on jednak zbyt długo. Bliskość ukochanej spowodowała, że tracił zmysły. Zbliżył się do Soledad, odgarnął jej włosy i delikatnie ją pocałował. Ona odwzajemniła pocałunek, czuła, że tej nocy należy do tego jedynego, właściwego mężczyzny, jej księcia z bajki, o którym zawsze przecież marzyła. Uśmiechnęła się gdy mąż powoli, krok po kroku zaczął ją rozbierać. To był najszczęśliwszy moment w jej życiu. Czuła rozkosz, podniecenie i wielką miłość. Ta noc była tylko dla nich. Jako mąż i żona stawali się właśnie jednością. Kochali się z wielką namiętnością, jaką czuli w sobie już od pierwszego spotkania...

Tymczasem...

Druga małżeńska para również gotowa była na swój pierwszy, ale w ich wypadku pierwszy małżeński raz. Spędzili wspaniałą noc w hotelu, ale później zaczęły się problemy i rozłąka. Aż do tego szczególnego dnia. Sergio zawiązał żonie oczy opaską i szykował jej wspaniałą niespodziankę. Prowadził ją na górę do sypialni. Ta podróż w ciemności trwała tylko chwilę, ale dla Mariny całe wieki.

- Kiedy mi to zdejmiesz głuptasie? – śmiała się dziewczyna.
- Już niedługo kochanie. Jesteśmy na miejscu – otworzył drzwi Sergio i zaprowadził ją do środka, po czym powoli ściągnął jej opaskę.

Marina zauważyła na podłodze mnóstwo czerwonych róż, które ciągnęły się od schodów aż do sypialnego łoża. Na nim było ich najwięcej i nagromadzone tworzyły obraz jednego wielkiego serca.

- To dowód tego co do ciebie czuję kochanie – uśmiechnął się Sergio dopatrując się jaka będzie jej reakcja.
- Jesteś niesamowity. Nie wiem co mam ci powiedzieć... To wręcz niewiarygodne! – Marina jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa. Poczuła się kochana jak nigdy przedtem.

Świeżo upieczona żona ubrana była jeszcze w suknię ślubną. Postanowiła więc przebrać się aby być gotowa na tę wielką chwilę.

- Muszę się przebrać. Daj mi chwilę kochanie...
- Nic z tego. Ta suknia ślubna w niczym nie jest ci już potrzebna. Miałaś ją cały dzień i wieczór, ale wystarczy. Nie będzie cię w niej zbyt wygodnie – Sergio uśmiechnął się, pocałował namiętnie Marinę i zaczął ją rozbierać...
- Ale skarbie... Wrócę za chwilę – próbowała bronić się dziewczyna, ale sama chciała jak najszybciej skonsumować swój małżeński związek.
- Daj już spokój...

Marina nie stawiała już oporu. Siła miłości porwała ją zupełnie i po chwili to ona przejęła inicjatywę zrzucając w ekspresowym tempie ubranie zarówno z siebie jak i ze swojego męża. Wylądowali na łóżku całując się i pieszcząc. To była ich chwila do której przybliżali się z każdą sekundą... piękna wyprawa ku rozkoszy, a ogromne serce z kwiatów tuż obok nich jeszcze bardziej podkreślało ich jakże wielką miłość...

Kryjówka Lucrecii i Simona.

Manuel nie spał tej nocy spokojnie. Podświadomie czuł zagrożenie ze strony Lucrecii, która była przecież związana i nie stanowiła zagrożenia. Wstał jednak nowy dzień i Rodriguez nie miał już zamiaru dłużej drzemać. Dziewczyna była przytomna, ale wciąż odczuwała jeszcze siłę ręki Manuela i była bezradna nie mogąc nic zrobić.

- Ty draniu! Przecież dałam ci zdjęcia! Co ty chcesz ze mną zrobić! – krzyknęła nie kryjąc wściekłości.
- Zamilcz jeśli nie chcesz skończyć dwa metry pod ziemią! Taką postawą nic nie zdziałasz. Bądź pokorniejsza, to wtedy może cię oszczędzę i wtajemniczę w swój plan. A teraz daj mi pomyśleć! – odparł Manuel, który wciąż nie był skłonny do żartów.
- Dobrze... Niech ci będzie. Co planujesz?
- Ten idiota Simon dalej śpi jak zabity. Pozbędziemy się tego problemu jeszcze dzisiaj i ty mi w tym pomożesz!
- Co mam zrobić? Zabić Simona?
- Tak byłoby najprościej, ale przecież mówiłaś mi, że znasz jego słabą stronę. Jeśli to prawda, to wykorzystaj to! Na co czekasz?
- Skoro mam coś zrobić, to rozwiąż mnie najpierw!
- Słuszna uwaga... Zejdziesz do mnie i wykombinujesz coś. Pójdę tam jednak z tobą i będę miał cię na muszce. Jeden krok i zginiesz, więc żadnych gierek. Nie ze mną te numery!
- Będę grzeczna. Wiem jak to rozegrać. On ma słabość do jednej kobiety. Wystarczy wepchnąć go w jej ręce, a potem zadzwonić gdzie trzeba. Bardzo prosto można się go pozbyć, a wyręczą nas inni...
- Wiem co planujesz... Sprytna dziewczynka...
- Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i mnie nie zabijesz. Santanez będzie potrzebował też kobiety w swoim zespole, a ja się nadaję. Pamiętaj o tym...
- Zamknij się już! Idziemy i jeszcze raz mówię... żadnych numerów!

Manuel rozwiązał Lucrecię, ale był czujny i cały czas przystawiał jej pistolet do skroni. Po chwili udali się do pokoju w którym wciąż spał Simon. Wydawał on z siebie jakieś jęki, spowodowane oczywiście wczorajszą balangą i przekręcał się nerwowo po całej kanapie. Manuel stał kilkanaście metrów dalej, ale nie wszedł do pokoju i był dla Simona niewidoczny. Popchnął Lucrecię do środka i trzymał ją na muszce w bezpiecznej odległości. Skinął na nią głową żeby wzięła się za dobudzanie pijanego mężczyzny. Ona zrobiła to skutecznie i Toredo w końcu stanął na nogi.

- Co się stało! Która godzina? Gdzie ja jestem? – przecierał oczy kompletnie zalany Simon.
- Urządziłeś sobie wczoraj prawdziwą libację, ale dziś mamy już nowy dzień! Obudź się i weź do roboty! – powiedziała stanowczo Lucrecia.
- Co mam robić? Jakiej roboty?
- Straciłeś Marinę, ale ta druga kobieta wciąż na ciebie czeka! Wczoraj mówiłeś mi, że w końcu ją posiądziesz! Do dzieła zatem! Jedź do niej!
- Ale teraz? – skrzywił się Simon wiedząc, że nie jest w najlepszym stanie.
- A kiedy? Chcesz żeby Daniela ci uciekła? Nie możesz na to pozwolić!
- Masz rację! Dość czekania. Ona będzie moja i to już niedługo!
- Idź do łazienki i umyj się, a potem pokaż Danieli, że jesteś jej mężczyzną, a ona należy tylko do ciebie, a nie do tego idioty policjanta!
- Idę! – wykrzyknął Simon z trudem wstając z kanapy i ledwo poruszając się na nogach. Alkohol spowodował, że słowa Lucrecii w ogóle nie wydały mu się dziwne. Doczłapał się do łazienki, która była po drugiej stronie pokoju i mocno zatrzasnął za sobą drzwi.

Wtedy do pokoju wkroczył Manuel. Śmiał się i z uznaniem bił Lucrecii brawo.

- Fantastycznie! Poczekamy aż wyjdzie, odczekamy jakiś czas i zadzwonimy do męża tej nieszczęśnicy. Simon to zboczeniec i w takim stanie będzie chciał zgwałcić Danielę. Podamy go na tacy policji. Mąż tej dziewczyny zabije go własnymi rękami, ale lepiej żeby go aresztowali... Wtedy w celi więźniowie pokażą mu jak traktuje się gwałcicieli – zacierał ręce Manuel.
- Skąd wiesz, że jest gwałcicielem? – spytała zaskoczona Lucrecia.
- Znam go nie od wczoraj. Zapłaci za to co mi zrobił...
- Ciekawe jak traktują w celi takich gejów jak ty... Nawet nie chcę sobie wyobrażać. Myślisz, że jesteś najmądrzejszy, ale jeśli Simon się wywinie, to w razie czego zwalę winę na ciebie kretynie... Powiem, że go wsypałeś i nawzajem się pozabijacie. Tym lepiej dla mnie – pomyślała chytrze Lucrecia...

Stolica.

Więzienie dla kobiet.

Poranny spacerniak był nieunikniony dla obolałej i skompromitowanej wczorajszej nocy Esperanzy. Z trudem wyszła ze swojej celi na zewnątrz
w towarzystwie Barbary. Nie minęło nawet pięć minut gdy na jej drodze stanęła Carmen i jej towarzyszki. Irytacja, pogarda, złość i wściekłość mieszały się na przemian w oczach Esperanzy, ale nie mogła nic zrobić. O dziwo Carmen nie szydziła z niej tym razem, ale stała i patrzyła na nią z surową miną na twarzy. Dała znak swoim koleżankom aby odeszły na bok, bo chciała porozmawiać z Esperanzą w cztery oczy.

- Czego chcesz? Znowu mnie pobić? Śmiało! Te ciosy nie robią na mnie już żadnej różnicy! Już mnie nie bolą! Użyj sobie! Proszę
bardzo! – wykrzykiwała w jej kierunku Esperanza.
- Zamknij się i posłuchaj! Chcę z tobą porozmawiać! – odpowiedziała jej Carmen. Chodźmy!

Kobiety oddaliły się kilka metrów i znalazły miejsce gdzie mogły swobodnie pogadać.

- Nagle chcesz ze mną pokojowo rozmawiać? Czyżby zmiana frontu? – dociekała ironizując Esperanza.
- Powinnam cię zabić po tym co się wczoraj o tobie dowiedziałam, ale intrygujesz mnie – stwierdziła Carmen lekko się uśmiechając. Złość, którą jeszcze wczoraj czuła stopniowo przechodziła i zamieniła się w pewnego rodzaju podziw dla tej jakże odważnej i jednocześnie bezczelnej nowej więźniarki.
- Intryguję cię? To komplement? Miło słyszeć...
- Zabiłaś Ricardo Sandovala?
- Tak, ale co ci do tego? Znałaś tego bydlaka?
- I to dobrze... Był moim szefem. Pracowałam dla niego...
- Czyli byłaś jego dziwką! – nie mogła powstrzymać śmiechu Esperanza.

To było już zbyt wiele dla Carmen, która z całej siły uderzyła Esperanzę w twarz. Ta bez skrupułów oddała jej cios, bo poczuła się pewniej mając za przeciwniczkę jedną osobę, a nie cztery jak wczoraj. Carmen chwyciła ją jednak mocno za włosy i przyciągnęła do ściany. Całe zdarzenie obserwowała diablica i inne strażniczki, ale nie zamierzały reagować.

- Nie jestem i nie byłam jego dziwką! Rozumiesz! Przytaknij mi!
- Tak... Nie jesteś dziwką – powiedziała słabym głosem przyduszona Esperanza.
- Stałam się taka, a nie inna, bo los mnie nie oszczędził. Sandoval był moim szefem, służyłam mu jak wierny pies, ale gdy trzeba było znaleźć kozła ofiarnego to on znalazł... mnie – westchnęła Carmen, puszczając rozmówczynię i jednocześnie ukazując jakieś ludzkie oblicze, które zaskoczyła nawet Esperanzę.
- Poszłaś siedzieć za jego zbrodnie?
- W pewnym sensie tak... Ricardo Sandoval i Tobias Castillo poświęcili mnie i kilku swoich ludzi za swoje zbrodnie... Narkotyki, zabójstwa, gwałty... Zawsze byłam traktowana jak mężczyzna w jego drużynie. Zdarzyło mi się zabijać, bo tak chciał mój szef. Ale wpadłam najgłupiej jak się da... Jako wspólniczka gdy jego ludzie gwałcili i zabili taką jedną... Ale właściwie po co ja ci to opowiadam? Sama nie wiem. Idź swoją drogą i daj mi spokój!
- To interesujące co mówisz – podchwyciła temat Esperanza.
- Właściwie to mogę być ci wdzięczna, że zabiłaś tego człowieka... Chociaż z drugiej strony od teraz on nie będzie już płacił za moją ochronę tutaj... a to jedyne co dla mnie zrobił przez wiele miesięcy od kiedy tu siedzę – mruknęła pod nosem Carmen.
- Mamy wspólne tematy do rozmowy. Jak chcesz wiedzieć to Sandoval na stare lata zmienił się i stał się dobry... Nie do uwierzenia, co? I dlatego właśnie go zabiłam! Nie martw się... w łóżku też był kiepskim kochankiem...

Carmen znów wpadła w furię i prawie z pięściami rzuciła się na Esperanzę mając już dość słownych gierek z jej strony.
- Zamknij się już! Zrozum, że mnie nic z nim nie łączyło. Jedynym mężczyzną którego zawsze kochałam i którego nadal kocham jest, był i będzie Gustavo Munos!
- Gustavo Munos? Chyba żartujesz? – aż złapała się za głowę Esperanza czując, że dzięki temu tematowi może nawiązać jeszcze z nią całkiem pozytywne relacje...

Tymczasem...

Simon doszedł trochę do siebie i pobudzony słowami Lucrecii wybiegł z mieszkania biorąc po drodze pistolet. Nie miał pojęcia co za chwilę się wydarzy i że Manuel wciąż jest w środku.

- Świetnie. Ten idiota pojechał szukać swojej zguby. I zapewniam cię, że ją dziś znajdzie – powiedział Manuel patrząc przez okno jak Simon wsiada do samochodu i odjeżdża.
- Znajdzie ją na pierwszym zakręcie skoro w takim stanie wsiadł za kółko – westchnęła Lucrecia.
- Jak współpracujesz i jesteś grzeczna, to masz z tego same korzyści... Nie dość, że żyjesz, to jeszcze tworzymy wspaniały zespół. A teraz dzwoń!
- Ja mam dzwonić? Do kogo?
- Nie rób ze mnie idioty! Na policję!
- Ale damski głos będzie podejrzany... Ty zadzwoń i wykonaj to po swojemu. Ja jeszcze coś zepsuję...
- Tracę do ciebie cierpliwość! Weźmiesz chusteczkę i zmienisz głos! Do cholery zrób to! – Manuel ponownie sięgnął po broń leżącą na stole i wymierzył ją w kierunku dziewczyny.
- Odłóż to. Zrobię wszystko jak zechcesz...

Lucrecia sięgnęła po telefon i zaczęła wystukiwać cyfry. Po chwili jednak przestała to robić.

- Na co czekasz? – zdziwił się Manuel.
- Nie lepiej odjechać trochę i zadzwonić z jakiejś budki telefonicznej? Namierzą ten numer, sprawdzą skąd dzwoniono i odnajdą nas! – przeraziła się Lucrecia.
- Dzwoń! Mi właśnie chodzi o to aby nas odnaleźli. Zostawimy policji małą niespodziankę...

Lucrecia nie miała więcej pytań, zgodziła się z Manuelem i znów zaczęła wykręcać numer.

- Komisariat policji w Coralos. Słucham – odpowiedział głos w słuchawce, a był to Bruno, który pełnił swój dyżur mimo że jeszcze wczoraj imprezował na weselu.
- Poszukujecie Simona Toredo, prawda? – zapytała Lucrecia zmieniając głos tak aby brzmiał jeszcze mocniej i przypominał męski.
- Tak, ale o co chodzi?
- Ten człowiek pojechał właśnie do mieszkania Danieli Rebollar i będzie chciał zrobić jej krzywdę! Uratujcie ją póki możecie!
- Ale kto mówi?
- On ja zgwałci! Pośpieszcie się!
- O mój Boże! – rzucił słuchawką Bruno...

Manuel był znów zachwycony jak świetnie ze swoich ról wywiązuje się Lucrecia.

- To był chyba Bruno... Rozłączył się. Jest przerażony. A więc Daniela została sama w domu – stwierdziła Lucrecia.
- Otóż to. Niech ją zgwałci, a potem go złapią. Coś czuję, że poleję się dziś krew – uśmiechnął się Manuel, którego ta sytuacja bardzo rozbawiła.
- Jaką niespodziankę zostawimy dla policji?
- Zapewniam cię, że wybuchową...

Tymczasem Bruno zrozumiał, że to wcale nie muszą być żarty i pobiegł żonie na ratunek.

- Co się stało? Kto dzwonił? – spytał go Arturo.
- Niech pan sprawdzi ten numer. Simon Toredo jest u mojej żony! Może zrobić jej krzywdę! Jadę tam!
- Co takiego? Zaczekaj! Moi ludzie to zrobią. Ten człowiek to szaleniec! Jadę z tobą!
- Nie pozwolę aby znów ją skrzywdził. Złapię tego bydlaka! – krzyczał Bruno kierując się w stronę samochodu...

Kilkanaście minut później.

Mieszkanie Danieli i Bruna.

Daniela usłyszała głośne pukanie do drzwi. Zdziwiło ją to, ale myślała, że to Bruno wraca już z pracy, do której wpadł tylko na chwilę załatwić jakąś ważną sprawę. Otworzyła je więc bez wahania i ujrzała po drugiej stronie Simona. Był to przerażający dla niej widok. Próbowała zamknąć przed nim drzwi, ale on był silniejszy i włamał się do środka.

- Czego znowu ode mnie chcesz ty draniu?! Dlaczego mnie ciągle prześladujesz? – zapytała z przerażeniem cofając się w stronę kuchni.
- Dobrze wiesz czego chcę. Nie reagowałaś na moje prośby i groźby, więc wziąłem sprawy w swoje ręce! Dziś będziesz moja i nikt cię nie uratuje! – krzyczał Simon, który momentalnie rzucił się na kobietę obmacując ją swoimi okropnymi łapami.

Simon z wielką lubością i dziką żądzą na ustach zabierał się szybko do roboty próbując siłą posiąść Danielę, upokorzyć ją i zgwałcić. Oparł ją o kuchenna szafkę i zaczął zdzierać z niej ubranie.

- Będziesz moja! – krzyczał bez opamiętania, a dziewczyna nie mogła się bronić
- Puść mnie!
- Nie puszczę! Zapomnij o tym suko!

Jednak nawet w takiej chwili Daniela nie straciła zimnej krwi i mając jedną wolną rękę, usiłowała tyłem i po omacku znaleźć kuchenny nóż, który powinien leżeć niedaleko na szafce. W końcu poczuła, że ostrze jest już blisko i chwyciła go.

- Zrozumiesz kim jest prawdziwy mężczyzna! Nauczę cię! – powtarzał jak nakręcony Simon gdy nagle Daniela jednym mocnym, dynamicznym i szybkim ruchem złapała za nóż i wbiła go prosto w brzuch gwałciciela. Przerażony Simon poczuł olbrzymi promieniujący ból i odkrył, że jest cały zakrwawiony. Upadł na wznak, a przerażona dziewczyna cały czas trzęsła się widząc to co zrobiła. W tej chwili do mieszkania wbiegł Bruno, który zaparkował, zostawił za sobą Artura i biegł ile miał sił w nogach aby zdążyć na czas i uratować żonę.
- Jak go chyba zabiłam... On próbował mnie zgwałcić – szlochała przerażona Daniela, ale Bruno przytulił ją mocno swoimi ramionami tak, że stopniowo zaczęła się uspokajać.

To nie był jednak koniec dramatu. Simon wciąż żył i choć był w bardzo ciężkim stanie, odruchowo starał się doczłapać do swojego pistoletu, który wypadł mu i również leżał na ziemi. Udało mu się to i złapał go w swoją dłoń korzystając z chwili nieuwagi małżonków. Bruno przytulając dziewczynę stał do niego tyłem plecami i nie widział co może się za chwilę wydarzyć. Daniela zorientowała się, że Simon ma broń i chce wystrzelić w ich kierunku. Było już jednak za późno na reakcję.

- O mój Boże! – krzyknęła tylko widząc jak Toredo zamierza pociągnąć za spust.

Po chwili padł strzał... Wszyscy zamarli, ale to Simon opadł bezwładnie na podłogę upuszczając pistolet. Lufa pistoletu z którego zastrzelił go stojący w drzwiach mieszkania Arturo wciąż się dymiła.

- Już po wszystkim. Ten człowiek już nigdy nikogo nie skrzywdzi – powiedział Peralta patrząc Bruna i Danielę, którzy byli w szoku, że jakimś cudem uszli z tej sytuacji z życiem oraz na martwego Simona, którego wytrzeszczone oczy patrzyły jakby z przerażeniem ku górze. Jego los dopełnił się, a teraz czekała go zapewne wędrówka aż do samego piekła...


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 20:02:06 17-08-09, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 20:22:41 17-08-09    Temat postu:

Rewelacyjny jubileuszowy 100 odcinek
Ach jak romantycznie. Noc poślubna obu par. Przepięknie to opisałeś. Ach, rozmarzyłam się.
Haha, jaki Manuel sprytny. A Lucre też niczego sobie. Wymyślili, jak można pozbyć się Simona. Wydali na niego wyrok. Wysłali go do Danieli, powiedzieli, żeby nie dał jej sobie odebrać. Simon postanowił jechać, coś nie bardzo kojarzył i nie wyczuł podstępu. Gdy pojechał Lucre pod przymusem zadzwoniła na policję. Odebrał Bruno i pojechał do żony.
Tymczasem Daniela otworzyła drzwi, myśląc, że to Bruno. Jakże się myliła, Simon wparował do środka i chciał ją zgwałcić. Biedna, nie wiadomo co by się stało, gdyby na szczęście nie wbiła mu noża w brzuch. To go unieruchomiło na chwilę. Wpadł Bruno i przytuli do siebie żonę. Wydawało się, że koszmar się skończył. Ale niestety, Simon żył jeszcze i korzystając z nieuwagi doczołgał się do swojej broni. Wymierzył w Bruno, ale na szczęście wpadł Arturo, który pojechał za Brunem, i go zabił. To się nazywa wejście, wejście smoka.
I znowu to co lubię najbardziej. Scenki w więzieniu. Carmen postanowiła porozmawiać z Espe w cztery oczy.Wcześniej była zła z zabicie jej szefa, a teraz czuła podziw. Powiedziała kto był jej szefem, Ricardo. Przez niego się tu znalazła, stała się kozłem ofiarnym. Espe nazwała ją dziwką Rickiego. Oj gorzko tego pożałowała. Z Carmen nie ma żartów, wie jak kogoś ustawić do pionu. Wyznała także kogo kochała i nadal kocha: Gustava. I kolejny szok. Ona zakochana w Gustku, kurczę żeby kiedyś nie było z tym problemów. Espe wydało się to bardzo interesujące.
Nie odczułam wcale, że odcinek był dłuższy, przeczytałam jednym tchem. Warto było go czytać, z pewnością warto.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 21:34:30 17-08-09    Temat postu:

Wyruszyłem na wielki maraton czytelniczy z Labiryntem Kłamstw. Była to czysta przyjemność. W odcinkach pojawiło się wiele interesujących akcji.

Z racji tego, że w końcu zrównałem się z czytaniem odcinków walnę szerszy komentarz, zahaczając nie tylko o fabułę, ale i realizację, nie tylko o pochwały, ale i krytykę.

Była w serialu jedna jedyna rzecz, która denerwowała mnie do potęgi - a przypominam, wiele razy używałem względem serialu wielu pochwał, których pomimo tej uwagi, nie przekreślam. Ciemne charaktery były niesamowite, ale ich ciągłe planowanie [wymordujemy tych, zabijemy tamtych, pozbędziemy się siamtych] oraz świętowanie z byle powodu [bo to wymyślili plan zdobycia hacjendy, bo to ktoś zginął, bo to ktoś ma umrzeć] było nie tyle sztuczne i schematyczne, co wręcz irytujące i hamujące akcję. No ileż można - powinno być jakieś urozmaicenie i wplatać akcję w te plany, a nie czekać z nią na odpowiedni moment. Inna sprawa to taka, że zabrakło pikanterii - cięty język i ciemny humor [owszem były, ale nie za często], ostrzejsze sceny [całkowity brak], bójki [nieustanna gra słowna, ale skoro wszyscy się tak nie znosili, to powinni się czasem - z umiarem - poszarpać, pobić lub coś w tym stylu - i nie chodzi tutaj wcale o to, że jest to serial hacjendowy, w takich serialach takie rzeczy też powinny występować]. Oprócz tego miałem w pewnych moentach wrażenie, że W labiryncie kłamstw jest zmienioną kopią La Tormenty, ale rozumiem, że ona odcisnęła ogromne piętno zachwytu na autorze.

Serialu nigdy w życiu nie zaklasyfikowałbym do gatunku horror lub thriller. Nie jest to jednak żadna krytyka względem serialu, chodzi mi tylko o to, że jest to kryminał - i to kryminał na poziomie.

Co do akcji, mimo, że nie była urozmnaicana wspomianą pikanterią, to nieustannie trzymała w napięciu. Panował mroczny klimat, miałem wrażenie, iż w Coralos jest nieustannie wieczór, ponadto wciąż odkrywano kolejne tajemnice, do tego zaskakujące.

Co do sposobu realizacji, to widać, że autor nie jest sezonowym pisarzem. Pisze nie od publikę, lecz dla twórczości. Pisze z przyjemnością, a nie by zabłysnąć. Styl i język są przyzwoite. Nie ma błędów [nie licząc literówek, które zdarzają się nawet u najlepszych zawodowców]. W serialu występują prawie same dialogi, ewentualne krótkie opisy nigdy nie znajdując się przy dialogach, ale otwierają lub zamykają scenę. Widać, że autor tworzy bardziej scenariuszową wersję niż ksiązkową. Rzecz jasna, nie można tego krytykować - jedni lubią barwne opisy, drudzy wersje scenriuszowe. W labiryncie kłastw jest właśnie wersją bardziej scenariuszową [akurat mi to odpowiada]. Jednym słowem, realizacja jest w porządku. Tak jak fabuła, któlra naprawdę wciąga i momentami powala.







Teraz przechodzę do komentowania odcinków [przeczytałem ich aż trzydzieści i trochę cięzko będzie szczegółowo opisać wrażena, więc spróbuję to porządnie uogólnić].

Odcinki siedemdziesiąte [71-80]:

Akcja toczy się wokół nawrócenia Ricarda i straty Isabeli. Jeden z najgroźniejszych ciemnych charakterów się nawraca, a drugi umiera - ciekawe posunięcie. Pozostałe ciemne charaktery jednak knują dalej - czyli wciąz ciekawie.

Simon i Lucrecia zatruwają życie Sergia i Mariny, 'urozmaicając' ich związek, mimo wszystko para wraca do siebie. Skupiono się na jednej parze bohaterów. Pominięto nieco Soledad i Gustava oraz Danielę i Bruna. Ciekawe relacje są pomiędzy Caroliną i Javierem - dzieci nienawidzących się rodów.

Odcinki osiemdziesiąte [81-90]:

Przygotowanie do ostatecznej rozgrywki. Z jednej strony dobrzy dąża coraz skuteczniej do przywrócenia sprawiedliwości, a z drugiej strony oprócz starych złych, pojawiaqją się nowi źli, knujący coraz bardziej perfidnie.

Dowiadujemy się dwóch ciekawych rzeczy. Manuel jest gejem [ha, wiedziałem], a Esperanza nienawidziła Marii Emilii tylko przez to, że tamta była dobra, a ta nie umiała być dobra, choć sama tłumaczyła sobie, że to tamtą wywyższano, a ją nie]. Niecierpię takich charakterów jak Esperanza [przypomionają mi się siostry z Melrose Place - Jane i Sydney - ta druga nienawidziła tej pierwszej z tych samych powodów co Esperanza Marii Emilii]. Poza tym Esperanza już od dawna miała nieczyste zamiary i ma na sumieniu wypadek, w którym giną niektórzy członkowie rodziny. A to ciekawe i zaskakujące.

Odcinki dziewiędziesiąte [91-100]:

Te odcinki można nazwać już odcinkami decydującymi. Akcja na akcji, czyli to, co lubię. Z każdym bohaterem coś się działo. Zatryumfowała sprawiwedliwość: Alejandro i Martin odzyskali ziemię, a Esperanza wypoczywa w 'SPA'. Zakoczeniem był koniec Ricarda, nie sądziłem, że zginie osoba, która się nawróciła, ale odszedł godnie. Wreszcie nadeszła chwila ślubów - Marina i Segrio oraz Soledad i Gustavo połaczyli się świętym węzłem małżeńskim [nie wiem dlaczego, ale miałem cały czas wrażenie, że na tym ślubie cos się wydarzy]. No i jubileuszowa akcja z Danielą i Brunem, a wszystko za sprawą Lucrecii i Simona, którzy nie chcą dać za wygraną i teraz ich się przyczepuili.

Setny jublileuszowy odcinek zafundował nam wreszcie wyczekiwany zapewne przez wszystkich romantyzm, bliskość [i akcję, ginie kolejny ciemny charakter w bardzo cikeawy sposób]. Natomiast odcinki poprzedzające setny odcinek, mogą się szczycić mianem finałowych, więc co dopiero zostanie nam sprawione na prawdziwy finał.

Na koniec odowłam się jeszcze do Manuela, mojego ulubionego bohatera, którego wątek poprowadziłeś w tych i nie tylko tych odcinkach najlepiej. To, że jest gejem, urozmaiciło jego wątek, ale nawet bez tego jego postać rządzi. Manuel jest najbardziej inteligentną osobą. Rewelacyjny ciemny charakter, który bez zbędnych ataków histerii jest zepsuty do przysłowiowego szpiku kości. Lubi facetów, ale mimo to, nawet w ich obecnoci, jest w stanie zachować rozsądek, a nie rzucić się na nich, by się z nimi gździć - dla mnie bomba - chodzący czysty rozum, a nie facet myślący wiadomo czym. Akcja jak kończy z Federiciem była niesamowita i ten tekst, w stylu tekstów, które uwielbiam - Chciałeś, by między nami zaiskrzyło ... [podczas wrzucenia suszarki do wanny].

Pozdrawiam i oby tak dalej, nie mam większych obiekcji, ten serial jest genialny.


Ostatnio zmieniony przez Val dnia 21:52:57 17-08-09, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:52:07 17-08-09    Temat postu:

Świetne podsumowanie Val. Cieszę się przede wszystkim z jednego - że serial wciągnął Cię i się na nim nie zawiodłeś Cieszę się również z Twojej krytyki, bo to również dla mnie jako autora bardzo ważna sprawa.

Mała polemika z mojej strony odnośnie trzech kwestii:

1) Piszesz, że czarne charaktery są genialne, ale bardziej myślą kogo by tu zabić niż działają. Jest to częściowo prawda, ale mój serial nie jest taki znowu krótki, wiemy już, że na pewno będzie ponad 100 odcinków i choć akcji jest i tak sporo, to jednak nie mogę robić "trzęsienia ziemi" w każdym odcinku, stąd rozłożenie i rozładowanie tempa w niektórych odcinkach Ale i tak będę się upierał, że villani dużo tu robią Sam przyznasz, że główni bohaterowie nie mieli jeszcze chyba ani jednego dnia na zwyczajne wytchnięcie.

2) Serial podobny do "La Tormenty" - jak najbardziej. Nie będę ukrywał, że lubiłem tamtą telenowelę i trochę się na niej wzorowałem. Będzie jednak wiele innych wątków, akcji i przede wszystkim zakończenie. To zapewniam i gwarantuję.

3) Więcej dialogów niż opisów - masz rację, ale ja podobnie jak Ty bardziej wolę to pierwsze niż drugie i jeśli stosuję jakieś opisy to jest ich mało i są krótkie. Jednak sam oceniając "WLK" uważam, że trochę się nawet wyrobiłem w ostatnich odcinkach (te dziewięćdziesiąte) i jest nieco lepiej. Całkowicie jednak nie będę się zmienił. Pozostanę przy tym co potrafię robić i lubię najbardziej


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 21:56:21 17-08-09, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:07:42 17-08-09    Temat postu:

Masz rację, chyba za wiele wymagam w ponad stuodcinkowym serialu, ale od czasu do czasu, dla zwykłego urozmaicenia, można było dać choćby malutką szarpaninkę albo coś takiego.

Nie zarzucam, że wzorowałeś się na La Tormencie, momentami bylo tylko widać ogromne wzorowanie się na niej, ale ogolnie seriale są różne, mają tylko podobną tematykę.

Najważniejsze, by pisać dla ludzi, ale zarazem zachowując swój styl, jeżeli wolisz wersje 'scenriuszowe' to taki twórz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:29:55 19-08-09    Temat postu:

101 ODCINEK

Mieszkanie Danieli i Bruna.

Bruno siedział na kanapie czule obejmując swoją roztrzęsioną żonę. Daniela popijała mocną kawę, która miała na celu postawić ja na nogi, ale wciąż nie mogła przestać myśleć o tym co się właśnie stało. Arturo i jego ludzie zajmowali się właśnie zwłokami Simona. Okryto je białą płachtą i powoli wynoszono z mieszkania.

- Zabiłam człowieka – westchnęła Daniela.
- Nie zabiłaś go. Zrobił to Arturo – odpowiedział Bruno gładząc rękę żony.
- Ale nie żałuję tego, bo to był przeklęty bydlak! Chciał mnie zgwałcić!
- Chciał nas pozabijać i zasłużył na taki los. Jednego drania mniej na tym świecie...

Peralta ponaglał swoich ludzi aby jak najszybciej uwinęli się ze swoją robotą.

- Nie chcę tu żadnej telewizji ani prasy! Po co maja męczyć tą biedną kobietę!
- Tak jest szefie – odpowiedział jeden z jego ludzi.

Arturo zbliżył się do Bruna i Danieli. Dziewczyna widząc go po raz pierwszy delikatnie się uśmiechnęła.

- Chcę panu podziękować za uratowanie nam życia. Niewiele brakowało a wcale byśmy już nie rozmawiali – stwierdziła Daniela.
- To prawda – dodał Bruno.
- Taki zawód policjanta. Takie sytuacje się zdarzają. Znalazłem się
w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nie jestem bohaterem. Ty nią jesteś Daniela. Działałaś w obronie własnej i niczym nie musisz się martwić. Byłaś bardzo dzielna – przekonywał Arturo.
- Co z tym numerem telefonu i osobą, która zadzwoniła w sprawie
Simona? – zapytał Bruno.
- Nasi ludzie już tam jadą. Podejrzewam, że to nie był ktoś przypadkowy, a ktoś związany z Simonem. Być może nawet Lucrecia go wrobiła. Oni wszyscy są siebie warci. Jeden zabiłby drugiego w walce o pięć dolarów...
- To prawda...

Tymczasem...

Manuel i Lucrecia siedzieli w samochodzie obserwując z daleka jak kilkunastu policjantów przeczesuje teren i próbuje wejść do mieszkania.

- Plan się powiódł. Już po Simonie skoro oni są tutaj – stwierdziła Lucrecia.
- O taaaaak – przytaknął jej Manuel ironicznie się uśmiechając.
- Co się tak cieszysz? Mówiłam ci, że sprawdzą kto ich poinformował i odnajdą nas!
- Nas? Ja figuruję przecież jako martwy. A poza tym nie masz się czym martwić. Ci głupcy nie wiedzą co robią...
- Mam ci dalej ufać? Nie zabiłeś mnie, ale nie wiem co ci krąży po głowie.
- Nie masz innego wyjścia. Jesteś zdana na mój los... Patrz na to, bo przegapisz coś naprawdę bombowego...

Policjanci zapukali do drzwi, ale nikt im nie otworzył. Wobec tego zdecydowali się na wyważenie ich.

- Uważajcie! Nie wiemy kogo tam możemy zastać! Jeśli to wspólnicy Simona Toredo, to mogą być niebezpieczni! – krzyknął dowodzący akcją.
- Wszystko jest pod kontrolą. Wchodzimy? – zapytał jeden z jego ludzi.
- Na trzy wchodzimy. Raz, dwa... trzy!

Mężczyźni wdarli się do środka i wchodzili tam jeden po drugim. Jednak nie mieli pojęcia jak wielki błąd właśnie popełniają. Kilka sekund później zorientowali się, że mają przed sobą tykającą bombę. Na reakcję było już jednak stanowczo za późno. Po chwili zatrzęsła się podłoga i ku przerażeniu obecnych w środku stróżów prawa, budynek wyleciał w powietrze. Potężna eksplozja spowodowała ogromne zniszczenie i śmierć wielu z nich. Przestraszyła nawet Lucrecię, która obserwowała wszystko z bezpiecznej odległości.
- To była ta bombowa niespodzianka. Musiałem się tylko upewnić, że mamy do czynienia z kompletnymi głupcami – powiedział Manuel, po czym nacisnął pedał gazu i odjechali jak gdyby nigdy nic podczas gdy kilkadziesiąt metrów od nich działa się prawdziwa tragedia...

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Alejandro i Valeria jako pierwsi wstali po tej jakże ciężkiej, ale jednocześnie wspaniałej i pełnej zabawy nocy. Zajęli swoje miejsce w salonie, a służące podawały im właśnie śniadanie. Byli w doskonałym humorze, zwłaszcza Alejandro, bo jakżeby inaczej. To, że jego córki są bardzo szczęśliwe powodowało, że i on promieniował szczęściem.

- Czuję się jak nowo narodzony – wyznał uśmiechając się do swojej ukochanej.
- Nic dziwnego. Teraz nadejdzie nowa era w twojej rodzinie, a twoje córki rozpoczynają fantastyczny okres w swoim życiu – odparła Valeria.
- Ciekawe o której te śpiochy wstaną – śmiał się Alejandro popijając kawę.
- Myślisz, że sen ich w wczoraj zmorzył? Jakoś wątpię...
- Masz rację. Co ja wygaduję! Ja jestem już stary piernik, a oni młodzi... Pozwólmy im cieszyć się swoim szczęściem.

W tej chwili ktoś zadzwonił na komórkę Alejandra. To był komendant Peralta. Jednocześnie zarówno Marina i Sergio jak i Soledad i Gustavo właściwie w tym samym momencie zeszli na śniadania, witając się z Valerią.

- To była noc pełna wrażeń, co? – śmiał się Gustavo.
- A żebyś wiedział – przekomarzał się z nim Sergio. A u ciebie jak było?
- Ach mężczyźni... Oni tylko o jednym – stwierdziła Soledad, która nie mogła jednak ukryć swojego świetnego nastroju.
- Niech się cieszą. Ale niech nie myślą, że tak będzie zawsze – dodała Marina, a jej słowa spowodowały, że obaj bracia wyraźnie posmutnieli.
- Będziesz aż tak źle? – ironizował Gustavo.
- A więc one chciały się z nami tylko zabawić? – w podobnym tonie wypowiedział się Sergio.
- Jesteście niemożliwi! – krzyknęła poirytowana Marina.
- Nie słuchaj tego co wygadują. Bierzmy się do jedzenia. A z kim rozmawia ojciec? – spytała Soledad.
- Chyba z komendantem Peraltą – odparła Valeria.

Alejandro właśnie kończył swoją rozmowę. Był zaniepokojony, ale jednocześnie widać było, że poczuł swego rodzaju ulgę.

- Rozumiem... Całe szczęście, że wszystko skończyło się szczęśliwie. Dziękuję ci za wiadomość – powiedział na koniec, po czym wyłączył telefon i wrócił spokojnie na swoje miejsce. Jego córki zauważyły, że coś jest nie tak.
- Coś się stało? – spytała Soledad, z twarzy której od razu zniknął uśmiech.
- Powiedz, bo już się denerwujemy – powiedziała Marina.
- Spokojnie córeczki. Bez obaw. Wszystko jest w porządku. Ale musicie o czymś wiedzieć. Wczoraj wieczorem Simon Toredo włamał się do mieszkania Danieli, żony Bruna i próbował ją zgwałcić!
- O mój Boże! – krzyknęła Marina. Co z Danielą?
- Nic jej nie jest. W porę zjawiła się policja. Wiem tylko, że dziewczyna zraniła go nożem w brzuch, ale on wciąż próbował zabić zarówno ją jak i jej męża. Na szczęście zjawił się Arturo i zabił Simona. Ten drań nie żyje – wyznał Alejandro.
- Dobrze mu tak! Jak mógł zaatakować Danielę i dlaczego właśnie ją? – pytał sam siebie Sergio, ale nie mógł znaleźć odpowiedzi.
- Nie życzyłam mu śmierci, ale po tym co zrobił nie mógł uciec sprawiedliwości – zauważyła Marina.
- A co z Lucrecią? Była z nim? – zapytała Soledad.
- Nie... Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Ona wciąż jest na wolności – odparł Alejandro.
- Oby jak najszybciej ją złapali – westchnął Gustavo...

Stolica.

Więzienie dla kobiet.

Carmen była zaskoczona przyglądając się reakcji Esperanzy gdy ich rozmowa zeszła na temat Gustavo Munosa.

- Znasz Gustavo? – spytała z zaciekawieniem Carmen.
- Oczywiście, że znam. To jeden z moich wrogów! On i jego brat to prawdziwi wyzyskiwacze! – z pełną śmiałością odpowiedziała Esperanza.
- Teraz rzeczywiście mamy o czym pogadać. Żyłam z nimi prawie jak w rodzinie. Kochałam Gustavo, przyjaźniłam się z ich siostrą, pomagałam im gdy byli zwykłymi biedakami, ale on nie doceniał moich gestów. Uważał mnie jedynie za zwykłą przyjaciółkę! Gdy chciałam coś więcej, on zwyczajnie mi odmówił! Powiedział żebym zniknęła z jego życia! Nawet chyba nie wie co się ze mną stało i gdzie skończyłam...
- To łotr! Taki sam jak jego brat! Jego siostrę zabił chyba właśnie sam Sandoval... Przynajmniej takie plotki chodziły po całym Coralos.
- Ricardo? On nie pobrudziłby sobie rąk. Ta biedaczka wpadła mu w oko. Poznałam ich ze sobą, ale potem mu się znudziła. Wtedy z wściekłości na obojętność Gustavo, zwabiłam ją w miejsce gdzie została zgwałcona przez ludzi Tobiasa Castillo. Oni dokończyli dzieła. Nie tylko ją zgwałcili, ale i zabili. Od tego momentu Sandoval zaczął mi ufać i weszłam do jego zespołu. Nie na długo, bo gdy przyszły problemy, pozbył się mnie tak samo jak Gustavo! Dlatego nienawidzę mężczyzn i ludzi bez serca! Nienawidzę!
- Ja zabiłam Sandovala, a ty możesz jeszcze zemścić się na Gustavo! Połączmy siły, bo mamy wspólnego wroga! Razem wiele zdziałamy!
- Nie jestem głupia i nie ufam ci. Poza tym straciłam przez ciebie pieniądze, bo Sandoval dobrze płacił za moje utrzymanie w tym pierdlu. Nie mamy ze sobą nic wspólnego.
- Ja mam pieniądze!
- To pokaż mi je! Nie bądź śmieszna... Fajnie, że mamy wspólne tematy, ale nie będę trzymać z takimi jak ty...

Wzburzona Carmen zostawiła Esperanzę w spokoju i chciała odejść w kierunku towarzyszek. Esperanza nie rezygnowała jednak z rozmowy.

- Gustavo wczoraj ożenił się z moją siostrzenicą, z niejaką Soledad De La Fuente! Chcesz żeby był szczęśliwy z inną?
- Jasne, że nie! Ale co ja mogę? Moim mieszkaniem jest to obskurne więzienie i chociaż tu mogę rządzić i robić to co mi się podoba.
- Możesz zemścić się uciekając stąd... – szepnęła jej na ucho Esperanza.

Komisariat policji.

Arturo rozmawiał telefonicznie z Brunem, bo wciąż niepokoił się przede wszystkim o stan psychiczny Danieli po tym jakże bolesnych dla niej chwilach.

- Zostań z nią ile to będzie konieczne! Masz dziś wolne – zapewnił go Peralta.
- Dziękuję szefie. Dotrzymam jej towarzystwa, bo muszę to zrobić. Ona jest dla mnie najważniejsza i oddałbym dla niej własne życie – odparł wiem.
- Wiem o tym. Trzymajcie się ciepło, a ja wracam do pracy...

Komendant nie miał jednak ani chwili spokoju. Ledwo co skończył rozmawiać, do środka weszli dwaj policjanci.

- Jorge, Eduardo? Co się stało? Macie mini jakbyście wrócili z piekła...
- Tak było w istocie. Pojechaliśmy do tego mieszkania, weszliśmy do środka i... – tu załamał się głos jednego z opowiadających.
- I co? – zdziwił się Arturo.
- W środku ktoś zostawił bombę. Doszło do eksplozji, w której zginęło pięciu naszych ludzi, a jeszcze kilku zostało rannych. Nie wiem co powiedzieć... Zlekceważyliśmy sytuację, a teraz mamy prawdziwą tragedię...

Arturo był wściekły i poirytowany, ale jednocześnie załamany stratę ludzi, dla których praca w policji była prawdziwą pasją i wyzwaniem, które kochali nad życie.

- Mój Boże... To była pułapka. Upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu. Wystawili Simona, a jednocześnie dali sygnał policji, że nie żartują i wojna nie jest jeszcze skończona. Czy to mogła być Lucrecia? Aż nie chce mi się wierzyć. Ktoś musiał jej pomagać. Nieważne kto to zrobił... Życia tych chłopaków już nic nie wróci – zmartwił się Arturo.

Po chwili pojawił się jeszcze jeden z policjantów. Jego mina również nie wróżyła niczego dobra.

- Powiedz, że choć ty masz dobre wieści...
- Dostałem informację, że nasi ludzie odnaleźli w końcu ciało zanurzone na samym dnie bagien...
- Chociaż tyle. Odnaleźliśmy drania!
- Ale to nie jest na sto procent ciało Manuela Rodrigueza. To zupełnie inny człowiek...
- Przeklęty Manuel! Upozorował własną śmierć! Zyskał na czasie i znowu jest dwa kroki przed nami! Jest jeszcze gorszy od Lucrecii! Tylko on mógł z premedytacją zabić moich ludzi i wrobić Simona! Niech ja go tylko dorwę! – uderzył pięścią w stół Arturo, a jego oczy zamieniły się w oczy drapieżnika, który został podrażniony w ambicjach, ale który nie zamierzał tak łatwo się poddać. Wziął tylko ze sobą marynarkę i wyszedł z pomieszczenia w tylko jemu znajome miejsce trzaskając z całej siły drzwiami.
- Nigdy go takim nie widziałem – stwierdził jeden z policjantów.
- Jeśli on złapie tego Manuela, to ze skóry go obedrze. Nie będzie miał litości – dodał drugi z nich...

Tymczasem...

USA.

Blisko czterdziestoletnia kobieta o imieniu Renata krzątała się po kuchni, ale nie czuła się z tego powodu zadowolona. Gotowała jedynie dla swojej nastoletniej córki, która była dla niej najważniejsza. Zdążyła się przyzwyczaić do życia bez mężczyzny, który zawsze był daleko poza domem. Mimo to nie czuła się szczęśliwa. Zauważyła to jej córka Laura.

- Znów jesteś smutna i nawet wiem czemu. Nie myśl o tym. Tak jest nam lepiej – zapewniła Laura.
- Może masz rację – odparła tajemniczo Renata.

Po chwili milczenia zadzwonił dzwonek do drzwi. Matka i córka niemal jednocześnie poderwały się aby otworzyć. To kogo zobaczyły po drugiej stronie spowodowały u nich mieszane uczucia, radości, ale i strachu.

- Tak witają mnie moje dwie ukochane kobiety? Właśnie wrócił wasz ukochany tatuś i mąż – uśmiechnął się ironicznie Rodrigo Santanez...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 48, 49, 50  Następny
Strona 29 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin