Forum Telenowele Strona Główna Telenowele
Forum Telenowel
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W labiryncie kłamstw
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 45, 46, 47, 48, 49, 50  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Który z villanów powinien odegrać znaczącą rolę w finale serialu?
Manuel Rodriguez
12%
 12%  [ 1 ]
Esperanza Guzman
12%
 12%  [ 1 ]
Lucrecia De La Fuente
12%
 12%  [ 1 ]
Rodrigo Santanez
0%
 0%  [ 0 ]
Carmen Gordillo
0%
 0%  [ 0 ]
Oskar Gutierrez
0%
 0%  [ 0 ]
Tobias Castillo
0%
 0%  [ 0 ]
Manuel, Esperanza i Santanez
12%
 12%  [ 1 ]
Manuel i Esperanza
37%
 37%  [ 3 ]
Ostatni odcinek powinien być bez villanów
12%
 12%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:24:40 07-08-10    Temat postu:

144 ODCINEK

Dwa miesiące później.

Po raz kolejny Manuel i Esperanza zostali wspólnikami. Tym razem niejako zmusiła ich do tego sytuacja. Perfidny plan Esperanzy mającej na sobie łagodną twarz Marii Emilii spodobał się Rodriguezowi. Mężczyzna miał ją w garści, więc musiała zgodzić się na wszystko aby nie zostać zdemaskowana. Opowiedziała mu całą historię swojej operacji i zapoznała go z Mauriciem, który pomógł jej w zmianie twarzy. Manuel zacierał ręce, bo powoli zbliżał się czas zemsty na rodzinie De La Fuente. Esperanza grała swoją rolę doskonale. Przez kolejne tygodnie w dalszym ciągu po mistrzowsku oszukiwała najbliższych, którzy nie mieli pojęcia o jej prawdziwych zamiarach. Kilka osób które domyślało się prawdy, ale wolało przeczekać jeszcze jakiś czas aby upewnić się czy ich podejrzenia mogą mieć sens. Tymi nieufnymi byli Martin, Valeria, ksiądz Salvador i przede wszystkim Tobias. Nie reagowali jednak i nic nie powiedzieli Alejandrowi, bo nie mieli wystarczających dowód i wiedzieli, że ich teza potraktowana zostanie jako jakiś niesmaczny żart i absurd. Manuel i Esperanza mieli jeszcze jeden wspólny cel, a było nim pogrążenie Rodrigo Santaneza. Nadchodził właśnie dzień jego procesu. Kluczowe miały być zeznania świadków. Wspólnicy chcieli aby mafiozo został skazany na śmierć i całkowicie pogrążony, ale jednocześnie wiedzieli, że przeciwko nim również będą tam wystawione oskarżenia. Na szczęście mieli ten komfort, że wciąż byli na wolności. Dla Alejandra i całej jego rodziny proces Rodrigo Santaneza miał być końcem trwającej wiele miesięcy bezpardonowej walki nie tylko o hacjendę, ale przede wszystkim o godność i bezpieczeństwo. Wiele osób zginęło tylko dlatego, że wrogowie nie przebierali w środkach aby zdobyć władzę i pieniądze. Do zabijania skłaniała ich jedynie chciwość i chęć posiadania. Jednak kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Alejandro wierzył, że zatriumfuje sprawiedliwość. Już kilku, choć nie wszyscy zapłacili za zło które mu wyrządzili. W ciągu najbliższych dni miał zapłacić ten który to wszystko rozpoczął i zorganizował. To Santanez był przecież głównym winowajcą, a wszyscy inni byli pionkami w jego grze. Osądzenia mafioza miało być końcem problemów seniora rodu De La Fuente. On sam nie wiedział, że jeszcze wcale nie wszystko zostało wyjaśnione, a zło które nie opuszczało go ani na krok, znów wyłania się z zakamarków aby go otoczyć i zniszczyć…

Stolica.

Centrum chirurgi plastycznej.

Mauricio nie był zbytnio zadowolony, że Manuel Rodriguez również został wtajemniczony w sprawę zmiany twarzy Esperanzy. Im więcej ludzi wiedziało o jego nielegalnych eksperymentach, tym gorzej dla niego. Jednak oni zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Ufali mu, ale nie na tyle aby rozmawiać z nim o swoich najbliższych krokach. Zamknęli się w jednym z gabinetów przy zapleczu aby ustalić szczegóły na najbliższy dzień. Manuel przeglądał gazetę, w której sporo pisano o rozpoczynającym się dzisiaj procesie Rodrigo Santaneza.

- Dalej nie ufasz Mauricio, że musimy się tu barykadować? – westchnęła zdenerwowana Esperanza.
- Nie martw się. Dobrze wiesz, że nic ci nie zrobię, bo nie gustuje w kobietach. I nieistotne czy masz swoją twarz, a może twarz Marii Emilii lub Angeliny Jolie. To mnie nie kręci – żartował Manuel.
- Czasem nie wiem czy twoje zboczenie jest wadą czy zaletą… Ale przejdźmy do rzeczy. Ledwo udało mi się wymknąć. Mijają miesiące, ale ten idiota Alejandro pilnuje mnie jak oka w głowie. Musiałam go okłamać, że idę na zakupy ze swoimi córkami. Nie mam zbyt wiele czasu. Mów co chcesz ze mną przeanalizować?
- Jeszcze pytasz? Dzisiejszy proces Santaneza…
- Przecież wiem o tym. Wybieramy się całą rodzinką. Będę musiała zeznawać. Nie wiem co robić. Ta bajka z przetrzymywaniem jest wiarygodna dla tej bandy kretynów, ale czy sąd w to uwierzy?
- Uwierzy we wszystko co powie tak bardzo dręczona kobieta jak ty Mario Emilio… Santanez to kanalia i uwierzą nawet w to, że zabił mojego ojca…
- On będzie miał niezłych obrońców. A jak się wywinie i zemści na nas?
- Wywinie? Co ty taka strachliwa jesteś… Zarzuty przeciwko niemu są mocne. Czeka go krzesło elektryczne i nikt mu nie pomoże. Martwi mnie jednak co innego.
- Myślisz, że coś może przebiec nie po naszej myśli?
- Owszem… Jest jeszcze na tym świecie jedna gnida, którą trzeba było usunąć już dawno temu. Mam złe przeczucia, że może jeszcze sporo namieszać…
- Mówisz o Tobiasie Castillo? Ale skoro ja żyję, to co on może? Maria Emilia żyje, więc on nie jest zabójcą. Nie ma zbrodni, nie ma mordercy, nie ma wspólników. Proste…
- On dużo może. Nie jest wcale taki głupi. Jeśli domyśli się prawdy i pojawi się w sądzie, to będziemy mieli kłopoty.
- Nie pojawi się… Sam z miejsca trafiłby do pudła…
- Teraz stał się gołąbkiem pokoju jak jego szef Ricardo Sandoval. Jeżeli zostaniesz zdemaskowana to skończysz za kratkami, a on mógł mnie śledzić, więc policja może dojść i do mnie. Dlatego nie mam wyjścia.
- Co planujesz? – spytała zaskoczona Esperanza.
- Pojawię dziś przed budynkiem sądu i będę czekał na rozwój wydarzeń – perfidnie uśmiechnął się Manuel.
- Jesteś szalony. Tam będzie mnóstwo glin. Otoczą teren aby ktoś przypadkowo nie zabił Santaneza…
- Szaleństwo mam we krwi, a jak to mówią najciemniej jest pod latarnią. Dziś wielki dzień. Nie może nas tam zabraknąć…

Tymczasem…

Ignacio Corona i Carmen Gordillo postanowili przeczekać jakiś czas aby policja mogła o nich zapomnieć. Kochankowie znaleźli sobie nowe miejsca zamieszkania i popełniając kolejne przestępstwa zebrali sporo sumkę pieniędzy. Mogli dobrze żyć w ukryciu, ale to było dla nich za mało. Nie mogli na tym poprzestać. Poza tym bez zemsty nie byliby szczęśliwi. Dlatego w końcu nadszedł czas aby zacząć działać. O ile Ignacio zadowoliłby się pieniędzmi i wyjechał z kraju, to Carmen nie zamierzała tego zrobić. Jej chora miłość do Gustava przesłaniała jej wszystko.

- Myślałem, że już o tym zapomniałaś, a ty znowu do tego wracasz. Przez te kilka tygodni było nam naprawdę dobrze. Seks, pieniądze, dobre mieszkanko, a policja wciąż jest dziesięć kroków za nami. Po co ryzykować dla jakiejś tam zemsty? – powiedział zrezygnowanym tonem Ignacio.
- Nie bądź większym idiotą niż jesteś! Nie można osiąść na laurach. Myślisz, że przez ten czas próżnowałam? Mylisz się. A po co okradliśmy kilku bogatych frajerów? Musimy mieć kasę aby pozbyć się wrogów.
Kapujesz? – odparła Carmen.
- Myślałem, że zrobimy to własnymi rękami…
- Po części tak. Trzeba kogoś wynająć aby zajał się Soledad. Wtedy Gustavo będzie tylko mój, bo zrobi wszystko aby odzyskać ukochaną żonę.
- Porwanie?
- Jeszcze nie wiem… To musi być wykonane mądrze i z głową, w sposób spektakularny…
- A co z moją częścią zemsty?
- Nie wiem. Wymyśl coś. Przyłącz się i zarób na swoje pieniądze…
- De La Fuente potraktowali mnie jak śmiecia. Najchętniej zemściłbym się na Valerii, ale nie wiem gdzie ona teraz się podziewa. Podoba mi się Marina, więc może…
- Podpowiem ci Ignacio. Ona jest w ciąży i to w zaawansowanej… Może by tak…
- Jesteś genialna Carmen. I za to cię kocham… Przesadziłem… Nie kocham cię, ale cholernie pożądam!

Ignacio rzucił się na kochankę z namiętnymi pocałunkami, ale ta szybko go odtrąciła.

- Upieczemy nie dwie, ale kilka pieczeni przy jednym ogniu…
- Skoro mówisz o ogniu to chodź do łóżka. Niech ono spłonie pod falą namiętności.

Tym razem to Carmen rzuciła się na Ignacia i zaczęła rozbierać siebie i jego równocześnie. Kiedy miała ochotę na tą przyjemność, to nie zamierzała czekać ani chwili. Nawet nie dotarli do łóżka, lecz szybko wylądowali na stole zwalając obrus i wszystko co na nim leżało. Kochali się niesieni falą dzikiej rozkoszy, żądzy i namiętności, bo tak z reguły kończyły się ich rozmowy o wspólnych interesach. To właśnie seks łączył ich najbardziej i w takim układzie było im najlepiej…

Jakiś czas później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Alejandro był już gotowy. Włożył swój najlepszy garnitur, był zadowolony i pewny siebie. Dziś rozpoczynał jak mylnie sądził swoje ostatnie starcie z wrogiem. Oczywiście proces rozłożony był na kilka dni, ale najważniejsze, że w końcu się rozpoczynał. Sprawiedliwości miało stać się zadość. Mężczyzna wciąż czekał na Marię Emilię, która miała zeznawać dziś razem z nim. Mieli pojechać tylko we dwójkę, bo Marina była już w siódmym miesiącu i nie czuła się najlepiej. Miała więc zostać w hacjendzie razem z Sergiem, Gustavem oraz Soledad. Martin i Valeria wciąż nie byli tu mile widzianymi gośćmi. Z kolei Javier i Carolina byli w tym czasie w trakcie dwutygodniowego wypadu do Europy.

- Gdzie jest wasza matka? Mówiła, że pojechała z wami na zakupy, więc co wy tu robicie i dlaczego jej jeszcze nie ma? – zdziwił się Alejandro.
- Jakie zakupy? Ja nie mam siły się stąd ruszyć – powiedziała rozbawiona Marina.
- Ty może nie, ale twoja siostra ma dużo siły…
- Ale nie dzisiaj. Jestem rozleniwiona. Mam nadzieję, że ten dzień będzie jednak udany i wygracie dziś w sądzie pierwszą rundę z tym bandytą – wtrąciła Soledad.
- Obyś miała rację. Zostańcie z mężami, bo to nie będzie zbyt ciekawy spektakl do oglądania. Gdzie ta Maria Emilia? – niecierpliwił się De La Fuente.

Gdy wypowiadał te słowa, Esperanza pojawiła się. Szybko pocałowała męża w policzek i zaczęła tłumaczyć się ze spóźnienia.

- Wybacz moje spóźnienia, ale już jestem. Daj mi dziesięć minut. Przebiorę się i możemy jechać aby pogrążyć tego drania…
- Gdzie byłaś? Miałaś być na zakupach z Mariną i Soledad.
- Byłam samą. Zmieniłam plany. Co w tym dziwnego?
- Sama jesteś ostatnio bardzo dziwna. Zakupy w takim dniu? Nie denerwujesz się spotkaniem z Santanezem w sądzie? Jeszcze nie tak dawno bałaś się go i nie chciałaś o nim słyszeć.
- To prawda, ale wiem, że stawię mu czoła, a zakupy były jedynie zabiciem czasu i nerwów. Wiem, że dam radę, bo muszę to zrobić. Dla siebie, ciebie, naszych dzieci i całej naszej rodziny… Aby nasza przyszłość była świetlana – uśmiechnęła się „Maria Emilia”.
- Poczekam na ciebie na zewnątrz. Nie spóźnij się…
- Tylko mnie nie pogadania. Zaraz będę…
- Czasami jej nie poznaję. Przypomina mi ona kogoś obcego, a nie moją ukochaną żonę. Dziwne uczucie. Ech… Plotę bzdury. To wszystko przez te nerwy. Oby mnie dziś nie pokonały – westchnął Alejandro…

Coralos.

Kościół.

Martin i Valeria konsultowali się niejednokrotnie z księdzem Salvadorem w sprawie „Marii Emilii”. On wciąż jednak uważał, że należy zachować spokój i nie działać pochopnie.

- To już dwa miesiące od jej powrotu. Alejandro nie wybaczy nam, że nic mu nie powiedzieliśmy. Znowu daje się oszukać i to przez tak długi okres czasu. To nic nie robienie bardzo mnie denerwuje – powiedział poirytowany Martin.
- Mnie również. Jeżeli on żyje pod jednym dachem nie z Marią Emilią, lecz z Esperanzą to jest to po prostu jakaś tragifarsa. Musimy zacząć działać – wtrąciła Valeria.
- A ty dalej mówisz o nim? Wciąż go kochasz i tylko on cię interesuje!
- To nie tak Martin. Ja po prostu…
- Nie kłóćcie się w domu Boga! Nie mamy dowodów, że to jest Esperanza. Nasze zarzuty może nie są pozbawione podstaw, ale ogólnie wyglądają śmiesznie. Kto nam uwierzy na słowo? – zauważył ksiądz Salvador.
- Nie wiem jak to zrobimy, ale musi być jakiś sposób aby ją zdemaskować!
- Martinie nie działaj zbyt pochopnie. Już raz chciałeś bezcześcić grób Marii Emilii. Jeżeli prawda jest taka o której teraz myślimy, to prędzej czy później wyjdzie ona na jaw. Z Bożą pomocą…
- Znowu czekać? Nie możemy…
- Musimy. Oby nic złego się nie stało, bo w innym wypadku dojdzie do trzeciej wojny światowej. Dziś Alejandro zeznaje w sądzie przeciwko mafii. Ma inne problemy. Niech Bóg ma go w swojej opiece…

Jakiś czas później.

Stolica.

Budynek sądu.

Piekielnie gorąca pogoda i równie gorąca atmosfera – tak w skrócie wygląda sytuacja przed gmachem sądu, w którym dziś miał rozpocząć się proces Rodrigo Santaneza. Pobliski parking był zapełniony samochodami po brzegi. Pełno wozów policyjnych i funkcjonariuszy zajmowało się przewożeniem świadków aby bezpiecznie dotarli na miejsce. Otoczono budynek aby nie doszło do niespodzianek, bo Santanez to niezwykle groźny człowiek,a jego ludzie lub wspólnicy mogliby zrobić wszystko aby usunąć niewygodnych dla procesu świadków. Jednak Marcelo Ruiz i jego ludzie oraz Arturo Peralta spisali się na medal. Bez problemu dowieziono świadków. Sam Arturo eskortował Alejandra i Marię Emilię, bo oni byli jednymi z najważniejszych ludzi którzy mieli dziś zabrać głos. Przed budynkiem roiło się od dziennikarzy, była obecna także Adriana Montes, dziennikarka śledcza badającą tą sprawę, ale sam proces miał już odbywać się za zamkniętymi drzwiami i bez udziały kamer. Osobna więzienna furgonetka przywiozła Santaneza. Okazało się, że jego władza wcale nie znaczyła w więzieniu tak wiele. Miał tam pewne wygody, udało mu się kupić i zaszantażować naczelnika, ale o ucieczce nie było mowy. Na proces przybył więc w niezbyt dobrym nastroju. Wciąż jednak wierzył, że wyjdzie z dołka i znów będzie górą. Jednak znaczył coraz mniej, wpływy i pieniądze zaczęły się kończyć i podążał drogą prowadzącą prosto do ślepego zaułka zamiast do zwycięstwa.

- Bądź spokojny i rób swoje. Nie daj się sprowokować – szepnął mu do ucha adwokat.

Rodrigo jednak milczał. Nawet nie drgnął gdy na salę weszli Alejandro i „Maria Emilia”. Oni mieli być pierwszymi świadkami. Sąd wkrótce rozpoczął pierwszy dzień procesu. Najpierw przeczytano ciążące na mafiozie zarzuty. Rodrigo nie przyznał się oczywiście do winy. Następnie przypomniano rozkład dzisiejszego dnia i listę świadków. Te rutynowe działania przerwało nagle pojawienie się pewnego mężczyzny.

- O co chodzi? Dlaczego wpuszczono tu tego człowieka? – zapytał sędzia.
- Przepraszam Wysoki Sądzie, ale on twierdzi, że jest świadkiem i ma wiele do powiedzenia – stwierdził jeden z ochroniarzy.
- Czy jest pan na liście świadków?
- Nie.
- Więc przykro mi, ale proszę natychmiast opuścić salę…
- Proszę mi wybaczyć to najście, ale jak już mówiłem od moich zeznań zależy naprawdę wiele. Proszę pozwolić mi mówić. Beze mnie nic temu człowiekowi nie udowodnicie. Dziś prawda musi wyjść na jaw…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:50:34 07-08-10    Temat postu:

Wkraczmy w finałowy etap i będę się czepiać przeciągania. Wiem, wiem, w 165 odcinkach musi być przeciąganie, ale autor o finale trąbi od kwartału chyba, a czytelnik wcale nie poznaje, żeby on nadchodził. Chcę poczuć to, iż wkraczamy na ostatnią i najbardziej niebezpieczną drogę w tej historii.

Bardzo się cieszę, że główne ciemne charaktery, czyli Manuel i Esperanza znów łączą siły. Czego to oni już nie przeszli. Wszyscy ich mają za martywch. Tymczasem oni szykują niezbyt miłą niespodziankę. Poza tym wątek z Marię Emilią mi się podoba, bo pokręcił wiele planów.

Cóż, nadchodzi proces, a jak proces, to zapewne bardzo interesujące sceny, bo czas przecież wyprać wszystkie brudy, a nie ma do tego lepszego miejsca niż sąd. Końcówka trzyma w napięciu.

Oczywiście należy wspomnieć, że jest pan bezczelny, to w końcu telenowela latynoska, a one są emitowane kilka razy w tygodniu, a nie kilka razy na miesiąc lub nawet raz na miesiąc. Pozdrawiam.

Interesujący cytat:
Cytat:
- Dalej nie ufasz Mauricio, że musimy się tu barykadować? – westchnęła zdenerwowana Esperanza.
- Nie martw się. Dobrze wiesz, że nic ci nie zrobię, bo nie gustuje w kobietach. I nieistotne czy masz swoją twarz, a może twarz Marii Emilii lub Angeliny Jolie. To mnie nie kręci – żartował Manuel.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 10:42:44 20-08-10    Temat postu:

145 ODCINEK

Coralos.

Kościół.

Kiedy Martin i Valeria pogodzili się już z myślą, że nic nie da się zrobić i trzeba cierpliwie czekać na dalszy rozwój wypadków, ksiądz Salvador zmienił zdanie. Co prawda nadal nie chciał podejmować jakichś pochopnych kroków, ale postanowił pokazać im tajemnicze dokumenty, które dostał od Tobiasa. Uznał, że nadszedł najwyższy czas aby podzielić się nimi z zaufanymi osobami. Jakież było jego zdziwienie gdy nie mógł ich znaleźć w specjalnej szafce, w której je ukrył.

- To niemożliwe. Zniknęły! – krzyknął zdenerwowany ksiądz Salvador, który jeszcze nigdy nie zareagował tak nerwowo. Tym razem miał jednak ku temu powody.
- Okradziono księdza i nawet się ksiądz nie spostrzegł? Skoro to jakieś dowody na mafię, to być może ludzie Santaneza odbili je nocą? Mogli to zrobić. Oni są zdolni do wszystkiego – zauważył Martin.
- Sam już nie wiem…
- A może to właśnie Tobias postanowił ich użyć widząc księdza
niezdecydowanie? – spytała Valeria.
- Ten człowiek jest zdesperowany. On mógł to zrobić. Kto wie czy teraz nie jest w sądzie! – załamał ręce duchowny.
- Gdyby to on księdza okradł, zrobiłby dobry uczynek. Gorzej jeśli zrobiła to mafia albo… Manuel lub Esperanza! Lepiej pomódlmy się aby to był Tobias i użył tego w sądzie z korzyścią dla nas – uśmiechnął się Martin…

Tymczasem…

Budynek sądu.

Na dachu sąsiadującego z sądem budynku czuwał jeden z antyterrorystów i policyjnych strzelców. Mężczyzna krzątał się znudzony, bo nic nadzwyczajnego nie miało miejsca. Wydawało się, że ta ochrona jest przesadna i w zupełności wystarczająca, ale takie były rozkazy z góry. Należało uważać na ludzi Rodrigo Santaneza, którzy mogliby namieszać i spróbować uwolnić swojego szefa.

- Szóstka… Czysto. Wszystko pod kontrolą – odezwał się mężczyzna przez krótkofalówkę.
- Wysłaliśmy do ciebie jeszcze jednego człowieka. Podwajamy straże. Będzie u ciebie za dwie minuty.
- Nie wiem po co, ale w porządku. Przyjąłem.

Za chwilę pojawił się obiecany pomocnik. Policjant uśmiechnął się na jego widok.

- Co za dzień… A przecież nie ochraniamy papieża…
- Taka nasza robota. Ostrożności nigdy za wiele – odparł nowo przybyły.
- Może i masz rację…
- Możesz zobaczyć na mój karabin? Ten sprzęt który nam dają jest coraz gorszy…
- Niech się przyjrzę…

Mężczyzna schylił się aby zobaczyć karabin kolegi. To był jego błąd. W ułamku sekundy został uderzony od tyłu w głowę. Następnie napastnik szybkim ruchem skręcił mu kark, a jego ciało przesunął w niewidoczne dla patrzących z dołu miejsce.

- I to mają być policyjni snajperzy? Nawet cię nie znałem, ale miałeś pecha. Całe szczęście, że ktoś tu sobie zainstalował satelitę, która cię zasłoni przed gapiami. Ja zawsze mam szczęście. Powinienem zostać zawodowym zabójcą. Chyba minąłem się z powołaniem. Chociaż właściwie robię to, ale za darmo… Dzisiaj mam wręcz dziką żądzę aby kogoś zabić. Jedna ofiara mi nie wystarczy. Poczekam na kolejną – uśmiechnął się mężczyzna, po czym skorzystał ze swojej krótkofalówki aby zawiadomić, że jest już na swojej pozycji…

Tymczasem…

W sądzie działy się w tym czasie rzeczy niesłychane. Sędzia uznał słowa Tobiasa za wiarygodne i powołał go na świadka, ale przesunął go na sam koniec kolejki. Najpierw zeznawać mieli inni, m.in. Alejandro i „Maria Emilia”. Santanez miał ich w nosie, ale pojawienie się dawnego sługi Ricardo Sandovala bardzo go zaniepokoiło. Mafiozo zdawał sobie sprawę, że ten człowiek już dawno powinien leżeć pod ziemią, ale teraz było już za późno. Nie miał władzy, nie miał czasu ani nawet możliwości aby go zlikwidować. Musiał walczyć na słowa w sądzie. Mógł liczyć jedynie na swojego adwokata. Najpierw jednak zeznawał Alejandro, którego zeznania były oskarżycielskie, ale tak naprawdę niewiele wnosiły do sprawy. De La Fuente stwierdził, że o Santanezie nie wiedział prawie nic, bo miał do czynienia tylko z ludźmi, którzy mogli dla niego pracować, czyli Sandovalami, Esperanzą, Manuelem, Lucrecią, Simonem i całą resztą. Obrońca mafioza sprytnie odrzucał jego słowa, bo nie stały za nimi żadne dowody.

- Cały świat współpracował z moim klientem. To niedorzeczne. Gdzie tu są jakiekolwiek dowody? – ripostował adwokat Rodriga.
- Jeszcze pan pyta? A kto porwał moją żonę i wsadził mnie do więzienia? Kto kazał zabić Ofelię? Kto wielokrotnie czyhał na życie moje i moich bliskich? Kto zaatakował hacjendę? – odparł zdenerwowany Alejandro.
- Ktoś kto cię nie lubi – zauważył Santanez.
- Spokój! To nie jest wasz prywatny folwark! Jesteście w sądzie i macie zachowywać się zgodnie z obowiązującymi tu regułami!

Takich wzajemnych oskarżeń było więcej. Atmosfera na sali sądowej była gorąca i ciągle podgrzewana. Po Alejandro zeznawała „Maria Emilia”. To był już teatr jednego aktora. Esperanza zdawała sobie sprawę, że musi wczuć się w swoja rolę tak dobrze jak nigdy wcześniej. Ze łzami w oczach opowiadała historię swojej rzekomej śmierci i uprowadzenia. Rodrigo zdębiał słysząc te wyssane z palca opowieści. Tym razem to on miał rację, ale kobieta była przekonująca.

- Jak więc Wysoki Sąd widzi to była intryga uknuta przez tego człowieka. On ma wielu ludzi, którzy odwalają za niego brudną robotę. Chciał żeby myślało iż nie żyję, a za moją śmierć obwinić mojego męża. Potem mnie porwał… Znęcał się nade mną… To cud, że uciekłam… Ten koszmar śni mi się niemal codziennie. Oby ten człowiek zgnił w więzieniu!
- To już jest ogłaszanie wyroku, a świadek nie jest od tego! – przerwał jej adwokat.
- Proszę opanować emocje pani Mario Emilio – zareagował sędzia.
- Te zeznanie to stek bzdur i jakieś bajki! Kim ty jesteś kobieto? Raczej nie Marią Emilią De La Fuente, bo ona nie żyje! Ja wiem kiedy moi ludzie kończą pewne sprawy, a kiedy nie! – wściekał się Santanez.
- Niech się pan uspokoi, bo tylko pogarsza swoją sprawę – szepnął mu na ucho adwokat.
- Sam się pan przyznaje teraz do winy – zaripostował prokurator.
- Proszę w imieniu mojego klienta o dziesięć minut przerwy.
- Przyjmuję. Ogłaszam dziesięciominutową przerwę.

Esperanza kpiła sobie z Santaneza w żywe oczy, ale mogła to zrobić, bo wszyscy jej wierzyli i wszyscy byli po jej stronie. Ona i Alejandro co jakiś czas spoglądali na mafioza, a on na nich. Trwało typowe wyczekiwanie. Rodrigo naradził się z adwokatem, który zalecił mu bycie bardziej spokojnym, bo inaczej utonie wraz z falą oskarżeń, która powoli go dosięga. Ale najciekawsze miało dopiero nastąpić…

Tymczasem…

Javier i Carolina wrócili ze swoich europejskich wakacji. Mężczyzna uparł się aby wrócić właśnie tego dnia i zdążyć na rozpoczynający się proces. Trochę się spóźnili i nie zdołali wejść już na salą sądową. Postanowili jednak zaczekać przed budynkiem sądu.

- Jestem zmęczona, a ty mnie tu wleczesz na siłę. Wszystkiego dowiemy się od twojego ojca albo z telewizji. Nie musimy tu sterczeć – westchnęła zdenerwowana Carolina.
- To dla mnie ważny dzień i uszanuj to. Szkoda, że nie mogłem zobaczyć jak mój ojciec pogrąża tego drania w zeznaniach. Gdyby nasz samolot wylądował na czas – odparł Javier.
- Dziennikarze mówią, że na dziś został jeszcze jeden tajemniczy świadek. Zgadnij kto nim jest?
- Nie mam pojęcia… Co to za zgadywanki?
- To Tobias Castillo. Nie cieszysz się?
- Jego zeznania mogą pomóc twojemu ojcu, więc mam się martwić? Przestałbyś być o niego zazdrosny…
- O niego? Nigdy nie byłem…
- Ale ty jesteś zabawny. A kto przez dwa tygodnie umilał ci życie jak nie ja? Masz szczęście, że jeszcze z tobą wytrzymuję…

Sala sądowa.

Użeranie się z Alejandrem i Esperanzą było niczym wielkim przy tym co teraz czekało Rodrigo Santaneza. Nie miał pojęcia co zezna Tobias Castillo i o czym będzie mówił. Miał jednak złe przeczucia i nie były one bezpodstawne. Tobias był opanowany i spokojny. Wiedział co musi powiedzieć, chociażby miał pogrążyć i siebie. Był przygotowany na wszystko i na każde, nawet najbardziej kąśliwe pytanie.

- Czy zna pan oskarżonego?
- Osobiście nie, ale wiem o zbrodniach tego człowieka.
- Proszę powiedzieć więcej co pan wie.
- Byłem ochroniarzem nieżyjącego już Ricardo Sandovala. Mój szef współpracował ściśle z oskarżonym. Nie tylko on zresztą. Wszystkie działania Ricardo Sandovala, jego żony Isabeli, a także Manuela Rodrigueza, Esperanzy Guzman, Lucrecii De La Fuente i Simona Toredo były nadzorowane przez tego człowieka. Pociągał nami jak za sznurki. Pośrednikiem między nami był niejaki Oskar Gutierrez, płatny zabójca. To on zabił Ofelię Reyes, narzeczoną Javiera De La Fuente. Jednak najistotniejsza w tym wszystkim jest sprawa Marii Emilii De La Fuente i planów oskarżonego względem hacjendy Alejandra De La Fuente. Mam w posiadaniu istotne dowody, które obciążają oskarżonego. Oto one…

Tobias przekazał plik dokumentów w dużej kopercie przez ochroniarza do rąk sędziego.

- Sąd zapozna się z nimi za chwilę. Proszę kontynuować…
- Jest to m.in. oryginał mapy, którą miał mój szef, na której są złoża ropy na terenach Coralos. To tutaj okarżony chciał zbudować swoje imperium, kosztem hacjendy De La Fuente. Ale to nie wszystko. Nie było żadnego porwania Marii Emilii De La Fuente!
- Co takiego? O czym tym mówisz człowieku! – zdenerwował się Alejandro.
- Wreszcie coś interesującego – dowcipkował Rodrigo, którego ta sytuacja zaczynała już bawić.
- Maria Emilia De La Fuente została zamordowana. To ja ją zabiłem i mówię to pod przysięgą. Dlatego tym zeznaniem oddaję się w ręce policji…
- On oszalał. Tylko pogorszy naszą sytuację! Zeznania tego psychola pomogą Santanezowi! – krzyknęła „Maria Emilia”.
- Ta kobieta która to siedzi nie jest Marią Emilią De La Fuente. To Esperanza Guzman!
- On postradał zmysły kochanie!
- Łżesz jak pies! Kto cię kupił żebyś gadał od rzeczy? Powiedz! – Alejandro był już w stanie wrzenia.
- Taka jest prawda! Wszyscy braliśmy udział w zabójstwie Marii Emilii. Ona nie żyje, a przy tobie siedzi Esperanza, jej demoniczna siostrzyczka!
- To skandal! Zabiję cię za to bluźnierstwo!
- Prawda boli – wzruszył tylko ramionami Santanez.
- Cisza! To co pan mówi jest niedorzeczne. Zdaje sobie pan z tego
sprawę? – zapytał go sędzia.
- Wiem, że to wydaje się być absurdalne, ale taka jest prawda. Dlaczego nie sprawdzono próbki krwi Marii Emilii? Ta kobieta udaje i zmieniła twarz! Ja ją zabiłem i odpowiem za to zabójstwo! Nie daj się kolejny raz oszukać Alejandro!

Na sali znów zawrzało. Ochrona odgrodziła od siebie Alejandra, „Marię Emilię”, Tobiasa i Rodrigo, bo inaczej skoczyliby sobie do gardeł.

- Emocje są zbyt wielkie. Musimy przerwać pańskie zeznania. Nie aresztujemy pana, ale zajmie się panem policja aby złożył pan wyjaśnienia w tej sprawie. Pojutrze odbędzie się kolejne przesłuchanie. Sąd musi zapoznać się z dowodami, które pan przyniósł. Zamykam na dziś obrady…

Tylnym wyjściem wyprowadzono oskarżonego i odwieziono go do więzienia. Również tędy wyszli Alejandro i „Maria Emilia”, ale sprytni dziennikarze już byli na miejscu. W tym samym czasie głównym wyjściem policja eskortowała Tobiasa jako ważnego świadka. Nie skuto go w kajdanki, bo był dobrze pilnowany. Kątem oka zauważył on Carolinę i Javiera.

- Mają mnie za szaleńca, ale dowiodę prawdy – rzucił w ich kierunku.
- Ja ci wierzę, ale właź do furgonetki – odparł Arturo Peralta.

Nagle jednak Tobias zauważył migający czerwony punkcik tuż nad głową Caroliny. W ułamku sekundy zdołał rzucić się w jej kierunku i krzyknąć.

- Uważaj! – po tych słowach padł strzał i oboje upadli na ziemię…


Ostatnio zmieniony przez Greg20 dnia 17:21:23 21-08-10, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:29:23 21-08-10    Temat postu:

Interesujące odcinki. Widać, że się zbliżamy do fazy finałowej
Super akcja w sądzie. Tak myślałam, że trym tajemniczym świadkiem będzie Tobias. Przyznał się, że to on zabił ME. Sąd nie bardzo chciał mu wierzyć. A Espe wpadła w szał. Coraz bardziej się pogrąża. Nie przypominała ME tylko raczej Espe. Policja eskortowała Tobiasa, Arturo mu wierzy, ale nikt inny. Mam nadzieję, że Alejandro się dłużej nad tym zastanowi.
Manuel jest świetny. Bez problemu poradził sobie ze snajperem - idiotą. Zabił go, a potem zajął jego miejsce i wystrzelił kiedy Tobias i reszta wychodzili z sądu. Na jego nieszczęście Tobias zasłonił Carolinę, oby mu się nic nie stało. Przecież jest ważnym świadkiem i kluczem do całej sprawy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 12:57:36 22-08-10    Temat postu:

Nadszeszło największe przedstawienie w historii labiryntu kłamstw - i jakże ironiczne, bo najwyższa ziemska władza, sąd, zamienia się w istny cyrk.

Trzeba pogratulować, bo sceny naprawdę interesujące i żywe, co sprawia, że miło się je czyta i co ważniejsze, z chęcią, bo jest się ciekawym co nas czeka dalej. Osobiście - nie żebym się czepiał, to tylko takie podzielenie się odczuciem - dodałbym więcej opisów do dialogów, które podbudowałyby nastrój oraz dodałbym więcej tajemniczości i skandalu - jednak jestem tylko czytelnikiem, a nie autorem.

Trzy strony odcinka sprawiły, że był on wyjątkowy, był jednym z najlepszych. Z jednej strony Salvador, Valeria i Martin dochodzą do pewnych wniosków. Z drugiej strony w sądzie odgrywa się zadyma - Alejandro kontra Tobias, który ujawnia szoukujące fakty oraz królowa spektaklu Esperanza w skórze Marii Emilii, odgrywająca melodramat. A z trzeciej do tego coś nam się szykuje na dachu.

Pięknie - perfidia i hipokryzja uniosły się na same szczyty - tylko czekać czy zatryumfują, czy upadną - którekolwiek z wyjść nastąpi, będzie zapewnie niezwykle huczne.

Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 15:07:46 07-09-10    Temat postu:

146 ODCINEK

Budynek sądu.

Niespodziewany wystrzał spowodował nerwowość, totalną panikę i chaos. Dopiero po dobrej chwili wszyscy mogli zauważyć kto naprawdę został ranny i ucierpiał. Carolina leżała przewrócona na ziemie, a obok niej znajdował się Tobias, który trzymał ją za rękę.

- Nie sądziłem, że wszystkie dobre czyny jakie zrobiłem w życiu będą miały związek z tobą. Mogę umrzeć spokojny – powiedział mężczyzna po czym runął na ziemię i stracił przytomność.
- Nie! – krzyknęła tylko Carolina mając rozpacz i bezradność w oczach.

Tobias wciąż jednak żył. Natychmiast wezwano pogotowie, a Arturo Peralta zrozumiał, że dał się zaskoczyć. Tajemniczy snajper momentalnie uciekł po oddaniu strzału, więc nie wiadomo kim był i skąd strzelał. Mężczyzna szybko zarządził otoczenie wszystkich wyjść z sąsiednich budynków sądu. Jego ludzie byli w gotowości, ale snajper był już krok przed nimi. Na miejscu pojawili się też Alejandro. „Maria Emilia” i inni gapie, którzy nie powinni teraz przeszkadzać policjantom. Po kilku minutach pogotowie zabrało ciężko rannego Tobiasa do szpitala.

- On znów mi uratował życie – powiedziała zalewając się łzami Carolina.
- Wiem o tym kochanie – odparł zdenerwowany Javier.
- Nie rozumiem co kieruje tym człowiekiem. Raz zabija, a raz ratuje innym życie – westchnął zdziwiony Alejandro.
- W sądzie kłamał żeby pomóc Santanezowi! Teraz ruszyło go sumienie – stwierdziła Esperanza, która zarówno podczas rozprawy jak i teraz gubiła się w swojej roli i zapominała, że ma być łagodną Marią Emilią, a nie jej rozwścieczoną siostrą. Swojej natury nie dało się jednak oszukać, ale póki co nikt tego nie zauważył. Każdy interesował się teraz tym kto mógł strzelać do Tobiasa.
- Kochanie jedźmy do domu. Wszystkim zajmie się policja. Tu jest teraz zbyt gorąco…
- Zawaliłeś sprawę Manuelu. Jeżeli Tobias przeżyje stanie się nie tylko bohaterem, ale i żyjącym męczennikiem. Wszyscy uwierzą w jego słowa i będzie po nas – zamyśliła się Esperanza…

Tymczasem…

Manuel nie miał czasu do stracenia. Nie wiedział czy zabił swoją ofiarę, ale nie to było teraz najważniejsze. Musiał uciekać. Jego szansą było przebranie które nosił. Policyjny strój antyterrorysty powodował, że czuł się bezpiecznie, a jego spryt i inteligencja również zrobiły swoje. Uciekał schodami w dół gdy nagle zauważył wielki ruch i krzyki dobiegające go od dołu. Nie mógł zrobić żadnego fałszywego kroku. Mogli go rozpoznać i zidentyfikować. Położył się więc na ziemi udając rannego.

- Co ci się stało? – zapytał go jeden z antyterrorystów wchodzących na górę.
- Pchnął mnie i uciekł tamtymi drzwiami! Jest przebrany za glinę!
- Wchodzimy tam!
- Jest niebezpieczny! Uważajcie na niego!
- Zostań tu i zaczekaj na pomoc.
- Nic mi nie będzie. Złapcie go!

Antyterroryści poszli śladem wskazanym przez Manuela zostawiając go samego.

- I to ma być policja? Co za idioci tam pracują. Znów ich wykiwałem jak dzieci. A teraz muszę opuścić ten budynek, bo nie lubię tłoku – uśmiechnął się sam do siebie Manuel…

Jakiś czas później.

Hacjenda rodziny De La Fuente.

Javier i Carolina pojechali do szpitala zaniepokojeni stanem zdrowia Tobiasa, natomiast Alejandro i „Maria Emilia” wrócili na hacjendę i opowiedzieli o wszystkim co zaszło w sądzie swoim córkom i jej mężom. Atmosfera była napięta, bo przypominała tykającą bombę zegarową. Nie wiadomo tylko kiedy ona wybuchnie i to właśnie martwiło Esperanzę. Przeczuwała kolejne kłopoty, wciąż była nerwowa. Po prostu była sobą, a nie Marią Emilią, choć była przecież w jej skórze i miała na sobie jej twarz. Jednak Alejandro nie zwątpił jeszcze w jej niewinność mimo oszczerczych słów Tobiasa. Wziął go za szaleńca, bo był pewien, że jego żona żyje. Przecież ma ją tuż obok, a tamta historia jest zwyczajnie zmyślona i rodem z science-fiction.

- Już sam nie wiem co sądzić o tym człowieku. Uratował życie Carolinie. Oby przeżył – powiedziała Marina.
- Ciekawe czy jego zeznania pomogły czy zaszkodziły Santanezowi – dodała Soledad.
- Nikt tego nie wie. Mnie zastanawia dlaczego ktoś chciał zabić Carolinę. To nie mogła być robota ludzi Santaneza. Nic by im to nie dało. Ktoś inny musiał to zrobić z powodu zemsty. Tylko kto? – dociekał Sergio.
- Jest tylko jeden szaleniec który mógł to zrobić. Chyba się domyślacie o kogo mi chodzi – wtrącił Gustavo.
- Manuel Rodriguez! – wykrzyknął zdenerwowany Alejandro.
- Mam tego dość! Wybaczcie, ale pójdę się położyć. Boli mnie głowa. Nie przeszkadzajcie mi. Po prostu muszę wypocząć – powiedziała „Maria Emilia”.

Kobieta poszła na górę do siebie, a Alejandro milczał przez dobrą chwilę zastanawiając się nad tą całą sytuacją.

- Nic już z tego nie rozumiem. Dzisiaj usłyszałem mrożącą w żyłach historię. To nie może być prawda. Tobias musiał kłamać, ale po co to zrobił? Po co wprowadził tyle zamieszania? – zastanawiał się De La Fuente.
- Odpocznij tato. Za dużo wrażeń na dziś – powiedziała Marina.
- To jeszcze nie jest koniec walki, ale wygramy i jesteśmy coraz bliżej ku temu – zasugerowała Soledad.

Alejandro nie zwracał jednak uwagi na słowa swoich córek. Wciąż myślał o tym co się dziś wydarzyło, a w uszach dudniało mu ciągle, że Maria Emilia jest Esperanzą. Im bardziej chciał o tym zapomnieć, tym bardziej to do niego wracało. W końcu nie wytrzymał i postanowił opuścić hacjendę.

- Muszę się przejść i nie wiem kiedy wrócę – rzucił na pożegnanie.

Senior rodu De La Fuente wyszedł aby pomyśleć i gorączkowo poszukać sensu tego wszystkiego co usłyszał w sądzie. Pragnął jedynie ochłonąć i w spokoju odnaleźć prawdy. Nawet nie domyślał się, że ona może wyjść mu naprzeciw…

Szpital.

Carolina nigdy nie sądziła, że jej życie tak splecie się z życiem najwierniejszego pracownika jej ojca. Tobias Castillo był jego wierną sługą, który nie zawahał się zabić aby tylko spełnić rozkaz swojego pana. Jednak od dawna tkwiły w nim pokłady dobra. Uratował ja wiele lat temu gdy nie utopił noworodka lecz zostawił przy rzece aby inni ludzie mogli go odnaleźć, zabrać i wychować. Później nie odważył jej się zabić mimo rozkazu Ricardo Sandovala. Uratował ją także z łap Oscara Gutierreza. I w końcu dziś osłonił ją własną piersią od kuli która przyniosłaby jej pewną śmierć. A teraz sam walczył o życie. Dziewczyna siedziała z Javierem na korytarzu i nerwowo oczekiwała na najnowsze wieści. W końcu zjawił się jeden z lekarzy.

- I co z nim? Czy przeżył? – zapytała nie dając mu nawet dojść do słowa.
- Operacja się udała, ale stan pacjenta wciąż jest bardzo ciężki. Zrobiliśmy co w naszej mocy, ale zadecydują najbliższe godziny – odparł lekarz.
- Czy jest przytomny? Można go zobaczyć?
- Zobaczyć go można, ale nie jest przytomny i to się nie zmieni przez najbliższą dobę. On musi odpoczywać. Wszystko okaże się jak się wybudzi. Postrzał był bardzo poważny. Można powiedzieć, że to cud, że on jeszcze żyje. Trzeba być dobrej myśli.
- Dziękujemy panie doktorze – powiedział Javier.
- On umrze… Ma szczęście tak jak mój ojciec, ale ja bym tego nie nazwała szczęściem. Takie umieranie w katuszach… Dlaczego to go spotkało właśnie wtedy gdy zmienił się na dobre? – zasmuciła się Carolina.
- Ufajmy, że wyjdzie z tego. Dużo powiedział w sądzie i oby zdążył przekazać nam więcej. Ktoś chciał go wyeliminować, bo on za dużo wie… Gdyby zginął to znów wrócilibyśmy do punktu wyjścia.
- Najważniejsze aby przeżył. Jest moim wybawcą. Gdyby nie on, myślałbyś teraz o moim pogrzebie…

Tymczasem…

Esperanza oszukała wszystkich i zamiast odpoczywać wymknęła się z hacjendy aby udać się do kryjówki Mauricia. Tam tak jak się spodziewała zastała Manuela, który leżał na łóżku i dobrze wiedział co się stało, bo oglądnął już najnowsze wiadomości.

- Spartaczyłeś robotę. Tobias Castillo żyje. Jesteś doprawdy wybornym
snajperem! – krzyknęła wściekła Esperanza.
- Daj mi spokój, bo ratowałem ci tyłek! Niewiele brakowało aby mnie złapali. Na szczęście jestem sprytniejszy od nich – odparł Manuel.
- Ale masz fatalnego cela. Po co strzelałeś do Caroliny?
- Od początku chciałem zabić Tobiasa, ale nudziło mi się, więc chciałem się zabawić. Nie wiem jakim cudem on jeszcze żyje!
- Jesteś do niczego!
- Zamknij się kretynko, bo nie ręczę za siebie! Przypominam ci, że to ty pójdziesz pierwsza na dno jeśli Tobias przekona do swoich racji Alejandra!
- Już powiedział swoje w sądzie, ale ten idiota mu nie uwierzył. Najbardziej rozbawiony z całej sytuacji był Santanez. Jeszcze wyjdzie na tym najlepiej i go uniewinnią.
- Nie dojdzie do tego. Zbyt wiele oskarżeń na nim ciąży. Zastanówmy się teraz co robić. Twoja rodzinka może przemyśleć sprawę i dojść do wniosku, że jednak nie jesteś Marią Emilią. A wtedy spłoniesz na stosie. Chętnie przyjdę zobaczyć ten spektakl…
- Nie bądź taki pewny siebie. Ukrywasz się u mojego przyjaciela, więc wystarczy, że wskażę palcem miejsce twojej kryjówki. Wtedy stanę się wiarygodna jako Maria Emilia, a ty pójdziesz siedzieć. I co ty na to?
- Widzę, że masz w sobie resztki sprytu. Zrobimy tak. Musisz przekonać Alejandra, że jesteś Marią Emilią. Z powrotem musisz być łagodna i grzeczna, bo inaczej będziesz musiała spieprzać gdzie pieprz rośnie. A poza tym ten kretyn musi umrzeć. Jeśli nie wyzionie ducha w szpitalu to będę musiał mu w tym pomóc. Jakie widzisz inne wyjście? – wzruszył ramionami Manuel.
- Wracajmy do swoich ról. I spal te policyjne łachmany. Pewnie zabiłeś kilku gliniarzy, ale jak zwykle nie tych co trzeba... Zabawa w policjanta zakończyła się fiaskiem.
- Wyjdź stąd, bo zapomnę o swojej orientacji!
- Chcesz mnie zgwałcić?
- To byłaby dla ciebie nagroda. Dobrze wiesz, że mogę cię ukarać, a wtedy to nie będzie miłe nawet dla takiej szmaty jak ty!
- Manuelito się zdenerwował, więc już znikam. Tylko nie podrywaj Mauricia, bo on jest stuprocentowym facetem…
- Przysięgam, że kiedyś przygotuję dla ciebie najokrutniejszą śmierć z możliwych Esperanzo Guzman. Kiedyś przestaniesz mi być potrzebna. I to nawet prędzej niż sądzisz – pomyślał Manuel…

Tymczasem…

Alejandro chciał znaleźć ukojenie w kościele. Dobrze mogła mu zrobić jedynie modlitwa i rozmowa z księdzem Salvadorem. Napotkał go naprzeciwko w świątyni, ale razem z nim byli tam również obecni Martin i Valeria, a tych ludzi De La Fuente nie chciał widzieć na oczy.

- Co ksiądz robi w towarzystwie tych zdrajców? – zapytał Alejandro.
- Chyba nadszedł czas na poważną rozmowę synu – odpowiedział mu ksiądz Salvador.
- Wątpię… Nawet ksiądz nie wie co się dziś wydarzyło na sali sądowej…
- Domyślam się i dobrze, że cię spotkaliśmy. Musisz poznać prawdę chociażby była najbardziej okrutna z możliwych. Wiele już w życiu przeżyłeś Alejandro i nie możesz więcej cierpieć. Nie możesz więcej oszukiwać siebie samego! Tobias zjawił się w sądzie, prawda?
- Skąd ksiądz wie?
- Jest bardziej inteligentny niż ty – wtrącił Martin.
- Posłuchaj choć raz innych zanim podejmiesz decyzję – stwierdziła Valeria.
- Opowiedział straszne życie, a potem został ranny. Ktoś na niego polował…
- Domyślasz się dlaczego? Za dużo wiedział i ktoś chciał go zabić! Zejdź na ziemię człowieku! Zawsze byłem dla ciebie jak ojciec i mnie nie
uwierzysz? – zdenerwował się duchowny.
- Ale…
- Maria Emilia nie żyje, bo zabito ją wskutek intrygi wielu ludzi, a na czele spisku stał ten mafiozo. Zabił ją właśnie Tobias Castillo. Teraz Maria Emilia nie powróciła! Powróciła Esperanza z jej twarzą!
- To jakiś żart! Nie macie dowodów, że to Esperanza!
- Ten chory pomysł mógł zaistnieć tylko w jej głowie – oznajmił Martin.
- Nie macie dowodów!
- Ale możemy je mieć – wtórowała Martinowi Valeria.
- Jak?
- To bardzo proste. Przekonaj Esperanzę, że jej wierzysz aby nie wzbudzać podejrzeń. Należy jakoś pobrać jej krew. Przez próbkę krwi dowiemy się czy Maria Emilia jest sobą czy nie – kontynuował Martin.
- One miały różne grupy krwi z tego co pamiętam…
- Dlatego musisz to zrobić. Najlepiej w nocy gdy będzie spała. Zrób to jeśli nam nie wierzysz. Może przekonają cię dowody. Jak nie zaryzykujesz to dalej będziesz żył w kłamstwie. Decyduj Alejandro – powiedział Salvador…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 13:23:09 08-09-10    Temat postu:

Bardzo emocjonujący odcinek, równie emocjonujący co w sądzie. Wkraczamy w etap finalny i wreszcie już to czuć.

Miałem nadzieję, ze Carolina w interpretacji 'utalentowanej', 'pięknej' i 'wstrzemięźliwej' Gaby Espino zostanie postrzelona lub zastrzelona, ale niestety nie - wiem jednak, że draśnięcie Tobiasa jest dla fabuły o wiele ciekawsze i zastyanawiam się jak to dalej z nim będzie.

Irytuje mnie gdy z policji, ochrony i innych służ mundurowych robi się debili, a to właśnie zrobiłeś w scenie z Manuelem-snajperem. Cóż, trzeba to jakoś przeboleć.

Dialog Esperanzy i Manuela fantastyczny. Do tego dochodzi ta cała obłuda, bo sobie pomagają w osiągnięciu celu a mimo to i tak pragną się wykończyć.

Tymczasem Alejandro, który najwyraźniej niedomaga intelektualnie, wreszcie spotkał Valerię, Martina i Salvadora, którzy może przetłumaczą mu jaka jest prawda na temat Marii Emilii. Problem w tym, że jak pozna prawdę, którą w rzeczywistości już zna, to będzie musiał szybko działać i jednocześnie ją ukrywać, bo będzie w wielkim niebezpieczeństwie.

Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 21:34:50 08-09-10    Temat postu:

Emocjonujący odcinek i pełen akcji
Ale do rzeczy. Na szczęście Manuelowi, nie udało się zabić Tobiasa, ale jego stan jest niestety poważny. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie i wyjaśni wszystko. Manuel wymiata. Dobre to było jak wykołował gliniarzy. Rzeczywiście skończeni debile.
Alejandro jest ślepy jak kret, wierzy "Marii Emilii", ale chyba jednak ma pewne wątpliwości. Po co by inaczej udawał się do kościoła. Może ksiądz Salvador, Valeria i Martin przemówią mu wreszcie do rozsądku. Ciekawi mnie tylko jak załatwi próbkę krwi, czy przypadkiem ona go nie przyłapie. Musi coś facet wymyślić, ale czy się zgodzi na to? Kto wie...
Super była scenka z Manuelem i Espe. Nadal knują. Ciekawe jestem kto kogo załatwi w finale telki? Będę musiała jeszcze troszkę poczekać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 22:01:02 14-09-10    Temat postu:

147 ODCINEK

Dwa dni później.

Alejandro początkowo nie chciał zgodzić się na ten szaleńczy jego zdaniem krok jaki zaproponowali mu ksiądz Salvador, Martin i Valeria. Jednak tej trójce udało się zasiać w nim poważne wątpliwości. De La Fuente był ponury, ciągle myślał o tej jakże trudnej sytuacji w jakiej się znalazł. Nie odważył się zaryzykować i pierwszej nocy nie spróbował pobrać krwi „Marii Emilii” podczas jej snu. Sam nie zmrużył oka wciąż rozmyślając co by było gdyby ta historia okazała się prawdziwa. Chodził jak struty przez kolejny dzień, ale w końcu podjął decyzję i zdecydował się zaryzykować. Wtajemniczył w swój plan Arturo Peraltę, który również miał pewne podejrzenia. To jeszcze bardziej upewniło Alejandra w słuszności swojego planu. Jego ukochana żona chciała się z nim kochać kolejnej nocy, ale on wykręcił się bólem głowy. Poczekał aż ona zaśnie i za pomocą igły i strzykawki które dostał od Mirandy pobrał jej krew krótkim wstrzyknięciem. Na szczęście „Maria Emilia” niczego nie poczuła i nie obudziła się. Mężczyzna odetchnął z ulgą. Mógł teraz oddać próbkę do badania którego wyniki miały nadejść na drugi dzień. Jednocześnie nie poinformował o tym co planuje swoich dzieci. Nie chciał ich denerwować dopóki nie upewni się jaka jest prawda. Tymczasem stan Tobiasa wciąż był bardzo ciężki. Nie odzyskał on przytomności i zaczęto tracić nadzieję, że wyjdzie z tego żywy. Manuel nie chciał ryzykować i wolał wyeliminować niewygodnego świadka, ale gdy wybrał się do szpitala zauważył, że przed jego salą stoi kilku policjantów, którzy nie opuszczają pacjenta na krok i wpuszczają tylko członków rodziny. U nieprzytomnego Tobiasa przez te dwa dni zjawili się Alejandro z „Marią Emilią” oraz Javier i Carolina. Rodriguez wpadł więc na szatański pomysł, który zamierzał jak najszybciej zrealizować. Do tego jednak potrzebna mu była Esperanza…

Stolica.

Centrum chirurgi plastycznej.

Manuel podzielił się właśnie swoim planem z Esperanzą i śmiał jej się w twarz, ale kobieta przyjęła jego pomysł bez entuzjazmu i w milczeniu. Nie była zbyt rozbawiona takim obrotem spraw.

- A więc stchórzyłeś i to ja mam się wszystkim zająć? – wzruszyła bezradnie ramionami Esperanza.
- Dokładnie tak. Wyjaśniłem ci przecież, że się tam nie dostanę. Za dużo glin i mógłbym wpaść. Poza tym po co mam ryzykować ratując ci tyłek? Wykaż się czymś. Chyba, że jednak jesteś Marią Emilią De La Fuente i nie potrafisz tego zrobić? – odparł Manuel.
- Setny raz przypominam ci, że oboje siedzimy w tym bagnie po uszy i oboje stracimy jeśli Tobias zacznie gadać, ale zgoda. Niech ci będzie. Zajmę się tym. Mnie pozwolą tam wejść, więc z łatwością zabiję tego gada.
- Zrób to ostrożnie i szybko. Zresztą nie będę cię uczył zabijać, bo masz to we krwi. Nie takie rzeczy już robiłaś. Gdy wyeliminujemy Tobiasa, a Santanez skończy na krześle elektrycznym będziemy zupełnie czyści. Nikt nam nic nie udowodni. Wezmą nas za zmarłych…
- Masz rację, ale mi zależy na zemście. Wygodne życie swoją drogą, ale zemsta jest najważniejsza! Nie będę szczęśliwa póki nie zniszczę tej pieprzonej rodzinki!
- Różnimy się znacząco, ale to nas łączy. Ci hipokryci muszą zapłacić za swoje. Zastosujemy metodę drobnych kroczków. Ja już wiem co robić…
- Z Alejandrem nie będzie tak łatwo…
- A w czym ten idiota mógłby nam przeszkodzić?
- Nie wiem, ale od dwóch dni jest jakiś dziwny. Obawiam się, że rozprawa sądowa zasiała w nim wątpliwości. Boję się, że zacznie mnie sprawdzać. A uwierz, że nie brakuje ludzi którzy mogą mu pomagać. Jeśli uwierzy Tobiasowi to będzie po mnie. Sporo ryzykuję…
- Kto nie ryzykuje ten ginie. Już ci mówiłem, że musisz dalej grać kochającą żonę. Jeśli zostaniesz zdemaskowana to tylko na własne życzenie.
- Dziękuję. Zawsze wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Wtedy powiem policji gdzie się ukrywasz i już ja postaram się żebyś dostał celę w której dowiedzą się o twojej orientacji…
- Wtedy to mnie już tu nie będzie. Nie jestem aż takim idiotą. Gdy cię zdemaskują będzie o tobie głośno Esperanzo. A ja będę już daleko stąd i sam się zemszczę. Czaisz?
- Jesteś bydlakiem nie z tej ziemi Manuelu. Ale bądźmy przez chwilę poważni. Jeśli nadarzy się okazja to jeszcze dzisiaj usunę Tobiasa z tego świata.
- W porządku. Trzymam kciuki.
- Dawno nikogo nie zabiłam, więc z przyjemnością to zrobię…

Esperanzie wrócił dobry humor na samą myśl o wyeliminowaniu Tobiasa i nawet docinki Manuela nie zrobiły na niej wrażenia.

- Myślisz, że jesteś sprytny? I na ciebie przyjdzie czas przeklęty
zboczeńcu – pomyślał kobieta oddalając się. Jednak i mężczyzna już miał wobec niej swoje plany, a tamte słowa były jak najbardziej prawdziwe.
- Esperanzo… Kiedy wreszcie zrozumiesz, że ja zawszę mówię poważnie – uśmiechnął się Manuel…

Jakiś czas później.

Szpital.

Carolina godzinami czuwała przy łóżku Tobiasa tak jakby to był jej mężem, ukochanym, ojcem czy kimś z rodziny. Mimo że nie łączyło ich żadne pokrewieństwo to ona wiedziała, że mężczyzna jest dla niej kimś bardzo ważnym. Javier nie był tym razem zazdrosny. Rozumiał, że jego dziewczyna jest Tobiasowi wdzięczna za uratowanie życia i rozumiał to. Zresztą sam również był mu za to wdzięczny. Dlatego nie ingerował i pozwalał jej przesiadywać w szpitalu. Carolina trzymała nieprzytomnego za rękę i nagle poczuła na sobie dotknięcie jego dłoni. Nie mogła się mylić. On musiał coś poczuć. Szybko zawiadomiła lekarza. Jednak Tobias wcale się nie obudził, a jego stan był bez zmian. Balansował na granicy życia i śmierci. Lekarz pokiwał tylko przecząco głową, że nic takiego się nie stało, a Carolina posmutniała. Nagle jednak on znów się poruszył. Tym razem zostało to dostrzeżone także i przez aparaturę do której był podłączony. Tobias powoli otworzył oczy i uśmiechnął się na widok czuwającej przy nim dziewczyny.

- Znów widzę przy sobie anioła… Więc chyba jeszcze żyję, bo inaczej trafiłbym do piekła – powiedział słabym głosem.
- Proszę się odsunąć. Musimy zbadać pacjenta – wtrącił lekarz, ale Carolina nie zamierzała nic mówić. Ucieszyła się, że odzyskał on świadomość i żyje. Z jej oczu popłynęły łzy.
- Nie płacz i wezwij tu Alejandra De La Fuente. Zanim umrę muszę mu jeszcze raz powiedzieć to co powiedziałem w sądzie. On musi mi uwierzyć i przebaczyć. Bez tego nie odejdę w spokoju! Przyprowadź go tu Carolino!
- Tak zrobię. Dziękuję ci, że znów uratowałeś mi życie.
- Drobiazg… Żeby jeden przeżył drugi musi umrzeć…
- Proszę się nie przemęczać. Pana stan wciąż jest ciężki. Żadnych nerwowych ruchów – upominał go lekarz.
- Ja i tak niedługo umrę. Chce tylko aby prawda wyszła na światło dzienne i aby mi wybaczono. A reszta jest w rękach Boga – uśmiechnął się Tobias z trudem łapiąc powietrze…

Tymczasem…

Alejandro również przebywał w tym czasie w szpitalu, ale był tam z zupełnie innego powodu. Czekał właśnie na obiecane wyniki, które Miranda obiecała mu w ekspresowym tempie. Doskonale wiedział, że Maria Emilia miała grupę krwi ABRH+. Pamiętał też jakie grupy krwi mają jego dzieci. Wiedział też, że Esperanza miała inną grupę krwi od swojej siostry. Czekał więc cierpliwie na poznanie prawdy.

- Wóz albo przewóz – pomyślał Alejandro gdy podeszła do niego Miranda trzymając wyniki ukryte w kopercie.
- Oto wyniki. Dałam je do analizy dwukrotnie aby uniknąć błędu. Za każdym razem wynik był taki sam – stwierdziła lekarka.

De La Fuente wyciągnął z koperty kartkę papieru i zaczął szybko czytać to co było tam napisane. To co wyczytał przeraziło go i wprawiło w osłupienie.

- Dobrze się pan czuje panie Alejandro? – spytała Miranda widząc, że mężczyzna pobladł i nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa.
- Nigdy nie czułem się gorzej – odparł po chwili milczenia De La Fuente.

Na kartce napisane było drukowanymi literami jedno słowa które tak przykuło uwagę Alejandra, czyli 0RH+. To nie była grupa krwi Marii Emilii. Wszystko stało się jasne.

- Don Alejandro… Co za niespodzianka! Nie sądziłam, że jest pan w szpitalu. To cud, ale Tobias się właśnie obudził i pragnie z panem porozmawiać – wtrąciła nagle Carolina.
- To cudowna wiadomość. Bóg ma go w swojej opiece. Chętnie z nim porozmawiam. Zaraz tam przyjdę – odparł bez entuzjazmu De La Fuente, który wewnątrz był rozdarty jak nigdy przedtem. Zrozumiał, że znów dał się oszukać. Należało teraz przetrwać jednak pierwszy szok i wykorzystać sytuację, bo los dał mu jednocześnie kolejna szansę. Esperanza o niczym przecież nie wiedziała, więc to on mógł rozdawać teraz karty i oby dla niego było to już rozdanie decydujące…

Po pięciu minutach Alejandro zjawił się w sali Tobiasa. Mężczyzna był przytomny i tylko z nim chciał rozmawiać. Pragnął aby nikt inny im nie przeszkadzał. Ta rozmowa znaczyła dla niego wszystko, a od jej wyniku również zależało wiele, zarówno dla Tobiasa, Alejandra jak i wszystkich innych zamieszanych w sprawę Marii Emilii i hacjendy De La Fuente.

- Dziękuję, że uratowałeś moją przyszłą synową. Nie jesteś złym człowiekiem – powiedział Alejandro z trudem siląc się jednak na uśmiech po tym czego dowiedział się kilka minut wcześniej. Zdawał sobie powoli sprawę do czego będzie zmierzał mężczyzna, czyli do przerażającej prawdy.
- Pan nie ma mi za co dziękować. Jedyne co pan może to mnie wysłuchać… i wybaczyć – dodał po chwili Tobias.
- Czy to co powiedziałeś w sądzie to prawda?
- Wiele razy w życiu kłamałem, ale tam powiedziałem prawdę. Dlatego uznano mnie za wariata, ale przysięgam, że to prawda.
- Wierzę ci…
- Naprawdę?
- Tak, bo przed chwilą dowiedziałem się, że Maria Emilia nie jest Marią Emilią. To Esperanza się pod nią podszywa…
- Jak się pan dowiedział?
- Zbadałem jej próbkę krwi. Ona i Esperanza miały inną grupę. Wynik to grupa Esperanzy…
- Mój Boże…
- To bardzo bolesna prawda, bo teraz wiem, że moja żona naprawdę nie żyje. Pogodziłem się z jej śmiercią gdy nagle moje nadzieje znowu odżyły… Okazały się jednak absurdalne… Musiała gdzieś przerobić sobie twarz! Przeklęta Esperanza!
- To szalona kobieta… Wiem, że to dla pana trudne i nienawidzi mnie pan skoro zna pan teraz prawdę. Ja jednak nie mogę żyć dłużej w takim zakłamaniu. I tak umrę… Obym zdążył powiedzieć to co muszę zanim Esperanza albo Manuel Rodriguez mnie zabiją.
- Manuel też żyje?
- Oczywiście. Widziałem go niedawno. Jest w stolicy. Zamierza się zemścić. Jest bardziej szalony niż kiedykolwiek.
- Zastanawiam się dlaczego tak bardzo wszyscy mnie nienawidzili? Co zrobiłem Esperanzie, Ricardo, Isabeli, Lucrecii, Manuelowi czy Simonowi, że zawarli pakt z diabłem aby mnie zniszczyć? Co im zrobiłem?
- Nic. Miał pan pieniądze, hacjendę i dobrze się panu powodziło. A teraz okazało się, że na pańskich terenach jest ropa, wiec miał pan na głowie też mafię. Ale koniec ich jest bliski, zapewniam pana… Santanez skończy na krześle elektrycznym, jego mafii już nie ma… Musicie jednak ukarać tych szaleńców Manuela i Esperanzę. Bez tego nigdy pan i pańska rodzina nie będzie żyć w spokoju…
- Doceniam twoje słowa, ale to ty zabiłeś Marię Emilię…
- To prawda. Na rozkaz wszystkich wymienionych przez pana ludzi, ale przede wszystkim na rozkaz Ricardo Sandovala. Ja do niej strzelałem… Może mnie pan teraz zabić gołymi rękami, ale ja i tak umrę. To kwestia godziny lub tygodnia. Niech mi pan wybaczy. To nie jest łatwe, ale możliwe. Zmieniłem się. Proszę dać mi szansę umrzeć w spokoju.
- Nie ja jestem od wybaczania. Kiedyś przysiągłem, że zabiję tego który pozbawił życia Marię Emilię. Teraz nie czuję w sobie nic oprócz pustki i żalu. Wiedziałem, że to mogłeś być ty. Byłeś wiernym sługą Sandovala…
- Zabiłem w swoim życiu wielu ludzi, ale tego morderstwa najbardziej żałuję, bo ono doprowadziło do kolejnych. Walka o hacjendę rozpoczęła się od śmierci pańskiej żony. Później było już tylko gorzej.
- Jeszcze dziś doprowadzę do aresztowania Marii Emilii, a później dorwę Manuela. Moja rodzina jest najważniejsza i dopóki oni nie zapłacą za wszystko co zrobili to wiem, że nie odetchniemy z ulgą…

Alejandro wstał aby wyjść z sali. Spojrzał jeszcze głęboko w oczy Tobiasa, ale nic nie powiedział.

- A co będzie ze mną? – spytał mężczyzna.
- Uratowałeś kilka razy moją synową i raz mojego syna. Gdyby nie ty nie miałbym przy sobie swoich bliskich. Za swoje czyny odpowiesz tam na górze. Ja ci wybaczam i niech Bóg ma cię w swojej opiece – odparł Alejandro.

Tobias z trudem wyciągnął w jego kierunku rękę, ale De La Fuente nie był w stanie jej mu uścisnąć. Mimo wszystko z trudem kontrolował się aby nie rzucić się na niego i udusić gołymi rękami. Miał teraz na głowie zupełnie inny problem.
- Ty tylko pociągnąłeś za spust. Za jej śmierć odpowiadają inni, a ja wymierzę im sprawiedliwość…

Alejandro wyszedł zostawiając Tobiasa pogrążonego w myślach. Teraz postanowił wrócić na hacjendę i skonsultować się z Arturo. Pragnął tylko jednego – zniszczyć Esperanzę Guzman…

Pół godziny później.

Szpital.

Esperanza rozminęła się z Alejandrem. Zamierzała dostać się do sali Tobiasa i ta sztuka udała jej się bez problemu. Policjanci znali ją, bo wcześniej też go odwiedzała. Na szczęście dla niej w pobliżu nie było już ani Alejandra ani Caroliny i Javiera.

- Teraz albo nigdy – pomyślała w duchu.

Powoli weszła do środka. Tobias był przytomny, ale leżał na boku i nie widział kto do niego przyszedł. Mimo to wypowiedział słowa po których Esperanza była w niemałym szoku.

- Przyszłaś mnie zabić Esperanzo. Jestem gotowy na śmierć. Alejandro zna już prawdę, więc spóźniłaś się – uśmiechnął się Tobias, który był w doskonałym humorze mimo beznadziejnego stanu w jakim się znajdował.
- Widzę, że zacząłeś śpiewać… Kiedyś mogłeś być bohaterem, dzisiaj jesteś zwykłym tchórzem. Chciałeś zgrywać dobrego jak twój szef, ale i tak umrzesz tak jak on, czyli jak samotny pies! I tak trafisz do piekła i ta twoja przemiana jest nic nie warta! I dzięki, że poinformowałeś mnie, że Alejandro już zna prawdę. Dzięki temu nie wrócę już na hacjendę.
- Nigdzie nie wrócisz! Chyba, że do więzienia.

Tobias usiłował krzyknąć i wezwać policjantów, ale Esperanza jedną ręką zakneblowała mu usta, a drugą odłączyła aparaturę do której był podłączony.

- Słodkich snów… Teraz zapłacisz za zabójstwo mojej siostry. Dlaczego wszyscy mają mnie za szaloną? Przecież ja tylko dokonuję aktu sprawiedliwości – uśmiechnęła się Esperanza wymownie patrząc jak funkcje życiowe Tobiasa gwałtownie spadają do minimum…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:27:33 14-09-10    Temat postu:

Panie Grzegorzu, kolejny bardzo przyzwoity odcinek, oby tak dalej, ponieważ finał takiego hitu jak W labiryncie kłamstw zasługuje na ostatnie, mocne uderzenie.

Twierdzi Pan, że wprowadził nagle za szybkie tempo. Przesada. Uważam, że tak Pan potrafi przeciągać, że gdy tylko nada Pan jakieś normalne tempo, to już się Panu wydaje, że jest ono za szybkie.

Alejandro wreszcie za namową Martina i spółki postanowił sprawdzić Marię Emilię, myślę, że nie pożałował, choć przypłacił to z pewnością cięzkim szokiem. Esperanza i Manuel dogryzali sobie tak jakby wyszli rodem z telemundowskiego Pecados ajenos. Bardzo to wszystko interesujące, ale niech już przejdą od słów do czynów.

Tak sobie dziś pomyślałem, że byłoby fajnie gdyby Carolina ostatecznie związała się z Tobiasem, takie to nietypowe, a jednoczesnie romanstyczne, bo połączyłaby ich nienawiść, która przemieniła się w miłość. Żałuję w związku z tym, że na koniec odcinka Tobias został sprzątnięty, ale za to była bardzo ciekawie ukazana cała psychologia tej postaci - od brutalnego grzesznika do czułego świetego.

Kto nie ryzykuje ten ginie. Ciekawy cytat. Nie wiem czy wyszedl z Pana głowy, czy został zapożyczony, tak czy inaczej nie mam nic przeciwko wykorzystywaniu cudzych cytatów, to wręcz świadczy o oczytaniu twórcy, choć jakieś swoje cytaty także mile widziane.

Pozdrawiam i czekam na kolejne wydanie, czuję, że warto.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 22:34:03 14-09-10    Temat postu:

Te dzisiejsze słowa Alejandra były bardzo poruszające. Nie tylko przez to, że uświadomiły nas dogłębnie ile cierpienia przeszedł ten człowiek, ale także po części przybliżyły nas do końca, bo przecież z początku nikt nie wydawał się straszny, a jednak wielu ludzi takimi się okazało.

Cytat:
- Zastanawiam się dlaczego tak bardzo wszyscy mnie nienawidzili? Co zrobiłem Esperanzie, Ricardo, Isabeli, Lucrecii, Manuelowi czy Simonowi, że zawarli pakt z diabłem aby mnie zniszczyć?


Cytat:
- Nie ja jestem od wybaczania. Kiedyś przysiągłem, że zabiję tego który pozbawił życia Marię Emilię. Teraz nie czuję w sobie nic oprócz pustki i żalu. Wiedziałem, że to mogłeś być ty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Willa
King kong
King kong


Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 2313
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z pięknej i malowniczej okolicy:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: 17:43:39 17-09-10    Temat postu:

Super odcinek
Na szczęście Alejandro zdecydował się pobrać krew swojej żoneczki. To czego się dowiedział, zszokowało go. To nie Maria Emilia, a więc Tobias mówił prawdę. Ciekawa jestem jak dalej się sytuacja rozwinie.
Na szczęście Tobias wszystko powiedział zanim przyszła Espe, żeby go unieszkodliwić. Jednak niepotrzebnie powiedział, że Alejandro wszystko wie. teraz ona się ukryje i razem z Manuelem będą planować atak.
Wchodzimy już w fazę finałową, więc będzie teraz pełno akcji. Manuel, Esperanza wyjdą z cienia. Dwa najciemniejsze charaktery w tej historii. Oboje chcą się wykończyć, ciekawe kto zostanie na końcu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Val
Idol
Idol


Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 1852
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: 10:37:30 19-09-10    Temat postu:

Proszę się tak nie zawieszać przy etapie finałowym, bo my umieramy z ciekawości, a i dla Pana to powinna być wielka przyjemność tworzyć decydujące sceny
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 11:55:39 19-09-10    Temat postu:

Niedługo będzie newik, ale proszę pamiętać, że jeszcze 18 odcinków do tego "wielkiego finału"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greg20
Mistrz
Mistrz


Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 10278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: 21:50:23 23-09-10    Temat postu:

148 ODCINEK

Szpital.

Esperanza bez cienia emocji na twarzy kończyła z życiem Tobiasa. Dusiła go przez dobrą chwilę, a później pozwoliła aparaturze dokończyć resztę. Wyszła w okamgnieniu z jego sali uprzedzając pilnujących go ochroniarzy, że pacjent teraz śpi i potrzebuje spokoju oraz że nikt nie powinien go odwiedzać. Liczyła, że opuści szpital w miarę szybko i nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Udało jej się w końcu wyeliminować niewygodnego świadka i faktycznie bez problemu wyszła z budynku, ale na zewnątrz napotkała Marinę i Soledad, które przyjechały tu na kolejną kontrolę w sprawie ciąży tej pierwszej.

- Co wy tu robicie? – zmieszała się Esperanza, która jak najszybciej chciała znaleźć się jak najdalej stąd. Nie miała pojęcia czy dziewczyny znają już o niej prawdę.
- Jak to co? Zapomniałaś mamo? Przecież jestem już w siódmym miesiącu ciąży i mam dziś kolejną kontrolę. Mówiłam ci o tym rano – odparła Marina.
- Masz rację dziecko… Wyleciało mi to z głowy…
- Poza tym chcemy odwiedzić Tobiasa. Ty pewnie od niego wracasz. Jak on się czuje? – dodała Soledad.
- W miarę dobrze. Wybaczcie, ale się śpieszę…
- Nie pójdziesz z nami? Nie chcesz wiedzieć jak tam moja ciąża? Przecież chodzi o twojego wnuka…
- Zdasz mi później dokładną relację. Naprawdę muszę już jechać. Głowa mi pęka…
- Zaczekaj tu chwilę z nami. Zadzwonię po ojca. On tu przyjedzie i cię odwiezie do domu. Tak będzie najlepiej i najbezpieczniej – nalegała Marina.
- I po co chcecie go w to mieszać? Sama dojadę do domu. Martwcie się lepiej o siebie, ja sobie dam radę.
- Co cię ugryzło mamo? Od kilku dni nie jesteś sobą. Jesteś taka inna,
obca – niepokoiła się Soledad, jakby przeczuwając, że może wydarzyć się coś złego.
- Jesteście przewrażliwione. Dajcie mi wreszcie spokój! Mogę już jechać czy dalej będziecie truć jak najęte?
- Ale mamo…
- Zjeżdżajcie stąd!

Gdy Esperanza chciała już wsiąść do samochodu głównym wyjściem wybiegł jeden z ochroniarzy. Był bardzo zdenerwowany co nie uszło uwadze kobiecie. Wiedziała co właśnie odkryto.

- Proszę zaczekać pani Mario Emilio! Stało się coś bardzo złego!
- Co takiego?
- Chodzi o Tobiasa Castillo. On i nie żyje i najprawdopodobniej ktoś mu w tym pomógł. To pani była u niego przed chwilą i to z panią rozmawiał po raz ostatni…

Tymczasem…

Alejandro wracał swoim samochodem w kierunku hacjendy, a po drodze zawiadomił o wszystkim Artura. Policja poznała już więc całą prawdę o Esperanzie i mogła śmiało ją aresztować. Nikt nie wiedział jednak gdzie ona przebywa. De La Fuente chciał również poinformować o sytuacji swoje córki i zadzwonił do siebie z komórki, ale Gustavo powiedział mu, że Marina i Soledad pojechały właśnie do szpitala. Alejandro szybko i bez słowa rozłączył się ze swoim zięciem, bo zdawał sobie doskonale sprawę co to wszystko może zdarzyć. W porę otrzeźwiał i raz jeszcze zawiadomił o nowościach Peraltę.

- Esperanza może być w szpitalu. Przyjedź tam ze swoimi ludźmi! – krzyknął zdenerwowany Alejandro.
- Jesteś tego pewny? – spytał Arturo.
- Na 99%. Przecież ona może chcieć zabić Tobiasa, a poza tym w tym samym szpitalu są moje córki. Marina ma dziś kolejne badania związane z ciążą. One mogą być w niebezpieczeństwie. Nie mogą w taki sposób poznać prawdy. Ja powinienem im o tym powiedzieć. Wiesz co się może stać jeśli Esperanzie puszczą nerwy? Jeśli w porę nie zareagujemy to czeka nas istne piekło!
- Rozumiem to bardziej niż sądzisz. Skontaktuję się z ochroniarzami aby bacznie pilnowali Tobiasa i nie dopuścili do jego sali Esperanzy. Już tam jadę!
- Spotkamy się na miejscu…
- Dobrze znam tą kobietę. Obawiam się, że się spóźniliśmy. Tobias Castillo jest już stracony. Oby następnymi ofiarami nie były córki Alejandra. To byłoby już zbyt wiele. Nie mogę do tego dopuścić – pomyślał Arturo…

Stolica.

Centrum chirurgi plastycznej.

Manuel i Mauricio przebywali w tajnym laboratorium tego drugiego. Lekarz pokazał mu ciało Marii Emilii, które leżało w doskonałym stanie w specjalnym urządzeniu regulującym i utrzymującym odpowiednią temperaturę.

- Piękna za życia i piękna po śmierci. Nigdy nie kochałem żadnej kobiety, ale teraz wiem dlaczego Alejandro wybrał ją sobie za żonę. Jak długo trzymasz ją w tej lodowce? Co zamierzasz? – spytał Manuel.
- Za dużo pytań. Nie wiem czy mogę tobie zaufać – odpowiedział Mauricio.
- Wiesz, że jestem niebezpieczny i że jestem gejem, ale gdybym naprawdę zamierzał zrobić ci krzywdzę to już dawno byłbyś zgwałcony i zabity. Tymczasem ty cieszysz się doskonałym zdrowiem, więc możesz mi zaufać. Szanuję wspólników…
- I tak ci nie wierzę, ale odpowiem ci. Mam wobec tego trupa wielkie plany.
- Niech zgadnę… Chcesz ją wskrzesić. Wiem, że mamy już XXI wiek, ale nie wierzę w cuda. Medycyna poszła do przodu, ale nie aż tak bardzo… Lepiej zajmij się naprawą mojej nogi. Dobrze ci zapłacę… Rozmawiałem z wieloma specjalistami i żaden nie dał mi nadziei, że kiedykolwiek będę mógł chodzić tak jak dawniej…
- Wszystko jest możliwe. Mogę uzdrowić żywego i martwego…
- Bajki opowiadasz… Poza tym Esperanza nie wybaczyłaby ci gdybyś wskrzesił jej siostrę.
- A co mnie obchodzi ta suka?
- Odważny jesteś Mauricio. Mogę przekazać jej to co o niej teraz powiedziałaś i rozerwie cię na strzępy.
- Możesz, ale nie zrobisz tego. Mam uszy i nie jestem głupi. Wyczułem, że tylko udajecie wspólników. Szczerze to nienawidzicie się do potęgi…
- Przesadzasz…
- Mogę ci pomóc.
- Niby jak?
- Ja też jej nienawidzę od momentu gdy uwiodła mojego brata, a następnie perfidnie go zabiła… Poprzysiągłem, że kiedyś się na niej zemszczę.
- Ale zamiast zemsty jesteś jej wspólnikiem i chłopcem na posyłki. Spełniłeś jej rozkaz i zmieniłeś jej twarz. To ma być ta twoja zemsta?
- Zemsta jest słodka gdy uderza się w najmniej odpowiednim momencie. Najpierw trzeba uśpić przeciwnika…
- Moja szkoła, moja szkoła – uśmiechnął się Manuel, który jednak nie bardzo wierzył Mauriciowi i brał go za szalonego naukowca i wariata. Nie traktował poważnie jego słów i nawet nie spodziewał się, że to co on mówi faktycznie może okazać się prawdą.
- Nie wierzysz mi, ale powiem ci o jednym jakże ważnym szczególe dotyczącym zmiany twarzy Esperanzy na twarz Marii Emilii.
- Słucham szarlatanie…
- Jej twarz wygląda teraz doskonale, ale za miesiąc, góra dwa rozpadnie się…
- Jak to rozpadnie się? Nie bardzo rozumiem.
- To skomplikowane medycznie, ale powiem ci to najprościej jak można. Ona zaufała mi bezgranicznie i uśpiłem ją w czasie operacji. Celowo popełniłem szkolny błąd jaki robią chirurdzy plastyczni. Ona o niczym nie wie. Dowie się gdy za jakiś czas spojrzy w lustro.
- Nie mów, że…
- Twarz Esperanzy będzie się kruszyć i żółknąć…
- Czy to znaczy, że to co jej nałożyłeś pęknie jak guma i…
- Nie do końca. Ona nie będzie wtedy ani Marią Emilią ani Esperanzą. Będzie wrakiem, nikim… Kobietą bez twarzy – uśmiechnął się Mauricio.

Manuel nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Złapał się za usta z trudem powstrzymując śmiech.

- Sam bym na to nie wpadł. Teraz tym bardziej cię nie zabiję przyjaciela. A to dopiero… Specjalnie na tą okazję kupię i zabiorę ze sobą kamerę i aparat cyfrowy. Tego nie można przegapić – stwierdził rozbawiony Manuel, który przez dłuższą chwilę nie mógł powstrzymać śmiechu…

Tymczasem…

Esperanza wiedziała, że jej sytuacja skomplikowała się. Mimo to próbowała wybrnąć z niej udając zaskoczoną i zdziwioną.

- Mój Boże… To niemożliwe. Przed chwilą z nim rozmawiałam, a później on usnął. Sama to panu mówiłam – powiedziała Esperanza.
- Owszem, ale kilka minut po pani wszedł do niego lekarz na obserwację. Ktoś odłączył go od aparatury. Nie udało się go już uratować mimo natychmiastowej reanimacji – odparł ochroniarz.
- Jestem w szoku, ale co ja mam z tym wspólnego?
- Musi nam pani to wyjaśnić. Proszę z nami.
- Nigdzie nie pójdę! O co wy mnie w ogóle oskarżacie?
- O prawdę. Zabiłaś go Esperanzo Guzman i zapłacisz za to! W tej chwili zapłacisz za wszystkie swoje zbrodnie! – krzyknął Alejandro, który nagle pojawił się przed szpitalem.

Jego słowa wywołały prawdziwy szok i konsternację na twarzach Mariny i Soledad. One zupełnie nie wiedziały o co chodzi. W tym samym czasie pojawiła się policja na czele z Arturo. Sytuacja Esperanzy stawała się beznadziejna.

- Wasza matka nie żyje! Znów nas oszukano! Esperanza zmieniła twarz i stała się Marią Emilią. Przed wami nie stoi teraz ukochana mama, lecz jej zdradziecka siostra! Tobias miał rację, ale nie wysłuchaliśmy go. Dlatego zginął, ale to ci w niczym nie pomoże! Jesteś skończona! Zabiję cię gołymi rękami! – krzyczał rozwścieczony Alejandro.
- Co ty opowiadasz kochanie? Jak możesz mnie oskarżać o coś tak podłego?
- Mam dowód. Twoją próbkę krwi. Masz inną grupę niż moja żona. Oszukałaś nas wszystkich, ale to już koniec twojej gry. Poddaj się!
- Opanuj się przyjacielu. To już nasza robota. Jesteś aresztowana Esperanzo Guzman – powiedział Arturo, który zamierzał zakłuć kobietę w kajdanki.

Jednak Esperanza do końca nie straciła zimnej krwi. W akcie desperacji i chwytając się już ostatniej deski ratunku wyjęła z torebki pistolet i chwyciła stojącą tuż obok niej Marinę.

- Nie weźmiecie mnie żywcem! Twoja córeczka będzie żywą tarczą. Albo pozwolicie mi podejść do mojego samochodu albo zabiję Marinę! Ją i jej nienarodzone dziecko! Tobias wcale nie musi być dziś ostatnią ofiarą!
- Uspokój się i nie rób żadnych głupstw. Puść ją! – krzyknął Arturo, ale wiedział, że zareagował zbyt wolno. Teraz to szalona Esperanza i jej chora głowa rozdawała tu karty.
- Zamknij się idioto! Każ swoim ludziom odsunąć się ode mnie i opuścić broń! Ty też Soledad i Alejandro! No już! Na co czekacie! Mam ją zabić! Ruszać się!

Arturo dał znak aby jego ludzie opuścili broń i odsunęli się od kobiety. Tak też się stało i Esperanza miała wolną drogę do swojego samochodu.

- Możesz odjechać, ale wypuść moją córkę! – krzyknął Alejandro.
- Zawsze byłeś, jesteś i będziesz idiotą Alejandro, ale to już nie mój problem!

Esperanza w ułamku sekundy popchnęła Marinę do środka samochodu i później sama tam weszła. Odjechały z piskiem opon.

- Szybko! Za nimi! Nie może nam uciec! Nie tym razem! – rozkazał Arturo.
- Jadę z tobą! Nie zgubmy ich, bo wtedy stracę swoją córkę na zawsze! – wtórował mu Alejandro…

W tym samym czasie Esperanza i Marina łamały już wszelkie możliwe przepisy ruchu drogowego i pędziły w nieznanym kierunku, a właściwie znanym, ale tylko Esperanzie.

- Co ze mną zrobisz? Pamiętaj, że jestem w ciąży – powiedziała przestraszona Marina, która prowadziła samochód.
- Guzik mnie to obchodzi. Jedź szybciej, bo inaczej rozwalę ci łeb! Jeżeli kochasz swojego bękarta to zrobisz to ci rozkażę. Dlatego jedź przed siebie i nie marudź! – rozkazała Esperanza.
- Ale dokąd?
- Już ja ci powiem dokąd… Możliwe, że do samego piekła jeśli będzie trzeba…

Pół godziny później.

Esperanzie po raz kolejny udało się oszukać wszystkich i zgubić ścigający ją policyjny pościg. Dojechała już z Mariną na miejsce. Było to centrum chirurgi plastycznej Mauricia, ale żadne inne miejsce nie przyszło jej do głowy. Zaparkowali w jego garażu, do którego kobieta znała kod. Następnie Esperanza grożąc dziewczynie bronią weszła z nią do środka. Mina obecnego w środku Manuela była bezcenna.

- Manuel… Ty żyjesz – wystraszyła się Marina. Teraz zrozumiała, że znalazła się w prawdziwym gnieździe żmij.
- Cześć Marina. Owszem żyję i miło cię tu widzieć, ale możesz mi wyjaśnić co ona tu robi? – spytał wspólniczkę Manuel.
- Wszyscy już wiedzą, że jestem Esperanzą. Miałam na karku Alejandra i policję. Musiałam coś zrobić i wzięłam zakładniczkę – oznajmiła już nieco spokojniejsza Esperanza.
- Czyś ty zwariowała? Na pewno cię śledzili! Teraz odkryją naszą kryjówkę i wpadniemy jak dzieci!
- Nie znasz mnie czy co? Przecież zgubiłam tych idiotów! Nie wiedzą gdzie jestem. Poza tym zlikwidowałam Tobiasa, a więc to był dobry dzień…
- Doprawdy świetny… Teraz to dopiero mamy problem. Już nie możesz wrócić do hacjendy, bo odkryli twoją prawdziwą tożsamość…
- Ale mamy Marinę… Możemy wyciągnąć od nich sporo forsy. W grę wchodzi nie tylko ona, lecz jej dziecko, a więc gramy o podwójną stawkę. Zapłacą za nich sporo forsy.
- Może i zapłacą, ale nie możemy jej tu przetrzymywać. Nie podoba mi się, że przez ciebie mam kolejne problemy…
- A co miałam zrobić? Tylko tu mogłem ją przywieść.
- Dlatego rozegramy to po mojemu albo ją wypuścimy. Co ty na to?
- Niech ci będzie. Zagrajmy po twojemu.
- Cieszę się, że jesteś taka posłuszna. To nam wiele ułatwi. Skoro już mamy zakładnika to faktycznie przyda nam się w wyciągnięciu od Alejandra sporej ilości pieniędzy. Jednak to nie my będziemy brudzić sobie nią rączki.
- Nie rozumiem co masz na myśli…
- Zaraz zobaczysz.

Manuel wyciągnął z kieszeni swoją komórkę i w milczeniu wykręcił jakiś numer.

- Witaj przyjacielu. Pamiętasz jak mówiłeś kiedyś, że chciałbyś porwać pewną osobę aby zemścić się na rodzinie De La Fuente?
- Pamiętam – odparł męski głos po drugiej stronie.
- Właśnie twoje marzenie zostało spełnione. Mam jedną z córek Alejandra. Weźmiesz ją do siebie i tam przetrzymasz, a my podzielimy się zyskami.
- Ja odpieprzę całą robotę i dostanę 50%?
- Nie marudź, bo mogłem do ciebie w ogóle nie zadzwonić. Krótka piłka: Wchodzisz w to czy nie? - szyderczo uśmiechnął się Manuel...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Telenowele Strona Główna -> Nasze zakończone telenowele i seriale Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 45, 46, 47, 48, 49, 50  Następny
Strona 46 z 50

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin